MAGAZYN POLISH REDS - NUMER 22

Page 1


CO W NUMERZE 4-7

Opisy meczów w krajowych pucharach

8-10 Neco Williams 12-15 Młodzi w pucharach 16-19 Młodziak sezonu - ranking redakcji 20-23 Wywiad z Michałem Frąckowiakiem 24-25 Pierwszy mecz z Atlético 26-29 Pozostali faworyci LM 30-31 Zdjęcie numeru 32-35 Nowi menadżerowie Premier League 36-37 Zawieszenie City 38-39 Jaki kapitan, taka drużyna 40-44 Alfabet McManamana 44-49 Cykl historyczny

Wstęp od wicenaczelnego Tegoroczne krajowe puchary dały nam możliwość poznania wielu ogromnych talentów z klubowej akademii. To właśnie tym młodym, zdolnym chłopakom poświęciliśmy najwięcej uwagi w tym miesiącu. Specjalnie dla Was przeanalizowaliśmy ich występy w pierwszej drużynie, a także szanse na pozostanie w niej na dłużej. W lutowej odsłonie naszego magazynu przyjrzeliśmy się także drużynom konkurującym z nami w Lidze Mistrzów, nowym menedżerom w Premier League, a także sprawom bieżącym, takim jak: zawieszenie Manchesteru City w europejskich pucharach lub wystrzał formy Hendersona. A to niewszystko! Gdzie indziej niż na łamach Polish Reds będziecie mieli okazję przeczytać wywiad z krawcem Roberto Firmino, Michałem Frąckowiakiem? Nie przedłużając, zapraszam wszystkich do zagłębienia się w kilkudziesięciu stronach naszego magazynu - znajdziecie tu mnóstwo intrygujących ciekawostek i dogłębnych analiz... naprawdę warto zajrzeć i zostać na dłużej! Życzę przyjemnej lektury! IGOR BORKOWSKI ZASTĘPCA REDAKTORA NACZELNEGO POLISH REDS

REDAKTOR NACZELNY Bartek Bojanowski Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Igor Borkowski GRAFIK Michał Woroch DTP Artur Budziak KOREKTA Bartek Bojanowski, Bartosz Góra Bartłomiej Surma AUTORZY TEKSTÓW Autorzy tekstów: Bartek Bojanowski, Bartosz Bolesławski Igor Borkowski, Radek Chmiel Bartosz Góra, Kacper Kosterna Adam Mokrzycki, Mariusz Przepiórka Mikołaj Sarnowski, Damian Święcicki

2• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Sadio Mané – Król Afryki fot.: sportlife.news


LUTY LIVERPOOLU

TABELA

P

W

D

L

GD

Pts

1 Liverpool

27

26

1

0

47

79

2 Manchester City 27

18

3

6

39

57

3 Leicester City

27

15

5

7

27

50

4 Chelsea

27

13

5

9

8

44

5 Man Utd

27

11

8

8

12

41

6 Tottenham

27

11

7

9

8

40

7 Sheff Utd

27

10

10

7

4

40

8 Wolverhampton 27

9

12

6

6

39

9 Arsenal

27

8

13

6

3

37

10 Burnley

27

11

4

12

-6

37

11 Everton

27

10

6

11

-5

36

12 Southampton 27

10

4

13

-14

34

13 Crystal Palace

27

8

9

10

-8

33

14 Newcastle

27

8

7

12

-17

31

15 Brighton

27

6

10

11

-7

28

16 Bournemouth 27

7

5

15

-17

26

17 Aston Villa

27

7

4

16

-18

25

18 West Ham

27

6

6

15

-16

24

19 Watford

27

5

9

13

-19

24

20 Norwich City

27

4

6

17

-27

18

Liga Mistrzów

Liga Europy

1 luty 2020 Premier League Stadion: Anfield

4:0

Oxlade-Chamberlain (47) Henderson (60) Salah (72, 90) 4 luty 2020 The Emirates FA Cup Stadion: Anfield

1:0

Williams (OG, 75) 15 luty 2020 Premier League Stadion: Carrow Road

0:1

Mané (77) 18 luty 2020 Champions League Stadion: Estadio Metropolitano

Spadek

1:0

Saúl (4)

SPOZA ANFIELD

24 luty 2020 Premier League Stadion: Anfield

3:2

Wijnaldum (9) Salah (68) Mané (81)

4

Diop (12) Fornals (54)

LICZBA NUMERU

tyle wygranych meczów brakuje The Reds do świętowania tytułu mistrza Anglii w sezonie 2019/2020

3• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


MŁODZIEŻ W PUCHARACH Jürgen Klopp w obecnym sezonie regularnie stawia na młodych zawodników The Reds w krajowych pucharach. Z jednej strony jest to spowodowane natłokiem meczów, a z drugiej chęcią wprowadzania do pierwszej drużyny młodych, zdolnych chłopców z akademii w Melwood. Przyjrzyjmy się bliżej występom młodych piłkarzy. Carabao Cup

MK Dons Spotkanie rozgrywane na Stadium MK przeciwko drużynie MK Dons w ramach 1/16 finału pucharu potocznie nazywanego Kukuryku Cup. Wyjściowa jedenastka była połączeniem doświadczenia ze świeżością. W pierwszym składzie wyszło aż pięciu młodzieżowców - zawodników urodzonych przed 21. rokiem życia. Byli to Caoimhin Kelleher (bramkarz), Ki-Jana Hoever (obrońca), Curtis Jones (pomocnik), Harvey Elliott (napastnik), Rhian Brewster (napastnik). Oprócz tego w 2. połowie na boisku pojawiło się dwóch młodzieżowców: Herbie Kane i Sepp van den Berg. Mecz zakończył się rezultatem 0:2. Bramki zdobyli James Milner i Ki-Jana Hoever. Obie drużyny sprezentowały bardzo ciekawe widowisko. Gracze Liverpoolu aż trzykrotnie posłali piłkę w obramowanie bramki. Zawodnicy The Dons również niejednokrotnie marnowali dogodne sytuacje na zdobycie gola, albo na ich drodze stawał bardzo dobrze dysRhian Brewster fot.: sportlife.news 4• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ponowany tego dnia Kelleher, który zachował czyste konto. Szczególne wrażenie wywarł na mnie tego dnia Harvey Elliot. Chłopak ma dopiero 16 lat, a kręci rywalami, jakby miał kołowrotek w nogach. Już teraz z przyjemnością ogląda mi się jego grę. Aż boję się co będzie wyprawiał na boisku, kiedy Jürgen wyciśnie z niego maksimum możliwości. Właściciele klubu z miasta Beatlesów zrobili świetny ruch, ściągając latem Harveya z Fulham za bezcen.

Arsenal W 1/8 finału rywal był znacznie bardziej wymagający niż 3-ligowe MK Dons. Na Anfield przyjechała ekipa Kanonierów. Jürgen Klopp znów wysłał do boju pięciu młodzieżowców. Do tego grona dołączył jedynie Neco Williams, kosztem Curtisa Jonesa. Spotkanie było pełne dramaturgii i zwrotów akcji. Na prowadzenie wyszli zawodnicy Liverpoolu po popisowym zagraniu Shkodrana Mustafiego, który wpa-

„The Boss” i Neco Williams po meczu FA Cup z Evertonem fot.: footballtransfertavern.com

kował piłkę do własnej siatki. Potem do głosu doszli Kanonierzy, konkretnie za sprawą Gabriela Martinellego, który dwukrotnie pokonał młodego bramkarza Liverpoolu. Do siatki trafił również Lucas Torreira. Pod koniec 1. połowy kontaktowe trafienie zdobył James Milner, pokonując bramkarza Arsenalu z rzutu karnego. Do przerwy na tablicy widniał wynik 2:3. Kibice zgromadzeni na Anfield z niecierpliwością wyczekiwali wznowienia gry po przerwie. Andrzej Twarowski - redaktor i komentator C+, podczas komentowania spotkań Liverpoolu, często podkreśla, że stadion unosi się kilka metrów ponad ziemię ze względu na wspaniały doping; i tym razem nie było inaczej. Doping z The Kop napędzał chłopaków do gryzienia murawy i walczenia o każdy centymetr boiska. 2. połowa zapowiadała się niezwykle fascynująco i taka właśnie była. Podopieczni wówczas Unaia

Emerego podwyższyli prowadzenie na 2:4. Nie takie straty odrabiali już wojownicy Kloppa. Tak było i tym razem. Rakietę odpalił były zawodnik The Gunners - Alex Oxlade-Chamberlain. Znowu brakowało tylko jednego trafienia do doprowadzenia do remisu. Najwyraźniej podopieczni Emerego byli dalej w szoku, bo chwilę po trafieniu Ox'a dostali kolejnego gonga. Na tablicy widniał już wynik 4:4. Długo nie przyszło nam się cieszyć z tego rezultatu. Wspaniałym uderzeniem popisał się młody snajper Arsenalu, John Willock. Kiedy wydawało się już, że to goście z północnego Londynu awansują dalej, sprawy w swoje ręce wziął, niezawodny jak zwykle, Divock Origi, który popisał się strzałem z półobrotu po perfekcyjnej wrzutce Neco Williamsa. Znów można było śmiało wywieszać banery z napisem ,,Football without Origi is nothing". Anfield eksplodowało. Rezultat 5:5 oznaczał rzuty karne. W tych lepsi okazali się podopieczni Jürgena Kloppa.

5• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Cóż to było za spotkanie! Determinacja, walka do samego końca. Chłopcy z Melwood udowodnili całemu światu, że mają w krwi DNA Liverpoolu.

Aston Villa Jürgen Klopp przed meczem ćwierćfinałowym z Aston Villą narzekał na termin rozgrywania meczu. Drużyna The Reds w tym czasie miała wyjechać na Klubowe Mistrzostwa Świata do Doha. Każdy zawodnik pierwszego składu miał się na nie udać, co oznaczało, że w spotkaniu miał wystąpić zespół u-23, prowadzony przez Neila Critchleya. Klopp apelował do władz EFL o przesunięcie terminu meczu, jednak bezskutecznie. Na Villa Park wyszedł zespół u-23. Paru zawodników: Caiomhin Kelleher, Sepp van den Berg, Ki-Jana Hoever, Pedro Chirivella, Herbie Kane, Harvey Elliot miało już doświadczenie w seniorskiej piłce. Młodzi zawodnicy The Reds z góry byli skazywani na pożarcie. Co prawda, spotkanie zakończyło się rezultatem 5:0, ale wynik nie odzwierciedla prawdziwego stanu rzeczy. Mecz był wyrównany, obie strony miały swoje sytuacje, ale to doświadczenie wzięło górę. Taki mecz będzie dobrą lekcją w dalszym rozwoju tych chłopaków.

FA Cup

Everton Losowanie 3. rudny FA Cup nie było łaskawe. Trafiliśmy na rywala zza miedzy, a jak wiadomo, derby rządzą się swoimi prawami i nikt nie miał zamiaru odpuszczać. The Normal One twardo trzymał się swojego postanowienia o wystawianiu młodych graczy w krajowych pucharach. W tym spotkaniu nie było inaczej. W wyjściowej jedenastce znalazło się pięciu zawodników drugiego, a może i

Caoimhin Kelleher i Jurgen Klopp świętują zwycięstwo nad Arsenalem w Carabao Cup fot.: Laurence Griffiths/Getty Images

nawet 3 garnituru. Tuż na początku spotkania kontuzjowanego Jamesa Milnera musiał zastąpić kolejny z młodzieżowców Yasser Larouci. Carlo Ancelotti na to spotkanie wystawił galową jedenastkę, bez żadnych eksperymentów.

6• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Spotkanie zaczęło się od oblężenia bramki Adriána, który trzykrotnie uratował The Reds przed stratą bramki. Po tej nawałnicy spotkanie się ustabilizowało, a do głosu powoli zaczęli dochodzić podrażnieni Liverpoolczycy. 1. połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Druga część spotkania była wyrównana, z lekkim wskazaniem na The Reds. Przewagę Liverpoolu udokumento-


wał fenomenalnym strzałem zza pola karnego Curtis Jones. Stadion oszalał, podobnie jak komentatorzy. Jak strzelać debiutanckie bramki, to w takim stylu. Wynik 1:0 utrzymał się do ostatniego gwizdka arbitra głównego. Po spotkaniu, w mediach społecznościowych można było dostrzec prześmiewcze komentarze w stylu, że dzieciaki, które dopiero zdjęły pieluchy, bez żadnego problemu pokonują galową jedenastkę The Toffees. Niesamowity moment dla całej piłkarskiej społeczności Liverpoolu. Na dodatek Jürgen Klopp wyrównał rekord Boba Paisleya, który nie przegrał ostatnich 10 derbów Merseyside.

Shrewsbury Town W 4. rundzie FA Cup trafiliśmy na Shrewsbury Town, zespół z League One. Na papierze byliśmy zdecydowanym faworytem, ale jak wiadomo, w piłce może wszystko się wy-

darzyć i The Shrews przysporzyli nam niemałe kłopoty. Ostatecznie, trzeba było rozegrać dwa spotkania, aby wyłonić zwycięzcę. Pierwsze spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2. Roztrwoniliśmy dwubramkową przewagę. W naszych szeregach było widać wiele niedokładności i nerwowości, szczególnie przy stanie 0:2. Oddaliśmy inicjatywę rywalom, co było sporym błędem. W konsekwencji utraciliśmy dwubramkowe prowadzenie. Podopieczni Sama Rickettsa rozegrali naprawdę dobre spotkanie i za to trzeba było ich pochwalić. Wynik 2:2 oznaczał konieczność rozegrania rewanżu. 4 lutego oba zespoły spotkały się ponownie, tym razem na Anfield. Przed meczem Jürgen Klopp zapowiedział, że nie będzie lekceważył przerwy w rozgrywaniu meczy w Premier League i da urlop pierwszemu zespoKi-Jana Hoever podczas treningu z pierwszym zespołem fot.: reddit.com

łowi. Podobna sytuacja, jak w starciu z The Villans. Na spotkanie znów wyszedł zespół u-23 prowadzony przez Neila Critchleya. Kibice Liverpoolu potraktowali rewanż bardzo poważnie i wypełnili Anfield do ostatniego krzesełka. Również James Milner pojawił się na stadionie i w szatni, gdzie wygłosił mowę motywacyjną pomimo urlopu. Trybuny i sama obecność Jamesa dała niesamowitego kopa całej drużynie. Widać było u nich mentalność zwycięzców i niesamowite zaangażowanie. Pod koniec meczu ich determinacja została wynagrodzona; zawodnik Shrewsbury skierował piłkę do własnej siatki. Wynik 1:0 utrzymał się do końca spotkania. W 5. rundzie FA Cup trafiliśmy na Chelsea. Spotkanie będzie rozegrane na Stamford Bridge 3 marca. Jestem ciekaw, czy The Normal One znów pośle do boju młodych walczaków, czy wystawi już galową jedenastkę. Czas pokaże. ADAM MOKRZYCKI

7• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


TRENT ALEXANDER-AR Czemu nie kilka lat wcześniej...? tak kibice Liverpoolu mogą gdybać odnośnie Neco Williamsa. Młody zawodnik szturmem podbił serca wielu sympatyków futbolu, nie tylko z czerwonej części Merseyside, swoimi występami w krajowych pucharach dla The Reds. Nastawiony ofensywnie, pewny siebie, niezmiernie utalentowany Walijczyk puka powoli do drzwi z napisem Debiut w Premier League, lecz jest jedno ALE..., a w zasadzie to trzy ALE, Trent, Alexnder, Arnold. MIKOŁAJ SARNOWSKI

Neco Williams fot.:mirror.co.uk

8• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


RNOLD PO WALIJSKU N

eco urodził się 13.04.2001r. w walijskim Wrexham. Do akademii Liverpoolu trafił w wieku 6 lat i sukcesywnie piął się po szczeblach coraz to wyższych kategorii wiekowych. Większość sezonu 17/18 stracił przez poważną kontuzję pleców, lecz to nie przeszkodziło mu w dalszym rozwoju. W sezonie 18/19 wywalczył młodzieżowy FA Cup, w którym zawodnicy The Reds pokonali po rzutach karnych Manchester City. Trener rezerw Liverpoolu Neil Critchley nie szczędzi pochwał na temat postawy młodego zawodnika: „Najlepszą cechą Neco jest jego pokora. Jest cały czas tym samym chłopakiem co kilka miesięcy temu, zawsze będzie taki sam. W każdym meczu gra tak samo. Nie ma znaczenia czy gra przed 50-tysięczną publicznością na Anfield, w drużynie rezerw czy w ekipie do lat 19. Zawsze gra w ten sam sposób i to jego najlepsza cecha.” Świat na dobre o nim usłyszał za sprawą meczu pomiędzy Liverpoolem a Arsenalem w Pucharze Ligi w obecnej kampanii. Ten dziesięciobramkowy thriller okraszony serią rzutów karnych był jednocześnie debiutem Williamsa w pierwszej drużynie. Mimo utraty 5 goli zebrał wspaniałe noty, nie tylko za sprawą asysty przy golu Divocka Origiego na 5:5 w doliczonym czasie gry. Jego statystyki z tamtego spotkania były wyśmienite. Najwięcej kontaktów z piłką, odbiorów, dośrodkowań czy bloków. Kolejna okazja do pokazania się w seniorskiej drużynie nastąpiła w meczu 3 rundy FA Cup i od razu trafiło na spotkanie derbowe z Evertonem. Neco mówiąc kolokwialnie „schował do kieszeni” Richarlisona, a wraz z Hareyem Elliottem przyprawili Lucasa Digne o zawroty głowy swoimi szturmowymi atakami prawą flanką. Po tych występach nikt nie miał już wątpliwości, że mamy do czynienia z talentem czystej wody i wnet odkryto, że ma on angielskie korzenie, gdyż jego dziadkowie są z Anglii, co wywołało sporą burzę, do której odniósł się nawet Ryan Giggs: „Myślę, że zawsze trzeba się martwić, gdy po-

9• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: moosegazette.net

jawiają się inne nacje i inne opcje dla zawodnika, ale Paul Bodin (selekcjoner reprezentacji Walii u21), Rob Edwards (selekcjoner kadry do lat 19) i Robert Page (asystent opiekuna dorosłej reprezentacji) chwalą sobie z nim pracę, a on cieszy się z gry dla Walii.” Jedyną 'rysą' w tej sytuacji jest już wcześniej wspomniany Trent Alexander-Arnold. Anglik jest raptem 3 lata starszy od Neco, a jest już, moim zdaniem, najlepszym prawym obrońcom na świecie, co powoduje, że zaczyna brakować miejsca w składzie, jeśli myśli się o regularnych występach w pierwszej drużynie. W głowach niektórych kibiców pojawia się pomysł by przesunąć Trenta do środka pola i w ten sposób zagwarantować plac Williamsowi. Jednak wątpię, żeby taki scenariusz miał miejsce, tym bardziej w najbliższej przyszłości. Należy pamiętać, że Neco ma za

Neco Williams do akademii Liverpoolu trafił w wieku 6 lat i sukcesywnie piął się po szczeblach coraz to wyższych kategorii wiekowych sobą raptem 4 występy w pierwszej drużynie i choć zaprezentował się w nich naprawdę dobrze, tak jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, żeby na stałe wrzucać go do pierwszej 11stki. Przyszły sezon wydaje się nieść nam wiele informacji o pozy-

10• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

cji Walijczyka w drużynie z Anfield, gdyż najprawdopodobniej zostanie etatowym zmiennikiem AlexandraArnolda, bo tej roli w tym sezonie brakuje, a z klubem powinien pożegnać się Nathaniel Clyne, o którym już pewnie większość z nas zapomniała, a który raz po raz leczy jakieś poważne urazy, o których wiadomości są tylko szczątkowe. Na ten moment nie mamy żadnej pewności czy Neco Williams zostanie piłkarzem światowej klasy, na jakiego się zapowiada. Możemy jedynie liczyć, że słowa Neila Critchley'a o pokorze i profesjonalizmie Neco okażą się jak najbardziej prawdziwe i pomogą mu w wejściu na sam szczyt. Najbliższą okazją do uczynienia kolejnego kroku ku temu zdaje się być mecz w Pucharze Anglii przeciwko Chelsea. Czekamy z niecierpliwością na następne świetne występy!


fot.: facebook.com/liverpoolfc

LIVERPOOL-ATLÉTICO MADRYT 11• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


MŁODZIEŻ NA „SZÓSTKĘ” Ostatnie miesiące były dla Liverpoolu niezwykle intensywne. Nasi piłkarze swoje mecze w Premier League, Lidze Mistrzów oraz krajowych pucharach rozgrywali co kilka dni i wszystkie z nich (co widać po wynikach) na najwyższych obrotach. W przypadku tych ostatnich rozgrywek, zawodnicy pierwszej drużyny mogli liczyć na pomoc uczniów klubowej akademii, którzy w swoich debiutanckich spotkaniach spisali się na „szóstkę”! IGOR BORKOWSKI

D

awanie szans młodzieżowcom w meczach o stawkę to temat budzący wiele emocji oraz duży problem dla większości klubów na świecie. Trenerzy niechętnie stawiają na wychowanków, szczególnie w systemach rozgrywek, w których brakuje tzw. „meczów o nic”. Niedawno w Przeglądzie Sportowym mogliśmy przeczytać ciekawy wywiad z Michałem Probierzem, menedżerem Cracovii, ubolewającym nad tym, iż szkoleniowcom ciężko jest wprowadzać juniorów, bowiem liga jest skonstruowana w sposób, zmuszający do ciągłej gry pierwszym garniturem. I choć w Premier League podziału na grupę mistrzowską i spadkową nie ma, a losy walki o mistrzostwo ostatecznie rozstrzygną się grubo przed zakończeniem sezonu, to intensywność jest również ogromna. W przeciwieństwie do klubów Ekstraklasy, drużyny angielskie ciągle biorą udział w europejskich pucharach i bardzo prawdopodobne, że zostaną w nich do końca. Co więcej, na Wyspach mamy do czynienia z m.in. FA Cup oraz Carabao Cup. Ten pierwszy to najstarszy puchar świata, niekwestionowany element angiel-

Trudniejszym przeciwnikiem od Evertonu okazał się Shrewsbury Town. Nasza młodzież w tym spotkaniu dość szybko zdobyła dwubramkowe prowadzenie, ale nie było to dobre spotkanie w ich wykonaniu skiej piłki. Drugi jednak, czyli puchar ligi, jest często krytykowany przez większe kluby i traktowany jako zapychacz terminarza. Ma on jednak rzecz jasna swoje plusy – drużyny z niższych lig zapełniają stadiony, goszcząc drużyny z topu, a drużyny z topu mają możliwość przetestowania największych talentów klubowych akademii. Niewielu jednak spodziewałoby się, że juniorzy Liverpoolu wyeliminują w tym sezonie

12• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

duże marki, jak Arsenal, czy Everton. Zacznijmy jednak od początku… Pucharowe zmagania „The Reds” rozpoczęli wyjazdem na mecz Carabao Cup z trzecioligowym MK Dons. We wrześniowym spotkaniu średnia wieku naszej drużyny wynosiła nieco ponad 23 lata (zdecydowanie zawyżona przez obecność na boisku Jamesa Milnera), a oficjalne debiuty zaliczyli tacy zawodnicy jak Harvey Elliot, Rhian Brewster, czy bramkarz Caoimhin Kelleher. Jednym z najmłodszych strzelców w historii naszego klubu został wówczas 17-letni obrońca Ki-Jana Hoever, dobijając naszego rywala bramką na 2:0. Zdaniem Iana Doyle’a (dziennikarza bezpośrednio związanego z Liverpoolem), najlepiej w tamtym pojedynku wypadł urodzony w 2003 roku Harvey Elliot - „pomysłowy, kreatywny, a przede wszystkim prowadzący do efektu końcowego.” Równie dobrzy oceniony został inny supertalent, Curtis Jones, który w tamtym spotkaniu postraszył bramkarza rywali kilkoma groźnymi strzałami. Niecały miesiąc czekali młodzieżowcy Liverpoolu na kolejną dużą szansę. Tym razem przyszło im się mierzyć z niezwykle niewygodnym rywalem, jakim okazał się Arsenal. Niecodziennie oglądamy pojedynki kończące się iście hokejowym wynikiem 5:5… ach ta młodzieńcza fantazja i swoboda. Jürgen Klopp był jednak zadowolony po tym spotkaniu, w którym zadebiutował niezwykle obiecujący prawy obrońca, Neco Williams. Szkoleniowiec „The Reds” cieszył się doświadczeniem zdobywanym przez młodych zawodników i nie zamierzał zbyt-


nio martwić się bramkami straconymi. Curtis Jones, który zastąpił Keïtę w drugiej połowie, ponownie zebrał dobre noty – zaliczył asystę i wykorzystał ostatni rzut karny. Młody Anglik podkreślał znaczenie zwycięstw na Anfield dla kogoś, kto jest prawdziwym „local lad”. Kolejny i ostatni dla nas mecz w ligowym pucharze zakończył się porażką z Aston Villą aż 5:0. Warto jednak pamiętać, iż w tym samym terminie pierwsza drużyna poleciała do Doha na mecz Klubowych Mistrzostw Świata. Na nic nie zdały się protesty Kloppa i wszystkich zdrowo myślących osób związanych z angielską piłką, w sprawie przełożenia tego spotkania. Tym samym na Villa Park pojechała drużyna U-23 (średnia wieku wyniosła zaledwie 19,5 roku) prowadzona przez Neila Critchleya. Paradoksalnie spotkanie było dość wy-

Ki-Jan Hoever, jeden z najmłodszych strzelców bramek dla The Reds fot.: goal.com

równane, choć brzmi to komicznie przy tak drastycznym wyniku. W rzeczywistości jednak zawodnicy z Melwood (w szczególności Hoever, Elliot oraz skrzydłowy Luis Longstaff ) spisali się całkiem nieźle. Wraz z początkiem bieżącego roku Liverpool rozpoczął swoje zmagania w FA Cup. Na pierwszy ogień przydzielono nam Everton, który jak nigdy wcześniej liczył na zwycięstwo z naszą drużyną – w końcu mieli zmierzyć się z naszym drugim składem i była to dla nich niepowtarzalna szansa na długo wyczekiwany derbowy triumf. Ponownie jednak sprawdziło się powiedzenie Billa Shankly’ego, odnośnie dwóch najmocniejszych drużyn w tym mieście, czyli… Liverpoolu FC i jego rezerwach. Doskonała forma Adriána, obrońców - Neco Williamsa i debiu-

tującego Yassera Larouciego - oraz klasycznie Curtisa Jonesa sprawiła, że „The Toffies” obeszli się smakiem. To właśnie Jones zdobył swoją premierową bramkę (i to jaką!) dla Liverpoolu i przypieczętował nasze zwycięstwo. Warto również zwrócić uwagę na pracę defensywną, którą wykonał w tym spotkaniu. Trudniejszym przeciwnikiem od Evertonu okazał się trzecioligowy Shrewsbury Town. Nasza młodzież w tym spotkaniu dość szybko zdobyła dwubramkowe prowadzenie, ale nie było to dobre spotkanie w ich wykonaniu. W drugiej połowie napastnik rywala dwukrotnie pokonał Adriána, a „The Shrews” udało się utrzymać remis do końca spotkania. Co ciekawe, jednymi z gorszych na boisku okazali się doświadczeni zawodnicy Liverpoolu: Joël Matip, Dejan Lovren i Divock Origi, którzy z pewnością nie przekonali Kloppa do częstszego stawiania na nich w meczach ligowych. Stosunkowo dobrze prezentował się Neco Williams, który na początku stworzył doskonałą okazję dla Takumiego Minamino, a następnie swoim dośrodkowaniem zmusił obrońcę rywali do popełnienia błędu, po którym padła nasza druga bramka. Tak czy owak, w naszym napiętym grafiku nazwa Shrewsbury Town pojawiła się ponownie, co zdecydowanie nie spodobało się Kloppowi. Niemiecki menedżer zapowiedział, iż nie pojawi się na meczu rewanżowym, a w kadrze meczowej nie znajdzie się żaden z zawodników pierwszej jedenastki. Warto jednak pamiętać, iż przed kolejnym meczem z trzecioligowcem Liverpool miał rozegrane 38 spotkań w tym sezonie, a nasi rywale zaledwie dwa pojedynki mniej, więc nie była to tak drastyczna różnica, o której mówił Klopp. Czwartego lutego, świeżo po skończeniu 19-stego roku życia, Curtis Jones

13• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


został najmłodszym kapitanem w historii Liverpoolu, przebijając występującego w roku 1900 Alexa Raisbecka. Drużyna o średniej wieku 19,2 przyciągnęła na Anfield ponad 50 tysięcy fanów i wywalczyła awans do kolejnej rundy. Najlepiej spisali się Neco Williams, Sepp van den Berg (środkowy obrońca) oraz 22-letni pomocnik, Pedro Chirivella. W następnej rundzie FA Cup zmierzymy się z godnym rywalem, bowiem nasza drużyna wybierze się na Stamford Bridge, aby zawalczyć z londyńską Chelsea. Czy Jürgen Klopp ponownie zdecyduje się wystawić tak bardzo rezerwową drużynę? Ciężko powiedzieć, ale mam taką nadzieję! Młodzieżowcy Liverpoolu udowodnili, że spokojnie mogą mierzyć się z najlepszymi i zasługują na szansę gry przeciwko „The Blues”. Naturalnie nie mam nic przeciwko temu, by niemiecki szkoleniowiec puścił w bój nieco bardziej doświadczonych zawodników, jak Naby Keïta, Minamino, czy Adrián, ale z pewnością tegoroczne rozgrywki pucharowe to

Curtis Jones fot.: .transfermarkt.pl

dobry czas, by poznać młodych piłkarzy, którzy niedługo na stałe zagoszczą w kadrze pierwszej drużyny. Wśród największych talentów klubowej akademii z pewnością należy wymienić Neco Williamsa, van den Berga, Hoevera, Curtisa Jone-

Młodzieżowcy naszej drużyny wyróżniają się ogromnym potencjałem i wiele wskazuje na to, iż to oni będą stanowić o sile naszej drużyny w najbliższych latach

14• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

sa, Harveya Elliota oraz wypożyczonych Rhiana Brewstera (do Swansea), czy Harry’ego Wilsona (22-latek rozgrywa już pełny sezon w dorosłej Premier League – jest kluczowym zawodnikiem „The Cherries”, dla których to zdobył już sześć bramek). Pierwszy, z naszej „fantastycznej szóstki”, nazywany walijskim Arnoldem, lada moment stanie się znakomitym zmiennikiem Trenta. Może się nawet okazać, że talent pokroju Neco będzie marnować się w naszej drużynie, ale wygryzienie trzy lata starszego Anglika wydaje się na ten moment niemożliwe. Cieszy jednak fakt, iż w przypadku jakiejkolwiek kontuzji Alexandra-Arnolda (broń Boże!) pozycja bocznego obrońcy znajdzie się w dobrych rękach. Podobnie ma się sytuacja w przypadku obsady stoperów Liverpoolu. Na ten moment van Dijk i Joe Gomez zdają się być niezastąpieni, bowiem żaden kibic Liverpoolu nie ma ochoty oglądać na boisku zawodników pokroju Dejana Lovrena. Z pomocą przychodzą dwaj


młodziutcy Holendrzy, którzy mają potencjał na osiągnięcie poziomu swojego rodaka z pierwszego składu „The Reds”. Za ich sprawą mamy szansę rozwiązać problem braku dobrych, rezerwowych obrońców oraz ułatwić nieco życie van Dijkowi. Ostatecznie dochodzimy do kwestii trzech zawodników ofensywnych: 19-letnich Curtisa Jonesa i Brewstera oraz zaledwie 16-letniego(!) Elliota. Ciężko wskazać, który z nich jest tym najbardziej utalentowanym. Kibice „The Reds” największe nadzieje pokładają prawdopodobnie w tym pierwszym – dawno nikt nie wszedł do drużyny z tak dużym przytupem jak młody Anglik. Jego statystyki są wręcz powalające: w trzynastu spotkaniach Premier League 2 zdobył dziewięć bramek i zanotował pięć asyst. Co więcej w rozgrywkach młodzieżowej Ligi Mistrzów, w zaledwie czterech meczach pięciokrotnie trafiał do siatki rywali, dorzucając do tego jedno ostatnie podanie. Jego równolatek, Brewster, również spisuje się niczego sobie. Angielski napastnik trafił na wypożyczenie do Swansea, gdzie w siedmiu meczach Championship trzy razy zdołał pokonać bramkarzy przeciwnika. Rhian podkreśla, że wypożyczenie do klubu z siedzibą w Walii ma mu jedynie pomóc w przebiciu się do pierwszego składu Liverpoolu i że jest w stałym kontakcie z zawodnikami naszej drużyny (m.in. z Hendersonem i Milnerem). Statystycznie nieco gorzej wypada 16-letni Elliot, ale który z wielkich piłkarzy osiągał takie sukcesy, będąc w jego wieku? Skrzydłowy „The Reds” ma już pięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, uzbieranych w 11 spotkaniach Premier League 2. W europejskich rozgrywkach ma ich tyle samo, ale potrzebował na to zaledwie sześciu me-

Wypożyczony do Bournemouth Harry Wilson zdobył już 6 bramek dla „Wisienek” fot.: .bournemouthecho.co.uk

czów. Jest to niezwykle zespołowy zawodnik, o czym świadczy siedem asyst we wszystkich rozgrywkach. I kto wie, czy któryś z nich nie otrzyma szansy gry w pierwszej drużynie szybciej, aniżeli moglibyśmy się tego spodziewać. W przypadku dalszych problemów zdrowotnych Sadio Mané oraz w kontekście beznadziejnej zmiany Divocka Origiego w meczu z Atlético niewykluczone, że już niedługo swoją wielką szansę otrzyma Curtis Jones. Kolejka do pierwszego składu zdaje się być długa, ale forma w jakiej znajduje się liverpoolczyk pozwala wierzyć, że już niedługo będziemy mieli z niego pociechę. Niezależnie od rezultatu meczu z Chelsea, fani Liverpoolu mogą

spać spokojnie. Młodzieżowcy naszej drużyny wyróżniają się ogromnym potencjałem i wiele wskazuje na to, iż to oni będą stanowić o sile naszej drużyny w najbliższych latach. Historia pokazała, że umiejętne wprowadzanie do gry młodych adeptów akademii Liverpoolu potrafi przynieść oczekiwane rezultaty. Dobitnie potwierdza to chociażby przykład Sterlinga w przeszłości, a teraz Trenta Alexandra-Arnolda. Pozostaje trzymać kciuki, by Jones i spółka nie zatrzymali się na poziomie Jordana Ibe’a, a wyżej wymienionego skrzydłowego Manchesteru City. Na ten moment wszystko jednak wskazuje, iż przyszłość naszego klubu jest w dobrych rękach. Nadciąga młodzież i, jak dotychczas, spisuje się ona na szóstkę!

15• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Bartek Bojanowski redaktor naczelny Harvey Eliott! Wszyscy nasi młodzieżowcy w tym sezonie są niesamowici! Ale ten przebojowy 16-latek już nie raz zaimponował mi na tyle, że bez większych zaskoczeń przyjmuję już jego obecność na ławce rezerwowych pierwszej drużyny. Jest szybki, odpowiedzialny i potrafi zarówno zagrać dobrą piłkę, jak i strzelić z dystansu. Skrzydłowy z prawdziwego zdarzenia.

Igor Borkowski z-ca naczelnego Wśród młodzieżowców najlepiej wypadł Curtis Jones i nie przez przypadek został najmłodszym kapitanem w historii Liverpoolu. Wyjątkowo dobre wrażenie wywarł na mnie także, następca Trenta, Neco Williams. Po cichu wierzę, że swojego zmiennika doczeka się także Andy Robertson - francuski lewy obrońca Yasser Larouci ma spory potencjał.

Mikołaj Sarnowski autor tekstów Neco Williams! To się nazywa wejście z przytupem do drużyny! Bardzo mi ten chłopak imponuje, jest wybiegany, pewny w obronie, aktywny w ataku, nieustępliwy, z grożną wrzutką. Rośnie nam kolejny Trent Alexnder-Arnold, a pamiętajmy, że Anglik też jest wciąż młody. Prawdziwy kłopot bogactwa!

16• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

MŁOD SEZO

SUBIEKTYWNY RA


DZIAK ONU

ANKING REDAKCJI

Damian Święcicki autor tekstów Największe wrażenie zrobił na mnie bez wątpienia Curtis Jones. Nie będę chyba oryginalny pisząc, że jest to talent na miarę Gerrarda. Chłopak na co dzień wygląda jakby zaspał do szkoły na pierwszą lekcję, ale gdy tylko dostaje piłkę jest niczym profesor Bruce Banner, który zmienia się w komiksowego Hulka. Cieszy fakt, że widać, iż Klopp ma na niego pomysł.

Adam Mokrzycki autor tekstów Harvey Elliott, chyba on wywarł na mnie największe wrażenie. Chłopak ma dopiero 16 lat, a gra z niebywałą pewnością siebie. Swoją techniką wręcz ośmiesza rywali. Mimo młodego wieku, na boisku pokazuje duże zaangażowanie i nieustępliwość. Śmiało można powiedzieć, że DNA Liverpoolu zakotwiczyło u niego na stałe.

Bartłomiej Surma korektor Harvey Elliott - krótko i na temat. Niesamowity zawodnik, talent niemal na miarę Freddy’ego Adu. „Niemal”, ponieważ życzę mu zdecydowanie bardziej udanej kariery. Jego potencjał jest praktycznie nieograniczony, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że młody zawodnik The Reds nie ma jeszcze nawet 18 lat na karku.

17• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Bartosz Góra autor tekstów Mój wybór odkrywczy nie będzie, a mianowicie stawiam tu na Curtisa Jonesa. Pod nieobecność naszych podstawowych rozgrywających to właśnie młody Anglik wziął na siebie odpowiedzialność za kreację gry. Curtis imponuje mi swoją kreatywnością i rozegraniem. Moim zdaniem ma papiery na grę w pierwszym zespole już za niedługo.

Mariusz Przepiórka autor tekstów Nie będę oryginalny pisząc, że najlepsi juniorzy to Curtis Jones, Harvey Elliott i Neco Williams. Z tej trójki jednak największe wrażenie wywarł na mnie Williams. Jones i Elliott to zawodnicy ofensywni, więc łatwiej wpadają w oko (gol Jonesa w derbach), ale młody Walijczyk prezentował się najrówniej i w przyszłym sezonie będzie już głównym zmiennikiem TAA.

Kacper Kosterna autor tekstów Najbardziej imponuje mi najmłodszy debiutant tego sezonu - Harvey Elliott. Ten zaledwie szesnastoletni pomocnik w meczach pierwszej drużyny imponował przede wszystkim spokojem. Nie było po nim widać jakiejkolwiek presji, mimo tego że grał przed tysiącami kibiców na Anfield. Z jego talentem, umiejętnościami oraz pomocą Kloppa, z pewnością wyrośnie na znakomitego piłkarza.

Michał Woroch grafik Zgodzę się ze wcześniejszymi wypowiedziami redakcyjnych kolegów. Curtis Jones jest moim wyborem. Przykuł moją uwagę nie tylko w meczach pierwszej drużyny, ale zdarza mi się również oglądać mecze juniorskiej kadry. Młody Anglik odbiega zwinnością, ambicją i zaangażowaniem na boisku. Zdecydowanie przyszłość naszego klubu.

Rado Chmiel autor tekstów Młodzieżowiec sezonu praktycznie jest już znany. Dla mnie to bez wątpienia Curtis Jones, który przebojem wdarł się w szeregi pierwszej drużyny i podczas swoich występów w pucharach pokazał, że warto brać go pod uwagę. Nie bez powodu został najmłodszym kapitanem zespołu. Błyskotliwy, dynamiczny, niektóre jego podania przypominają te Gerrarda. Jones ma niesamowity potencjał i liczę, że będziemy go częściej oglądać w pierwszym zespole.

18• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: facebook.com/liverpoolfc

LIVERPOOL-WEST HAM 19• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


MICHAŁ FRĄCKOWIAK:

LUBIĘ ZMIENIAĆ ŻYC Co łączy ze sobą męską modę, Roberto Firmino i… Polskę? To osoba Michała Frąckowiaka, założyciela firmy Men’s Finest zajmującej się stylowym ubiorem mężczyzn, prawdziwego pasjonata mody, zdobywcy nagrody Liverpool Best-Dressed Man 2018, a na co dzień konsultanta do spraw ubioru i twórcy garniturów i koszul dla piłkarzy. RADO CHMIEL

P

oczątki Men’s Finest sięgają roku 2013, w którym to Michał zdecydował się na rozwinięcie swojej pasji do mody i przemienienie jej w biznes. Szybki przeskok pięć lat później: Men’s Finest to już nie tylko produkcja muszek i poszetek, ale pełnoprawny sklep internetowy z garniturami i koszulami szytymi na miarę oraz osobiste konsultacje w pięknym biurze znajdującym się w historycznym miejscu Liverpoolu czyli Albert Docks. Jak jednak do tego doszło, że lokalny biznes przerodził się w tak prężną i rozpoznawalną – nie tylko już na Merseyside – markę, której ubrania noszą choćby takie nazwiska ze świata futbolu jak Keita Baldé Diao i Brazylijczyk Naldo z AS Monaco czy wspomniany wcześniej Roberto Firmino z Liverpoolu? - Przede wszystkim musiałem lubić to, co teraz robię – wspomina Frąckowiak. – Decydując się na rozpoczęcie własnego biznesu po-

Michał Frąckowiak – założyciel marki Men’s Finest. Firma projektuje i produkuje wysokiej jakości muszki oraz poszetki. W 2018 Men’s Finest zaczęło produkować garnitury szyte na miare. Wszystkie projekty wykonywane są w Wielkiej Brytanii z najlepszych włoskich materiałów.

dejmujesz ryzyko. Rzucasz pracę na etat i od tej pory, mówiąc kolokwialnie, gonisz za klientem i nie możesz tego robić, jeśli nie lubisz swojej pracy. Oczywiście, że uwielbiam modę, szukam inspiracji, ale to nie jest tak, że przeglądam namiętnie męskie żurnale. Żadnego z nich nie znajdziesz w moim biurze!

20• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

To fakt. Rozglądając się po przytulnym gabinecie Men’s Finest usytuowanym w pięknym budynku w Albert’s Docks w Liverpoolu nie ujrzycie żadnego GQ czy Men’s Health. Co rzuca się jednak w oczy, to fantastyczne garnitury i koszule, które aż proszą się, by je przymierzyć i wziąć ze sobą. Ale czy tak było od początku? - Tak naprawdę, to ja długo sam nie wiedziałem, co chcę robić w życiu – mówi Michał. – Szkoła średnia, studia na Politechnice Poznańskiej, przecież chciałem ja być inżynierem! Skończyłem studia, później pracowałem w zawodzie nawet już tutaj w Anglii. Owszem, lubię to do dzisiaj, jarają mnie stworzone rzeczy. Z drugiej strony też uważam, że rzadko kto w wieku powiedzmy 16-17 lat planuje już pracę dla siebie w przyszłości. Jasne, masz jakiś zarys tego, że ewentualnie chcesz pracować w większym mieście, ale nie myślisz raczej, że od razu będziesz robił garnitury dla Bobby’ego Firmino (śmiech – przyp.red.)! Droga do projektowania garniturów dla Brazylijczyka musiała się jednak zacząć od przyjazdu na Merseyside. Michał Frąckowiak po raz pierwszy pojawił się w okolicy Liverpoolu już w 2005 roku, jednak nie osiedlił się od razu w mieście Beatlesów. - Wylądowaliśmy na początku w Chester. To fajna mieścinka, ale gdy chcesz ją odwiedzić w ramach jednodniowej wycieczki. Potrzebowałem czegoś większego i wraz z żoną zdecydowaliśmy się na przenosi-


CIA LUDZI UBIOREM fot.: archiwum prywatne

ny do Liverpoolu. To było to. Liverpool jest fajny. Można wszystko tu ogarnąć, przejść z jednego miejsca do drugiego w pół godziny. To urocza miejscowość, gdzie szyk łączy się z przytulną atmosferą. Do tego w momencie prowadzenia swojego biznesu nie jesteś tak anonimowy jak chociażby w Manchesterze. Pomimo tego, że biznes Frąckowiaka jest już uznaną marką na Merseyside, a jego produkty z dnia na dzień są sprzedawane do kolejnych gwiazd futbolowego światka, to on sam przyznaje że wciąż jest jednak na samym początku osiągnięcia pełnego sukcesu i w żaden sposób nie osiada na laurach. - Nie jest to już poziom pierwszy, mentalnie jestem na tym drugim z dziesięciu i wiem, że wciąż przede mną jeszcze sporo do zrobienia. Siedzimy sobie w fajnym biurze, ale mogłoby być ono trzy, cztery razy większe z czterema osobami do pomocy czy reprezentantami, którzy spotykaliby się z klientami. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze mam dużo do nauki, ale nie jestem już nowicjuszem. Skąd ta pewność? Zdarzają się sytuacje, że przychodzą do mnie ludzie, którzy pytają się jak zrobiłem to i owo i inspirują się moimi projektami. - Czasami myślę sobie, że moją pracą zmieniam trochę życie innych. Mam do czynienia z ludźmi, którzy mówią, że nie lubią garniturów, że one im nie pasują, są za ciasne czy cokolwiek innego. Bzdura! To znaczy, że nigdy nie miałeś faj-

21• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


nego garnituru, że nie miałeś dobrze skrojonej marynarki. Generalnie społeczeństwo kupuje takie rzeczy w sieciówkach i ludzie naprawdę nie wiedzą, co znaczy mieć coś idealnie dopasowanego do siebie. - Ta pasja do mody jest dalej, ale ona przeszła teraz transformację w coś praktycznego. Ja chcę pomagać ludziom, uwielbiam to. W tej pracy podoba mi się jedna rzecz i idealnym tego przykładem jesteś ty. Zobacz, przyszedłeś do mnie, by znaleźć garnitur na ślub. Nie byłeś pewien, czego sam chcesz, pokazałeś mi kilka zdjęć. Poprosiłem, żebyś przymierzył jeden z garniturów i nagle BOOM! To jest to! Kilka poprawek i nagle masz gotowy strój, w którym czujesz się dobrze i co więcej, chcesz go nosić! Nie można tego odmówić Michałowi. Ten człowiek nie tylko sprawia, że garderoba, którą wcześniej zakładało się tylko na poważne imprezy nagle sprawia, że człowiek przekonuje się do niej i nawet zamierza nosić każdego dnia. Nic więc dziwnego, że ciuchy od Men’s Finest są coraz bardziej pożądane przez coraz większe grono piłkarskich gwiazd. Skąd jednak to zainteresowanie? - Od zawsze myślałem sobie, że fajnie byłoby mieć w swoim portfolio takich super klientów. Pomysł wykiełkował jakieś dwa lata temu – mówi Frąckowiak. – Wykombinowałem, że większość piłkarzy korzysta przecież z mediów społecznościowych i na Instagramie zacząłem do nich pisać. Zaczęło się od Brazylijczyka Naldo, który wtedy grał w Schalke. Odpowiedział mi, że chciałby, żebym mu coś uszył, ale o szczegółach mam rozmawiać z jego agentem. Dostałem numer, zadzwoniłem raz, drugi. Jedna wiadomość, druga, kolejna, brak odpowiedzi. - Trwało to tygodnie. Napisałem do Naldo i powiedziałem, że jego agent nie odbiera. Piłkarz zapew-

niał mnie, że w końcu się odezwie i rzeczywiście tak się stało. Jakieś trzy tygodnie później dostałem wiadomość, że agent piłkarza jest w Manchesterze i czy mogę się z nim za godzinę spotkać. Wsiadłem w samochód i pojechałem na to spotkanie. Na miejscu okazało się, że poza nim było jeszcze kilku agentów. Pamiętam, że ten od Naldo powiedział mi, że oni chcą skorzystać z moich usług, ale mam niedługo przylecieć na Majorkę i spotkać się w jego domu wraz z kilkoma innymi piłkarzami, dla których mam coś stworzyć i dogadać szczegóły. - To otworzyło mi oczy. Zorientowałem się, że to nie piłkarze, a ich agenci są ważniejsi. Zatrudniłem wtedy pewną osobę, której jedynym zadaniem było pisanie wiadomości do agencji piłkarskich i piłkarzy na social media gdzieś nawet do trzeciej ligi regionalnej, by nawiązać kontakty. Mówimy o tysiącach wiadomości! Odzew z agencji był duży. To dla nich dobry pomysł. Jeżeli jesteś agentem i masz w swojej teczce dobrych piłkarzy, a ktoś przychodzi z pomysłem, że chce ich ładnie ubrać, to momentalnie myślisz, że to jest serwis, którego ty nie oferujesz. Generalnie ja nic im nie zabieram, a daję im wiele. I rzeczywiście, wielu agentów reagowało świetnie mówiąc, że mają graczy, którzy na przykład biorą ślub w tym roku i potrzebują nie tylko dobrze skrojony garnitur, ale też dobrze wyglądający. - To oczywiście ma swoje plusy i minusy, bo o agentach moglibyśmy rozmawiać godzinami. Oni są bardzo protekcyjni, chronią swoich klientów, bo to dla nich źródło zarobku. Agenci tak naprawdę sprzedają zasób ludzki. Ich rolą jest to, by ich klient zaliczył transfer i z tego żyją. Ten świat piłkarski jest jednak dziwny, ale jednocześnie fascynujący. Jest to świat wy-

22• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

fot.: archiwum prywatne

magający, trudny, ale i zarazem ciekawy, dlatego bardzo się z tego cieszę, że jest to część mojego biznesu i że w tym świecie się obracam. Jak zatem wygląda moda wśród piłkarzy? Oddajmy głos naszemu ekspertowi: - Rozmawiałem na ten temat z Keïtą, bo w Monaco jest tam sporo różnorodnego stylu ubioru. Senegalczyk powiedział mi – i ja się z tym całkowicie zgadzam – że on ubiera się dla siebie. Wyobraź sobie, że on na trening idzie w najlepszym garniturze. Wszyscy się dziwią, że to przecież trening, ale on sobie nic z tego nie robi, bo on ubiera się dla siebie. Dla niego jest to pewien rytuał i on tak chce. W przyszłym tygodniu zawożę mu właśnie kilka garnitu-


prawdę fajne uczucie widzieć, że coś, co stworzyłeś, wychodzi na światło dzienne i ludzie to chwalą.

fot.: archiwum prywatne

rów, które właśnie przyszły, ale gdy pokazywałem je innym piłkarzom, to kręcili nosami mówiąc, że oni by tego nie ubrali. - Jest coś w tym, że piłkarzy, którzy chcieliby nosić bardziej wymyślne rzeczy, jest niewielu. Większość jest konserwatywna, szczególnie piłkarze z Niemiec. Jak już koszula to tylko biała lub niebieska. Róż, coś w kwiatki? W żadnym wypadku, to dla nich absolutny koniec świata i bar przebierańców. Ciekawe jest też to, że nikt nie chce ubierać się na przykład jak Keita czy Firmino, ale wszyscy wiedzą jak oni się ubierają! To jest potęga social media i dla mnie wielką satysfakcją jest, gdy któryś z nich wrzuci post w ciuchach, które dla niego stworzyliśmy. To na-

Plany na przyszłość? - Fajnie byłoby zrobić coś prawdziwego. Dlaczego o tym mówię? Dużo klubów czy reprezentacji ma podpisane kontrakty sponsorskie z dużymi firmami, które dostarczają garnitury czy koszule. Ale może być też tak, że duże firmy nie do końca dostarczą to, czego chce zleceniodawca. Moim cichym marzeniem jest zrobienie kiedyś czegoś dla reprezentacji Polski. Ktoś musi jednak podjąć decyzję, że fajnie byłoby zrobić coś takiego z kimś, kto ma duszę i robi to z pasji i serca, a nie jakąś wielką firmą, dla której jest to tylko część planu marketingowego. Obecnie mam taką sytuację z Liverpool FC. Istnieje duża szansa, że stanę do przetargu, by stać się oficjalnym dostawcą garniturów dla The Reds. To byłoby coś pięknego. Wtedy rzucam wszystko i zajmuję się tylko tym (śmiech – przyp. red.)! Dyrektor wykonawczy klubu, Peter Moore, w najbliższych dniach chce się ze mną spotkać i przedyskutować ten temat. Kto wie, co będzie dalej… - kończy wątek Michał. Produkty Men’s Finest to nie tylko jednak garnitury dla gwiazd świata piłki nożnej. To również rzeczy, które są dostępne dla zwykłego śmiertelnika, a sam Michał stworzył ostatnio coś, co może spodobać się kibicom The Reds, którzy cenią dobry ubiór. - W bazie swoich produktów mam jednak pewną gratkę dla kibiców Liverpoolu, a mianowicie koszule z sześcioma gwiazdkami na mankietach. Jeszcze do zeszłego miesiąca nie rozumiałem kilku fajnych rzeczy. Pomyślałem sobie: „kurczę, produkuję rzeczy w Liverpoolu, nawet te gwiazdki są tu robione, a

ja przecież właśnie w tym mieście mam swoją siedzibę. Dużo rzeczy przechodzi przez moje ręce i Liverpool. Można teraz stworzyć produkt, który jest bardzo powiązany z duszą prawdziwego kibica, wręcz przesiąknięty Liverpoolem i JEST z Liverpoolu. Gdziekolwiek my tego nie będziemy później wysyłać, to przechodzi to przez liverpoolskie ręce i ma metkę „Made in Liverpool” – mówi Frąckowiak. - Nie wpadłem na to wcześniej, bo wydawało mi się, że to nie ma aż takiego znaczenia. Jak bardzo się myliłem! Nie chodzi też o to, by zrobić koszule za 200 funtów. Będą one dostępne za około 50 funtów, by miało to sens dla kogoś, a jakościowo są one na poziomie tych od najlepszych projektantów. Smaczku dodaje jednak to, że posiadasz koszulę, która nie dość, że jest zrobiona w Liverpoolu, to jeszcze ma na mankiecie sześć gwiazdek i You’ll Never Walk Alone. To nie jest tylko pamiątka. Wyobraź sobie, że idziesz na spotkanie biznesowe w tej koszuli i ona ma w sobie coś, co jest kawałkiem ciebie. - W swojej pracy uwielbiam też takie małe punkty aktywacyjne, takie rzeczy jak choćby te mankiety. Ktoś popatrzy i powie, że on też jest kibicem Liverpoolu podczas spotkania biznesowego. Na ulicy zaczepią cię nieznajomi i będą zapewniać, że w tym roku w końcu wygramy ligę. To dzieje się w Polsce, w Czechach, w Niemczech, bo kibiców The Reds jest wszędzie pełno. Liverpool ma w sobie to coś, a ty nagle masz taką elegancką koszulę z duszą robioną w Liverpoolu. To jest coś pięknego – kończy Michał. Jeżeli zainteresowaliście się produktami Men’s Finest, to zajrzyjcie na stronę https:// bespokeshirt.club/ i koniecznie odwiedźcie Michała podczas wizyty w Liverpoolu!

23• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


WPADKA NA WANDA MET Tylko naiwni myśleli chyba, że pierwsze spotkanie dwumeczu przeciwko Atlético Madryt w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów będzie dla The Reds przyjemnym spacerkiem. Jednak doświadczenie porażki 0:1 na Wanda Metropolitano przyszło do mnie, mówiąc szczerze, dosyć nieoczekiwanie. Liverpool przystąpi do rewanżu na Anfield z jednobramkową stratą i oczywiście wciąż ma duże szanse na awans do ćwierćfinału LM. Spróbujmy jednak cofnąć się do stolicy Hiszpanii i zwrócić uwagę na szczegóły, który w ostatecznym rozrachunku pozwoliły ekipie Diego Simeone sypnąć piach w tryby od dłuższego czasu niepokonanej maszyny Jürgena Kloppa. BARTEK BOJANOWSKI

P

oczątek spotkania zaczął się pomyślnie dla gospodarzy z Madrytu, gdyż pierwsze 4 minuty dały już dwie okazje bramkowe. Drugą z tych okazji był nieszczęśliwy dla The Reds rzut rożny. Po bezpośrednim dośrodkowaniu piłka ominęła kilku skaczących do niej piłkarzy obu ekip, by ostatecznie spaść na nogę zasłoniętego Fabinho. Ten trącił futbolówkę w sposób niekontrolowany, a takiego prezentu nie sposób było nie wykorzystać. Piłkę do w zasadzie odsłoniętej siatki wpakował z trzeciego metra Saúl Ñíguez. Na zegarze nie było jeszcze 5 minuty, a Atlético już zapewniło sobie prowadzenie. Gesty Diego Simeone do swoich piłkarzy po tym trafieniu były jasne. Zachować chłodną głowę, uspokoić grę i grać dobrze znanym im stylem. Już wtedy było wiadome, że przedarcie się przez zasieki hiszpańskiej drużyny będzie bardzo, bardzo trudne. Kilkanaście następnych minut

Liverpool trzymał piłkę w swoim posiadaniu, jednak niewiele potrafił z nią zrobić. W pamięci pozostają mi usilne próby skierowania piłki do Alexandra-Arnolda, który kilkukrotnie przeniósł piłkę nad bramką po próbie dośrodkowania. Ewidentnie brakowało pomysłu na szczelną obronę rywala. Atlético natomiast, co rusz odgryzało się kontratakami, które udawało się przerywać w ostatnim momencie. Przykładem takiej sytuacji może być akcja z 20 minuty meczu, gdy po wymianie piłki Lodiego z Correą, ten pierwszy zagrał świetną centrę w pole karne, lecz Andy Robertson w ostatnim momencie wybił futbolówkę na rzut rożny. Do końca pierwszej odsłony mogliśmy obserwować wiele błędów indywidualnych. Najpierw Virgil van Dijk wybił piłkę wprost pod nogi Moraty, ale Alisson uratował The Reds przed stratą drugiego gola. Bezpośrednio po tej akcji nastąpił zwrot w drugą stronę. Wijnaldum rzucił piłkę na uwolnienie na poło-

24• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

wę Atlético, lecz Jan Oblak zwrócił ją Momo Salahowi. Egipcjanin mógł popędzić sam na sam z winowajcą całego zamieszania, lecz źle przyjął futbolówkę, którą otrzymał tym samym wracający ze spalonego Roberto Firmino. Piłka zatrzepotała w siatce, lecz w górę powędrowała chorągiewka sędziego liniowego. W pierwszej połowie nie wydarzyło się już nic wartego uwagi. Na boisko po przerwie nie wrócił już Sadio Mané, którego zmienił Divock Origi. Klopp nie chciał ryzykować drugiego żółtego


TROPOLITANO

Saúl Ñíguez chwilę po strzeleniu gola w pierwszym meczu Atlético z Liverpoolem fot.: thisisanfield.com

kartonika dla Senegalczyka przed rewanżem na Anfield, zwłaszcza, że Niemiec, jak i większość fanów The Reds, miał zastrzeżenia do pracy sędziego – Szymona Marciniaka. Drugą odsłonę z większym animuszem rozpoczęli piłkarze Simeone. Już w 49 minucie wtargnęli prawą stroną w pole karne Liverpoolu, lecz piłkę zgubił Vrsaljko. W 53 minucie miała miejsce najlepsza okazja przyjezdnych do strzelenia gola. Piłkę z okolic 28 metra

wrzucił w pole karne Joe Gomez, a Salah mocnym strzałem głową przeniósł piłkę obok lewego słupka bramki Oblaka. Warty wspomnienia jest również strzał Hendersona z 73 minuty meczu, po zagraniu Origiego. To uderzenie chybiło jednak celu w sposób podobny do strzału Salaha. Te dwie akcje to wszystko, co mieliśmy tego wieczoru do zaoferowania, a to było zdecydowanie za mało. Liverpool miał w tym meczu piłkę w posiadaniu przez 68 procent czasu, a mimo to udało się oddać

tylko 6 strzałów. Co więcej, żadne z tych uderzeń nie było celne. Atlético 8 razy strzelało na bramkę Alissona, z czego 2 razy celnie. Można skupiać się na tym, że sędziowanie było złe, przeciwnik praktykował antyfutbol, ale prawda jest taka, że The Reds nie zagrali wystarczająco dobrze, by wywieźć z Madrytu choćby jeden punkt. Pozostaje nam wyczekiwać rewanżu na Anfield i wiara w to, że publiczność w Liverpoolu wyzwoli w piłkarzach Kloppa werwę, która pozwoli im przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść.

25• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


W DRODZE PO OBR

CZYLI KTO MOŻE ZAGROZIĆ Za nami już pierwsze cztery mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Potknięcie zaliczył Liverpool, Tottenham oraz Paris Saint Germain, a Valencia pozbawiła się praktycznie szans na awans do następnej rundy. BARTOSZ GÓRA

Liverpool FC – Atlético Madryt The Reds w ogóle nie potrafili odnaleźć rytmu gry. Bardzo niedokładne podania oraz brak pomysłu na stworzenie dogodnej sytuacji cechowały wczoraj zawodników Jürgena Kloppa. Przypadkowa strata bramki w 4. minucie bynajmniej im w tym uporządkowaniu gry nie pomogła. Mimo porażki w pierwszym spotkaniu, większe szanse na awans do ćwierćfinału daję LFC. Wydaje się, że spotkanie na Anfield to będzie dla Atlético bardzo ciężka przeprawa, a pierwsze 20 minut rewanżu podopiecznym Simeone może śnić się później po nocach. Czy Atlético jest zagrożeniem dla Liverpoolu w dwumeczu? Przed pierwszym starciem powiedziałbym, że nie. Teraz moja opinia jest nieco inna. Niemniej jednak uważam, że The Reds nie zawiodą swoich fanów i awansują do następnej fazy rozgrywek.

fot.: AP 26• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


RONĘ TROFEUM, LFC W CHAMPIONS LEAGUE? Borussia Dortmund – Paris Saint Germain

Atalanta BC – Valencia CF Do bólu skuteczna Atalanta nie pozostawiła żadnych złudzeń Nietoperzom. 4:1 to z pewnością spora zaliczka przed rewanżem na Mestalla. Warto nadmienić, że podopieczni Gasperiniego oddali w tym meczu 7 strzałów mniej od swojego ry-

zaistnieć w dalszych fazach rozgrywek, ale w mojej opinii żadna z nich nie dotrze dalej niż do półfinału.

Chelsea – Bayern Monachium Bayern jak zawsze będzie zagrożeniem. Mają w swoich szeregach najlepszego w tym sezonie napastnika na świecie. Lewandowski zdobył już

Tottenham Hotspur – RB Lipsk Tottenham zawiódł swoich kibiców i przegrał 0:1 z RB Lipsk. Jedyną bramkę zdobył z rzutu karnego Timo Werner. Wydaje się, że młoda niemiecka drużyna jest już gotowa na grę w Europie, po tym jak w sezonie 2017/18 zajęli dopiero 3. miejsce w niezbyt trudnej grupie, a w zeszłej kampanii nawet w Champions League nie grali. Myślę, że obie drużyny mają potencjał, żeby

fot.: transfermarkt.pl

W Dortmundzie swój wieczór po raz kolejny miało złote dziecko norweskiego futbolu - Erling Braut Håland, który zdobywając dwie bramki, zapewnił swojej drużynie, wydaje się, że słuszne zwycięstwo 2:1. Faworytem do awansu w moim odczuciu nadal jest jednak ekipa z Paryża. Tym bardziej, że z Signal Iduna Park wcale nie wywieźli jakiegoś fatalnego wyniku. Udało im się strzelić bramkę w delegacji, na pewno nie stoją na straconej pozycji. Inną sprawą jest postawa PSG w Lidze Mistrzów w poprzednich latach. Jeszcze nigdy nie weszli nawet do półfinału, a to ostatnio udawało się nawet takim zespołom jak AS Monaco czy Ajax Amsterdam. Ostatnie 3 edycje kończyli właśnie na 1/8, kompromitując się w tym czasie z Barceloną (1:6 na Camp Nou)oraz Manchesterem United (1:3 na Parc des Princes). Patrząc na historię Paryżan w europejskich pucharach, ciężko traktować ich jako realnego kandydata do trofeum.

wala, a z zaledwie 5 celnych uderzeń, aż 4 wpadły do siatki. Wydaje się, że Atalancie nic już w tym dwumeczu nie grozi. Niemniej jednak nie wróżę im awansu do półfinałów. Rywalizacja między Atalantą i Valencią przez wielu była uważana za najsłabszą parę 1/8 finału tegorocznej Ligi Mistrzów, ale ktoś musi z niej awansować i najprawdopodobniej będą to zawodnicy czwartej drużyny Serie A.

27• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


42 gole w tej kampanii. W samej tylko Lidze Mistrzów ma ich 10 w 5 meczach. Monachijczycy od wielu lat dochodzą w Champions League daleko, ale na sukces w tych rozgrywkach czekają już od 7 edycji. Jeśli Lewandowski utrzyma swoją życiową formę w fazie pucharowej, a koledzy będą kreować mu sytuacje, to Bayern może powalczyć o najwyższe laury. Jeśli chodzi o Chelsea, to wątpię, żeby coś zdziałali w Europie w tym sezonie. Ich forma nie napawa kibiców optymizmem, a kadra też nie jest gotowa na walkę na poziomie najlepszych drużyn na świecie.

SSC Napoli – FC Barcelona Obie drużyny grają ostatnio w kratkę. Nie wiadomo, czego się spodziewać po drużynie z Neapolu. Wygrali ostatnio z Juventusem, Lazio i Inte-

Chętnych na detronizację The Reds w Lidze Mistrzów nie brakuje. Czy komuś się to uda? Bayern, Juventus, Barcelona, a może już 11-ego marca dokona tego Atlético Madryt?

Piłkarze Borussi cieszą się z bramki Erlinga Haalanda

28• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

rem, czyli z TOP 3 Serie A. Z drugiej strony przegrali u siebie z Lecce, a należy pamiętać też o tym, że atmosfera wewnątrz klubu nie jest zbyt zdrowa i pozytywna. Myślę, że nie mają szans zajść wysoko i odpadną już z Barceloną, ale jakiś mecz może im się udać. A Barcelona to Barcelona. Do faworytów zaliczyć ich trzeba, nawet pomimo dwóch blamaży w ostatnich dwóch edycjach. Katalończycy zawsze są zagrożeniem i nawet jak im nie idzie to mają jeszcze w składzie Leo Messiego, który może sam doprowadzić drużynę do zwycięstwa.

Olympique Lyon – Juventus FC Juventus niewątpliwie trzeba zaliczyć do faworytów tej edycji LM. Prowadzą w lidze, a w świetnej formie jest Cristiano Ronaldo. Portugalczyk od grud-


fot.: AP

nia zeszłego roku rozegrał 14 meczów, w których zdobył 18 bramek, a do siatki nie trafił tylko w jednym spotkaniu. Jeśli dołożymy do tego fakt, że Liga Mistrzów to ulubione rozgrywki CR7, to trzeba przyznać, że Juventus jest jednym z faworytów do zwycięstwa w tej edycji. Lyon nie ma raczej żadnych szans w starciu ze Starą Damą i bardzo możliwe, że to będzie najmniej wyrównany dwumecz 1/8 finału.

Real Madryt – Manchester City The Citizens wywalczyli już kilka tytułów mistrza Anglii, ale nie dają rady przenieść tego na Champions League. Chęć sięgnięcia po to trofeum potęguje też osoba trenera drużyny z Manchesteru. Guardiola stworzył maszynę w Premier League, która zdobyła 198 punktów w ciągu dwóch sezonów. Dodatkowo sam Pep ostatni raz wygrał LM w sezonie 2010/11. Na ławce trenerskiej drużyn najwyższej klasy rozgrywkowej spędził 10 sezonów i aż 8 razy wygrywał ligę, a jedynie 2 razy udało mu się sięgnąć po zwycięstwo w Champions League, mimo że zawsze prowadził drużyny aspirujące do tego trofeum. Tak więc i klub, i trener na pewno mają parcie na te rozgrywki, tym bardziej, że wykluczono ich z 2 następnych edycji. Real to jednak klasa sama w sobie. Prowadzą na razie w lidze, Zidane wykonuje naprawdę kawał dobrej roboty i, co najważniejsze, daje radę bez Ronaldo. Zizou udało się uszczelnić obronę Królewskich. W ten sposób niweluje braki ofensywne widoczne szczególnie w czasie absencji Hazarda. Obie drużyny na pewno są stawiane w roli faworytów do końcowego triumfu. Pozytyw takiego zestawienia tej pary jest taki, że jeden potentat na pewno odpadnie już w 1/8 finału. 29• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ZDJĘCIE NUMERU Sadio Mané strzela zwycięskiego gola w meczu z Norwich City. fot.: facebook.com/liverpoolfc

30• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


31• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ZMIANY, Karuzela trenerska w Premier League ruszyła już po czwartej kolejce. MARIUSZ PRZEPIÓRKA

Ż

ywot trenera klubowego to prawdziwy rollercoaster. Jednego dnia jesteś noszony na rękach, chwilę później co bardziej niecierpliwi fani bez mrugnięcia pogoniliby cię tam, gdzie pieprz rośnie. Wszyscy zapewne pamiętamy Claudio Ranieriego, który w sezonie 2015/2016 zdobył z Leicester City niespodziewane mistrzostwo Anglii. Włoch złotymi zgłoskami zapisał się w klubowej historii, jednak w kolejnym sezonie, 23 lutego 2017 roku, został zwolniony z powodu słabych wyników Lisów. Zajmowali oni w tamtym momencie 17. miejsce w ligowej tabeli i w żadnym elemencie nie przypominali drużyny z mistrzowskiego sezonu. W przypadku Ranieriego zadziałała piłkarska maksyma, że trenerzy i piłkarze są tak dobrzy, jak ich ostatni mecz. W obecnym sezonie również nie brakuje roszad na trenerskich ławkach. Świadkami pierwszej zmiany byliśmy już po czwartej kolejce. Brakiem cierpliwości wykazał się zarząd Watfordu, który 7 września 2019 roku zwolnił Javiego Gracię. Hiszpan dołączył do klubu z Vicarage Road w sezonie 2018/2019, zastępując Marco Silvę. Gracia zapewnił Szerszeniom spokojne utrzymanie, a także pierwszy od 35 lat, a drugi w Javie Gracia jako pierwszy stracił pracę w obecnym sezonie Premier League fot.: footballfancorner.weebly.com 32• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ZMIANY, ZMIANY… historii klubu - awans do finału Pucharu Anglii. Początek obecnego sezonu nie był jednak udany i po czterech kolejkach Watford mógł pochwalić się tylko jednym punktem. Zarząd klubu uznał najwyraźniej, że Gracia nie daje żadnej nadziei na poprawę sytuacji i postanowił zamienić go na Quique Sancheza Floresa. Były piłkarz Valencii i Realu Madryt pracował w Watford już w sezonie 2015/2016. Przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego przejął wówczas drużynę, która awansowała do Premier League i doprowadził ją do spokojnego utrzymania, a także osiągnął półfinał Pucharu Anglii. 13 maja 2016 roku zarząd jednak wydał komunikat, że Flores pozostanie na stanowisku menadżera tylko do końca sezonu. W tym sezonie przejął Watford po raz drugi i zaczął od zremisowanego 2:2 meczu z Arsenalem. Tydzień później jednak jego drużyna oberwała 0:8 na City of Manchester Stadium. Porażka mocno zachwiała drużyną i trenerem. Flores nie potrafił wyciągnąć Szerszeni z ostatniego miejsca w tabeli i po porażce 1:2 z Southampton w 14. kolejce zarząd postanowił go zwolnić. Tym razem klub nie zdążył dogadać się z nowym menadżerem, dlatego na chwilę miejsce na ławce zajął Hayden Mullins, który prowadził drużynę U-23. Mullins dowodził ekipą Watford w dwóch meczach, zdobywając punkt za remis z Tottenhamem. Po tygodniu zarządowi udało się znaleźć menadżera na dłużej i roczny kontrakt z klubem podpisał Nigel Pearson, zwolniony w lutym 2019 roku z belgijskiego Leuven. Pearson zaczął od

porażki z Liverpoolem, ale po jego przybyciu na Vicarage Road drużyna zaczęła zdobywać więcej punktów. Szerszenie wciąż jeszcze są w strefie spadkowej, ale jeśli utrzymają formę, z powodzeniem mogą powalczyć o utrzymanie w elicie. Poza Watfordem do zmian na ławce trenerskiej dochodziło także w londyńskich klubach. Najpoważniejszej roszady bez wątpienia dokonał Tottenham. Po znakomitym ubiegłym sezonie, w którym Mauricio Pochettino doprowadził Spurs do finału Ligi Mistrzów i czwartego

miejsca w Premier League, fani londyńskiego zespołu liczyli na jeszcze lepszy sezon. Pochettino pracował w klubie od 5 lat, drużyna osiągnęła stabilizację, więc można było oczekiwać jeszcze lepszej gry. Przegrany finał Ligi Mistrzów jednak mocno odbił się na psychice piłkarzy, a swoje z pewnością zrobiło również zmęczenie odkładające się w piłkarzach po mundialu 2018, Copa America itd. TottenMauricio Pochettino pożegnał się z ławką Tottenhamu fot.: beyondtheposts.net

33• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ham od początku obecnego sezonu sprawiał wrażenie drużyny rozkojarzonej. Pojawiały się także plotki o wewnętrznych konfliktach. Pochettino nie poradził sobie z tymi problemami i 19 listopada 2019 roku został zwolniony z klubu. Koguty w tym momencie znajdowały się na 14. pozycji w tabeli Premier League, znacznie poniżej oczekiwań. Miejsce Pochettino zajął Jose Mourinho, który po zwolnieniu z Manchesteru United w grudniu 2018 roku nie prowadził żadnego klubu. Jego kontakt z futbolem na najwyższym poziomie ograniczał się do komentowania meczów i występowania w roli eksperta telewizyjnego. Spurs mieli być dla niego szansą do powrotu na trenerski szczyt. Rządy Mourinho rozpoczęły się optymistycznie od wygranej Tottenhamu 3:2 w derbowym wyjeździe na West Ham. W następnych meczach było widać, że przed Portugalczykiem jest sporo pracy, ale Koguty jednak zaczęły

Unai Emery to kolejny szkoleniowiec, który nie dotrwał do końca obecnego sezonu. Arsenal opuścił 1 grudnia 2019 r. fot.: sports.yahoo.com

Żywot trenera klubowego to prawdziwy rollercoaster. Jednego dnia jesteś noszony na rękach, chwilę później co bardziej niecierpliwi fani bez mrugnięcia pogoniliby cię tam, gdzie pieprz rośnie

34• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

zdobywać więcej punktów. Pod koniec lutego znajdują się na 5. miejscu i są jednym z kandydatów do awansu do Ligi Mistrzów. Zadanie może być tym łatwiejsze, że UEFA ukarała Manchester City wykluczeniem z europejskich rozgrywek na dwa sezony. City zapowiada odwołanie do trybunału arbitrażowego, dlatego na ostateczny wymiar ewentualnej kary musimy jeszcze trochę poczekać. Do zmian na ławce trenerskiej doszło również w Arsenalu. Unai Emery w sezonie 2018/2019 wszedł w buty Arsene’a Wengera i pierwszy sezon jego pracy uznano za niezły. W lidze co prawda nie udało się zająć miejsca w pierwszej czwórce, a w finale Lidze Europy Kanonierzy przegrali z Chelsea, ale Emery zapracował na zaufanie zarządu. Początek obecnego sezonu też był dobry, jednak po kilku kolejkach Arsenal wpadł w dołek i nie potrafił wygrać żadnego z siedmiu kolejnych meczów. Po porażce 1:2 z Eintrach-


tem Frankfurt w Lidze Europy zarząd klubu stracił cierpliwość i rozstał się z Emerym 1 grudnia 2019 roku. Klub coraz bardziej przyzwyczajający się do miejsca w środku tabeli tymczasowo przejął Fredrik Ljungberg, a władze zajęły się poszukiwaniem nowego menadżera. Ostatecznie krótko przed napiętym okresem świąteczno- noworocznym posadę menadżera objął Mikel Arteta - dotychczasowy asystent Pepa Guardioli w City. Na razie jednak nie widać przełomu w grze Arsenalu, który wciąż plącze się w okolicach środka tabeli. Dystans do miejsc premiowanych awansem do Ligi Mistrzów nie jest jednak daleki, dlatego na pełniejszą ocenę pracy Artety trzeba poczekać do końca sezonu. Dużo działo się również na ławce trenerskiej naszego lokalnego rywala Evertonu. Ubiegły sezon pod wodzą Marco Silvy The Toffees zakończyli na ósmym miejscu. W tym miało być jeszcze lepiej. Oczekiwania kibiców jednak całkowicie rozjechały się z grą drużyny. Cierpliwość władz klubu skończyła się po 15 kolejkach, choć kibice już wcześniej domagali się zmiany menadżera. Kroplą przelewającą czarę goryczy była porażka 2:5 z Liverpoolem, po której Everton znalazł się na 18. miejscu. Miejsce zwolnionego Silvy na chwilę zajął Duncan Ferguson. Poprowadził on The Toffees w trzech meczach. Następcą Fergusona został niespodziewanie słynny Carlo Ancelotti. Lokalne gazety jednak więcej miejsca poświęciły wówczas Liverpoolowi, który właśnie zdobywał tytuł Klubowego Mistrza Świata. Ancelotti uporządkował drużynę i poprawił jej pozycję w tabeli. Z rozsypanej ekipy dryfującej w stronę strefy spadkowej Włoch zrobił solidny zespół, który ma szansę włączyć się nawet do walki o Ligę Mistrzów. Na koniec trzeba jeszcze wspo-

Manuel Pellegrini nie jest już trenerem West Ham United fot.: Alex Livesey/Getty Images

mnieć o zmianie na ławce trenerskiej West Hamu. Londyński klub od zeszłego sezonu prowadzony był przez Manuela Pellegriniego. Chilijczyk w tym sezonie jednak nie potrafił sprostać oczekiwaniom zarządu i kibiców. Długo liczono na to, że ogromne doświadczenie Pellegriniego pozwoli przesunąć się w górę tabeli. W końcu jednak 28 grudnia 2019 roku po przegranym 1:2 meczu z Leicester zarząd uznał, że drużyna potrzebu-

je zmiany. W miejsce Pellegriniego na ławce Młotów pojawił się David Moyes. Szkot pracował w West Hamie przed Pellegrinim i w sezonie 2017/2018 pomógł drużynie utrzymać pierwszoligowy status. Kibice liczą, że tym razem będzie podobnie. Na razie jednak gra West Hamu pozostawia wiele do życzenia. Pozycja w tabeli nie napawa optymizmem, ale pocieszające dla fanów jest to, że do bezpiecznej strefy nie jest daleko i wystarczą 2-3 lepsze spotkania zakończone zwycięstwami, by drużyna wygrzebała się z obecnych problemów.

35• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ZAWIESZENIE CITY - CO TO OZNACZA?

W piątek 14 lutego UEFA wydała komunikat, w którym informuje o dyskwalifikacji Manchesteru City z europejskich pucharów na dwa najbliższe lata oraz o zapłaceniu kary finansowej w wysokości 30 mln €. Kara jest spowodowana omijaniem FFP i brakiem wykazania współpracy przez klub podczas śledztwa. Co prawda, The Citizens mogą się odwołać od tej decyzji, ale jeśli UEFA odwołanie rozpatrzy negatywnie, będzie to wiązało ze sobą olbrzymie straty dla klubu z niebieskiej części Manchesteru i wielkie profity dla największych rywali. Przyjrzyjmy się temu bliżej. ADAM MOKRZYCKI Fot.: Dave Thompson / AP

36• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Straty dla City Dla Mistrza Anglii taka kara wiąże się z wieloma negatywnymi skutkami. Przede wszystkim najbardziej dotkliwą rzeczą może być odejście kluczowych piłkarzy. Brak gry przez dwa lata w najbardziej elitarnych rozgrywkach nie jest kuszącą wizją rozwoju dla klasowej światy gwiazd. Mimo wszystko, Pep Guardiola, szkoleniowiec Obywateli zapowiedział, że nawet gdyby zespół zostałby zdegradowany do League Two, to pozostanie w klubie. Postawa budząca szacunek, ale trzeba się zastanowić, czy jeśli zostałaby mu przedstawiona kusząca oferta europejskiego giganta, to rzeczywiście by ją odrzucił? Zatrzymać swoich najlepszych zawodników zarządowi Manchesteru City będzie niezwykle ciężko, a może być to nawet nie do wykonania. Cieszący się bardzo dobrym zdaniem na Wyspach prawnik od spraw sportu, John Mehrazd podkreśla, że w wypadku potwierdzenia dyskwalifikacji klubu z Etihad z Champions League, zawodnicy będą mogli wystąpić o rozwiązanie swoich umów. Dwuletni zakaz gry w Lidze Mistrzów niesie za sobą również potężne straty marketingowe i wizerunkowe. 200 mln € za prawo do transmitowania meczów nie chodzi piechotą, a tyle mogłoby przejść pieniędzy klubowi koło nosa. Bolesną rzeczą w tym całym zakazie jest podrażnienie ambicji zawodników, sztabu szkoleniowego i całej społeczności związanej z klubem. Ci wszyscy ludzie marzą o triumfie w tych elitarnych rozgrywkach. Sam właściciel - szejk Mosour - przy kupnie klubu w 2008 r. podkreślał, że jego największym celem jest zdobycie Ligi Mistrzów. Zdobycie tego pucharu miało być zwieńczeniem realizowanego pro-

jektu przez klub. Jedno jest pewne: Pep i spółka, którzy nie mają już szans na dogonienie Liverpoolu w ligowej tabeli, skupią się tylko i wyłącznie na Lidze Mistrzów. Zadanie bardzo trudne, bo na ich drodze w 1/8 finału czeka Real Madryt. Będziemy świadkami niezwykle fascynującego pojedynku.

Korzyści dla rywali Możliwość odejścia zawodników z niebieskiej części Manchesteru stanowi ciekawą opcję wzmocnienia kadry najgroźniejszych rywali. Na fanpage'ach klubów piłkarskich wiele mówi się o tym, jakiego gracza City kibice chętnie widzieliby w swoim zespole.

Brak gry przez dwa lata w najbardziej elitarnych rozgrywkach nie jest kuszącą wizją rozwoju dla klasowej światy gwiazd

W wyścigu o piłkarskie perełki to rywale The Citizens będą znajdować się w uprzywilejowanej pozycji. Zarządowi Obywateli odpadnie jeden z najważniejszych argumentów przy negocjacjach z zawodnikami, czyli możliwość zaprezentowania swoich umiejętności na

europejskiej scenie. Można się domyślać, że będą chcieli to zrekompensować bardzo wysoką pensją. Łatwiejsze negocjacje z nowymi zawodnikami nie są jedyną korzyścią związaną z karą Manchesteru City. Jeśli Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu podtrzyma decyzję o wykluczeniu podopiecznych Guardioli z Ligi Mistrzów, to może na tym skorzystać zespół, który obejmie 5. lokatę w Premier League. Obecnie, miejsca od 1-4 gwarantują możliwość udziału w przyszłorocznej Lidze Mistrzów, ale w przypadku zajęcia przez City miejsca w Top4, zespół który zajmie 5. miejsce, będzie reprezentował swoje barwy w tych majestatycznych rozgrywkach.

Co na to zarząd City? Klub w oficjalnym komunikacie napisał: ,,To na razie jest to sprawa wszczęta przez UEFA, ścigana przez UEFA i sądzona przez UEFA". Właściciele obecnych Mistrzów Anglii już zapowiedzieli, że złożą odwołanie w tej sprawie tak szybko jak to możliwe. Zarząd zdaje sobie sprawę, jak olbrzymie straty niesie za sobą taki zakaz i co to oznaczałoby dla klubu. Dwa lata w dzisiejszej piłce nożnej to szmat czasu. Nawet dla tak bogatego klubu, jakim jest Manchester City, powrót do europejskiej czołówki po dwóch latach, może nie być takim łatwym zadaniem. Osobiście uważam, że UEFA pozytywnie rozpatrzy odwołanie złożone przez klub. Pewnie skończy się na podwyższeniu grzywny i zniesienia reprezentowania barw klubowych na europejskiej scenie do jednego roku, albo całkowitego zniesienia zawieszenia. Dwuletni zakaz gry w Champions League jest bardzo surową i dotkliwą karą dla takiego klubu, który marzy o historycznym trumfie w tych rozgrywkach.

37• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


JAKI

KAPITAN,

TAKA

DRUŻYNA

fot.: telegraph.co.uk

38• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Przez lata Jordan Henderson był dość niedocenianym, a czasami wręcz wyszydzanym zawodnikiem. Przez lata wmawiano mu, że nie nadaje się na zawodnika Liverpoolu oraz reprezentacji Anglii. Z pewnością sytuację Jordana pogorszył nowotwór ojca, który został zdiagnozowany w 2013 roku. Przez długi czas piłkarz nie spotykał się z ojcem, gdyż ten chciał by Jordan skupił się na grze w piłkę. Mało kto wytrzymałby psychicznie przy takim natłoku hejtu oraz złych informacji. Henderson jednak nie poddał się i w tym roku może zostać pierwszym, historycznym kapitanem Liverpoolu podnoszącym trofeum Premier League. zeszłych dwóch sezonach pomocnik wypracował ich razem 4. W tym sezonie jest ich dwa razy więcej. Kaordan Henderson trafił na An- pitan The Reds poprawił swoją grę nie tylko w ofenfield w 2011 roku za kwotę 18 sywie, lecz także w destrukcji. Mimo tego, że do końmilionów funtów z Sunder- ca sezonu zostało aż dwanaście kolejek, to już w tym landu. Przez lata był on przygo- momencie statystki Hendersona w obronie są lesze towywany do roli przyszłego Ste- niż w całym zeszłym roku. Przede wszystkim, na swovena Gerrarda, lecz Jordan jest kom- im koncie zgromadził jedynie jedną żółtą kartkę i wypletnie innym typem zawodnika. Jorda- strzega się zupełnie głupich bądź spóźnionych zanowi brakowało głównie ciągu na grań na kartonik koloru czerwonebramkę, który posiadał Stevie G. W tym go. Znacząco też różni się liczba wysezonie jednak, Henderson widoczgranych pojedynków. W tym momennie wszedł na wyższy sezon. W jego cie, Hendo posiada 102 wygrane pogrze widać dużą różnicę oraz sporą jedynki i jest to o 13 więcej niż w capewność siebie, której niegdyś mu łym sezonie 2018/19. Widać jak kapibrakowało. Może to być spowodotan wpływa oraz jak motywuje cały zeJORDAN wane wystawieniem go nieco wyżej spół. Jest on z pewnością jedną z kluHENDERSON przez Jürgena Kloppa. Niegdyś Hendo czowych postaci w układance Jürgewystawiany był na pozycji środkoweData i miejsce urodzenia: na Kloppa. Bardzo łatwo można to zogo pomocnika defensywnego, w tym baczyć w statystykach. Anglik zagrał 17 czerwca 1990 sezonie ową pozycje zajął Fabinho. Z w 25 meczach na 26 możliwych w litego powodu Henderson wystawiany dze. Na szczęście dla fanów The Reds, Sunderland, jest wyżej wraz z Wijnaldumem. Sponie widać u niego zmęczenia oraz inWielka Brytania ry progres widać również w statystynych skutków nadmiernej eksploatacji. kach kapitana The Reds. Jest to jeMimo tego, że Henderson nie jest Wzrost: den z jego najlepszych sezonów pod piłkarskim wirtuozem ze wspaniałą 1,82 m względem bramek oraz asyst. W tym techniką, to pokazuje on, jak ważna Statystyki sezonu 19/20: jest walka oraz zaangażowanie. Mimo sezonie nasz numer 14 zgromadził już 3 bramki oraz 5 asyst. Warto podkretego, że jest on ,,typowym angielskim Gole - 3 ślić to, że w poprzednich dwóch sezawodnikiem”, to nie raz wdaje się w Asysty - 5 zonach Anglik miał jedynie 2 bramki drybling, który często jest udany. Daje i 4 asysty. Trzeba pochwalić Henderto każdemu z nas wielką motywację, Strzały - 15 sona również za genialne crossy oraz ponieważ mimo tego, co przez część za długie podania prostopadłe, gdyż kariery Jordan Henderson przechodził, widać jak dużo jest w tych zagraniach precyzji. Róż- wyszedł na bardzo dobrego zawodnika oraz charyzmanica jest również w wypracowanych sytuacjach. W tycznego kapitana, który nigdy nie odstawia nogi.

KACPER KOSTERNA

J

39• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ALFABET MCMANAMANA DAMIAN ŚWIĘCICKI

A

spinalla Jim

Człowiek, który wypatr z ył młodocianego Steve’a na turniejach szkolnych. Nie dość, że namówił on rodziców i samego zawodnika do gry w barwach The Reds, to jeszcze udało mu się przekonać Kenny’ego Dalglisha, by zatrudnił w klubie zdeklarowanego kibica Evertonu. Dzięki, Jim!

B

arnes John

John. Sztab szkoleniowy był tak zafascynowany możliwością współpracy z McManamanem, że od samego początku jego partnerem podczas treningów został reprezentant Anglii - John Barnes! Widziano w nim potencjalnego zastępcę wychowanka Sudbury Court. Cechowali się przede wszystkim świetnym przeglądem pola i dobrymi warunkami fizycznymi jak na ówczesnych kreatywnych pomocników.

C

ity

Obecnie nasz największy rywal w walce o tytuł był klubem, któremu po raz pierwszy Steve McManaman strze lił bramkę w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Było to dokładnie 21.08.1991, a bramki Obywateli bronił Tony Coton.

D

alglish

Kenny. Nasz legendarny piłkarz, jak i szkoleniowiec był trenerem, który pozwolił zadebiutować w pierwszej drużynie pomocnikowi. Miało to miejsce 15 grudnia 1990 roku w spotkaniu przeciwko Sheffield United F.C. W 80. minucie zmienił Petera Beardsleya. The Reds prowadzili już wtedy 2:0 po golach Johna Barnesa oraz Iana Rusha.

E

verton

Choć trudno w to uwierzyć, to Steve dorastał jako kibic The Toffees. Cóż, nikt nie jest idealny, ale jak mawiał mój profesor od fizyki: „Popełniać błędy jest rzeczą ludzką, ale trwać w nich to już głupota”.

F

eralne

Wybicie w derbach Merseyside Steve’a McManamana doprowadziło do utraty bramki przez The Reds. Był to zapalnik dla Bruce’a Grobbelaara, który nie mógł podarować pomocnikowi tego błędu. Krótko po utarczce słownej nasi zawodnicy się pobili, co wywołało prawdziwą burzę wśród kibiców. Sky Sport wybrało to starcie drugą najlepszą bójką zawodników tej samej drużyny w historii angielskiej piłki. Na pierwszym miejscu

40• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

uplasowali się Derek Hales i Mike Flanagan z Charlton Athletic F.C.

G

iggs

W 1992 roku w BBC pojawił się duży artykuł na temat Ryana Giggsa oraz Steve’a McManamana. Autor tekstu nazwał tych zawodników najbardziej ekscytującą parą młodych zawodników na Wyspach od wielu lat. Padło tam stwier-


fot.: twitter.com/lfc

G I

dzenie, iż „para młodych pomocników swoimi mglistymi rajdami zawstydza bardziej doświadczonych obrońców, brakuje im jednak wykończenia, na jakie zasługują”.

H

ardaker

Alan Trophy. Nagroda przyznawana od 1990 roku dla najlepszego zawodnika finałowego meczu EFL Cup (obecnie Carabao Cup). W sezonie 1994/1995 otrzymał

ją McManaman, który w ostatecznym starciu przeciwko Boltonowi zanotował dwie bramki. Finał ten do dzisiaj nosi nazwę „Finału McManamana”. W historii The Reds nagrodę tą otrzymywali jeszcze Fowler w 2001, Dudek w 2003 oraz Downing w 2012 roku.

którzy głośno mówili o umiejętnościach młodego pomocnika. To on w roku 1991 powiedział, że Steve jest najbardziej ekscytującym młodym zawodnikiem, jakiego widział. Słyszeć coś takiego od ulubieńca Anfield? Niesamowita motywacja.

I

J

an Rush, czyli najlepszy strzelec w historii The Reds był jednym z tych,

ames David. To on namówił zawodników The Reds do założenia kremowych gar-

41• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


niturów Armianiego przed finałem FA Cup w 1996 roku. Kultowe zdjęcie Fowlera, McManamana oraz Jamiego Redknappa stało się obiektem drwin aż do dnia dzisiejszego. Liverpool przegrał tamto spotkanie z Manchesterem United 0:1. Brak trofeów, zbyt wystawne życie największych gwiazd i sukcesy Czerwonych Diabłów sprawiały, że zarówno w klubie, jak i na trybunach atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, a za jednego z największych winowajców uważano McManamana, który równie często co na boisku, był widywany w angielskich kasynach.

K

ontuzja

W drugiej kolejce First Division w sezonie 1991/92 John Barnes zerwał ścięgno Achillesa. To wskutek nieszczęścia mentora Steve’a, wskoczył on do pierwszego zespołu i już nie oddał miejsca do czasu odejścia z klubu. Jako dziewięt-

nastoletni gracz rozegrał 49 spotkań, stając się piłkarzem niezbędnym w talii Graeme’a Sounessa.

L

iga

Mistrzów. Steve zdobył ją dwukrotnie już jako zawodnik Realu Madryt. W sezonie 1999/2000 odbył się hiszpański finał. W starciu z Valencią wychowanek The Reds podwyższył prowadzenie Królewskich na 2:0. Z kolei w 2002 roku w finale z Bayerem Leverkusen pojawił się na boisku w 61. minucie w miejsce zmęczonego Luísa Figo.

M

adryt

To miasto, z którym po odejściu z Liverpoolu związał się McManaman. Skusiły go gigantyczne zarobki, które zaoferował mu Real, bowiem piłkarsko klub ze stolicy był wtedy w rozsypce. Legenda Galácti-

42• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

cos - Raúl powiedział w wywiadzie: „Żal mi nowych zawodników takich jak Steve McManaman, bo jeśli myślą, że przyjechali do jednego z najlepszych klubów na świecie to się mylą”. Historia pokazał jednak, że był to świetny wybór.

N

iedoszły

Transfer do Barcelony miał dojść do skutku w 1997 roku. Liverpool był świadomy, że nie będzie w stanie spełnić wymagań finansowych McManamana, dlatego udzielił mu zgody na rozmowy z katalońskim klubem, obawiając się, że w roku 1999 skorzysta z prawa Bosmana i odejdzie z hrabstwa Merseyside za darmo. Kiedy Anglik miał wylecieć do Hiszpanii okazało się, że temat upadł. Istniało kilka różnych wersji: zbyt duże wymagania kontraktowe zawodnika, brak chęci opuszczenia Anglii, a także negatywny wpływ na negocjacje Simona Fulle-


ra - agenta zawodnika oraz przedstawiciela Spice Girls. Prawdopodobnie jednak powodem był trener Louis van Gaal, który zrezygnował z wychowanka The Reds, ponieważ pojawiła się okazja, by sprowadzić do klubu Brazylijczyka Rivaldo.

O

asis

Największa madrycka gazeta „As” po transferze McManamana napisała, że „opuścił on Spice Boys dla Oasis”. Było to nawiązanie do coraz to większego zadłużenia Królewskich, którzy zmuszeni byli sprzedać Predraga Mijatovića, Davora Šukera, Christiana Panucciego oraz Clarence’a Seedorfa. Oasis zostało wybrane nieprzypadkowo. Jest to bowiem zespół z Manchesteru, którego inspiracją byli The Beatles. Liam i Noel Gallagher nie odnieśli jednak nigdy tak wielkiego sukcesu jak John Lennon, Paul McCartney, George Harrison oraz Ringo Starr.

P

rawniczy

Spór między zawodnikiem a firmą Umbro miał miejsce w 1998 roku. Ówczesny sponsor zawodnika uważał, że nie wywiązuję się on z warunków umowy. W trakcie jej trwania przestał on nosić obuwie brytyjskiej firmy, widziano go jednak w korkach amerykańskiej firmy Reebok. Początkowo zawodnik przegrał proces, później jednak uznano, że umowa była niezgoda z prawem konsumenckim. Spór ten był jednak dla niego gwoździem do wizerunkowej trumny. Media oskarżyły zawodnika o nieetyczną zachłanność. Uznano go na Wyspach za buntownika pokroju Paula Gascoigne’a. Chwilę po tym zdarzeniu Steve ogłosił publicznie chęć opuszczenia kraju,

R

obson

Bryan, ówczesny szkoleniowiec Middlesbrough F.C. Wypowiedział na konferencji prasowej następujące słowa: „Jeśli zatrzymasz McManamana, zatrzymasz Liverpool”. Peter Schmeichel - były bramkarz Manchesteru United opowiadał, że w latach 90. XX wieku sir Alex Ferguson podczas przygotowań do spotkania z The Reds nie potrafił mówić o niczym innym, tylko o konieczności zatrzymania genialnego pomocnika Liverpoolu.

S

pice

Boys. Czyli pejoratywna nazwa grupy zawodników The Reds, która znana była nie tylko ze swoich boiskowych dokonań. Należeli do niej: Jamie Redknapp, David James, Steve McManaman, Robbie Fowler oraz Jason McAteer. Termin ten został wymyślony przez Daily Mail. Tabloid doniósł o rzekomym romansie Fowlera z Emmą Bunton - jedną z członkiń girlsbandu - Spice Girls. Odnosił się on również do stylu życia wymienionych piłkarzy - kontrakty z domami mody, imprezy, wielkie posiadłości, najdroższe samochody, kobiety wymieniane jak rękawiczki. Obrońca Neil Ruddock tak wspomina czasy gry u boku McManamana i spółki: „Cieszę się, że grałem w czasach „Spice Boys”. Zarabialiśmy morze pieniędzy, jeździliśmy najnowszymi modelami Ferrari, a dziewczyny z rozkładówek zaliczaliśmy zawsze jako pierwsi”

T

he Macca

and Growler Partnership to spółka, którą Steve założył wraz z Robbiem Fowlerem. Zajmują się oni skupowa-

niem koni wyścigowych. W 2003 odnieśli spektakularny sukces - koń Seebald zwyciężył w Queen Elizabeth the Queen Mother Celebration Chase. Obecnie mocno związany jest z magazynem British Horse Racing.

U

mowa

Z Realem Madryt gwarantowała mu zarobki na poziomie 60 tysięcy funtów tygodniowo co w tamtych czasach było horrendalnie wysoką wypłatą. Za sam podpis Anglik otrzymał aż 2 000 000 £. Podczas grudniowej prezentacji odmówił jednak założenia koszulki nowego klubu z szacunku do kibiców The Reds oraz samego klubu, w którym grał jeszcze przez kilka miesięcy.

V

ictoria

Edwards, jest żoną wychowanka The Reds. Poznali się za czasów jego gry w Realu Madryt, Victoria była wówczas wykładowcą akademickim na kierunku prawo na Universidad Complutense de Madrid. Para doczekała się dwóch córek: Lary oraz Elli, a także syna Lucasa Jamesa. Obecnie mieszkają w Badia de Palma oraz Cheshire.

Z

mierzch

Spice Boys był również z jednym powodów, dla których McManaman odszedł z The Reds. Już w połowie 1998 roku na Anfield wiedziano, że nowym trenerem zespołu zostanie Gérard Houllier, który zapowiedział chęć rozstania się z mentalnością niegrzecznych chłopców. Kilka miesięcy po przybyciu do klubu Francuza w klubie nie było już Davida Jamesa, Jasona McAteera, Neila Ruddocka, Paula Ince’a, czy Dominica Matteo.

43• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


OBRONA TYTUŁU NA WEMBLEY Swój pierwszy puchar UEFA Liverpool wygrał po dwumeczu z Borussią Mönchengladbach w 1973 r. Do rewanżu doszło cztery lata później, tym razem już w finale najważniejszego z pucharów. Znów górą byli „The Reds”. 10 maja 1978 r. doszło z kolei do rewanżu za drugi zwycięski dla LFC puchar UEFA (1976). Pomścić wcześniejszą przegraną chciał belgijski Club Brugge. I jeszcze raz lepszy okazał się Liverpool, który wygrał z Belgami na Wembley po golu Kenny’ego Dalglisha. BARTOSZ BOLESŁAWSKI 44• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Zmierzająca do bramki piłka po strzale Kenny’ego Dalglisha w wygranym 1:0 meczu z Bruggią w 1978 roku. fot.: getty image

W

sezonie 1976/1977 podopieczni Boba Paisleya byli o włos od potrójnej korony, do pełni szczęścia zabrakło jedynie zwycięstwa w Pucharze Anglii (porażka 1:2 z Manchesterem United w finale na Wembley). Mimo wszystko dziesiąty tytuł mistrza Anglii i pierwszy triumf w Pucharze Europejskich Mistrzów Klubowych uczyniły ten sezon wyjątkowym. Pewnie niektórzy mogli pomyśleć, że to jest apogeum możliwości wspaniałej drużyny budo-


wanej latami przez Billa Shankly’ego i Boba Paisleya. Chyba tak właśnie pomyślał Kevin Keegan, który postanowił przenieść się do ligi niemieckiej. W wieku 26 lat zdobył już z Liverpoolem wszystkie możliwe tytuły (trzy mistrzostwa, dwa Puchary UEFA, jeden Puchar Anglii i jeden Puchar Mistrzów), a że ofert z kontynentu nie brakowało, postanowił poszukać nowych wyzwań. Może właśnie zacięte pojedynki finałowe z Niemcami z Mönchengladbach wywarły na nim na tyle duże wrażenie, że wybrał ofertę Hamburger SV, świeżo upieczonego zdobywcy Pucharu Zdobywców Pucharów. W Bundeslidze zaliczył trzy bardzo dobre sezony i dwukrotnie otrzymał od magazynu France Football Złotą Piłkę dla najlepszego zawodnika klubów Starego Kontynentu. 28 maja 1980 r. na Santiago Bernabéu miał szansę na drugi Puchar Mistrzów, ale Hamburger SV przegrał z Nottingham Forest 0:1. Chwilę potem zaliczył nieudane mistrzostwa Europy na włoskich boiskach (Anglia nie wyszła z grupy) i niespodziewanie rozwiązał kontrakt. Wrócił do Anglii, gdzie zaliczył jeszcze po dwa dobre sezony z Southampton FC i Newcastle United, ale trofeów już nie zdobywał.

Szkockie trio Odeszła najlepsza „strzelba” Paisleya, powoli ze sceny schodzili także niezwykle zasłużeni 32-letni Tommy Smith i 35-letni Ian Callaghan. Już w lecie 1977 r. było wiadomo, że grają ostatni sezon na Anfield. Zespół potrzebował świeżej krwi, ale w przypadku takich zmian, zawsze jest duże ryzyko – nowi mogą się po prostu nie sprawdzić. Keegana miał zastąpić sprowadzony za 440 tys. funtów Szkot Kenny Dal-

glish, młodszy od Keegana o niecały miesiąc napastnik Celtic FC. Z perspektywy czasu ten transfer był strzałem w dziesiątkę, ale nieśmiały Szkot na początku nie wydawał się być materiałem na gwiazdę. W pierwszych miesiącach na Anfield odzywał się mało, bo wstydził się szkockiego akcentu (ponad dekadę wcześniej swojego północnoirlandzkiego akcentu wstydził się w Manchesterze George Best – na szczęście Dalglish stresu nie starał się rozładowywać alkoholem). Najlepszą metodą na przełamanie była jak najlepsza postawa na boisku. Kenny Dalglish zadebiutował w Liverpoolu 13 sierpnia 1977 r. w meczu o Tarczę Wspólnoty przeciwko Manchesterowi United. Padł bezbramkowy remis i drużyny podzieliły

Kevin Keegan w wieku 26 lat zdobył już z Liverpoolem wszystkie możliwe tytuły się tytułem. Pierwszego gola strzelił tydzień później w ligowym debiucie przeciwko Middlesbrough. 23 sierpnia trafił po raz pierwszy na Anfield, pokonując bramkarza Newcastle United. Dalglish zakończył swój pierwszy sezon w Liverpoolu z 31 bramkami w 62 meczach, a wśród nich był zwycięski gol w finale Pucharu Europy. Barw „The Reds” bronił aż do 1990 r. i stał się absolutną klubową legendą. Jednak w momencie jego przyjścia mało kto spodziewał się takiego obrotu spraw. – Ken winien być dla nas jeszcze bardziej pożytecznym graczem niż

Keegan, bo nie jest indywidualistą i łatwo przychodzi mu współpracować z partnerami – mówił o nim dziennikarzom Bob Paisley. Musiał jednak zachwalić swój nowy nabytek, bo sprowadził go za 440 tysięcy funtów, co wówczas było rekordem transferowym na Wyspach Brytyjskich. W dodatku Paisley „wbił szpilkę” Keeganowi, który rzekomo miał grać zbytnio pod siebie. W dużo większej ciszy przeprowadzono transfer kolejnego Szkota – z Patrick Thistle za 100 tys. przyszedł obrońca Alan Hansen, który dołączył do Liverpoolu jeszcze w maju 1977 roku. Paisley i cały jego sztab obserwowali Hansena od dłuższego czasu, miał być jednak inwestycją w przyszłość, uzupełnieniem dla Hughesa, Thompsona czy Smitha. Kiedy jednak Hughes przeszedł na boczną obronę, a Smith zmagał się z kontuzją, Hansen szybko wskoczył do pierwszego składu i zagrał nawet w zwycięskim finale Pucharu Europy. Trójkę szkockich „muszkieterów” uzupełnił Graeme Souness, który dołączył do Liverpoolu w styczniu 1978 roku. Kosztował 352 tysiące funtów i przyszedł z Middlesbrough, co dla tego klubu było wtedy rekordem transferowym. Przejął koszulkę z numerem 11 po Ianie Callaghanie – mistrz świata 15 marca 1978 r. w rewanżowym meczu z Benficą Lizbona zdobył swojego ostatniego gola dla Liverpoolu, a oklaskiwało go wtedy 50 tysięcy kibiców „The Reds”. Wracając do Sounessa: Urodzony przywódca, obdarzony silnym strzałem z dystansu, bardzo szybko znalazł swoje miejsce w drużynie, lecz na pierwszy występ w europejskich pucharach czekał ponad dwa miesiące. Dzięki niemu druga linia zyskała charyzmatycznego lidera, który nie tylko potrafił wziąć na siebie ciężar gry, ale też zdobyć się na zaskakujący strzał, decydujący o wyniku meczu.

45• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Curtis Jones fot.: lfchistory.net

(Kazimierz Romaniec, Razem do sukcesów [w:] Od Realu do Barcelony, Encyklopedia Piłkarska FUJI, T.4, s. 115)

Krótsza droga do finału W pierwszej rundzie PEMK Liverpool jako obrońca tytułu miał wolny los. W drugiej rundzie rywalem było Dynamo Drezno, które „The Reds” po twardych bojach eliminowali dwa razy na poziomie ćwierćfinału w swoich zwycięskich kampaniach w Pucharze UEFA (1973 i 1976). Za trzecim razem sprawa została załatwiona już w pierwszym meczu. Strzelanie rozpoczął w 14. minucie Alan Hansen, następnie dwukrotnie trafił do siatki Jimmy Case, raz Ray Kennedy, a Phil Neal wykorzystał karnego. W 76. minucie honorową bramkę dla Niemców ze wschodu strzelił Reinhard Häfner, ale po zwycięstwie 5:1 na Anfield rewanż był formalnością. Co prawda, 2 listopada 1977 r. Dynamo prowadziło już 2:0, ale złe

wyjście ich bramkarza wykorzystał w 67. minucie Steve Heighway i było po sprawie. Przejście Dynama było z pewnością dobrą wróżbą. W ćwierćfinale czekała Benfica Lizbona, wciąż szukająca swojej tożsamości po odejściu Eusébio (w zasadzie – szuka jej chyba do dzisiaj). 1 marca 1978 r. na Stadionie Światła w 13. minucie Nené wyprowadził Portugalczyków na prowadzenie, jednak bramki Case’a (36’) i Hughesa (71’) dały chłopcom Boba Paisleya zwycięstwo 2:1 i świetną pozycję wyjściową przed rewanżem. 15 marca 1978 r. żegnający się z Liverpoolem Ian Callaghan w 6. minucie starał się zagrać z prawego skrzydła do szarżującego w polu karnym Heighwaya, lecz podanie było za głębokie i leciało prosto do rąk bramkarza. Ten chciał chyba jednak uczcić pożegnanie legendy „Czerwonych”, ponieważ swoją interwencją jeszcze pomógł piłce wle-

46• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

cieć do siatki. W ten sposób „Cally”, dość niepodziewanie, strzelił ostatniego gola dla Liverpoolu. Karierę na Anfield kończył z niesamowitym bilansem: 857 meczów w czerwonej koszulce, w tym 640 lidze i 79 w Pucharze Anglii. Do dzisiaj jest to klubowy rekord we wszystkich trzech kategoriach. Jeśli Benfica chciała jeszcze walczyć o korzystny wynik, to nadzieje ostatecznie odebrał im jeden z obrońców, który w 17. minucie świetnym podaniem obsłużył… Dalglisha. Następca Keegana pewnie wykorzystał sytuację „sam na sam”. Była to jedyna z czterech bramek dla „The Reds”, przy której nie „maczał palców” golkiper mistrza Portugalii. W 76. minucie przeleciał mu przez ręce strzał McDermotta – strzelec wydawał się dość zaskoczony, że piłka po jego uderzeniu znalazła drogę do siatki. W 87. minucie dzieła zniszczenia dokończył Phil Neal, strzelając w „krótki róg” z bardzo ostrego kąta. Bramkarz z Lizbony powinien ten strzał obronić. Honoru mistrza Portugalii znowu


bronił Nené, strzelając jedyną bramkę dla swojej drużyny w 25. minucie.

Załamany Berti Vogts W swoich kampaniach pucharowych Liverpool miał kilku szczęśliwych rywali, z którymi mierzył się nadzwyczaj często i tak samo często wygrywał. Jednym z nich była Borussia Mönchengladbach, którą pokonał już dwa razy w finale. Tym razem z Niemcami przyszło się mierzyć już w półfinale, a miał to być rewanż za zeszłoroczny finał na Stadio Olimpico w Rzymie. Debiut pochodzącego z Edynburga Szkota (Souness) nastąpił na Rheinstadionie w Düsseldorfie, podczas wielkiego rewanżu za rzymski finał. 66 tysięcy widzów liczyło, że Borussia odbije sobie włoską porażkę i zapewni solidną zaliczkę przed rewanżem w Anglii. Pierwsza połowa zdawała się na to wskazywać, ale w drugiej, gdy Souness zajął miejsce Heigh-

29 marca 1978 r. Kapitan Borussi Bertie Vogts wyprowadza swój zespół do meczu z Liverpoolem fot.: n-tv.de

waya a McDermott ustąpił pola Johnsonowi, goście opanowali sytuację i Paisley mógł po meczu powiedzieć: - „Borussia grała lepiej niż przed rokiem, my gorzej. W rewanżu będziemy z pewnością świadkami wielkiego widowiska”. Menedżer Liverpoolu nie pomylił się w swoich przewidywaniach, ale nie przypuszczał chyba, że mecz rewanżowy będzie tylko jednostronnym popisem jego drużyny. Liverpool pod wodzą Sounessa wręcz zmiażdżył przeciwnika. Rozgoryczony Berti Vogts powiedział: - „W naszej drużynie mamy naprawdę dobrych zawodników, reprezentantów kraju, ale dziś zostali wręcz sparaliżowani świadomością gry na Anfield”. (Kazimierz Romaniec…, s. 115-117) 29 marca 1978 r. na niemieckiej ziemi Borussia zwyciężyła 2:1 (bramki: Hannes 28’, Bonhof 90’ – Johnsson

89’). Bramka na wyjeździe jest zawsze bardzo ważna, a tę zapewnił celną główką David Johnson. W rewanżu dwa tygodnie później Liverpool zaczął strzelanie bardzo szybko, a gol stracony na początku meczu na Anfield, połączony z niesamowitym dopingiem kibiców „The Reds”, zazwyczaj całkowicie deprymował gości. Borussia, mimo wielkiego doświadczenia i obecności mistrzów świata w swoich szeregach, również przerobiła ten scenariusz. Ray Kennedy w 6. minucie „zamknął” dośrodkowanie z prawego skrzydła i głową skierował piłkę do siatki. W 35. minucie Kenny Dalglish uderzył precyzyjnie z powietrza i na przerwę „The Reds” schodzili z prowadzeniem 2:0. Teoretycznie Niemcom wystarczał jeden gol, aby doprowadzić do dogrywki, ale tego dnia nie byli w stanie nic zdziałać. Strzelanie dokończył w 54. minucie Jimmy Case, „nawijając” na prawym skrzydle obrońcę i posyłając „bombę” do siatki. Wynik końcowy brzmiał 3:0 i Liverpool mógł szy-

47• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Emlyn Hughes po meczu z Benficą w Lizbonie, 1978 r. fot.: thesun.co.uk

fot.: 48• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


wtoczy się między słupki! Wyciagnąłem się jak długi i zdążyłem wyrzucić ją na aut” – tak opisywał tę sytuację Złoty gol Dalglisha Thompson. Tym sposobem Liverpool jako pierwsza angielska drużyna Tak jak w Rzymie doszło do rewan- obronił tytuł „mistrza Europy” drużu za Puchar UEFA 1973, tak w Lon- żyn klubowych i choć ten finał nie był dynie zapowiadał się rewanż za Pu- wielkim widowiskiem, udowodnił, że char UEFA 1976. Całkiem nieocze- jest najlepszą drużyną Starego Konkiwanie przeciwnikiem „The Reds” tynentu. W Anglii wyrósł jednak groźbył zespół z Bruggi, prowadzony ny rywal, który odebrał już „Czerwoprzez Ernsta Happela. Doszło za- nym” tytuł mistrza ligi i miał apetyt tem do ponownego spotkania tych na sukcesy także na arenie europejsamych trenerów – w finale Pucha- skiej. Tak się właśnie stało za spraru UEFA w 1976 r. Club Brugge też wą Nottingham Forest, który w edyprowadził Ernst Happel, a za stera- cji 78/79 wyeliminował dwukrotnemi Liverpoolu siedział już Bob Pa- go triumfatora PEMK już w 1/16 fiisley. Belgowie w półfinale sprawi- nału! (Kazimierz Romaniec…, s. 117) li ogromną sensację i wyeliminowali Juventus. W rewanżu na po- Tym samym Liverpool powetował czątku meczu odrobili straty z Tu- sobie niepowodzenie sprzed roku rynu za sprawą kapitana Bastijnsa. na Wembley, kiedy to przegrał finał W dogrywce czerwoną kartkę do- FA Cup z Manchesterem United. Kistał Claudio Gentile za kolejny bru- bice „The Reds” mogli cieszyć się, że talny faul, a René Vandereycken po ich klub ma od tej pory więcej Pudośrodkowaniu Sörensena przesą- charów Europy niż największy rydził o pierwszym w historii awansie wal. „Czerwone Diabły” drugi zdobelgijskiej drużyny do finału PEMK. będą dopiero w 1999 r. – ale wtedy „The Reds” będą mieli już cztery. Belgowie grali w nim ze wzmocnio- Puchar Anglii w sezonie 1977/1978 ną defensywą i jedynie od czasu do zakończył się z kolei bardzo wczeczasu próbowali kontrataków. Gdyby śnie, bo 7 stycznia 1978 r. wyelinie bramkarz Birger Jensen, który po- minowała liverpoolczyków Chelpisał się na Wembley wieloma świet- sea (4:2 na Stamford Bridge). W linymi interwencjami, mecz rozstrzy- dze skończyło się na drugim miejgnąłby się zapewne bardzo wcześnie. scu, dość wyraźnie za mistrzem (o Szkocki duet Dalglish – Souness osią- 7 punktów, a trzeba pamiętać, że gnął złoty gol po godzinie. Pierwszy przyznawano wtedy za zwycięstwo podaniem przez całą obronę Belgów tylko dwa). Brian Clough tworzył znalazł Dalglisha, który delikatnym właśnie nową wielką siłę w angiellobem przerzucił piłkę nad wybiega- skim i światowym futbolu, ale póki jącym z bramki Jensenem. Dopiero co, to Liverpool był na szczycie. Po wtedy Belgowie rzucili się do despe- zdobyciu PEMK 1978 wszyscy kibirackich ataków i przed końcem me- ce nad ujściem Mersey (oprócz faczu mogli doprowadzić do dogrywki. nów Evertonu, rzecz jasna) liczyli na Hansen niedokładnie podał do tyłu, powtórzenie wyczynów Ajaxu Ampiłkę przejął Simonsen, minął Clemen- sterdam i Bayernu Monachium, czyce’a i skierował ją do pustej bramki. li zdobyciu trzech Pucharów Euro- „Pamiętam, że biegłem ogarnięty py z rzędu. Na hat-tricka trzeba jedtylko jedną myślą – wybić piłkę zanim nak było poczekać trochę dłużej… kować się do podróży na finał; niedaleko, bo do Londynu na Wembley.

49• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


50• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.