4 minute read
Nowe nadzieje niebieskiej części Merseyside
Wubiegłym sezonie Everton zakończył rozgrywki Premier League na dwunastym miejscu. To znacznie poniżej oczekiwań kibiców the Toffees, którzy zwykle spodziewają się walki o europejskie puchary. Jeszcze bardziej bolesny był dla nich z pewnością mistrzowski marsz The Reds po kolejne mistrzostwo Anglii i przewaga 50 punktów, jaką osiągnęli nad Evertonem. Właścicielem większości akcji Evertonu jest obecnie brytyjski biznesmen irańskiego pochodzenia Farhad Moshiri. Działający głównie w branży energetycznej i stalowej Moshiri w roku 2016 nabył 49,9% akcji The Toffees. Wcześniej Moshiri wraz z Aliszerem Usmanowem poprzez spółkę Red & White Holding posiadali udziały w Arsenalu, jednak przed przejęciem Evertonu Moshiri sprzedał akcje Kanonierów swojemu wspólnikowi. Od 2018 roku w rękach Moshiriego jest już 68,6% akcji klubu z Goodison Park. Biznesmen nie skąpi również grosza na transfery, czego przykładem może być 50 mln funtów, jakie Everton zapłacił w 2018 roku za Richarlisona. Projekt budowy mocnego Evertonu szedł jak po grudzie, ale w grudniu 2019 roku właścicielowi klubu udało się przekonać do swoich koncepcji Carlo Ancelottiego. Włoski menedżer trafił na Goodison Park pracując wcześniej m.in. w Juventusie, Milanie, Chelsea, PSG, Realu Madryt, Bayernie Monachium i Napoli. Decyzja Włocha o podjęciu pracy w Evertonie była dość zaskakująca, ale bez wątpienia duży wpływ miała na to zaoferowana wysokość kontraktu. Według doniesień brytyjskich mediów, Ancelotti związał się z The Toffees na 4,5 roku i ma zarabiać 11,5 mln funtów rocznie. Jednym z pierwszych meczów Ancelottiego w roli menedżera Evertonu był mecz Pucharu Anglii z Liverpoolem. Włoch wystawił na Anfield niemal najsilniejszy skład i na własne oczy ostatecznie przekonał się ile czeka go pracy. Everton przegrał wówczas 0:1 z rezerwami Liverpoolu po pięknej bramce Curtisa Jonesa. Teraz jednak, po pierwszym w miarę spokojnie przepracowanym okresie przygotowawczym, Everton wydaje się zupełnie inną drużyną. Nazwisko Ancelottiego działa jak magnes na piłkarzy, o których kibice The Toffees wcześniej nawet nie marzyli. Przed obecnym sezonem na Goodison Park przybyli m.in. James Rodriguez i Allan, którzy w pierwszych dwóch meczach odmienili linię pomocy Evertonu. 29-letni Allan wcześniej przez pięć sezonów występował w Napoli. Eksperci uznawali go za jednego z najlepszych defensywnych pomocników Serie A. Oprócz świetnej gry w odbiorze, Allan potrafi również rozprowadzić akcje ofensywne. W latach 2018-19 rozegrał nawet 9 meczów w reprezentacji Brazylii. Jamesa Rodrigueza chyba nikomu nie
Advertisement
NOWE NADZIEJE NIEBIESKIEJ CZĘŚCI MERSEYSIDE
trzeba przedstawiać. Niezwykle utalentowany Kolumbijczyk nieco pogubił się na swojej piłkarskiej drodze i nie potrafił przebić się do pierwszej drużyny Realu Madryt. Ancelotti wyciągnął do niego pomocną dłoń i właśnie na Goodison Park Kolumbijczyk będzie odbudowywał swą piłkarską karierę. Początek już jest dość obiecujący. Pomoc Evertonu w meczach z Tottenhamem i West Bromwich wyglądała naprawdę solidnie. Oprócz Allana i Jamesa do składu dołączył również Abdoulaye Doucouré, sprowadzony z Watfordu za około 20 mln funtów, a linię pomocy uzupełnia reprezentant Portugalii Andre Gomes. W efekcie na ławkę w pierwszych dwóch meczach nowego sezonu powędrował Gylfi Sigurdsson, który wcześniej miał pewne miejsce w składzie Evertonu.
Świetny trener, znakomita linia pomocy i niezły atak złożony z Richarlisona i Dominica Calverta-Lewina, który coraz lepiej spisuje się pod okiem Ancelottiego sprawiają, że The Toffees mogą stać się czarnym koniem tego sezonu. Obrona na razie pozostała bez zmian w porównaniu z poprzednim sezonem. Na lewej stronie gra Lucas Digne, na prawej kapitan Seamus Coleman, a środek zabezpieczają Michael Keane i Yerry Mina. Najmniej pewnym punktem drużyny wydaje się Jordan Pickford, który potrafi uchronić drużynę znakomitą paradą, by chwilę później popełnić juniorski błąd.
Na korzyść Evertonu przemawia również terminarz. The Toffees mają za sobą wyjazdowy mecz z Tottenhamem i domowy z West Brom, a następni w kolejności rywale to Crystal Palace i Brighton. Jeśli do dwóch zwycięstw podopieczni Ancelottiego dołożą dwa kolejne, to na mecz z Liverpoolem w piątej kolejce wyjdą z dużą pewnością siebie i możemy być świadkami niezłego meczu. Plusem dla Evertonu w obecnym sezonie może być brak gry w europejskich pucharach. Liga Mistrzów i Liga Europy będą w tym roku rozgrywane w bardzo szybkim rytmie – 6 kolejek w okresie od 20 października do 10 grudnia – co z pewnością odbije się na ligową formę czołowych drużyn Premier League. Drużyny takie jak Everton i Wolverhampton mogą to wykorzystać i urwać nieco punktów najlepszym lub też zmniejszyć stratę, gdy rywale będą gubić punkty ze słabszymi drużynami.
Poprawa wyniku, jaki Everton uzyskał w ubiegłym sezonie wydaje się formalnością. Czy jednak podopieczni Ancelottiego powalczą o coś więcej niż miejsce w górnej połówce tabeli. Mają na to dużą szansę i możemy spodziewać się, że będą jedną z drużyn rywalizujących o miejsce w europejskich pucharach. Czy mają szansę na pierwszą czwórkę? O to będzie bardzo trudno, choć ja spodziewam się sezonu pełnego niespodzianek i zaskakujących rozstrzygnięć, więc i takie zakończenie ligi jest możliwe.