MAGAZYN POLISH REDS - NUMER 21

Page 1

1• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


co w numerze 4-6

Derby rządzą się swoimi prawami

8-9

Analiza gry United

10-13 Pierwsze skrzypce ofensywy – Mané 14-17 Nadejście weryfikacji 18-19 Prawe skrzydło na lata 20-21 Analiza Minamino 22-25 Ocena gry beniaminków 26-27 Trzy litery – VAR 28-31 Powrót monolitu 32-33 Zdjęcie miesiąca 34-38 Cykl historyczny – Puchar Mistrzów 40-43 Alfabet Minamino

Wstęp od naczelnego Nowy Rok, stary dobry Liverpool! W 2020 r. wchodzimy z przytupem. Z nową dawką tekstów, przepełnionych wiarą i optymizmem w końcowy sukces. The Reds pewnym krokiem zmierzają po Mistrzostwo Anglii, a my, będąc świadkami tego niesamowitego marszu, dostarczamy Wam świeżą dawkę informacji, opinii i boiskowych analiz. W tym miesiącu znajdziecie u nas sporą dawkę informacji o odwiecznej rywalizacji z Czerwonymi Diabłami, słów kilka na temat nowo pozyskanego Minamino czy ocenę gry tegorocznych beniaminków. Odpowiemy sobie także na kilka nurtujących nas pytań. Jak to jest z tym varem? Czy okres ligowej weryfikacji zdaliśmy na piątkę z plusem? To wszystko, oraz wiele, wiele więcej znajdziecie w tej odsłonie miesięcznika Polish Reds! Życzę przyjemnej lektury!

Bartek Bojanowski Redaktor Naczelny POLISH REDS Redaktor Naczelny Bartek Bojanowski Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Igor Borkowski grafik Michał Woroch DTP Artur Budziak KOREKTA Bartek Bojanowski, Bartosz Góra Bartłomiej Surma AUTORZY TEKSTÓW Bartek Bojanowski, Bartosz Bolesławski Igor Borkowski, Bartosz Góra Kacper Kosterna, Michał Majdak Adam Mokrzycki, Mariusz Przepiórka Mikołaj Sarnowski, Bartłomiej Surma Damian Święcicki, Michał Woroch

2• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Radość kibiców Aston Villa po wyeliminowaniu Lecicester z Carabao Cup, styczeń 2020 r. fot


Styczeń Liverpoolu

Tabela

P

W

D

L

GD

Pts

1 Liverpool

24

23

1

0

41

70

2 Man City

24

16

3

5

38

51

3 Leicester

24

15

3

6

28

48

4 Chelsea

24

12

4

8

9

40

5 Man Utd

24

9

7

8

7

34

6 Tottenham

24

9

7

8

6

34

7 Wolves

24

8

10

6

3

34

8 Sheff Utd

24

8

9

7

2

33

9 Southampton 24

9

4

11

-11

31

10 Arsenal

24

6

12

6

-2

30

11 Crystal Palace

24

7

9

8

-6

30

12 Everton

24

8

6

10

-7

30

13 Burnley

24

9

3

12

-10

30

14 Newcastle

24

8

6

10

-12

30

15 Brighton

24

6

7

11

-7

25

16 Aston Villa

24

7

4

13

-14

25

17 West Ham

24

6

5

13

-13

23

18 Bournemouth 24

6

5

13

-14

23

19 Watford

24

5

8

11

-15

23

20 Norwich

24

4

5

15

-23

17

t.: foxsports.com

Liga Mistrzów

Liga Europy

2 styczeń 2020 Premier League Stadion: Anfield

2:0

Salah (4), Mane (64) 5 styczeń 2020 The Emirates FA Cup Stadion: Anfield

1:0

Jones (71) 11 styczeń 2020 Premier League Stadion: Tottenham Hotspur Stadium

0:1

Firmino (37)

19 styczeń 2020 Premier League Stadion: Anfield

2:0

Spadek

Van Dijk (14), Salah (90+3) 23 styczeń 2020 Premier League Stadion: Molineux

Spoza Anfield

1:2

Jimenez (51)

Henderson (8), Firmino (84) 26 styczeń 2020 The Emirates FA Cup Stadion: New Meadow

2:2

Cummings (65, 75)

Jones (15) Love (OG, 46)

29 styczeń 2020 Premier League Stadion: London Stadium

0:2

Salah (k., 35) Oxlade-Chamberlain (52)

3• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Derby rządzą się swoimi prawami Mecze pomiędzy Liverpoolem i Manchesterem United to dla wielu kibiców najważniejsze spotkania w ciągu całego roku. Za każdym razem przyciągają one kilkanaście milionów widzów z całego świata, a atmosfera związana z tymi pojedynkami jest odczuwalna już kilka dni przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Nic więc dziwnego, że gdy mierzą się ze sobą dwie najbardziej utytułowane drużyny w Anglii, prezentowana przez nie forma w danym sezonie schodzi na boczny tor. 4• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


igor borkowski

T

ytułowy frazes, mówiący o tym, iż „derby rządzą się swoimi prawami”, niektórzy mogą traktować jako wyświechtaną wymówkę trenerów po kompromitacji z największym rywalem – nic bardziej mylnego! Spotkania z odwiecznymi konkurentami emitują nieosiągalne w innym przypadku emocje. Potrafią one w niesamowity sposób wpłynąć na biegających po boisku piłkarzy, a ich niewątpliwe umiejętności piłkarskie schodzą wtedy na drugi plan. Założenia taktyczne? Forma dru-

Virgil van Dijk chwilę po strzeleniu bramki na 1:0 w meczu z Manchesterem United fot.: cbssports.com

żyny w trwającym sezonie? A po co to komu?! W meczach derbowych liczy się tylko jedno – utrudnienie życia największemu rywalowi! Walka toczy się na wielu płaszczyznach: od internetowych dyskusji (zaczynających się zazwyczaj na tydzień przed meczem i kończących tydzień po zakończeniu spotkania) aż do brutalnej gry na boisku i prześmiewczych piosenek kibiców. Nie inaczej sytuacja wygląda w przypadku North West Derby (czyli właśnie pojedynków Liverpoolu

z Manchesterem United). Co ciekawe, 204 spotkania rozegrane pomiędzy obiema drużynami są w Anglii uważane za ważniejsze od meczów wewnątrzmiastowych – odpowiednio z Evertonem i Manchesterem City. Aby przypomnieć sobie pierwszy pojedynek obu drużyn, należy sięgnąć do prawdziwej futbolowej prehistorii. Ponad 126 lat temu The Reds pokonali Czerwone Diabły (wtedy nasi rywale występowali jeszcze pod nazwą Newton Heat LYR F.C.), rozpoczynając trwającą po dziś dzień rywalizację. Co ciekawe, zaledwie rok później, więc w sezonie 1895/96, liverpoolczycy odnieśli najwyższe zwycięstwo nad drużyną z Old Trafford w historii. Tego dnia na drugoligowym Anfield zgromadziło się około 10 tysięcy fanów i z pewnością tego nie żałowali, bowiem nasza drużyna zwyciężyła aż… 7:1! Summa summarum, patrząc na wszystkie spotkania, nieznacznie prowadzi Manchester, ale łatwo zauważyć, iż od zarania dziejów mecze te były niezwykle wyrównane. Słaba forma Manchesteru United to już swego rodzaju truizm. Kiedy Czerwone Diabły męczyły się z outsiderami ligi angielskiej, Liverpool zdążył odjechać im na blisko 30 punktów oraz zostać pierwszą drużyną od dekady, która nie straciła bramki w siedmiu meczach z rzędu. Dlaczego zatem mogliśmy chociażby przez chwilę pomyśleć, że to właśnie drużyna Ole Gunnara Solskjaera popsuje nam zabawę? Cóż, tu właśnie zaczyna się magia. W ostatnich dziesięciu derbowych pojedynkach The Reds triumfowali zaledwie trzy razy. „Zaledwie”, ponieważ czasy świetności Manchesteru odeszły już dawno w niepamięć, a Liverpool prezentuje najlepszą formę od lat. Co więcej, warto wspomnieć, iż oba nasze spotkania w ubiegłym

5• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


roku zakończyły się remisami i padła w nich zawrotna liczba dwóch bramek. Jak to zatem możliwe, że bijąca wszystkie możliwe rekordy ofensywa Liverpoolu miała tak ogromne problemy z pokonaniem duetów defensywnych tworzonych przez Victora Lindelöfa i Phila Jonesa? Odpowiedź jest prosta i jest ona opisana w pierwszym akapicie – w skrócie – „derby rządzą się swoimi prawami”. Ogromna motywacja, gorąca atmosfera i wielka presja sprawiły, że nasz bilans z Manchesterem w ostatnich dziesięciu meczach prezentuje się dość przeciętnie: trzy zwycięstwa, sześć remisów i jedna porażka. Rzecz jasna nie tylko w North West Derby ciężko przewidzieć finalny rezultat spotkania. Równie wyrównane są chociażby pojedynki obu drużyn w Manchesterze (ostatnie dziesięć meczów: pięć zwycięstw Manchesteru City, jeden remis, cztery triumfy Manchesteru United). Wyjątkiem od reguły są z pewnością derby Merseyside (siedem zwycięstw LFC, trzy remisy), ale jak mawiał Bill Shankly: „To miasto ma dwie

fot.: theanfieldwrap.com

mocne drużyny: Liverpool i rezerwy Liverpoolu.” Tę regułę natomiast potwierdziliśmy w styczniowym meczu pucharowym z Evertonem… Ostatni derbowy pojedynek z Manchesterem United zakończył się dość pewnym zwycięstwem naszej drużyny. W teorii mogliśmy w tym meczu zagrać bardziej zachowawczo – paradoksalnie to Czerwone Diabły potrzebują teraz punktów bardziej niż my. I choć mógłby urządzić nas spokojny remis, zachowaliśmy kolejne czyste konto, dokładając do tego dwie bramki. Kto wie jednak, jak sytuacja wyglądałaby gdyby Anthony Martial wykazałby się większą skutecznością, albo na boisku znalazł się Marcus Rashford. To właśnie Anglik sprawił, że po raz pierwszy (i dotychczas ostatni) straciliśmy w tym sezonie punkty. Punkty, których po 22 kolejkach i tak uzbieraliśmy niezwykle dużo – 64, czyli o kilkanaście więcej od Manchesteru United, zdobywającego potrójną koronę, czy też „Invincibles” Arsenalu na tym samym etapie ligi. We wspomnianym,

6• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

październikowym meczu Liverpool nie był w stanie stworzyć sobie zbyt wielu dobrych sytuacji (anemiczny strzał Firmino, nieuznana bramka Mané). Tymczasem United, niesieni dopingiem swoich kibiców, potrafili mierzyć się z naszą drużyną jak równi z równymi, mimo remisów i porażek (z AZ Alkmaar i Newcastle United) bezpośrednio przed owym spotkaniem. Jak to inaczej tłumaczyć niż magią meczów derbowych? We’re gonna win the league! Spokojnie pokonując Manchester 2:0, odprawiliśmy z kwitkiem jedną z ostatnich drużyn, które były dla nas realnym zagrożeniem w tym sezonie. I choć podobną ilość punktów do Manchesteru United mają takie drużyny jak Wolves, Sheffield, czy Everton, to wierzę, że byli oni trudniejszym rywalem niż duże firmy, z którymi przyjdzie nam się mierzyć, jak Arsenal, czy też Chelsea. Derby już za nami, tak więc nie pozostaje nic innego jak spokojne odliczanie do fety mistrzowskiej i cieszenie się tym wspaniałym sezonem. Up The Reds!


fot.: facebook.com/liverpoolfc

Liverpool-manchester united 7• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Rzut oka na taktyczną wizję Manchesteru United Gra Czerwonych Diabłów pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera nie wygląda tak, jak chcieliby tego fani United. Wyniki również nie napawają ich optymizmem. Co w tym sezonie nie działa zgodnie z planem i dlaczego drużyna nie spełnia oczekiwań fanów? Mariusz Przepiórka

P

lan Ole Gunnara Solskjaera na ten sezon był prosty: ustawienie 4-2-3-1, wysoki pressing, szybkie przejęcie piłki i błyskawiczny atak. Norweg zamierzał zbudować swój zespół wokół Paula Pogby, grającego w roli nieco cofniętego rozgrywającego. Zadaniem Francuza miało być szybkie uruchamianie napastników Czerwonych Diabłów. Z przodu o zdobywanie goli mieli zadbać Anthony Martial, Marcus Rashford, Jesse Lingard, Daniel James i Mason Greenwood, w zależności od tego, którzy z nich znajdowali się w wyjściowej jedenastce. Na początku sezonu plan sprawdzał się całkiem nieźle. Pogba osiągał najlepsze w drużynie statystyki pod względem wkładu w akcje ofensywne i kluczowe podania. Po czterech spotkaniach Solskjaer musiał jed-

nak zweryfikować swoje założenia taktyczne. Francuz doznał kontuzji i w centrum jedenastki Czerwonych Diabłów pojawiła się wielka wyrwa. Jego miejsce zajął Fred, a obok niego Nemanja Matić lub Scott McTominay, ale niezależnie od zestawienia środka pomocy, brak kreatywności wybitnie rzucał się w oczy. Problemy z wizją gry można również zarzucić naszej linii pomocy, w której najczęściej występują Jordan Henderson, Gini Wijnaldum, Fabinho, Naby Keita i James Milner. Nie oczekujemy od nich fajerwerków technicznych, a przede wszyst-

8• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


kim solidnej podstawy drużyny, która szybko kasuje wszelkie próby wyprowadzenia kontrataku przez rywali. W naszym przypadku dużą część odpowiedzialności za kreowanie sytuacji bramkowych, oczywiście poza znakomitą ofensywną trójką, biorą na siebie boczni obrońcy: Andy Robertson i Trent Alexander-Arnold. Porównanie Liverpoolu i Manchesteru jest trochę naciągane, ponieważ the Reds grają ustawieniem 4-3-3, a Czerwone Diabły 4-2-3-1, ale można doszukać się pewnych podobieństw. Ofensywna trójka Liverpoolu to Firmino, Salah i Mané. W Manchesterze podobne role można przypisać Martialowi, Rashfordowi i Jamesowi. O ile rola i zadania Martiala pokrywają się z Firmino, to między pozostałymi zawodnikami widać już różnice. Salah i Mane nie są typowymi skrzydłowymi. Zwykle schodzą do środka i robią miejsce dla ofensywnie grających bocznych obrońców. Tymczasem w Manchesterze do środka często schodzi Rashford, ale James raczej przypomina typowego skrzydłowego. To rzecz jasna istotnie wpływa na grę ofensywną United. W pierwszej części sezonu Manchester był drużyną, która w opinii swych fanów mogła wygrać z silniejszymi, ale miała problemy ze słabszymi druż ynami, które ustawiały się głęboko w obronie. W drugiej części sezonu, Ole Gunnar Solskjaer postanowił spojrzeć uważniej na taktykę Liverpoolu. W efekcie, Czerwone Diabły odniosły kilka zwycięstw i przypomniały o sobie w zakresie walki o czwar-

te miejsce w tabeli. Zmiana polegała na wstawieniu do składu Masona Greenwooda lub Juana Maty w miejsce Daniela Jamesa. Podobny manewr Solskjaer zastosował w meczach Ligi Europy z Partizanem Belgrad (4:0) i AZ Alkmaar (4:0). Greenwood i Mata nie mają problemu ze schodzeniem do środka i robieniem miejsca dla bocznych obrońców. Tak też było w meczu z Wolverhampton. W poprzednim sezonie Manchester dwa razy przegrał z Wolves, grając dużo piłką, atakując i wystawiając się na zabójcze kontrataki. Tym razem norweski menadżer United zmienił swą taktykę. Na lewej stronie ofensywy wystawił Jamesa, który mógł dzięki temu wbiegać do środka na prawą nogę. Na prawej zagrał lewonożny Mata, a w środku Mason Greenwood. W ten sposób boczni, ofensywni gracze robili miejsce bocznym obrońcom, a środek pomocy zabezpieczał tyły przed kontratakiem. W grze ofensywie szczególnie wyróżniał się prawy obrońca Aaron Wan-Bissaka. Gdy zapuszczał się pod pole karne przeciwnika, na prawo schodził Fred, by asekurować tę stronę boiska. Z lewej strony podobną role przejmował najczęściej Matić, który w ten sposób asekurował ofensywne zapędy Williamsa. Przez chwilę nawet wydawało się, że ten plan będzie działał i United zaczną gromadzić punkty. Próba skopiowania taktyki the Reds nie powiodła się jednak w takim stopniu, w jakim chciałby tego Solskjaer. Powód jest bardzo prosty boczni obrońcy Liverpoolu to światowa czołówka. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że Trent Alexander-Arnold to obecnie najlepszy prawy obrońca na świecie. Podobnie rzecz ma się z Roberto Firmino. To nie przypadek, że innych zawodników próbujących grać w taki sposób jak nasz Bra-

zylijczyk określa się graczami na „pozycji Firmino”. Nie jest też przypadkiem, że Mohamed Salah niemal wszystkie swoje bramki w Liverpoolu strzelił wtedy, gdy na boisku przebywał Roberto Firmino. Manchester United takich zawodników po prostu nie ma. Ponadto, klub chyba ciągle nie może pozbierać się po odejściu Aleksa Fergusona. Menadżerowie na Old Trafford zmieniają się dość często, a każdy kolejny dziedziczy zawodników, którzy niekoniecznie pasują do jego koncepcji, ale na tyle drogich, że ich wymiana stanowiłaby spory problem związany z niełatwym znalezieniem kupca. Solskjaer próbuje pracować z tymi, których ma do dyspozycji. Trudno jednak powiedzieć dokąd go to zaprowadzi. Po porażkach z Liverpoolem i Burnley, Czerwone Diabły są na piątym miejscu w tabeli. Do czwartej Chelsea tracą sześć punktów. Strata jest zatem do odrobienia. Problem w tym, że za plecami United robi się coraz ciaśniej, a różnica między piątym i czternastym miejscem to zaledwie cztery punkty. Kolejna wpadka lub dwie i Manchester może wypaść z górnej połówki tabeli. Dwaj kolejni rywale to Wolverhampton i Chelsea, a więc drużyny będące bezpośrednimi rywalami w walce o top 4. Ole ma trudny orzech do zgryzienia. Oczekiwania kibiców są jak zwykle ogromne, a przeszkodą na drodze do wprowadzania nowej taktyki jest brak czasu na treningi. Liga angielska pędzi jak szalona, mecze ligowe przeplatają się z pucharami i menadżerom trudno jest znaleźć czas na solidną serię treningów. Do tego dochodzą kontuzje. Ostatnią „ofiarą” jest Rashford, bez którego siła ofensywna Manchesteru United jest niemal niedostrzegalna.

9• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Sadio Mané

pierwsze skrzypce ofensywy Sadio Mané od samego debiutu w barwach The Reds sprawiał wrażenie piłkarza, który będzie jedną z czołowych postaci całego składu. Już w pierwszym ligowym starciu przeciwko Arsenalowi dał kibicom wyraźnie do zrozumienia, że jest w stanie w wydatny sposób odmienić drużynę. W obecnej kampanii stał się pierwszoplanowym aktorem formacji ofensywnej Liverpoolu. Bartek Bojanowski

10• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: fotballtransfertavern.com

11• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Spokój i opanowanie Gdy przypominam sobie pierwszy czy drugi sezon Senegalczyka w naszych barwach, przed oczami mam jego rajdy po skrzydle z próbami zejścia w pole karne. Choć gol przeciwko Arsenalowi w jego ligowym debiucie był wyśmienity, wiele prób powtórzenia tego wyczynu kończyło się na bezmyślnym dryblingu z klapkami na oczach. Sadio nigdy nie był, co prawda, typowym jeźdźcem bez głowy, lecz co jakiś czas frustrował siebie i kibiców kolejnymi stratami piłki. To, jak rozwinął się pod bacznym okiem Jürgena Kloppa, diametralnie zmieniło jego postrzeganie i ocenę sytuacji na boisku. W obecnej kampanii możemy zauważyć już w pełni dojrzałą grę senegalskiego napastnika. Mané nie strzela już tylko bramek, dokłada do tego asysty czy nawet odbiory pod własnym polem karnym. Niemiecki menadżer szlifuje afrykański diament do rangi napastnika kompletnego.

Oczy szeroko otwarte Laureat nagrody dla najlepszego piłkarza Afryki w przeszłości nie był typem boiskowego altruisty. W większości sytuacji chciał sam przesądzić o powodzeniu akcji i nierzadko frustrował tym fanów. Od czasu przejścia do Premier League, stać go było na maksymalnie 7 ostatnich podań na sezon, co jak na skrzydłowego nie jest wy- fot.: thestatesman.com nikiem szalenie imponującym. W obecnym sezonie ma już na kon- Po suchych statystykach widać, cie 8 asyst w lidze, a 2 dorzucił w Li- że Senegalczyk wyraźnie rozwidze Mistrzów. Raz popisał się ostat- nął swoje umiejętności przegląnim podaniem w spotkaniu o Klu- du pola oraz wykładania piłek kobowe Mistrzostwo Świata. Daje to legom. Nie gra sam dla siebie, tylliczbę 11 asyst w meczach o staw- ko dla dobra zespołu, a to świetkę (dane na dzień 20.01.2020r.). na wiadomość dla nas wszystkich, 12• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

tak wpatrzonych w marsz The Reds w kierunku mistrzostwa Anglii.

Pokłosie sprzeczki z Salahem Wszyscy prawie zapomnieli już o niesnaskach naszych dwóch na-


fot. dailymail.co.uk

Laureat nagrody dla najlepszego piłkarza Afryki w przeszłości nie był typem boiskowego altruisty. W większości sytuacji chciał sam przesądzić o powodzeniu akcji i nierzadko frustrował tym fanów

pastników. Ja jednak do tego wrócę. Cała ta nieprzyjemna sytuacja miała miejsce pod koniec sierpnia na Turf Moor. Przy okazji potyczki z Burnley. Senegalczyk ostentacyjnie dał upust swoim emocjom, po tym jak Mohamed Salah nie

zdecydował się zagrać mu futbolówki i sam zmarnował doskonałą okazję na gola. Całą sprawę rozdmuchały oczywiście media, lecz wszystko wygasło dość błyskawicznie po wypowiedziach Kloppa czy Hendersona. O żadnym kon-

flikcie nie było tutaj mowy, lecz przez jakiś czas czuć było dość elektryczną aurę pomiędzy oboma dżentelmenami. Koniec końców, ten dość nieoczekiwany obrót spraw zbiegł się w czasie z poprawą współpracy naszych strzelców. Momo Salah zaczął grać bardziej rozważnie, ściągnął z siebie presję strzelania bramek i również zaczął grać dla dobra zespołu. W moim odczuciu, ten emocjonalny „wybryk” Mané był ważniejszy niż wszyscy przypuszczamy. Jeśli spojrzymy tylko na statystyki, okaże się, że Sadio Mané jest dla nas w tym sezonie najważniejszym piłkarzem. Strzela, asystuje, stwarza przewagę. Razem z resztą piłkarzy tworzy kolektyw, który dumnie zmierza w kierunku upragnionego ligowego triumfu. Sezon wchodzi powoli w decydującą fazę, a przewaga The Reds jest niezaprzeczalna. Nie pozostaje nam nic innego, jak rozsiąść się wygodnie w fotelach i podziwiać grę nie tylko najlepszego piłkarza Afryki, ale całej naszej - nie bójmy się przyznać – kompletnej drużyny. Po mistrzostwo!

13• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Nadejście weryfikacji?

Nic z tych rzeczy

Wielu ekspertów i fanów Premier League z całego świata twierdziło, że dotychczas fantastycznie spisująca się drużyna Kloppa, w okresie grudniowo-styczniowym przejdzie weryfikację spowodowaną natłokiem meczów. Powoli zbliżamy się do końca stycznia, a żadna z takich rzeczy nie miała miejsca. Przyjrzyjmy się bliżej wynikom The Reds we wspomnianym wyżej okresie. Adam Mokrzycki Grudzień

Everton Grudzień zaczęliśmy od zwycięstwa w derbach z Evertonem. Spotkanie zakończyło się rezultatem 5:2. Co naturalne przy takiej częstotliwości rozgrywania meczów, Klopp był zmuszony do przeprowadzenia paru roszad. Mimo, że był to naturalny zabieg, okazał się być bardzo skuteczny. Divock Origi, który ma fantastyczne statystki w starciach derbowych z The Toffees (7 meczów, 5 goli, 1 asysta) czuł się jak ryba w wodzie, o czym świadczą 2 strzelone bramki. Sadio Mané był niekwestionowanym liderem pod nieobecność Firmino i Salaha. Poprowadził zespół do zwycięstwa, notując przy tym 2 asysty i strzelając 1 gola. Co prawda, mógł się wpisać na listę strzelców jeszcze dwukrotnie, ale zmarnował dwie dogodne sytuacje. Było to jednak w samej końcówce meczu i przy wyniku 4:2, więc jesteśmy w stanie wybaczyć Senegalczykowi; choć niejedni gracze FPL, mający wówczas Mané na C, złapali się wtedy za głowy.

Sadio Mané i Divock Origi, bohaterowie grudniowego meczu z Evertonem fot.: pilkarskiswiat.com

Bournemouth Przejdźmy dalej. Naszym kolejnym rywalem było Bournemouth. To spotkanie można bardzo krótko podsumować. Liverpoolczycy przyjechali na Vitality Stadium i szybciutko odprawili z kwitkiem zespół Wisienek, pokonując ich 3:0. Bramki zdobyli Ox, powracający do formy Naby Keïta oraz niezawodny Salah.

14• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Liga Mistrzów Kolejną przeprawą dla the Reds był wyjazd do Austrii na spotkanie w ramach Champions League z rozpędzonym wówczas RB Salzburg. Przed meczem kibice LFC mogli mieć pewne wątpliwości co do końcowego sukcesu, bowiem Austriacy w pierwszym spotkaniu na Anfield przysporzyli zespołowi Kloppa niemałe problemy. Suma sumarum, wątpliwości okazały się być złudne. Liverpool wraz z pierw-


szym gwizdkiem sędziego zaczął kontrolować spotkanie. Na początku drugiej połowy wyprowadził dwa zabójcze ciosy, po których gospodarze z Red Bull Arena już się nie podnieśli, a spotkanie zakończyło się zwycięstwem Liverpoolu 2:0 i przypieczętowaniem awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.

Watford Kolejnym wyzwaniem, stojącym przed ekipą Kloppa, był mecz z Watfordem na własnym stadionie. Szerszenie na początku spotkania sprawiali pewne kłopoty drużynie z Anfield, ale ta, wyprowadzając skuteczną kontrę pod koniec pierwszej połowy, ukąsiła Szerszenie po raz pierwszy, tym samym podłamując podopiecznych Nigela Pearsona. Druga połowa miała być dominacją zawodników z miasta Beatlesów, ale nie do końca tak to wyglądało. Zawodnicy z Vicarage Road nabrali wiatru w żagle, podczas gdy nasza formacja defensywna wydawała się być coraz bardziej zdezorientowana. Całe szczęście udało nam się przetrwać oblężenie ze strony Watfordu. Mo Salah w samej końcówce ustawił wynik spotkania na 2:0 po efektownej bramce. Nie był to nasz najlepszy mecz, ale najważniejsze jest to, że mogliśmy dopisać sobie kolejne trzy oczka w ligowej tabeli.

Carabao Cup Po tym spotkaniu czekał nas wyjazd do Kataru na Klubowe Mistrzostwa Świata. Był to niemały problem, bo w tym czasie mieliśmy zmierzyć się z The Villans w ramach ćwierćfinału Carabao Cup. Nie ma co się rozczulać nad tym spotkaniem. Było jasne, że na Villa Park będą musieli zagrać młodzi chłopcy, mający prawie zerowe doświadczenie w seniorskiej piłce. Mimo porażki 0:5 nie

Mohamed Salah zdobył dwie bramki w meczu z Watfordem fot.: liverpoolfc.com

można odmówić tym chłopakom ambicji i zaangażowania. Zagrali ładny dla oka futbol i poszli na wymianę ciosów, co musiało się tak skończyć. Z tego spotkania wyciągną cenną lekcję, która będzie pozytywnie skutkowała w przyszłości.

Klubowe Mistrzostwa Świata Czas na Klubowe Mistrzostwa Świata i szansę na dołożenie kolejnego trofeum do klubowego dorobku. W półfinale zmierzyliśmy się z meksykańskim Monterrey. Na spotkanie wyszliśmy w dość eksperymentalnym składzie, bowiem z Hendersonem na stoperze zamiast van Dijka, Milnerem na prawej obronie, Lallaną w wyjściowym składzie oraz z Mané i Bobbym na ławce. W pierwszych 15 minutach wyszliśmy na prowadzenie za sprawą Keïty. Niestety z prowadzenia nie cieszyliśmy się zbyt długo; po dwóch minutach wyrów-

nał Rogelio Funes Mori. Na decydującą bramkę przyszło nam czekać aż do doliczonego czasu gry drugiej połowy. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli rezerwowi. Bobby, po fenomenalnym podaniu Trenta, pokonał bramkarza i zapewnił nam awans do finału. W finale czekało na nas brazylijskie Flamengo, triumfator Copa Libertadores. Już raz przyszło nam się z nimi mierzyć w ramach finału, wówczas Pucharu Interkontynentalnego, w 1981. Tamto spotkanie nie jest jednak dobrze wspominane przez społeczność związaną z LFC z powodu sromotnej porażki 0:3. Tym razem było dużo lepiej. Samo spotkanie, jak to zwykle finał, nie wiązało ze sobą wielu fajerwerków i było po prostu nudne. Po regulaminowym czasie na tablicy widniał wynik 0:0, co oznaczało niepotrzebną dogrywkę. Podobnie jak w półfinale, sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Firmino, strzelając zwycięskiego gola na wagę końcowego triumfu. Stało się - Li-

15• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


verpool po raz pierwszy w historii został klubowym mistrzem świata.

Leicester City Po triumfie w Doha, Liverpool czekał kolejny trudny sprawdzian. Tym razem na ligowym podwórku podczas Boxing Day. Przeciwnikiem The Reds był, będący wówczas w znakomitej formie, ówczesny wicelider - Leicester City. Już w pierwszych minutach meczu można było dostrzec wszechobecny stres panujący w szeregach Lisów. Liverpool wykorzystał tę sytuację i od samego początku zaczął kontrolować przebieg spotkania. Szanse na zdobycie bramki pojawiły się szybko, ale nie zostały wykorzystane. Dopiero w 30. minucie drogę do bramki znalazł niezawodny jak zwykle - Roberto Firmino. W drugiej połowie dominacja The Reds rosła z każdą minutą. Podopieczni Brendana Rodgersa nie mogli znaleźć sposobu na świetnie dysponowany tego dnia Liverpool; byli całkowicie bez-

Trent Alexander-Arnold po strzeleniu bramki na 4:0 dla Liverpoolu na King Power Stadium fot.: liverpoolfc.com

radni, mogli jedynie przyglądać się popisom zespołu z Merseyside. W przeciągu ośmiu minut zawodnicy z Anfield wyprowadzili trzy zabójcze ciosy, nokautując swojego rywala. Wynik spotkania na 4:0 dla gości, plasowanym uderzeniem zza pola karnego, ustanowił Trent Alexander-Arnold. Publiczność na King Power Stadium momentalnie ucichła, widząc co tego wieczora wyprawiał 21-letni Anglik. Tego dnia był nie do zatrzymania. Strzelił 1 bramkę, zanotował 2 asysty i wywalczył rzut karny. Po tym spotkaniu Arnold zdobył 24 punkty w Fantasy Premier League, ustanawiając nowy rekord zdobytych punktów przez obrońcę w jednym meczu. Jestem zdania, że był to najmocniejszy Liverpool w tym sezonie, a może i nawet od momentu objęcia sterów przez Kloppa, który sprawił nam piękny prezent pod choinkę.

16• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Wolverhampton W ostatnim meczu ubiegłego roku Liverpoolowi przyszło się mierzyć z ekipą Wilków. The Reds od samego początku kontrolowali przebieg meczu, ale przez jakiś nie mogli udokumentować swojej przewagi strzeleniem gola. Ta sztuka udała się dopiero pod koniec pierwszej połowy, dzięki Sadio Mané, który strzelił jedyną i zwycięską bramkę. Tak więc rok 2019 skończyliśmy zwycięstwem.

Styczeń

Sheffield United Spotkanie z rewelacją tegorocznych rozgrywek Premier League - Sheffield United, w zasadzie nie różniło się dużo od meczu kończącego rok 2019. Liverpool już w 4. minucie objął prowadzenie za sprawą Salaha i spokojnie kontrolował przebieg całego meczu. W drugiej połowie wynik spotkania na 2:0 ustawił Sadio Mané. The Reds dalej kontynuują swoją passę bez porażki na własnym stadionie.


FA Cup Wynik losowania 3. rundy Pucharu Anglii nie był łaskawy. Trafiliśmy na rywala zza miedzy. Jak zwykle, The Normal One w pucharach postanowił wysłać do boju nieokrzesanych chłopaków. Od pierwszego gwizdka sędziego, Adrián miał sporo roboty w bramce i nie zawiódł. Później spotkanie nieco się ustabilizowało, a Liverpool powoli przejmował nad nim kontrolę. Długo utrzymywał się wynik remisowy, aż w końcu prawdziwą rakietę odpalił Curtis Jones. Cóż to było za trafienie! Debiutancka bramka wychowanka Liverpoolu w takim stylu i w takim meczu na pewno doda mu wiatru w żagle i dodatkowo zmotywuje do ciężkiej pracy. W 4. rundzie FA Cup trafiliśmy na zespół z League One - Shrewsbury Town. Takiej możliwości do wystawienia młodzieży Jürgen nie przepuści.

Spurs Spotkanie z Tottenhamem na ich stadionie nigdy nie należy do naj-

łatwiejszych i tak było również tym razem. Podopieczni José Mourinho od samego początku oddali inicjatywę gościom i czyhali na wyprowadzenie ataku z kontry. Liverpool szybko zaczął tworzyć sobie dogodne szanse na zdobycie bramki, a jedną z nich w końcówce pierwszej połowy wykorzystał nie kto inny, jak Firmino. Liverpool dążył do zdobycia drugiej bramki, aby ta pozwoliła uspokoić spotkanie, ale to się nie udało. Tottenham, nie mający nic do stracenia, rzucił się na The Reds w celu odwrócenia losów meczu. Koguty miały sporo szans, nawet i stuprocentowych, ale żadna z nich zakończyła się powodzeniem. Liverpool wywiózł arcyważne trzy punkty z bardzo trudnego terenu, zachowując przy tym kolejne czyste konto z rzędu.

Podsumowanie Podsumowując, rzekoma weryfikacja nie miała miejsca, a sam okres grudniowo-styczniowy był bardzo udany, patrząc na to, że dołożyliśmy

kolejne trofeum do klubowej gabloty. Zostaliśmy również pierwszą angielską drużyną, która wygrała Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy oraz Klubowe Mistrzostwa Świata w jednym roku. Gra defensywna całego zespołu uległa diametralnej poprawie. Nasi zawodnicy zostali również nagrodzeni indywidualnie, m. in. podczas Gali Złotej Piłki w Paryżu. Aż 7 graczy the Reds: VVD (2 miejsce), Mané (4 miejsce), Salah (5 miejsce), Alisson (7 miejsce), Bobby (17 miejsce), Trent (19 miejsce) oraz Gini (26 miejsce) znalazło się wśród 30 nominowanych do nagrody Złotej Piłki. Ali otrzymał nagrodę im. Lewa Jaszyna dla najlepszego bramkarza na świecie, a 5 naszych zawodników: Ali, VVD, Trent, Robo oraz Sadio znalazło się w Drużynie Roku UEFA 2019, całkowicie deklasując ten plebiscyt. Takie sukcesy tylko napędzają i motywują do dalszej pracy. Mecz z Tottenhamem nie należał do najłatwiejszych, ale cieszy końcowy wynik. Wygrana 1:0 po bramce Firmino. fot.: footballtransfertavern.com

17• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Prawe skrzydło na la Liverpool w tym sezonie zaskakująco dobrze, patrząc na dotychczasowe poczynania ekipy Jürgena Kloppa w krajowych pucharach, prezentuje się w FA Cup i Carabao Cup, mimo że z tego ostatniego już odpadł przez idiotyczny terminarz zarządzony przez angielską federację. Skąd ta zmiana? Młodzież, którą niemiecki szkoleniowiec desygnuje do gry w tych rozgrywkach, weszła na naprawdę wysoki poziom i potrafi ogrywać już zespoły Premier League. Duża w tym zasługa pewnego dzieciaka, który oczarował całą Anglię... Mikołaj Sarnowski

H

arvey Elliott, bo to o nim będzie mowa, urodził się 04.04.2003 roku w Chertsey. Karierę rozpoczynał w stołecznym Fulham, gdzie występował w drużynach młodzieżowych. Przełom nastąpił w sezonie 18/19 kiedy to dostał okazję debiutu w pierwszym zespole The Cottagers w rozgrywkach Pucharu Ligi. Trener Slaviša Jokanović wpuścił go na boisko w 81. minucie meczu z Millwall. W ten sposób stał się najmłodszym zawodnikiem w historii EFL Cup. Lecz na tym nie koniec rekordów, bo w maju 2019 roku zadebiutował w meczu Premier League przeciwko Wolverhampton, co uczyniło go również najmłodszym zawodnikiem, który kiedykolwiek zagrał w tych rozgrywkach. Te wyczyny, w połączeniu ze świetną dyspozycją w drużynach juniorskich, musiały przykuć uwagę gigantów angielskiej i światowej piłki nożnej. Choć zainteresowanie Harveyem wykazywały zarówno Real Madryt jak i PSG, Anglik zdecydował się na przejście do Liverpoolu. Transfer

sfinalizowano 28. lipca ubiegłego roku. Choć była to transakcja bezgotówkowa, bo zawodnikowi wygasł kontrakt, to The Reds byli zobligowani do uiszczenia tzw. "opłaty za wyszkolenie zawodnika". Okazja do zaprezentowania się przed kibicami nastąpiła błyskawicznie, bo tego samego dnia Liverpool grał w towarzyskim meczu z Napoli, a Elliott wszedł w nim z ławki. Okres przygotowawczy spędzony z pierwszą drużyną zaowocował oficjalnym debiutem już 25. września w meczu przeciwko MK Dons w, a jakże, Carabao Cup. I tutaj również zgarnął tytuł najmłodszego w historii klubu zawodnika debiutującego w meczu Pucharu Ligi. Czym Elliott wyróżnia się przede wszystkim? O to najlepiej zapytać osobę, która miała okazję mierzyć się z Anglikiem. „Cechowała go duża szybkość w podejmowaniu decyzji i umiejętność wejścia w pojedynek 1 na 1. Widać było, że ma za sobą już treningi z pierwszą drużyną i parę meczy w niej. Choć aż tak się nie wyróżniał, to pewność siebie i ta 'prędkość' była dobrze widocz-

18• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Harvey Elliott fot.: liverpooloffside.sbnation.com


ata ne”- zdradza Mateusz Łęgowski, zawodnik drużyny młodzieżowej Valencii, a prywatnie mój przyjaciel, który miał okazję zagrać przeciwko zawodnikowi Liverpoolu w ze-

szłorocznej edycji Pucharu Syrenki - Anglicy wygrali w nim, pokonując Polaków w finale po serii rzutów karnych. Ciężko się nie zgodzić z tymi słowami. Elliott gra bez żad-

nych kompleksów ani strachu. Czy to z Evertonem, czy nawet z Aston Villą, robił dużą różnicę na skrzydle i doskonale wchodził w pojedynki z obrońcami. Mający znacznie większe doświadczenie boczni defensorzy pokroju Lucasa Digne lub Neila Taylora w wielu momentach mieli go już widocznie dość, ponieważ raz za razem mijał ich na prawej flance. W meczach pucharowych pierwszej drużyny genialnie współpracuje z kolejnym odkryciem Neco Williamsem. Przy tak harmonijnym rozwoju kwestią czasu jest aż zacznie dostawać minuty w meczach Premier League. Widać po nim, że chłonie całym sobą wiedzę przekazywaną mu przez Jürgena Kloppa, co pokazuje swoją pracą w defensywie, gdzie, mimo bycia napastnikiem, haruje dla drużyny i nie odpuszcza żadnej piłki. Obserwowanie rozwoju Harveya Elliotta powoduje u kibiców Liverpoolu naprawdę szczery uśmiech na twarzy. Liverpoolska młodzież prezentuje się naprawdę okazale, co pozytywnie nastraja na przyszłość i pozwala sądzić, że era po Salahu, Mané czy Firmino nie musi oznaczać wydawania bajońskich sum na gwiazdy - być może jedna z nich dorasta nam już na Anfield. Mnie osobiście postać Anglika pasjonuje z jeszcze jednego powodu. Mianowicie rozpoczyna już ten etap, kiedy to zawodnicy młodsi ode mnie zaczynają odciskać swoje piętno w światowym futbolu. No cóż, pozostaje nam tylko życzyć Elliottowi owocnej kariery oraz tego, żeby zachwycał nas jak najdłużej i jak najmocniej.

19• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Japończyk na pokładzie The Reds Na ponad tydzień przed otwarciem zimowego okienka transferowego cały piłkarski świat obiegła informacja o dość ciekawym wzmocnieniu The Reds. Do zespołu prowadzonego przez Jürgena Kloppa, za kwotę ok. 7 milionów funtów, dołączył Takumi Minamino. Z pewnością było to spowodowane bardzo dużym wrażeniem, które wywarł na Kloppie podczas wizyty na Anfield, wraz z drużyna RB Salzburg. Warto z tego powodu prześledzić dotychczasową karierę nowego zawodnika Liverpoolu. Kacper Kosterna

fot.: rte.ie

20• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


T

Pierwszy mecz Japończyka w lidze nie należał do najłatwiejszych. Zagrał 57 min. z Wolverhampton zmienając Sadio Mané. fot.: liverpooloffside.sbnation.com

akumi Minamino urodził się 16 stycznia 1995 roku. Jego bardzo ważną cechą jest przede wszystkim wszechstronność. Już w Salzburgu pokazywał, że może grać zarówno na lewej, jak i prawej stronie boiska, a także jako cofnięty napastnik. Można powiedzieć, ze Takumi jest filigranowym zawodnikiem, gdyż mierzy on jedynie 174 centymetry i waży 67 kilogramów. Nie przeszkadza mu to jednak w poruszaniu się miedzy rosłymi zawodnikami. Kolejnymi atutami Japończyka jest bardzo dobra technika oraz tempo, którym dysponuje. Mimo młodego wieku, ma rozegrane już 22 mecze w reprezentacji Japonii, w których strzelił 11 bramek oraz zanotował 3 asysty. Właśnie w rodzimej lidze zaczął swoją profesjonalna przygodę z futbolem. Już od 12 roku życia grał w drużynie Cerezo Osaka. Szanse na debiut dostał już w 2012 roku, w wieku 17 lat w rozgrywkach J1 League. W najwyższej klasie rozgrywkowej w Japonii zaliczył aż 62 występy, w których strzelił 7 bramek oraz zaliczył 6 asyst. Z pewnością nie są to powalające statystyki, lecz warto podkreślić, że były to dopiero pierwsze kroki Minamino w profesjonalnym futbolu. Dobre występy Japończyka zaowocowały transferem do austriackiego RB Salzburg. Minamino kosztował Austriaków jedynie 800 tysięcy Euro. Takumi miał być świetnym wzmocnieniem zespołu oraz inwestycją w przyszłość. Włodarze klubu z Salzburga nie mylili się, gdyż w przeciągu półtora sezonu Minamino zaliczył 57 występów, w których zdobył 16 bramek oraz 9 asyst. Z sezonu na sezon forma oraz wartość zawodnika rosła. Widać było po jego grze, że wyrasta na gwiazdę oraz lidera zespołu. W przeciągu pięciu lat rozegrał w Salzburgu 199 meczów, w których zdobył 64 bramki oraz zaliczył 44 asysty. Dzięki klubowi z Austrii, Takumi zaliczył swój debiut w europejskich pucharach, grając w Lidze Europy oraz Lidze Mistrzów. Był czołową postacią w każdym zespole, w którym dane mu było zagrać, kreując przy tym większość ataków oraz wprowadzając spokój w grze. Miejmy nadzieje, że pod okiem Kloppa rozwinie się jeszcze bardziej i stanie jeszcze lepszym piłkarzem. Według trenera The Reds, Takumi ma papiery na granie na najwyższym poziomie, lecz do tego potrzeba czasu oraz wielu treningów. 21• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Rozliczamy beniaminków! Co roku, fani angielskiej piłki zastanawiają się nad dyspozycją 3 zespołów, które wywalczą promocję z Championship. Nic dziwnego – rywalizacja „kopciuszków” zawsze ma swój smak, a kibice często wspierają tych, którzy przed sezonem na papierze wyglądają najsłabiej. Ponad 20 kolejek Premier League to jednak wystarczający okres, aby ocenić postawę tegorocznych beniaminków najlepszej ligi świata. Michał Majdak Aston Villa, Norwich City i Sheffield United (w kolejności alfabetycznej) – to te drużyny zostały nagrodzone awansem do Premier League i w lipcu 2019 rozpoczynały bardzo ważny sezon w historii każdego z klubów. Najwięcej spodziewano się po Norwich City - „Kanarki” w cuglach wygrały rywalizację na zapleczu angielskiej ekstraklasy, zdobywając w 46 spotkaniach 94 punkty. Drużynę niemieckiego szkoleniowca, Daniela Farke’a do awansu poprowadził napastnik Teemu Pukki. Fin rozegrał najlepszy sezon w karierze, a strzelenie 29 bramek pozwoliło mu zająć 1 miejsce w rywalizacji strzelców. Z dorobkiem 89 punktów sezon 2018/19 zakończył Sheffield United. „Szable” wróciły na najwyższy poziom angielskich rozgrywek po 12 latach. Najdłużej o awans musiała walczyć Aston Villa. Klub z Birmingham, który spędził na zapleczu Premier League 3 kampanie, na początku poprzedniego sezonu został oddany w ręce Deana Smitha i Johna Terry’ego. The Villans toczyli zażarty bój w barażach o Premier League, ale ostatecznie wygrali rywalizację z Derby County.

Losy 3 zespołów potoczyły się jednak bardzo różnorako. Największym zaskoczeniem okazała się dyspozycja Sheffield United. Zespół Chrisa Wildera przed sezonem dokonał bardzo mądrych i celnych transferów. Menedżer zadbał o to, aby świetnie dysponowany blok defensywny nie uległ zmianie. Więcej zmian zaszło za to w ofensywie i środku pola. Do zespołu dołączył m.in. Dean Henderson, Lys Mousset czy Olivier McBurnie. Henderson, wypożyczony z Manchesteru Uni-

Aston Villa przez cały sezon ani razu nie zameldowała się w górnej połowie tabeli. Najlepszym wynikiem zawodników z Birmingham okazało się 12 miejsce

22• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

ted, zbiera świetne recenzje i jest dziś jednym z najlepszych bramkarzy Premier League. Mousset i McBurnie tworzą skuteczną parę napastników, która pozwala kibicom z Sheffield optymistycznie patrzeć w przyszłość. Billy Sharp, gwiazda drużyny, staje się już coraz bardziej wiekowym zawodnikiem – dlatego tym bardziej ważne było znalezienie jego następców. Świetny sezon rozgrywa John Fleck, szkocki dyrygent środka pola Sheffield United. W dotychczasowych występach uzbierał już 5 goli i 6 asyst. Klub z Bramall Lane w tym sezonie przez większość rozgrywek zajmuje miejsce w górnej połowie tabeli. Najlepszy czas dla „Szabli” rozpoczął się od 9 kolejki, kiedy to Sheffield United niespodziewanie pokonało Arsenal 1:0. Zaledwie 3 serie gier później, drużyna Chrisa Wildera była już 5 w tabeli! Na 5 miejsce „Szable” wróciły jeszcze po 18 kolejce rozgrywek, po serii 3 zwycięstw z Norwich City, Aston Villą i Brighton. Później beniaminka czekała jednak seria 5 bardzo trudnych meczów. Ich rywalami byli kolejno: Manchester City, Liverpool, West Ham, Arsenal i po-


Teemu Pukki, najskuteczniejszy zawodnik Kanarków fot.: https://www.canaries.co.uk

nownie Manchester City. Zdobycie w tych spotkaniach 4 oczek (co i tak nie jest słabym wynikiem) spowodowało spadek na 8 miejsce w tabeli Premier League. Strata do rywali nie jest jednak duża: zarówno Wolverhampton, Tottenham jak i Manchester United mają zaledwie punkt więcej, a więc rywalizacja o 4. miejsce będzie pasjonująca – a patrząc na to, jak odważny futbol grają w tym sezonie „Szable”, pod żadnym pozorem nie można ich skreślać w walce o europejskie puchary. Sheffield United zmierzyło się z Liverpoolem w tym sezonie już dwukrotnie. Pierwszy mecz, rozgrywany na Bramall Lane odbył się w

wiedzenia. Liverpool wygrał 2:0, a w całym meczu The Reds uzyskali wynik 75% posiadania piłki. Zdecydowanie gorzej od beniaminka z Sheffield radzi sobie Aston Villa. Piłkarze Deana Smitha tylko przez moment zdawali się radzić sobie z realiami Premier League. Zdecydowaną większość sezonu klub z Birmingham spędził oscylując wokół strefy spadkowej. Najważniejszą postacią drużyny jest bez wątpienia Jack Grealish – gwiazda The Villans jest najskuteczniejszym graczem zespołu i choć latem wiele klubów miało chrapkę na ofensywnego pomocnika, stało się jasne, że nie opuści on Aston Villi. Podobnie zachował się inny gracz środka pola – John McGinn. Zmiany musiały nastąpić w formacji ataku – Tanny Abraham, który zdobył dla The Villans aż 24 gole w poprzednim sezonie, powrócił do Chelsea po zakończeniu okresu wypożyczenia. Właściciele klubu wykupili więc innego zawodnika, który przebywał na wypożycze7 kolejce. Liverpool wygrał 1:0 po niu – Anwara El-Ghaziego, który był golu Wijnalduma, ale było to bar- jednym z architektów awansu do dzo wyrównane spotkanie. Jürgen Premier League. Innym wzmocnieKlopp przyznał po meczu, że był niem pierwszej linii okazał się Wepod wielkim wrażeniem postawy sley – za brazylijskiego napastnika beniaminka. „A nawet pod bardzo Aston Villa zapłaciła Club Brugge wielkim, jeśli mam być szczery. Spo- aż 22,5 mln funtów. Do klubu dosób, w jaki grają i walczą, przypo- łączyli też m.in. Tom Heaton, który mina mi to, co działo się kiedyś w z miejsca stał się pierwszym bramFSV Mainz. Bez względu na to, jaki karzem, Douglas Luiz – kolejny Braprzyjeżdżał przeciwnik, piłkarze zylijczyk, kupiony z Manchesteru mieli wolną rękę i grali tak, jakby City, a także zawodnicy defensywnikt ich nie mógł zatrzymać. Shef- ni z doświadczeniem w Premier Lefield było naprawdę groźne po sta- ague – Matt Targett z Southampton łych fragmentach gry i wrzutach z czy Tyrone Mings z Bournemouth. Aston Villa przez cały sezon ani autu. To drobne rzeczy, ale dzięki nim stworzyli sobie wiele sytuacji, razu nie zameldowała się w górnej po których mogli z nami wygrać.” połowie tabeli. Najlepszym wyniDrugie starcie obu zespo- kiem zawodników z Birmingham łów odbyło się na początku roku okazało się 12 miejsce. Sytuacja 2020. Drużyna Chrisa Wildera na ta miała miejsce w 9 kolejce, po Anfield nie miała wiele do po- tym, jak The Villans pokonali Bri23• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ghton 2:1. Dużą bolączką drużyny jest słaba dyspozycja na wyjazdach, gdzie Aston Villa traci średnio 2 gole w meczu – najwięcej w całej lidze! Kibice mogą narzekać także na dyspozycję piłkarzy w drugich połowach meczów. Aston Villa prowadziła do przerwy w spotkaniach m.in. z Arsenalem, Tottenhamem, Liverpoolem, aby ostatecznie z tych trzech spotkań nie wygrać… ani jednego. Ostatnie mecze pokazują jednak, że trener Dean Smith stopniowo układa zespół, który gra coraz mądrzej. To daje fanom Aston Villi nadzieję, że klub będzie w stanie uniknąć rozpaczliwej walki o utrzymanie w Premier League do ostatnich kolejek. Piłkarze Deana Smitha w tym sezonie tylko raz mierzyli się z Liverpoolem w Premier League (kuriozalny mecz, w którym AV pokonała młodzież The Reds, miał miejsce w rozgrywkach Pucharu Ligi Angielskiej). W lidze obie drużyny

Tyrone Mings w tym sezonie definitywnie trafił do klubu z Villa Park fot.: moneycontrol.com

Piłkarze Norwich City nie wspominają najlepiej jedynego starcia z Liverpoolem w tym sezonie. Mecz Liverpool – Norwich City inaugurował obecny sezon Premier League. The Reds nie mieli litości dla beniaminka i już po 42 minutach na Anfield widniał wynik 4:0.

24• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

zmierzyły się w listopadzie 2019, w ramach 11 kolejki rozgrywek. The Villans szybko objęli prowadzenie, a piłkarze Liverpoolu długo męczyli się z dobrze dysponowaną defensywą Aston Villi oraz… systemem VAR. Jeszcze w pierwszej połowie nie uznano gola Roberto Firmino, tłumacząc to minimalnym spalonym oraz rzutu karnego po wyraźnym faulu na Sadio Mané. The Reds konsekwentnie szukali dostępu do bramki i dopięli swego w samej końcówce meczu. Najpierw Andy Robertson zdobył gola w 87. minucie meczu, a w doliczonym czasie gry zwycięstwo dla Liverpoolu zapewnił Mané. Jeszcze gorzej wygląda sprawa jeżeli chodzi o Norwich City. Choć „Kanarki” w zeszłym sezonie byli najmocniejszym ogniwem Championship, to rywalizacja w Premier League całkowicie ich przerosła. A przed rozpoczęciem rozgrywek nic nie zapowiadało takiego rozczaro-


wania. Trener Daniel Farke postanowił nie ruszać dobrze funkcjonującej drużyny i dokonał jedynie kosmetycznych zmian w składzie. Władze klubu wypożyczyły bramkarza Ralfa Fährmanna z Schalke 04, a obronę wzmocniono jedynie prawym obrońcą, Samuelem Byramem z West Hamu United. Oprócz tego, wypożyczono z Sevilli FC defensywnego pomocnika, Ibrahima Amadou, a zmiennikiem Teemuu Pukkiego w ataku miał być Josip Drmić, któremu skończył się kontrakt z Borussią Mönchengladbach. Szybko okazało się jednak, że „estetyczne” wzmocnienia nie przyniosły dobrego skutku. Poza Byramem, żaden z wymienionych wyżej zawodników nie rozegrał więcej niż 1000 minut w obecnym sezonie. Trener Daniel Farke zaufał więc tym, którzy nie zawiedli go rok temu. Czy wyszedł na tym dobrze? Patrząc na obecną sytuację „Kanarków” w tabeli, odpowiedź nasuwa się sama. Norwich jeszcze przed końcem roku 2019 wylądowało na ostatniej pozycji w tabeli i od tamtego czasu sytuacja się nie zmieniła. Ten bieg sytuacji jest dużym rozczarowaniem dla fanów beniaminka, zwłaszcza, że piłkarze z Carrow Lane rozpoczęli sezon dając kibicom dużą dawkę optymizmu. Zwycięstwo nad Manchesterem City 3:2 w 5 kolejce jest tego najlepszym dowodem. Wygrać z City, które strzeliło dwie bramki, to nie jest łatwa sztuka. Potem przyszło jednak 7 meczów, w których Norwich City zdobyli tylko 1 punkt. I choć później „Kanarki” wlały w serca kibiców nadzieję na uratowanie sezonu wygraną z Evertonem i remisem z Arsenalem, to dobre mecze z trudnymi rywalami przeplatali z porażkami z zespołami o potencjalnie mniejszej sile rażenia. To

Zdecydowanie najlepiej z beniaminków radzi sobie ekipa Shefield United fot.: redmenfamily.de

sprawiło, że obecna sytuacja Norwich w tabeli jest bardzo trudna. Piłkarze Norwich City nie wspominają najlepiej jedynego starcia z Liverpoolem w tym sezonie. Mecz Liverpool – Norwich City inaugurował obecny sezon Premier League. The Reds nie mieli litości dla beniaminka i już po 42 minutach, na słynnej czerwonej tablicy na Anfield widniał wynik 4:0. Co prawda, w drugiej połowie „Kanarki” zaprezentowały kawa-

łek dobrego futbolu, ale wystarczyło to jedynie na bramkę honorową, którą zdobył Teemuu Pukki. Przykład beniaminków Premier League pokazuje piękno piłki nożnej. Nieznane wcześniej „niedzielnemu kibicowi” Sheffield United bije się o europejskie puchary, marka jaką wciąż jest Aston Villa balansuje na granicy utrzymania, a Norwich City, które rok temu nie miało sobie równych w Championship, czeka walka na śmierć i życie o utrzymanie w elicie. Wszystkie trzy drużyny pokazały jednak w poprzednim sezonie, na co je stać – na pewno więc nie można ich skreślać do samego końca.

25• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: goal.com

Trzy litery

VAR

Gdyby zapytać fanów piłki nożnej o trzy litery, które wywarły największy wpływ na angielski futbol w sezonie 2019/2020, to ci, którzy nie odpowiedzieliby LFC, z dużą dozą prawdopodobieństwa wskazaliby na VAR - dla wielu narzędzie, które miało zbawić piłkę nożną, dla innych zabójca ducha gry. Jak zwykle, prawda leży gdzieś po środku, jednak w poniższym tekście mam zamiar skupić się na bardziej uchwytnym aspekcie wprowadzenia „wideo-asystenta sędziego” do Premier League, a mianowicie – jak nowe narzędzie w praktyce wpływa na zdobycze bramkowe poszczególnych klubów i, co ważniejsze, czy The Reds faktycznie skorzystali na wprowadzeniu kontrowersyjnego systemu? Zobaczmy. Bartłomiej Surma 26• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Z

acznijmy więc od suchych liczb. W sezonie 2019/2020 po weryfikacji wideo decyzję arbitra głównego zmieniono w sumie 72 razy (stan na 23. stycznia). Kto najczęściej korzystał na zmianach decyzji sędziego przez VAR? Wydawałoby się, że któraś z czołowych ekip, np. Liverpool – tak podpowiadałaby logika – jednak okazuje się, że prawda jest zgoła odmienna. Zgodnie z wykazem wszystkich dotychczasowych interwencji VAR-u w Premier League, które ostatecznie zmieniały decyzję arbitra głównego (opublikowanej na łamach ESPN), najwięcej korzyści z wprowadzenia go do rozgrywek angielskiej ligi odniósł zespół… Brighton and Hove Albion. Do zmiany decyzji sędziego na korzyść Mew doszło aż ośmiokrotnie (przy dwóch decyzjach VAR -u na niekorzyść) i dzięki tym zmianom ekipa Grahama Pottera w ogólnym rozrachunku zyskała sześć goli. Następny na liście największych beneficjentów wprowadzenia nowego systemu jest zespół Crystal Palace - VAR w meczach z udziałem piłkarzy Roya Hodgsona zmieniał decyzję na ich korzyść aż sześć razy, co sprawiło, że londyńczycy mają o cztery gole lepszy bilans bramkowy niż mieliby w sezonie bez VAR-u (podobnie wygląda to w przypadku Manchesteru United). Na drugim końcu stawki znajduje się zaś ekipa Norwich, która, gdyby nie wprowadzenie "wideo-asystenta sędziego", miałaby bilans lepszy o sześć goli. Panowie przed monitorami zmieniali decyzję arbitra głównego na niekorzyść Kanarków aż siedmiokrotnie, a tylko raz zdarzyło się, żeby Pukki i spółka skorzystali na zastosowaniu VAR-u. Co ciekawe, drugą najbardziej "poszkodowaną" przez wideoweryfikację ekipą jest bez wątpienia rewelacja tego sezonu, czyli Sheffield United. Be-

niaminek "dzięki" VAR-owi ma o pięć goli gorszy bilans bramkowy (sześć zmian decyzji na niekorzyść i jedna korzystna), a mimo to na poważnie liczy się w grze o europejskie puchary. W kontekście VAR-u warto też wspomnieć o Newcastle United - podopiecznym Steve'a Bruce'a wprowadzenie nowego systemu raczej nie przeszkadza. Tylko raz przekonali się o tym, że VAR może coś zmienić i jeszcze nie wiedzą, jak to jest cieszyć się z gola, który moment później zostaje anulowany.

Jak zatem prezentuje się na tym polu Liverpool? Pierwsza zmiana decyzji sędziego w spotkaniu Liverpoolu miała miejsce we wrześniowym meczu z Chelsea na Stamford Bridge – wówczas anulowano gola Cesara Azpilicuety ze względu na pozycję spaloną Masona Mounta na wcześniejszym etapie akcji i ta decyzja okazała się jak najbardziej słuszna. Kolejna sytuacja, przy której "majstrował" VAR, miała miejsce w spotkaniu na Old Trafford, gdy sędzia nie uznał gola Sadio Mane, dopatrując się zagrania ręką Senegalczyka. W tym przypadku również trzeba przyznać, że VAR wykonał dobrą robotę. Potem przyszedł mecz z Crystal Palace i cofnięcie gola Jamesa Tomkinsa po faulu Jordana Ayew na Lovrenie. Tę sytuację można różnie interpretować, natomiast z pewnością były podstawy do tego, by gola anulować, więc można oddać VAR-owi słuszność. Następnie w meczu z Watford sędziowie po analizie wideo anulowali bramkę Sadio Mane, który ich zdaniem był na pozycji spalonej. Był to jednak spalony z serii tych milimetrowych, które można rozpatrywać dwojako i zawsze znajdzie się argument na obronę zajętego stanowiska. Żyjąc jednak

w zgodzie z duchem gry, trzeba uznać tę decyzję VAR-u za błędną. 29 grudnia w spotkaniu z Wilkami decyzja sędziego głównego uległa zmianie dwukrotnie – najpierw bramka Sadio Mane została uznana po analizie VAR-u, mimo podejrzenia zagrania ręką Adama Lallany (na powtórkach widać wyraźnie, że Anglik zagrał piłkę barkiem, czyli zgodnie z przepisami), a następnie gol Pedro Neto został anulowany po dopatrzeniu się na powtórkach spalonego Jonny’ego (sytuacja analogiczna do tej Mane w spotkaniu z Watford – budząca spore kontrowersje). I wreszcie styczniowe spotkanie z Manchesterem United – na Anfield doszło do jednej zmiany decyzji arbitra, gdy Roberto Firmino wpakował piłkę do siatki ładnym uderzeniem w długi róg, ale, jak się później okazało, po wcześniejszym faulu Virgila van Dijka na Davidzie de Gei. Podsumowując, VAR zmieniał decyzję na korzyść Liverpoolu czterokrotnie i w każdym z tych przypadków było to mniej lub bardziej uzasadnione. Trzy razy decyzje były zmieniane zaś w drugą stronę, co oznacza, że The Reds na zmianach decyzji sędziego przez VAR zyskali cztery gole, ale także trzy stracili. Dla porównania, w przypadku Manchesteru City wygląda to podobnie - siedem interwencji, zmieniających orzeczenie arbitra, z czego trzy na korzyść The Citizens, a cztery nie. Czy zatem Liverpool faktycznie jest faworyzowany przez VAR? Bilans bramkowy zmian decyzji sędziego wynosi w przypadku The Reds jeden na plusie. Chyba przyznają Państwo, że to trochę mało jak na drużynę rzekomo faworyzowaną przez sędziów. Poza tym jest takie stare futbolowe powiedzenie - szczęście sprzyja lepszym. A w tym sezonie po prostu ciężko jest wskazać zespół lepszy niż Liverpool.

27• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Powrót monolitu Liverpool ma już najwięcej czystych kont w lidze. W 23 dotychczasowych spotkaniach w lidze bramkarzom The Reds 11 razy udawało się nie wpuścić gola. Najwięcej razy „na zero z tyłu” w lidze zagrał Alisson. W 15 meczach dokonał tego 9-krotnie i jest on liderem w wyścigu po Złote Rękawice, mimo że zagrał dużo mniej spotkań od innych bramkarzy. Bartek Góra

fot.: thetimes.co.uk 28• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


29• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


N

asza „jedynka” czyste konto zachowała średnio w 60% meczów tego sezonu ligowego i w tym aspekcie Brazylijczyk zdecydowanie dominuje nad resztą stawki. Biorąc pod uwagę jedynie golkiperów z co najmniej 10 meczami na koncie, jest to najwyższy wynik w lidze. Co ciekawe, na drugim miejscu z rezultatem 50% plasuje się Łukasz Fabiański (10 meczów, 5 czystych kont), a trzecią pozycję okupuje Ederson Moraes (38,1%, 21 meczów, 8 czystych kont). A jakże odmienne odczucia mieliśmy w momencie wydawania grudniowego numeru. Igor Borkowski napisał wtedy artykuł, w którym analizował przyczyny regularnego tracenia bramek przez ekipę Kloppa. W tamtym momencie Liverpool miał 2 czyste konta po 15 kolejkach, co było sporą obniżką formy w porównaniu do zeszłego sezonu. Od tamtego czasu sytuacja zmieniła się jednak o 180 stopni. 23. stycznia 2020 roku Raúl Jiménez, strzelając w 51. minucie meczu na Molineux Stadium bramkę na 1:1, przerwał passę 726 minut bez straty bramki przez Liverpool. Przełożyło się to na 7 spotkań „na zero z tyłu”, co wywindowało Alissona na szczyt klasyfikacji czystych kont. Zawodnikiem, który trafił do siatki Liverpoolu po raz ostatni przed napastnikiem Wolves, był Richarlison. Bramkę tę zdobył 4. grudnia w przegranych przez Everton 2:5 derbach Merseyside, a to oznacza, że Liverpool nie dał sobie strzelić gola przez ponad półtora miesiąca. Oczywiście mówimy wyłącznie o lidze. Z meczów nieligowych The Reds wzięli udział w Klubowych Mistrzostwach Świata oraz rozegrali po 1 meczu w Carabao i FA Cup. Czyste konto zachowali w finale KMŚ z Flamengo (1:0

po dogrywce) i 3. rundzie Pucharu Anglii z Evertonem (1:0). Natomiast w starciach z Monterrey i Aston Villą musieli wyciągać piłkę z siatki odpowiednio jednokrotnie i pięciokrotnie. Wiadomo jednak jaki skład mierzył się z The Villans. Ważnym aspektem w kontekście uszczelnienia defensywy LFC był powrót do gry Joe Gomeza. Młody Anglik do pierwszej jedenastki ponownie trafił 7. grudnia w meczu z Bournemouth i właśnie wtedy The Reds zaczęli serię 7 meczów bez straconego gola w lidze. Jeszcze

30• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Trzy filary obrony The Reds: Andrew Robertson, Virgil van Dijk i Trent Alexander-Arnold fot.: en.as.com

ciekawiej to wygląda, jeśli spojrzymy na wszystkie spotkania z udziałem Gomeza od pojedynku z Wisienkami. W okresie 7.12 - 19.01 Joe zagrał w 11 meczach, a drużyna w tym czasie straciła tylko jedną bramkę. Wydaje się więc, że duet Gomez - Van Dijk jest dla nas idealnym rozwiązaniem na środek obrony. Zagłębiając się jeszcze dalej, nie sposób nie zauwa-


żyć, że Gomez mimo rozegrania zaledwie 40% minut w tej kampanii przyczynił się do 11 z wszystkich 13 czystych kont Livepoolu. Van Dijk gra zawsze i niezmiennie prezentuje bardzo wysoki poziom, jednak w duecie z innymi naszymi stoperami rzadko udawało mu się zapobiec straceniu bramki przez LFC. Gomez w ciągu pierwszych 15 kolejek sezonu zaliczył jedynie 107 minut, w tym 90 minut w pierwszej kolejce z Norwich. W tych 15 kolejkach, gdy Anglik nie grał albo w ogóle, albo wchodził

na same końcówki, Liverpool stracił 14 bramek. Natomiast od kiedy wrócił na stałe do wyjściowej jedenastki, w 8 spotkaniach The Reds wyciągali piłkę z siatki tylko jeden raz. Te wszystkie fakty, tudzież ciekawostki, pokazują realną wartość Joe Gomeza dla drużyny z miasta Beatlesów. Anglik w parze z Van Dijkiem sprawdza się idealnie. Razem stanowią barierę niemal nie do przejścia, a przynajmniej mało komu udaje się ją sforsować. Liverpool znacznie poprawił w ostatnim czasie defensywę. Złoży-

ło się na to wiele czynników. Alisson doszedł do siebie po urazie łydki, Gomez przebił się do pierwszej jedenastki i złapał pewność siebie, a Van Dijk oczywiście dominuje nad rywalami i lideruje na boisku. Do tego dochodzi też dobra gra w destrukcji naszych pomocników oraz ograniczenie błędów w defensywie Trenta i Robbo. To wszystko sprawia, że The Reds znów mogą mówić, że mają najlepszą obronę w lidze. Zresztą, warto by raczej zapytać, czego w tym sezonie nie mają najlepszego?

31• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


32• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Zdjęcie numeru Radość Alissona Beckera po strzeleniu przez Mohameda Salaha drugiej bramki w meczu z Manchesterem United fot.: facebook.com/liverpoolfc

33• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Wreszcie zwycięstwo w najważniejszym z pucharów

Jimmy Case i Ray Kennedy podnoszą puchar po wygranym meczu z Borussią Mönchengladbach 3:1, fot.: theanfieldwrap.com

25 maja 1977 r. na Stadio Olimpico w Rzymie zespół Boba Paisleya wszedł na sam szczyt europejskiej piłki klubowej. Stolica Włoch okazała się (nie po raz ostatni) niezwykle szczęśliwa dla Liverpoolu dopingowanego przez 27 tysięcy kibiców wyposażonych w niecodzienne flagi w biało-czerwoną szachownicę. „The Reds” po zwycięstwie 3:1 nad Borussią Mönchengladbach po raz pierwszy w historii zdobyli Puchar Europejskich Mistrzów Klubowych. Bartosz Bolesławski 34• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


L

iverpool FC zdobył Puchar UEFA w ciągu czterech lat (1973, 1976), jednak angielski futbol na progu sezonu 1976/1977 nie był zbyt ceniony. Reprezentacja nie zagrała ani w finałach MŚ 1974 (wyeliminowana przez Polskę), ani w finałach ME 1976. Wcześniej w PEMK tylko dwa razy mistrz Anglii docierał do finału (Manchester United wygrał w 1968 roku, Leeds United przegrało z Bayernem Monachium w 1975 roku). Wszyscy doceniali The Reds na czele z największą gwiazdą Kevinem Keeganem, ale głównym faworytem pozostawał Bayern - triumfator poprzednika Ligi Mistrzów w latach 1974-1976. Sezon 1975/1976 podopieczni Boba Paisleya zakończyli z dubletem. W poprzednim numerze „Polish Reds” opisywaliśmy dokładnie drogę do zwycięstwa w Pucharze UEFA 1976, natomiast w lidze Liverpool mistrzostwo zapewnił sobie dopiero w ostatniej kolejce dzięki zwycięstwu 3:1 na Molineux z Wolverhampton Wanderers (drugie w tabeli Queens Park Rangers miało tylko punkt straty). Dużo gorzej było w FA Cup, gdzie The Reds odpadli już w czwartej rundzie po porażce 0:1 z Derby County. Mimo wpadki w Pucharze Anglii, sezon 1975/1976 należało uznać za bardzo udany, jednak tylko najwięksi optymiści mogli myśleć o potrójnej koronie w następnych rozgrywkach; mistrzostwo jak najbardziej do zdobycia, można było się także poprawić w FA Cup, ale Puchar Mistrzów? Przed startem sezonu pozostawało to raczej w sferze marzeń, nie celów. Zwycięskiego składu się nie zmienia, więc w lecie 1976 roku Bob Paisley raczej nie szalał na rynku transferowym. W bramce mógł liczyć na sprawdzonego Raya Clemence’a, na środku obrony pewność da-

wali weteran Tommy Smith (coraz częściej jednak ustępujący miejsca Philowi Thompsonowi) i kapitan Emlyn Hughes. Na bokach wspierali ich Phil Neal i Walijczyk Joey Jones. Ray Kennedy, ostatni transfer „Shanksa”, został przesunięty z ataku do środka pola: „Zauważyłem, że oprócz twardości i dobrego opanowania piłki Ray posiada niezwykłą piłkarską wyobraźnię, która pozwoli mu znakomicie pokierować naszą grą – komentował Paisley”. (Kazimierz Romaniec, Razem do sukcesów [w:] Od Realu do Barcelony. Encyklopedia piłkarska FUJI, Katowice 1992, s. 110).

25 maja 1977 roku na Stadio Olimpico w Rzymie rywalem Liverpoolu był stary znajomy z finału Pucharu UEFA 1973 – Borussia Mönchengladbach. Zmienili się jedynie trenerzy obydwu ekip, bo Billa Shankly’ego zastąpił Bob Paisley, a Hennesa Weisweilera zmienił Udo Lattek Kennedy’ego wspierali Irlandczyk Steve Heighway (absolwent ekonomii, którego Keegan wskazywał jako najlepszego zawodnika Liverpoolu w sezonie 1976/1977) i Jimmy Case (z pewnością dobrze pamięta go bramkarz Śląska Wrocław Zygmunt Kalinowski, które-

mu Case strzelił hat-tricka w meczu Pucharu UEFA na Anfield w grudniu 1975 roku). Niezwykle istotny był także grający ofensywnie Terry McDermott. W ataku gwiazdą pierwszej wielkości był Kevin Keegan, groźny był także świetnie grający w powietrzu Walijczyk John Toshack. Do tego trzeba dodać drugiego weterana, który razem ze Smithem pamiętał jeszcze zdobycie pierwszego historycznego Pucharu Anglii w 1965 roku, był także mistrzem świata w 1966 roku – mowa oczywiście o 34-letnim Ianie Callaghanie. Świetnym zmiennikiem był rudowłosy David Fairclough. Taki skład nie potrzebował wzmocnień, dlatego Bob Paisley postawił na uzupełnienia – do składu doszli 17-letni pomocnik Sammy Lee oraz 24-letni napastnik David Johnson (kupiony z Ipswich Town). W pierwszej rundzie PEMK na drodze „The Reds” stanął mistrz Irlandii Północnej Crusaders FC. Na Anfield po bramkach Neala i Toshacka Liverpool gładko wygrał 2:0, mimo że nie zaprezentował się zbyt dobrze. W rewanżu w Belfaście zwyciężył aż 5:0, co zdecydowanie nie oddawało przebiegu meczu – w początkowej fazie meczu to Irlandczycy dwukrotnie trafili w poprzeczkę i mimo że w 34. minucie Keegan strzelił gola, gospodarze twardo walczyli o zwycięstwo. W 80. minucie po strzale z dystansu bramkarz Crusaders FC dość nieporadnie starał się złapać piłkę, w końcu z bliska dobił ją do bramki Johnson i Irlandczycy się podłamali. Stąd w ostatnich minutach bramki McDermotta, Heighwaya i ponownie Johnsona. W następnej rundzie chłopcy Boba Paisleya mieli daleki i nieprzyjemny wyjazd do wschodniej Turcji. W Trabzonie na fatalnym boisku przegrali 0:1 po mocno wątpliwym rzu-

35• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


cie karnym, ale sprawę załatwili u siebie – Heighway strzelił w ósmej minucie, Johnson w dziesiątej, a Keegan w osiemnastej. Wystarczyło tylko utrzymać koncentrację w obronie i „dograć” mecz do końca. Tak też się stało i po zwycięstwie 3:0 nad Trabzonsporem w ćwierćfinale czekał mistrz Francji i finalista poprzedniej edycji PEMK. „Les Verts”, finaliści poprzedniej edycji turnieju mistrzów, prowadzeni przez Roberta Herbina, wyeliminowali PSV Eindhoven. Holendrzy od Philipsa posiadali takie asy jak bracia van der Kerkhofowie, van der Kuylen czy van Beveren w bramce, ale nie potrafili przez 180 minut znaleźć recepty na znakomitą obronę „Stefańczyków” kierowaną przez Argentyńczyka Piazzę i Jugosłowianina Curkovica. Zastanawiano się, czy poradzi sobie z nią Kevin Keegan? 45 tysięcy widzów na Stade Geoffroy Guichard próżno wypatrywało go jednak w zespole gości. Kontuzja uniemożliwiła mu występ, ale właśnie dlatego Liverpool miał okazję dowieść, że nie jest „drużyną jednego zawodnika”. „Stephanois” zepchnęli z czasem podopiecznych Paisleya do głębokiej obrony, jednak na przerwę obie drużyny schodziły z czystym kontem. Dopiero przed końcem, po rzucie rożnym Dominique Bathenay strzałem z lewej nogi pokonał Clemence’a. (Kazimierz Romaniec…, s. 110-111) Rozgrywany 16 marca 1977 roku rewanż na Anfield nie mógł zacząć się dla gospodarzy lepiej. W drugiej minucie po krótko rozegranym rzucie rożnym Kevin Keegan posłał dochodzącą piłkę w pole karne. Zapewne chciał dośrodkować, ale podkręcona futbolówka zupełnie zaskoczyła wspaniałego chorwackiego bramkarza Ivana Curkovica, wpadając mu „za kołnierz”. Francu-

zi nie mogli się pozbierać do końca pierwszej połowy, ale na początku drugiej gola strzelił, podobnie jak we Francji, Dominique Bathenay. Wtedy 48 tysięcy kibiców The Reds (oprócz nich tego dnia na trybunach Anfield usiadło aż 7 tysięcy przybyszów z Francji) rozpoczęło wspaniały doping i już w 58. minucie Ray Kennedy uderzył nie do obrony z linii pola karnego, tym samym nadzieja na awans wróciła w serca liverpoolczyków. Napór trwał, w końcu na kwadrans przed końcem za zrezygnowanego Toshacka wszedł świetny drybler David Fairclough. W 84. minucie po kapitalnym długim podaniu Raya Kennedy’ego rudowłosy napastnik wyprzedził obrońcę, wziął go na plecy

36• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Tommy Smith strzela bramkę i Liverpool wychodzi na prowadzenie 2-1 w meczu z Borussią Mönchengladbach, fot.: pl.pinterest.com

i w sytuacji „sam na sam” pokonał bramkarza St. Etienne. Anfield oszalało z radości, a był to jeden z wielu wspaniałych powrotów Liverpoolu. W półfinale zadanie wydawało się teoretycznie łatwiejsze, bo czekał tam FC Zurich - mistrz Szwajcarii i „czarny koń” tej edycji PEMK. I faktycznie, przeprawa była dużo łatwiejsza niż z Francuzami. 6 kwietnia 1977 roku na słynnym lekkoatletycznym stadionie Letzigrund Szwajcarzy w szóstej minucie objęli prowadzenie po rzucie karnym, jednak bramki Neala (13’), Heighwaya (48) i znowu Neala z karnego (67’) odebrały płonne nadzieje graczom


z Zuricha. Dwa tygodnie później w rewanżu Liverpool wygrał 3:0, dwa gole strzelił Case (32’ i 76’), a wynik ustalił Kevin Keegan w 79. minucie. Pojawiła się okazja na coś, co przed startem sezonu pozostawało w sferze marzeń – potrójną koronę. 14 maja 1977 roku „The Reds” zapewnili sobie mistrzostwo Anglii, wyprzedzając o punkt Manchester City. Jednak 21 maja, w obecności prawie 100 tysięcy widzów na Wembley, Liverpool przegrał w finale Pucharu Anglii Manchesterem United 1:2. Nastroje przed finałem PEMK w Rzymie nie były zbyt dobre: W sobotę graliśmy finał Pucharu Anglii z Manchesterem United, ja byłem rezerwowym w tym meczu i

wszedłem w drugiej połowie. Byłem podwójnie rozczarowany – nie zagrałem w pierwszym składzie i przegraliśmy. Potem pojechaliśmy do Rzymu i pamiętam, że jak wyszedłem na rozgrzewkę, zamurowało mnie – na trybunach było czerwono! Miałem wrażenie, że nasi kibice prosto z Wembley przyjechali do Rzymu – wspominał w jednym z wywiadów Ian Callaghan. Na stadionie w Rzymie aż 27 z 58 tysięcy widzów stanowili przybysze znad Mersey. Nie tylko Callaghan był zdumiony liczbą kibiców The Reds. Phil Neal podkreślał, że było ich dwa razy więcej niż się spodziewał. Co ciekawe, rzymscy Carabinieri nie pozwolili Anglikom wnieść na stadion flag osadzonych na drzewcach

(było to zakazane). Anglicy szybko jednak dogadali się z kibicami AS Roma, która ma podobne barwy do Liverpoolu. Kupili po prostu flagi od nich, a policjanci nie mogli się już przyczepić – stąd oglądając fragmenty tego meczu, na trybunach widzimy morze nietypowych flag w biało-czerwoną szachownicę (piłkarze Chorwacji z pewnością czuliby się wtedy komfortowo). 25 maja 1977 roku na Stadio Olimpico w Rzymie rywalem Liverpoolu był stary znajomy z finału Pucharu UEFA 1973 – Borussia Mönchengladbach. Zmienili się jedynie trenerzy obydwu ekip, bo Billa Shankly’ego zastąpił Bob Paisley, a Hennesa Weisweilera (który po odejściu z Borussii zaliczył nieudaną przygodę na Camp Nou, zresztą został zwolniony po porażce z Liverpoolem w Pucharze UEFA) zmienił Udo Lattek, zdobywca PEMK 1974 z Bayernem Monachium. Niemcy wyeliminowali w półfinale rewelacyjne Dynamo Kijów, które wcześniej odprawiło z kwitkiem zwycięzcę trzech poprzednich edycji, czyli monachijski Bayern. Urodzony na Warmii (we wsi Boże) w 1935 roku Udo Lattek dysponował bardzo przyzwoitym składem: bramkarz Wolfgang Kneib był uważany za trzeciego w RFN po Maierze i Kargusie, obroną zarządzał fenomenalny Berti Vogts, mistrz świata (1974) i mistrz Europy (1972), do tego kreatywni i utalentowani pomocnicy Rainer Bonhof, Herbert Wimmer i Uli Stielike uznawany za następcę Beckenbauera. A w ataku niezwykle groźny strzelec wyborowy Jupp Heynckes. Liverpool wyszedł w następującym składzie: Ray Clemence - Phil Neal, Tommy Smith, Emlyn Hughes (kapitan), Joey Jones – Jimmy Case, Ray Kennedy, Ian Callaghan - Terry McDermott,

37• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Kevin Keegan, Steve Heighway. Bob Paisley nie mógł skorzystać z kontuzjowanych Phila Thompsona i Johna Toshacka (o jego absencji zdecydował lekarz w dniu meczu). Według słów Phila Neala, trener miał motywować swoich podopiecznych w szatni następującymi słowami: Kiedy ostatnio byłem w Rzymie, trwała druga wojna światowa i tłukliśmy Niemców. Zróbcie dziś to samo! Z kontuzji Toshacka cieszył się z pewnością Berti Vogts, który w 1973 roku na Anfield dwa razy przegrał z Walijczykiem pojedynki główkowe, po których Borussia traciła bramki. Tym razem miał zająć się Kevinem Keeganem i tak się w tym zapędził, że w 28. minucie, kryjąc niebiorącego udziału w akcji Keegana, zostawił pustą przestrzeń w polu karnym, w którą wbiegł McDermott – ten otrzymał prostopadłe podanie od Heighwaya i w sytuacji „sam na sam” nie dał szans Kneibowi. Wcześniej obie drużyny miały swoje szanse i mecz był ogólnie wyrównany. Prowadzenie Liverpoolu utrzymało się do przerwy, a pierwszy kwadrans drugiej połowy należał zdecydowanie do Niemców. W 52. minucie niedokładne podanie Case’a do Neala przechwycił Duńczyk Allan Simonsen i strzałem pod poprzeczkę z narożnika pola karnego zaskoczył angielskiego bramkarza. Chwilę później „oko w oko” z Clemence’em stanął Stielike, tym razem górą był golkiper The Reds. Zresztą ten okres meczu zdecydowanie należał do Borussii. Wszystko zmieniło się w 65. minucie. Steve Heighway dośrodkował z rzutu rożnego, a kapitalną główką popisał się Tommy Smith, który akurat rozgrywał sześćsetny mecz w barwach Liverpoolu. Jego pojawienie się w polu karnym zaskoczyło nie tylko Niemców,

Vogts, który sfaulował w polu karnym szarżującego Kevina Keegana. Rozgrywający ostatni mecz z barwach Liverpoolu napastnik (latem przeszedł do Hamburger SV) nie zaryzykował wykonywania jedenastki, podszedł do niej etatowy wykonawca karnych Phil Neal:

Bob Paisley, 1977 rok fot.: lfchistory.net

Liverpool na mecz z Borussią wyszedł w następującym składzie: Ray Clemence - Phil Neal, Tommy Smith, Emlyn Hughes (kapitan), Joey Jones – Jimmy Case, Ray Kennedy, Ian Callaghan - Terry McDermott, Kevin Keegan, Steve Heighway

ale także komentatorów, którzy w pierwszej chwili nie byli w stanie rozpoznać strzelca bramki. Warto dodać, że był to także pierwszy gol Smitha w sezonie. Rozstrzygnięcie padło na 10 minut przed końcem. Znowu nie popisał się Berti

38• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Borussia mocno nas cisnęła, mimo że udało się nam zdobyć dwa gole. Tommy Smith rzadko strzelał głową, więc była to dość szczęśliwa bramka. Mój przyjaciel Ray Clemence popisał się wieloma świetnymi interwencjami. W ostatnich dziesięciu minutach presja Niemców zwiększyła się, nie mieli już nic do stracenia i w ich obronie porobiły się luki. Wtedy właśnie Keegan został sfaulowany w polu karnym, a ja miałem strzelać. W bramce stał Kneib, wielki facet, który na pewno oglądał, jak strzelam z jedenastu metrów. Myślał sobie, że najczęściej strzelam w lewą stronę bramkarza, więc postanowiłem zmienić róg. Udało się, a po powrocie do domu, kiedy świętowaliśmy z chłopakami sukces w Liverpoolu, zobaczyłem jedną z najzabawniejszych rzeczy w życiu. Wziąłem do ręki jakąś gazetę, a tam było zdjęcie tego karnego. Wtedy dopiero zobaczyłem, że kiedy ja biegłem do piłki, Ian Callaghan klęczał na środku boiska i modlił się. To było coś niesamowitego! – wspominał Phil Neal. Niemcy przy stanie 1:3 nie byli już w stanie nic zdziałać. 27 tysięcy kibiców The Reds mogło rozpocząć wielkie świętowanie, a Borussia Mönchengladbach, która dwa lata później zdobyła swój drugi puchar UEFA (pierwszy w 1975 roku), już nigdy więcej nie zagrała w finale najważniejszego z europejskich pucharów. Kevin Keegan odszedł z Anfield spełniony i mógł spróbować swoich sił w Bundeslidze.


fot.: facebook.com/liverpoolfc

Liverpool-manchester united 39• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Alfabet Minamino Damian Święcicki

A B C D

systy Takumi to zawodnik, który pracuję mocno przede wszystkim dla drużyny. W obecnej edycji Ligi Mistrzów ma już na swoim koncie trzy asysty, pod tym względem wyprzedzają go tylko Tolisso, Ziyech oraz Mahrez.

ieganie

Minamino w 6 spotkaniach grupowych Ligi Mistrzów przebiegł 66,8 km, co daje średnią na poziomie 11,13 kilometrów na mecz, co jest świetnym wynikiem, jeśli chodzi o zawodnika, który najczęściej operował na szczycie diamentu, który preferował Jesse Marsch.

erezo

Osaka. Klub, do którego w wieku 12 lat dołączył Minamino. W trakcie, kiedy Takumi przebijał się przez szczeble juniorskie, mógł w pierwszej drużynie obserwować takich zawodników jak: Takashi Inui, Shinji Kagawa, Bo-kyung Kim.

ebiut

W dorosłym futbolu przypadł na 17 listopada 2012 roku. W spotkaniu Cerezo Osaka z Omiya Ardija Minamino pojawił się na boisku w 72 minucie, gdy trener Levir Culpi postanowił zdjąć z boiska Takumę Edamurę.

E

uforia

Według japońskiego eksperta piłkarskiego Hideo Tamaru przejście Minamino do Liverpoolu jest wydarzeniem porównywalnym do przejścia Shinjiego Kagawy do Manchesteru United. W Kraju Kwitnącej Wiśni zapanowała euforia i możemy się spodziewać najazdu japońskich kibiców na Anfield. Oby tylko przygoda Minamino wyglądała lepiej niż byłego zawodnika BVB na Old Trafford. 40• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


F G

irma

Managerska, które reprezentuję interesy Minamino nazywa się SARCLE CO. LTD. Działają głównie na japońskim rynku, a największymi gwiazdami stajni Sarcle są Takashi Inui z SD Eibar, Yuya Osako z Werderu Brema, Ko Itakura z Groningen i Takumi Minamino z Liverpoolu.

ole

Takumi Minamino, Erling Braut Håland, Patson Daka oraz Hee - chan Hwang strzelili razem w samej Tipico Bundeslidze 41 bramek. To bez wątpienia jeden z najlepszych wyników w całej Europie. Dla porównania Agüero, Sterling, Jesus oraz De Bruyne ustrzelili razem 43 bramki, a Messi, Griezmann, Suárez oraz Vidal razem mają 38 bramek.

H

onorarium

Dla Red Bull Salzburg z tytułu sprzedaży Minamino wynosi zaledwie 7,5 mln funtów. Michael Edwards po raz kolejny udowodnił, że jest genialnym dyrektorem sportowym, bez którego dzisiejszy sukces The Reds byłby niemożliwy.

I

zumisano Miasto w Japonii, na wyspie Honsiu, w prefekturze Osaka, w regionie Kinki. To tutaj w 1995 roku na świat przyszedł Takumi Minamino. W mieście tym usytuowany jest trzeci najwyższy budynek w Japonii - Rinku Gate Tower Building oraz Kansai International Airport - port lotniczy całkowicie usytuowany na sztucznej wyspie.

J

aponia

W reprezentacji zadebiutował 13 października w 2015 roku w spotkaniu towarzyskim przeciwko Iranowi. Pojawił się na boisku w 87 minucie w miejsce Yoshinori Muto. Ówczesnym trenerem Niebieskich Samurajów był Vahid Halilhodzic.

fot.: goal.com

41• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


K

okukun

Osaka. Nazwa szkoły, do której uczęszczał Minamino. Określany był jako bardzo aktywne dziecko, które razem ze swoim bratem - Kentą na boisku szkolnym bez przerwy był widywany z piłką przy nodze.

L

egendy

Pod koniec 2014 roku, gdy przygoda Takumiego z Cerezo Osaka dobiegała końca, partnerami w ataku młodego Japończyka byli legendarni Cacau - mistrz Niemiec z VFB Stuttgart oraz Diego Forlán jeden z najlepszych napastników w historii Ameryki Południowej. Zdecydowanie miał się od kogo uczyć rzemiosła.

M

istrzostwa

Piłki Nożnej Drużyn do lat 15. Turniej ten stał się oknem wystawowym dla Minamino. Jego Cerezo Osaka zajęło dopiero 8 miejsce w całym turniej, ale sam Takumi z 8 trafieniami został królem strzelców całej imprezy.

N

astępny

Zawodnik, który został piłkarzem The Reds, a poważne granie w piłkę zaczynał w austriackim Red Bull Salzburg. Wcześniej piłkarzami Die Bullen byli Sadio Mané oraz Naby Keïta.

O

kno

Wystawowe. Inaczej nie można nazwać tego, co wydarzyło się 2 października 2019 roku w spotkaniu Ligi Mistrzów na Anfield. Liverpool wygrał spotkanie z Salzburgiem 4:3. Wszyscy wiemy, że momentami austriacka drużyna dominowała, a Minamino był jednym z najlepszych zawodników tego spotkania. 42• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


korki stawiał były napastnik austriackiego Red Bull Salzburg.

T U

Japończyk Takumi Minamino tuż po przybyciu na Anfield fot.: en.as.com

Udało mu się pokonać Adriána w 56 minucie. Inni bohaterowie tego meczu Erling Braut Håland i Heechan Hwang albo już zdążyli zmienić klub, albo zrobią to wkrótce.

P

ierwsza

Zawodowa bramka przypadła na spotkanie w czwartej rundzie Pucharu Cesarza. 15 grudnia 2012 w spotkaniu z Shimizu S-Pulse, Takumi wpisał się na listę strzelców w 24 minucie, a jego Cerezo wygrało to spotkanie 4:0.

R

onaldo

To dzięki brazylijskiej legendzie Takumi rozpoczął przygodę z piłką. Po obejrzeniu Mistrzostw Świata rozgrywanych w Korei i Japonii w 2002 roku, Minamino zainspirował się byłą gwiazdą Barcelony i udał się na pierwszy zawodowy trening.

fot.: redmenfamily.de

S

essel Kumatori. Lokalny klub piłkarski, w któr ym swoje pier wsze

akumi W języku japońskim imię naszego nowego napastnika oznacza: „rzemieślnika”.

nited

Niewiele osób pamięta, że Minamino zdążył już strzelić bramkę naszemu największemu rywalowi - Manchesterowi United. W 2013 roku podczas azjatyckiego tournée Cerezo Osaka zmierzyło się z United. Spotkanie zakończyło się wynikiem remisowym 2:2, a jedną z bramek strzelił Minamino, który po meczu został na konferencji prasowej nazwany przez ówczesnego trenera Czerwonych Diabłów - Davida Moyesa „niezłym graczem". Jedną z bramek dla United strzelił z kolei były gracz Cerezo - Shinji Kagawa.

W

yróżnienie

W 2013 roku został wybrany najlepszym debiutantem J1 League. W 2013 roku w barwach Cerezo zanotował 8 bramek i 5 asyst, rozgrywając przy tym 2128 minut. Sakura zajęła 4 miejsce w lidze.

Z

wody

Jak już wcześniej wspominaliśmy piłkarskim idolem Takumiego jest Ronaldo Luís Nazário de Lima. Widać to mocno przy repertuarze zwodów Minamino. We dług wspomnień jego ojca młody, Japończyk wielokrotnie oglądał filmy z nagranymi zagraniami byłego zawodnika Interu Mediolan. Później starał się odtwarzać je na przydomowym parkingu, gdzie tata tworzył mu z pachołków tor przeszkód.

43• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


44• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.