Warsztaty chorału gregoriańskiego
W numerze
Walka dobra ze złem 4 Błażej Wach
Powrót do dzieciństwa 5 Karolina Matuszewska
Jezualiowe ABC 6–7
Katarzyna Kowalewska
Jezus na Juwenaliach 7 Anna Puternicka
Wielki Powieściopisarz 8 Natalia Hebel
Warsztat 9
Magdalena Jóźwiak, Łukasz Makowski
Sztuczny świat 1 0–1 1 Oskar Saja
Dlaczego Mieszko się ochrzcił 1 1 Agnieszka Rydzyńska
A gdyby tak... Nie, ja katol! 1 2 Paula Wydziałkowska
Chorał gregoriański pod lupą 1 3 Katarzyna Kowalewska
(Nie)straszny feminizm 1 4–1 5 Klaudia Przytuła
Drugie dno baśni 1 6–1 7 Aneta Kunowska
Rozlewa się Boże Miłosierdzie 1 7 Magdalena Jóźwiak
Dawać, a nie liczyć. MAGIS 201 6 1 8 Dominika Winnik
Prawdziwe fantazje 1 9 o. Krzysztof Dorosz
(Nie)specjalne modlitwy 20 Agnieszka Rydzyńska
Głupie serce! 21 –22 Joanna Lasek
Fantazje na lato Rok akademicki szybko minął, jeszcze trochę i będą wakacje. Za oknem dużo zieleni, słońce mocno przygrzewa, sezon rowerowy w pełni, ludzie gromadnie udają się na kąpieliska zakosztować chłodu wody… Jak tu uczyć się do egzaminów?! Rozum podpowiada, aby czym prędzej nauczyć się i zdać egzaminy – by mieć to z głowy. A wyobraźnia swoje: przypomina o wakacyjnych planach, pięknych miejscach, wspaniałych ludziach… Może by tak zrobić sobie ciągły odpoczynek? (Wieczny będzie później. ;) ) „Fantazja jest od tego, aby bawić się na całego” – ten fragment piosenki z dzieciństwa może służyć za inspirację. Bo dorośli też mogą się bawić! Nie tylko ze swoimi dziećmi czy bratankami lub siostrzeńcami. Wystarczy znaleźć ciekawy pomysł na życie i możliwości do jego realizacji, a wtedy wykonywana praca stanie się jednocześnie zabawą. I oto recepta na nieustanny relaks. Wszystkim czytelnikom życzę odpoczynku – szczególnie w czasie wakacji czy urlopu, a studentom powodzenia podczas sesji! Wracamy w październiku.
Walka dobra ze złem Błażej Wach
Większość osób zawsze z chęcią wraca do czasów dzieciństwa – beztroskich lat swojego życia. Każdy z nas ma zapewne wiele różnych wspomnień – tych ciekawych i radosnych, jak również i tych, o których wolałby nie pamiętać. Jestem pewny, że znajdzie się w nich choć odrobinę miejsca dla ulubionych baśni oraz bajek. Baśniowe motywy
D OBRO I ZŁO
I to właśnie o baśniach i bajkach słów kilka. Bo w każdej z nich możemy znaleźć ich cechy wspólne. Jeden z motywów pojawiających się w nich zawarłem w tytule artykułu, czyli motyw walki dobra ze złem, ale jest również wiele innych (np.: motyw zwycięstwa dobra, miłości i sprawiedliwości). Ja skoncentruję się jednak na tym zamieszczonym w tytule oraz moim przykładzie. Godziny spędzone przed telewizorem lub przed książką z naszymi ulubionymi baśniami to nie tylko rozrywka i przyjemność. Jest też druga strona medalu, której może nie widać gołym okiem. Bajki oprócz czerpania z nich przyjemności mają za zadanie uczyć, przekazywać dziecku wiedzę dotyczącą kultury, w jakiej żyje, pokazywać to, co dobre, i to, co złe. Z drugiej strony obraz ten jest jednak bardzo wyidealizowany, sytuacje w nich przedstawione zazwyczaj są zerojedynkowe. To, co dobre, zostaje oddzielone grubą kreską od tego, co złe. Jak więc ma się to do prawdziwego życia, które nie jest w rzeczywistości tak jednoznaczne jak baśniowy świat? W tym miejscu pragnę podkreślić, że osobiście nie sprzeciwiam się bajkom, a wręcz odwrotnie. Moim zdaniem są one bardzo potrzebne, bo przecież dają dobry wzór najmłodszym mieszkańcom naszego świata, a poza tym nie wolno zabierać dzieciom ich beztroskich lat życia, pokazując w bajkach dylematy natury moralnej prawdziwej rzeczywistości.
Pismo Święte
Zaglądając do Pisma Świętego, możemy znaleźć wiele historii, w których opisana jest walka dobra ze złem. W Księdze Rodzaju mamy tego pierwszy przykład – Ewa zostaje skuszona przez węża i zjada zakazany owoc. W tym miejscu możemy zauważyć różnicę
4
między baśniami a Biblią. Dobro tym razem przegrywa walkę ze złem. Człowiek obdarzony przez Boga wolną wolą może sam podejmować decyzje i niestety nie zawsze są one słuszne. Oczywiście w Piśmie Świętym znajdujemy również opisy wygranej dobra ze złem, czego przykładem może być historia wystawionego na próbę Hioba. Traci wszystko: majątek, rodzinę, zdrowie, a mimo to nadal zostaje wierny Bogu: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” (Hi 1,21).
Współczesny świat
Motyw walki dobra ze złem pojawia się nie tylko w Biblii czy bajkach. Spotykamy się z nim na każdym kroku: w literaturze, sztuce itp. Warto się jednak zastanowić, jak motyw ten przewija się w naszym życiu. Jako student dziennikarstwa jestem przygotowywany do tego, że w zawodzie, którego się uczę, problemy natury etycznej, moralnej pojawiają się bardzo często i na każdym kroku trzeba uważać, by nie popełnić błędu powodującego zamieszanie w społeczeństwie czy niesłuszne zdyskredytowanie osoby lub firmy. Jednak problemy tego typu zdarzają się nie tylko w odpowiednich zawodach, ale w życiu każdego z nas. Czy potrafimy sobie z nimi radzić i jaką decyzję podejmujemy najczęściej? Czy tak jak pierwsza kobieta ulegamy pokusom szatana, czy może przyjmujemy postawę Hioba i nawet w najtrudniejszych chwilach pozostajemy wierni Bogu?
Podsumowanie
Walka dobra ze złem to najczęstszy motyw pojawiający się w twórczości artystów. W numerze pod tytułem „Fantazja” nie mogło więc zabraknąć mowy o baśniach i bajkach, które kojarzą nam się z najpiękniejszymi latami życia, dzieciństwem, a walka dobra ze złem jest motywem przewodnim większości z nich. Rzecz jednak według mnie najważniejsza to walka w naszym codziennym życiu. Czy staramy się żyć według tego, czego naucza nas Kościół, czy tylko udajemy ludzi wierzących, a przy pierwszej lepszej okazji odwracamy się od Boga, bo tak nam po prostu łatwiej? Walka ta odnosi się jednak nie tylko do chrześcijan, ale do wszystkich ludzi. Bo przecież pewne zasady życia w społeczeństwie są jednakowe dla każdego. Czy staramy się ich przestrzegać, czy może dbając tylko o swoje dobro, zapominamy o drugim człowieku, dążąc po trupach do osiągnięcia własnych celów?
Powrót do dzieciństwa Karolina Matuszewska
Witajcie, moi mali czytelnicy. Posłuchajcie mojej historii. Było to tak...
Przez pierwszy tydzień żyło mi się całkiem dobrze – dostawałem urozmaicone jedzenie, miałem czysto w klatce. Brakowało mi jednak spokoju. Wyobraźcie sobie, kochane dzieci, że Kornelia często wyjmowała mnie z klatki i podrzucała, jakbym był piłką! Kilka razy spadłem na podłogę... Wpychała mnie na siłę do kołowrotka i chciała, żebym się kręcił. A ja nie miałem już na to siły... Gorsze było to, że po tygodniu dziewczynka zapomniała regularnie mnie karmić. Często nie jadłem śniadania czy kolacji. Dobrze, że zachomikowałem resztki pożywienia w trocinach – inaczej umarłbym z głodu. W mojej klatce było brudno, a także nieprzyjemnie pachniało. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść... Działo się to w urodziny Kornelii. Przyszło dużo jej kolegów i koleżanek, a ja
B AJKA
Ojej! Nie przedstawiłem się! Jestem taki roztargniony. Nazywam się Kalasanty i jestem chomikiem. Taką małą puszystą kuleczką, z malutkimi uszkami, wąsikami, ogonkiem, łapkami oraz czarnymi oczkami. Mam też nieduże ostre ząbki, ale nie bójcie się, dzieci, ja nie gryzę. Urodziłem się w sklepie zoologicznym i tam spędziłem pierwsze miesiące swojego chomiczego życia. Czułem się bezpiecznie przy mojej mamie, braciach oraz siostrach. Codzienne dostawałem świeżą wodę, czyste trociny i ulubioną przeze mnie sałatę do chrupania. Pewnego dnia sprzedane zostały moje dwie siostry. Bardzo za nimi tęskniłem i zastanawiałem się, czy trafiły w dobre ręce. To wydarzenie sprawiło, że sam zacząłem marzyć o swoim przyszłym właścicielu. Czułem się taki samotny... Aż któregoś dnia... Właśnie kończyłem chrupać swoją ulubioną sałatę na śniadanie, gdy do sklepu weszła mała dziewczynka z tatą. Od razu podbiegła do naszej klatki, popatrzyła na mnie (co za szczęście, że zdążyłem już odbyć poranną toaletę i moje futerko było w nienagannym stanie). Powiedziała tacie, żeby mnie kupił. Zrobiłem wtedy najsympatyczniejszą minkę, jaką tylko potrafiłem. Bardzo chciałem, żeby ta dziewczynka mnie zabrała. W końcu marzenie się spełniło. Trafiłem do nowiutkiej piętrowej klatki z wyposażeniem, a moją właścicielką była siedmioletnia Kornelia. Martwiło mnie tylko to, że jej mama nazywała mnie szczurem (co za obelga dla chomika!) i to, że w domu mieszkał jeszcze stary kocur, który widział we mnie smaczny kąsek.
byłem ich główną atrakcją. Dzieci ganiały mnie po całym pokoju, tarmosiły futerko, ciągnęły za uszy i ogonek, zamykały w ciasnym pudełku... Byłem taki bezbronny oraz wystraszony... W końcu któreś z nich wpadło na pomysł, żeby mnie wykąpać. Gdy tylko to usłyszałem, schowałem się pod komodą. Było tam ciemno i brudno, ale za żadne skarby nie chciałem znów znaleźć się w rękach dzieci. Wtedy po raz pierwszy w moim chomiczym życiu zacząłem płakać. Czułem zimno i głód, a ponadto miałem złamaną łapkę, bo jakiś chłopiec, w trakcie zabawy, nadepnął na mnie. Nie wiem, ile czasu przesiedziałem pod komodą, zanim mnie znaleźli.
Gdy Kornelia zobaczyła, że mam chorą łapkę, powiedziała, że już mnie nie chce. Zrobiło mi się przykro i znowu zacząłem płakać... Nazajutrz włożono mnie do pudełka, po czym przewieziono do nieznanego mi mieszkania. W ten sposób zyskałem nowych właścicieli – Tosię i Tomka – dziewięcioletnich bliźniaków. Dzieci, razem ze swoją mamą, zawiozły mnie do weterynarza. Po dwóch tygodniach moja łapka była już zdrowa. Znów mogłem kręcić się w kołowrotku. Dostałem też nową klatkę, czułem się, jakbym dostał nowe życie. Mieszkam u Tosi i Tomka już ponad rok, a dzieci ani razu mnie nie zaniedbały. Nigdy nie bywam już głodny ani spragniony, moja klatka jest zawsze czysta. Dostaję też do jedzenia swoją ulubioną sałatę. Dzieci często obserwują, jak kręcę się w kołowrotku lub czyszczę swoje futerko. Nie wyjmują mnie jednak z klatki i nie tarmoszą, bo wiedzą, że tego nie lubię, i że nie jestem zabawką. Zrobiły nawet dla mnie specjalny wybieg, gdzie bawię się oraz biegam do woli. Nie zapominajcie, że żadne zwierzątko nie jest maskotką. Pamiętajcie też o słowach św. Franciszka, który mówił, że zwierzęta to nasi mniejsi bracia.
5
Jezualiowe ABC Katarzyna Kowalewska
Od 17 do 19 maja br. w Toruniu odbywały się Jezualia. Co to za akcja, kto w niej brał udział? Na wszystkie pytania odpowiada organizatorka – Marika Gdowska z Duszpasterstwa Akademickiego „Studnia”.
— Nie było problemów natury organizacyjnej?
— Co to są Jezualia?
— Co właściwie działo się podczas Jezualiów?
– To nietypowa akcja ewangelizacyjna będąca od początku do końca dziełem studentów zaangażowanych w duszpasterstwa oraz różnego rodzaju wspólnoty. Wychodzimy z wiarą w plener i dajemy jej świadectwo tańcem, zabawą, ale nie brakuje też miejsca na rozmowę.
– Tak jak poprzednio, i teraz był grill, tańce oraz wydarzenia towarzyszące – tym razem zespół Wyrwani z Niewoli przekazał świadectwo koncertowo, a teatr uliczny Santo Fuego pozwolił nam na chwile beztroski podczas udziału w animacjach. Nie zabrakło Mszy Świętej przed akcją oraz po niej – w podziękowaniu za owoce Jezualiów.
– Kto to wymyślił?
– W tym roku w przygotowanie akcji włączyło się mniej wspólnot niż w latach ubiegłych, aczkolwiek to raczej nie utrudniało kwestii organizacyjnych – mniejszej liczbie osób łatwiej jest uzgodnić terminy spotkań, podczas których ustala się najważniejsze rzeczy.
WYWIAD
– Pomysł zrodził się w gdańskim środowisku, ale pomyśleliśmy, że warto zorganizować to u nas. I tak Jezualia odbyły się w tym roku już po raz trzeci.
— To jedyna taka inicjatywa w Polsce? – Myślę, że nie. O ile nazwa jest oryginalna, o tyle intencja ewangelizacji towarzyszy wielu wydarzeniom. Być może nietypowość naszego polega na tym, że Jezualia organizujemy w gorącym dla studentów okresie, jakim są Juwenalia.
— Czyli Jezualia to dla nich konkurencja…? – Absolutnie nie wykazują one cech konkurencyjności. Robimy je w godzinach, w których nie ma koncertów i większych atrakcji juwenaliowych. Można chyba powiedzieć, że są ich integralnym elementem, takim jak np. pochód juwenaliowy.
— To wróćmy do Jezualiów. Dlaczego tytuł „Daj się pokochać”? – Tegoroczne hasło nawiązuje do Roku Miłosierdzia. Chcieliśmy, by Jezualia pomogły w otwarciu się na miłość Boga, jak i bliźnich.
— Kto w nich uczestniczył? – Ze strony organizatorów nasze Duszpasterstwo Akademickie „Studnia” oraz Duszpasterstwo Akademickie św. Józefa, a jeśli chodzi o ogół – studenci bawiący się pod akademikami na Bielanach, a także przechodnie, młodsi i starsi.
6
— Jak osoby z zewnątrz odbierały to wydarzenie? – Ludzie interesują się tym, co dzieje się na polance pod ich akademikiem. Chętnie przychodzą i włączają się w zabawę, inni nawiązują rozmowy, w tym z duszpasterzami. Krytyka raczej się nie zdarza, przynajmniej bezpośrednia, albo taka, o której z łatwością moglibyśmy się dowiedzieć.
— Czy jesteś zadowolona z tegorocznych Jezualiów? – Ogólne wrażenie można chyba ocenić pozytywnie. Nawet jeśli nie nawróciliśmy kogoś od razu, być może dzięki akcji skłoni się do refleksji nad własną duchowością i kto wie, może odwiedzi nas kiedyś w duszpasterstwie.
— Co jest niezbędne do przygotowania takiej imprezy? Jakie umiejętności powinny mieć osoby za nią odpowiedzialne? – Najważniejsze jest, by wszystko planować z wyprzedzeniem, a zwłaszcza to, by odpowiednio wcześniej zaprosić gości. Jeżeli chodzi o umiejętności personalne – myślę, że trzeba być śmiałym i uśmiechniętym, dzięki temu udaje się zjednać ludzi, którzy pomagają nam nawet pro publico bono.
— Jak zachęcić studentów do uczestnictwa w Jezualiach w kolejnych latach?
– Materiały wizualne – zdjęcia i filmiki – najlepiej oddają atmosferę, jaka panuje na Jezualiach. Oczywiście sami powinniśmy zachęcać – swoją postawą, uśmiechem. Żaden plakat czy ogłoszenie duszpasterskie nie zastąpi autentyczności osób, które z tym wydarzeniem miały już do czynienia.
— Czy są pomysły na inne akcje tego typu? – Na razie Jezualia są największym przedsięwzięciem, przynajmniej u nas. Kto wie, może kiedyś podbijemy Przystanek Jezus na Woodstocku?
Jezus na Juwenaliach Anna Puternicka
Daj się pokochać! „Daj się pokochać” – tegoroczny tytuł Jezualiów był jak najbardziej trafiony. Młodzi ludzie wyszli do swoich rówieśników, by mówić o tym, że są kochani przez Boga, że On pragnie dać się doświadczać każdemu. Swą obecnością świadczyli o Tym, który jest Większy. Tym, który czyni cuda w ich życiu. Tym, który jest blisko.
Do trzech razy sztuka
Przez trzy dni uczestnicy Jezualiów spotykali się na placu przy akademiku numer 9. Drugiego dnia gościła grupa Heres–Wyrwani z Niewoli. Jej członkowie na co dzień śpiewają
rap oraz hip-hop, chwaląc Boga, oddając Mu cześć muzyką i swoim talentem. Na Jezualiach podzielili się świadectwem tego, jak Pan okazał swą moc w ich życiu, a także wykonali kilka własnych utworów. To była modlitwa. To było doświadczenie Boga, który jest żywy i obecny. Trzeciego dnia pojawił się teatr uliczny Santo Fuego. Młodzi ludzie brali udział w animacjach oraz atrakcjach proponowanych przez gości.
J EZUALIA
Za nami Juwenalia. Święto studentów jak co roku obfitowało w zabawę, koncerty, spotkania. Po raz trzeci na toruńskich Bielanach pojawiła się grupa młodych ludzi, która po doświadczeniu Bożej miłości chciała podzielić się wiarą, a także bawić się oraz cieszyć się tym czasem. Grupę tę tworzyli członkowie toruńskich wspólnot akademickich. W ramach Jezualiów stworzyli wspaniałą atmosferę przy grillu, muzyce i zabawie.
Spotkanie Boga
Podczas Jezualiów była możliwość skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania. Duszpasterze wspólnot chętnie spowiadali, rozmawiali i błogosławili. Natomiast uczestnicy tej akcji przemierzali tereny akademików, by tam spotkać człowieka, który czeka na Ewangelię. Rozdawali cytaty z Pisma Świętego (niekiedy ukryte w ciasteczkach), siedzieli na trawie obok kartonu z napisem zachęcającym do dyskusji. Uśmiechem, życzliwością i radością, a także normalnością nieśli Chrystusa.
Bóg, który szuka człowieka
Podczas Jezualiów – pośród spotkań, rozmów, zabawy, modlitwy – przechadzał się Jezus. Trzeba dużo wiary, by tak spojrzeć na to, co się działo. To nie tylko ludzkie starania, przygotowania, działania. Tam przechadzał się Jezus, który szukał człowieka. Bo Bóg tęskni za nim, za sercem człowieka, który nigdy nie usłyszał słów z księgi Jeremiasza: „Ukochałem Cię odwieczną miłością (...)”.
7
Wielki Powieściopisarz Natalia Hebel
Tegoroczny żart z okazji prima aprilis na fanpage’u „Podaj Dalej” na Facebooku bardzo mnie zaskoczył. Napisano tam bowiem, że w naszym okazjonalniku będą publikowane tylko treści religijne. W pierwszej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy mój styl pisania będzie pasował do ściśle katolickiej tematyki gazety. Dopiero później uświadomiłam sobie, dlaczego został umieszczony ten wpis. Niektórzy mają fantazję, ale my, prości ludzie, nie możemy nawet równać się z wyobraźnią Wielkiego Powieściopisarza.
Kim jest Wielki Powieściopisarz?
PRZEMYŚLENIA
Żart na Facebooku nie tylko mnie zaskoczył, ale też uświadomił mi, że odbiorcą naszej gazetki może być każdy, bez względu na wiek, płeć, rasę i światopogląd. Skupię się na tym ostatnim. Wśród czytelników są osoby, które wyznają inną wiarę. Mogą one nie uznawać biblijnej wizji powstania człowieka i świata. Więc Wielkim Powieściopisarzem może być Bóg, Allah lub Absolut etc., który zapoczątkował nasze istnienie.
Pewnie część z Was puka się w czoło. Ja jestem jakimś dziełem? Przecież tworzy się książki, filmy, muzykę, obrazy, rzeźby etc. Wbrew pozorom życie ludzkie też jest tworem wyobraźni – należącej do Wielkiego Powieściopisarza. Przypomina ono książkę. Jego akcja rozpoczyna się narodzinami, potem trwa przez x dni/miesięcy/lat, a kończy się śmiercią. W niektórych przypadkach jest dopisywany epilog (np. święty Łazarz). Często nie zwracamy uwagi, jak fascynujące jest nasze życie, uważamy je za nudne i przewidywalne, jednakże jego treść bywa ciekawsza nawet od najlepszego filmu. Nasze istnienie składa się z rozdziałów, które różnią się długością oraz treścią. Dotyczą one naszego życia rodzinnego, zawodowego, uczuciowego itd. Każdy z nich kształtuje nas oraz wzbogaca. Jeśli myślimy, że rozdziały z przeszłości są (w naszym mniemaniu) definitywnie zakończone, to bardzo się mylimy. Czasem zdarza się, że Wielki Powieściopisarz zechce do jakiegoś po miesiącu lub roku coś dopisać i tym samym wprawić nas w zaskoczenie. W życiu piękna jest jego nieprzewidywalność. Nie potrafimy określić ze stuprocentową pewnością, co zdarzy się jutro, za miesiąc, za pięć lat… Nikt nie ma takiej umiejętności, która ułatwiłaby poukładanie pewnych spraw. Często chcemy coś zaplanować. Pragniemy na przykład wyjść na spacer ze znajomymi lub pojeździć na rowerze, ale brzydka pogoda nie pozwala zrealizować tych zamiarów; odwiedzić bliskich, ale samochód się psuje, a połączenia komunikacji międzymiastowej są kiepskie… Długo można wymieniać. Jednakże w życiu potrzebny jest jakiś schemat działania, nie można być za bardzo spontanicznym i chaotycznym, bo wtedy pogubimy się w swoich działaniach.
Wnioski Geniusz Wielkiego Powieściopisarza
Na początku warto zauważyć, że żaden żyjący lub zmarły autor nie może pochwalić się taką liczbą dzieł, co Wielki Powieściopisarz. W chwili obecnej tworzy ich około siedmiu miliardów (te dane wzięłam z Wikipedii), w planach ma następne, a całkiem sporą liczbę już zakończył. I żadne z tych dzieł nie jest plagiatem, posiada swoją niepowtarzalność. Teraz na pewno się domyślacie, co miałam na myśli. Tymi dziełami jesteśmy my, ludzie.
8
Choć myślimy, że panujemy nad swoim życiem, to tak naprawdę nie wiemy, co Wielki Powieściopisarz zechce do niego dodać. Jego fabuła jest na bieżąco tworzona i w zależności od fantazji przypomina akcję dobrego filmu przygodowego/ melodramatu/ dramatu psychologicznego/ horroru itd. Nie wiemy też, jak długo będzie ono trwać. Cieszmy się każdym dniem, nawet tym najgorszym, bo on kształtuje nasz charakter.
Oratio militis Łukasz Makowski Defende me, Domine Ab omnibus calamitatibus me defende A hostis gladiis armatis me defende A morte in captivitate me defende A busto in campo incognito me defende Pro tua gloria, Domine, pugno Fac armam meam armam invictam Et loricam tam duram, ut hostes eam delere non possint Fac, ut ad victoriam nitar Et ad mortem celebram pugnem. Et quando mortus ero Da mihi facultatem ad paradisum intrandi Hoc mihi fac – militi Christi Qui aeterna terrenaque gloria vivere vult Cuius gladius hostem delere cupit.
Służba Magdalena Jóźwiak
WARSZTAT
gdy pamięć krótka przypominaj przychodzę służyć nie by mi służono w szeregu miejsce daj znać swoje i kiedy wyjść przed szereg wiedzieć daj poznać co kiedy mówić i komu a kiedy słów nie rzucać nadaremno od kłamstwa zdrady pochlebstw uchroń na pokuszenie chwały próżnej nie wiedź
Modlitwa rycerza Łukasz Makowski Panie, strzeż mnie Od wszelkiego zła strzeż mnie Od wrogów uzbrojonych w miecze strzeż mnie Od śmierci w niewoli strzeż mnie Od mogiły w nieznanym polu strzeż mnie
gdy jak syn marnotrawny padnę powiedzieć pomóż: Tato przebacz tak prowadź mnie w służby dni szare jasne doświadcz gdy trzeba lecz mnie nie łam
Panie, walczę dla Twej chwały Uczyń mą broń niezniszczalną I zbroję tak twardą, by wrogowie nie mogli jej zniszczyć Spraw, bym podążał do zwycięstwa I walczył do chwalebnej śmierci. A skoro umrę Daj mi wejść do raju Uczyń to dla mnie – rycerza Chrystusa Który chce żyć w wiecznej i ziemskiej chwale Którego miecz chce niszczyć wrogów. Amen.
9
Sztuczny świat Oskar Saja
Środek miasta. Centrum handlowe. Jedno z wielu, a w nim człowiek. Ze wszystkimi swoimi potrzebami, ułomnościami, pragnieniami i uczuciami. Wokół gwar, kicz, tłum ludzi. Obcy świat. Sztuczne światła, ubrania z butelek, pieniądze o umownej wartości, cyferki na kontach i w witrynach sklepowych. Okazje, które nigdy się nie kończą. Puste słowa i puste spojrzenia. Pustka w sercu... Aż chce się krzyczeć!
Bo człowiek to taka dwojaka bestia, że jest mu i dobrze, i źle zarazem. Z wierzchu pięknie, bogato, wykwintne parówki z keczupem, dziewczyny albo i chłopaki, co kto lubi. Wewnątrz jednak coś go wierci i to tak, że aż przewierca na zewnątrz. Nie krwawi od razu, ale po oczach widać, i to mocno. Niekoniecznie łzy, ale milczenie i postawę, gorzej jeśli widać światłe ideologie, zamiast zwykłych relacji międzyludzkich. Człowiek ów skoro już wybrał, idzie w dół, na dno siebie, grzęźnie w mule. Chlapie się we własnym brudzie, co go nieokrzesanymi buciorami nanosił przez lata, i zaczyna oczyszczać się, niczym perfekcyjna pani domu. Ale brnie dalej, nieustępliwie. I chwała mu!
Coś jest bardzo nie tak M ANIFEST
Dom, praca, sklep, dom, praca – weekend – dom, praca... i tak całe życie. I ów typowy człowiek, co to go nikt nigdy nie widział, a wyznacza on jakąś średnią krajową (samopoczucia, pensji i w ogóle prestiżu oraz szczęścia), może dalej dumnie kroczyć po tej drabinie życia, wspinać się na szczeble nauki i kariery, nie wiadomo w sumie po co, albo złapać się w końcu za głowę i powiedzieć: „What the fuck?!”. W wolnym tłumaczeniu: „Co tu się wyprawia?!”. Kopnąć konsumpcjonizm w tyłek, ochłonąć nieco, spojrzeć z boku i zobaczyć, że ten bieg to w zasadzie jest o złote gacie, czyli o nic, i odpuścić sobie. Tak dla sportu, znaczy dla zdrowia. Bo wyłamywanie się to oznaka odwagi i rozsądku. Jak ryba płynąca pod prąd... Tylko, że jej coraz lżej, bo wysiadła z rzeki, tzn. człowiek wysiadł. Siadł na ławce, by jak sportowiec nabrać sił i wrócić na boisko po przerwie, a i mądrzejszy o porady trenerskie. Oby, Boże.
Strach przed zmianą
A wracając do ALBO... Zawsze jest wybór, wiecie – niebieska lub czerwona pigułka – śnić dalej o mercedesach, blondynce w czerwonej sukience i bezpiecznym, acz zastanym życiu albo obudzić się ze snu, zachłysnąć się trochę wodą, trochę prawdziwym powietrzem jak Neo i wziąć się w garść. Zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Do walki z robotami: z machiną przemysłu, przyzwyczajeniami i hamulcami w głowie. Open your mind. Wyjść ze strefy komfortu, jak to mawiają.
10
Za szybcy, za wściekli
Po przeciwnej stronie, nie pod dnem, ale po drugiej stronie ALBO, trafi na mur ludzi podobnych mu niegdyś. Usłyszy, że tak nie można, że co ludzie powiedzą, że świat teraz taki cały twój, otworem stoi, więc rób, co chcesz (tylko nie to, co próbujesz!), przekonują stanowczo, lecz bezpodstawnie... Ale prawdę powiedziawszy, kto by się w ten otwór pchał? Kontynuują: przecież są obowiązki, a nie ma czasu, więc trzeba biegać, nie tylko uprawiać jogging, ale i osiągać sukces bezrefleksyjnie. Zawodowy oczywiście, bo na prywatny nie ma nawet co liczyć. No może rozwód pójdzie gładko i grosz zostanie, aby się upić z kumplami i zacząć toczyć nowe koło gnoju. Ludzie upośledzeni emocjonalnie, pełnosprawni na pięciokołowych wózkach inwalidzkich, patrzący na świat przez ciasne okna komputerów. Cywilizowani ucyfryzowani lepiej komunikują się z algorytmami płytek krzemowych w godzinach niewerbalnej
rozrywki niż z własnymi matkami, żonami i kochankami... Człowiek ów już ich nie słucha, zbywa ich, to nie jego bajka.
Ziemia obiecana
Wraca zatem na łono natury, matki nadprzyrodzonej, po spokój w jej ramionach zielonych, po łagodny wiatr, promienie słońca i szklisty mróz... i ciszę błogą, i rozśpiewaną zwierzynę dziką, tj. wolną.
Sam wolny od dobrych rad eksperckich i wszędobylskiego szumu informacji, i hałasu aut łakomych porannego asfaltu budzi się ze snu i po prostu cieszy się życiem w cudownym świecie. Wstawaj! Alarm nie zadzwoni za pięć dwunasta, pora zbudzić się już teraz!
Dlaczego Mieszko się ochrzcił? Agnieszka Rydzyńska
Jak zwykle zajęcia na 8.00 rano. Nie lubię wstawać tak wcześnie, ale jeśli są to ćwiczenia z panią Kasią, to warto się poświęcić. W końcu 24 czerwca mam egzamin zawodowy. Ale nie o egzaminie chcę napisać.
iść z nim do łóżka”. Pani liczyła na to, że dzieciaki będą milczeć. A tu… szczegółowa odpowiedź. Łał.
H UMOR
Siedzę na zajęciach z biura wynagrodzeń i podatków. Pani Kasia opowiada nam, jak czytała młodym ludziom notę historyczną o tym, dlaczego Mieszko przyjął chrzest. Ich wnioski były zaskakujące…
A co do końca zajęć? Nic ciekawego. Zaczęliśmy płatnika. Wprowadzaliśmy dane i… chwila prawdy. Zobaczyliśmy na rzutniku, jak prowadząca kliknęła „weryfikuj dane”, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, czy były one prawdziwe, czy fałszywe. A znak, który się pojawił, wyglądał tak:
Tradycyjnie nasza prowadząca była pierwsza w sali. Rozdzielała nam zadania (siedem zadanek do rozwiązania w dziesięć godzin lekcyjnych. Co to jest dla nas? Pikuś). Oto jak minął nam czas do (oficjalnego) rozpoczęcia zajęć. Żeby tradycji stało się zadość, pani zaczęła opowiadać, jak przez 40 minut pewnej klasie czytała tekst historyczny o tym, dlaczego Mieszko przyjął chrzest. Oczywiście, czytając, bardzo się głowiła, jak tak młodym ludziom przełożyć notę historyczną na język polski. W ciągu ostatnich minut zajęć zapytała się uczniów, co zapamiętali z tego, co im „paplała”. Cała sala odpowiedziała chórem: „Mieszko przyjął chrzest, bo jego Dobrawa nie chciała
Pani Kasiu, szkoda, że odchodzi Pani z tej szkoły. Ale cieszę się, że chociaż z nami zgodziła się Pani zostać do końca. Serdecznie Pani dziękuję.
11
A gdyby tak… Nie, ja katol! Paula Wydziałkowska
Określenie „katol” to sygnał, że bywa tak, iż katolicy nie tryskają entuzjazmem z powodubycianimi. Czemużto? Fantazja. Z czym kojarzy się to słowo? Z szaleństwem, łamaniem konwenansów, oryginalnością, kreatywnością, marzeniami, o których inni mówią: „niemożliwe’’. Z kim kojarzy się to słowo? Może z motocyklistami brnącymi przez opustoszałe nocne ulice (niekoniecznie z zawrotną prędkością), ubranymi we wszystkie kolory tęczy niebieskowłosymi dziewczynami albo po prostu z ukrytą za potężnymi stronicami książki osobą jadącą tramwajem. Bogata gama skojarzeń. Ale czy przyszłoby komuś do głowy wziąć wspomnianego motocyklistę za dobrego przyjaciela Jezusa? Prędzej uznany zostanie za kompana Jego wroga. Więc czy katolik powinien mieć fantazję?
Czyli co właściwie?
KATOLIK
Życie z fantazją to nie życie bez ładu. Obowiązkowość, poukładanie są dobrymi cechami, do osiągnięcia których każdy powinien dążyć. Fantazja to wykonywanie czegoś, co powinno się zrobić w dany sposób, tak że znajduje to urzeczywistnienie w zupełnie odmiennym czynie. To spełnianie swoich dobrych pragnień, to robienie niespodzianek przyjaciołom, a nawet nieoczekiwane zaskoczenie Pana Boga swoją bytnością na Mszy św. w ciągu tygodnia. Jednym słowem: robienie niespodzianek, zarówno innym, jak i sobie. Żyjąc z fantazją, łatwiej jest zrozumieć drugiego człowieka, niż odrzucić go ze względu na odmienne poglądy, wyznanie, niepełnosprawność czy cokolwiek innego.
Niebiańskie fantazje
Życie polegające na przelatywaniu, przechodzeniu albo czołganiu się od punktu A do B, w którym nie spotyka się nic niespodziewanego, pachnie nudą i niemożliwością jednocześnie. Oczywiście, mamy stawiać sobie cele oraz je osiągać. Powinniśmy jednak być gotowi na nagłe zwroty akcji spadające niczym grom z jasnego nieba. Czyli na co? Na problemy, tj. takie fantazje Pana Boga, które dla nas przygotował. Gdy pojawiają się na drodze, chcemy z nimi walczyć. Dobrze, pytanie tylko, jak. Gdy chcemy je wyrzucić z życia, one wracają niczym bumerang. Właściwie to są jak zapakowane prezenty, które okazują się trafionym darem, kiedy włożymy wysiłek w rozwiązanie supłów, pod którymi on się kryje. A dlaczego owe „prezenty”
12
wracają, dopóki nie zostaną odpakowane? Bóg stwarza je dla konkretnej osoby, więc lgną do adresata, to w tym wypadku normalne. Tylko zdarza się także, że problem tkwi w nas samych.
Przykazania kamienne czy na kamieniu?
Chodzi o grzechy, szczególnie te, które męczą, powracają, mimo że ich nie chcemy, i nawet częsta spowiedź ich nie wykorzenia. Może warto zadać sobie pytanie: „Czy przestrzegam przykazań dlatego, że muszę czy dlatego, że chcę?”. Kiedyś doszłam do wniosku, że gdyby nie byłoby 10 przykazań, to wszystkie starałabym się realizować w swoim życiu. Dlaczego? Bo mają sens. Nie ma przymusu ich zachowywania. W ogóle nie ma kanonu dobrego katolika. Najważniejsze to pozwolić Bogu zamieszkać w sercu na honorowym miejscu, a wtedy zyskamy pewność, że będziemy codziennie upodabniać się do Niego. I w mig znikną surowe zakazy, pojawi się wolność, nie przymus. Bo gdy czegoś się zabrania, to wydaje się stokroć słodsze, niż jest w rzeczywistości.
Życie„na pełnej petardzie’’
Życie jest przygodą, trochę jak wyrzucenie przez morze na obcą wyspę z GPS-em po to, by ją ożywić, ubogacić. Niebo to nasz prawdziwy dom, Twój, mój i każdego człowieka. A tu mamy do zrealizowania pewną misję, na której dostajemy gadżety, jakie sobie tylko wymyślimy, by jak najbardziej fantazyjnie ją zrealizować. Pan Bóg lubi, gdy mamy fantazję, bo sam jest jej Bogiem. Inaczej przez całe wieki zanudziłby się albo zacząłby stwarzać takich samych ludzi. A każdy jest niepowtarzalny. Tak jak jego wena twórcza. Dla jednego szaleństwem może być dawno niepraktykowana wspinaczka górska, dla innego kupno zabytkowego samochodu, a jeszcze dla innego rozpoczęcie od dawna planowanego joggingu. Wachlarz możliwości jest dla każdego inny, byle mieściły się one w granicach rozsądku i szacunku do ludzi oraz siebie, czyli w granicach tego, co podpowiada Ten, który mieszka w sercu.
Chorał gregoriański pod lupą Katarzyna Kowalewska
Jeszcze pół roku temu chorał gregoriański kojarzył mi się ze śpiewem po łacinie części stałych Mszy św. Bardzo nie lubiłam go słuchać. Dlaczego więc poszłam na poświęcone mu warsztaty? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Możliwe, że przekonała mnie treść ogłoszenia na stronie internetowej jezuitów. Być może przeważyła obecność wielu znajomych. A może zwyciężyła potrzeba odskoczni od cosobotnich zajęć w studium? Jedno jest pewne: uczestniczyłam w warsztatach z zespołem Liquescentes i to była bardzo dobra decyzja.
Spotkanie z chorałem
Zmiana podejścia
Jak doszło do tego, że łacińskie części stałe przestały mnie drażnić? Po pierwsze, zrozumiałam, skąd biorą się te „eee” (np. Kyri-iee-eeee-eee-eee-eeee-eee-eeee-eelei-son). To proste: jeżeli ludzie proszą Boga o zmiłowanie, to Go prooooszą, zawodzą itd. W chorale zarówno przeciągnięcia samogłosek, jak i charakter melodii (wesoła/smutna, wolna/szybka) wynikają z tekstu oraz intencji, z jaką został napisany. Jeżeli człowiek oswoi się z łaciną na tyle, że zna i rozumie śpiewane słowa, to tekst sam zapada w pamięć. Zapis muzyczny też nie jest skomplikowany. W odróżnieniu od klasycznej notacji, tutaj są tylko cztery linie zamiast pięciu. Nie ma nut, lecz występują neumy. Są dwa klucze
Skarb Kościoła
Wielowiekowa tradycja praktykowania śpiewu gregoriańskiego to dowód na to, że chorał jest skarbem Kościoła. Na czym polega jego wyjątkowość? Przede wszystkim na duchu modlitwy. Śpiewa się głównie fragmenty Pisma Świętego lub liturgii godzin. Jest to śpiew jednogłosowy, zatem nie trzeba zapamiętywać swoich partii, różnych od podstawowej melodii. Nie ma tu miejsca na solówki i popisywanie się umiejętnościami wokalnymi. Wszyscy razem we wspólnocie modlą się, a melodia płynie jak fala.
CHORAŁ GREGORIAŃSKI
Warsztaty prowadziły trzy sympatyczne panie z Poznania: Agnieszka, Ewa i Kasia. Dzięki nim my, uczestnicy, poznaliśmy trochę teorii. Dowiedzieliśmy się, skąd wziął się chorał, na czym polega, jak odczytuje się znaki, które do czasu zajęć były dla nas nieczytelne, itd. Głównym zadaniem była jednak praktyka: rozśpiewka, śpiew jutrzni i nauka kilku pieśni chorałowych po łacinie. W planie znalazły się też indywidualne konsultacje u pani Ewy, która każdemu dawała inny zestaw ćwiczeń: na przeponę, artykulację, pewność siebie… Ważny punkt programu stanowiły Msze św. w kościele – kameralna w sobotę i uroczysta o 12.00 w niedzielę (na zakończenie warsztatów) – oraz adoracja Najświętszego Sakramentu. Zarówno Eucharystiom, jak i adoracji towarzyszył śpiew nauczonego repertuaru.
(„do” i „fa”), a każda neuma trwa tak samo długo (nie znajdziemy odpowiedników wartości mniejszych od ósemki). Neumy mogą być łączone po kilka w inny kształt; zazwyczaj odpowiada to melodii wstępującej lub zstępującej. Po więcej szczegółów z teorii odsyłam do książki „Szkoła śpiewu gregoriańskiego”, która służy do nauki chorału metodą Solesmes.
Chorał jest głęboko wpisany w nasze wnętrze. Widać to na przykładzie dzieci, które mają zajęcia z paniami z Liquescentes. Panie uczą je śpiewu gregoriańskiego, melodii ludowych oraz piosenek popularnych i religijnych. Kiedy na koniec zajęć proponują, by uczniowie zaśpiewali ulubiony utwór, ci zwykle wybierają chorał. Ten śpiew jest naturalny, melodie łatwo wpadają w ucho i trafiają do serca.
Aktualność do teraz
Panie prowadzące warsztaty w Toruniu stwierdziły, że byliśmy najlepszą grupą i że szkoda byłoby zmarnować to, czego nauczyliśmy się przez weekend. Z inicjatywy Agnieszki Rembowskiej powstała grupa Chorał w Studni, która zamierza rozwijać swoje umiejętności wokalne oraz pogłębiać znajomość chorału. Pierwszą inicjatywą było prowadzenie nabożeństw majowych w każdy czwartek. Śpiewaliśmy wtedy litanię, pieśni ku czci Najświętszego Sakramentu i Matki Bożej (m.in. „Regina caeli”). Wszystkich zainteresowanych tą formą modlitwy oraz śpiewu zachęcam do kontaktu z Agnieszką: agnieszka.rembowska@o2.pl.
13
(Nie)straszny feminizm Klaudia Przytuła
Uproszczenia i stereotypy mają ogromną zaletę – pozwalają porządkować świat. Nie da się analizować wszystkiego, czasem trzeba odpuścić i powołać się na ekspertów. Co jednak dzieje się, gdy ktoś pretenduje do miana znawcy tematu, a tak naprawdę nie wnika w istotę opisywanego zjawiska? W takich wypadkach powstają publikacje pokroju „Idiotyzmów feminizmu”.
RECENZJA
Szczerze? Sama mam problem ze zdefiniowaniem feminizmu. Dlaczego? Jest on niejednoznaczny, a feministka feministce nierówna. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, bo to jest to po prostu nieetyczne. Proszę nie zarzucać mi braku dystansu, po tytule książki wnioskowałam, że oto trafiła w moje ręce humorystyczna lektura. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby stawiane zarzuty miały właśnie taką formę. Nie mają. Zabawne są tylko przykłady, na jakie powołuje się autorka. Jednym z nich jest przedstawienie negatywnego stosunku niektórych kobiet do męskich zachowań, które powszechnie są uważane za szarmanckie. Pisarka na ich podstawie wysnuwa wniosek, że wszystkie feministki są przeciwniczkami tradycyjnych wartości. W dalszej części artykułu udowodnię, że wniosek ten jest błędny. Język autorki pozostawia wiele do życzenia, wyrażenia typu „lewactwo” nie są ani trochę humorystyczne, odbieram je jako obraźliwe i tworzące nastrój niepotrzebnej wrogości. Niestety, występują już w samym opisie publikacji: „Pacjent: wynaturzony feminizm wyrażający szaleństwa radykałów spod znaku kolorowej tęczy, genderu, lewactwa i poprawności politycznej”. Taki sposób prowadzenia narracji jest charakterystyczny dla Magdaleny Żuraw, w mediach zasłynęła głównie z obraźliwych wypowiedzi. Czy tego typu osoba powinna wypowiadać się w imieniu Kościoła? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie. Autorka, argumentując swoje stanowisko wobec feminizmu, powołuje się na skrajne przykłady, które również odbieram jako niepotrzebne i ośmieszające ten nurt myślowy. Istnieją takie, nie ma co temu zaprzeczać. Na świecie wciąż są jednak miejsca, gdzie kobiety nie mogą się kształcić i same o sobie decydować.
14
Kto walczy z tymi nierównościami? Owe feministki, z których Magdalena Żuraw żartuje w perfidny sposób. Pozwolę sobie w tym miejscu powołać się na kobiety walczące z ISIS, działaczki z krajów Trzeciego Świata czy laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla – Malalę Yousafzai. W Polsce prężnie działają umiarkowane feministki walczące o prawa matek, są nimi między innymi Sylwia Chutnik, Kora Jackowska, Henryka Krzywonos-Strycharska. To one prezentują swoim zachowaniem feministyczne wartości. Dlaczego w publikacji nie ma ani jednego słowa o feminizmie chrześcijańskim? Tak o współczesnej sytuacji kobiet pisał Jan Paweł II w jednym z listów: „Tak, nadeszła pora, by z odwagą, jakiej wymaga pamięć i ze szczerym poczuciem odpowiedzialności popatrzyć na długie dzieje ludzkości, w które kobiety wniosły wkład nie mniejszy niż mężczyźni, a w większości przypadków w warunkach o wiele trudniejszych. Myślę w szczególności o kobietach, które umiłowały kulturę i sztukę oraz im się poświęciły, mimo niesprzyjających warunków, często pozbawione jednakowego dostępu do oświaty, niedoceniane, narażone na niezrozumienie, a nawet na brak uznania ich wkładu intelektualnego. Z rozlicznych dzieł dokonanych przez kobiety w ciągu dziejów, bardzo niewiele, niestety, daje się opisać przy pomocy metod historiografii naukowej. Chociaż czas zatarł wiele materialnych świadectw ich działania, nie sposób nie dostrzec ich błogosławionego wpływu na życie kolejnych pokoleń aż do naszych czasów. Ludzkość zaciągnęła ogromny dług wobec tej «tradycji» kobiecej. Jakże często oceniano kobietę w przeszłości i ocenia się jeszcze dzisiaj bardziej według wyglądu zewnętrznego niż jej zdolności, profesjonalizmu, inteligencji, bogactwa wrażliwości, czyli ostatecznie według jej godności!” Mój „ulubiony” fragment książki dotyczy kariery naukowej kobiet. Autorka uważa, że przedstawicielki płci pięknej się do takowej nie nadają, bo to wbrew ich naturze. Argumentuje swoje stanowisko tym, że na przestrzeni wieków niewielu kobietom udało się osiągnąć sukces zawodowy. Ciekawe jest to, że nawet literaturę autorka uznaje za typowo męską dziedzinę, bo przecież to mężczyźni tworzyli arcydzieła, którymi zachwycamy się do dzisiaj. Żuraw nie wzięła jednak pod uwagę tego, że kobiety niegdyś nie miały warunków do pracy twórczej czy naukowej. W ciągu ostatnich 10 lat wiele z nich uzyskało Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury, laureatkami zostały
Swiatłana Aleksijewicz, Alice Munro, Herta Müller i Doris Lessing. Powodem niedoceniania literatury „kobiecej” w przeszłości nie jest zatem brak zdolności autorek, ale ich pozycja społeczna. Warto wiedzieć, że w poczet doktorów Kościoła wliczają się również kobiety. Są nimi Hildegarda z Bingen, Katarzyna ze Sieny, Teresa z Avili i Teresa z Lisieux. Przypominam, że tytuł ten przysługuje świętym, którzy wnieśli swój wkład w rozwój Kościoła i przyczynili się do lepszego zrozumieniu prawd wiary. Nawet w Starym Testamencie są przykłady heroicznych kobiet, wystarczy przywołać chociażby Judytę, której poświeciłam jeden z wcześniejszych artykułów.
„Mężczyźni są z natury poligamistami, toteż na ich zachowanie społeczeństwo przymyka oczy jak na zachowanie dzieci w kościele,
Autorka sama sobie zaprzecza. Twierdzi, że kobieta powinna realizować się w domu, a wszelkie zawodowe aspiracje uważa za oznakę wynaturzenia. Dlaczego zatem Żuraw angażuje się w politykę? I po co jej tytuł naukowy? Warto dodać, że jej zdaniem kobiety powinny być bardzo skromnie ubrane, a podkreślanie urody uznaje za niestosowne. Wzór mają stanowić stroje kobiet z państw islamskich. Zdziwiłam się, gdy przejrzałam zdjęcia autorki zamieszczane w Internecie. Przedstawiają one pewną siebie i zadbaną kobietę, która w niemal każdej stylizacji eksponuje zgrabne nogi. Droga Pani Magdaleno, najwyższy czas zacząć stosować się do własnych rad!
RECENZJA
Autorka w swojej publikacji rozmija się z doktryną Kościoła. Miałaby do tego prawo, gdyby nie podkreślała, że pisze z perspektywy zagorzałej katoliczki. Wprowadza czytelnika w błąd, ponieważ powołuje się na przykłady, które zupełnie inaczej interpretuje. Przypomina mi to sytuację, gdy niektórzy hierarchowie kościelni uważali, że wiedzą lepiej, co papież Franciszek ma na myśli niż on sam. Nie mam nic przeciwko wyrażaniu osobistych opinii, gwarantuje nam to wolność słowa, ale wypowiadanie się w imieniu całej społeczności powinno być robione bardzo ostrożnie. Inaczej po prostu nie wypada.
których się nie uspokaja, natomiast grzech kobiety jest znacznie większy, gdyż depcze i normy kulturowe, i biologię (…).” Dziwię się, że autorka nie wpadła jeszcze na pomysł zwolnienia mężczyzn z respektowania zasad Dekalogu. Ten fragment nie wymaga żadnego komentarza. Naprawdę brak mi słów.
W omawianej książce nie brakuje odniesień do polityki, co osobiście uważam za niedopuszczalne w tego typu publikacji. Od kiedy to Kościół jest upartyjniony?! Autorka nie ukrywa swojej sympatii do jednego z najbardziej kontrowersyjnych polskich polityków. Nie trudno się domyślić, o kogo chodzi. Cóż, każdy ma jakieś poglądy, ale do ich wygłaszania nie służą tego typu publikacje! Czyżby kobiety niezgadzające się z programem partii Nowa Prawica były tytułowymi feministkami wygłaszającymi idiotyzmy? Autorka idzie o krok dalej – w niewybrednych słowach wypowiada się o czytelnikach pewnej popularnej gazety i stacji telewizyjnej. Przypominam, że Kościół jest apolityczny. Kropka. Uważam się za tradycjonalistkę, marzy mi się mąż i gromadka dzieci. Mam również aspiracje naukowe i odczuwam potrzebę realizacji przez sztukę. Czy to oznacza, że jestem złą kobietą? Czy ze względu na swoją płeć powinnam zaniedbać własne talenty? Wiem, że niektórym czytelnikom mój artykuł może wydać się kontrowersyjny. Wolter wyraził kiedyś ideę akceptacji odmiennych poglądów tymi słowami: „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”. Właśnie dlatego apeluję o odrobinę empatii w każdej dyskusji, a przede wszystkim o gruntowne przygotowywanie się do nich.
15
Drugie dno baśni Aneta Kunowska
Baśń – mamy z nią do czynienia od dzieciństwa, kiedy to rodzice czytają ją nam przed snem. Początkowo jest tylko ciekawą opowieścią, której słuchamy z zapartym tchem, z biegiem czasu jednak zaczynamy inaczej ją pojmować i interpretować. Na zawsze zapada w naszą pamięć, często też wracamy do niej w dorosłym życiu, ponieważ chcemy przenieść się do czasów beztroskiego dzieciństwa.
B AŚŃ
Baśnie wywodzą się z folkloru, ludowych podań i wierzeń. Ich akcja musi toczyć się w nieokreślonym czasie i miejscu (na przykład: Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami; Dawno, dawno temu…), bohaterami są zarówno ludzie (dzieci, królowie, księżniczki i książęta), jak i istoty o nadprzyrodzonych mocach (czarownice, wróżki, duchy). W baśniach nie brak cudownych zdarzeń (zapadanie w stuletni sen, rzucanie uroków) czy posiadania zaczarowanych przedmiotów (czarodziejskie krzesiwo, czapka-niewidka). W ich zakończeniu zawsze dobro zwycięża zło, dobry człowiek dostaje nagrodę, a zły zostaje ukarany; prawda tryumfuje nad kłamstwem, a miłość nad nienawiścią.
Od kiedy bada się baśnie?
Ich badaniem zaczęto się zajmować w XIX wieku, jednakże dopiero krytyka feministyczna dała narzędzia, odpowiednie do innego, nowego spojrzenia na baśnie oraz ich analizowania. Inspiracją dla feminizmu był konstrukcjonizm, kwestionujący pojmowanie istnienia uniwersalnej „natury kobiecej”.
Baśnie a krytyka feministyczna
Punktem wyjścia krytyki feministycznej jest twierdzenie o tym, że współczesna kultura preferuje mężczyzn, kobiety natomiast są w niej pomijane. Jednakże wraz z rozwojem dyskursu literaturoznawstwa zaczęto przywracać komunikacji literackiej odbiorcę żeńskiego i równowagę w literaturze. Krytyka feministyczna może być rozumiana jako praktyka lekturologiczna. Interesuje ją nie tylko tekst literacki, ale również związek łączący go z autorem. Niezwykle istotne są sposoby zastosowania
16
perspektywy genderowej w badaniach literatury, zaproponowane przez znaną badaczkę, Lissę Paul. Postuluje ona następujące trzy strategie: rereading (ponowne czytanie), reclaiming (ponowne zauważenie) i redirection (nowe ukierunkowanie). Ponadto krytyczki feministyczne wnioskują, żeby napisać nowe baśnie, które nie będą szerzyły stereotypów. Można także przerobić znane już historie tak, aby nie wzbudzały kontrowersji wśród czytelników. Tutaj jednak istnieje ryzyko, że staną się one parodią zamiast pełnowartościowym utworem dydaktycznym. Czytanie „kobiece” nie musi każdorazowo konstytuować się „wobec” czegoś, „przeciwko” komuś – jego wartość polega na oferowaniu nowej, odmiennej drogi recepcji literatury, którą można przyjąć lub odrzucić. Nie każda kobieta musi czytać utwory literackie, stosując techniki krytyki feministycznej, jednakże warto tego doświadczyć. Spróbować zinterpretować w ten sposób chociaż jeden tekst. Tak właśnie badały i interpretowały teksty kultury Inga Iwasiów, Grażyna Borkowska, Anna Nasiłowska, Katarzyna Majbroda czy Marta Zając. Na tym nie koniec listy badaczek feministycznych, bowiem z każdym rokiem przybywa prac i kobiet badających literaturę zgodnie z założeniami krytyki feministycznej.
Czy wiemy, o czym są baśnie?
Wydaje się, że każdy z nas wie, o czym są baśnie. Gdyby jednak zapytać kogoś, o czym jest „Królowa Śniegu” lub „Dziewczynka z zapałkami”, okazałoby się, że dana osoba nie jest w stanie powiedzieć więcej niż dwa ogólnikowe i banalne zdania na ten temat. Teoretycznie sens baśni jest oczywisty. Odnosi się też wrażenie, że nie są one skomplikowane w odbiorze, i że wszystko na ich temat zostało już powiedziane. Czy można jednak odkryć w nich coś nowego? Czy można popatrzeć na nie pod innym kątem? Przeczytać je jeszcze raz w nietypowy sposób?
(Nie)zwykłe czytanie
Myślę, że warto od czasu do czasu usiąść, wziąć do ręki baśnie i pobawić się w detektywa, szukając „drugiego dna”. Odkryjemy wówczas, że wszystkie te historie są tak naprawdę skierowane do dorosłych, nie do dzieci, które nie potrafią czytać między wierszami… „Czerwony Kapturek” okaże się w czasie tak ukierunkowanej lektury baśnią o dojrzewaniu, menstruacji oraz walce pierwiastków żeńskich i męskich, „Kopciuszek” będzie seksistowską historią, w której powielany jest stereotyp kobiety-kury domowej czekającej, aż mężczyzna uwolni ją od uciążliwych obowiązków, a „Mała syrenka” odkryje przed czytelnikiem oblicze kobiety-wampa. Początkowo Wasze interpretacje mogą szokować, zarówno Was, jak i Wasze otoczenie, ale gwarantuję, że będziecie się świetnie bawić.
M IŁOSIERDZIE B OŻE
W dzisiejszym świecie panuje pogląd, że baśnie są utworami tylko dla dzieci. Dorosły czytelnik, jeśli już po nie sięga, to w celu przeczytania ich swoim pociechom. Jest to wbrew zamysłom samego Andersena, który powtarzał przez całe życie, iż pisze baśnie w głównej mierze dla dorosłych, a dopiero potem dla dzieci.
A gdyby tak powrócić do baśni po latach, samemu dla siebie… Co jeszcze można w nich zobaczyć? Czego można się z nich nauczyć?
Rozlewa się Boże Miłosierdzie Magdalena Jóźwiak
Noc w wigilię święta Miłosierdzia Bożego. Na niebie gwiazd bez liku. Jeszcze nie pełna wiosna, ale już i nie zima. Wydawać by się mogło, że w cichym powietrzu jest tylko tu i teraz. Pobliska sosna o rozłożystych konarach, uśpione okna w okolicznych blokach, żwirowa dróżka wśród garaży. Konflikty militarne, rozbite rodziny, nałogi, walki ludzi przeciw ludziom. Tu trudne do wyobrażenia, a ich istnienie nierealne. Upadające i rodzące się systemy, czyjeś bankructwo, czyjś czas prosperity, trudy, zmagania, euforie. Tu tylko bezwietrzna pogodna noc. Niepojęcie współistniejące równolegle światy.
Szkło rozbite pod klatką, pozostałe w pamięci zamilkłe w powietrzu echa okrzyków niezidentyfikowanych przechodniów, a może czyichś gości. Większe i mniejsze kawałki butelek. Drobny szklany grad na chodniku jak połyskujące szkiełka gwiazd. Ślad, że ktoś tu był, że było głośno, jeszcze niedawno. Szkło świeże. Ostrą krawędzią szyje powietrze. Wigilia święta Miłosierdzia Bożego. Na równoległe światy rozlewa się Boże Miłosierdzie.
Pytania, wątpliwości, chorzy w szpitalach, dzieci zadające trudne pytania, ludzie bez marzeń, pieniędzy brak czy nadmiar, sprawy sercowe. Sploty radości, zaskoczeń i smutków. Tu pozornie tak odległe, wszechabsorbujące codzienności.
17
Dawać, a nie liczyć. MAGIS 201 6 Dominika Winnik
Zbliżają się wakacje, a wraz z nimi Światowe Dni Młodzieży. Jednak to nie jedyne wydarzenie, w którym warto wziąć udział tego lata. Różne wspólnoty katolickie organizują własne spotkania poprzedzające ŚDM. Są one propozycjami duchowego przygotowania przed przyjazdem do Krakowa. Jednym z nich będzie jezuickie MAGIS 2016. Jezus, młodzi i św. Ignacy
MAGIS
Program MAGIS to spotkanie młodych w wieku 18–30 lat z różnych wspólnot jezuickich z całego świata. Odbywa się zawsze przed ŚDM, a pierwsze miało miejsce w 1997 r., kiedy to jezuici zaprosili młodzież na wspólną pielgrzymkę poprzedzającą ŚDM w Paryżu. Całość spotkania jest prowadzona w duchu ignacjańskim, a więc to okazja, aby nauczyć się dostrzegać obecność Jezusa w codzienności i doświadczyć Jego miłości w relacjach z ludźmi.
Początek ze św. Faustyną
MAGIS 2016 rozpocznie się w Łodzi 15 lipca przyjazdem około dwóch tysięcy uczestników programu. Miasto to zostało wybrane, ponieważ patronuje mu św. s. Faustyna, z którą powiązany jest temat tegorocznych ŚDM nawiązujący do Bożego Miłosierdzia. Przybędzie także około 150 jezuitów wraz z ojcem generałem Adolfem Nicolasem. Po uroczystej Mszy św. skieruje on uczestników MAGIS na Eksperymenty Ignacjańskie.
Działać jak Jezus
17 lipca młodzież wraz z jezuitami wyruszy do różnych miejsc w Polsce, w Czechach, na Słowacji i Litwie, aby wziąć udział w Eksperymentach Ignacjańskich. Są to różnego rodzaju propozycje aktywności, podczas których młodzi ludzie w międzynarodowych dwudziestopięcioosobowych grupach będą mogli doświadczyć wspólnoty, rozwijać swoje pasje i dzięki narzędziu, jakim jest modlitwa ignacjańska, poddawać refleksji zdobyte doświadczenia. W żadnym Eksperymencie nie zabraknie takich punktów programu jak: osobista modlitwa, działanie apostolskie czy Msza święta. Pod koniec każdego dnia w tzw. kręgach MAGIS, czyli grupkach dzielenia,
18
uczestnicy będą mogli opowiedzieć o tym, co przeżyli, indywidualnie podsumować dzień za pomocą ignacjańskiego rachunku sumienia i podzielić się tym, w jaki sposób dostrzegli działanie Boga. We wszystkich grupach Eksperymentów znajdzie się opiekun duchowy oraz animator, który pomoże przełamać bariery językowe. Młodzi spróbują swoich sił m.in. w pielgrzymowaniu, pisaniu ikon, śpiewie, fotografii, aktorstwie, służbie osobom chorym i na rzecz środowiska, nauce pogłębionej medytacji ignacjańskiej. Niektóre z Eksperymentów odbędą się także w Toruniu, m.in. rekolekcje ignacjańskie, warsztaty teatralne czy pomoc w stowarzyszeniu „WĘDKA”. Nad całością przygotowań będą czuwać wolontariusze, czyli uczestnicy Eksperymentu „MARTA”.
Częstochowa pełna wrażeń
Po kilku dniach Eksperymentów, 23 lipca, wszyscy uczestnicy przyjadą do Częstochowy na finał MAGIS, podczas którego odbędzie się Festiwal Narodów. Wtedy osoby biorące udział w programie zaprezentują swoje talenty oraz tradycję i kulturę krajów, z których pochodzą.
Wszystkie drogi prowadzą do Krakowa
Po zakończeniu programu MAGIS chętni uczestnicy pojadą razem do Krakowa, aby tam przeżywać główne wydarzenia ŚDM. Z takim MAGIS-owym przygotowaniem będą one wspaniałym punktem kulminacyjnym tych wakacji i czasem wspólnego świętowania.
A co na to papież?
Papież Franciszek także ma swój udział w spotkaniu MAGIS. W ramach przygotowań do programu zadaje pytania przyszłym uczestnikom, aby pomóc im rozpocząć to wydarzenie z większą wrażliwością na obecność Chrystusa w drugim człowieku i we własnym sercu. Pytania oraz odpowiedzi można poczytać na stronie: www.magis2016.org.
Prawdziwe fantazje o. Krzysztof Dorosz
Znany autorytet polskiego językoznawstwa, prof. Jerzy Bralczyk, pisząc o słowie „fantazja”, wyjaśnia, że znaczy ono tyle, co urojenie, zmyślenie czy marzenie, mające niewiele wspólnego z rzeczywistością („Mój język prywatny. Słownik autobiograficzny”). Fantazja stoi na przeciwległym biegunie znaczeniowym w stosunku do realizmu, prawdziwości, rozsądku, trzeźwego myślenia.
Prawda czy zmyślenie?
W jakimś sensie fantazja może być też prawdziwa. Niedawno znalazłem kolejny przykład na to, że granica między zmyśleniem a realnością bywa płynna i nie zawsze jest tak wyrazista, jak byśmy tego chcieli. Otóż w Centrum Integracji Kulturalnej „Galeria u Jezuitów” w Poznaniu obejrzałem ostatnio z zaciekawieniem tzw. video-instalację zatytułowaną „Melancholia”. Jej autorem jest ukraiński artysta, malarz i performer, Mykhaylo Barabash, który fantazjując za pomocą światła, obrazu i dźwięku, opowiada o realnej, krwawej wojnie toczącej się w jego kraju. W tej fantastycznej wizji piękno zmaga się z tragizmem. W dużej ciemnej sali galerii Barabash wyświetla na ekranie słowa poezji
Fot. Mykhaylo Barabash
FELIETON
Fantasta to ten, który zmyśla, łudzi siebie i innych, czyli łże i zwodzi. Wniosek nasuwa się prosty: strzeżmy się fantastów, bo wyprowadzą nas na manowce, choćby nawet te okazały się cudne, jak opiewał je niegdyś Edward Stachura i Stare Dobre Małżeństwo: „cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce...”. Ale czym byłoby życie bez fantazji? „Cudne manowce” to dane nam chwile wspaniałe, niezapomniane, fantastyczne i bynajmniej nie zawsze urojone. Weźmy jako przykład choćby taki deser owocowo-lodowy o wdzięcznej nazwie Fantazja. Jaka kompozycja smaków, doznań podniebienia, wrażeń. Prawdziwe szaleństwo kubków smakowych, istne „niebo w gębie”. Bo „fantastyczny”, zauważa prof. Bralczyk, to również wspaniały, wyjątkowy, niezapomniany. I z tym drugim znaczeniem słowa mamy we współczesnym języku polskim coraz częściej do czynienia, zwłaszcza gdy wyrażamy nasze zachwyty, nie tylko smakowo-kulinarne.
Puszkina, podkreślając, że Ukraińcy wychowali się na pięknej literaturze rosyjskiej i traktują ją niemalże jako swoją. Jednak te znane „stichy” są w instalacji „rozstrzeliwane” przez frontowe, wirtualne pociski. Wywołuje to chaos, słowa rozpadają się, litery „rozsypują się” po ekranie, tracąc sens wypowiadanych obrazów i znaczeń.
Artysta wyjaśnia, że podobnie jest z rosyjskimi rakietami Grad, które wystrzeliwane z jednej strony dają piękny, wizualny efekt fajerwerku, a z drugiej – osiągnąwszy cel – sieją przerażenie, śmierć i zniszczenie. Takie też spustoszenie wywołuje wojna w uformowanej przez rosyjskich poetów wyobraźni Ukraińców. „Nikt nie mógł sobie wyobrazić wojny między dwoma «bratnimi» narodami – uważa Mykhaylo Barabash – tu nie ma zwycięzców i przegranych.” W tej artystycznej fantazji na temat rosyjsko-ukraińskiego konfliktu dominuje destrukcja. Nad ruinami zniszczonych domów, złamanych ludzkich istnień, nad zabitymi i rannymi, fruwają „rozbite” frazy wierszy Puszkina: „Melancholijne dni! oczarowanie oczu! Lubię przyrody pożegnalny strój...”. Na Ukrainie tragicznym zbiegiem losu połączyły się zniewalające piękno poezji i złowroga destrukcja wojny. Niestety, tam fantazje artysty spełniają się każdego dnia.
19
(Nie)specjalne modlitwy Agnieszka Rydzyńska
Wielu ludziom modlitwa kojarzy się z człowiekiem, który klęczy przed obrazkiem ze złożonymi rękoma, i klepanym z pamięci kawałkiem wierszo-prozy. Jak dla mnie modlitwa to rozmowa. Rozmowa z Bogiem… Dobrowolna rozmowa z Bogiem. Właśnie na lekcji religii w szkole podstawowej uczono mnie, że modlitwa to rozmowa. Że skoro Go kochamy, powinniśmy z Nim rozmawiać. Bo gdy mamy chłopaka (czy panowie dziewczynę), to chcemy przebywać ze swoją drugą połówką jak najdłużej. Skoro kochamy Boga, powinniśmy chcieć przebywać z Nim jak najdłużej… Racja? Racja!
M ODLITWA
Co do formy samej modlitwy (czyli rozmowy), to ile ludzi, tyle zdań, ale zawsze na koniec każdy powie: „To ja byłem/byłam najbliżej tego, co Kościół głosi”. Preferuję dowolną pozycję. Czasem na siedząco, czasem klęczę, czasem stoję. Istotne jest, żeby to, co robię, było szczere, bo szczerość jest najważniejsza. Słuchając muzyki religijnej, natknęłam się na ciekawy utwór zespołu Ich Troje pt. „S.O.S.”. To jak dla mnie też jest modlitwa. Ale inaczej przedstawiona. Tam wszystko zostało zaśpiewane. Na początku są pytania podobne do tych: „Na ile się wyceniamy? Ile jeszcze ludzie będą płakać za rodzinę?”, potem skierowane do Boga. Wszystkie dotyczą tego, co możemy zrobić dla siebie samych oraz dla innych, a także tego, co Pan może dla nas zrobić, a raczej kiedy On to zrobi. Kiedy da „kolejne zbawienie”, kiedy przestaniemy cierpieć. Czemu pokutujemy do dziś za pierwszych ludzi, Adama i Ewę. Na koniec tej części jest ciekawe zdanie: „Ty stworzyłeś nas, więc szanuj!”. Szanuj… Hmm. Tu się na chwilę zatrzymuję. Zastanawiam się nad jednym – czy ja zasługuję na szacunek ze strony Boga? Mam wiele na sumieniu, wiele zła. Za dużo… A Państwo? Czy Wy zasługujecie na Jego szacunek? W ostatniej zwrotce wyrzucone są nasze grzechy, nasze winy, to, co zrobiliśmy, i to, czego nie zrobiliśmy. Ale też pada tam zdanie, które symbolizuje wielką prośbę. To jest błaganie o litość… Jak każda piosenka, ta też ma refren. A o czym ten mówi? Odczuwam go jako próbę ucieczki. Ucieczki człowieka lękliwego przed obliczem Najwyższego. Tylko jest jeden problem. Nie
20
uciekniemy… Nie mamy dokąd uciec. Nie mamy dokąd uciekać. „Pan Wszechmocny i Stworzyciel świata” odszuka nas wszędzie. W końcu to On go stworzył i to właśnie On wie, gdzie co jest, co gdzie się znajduje. Nie bawmy się z Nim w chowanego, bo nigdy nie wygramy. Wszystkich czytelników zachęcam do wysłuchania tej piosenki i obejrzenia klipu. Bardzo lubię teledysk z YouTube'a pt. „2001 Koncert Ich Troje w Krakowie Część 9 S.O.S.” *. Dlaczego? Podoba mi się aranżacja oraz sposób wypowiedzi… Wiem, może dla niektórych za dużo tam się dzieje, ale bardzo, ale to bardzo polecam. Wracając do tematu. Co Państwo będziecie robić niedługo? Mam na myśli wakacje. Na wydziale (bodajże około lutego) słyszałam rozmowę dwóch dziewczyn. Jedna z nich mówiła, że nie może doczekać się przerwy letniej. A to dlatego, bo jak pojedzie do Niemiec, to przynajmniej nie będzie musiała co niedziela wstawać rano i chodzić do kościoła… Z tej rozmowy wnioskuję, że ona ucieka przed Bogiem. Ale dokąd? Dlaczego? Czyżby według niej był On wyłącznie Polakiem i nie miał prawa wstępu na teren Niemiec? Przecież w piosence autorzy wskazują na Jego niezmierzoną siłę. Czyli On ma prawo wejść wszędzie i nikt Mu tego nie zabroni ani nikt Go nie wypędzi. A może ma już Go dość? Więc czemu teraz nie zakończy znajomości? Droga wolna. A dokąd Państwo wyjeżdżacie? Wielu z Państwa pewnie uda się nad morze. Zazdroszczę. Niestety nie będę miała tego szczęścia. Ja i moi rodzice nie jesteśmy tak zamożni, bym mogła pozwolić sobie na taki wyjazd. Ale to nic straconego. Nie trzeba wyjeżdżać, żeby wypocząć. Ważne, aby pamiętać, że nawet podczas wakacji należy robić wszystko z rozsądkiem i umiarem. No i przede wszystkim oprócz trzeźwego umysłu – nawet gdy ciało już trzeźwością nie grzeszy – zachowajmy w sercu Boga. Pozdrawiam wszystkich z Państwa i życzę udanych wakacji. PS „Wśród wypoczynku wakacyjnego, proszę, nie zapominajcie o Bogu. Nie róbcie sobie wakacji od Niego. Znajdźcie chociaż chwilę czasu.” śp. ks. Piotr Laskowski * Link do teledysku: https://www.youtube.com/watch?v=-pF3cpbXGgY
Głupie serce! Joanna Lasek
W tym właśnie momencie mam przed oczyma fotografię: patrzę na duże, brązowe oczy, w których widzę smutną, bardzo smutną historię, a zaraz potem spoglądam trochę niżej i spostrzegam ogromny, śnieżnobiały uśmiech, to się nazywa piękno i ja jadę to piękno odkryć. Jadę na misję do Afryki!
M ISJA
Zawsze się śmieję, że codzienność jest głupia, ale momenty w niej umiejscowione są piękne, dla nich właśnie się żyje. Codziennie wstaję z przekonaniem, że dziś zdobędę Everest, i nie zdobywam, codziennie wstaję z przekonaniem, że zburzę mur berliński umiejscowiony pośrodku Torunia, i nie burzę, codziennie wstaję z przekonaniem, że zmienię kodeks karny, i go nie zmieniam, ale wiecie, co robię? Żyję, oddycham, śmieję się i jestem! Czasami głupie serce rwie nas dokądś z niewiadomych przyczyn, pcha niemiłosiernie, ciągnie i nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Mnie pcha do Afryki, ciągnie mnie niemiłosiernie do miejsca, gdzie słychać głośny śmiech, radość, gdzie chodzi się boso po parzącej ziemi, gdzie nie liczy się, ile masz, ale kim jesteś, gdzie ludzie patrzą na Ciebie z góry tylko z jednego powodu – bo mają więcej centymetrów.
oddech. Wiesz, zawsze się śmieję, że mam odrobione lekcje. Pobierałam je w hospicjach, domach dziecka i podczas własnych domowych tragedii. Wielokrotnie widziałam łzy matki, której dziecko właśnie umiera, spokój w oczach trzynastoletniej dziewczynki chorej na raka mózgu, ogromny, przerażający smutek studentki, której zostało już niewiele czasu, wyciągnięte ramiona dziecka spragnionego miłości. To są takie momenty, gdy serce dzieli się na pół i nie wie, czy już pękło, czy jeszcze nie. To są takie chwile, gdy Twoje życie zatrzymuje się nagle i już nigdy nie nabiera wcześniejszego tempa. To, co dzieje się teraz w moim życiu, naznaczone jest ogromem łez, refleksji, smutku. Czasami muszę przez kilka tygodni stoczyć wewnętrzne wojny, by zrozumieć, a i tak nigdy nie rozumiem do końca. Lubię patrzeć na rzeczy, które zostaną kiedyś po mnie. Tęsknota jest okrutna, ale ma też coś pięknego w sobie, niezdefiniowane uczucie braku mieszkające pokątnie gdzieś w środku nas.
Kierunek: Zambia!
Dagmara, Ksenia, Natalia, Jakub, Rafał, Maks, Damian i ja przelecimy w sierpniu br. kilkanaście tysięcy kilometrów, by postawić stopę po drugiej stronie równika. Mentalnie postawiłam ją już rok temu. Równy rok temu stałam po drugiej stronie mikrofonu, robiąc wywiad z ósemką niesamowitych ludzi, którzy lecieli do Afryki. Pamiętam ich spokój i radość, a teraz to ja mam ten spokój i radość. Wtedy nawet nie myślałam, że będę na miejscu mojej przyjaciółki Asi, która podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Wiele osób pyta mnie: „Dlaczego zawsze dokądś biegniesz?”, a ja podczas tego pytania biorę oddech, łapię się za bok i usilnie pędzę dalej, nie odpowiadam. Wiele osób pyta mnie teraz: „Dlaczego misja, dlaczego Zambia?”. A ja wtedy biorę jeszcze większy
Radość w prostocie
Egoistyczną radość przynosi mi pomaganie innym, czuję się dobrze wśród ludzi, ciągnąc za ramię kogoś, kto upadł tak nisko, że ziemia zadrżała. Moja drży codziennie, tutaj w Toruniu, moja własna osobista ziemia, zupełnie niezupełna, ale moja, nieukształtowana jeszcze do końca, buntująca się. A teraz nie potrafię opisać, jak ogromna jest moja radość, którą ukrywam w podartej jeansowej sukience i białych trampkach, moja radość tak prosta, beztroska, piękna, moja radość w związku z życiem po drugiej stronie równika. Któregoś dnia, pewnie zaraz po powrocie, otworzę nowe drzwi, a zamknę poprzednie. Tego
21
dnia nie zapnę pasów bezpieczeństwa i przejadę na czerwonym świetle, tego dnia założę swoją fundację, w której ulokuję mój ogromny poziom wrażliwości, zapalę zieloną lampkę dla ludzi, co całe życie mają czerwone światło, zdziałam cuda. A dziś burzę drzwi, które nigdy nie powinny być wstawione, krzyczę, odchodzę bez słowa, buntuję się, pochylam kręgosłup nad czyimś cierpieniem, wrzeszczę na niesprawiedliwość, toczę bitwy i wojny.
Co jest ważne?
M ISJA
Podobno przedstawia się na samym początku, lecz ja lubię robić wszystko odwrotnie. Mam na imię Aśka i jedną prośbę. Pomyśl tylko przez chwilę, że słowa: „Teraz pozostaje opieka paliatywna” są kierowane do Ciebie. Co czujesz? Schematów nie ma, ale pewnie na początku nie uwierzysz, będziesz myślał, że to nie do Ciebie, że ktoś się pomylił, później zechcesz krzyczeć: „Dlaczego?”, zanosić się z bólu, wrzeszczeć, a na koniec poczujesz taką pustkę, której nie da się wypełnić, obojętność, żal. Studia, praca, kariera – nic nie będzie miało znaczenia. Rozumiesz, o co mi chodzi? Chcę
Ci pokazać, że życie jest bardzo ważne, samo w sobie, nie studia, nie pieniądze, nie kariera, nie świetna przyszłość, to Ty jesteś ważny! Masz przed sobą piękne życie, przysięgam Ci, jest ono jedyne, niepowtarzalne, cudowne, rusz tyłek, uśmiechnij się do mnie teraz i delektuj się każdą chwilą, bo trwa, pokochaj siebie, a później ludzi i dziel się z nimi wszystkim, co masz. Radość jest wtedy, gdy nieważne dla Ciebie jest to, że nie masz lodówki, a ostatnie swoje pieniądze wydajesz na koncert zespołu, który daje Ci trzygodzinną nieopisaną frajdę a zaraz po nim biegniesz, żeby kupić jego płytę. Żyj chwilą, łap piękne momenty, myśl o ludziach i skupiaj się na drobiazgach, o resztę zatroszczy się ktoś inny. Jadę do Zambii postawić moje 24 centymetry, zaznaczyć w tamtym powietrzu mój oddech, pokochać świat prostych wniosków i reguł, z chwil ukształtować życie. Ty możesz też jechać do swojej Zambii, poszukaj jej... A ja trzymam kciuki, żebyś ją znalazł przed momentem, gdy Bóg poprosi Cię na górę. Główka do słońca!
UWAGA! NABÓR! Chcesz rozwinąć swój talent w kierunku pisania, korekty, składania tekstów albo tworzenia grafiki? Dołącz do redakcji „Podaj Dalej"! Wyślij zgłoszenie na adres redaktor naczelnej: ideal.maksymalny@interia.pl i od nowego roku akademickiego działaj z nami. Zapraszamy!
Podaj Dalej
Katarzyna Kowalewska [red. nacz.] o. Krzysztof Dorosz SJ [opiekun] Aleksandra Grdeń, Karolina Matuszewska, Aneta Suda [korekta]
Okazjonalnik Akademicki ISSN 1 732-9000 nr 70 FANTAZJA, czerwiec 201 6 Duszpasterstwo Akademickie oo. Jezuitów ul. Piekary 24, 87-1 00 Toruń, tel. (56) 655 48 62 wew. 25 www.torun.jezuici.pl
[wydawca]
www.podaj-dalej.info /Okazjonalnik.Podaj.Dalej redakcja@podaj-dalej.info
[www] [Facebook] [e-mail]
www.podaj-dalej.info/reklama | reklama@podaj-dalej.info
[reklama]
Jeśli nie zaznaczono inaczej, publikowane materiały objęte są licencją Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 3.0 http://creativecommons.org/licenses/by-nc/3.0
[licencja]
22
Agnieszka Rydzyńska [DTP] Marta Ługowska [okładka] Paulina Buczek, Małgorzata Fronckiewicz, Natalia Hebel, [stała współpraca] Magdalena Jóźwiak, Roksana Król, Emilia Kuchta, Joanna Lasek, Anna Łazuchiewicz, Klaudia Przytuła, Anna Puternicka, Oskar Saja, Milena Strehlau, Błażej Wach, Paula Wydziałkowska Katarzyna Caban (s. 23, 24), Marcin Chmiel (s. 23, 24) [fotorelacje] Katarzyna Kowalewska (s. 2), Katolicki Toruń (s. 2, 23, 24) Martyna Różańska (s. 23, 24), Łukasz Włodarski (s. 24)
Jezualia