2 minute read

Czas na Andy’ego?

Ostatnie dwa sezony zostały całkowicie zdominowane przez bocznych obrońców Liverpoolu. Nasi boczni defensorzy dostarczali asysty jak rasowi „playmakerzy” na „dziesiątce”. Mówiąc o samej lidze, w zeszłej kampanii łącznie zaliczyli 25 ostatnich podań. Obaj poprawili się o jedną asystę względem sezonu 2018/19, kiedy asystowali w sumie 23 razy.

BARTEK GÓRA

Advertisement

Główna uwaga w całym tym zamieszaniu poświęcona jest jednak Trentowi. Doskonale to rozumiem. Arnold jest wychowankiem Liverpoolu, prawdziwym Scouserem. Gra na poszczególnych szczeblach akademii, a obecnie w pierwszej drużynie, od ponad 10 lat. Do tego dokłada jeszcze bramki z rzutów wolnych, lepiej rozgrywa piłkę, no i oczywiście szybko wykonuje rzuty rożne… Ale nie można zapomnieć przy tym o Robertsonie, bo jest to bardzo ważny element układanki. Szkot w swoim słowniku nie ma takiego pojęcia jak stracona piłka. Zawsze walczy do końca. To prawdopodobnie nasz najlepszy kondycyjnie zawodnik. „Jestem zmęczony od patrzenia na Robertsona. Robi stumetrowy sprint co minutę. Niesamowite. To jest jakość” - mówił kiedyś z podziwem Jose Mourinho po przegranej z LFC jako trener Manchesteru United. Andy oprócz żelaznych płuc oferuje solidność w obronie, szczególnie grając po stronie Van Dijka. No i najważniejszy aspekt, czyli gra w ofensywie. Jak wiadomo, boczni obrońcy w systemie Jürgena Kloppa odgrywają kluczową rolę. Ustawiają się bardzo wysoko i szeroko. Ich zadaniem jest raz po raz grozić rywalom wrzutkami, albo szukać klepek na skrzydłach z udziałem napastników tudzież pomocników. A w tym aspekcie Szkot jest po prostu świetny. Dzięki swojej wytrzymałości może brać udział w niemal wszystkich akcjach ofensywnych i nie tracić przy tym w obronie. Ma dobre dośrodkowanie, często znajduje górną piłką swoich kolegów w polu karnym. Czasem decyduje się też na dwójkowe akcje głównie z Sadio Mané, jednak to Senegalczyk wydaje się częściej je inicjować. Wydaje mi się też, że mimo tej samych pozycji i zadań, nasi boczni obrońcy różnią się od siebie stylem gry. Andy jest bardziej typowym skrzydłowym, tylko że gra na obronie. Niespożyte siły, dobra wrzutka, szybki, zawsze walczy. W dzisiejszym futbolu coraz mniej takich skrzydłowych, bo obecnie najczęściej szuka się takich, którzy schodzą do środka na lepszą nogę i szukają strzału lub dalszej gry. Dlatego też ich rolę przejęli właśnie boczni defensorzy. Natomiast Trent jest jak dla mnie czwartym środkowym pomocnikiem, ale grającym na innej pozycji. On częściej szuka krótkich rozegrań, zmian strony. Lubi być przy piłce, nie boi się tego robić. Potrafi rozegrać piłkę z pomocnikami na jeden kontakt przy pressingu rywali. Z moich obserwacji wynika, że rzadziej też jest przy samej linii w porównaniu z Robertsonem, bo właśnie bardziej stara się najpierw rozegrać piłkę, zgubić, lub zwyczajnie uśpić klepaniem piłki przeciwników. Ująłbym to w ten sposób, że Robertson w 75 % przypadków jest ustawiony szerzej od swojego skrzydłowego, a przy TAA ta liczba w moim mniemaniu będzie oscylowała w granicach 50 %. Nie jest to ujma dla Szkota, ale po protu różnorodność stylów gry.

W nowy sezon Andrew wszedł całkiem dobrze. Zdążył już wpisać się na listę asystentów na inaugurację sezonu z Leeds, kiedy to po rzucie rożnym ładnie znalazł w polu karnym rywali Virgila Van Dijka, który umieścił piłkę w siatce.

W tym sezonie Andy’emu znowu brak jest zmiennika z prawdziwego zdarzenia, bo przecież nie można wiecznie ratować się tam Milnerem, który już pokazywał, że coraz częściej nie radzi sobie z szybszymi, zwinniejszymi skrzydłowymi. Mimo tego, mam nadzieję, że Szkot niejako wyjdzie z cienia Trenta Alexandra-Arnolda i w końcu to będzie jego sezon. Od dwóch lat utrzymuje bardzo wysoki poziom, ale w tym roku myślę, że wzniesie się na wyżyny i osiągnie „peak” swoich umiejętności.

This article is from: