Spis treści 4-7
KMŚ - kiedy? Mamy święta ...
4-10
Najlepszą obroną jest atak
11
Nasi w Katarze
12-15 James Milner: Trzeba umieć
się śmiać z samego siebie!
16-18 Po niebieskiej stronie Manchesteru
19
Nasi w Katarze
22-24 Jak to jest z tymi derbami? 25
Nasi w Katarze
26-30 Wstęp do złotej ery – puchar
UEFA 1976 r.
31
Nasi w Katarze
32-35 Jedyny w swoim rodzaju 36-39 Zwycięska mentalność 40-41 Zdjęcie numeru 42-45 Alfabet Petera Croucha 46-47 Raport z reprezentacji fot. facebook.com/liverpoolfc
2 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Słowo od naczelnego Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, w imieniu redakcji Polish Reds życzę wszystkim czytelnikom, by okres ten spędzili w spokojnej, rodzinnej atmosferze. Niech będzie to czas odpoczynku, oddechu od rutyny codzienności. Niech przyszły rok przyniesie nam dużo pozytywnych, sportowych emocji. Wszyscy mamy przecież nadzieję, że zawodnicy Jürgena Kloppa wejdą w rok 2020 z werwą, zapałem i jasno wytyczonym celem. Tego życzę nam wszystkim z całego serca! Oby lektura naszego magazynu umiliła Wam niejeden świąteczny wieczór. W tej odsłonie znajdziecie wywiad z Jamesem Milnerem, kilka słów o Klubowych Mistrzostwach Świata czy analizy poczynań rywala z niebieskiej części Manchesteru.
Przyjemnego czytania! BARTEK BOJANOWSKI REDAKTOR NACZELNY
REDAKTOR NACZELNY Bartek Bojanowski Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Igor Borkowski
GRAFIK Michał Woroch DTP Artur Budziak KOREKTA Radek Skorupski Bartosz Góra Bartłomiej Surma AUTORZY TEKSTÓW Bartek Bojanowski Bartosz Bolesławski Igor Borkowski Radek Chmiel Bartosz Góra Cezary Hurysz Kacper Kosterna Adam Mokrzycki Mikołaj Sarnowski Damian Święcicki
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 3
KMŚ- KIEDY? MAMY ŚWIĘTA... Mamy grudzień. Kibicom Liverpoolu ten okres nie kojarzy się dobrze od kilku lat, gdyż cyklicznie, przy natłoku spotkań pod koniec roku i na jego początku, podopieczni Jürgena Kloppa wyhamowują. MIKOŁAJ SARNOWSKI
P
ojawia się tzw. zmęczenie materiału, a drużyna znacznie obniża loty, co odbija się na reszcie sezonu. Na domiar złego The Reds jako triumfatorzy ostatniej edycji Ligi Mistrzów biorą udział w Klubowych Mistrzostwach Świata, które odbędą się w Doha od 11 do 22 grudnia. Zwycięzcy Champions League wraz z Flamengo (zdobywcą Copa Libertadores) są rozstawieni i swoje zmagania rozpoczną dopiero od półfinałów, a zatem Liverpool gra odpowiednio 18 i 21 grudnia. Ale zanim o teraźniejszości, pochylmy się nieco nad przeszłością. Kiedy powstała idea wyłaniania klubowego mistrza świata? Jak The Reds radzili sobie wcześniej w tych rozgrywkach? Puchar Interkontynentalny, znany również jako Toyota Cup, był bezpośrednim poprzednikiem współczesnych rozgrywek i narodził się w 1960 roku. Odbywał się na zasadzie pojedynku między zwycięzcą Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (od 1993 roku Ligi Mistrzów), a triumfatorem Copa Libertadores. Początkowo był
Puchar Interkontynentalny, znany również jako Toyota Cup, był bezpośrednim poprzednikiem współczesnych rozgrywek i narodził się w 1960 roku
4 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
to dwumecz, lecz z czasem zmieniono formułę na jedno spotkanie na neutralnym stadionie. Liverpool, mimo sięgnięcia po tytuł najlepszej drużyny w Europie aż czterokrotnie w czasie, gdy funkcjonowały te rozgrywki, wystąpił w nich tylko 2 razy, ponieważ w roku 1977 The Reds odmówili przyjazdu i ich miejsce zajęła Borussia Mönchengladbach, a rok później mecz nie odbył się z powodu rosnącego napięcia między Wielką Brytanią a zdominowaną przez wojskową juntę Argentyną (4 lata później wybuchła wojna tych dwóch krajów o Falklandy). Następ-
na okazja do zostania najlepszą drużyną na świecie pojawiła się w 1981, lecz i tym razem się to nie udało, a Liverpoolczycy przegrali 3-0 z brazylijskim Flamengo. Jak się później okazało, wywalczenie tego tytułu nie udało się The Reds ani razu, gdyż swoją ostatnią szansę zmarnowali w 1984 roku, kiedy to ulegli argentyńskiemu Independiente 0-1. Toyota Cup został w 2005 roku przemianowany na istniejące do teraz KMŚ i od razu, na dzień dobry, w pierwszej edycji mieliśmy okazję oglądać podopiecznych Rafy Beniteza, którzy prawo gry wywalczyli w legendarnym finale w Stambule przeciwko AC Milanowi. Półfinałowym rywalem okazał się kostarykański klub Deportivo Saprissa, który nie stawił większego oporu i uległ Liverpoolowi 0-3. Bramki w tamtym meczu strzelali Steven Gerrard i dwukrotnie
Peter Crouch. Finał to już starcie z São Paulo. I tutaj mieliśmy powtórkę z rozrywki z poprzednich epizodów klubu z Merseyside w Pucharze Interkontynentalnym. Porażka 0-1 i kolejny raz trzeba było obejść się smakiem. Wiadomo, każdy przegrany finał, nawet w najmniejszym stopniu boli, lecz czy naprawdę jest sens przejmować się Klubowymi Mistrzostwami Świata? Jest to dość rozbudowane pytanie, ponieważ nie należy skupiać się tylko na aspekcie sportowym. Z uwagi na absurdalny terminarz Carabao Cup wielu internautów wolałoby zostawić pierwszy garnitur w Anglii zamiast wysyłania go na Bliski Wschód i ja bym się pod tym podpisał, bo, mimo równie niskiej rangi Pucharu Ligi, prześmiewczo nazywanego Kukuryku Cup czy też Pucharem Myszki Miki, jest on, moim zdaniem, ważniejszy niż pojedynki z azjatyckimi czy afrykańskimi drużynami. Jednak jest tutaj pewien ważniejszy czynnik. Globalizacja marki. Liverpool jest teraz na fali wznoszącej jeśli chodzi o rozpoznawalność. Triumf w Lidze Mistrzów, porażka w walce o Mistrzostwo Anglii o raptem 1 punkt zaowocowała zwiększonym zainteresowaniem
postronnych, do niedawna, osób. Używając terminologii internetowej „Liverpool się klika” zarówno w mediach społecznościowych jak i w sklepie internetowym. Dbanie o ciągły rozwój klubu w kwestii popularności i mecze w Doha mogą pomóc w zagospodarowaniu nowego rynku. Wystarczy zwrócić uwagę na wykresy i statystyki, które ukazują najpopularniejsze kluby piłkarskie czy ilość gadżetów przez nie sprzedawanych. We wszystkich tego typów zestawieniach, w czubie lub na szczycie, znajduje się Manchester United, którego poziom sportowy ostatnimi czasy wygląda wiadomo jak. Podsumowując, choć każdy z nas zapewne usunąłby wyjazd do Kataru, gdyby tylko było to możliwe, patrząc na cel jaki przyświeca The Reds w tym sezonie, a te kilka dni wolnego mogłoby pomóc przy takim maratonie, trzeba się jednak skupić na rzeczywistości. Jakie nastawienie należy zatem przyjąć? Oczekujmy wygranej w tym mini-turnieju, wyrobienia jeszcze większej marki na światowym rynku, ale przede wszystkim módlmy się o brak kontuzji i żeby takie zmiany klimatu oraz stref czasowych nie odbiły się znacząco na formie piłkarzy.
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 5
6 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
KLUBOWY MISTRZ ŚWIATA
LIVERPOOL FC Po zwycięstwach w półfinale z drużyną Monterrey 2:1 i finale z Flamengo 1:0 nasza drużyna została klubowym mistrzem świata po raz pierwszy w historii.
fot. www.frettabladid.is Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 7
NAJLEPSZĄ OBRONĄ JEST W ostatni miesiąc bieżącego roku „wjeżdżamy” z powalającą, 14-punktową przewagą nad Manchesterem City. Po 16 kolejkach na naszym koncie znajduje się 46 punktów (15 zwycięstw, 1 remis), a rozpędzona machina, prowadzona przez Jürgena Kloppa, taranuje wszystkich, których napotka na swojej drodze. Kierunek – mistrzostwo Anglii! IGOR BORKOWSKI
N
a naszej trasie pojawiają się jednak pewne utrudnienia, w postaci piłek, regularnie mijających naszych obrońców, a potem bramkarza. Doprowadziło to do sytuacji, w której po czterech miesiącach gry, Liverpool… nie zachował ani jednego czystego konta na własnym stadionie, w meczach ligowych, a tą niechlubną statystyką wyróżniają się, poza nami, jedynie Southampton i Norwich (zajmujące odpowiednio 18. i 19. miejsce w tabeli). Pytanie brzmi: czy faktycznie, jak mawia klasyk, „najlepszą obroną jest atak” i dopóki strzelamy więcej niż nasi rywale, nie mamy powodów do zmartwień? Zapewne tak, ale na dłuższą metę, ta taktyka może okazać się zgubna. Przez długie lata defensywa Liverpoolu była powodem drwin i żartów wśród kibiców angielskiej piłki. Częste błędy średniej jakości bramkarzy, jak i miernych stoperów, sprawiły, że naszą drużynę kojarzono wprawdzie z widowiskową grą ofensywną, ale też z brakiem umiejętności odpierania ataków. Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, gdy szeregi defensywne The Reds zasilił duet Alisson i Virgil van Dijk. W poprzednim sezonie za sprawą obu panów biliśmy wszelkie
W sezonie 2019/2020 Liverpool strzelił już 40 bramek, pod tym względem ustępuje tylko Machesterowi City
rekordy, a umieszczenie piłki w naszej bramce, graniczyło z cudem. I nie ma w tym grama przesady – do stycznia straciliśmy tylko osiem goli (dwa razy mniej niż druga, wówczas, najlepsza drużyna, Man City i o niemalże 40 mniej niż najgorsze Fulham). Do tego, nasz stadion można było nazwać twierdzą przez wielkie „T”, bowiem w całym 2018 roku Alisson stracił na nim tylko dziesięć goli, z czego pięć jako zawodnik AS Romy. Dziś, po tych wynikach zostały już tylko wspomnienia. Z jednej strony nie tracimy aż tak wielu bramek (14 po 16 kolejkach), ale z drugiej, czyste konta zachowaliśmy jedynie w pojedynkach z beniaminkiem z Sheffield i dość przeciętnie grającym Burnley. Biorąc pod uwagę, że blisko 70% dotychczasowych spo-
8 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
tkań wygrywaliśmy przewagą jednej bramki, z czego wiele w prawdziwie ostatnich minutach, to z pewnością nie trzeba nikogo przekonywać, iż każda stracona bramka może mieć ogromny wpływ na finalny rezultat naszych meczów. Co zatem sprawiło, że najlepsza defensywa świata ubiegłego sezonu, nie jest w stanie zachowywać czystych kont w bieżącym? Czynników jest zapewne wiele i choć o receptę na nietracenie goli będzie ciężko (gdybym ją znał prawdopodobnie zajmowałbym teraz miejsce Jürgena Kloppa) to mogę Was zapewnić, iż dołożę wszelkich starań, by przyglądając się błędom naszych obrońców, wysnuć interesujące wnioski. Kwestią, od której niewątpliwie należy zacząć, jest ponad siedmiomeczowa absencja Alissona Beckera. Brazylijczyk, w poprzednim sezonie wielokrotnie udowadniał, że nie ma sobie równych, a nagroda im. L. Jaszyna wręczona mu na słynnej gali w Paryżu była tego idealnym zwieńczeniem. Nic więc dziwnego, że serca kibiców Liverpoolu mocno zadrżały, gdy już w 38. minucie inauguracyjnego spotkania Premier League Alisson zasygnalizował kontuzję i potrzebę opuszczenia boiska. Problemy z łydką okazały się być poważniejsze niż się początkowo spodziewano, co sprawiło, że swoją szansę otrzymał nasz nowy bramkarz - Adrián. I choć prawdą jest, że to w meczach z jego udziałem, zachowaliśmy dwa z trzech czystych kont, widoczna była mniejsza pewność w grze i gorsze umiejętności, niż te prezentowane przez Brazylijczyka. Co więc sprawiło, że w poszczególnych meczach trwającego sezonu traciliśmy gole? Zapraszam na wycieczkę edukacyjno-historyczną!
T ATAK 9 sierpnia 2019
4:1
Liverpool Norwich
Pierwsza bramka stracona już w meczu z „Kanarkami” zabolała wszystkich menedżerów Fantasy Premier League liczących na powtórkę defensywnych wyczynów naszej drużyny z poprzedniego sezonu i wiem o czym mówię. Czy możemy jednoznacznie stwierdzić co do niej doprowadziło? Nie, ale wspaniała forma Pukkiego (o której mieliśmy się dopiero przekonać) i zmiana bramkarza, sprawiły, że czterech dodatkowych punktów, nasi wirtualni defensorzy dopisać sobie nie mogli. Co więcej można się pokusić o stwierdzenie, że przy wyniku 4:0 do przerwy, poziom
koncentracji naszych zawodników gwałtownie spadł i pozwolił napastnikowi Norwich odebrać nam pełną przyjemność z tego widowiskowego zwycięstwa. Traktowaliśmy to jako wypadek przy pracy, ale okazał się on powracać jeszcze nie raz…
17 sierpnia 2019
1:2
Southampton Liverpool
Teoretycznie łatwy wyjazd na St Mary’s Stadium ponownie zakończył się niepotrzebną stratą gola. Po wypracowaniu sobie dwubramkowej przewagi, w końcówce spotkania do siatki naszej drużyny trafił były zawodnik
Andy Roberston i Divock Origi w wygranym 5:2 meczu z Evertonem fot. liverpoolfc.com
The Reds - Danny Ings. Nie była to jednak zasługa 27-letniego Anglika, bowiem został on po prostu nastrzelony piłką przez Adriána. Oglądając to, wróciliśmy myślami do katastrofalnych błędów Mignoleta, o których każdy chciał już dawno zapomnieć. Tymczasem głupio stracona bramka sprawiła, że znowu wróciliśmy bez czystego konta. I choć dominowaliśmy, a gol dla „Świętych” padł po naszym błędzie, to optymizmem nie napawało 14 oddanych strzałów przez naszych rywali.
24 sierpnia 2019
3:1
Liverpool Arsenal
W trzecim ligowym spotkaniu potwierdziło się wszystko to, o czym pisałem wcześniej. Dość szybko wypracowujemy przewagę, po czym
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 9
Virgil van Dijk zdobył 2 bramki w wygranym meczu z Brighton fot. liverpoolfc.com
nawet padła, ale po minimalnym spalonym), potem sami zdobyliśmy dwie, a pod koniec, gdy mecz mieliśmy już pod kontrolą, N’golo Kanté wykonał rajd i pokonał Adriana uderzeniem ze skraju pola karnego. Chelsea odzyskuje nadzieję, a my niepotrzebnie stwarzamy nerwową atmosferę w końcówce. Oczywiście, gdy po sześciu kolejkach masz osiemnaście oczek w ligowej tabeli, teoretycznie nie ma powodu do stresu, ale któregoś dnia będziemy mieli trochę mniej szczęścia i z teoretycznie wygranego meczu, trzech punktów nie wywieziemy.
5 października 2019
2:1 tracimy koncentrację, w efekcie czego tracimy również bramkę. W pierwszej połowie spotkania Londyńczycy stworzyli sobie wiele bramkowych sytuacji i przy odrobinie szczęścia mogli schodzić do szatni z pewnym prowadzeniem. Finalnie jednak udało nam się uspokoić sytuację, ale bramce zdobytej po akcji Aubameyanga mogliśmy bezproblemowo zapobiec.
14 września 2019
3:1
Liverpool Newcastle
Po pierwszym czystym koncie, zachowanym na Turf Moor (Burnley 0:3 LFC) w czwartej kolejce, wielu kibiców odzyskało nadzieję na poprawę naszej gry defensywnej.
Wiara ta jednak spełzła na niczym szybciej niż mogliśmy się tego spodziewać. Już w 7. minucie domowego spotkania z Newcastle, holenderski wahadłowy Williems popsuł humory wszystkim fanom zasiadającym na Anfield, popisując się pięknym trafieniem ze skraju pola karnego. Liverpoolczycy szybko wrócili do gry, lecz drużynie aspirującej o mistrzostwo Anglii nie przystoi strata bramki z trzecią najrzadziej strzelającą drużyną Premier League.
22 września 2019
1:2
Chelsea Liverpool
Mecz do określenia mianem „The same old story”. Dopuściliśmy Chelsea do sytuacji bramkowych (jedna
10 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Liverpool Leicester
Tydzień po naszym drugim i jak dotąd ostatnim czystym koncie, zachowanym w skromnie wygranym meczu z Sheffield, przyszła pora na typowy dla Liverpoolu thriller. Gdy w 80 minucie Adrián przepuścił dość prosty strzał w środek bramki, wszystko wydawało się być stracone. „Lisy” prowadzone przez Brendana Rodgersa prezentują się w tym sezonie wyjątkowo dobrze i nawet fantastycznie grający Sadio Mané miał trudności z przechyleniem szali na naszą korzyść. Mecze Liverpoolu nauczyły nas jednak, że gra się do ostatniego gwizdka, a wywalczony przez Senegalczyka rzut karny, w piątej minucie doliczonego czasu gry, sprawił, że kontynuowaliśmy passę zwycięstw. Mimo to powrotu Alissona zaczęliśmy wypatrywać wyjątkowo niecierpliwie.
20 października 2019
1:1
Manchester United Liverpool
W derbowym pojedynku z Manchesterem nie pomógł ani powrót brazylijskiego golkipera, ani protesty związane z bramką naszych rywali. Po nieodgwizdanym faulu na Divocku Origim Czerwone Diabły przeprowadziły szybką kontrę, a niepilnowany Rashford był bezlitosny dla naszej defensywy. Tym samym od 36. minuty przegrywaliśmy i przez większość spotkania nie byliśmy w stanie wykreować dobrej sytuacji bramkowej. Kilka minut przed końcem uratował nas wchodzący z ławki Adam Lallana, strzelając swojego pierwszego ligowego gola od… sierpnia 2016 roku! To był jeden z tych meczów, w których „nie kleiło się” w ofensywie, a strata bramki kosztowała nas cenne dwa punkty.
27 października 2019
2:1
Liverpool Spurs
Alisson nie miał łatwego początku po powrocie z kontuzji. Po szybko straconej bramce z Manchesterem, w meczu z Tottenhamem kolejną stracił jeszcze szybciej. Właściwie to najszybciej jak było to możliwe, gdyż już w 1. minucie spotkania do siatki trafił Harry Kane. Strzał zza pola karnego oddał Son, który trafił w poprzeczkę, a nierozgrzany jeszcze Robertson nie upilnował dobijającego Kane’a. W wyjątkowo dobrej formie był natomiast rezerwowy bramkarz Kogutów Gazzaniga, któremu udało się obronić wiele stuprocentowych sytuacji Liverpoolu. Niewykorzystane
okazje lubią się mścić i dosłownie kilka minut po starcie drugiej połowy Son stanął twarzą w twarz z Alissonem – na szczęście trafił w poprzeczkę i wciąż pozostawaliśmy w grze. Liverpool nie przestał napierać na bramkę Argentyńczyka i finalnie pokonał go dwukrotnie.
2 listopada 2019
1:2
Aston Villa Liverpool
Wycieczka na Villa Park okazała się prawdziwą – kolejną już – próbą charakteru naszego zespołu. Szybko, w kuriozalny sposób stracona bramka (po dośrodkowaniu The Villians z rzutu wolnego, żaden z naszych obrońców nie próbował kryć egipskiego napastnika rywali, który z łatwością skierował piłkę do naszej bramki) sprawiła, że przegrywaliśmy w tym meczu, aż do… 87 minuty! Dopiero wtedy gole zdobyli dla nas Robertson, a następnie Mané i pozwolili nam wywieźć z Birmingham trzy punkty. Mimo to, nie pierwszy już raz dopuściliśmy naszych rywali do znakomitych sytuacji, po których Sadio Mane strzelił 3 gola dla LFC w meczu z Manchesterem City fot. liverpoolfc.com
prędzej, czy później padają bramki. W większości przypadków, jak i w tym meczu, wygląda to na błędy taktyczne, aniżeli personalne braki umiejętności naszych obrońców.
10 listopada 2019
3:1
Liverpool Manchester City
W być może najtrudniejszym meczu sezonu rozegraliśmy fantastyczne spotkanie i teoretycznie nie warto dywagować nad straconą bramką z niezwykle mocnym Manchesterem City. Mimo to warto zauważyć, iż była to identyczna sytuacja do poprzednich. Po strzeleniu trzech goli zdjęliśmy nogę z gazu, nie graliśmy już z tak dużym skupieniem i daliśmy sobie strzelić bramkę. Gdyby sędziowie zdecydowali się odgwizdać dwa rzuty karne przeciwko Liverpoolowi, mecz mógłby zakończyć się zupełnie inaczej.
23 listopada 2019
1:2
Crystal Palace Liverpool
Cóż za powtarzalność! W piątym meczu wyjazdowym, czwarty raz
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 11
Andy Robertson strzela gola w meczu z Aston Villa fot. liverpoolfc.com
kończymy ze zwycięstwem 2:1. Do tego znowu dopuszczamy rywali do wspaniałych okazji jak w pierwszej połowie: nieuznana bramka dla Londyńczyków po wątpliwym faulu w ofensywie. Przy jednobramkowym prowadzeniu w końcówce, Zaha minął naszych obrońców jak tyczki i z łatwością zdobył bramkę wyrównującą. Na kilka minut przed końcem (cóż za zaskoczenie, nieprawdaż?) piłka szczęśliwie spadła pod nogi Firmino, który dał nam prowadzenie, a finalnie zwycięstwo (napastnik CP w 92. minucie zmarnował fantastyczną okazję). Szczęście sprzyja lepszym – oby się jednak nigdy od nas nie odwróciło.
30 listopada 2019
2:1
Liverpool Brighton
Zwycięstwo z Brighton mieliśmy zapamiętać przede wszystkim ze wspaniałego występu Virgila van Dijka. Wszystko wskazywało na to, że bę-
dzie to prawdziwy „One Man Show”, gdyż holenderski środkowy obrońca trafił do siatki Mew dwa razy w ciągu sześciu minut i w ten sposób niemalże zagwarantował nam zwycięstwo w meczu 14. kolejki. Pod koniec meczu błąd popełnił jednak Alisson i opuścił boisko z czerwoną kartką. Co więcej, chwilę później znowu wróciliśmy myślami do błędów Simona Mignoleta, a konkretnie do bramki straconej z Chelsea w styczniu 2017 roku. Adrián, tak jak jego belgijski kolega po fachu, nie nie zareagował odpowiednio po strzale z rzutu wolnego i w banalny sposób straciliśmy szansę na zachowanie czystego konta.
4 grudnia 2019
5:2
Liverpool Everton
W meczach derbowych obowiązuje jedna zasada – nie ma żadnych zasad. No, może pomijając kolejną bramkę Origiego z Evertonem! To był prawdziwie szalony mecz i trudno wysnuć z niego konkretniejsze wnioski – bramki straciliśmy nieco przypadkowo i choć przy odrobinie
12 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
szczęścia mogliśmy im zapobiec, nie podlegają żadnej z poprzednich reguł. Merry Christmas, Everton! Wróćmy jednak do pytania postawionego na początku – „czy najlepszą obroną jest atak?” Nie zapeszając, Liverpool jest na doskonałej drodze do zdobycia mistrzostwa Anglii. Ba, czternaście punktów nad głównym rywalem i osiem nad zajmującym drugą pozycję Leicester to wynik absolutnie wyjątkowy i przekonujący do potwierdzenia naszej hipotezy. Ostatnią drużyną, której udało się odrobić podobną stratę, był Arsenal w sezonie 97/98 (13 punktów straty + mecz zaległy). Nic więc dziwnego, że patrzymy na nasz klub bezkrytycznie i z pełnym przekonaniem co do ostatecznego triumfu. A czy w rzeczywistości mamy powody do obaw? Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy jeszcze (być może nawet nieraz) stracili w tym sezonie punkty, ale wątpię, aby mogło to odebrać nam mistrzostwo Anglii. Jesteśmy w niesamowitej formie i jeśli uda nam się poprawić poszczególne elementy, nie będziemy mieli sobie równych i w maju jednogłośnie stwierdzimy… „to jest ten sezon!”
fot. www.facebook.com/LiverpoolFC
NASI W KATARZE Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 13
JAMES MILNER:
TRZEBA UMIEĆ ŚMIAĆ SIĘ Z SAMEGO SIEBIE! W ostatnim dwudziestoleciu telefony komórkowe z dnia na dzień stawały się coraz bardziej integralną częścią naszego życia. Te elektroniczne urządzenia są z nami niemal przy każdej codziennej czynności, o czym doskonale wie również James Milner. RADO CHMIEL
P
rzez lata swojej bogatej kariery piłkarskiej Anglik doświadczył zarówno zakazów korzystania z komórek w szatni, jak i regularnego informowania swojego menadżera o postępach w rehabilitacji po kontuzji. Podchodząc do Jamesa Milnera z wyciągniętym telefonem komórkowym, by nagrać wywiad, to właśnie od tego urządzenia rozpoczęliśmy rozmowę, która szybko została skierowana na właściwe tory. - Podczas przerwy między sezonami czy wyjazdów na reprezentację Klopp oczekuje od nas, że będziemy na bieżąco informować go o tym, jak się czujemy, schodząc z boiska, a inni z kolei otrzymują najnowsze informacje na temat swoich planów treningowych. Na koniec dnia Jürgen chce mieć w swoim telefonie komplet wiadomości od nas wszystkich – wyjaśnia Milner. Pomocnik The Reds z reguły wysyła krótką wiadomość o treści „trening zrobiony”, a menadżer odpowiada emotką kciuka w górę. Od minionego lata Klopp zaczął jednak odpowiadać innymi jak na przykład kowbojski ka-
pelusz czy zdjęcie Kloppa w jacuzzi, co wprawiło Jamesa w zażenowanie. - Nie wiem, co chciał mi tym przekazać. Może, że czas na odpoczynek i relaks – śmieje się 33-letni piłkarz. I choć korzystanie z udogodnień smartfonów może dla niektórych wydawać się normalne, to powyższa sytuacja pokazuje, dlaczego Klopp odnosi sukcesy. - On chce być w stałym kontakcie ze swoimi piłkarzami, ale jednocześnie traktować to z jajem i odrobiną zabawy – dodaje Milner. – Chłopaki na początku myśleli, że menadżer stroi sobie żarty, ale nikt nie ma wątpliwości, że regularny kontakt jest
Milner późno dołączył do użytkowników social media. Na początku zaczął z nich korzystać, by zwalczyć po części łatkę nudziarza, ale też integrować się fanami
14 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
traktowany wyjątkowo poważnie. - Kilka razy Kloppowi zdarzyło się wkurzyć na brak wiadomości. Być może nie wszyscy potraktowali jego polecenie poważnie, ale dał nam do zrozumienia, że jeżeli nie będziemy odpowiadać na jego wiadomości, to wlepi nam kary! - To cały Jürgen. Kocha swoją pracę całym sobą, poświęca się jej w 100 procentach. Wymaga od innych dokładnie tego samego, ale wie, kiedy pozwolić sobie na żarty, co też często czyni – dodaje James. - To niesamowite, co możesz dziś przekazać swoim smartfonem. Nie czuję się z tym do końca komfortowo, ale to nieodłączna część dzisiejszego społeczeństwa. Te urządzenia ułatwiają nam życie, możesz zrobić niemal wszystko, jak choćby nagranie tego wywiadu, ale wyobraź sobie sytuację, w której spotykasz się z dawno niewidzianym kumplem i masz mu do opowiedzenia kilka historii, ale on już je zna z social mediów. To oddala ludzi od siebie. Na ulicy widzisz ich spacerujących z głowami w smartfonach. Naprawdę wiele zmieniło się od momentu, w którym zaczynałem swoją przygodę z piłką nożną. Wtedy
fot. www.rousingthekop.com
menadżerowie nie chcieli widzieć swoich piłkarzy z komórkami piszących smsy podczas podróży na mecz, a teraz chłopaki relaksują się grając na nich w gry czy słuchając muzyki. Taki zakaz by dziś nie przeszedł. - Wszystko się zmieniło. Ja jestem jednak trochę starej daty: jeśli muzyka, to tylko w szatni. Nie słucham własnej. Kiedy wsiadamy do autobusu, mój telefon jest w kieszeni. Rozumiem, że inni czują się lepiej z nosem w smartfonach. Jeśli tylko poprawia to ich koncentrację i gotowość do dania z siebie wszystkiego na boisku, to nie mam z tym problemu. Milner często wraca do wątku telefonowego w swojej niedawno wydanej książce „Ask a Footballer: My Guide to Kicking a Ball About”, w której otwiera przed nami bramy świata piłkarskich szatni i własnych doświadczeń z przekroju swojej bogatej kariery zawodniczej. Anglik odpowiada tam na pytania fanów, które notabene zostały zadane przy użyciu Twittera. James rozprawia się również z łatką nudziarza, która została mu przypięta przez twitterowe konto @BoringMilner w lipcu 2013 roku. - Jakoś mi to zbytnio nie przeszkadzało – mówi Milner. – Grałem wtedy w Manchesterze City, kiedy w trakcie któregoś okresu przygotowawczego podszedł do mnie Vincent Kompany i pokazał mi to konto. Na początku myśleliśmy, czy to aby nie ktoś od nas, biorąc pod uwagę niektóre wypisywane tam rzeczy. Sam Milner późno dołączył do użytkowników social media. Na początku zaczął z nich korzystać, by zwalczyć po części łatkę nudziarza, ale też integrować się fanami. – Ludzie uważali mnie za nudną osobę, ale to dlatego, bo mnie w ogóle nie znali – dodaje piłkarz. – Myślę, że to ważne, by oddzielać swoje życie publiczne i osobiste. Jedna część jest zawsze zarezerwowana dla Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 15
16 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
ciebie i twojej rodziny, ale przez social media mogę ludziom dać trochę siebie. Mój akcent jednak pewnie nie pomaga mi w tym, by w końcu zmyć to znamię nudziarza! – ze śmiechem mówi James. Przez telefony w szatni spadła trochę ilość żartów, nad czym ubolewa sam piłkarz: - Nie zrozum mnie źle, wciąż w szatni dużo się dzieje, ale mimo wszystko większość wbija nosy w telefony. Większość rozmów toczy się wokół pytania „Widziałeś to, a widziałeś tamto?” i dalszego wlepiania oczu w ekrany smartfonów. Nic więc dziwnego, że niektórzy pół-żartem nazywają Milnera „piłkarskim dziadkiem”, ale sam piłkarz przechodził przez zmianę generacji na boisku. - Podczas moich początków w Leeds w szatni opiekowali się mną tacy gracze jak Dom Matteo, Alan Smith czy Mark Viduka. To oni otaczali mnie ramieniem i służyli radą. Wiele się od nich nauczyłem i mam nadzieję, że mogę choć w połowie przekazać swoją wiedzę obecnym młodym piłkarzom. Mam na czym bazować, widziałem wiele podczas mojej dotychczasowej kariery. - Czuję się jak pomost pomiędzy dwoma generacjami starej i nowej szkoły. To jednak całkiem miłe. Kiedy rozmawiam z młodszymi piłkarzami, to oni czasem nie wierzą w moje historie, jak chociażby Joe Gomez, który dopiero w szatni Liverpoolu spotkał się po raz pierwszy w życiu z muzyką Spice Girls! – kończy Milner. Kto wie, może za 20 lat od teraz młodzi piłkarze będą w szoku, słuchając o tym jak Jürgen Klopp wysyłał swoim piłkarzom swoje selfie z jacuzzi po zakończonym treningu!
fot. www.futhead.com Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 17
PO NIEBIESKIEJ STRONIE MANCHESTERU Mimo dobrego dorobku wynoszącego po 16 kolejkach 32 punkty, The Citizens tracą do lidera aż 14 oczek. Warto przypomnieć, iż jest dopiero grudzień, a z miesiąca na miesiąc Liverpool coraz bardziej oddala się zeszłorocznemu mistrzowi Anglii. Lecz to nie The Reds są największym wrogiem niebieskiej drużyny z Manchesteru. Ich największą zmorą w tegorocznej kampanii są kontuzje. Natomiast warto przeanalizować, czy jest to tylko bardzo duży pech, czy może jednak błąd hiszpańskiego trenera oraz jego sztabu. KACPER KOSTERNA
P
od lupę przede wszystkim warto wziąć treningi Pepa Guardioli. Jak widać po poprzednich sezonach, są one bardzo skuteczne, ale też często uważane za zbyt wyczerpujące. W 2016 roku, gdy wiadome było, że to Guardiola przejmie z rąk Pellegriniego posadę trenera Obywateli, wielu ekspertów piłkarskich spekulowało, czy styl Guardioli wpasuje się do twardego angielskiego futbolu. Głos wówczas zabrał holenderski trener przygotowania fizycznego - Raymond Verheijen. Holender słusznie zauważył, jak intensywne treningi przeprowadzał Guardiola w Bayernie. Bawarczycy, za kadencji Hiszpana, zdobyli praktycznie wszystko z wyjątkiem Ligi Mistrzów. Mimo tak wielu sukcesów, można to nazwać pyrrusowym zwycięstwem. Po przyjściu Guardioli, w przeciągu trzech sezonów ilość kontuzji w Bayernie
wzrosła kilkukrotnie, a Bawarczycy byli drużyną z największą liczbą urazów. Wracając do tegorocznej kampanii Premier League gołym okiem można zauważyć ilość funtów, które wydał Pep Guardiola podczas letniego okienka transferowego. Hiszpan zainwestował aż 77 milionów euro w dwóch bocznych obrońców, omijając przy tym pozycję stopera. Nikt nie przewidział tego, że lider defensywy – Aymeric Laporte wypadnie z gry aż do lutego. Dodatkowym osłabieniem było odejście kapitana – Vincenta Kompany’ego. Na tę chwilę Guardiola wystawia na środku obrony Johna Stonesa oraz niskiego środkowego pomocnika – Fernandinho. Można tę sytuację kadrową porównać do sytuacji Liverpoolu. Mimo chwilowego braku Joela Matipa, Jürgen Klopp ma wciąż do dyspozycji Dejana Lovrena, Joe Gomeza oraz młodziutkiego Seppa Van Den Berga. Klopp mimo braku większych transferów
18 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
w ostatnim okienku transferowym, jak na ten moment świetnie zarządza i rotuje składem. Kolejnymi osłabieniami są Leroy Sane oraz Sergio Agüero. Niemiecki skrzydłowy nabawił się urazu w meczu o Tarczę Wspólnoty z The Reds. Już w 13. minucie musiał on zostać zmieniony, a kilka dni po meczu została ogłoszona diagnoza – zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie. Guardiola wiedział, że oznacza to bardzo długą przerwę oraz trudną rehabilitację młodego Niemca. Według klubowych lekarzy The Citizens Sane ma wrócić do gry w lutym 2020 r. Gorsza sytuacja natomiast jest z Argentyńczykiem. Sztab lekarski nie podał jeszcze nawet wstępnej
Czy szkoleniowiec Manchasteru City pogodził się już z utratą mistrzostwa przez jego zespół? https://www.independent.co.uk/
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 19
daty powrotu Kuna Agüero do treningów. Napastnik nabawił się urazu mięśniowego w 13. kolejce Premier League w meczu przeciwko Chelsea. Odchodząc już od sprawności fizycznej, warto przyjrzeć się strefie mentalnej zespołu z Etihad. Z pewnością morale drużyny nie podniosła porażka w derbach Manchesteru. Nie jest to jedyna strata punktów The Citizens w tym sezonie. Pierwsze potknięcie zaliczyli już w drugiej kolejce angielskich rozgrywek. Wtedy jednak nikt szczególnie nie zwracał uwagi na ten remis ze względu na rywala z grupy ,,Top Six”. Podopieczni Guardioli zremisowali u siebie z Tottenhamem 2:2. W następnych dwóch kolejkach Agüero i spółka spokojnie wygrali z Bournemouth oraz Brighton. Kolejna strata punktów nadeszła już w 5. kolejce. Obywatele ulegli na wyjeździe 3:2 beniaminkowi – Norwich. Kanarki przez cały mecz oddały jedynie 3 strzały celne i miały zaledwie 31% posiadania piłki. Jednak nie stanęło to na przeszkodzie, by na własnym stadionie pokonać mistrza Anglii. Ponownie po dwóch znakomitych meczach, nadszedł czas na potknięcie zawodników prowadzonych przez Pepa Guardiolę. W ramach ósmej kolejki Premier League The Citizens ulegli na własnym boisku 0:2 Wilkom. Po raz kolejny podopieczni Guardiolii prowadzili grę, lecz byli w tym bardzo chaotyczni, na czym skorzystało Wolverhampton. Zawodnicy Manchesteru z 18 oddanych strzałów, w światło bramki skierowali jedynie 2. Guardiola wiedział jednak, że najważniejszy mecz sezonu jest już coraz bliżej. W 12. kolejce ligi angielskiej Obywatele udali się do Liverpoolu na mecz na Anfield. Obie drużyny były świadome stawki meczu i żaden z zawodników nawet nie myślał o odstawieniu nogi w jakimkolwiek pojedynku. Po pełnym
Sergio Aguero dołączył ostatnio do listy kontuzjowanych zawodników Manchesteru City fot. premierleague.com
zaangażowania, emocji oraz kontrowersji meczu 3 punkty zostały na Anfield, a The Citizens wracali do domu w dość słabych humorach. The Reds ograli na własnym boisku zawodników Manchesteru 3:1. Mimo wielu kontrowersji, podopieczni Jurgena Kloppa zagrali fenomenalny mecz i nikt nie mógł im tego odebrać. 30 listopada zawodnicy Manchesteru udali się na St James` Stadium, gdzie rozgrywali mecz z Newcastle United. Obywatele prowadzili do 88 minuty, lecz po bardzo ciekawym rozegraniu rzutu wolnego piękną bramkę zza pola karnego zdobył były zawodnik Liverpoolu – Jonjo Shelvey. Był to kolejny mecz, w któ-
20 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
rym zawodnicy Manchesteru, nie potrafili wykorzystać swoich sytuacji. Mimo, że nie jesteśmy jeszcze nawet na półmetku sezonu to widać gołym okiem, że Manchester City nie jest już w takim ,,gazie”, w jakim był w poprzednich sezonach. Jest wiele czynników wpływających na taką postawę Obywateli. Sam Kevin De Bruyne niejednokrotnie podkreślał w wywiadach, że zespół praktycznie się nie zmienia, a większość rywali rozpracowała taktykę Pepa Guardioli. Nie da się nie zgodzić ze słowami Belga, lecz to z pewnością nie przeszkadza kibicom The Reds wierzącym, że wreszcie uda się zdobyć upragnione mistrzostwo. Nadal trzeba jednak uważać na The Citizens, gdyż mimo pojedynczych potknięć, są oni piekielnie groźni oraz głodni kolejnych trofeów.
fot. www.facebook.com/LiverpoolFC
NASI W KATARZE Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 21
JAK TO JEST Z TYMI DERBAMI? Starcia Liverpoolu z Evertonem określa się mianem przyjacielskich derbów ze względu na dużą liczbę rodzin, w których są zarówno fani The Reds, jak i The Toffees.
22 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Tej bramki kibice The Reds z pewnością nie zapomną. Divock Origi dał zwycięstwo drużynie Liverpoolu w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. fot. www.nowosci.co.uk
CEZARY HURYSZ
J
ednak trudno zapomnieć o zgrzytach z przeszłości – Martinezie krytykującym Suareza za nurkowanie czy o paskudnym faulu Funesa Mori na Origim. Jedni kibice derbowe zwycięstwo z początku grudnia odhaczyli jako zwyczajne job done, dla drugich miało ono wymiar symboliczny. Ta symbolika to nie tylko pokazanie sąsiadowi, kto ma lepiej, choć chęć wywyższenia się nad tymi, których codziennie mijamy jest zawsze kusząca, ale również casus belgijskiego talizmanu drużyny Kloppa. Divock Origi po strzeleniu dwóch bramek w wygranym 5-2 meczu z Evertonem jest najlepszym all time scorerem przeciwko The Toffees w obecnym zespole. To nie ironia losu, a nader rzadko spotykana w piłce nożnej sprawiedliwość, że trzy lata po brutalnym faulu zawodnika Evertonu na sympatycznym napastniku, Belg jest już ich regularnym katem.
- Menedżer okazuje nam zaufanie, a my chcemy spłacać ten dług. Derby to ważne mecze. Wyjątkowe. Jestem bardzo szczęśliwy – powiedział w wywiadzie dla oficjalnej strony Liverpool F.C. Divock Origi, podkreślając rolę Jurgena Kloppa i nie mówiąc zbyt wiele o swoich bramkach. Belg to niesamowicie skromny i sympatyczny facet, który zawsze gra zespołowo. Jego wpływ na grę drużyny jest nieoceniony, a meczem przeciwko Evertonowi tylko to potwierdził.
Kolejny pojedynek przeciwko The Toffees już 5 stycznia w Pucharze Anglii
Pełna dominacja Jeszcze zanim 4 grudnia rozpoczęło się starcie, BBC Sport opublikował artykuł pod tytułem Is this the most one-sided Merseyside derby in a generation? („Czy to najbardziej jednostronne derby tego pokolenia?” – tłum. red.) Autor tekstu - Phil Dawkes pod lupę wziął obecną sytuację w tabeli obu drużyn i porównał ją do poprzednich sezonów. Z analizy wynikało, że różnica punktowa między obiema drużynami jest obecnie jedną z większych w historii derbów Merseyside w Premier League. Przed spotkaniem Everton miał też fatalną passę – na dziesięć ostatnich wyjazdowych meczów wygrali zaledwie jeden. Oczekiwania na szturm Liverpoolu potęgowały wypowiedzi fanów Evertonu, którzy nie wierzyli w jakiekolwiek punkty na Anfield. I nawet mimo często sprawdzającego się angielskiego powiedzenia the formbook goes out of the window in derby games ze świecą
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 23
trzeba było szukać fana Liverpoolu mającego obawy co do wygranej nad sąsiadem zza Stanley Park. Zarówno artykuł Dawkesa, jak i przewidywania kibiców obu stron sprawdziły się .The Reds wygrali pewnie i wysoko. Zwycięstwo brutalnie potwierdziło też, że Liverpool jest obecnie podzielony na dwa piłkarskie światy – uporządkowany i systematycznie rozwijający się klub z Anfield oraz pogrążony w chaosie i dokonujący lekkomyślnych transferów Everton.
„Toksyczny na trybunach, brutalny na boisku” Pojęcie „przyjacielskie derby” nie zawsze miało odniesienie do rzeczywistości. Z wieloma kontrowersjami – zresztą, będąc uczciwym, słusznymi – spotkał się baner Kopites z napisem „Steaua Bucuresti, 1986” podczas meczu przeciwko Evertonowi w 2010 roku. Nawiązywał on do finału Pucharu Europy w 1986 r. kiedy to F.C. Barcelona przegrała ze Steauą Bukareszt. Możliwe, że gdyby nie tragedia na Heysel i wykluczenie angielskich klubów z rozgrywek międzynarodowych, właśnie Everton wygrałby najważniejsze europejskie trofeum. To oczywiście tylko dywagacje, natomiast sam baner był niesmaczny i prowokował agresywne zachowanie na trybunach. Rory Smith z „Daily Telegraph” napisał po meczu, że fani Evertonu odpłacili się za tą oprawę, śpiewając głośne „murderers, murderers”. Podczas tych derbów do ostrych starć doszło nie tylko między kibicami. Już w pierwszej połowie czerwoną kartkę obejrzał Sotirios Kyrgiakos, a pod koniec drugiej odsłony sędzia wyrzucił z boiska Stevena Pienaara. Był to 18. i 19. kartonik czerwonego koloru pokazany w ostatnich 36 derbach Merseyside, co uczyniło pod tym względem starcie obu drużyn naj-
Sezon
Punkty Evertonu
Punkty Liverpoolu
Różnica
2018-19
54
97
43
2001-02
43
80
37
2005-06
50
82
32
2000-01
42
69
27
2019-20
14
40
26*
2017-18
49
75
26
1996-97
42
68
26
Źródło: www.bbc.com/sport/football/50634070
krwawszym klasykiem Premier League. A mogło się skończyć jeszcze gorzej. – Mascherano miał szczęście, że pozostał na murawie – powiedział dla „Daily Telegraph” David Moyes na konferencji pomeczowej o ostrym faulu defensywnego pomocnika Czerwonych. „Toksycznynatrybunach,brutalnyna boisku”, podsumował pojedynek Liverpoolu z Evertonem Rory Smith w swoim artykule. Nie minął się z prawdą.
Normalnie Poza wspomnianą na początku krytyką Suareza za nurkowanie
24 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
i faulem Funesa Mori na Origim już od kilku lat w derbach Merseyside nie uświadczymy krwi na boisku ani kontrowersji, na kanwie których dziennikarze mogliby podgrzać przedmeczową atmosferę do czerwoności. Może w końcu drużyny – albo przynajmniej jedna z nich – zrozumiały, że należy skupić się na grze w piłkę, a nie przeszkadzaniu. Kolejny pojedynek przeciwko The Toffees już 5 stycznia w Pucharze Anglii. Mogą to sobie być nawet przyjacielskie derby, ale wygrana w nich zawsze bę dzie smakować wyśmienicie.
fot. www.facebook.com/LiverpoolFC
NASI W KATARZE Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 25
WSTĘP DO ZŁOTEJ ERY – PUCHAR UEFA 1976 Trzy lata po pierwszym europejskim triumfie Liverpool ponownie zgarnął Puchar UEFA. Drużyna prowadzona już przez Boba Paisleya pokonała w finale rewelacyjny Club Brugge, mimo że po pierwszej połowie w meczu na Anfield przegrywała 0:2. Zwycięstwo nad Belgami było pierwszym europejskim trofeum zdobytym przez Paisleya i początkiem najlepszego okresu w historii „The Reds”. BARTOSZ BOLESŁAWSKI Po zwycięstwie w dwumeczu (a ściślej rzecz biorąc – trójmeczu) nad Borussią Mönchengladbach w finale Pucharu UEFA 1972/1973 Bill Shankly mógł wreszcie dopisać do listy swoich sukcesów trofeum zdobyte poza Wyspami. Pozostał na stanowisku jeszcze przez jeden sezon, zdobył drugi w historii klubu Puchar Anglii (3:0 z Newcastle United w finale) i odszedł na zasłużoną emeryturę. Zrezygnował tego samego dnia, w którym kupił za 200 000 funtów Raya Kennedy’ego z Arsenalu. Niech mówią, że ostatnią rzeczą, jaką zrobiłem dla klubu, było ściągnięcie świetnego zawodnika – mówił o tym transferze. Nie pomylił się, bo Ray Kennedy miał wielki udział chociażby w zdobyciu Pucharu UEFA w sezonie 1975/1976. Naturalnym następcą„Shanksa”był jego asystent Bob Paisley. Shankly jednak ciągle pojawiał się w ośrodku treningowym w Melwood i uczestniczył w zajęciach, co powodowało swego rodzaju konsternację wśród piłkarzy. Aby nie było wątpliwości, kto
jest bossem, Paisley – choć niechętnie – poprosił „Shanksa” o nieangażowanie się w treningi. Shankly nie obraził się i posłuchał, a Paisley mógł się wreszcie skupić na budowaniu autorskiej drużyny i tworzeniu swojej legendy. Początek był obiecujący, ponieważ sezon ligowy 1974/1975„The Reds”zaczęli od sześciu meczów bez przegranej, a w pierwszej rundzie Pu-
Zanim doszło do rywalizacji ze Śląskiem, Bob Paisley i spółka w 1/32 finału zmierzyli się z Hibernianem Edynburg. 17 września 1975 r. Szkoci wygrali 1:0 po golu Harpera i zanosiło się na niespodziankę. „The Reds” załatwili sprawę na Anfield, wygrywając 3:1
26 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
charu Zdobywców Pucharów odnieśli rekordowe zwycięstwo 11:0 nad norweskim Strømsgodset IF Drammen. Niestety w drugiej rundzie Liverpool po remisach 1:1 u siebie i 0:0 na wyjeździe odpadł z Ferencvárosem Budapeszt (późniejszym finalistą). Średnio powiodło się także w FA Cup, gdzie podopieczni Boba Paisleya odpadli w IV rundzie po porażce 0:1 z Ipswich Town. Natomiast ligę skończyli na drugim miejscu, za Derby County FC. Gablota z trofeami w muzeum LFC nie powiększyła się w pierwszym sezonie pracy Boba Paisleya.
Świeża krew Bob Paisley wiedział, że nie będzie sukcesów bez odpowiednich wzmocnień. Jeszcze kiedy był asystentem „Shanksa”, odpowiadał za obserwację kandydatów do gry na Anfield i miał na swoim koncie kilka spektakularnych transferów. Miał więc spore doświadczenie i odpowiednią intuicję do sprowadzania nowych piłkarzy. Do kadry LFC dołączyli Phil Neal, Terry McDermott i Jimmy Case. Każdy z nich strzelał w przyszłości gole, dzięki którym „The Reds” zdobywali europejskie puchary. Phil Neal mógł grać zarówno na lewej, jak i prawej obronie. Przyszedł z Northampton Town za 66 000 funtów i zadebiutował 16 listopada 1974 r. w derbach z Evertonem na Goodison Park. W tym samym meczu po raz pierwszy w czerwonej koszulce wystąpił pomocnik Terry McDermott,
fot. pl. wikipedia.org
który przyszedł z Newcastle (grał w finale FA Cup 1974, który Newcastle przegrało w Liverpoolem). Trzy lata młodszy od nich (rocznik 1954) Jimmy Case wychowywał się w Liverpoolu i był dalszym sąsiadem Paula McCartneya. Jako nastolatek był tak wątły, że nikt nie wróżył mu kariery sportowej. Pracował jako elektryk i grał w amatorskim South Liverpool FC, skąd w 1973 przeszedł do rezerw Liverpoolu. Mimo podpisania kontraktu na Anfield, ciągle nie porzucał praktyki elektryka, aż do momentu debiutu w pierwszej drużynie, który miał miejsce 26 kwietnia 1975 r. w wygranym 3:1 meczu ligowym z Queens Park Rangers. Sezon 1975/1976 „The Reds” zaczęli od porażki 0:2 z Queens Park Rangers, ale z czasem forma podopiecznych Boba Paisleya poszła w górę. Na początek rundy wiosennej zrewanżowali się za inauguracyjną porażkę i pokonali QPR 2:0 na Anfield, ostatecznie wyprzedzając ich na mecie sezonu o jeden punkt i zdobywając dziewiąty w historii tytuł mistrza Anglii - pierwszy z Bobem Paisleyem na ławce. Gorzej poszło w Pucharze Anglii, gdzie „The Reds” odpadli w IV rundzie po porażce 0:1 z Derby County.
Drugi europejski triumf Niejaki Jan Konrad, urodzony na przedwojennych kresach Polak, nie mógł wymyślić tej historii. Wojenne losy rzuciły go najpierw na Syberię, a później na Wyspy Brytyjskie. Nigdy nie przypuszczał, że w kwiecie wieku, jako dyrektor firmy posiadającej sieć sklepów w regionie Merseyside, odbędzie pewnego dnia podróż do kraju swego urodzenia jako tłumacz… drużyny piłkarskiej Liverpool FC. Sprawiło to losowanie par trzeciej rundy piątej edycji Pucharu UEFA, przeprowadzone w zuryskim hotelu „Atlantis”. Gdy Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 27
Bob Paisley fot. www.foxsportsasia.com
okazało się, że rywalem czerwonych będzie wrocławski Śląsk, właśnie on, już jako John Konrad, zatelefonował na Anfield i zaoferował swoje usługi. Oferta została przyjęta i w mroźne – aż 11 stopni Celsjusza poniżej zera – środowe popołudnie Jan vel John zajął miejsce wśród rezerwowych „The Reds” na wypełnionym prawie 50 tysięcznym tłumem kibiców Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. (Andrzej Gowarzewski, „Puchar UEFA”, „Encyklopedia Piłkarska FUJI”, t. 18, s. 89) Zanim jednak doszło do rywalizacji ze Śląskiem, Bob Paisley i spółka w 1/32 finału zmierzyli się z Hibernianem Edynburg. 17 września 1975 r. Szkoci wygrali 1:0 po golu Harpera i zanosiło się na niespodziankę.„The Reds” załatwili jednak sprawę na Anfield, wygrywając 3:1 po hat-tricku Johna Toshacka. W 1/16 finału podopieczni Boba Paisleya bez problemów odprawili hiszpański Real Sociedad – 3:1 w pierwszym meczu i 6:0 w rewanżu na Anfield. Właśnie w trzeciej rundzie, 1/8 finału, doszło do starcia ze Śląskiem. Wrocławianie pokonali wcześniej Szwedów z GAIS oraz Belgów z Royal Antwerp. Pierwsze spotkanie odbyło się w Pol-
sce 26 listopada 1975 r. Na pewno dobrze wspomina je wspominany już Jimmy Case, który wskutek absencji Kevina Keegana debiutował wtedy w pierwszym składzie. Choć gola nie strzelił, mecz zakończył się po myśli Anglików – w 60’ bramkę samobójczą strzelił Roman Faber, w 73’na 2:0 podwyższył niezawodny John Toshack. Tadeusz Pawłowski zmniejszył rozmiary porażki w 79’, szanse na wyeliminowanie Liverpoolu były jednak minimalne. Wszelkie złudzenia rozwiał w rewanżu na Anfield właśnie Jimmy Case, trafiając do siatki w 22’, 29’ i 46’. Liverpool był dużo lepszy w starciu z polską drużyną i zasłużenie przeszedł do ćwierćfinałów. Notabene świetnie w tej edycji Pucharu UEFA zapre-
Bob Paisley po dwóch latach pracy osiągnął to, na co Bill Shankly pracował ponad dekadę
28 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
zentowała się Stal Mielec, która odpadła dopiero w ćwierćfinale po zaciętym dwumeczu z HSV Hamburg (był to w ogóle świetny sezon dla Stali Mielec, która zdobyła też drugie w historii mistrzostwo Polski). W ćwierćfinale na „The Reds” czekało Dynamo Drezno, czyli miało dojść do rewanżu za starcie w tej samej fazie z sezonu 1972/1973. Niemcy ze wschodu bardzo starali się zrehabilitować za porażkę sprzed trzech lat i byli blisko sukcesu. Wyeliminowanie Śląska i awans do ćwierćfinału sprawiły, że prasa angielska zaczęła kreować Liverpool na niemal pewnego triumfatora rozgrywek. Nie wyszło to drużynie Paisleya na dobre. W meczach o awans do półfinału z najwyższym trudem wyeliminowała drezdeńskie Dynamo. Po bezbramkowym remisie w Dreźnie, w rewanżu tuż po rozpoczęciu drugiej połowy Liverpool prowadził 2:0 i wydawało się, że mimo nie najlepszej gry awans jest pewny. Kiedy jednak na 27 minut przed końcem spotkania Heidler zdobył kontaktową bramkę, drezdeńczycy ruszyli do ataku i byli blisko strzelenia gola dającego im awans. Mecz kończył się przy akompaniamencie gwizdów kibiców, usiłujących wymusić na arbitrze zakończenie spotkania. („Puchar UEFA”, s. 93) Jeszcze trudniejsza przeprawa czekała ekipę Boba Paisleya w półfinale. Na ich drodze stanęła FC Barcelona z genialnymi Holendrami Cruyffem i Neeskensem w składzie. Ich trenerem był twórca potęgi Borussii Mönchengladbach - Hennes Weisweiler, który chciał się zrewanżować za przegrany finał z 1973 r. Katalończycy mieli jednak pecha, ponieważ 30 marca 1976 r. na Camp Nou piłkarze Liverpoolu rozegrali jeden z najlepszych wyjazdowych meczów w historii swoich występów w europejskich pucharach. Już w 13’ Kevin Keegan wyłożył piłkę
Toshackowi, który bez problemu pokonał bramkarza „Dumy Katalonii”. Potem chłopcy Boba Paisleya kapitalnie się bronili, a prym wiódł Phil Thompson, który koncertowo wyłączył z gry Johana Cruyffa. Johan Cruyff był piłkarzem wybitnym, ale jednocześnie człowiekiem, z którym szalenie ciężko się współpracowało. Od początku pobytu Hennesa Weisweilera w Barcelonie iskrzyło między niemieckim trenerem a holenderskim piłkarzem. Domowa przegrana z Liverpoolem dała okazję, aby„odpalić”Weisweilera, tak więc na rewanż„Duma Katalonii” jechała już pod wodzą Laureano Ruiza. „Nowa miotła” faktycznie dokonała rewolucji w składzie i zmieniła pięciu zawodników w porównaniu do meczu na Camp Nou. Na niewiele się to zdało – co prawda na gola Phila Thompsona w 51’ już po 60 sekundach odpowiedział Carles Rexach (późniejszy wieloletni trener„Dumy Katalonii”), ale niczego więcej Hiszpanie nie byli już w stanie dokonać. „The Reds” stanęli przed drugą szan-
są na wywalczenie Pucharu UEFA.
Powrót z dalekiej podróży W finale czekała rewelacja tego pucharowego sezonu, czyli belgijski Club Brugge. Belgowie w pierwszej rundzie pokonali Olympique Lyon (3:4 i 3:0), jednak w 1/16 finału na początek przegrali w Ipswich 0:3. Podopieczni Bobby’ego Robsona jechali do Brugii „po swoje”, jednak gospodarze dokonali niesamowitej remontady: straty wyrównali jeszcze przed przerwą, a na trzy minuty przed końcem awans dała im bramka René Vandereykena. Belgijska rewelacja prowadzona przez legendarnego austriackiego trenera Ernsta Happela w kolejnych rundach eliminowała kolejno AS Romę (dwa razy po 1:0), AC Milan (2:0 i 1:2) oraz HSV Hamburg (1:1 i 1:0). 28 kwietnia 1976 r. o godz. Liverpool Club Brugge 3:2, maj 1976, Anfield. Kevin Keegan strzela bramkę w finale UEFA Cup fot. pl.pinterest.com
19.30 na Anfield zasiadło 50 tysięcy kibiców, oczekujących łatwego zwycięstwa swoich pupili. Paisley zdecydował się ustawić Keegana w drugiej linii, wstawiając na jego miejsce w ataku 19-letniego rudzielca – Davida Fairclougha, rewelację kończącego się właśnie sezonu ligowego. Manewr ten o mało nie zakończył się tragicznie, gdyż pierwsza połowa była prawdziwym popisem gości. („Puchar UEFA”, s. 94) Już w piątej minucie szkolny błąd popełnił Phil Neal, który chciał głową podać do swojego bramkarza, ale nie zauważył czającego się za nim Raoula Lamberta. Belg uprzedził Raya Clemence’a i przelobował go, a trybuny na Anfield ucichły. Dziesięć minut później było jeszcze gorzej, bo Julien Cools po zgraniu piłki głową przez Lamberta uderzył lewą nogą z kilkunastu metrów nie do obrony. Oszołomieni„The Reds”nie byli w stanie nic zrobić do końca pierwszej połowy (przynajmniej nie stracili kolejnych bramek). W przerwie ponoć bardzo ostrej reprymendy udzielił
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 29
swoim piłkarzom Bob Paisley, poza tym niewidocznego Toshacka zmienił Jimmy Case i właśnie ten zawodnik mógł szybko strzelić kontaktowego gola, ale zmarnował sytuację sam na sam. To nie jest noc Liverpoolu – wykrzyknął po tej akcji komentator. Nie miał jednak racji, mimo że kilka minut później duński bramkarz Belgów Birger Jensen obronił instynktownie strzał Kevina Keegana. Nie miał już jednak nic do powiedzenia w 60’ przy bombie Raya Kennedy’ego, któremu piłkę wyłożył Steve Heighway. Dwie minuty później Keegan przyjęciem piłki kapitalnie zwiódł obrońcę i wycofał ją do Kennedy’ego. Ostatni nabytek „Shanksa” tym razem trafił w słupek, ale z dobitką zdążył Jimmy Case. Transformacja na Anfield – obwieścił komentator. Kolejne cztery minuty i szarżującego z lewej strony Heighwaya „wyciął” w polu karnym kapitan Belgów Alfons Bastijns. Jensen poszedł w prawo, Keegan huknął
Statua Billa Shankley'a fot. simple.wikipedia.org
w lewo i zrobiło się 3:2. Liverpool wrócił z dalekiej podróży, ale porażka 2:3 wcale nie przekreślała szans Club Brugge na ostateczny triumf. 19 maja 1976 r. gospodarze wyszli na murawę Olympiastadion w Brugii mocno wierząc w odrobienie strat, a wspierało ich 30 tysięcy kibiców. Po dziesięciu minutach Tommy Smith zagrał ręką w polu karnym i sędzia Rudolf Glöckner z NRD podyktował rzut karny. Raoul Lambert go pewnie wykorzystał i w tym momencie to Belgowie byli triumfatorem Pucharu UEFA. Cieszyli się takim stanem rzeczy tylko trzy minuty, do faulu Alfonsa Bastijnsa tuż przed polem karnym. Siedmiu Belgów stanęło w murze, trzech zajęło pozycje w polu karnym obok zawodników LFC, ale niewiele im to dało – Hughes lekko trącił piłkę do Keegana, a ten uderzył mocno po ziemi obok muru, nie dając szans
30 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
bramkarzowi gospodarzy. Dalej mieliśmy powtórkę sytuacji sprzed trzech lat –„The Reds”niezwykle umiejętnie bronili zadowalającego ich wyniku. Gol Keegana był jedynym straconym w tej edycji Pucharu UEFA przez Belgów na własnym stadionie. Jednak to właśnie on zdecydował o tym, że Club Brugge nie zdobył pierwszego w historii europejskiego trofeum. Dwa lata później Belgowie znowu musieli uznać wyższość Liverpoolu w finale, tym razem był to Puchar Europejskich Mistrzów Krajowych. Nigdy więcej nie mieli okazji zagrać w meczu finałowym europejskiego pucharu. A Liverpool? Bob Paisley po dwóch latach pracy osiągnął to, na co„Shanks”pracował ponad dekadę. Inna sprawa, że obydwaj panowie mieli zupełnie inny punkt wyjścia. I jeszcze inna, że dla Shankly’ego Puchar UEFA był zwieńczeniem jego pracy na Anfield, natomiast dla Paisleya było to jedynie wstępem do prawdziwie złotej ery.
fot. www.facebook.com/LiverpoolFC
NASI W KATARZE Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 31
JEDYNY W SWOIM RODZAJU Kiedy Alex Oxlade-Chamberlain przychodził do klubu z Anfield, kibice The Reds spoglądali na ten ruch transferowy z dużą dozą sceptycyzmu. Informacje o tym zakupie nie pojawiały się w czołówkach gazet. To jednak miało tylko pomóc młodemu Anglikowi, który bez kompleksów wszedł do drużyny Kloppa i zadomowił się w Liverpoolu na dobre. BARTEK BOJANOWSKI
32 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
fot. www.telegraph.co.uk
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 33
O
x przeszedł do The Reds z Arsenalu na zasadzie transferu definitywnego, za około 35 milionów funtów. Co ciekawe, ostatnie spotkanie jakie rozegrał w ich barwach wszyscy doskonale pamiętamy. Był to mecz z Liverpoolem, gładko wygrany przez ekipę Kloppa wynikiem 4:0. Ostatnie 4 argumenty przemawiające za za zmianą klubu zafundowali Anglikowi kolejno: Firmino, Mané, Salah i Sturridge. W koszulce Kanonierów zagrał 198 spotkań, pakując przy tym piłkę do siatki w sumie 20 razy. Dorzucił do tego również 32 asysty.
Od sceptyka do miłośnika Umiarkowany optymizm, który odczuwali po jego przyjściu fani The Reds można łatwo wyjaśnić. Każdy miał w pamięci fiaska niewypałów transferowych, które mogły przypominać sięgnięcie właśnie po Anglika. Pozyskiwanie wyróżniających się zawodników z teoretycznie słabszych klubów nie kończyło się w tamtych czasach zbyt dobrze. Wystarczy podać kilka nazwisk: Benteke, Carroll, Balotelli czy nawet Adam Lallana, który od dawna nie cieszy się zbyt dużym zaufaniem fanów. Sam nie skakałem z radości, gdy transfer stał się faktem. Teraz jednak, gdy tylko widzę jego nazwisko widniejące w pierwszej jedenastce, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Drastycznie zwiększają się również szanse na piękną bramkę z dystansu.
Element zaskoczenia O grze środkowej linii Liverpoolu zdania podzielone są od dawna. Jedni doceniają kontrolę, dobre ustawienie i liczne odbiory. Inni zarzucają pomocnikom zbyt zachowawczą grę. Obie te opinie zdają
się dobrze opisywać działanie tej formacji pod okiem niemieckiego menadżera The Reds. Nie zrozumcie mnie źle, nie można nie docenić dokładności krótkich i długich podań Hendersona, przechwytów Wijnalduma czy profesury Milnera. Gdy jednak przyglądam się grze naszych podstawowych pomocników, mam czasem wrażenie, że najchętniej weszliby z piłką do bramki. To właśnie Oxlade-Chamberlain sprawia, że gdy widzę piłkę przy jego nodze na 30 metrze, już w tym momencie wiem, że mogę spodziewać się soczystego strzału z dystansu. Przynosi to skutki zwłaszcza w meczach z rywalami, którzy od samego początku oddają The Reds inicjatywę i całą drużyną bronią dostępu do bramki. Anglik wie doskonale, jak znaleźć lukę w defensywie przeciwnika i oddać celne, mocne uderzenie. To sprawia, że aż chce się go oglądać, dosłownie w każdym meczu.
34 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Prawdziwy Joker Tegoroczny dorobek bramkowy Oxa w lidze nie jest zbyt imponujący. Jednak zdążył już wydatnie pomóc drużynie w innych rozgrywkach. Był czołową postacią w grupowym dwumeczu Ligi Mistrzów z ekipą belgijskiego Genk. W pierwszym spotkaniu zdobył dwie pierwsze bramki, które ustawiły mecz i pozwoliły zgarnąć ważne 3 punkty. W rewanżu sam rozstrzygnął stan rywalizacji pakując piłkę do siatki i ustalając wynik na 2:1. Warto również przypomnieć świetny strzał w dreszczowcu przeciwko swojej byłej drużynie – Arsenalowi, gdzie The Reds zremisowali w regulaminowym czasie gry wynikiem 5:5, a po serii jedenastek przeszli do kolejnej rundy EFL Cup. Wszystkie te brami miały kolosalne znaczenie dla losów spotkań. Co ciekawe, aż 13 z 40 bramek w jego karierze było bramkami decydującymi o końcowym zwycięstwie.
fot. www.eurosport.com
Anglik otrzymał od Jürgena Kloppa kredyt zaufania, za co odpłaca się z nawiązką. To bardzo dobra wiadomość, biorąc pod uwagę nagromadzenie meczów na przestrzeni najbliższych miesięcy. Rozbłysk formy Oxa na pewno wydatnie pomoże drużynie. Jeśli dodamy do tego powrót Shaqiriego, stabilny stan zdrowotny Naby’ego Keïty czy dalszą wyśmienitą dyspozycję Mané, Fabinho oraz reszty piłkarzy, otrzymamy szalenie silną ekipę, która krok po kroku zmierza do tego, na co wszyscy czekamy od bardzo dawna. Już w tym momencie mamy sporą przewagę nad grupą pościgową w lidze. Trzeba jednak pamiętać, że sezon Premier League to 38 ciężkich potyczek. Żadna z ekip nie odda 3 punktów bez walki. Klopp na dobre wpoił już piłkarzom najważniejsze z jego przykazań, skupienie tylko i wyłącznie na następnym pojedynku. Póki co daje to niesamowite efekty i wierzę, że „mentality monsters”dowiozą tę dywizę aż do 38 ligowej kolejki.
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 35
ZWYCIĘSKA MENTALNOŚĆ Liverpool w obecnym sezonie jest wręcz nie do zatrzymania. W tabeli Premier League okupuje fotel lidera i pewnie zmierza po upragniony tytuł mistrzowski. Podopieczni Kloppa ustanawiają kolejne klubowe rekordy, zachwycając przy tym swoich kibiców. ADAM MOKRZYCKI 36 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Maszyna stworzona do wygrywania Jürgen Klopp od początku swojej pracy na Anfield postawił sobie za cel przywrócenie The Reds na salony. Jednak to, jak funkcjonuje obecnie zespół, nie śniło się nawet największym optymistom. Liverpool w obecnym sezonie jest niepokonany. Na dodatek, na 16 spotkań w Premier League, wygrał aż 15 i tylko raz zremisował. Na 48 możliwych punktów zdobył aż 46. Wielu ekspertów twierdzi, że zawodnicy
z Anfield mogą powtórzyć sukces Arsenalu z sezonu 03/04 i zakończyć sezon ligowy bez żadnej porażki oraz objąć miano nowych ,,The Invincibles". Już w poprzednim sezonie byli blisko tego wyczynu, jednak na drodze The Reds stanął ówczesny mistrz Anglii – Manchester City i pokonał Liverpool, jako jedyny zespół w lidze. Od tego spotkania zespół z miasta Beatlesów nie przegrał w lidze ani razu. Na dodatek, na 99 możliwych do zdobycia punktów zgromadził w tym czasie aż 89. Takie liczby świadczą o tym, że Jürgen Klopp stworzył potwora, który po-
Radość piłkarzy Liverpoolu po zdobyciu UEFA Chamions League 2018/2019 fot. www.thesun.co.uk
żera kolejne przeszkody na swojej drodze. Dla Scousersów nie ma sytuacji bez wyjścia. Walczą o każdy milimetr boiska, dają z siebie maksimum możliwości i zawsze grają do końcowego gwizdka. Świadczą o tym np. zwycięstwa z Leicester City, czy z Aston Villą(oba po 2:1). Czasem myślę, że The Reds można traktować jak swego rodzaju samograj. Zawodnicy wychodzą na boisko z jedną myślą w głowie – wygraniem spotkania i dołożenenia
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 37
kolejnej cegiełki do wyczekiwanego mistrzostwa. Przemysław Rudzki, komentator C+, po ostatnim spotkaniu The Reds stwierdził, że Liverpool rozprawił się z Bournemouth jak z amatorami z Sunday League. W poprzednim sezonie, na tym etapie rozgrywek nastroje panujące w drużynie również były bardzo optymistyczne. Zespół zajmował 1. miejsce w tabeli, jednak przewaga nad resztą stawki diametralnie się różniła. Jedynie jeden punkt przewagi nad rozpędzonymi wówczas Obywatelami nie gwarantował poczucia bezpieczeństwa. W tym sezonie sprawa wygląda inaczej.
Nad drugim w tabeli Leicester City przewaga wynosi 10 punktów, a nad teoretycznie najgroźniejszym rywalem w walce o tytuł – Manchesterem City aż 11. Jest to już spora zaliczka, natomiast trzeba być czujnym, nie ma co się oglądać za plecy, tylko skupiać się na swojej grze. Przed sezonem mogłoby się wydawać, że bierna postawa Kloppa podczas letniego okienka transferowego będzie miała negatywny wpływ na zespół przy natłoku meczów. Nic z tych z rzeczy. ,,The Normal One" jest fachowcem, który potrafi wykrzesać z każdego zawodnika maksimum potencjału, podkreśla
38 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
José Mourinho. Portugalczyk uważa, że to właśnie jest niesamowite u Niemca, który nie szuka na siłę rozwiązań na rynku transferowym, tylko próbuje osiągnąć jak najlepszy wynik z dostępnym materiałem ludzkim. Zawodnicy rezerwowi czują się bardzo ważni w zespole i właśnie to ich napędza do dalszej, ciężkiej pracy; efekty widzimy na boisku. Jürgen Klopp stworzył mentalnych zwycięzców. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Miejmy nadzieję, że chłopaki dalej będą grać swoje, kontuzje będą nas omijały szerokim łukiem, a w maju będziemy mogli się cieszyć z upragnionego tytułu.
Uniwersalność zespołu
Jordan Henderson i Jurgen Klopp po zwycięstwie w LM fot. en.as.com
Jordan Henderson i Mohamed Salah po wygranym 2:1 meczu z Tottenhamem fot. liverpooloffside.sbnation.com
Jednym z największych atutów zespołu jest jego uniwersalność oraz podział ról na boisku. Nie ma jednego zawodnika, który byłby odpowiedzialny za strzelanie bramek w drużynie. Oczywiście, najbardziej zaangażowane w nękanie obrony rywala jest trio Mané - Bobby -Salah, które w obecnej kampanii Premier League strzeliło 20 bramek i zaliczyło 12 asyst. Jednak nie tylko od nich zależy ostateczny wynik spotkania. Jürgen Klopp wysłał do boju w tym sezonie 18 zawodników z pola i aż 16 z nich odpłaciło mu się strzeleniem bramki. Żadna drużyna z Premier League nie może się pochwalić takim wynikiem. Każdy z graczy próbuje udowodnić swoją wartość, a rywalizacja o miejsce w składzie stoi na najwyższym poziomie. Przemysław Rudzki uznał, że Liverpool nie potrzebuje dokonywać żadnych wzmocnień, gdyż dysponuje bardzo silną i wyrównaną kadrą, a jeśli miałby już takich dokonać to musiałby kupować od samego siebie.
Gra defensywna W zeszłym sezonie Liverpool stanowił niesamowity kolektyw, jeśli chodzi o grę defensywną. W bronieniu dostępu do bramki brał udział każdy zawodnik na boisku, zaczynając od formacji ofensywnej, kończąc na bramkarzu. Z opanowanym do perfekcji przez Kloppa gegenpressingiem nie dawał sobie rady żaden zespół. W poprzednich rozgrywkach podopieczni Niemca stracili jedynie 22 bramki, zachowując przy tym aż 21 czystych kont. W obecnych rozgrywkach sytuacja wygląda znacznie gorzej. W 16 spotkaniach the Reds stracili 14 bramek, zachowując tylko 5 razy czyste konto. Mimo wszystko jest to obecnie drugi najlepszy wynik
w lidze, lepsi są tylko zawodnicy z King Power Stadium. Jednak w porównaniu do naszych możliwości taki rezultat nie powinien zachwycać, w szczególności, że w ostatnich 13 spotkaniach rozgrywanych na Anfield nie zachowaliśmy czystego konta ani razu. Jürgen Klopp sugeruje, że słabsza postawa w defensywie jest spowodowana brakiem koncentracji w niektórych momentach. W pewnych sytuacjach lepiej jest wycofać piłkę i uspokoić grę, niż narazić się na stratę, co może skutkować groźną kontrą, a w konsekwencji straceniem bramki. I nad tym w najbliższym okresie sztab szkoleniowy będzie skupiał się najbardziej. (więcej o tym problemie w artykule Igora Borkowskiego na str. 6-10).
Piłkarska dojrzałość Liverpool w porównaniu do poprzedniego sezonu przeszedł pewną metamorfozę. Nie jest już zespołem, który zachwyca kibiców stylem gry, tylko drużyną, która przede wszystkim chce wygrywać każde kolejne spotkanie. Piłkarze wychodzą na boisko, odprawiają z kwitkiem kolejnego rywala i skupiają się na następnym meczu. U zawodników wzrosła przede wszystkim pewność siebie, co czyni ich o wiele lepszymi piłkarzami, którzy mają coraz to większe zaufanie do swoich umiejętności. Tylko z takim nastawieniem można święcić wielkie sukcesy. Prześmiewczo można stwierdzić, że zawodnikom z Anfield przeskoczyło coś w głowach, w przeciwieństwie do Piotrka Zielińskiego. Może za wcześnie na takie deklaracje, ale wszystkie znaki na niebie wskazują na to, że mistrzostwo po 30 latach wróci na Anfield. Piłkarze dojrzeli, aby osiągnąć taki sukces i są na to pozytywnie nakręceni. Nam pozostało trzymać za nich kciuki i wspierać ich na każdym kroku.
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 39
ZDJĘCIE NUMERU Divock Origi po strzeleniu drugiego gola w derbowym starciu z Evertonem www.liverpooloffside.sbnation.com
40 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 41
A
ston Villa
Walkę o podpis młodego napastnika po udanym sezonie w barwach Portsmouth wygrał klub z Birmingham. W składzie trenera Johna Gregory grało wtedy kilku świetnych zawodników takich jak Peter Schmeichel, Olof Mellberg, Gareth Barry, Paul Merson, David Ginola, Juan Pablo Ángel, czy Darius Vassell. Z taką konkurencją nie poradził sobie Crouch, który mimo strzelenia bramki w debiucie zaledwie po 7 spotkaniach został wypożyczony do Norwich.
B
ulpin
Kilka lat po dołączeniu do The Hoops, sztab szkoleniowy QPR na czele z koordynatorem drużyn młodzieżowych Desem Bulpinem przeniósł się na White Hart Lane. Wtedy to Bulpin zaproponował kontrakt Peterowi, który przystał na ofertę. Tak w 1998 roku parafował umowę, na mocy której stał się zawodnikiem Spurs.
C
helsea
Jako junior w 1994 roku odrzucił ofertę dołączenia do szkółki The Blues. Wybrał za to inny stołeczny klub, a mianowicie Queens Park Rangers. Ciekawe jakby potoczyła się jego kariera, gdyby uczył się od takich zawodników jak Paul Furlong, John Spencer, Mark Hughes, czy Ruud Gullit. Fanem Chelsea był wtedy ojciec piłkarza.
D
ruga połowa Czyli Abbey Clancy. Brytyjska modelka, którą
ALFABET PETERA CROUCH
42 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
HA
fot. thesefootballtimes.co
w 2009 roku poślubił Crouch. Kobieta niebywałej urody jest jednym z głównych tematów genialnych wypowiedzi Petera: „Moja żona nie interesuje się piłką nożną. Kiedyś na 10 minut przed moim meczem w Premier League zadzwoniła do mnie i zapytała gdzie jestem". Co ciekawe, brat Abbey również był zawodowym piłkarzem, występował on w takich klubach jak AFC Telford United, Blackpool, czy Fleetwood Town.
E
riksson Sven-Göran
To trener, który jako pierwszy zaufał Peterowi w dorosłej reprezentacji Anglii. Powołał go na tournée po Stanach Zjednoczonych, gdzie nastąpił jego debiut w spotkaniu przeciwko Kolumbii. Swoją pierwszą bramkę dla Synów Albionu strzelił w marcu 2006 roku w starciu z Urugwajem. Łączny bilans wstępów to 42 spotkania i 22 bramki, co stawia go w klasyfikacji strzelców wyżej, aniżeli Jermain Defoe, czy Mistrz Świata Roger Hunt.
F
irmowe
strzelił niezliczonej ilości bramek, ale trzeba przyznać, że kiedy już trafiał, to bramki te były niebywałej urody. To jeden z niewielu napastników w historii, którzy kilkukrotnie podczas swojej kariery strzelali bramki z tzw. przewrotki. Gdy grał w The Reds udało mu się zranić w ten sposób Bolton oraz Galatasaray, a za czasów gry w Portsmouth Stoke City.
H
oops
Czyli przydomek Queens Park Rangers. Do tego klubu po nieudanej przygodzie ze Spurs przeniósł się Crouch. W 2000 roku mocno na jego transfer naciskał trener Gerry Francis. Z miejsca stał się on ważnym ogniwem zespołu, notując 10 bramek w całym sezonie. Nie pomogło to jednak The Hoops utrzymać się w Pierwszej Dywizji. Spadek oznaczał konieczność sprzedania najważniejszych zawodników, w tym Petera Croucha, Jermaine'a Darlingtona, czy Chrisa Kiwomya.
I
dealny
Zagranie, czyli oczywiście gra głową. Crouch na poziomie Premier League strzelił 108 bramek, z czego 40 z nich padło po uderzeniu głową. Jego wzrost oraz niebywały wyskok sprawiały, że mało który obrońca w najwyższej klasie rozgrywkowej był w stanie rywalizować z Peterem w walce o górną piłkę.
Występ. Tak tylko można określić to, co wydarzyło się 31 marca 2007 roku w starciu z Arsenalem. Ekipa prowadzona przez Rafaela Beníteza pokonała Arsenal 4:1 na Anfield, a prawdziwą gwiazdą spotkania był Crouch, który strzelił trzy bramki: w 4 minucie prawą nogą, w 35 minucie głową, a w 81 minucie lewą nogą.
G
J
ole Crouch nie był nigdy rasowym napastnikiem, nie
edyna Czerwona kartka, jaką otrzymał w meczachPre-
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 43
mier League miała miejsce podczas jego gry w barwach Southampton. Pobił się wtedy z graczem Crystal Palace - Gonzalo Sorondo, Tamto spotkanie sędziował niejaki Howard Webb.
K
evin Phillips
W 2004 roku, za sprawą udanej przygody w Norwich, Peter Crouch powrócił do Premier League dzięki transferowi do ekipy Świętych. Tam Peter spotkał legendarnego Kevina Phillipsa, który w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii strzelił 93 bramki. Wraz z nim stworzył duet, który zanotował w najwyższej klasie rozgrywkowej 22 trafienia. Mimo że ekipa Paula Sturrocka okazała się Czerwoną Latarnią ligi, to sam Peter zapracował swoją grą na transfer do o wiele lepszego klubu, a mianowicie do czerwonej ekipy z hrabstwa Merseyside.
L
iverpool
Zupełnie inny świat, którego do tej pory nie znał Peter Crouch. Po wcześniejszym balansowaniu między Premier League, a First Division napastnik znalazł się w klubie z najwyższej półki i to chwilę po tym, jak The Reds wygrali Ligę Mistrzów. Trener Rafael Benítez widział w nim idealne uzupełnienie ataku, w którym grali tacy zawodnicy jak Djibril Cissé, Fernando Morientes, Robbie Fowler, Anthony Le Tallec, czy Milan Baros. „RoboCrouch” to jedno z przezwisk zawodnika. To z powodu tańca robota jaki wykonywał po zdobyciu bramki. fot. en.wikipedia.org 44 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
M
acclesfield
Miasto, w którym urodził się piłkarz. Leży ono w hrabstwie ceremonialnym Cheshire. Ciekawostką jest, że w 2004 roku Macclesfield zostało uznane przez magazyn The Times najmniej ukulturalnionym miastem w Anglii ze względu na brak teatrów, kin oraz innych tego typu placówek.
N
ortholt
Hotspurs. Lokalny klub, w którym swoją karierę piłkarską po powrocie z Singapuru rozpoczął Peter. Drugim etapem jego przygody ze sportem był klub West Middlesex Colts.
O
statni
Klub w karierze Petera to oczywiście Burnley F.C. prowadzone przez Seana Dyche'a. Kiedy wydawało się, że swoje zmagania z piłką nożną zakończy na poziomie Championship w Stoke City (261 występów) popularny trener The Clarets ściągnął go na Turf Moor jako typowego zadaniowca.
P
ortsmouth
Klub ten w 2001 roku zapłacił za Petera 1,5 miliona funtów. Występowali wtedy na poziomie First Division. W barwach Pompey grali wtedy tacy piłkarze jak Yoshikatsu Kawaguchi, Eddie Howe, Alessandro Zamperini, Robert Prosinecki, czy Mladen Rudonja. Większość z tych zawodników była już u schyłku swojej kariery, dlatego Portsmouth okazało się
idealnym miejscem dla młodego, perspektywicznego gracza. Po strzeleniu 18 bramek w 37 spotkaniach, po sezonie zgłosiły się kluby Premier League i wiadome było, że Pompey nie będą w stanie zatrzymać swojego najlepszego strzelca.
z Arsenalem z 2008 roku, świetny lob z Wigan, czy wcześniej wspomniane bramki z „przewrotki”.
R
Tak można tylko nazwać relację na linii kibice The Reds - Peter Crouch. Po zaledwie kilku tygodniach fani skomponowali pieśń na rzecz piłkarza urodzonego w Macclesfield: "He's big, he's red, his feet stick out the bed, Peter Crouch, Peter Crouch”.
obo Croutch
Taki przydomek nadali mu kibice ze względu na specyficzny sposób celebrowania zdobyczy bramkowych. ''Taniec robota'' towarzyszył Peterowi przez całą karierę i do dzisiaj wielu kibiców wspomina to z uśmiechem na twarzy. Crouch w wywiadzie dla Mirror potwierdził, że taniec ten jest zainspirowany tekstem piosenki Arctic Monkeys „I Bet You Look Good on the Dancefloor”.
S
ingapur
W tym kraju między pierwszym a czwartym rokiem życia mieszkał Peter. Spowodowane to było pracą, jaką przyjął Bruce Crouch. Później mieli wspólnie przeprowadzić się do Australii, jednak wraz z małżonką uznali, że najlepiej dla całej rodziny będzie, jeśli powrócą na Wyspy.
T
echnika
Crouch jest zaprzeczeniem jakichkolwiek praw fizyki. Przy 201 centymetrach wzrostu cechował się naprawdę niezłą szybkością, zwrotnością oraz techniką. Wszyscy pamiętają jego genialną bramkę strzeloną "piętą" w starciu reprezentacji Anglii z Jamajką, ośmieszenie Kolo Touré i Williama Gallasa w meczu
U
wielbienie
W
ypożyczenia
Peter nie potrafił przebić się do pierwszej drużyny Spurs. Trener George Graham miał do dyspozycji wtedy takich napastników jak: Steffen Iversen, Serhii Rebrov, Les Ferdinand, czy Chris Armstrong. Początkowo został wypożyczony do Dulwich Hamlet, a później do IFK Hässleholm jako część rozliczenia za transfer młodego Jona Jönssona. Dzisiaj trudno znaleźć w internecie jakąkolwiek wzmiankę o tych drużynach.
Z
awód
Kiedyś w wywiadzie jeden z dziennikarzy zapytał Croucha kim by został, gdyby nie był piłkarzem. Odpowiedź zwaliła z nóg wszystkich słuchających, ponieważ bez ogródek Peter odpowiedział, że „prawiczkiem". Ma to oczywiście związek ze świadomością swojej wątpliwej urody, o której wielokrotnie z należytym dla siebie dystansem opowiadał.
Damian Święcicki
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 45
fot. www.kbcchannel.tv
RAPORT Z REPREZENTACJI BARTEK GÓRA 46 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
ponieważ zagrał łącznie 129 minut. W tym czasie zdołał raz asystować partnerowi z drużyny, a Senegal wygrał 2:0 z Republiką Konga i 4:1 z Eswatini.
Brazylia Tite na listopadowe zgrupowanie reprezentacji powołał trzech zawodników Liverpoolu, czyli Alissona Beckera, Roberto Firmino oraz Fabinho. Canarinhos rozegrali 2 mecze. Przegrali 0:1 z Argentyną, a cztery dni później zwyciężyli Koreę Południową 3:0. Trio z Liverpoolu nie przyczyniło się w znaczącym stopniu do strzelonych przez zespół bramek. Alisson zagrał dwa pełne mecze. Fabinho zaliczył 125, a Firmino 96 minut.
Holandia W reprezentacji Oranje standardowo pokazało się dwóch liverpoolczyków. Holandia rozegrała dwa mecze. Najpierw zaskakująco zremisowała 0:0 z Irlandią Północną, ale w następnym meczu zrehabilitowała się i rozgromiła Estonię wynikiem 5:0. W tym właśnie spotkaniu hat-trickiem popisał się Georginio Wijnaldum. Virgil van Dijk zagrał natomiast w pierwszym, rozczarowującym dla kibiców, meczu. Podczas całej przerwy reprezentacyjnej obaj zaliczyli 90 minut gry.
Anglia Anglicy w dwóch spotkaniach zaaplikowali rywalom łącznie 11 bramek, nie tracąc żadnej. Zdemolowali najpierw Czarnogórę (7:0), a później Kosowo (4:0). W ekipie Garetha Southgate’a znalazło się miejsce dla 4 graczy The Reds. Joe Gomez zagrał jedynie 20 minut. Większą rolę odegrali Alex Oxlade-Chamberlain oraz Trent Alexander-Arnold. Ox zagrał łącznie 128 minut, przy czym po razie wpisał się na listę strzelców i asystował. Trent od siebie dodał jedną asystę, a z boiska zszedł jedynie na sześć minut. Na kadrę poje-
Belgia
fot. www.dailymail.co.uk
chał też Jordan Henderson, jednak został odesłany z powodu choroby.
Gwinea W kadrze reprezentacji Didiera Sixa znalazł się Naby Keïta. Pomocnik Liverpoolu rozegrał pełne 180 minut w narodowych barwach, a w meczu z Mali zakończonym wynikiem 2:2 zdobył gola. W następnym spotkaniu z Namibią, które Gwinejczycy wygrali 2:0, Naby nie miał już udziału przy bramkach.
Senegal W zgrupowaniu reprezentacji Senegalu uczestniczył Sadio Mané. Skrzydłowy Liverpoolu został jednak lekko oszczędzony przez selekcjonera,
Roberto Martínez na mecze z Rosją i Cyprem powołał jednego gracza Liverpoolu - Divocka Origiego. Snajper The Reds nie miał jednak okazji do zaprezentowania się selekcjonerowi, ponieważ zagrał jedynie 10 minut w drugim meczu. Reprezentacja Belgii wcale nie ucierpiała na braku Divocka na boisku, bo odniosła dwa wysokie zwycięstwa: 4:1 z Rosją i 6:1 z Cyprem. Podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej w kadrach drużyn narodowych znalazło się 12 zawodników Liverpoolu. Zagrali oni łącznie 1222 minuty, strzelili pięć bramek i trzy razy asystowali.
Niepowołani Z powodu kontuzji: Andrew Robertson, Nathaniel Clyne, Mohamed Salah, Xherdan Shaqiri Niepowołani z powodów sportowych Adrián, Caoimhin Kelleher, Andy Lonergan, Adam Lallana, Dejan Lovren. Niegrający w kadrze: Joël Matip, James Milner. fot. www.goal.com
Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds • 47
48 • Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds