Porcję wstydu poproszę Galerianki Studencie – na scenę! Skażeni PRL-em www.podaj-dalej.info
...bo warto!
Patronaty Pedagogu, zaplanuj swoją podróż! 2 czerwca na Wydziale Nauk Pedagogicznych odbyła się III Toruńska Pedagogiczna Konferencja Studencka pt. „Pedagogu zaplanuj swoją podróż – wybierz alternatywę dla siebie”. Jej celem było poszukiwanie alternatywnych aktywności dla absolwenta z wykształceniem pedagogicznym. Studenci przedstawili własne propozycje, zapraszając uczestników do wspólnej dyskusji nad możliwościami pedagoga na rynku pracy oraz przybliżając charakter pracy doradcy zawodowego, mediatora, trenera oraz animatora. Przeprowadzili także warsztaty, podczas których zaprezentowali metody i techniki pracy z osobami dorosłymi o różnych profilach zainteresowań, odmiennych oczekiwaniach i zróżnicowanych doświadczeniach życiowych. Tematyka tegorocznego PKS-u spotkała się z dużym zainteresowaniem (udział wzięli studenci z Torunia, Bydgoszczy, Warszawy, Poznania, Łodzi).
III PKS, 2.06.2009, www.pks.umk.pl
W numerze: Porcję wstydu poproszę 4 Galerianki 6
Pod prąd
Skażeni PRL-em 8 Patriotyzm. Dlaczego? 8
Patriotyzm
Partnerzy medialni:
Warsztat 11 Kulturalnik 14
Kawa raz?
www.e-studenci.pl
Bajka o miłości 12 To zależy od Ciebie 12
Studnia
Nagość, akt a obscena 13
Sztuka
Epizod. Trzeci 15 Studencie – na scenę! 16
Studenci
Czy ci nie wstyd??? 18
Fel-je-tą
www.radar.up.lublin.pl
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
Jedynka
Podaj Dalej Okazjonalnik Akademicki DA Studnia, ISSN 1 732 – 9000 (Bez)Wstyd [32], czerwiec 2009 Wydawca: Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów www.da.umk.pl Adres: ul. Piekary 24, 87-1 00 Toruń tel. 056 6554862 wew. 25 e-mail: redakcja@podaj-dalej.info www.podaj-dalej.info Redakcja: Katarzyna Wiśniewska (redaktor naczelna), o. Krzysztof Dorosz (opiekun), Alicja Kaczmarek (korekta), Anna Wosiak (korekta), Aleksandra Zimmer (korekta), Anna Caban (grafika), Mariusz Słonina (grafika, skład) Stale współpracują: Olga Mądrowska, Magdalena Jóźwiak, Marta Lis, Paweł Lubrański, Tomasz Kulicki, Mateusz Łapiński, o. Grzegorz Dobroczyński SJ Logo/Koncepcja graficzna: Mariusz Słonina, Anna Caban Okładka: Anna Caban Pytania, propozycje i uwagi prosimy kierować na adres: dtp@podaj-dalej.info Reklama: Pytania i oferty prosimy kierować na adres: reklama@podaj-dalej.info Aktualny cennik: www.podaj-dalej.info/reklama Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany tytułów. Wykorzystane materiały są własnością ich autorów. O ile nie zaznaczono inaczej, publikacja na stronie www oraz numery archiwalne objęte są licencją Creative Commons Uznanie Autorstwa Użycie Niekomercyjne 3.0 http://creativecommons.org/licenses/bync/3.0/. W celu komercyjnego użycia opublikowanych materiałów prosimy o kontakt z Redakcją. Autorzy mają prawo zmiany licencji.
Podaj Dalej jest składane w Scribusie (www.scribus.net), z pomocą Gimp'a (www.gimp.org) i Inkscape'a (www.inkscape.org) Archiwalne numery: www.podaj-dalej.info/archiwum
Myśli kosmate Mija kolejny rok pełen nowych doznań, obaw, pełen uroku i wdzięku. Miliony pytań, kołtuny myśli, których nie byłabym w stanie rozczesać. Brak czasu na cokolwiek i wiara w to, że gdzieś jednak się ten czas znajdzie. Zderzenie marzeń z rzeczywistością. Wybory – bardziej dzieła przypadku niż świadome decyzje? Zbierany bagaż doświadczeń powiększył się o kolejne sukcesy i porażki. I dobrze. Dzięki jego sporym rozmiarom łatwiej będzie zmierzyć się z życiem, zamiast bezwolnie mu się poddawać. Tymczasem lato pachnie przygodą. Zagramy w grę? – Jaką grę? W grę „a co jeśli”. A co jeśli będę miała czas?
A co jeśli zawsze byłoby lato? (...) Pamiętajcie, gdy będziecie zbaczać z drogi i stąpać po niepewnych gruntach, by czas letni nie okazał się czasem straconym. Niech obfituje w wartościowe doświadczenia i relacje. Niech stanie się przestrzenią eksperymentu i zabawy aż do wybicia październikowego dzwonka powrotu... Dajcie się ponieść pasji! Niech lato inspiruje, dodaje odwagi. Niech będzie to czas nieustającej fiesty! Bo lato nie sprzyja wywiązywaniu się z zobowiązań (co nieco o tym wiemy), więc wypocznijcie, naładujcie akumulatory i... wróćcie do nas! Dziękując wszystkim za wszystko, życzę pomyślnie zdanych egzaminów wszelakich, a zaraz po nich, czerpania z życia garściami, tańczenia do rana (i koniecznie na stole), śmiania się głośno i zakochania (nie tylko w Johnny'm Depp'ie). Niech to lato będzie kolorowe, ekspresyjne, mocne. Bo jak się bawić, to dla przyjemności, nie z konieczności! I tylko żeby potem wstydu nie było!
Katarzyna Wiśniewska, red. naczelna
Czytaj i komentuj numer w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/867 ...bo warto!
3
4
Porcję wstydu poproszę
Co to jest wstyd? I czy to wstyd się wstydzić? Czy jego brak bardziej ułatwia nam, czy utrudnia osiągnięcie celu? Czy nasze współczesne pojmowanie wstydu nie mija się z jego pierwotnym znaczeniem? I jak może się on okazać pomocny w trudnych życiowych sytuacjach?
M
Jakub Wolski
Mam wrażenie, że pojęcie wstydu zwykło się ostatnio pojawiać wyłącznie w ramach dyskusji na temat wąsko pojętej seksualności: epatujące seksem filmy, reklamy, nagość i skąpe stroje, (fry)wolny seks, libacje itd. Mam wrażenie, że to popularne skojarzenie pojęcia wstydu z taką tematyką strasznie zubaża jego sens. Popularne krytyczne artykuły pod hasłem: „Zbyt wiele seksu w filmach i reklamie” nie znajdują tak naprawdę oddźwięku. Moim celem jest pokazanie sytuacji bardziej pierwotnych, gdzie pojęcie wstydu odgrywa autentycznie kluczową rolę. Pretekstem niech będą juwenalia... Przebieramy się za smerfy i toczymy uczone debaty...
...śmieje się do mnie moja Smerfetka, kiedy wczesnym rankiem 14 maja przebieramy się na uliczny, juwenaliowy karnawał. O czym rozmawiamy? O tym, że za jakąś godzinę, przebrani za niebieskie stworki będziemy pukać ludziom w szyby samochodów na pobliskim skrzyżowaniu i prosić o drobny datek. Żeby mnie tylko nikt znajomy nie zobaczył — mówi Asia. Nie
Wypowiedz się!
Czytaj i komentuj artykuł w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/869 fot. Joanna Wojno
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
Pod prąd, Juwenalia
jest do końca przekonana, to jej pierwszy raz... Asiul — mówię — to przecież żaden wstyd, to fajna zabawa, show. Czy na pewno? To już trzecia taka moja akcja, można powiedzieć, że jestem już otrzaskany. Niezupełnie – po półtorej godziny paradowania z szerokim uśmiechem między autami i zaczepiania kierowców będę zmęczony jakbym przerzucił tonę węgla i ani będę myślał o tym, żeby coś podobnego powtórzyć wcześniej niż za rok. Czemu tak? Nasza uczona, tego ranka, debata traktuje o wstydzie. Zanim wyjdziemy na drogę, musimy, każdy sobie, odpowiedzieć na szereg pytań: Czy nie jesteśmy śmieszni albo czy nie nachalni, może jednak bezczelni, w końcu, czy się nie narzucamy i czy to, co robimy nie jest zwykłym żebractwem? Może lepiej dajmy spokój, może zostańmy w domu, wyśpijmy się dobrze? Może po prostu zrezygnujmy z akcji, nie angażujmy się nadto, nie bawmy na całego. Wybierzmy coś bezpieczniejszego, zwykłego, pospolitszego. To już lepiej nie róbmy nic. Tak więc nuda, bierność, tchórzostwo – nie tak miało wyglądać... Jezu, czy to musi być takie złożone? Jak się odnaleźć w podobnych sytuacjach? No, można się nie przejmować, prawda? Można iść prosto do celu bez zbędnego namysłu... Widziałem ludzi naprawdę słabo przebranych – w szlafrok albo dres dajmy na to. Byli raczej niemrawi, zrezygnowani, jakby ich tu przy drodze zostawił jakiś juwenaliowy alfons i kazał prosić ludzi o drobne. Nie brzmi fajnie co? Mi byłoby wstyd. No, ale myśmy się trochę nad tym naszym wdziankiem napracowali. Był pomysł, było zaangażowanie, no i był efekt – ludziom się podobało więc i nam szło jakoś tak lekko. Kurczę, w sumie to chodzi o efekt, no nie? Mówiąc brutalnie, liczy się to, ile kasy udało nam się zebrać... Dwa lata temu spotkałem taką naprawdę „odważną” dziewoję. Aż miło było patrzeć, jak w niedbale narzuconym kitlu wbiega przebojem wprost pod koła aut, jak sprawia, że hamują z piskiem opon. Darła się tak bez kompleksów tuż nad uchem: „Grooosik dla studeeeenta” i raz po raz przebojem zgarniała mi „klientów” sprzed nosa. Kurczę, przebojowa la-
ska, musiała zgarnąć niezłą sumkę. Dziś wykłada pewnie asertywność na jakiejś zacnej akademii – respect! Serio? Wszyscy byli wściekli. Kierowcy trąbili i stukali się w czoło, inni dawali jej coś na odczepne. Ja, o ile pamiętam, miałem jej do powiedzenia kilka słów na temat wstydu, ale niespecjalnie udało nam się nawiązać kontakt wzrokowy. Zamiast tego patrzyłem wściekły w jej pielęgniarski tyłek, który raz po raz wypinała mi przed nosem. Oj, należał jej się klaps, ale wyzwałaby mnie pewnie od... Zresztą nieważne. W każdym razie, staraliśmy się być z Asią delikatniejsi niż owa dziewoja – nikt na nas nie trąbił, dla każdego, płacił czy nie, mieliśmy uśmiech, „tekścik”, pozdrowienie, nawet tych z karteczką „Do not disturb” staraliśmy się traktować ulgowo. Straciliśmy na tym? Nic podobnego, swoje uzbieraliśmy. Co niektórzy sami zatrzymywali auta, by nam coś rzucić za fajny show. No i zachowaliśmy twarz... Szukanie wstydu wszędzie tam, gdzie nie trzeba...
No dobra, ale może w tym miejscu ktoś będzie rozczarowany: Artykuł miał być przecież o wstydzie, a tymczasem autor tu sobie sentymentalnie dzienniczek prowadzi o tym, czego on tam z dziewczyną nie robił w juwenalia... Żeby chociaż sprawa dotyczyła jakiejś rzeczywistości intymnej. Gdzie się podziało oburzenie skąpym ubiorem studentek, pochwała czystości przedmałżeńskiej, napiętnowanie rozwiązłego życia akademików czy choćby protest przeciwko epatującej seksem reklamie w przestrzeni miejskiej? Powoli. Czytelnikowi należą się wyjaśnienia. Pomimo, że wszystkie powyższe problemy w oczywisty sposób o temat wstydu zahaczają, to nie zajmą mnie tu, z kilku co najmniej powodów. Po pierwsze, nie mieszkam w akademiku. Po drugie, podobnie, jak większość mieszkańców miast, nie zwracam zbytnio uwagi na poszczególne reklamy – jest ich zwyczajnie zbyt wiele, są zbyt ordynarne i pospolite, by się na nich skupiać. Podobnie rzecz się ma zresztą z dziewczynami od krótkiej spódnicy i głębokiego dekoltu. Najogólniej chcę pojęcie wstydu
odwiązać od napompowanej, napiętnowującej, oskarżycielskiej retoryki. Zostawmy to politykom – język taki nikomu, tak naprawdę, nie służy może za wyjątkiem tych, co walczą o władzę. Zerwijmy z tego typu dyskursem, obrzydł nam już wystarczająco. Chcę powiedzieć o wstydzie jak o czymś współcześnie zapomnianym: wstyd nie jest narzędziem oskarżania i ośmieszania, nie jest narzędziem politycznej walki. Wstyd jest najbardziej osobistym, moralnym uposażeniem nawigacyjnym na sytuacje trudne, niejednoznaczne, zagmatwane. Jedną z takich przedstawiłem powyżej. Nie szukałem daleko – gdzieś w problemach wielkich miast albo w zachowaniu współczesnej młodzieży w Polsce – pisałem o moim wstydzie, o tym, jak mi posłużył, jaki miałem z niego użytek w niecodziennej sytuacji. Opowiedziałem, jak mi wtedy pozwolił zachować twarz, bądź co bądź, niebieską. Dam inny przykład, bardziej powszechny tym razem. Chodzi o bieżącą kwestię migracji zarobkowych czy, mniej górnolotnie, wariacji na temat zmywaka. Kto się w wakacje wybiera dorobić gdzieś na Wyspy czy do Skandynawii albo się choćby nosi z takim zamiarem, niech teraz słucha uważnie. Jeśli się na podróż nie wyposażysz we wstyd, nie wyszlifujesz go sobie dobrze i nie wyostrzysz, zrobią z Ciebie szmatę i popychadło, rozumiemy się? Wrócisz pewnie z portfelem, wypchanym dość, by zajechać na imprezę furą, błysnąć myślowym skrótem, drogim drinem i błyszczącym golfem. Ale to będzie wszystko – w oczy ludziom nie spojrzysz, chyba, że zza okularów. Zachwianie moralnego błędnika
Ze wstydem jest jak z równowagą – przydaje się tym bardziej, im cieńszy jest grunt, po którym stąpasz. Tam, gdzie wiele możesz zyskać i jeszcze więcej stracić; tam, gdzie przejście jest czymś wyjątkowym, spektakularnym, a upadek czymś dotkliwym i śmiesznym – wstydź się. Zachowaj tę zasadę, a ocalisz wdzięk dziewczyny, która kiedyś sprawiła, że zmiękły pod Tobą kolana. Szanuj swój wstyd, a nabierzesz gracji, co, jak taniec nad przepaścią, zapiera dech w piersiach. Uśmiechasz się ironicznie? No to jedź, szlifuj angielski...
5
6
Galerianki Emanacja seksem, wulgarność i pruderia. Powierzchowność i zniewolenie komercją. A wszystko po to, by mieć. Piętnastoletnie ciało w zamian za dostatnie, wygodne i puste życie. Czy to tylko taki nowy styl życia, na miarę czasów, czy też problem, na który milcząco pozwalamy? Gdzieś, między butikami bezwstyd prowadzi do „bezmiłości”...
M
Katarzyna Wiśniewska
Mocny, wyrazisty makijaż, białe kozaczki, skąpa miniówka i obcisła różowa bluzeczka, obowiązkowo z głębokim dekoltem, ukazującym koronkową bieliznę, powiększającą młode piersi. Wyzywające. Bezwstydne. Pozory, które mają tuszować nieśmiałość, samotność, odrzucenie. Tak można scharakteryzować, tzw. typową blacharę, lodziarę, szlaufarę, razówkę, ukazaną w filmie „Galerianki” (reż. Katarzyna Rosłaniec; film został przedstawiony na 32. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni). Jednak wystarczy się rozejrzeć wokół, wystarczy mieć oczy i uszy otwarte na życie, które toczy się tuż obok. To nie film. To rzeczywistość. To realny problem w świecie
Wypowiedz się!
Czytaj i komentuj artykuł w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/840
fot. www.photos8.com
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
Pod prąd, Prostytucja
obłędnej konsumpcji, w której liczy się tylko „mieć tu i teraz”, bez względu na koszt moralny. Wieloletnie spychanie naturalnej sfery cielesności i seksualności do zakamarków nieistnienia doprowadziło do wielkiego wybuchu, po którym nastąpiła emanacja seksem w postaci wulgarności, powierzchowności, pruderii i zniewolenia instrumentalizmem i komercją. Skutkiem ubocznym bariery językowej, która dotyczy „tych spraw”, stały się akcje pod kryptonimem „wzajemnej wymiany usług”, które odbywają się w centrach handlowych dużych miast. Jednakże ofert dla „dziewczynek do towarzystwa” nie brakuje także w Sieci. A wszystko po to, by mieć modną komórkę z wieloma funkcjami, firmowe ciuchy, czy luksusowe kosmetyki. Wiadomo jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia; podobnie potrzeby – w ten sposób gadżety zamieniają się w weekend w spa, egzotyczne wakacje, opłatę kursu prawa jazdy, czy czesnego za studia. A jak śpiewa Maryla Rodowicz: Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa. Bo to co nas podnieca, to czasem też jest seks, a seks plus pełna kasa, to wtedy sukces jest.
Walls of shame
Tym, co w tej całej smutnej historii szokuje najbardziej, jest ciche przyzwolenie. Milcząca zgoda na fakt, że, niemal na oczach setek ludzi, dochodzi do nieletniej prostytucji. Co na to dorośli? Co na to rodzice? Gdzie byli, gdy ich pociechy z dziecka przeistaczały się w kobiety i/lub mężczyzn? Bagatela, kilka lat wyjętych z rodzinnego życiorysu. Jak to się mogło stać? Jak można zostawiać dorastającego człowieka sam na sam z masą pytań, problemów, kompleksów, przeżywającego burzę hormonów? Wiara w to, że szkoła i edukacja seksualna (które już same w sobie budzą wiele wątpliwości i pozostawiają dużo do życzenia) okiełzna te burzę, wydaje się być irracjonalna. Na marginesie dodam tylko, że przekonania niektórych rodziców i nauczycieli, jakoby słowo „seks” nie istniało w słowniku nastolatka, który skupiony jest wyłącznie na nauce (czyli chowanie pod dywan spraw ważnych dla młodego, borykającego się z dojrzewaniem człowieka), prowadzi do instrumentalnego podej-
ścia do ciała i seksualności – własnej i cudzej. Ale jak wytłumaczyć to dyrektorowi szkoły licealnej, który jest święcie przekonany, że 90% uczennic, kończących szkołę jest dziewicami? (Pytanie za 100 punktów: jak szanowny pan to sprawdza?!). Rodzina to jest siła
Niestety, wciąż o tym zapominamy. Karmimy się złudnym przekonaniem, że problemy dotykają tylko tzw. patologicznych rodzin, w których królują: ubóstwo, przemoc, alkohol, narkotyki. Ale tu chodzi o coś więcej. Konsumpcyjny styl życia, agresywne media, zastępujące matkę i ojca, skoncentrowanych na karierze, prowadzą do sytuacji, w której dziecko ma własny pokój, pełną lodówkę, wszystko, czego zapragnie i jednocześnie pozbawione jest zainteresowania ze strony bliskich. Czy te dobra materialne uchronią je przed wyjściem na pasaż handlowy z własnym ciałem jako kapitałem, zapewniającym dostatnie, wygodne i puste życie? Brak więzi, pustka emocjonalna, głód bliskości. To prowadzi do przekleństwa piękna wielu nastolatków sprzedających własne ciało i psychikę, gdzieś pomiędzy butikami. Zapyta ktoś, co takiego bulwersującego jest w tym, że człowiek próbuje zaspokoić głód. Niby nic. Naturalnym odruchem wydaje się być chęć zaspokojenia potrzeb. Jednak – delikatnie rzecz ujmując – niepokojący jest sposób, w jaki coraz młodsi próbują ugasić pragnienie czułości. Najtrudniejszy pierwszy krok, potem to już „z górki” i nawet przyzwyczaić się można, bo przecież to robota jak każda inna, a utrzymać się jakoś trzeba. Trzeba być kimś
„na poziomie”, by grupa cię szanowała. Przyklejanie się do półproduktów, kurczowe trzymanie się iluzji (bo tak łatwiej?), która nie uleczy pękniętych serc. Czy nie ma innej drogi? Brak alternatyw, pomysłu na siebie i swoje życie, pozory kontrolowania sytuacji oraz kusząca opcja bycia zauważonym przez kogokolwiek prowadzą do sięgania po substytuty. Ale głodny miłości, nie nakarmi się biologią. Uciekając w doznania, nigdy nie zaznają szczęścia.
Młodzież, karmiona namiastkami, łudzi się, że po latach odstawi „papkę” i zacznie żyć zdrowo. Mam jednak wątpliwości, czy to w ogóle możliwe, skoro już na starcie owi młodzi ludzie nie potrafią powiedzieć „nie”. Choć bardzo życzyłabym sobie i im, by bezwstyd, którego doświadczają, stał się tylko epizodem, bolesną lekcją, którą warto zapamiętać na całe życie. A nie ot, takim nowym stylem życia – na miarę czasów. Czy nie powinno być nam wstyd za bezwstyd?
Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi. Jak łatwo jest stanąć z boku i przykleić etykietkę. Zaszufladkować: dziewczyny z przeszłością i bez przyszłości. Z jaką lekkością i bezmyślnością wydajemy wyrok, oskarżając innych o chodzenie „drogą na skróty”. Ale czy w ten sposób nie posługujemy się skrótem myślowym, generując kolejne stereotypy? Czy blizna odciśnięta na ich psychice nie jest wystarczającą karą? Jeśli w ogóle można mówić o karze, bo czyją winą jest to, że nie nauczyły się odczytywać drogowskazów? Być może nikt nie pokazał im, że można żyć inaczej. Że każdy jest kimś, ale nie każdy jest sobą.
Galerianki (określane również mianem „szlufy”) to nastolatki oddające się prostytucji w centrach handlowych. Nieletnie prostytutki oferują seks za prezenty, które sponsorzy kupują im w galeriach handlowych. Ponieważ większość galerianek to dziewczynki poniżej 1 5 roku życia, mówić możemy o pedofilii ze strony usługobiorców. U podłoża młodocianej prostytucji najczęściej leżą patologie społeczne (więzi, relacji, braku zrozumienia, szacunku i miłości) Wśród przyczyn prostytuowania się nieletnich wymienia się: • konsumpcyjny styl życia • chęć zaistnienia w grupie rówieśniczej • agresywne media • patologie w rodzinie oraz biedę Problem galerianek zwykle podejmowany jest jednorazowo, na niewielką skalę, wydaje się nie spotykać z należytym oddźwiękiem społecznym. Dlatego potrzebna jest kampania społeczna o szerokim wydźwięku i uświadomienie opinii publicznej istoty i wagi problemu. (www.galerianki.net)
7
8
Skażeni PRL-em O urodzonych po 80. roku można mówić wiele. Śledząc jednak, choćby tylko pobieżnie, ostatnie wydarzenia, parafrazując nieco słowa warszawskiego rapera Pezeta, można stwierdzić, że jest to pierwsze wolne pokolenie skażone PRL-em. Mariusz Słonina
Wypowiedz się!
Czytaj i komentuj artykuły w Sieci: www.podaj-dalej.info/node/858 www.podaj-dalej.info/node/715
D
Dla większości młodych ludzi okres między 45. a 89. rokiem istnieje właściwie tylko w podręcznikach historii i to w tej ich części, której zwykle w szkołach się nie omawia. Nieliczni pamiętają przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, większość jednak zna go tylko ze słyszenia, z ulicy czy z mediów. Studenci Wydziału Nauk Historycznych drżą co prawda na samą myśl o egzaminie z „powojennej”, pozostali jednak już dawno odłożyli tę kartę na biblioteczną półkę, sądząc, że pokryje się ona grubą warstwą kurzu z powodu braku czytelników. Historia dla historyków
Okazuje się jednak, że bibliotekarki ani nie narzekają na brak zainteresowania tą tematyką, ani nie mogą spokojnie jej skatalogować. Co chwilę przecież ktoś przynosi, w sobie tylko znanym celu, czy to wycinki czyichś biografii w postaci pożółkłych notatek odkrytych „przypadkiem” na dnie biurka, czy to jakieś podpisy i pomięte fotografie, czy w końcu, „szczęśliwie” odnalezione po latach w wannie, teczki. I wystarczy tylko z grubsza przejrzeć nagłówki gazet, by pokusić się o stwierdzenie, że wśród tych gorliwych czytelników, pasja odkrywania historii przekroczyła nie tylko granicę zdrowego rozsądku, ale i absurdu. Nie jestem historykiem. I nie pamiętam
tamtych czasów, nie mnie więc oceniać powody takich a nie innych decyzji. Mam jednak nieodparte wrażenie, że rozliczanie przeszłości stało się na tyle modne i łatwe, że warto się temu poświęcić choćby dla pięciu minut sławy. To przecież takie proste napiętnować człowieka w mało przemyślanym brukowym tekście. Być może są podstawy ku temu by twierdzić, że dana osoba była współpracownikiem Służb Bezpieczeństwa i należy jej się kara za wyrządzone krzywdy. Problem pojawia się jednak w momencie, gdy rozliczanie przeszłości jest narzędziem gry politycznej i odbywa się na zasadzie polowania na czarownice, niczym polowanie na komunistów w Stanach w połowie zeszłego stulecia. Z mojego dwudziestopięcioletniego punktu widzenia to żądanie zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone przez ostatnie kilkadziesiąt lat sprawia niemniejszą krzywdę tym, których to nie dotyczy. Ta niepohamowana chęć odegrania się za stare czasy przesłoniła to, co powinno być dla Starych najważniejsze – Jutro i przyszłość ich dzieci. W życiu różne rzeczy się mogą przytrafić i być może podpis był potrzebny, by wyjechać i się rozwijać, z nadzieją, że kiedyś zaowocuje to dla kraju. Być może podpis mógł być potrzebny, by ocalić kogoś z rodziny. I dlatego warto choćby trzy razy zastanowić się, czy warto dla sławy
Patriotyzm. Dlaczego? „Boże pozwól bym potrafił gdy Ojczyzna mnie zawoła zamiast piersi wypiąć d...” — patriotyzm na miarę XXI wieku, czy raczej jego brak? Po dwudziestu latach wolności musimy odpowiedzieć sobie na to pytanie Mateusz Łapiński
Kochanie to trudna sprawa, zwłaszcza w sytuacji,kiedy więcej się daje, niż dostaje (albo gdy tak to postrzegamy). Czy istota miłości jako „posiadanie siebie w dawaniu siebie” to łatwe zadanie? A jeśli obiektem owej miłości jest rzeczywistość, w pewnym sensie, abstrakcyjna – Polska? „Ojczyzna, kiedy myślę” – czy to tylko daty 966, 1410, 1918, 1978, 1989 i kilka innych, „bursztynowy świerzop” oraz widok „pól malowanych zbożem rozmaitem”, Adam Małysz z Kryształową Kulą w dłoniach oraz inne motywy, te heroiczne i te arkadyjskie? Czy też może to suma tego, co wymienione powyżej oraz
świadomość dat rozbiorów na przestrzeni ostatnich trzech wieków, żywotnych dziś śladów ubekistanu, zniszczeń powodziami i trąbami powietrznymi czy porażek w piłkę kopaną? Czy kocham mój kraj? Ten, który kilka lat temu wypuścił kilka milionów obywateli na poszukiwanie dostatniejszego, choć nie zawsze lepszego jutra, którego im nie mógł zapewnić? Ten, który mimo stosunkowo dużej ilości wolnych miejsc pracy, nie jest w stanie zagwarantować wielu absolwentom godziwego zatrudnienia na miarę ich kwalifikacji? Ten, którego przywódcy nie
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
Pod Prąd, PRL, Patriotyzm
chcą wydrzeć jak najwięcej Orła dla siebie (pamiętacie tę scenę z „Dnia Świra”?). Przykre jest to o tyle, że, cytując Łonę, wszyscy jedziemy tym samym autobusem, w którym najwyższy czas na remont. I, niestety, potrzeba jeszcze niejednej wymiany pokoleń, by to zmienić...
Żyjemy w kraju pomników. Stawiamy ich mnóstwo, z nadzieją, że postacie, które czcimy, w jakiś cudowny sposób powrócą i poprowadzą nas do krainy mlekiem i miodem płynącej. Po co to robimy? Czy te posągi w parkach, przy ulicach w jakiś sposób pomagają osobom, które są nimi uczczone? Nie. Te pomniki są nam potrzebne. Bo nie mamy innych autorytetów. Bo odzwyczailiśmy się od myślenia za siebie, za społeczność, w której żyjemy i czekamy, aż ktoś nam wskaże drogę i poprowadzi za rękę. Ale ani Piłsudski, ani Jan Paweł II, ani nikt inny nie zejdzie z cokołów. Oni powiedzieli już wszystko, co mieli do powiedzenia. Może czas najwyższy ich posłuchać? Pamięć o historii jest ważna, owszem, ale czasem przybiera postać na tyle absurdalną, jak manifestacje nastolatków w rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego, ich w gorącej wodzie kąpana chęć rozliczenia czegoś, co tak naprawdę ich nie dotyczy, na co nie mieli i nie będą mieli wpływu, jakby chcieli nadrobić coś, cze-
go nadrabiać nie powinni, zamiast rozejrzeć się po własnym podwórku i zastanowić się nad przyszłością. Ale łatwiej nam żyć przeszłością, wspominać stare, dobre czasy i wielkie wydarzenia. Łatwo i szybko uciekamy w legendy i mity, a przez to od odpowiedzialności za kraj, w którym żyjemy. Porównujemy to, co było kiedyś z tym, co jest teraz i wydaje nam się, że możemy przykładać taką samą miarkę. Ale czasy się zmieniły. A wraz z nimi spełniły się marzenia tych Polaków, którzy o nie właśnie walczyli. Mamy otwarte granice, może nie jest to tak jak u Pana Boga za piecem, ale nie ma znaczenia czy jesteś Polakiem, Niemcem czy Węgrem. Mamy mnóstwo pracy do wykonania, by Europa była zjednoczona, byśmy się czuli Europejczykami. Bo my się siebie wstydzimy. Ciąży i pożera nas mit ciemiężonego Polaka, który niewiele umie i zawsze jest chłopcem na posyłki. Ciąży na nas mentalna bariera braku wiary w siebie, w nasze możliwości, a przecież wiemy, że Polak potrafi. Pożera nas rak historii pod postacią współczesnych dwulatek, w których powtarza się utarty przez lata schemat, i zamiast „Laboratorium” w telewizji oglądamy kolejny odcinek serialu z cyklu kaskaderskich (czytaj: popisowych) politycznych wyczynów niczym niekończąca się telenowela w stylu „Mody na sukces”. I co gorsza, jej bohaterowie
mogą dojść do porozumienia, zapominając, że zostali wybrani pro publico bono, a nie po to, aby awanturować się na arenie międzynarodowej, robić ze sceny politycznej telenowelę czy w końcu dzielić naród w obliczu uroczystości, która ma jednoczyć. Ten, gdzie sprawy ważne są pomijane na rzecz partykularnych afer, których nagłaśnianie służy ukryciu uprzednio wspomnianych? Wreszcie ten, który niektórzy próbują okrzyknąć Ciemnogrodem z powodu jego tradycji, zarówno kulturowych, jak i religijnych, choć stosunek ciemnoty do owych czynników jest taki sam, jak dziadostwa do ubóstwa? Stajemy dziś w obliczu dwudziestej rocznicy wyborów czerwcowych. Czy kiedyś zastanawiałeś/aś się nad implikacjami tego faktu? Czy czuję dumę, gdy powiewa flaga biało-czerwona z Orłem Białym w koronie, niekoniecznie powa-
lana reklamą piwa oraz czy wstaję, gdy w telewizji przed meczem grają „Mazurka Dąbrowskiego”? Wszak tam wszyscy stoją, a kto umie, ten śpiewa. Temat Ojczyzny nie jest łatwym. Tym trudniejszym pojęciem jest patriotyzm, oznaczający postawę szacunku i ofiarności względem Niej. Uważam, że często nie doceniamy tych spraw, które wydają się być oczywiste i nam należne, a które niekoniecznie takimi były jeszcze dwadzieścia lat temu. Czy cokolwiek zrobiliśmy, aby wywalczyć takie wartości, jak wolność osobista, wolny rynek itp.? Czy jesteśmy wdzięczni tym, którzy to zrobili? To prawda, że w kwestii jakości dróg wiele krajów nas wyprzedza, ale czy to oznacza, że nie mamy własnej drogi? Czy w jednoczącej się Europie (bo o zjednoczonej to, moim zdaniem, nigdy nie będzie można mówić) powinniśmy bardziej pilnować swoich interesów, czy
nadskakiwać innym krajom? Współpracować – tam, gdzie to niezbędne – jak najbardziej, ale nie naśladować bezmyślnie bezproduktywnych wzorów i zachowań. Niech nie pastwią się nad nami nasi potomkowie, cytując zdanie z „Grobu Agamemnona”: Pawiem narodów byłaś i papugą. Jaki obraz Polaka buduję? Co robię, „by żyło się lepiej”? Zarówno w kraju, jak i poza jego granicami? Czy jestem dumny z tego, że się w nim urodziłem/wychowałem/przyjąłem jego obywatelstwo? Czy mogę swoją postawę wobec Polski nazwać patriotyzmem? Jeżeli tak, to dlaczego? Na murach w Toruniu jest nabazgrany mniej więcej taki napis: „Boże, pozwól, bym potrafił, gdy Ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypiąć d...”. Ciekawe, co myśli o tym Piłsudski, spoglądający z Placu Rapackiego? Co my myślimy na ten temat? I czy w ogóle.
zniszczyć drugiego człowieka. I dlatego, abstrahując zupełnie od dziennikarskiej rzetelności, chrześcijańskiej skruchy i przebaczenia czy też politycznego galimatiasu, po prostu, dla dobra ogółu i naszych dzieci zostawmy historię historykom. W kraju pomników
Jak szósty zmysł
W serca dzisiejszych dwudziestolatków, studentów, nas, wtłacza się PRL pod postacią ipeenowskich teczek prawdy, mentalnego lenistwa i marazmu, mimo że nigdy nie mieliśmy i nie będziemy mieli szans go poznać. Jesteśmy nim otoczeni i nafaszerowani. Jego cień odbija się na murach naszych domów, szkół, przelewa się razem z nami po ulicach i nie przykryje go farba, którą spółdzielnia mieszkaniowa raz na dziesięć lat postanawia odmalować poszarzałe bloki. Jest z nami jak szósty zmysł, a jego problemy zostały, mają tylko inne opakowanie - inne ciuchy, lepsze samochody, alkohole i komórki. Jego echo słyszymy na każdej ulicy, krzyczy do nas z gazetowych nagłówków, z telewizorów. Być może mamy inne cele, inne marzenia, ale jest na nich jego ślad. On żyje w naszych nawykach, jest naszą drugą skórą i mimo dwudziestu lat od jego upadku okazuje się, że ma się całkiem nieźle. Jak mówi Pezet: prócz demokracji, nic nowego, nic.
9
10 Kalendarium
W kalendarzu...
W kalendarzu...
1 6 czerwca XVII Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu KATAR 2009 www.woak.torun.pl 1 7 czerwca Bartłomiej Łuczak - wieczór z piosenką poetycką Dom Muz na Poznańskiej 1 7 czerwca M. Lubomski "Ambiwalencja" Lizard King www.lizardking.pl 1 8 czerwca Kobranocka Lizard King 1 9 czerwca Teatr „A” z Gliwic – „Apokalipsa” Fosa Zamkowa 1 9 czerwca Knedličkovy Maraton Noc z filmem czeskim w DA „Studnia” www.da.umk.pl 20 czerwca Pinokio, Teatr MER z Łodzi Dom Muz na Poznańskiej 20 czerwca III Toruńska Noc Muzealna www.torun.pl 21 czerwca Święto Muzyki www.swietomuzyki.eu 22 czerwca „Bezpańskie Marzenia” – poetycki wieczór autorski Dwór Artusa www.artus.torun.pl 24 czerwca Cafe Chanson (Stefania Toczyńska, Kevin Kenner) Dwór Artusa
Teatrzyk Pokolenie MP3 przedstawia jednoaktowy moralitet pt. „Moralność Pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej
50-letni Ojciec do 20-letniej Córki
Przestań dłubać w nosie! 20-letnia Córka dłubie 50-letni Ojciec denerwujący się coraz bardziej
Przestań dłubać w nosie! 20-letnia Córka dłubiąc coraz bardziej
E tam.
50-letni Ojciec jeszcze bardziej zdenerwowany
Przestań, bo to nie wygląda i nie uchodzi!! 20-letnia Córka dłubiąc coraz bardziej
Bo co?
50-letni Ojciec zapala z nerwów papierosa, wypala w 30 sek., potem kolejny i tak aż do połowy paczki. W końcu przerywa pauzę, która nastała po pytaniu Córki i wypala do niej
Bo to szkodzi. Kurtyna.
Mateusz Łapiński
24 czerwca Święto Miasta 26/27 czerwca Song of Songs (Fosa Zamkowa) www.songofsongs.pl 27 czerwca Muzyka Ludów Europy amfiteatr przy Muzeum Etnograficznym 5 lipca „Nabucco” G. Verdiego Opera Nova (Fosa Zamkowa) 1 8-26 lipca X Jezuickie Dni Młodzieży www.jezuici.pl
Królowa w talii kart jestem dla ciebie dwójką, trójką, dziesiątką byłam królową Magdalena Jóźwiak
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
11
Warsztat
Na płótnie na alabastrowym płótnie mej skóry mieszasz farby odcienie naszych emocji iskrzące ogniem naszych uczuć starannie sprawdzasz grunt a gdy podkład jest już gotowy delikatnie muskając pędzlem nakładasz pierwszą warstwę farby mierząc proporcje łagodnie wypełniasz puste pole tak by cała powierzchnia nabrała odpowiedniego koloru to wyjątkowe dzieło nie zapalasz papierosa rozpalony namiętnością tworzenia nie odczuwasz zmęczenia w perspektywie nieustającego aktu twórczego tatuujesz mnie muśnięciem warg wiśniowych o poranku słodko-gorzkich dni na dobry każdy początek naszego wspólnego małego arcydzieła w którym zamiennie gramy role mistrza i ucznia artysty i muzy Katarzyna Wiśniewska
Listy z frontu czytam znów nad brzegiem rzeki przeznaczenia listy od ciebie pisane z frontu jeszcze ciepłe jak świeże bułeczki wspomnień jeszcze gorące od pożegnalnych pocałunków jeszcze płonące ogniem bomb jeszcze mokre od łez tęsknoty i lęku… niecierpliwie wyglądam ciebie zawsze myląc nadchodzącą postać z tobą który już nie nadejdziesz i tylko czasem przychodzę tu gdzie siedzieliśmy razem wpatrzeni w gwiazdy i modlę się krzykiem niezrozumienia wzywając by Pan Nasz i Sprawca tego zabrał mnie tam
E-ro.ty-k
gdzie ty jesteś a mnie jeszcze nie ma
a tam – ty o twarzy twej na łamach piszą czoła pot i gołąb serca na zdjęciach
raz na zawsze zamknąłeś oczy lecz gwiazda twoja mrugająca nie zgaśnie nim życie moje dobiegnie końca
a w nich – ty w twoich rękach billboardy wiszą jak życie twe do wynajęcia
Katarzyna Wiśniewska
w tobie – ja poważny pan w sztruksach i trampkach do wzięcia Mariusz Słonina Próba Słowa (2009)
Wypowiedz się!
Wyraź swoją opinię o wierszach www.podaj-dalej.info/czytelnia/warsztat
fot. www.photos8.com
wiem że czekasz
12 Studnia
Bajka o miłości
Ukradł po raz pierwszy, mimo zapewnień, że tego nie uczyni. Okazało się to nie tak trudne i nie aż tak obce jego naturze, jak sądził. Stwierdził, że to wręcz ekscytujące. Następnym razem apetyt miał większy i wziął dwie skibki chleba i dwie porcje masła. Ponownie trochę się denerwował i nawet przygotowywał bezczelne historyjki na utajnienie swego oszustwa. Gotów był skłamać, że kanapka pochodzi z jego produktów. Kolejnym razem, tknięty poruszeniem sumienia stwierdził: „Teraz zjem, ale odkupię obie rzeczy, które zjadłem i niepostrzeżenie oddam je panu”. Zjadł więc swój posiłek z większym spokojem, choć wciąż obawiając się „wpadki”. Po południu pomysł z odkupieniem produktów wydał mu się już trochę absurdalny, a wręcz nie na miejscu. — Zdarza się, że klienci mojego pana płacą za poczęstunek i niektóre produkty pozostawiają nietknięte, więc mogę się tu pożywiać — przekonywał sam siebie. Gdy nadszedł czas wypłaty, sługa stwierdził, że pan wypłacił mu za mało pieniędzy. Doszedł więc do wniosku, że w takim razie w ogóle nie musi mu rekompensować utraty zabranych po kryjomu produktów, a wręcz może się odżywiać na koszt pana, choć bez jego wiedzy, by wyrównać stratę. Nie wiedział, co zrobi kolejnego dnia. Nie planował kraść, ale nie chciało mu się też przygotowywać posiłku z własnego prowiantu. Pewnego wieczoru natknął się na artykuł o tym, jak działa zło. A było to w czasach, gdy większość obywateli owego państwa potrafiła już czytać. Trochę się przestraszył. Tak, zaczynał od małych rzeczy. Znajdował usprawiedliwienia swoich moralnie nieobojętnych czynów. Czyny te miały w jego pojęciu jedynie niewielką szkodliwość, prawie żadną. Co to za szkoda, że nasycił swój żołądek, podczas gdy pan był tak bogaty, że nawet nie odczuł tej straty? Na drugi dzień stało się jednak coś nieprzewidywalnego. Nie wiedzieć skąd, zorientował się, że obwód jego pasa zadziwiająco się powiększył. Że też wcześniej tego nie dostrzegł. Spodnie, które spadały z niego jeszcze niedawno, opinały teraz mocno pas i podbrzusze. Jeszcze się dopinały. Sługa zrozumiał, że to, co ukradł, zostawało w nim i nie mogło się wydostać. Były tego wprawdzie ilości śladowe, ale przez pewien czas uzbierała się ich niepokojąca ilość, która wyraźnie dawała o sobie znać sterczącym brzuchem. Ogarnął go wstyd. — Co się stanie jak będzie tak dalej? Czy w końcu pęknę? — pytał siebie z niepokojem. — To zależy od ciebie. — usłyszał głos w swoim sercu. — Od pajdy chleba i skibki masła? — To zależy od ciebie — powtórzyło, jak echo, to samo obecne w nim przeświadczenie o tym, co jest właściwe.
www.podaj-dalej.info/node/593
Magdalena Jóźwiak
www.podaj-dalej.info/node/296
„Topi się!” Wiem, nie słyszysz. Lub nie chcesz słyszeć jej wołania. Chciała pływać. Tak się złożyło, że wypłynęła za daleko. Tonie i walczy, by nie pójść na dno. Z trudem łapie powietrze. Wychyla głowę nad powierzchnię wody, by za chwilę, z bulgotem, pogrążyć się z powrotem w toni bez końca. Gwałtowne rozpaczliwe ruchy pochłaniają mnóstwo energii. Energiczne wymachy rąk łączą desperację z bezradną walką o kolejny haust powietrza. Kolejną nadzieję na życie. W myślach pytanie: a może przestać walczyć? Może nie na tym polega ta głębia? Morze. Pustka wody, plusk i muśnięcia tafli. Delikatne kołysanie. Słońce nad głową i w jego świetle jej rozpaczliwa walka. Przestać walczyć. Przestać wierzyć, że w ten sposób prędzej się uratuje. W pływaniu przecież nie walka jest naistotniejsza. Odpocząć. Położyć się na wodzie i nie zmagać się z nią. Nie walczyć z miłością. Statek, którym przemierzała ocean, dawno odpłynął. Nikt z załogi ani pasażerów nie zauważył jej zniknięcia. Każdy wystarczająco zajęty własną podróżą. Żaglówki, łodzie, statki, promy. Nawet przelatujące wyżej samoloty. Zabłąkany helikopter patrolowy. Wszystkowidzące satelity. Nikt nie widzi człowieka za burtą. A może widzą, ale wolą zasłaniać się wiarą w jego siły. Jaskółko, zanieś jego wołanie o pomoc. SOS do człowieka, do ludzkiego serca. Miłość zawiodła ją nad horyzont, w kierunku, gdzie teraźniejszość styka się z przyszłością. Ku drodze wśród gwiazd i łagodnych fal, gdzie wolno i trzeba marzyć. Jej miły wskazał jej wyspę na oceanie. Opowiedział o wyspie, która stanie się stałym lądem. Wierzył i uczył wierzyć. Mówił niewiele, ale przekonująco. Tyle i tak, jak trzeba. Krople jego słów spadały na wyschniętą ziemię jej serca i zmieniły ją w oazę. Zaczęły kiełkować rośliny i zanosiło się na to, że wkrótce na dobre rozgości się tam życie. Sprawiał wrażenie, że zna tę ziemię, że właśnie jej szukał i ją znalazł. Wśród morza wątpliwości zaczynała wierzyć, że jest jego wyspą. Uczyła się ufać, że będzie nie tylko przystanią i portem, ale ogrodem, łąką, polem, domem. Przyleciały sępy zgryzoty, zwątpienia i niewiary. Wyjadły kiełkujące ziarna nadziei, ufności i wiary. Gospodarz porzucił ziemię. Żeglarz opuścił wyspę. Wędrowiec pozostawił oazę za sobą, a ta wyschła z tęsknoty. Życiodajny deszcz jego słów wyparował w skwarze posuchy. Drobne gałązki miłości powyginały się, więdnąc. Sczerniały, by uschnąć, stanowiąc smutne świadectwo tego, co było erę temu. Wiatr, pieśniarz podniebny, podchwycił melodię, łkaną przez rosę o świcie i zmierzchu. Ta pragnie wskrzesić to, co umarło. Nie w jej to mocy. Opłakuje troskliwie. Rozumie bez słów. Wie, jak pali żar słońca. I daje się spalić co dnia z miłości. Miłość „wszystko przetrzyma”? — Przebacz jemu i sobie. — Kiedyś przebaczę. — powiedziała. — Przebaczam. — powtórzyło echo.
To zależy od Ciebie
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
13
Sztuka, Akt
Nagość, akt a obscena Podziwiając wielką sztukę, nawet nie zwracamy uwagi na ogromną ilość nagich postaci. Ciało pojawia się na obrazach, jest tematem rzeźb, grafiki i fotografii. Stanowi zarówno inspirację, jak i medium sztuki. Od początku fascynuje artystów. Studium aktu jest do dziś podstawą wykształcenia artystycznego. Gdzie wobec tego kończy się ciało, a zaczyna dzieło? Olga Mądrowska
Nagość w sztuce określana jest ogólnym mianem aktu. Akt rozumiemy jako przedstawienie nagiej ludzkiej postaci. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że akt to nie to samo, co nagość. Akt, mianowicie, to, w pewnym sensie, rodzaj stroju. Spójrzmy na to z tej strony: akt to przedstawienie ludzkiego (w domyśle: kobiecego) ciała w taki sposób i, przede wszystkim, po to, by dawało przyjemność obserwatorowi. W domyśle bowiem odbiorcą takich obrazów jest mężczyzna. Warto zauważyć, że ciała przedstawiane są w jak najatrakcyjniejszy sposób, w przyjemnym, najczęściej zamkniętym, intymnym otoczeniu, modelka nie unika też kontaktu wzrokowego z widzem, ponieważ jest świadoma bycia obserwowaną, czasem wręcz prowokuje. Ta świadomość pozwala na przybranie atrakcyjnej pozy, właściwe ułożenie (noszenie) własnego ciała, grę spojrzeń; owa świadomość jest właśnie „przybraniem stroju”. Nie da się ukryć, że zdecydowana większość aktów, to właśnie akty kobiece. To spowodowało, iż tego typu sztuka stała się celem ataków najróżniejszych organizacji feministycznych. Kobiety bowiem przez długi czas nie były dopuszczane do wykształcenia artystycznego, a w sztuce pojawiały się jedynie jako obiekty do oglądania. Wspomnieć wypada choćby akcje Guerilla Girls i słynny plakat z zapytaniem „Czy kobiety muszą być nagie, by znaleźć się w muzeach? Mniej niż 3% artystów w muzeum narodowym to kobiety, ale 83% aktów to akty kobiece”. Faktem jest, że ciało kobiece jest jednym z najpopularniejszych motywów w sztuce, zwłaszcza w malarstwie. www.podaj-dalej.info/node/856
Wszelkie tak popularne przedstawienia Wenus i innych antycznych bogiń były od wieków, tak naprawdę, tylko pretekstem dla pokazania nagiego ciała w atrakcyjny sposób. Naga kobieta w otoczeniu natury lub w zacisznym wnętrzu była marzeniem, które można było powiesić w prywatnym gabinecie i w spokoju kontemplować. Jak również wiadomo, wielu malarzy tworzyło takie wizerunki poza oficjalnymi zamówieniami, czyli również dla własnej przyjemności i satysfakcji (Rubens, Velazquez, Ingres). Nagość
Czym więc jest nagość? W sztuce wydaje się, że na pierwszy rzut oka łatwo odróżnić akt od nagości. Akt to świadomość własnej nagości, to poza przybierana, by się podobać. Nagość łączy się ze wstydem, z odkryciem (uświadomieniem) przez modelkę faktu bycia obserwowaną. Kobieta wówczas najczęściej jest wystraszona, ukrywa twarz, unika kontaktu wzrokowego, zakrywa się lub próbuje uciec z pola widzenia obserwatora. Pretekstem dla pokazania odkrytej kobiecej nagości są, np.: temat kąpiących się, Zuzanna i starcy, kąpiel Diany i inne. Lecz i w tym wypadku sprawa nie jest tak jasna. Tu nagość to również tylko kreacja artysty, który szuka atrakcyjnej kompozycji. Warto zauważyć, że modelka, mimo iż próbuje się zakrywać, nie czyni tego skutecznie. Wówczas widz, patrząc na obraz, przejmuje rolę podglądającego. Obscena
Aby wyjaśnić czym tak naprawdę jest obscena, należy odnieść się do pojęcia sceny. Scena jest bowiem ogółem wizerunków, tym, co zostało w pewien
sposób „dopuszczone do pokazania”. To wszystkie obrazy i inne dzieła sztuki w muzeach, albumach, dobrych galeriach. Czym zatem jest obscena? Otóż jest to wąski krąg wizerunków zakazanych, najczęściej sztuka pokazująca nagość zakazaną, często graniczącą już z pornografią. Obecnie obscena staje się atutem w twórczości niektórych artystów. Krąg wizerunków możliwych do pokazania poszerzył się znacznie w ostatnich czasach, zapewne ze względu na możliwości wykorzystania ciała jako medium i rozszerzenie granic sztuki. Niektóre prace są zdecydowanie obsceniczne, lecz są takie w wyniku celowego wyboru artysty. Co dalej?
W XX wieku pojawiły się możliwości wykorzystywania ciała jako medium, poczynając od, np., odbijanych ciał w pracach z serii „Antropometrie” Yves'a Kleina, odlewów gipsowych „Zielnik” Aliny Szapocznikow, poprzez body art, kończąc na plastynatach Guntera von Hagensa. Trudno odpowiedzieć na pytanie, co będzie dalej. Może się wydawać, że sztuka prezentująca ciało zmierza ku pornografii i coraz większej ilości makabry. Jednak nie zapominajmy, że już Michał Anioł rzeźbił Chrystusa z Piety Watykańskiej, wzorując się na zwłokach topielca, a Delacroix malował wynoszone z prosektoriów fragmenty ciał jako studium do wielu obrazów. Pewne jest to, że ciało ludzkie nadal będzie inspirować i nadal będzie główną częścią wielu dzieł. Umysł ludzki, zatem i umysł artysty ma naturalną skłonność do syntezy, a podstawową formą, jest ta najbardziej poznana, jaką stanowi nasza cielesna powłoka.
fot. www.photos8.com
Akt
14 Kulturalnik
Bezwstydnik
Maria Peszek, MariaAwaria, Kayax 2008
Czy bezwstydnik (phallus impudicus) to odmiana muchomora sromotnikowego, potocznie nazywana również sromotnikiem bezwstydnym i występująca w zacienionych, gorących i wilgotnych środowiskach? Czy też bezwstydnik to, potocznie, człowiek pozbawiony wstydu, libertyn, rozpustnik, hulaka? A może bezwstydnik jest formą literacką, cechującą się wartością dokumentalną i liryką wyznania, kojarzoną z zapiskami w intymnym dzienniku, odrzucającą pojęcie wstydu i postulującą radykalność wywodu, będącą charakterystyczną formą dla hedonizmu mistycznego? Odpowiedzi proszę zapisać na tabliczkach. Czas start. Być może tak wyglądałoby pytanie z encyklopedii, znane starszym Czytelnikom z teleturnieju „Miliard w rozumie”, o ile Maria Peszek z płytą „MariaAwaria” znalazłaby się w pewuenowskim kompendium wiedzy, a długonoga hostessa otwarłaby je pod literą B. Bądź co bądź, platynowa produkcja znanej aktorki zdążyła już odbić się sporym medialnym echem, i, mimo że wydana w zeszłym roku, ciągle wzbudza skrajne reakcje słuchaczy, począwszy od kompletnego zażenowania, a kończąc
na absolutnym zachwycie, zarówno treścią jak i formą. Po głęboko miejskiej „MiastoManii” i artystycznym „Siku” Maria Peszek odsłania bowiem przed nami całą lub prawie całą intymność, w dość niekonwencjonalny sposób łamiąc tabu i stając po przeciwnej stronie barykady względem popkulturowej poprawności artystycznej. W istocie, „MariaAwaria”, może nam się wydawać bezczelnie szokująca, wulgarna i tylko dla dorosłych, a już na pewno po północy i jedynie w słuchawkach. W porównaniu jednak do wyuzdanych idolek współczesnych nastolatek, tanich pudelków, których piosenki i ciuchy podobne są do siebie jak dwie prażynki, ta płyta i to, w gruncie rzeczy, dość naturalne podejście do sprawy jest jak lekarstwo na ból świata (weltschmerz), spowodowany przesytem muzycznej popkultury. Ale „MariaAwaria” ani nie jest płytą, która szokuje, ani nie jest wulgarna, a jej siła tkwi w świetnej grze słowem. To majstersztyk dwuznacznej jednoznaczności, ubrany w kompozycje mistrza Smolika, dzięki czemu normalność, o której nie chcemy mówić, uderza w nas ze zdwojoną siłą. Jak tu
bowiem porównywać seksualność do rosołu? Albo otwarcie mówić, że chce się kochać? A przecież to, co nam w niedzielnym obiedzie zaserwowała Maria Peszek, każdy z nas ma w sobie i jest to dla nas naturalne. Niestety, za słowo „seks” palimy na stosie, słysząc je, odwracamy głowę i zatykamy uszy. A to my, ludzie dorośli, mamy uczyć nasze dzieci, jak sobie radzić z TYMI sprawami. Co więc, jeśli sami sobie z TYMI sprawami nie radzimy? „MariaAwaria” na pewno nie jest płytą dla słuchaczy w każdym wieku. Ponadto wymaga od słuchacza chwili zastanowienia się nad swoją intymnością, podejściem do TYCH spraw i próby porozmawiania o nich, w ten sam sposób, jak o wielu innych. Jej spekulowany wulgaryzm wydaje się niczym w porównaniu do tego, co serwują nam media i odnoszę wrażenie, że artystka nie tyle chciała zaszokować słuchaczy, co po prostu nagrać zwyczajną płytę o zwyczajnych sprawach. A płyta wpadła mi w ucho. Natychmiast. Naturalnie. Bezwstydnie. Na wyłączonych światłach awaryjnych. Od pierwszego usłyszenia. (MS) www.podaj-dalej.info/node/863
Morderstwo egzystencjalne Tomasz Piątek, Morderstwo w La Scali, W.A.B. 2009
Przez dwadzieścia cztery godziny byłem kobietą. Dziennikarką w brukowcu, z odrazą śledzącą życie vipów. Angielką, wychowaną we Włoszech, w Mediolanie. Sportsmenką, drążącą w zakamarkach kobiecości i wiary, ortodoksyjną protestantką, której daleko do wygadanych, trzydziestoletnich, włoskich rówieśniczek. Dziewicą, czekającą na największą, jedyną miłość w życiu. Z psem, który myślał, że jest kotem, a to dlatego, że wychował się wśród kotów. Brunetką z lodowatymi oczyma, próbującą wyjaśnić zagadkę sprzed lat. Morderstwa. W La Scali, najsławniejszym włoskim teatrze operowym. Nazywałem się Judith Passalacqua i szukałem prawdy. Tomaszowi Piątkowi wyszedł daleki od hollywoodzkich produkcji thriller. Nie znajdziemy w nim ani przesadzonego okrucieństwa rodem z „Piły”, ani wybuchowego bohaterstwa na miarę „Szklanej Pułapki”. Ani chyba niczego innego, czego moglibyśmy się spodziewać po tym gatunku. „Morderstwo w La Scali” jest za to powieścią pełną egzystencjalnych rozważań głównej bohaterki, nieco moralizujących i miejscami, wydaje mi www.poda-dalej.info/node/866
się, przesadzonej charakteryzacji włoskiego społeczeństwa, którego członkowie mają być nieudaczni i skorumpowani, i w którym bohaterka nie potrafi się odnaleźć. Z drugiej strony jednak jej postać jest na tyle naturalna i miejscami chwiejna, że właściwie każdy znalazłby w niej coś z siebie, ze wszystkimi przemyśleniami, błędami i tokiem rozumowania, który wcale nie wodzi czytelnika za nos. Co więcej, przyzwyczajeni do Colombowskiego prowadzenia sprawy, możemy zostać wyprowadzeni w pole i do ostatniej strony zastanawiać się, kto tak naprawdę jest czarnym charakterem, kto wrabia i jakie ma motywy. Powieść zdaje się łamać zasady gatunku. Na starcie dowiadujemy się, kto zabija i w jakim celu. Morderstwo nie jest jednak ani polityczne, ani finansowe, a jedynie, i aż, z zawiści i chęci zemsty w branży filmowej. I to po dwudziestu kilku latach. Na osobie, która w życiu nie pomyślałaby o tym, że może być na celowniku, zwłaszcza ze względu na bardzo podeszły wiek i konotacje biznesowe. Jej śmierć mogłaby wywołać nie tylko katastrofę w bollywoodzkim przemyśle fil-
mowym, ale, co gorsza, tragedię rodzinną. Morderca zostaje ujęty na miejscu zbrodni i przyznaje się do niej, problematyczny jest jednak jej motyw, a właściwie jego brak. Ale Tomasz Piątek chyba nie chciał dać nam tylko powieści skonstruowanej inaczej niż wymagają tego zasady gatunku. Rozważania Judith mogą nas kierować w stronę problemów współczesnego świata, człowieka, który zmaga się z sobą, w sobie, na sobie i przeciw sobie. Tło politycznokryminalne współczesnych Włoch jest tylko pretekstem do zastanowienia się nad tym, co się dzieje nie tylko wokoło, ale, przede wszystkim, wewnątrz nas. Wrażenie chwiejności i rozterek mogą potęgować lingwistyczne popisy autora, na których ja osobiście połamałem sobie język. Ale nie żałuję. Powieść, która niespodziewanie znalazła się na mojej półce jest dla mnie o tyle wartościowa, że zmusiła mnie do zastanowienia się nad sobą i światem w zupełnie inny, niż zwykle, sposób. W pewnym sensie Tomasz Piątek popełnił na mnie egzystencjalne morderstwo. Z pożytkiem. I dlatego jeszcze do niej sięgnę. (MS)
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
Studenci, Juwenalia
Epizod. Trzeci
czyli toruńskie juwenalia z punktu widzenia typa mojego typu Jestem jak motyl – przesadnie zmęczony i głowa co nieco się chybie, alkohol ma dobre, ale też złe strony, do wniosku dochodzę w niedzielę przy stole... Niejeden
student, szukający nowej nadziei w resztkach soku jabłkowego w niedzielę rano po gwiezdnych juwenaliach mógłby zaśpiewać razem z Andrzejem Grabowskim tę piosenkę. Bezsilnym wzrokiem spoglądając na resztki bekonowych czipsów i współbraci-rycerzy, uginających się pod ciężarem mocy, w przyblakłej jasności umysłu, myśl jedna, jak mistrz mawiał, przychodzi: Jak każdy szanujący się Imperator, czy też lord spod bardzo ciemnej gwiazdy, przybyłem, zobaczyłem, teraz głowa boli. A było wypić rosółek? Prawda, że w niektórych gwiezdnych zakonach walka na dopingu rycerzowi nie przystoi, pamiętajmy jednak, że rycerz jeden żołądek i tylko jedną wątrobę posiada. I co jak co, pałę w indeksie można mieć, ale zniszczonego układu pokarmowego nie należy. Bo, jak wiadomo, okazji jest wiele, i zawsze się znajdzie możliwość poprawki, ale części wymiennych kluczowych rycerskich podzespołów, tudzież żołdu, które można by przeznaczyć na ich kupno, student raczej nie posiada. A myto, pobierane za przejazd, ku strachowi przejezdnych i przechodniów starczy co najwyżej na opłacenie informatorów w kantynie. Ale do rzeczy. Gwiezdne Juwenalia trafiły się w czasie, kiedy już nie byłem studentem, albo, jak niektórzy www.podaj-dalej.info/node/764
twierdzą, odkrywszy tajemnice nieodgadnionej przyszłości, nie byłem nim jeszcze. I nie wiem, czy był to zbieg okoliczności, związany z rokiem astronomii, czy brakowało pomysłu, czy też było to podyktowane latającym autobusem, przybywającym we wtorek i zatankowanym do pełna napojem, który dodaje skrzydeł. Akurat tak się złożyło, że między wtorkiem a niedzielą wypada sześć dni (pamiętajmy, że poniedziałek jest dniem „niepracującym”), a Kopernik posadził czerwone tulipany. W związku z tym z bardzo odległej galaktyki mogło przybyć sześć gwiezdnych epizodów, z których, pozwolicie, uwagę poświęcę najważniejszemu z nich. Trzeciemu. Nie bez znaczenia jest, że studencirycerze klucze do miasta otrzymują właśnie w trakcie trzeciego epizodu, ani to, że zaczyna się on punktualnie jedenaście minut po północy obstawieniem strategicznych miejskich baszt i mostów. I że właśnie w trzecim epizodzie z Kopernika, powszechnie znanego, spokojnego, toruńskiego obywatela, wyłazi, co w nim od zawsze siedziało. A był on, jak już wszyscy zdążyliśmy się przekonać, Lordem Spod Bardzo Ciemnej Gwiazdy Z Kartonem Na Głowie – ku przerażeniu turystów, niewiedzących, czy to typowa toruńska instalacja polityczna, czy też oznaka niewyspania albo niezidentyfikowanej choroby oczu. W każdym razie, chwała rycerzom za to, że dzielnie przez sześć epizodów
bronili swojego Ciemnego Typa, pobierali myto i zgodnie wydawali je w miejskich i plenerowych kantynach. Bo czymże byłaby kultura rycerska, gdyby nie coroczne święto w środku maja, wypadające, również nie bez znaczenia, w czasie, gdy jest ciepło i zamarznąć na bulwarze jest nie lada sztuką? Ale toruńskim studentom-rycerzom należy się też łyżka gwiezdnego dziegciu. Z punktu widzenia typa mojego typu, gdzieś te gwiezdne juwenalia przeszły bokiem. Niezauważone. Fakt, pamiętając ostatnie pięć lat spędzonych w akademiku, nie wątpię, że tam były one szczególnie widoczne, tudzież w plenerze na Bielanach. Mimo wszystko jednak czuję pewien niedosyt i wcale nie ze względu na przygrywających przyjezdnych i rodzimych grajków, bo przecież o gustach i kolorach się nie rozmawia, ale na to, że gdzieś te studencko-rycerskie ideały zatarły się w zetknięciu z ciemną stroną mocy, po której nie tylko głowa, ale i dusza boli. Przypomniawszy sobie ów właśnie trzeci gwiezdny epizod, na który prawie cała ludzkość czekała całe trzydzieści lat, wydaje mi się, że studentom brakuje bogatszej konstrukcji wewnętrznej postaci i przydałoby się szkolenie co najmniej u samego mistrza Jody. A może po prostu się starzeję. No, ale to już temat na inną opowieść.
Mariusz Słonina
15
16
Studencie – na scenę! Aktor powinien mieć coś do powiedzenia, nawet jeśli ma niemą rolę. – Ci młodzi ludzie, którzy zdecydowali się wystartować w zawodach po bilet do świata aktorstwa z pewnością mają coś do powiedzenia. Ci młodzi są pełni zapału. Nie boją się stawiać pytania, dociekać zagadki, jaką jest człowiek. Budują świat z wyobraźnią, ponieważ teatr to dotykanie marzeń. Pomóż im spełnić marzenia! Body Art Theater
„Body Art Theater” to studencki teatr ruchu, w którym ekspresja ciała zastępuje słowa. Poruszamy się między innymi w kręgu pantomimy klasycznej i polskiej, teatru ruchu, teatru plastycznego, tańca butoh, biomechaniki Meyerholda, tańca współczesnego, kuglarstwa. Dodając do tego odpowiednią muzykę i grę światła, powstają fascynujące obrazy, za każdym razem próbujące przeniknąć ludzką psychikę, ludzkie pragnienia, obawy, przemyślenia. „Body Art Theater” powstał w grudniu 2007 roku. W swojej działalności koncentrujemy się przede wszystkim na pracy studyjnej i laboratoryjnej – doskonaleniu swojego warsztatu, ciągłym przekraczaniu swoich granic, poszukiwaniu nowych form wyrazu. W tym celu prowadzone przez nas: od grudnia 2007 roku warsztaty pantomimy i od października 2008 – teatru ruchu odbywają się pod szyldem Studia Teatru Ciała. Zajęcia w Studiu stwarzają niepowtarzalną możliwość całorocznej pracy nad ciałem na zajęciach z pantomimy, z elementami innych dziedzin szeroko pojętego teatru ciała, nawet pięć razy w tygodniu! Dodatkowo przynajmniej raz w miesiącu mają miejsce warsztaty weekendowe, niekiedy prowadzone przez artystów z innych ośrodków teatralnych. Organizujemy również warsztaty dla osób, które nie mogą na stałe uczestniczyć w pracach Studia (w tym warsztaty ogólnopolskie), a także organizujemy wyjazdy na warsztaty, ostatnio do Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Jako teatr wystawiliśmy dwa spektakle – „Nieśmiertelnych” i „Puszkę Pandory”, przy czym tą ostatnią w dwóch zupełnie innych wersjach. Zorganizowaliśmy ponadto kilka widowisk, m.in. „Avalon” na Zamku Krzyżackim (we współpracy z grupą Arta Foc) i „Klechdy”, a także kilkanaście happeningów i pokazów, wspierając różne inicjatywy studenckie, jak również pomysły organizacji międzynarodowych i ogólnopolskich – Amnesty International, Polskiej Akcji Humanitarnej, studenckich kół naukowych. Do Studia Teatru Ciała można dołączyć w dowolnym momencie, przez cały rok, natomiast na próby teatru i do udziału w spektaklach i innych występach zapraszamy najbardziej zaangażowanych uczestników warsztatów. Teatr i zajęcia w Studio prowadzi Anna Balcerzak – instruktor Improwizacji Tańca, Ruchu i Symboliki Ciała, absolwentka i uczestniczka różnych kursów i warsztatów w kraju i zagranicą (m.in. Szkoły Współczesnej Pantomimy w Warszawie, Europejskiej Akademii Pantomimy, Studium Aktorskiego w Poznaniu).
Kontakt: pantomima_warsztaty@o2.pl batheater.bloog.pl
Teatr Tempestas
Studencki Teatr „Tempestas” powstał w roku 2004, choć jego nieoficjalne początki sięgają roku 2003. Wtedy to bowiem pojawił pomysł na przygotowanie sztuki o charakterze misteryjnym. Premiera spektaklu „Słowo” Ewy Dryglas odbyła się w grudniu 2003 roku, w sali Duszpasterstwa Akademickiego oo. Jezuitów w Toruniu, podobnie, jak drugi spektakl autorstwa Ewy – „Raj niefrasobliwości” – w kwietniu następnego roku. Łukasz Zaleski jest reżyserem i autorem scenariusza kolejnego przedstawienia, przygotowanego przez teatr – „Balladyny” Juliusza Słowackiego. Kolejne realizacje, będące grą formą sceniczną to „Niektóre gatunki dziewic” Domana Nowakowskiego, „Bądźmy poważni na serio” Oskara Wilde’a i „Zwierzenia klauna” na podstawie prozy Heinricha Bolla – to ostatni spektakl reżyserowany przez Łukasza. Po rozpoczęciu przez niego studiów reżyserii na PWST w Krakowie grupa zawiesiła działalność. Od roku 2008 kilka osób z teatru prowadzi działania warsztatowe, głównie z zakresu plastyki ruchu, teatru fizycznego, pozawerbalnej ekspresji aktorskiej. Sporadyczne treningi przekształciły się w regularne – zawiązała się stała grupa, która obecnie pracuje nad spektaklem. Zespół bazuje na fizycznym rzemiośle aktorskim – od ćwiczeń rozciągających po improwizacje. Z indywidualnego potencjału fizycznego aktora wyprowadzana jest jakość sceniczna. Podstawowe zadania obejmują integrację grupy i kontakt. Zespół jest na etapie formowania grupy i poszukiwania własnego języka scenicznego. Teatr Ruchu prowadzą Emilia Adamiszyn i Anna Kędzia, inspirowane treningiem psychofizycznym Jerzego Grotowskiego, tańcem współczesnym, improwizacją.
Kontakt: coania@interia.pl, ema83@wp.pl
Perpetuum Mobile
„Perpetuum Mobile” to amatorski teatr antyczny, istniejący od stycznia 2003 roku w Toruniu. Tworzą go głównie osoby związane z Katedrą Filologii Klasycznej UMK oraz studenci innych kierunków. Od sześciu lat trwa już żywy dialog młodych ludzi ze starożytnym światem, przemawiającym do nas słowami antycznego dramatu. Z prób tych powstało osiem spektakli, opartych na tekstach Arystofanesa, Eurypidesa, Plauta i Terencjusza (część z nich zdobyła nagrody na Międzyuczelnianym Przeglądzie Teatrów Studenckich Filologii Klasycznej) oraz dwa z nurtu recepcji antyku (Wyspiański, Herbert). Z roku na rok rośnie także grono wielbicieli... Mamy nadzieję, że kolejne wspólne spotkania zaowocują niejednym interesującym projektem, który jeszcze bardziej przybliży widzom, jedynie na pozór nieaktualny już, świat starożytności i jego największe osiągnięcie, czyli teatr...
Kontakt: www.perpetuum.umk.pl
Podaj Dalej 32: (Bez)Wstyd, www.podaj-dalej.info
17
Studenci, Teatr Teatr Wróbli
„Teatr Wróbli” istnieje od wiosny 2005 i od początku jest prowadzony przez Annę Nowak, absolwentkę filologii polskiej UMK, obecnie studentkę Reżyserii Teatru Dzieci i Młodzieży w PWST we Wrocławiu. Powstał z zachwytu życiem i jego wszystkimi przejawami, z fascynacji dniem codziennym oraz bojową postawą, jaką prezentuje patron Teatru, Elemelek. Nasze Wróble mają legitymacje UMK, a co niektóre już tytuły magistrów. Spektakle robimy głównie na podstawie dramaturgii współczesnej, a główny nacisk kładziemy na pracę z aktorem. U podstaw Teatru nie ma żadnych wytycznych programowych. My Wróble jesteśmy zwierzętami małymi, na które zazwyczaj nie zwraca się uwagi. Ale potrafimy razem walczyć, jesteśmy sprytne, żywotne, szczere, wytrwałe i gdy się napstroszymy, to nawet orzeł ucieka. Nie prosimy o okruszki, same bijemy się z gołębiami o chleb, a gdy jest nam bardzo źle zasiadamy na jakimś pachnącym żywopłocie i rozpoczynamy „sejm wróbli”. Efektem naszych nocnych rozmów na drutach telegraficznych oraz stepowania na szynach kolejowych są spektakle, których zrealizowaliśmy już cztery: „Na niby” (oparty na „Balladynie” Juliusza Słowackiego), „Wznowienie” (Maciej Wojtyszko), „Czwartą siostrę” (Janusz Głowacki) oraz „Papierowe kwiaty” (Egon Wolff). Teatr wyćwierkał już ponad 300 wierszy na sześciu wieczorach poetyckich oraz eliminacjach do Ogólnpolskiego Konkursu Recytatatorskiego.
Kontakt: anula.nowa@wp.pl, www.teatrwrobli.republika.pl
Stowarzyszenie Teatrów Studenckich
Stowarzyszenie działa od 2009 roku, grupę tworzą studenci różnych kierunków. Naszym celem jest działanie na rzecz upowszechniania sztuki, promocja młodych twórców, realizacja projektów artystycznych, kulturalnych, prospołecznych, w szczególności działań teatralnych i parateatralnych. Nasze działania kierujemy do dzieci, młodzieży i przede wszystkim studentów Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Do zadań Stowarzyszenia należy: realizacja projektów i wydarzeń artystycznych i naukowych, m.in. spektakli, koncertów, wystaw, festiwali, warsztatów; działania prospołeczne, ale także organizowanie konferencji i wykładów. Pierwszym naszym poważnym działaniem były warsztaty teatralne, organizowane w marcu w ramach Dni Teatru. Wspólnymi siłami udało nam się zaproponować ponad trzydzieści godzin różnorodnych warsztatów teatralnych, zrealizowanych w ciągu trzech dni.
zebrała: Anna Nowak Więcej informacji, odnośniki do zdjęć ze spektakli i warsztatów znajdziecie na naszej stronie www: www.podaj-dalej.info/node/61 4
fot. Mariusz Słonina
Kontakt: teatry.studenckie.umk@o2.pl
18 Fel-je-tą
www.podaj-dalej.info/node/818
Czy ci nie wstyd???
fot. www.photos8.com
Ireneusz Gabriel Norant wrócił z nocnej zmiany. Zaparzył kawę i włączył telewizor. W popularnym tokszoł „Płatki czy owsianka?” redaktor prowadzący zastanawiał się właśnie nad ostatnią Wielką Produkcją Znanego Reżysera. Ireneusz usłyszał nazwisko i zaczął sobie przypominać, czy wśród znanych mu nazwisk jest i to. Było. Ale z niczym mu się nie kojarzyło. Pomyślał: — Trudno. Wypił kawę. Była reklamowana w telewizji. 10 lat temu. Ale on pozostał wierny swojej marce, mimo eksplozji smaków, aromatów i doznań na pograniczu ekstazy, o których zapewniały najnowsze reklamy Kawy. Usiadł przy stole. Wczoraj była u niego jego znajoma Zofia – osoba, jak to się mówi, obyta w świecie kultury, ale i kulturystyki, którą uprawiała z zamiłowaniem, jako dowód bycia „fit” i „smart”. Zostawiła u niego kilka kolorowych magazynów, m.in. „Najs Lók” i „Pani w Domu”. Jak to ujęła: — Żebyś sobie poczytał, co tam w Wielkim Świecie. Zostawiła też książkę, która ostatnio podbiła serca milionów czytelników różnego wieku i wykształcenia. W rankingu najpoczytniejszych w ciągu miesiąca od daty wydania, uplasowała się zaraz za „Słownikiem Ortograficznym” oraz autobiografią „Ja, TW”. Oto ona: „Kot Leonarda, który jeździł koleją” – zekranizowana w dwa tygodnie po ukazaniu się na półkach. Ale na próżno było podejrzewać Ireneusza o znajomość treści powyższych publikacji. Nie miał na to czasu. Żył w ciągłym biegu, karmiąc się swoją kawą oraz dobrymi intencjami zmiany stylu życia na nieco spokojniejszy. Nie miał na to jednak czasu. Przebywając od czasu do czasu w towarzystwie znajomych, przysłuchiwał się ich rozmowom o najnowszych trendach w literaturze, filmie, teatrze. Słuchał też tych debat o nieco starszych tytułach. Dziwiono mu się, że nie wie, jakie kolory to Barwy Szczęścia oraz jaka jest różnica pomiędzy Dr Quinn a Dr House. Starał się wówczas uśmiechać i swoim zwykłym spokojnym głosem odpowiadał: – Nie, nie czytałem. Nie widziałem. Nie czytał, bo nie miał czasu – wieczny aktywista, jedzący pomiędzy jednym przystankiem a drugim oraz zapracowany biolog – ciągle badający ukochane jętki. Nie widział, bo nie miał telewizora, a zamiast nadrabiać kolejne odcinki biograficznego serialu „M jak Miłosz”, wolał w tym czasie położyć się i pomyśleć o reakcjach jętek na bodźce elektryczne. Wiedząc o tym, znajomi pytali go z lekkim wyrzutem: — No, jak to nie widziałeś? Przecież wszyscy widzieli. A on starał się nic so-
bie z tego nie robić. Wiedział bowiem, że gdyby chciał z którąś z tych osób porozmawiać o zwyczajach godowych jętek znad Balatonu, to spotkałby się z niezrozumieniem. Przeglądając pozostawione przez Zofię czasopisma, zaczął się zastanawiać jak to możliwe, że tyle osób naraz fascynuje się jedną rzeczą, a jego natomiast to w ogóle nie interesuje. Zaczął kartkować, czasami czytając to jeden, to drugi artykuł. Uśmiechnięci CeleBrytowie (mieszkańcy Wlk. Brytanii wypuszczeni z cel – przyp. Autora) w sesji zdjęciowej z programu „Gazdy tańczą na wozie”, szczerzyli się zza snopków siana na „typowo mazurskim” wozie. Na kolejnych Znani Styliści doradzali jak być bardziej „retro” niż „metro”. Najbardziej interesującą, wydawać by się mogło, rubrykę „Mój pierwszy raz”, ominął bez cienia refleksji na twarzy. Nie interesowało go, kto i w jakich okolicznościach skonsumował swój debiutancki pasztet. Nie ciekawiło go również, dlaczego Trylogii Wojen Gwiazd dorobiono piątą część, skoro miało się skończyć na czterech. Potem „Plotki z gablotki”, horoskop i krzyżówka. Popatrzył na to. Odłożył. Popatrzył znów i zbliżył do oczu okładkę. Zaczął się wpatrywać w zdjęcie Zdolnego Tenisisty i Starej Ale Sprawnej Aktorki w trakcie gali filmowo-tenisowej. Zaczął patrzeć na nich i powoli, ale w narastającym tempie, wszystkie kolory, wyrazy, ba: pojedyncze litery zaczęły mu się kręcić przed oczyma. Pojawili się nagle Reżyserzy, których kultowych filmów nigdy nie widział, Autorzy Wierszy, nigdy przezeń nieczytanych, Aktorzy Z Pięćdziesięcioletnim Stażem, których nie kojarzył. To wszystko zaczęło wirować tak, że on sam zaczął się kręcić wokół własnej osi, coraz bardziej chaotycznie, bez widocznego rytmu, za to w zawrotnym tempie. Wtem opadł twarzą na parapet. Szeroki, pomalowany białą, nieco łuszczącą się już farbą. — Uaa! — wykrzyknął z bólu. Otrzeźwiał. Ale zaraz jego twarz wykrzywił grymas z powodu obitego prawego policzka. Spojrzał przez okno. Było to w samo południe. W telewizji grano klip najnowszego utworu Szopę ę Noant. W dole, z wysokości czwartego piętra widział gwar ulicy: samochody, tramwaje, przechodniów. Rzucił wzrokiem przed siebie. Jego oczom ukazał się billboard najnowszej kampanii społecznej. Czarne, wielkie „woły” krzyczały z białego tła całą potęgą Impact Condensed: — Czy Ci nie wstyd??? Ireneusz odwrócił się od napisu gwałtownie i krzyknął…
Mateusz Łapiński
Teatr to dotykanie marzeń...
Kroki
Małe zbrodnie małżeńskie (reż. A. Lewandowska), TPArt 1 9.05.2009 www.podaj-dalej.info/node/893
Kroki (reż. A. Zakrzewska), Dom Muz 21 .05.2009 www.podaj-dalej.info/node/892
Przedstawiamy Wam kilka zdjęć ze spektakli dyplomowych Aleksandry Lewandowskiej („Małe zbrodnie małżeńskie” E. Schmitta) oraz Agnieszki Zakrzewskiej („Kroki” A. Alamo). W pierwszym widzowie mieli okazję przekonać się czym tak naprawdę jest małżeństwo i do czego doprowadza brak zaufania między małżonkami, w drugim – jak wygląda świat oczami karaluchów i jak bardzo problemy insektów przypominają ludzkie. Spektakle spotkały się ze sporym zainteresowaniem i w przyszłym roku akademickim będzie je można jeszcze zobaczyć. Więcej informacji i zdjęć: www.podaj-dalej.info.
Kroki
fot. Mariusz Słonina
o. Lesław Ptak SJ julek1 5_62@o2. pl 609 585 686