7 minute read
Konkurencja nie śpi
Wraz z rozpoczęciem sezonu 2020/21 Liverpool staje przed nie lada wyzwaniem. W XXI wieku tylko dwie drużyny zdołały obronić mistrzowski tytuł (Manchester United i Manchester City), a nasi bezpośredni rywale zdecydowanie nie próżnują, by przeszkodzić nam w dołączeniu do tego grona. Warto zatem, jak pisał Sun Tzu, „znać swojego wroga” i mieć świadomość czekającego nas zagrożenia. Poznajmy zatem konkurencję do walki o mistrzostwo Premier League.
Liverpool
Advertisement
Zanim przybliżymy Wam profile pozostałych najmocniejszych klubów angielskiej ekstraklasy, spójrzmy na możliwości samego Liverpoolu. Choć więcej naszych przewidywań na najbliższy sezon przeczytacie w „Głosie redakcji”, błędem byłoby pominięcie „The Reds” w tym zestawieniu. Warto pamiętać, że największym rywalem Liverpoolu może okazać się… sam Liverpool. Niezmiennie to nasza drużyna jest typowana do zajęcia pierwszego miejsca po ostatniej kolejce sezonu i m.in. od naszej dyspozycji będzie zależał końcowy układ tabeli. Naszym największym problemem wydaje się być brak odpowiedniej liczby środkowych obrońców (choć Fabinho w meczu przeciwko Chelsea spisał się na tej pozycji bardzo dobrze), a dwa czyste konta w dziewięciu ligowych meczach od lipca nie napawają optymizmem. Z drugiej strony dość pewnie zwyciężyliśmy z dobrze prosperującymi „The Blues” i możliwe, że nawet trzy stracone bramki z beniaminkiem Leeds nie pociągną za sobą złych skutków. Kluczowe w końcu, aby strzelić więcej od przeciwnika.
Manchester City
„Obywatele” po koszmarnym sezonie z pewnością będą chcieli się odkuć, ponownie sprowadzając na Etihad Stadium puchar Premier League. Podczas okienka transferowego nie próżnowali i dokonali przemyślanych uzupełnień składu w postaci Nathana Aké oraz Ferrana Torresa. Pierwszy z nich ma być receptą na kłopoty defensywne, które doskwierały drużynie Guardioli w poprzednich rozgrywkach. Drugi zaś ma być uzupełnieniem rotacji w ofensywie po odejściu Leroya Sané do tegorocznego zwycięzcy Ligi Mistrzów – Bayernu Monachium. Pep Guardiola dalej dysponuje piekielnie silną drużyną, więc zrozumiałe jest to, że bukmacherzy i spora rzesza fanów Premier League stawiają Manchester City jako głównego faworyta obok Liverpoolu do podniesienia trofeum za zdobycie ligi angielskiej. Kibice wierzą, że poprzedni sezon był tylko wypadkiem przy pracy, a nadchodzący będzie o niebo lepszy; taki, do jakich przyzwyczaił ich hiszpański szkoleniowiec.
Chelsea
Marina Granovskaia i Roman Abramowicz swoim zaangażowaniem na rynku transferowym chcą nam zdecydowanie przekazać, że Chelsea powraca do ścisłej elity i to w nie byle jakim stylu. Londyńczycy zakontraktowali już sześciu piłkarzy, których na
KONKURENCJA NIE ŚPI
Wraz z rozpoczęciem sezonu 2020/21 Liverpool staje przed nie lada wyzwaniem. W XXI wieku tylko dwie drużyny zdołały obronić mistrzowski tytuł (Manchester United i Manchester City), a nasi bezpośredni rywale zdecydowanie nie próżnują, by przeszkodzić nam w dołączeniu do tego grona. Warto zatem, jak pisał Sun Tzu, „znać swojego wroga” i mieć świadomość czekającego nas zagrożenia.
Manchester City rozegrał do tej pory o jeden mecz mniej niż pozostali faworyci. W pierwszym meczu pokonali na wyjeździe Wolverhampton 3:1 i pokazali, że nie zamierzają odpuścić walki o tytuł fot.: mediotiempo.com
zwiska budzą respekt i podziw. Do tego grona należą: Kai Havertz, Timo Werner, Hakim Ziyech, Ben Chilwell, Thiago Silva oraz Malang Sarr. Do tej listy mogą dołączyć jeszcze Édouard Mendy oraz Declan Rice. Na papierze Frank Lampard ma kadrę, której może pozazdrościć mu większość szkoleniowców. Teraz Anglik stoi przed nie lada wyzwaniem, bowiem nie będzie łatwo poskładać tych wszystkich elementów w całość. Na pewno będzie to długotrwały proces. Spójrzmy chociażby, ile czasu zajęło Jürgenowi Kloppowi ponowne zbudowanie z Liverpoolu europejskiego giganta. Zawodnicy będą potrzebowali trochę czasu, aby zaaklimatyzować się w nowym miejscu, ale przede wszystkim stworzyć spójny kolektyw, który będzie budził postrach wśród zespołów angielskiej ekstraklasy. Potencjał jest na pewno, pytanie, czy zostanie w pełni wykorzystany. Jestem zdania, że Chelsea w tym sezonie jeszcze nie włączy się do walki o mistrzostwo, ale w następnych latach będzie jednym z głównych kandydatów w walce o ligowy tytuł.
Manchester United
Przed wznowieniem rozgrywek po pandemii COVID-19 mało kto się spodziewał, że ekipa prowadzona przez Ole Gunnara Solskjæra będzie prezentowała najlepszy futbol w lidze oraz zdoła się zakwalifikować do Ligi Mistrzów. Mało realny scenariusz, a jednak mający miejsce. Sztab szkoleniowy stoi teraz przed zadaniem, aby zespół utrzymał dobrą formę i na stałe powrócił do walki o najwyższe cele. Nie będzie jednak to takie proste do wykonania. Co prawda, mają niezłe fundamenty, wokół których można budować drużynę z prawdziwego zdarzenia, ale bez odpowiednich wzmocnień mogą o tym zapomnieć. Zarząd klubu z Old Trafford bardzo starał się o podpis jednego z najlepiej zapowiadających się piłkarzy młodego pokolenia – Jadona Sancho. Jak dobrze wiemy, negocjacje zakończyły się fiaskiem, a młody Anglik kontynuuje swoją przygodę w BVB. Dokonując zaledwie jednego transferu (Donny van de Beek z Ajaxu Amsterdam) w tak konkurencyjnej lidze, jaką jest Premier League, ciężko jest posiadać ambicje rasowych zwycięzców. Inauguracja sezonu podopiecznych Solskjæra nie należała do najprzyjemniejszych. Kibice zgromadzeni w „Teatrze Marzeń” musieli obejść się smakiem, bowiem ich ulubieńcy doznali porażki 1:3 z Crystal Palace. Zobaczymy, czy zawodnicy będą w stanie nawiązać do swojej formy po lockdownie, czy jednak ich znakomita dyspozycja okaże się jedynie przypadkową zwyżką formy.
Grupa pościgowa
„Typie jak miejsce, to chce pierwsze z ligi, nie miałem wygrać tak jak Leicester City” – poza najsilniejszymi drużynami opisanymi wyżej, nie można zapominać o wielu innych klubach z potencjałem. Ich finalne zwycięstwo byłoby niespodzianką, ale wszyscy mierzą wysoko i – „głośno lub po cichu” – wierzą w ostateczny sukces. Do takich drużyn z pewnością zaliczamy Leicester, dwie londyńskie niewiadome, czyli Arsenal i Tottenham, a także nieco dalej Wolves i (ekhm!) Everton. Leicester pozytywnie mnie zaskoczyło, zaczynając sezon dwoma wysokimi zwycięstwami (3:0 i 4:2). Po fatalnej końcówce ubiegłego sezonu i osłabieniach defensywnych (kontuzje Evansa, Morgana i Perreiry) nie wróżyłem drużynie „Lisów” specjalnie dobrych wyników. Nie kupiłem nawet cieszącego się 18% zaufaniem wśród menedżerów FPL Justina, spodziewając się traconych bramek i trudnych meczów. Tymczasem Leicester, które nie dokonało praktycznie żadnych transferów (dołączył jedynie Castagne oraz kilka dni temu Cengiz Ünder), po drugiej kolejce zajmuje pierwsze miejsce i ma potencjał na kolejne zwycięstwa. Wątpię, żeby mieli szansę liczyć się w walce o mistrzostwo, ale nauczyłem się już, by nie skreślać ich przedwcześnie. Duet ze stolicy, to jak wspomniałem, swego rodzaju niewiadome. Arsenal również nie dokonał zniewalających transferów, aczkolwiek zakup Williana, Cedrica oraz Gabriela powinien dobrze uzupełnić układan
Inny z pretendentów - Chelsea, uległ obecnemu mistrzowi 0:2. Dwie bramki strzelił dla Liverpoolu Mané i szczerze mówić drużyna z Londynu nie zachwyciła w tym meczu fot.: liverpoolfc.com
kę Artety. Hiszpan zdaje się być jednym z mocniejszych punktów „Kanonierów” i dzięki niemu „Armatki” powinny zająć wyższe miejsce niż w poprzednich latach. Dobrze rozpoczęli sezon i myślę, że stać ich, aby powalczyć o miejsce w europejskich pucharach. Tottenham natomiast, po raz pierwszy od lat dokonał ciekawych transferów (Doherty, Bale, Reguilón, Höjbjerg), czym zdecydowanie zwiększył swoje szanse na walkę w Premier League. Nie jestem fanem taktyki Mourinho, ale kadra „Spurs” ma potencjał i pomimo kiepskiego meczu inauguracyjnego z Evertonem, Londyńczycy szykują się do walki o najwyższe cele. Zdroworozsądkowym priorytetem wydaje się być miejsce gwarantujące grę w Lidze Europy, ale może „Kogutom” uda się mnie zaskoczyć. Porażka Tottenhamu z Evertonem to nie przypadek. Skłamałbym, mówiąc, że klub z Liverpoolu rozegrał wówczas wspaniałe spotkanie, ale zawodnicy Carlo Ancelottiego zdają się tworzyć solidną grupę piłkarzy, co potwierdziło chociażby wysokie zwycięstwo w drugiej kolejce. „The Toffees” niejednokrotnie dokonywali już spektakularnych transferów (tym razem: Allan, Doucouré czy James Rodríguez), by ostatecznie zawsze kończyć w środku tabeli. Ostatni raz zakończyli sezon w TOP 5 siedem lat temu i niezależnie od dobrej formy wątpię, aby udało im się powtórzyć chociażby to osiągnięcie.
Po pierwszych kolejkach w „czubie” tabeli pojawiły się dwa „czarne konie”: Crystal Palace (zdjęcie u góry), który pokonując Southampton i Manchester United zmierzył się w 3. kolejce z Evertonem, który również w dwóch pierwszych meczach sezonu zdobył 6 punktów, odprawiając Tottenham i WBA. Górą okazali się podopieczni Ancelottiego wygrywając 2:1 fot.: goal.com
Na fali zeszłorocznego sukcesu do naszego zestawienia trafiło również Wolves. Najbardziej portugalska drużyna Premier League straciła ważnych zawodników swojej drużyny (Doherty, Diogo Jota), a zakupy 18-letnich Fábio Silvy i Ki-Jany Hoevera oraz (już kontuzjowanego) Marçala nie przyniosą, moim zdaniem, oczekiwanych rezultatów w najbliższym sezonie. Zespół „Wilków” pozostaje uzależniony od dobrej formy Jiméneza oraz Traoré i nie wróży to niczego dobrego. Wolverhampton pozostanie silną drużyną, możliwe nawet, że skończą sezon nad Evertonem, ale wyjątkowe sukcesy wydają się być dość odległą wizją.
Podsumowanie
Niewiele ponad tydzień temu Pep Guardiola, zapytany o znaczenie derbów przeciwko Liverpoolowi i Manchesterowi United, stwierdził, że LFC to tylko jedna z wielu mocnych drużyn Premier League i w żadnym wypadku nie jest ważniejszym rywalem od „Czerwonych Diabłów”. Zgadzam się, że wewnątrzmiastowe spotkania zawsze powinny budzić najwięcej emocji, ale realna walka o mistrzostwo kraju ponownie rozegra się między Liverpoolem i „Obywatelami”. Różnica względem poprzedniego sezonu jest taka, że rywalizacja zapowiada się na o wiele bardziej wyrównaną. Na naszej drodze stanie więcej solidnych drużyn, a i nasza taktyka stanie się bardziej przewidywalna. Całoroczna batalia będzie się zatem toczyć do ostatnich kolejek, a o finalnym zwycięstwie zadecydują detale. Mamy nadzieję, że z tej bitwy, zwanej Premier League 2020/21, wrócimy z tarczą, a nie na tarczy. IGOR BORKOWSKI I ADAM MOKRZYCKI