Jak planować cele w nowym roku? str. 2 rektor uJ o Ai, akademikach i czterodniowym tygodniu studiów str. 6–9 MIESIĘCZNIK NR 4 (321) • ROK XXIX • STYCZEŃ 2025 • ISSN 1429–995X WWW.ISSUU.COM/PISMOWUJ • ROZDAWANY BEZPŁATNIE
Kraków w świetle. Fotoreportaż str. 24
Od Bostonu po Yellowstone. Moje podróże po Stanach Zjednoczonych str. 14–15
uniwersytet > studenci > kultura > sport Jak wyznaczyć postanowienie i w nim wytrwać?
Nowy rok, nowe postanowienia i… fiasko
autorka: Izabela Biernat
Koniec starego roku i początek nowego to dosyć intensywny okres dla wielu z nas. W rzeczywistości niewiele się zmienia, bo tylko data w kalendarzu, jednak sporo osób utożsamia go z zakończeniem pewnego rozdziału w życiu. Choć nie trzeba wcale czekać dwanaście miesięcy, by móc wyznaczać ambitne cele i dokonać pewnych zmian, nadchodzący rok może stanowić dodatkową motywację, by podjąć się tych działań. Bo przecież lepiej późno niż wcale. Ledwo skończyły się święta Bożego Narodzenia, a z każdej strony zaczęliśmy być bombardowani zachętami do uczynienia z 2025 roku okresu przepełnionego samymi sukcesami i obfitującego jedynie we wspaniałe chwile. Przeróżne firmy oferują tradycyjnie swoje produkty i usługi, by jak najwięcej na tym wszystkim zarobić, przekonując nas tym samym, że konieczne jest wykupienie z góry półrocznego abonamentu na siłownię czy zapisanie się na warsztaty śpiewu (choć nigdy nawet nie przeszło nam to przez myśl). Jedno jest pewne: presja otoczenia mocno daje się we znaki. Zanim jednak rzucimy się na głęboką wodę w tym szaleństwie, warto jest usiąść i ochłonąć. Trzeba przemyśleć, czy to wszystko jest nam naprawdę potrzebne. Zwłaszcza, że przy wyznaczaniu celu i planowaniu (a więc w połowie drogi do jego osiągnięcia) wystarczą nam bardzo niewielkie zasoby – kartka papieru i długopis.
Jak właściwie wyznaczać cele?
Od czego zatem zacząć? Najlepiej od początku, czyli przeanalizowania miejsca, w którym obecnie się znajdujemy. Czy odpowiada nam nasza praca? Co do tej pory udało nam się osiągnąć w obrębie naszych zainteresowań? Czy czujemy, że zaniedbaliśmy w ostatnim czasie swoje zdrowie? Pomocne w tym celu może okazać się narzędzie, jakim jest Koło Życia. Ułatwia ono ocenienie satysfakcji z poszczególnych obszarów naszego życia, a tym samym wskazanie, któremu z nich warto poświęcić więcej uwagi. Kiedy refleksja na temat obecnej sytuacji już za nami, pora na wyznaczenie samego celu. Podświadomie zapewne każdy z nas ma kilka pomysłów z tym związanych. Zdrowe odżywianie, częstsze wyjścia z przyjaciółmi, odłożenie
Od czego zacząć planowanie celów? Najlepiej od początku, czyli przeanalizowania miejsca, w którym obecnie się znajdujemy. Czy odpowiada nam nasza praca? Co do tej pory udało nam się osiągnąć w obrębie naszych zainteresowań? Czy czujemy, że zaniedbaliśmy w ostatnim czasie swoje zdrowie? pieniędzy na wymarzone wakacje… To jednak zbyt ogólnikowe cele, co stanowi powszechny powód, dla którego większość z nich ostatecznie się nie realizuje. Konieczne jest zatem skonkretyzowanie celu i jego właściwe zapisanie, by sam w sobie sugerował nam, co, kiedy i jak zamierzamy osiągnąć. Jedną z najlepszych do tego metod jest SMART, dzięki czemu właściwie sprecyzowane cele staną się Specific (konkretne), Measurable (mierzalne), Achievable (osiągalne), Relevant (zgodne z celem) i Time-bound (określone w czasie). Kolejnym krokiem jest zapełnienie pustych przestrzeni między nimi a teraźniejszością. Mówiąc wprost, chodzi o zaplanowanie działań, które powinny być rozpisane równie konkretnie jak sam efekt, dzięki czemu łatwiej będzie nam je zrealizować, ponieważ nie będą się wydawały aż tak odległe. Pomocne może się okazać podzie-
2 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
lenie tych planowanych działań na coraz to mniejsze, bardziej codzienne, które nie będą wymagały od nas niewyobrażalnego wysiłku. Pozwolą nam one przybliżyć się do osiągnięcia celu znacznie skuteczniej niż te wygórowane.
Co w razie kryzysu?
Przy osiąganiu celów, zwłaszcza tych większych i bardziej odległych w czasie, nierzadko łapią nas kryzysy. Narzędziem pomocnym w walce z takim problemem jest wizualizacja już osiągniętego efektu. Dobrym pomysłem jest przygotowanie takiej planszy i powieszenie jej w widocznym miejscu, by mieć wyznaczony cel zawsze przed oczami. Równie dobrze może to być tablica na Pintereście lub sesja medytacji. Wizualizacja pozwoli przypomnieć nam, że mamy to w zasięgu ręki. Innym sposobem na wybrnięcie z kryzysu jest próba odpowie-
dzenia sobie na pytania, po co właściwie się zaczęło dane działania i dlaczego zależy nam na ich realizacji. Pytania te można mnożyć, układać w różnych konfiguracjach, a odpowiedzi na nie skutecznie podbudowują naszą wewnętrzną motywację. Warto zapisać je wszystkie na kartce, do której będzie można wrócić, gdy zajdzie taka potrzeba. Trudności i błędy to naturalne wypadkowe podejmowania decyzji. Tylko ten, kto nic nie robi, nie trafia na nie. Nie warto zatem rezygnować z celu, do którego przybliżamy się z każdym działaniem. Kiedy zaczynamy czuć, że krok wstecz jest nam potrzebny, niech posłuży on tylko do zmiany perspektywy, rzucenia okiem na szerszy obraz sytuacji i zmodyfikowania narzędzi do osiągania efektu – ale nie samego celu.
fot. Pexels
uniwersytet > studenci > kultura > sport Poradnik dla młodych przedsiębiorców
autorka: Klaudia Katarzyńska
Pierwsza firma – jak ją założyć? Inspiracje i narzędzia, których potrzebujesz Wielu początkujących przedsiębiorców zastanawia się, od czego zacząć, jak uniknąć typowych błędów i co zrobić, aby ich pomysł odniósł sukces na konkurencyjnym rynku. Przygotowaliśmy ważne wskazówki dotyczące tego, jak założyć własną działalność, zebrane na podstawie rozmowy z przedstawicielami Akademickiego Inkubatora Przedsiębiorczości Uniwersytetu Jagiellońskiego (AIP UJ) – Natalią Pulchny, Olgą Skakun i Piotrem Kalarusem. Pierwszym krokiem jest zdobycie rzetelnej wiedzy na temat prowadzenia biznesu. Zrozumienie podstawowych pojęć, takich jak np. model biznesowy, analiza SWOT, segmentacja rynku, strategie marketingowe czy kwestie prawne i podatkowe, jest podstawą do tego, by zacząć działać dalej. Poszukaj wiarygodnych źródeł informacji. Im więcej wiesz, tym łatwiej będzie Ci podejmować świadome decyzje i unikać kosztownych błędów. Cennym wsparciem w tym procesie może być portal Business Idea Center, stworzony przez AIP UJ. Jedną z jego najważniejszych funkcji jest „Bank wiedzy”, czyli obszerne kompendium aktualnej wiedzy na temat przedsiębiorczości. – Znajdują się tam artykuły dotyczące m.in. prawa własności intelektualnej, marketingu, za-
rządzania zespołem, zakładania działalności gospodarczej czy nowoczesnych trendów – wyjaśnia Natalia Pulchny. Osobom związanym z naszą uczelnią portal oferuje pełny i bezpłatny dostęp do wszystkich funkcji.
Przeprowadź szczegółową analizę rynku
Zanim zaczniesz inwestować w swój pomysł, przeprowadź dogłębną analizę rynku. Zbadaj potrzeby potencjalnych klientów, sprawdź działania konkurencji i przetestuj swoje założenia. Olga Skakun zauważa: – Ekscytacja swoim pomysłem jest zrozumiała, ale konieczne jest testowanie założeń, szukanie opinii i dopracowywanie szczegółów. Natalia dodaje: – Chyba największym błędem jest zakochanie się we własnym pomyśle. Efektem często bywają rozczarowa-
nie i zniechęcenie, które utrudnia ją dalszy rozwój. – Ludzie często zakładają, że ich pomysł jest świetny, bo usłyszeli to od kilku osób, ale nie przeprowadzają dokładnych badań czy testów – mówi Natalia. Rynek jednak bezlitośnie wyolbrzymia słabości projektu, co może prowadzić do szybkich porażek.
Korzystaj z narzędzi do networkingu
Budowanie relacji z innymi przedsiębiorcami, ekspertami z branży, potencjalnymi klientami czy z dostawcami może otworzyć przed Tobą nowe możliwości. Aktywna obecność w środowisku biznesowym może pomóc Ci znaleźć partnerów, pracowników, mentorów lub nawet inwestorów. Na portalu Business Idea Center znajdziesz zakładkę „Łączmy się”, która ułatwia nawiązywanie współpracy. – Użytkownicy mogą łączyć się w trzech głównych obszarach: osoby z projektami mogą szukać współpracowników, osoby z kompetencjami mogą znaleźć projekty, a także dostępne są oferty praktyk, staży i wolontariatów – wyjaśnia Natalia.
Czy przedsiębiorczość jest dla każdego?
Nie każdy nadaje się do roli przedsiębiorcy, a co więcej, nie każdy powinien nim zostać. – Przedsiębiorczość wymaga ogromnego zaangażowania. To nie jest hobby,
Pismo Studentów „WUJ – Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego”. Redakcja: ul. Piastowska 47, 30-067 Kraków Wydawca: Fundacja Studentów i Absolwentów UJ „Bratniak” e-mail: wuj.redakcja@gmail.com; tel. 668 717 167 Strony internetowe: www.issuu.com/pismowuj oraz www.facebook.com/pismowuj Redaktor naczelny: Adrian Burtan Zespół: Justyna Arlet-Głowacka, Ewa Zwolińska, Klaudia Katarzyńska, Izabela Biernat, Martyna Lalik, Karolina Iwaniec, Lucjan Kos (foto), Marta Kwasek, Martyna Szulakiewicz-Gaweł (foto), Krzysztof Materny, Oliwia Wójciak, Emilia Czaja (foto), Wojciech Skucha, Tomasz Łysoń, Alicja Bazan, Weronika Adamek, Wojciech Seweryn, Maja Andrzejak, Helena Iskra, Wiktoria Piwowarska, Iwona Łaciak Korekta: Ewa Zwolińska, Maja Andrzejak Okładka: Aleksandra Zielińska Reklama: wuj_reklama@op.pl Numer zamknięto: 30 grudnia 2024 roku
które można traktować jak fitness trzy razy w tygodniu. To zajęcie na pełny etat, często od rana do wieczora – podkreśla Piotr Kalarus. Bycie przedsiębiorcą to nie tylko posiadanie pomysłu, ale również determinacja, elastyczność i umiejętność podejmowania trudnych decyzji. – Samemu nie da się wszystkiego zrobić – od prawa i logistyki, przez marketing, po zarządzanie zespołem i finansami. Ważne jest dobranie odpowiednich ludzi do współpracy, a jednocześnie zachowanie pieczy nad całością projektu – dodaje Olga. Dla wielu osób alternatywą jest stabilne życie w korporacji. – Stabilne wynagrodzenie, wakacje za granicą, brak presji ciągłego martwienia się o przyszłość firmy. Coraz więcej młodych ludzi wybiera tę drogę zamiast bycia przedsiębiorcą – zauważa Piotr. Jednak dla tych, którzy chcą spróbować swoich sił, Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości oferuje wsparcie i edukację. – Nie każdy musi zakładać własną firmę, ale każdy może spróbować. Chcemy pokazać ludziom, że są inne ścieżki niż praca na etacie – mówi Natalia. – Przedsiębiorczość to nie tylko prowadzenie własnej działalności – to również umiejętność zarządzania czasem, sobą czy talentami – uzupełnia Olga. Jeśli więc masz pomysł, działaj – ale rób to mądrze, korzystając z dostępnych narzędzi i wiedzy.
Znajdź nas!
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
3
uniwersytet > studenci > kultura > sport
Co nowego na UJ? Nominacje profesorskie od prezydenta Prezydent Andrzej Duda wręczył nominacje profesorskie nauczycielom akademickim oraz pracownikom nauki i sztuki. Znaleźli się wśród nich pracownicy naukowo-dydaktyczni Uniwersytetu Jagiellońskiego: Wojciech Dragan (Wydział Filozoficzny) – profesor nauk społecznych w dyscyplinie psychologia, Anna Ptak (Wydział Biologii) – profesor nauk ścisłych i przyrodniczych w dyscyplinie nauki biologiczne, Krzysztof Stachura (Wydział Lekarski, Klinika Neurochirurgii i Neurotraumatologii) – profesor nauk medycznych i nauk o zdrowiu w dyscyplinie nauki medyczne oraz Agnieszka Szopa (Wydział Farmaceutyczny, Katedra Biotechnologii Roślin i Grzybow Leczniczych) – profesor nauk medycznych i nauk o zdrowiu w dyscyplinie nauki farmaceutyczne. Uroczystość wręczenia nagród odbyła się 10 i 12 grudnia w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Otrzymanie tego wyróżnienia przez członków społeczności akademickiej UJ jest powodem do wielkiej dumy i radości dla całej społeczności uczelni.
55 studentów ze stypendiami Własne Fundusze Stypendialne przyznawane są osobom studiującym, które już na początku swojej drogi akademickiej wyróżniają się ogromnymi osiągnięciami w nauce. Podczas uroczystej gali 12 grudnia w Auli Jagiellońskiej nagrody otrzymali laureaci: Stypendium Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rektorskiego Funduszu Stypendialnego dla Olimpijczyków, laureatów Funduszu Stypendialnego Ad Polonos, skierowanego do studentów i doktorantów pochodzących z Europy Środkowej i Wschodniej o polskich korzeniach, oraz Funduszu Stypendialnego im. Bohdana Łysiaka. Wyróżnienia wręczyli prorektor UJ ds. dydaktyki prof. Paweł Laidler, prorektor ds. polityki kadrowej i finansowej prof. Joanna Zalewska-Gałosz oraz kwestor UJ mgr Teresa Kapcia. Własne Fundusze Stypendialne UJ są finansowane ze środków uczelni oraz przez darczyńców.
autorka:
Alicja Bazan
Popularyzator nauki z UJ Doktor Tomasz Miller został laureatem w kategorii nauka w tegorocznej (dwudziestej) edycji konkursu Popularyzator Nauki, organizowanego przez serwis Nauka w Polsce. Dr Miller z wykształcenia jest fizykiem matematycznym, pracuje w Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych UJ. Został nagrodzony za ukazywanie piękna matematyki i fizyki oraz za mówienie o zagadnieniach związanych z tymi dziedzinami z ogromną pasją i zaangażowaniem. Laureat mówił: „Bardzo dziękuję w imieniu całego zespołu Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych – ta nagroda jest dla nas wszystkich. Bernard Russell pisał, że matematyka, odpowiednio przedstawiana, odznacza się surowym pięknem, podobnym do piękna rzeźby. Piękno to, wbrew obiegowej opinii o hermetyczności matematyki, jest dostępne dla wszystkich chętnych. Nie trzeba być matematykiem, by się nią cieszyć, tak jak nie trzeba być artystą, by cieszyć się sztuką […]”. Dr Miller zajmuje się również pisaniem esejów popularnonaukowych i tłumaczeniem książek o tej tematyce („Zagubione w matematyce” Sabine Hossenfelder oraz „Liczby nadrzeczywiste” Donalda Ervina Knutha), jest także konsultantem naukowym przekładów książek.
24 mln na innowacje Uniwersytet Jagielloński – Collegium Medicum otrzymał dofinansowanie w wysokości niemal 24 mln złotych z Funduszy Europejskich dla Nowoczesnej Gospodarki. Centrum Rozwoju Terapii Chorób Cywilizacyjnych i Związanych z Wiekiem powołane w zeszłym roku zapewnia możliwość rozwoju naukowego i współpracy osobom z Polski oraz z zagranicy. Jego celem jest opracowywanie poprzez badania nowych strategii terapeutycznych oraz leków. Środki uzyskane w ramach konkursu posłużą do zakupu nowoczesnego sprzętu, a więc również powstania nowych modułów badawczych. Zostaną udostępnione narzędzia do badania leków i kandydatów na leki. Zaproponowana do kupna aparatura umożliwi stworzenie w Polsce pierwszych platform przeznaczonych do tak zaawansowanych analiz obrazowych.
Powitanie nowych doktorantek i doktorantów na UJ Osoby rozpoczynające naukę w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych, Szkole Doktorskiej Nauk Medycznych i Nauk o Zdrowiu, Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych i Szkole Doktorskiej Nauk Ścisłych i Przyrodniczych oraz absolwenci tych szkół wzięli udział w uroczystym spotkaniu. Rok akademicki 2024/2025 uroczyście otworzył rektor prof. Piotr Jedynak podczas spotkania w auli Collegium Novum. Podkreślił, że kariery naukowe każdej z obecnych osób mogą się potoczyć zupełnie inaczej. Podczas wydarzenia zabrała głos Maria Komisarz-Calik ze Szkoły Doktorskiej Nauk Medycznych i Nauk o Zdrowiu, reprezentująca doktorantów pierwszego roku. „Mamy absolwentów i mamy także znakomitych kandydatów na absolwentów za kilka lat” – powiedział prorektor ds. dydaktyki prof. Paweł Laidler. Wyraził nadzieję na to, że losy przynajmniej części z nich będą związane z ich Alma Mater. Źródło informacji: uj.edu.pl
4 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
fot. Kamil Sikora, Anna Wojnar, uj.edu.pl
uniwersytet > studenci > kultura > sport Cykl „Wokół kół”
autorka: Karolina Iwaniec
Tu poznasz tajemnice ludzkiego mózgu Czy wiesz, jak wpływa dieta na Twój układ nerwowy lub jak działają zmysły? Koło Naukowe Neuronus nie tylko zna odpowiedzi na te i inne pytania, ale także umiejętnie dzieli się nimi z szeroką publicznością. Wszystko zaczęło się w 2008 roku, kiedy to grupa studentów z Zakładów Neuroanatomii oraz Neurofizjologii i Chronobiologii UJ zorganizowała pierwszą Ogólnopolską Konferencję Neurobiologiczną „Neuronus”. Od tamtej pory działalność koła nabrała rozpędu. Obecnie KN Neuronus skupia około 60 członków, a jego aktywność obejmuje nie tylko organizację wydarzeń naukowych, takich jak konferencje czy seminaria, ale również popularyzację wiedzy wśród młodych ludzi. – Dołączyłam do koła od razu po przyjściu na studia, jako że chciałam poznać inne osoby zainteresowane neuronauką – wspomina Martyna Bernaciak, która od tamtej pory pozostała w Neuronusie, a w tym roku akademickim stała się jego przewodniczącą. Pomagają jej wiceprzewodniczący Magdalena Siwarga, Khuslenzaya Hunter, Róż Dembajka oraz skarbniczka Barbara Wyszomirska.
Struktura koła niczym sieć neuronowa
Neuronus to także świetnie zorganizowany zespół ludzi mających takie same pasje. – Koło to jest bliskie mojemu sercu, ponieważ daje mi możliwość połączenia moich dwóch zainteresowań: neurobiologii oraz popularyzacji nauki – mówi Martyna Bernaciak. Działalność koła opiera się na siedmiu sekcjach. Czym zajmuje się każda z nich? Sekcja Neuroinformatyki wykorzystuje zaawansowane metody obliczeniowe w badaniach nad mózgiem, od mapowania struktur po integrację różnorodnych danych. Brain Bee koordynuje regionalny etap prestiżowego Konkursu Wiedzy Neurobiologicznej, a NeuronusSound tworzy podcast o neurobiologii. Sekcja PTBUN współpracuje z Polskim Towarzystwem Badań fot. Koło Naukowe Neuronus
Układu Nerwowego, organizując otwarte warsztaty i spotkania popularyzujące wiedzę o funkcjonowaniu mózgu. Sekcja Wniosków jest z kolei finansowym mózgiem koła, który dba o pozyskiwanie dofinansowań na ambitne inicjatywy, a Sekcja Konferencji organizuje flagowe wydarzenie koła – Konferencję Neuronus. Ponadto Sekcja Ogólna koordynuje codzienne funkcjonowanie Neuronusa – od organizacji spotkań po promocję działań w mediach społecznościowych.
Młodzi neurobiolodzy
Najważniejszym wydarzeniem w kalendarzu koła jest konferencja Neuronus Neuroscience Forum, która odbywa się co dwa lata. W 2023 roku przyciągnęła ponad 500 uczestników z całego świata. To trzydniowe wydarzenie jest nie tylko okazją do wysłuchania wykładów wybitnych naukowców, ale także przestrzenią do nawiązywania międzynarodowych kontaktów i wymiany doświadczeń. Oprócz rozwijania zainteresowań studentów koło inspiruje też przyszłe pokolenia neuronaukowców. Wspólnie z Polskim Towarzystwem Przyrodników im. Kopernika organizuje polską edycję Brain Bee – konkursu neurobiologicznego dla uczniów szkół średnich. Laureaci polskiego etapu osiągają znaczące sukcesy na arenie międzynarodowej.
Od neurobiologii molekularnej po sztuczną inteligencję
Jednym z celów Neuronusa jest dzielenie się wiedzą. Członkowie koła organizują spotkania dyskusyjne, seminaria i warsztaty. Aktywnie uczestniczą w takich wydarzeniach jak Noc Biologów, Tydzień Mózgu czy Targi Kół Naukowych. Dzięki temu mają szansę popularyzować wśród szerokiej publiczności różnorodne
Jednym z celów Neuronusa jest dzielenie się wiedzą. Członkowie koła organizują spotkania dyskusyjne, seminaria i warsztaty. Aktywnie uczestniczą w takich wydarzeniach jak Noc Biologów, Tydzień Mózgu czy Targi Kół Naukowych. Dzięki temu mają szansę popularyzować wśród szerokiej publiczności różnorodne zagadnienia – od neurobiologii molekularnej, przez neuronaukę kognitywną, aż do sztucznej inteligencji. zagadnienia – od neurobiologii molekularnej, przez neuronaukę kognitywną, aż do sztucznej inteligencji. – Dołączyłam do koła, ponieważ bardzo lubię naukę i wiem, jak bardzo ważna jest popularyzacja nauki w dzisiejszych czasach, gdzie fałszywe informacje są na każdym kroku – zaznacza Katarzyna Deplewska. Koło jest otwarte na nowe formy popularyzacji nauki. Doskonałym przykładem jest NeuronusSound, podcast neurobiolo-
giczny. Słuchacze mogli poznać tajniki funkcjonowania zmysłów czy wpływu diety na układ nerwowy. Dotychczas ukazały się cztery sezony, a obecnie trwają prace nad kolejnym. Koło zaprasza do współpracy nowe osoby, zarówno studentów neurobiologii, jak i innych kierunków. Jeśli fascynuje Cię mózg i chcesz rozwijać swoje zainteresowania w tej dziedzinie, wystarczy napisać do nich na maila lub przez media społecznościowe.
e-mail: neuronus@uj.edu.pl
Facebook: facebook.com/KoloNaukoweNeuronus Instagram: @kn_neuronus
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
5
uniwersytet > studenci > kultura > sport Rozmowa z rektorem UJ
autor: Adrian Burtan
Prof. Piotr Jedynak, rektor UJ: Sztuczna inteligencja na uczelni? Jesteśmy otwarci
– Zdarza się, że student spędza na uczelni jedynie trzy godziny w ciągu dnia, uczestnicząc w dwóch wykładach. Jeśli to powtarza się też w innych dniach, to skłania nas to do przemyśleń, czy nie da się harmonogramu zmienić na taki, w którym student będzie studiował w mniejszej liczbie dni – mówi w rozmowie z nami nowy rektor UJ, prof. Piotr Jedynak. Z rektorem rozmawiamy m.in. o trudnej relacji z Kołem Młodych Inicjatywy Pracowniczej, czterodniowym tygodniu nauki, planach na nowe akademiki oraz o tym, czy pracownik UJ ma szansę na Nagrodę Nobla. Czy jeszcze przed objęciem stanowiska rektora miał Pan momenty zwątpienia? Mam na myśli protesty studentów, zwłaszcza ten z końca ubiegłego roku akademickiego wokół akademika „Kamionka”.
ÂÂ Prof. Piotr Jedynak, Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego: Sprawa dotycząca „Kamionki” ujawnia różnice punktu widzenia kierujących uczelnią i Koła Młodych Inicjatywy Pracowniczej [organizatora protestu – przyp. red.], jeśli chodzi o rozumienie problemu dostępności miejsc studenckich oraz stopień realizacji działań przez władze UJ, wynikających z porozumienia, które podpisaliśmy ze strajkującymi. Zadaniem uczelni jest zwiększanie dostępności miejsc w akademikach, najlepiej w lokalizacjach położonych blisko miejsc, gdzie studenci odbywają zajęcia. Realizacja tego zadania wiąże się z podejmowaniem działań remontowych i inwestycyjnych w tych lokalizacjach. Natomiast w mojej ocenie Koło Młodych Inicjatywy Pracowniczej stawia sprawę inaczej. Argument, że akademik mający powstać na Kampusie na Ruczaju jest gorszym rozwiązaniem niż remontowanie „Kamionki”, jest tezą, z którą trudno nam się zgodzić. Choćby dlatego, że na III Kampusie studiuje jedna trzecia naszych studentów, a „Kamionka” leży daleko od centrum Krakowa i nie ma tam ani jednego spośród naszych wydziałów. – Wierzę, że nowy akademik na Ruczaju powstanie w 2026 roku. Ma zapewnić miejsca około 200 studentom. Chcemy, żeby ten akademik był nie tylko miejscem do mieszkania, ale też okazją do spotkań, nawiązywania relacji. Podpatrujemy w związku z tym podobne rozwiązania w Szwecji. Tak żeby studenci nie spędzali czasu wyłącznie w pokojach, ale korzystali z nowocześnie przemyślanych części wspólnych – mówi nam prof. Piotr Jedynak, rektor UJ.
6 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
Mając jednak w ofercie dodatkowo „Kamionkę”, miejsc dla studentów byłoby jeszcze więcej.
ÂÂ Tak, ale drugie kryterium, poza lokalizacją, które jest dla nas ważne, to jakość miejsc w aka-
demikach. W XXI wieku standard obecnej „Kamionki” jest nie do zaakceptowania na poziomie uniwersyteckim. Standard ten nie jest możliwy do przedstawienia jako oferta noclegowa. Natomiast gdybyśmy nawet wykonali pełny remont, uzyskamy nadal niesatysfakcjonującą jakość. A to dlatego, że ograniczenia związane ze statusem tych budynków – ulokowanych nieszczęśliwie na liście zabytków – powodują, że mamy bardzo niewielkie możliwości. Poza tym często sami przekonujemy się, że remontowanie posiadanych już domów czy mieszkań jest dużo bardziej uciążliwe – także ekonomicznie – niż budowanie czegoś od nowa. No i trzeci powód – ekonomiczny. My jesteśmy uczelnią publiczną, nie prywatną. W związku z tym decyzje podejmowane przez nas, które mają charakter finansowy, nie mogą abstrahować od rzeczywistości i od odpowiedzialności władz uczelni z tytułu dyscypliny finansów publicznych. Cytując ustawę o finansach publicznych i ustawę o nauce i szkolnictwie wyższym, decyzje generalnie powinny być tak podejmowane, żeby cel uzyskiwać najtaniej, jak to tylko możliwe. I teraz jeśli porównamy różne opcje zwiększania liczby miejsc w akademikach, to remont akademików przy ulicy Kamionka byłby zdecydowanie najdroższą opcją, nawet droższą niż budowa nowego akademika na Ruczaju. Z tych różnic bierze się taka, a nie inna relacja między nami a Kołem Młodych Inicjatywy Pracowniczej.
I szans na poprawę tych relacji nie widać?
ÂÂ O ile w przeszłości krytyka ze strony strajkujących dotyczyła generalnie władz uczelni, tak teraz ta fot. Anna Wojnar
uniwersytet > studenci > kultura > sport
– Mamy silne przekonanie, że w kryteriach branych pod uwagę przy ustalaniu miejsca rankingowego uczelni – takich jak jakość kadry naukowych, liczba cytowań itp. – możemy jeszcze trochę zrobić, zwracając choćby uwagę przez różne działania, że warto trochę inaczej publikować, dbać o cytowalność prac, pozyskiwać granty. Również posiadanie w szeregach uczelni laureata Nobla skokowo zmienia pozycję uczelni w rankingach – tłumaczy rektor. działalność zaczyna dotykać również senatorów UJ. W mieście, nie tylko w budynkach uczelni, można znaleźć plaka ty z podobiznami senatorów i wezwaniem do głosowania w taki sposób, jak oczekuje tego Koło Młodych Inicjatywy Pracowniczej. Mogę jedynie podkreślić, że senatorzy mają demokratyczne prawo podejmować decyzje zgodnie z własnym sumieniem. Na ostatnim posiedzeniu Senatu przedstawiliśmy precyzyjnie informacje na temat akademika „Kamionka”. Dysponujemy wyceną zleconą zresztą zgodnie z wolą Koła Młodych Inicjatywa Pracownicza zewnętrznej firmie, żeby nie było zarzutów, że Uniwersytet wewnętrznie sobie zmanipulował tę wycenę, i ta wycena jednoznacznie pokazuje koszty tego remontu.
Jakie więc uczelnia ma plany, by zapewnić większą dostępność akademików dla studentów?
ÂÂ W bodajże drugim dniu urzędowania [tj. 2 września – przyp. red.] podpisaliśmy porozumienie z Collegium Medicum o przejęfot. Anna Wojnar
ciu akademika na ulicy Racławickiej, gdzie znajdują się 132 miejsca z opcją zwiększenia tej liczby poprzez zamianę pokoi jednoosobowych na dwuosobowe. Niedługo rozpocznie się budowa akademika na Kampusie na Ruczaju. Co do „Kamionki” jeszcze – forsuje się od jakiegoś czasu informację, że 438 studentów nie otrzymało miejsc w akademikach UJ. Jednak obecnie dysponujemy jeszcze wolnymi miejscami w akademikach. We wrześniu było ich przeszło 200 i nadal jest przeszło 100, co oznacza, że gdyby nawet akademik „Kamionka” przywrócić do użytkowania, dzisiaj najprawdopodobniej stałby pusty, ponieważ studenci tam zakwaterowani, jeśli w ogóle wyraziliby zainteresowanie zamieszkaniem tam, przenosiliby się do lepiej położonych obiektów o wyższym standardzie w centrum Krakowa. Niedługo ruszy budowa nowego akademika na III Kampusie na Ruczaju. Liczymy, że po otrzymaniu wszystkich uwag od studentów i dziekanów po Nowym Roku ogłosimy przetarg na jego budowę.
Kiedy studenci mieliby szansę w nim zamieszkać?
ÂÂ Wierzę, że powstanie on w 2026 roku. Ma zapewnić miejsca około 200 studentom. Chcemy, żeby ten akademik był nie tylko miejscem do mieszkania, ale też okazją do spotkań, nawiązywania relacji. Podpatrujemy w związku z tym podobne rozwiązania w Szwecji. Tak żeby studenci nie spędzali czasu wyłącznie w pokojach, ale korzystali z nowocześnie przemyślanych części wspólnych. Ma to przeciwdziałać różnego rodzaju problemom związanym z wyobcowaniem, stresem czy innym wyzwaniom współczesności. Jeśli popyt na akademiki będzie rósł, na Ruczaju powstanie drugi tego typu obiekt, podobnej wielkości. To, czy tak będzie, uzależniamy od przyszłych potrzeb.
W swoim programie wyborczym sporo miejsca poświęcił Pan internacjonalizacji uczelni, w tym zachęcaniu studentów z zagranicy do wyboru UJ. Aktualnie na uczelni studiuje ok. 13% obcokrajowców. W jaki sposób chciałby
Pan wywołać międzynarodową „modę na UJ”?
ÂÂ Mamy z roku na rok coraz więcej obcokrajowców studiujących na UJ. Rośnie przez to różnorodność kulturowa naszej uczelni, co jest wartością samą w sobie. Na niektórych wydziałach usłyszenie rozmowy w języku angielskim jest już praktycznie pewne. Oferta UJ jest atrakcyjna dla studentów z zagranicy, ale są też bariery. Jedną z nich jest znajomość języka polskiego. Powinniśmy więc podejmować coraz to intensywniejsze wysiłki, by iść w stronę zapewniania im odpowiednich kompetencji językowych. Realizujemy to poprzez różnego rodzaju szkoły letnie. Na pewno chcemy zwiększać ofertę studiów w języku angielskim. Musimy jednak patrzeć, co jest dzisiaj atrakcyjne w perspektywie międzynarodowej, nie skupiać się tylko na wymiarze lokalnym, krajowym. Do tego potrzebna jest oryginalność i znajomość oferty prestiżowych uniwersytetów w Europie i na świecie. Co więcej, zależy nam na dalszym rozwoju wymiany studenc-
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
7
uniwersytet > studenci > kultura > sport kiej w ramach programu Erasmus. Chcemy też proponować studentom z innych krajów możliwość zdobycia podwójnych dyplomów – zarówno u nas, jak i w ich macierzystej uczelni. Aby wzmocnić potencjał naszej uczelni, konieczne jest budowanie odpowiedniego wizerunku na arenie międzynarodowej oraz promowanie Uniwersytetu. To jest istotne zadanie i trzeba podkreślić,
że mamy czynniki sprzyjające temu – nie tylko samą ofertę UJ, ale też jego położenie w atrakcyjnym mieście czy światową infrastrukturę, przewyższającą nieraz tę na uczelniach, które są od nas w rankingach wyżej. Jeśli więc student obcokrajowiec zobaczy, że Uniwersytet Jagielloński dysponuje tak nowoczesnym zapleczem, to zaryzykuję stwierdzenie, że pytany przez koleżanki i kolegów z kraju
pochodzenia, czy warto tu studiować, raczej powinien nas polecić. Chodzi o to, żeby osoba, która przyjeżdża studiować w Krakowie, dobrze się tu odnajdowała, czuła się bezpiecznie i traktowała Uniwersytet jako miejsce, w którym studiuje się wygodnie.
Zatrzymajmy się więc chwilę na wizerunku. UJ, podobnie jak inne polskie uczelnie,
ląduje w piątej, szóstej setce światowych rankingów. Jak poprawić tę pozycję?
ÂÂ Mamy silne przekonanie, że w kryteriach branych pod uwagę przy ustalaniu miejsca rankingowego – takich jak jakość kadry naukowych, liczba cytowań itp. – możemy jeszcze trochę zrobić, zwracając choćby uwagę przez różne działania, że warto trochę inaczej publikować, dbać o cytowalność prac, pozyskiwać granty…
…że warto mieć laureatów Nagrody Nobla…
ÂÂ Rzeczywiście, posiadanie w szeregach uczelni laureata Nobla skokowo zmienia pozycję uczelni w rankingach. Nie jesteśmy jednak nigdy w stanie zagwarantować, że absolwent albo pracownik UJ otrzyma Nagrodę Nobla w jakiejś dyscyplinie. Możemy za to uprawiać projakościową politykę, czyli zachęcać ludzi do tego, żeby podejmowali się bardziej ambitnych zadań. Na przykład, by składali jak najwięcej aplikacji o granty. Opinia o polskich uniwersytetach w Europie jest taka, że rzadko próbujemy to robić. Trzeba też pamiętać, że Nobel nie zawsze koreluje wyłącznie z jakością badacza, ale też z trendami światowymi. Przykładem niech będzie pandemia, która jako temat naturalnie wskazuje członkom kapituły, jakie prace i problematyki warto docenić. Musimy jako uczelnia poświęcać się doskonaleniu naszej działalności, likwidować bariery biurokratyczne i zapewniać wsparcie badaczom, którzy dobrze rokują.
Skoro mowa o biurokracji, to często wysuwanym zarzutem względem polskich uczelni jest rozbudowana papierologia. Kolejnym wyzwaniem są proporcje: zbyt dużo czasu na uniwersytecie poświęca się dydaktyce, a zbyt mało – badaniom naukowym, co skutkuje spadkiem prestiżu. Jak to zmienić?
Rektor UJ: – Zdarza się, że student spędza na uczelni jedynie trzy godziny w ciągu dnia, uczestnicząc w dwóch wykładach. Jeśli to powtarza się też w innych dniach, skłania nas to do przemyśleń, czy nie da się harmonogramu zmienić na taki, w którym student będzie studiował w mniejszej liczbie dni. Tu nawet nie chodzi o to, co tak bardzo przebijało się w mediach, a więc łączenie studiowania z pracą, a o efektywność uczenia się.
8 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
ÂÂ Po pierwsze, żyjemy w kraju z konkretnym ustrojem prawnym, z bardzo dużą skłonnością chyba każdego rządu do zmieniania przepisów, które dotyczą działalności uniwersytetów, i do wprowadzenia nowych zobowiązań. To powoduje, że do pracy badacza czy pracownika sfery administracji oraz osób pełniących funkcje kierownicze na różnych szczeblach z każdym miesiącem dochodzi ileś nowych czynności do wykonania. Co może robić Uniwersytet? Może indywidualnie albo poprzez instytucje reprezentufot. Lucjan Kos
uniwersytet > studenci > kultura > sport jące szkoły wyższe w Polsce próbować temu przeciwdziałać. Drugi aspekt, bardziej od nas zależny, to są procesy wewnętrzne, które sami projektujemy. Z biurokracją da się walczyć i mamy determinację, by to robić. Po tych paru miesiącach od rozpoczęcia kadencji przygotowaliśmy wewnętrzny plan redukcji biurokracji w Uniwersytecie. Wytypowaliśmy te procesy, które są w miarę powszechne, a zatem bardzo uciążliwe, i krok po kroku będziemy to upraszczać.
Na przykład?
ÂÂ Chodzi choćby o zmianę sposobu nawiązywania umów w uniwersytecie. Do tej pory prawie wszystko wymagało akceptacji radców prawnych, co w związku z liczbą spraw wywoływało wydłużenie procesów. Podjęliśmy więc decyzję o selekcji tych umów. Zastępujemy opiniowanie przez radcę prawnego rozwiązaniem stosowanym wszędzie, czyli wprowadzeniem wzorów umów zaakceptowanych wcześniej przez radców prawnych. Kolejny krok: pogłębianie decentralizacji. Niektóre z decyzji chcemy podejmować na niższych szczeblach hierarchicznych niż władze rektorskie, na przykład na poziomie dziekana wydziału. Nie ma nic złego w tym, żeby wniosek wyjazdowy pracownika wydziału, który chce jechać na konferencję za granicę, był zaakceptowany przez dziekana i nie trafiał do władz rektorskich. Generalnie chcemy odchudzać wymagania – takich procesów do poprawy planujemy obecnie około osiemnastu.
Może pomóc w tym sztuczna inteligencja? Jak UJ zapatruje się na wykorzystanie AI w dydaktyce i funkcjonowaniu uczelni?
ÂÂ Trzeba podejść do niej z dużą otwartością. Początki ChatGPT wskazywały na to, że część przedstawicieli środowiska uczelni podchodziła do tej technologii ze sporym dystansem, wyczuwając potencjalne zagrożenia. Nie bez racji, bo na sztuczną inteligencję należy też patrzeć pod kątem praw autorskich, rzetelności prowadzenia badań, publikowania. Jednak dzisiaj AI ma swoje pięć minut, które potrwa długo, i jako uniwersytet musimy się do tego przygotować. Zresztą w nauce inteligentne algorytmy znajdują zastosowania już teraz, choćby w naukach ścisłych czy we współpracy informatyków z medykami. Dostrzegamy potencjał drzemiący w AI, więc jesteśmy gotowi wesprzeć ten obszar infrafot. Emilia Czaja
– Sztuczna inteligencja? Trzeba podejść do niej z dużą otwartością. Początki ChatGPT wskazywały na to, że część przedstawicieli środowiska uczelni podchodziła do tej technologii ze sporym dystansem, wyczuwając potencjalne zagrożenia. Nie bez racji, bo na sztuczną inteligencję należy też patrzeć pod kątem praw autorskich, rzetelności prowadzenia badań, publikowania. Jednak dzisiaj AI ma swoje pięć minut, które potrwa długo, i jako uniwersytet musimy się do tego przygotować – przynaje prof. Jedynak.
strukturalnie i finansowo poprzez np. utworzenie Centrum Sztucznej Inteligencji, które będzie integrować wysyłki badawcze przedstawicieli różnych dyscyplin naukowych. Ale musimy pamiętać, że uczelnia powinna mieć aspirację, by robić to w sposób oryginalny, a nie tylko kopiować ogólnodostępne rozwiązania.
To, o czym Pan mówi, to wykorzystywanie sztucznej inteligencji w skali makro. Nie boi się Pan jednak, że AI może zrobić nauce wiele złego, na przykład w kontekście plagiatów, oszustw przy pisaniu prac dyplomowych itp.?
ÂÂ Widzę to zagrożenie, ale podobne występowały już wcześniej, przed erą AI. Nie możemy zakładać, że będziemy oszukiwani, powinniśmy stawiać na jakość współpracy osób ze środowiska akademickiego, opierając się na możliwościach nowej technologii. Rolą promotorów jest proponowanie swoim dyplomantom takich
tematów prac, które są pewnym wyzwaniem. I tutaj nie chodzi o to, żeby sztuczna inteligencja za studenta napisała pracę dyplomową, ale np. wsparła go w doskonaleniu warsztatu badawczego, poprawianiu czy redakcji tekstu.
Na koniec zapytam o pomysł skrócenia tygodnia studiowania do czterech dni. Ma on szansę realizacji?
ÂÂ Zacznę może od tego, co przewijało się w przekazach medialnych, a nie było do końca precyzyjne. Zmiana liczba dni studiowania nie służy redukcji programu studiów – a takie zniekształcenia się pojawiały. Priorytetem jest optymalizacja. Zdarza się, że student spędza na uczelni jedynie trzy godziny w ciągu dnia, uczestnicząc w dwóch wykładach. Jeśli to powtarza się też w innych dniach, to skłania nas to do przemyśleń, czy nie da się harmonogramu zmienić na taki, w którym student będzie studiował w mniejszej liczbie dni. Tu nawet nie chodzi o to, co tak
bardzo przebijało się w mediach, a więc łączenie studiowania z pracą, a o efektywność uczenia się. Czy tę zmianę można przeprowadzić powszechnie, na całej uczelni? Nie, trzeba to analizować każdorazowo z perspektywy poszczególnych kierunków studiów. Studia drugiego stopnia na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej mogą mieć taką możliwość, ale kierunek z obligatoryjnymi laboratoriami czy ćwiczeniami praktycznymi – już niekoniecznie, bo ogranicza nas pracochłonność tych zajęć czy dostępność miejsc do ich przeprowadzenia. Musimy brać pod uwagę wszystkie zmienne. Poza tym czterodniowy tryb studiowania nie jest przedmiotem regulacji ogólnouczelnianych. Nikt nie myślał, żeby narzucać władzom wydziałów czy instytutów taki czy inny tryb. Naszą rekomendacją jest jedynie racjonalizowanie harmonogramów, tak by umożliwić studentom skuteczne studiowanie.
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
9
uniwersytet > studenci > kultura > sport Rozmowa z Pauliną Mikułą o języku w internecie
autorka: Klaudia Katarzyńska
„Madka” i „bombelki” – jak internet zmienił sposób, w jaki mówimy i o czym mówimy?
Kiedyś listy wysyłaliśmy gołębiami, dziś wiadomości przesyłamy w ułamku sekundy. Czy wraz z rozwojem technologii ewoluował też nasz język? O tym, jak internet zmienia sposób, w jaki się komunikujemy, rozmawiamy z Pauliną Mikułą, youtuberką, twórczynią kanału „Mówiąc inaczej” i popularyzatorką wiedzy o polszczyźnie. Słowa influencerów mają ogromną moc oddziaływania na ludzi. Czy osoby, które zgromadziły wokół siebie duże społeczności w internecie, powinny bardziej zwracać uwagę na swój język?
ÂÂ Paulina Mikuła: W idealnym świecie influencerzy mówiliby ładnie, a przynajmniej poprawnie. Ale nie żyjemy w idealnym świecie, więc czasami osoby o dość ubogim słownictwie są bardzo popularne i na pewno wpływają na to, jak mówimy. Tak jak wspomniałam, w internecie język prywatny stał się językiem publicznym. Wcześniej było tak, że osoby publiczne rozmawiały między sobą z najbliższymi, używając innego języka, ale kiedy pojawiały się w telewizji, udzielały wywiadów, korzystały z języka starannego. Teraz to się wszystko przemieszało i tak jak mówimy z najbliższymi na co dzień, tak mówimy publicznie. Wydaje mi się, że internet spowodował, że rzadziej mamy kontakt z polszczyzną wzorcową, literacką, taką bardziej wyszukaną.
To z pewnością wpłynęło na popularność języka potocznego. Czy według Pani internet obecnie bardziej edukuje w kontekście językowym i komunikacyjnym, czy raczej sprawia, że język staje się uboższy?
ÂÂ Internet z pewnością ma duży wpływ na to, jak mówimy. Jest mnóstwo stron, kanałów, blogów i vlogów poświęconych poprawności językowej i komunikacji. Z tej wiedzy możemy korzystać za darmo. Z drugiej strony, ponieważ w internecie pisze każdy, jesteśmy narażeni na różne błędy i odstępstwa od normy.
dzo ostry. Dawniej pozwalalibyśmy sobie na niektóre komentarze tylko w gronie najbliższych, zaufanych osób, które mają takie samo poczucie humoru jak my i które nas znają. Teraz ludzie publicznie potrafią na przykład krzywdząco generalizować. To powoduje, że gdy ktoś wszędzie czyta o „madkach” i „bombelkach”, to potem, będąc w sklepie i widząc płaczącego trzylatka, szybciej pomyśli, że to „kaszojad”, a jego mama to „madka”, bo nie potrafi zapanować nad dzieckiem, które po prostu czasem płacze. Stajemy się mniej empatyczni i szybciej szufladkujemy. Młodzi potrafią posługiwać się takim językiem, który dla starszych osób jest całkowicie niezrozumiały. Ludzie w moim wieku pytają mnie, co znaczy „skibidi toilet”. Szczerze mówiąc, wciąż tego nie wiem, bo czasem trudno zrozumieć nowe terminy bez szerszego kontekstu. Młodzi tworzą jednak
swój własny język, który niekiedy przenika do ogólnej polszczyzny, jak na przykład słowo „rel” używane również przez starszych w znaczeniu „też tak mam”. Anglicyzmów w internecie jest sporo, ale nie martwi mnie to, bo wydaje mi się, że te dwa języki będą ze sobą współistnieć. Asymilujemy anglicyzmy, dodajemy do nich końcówki, więc brzmią bardziej po polsku. Język polski ma taką tradycję, że zapożyczamy słowa, jeśli nie mamy odpowiedniego określenia nazywającego nową rzecz. Nie tworzymy własnych.
Z drugiej strony na platformie dla profesjonalistów LinkedIn piszemy bardziej formalnie, bardziej kwiecistym językiem, a na przykład na Wykopie czy na X-ie wypowiadamy się dosadniej i bezpośrednio. Dlaczego język, którym posługujemy się
na różnych platformach, tak bardzo się różni?
ÂÂ Myślę, że zależy to od charakteru danej platformy. LinkedIn jest przeznaczony dla pracodawców, pracowników i tam chwalimy się naszą karierą. Częściej korzystamy z języka wzorcowego, oficjalnego, na mniej sobie pozwalamy. Nie ma tam tyle miejsca na język prywatny, dominuje język profesjonalny. Na X-ie czy na Wykopie jest inaczej. Nie ukrywam, że zrezygnowałam z X-a, bo ilość agresji, niechęci, hejtu i mowy nienawiści przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Wykop również budzi we mnie obawy. Wiem, że czasami pojawiają się treści edukacyjne i wartościowe dyskusje, ale słyszałam, że jest coraz gorzej. Ta platforma przyciąga osoby, które używają języka nieparlamentarnego, często po to, żeby zrobić wrażenie na innych, żeby ich komentarze się wyróżniły. Martwi mnie, że cza-
– Ostatnio zwróciłam uwagę na to, że język w internecie bywa bardzo ostry. Dawniej pozwalalibyśmy sobie na niektóre komentarze tylko w gronie najbliższych, zaufanych osób, które mają takie samo poczucie humoru jak my i które nas znają. Teraz ludzie publicznie potrafią na przykład krzywdząco generalizować – przyznaje Paulina Mikuła.
To znaczy?
ÂÂ Ostatnio zwróciłam uwagę na to, że język w internecie bywa bar-
10 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
fot. Anna Dziewulska
uniwersytet > studenci > kultura > sport
– Wydaje nam się, że jeśli ktoś z góry steruje naszym językiem, to przekracza nasze granice. Nikt nie ma prawa „grzebać” w moim języku. Ja decyduję, jak mówię. Nawet gdy pojawiły się informacje o zmianach w zasadach ortograficznych, mnóstwo ludzi zareagowało bardzo negatywnie i emocjonalnie – mówi nasza rozmówczyni.
sami brakuje nam autorefleksji, chwili, żeby powiedzieć: „Dobra, zagalopowałam się, to już poszło za daleko”.
Język jest dla nas niezwykle ważny, co widać po ostatnich dyskusjach na temat użycia słów „zdycha” czy „umiera” w odniesieniu do psa oraz po ciągłych debatach o feminatywach. Dlaczego język staje się w internecie tematem wywołującym tak gorące dyskusje i jest czynnikiem zapalnym?
ÂÂ Wydaje nam się, że jeśli ktoś z góry steruje naszym językiem, to przekracza nasze granice. Nikt nie ma prawa „grzebać” w moim języku. Ja decyduję, jak mówię. Nawet gdy pojawiły się informacje o zmianach w zasadach ortograficznych, mnóstwo ludzi zareagowało bardzo negatywnie i emocjonalnie. Te zmiany akurat upraszczają wiele rzeczy i nadążają za tym, co się realnie w języku dzieje, ale mimo wszystko niektórzy odczuli, że ktoś z góry decyduje o ich języku. To się chyba kojarzy z czasami słusznie minionymi, kiedy język propagandy był nam „wciskany do ucha”. Teraz ludziom wydaje się, że jeśli ktoś promuje feminatywy, to fot. Anna Dziewulska
również chce w jakiś sposób sterować, wpływać, decydować, i to budzi agresję, sprzeciw. Myślę, że to się nigdy nie zmieni. Czasami brakuje komunikatu w stylu: OK, feminatywy są poprawne, to nie jest nowomowa, to formy, które mieszczą się w normie językowej, nie łamią zasad. Jeśli mimo wszystko te formy ci z jakiegoś powodu nie odpowiadają, nie musisz z nich korzystać.
Język jest narzędziem, które może być wykorzystywane do budowania, ale też do niszczenia, a hejt jest częstym zjawiskiem w internecie. Czy anonimowość jest jego główną przyczyną?
ÂÂ Anonimowość wcale nie jest, moim zdaniem, istotnym czynnikiem. Na przykład najwięcej agresywnych komentarzy pojawia się na Facebooku. Mimo że ktoś ma na profilu zdjęcia z wnukami w ogrodzie, potrafi mnie obrażać, na przykład nazywając „dziunią”. To dla mnie trudne do zrozumienia i zaakceptowania, ale tak właśnie się dzieje. Na pewno wynika to z jakiejś wewnętrznej frustracji, niezgody w sobie. Nie chcę tu psychologizować, ale zastanawiam się: ja nigdy nikogo nie hejtowałam w sieci
i czasami myślę o tym, co musiałoby się wydarzyć, żebym napisała coś tak obrzydliwego. Nic mi nie przychodzi do głowy.
Może brakuje nam jako społeczeństwu umiejętności prowadzenia konstruktywnego dialogu i zapobiegania eskalacji konfliktów?
ÂÂ Zdecydowanie. Często nie wiemy, kiedy skończyć dyskusję czy się wycofać, i nakręcamy się wzajemnie. W wielu przypadkach chodzi nam głównie o to, żeby przekonać drugą stronę do swojej racji, zamiast postarać się zrozumieć jej punkt widzenia i to, dlaczego patrzy na dane zagadnienie w określony sposób. Wiele dyskusji mogłoby zakończyć się stwierdzeniem: „Rozumiem twoje spostrzeżenia i twój pogląd na tę sprawę, ale ja mam inne zdanie. Szanuję twoje zdanie, ale pozostaję przy swoim”. Jesteśmy podzieleni, spolaryzowani, nastawiani przeciwko sobie, co utrudnia osiągnięcie porozumienia. Internet nie pomaga, ponieważ chcąc się wyróżnić, wykazać swoją „fajnością”, używamy ostrzejszego języka, który zwraca uwagę, ale nie służy porozumieniu. Ubolewam nad tym, że nie uczymy się sztuki debaty. W dzisiejszym interne-
cie to wszystko jest bardzo ważne, bo każdy z nas prowadzi jakieś dyskusje, a jednocześnie brakuje nam narzędzi, by robić to skutecznie i konstruktywnie. Chciałabym, żeby to się zmieniło, ale to wymaga zmian w edukacji.
Nie pomagają nam też algorytmy. Kto zbierze najwięcej lajków, staje się bardziej widoczny, a ta chęć wyróżnienia się dodatkowo podsyca konflikt.
ÂÂ Algorytmy „lubią krew” i chcą, żebyśmy się kłócili, bo tam, gdzie są emocje, jest więcej komentarzy, lajków, dyslajków, ogólnie więcej ruchu. Miałam takie poczucie na pewnej platformie, że algorytm podsuwał mi treści zupełnie niezgodne z moimi poglądami, co zakrzywiało mi obraz rzeczywistości. Czułam się niekomfortowo, wręcz zagrożona, więc zrezygnowałam z korzystania z niej. Dobrze byłoby uświadamiać ludzi, jak działają te algorytmy, co one nam robią i że czasami to one nami sterują. Tak jak złościmy się na to, że ktoś nam „grzebie” w języku i próbuje nim sterować, powinniśmy czasem zezłościć się na to, co algorytmy robią z naszym życiem i umysłami.
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
11
uniwersytet > studenci > kultura > sport Jak informować o swoim zdrowiu psychicznym?
Mam kryzys i potrzebuję pomocy. Jak mówić o tym innym?
autorka: Klaudia Katarzyńska
autorka:
Ewa Zwolińska
Decyzja o podzieleniu się informacjami na temat własnego zdrowia psychicznego wymaga odwagi i zaufania. Dariusz Zibiński (imię i nazwisko zmienione), student Collegium Medicum, doktorant Jakub Czerw oraz Alicja Bazan, studentka pedagogiki specjalnej i socjologii oraz dziennikarka „WUJ-a”, opowiedzieli nam, jak wyglądało to w ich przypadku. Z kolei mgr Natalia Bokowy, psycholożka i psychoterapeutka w trakcie szkolenia, radzi, jak mówić o swoich trudnościach i mierzyć się z reakcjami otoczenia. O problemach Dariusza wiedzą tylko ojciec i siostra. Od czasów szkoły podstawowej korzysta ze wsparcia psychologicznego. Pięć lat temu sam poprosił ojca o pomoc w znalezieniu psychoterapeuty, za co jest mu wdzięczny. Jakub zwierza się głównie matce, a podczas kryzysu w czerwcu opowiedział o tym promotorce. Na studiach magisterskich poinformował prodziekana, pokazując skierowanie do szpitala z diagnozą, przez co uczelnia była świadoma jego problemów. Alicja, mając wsparcie rodziny i neuroatypowych przyjaciół, wymienia się z nimi radami i otwarcie mówi o ADHD w mediach społecznościowych. Choć każde z nich jest inne, łączy ich decyzja, by w pewnym momencie ujawnić swój stan przynajmniej jednej zaufanej osobie.
wą. – Kiedy totalnie się rozklejałem i płakałem, słyszałem: bądź mężczyzną, nie wypada płakać. Musisz wziąć to na bary. Takie jest życie. To było bardzo przytłaczające – przyznaje doktorant.
Zdrowie psychiczne a uczelniane realia
Czy uczelnia powinna wiedzieć o naszym stanie psychicznym? – Warto poinformować o tym wykładowcę, by uwzględnił twoją sytuację. Zwiększysz własne poczucie komfortu w trakcie leczenia czy wychodzenia z kryzysu – radzi psycholożka Natalia Bokowy. Nie jest to jednak obowiązek. – Działaj
w zgodzie z własnymi granicami i potrzebami, a w razie wątpliwości skorzystaj z porady, np. w ośrodku SOWA UJ – zaleca. Alicja o swoim ADHD poinformowała Centrum Dostępności UJ. W efekcie otrzymała racjonalne usprawnienia procesu studiowania. – Prowadzący nie dostają informacji o diagnozie, tylko o usprawnieniach – uspokaja. Nie zataja jednak prawdy przed wykładowcami. – Studiuję kierunki, które wiążą się w pewnym stopniu z tematem neuroatypowości, a część prowadzących jest zainteresowana spektrum autyzmu czy ADHD, więc tego nie ukrywam –
Poszukiwanie zrozumienia i akceptacji
Otwarcie się przed innymi skutkuje różnymi reakcjami. Nie zawsze są one pozytywne. – Podzieliłem się tym z kilkoma osobami, ale nie było warto – uważa Jakub. – Nienawidzę, jak mówią, że przesadzam, że na pewno nie jest tak źle, że będzie lepiej. Ktoś uzurpuje sobie prawo do negowania moich emocji albo usiłuje mi wmówić, że nie powinny się pojawić – wyznaje. Dodatkową trudnością dla mężczyzn z problemami psychicznymi mogą być tradycyjne role płciowe i związane z nimi oczekiwania. – Chłopiec czy mężczyzna, niezależnie od sytuacji, musi udźwignąć ciężar i zaopiekować się rodziną. Nie może płakać, bo to „przejaw słabości”. A jeśli się popłacze przy znajomych, będzie obiektem żartów – wyjaśnia Jakub. Zarówno jemu, jak i Dariuszowi zdarzyło się spotkać z taką posta-
tłumaczy. Z CD UJ współpracuje też jako samorzeczniczka. Odmienne podejście ma Dariusz. Ceni sobie prywatność, więc na uczelni i wśród znajomych informuje o swoim leczeniu bardzo ogólnikowo. – Mówię po prostu, że jestem na lekach, zwłaszcza w sytuacjach towarzyskich. Alkohol i leki to złe połączenie. Jeśli potrzebuję czasu wolnego, żeby pójść na sesję terapeutyczną, mówię o wizycie lekarskiej i nikt nie drąży tematu – stwierdza. Z kolei Jakub uważa, że doktoranci w kryzysie są zdani na siebie. – Wcześniej spotkałem się z dużą wyrozumiałością. Na studiach doktoranckich poczułem, że nie ma wokół mnie nikogo i nie wiem, do kogo się zwrócić. Niestety osoby odpowiedzialne za ustawę dotyczącą szkół doktorskich zignorowały kwestię problemów ze zdrowiem psychicznym – twierdzi. Doktoranci nie mogą wziąć urlopu, a przedłużenie studiowania oznacza brak stypendium. Bez wsparcia promotorki Jakub nie dałby rady. – Jeśli dostanę załamania i nie zrealizuję jakiegoś elementu planu badawczego, otrzymam negatywną ocenę i zostanę wyrzucony ze studiów. I co wtedy? – pyta, wskazując na potrzebę systemowego rozwiązania problemu.
Co daje przyznanie się do trudności?
Czy uczelnia powinna wiedzieć o naszym stanie psychicznym? – Warto poinformować o tym wykładowcę, by uwzględnił twoją sytuację. Zwiększysz własne poczucie komfortu w trakcie leczenia czy wychodzenia z kryzysu – radzi psycholożka Natalia Bokowy.
12 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
Decyzja o podzieleniu się informacjami na temat zdrowia psychicznego może być trudna, dlatego warto rozważyć, komu i w jakim stopniu można zaufać. – Zastanów się, czy i ile chcesz ujawniać. Jeśli masz poczucie, że te granice są naruszane, postaraj się zareagować asertywnie. Mów wprost i szczerze, na przykład: „To moja fot. Pixabay
uniwersytet > studenci > kultura > sport prywatna sprawa, nie chcę o tym rozmawiać” – sugeruje mgr Bokowy. Przed rozmową warto pomyśleć, co chcemy powiedzieć, a nawet zapisać ważne kwestie, by zmniejszyć stres. Można zacząć od prostego komunikatu, takiego jak: „Trudno mi o tym mówić, ale ostatnio mam gorszy czas i nie mam siły chodzić na uczelnię. Czy możesz mi pomóc znaleźć wsparcie?”. – Ujawnienie przeżywanych trudności zmniejsza napięcie, pozwala poczuć zrozumienie oraz może prowadzić do znalezienia specjalistycznej pomocy. Przyczynia się to do szerzenia świadomości na temat zdrowia psychicznego oraz kształtowania bezpiecznego środowiska nauki i pracy – mówi psycholożka. Także studenci dzielą się cennymi wskazówkami. – Ukrywanie problemów może sprawić, że będą się one pogłębiać, co może mieć bardzo poważne konsekwencje – ostrzega Jakub. Z kolei Dariusz podkreśla znaczenie otuchy, tłumacząc, że brzemię takich pro-
blemów jest zbyt ciężkie dla jednostki. – Sama obecność, wsparcie, zrozumienie często wystarczy, by pomóc w kryzysie – twierdzi. Zaznacza też, że przyznanie się do słabości jest pierwszym krokiem na drodze do siły. Świadomość problemu ułatwia dalsze poszukiwanie pomocy. Zaleca jednak ostrożność w doborze osób, którym się zwierzamy. Alicja natomiast proponuje zaangażować do rozmowy z rodziną kogoś z odpowiednim wykształceniem, by uwiarygodnić temat i pomóc przełamać ewentualne wyparcie. Choć rozmowa o trudnościach psychicznych nie jest łatwa, może przynieść ulgę i otworzyć drogę do wsparcia. Jak pokazują doświadczenia naszych rozmówców, reakcje bywają różne – od pełnego zrozumienia po niechciane rady lub lekceważenie. Coraz więcej osób przekonuje się jednak, że powiedzenie o problemie może być pierwszym krokiem ku lepszemu samopoczuciu oraz stworzeniu bardziej wspierającego środowiska.
Decyzja o podzieleniu się informacjami na temat zdrowia psychicznego może być trudna, dlatego warto rozważyć, komu i w jakim stopniu można zaufać. – Zastanów się, czy i ile chcesz ujawniać. Jeśli masz poczucie, że te granice są naruszane, postaraj się zareagować asertywnie. Mów wprost i szczerze, na przykład: „To moja prywatna sprawa, nie chcę o tym rozmawiać” – sugeruje mgr Bokowy.
autorka: Justyna Arlet ‑Głowacka
Cykl o muzeach krakowskich
Od pracowni do muzeum, czyli o krakowskiej sztuce witrażu
Witraże nieodłącznie kojarzą się ze sztuką sakralną i gotyckimi świątyniami. Barwne światło, padające na kościelne nawy, tworzy wyjątkową aurę nie tylko dla wiernych, ale również dla turystów zainteresowanych sakralną architekturą. Przenieśmy się zatem do krakowskiego Muzeum Witrażu i zobaczmy, jak powstają te misterne dzieła. Przechadzając się uliczkami miasta królów Polski, nie sposób nie natknąć się na otwory okienne wypełnione kolorowym szkłem. Chcecie wiedzieć, jak tworzone są witraże, a być może chcielibyście spróbować swoich sił w tym fachu? Na al. Zygmunta Krasińskiego znajdziecie do tego idealnie miejsce: Pracownię i Muzeum Witrażu. Zacznijmy od rysu historycznego. Krakowski Zakład Witrażów rozpoczął swoją działalność w 1902 roku, a jego pomysłodaw-
fot. Pexels
cą był Stanisław Gabriel Żeleński, brat znanego literata. Krakowski architekt, jak czytamy na stronie muzeum, „postanowił stworzyć pierwszą znaczącą pracownię witraży na ziemiach polskich”. O sukcesie tej firmy świadczą nazwiska, które z nią współpracowały, a byli to między innymi Karol Frycz, Stanisław Wyspiański czy Józef Mehoffer. Pracownia bierze udział w prestiżowych wystawach i od ponad 100 lat w dalszym ciągu roz-
wija swoje rzemiosło. Obecnie, oprócz działalności twórczej, miejsce to jest również centrum edukacyjnym, przybliżając odwiedzającym proces powstawania szklanych dzieł sztuki. Czego możemy się spodziewać? W siedzibie historycznego studia witrażowego „S.G. Żeleński” znajduje się wystawa stała „Galeria Młodopolskich Mistrzów Witrażu” oraz wystawy czasowe. To jedyne miejsce w Polsce, w którym można podziwiać dzieła czterech wyjątko-
wych artystów z początku XX wieku: Wyspiańskiego, Mehoffera, Jastrzębowskiego i Stefana Matejki (bratanka Jana). Dodatkowo „żywe muzeum” oferuje odwiedzającym możliwość obserwacji współczesnych mistrzów przy pracy i poznania tajników tworzenia szklanych dzieł. W ofercie muzeum znajdują się również warsztaty witrażowe, w trakcie których możecie poczuć się jak sam Wyspiański.
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
13
uniwersytet > studenci > kultura > sport Podróżowanie po amerykańsku
Ameryka w drodze. Jak podróżuje się po USA? Ogromne odległości, monumentalne formacje geologiczne, różnorodność i brak transportu publicznego – takie jest właśnie podróżowanie po Stanach Zjednoczonych. O zwiedzaniu Ameryki powstają setki książek, więc w tym artykule nawet nie będę próbowała odpowiedzieć na pytanie „Co warto zobaczyć w USA?”. Ilu podróżników, tyle odpowiedzi. Jedni wolą cuda natury, odhaczając z listy kolejne parki narodowe, innych przyciąga gwar miast, a dla niektórych liczy się wygodny samochód i setki mil przejechanych po bezdrożach zakrętami słynnej Drogi 66. W tym tekście pokażę Wam, z czym wiążesię eksplorowanie Stanów, czego się spodziewać, czego się obawiać, a czego niekoniecznie.
Europa kontra Ameryka, czyli odległości w rozmiarze XXL
Aby mieć jakikolwiek punkt odniesienia, pozwolę sobie podróżowanie po USA zestawić z wyjazdami do europejskich miast. Oczywiście niezbędne są pewne uogólnienia, bo duże odległości czy brak komunikacji miejskiej to domena nie tylko Stanów. Zacznijmy zatem od wspomnianego już dystansu: w USA wszędzie jest daleko. Tutaj zmienia się myślenie czasoprzestrzenne, bo kiedy w Polsce jazda dwie, trzy godziny
do innego miasta to już zazwyczaj mała wyprawa, w amerykańskich realiach jest codziennością, niekiedy związaną nawet z dojazdami do pracy. Dwie godziny to zatem szybka luksusowa przejażdżka, w trakcie której zazwyczaj nie wyjedziecie nawet poza granicę stanu. Kiedy jednak spędzicie w aucie nieco dłuższą chwilę, okazuje się, że podróżujecie w czasie, ponieważ kontynentalna Ameryka podzielona jest na cztery strefy czasowe. Podróż w czasie to jedno, bo oprócz małego zamieszania z zegarkami całkowicie może zmienić się również klimat. Wystarczy przejechać kilka godzin na południe kraju, aby z jesiennej aury znowu znaleźć się w środku lata za sprawą florydzkiego słońca. Przekraczając granice poszczególnych stanów, warto przygo-
autorka: Justyna Arlet ‑Głowacka
tować się na mały „jet lag” [stan tymczasowego zaburzenia rytmu dobowego, który występuje po przemieszczaniu się przez kilka stref czasowych – przyp. red.] oraz na odmienną florę i faunę, gdy z klonów robią się palmy, a z jeleni – aligatory. Porównując to do naszych europejskich realiów, to trochę tak, jakbyśmy każdy stan odwiedzali z poczuciem odkrywania nowego państwa.
Ekskluzywne pociągi i tanie loty – jak podróżować budżetowo po USA?
Kto kiedykolwiek liczył w Ameryce na komunikację publiczną, pewnie nieraz się przeliczył. Czy to oznacza, że nie ma jej zupełnie? Odpowiedź jak zwykle jest złożona: to zależy.
Po naszej stronie globu także znajdziemy niesamowite parki narodowe, ale nigdzie nie spotkałam się jeszcze z tak monumentalną i oszałamiającą wręcz siłą przyrody w rozmiarze XXL. Pierwsze skojarzenie, które pojawia się na myśl o parkach w Ameryce, to zapewne najstarsze tego typu miejsce na świecie, czyli Yellowstone.
14 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
fot. Justyna Arlet-Głowacka
uniwersytet > studenci > kultura > sport
W większych aglomeracjach, takich jak Nowy Jork, Boston czy Waszyngton DC, istnieją rozbudowane sieci metra lub autobusów, które usprawniają przemieszanie się po mieście. Wystarczy jednak pojechać kawałek dalej, aby zdać sobie sprawę, że w Ameryce funkcjonowanie bez samochodu jest praktycznie niemożliwe. W większych aglomeracjach, takich jak Nowy Jork, Boston czy Waszyngton DC, istnieją rozbudowane sieci metra lub autobusów, które usprawniają przemieszanie się po mieście. Wystarczy jednak pojechać kawałek dalej, aby zdać sobie sprawę, że w Ameryce funkcjonowanie bez samochodu jest praktycznie niemożliwe. W niektórych miejscach zobaczenie autobusu to prawdziwy cud, nie mówiąc już o rozkładzie jazdy, który – jeśli w ogóle istnieje – nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. W wielu miastach transport publiczny po północy zamiera, i nie chodzi wcale o to, że metro kursuje z mniejszą częstotliwością; jego wtedy po prostu nie doświadczymy. Kiedy impreza na krakowskim rynku przeciągnie się do rana, możemy liczyć na autobus kursujący chociaż raz na godzinę; tutaj pozostaje już tylko taksówka. W Europie pociąg jest dosyć popularnym środkiem transportu, i to niekoniecznie na duże odległości, natomiast kolej w Stanach zyskała miano wręcz prestiżowej. Bardzo często dojazd pociągiem na dużą odległość jest o wiele droższy niż ta sama trasa pokonana samolotem. Stąd droga powietrzna jest automatycznie bardziej atrakcyjnym wyborem dla (wygodnych) pasażerów, którym w dodatku wszędzie się spieszy. Jednym z powodów jest brak infrastruktury kolejowej, na którą z kolei wpływają podkreślane już przeze mnie odległości. Skłamałabym jednak, pisząc, że po USA nie da się podróżować drogą lądową – da się, po tej stronie globu również znajdziemy chociażby zielonego przewoźnika autokarowego, ale wymaga to czasu fot. Justyna Arlet-Głowacka
i cierpliwości, czyli produktów zdecydowanie deficytowych.
Piękno natury w parkach narodowych
O tym, co wyjątkowego można zobaczyć w Stanach Zjednoczonych, podróżnicy pisali, piszą i będą pisać. Ja również mam mnóstwo spostrzeżeń, którymi mogłabym się z Wami podzielić, jednak tym, co najbardziej mnie zachwyciło w USA w trakcie moich eskapad, jest potęga natury. Po naszej stronie globu także znajdziemy niesamowite parki narodowe, ale nigdzie nie spotkałam się jeszcze z tak monumentalną i oszałamiającą wręcz siłą przyrody w rozmiarze XXL. Pierwsze skojarzenie, które pojawia się na myśl o parkach w Ameryce, to zapewne najstarsze tego typu miejsce na świecie, czyli Yellowstone. Chwilę później w naszej wyobraźni pojawiają się sędziwe sekwoje czy Wielki Kanion nad rzeką Colorado. Przykłady te tylko się mnożą, ponieważ USA posiada aż 63 parki narodowe. Te ostoje przyrody porażają wielkością, rozmaitością form geologicznych, występującymi na nich fauną i florą. Czerwone skały, gejzery i gorące źródła, hektary lasów, kaniony, wydmy, jeziora – to one sprawiają, że w otoczeniu tych cudów świata człowiek z jednej strony czuje się bardzo mały, ale jednocześnie szczęśliwy, przepełniony spokojem płynącym od harmonicznej aury, wytwarzanej przez tę trwającą w ciszy przyrodę. Jak wygląda zwiedzanie takich miejsc? Możecie być zaskoczeni (lub nie), ale parki narodowe najczęściej zwiedza się… autem, czyli po amerykańsku. Jest to jednak uzasadnione, bo ze względu na ich
powierzchnię nie jesteśmy w stanie wszędzie dotrzeć pieszo. Dzięki dostępnym parkingom możemy wybrać się na interesujący nas spacer lub na górską wspinaczkę, a następnie wrócić do samochodu i podjechać do kolejnych punktów wytyczonych na podróżniczej mapie. W obrębie parku często kursują również darmowe busy, które podwożą turystów na szlaki. Mój parkowy faworyt? To pytanie jest skazane na porażkę, ze względu za odmienny charakter każdego z tych miejsc oraz fakt, że na mojej liście odhaczyłam dopiero kilka destynacji. Jednak do tej pory najbardziej wyrył się w mojej głowie Zion National Park w stanie Utah. Czerwone skały, wielkie formacje i udzielający się spokój płynący od tych wiecznie trwających gór.
Hit czy kit?
Parki narodowe to miejsca, które z pewnością znajdują się na niejednej podróżniczej liście. Co jednak z takimi ikonicznymi punktami jak Nowy Jork, Washington DC, Boston, Miami, Chicago, Los Angeles czy San Francisco – warto czy niekoniecznie? Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od naszej podróży i jakie doświadczenia są nam najbliższe. Myślę, że każde miasto ma turystom coś ciekawego do zaoferowania. Nawet jeśli gwar NYC nas przeraża, wydaje mi się, że raz w życiu warto znaleźć się wieczorem na środku Times Square i zastanowić się, dlaczego niektórzy ludzie z własnej woli spędzają tutaj sylwestra. Są miasta mniej lub bardziej przereklamowane, na co ma wpływ popkultura – stąd nasze często zawyżone oczekiwania.
Dla wielu nowojorska choinka jest rozczarowująca, klimat muzyki country w Nashville w stanie Tennessee dla niektórych będzie dokładnie tym, czego szukali, a dla drugich to jedynie imprezowe miasto, w którym nieprzerwanie leje się whisky. Podobnie z wodospadami zbiorczo nazywanymi Niagara Falls – część turystów czuje smak goryczy, zdając sobie sprawę, że nie są to kaskady położone w centrum majestatycznego lasu, a raczej elektrownia wodna na granicy dwóch państw. Moja rada? Pozbądźmy się wygórowanych oczekiwań, które nie pozwalają nam cieszyć się w pełni tym, czego doświadczamy, i które umniejszają miejscom, które odwiedzamy. Otwartość na nowe i ciekawość świata są w stanie pomóc nam w zachwycie zarówno nad nowojorskimi wieżowcami czy kasynami nad Niagarą, jak i tęczowymi gorącymi źródłami w Yellowstone. Ameryka niejedno ma imię, a odkrywanie jej, także od tej mniej komercyjnej strony, jest naprawdę niesamowitą przygodą. Mój pobyt tutaj to okazja do odwiedzenia tych najbardziej ikonicznych miejsc, ale także dotarcia tam, gdzie tłumu turystów porównywalnego z Times Square raczej się nie uświadczy. Czyli gdzie? Chociażby na przedmieścia znanego ze swojego uniwersytetu Princeton lub na plantację bawełny w Charleston w Karolinie Południowej. Nie jest ważne, czy to road trip po Ameryce, city break w Pradze czy weekendowy wypad nad Bałtyk; dajcie się zaskoczyć, łapcie każdy promień słońca i niczego nie oczekujcie. Z takim podejściem dużo prościej jest zachwycać się światem.
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
15
uniwersytet > studenci > kultura > sport Zimowy spadek energii
Zima i dobry nastrój – czy da się to pogodzić?
autorka: Izabela Biernat
Ciepłe dni wypełnione słonecznymi promieniami – odległe wspomnienie w porównaniu do tego, co widzimy za oknami. Zima, zmrok zapadający po godzinie 16 i wszechobecny chłód powodują w nas przytłoczenie, chandrę, spadek energii. Jak można temu przeciwdziałać, zwłaszcza w obliczu zbliżających się egzaminów na studiach? I czy to w ogóle wykonalne? Od przesilenia zimowego (21 grudnia) dni powoli się wydłużają. Minie jeszcze sporo czasu, zanim zastaną nas cieplejsze miesiące, podczas których będziemy mogli pochłaniać promienie słoneczne – wyposażone w witaminę D – na szeroką skalę. Nim jednak do tego dojdzie, musimy uzbroić się jeszcze trochę w cierpliwość i przebrnąć przez ten sezonowy spadek energii. Pomóc w tym może kilka metod.
Sposoby bardziej oczywiste
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto ani razu nie usłyszał rady, by wybrać się pobiegać w chwili przygnębienia. Nie jest tajemnicą, że ruch ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Obniża poziom stresu w organizmie, a przy tym zwiększa produkcję endorfin, nazywanych hormonami szczęścia. Dotyczy to zarówno intensywnie trenowanych dyscyplin sportowych, jak i prostych spacerów po parku – warto od nich zacząć. Równie pozytywne skutki niesie ze sobą samo przebywanie na świeżym powietrzu i ekspozycja na promienie słoneczne, których przecież o tej porze roku jest tak niewiele. Tym, co może zwiększyć naszą energię, jest poszukiwanie nowych aktywności lub bodźców. Tego typu doświadczenia pomagają w przełamywaniu rutyny, a zarazem stymulują mózg, wysyłając mu sygnał, że dzieje się coś ciekawego, z czym wcześniej nie miał styczności. A kto wie – może ta radość z nowego przedsięwzięcia przerodzi się w zainteresowanie na dłużej? Równie skutecznym sposobem na poprawę nastroju są drzemki. Aby zregenerować nasze siły, powinny one trwać między 10 a 30 minut. Warto zadbać o ciszę i komfortowe warunki, które pozwolą nam odpocząć przez ten czas. Podczas zimowych miesięcy naturalne jest, że potrzebujemy nieco więcej snu niż zazwy-
Od przesilenia zimowego dni powoli się wydłużają. Minie jeszcze sporo czasu, zanim zastaną nas cieplejsze miesiące, podczas których będziemy mogli pochłaniać promienie słoneczne – wyposażone w witaminę D – na szeroką skalę. Nim jednak do tego dojdzie, musimy uzbroić się jeszcze trochę w cierpliwość i przebrnąć przez ten sezonowy spadek energii. Pomóc w tym może kilka metod.
czaj. W szczególności tyczy się to osób prowadzących intensywny tryb życia. Nie bez przyczyny niektóre zwierzęta zapadają przecież w sen zimowy, prawda?
Sposoby mniej oczywiste
Praca kreatywna powoduje podobne rezultaty co podejmowanie nowych przedsięwzięć – redukuje napięcie, poprawia samopoczucie i przynosi wiele radości. Przypomina zarazem aktywności z dzieciństwa, uwalniając przy tym miłe wspomnienia i twórcze talenty, a do tego daje mnóstwo satysfakcji. Może to być malowanie, pisanie, fotografowanie czy nawet gotowanie – ograniczeniem jest tylko własna wyobraźnia. Jednym z doraźnych sposobów na poprawę nastroju dla wielu z nas są słodycze. Ważne jest tu-
16 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
taj określenie „doraźny”, ponieważ spożywane w nadmiernych ilościach mogą przynieść zupełnie odwrotne skutki od zamierzonych. Najskuteczniejszym z nich okazuje się czekolada, której skład, w mniejszym bądź większym stopniu, podnosi energię organizmu na pewien czas (najefektywniej robi to gorzka czekolada). Oprócz składników czekolady przyczyniają się do tego też reklamy, które oddziałują na ludzkie zmysły, przez co słodka kostka staje się nagrodą po trudnym dniu. Nie ma jednak nic złego w sięganiu po tę metodę od czasu do czasu. Jednym z najprostszych sposobów na poprawę samopoczucia jest… śmiech. Nie wymaga on praktycznie żadnych zasobów. Można go wywołać np. oglądaniem komedii, spotkaniami z przyjaciółmi
czy zabawami z dziećmi, którym śmiech przychodzi o wiele bardziej naturalnie. Co ciekawe, śmiech ma pozytywny wpływ nie tylko na nastrój, ale i na nasze zdrowie fizyczne – poprawia m.in. odporność oraz wydolność układu krążenia. Co tu więcej dodać? Śmiech to zdrowie!
Kiedy wszystko zawodzi…
Zimowe miesiące to czas, kiedy szczególnie otaczamy się troską – nie tylko o naszych bliskich, ale również o nas samych. Warto mieć w swoim arsenale kilka sprawdzonych metod na wyjście z przygnębienia, a gdy okazują się zawodne, szukać nowych. Kiedy jednak i one stają się niewystarczające, a przygnębienie nie ustępuje nawet na krok, konieczna może być konsultacja ze specjalistą. fot. Pexels
uniwersytet > studenci > kultura > sport Studenckie przepisy kulinarne
autorka:
Podróż do Chin – przepis na smażony makaron z kurczakiem i warzywami
Oliwia Wójciak
Listopad, mimo chłodniejszych dni, sprzyja kulinarnym eksperymentom i odkrywaniu nowych przepisów ze świata. Studencie, one rozgrzeją ciało, tak jak duszę. Tym razem przeniesiemy się do Chin, kraju słynącego z bogatej i różnorodnej kuchni. W chińskiej tradycji kulinarnej liczy się przede wszystkim harmonia smaków oraz świeżość składników. Dzisiejszy przepis na smażony makaron z kurczakiem i warzywami to kwintesencja chińskiego stylu stir-fry – prostego, a zarazem aromatycznego dania, które przygotowuje się zaledwie w kilkanaście minut. Idealne sprawdzi się na szybki obiad po zajęciach lub na kolację w gronie znajomych.
Składniki: yy 250 g makaronu pszennego mie lub chow mein yy 200 g filetu z kurczaka yy 2 ząbki czosnku yy 2 małe cebule yy 1 marchewka yy 1 czerwona papryka yy 1 cukinia yy garść zielonej fasolki szparagowej yy olej roślinny yy sos sojowy
Sposób przygotowania: Przygotowanie naszego dania rozpoczynamy od ugotowania makaronu wedle instrukcji na opakowaniu. Po ugotowaniu odcedzamy go, przepłukujemy zimną wodą i odkładamy na bok. Kolejnym krokiem jest przygotowanie mięsa. Filet z kurczaka czyścimy z błonek i kroimy na nieduże kawałki (podłużne paski). Na rozgrzanej, głębokiej patelni lub na woku podgrzewamy olej, a potem smażymy mięso do momentu, aż stanie się złociste. Wyjmujemy je z patelni i odkładamy na bok. Następnie przygotowujemy warzywa, wszystkie dokładnie myjemy. Marchewkę obieramy ze skórki i cienko kroimy w paski, podobnie postępujemy z papryką czerwoną i cukinią, a cebulę obieramy i kroimy w piórka. Do tej samej patelni, na której smażyliśmy kurczaka, dodajemy olej, podgrzewamy i przesmażamy czosnek przez kilka sekund. Następnie wrzucamy wszystkie warzywa i smażymy na dużym ogniu do momentu, aż zmiękną i będą chrupiące. Dodajemy wcześniej przygotowanego kurczaka i siedem łyżek sosu sojowego, a potem wszystko dokładnie mieszamy. Kolejny krok to dodanie ugotowanego makaronu do zawartości na patelni. Całość mieszamy i podgrzewamy na małym ogniu przez około trzy minuty, aby wszystkie składniki idealnie się połączyły. Danie przekładamy na talerz, podajemy na gorąco, najlepiej zaraz po przygotowaniu.
Wskazówki: Jeżeli chcesz przygotować danie jeszcze szybciej, możesz użyć gotowej mieszanki warzyw chińskich. Smacznego!
fot. Oliwia Wójciak, robert6666/stock.adobe.com
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
17
uniwersytet > studenci > kultura > sport autorka:
W podróży
Słowacja – środkowoeuropejski kraj pełen kontrastów
Iwona Łaciak
Od majestatycznych gór i przyrody, przez bogatą kulturę ludową, aż po zmodernizowane miasta, takie jak Koszyce. To miejsce, gdzie tradycja spotyka się z nowoczesnością, a każdy region ma coś wyjątkowego do zaoferowania. I właśnie dlatego postanowiliśmy zajrzeć do położonego tuż nad Dunajem serca Słowacji – Bratysławy. Początki stolicy sięgają czasów prehistorycznych, kiedy na terenach dzisiejszego miasta osiedlili się Celtowie. W IX wieku Bratysława była częścią Państwa Wielkomorawskiego, a później weszła w skład Królestwa Węgier. Nazwa metropolii, która oznacza „gród Braslava”, prawdopodobnie wywodzi się od imienia władającego nią niegdyś księcia. Współczesna stolica słynie z kilku wyjątkowych miejsc, które – podobnie jak wielu innych turystów – przyciągnęły także nas.
Bratysława – przeszłość, widoki i królewskie dziedzictwo
Na swojej drodze napotykamy jeden z najważniejszych symboli Słowacji – Zamek Bratysławski, wznoszący się tuż na wzgórzu nad
Dunajem (czyli kolejnym słynnym punktem na mapie tego kraju). Do najciekawszych miejsc na jego terenie należą m.in. barokowy dziedziniec i ogrody oraz najwyższa wieża koronacyjna, gdzie niegdyś przechowywano insygnia królewskie. To właśnie z niej rozciąga się panoramiczny widok na miasto, a w pogodny dzień – także na pobliskie tereny Austrii i Węgier. Kolejnym miejscem na naszej trasie jest centralny punkt Starego Miasta, czyli Hlavné námestie – rynek główny, otoczony kolorowymi kamienicami, restauracjami i kawiarenkami. Znajduje się tu najstarsza fontanna w mieście – fontanna Maksymiliana, która została zbudowana w XVI wieku – a także Michalska Brama, jedyna zachowana średniowieczna brama miejska, przez którą łatwo moż-
Spacerując po starym mieście lub podziwiając ikoniczną perłę tego miejsca – Zamek Bratysławski – łatwo poczuć się jak w domu. Wokół panuje niepowtarzalna atmosfera: gołębie krążą po rynku, a na każdym kroku napotykamy sklepy z pamiątkami, kawiarnie i muzea rozsiane wokół tego tętniącego życiem miejsca. Na zdjęciach: panorama Bratysławy; Stare Miasto; Cumil – jedna z najbardziej symbolicznych rzeźb miasta. na dostać się do Starego Miasta od północy. Warto zobaczyć też katedrę św. Marcina lub charakterystyczny kościół św. Elżbiety, zwany Niebieskim Kościółkiem.
Rzeźba, która przyciąga szczęście, i smaki tradycji
„Cumil”, czyli „Podglądacz” lub „Gap”, to jedna z najbardziej symbolicznych rzeźb położonych w centralnej części słowackiej metropolii. Przedstawia mężczyznę wyłaniającego się z włazu kanalizacyjnego, spoglądającego na przechodniów z charakterystycznym, lekko ironicznym
18 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
uśmiechem. Wielu turystów i mieszkańców Bratysławy wierzy, że pogłaskanie go po głowie lub zrobienie sobie z nim zdjęcia zapewnia szczęście i powodzenie. Poszukując tradycyjnych przysmaków, zamiast polskich kopytek dostaniemy bryndzové halušky – bardzo podobne do nich kluski ziemniaczane, podawane z bryndzą i dodatkiem boczku. W lokalnym menu znajdują się także pirohy, czyli pierogi w wersji słowackiej, oraz rozgrzewająca zupa fasolowa (fazuľová polievka). Spacerując po Starym Mieście lub podziwiając ikonę tego miejsca – Zamek Bratysławski – łatwo poczuć się jak w domu. Wokół panuje niepowtarzalna atmosfera: gołębie krążą po rynku, a na każdym kroku napotykamy sklepy z pamiątkami, kawiarnie i muzea rozsiane wokół tego tętniącego życiem miejsca. Bratysława, ze swoją bogatą historią, niezapomnianymi zabytkami i wyjątkową atmosferą, z pewnością zachwyci każdego, kto zdecyduje się ją odwiedzić. fot. Iwona Łaciak
uniwersytet > studenci > kultura > sport Rozmowa z wolontariuszkami Festiwalu Teatralnego „Boska Komedia”
Wolontariusze. Niewidzialne ręce festiwalu
autorka: Martyna Lalik
Co roku w grudniu Kraków zamienia się w teatralną stolicę Polski. Wszystko za sprawą festiwalu „Boska Komedia”. Kilkadziesiąt spektakli, kilka tysięcy widzów, a to wszystko zaledwie w dziesięć dni. Nad tym wszystkim czuwają wolontariusze, których zapytaliśmy o kulisy organizacji imprezy, największe wyzwania oraz ich codzienne, festiwalowe bolączki. Wolontariusze i wolontariuszki to „niewidzialne ręce” festiwalu. Nie tylko wydają i kasują bilety, rozdają akredytacje i wejściówki gościom oraz mediom, ale także współpracują z samymi artystami, pomagają w sytuacjach kryzysowych i niejednokrotnie ratują całą imprezę. Z trzema wolontariuszkami „Boskiej Komedii” – Barbarą, Katarzyną i Emilią, które na co dzień są studentkami wiedzy o teatrze na UJ – porozmawialiśmy o ich doświadczeniach podczas tegorocznego festiwalu.
które grają w różnych rejonach Polski i które przyjeżdżają specjalnie do Krakowa – wymienia Emilka. – Bardzo chciałam być częścią tego festiwalu w jakikolwiek sposób, żeby trochę wkręcić się do tego środowiska, poznać ludzi i obejrzeć dobre spektakle – wyróżnia korzyści wynikające z pracy przy wydarzeniu Kasia.
Basia, której udało się w ramach festiwalu obejrzeć aż osiem przedstawień, wspomina: – Na „Boską” bardzo trudno jest dostać bilety. A jeśli już, to są one strasznie drogie. Stwierdziłam, że trochę zaznajomiłam się ze światem teatralnym i uczestnictwo w wolontariacie może być bardzo fajną inicjatywą. Głównie interesowało mnie
to, że może to być odskocznia od codziennego studiowania i rutyny, ale także możliwość obejrzenia wielu spektakli, które są jednymi z najważniejszych w Polsce.
Na ratunek „Boskiej”
Wolontariusze niejednokrotnie musieli sprostać bardzo trudnym zadaniom, których widzowie
Byle nie oszaleć
– O festiwalu dowiedziałam się od znajomych ze studiów, którzy poszli na wolontariat w zeszłym roku. Ja wtedy nie zdążyłam się zrekrutować, więc w tym roku postanowiłam, że spróbuję – wspomina Basia, która pierwszy raz brała udział w wolontariacie „Boskiej”. Podobnie jak Kasia, która w ramach wolontariatu pracowała w biurze festiwalowym. – Robiłam wiele bardzo różnych rzeczy: od szukania worków na śmieci po obsługę zagranicznych gości. Zajmowały nas głównie kwestie organizacyjne: obsługiwałyśmy widownię, szatnię i starałyśmy się nie oszaleć – podsumowuje studentka. – W zeszłym roku też byłam wolontariuszką na festiwalu. Jestem również w wolontariacie Łaźni Nowej, a dyrektor teatru, Bartosz Szydłowski, organizuje „Boską Komedię”, więc zazwyczaj bierzemy w niej udział – opowiada Emilka, która podczas tegorocznej edycji wydarzenia pracowała w centrum festiwalowym, ale również koordynowała działania innych wolontariuszek.
Po co na wolontariat?
Studentki podają wiele powodów, dla których zdecydowały się wziąć udział w wolontariacie. – Poznanie nowych ludzi, zaznajomienie się z towarzystwem teatralnym, ale też ogólnie dobra atmosfera wokół festiwalu, obejrzenie spektakli, fot. archiwum prywatne
Wolontariusze i wolontariuszki to „niewidzialne ręce” festiwalu. Nie tylko wydają i kasują bilety, rozdają akredytacje i wejściówki gościom oraz mediom, ale także współpracują z samymi artystami, pomagają w sytuacjach kryzysowych i niejednokrotnie ratują całą imprezę. Na zdjęciu: Kasia i Basia. Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
19
uniwersytet > studenci > kultura > sport i goście festiwalu nie byli nawet świadomi. – W trakcie realizowania dwóch spektaklów w dawnej siedzibie TVP w Łęgu spotkałyśmy się z problemami technicznymi związanymi z liczbą miejsc. Musiałyśmy improwizować. Ponadto miejsce to, choć uważam za piękne, zatrzymało się w latach 70. i w szatni było jedynie trzysta miejsc, a widzów aż czterystu – opowiada Kasia. Inną przygodę przeżyła z kolei Emilka, która zastępowała jednego z technicznych przy realizacji spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego. – Zdecydowanie najciekawszym wydarzeniem, jakie mnie spotkało, była niespodziewana pomoc w spektaklu Warlikowskiego. Moja koordynatorka zapytała się mnie i koleżanki, czy nie miałybyśmy ochoty zostać technicznymi w spektaklu „Elizabeth Costello”. Oczywiście od razu się zgodziłyśmy. Doskonale znałyśmy to przedstawienie, wiedziałyśmy, kto tam gra i kto je reżyseruje! Byłyśmy pewne, że będzie to super doświadczenie. Nie wiedziałyśmy jednak, na czym będzie polegała nasza rola. Czy będziemy statystkami, czy może tylko robić kawę albo biegać do sklepu po jakieś rzeczy. Dopiero w dniu, w którym przyjechałyśmy do teatru, okazało się, że wraz z ekipą techniczną z Nowego Teatru mamy zmieniać scenografię w trakcie spektaklu. Miałyśmy własne stroje, które zmienialiśmy w odpowiednich momentach. Pomimo że nie była to bardzo istotna rola i nasza ewentualna pomyłka nie zniszczyłaby całego spektaklu, trochę się stresowałyśmy. Nie chciałyśmy zawieść aktorów i samego reżysera – wspomina Emilka.
Przede wszystkim doświadczenie
Oprócz benefitów, które zmotywowały studentki do uczestniczenia w wolontariacie „Boskiej”, ważne było dla nich doświadczenie, które zdobyły podczas pracy w organizacji festiwalu. Spotkania z ludźmi, pierwsze kontakty czy chociażby przebywanie w gronie tych wszystkich ludzi i poczucie pewnej przynależności było dla dziewczyn nie tylko świetnym doświadczeniem, ale także niezapomnianym wydarzeniem. – Było to wyzwanie. Doświadczyłam też hierarchii w teatrze i w ogóle w środowisku kultury. Ale podobała się mi ta ciężka praca. Z jednej strony bardzo trudna, a z drugiej ogromnie satysfakcjonująca. Bardzo dobrze czułam się, gdy byłam pomocna – podsumowuje Kasia. – Fajnie było zobaczyć na własne oczy ludzi, o któ-
– Praca na backstage’u i w reżyserce była niesamowitym doświadczeniem. Aktorzy, z którymi miałyśmy kontakt, byli niezwykle mili i otwarci. Starałyśmy się nie przeszkadzać i nie plątać pod nogami, ale nikt nie patrzył na nas z góry. Było to fantastyczne doświadczenie – podsumowuje swoją pracę Emilka.
rych uczę się na studiach. I nawet jeśli nie udało mi się z nimi porozmawiać, to super było stać obok nich i uczestniczyć w jednym wydarzeniu – dodaje. – Bardzo zależało mi, aby zdobyć doświadczenie w branży. Dużo się nauczyłam na obsłudze widowni. Myślę, że zdobyłam doświadczenie, które pomoże mi w przyszłej pracy – podsumowuje swoją rolę Basia. – Praca na backstage’u i w reżyserce była niesamowitym doświadczeniem. Aktorzy, z którymi miałyśmy kontakt, byli niezwykle mili i otwarci. Na przykład Jacek Poniedziałek [aktor Teatru Nowego – przyp. red.] przyszedł do nas, przywitał się, zapytał, co u nas słychać, i dopytywał, czy jesteśmy z „Boskiej”. Cały zespół, łącznie z Krzysztofem Warlikowskim, okazał się bardzo życzliwy. Byli profesjonalni, ale jednocześnie zwyczajni i ludzcy w podejściu. Starałyśmy się nie przeszka-
20 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
dzać i nie plątać pod nogami, ale nikt nie patrzył na nas z góry. Było to fantastyczne doświadczenie, a rozmowa z panem Krzysztofem była wisienką na torcie. Mogłam poznać osoby, o których uczę się na zajęciach, z zupełnie innej, ludzkiej perspektywy – podsumowuje swoją pracę przy „Elizabeth Costello” Emilka.
Cienie pracy wolontariusza
Praca na festiwalu nie była usłana różami. Oprócz trudnych momentów, z którymi dziewczyny musiały sobie jakoś poradzić, spotkały ich też sytuacje nieprzyjemne i bardzo smutne. – Podczas wydawania wejściówek w biurze festiwalowym dochodziło do sytuacji, w których pewne ważne osobistości były niezadowolone, gdy prosiłam je, aby podały mi swoje imię i nazwisko, bo nie rozpoznawałam tych osób od razu. Rozumiem, że ktoś ma nie-
samowite osiągnięcia, ale nie powinno się wymagać od wszystkich ich znajomości – wspomina Kasia. Studentka zwróciła również uwagę na to, jak często rola wolontariuszy jest pomijana lub niedostrzegana podczas takich festiwalów. Ich praca bywała nie tylko nieprzyjemna, ale także bardzo trudna i fizycznie męcząca. – Wolontariat był ciężki, ale zrobiłam to sobie na własne życzenie. Powiedziałam, że mam dużą dostępność. Zapisałam się i do biura prasowego, i na obsługę, bo chciałam sprawdzić się w obu miejscach, ale faktycznie było to całkiem męczące – opowiada Basia. Wszystkie wolontariuszki, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą jednak, że z chęcią zaangażują się w festiwal ponownie.. Rozmowa z nimi pokazuje, jak pasja, miłość do teatru i wytrwałość młodych ludzi przyczyniają się do sukcesu jednego z najważniejszych wydarzeń teatralnych w Polsce.
uniwersytet > studenci > kultura > sport Rekomendacje kulturalne dziennikarzy „WUJ‑a”:
Przybysze z kosmosu i AI, czyli współczesna interpretacja Lema
Bajka dla dorosłych
Przemoc w białych rękawiczkach
Teatr Barakah, obchodzący w tym roku swoje dwudzieste urodziny, stale odnajduje najnowsze talenty. Tym razem padło na laureatkę Stypendium Twórczego Miasta Krakowa – Martynę Dyląg. Inspirowany twórczością Stanisława Lema spektakl zadaje pytanie: czy ciało nie jest samo w sobie nieustannym eksperymentem, który można wciąż na nowo modyfikować? Futurystyczna wizja unika jednoznacznej odpowiedzi, ale szokuje widza karykaturalnymi obrazami. Krakowski teatr chętnie sięga po twórczość klasyczną, tym razem stawiając na „Dzienniki gwiazdowe”, niekoniecznie w ich typowej odsłonie. Na Ziemię przybywają oni – ci z kosmosu, pozbawieni imion i emocji, którzy naśladują ludzkie gesty i mimikę, badając naszą naturę. Ich działania zmu-
szają widza do refleksji nad cielesnością, ruchem i możliwością tęsknoty za autentycznością ludzkiej twarzy w przyszłości. Tym, co z pewnością przykuwa uwagę, jest wykorzystanie performance’u, gdzie ciało staje się głównym narzędziem wyrazu, aczkolwiek mnogość i dwuznaczność gestów utrudnia odbiór. Na scenie, w ciemności, poruszają się trzy postacie, a ich ruchy zsynchronizowane są z pojawiającym się na ekranie obrazem i muzyką, co zaciekawia widza. Intrygującym elementem spektaklu jest wykorzystanie sztucznej inteligencji jako czwartego i niewidzianego bohatera. To AI odpowiada na pytania padające z ust bohaterek, co zbliża spektakl do futurystycznych wizji Lema.
Choć koncepcja jest oryginalna, brak dynamiki i zwrotów akcji może momentami prowadzić niektórych widzów do monotonii. Widowisko nie jest dla każdego, aczkolwiek dla miłośników Lema i odważnych interpretacji może okazać się wartościowym doświadczeniem. Warto przed obejrzeniem spektaklu sięgnąć po „Dzienniki gwiazdowe” i zestawić ze sobą te dwa dzieła. Wiktoria Piwowarska
Spektakl „Pojebajka” w reżyserii Jana Naturskiego, który możemy oglądać w krakowskim Teatrze Współczesnym, to jedna z tych propozycji teatralnych, która pozwoli dorosłym (i tylko dorosłym!) porzucić troski codzienności i zanurzyć się w świecie zwariowanej komedii. Aktorzy nie tylko zabawiają widzów lekkim i niewybrednym humorem rodem z filmów Mela Brooksa, ale także robią niezwykłe show, które zachęca widzów do ponownego przyjścia na spektakl. Farsa opowiada o grupie aktorskiej „Maszkaron”, która próbuje odegrać bajkę. Na scenie przeplatają się wątki z „Czerwonego Kapturka”, „Żeglarza Sindbada”, „Jasia
i Małgosi” czy ze „Śpiącej królewny”, lecz nie są to wersje, które kojarzymy z Dobranocki. Bohaterowie zamieniają się rolami, zabijają (a przynajmniej próbują), obrażają i przeklinają, jednocześnie powodując na widowni salwy śmiechu. Mimo ogromnej determinacji aktorów „Maszkaron” napotyka co chwilę na całą masę problemów. Zabawne wpadki, problemy techniczne i chwilowe kryzysy emocjonalne artystów tworzą zwariowaną komedię omyłek, która bawi do łez. Pokuszę się o stwierdzenie, że spektakl rozrusza nawet największego ponuraka. Akcja nabiera tempa, gdy wątki z bajek zaczynają się ze sobą mieszać, a z ra-
cji braku kadr kolejnymi aktorami muszą zostać sami widzowie… Jeśli tylko szukasz wydarzenia, które poprawi Ci humor i rozśmieszy do bólu brzucha, musisz wybrać się na komedię do Teatru Współczesnego. Bo jak zachęca Łukasz Dąbrowski, jeden z aktorów grających w spektaklu, „Pojebajka” to też bajka, tyle że dla dorosłych. – Dlaczego dla dorosłych? Bo dorośli to też dzieci, tylko takie większe, bez marzeń i z kredytami. Martyna Lalik
Ta książka z powodzeniem mogłaby się znaleźć w dziale thrillerów psychologicznych, gdyby nie fakt, że jest to reportaż o mobbingu w Polsce. Rozmowy przeprowadzone przez autorkę rysują obraz tego tajemniczego i niezbadanego jeszcze zjawiska, które jest przemilczanym precedensem na masową skalę. Dlaczego? Bo to „przemoc w małych, niedających się zauważyć dawkach, które zsumowane doprowadzają do destrukcji”. Moralne molestowanie, zarządzanie oparte na ścisłej kontroli i zachowaniach przemocowych, a do tego postpańszczyźniana kultura pracy – subtelna przemoc w białych rękawiczkach.
Mobbing w Ministerstwie Zdrowia, na największych polskich uczelniach i w małej gminie pod Kaliszem – nie ma znaczenia miejsce, jego wielkość czy renoma, wszędzie człowiek może być upodlony i nieludzko traktowany. Młody lekarz z misją, teraz z głęboką depresją. Pracownica Ministerstwa, która o własne dobre imię przez sześć lat walczyła przed sądem, wygrała. Proces o naruszenie dóbr osobistych przeciwko wójtowi kochanemu przez wszystkie największe polskie media – co z tego, że jest mobberem, agresorem i alkoholikiem z zasądzonym przymusowym odwykiem, którego nigdy nie odbył? Występujący na gali najzdolniejszych liceali-
stów w kraju Antek, po próbie samobójczej, do której doprowadziło go call center. Historie opisane w tej książce brzmią jak z równoległej rzeczywistości. Tak jednak wygląda nasze polskie podwórko i nie ma co pudrować realiów, w jakich przychodzi nam pracować. Brakuje regulacji prawnych, brakuje sędziów, którzy potraktują mobbing poważnie, brakuje społecznej świadomości i odwagi, by nie pozwalać na takie zachowania. Justyna Arlet-Głowacka
„Na początku była ciemność i zimne ognie”, koncepcja: Martyna Dyląg, Jori Gerula, Ada Kazimierz, Anna Puzio, konsultacje reżyserskie: Bartek Juszczak, Teatr Barakah, Kraków 2024
„Pojebajka”, reż. Jan Naturski, Teatr Współczesny, Kraków 2021
Katarzyna Bednarczykówna, „Masz się łasić. Mobbing w Polsce”, Wydawnictwo Czarne 2024
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
21
uniwersytet > studenci > kultura > sport Rekomendacje kulturalne dziennikarzy „WUJ‑a”:
Jak memy zmieniają internet?
Pokonać grawitację
Growth hacking, czyli w stronę rozwoju
Książka „Od demotywatorów do wideomemów na TikToku” Wojciecha Kułagi to interesująca analiza procesu zmiany komunikacji w internecie. Autor pokazuje, jak memy stały się ważną częścią naszego codziennego życia online. Książka jest podzielona na kilka części, które w prosty sposób prowadzą czytelnika przez ich historię i rozwój różnych form. Na początku dowiadujemy się, jak internet wpłynął na powstanie kultury tworzenia treści wizualnych i dlaczego obraz stał się tak ważnym narzędziem komunikacji. Kułaga opisuje kolejne etapy rozwoju: od klasycznych obrazków, takich jak demotywatory, przez GIF-y, aż po krótkie filmy, które dziś są popularne na TikToku.
To ostatnie medium odgrywa w książce szczególną rolę, bo właśnie tam dynamiczne wideomemy zdobyły ogromną popularność. Autor wyjaśnia, jak ta platforma zmieniła sposób tworzenia i odbierania memów, a także jak wpłynęła na naszą kulturę i formę komunikacji. Kułaga opiera się na badaniach i przykładach, więc wszystko jest dobrze udokumentowane. Książkę napisano stylem naukowym, co oznacza, że momentami pojawiają się trudniejsze pojęcia, ale autor stara się wszystko jasno wytłumaczyć. Ta publikacja świetnie wpisuje się w dzisiejsze czasy, kiedy social media są codziennością dla milionów ludzi na całym świecie. Dzięki niej możemy zrozumieć, że me-
my to nie tylko śmieszne obrazki czy filmy, ale także ważny element współczesnej kultury. Po tę lekturę powinni sięgnąć szczególnie studenci, badacze i osoby, które po prostu interesują się mediami społecznościowymi, kulturą internetu czy TikTokiem. Klaudia Katarzyńska
Na dźwięk tego tytułu każda osoba żyjąca w rytmie musicali zaczyna widzieć świat w różowo-zielonych barwach. Skąd to dziwaczne połączenie? Mowa oczywiście o klasyce Broadwayu, czyli „Wicked”. Musical o czarownicach z krainy Oz powstał w 2003 roku, włączając tym samym Elphabę i Glindę do popkultury. Ponad dwadzieścia lat później filmowa adaptacja trafiła na wielkie ekrany, a niejeden fan wraz z bohaterkami próbował pokonać grawitację i dać się porwać muzyce. Chociaż film ciągnie się przez ponad dwie i pół godziny, nie można odmówić mu dopieszczonych kolorowych kadrów, dopracowanych choreografii i niezwykle malowniczego świata. Fabuła nie na-
leży do tych najbardziej oryginalnych, a widzowie mniej wkręceni w musicalowy świat mogą mieć problem z utrzymaniem skupienia przez tak długi czas. Jednak bez wątpienia „Wicked” to dzieło, o którym warto usłyszeć. W główne role wcieliły się Ariana Grande (cukierkowa Glinda) oraz Cynthia Erivo (nieco sarkastyczna, zielonoskóra Elphaba). Dwa bieguny, przeciwstawne niczym biel i czerń, prowadzą nas przez barwny świat magii w takt znanych melodii. Chociaż gusta muzyczne mamy różne, nie można odmówić bohaterom talentu i wyrazistych wokali, którymi raczą nas w trakcie filmu. Historia tych dwóch czarownic zestawia ze sobą pozornie różne światy, ucząc
nas tym samym pokonywania własnych granic i uprzedzeń. Zarówno zło, jak i dobro to wartości, które mieszają się ze sobą częściej, niż byśmy tego chcieli, a w życiu wybór między jednym a drugim nie zawsze jest taki oczywisty. Każda opowieść ma niedokończone wątki, urwane sceny i tajemnice, o których wiedzą tylko nieliczni. Przyjaźń natomiast potrafi połączyć nawet najbardziej poróżnione dusze, wystarczy tylko dostrzec w drugim człowieku to, co w nim najpiękniejsze. Justyna Arlet-Głowacka
Książka „Growth Hacking: Jak pomaga pozyskiwać nowych klientów i utrzymywać obecnych” autorstwa Tomasza Dmuchowskiego to praktyczny przewodnik po nowoczesnych strategiach marketingowych, które pozwalają firmom dynamicznie się rozwijać, jednocześnie minimalizując nakłady finansowe. Autor – doświadczony growth hacker i entuzjasta nowych technologii – dzieli się wiedzą na temat wykorzystywania narzędzi analitycznych, eksperymentów oraz kreatywnych rozwiązań w celu zwiększania efektywności działań marketingowych. To pozycja, która trafia zarówno do początkujących przedsiębiorców, jak i doświadczonych specjalistów szukających inspiracji w szybko zmieniającym się środowisku biznesowym.
Proces growth hackingu Dmuchowski przedstawia w sposób klarowny i logiczny, jako sekwencję kluczowych etapów, które mogą być z powodzeniem zastosowane w każdej firmie. Istotnym punktem w tym procesie jest generowanie pomysłów na eksperymenty – Dmuchowski podkreśla, że skuteczne rozwiązania często wynikają z nieszablonowego myślenia oraz odważnego podejścia do testowania nowych strategii. Ważnym elementem przedstawionego procesu jest priorytetyzacja działań. Autor wskazuje, jak analizować potencjalne korzyści i koszty wdrożenia eksperymentów, co pozwala skupić się na rozwiązaniach o największym wpływie na wzrost firmy. Książka wyróżnia się praktycznym charakterem – obfituje w konkretne przykłady, które ilustrują
zastosowanie omawianych strategii w realnym świecie. Dzięki temu czytelnik może łatwo przełożyć zdobytą wiedzę na swoje działania biznesowe. Dmuchowski pokazuje, że growth hacking to nie tylko technika, ale też sposób myślenia, który pozwala identyfikować najlepsze ścieżki rozwoju w złożonym i konkurencyjnym środowisku. Zdecydowanie jest to inspirujące i wartościowe kompendium wiedzy, które pokazuje, jak dzięki odpowiednim narzędziom i strategiom osiągnąć sukces. Tomasz Łysoń
22 styczeń 2025 • Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego
Wojciech Kułaga, „Od demotywatorów do wideomemów na TikToku. Ewolucja memów internetowych”, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2024
„Wicked”, reż. Jon M. Chu, 2024, Stany Zjednoczone
Tomasz Dmuchowski, „Growth Hacking: Jak pomaga pozyskiwać nowych klientów i utrzymywać obecnych”, Wydawnictwo Helion/Onepress, Gliwice 2024
uniwersytet > studenci > kultura > sport Czy Kraków jest miastem rowerów?
Jak w Krakowie żyje się rowerzystom?
autor: Michał Kowal
Rower to coraz popularniejszy środek transportu w Polsce. „Romet przewiduje zwiększenie sprzedaży o połowę w 2024 r., przy czym za 40 proc. tego wzrostu mają odpowiadać rowery elektryczne” – podaje portal 300gospodarka.pl. Również rynek wtórny odnotowuje wzrosty. Z danych zebranych przez portal aukcyjny OLX wynika, że rocznie przybywa o ponad 30 procent transakcji powiązanych z tym sportem. Rowerów sprzedaje się coraz więcej, ale czy polskie miasta są przygotowane na rosnącą liczbę rowerzystów? dów. W składach często umieszczane są stojaki lub specjalne wieszaki, a pociągi z takimi przedziałami kursują dość regularnie. Pod tym względem Koleje Małopolskie oferują rowerzystom dogodniejsze warunki niż Koleje Śląskie, o czym więcej pisałem na moim blogu „Roweromate”.
„Partyzanci” łatają dziury w drogach
W 2023 roku pod opieką zarządu gminy znajdowało się 318 km ścieżek rowerowych, czyli 97 km na 100 km2. Pod tym względem Kraków ustępuje tylko Warszawie, która może pochwalić się 773 km dróg rowerowych, co daje wynik 150 km na 100 km2. Ścieżek rowerowych w Krakowie niewątpliwie przybywa. Z Bazy Danych Lokalnych GUS wynika, że w latach 2019–2023 łączna długość dróg dla cyklistów w stolicy Małopolski wzrosła o ponad 35 procent. W 2023 roku pod opieką zarządu gminy znajdowało się ich 318 km, czyli 97 km na 100 km². Pod tym względem Kraków ustępuje tylko Warszawie, która może pochwalić się 773 km dróg rowerowych, co daje wynik 150 km na 100 km2. Powyższa statystyka obejmuje wyłącznie drogi przeznaczone do celów komunikacyjnych, ale pod względem tych turystycznych Kraków też ma wiele do zaoferowania. Na uwagę zasługuje zwłaszcza fot. Pexels
Wiślana Trasa Rowerowa (WTR), która przebiega przez całe nasze miasto. Wycieczka tzw. Wiślanką na odcinku Kraków-Tyniec to doskonały pomysł na spędzenie niedzielnego popołudnia. Oprócz rozwijającej się infrastruktury rowerowej Kraków oferuje rowerzystom również inne udogodnienia. Miasto umożliwia wypożyczenie pojazdu w systemie „LajkBike” według przyjaznego cyklistom modelu biznesowego. Wynajmujący może wypożyczyć tradycyjny rower, co będzie go kosztowało 29 zł lub 79 zł miesięcznie – w przypadku elektrycznego. Na wypożyczającym spoczywa obowiązek przechowywania roweru i dbania o niego.
A co, jak zabraknie energii?
Nawet najbardziej wytrzymały rowerzysta traci czasem parę i chce wrócić do domu, korzystając z komunikacji publicznej, a przy okazji przewieźć rower. Kraków, w przeciwieństwie do innych polskich miast, umożliwia darmowy przewóz tramwajami i autobusami z bagażnikiem. A co z koleją? W obrębie miasta pasażerowie mogą korzystać z usług dwóch przewoźników – Polregio oraz Kolei Małopolskich. W Polregio to koszt 8,40 zł, a w przypadku Kolei Małopolskich – 4 zł. Dodatkowo przewoźnik samorządowy zapewnia lepsze warunki do transportu jednośla-
Aktywiści rowerowi wielokrotnie krytykowali jakość krakowskiej infrastruktury. W ostatnim czasie na tym polu szczególnie aktywny jest „Nocny Zarząd Dróg Rowerowych”. Partyzanci, jak sami siebie określają, na własną rękę rozpoczęli wyrównywanie uskoków między jezdnią a chodnikami. Zdają sobie sprawę, że naprawa usterek przez miasto potrwa dłużej i wiąże się z wysokimi kosztami, dlatego sami ruszyli do pracy. Aktywiści na swojej stronie na Facebooku opublikowali instrukcję, w której krok po kroku opisują, jak załatać dziurę w drodze. Na ulicach pojawiają się bez uprzedzenia, a w dodatku w nocy, gdy inni śpią. W ten sposób wyremontowali już drogę rowerową przy rondzie Grunwaldzkim oraz przejazd aleją 29 Listopada nieopodal Opolskiej Estakady.
Kraków jak Kopenhaga?
Miastem idealnym dla rowerzystów wydaje się Kopenhaga, oferująca velostrady, strefy z ograniczoną prędkością czy wbudowane w jezdnię światła LED. Brzmi to jak bajka, której – jak na razie – nie udało się przenieść na polskie drogi. Jako rowerzysta widzę jednak światełko w tunelu. Wszystko dzięki rosnącej sieci ścieżek, realizacji ambitnych projektów infrastrukturalnych oraz zaangażowaniu aktywistów i mieszkańców. Bez nich rozwój infrastruktury rowerowej nie byłby możliwy.
Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego • styczeń 2025
23
F o t o r e po r t a ż autorka:
Emilia Czaja
Święta, święta i po świętach