Perfect Diver Magazyn nr 1

Page 1


Wojciech Zgoła

Redaktor Naczelny

Pewne przysłowie serbskie mówi: „Kto myśli, że jest doskonały, doskonale się myli”.

Nurkuję od kilkunastu lat, piszę o podwodnym świecie od 10 lat, a przez ostatnie kilka lat byłem pomysłodawcą i redaktorem naczelnym polskiego czasopisma nurkowego

Divers24. Jestem zadowolony z tego co udało się osiągnąć, ale ten etap jest już za mną.

Perfect Diver – nowy projekt na arenie mediów nurkowych i podróżniczych jest próbą pójścia o krok dalej. Do perfekcji dążymy szczególnie wtedy, gdy coś pokochamy, gdy coś nas zainteresuje i z czasem stanie się pasją. Perfect Diver narodził się nie tylko z doświadczenia, ale również z chęci poszukiwania nowej wiedzy i głodu dalszego rozwoju.

Nasi autorzy są pasjonatami i zawodowcami. Kochają to, co robią. Tworząc publikacje odwołują się do własnego doświadczenia, ale nie unikają też rozmów i sięgania do źródeł archiwalnych. Perfect Diver ma być magazynem, który dostarcza wiedzę, przekazuje emocje i pozwoli Wam choć na chwilę wytchnienia w codziennej gonitwie. Ma też być swoistym akumulatorem, który naładuje Was energią i pomysłami na własne podwodne eksploracje.

Artykułem przewodnim bieżącego numeru jest krokodyl w naturze. Piękne i unikalne zdjęcia dzikiej przyrody mają pobudzić apetyt na życie z jednej strony, a z drugiej skłonić do zastanowienia się czego szukamy w nurkowaniu – adrenaliny, samorealizacji, wyciszenia i kontaktu z dziką przyrodą? Czytając ten tekst mam nadzieję, że pozostaniecie na dłużej zauroczeni zdjęciami i opowieścią snutą na łamach Perfect Diver.

Entuzjaści wraków, a także zalanych kopalń i kamieniołomów również będą nasyceni.

Mamy dla Was zapowiadany Molnár János spod Budapesztu, ale także wrak samolotu z Malty. Jest też niezwykła historia uratowania marynarzy, garść informacji o tym jak i kiedy wybrać safari na Morzu Czerwonym, a jeśli wolicie pobyt stacjonarny, to jak się przymierzyć do słynnego Dahabu.

Wszystkiego nie mogę zdradzić, bo nie będzie Ci się chciało zajrzeć do środka. I choć nie jestem doskonały i mogę się mylić, to mam wrażenie, że pozytywnie Cię zaskoczymy, bo wraz z zespołem redakcyjnym, przygotowaliśmy dla Ciebie prawdziwą ucztę.

Chcemy, by wersja elektroniczna magazynu pobierana była za darmo, dlatego proponujemy model finansowania oparty na dobrowolnej donacji. Pamiętaj, że jeśli Ci się spodoba zawsze możesz nas wesprzeć przekazując dowolną kwotę: PayPal.Me/perfectdiver

Krokodyl w naturze

Dahab, oaza spokoju i kapitalnych nurkowań

Gran Canaria, „kontynent” w miniaturze

Oko w oko z delfinem

planeta ziemia o K iem free diverki

Freediving w Polsce

Dyscypliny freedivingu rozgrywane na basenie

wiedza

Więcej wody, mniej bąbelków

wra K i

Bristol Beaufighter, Malta

zatopione tajemnice

Godziny grozy

technicznie

Molnár János

przyroda

82 90 Wydrzyki, morscy rozbójnicy

cie K awo S t K i

Hańcza, najgłębsze jezioro Polski

Wydawca perfect diver Wojciech Zgoła ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny felietonistka

archeologia podwodna freediving fotograf

tłumacze języka angielskiego

opieka prawna

projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła

Irena Kosowska

Mateusz Popek

Agnieszka Kalska

Jakub Degee

Agnieszka Gumiela-Pająkowska

Arleta Kaźmierczak

Adwokat Joanna Wajsnis

Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky)

Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)

druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce

Jakub Degee

model

Krokodyl amerykański (Crocodylus acutus)

miejsce

Banco Chinchorro

www.perfectdiver.com

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna. PayPal.Me/perfectdiver

Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver

„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą”. Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1.

Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej –w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji "Nurkuj bezpiecznie" oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.

Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie: z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).

„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.

● Założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY, ● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,

● rekordzistka i wielokrotna medalistka Mistrzostw Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2018, ● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,

● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,

● pasjonatka freedivingu i pływania.

Wojciech Zgoła
irena kosoWska
jakub degee
agniesZka kalska
MateusZ popek

PIotr StóS

Krakowianin, absolwent UJ, Instruktor CMAS, PADI, SSI, fotograf oraz instruktor fotografii podwodnej, hydrobiolog morski. Nurkuje od 1986 roku. Idealna ilustracja sentencji: „wybierz sobie zawód, który lubisz, a całe życie nie będziesz musiał pracować”. W latach 1993–1996 jako pracownik Zakładu Biologii Wód PAN prowadził badania organizmów zamieszkujących stawy tatrzańskie. Był jednym z pomysłodawców i założycieli pierwszego polskiego biura podróży nurkowych „Nautica”, działającego od 1986 roku. Organizował wyjazdy na Malediwy, Karaiby, Mauritiusa, Galapagos, do Indonezji, Mikronezji, Malezji, Tajlandii i Rosji. Najczęściej nurkuje w swojej ulubionej Chorwacji, gdzie zarządza bazami nurkowymi „Nautica Safari” na wyspach Hvar i Vis. Współorganizuje i prowadzi wyjazdy na safari nurkowe po Morzu Czerwonym, najchętniej oczywiście foto-tripy, dedykowane adeptom fotografii podwodnej. Współwłaściciel Nautica Safari s.j. www.nautica.pl, piotr.stos@nautica.pl

agniesZka krotecka-elbendary

Zaczęło się od świętowania urodzin, a raczej prezentu w postaci kursu nurkowego. Dziś jest doświadczonym instruktorem z ogromną pasją. Chętna do nurkowania wszędzie i ze wszystkimi. Pod warunkiem, że w suchym skafandrze! Zmarzluch jakich mało. Ale serce ma niespotykanie gorące! Nie tylko można się z nią dobrze bawić, ale i dużo nauczyć i dowiedzieć o nurkowaniu z „kobiecej” perspektywy. Jej motto życiowe: „Jak już coś robić, to robić to porządnie” Liczy się szukanie sposobu – a nie wymówek. Uwielbia tajską kuchnię (po nurkowaniu), snowboard (między nurkowaniami) i wszystko co czekoladowe (może być nawet w trakcie nurkowania).

nabil elbendary

Prawdziwy pasjonat podwodnego świata, znawca wszelakiego sprzętu nurkowego oraz miłośnik dwóch kółek. Profesjonalny i oddany trener, szkoleniowiec i doradca jakich mało! Nurkowaniem zajmuje się od lat dziecięcych, a Morze Czerwone zna od podszewki. Bardzo doświadczony nurek, zakochany w otchłani błękitu. Zawsze pozytywnie nastawiony do świata, a miłością do wody potrafi zarazić nawet najbardziej opornych. Jak na prawdziwego faceta przystało – mistrz kuchni. Zagorzały zwolennik ciągłego podnoszenia kwalifikacji, rozszerzania umiejętności i ćwiczenia techniki nurkowej, dlatego chętnie udziela podpowiedzi i pomaga wszystkim zainteresowanym.

Wspólnie prowadzą Szkołę Nurkowania Balanced Divers w Dahab, są zgranym zespołem na powierzchni oraz pod wodą, oboje stawiają na bezpieczeństwo i profesjonalizm połączone z radością i determinacją w odkrywaniu głębin.

ceZary cZaro abraMoWski grZegorZ ŚWiątnicki

Nurek techniczny i jaskiniowy z 15-sto letnim doświadczeniem, uczestnik wielu projektów eksploracyjnych w nurkowaniu głębokim i jaskiniowym. Od ponad 10-ciu lat szkoli nurków i instruktorów na wszystkie poziomy na obiegach otwartych. Właściciel pierwszej w Polsce Akademii Nurkowania Technicznego i Jaskiniowego – DeepExplorers.pl. W chwilach wolnych pasjonat fotografii podwodnej o tematyce nurkowań technicznych i jaskiniowych.

Absolwent Politechniki Poznańskiej, miłośnik nurkowania i biegania. Zawodowo zajmuje się zarządzaniem firmą produkcyjną. Fotograf samouk, od kilkunastu lat zawsze pod wodę zabiera aparat. Ceni sobie prostotę, skuteczność i bezpieczeństwo, dlatego nurkuje i szkoli się w oparciu o filozofię GoSideMount Meksykańskie jaskinie to jego ulubione miejsce nurkowań. Zagorzały propagator stwierdzeń, że „woda jest dla ryb” a „bieganie jest przereklamowane”.

jakub banasiak

Płetwonurek od 2008 roku. Pasjonat Morza Czerwonego i pelagicznych oceanicznych drapieżników. Oddany idei ochrony delfinów, rekinów i wielorybów. Nurkuje głównie tam, gdzie można spotkać te zwierzęta i monitorować poziom ich dobrostanu. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od 10 lat uczestniczy w badaniach nad dziko żyjącymi populacjami delfinów oraz audytuje delfinaria. Razem z zespołem „NIE! Dla Delfinarium” przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli i popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.

Wojciech jarosZ

Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska – piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

Marcin

Nurek techniczny i fotograf, nie tylko podwodny. Miłośnik dzikiej przyrody i obcowania z naturą, uwielbia podróże, w szczególności zagraniczne, które organizuje na własną rękę. Działacz społeczny, organizator i szef programowy cyklicznego Festiwalu Filmów Nurkowych "Głębiny".

toMasZ jeżeWski

Jest z zawodu architektem i prowadzi własną pracownię architektoniczną. Nurkowanie to jego hobby, a jego ulubionym zajęciem jest zarażanie nurków Razorem i filozofią GoSideMount. Jest 14 oficjalnym instruktorem GoSideMount na świecie. W miarę swoich możliwości supportuje Krzysztofa Starnawskiego w jego nurkowaniach w Europie. Poza zarażaniem i szkoleniem innych sam nadal nieustannie się szkoli. Od 2013 roku corocznie odwiedza swojego instruktora Stevea Bogaertsa i szkoli się w „rodzinnym” środowisku Razora – w jaskiniach Meksyku.

Od kilku lat nurek, grotołaz nieco krócej. Obecnie stara się łączyć te dwie dyscypliny nurkując, gdzie się da pod stropem. Miłośnik nurkowań w miejscach niebanalnych oraz odkrywania nowych miejsc nurkowych. Amatorsko fotograf, a jeszcze bardziej amatorsko podróżnik. Pasjonat archeologii, niedoszły archeolog podwodny. W wolnym czasie, zawodowo programista.

Michał sMaga
adaMoWicZ

n owe Targi na e uropejskiej m apie n urkowej

Dive s how p olan D 2018

część World Travel ShoW 2018

Ta inicjaTywa ma na celu:

y Promowanie bezpiecznych i   odpowiedzialnych praktyk nurkowania.

y Promowanie bezpieczeństwa i przystępości nurkowania wśród nie-nurków.

y Integrację międzynarodowej społeczności nurkowej ponad wszelkimi podziałami.

y Zwiększenie świadomości na temat społeczności nurków w Europie Wschodniej.

Dive show polanD 2018 oDbędzie Się W:

p Tak warsaw e X po

Al. Katowicka 62, 05-830 Nadarzyn, Polska

start: 19 października 2018 – koniec: 21 października 2018

Dołącz do nas!

Krokodyl w naturze

Tekst i zdjęcia jakub degee

r afa, piękne rybki, wszystkie barwy tęczy – najpiękniejsze widoki pod wodą jakie możemy sobie wyobrazić! a le ile razy można? Każdy doświadczony nurek szuka kolejnych wrażeń.

Niektórzy idą w nurkowanie pod lodem, inni we wraki, jeszcze inni w nurkowanie techniczne i jaskiniowe. Ci, którzy dalej chcą obcować ze zwierzętami zwykle wybierają nurkowanie z rekinami. Z różnymi rodzajami żarłaczy można nurkować w klatkach. Z kilkoma innymi gatunkami można odważyć się i nurkować bez zabezpieczenia. Tzw. shark diving stał się w branży nurkowej symbolem nurkowania na adrenalinie.

Jak już się „zaliczyło” wszystkie gatunki rekinów, chce się więcej takiego rodzaju doznań. Ale z jakimi gatunkami?

Krokodyle są odpowiedzią na to zapotrzebowanie. I nie mówimy tutaj o małym krokodylu, który jest wypuszczany ze związanym pyskiem w czasie specjalnie opłaconych zanurzeń na Palau

lub małych, niegroźnych krokodylach na Kubie. Piszemy o prawdziwej 4–5 metrowej, nieobliczalnej bestii, pochodzącej z czasów dinozaurów, żyjącej na wolności.

Taka okazja pojawiła się 5 lat temu na archipelagu Chincorro, należącym do Meksyku, który znajduje się blisko granicy z Belize. Tamtejsi rybacy żyjący na terenie rezerwatu przyrody i mający pozwolenie na połowy ryb i homarów, zawsze, w określonych miesiącach, od lat zmagali się z setkami krokodyli, które żyją na tamtejszej wyspie i wśród mokradeł. Nikt nie wie, jak krokodyle dostały się na archipelag oddalony dziesiątki kilometrów od stałego lądu. Krokodyle nie pływają tak daleko. Najbardziej prawdopodobną teorią jest przypuszczenie, że krokodyle zosta-

ły porwane przez sztorm i wyrzucone na brzeg archipelagu Chincorro, gdzie nie mając naturalnych, zagrażających im drapieżników (nawet ludzie nie mogą na nie polować ze względu na to, że jest to teren rezerwatu) szybko się rozmnożyły i zapanowały nad całym terenem.

W pierwszym etapie podróży trzeba się dostać do Cancun, oazy resortów all inclusive. Następnie trzeba spędzić 5–6 godzin w samochodzie kierując się na południe drogą do Belize. Po półtorej godziny mija się Tulum – które kiedyś było celem wycieczek ze względu na zabytki, a dziś pełne jest resortów stylizujących się na obcowanie z dziką przyrodą. Po trzech godzinach mijamy ostatnie znaczącej wielkości miasteczko i od tego miejsca sygnał komórkowy zanika całkowi-

cie. Po 5–6 godzinach docieramy do Xcalak, małej rybackiej osady. Tutaj konieczny jest nocleg, żeby z rana zapakować się na specjalnie wynajętą łódź i popłynąć w kierunku Banco Chincorro. Organizacją tego wyjazdu, jak i innych ekspedycji zajmuję się osobiście. Nie korzystam z krajowych czy europejskich organizatorów wyjazdów nurkowych i staram się samodzielnie dotrzeć do lokalnego operatora, żeby bezpośrednio z nim dokonać wszystkich ustaleń i ułożyć agendę dopasowaną do mojego projektu.

Podróż łodzią trwa dwie godziny, ale zawsze odbywa się pod fale, co oznacza dużo wrażeń i jeszcze więcej wody przelewającej się przez pokład. Wszystkie rzeczy są pochowane w wielkich wodoszczelnych skrzyniach Peli, więc tylko my

Źródło: https://www.usgs.gov

Źródło: https://www.usgs.gov

musimy znieść te warunki. Dobry sztormiak jest tu bardzo wskazany, ale rzadko komu udaje się przebyć tę trasę w suchym t-shircie.

Jeszcze przed zameldowaniem się w domu Pana Matraki, który użycza nam swojej izby na kolejne dwie doby, zatrzymujemy się na nurkowanie na jednej z raf rezerwatu. Jest to wyjątkowe nurkowanie, ponieważ służy polowaniu. Polowaniu!?!?

Na terenie rezerwatu??? Na pewno wiele osób uzna to za niedorzeczność. A jednak jest to działanie całkowicie legalne, potrzebne, zaplanowane i w zgodzie z organizacją nadzorującą połowy skrzydlic (Lion fish). Chodzi mianowicie o to, że ten gatunek majestatycznych ryb nie występował na wschodnim wybrzeżu Ameryk przed rokiem 1980. Jest to tzw. invasive species. Przybył tu z Morza Czerwonego lub Oceanu Indyjskiego. Przez brak naturalnych drapieżników rozmnożył się w niespotykanym tempie i dokonał ogromnych spustoszeń na rafach (patrz mapka).

Od niedawna w branży panuje przekonanie, że krokodyle staną się rekinami roku 2020.

Upolowane skrzydlice posłużą jako przynęta dla krokodyli. Jest to jedyny gatunek ryby, którego można używać do nęcenia gadów, dlatego tak ważne jest pozyskanie odpowiedniej ich ilości w czasie nurkowania. Do polowania służy prosta dzida z jednej strony zakończona trzema ostrymi szpikulcami z drugiej guma służąca do naciągnięcia dzidy i jej wystrzelenia. Działa to tylko na bardzo niewielką odległość, ale i tak jest to bardzo mało precyzyjne narzędzie. Pewnie o to chodzi, żeby nikomu nie przyszło do głowy użycia go do polowania na inne gatunki.

Po złowieniu odpowiedniej ilość skrzydlic kierujemy się do urokliwej wioski rybackiej składającej się z kilku drewnianych domków na palach. Brzmi jak water-bungalowy na Malediwach, jednak te chatki wyglądem przypominają bardziej stragany z blaszanym daszkiem. Co ciekawe, żaden domek znajdujący się w tej turkusowej lagunie nie ma zejścia do wody, żeby żaden gad nie wdrapał się do środka.

Oczywiście nie ma bieżącej wody i korzysta się jedynie z deszczówki zebranej w dużej beczce. Każdy dostaje 1/3 małego wiaderka jako dzienny limit wody do wykorzystania. Nie ma też elektryczności, ale zabraliśmy ze sobą mały generator, żeby móc naładować baterie do aparatów fotograficznych.

W chatce nie ma łóżek ani żadnych innych wygód. Jedyną opcją jest rozwieszenie hamaków

i spanie jeden obok drugiego, w jedynej dostępnej izbie.

Przejrzystość wody zależy głównie od warunków pogodowych. Gdy morze jest spokojne, a prąd słaby, to widoczność jest bardzo dobra. Natomiast przy silnym wietrze, falach i mocnym prądzie czasem widać tylko na metr długości. W takich warunkach, będąc w wodzie, trzeba bardzo uważać na wszelkie dźwięki. Krokodyle mają słaby wzrok, ale potrafią zlokalizować swoją ofiarę po pluskach, czy innych ruchach wody.

Sama konfrontacja z krokodylem wygląda w ten sposób, że zakłada się maskę z rurką i ciężki pas balastowy (min 8 kg dla utrzymania dużej stabilności w wodzie), a następnie z łódki po drabince, możliwie jak najciszej, wchodzi się do wody. Na przeciw krokodyla stoi croc handler (tym razem i za każdym poprzednim w moim przypadku był

to Belg: Mathias Van Asch) uzbrojony wyłącznie w dwumetrowy gruby drewniany kij. Można zająć pozycje po prawej lub lewej stronie specjalisty od krokodyli, czyli w wodzie może przebywać

Założeniem mojego projektu było maksymalne przybliżenie oka krokodyla. Chciałem zrobić największe, pod względem możliwości wydruku, oko wolno żyjącego krokodyla.

jednocześnie tylko dwóch nurków/fotografów. Po uzgodnionym wcześniej czasie np. po 20 minutach, pierwsze dwie osoby wychodzą z wody i dopiero wtedy wchodzą kolejne.

Croc handler (polska nazwa nie przychodzi mi do głowy) ma wsparcie dwóch osób na powierzchni: kapitana łodzi i członka załogi. Jeden stoi na dziobie i przyciąga uwagę krokodyla rzucając mu przynętę przyczepioną na żyłce. Drugi jest na rufie i zabezpiecza tyły, czyli patrzy czy inny krokodyl nie zakrada się z innego kierunku. Pomimo tego, że na wyspie występuje od 300 do 500 krokodyli, to tylko mała część z nich daje się nakłonić do wyjścia z mokradeł i skorzystania z oferty darmowego posiłku.

Założeniem mojego projektu było maksymalne przybliżenie oka krokodyla. Chciałem zrobić największe, pod względem możliwości wydruku, oko wolno żyjącego krokodyla. Jako aparat służył mi średnioformatowy Hasselblad X1d. Używałem do tego obiektywu 120 mm makro. Okazało się jednak, że jest to za małe powiększenie, więc

zbliżenie ogromnej obudowy aparatu z lampami na 8 cm od jego oka.

Za rok polecę tam znowu, żeby kolejny raz pokazać w kreatywny sposób zwierzęta, które żyją na ziemi od dwóch milionów lat.

wspomogłem się soczewka SubSee +5 dioptrii. Ale nawet z takim powiększeniem oko krokodyla nie wypełniało kadru. Ostatecznie zdecydowałem się na użycie soczewki SMC1. W takim zestawie aparat ostrzył 8 cm od końca makroportu, więc żeby zrobić to zdjęcie musiałem podejść tak blisko krokodyla. Zajęło to bardzo wiele prób, ponieważ żaden krokodyl nie pozwalał sobie na

Osobiście jestem bardzo zadowolony z tego wyjazdu i dlatego wróciłem w to samo miejsce kolejny raz. Samo odcięcie się od cywilizacji, życie w chatce rybaka, spanie w hamaku, surowe warunki mieszkalne, obiad ze świeżo złowionych ryb jest dla mnie wspaniałym doświadczeniem, a miejsce czynią całkowicie unikatowym. Natomiast możliwość spojrzenia czterometrowej bestii z czasów dinozaurów prosto w paszczę jest świetnym zastrzykiem adrenaliny. Wtedy naprawdę można poczuć, że się oddycha pełną piersią. Za rok polecę tam znowu, żeby kolejny raz pokazać w kreatywny sposób zwierzęta, które żyją na ziemi od dwóch milionów lat.

Safari

czas się przyznać , jestem uzależniony …

Tekst i zdjęcia PIotr StóS

m am na imię p iotr. m am 53 lata. j estem uzależniony od safari nurkowych. o d piętnastu lat jestem w ciągu –mam na koncie ponad sto takich wyjazdów na m orze c zerwone – w roli przewodnika, instruktora i tour lidera. l udzie wiedzą o moim nałogu.

Pytają – kiedy jechać, w jaką trasę? Drążą temat choroby morskiej, badają, jak wygląda

dzień na łodzi, sprawdzają czy są dania wegetariańskie i czy w Egipcie jest bezpiecznie. Początkowa pewność, z jaką odpowiadałem na wszystkie pytania, z biegiem lat znacznie zmalała. Teraz już wiem, że nie ma gwarancji najlepszej trasy, łodzi i pogody; że jak czasami dmuchnie, to plany nurkowe znikają w mgnieniu oka, a „pewniaki” –takie jak delfiny w lagunie Sataya – miewają swoje sprawy w innej części rafy. Jest z tym trochę, jak z Fasolkami Wszystkich Smaków z książki o Harrym Potterze – nigdy nie wiesz, co wyciągniesz z torebki.

najlepsZy terMin, najlepsZa trasa, najlepsZe safari

Tych określeń już nie używam Oficjalnie top sezon przypada na okres wrzesień–listopad

i kwiecień–czerwiec, kiedy woda jest ciepła w miły człowiekowi sposób, a powietrze nie przypomina podmuchów z pieca hutniczego. Za niski sezon uznaje się środek lata, kiedy upał każe szukać schronienia pod klimatyzatorem oraz miesiące zimowe, z krótkim dniem i obowiązkowym polarem, a także czapką po nocnym nurkowaniu. Chociaż woda trzyma cały czas temperaturę 23°C, to na zawietrznej stronie łodzi bywa chłodno. Po kilku safari wiedziałem już, że trafiają się rozhuśtane rejsy w wysokim sezonie i zimowe, ciepłe, bezwietrzne safari po morzu gładkim jak powierzchnia stawu. Październikowa burza z gradem (obrzucaliśmy się śnieżkami), którą przeżyłem dwa lata temu w pobliżu Hurghady, rozwiała do cna moje złudzenia w kwestii przewidywania pogody nad Morzem Czerwonym.

Podobne przesądy dotyczą trasy safari. Każda z nich może dostarczyć fenomenalnych wrażeń przyrodniczych, nurkowych i estetycznych, a równocześnie na każdej – jeśli taka karma –mogą wystąpić bardzo silne prądy, słabsza widoczność, a rekiny nie przypłyną. Jak mawiają: „piękno jest w oku patrzącego”. Skupiaj się na pozytywach, a będziesz zachwycony. Zobaczysz!

Są przy tym dwa czynniki, które trzeba od razu brać pod uwagę. Osoby z małym doświadczeniem nurkowym powinny zacząć od safari w strefie przybrzeżnej, wśród płytkich raf. Tak będzie przyjemniej i bezpieczniej. Sprawdzi się wyśmienicie któraś z tras południowych (Foury Shoal lub St. John’s Reef), gdzie rafa jest piękna, a woda (zwykle) spokojna. Drugie kryterium

wyboru dotyczy nurków, którym podobają się wszystkie miejscówki pod warunkiem, że jest na nich wrak. Jeżeli należysz do tej grupy, wybierz się na safari Północne (Wrakowe) lub na Top Północy (z Thistlegormem, Stalową Rafą i Brothers Isls.). Na tych trasach stosunek stali do korali jest dla Ciebie najkorzystniejszy.

Każde safari może być tym „the best”. Jeżeli spotkasz pod wodą delfiny, wykonasz zdjęcie życia, opanujesz nowe umiejętności nurkowe i spędzisz tydzień w zgranym towarzystwie, to ani trasa, ani termin nie będą miały znaczenia. Potwierdzają to safariowi wyjadacze, którzy zapisując się na kolejny wyjazd nawet nie pytają, dokąd popłynie łódź, bo jak twierdzą – wszędzie jest świetnie:).

oko W oko Z prZyrodą

Morze Czerwone zamieszkuje 1200 gatunków ryb (w tym 44 gatunki rekinów) i ponad 200 gatunków koralowców. Tyle Wikipedia. Uzbrojeni w taką wiedzę, pełni oczekiwań wyszlifowanych filmami z Animal Planet, ruszamy na egipską rafę zapominając, że Morze Czerwone (jak i każde inne) to nie oceanarium, zwierzaki robią, co chcą i tam, gdzie chcą, a filmowcy spędzają tygodnie, żeby upolować kilka minut dobrego materiału. Znane z „grubej ryby” miejsca pośrodku morza, takie jak osławione Wyspy Braci (Brothers Islands), potrafią zaskoczyć kompletnym brakiem rekinów, a tymczasem przy Shaab Maksur, w przybrzeżnej grupie St. Johns Reef, przez kilka dni z rzędu będziesz oglądał rekina wielorybiego, pływającego beztrosko wzdłuż rafy. Na Dedalus Reef czasem podpłynie do ciebie manta, czasem

stado rekinów młotów, a czasem nic... Nie zniechęcaj się i wracaj w miejsca znane ze spotkań z konkretnymi gatunkami, ta konsekwencja zostanie nagrodzona. Niektóre zwierzaki trzymają wartę w tych samych miejscach. Wielkiego napoleona spotkasz przed wejściem do tuneli na Umm Khararim, a starego żółwia szylkretowego w ładowni Thistlegorma, pod jedną z przyczep. Briefingi egipskich przewodników obfitują w często śmieszne zwroty we wszystkich chyba językach, co jest żartobliwym zastrzeżeniem, że gwarancji na spotkanie żółwia, ryby czy ślimaka nie ma. W praktyce warto skorzystać z pomocy lokalnych guide’ów, mają bowiem wyrobione oko i wieloletnią praktykę w wyszukiwaniu podwodnych stworzeń.

100%

To, co na sto procent zobaczysz w Morzu Czerwonym, to rafa. Kolorowa, urozmaicona, z górnej półki. Jedna z najpiękniejszych jakie widziałem w życiu. Odwiedzin na niej zazdroszczą nam nurkowie z innych części świata, bo dla nich Egipt jest za daleko... Rafa ta rozwija się na stokach, na podwodnych ergach i pinaklach, małymi kępami na dnie. Na otwartym morzu – na Brothersach lub Dedalusie i bliżej brzegu – na Tiranach i Ras Mohammed, opada głęboko wzdłuż pionowych ścian. To twór fraktalny – zbliżając się do niej, zobaczysz geometryczne uporządkowanie, koronkowo subtelne poziomy organizacji. Sądzę, że wielu nurków tak naprawdę nigdy się uważnie rafie nie przygląda. Nie należy się spieszyć, lecz popatrzeć z bliska i cierpliwie. Nie sposób wrócić z porannego nurkowania typu „slow”, na rafie o trafnej nazwie Heaven (na Foury Shoal) bez uczucia, że doświadczyło się spotkania z czymś niezwykłym.

jedZ, Śpij i nurkuj – dZień na łodZi safari

Dzień na łodzi safari zaczyna się wcześnie – między piątą, a szóstą rano. Kawa, herbata, słodka przekąska i po briefingu wskakujemy do wody. Dlaczego tak wcześnie? Poranne nurkowanie

Źródło: Nautica, Kraków

daje największą szansę na zobaczenie dużych drapieżników w akcji: rekinów, muren, strzępieli, a przesączające się przez wodę, plastyczne, ciepłe światło wstającego dnia nie ma sobie równych. Po zakończeniu nurkowania i śniadaniu łódź zwykle przemieszcza się w nowe miejsce. Butle są napełniane, a nurkowie odpoczywają. Około godziny 11-ej dźwięk dzwonka (typowego środka sygnalizacji na łodzi) obwieszcza kolejną odprawę i nurkowanie. Potem pora na lunch i poobiednią drzemkę. Następny cykl briefing –nurkowanie wypada, po przestawieniu łodzi, mniej więcej o godzinie 15-ej. To popołudniowe nurkowanie odbywa się najczęściej w miejscu nocnego postoju. Po nurkowaniu nocnym, około godziny 20:30, serwowana jest kolacja. Potem już tylko wieczorne rozmowy, mały drink, szisza i sen, na który szkoda czasu… Ostatniego dnia

załoga urządza uroczystą kolację przy świecach i tańce na górnym pokładzie – okazja dla tych, którzy nie ćwiczyli egipskiego kroku tanecznego.

Cztery nurkowania dziennie to standard na trasach, na których łódź nie ma do pokonania dużych dystansów pomiędzy rafami. Podobnie wygląda dzienny bilans na terenie parków morskich (Brothers, Dedalus, Rocky i Zabarghad) gdzie nocne nurkowania są zabronione ze względów bezpieczeństwa. Przy tak intensywnym programie nurkowym, gorąco rekomenduję stosowanie nitroksu. Dzięki temu skorzystasz na wydłużeniu czasów bezdekompresyjnych (np. eksplorując wrak Thistlegorma), ale przede wszystkim zredukujesz uczucie zmęczenia po nurkowaniu. Będziesz miał więcej sił na czytanie lub życie towarzyskie. Jeżeli nie masz uprawnień

nitroksowych, na safari pojawi się dobra okazja do ich uzyskania.

Każdy rejs zaczyna się od dokładnego omówienia norm życia na łodzi i specyfiki nurkowania na otwartym morzu. Nie ma obaw, wszystkie zagadnienia, które mogą być dla Ciebie nowe, z całą pewnością będą omówione. Najważniejsza zasada brzmi: w sytuacjach skrajnego zagubienia, kiedy już nie wiadomo, czy dzwonek wzywa na odprawę, czy posiłek, wystarczy dotknąć włosów: suche – briefing, mokre – jedzonko.

praktyka i pokora

Mam wrażenie, że Ci, którzy Morze Czerwone znają z przybrzeżnych raf Hurghady i Safagi,

trochę je lekceważą. Ot, takie akwarium z ciepłą, czystą wodą; rafą i rybkami. Nie myśl o nim w ten sposób. Safari na otwartym morzu to jedna z najlepszych szkół wszechstronnej praktyki nurkowej. W ciągu sześciu dni zanurkujesz w kawernach, w prądzie, w toni, nocą, we wraku; płytko, głęboko, z dużej łodzi i z pontonu… Wykonasz od 18 do 22 nurkowań i po każdym będziesz lepszym i bardziej świadomym nurkiem, bez względu na Twój dotychczasowy staż. Ile byś bowiem nie nurkował, ile się nie szkolił i ilu wieczornych opowieści nie wysłuchał, to co jakiś czas morze czymś Cię zaskoczy. Rok temu źle oceniłem warunki prądowe przy północnej ścianie Dedalusa i niewinna wycieczka w toń na poszukiwanie rekinów młotów, zakończyła się niekontrolowa-

To, co na sto procent zobaczysz w Morzu Czerwonym, to rafa. Kolorowa, urozmaicona, z górnej półki. Jedna z najpiękniejszych jakie widziałem w życiu. Odwiedzin na niej zazdroszczą nam nurkowie z innych

części świata, bo dla nich

Egipt jest za daleko…

nym dryfowaniem wzdłuż rafy. Pontony szukały nas prawie godzinę, ale nie wynudziliśmy się, bo towarzystwa dotrzymały nam dwa, krążące pod nogami, rekiny białopłetwe. Mówią, że ekspert, to ktoś, kto w wąskiej dziedzinie wiedzy popełnił wszystkie możliwe błędy. Myślę, że był to dla mnie kolejny krok na tej drodze... To jasne, że nikt nie oczekuje, że będziesz samodzielnie prowadził swoje nurkowania. Od tego są przewodnicy. Znają wraki, rafy i ich mieszkańców, wiedzą, jak trafić z powrotem do łodzi oraz co zrobić, kiedy podpłynie namolny żółw, tak jak się to ostatnio zdarza na Malahi. Są ostatnim głosem rozsądku, kiedy znienacka zamarzysz o pobiciu rekordu głębokości i wyrzutem sumienia, gdy za bardzo zbliżysz się do rafy w fotograficznym amoku. Dobrze się od nich uczyć. Jednak najbardziej mnie cieszy, kiedy w trakcie safari rozwija się w ekipie Samodzielność Nurkowa, obejmująca wiedzę, doświadczenie i rozsądek. To umiejętność, której nie da się nabyć wraz z uzyskiwaniem kolejnych certyfikatów, lecz poprzez różnorodną, rozwijającą praktykę. A jeśli owa praktyka jest przy tym niezwykłą przygodą, osiągamy prawdziwy nurkowy ideał, syntezę przyjemności i bezpieczeństwa. Czego i Wam, dotychczasowym i przyszłym uczestnikom naszych i innych wyjazdów, serdecznie życzę.

Egipt

Sudan

ponad 20 nurkowan w tydzien

Safari nurkowe konkurs

www.nauticasafari.pl/konkurs #NauticaSafariKonkurs

Dahab

oaza spokoju i kapitalnych nurkowań

Tekst agniesZka krotecka-elbendary i nabil elbendary

Przedstawiamy serię

artykułów poświęconych miejscom nurkowym wzdłuż Morza Czerwonego.

W tym numerze skupimy się na najbardziej spektakularnych lokacjach do zanurzenia

w Dahab, nadmorskim miasteczku na wybrzeżu Zatoki Akaba w Egipcie.

ras abu galuM

Ras Abu Galum jest przybrzeżnym rejonem w Protektoracie Nabq w północnej części Zatoki Akaba, otoczonym górami i pustynią. W  1992 roku obszar ten stał się rezerwatem przyrody, aby chronić znajdujące się tam namorzyny i rafy koralowe. Ze względu na swoje ukształtowanie, charakteryzuje się ogromną różnorodnością flory i fauny zarówno lądowej, jak i wodnej. Na lądzie znajdziemy takie organizmy żywe, jak lisy piaskowe, góralkowce czy hieny pręgowane. Zanurzając się w podwodny świat, odnajdziemy bogactwo dziewiczych raf

koralowych, zioła, wodne stworzenia i laguny, słowem, praktycznie wszystko w jednym miejscu, o czym marzy każdy nurek.

Prawdziwa wolność ducha, radość z życia, wewnętrzny spokój i harmonia. Znacie te uczucia?

W tym miejscu są one gwarantowane! Sprawdziliśmy to na własnej skórze

Nic nie wprowadza w taki błogi i refleksyjny stan jak piaszczyste plaże i noc pod gwieździstym niebem. Dzień spędzony pod wodą? Bajka!

W rezerwacie jest 10 urokliwych miejsc nurkowych, pięknych i jedynych w swoim rodzaju. Nurkowania odbywają się z brzegu i niezależnie od doświadczenia po wodą, każdy nurek znajdzie coś dla siebie. Głębokości sięgają 70+ m (nurkowania techniczne wymagają bardziej złożonego planu), w zależności od lokalizacji mamy spokojnie opadające dno lub stromy spadek. Pod wodą znajdziemy bujne połacie i fiale raf koralowych,

ławice różnorodnych ryb oraz większe okazy, jak żółwie i manty.

Do rezerwatu można dostać się na trzy sposoby: wygodnie samochodem od strony miasta Nuweiba, szybko wielbłądami (pobudka o świcie) lub spokojnie łódką (najlepszy wybór).

blue hole

Jest to ogromna rozpadlina (jaskinia morska) rafy koralowej, która uważana jest za jedno z najpiękniejszych i najbardziej zdradliwych miejsc na kuli ziemskiej, przyciągających każdego roku tysiące turystów z całego świata.

Blue Hole znajduje się 8 km na północ od Dahab i ma postać morskiej studni o głębokości ok. 110 m i średnicy 60 m. W jej ścianie na głębokości 54 m otwiera się łuk skalny (the Arch), który opada do głębokości 110 m, dno stopniowo zwęża się, by na głębokości 120 m

opaść stromym zboczem. Na głębokości 6 m odnajdujemy płytkie przejście (the saddle) na otwarte morze, które olśniewa paletą kolorów i różnorodnością flory i fauny. Niebieska dziura jest otoczona rafami koralowymi oraz bogatym życiem morskim, a na dnie mieszkają młode rekiny młoty, które znane były dotąd tylko nurkom technicznym, ostatniej wiosny zaprezentowały się tuż przy samej powierzchni.

Niedaleko od Niebieskiej Dziury jest inne, równie cudowne miejsce nurkowe – El Bells – niewielka szczelina w skale o średnicy ok. 3 m i kominie głębokim na 30 m. Poniżej rozprzestrzenia się otchłań morska sięgająca 300+ m. Z tego miejsca odbywają się nurkowania typu drift wzdłuż ściany skalnej i czasem w prądzie.

W przybrzeżnych restauracjach można wrzucić coś na ząb, zrelaksować się i nabrać siły przed kolejnym nurkowaniem.

Blue Hole, pomimo swojego uroku, zabrała życie dziesiątkom ludzi, dlatego nurkowania zalecane są dla osób z certyfikatem min. advanced lub pod okiem doświadczonego instruktora/przewodnika.

Aby uczcić pamięć nurków, którzy w tym miejscu wykonali swoje ostatnie nurkowanie, umieszczono przy plaży tablicę pamiątkową, która wprowadza w zadumę przybyłych turystów.

Z pewnością jest to miejsce, gdzie w dużej mierze można rozwinąć swoje umiejętności i złapać bakcyla.

gabr el bint

Rezerwat Gabr el Bint jest urokliwym miejscem, którego odwiedziny koniecznie należy dopisać do swojej bucket list. Ze względu na swoje dość odległe od miasta położenie, jest to miejsce rza-

dziej odwiedzane. Dostaniemy się tam łodzią safari, pieszo lub na wielbłądach, dlatego rafy koralowe są w niemal nienaruszonym stanie. Ulokowany jest na samym południu Dahab, godzinę drogi od portu.

Można tutaj wykonać dwa różnorakie nurkowania. Prawa strona, zwana ciemną, charakteryzuje się stromą ścianą, opadającą na 60 m i usianą rozpadlinami, piaszczystymi wąwozami oraz występami skalnymi. Spadek usiany jest koralowcami Acropora pulchna (koralowce w kształcie stołu). Lewa strona jest dużo bardziej wielobarwna, cechująca się rozległym lasem gorgoni. Głazy, znajdujące się na stromych zboczach, przyciągają do siebie duże ławice antiasów i przeźroczek. Warto zawsze mieć oczy szeroko otwarte, ponieważ spotkać tu można okazałych podróżników, jak rekiny wielorybie, manty, żółwie i delfiny. Na

głębokości 10 m znajduje się piaszczysty obszar, równolegle położony do brzegu, otoczony murami koralowymi, zamieszkiwanymi przez drobne gatunki ryb: skorpeny, crocodile fish, pokolcowate, płaszczki, balistydy.

Każdy płetwonurek znajdzie tutaj coś dla siebie, zarówno poezję kolorów, jak i czar głębin.

Jeśli chcesz odkryć magię błękitnej przestrzeni, poczuć wiatr we włosach i zachwycić się pięknem przyrody, nie zastanawiaj się! Wskakuj na łódkę i w drogę!

caves

Jeśli chcesz odpocząć od turystycznego zgiełku i poczuć zew natury, jest to wyjątkowe miejsce, aby przeżyć niesamowitą podwodną przygodę.

Na południe od Dahab, z dala od miejskiego hałasu, w drodze do celu czeka na Ciebie urokliwy krajobraz kanionu, który możesz podziwiać czując wiatr we włosach, podczas jazdy na pace terenowego auta. Na miejscu nie ma żadnej jaskini, pomimo pierwszego skojarzenia z nazwą, zaś główną atrakcją jest ogromny podwodny nawis skalny na głębokości 7–12 m. Jest to wyjątkowe miejsce nurkowe dzięki okazałym formacjom skalistym i różnorodności życia podwodnego.

Wejście rozpoczyna się nagłym spadkiem do głębokości 5 m, które często bywa utrudnione przez warunki pogodowe. Przy wietrze i falach warto mieć przy sobie bystrego partnera, który pomoże założyć płetwy i w drodze powrotnej poda rękę, by pomóc wskoczyć na półkę skalną. Piaszczyste dno delikatnie opada do 40 m i usiane jest drobnymi węgorzami oraz pławikonikami. Przenikająca głębia, błękit i otaczająca przestrzeń, wprawia w zadumę oraz spokój ducha, a żywioł wody wzbudza bezgraniczny respekt. Nurkowanie kończy się pod majestatycznym nawisem, z którego można zaobserwować grę świateł i igraszki promieni słonecznych. By doświadczyć tego piękna, najlepiej wykonać nurkowanie w godzinach 10–13, gdy słońce jest w najwyższym punkcie, po 15-tej góry znajdują się tuż nad brzegiem i rzucają cień na Caves, co przyćmiewa piękno tego obszaru.

To cudowne miejsce nurkowe przystosowane jest dla każdego – nurków rekreacyjnych i technicznych.

Dahab – miasteczko beztroski i wewnętrznej harmonii. Miejsce, w którym opadają wszelkie nerwy i pozostaje tylko radość z życia. Gwarantowany stoicki spokój i nurkowe spełnienie, a pierwsza wizyta nie będzie Waszą ostatnią

Gran Canaria

„ kontynent ” w miniaturze

Tekst i zdjęcia Marcin adaMoWicZ

d laczego Gran c anaria? Skąd pomysł na wyspy

Kanaryjskie? o tóż założenia wyjazdu były takie: w miarę blisko, egzotycznie i przystępnie cenowo.

Polecieliśmy pod koniec października. Trzeba było trochę się wygrzać, popływać w morzu i naładować akumulatory przed długą zimą bardziej północnej części Europy. Były z nami również osoby nienurkujące, dlatego miejsce docelowe powinno być atrakcyjne nie tylko nurkowo, ale i turystycznie. Stąd wybór padł na Gran Canarię, wyspę położoną centralnie w archipelagu Wysp Kanaryjskich, usytuowaną pomiędzy Teneryfą a Fuerteventurą, leżącą tuż obok północno-zachodniego wybrzeża Afryki. Najtańszy okazał się irlandzki przewoźnik. Lecimy z Krakowa z Polski. Stacjonujemy w miejscowości San Agustin, w obrębie kompleksu z basenem, leżącym praktycznie nad samym oceanem. Pozostaje wybór centrum nurkowego, których

na wyspie nie brakuje. W błyskawicznym tempie otrzymujemy odpowiedzi na zapytania mailowe o pakiety nurkowe i oferowane atrakcje. Decydujemy się na centrum nurkowe Dive Academy, mieszczące się w Arguineguin. Okazuje się, że tutejsze prawo zabrania wypożyczania samego sprzętu nurkowego, trzeba to połączyć z wykupieniem pakietu nurkowego, a samo nurkowanie możliwe jest tylko z przewodnikiem. Dodatkowo obowiązkowe jest ubezpieczenie nurkowe, które, jak się później okazuje, jest weryfikowane i sprawdzane.

na Miejscu

Jako że cały archipelag to twór wulkaniczny, dookoła otacza nas iście księżycowy krajobraz

z wszędobylskimi palmami. Moją uwagę przykuwa sieć nowoczesnych, perfekcyjnie oznaczonych dróg, na czele z autostradą GC-1, biegnącą prawie dookoła wyspy. Po drodze robimy zakupy w lokalnej sieci Hyper Dino, przystępnej cenowo, oferującej bogaty wybór produktów. Szczególnie polecam kanaryjskie banany, mniejsze od znanych w marketach Europy, za to o wiele słodsze i bardziej apetyczne!

Następny dzień spędzamy w Maspalomas, na pięknej, szerokiej plaży. Maspalomas słynie z wielkiego, piaszczystego pasma wydm. Plaża stanowi początek Rezerwatu Przyrody Wysp Maspalomas, składającego się z gaju palmowego El Palmeral, rozlewiska La Charca, będącego

przystankiem na drodze migracji ptactwa do Afryki oraz samych wydm, nieustannie zmieniających swój kształt na skutek wiatru wiejącego od oceanu. Uwagę przykuwa również zabytkowa latarnia morska Faro, mierząca 55 m wysokości, której budowa trwała aż 28 lat! Jednak beztrosko oddając się kąpielom morskim i słonecznym, w głowie i przed oczami mam tylko jedną, ekscytującą myśl – rozpoczynające się nazajutrz nurkowania…

dive acadeMy – profesjonaliZM W każdyM calu Do centrum nurkowego docieramy nazajutrz rano. Naszym oczom ukazuje się piękny kompleks, leżący nad samym oceanem, z dwoma basenami dla kursantów, biurem, pomieszczeniem ze sprężarką, magazynkiem sprzętu i niewielkim sklepikiem, gdzie można zaopatrzyć się nie tylko w drobny sprzęt nurkowy, taki jak maski czy płetwy, ale i w skafandry, automaty, komputery nurkowe itp. Wita nas sympatyczny właściciel centrum – Matthew, Brytyjczyk z dźwięcznym

angielskim akcentem. Wypełniamy dokumenty, sprawdzane są nasze polisy ubezpieczeniowe i certyfikaty nurkowe.

sardina

Po nieco półgodzinnej jeździe docieramy do Sardina del Norte, północny zakątek Gran Canarii, leżący z dala od złotych plaż południa, wielkich kompleksów hoteli i portów pełnych wielkich, luksusowych jachtów. Nie jest to miejsce wymieniane w folderach turystycznych i bynajmniej takim miejscem być nie pragnie. Życie płynie tu spokojnie, nikt nigdzie się nie spieszy, a za nos wodzi unoszący się zapach ryb i owoców morza, przyrządzanych w restauracyjkach leżących wzdłuż drogi. Nic dziwnego, gdyż jest to jeden z najbogatszych rejonów, jeśli chodzi o podwodny świat, na całym archipelagu. A to przyciąga rzesze nurków. My mamy zaplanowane tutaj dwa nurkowania. Maksymalna głębokość obu to 18 m, w sam raz, aby się wyważyć i oswoić ze sprzętem. Już dawno nikt z nas nie

nurkował w tak lekkiej konfiguracji. Temperatura wody wynosi 24°C, płyniemy nad piaszczystym dnem podziwiając wielką ławicę barakud, dumnie unoszącą się w toni i wielką płaszczkę, pięknie szybującą nad dnem. Przez cały czas towarzyszy nam ławica tysięcy małych rybek, ciekawskich, przyglądających się nam i utrzymujących ten sam kierunek płynięcia jednocześnie. Zafascynowani bogactwem gatunków, kolorów i kształtów morskich stworzeń wsłuchujemy się w charakterystyczny szum, będący grą piasku, który dzięki dość mocnemu falowaniu jest cały czas w ruchu. Podczas przerwy powierzchniowej nasz przewodnik, Simon, starszy, wesoły i przesympatyczny Anglik, proponuje nam odpoczynek w zaprzyjaźnionej knajpce. Tu przyrządzane są morskie specjały – ryby, paelle, sałatki z ośmiornic i kalmarów itp. Wracając nie możemy się już doczekać następnego dnia. W planach mamy jedną z największych atrakcji nurkowych Wysp Kanaryjskich…

arona

Dziś naszym przewodnikiem jest Ignacio, młody i wesoły Hiszpan. Udajemy się do portu w Las Palmas, stolicy wyspy. Tam czeka na nas Jose –długowłosy właściciel łodzi, którą popłyniemy w morze, aby zanurkować na wraku. Arona to potężny statek handlowy, o długości 100 m i szerokości 15 m, który zatonął w 1972 r. w wyniku wielkiego pożaru. Leży na prawej burcie, na głębokości prawie 40 m, w odległości 6 mil morskich od portu. Jest ulubionym miejscem doświadczonych płetwonurków, podziwiających bogactwo form życia wokół i wewnątrz wraku. Po około 20 minutach płynięcia dobijamy do boi, którą oznaczony jest wrak. Pierwsze nurkowanie, w naszej międzynarodowej grupie nurków, zaplanowane jest wokół wraku. Już na głębokości kilku metrów, widać ogromny kadłub, maszty, wieże i pozostałości olinowania. Po dotarciu bliżej wraku zauważamy ogromną wyrwę w burcie, porozrzucane części kadłuba

i inne elementy statku. Kadłub i wieże obrastają wszelkiego rodzaju polipy i ukwiały. Wrak statku jest domem i kryjówką dziesiątek gatunków ryb. Wśród mrocznych korytarzy i na pokładzie statku można dojrzeć latarniki, skorpenowate, apogony, szczupieńce, morlesze i wiele innych. Opływamy cały wrak i kierujemy się w stronę liny opustowej.

Przerwę powierzchniową spędzamy w wodzie, unosząc się wokół łodzi na falach w neoprenowych piankach, aby uniknąć choroby morskiej, o którą łatwo, siedząc na łodzi. Drugie nurkowanie zaczynamy od dziobu, powoli kierując się do wejścia do środka wraku przez wyrwę w pokładzie. Serce bije mocniej, kiedy wpływamy do środka. W mroku, tylko w świetle latarek, oglądamy porozrzucane sprzęty. Pogięte blachy, skorodowane części jednostek napędowych uświadamiają nam ogrom tragedii.

W ciemnościach wiele gatunków ryb znalazło schronienie. Wewnątrz kadłuba przepływamy dość znaczny odcinek, filmując i robiąc zdjęcia. Gdzieniegdzie, przez błękitne prześwity, wpada światło. Niestety wskazania manometru, zmuszają nas do rozpoczęcia wynurzania. W drodze do liny opustowej obserwuje nas wielkie stado barakud.

Wrak zrobił na nas ogromne wrażenie. Może dlatego, że nie jest to statek sztucznie zatopiony, a przez to w pewnym stopniu można poczuć jego tragiczne losy. Wrażenie robi również bogactwo i różnorodność życia, a także rozmiary wraku.

el carbon

Nurkujemy jeszcze w rezerwacie El Carbon, leżącym na wschodnim wybrzeżu wyspy. To jeden z trzech rezerwatów morskich na Wyspach

Kanaryjskich. Jest to rozległy załom o zróżnicowanej rzeźbie i zaskakującej bioróżnorodności, kryjący ponad 10 miejsc nurkowych – potrzeba kilkunastu zanurzeń, aby w pełni poznać sekrety tego miejsca. My mamy zaplanowane niestety tylko dwa zejścia pod wodę, jednak Simon zapewnia nas, że trasa, jaką wybrał, pozwoli nam w maksymalnym stopniu ujrzeć piękno tego miejsca. Nurkujemy wzdłuż skalistej półki, wolno opadającej na głębokość około dziewięciu metrów. Mijamy załom pełny mrocznych zakamarków, aż docieramy na rozległą mieliznę, znajdującą się na głębokości 23 m. Zachwyca różnorodność środowiska, zmieniającego się wraz z każdym przebytym metrem oraz bogactwo morskich form życia, na czele z ogromną ilością rurecznic, czyli tzw. Trumpetfish, „wiszących” bez ruchu w toni, to w pionie, to w poziomie. Spod kamieni i skalnych zakamarków obserwują nas mureny, które pięknie pozują do zdjęć. Wpływamy również do jaskini. Na jej środku leży ogromna płaszczka Stingray, niewzruszona naszą obecnością. Po ostatnim zanurzeniu i wyjściu z wody czuję niedosyt –Reserva Natural El Cabron to idealne miejsce dla fotografów podwodnych, i chociaż na karcie w moim aparacie znajduje się kilkaset zdjęć, to ciągle mi mało…

ostatnie dni

Ostatnie dni spędzamy z resztą naszych nienurkujących towarzyszy, zwiedzając wyspę, rozkoszując się miejscowymi specjałami oraz zażywając kąpieli w oceanie. Nie bez powodu Gran Canaria nazywana jest kontynentem w miniaturze. Nazwę tą zawdzięcza ogromnej różnorodności krajobrazu, od wilgotnej i wietrznej północy, przez górzystą, centralną część wyspy, aż po upalne południe. Podróżujących po wyspie zaskakuje ogromny kontrast pomiędzy świetnie rozwiniętą infrastrukturą turystyczną a nienaruszoną od wieków przyrodą. To dlatego wyspa została uznana przez UNESCO za Rezerwat Biosfery. To swego rodzaju park tematyczny, oferujący zapierające dech w piersiach krajobrazy. Centralną część wyspy stanowi zapadnięty kocioł wulkaniczny o nazwie Caldera de Tejeda, z najwyższym szczytem Pico de Las Nieves, wyniesionym na wysokość 1949 m nad poziomem morza. To niezliczona ilość malowniczych wąwozów i kanionów, porośniętych palmami i niepowtarzalną nigdzie indziej na świecie roślinnością. Północno-wschodnia część wyspy to tereny przemysłowe, z portem lotniczym i stolicą Las Palmas. Południe to niezliczone plaże, kurorty, hotele, restauracje, porty jachtowe itp. Ta różnorodność sprawia, że każdy znajdzie coś

dla siebie – zarówno miłośnicy przyrody, entuzjaści wszelkiego rodzaju sportów wodnych, jak i Ci, którzy wypoczywają, spędzając całe noce w klubach i dyskotekach.

podsuMoWując

Co mnie osobiście urzekło na Gran Canarii? Rzadkie zjawisko, będące wynikiem przedziwnego skrzyżowania kultur, narastające tutaj przez setki lat. Przez wieki Gran Canaria była ostatnim portem Europy przed długą przeprawą przez Ocean Atlantycki. Dlatego też wyspa stała się pewnego rodzaju przystankiem ludzi o różnych korzeniach i pochodzeniu, to mieszanka zapachów, kolorów i kultur. Dlatego niesłuszne jest moim zdaniem spotykane twierdzenie, że Gran Canaria to tylko skupisko tandetnych kurortów na wulkanicznej wyspie, która oprócz plaż i całonocnych lokali nie ma nic do zaoferowania.

Na wyspie znajduje się kilkadziesiąt centrów nurkowych, oferujących zarówno kursy dla

początkujących jak i zaawansowanych, a także nurkowania z przewodnikiem. Zaskoczeniem był dla nas brak zaplecza do nurkowania technicznego. Nurkuje się tutaj wyłącznie w piankach, z pojedynczą butlą, najprawdopodobniej

żadna baza nurkowa nie oferuje zestawów dwubutlowych itp. Za to jednym z największych atutów jest fakt, iż sezon trwa tutaj cały rok.

Oko w oko z delfinem

Tekst i zdjęcia jakub banasiak

co takiego magicznego jest w delfinach, że tak wielu ludzi marzy o bliskim spotkaniu z tymi zwierzętami? d laczego pływanie z delfinami od lat pojawia się na listach „100 rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić przed śmiercią”? j ak to się dzieje, że organizacja różnorodnych form obcowania z delfinami to już miliardowy interes? a le kluczowa kwestia to pytanie, jaką cenę płacą delfiny za te spotkania…

Delfinowe szaleństwo trwa od lat sześćdziesiątych i zapoczątkowane zostało w Stanach Zjednoczonych przez słynny serial „Flipper”. Delfinowa gorączka swego czasu ogarnęła także środowisko nurków i freediverów, głównie za sprawą filmu „Wielki Błękit” i magicznych ujęć nurkującego z butlonosami Jacquesa Mayola granego przez Jean-Marc Barr’a. Po emisji „Big Blue” każdy pragnął pływać z tymi zwierzętami. Gdy kilka miesięcy po premierze „Wielkiego Błękitu”, w marinie, małej nadmorskiej miejscowości Collioure we Francji, pojawiła się samotna samica, nazwana później Dolphy, do miasteczka zaczęły ściągać dosłownie tysiące turystów marzących, by spędzić z nią choć kilka chwil w wodzie. Aby chronić Dolphy przed inwazją turystów, władze miasta ściągnęły do Collioure znanego „zaklinacza delfinów” Erica Demay, zapewniły mu mieszkanie, łódź – zodiaka i wszelkie niezbędne środki, by mógł zadbać o bezpieczeństwo zwierzęcia. Już wtedy intuicyjnie wiedziano, że kontakt delfina z człowiekiem wcale dla tego pierwszego nie musi być dobry.

O ile dzikie delfiny, pływające w morzu, mają przynajmniej hipotetycznie możliwość ucieczki, zdystansowania się od tłumu pływaków, o tyle delfiny w zamkniętych zbiornikach płacą za interakcje z ludźmi szczególnie wysoką cenę. Uczestnicząc w programach „swim with dolphins” w delfinariach nie mamy często pojęcia, jak wielkiego dramatu stajemy się częścią. Bo niewola dla takiego ssaka morskiego naprawdę bywa zabójcza.

W samych Stanach Zjednoczonych, gdzie standardy delfinariów są znacznie wyższe niż w innych regionach świata, padło 1127 delfinów, z czego 50% nie dożyła nawet wieku 10 lat, a 83% wieku 20 lat. Jak pokazują dane z Marine Mammal Inventory Report oraz National Marine Fisheries Services, aż 313 delfinów urodzonych w niewoli dożyło średnio wieku zaledwie 2,5 roku. W tym samym badaniu przeanalizo-

wano przyczyny śmierci 500 delfinów w niewoli. Wiele z nich jest bezpośrednio powiązanych z warunkami życia w delfinarium:

● wyczerpanie/przegrzanie – 15 osobników,

● stres – 24,

● transfer/transport – 26,

● atak ze strony innego delfina – 27,

● wrzody – 36,

● wypadek/zranienie – 52,

● znieczulenie/interwencja medyczna – 57,

● utonięcie – 76 osobników.

garść informacji

połowa delfinów umiera w ciągu 2 pierwszych lat niewoli, pozostałe przeżywają w niewoli średnio 6 lat

50% odłowionych dzikich delfinów nie przeżywa „procedur adaptacyjnych” średnio rocznie łapie się około 100 delfinów w Taiji w Japonii i 200 na Wyspach Salomona (przy okazji ginie ich 100 x więcej)

Mimo, że parki morskie w USA i Europie są zobowiązane prowadzić ścisłą ewidencję waleni będących w ich posiadaniu, w wielu innych krajach nie ma takich wymogów ewidencyjnych. Trudno jest uzyskać kompletne i dokładne liczby, jak wiele delfinów czy morświnów umarło w niewoli. Według szacunków organizacji zajmujących się ochroną delfinów jest to liczba rzędu 5550–6000. Na całym świecie ciągle otwierane są nowe parki morskie – rynek waleni wychowanych w niewoli bądź odłowionych z naturalnego środowiska ciągle rośnie. Biznes przenosi się z Europy i USA do Chin, kwitnie w Rosji, w krajach arabskich i na Dalekim Wschodzie. Popyt stymuluje podaż.

draMat Za kulisaMi

Dlaczego warunki życia w niewoli tak bardzo uderzają w dobrostan delfinów?

● Nawet w największych i najbardziej znanych delfinariach zwierzęta mają bardzo drastycznie ograniczoną przestrzeń i nie mogą zaspokajać swoich naturalnych potrzeb lokomotorycznych i eksploracyjnych. Następstwem tego są apatia, stereotypie i agresja.

● Pozbawione są, bardzo dla nich ważnych, naturalnych więzi społecznych. Młode osobniki oddzielane są wcześnie od matek, nie mogą funkcjonować w naturalnych grupach rówieśniczych, pełnić różnych ról społecz-

nych, uczyć się od matek i innych członków rodziny. Pozostają w sztucznie tworzonych grupach złożonych z przypadkowych osobników, gdzie bardzo często dochodzi do aktów agresji, ran itd.

● Przetrzymywane są w ciasnych, betonowych, pozbawionych naturalnych bodźców zbiornikach. Brak naturalnego światła w niektórych obiektach, szkodliwy skład chemiczny wody, hałas muzyki oraz urządzeń filtracyjnych – to tylko niektóre stresogenne czynniki, prowadzące do obniżenia funkcjonowania układu odpornościowego, a w konsekwencji do licznych infekcji, wrzodów, chorób skóry itd.

● Zmuszane są do nienaturalnych zachowań, cyrkowych sztuczek, groźnych dla ich zdrowia. Jednocześnie, nie mają jak przejawiać swoich naturalnych zachowań łowieckich (gdyż karmione są martwymi rybami), muszą zaprzestać używania swojego kluczowego zmysłu – echolokacji (bo ultradźwięki odbite od ścian basenu powodują ich dezorientację i nasilają stres).

● Jednostajny mrożony pokarm, często wątpliwej jakości, przyczynia się do chorób i odwodnienia organizmów oraz prowadzi do konieczności sztucznego, inwazyjnego nawadniania przy pomocy węża wprowadza-

nego bezpośrednio do żołądka (delfiny nie piją, a cała woda pochodzi ze zjadanych ryb – mrożone ryby zawierają jej o wiele mniej).

delfinaria W Morskich Zagrodach

A co z takimi miejscami jak Dolphin Reef w Eilacie w Izraelu? Tamtejsza Delfinia Rafa to około 14 000 m² lustra wody w wygrodzonej części naturalnej morskiej zatoki. Delfiny mają tu rzeczywiście znacznie większą przestrzeń do życia, zachowań społecznych, rozmnażania, polowania na żywe ryby. Żyją w morskiej wodzie, w naturalnie kształtowanym stadzie, w oparciu o więzi rodzicielskie i partnerskie.

Na Delfiniej Rafie można zarówno nurkować jak i snorkelować z delfinami, ale takie sesje są dość restrykcyjnie prowadzone: odbywają się tylko z przewodnikiem, nie wolno dotykać delfinów, nie wolno ich gonić, a do bliskiego spotkania dochodzi tylko wtedy, gdy zwierzęta same zdecydują się podpłynąć. Jest tu także prowadzona delfinoterapia, lecz w odróżnieniu od innych takich obiektów delfiny nie są nagradzane pokarmem za udział w sesjach z pacjentami. Zwierzęta same decydują czy przypływają do pacjentów i wchodzą z nimi w interakcje. Mają także możliwość schronienia się przed pływakami i nurkami w odległych zakątkach morskiej zagrody, jeśli tylko są zmęczone towarzystwem ludzi. Większość czasu spędzają na naturalnych dla siebie

aktywnościach: zabawie, wspólnej opiece nad cielętami, czasem walce o dominację w stadzie. Delfiny nie są nakłaniane do wykonywania cyrkowych sztuczek.

Na pierwszy rzut oka Delfinia Rafa wydaje się bardziej morskim sanktuarium niż delfinarium. Ale nawet tu mnożą się problemy. Półwolnościowa formuła postępowania z delfinami i nieingerowanie w ich behawior stały się pułapką. Delfinom nieprzygotowanym do zabiegów medycznych nie można pomóc w przypadku chorób. Wcześniejsze próby ambulatoryjnej pomocy, gdy wyciągano chore zwierzę na brzeg, były dla delfinów tak stresujące, że całkiem z nich zrezygnowano. Również z tego powodu śmier-

telność delfinów jest tu relatywnie wysoka. Zamknięto też możliwość wypływania delfinów na otwarte morze (która była częścią pierwotnego zamysłu Delfiniej Rafy), gdyż przyzwyczajone do ludzi ssaki szukały kontaktu z turystami na pobliskich izraelskich i egipskich plażach, co rodziło poważne zagrożenie dla obu stron. Stado funkcjonuje w oparciu o chów wsobny, a kolejne pokolenia skazane są na życie w niewoli. Mimo, że nie ma tu hałaśliwych urządzeń filtracyjnych, delfiny jako akustyczne zwierzęta narażone są na hałas imprez plenerowych odbywających się często na plaży Delfiniej Rafy, a przede wszystkim na hałas przepływających w pobliżu licznych statków i wojskowych jednostek. Szczególnie uciążliwe są statki wycieczkowe, które podpływają pod samą siatkę, zatrzymują się przy zagrodzie, aby turyści mogli obserwować delfiny.

a co Z płyWanieM Z delfinaMi na otWartyM MorZu? Zarówno nurków, freediverów jak i miłośników snorkelingu kuszą rafy, które są naturalnymi siedliskami delfinów. Przykładowo na Morzu Czerwonym jest ich przynajmmniej kilka: Shaab El Erg, Fanous East, Sataya, Samadai... Czy

spotkania z delfinami w takich miejscach są dla zwierząt bezpieczne?

Po nocnym polowaniu i pokonaniu znacznych odległości delfiny potrzebują snu i odpoczynku.

Przybywają od lat na rafy określane mianem „dolphin house”, bo ich umiejscowienie i ukształtowanie daje zwierzętom możliwość schronienia przed prądami, przed rekinami. Niestety, gdy wracają po nocnych łowach, rano w ich domu czekają na nich turyści. Delfiny śpią pływając i jest to bardzo zły moment, by je niepokoić swoją obecnością. A my pojawiamy się na ich „sennej marszrucie” i zodiaki z turystami zazwyczaj wyrzucają do wody ludzi bezpośrednio na trasie zwierząt, przecinając im po prostu drogę. Operatorzy łodzi nie respektują przy tym najczęściej godzin snu delfinów. Wskakując do wody przerywamy ich sen, zmuszamy do ucieczki, czasem nawet do opuszczenia rafy...

Kolejny problem to „osaczanie” pojedynczych delfinów. Taki delfin to prawdopodobnie zwiadowca, sprawdzający czy na rafie jest bezpiecz-

nie. Jeśli napotka wiele łodzi i tabuny ludzi w wodzie wokół siebie, wróci zapewne do stada z niedobrą „wieścią” i delfiny będą skazane na dodatkowy wysiłek szukając innego miejsca na odpoczynek. A o takie wcale nie jest łatwo.

Zdarza się też, że jest to chory osobnik, który nie ma siły podążać za stadem, jest przy tym i tak bardzo zestresowany, często głodny i osłabiony. Presja nurków, freediverów i zwykłych turystów pogłębia tylko traumę.

Wszystkie te fakty pokazują, jak ważna jest kwestia odpowiedzialnej turystyki, także nurkowej i jak istotne jest, byśmy rozsądnie podchodzili do spełniania własnych marzeń. Bo może rację

miał bohater „Big Blue”, Jacques Mayol, który powiedział kiedyś: „Najlepszym sposobem wyrażenia naszej wdzięczności dla delfinów byłoby zostawienie ich w spokoju. To człowiek potrzebuje delfinów, a nie na odwrót. […] Jaką farsą i cynizmem jest nazywanie swoimi »wodnymi przyjaciółmi« istot, które schwytaliśmy i wytresowaliśmy. Czyż nie stały się one już tylko klownami w parkach wodnych wielu zakątków »cywilizowanego świata«?"

jakub banasiak – członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz TethysResearch Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od 10 lat uczestniczy w badaniach nad dziko żyjącymi populacjami delfinów oraz audytuje delfinaria. Razem z zespołem „NIE! Dla Delfinarium” przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli i popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.

SPEŁNIAJ SWOJE

Więcej inforMacji na teMat ochrony i dobrostanu delfinóW na stronach: delfinaria.pl czydelfinoterapia.pl niedladelfinarium.pl delfinoterapiawpolsce.pl https://www.facebook.com/ naratunekdelfinom/

profesjonalne wyjazdy nurkowe z polskim przewodnikiem oraz propozycje wypraw szyte na miarę

Szeroka oferta wyjazdów do EGIPTU: pobyty stacjonarne oraz safari nurkowe – polskie grupy!

Kto z nas nie miał nigdy problemu ze znalezieniem najlepszych miejsc nurkowych? Będąc w jakimś miejscu na wakacjach, czy planując wyjazd chcielibyśmy zobaczyć najatrakcyjniejsze miejsca. Do tego niemałym problemem może być namierzenie centrum nurkowego, które nas wesprze sprzętowo i koleżeńsko jako lokalny przewodnik w dobrej cenie. W odpowiedzi na tę potrzebę powstał portal ILiveUnderWater.com

Europa, Turcja i Egipt – nurkowanie za jednym kliknięciem

Flagową funkcjonalnością portalu jest wyszukiwarka miejsc nurkowych, jakiej jeszcze nie było. Nigdy dotąd nikt nie zainwestował w komercyjny produkt, który będzie zupełnie bezpłatny dla nurków.

Zasada działania jest prosta i intuicyjna – wystarczy wpisać nazwę interesującego Cię regionu, miasta, miejsca lub wraku, a na mapie ukażą się markery pokazujące interesujące

Cię punkty w danej lokalizacji. To, co możesz znaleźć to tysiące miejsc nurkowych i centrów w jednym widoku dzięki zaledwie kilku klik-

nięciom. Markery na mapie wskazują: centra nurkowe, bazy, wraki, jeziora i rzeki, jaskinie i kamieniołomy, a także inne miejsca, jak choćby rafy koralowe. Po kliknięciu w szpilkę, wyświetla się strona z opisem lokalizacji, zawierającym takie informacje, jak głębokość, ostrzeżenia, opis miejsca i wiele więcej. Bazy i centra opatrzone są dodatkowo danymi kon-

taktowymi. Możliwe jest znalezienie centrów z pełną listą usług, które są w nich świadczone, jeżeli już zainwestowały w swój wizerunek na arenie międzynarodowej. Wiele z centrów jest partnerami portalu.

Portal ILiveUnderWater.com pozwala nie tylko na wyszukiwanie miejsc do nurkowania, ale także znalezienie wymarzonej wycieczki w terminie Twojego urlopu.

Przez długi czas szukałam narzędzia, które gromadziłoby wszystkie niezbędne informacje o nurkowaniu w danym regionie w jednym miejscu. I w końcu trafiłam na ILiveUnderWater.com. Super!

Wszystkie drogi prowadzą do centrum nurkowego

ILiveUnderWater.com powstał po to, aby skrócić drogę kontaktu pomiędzy (obecnymi i przyszłymi) nurkami, a osobami organizującymi kursy i wyjazdy. Dlatego każde centrum może zarejestrować się do bazy na stronie, a także dać się wyróżnić dzięki specjalnej opcji PRO. Wystarczy zalogować się przez specjalny formularz na stronie i dołączyć do jednego z blisko 2000 centrów nurkowych w bazie. Reklamowanie swoich usług nigdy nie było łatwiejsze! Bądź tam, gdzie szukają Cię klienci.

Nie spodziewałem się, że jest tyle miejsc do nurkowania. Ten portal otwiera oczy na nowe wyzwania.

~Tomasz

temat nurkowania. Założyciele portalu z pasją prowadzą także bloga, którego dedykują szukającym wiedzy. Znaczną część z publikowanych wpisów stanowią swego rodzaju przewodniki nurkowe po krajach. Prócz nich na blogu znalazło się miejsce na wiele innych interesujących kwestii. Blog z założenia ma być kopalnią wiedzy tematycznej i jest platformą, na której będą pisały znane osoby ze świata nurkowego.

W przyszłości portal ma pełnić także funkcję społecznościową, zastępując odchodzące do lamusa fora internetowe. Dzięki temu nurkowie będą mogli w prosty sposób dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, a także zawierać nowe znajomości.

Dynamiczny rozwój

Atutem portalu jest fakt, że odpowiada na autentyczne problemy i prośby pasjonatów życia pod wodą. ILiveUnderWater.com wciąż rozwija się, korzystając z przyjacielskich relacji środowiska nurkowego. Lokalizacji szukać można w Europie, Turcji i Egipcie, a w przyszłości usługa obejmie swoim zasięgiem cały świat.

Nie tylko wyszukiwarka

Portal ILiveUnderWater.com to nie tylko wyszukiwarka, ale też kompendium wiedzy na

Bardzo lubię bloga I Live Under Water. Jestem osobą, która dopiero zaczyna przygodę z nurkowaniem, i jest to dla mnie źródło informacji.

~Robert

Freediving w Polsce

Podczas podróży na Mistrzostwa Świata, dumnie ubrana w bluzę reprezentacji Freediving Poland, taką czerwoną, z orzełkiem na piersi i napisem POLSKA na plecach, wsiadam do samolotu. Czasem udaje się zabrać monopłetwę na pokład i tym razem miałam ją z sobą. To zawsze wywołuje zaciekawienie personelu pokładowego i pasażerów. Gdzieś zza pleców słyszę: „Przepraszam, a co to za dyscyplina?”, „Freediving” odpowiadam. „Co?” „Hmm… nurkowanie swobodne” „Acha…” – ton głosu bynajmniej nie potwierdzał, że moja odpowiedź dała jakiekolwiek wyjaśnienie…

Freediving w Polsce wciąż dla ogółu jest zagadkowym pojęciem. Choć branża nurkowania sprzętowego jest szeroko rozpowszechniona, freediving buduje dopiero swój wizerunek. Instruktorów poświęconych tej pasji jest zaledwie kilku, a szkół freedivingu jeszcze mniej. To nie stoi na przeszkodzie polskim freediverom w uzyskiwaniu światowych osiągnięć. W historii polskiego freedivingu w dorobku mamy już 21 medali MŚ i kilka rekordów świata. Podczas ostatnich basenowych MŚ AIDA w Belgradzie, polska reprezentacja zdobyła 7 medali, w tym 3 złote i wiele występów w finałach zaliczyli pozostali reprezentanci – lecz czy ktokolwiek o tym usłyszał? Pewnie tak – rodzina i najbliżsi znajomi zawodników.

Pozostali często drapią się w głowę, pytając samych siebie – jak to jest możliwe, że MŚ we freedivingu mogą być rozgrywane na basenie? Czy naprawdę gdzieś wybudowali tak głęboki basen?

No cóż, trudno obwiniać Polaków o brak wiedzy na temat tej dyscypliny, skoro nie ma jej w telewizji, a dostęp do Morza Bałtyckiego to mały ułamek naszej granicy. Choć mamy Hańczę, jezioro o głębokości ponad 100 m to tylko jedno takie, a w dodatku w najodleglejszym zakątku kraju na północnym wschodzie. Jeśli już nawet tam dotrzemy, to słońce pożegnamy na 20 m,

okiem free diverki
Tekst agniesZka kalska
Zdjęcie Jakob Boman

a termoklina spotka nas jeszcze przed dziesiątym. Dla niektórych wątpliwa jest radość z nurkowania swobodnego w takim miejscu. Dla mnie osobiście, to właśnie tam wydarzyły się jedne z najbardziej emocjonalnych nurkowań – bez butli oczywiście. Hmm… tylko być może to dlatego, że były one zimą i pod lodem?

Inne miejsca nurkowe przyjazne freediverom to kilka zalanych kamieniołomów w centralnej i południowej Polsce. W pozostałych jeziorach możemy cieszyć się ciszą i przepięknym, najczęściej zalesionym krajobrazem wokół, ponad powierzchnią. Wiele terenów otaczających jeziora należy do parków krajobrazowych i rezerwatów przyrody. Niestety, gdy się zanurzymy, musimy mieć szczęście, by przejrzystość wody pozwoliła nam dojrzeć co kryje się w odległości większej niż 3 metry. Oczywiście, jak tylko to się zdarzy, możemy fascynować się przepiękną fauną i florą – tylko trzeba wiedzieć, kiedy, jak i gdzie ją znaleźć. Przewalone drzewa to kryjówki dla drapieżników, a w toni często można spotkać bardziej łagodne gatunki, choć wcale nie mniejszych rozmiarowo! Roślinność w polskich jeziorach bywa bogata. Poza często napotykanymi wywłócznikami, ramienicami, moczarkami czy rdestnicami, można również napotkać przepiękne łąki aloesowe. Trudno jednak szukać tego wszystkiego poniżej 6 m – pod termokliną roślinność praktycznie już wcale nie występuje.

To nic, Polacy i tak uwielbiają freediving! By zanurkować swobodnie nie trzeba nam czystych głębokich wód. Równie dobrze możemy zamknąć oczy i wciągnąć się po linie w brunatno-zieloną czeluść, by doświadczyć niezwykłego spokoju ducha i odprężenia ciała, które pozostają w nas na znacznie dłużej niż czas wstrzymanego oddechu. Dla tych, którzy mają przed tą ciemnością obawy jest i basen. Tu w kontrolowanych warunkach (zawsze, tylko pod bacznym okiem asekuranta!) możemy zanurkować

w siebie – jeszcze na powierzchni w statycznym bezdechu lub tuż pod powierzchnią dynamicznie pokonując metry w płetwach lub bez – to akurat wychodzi nam Polakom najlepiej na świecie!

Nie oceniajcie więc polskich freediverów. Kibicujcie i sami spróbujcie kiedyś zanurkować na basenie czy w ciemnym, chłodnym jeziorze by wystawić opinię. Freediving w Polsce może naprawdę być przyjemny:)

By przybliżyć czym jest freediving , w kolejnych numerach pojawiać się będą wyjaśnienia dotyczące poszczególnych działów tej aktywności, bo freediving to nie tylko sport… Na dzień dobry coś, w czym Polacy są całkiem nieźli, czyli basenowe dyscypliny freedivingu.

Według zasad organizacji AIDA (International Association for Development of Apnea):

dyn – DYNAMIC WITH FINS – dynaMika W  płetWach, czyli poruszanie się pod wodą w poziomie, w płetwach.

Zawodnicy mogą wykorzystać dowolne płetwy lub monopłetwę. Można korzystać ze skafandra i dodatkowego obciążenia lub płynąć w samym kostiumie. Technika poruszania czy nawracania przy ścianie nie jest ściśle określona. Zawodnik musi pokonać choć część każdej długości mając całe ciało zanurzone pod wodą i nie może przenosić kończyn ponad jej powierzchnią. Prędkość i czas płynięcia nie ma znaczenia. Celem jest pokonanie jak najdłuższego dystansu, nie wynurzając dróg oddechowych ponad powierzchnię w międzyczasie.

rekord ŚWiata:

● 300 m Giorgos Panagiotakis, Grecja

oraz Mateusz Malina, Polska

● 243 m Magdalena Solich-Talanda, Polska

dnf – DYNAMIC WITHOUTH FINS – dynaMika beZ płetW, czyli poruszenie się pod wodą w poziomie bez płetw.

Ogólne zasady są identyczne jak w przypadku DYN. Tutaj zawodnik jednak nie może mieć dodatkowego sprzętu na nogach. Pracuje najczęściej ramionami naprzemiennie z nogami, stylem zbliżonym do pływackiej żabki pod wodą.

rekord ŚWiata:

● 244 m Mateusz Malina, Polska

● 191 m Magdalena Solich-Talanda, Polska

dyscypliny freedivingu rozgrywane na basenie
Zdjęcie
Amy Humphries

sta – STATIC – statyka, czyli statyczne wstrzymywanie oddechu na czas.

To jedyna dyscyplina freedivingu, gdzie dla osiągniętego rezultatu liczy się czas. Tutaj, bezpośrednio czas od chwili zanurzenia do wynurzenia dróg oddechowych (ust lub nosa) dyktuje uzyskany wynik. Freediverzy przez cały czas trwania swojej próby pozostają na powierzchni, najczęściej w bezruchu minimalizując zużycie tlenu. Każdy z freediverów ma swojego opiekuna, który dyktuje mu czas lub inne wskazówki oraz nadzoruje w celu zachowania bezpieczeństwa podczas próby.

rekord ŚWiata:

● 11 min 35 sek, Stéphane Mifsud, Francja

● 9 min 02 sek, Natalia Molchanova, Rosja

rekord polski:

● 8 min 46 sek, Matuesz Malina

● 6 min 27 sek, Adelina HetnarMichaldo

Według zasad organizacji CMAS (World Underwater Federation):

statyka (sta) oraz dynamika bez płetw (dnf) odbywają się na zbliżonych zasadach.

Dyscyplina DYN podzielona została na dyn bi-fins – gdzie wykorzystywane są płetwy pojedyncze i dozwolona tylko technika kraulowa (nożycowa) oraz dyn Monofin – tu freediver może korzystać z monopłetwy, która jest bardziej efektywna.

Dodatkowe dyscypliny w CMAS opierają się na czasie osiągniętym w celu pokonania poniższych dystansów, wliczając w to przerwy na oddech, po pokonaniu 1 długości 50-metrowej pływalni:

● 100 m Speed Apnea

● 8 x 50 m Speed Apnea

● 16 x 50 m Speed Apnea

W przypadku AIDA nie ma znaczenia długość pływalni – wszystkie rekordy są tożsame. Organizacja CMAS rozdziela rekordy osiągnięte na basenie 25-metrowym oraz 50-metrowym w oddzielnych kategoriach.

Zdjęcie Agnieszka Kalska

WięCEJ WODy, MNiEJ BąBElKóW

odWodnienie – co to jest?

O odwodnieniu mówimy wtedy, gdy ciało traci więcej wody niż otrzymuje. Odwodnienie może prowadzić do różnego rodzaju problemów medycznych, których można uniknąć w prosty sposób – dbając o prawidłowy poziom nawodnienia.

odWodnienie – jak WpłyWa na nurkóW?

Dla nurków odwodnienie powoduje dodatkowy poważny problem – zwiększone ryzyko choroby dekompresyjnej.

Choroba dekompresyjna jest spowodowana przez pęcherzyki azotu tworzące się i rosnące w krwi i w tkankach ciała. Mogą one doprowadzić do hipoksji, czyli niedotlenienia tkanek. W normalnych warunkach po nurkowaniu azot

jest wypłukiwany z organizmu w płucach, ale proces ten będzie mniej efektywny, jeśli nurek jest odwodniony. Wtedy zwiększy się tworzenie i wzrost pęcherzyków gazu, co może doprowadzić do choroby dekompresyjnej.

Odwodnienie ogranicza objętość plazmy krwi i upośledza wymianę gazową w tkankach, zagęszcza krew i ogranicza jej przepływ. Ponieważ krew jest po części odpowiedzialna za transport substancji odżywczych i wymianę gazową, gęstsza krew będzie wpływała na zwiększenie ryzyka wystąpienia choroby dekompresyjnej.

Zasadniczo samo nurkowanie również zwiększa ryzyko odwodnienia się. W czasie badań w ramach projektów prowadzonych przez Laboratorium Bezpieczeństwa Nurkowania DAN (Diving Safety Labolatory – DSL) zauważyliśmy, że wielu

nurków nie jest dobrze nawodnionych przed nurkowaniem (i jeszcze mniej po nurkowaniu).

W normalnych warunkach właściwe nawodnienie nie powinno być problemem dla nurka, ale często o tym zapominamy.

odWodnienie a Wakacje

Na wakacjach odwadniamy się szybciej – suche powietrze w samolotach, upały, klimatyzacja –to wszystko sprawia, że tracimy znacznie więcej wody, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Przykładowo dla lotów samolotem zaleca się, aby wypijać 240 ml wody na każdą godzinę lotu. Czyli osoba podróżująca z Anglii do Egiptu powinna wypić 1,2 litra wody, aby utrzymać odpowiednie nawodnienie organizmu. Dla porównania, ktoś, kto leci z Włoch do Egiptu będzie

potrzebował około 0,75 litra wody. A są to ilości, które rzadko pije się w czasie lotu.

Wielu podróżnych lubi pić kawę, colę lub piwo podczas lotu. Trzeba pamiętać, że te napoje nie mają takiego samego efektu nawadniającego jak woda. Alkohol i napoje zawierające kofeinę są diuretynami. Picie ich powoduje odwodnienie, bo absorbują wodę z komórek i zwiększają produkcję moczu. W efekcie nurek przybywa na miejsce w stanie lekkiego odwodnienia.

Najbardziej atrakcyjne miejsca nurkowe dla większości nurków to te z „ciepłymi wodami”, gdzie są piękne rafy koralowe i kolorowe ryby. Te miejsca oznaczają ciepły, słoneczny i czasami wilgotny klimat. Jasne jest, że w takich miejscach pocisz się, a kiedy pocisz się, tracisz wodę. A jeśli nie uzupełnisz jej poziomu, odwodnisz się.

Jeśli ulegniesz poparzeniu słonecznemu, będziesz tracił wodę jeszcze szybciej. Oparzona skóra staje się czerwona i gorąca (czasami pojawia się ból), a ciało reaguje na to wysyłając wodę do skóry. Ciepło słoneczne i wiatr powodują parowanie potu i jeszcze więcej wody tracone jest w ten sposób.

Przy zwiększonych temperaturach otoczenia lubimy wystawiać się na działanie wiatru. A jako że większość nurkowań jest prowadzonych z łodzi, będziesz miał okazję poczuć na skórze wiatr i to odświeżające uczucie. Ale tak naprawdę wiatr (sam wiatr, lub ten wynikający z ruchu łodzi po wodzie) będzie przyspieszał parowanie potu, zwiększając stopień odwodnienia.

Wychodząc ze słonej wody, będzie ona parowała i pozostawi kryształki soli na skórze nurka. To często może być widoczne gołym okiem.

Sól ma zdolność absorbowania i utrzymywania cząsteczek wody. To znaczy, że będzie pochła-

niać wilgoć ze skóry, która potem odparuje na skutek działania słońca i wiatru, zwiększając efekt odwodnienia.

odWodnienie a nurkoWanie

Są trzy rzeczy szczególnie związane z nurkowaniem, które same z siebie zwiększają odwodnienie: pocenie się, diureza wynikająca z zanurzenia (zwiększona produkcja moczu) i oddychanie sprężonym powietrzem.

Skafander nurkowy pozwala ci zachować ciepło podczas nurkowania, ale również nie pozwala ci ochłodzić organizmu. Czyli jeśli już jesteś w klimacie, gdzie pocisz się nosząc sam t-shirt, wyobraź sobie jak bardzo będziesz się pocić pod skafandrem nurkowym.

Podczas nurkowania, zwiększone ciśnienie otoczenia i chłodna woda będą powodować zwężenie się naczyń krwionośnych w kończynach

i zwiększenie ilości krwi krążącej w tułowiu (serce, płuca i duże naczynia krwionośne), aby utrzymać ciepłotę ciała. Ta zwiększona objętość krwi jest rozpoznawana przez ciało jako nadmiar wody. W reakcji nerki produkują więcej moczu (co oznacza utratę wody i soli). Jest to też przyczyną, dla której nurkowie mają potrzebę oddania moczu podczas lub zaraz po nurkowaniu. Jest to określane jako diureza wynikająca z zanurzenia.

Inną przyczyną utraty wody podczas nurkowania jest powietrze, którym oddychamy. Tak jak w samolocie, powietrze w butli nurkowej jest suche, a jak już wiemy, tracimy więcej wody na nawilżanie suchego powietrza. Jeśli dodamy do tego, że ze względu na niższą temperaturę wody, nasze płuca muszą pracować ciężej, aby ogrzać powietrze, utrata wody jest jeszcze bardziej istotna.

skąd WiesZ, że jesteŚ odWodniony i co MożesZ Wtedy Zrobić?

Zasadniczo dobrym wskaźnikiem jest kolor moczu. Mocz powinien być przezroczysty lub mieć lekko żółte zabarwienie. Ciemniejszy kolor moczu zazwyczaj oznacza, że jesteś odwodniony,

syMptoMy odWodnienia obejMują

● Pragnienie (to znaczy, że powinieneś pić nie tylko wtedy, gdy czujesz pragnienie, bo pragnienie oznacza, że już się trochę odwodniłeś)

● Zawroty głowy

● Ból głowy

● Skurcze mięśni

● Zmęczenie

● Suchość w ustach

● Ciemny kolor moczu

● Zmniejszona produkcja moczu

ale barwa moczu może być uzależniona od przyjmowania pewnych leków. Również mała ilość moczu lub jego brak mogą oznaczać, że jesteś odwodniony, ale duża ilość moczu niekoniecznie oznacza, że jesteś dobrze nawodniony.

Większość przypadków odwodnienia jest łagodna i może być łatwo wyleczona przez picie większej ilości wody. Można również stosować sole do nawadniania lub napoje izotoniczne, jako dodatek do wody, ponieważ lepiej uzupełniają brak soli i elektrolitów. Ale jeśli pojawiają się symptomy poważnego odwodnienia, potrzebna jest pomoc lekarska.

jak uniknąć odWodnienia?

Znacznie łatwiej jest unikać odwodnienia niż leczyć ten stan!

● po nurkowaniu opłucz całe ciało słodką wodą

● zakładaj skafander nurkowy tuż przed wejściem do wody

● unikaj alkoholu i napojów z kofeiną

● chroń się przed nadmiarem słońca (oparzeniami słonecznymi)

stan poWażnego odWodnienia

● Silne zmęczenie – osłabienie

● Silne pragnienie i bardzo sucho w ustach

● Zapadnięte oczy i/lub brak wytwarzania łez

● Nieoddawanie moczu przez osiem godzin

● Sucha skóra, która powoli opada, gdy się ją uszczypnie

● Szybkie tętno, słaby puls

● Szybkie oddechy

● Niskie ciśnienie krwi

● Podrażnienie i zagubienie

● Niski poziom świadomości

Ale najłatwiejszym sposobem jest picie dużej ilości wody. Radzimy, abyś wypijał szklankę wody co 15–20 minut. Taki sposób picia pozwoli nawodnić tkanki i w konsekwencji uniknąć problemów z wymianą gazową, która może prowadzić do powstawania pęcherzyków i choroby dekompresyjnej.

Ile właściwie powinieneś wypić zależy od wielu czynników, ale picie co najmniej dwóch dodatkowych litrów wody (dodatkowo, oprócz tego co normalnie pijesz w ciągu dnia) pozwoli ci być dobrze nawodnionym. Możesz również spożywać jedzenie zawierające dużą ilość wody, jak na przykład owoce i warzywa.

DAN Europe przeprowadził badania nad napięciem powierzchniowym. Napięcie powierzchniowe jest znaczącą siłą, która wpływa na właściwości wielu substancji, w tym płynów i tkanek w organizmie. Bardzo małe pęcherzyki mają bardzo duże napięcie powierzchniowe, a większe – mniejsze napięcie powierzchniowe. Niska wartość napięcia powierzchniowego pozwala pęcherzykowi rosnąć szybciej i z mniejszymi oporami. Wysoka wartość napięcia powierzchniowego powoduje ograniczenie tempa wzrostu pęcherzyka, a nawet może spowodować jego zniknięcie.

Źródło: www.daneurope.org; www.alertdiver.eu

Raport opublikowany 4 marca 2008, „Prewencyjny efekt nawodnienia przed nurkowaniem na tworzenie się pęcherzyków u nurków”, E Gempp, J E Blatteau, J-M Pontier, C Balestra, P Louge

Materiały Kampanii Divers Alert Network „Więcej wody mniej bąbelków”

DAN dba o to, abyście mogli beztrosko nurkować, w dowolnym miejscu i czasie

Ogólnoświatowe Assistance w razie wypadku, działające 24/7

Wyłączny dostęp do nurkowych planÓw ubezpieczeniowych

Porady medyczne i zalecenia specjalistów

Udział w programach badawczych z zakresu medycyny nurkowej

DIVING SAFETY SINCE1983

Kursy pierwszej pomocy

PHOTO

Bristol Beaufighter

Malta

Same ciekawostki! c iekawy samolot (jako rozwój wcześniejszych modeli), ciekawy samolot (jako ten konkretny egzemplarz i jego historia) i ciekawy wrak tegoż (jako nietypowy wśród tych pożądanych przez nurków).

Generalnie nurkowie najbardziej cenią te wraki, które są najlepiej zachowane. d o tego duże! t akie, które można zwiedzać również we wnętrzu. a lbo takie, które wyglądają, jakby nadal płynęły. t akie, które są praktycznie kompletne. wraki – ruiny są dla nich mniej interesujące, czasami wręcz nudne. a  samoloty szczególnie – ani „wbić się” do środka, ani godzinami popływać wokół, takie małe... a le nie ten! ten jest moim zdaniem arcyciekawy nie przez jego „idealny” stan, a przez okoliczności w jakich się go ogląda.

Tekst toMasZ jeżeWski Zdjęcia grZegorZ ŚWiątnicki

Jeżeli spłyniemy do samego wraku leżącego na płaskim piaszczystym dnie na głębokości ok. 40 m i zaczniemy go oglądać „klasycznie”, to faktycznie rewelacji nie ma... Kabiny nie ma –bo zapadła się w dno. Właściwie to nawet nie wiadomo czy jest w ogóle... Zostało „trochę” silników i trochę podwozia... Jakieś resztki pogiętych śmigieł... Resztki wręg skrzydeł... Trochę wręg i podłużnic oraz innego żelastwa w miejscu, gdzie powinien być kadłub... No i pusta przerwa w drodze do resztek ogona... Wydaje się, że brakuje dzioba maszyny, ale gdy dowiemy się jak ten samolot wyglądał kompletny, to okazuje się, że tego dzioba było trochę mało i przed wypadkiem!

Poprzez różne modyfikacje prowadzące finalnie do tego modelu (Bristol Beaufighter to ewaluacja Bristol Beauforta, który powstał na bazie doświadczeń i elementów Bristol Blenheima...), aby spełnić oczekiwane parametry tej maszyny trzeba było wysunąć do przodu oba silniki i skrócić nos samolotu! W efekcie – zupełnie inaczej niż zwykle to bywało – silniki i śmigła wystawały przed nos maszyny. Dziwny samolot! I dziwny wrak!

Ta dziwna konstrukcja spowodowała, że maszyny dziwnie się pilotowało. W przypadku awarii jednego z silników utrudnienia były jeszcze większe – tak duże, że najwięcej pilotów tej maszyny

zginęło podobno próbując lądować maszynami z uszkodzonym jednym silnikiem! Podobno wystarczyło będąc blisko matki ziemi nieopatrznie (lub celowo) zwiększyć gwałtownie moc pozostałego przy pracy silnika, a samolot robił pół beczki, czyli lądował na plecach...

Samolot po takim „lądowaniu” wyglądał... dokładnie jak nasz wrak!

Bo wrak tego dziwnego samolotu leży właśnie na plecach! Zupełnie, jakby próbował lądować na płaskim piaszczystym dnie z uszkodzonym jednym silnikiem! Jeden silnik ma śmigło, na drugim śmigła brak! Podwozie jest wyciągnięte i ustawione w pozycji do lądowania! Brzuch samolotu jest widoczny, a kabiny są wbite w piaszczysty pas startowy... Tylko 40 m wody na pasie trochę tu nie pasuje...

W opisach wypadku tego konkretnie samolotu znajdujemy informacje, że faktycznie przyczyną katastrofy była awaria silnika, jednak piloci zdołali wodować na powierzchni morza i zostali uratowani na powierzchni. A może jednak opis wypadku jest nieprawdziwy i ten samolot lądował na piaszczystym pasie startowym, kiedy nie było na nim jeszcze wody? No bo po co wyciągnięte podwozie???... Dziwne...

Jeszcze ciekawiej – dziwniej i bardziej nietypowo jak przystało na dziwny samolot – wygląda ten wrak oglądany z mniejszej głębokości (mniejszej wysokości?...). Wisząc w toni na przystanku nad tym wrakiem i oglądając go przez półprzezroczystą wodę pojawia się w pewnym momencie wrażenie, że... patrzymy w górę, w niebo! Przecież widzimy „cień” kompletnego samolotu, jakby patrząc z ziemi na podchodzącą do lądowania maszynę! Pięknie rysuje się cała sylwetka samolotu! Widać charakterystycznie wysunięte przed nos maszyny gondole silników, widać wysunięte i przygotowane do lądowania podwozie, widać ogon, który jest na swoim miejscu, widać zarys

skrzydeł! Mknące ku powierzchni morza bąble, wypuszczane przez nurkujących wokół wraku nurków, wyglądają jak resztki paliwa wyrzucane przez samolot przed lądowaniem i spadające na powierzchnię ziemi! Wrażenie jest niesamowite! Toń tuż pod powierzchnią morza to chyba najlepsze miejsce na oglądanie tego wraku.

Ulotny samolot „przelatujący nad głową” obserwatora – to chyba najlepszy sposób „zwiedzania” tego dziwnego wraku.

Opis samolotu Bristol Beaufighter: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bristol_Beaufighter Informacje o wraku i historia tego konkretnego samolotu oraz opis wypadku (ang.): https://www.maritieme-archeologie.be/wreck.aspx?130794

bristol beaufighter Mk X – ciężki samolot myśliwski dalekiego zasięgu. Samolot szturmowy i torpedowy.

producent – Bristol Aeroplane Company

silniki – 2 x Bristol Hercules XVII, 14-to cylindrowy gwiazdowy

WyMiary

● rozpiętość skrzydeł: 17,65 m

● długość: 12,5 m

● wysokość: 4,84 m

● powierzchnia nośna: 19,79 m²

Masa

● własna: 7080 kg

● startowa: 11540 kg

osiągi

● prędkość maksymalna: 512 km/h na pułapie 3048 m

● prędkość wznoszenia: 489 m/min

● pułap: 5800 km

● zasięg: 2816 km

Źródło: Wikipedia
Źródło: Wikimedia Commons
Źródło: Wikimedia Commons

GODZiNy GrOZ y

Jest maj 1939 roku, Jacques Cousteau wymyśla na nowo płetwy i maskę nurkową. Tymczasem tysiące kilometrów od Francji, na Atlantyku, w okolicach New Hampshire, na głębokości prawie 80 metrów odbywa się podwodna akcja ratownicza, która nawet w obecnych czasach byłaby imponująca. W ciągu zaledwie 4 zanurzeń ekipa nurków uratowała 33 członków załogi zatopionego okrętu podwodnego.

Ta akcja przeszła do historii. Ale zacznijmy od początku.

23maja 1939 roku nowo wybudowany okręt podwodny US Navy: USS Squalus, wyruszył na swój już kilkunasty rejs próbny.

Niestety w trakcie zanurzania, otwarte włazy spowodowały wlanie się wody do okrętu i jego prawie natychmiastowe zatonięcie. 26 członków załogi zginęło prawie natychmiast, gdy okręt

spoczął na głębokości 74 m. Pozostało przy życiu 33 marynarzy, którzy ukryli się w odizolowanym przedziale. W niesamowitym zimnie, bez jedzenia, w kompletnej ciemności i z coraz mniejszym stężeniem tlenu mogli tylko modlić się o to, że ktoś ich znajdzie.

Tekst MateusZ popek
Źródło: Wikipedia
Źródło: Wikipedia

Źródło: Wikipedia

Brak kontaktu z USS Squalus spowodował szybką akcję poszukiwawczą. Do operacji tej wyznaczono siostrzany okręt USS Sculpin. Na szczęście w ciągu kilkunastu godzin udało się zlokalizować zatopioną łódź podwodną, a nawet, w bardzo ograniczonym zakresie, skomunikować z ocalałymi. W tym momencie rozpoczęła się walka z czasem, a jedyną osobą, która mogła tą bitwę wygrać był Charles B. Momsen nazywany „Szwedem”.

Momsen był pionierem w ratownictwie wodnym i wynalazcą. Niestety nie był zbyt popularny w marynarce i próby wprowadzania swoich projektów do użytku były okupowane ogromnym poświęceniem. Nawet do tego stopnia, że dzwon ratowniczy, który wymyślił Szwed, został nazwany imieniem innego oficera. Szwed zaprojektował, zbudował i przetestował na własnym ciele wszystkie swoje wynalazki. Zaczynając od tzw. „Płuc Momsena”, które były niczym innym jak niewielkim rebreatherem, pozwalającym na ewakuację nawet z głębokości 60 m. Kolejnym wynalazkiem był już wspomniany dzwon nurkowy, który pozwalał przyssać się do zatopionego

okrętu podwodnego i wydobyć stamtąd ocalałych marynarzy. Już wtedy w 1939 roku, Momsen zauważył zjawisko narkozy azotowej i testował gazy z dodatkiem helu.

Gdy USS Squalus poszedł na dno dla marynarki wojennej stało się jasne, że tylko Charles Momsen i jego ekipa mogą pomóc marynarzom uwięzionym na dnie oceanu. Bazę dla ratowników stanowił specjalnie do tego przygotowany okręt USS Falcon. Po zajęciu pozycji nurkowie rozpoczęli przygotowania do podłączenia dzwonu nurkowego do łodzi podwodnej, aby wydobyć rozbitków. Tu dała się we znaki narkoza azotowa, bo nurkowie pracowali z butlami napełnionymi powietrzem. Na tej głębokości wiązało się to z ogromnymi trudnościami. Wtedy Momsen zdecydował się na użycie mieszanki z dodatkiem helu, która do tej pory była jeszcze w fazie testów. Użycie nowego gazu dało niesamowity efekt. Umysły nurków stały się jasne, a akcja ratownicza zaczęła posuwać się dynamicznie do przodu. Dzwon nurkowy udało się dostarczyć i podczepić do wraku. Wykonując zaledwie

4 nurkowania uratowano 33 marynarzy uwięzionych we wraku.

Jednak, jak się okazało, sam ten wyczyn nie był końcem operacji na wraku USS Squalus. Marynarka Wojenna podjęła decyzję, że zatopiony okręt należy podnieść. Przez następne 50 dni nurkowie przeciągali pod wrakiem liny i montowali pontony, by 13 lipca 1939 roku podjąć próbę podniesienia wraku. Niestety powietrze, które dostało się do dziobu spowodowało, że wrak wyskoczył na powierzchnię i po raz kolejny zatonął. Naprawienie tego błędu zajęło kolejnych 20 dni. Wtedy został nareszcie wydobyty i przeholowany do suchego doku w Portsmouth. To jednak nie koniec historii Squalusa, bo został wyremontowany i wrócił do służby walcząc na froncie do końca II wojny światowej.

Jest to opowieść o uwięzionych marynarzach i o historii ich okrętu, jednak najbardziej niesamowici są konkretni, odważni ludzie, którzy podjęli się wyzwania do tej pory niemożliwego do realizacji. Tylko dzięki otwartemu umysłowi Momsena i odwadze jego nurków udało się uratować marynarzy. Na wraku przeprowadzono 628 bezpiecznych nurkowań. Czterech nurków z ekipy Szweda: Chief Machinist’s Mate William Badders, Chief Boatswain’s Mate Orson L. Cran-

dall, Chief Metalsmith James H. McDonald oraz Chief Torpedoman John Mihalowski, zostało odznaczonych amerykańskim Medalem Honoru. Dali oni nadzieje załogom łodzi podwodnych, którzy do tego dnia byli przekonani, że zatonięcie skończy się śmiercią … teraz mieli nadzieję.

Historia tej operacji została w szczegółach opisana w książce Petera Massa „Godziny Grozy”. Stała się też inspiracją do nakręconego w 2001 roku, w reżyserii Jamesa Keach’a, filmu „Submerged”. W rolę Momsena wcielił się tam Sam Neil. Nawet na youtube jest bardzo dużo archiwalnych materiałów i filmów dokumentalnych na temat tej akcji. Zachęcam do zgłębienia tej historii w szczegółach.

Źródło: Wikipedia
Źródło: Wikipedia
Źródło: Wikipedia

MOlNár JáNOS

Tekst irena kosoWska Zdjęcia ceZary cZaro abraMoWski

Jako mała dziewczynka marzyłam o tym, żeby zostać księżniczką.

Taką najprawdziwszą, jak w bajkach – z piękną koroną i pałacem, który będzie pokryty iskrzącymi okruchami magii…

W końcu dorosłam, a te marzenia zatarły się gdzieś głęboko… Aż do momentu, kiedy wkroczyłam do miejsca, które przywróciło we mnie wszystkie dziecięce wizje – razem z iskrzącymi pasażami i niemal nierzeczywistymi przestrzeniami pokrytymi kryształami… Tak poznałam miejsce magiczne: Jaskinię Molnár János.

Ponad sto lat temu odkryto pierwsze jaskinie hydrotermalne w okolicach Rózsadomb (Budapeszt). W ubiegłym wieku odkryto tutaj około 50–60 jaskiń i 50 oznaczeń jaskiń. W Rózsadomb wiekiem najstarszej znanej skały jest trias górny. Na badanym obszarze występują dwie formacje triasowe, formacja Fődolomit, masywne ciało dolomitowe i formacja Mátyáshegyi składająca się z wapienia i dolomitu. Dalej występują formacje paleogeńskie i czwartorzędowe. Najważniejsze wśród młodych formacji jest kilkadziesiąt metrów grubości wapieni Szépvölgyi z epoki górnego eocenu. Jaskinie znajdujące się na terenie Rózsadomb zostały wyrzeźbione głównie w tego typu skale. W tym obszarze wapień Szépvölgyi jest zwykle pokryty Buda Marl (górny eocen – dolny oligocen). Ma zmienną, ale zawsze znaczną zawartość gliny, a zatem nie jest łatwo karstowalny. Niemniej jednak w tej warstwie znajduje się kilka korytarzy jaskiniowych i jaskinia Molnár János.

Położone w centrum basenu panońskiego, jednego z najgorętszych basenów w Europie, Węgry od dawna słyną z gorących źródeł i mnogości formacji podziemnych. Jaskinia Molnár János, aktywna jaskinia termokarastyczna, należąca do krasowych wzgórz Budy, leży pod gęsto zaludnioną dzielnicą Budapesztu. Jej ogromne pasaże są prawie całkowicie wypełnione ciepłą wodą. Tylko górna część jego największej znanej komory unosi się nad poziomem wody.

Jaskinia Molnár János położona jest pod ekskluzywną dzielnicą Budapesztu. Uważana jest za jedyną aktywną, „żywą” jaskinię w systemie jaskiń Budy. Jaskinia ta, podobnie jak inne jaskinie w jej otoczeniu, ma pochodzenie termalkarystyczne, generowane przez gorące źródła. Jest to dość wyjątkowa sytuacja, że korytarze jaskini znajdują się pod wysoce zurbanizowanym obszarem miasta, będącego stolicą Węgier. Byliśmy pod niesamowitym wrażeniem, kiedy jechaliśmy przez samo centrum miasta, aż do całkiem niepozornej bramy na samym środku ruchliwej ulicy, aby tam właśnie zagłębić się w zupełnie inny świat.

Po przekroczeniu bramy Molnár János, zostaliśmy zapoznani z niesamowicie uporządkowaną organizacją i logistyką samego miejsca. Sale wykładowe, zaplecze sanitarne, świetnie zorganizowana sprężarkownia oraz logistyka samego zejścia do wody, zrobiły na nas naprawdę duże wrażenie.

Aby zanurkować w Molnár, należy spełnić szereg wymagań – przede wszystkim zarezerwować termin, o co w sezonie wcale nie jest łatwo! Posiadać uprawnienia na każdy element sprzętu, którego używa się do nurkowania (poza oczy-

wistymi uprawnieniami jaskiniowymi, na przykład uprawnienia na suchy skafander), ważne badania lekarskie oraz ubezpieczenie nurkowe – minimum DAN Silver (lub inne rozpoznawalne obejmujące nurkowanie jaskiniowe). Na początek, po przybyciu i przejściu korytarzem, w którym mimo ujemnych temperatur na dworze, panuje wysoka temperatura, każdy nurek otrzymuje swoje przydzielone miejsce oraz kilka formularzy do wypełnienia. Poza wspomnianymi wymaganiami, które musimy udokumentować poprzez pozostawianie certyfikatów na czas nurkowania, podpisujemy również całą masę oświadczeń dotyczących bezpieczeństwa nurkowania, ryzyka, zdrowia, świadomości zagrożeń etc. – wszystko w języku węgierskim i angielskim.

Po spełnieniu wymagań formalnych następuje podział przewodników (nie jest możliwe nurkowanie samodzielne) oraz odprawa na temat samego miejsca oraz planu nurkowania. Dowiedzieliśmy się między innymi, że większa część ogromnego systemu jaskiń znajduje się pod wodą, osiągając maksymalną zbadaną głębokość 100 m, a długość znanych odcinków wynosi

Jaskinia została nazwana imieniem Jánosa

Molnára, farmaceuty, który po raz pierwszy zasugerował istnienie jaskini, która należy do tego samego systemu wodnego co pobliski staw Malom. Staw został cofnięty w X iii wieku, aby zasilić młyny wodne w okolicy. János Molnár po przeprowadzonych przez siebie badaniach zasugerował, że woda wpływa do stawu przez nieodkryty kanał. Później postępy w technikach nurkowania umożliwiły eksplorację ukrytej wnęki. Szybka eksploracja rozpoczęła się w latach 70. XX wieku.

prawie 6 km. Ujście jaskini znajduje się ok 200 m od Dunaju. Ponieważ poziom wody w jaskini przekracza poziom Dunaju (około 95 m n.p.m. w Budapeszcie) zaledwie o kilka metrów, najgłębsze części jaskini znajdują się na poziomie morza. Ciągle ewoluująca aktywna jaskinia jest najgłębszym i najmłodszym członkiem systemu Buda thermokarst. Temperatura wody w znanych pasażach wynosi od 17 do 27°C. Górne

sekcje są otoczone górną warstwą eocenu Buda Marl, którą charakteryzuje zmienna, ale znaczna zawartość węglanów. W przeciwieństwie do dużych jaskiń na Wzgórzach Budy korytarze Jaskini

Molnár János wciąż znajdują się w stanie korozji.

Znane miejsca skupisk barytu i kalcytu są niezależne od generacji jaskini i poprzedzają ją.

Właśnie te właściwości jaskini, skupienia barytu i kalcytu, miały przenieść nas do świata rodem z baśni. Ale po kolei.

Po podziale na grupy nurkowe i przewodników, przygotowaliśmy się do nurkowania. Co istotne, w Molnár obowiązują ściśle procedury predive check wykonywane pod „dyktando” przewodnika oraz konserwatywnego zarządzania gazami, a dodatkowe stage można wypożyczyć w cenie nabicia gazu. Oznacza to, że wybierając się na wyprawę, nie trzeba zabierać ze sobą własnych stage – jeśli tylko będziemy chcieli je napełnić,

w tej samej cenie otrzymamy inną, pełną butlę, bez konieczności czekania na własną (nie trzeba w ogóle jej zabierać).

Po zanurzeniu deponujemy gazy dekompresyjne na imponującym decobarze i udajemy się wzdłuż stałych poręczówek na zaplanowaną wycieczkę podwodną. Całość systemu tras dostępnych dla nurków jest na stałe oporęczowana zakotwiczoną w skałach stalową liną o średnicy 9 mm oraz oznaczona. Nie ma potrzeby (ani przy używaniu standardowych markerów jaskiniowych – możliwości) używania swojego własnego oporęczowania czy oznaczeń.

Ciepła woda, idealna przejrzystość, widoczność sięgająca 20 m, przestrzenie tak ogromne, jak tylko sięga światło latarki… niesamowite wrażenie bycia w miejscu, które mimo, że tak blisko wielkiego miasta, leżąc tuż pod nim, jest tak unikalne. Standardowe nurkowanie trwa do

1,5 godziny, podczas których przemierzamy korytarze zbudowane z bardzo różnych rodzajów skał, o różnej budowie, od potężnych komnat do przewężeń, od miejsc zupełnie ciemnych do… no właśnie, tu dochodzimy do bajek i księżniczek.

Kiedy pierwszy raz skierowałam światło latarki na ścianę, która roziskrzyła się tysiącem migoczących punktów, zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem coś jest nie tak z moją głową. Ale znów i znów… Pasaże, ściany, korytarze, pokryte najprawdziwszymi kryształami! Zjawisko tak absolutnie fascynujące i niesamowite, że potrzebowałam dobrej chwili, aby otrząsnąć się z wrażenia… na szczęście nie tylko ja, a przewodnik przyzwyczajony do takich reakcji odwrócił się i czekał aż się „napatrzymy”. Podczas czterech wykonanych w Molnár nurkowań poznałam całe spektrum nowych doznań, porównywalnych do obcowania z prawdziwą sztuką. Kiedy dopływaliśmy na sam koniec oporęczowania, widząc, jak system korytarzy ciągnie się dalej, ale jednak wciąż dostępny jest tylko dla badaczy, czułam zarówno ekscytację, jak i pewien niedosyt. Ale do dziś najbardziej wspominam kryształy. Bo to właśnie tamten korytarz, tamten pasaż roziskrzony – jak się później dowiedziałam – bary-

http://www.mjcave.hu/en

tem i kalcytem, zainspirował mnie do szukania większej ilości informacji na temat genezy Molnár. Stąd też dziś ten właśnie artykuł.

System korytarzy Molnár János jest przedmiotem licznych badań zarówno geologów, geofizyków, jak i biologów – na przestrzeni lat badań odkryto cztery zupełnie nowe gatunki stworzeń. Cały czas badana jest też zmienność jaskini oraz poszukiwane są nowe podziemne połączenia.

Wyprawę do Molnár może zorganizować każdy posiadający uprawnienia do wykonania nurkowań jaskiniowych w zamkniętych przestrzeniach. Trasy podstawowe mają głębokość średnią 20–30 m, na trasy głębsze wymagane jest oddzielne umówienie się. Wszystkie szczegóły, łącznie z cennikiem, dostępne są na stronie operatora jaskini – MJ Cave http://www.mjcave.hu/en.

W zakresie noclegów przyjdą z pomocą popularne portale agregujące oferty noclegowe, ceny są niewygórowane. Po nurkowaniach, które kończą się maksymalnie o godzinie 16-tej, warto wybrać się na starówkę, która rozświetlona nocą dopełni wrażeń węgierskiej przygody.

Radon as a natural tracer for underwater cave exploration, Katalin Csondor, Anita Eross, Akos Horvath, Denes Szieberth, Journal of Environmental Radioactivity, journal homepage: www.elsevier.com/locate/jenvrad

Contributions of geophysical techniques to the exploration of the Molnár János Cave (Budapest, Hungary), Gergely Sururányi, Endre Dombrádi, Szabolcs Leél-Őssy, Acta Carsologica 39/3, Postojna 2010

cennik nurkowań w euro

nurkowanie z przewodnikiem 1 osoba 2 osoby 3 osoby+

1 nurkowanie 50–70 min, max 40 m

1 nurkowanie 90–150 min, max 40 m

1 nurkowanie 90–150 min, max 90 m

50/osoba + 70/grupa

50/osoba + 100/grupa Cave intro dive 50

Źródło: http://www.mjcave.hu/en/diving

Wydrzyki

morscy rozbójnicy

Tekst i zdjęcia Wojciech jarosZ w  świecie ptaków, zupełnie jak w kinie, można doświadczyć pościgów, rozbojów, kradzieży i nierozerwalnie związanych z nimi cichych dramatów ofiar. Sprawcami tych czynów zabronionych są prawdziwe szwarccharaktery (jeżeli przyłożyć do ptaków ludzkie kodeksy karne i normy współżycia społecznego) – wydrzyki. j ak na łotry spod ciemnej gwiazdy przystało, wydrzyki to ptaki mocno zbudowane i silne, a przy tym nie brak im mrocznej elegancji, co przybliża je raczej do c hłopców z  f erajny niż d żokera, skoro już o filmach mowa. m oże nieco odwrotnie jest w przypadku inteligencji, bo tej również wydrzykom nie brakuje.

Wiele wydrzyków rzeczywiście uprawia kleptopasożytnictwo, co znaczy, że żywią

się kosztem innych ptaków (mew, rybitw, maskonurów, alk, a nawet głuptaków) zmuszając je do oddania pożywienia. Niekiedy czynią to dość nachalnie podskubując, trącając czy dziobiąc ptaki wracające z łowów do swoich gniazd. Te, nie mogąc się opędzić i uciec od intruza (a wydrzyki latają na tyle szybko, by nie pozwolić ofierze na ucieczkę – nawet 50 km/h) w końcu oddają to, co upolowały ratując własną skórę.

Taki sposób zdobywania pokarmu, poprzez podbieranie go innym zwierzętom, nie jest w naturze czymś wyjątkowym. Większość drapieżców dopuszcza się tego typu zachowań, szczególnie gdy są większe i silniejsze od ofiary – wiadomo, duży może więcej. Znane są jednak przypadki ustępowania wielokrotnie mniejszym stworzeniom, jak choćby pumy płowe schodzące z drogi z oczywistych powodów niewielkim skunksom, które przychodzą się pożywić ich zdobyczą.

Niekiedy ofiary stają się agresorami, jak w przypadku mew i rybitw, które oddają własny łup wydrzykom, a same zabierają innym ptakom, w tym przedstawicielom własnego gatunku! Jeszcze ciekawiej jest w przypadku hien i lwów, które potrafią zabierać sobie nawzajem, a o tym która ze stron jest poszkodowana w danej sytuacji decyduje w dużej mierze determinacja i siła obu grup mięsożerców.

Wracając do wydrzyków, ślad pasożytniczych relacji międzygatunkowych utrwalił się w nazwie jednego z gatunków, wydrzyka ostrosternego, zwanego niekiedy pasożytnym za łacińską nazwą Stercorarius parasiticus. W wielu językach związek z nazwą łacińską jest ścisły, np. we francuskim Labbe parasite, w angielskim Parasitic jaeger, w hiszpańskim Págalo parásito. Etymologia łacińskiej nazwy rodzajowej również ma związek ze zdobywaniem pożywienia i jest to rodowód jeszcze mniej pociągający. Otóż Stercorarius oznacza z gnoju, z łajna, co wiąże się z dawnym

przekonaniem, że to co pojawia się w powietrzu w efekcie bandyckich napadów wydrzyków to nie zwrócony pokarm, a odchody napastowanego ptaka.

By pozostawić już kwestie pasożytowania, warto dodać, że wydrzyki potrafią również polować (ryby, ptaki, gryzonie) i nie gardzą padliną. To w jaki sposób te ptaki zdobywają pożywienie zależy przede wszystkim od okoliczności, tj. miejsca bytowania, pory sezonu, a w dużej mierze związane jest również z gatunkiem wydrzyka. I tu zaczynają się problemy, bo nikt dokładnie nie wie, ile jest gatunków wydrzyków. Najczęściej wymienia się ich dzisiaj siedem, ale bywało już, że do rodzaju Stercorarius zaliczano aż 10 oddzielnych gatunków (część z nich jest obecnie lokowana w randze podgatunku). Niewykluczone jest, że wydrzyki podzielone zostaną w przyszłości na dwa oddzielne rodzaje (taką potrzebę głoszą niektórzy ornitolodzy na łamach branżowych pism), by w jednym umieścić duże, brązowe wydrzyki nazywane skuami (wydrzyk wielki, brunatny, amerykański i antarktyczny), a w drugim te o delikatniejszej budowie i bardziej zróżnicowanym ubarwieniu (wspominany już wydrzyk ostrosterny, a także tęposterny i długosterny). Wątpliwości taksonomicznych jest wiele, ale wydaje się, że nie ma potrzeby by je w tym artykule roztrząsać.

Jako ciekawostkę można dodać, że badając kwestie przynależności określonego gatunku do wyższego taksonu bierze się pod uwagę, poza wieloma innymi kwestiami, również skład gatunkowy fauny pasożytniczej, głównie tej bytującej w piórach (sprawa dotyczy roztoczy). Wciąż te pasożyty…

Gdzie można się natknąć na wydrzyki? W bardzo wielu lokalizacjach na całym świecie, ale w zasadzie zawsze w miejscach związanych z morzem (nie biorąc pod uwagę sporadycznych odwiedzin na śródlądziu ptaków uciekających przed

sztormem, a kto wie, może i tych nadzwyczajnie ciekawskich?). Dowody paleontologiczne wskazują, że ptaki te wywodzą się z półkuli północnej naszego globu, jednak dzisiaj spotykamy je i po stronie arktycznej, jak i antarktycznej. Co więcej niektóre mogą być spotykane po obu stronach równika, czego najlepszym przykładem jest wydrzyk antarktyczny odbywający lęgi zgodnie ze swą nazwą na wybrzeżach Antarktydy i towarzyszących temu kontynentowi wyspach, a wędrujący na zimowiska zlokalizowane na północnym Pacyfiku lub północno-zachodnim Atlantyku. Zdarza się, że porównywany bywa pod względem długości wędrówek do niezrównanej w tym kontekście rybitwy popielatej! Wydrzyki uznawane są za kręgowce widywane najbliżej bieguna południowego, co potwierdza ich lotnicze możliwości. Mieszkańcy Europy mogą podziwiać wydrzyki wielkie w Norwegii, na Islandii, Wyspach Owczych, Szetlandach czy w północnej Szkocji, ale podobnie jak w przypadku antarktycznego,

skuę (bo tak jest najczęściej nazywany wydrzyk wielki) zobaczyć można na antypodach – w Nowej Zelandii, a także na Antarktydzie i w Ameryce Południowej – prawdziwy kosmopolita! W Europie można też natknąć się na wydrzyki ostrosterne, tęposterne i długosterne, zazwyczaj na krańcach północnych kontynentu, a w czasie przelotów również w bardziej południowych lokalizacjach, choćby w rejonie Morza Bałtyckiego.

Gdy wydrzyki zakończą już okres lęgów, a ten zazwyczaj pokrywa się z czasem lęgów gatunków ptaków, na które wydrzyki napadają, stają się ptakami pełnomorskimi. Widywane bywają przez załogi jachtów i statków w olbrzymiej odległości od najbliższego lądu.

By jednak zauważyć wydrzyki, trzeba wiedzieć, jak one wyglądają i jak odróżnić je od innych ptaków. Otóż są to ptaki średniej wielkości, przypominające typem budowy ciała większe gatunki

mew. Jednak szczegóły budowy nie pozostawiają złudzeń, że wydrzyki to wydrzyki, a nie „jakieś tam mewy”. Oczywiście pomiędzy największymi z wydrzyków, czyli skuą i antarktycznym, a najmniejszym, czyli długosternym jest spora różnica masy, odpowiednio 1,3 kg i 300 g, ale większość cech ich budowy jest wspólna dla wszystkich gatunków tego rodzaju. Posiadają charakterystyczny, haczykowato wygięty na końcu nielichy dziób, o czarnym kolorze. Takiej samej barwy są nogi wydrzyków zaopatrzone i w błony pławne, i w solidne szpony. Skrzydła są średnio szerokie i długie, lecz nieprzesadnie długie. Ubarwienie bywa różne i zależne jest od gatunku. Większe wydrzyki prezentują różne odcienie brązu na swych piórach z drobnym dodatkiem w postaci białego lusterka na lotkach. Wg jednej z teorii ma to być znak rozpoznawczy dla swych pobratymców by nie wymuszać pokarmu od ptaka z takim znakiem, bo to swój. Drobniej zbudowane wydrzyki, takie jak ostrosterne, tęposterne i długosterne

mają również ciemne umaszczenie, ale tylko na wierzchniej części ciała i to nie całej. Od spodu są raczej jasne – mówi się o kolorze kremowym w tym kontekście. Charakterystyczne dla tych gatunków jest również mniej bądź bardziej wyraź-

Przeważnie wydrzyki dożywają średnio kilkunastu lat, ale istnieje opis ptaka, który zaobrączkowany był jako pisklę w latach 1968–1970, a w roku 2015 przystępował nadal do lęgów.

ne wydłużenie środkowych sterówek, piór ogona (stąd te nazwy gatunkowe w języku polskim). Cecha ta, obok ubarwienia ułatwia trudne niekiedy oznaczenie gatunku obserwowanego wydrzyka.

W budowie wewnętrznej ciekawe jest obfite umięśnienie (szczególnie mięśnie poruszające skrzydłami są mocno rozwinięte), a także obecność we włóknach mięśni szkieletowych wyjątkowo dużej liczby mitochondriów – wewnątrzkomórkowych siłowni energetycznych, wraz ze stosownymi enzymami potrzebnymi do sprawnej realizacji procesów produkcji (a w zasadzie przekształcania) energii. To wszystko czyni wydrzyki bardzo sprawnymi lotnikami. W związku z dalekimi i długotrwającymi podróżami odbywającymi się nad wodami słonymi wydrzyki wykształciły świetnie działające gruczoły solne, które pełnią rolę pokładowej odsalarki. Dzięki takiemu przystosowaniu mogą one pić morską wodę, gdy brak jest dostępu do słodkiej.

Długie podróże kończą się wtedy, gdy trzeba się rozmnożyć. I tak jak w innych sferach swojego życia postrzegamy wydrzyki jako chuliganów, to w kwestii stosunków damsko-męskich (skoro

już antropomorfizować, to na całego), możemy podziwiać ich wierność. Tak, wydrzyki są monogamiczne i po długiej łazędze potrafią do siebie wrócić nie widząc się długie miesiące i po raz kolejny przystąpić do lęgów. Zazwyczaj w tym samym miejscu, choć są też obserwacje obalające tezę o niezmienności lokalizacji gniazda. Taki cykl może się powtarzać wiele razy, bo wydrzyki po osiągnięciu dojrzałości płciowej w wieku kilku lat (przeważnie 5–8 lat) mają jeszcze wiele życia przed sobą. цц Jak na 45-latka ten wydrzyk antarktyczny wyglądał ponoć nieźle. Po złożeniu jednego lub dwóch jaj w zagłębieniu w ziemi (wydrzyki nie silą się na wymyślne konstrukcje) para broni swojego gniazda. Ptaki te potrafią skutecznie odpędzać większe od siebie zwierzęta czyhające na ich jaja. Przy okazji obserwacji takich zachowań zauważono, że wydrzyki brunatne potrafią rozpoznać twarz człowieka. Badaczy, którzy już wcześniej zbliżali się do gniazda by dokonać pomiarów jaj bądź piskląt, wydrzyki

rozpoznawały i atakowały (i to niezależnie od zmienianej odzieży), podczas gdy osoby wcześniej przez nie niewidziane mogły swobodnie przejść w sąsiedztwie gniazda nie niepokojone przez ptaki. Jest to jeden z przykładów na dużą bystrość wydrzyków.

Gdy podczas pobytu na morskich wybrzeżach dostrzeżecie ciemnego ptaka przypominającego dużą mewę i do tego atakującego inne ptaki, prawdopodobnie patrzycie na wydrzyka – bądźcie czujni!

Hańcza

najgłębsze jezioro polski

Gdzieś daleko od centrum p olski, daleko od miejskiego życia, bronione serpentynami dróg, leży najgłębsze jezioro kraju – j ezioro h ańcza. r ozlało się w głębokiej polodowcowej rynnie wciśniętej pomiędzy wzgórza. o toczyło się lasami oraz łąkami wtapiając się w pejzaż regionu. n aszym celem jest Błaskowizna, mała wioska leżąca na wschodnim brzegu jeziora.

To tu znajdują się wszystkie bazy nurkowe oraz miejsca, w których można wejść do wody. Jadąc tu pierwszy raz warto skorzystać ze wskazań nawigacji satelitarnej GPS, szczególnie na ostatnim odcinku trasy, zredukuje to do minimum nadprogramowe zwiedzanie pięknych krajobrazów Suwalszczyzny.

nad jeZioreM

Gdy jesteśmy już na miejscu stajemy przed pierwszym dylematem: gdzie się ulokować?

Do wyboru mamy dwie bazy. Pierwszą, bardziej kameralną, położoną nad jedną z zatok. Jej minusem lub wielkim plusem, dla niektórych, jest brak możliwości napełnienia butli. Drugą, z pełnym zapleczem w postaci sprężarki oraz banku. Jej atutem lub wadą jest z kolei duża ilość miejsc noclegowych. Poza wyżej wymienionymi znajdziemy tu jeszcze dwa punkty, gdzie można nabić butle różnymi gazami oraz kilka gospodarstw agroturystycznych.

Zdjęcia Wojciech Zgoła
Tekst Michał sMaga

Dylemat ten nie zawsze będzie dotykał nas w jednakowy sposób. Zależnie od pory roku spodziewać się musimy baz pękających w szwach latem lub prawie pustych zimą. Najprościej będziemy mieć w lecie. Jeżeli nie zadzwonimy wcześniej i nie upewnimy się, że ktoś nas przyjmie na spanie, zostaje nam nocleg w namiocie lub agroturystyce. Na wolne miejsce w bazie nie mamy co liczyć. Poza sezonem letnim miejsca zawsze się znajdą, choć wymaga to wcześniejszego telefonicznego uzgodnienia.

gdZie nurkoWać?

Kiedy jesteśmy już zakwaterowani, sklarowany sprzęt czeka na nasze wejście do wody, należałoby wybrać cel nurkowania. Tutaj niestety wybór mamy ograniczony. Z powodu swojego położenia w granicach Suwalskiego Parku Krajobrazowego oraz objęcia całości jeziora rezerwatem, do nurkowania udostępniono jedynie część wschodniego brzegu jeziora oraz jego głębię. Na wzmiankowanym kilometrze mamy do dyspozycji trzy parkingi z dogodnymi zejściami do wody oraz ławami na których można wygodnie rozłożyć sprzęt. Można by w tym miejscu zacząć narzekać na niewielką długość udostępnionego brzegu, bo czym jest ten kilometr w stosunku do dwunastu kilometrów obwodu jeziora? Można by, jednak na szczęście ograniczenia te mają także swoje plusy. W jeziorze nie znajdziemy prawie żadnych sztucznie zatopionych atrakcji, tworzących niekiedy podwodne graciarnie, o wątpliwych walorach estetycznych. Czeka na nas jedynie to, co pozostawił po sobie lodowiec.

Stromo opadające skaliste zbocza oraz wielkie głazy tworzące formy przypominające górskie piarżyska. Ale po kolei.

Parking położony najbliżej wsi, zwany pierwszym parkingiem oferuje nam w miarę łagodnie, jak na tutejsze warunki, opadające dno wraz ze sporych rozmiarów strefą litoralu. Płynąc w głąb jeziora w okolicach trzydziestego metra natrafimy na spoczywającą na dnie łódkę. Kontynuując drogę w głąb, w okolicach

czterdziestego metra znajdziemy trzy dłubanki. Łodzie te są zabytkami archeologicznymi i jako takie podlegają ochronie – zabronione jest ich dotykanie. Jest to jedno z niewielu miejsc w Europie, gdzie można zobaczyć tego typu obiekty. Innym wariantem trasy, jaką można wybrać z Pierwszego Parkingu jest skierowanie się na północ wzdłuż brzegu jeziora. Płynąc kilka minut w tym kierunku, na głębokości 14 m zaczyna się najbardziej znana ścianka w Polsce. Ciągnie się nieprzerwanie około 300 m zmieniając od

czasu do czasu głębokość podstawy oraz szczytu. W jednym miejscu przerwana jest osypiskiem luźnego materiału skalnego oraz żwiru. Jest to znak, że osiągnęliśmy drugi parking. Tu najgłębsze miejsce waha się pomiędzy 25 a 40 m.

parking numer dwa jest miejscem, zaraz po środku jeziora, dostarczającym najwięcej wrażeń miłośnikom głębokości. Można tu w bardzo krótkim czasie osiągnąć 50 i więcej metrów, zanurzając się wzdłuż bardzo mocno nachylonego stoku. Sam stok także dostarcza wrażeń, różnych rozmiarów głazy leżące w nieładzie oraz rumosz skalny tworzą iście księżycowy krajobraz.

Płynąc dalej wzdłuż brzegu trafimy w końcu na trzeci parking. Tutaj dno jest najmniej strome, a strefa litoralu największa. Dodatkowym atutem jest obecność na dnie platformy pozwalającej na przeprowadzanie ćwiczeń. Znajdziemy tu także iłowe ścianki, nie tak spektakularne, jak te na poprzednich parkingach, ale także urokliwe. Ze względu na delikatność materiału je tworzącego nie należy ich dotykać.

Ostatnim miejscem, gdzie możemy zanurkować, jest głębia jeziora. Nie spodziewajmy się tam pięknych widoków, będzie nas musiał zadow-

olić widok liny opustowej. Nurków przyciąga tu możliwość zobaczenia trzycyfrowej głębokości na wyświetlaczu komputera. Głębokość podawana w internecie waha się od 105 do 111 m i nie znajduje niestety potwierdzenia wśród nurków. Osoby odwiedzające dno zgodnie twierdzą, że jest to 103 m.

kiedy nurkoWać?

Wiemy już prawie wszystko, aby móc zaplanować udany wyjazd nurkowy. Brakuje nam już tylko jednej informacji – kiedy będziemy mieli dobrą widoczność. Kwestia jest trochę problematyczna.

Najprościej byłoby powiedzieć: najlepsze warunki będą pomiędzy jesienną i wiosenną miksją.

W tym czasie wizura nierzadko przekracza 20 m.

Niestety nie załatwia nam to sprawy, bo co z ciepłolubnymi nurkami lub tymi, którzy nurkują w piankach? Oni będą musieli pogodzić się z wizurą ograniczoną czasami do dwóch metrów w miesiącach letnich. Na szczęście wraz ze wzrostem głębokości widoczność się poprawia. W okolicach 20 m rzadko spada poniżej 10 m.

Wiedząc już, kiedy chcemy przyjechać nad jezioro oraz co w nim zobaczyć, rozejrzyjmy się jeszcze jak możemy spędzić czas na powierzchni. Tu, w zależności od wybranej pory roku,

kulinarnie

dostępne mamy różne formy zwiedzania okolicy. Począwszy od wycieczek pieszych, przez rowerowe, kończąc na nartach biegowych oraz kuligu. Dla osób preferujących bardziej leniwe formy spędzania wolnego czasu dostępna jest niedawno otwarta publiczna plaża.

W zależności od wybranej przez nas pory roku okolice jeziora prezentować się będą w różnych szatach. Począwszy od skrytych pod śniegiem wzgórz i jeżeli mamy szczęście skutego lodem jeziora, poprzez soczystą zieleń traw i lasów, kończąc na pełnych kolorów, czasem zasnutych mgłą, wzgórzach jesienią.

Opisując atuty regionu nie wypada nie wspomnieć o lokalnych specjałach kulinarnych. Najbardziej znaną jest sękacz – ciasto pieczone nad wolnym ogniem. Będąc na miejscu nie można nie spróbować też kartaczy oraz babki ziemniaczanej. Mniej znanym, ale równie polecanym produktem są wyrabiane tradycyjnymi metodami sery, które dostać można u kilku gospodarzy w okolicy.

Kończymy powoli podróż nad Hańczę. Zostawiamy za sobą uroki tego miejsca, gdzie nie dotarł jeszcze miejski zgiełk, miejsca tak innego od zagranicznych kurortów nurkowych, trochę dzikiego, a przez wielu nieodkrytego.

błaskowizna nad jeziorem hańcza

kod pocztowy: 16-404

lokalizacja gps: 52.245652 i 22.801854

dojazd: do Suwałk trasą S61 i dalej do Błaskowizny, kierunek północny zachód

nocleg

słowikowski tadeusz gospodarstwo agroturystyczne (sprężarka – tylko powietrze)

Błaskowizna 24, 24A, 16-404 Jeleniewo

Tel.: +48 87 568 34 4 8, +48 512 299 422 http://www.suwalszczyzna.com.pl/blaskowizna24

sienkiewiczówka

Błaskowizna 3A, 16-404 Błaskowizna

Tel.: +48 87 562 17 94, +48 500 021 272 http://www.suwalszczyzna.com.pl/sienkiewiczowka

teresa i ignacy andruczyk

Błaskowizna 4, 16-404 Jeleniewo

Tel.: +48 87 568 34 45, +48 518 896 934 http://www.blaskowizna4.suwalszczyzna.com.pl

pokoje nad hańczą – anna kwaterska

Błaskowizna 19, 16-404 Jeleniewo

Tel.: +48 604 258 076

http://www.hancza.com

Miejsce wypoczynkowe nad jeziorem hańcza

Błaskowizna 1, 16-404 Jeleniewo

Tel.: +48 601 169 922

https://noclegi.pl/hancza2

gościniec hańcza

Błaskowizna 3A, 16-404 Jeleniewo (tylko latem)

Tel.: +48 607 703 673, +48 501 370 889

http://gosciniechancza.pl

centra nurkowe w okolicy

centrum nurkowe banana divers

Błaskowizna 9, 16-404 Jeleniewo

Tel.: +48 502 764 747 bananadivers.pl

hańczatech (brak sprężarki)

Błaskowizna 20, 16-404 Jeleniewo

Tel.: +48 513 028 854; www.hanczatech.pl

ełckie centrum nurkowe submariner (brak noclegu)

Błaskowizna 22, 16-404 Błaskowizna, gm. Jeleniewo

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.