ISSN 1732-9000
O
K
A
Z
ADWENT 1 (13) 2005
J
O
N
A
L
N
I
K
A
K
A
D
E
M
I
C
K
W NUMERZE Tygodniowy program Duszpasterstwa Akademickiego ...... 2 Na czterdziestym drugim kilometrze ...... 2 Ciepłe słowo od Jezuity ...... 3 Adwentowe zwyczaje ...... 3 Andrzejki 2005 ...... 4 Warsztat ...... 5 700 kilometrów w pedałach ...... 6 Prawdziwie Mikołajowy bieg ...... 7
Gdy pierwsza gwiazdka na niebie świi Powraca wiara z nadzieją W uścisku dłoni świat staje się lepszy I wszystkie serca się śmieją Dziś wszyscy w jednym szeregu stoją I nikt nie potrafi się smucić Dziś splione dłonie cierpienia koją By szczęście z ust duszy zanucić.
Piętnasty ...... 8 Apostolstwo Roku Jubileuszowego I ...... 8 Serca rozgrzane w Bogu ...... 10 Kalendarium Duszpasterstwa Akademickiego 2005/2006 (semestr zimowy) ...... 12
I
2
ADWENT 1 (13) 2005
Tygodniowy program Duszpasterstwa Akademickiego oo.Jezuitów NIEDZIELA 17.00 – Grupa Studnia Jakubowa - studencki zespół wokalno-instrumentalny, zajmujący się przede wszystkim oprawą muzyczną niedzielnej Akademickiej Mszy Świętej o godz. 19.00. Zespół zaprasza do współpracy osoby muzykujące. 19.00 – Akademicka Msza Święta 20.00 – Wieczór przy herbacie dla głodnych i spragnionych. W domku DA okazja do spotkania wszystkich ze wszystkimi, bez względu na przynależność lub nieprzynależność do DA. Bywa też „coś” do herbaty.
PONIEDZIAŁEK 19.45 – Grupa La Storta. Nazwa pochodzi od miejsca, które za czasów Ignacego Loyoli było miejscowością oddaloną kilkanaście kilometrów od Rzymu, a dzisiaj jest jego częścią. Tam założyciel Jezuitów doznał łaski silnego i nieodwracalnego przylgnięcia do Jezusa Chrystusa. Jest to propozycja dla tych, którzy ciekawi są duchowości jezuitów i chcieliby z niej skorzystać w życiu codziennym. 20.00 – Grupa Odnowy w Duchu Świętym Posłanie zaprasza na wspólne, cotygodniowe oddawanie chwały Bogu podczas spotkań modlitewnych. Dwa razy w roku grupa prowadzi Seminarium Odnowy w Duchu Świętym dla osób poszukujących i pragnących pogłębić swoją wiarę.
WTOREK 16.00 – Próba DRUGIEGO studenckiego zespołu muzycznego. 16.00 – Katechumenat. Ma na celu przygotowanie osób dorosłych do przyjęcia Sakramentów: Chrztu, Bierzmowania i Eucharystii. 20.00 – Grupa tańca liturgicznego – to propozycja dla tych, którzy chcą się modlić nie tylko swoją duszą, ale i ciałem, którzy czują, że nie wszystko da się wyrazić słowami, którzy dążą do wiary radosnej, ufnej, w pełni delektującej się Bożą obecnością. (UWAGA! Grupa spotyka się nieregularnie – informacje o kolejnych spotkaniach będą podawane na bieżąco)
ŚRODA 20.00 – Grupa Oaza. Spotyka się raz w tygodniu, aby modlić się i wspólnie spędzać czas zgodnie z charyzmatem
Ruchu Światło–Życie. Grupa zaprasza wszystkich zainteresowanych. 20.00 – Wolontariat Misyjny To grupa ludzi, którzy nie szczędzą swojego życia na działalność dla dobra braci z różnych kontynentów i narodów. Udajemy się z pomocą do misjonarzy Afryki, Ameryki Łacińskiej, a także Albanii, Rosji i Ukrainy. Głównie jednak działamy tu, gdzie przebywamy: świadczymy o Chrystusie, służymy modlitwą i pomysłowością dziełu animacji misyjnej.
CZWARTEK 19.00 – Msza Święta Akademicka 20.00 – Kumite – w ramach troski o zdrowie fizyczne i poczucie bezpieczeństwa proponujemy KURS SAMOOBRONY. 20.00 – Warsztaty plastyczne – dla pasjonatów możliwość rysowania i malowania pod okiem „fachowca”.
PIĄTEK 16.00 – Dzieci Starówki 20.00 – Spotkanie dla młodzieży – modlitewno-dyskusyjna grupa gromadząca w swych szeregach młodzież szkół średnich. Na spotkaniach: dyskusje na ciekawe tematy, niekoniecznie religijne. Istnieje perspektywa wspólnych „wypadów”, a nawet wakacji. 20.00 – O Panu Bogu po angielsku – możliwość doskonalenia „swojego angielskiego” poprzez swobodną rozmowę na tematy religijne i nie tylko.
SOBOTA Ten dzień w Duszpasterstwie, to możliwość aktywnego wypoczynku, a więc: wyprawy piesze lub rowerowe, plenery fotograficzne, piłka nożna i siatkowa.
UWAGA!
Na czterdziestym drugim kilometrze Zbliża się siódma rano, kiedy kończę kompletowanie materiałów do nowego numeru. To była długa noc... Pada śnieg, tańcząc na rozpromienionym pomarańczowym światłem miejskich lamp wietrze. Za chwilę zadzwonią budziki, co pilniejsi studenci zerwą się z łóżek i pobiegną na zajęcia, z radia płyną cicho pierwsze wiadomości, ktoś już odlicza do końca roku... To już prawie trzysta sześćdziesiąt pięć kilometrów na autostradzie życia. Kolejne trzysta sześćdziesiąt pięć kilometrów. Gdzieś po drodze spotkały nas mniej lub bardziej oczekiwane remonty, postoje, a gdzieś, pewni siebie dociskając pedał gazu, wyprzedzaliśmy słońce o sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, by przed wschodem dnia zdążyć jeszcze przejechać kawałek. Kolejny kilometr maratonu – bo nasze życie jest maratonem, choć wcale nie zdajemy sobie z tego sprawy i często już na starcie zapominamy, po co tak naprawdę biegniemy. Często też wydaje nam się, że to może nic specjalnego, że damy sobie radę, że nic nam nie przeszkodzi dobiec do mety, ale przychodzi taki moment, kiedy wszystko się sypie jak domek z kart, kiedy zwalniamy, zatrzymujemy się, chcemy się poddać, bo rodzi się w nas myśl, że nie ma sensu dalej biec... Stajemy twarzą w twarz ze ścianą własnych słabości, wątpliwości, brakiem wiary w siebie... Życzę Wam, w imieniu całej Redakcji, siły w takich chwilach, siły, która pokona wszelkie słabości, która nie pozwoli Wam się poddać, załamać, dzięki której uniesiecie w górę głowę i pobiegniecie dalej, wprost do Mety, by tam, na czterdziestym drugim kilometrze, podnieść w górę ręce ze ZWYCIĘSTWA. Redaktor naczelny Mariusz ES=:) synów Bożych.
W każdy DRUGI CZWARTEK MIESIĄCA zapraszamy na szczególną moZAPRASZAMY WSZYSTKICH, dlitwę po Mszy Świętej Akademickiej NIEZALEŻNIE OD WYZNANIA, o godz. 19.00. W duchu przeżytych rekoPOGLĄDÓW CZY SYTUACJI lekcji Nie jesteś niewolnikiem, lecz synem, MORALNEJ. proponujemy spotkanie z Jezusem w Najświętszym Sakramencie, aby wielbić Go, oddając Mu to wszystko, co nie pozwala Spotkania duszpasterskie odbywają się nam przeżywać siebie i innych jako ludzi, w Domku Duszpasterskim. Wejście od jako dzieci Boga, jako braci Jezusa, jako ul. Piekary 24.
3
ADWENT 1 (13) 2005
Ciepłe słowo od Jezuity...
Drodzy Czytelnicy Podaj Dalej! Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia pragnę serdecznie wszystkich pozdrowić i złożyć świąteczne życzenia. Od pewnego czasu lubię składać życzenia bożonarodzeniowe w klimacie pewnej legendy, związanej z narodzinami Pana Jezusa. Otóż mówi ona o pewnym żydowskim staruszku, który mieszkał ze swoim wnuczkiem i razem z resztą Narodu Wybranego oczekiwał nadejścia Mesjasza. Od czasu do czasu wnuczek pytał dziadka, jaki będzie ten Mesjasz. Dziadek, chcąc zachować w dziecku postawę oczekiwania, przedstawiał Mesjasza najatrakcyjniej, jak potrafił. Na pytanie, czy będzie kimś wielkim, silnym, walecznym, dziadek odpowiadał twierdząco. Wnuczek, zachęcany przez dziadka, zapragnął przygotować się jakoś na przyjście wyjątkowej osoby i postanowił, że nauczy się grać na flecie. Dziadek, widząc ogromne zaangażowanie dziecka, zapytał któregoś dnia,
co by się stało, gdyby jednak Mesjasz okazał się trochę mniej atrakcyjny? Wnuczek odpowiedział, że nie wkłada tyle pracy po to, by grać dla byle kogo i że absolutnie nie zagra, jeśli Mesjasz nie spełni jego oczekiwań i dziadkowych obietnic. Któregoś wieczoru rozległ się głos pasterzy, wzywający wszystkich do małej szopy. Wnuczek chwycił flet i udał się tam razem z dziadkiem. Ale kiedy przebili się przez tłum i wnuczek zamierzał zagrać pięknie Mesjaszowi, zobaczyli, że znajdują się nad małym „bobasem”. Ogromne i bolesne rozczarowanie ogarnęło serce dziecka. Wyrwał się przerażonemu dziadkowi i wypadł z szopy, głośno trzaskając drzwiami. Wtedy „bobas” zaczął płakać. Chłopiec uciekał jak najdalej, ale nie mógł uwolnić się od płaczu dziecka. Wściekły i zrezygnowany postanowił wrócić i zagrać, aby uciszyć intruza. I wtedy stała się rzecz dziwna. Gdy zaczął
Adwentowe zwyczaje
wet staropolskie przysłowie: „Święta Katarzyna klucz zgubiła, Święty Jędrzej znalazł, zamknął skrzypki zaraz”. Z większą surowością przestrzegano też postu. A co jedzono? Żur bez omasty, ziemniaki, kapustę, groch i inne potrawy sporządzone z płodów ziemi. Była to żywność zdrowa, niemodyfikowana genetycznie, zaś post zamiast diety-cud dobrze wpływał na niejeden organizm. Czy nie warto do tej porzuconej tradycji powrócić? Stosowano też dawniej sygnały dźwiękowe, by zwiastowały czas adwentu i podkreślały jego przesłanie. Już w pierwszą niedzielę nowego roku liturgicznego trąbiono ze wszystkich wież kościelnych dla przypomnienia prawdy o sądzie Bożym. W Krakowie podobno grywała na wieży nawet cała orkiestra. Zaś na Mazowszu i Podlasiu istniał zwyczaj grania na drewnianych trąbach zwanych ligawkami. Miały one przypominać trąby archanielskie, budzące zmarłych na Sąd Ostateczny. Do ludowych wyobrażeń związanych z bożonarodzeniowym oczekiwaniem nawiązuje w charakterystyczny dla siebie sposób Konstanty Ildefons Gałczyński. Oto lekki w tonie, jak na tego poetę przystało, jego wiersz:
Adwent, czyli obecny czas oczekiwania poprzedzający Boże Narodzenie, zaznacza się także w polskiej tradycji i ludowej obyczajowości. Choć wszystko się zmienia, także i ta sfera naszego społecznego życia, to jednak z bogatego dawniej wachlarza adwentowych zwyczajów pozostało – na szczęście – jeszcze kilka. Jedne przetrwały, inne zanikły, jak to w życiu bywa. Wciąż żywym zwyczajem jest odprawiana przed świtem msza, zwana roratami, której charakterystycznym symbolem jest udekorowana świeca stojąca przy głównym ołtarzu. Świeca symbolizuje Maryję, która w noc betlejemską podaje ludziom swego Syna - Światłość prawdziwą. Uczestnicy mszy roratnich przynoszą ze sobą na liturgię zapalone świece. Dawniej ludzie przychodzili z zapalonymi lampami naftowymi, które przydawały się zwłaszcza w drodze, gdy panowały ciemności a nie było śniegu. Roraty pojawiły się w Polsce już w XIII wieku za panowania Bolesława Wstydliwego, a zwyczaj ten, znany wcześniej na Węgrzech, wprowadziła jego żona, święta Kinga. Choć adwent jest okresem radosnego oczekiwania na przyjście Chrystusa i dzisiaj nie ma już charakteru pokutnego jak Wielki Post, to jednak w naszej obyczajowości od dawna było przestrzegane w tym okresie powstrzymywanie się od hucznych zabaw. Przypomina o tym na-
Wszyscyśmy blisko otchłani I każdemu z woli Boga podwinąć się może noga lecz wiedz: diabeł spęta w lesie
grać, „bobas” przestał płakać i uśmiechnął się do niego. Chłopiec zobaczył w jego oczach i uśmiechu coś, co było zasłonięte rozczarowaniem i złością. Coś, co uspokoiło jego serce, ukoiło duszę. Legenda mówi, że chłopiec pozostał jeszcze długo w stajence i grał chętnie, bo dane mu było zobaczyć prawdziwe bogactwo i prawdziwą moc Mesjasza. Inną i o wiele cenniejszą od tej, której się spodziewał. Oto moje życzenia dla nas wszystkich: aby nam było dane spotkać się podczas świętowania kolejnych Urodzin naszego Mesjasza Jezusa Chrystusa z tym, co w tych Świętach najcenniejsze. Z tym, czego doświadczył chłopiec z legendy. Z tym, co znajduje się w oczach i uśmiechu Boga, przychodzącego do nas jako jeden z nas. Pochylmy się nad Dzieciątkiem i przyjmijmy Je jako narodziny i objawienie najgłębszego Sensu naszego życia. Szczęść Boże! Lesław Ptak S.I Jezus na światłość wyniesie. A światłość już niedaleko: w grudniu narodzi się Dziecko, co jednym wzniesieniem dłoni świat ku światłości nakłoni. Spójrzcie, jak pierzchają cienie! Płynie Boże Narodzenie! W purpurze, w złocie, w lazurze Anioł dmie w trąbę na chmurze; radość, radość niedaleko, radość, co pychę uśmierca… „Jezu cichy i pokornego serca uczyń serca nasze według serca twego”. Gałczyński pisze coś w rodzaju adwentowej kolędy, pastorałki o charakterze już to poważnym, już to żartobliwym. Proste i naiwne wierzenia przeplatają się w wierszu z teologicznymi prawdami, a ludowe obrazy z elementami dyskursu. Barokowy, żartobliwy, momentami „fraszkowy” styl wiersza jednak nie razi. Poeta, jak inni ludzie w tym czasie, niecierpliwie oczekuje radości, co jest już niedaleko, radości, co pychę uśmierca. Nadzieja, światłość i radość – oto Boskie dary, których wszyscy sobie na święta życzymy. Krzysztof A. Dorosz SJ
4
ADWENT 1 (13) 2005
Andrzejki 2005
Biedronka to rzekła
że chociaż zaspany
każdy przystojniak powinien iść w tany,
nie siedzieć przy kompie
lecz tańczyć do rańca
brać pannę pod rękę
bo głodna jest tańca
jakże swobodna radosna, pogodna
jakże niewinna a taka samotna...
z balonem na głowie
i na barana
tańczyć i tańczyć, ach! tańczyć do rana
Autorzy zdjęć: Aga D., Klaudiusz
choćby od tańca chipsy wolała
choćby za mocno przebalowała.
5
ADWENT 1 (13) 2005
Warsztat MAGIA ŚWIĄT Światła na choince Zapach ciast wypełnia dom Spokój usypia duszę Gwiazdy patrzą życzliwie Wystawy śmieją się do nas Św. Mikołaj na każdej ulicy Stoły uginają się od potraw Opłatek łamany tak szczerze Wszystko aż lśni czerwienią A gdzieś tam w ciemnym mieszkaniu Ty znów przychodzisz na świat Szkoda, że nikt tego nie widzi *** I co? Czujecie magię tych świąt? Łukasz <<KSANT>> Chrzanowski
PRZED SNEM MAGIA ŚNIEGU Leżysz wszędzie Tak cudownie biały Zasypujesz szarość Oczyszczasz świat Ogarniasz wszystko Namiętnie subtelnie Pokrywasz grzechy Wybielasz sumienia Znika hipokryzja więzi Uśmiechy złudne nikną Zasyp to wszystko Otaczasz mnie Uderzył świat szaleństwem swym Wiatr poszarpał dusze Ty dajesz ukojenie Wytchnienie śnieżnego przyjaciela Łukasz <<KSANT>> Chrzanowski
zamykam oczy do snu z nadzieją że kiedy się obudzę Świat będzie jeszcze istniał chciałbym aby rano obudził mnie promyk słońca z błękitnego nieba i gwiazdy na truskawkowych ustach DRZEWA
Mariusz ES
Drzewa nie rosną jak grzyby po deszczu trzeba je szanować Drzew jest coraz mniej już prawie żadnego ludzie ścinają ostatnie Mariusz ES
WIARA
Anthony de Mello
wiara w Krzyż wiara w ludzi dobre słowa miłe gesty ciepłe spojrzenia i mądrość serca czegóż nam jeszcze do szczęścia więcej?
Modlitwa żaby tom I.
Przemysław Fryza *** wzbogacić trzeba ducha tyle powiem... modlitwą tańcem śpiewem prostotą poranka magią wieczoru dobrym słowem świętym chlebem gdy duch wzbogacony człowiek jest weselszy a radość ofiary większa i miła Panu Przemysław Fryza
TO MOJA MARCHEWKA Stara kobieta umarła i aniołowie zaprowadzili ją na Sąd Ostateczny. Oceniając jej czyny, sędzia nie mógł się jednak dopatrzeć w jej życiu ani jednego uczynku miłosierdzia, oprócz jednej marchewki, którą kiedyś dała głodującej żebraczce. Jednak tak wielka jest potęga jednego czynu miłości, że postanowiono, iż kobieta pójdzie do nieba za sprawą tej marchewki. Przyniesiono marchew do sądu i wręczono kobiecie. Gdy ją wzięła do ręki, marchewka zaczęła wznosić się, jakby ciągnięta niewidzialnym sznurkiem, unosząc kobietę do nieba. Zjawił się żebrak. Kurczowo złapał się kraja jej ubrania i został uniesiony wraz z nią. Trzecia osoba złapała żebraka za nogę i też została uniesiona ku niebu. Wkrótce za marchewką ciągnął się cały korowód osób, niesionych za jej sprawą ku górze. I co dziwniejsze, kobieta wcale nie czuła ciężaru; właściwie, wcale ich nie zauważyła, patrząc w kierunku nieba. Wznosili się wyżej i wyżej, aż byli już blisko bram niebieskich. Wtedy kobieta rzuciła ostatnie spojrzenie na ziemię i ujrzała za sobą sznur osób. Była oburzona. Gwałtownie machnęła ręką i krzyknęła: „Precz, precz wy wszyscy. Ta marchewka należy do mnie.” Wykonując te gwałtowne gesty, na chwilę puściła marchewkę – i spadła w dół wraz z całym orszakiem ludzi. Jedna jest tylko przyczyna każdego zła na ziemi: „To jest moje”.
wybrał Marcin
6
ADWENT 1 (13) 2005
700 kilometrów w pedałach część 2. 4. Tradycyjny podział ról wśród uczestników rajdu (przewodnik, tu: dwóch – „ilościowy” i „jakościowy”, kuchcik i pomocnicy, zaopatrzeniowcy, duchowny, „kaowcy”, rzecznicy zakwaterowania, skarbnik, technik ... może jeszcze inni) na pewno sprawdził się w tym roku jeśli chodzi o kwestię gastronomiczną. Obok „makaronu na wszelkie sposoby” wędrowni smakosze raczyli się pieczonymi kiełbaskami, różnymi rodzajami surówek, sosów (warto wspomnieć choćby czosnkowy), czy też klopsikami. Nie mając litości dla Czytelnika, autor niniejszej relacji wspomni nadto o ognisku urządzonym na cześć naszych znajomych przez jednego z proboszczów u których gościli, wspaniałym cieście, a wreszcie - okazałym przyjęciu podróżnych w Świnoujściu, czy przykładzie profesjonalnej kuchni włoskiej w wykonaniu o. Grzegorza SJ już u celu, to znaczy w Szczecinie. Tak więc łudził się ten, kto zamierzał schudnąć podczas wyprawy rowerowej. 5. Punkty docelowe – to chyba jeden z najbardziej charakterystycznych rysów wakacyjnej wyprawy. Rajdowcy mieli „anioła stróża” w postaci Tomka, który stał się rzecznikiem w zasadzie trzech noclegów. Podczas trasy co pewien czas mijał rowerzystów charakterystyczny ciemnoniebieski pojazd używający sygnału dźwiękowego – bynajmniej nie w celach ostrzegawczych. To znak, że znów mieli „gościa”. Doliczając do tego podwójny nocleg w Świnoujściu oraz wizytę u jezuitów w Jastrzębiej Górze i Szczecinie, otrzymujemy zawrotną ilość trzech
„spontanicznych” noclegów, z czego jeden nieplanowany (ów „niemiecki”). Momentem krytycznym był wieczór po wyprawie plażowej, która wyniosła, bagatela, 10 km. Nietypowa karawana mogła opuścić nadmorskie piaski w Pogorzelicy, mniej więcej o 22.00, pozostając bez dachu nad głową (że o podłodze nie wspomnieć). A przecież Opatrzność nie zawodzi tak jak to mają w zwyczaju ludzkie wyobrażenia. Rajdowi weterani spotkali dobrego znajomego i wielokrotnego towarzysza drogi, a wszyscy otrzymali schronienie w ośrodku wypoczynkowym, mając do dyspozycji całą salę gimnastyczną, sporo prowiantu, prysznice, a nawet lekarza (na szczęście jego ingerencja nikomu nie była potrzebna). Okazało się bowiem, że biuro turystyczne z Torunia organizowało tam kolonie językowe. Trafił swój na swego. Rankiem, kiedy rajdowcy dziarsko reanimowali rowery po błotnej kąpieli, mogli usłyszeć arcyciekawe mity krążące wokół ich wyprawy. Dowiedzieli się na ten przykład, iż pokonują 300 km dziennie, biją rekord Guinessa, tudzież biorą udział w wyścigu pokoju. Mali koloniści, po wnikliwych obserwacjach, zestawili swoje „top 10” jeśli chodzi o jakość sprzętu. Wrażliwe ucho relacjonującego wychwyciło wspomniane komentarze, jednak przez palce mu to nie przejdzie. 6. Zdecydowana większość rajdu upływała na rowerowym przemieszcza-
niu się z miejsca na miejsce, z przerwami na zwiedzanie wiejskich sklepików (które nagle zaczynały mieć spory utarg o nietypowych porach), toteż na poważniejsze epizody krajoznawcze czasu nie starczało, nad czym wielokrotnie ubolewał przewodnik „jakościowy”. Do tych miejsc, które udało się „zaliczyć”, należą: latarnie morskie w Rozewiu, Niechorzu i Świnoujściu (przynajmniej z zewnątrz), romański klasztor benedyktynek w Żarnowcu, przystanie morskie w Łebie i Ustce, kościoły gotyckie w Darłowie i Kołobrzegu, punkt widokowy w Wolińskim Parku Narodowym, molo w Międzyzdrojach, okolice Świnoujścia, no i wszelakie zakątki wschodnich Niemiec. 7. Skoro już mowa o Niemczech: sprawdziła się zasada „kto pyta, nie błądzi”. Jedyne źródło informacji stanowiły relacje mieszkańców nawiedzanych miejscowości i wspomniane mapy umieszczone przy trasach rowerowych. Ale o samej trasie - Przebiegała ona mniej więcej tak: Świnoujście – Zirchow – Usedom – Anklam – Ueckermunde – Eggesin – Pampow – Dobra (już po stronie polskiej ma się rozumieć). Amatorom rowerowych wycieczek serdecznie poleca się tamtejsze ścieżki dla jednośladów i serdeczne usposobienie mieszkańców do tego rodzaju wypraw. Czy u nas spotka się na wąskiej drodze samochód, który jadąc z naprzeciwka z uśmiechem ustępuje miejsca kolumnie rowerzystów i serdecznie macha przejeżdżającym (jeśli tak – Deo gratias)? Poza tym kilkakrotnie rajdowcy musieli prosić o napełnienie życiodajnym płynem (H2O gdyby ktoś miał wątpliwości) świecących pustką butelek (a był to już czas zdecydowanej poprawy pogody, nawet
7
ADWENT 1 (13) 2005 spalonych nosków), za każdym razem spotykając się z serdecznym udzieleniem pomocy i dalszymi wskazówkami. Toteż nieustannie wznosiło się ku niebu dziękczynienie za wszystkich dobroczyńców. 8. Tak, punkt ten jest bodajże najsmutniejszym. Do końca wyprawy dotrwało „ośmiu wspaniałych”... Z piętnastu wspaniałych. Powody opuszczenia rowerowego szlaku przed upływem pełnych 10 dni szkicowały się przeróżnie: od kontuzji kolana, poprzez ruszanie na dalsze szlaki (a raczej wyższe, bo górskie), konieczność dokształcania się (na szczęście w dość rozrywkowych dziedzinach), aż do ruszenia drogą życiowego powołania. W tej optyce fakt ukończenia trasy przez połowę początkowych zapaleńców niepodobna postrzegać w kategoriach porażki – to raczej właściwa kolej rzeczy. Czyż bowiem nie jest tak, iż całe życie
jest drogą pełną wyzwań, niespodzianek, konieczności ryzyka i wytrwania mimo przeciwności, a przecież także pełną dobrych ludzi i ogromnej dawki szczęścia? Czyż życie nie jest równocześnie próbą siły optymizmu, wywiewanego przez wiatry zmienne i porywiste, oraz zraszanego przez deszcze złych wiadomości? A jednak ten zwycięża, kto dąży do celu, i ten prawdziwie rozumie sens wędrowania, kto rezygnuje z drogi wyłącznie wówczas, gdy obiera inną.
Wasz, pedałujący nawet podczas snu Pierwszorajdowiec
Prawdziwie Mikołajowy bieg To był prawdziwy Mikołajowy bieg. Trzystu dwudziestu jeden biegaczy w Mikołajowych czapkach, dwadzieścia jeden kilometrów błota, lodu i śniegu, co prawda bez reniferów i sanek, ale o własnych siłach, i prawdziwie Mikołajowy cel – jednym słowem (no, może w czterech) III Półmaraton Świętych Mikołajów, który odbył się 4 grudnia, zorganizowany przez Klub Maratoński UMK, SWFiS oraz władze UMK, Miasta Torunia i gminy Łubianka. I pomyli się ten, kto myśli, że Mikołaj odpoczywa cały rok, bo trzeba było nieźle się napracować, aby pokonać ten dystans, co widać na załączonych obrazkach. Proszę nie zwracać uwagi na te uśmiechy, bo mimo zmęczenia każdy Mikołaj uśmiechnąć się potrafi (jak mu robią zdjęcie :D). Nie obyło się bez stłuczek (nawet już na
starcie), poślizgów i zadrapań, ale warto było z takim poświęceniem odmrażać sobie policzki, aby w ten pochmurny dzień zobaczyć Słońce na twarzach wychowanków domu dziecka „Młody las”, gdy wnoszono na salę przygotowany specjalnie dla nich wielki wór prezentów (o ilości prezentów niech świadczy fakt, iż wnosiło go trzech rosłych facetów). Wśród tegorocznych Mikołajów znaleźli się nie tylko biegacze z całej Polski, ale również z Mołdawii. Ponadto odbyły się trzy biegi korespondencyjne: w Naperville (USA), Londynie i Iraku. Szczególny podziw i uznanie należą się panu Zbigniewowi Stefaniakowi z Łodzi, który cały dystans pokonał o kulach. Należy jeszcze wspomnieć o wynikach półmaratonu. W Mistrzostwach Torunia w Półmaratonie Rekreacyjnym
zwyciężyli: Tomasz Drąg (KM Truchcik Łubianka) – 1:10:06 i Dorota Pawłowska (Bratuszewo) – 1:30:10; w Mistrzostwach Szkół Wyższych w Półmaratonie Rekreacyjnym: Daniel Wosik (WSBiP w Ostrowcu Świętokrzyskim) – 1:11:14 i Dominika Stawczyk (AZS Uniwersytetu Łódzkiego) – 1:38:44. Wszystkie wyniki, zdjęcia, sponsorzy na stronie Klubu Maratońskiego www.uni.torun.pl/~marathon. W imieniu Klubu Maratońskiego chciałbym podziękować za pomoc wszystkim tym, którzy przyczynili się do organizacji Półmaratonu. Mariusz ES
8
ADWENT 1 (13) 2005
Piętnasty krok za krokiem coraz dalej Jeszcze nie wiem... Nie wiem jak biec, to mój pierwszy półmaraton, tak dużo ludzi, Mikołajów, niby znam trasę, ale to nie wystarcza, pierwsza górka, błoto, pierwszy kilometr. Biegnie mi się tak lekko, spokojnie, wyprzedzam, drugi, trzeci kilometr, dobrze, że jest ciepło, nie wyobrażam sobie tego biegu w czasie mrozu. Ktoś mógłby uznać, że to dość nudne, ale ja to lubię. Pomaga mi to odłączyć się na chwilę od świata, porozmawiać ze sobą, często pojawia się jakaś fajna myśl, pomysł, dźwięk. Nawet katar mi nie przeszkadza, nawet pierwszy pot. I choć grzęznę w piasku na siódmym kilometrze jestem pewny, że wystarczy mi sił, w końcu tylu nas biegnie i czemu akurat ja miałbym nie dać rady? choć pot spływa całą siłą biec Powiedzieli mi kiedyś, że nie ma po co. Ale nie widzieli Zbyszka Stefaniaka, który cały półmaraton robi o kulach. Startuje pierwszy godzinę przed oficjalnym startem i kończy ostatni. I tak naprawdę biegnie najlepiej z nas wszystkich i dobiegł dalej, niż ktokolwiek z nas. Wygrywa w najcięższej walce swojego życia – w walce ze sobą samym, z własną chorobą, z przeciwnościami losu i każdy powinien brać z niego przykład. Bo jeśli ktoś może, a uważa, że nie potrafi, to
znaczy, że jest bardziej chory niż Zbyszek. Biegnę, żeby udowodnić im i sobie, że ja też potrafię, choćbym miał być ostatni na mecie, ale tak naprawdę wcale nie chodzi o wynik, tylko o ukończenie, o świadomość pokonania własnych słabości, pokonania siebie. Biegnę, mimo że w ostatnim łyku wody na dziesiątym kilometrze czuję zbliżający się kryzys, mimo że wiem, iż przyjdzie nagle, znikąd, i wtedy będę wiedział ile jestem wart. w każdej chwili bój ze sobą Piętnasty kilometr. Ściana. Zwalniam... Już prawie stoję... Już nie mam siły... Nie dobiegnę... Chce mi się pić, jestem głodny, a do mety sześć kilometrów. Nie dam rady... Pozwalam się wyprzedzać, coraz więcej ludzi przede mną... Stopa
przy stopie, chyba karetka mnie zabierze na mecie, taki słaby... Szukam tabliczek, ale nie znajduję, wydają się być coraz dalej, nie wiem jak mam jeszcze rozłożyć resztkę sił, tracę orientację... Jest! Siedemnasty kilometr, jeszcze tylko cztery. Widzę ludzi, którzy zatrzymują się, idą potem kawałek i dalej biegną. Może by tak też się zatrzymać? Nie! Nie zatrzymam się, bo wiem, że wtedy już nie pobiegnę dalej. Będę biegł choćby stopa przy stopie, choćbym już prawie szedł, ale to będzie bieg! Będę biegł! Krok za krokiem, wdech za wdechem, choć tak bardzo trudno, przecież potrafię, przecież mam siłę, by biec dalej, by dobiec do mety, przecież potrafię, nie poddam się! Tam czeka na mnie woda i ciepły posiłek, odpoczynek, ale nie zejdę z trasy, nie poddam się! Szczeka jakiś pies, właściciel mógłby go uwiązać, chociaż na czas biegu, przeszkadza... Jeszcze tylko dwa i pół, jeszcze tylko dwa. Coraz bliżej, stopa przy stopie, tak bardzo ciężko. Asfalt. Wreszcie! Już niedaleko, niecałe dwa, mijają mnie jakieś samochody, dwudziesty kilometr, znowu las, już tak blisko! Biegnę coraz szybciej, tak szybko jak mogę, ostatnie pół, ostatnie czterysta, ostatnia prosta. Podnoszę głowę, jest dobrze, czuję się dobrze, mam mnóstwo sił. Pierwszy raz. Dobiegłem. Opieram się o dach samochodu, ściskając w dłoni medal. Już nie pamiętam zmęczenia, już nie pamiętam ściany, już nie pamiętam walki. Dobiegłem i tylko to się teraz liczy. Dobiegłem. i na dwudziestym pierwszym kilometrze podnosimy ręce ze ZWYCIĘSTWA Mariusz ES
Apostolstwo Roku Jubileuszowego I Rok 2006 został ogłoszony przez ojca generała Petera-Hansa Kolvenbacha Rokiem Jubileuszowym dla całego Towarzystwa Jezusowego, dzięki zbiegającym się datom urodzin i śmierci trzech wybitnych osobowości zakonu jezuitów: 7 kwietnia 1506 roku w Javier, w Nawarze, urodził się Franciszek Ksawery, 13 kwietnia tego samego roku w Villaret, w Sabaudii - Piotr Faber, zaś 31 lipca 1556 roku zmarł w Rzymie Ignacy Loyola. Uroczysta inauguracja Roku Jubileuszowego miała miejsce 3 grudnia 2005 w Javier z udziałem oo. Prowincjałów Krzysztofa Dyrka SJ i Dariusza Kowal-
czyka SJ; w Polsce obchody roku jubileuszowego rozpoczęto w Piotrkowie Trybunalskim 4 grudnia uroczystą Eucharystią, której przewodniczył nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk. Klimat życia religijnego, prowadzony przez Towarzystwo Jezusowe, gdzie istotną sprawą okazuje się wspólnotowa przynależność do Boga i Kościoła, pozwala nam przekroczyć próg czasu, jakim jest Jubileusz. Jest on wyrazem wielkiej radości, uświęcenia, spojrzeniem w przeszłość, pogłębieniem duchowości, zaangażowaniem ewangelizacyjnym... Święty Franciszek Ksawery - gorliwy apostoł misjonarz, błogosławiony Piotr Faber - nauczyciel duszpasterskiej mądro-
ści, święty Ignacy Loyola - mistyczny żołnierz Chrystusa - dzięki nim świętujemy, wchodzimy w wymiar Boga, smakowania owoców wiary, kontemplacji oblicza Boga i miłosierdzia, jakie okazują jezuici w swej działalności apostolskiej i duszpasterskiej; koncentrujemy się na szerzeniu Bożej nauki, podejmowaniu działań, aby każdy
9
ADWENT 1 (13) 2005 dzień był na chwałę Boga. Dzięki nim wiemy, że to dzięki łasce wszechmogącego Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa zostało założone Towarzystwo Jezusowe. Ich charyzmatyczna gorliwość, duchowa mądrość, posługa, kierownictwo duchowe jest ideą, która przyświeca działalności jezuitów. Tym trzem wielkim osobowościom będą na łamach Podaj dalej poświęcone artykuły i wywiady, zamieszczane w tzw. Apostolstwie Roku Jubileuszowego. Jako pierwszego przedstawimy św. Franciszka Ksawerego.
apostołował w Bolonii, a potem wrócił do Rzymu i za radą papieża zrezygnował z pielgrzymki. Podjął się natomiast działalności duszpasterskiej i charytatywnej, współpracując równocześnie z Ignacym nad pierwszą redakcją Konstytucji zakonu - 3 września 1540 r. papież Paweł III zatwierdził Towarzystwo Jezusowe.
Gorliwy misjonarz Inaugurująca obchody data 3 grudnia jest związana ze śmiercią świętego, który zajął w historii Kościoła szczególne miejsce. Uznano go apostołem narodów, ogłoszono patronem misji, patronem Dalekiego Wschodu, Papieskich Dzieł Misyjnych. Właśnie jego działalność ewangelizacyjna zostawiła trwały ślad w Azji (w Indiach), co pozwoliło uznać go za największego misjonarza świata. Don Francisco Jesso de Azpilcuete y Javier, znany na całym świecie jako św. Franciszek Ksawery, urodził się 7 kwietnia 1506 roku na zamku Javier w Hiszpanii. Był synem doktora uniwersytetu w Bolonii, prezydenta Rady Królewskiej, Juana de Jasu i Marii. Dzieciństwo spędził w zamku Javie otoczony rodzicielską opieką. W 1525 r. rozpoczął w Paryżu studia filozoficzne - mieszkał wówczas w kolegium św. Barbary wraz z Ignacym Loyolą i Piotrem Faberem- następnie po uzyskaniu stopnia magistra wykładał filozofię Arystotelesa w College Domans- Beauvias, równocześnie studiując teologię. Spotkanie z Ignacym zaowocowało nawróceniem, nieustannym wzrastaniem w Duchu, bezwarunkową służbą Bogu. 15 sierpnia 1534 r. na Montmartrze w Kaplicy Męczenników Franciszek Ksawery, Ignacy Loyola, Piotr Faber oraz czterech innych współtowarzyszy złożyli śluby czystości i ubóstwa oraz przyrzekli odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Wyjazd z Wenecji do Ziemi Chrystusa przedłużał się jednak. Wszyscy współzałożyciele Towarzystwa Jezusowego udali się do Rzymu po błogosławieństwo papieża dla pielgrzymów. W Rzymie Franciszek 24 czerwca 1537 r. otrzymał za pozwoleniem papieża Pawła III święcenia kapłańskie. W latach 1537-1538
W tym czasie król portugalski Jan III zabiegał u Ignacego o pozwolenie na wysłanie do Indii grupy kapłanów z Szymonem Rodriguezem na czele. Zły stan zdrowotny Szymona spowodował jego rezygnację z wyjazdu. Wówczas na jego miejsce zgłosił się Franciszek. Wyjechał do Lizbony w celu załatwienia formalności związanych z wyjazdem, nie zapominając o głoszeniu w wolnych chwilach Słowa Bożego. 7 kwietnia 1541 r. udał się na misje na Daleki Wschód (do Indii) w charakterze legata papieskiego. Po długiej i ciężkiej podróży, 6 maja 1542 r. przybył do Goa, kolonii portugalskiej w Indiach. Od razu podjął się działalności apostolskiej i duszpasterskiej – katechizacja miejscowej ludności, spowiedź, opieka nad ubogimi i chorymi (zwłaszcza trędowatymi) - oraz wsparł budowę kolegium św. Pawła (seminarium duchowe dla tubylców). Swoją działalnością misyjną objął Wybrzeże Malabarskie (chrzest Parawów – poławiaczy ryb), wybrzeże Makau (chrzest 10 tys. Tubylców), wyspy Wielkiego Archipelagu, portugalską osadę Saint Thome przy grobie św. Tomasza Apostoła w Majlapurze. W sierpniu 1545 r. udał się do Malakki (przetłumaczył na język malajski główne prawdy wiary). W 1549 r. wyjechał do Japonii; przybył do Kogoshimy, gdzie zredagował w języku japońskim Wyjaśnienia
artykułów wiary oraz ochrzcił ok. 100 neofitów. Zostawił tam dwóch kapłanów, a sam powrócił – w 1552 r. - do Goa. Wszędzie głosił Słowo Boże i nawracał ludzi do Boga . Mianowany przez Loyolę przełożonym nowo utworzonej prowincji, otworzył w niej nowicjat i studium zakonne oraz zreorganizował jezuickie kolegium i placówki misyjne. W kwietniu 1552 r. wyruszył do Chin; bardzo trudna i ciężka podróż i takiż klimat spowodowały, że Franciszek Ksawery rozchorował się i zmarł w nocy z 2 na 3 grudnia 1552 r. Ciało misjonarza, mimo upałów, przez kilka miesięcy nie zostało naruszone; trumnę z ciałem Franciszka przewieziono do Goa i złożono w kościele jezuitów (Bom Jesus). Relikwię ramienia Franciszka przesłano do Rzymu. Znajduje się ona w kościele zakonu - Il Gesu - w ołtarzu św. Franciszka Ksawerego. Franciszek Ksawery został beatyfikowany w 1619 r. przez papieża Pawła V, a kanonizowany wraz z Loyolą, Teresą Wielką, Izydorem Oraczem i Filipem Neri w 1622 r. przez papieża Grzegorza XV. Pamiątka kanonizacji obchodzona jest 12 marca, a święto Franciszka wyznaczył papież Aleksander V na 3 grudnia. W 1910 r. papież Pius X ogłosił św. Franciszka patronem Dzieła Rozkrzewiania Wiary, a w 1927 r. papież Pius XI ogłosił Świętego, wraz ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus, głównym patronem misji katolickich. Święty Franciszek jest również patronem podróżujących na morzu, dobrej śmierci oraz niebezpieczeństwa epidemii. Główne ośrodki kultu znajdują się w Castello Javier (miejsce urodzenia), Sancian (miejsce śmierci), Goa, Kottar (południowe Indie ), Arippu (Sri Lanka), Rzymie (kościół Il Gesu). W Polsce św. Franciszek patronuje kościołom m.in. w Piotrkowie Trybunalskim, Krasnymstawie, Grudziądzu. W wyniku szerzenia kultu św. Franciszka Ksawerego powstawały bractwa kultowo-charytatywne: Stowarzyszenie Rozkrzewiania Wiary (założone w 1819 r. w Lyonie), Stowarzyszenie św. Franciszka dla Nawrócenia Grzeszników (powstałe w 1854 r. w Brukseli). Pod patronatem św. Franciszka Ksawerego utworzono również męskie i żeńskie zgromadzenia zakonne o charakterze misyjnym lub charytatywno-wychowawczym - ksawerianie, Misyjna Wspólnota św. Franciszka, Hiszpański Instytut św.
10
ADWENT 1 (13) 2005
Franciszka dla Misji Zagranicznych; ksawerianki, siostry św. Franciszka, misjonarki św. Franciszka. W ikonografii św. Franciszek Ksawery przedstawiany jest z krzyżem, laską pielgrzyma, płonącym sercem, krabem u stóp, z Hindusem (atrybut indywidualny); w ujęciach scenicznych przedstawiano go w komży i stule oraz z krzyżem w dłoni, jako głoszącego prawdy wiary. Życie i działalność św. Franciszka
Ksawerego to realizowanie nowatorskiej wizji dzieła misyjnego - metoda pracy misyjnej przystosowana do miejscowych warunków, kształcenie kleru tubylczego, tworzenie miejscowej organizacji kościelnej, uznanie dla rodzimej kultury. Działalność na obszarze Azji okazała się trwałym dziełem ewangelizacyjnym, była wyrazem powołania, mocnego zakorzenienia w miłości Chrystusowej, postawą wiarygodności, bezgranicznego poświę-
cenia, pogłębiania wiary, aby głosić Słowo Boże aż po krańce ziemi. Św. Franciszek Ksawery jest jak niegasnący płomień świecy, z którego bije światło radości misyjnej, ufności w Bogu, przez co staje się wzorem, wytyczną podejmowania działań, jak i kształtowania własnej duchowości. Don Lubranco
przyjaciół w Panu, zapalił do idei, którą nosił w sobie. Przy Ignacym zebrała się ta grupka ludzi, ten trzon; najpierw trzech, później ośmiu, pierwszych ojców umiłoWywiad z o. Wiesławem Kuliszem, Superiorem Domu wanych w Bogu. Niewątpliwe pierwszy impuls służby Bogu wyszedł od IgnaZakonnego oo. Jezuitów w Toruniu cego. W nim współtowarzysze widzieli wielkiego mistrza duchowego, człowieka, Jakie zadania ma spełnić zainauguro- w jakich trzeba było podejmować takie który wiele przeszedł, wiele doświadczył, wany w Towarzystwie Jezusowym Rok wyzwania, na jakie “rzucili się” właśnie ci odkrył Boga i zachwycił ich swoją wizją Jubileuszowy i przed jakimi zadaniami święci, których wspominamy. Boga i misji. Mogli również ujrzeć, że był stoi toruński ośrodek Ojców Jezuitów? człowiekiem bardzo praktycznym, zorJakie miejsce przypada wiernym w ob- ganizowanym i zdolnym do zbudowania Rok Jubileuszowy to powrót do trzech chodach Jubileuszu? zrębów Zakonu. pierwszych jezuitów: św. Ignacego Loyoli, św. Franciszka Ksawerego, bł. Piotra FaMiejsce wiernych jest bardzo znaczą- Czy był problem z zatwierdzeniem zakobera; powrót do tych, od których wzięło ce. Jezuici nie są samotną wyspą, są cząst- nu jezuitów przez ówczesną hierarchię początek Towarzystwo Jezusowe. Oni byli ka kościoła uniwersalnego, cząstką ko- kościelną, zwłaszcza, że nie skłaniała się źródłem naszego zakonu. Każdy jubileusz ścioła toruńskiego, jesteśmy z ludźmi i dla ona ku przesłaniu, jakim kierowali się jest powrotem do przeszłości, do tego, co ludzi. Chcemy, żeby wierni, którzy modlą założyciele? było inspiracją początku, by w jego per- się w naszym kościele, jeszcze bardziej Zakon powstawał w niezwykle złożospektywie zobaczyć sytuację teraźniejszą, odkrywali inspiracje duchowe Ignacego by skierować nasz wzrok ku przyszłości, Loyoli, Franciszka Ksawerego, by umieli nym kontekście historycznym ówczesneby w duchu tych trzech służyć Bogu i Ko- i chcieli odkrywać, za św. Ignacym, Boga go Kościoła. Pamiętamy - w kościele wyściołowi. Chcemy przeżywać jubileusz we wszystkim i wszystko w Bogu, by od- bucha reformacja, Kościół, życie zakonne, jakby na dwóch płaszczyznach. Pierwsza, krywali swoje miejsce w kościele i jak św. papiestwo przeżywają kryzys. Ignacy to my, jezuici - można by powiedzieć - ju- Franciszek pojmowali siebie jako misjo- widział, że trzeba w kościele odrodzenia. bileusz ad intra (do wewnątrz) - co ten narzy. By dzisiaj być misjonarzem, wcale Piękne jest w Ignacym to, że patrzył na jubileusz mówi nam, jezuitom, synom du- nie trzeba jechać do Indii, do Chin, jak Kościół bardzo krytycznie, ale z miłością. chowym św. Ignacego Loyoli. W zakonie to czynił św. Franciszek. Dzisiaj miejscem Mamy dzisiaj wielu krytyków Kościosą i będą podejmowane takie inicjatywy, misyjnym jest moje serce, mój dom, moja ła, często mają rację, ale brak im miłości. które mają na celu ożywienie naszej wia- rodzina, miejsce pracy. Miejsce świeckich Św. Ignacy, pokazując błędy Kościoła, zary, naszego oddania Bogu, w duchu św. w tym jubileuszu jest centralne, jest za- wsze był posłuszny papieżowi. Ignacego i pozostałych jubilatów. Dru- sadnicze - odkrywanie większej świadoIgnacy chciał do Kościoła, który chogi wymiar jubileuszu, to nasze apostol- mości chrześcijańskiej, pogłębienie życia rował, wnieść nowy powiew ducha - poskie zaangażowanie w kościele. Również w duchu, w duchu ignacjańskim. słuszeństwo, oddanie papieżowi - i chciał w naszym ośrodku akademickim przyteż być do dyspozycji papieża. W sprawie gotowujemy cykl tzw. Dobrych spotkań, Św. Ignacy Loyola - założyciel czy struktury zakonu, Ignacy zrezygnował z tzw. ciekawymi ludźmi, jezuitami i nie współzałożyciel Towarzystwa Jezuso- z tego, co do tej pory uważano za istottylko, którzy przybliżą i pomogą zrozu- wego? ne i niezbędne, a mianowicie - wspólne mieć sylwetki świętych, czasy w których modlitwy, chór, wspólny brewiarz. Po Nie byłoby zakonu, gdyby nie było dziś dzień w Towarzystwie Jezusowym żyli, misje św. Franciszka Ksawerego, pozwolą zobaczyć, jak pewne rzeczy są św. Ignacego. Święty Ignacy jako rycerz nie odmawiamy brewiarza w chórze, choć aktualne dzisiaj, do czego nas ci święci po swoim nawróceniu w Loyoli, po do- spotykamy się w ciągu dnia na wspólnej wzywają, tu i teraz, w kościele toruńskim. głębnym odkryciu Boga, zapragnął być modlitwie. Novum, jakie święty Ignacy Pierwszym zaproszonym gościem będzie “rycerzem Chrystusa”. Poprzez kolejne proponował wtedy, budziło i obawy, i zao. Jacek Bolewski, który przybliży nam doświadczenie mistyczne w Manresie od- strzeżenia. Może nawet postrzegano je sprawy chrześcijaństwa i sprawy religii. krywał, że Bóg pragnie od niego czegoś jako zdradę ideałów i życia zakonnego. Inni zaproszeni goście wprowadzą nas więcej. Tą myślą podzielił się ze spotka- Każde novum budzi podejrzenia i niew dzieło misji, historię tamtych czasów, nym Franciszkiem Ksawerym i Piotrem kiedy jawi się jako znak sprzeciwu. Rezyzłożoność ówczesnego świata i warunki, Faberem i tych swoich współtowarzyszy, gnację z chóru, ze wspólnych modlitw
Serca rozgrzane w Bogu
11
ADWENT 1 (13) 2005 Ignacy uzasadniał chęcią uzyskania dzięki temu większej dyspozycyjności, zwłaszcza dla misji, potrzebą robienia czegoś więcej. Takie podejmowanie działań wymaga wielkiej wolności wewnętrznej i samodyscypliny. Czy te trzy wybitnye postaci z Towarzystwa Jezusowego odegrały szczególną rolę w wyborze przez ojca jezuickiej drogi życiowej? Przedziwna to rzecz – kiedy myślę w kontekście jubileuszu o swoim powołaniu, przychodzi mi do głowy takie niedawne wspomnienie. Na kilka miesięcy przed śmiercią, mój ojciec powiedział do mnie - Zobacz synu, nad twoim łóżkiem w domu wisi obraz św. Stanisława Kostki. I dodał: Kiedy się ożeniłem z twoją mamą, to jako prezent ślubny otrzymaliśmy ten obraz; Pan Bóg tak sprawił, że wy dwaj (czyli mój brat i ja) jesteście jezuitami. To takie moje żywe wspomnienie, jeszcze żywsze podczas Jubileuszu. Teraz uświadamiam sobie, że kiedy chodziłem do szkoły średniej w Krasnymstawie (przełom lat 70-tych i 80-tych), uczęszczałem na lekcje religii do kościoła p.w. św. Franciszka Ksawerego. W Krasnymstawie jest piękny kompleks pojezuicki, kolegium – dzisiaj muzeum - i ten przepiękny barokowy kościół p.w. św. Franciszka Ksawerego. Niejeden raz myślałem nad swoim powołaniem, nad jego początkami, a teraz zauważam, że jak św. Stanisław Kostka, można powiedzieć, “zaszedł mi drogę” już w moim domu rodzinnym, tak później w szkole średniej na mojej drodze stanął św. Franciszek Ksawery. Już jako jezuita z KUL- u, kiedy byłem duszpasterzem
akademickim, właśnie w kościele p.w. św. Franciszka Ksawerego zostałem poproszony o głoszenie rekolekcji wielkopostnych. Dziś to wszystko odczytuję w nowy sposób Św. Franciszek Ksawery uznany jest za największego misjonarza świata, jest głównym patronem misji katolickich – jak obecnie realizowane jest przez jezuitów dzieło misji? Nasz zakon jest zakonem misyjnym. Składamy trzy śluby jak inne zakony, ale dodatkowo ślubujemy posłuszeństwo Ojcu Świętemu w sprawie misji. Każdy jezuita, który składa taki ślub, zdaje sobie sprawę, że jeśli zajdzie potrzeba, to ma być dyspozycyjny i gotowy iść tam, gdzie pośle go zakonne posłuszeństwo, tam, gdzie są większe potrzeby Kościoła. Dzisiaj jezuici pracują na wszystkich kontynentach. Misje Jezuitów to misje wielorakie - głoszenie Boga, niesienie pomocy ludziom, zajmowanie się uchodźcami, wspieranie rozwijających się Kościołów, służenie dzieciom, młodzieży, wspieranie rodziny, promocja wiary i sprawiedliwości. To są elementarne zadania. Warto podkreślić nasz apostolat intelektualny, zwłaszcza Uniwersytet Gregoriański i Centrum Biblijne w Rzymie, gdzie są kształceni jezuici i ludzie z całego świata po to, by uformowanych ludzi Bożych posyłać dalej w świat. Jakie wzorce dla nas, ludzi świeckich, płyną z ich postawy życiowej, działalności apostolskiej? Św. Ignacy Loyola uczy nas tego, że Bóg jest fundamentem w s z y s t k i e g o, naszego życia i powołania; On jest wszystkim, na nim powinniśmy budować nasze życie. Ostatnio przypomniał to o. Jacek, nasz rekolekcjonista, gdy mówił o trzech pierwszych przykazaniach z tablicy przykazań – Bóg jest wszystkim! Tak było dla Ignacego. Szukał
Boga we wszystkim i wszystkiego w Bogu. Wiemy, jak dzisiaj często dla wielu ludzi Bóg nie jest fundamentem. W roku jubileuszowym Ignacy przypomina, by od Boga zaczynać, gdyż od Niego wszystko pochodzi i do Niego wraca. Św. Franciszek Ksawery uczy nas postawy misyjnej. Jeśli odkrywamy Boga, to nie po to, by mieć dobre samopoczucie. Prawdziwa wiara, wiara głęboko przeżyta, jest wiarą zaangażowaną, wiarą, która wychodzi, niesie Boga innym, uwrażliwia na potrzeby drugiego człowieka. Nie można być tylko konsumentem religijnym, trzeba patrzeć poza czubek własnego nosa i angażować się, bo Bóg chce działać w świecie również poprzez naszą misję. Błogosławiony Piotr Faber uczy nas wrażliwości na konkretnego człowieka. Znany jest w historii Towarzystwa Jezusowego jako człowiek, który podchodzi do ludzi z wielką miłością, życzliwością, sympatią, wielkim zrozumieniem. To są wartości uniwersalne: miłość, życzliwość, dobroć, cierpliwe słuchania, cierpliwe towarzyszenie sobie. Jakże dzisiaj często ich brakuje w naszych odniesieniach, w relacjach. Ludzie co raz bardziej są samotni, zagubieni – potrzebują drugiego człowieka! Jak egzystowanie w tym jezuickim klimacie życia religijnego wpływa na relacje Ojca, czy też pozostałych ojców jezuitów, z wiernymi, z bliźnimi? Jeżeli dla mnie Bóg jest najważniejszy i każdego dnia staram się być Mu wiernym, a wyrazem tej wierności jest moja modlitwa, medytacja, Eucharystia, którą sprawuję w kościele z ludźmi i dla ludzi; jeśli Chrystus, i Jego miłość jest dla mnie najważniejszy to staram się z tą miłością, z tą życzliwością wychodzić do ludzi. Chodzi o rzeczy podstawowe; nie o wielkie słowa, ale o czyny miłości. Myślę, że każdy tego doświadcza - jeśli jego relacja z Chrystusem jest żywa, jeśli nasze serca rozkochane są w Bogu, to jesteśmy bliżsi ludziom. Jeśli nasz kontakt z Bogiem się urywa, to psują się również nasze relacje z ludźmi. Im bardziej serce jest rozgrzane w Bogu, tym bardziej ono jest ciepłe dla ludzi. Czy ciężko być przełożonym i zabiegać o wiernych, zwłaszcza tutaj w Toruniu? Kościół jest dobrze zlokalizowany, bo w centrum miasta. Cieszymy się bardzo, że tylu torunian i nie tylko uczęszcza do niego. Kościół wypełniony podczas Mszy Świętej jest zawsze moją radością i radością moich współbraci. Jest to dla nas
12 znak zaufania wiernych. Ich obecność również bardzo nas mobilizuje do jeszcze większej gorliwości, do większego świadectwa. Czy jest ciężko? Przełożony żyje wieloma sprawami naraz; chodzi o koordynacje wielu zadań - wspólnotowych, naszych wewnętrznych, ale również i tych na zewnątrz - sprawy administracyjne, organizacyjne, budowlane, sprawy duchowe - jest tego bardzo dużo. Dla mnie wielką pomocą jest więź z Bogiem, o którą się codziennie staram. Nasza współpraca wewnętrzna, wzajemna pomoc współbraci sprawia, że nie pracujemy w pojedynkę, ale razem, w zespole. To bardzo pomaga i ułatwia pokonywać trudności. Gdzie wcześniej ojciec pracował nim przybył do Torunia? W 1981 roku wstąpiłem do zakonu, do nowicjatu. Odbywałem go w Kaliszu, razem z o. Lesławem, obecnym duszpasterzem akademickim, i z o. Krzysztofem. Po ukończeniu nowicjatu studiowałem trzy lata filozofię w Krakowie. Po filozofii pracowałem duszpastersko w redakcji Przeglądu Powszechnego w Warszawie. Później podjąłem studia teologiczne w Warszawie, po teologii ukończyłem specjalistyczne studia w Rzymie, na Uniwersytecie Gregoriańskim. Po studiach pracowałem rok i siedem miesięcy z młodzieżą w Poznaniu. Następnie zostałem duszpasterzem akademickim na KUL-u w Lublinie. Byłem tam dziewięć lat; w międzyczasie odbyłem ostatni etap formacji w Salamance, w Hiszpanii. Od ponad dwóch lat jestem w Toruniu. W tym roku minie 25 lat naszego życia zakonnego i 15 lat święceń kapłańskich. To mamy kolejny jubileusz? Śmiech! Tak więc jezuici krążą, wędrują, są przenoszeni – nie mogą się zakorzenić? Jak mówi św. Paweł: nie mamy tu miejsca stałego, jesteśmy na ziemi przechodniami. Jako zakonnicy, kapłani zakonni doświadczamy tego w sposób szczególny. Rzeczywiście nie mamy tu miejsca stałego i każdy jezuita jest w drodze, jest człowiekiem misji. Św. Ignacy mówi w Konstytucjach, że specyfiką naszego życia jest to, że się przenosimy z miejsca na miejsce. Dzisiaj posłuszeństwo zakonne stawia nas w tym miejscu i tu pracujemy; jeśli zachodzi potrzeba, przenosimy się dalej. Jest to trudną sprawą, zwłaszcza z wiekiem; jeszcze trudniejsze, kiedy człowiek chce stabiliza-
ADWENT 1 (13) 2005
Kalendarium Duszpasterstwa Akademickiego 2005/2006 (semestr zimowy)
cji, chce zadomowienia się, zakorzenienia. Trzeba dać serce i zostawić je w miejscu, gdzie pracujemy, ale na tyle być wolnym, że gdy przyjdzie potrzeba, brać bagaże i iść dalej. To jest rys naszego życia. Czyli z duchowością ignacjańską wiąże się również pielgrzymowanie? Oczywiście! Sam św. Ignacy mówi o sobie, że jest pielgrzymem i jezuici mają tego ducha pielgrzymstwa. Pielgrzymujemy, przenosząc się z miejsca na miejsce tylko po to, by szukać woli Bożej i służyć tam, gdzie jest większa potrzeba. Jakieś słowo dla Czytelnika? Pragnę podziękować wszystkim Czytelnikom, naszym Przyjaciołom, dobroczyńcom, współpracownikom i tym, którzy korzystają z posługi duszpasterskiej w naszym kościele – za życzliwość i wsparcie, jakiego nam udzielają. Życzę wszystkim błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia i obfitości łask, jakie dane są nam wraz z Rokiem Jubileuszowym. Dziękuję za rozmowę! Rozmawiał Don Lubranco, 08.12.2005
GRUDZIEŃ 15 – Spotkanie z o. J. Bolewskim SJ na temat: Goethe, chrześcijaństwo, ezoteryzm. 18 – Opłatek w DA 27 – 2.01. 06 Wyjazd Sylwestrowy 28 – 2.01.06 Wyjazd do Mediolanu Pielgrzymka zaufania przez ziemię – Taize. STYCZEŃ 6 - Święto Trzech Króli – Spotkanie z byłym redaktorem „Więzi”, C. Gawrysiem na temat: Różne postawy chrześcijan wobec homoseksualizmu. Po 10–tym - Wizyta Duszpasterska „Kolęda” w Akademikach. 19 – Jak rozeznawać wolę Bożą w życiu? Jak podejmować właściwe decyzje? Spotkanie z o. R. Bujakiem SJ. LUTY
Po 20–tym – Rekolekcje w życiu codziennym. 23 – O. P. Matejski SJ – Spotkanie na ...może piszesz, ale wszystko cho- temat: Kasata Zakonu Jezuitów w 1773 wasz do szuflady, bo uważasz, że roku.
PODAJ to DALEJ !!!
jest do niczego... ...może piszesz, ale nie wiesz jak to przekazać ludziom... ...może po prostu...
Okazjonalnik akademicki
PODAJ to DALEJ!
Adwent 1 (13) 2005
Wydawca: Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów
może to TY jesteś tą osobą, której szukamy!
Napisz, przynieś, prześlij, przyjdź – Piekary 24 (pytaj o o. Dorosza) lub mail jak w stopce. Informacje o spotkaniach redakcyjnych podawane są na bieżąco w ogłoszeniach.
Zapraszamy do współpracy! Redakcja
Adres: ul. Piekar y 24, 87-100 Toruń e-mail: podaj@poczta.onet.pl podaj_dalej@wp.pl www.da.uni.torun.pl/podaj_dalej/ Redakcja: Mariusz ES - Redaktor Naczelny o. Krzysztof Dorosz SJ - opiekun Duszpasterz Akademicki: o. Lesław Ptak SJ 056 655 48 62 wew.20 609 585 686 leslawptak@poczta.onet.pl Dyżur Duszpasterza: W konfesjonale: Środa 16.00 – 18.30 Czwartek 9.30 – 12.00 W domku Duszpasterstwa: Poniedziałek 16.00 – 18.00 Wtorek 10.00 – 13.00; 15.30 – 18.00 Środa 10.00 – 13.00 Piątek 10.00 – 13.00; 15.30 – 18.00