5. urodziny Podaj Dalej już za nami
zdjęcia możecie obejrzeć na: www.podaj-dalej.info picasaweb.google.com/mariusz.slonina
Redakcja PD
Weź ten z przecinkami! (wystawa archiwum PD)
W numerze: Pobawmy się w zagładę 4 Bez domu 6 Apel 17
Pod prąd
Naleśnik 2.0 16 Myśli o konserwacji 17
Studenci
Legendarny tort (przepis jest tajny...)
Warsztat 10 Kulturalnik 15
Kawa raz?
Pokolenie JP2: Tak. Ale po co? 8 O miłości do siebie 14
Studnia
Partnerzy medialni
Lecę do Izraela 12
Na Trasie
Kwiecień-plecień... 18
Fel-je-tą
Warsztaty teatralne 19 Misterium Męki Pańskiej 20
Fotorelacja
www.e-studenci.pl
www.radar.up.lublin.pl
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Jedynka
Marionetki Podaj Dalej Okazjonalnik Akademicki DA Studnia, ISSN 1 732 – 9000 Marionetki [31 ], maj 2009 Wydawca: Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów Adres: ul. Piekary 24, 87-1 00 Toruń tel. 056 6554862 wew. 25 e-mail: redakcja@podaj-dalej.info www.podaj-dalej.info Redakcja: Katarzyna Wiśniewska (redaktor naczelna), o. Krzysztof Dorosz (opiekun), Alicja Kaczmarek (korekta), Anna Wosiak (korekta), Aleksandra Zimmer (korekta), Anna Caban (grafika), Mariusz Słonina (grafika, skład) Stale współpracują: Olga Mądrowska, Magdalena Jóźwiak, Marta Lis, Paweł Lubrański, Tomasz Kulicki, Mateusz Łapiński, o. Grzegorz Dobroczyński SJ Logo/Koncepcja graficzna: Mariusz Słonina, Anna Caban Okładka: Anna Caban Pytania, propozycje i uwagi prosimy kierować na adres: dtp@podaj-dalej.info Reklama: Pytania i oferty prosimy kierować na adres: reklama@podaj-dalej.info Aktualny cennik: www.podaj-dalej.info/reklama Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany tytułów. Wykorzystane materiały są własnością ich autorów.
Podaj Dalej jest składane w Scribusie (www.scribus.net), z pomocą Gimp'a (www.gimp.org) i Inkscape'a (www.inkscape.org) Ikonki: Liquidicity, Go Squared Ltd., www.gosquared.com Archiwalne numery: www.podaj-dalej.info/archiwum
Kurtyna unosi się, spada. Scena w świetle lamp. Na niej ludzie. Cienie. Zaplątani w sznurowanej pajęczynie. Zagubieni na przedmieściach słabości. Biegają w szaleńczym wirze. Unoszą się lekko tak, niczym w tańcu. Zapatrzeni w siebie. Zdaje im się, że robią, co chcą. Mają wszystko. Wyglądają na szczęśliwych. Piękni i efektowni. Pełni dumy. I pomyśleć, kto by tak nie chciał... hm... marzenie... W tłumie zgubić siebie? Ludzie jak liście – idą tam, gdzie wiatr ich ciska... Nie pamiętają, skąd przyszli i po co. Wreszcie jedna przystaje – na granicy śmieszności. Lukrowana lalka. Patrzy wprost na mnie. Dotyka ręką. Nie, nie mnie, kryształowej tafli lustra. Wykonuje dziwne ruchy. Jakby szukała rysów swej twarzy. Idealnie wygładzona maska, z retuszem komputerowym. Co kryje się za oczami, które patrzą na nią? Dwa ziarenka prawdy. Perły zamknięte w muszli, w obawie przed roztoczami kurzu. Pieczołowicie skrywane za kotarą. Pod nią tylko przeszywający chłód. Unika spojrzenia. Ukradkiem dostrzec można jak z plastikowych rzęs płynie sztuczna łza. Przechyla głowę. Próbuje rozpoznać. Wyciąga dłoń, lecz co ma uczynić pozostawiona sama sobie? Ostatecznie zamiera. Powalona swym pięknem? Czy potrafi coś więcej? Znosi wszystko z uśmiechem. Wszystko przetrzyma. Nigdy się nie skarży. Zawsze na usługach sznurków. Nigdy się nie poddaje. Musi grać. Przedstawienie musi trwać. Łatwo powiedzieć? Nie, mylisz się. Dobrze wiem, że są takie chwile, kiedy chciałoby się być niewidzialnym, założyć płaszcz ochronny, spuścić z tonu, ulecieć przez otwarty wentyl bezpieczeństwa... A jednak... myślenie boli?! Jakiś głos każe ci nie robić nic, w miejscu stać i czekać na znak? Zastanawiałeś się kiedyś, jaka będzie Twoja ostatnia rola? Czy zostanie coś po Tobie? Zdjęcie, sukienka, para butów, ślad szminki... Tak nie musi być. Jakie będzie jutro? Czy w kraju, w którym żyję, istnieje jeszcze jakieś poza kurtyną? A może to tylko plotka? Tylko kto ją kupi? Skoro każdy z nas jest marionetką w ogromnym sklepie z zabawkami. Pytanie tylko: kto za tym stoi.
Katarzyna Wiśniewska, red. naczelna
Czytaj i komentuj numer w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/736
...bo warto!
3
4
Pobawmy się w zagładę Co sądzić o sztuce odwołującej się do Zagłady,
zwłaszcza poprzez estetykę zabawki? Czy celem artystów tak naprawdę jest tylko szokowanie odbiorców? Czy działania tego typu faktycznie demoralizują społeczeństwo, czy raczej otwierają oczy na pewne problemy? Czy Libera miał rację, mówiąc, że bycie Polakiem oznacza bycie skażonym?
Olga Mądrowska
N
Na początek o pewnej kontrowersyjnej, a zarazem genialnej pracy znanego polskiego artysty. Powstała ona w roku 1996 i składa się z siedmiu pudełek różnej wielkości z klockami Lego. Jest to zestaw podstawowy razem z dodatkami, które pozwalają zbudować kompletny obóz koncentracyjny. W zestawie m.in. 2 baraki otoczone drutem kolczastym, 2 wieże strażnicze, brama, szubienica, budynek łaźni, krematorium, figurki więźniów i strażników oraz „sprzęt” do eksperymentów medycznych z figurką naukowca. Oczywiście kompozycją nie można się bawić, eksponowane są tylko pudełka ze zdjęciami fragmentów zestawu. Praca została zatytułowana „Lego. Obóz koncentracyjny” („Lego Concentration Camp”), a jej autorem jest Zbigniew Libera, jeden z najwybitniejszych polskich artystów ostat-
Wypowiedz się!
niej dekady. Jak należy się spodziewać, praca wywołała burzę, ataki na artystę, posądzanie o brak szacunku, o antysemityzm i propagowanie Zagłady. Liberę zapraszano na wystawy, z zaznaczeniem, by nie eksponować „Lego”. Kompozycja ta dużo lepiej została odebrana na Zachodzie niż w Polsce. Jednak nie jestem odosobniona w twierdzeniu, że jest to jedna z najlepszych prac ostatnich lat. Holocaust a sztuka
Sztuka opowiadająca o zjawisku Zagłady może nie jest zbyt nagłaśniana, ale jest obecna w twórczości różnych artystów, począwszy od końca wojny. W tej chwili odchodzi już pokolenie bezpośrednio dotknięte widmem obozów koncentracyjnych, a nadal powstają prace podejmujące tę problematykę. Istnieją trzy główne zasady
Czytaj i komentuj artykuł w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/684 fot. www.raster.art.pl
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Pod prąd, Holocaust
opowiadania o zjawisku Holocaustu, wyróżnione przez badacza Terrence'a Des Pres. Po pierwsze miało być przedstawiane jako przypadek totalny, wyjątkowy, ponadhistoryczny; po drugie – przedstawienia mają być adekwatne i wierne, a po trzecie należy do tego podchodzić z należytą powagą i szacunkiem. Jest to aktualne zarówno w literaturze jak i właśnie w sztuce, podejmującej tę problematykę. Jak ma się do tego praca Libery? Niewinne dzieciństwo?
Kolorowa zabawka, a zwłaszcza klocki Lego, to już ikona społeczeństwa konsumpcyjnego. Taka zabawka daje możliwość swobodnej ingerencji i tworzenia nieprawdy. A z czym w ogóle kojarzy się zabawka? Oczywiście z dzieciństwem, niewinnością, bezkrytycznością i bezpieczeństwem. Zabawka ma uczyć poznawać świat, edukować, rozwijać kreatywność i jednocześnie dawać przyjemność. Dziecko w społeczeństwie przecież jest chronione i izolowane od obrazów wojny i przemocy, przynajmniej taka jest powszechna opinia. Jednak obecnie dzieci są tak naprawdę otoczone krwawymi grami i kreskówkami pełnymi przemocy, bawią się żołnierzykami lub figurkami robotów i superbohaterów, modelami niszczycieli, mają plastikowe pistolety czy karabiny, aranżują sobie zabawę w wojnę. Zauważmy, że już nawet nie walka dobra ze złem, ale wojna i agresja stały się dla młodego pokolenia szczególnie atrakcyjne. Badając „Lego. Obóz koncentracyjny” warto również zaznaczyć, że klocki wykorzystane przez artystę to „Lego System”, czyli zestawy adresowane już dla starszych dzieci – w domyśle – świadomych, w co się bawią. Klocki tego typu są obiektem pożądania wielu dzieci, czymś zapraszającym do stworzenia własnego świata, własnego porządku, czymś gwarantującym brak kontroli i ograniczeń. Poza tym, skoro możesz zbudować sobie posterunek policji, bazę wojskową lub wyspę piratów, czemu nie wolno Ci się pobawić w Zagładę? Przecież to i tak tylko zabawa, to tylko klocki i to tylko „na niby”, więc co w tym złego? I tu właśnie kryje się cały dramatyzm! Zabawka to przecież coś, co ma wprowadzić dziecko w przyszłe życie, dać mu możliwość wypróbowania swoich
możliwości, rozwinięcia inwencji, wyćwiczenia się w czymś. Libera poszedł więc o krok dalej i wywołał burzę. Czy słusznie? A może takie było zamierzenie? A może przyszedł już odpowiedni moment na taką pracę? Zabawa w boga
Sztuka mówiąca o Holocauście do tej pory miała przede wszystkim edukować, zachowując przy tym złotą zasadę „odpowiedniości”. Sztuka ta jest bardzo estetyczna, spokojna, można nawet powiedzieć, że jest romantycznie melancholijna (zdjęcia obozów o zachodzie słońca, widoki na puste pola fotografowane z perspektywy drutu kolczastego). Jest to sztuka niema, milcząca. Prace miały przypominać i oswajać ten kawałek historii, by nigdy się nie powtórzył. Holocaust traktowano jako zjawisko jedyne, niepowtarzalne i zamknięte. Libera wyrażając myśl poprzez formę stosunkowo niewinnej zabawki, zdaje się otwierać na nowo ten skończony już temat, zaprasza do odegrania, bądź tworzenia własnych wizji Zagłady. Słowem, zaprasza do zabawy w boga. „Lego” Libery to tylko matryca myślowa. Poprzez atrakcyjną formę wywołuje w naszych umysłach wizję tworzenia własnego, co prawda zbudowanego z klocków, ale jednak obozu Zagłady. Co ciekawe, jest to jedna z tych prac, mówiących o Holocauście, w której widz odbiera problem z perspektywy oprawcy, a nie ofiary. Budowa obozu, choćby z klocków, to wzięcie odpowiedzialności za to, co tam zajdzie. Zrób to sam
Praca Libery zdaje się powielać schemat myślowy wcześniejszej pracy Eugeniusza Geta Stankiewicza, zatytułowanej „Zrób to sam/Do it yourself”. Jest to prosta kompozycja, składająca się z wyeksponowanych, jak w gablotce, elementów – figurki Jezusa z rozłożonymi ramionami, prostego drewnianego krzyża, młotka i trzech gwoździ. Uderzająca jest prostota tej pracy i celność jej wymowy. Każdy przecież zastanowi się dwa razy, nim przybije Jezusa do krzyża, choćby niewinną figurkę. Również, podobnie jak „Lego”, choć w innym wymiarze, zachęca widza do przejęcia roli oprawcy. Inną pracą, którą można odnieść
do „Lego”, jest „Eroica”, praca Libery stworzona w 1997 roku. Składa się z 50 pudełek z ołowianymi postaciami kobiecymi, stylizowanymi na klasyczne ołowiane żołnierzyki. Przedstawione są w dramatycznych, pełnych ekspresji i bólu pozach. Tu artysta również zwraca uwagę na problem wojny, przemocy i edukacji. Przecież żaden zabawkowy zestaw żołnierzyków nie zawierał nigdy postaci cywili, a przecież są oni potrzebni do stworzenia realistycznej wizji wojny, nawet na niby. Dla współczesnego dziecka bardzo ważny jest realizm i wiarygodność zabawy. Poza tym, kto powiedział, że nie wolno się bawić ofiarami przemocy? „I am from Poland; I've been poisoned”
G. Borkowski podkreśla, że w pracy Libery mimo wszystko „trzeba umieć dostrzec cudzysłów”. Libera jako jeden z pierwszych artystów nie próbuje uświęcać Holocaustu, nie opakowuje go w ramkę, by postawić na honorowym miejscu i rozpamiętywać w chwilach uniesienia. On po prostu jest świadom problemów, narosłych wokół Holocaustu. Wie, że temat wcale nie został wyczerpany. Obnaża mechanizmy obecne we współczesnej kulturze, ociera się, a może raczej uderza, w samo sedno tabu. Jak na ironię, praca zwracająca uwagę m.in. na problem edukacji i myślenia o Zagładzie, zostaje w pierwszej kolejności posądzona o propagowanie systemu popierającego Holocaust! „Lego” to niewątpliwie jedna z prac wyjątkowych. Wzbudziła liczne dyskusje, a poprzez kontrowersyjność i dwuznaczny charakter została zauważona i szeroko badana, artysta osiągnął więc swój cel. Z pewnością warto zastanowić się dłużej nad tą kompozycją, bo omówione powyżej problemy nie są jedynymi, o jakich chciał powiedzieć Libera. Pracę ostatecznie zakupiło Muzeum Żydowskie w Nowym Jorku. Paradoksalnie, kompozycja została dużo lepiej odebrana i zrozumiana na Zachodzie niż w Polsce. Ma to bez wątpienia związek z faktem, że to właśnie Polska została szczególnie napiętnowana widmem obozów koncentracyjnych i nie może do dziś uporać się z tym problemem. Czy zatem wszyscy jesteśmy skażeni?
5
6
Bez domu Dać rękawiczki, gdy zimą widzimy, że mają skostniałe ręce.
Zainteresować się człowiekiem, leżącym na schodach czy chodniku, a nie czekać, że zrobi to ktoś inny.
Magdalena Jóźwiak
T
Trudno pisać o bezdomności, gdy dookoła wiosna. Wszędobylski śpiew ptaków, młode liście na drzewach, trawniki pstrokate od kwiatów, „Zielono mi” i jakoś nie w głowie myślenie o tych, co bez domu. Temat bezdomności powraca późną jesienią, gdy chwytają pierwsze przymrozki, a spikerzy programów informacyjnych podają, że schroniska dla bezdomnych stopniowo się zapełniają i słyszymy powiadomienia o pierwszych ofiarach mrozu. Bez słów
Czy bezdomni potrzebują wsparcia tylko zimą, kiedy, jak ludzie z piosenki „Bez słów” Wolnej Grupy Bukowiny, kryją się w swych norach krecich, które dla nich przybierają formę
Wypowiedz się!
poczekalni na dworcu, klatek schodowych, altan działkowych, bunkrów, rozsypujących się budynków lub innych miejsc, służących za tymczasowe schronienie? Budzą niesmak, a nierzadko odrazę, gdy wybierają odpadki ze śmietników miejskich czy dopijają resztki alkoholu z wyrzuconych do koszy butelek. Często brudni i uzależnieni od alkoholu. Nierzadko cierpiący na różnorodne dolegliwości, a nawet poważne choroby, wloką cały swój dobytek w wypchanych po brzegi reklamówkach. Ci, którzy decydują się na spędzenie nocy w noclegowni przy ul. Kościuszki, muszą podporządkować się pewnym wymogom, np. nie wolno tam pić alkoholu. Te osoby, które mają decyzję kierownika placówki, mo-
Czytaj i komentuj artykuł w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/727 fot. P. Simoes, www.flickr.com, CC-BY
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Pod prąd, Bezdomność
gą tam przebywać nawet cały dzień. Pozostali między 19 i 7 rano, ale przy niekorzystnej pogodzie mogą często pozostać dłużej. Pomocy nie odmawia się też tym, którzy już są w stanie po spożyciu alkoholu, ale to uzależnione jest też od ich zachowania. W skrajnych przypadkach trafiają do izby wytrzeźwień. Sporo jest też jednak tych, którzy od noclegowni stronią. Zbyt silne są u nich niechęć do podporządkowania się np. zakazowi picia, obawa przed okradzeniem przez współtowarzyszy niedoli, nawyk włóczęgostwa, a w końcu potrzeba tego, by mieć własny kąt, choćby na ławce na dworcu i choć namiastkę poczucia niezależności. Niektórzy bezdomni robią rundkę po śmietnikach w poszukiwaniu puszek aluminiowych czy złomu. Zawsze można w ten sposób uzbierać parę groszy. Inni decydują się usiąść pod kościołem, licząc na jałmużnę. PRL
Bezdomność to zjawisko społeczne, które zagościło w Polsce na dobre w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ile by bowiem zła nie przypisywać czasom komuny, trzeba przyznać, że wtedy
praktycznie każdy miał gdzie mieszkać. Choć na pewno czas PRL przyczynił się w znacznym stopniu do rozpicia narodu i wpojenia ludziom przekonania, że można utrzymać siebie i rodzinę nie przemęczając się i kombinując. Skutki takiej postawy pokutują u niektórych do dziś, m.in. przekonaniem, że nie opłaca się dbać o to, co nie moje, a także, że państwo nam da, bo nam się należy. Łapówkarstwo, korupcja, brak inicjatywy i poczucia osobistej odpowiedzialności czy postaw obywatelskich, a także wyuczona bezradność to poniekąd spuścizna tamtych czasów. W tym też w pewnym stopniu trzeba upatrywać przyczyn obecnej skali bezdomności. Nie można też pominąć takich przyczyn, jak brak gospodarności i przedsiębiorczości, upadek wielu państwowych firm, zwolnienia i bezrobocie. Bezpośrednią przyczyną bezdomności czasem staje się eksmisja, wynikająca z braku opłat za czynsz. Jeśli dany obywatel nie ma prawa do lokalu socjalnego, może wylądować na bruku. Wiele jest przypadków, gdy ktoś zostaje bezdomnym, mając rodzinę w danym mieście. Często wpływają na to nałogi, głównie alkoholizm, ale nie zawsze. Niektórzy bezdomni przyzwyczajają się na tyle mocno do bezdomnego trybu życia, że nie przekonują ich racjonalne argumenty, przemawiające za postaraniem się o miejsce w domu społecznym czy w noclegowni. Perspektywa czystego łóżka, ubrania, regularnych posiłków i opieki lekarskiej na miejscu nie wystarcza w wielu przypadkach do tego, by ich skutecznie namówić na zmianę trybu życia. Często ludzie ci nie potrafią już wyobrazić sobie innego stylu życia. Nie czują się szczęśliwi, pędząc żywot wagabondy. Równocześnie jednak przemiana stylu życia wydaje im się być zbyt trudna, a często niemożliwa. Niektórzy bardzo tęsknią za rodziną i domem, widzą błędy, które popełnili, ale nie wierzą, że cokolwiek może się zmienić na lepsze. Często są zrezygnowani i w pewien sposób pogodzeni ze swoją walką o przetrwanie. Może boją się zaryzykować, by nie zawieść się po raz kolejny: na sobie, na rodzinie, na obcych ludziach?
Pomóc możesz i Ty!
Czy można im pomóc? Tak, choć nie zawsze w takim stopniu, w jakim by się pragnęło. W pierwszej kolejności warto poinformować właściwe służby, np. gdy zauważymy osobę pomieszkującą w niebezpiecznych warunkach lub potrzebującą pomocy. Jest to na pewno lepsze od bezczynności. Sytuację taką można np. zgłosić Straży Miejskiej lub pracownikom Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Jeśli istnieje możliwość rozmowy z daną osobą, warto się dowiedzieć, czy ma rentę lub jakiś inny stały dochód oraz czy ma podstawowe dokumenty, takie jak np. dowód osobisty. Warto też wiedzieć, jak dana osoba się nazywa i gdzie była ostatnio zameldowana. Kiedy już mamy te informacje, warto skontaktować się z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie i którymś z pracowników socjalnych, którzy mogą udzielić cennych informacji, jak można konkretnej osobie pomóc. Jeśli mamy dość siły, warto wtedy towarzyszyć takiej osobie w drodze np. do pracownika socjalnego lub lekarza, bo często brak im dostatecznej motywacji. Oczywiście dana osoba musi też wykazać chęć współpracy. Nie każdy czuje się na siłach pomagać bezdomnym w ten sposób. Myślę jednak, że nie powinno im się nigdy skąpić spojrzenia, które przywraca godność, a nie ją odbiera, czy też dobrego słowa. Można kupić herbatę w zimny dzień lub zupę w barze. Dać rękawiczki, gdy zimą widzimy, że mają skostniałe ręce. Zadzwonić po Straż Miejską, gdy jest zimno, a widzimy śpiącego człowieka na przystanku czy ławce. Zainteresować się człowiekiem, leżącym na schodach czy chodniku, a nie czekać, że zrobi to ktoś inny. Poza tym można wejść chociażby na stronę www.bezdomni.pl, gdzie znajduje się wiele pożytecznych informacji o tym jak pomóc i gdzie. Zainteresowanych bazą pomocy dla osób bezdomnych w naszym regionie odsyłam też na stronę: www.torun.pl, na której trzeba kliknąć na link: Uzyskać pomoc socjalną. Bardzo dużo cennych informacji zdobyć można dzwoniąc do noclegowni dla bezdomnych przy ul. Kościuszki w Toruniu. Zawsze też warto pamiętać o tych, co bez domu w modlitwie, bez względu na to, czy dają sobie pomóc, czy nie.
7
8
Pokolenie JP2: Tak. Ale po co? Szukałem was, a wy przyszliście do mnie? Czy to tylko pusty, nic nie znaczący slogan, wciąż dobrze sprzedające się logo? Czy Jan Paweł II stał się ikoną popkultury, a pokolenie JP2 modą na miarę czasów?
W
Mateusz Łapiński W kwietniu obchodziliśmy kolejną, już czwartą rocznicę „odejścia do domu Ojca” Jana Pawła II. To wydarzenie, będące zarówno zakończeniem pewnej, bardzo wyrazistej epoki dla Kościoła, świata a także dla Polski, zaowocowało pewnymi pojęciami, które weszły do powszechnej frazeologii. Mam na myśli m. in. użyte w tytule „pokolenie JP2”, tudzież owo „odejście”. Czy jednak „pokolenie JP2” znaczy coś więcej niż tylko zbiór ludzi wychowanych lub urodzonych za pontyfikatu Karola Wojtyły? Wszak historia najnowsza ma na swoim koncie już „Kolumbów rocznik 1920”, Generation X, czy Y. Jak bardzo owo Pokolenie jest związane z jego dziedzictwem? Kolumbowie, rocznik 2005
Powstają w naszym kraju pomniki, szkoły-pomniki, patronuje Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu, od jego imienia w wersji włoskiej została utworzona nazwa młodzieżowej organizacji wolontariackiej w Bydgoszczy, zwana GPS-ami. Jacek Cygan pisze teksty dla Rubika, gdzie odkrywa ukryty dotąd dla filologów związek, iż „w słowie pielgrzym – Rzym się zawiera”. Ludzie spotykają się 02.04. o 21:37 na wspólnej modlitwie. Są, pamiętają, czuwają. Na profilach na Naszej Klasie wstawiają okolicznościowe foty z papieżem. Identyfikują się z jego postacią, bo był jednym z nich, jed-
nym z nas. Nie prowadząc badań socjologicznych (choć podejrzewam, ze temat byłby wdzięczny), śmiem twierdzić, iż postać Jana Pawła II staje się powoli symbolem, aczkolwiek dość jednostronnie postrzeganym. Nasuwa mi się tu skojarzenie z postacią Piłsudskiego, którego działanie na rzecz niepodległości znamy, ale o jego pismach, poglądach na kwestie ustrojowe, nie wspominając o kontrowersyjnych działaniach typu przewrót majowy czy Bereza Kartuska. Nie mam zamiaru w tym miejscu insynuować, iż Jan Paweł II ma na swoim sumieniu równie „interesujące” przygody, ale poprzez zestawienie tych dwóch bohaterów narodowych, chciałbym tylko wykazać powierzchowność lwiej części Polaków w poznawaniu nauczania Jana Pawła II. Bo wiemy, że jeździł, wiemy że nauczał, że mówił o zstąpieniu Ducha i odnowie ziemi, „tej ziemi” itp. Nasuwa się pytanie: ile z osób emocjonalnie podchodzących do postaci Wojtyły czytało/czyta jego encykliki, listy, homilie i kazania? Jak wielu jest ludzi, pośród grona skandujących podczas jego pogrzebu „Santo subito”, którzy chcą stawać się świętymi za życia, do czego przecież nawoływał? Jednak śledząc prasę i media czasem mam wrażenie, iż całokształt tego, co dał światu Bóg poprzez postać tego papieża, zostaje sprowadzany do strawestowanego ha-
www.da.umk.pl
Wypowiedz się!
Czytaj i komentuj artykuł w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/707
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
9
Pod prąd, JP2, Studnia
sła: „Papież tak, Jezus nie”. Bo jak można inaczej wyjaśnić robienie świetnego interesu na dołączaniu biografii, albumów, nagrań przez wydawnictwa promujące wartości sprzeczne z nauką Kościoła... Przy tego typu działaniach oklejanie wina zdjęciem i podpisem „Giovanni Paulo Secondo” (sic! – widziałem na stacji benzynowej pod Turynem we wrześniu 2005) czy też kwiatki ale nie Jana Pawła II, a raczej jako wariacje na jego temat np. zapalniczka. Biblia pauperum, „licheńszczyzna” czy radosny folklor religijny á la sacro polo made in PRC?
Można obok tego przejść obojętnie, można się uśmiechnąć lub też oburzyć. Ale moim zdaniem poważniejsze zadanie stoi przed tzw. pokoleniem JP2, a właściwie przed tymi, którzy naprawdę identyfikują się z tym co on głosił, czego nauczał. Otóż tym zadaniem jest zrozumienie a potem poparcie dla działań obecnego papieża, którego osoba w ostatnich czasach jest narażona na, rzec by można zmasowane ataki ze względu na to co mówi, do czego nawołuję. Wystarczy przypomnieć kwestię muzułmańską z przemówienia w Ratyzbonie w 2006 roku czy zdjęcie ekskomuniki z lefebrystów. Papież stał się dzięki nim wdzięcznym obiektem ataku, dzięki jednoznacznie ukierunkowanym działaniom wiekszości mediów, dążącym do jego zdyskredytowania, a przez to,
jak ośmielam się twierdzić, pars pro toto nauczania Kościoła. Ledwo zniknęła sprawa lefebrystów, a pojawił się temat „Prezerwatywa a sprawa afrykańska”. „Dzięki” temu, Benedykta XVI nie po raz pierwszy monitowali przedstawiciele władz państwowych a rozliczne akcje miały na celu pokazać, że to co mówi, nie jest miłe uszom współczesnych. Wystarczy wspomnieć tu propozycję akcji na Facebook'u, polegającej na wysyłaniu do Watykanu prezerwatyw tudzież happening ActUp pod katedrą Notre Dame, gdzie aktywiści tej organizacji, ubrani w koszulki z napisem „Benedykt XVI morderca”, skandowali „Gumka życie ratuje, papież jej zakazuje”... Aby uzmysłowić Czytelnikom, jak postać obecnego papieża jest przez niektórych traktowana, wspomnę tylko o sprzedawanych swego czasu w Paryżu kondomach z jego podobizną i napisem: „Mówię nie!”. Nasuwa się zatem pytanie. Nie tyle o granice wolności wypowiedzi, dobrego smaku czy tonu, bo to komentuje się samo przez się, ale o gotowość. Nie chodzi tyle o rozwiązania siłowe, jakie zostały przeprowadzone przez kontrmanifestujących jako odpowiedź na happening grupy Act-Up, tyle co o zamanifestowanie swojego poparcia w sieci (www.tak-dla-benedykta.pl) czy też odważna obrona jego działań w rozmowach z ludźmi o letnim czy wręcz wrogim nastawieniu do niego. Ale czy współcześni katolicy są w stanie poprzeć swojego papieża?
Rozmawiamy o tym, co najważniejsze. W każdą środę na antenie Radia Sfera o 1 9. Audycję prowadzą: Dorota Kołodzicka, Natalia Tetkowska oraz duszpasterz akademicki o. Lesław Ptak SJ. www.sfera.umk.pl/sfera.m3u Do usłyszenia!
Biblioteka Duszpasterstwa Akademickiego
Odczuwasz brak dobrego słowa? Szukasz dobrej lektury na wekeend? Przyjdź do naszej biblioteki! Poezja, filozofia, teologia i nie tylko! W każdy wtorek, czwartek i piątek, między 1 6.30 a 1 8 i w środy między 1 0 a 1 2. Do poczytania!
fot. M. Dixon, www.flickr.com, CC-BY-NC
Którędy Droga?
10 Kalendarium
W kalendarzu... 1 1 maja
Przegląd Filmów Studentów Wydziału Filologicznego UMK www.odnowa.umk.pl 1 2-1 4 maja
Arch FilmFest, Kino Centrum www.csw.torun.pl 1 2-1 7 maja
Juwenalia
www.juwenalia.umk.pl 1 3-1 4 maja
X Majowy Buum Poetycki 2009 www.odnowa.umk.pl www.buumpoetycki.umk.pl 1 4 maja
Raz Dwa Trzy, Lizard King www.lizardking.pl www.kulturalnytorun.pl 1 5-1 6 maja
Dni Meksykańskie
Muzeum Podróżników 1 6 maja
„Słowiańska dusza” wieczór kabaretowy Aloszy Awdiejewa Dwór Artusa www.artus.torun.pl 1 8 maja
Krzysztof Ingarden – Matryca przestrzeni Galeria Wozownia http://wozownia.pl/ 20 maja
Slam Poetycki
www.odnowa.umk.pl 21 maja
Teatr SLUTSPIL (Dania) „Końcówka” (Samuel Becket), reż. Uta Motz www.odnowa.umk.pl 22-30 maja
Międzynarodowy Festiwal Teatralny Kontakt 2009 www.odnowa.umk.pl www.teatr.torun.pl 23-24 maja
Media Student, Warszawa www.mediastudent.org 26-31 maja
XIII Dni Kultury Japońskiej Kamienica pod Gwiazdą
Tak teraz tak teraz siedzimy w nowych klasach przy komputerach przy nowych czystych ławkach w wygodnych fotelach tak teraz uczymy się o wypchanych portfelach papierowych marzeniach przyjaźniach w kieszeniach trzymamy broń strzałem w skroń zbawiamy świat tak teraz nie ma nas jesteśmy nieraz przysypani propozycjami zagrania głównych ról w telenowelach tak teraz telewizja beton śmieci to nasze dzieci bawią się zapałkami podpalają dom strzałem w skroń zbawiają świat tak teraz wierzymy w technokrację wyznajemy automatyzację naszych życiowych ról na oczach widzów rzutem na taśmę w telewizorach z bronią w dłoniach zbawiamy świat w telewizorach z bronią w dłoniach zbawiony świat zbawiony świat
Mariusz Słonina Próba Słowa (2009)
11
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Warsztat
Przedsmak Przestraszonym pisklakom
otępiałym słuchem łowię dźwięki w siatkę na motyle z godziny na godzinę z dnia na dzień taniec boleśniejszy i piękniejszy jeszcze w wielkiej hali świata nie słychać jak płacze Człowiek mały pokurczony zamknięty w skorupie
Obsługa każdego dnia odczytuję i zapisuję instrukcję obsługi człowieka i tak się nie sprawdzi jaka ulga
Katarzyna Wiśniewska
w zaplątanej sieci w supłach i pętelkach niczym w fałdach kory planuje projektuje buduje swój mały intymny bezpieczny świat nudy
Z Herberta
życie zamieniając na makietę ludzi w pionki
i dzbanek rozbity i świtanie tapet popatrz –
Katarzyna Wiśniewska
uginam się pod ciężarem tanich klawiatur
a tymczasem przegrywam dwa - zero jak niejeden Wojaczek w brudnym hotelu Sieci
Mariusz Słonina Próba Słowa (2009)
Wypowiedz się!
Wyraź swoją opinię o wierszach www.podaj-dalej.info/czytelnia/warsztat
fot. Lagiuspo, www.flickr.com, CC-BY-SA
myślałem – płacz kochanków może być piękny nawet w przypadkowej kombinacji klawiszy
12
Lecę do Izraela! Nieustające konflikty zbrojne —
tak jawi nam się Izrael i państwa Bliskiego Wschodu. Okazuje się jednak, że w tym bliskowschodnim tyglu możemy odnaleźć przyjaciół, a nawet przeżyć wspaniałą przygodę!
Wojciech Laskowski
T
To było latem 2007 roku. Byłem jeszcze wtedy na wymianie studenckiej w Niemczech w ramach programu Socrates – Erasmus i nie wyobrażałem sobie niczego, co mogłoby przyćmić ten wspaniały czas. Pewnego majowego dnia dostałem e-maila o świetnym stypendium Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie i wymianie młodzieżowej Polska – Izrael 2007. Już po krótkiej chwili, gdy zaznajomiłem się z jej programem, wiedziałem, że to coś dla mnie! Trzymiesięczny pobyt (październik 2007 – styczeń 2008) miał upłynąć pod znakiem studiowania na uniwersytecie w Tel Aviv'ie, aklimatyzacji u izraelskich rodzin, różnorodnych wycieczek, spotkań promujących Polskę… Lista opcji i zalet tego stypendium zdawała się nie mieć końca! Ponadto, Muzeum pokrywało koszty przelotu i opłacało czesne, a nawet fundowało skromne kieszonkowe. Idealnie – pomyślałem i postanowiłem wysłać swoją aplikację zwłaszcza, że już w czasach liceum i pierwszych lat studiów szczególnie interesowały mnie wszelkie aspekty historii i kultury Bliskiego Wschodu. Dialog
Przed wylotem Muzeum poprosiło nas (razem ze mną miała lecieć 10-ka studentów) o towarzyszenie grupie studentów z Izraela (starszych ze względu na 2-3 letnie szkolenie militarne,
odbywane zaraz po ich maturze), która zawitała do nas we wrześniu. Program tej krótkiej wizyty obejmował pokazanie im najciekawszych miejsc w Warszawie i w Krakowie ze względu na historię i dialog polsko-żydowski. Jednak prawdziwym celem była chęć pokazania im Polski właśnie z naszej perspektywy – ludzi śmiało patrzących w przyszłość, a nie z gazet czy wiadomości, kształtujących wizerunek Polski jako wielkiego cmentarza (wiele wycieczek z Izraela odwiedza bowiem tylko tereny obozowe, zupełnie zapominając o najwartościowszych zakątkach naszego kraju). Izraelscy przyjaciele odwdzięczyli się nam z nawiązką, towarzysząc nam i pomagając przez cały czas naszej 3miesięcznej wizyty w ich niezwykłym kraju. Erec, erec!
Już na lotnisku w Tel Aviv'ie miałem okazję poczuć klimat tego miejsca, gdy to dwóch funkcjonariuszy zaczęło mnie przepytywać o cel mojej wizyty w Izraelu, po tym jak zrobiłem kilka ujęć słońca nad terminalem... Środków ostrożności w tym kraju nigdy za wiele – każde miejsce publiczne ma przy wejściu wykrywacz metali, a zgubiony plecak czy torba mogą wywołać prawdziwy alarm bombowy (przekonałem się o tym niebawem, gdy spiesząc na poranny lektorat z hebrajskie-
Autor był stypendystą II edycji stypendium Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie X 2007 – I 2008, więcej: www.jewishmuseum.org.pl fot. Y. Golan, www.flickr.com, CC-BY-SA, obok: Autor
go, byłem świadkiem, jak policyjny robot „rozbroił” czarną plastikową torbę, oddając do niej kilka strzałów). Na lotnisku przywitała nas nasza opiekunka Tsipy (Zipi, Cipi, „Mamuśka”) i od razu zabrała na obfite śniadanie do dawnego portu w Tel Aviv'ie. Zamieszkałem u pana Andrzeja, nieopodal centrum Tel Aviv'u. Pan Andrzej (psycholog, urodził się w Łodzi, w latach 50-tych wyemigrował z całą rodziną do Izraela) okazał się być bardzo dobrym i lubiącym żartować towarzyszem wieczornych posiedzeń przy stole, gdy to po całym dniu zajęć próbowałem wyciągnąć od niego tajniki hebrajskiej mowy i alfabetu, co oboje wspominamy z rozrzewnieniem do dziś. Ma wspaniałą córeczkę imieniem Yael, której słodycz i niesforność zarazem najlepiej oddają chyba ducha tej ziemi. Dzień mojego przylotu okazał się dniem jej dziewiątych urodzin i zdobyłem jej dozgonną miłość paczką Toruńskich Pierników w czekoladzie. Minęły długie tygodnie, zanim przestała mnie wypytywać o „szokołat”. Razem chodziliśmy na wielki targ (szuk) Karmel, szukając najlepszych serów i oliwek u arabskich tragarzy. Humus i falafel
Reszta moich znajomych z Polski zamieszkała w okolicach miasta i parę razy mieliśmy okazję spotkać się wszyscy razem. Dużym zaskoczeniem by-
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Studenci, Na trasie
ło dla nas to, że słońce zachodzi tam o wiele szybciej niż w Polsce i już po 17-ej zapada zmrok, co pozwalało długo spacerować w ciepły wieczór ulicami miasta otulanego przyjemną bryzą znad morza. Cudowna pogoda pozwalała praktycznie każdego dnia korzystać z piaszczystej plaży (nawet w grudniu!), którą można było dojść do bardzo starego miasta Jaffo, szczycącego się wielowiekową arabską tradycją. Tam ja i mój żołądek wypatrywaliśmy miejsc, gdzie podają najlepszy humus i falafel (pasta i kotleciki z ciecierzycy), o thinie nie wspominając (przysmak z sezamu). Tam też znaleźliśmy urokliwy Kościół, dokąd chodziliśmy na mszę w języku polskim. Lomedet ivrit
Nasz tydzień zajęć, z racji piątkowego szabatu, miał tylko 4 dni. Studiowaliśmy razem z ludźmi z całego świata – najczęściej byli to młodzi Żydzi z USA i Europy, więc nasza polska grupa stanowiła zwartą nie-żydowską enklawę. Sama tematyka zajęć cechowała się różnorodnością – historia, społeczeństwo, ekonomia a nawet zajęcia o Holocauście. Nauczyciele często skłaniali nas, wręcz wywierajac presję, do dyskusji i patrzenia na różne zagadnienia z całkiem nowej perspektywy, a rzeczą wprost niepojętą dla mnie było to, że na pierwszych zajęciach podali nam swoje numery telefonów oraz
dokładne godziny dyżurowania, dając tym samym do zrozumienia, że zawsze jesteśmy mile widziani. Nierzadko człowiek wychodził z klasy zmęczony po długim wykładzie, ale jakże zadowolony z wszystkiego, co tam usłyszał i doświadczył. Każdy dzień na uniwersytecie zaczynał się od lektoratu języka hebrajskiego, co stanowiło atrakcję samą w sobie. Poranne wstawanie, co zrozumiałe, było mniejszą przyjemnością. Oprócz nas uczęszczali tam słuchacze z Czech, Hiszpanii, a także Chin (drogi Bang Fu). Nasza nauczycielka Hava dzielnie zachęcała nas do nauki i jeszcze dzielniej żegnała z zapasem pracy domowej na drogę… po takim wysiłku i okresach zniechęcenia wiem, że było warto i nawet dziś, od czasu do czasu, zaglądam do moich hebrajskich notatek, aby lomedet ivrit. Już tylko Kiler!
Dzięki pomocy różnych miłych osób udało nam się przeprowadzić wieczorki promujące Polskę, gdzie zaproszonym studentom prezentowaliśmy nasze ukochane miasta, czyli Łódź, Kraków, Lublin, Częstochowę, no i oczywiście Toruń! Jednak prawdziwa prezentacja Polski miała miejsce w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, gdy kilkudziesięcioosobowy tłum zajadał się naszymi specjałami z wigilijnego stołu. Na deser zaserwo-
waliśmy projekcję polskiej komedii „Kiler”… okazała się tak niezrozumiała, że, pomimo angielskich napisów, pozostało ledwie 6 osób i nawet nasz szaleńczy śmiech z ostatnich rzędów nie był w stanie dopomóc izraelskim studentom w jej przełknięciu! Innym naszym ważnym zadaniem było przeprowadzenie wywiadu z Żydami polskiego pochodzenia, którzy ocaleli z Holocaustu i opracowanie go na potrzeby Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Wymagało to od nas dużej dozy delikatności i cierpliwości, gdyż osoby te opowiadały nam historię swojej rodziny i dzieliły się z nami osobistymi przeżyciami z tamtych tragicznych lat. Okazało się, że ci ludzie, mimo podeszłego wieku, często tryskają zdrowiem i nadal cieszą się słońcem, plażą, morzem, czyli po prostu życiem! To było i pozostaje bardzo cennym doświadczeniem. Dzień powrotu do Polski jest chyba jedynym, którego nie pamiętam z tamtych dni spędzonych w Ziemi Świętej – jej piękno, cudowni ludzie, magia pradawnych dziejów i wciąż niepewna przyszłość tworzą niezapomnianą mozaikę fascynujących obrazów i przeżyć, które powracają do mnie z różnym natężeniem, ale zawsze powodują, że chce się wrócić. Wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji tego snu – toda raba (hebr. – bardzo dziękuję)!
Wypowiedz się!
Czytaj i komentuj artykuł w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/728
13
14 Studnia
fot. L.M. Gonzales, www.flickr.com, CC-BY-NC
O miłości do siebie Pragniemy czuć się potrzebni i kochani. Pragniemy dostrzegać sens swych starań. Gdy jednak napotykamy problemy, tracimy nie tylko wiarę w siebie. Przestajemy siebie kochać
www.podaj-dalej.info/node/299
Magdalena Jóźwiak Czy kocham siebie? Dla niektórych z nas to jedno z najtrudniejszych pytań. Jak odróżnić miłość do samego siebie od egoizmu, samolubstwa, egocentryzmu i narcyzmu? Z tymi bowiem słowami często kojarzy się pojęcie miłości do samego siebie. Kiedy dokucza przygnębienie, doświadcza się porażki, plany się pokrzyżowały czy skrytykowano nas, najczęściej pierwszą reakcją jest doszukiwanie się winy w sobie i chęć dodatkowego samoukarania. Czujemy się beznadziejnie i pognębiamy jeszcze bardziej, tak jakbyśmy próbowali traktować ranę, zamiast oliwą miłości, solą, pieprzem i octem. Nie szczędzimy sobie gorzkich słów, wypominamy sobie wypowiedziane słowa lub ich brak, żałujemy swoich działań, rozliczamy się szczegółowo i rygorystycznie z przeszłością, kolekcjonujemy błędy, rozpamiętujemy potknięcia i ubolewamy nad upadkami. W czasie chandry, nielubienia swego życia i siebie niczym kpina brzmi w naszych uszach czyjaś zachęta, by „pokochać siebie”. Czy ta osoba wie, o czym mówi? Czy wie, czego żąda? Zachęta, by zadbać o siebie, zainwestować w siebie, sprawić samemu sobie niespodziankę czy zrobić coś miłego dla siebie spotyka się z grymasem ogromnej dezaprobaty na twarzy, tak jakby proponowano pójście na karuzelę komuś, kto cierpi na zawroty głowy. Zrobić coś tylko dla siebie samego? Po co? Najczęściej pragniemy robić coś dla kogoś i w ten sposób też dla siebie. Od przygotowania potrawy, podarowania upominku po podzielenie się radością z osiągniętego sukcesu, efektów pracy czy codziennymi mniejszymi i większymi radościami oraz trudami dnia. Stąd, gdy ktoś proponuje skupienie się na jakiś czas na miłości do siebie samego i wyrażenie jej
wobec siebie samego, nie mamy na to ochoty. Zawodzi nawet nasza pomysłowość na to, czym to wyrazić. Dla siebie samych mamy się stroić? Dla siebie rozwijać? Czy nie po to czytamy, oglądamy, poznajemy, by dzielić to z innymi? A często też, by szukać potwierdzenia poczucia swej wartości w ich oczach? By odbijać się w wyrazie ich aprobaty i na tym budować swój pozytywny wizerunek? Potrzebujemy, oczywiście, uznania i docenienia bez wyjątku. Pragniemy czuć się potrzebni i kochani. Chcemy, by cały trud, który wkładamy w pracę, życie rodzinne, budowanie relacji miłości i przyjaźni, służbę innym, w jakikolwiek sposób by ona się nie przejawiała, dawały owoce. Pragniemy dostrzegać sens swych wysiłków i starań. Szczera pochwała, niewynikająca niejako z obowiązku czy dobrych manier lub nawet litości, motywuje często dużo bardziej niż krytyka. Docenienie czyjegoś wysiłku i pracy dodaje danej osobie skrzydeł i zachęca ją do jeszcze lepszej pracy. Zachęca, ale nie powinno stanowić głównej motywacji do działania. To każdy z nas sam w środku powinien być przekonany do słuszności tego, co czyni i powinien umieć bronić swych racji również wtedy, gdy spotka go krytyka i niezrozumienie. A może zacząć być trochę lepszym dla siebie? Nie oskarżać się nieustannie. Przygarnąć siebie samego jak dziecko, spragnione zainteresowania i czułości. Zapytać swoje serce, czego mu potrzeba i jak można mu pomóc. Przyznać sobie prawo do błędów, zarówno tych z przeszłości, jak i pogodzić się ze świadomością, że mogę wbrew najlepszym chęciom popełnić kolejne. Zdjąć z siebie jarzmo perfekcjonizmu i odetchnąć powietrzem ze świadomością, że mam do niego
prawo. Dostrzec własne piękno i wyjątkowość. Uznać, że ma się pełne prawo do życia, tak jak i wszyscy dookoła. Nie warto też czekać, że polubi się siebie i zaakceptuje dopiero wtedy, gdy ktoś nas pokocha i zaakceptuje. Może to być, oczywiście, bardzo pomocne, ale niekoniecznie skuteczne czy też budujące dla relacji. Jak można bowiem kochać kogoś bez zniewalania, jeśli wpierw nie pokocha się siebie, a spojrzenie na własną osobę uzależnione będzie od sposobu, w jaki będzie nas postrzegać ktoś drugi? Czy da nam szczęście inny człowiek, jeśli nie odnajdziemy szczęścia najpierw w sobie samych i fakcie, że żyjemy? Prawdy tego typu zazwyczaj wypowiada się i pisze dużo łatwiej niż wprowadza w życie. Czy potrzebujemy do poczucia osobistego szczęścia innych? Czy wystarczymy sami sobie? Obawiam się, że nie. Nie jesteśmy stworzeniami przystosowanymi do życia w całkowitej izolacji od innych. Potrzebujemy siebie nawzajem, bez względu na stan, wiek, pochodzenie, wykształcenie, zawód czy aspiracje życiowe. „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe.” (Gal. 6, 2) Możemy służyć sobie nawzajem słowem, wsparciem materialnym i duchowym. Największym jednak darem jest dar obecności. Świadomość bliskości emocjonalnej i duchowej oraz pamięci, nawet pomimo dzielących nas kilometrów. Często Bóg przychodzi do człowieka przez drugiego człowieka. Ceńmy ten dar towarzyszenia sobie nawzajem w drodze ku przyszłości. Drugi człowiek to też zachęta do służby, do twórczej wymiany. To dar i zadanie. Aby umieć jednak przyjąć ten dar i wykonać zadanie, trzeba się wytrwale uczyć miłości do siebie.
15
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Kulturalnik
„Wyśnione życie aniołów” to świetny tytuł. Przyciąga. Film o kobietach. Zdawałoby się, że idealny na babski wieczór. Zapowiedź wskazywała na głęboką, poruszającą historię dwóch kobiet: Marie i Isy (w tych rolach bardzo dobrze sprawdziły się Natacha Regnier i Elodie Bouchez), które przyjmują zupełnie odmienne, skrajne postawy – agresji i optymizmu – by ochronić się przed zranieniem. Banalna historia o upadku kobiety – anioła? A może o upadku miłości? Przeszywa szaleńczo pesymistycznym obrazem świata i natury ludzkiej. To kino albo dla masochistów, albo dla mega optymistów, którzy wszędzie, nawet w najtragiczniejszej sytuacji, potrafią odnaleźć cień słońca. Czy tego ma uczyć ta opowieść? Mimo wszystko, film mało
Łzy Słońca
reż. Antoine Fuqua, USA 2003
„Łzy Słońca” reklamowało hasło: Uczono go, by wykonywał rozkazy. Został bohaterem, ignorując je. Bo czasem są takie momenty, kiedy nieposłuszeństwo staje się obowiązkiem. Film wojenno-przygodowy, będący powieleniem, starego jak Afryka, schematu, ukazuje infantylny obraz Nigerii. Czy wojsko bowiem (nie tylko amerykańskie) zachowuje się jak przystało na żołnierzy, ratujących ludzkość przed zagładą? To opowieść o konflikcie między zasadą profesjonalisty a sumieniem twardziela (w tej roli Bruce
odkrywczy. Przytłaczający. Szarości obrazu nie ratują nawet dobre ujęcia (chociażby w scenie końcowej), które udały się twórcom może przez przypadek? Film wywołuje skojarzenie z lekcją, na której nikt nie ma ochoty być, choć wszyscy zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie niesie absencja. Przypomina o tym, że życie to nie bajka, że nie każdy cukierek słodki jest. A może film wydaje się frustrujący, bo za trudny? Zbyt wymagający dla przeciętnego widza, który pod wpływem chociażby popkultury, wyraził poniekąd zgodę na ograbienie siebie ze zdolności do wchodzenia na poziom wyższych uczuć? A może to spotkanie drugiego człowieka sprawia, że zaczynamy dostrzegać inną perspektywę, inaczej patrzeć na siebie i świat
reż. Erick Zonca, Francja 1 998
wokół? Czy zdecydujemy się na walkę o siebie? A może upuścimy nić pomocy i… prysną nasze relacje inter- i intrapersonalne? A stąd już tylko krok do… upadku. To choć mroczne studium psychologiczne pozwala spojrzeć na różne typy osobowości, na rozmaite wybory i odmienne zakończenia buntu wobec twardej rzeczywistości. „Wyśnione życie aniołów” pokazuje codzienność, aniołów nie upadłych, a słabych, którym zdarza się potykać o kamienie losu. Niepokojąca tonacja, barwa filmu pokazuje skutki braku pragnień, marzeń. Jakie są owoce życia bez celu? I czym wobec tego jest życie? Przekonacie się oglądając film Ericka Zonca.
Katarzyna Wiśniewska
www.podaj-dalej.info/node/482 Willis). Czy „machanie” karabinem, nej papce nie do przełknięcia? w imię posłuszeństwa dowódcy, staZdjęcia afrykańskiej przyrody nie się ślepym nakazem? Na szczęście, i wschodzącego nad stepem czerwow przewidywalnym do granic możli- nego słońca mogą (muszą!) zauroczyć. wości scenariuszu zabrakło miejsca Podobnie jak muzyka (Hans Zimmer), na rozbudowany ckliwy, miłosny oddająca klimat Czarnego Lądu (dowątek (brawo, bo pokusa musiała być brze zaaranżowana, dynamiczna gra duża – wszak u boku komandosa wy- na bębnach to największy atut filmu!). stępuje Monica Belluci). Niemniej jed- Mam tylko jeszcze jedną wątpliwość: nak pozostaje pytanie: jak długo jesz- ile w tym stereotypowego myślenia cze będziemy godzić się na przebiera- białego, cywilizowanego człowieka nie poważnych, dramatycznych histo- o Afryce? rii życia ludzi w hollywodzką propaKatarzyna Wiśniewska gandę? Cóż po pięknej, lecz patetycz-
www.podaj-dalej.info/node/680
Wyśnione życie aniołów
[ varia] [ qlinaria] $> N. A. L. E. Ś. N. I. K. 2. 0 Wyciąg z książki kucharskiej dla informatyków ( tu tylko skrót) : W życiu każdego informatyka przychodzą takie chwile, w których ogarnia go wielki, niezdefiniowany bliżej niepokój . Przychodzi rozdrażnienie, palce nie trafiaj ą w klawiaturę, generalnie wszystko się wali i nic nie idzie. Ale spokoj nie, natura wynalazła specj alne lekarstwo na tę dolegliwość, więcej – każdy informatyk j est w stanie j ą skutecznie zaaplikować. Lekarstwem tym j est N. A. L. E. Ś. N. I. K 2. 0. A oto i procedura działania: Krok 1. Ściągnij paczkę Polega to na zwołaniu znaj omych, kumpli, kumpeli, przyj aciół, kolegów z boiska, słowem – kogo tylko dusza zapragnie. Tak! Informatyk to w gruncie rzeczy istota społeczna, więc na pewno ktoś się znaj dzie. Uwaga! Z grona paczki wyłączeni są, podkreślam, wyłączeni są „znaj omi wirtualni”!
II Pressmaniak
16
polecenie: . /ściągnij paczkę Krok 2. Rozpakuj paczkę polecenie: . /rozpakuj paczkę na kanapę ( fotel) Krok 3. Sprawdź zależności Tu należy sprawdzić, czy posiadamy wszystkie narzędzia niezbędne do skompilowania N. A. L. E. Ś. N. I. K. - A ( ten etap zwyczaj owo nazywamy konfiguracj ą) : polecenie: . /skonfiguruj naleśnik [ opcj e] Opcj e niezbędne: – platforma: pokój /kuchnia – JEST! [ architektura naleśnika: Akademik, Stancj a] – preprocesor: mikser – BRAK! [ należy razem z paczką ściągnąć mikser] – procesor: kuchenka gazowa/elektryczna – JEST! – kompilator/linker: patelnia/łopatka/garnki – JEST! – środowisko docelowe: talerze/kubki/sztućce/żołądek – CZĘŚCIOWO SĄ [ zaleca się ściągnięcie ich razem z paczką] Opcj e opcj onalne ( dodatki zwiększaj ące funkcj onalność N. A. L. E. Ś. N. I. K. - A – możemy skompilować N. A. L. E. Ś. N. I. K. - A, tak by odpowiadał naszym naj bardziej wyszukanym wymaganiom) : – opcj e zwiększaj ące wydaj ność energetyczną: nadzienie – BRAK! [ zaleca się ściągnięcie razem z paczką] – opcj e zwiększaj ące przemianę materii: napoj e – BRAK! [ zaleca sięściągnięcie razem z paczką] – opcj e poprawiaj ące humor: gitara/dj embe/youtube – SĄ! – opcj e użytkownika – Tak! Użytkownik może sam sobie coś dodać – WEDLE UZNANIA Krok 4. Skompiluj N. A. L. E. Ś. N. I. K. Ten etap polega na połączeniu wszystkich składników ( wymaganych i opcj onalnych) oraz zlinkowaniu poszczególnych modułów polecenie: . /upiecz naleśnik uwaga: zaleca się, by ten etap przeprowadzać wspólnie z paczką! Krok 5. Zainstaluj N. A. L. E. Ś. N. I. K. Ten etap polega na instalacj i naleśnika w odpowiednim miej scu na dysku ( zazwyczaj w katalogu paczka/żołądek) Potem j uż tylko czuć niebo w gębie : D Pliki po nieudanej $HOME/sedes
kompilacj i
trafiaj ą
do
katalogu
[ varia] [ qlinaria] $> Mariusz Słonina [ varia] [ qlinaria] $> www. podaj - dalej . info/node/714 fot. M. Stimpson, www.flickr.com, CC-BY-NC
4-5 kwietnia studenci zainteresowani dziennikarstwem zgromadzili się na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Po raz drugi odbywały się tam warsztaty zorganizowane przez Magazyn Studencki UP w Lublinie „Radar” i Akademicką Grupę Medialną UMCS. W ramach warsztatów słowo głosili: Adam Kulik („Film dokumentalny jako forma dzienniarskiej wypowiedzi”), Dariusz Bugalski („Dziennikarstwo społeczne”), Rafał Ziemkiewicz („Publicystyka – granice dziennikarskiej przyzwoitości”), Andrzej Koziara („Poza obiektywem – korespondent wojenny”), ks. Mieczysław Puzewicz („Wspieranie wolnej myśli w krajach reżimowych”), Hirek Wrona („Zmiana roli dziennikarza muzycznego”), Paweł Nowak („Target w dziennikarstwie – kierunki rozwoju mediów studenckich”) oraz Radosław Guz („Media elektroniczne”). Uczestnicy mieli okazję gościć w „Radiu Centrum”. Wybór prelegentów był bardzo dobry: ciekawe osobowości, znający się na rzeczy ludzie, otwarci i gotowi na konfrontację z poglądami adeptów sztuki dziennikarskiej i ich szalonymi, studenckimi pomysłami. Inicjatywa warta uwagi! Dlatego mam nadzieję, że wiosenne spotkania środowisk mediów studenckich staną się tradycją – czekamy na zaproszenie za rok!
17
Podaj Dalej 31: Marionetki, www.podaj-dalej.info
Adam Nóżka
Całe pokłady intelektu należy dziś włożyć w poprawę sytuacji biednych tego świata. Wśród przepychu i nadmiaru dóbr, charakterystycznych dla wielu środowisk, niewyobrażalne, a jednak możliwe i aktualne pozostają niewiarygodne dysproporcje między krajami rozwiniętymi i tymi, które klasyfikuje się jako Trzeci Świat. Zresztą, trzeci świat można często znaleźć na własnym podwórku, za ścianą, na swojej ulicy, we wsi czy mieście. Tymczasem w zalewie informacji, słów, obrazów i wydarzeń gubi się podstawową wrażliwość i świadomość tego, co najważniejsze. Jesteśmy nierzadko oślepli od blasku i krzyku tandety, chaosu, wojny informacyjnej, rywalizacji o władzę, oglądalność i klienta wszelkimi środkami. Coraz dalej przesuwa się granica tego, dokąd można się w tym celu posunąć. Często wydaje się, że granicy już nie ma. Żadnej. Daliśmy sobie wmówić, że nic się nie da zrobić i nie warto walczyć o zmiany czy reagować na niepokojące zjawiska, obserwowane na co dzień. Gdy zza ściany dobiegają okrzyki, płacz, odgłos regularnych uderzeń tłumaczymy, że wiele dzieci chowa się wśród pijaństwa i przemocy, bo taki już ten świat. Kolejny dealer narkotykowy bezkarnie rozprowadza po mieście dawki wyniszczających środków odurzających, ale nie zgłaszamy tego nigdzie, tłumacząc się przekonaniem, że policja i tak nic z tym nie zrobi. Ktoś jest kozłem ofiarnym w swojej klasie i nikomu niespieszno stawać w jego obronie, bo a nuż narazi się wtedy na podobny los. Organa odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie reagują na przemoc, której dopuszcza się młodzież w małym miasteczku. Na ławce lub schodach przy frontonie kamienicy w mroźną noc zasypia podpity mężczyzna, a w szpitalu chorzy leżą pokotem, nieprzebrani i nie umyci, podczas gdy odpowiedzialne za ich opiekę osoby twierdzą, że nie ma sensu ich zbyt często myć, bo i tak się zaraz wybrudzą. Zaniedbuje się przeprowadzenia podstawowych badań pacjentom szpitala, a badania przewlekle chorych ogranicza do absolutnego minimum lub wyznacza się im terminy wizyt, których zapewne nie doczekają. I co? „Takie jest życie.” – kwitujemy, wzruszamy ramionami i idziemy dalej. Czy wierzysz, że tak musi być? Czy rzeczywiście pozostaje nam jedynie twierdzenie, że to część krajobrazu naszej rzeczywistości i niech naprawianiem świata zajmą się inni? Niech odczepią się ode mnie, niech ciebie nie wkurzają. Bo my mamy swoje życie, swoje sprawy i to nie w naszym interesie leży nadstawianie karku za kogoś i narażanie się w najlepszym przypadku na posądzenie o nadgorliwość? W tym wszystkim tonie pojedyncze cierpienie. Dramat jednostek, które przeżywają życie w półśnie, półbiegu, pośpiechu. W natłoku obowiązków bez znaczenia, pieniędzy, które wyda się na bzdury. Zerwanych, niepielęgnowanych relacji. Późnych lub szybkich małżeństw. Prędkich rozwodów. Przyjść i odejść. Nie-pokoju. Nie chcę tak żyć. A Ty?
Magdalena Jóźwiak
www.podaj-dalej.info/node/501
Apel
Wiosna przyszła nagle. Rozbuchana, bezczelna, intensywna w kolorach i zapachach, jakby miała być pierwszą i ostatnią w naszym życiu. O ile łatwiej nam teraz zachłysnąć się tym, co w życiu pierwsze, nowe, jedyne, o ile trudniej pochylić się nad kategorią spraw ostatnich i ostatecznych. Wszystkie nasze winy leżą pokotem, jak wiosenna, zdeptana jeszcze trawa. I ta największa, najcięższa, jak kamień, którego nie należy obracać, że jest Ktoś, kto pokochał mnie aż do ostatniego gwoździa, do ostatniej deski.Z perspektywy kolejnej wiosny, wstemplowanej w legitymację, nasze pierwsze życiowe wybory oceniamy albo z sentymentem i pobłażaniem, albo gorzko, w zależności od konsekwencji, jakie za sobą przyniosły. I tak, wybieramy bądź odrzucamy wiarę, decydujemy się na określony kierunek studiów, deklarujemy, że gdzieś przynależymy, bo chcemy być choć trochę biali lub choć trochę czarni, nigdy pośrodku. Studenci konserwacji stanowią dość specyficzną grupę. O swoim kierunku mówimy dużo, wyliczamy ilość godzin spędzanych na uczelni, licytujemy się co do wartości i wyjątkowości konserwowanych w ramach zajęć obiektów, dumni ze swoich umiejętności i zmęczenia, jakim zostały one okupione, jeszcze bardziej niż inni uciekamy od tych półtonów i odcieni szarości. I choć kategoria wiary jest u nas, jak wszędzie, kwestią tylko i wyłącznie osobistej decyzji, to religia jest wpisana w tok studiów zarówno tych do Kościoła przynależących, jak i tych od Niego uciekających. Począwszy od pierwszego roku studiów, umiejętność rozpoznawania ikonografii tematów biblijnych jest jedną z ważniejszych, jakie egzekwuje się od studentów. Stopniowo jesteśmy wprowadzani do poszczególnych pracowni, gdzie piętrzą się obrazy i rzeźby sakralne, pochodzące z kościołów detale architektoniczne i sprzęt liturgiczny. Ukoronowaniem roku akademickiego są letnie praktyki studenckie, które w większości przypadków odbywają się właśnie w świątyniach, przy malowidłach ściennych i epitafiach, gdzie z wysokości drewnianych rusztowań, z wiarą bądź niewiarą, spoglądamy w kierunku tabernakulum. Wierzymy nie tylko w biblijne Zmartwychwstanie, ale przede wszystkim w zmartwychwstanie przedmiotu, który przywracamy do życia na wszystkich płaszczyznach, na których wieki temu został do niego powołany. Każdego dnia obserwujemy, jak ponownie zaczyna istnieć w swojej warstwie materialnej i semantycznej, z całą odzyskiwaną stopniowo mocą oddziaływania na widza wierzącego i niewierzącego. I kiedy wyschnie już ostatnia warstwa werniksu, gdy ostatnia deska rusztowania zostanie wyniesiona z kościoła, pozostajemy sam na sam z dźwięczącym w uszach pytaniem: czy wierzę? Ja, Herbertowska liczba najbardziej pojedyncza. Za rok wiosna też przyjdzie nagle, z dnia na dzień, głośna, jaskrawa, zachłanna. Co wtedy powiemy o naszych pierwszych decyzjach, co zechcemy położyć na szali, gdy przyjdzie nam się z nich rozliczyć? Ostatni akt jest krwawy, choćby cała sztuka była i najpiękniejsza – gruda ziemi na głowę i oto koniec (Blaise Pascal). Na zawsze? Na trzy dni, jeśli uwierzę.
www.podaj-dalej.info/node/690
Ostatni. Myśli o konserwacji
Studenci, Pod prąd
18 Fel-je-tą
Kwiecień-plecień, czyli dlaczego ogórek nie śpiewa Mateusz Łapiński Wstałem rano. Świtające słońce posmagało mnie po twarzy, co było skuteczniejsze od budzika tradycyjnego i trzech alarmów w telefonie. Nie czułem się jednak najlepiej tego kwietniowego poranka. Smak chipsów cebulowo-serowych na zmianę z jogurtem brzoskwinia-maracuja przypominał o wczorajszej imprezie, dedykowanej wyrobom nabiałowo-ziemniaczanym. Poczucie tzw. „papcia” pogłębiało zarówno owo doznanie, jak i wczesna pora. Mechanicznym ruchem włączyłem radio. Usłyszałem coś tylko, że będzie słonecznie aż do końca miesiąca. Pomyślałem: co za debil może tak stwierdzić? Usłyszałem w gościnnym pokoju rozentuzjazmowany głos komentatora w telewizji, obwieszczający rozgromienie przez naszą reprezentację dotychczasowej potęgi futbolu wynikiem 10:0. Co się dzieje? – zapytałem się, stając zadumiony „przed oczyma duszy mojej”. Ding, dong – zadzwonił dzwonek u drzwi. Otwieram, patrzę: nikogo nie ma, ale za to jest na wycieraczce gazeta. Przypomniałem sobie film „Zdarzyło się jutro”. Ktoś chce mnie wkręcić do jakiejś „Ukrytej kamery”? Patrzę na datę – dzisiejsza – uff, czytam już spokojniej. Swoją drogą miło, że ktoś się pofatygował, by ją podrzucić. Mój wzrok przykuwa, napisany wielkimi „wołamij”, krzykliwy nagłówek: Mamy Autorytet!!! Czytam zaciekawiony. Okazuje się, że znalazła się taka postać – ba, co więcej, dotychczasowe autorytety nie dość, że przy Tym bladną, to jeszcze same dobrowolnie i bez przymusu mediów uznają Go za Prawdziwy Autorytet. Świad-
Wypowiedz się!
czą o tym liczne laudacje na cześć oraz gratulacje od przywódców G-8. Nareszcie Polska ma Autorytet. Wydźwięk komentarza Redaktora Naczelnego jest znamienny: teraz wszyscy mogą nam naskoczyć, ot co. Z niedowierzaniem śledzę dalsze tytuły doniesień prasowych: „Przez Kryzys do gwiazd – Polska aprowizuje załogę stacji kosmicznej”, „Gwiazdy zostały na lodzie – czas antenowy dla filmów Bergmana”, „Słowacja eksportuje ropę do Rosji” itd., itp. Niesamowite. Poszedłem do kuchni, aby spożyć codzienne śniadanie: kuleczki czekoladowe z pasztetem firmowym. Przełykam strawę w niepokoju: co też jeszcze przyniesie dzień? Ogolony tyle o ile, za to w niedoczasie, wybiegam na autobus ostatniej szansy, aby zdążyć do pracy na czas. Ale oto katastrofa: arterią, którą miałbym pojechać do firmy przechodzi barwna parada uśmiechniętych heteroseksualistów, dumnych ze swojej orientacji, wznoszących okrzyki, domagających się od rządu tego, czego jeszcze nie mają. Na czele, moi znajomi ze Stolicy: Joasia i Robert. Po prostu niewiarygodne – ale ja ich widzę, oni mi kiwają, uśmiechem przepraszają, że nie mogą zatrzymać się i pogadać. Ja ich rozumiem. Mimo pokoju w sensie militarnym, udało im się zjednoczyć ok. 10 milionów Polaków (tak wzmiankowali chwilę potem w radio w warzywniaku, dokąd poszedłem) i razem domagali się poszanowania praw od rządu. „Niech żyje Konstanty i jego żona Konstytucja!” – krzyknął ktoś na cześć przywódcy opozycji. I wszyscy podchwycili, skandując po chwili ową fra-
Czytaj i komentuj artykuły w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/683
fot. practicalowl, www.flickr.com, CC-BY-NC
zę. Oszołomiony do cna, wszedłem do rzeczonego warzywniaka, aby czas oczekiwania na przejście pochodu zabić konsumpcją kiszonych ogórków. Gdy po godzinie tłum przelewał się ciągle, a nawet bardziej, machnąłem ręką i trzymając w niej ogórka wróciłem do domu. Może zapytacie, czy się szczypałem? A jakże – wielokrotnie nawet. I nic. Nie spałem. Usiadłem wygodnie na fotelu, włączyłem program informacyjny: same dobre wieści – dzieci z ubogich rodzin otrzymały wysokie dofinansowanie na dożywianie, bezrobotni zostali zatrudnieni masowo przy budowie autostrad, obcięto wysokość diet dla parlamentarzystów, a pozyskane środki przeznaczono na stypendia dla studentów itp., itd. Mimo zajmującego głosu bardzo sympatycznej i atrakcyjnej prezenterki, zasnąłem. Chyba od nadmiaru wrażeń. Obudziłem się chwilę po 24, gdy nadawano program publicystyczny „Dla Dorosłych” – i oto słyszę, że sytuacja jakby zmieniła swój obrót o 180 stopni. Miało być tak pięknie... Chwytam dostarczoną rano gazetę, patrzę dokładnie na zegarek – wskazuje niezbicie, że dziś już jest drugi kwietnia. W tej chwili, tylko ogórek, podczas snu zakrzepły w mej dłoni i do cna wyciśnięty z soku, wydawał mi się realny.
Warsztaty teatralne
Sztuka latania
Warsztaty integracji ruchowej (fot. grupowa)
Pantomima
Podstawy reżyserii
W dniach 27-29 marca odbyły się Warsztaty Teatralne zorganizowane przez nowopowstałe Stowarzyszenie Teatrów Studenckich. Uczestnicy warsztatów (głównie młodzież licealna i studenci) mieli okazję spróbować swoich sił podczas zajęć z reżyserii (prow. A. Słociński), emisji głosu (M. Cysewska), wyobraźni aktorskiej (A. Nowak), teatru ruchu (E. Adamiszyn, A. Kędzia) i pantomimy (A. Balcerzak). Warsztaty były również okazją do poznania tajników sztuki latania (A. Nowak), a na koniec uczestnicy mogli pobawić się w trakcie zajęć z integracji ruchowej (E. Chrulska, M. i M. Chmielak). Warsztaty odbywały się w Dworze Artusa, OdNowie, klubie eNeRDe oraz w SP1 . Więcej informacji: www.podaj-dalej.info. Fot. Mariusz Słonina, www.picasaweb.google.com/mariusz.slonina. W tle „bawienie” dziecka w trakcie treningu wyobraźni aktorskiej.
fot. Mariusz Słonina więcej: www.podaj-dalej.info, www.picasaweb.google.com/mariusz.slonina
Park Miejski na Bydgoskim, 5/04/2009
Teatr Zasłuchani – Misterium Męki Pańskiej