OKAZJONALNIK AKADEMICKI DA STUDNIA ISSN 1732-9000 OKAZJONALNIK AKADEMICKI DA STUDNIA PAŹDZIERNIK 2011 ISSN 1732-9000 LUTY 2012
47. TALENTY
PODAJ D ALEJ O KAZJONALNIK AKADEMICKI DA STUDNIA ISSN 1732-9000 TALENTY [47], LUTY 2012
[WYDAWCA / ADRES REDAKCJI] D USZPASTERSTWO AKADEMICKIE OO. J EZUITÓW UL. PIEKARY 24, 87-100 TORUŃ TEL. 056 6554862 WEW. 25 WWW.DA.UMK.PL REDAKCJA@PODAJ -DALEJ .INFO WWW.PODAJ -DALEJ .INFO
J USTYNA N YMKA [RED. NACZ.]
O . KRZYSZTOF D OROSZ [OPIEKUN ]
ALICJA KACZMAREK, ANNA WOSIAK, EWELINA G AJEWSKA [KOREKTA] R AFAŁ J ERZY J URKOWSKI, DTP@PODAJ-DALEJ.INFO [DTP]
ANNA C ABAN [REKLAMA]
[WSPÓŁPRACA] ANNA C ABAN , O LGA M ĄDROWSKA, M AGDA J ÓŹWIAK, AGNIESZKA SZCZEPAŃSKA, M ARCIN O GIŃSKI, PAWEŁ LUBRAŃSKI, O. G RZEGORZ D OBROCZYŃSKI SJ, ALEKSANDER WIERSZYCKI, M AŁGORZATA M ACIEJEWSKA, PAULINA B RUŹDZIAK, J OANNA FELCZAK, M ATEUSZ G AWROŃSKI, M AGDALENA KOTWICA, PAULINA G AJEWSKA, M ARIUSZ SLONINA,
[REKLAMA]
REKLAMA@PODAJ -DALEJ .INFO , WWW.PODAJ -DALEJ .INFO /REKLAMA
R EDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO SKRACANIA I ADIUSTACJI TEKSTÓW ORAZ ZMIANY TYTUŁÓW. O ILE NIE ZAZNACZONO INACZEJ, PUBLIKOWANE MATERIAŁY OBJĘTE SĄ LICENCJĄ
C REATIVE C OMMONS U ZNANIE AUTORSTWA U ŻYCIE N IEKOMERCYJNE 3.0 HTTP://CREATIVECOMMONS.ORG /LICENSES/BY-NC /3.0. AUTORZY MAJĄ PRAWO ZMIANY LICENCJI. [ARCHIWUM ] WWW.PODAJ -DALEJ .INFO /ARCHIWUM [OKŁADKA - PRZÓD] FOT. M ARCEL G RIEDER , "C OIN C ITY I", CC-BY 2.0, HTTP://WWW.FLICKR .COM /PHOTOS/THEGRID -CH /5087677632 [OKŁADKA -TYŁ, WNĘTRZE] INAUGURACJA ROKU KS. PIOTRA SKARGI , FOT. M ICHAŁ PRZEWOŹNY
O . KRZYSZTOF D OROSZ SJ
ŻOŁNIERZ CZY PROROK? R OK KSIĘDZA PIOTRA SKARGI .04-05
M AGDALENA J ÓŹWIAK
TRUDNA PRZYPOWIEŚĆ O TALENTACH .06
D AWID WINCŁAW
27 KILOGRAMÓW ZŁOTA POD CHOINKĄ .08
AGNIESZKA KIJAK
SPACER .09
AGNIESZKA KIJAK
CO ZROBIĆ... .10
AGNIESZKA KIJAK
GDY PATRZĘ I NIE LUBIĘ .10
J OLA R ONOWSKA
N IE BÓJ SIĘ ŻYĆ .11
M ARCIN O GIŃSKI
O DDECH .11
TALENTOWANIE
Jak pisał Antoni Czechow „zwięzłość to siostra talentu”, nie będę więc podważać słów znakomitego pisarza, tylko zastosuję się do tej wskazówki;-) Pamiętacie piosenkę dla dzieci w wykonaniu zespołu Bahamas: „Popatrz, jak Ala pięknie rysuje/ Od rana do nocy Kasia maluje/ Zosia robi ładne wycinanki/ Hania układna przepiękne kraszanki/ Halinka często pięknie haftuje/ a Magdalenka smacznie gotuje”? Nie sposób wymienić wszystkich talentów – co człowiek, to inny;) Jednak mogę Wam zagwarantować, że trzymacie w rękach dzieło, z którego talent wypływa z każdej strony, każdego zdania, każdego słowa. Zatem nie zatrzymuję już Was dłużej, poddajcie się talentom, które na Was czekają :) AUTOR : J USTYNA N YMKA TAGI : WSTĘPNIAK
WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3774
M ARCIN O GIŃSKI
12. N ASZE POLSKIE J OLA R ONOWSKA
13. N IEZWYKŁY DAR AGNIESZKA KIJAK
14-15. AUTOBUS 235 ALEKSANDER WIERSZYCKI
16. N IE CZUJĘ SIĘ STRACONYM POKOLENIEM EWELINA ZAREMBSKA
16. FENOMEN REKINA O . KRZYSZTOF D OROSZ SJ
18. R OK KIĘDZA PIOTRA SKARGI W TORUNIU
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.03
ŻOŁNIERZ CZY PROROK? R OK KSIĘDZA PIOTRA SKARGI WYOBRAŹMY SOBIE , ŻE JEST ROK 2412; NIE NASTĄPIŁ ŻADEN KONIEC ŚWIATA , LUDZIE NADAL ŻYJĄ I WPROWADZAJĄ CORAZ TO NOWSZE FORMY ORGANIZACJI SPOŁECZNEJ , DOSKONALSZE TECHNOLO GIE , WYDŁUŻAJĄ SWÓJ WIEK ŻYCIA , ALE TEŻ ZASTANAWIAJĄ SIĘ , CO CZEKA CZŁO WIEKA PO ŚMIERCI , A SPRAWY WIARY NIE PRZESTAŁY ICH INTERESOWAĆ . P RZEDSTAWMY TEŻ SOBIE PRZYSZŁYCH HISTORYKÓW , KTÓRZY , BADAJĄC PRZESZŁOŚĆ , SKUPIAJĄ UWAGĘ NA „ NASZYCH ” CZASACH PRZEŁOMU II I III TYSIĄCLECIA .
Gdy zagłębiamy się w biografię księdza Piotra Skargi, którego 400. rocznicę śmierci będziemy obchodzić 27 września tego roku, postępujemy podobnie jak ci, potencjalni przyszli badacze naszych czasów. Przyglądając się Skardze z tak długiej perspektywy, próbujemy zrozumieć jego epokę, jakże różną od naszej, poznać mechanizmy wtedy działające, a tym samym odtworzyć sylwetkę jezuity, który jest zgodnie uznawany za największego kaznodzieję dawnej Polski, wybitnego pisarza i twórcę języka polskiego, filantropa i promotora zorganizowanej dobroczynności, człowieka solidarnego z ubogimi. Postać Piotra Skargi kojarzy się nam nieodparcie z natchnioną wizją królewskiego kaznodziei ze słynnego obrazu Jana Matejki. Gotowi jesteśmy nawet uznać ten romantyczny, XIX-wieczny wizerunek za niemalże „fotografię” polskiego proroka. Czy jednak Skarga z rękami uniesionymi do góry, rozwianymi, siwymi włosami i wzrokiem gromiącym możnych tego świata nie został za bardzo odrealniony?
S YN M AZOWSZA Piotr Skarga urodził się 2 lutego 1 536 roku w Grójcu na Mazowszu. Był najmłodszym dzieckiem w rodzinie Michała i Anny ze Świętków. Właściwie jego dziad i ojciec nosili nazwisko Powęski albo Pawęski, co wskazywałoby, że byli właścicielami wsi Powązki lub Powęzki. Rodzina wywodziła się prawdopodobnie z grójeckich mieszczan i została oficjalnie nobilitowana, czyli podniesiona do stanu szlacheckiego za
Zygmunta III Wazy w 1 593 roku. „Skarga”, jak się przypuszcza, to przydomek nadany jego dziadkowi, Janowi Powęskiemu, ze względu na skłonność do skarg i narzekań, a także częste procesowanie się w sądach. Przydomek okazał się na tyle trafny, że został przyjęty przez potomków za formę nazwiska, które nie odgrywało w owych czasach tak mocnej roli identyfikacyjnej, jak dzisiaj. Piotr dość wcześnie stracił rodziców, których zastąpili mu starsi bracia. Po nauce w szkole parafialnej zapisał się na Akademię Krakowską jako Piotr Michał z Grodźca (czyli z Grójca). Po jej ukończeniu ze stopniem bakałarza zostaje w 1 564 roku wyświęcony na kapłana i aktywnie działa we Lwowie. Jednak „niespokojny duch” (mówi się, że miał choleryczny temperament) nie pozwala mu długo pozostawać w jednym miejscu. Wyjeżdża najpierw do Wiednia jako opiekun młodego magnata Jana Tęczyńskiego, a w 1 569 roku udaje się do Rzymu, tym razem jednak z zamiarem wstąpienia do nowego wówczas zakonu jezuitów. Tutaj odbywa nowicjat, a potem pogłębia i uzupełnia studia w słynnym Kolegium Rzymskim, świetnie opanowując łacinę klasyczną, Pismo Święte oraz dzieła Ojców Kościoła. W przyszłości połączy staranne wykształcenie z żywym zaangażowaniem i działalnością społeczną. Jego kaznodziejstwo i pisarstwo będzie się wyróżniać solidnym przygotowaniem biblijno-patrystycznym z jednej strony, a z drugiej – podejmowaniem aktualnych wyzwań stojących przed Kościołem czasów reformacji oraz pragnieniem odnowienia społeczeństwa I Rzeczpospolitej. Pobyt Skargi w Rzymie przypada na czas tuż po Soborze Trydenckim (1 5451 563), okres wprowadzania w życie ważnych reform Kościoła zagrożonego rozpadem. Młody jezuita musiał żyć tymi ideami, skoro przeszedł do historii jako jeden z promotorów ruchu potrydenckiego w Polsce, stawiających sobie jako główne zadanie obronę wiary ojców. Należał do pierwszego pokolenia jezuitów polskich, Chrystusowych żołnierzy,
żarliwych synów św. Ignacego Loyoli, podejmujących misję wszędzie tam, gdzie posyła ich Namiestnik Chrystusa na ziemi. A terenem działania Skargi była Rzeczpospolita Obojga Narodów, potężne państwo ówczesnej Europy.
G ORLIWY I MIŁOSIERNY Skarga dał się najpierw poznać jako zdolny organizator szkolnictwa i oświaty, pierwszy rektor Akademii Wileńskiej, założyciel kolegiów jezuickich w Połocku, Rydze i Dorpacie. Działalności edukacyjnej, tak ważnej dla jezuitów, towarzyszyła własna twórczość. Jako pisarz posługujący się językiem barwnym i żywym, mocno osadzonym w Biblii, stał się Skarga autorem niezwykle popularnych „Żywotów świętych”, nazywanych dziś staropolskim bestsellerem, poczytnym i wielokrotnie wznawianym. Ta odnowiona w duchu Soboru Trydenckiego hagiografia, przedstawiająca m.in. polskich świętych, była często jedyną, posiadaną przez rodziny książką, swoistym elementarzem, z którego uczono się czytać. Pięknie i wzruszająco opisuje to w powieści „Matka” Ignacy Maciejowski, XIX-wieczny pisarz, pokazując, jak wielkie znaczenie ma Skarga w kulturze polskiej. Jako superior domu i rektor kościoła św. Barbary w Krakowie (funkcje objął w 1 584 roku) zasłynął z działalności dobroczynnej. Tutaj właśnie założył Bractwo Miłosierdzia, które było zorganizowaną formą świadczenia dobroczynności, poprzednikiem dzisiejszego Caritasu i innych organizacji charytatywnych. Niezwykłym dziełem był założony w 1 587 roku bank pobożny nazywany też „komorą potrzebnych”, pierwsza taka inicjatywa w Polsce mająca na celu udzielanie niskoprocentowych, krótkoterminowych pożyczek. Bank ten zorganizowany w oparciu o fundusze z ofiar i fundacji możnowładców, usilnie zachęcanych przez Skargę, miał chronić przed nielitościwą lichwą i drakońskimi procentami pobieranymi już wówczas. Zresztą, w „Kazaniach o miłosierdziu” kaznodzieja ostro piętnował zachłanność i chciwość, także pośród samych chrześcijan. Dobroczynną działalność Skargi dopełniają takie inicjatywy, jak Skrzynka św. Mikołaja, mająca na celu wyposażenie w posagi niezamożnych panien oraz powołanie
Bractwa Betanii św. Łazarza, które zajmowało się pielęgnacją chorych, opieką nad żebrakami i grzebaniem umarłych. Te realizowane z powodzeniem inicjatywy, mniej znane strony biografii Skargi, pokazują, że był nie tylko znakomitym mówcą, ale też osobą umiejętnie wcielającą w życie idee miłosierdzia.
KAZNODZIEJA NATCHNIONY Skarga zasłynął najbardziej jako znakomity mówca, kaznodzieja. Miał ku temu szczególne predyspozycje. Jak powiadają historycy, posiadał niezwykły dar przemawiania i perswazji. Już przez współczesnych był porównywany do najwybitniejszych oratorów starożytności. Prawdziwą sławę zyskał jako kaznodzieja królewski, który to urząd ustanowił Zygmunt III Waza, darzący jezuitów szczególnymi względami. Skarga pełnił tę funkcję prawie do końca życia, podążając za królem do Warszawy. Tutaj z jego inspiracji, przy wsparciu monarchy, obok kolegiaty św. Jana, obecnej katedry, rozpoczęto budowę obecnego Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej. „Mówca narodowy” – jak mówi się o Skardze – był gorącym zwolennikiem wzmocnienia władzy królewskiej, a ograniczenia wszechwładzy sejmu i złotej wolności szlacheckiej. Poddawał krytyce niedowład państwa, w czym już wtedy dostrzegał elementy anarchii prowadzącej do zguby, gromił partykularyzm szlachty szkodzący dobru ogółu. Skarga uchodzi za szermierza kontrreformacji. Postawa taka była wyrazem jego troski o jedność Kościoła, nawet jeśli różnie ją oceniamy z dzisiejszego punktu widzenia. Ostry i bezkompromisowy w polemikach, był jednak przeciwnikiem rozwiązań siłowych. O innowiercach mawiał: „Złe heretyctwo, ale ludzie dobrzy”. Podobnie jak królowie, którym służył, był zwolennikiem, aby Rzeczpospolita była „państwem bez stosów”, bez religijnych wojen, ale też i jednej wiary. W jego wizji Kościół miał być jak sprawne wojsko. A jaką skuteczność ma podzielona armia pod różnymi dowódcami? Pośmiertna sława Skargi rozwinęła się w czasie zaborów, gdy Adam Mickiewicz i Jan Matejko przedstawiali Skargę jako proroka narodowego. „Piotr Złotousty” trafił do panteonu najwybitniejszych Polaków. W naszych czasach staramy się nie nadużywać takich tytułów.
Zapewne warto jednak w nowych polskich realiach „wsłuchać się” w głos wielkiego kaznodziei – odczytać jego wskazania i myśli służące umocnieniu wiary, dobra wspólnego i miłości Ojczyzny. Bliższe informacje o wydarzeniach i przebiegu Roku księdza Piotra Skargi w Polsce na: www.skargapiotr.pl AUTOR : O . KRZYSZTOF A. D OROSZ SJ
TAGI : JEZUICI , KAZNODZIEJSTWO , O JCZYZNA,
PIOTR SKARGA WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3763
"CZY TAN I EM WSZ YSTK I C H PRÓ ŻNOW AN I E ."
ODG
AN I A
GRZE
CIE CHÓ W
"O WI ELM O ŻN I PAN O WI E, O ZI EM SC Y B O G O W I E ! M I E J C I E W S P A N I A Ł E I S Z ER O K I E S E R C E N A D O B R E B R A C I E J S W OJ EJ I N AR O D Ó W SWO I C H , WSZYTKI C H D U SZ, KTÓ R E TO KR Ó LESTWO Z SWYM I P A Ń S T W Y W S O B I E Z A M Y K A . N I E C I E-
ŚNICIE AN I KU R C ZC I E MIŁOŚCI W SWO I C H D O M AC H I PO J ED YN KO WYC H PO ŻYTKAC H . N I E ZAM YKAJ C I E J EJ W K O M O R A C H I S K A R B N I C A C H S W OI C H . N I EC H SI Ę N A LU D WSZYTEK Z WAS, G Ó R WYSO KI C H , J AKO R ZEKA W R Ó WN E PO LA WYLEWA."
M AT
KĘ
Ą ZAJ AU C N IE ZY IE N N TÓR E K I OJU ZY, B AW POK E Z IEJS I S K O I H Z UDZ NEG N YC Y D O L ZES IEN C TYC I I W O L IE . A D O .. ZB ZOW , Ą P GIĄ YLO C J I Ż T L Ą A E J E I, U IĘ T Ć M O R NIL ILN IE S ROŚ BY CZY H P N D A Z C Ą I E S , O NI SŁU Ą M LÓW SW NIC ŚĆ CH KR Ó O "TAK Y O R I N G DA NIE M ĄD ÓW POD KA PAN A DLA A T I I N . " LI ALI C Ą. MIE DBA DLĘ ECH GO I Y E N B R A OB H Z LE I I D Ą, A B IC E K Z S R ZIEM POT ŁO Y T NIE
–
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.05
TRUDNA PRZYPOWIEŚĆ O TALENTACH N IE MA CHYBA CHRZEŚCIJANINA, KTÓRY
CHOĆ RAZ NIE SŁYSZAŁBY ZAPISANEJ W EWANGELII ŚW . M ATEUSZA PRZYPO WIEŚCI O TALENTACH (M T 25, 14-30). O SOBIŚCIE FRAGMENT TEN BYŁ DLA MNIE ZAWSZE TRUDNY I POWODOWAŁ DUCHOWE ROZTERKI .
Kilka miesięcy temu na mszy o 1 8:00 w jednej z toruńskich parafii usłyszałam kazanie, które ukazało mi tę przypowieść z zupełnie innej strony. Pomogło odkryć w niej coś, czego wcześniej nie dostrzegałam. Pozwólcie, że podzielę się z Wami tym, co zapamiętałam z tej niezwykłej dla mnie homilii. Przemyślenia zaczerpnięte z tego kazania przeplatają się z moimi wnioskami.
M ETAFORA W tej biblijnej przypowieści za przykład posłużyły pieniądze. Była mowa o mądrym nimi gospodarowaniu i ich pomnażaniu. Pieniądz jest w tym miejscu jednak metaforą. Jak można ją zinterpretować? Co może być talentem przeciętnego współczesnego człowieka, którego życie jest zwyczajne i nie ma w nim spektakularnych sukcesów artystycznych, zawodowych czy jakiegokolwiek innego rodzaju? Jakie talenty znaleźć u siebie może każdy bez wyjątku, bez względu na to, czy posiada np. tzw. uzdolnienia artystyczne, talent pedagogiczny, wychowawczy, dar mądrości, cierpliwości, dyskrecji, empatii, wrażliwości, językowy, kulinarny czy jeszcze inny, czy też nie umie w sobie odnaleźć żadnego szczególnego daru? Czy są ludzie bez talentów/darów? Nie. Takich osób nie ma. W kazaniu szczególnie poruszyły mnie słowa, ze talentem może być zarówno zdrowie, jak i choroba. Może nim być nieatrakcyjny wygląd, jakaś słabość charakteru, trudny współmałżonek lub coś, z czym sobie nie radzimy. Talentami mogą być różne wydarzenia, które nas spotykają, tak te dobre, jak i te niełatwe do przyjęcia. P OMNAŻANIE Talent należy powierzyć Temu, który będzie z niego potrafił wydobyć to, co najlepsze. Czym jest pomnażanie talentu? Na przykład powierzaniem, PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
odkrywaniem go przed Bogiem na modlitwie i w sakramencie pojednania. Zakopywanie zaś talentu to odrzucanie części siebie, tego, czym jestem, historii mojego życia i mojej sytuacji. To postawa buntu wobec Boga, postawa złorzeczenia, niezadowolenia, szemrania i pretensji. Co więc czynić? Jak nie zakopać swych talentów? Przede wszystkim należy je: 1 ) Odkryć przed samym sobą w obecności Boga. Dowiedzieć się co jest moim talentem. 2) Przedstawić je i ofiarować Bogu na modlitwie. Te trudne lub bolesne talenty powierzyć Mu w sakramencie pokuty. Poprosić Go o mądrość i światło. 3) Podziękować za każdy talent i przyjąć go. Nawet ten, którego nie rozumiem, zawstydza mnie, zniechęca, przeraża lub przerasta. Odkryć to, że jestem obdarowana/obdarowany i każde doświadczenie mojego życia ma sens, a dzięki Bogu nawet to, co trudne, nabiera znaczenia. Uwierzyć, że z Bogiem niczego nie muszę się lękać. 4) Zapytać siebie o pragnienia swego serca związane z konkretnymi talentami. Czy mogę się nimi dzielić z innymi bezpośrednio? Czy też na danym etapie powierzyć je tylko Bogu? A może mogę wykorzystać jakiś trudny talent, np. jakąś swoją słabość, i modlić się za osoby podobnie cierpiące? Może mogę w ich intencji ofiarować swój udział we mszy, jakieś wyrzeczenie, cierpliwe znoszenie upokorzenia, walkę z pokusami, a w końcu ofiarowanie własnych cierpień w intencji innych? 5) Zapytać swego serca o to, co mnie uszczęśliwia. Co sprawi, że nie będę dzielić się swym talentem ze strachu czy obowiązku, ale radośnie, chętnie i w poczuciu szczęścia ze współpracy oraz harmonii ze sobą samym/samą, z Bogiem i z innymi ludźmi.
M ODLITWA Zainspirowana usłyszaną wtedy homilią, opracowałam propozycję modlitwy w oparciu o przypowieść o talentach i duchowość ignacjańską. 1 ) W krótkiej modlitwie odmawianej własnymi słowami proszę Ducha Świętego o mądrość, pokorę, dar
.06
rozeznawania, dar otwarcia na poznanie prawdy o sobie samej/samym, a także dar przyjęcia oraz akceptacji tego, co dane mi będzie poznać. 2) Wizualizuję sobie tę scenę biblijną w czasach Chrystusa. Próbuję zobaczyć nauczającego Jezusa i otaczających Go ludzi. 3) Próbuję umiejscowić siebie w tej scenie. Gdzie jestem? Co robię? Jak się czuję? 4) Próbuję wsłuchać się w słowa nauczającego Chrystusa i - badając swe serce - staram się zwrócić szczególną uwagę na te słowa, które mnie poruszają w pozytywny lub negatywny sposób. 5) Zatrzymuję się nad tymi słowami i zastanawiam, dlaczego mnie poruszają. 6) W świetle tej przypowieści szukam odpowiedzi na pytania o to: a) co jest moimi talentami, b) co jest talentami, z których jestem zadowolona, c) które talenty są trudne, d) czy są takie, którymi dzielę się szczodrze oraz które chętnie pomnażam, i co mogę zrobić, by jeszcze lepiej je wykorzystywać, e) czy są talenty, które zakopuję, i co zrobić, by tak się nie działo, 7) Powierzam Bogu i Jego opiece wszystko, czym jestem, co mam, moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, wszystkie swoje sprawy, ludzi i wydarzenia. Na koniec odmawiam modlitwę „Ojcze Nasz” i dziękuję Bogu za dar swego życia i za to, że dzięki Niemu wszystko ma sens, a każde doświadczenie może stać się talentem, który On wie, jak pomnożyć. Odtąd, cokolwiek by się nie działo, wiem, że pomnażam każdy talent, kiedy powierzam go Bogu. Proszę Go, by nigdy nie zabrakło mi wiary i ufności, że tak jest.
AUTOR : M AGDA J ÓŹWIAK
TAGI : AKCEPTACJA, DUCHOWOŚĆ IGNACJAŃSKA, MODLITWA, PRZYPOWIEŚĆ , TALENTY
WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3771
N E C S J E MI
! T N E L A T J Ó ? W AT R ZYSTASZ J AK JE WYKO
27 KILOGRAMÓW ZŁOTA POD CHOINKĄ N APRAWDĘ
NIE WIEM , CO BYM ZROBIŁ , GDYBY KTOŚ OFIAROWAŁ MI 27 KILO GRAMÓW NAJSZCZERSZEGO ZŁOTA . T AK ZNIENACKA , ZA NIC . Z A DARMO .
KŁOPOTLIWE FANTAZJE Przypuśćmy, że przyniósłby (chyba przytargał!) mi je krewki kurier. Albo lepiej – znalazłbym je pod choinką z dołączonym doń malutkim, niewinnym bilecikiem – „dla Dawida od Świętego Mikołaja”. Pomyślałbym, że to śmieszne. Świetnie, 27 kilogramowych sztabek owiniętych lśniącym papierem w płatki śniegu, bałwanki i inne gwiazdki. Wymieniłbym porozumiewawczo spojrzenie z rodziną rozpakowującą własne prezenty i, o zgrozo, poczułbym rosnące zakłopotanie pt. „Kto z rodziny wygrał w totka i spieniężył swoją wygraną w postaci tego szlachetnego metalu?”. Oblałbym się różowym pąsem, pewnie łudząco podobnym do tego, jaki maluje się na twarzy zmarzniętego Gwiazdora. Ot, miałby ktoś ze mnie ubaw po pachy! Czułbym się, jakbym dostał śnieżką prosto w twarz. Co, do diaska, robi się ze złotem? Przetopić, sprzedać? Ale ile pieniędzy za to dostanę? Zaraz, zarazG Jedna uncja złota to 28 gramów. Jeden gram kosztuje tyle i tyle. Wystarczy pomnożyć, pójść do najbliższego skupu... Ale gdzie skupują złoto? I skąd mam wiedzieć, że ten błyszczący szmelc rzeczywiście nim jest? R ELACJE Spokojnie, zostawmy sztabki pod choinką, zanim wpadnie nam do głowy pomysł wylicytowania ich na Allegro albo wycieczki do najbliższego jubilera. Skupmy się raczej na relacji obdarowujący-obdarowany, bo ona jest tu chyba największą zagadką. Zupełnie nic nie wiemy o tym pierwszym. Coś niecoś możemy powiedzieć o samym obdarowanym (czyli de facto o nas), który odmienia słowo „zaskoczenie” przez wszystkie przypadki. Cóż, ponoć nikt nas nie zna tak dobrze, jak my sami. Relacja wygląda banalnie. Osoba decydująca się na obdarzenie, oddaje coś bardzo cennego (zakładając, że przypisujemy jej szlachetne intencje, a nie zamiar pozbycia się zbędnych szpargałów z domowego
strychu tudzież nieudanej transakcji na pchlim targu) komuś, kogo się co najmniej lubi (w tym miejscu znowu wypadałoby zaryzykować zaufanie zamiarom naszego darczyńcy – czy dalibyście cokolwiek osobie, na której wam ani trochę nie zależy?). No tak, wszystko pięknie. Wiadomo już „kto” i „komu”. Ale znowu powracamy do kwestii frapującej najbardziej – co?
T ALENT W POWSZECHNYM UJĘCIU Zwykle talent rozumiemy bardzo płytko i powierzchownie. Kojarzy się nam on z jakimś szczególnym uzdolnieniem lub wrodzoną predyspozycją. Człowiek utalentowany to ten, który w młodym wieku posiadł zdolność mówienia biegle we wszystkich językach kongresowych, jako czteroletnie dziecko ogrywał dziadków w szachy czy odznaczał się takim urokiem osobistym, że po 5 minutach zabawiana przez niego publiczność śmieje się do rozpuku. Nic bardziej mylnego. Jeśli talent będziemy rozumieli w ten sposób, to na palcach policzymy osoby, które rzeczywiście poczują się „obdarowane”. A co z nami, zwykłymi zjadaczami chleba? Gdzie nasze 27 kilogramów złota? KONTROWERSYJNE SŁOWA... „Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma”. Ten fragment Pisma Świętego, pochodzący z Ewangelii według św Mateusza, nurtuje mnie niesamowicie. To tu moim zdaniem znajduje się klucz do rozumienia talentów. Jak wykazałem powyżej, pozycja obdarowanego to iście anielski przywilej. Któż z nas nie ucieszyłby się gdyby miał takiego „sponsora”? Kogoś kto się o nas zatroszczy – wskaże nam nasze, używając dzisiejszego języka, zasoby. Niesamowite. Problem zaczyna się nieco dalej. Oto temu, kto cierpi biedę, zapatrzonemu w swój deficyt, wyciąga się z ręki, to co jeszcze kurczowo trzyma! Cóż to za faryzejska sprawiedliwość? A gdzie hojność („wszystkim po równo!”) albo chociaż obdarowywanie w myśl zasady „każdemu według zasług”? Chciałoby się z razu postawić takiego Boga
przed sądem i oskarżyć go o faworyzowanie jednych kosztem drugich. Ale czy na pewno?
... I ICH SENS Jeśli pozostawimy na chwilę kwestię sprawiedliwości i przyjrzymy się uważnie temu fragmentowi, wyjdzie na jaw pewna sprzeczność. Mianowicie – jak można zabrać komuś coś, jeśli ów nic nie ma? Jest to niemożliwe, jeśli pozostawimy te słowa w oderwaniu od tego, co zostało powiedziane wcześniej. A jest to komentarz do przypowieści, którą wszyscy świetnie znamy. Bóg obdarzający ludzi skarbami różnej wartości (wydaje się, jakby były one rozdawane niejako bez żadnego klucza) zachęca ich do swego rodzaju „inwestycji”. Nie jest ważne, kto ile zgromadzi, ale kto ile puści w obieg. Oto boska ekonomia. Inwestowanie i dzielenie się. Powstające niejako przy okazji nierówności są nie po to, by rodzić zgorszenie i powodować zawiść, rodzić pretensje do Bogadawcy, ale żeby stwarzać potencjalne możliwości wymiany. Bo gdzie odczuwa się brak, tam powstaje potrzeba. A potrzeba zawsze otwiera – na Boga, na ludzi. Samowystarczalność jest wrogiem człowieka. Zatem co możemy wziąć dla siebie z tej lekcji? Albo jeszcze lepiej – dać, bo do tego chyba jesteśmy namawiani? Naprawdę nie wiem. Niech każdy zajrzy pod swoją choinkę. AUTOR :
D AWID WINCŁAW
TAGI : DEFICYTY , HOJNOŚĆ , PORÓWNYWANIE SIĘ , TALENT , UZDOLNIENIE
WWW : PODAJ - DALEJ . INFO / NODE /3768
RYS. KATE MOROSS, "LOGO DESIGN FOR REAL GOLD ", CC BY-ND 2.0, HTTP://WWW.FLICKR .COM /PHOTOS/KATEMO /152658333
SPACER I DĘ NA SPACER ... Wzdłuż szosy, po której co jakiś czas sunie stary samochód lub rozklekotany rower, wzbudzający we mnie cichy śmiech. A poza tym pustka. I słychać tylko szum traw zielonych i zbóż złotych. I jeszcze to cykanie świerszczy - pojedynce, lecz chóralne i takie melancholijne... I tak idę, a pod nogami piasek i kamienie... ten charakterystyczny chrobot pod cienkimi sandałami. I słońce oświetla tę drogę, a każdemu krokowi towarzyszy mały słoneczny promyk radości. Idę w ciepły dzień i tylko co jakiś czas, mijając drzewo przydrożne – zielone i wyrośnięte – chowam się w cieniu i z jeszcze większą uciechą ruszam dalej... Krótka wędrówka między dwoma domami – pełnymi radości i miłości. Gdzie jest mi równie dobrze. Gdzie równie często bywam szczęśliwa i smutna. Domy dwóch rodzin i wielu przyjaźni, dwóch kultur i wielu spotkań. I wielu rozmów, i ciszy... I ta muzyka – bicie serca – wręcz nie do opisania... Gdy wstępujesz do jednego z nich pierwszy raz, a potem kolejny i kolejny... od razu czujesz się inaczej. I wiesz, gdy wstępujesz do drugiego z nich, że te Domy coś łączy... A więc idę tak swoim własnym krokiem ku domowi przyjaciółki z dzieciństwa. Przyjechałam do babcinej rodzinnej wsi, bo już nie mogłam znieść tego obcego i gwarnego miasta, w którym przyszło mi żyć... Nie widziałyśmy się przeszło 1 0 lat, czy to dużo? Okaże się po pierwszej nocy przegadanej pod gołym niebem. W gruncie rzeczy ciekawi mnie jej reakcja... nasze reakcje... A więc idę wciąż tą samą drogą, po tych samych kamieniach, wśród tych samych zbóż i dochodzę do jabłoni – mojej ulubionej – młodej, lecz wyrośniętej. Zrywam jabłko i idę dalej, smakując ten niezapomniany smak... Widzę już w oddali drewniany potężny dom, obok jakiś murowany. A przed nimi duży i wyjątkowy ogród. Dochodzę do starego i zielonego od mchu płotu. Otwieram cicho furtkę i idę kamienną ścieżką. Ganek zawsze ten sam, taki przytulny –
jak cały dom. Delikatnie posuwam stare drewniane drzwi. Niestety lekko skrzypnęły, więc gdy znalazłam się już w jasnej i cudownie pachnącej kuchni, patrzyli na mnie wszyscy domownicy... Baśka rzuciła mi się na szyję. Stałyśmy w objęciach przez dłuższy czas, spuszczając swobodnie łzy na nasze ramiona. Kiedy udało nam się trochę uspokoić, odkleiłyśmy się od siebie. — No to bierz łychę i pomieszaj tu! Pomoc jest potrzebna! Tata ma jutro urodziny! — powiedziała Basia z uśmiechem. Więc niewiele myśląc, zrobiłam, o co prosiła, witając się przy tym z resztą jej licznej rodzinki. Gwar rozgorzał od nowa na dobre...
le. Nagle Baśka podskoczyła. Jedno z dzieciaków złapało ją za nogi, a gdy okazało się, że to nie ja, ze strachu uciekło do reszty, budząc oczywiście wszystkich. Od razu rzuciły się na nas, bo było im wszystko jedno, byle by się przytulić... Czy to życie? Czy to marzenia? Nie, to tylko historia, która pojawia się, gdy zamkniesz oczy, idąc pod wiatr w słoneczny dzień i czujesz zapach skoszonej trawy... AUTOR :
AGNIESZKA KIJAK
TAGI : DOM , DZIECIŃSTWO , PRZYJAŹŃ , SPACER WWW : PODAJ - DALEJ . INFO / NODE /3756
*** Idziemy na spacer. Nikt nie powiedział do nas: „Do zobaczenia!”, tylko: „Dobrej nocy!”. Tak nas wszyscy znają... Zachód słońca więc idziemy śmiało przez pole – prosto na ten wielki „pomarańcz” - trochę tylko narzekając na ostre rośliny. Dochodzimy do drzewa na jednym z pagórków. Bez namysłu wspinamy się, każda na swoją gałąź. I w milczeniu słuchamy zachodu słońca: szumu traw i drzewa, śpiewu ptaków i cykania świerszczy, tupotu i szeleszczenia małych zwierzątek, i tej ciszy chowającego się słońca... Kiedy zrobiło się chłodnawo, a niebo z naszej strony zmieniło się z różu w błękit na „trzy-czte-ry” obróciłyśmy się w tył i patrzyłyśmy na ciemność pola i jasność naszych dwóch domów, które było stamtąd widać. Zapadł zmrok i zapaliły się nasze gwiazdy... Zeszłyśmy z drzewa i usiadłyśmy pod nim. — No dobra, moja droga, to teraz mów, czy ta twoja babcia Józia zrobiła dobre ciasto? — powiedziała Baśka i obie wybuchłyśmy szczerym śmiechem. Rozpoczęła się nasza rozmowa... Zaprowadziłam ją do moich dzieci. O świcie, kiedy - o dziwo - najsmaczniej śpią. Leżały wszystkie pokotem na materacu. Patrzyła na nie w blasku wschodzącego słońca. Po policzku spłynęła jej łza. Była szczęśliwa, to znaczy, że ja także. Stałyśmy w otwartym oknie, patrząc na budzący się do życia ogród i poPD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.09
GDY PATRZĘ I NIE LUBIĘ Jedyne czego nie lubię w patrzeniu na niebo to obserwować jak ptaki odlatują A owszem niech latają nad głowami nad polami ale niech nie znikają na naszych oczach w horyzoncie Jedyne czego nie lubię w patrzeniu na drzewa to nie dostrzegać ich prawie we mgle kiedy wiesz że są tak jak powinny ale nie możesz widzieć ich życia tylko znikanie Jedyne czego nie lubię w patrzeniu na stare domy to dojrzeć przez zbite okno butelkę po wódce bo przecież wiadomo iż zniszczenie tam się szerzy ale nie można uspokajać wzroku na śmieconej historii Jedyne czego nie lubię w patrzeniu w twoje oczy to widzieć w nich tylko ciebie i kolory gdy można tak wiele dobra i piękna prostego wydobyć to co ty chowasz na własną przyszłą korzyść AUTOR : AGNIESZKA KIJAK
TAGI : DOM , DRZEWA, NIEBO , OCZY, PATRZENIE WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3758
CO ZROBIĆ... (tym którzy także szukają prawdy za oknem...) A może by tak uciec wyjść powiedzieć: do widzenia! i nie wrócić, nie mówić już:dzień dobry! pójść tak przed siebie... Zrobić krok w przód obrót z głową w chmurach i znów naprzód Biec przez puste chodniki usiąść na pustej ulicy a potem pomaszerować do przodu Mówić: Miłego dnia! do cztero kropkowej biedronki i zielonego liścia brzozy Przeprosić polne kwiaty za wszystkie kwiaciarnie i ścięte róże dla ukochanych Popatrzeć na skrawek błękitnego nieba z kawałkiem białej chmurki z promieniami słońca i zobaczyć cały świat A gdyby tak wrócić z wielkiej przygody nie mówić nic wziąć kartkę i napisać: A gdyby tak uciec wrócić i powiedzieć: Kocham Cię... i właśnie Ciebie szukam na tym świecie... AUTOR : AGNIESZKA KIJAK
TAGI : ODKRYWANIE, SZUKANIE
WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3759
N IE BÓJ SIĘ ŻYĆ Nie bój się żyć, ja pokonam twój Strach, zobaczysz, jeszcze będziesz się śmiać. Już nie patrz wstecz, i nie patrz wprzód, tam tylko tajemny chłód. Otwórz oczy na Dziś. Podaj mi dłoń, poprowadzę Cię w radości toń. Błagam, proszę, nie uciekaj!... Potrzebuję twego głosu, ciepła mimo przeciwności losu! Spójrz! Spójrz na mnie! Nie zapomnij w swej rozpaczy, kto uczuciem ciebie darzy! Spójrz! Ja płaczę! Czy nic ciebie nie obchodzi, kto wciąż po tej ziemii chodzi?! Mówisz – życie nie ma sensu. A ja ciebie pytam – jak to? Powiedz – dla mnie żyć nie warto? AUTOR : J OLA R ONOWSKA TAGI : STRACH , WIERSZ
WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3755
O DDECH Twój uśmiech I wiem że świat nie musi boleć nie trzeba się bać i bronić że nie jestem sam AUTOR : M ARCIN O GIŃSKI
TAGI : MIŁOŚĆ , ODDECH , PRZYJAŹŃ , ZAUFANIE WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3769
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.11
N ASZE POLSKIE N ARZEKANIE . P ODKREŚLA SIĘ CZĘSTO , ŻE NASZĄ DOMENĄ JAKO P OLAKÓW JEST NARZEKANIE . N IEKIEDY SŁUCHAJĄC , CZYTAJĄC , ROZMAWIAJĄC , DOCHODZĘ DO WNIOSKU , ŻE RZECZYWIŚCIE MAMY DO TEGO TALENT . Z WYJĄTKOWĄ ŁATWO -
ŚCIĄ PRZYCHODZI NAM ZNALEZIENIE PROBLEMU DO KAŻDEGO ROZWIĄZANIA . Z AWSZE COŚ SIĘ ZNAJDZIE . C HCIAŁBYM POSTAWIĆ W TYM TEKŚCIE HIPOTEZĘ : „P OLACY NARZEKAJĄ CZĘSTO ”. J EDNAK SZCZERZE WĄTPIĘ , ŻE UDA MI SIĘ ODNALEŹĆ UNIWERSALNĄ ODPOWIEDŹ , DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE . M OŻE W TRAKCIE KOMUŚ COŚ ZAŚWITA I UDA NAM SIĘ ROZWIĄZAĆ TĘ ZAGADKĘ .
S ŁONKO CZY ŚNIEG ? Pierwszą ze spraw, na którą wręcz uwielbiamy narzekać, jest pogoda. Wstajemy, a zza żaluzji/zasłon przenikają promienie słońca. Jest cudnie. Od razu chce się żyć. Godzinę później wychodzi chmurka. Jedna, druga. Życie jest niesprawiedliwe. Gdyby tylko tej trzeciej nie było, pracowało/uczyłoby mi się na pewno lepiej i połowę z tego miałbym za sobą. Zimno – źle, bo mogłoby być zimniej i byłoby wiadomo czy to zima, czy jeszcze nie. A tak w ogóle, lato mogłoby być cały rok, komu by to przeszkadzało, w Ameryce Południowej zawsze ciepło i ludzie chodzą po ulicach zadowoleni. L EĆ ADAM , ECH … Nie chcę tu za bardzo rozpływać się w przykładach, ale na pewno innym
miarodajnym exemplum będzie tutaj kazus skoków narciarskich. Małysz wygrywał i w sumie ok. No ale. Zawsze mógł wygrać z przewagą 5 metrów, a nie różnicą 0,5 punktu, tak? Wygrał zdecydowanie, nie dał konkurentom szans – te skoki są nudne, dla tego Małysza konkurencji nie ma, z kim on ma rywalizować? Przecież największy oponent był w słabej formie i dlatego wygrał. Albo – 4 razy z rzędu wygrał. To już się robi nudne. Małysz kilka konkursów bez zwycięstw – po co on skacze? Kiedyś to wygrywał co tydzień, było co oglądać. Powinien zakończyć karieręG A ta małyszomania to w ogóleG
WHY?! Przykładów może być naprawdę mnóstwo – polityka, gospodarka, zdrowie, praca, sąsiedzi, rodzina, samochód. Zwykle od razu widać przede wszystkim, że naprawdę nie wiemy, czego nam potrzeba, czego chcemy i nie wiemy, jak cieszyć się z tego, co mamy. Powinniśmy to zmienić. Jeśli tak dalej pójdzie, to niezależnie od sytuacji zawsze znajdziemy dziurę w całym i nie będziemy umieli tak naprawdę cieszyć się lub po prostu odetchnąć. Na pewno warto też przyjrzeć się dokładniej temu, co najbardziej i najczęściej nam się nie podoba. Może uda nam się wtedy znaleźć powody
naszego narzekania. Myślę, że w sporej większości marudzenie ma głębsze podłoże, choć oczywiście bywa, że występuje także z przyzwyczajenia. Na pewno to, co najbardziej nam przeszkadza, pokaże, z czym mamy problem albo co mamy jeszcze niedopracowane. Narzekanie rzadziej bywa wyjątkowym wybrykiem, często jest odzwierciedleniem postawy człowieka, tego, jak podchodzi do danej sprawy czy też aspektu. Jeśli spędzimy nad tym nieco czasu, na pewno znajdziemy wiele rzeczy, nad którymi warto i trzeba pracować. Potraktujmy to w ten sposób. Jeśli boli, znaczy, że jest źle, trzeba leczyć. A na co dzieńG Unikajmy niepotrzebnych i nieprzemyślanych słów. Z każdego przecież będziemy rozliczeni, a czasami naprawdę warto trzy razy się zastanowić zanim coś powiemy. Oby wynikiem naszej pracy było naprawienie jak największej liczby spraw, które nie wyglądają tak jak byśmy chcieli. Dobrze, byśmy też nauczyli się tak zwyczajnie i szczerze cieszyć. W przeciwnym razie pozostanie nam cieszyć tylko się i wyłącznie z tego, że jesteśmy w czymś najlepsi. W narzekaniu. AUTOR :
M ARCIN O GIŃSKI TAGI : NARZEKANIE , P OLSKA , SAMODOSKO NALENIE , STEREOTYPY , TALENT WWW : PODAJ - DALEJ . INFO / NODE /3767
N IEZWYKŁY DAR
P EWNEGO WIOSENNEGO DNIA DO MAŁEGO , ZAPOMNIANEGO PRZEZ ŚWIAT MIASTECZKA PRZYBYŁA N IEZNAJOMA. N IKT NIE WIEDZIAŁ , GDZIE SIĘ ZATRZYMAŁA, CHOĆ WSZYSCY WIDZIELI , JAK CHODZI PO MIEŚCIE LUB ZNIKA W OKOLICZNYCH LASACH . N IE BYŁA ANI STARA, ANI MŁO DA. ANI BRZYDKA, ANI ŁADNA. L UBIŁA DZIECI . Z ATRZYMYWAŁA SIĘ ZAWSZE , ŻEBY Z NIMI PO ROZMAWIAĆ , A ONE ROZEŚMIANE WRACAŁY DO SWOICH RODZICÓW, BY OPOWIEDZIEĆ IM HI STORIE Z DALEKICH STRON ŚWIATA, KTÓRE USŁYSZAŁY OD N IEZNANEJ P ANI . KOBIETA WYGLĄDAŁA NA SZCZĘŚLIWĄ, ZAWSZE SIĘ UŚMIECHAŁA. J EDNAK DOROŚLI NIE WIERZYLI W PRAWDZIWĄ RADOŚĆ I TWORZYLI KOLEJNE SCENARIUSZE ŻYCIA N IEZNAJOMEJ : — Na pewno nie może mieć dzieci. Lub poroniła — plotkowały kobiety. — Chłopa jej brak. To jasne, że jaki ją zostawił — przekonywali mężczyźni. Dzieci szeptały między sobą cichutko, aby nikt ich nie usłyszał: — To anioł. Albo wróżka. Kimkolwiek była, kobieta postanowiła wyruszyć w dalszą podróż. Wkrótce miasto obiegła wieść, że Nieznajoma chce zorganizować na pożegnanie przyjęcie dla dzieci z miejscowej szkoły. Zaciekawieni rodzice przyprowadzili tego dnia swoje pociechy z nadzieją, że zobaczą klasy przygotowane na uroczystość, ale nikomu nie było to dane. Dzieci zostały same z ich nauczycielką i z Nieznajomą. Był to wyjątkowy dzień. Dzieci tańczyły, śpiewały i śmiały się do rozpuku. Nieznajoma nie pozwoliła im się nudzić ani smucić, a nauczycielka chętnie skorzystała z okazji, by poczytać książkę, kątem oka obserwując zabawy. — Kochane moje, chodźcie tu do mnie — rzekła Nieznajoma, gdy zbliżała się godzina pożegnania. — Mam coś dla każdego — rzekła, ukazując im stos pakunków ukryty za kotarą. Wzięła pierwszy z nich i podała małej Zosi. — Ależ proszę pani! — nagle obok nich pojawiła się nauczycielka — My nie możemy tego przyjąć. Ta zabawa to i tak wiele... — Ależ proszę pani — przerwała jej Nieznajoma i znów zwróciła się do Zosi. Mała cofnęła się o krok po słowach nauczycielki. — Słoneczko, ten podarunek jest dla Ciebie. Nikt inny nie może go otrzymać, ja także go sobie nie zachowam. Dziewczynka przyjęła prezent i podziękowała. Dzieci kolejno otrzymały pakunki. Rozpakowały je, niepewnie spoglądając to na nauczycielkę, to na Nieznajomą. Ale... w środku niczego nie było. — Ładne... pudełka — zadrwił Stasiu. — To tylko opakowanie. — Gdzie są prezenty? — zawołał Franek. — W waszych serduszkach — odrzekła Nieznajoma. — Sami musicie je odkryć. — To po co te pudełka? — zapytała zdziwiona Amelka. — Abyście wiedzieli, że to dar. Nigdy nie zapomnijcie o tym, że każdy z was otrzymał wyjątkowy prezent, który jest tak nie-
pojęty, że nie mieści się w sztywnym pudełku, jasne? Dzieci pokiwały głowami, choć nic nie zrozumiały. Nieznajoma opuściła miasto, a wielu jego mieszkańców szybko o niej zapomniało, wrzucając ją do worka nieszkodliwych wariatów. Najmłodsi jednak często ją wspominali, próbując odkryć swoje prezenty. Wiele lat później miasteczko nie było już takie, jak kiedyś, ale Nieznajoma nie pomyliłaby go z żadnym innym. Powróciła jesienią. Od razu skierowała się do swoich małych przyjaciół. Stanisław zmierzył ją wzrokiem. — Tak? — zapytał, jakby chciał powiedzieć „Nie znam pani!”. — Witaj Stasiu. Czy nie poznajesz przyjaciółki, która opowiadała Ci o dalekich podróżach i Czarnym Lądzie? — Bardzo panią przepraszam, to chyba pomyłka. Afryka jest daleko, a ja mieszkam tu, w tym miasteczku. — A twój prezent? Pamiętasz, otrzymałeś go w szkole od Nieznanej Pani. — A, to pudełko? Wyrzuciłem. Dyrdymały. Co ja niby mam w sercu? Sama krew. — Oby nie było puste — odparła zasmucona Nieznajoma i odeszła. Zawędrowała do wielkiej willi Franciszka. Pokojówka poprowadziła ją do gabinetu pana. Krzyczał do słuchawki: — Nie, nie, nie!Ma być tak, jak mówię. Co ja jestem? Organizacja charytatywna? Mam w nosie te dzieciaki, niech ktoś inny im funduje pomoce artystyczne — rozłączył się, po czym zauważył Nieznajomą. — Dzień dobry! Przepraszam za to, cały czas się naprzykrzają. Proszę usiąść. Co panią do mnie sprowadza? — Chciałam zapytać o dar, który otrzymałeś wiele lat temu ode mnie. — To pani? Wcale się pani nie zmieniła! To niesamowite! A prezent sprzedałem. — Sprzedałeś? — Tak, całkiem nieźle opchnąłem go jakiemuś naiwniakowi. Od tych pieniędzy zacząłem budować moje imperium. Bardzo panią przepraszam, ale nie mam czasu na wspominki, praca wzywa! — Szkoda, że nie sprzedałeś zaślepienia. Coraz bardziej zniechęcona udała się do Amelki, ale jej nie znalazła.
— Pamiętam panią — rzekła na jej widok schorowana już mama dziewczynki. — Te prezenty były od pani. — Tak — przyznała Nieznajoma — Czy pani córka skorzystała z mojego daru? Staruszka westchnęła przygnębiająco. — Amelia... mówiła, że odkryła swój dar. Bardzo ją to cieszyło. Uczyniła z niego swój świat, cel, bóstwo. — Co się stało? — Wie pani, ona pięknie rysowała, śpiewała... w szkole była najlepszą uczennicą. Ale całe dnie spędzała w swoim pokoju. Raz słyszałam u niej wybuch śmiechu, chwilę później płakała wniebogłosy. W końcu w jej życiu pojawił się mężczyzna. Starszy. Mówiła, że ją uczy. Ale po jednej z lekcji nie wróciła. Ten mężczyzna powiedział, że się pokłócili. Powiedział jej, że nie potrafi śpiewać, a ona nie potrafiła znieść myśli, że mogłaby robić coś innego. Odeszła. — Zamknęła się w tym pudełku... Ostatnia wizyta tak zasmuciła Nieznajomą, że nie wiedziała, czy iść dalej. Jednak skierowała swoje kroki do Zosi. Kobieta siedziała w ogródku przed domem, czytając swemu dziecku książeczkę. Uśmiechnęła się szeroko na widok Nieznajomej. Rozpoznała ją i zakrzyknęła z radością, zupełnie inaczej niż Franek: — To pani! Aniu! — zawołała najstarszą córkę — Zajmij się Jasiem, dobrze? Zosia ujęła dawną opiekunkę pod ramię i razem ruszyły na spacer po ogrodzie, który mienił się kolorami jesieni. — Dziękuję pani — rzekła Zosia. — Ten dar całkowicie zmienił moje życie. — Widzę to po tobie, kochana. Opowiedz mi o tym. — Odkryłam go po kilkunastu miesiącach. Opiekowałam się młodszym kuzynem, który nie mógł zasnąć bez bajki. Nie mogłam znaleźć jego książeczek, więc sama musiałam coś wymyślić. Oprowadziłam go po krainie marzeń, a gdy zasnął, długo rozważałam w sercu pani słowa i zrozumiałam, że mam dar do opowiadania bajek. Najpierw bałam się przekraczać granice, ale wtedy przypominałam sobie panią i wygrywałam z nieśmiałością. Historie, które wymyślam są znane w całym kraju. Przekazuję w nich to, czego chcę nauczyć moje dzieci. I to, czego nauczyła mnie pani — każdy z nas ma w sobie coś niepowtarzalnego. Coś, czym powinniśmy obdarowywać innych, aby świat wypełnił się radością. Już nie jest dla mnie pani tajemniczą nieznajomą, lecz przyjaciółką. Dziękuję. AUTOR: JOLA RONOWSKA
TAGI: BAJKA, DAR, ODKRYCIE
WWW: PODAJ-DALEJ.INFO/NODE/3772
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.13
AUTOBUS 235 JUŻ
PÓŹNO. JUŻ POWINNY PRZEWIJAĆ MI SIĘ PRZED OCZAMI ZNANE KRAJOBRAZY PRZYDROŻNE. KSIĄŻKA POWINNA TRZĄŚĆ SIĘ NA KOLANACH TAK, ŻE LITERY STAJĄ SIĘ TRUDNE DO OD CZYTANIA. WARTKOŚĆ AKCJI JEDNAK NIE PO ZWOLIŁABY PODDAĆ SIĘ TEJ PRZESZKODZIE. PO PROSTU CHCE SIĘ WIDZIEĆ, CO DALEJ, WIĘC SIĘ CZYTA. NIE TAK JAK W ŻYCIU...
Tu jest pusto, mozolnie i wciąż to samo... Czynności, choćby ulubione, w końcu się znudziły. Ludzie, choć bardzo kochani, stają się męczący. Miejsca, które były marzeniami, stały się żmudną codziennością. I co? I nadal trzeba cieszyć się życiem, nawet tym bez spokoju i szczęścia... nie przejmować się i iść. To dlaczego teraz siedzę na ławce osiedlowej na drugim końcu miasta? Nigdy tu nie byłam... I nigdy tak nie robiłam... Powinnam siedzieć już dawno w autobusie jadącym na zielone osiedle, aby wysiąść w połowie trasy w najgłośniejszym centrum miasta. Pójść do starej kamienicy dwie ulice dalej i zasiąść przy zastawionym biurku... Powinnam, lecz co ja zrobiłam?! Poszłam na przystanek po drugiej stronie ulicy i wsiadłam w autobus o moim ulubionym numerze – 235. Kiedy zatrzymał się po raz ostatni i zrobiło się pusto, wysiadłam. Wyjęłam z kieszeni małą karteczkę z adresem. Znalazłam ją, wychodząc parę dni temu z kościoła. Poszłam więc pod wskazany blok i usiadłam na zielonej ławce. I czekałam... *** — Gdzie ona się podziewa! Godzinami do niej wydzwaniam! – krzyczy rozwścieczona matka, rzucając słuchawką o stół. — Jak zwykle to samo. Tylko jej na coś pozwolić... — Przecież zostawiła Ci wiadomość że zostaje na noc u Kaśki. Robią nockę filmową. Nie pamiętasz? — Kuba broni siostry ze spokojem. — Mamo! — Ano rzeczywiście... Ale czemu nie odbiera?!? – matka znów się obrusza... Akcja książki rozwija się, wciąga i staje się rzeczywistością, kiedy przez otwarte okno na pierwszym piętrze słyszę głośną rozmowę. Jest przecież lato. —I co teraz zrobisz? — słychać młody męski głos — No przecież nic. Poczekasz aż wróci, pogadacie przy herbacie i znów będzie dobrze — tłumaczy spokojnie chłopak. Chwila ciszy, później odgłosy zmywania i skrzypienie drzwi. — Wychodzisz? — pyta jeszcze lekko
drżący głos kobiecy. — Tak. A nawet wyjeżdżam — mówi ten sam chłopak. — Mam pracę w Lublinie. Będę za 4 dni. — Aha, no dobrze — przytakuje ze smutkiem jego matka. — Trzymaj się... Znów skrzypią drzwi i słychać ich trzask. Po klatce niesie się tupanie ciężkich butów po kamiennych schodach. Otwierają się szklane drzwi... *** Ciemność – granatowa ciemność ogarnęła mnie, gdy spojrzałam w jego oczy. Zagubiłam się. Ale to było ciepłe spojrzenie. Stał. Tak po prostu. Młody, wyprostowany, z plecakiem na plecach i no oczywiście z glanami na nogach. Uśmiechałam się do siebie, lustrując go wzrokiem. Kiedy powróciłam spojrzeniem na jego twarz, także się uśmiechał, prawie wcale nie zaskoczony. Speszyłam się. Opuściła głowę i jakby nigdy nic udawałam, że czytam pasjonującą książkę. Usłyszałam spokojne ciężkie kroki. Zbliżył się. — Przepraszam. Czy ma pani ochotę na wspólny spacer? *** Szliśmy. Tym razem on patrzył na mnie uważnie. Ja zaś próbowałam znaleźć coś ciekawego w tym zwykły osiedlowym krajobrazie. Nic... Wciąż chciałam zapytać, dlaczego jesteśmy na tym dziwnym spacerze. Nie, nie o to... Speszyło mnie to, że zwrócił się do mnie „pani”... nie wiem... Spojrzałam na niego i znów ukryłam się w jego granatowych oczach. Teraz rozjaśniły się i jakby promieniały. — Chciałbym Cię po prostu poznać — powiedział spokojnie, odpowiadając na moje myśli. Stanęłam. Nie mogłam w to uwierzyć. Patrzyłam na niego coraz większymi oczami. — Zgadzasz się? Mam nadzieję, że nie będę nachalny, ani nic takiego. Żeby było sprawiedliwie też dam Ci się poznać takim jakim jestem — promyki w jego oczach były niesamowite. Patrzył na mnie pytająco. — To co zgadzasz się? Powoli mój umysł zaczął pracować. Zrobiłam krok w tył. Przyjrzałam się mu w całej okazałości. Odetchnęłam głęboko. A on wciąż na mnie patrzył. — No wiesz, z jednej strony... co mi szkodzi... wyglądasz na sympatycznego człowieka. Ale z drugiej... Może jesteś jakimś bandytą lub gwałcicielem...? — Okey. Rozumiem... — posmutniał na chwilę — to jak chcesz, możesz następnym razem wziąć przyjaciółkę... jako
ochroniarza... czy przyzwoitkę... — uśmiechnął się przekornie jak małe, brojące dziecko. — Ej! Po pierwsze, jestem za stara na przyzwoitkę! A po drugie, jeszcze by mi Ciebie zabrała... znam ją... — dopiero po chwili doszło do mnie to, co powiedziałam. Momentalnie poczerwieniałam i ruszyłam przed siebie. — Żartuję... — burknęłam przerażona, kiedy szliśmy dalej obok siebie. Spodobał mi się i tyle. Wciągnęły mnie te oczy... *** Zatłoczony autobus. Ledwo udało nam się wejść. — No dobra! My tu gadu gadu, a ja nadal nie rozumiem, czemu chcesz mnie poznać? — spytałam po dwugodzinnej rozmowie o wszystkim i o niczym. Stał tuż obok mnie, jednak nie próbował mnie obejmować, nic...To chyba dobrze, ale dziwnie... — To moja mała tajemnica... — spojrzał na mnie z pokorą — ale kiedyś Ci powiem... Kiedy będę już wiedział. — Co chcesz wiedzieć? — Czy Ty to ty... no, nieważne, zobaczysz... chyba że będziesz miała mnie już dość... – uśmiechnął się przekornie. — No jak na razie się nie zapowiada — odpowiedziałam tak samo przekornie. Zamilkliśmy. Autobus jechał powoli. Wyjrzałam przez okno, żeby choć na chwile odpocząć od niego... Mimo że było mi przy nim po prostu dobrze. Mijaliśmy właśnie wysoki stary budynek. — O kurcze... — wymknęło mi się. — Co się stało? — zdziwił się — Powinnam być w pracy, mojej wymarzonej pracy — znów złapałam się na ironii we własnym głosie... — Wiesz, ja też. Lublin z kupą kasy czeka od wczoraj — chciał mnie pocieszyć, ale urwał. Nie wiem, czy dlatego, że zobaczył przerażenie na mojej twarzy, czy z własnych przyczyn. — Cóż, ja ostatnio dużo zawaliłam, choć jest to dla mnie ważne... Mogą mnie wylać... *** Pada deszcz – na mojej twarzy. Nie umiałam zatrzymać tych łez smutku, złości, bezsilności. Staliśmy na środku pustej uliczki. Trzymałam w ręku kopertę z ostatnia wypłata. Zaczęłam wyrzucać z siebie wszystkie moje myśli z ostatniego roku. Kiedy to zaczęłam żyć inaczej i było mi źle. Potok niezrozumiałych pewnie dla niego słów. Czułam się strasznie, patrząc na świat i na niego – i jego granatowe oczy. Czułam się bezsensownie.
Dopóki mnie nie przytulił. Zamilkłam, lecz łzy płynęły dalej. — Chodź, znam pewne miejsce. To niedaleko. Będzie Ci tam lepiej... *** Zapach kurzu, starych mebli i książek unosił się w całym pomieszczeniu. Pod ścianami stały zapełnione regały. Na środku kanapa, dwa fotele i stół. Postawił na blacie dwa kubki, z których parowała niesamowita woń ciepłej herbaty. Siedziałam skulona w rogu kanapy. — Lepiej Ci tu, prawda? — spytał, siadając obok mnie i wkładając mi pomiędzy dłonie zielony kubek. Kiwnęłam nieśmiało głową. Popatrzyłam na niego. Myśli kręciły mi się po całej głowie, oczach, sercu... Popłynęło znów parę szczerych łez. Podał mi chusteczki. — Już spokojnie. Proszę powiedz wszystko, co się w Tobie kłębi. Zaufaj mi — powiedział wolno, patrząc na mnie granatowo. Opowiedziałam mu to, co mnie gnębiło. Słuchał uważnie. Poukładały mi się wtedy moje problemy. Poczułam się trochę lżej. Przytulił mnie... *** Obudziłam się. Wciąż mnie obejmował. Przyjrzałam mu się, korzystając z okazji, że śpi. Nie był przystojny. Był niesamowity. Uśmiechał się. Po chwili otworzył oczy. — Śniłaś mi się — powiedział, patrząc na mnie ciepło. — Teraz? — spytałam nieśmiało — Pewnie tak jak to w snach bywa, nierealnie, idealnie... — szepnęłam prawie niedosłyszalnie. — No właśnie nie. Byłaś dokładnie taka jaka jesteś — mówił spokojnie, cicho, delikatnie. — Po swojemu piękna i dobra, radosna i energiczna, inna, prosta, naturalna, zmęczona, szczęśliwa, ale i płakałaś, i leniłaś się. Byłaś normalna. Miałaś problemy, spotkania z różnymi, odpowiednimi lub też nie, ludźmi. To byłaś dokładnie Ty. Milczał przez chwilę. Patrzył, jak znowu łzy spływają mi po policzku. Otarł je i złapał mnie delikatnie za głowę. I już myślałam, że mnie pocałuje... — Śniłaś mi się taka, od kiedy zacząłem marzyć o prawdziwej miłości... Czy to kolejna nierzeczywista szczęśliwa historia miłości? Nie, to życzenia nadziei dla cierpliwie czekających na tą jedyną podróż...
G R U PA L I TER ACKA
P I EKAR Y 24
G R U PA L I TER ACKA P I EKAR Y 24 ZAWI ĄZAŁA SI Ę W CZER WCU 2009 R O KU Z I N I CJ ATYWY Ó WCZESN YCH R ED AKTO R Ó W P OD AJ D ALEJ . L I TER ACKĄ D ZI AŁALN O ŚĆ K. W I ŚN I EWSKI EJ , M. J Ó ŹWI AK , J. W O LSKI EG O , P. L U BR AŃ SKI EG O , M. Ł API Ń SKI EG O I M. S ŁO N I N Y C ZYTELN I CY M I ELI O KAZJ Ę PO ZN AĆ M . I N . N A ŁAM ACH R U BR YKI „W AR SZTAT ”. N AZWA N AWI ĄZU J E D O D U SZPASTER STWA A KAD EM I CKI EG O O O . J EZU I TÓ W PR ZY U L . P I EKAR Y 24, KTÓ R E PR ZEZ D ŁU G I E LATA BYŁO D LA CZŁO N KÓ W G R U PY M I EJ SCEM SPO TKAŃ , WYM I AN Y M YŚLI I PO G LĄD Ó W . Swoją artystyczną działalność Grupa rozpoczęła wydaniem antologii poetyckiej „Fabryka Słowa” oraz promocyjnym wieczorem poetyckim w Cafe Katarynka (październik 2009). Różnorodność stylów i doświadczeń artystycznych stała się podstawą manifestu literackiego — braku manifestu, proklamowanego podczas wieczoru „Bez manifestu” w Piwnicy Pod Aniołem (luty 201 0). W marcu 201 1 roku Grupa rozpoczęła cykl spotkań literackich pt. „Transmisja Poetycka” (TP), których celem jest popularyzacja poezji w sposób niebanalny, przy wsparciu aktorskim, muzycznym i multimedialnym, bez podziału na autora, aktora i widza. Uczestnicy spotkań mają szansę nie tylko odkryć na nowo twórczość znanych poetów — wieczory to również okazja do prezentacji tekstów mniej znanych twórców oraz toruńskiej sceny poetyckiej. W ramach cyklu odbyły się specjalne wieczory poetyckie: „Awangardowa TP”, związana z 90. rocznicą wydania 2. Jednodńuwki Futurystuw, „Grudniowa TP” w całości poświęcona twórczości Republiki (wieczór odbył się pod patronatem Fanklubu zespołu) oraz „KI Gołajki 201 2”, związane ze 1 07. rocznicą urodzin K. I . Gałczyńskiego (pod patronatem Fundacji „Zielona Gęś”). W ramach grupy ukazały się również dwa tomy poetyckie M. Słoniny, „Próba Słowa” (2009) i „Mechanika Słowa” (201 1 ). W lutym 201 2 ukaże się druga antologia grupy, „EP”. http: //homopoeticus. net http: //facebook. com/grupaliterackapiekary24 AU TO R :
M AR I U SZ S ŁO N I N A TAG I : W AR SZTAT WWW : PO D AJ - D ALEJ . I N FO / N O D E /3773
AUTOR: AGNIESZKA KIJAK
TAGI: AUTOBUS, OCZY, SEN, SPACER, SPOTKANIE WWW: PODAJ-DALEJ.INFO/NODE/3757
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.15
N IE CZUJĘ SIĘ STRACONYM POKOLENIEM M AM NIEODPARTE WRAŻENIE, ŻE KTOŚ CHCE MI WYPRAĆ MÓZG . N IEUSTANNIE STARA SIĘ
WCISNĄĆ MI DO GŁOWY KATASTROFICZNE STATYSTYKI O BEZROBOCIU I RAPORTY O KURCZĄCYM SIĘ RYNKU PRACY. M AŁO TEGO . KTOŚ PRÓBUJE WMÓWIĆ MI I MOIM RÓ WIEŚNIKOM , ŻE JESTEŚMY JAKIMŚ „STRACO NYM POKOLENIEM ”. N IC Z TEGO .
Dwucyfrowe bezrobocie. Tragiczna sytuacja absolwentów. Redukcje zatrudnienia, kryzys, inflacja. W kółko słuchamy informacyjnego gradobicia, które spada na nas z mediów. Jeżeli te wszystkie informacje mają merytoryczne uzasadnienie, to chyba nasza gospodarka już się cofnęła do epoki maszyny parowej. Czyżby? Nie wydaje mi się, żeby skrajny pesymizm, z jakim się spotykam, miał solidne podstawy. Wiem, wiem, zaraz spadnie na mnie inny deszcz informacji - przykładów ludzi, którzy przez brak pracy i perspektyw muszą przemeblować swoje życiowe plany. Nie przeczę, że sytuacja jest bardzo ciężka, ale widzę tu potężną siłę krzywdzących uogólnień.
C O WŁAŚCIWIE SIĘ DZIEJE? Absolwent stał się synonimem bezrobotnego. Mnóstwo młodych Polaków z rozgoryczeniem wchodzi na rynek pracy, ponieważ ciężko zdobyte wykształcenie okazuje się niewystarczające, do tego, by zdobyć wymarzoną posadę. Żyją więc na garnuszku rodziców, wyjeżdżają za granicę pracować gdzie popadnie, podejmują się zajęć dużo poniżej kwalifikacji. Wszystko to podkopuje ich godność. Popadają w depresję i tracą poczucie swojej wartości. Słusznie? Toruń bardzo wyraźnie wyostrza taki obraz sytuacji. Średniej wielkości miasto, bardzo duży uniwersytet i mniejsze uczelnie. Rzesza magistrów i kompletna czystka w ogłoszeniach o pracę. Ci nieświadomi studenci wkładają kilka lat życia w zdobycie wykształcenia, które nikogo potem nie interesuje. B YŁO SOBIE WYKSZTAŁCENIE Zaczyna się po gimnazjum, gdy nieproporcjonalnie duża grupa wybiera licea ogólnokształcące i to często z humanistycznym profilem klasy. Bo pasje, zainteresowania wydają się najważniejsze. Nie są oni oczywiście jedynymi ofiarami przestarzałego systemu szkolnictwa, ale najczęstszymi. Na studiach
zacząłem z bliska obserwować, jak moi rówieśnicy marnują spory kawałek życia na „kierunek hobby”. Na studia porywające, ale niedające żadnych perspektyw. Jak wciąga ich ten uczelniany socjalizm - ten kompletny brak logiki potęgowany przez „nieomylną” kadrę akademicką. Nasze uczelnie są zarządzane jak komunistyczna gospodarka za dużo historyków w kadrze naukowej? No to każdemu dorzucimy historię jego kierunku. A że nie będzie mu do niczego potrzebna? To już jego problem, my ręce mamy czyste. Centralne zarządzanie działa tak od lat, dlatego nasze uczelnie kształcą bardzo kiepsko w porównaniu z resztą świata. Chcesz darmowych studiów? OK, ale licz się z tym, że dostaniesz to, za co płacisz. Niestety większości uniwersytetów brakuje czegoś z korporacji. Gdzie liczy się wynik, a nie dobre chęci. Gdzie nie ma wyścigu o zbędne oceny, ale o prawdziwy sukces, umiejętności, rozwój, awans.
dąca większością. Grupa, która istniała zawsze i zawsze będzie stanowiła jakiś procent absolwentów. Grupa, którą spotkamy we Francji, Wielkiej Brytanii, Czechach i każdym innym kraju. Nie nazywajmy, więc młodych Polaków straconym pokoleniem.
A WIĘC JEDNAK POKOLENIE
KONSEKWENTNIE ROBIMY, ŻE WYKO -
Wcale nie. Primo, sytuacja na rynku pracy jest dynamiczna. To, że jest ciężko teraz, wynika w dużej mierze z zewnętrznych czynników - to nie wina naszej generacji, że mierzymy się jednocześnie z poważnymi zmianami w strukturze rynku i poważnym kryzysem. Skończyły się lata prosperity, ale bessa nie będzie trwała wiecznie. Zmiany zachodzą również w konkretnych zawodach, bo nasz rynek pracy od lat dojrzewa do kapitalizmu. Potrzeba nam nabrać dystansu do sytuacji i zdać sobie sprawę, że inne pokolenia też nie miały łatwo, właściwie każde pokolenie było już nazywane straconym. Secundo, jeżeli sprawa wygląda tak fatalnie, jak dookoła słyszę, to gdzie nasi „oburzeni” miotający kamieniami w kordony policji? Gdzie wielkie demonstracje pokolenia, które jest najbardziej aktywne w organizacjach pozarządowych? To marazm czy może zdrowy rozsądek, którego brakuje innym narodom? Tertio, nasze pokolenie potrafi wykazywać ogromny upór w walce o miejsca pracy, nietuzinkowe sposoby i przedsiębiorczość, która swoim poziomem zadziwia pracodawców, którzy sami budowali w naszym kraju kapitalizm. Osoby, które z miejsca są wykluczone na rynku pracy, to wciąż jakaś grupa. Większa niż w innych latach, ale przecież niebę-
RZYSTUJEMY TALENTY, BY ZAJŚĆ WY-
ZAPRZEPASZCZONE?
SZERSZE HORYZONTY Jest jeszcze jedna kwestia warta poruszenia. Jesteśmy pokoleniem, które do narodu wnosi nowe, szersze spojrzenie. Potrafimy więcej zauważać i stawiać sobie wymagające cele. To stąd bierze się rozgoryczenie grupy, której się nie powiodło, ale to jest również motorem zmuszającym, by iść przed siebie, dokonywać wielkich rzeczy. Wnosimy spojrzenie, jakie jest konieczne, by zakorzenić się na stałe w mentalności zachodniej Europy i powinniśmy być z tego dumni.
N AM
POZOSTAJE UDOWADNIAĆ , CO
SOKO I POKAZAĆ SIĘ ŚWIATU , ŻE MŁO DZI
I
POLACY
TO LUDZIE SUKCESU .
NIKT NIE BĘDZIE MI MÓWIŁ, ŻE JE-
STEŚMY STRACONYM POKOLENIEM .
AUTOR : ALEKSANDER WIERSZYCKI
TAGI : ABSOLWENT, BEZROBOCIE, POKOLENIE STARCONE
WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3760
NIE WIEM, DLACZEGO SIĘGNĘŁAM PO „ARABSKĄ ŻONĘ”. PÓŁKI W KSIĘGARNIACH UGINAJĄ SIĘ POD CIĘŻAREM WSZYSTKICH TYCH MELODRAMATYCZNYCH HISTORII O MIĘDZYKULTUROWYCH MAŁŻEŃSTWACH. I NIKT NIGDY NIE OPISUJE TYCH UDANYCH, SZCZĘŚLIWYCH; WRĘCZ PRZECIWNIE, IM GORZEJ SIĘ WIEDZIE GŁÓWNEJ BO HATERCE, TYM BARDZIEJ PERWERSYJNĄ RADOŚĆ ZE SNUCIA HISTORII MAJĄ AUTORZY*. PO ZAPO ZNANIU SIĘ Z KILKOMA TAKIMI POWIEŚCIAMI, MNIEJ LUB BARDZIEJ OPARTYMI NA FAKTACH, POSTANOWIŁAM NIE STRZĘPIĆ SOBIE NERWÓW I NIE WRACAĆ DO TEGO TYPU KSIĄŻEK. DOŚĆ MAM TYCH WSZYSTKICH SPALONYCH, SPRZEDANYCH LUB INACZEJ WYKORZYSTANYCH KO BIET, KTÓRYCH HISTORIE SĄ NA OGÓŁ BARDZO PRZECIĘTNIE NAPISANE.
KIEPSKIE POSTACI
ZŁEGO POCZĄTKI
-
PAPIEROWE
Z braku innej książki pod ręką (a może z wrodzonego braku instynktu samozachowawczego), postanowiłam jednak dać „Arabskiej żonie” szansę. Niestety, nie była to dobra decyzja – książka ta, opublikowana przez Autorkę pod wydumanym pseudonimem literackim Tanya Valko, niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle podobnych powieści, ani pod względem formy, ani treści. Bo nie ma możliwości, by poruszająca była historia, której bohaterowie są tak mało wiarygodni, a fabuła do tego stopnia przerysowana**. Bohaterowie charakteryzują się ewidentnymi dysfunkcjami psychicznymi. Nie wiem, może takie było założenie – stwórzmy całe stado rozchwianych emocjonalnie indywiduów i zobaczymy co się stanie. Ale bohaterowie „Arabskiej żony” są zwyczajnie niewiarygodni. Albo popadają ze skrajności w skrajność (praktykujący Muzułmanin, który nie chce nawet alkoholu na własnym weselu, potem nagle wpada w alkoholizm, tylko po to by dosłownie z dnia na dzień stać się na powrót przykładnym mężem i ojcem – no, błagam!), albo bardzo, bardzo wolno myślą (to głównie narratorka). Albo cierpią na obie przypadłości naraz. I o ile przy jednej postaci mogłabym w coś takiego uwierzyć, o tyle tutaj mają tak wszyscy. Kompleksowo i niemal bez wyjątku – główna bohaterka, jej matka, jej mąż, jego matka, jego siostry... zupełnie bez względu na religię i kraj pochodzenia.
FABUŁA WARTOŚCI TOMBAKU Z fabułą nie jest lepiej. Rzecz nawet nie w małych błędach logicznych (weźmy tu na przykład główną bohaterkę, która najpierw przez kilkadziesiąt stron uskarża się, jak to matka ją trzyma pod kluczem i nie puszcza na imprezy, by potem po paru latach zacząć tęsknić do swego imprezowego stylu życiaG), bo tych ciężko się
FENOMEN REKINA
ustrzec nawet doświadczonym pisarzom, ale w ogólnej niewiarygodności, groteskowości całej historii. Wygląda to trochę tak, jakby autorka miała tyle pomysłów na rozmaite intrygi i dewiacje, że można by nimi obdzielić co najmniej pięć innych powieści. Niestety, postanowiła upchnąć je wszystkie w tylko jedną książkę. Mamy więc tutaj Araba, takiego typowego, złego – a jakże, który molestuje własną siostrę, handluje pornografią, znęca się nad żoną, jest alkoholikiem, a na koniec porywa córki, sprzedaje żonę i zostaje islamskim fundamentalistą i terrorystą. Czegóż chcieć więcej! Ale nie, to nie koniec, mamy też jego kuzyna, który jest pedofilem, molestuje córkę głównej bohaterki, gwałci małych Murzynów i choruje na AIDS. Z drugiej strony barykady kulturowej mamy zaś matkę głównej bohaterki, która jest najpierw przeciw małżeństwu córki, potem za tym związkiem, potem znowu przeciw, a potem czytelnik się zwyczajnie gubi i sam już nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Mamy wreszcie główną bohaterkę, która najpierw na własne życzenie pakuje się w bagno, tkwiąc w związku z mężczyzną, który próbuje ją dusić po nocach, potem pakuje się w nie głębiej, wyjeżdżając z nim za granicę; kobietę, którą gwałci co drugi mężczyzna pojawiający się na kartach powieści, która wędruje przez pustynię z jedną butelką wody, a w końcu wpada w ramiona blondwłosego wybawiciela.
A KYSZ, DEMONIE! Mam szczere wątpliwości – przyjmując na chwilę, że osoba o takim charakterze i wiarygodności Godzilli może istnieć – czy główna bohaterka w ogóle zasługuje na współczucie, które cały czas próbowała dla niej uzyskać Autorka, zrzucając na nią coraz to nowe nieszczęścia. Bo jeśli kobieta – jeszcze w Polsce, zaznaczmy! – dowiaduje się, że jej mąż ma tendencje do nadużywania alkoholu, ekstremalnych form przemocy fizycznej i psychicznej, a ponadto zajmuje się handlem nielegalną pornografią, to powinna go zostawić. Tak po prostu. Bez względu na to, czy jest Polakiem, Arabem, czy Marsjaninem. Jeśli jednak kobieta ta uznaje, że „on się na pewno zmieni, my się przecież tak kochamy” i po kilku latach męki radośnie wyjeżdża z nim do jego kraju rodzinnego, zdominowanego przez całkiem jej obcą kulturę i religię – to przepraszam, nie da się jej współczuć; krzyż na drogę, niech sobie wyjeżdża z Polski i najlepiej nie wraca, bo strach pomyśleć, że tak głupi ludzie decy-
dują o losach tego kraju.
PLUSY? Co z plusówG Nie da się zaprzeczyć, że Autorka ma niesamowitą wyobraźnię (choć chyba wolałabym, aby spożytkowała ją w trochę inny sposób). Styl nie jest może jakiś szczególnie wyszukany, ale jest lekki, wpisuje się w ogólną ideę narracji pierwszoosobowej i doskonale pasuje do głównej bohaterki, która – delikatnie rzecz ujmując – bystrością nie grzeszy, więc proustowskich rozważań nikt się po niej nie spodziewa. Dzięki tej lekkości stylu nie da się zaprzeczyć, że książkę czyta się szybko, nawet bardzo szybko – przynajmniej przez pierwszą połowę lektury. Jednak na pewno nie jest to książka, do której chciałoby się wracać. Co za dużo to nie zdrowo, więc po kontynuację – „Arabską córkę” – już raczej nie sięgnę. Życie jest za krótkie, a dobrych powieści zbyt wiele, by marnować czas na te słabe. — Potem zaś w świadomości społeczeństwa na hasło „Arab” rysuje się obraz psychopaty, zalewającego żonę kwasem – i nie ma absolutnie żadnego sposobu na wytłumaczenie, że nie jest to jakiś szczególnie trafny wyznacznik „arabskości”. Nie mam pojęcia skąd bierze się popularność tych książek, choć zgaduję, że ich niezwykłość tkwi w – że tak to określę – fenomenie rekina. To jak ze „Szczękami” Spielberga – żerowanie na ludzkim lęku, próby wstrząśnięcia dramatycznymi (nierzadko zresztą niesmacznymi) obrazami, zawsze będą się spotykać z pozytywną reakcją odbiorców. Krew się leje – jest dobrze. Sęk w tym, że dzieła te malują negatywny i nie całkiem zasłużony obraz rekinów lub muzułmanów (choć niektórzy wyraźnie sądzą, że to żadna różnica), coraz silniej utwierdzając Europejczyków oraz resztę cywilizacji chrześcijańskiej w paranoidalnym lęku i w przekonaniu, że każdy, kto pisze od prawej strony do lewej, powinien zniknąć z powierzchni ziemi dla dobra zachodniego ogółu ludzkości. ** Choć nie, trafiłam na jedno poruszające zdanie. Dopiero w posłowiu, ale zawsze. Była to entuzjastyczna deklaracja Autorki, która obiecywała czytelnikom, że niedługo będzie można zapoznać się z kontynuacją. AUTOR: EWELINA ZAREMBSKA
TAGI: ARABSKA ŻONA, ISLAM, KSIĄŻKA, RECENZJA, TANYA VALKO
WWW: PODAJ-DALEJ.INFO/NODE/3762
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO
.17
R OK KIĘDZA PIOTRA SKARGI W TORUNIU PROGRAM WYDARZEŃ 5 LUTEGO, GODZ. 17.00 Kościół Akademicki Ducha Świętego: - Msza św. (rocznica urodzin ks. Piotra Skargi), - „Kazania Sejmowe” ks. Piotra Skargi w interpretacji Pawła Kowalskiego – aktora Teatru Horzycy w Toruniu, - o. dr Robert Danieluk SJ, Rzymskie Archiwum Towarzystwa Jezusowego: „Jezuickie inspiracje działań Piotra Skargi”. 28 MARCA, GODZ. 16.30 Instytut Historii i Archiwistyki UMK, Collegium Humanisticum, ul. W. Bojarskiego 1 , Aula, sala AB 1 .22: - prof. Kazimierz Maliszewski: „Ksiądz Piotr Skarga (1 536-1 61 2) - propagator kulturowej i duchowej przemiany szlachty polskiej i stworzonego przez nią ustroju państwowego”. 19 KWIETNIA, GODZ. 20.00 Duszpasterstwo Akademickie OO. Jezuitów, ul Piekary 24: - prof. Zofia Mocarska-Tyc (Instytut Literatury Polskiej UMK): „Ksiądz Piotr Skarga w malarskiej wizji Jana Matejki”. 10 MAJA, GODZ. 17.00 Wydział Teologiczny, Aula Magna: - ks. prof. Jan Perszon: „Kościół wojujący? Wizja Kościoła w kazaniach księdza Piotra Skargi”. 5 CZERWCA, GODZ. 17.00 Wydział Politologii i Stosunków Międzynarodowych, sala 31 0: - prof. Wojciech Polak: „Krytyka polskich wad narodowych, a także elementów życia społecznego i politycznego w kazaniach księdza Piotra Skargi, jako źródło do refleksji nad dzisiejszą kondycją państwa i narodu polskiego”. 7 PAŹDZIERNIKA, GODZ. 17.00 Kościół Akademicki Ducha Świętego: - Msza św. (rocznica śmierci ks. Piotra Skargi). 8 PAŹDZIERNIKA, GODZ. 16.00 Biblioteka Główna UMK: - Otwarcie wystawy poświęconej ks. Piotrowi Skardze.
ZAPRASZAJĄ
UNIWERSYTET MIKOŁAJA KOPERNIKA I KSIĘŻA JEZUICI bliższe informacje na www. u m k. p l AUTOR : O . KRZYSZTOF A. D OROSZ SJ
TAGI : JEZUICI , PIOTR SKARGA, TORUŃ , UMK WWW: PODAJ -DALEJ .INFO /NODE/3764
18.
PD47.TALENTY, WWW.PODAJ-DALEJ.INFO