![](https://assets.isu.pub/document-structure/241104104857-325e269d840252bc5f410a035b220575/v1/76f83af36d56d8bb39d87813b612c405.jpeg)
Jak wygląda życie doktoranta? str. 8
Codzienne wygody Amerykanów str. 15
Jak rozmawiać o zdrowiu psychicznym? str. 16
Cykl „Wokół kół”
Jak wygląda życie doktoranta? str. 8
Codzienne wygody Amerykanów str. 15
Jak rozmawiać o zdrowiu psychicznym? str. 16
Cykl „Wokół kół”
autorka: Karolina iwaniec
Stanisława Wyspiańskiego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Młodopolski autor „Wesela” był nie tylko dramatopisarzem i poetą, ale również uczniem Jana Matejki, malarzem, projektantem witraży, ilustratorem. Niewielu jednak wie, że podczas swoich studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim był jednym z założycieli Klubu Estetyków –organizacji, która stała się podwaliną pod dzisiejsze Koło Naukowe Studentów Historii Sztuki UJ im. Stanisława Wyspiańskiego.
Historia KN SHS UJ sięga 1887 roku, kiedy to grupa studentów postanowiła założyć Klub Estetyków. Celem było stworzenie miejsca, gdzie młodzi ludzie mogą wspólnie zgłębiać tajniki sztuk wizualnych, rzemiosła artystycznego i estetyki. Wśród założycieli znaleźli się Józef Mehoffer, Kazimierz Przerwa-Tetmajer i Lucjan Rydel, a także sam Stanisław Wyspiański, pełniący funkcję sekretarza.
Dziś koło liczy około 150 członków, zarówno studentów historii sztuki, jak i sympatyków tej dziedziny z innych kierunków. Opiekunem naukowym od kilku lat jest dr Marcin Szyma. W roku akademickim 2023/2024 funkcję prezeski pełniła Natalia Gala, a wspierały ją Kseniia Lysechko (wiceprezeska), Marta Czajka (skarbniczka), Maria Tracz i Maria Kowalska (członkinie zwyczajne) oraz Aleksandra Szczupak, Monika Sadowska i Hanna Kowalcze (komisja rewizyjna).
– Dołączyłam do koła na początku swoich studiów w czasie pandemii. Dzięki ówczesnym członkom zapoznałam się z kierunkiem studiów i poznałam wiele wartościowych osób – wspomina Natalia Gala. – Od dwóch lat czynnie pracuję w kole i nie wyobrażam sobie go opuścić – dodaje.
Dziesięć sekcji, jedno serce
Co wyróżnia Koło Naukowe Studentów Historii Sztuki UJ? Z pewnością bogactwo tematyczne. Pod jego szyldem działa aż dziesięć sekcji. Pasjonaci mogą wybierać spośród takich tematów jak sztuka starożytna, bizantyjska, średniowieczna, nowożytna, nowoczesna czy współczesna. Działa również sekcja poświęcona sztuce użytkowej i historii ubioru, a także sztuce azjatyckiej czy żydowskiej.
Na miłośników tworzenia własnych tekstów czeka czasopismo „Kunszt”, które w kwietniu 2024 roku powróciło po przerwie z nowym numerem. Znajdziecie
Co wyróżnia Koło Naukowe Studentów Historii Sztuki UJ? Z pewnością bogactwo tematyczne. Pod jego szyldem działa aż dziesięć sekcji. Pasjonaci mogą wybierać spośród takich tematów jak sztuka starożytna, bizantyjska, średniowieczna, nowożytna, nowoczesna czy współczesna. Działa również sekcja poświęcona sztuce użytkowej i historii ubioru, a także sztuce azjatyckiej czy żydowskiej.
tam artykuły autorstwa studentów, ich recenzje oraz prace artystyczne. Redakcja prowadzi także profil na Instagramie (@czasopismo.kunszt), gdzie pojawiają się interesujące wywiady z postaciami związanymi ze światem sztuki – w ramach cyklu „Kunsztowe rozmowy”.
Z Krakowa do Stambułu Członkowie koła nie tylko uczestniczą w życiu akademickim, ale też angażują się w wiele inicjatyw artystycznych i naukowych. Niejednokrotnie mieli szansę podziwiać na żywo najpiękniejsze dzieła sztuki, o których wcześniej uczyli się z podręczników. Podążają szlakami polskich mistrzów, ale również biorą udział w zagranicznych wyjazdach do takich miejsc jak Praga, Rzym czy Stambuł. – Udało mi się zwiedzić wiele miejsc, o których wcześniej nawet nie marzyłam –zdradza Natalia.
Mają na swoim koncie także organizację konferencji, w tym „Pogranicza Chrześcijaństwa” oraz „Sztuka jako rzeźba społeczna”. Uczestniczyli również w przygotowaniu wystaw, takich jak „Kram” czy „Święt-ości”. Do jednych z najbardziej wyczekiwanych przez nich momentów w roku akademickim należą Wigilia oraz Bal Instytutu Historii Sztuki UJ – wydarzenia, które gromadzą całą społeczność wokół wspólnego świętowania.
Każda z tych inicjatyw to nie tylko praca, ale także wspaniała okazja do budowania przyjaźni. – Lubię koło za wspólnotę, jaką tworzy. Każda osoba pracująca w kole na pewno potwierdzi, że zdobędzie się tu zarówno przyjaźnie, jak i umiejętności rozwijające zdolności organizacyjne –mówi Kseniia Lysechko.
Dołącz do świata sztuki Przyszłość zapowiada się równie dynamicznie. W planach są kolejne wycieczki, warsztaty oraz oprowadzania kuratorskie, a także wydarzenia upamiętniające artystów i profesorów związanych z historią sztuki. – Pomysły często pojawiają się wraz z inicjatywami studentów oraz wykładowców, więc nie możemy się doczekać tego, co nas w tym roku czeka – dodaje Natalia. Koło Naukowe Studentów Historii Sztuki UJ jest otwarte na wszystkie osoby, które chcą pogłębiać swoją wiedzę, kochają muzea, podróże i niekończące się dyskusje o sztuce.
e-mail: kn.shsuj@uj.edu.pl
Facebook: facebook.com/KNSHSUJ
VI k rakoW sk I TydzI eń z droWI a PsyCh IC znego
Już szósty rok z rzędu w centrum Krakowa odbył się Human Week – Krakowski
Tydzień Zdrowia Psychicznego. Między 7 a 11 października mieszkańcy miasta mogli uczestniczyć w otwartych wykładach, warsztatach i pokazach filmowych z udziałem specjalistów. Pałac Potockich, Pałac Krzysztofory oraz kina „Paradox” i „Pod Baranami” stały się miejscem dyskusji nad formami wsparcia i poprawy naszego dobrostanu.
Hasło tegorocznej odsłony cyklu brzmiało „bezpieczni razem”. – Kiedy myślimy o wsparciu osób w kryzysach psychicznych i profilaktyce zaburzeń, myślimy
o rodzinie; ale to tylko jedna ze wspólnot, do których należymy –powiedział podczas spotkania z mediami prof. Maciej Pilecki, jeden z organizatorów imprezy. – Mogą one zarówno działać profilaktycznie, jak i nasilać kryzysy. Dlatego postanowiliśmy, aby szósta edycja Human Week była poświęcona właśnie bezpieczeństwu w różnych wspólnotach – wyjaśnił.
Human Week otworzył wykład prof. Dominiki Dudek o stygmatyzacji. Psychiatrka zauważyła, że wskutek tego zjawiska wiele osób nie sięga po pomoc, której potrzebuje. Tymczasem nie ma się czego bać. – Myślę, że dzięki Human Week mieszkańcy Krakowa mogą zobaczyć normalność psychiatrii. Chcemy pokazać, że nie ma w niej nic strasznego, dziwnego, wstydliwego – mówiła prof. Dudek, zachęcając do walki ze szkodliwymi stereotypami i edukacji w tym temacie.
Wśród zagadnień poruszonych w tej edycji znalazły się m.in. wypalenie zawodowe, strategie regulacji emocji i radzenia sobie w kryzysie, a także dbanie o własne zasoby podczas pomagania innym. Oprócz wykładów, dyskusji czy seansów filmowych odbył się też turniej piłkarski „Przyjaciele zdrowia psychicznego”, który wygrała reprezentacja naszej uczelni.
autorka: ewa Zwolińska
– To wydarzenie niezwykle potrzebne i istotne, po to, by ludzie mogli posłuchać o tym, z czym się zmagają, ale też dowiedzieć się, że są osoby, które mogą im pomóc –
Pismo Studentów „WUJ – Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego”. Redakcja: ul. Piastowska 47, 30-067 Kraków
Wydawca: Fundacja Studentów i Absolwentów UJ „Bratniak” e-mail: wuj.redakcja@gmail.com; tel. 668 717 167
Strony internetowe: www.issuu.com/pismowuj oraz www.facebook.com/pismowuj
Redaktor naczelny: Adrian Burtan
Zespół: Justyna Arlet-Głowacka, Ewa Zwolińska, Klaudia Katarzyńska, Izabela Biernat, Martyna Lalik, Karolina Iwaniec, Lucjan Kos (foto), Marta Kwasek, Martyna Szulakiewicz-Gaweł (foto), Krzysztof Materny, Oliwia Wójciak, Emilia Czaja (foto), Wojciech Skucha, Tomasz Łysoń, Alicja Bazan, Weronika Adamek, Wojciech Seweryn, Maja Andrzejak, Helena Iskra, Wiktoria Piwowarska, Iwona Łaciak
Korekta: Ewa Zwolińska, Maja Andrzejak
Okładka: Emilia Czaja
Reklama: wuj_reklama@op.pl
Numer zamknięto: 31 października 2024 roku
fot. Ewa Zwolińska
Wśród tematów poruszonych podczas Human Week znalazły się m.in. wypalenie zawodowe, strategie regulacji emocji i radzenia sobie w kryzysie, a także dbanie o własne zasoby podczas pomagania innym.
podsumowuje prof. dr hab. Jolanta Pytko-Polończyk, Pełnomocnik Prorektora ds. klinicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Znajdź nas!
Z inicjatywy dr hab. Adama Kanigowskiego, który zdecydował się przeznaczyć przyznaną mu w tym roku nagrodę Europejskiego Towarzystwa Matematycznego na rzecz wsparcia terapii chorych dzieci, odbył się „Bieg w dobrej sprawie”. Zorganizował go 12 października Wydział Matematyki i Informatyki UJ. Do startu zgłosiło się 30 drużyn złożonych z pracowników, studentów i przyjaciół wydziału – na uczestników czekała pętla mierząca 2,2 km wokół parku Zakrzówek w Krakowie, a sam limit sztafety dla tych 4-osobowych zespołów wynosił 120 minut. Zwyciężyła drużyna nr 8 w składzie: Tomasz Kobos, Sabina Jedlińska, Karolina Góral, Grzegorz Góral. Celem biegu była zbiórka na rzecz terapii Tadzia Kamińskiego. Urodził się on jako wcześniak z ogólnym zakażeniem organizmu. Przez wrodzoną infekcję zmaga się z zaburzeniami funkcjonowania nerek, płuc i wątroby, a także z retinopatią wcześniaczą i wylewami do mózgu oraz zdiagnozowanym zespołem Westa – lekooporną padaczką.
Prezydent Bułgarii
odwiedził uJ
Wizyta prezydenta Republiki Bułgarii Rumena Radewa na Uniwersytecie Jagiellońskim rozpoczęła się od rozmowy z rektorem UJ. W ramach spotkania zorganizowano również prezentację oryginalnego manuskryptu „De revolutionibus orbium coelestium” Mikołaja Kopernika, znajdującego się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej. Późniejsze otwarcie wystawy „Opowieści z dziejów głagolicy” i spotkanie ze społecznością akademicką uświetniły liczne przemowy. – Inaugurując 661. rok akademicki, podkreślałem niezmiennie, że misją Uniwersytetu jest odpowiedzialne łączenie badań odnoszących się do tradycji uniwersyteckiej, jak i nowoczesności. Pośród licznych problemów badawczych, działalności naszych badaczy, ale również zainteresowań studentów bardzo istotne miejsce zajmują studia slawistyczne – mają ponad 200 lat; studia bułgarystyczne – nieco mniej: ponad 100 lat. Wszyscy jesteśmy dumni z wizyty pana prezydenta, ale jej największymi beneficjentami będą studenci Wydziału Filologicznego – mówił rektor UJ. – Jestem pod wrażeniem Uniwersytetu i wielu pokoleń badaczy oraz osób ich wspierających, dzięki którym osiągnął on swoją pozycję w świecie. Chciałbym także wyrazić swój szacunek do Biblioteki Jagiellońskiej, która przechowuje przedmioty niezwykle cenne dla cywilizacji europejskiej. W tym roku świętujemy 1161. rocznicę powstania głagolicy, która wraz z cyrylicą jest nierozerwalną częścią historii państwa bułgarskiego i miała ogromny wpływ na to, co można nazwać przestrzenią kulturową słowiańszczyzny. Chciałbym serdecznie podziękować Uniwersytetowi i Bibliotece, że chronią to bogactwo i przekazują je następnym pokoleniom –zaznaczył prezydent Rumen Radew.
Rada Fundacji na rzecz Nauki Polskiej powołała nowego prezesa. Już od 1 września 2025 roku tę funkcję obejmie prof. Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ. Zastąpi on prof. Macieja Żylicza, odchodzącego na emeryturę po 20 latach prezesury. Nowy prezes został wyłoniony przez komitet spośród 15 kandydatów na podstawie licznych wymogów, bazujących na osiągnięciach naukowych i rozmowach kwalifikacyjnych. O tej zmianie profesor poinformował w swoich mediach społecznościowych. – Fundacja jest wyjątkowym miejscem, które od ponad 30 lat wspiera i kształtuje doskonałość naukową w Polsce – komentuje Pyrć. – Jako organizacja niezależna i apolityczna służy naukowcom i społeczeństwu. Fundacja to projekty badawcze finansowane ze środków Unii Europejskiej, to Nagroda FNP i stypendia START, to wsparcie nauk ścisłych, społecznych i humanistycznych. Fundacja to szansa na stworzenie mostów pomiędzy nauką a społeczeństwem i biznesem, aby nasz kraj kierował się w stronę innowacji i nowoczesnych technologii. Fundacja to również wspaniali ludzie, którzy tworzą ją samą i rodzinę jej laureatów – mówi.
Jagielloński Uniwersytet Trzeciego Wieku rozpoczął rok akademicki 2024/2025. Duże zainteresowanie seniorów kształceniem się w tym miejscu szczerze doceniono w czasie uroczystości w Auditorium Maximum.
– Mamy bardzo atrakcyjną ofertę edukacyjną, która przyciąga ambitnych i wybitnych studentów. Każdy sam sobie układa swój indywidualny program studiów. Wybiera zajęcia spośród czterech głównych kierunków, 17 fakultetów, pięciu języków uczonych na różnych poziomach, warsztatów, wykładów otwartych, prelekcji, spotkań. Bez fałszywej skromności możemy stwierdzić, że jesteśmy uniwersytetem klasy premium – mówiła Ewa Piłat, dyrektorka JUTW.
Nie zabrakło również głosu rektora UJ prof. Piotra Jedynaka: – Cieszę się, że tak duża liczba osób jest zainteresowana naszym Uniwersytetem Trzeciego Wieku. Mam nadzieję i wierzę w to głęboko, że nie jest to wyłącznie spowodowane procesami demograficznymi, ale także wynikiem atrakcyjności Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz tego, że autentycznie chcemy, żebyście państwo stanowili ważny fragment naszej społeczności akademickiej. Życzę, by ten rok akademicki upłynął pod znakiem przygody zarówno intelektualnej, jak i merytorycznej.
Źródło informacji: uj.edu.pl
n oWa P laT forma W sPar CI a P syChologIC znego
Czujesz, że problem wypalenia zawodowego zaczyna dosięgać Ciebie samego lub Twoich pracowników? A może szukasz sposobów, jak się przed tym zabezpieczyć w przyszłości? Z pomocą przychodzi tutaj platforma StrongUJ.
StrongUJ to platforma UJ, która ma za zadanie wesprzeć psychologicznie osoby aktywne zawodowo. Za cele stawia sobie m.in. przeciwdziałanie wypaleniu zawodowemu, wspomaganie działów HR oraz pracodawców w zarządzaniu zasobami ludzkimi. Adresatami projektu są przede wszystkim aktywne zawodowo osoby narażone na problem wypalenia zawodowego, ale również pracodawcy chętni do wdrażania w swoich organizacjach rozwiązań wspierających dobrostan pracowników. Także instytucje publiczne odpowiedzialne za kształtowanie polityki zatrudnienia (np. urzędy pracy) mogą znaleźć tam dla siebie szereg inspiracji.
Inicjatorkami projektu StrongUJ są badaczki z Instytutu Psychologii Stosowanej UJ: dr hab. Krystyna Golonka, prof. UJ, oraz dr Bożena Gulla. Idea, która przyświecała naukowczyniom przy tworzeniu platformy StrongUJ, dotyczyła zwiększenia świadomości zarówno wśród pracowników, jak i pracodawców na temat przyczyn i skutków wypalenia zawodowego.
Kompleksowa pomoc StrongUJ nie bez przyczyny nosi właśnie taką, a nie inną nazwę: to gra słów oznaczająca z języka angielskiego „strong” (czyli „mocny”) oraz skrót od „Stress on Growth” („Nacisk na rozwój”). StrongUJ promuje proaktywne postawy na rynku pracy. Pomaga też w poszukiwaniu rozwiązań, gdy nas samych (lub naszego pracownika) dosięgnie temat wypalenia zawodowego.
Ze StrongUJ będzie można korzystać bezpłatnie w formie online. Cały projekt składa się z trzech modułów – Diagnoza, Rozwój, Wsparcie. Pierwszy z nich służy
ustaleniu jak najdokładniejszej oceny użytkownika na podstawie udzielenia odpowiedzi w rozbudowanej ankiecie. Po jej wypełnieniu osoba otrzymuje raport na temat siebie wraz z zaleceniami; mogą one dotyczyć samodzielnej pracy rozwojowej, ćwiczeń czy kontaktu ze specjalistą zdrowia psychicznego. W tym momencie użytkownik przechodzi do drugiego z modułów: uzyskuje dostęp do bogatego zasobu materiałów edukacyjnych, propozycji ćwiczeń i wszelakich zadań stymulujących pracę nad sobą. Ostatnim elementem projektu jest moduł Wsparcie. W razie konieczności użytkownik może otrzymać tam bezpośrednią pomoc od psychologów i psychoterapeutów specjalizujących się w dziedzinie problemów zawodowych.
Przepracowane społeczeństwo Według najnowszych danych Eurostatu Polacy znajdują się w czołówce członków Unii Europejskiej o największej liczbie przepracowanych godzin w ciągu miesiąca. Miejsca ustępujemy tylko Grekom i Rumunom, choć różnice te są bardzo niewielkie. Naturalną konsekwencją tego zjawiska jest wysokie narażenie naszego społeczeństwa właśnie na problem wypalenia zawodowego. W szczególności może on dotknąć grup osób, których praca wiąże się ze stresem.
– Wypalenie zawodowe pojawia się najczęściej w efekcie przewlekłego stresu wynikającego z pracy. Chroniczny stres ma wiele źródeł, a jego rozwój uwarunkowany jest wieloma czynnikami i zmiennymi. Statystyki wyraźnie wskazują, że wypalenie zawodowe w Polsce to problematyka o niepokojącej tendencji wzrostowej. Warto zatem poszukiwać
autorka: izabela biernat
StrongUJ to platforma UJ, ktora ma za zadanie wesprzeć psychologicznie osoby aktywne zawodowo. Za cele stawia sobie m.in. przeciwdziałanie wypaleniu zawodowemu, wspomaganie działow HR oraz pracodawcow w zarządzaniu zasobami ludzkimi.
rozwiązań o charakterze systemowym, ale też narzędzi, które będą pomagać zarówno pracownikom, jak i pracodawcom w przeciwdziałaniu temu negatywnemu zjawisku – objaśnia prof. Krystyna Golonka. – Projekt z uwagi na skalę zjawiska stresu zawodowego i wypalenia ma duży potencjał rozwojowy. Uczelnia obecnie poszukuje partnerów, którzy będą zainteresowani dalszym rozwojem platformy i propagowaniem jej w różnych środowiskach. Jednym z głównych
naszych celów jest obecnie przeskalowanie tego rozwiązania, co wiąże się z koniecznością wdrożenia automatyzacji procesów realizowanych w module diagnostycznym. Chodzi o to, by w jednym czasie z platformy mogła korzystać dowolna liczba użytkowników czy podmiotów gospodarczych. Obecnie jeszcze te funkcjonalności są ograniczone – wyjaśnia dr inż. Gabriela Konopka-Cupiał, Dyrektorka Centrum Transferu Technologii UJ, CITTRU.
uniwersytet
oTWar CI e UC zeln I anego Cen T rU m sP or ToWo- rekreaC yjnego
Uniwersytet Jagielloński, choć kojarzony głównie z osiągnięciami naukowymi, 13 października skupił na sobie uwagę dzięki nowo otwartemu kompleksowi sportowemu. Jego budowa kosztowała ponad 33 miliony złotych. Nowoczesny obiekt mieści m.in. boiska do piłki nożnej, salę fitness czy korty tenisowe.
Na Kampusie 600-lecia Odnowienia UJ oficjalnie zainaugurowano działalność nowoczesnego Uczelnianego Centrum Sportowo-Rekreacyjnego. Na obiekcie pojawili się nie tylko fani sportu, ale również wyjątkowi goście, w tym rektor uczelni prof. Piotr Jedynak oraz jego poprzednicy, prof. Jacek Popiel i prof. Wojciech Nowak – każdy z nich miał swój udział w realizacji tej ambitnej inwestycji, która była współfinansowana przez Ministerstwo Sportu i Turystyki.
– Niech ten obiekt służy młodzieży akademickiej, z którą wiąże-
my wielkie nadzieje na przyszłość, w myśl starej maksymy: w zdrowym ciele zdrowy duch – podsumował Wojciech Piech, pełnomocnik Marszałka Województwa Małopolskiego, wręczając drużynie Jagiellonek symboliczny zestaw piłek.
Po oficjalnych wystąpieniach odbyło się przecięcie wstęgi, a zebrani goście mieli okazję zwiedzić kompleks, który imponuje zarówno rozmiarem, jak i nowoczesnym wyposażeniem. Znajdują się tam m.in. boiska do piłki nożnej, rugby, siatkówki plażowej, cztery kor-
ty tenisowe, trybuna na 330 osób, sala fitness, siłownia oraz ścieżki spacerowe i rowerowe, tworząc przyjazne miejsce nie tylko dla studentów, ale także mieszkańców Krakowa.
Tuż po oficjalnym otwarciu obiektu można było doświadczyć prawdziwych sportowych emocji. Pierwsze kopnięcie piłki na nowym boisku przez rektora UJ rozpoczęło mecz Orlen I Ligi Kobiet pomiędzy drużyną KS Uniwersytetu Jagiellońskiego a UKS 3 Weronica Staszkówka Jelna. Drużyna Jagiellonek, która dominuje
w tym sezonie, nie zawiodła kibiców. Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:3, co dało krakowiankom dziewiąte zwycięstwo w sezonie. – Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że w końcu mamy swoje miejsce na mapie Krakowa – przyznaje Anna Zapała, kapitanka zespołu, która nie kryła radości z możliwości gry na własnym obiekcie. Jakub Sieniawski, trener drużyny, również był pełen entuzjazmu: – Cieszymy się, że mamy swój stadion, z którego będziemy korzystać i który będzie naszym domem na kolejne sezony.
Kompleks imponuje zarówno rozmiarem, jak i nowoczesnym wyposażeniem. Znajdują się tam m.in. boiska do piłki nożnej, rugby, siatkówki plażowej, cztery korty tenisowe, trybuna na 330 osób, sala fitness, siłownia oraz ścieżki spacerowe i rowerowe, tworząc przyjazne miejsce nie tylko dla studentów, ale także mieszkańców Krakowa.
Blask I I CI en I e dok Toran Ck I ego żyCI a
Przygoda z uczelnią nie musi się kończyć na obronie pracy magisterskiej. Niektórzy absolwenci decydują się na niej pozostać, idąc do szkoły doktorskiej. Zapytaliśmy kilkoro z nich, co się z tym wiąże.
By dostać się na doktorat, nie wystarczy dyplom ukończenia studiów – wymaga to trochę więcej formalności. Najważniejszą z nich jest napisanie projektu indywidualnego planu badawczego, czyli wstępnego pomysłu na własne badania. Jeśli projekt zostanie zaakceptowany, następuje rozmowa z komisją.
– Warto przedstawić ten plan przekonująco. Trzeba się zaprezentować jako osoba, która wie, o czym mówi – radzi Szymon (imię
zmienione), doktorant zajmujący się filozofią analityczną w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UJ.
Po pozytywnej ocenie komisji możesz rozpocząć naukę w szkole doktorskiej. Co Cię tam czeka?
Nauka samodzielności
Pierwszą rzeczą, która może zaskoczyć świeżo upieczonego doktoranta, jest większa swoboda i elastyczność niż na studiach niższego stopnia. – To nie tak, że
– Musisz się wykazać dużą samodyscypliną, pomysłem na siebie i swój projekt. Nikt już nie będzie trzymał Cię za rękę Nikt nie będzie mówił, na które zajęcia się zapisać ani co dokładnie zrobić na zaliczenie – mówi o doktoracie Anna Borowy, badaczka greckich zapożyczeń w języku rumuńskim.
– Możemy poznać na doktoracie ludzi z innymi pomysłami, z rożnych części świata, pozwiedzać jakieś ciekawe miejsca. To element, ktory bardzo mi się podoba – mówi Piotr Wzorek.
dostajemy jakiś sylabus i musimy go przyjąć – tłumaczy Piotr Wzorek, doktorant z AGH. – Poza kilkoma przedmiotami, które są obowiązkowe dla wszystkich i dotyczą stricte pracy naukowej, wszystkie pozostałe są do wyboru.
Taki system wymaga jednak sporej odpowiedzialności i samodzielności, np. w planowaniu pracy czy w kwestiach administracyjnych. – Oczywiście jest wsparcie ze strony uczelni, ale oczekuje się od Ciebie, że pewne rzeczy załatwisz sam czy sama – przekonuje Paulina Zguda, która zajmuje się percepcją robotów społecznych.
Jej słowa potwierdza Anna Borowy, badaczka greckich zapożyczeń w języku rumuńskim: – Musisz się wykazać dużą samodyscypliną, pomysłem na siebie i swój projekt. Nikt już nie będzie trzymał
Cię za rękę. Nikt nie będzie mówił, na które zajęcia się zapisać ani co dokładnie zrobić na zaliczenie –uprzedza.
Obowiązki doktoranta W związku z dużą indywidualizacją i elastycznością doktoratu trudno mówić o typowym dniu pracy. Jego przebieg zależy od dyscypliny, rodzaju badań i preferowanego stylu działania.
– Ktoś może np. zrobić przegląd literatury i w ramach tego przeglądu prowadzić własne badania. Osoby z bardziej ścisłych dziedzin siedzą w laboratoriach, bo metodycznie przeprowadzają badania i tam już opracowują jakieś wyniki. Znam też doktorantów, którzy po prostu działają w terenie – wymienia Paulina. – Ja akurat prowadzę badania z udziałem ludzi, więc tu dodatkowo potrzebna jest
zgoda komisji etycznej. Na podstawie zebranych danych powstaje mój doktorat.
Częstym elementem doktoranckiego życia jest też prowadzenie zajęć dla studentów. Nie jest to jednak obowiązkowe, jeśli nie planuje się kariery dydaktyka. Każdy kandydat do tytułu doktora musi za to analizować i prezentować wyniki swoich badań. – Gdy tworzę z kimś artykuł, do moich zwykłych obowiązków (szukanie źródeł, czytanie i pisanie) dochodzi dużo wymian maili i spotkań. Kiedy przygotowuję się do konferencji, lubię jeszcze mieć „treningowe” wystąpienie w gronie przyjaciół, którzy również przygotowują doktorat – opowiada Klaudia (imię zmienione) z Interdyscyplinarnego Programu Doktorskiego na UJ. Współpraca i wyjazdy na konferencje to nie tylko źródło dodatkowych obowiązków (oraz punktów ECTS), ale też wartościowe doświadczenie:
– Możemy poznać tam ludzi z innymi pomysłami, z różnych części świata, pozwiedzać jakieś ciekawe miejsca – wylicza Piotr. – To element, który bardzo mi się podoba.
Dużo biurokracji, za mało kasy i czasu Niestety doktorat nie ogranicza się do realizowania swoich badawczych pasji i wyjazdów za pieniądze uczelni. Ma on także ciemne strony.
– Najgorszymi aspektami są biurokracja, brak zabezpieczenia socjalnego w postaci np. urlopu zdrowotnego i przede wszystkim brak pewności zatrudnienia po doktoracie. Ponadto status doktoranta jest dziwny – nie jesteśmy ani pracownikami uczelni, ani studentami, żadne instytucje nie wiedzą, jak nas rozpatrywać. Banki nie mają nawet takiej kategorii dochodu jak stypendium doktoranckie – narzeka Klaudia. Innym problemem jest wysokość wspomnianego stypendium, które przez pierwsze dwa lata wynosi ok. 3076,50 zł netto. Zdaniem naszych rozmówców to za mało, by bez problemu utrzymać się w dużym mieście. – Jeżeli mieszka się solo w Krakowie, to naprawdę marne pieniądze, zwłaszcza przy obecnych cenach żywności i mieszkań. Mam szczęście, że mieszkam z partnerką, więc jakoś udało się to przeżyć – mówi Szymon.
– Dużo moich znajomych, ku mojemu zaskoczeniu, nie pracowało poza szkołą doktorską i miało tylko stypendium – wspomina Paulina. – Ja to podziwiałam, ale
sama potrzebowałam większej stabilności finansowej, więc naturalnym kierunkiem była dla mnie praca zawodowa.
Po dwóch latach doktoranci zostają poddani ocenie śródokresowej. Jeśli ją zaliczą, mogą kontynuować studia, a wysokość ich stypendium rośnie do ok. 4739,50 zł netto. – To kwota, za którą da się przeżyć, ale trudno coś z tego odłożyć – uważa Klaudia.
Żeby poprawić swoją sytuację finansową, część doktorantów –tak jak Paulina – pracuje zarobkowo. Czy da się pogodzić jedno z drugim?
– Początkowo pracowałem w przemyśle jako programista na trzy piąte etatu – wspomina Piotr. – Trzeba było poświęcić na to sporo czasu, co bardzo rzutowało na jakość mojej pracy badawczej –przyznaje. Obecnie Piotr pracuje na uczelni jako asystent badawczo-dydaktyczny, dzięki czemu łatwiej mu łączyć swoje obowiązki.
Z kolei Anna zarabia, ucząc w szkołach językowych. – Połączenie doktoratu z dodatkową pracą nie jest trudne – twierdzi. Zwraca też uwagę na fakt, że warunki finansowe młodych badaczy i tak są dużo lepsze niż kiedyś: – W przeszłości doktoranci nie dostawali stypendium wcale, ewentualnie stypendium dla 10 procent najlepszych. W dodatku prowadzili zajęcia, za które często nie dostawali wypłaty – przypomina. Dopiero od kilku lat pieniądze dostaje każdy, dzięki czemu więcej osób może w ogóle realizować doktorat. – Jakbym nie dostawał stypendium, nie byłoby możliwości, żebym poszedł w tę stronę –przyznaje Szymon.
Przed wyruszeniem na doktorat…
Jeśli mimo tych negatywnych aspektów nadal marzysz o karierze doktoranta, musisz pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze, mądrze wybierz opiekuna naukowego swojego projektu. – Mam wrażenie, że są ludzie, którzy idą na doktorat na ślepo. Nie znają dobrze promotora, nie wiedzą, czego od niego oczekują, jaki mają styl pracy, czy potrzebują kontroli czy nie. Przez to potem
– Oczywiście jest wsparcie ze strony uczelni, ale oczekuje się od Ciebie, że pewne rzeczy załatwisz sam czy sama – przekonuje Paulina Zguda, która zajmuje się percepcją robotów społecznych.
cierpią – uważa Szymon. Swojego promotora poznał jeszcze jako student, na „najlepszych zajęciach, w jakich uczestniczył”, a później współpracował z nim nad pracą magisterską.
Podobnie było w przypadku Piotra: – Ja jestem zadowolony ze współpracy z promotorem, ale słyszałem różne historie – wyznaje doktorant z AGH. – To musi być ktoś, kto nam odpowiada, z kim będziemy w stanie blisko współpracować przez długi czas – radzi. Według Szymona warto zaproponować tę rolę osobie, która nie tylko specjalizuje się w interesującej Cię dziedzinie, ale też pracuje w odpowiadającym Ci stylu, ma regularny kontakt ze swoimi doktorantami i jest zaangażowana w ich sprawy. – Moim zdaniem promotor, który przeznacza dla nas czas i któremu zależy, to klucz do dobrego doktoratu – podsumowuje. Z kolei podczas rekrutacji może pomóc konsultacja z ekspertem. – Weź temat, który Cię pasjonuje, i porozmawiaj z wykładowcą, z którym masz dobry kontakt – radzi Anna. – Zapytaj, co sądzi na te-
mat planu badawczego, co można w nim zmienić, uzupełnić, a co już jest super. Zapytaj, czy zna osoby z komisji rekrutacyjnej, jakie jego zdaniem mogą paść pytania. Myślę, że jest wielu serdecznych wykładowców, którzy w tym pomogą – uważa doktorantka. Ostatnią, chyba najważniejszą sprawą jest silna motywacja wewnętrzna. Bez niej nie ma co myśleć o szkole doktorskiej. – Trzeba lubić robić rzeczy z bardzo odroczoną gratyfikacją. Po drodze dużo jest różnych wyzwań, ale motywuje nas chęć sprawdzenia siebie i swoich hipotez – mówi Paulina. Jeszcze dosadniej ujmuje to Anna: – Doktorat nie jest dla tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Jest dla osób, które naprawdę czują, że coś je interesuje i chcą się w tym specjalizować – uważa. Mimo to zachęca, by dać temu szansę: – Nie bój się i spróbuj, bo warto. Ja byłam bardzo niepewna mojej wartości naukowej, to była dla mnie trudna decyzja. Ale cieszę się, że ją podjęłam – podsumowuje.
– Szkoła Doktorska Nauk Humanistycznych (human.phd.uj.edu.pl), – Szkoła Doktorska Nauk Społecznych (social-sciences.phd.uj.edu.pl),
– Szkoła Doktorska Nauk Ścisłych i Przyrodniczych (science.phd.uj.edu.pl),
– Szkoła Doktorska Nauk Medycznych i Nauk o Zdrowiu (szkoladoktorska.cm-uj.krakow.pl).
fot. Szymon Błaszczyk
Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości Uniwersytetu Jagiellońskiego (AIP UJ) to miejsce, które dzięki szerokiej ofercie wspiera rozwój nowych projektów i inicjatyw. Rozmawiamy z przedstawicielami
Zespołu AIP – Piotrem Kalarusem, Natalią Pulchny i Olhą Skakun – o aktualnych programach i możliwościach współpracy dla społeczności akademickiej.
Jakie są główne cele AiP uJ?
Natalia Pulchny: Naszym podstawowym celem jest wspieranie przedsiębiorczości akademickiej. Oferujemy pomoc nie tylko studentom, doktorantom czy pracownikom naukowym, ale także pracownikom administracyjnym UJ. Pomagamy na różnych etapach rozwoju – od początkowych pomysłów, przez realizację projektów, aż po wsparcie w działaniu firmy czy gotowego produktu. Wspomagamy rozwój osobisty uczestników, organizując szkolenia z umiejętności miękkich, a także oferujemy programy, takie jak mentoring i akceleracja startupów.
Piotr Kalarus: Obecnie prowadzimy program akceleracyjny, w którym 10 wybranych przez nas zespołów weryfikuje swoje projekty pod kątem gotowości rynkowej, współpracując z mentorami. Mamy zarówno zespoły, które mają już rozwinięty produkt, jak i te, które dopiero tworzą koncepcję. W ramach tego czteromiesięcznego projektu uczestnicy spotykają się z mentorami, realizują zadania i pracują nad ustrukturyzowaniem swoich pomysłów. Dodatkowo organizujemy działania celowane, takie jak Kreatywny Kampus, którego liderką i główną inicjatorką była Natalia. W czerwcu tego roku ruszyliśmy z programem mentoringowym, obejmującym moduły dotyczące budowania wizerunku, przygotowywania biznesplanów, a także zakładania działalności gospodarczej i ochrony własności intelektualnej.
Jak wygląda współpraca AiP z wykładowcami i studentami?
Olha Skakun: Staramy się angażować wykładowców, szcze-
gólnie z kierunków takich jak zarządzanie, informatyka czy chemia, gdzie przedsiębiorczość jest częścią programu nauczania. Prowadzimy zajęcia „Absolwent na rynku pracy” na Wydziałach: Farmaceutycznym, Biotechnologii i Biofizyki. Naszym celem jest docieranie do jak największej liczby studentów i wykładowców, aby informować o naszych działaniach i możliwościach.
N.P.: Współpracujemy także z kierunkiem zarządzanie zmianą społeczną na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ. Sama jestem absolwentką tego kierunku i tu rozpoczęła się moja zawodowa ścieżka. Studenci przez dwa lata pracują nad swoimi projektami, a my wspieramy te inicjatywy. Przykładem jest Kreatywny Kampus, który został zaplanowany z myślą o studentach tego kierunku.
P.K.: AIP jest częścią Centrum Innowacji, Transferu Technologii i Rozwoju Uniwersytetu (CITTRU). Planujemy zaprezentować pracownikom uniwersytetu naszą ofertę, obejmującą wszystkie wydziały – zarówno te biotechnologiczne, jak i humanistyczne. Wiemy, że doszło do zmian kadrowych, dlatego chcemy przedstawić nasze możliwości nowym władzom wydziałów. Naszym celem jest przekazanie spójnej i całościowej informacji o tym, co oferujemy i jak wspieramy rozwój innowacyjności i przedsiębiorczości na uniwersytecie.
N.P.: Regularnie wysyłamy newsletter, w którym promujemy naszą ofertę. Znajdują się w nim informacje o wszystkich organizowanych przez nas warsztatach, webinarach, programach i konkursach.
O.S.: Jesteśmy bardzo małą jednostką – zespół liczy obecnie
cztery osoby, a wcześniej działaliśmy nawet w dwuosobowym składzie. Mimo tego na tak dużym uniwersytecie udało nam się zbudować skuteczny model współpracy. Czasami brakuje przestrzeni na pełną realizację planów, ale stale staramy się utrzymywać kontakt z wykładowcami, kierunkami i wydziałami, aby na bieżąco informować o naszej ofercie.
Jakie formy współpracy przewidujecie dla absolwentów?
N.P.: Dla absolwentów na razie nie mamy otwartych programów w roli uczestników, ale chcemy ich zaangażować jako mentorów i osoby prowadzące warsztaty. Mamy już współpracę z kilkoma absolwentami, którzy prowadzą u nas webinary, m.in. z marketingu i pozyskiwania klientów.
P.K.: By zgłosić się do naszych programów, trzeba mieć afiliację na Uniwersytecie Jagiellońskim.
O.S.: Nasza oferta edukacyjna, w tym webinary i warsztaty, pozostają otwarte dla wszystkich, ponieważ działamy w ramach uniwersytetu i uważamy, że edukacja powinna być szeroko dostępna.
Co wyróżnia ofertę AiP na tle innych dostępnych programów?
N.P.: Naszą największą zaletą jest kompleksowość oferty. Wspieramy osoby na każdym etapie ich rozwoju – od momentu, gdy mają jedynie pomysł, aż po zaawansowane projekty.
P.K.: Choć jestem nowy na UJ, to ogromnym atutem naszego zespołu jest jego młodość i zaangażowanie. Natalia, która niedawno
– Słuchamy głosów każdego uczestnika i staramy się odpowiednio dostosować naszą ofertę, aby odpowiadała ich potrzebom. Każdy z uczestników naszych warsztatów i webinarów zyskuje wiedzę i możliwość poszerzenia swoich kompetencji bez żadnych kosztów – mówią przedstawiciele AIP UJ.
ukończyła studia, doskonale rozumie potrzeby studentów oraz specyfikę funkcjonowania uczelni i poszczególnych wydziałów. To nie jest tylko teoretyczne wsparcie – nasz zespół potrafi dostosować ofertę do realnych potrzeb studentów, na przykład organizując webinary w godzinach, które są dla nich najdogodniejsze, bo wiemy, że mają różne obowiązki i prace. Nowi członkowie zespołu oraz doświadczeni pracownicy tworzą razem dynamiczną grupę, dzięki której możemy być bliżej naszej społeczności.
O.S.: Kiedy projektujemy naszą ofertę programów i warsztatów, zawsze kierujemy się wynikami ankiet ewaluacyjnych. Analiza tych danych jest dla nas niezwykle inspirująca, ponieważ pozwala nam lepiej zrozumieć potrzeby różnych grup w naszej społeczności. Słuchamy głosów każdego uczestnika i staramy się odpowiednio dostosować naszą ofertę, aby odpowiadała ich potrzebom. Każdy z uczestników naszych warsztatów i webinarów zyskuje wiedzę i możliwość poszerzenia swoich kompetencji
bez żadnych kosztów, a my w zamian otrzymujemy cenną informację zwrotną. Uczestnicy naszych warsztatów zawsze dostają certyfikat. Dla wielu osób może to być pierwszy certyfikat zdobyty w ramach cyklu spotkań, co motywuje do dalszego rozwoju i pracy nad swoimi umiejętnościami.
Czy AiP oferuje przestrzeń do pracy lub dostęp do specjalistycznego oprogramowania?
N.P.: Obecnie, niestety, nie dysponujemy przestrzenią do pracy ani dostępem do specjalistycznego oprogramowania, ponieważ sami mamy ograniczone zasoby. Mamy jednak plany, aby w ciągu najbliższych kilku lat uruchomić taką przestrzeń. Chcemy, żeby była dostępna dla studentów i pozwalała nam oferować im dodatkowe wsparcie w realizacji ich projektów.
Jak wygląda współpraca AiP z ekspertami? ilu ekspertów działa w ramach AiP?
N.P.: Współpracujemy z setkami specjalistów z różnych dzie-
dzin, którzy regularnie wspierają nas w tworzeniu treści edukacyjnych oraz w innych programach, działając jako eksperci, mentorzy i doradcy.
By zostać Waszym partnerem czy ekspertem, trzeba być związanym z uczelnią?
N.P.: Nie trzeba być związanym z UJ. Choć oczywiście z radością witamy absolwentów.
Jak można się z Wami skontaktować i skorzystać z Waszej oferty? Czy można zgłosić się na indywidualną konsultację?
N.P.: Zapraszamy do kontaktu mailowego na adres inkubator@uj.edu.pl. Jesteśmy otwarci na konsultacje indywidualne i zawsze staramy się znaleźć dogodny termin na spotkanie. Można również zadzwonić do nas lub skontaktować się przez nasze media społecznościowe, takie jak Facebook i Instagram, gdzie regularnie publikujemy informacje o nadchodzących wydarzeniach i programach.
P.K.: Regularnie oferujemy też możliwość odbycia stażu w naszej jednostce, celując głównie w staże trwające trzy lub sześć miesięcy. Przyjmujemy studentów zarówno na praktyki obowiązkowe związane z ich kierunkiem studiów, jak i na praktyki wynikające z własnej inicjatywy. Mamy szczególnie wielu studentów z kierunku prawo własności intelektualnej, który jest dla nas bardzo istotny ze względu na ich zainteresowanie tematem.
Jakie są plany AiP na przyszłość?
N.P.: Obecnie pracujemy nad uruchomieniem portalu Business Idea Center, który będzie miejscem integrującym wszystkie nasze działania. Znajdą się tam artykuły, materiały edukacyjne, a także funkcja łączenia osób o podobnych zainteresowaniach, umożliwiająca znalezienie partnerów do projektów czy ofert staży. Chcemy stworzyć platformę, która będzie pomagała w rozwijaniu przedsiębiorczych postaw wśród naszych studentów i pracowników.
fot. materiały prasowe
jak ogran IC zyć marnoWan I e jedzen I a?
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie wyrzucił do kosza resztek wczorajszego obiadu lub spleśniałych, zapomnianych warzyw. Błędy zdarzają się każdemu, a sposobów na to, by je wyeliminować, jest naprawdę wiele. Przed Wami kilka wskazówek, jak marnować mniej i dzięki temu więcej zaoszczędzić.
Jednym z problemów, z którymi mierzy się świat, jest marnowanie żywności. Nie jest to temat tabu i raczej większość z nas jest tego świadoma, ale czy robimy coś, by temu zapobiec? Świadomość i wiedza to jedno, najwyższa pora przejść także do czynów. Na temat przeciwdziałania marnotrawstwu jedzenia rozmawialiśmy z Mileną Ziębą, doktorantką Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, zajmującą się problemem marnowania żywności.
Polska, Europa, świat Marnowanie żywności nie jest marginalnym problemem, na którego lekceważenie możemy sobie pozwolić. To nie tylko tony jedzenia na wysypiskach, które mogłyby zaspokoić głód milionów osób na świecie. To nie tylko uwalniane gazy, które szkodzą naszej atmosferze. To też ogromne marnotrawstwo innych zasobów, takich jak woda potrzebna do ich produkcji, czas, a także nasze pieniądze. Wyrzucanie jedzenia na dłuższą metę jest po prostu nieopłacalne. Za tymi słowami kryją się konkretne liczby. Jakie?
– W Europie marnuje się w ciągu roku 88 milionów ton żywności, co w przeliczeniu na jednego mieszkańca daje około 173 kg –mówi Milena Zięba. – W skali całego świata ta liczba wynosi około 1,3 miliarda jedzenia, które mogłoby zostać wykorzystane w naszych kuchniach, zamiast trafiać na wysypiska – dodaje. Być może dla niektórych liczby te są zbyt odległe, spójrzmy więc na nasze podwórko. – Szacuje się, że w Polsce rocznie wyrzucanych jest prawie pięć milionów ton żywności, czyli średnio każdy z nas przyczynia się do zmarnowania ponad 50 kg produktów spożywczych – wylicza doktorantka.
Wielu z nas uważa, że w skali świata jednostkowe zachowania konsumenckie nie mają znaczenia. Zmiana zaczyna się jednak od
Marnowanie żywności to nie marginalny problem, na którego lekceważenie możemy sobie pozwolić. To nie tylko tony jedzenia na wysypiskach, które mogłyby zaspokoić głód milionów osób na świecie. To nie tylko uwalniane gazy, które szkodzą naszej atmosferze. To także ogromne marnotrawstwo innych zasobów, takich jak woda potrzebna do ich produkcji, czas, a także nasze pieniądze. Wyrzucanie jedzenia na dłuższą metę jest po prostu nieopłacalne.
pojedynczego zakręconego kranu, jednej wykorzystanej do deseru przejrzałej brzoskwini i jednego człowieka, który ma świadomość swojego wpływu na otaczający go świat.
Zamknięte kontenery, czyli kim są freeganie Pewne slogany powtarzane są od lat: kupuj mniej, planuj posiłki, rób listy zakupów. Czy przygotowywanie list naprawdę ma wpływ na to, ile jedzenia marnujemy?
– Zdecydowanie tak – potwierdza Milena Zięba. – Lista pozwala skupić się na najbardziej potrzebnych produktach, unikając nieplanowanych, impulsywnych zakupów. Dodatkowo pomaga
ona z góry zaplanować posiłki na najbliższe dni, co z kolei ogranicza kupowanie jedzenia na zapas i zmniejsza ryzyko jego zmarnowania w domu – podkreśla doktorantka. Będąc już w temacie supermarketów i naszych codziennych zakupów, warto wspomnieć również o… freeganizmie. Co to właściwie jest i dlaczego wokół tego zjawiska pojawiło się tyle kontrowersji?
– Freeganizm to w pewnym sensie styl życia. Polega on na ratowaniu wyrzuconej (np. przez placówki handlowe) żywności przed zmarnowaniem. Jest to jednak w Polsce nie do końca legalne, ponieważ wspomniane placówki, zgodnie z prawem, nie powinny
umożliwiać freeganom pozyskiwania żywności ze śmietników. Dlatego często kontenery przy sklepach są zamknięte na klucz –tłumaczy Milena. Freeganie to społeczność ludzi, która walkę o niemarnowanie jedzenia wzięła sobie głęboko do serca, ale takich oddolnych akcji, być może nieco mniej kontrowersyjnych, jest dużo więcej. Wśród nich znajdują się m.in. foodsharing czy Jadłodzielnie. Na czym polegają? – Umożliwiają przekazywanie żywności, zanim ulegnie ona zmarnowaniu u nas w domu. Wspierają często również osoby potrzebujące, ponieważ mogą otrzymać darmową, pełnowartościową żywność – wyjaśnia nasza specjalistautorka: Justyna arlet‑Głowacka
– W Europie marnuje się w ciągu roku 88 milionów ton żywności, co w przeliczeniu na jednego mieszkańca daje około 173 kg – mówi Milena Zięba, doktorantka Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, zajmująca się problemem marnowania żywności.
ka. – Każda z tych inicjatyw działa trochę inaczej. Foodsharing polega na przekazywaniu żywności poprzez m.in. grupy na platformach społecznościowych. Tym pojęciem możemy też nazwać oddawanie produktów spożywczych sąsiadom czy znajomym. Natomiast Jadłodzielnie umożliwiają przynoszenie lub odbieranie jedzenia z wyznaczonych punktów. W takich miejscach często znajdują się lodówki i szafki, w których można je umieścić – opowiada ekspertka. Niemarnowanie na miarę XXI wieku
Nowoczesne technologie mogą pomóc nam bardziej racjonalizować zakupy spożywcze, a także proponować rozwiązania, które
z jednej strony podreperują nasze studenckie portfele, z drugiej zaś zapobiegną trafieniu jedzenia do kosza. Jednymi z bardziej popularnych aplikacji są Too Good To Go (działająca w wielu państwach na świecie) oraz Foodsi. Dzięki nim jesteśmy w stanie kupić dużo taniej produkty, które danego dnia nie zostały sprzedane np. w piekarni. Tym samym możemy dostać pełną torbę bułek, chleba i innych wypieków, przeznaczając na to dużo mniejszą kwotę, a jednocześnie zapobiegając wyrzuceniu pieczywa do kosza.
Do aplikacji tych z roku na rok przyłącza się coraz więcej placówek, dlatego w paczce niespodziance znajdziemy nie tylko chleb, ciastka czy sałatki, ale także sushi,
zupy, słodycze i pełnowartościowe obiady od znanych restauracji. Jest to również świetne rozwiązanie w trakcie podróży, kiedy chcemy zaoszczędzić za granicą, a przy okazji spróbować lokalnych specjałów. Na czym polega fenomen tych platform?
– Pomagają nam zaoszczędzić pieniądze, czas na przygotowanie posiłku i jednocześnie umożliwiają zjedzenie czegoś nowego i odżywczego. Są też proste w użyciu – logujesz się i możesz zobaczyć, jakie interesujące okazje czekają w Twojej okolicy. Cieszą się jednak dużym zainteresowaniem, dlatego czasami możemy mieć trudności w znalezieniu odpowiadającej nam okazji – tłumaczy Milena.
Ludzka pomysłowość nie zna granic, a im więcej osób stara się ograniczyć marnowanie żywności, tym więcej powstaje kreatywnych pomysłów, które możemy wykorzystać. Okazuje się, że pestkę i obierki z mango można wygotować i przygotować z nich słodki syrop. Skórka z arbuza nadaje się do przygotowania sałatki, a przejrzałe owoce to gotowe produkty do zrobienia smoothie, lodów i innych deserów. W kreatywnym podejściu do życia zero waste pomagają media społecznościowe (np. profil Too Good To Go), na których zajdziecie mnóstwo wskazówek i patentów na to, jak wykorzystywać resztki i mniej marnować.
– ul. Sas-Zubrzyckiego 10 – ul. Sudolska 7a – os. Szkolne 20 – ul. Praska 52
Pexels, Freepik
r ozmoWa o rol I sn U
Czy wiesz, że przewlekły brak snu może prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych, a nawet przyspieszać procesy neurodegeneracyjne? W rozmowie z profesorem Jakubem Antczakiem z Kliniki Neurologii Uniwersytetu Jagiellońskiego dyskutujemy, dlaczego sen jest niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania mózgu, jak efektywnie się uczyć bez zarywania nocy i czy drzemka może zastąpić kolejną filiżankę kawy.
Przejdźmy do sedna sprawy: jakie znaczenie ma odpowiednia ilość snu dla naszego mózgu?
Dr hab. n. med. Jakub Antczak: Do końca nie wiadomo, dlaczego sen jest nam tak potrzebny. Wiadomo jednak, że długotrwały brak snu prowadzi do poważnych problemów zdrowotnych. Sen sprzyja usuwaniu produktów przemiany materii, które gromadzą się w ciągu dnia. W czasie snu dochodzi również do selekcji i „wygaszania” połączeń synaptycznych, które powstały w ciągu dnia – te, które są mniej ważne, zostają usunięte, co może sprzyjać lepszej pamięci i koncentracji. Niektóre elementy tego procesu są poznane, ale wciąż jest wiele do odkrycia.
Czyli co się stanie z naszym zdrowiem, jeśli nie będziemy mieli wystarczającej ilości snu?
Coraz bardziej zauważalny staje się związek między bezsennością a chorobami neurodegeneracyjnymi, w tym chorobą Alzheimera. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, czy to bezsenność wywołuje Alzheimera, czy może jest to jeden z wczesnych objawów choroby. Wiemy natomiast, że poziom beta-amyloidu, białka związanego z chorobą Alzheimera, zwiększa się po bezsennej nocy. Istnieją pośrednie dowody na to, że przewlekły brak snu może przyspieszać procesy neurodegeneracyjne.
to ile powinniśmy spać?
Każdy z nas ma nieco inne potrzeby. Zwykle mieścimy się w zakresie od czterech do dziewięciu godzin snu na dobę, choć większość ludzi potrzebuje około siedmiu godzin. Co ciekawe, osoby śpiące tyle żyją najdłużej. Z kolei zarówno osoby, które śpią mniej niż pięć godzin, jak i te, które po-
trzebują więcej niż dziewięć godzin snu, żyją krócej.
A drzemki w ciągu dnia? Mogą zastępować w dostarczaniu energii kawę?
To zależy od indywidualnych preferencji. Drzemki mogą pomóc w regeneracji i zastąpić kawę, zwłaszcza jeśli planujemy intensywną pracę. Picie kawy w umiarkowanych ilościach w ciągu dnia jest bezpieczne, o ile nie zastępuje nam snu w nocy. Jeśli jednak ktoś regularnie potrzebuje drzemki, może to oznaczać, że sen nocny nie jest regeneracyjny. W takim przypadku warto rozważyć wizytę u lekarza.
Jak studenci mogą zadbać o higienę snu?
W przypadku studentów problem polega często na tym, że nie przeznaczają wystarczającej ilości czasu na sen. To prowadzi do nadmiernej senności w ciągu dnia. Podstawowa rada to odpowiednio zaplanować czas na sen, nawet przy intensywnej nauce. Warto również ograniczyć korzystanie z urządzeń emitujących światło, zwłaszcza niebieskie, takich jak telefony czy telewizory, szczególnie w godzinach wieczornych.
Wiele słyszy się o ziołach lub lekach bez recepty, które mają ułatwiać zasypianie. Czy są skuteczne?
Niektóre zioła i tradycyjne preparaty, jak kozłek lekarski czy waleriana, są stosowane od dawna i można powiedzieć, że mają pewne potwierdzone wieloletnim doświadczeniem działanie, a co najważniejsze, są nieszkodliwe. Jeśli jednak zioła nie przynoszą poprawy, warto – zamiast samodzielnego przyjmowania dostarczanych przez przemysł farmaceutyczny, preparatów nasennych – zgłosić się do lekarza.
Dr hab. n. med. Jakub Antczak: Do końca nie wiadomo, dlaczego sen jest nam tak potrzebny. Wiadomo jednak, że długotrwały brak snu prowadzi do poważnych problemow zdrowotnych. Sen sprzyja usuwaniu produktow przemiany materii, ktore gromadzą się w ciągu dnia.
Wróćmy do studentów. Dlaczego z naukowego punktu widzenia lepiej jest dobrze się wyspać przed egzaminem niż uczyć się do rana?
Sen, zwłaszcza faza snu REM oraz sen wolnofalowy, odgrywa kluczową rolę w konsolidacji pamięci: wspomaga zarówno pamięć deklaratywną (nabyte wiadomości), jak i niedeklaratywną (nabyte umiejętności), czyli to, czego się nauczyliśmy. Dlatego po dobrze przespanej nocy zapomi-
namy mniej z tego, czego się nauczyliśmy.
Czyli istnieją zdrowsze alternatywy dla kawy lub energetyków.
Na dłuższą metę snu nie da się niczym zastąpić. Kawa, spośród wszystkich stymulantów, jest stosunkowo najmniej szkodliwa, jeśli używamy jej z umiarem. Problem pojawia się, gdy kawa staje się nawykiem, a niedobór snu –chroniczny.
Cykl o żyCIU W a meryCe
Nie ma co ukrywać, że wszyscy czasem szukamy drogi na skróty. Życie biegnie tak szybko, że aby za nim nadążyć, niekiedy trzeba sobie pomóc, by usprawnić pęd codzienności. Czy jednak ugotowane w sklepie jajka lub opcja „drive-thru” na pogrzebie nie są już lekką przesadą? Witamy w kraju wygody, witamy w Ameryce!
Nie przeczytaliście źle, to prawda – w USA popularna opcja „drive-thru” zawitała także do branży pogrzebowej. Do tej pory ułatwiała odbiór jedzenia w okienku prosto z samochodu czy wypłatę pieniędzy z bankomatu. Teraz jednak Amerykanie nawet nie muszą wychodzić z auta, aby pożegnać się z bliskim. Przesada? Żyjąc w Ameryce, zdałam sobie sprawę, jak bardzo „wygodny” potrafi być ten naród, jak bardzo próbuje ułatwić sobie codzienność, doprowadzając niektóre rozwiązania do granic absurdu.
Jedzenie na szybko Ameryka fast foodami stoi, ale to nie jest wybitne odkrycie. W sieci krąży wiele filmików pokazujących produkty dostępne w supermarketach w USA. Są to m.in. wszelkiego rodzaju słodycze, które w Polsce znajdziecie w dwóch, trzech wariantach smakowych, a w Stanach występują w kilkunastu opcjach. Na półkach pojawiają się jednak także takie pyszności jak m.in. ugotowane na twardo, obrane jajka gotowe do zjedzenia. Co jeszcze? W tym kraju prawie
wszystko można kupić już pokrojone i obrane, w USA trudno znaleźć produkt nie poddany jakiejś obróbce mechanicznej lub termicznej. Chleb zawsze pokrojony, bajgle już przecięte na pół, każdy ser jest starty, podobnie z marchewką, której poszatkowana wersja jest bardziej popularna niż zwykły korzeń. Poza prostymi produktami, które można kupić w formie już przygotowanej do podania na stole, Ameryka przepełniona jest tzw. jedzeniem instant, w proszku albo w formie całych dań czekających tylko na odgrzanie, od pancakes na śniadanie po mac & cheese gotowe w dwie minuty czy „świeże” babeczki z niekończącą się datą przydatności.
Amerykanin
w samochodzie
Mało który kraj tak przyczynił się do rozwoju motoryzacji jak Stany Zjednoczone. Myślę, że śmiało możemy postawić znak równości między słowami „Ameryka” a „wygoda”. Automatyczna skrzynia biegów to standard do tego stopnia, że chcąc wypożyczyć auto z manualną, jesteśmy ostrzegani
W USA w każdej sferze szuka się dodatkowych usprawnień eliminujących niedobory czasowe. Nie dziwi fakt, że w wielu miejscach trudno znaleźć chodniki lub pobocza.
o tym fakcie i proszeni o potwierdzenie, że tego typu pojazd umiemy prowadzić. Samochody są ogromne i nawet najstarsze modele wyposażone są w to, co w europejskich odpowiednikach pojawiło się dużo później. Samochód to najlepszy przyjaciel Amerykanina – człowiek dotrze nim wszędzie. Dystanse między tutejszymi miastami są ogromne, komunikacja miejska poza wielkimi aglomeracjami praktycznie nie istnieje, więc posiadanie samochodu jest konieczne. Doszło do tego, że do sklepu, który jest położony około 15–20 minut od domu, nie jesteśmy w stanie dojść pieszo, ponieważ jezdnia nie uwzględnia takich uczestników ruchu. Za to z samochodu możemy załatwić prawie wszystko.
Wygoda przede wszystkim Tempo amerykańskiego życia czasem jest zawrotne, dlatego w każdej sferze szuka się dodatkowych usprawnień eliminujących niedobory czasowe. Nie dziwi fakt, że w wielu miejscach w USA trudno znaleźć chodniki lub pobocza, nie wspominając już o przejściach dla pieszych, bo przecież kto ma czas,
aby chodzić do sklepu na nogach? Cała tutejsza infrastruktura budowana jest z myślą o samochodzie, a nie siedzącym w nim człowieku. Już dzieci wiedzą, że jeśli gdzieś jest parking, to za wszelką cenę należy znaleźć miejsce jak najbliżej wejścia, żeby tylko uniknąć chodzenia. Ta wygoda nie kończy się na parkingach i sklepowej półce, do której już mało kto sięga, bo rynek zdominowały wygodne zakupy online (USA przeżywa właśnie zmierzch galerii handlowych, a sklepy stacjonarne są masowo zamykane).
Domowe porządki? Od tego są ekipy sprzątające, z których usług bardzo chętnie się korzysta (i to nie tylko w przypadku bogatych rodzin). Kolejna ciekawostka: na europejskich szlakach tempo jest znacznie szybsze, a czas liczony na przejście wymaga dobrej kondycji. W USA kiedy na tabliczce widnieje informacja, że na pokonanie danej ścieżki potrzeba 40 min, przeciętny europejski turysta jest w stanie ukończyć całą trasę zdecydowanie szybciej. Witamy zatem w świecie wygód, wszechobecnych samochodów i cienia lenistwa rzucanego na codzienne życie.
o d P oWI edzI alność za język
autorka: ewa Zwolińska
Zdrowie psychiczne staje się coraz bardziej powszechnym tematem naszych rozmów i medialnych treści. Jak jednak właściwie o nim mówić? Które określenia są adekwatne, a które lepiej wykreślić ze słownika? I dlaczego w ogóle powinniśmy się tym przejmować?
Ostatnio coraz częściej otwarcie mówimy o problemach psychicznych Poruszając ten temat, warto unikać ogólnego terminu „choroba psychiczna”, od którego się dziś już odchodzi. Psychiatrzy zwykle odnoszą go do stanów psychotycznych, takich jak schizofrenia. W przypadku zaburzeń afektywnych, jak np. depresja, czy problemów osobowościowych preferuje się szersze określenie „zaburzenia psychiczne”. W obu sytuacjach chodzi jednak o uporczywe trudności, które przez dłuższy czas utrudniają normalne funkcjonowanie i wymagają pomocy specjalisty.
Warto pamiętać, że zaburzenia psychiczne mogą mieć podłoże biologiczne, psychologiczne lub środowiskowe, a doświadczającej ich osobie należy się odpowiednie leczenie oraz wsparcie. Język, którym się posługujemy, może wspomagać ten proces lub go utrudniać – zależnie od tego, jak go używamy.
Język jako narzędzie stygmatyzacji
Język jest jednym z najpotężniejszych narzędzi komunikacji międzyludzkiej. Za jego pomocą wyrażamy myśli, uczucia i opinie, ale nieświadomie możemy również używać go do stygmatyzacji – wykluczania, piętnowania i tworzenia podziałów. W wielu przypadkach wynika to z braku wiedzy albo z nawyków językowych. Stygmatyzacja przez język polega na etykietowaniu, przypisywaniu negatywnych cech lub wartości osobom czy grupom na podstawie ich przynależności do danej kategorii, np. ze względu na rasę, płeć, orientację seksualną, niepełnosprawność, problemy zdrowotne czy status społeczny. Stereotypy i uprzedzenia często zakorzeniają się w słowach, którymi opisujemy te grupy.
Niektórzy wolą identyfikować się ze swoją diagnozą, np. określając się jako „autystyk/autystka” lub „osoba autystyczna” czy „adehadowiec/adehadówka”, ponieważ postrzegają ją jako integralną część swojej tożsamości. Jeśli więc masz wątpliwości co do tego, jak właściwie opisywać swoich neuroatypowych znajomych, najlepiej spytaj ich o zdanie.
Nie inaczej jest w przypadku zdrowia psychicznego. Wiele określeń używanych w tym kontekście ma negatywne konotacje. Terminy typu „wariat”, „szalony” czy „psychol” są powszechnie używane i wzmacniają stereotypowe postrzeganie osób z zaburzeniami psychicznymi jako niebezpiecznych lub nieprzewidywalnych, co prowadzi do ich wykluczenia społecznego. Osobom stygmatyzowanym przez język często trudno nawiązywać relacje i integrować się ze społeczeństwem, co dodatkowo pogłębia ich marginalizację i utrudnia zdrowienie.
Magia i szpitale dla obłąkanych
Dlaczego mamy taki problem z mówieniem na ten temat w sposób neutralny i empatyczny? Częściowo winna może być nasza historia. W przeszłości postrzegano
zaburzenia psychiczne jako wynik działania magii, sił nadprzyrodzonych lub moralnych niedoskonałości. Osoby, u których je stwierdzano, były często uważane za niebezpieczne i poddawano je izolacji. W średniowieczu zaczęto umieszczać ludzi z problemami psychicznymi w specjalnych zakładach, takich jak szpitale dla „obłąkanych” czy przytułki. Warunki w nich były często okropne, a „leczenie” opierało się na metodach, które dziś uważamy za brutalne i nieskuteczne.
W XIX wieku nastąpił postęp, który promował bardziej humanitarne podejście. W XX wieku rozwój psychologii i psychiatrii przyczynił się do lepszego zrozumienia pacjentów i opracowania skuteczniejszych form pomocy. Mimo to społeczne postrzeganie zdrowia psychicznego wciąż jest obciążone licznymi stereotypami
i stygmatyzacją, które przetrwały także w języku.
Inną przyczyną trudności w rozmowie o problemach psychicznych może być brak odpowiedniego słownictwa. Terminologia związana z tym tematem jest znacznie bardziej rozwinięta w języku angielskim. Pojęcia te mają swoje ustalone znaczenie i mogą być używane bez piętnowania osób z zaburzeniami. Niestety język polski często nie jest w stanie oddać neutralności lub właściwego znaczenia tak, jak angielskie terminy. Na przykład „zdrowie psychiczne”, polski odpowiednik „mental health”, wciąż brzmi u nas jak część profesjolektu medycznego i może zniechęcać do podejmowania tematu w codziennych rozmowach. Podobnie jest ze zwrotem „self-care”, który po polsku tłumaczy się jako „dbanie o siebie”, ale w kontekście tylko fizycz-
Popularnym rozwiązaniem problemu językowej stygmatyzacji jest tzw. person-first language – język, który stawia osobę na pierwszym miejscu, przed jej cechami albo stanami. Celem tego podejścia jest podkreślenie człowieczeństwa jednostki, a nie definiowanie jej przez chorobę czy niepełnosprawność.
nym, bez uwzględniania szerszego spektrum praktyk skupionych na dbaniu o zdrowie psychiczne.
Po pierwsze człowiek Popularnym rozwiązaniem problemu językowej stygmatyzacji jest tzw. person-first language – język, który stawia osobę na pierwszym miejscu, przed jej cechami albo stanami. Celem tego podejścia jest podkreślenie człowieczeństwa jednostki, a nie definiowanie jej przez chorobę czy niepełnosprawność.
Person-first language polega na oddzieleniu osoby od jej diagnozy albo stanu. Na przykład zamiast „niepełnosprawny” mówimy „osoba z niepełnosprawnością”, a zamiast „autystyk” – „osoba z autyzmem”. Idea ta stała się
popularna na przełomie lat 70. i 80. i była częścią szerszego ruchu na rzecz praw osób z niepełnosprawnościami.
Choć person-first language jest powszechnie promowany jako bardziej etyczny i respektujący godność człowieka, warto pamiętać, że preferencje językowe mogą się różnić w zależności od osoby. Niektórzy wolą identyfikować się ze swoją diagnozą, np. określając się jako „autystyk/autystka” lub „osoba autystyczna” czy „adehadowiec/adehadówka”, ponieważ postrzegają ją jako integralną część swojej tożsamości. Jeśli więc masz wątpliwości co do tego, jak właściwie opisywać swoich neuroatypowych znajomych, najlepiej spytaj ich o zdanie.
Terminy typu „wariat”, „szalony” czy „psychol” są powszechnie używane i wzmacniają stereotypowe postrzeganie osób z zaburzeniami psychicznymi jako niebezpiecznych lub nieprzewidywalnych, co prowadzi do ich wykluczenia społecznego.
Komunikacja jako narzędzie zmiany Pozytywna zmiana percepcji zdrowia psychicznego zaczyna się od świadomego używania języka. Coraz więcej organizacji, specjalistów i osób publicznych zwraca uwagę na to, jak mówimy o problemach psychicznych. Podkreśla się, że dbanie o ten aspekt życia jest równie ważne jak troska o zdrowie fizyczne.
Zamiast używać określeń o negatywnym wydźwięku, warto sięgać po język szanujący godność i tożsamość osób, których dotyczy. Ważne, by uważnie słuchać członków stygmatyzowanych grup i dowiadywać się od nich, jakie terminy są dla nich akceptowalne, a jakie obraźliwe. Ich doświadczenia mo-
gą pomóc w lepszym zrozumieniu, jak to wpływa na ich życie.
Pamiętajmy, że język to nie tylko słowa, ale także ton głosu, mimika i gestykulacja. Nawet najbardziej poprawne pod względem językowym wypowiedzi mogą zostać źle odebrane, jeśli towarzyszą im przejawy dezaprobaty, strachu czy niechęci. Dlatego tak ważne jest, aby oprócz doboru słów zwracać uwagę na całokształt naszej komunikacji. Budowanie empatii, aktywne słuchanie i otwartość na drugiego człowieka są równie ważne w rozmowach o zdrowiu psychicznym. Każdy z nas może mieć w swoim życiu momenty kryzysu, dlatego warto otaczać się wzajemnym wsparciem i zrozumieniem.
Podsumowując, odpowiedź na pytanie „jak (nie) mówić?” jest skomplikowana; warto jednak zapamiętać kilka ogólnych wskazówek, które wynikają z naszej analizy, i stosować je w codziennej komunikacji.
1. Wykreśl ze swojego słownika wyrazy typu „świr”, „nienormalny” czy „dom wariatów”, gdy mówisz o ludziach z diagnozą psychiatryczną lub o miejscach, gdzie przechodzą leczenie.
2. Unikaj stosowania takich wyrażeń także w przenośnym znaczeniu, np. określając absurdalną sytuację jako „paranoję” lub nazywając nielubianego polityka „chorym psychicznie”.
3. Nie poprawiaj na siłę osoby, która przedstawia się np. jako „autystyczna” zamiast „w spektrum autyzmu”; każdy ma prawo do wyboru języka, którym chce opisywać siebie i swoje doświadczenia.
4. Nie zakładaj, że wiesz lepiej, tylko uważnie słuchaj samych zainteresowanych i sięgaj po rzetelne informacje – teksty samorzeczników, najnowsze wydania podręczników psychiatrycznych (ICD-11, DSM-5-TR) czy zalecenia językoznawców i psychologów (polecamy dostępną na stronie Rady Języka Polskiego publikację „Wrażliwi na słowa, wrażliwi na ludzi. Rekomendacje dotyczące języka niedyskryminującego osób z zaburzeniami psychicznymi”).
Postępując w ten sposób, dasz znać swojemu otoczeniu, że język ma znaczenie. Być może zainspirujesz innych, by poszli w Twoje ślady – a to już pierwszy krok w kierunku pozytywnej zmiany społecznej oraz lepszej przyszłości ludzi korzystających z pomocy psychologicznej i psychiatrycznej.
o raP eraCh z k rakoWa
autorka: Klaudia katarZyńska
Do tworzenia piosenek najczęściej skłania chęć podzielenia się emocjami i doświadczeniami. Dla naszych bohaterów przygoda z rapem zaczęła się od słuchania idoli. Zainspirowani muzyką znanych artystów, postanowili sami spróbować swoich sił w roli raperów. Szybko okazało się, że to dla nich idealne narzędzie do wyrażania siebie.
Rap jest częścią krakowskiej kultury, a twórcy z tego miasta mają coraz więcej do zaoferowania. Niektórzy z nich wywodzą się z bloków i osiedli, gdzie rap od zawsze był obecny. Inni dorastali w bardziej komfortowych warunkach, ale w muzyce znaleźli sposób na wyrażenie buntu przeciwko otaczającej ich rzeczywistości. O rosnącej popularności rapu w Krakowie świadczą nie tylko sami artyści, ale również ich fani. – Rap jest integralną częścią miejskiego życia, a krakowscy raperzy wnoszą do tej sceny nową energię i autentyczność – zauważa Magdalena Kęskiewicz, fanka i bywalczyni imprez rapowych w Krakowie. Poznajcie historie Mateusza, Konrada i Janka – undergroundowych raperów z Krakowa.
Skąd czerpią inspiracje?
Mateusz (pseud. „Jestem Ciuki”) pochodzi z Bochni. W czasie, kiedy po raz pierwszy usłyszał utwór rapowy, ta muzyka była głosem buntu przeciwko systemowi i policji. – Gdy zaczynałem wchodzić w świat hip-hopu, to w oczach rówieśników nie było tam dla mnie miejsca i mnie wyśmiewali. Znani raperzy mieli życiowe, mocne teksty, a ja byłem 13-letnim dzieciakiem. O czym ja mogłem rapować? – wspomina.
Mateusz w młodości pragnął dorównać idolom i to pchnęło go w stronę kultury hip-hopowej. Inspiracją była dla niego płyta „Wzgórze Ya-Pa 3”. – Wchodziłem w to środowisko, poznawałem różne towarzystwa, lepsze i gorsze. Sam też nie byłem święty. Trzeba było doświadczyć, żeby potem móc tworzyć. Muzyka stała się dla mnie sposobem na wyrażanie siebie i ucieczką od rzeczywistości. Wiele lat zmarnowałem na imprezowanie i używki – opowiada.
Konrad „Emece” pochodzi z Nowej Huty. Od około ośmiu lat tworzy rap, a od niedawna publikuje swoje utwory w formie teledysków. Wspomina, że kiedyś słuchał całkiem innej muzyki. Pew-
– Wchodziłem w to środowisko, poznawałem różne towarzystwa, lepsze i gorsze. Sam też nie byłem święty. Trzeba było doświadczyć, żeby potem móc tworzyć. Muzyka stała się dla mnie sposobem na wyrażanie siebie i ucieczką od rzeczywistości. Wiele lat zmarnowałem na imprezowanie i używki – opowiada Mateusz pseud. „Jestem Ciuki”).
nego dnia u kolegi usłyszał płytę zespołu Kaliber 44.
Potem już regularnie słuchał rapu oraz kupił swoją pierwszą kasetę magnetofonową rapera WACO. – Włączałem na magnetofonie tę kasetę, stopowałem i przepisywałem teksty, żeby się ich nauczyć, by potem sobie rapować z tymi kawałkami. Powiedziałem o tym koledze, a on mnie zapytał, po co przepisuję te teksty, jak mogę pisać swoje. Pomyślałem sobie: no w sumie racja. Tak zacząłem skrobać na kartkach, później na notatnikach w komputerze i poszło –wspomina.
Janek „WAJMS” tworzy rap od 10 lat. Jest mieszkańcem Bieżanowa. Muzyka pomogła mu przetrwać trudniejszy, buntowniczy czas w jego nastoletnim życiu. – W rapie odnalazłem bratnie
dusze i pomagało mi to w pewnym momencie życia. Kiedy zacząłem sam robić muzykę, to zaczęło sprawiać mi to dużo frajdy. Po raz pierwszy na rapowe utwory trafiłem na jednym z kanałów na YouTube, który teraz już nie istnieje. Słuchałem tam składanek miłosnych i opowiadających o życiu. Później odkryłem kawałki Chady i Zbuka – opowiada.
Bity, teksty i emocje Proces tworzenia utworu rapowego jest różnorodny. Niektórzy raperzy zaczynają go od wymyślania tekstu, inni od szukania odpowiedniego bitu, a jeszcze inni od improwizacji w studio. Mateusz nagrał swój pierwszy utwór, korzystając z dyktafonu pożyczonego od Marka Piekarczyka, wokalisty zespołu TSA. – Pochodzę
z tego samego osiedla, na którym mieszkał kiedyś Marek Piekarczyk. Pewnego dnia pożyczył mi i mojemu koledze dyktafon. Wtedy miałem okazję po raz pierwszy spróbować swoich sił w „rapowaniu”, korzystając właśnie z tego urządzenia – wspomina Mateusz. Teraz swoje utwory tworzy od podstaw. – Nagrywam w moim ministudio we Francji. W 90% najpierw kupuję lub dostaję podkład muzyczny, później piszę tekst, nagrywam wokal. Następnie to wszystko wysyłam do masteringu [ostatni etap obróbki dźwięku przed jego dystrybucją – przyp. red.] i szukamy odpowiedniego brzmienia. Na koniec dostaję gotowy numer. Oczywiście zawsze są jeszcze poprawki, różne zmiany. By utwór powstał, są w to zaangażowane trzy, cztery osoby –wymienia.
Teksty Konrada najczęściej są formą pamiętnika. Raper opisuje to, co ostatnio mu się przydarzyło, albo to, co utkwiło mu w pamięci. Podkreśla, że zawsze próbuje znaleźć dobrą stronę negatywnych wydarzeń i wyciągać ze wszystkiego naukę na przyszłość. Proces przygotowania utworu zaczyna od szukania odpowiedniego bitu. – Dużo osób udostępnia bity za darmo. Można je też kupić. Ostatnim razem, jak tworzyłem nową płytę, to po prostu przeglądałem grupy rapowe i tam ludzie udostępniali paczki bitów. Ściągałem sobie je, przesłuchiwałem i te, które mi się najbardziej spodobały, to sobie kupiłem – tłumaczy. U Janka proces twórczy wygląda różnie. Zazwyczaj nagrywa w domu, ale czasami udaje mu się też realizować w studio. – Najczęściej staram się mieć bit i pisać do niego, choć nieraz jak spaceruję czy jadę samochodem i wpadnie mi do głowy jakiś tekst, to zapisuję go i potem już na końcu szukam odpowiedniego bitu – opowiada. Kiedy utwory już powstaną, przychodzi czas, by zaprezentować je publiczności. Koncerty to dla młodych krakowskich raperów nieodłączny element ich muzycz-
Teksty Konrada (pseud. „Emece”) najczęściej są formą pamiętnika. Raper opisuje to, co ostatnio mu się przydarzyło, albo to, co utkwiło mu w pamięci. Podkreśla, że zawsze próbuje znaleźć dobrą stronę negatywnych wydarzeń i wyciągać ze wszystkiego naukę na przyszłość.
nej działalności, okazja do spotkania z fanami, nawiązania z nimi bliższego kontaktu i przekazania im emocji, które wybrzmiewają w utworach. Podczas występów na żywo raperzy dają z siebie wszystko, zarażając publiczność energią i pasją.
Konrad opowiada, że zagrał kilka koncertów na żywo. Jego najlepszy występ odbył się przed koncertem popularnego rapera Kleszcza. Miał wtedy możliwość zaprezentować kilka swoich utworów. Publiczność była zadowolona, wszyscy świetnie się bawili, sprzedał trochę płyt.
Mateusz każdego roku gra przynajmniej jeden koncert. Nie łagodzi stresu alkoholem, ponieważ przestał pić cztery lata temu. Występy na scenie to dla niego napięcie, ale jednocześnie ogromna chęć zaprezentowania swojej twórczości. – Kiedy przed sceną jest kilkadziesiąt lub kilkaset osób, to się stresuję, ale też chcę tam być, żeby zagrać. Najciężej jest tylko na pierwszym kawałku. Potem już jakoś leci – mówi.
fot. Tomasz Więsek
Janek wspomina, że zagrał już sporo koncertów. Koncertowanie przerwała mu pandemia.
Wyznaje, że zawsze trochę się denerwuje, ale tylko do pewnego momentu. – Kiedy wchodzę na scenę, to stres się ulatnia. Najgorzej jest w drodze na koncert albo kiedy jest on opóźniony – dodaje.
Jak młodzi twórcy radzą sobie z krytyką?
Młodzi raperzy z jednej strony spotykają się z zachwytem i uznaniem za szczerość i odwagę w poruszaniu ważnych kwestii w swoich utworach, a z drugiej strony stają w obliczu negatywnych komentarzy, które kwestionują ich talent, umiejętności, a nawet wartości. Jak radzą sobie z tą krytyką?
Konrad jest świadomy, że jego twórczość nie wszystkim się podoba. Krytykę przyjmuje z dystansem i motywuje się nią do dalszej pracy nad sobą. – Są osoby, które zachwalają, a są tacy, którym się nie podoba. Na przykład zdarzyło się, że udostępniłem na grupie jakiś swój kawałek, a ktoś napi-
sał, że to jest beznadziejne. Ja się tym nie zrażam, bo rozumiem, że może się komuś coś nie podobać, a może jeszcze nie dotarłem do tego poziomu, żeby spodobało się to większości ludzi. Dalej nad sobą pracuję, robię nową płytę, nowe numery – mówi. Raper ma ambitne plany na przyszłość. Wydał już pierwszą płytę, a teraz jest w trakcie przygotowania kolejnej, która być może zyska większe uznanie wśród słuchaczy. Mateusz także ma do siebie dystans i potrafi wyciągać wnioski z krytyki. – Utrzymuję kontakt z ludźmi, którzy mi mówią, co jest źle, a co jest dobrze. Takie osoby są dla mnie wartościowe, bo merytorycznie mi coś wytłumaczą. Zresztą ja też wyłapuję sporo swoich błędów i jak słucham starych kawałków, to zauważam, że jestem coraz lepszy. Każdy zalicza progres stopniowo. Najważniejszym jest robić swoje i się nie poddawać – przyznaje. Raper cieszy się też coraz większą rozpoznawalnością wśród fanów hip-hopu. Choć nie jest jeszcze gwiazdą na ska-
lę ogólnopolską, to zyskuje coraz większe grono odbiorców i sympatyków. – Co parę dni ktoś pisze jakieś miłe słowa do mnie czy coś proponuje – mówi.
Mateusz zdaje sobie sprawę z realiów branży muzycznej. Wie, że droga do sukcesu jest długa i wyboista, ale nie po daje się i kontynuuje tworzenie muzyki. – Nie jestem jakimś wybitnym muzykiem, do tej pory nie miał mnie kto tego uczyć. Jestem samoukiem – dodaje.
Janek ceni sobie osoby, które szczerze mówią, że nie podoba im się jego utwór. – Te same osoby, które mnie hejtowały, piszą teraz po kilku latach, że zrobiłem fajny numer. To zawsze mnie cieszy – mówi. Raper podkreśla, że nie przejmuje się krytyką, ale dodaje, że zawsze zostaje ona w człowieku. – Jakbym się przejmował, to już bym dawno pewnie tego nie robił. Mam wielu znajomych, którzy właśnie przez hejt zrezygnowali z tworzenia rapu. I wiem, że większość z nich dzisiaj żałuje, że nie poszła w to dalej – zauważa.
– W rapie odnalazłem bratnie dusze i pomagało mi to w pewnym momencie życia – opowiada Janek (pseud. „WAJMS”), który tworzy rap od 10 lat.
Więcej niż muzyka
Marzeniem Janka jest to, by dotrzeć do jak największego grona odbiorców i żyć z muzyki. Aktualnie raper prowadzi własną firmę i nie utrzymuje się z rapu. Mateusz
Znajdź nas!
pracuje we Francji na stacji demontażu pojazdów, ale od pewnego czasu buduje tam swoje studio. Konrad na co dzień jest operatorem maszyn.
„Ciuki” dodatkowo angażuje się w działalność charytatywną. Zachęca też innych do pomagania, nawet jeśli nie mają wiele do zaoferowania. – Kilka razy brałem udział w challenge’u dla chorego dziecka lub w innej akcji. Utrzymuję też przyjazny kontakt z założycielem stowarzyszenia „Jesteśmy Pod Ścianą”, Marcinem Basińskim. Kilka razy wystąpiłem charytatywnie na organizowanych przez tę organizację imprezach. Kiedy mam taką możliwość, staram się pomóc, bo mogę przy okazji pokazać swoją twórczość – dodaje.
Pasja do muzyki nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem i wsparciem najbliższych, co dla wielu młodych artystów może stanowić dodatkowe wyzwanie. Niestety nie wszyscy młodzi twórcy mogą liczyć na wsparcie rodziny. Ojciec Mateusza nie do końca pochwala jego pasję i uważa, że jeśli przez tyle lat nie osiągnął sukcesu, to już tylko traci czas i pieniądze. Mimo to raper jest zde-
terminowany, by kontynuować tworzenie muzyki.
– Ojciec narzeka, że mam tyle lat i cały czas ładuję pieniądze w muzykę. Mówiłem, że jak coś mi nie wypali, rzucę to, nie będę w to ładował kasy. W końcu powiedziałem ostatnio, że już zawsze będę nagrywał. Chociaż nie wiadomo. Może przyjść taki moment, że zakocham się w kimś lub czymś innym i powiem dobra, dość – podkreśla.
Konrad również nie spotyka się z entuzjazmem ze strony rodziny i znajomych. Część osób nie rozumie jego pasji, ale on nie przejmuje się tym i robi swoje. Inaczej jest u Janka, który opowiada: – Tak naprawdę wszyscy moi bliscy, rodzina i znajomi mnie wspierają i słuchają moich utworów.
Refleksje fanki na temat rapu
Fani rapu, podobnie jak wspomniana na początku Magdalena, doceniają ewolucję gatunku. Choć niegdyś surowy i undergroundowy, rap dziś coraz częściej sięga po bardziej komercyjne brzmienia. Jednak, jak podkreśla nasza rozmówczyni, kluczem do sukcesu pozostaje wysoka jakość produkcji.
– Nie mam problemu z tym, że współczesny rap staje się bardziej popowy, dopóki utrzymuje wysoką jakość. Kiedy wracam do starszych utworów, często najbardziej zawodzi jakość produkcji – dodaje. – Współczesny rap to nie tylko muzyka, ale także spektakularne show. W mainstreamowym rapie widać, że inwestuje się duże pieniądze nie tylko w muzykę, ale i w stylizację – mówi Magdalena, podkreślając, że dzisiejszy sukces w rapie zależy w dużej mierze od umiejętności budowania kompleksowego, wizualno-muzycznego doświadczenia. Młodzi raperzy, pełni pasji i energii często mierzą się z trudnymi wyzwaniami. Magdalena podkreśla: – Wydaje mi się, że wielu młodym raperom brakuje determinacji, by przekuć swoją pasję w zawód, który daje możliwość zarabiania. W Krakowie brakuje dużych wytwórni i artystów, którzy mogliby wspierać lokalnych twórców – wyjaśnia. – Często młodzi raperzy muszą szukać wsparcia poza miastem, co utrudnia im rozwój na rodzimym gruncie – kończy, pozostawiając otwarte pytanie o przyszłość lokalnej sceny.
mI ędzynarodoW e TargI k sI ążk I W k rakoWI
autorka: izabela biernat
„Ach, ta dzisiejsza młodzież… Nic, tylko w telefonach siedzą” – brzmi znajomo? Pewnie tak. Wystarczy jednak pojechać na Międzynarodowe Targi Książki i rozejrzeć się wokół, by dostrzec, że nie do końca prawdziwe jest to sformułowanie. Okazuje się, że to właśnie młodzi ludzie najliczniej zasilają tego typu wydarzenia.
W ostatnich latach zaobserwować można wyraźne zmiany na polskim rynku wydawniczym. Zmiany te przede wszystkim odnoszą się do adresatów powstających książek, którymi coraz częściej stają się nastolatkowie oraz młodzi ludzie. Doprowadziło to nawet do wyodrębnienia się nowych gatunków literackich – young adult oraz new adult.
Kolejną kwestię stanowi rozwój czytników e-booków oraz platform do słuchania audiobooków: obie te formy kontaktu z książką znacznie się rozwinęły właśnie za sprawą młodych czytelników. Oprócz tego w mediach społecznościowych znaleźć można niemałą (i wciąż rosnącą!) liczbę kont poświęconych właśnie książkowej tematyce, które to prowadzą wspomniani młodzi ludzie. Profile te są częścią szerszej społeczności; w zależności od środka przekazu należą one do BookTube’a (kanały YouTube), Bookstagrama (profile na Instagramie) lub Booktoka (konta na TikToku).
Bookmedia – bo tak ogólnie określić można różne formy mediów skupiających się na książkach – są przestrzenią przede wszystkim do promowania czytelnictwa na szerszą niż kiedykolwiek wcześniej skalę. Zrywają one
ze stereotypem, że osoby lubiące spędzać czas z nosem w książce pozbawione są znajomości, prowadzą nudne życie lub chodzą ciągle z głową w chmurze. Zamiast tego oferują przestrzeń do wymiany opinii na temat ostatnio przeczytanych historii z innymi
miłośnikami literatury: w formie komentarzy pod czyimś postem lub poprzez kreatywne tworzenie własnych treści. Bookmedia to także idealne miejsce do poznania innych książkoholików; zawarcia nowych, trwałych znajomości, gdzie fundamentem jest wspólne zainteresowanie.
Raj dla książkoholików Największe wydarzenie dla miłośników książek (ale i wydawców, autorów, bibliotekarzy) stanowią Międzynarodowe Targi Książki, które od lat organizowane są we wszystkich największych miastach w Polsce, w tym również w Krakowie. Tegoroczna, 27. edycja odbyła się w dniach 24–27 października. Z okazji 120. rocznicy urodzin Witolda Gombrowicza to właśnie on stał się motywem przewodnim wydarzenia, a cytat pochodzący z jego utworu „Operetka” – „Zrzućcie maski! Zwykłymi stańcie się ludźmi!” – mottem.
W trakcie tych czterech dni na targach odbyło się mnóstwo spotkań autorskich, warsztatów czy paneli dyskusyjnych. Program wręcz pękał w szwach. Można było wziąć udział w spotkaniach dotyczących przeróżnych gatunków literackich (literatury pięknej, young adult, fantastyki, non-fiction), Festiwalu Literatury Kobiecej, Górskiej i Podróżniczej, Festiwalu Mroczne Historie oraz Dziecięcej i Młodzieżowej Strefy Literackiej – a na tym nie koniec. Ważny element książkowej społeczności stanowią, rzecz jasna, autorzy: ci mali, ale i ci duzi. W 27. edycji MTK w Krakowie udział wzięli tacy twórcy jak Wojciech Chmielarz, Jakub Ćwiek, Katarzyna Bonda, Toshikazu Kawaguchi, Joanna Kuciel-Frydryszak, Katarzyna Puzyńska, Olga Tokarczuk. Łącznie było to ok. 800 autorów, zaś liczba samych odwiedzających oscylowała w granicach 56 tys.
Co słychać w Ameryce?
Podcast o życiu w Ameryce z pewnością istnieje niejeden, ale tego słucha się naprawdę dobrze. Być może to za sprawą radiowego backgroundu i ciepłego głosu prowadzącej Lidii Krawczuk? Dziennikarka radia RMF Classic w 2009 roku wraz z mężem Pawłem Żuchowskim przyjechała do USA i zamieszkała niedaleko Washington DC. Opowiada o amerykańskiej codzienności ciekawie, z pasją, a przede wszystkim różnorodnie. Dzięki tym podcastom dowiecie się nie tylko o tym, jak świętuje się Halloween i co ma do zaoferowania bożonarodzeniowy Nowy Jork. Prowadząca zdradza, w czym nie wypada pokazać się na tutejszej plaży, jak można dostać się na zwiedzanie Białego Domu,
dlaczego w hostelu przykryjecie się tylko prześcieradłem, a na deser zaskoczy ciekawostką, że rozwiązanie „drive thru” pojawiło się także w branży pogrzebowej… „Ameryka i ja” to wszystko, co chcielibyście wiedzieć o wielkim kraju za oceanem, od codziennych zakupów, przez historie o plantacjach bawełny i szpiegach, aż po relacjonowanie obecnej sytuacji politycznej. Ta różnorodność i dostępność tematów (ponad 260 odcinków) sprawia, że dowiecie się o USA dokładnie tego, czego chcecie. Niektóre podcasty sprawdzą się idealnie w drodze na przystanek, jeśli macie tylko 10 minut wolnego czasu, inne towarzyszą nam nawet przez godzinę, więc
ich długość także możecie dopasować pod swoje potrzeby. Jak mówi sama autorka, Ameryka ją fascynuje, co słychać w głosie, za pośrednictwem którego z pasją i niekłamaną radością przekazuje słuchaczom ciekawostki z USA. Trudno dzisiaj utrzymać skupienie i uwagę odbiorcy, rozpraszanego przez setki bodźców z otaczającego nas świata. Ten podcast jednak wciąga, a głodni wiedzy sięgamy po kolejne odcinki, które odsłaniają przed nami fenomen tej mitycznej krainy.
Justyna Arlet-Głowacka
Lidia Krawczuk, „Ameryka i ja”, 2019–2024, Washington DC
Moc języka
Książka „UX writing. Moc języka w produktach cyfrowych” wypełnia lukę na polskim rynku wydawniczym, łącząc projektowanie doświadczeń użytkownika (UX) z pisaniem treści. Autor, Wojciech Aleksander, oferuje bogactwo praktycznej wiedzy oraz liczne przykłady, przydatne zarówno dla doświadczonych specjalistów, jak i początkujących. Unika nadmiaru teorii, koncentrując się na praktycznych aspektach tworzenia treści, które są jasne, zrozumiałe i przyjazne dla użytkownika. Jednym z atutów tej pozycji jest jej elastyczna struktura, umożliwiająca wybiórcze czytanie i przeskakiwanie między rozdziałami.
Taki układ sprzyja szybszej nauce i efektywniejszemu wykorzystaniu omawianych technik w codziennej pracy. Szczególnie doceniam rozdział, w którym autor dzieli się swoim doświadczeniem. Przykłady z życia, konkretne rady i propozycje organizacji pracy stanowią nieocenioną pomoc dla każdego, kto chce efektywnie pracować jako projektant treści. To praktyczne spojrzenie na zawód jest niezwykle wartościowe i inspirujące. Autor z powodzeniem adaptuje swoje porady do specyfiki polskiego rynku, ale warto podkreślić, że wiele prezentowanych technik jest uniwersalnych i moż-
na je zastosować również w kontekstach anglojęzycznych. To publikacja obowiązkowa nie tylko dla projektantów treści, ale także dla marketerów i osób zajmujących się komunikacją. Książka dostarcza również solidnej dawki inspiracji, motywując czytelnika do eksperymentowania z językiem i testowania nowych rozwiązań w swoich projektach. tomasz Łysoń
Wojciech Aleksander, „uX writing. Moc języka w produktach cyfrowych”, Wydawnictwo Helion/Onepress, Gliwice 2023
Goryle, kanibale, naukowcy…
„Ziemia jest płaska” to pierwsza premiera w tym sezonie teatralnym w Teatrze Starym. Reżyserem spektaklu jest Julian Hetzel, który swoje prace sytuuje na styku muzyki, teatru i nowych mediów. Jego teatr przybiera charakter dokumentu politycznego, demaskującego problemy społeczne. Nie boi się kontrowersyjnych i zmuszających do dyskusji ruchów w teatrze, ale skupia się także na zapewnieniu widowiska na wysokim poziomie audiowizualnym. Reżyser nie zmienił konwencji i w krakowskiej premierze. „Ziemia jest płaska” nie tylko doskonale wpisuje się w styl Hetzela, ale także realizuje hasło rozpoczynające czteroletnią kadencję nowej dyrekcji Teatru Starego –„My Naród Europa”. Z tego powodu tematem, który podejmuje reżyser w najnowszym spektaklu,
jest problem kształtowania swojej opinii w dobie fake newsów i wpływu mediów na postrzeganie rzeczywistości, a co za tym idzie: na wszelkie kryzysy, które dotykają Polskę, Europę i świat. Raz korzystając z symbolu, innym razem posuwając się do dosłowności, Hetzel wraz z zespołem aktorskim i realizatorskim przedstawił widzom świat brutalności, okropności i fałszu. Na szczególną uwagę zasługuje scenografia, która z pozoru prosta, niejednokrotnie zaskoczyła nowoczesnymi efektami specjalnymi. Współpraca Mai Watanabe (wideo), Franka Wienka (muzyka) i Lili Dziedzic (kostiumy) zaowocowała niezwykłym widowiskiem, na którym widz raz ogląda pierwotne małpy w naturalnym środowisku, a innym razem jakby wskakuje w film „Interstellar” Christophera Nolana.
Aktorzy, którzy niczym kameleony przechodzą z jednej sceny w kolejną, przez trochę ponad godzinę przybierają różne maski na scenie i cały czas dokonują demaskacji kolejnego ważnego współcześnie kryzysu.
„Ziemia jest płaska” jest dla widzów o stalowych nerwach, którzy nie mają problemu z niekomfortowymi sytuacjami podczas widowiska. W spektaklu wykorzystano szybko zmieniające się bodźce świetlne i głośną muzykę oraz przedstawiono w sposób realistyczny bardzo brutalne sceny. Martyna Lalik
„Ziemia jest płaska”, reż. Julian Hetzel, narodowy stary teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, Kraków 2024
rekomendaCje kUlTUralne dzIennIkarzy „WUj -a”:
Bez wstydu, czyli autorskie media bez cenzury
„Miesiączka” to jedno ze słów tabu w polskim języku i to właśnie ono stało się tytułem nowego projektu dziennikarki Karoliny Korwin-Piotrowskiej. „Pomyślałam sobie, że to jest bardzo fajne słowo, do niedawna wzbudzające rumieniec zakłopotania albo nawet wstydu. A ja sobie pomyślałam, że druga połowa mojego życia będzie zaj***sta i pozbawiona wstydu” –słyszymy na początku pierwszego odcinka comiesięcznego podcastu „Miesiączka”.
Siłą tego materiału, dostępnego na Spotify, YouTube oraz Apple Podcast, jest jego różnorodność i szczerość. Autorka nie bawi się w pruderię, eufemizmy, mówi to, co myśli, i komentuje otaczającą nas rzeczywistość celnie, ironicznie, nie unikając wcale sarkazmu
ani wyrażania własnych opinii. Niezwykłą zaletą tego podcastu są wstawki przygotowywane przez stałych felietonistów: językoznawcę Macieja Makselona, blogerkę i wizażystkę Agatę Herbut, mistrzynię smaków Fiolkę Najdenowicz, pisarkę i kuratorkę Karolinę Sulej, psychoterapeutkę Annę Mochnaczewską i filozofkę Katarzynę Kasię.
Słuchając „Miesiączki”, dowiemy się, komu pasuje czerwona szminka (okazuje się, że wszystkim!), dlaczego na dźwięk słowa „rodacy” przechodzą nas ciarki, jak zrozumieć lęk i inne pojawiające się w nas emocje, co dobrego przygotować z papryki, a do tego wszystkiego poznamy historię swetrów i kaloszy. Mało? Proszę bardzo, co powiecie na newsa
o 81-letniej uczestniczce eliminacji Miss Universe, filmowe i książkowe rekomendacje lub skandale w show-biznesie?
„Miesiączka” niejedno ma imię, o czym przekonacie się już w trakcie słuchania pierwszego odcinka – jestem pewna, że z chęcią sięgniecie po kolejne, bo tego naprawdę dobrze się słucha. Jeśli Wam również bliskie są chodzenie po nieutartych ścieżkach, ciekawość, otwartość i kroczenie pod prąd, w tym podcaście znajdziecie swoje miejsce.
Justyna Arlet-Głowacka
Karolina Korwin-Piotrowska, „Miesiączka”, 2023–2024, Polska
Szaleństwo we dwoje
Baśniowy zen
Peszków
Ten film padł ofiarą wygórowanych oczekiwań na fali sukcesu pierwszej części. Joker, w którego wcielił się nagrodzony Oscarem Joaquin Phoenix, zdobył serca publiczności i uznanie krytyków, a komiksowa postać przybrała realne kształty, inne niż w poprzednich ekranizacjach. Tytułowy bohater to persona złożona i niejednoznaczna, będąca ofiarą systemu i ludzkiej zawiści. W drugiej części zatytułowanej „Joker: Folie à Deux” obserwujemy zmagania tej postaci (osadzonej za morderstwo) z wymiarem sprawiedliwości. Jeden z motywów filmu opiera się na próbie poddania w wątpliwość poczytalności oskarżonego Jokera, któremu towarzyszymy
„Serce ze szkła. Musical zen” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego w niezwykły sposób łączy baśniową historię „Królowej Śniegu” Hansa Christiana Andersena z autobiograficznymi wątkami z książki Marii Peszek „Naku*wiam zen”. To wielowarstwowe, kolorowe, rozśpiewane i pełne energii widowisko.
Spektakl powstał w koprodukcji warszawskiego Teatru Studio i krakowskiego Teatru im. Juliusza Słowackiego. Największą rolę odgrywa w nim Maria Peszek – współautorka libretta (wraz z Klaudią Hartung-Wójciak), współkompozytorka muzyki (z Andrzejem Smolikiem) i odtwórczyni roli Kaja. Jej ojciec, Jan Peszek, wciela się w postać Królowej Śniegu, tworząc fascynującą, choć nieco niepokojącą kreację.
w ponurej celi, na sali sądowej i w szaleńczej miłości. To właśnie na korytarzu zakładu dla chorych psychicznie przestępców następuje magiczne i być może tragiczne w swoich konsekwencjach spotkanie. Tajemniczy tytuł drugiej części rozumiany jest dwojako. W wolnym tłumaczeniu z języka francuskiego to dosłownie „szaleństwo we dwoje” jednak wyrażenie to w słowniku zaburzeń psychotycznych oznacza „paranoję indukowaną”. To stan, w którym osoba będąca blisko związana z chorym zaczyna podzielać jego paranoiczne myśli. Ta paranoja udziela się Harley Quinn (w tej roli Lady Gaga), towarzyszce Jokera, która od tej pory będzie kroczyć
Na uwagę zasługuje strona wizualna spektaklu. Scenografia tworzy na scenie chłodną, niemal skandynawską krainę pełną szaro-błękitnych barw, które doskonale współgrają z atmosferą tego musicalu. Kostiumy są barwne i odważne, świadomie przełamując modowe stereotypy, a muzyka na żywo łączy współczesne brzmienia z retro elektroniką, przechodząc od energetycznych utworów po nastrojowe ballady, które nadają przedstawieniu emocjonalnej głębi. Widzowie znajdą w tym spektaklu uniwersalne wątki: poszukiwanie wolności, religijność, bunt przeciw autorytetom oraz zmagania z normami społecznymi i rodzinnymi traumami. Twórcom udało się stworzyć spójną opowieść, która zarówno bawi, jak i skłania do refleksji, pozostawia-
razem z nim po szaleńczej ścieżce ku wolności.
Recenzje tej produkcji nie sięgają poziomu tych z 2019 roku, akcja nie trzyma już widza w takim napięciu jak niegdyś, a ponad dwugodzinny seans momentami może nawet nudzić. Nie każdy będzie też fanem licznych muzycznych wstawek, które nadają temu filmowi innego charakteru. Nie można jednak odmówić drugiej części „Jokera” pięknych kadrów i bohatera tak złożonego, że w jego szaleństwie czasem odnajdujemy się także my. Justyna Arlet-Głowacka
„Joker: Folie à Deux”, reż. todd Phillips, 2024, stany Zjednoczone
jąc widza z pytaniami na długo po zakończeniu spektaklu. Chociaż zazwyczaj nie przepadam za musicalami, ten spektakl wciągnął mnie od pierwszej do ostatniej minuty. Dynamiczna akcja, odważne podejście do tematów i zaskakujące rozwiązania sceniczne sprawiają, że trudno oderwać się od tego widowiska. Gorąco polecam ten spektakl wszystkim szukającym w teatrze autentycznego doświadczenia artystycznego, które prowokuje do myślenia, czasami szokuje i wykracza poza tradycyjne formy.
Klaudia Katarzyńska
„serce ze szkła. Musical zen”, reż. Cezary tomaszewski, koprodukcja teatru studio w Warszawie i teatru im. Juliusza słowackiego, Kraków 2024