Pismo Studentów WUJ - Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego, grudzień 2024
Jak sztuczna inteligencja zmienia media str. 10
Drobne zmiany warto zacząć od second handów str. 12
Aleksandra Jarecka o drodze po brąz igrzysk str. 18
Od butelek na wodę po pastę do zębów. Skąd bierze się mikroplastik i czy nam zagraża? str. 8–9
Zmiana Z asad ortografii
Nibynóżki, trzask prask i Most Dębnicki. Nowe zasady w ortografii
autorka: Justyna arletGłowacka
Wydawać by się mogło, że język, którym się posługujemy, jest czymś stałym i danym raz na zawsze. Nic bardziej mylnego, bo świat wokół nas się zmienia, także w sferze językowej. Przyjrzyjmy się bliżej ustanowionym niedawno zmianom zasad ortografii w polszczyźnie.
Język to twór, który ulega wielu przemianom. Jest nie tylko środkiem komunikacji międzyludzkiej, ale także narzędziem wyrażania emocji, orężem w walce politycznej czy bronią społeczeństwa skandującego hasła na strajkach. To element manipulacji oraz wyrażania poglądów, oddający stan świata i zachodzące w nim zmiany. Polszczyzna z roku na rok staje się coraz bogatsza, a za jej rozwojem czasem trudno nam nadążyć. Aby język służył ludziom, czasem trzeba ująć go w ramy, zunifikować i rozwikłać nurtujące pytania. Tak oto pojawiły się zmiany w ortografii języka polskiego.
RJP, czyli strażnik polszczyzny
Rada Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk to organ powołany do życia w 1996 roku, stojący niejako na straży naszego rodzimego języka. Działalność tej instytucji obejmuje trzy główne zadania, a jednym z nich jest ustalanie zasad ortografii i interpunkcji. Na co dzień RJP zajmuje się również rozstrzyganiem obywatelskich sporów i wątpliwości, chociażby w kwestii używania feminatywów czy zasad zapisu tekstu w formie cyfrowej. W skład Rady wybieranej na czteroletnią kadencję wchodzą nie tylko językoznawcy, ale także dziennikarze, prawnicy, socjolodzy, informatyk, teolog, pułkownik czy literaturoznawca. W maju 2024 roku organ ten uchwalił 11 zmian zasad ortografii, które zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2026 r. Jak czytamy w komunikacie, „Rada uznała, że wprowadzenie tych zmian […] przyniesie korzyść w postaci uproszczenia i ujednolicenia zapisu poszczególnych grup wyrazów i połączeń […]. To zaś przyczyni się do zmniejszenia liczby błędów językowych oraz – być może – umożliwi piszącym skupienie się na innych
11 oficjalnych zmian w ortografii polszczyzny może wydawać się rewolucją językową. Warto jednak wspomnieć, że jest to pierwsza tego typu inicjatywa od kilkudziesięciu lat, a wprowadzone reguły mają nam pomóc w codziennym korzystaniu z języka.
niż ortograficzne aspektach poprawności tekstu”.
Trzask prask i Nowohucianin na półserio
11 oficjalnych zmian w ortografii polszczyzny może wydawać się rewolucją językową. Warto jednak wspomnieć, że jest to pierwsza tego typu inicjatywa od kilkudziesięciu lat, a wprowadzone reguły mają nam pomóc w codziennym korzystaniu z języka. O co zatem ten językowy szum?
Pierwsza zmiana ujednolica pisownię nazw mieszkańców miast, dzielnic, osiedli itp. Od 2026 r. wszystkie te określenia powinny być pisane wielką literą, np. „Warszawianin” czy „Nowohucianin”. Być może nie wiecie, czy profesor mówił o niezapowiedzianych kolokwiach pół żartem, pół serio czy zupełnie poważnie, ale jedno jest pewne: człon „pół” będziemy pisać łącznie w takich wyrażeniach
jak „półzabawa, półnauka”; „półżartem, półserio”; „półspał, półczuwał”. Nie lubicie ograniczeń?
Rada Języka Polskiego i w kwestiach polszczyzny daje nam wybór. Dopuszcza ona aż trzy wersje pisowni wyrazów równorzędnych podobnie lub tak samo brzmiących: z łącznikiem, np. „tuż-tuż”, „trzask-prask”, „bij-zabij”; z przecinkiem, np. „tuż, tuż”, „trzask, prask”, „bij, zabij” lub rozdzielnie, np. „tuż tuż”, „trzask prask”, „bij zabij”.
Nibynóżki i Kopiec Kościuszki
Wielka i mała litera niejednemu z nas spędzała sen z powiek, ale językowe dylematy w końcu zostały rozwikłane. Zgodnie z nowymi regułami nazwy obiektów (stojących na początku wyrażenia) takie jak aleja, osiedle, park czy most będą pisane wielką literą. W Krakowie możemy zatem wybrać się na zachód słońca na Kopiec Kościuszki czy podziwiać
Wawel z Mostu Dębnickiego. Trzeba jednak podkreślić, że słowo „ulica” dalej będzie pisane małą literą, więc główny gmach naszego uniwersytetu w dalszym ciągu znajdziemy na ulicy Gołębiej. Więcej wielkich liter? Takowe pojawiają się również we wszystkich członach nazw medali, odznaczeń lub nagród, np. „Nagroda Nobla”, „Nagroda Pulitzera” czy „Honorowy Obywatel Miasta Krakowa”. Jeśli kiedykolwiek na lekcji biologii tłumaczyliście się z braku zadania domowego, a osoba prowadząca z powątpiewaniem pytała, czy Waszym kartom pracy wyrosły nibynóżki i zadanie uciekło, teraz przynajmniej wiecie, że „nibynóżka” to wyraz pisany łącznie, jak wszystkie jemu podobne z cząstkami „niby-” i „quasi-”, np. „nibyartysta”, „nibyromantycznie”, „nibytorebka”, „quasinauka” czy „quasipostępowy”.
8 forum specjalistów w ydawnictwo uj
autorka: wiktoria Piwowarska
Jak wspierać osoby z trudnościami? Bliskość jako nieodzowna pomoc
Coroczna edycja forum specjalistów Wydawnictwa UJ na tematy psychologiczne cieszy się niesłabnącą popularnością. Listopadowe wydarzenie koncentrowało się wokół młodych pacjentów i możliwych form wsparcia. Wśród różnorodnych rodzajów pomocy dzieciom najczęściej wymieniane były bliskość i wsparcie.
Pięciodniowy cykl wykładów rozpoczął się od tematu rozwoju dziecka i teorii poliwagalnej [wyjaśnia ona, jak nasz układ nerwowy reaguje na bodźce zewnętrzne i wewnętrzne, wpływając na nasze reakcje emocjonalne – przyp. red.]. Dziecku chorującemu przewlekle należy przede wszystkim zapewnić poczucie bezpieczeństwa, uświadomić mu, że strach jest czymś naturalnym. Rodzice oraz lekarze powinni dążyć do tego, aby w taki sposób wykorzystać zasoby dziecka, by utrzymać je w dobrym stanie psychicznym. W przypadku, kiedy dziecko mieszka z opiekunem niestabilnym i emocjonalnie niedojrzałym, jest mu trudniej zachować wewnętrzną równowagę. System rodzinny, w jakim funkcjonują dzieci, mocno wpływa na to, jak radzi sobie ono w późniejszym życiu. Lęk, natrętne oraz uporczywe myśli i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne [zwane inaczej OCD – przyp. red.] dotyczą średnio jednego na trzech nastolatków. Dzisiejsza młodzież zanurzona od małego w wirtualnym świecie ma problemy, by wejść w zdrową relację z rówieśnikami, a niekiedy nawet z własną rodziną. Silne emocje i przy-
musowe wykonywanie pewnych czynności stają się dla nich potrzebą, a niekiedy jedynym sposobem na to, aby funkcjonować w społeczeństwie.
Odpowiedzią na to, jak budować i wspierać skutecznie zdrowe relacje w rodzinie, jest innowacyjne podejście łączące terapię systemową oraz mentalizację. Kluczowym elementem jest współpraca
terapeuty nie tylko z dzieckiem, ale także z jego rodzicami. Prawidłowe funkcjonowanie rodziny wymaga, żeby wszyscy jej członkowie zachowywali równowagę między autonomią a byciem częścią większej całości. Dlatego tak ważna jest otwartość na odmienne punkty widzenia i poprawna komunikacja.
Pismo Studentów „WUJ – Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego”.
Redakcja: ul. Piastowska 47, 30-067 Kraków
Wydawca: Fundacja Studentów i Absolwentów UJ „Bratniak”
e-mail: wuj.redakcja@gmail.com; tel. 668 717 167
Strony internetowe: www.issuu.com/pismowuj oraz www.facebook.com/pismowuj
Redaktor naczelny: Adrian Burtan
Zespół: Justyna Arlet-Głowacka, Ewa Zwolińska, Klaudia Katarzyńska, Izabela Biernat, Martyna Lalik, Karolina Iwaniec, Lucjan Kos (foto), Marta Kwasek, Martyna Szulakiewicz-Gaweł (foto), Krzysztof Materny, Oliwia Wójciak, Emilia Czaja (foto), Wojciech Skucha, Tomasz Łysoń, Alicja Bazan, Weronika Adamek, Wojciech Seweryn, Maja Andrzejak, Helena Iskra, Wiktoria Piwowarska, Iwona Łaciak
Korekta: Ewa Zwolińska, Maja Andrzejak
Okładka: Lucjan Kos
Reklama: wuj_reklama@op.pl
Numer zamknięto: 29 listopada 2024 roku
fot. materiały prasowe
Podczas 8. Forum specjalistów Wydawnictwa UJ swoją wiedzą i doświadczeniem podzielili się: Bogdan de Barbaro, Barbara Józefik, Ewa Wojdyłło, Marzena Samardakiewicz, Kamila Gorchowska, Magdalena Halicka, Przemysław Staroń, Aleksandra Jastrzębowska-Jasińska oraz Karolina Zarychta-Zajączkowska.
Znajdź nas!
Co nowego na uJ?
wspólna walka przeciw nowotworom
Naukowcy z Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UJ, dr Michał Silarski i dr Katarzyna Dziedzic-Kocurek, we współpracy z brytyjskim instytutem badawczym ISIS Neutron and Muon Source oraz Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN, prowadzą zaawansowane badania, które mają szanse znaleźć swoje zastosowanie zarówno w ochronie środowiska, jak i medycynie. Efekty ich pracy posłużą do monitowania eksperymentów mających zwiększyć skuteczność terapii nowotworowej oraz wspomóc wykrywanie toksycznych materiałów z czasów obu wojen światowych, zalegających na dnie Morza Bałtyckiego. Zespół opracowuje przenośny sensor, który mógłby pomóc w identyfikacji takich substancji na wybrzeżach i portach. Wykorzystuje on neutrony, wywołujące emisję charakterystycznego promieniowania gamma po zetknięciu się z badanym obiektem, dzięki czemu od razu będzie można poznać jego skład chemiczny. Nie ogranicza się to jednak wyłącznie do ochrony środowiska, bowiem naukowcy z UJ rozwijają terapię borowo-neutronową. Ta przełomowa technika polega na niszczeniu komórek rakowych wzbogaconych o bor i nie powoduje reakcji autoimmunologicznych, co zwiększa jej bezpieczeństwo i potencjalne zastosowanie w medycynie.
Medal za krzewienie tradycji
Podhala
Dr hab. Stanisława Trebunia-Staszel z Wydziału Historycznego UJ została uhonorowana za wkład w rozwój polskiej nauki i ochronę dziedzictwa naukowego. Otrzymała Brązowy Medal Honorowy za Zasługi dla Województwa Małopolskiego. Uhonorowano ją 14 listopada w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie w czasie corocznej Gali Święta Małopolski. Na szczególne uznanie zasłużyło jej zaangażowanie w zachowanie tradycji Podhala oraz popularyzację wiedzy na temat tożsamości kulturowej górali i działalność dydaktyczną w tym zakresie. Stosuje ona interdyscyplinarne podejście, łączące umiejętnie metody etnograficzne z analizą historyczną i kulturową, przez co jej prace pozwalają zrozumieć specyficzną naturę regionu Podhala. Jej szczegółowe analizy strojów podhalańskich, architektury oraz przedmiotów codziennego użytku pozwoliły na głębsze zrozumienie estetyki i symboliki góralskiej kultury.
Ostatnie pożegnanie wybitnego naukowca
autorka: MaJa andrzejak
uJ wspomina wywiezienie profesorów
Akademicki Dzień Pamięci jest rocznicą świadectwa brutalności Sonderaktion Krakau. To oddanie hołdu pamięci wydarzeń z początków okupacji niemieckiej, gdy w listopadzie 1939 r. rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Tadeusz Lehr-Spławiński otrzymał rozkaz zgłoszenia się na rozmowę „w sprawach uniwersyteckich” do SS-Sturmbannführera Brunona Müllera. Poskutkowało to aresztowaniem i wywiezieniem do obozu 183 uwięzionych profesorów i pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Górniczo-Hutniczej i Akademii Handlowej.
6 listopada w auli Collegium Novum UJ podczas licznych wykładów i wystąpień zaproszeni goście wysłuchali przemowy rektora UJ prof. Piotra Jedynaka, podsumowującej rocznicowe obchody. – Dostrzegając w obchodach Akademickiego Dnia Pamięci okazję do wspomnień i refleksji, ale też zachętę do celebrowania pokoju, wolności i człowieczeństwa, w imieniu wszystkich tutaj dziś zgromadzonych, w tym zwłaszcza przedstawicieli krakowskich szkół wyższych, pragnę wyrazić nadzieję, że nadchodzące miesiące i lata sprzyjać będą sprawiedliwemu rozwiązywaniu międzynarodowych konfliktów i sporów w poszanowaniu dialogu, pryncypiów praworządności i zasad humanitaryzmu – mówił prof. Piotr Jedynak.
Złożono kwiaty i znicze na krakowskich nekropoliach oraz odsłonięto na ścianie budynku przy Rynku Kleparskim 6 tablicę upamiętniającą prof. Franciszka Ksawerego Waltera (1885–1950), dermatologa i wenerologa, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, który został aresztowany w ramach Sonderaktion Krakau, a następnie trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.
w walce z cukrzycą
Jedną ze wysokich pozycji na liście laureatów konkursu OPUS, będącego największym programem grantowym Narodowego Centrum Nauki, zajął projekt dr Anny Czarnej z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ. Umożliwiło to ubieganie się o środki na finansowanie projektów realizowanych przez naukowców we współpracy międzynarodowej w ramach programu Weave. Biorący udział w projekcie badacze z Krakowa, Warszawy i Hanoweru planują zbadać strategię terapeutyczną mającą na celu zwiększenie czynnika homeobox-1 trzustki i dwunastnicy (PDX-1), który ma kluczowe znaczenie dla produkcji insuliny, a także dla różnicowania i przeżycia komórek β. Zamierzają przeprowadzić również eksploracyjne badania „in vivo”, wykorzystując najlepsze związki w mysich modelach cukrzycowych, co pozwoli rozwijać ich prace w kierunku praktycznych zastosowań terapeutycznych. Jeśli badania okażą się sukcesem, mogą otworzyć drogę do opracowania nowatorskich strategii w tworzeniu leków przeciwcukrzycowych. Na ich zrealizowanie naukowcy uzyskali prawie 2,65 mln złotych.
Opublikował ponad 300 artykułów i ukształtował lwią część historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor Józef Lipiec zmarł 10 listopada w wieku 82 lat. Urodził się 15 marca 1942 roku w Nowym Sączu, a już w wieku 17 lat rozpoczął studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim, które zakończył magisterium w 1964 roku. Właśnie w tym czasie rozpoczął pracę w Zakładzie Filozofii Akademii Górniczo-Hutniczej. Od 1987 był profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim w Instytucie Filozofii, gdzie przez dwie kadencje kierował Radą Naukową IF, a także pełnił funkcję członka Senatu, przewodniczącego Komisji Etyki (jest autorem Akademickiego Kodeksu Wartości).
Przewodniczył kapitule Nagrody im. Henryka Jordana, był członkiem kapituł Kalos Kagathos, Ecce Homo, Małopolskiego Człowieka Roku, Nagród Miasta Krakowa i Wawrzynu Olimpijskiego. Zainteresowania naukowe profesora Lipca obejmowały przede wszystkim ontologię, filozofię społeczną, aksjologię, etykę, estetyką, a także filozofię sportu.
Źródło informacji: uj.edu.pl
Jak różne pokolenia patrzą na życie?
tradycja kontra nowoczesność. Co łączy „boomerów” i „Gen Z”?
W miejscu, gdzie tradycja przenika się z nowoczesnością, spotykają się różne pokolenia –każde z innymi doświadczeniami, marzeniami i wartościami. Mimo że wiele nas dzieli, coraz częściej zastanawiamy się, co może nas łączyć. Postanowiliśmy przyjrzeć się temu, jakie wartości były, są i będą najważniejsze w życiu różnych pokoleń. Zapytałam o to prof. Małgorzatę Bogunię-Borowską z Instytutu Socjologii UJ oraz przedstawicieli ,,baby boomers”, ,,pokolenia X”, „Millenialsów” i „Gen Z” związanych z UJ.
Niektóre wartości trwają niezmiennie i niezależnie od upływu lat, a nawet zmian społecznych. Czy nadal możemy znaleźć wspólny mianownik? Co pozostało trwałe, a co ewoluowało pod wpływem nowych technologii i globalnych wyzwań? Staram się odpowiedzieć na te pytania, wnikając w świat wartości, które ukształtowały i wciąż kształtują polskie społeczeństwo.
Praca, lojalność i rodzina Pokolenie „baby boomers”, czyli osób urodzonych w latach powojennych, dorastało w realiach PRL-u. Były to czasy ograniczonego dostępu do dóbr materialnych, co wpłynęło na kształtowanie się wartości związanych z ciężką pracą, lojalnością i rodziną.
– Pokolenie to wierzyło w możliwość zmiany świata. Internet traktują głównie jako rozrywkę, pozostają ostrożni w kwestii udostępniania danych, co jest efektem doświadczeń z systemami kontrolującymi obywateli. Choć mają mniejsze wymagania wobec życia, rodzina i szacunek dla autorytetów pozostają dla nich bardzo ważne –tłumaczy prof. Bogunia-Borowska. Potwierdzają to wypowiedzi samych przedstawicieli tego pokolenia. – Kiedy byłem młody, wartości wypracowaliśmy ciężką pracą. Nikt nie oczekiwał, że dostanie coś za darmo, a materialne dobra nie miały takiego znaczenia jak dziś. Cieszyliśmy się z prostych rzeczy, z tego, co sami stworzyliśmy.
To była inna mentalność – mówi Jan, absolwent geografii, urodzony w 1951 r. Poczucie obowiązku jest wartością, którą podkreśla również Krystyna, 68-letnia absolwentka matematyki i nauczycielka, obecnie na emeryturze. – Wierzyliśmy, że każda praca ma sens, o ile służy innym. W domu staraliśmy się wychować dzieci w duchu odpowiedzialności i szacunku – wspomina. Dla Krystyny praca była nie tylko obowiązkiem, ale i formą służby społecznej – wartością, która według niej jest coraz rzadziej spotykana; teraz praca często kojarzona jest jedynie z zarobkami i karierą.
Umiejętności nie są najważniejsze
Pokolenie X dorastało już w czasach transformacji ustrojowej, kiedy Polska przechodziła gwałtowne przemiany gospodarcze i społeczne. Osoby te obserwowały zarówno nadzieje, jak i trudności związane z przejściem od gospodarki centralnie planowanej do wolnorynkowej. W naturalny sposób ich priorytety przesunęły się w kierunku bezpieczeństwa i stabilności, szczególnie w pracy. To był czas, kiedy w końcu mogli zacząć zarabiać i budować swoje otoczenie materialne. Wiele aktywnych i ambitnych osób przenosiło się wtedy do stolicy, podejmując ryzyko i szukając pracy w zachodnich korporacjach.
– Przedstawiciele tej generacji dorastali w czasach restruktury-
Pokolenie X dorastało już w czasach transformacji ustrojowej, kiedy Polska przechodziła gwałtowne przemiany gospodarcze i społeczne. To był czas, kiedy w końcu mogli zacząć zarabiać i budować swoje otoczenie materialne.
zacji gospodarki i zmian na rynku pracy. To tradycyjnie nastawieni ludzie, dla których priorytetem jest bezpieczeństwo, stała praca i zaplanowana emerytura – mówi prof. Bogunia-Borowska. Anita, absolwentka teatrologii z 1998 r., wspomina długie rozmowy i intelektualne dyskusje z czasów studiów, które kształtowały jej życie, i to, jak młodzi ludzie z pokolenia X, mimo przywiązania do intelektualnych wartości, musieli dostosować się do realiów zmieniającego się rynku pracy. – Zamiłowanie do literatury i sztuki, budowanie dobrych relacji, ciekawość świata – te wartości pozostały, ale z czasem przeszły na dalszy plan. Sądzę, że dzisiaj sam zawód, rozumiany jako wyuczona profesja, może okazać się mniej ważny niż zdolność do kształcenia się, elastyczność, racjonalne poczucie własnej wartości czy umiejętność dobrej komunikacji i odwaga w podejmowaniu decyzji. Chyba zawsze tak było, że największy sukces zawodowy odnosili niekoniecznie ci najzdolniejsi, ale ci najbardziej przebojowi, odważnie i umiejętnie wykorzystujący zmieniające się okoliczności, czyli tzw. szanse, a także osoby, które potrafiły dobrze komunikować się
z otoczeniem i po prostu wierzyły w siebie – podkreśla. Można powiedzieć, że pokolenie X balansuje między tradycją a nowoczesnością. Z jednej strony wyznają wartości takie jak ciężka praca i odpowiedzialność, ale jednocześnie dostrzegają, że same te wartości mogą nie wystarczyć w dynamicznym świecie. To pokolenie, które z jednej strony czerpie z ideałów „baby boomers”, a z drugiej – musi być bardziej elastyczne, by poradzić sobie w niepewnej rzeczywistości.
Wolność wyboru i samorealizacja
Millenialsi, urodzeni na przełomie lat 80. i 90., cenią sobie wolność wyboru i możliwość samorealizacji. Dorastali w czasach dynamicznego rozwoju technologii i globalizacji, co wpłynęło na ich podejście do życia i pracy. Dla wielu z nich najważniejsze jest to, by praca była pasją, a życie zawodowe dawało satysfakcję.
– Wielozadaniowość i podróżowanie to dla tego pokolenia norma. Cenią dobrą atmosferę, koleżeńskie relacje z przełożonymi i równowagę między życiem zawodowym a prywatnym. Są nastawieni na rozwój – wymienia prof. Bogunia-Borowska.
autorka: klaudia katarzyńska
Dla Martyny, która w 2013 r. ukończyła socjologię, wartości zawodowe obejmują dziś elastyczność i adaptację do zmieniającego się otoczenia. – W życiu zawodowym wciąż cenię ambicję, ale w rozwoju zdecydowanie stawiam na „mniej/wolniej, ale lepiej”. Wartościowy czas spędzony z przyjaciółmi, również na zabawie, też jest ważny, bo to wszystko rozwija mnie jako człowieka. Nad niezależnością za to staram się pracować, aby nie przybierała radykalnej formy – mówi. Bartłomiej, absolwent studiów matematyczno-przyrodniczych z 2004 r. i doktorant chemii, przyznaje: – W trakcie kariery zawodowej zauważyłem znaczącą ewolucję moich wartości. Obecnie priorytetem są dla mnie odpowiedzialność, sumienność i współpraca. Rozwijam także umiejętności przywódcze i zarządzanie, które są niezbędne w mojej obecnej roli. Jednocześnie uważam za istotne utrzymanie zdrowej równowagi między życiem zawodowym a prywatnym – podkreśla.
Millenialsi, choć cenią samorealizację, zdają sobie sprawę z konieczności równoważenia ambicji i odpowiedzialności społecznej.
Nastawienie na potrzeby niematerialne
Pokolenie Z (tzw. Gen Z), czyli osoby urodzone po 1995 r., dorastało w pełni cyfrowym świecie i już od najmłodszych lat miało kontakt z mediami społecznościowymi oraz globalnym przepływem informacji. – Cenią sobie elastyczność, dynamiczne środowisko pracy i dobrą atmosferę. Nie znoszą hierarchicznych struktur, dobrze adaptują się do pracy zdalnej i nie widzą problemu w realizacji zadań z różnych miejsc na świecie – opisuje prof. Bogunia-Borowska. Widać wyraźnie, że dla tego pokolenia granice między życiem online a offline niemal nie istnieją – praca, relacje i rozrywka toczą się w cyfrowej przestrzeni, co wpływa na ich podejście do wartości. Aleksandra, studentka kierunku język polski w komunikacji społecznej, przedstawicielka „Gen Z”, uważa, że wartości związane z zaangażowaniem społecznym oraz samorozwojem przetrwają w nadchodzących dekadach. – Moje pokolenie staje się coraz bardziej świadome i spodziewa się wielu wyzwań, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć. W świecie pełnym kryzysów ważne są szczęście, rodzina, wiara oraz zdrowie – przyznaje. Wartości te pomagają jej zachować równowagę i realizować swoje pasje.
– Cenią sobie elastyczność, dynamiczne środowisko pracy i dobrą atmosferę. Nie znoszą hierarchicznych struktur, dobrze adaptują się do pracy zdalnej i nie widzą problemu w realizacji zadań z rożnych miejsc na świecie – opisuje pokolenie Z prof. Bogunia-Borowska.
Edukacja o wartościach
Jak najlepiej edukować młodsze pokolenia na temat wartości w dzisiejszym świecie?
– Dla studentów urodzonych po 1989 r. historia najnowsza to zupełnie inna opowieść. Nie pamiętają transformacji ustrojowej. Wychowani w erze internetu, mają zupełnie inny sposób myślenia i postrzegania świata. Jako nauczyciele musimy być tego świadomi i dostosować nasze metody nauczania do ich potrzeb – apeluje prof. Bogunia-Borowska.
Edukacja pełni ważną rolę w kształtowaniu wartości, ale nie chodzi tu tylko o przekazywanie wiedzy. Profesor Bogunia-Borowska jest współautorką książki „Szkoła wartości” napisanej wspólnie z dr Joanną Rzońcą. – W tej publikacji staramy się pokazać, jak ważne jest wychowywanie poprzez relacje, rozmowy i stawianie pytań. W ten sposób młodzi ludzie uczą się, że ich gesty i decyzje kształtują nie tylko ich życie, ale też życie społeczności – podkreśla.
Marzenie o byciu influencerem
Współczesny świat cechuje się nieustannymi zmianami kulturowymi i technologicznymi, które wpływają na hierarchię wartości. Profesor Bogunia-Borowska zauważa, że poszukiwanie autentycznych przeżyć jest jednym z wyznaczników współczesnych wartości młodych ludzi, którzy nie są już tak przywiązani do materialnych aspiracji, co wynika też z faktu, że wcześniejsze pokolenie zabezpieczyło im te potrzeby. W tym sensie są bardziej wolni. Dzięki tym
dominować. Coraz więcej głosów ostrzega nas przed sztuczną inteligencją. Szeroko rozumiana idea Bio-Tech-Med zrewolucjonizuje narodziny i śmierć człowieka, wpłynie na jakość i standard życia, stworzy nowe podziały społeczne, wyłoni nowe klasy, wpłynie na procesy prokreacji, może wywołać nowe konflikty i wojny, wpłynie na handel, rolnictwo, kulturę, a także porządek społeczno-kulturowy. Marzenie o długowieczności jest dzisiaj bliższe spełnieniu niż kiedykolwiek wcześniej –zaznacza.
wartościom kolejne pokolenia zaczynają wyznaczać nowe trendy kulturowe.
– Popkultura nieustannie kształtuje kolejne pokolenia. Starsze generacje oglądały seriale takie jak „Dynastia”, w których przedstawiano aspiracyjny świat bogactwa. W latach 90. dominowały produkcje ukazujące wielkomiejskie życie i korporacyjny styl pracy, jak np. „Magda M.” czy „Kasia i Tomek”. Obecnie młodzież zwraca się ku tematom bardziej osobistym i społecznym, takim jak ekologia, prawa mniejszości czy prawa człowieka. Serial „Rodzinka.pl” jest doskonałym przykładem przedstawienia współczesnej rodziny klasy średniej, gdzie święta są bardziej okazją do obdarowywania się prezentami niż doświadczaniem przeżyć religijnych. Dzisiaj młodzi ludzie często inspirują się vlogami i blogami. Zamiast myśleć o korporacyjnej ścieżce kariery, wielu z nich pragnie zostać influencerami. Nawet małe dzieci marzą teraz o byciu youtuberami – podsumowuje.
A co ze sztuczną inteligencją?
Na pytanie o przyszłość wartości profesor Bogunia-Borowska odpowiada z rozwagą, wskazując na wpływ sztucznej inteligencji i technologii na życie młodzieży. – Sztuczna inteligencja już zmienia nasze życie i przejmuje niektóre funkcje edukacyjne. To już jest nieodwracalne. Dzieci często uczą rodziców obsługi nowych technologii, co zmienia schemat przekazywania wiedzy. Jeśli będziemy zmierzać do świata bardziej wspólnotowego, wartości oparte na współpracy będą
W rozmowie z nami prof. Bogunia-Borowska przywołała termin „BANI”, który opisuje świat współczesny jako „kruchy, niespokojny, nieliniowy i niezrozumiały”. Szczególnie ważny jest on teraz, gdy funkcjonujemy w rzeczywistości, w której kryzysy nie są nam obce. – Świat, który my uznawaliśmy za stabilny, dla młodego pokolenia jest pełen niepewności. Młodzież konfrontuje się z rzeczywistością pełną kryzysów, jak pandemia, wojny. Rzeczywistość jest krucha, niepewna i nieprzewidywalna. To wzbudza u nich niepokój, wymaga czujności, ale jednocześnie prowadzi do poszukiwania nowych wartości, takich jak odpowiedzialność i współpraca. W koncepcji Margaret Mead żyjemy w kulturze, wedle której to młode pokolenie będzie prowadziło nas wszystkich w nowy świat. Jaki on będzie? Tego zapewne nie wiedzą sami młodzi, których można nazwać „zagadkowym pokoleniem” – podkreśla.
Różnorodność wartości siłą społeczeństwa Rozważania profesor Boguni-Borowskiej oraz głosy studentów i absolwentów ukazują skomplikowany obraz współczesnych wartości. Młode pokolenia stają przed wyzwaniami, które wymuszają refleksję nad priorytetami życiowymi. Tradycyjne wartości zyskują nowe znaczenie, a zmienność współczesnego świata wymaga od nas adaptacji i przemyślanej refleksji.
Niezależnie od różnic pokoleniowych wszyscy poszukujemy wspólnych wartości – odpowiedzialności, zdolności adaptacji i społecznego zaangażowania. To one mogą stać się fundamentem przyszłości, na którym zbudujemy lepszy świat dla siebie i kolejnych pokoleń.
Jak skutecznie oszczędzać?
skuteczne oszczędzanie, czyli wydatki pod kontrolą
Każdego dnia borykamy się z decyzjami finansowymi. Kawa na mieście, opłaty za mieszkanie czy zakupy spożywcze potrafią szybko skurczyć nasze portfele. W obliczu rosnących kosztów życia oszczędzanie staje się już nie tylko ciekawostką, ale koniecznością. Poznajcie pięć kroków do efektywniejszego zarządzania własnym budżetem.
Oszczędzanie nie musi oznaczać wielkich wyrzeczeń i radykalnego zaciskania pasa. Warto zacząć od regularnego odkładania drobnych kwot, co sprawi, że zarządzanie finansami stanie się przyjemniejsze i nie skończy się na samym planowaniu. W tym celu świetnie sprawdzi się planer lub segregator budżetowy, a jeśli wolicie oszczędzać online, zapoznajcie się z funkcjami aplikacji mobilnej swojego banku. Pamiętajcie, że każdy mały krok w stronę lepszego zarządzania pieniędzmi przybliża do ambitniejszych celów finansowych, które warto ściśle sprecyzować. Kiedy wiecie, na co odkładacie, każda zaoszczędzona złotówka nabiera większej wartości, a wizja osiągnięcia założonej kwoty staje się realniejsza. Zacznijcie od małych działań, bo z czasem przeradzają się w wypracowane nawyki.
Oszczędzanie masz w banku Obecnie banki oferują proste i funkcjonalne aplikacje umożliwiające domyślne oszczędzanie. Przykładem jest funkcja mSaver w mBanku, która zaokrągla każdą transakcję kartą do pełnej kwoty, a różnicę automatycznie przelewa na konto oszczędnościowe. Inną przydatną opcję oferuje Santander i jego propozycja Konta Systematycznego. Jest to funkcja regularnych, automatycznych przelewów na konto oszczędnościowe z możliwością dodatkowych korzyści za systematyczne wpłaty. Millennium Bank natomiast rekomenduje Konto Oszczędnościowe Profit z programem automatycznego oszczędzania, które zakłada opcję odkładania procentu od każdej transakcji lub ustalonych kwot, automatycznie przelewanych na konto oszczędnościowe, gdzie tworzycie spersonalizowane cele. Sprawdźcie, jakie udogodnienia oferuje Wasz bank, aby oszczędzać łatwiej.
Kontrola wydatków Efektywne zarządzanie budżetem zaczyna się od monitorowania wydatków i świadomości, na co dokładnie przeznaczamy pieniądze. Dzięki regularnemu śledzeniu kosztów możemy dostrzec, które obszary pochłaniają najwięcej środków i gdzie można ograniczyć wydatki. W tym celu przydatne są różne aplikacje do zarządzania finansami, takie jak YNAB czy aplikacja Mój Budżet, które pomagają kategoryzować wydatki i śledzić miesięczny budżet. Regularne korzystanie z takich narzędzi pozwala na bieżąco kontrolować finanse i podejmować bardziej świadome decyzje zakupowe. Ustalanie konkretnych powodów oszczędzania pomaga lepiej motywować się do regularnego odkładania pieniędzy. Konkretny plan, taki jak wyjazd na wymarzone wakacje, nowy komputer czy awaryjny fundusz na nieprzewidziane wydatki, sprawia, że oszczędzanie staje się bardziej namacalne i satysfakcjonujące. Mając jasno określony cel, łatwiej zrezygnować z drobnych, impulsywnych zakupów, wiedząc, że każdy odłożony grosz przybliża nas do jego realizacji.
Świadoma konsumpcja
W czasach dużej dostępności wszelakich dóbr i usług coraz łatwiej wpaść w pułapkę impulsywnych wydatków. Szczególnie trudne mogą okazać się zakupy online, które przyciągają konsumentów takimi taktykami jak promocja na drugi produkt, darmowa wysyłka czy bonusy lojalnościowe. Należy wtedy się zatrzymać i zadać sobie pytania: czy naprawdę potrzebuję danej rzeczy? Czy ta transakcja ma sens w kontekście mojego budżetu? Pamiętajcie, każdy zakup to obciążenie nie tylko dla naszego portfela, ale przede wszystkim dla dobra wspólnego planety, na której żyjemy. Reasumując: to właśnie drobne, codzienne zmiany budują nawyki, które zaowocują w postaci oszczędności. Mamy nadzieję, że nasze praktyczne porady staną się inspiracją, dzięki której będziecie mogli mądrze planować swoje wydatki, a tym samym zbudować lepszą przyszłość bez lęku finansowego. Oszczędzanie wcale nie musi być trudne. Oliwia wójciak, Karolina Litwora, Michalina siwiec, Aleksandra wincenciak
Mikroplastik – czy stanowi dla nas niebezpieczeństwo?
Od pasty do zębów po pojemniki z wodą. Mikroplastik jest wszędzie
Każdego dnia zanieczyszczamy środowisko mikroplastikiem. Chociaż może wydawać się niepozorny, stanowi duże zagrożenie. O tym, skąd się bierze i co możemy zrobić, aby zmniejszyć jego ilość, rozmawialiśmy z dziennikarzem Szymonem Bujalskim, który prowadzi na Instagramie popularny profil @dziennikarz_dla_klimatu. – Jeżeli jakieś tworzywa, które nie są naturalne i zawierają niezbadane substancje, są tak licznie produkowane i wypuszczane w otoczenie, to jest to igranie z ogniem – mówi nam.
w ostatnich latach coraz więcej słyszy się o mikroplastiku. Czym on właściwie jest?
Szymon Bujalski: Mikroplastik to małe części plastiku, zazwyczaj mniejsze niż pięć milimetrów. Powstają głównie w wyniku rozpadu większych tworzyw sztucznych, ale niekiedy są też celowo dodawane do niektórych produktów, na przykład kosmetyków – po to, aby teoretycznie wzbogacić lub uatrakcyjnić produkt. Znajdziemy go w paście do zębów, peelingu, środkach czyszczących. Powstaje też podczas jazdy samochodem, kiedy ścierają się zrobione z tworzywa sztucznego opony, a cząsteczki plastiku z nich przedostają się do wód, gleby i kanalizacji. Jego źródłem jest również odzież syntetyczna, której w naszych szafach jest niestety najwięcej. Materiały takie jak nylon, poliester czy akryl są bardzo powszechnie używane. Nie możemy też zapomnieć o kolejnym z głównych źródeł, czyli wszelkich plastikowych pojemnikach, opakowaniach i torbach na zakupy.
Jest niebezpieczny?
Jeżeli jakieś tworzywa, które nie są naturalne i zawierają niezbadane substancje, są tak licznie produkowane i wypuszczane w otoczenie, to jest to igranie z ogniem. Ponieważ to względnie świeże zagadnienie, badania wciąż powstają, i ten wpływ mikroplastiku na nasze zdrowie, na zdrowie innych zwierząt i stan środowiska jest wciąż monitorowany. Naukowcy nie demonizują przesadnie mikroplastiku, ale tylko z tego względu, że zachowują uczciwość i zdają sobie sprawę, że jest to proces zdobywania wiedzy. Ale jednocześnie podkreślają, że im więcej wiedzą, im lepiej ro-
zumieją jego wpływ, tym większe są obawy, które się w nich rodzą.
Kiedy zaczęły się badania w tym obszarze?
Pierwsze badania, które dotyczyły mikroplastiku, pojawiły się już 20 lat temu. Ukazał się wtedy artykuł w czasopiśmie naukowym „Science”. Wówczas zdiagnozowano nagromadzenie w środowisku drobnych fragmentów plastików i różnych włókien, co określono mianem mikroplastiku. Od tamtego czasu powstało ponad siedem tysięcy artykułów naukowych na ten temat, ale nadal nie pozwalają one zdobyć kompleksowej wiedzy, bo ta wciąż jest pogłębiana.
Gdzie mikroplastik jest jeszcze obecny?
Mikroplastik dostaje się do organizmów żywych różnymi drogami. Do naszych ciał trafia przede wszystkim poprzez żywność pakowaną w tworzywa sztuczne, ale może się dostawać też poprzez inne sposoby, na przykład drogą oddechową. Mikroplastik znajduje się w wodzie morskiej, w której kąpiemy się podczas wyjazdów, chcąc odpocząć bezpiecznie na łonie natury – a więc wtedy, kiedy szczególnie chcielibyśmy się czuć bezpieczni i zrelaksowani. Całkowite uniknięcie kontaktu z mikroplastikiem jest więc niemożliwe, chociaż można styczność z nim ograniczyć.
Jakie konsekwencje zdrowotne nam grożą?
Najczęściej podczas badań pojawia się słowo „podejrzenie”, bo mikroplastik jest podejrzewany o negatywne oddziaływanie na różne obszary naszego zdrowia. Jedno z najbardziej otwierających oczy badań, które swego czasu
– Mikroplastik dostaje się do organizmów żywych różnymi drogami. Do naszych ciał trafia przede wszystkim poprzez żywność pakowaną w tworzywa sztuczne, ale może się dostawać też poprzez inne sposoby, na przykład drogą oddechową. Mikroplastik znajduje się w wodzie morskiej, w której kąpiemy się podczas wyjazdów, chcąc odpocząć bezpiecznie na łonie natury – a więc wtedy, kiedy szczególnie chcielibyśmy się czuć bezpieczni i zrelaksowani – mówi Szymon Bujalski.
opisywałem, dotyczyło obecności mikroplastiku w męskich jądrach. W każdej próbce, która była badana, a łącznie było ich ponad 20, zdiagnozowano mikroplastik. Naukowcy spekulują, czy nie jest to jedna z przyczyn pogarszania się jakości nasienia i zdrowia jąder, bo w ostatnich latach liczba
plemników u mężczyzn w skali globalnej spadła o połowę. Problem więc jest duży i najpewniej stojących za nim przyczyn jest co najmniej kilka, wśród których wskazuje się mikroplastik. Mówi się też coraz częściej o tym, że mikroplastik może się przyczyniać do zaburzeń krążenia, do zaburzenia pracy
autorka: alicja Bazan
układu hormonalnego i odpornościowego, do pogarszania zdolności uczenia się oraz zapamiętywania. Niektórzy naukowcy wskazują też, że kolejnym następstwem może być rozwój niektórych nowotworów. Ten proces odkrywania możliwych następstw trwa. Nie jest to kwestia braku kompetencji czy zaangażowania ze strony środowiska naukowego. Musimy poczekać kilka lat, aby zaobserwować i zrozumieć lepiej wpływ mikroplastiku na człowieka.
rozmawiamy już chwilę i pojawia się u mnie myśl, że powinny jak najszybciej zostać podjęte działania w celu zatrzymania tych procesów. tylko jakie?
Najważniejsze są działania systemowe, które są uzależnione od tego, jak działa biznes i jakie ramy prawne dla działania tego biznesu przyjmują rządy czy jakie są ustalane na podstawie międzynarodowych porozumień.
Rządy powinny dążyć do tego, by ograniczać produkcję plastiku i szukać alternatyw dla opakowań, dla odzieży syntetycznej. Istotne jest też chociażby poprawianie systemów oczyszczania wody oraz inne infrastrukturalne rozwiązania, dzięki którym mikroplastik zostanie zablokowany lub usunięty podczas różnych procesów technicznych, w trakcie których miałby możliwość przedostać się do naszego organizmu. Oczywiście wszystkie tego typu działania wymagają nakładu finansowego i zastosowania różnych rozwiązań technicznych, ale również dobrej woli. Unia Europejska zobowiązała koncerny kosmetyczne do tego, aby odpowiadały za usuwanie co najmniej 80% mikroplasti-
Jak ograniczyć kontakt z mikroplastkiem? Wśród zaleceń są: niekupowanie w plastikowych torbach, niepicie z plastikowych butelek, niekupowanie i niepodgrzewanie jedzenia w plastikowych opakowaniach w mikrofalówce, unikanie używania plastikowych sztućców czy przyborów kuchennych, ograniczanie korzystania z ubrań wykonanych z tworzyw sztucznych.
ku. W kompetencji rządów i twórców tego systemu jest to, aby przerzucić tę odpowiedzialność za radzenie sobie z problemem na tych, którzy przede wszystkim go tworzą. Odwołam się tutaj do przykładu Francji, gdzie kosztami zbierania petów z ulicy są obciążane firmy tytoniowe. Takie praktyki istnieją i powinny dalej być wprowadzane. To działanie z perspektywy systemowej jest punktem wyjścia.
fot. Pexels, Steidi/stock.adobe.com
A co może zrobić człowiek? Każdy i każda z nas może podejmować działania we własnym zakresie, żeby, tak jak wcześniej wspominałem, ograniczyć przynajmniej w pewnym stopniu kontakt z mikroplastkiem. To, co najczęściej pojawia się w zaleceniach naukowców, twórców wspominanych badań, to niekupowanie w plastikowych torbach, niepicie z plastikowych butelek, niekupowanie i niepodgrzewanie jedzenia w plastikowych opakowaniach w mikrofalówce, unikanie używania plastikowych sztućców czy przyborów kuchennych, ograniczanie korzystania z ubrań wykonanych z tworzyw sztucznych – ponieważ podczas ich prania wydziela się mikroplastik. To są najczęściej pojawiające się zalecenia.
Czy wśród ludzi młodych można obserwować świadomość zagrożeń dla środowiska, takich jak mikroplastik? Jaką spełniają oni rolę, jeśli chodzi o przyszłość planety?
Nie znam żadnych badań na ten temat, mogę więc co najwyżej odwołać się do swoich obserwacji i przeczuć. Wydaje mi się, że świadomość wśród młodych osób może być większa, bo i młodsi ludzie są bardziej otwarci na nową wiedzę. Czy angażują się jednak w działania bardziej niż inni? Tutaj mam wątpliwości. To nie zależy raczej od wieku, tylko od tego, jakimi ludźmi jesteśmy – czy czujemy w sobie moc sprawczą, czy mamy rozwiniętą empatię i samoświadomość, czy potrafimy myśleć przyszłościowo.
reklama
Znajdź nas!
c zy sztuczna inteligenc Ja zastąpi dziennikarzy?
Mikrofon czy… algorytmy?
Jak A i zmienia media?
autorka: klaudia katarzyńska
Wraz z rosnącą obecnością sztucznej inteligencji w mediach pojawiają się pytania o to, w jakim stopniu może ona zastąpić ludzki wkład w proces tworzenia treści. W celu zgłębienia tej kwestii porozmawialiśmy z medioznawcą, dr. Pawłem Nowakiem z Zakładu Nowych Mediów WZiKS UJ, oraz filozofem, informatykiem i kognitywistą, dr. Arturem Gunią z Katedry Kognitywistki Wydziału Filozoficznego UJ.
22 października dziennikarz muzyczny Mateusz Demski poinformował, że niemal wszyscy dotychczasowi pracownicy OFF Radia Kraków zostali zwolnieni w wyniku cięć kadrowych. Równocześnie stacja zdecydowała się na kontrowersyjny eksperyment – wdrożenie sztucznej inteligencji w roli prowadzących jednej z audycji. Radio posunęło się nawet o krok dalej, emitując wywiad przeprowadzony przez wygenerowany głos dziennikarki z… nieżyjącą poetką Wisławą Szymborską. Dla wielu słuchaczy wykorzystanie wizerunku i głosu zmarłej noblistki przekroczyło granice etyczne. Marcin Pulit, redaktor naczelny i likwidator stacji, tłumaczył, że eksperyment miał wywołać publiczną dyskusję o roli AI w mediach.
Ta sytuacja pokazuje zarówno potencjał, jak i wyzwania związane z wykorzystywaniem sztucznej inteligencji w mediach – z jednej strony AI może wspierać dziennikarzy, automatyzując analizę danych i generowanie treści, z drugiej zaś rodzi pytania o etykę, przejrzystość, a także ryzyko dezinformacji i manipulacji.
Potencjał i zagrożenia
Medioznawca dr Paweł Nowak zaznacza, że choć sama koncepcja wsparcia AI w mediach nie jest nowa, sposób realizacji pozostawia wiele do życzenia. – Sztuczna inteligencja, moim zdaniem, na pewno nie może zastąpić dziennikarza. Zawsze w tej pracy będzie potrzebny „wkład ludzki”. Pamiętajmy, że przynajmniej na razie sztuczna inteligencja działa przede wszystkim na podstawie tych wszystkich utworów i przejawów działalności człowieka, które zostały wytworzone i zdigitalizowane – podkreśla.
Zastosowanie AI w mediach może również prowadzić do zmiany struktury zatrudnienia. – Przykład z Radia Kraków pokazuje,
– Sztuczna inteligencja, moim zdaniem, na pewno nie może zastąpić dziennikarza. Zawsze w tej pracy będzie potrzebny „wkład ludzki”. Pamiętajmy, że przynajmniej na razie sztuczna inteligencja działa przede wszystkim na podstawie tych wszystkich utworów i przejawów działalności człowieka, które zostały wytworzone i zdigitalizowane – podkreśla dr Paweł Nowak.
że zawody takie jak konferansjer czy dziennikarz mogą być zastąpione przez AI. To może oznaczać zwolnienia, ale także nowe miejsca pracy dla specjalistów do obsługi AI – programistów czy inżynierów promptów – wyjaśnia dr Gunia.
Gdzie jest etyka?
Sposób wykorzystywania sztucznej inteligencji sprawia, że pojawiają się pytania o jej etyczne aspekty. Problemem jest fakt, że odbiorcy mogli nie być świadomi, że słuchają wygenerowanego wywiadu z osobą zmarłą. Wirtualny awatar, ożywiony dzięki AI, może łatwo wprowadzać w błąd, zwłaszcza gdy przekaz jest nieprawdziwy.
– Media, zamiast dostarczać rzetelnych informacji, ryzykują utratę zaufania odbiorców, szczególnie jeśli brakuje odpowiednich oznaczeń i objaśnień dotyczących technologii – podkreśla dr Nowak. Co więcej, brak transparentności w przekazie OFF Radia Kraków oraz ciągłe zmiany w komunika-
tach dotyczących projektu potęgowały wrażenie chaosu. – Na co dzień jako medioznawcy apelujemy do słuchaczy, widzów i internautów o krytyczne podejście do tego, co słyszą, widzą i czytają, ponieważ mogą spotkać się z dezinformacją – dodaje dr Nowak. – Przykładem etycznego podejścia do AI w mediach jest BBC, które przed wdrożeniem AI stworzyło kodeks dobrych praktyk, stawiając na interes publiczny i transparentność –mówi ekspert.
Przypisywanie zmarłym poglądów Obawy przed AI często wynikają z braku zrozumienia, jak działają jej systemy. Doktor Gunia wyjaśnia: – Dla wielu AI to „czarna skrzynka”, do której wprowadzamy dane, a wynik może nas zadziwić swoją trafnością i dokładnością. Nieznajomość mechanizmów rodzi nieufność. Kiedyś internet był bardziej statyczny, a wymiana informacji świadoma i manualna; dziś AI automatycznie generuje i selek-
cjonuje treści, co sprawia, że nadajemy jej cechy niemal ludzkie. Obawiamy się, że AI przejęła rolę, którą wcześniej mieli wyłącznie ludzie, co dodatkowo wzmacnia jej negatywny obraz, utrwalony przez lata w filmach science fiction – tłumaczy.
Jednocześnie, jak dodaje dr Gunia, AI to narzędzie neutralne moralnie, którego wartość etyczna zależy od zastosowania. – Nie możemy oceniać sztucznej inteligencji jako moralnie dobrej lub złej. To tylko narzędzie, a jego wpływ zależy od tego, jak je wykorzystamy. Można to porównać do noża – możemy nim posmarować chleb masłem, ale też komuś wyrządzić krzywdę. Podobnie jest z technologią, którą można użyć na wiele różnych sposobów –tłumaczy. Wirtualne awatary mogą jednak wprowadzać w błąd, zwłaszcza gdy dotyczy to wizerunków osób nieżyjących. – Jeśli używamy sztucznej inteligencji do pozytywnych celów, na przykład odtwarzania głosu Szymborskiej
fot. archiwum prywatne
czytającej swoje wiersze, może to mieć wartość. Jednak już przypisywanie zmarłym poglądów, których nigdy nie mieli, jest nieetyczne – ostrzega.
Autentyczność w cenie Eksperymenty z wykorzystaniem AI w mediach miały miejsce także poza Polską. W niektórych krajach eksperymentowano z cyfrowo wygenerowanymi prezenterami w telewizji. Podobnie próby przeprowadzane w radiu, gdzie syntetyczne głosy pozbawione ludzkich niedoskonałości brzmią nienaturalnie, pokazują, że dla wielu osób ważna jest autentyczność. – Idealny, wygenerowany świat nie zastąpi prawdziwych głosów i prezenterów, którzy odpowiadają naszej ludzkiej naturze – wyjaśnia dr Gunia.
Sztuczna inteligencja w mediach niesie ogromny potencjał, ale jej stosowanie wymaga przemyślenia skutków zarówno pod względem etyki, jak i wpływu społecznego oraz prawa. Media muszą zdobyć zaufanie odbiorców, więc AI powinna być używana w sposób odpowiedzialny. Dziennikarze mają wyjątkową rolę, ponieważ c ykl o Muzach krakowskich
wehikuł
nie tylko przekazują informacje, ale tworzą historie, które pomagają odbiorcom zrozumieć świat. Media stawiające na jakość, autentyczność oraz szacunek dla odbiorców mają szansę wyróżnić się w przepełnionym treściami świecie. Transparentność i etyka budują zaufanie, dlatego tradycyjne środki przekazu, które będą działać odpowiedzialnie, mogą stanowić wartościową alternatywę dla algorytmów i automatycznie generowanych treści.
– Dla wielu AI to „czarna skrzynka”, do której wprowadzamy dane, a wynik może nas zadziwić swoją trafnością i dokładnością. Obawiamy się, że AI przejęła rolę, którą wcześniej mieli wyłącznie ludzie, co dodatkowo wzmacnia negatywny obraz AI, utrwalony przez lata w filmach science fiction – tłumaczy dr Artur Gunia.
czasu, czyli gaming w XX wieku
autorka: Justyna arlet‑Głowacka
Super Mario Bros., Pac-Man, Mortal Kombat to tylko niektóre z gier, w które możecie zagrać w… muzeum. Oferuje to miejsce przenoszące nas w magiczny sposób w lata ‘80 i ‘90, stawiające odwiedzających za oldschoolowym joystickiem, czyli Kraków Arcade Museum.
Automaty do gier (z ang. arcade video game) to niewątpliwie symbol dawnych czasów. Potężne urządzenia wyposażone w kontrolery, głośne dźwięki i inne efekty specjalne fascynowały graczy bogactwem doznań. Z czasem wyparła je rozwijająca się technologia, dostarczając nam jeszcze mocniejszych wrażeń poprzez konsole czy wirtualną rzeczywistość. Jeśli chcecie sprawdzić, jak odnaleźlibyście się w grach sprzed 40 lat, odwiedźcie Kraków Arcade Museum. Wchodząc do tego niepozornego miejsca, przekraczacie granicę między
dwoma światami, a przed Wami rozpościera się prawdziwe królestwo gier. W szeregu automatów każdy znajdzie coś dla siebie. Miejsce to oferuje dostęp do ponad 150 gier wideo, od klasycznych arcade (automatów) z postaciami takimi jak Mario, Pac-Man, Popeye czy Asterix i Obelix, przez klasyczne flipery, a także gry rytmiczne, m.in. Percussion Master, Dance Maniax czy Guitar Hero. W tym barwnym i nieco hałaśliwym miejscu można spędzić cały dzień, cofając się do XX wieku i zapominając o smartfonach czy
fot. archiwum prywatne, Kraków Arcade Museum
sztucznej inteligencji. Te „analogowe” doznania przetestują Waszą zręczność, szybkość, a czasem także cierpliwość, bo w tamtych czasach nieznane jeszcze były tak szybkie procesory. To właśnie tutaj możecie dosiąść klasycznego amerykańskiego harleya, chwycić za gitarę i zagrać najpopularniejsze rockowe riffy czy próbować nadążyć za wyświetlającymi się strzałkami w rytm koreańskiej muzyki.
„W naszych zasobach znajduje się większość klasycznych gier, które zapisały się w historii rozwoju rozrywki jako najbardziej
znaczące pozycje, które wywarły ogromny wpływ na współczesną popkulturę” – czytamy na stronie internetowej muzeum. To interaktywne muzeum gier wideo jest największą kolekcją tego typu gier w Polsce, jednocześnie przedstawiającą historię ewolucji gier arcade
o ubraniach z drugie J ręki
autorka: Justyna arlet‑Głowacka
Akceptacja niedoskonałości, czyli jak ubierać się w… lumpeksach
Bycie „eko” ma wiele wymiarów – możemy korzystać z transportu publicznego, używać wielorazowych toreb czy unikać marnowania wody i żywności. Możemy również dawać przedmiotom drugie życie, i to właśnie na tym polega idea ponownego wykorzystywania ubrań z drugiej ręki. Porozmawiajmy o second handach w Polsce i nie tylko.
Moda na ciucholandy raz przychodzi, raz odchodzi, jak to bywa z modą. Ubrania z tzw. drugiej ręki były popularne w czasach naszych rodziców, kiedy to w Polsce pojawiały się używane rzeczy przywiezione w kontenerach z USA. Markowe jeansy, kurtki ramoneski – te ciuchy nieraz służyły swoim właścicielom przez kilkanaście lat. Teraz, chociaż dostęp do znanych marek jest dużo prostszy niż kiedyś, znowu wraca „lumpeksowy trend” i dawanie używanym częściom garderoby nowego życia. Dlaczego? Przyjrzyjmy się temu, co mamy na wieszakach, i zastanówmy się nad fenomenem drugiego obiegu w kraju nad Wisłą oraz za oceanem, gdzie aktualnie mieszkam.
Co wspólnego ma nasza szafa ze zmianą klimatu? Antropogeniczne (związane z działalnością człowieka) czynniki odpowiedzialne za zmianę klimatu są obecnie silnie podkreślane przez świat naukowy. Nasze zachowania konsumenckie mają bezpośredni wpływ na stan planety. Dotyczy to także wyborów zakupowych, w tym tego, co znajduje się w naszej szafie. O fast fashion, czyli masowej modzie, należałoby napisać osobny artykuł, ale na potrzeby tego tekstu zahaczymy jedynie o kilka kwestii. Odzież dostępna w popularnych sieciówkach jest szyta na masową skalę, przez co jej jakość staje się coraz gorsza. Bluzki po kilkunastu użyciach nie nadają się już do noszenia, szybko więc trafiają do kosza, a stamtąd – na wysypiska, na których piętrzą się wraz z tonami sztucznych materiałów. Poliester i inne domieszki przyczyniają się do zwiększenia ilości mikroplastiku w glebie, a także w wodzie, do której trafia on m.in. przez nasze pralki pełne „plastikowej” odzieży. Rynek zalewają również ubrania dostępne w atrakcyjnych cenach na internetowych platformach, przez które sprowadzane
Bycie konsumentem, który dokonuje świadomych wyborów, wiąże się z pewnym wysiłkiem – czy to finansowym, aby zainwestować w lepsze gatunkowo ubrania, czy „czasowym”, aby wybrać się na wycieczkę po ciucholandach. Inflacja dotknęła także second handy, przez co towar w tych miejscach jest droższy niż kilka lat temu, jednak w dalszym ciągu często jest on nieporównywalnie tańszy niż ubrania w popularnych galeriach handlowych.
są produkty z odległych zakątków Azji. Zarówno ich jakość, jak i etyczne aspekty produkcji pozostawiają wiele do życzenia. Bycie konsumentem, który dokonuje świadomych wyborów, wiąże się z pewnym wysiłkiem – czy to finansowym, aby zainwestować w lepsze gatunkowo ubrania, czy „czasowym”, aby wybrać się na wycieczkę po ciucholandach. Inflacja dotknęła także second handy, przez co towar w tych miejscach jest droższy niż kilka lat temu. Mimo to w dalszym ciągu często jest
on nieporównywalnie tańszy niż ubrania w popularnych galeriach handlowych.
Idziemy na ciuchy, czyli jak odnaleźć się w wieszakowym labiryncie
Miejsca z używaną odzieżą mają swoją specyfikę i dla wielu osób bariera wejścia do takiego sklepu jest dosyć duża. Przyzwyczajeni do jasnych, przestronnych i wypielęgnowanych galerii handlowych z ubraniami kuszącymi klientów
od samego wejścia, możemy mieć pewne opory przed second handami. Niektóre z nich kojarzą się z charakterystycznym zapachem środka dezynfekującego, w którym prany jest asortyment. Dodatkowo część odzieży – takiej jak np. skóra – ma swój wyróżniający się zapach, dlatego lumpeksy zniechęcają niektórych poprzez dosyć bogatą mieszankę bodźców, na które wystawiony jest nasz węch. Jednak jak do większości rzeczy w życiu również do tego można się przyzwyczaić, a gdy już zaczniemy krążyć między wieszakami i poczujemy zew poszukiwacza skarbów, wtedy żadne sensoryczne doznania nie będą nam straszne. Warto podkreślić, że wiele sklepów z odzieżą z drugiej ręki nie przypomina już lumpeksów o wątpliwej reputacji z dawnych lat. W wielu z nich asortyment jest starannie wyselekcjonowany, a nawet ułożony kolorami, co ułatwia lawirowanie w tym labiryncie. Polityka sprzedażowa sklepów z asortymentem z drugiej ręki jest różna. W części z nich towar zostaje wyceniony, dzięki czemu od razu wiemy, co zobaczymy na paragonie. Niejednokrotnie w takich miejscach możemy spotkać się z promocjami, w ramach których jednego dnia wszystko dostaniemy za 15 zł, chwilę później pojawia się zniżka na sukienki, a w każdy czwartek paragon jest obniżany o 25%. W wielu miejscach odzież sprzedaje się także na wagę, co może być dużym plusem przy zakupie letniej sukienki, jednak tym samym więcej wydamy na ciężką skórzaną kurtkę. Jedną z niedogodności pojawiających się przy zakupach w lumpeksach może być brak szerokiej rozmiarówki. Rzadko zdarza się, by to samo ubranie było dostępne zarówno w rozmiarze M, jak i L. Zazwyczaj są to pojedyncze sztuki danego egzemplarza, więc musimy nastawić się na to, że nie wciśniemy się w upatrzone spodnie albo utoniemy w zbyt dużej koszuli.
Czego uczy nas drugi obieg?
Poza pozbyciem się pewnych uprzedzeń i przekroczeniem bariery zapachowej lub wizualnej warto zaopatrzyć się w pokłady cierpliwości. Potoczne „chodzenie na ciuchy” nie jest bowiem dla tych, którzy chcą tylko wejść i wyjść, bo w takich miejscach do przepatrzenia są dziesiątki, jak nie setki wieszaków.
Czasem ubrania są lepiej posegregowane, czasem gorzej, co nie zmienia faktu, że kiedy nam się spieszy, poziom frustracji w trakcie takiego zakupowego wyjścia zdecydowanie wzrasta. Od lat ubierając się w tego typu miejscach, zdałam sobie sprawę, że w dzisiejszym perfekcyjnym świecie, kiedy chcemy, aby wszystko w naszym życiu było idealnie poukładane, ciucholandy uczą nas akceptowania pewnych niedoskonałości… Znalezione spodnie pasują w biodrach, ale nogawki są odrobinę za szerokie. Ta koszula idealnie pasuje na zbliżającą się okazję, ale jest minimalnie za szeroka w ramionach. Co możemy zrobić? Albo przymknąć oko na pewne wady i cieszyć się nowym ciuchem, albo szukać dalej. Ubieranie się w takich miejscach nie tylko uczy cierpliwości, ale może być również cenną lekcją dystansu, a także dobrą drogą do zaakceptowania faktu, że perfekcja jest pojęciem abstrakcyjnym. Jednocześnie ciucholandy mogą wyzwolić w nas pokłady kreatywności, dzięki którym znajdziemy sposób na małą plamkę na rękawie, dziurkę na nogawce czy zbyt duży dekolt. Może wystarczy coś naszyć, przykleić, odpruć? Może przypiąć ćwieki, obciąć rękawy i tym samym stworzyć coś niepowtarzalnego?
Lumpeksy po amerykańsku
W Stanach wszystko jest w rozmiarze XXL – od sklepów, przez parkingi, kartony z mlekiem i pasty do zębów, aż po ciucholandy i same ubrania. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że tutaj rozmiar S z powodzeniem mógłby konkurować z europejskim rozmiarem XL. W USA ciucholandów jest wiele, od tych mniejszych po wielkie hale z tysiącem ubrań. Kiedy pierwszy raz trafiłam do kameralnego sklepu na starym mieście w Alexandrii pod Waszyngtonem, byłam zaskoczona, że oprócz ubrań można tam znaleźć mnóstwo innych rzeczy: używane książki, płyty CD, biurko, telewizor, nowe świeczki, biżuterię, gry i wszystko to, co możecie sobie wyobrazić. Podobna sytuacja miała miejsce, gdy trafiłam do jednej ze znanych tanich
W USA ciucholandów jest wiele, od tych mniejszych po wielkie hale z tysiącem ubrań. Kiedy pierwszy raz trafiłam do kameralnego sklepu na starym mieście w Alexandrii pod Waszyngtonem, byłam zaskoczona, że oprócz ubrań można tam znaleźć mnóstwo innych rzeczy: używane książki, płyty CD, biurko, telewizor, nowe świeczki, biżuterię, gry…
sieciówek ciucholandów Goodwill. W sklepach takich jak T.J.Maxx, Ross lub Marshalls znajdziecie natomiast nieużywaną i wyselekcjonowaną odzież z markowymi metkami, którą kupicie w okazyjnej cenie, jednakże nieco wyższej niż w Goodwillu lub Burlingtonie (inna znana sieć ometkowanych ubrań z kończących się kolekcji) ze względu na rozpoznawalność producenta. Tam również możecie zaopatrzyć się w całą gamę akcesoriów do domu.
Jest to ciekawe rozwiązanie, które łączy w sobie lumpeksy z typowo amerykańską wyprzedażą garażową, dzięki czemu po zakupach w takim miejscu możecie
wyjść z naręczem T-shirtów, tenisówkami, lustrem i nową misą na owoce.
Tym, co bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie w amerykańskich ciucholandach, są ceny produktów. Podczas gdy w Polsce (zwłaszcza w dużych miastach) za używane ubranie musimy dać kilkadziesiąt złotych, tutaj podkoszulki można kupić za 5 $, czyli tak, jak gdybyśmy wydali na to 5 zł w naszej walucie, a nowa kurtka z metką znanej firmy zamiast 100 $ będzie kosztowała 40 $. Nie warto przeliczać tego na polski złoty, bo biorąc pod uwagę nasze i amerykańskie zarobki, można śmiało pokusić się o porównanie, że dla
nich 1 $ jest tym samym, czym dla nas 1 zł, chociaż zazwyczaj za 1 $ kupimy dużo więcej niż za złotówkę. Jeszcze jednym niewątpliwym plusem tutejszych lumpeksów jest to, że bardzo łatwo znaleźć ubrania z merchu zespołów muzycznych, bajek, filmów czy seriali. Co drugi podkoszulek ma na sobie szalony nadruk z animacji Disneya, serialu „Peaky Blinders” czy „Star Wars”. Ameryka zawsze słynęła z większej dostępności przedmiotów związanych z filmowym uniwersum, niż ma to miejsce w Europie, co dla fanów takich produkcji jest prawdziwą gratką.
fot. Justyna Arlet-Głowacka
s tudenckie pr Zepisy kulinarne
autorka: oliwia wójciak
Gorąca czekolada, świąteczne deserki i zimowa herbata. Przepisy – edycja świąteczna
Święta tuż za rogiem, a wraz z nimi nadchodzą chwile wypełnione rodzinnym ciepłem, zapachem pierników i blaskiem świątecznych lampek. W tej wyjątkowej, świątecznej edycji postanowiłam stworzyć coś, co pomoże wprowadzić atmosferę świąt do Waszej kuchni – bez stresu, z przyjemnością i… na studencką kieszeń! Przed Wami przepisy na szybkie, proste i pyszne poczęstunki, które zachwycą współlokatorów, rodzinę, a nawet samego Świętego Mikołaja.
p r Zepis 1
Świąteczne minideserki –mus czekoladowy
Składniki: y 250 ml śmietanki kremówki 30% y 200 g serka mascarpone y 2 tabliczki ulubionej czekolady y cukier
Sposób przygotowania: Przygotowanie deserków rozpoczynamy od włożenia śmietanki na około 20 minut do zamrażalnika, aby była ona mocno schłodzona.
Następnym krokiem jest rozpuszczenie czekolady w kąpieli wodnej (miskę z czekoladą umieszczamy nad garnkiem z lekko gotującą się wodą). Do dużej miski przekładamy serek mascarpone oraz dodajemy roztopioną czekoladę (może być ona jeszcze lekko ciepła). Całość delikatnie łączymy; polecam użyć do tego miksera na najmniejszych obrotach. Powstanie nam wtedy aksamitna masa, którą odkładamy na bok. Kolejnym etapem jest ubicie śmietanki wraz z cukrem na sztywno, uważając, aby jej nie zważyć. Do ubitej śmietanki dodajemy serek mascarpone z czekoladą oraz dokładnie mieszamy. Gotowy mus czekoladowy przekładamy do specjalnych miniform lub pucharków. Możemy go świątecznie udekorować, używając bitej śmietany, laseczek lub truskawek.
p r Zepis 3
Domowa, gęsta gorąca czekolada
Składniki:
y 500 ml mleka
y 200 ml śmietanki kremówki 30% y 100 g ulubionej czekolady (mlecznej lub gorzkiej)
Sposób przygotowania:
p r Zepis 2
Zimowa herbata z miodem i owocami
Składniki:
y 500 ml wody
y 2 torebki czarnej herbaty
y 1 pomarańcza
y 1 cytryna
y 1 sztuka imbiru y goździki y miód y kilka świeżych żurawin (opcjonalnie)
Sposób przygotowania: Przygotowanie rozpoczynamy od zaparzenia herbaty. Owoce cytrusowe sparzamy wrzątkiem, kroimy na plasterki, a następnie nabijamy goździkami. Imbir kroimy na plasterki. Herbatę przelewamy do filiżanek, wrzucamy wcześniej przygotowane owocowe plastry. Następnie dodajemy dwie łyżeczki miodu do każdej filiżanki. Możemy także wrzucić świeżą żurawinę, która nada herbacie pięknego koloru.
Wskazówka: Zimową herbatę można modyfikować na wiele sposobów – dodając domowy sok malinowy, jabłka, cynamon, kardamon czy anyżek. Wszystko zależy od upodobań.
Do sprawdzonego garnka wlewamy mleko oraz śmietankę kremówkę. Delikatnie mieszamy i podgrzewamy prawie do zagotowania. Następnie dodajemy po kostce ulubionej czekolady oraz energicznie mieszamy, aż do momentu, kiedy czekolada stanie się kremowa i gładka. Gotową czekoladę przelewamy do filiżanek. Możemy udekorować ją bitą śmietaną, piankami lub cynamonem.
fot. Oliwia Wójciak
r ozM owa z woJciecheM kułagą o ewoluc J i M eM ów internetowych
emotikony i virale na t ik toku, czyli książka o… memach
Co łączy śmiesznego kota z badaniami naukowymi? Wojciech Kułaga, doktorant Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ, w swojej najnowszej książce „Od demotywatorów do wideomemów na TikToku. Ewolucja memów internetowych” opisuje znaczenie memów dla współczesnej kultury, ich wpływ na naszą komunikację i sposób, w jaki są analizowane przez naukowców. W rozmowie z nami przekonuje, że memy przestają być jedynie żartem i stają się nowym, złożonym językiem komunikacji.
Gdybyś miał wybrać jeden mem, który podsumowuje ewolucję memów internetowych, jakby on wyglądał?
Wojciech Kułaga: Myślę, że byłby to wideomem. To rodzaj memu, który jest immersyjny i multisensoryczny. Żeby go przyswoić, trzeba zaangażować wiele procesów: są animacje, nakładki, głos lektora, green screeny. To pokazuje ewolucję memów, które kiedyś były prostym obrazkiem z komentarzem. TikTok znacząco wpłynął na tę zmianę, prowadząc do „tiktokizacji” komunikacji.
Zanim porozmawiamy o zmianie, zacznijmy od początku. wiesz, jak wyglądał pierwszy mem, zarówno w Polsce, jak i na świecie?
Można powiedzieć, że jednym z pierwszych memów w ujęciu kultury cyfrowej był średnik z nawiasem – prosta „uśmiechnięta minka”. Następnie pojawiły się bardziej rozbudowane systemy semantyczne, jak np. gify. Tego rodzaju obrazy, jak choćby emoji, mogą zastępować całe zdania lub reakcje i są częścią komunikacji niewerbalnej. Memetyka jako nauka o memach pozwala nam spojrzeć na to, jak głęboko są one wbudowane w naszą codzienną komunikację. Jedna emotka może wyrazić więcej niż tysiąc słów.
Zainteresowało mnie słowo „memetyka”. Możemy mówić o jednej definicji memu? Pojęcie memu jest bardzo szerokie i ma wiele definicji. Memy internetowe zwykle łączy humor,
fot. archiwum prywatne
skondensowana forma i rozbudowane znaczenie, ale ich ważnym elementem jest „viralowość”. Tworzenie memów często wymaga kreatywności i znajomości kodów kulturowych. Wiele memów, takich jak słynny Nyan Cat, stało się ikonami, które przenikają do kultury i tworzą wyjątkowe medium do interpretacji i przeróbek.
Piszesz w książce o tym, że memy są tekstami kultury.
Jak nauka podchodzi do badań nad nimi?
Memetyka to osobna dziedzina nauki, która rozwija się od wczesnych lat rozwoju komunikacji wizualnej. Jednym z przełomowych opracowań na ten temat jest książka Limor Shifman – kluczowa pozycja dla badań nad memami. Miałem nawet przyjemność współpracować z tą badaczką, bo to swego rodzaju „guru” w dziedzinie memetyki.
Jeśli chodzi o TikToka, tutaj sytuacja jest inna – badań jest jeszcze stosunkowo mało. Wpływa na to specyfika platformy, jej algorytmy i efemeryczny charakter treści. Wielu badaczy unika tego tematu, ale dla mnie to fascynujące pole, zwłaszcza że łączę różne perspektywy: jestem użytkownikiem TikToka, twórcą treści, a jednocześnie badaczem. Widziałem też, że w badaniach młodsze pokolenie uważa memy za trochę „boomerską” formę komunikacji. Mimo to wciąż funkcjonują one jako sposób na komentowanie rzeczywistości, szczególnie na platformach takich jak TikTok.
– Bardzo zaskoczyło mnie to, że memy dotykają niemal wszystkiego – od sytuacji codziennych, przez wydarzenia globalne, aż po zdrowie psychiczne. Wszystkie konteksty często przedstawiane są w humorystycznej formie. Z badań wynika, że memy pełnią funkcję nie tylko humorystyczną. Mają tzw. „metacel” – mogą pomagać w oswojeniu rzeczywistości, przekazując treści w przystępny sposób – mówi Wojciech Kułaga.
A czy podczas badań coś Cię szczególnie zaskoczyło? Bardzo zaskoczyło mnie to, że memy dotykają niemal wszystkiego – od sytuacji codziennych, przez wydarzenia globalne, aż po zdrowie psychiczne. Wszystkie konteksty często przedstawiane są w humorystycznej formie. Z badań wynika, że memy pełnią funkcję nie tylko humorystyczną. Mają tzw. „metacel” – mogą pomagać w oswojeniu rzeczywistości, przekazując treści w przystępny sposób. W książce skupiłem się na ewolucji memów: od prostych obrazków z komentarzem do złożonych wideomemów, bogatych w różne kody semantyczne. Każdy element – animacja, muzyka,
green screen – wpływa na odbiór treści.
Jak myślisz, co czeka memy w przyszłości?
Memy ewoluują, stając się coraz bardziej immersyjne, złożone i angażujące. Może w przyszłości pojawią się formy hologramowe czy memy w rzeczywistości rozszerzonej – na przykład w VR. Być może pojawią się elementy, których nawet sobie jeszcze nie wyobrażamy, jak np. bodźce sensoryczne, takie jak zapach. Przyszłość memów będzie zapewne podążała za technologicznymi innowacjami oraz w kierunku, w którym rozwijają się media społecznościowe i interakcje kulturowe.
Więcej o memach można przeczytać w nowej książce Wojciecha Kułagi „Od demotywatorów do wideomemów na TikToku. Ewolucja memów internetowych” (Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, 2024).
autorka: klaudia katarzyńska
Mistyczna podróż
przez Japonię
Autyzm po polsku
„Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” autorstwa Lorenzo Colantoniego zabiera czytelników w podróż przez mistyczne krajobrazy Japonii, odkrywając mniej znane aspekty tamtejszej kultury. Choć kraj ten najczęściej kojarzy się z nowoczesnymi miastami i innowacyjną technologią, autor prowadzi nas do ukrytych miejsc, gdzie tradycje i wierzenia mają głębokie, wielowiekowe korzenie. Barwne opisy podróży po lasach i górach uzupełniają rozmowy Colantoniego z mnichami, archeologami i projektantami tradycyjnych ogrodów. Dzięki nim czytelnicy mogą lepiej zrozumieć, jak ważne dla japońskiej tożsamości są te miejsca. Autor nie tylko opi-
Poczucie inności i niedopasowania, trudności w zrozumieniu relacji społecznych, a zarazem intensywne przeżywanie emocji, bodźców sensorycznych i swoich pasji – to wspólny mianownik bohaterów „Wszystko mam bardziej”, reportażu Jacka Hołuba.
Choć wszyscy są dorosłymi osobami ze spektrum autyzmu, nie jest to jednorodna grupa. Są wśród nich zarówno ludzie wymagający stałego wsparcia, jak i samodzielne jednostki, których otoczenie było zaskoczone diagnozą. Obok niepełnosprawnego intelektualnie mężczyzny występuje wybitna badaczka; z kolei adehadowo-autystyczna para nie może się nagadać, podczas gdy niewerbalny
Powieść Li Kotomi, laureatki Nagrody im. Akutagawy z 2021 roku, podejmuje motyw czasu i jego wpływu na tożsamość bohaterki. Niekwestionowanym bohaterem jest także język. Pomimo niewielkiej objętości książka zawiera maksimum treści, przy jednoczesnym minimalnym doborze słów. Prostota i refleksyjność jeszcze mocniej podkreślają wymowę dzieła. „Wyspa pajęczych lilii” jest powieścią inicjacyjną. Na porośniętą czerwonymi liliami wyspę morze wyrzuca nieprzytomną dziewczynę. Pod opieką wyspiarzy kobieta stopniowo odzyskuje siły. Jej przeszłość pozostaje jednak tajemnicą. Szybko okazuje się, że Umi pochodzi ze świata spoza wysypy. Pozbawiona własnej historii, nie ma innego wyjścia, jak nauczyć się języka wyspiarzy. Świat pełen tajemniczych rytuałów, rządzony przez kapłanki zwane noro, fascynuje Umi, która
suje ich piękno, ale także przedstawia to, czego możemy się nauczyć od dawnych kultur. Podczas lektury dowiadujemy się wielu interesujących faktów historycznych i poznajemy wyjaśnienia dotyczące zwyczajów, które mają wpływ na współczesną Japonię. Styl Colantoniego jest przystępny i płynny. Z łatwością można wciągnąć się w opisy przyrody i zanurzyć w atmosferę sacrum. Pisarz snuje rozważania na temat ekologii, współczesnych wyzwań klimatycznych oraz ich wpływu na te tereny, co sprawia, że książka ma również wymiar refleksji nad istnieniem człowieka w świecie przyrody.
Damian nie mówi ani słowa (ale za to śpiewa). Poznajemy ich indywidualny sposób przeżywania świata i zmagania z niezrozumieniem otoczenia czy systemu. Tę opowieść współtworzą także ich bliscy oraz specjalistki zajmujące się spektrum autyzmu.
Autor stara się im nie przerywać – wtrąca się tylko po to, by dodać potrzebny kontekst, wyjaśnić istotne terminy czy odnieść się do badań i statystyk. I choć Hołub – jak sam zaznacza – nie jest ekspertem zdrowia psychicznego, widać, że przyłożył się do riserczu. Dostarcza rzetelnych, aktualnych danych, dementuje mity i prezentuje rozmaite punkty widzenia. Dzięki temu dostajemy złożony,
poszukuje dla siebie nowej drogi. Jednak jej przeszłość stanowi ku temu nie lada przeszkodę. Li Kotomi stworzyła wielowarstwową powieść, w której nie brakuje głębi. Tożsamość, język i historia stanowią kluczowe wątki, niezbędne do zrozumienia przesłania utworu. Szczególną rolę odgrywa motyw czasu. Historia, choć częściowo kształtuje osobowość, nie determinuje jednak całkowicie tożsamości jednostki. To w codziennych wyborach i przywiązaniu do tradycji uwydatnia się natura człowieka. Decydując się na pozostanie na wyspie, przyswojenie jej obyczajów i języka, Umi tworzy swoją tożsamość na nowo. Nie odcina się przy tym od własnej historii, która w końcu wychodzi na jaw, ale łączy ją z nowo nabytą codziennością. To właśnie w teraźniejszości i działaniu odnajduje kwintesencję swojego „ja”.
Lektura pozwala odkryć duchowość i naturę kraju Kwitnącej Wiśni. Autor z szacunkiem i wrażliwością opisuje relacje Japończyków z ich świętymi miejscami, a książka stanowi hołd złożony duchowej harmonii. Sięgnięcie po nią polecam każdemu, kto jest zainteresowany poznaniem głębszego, ukrytego wymiaru Japonii i spojrzeniem na ten kraj z innej perspektywy.
Klaudia Katarzyńska
Lorenzo Colantoni, „Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii”, wydawnictwo uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2024
różnorodny obraz tej grupy Polaków. I bardzo dobrze, bo sam autyzm to nie czarno-biały monolit, tylko szerokie spektrum, mozaika cech i zachowań, co udało się oddać autorowi.
Ta książka to głos dorosłych Autystów (jak nazywa swoich rozmówców Jacek Hołub) i ich rodzin – głos proszący o akceptację, empatię i systemowe rozwiązania. Oby został on usłyszany tam, gdzie trzeba.
ewa Zwolińska
Jacek Hołub, „wszystko mam bardziej. Życie w spektrum autyzmu”, wydawnictwo Czarne, wołowiec 2024
Akcja osadzona na odciętej od świata wyspie przywołuje echo utopijnej krainy szczęśliwości. Dominacja noro, tajemniczych kapłanek, sprawia, że powieść ta łączy w sobie konwencję tradycyjnych powieści utopijnych, wzbogaconych dodatkowo o feministyczny wydźwięk.
„Wyspa pajęczych lilii” to powieść, na którą warto przeznaczyć trochę czasu. Pomimo niewielkiej objętości dzieło wymaga skupienia i głębszej refleksji. Czytając książkę Li Kotomi, trudno nie zastanowić się nad tym, co nas kształtuje –przeszłość czy codzienne wybory podejmowane w teraźniejszości?
wiktoria Piwowarska
Li Kotomi, „wyspa pajęczych lilii”, wydawnictwo uniwersytetu Jagiellońskiego 2024
Wyspa pełna zmian
rekomendacje kulturalne dZiennikarZy „wuj a”:
Jak chcemy kochać?
Piękne kadry tragicznej historii
Chłodna kalkulacja, czyli eugenika w USA
W październiku na ulicach Krakowa w wielu miejscach pojawił się plakat teatralny, który przykuł uwagę niejednego przechodnia. Wokół demonicznie wyglądającego kucyka widniały napisy „kick me”, „punch me” i „sister love”. Była to zapowiedź nowego dzieła niemieckiej reżyserki młodego pokolenia, Emmy Hütt, której twórczość mogliśmy oglądać w Krakowie już dwa lata temu na 12. Forum Młodej Reżyserii. Teraz zadebiutowała w Teatrze im. Juliusza Słowackiego spektaklem pt. „Justine & Juliette”.
Tytułowe bohaterki-siostry zostały żywcem wyciągnięte z dwóch powieści francuskiego pisarza przełomu XVIII i XIX wieku, markiza de Sade’a – „Justyna, czyli nieszczęścia cnoty” i „Julietta – powo-
Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że ten serial to prawdziwa uczta kinematograficzna. Dawno nie oglądałam czegoś tak dopieszczonego wizualnie, cieszącego oko widza w każdej minucie. Wysublimowane kadry, subtelne obrazy i misterne szczegóły otulone czarno-białymi barwami. Wydawać by się mogło, że ta redukcja kolorów odbiera barwnym sceneriom ich blask, jednak zabieg ten zgrabnie wpisuje się w stylistykę kina noir, które rodzi się na nowo w tej produkcji. Włoska sceneria i architektura dodają kunsztu filmowej sztuce, czyniąc z niej niejako współczesną, ruchomą adaptację dzieł Caravaggia. Fabuła serialu skoncentrowana jest na historii zagadkowego
Mimo że w dzisiejszym świecie słowo „tolerancja” odmieniane jest przez wszystkie przypadki, skala uprzedzeń rasowych, płciowych czy klasowych jest niewyobrażalna. „Czysta Ameryka” to książka, przy której lekturze nie dowierzałam, że opisywane sytuacje mają miejsce „w naszych czasach”, a nie w głębokim średniowieczu.
Autorka, mieszkanka Wirginii i historyczka, postanowiła bliżej przyjrzeć się kwestii sterylizacji eugenicznej, którą zalegalizowano w tym stanie w 1924 roku. Ustawa ta została zatwierdzona przez Sąd Najwyższy USA w 1927 r. i od tamtej pory sterylizacja „wszystkich słabeuszy” była na porządku dziennym. Celem tej niehumanitarnej praktyki było niedopuszczenie
dzenie występku”. Należy nadmienić, że to właśnie od nazwiska tego autora pochodzi pojęcie sadyzmu, wokół którego niewątpliwe oscyluje cały spektakl.
Emma Hütt weszła bowiem w polemikę z tymi dwiema literackimi sylwetkami kobiet. Jej celem było ukazanie historycznego portretu kobiecości zniekształconego przez współczesne zjawiska popkulturowe oraz odszukanie źródeł tradycji pornograficznych. Ostatecznie otrzymaliśmy spektakl dotykający wstydliwych sfer kobiecej miłości, który stara się mówić wprost o seksualnych wyobrażeniach dwóch starszych kobiet, jednocześnie stąpając po cienkiej granicy tematów tabu, jakimi są kazirodztwo i pornografia.
Amerykanina, tytułowego Toma Ripleya, który opuszcza Nowy Jork, by wyruszyć w podróż do włoskiego Atrani. W tej to mieścinie nad Morzem Tyrreńskim ma odnaleźć dawnego znajomego i nakłonić go do powrotu do domu. Sprawy jednak się komplikują, a na pozór proste zadanie powierzone Tomowi przeradza się w kryminalną zagadkę. Morderstwa, policja, zatopiona łódź i ścielący się za głównym bohaterem trup, a wszystko to w obliczu marmurowych rzeźb, rzymskich akweduktów i morskich fal.
Czy Toma da się lubić? Jest to postać niejednoznaczna, nieprzynależąca ani do grupy charyzmatycznych antagonistów, ani bohaterskich protagonistów. On jest
do rozmnażania tzw. nieprzystosowanych i o „złej dziedziczności”, za których uważano osoby zmagające się z chorobami psychicznymi, z niepełnosprawnościami czy rasy innej niż biała. Autorka opowiada historię ruchu eugenicznego w Wirginii: supremacja białych, „konkursy białego inwentarza”, genetyczna czystość czy przymusowe sterylizacje w celu kontroli „kłopotliwych” kobiet to tylko niektóre z opowieści na ciemnych kartach przeszłości (?) USA. Rekompensaty za wyrządzone krzywdy dalej nie zostały w pełni wypłacone, a zniesienie praw stanowych, które zezwalały na sterylizację eugeniczną, miało miejsce dopiero w XXI wieku.
W spektaklu reżyserka wykorzystała sceny przeciągle długie oraz takie szokujące obrazem i dźwiękiem. Ponadto bawi się konwencją, manewrując między baśnią a horrorem. Uzyskany tym samym efekt groteski prowokuje kalejdoskop emocji u widza –od strachu po śmiech, od nudy po żywe zainteresowanie, od niesmaku po sympatię do bohaterek. „Justine & Juliette” to propozycja dziwnie ciekawa, którą warto uwzględnić w swoim teatralnym repertuarze.
Martyna Lalik
„Justin & Juliette”, reż. emma Hütt , teatr im. Juliusza słowackiego w Krakowie, Kraków 2024
gdzieś pośrodku, zwyczajny, taki, że mógłby nim być każdy z nas… „ Ripley” to przeniesiona na ekran powieść autorstwa Patricii Highsmith z 1955 roku. Serial ogląda się z przyjemnością i ze spokojem, bo chociaż to historia z dreszczykiem, akcja rozwija się powłóczystym krokiem, pozwalając widzowi zagłębić się w każdy malowniczy kadr. Nie jest to kolejny sensacyjny kryminał; to opowieść o ludzkich żądzach, naszej fałszywej naturze, a także o sztuce, która chociaż wyjątkowa, również skrywa mroczne tajemnice.
Justyna Arlet-Głowacka
„ripley”, reż. steven Zaillian, stany Zjednoczone 2024
Dziedzictwo eugeniki jest z nami po dziś dzień, znajdując w dalszym ciągu wielu wyznawców. „Czysta Ameryka” to cierpienie tysięcy ludzi, podział na lepszych i gorszych: tych, którzy mogą się rozmnażać, i tych, którzy nie powinni, bo obciążą społeczeństwo dodatkowymi kosztami. Ta lektura w dosadny sposób pokazuje, że ludzkie życie może być sprowadzone do chłodnej ekonomicznej kalkulacji.
Justyna Arlet-Głowacka elizabeth Catte, „Czysta Ameryka. Przemilczana historia eugeniki”, wydawnictwo Czarne, wołowiec 2024
r ozM owa z aleksandrą Jarecką, brązową M edalistką oli M piJską z paryża
(Nie)łatwa droga do Paryża i medalu olimpijskiego
„Ten wyjazd na igrzyska po prostu mi się należał” – mówi Aleksandra Jarecka, drużynowa brązowa medalistka w konkurencji szpadzistek, absolwentka kierunku zarządzanie w turystyce i sporcie na UJ. Opowiada nam o swojej historii sięgnięcia po medal, odczuciach wobec samych igrzysk i planach na przyszłość.
Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z szermierką? Jakie były jej początki?
Aleksandra Jarecka: Zaczęłam trenować w wieku dziewięciu lat. Szermierka bardzo mi się spodobała. Już jako początkująca wychodziłam cztery albo nawet pięć razy w tygodniu na treningi, co teraz wydaje mi się rzadkością. Nasz trener mówił, że już od dziecka trzeba bardzo, bardzo dużo trenować, żeby później były jakieś efekty. No a że od początku byłam zakochana w szermierce, to nie był dla mnie żaden problem.
Od początku to czułaś?
Szermierka jest cały czas moim hobby. Nie traktuję jej jako zawodu. Od kiedy przyszłam na trening, czyli już jako małe dziecko, marzyłam właśnie o zdobyciu medalu Igrzysk Olimpijskich. W szermierce jednak zawsze trzeba myśleć o karierze dwutorowej, czyli sport plus zwykła praca i wykształcenie, ponieważ na samej szermierce nie da się zarabiać dużych pieniędzy. Od początku traktowałam sport profesjonalnie, ale zawsze dążyłam też do wykształcenia, żeby to nie był najważniejszy element mojego życia.
w twojej szermierczej karierze przyszła pora na dwuletnią przerwę macierzyńską. Jak wyglądała decyzja o powrocie?
Przez COVID-19 Igrzyska w Tokio zostały przesunięte o rok, więc ten okres między jednymi a drugimi igrzyskami to były tylko trzy lata, a nie cztery, tak jak jest to zazwyczaj. W sierpniu zeszłego roku po tym, kiedy dziewczyny wygrały drużynowo Mistrzostwa Świata i praktycznie już uzyskały kwalifikację olimpijską, stwierdziłam, że spróbuję wrócić do szermierki i zakwalifikować się na te igrzyska. To była decyzja podjęta dosłownie z dnia na dzień. Wcześniej tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle wrócę do tego sportu.
– Szermierka jest cały czas moim hobby. Nie traktuję jej jako zawodu. Od kiedy przyszłam na trening, czyli już jako małe dziecko, marzyłam właśnie o zdobyciu medalu Igrzysk Olimpijskich – mówi Aleksandra Jarecka.
Jakie kamienie milowe musiałaś pokonać między decyzją o powrocie do szermierki a znalezieniem się na podium igrzysk Olimpijskich?
Na pewno na początku musiałam ułożyć sobie pracę, połączyć wyjazdy na zawody i treningi z aplikacją adwokacką. Do tego dochodziło jeszcze macierzyństwo. Było trudno o tyle, że nie wiedziałam, czy to wszystko po prostu będzie możliwe. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy umożliwili mi połączenie tego ze sobą i bardzo mi pomogli. Sama na pewno bym tego nie zrobiła. Kiedy już się okazało, że jest to możliwe, pozostało mi tylko walczyć jak najlepiej i robić wyniki. Już po trzech miesiącach trenin-
autorka: izabela biernat fot. archiwum prywatne
– Igrzyska będę bardzo dobrze wspominała, może przez to, że mam ten medal. Jedzenie było w porządku, kartonowe łożka też były wygodne. Mieliśmy salę treningową w wiosce olimpijskiej, nie musieliśmy nigdzie jeździć. Zawody odbywały się w Grand Palais – to najpiękniejsza hala, na jakiej kiedykolwiek walczyłam - opowiada brązowa medalistka olimpijska z Paryża.
gów stanęłam na podium Pucharu Świata indywidualnie, co dało mi dużą liczbę punktów na liście rankingowej. Przed kwalifikacjami olimpijskimi zajmowałam na niej już trzecie miejsce.
Jednak okazało się, że to nie było wystarczające, żeby zakwalifikować się na igrzyska po prostu z listy. Jechały z niej tylko dwie zawodniczki, a dwie były z doboru. Zostałam wybrana przez trenera kadry, ale następnie negatywnie zaopiniowana przez dyrektora sportowego, niezatwierdzona przez zarząd, więc nie mogłam startować indywidualnie. Później zarząd zrobił dogrywkę między mną a zawodniczką, która była piąta i miała dużo mniej punktów ode mnie. Nie powiedziano nam, na czym ta dogrywka miała polegać, jedynie to, że walczymy na naszą „postawę sportową”, cokolwiek to znaczy. Finalnie okazało się, że jadę na turniej drużynowy jako „zawodnik rezerwowy”. Dalej jest mi przykro, że odebrano mi możliwość startu w turnieju indywidualnie. Mimo tego jestem bardzo zadowolona, że w tej drużynie mogłam dać z siebie wszystko i sięgnąć po ten medal. Chyba właśnie to w całym tym planowaniu drogi do igrzysk było dla mnie
Augusto Bizzi, archiwum prywatne
najcięższe – nie same starty w zawodach, ale to, na co nie miałam żadnego wpływu.
Czułaś na sobie presję, by znaleźć się na igrzyskach po tej dwuletniej przerwie? Nie, w ogóle nie. Wiedziałam, że muszę być wysoko na liście, żeby myśleć o igrzyskach. Musiałam udowodnić, że dalej jestem dobrym zawodnikiem i mogę walczyć na poziomie światowym. Ten wyjazd po prostu mi się należał. Miałam tego świadomość również podczas samego startu, gdzie byłam wyjątkowo spokojna, i myślę, że to dało mi wtedy sporą przewagę. Zarazem nie nastawiałam się tak bardzo na to, żeby ten medal zdobyć. Ja po prostu podążałam za swoim marzeniem.
Ostatecznie znalazłaś się w Paryżu, gdzie w wielkim stylu wywalczyłaś razem z drużyną brązowy medal. Nagrania z tego momentu odbiły się szerokim echem w mediach. O czym myślałaś w tamtym momencie?
Czułam wtedy ogromną radość. To było spełnienie moich największych sportowych marzeń. Niewiele osób ma szansę po ten me-
dal sięgnąć. W tamtym momencie doszły do tego jeszcze dodatkowe emocje związane z tym, że nie dotyczyło to tylko mnie, ale wywalczyłam go jeszcze dla moich koleżanek z drużyny. Pojawiło się też niedowierzanie, bo wszystko było kwestią tylko jednego trafienia i albo ma się medal, albo pozostaje się z niczym.
Kto z twoich bliskich cieszył się najbardziej z tego sukcesu?
Moim największym fanem na pewno jest mój syn. Cały czas bił brawo podczas meczu, był ze mną w wiosce olimpijskiej. Bardzo mnie wspierał w Paryżu – między treningami mogłam pójść i pobawić się z nim, wyciszyć się. Był dla mnie ogromną motywacją.
A jak wyglądała atmosfera w drużynie?
Ten medal został zdobyty dzięki temu, że cały czas się wspierałyśmy. Wiedziałyśmy, że jesteśmy jedną drużyną i mamy szansę sięgnąć po medal w szpadzie drużynowej kobiet.
Jakie są twoje odczucia co do samych igrzysk?
Będę je bardzo dobrze wspominała, może przez to, że mam ten medal. Jedzenie było w porządku, kartonowe łóżka też były wygodne. Mieliśmy salę treningową w wiosce olimpijskiej, nie musieliśmy nigdzie jeździć. Zawody odbywały się w Grand Palais – to najpiękniejsza hala, na jakiej kiedykolwiek walczyłam.
Co dalej? Jakie są twoje plany na przyszłość?
Jak na szermierkę jestem nadal młoda, więc myślę, że jeszcze spokojnie mogłabym kilka lat powalczyć. Aktualną mistrzynią Europy w szpadzie jest zawodniczka z Estonii, która ma 43 lata, więc jeszcze dużo przede mną. Bardzo lubię ten sport i jeśli uda mi się wszystko połączyć, będę chciała dalej trenować.
i na zakończenie: gdybyś miała wybrać jedną życiową lekcję, którą dała Ci szermierka, jak by ona brzmiała?
Nie można się poddawać i mimo różnych przeciwności trzeba po prostu dążyć do swojego celu i próbować go osiągnąć. Brzmi to banalnie, ale naprawdę uważam, że to jest klucz do spełnienia marzeń.