CO W NUMERZE 4-9
Głos redakcji
10-11 Wzywamy posiłki 12-13 Niemiecki zaciąg w LFC? 14-17 Nowy szef pomocy potrzebny na już! 18-19 Perełka wsród Anglików 20-24 Pora mówić NARA 26-27 Co z tym Lovrenem? 28-29 Zdjęcie numeru 30-31 Finanse LFC na dużym plusie 32-37 Alfabet. Najgorsze transfery The Reds 38-43 Cykl historyczny
Wstęp od naczelnego Witajcie! Przed Wami kolejna odsłona magazynu Polish Reds. W tym ciężkim, niesprzyjającym okresie skupiliśmy się na potencjalnych celach transferowych Liverpoolu. Przedstawimy Wam sylwetki kilku najczęściej łączonych z klubem piłkarzy, wytypujemy graczy, których Jürgen Klopp powinien się pozbyć. Dodatkowo przeanalizujemy sytuację finansową klubu. Obecna sytuacja na świecie znana jest wszystkim. To czas, gdzie musimy wykazać się odpowiedzialnością I rozwagą. To od nas zależy, jak szybko postępować będzie zagrożenie związane z koronawirusem. Wszyscy gramy do jednej bramki, nikt z nas nie idzie I nigdy nie będzie szedł sam. Pamiętajmy o tym, to teraz najważniejsze – jak nigdy przedtem! Zostańcie w domu - czytajcie Polish Reds! BARTEK BOJANOWSKI REDAKTOR NACZELNY POLISH REDS
47 lat skończył Jerzy Dudek. fot.: facebook.com/radochmiel
REDAKTOR NACZELNY Bartek Bojanowski Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Igor Borkowski GRAFIK Michał Woroch DTP Artur Budziak KOREKTA Bartek Bojanowski, Bartosz Góra Bartłomiej Surma AUTORZY TEKSTÓW Bartosz Bolesławski, Igor Borkowski Bartosz Góra, Kacper Kosterna Adam Mokrzycki, Mariusz Przepiórka Mikołaj Sarnowski, Damian Święcicki
2• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
MARZEC LIVERPOOLU
TABELA
P
W
D
L
GD
Pts
1 Liverpool
29
27
1
1
45
82
2 Manchester City 28
18
3
7
37
57
3 Leicester City
29
16
5
8
30
53
4 Chelsea
29
14
6
9
12
48
5 Manchester Utd 29
12
9
8
14
45
6 Wolverhampton 29
10
13
6
7
43
7 Sheffield United 28
11
10
7
5
43
8 Tottenham
29
11
8
10
7
41
9 Arsenal
28
9
13
6
4
40
10 Burnley
29
11
6
12
-6
39
11 Crystal Palace
29
10
9
10
-6
39
12 Everton
29
10
7
12
-9
37
13 Newcastle
29
9
8
12
-16
35
14 Southampton 29
10
4
15
-17
34
15 Brighton
29
6
11
12
-8
29
16 West Ham
29
7
6
16
-15
27
17 Watford
29
6
9
14
-17
27
18 Bournemouth 29
7
6
16
-18
27
19 Aston Villa
28
7
4
17
-22
25
2:3
20 Norwich City
29
5
6
18
-27
21
ET
Liga Mistrzów
Liga Europy
Spadek
3 marca 2020 The Emirates FA Cup Stadion: Stamford Bridge
2:0
Willian (13), Barkley (64 7 marca 2020 Premier League Stadion: Anfield
2:1
Salah (25) Mane (32)
Wilson (9) 18 luty 2020 Champions League Stadion: Anfield
Wijnaldum (43), Firmino (94)
Llorente (97, 105) Morata (120)
100 LAT JURKU!
3• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
GŁOS REDAKCJI
PIERWSZA PORAŻKA W S Artur Budziak DTP
29.02.2020r. to data, którą zapamiętam na dłuższy czas. Nie dlatego, że występuje w kalendarzu raz na cztery lata, ale dlatego, że w tak pięknym okresie The Reds jakim jest sezon 2019/2020 przydarzyło się coś tak okropnego, beznadziejnego i trudnego do wyjaśnienia jak porażka z Watford 0:3. I nie chodzi mi tutaj o sam fakt porażki, bo w to, że nie uda się nie przegrać żadnego meczu w sezonie nie wierzyłem. Byłem też przekonany, że słabszy moment nadejdzie, nie w meczu z City czy Arsenalem, ale właśnie z kimś bijącym się o byt w najwyższej klasie rozgrywkowej. Chodzi o styl. Zasiadłem w to sobotnie popołudnie przed telewizorem, aby zobaczyć swoją ukochaną drużynę, taką jaką znam z tych wszystkich meczów obecnego sezonu - dojrzałą, spokojną, grającą swój futbol – do bólu skuteczny. To, co zaproponował Liverpool od początku spotkania z Watfordem nie wyglądało dobrze - niecelne podania, brak dynamiki i chyba wiary w to, że można dalej iść przez ten sezon z tarczą. Drugą połowę oglądałem już przez łzy. Nie potrafiłem sobie wytłumaczyć wtedy i nie potrafię zrobić tego teraz, co się stało z tym zespołem w drugich 45 minutach. Gdzie podział się ten monolit, gdzie finezja, jak zawodnicy, którzy
perfekcyjnie wykonują swoją robotę przez 27 meczów sezonu mogą zejść kilka poziomów niżej z formą i czynić takie rzeczy na boisku. Złośliwi powiedzą, że na murawie był Lovren. Nie da się ukryć, że był, ale czy jeden zawodnik może aż tak negatywnie wpłynąć na pozostałych 10? Przy pierwszej bramce może i zawinił, ale przy drugiej i trzeciej? Van Dijk, Alexander-Arnold, Robertson, Salah, Firmino, Mané grali jak Ja i koledzy na przyszkolnym boisku, kiedy złapaliśmy focha bo „gruby” nie chciał iść na bramkę. Tylko, że My mieliśmy wtedy po 12-14 lat i jedyną nagrodą za mecz była zimna woda z hydrantu. Zdaję sobie sprawę, że ten jeden mecz nie zadecyduje o całym sezonie, ale obok uniesionego pucharu za wygranie Premier League będzie dla mnie symbolem, symbolem jak grać nie przystoi. P.S. Mecz pucharowy z Chelsea był w mojej ocenie tylko odrobinkę lepszy w wykonaniu The Reds, co oznacza chyba jednak bardziej zmęczenie sezonem niż jednorazową wpadką.
Mikołaj Sarnowski autor tekstów Cóż, nadeszło nieuniknione. Od początku dyskusji o potencjalnych The Invincibles studziłem nastroje wszystkich dookoła mówiąc, że ta liga zbyt ewoluowała i, że po-
4• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
ziom poszedł zbyt znacząco do góry względem tamtego sezonu, by było to realne do wykonania. Owszem, ta drużyna dokonywała wielu pozornie niemożliwych rzeczy, ale tym razem się nie udało. Już od powrotu po przerwie
zimowej i meczu z Norwich, gra The Reds wyglądała kiepsko, zawodnicy widocznie byli poza rytmem meczowym, wkradło się zmęczenie i spore braki w koncenfot.: bleacherreport.com tracji, co odbiło się na wynikach w meczu z Atletico czy właśnie z Watfordem. Szerszenie idealnie wykorzystały beznadziejną grę podopiecznych Kloppa i odniosły zasłużone zwycięstwo. Bezradność w ataku, chaos w pomocy i totalna rozsyp-
SEZONIE ka w defensywie nie mogły zwiastować niczego dobrego. Kryzys, który miał przyjść, jak kilka lat z rzędu, na samym początku roku pojawił się teraz. Należy to jak najszybciej poukładać, bo mimo dużej przewagi, nie można sobie pozwolić na taką grę w
przyszłości, to nie przystoi tak wielkiemu klubowi. Nie pomaga w tym fakt, że Jordan Henderson będzie jeszcze jakiś czas nieobecny z powodu kontuzji, bo bez niego pomoc nie pokazuje już tej samej jakości, a Fabinho po powrocie po urazie jest najbardziej zagubionym człowiekiem na boisku. Robi duże dziury, nie nadąża za akcjami rywali, jest niedokładny, a potrzeba go w jak najlepszej dyspozycji.
Bartek Bojanowski redaktor naczelny A więc stało się, Liverpool przegrał ligowe spotkanie w sezonie 2019/2020. Jednak styl, w jakim doszło do tej porażki był widoczny już we wcześniejszych meczach The Reds. Piłkarze Kloppa już od jakiegoś czasu zdawali się odczuwać trudy obecnej kampanii. Sama batalia przeciwko Szerszeniom była swoistym punktem kulminacyjnym w zadyszce ekipy z czerwonej części Merseyside. Już od samego początku tego spotkania widać było, że to nie będzie łatwa przeprawa. Co prawda, to The Reds byli przy piłce zdecydowaną większość czasu (71% posiadania piłki), jednak to nie gwarantuje ligowych punktów. Gwarantują je gole, a drużyna Watfordu wbiła liderowi Premier League 3 bramki w przeciągu 18 minut. Szerszenie najzwyczajniej w świecie zasłużyli na to zwycięstwo, gdyż stworzyli sobie 2 razy więcej okazji bramkowych. The Reds grali niepewnie, na dużym ryzyku. Nie wiem czy starczyłoby mi palców w kończynach, by policzyć błędy indywidualne podopiecznych Kloppa. Tygodnie wcześniejszych męczarni w poprzednich spotkaniach jasno mówiły, że drużyna zbliża się do opadnięcia z sił po maratonie, który pozwolił jej na wypracowanie sobie prze-
wagi godnej Mistrza Anglii. Koniec końców uważam, że jeśli mieliśmy złapać zadyszkę, stało się to w dobrym momencie. W tej sytuacji cała drużyna przestanie myśleć o rekordzie The Invincibles czy seriach meczów bez porażki i skupi się na zadaniu, które wyznaczyli sobie przed sezonem – mistrzostwie Anglii.
Igor Borkowski z-ca naczelnego Porażka z Watfordem wywołała emocje porównywalne do tych po zwycięstwie 4:0 nad Barceloną. Cały piłkarski świat celebrował nic nieznaczącą wpadkę Liverpoolu, jakby to ich drużyny osiągnęły w końcu jakiś sukces. Co w rzeczywistości oznacza dla nas ten blamaż? Niewiele. Nie dorównamy jedynie Arsenalowi z sezonu 03/04, kończąc naszą 44-spotkaniową serię bez porażki w Premier League. Czy ten wynik był zupełnie nieprzewidywalny? Nie bardzo. Mimo 18-stu ligowych zwycięstw z rzędu, już od kilku spotkań zapowiadało się na wpadkę i zakończenie naszej serii (patrz: męczarnie z West Hamem i Norwich, przegrana z Atlético). Naturalnie, niecodziennie lider angielskiej ekstraklasy traci trzy bramki z drużyną ze strefy spadkowej, należy jednak podejść do tego na spokojnie. Niezmiennie posiadamy ogromną przewagę nad Manchesterem City, a kubeł zimnej wody wylany na głowy przyszłych
5• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
mistrzów Anglii może jedynie bardziej zmotywować ich przed rewanżowym pojedynkiem Ligi Mistrzów.
Kacper Kosterna autor tekstów Nic nie może przecież wiecznie trwać, jak mówi tekst piosenki Anny Jantar, passa meczów bez przegranej kiedyś w końcu musiała się skończyć. Po aż 44 meczach bez porażki, sensacyjnie ulegliśmy Watfordowi aż 0:3. Z pewnością był to kubeł zimnej wody, wylany na głowę zawodników. Lecz według mnie, wyjątkowo można zobaczyć plusy przegranej z ,,Szerszeniami”. Przede wszystkim nie będzie już presji związanej z ,,The Invincibles”. Mimo tego, że nie uda nam się powtórzyć dokonania Arsenalu z sezonu 2003/04, to wciąż mamy spore szanse na przebicie bariery 100 punktów, co jest
W meczu z Watford obrona Liverpoolu miała więcej dziur niż szwajcarski ser fot.: it.reuters.com
niewiarygodne. Odchodząc jednak od rekordów, warto przyjrzeć się przyczynie porażki z podopiecznymi Nigela Pearsona. Zaczynając od tyłu, warto zwrócić uwagę na makabryczną grę obrony, można powiedzieć, że był to jej najgorszy występ w trwającym sezonie. Z pewnością nie jest to wina wyłącznie Lovrena, który wybiegł na murawę w wyjściowej 11, lecz jego występu nie można zaliczyć do udanych. Przechodząc do pomocy, jak nigdy można było odczuć naszego skippera, czy jego zastępcy – Jamesa Milnera. Nie było w środku pola osoby, która potrafiła by wziąć na siebie na siebie ciężar gry. Wcale nie lepiej zagrało nasze trio z przodu. Widać było kompletny brak pomysłu na grę. Miejmy nadzieje, ze przegrana na wyjeździe, to tylko potknięcie, niezwiastujące większego kryzysu.
6• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Adam Mokrzycki autor tekstów Co tu dużo mówić. Po ostatniej grze zespołu można było mieć przeczucia, że ta porażka w końcu nadejdzie. Mimo wszystko, to są ludzie, a ludzki organizm nie jest niezniszczalny. Przy tak fizycznej lidze, jaką jest Premier League, przyjście zadyszki jest rzeczą nieuniknioną. W meczu z Szerszeniami podopiecznym Kloppa nic nie wychodziło. Mnóstwo niedokładności, brak poczucia pewności, rozgrywanie akcji na chodzonego. Obrona grała bardzo nerwowo i notorycznie popełniała mniejsze lub większe błędy. Nasz ofensywny tercet wspierany przez Oxa nie miał jakiegokolwiek pomysłu, jak zagrozić bramce Bena Fostera. Świadczy o tym statystyka expected goals, która wyniosła 2,73 do 0,2 na korzyść pod-
opiecznych Nigela Pearsona. Trzeba to przyznać, ale brakowało nam prawdziwego lidera, jakim stał się w ostatnim czasie Jordan Henderson. Nasz kapitan wprowadziłby harmonie między dwoma formacjami, której na Vicarage Road bardzo brakowało. Śmiało można przytoczyć słowa: ,,krew w piach" z polskiego filmu Dzień Świra. Pomimo chęci czy nikłych starań, nic z tego nie wyszło. Osobiście uważam, że ta porażka wyjdzie nam na dobre. Oczywiście, szkoda przerwania niesamowitej serii meczów bez porażki, czy zwycięstw odniesionych z rzędu oraz szansy stania się nowymi The Invincibles. Jürgen potrafi obracać takie rzeczy w coś pozytywnego. Chłopcy będą grali teraz bez presji i z wielką determinacją, aby udowodnić, że porażka z Watfordem była jedynie wypadkiem przy pracy. Na Vicarage Road ciężko znaleźć było jasny punkt w drużynie The Reds fot.: rushthekop.com
Damian Święcicki autor tekstów Wydarzyło się to, co w końcu musiało się wydarzyć. Jako kibice The Reds żyjemy trochę w mydlanej bańce, którą sami sobie stworzyliśmy. Przegrana z Szerszeniami urosła do rangi przegranego mistrzostwa, na szczęście jest to tylko utrata możliwości zostania The Invincibles. Za szybko przyzwyczailiśmy się do dobrego. Wystąpiło u nas klasyczne zmęczenie materiału, wynikające z kontuzji oraz złego planowania kadry. Jak inaczej można nazwać ciągłe eksploatowanie Robertsona, Trenta i VVD? Dobrze, że pojawił się Neco Williams, inaczej TAA musiałby grać w każdym meczu, tak jak kapitan reprezentacji Szkocji. Milner w ostatnim okresie był kontuzjowany, a swojej szansy nie dostał Yasser Larouci, do
tego problemy ze zdrowiem Matipa i Gomeza. W ataku wcale nie jest lepiej. Minamino potrzebuję czasu, żeby zrozumieć Jürgena Kloppa i kolegów z napadu, Origi w Premier League rozegrał zaledwie 1300 minut, Xherdan Shaqiri więcej czasu spędza w gabinecie fizjoterapeutów, aniżeli na boisku treningowym. Nie jesteśmy w stanie rywalizować na kilku frontach z tak wąską kadrą. Klopp jest geniuszem, ale z pustego to i Salomon nie naleje. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy u nas z ławki na boisku pojawia się Lallana? A w takim Manchesterze City Bernardo Silva, czy Sergio Agüero?
Rado Chmiel autor tekstów
W końcu przyszło to, co było nieuniknione od kilku kolejek. Poraż-
7• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
ka, akurat z Watfordem, bo o niej mowa, zbliżała się od dawna. Pomimo, że mecz był niesamowicie irytujący, to cieszę się, że taki zimny kubeł wody w końcu wylał się na głowy naszych piłkarzy. W końcu przestaną „zamartwiać się” o pobicie rekordu The Invincibles i skupią się na tym, co ważne: osiągnięciu odpowiedniej ilości punktów, by zagwarantować sobie upragniony tytuł mistrzowski. Dzięki temu przegranemu meczowi, w drużynie ponownie obudzi się koncentracja, której momentami w ostatnich kilku spotkaniach brakowało. A w obliczu panującego ostatnio szaleństwa z koronawirusem trzeba to zrobić jak najszybciej. Oby już w marcu!
Bartłomiej Surma korektor Pierwsza porażka Liverpoolu w Premier League musiała być sensacją dla niedzielnego fana piłki nożnej - w mediach The Reds byli przedstawiani jako niezawodna maszyna, która rozjeżdża jak walec kolejne przeszkody na swojej drodze. Jednak dla zainteresowanych tematem, przegrana podopiecznych Jürgena Kloppa z Watfordem nie mogła być wielkim zaskoczeniem. Już we wcześniejszym spotkaniu z West Hamem zwycięstwo zrodziło się w wielkich bólach, a Szerszenie od momentu pojawienia się w klubie Nigela Pearsona z pewnością nie są chłopcami do bicia - pokazał to już debiut Anglika w roli menedżera Watfordu, który przypadł na… grudniowe spotkanie z Liverpoolem na Anfield. Wówczas The Reds wygrali 2:0, ale gra Szerszeni naprawdę wyglądała dobrze i gdyby nie nieskuteczność m.in. Ismaili Sarra, goście mogliby
pokusić się choćby o punkt. Dlatego też porażka na Vicarage Road nie do końca spadła jak grom z jasnego nieba. Liverpool zaliczył po dwutygodniowej przerwie od spotkań ewidentny zjazd formy, co pokazały mecze z Atlético Madryt i West Hamem. Szerszenie natomiast musiały walczyć o życie, wykorzystując chwile słabości lidera tabeli. 3:0 to wprawdzie wysoki wynik, ale w pełni zasłużony - piłkarze Watfordu zagrali świetne spotkanie, a Liverpool nie potrafił poważnie zagrozić bramce rywali. Ustawienie z szóstką obrońców w defensywie okazało się po raz kolejny być utrapieniem dla The Reds - zarówno West Ham jak i Atlético w fazie defensywnej wyglądały podobnie. Zespoły bro-
8• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
niące się głęboko ewidentnie nie leżą Liverpoolowi. Trzeba dodać do tego brak Hendersona i obecność Lovrena w pierwszym składzie. Koniec końców, porażka musiała kiedyś nadejść i być może dobrze wyszło, że stało się to w momencie, w którym jest jeszcze czas na reakcję.
Bartosz Góra autor tekstów Hype na powtórzenie wyczynu The Invincibles ewidentnie przygniótł zawodników Liverpoolu. Po serii średnich meczów, w końcu nadeszła pierwsza porażka w lidze w
Mateusz Przepiórka autor tekstów
Od początku meczu Niemiec był dziwnie spokojny obserwując poczyniania swoich podopiecznych, na koniec mógł jedynie bezradnie rozłożyć ręce fot.: eurosport.pl
tym sezonie, która jednocześnie zakończyła passę 18 wygranych z rzędu The Reds. Mam nadzieję, podobnie jak Klopp, że ta porażka nie podetnie skrzydeł drużynie, ale uwolni ich od tego ciężaru, który na nich spoczywał. Koniec serii zwycięstw i utrata szansy na sezon The Invincibles to jedno, ale tak naprawdę ekipa Nigela Pearsona na to zwycięstwo na Vicarage Road po prostu zasługiwała. Podopieczni Kloppa nie stworzyli sobie praktycznie żadnych klarownych sytuacji, żeby zdobyć bramkę, a ich rywale z Watfordu
po prostu wykorzystali, to co mieli. To, co najbardziej rzucało mi się w oczy w tym meczu, to bardzo pasywna gra w obronie. Brakowało mi agresywnego doskoku do rywali, zaangażowania. Inną sprawą jest też brak kreatywności w ofensywie. The Reds ewidentnie nie mieli pomysłu na sforsowanie defensywy Watfordu. Gospodarze natomiast, mieli swój plan na to spotkanie i wykonali go w 110%. Mistrzostwo jest coraz bliższe. I nawet pomijając odpadnięcie z Ligi Mistrzów już w 1/8 finału, to celem numer jeden na końcówkę tego sezonu będzie dowiezienie pierwszego miejsca w Premier League i wielka feta w maju. Oby tylko z udziałem kibiców.
Na porażkę w Premier League pracowaliśmy już od pierwszego meczu po tzw. zimowej przerwie. Rozjechaliśmy się na plaże i najwyraźniej wkradło się rozprężenie. Norwich ograliśmy w przeciętnym stylu. Wygraną z West Hamem zawdzięczamy przede wszystkim Łukaszowi Fabiańskiemu, a po drodze był jeszcze wyjazd do Madrytu, gdzie nie oddaliśmy celnego strzału. Watford przejechał się po nas niczym walec. Nie mieliśmy żadnej odpowiedzi, żadnego atutu i przegraliśmy całkowicie zasłużenie. Nawet rozmiar porażki po takim meczu nie był zaskakujący. Mimo wszystko nie powinniśmy robić z tego problemu. Sezon od początku układał się genialnie i wiele razy wyrywaliśmy zwycięstwa siłą woli. To musiało być niezwykle wymagające nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Taka porażka pozwoliła nam zrzucić ciężar wiszących nad nami kolejnych rekordów i presji zakończenia sezonu bez porażki. Mamy to z głowy i możemy skoncentrować się na spokojnym dograniu sezonu do końca i odebraniu dziewiętnastego tytułu mistrzowskiego. Wszystko jednak pod warunkiem, że uda się dokończyć rozgrywki. Epidemia koronawirusa utrudniła rozgrywki na całym kontynencie i tak naprawdę nie wiadomo jak i kiedy się to całe zamieszanie zakończy. Z pomocą może przyjść UEFA i jej decyzja o przesunięciu Euro 2020 na przyszły rok. Wtedy ligi w całej Europie nie będą musiały kończyć sezonu w połowie maja i zyskają czas na spokojne dokończenie rywalizacji nawet do połowy czerwca. Oby…
9• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
WZYWAMY POSIŁKI! „Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska.” Mimo 25 punktów przewagi nad drugim Manchesterem City kluczowe będzie to, co wydarzy się po sezonie. Nawet najlepsi potrzebują wzmocnień i to właśnie „wezwanie posiłków” na niektóre pozycje, będzie najważniejszą kwestią po zdobyciu mistrzostwa. IGOR BORKOWSKI
23-letni Ben White ostatnio łączony jest z The Reds. fot.: tbrfootball.com
10• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
L
iverpool w bieżącym sezonie zdaje się być niepowstrzymany – uśmiecham się pod nosem, bo sam nie wiem, który już raz wpisuję w Wordzie to zdanie. Ale taka jest prawda. Mimo kilku niewiele znaczących wpadek, The Reds prezentowali poziom absolutnie nieosiągalny dla innych ekip. Dwadzieścia pięć punktów przewagi w Premier League? Przecież to jest jakiś kosmos, sytuacja niepowtarzalna. Ale jednak, nawet najlepsi potrzebują zmienników i choć nasza pierwsza jedenastka zdaje się być najlepsza na świecie, to rezerwowi pozostawiają wiele do życzenia. Przyczyną większości traconych punktów przez naszą drużyną okazywała się właśnie wąska ławka. Naturalnie warto zauważyć, że Jürgen i spółka pracują nad tym - stąd chociażby transfer Minamino, który ma potencjał, by stać się znakomitym zmiennikiem lub częstsze wprowadzanie do gry młodzieżowców (poszczególnym zawodnikom drużyny U23 przyjrzeliśmy się w poprzednim numerze). Mimo to, dość regularne wpuszczanie Adama Lallany nie można nazwać inaczej niż strzałem w kolano. Wiele błędów popełnia także Adrián, który w obecnym sezonie otrzymał wyjątkowo wiele szans i ciężko powiedzieć, aby wykorzystał je z korzyścią dla siebie i klubu (18 meczów, 24 bramki stracone, 3 czyste konta we wszystkich rozgrywkach). Hiszpański bramkarz potrafił ratować zespół w najtrudniejszych momentach, by chwilę później oddawać rywalom bramki za pół-darmo. Największą swobodę kadrową mamy natomiast z pewnością w środku pola. Na pozycji pomocnika może wystąpić co najmniej siedmiu, z Lallaną licząc, sześciu bez niego - solidnych zawodników. Wniosek jest taki, iż moje błaganie o nowego obrońcę
sprzed ponad roku na łamach naszego magazynu nie zostało wysłuchane. Strach pomyśleć, kim gralibyśmy w przypadku absencji Alexandra-Arnolda, o Van Dijku nie wspominając (nazwisko Lovren powinno już dawno zostać wykreślone z klubowej listy zawodników). Dużo bardziej efektywne byłoby także umożliwienie odrobiny odpoczynku komuś z naszej trójki ofensywnej . Choć w teorii mamy wspomnianego Minamino, a także Origiego lub Shaqiriego, przydałoby się sprawdzone nazwisko „na już”.
W letnim okienku transferowym kluczowe będzie zatrudnienie nowego obrońcy oraz napastnika z prawdziwego zdarzenia. Idealnie byłoby także zatrudnić zmiennika dla naszych bocznych obrońców, chyba że do drużyny na dobre zostanie wprowadzony młody Neco Williams
Wśród głównych kandydatów do wzmocnienia Liverpoolu wymieniani są Timo Werner, Kai Havertz i jeszcze kilku zawodników stricte ofensywnych. Nie cieszy fakt, iż ponownie nie wiele słychać na temat wzmocnień linii defensywnej. W ostatnich dniach mogliśmy przeczytać jedynie na temat zainteresowania 22-letnim Benem Whitem, obrońcą Brighton, aktualnie wypożyczonym do Leeds. Anglik wystąpił we wszystkich możliwych meczach w tym sezonie, nie opuszczając ani minuty. W tym czasie jego drużyna zachowała aż 17 czystych kont, a mierzący 182 cm, White, zaliczył dwie asysty i otrzymał pięć żółtych kartek. Łączony z Liverpoolem był także obrońca Sevilli, 27-letni Brazylijczyk, Diego Carlos, ale drużyna z Andaluzji nie planowała sprzedawać swojego defensora w przerwie zimowej. Moim zdaniem w letnim okienku transferowym kluczowe będzie zatrudnienie nowego obrońcy oraz napastnika z prawdziwego zdarzenia. Idealnie byłoby także zatrudnić zmiennika dla naszych bocznych obrońców, chyba że do drużyny na dobre zostanie wprowadzony młody Neco Williams. Do końca sezonu pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale jeśli chcemy pozostać na szczycie i nie pozwolić rywalom na zdobycie przewagi, musimy się wzmacniać. Nasza kadra wygląda solidnie, ale powiedzmy sobie szczerze – najlepszej drużynie świata nie przystoi ratować się Lallaną wchodzącym z ławki. Dejan Lovren natomiast zdążył już pokazać w tym sezonie, jak kończy się stawianie na niego. Czas sięgnąć głęboko do kieszeni i wezwać posiłki – konkurencja nie śpi, a my nie możemy pozwolić, by kiedykolwiek nas dogonili.
11• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
fot.: vbetnews.com
NIEMIECKI ZACIĄG
W LFC?
Wiele mówi się o tym, że Jürgen Klopp w nadchodzącym okienku transferowym będzie szukał wzmocnień w swojej rodzimej Bundeslidze. Plotkuje się głównie o trzech zawodnikach: Kai’u Havertzie, Jadonie Sancho i Timo Wernerze. Ja postaram się przybliżyć Wam sylwetkę ostatniego z wymienionego grona. Transferowe zamieszanie Już od dawna mówi się o ewentualnym przyjściu Niemca na Anfield. Jednak do tej pory były to jedynie pogłoski. W obecnym sezonie powoli dochodzi do konkretów. Sam Werner niedawno stwierdził, że jest zaszczycony faktem, iż jest łączony z takim zespołem, jakim jest Liverpool. Podkreśla też, że LFC jest obecnie najlepszym klubem na świecie, a prowadzący nas
Jürgen Klopp najlepszym szkoleniowcem na globie. Boss na razie nie podejmuje się zabierania głosu w tej sprawie. Jest profesjonalistą pełną gębą i skupia się przede wszystkim na zawodnikach, których obecnie ma do dyspozycji. Podobno działacze klubu z czerwonej części Merseyside zaproponowali Wernerowi indywidualny kontrakt. Umowa miałaby obowiązywać do 2025 roku, a zawodnik miałby zarabiać 8 milionów € rocznie +
12• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
bonusy. Jak podaje włoski dziennikarz Nicolo Schiara, Liverpool miałby wpłacić jeszcze przed końcem kwietnia na konto niemieckiego klubu klauzulę wynoszącą zaledwie 58 mln € (tuż przed jej wygaśnięciem). Po druzgocącej porażce The Reds z Watfordem cały Internet huczał tylko o tym. Niemieckie kluby przyzwyczaiły nas do trollingu w mediach społecznościowych, a więc RB Lipsk też postanowił dodać coś od siebie. Na swoim oficjalnym koncie na Twitte-
rze opublikowali gifa, w którym Timo Werner z wielkim zaskoczeniem spogląda na telefon. Miało to symbolizować jego zdziwienie po pierwszej porażce podopiecznych Kloppa w lidze. Po tym wydarzeniu w Internecie została wywołana wielka burza. Fanpage kibiców LFC skwitował ten Tweet jako najdziwniejsze ogłoszenie transferu w historii piłki nożnej. Sam Werner odniósł się do tej sytuacji. Odfollowował on na Twitterze konto RB Lipsk, co wywołało jeszcze większą dyskusję na temat jego przenosin na Anfield. Być może oznacza to, że wkrótce wyczekiwany transfer przez kibiców Liverpoolu może dojść do skutku.
Dynamiczny i wielofunkcyjny napastnik Wychowanek VFB Stuttgart może pochwalić się naprawdę okazałym bilansem w Bundeslidze. W 210 spotkaniach aż 83 razy pakował piłkę do bramki rywala. Imponujące statystyki, szczególnie kiedy popatrzymy na to, że Werner ma dopiero 24 wiosny na karku. W swoim zespole jest niezastąpiony, o czym świadczą liczby. W dotychczasowych występach we wszystkich rozgrywkach w obecnym sezonie jego procentowy udział przy bramkach RB Lipsk wynosi aż 44%; to budzi podziw. Oprócz tego zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji strzelców z 21 trafieniami na koncie, tuż za Robertem Lewandowskim. Na dodatek często wciela się w role asystenta swoich kolegów. W obecnych rozgrywkach aż 12 razy był autorem ostatniego podania. Tak więc reprezentant Niemiec, nie tylko potrafi fantastycznie wykończyć akcję, ale i odnaleźć się w roli rozgrywającego. Werner jest bardzo wszechstronnym zawodnikiem. Może zagrać na szpicy, wcielić się w rolę cofniętego napastnika, albo narobić szumu w bocznej strefie boiska. W trakcie spotkania wiele razy zmienia swoją po-
kadrze, a przed nim dopiero cała kariera. Jestem przekonany, że jeszcze przyniesie wiele powodów do radości i dumy niemieckim fanom.
Ewentualna rola w Liverpoolu
Czy Timo Wernera będziemy mieli okazję oglądać w koszulkach The Reds?
zycję na murawie, aby znaleźć sobie wolny korytarz do bramki przeciwnika. Kiedy już znajdzie takową przestrzeń, nie ma litości dla swojej ofiary. Szkoleniowiec RB Lipsk - Julian Nagelsmann - pod tym względem dał mu wolną rękę. Zdaje sobie sprawę z tego, że Niemiec jest typem zawodnika, który potrzebuje swobody, aby pokazać swój wachlarz umiejętności. Obrońcy, z którymi się mierzy, nie mają z nim łatwego życia. Werner wykonuje nieustanny pressing, cały czas wywiera presję na rywalach. To właśnie od jego osoby zaczyna się gra defensywna zespołu z Red Bull Areny. Nie ma chwili, w której nie byłby skupiony na spotkaniu. W każdym momencie jest przygotowany na ewentualny błąd rywala. Świetnym na to przykładem jest spotkanie rozgrywane 17 grudnia ubiegłego roku na Signal Iduna Park przeciwko Borussi Dortmund, które zakończyło się rezultatem 3:3. Do przerwy to gospodarze prowadzili 2:0. Wtedy mogłoby się wydawać, że dociągną ten wynik do końcowego gwizdka. Humory popsuł im niezawodny Timo Werner, który po przerwie wykorzystał dwa karygodne błędy podopiecznych Luciena Favre. Reprezentacja Niemiec w końcu posiada napastnika klasy światowej, którego brakowało od lat. Już teraz daje bardzo dużo niemieckiej
Z pewnością Timo musiałby nieźle się napracować, aby wskoczyć do pierwszego składu. Pozbawienie miejsca w pierwszej jedenastce któregoś zawodnika z ofensywnego tercetu graniczy z cudem, ale jak podkreśla Werner, nie boi się on takiego wyzwania. Możliwe nawet, że Jürgen Klopp zmieściłby na boisku całą czwórkę zawodników. Jak wiemy, Roberto Firmino ma predyspozycje do gry bardziej w środku pola. Przecież tam zaczynał swoją przygodę w The Reds jako ,,10". Dopiero Klopp przemianował go na ,,fałszywą 9". Kto wie, może Brazylijczyk wróci do swojej poprzedniej roli i udostępni miejsce z przodu niemieckiemu snajperowi. Timo Werner jest zawodnikiem wręcz stworzonym pod filozofię taktyki Jürgena Kloppa. Jest szybki, dynamiczny i pracuje na korzyść całego zespołu. W mojej opinii fantastycznie odnalazłby się w gegenpressingu. Nie chciałbym być w skórze obrońców, którym przyszłoby się mierzyć z kwartetem: Bobby, Salah, Mané i Werner. Na dodatek byliby wspierani przez dwójkę ofensywnie usposobionych bocznych obrońców: Trenta i Robbo. Na papierze wygląda to wręcz genialnie. Aż korci o postawienie pytania: Czy to jest w ogóle legalne posiadać taką siłę rażenia w swoich szeregach? Jedno jest pewne, dla kibiców będzie to piłkarska uczta - oglądać tak widowiskowy futbol. Sam jestem wielkim zwolennikiem tego transferu i ochoczo liczę, że dojdzie on do skutku. ADAM MOKRZYCKI
13• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
NOWY SZEF POMOCY PO Każdy kibic Liverpoolu, który zna się trochę bardziej na piłce i nie jest ślepo zapatrzony w wyniki widzi, że ekipa Jürgena Kloppa ma problem ze sforsowaniem drużyny, która ustawi podwójne zasieki w obronie. Kubłem zimnej wody wylanym na głowę każdego fana był mecz z Atlético Madryt, w którym to Koke, Thomas Partey i Saúl Ñíguez ustawili mur, przez który żaden z ofensywnych piłkarzy nie mógł się przebić. Brakowało elementu zaskoczenia, wszystko to, co działo się na połowie stołecznego klubu było zbyt przewidywalne. W ekipie The Reds brakowało zawodnika, który jednym magicznym podaniem, byłby w stanie zaskoczyć piłkarzy ustawionych przez tak wytrawnego taktyka, jakim jest Cholo Simeone. DAMIAN ŚWIĘCICKI
M
ecz z Rojiblancos, później feralny z Watfordem oraz ostatnia rywalizacja z Chelsea w FA Cup przywołały demony przeszłości, które zostały pięknie przykryte ostatnimi dobrymi wynikami. W ekipie The Reds nie ma zawodnika w linii pomocy, który jest w stanie wykonać podanie na poziomie Toniego Krossa, João Moutinho, Mesuta Özila, Thiago. czy Christiana Eriksena. Jedynym naszym piłkarzem, który ma inklinacje do tego typu zagrań jest Bobby Firmino. Niestety w momencie, gdy były zawodnik TSG 1899 Hoffenheim schodzi do drugiej linii, a w zespole przeciwnym dobrze funkcjonują boki obrony tak jak w meczu z Atlético, gdzie Renan Lodi i Šime Vrsaljko odcięli od podań Sadio Mané i Mohameda Salaha, zostajemy bez żadnej opcji w ataku. Jeszcze niedawno głośno domagano się zatrudnienia ofensywnego pomocnika, który mógłby pełnić rolę taką, jaką odgrywał Shinji Kagawa w trakcie przygody Jürgena Kloppa z Borussią Dortmund. Taką potrzebę widział również sam Boss, który na swojego nowego dyrygen-
ta wybrał Nabila Fekira. Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego ten transfer upadł, jednak nie to jest problemem, ale fakt, że nie skorzystano z żadnej opcji rezerwowej. Dzisiaj ten temat wrócił niczym bumerang, a coraz głośniej mówi się o chęci zatrudnienia przez Michaela Edwardsa i The Normal One’a Kaia Havert-
Kai Havertz ma prawie 21 lat i ponad sto spotkań rozegranych w Bundeslidze. W swoim rodzimym kraju ma przypiętą łatkę zawodnika typu „Alleskönner”, czyli takiego, który potrafi robić wszystko. Jak na środkowego pomocnika jest dość wysoki, mierzy bowiem 189 centymetrów
14• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
za - zawodnika Leverkusen, wschodzącej gwiazdy światowej piłki. Kai przyszedł na świat 11 czerwca 1999 roku w Aachen. Swoje pierwsze treningi odbywał w SV Alemannia Mariadorf 1916 e.V. Jego następnym przystankiem została Alemannia Aachen, jednak po zaledwie dwóch latach spędzonych w klubie został wypatrzony przez skautów Leverkusen. Wizja trenowania w klubie, w którym grają Michael Ballack, Arturo Vidal, Stefan Kießling, Sami Hyypiä, czy Simon Rolfes szybko przekonały jedenastolatka do przeprowadzki. Tam sukcesywnie przechodził przez wszystkie szczeble szkolenia. Szybko wyrobił sobie łatkę wielkiego talentu niemieckiej piłki, a momentem przełomowym stał się sezon 2015/2016, podczas którego w drużynie do lat 17 w B-Junioren Bundesliga West doprowadził Leverkusen do wicemistrzostwa, strzelając 18 bramek (przegrał tylko z Florianem Krügeren). W następnym sezonie na prośbę trenera Rogera Schmidta został przeniesiony do dorosłej drużyny Aptekarzy, kiedy wydawało się, że piłkarz ten ma dopiero przyzwyczaić się do se-
OTRZEBNY NA JUŻ! 20-letni Kai Havertz od pewnego czasu jest łączony z The Reds. fot.: liverpooloffside.sbnation.com
niorskich rozgrywek, Schmidt uczynił z niego centralną postać zespołu. Zadebiutował już w siódmej kolejce, w spotkaniu przeciwko Werderowi Brema, zastępując na boisku w 83 minucie Charlesa Aránguiza. Kai stał się najmłodszym debiutantem w historii Leverkusen, w trakcie spotkania z Die Grün-Weißen miał dokładnie 17 lat i 126 dni. W tamtej kampanii rozegrał blisko 1500 minut, pierwsza asysta przypadła w 16 kolejce, kiedy to wykonał decydujące podanie przy bramce Wendella, a premierowy gol w Bundeslidze miał miejsce 02.04.2017, kiedy to pokonał Koena Casteelsa w zremisowanym spotkaniu 3:3 z Wolfsburgiem. Przed sezonem 2017/2018 z Leverkusen odeszły dwie centralne postacie linii pomocy: Hakan Çalhanoğlu oraz Kevin Kampl. Nowy trener zespołu Heiko Herrlich musiał zafundować Havertzowi kurs szybkiego dorastania, ponieważ to na barkach młodego pomocnika miała spoczywać cała odpowiedzialność za dyktowanie tempa gry. Z perspektywy czasu wiemy, że nikt Die Werkself nie żałuje tej decyzji. Od pierwszych spotkań Kai był spektakularny, potrafił zaliczyć takie mecze jak ten z Borussią Mönchengladbach, kiedy to trzykrotnie wykonał decydujące podania kolejno do: Svena Bendera, Leona Baileya oraz Juliana Brandta. W całych rozgrywkach zaliczył 9 asyst, więcej od niego podawali tylko Thomas Müller, Joshua Kimmich, Philipp Max oraz James Rodríguez, a należy pamiętać, że w tamtej kampanii Havertz miał tylko 19 lat. Poprzedni sezon pokazał prawdziwe możliwości ofensywnego
15• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
fot.: twitter.com/kaihavertz29
16• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
pomocnika. Współpraca z nowym szkoleniowcem Peterem Boszem sprawiła, że Kai stał się najważniejszym piłkarzem finalisty Ligi Mistrzów z 2002 roku. We wszystkich rozgrywkach zanotował 20 bramek i 7 asyst! Dzięki tak kapitalnej postawie udało mu się zadebiutować w reprezentacji Niemiec w spotkaniu Ligi Narodów przeciwko Francji. Dziś wydaje się, że jest pewnym punktem Die Mannschaft, a na zbliżających się Mistrzostwach Europy powinien tworzyć linię pomocy z Kimmichem oraz Kroosem. Dziś Kai Havertz ma prawie 21 lat i ponad sto spotkań rozegranych w Bundeslidze. W swoim rodzimym kraju ma przypiętą łatkę zawodnika typu „Alleskönner”, czyli takiego, który potrafi robić wszystko. Jak na środkowego pomocnika jest dość wysoki, mierzy bowiem 189 centymetrów. Jest dobrze skoordynowany, szybki, a najważniejsze jest to, że nie robi mu różnicy, czy zagrywa prawą, czy lewą nogą. Kai pod względem przygotowania technicznego jest bardzo podobny do Mesuta Özila, a sam zawodnik urodzony w Aachen nie ukrywa, że to wychowanek Westfalia 04 Gelsenkirchen był dla niego wzorem. Kiedy oglądam Havertza najbardziej zachwyca mnie fakt, że widzi wszystko. Czasami mam wrażenie, że ma "oczy dookoła głowy". Taką cechę posiadali tylko i wyłącznie najlepsi pomocnicy: Xavi, Andrea Pirlo, Kaká, Andrés Iniesta, Michael Ballack, Pavel Nedvěd, czy Zinédine Zidane. Do tego posiada on bardzo ważną cechę: ma chłodną głową. Wszystko to sprawia, że to materiał na jednego z najlepszych pomocników świata, jeśli jeszcze do nich nie należy. Według niektórych to zaraz będzie w wąskim gronie piłkarzy wyznaczających obecne trendy. Posiada on kontrakt ważny do 30.06.2022 i na razie nie znalazłem
informacji o tym, że Kai jest blisko porozumienia z obecnym klubem. Wydaje się, że taki klub jak Leverkusen nie będzie w stanie utrzymać niemieckiego pomocnika w zespole. Jego interesami zajmuję się agencja menadżerska Spielerrat GmbH, która w swojej stajni posiada również takich zawodników jak: Serge Gnabry oraz Łukasz Fabiański. Przygoda z wielką piłką Thorstena Wirtha, Floriana Bertalana oraz Tobiasa Huepa zaczęła się w momencie, gdy przekonali do współpracy Pera Mertesackera. Problemem jest fakt, że od kilku dni można przeczytać informację, że do gry o transfer Kaia Havertza włączyło się PSG, zawsze groźnym przeciwnikiem pozostaje również Bayern Monachium, który nie może sobie pozwolić, by najlepsi niemieccy piłkarze nie reprezentowali barw Die Roten. Kwota transferu może oscylować w granicy 100 milionów euro, co na pewno nie uśmiecha się Fenway Sports Group oraz Michaelowi Edwardsowi. Jestem przekonany, że Havertz idealnie wkomponowałby się w obecny skład. Jako centralna postać w linii pomocy, powinien być zabezpieczony przez Jordana Hendersona oraz Fabinho, co daje o wiele większy wachlarz możliwości gry formacji ataku. Bobby Firmino nie musiałby szukać gry w drugiej linii, a Sadio Mané i Mohamed Salah zyskaliby więcej przestrzeni. Ponadto Havertz jest Niemcem, co powoduję, że zyskujemy zawodnika, który pozostanie w drużynie w okresie 9 stycznia - 6 lutego 2021, kiedy to wszyscy piłkarze z Afryki wyjadą rozgrywać spotkania w ramach PNA. Michaelu Edwardsie, proszę Cię bardzo, sprowadź na Anfield tego genialnego pomocnika, bez względu na cenę i bez względu na to, co będziemy musieli poświęcić. Havertz jest teraźniejszością i przyszłością piłki nożnej.
17• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
PEREŁKA WŚRÓD ANGLIKÓW Mimo, że zimowe okienko transferowe zostało już zamknięte, można już usłyszeć plotki o letnich wzmocnieniach Liverpoolu. Najczęściej wymienianymi nazwiskami z pewnością są Werner, Havertz oraz Sancho. Jak widać, władze The Reds monitorują niemiecką ekstraklasę, oraz zawodników w niej występujących. Pamiętamy dobrze skąd przyszli do nas Firmino, Matip czy Keita. Wiadomo jednak, że Liverpool Bundesligą nie żyje i stale monitoruje zawodników z ligowego podwórka. Wśród wielu utalentowanych zawodników można dostrzec kilka tak zwanych ,,perełek”. Jedną z nich z pewnością jest Todd Cantwell. KACPER KOSTERNA
T
odd to 22 letni środkowy pomocnik, na co dzień występujący w drużynie Norwich City. Młody Anglik jest wychowankiem Kanarków, który z pewnością przyczynił się do awansu Norwich w zeszłym sezonie. Dość trudna może być jednak walka o Anglika, gdyż są nim również zainteresowani Manchester United, City oraz Spurs. Jak donosi Transfermarkt, Cantwell jest warty około 22 mln euro. Pewne jest jednak to, że władze Norwich zażądają kilka milionów więcej za perspektywicznego Anglika. Warto przemyśleć, czy byłby to dobry ruch. Trzeba pamiętać, że The Reds, mają już gotowego do gry w pierwszej jedenastce Curtisa Jonesa, który jest dość podobnym do Todda zawodnikiem. Z drugiej strony, po sezonie najprawdopodobniej zakończy się współpraca Liverpoolu z Adamem Lallaną. Problem może być również z Nabym Keitą. Gwinejczyk, od czasu przejścia do Liverpoolu, ciągle trapiony jest przez kontuzje, co przeszkadza Kloppowi w rotacji składem. Ważne jest też to, co mógłby Cantwell
wnieść do drużyny z Anfield. W tym sezonie Anglik w barwach Norwich rozegrał 29 meczów ligowych, w których zdobył 6 bramek oraz zaliczył 2 asysty. Młody pomocnik ma średnio 61 dotknięć piłki na mecz, co pokazuje, że nie boi się on bycia pod grą oraz brania na siebie odpowiedzialności. Dość dobra jest również dokładność podań Cantwella. Wynosi ona 81% i jest jedynie o 3% mniejsza od kapitana The
18• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Reds – Jordana Hendersona. Ciekawsza jednak jest gra młodego Anglika. Jego największymi atutami są z pewnością przegląd pola oraz drybling. W każdym meczu Kanarków można dostrzec świetne prostopadłe podania Cantwella idące w stronę Teemu Pukkiego. Przydatne dla Jürgena Kloppa może być to, że Todd dobrze odnajduje się równie dobrze na bokach boiska. Pokrywa się to z taktyką Niemca, w której często widzimy środkowych pomocników Liverpoolu na skrzydłach. Todd Cantwell z pewnością wpasowałby się do stylu gry Jürgena Kloppa, lecz czy byłby on warty tych mniej więcej 30 mln? Jest sporo argumentów za, lecz ostateczna decyzja należy do władz Liverpoolu oraz samego Todda. W tak młodym wieku, będzie on z pewnością patrzył na możliwość grania, którego w Liverpoolu nie byłby tak pewny przez dużą konkurencje w środku pola. fot.: cannaries.co.uk
fot.: facebook.com/liverpoolfc
LIVERPOOL-BORNEMOUTH 19• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
„PORA MÓWIĆ NA Choć Liverpool w opinii publicznej nie ma zbyt szerokiej kadry, gdyż brakuje w niej np. zmiennika dla Andrew Robertsona, tak posiada ona kilka ogniw, których przydatność jest mocno wątpliwa. Kto powinien pożegnać się z kibicami z Anfield po tym sezonie? MIKOŁAJ SARNOWSKI Pedro Chirivella Ten 22-letni Hiszpan został pozyskany przez Liverpool już w 2013 roku, kiedy to wyłożono Valencii za niego 2 miliony funtów. Z początku występował w drużynie U18, potem w U21 i U23. Pokładano w nim wielkie nadzieje, widziano ogromny potencjał i czekano aż wreszcie eksploduje. Niestety ten moment nie chciał nastąpić. W sezonie 15/16 dostał szansę debiutu w pierwszej drużynie w meczu Ligi Europy przeciwko Bordeaux. Zagrał też w obu spotkaniach z Exeter w FA Cup oraz na końcowym etapie rozgrywek w Premier League przeciwko Swansea. Przez następne pół sezonu nie miał szansy przebicia się w drużynie Jürgena Kloppa, więc postanowiono rozpocząć jego tułaczkę po licznych wypożyczeniach. Wiosnę 2017 roku spędził w Go Ahead Eagles, którym miał pomóc w utrzymaniu się w holenderskiej Eredivisie. W 17 występach zdobył 2 bramki i zaliczył
2 asysty, lecz nie zdołało to uchronić drużyny przed spadkiem. Sezon 17/18 spędził również w Holandii, lecz tym razem w Willem II, gdzie wystąpił w 31 meczach, strzelając 3 bramki i notując 7 asyst. Po powrocie kolejny raz zdał sobie sprawę, że na Anfield nie widzą w nim zawodnika mogącego regularnie występować w Premier League czy Lidze Mistrzów, więc klub ponownie chciał go wypożyczyć. Zgłosił się norweski Rosenborg, lecz Pedro odrzucił tę ofertę argumentując to chęcią pozostania w Anglii lub powrotu do ojczyzny. Do końca letniego okienka żadna oferta się już nie pojawiła, co oznaczało kolejny okres w rezerwach. W styczniu pomocą Pedro Chirivella niespełnił pokładanych w nim nadziei fot.: hitc.com
20• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
dłoń wyciągnęła Extremedura występująca w Segunda Division, lecz przez opóźnienie w dokumentacji mógł jedynie trenować z tą drużyną. W obecnej kampanii ma na swoim koncie 6 występów w pierwszej drużynie, lecz nie zanosi się na więcej, ponieważ Liverpool odpadł już z Carabao Cup i FA Cup, a to w nich jedynie wybiegał na boisko. Łatkę super talentu można już z niego odkleić z czystym sumieniem, mimo nienajgorszych występów w tegorocznych rozgrywkach. Nie potrafił udowodnić swojej wartości podczas dwukrotnego pobytu w Holandii, więc uważam, że to odpowiedni moment na jego sprzedaż. Mecze z Aston Villą czy rewanż ze Shrewsbury pokazał, że na jego miejsce bardzo szybko może wskoczyć ktoś młodszy, który może się znacznie
ARA” lepiej rozwinąć, jak np. Curtis Jones, Leighton Clarkson, Jake Cain czy Marko Grujić będący obecnie na wypożyczeniu w Hercie Berlin.
Adam Lallana Anglik zawitał na Anfield tuż po nieudanym dla Synów Albionu mundialu w Brazylii. Kapitan Southampton, mózg całego środka pola, nominowany do 11stki Premier League za sezon 13/14 miał być wzmocnieniem ekipy Brendana Rodgersa, które poprowadzi The Reds do mistrzostwa, które tak pechowo uciekło Liverpoolczykom w owej kampanii. Jego transfer był wydarzeniem nietuzinkowym, gdyż w jednym okienku transferowym do klubu z Anfield przybyło aż 3 graczy Świętych, co zapoczątkowało trend na ex-piłkarzy Southampton w klubie z Anfield. W pierwszym sezonie w hrabstwie Merseyside Adam wystąpił w 41 meczach, strzelił 6 bramek i zanotował 4 asysty. Wynik nie powalał na kolana, wpisał się w nędzny poziom letnich nabytków Rodgersa, choć na tle takiego Lamberta czy Balotellego nie wypadł najgorzej. Przytrafiły mu się również dwie kontuzje i to były pierwsze oznaki tego, co nastąpiło w następnych sezonach. Następne rozgrywki przyniosły Liverpoolowi zmianę menedżera, lecz jakiejś znaczącej poprawy nie było, 49 meczy łącznie, 7 bramek, 8 asyst i niestety 2 kilkutygodniowe kontuzje. Pierwszy pełny sezon Jürgena Kloppa na Anfield przyniósł długo
Adam Lalana ma z pewnością nad czym myśleć fot.: bleacherreport.com
wyczekiwany progres w grze Lallany. Był ważnym ogniwem w układance niemieckiego Szkoleniowca, dobrze dogadywał się z ofensywnym trio Coutihno-Firmino-Mane. Jego liczby również prezentowały się dobrze, 31 spotkań w Premier League, 8 bramek i 7 asyst. Choć nie jest to za dobrym wyznacznikiem jakości, tak warto dodać, że jego występy doceniono również w popularnej grze Fifa, gdzie otrzymał nominację do drużyny sezonu
z angielskiej Premiership. W parze z obiecującą grą nie szło jednak zdrowie, gdyż Anglik opuścił łącznie 10 meczów przez 3 urazy. Ale kumulacja nastąpiła dopiero w sezonie 17/18. TRZYDZIEŚCI DWA spotkania przeszły mu koło nosa z powodu urazu uda, który najpierw leczył od końca lipca do końca listopada, a potem od końca marca do połowy maja. Kontuzje pozwoliły mu na raptem 16 występów we wszystkich rozgrywkach. To on był niestety zastępstwem dla kontuzjowanego Salaha w finale Ligii
21• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Mistrzów i wszyscy pamiętamy jak się wywiązał z tej roli. Po tamtej kampanii większość kibiców poddawała pod wątpliwość jego przydatność w zespole i wypychała go siłą z klubu. Zeszłoroczna kampania podtrzymała tylko negatywne nastroje wśród fanów, gdyż ponownie grał tylko „ogony” w 16 meczach. Obecny sezon również wygląda podobnie, z tą jednak zmianą, że należy mu podziękować za uratowanie punktu na Old Trafford. Dlaczego powinniśmy się go pozbyć? Powodów jest kilka. Po pierwsze wiek, 32 wiosny na karku to już bliżej niż dalej do schyłku kariery, więc żadnego kroku w przód Lallana już nie wykona. Po drugie podatność na kontuzje. Nie da się być ważnym ogniwem poważnego zespołu gdy przez niecałe 6 lat opuszcza się ponad 60 meczów przez same urazy, to ponad dwa sezony ligowe patrząc na ilość spotkań. Po trzecie pensja. Może nie należy on do ścisłego TOPu jeśli chodzi o zarobki, ale byłaby to i tak spora ulga dla klubu. Po czwarte blokowanie miejsca młodym. Tutaj podobna sytuacja, co u Chirivelli, mamy zdolnych chłopaków, młodszych, bardziej perspektywicznych, więc dajmy im szansę na rozwój, a doświadczenie, które powinien wnosić nijak się ma to tego, co daje taki James Milner.
Nathaniel Clyne Jego transfer do Liverpoolu był kontynuacją trendu na graczy Southampton, a dokładniej czwartą taką transakcją w ciągu jednego roku. Kupiony za 12,5 miliona funtów Anglik miał być idealnym zastępcą dla Glena Johnsona, który pożegnał się z Liverpoolem w tym samym okienku. Trzeba uczciwie przyznać, że zapracował na te mia-
Nathaniel Clyne fot.: liverpooloffside.sbnation.com
no. W 35 meczach Premier League w sezonie 14/15 zdobył dwie bramki, a defensywa Świętych z nim w składzie zanotowała 13 czystych kont. Choć statystyki tego nie pokazują, był on bardzo ofensywnie nastawionym bocznym obrońcą. I to idealnie wpasowało się w styl gry Jürgena Kloppa p jego przyjściu na Anfield w październiku 2015r. Clyne zagrał w swoim debiutanckim sezonie aż 52 mecze, najwięcej spośród wszystkich w drużynie. Był pewnym punktem zespołu, grał wręcz jak wahadłowy, lecz nie przekładało się to na liczby, nie był to ktoś pokroju Trenta Alexandra-Arnolda w ofensywie. Pomimo wielu bardzo solidnych wy-
22• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
stępów zdarzały mu się czasem też poważne pomyłki jak np. sprokurowanie karnego na Old Trafford przeciwko Manchesterowi United w Lidze Europy. Po powołaniu na Euro 2016 w kibicach, jak i w samym zawodniku rozbudziły się apetyty na kolejny krok w przód z rozwojem. W kampanii 16/17 zagrał „od deski do deski” w 36 z 38 ligowych spotkań. Nie był to jakiś spektakularny sezon w jego wykonaniu, ale na pewno można zaliczyć go do udanych, dlatego chyba nikt nie spodziewał się takiej katastrofy w następnych latach... Ni stąd ni zowąd obudził się w nim gen podatności na kontuzje. W wakacje złapał mięśniowy uraz, który wykluczył go z większości okresu przygotowaw-
czego, co oznaczało, że nie będzie gotowy na początek sezonu 17/18, lecz późniejszy problem z plecami był tak poważny, że do pełni sił doszedł dopiero pod koniec marca, a we wszystkich rozgrywkach zdołał uciułać raptem 5 występów i to w większości końcówki po wejściach z ławki. Dramat jednego zawodnika okazał się spełnieniem marzeń drugiego, ponieważ wielomiesięczne absencja Anglika pozwoliła wskoczyć do składu Alexandrowi-Arnoldowi, a ten swojej pozycji już nie oddał. Wypadnięcie na niemal cały sezon niemal definitywnie postawiło „X” na nazwisku byłego obrońcy Southampton, co było widoczne na starcie zeszłego sezonu, gdy swój pierwszy mecz zagrał
Dejan Lovren fot.: en.as.com
dopiero w 16 kolejce z Manchesterem United na Anfield i, o dziwo, był to naprawdę niezły występ. Wobec ewidentnie przegranej rywalizacji na prawej stronie defensywy, w styczniu 2019 roku zdecydowano się go wypożyczyć do Bournemouth, gdzie przez pół sezonu rozegrał 14 meczów. W ostatnim letnim okienku zdecydowano się Clyne'a pozbyć, lecz jakiekolwiek ruchy transferowe pokrzyżowała, a jakże, kontuzja. W okresie przygotowawczym zerwał więzadła krzyżowe i do dnia dzisiejszego nie zdołał w pełni powrócić do sprawności. Powody, dla których powinien opuścić Liverpool są niemal identyczne jak u
Adama Lallany. Podatność na urazy, pensja mogąca znacznie odciążyć systemy finansowe klubu, blokowanie miejsca młodym, a w tym przypadku prawdziwej rewelacji obecnych rozgrywek, czyli Neco Williamsowi. Z pełną powagą można stwierdzić, że sprzedaż Clyne'a nie odbije się negatywnie w żadnym stopniu na poziomie kadry The Reds, bo chyba mało kto już pamięta, jak on się prezentuje na boisku.
Dejan Lovren Chyba najbardziej elektryzująca kibiców postać tutaj opisywana. Chorwat został kupiony przez Brendana Rodgersa w pamiętnym, letnim okienku transferowym tuż po wice-
23• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Czy Klopp powie stop taim graczom jak Lovren, Clyne, Lalana? fot.: footballfancast.com
mistrzostwie Anglii, kiedy to na Anfield zawitały również takie „tuzy” jak Rickie Lambert, Alberto Moreno, Lazar Marković czy Mario Balotelli. Aż się włos jeży na głowie pisząc to! Lecz geneza sprowadzenia Lovrena na Anfield nie wskazywała na nic złego, a wręcz przeciwnie, napawała optymizmem, ponieważ był on liderem defensywy Southampton w swoim pierwszym sezonie na wyspach i wyrastał na prawdziwą ostoję. Sam Jamie Carragher mówił o nim, że pasuje niemal idealnie do zastąpienia legendy The Reds w szeregach obronnych Liverpoolu. Debiutancki sezon w hrabstwie Merseyside sprowadził jednak nas, kibiców, na ziemię. Lovren był niezmiernie elektryczny, niepewny w swoich poczynaniach, wydawał się panikować w większości stykowych sytuacji, popełniał wiele prostych i karygodnych błędów
waniu na boisku. Dalej zdarzały mu się mecze, w których był wręcz nie do przejścia, by za moment zawalić jakąś decydującą bramkę. Dopiero przyjście na Anfield Virgila van Dijka w styczniu 2018r. dodało Lovrenowi ogromnej pewności siebie i pozwoliło stać się tym, który polecenia wykonuje zamiast tego, który je wydaje i ta rola okazała się być perfekcyjnie skrojona dla niego. Stał się naprawdę pewnym punktem bloku defensywnego, szczególnie w Champions League, a na Mundialu w Rosji walnie przyczynił się do zdobycia wicemistrzostwa świata z reprezentacją Chorwacji. Gdy wydawało się, że w Liverpoolu wreszcie znalazł swoje miejsce do grania na wysokim poziomie, postanowił zataić uraz pleców, którego nabawił się na Mistrzostwach i przystąpił normalnie do treningów, co okazało się brzemienne w skutkach. Pogłębił tylko kontuzję i wypadł na ponad dwa miesiąkończących się bramkami dla ry- ce. To przyczyniło się do jego spadwali. Tworzył w tamtym czasie nie- ku w hierarchii środkowych obrońchlubny obraz tego czym był Liver- ców na ostatnie miejsce, za van Dijpool po odejściu Luisa Suareza. Roz- kiem, Gomezem i Matipem. Choć grywki 15/16, a wraz z nimi przyjście powrócił do pełni sił, tak do dyspoJürgena Kloppa, wiele zmieniły w zycji sprzed urazu już nie i tak zostagrze Lovrena. Został przemianowa- ło do dziś, co dobitnie zobrazował ny na pół-prawego stopera i granie jego występ przeciwko trzecioligou boku Nathaniela Clne'a, a nie Al- wemu Shrewsbury w Pucharze Anberto Moreno wyszło mu na dobre. glii, gdzie każdy przestawiał go jak Choć z Mamadou Sakho nie two- chciał. Uważam, że czas Lovrena na rzył takiej ściany, co Virgil van Dijk z Anfield dobiegł końca. Jeśli poziom Joe Gomezem, tak dało się zauwa- zespołu ma iść w górę to Chorwat żyć progres w poczynaniach chor- powinien rozstać się z Liverpoolem, wackiego stopera. Idealnym pod- a na jego miejsce powinien zostać sumowaniem tego duetu był słyn- zakupiony ktoś znacznie lepszy by ny rewanżowy mecz z Borussią Dort- zwiększyć rywalizację na tej pozycji. To, że w drużynie The Reds powinmund w Lidze Europy, gdzie najpierw podopieczni Thomasa Tuchela łatwo no nadejść jakieś wietrzenie szatzdobyli dwie bramki, by później ab- ni, wiadomo od dłuższego czasu ze solutnie fenomenalny „comeback” względu na brak transakcji w ostatzwieńczyły właśnie bramki Sakho i nich okienkach, lecz kto się pożegna Lovrena. Sezon 16/17 oprócz zmiany z Anfield tego nie wiemy. Możemy partnera z Sakho na Matipa, nie niósł jedynie spekulować. A kto według za sobą poważnych zmian w zacho- Was powinien odejść z Liverpoolu?
24• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
fot.: facebook.com/liverpoolfc
LIVERPOOL-BORNEMOUTH 25• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
CO Z TYM
LOVRENEM?
Premier League została wstrzymana co najmniej do 3 kwietnia. Mamy przestój w piłce i ogólnie sporcie na całym świecie. Brakuje tematów do dyskusji. Jest jednak pod dostatkiem czasu, który można spożytkować na przemyślenie pewnych spraw. Podczas tej przerwy klub będzie musiał się zastanowić, jak postąpić z Dejanem Lovrenem, któremu latem 2021 roku wygasa kontrakt. Chorwat w żadnym wypadku nie jest i nie będzie pierwszym wyborem Kloppa, a można za niego wyciągnąć jeszcze jakieś pieniądze. Ludzie decyzyjni w tej sprawie powinni wziąć to pod uwagę. BARTOSZ GÓRA 26• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
W
Czy Lovrena można obwinić za ostatnie słabe występy Liverpoolu? Czy zagra na Anfield w przyszłym sezonie? Wobec Bośniaka pojawia się dużo znaków zapytania. Dejan ma za sobą z pewnością dobre i bardzo dobre momenty, ale jego przydatność dla The Reds w obecnej forma raczej jest wątpliwa. fot.: sportslens.com
edług mnie, Dejan Lovren obecnie w ogóle nie pasuje do Liverpoolu. Jest czwartym stoperem, jednak zdarza mu się grać, gdyż Matip i Gomez nierzadko łapią kontuzje. Problem w tym, że Chorwat jest w swojej grze bardzo nieregularny. Faktem jest, że poprawił się, kiedy do drużyny w końcu dołączył gość, który jest naturalnym liderem defensywy. Mowa oczywiście o Van Dijku. Lovren nie potrafi przewodzić grze obronnej, za to umie jako tako dostosować się do poziomu partnera. Ja naprawdę uważam, że chorwacki stoper nie jest słabym obrońcą. Jeśli chodzi o aspekty stricte defensywne (np. odbiór piłki), nie prezentuje się on źle. Problemem Lovrena jest to, że nie gra w drużynie nastawionej na bronienie dostępu do własnej bramki. Dejan nie posiada cech nowoczesnego stopera - nie potrafi rozgrywać, a jeśli już się za to bierze, w swoich ruchach jest bardzo „elektryczny”. Źle się ustawia, często idzie „na raz”. Brakuje mu boiskowej mądrości. Nie jest też jakimś niesamowicie atletycznym zawodnikiem. Nie wnosi do drużyny niczego, czego nie zapewniają Gomez czy Matip. Oprócz oczywiście niepokoju w sercach kibiców. Myślę, że Chorwat spokojnie dałby sobie radę w jakimś zespole z dołu tabeli Premier League, gdzie mógłby po prostu wybijać piłki i czyścić przedpole, stojąc na szesnastce. Wymowny jest też fakt, że gdy Lovren nie grał w 11 spotkaniach ligowych z rzędu, Liverpool zdobył w nich komplet punktów, zaliczył 6 kolejnych meczów bez straconej bramki, a ogólnie nie dał sobie strzelić gola w 9 z 11 tych potyczek. Chorwat wrócił na mecz z Watfordem, a ekipa Kloppa koncertowo zaprzepaściła
swoje szanse na rekord zwycięstw z rzędu - a przede wszystkim na powtórzenie wyczynu „The Invincibles” - sromotnie przegrywając 3:0. Nie jest to oczywiście wyłącznie zasługa Dejana, bo w tym meczu wszyscy zawodnicy Liverpoolu byli bezsilni, ale jednak można w tym dopatrzeć się pewnego symbolu. Podobnie było w zeszłym sezonie, kiedy Lovren udzielił wywiadu na kilka dni przed pierwszą i jedyną porażką The Reds w tamtej kampanii, w którym stwierdził, że stać ich na rozegranie sezonu bez porażki. Niestety ani w poprzednim, ani w tym roku, ta sztuka podopiecznym Kloppa się nie udała. Wracając do tematu, The Reds powinni już w tym momencie sondować rynek w poszukiwaniu nowego solidnego stopera, który zapewne byłby wyjściowo numerem 3 lub 4. Na angielskim rynku na pewno znajdzie się ktoś, kto przypasuje klubowi profilem i ceną. Tę kwestię pozostawiam jednak niezastąpionemu Michaelowi Edwardsowi, który, wierzę w to mocno, sprzeda Lovrena za około 20 milionów euro i za mniej więcej podobną kwotę pozyska młodszego i lepszego zmiennika. Co ciekawe, Chorwat mógł odejść z klubu już rok temu, kiedy chciała go AS Roma, jednak Liverpool bardzo słusznie nie zgodził się na tę transakcję. Nie można przecież przystępować do sezonu z 3 stoperami. Dejan Lovren nie jest zawodnikiem na miarę Liverpoolu. Mimo, że stricte defensywnych umiejętności nie można mu odmówić, to jest on zbyt nieobliczalny oraz nieodpowiedzialny, żeby powierzyć mu rolę stopera nr 4 w jednym z najlepszych w ostatnim czasie klubów świata. Najlepszym rozwiązaniem będzie pożegnanie Chorwata latem tego roku i sprowadzenie za pieniądze z jego sprzedaży godnego zastępcy.
27• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
ZDJĘCIE NUMERU James Milner ratuje The Reds przed utratą gola w meczy z Bournemouth fot.: facebook.com/liverpoolfc
28• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
29• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
FINANSE THE REDS NA D Liverpool FC opublikował sprawozdanie za rok finansowy kończący się 31 maja 2019 roku. Duże wydatki na transfery zostały zrównoważone rosnącymi dochodami. MARIUSZ PRZEPIÓRKA
W
yniki finansowe, które zarząd Liverpoolu opublikował w poprzednim miesiącu to dla nas duży powód do optymizmu. Sprawozdanie wyraźnie wskazuje, że budowa solidnych źródeł przychodu i przestrzeganie zasad finansowego fair play daje nadzieję na stabilny rozwój w przyszłości. Rozwój, który pozwoli na utrzymanie przewagi nad resztą ligi angielskiej. W tym także wydającego mnóstwo pieniędzy Manchesteru City, który aktualnie czeka na werdykt trybunału arbitrażowego w sprawie kary nałożonej przez UEFA. Przypomnijmy, że The Citizens za nieprawidłowości finansowe i łamanie FFP zostali wyrzuceni na dwa lata ze wszystkich rozgrywek UEFA. Do najważniejszych wydarzeń wspomnianego roku finansowego można zaliczyć zdobycie szóstego Pucharu Mistrzów, przedłużenie kontraktów z jedenastoma zawodnikami, podpisanie umowy dotyczącej sponsoringu na strojach treningowych oraz umów partnerskich z dziewięcioma podmiotami, utrzymanie siódmego miejsca w zestawieniu Deloitte Football Mo-
Alisson Becker to najdrożysz transfer w tym sezonie. Kosztował 66,8 mln funtów fot.: foxsports.com
Za zwycięstwo w ubiegłorocznej Lidze Mistrzów Liverpool FC zainkasował około 111 mln GBP ney League, a także sprowadzenie czterech nowych zawodników. Na zakupy czwórki nowych i podwyżki dla obecnych graczy wydaliśmy aż 223 mln GBP. Zarząd klubu wyasygnował 66,8 mln GBP na Alissona, 39 mln GBP na Fabinho, 52,75 mln GBP na Naby’ego Keitę oraz 13 mln GBP na Xherdana Shaqiriego. Reszta tych wydatków była przeznaczona na podwyżki dla m.in. Roberto Firmino, Mohameda Salaha, Sadio Mane, Andy’ego Robertsona i Trenta Alexandra-Arnolda. Obroty naszego klubu w roku fi-
30• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
nansowym wzrosły o 78 mln GBP i osiągnęły poziom 533 mln GBP. Wzrost zanotowaliśmy w każdym elemencie składowym. Przychody medialne wzrosły o 41 mln GBP do poziomu 261 mln GBP, przychody handlowe wzrosły o 34 mln GBP do 188 mln GBP, a przychody meczowe wzrosły o 3,5 mln GBP i wyniosły 84 mln GBP. Wzrost obrotów to m.in. efekt nowej umowy dotyczącej praw transmisyjnych Ligi Mistrzów, która rozpoczęła się w czasie roku finansowego 2018/2019, drugiej pozycji w Premier League, a także nowych umów partnerskich. Zysk przed opodatkowaniem wyniósł 42 mln GBP. Za zwycięstwo w ubiegłorocznej Lidze Mistrzów Liverpool FC zainkasował około 111 mln GBP. Finał co prawda rozegrano 1 czerwca, a więc dzień po zamknięciu roku finansowego, to jednak zdecydowaną większość tej kwoty the Reds zarobili przed finałem. Sporą część przychodów przyniosły również nowe umowy partnerskie. Wśród nich warto wymienić umowę z firmą AXA, której logo pojawiło się
UŻYM PLUSIE Keita
Alisson
52,75 mln
66,8 mln
600
Fabinho
Shaqiri
mln £
13 mln 39 mln
500
15
45
200
60
75
84 mln
100
188 mln
300
261 mln
30
533 mln
400
obroty
Przychody medialne
Przychody handlowe
na naszych strojach treningowych. Międzynarodowa ekspansja LFC to także rekordowe obroty oficjalnego sklepu, zarówno internetowego, jak i stacjonarnych oddziałów w różnych krajach. Zakupów online dokonali obywatele aż 190 krajów. Klub mocno rozwinął się pod względem mediów społecznościowych. Liczba osób obserwujących profile klubu na różnych platformach zwiększyła się o 26% i osiągnęła niemal 70 mln. Oficjalny kanał LFC na YouTube osiągnął 2,5 mln subskrybentów i jest najczęściej subskrybowanym kanałem klubu Premier League. Klubowy Twitter również rozwinął o 11% i osiągnął liczbę 13,5 mln obserwujących.
Przychody meczowe
mln £
42 mln Zysk przed podatkiem
Wyższy poziom przychodów pozwolił Jürgenowi Kloppowi na dokonanie poważnych wzmocnień. Niemiec znakomicie wykorzystał dostępne środki i sprowadził m.in. Alissona i Fabinho. Ich obecność znacząco wzmocniła drużynę, która z powodzeniem rywalizowała w europejskich pucharach i lidze angielskiej, przyczyniając się do zwiększenia przychodów z tytułów praw transmisyjnych na całym świecie. W konsekwencji możemy zaobserwować efekt synergii, w ramach którego rozsądnie przeprowadzone inwestycje przekładają się na świetne wyniki sportowe, co z kolei przynosi większe dochody i umożliwia dokonywanie kolejnych inwestycji i dalszy rozwój. Taki model zarzą-
dzania klubem stanowi doskonałą podstawę do finansowej stabilności i utrzymania wysokiego poziomu sportowego przez wiele kolejnych lat. Tym bardziej, że właściciele już realizują budowę nowego ośrodka treningowego, a w niedalekiej przyszłości powinna też rozpocząć się rozbudowa trybuny Annie Road. W październiku 2010 FSG kupiła nasz klub za około 300 mln GBP. Teraz, po niespełna dziesięciu latach rządów Johna W. Henry’ego wartość klubu szacowana jest na 1,7 mld GBP. Liverpool FC od dawna nie był w tak dobrej sytuacji zarówno pod względem sportowym, jak i finansowo–organizacyjnym. I na razie wszystko wskazuje na to, że stan ten powinien się utrzymać na dłużej.
31• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
ALFABET. NAJGORSZE T DAMIAN ŚWIĘCICKI
A
dam Charlie
Kupiony z Blackpool za ponad 8 milionów euro. Środkowy pomocnik ze Szkocji w sezonie 2010/2011 był wyróżniającą się postacią w drużynie Iana Holloway’a. Udało mu się zdobyć 12 bramek i zaliczyć 8 asyst, co jak na zawodnika The Tangerines było wynikiem imponującym. Okazało się jednak, że wyczyn ten był tylko wypadkiem przy pracy, a jego zdobycze wyróżniały się na tle żenujących kolegów, którzy doprowadzili do spadku Blackpool, tracąc w sezonie legendarne 78 bramek. Po roku odszedł z The Reds za 6 milionów euro do Stoke City. Obecnie występuje w Reading.
B
enteke Christian
Zawodnik, z którym większość kibiców The Reds wiązała wielkie nadzieje. Piłkarz idealnie skrojony na Premier League: wysoki, silny, dobra gra tyłem do bramki, kapitalne panowanie przy strzałach głową. Walka o jego podpis była długa i trudna, 47 milionów euro przelane na konto The Villans do dzisiaj pozostaje rekordową sprzedażą zespołu z Birmingham. Kiedy Benteke zawitał na Anfield, trenerem zespołu był Brendan Rodgers. Chwilę później na stanowisku zastąpił go Jürgen Klopp, a ten nie był zwolennikiem talentu Belga. Od samego początku nie było im po drodze. Niemiec od zawsze preferował bardziej mobilnych napastników jak Lucas Barrios, Robert Lewan-
dowski, czy Pierre-Emerick Aubameyang. Poskutkowało to tym, że po sezonie zawodnik został oddany do Crystal Palace za 32 miliony euro. Wszyscy jednak zapamiętają jego kapitalną, honorową bramkę w spotkaniu przeciwko United.
C
arroll Andy
Wielkie pieniądze i wielkie rozczarowanie. Liverpool po odejściu Torresa był pod ścianą, a podejmowanie jakichkolwiek działań pod presją czasu nigdy nie kończy się dobrze. Uznawany jest za jeden z najgorszych transferów w historii klubu. Bezużyteczny w grze kombinacyjnej, fatalny w kontrataku. 11 bramek i 6 asyst tego Pana kosztowało Liverpool 40 milionów euro. Niestety nie udało się odzyskać nawet połowy tej kwoty, gdy w 2013 definitywnie rozstawano się z ówczesnym reprezentantem Anglii. Dużym problemem Carrola jest również jego mały iloraz inteligencji, co pokazuje w każdym udzielonym wywiadzie. Rok temu opowiedział o kulisach transferu na Anfield: „Zawsze, gdy rano się budziłem, pytałem, z kim tego dnia przyjdzie nam grać. Byłem zupełnie nieświadomy tego, co działo się wokół mnie. Dopóki nie było odprawy, nie miałem pojęcia, kto będzie naszym rywalem. Kiedy byłem w helikopterze do Liverpoolu, pomyślałem sobie, że w sumie znam stamtąd Gerrarda i Carraghera. To byłoby na tyle. Agent polecił mi, bym sprawdził pozostałych w sieci. Nie wiem, czy oni nie czuli się przeze mnie lekceważeni”.
32• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
D
iego Cavalieri
Bramkarz kupiony z SE Palmeiras w 2008 roku za blisko 5 milionów euro. Miał być wartościowym zmiennikiem dla Pepe Reiny, który od czasu odejścia z zespołu Jerzego Dudka rok wcześniej, nie miał prawdziwego konkurenta w walce o miejsce w wyjściowym składzie. Brazylijczyk na Anfield spędził dwa lata i rozegrał przez ten czas... 960 minut. Co ciekawe, żadna z tych minut nie została rozegrana w Premier League. Ekskluzywny rezerwowy w 2012 roku przeniósł się do AC Cesena. Co ciekawe w marcu 2018 podpisał kontrakt z Crystal Palace, lecz w barwach Orłów nie zdołał nawet zadebiutować. Obecnie jest zawodnikiem Botafogo.
TRANSFERY THE REDS Fabio był królem strzelców rezerwowych drużyn Premier League (występował wtedy w Chelsea). Obecnie jest piłkarzem, który w Milanie, czy Hellasie występował już na lewej obronie, środku pomocy, prawym i lewym skrzydle oraz w ataku.
G E
piłki, który na przestrzeni lat zmarnował swój niebywały potencjał.
Nie zdziwię się, jeśli większość z kibiców nie będzie pamiętała, że taki zawodnik występował na Anfield. Wychowanek Banfield został zakupiony w 2006 roku za kwotę 3 milionów euro. W barwach The Reds nie rozegrał ani jednego spotkania, po czym został oddany do Boca. W europejskiej piłce zaistniał dopiero w 2010 roku po transferze do włoskiej Parmy. Później przyszedł czas na borykający się z problemami Milan, chwilę później podpisał kontrakt życia z Jiangsu Suning, a obecnie występuje w AC Monza w Serie C.
F
H
Christian Benteke Fot.: footballtransfertavern.com
l Zhar Nabil
Wielki talent, który został sprowadzony z Saint-Étienne po młodzieżowych Mistrzostwach Świata, które odbyły się w 2005 roku. Rafael Benítez potrzebował zawodnika, który będzie w stanie rozciągnąć grę i w pojedynkę zawalczyć przy bocznej linii boiska. Po kilku spotkaniach w dorosłym zespole, przedłużył kontrakt, po czym udał się na wypożyczenie do PAOK-u. Po powrocie uczestniczył w przedsezonowym tournée. Później został zwolniony z kontraktu. Zostanie zapamiętany ze strzelenia pięknej bramki przeciwko Cardiff w Carling Cup z 2007 roku, gdzie pokonał bramkarza po uderzeniu z 30 metrów. Po jego karierze spodziewano się o wiele więcej. Jeden z licznych talentów francuskiej
abriel Paletta
abio Borini
Ciężko cokolwiek napisać o karierze tego zawodnika na Anfield. Kupiony w 2012 roku z AS Roma za ponad 13 milionów euro. Był to czas, kiedy zarządzający The Reds kompletnie pogubili się w swoich wyborach. Kupowali hurtowe ilości zawodników, słabo weryfikując ich przydatność w zespole. Jako napastnik strzelił w czerwonej koszulce 3 bramki w 38 spotkaniach, po czym został wypożyczony do Sunderlandu, który w 2015 zdecydował się wykupić włoskiego zawodnika. Ciężko w to uwierzyć, ale
eggem Vergard
Najdroższy zawodnik ok na transferowego 1998/1999. The Reds zapłacili za Norwega aż 5 milionów euro. Starsi kibice mogą pamiętać go jako piłkarza, który w 1996 roku strzelił bramkę Milanowi. Dzięki tej zdobyczy Rosenborg BK wyeliminował z Ligi Mistrzów gwiazdorski Milan, w barwach którego grali wtedy Rossi, Baresi, Maldini, Boban, Baggio, Coco, czy Savićević. O ile pierwsze dwa sezony na Anfield były udane, to później liczne kontuzje sprawiły, że w
33• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
kampanii 2000/2001 wybiegł na boisko tylko trzy razy, a przez kolejne dwa sezony nie pojawił się na murawie ani razu. W 2003 roku zmuszony był zakończyć karierę po tym, jak Liverpool nie przedłużył z nim wygasającego kontraktu.
I
ago Aspas
Kompletnie nie poradził sobie na Anfiled. Wielka szkoda, bo to piłkarz, który obecnie jest żywą legendą Celty Vigo. Na Estadio Balaídos odżył, zaczął grać w reprezentacji Hiszpanii, a dla Celestes stał się kimś, kim Leo Messi jest dla Barcelony. W hrabstwie Merseyside miał obiecujący początek, jednak z każdym kolejnym tygodniem prezentował się gorzej. Przed 8 kolejką złapał kontuzję, po której trudno było mu się już łapać do kadry meczowej. 11 milionów euro wyrzucone w błoto. To piłkarz, który udowodnił, że jest świetny, ale tylko na dobrze znanym sobie podwórku.
J
avier Manquillo
Wypożyczony z Atlético Madryt za blisko 2 miliony euro. Do dzisiaj pewnie większość z Was zastanawia się po co w ogóle ktoś sprowadzał go na Anfield. W kadrze pierwszego zespołu występowali wtedy przecież Jon Flanagan i Glen Johnson, a od biedy i Kolo Touré mógł występować na prawej obronie, tak jak czasem miało to miejsce w Arsenalu. Kilka kolejnych lat pokazało, że Hiszpan nie posiadał jakiś niezwykłych umiejętności. Dzisiaj gra w Newcastle, a po odejściu z Anfield zaliczył nieudane epizody w Sunderlandzie i OM. Jeden z wielu, który nie zmienił historii The Reds. Wypożyczony w momencie, w którym do klubu przyszło aż 12 zawodników!
K
arius Loris
Bez owijania w bawełnę. Niemiec zabrał nam marzenia o zwycięstwie w Lidze Mistrzów w sezonie 2017/2018. Jego indywidualny występ był jednym z najgorszych, jaki świat piłki nożnej widział. Nikt nie tęskni za byłym zawodnikiem Mainz. Obecnie występuje w barwach Beşiktaş JK, gdzie co kilka tygodni raczy kibiców na Vodafone Arena kolejnymi fatalnymi błędami.
L
azar Marković Wisienka na torcie. 25 milionów wydane na zawodnika, który okazał się imita-
34• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Gabriel Paletta Fot.: ftwitter.com/LFChistory
cją piłkarza. Wypożyczany kolejno do: Fenerbahçe, Sportingu, Hull oraz Anderlechtu. W żadnym z tych klubów nie zdołał rozegrać przez cały sezon więcej niż 1100 minut w krajowej lidze. Od sezonu 2015/2016 strzelił zaledwie 8 bramek i zanotował tylko 5 asyst. W ostatni dzień styczniowego okna transferowego sezonu 2018/2019 w hrabstwie Merseyside wystrzeliły korki od szampanów: Serb definitywnie rozstał się z Anfield i podpisał kontrakt z Fulham. Po rozegraniu zaledwie 44 minut w barwach The Cottagers, rozwiązano z nim kontrakt. Obecnie próbuje odbudować się w barwach Partizana Bel-
grad. Szkoda chłopaka, bo w barwach As Águias prezentował się znakomicie. Same umiejętności jednak nie wystarczyły, głowa zupełnie zawiodła zawodnika urodzonego w Čačak.
M
ario Balotelli
Liverpool można odhaczyć na liście klubów, które nabrały się na „nowy początek” w życiu Super Mario. 20 milionów euro wydane na zawodnika, który sam zniszczył swoją karierę, nie świadczy najlepiej o zarządzających The Reds. Na Anfield jeszcze nie było tak źle, nie wysadzał fajerwerków w swoim domu, nie tracił kilkukrotnie prawa jazdy, nie biegał po klubach ze striptizem, nie groził nikomu śmiercią, nie popadł w konflikt z kolegami, trenerem oraz samym klubem. Po prostu nie wyszło, tak planowo - wszyscy się tego spodziewali, prócz tych, którzy doprowadzili do tego trans-
Loris Karius Fot.: footballghana.com
feru. Balotelli był leniwy, opieszały, nie zależało mu na niczym. My to wszystko wiedzieliśmy, ale ktoś jednak dogadał się z Mino Raiolą i sprowadził go do miasta Beatlesów.
N
ick Barmby
Nie dość, że został zakupiony z Evertonu to jeszcze kosztował Liverpool 9 milionów euro. O ile w pierwszym sezonie grał dość często, to w drugim odgrywał marginalną rolę. Dzisiaj mało kto by pamiętał, że taki zawodnik biegał w naszej koszulce, jednak fakt, że wcześniej reprezentował barwy The Toffees, zmienia bardzo wiele. Kiedy myślisz o transferach na linii największych rywali, przypominasz sobie o Luíse Figo, Carlosie Tévezie, Zlatanie Ibrahimoviciu, czy Luisie Enrique, a nie o... Nicku Barmby.
O
ussama Assaidi
Tomek Frankowski powiedział kiedyś w wywiadzie, że podczas treningu młodzieżowej kadry trener Andrzej Zamilski zawołał go i powiedział: „tak to sobie możesz synku dryblować między śmietnikiem, a trzepakiem na podwórku”. I to chyba najlepsze określenie tego, co kibice na Anfield mogli zobaczyć w wykonaniu Marokańczyka. W 2009 roku wykupiony z SC Heerenveen za 4 miliony euro. Nie ma lepszej rekomendacji niż dobra gra w Eredivisie. Szybko jednak okazało się, że Premier League to zbyt wysokie progi dla zawodnika, który bazuje wyłącznie na dryblingu. To taki typ, który genialnie prezentuje się na treningach, a prawdziwy mecz brutalnie weryfikuje jego przydatność jako piłkarza. Całe szczęście, po wypożyczeniu do Stoke udało się go sprzedać aż za 6 milionów do Al-Ahli. Dzisiaj, mimo że ma na karku dopiero 31 lat, pozostaje bez klubu.
35• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Zawodnicy tego typu nigdy nie mieli i nie będą mieć świetlanej przyszłości.
P
aul Konchesky
Kolejny sztandarowy przykład miernej polityki transferowej, która była uprawiana w zestawieniu z zatrudnieniem w klubie Roy’a Hodgsona. Wszyscy patrzyli na lewego obrońcę przez pryzmat występów w sezonie 2009/2010, kiedy to niespodziewanie Fulham doszedł do finału Ligi Europy, w którym to musieli uznać wyższość Atlético Madryt. Brede Hangeland, Bobby Zamora, Mark Schwarzer, Clint Dempsey, Erik Nevland, Paul Konchesky, czy Dickson Etuhu tworzyli świetny zespół, jednak każdy z nich z osobna był dość średnim piłkarzem. Twarzą tamtego sukcesu był Roy Hodgson, który na Anfield zabrał ze sobą lewego obrońcę. Ich kariera w hrabstwie Merseyside wyglądała identycznie, szybko musieli szukać nowego pracodawcy.
Nick Barmby Fot.: footballfancast.com
R
ickie Lambert
Zawodnik, którego nie dało się nie kochać. Spełnił on marzenia, choć nikt nie dawał mu na to szans. Był jednym z najważniejszych piłkarzy ekipy Nigela Adkinsa, a później Mauricio Pochettino, która zajęła 12 miejsce w Premier League. Sam piłkarz strzelił aż 15 bramek. Rok później Święci znaleźli się już na 8 miejscu w tabeli, często szokując ekspertów swoją piękną i otwartą grą. Sam Lambert strzelił 13 bramek, czym potwierdził, że wynik z poprzedniego roku nie był przypadkiem. Kiedy nastąpiła wyprzedaż z St Mary’s Stadium, na Anfield przybyli Adam Lallana, Dejan Lovren oraz Rickie Lambert. O ile obrońca i pomocnik dalej obecni są w kadrze The Reds, to przygoda zawodnika urodzonego w Kirkby zakończyła się zaledwie po roku. Wielki klub zweryfikował na-
36• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
pastnika. W 36 spotkaniach trafił do siatki rywali zaledwie 3 razy. Łudogorec, Crystal Palace i Aston Villa nie są zbyt imponującymi zdobyczami. Król strzelców League One i Championship był po prostu za słaby dla Liverpoolu.
S
teven Caulker
Zawodnik wypożyczony z QPR wystąpił w Liverpoolu ledwie cztery razy. Udało mu się nawet pełnić funkcję napastnika w drużynie The Normal One. Jak się później okazało, Anglik miał problemy z alkoholem. Po pobycie na Anfield powrócił do Londynu i udał się na odwyk. Dzisiaj występuję w tureckim Alanyasporze.
T
iago Ilori
Wydawało się, że jest świetnym tworem portugalskiej myśli szkoleniowej. Cena? 7,5 miliona euro. Ilość
występów w dorosłym zespole The Reds od momentu transferu w 2013 roku? Trzy. Kolejne wypożyczenia do: Granady, Bordeaux oraz Aston Villi. W 2017 roku został sprzedany do Reading, którego ówczesnym trenerem był Jaap Stam. Wydaje się, że poważną karierę rozpoczął w 2019 roku, kiedy to został sprowadzony do Sportingu, którego jest wychowankiem.
W
ilson Danny
Obecny zawodnik Colorado Rapids jest idealnym przykładem piłkarza, który został kupiony jako wyróżniający się piłkarz szkockiej ligi, a kompletnie przepadł w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Wilson między 2010 a 2013 rokiem rozegrał tylko 816 minut w czerwonej koszulce. Jeśli dzisiaj byśmy wyszli na ulice Liverpoolu i zapytali przypadkowego kibica o wychowanka Rangers, myślę, że miałby on problem ze skojarzeniem jak wyglądał środkowy obrońca urodzony w Edinburghu. Cena? 3 miliony.
Z
Mario Balotelli Fot.: thisisanfield.com
enden
PSV, Barcelona, Chelsea, reprezentacja Holandii. Można stworzyć lepsze CV? Byłoby trudno. Boudewijn Zenden miał być wartościowym wzmocnieniem drużyny, która kilka miesięcy wcześniej wygrała Ligę Mistrzów. Niestety oczekiwania były odwrotnie proporcjonalne do przydatności Holendra. 47 spotkań, 2872 minut, 2 bramki i 1 asysta. Dwa sezony wystarczyły, by stwierdzono, że Zenden nie ma przyszłości na Anfield. Oddano go bez żalu do Olympique de Marseille. Historia jakich wiele. P.S. Brak literki „U” oznacza tylko tyle, że nie znalazłem nieudanego transferu pod tą literą alfabetu.
Mario Balotelli Fot.: thisisanfield.com
Paul Konchesky Fot.: liverpoolecho.co.uk 37• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
KSIĄŻĘTA PARYŻA,
CZYLI HAT-TRICK W PUCH
38• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
HARZE EUROPY Kenny Dalglish i Alan Hansen świętują zdobycie Pucharu Europy fot.: liverpoolecho.co.uk
Po dwóch latach zaskakującej dominacji Nottingham Forest w Pucharze Europejskich Mistrzów Klubowych tytuł wrócił na Anfield. Liverpool pod wodzą Boba Paisleya pokonał na Parc des Princes wielki Real Madryt i zdobył trzeci Puchar. Dołączył tym samym do elitarnego grona drużyn, które wygrywały PEMK trzykrotnie, czyli do Realu Madryt, Ajaxu Amsterdam i Bayernu Monachium. BARTOSZ BOLESŁAWSKI
M
istrzostwo Anglii w wykonaniu beniaminka z Nottingham Forest w sezonie 1977/1978 było dużym zaskoczeniem dla całej futbolowej Wielkiej Brytanii. Kontrowersyjny trener Brian Clough i jego nieodłączny asystent Peter Taylor dzięki nowatorskiemu podejściu do transferów konsekwentnie od 1975 r. (Taylor doszedł akurat rok później) budowali nową piłkarską siłę w mieście Robin Hooda. Mistrzostwo w 1978 r. (zresztą jedyne w historii Nottingham Forest) było wielkim i niespodziewanym sukcesem, jednak w lecie 1978 r. wydawało się być szczytem możliwości tej eikpy. Za najlepszą angielską drużynę wciąż uchodzili The Reds, którzy właśnie po raz drugi wygrali najważniejszy z klubowych pucharów i tylko przez przypadek dali się wyprzedzić ekipie z Midlands w lidze. Los szybko podał najlepszy sposób na rozstrzygnięcie tej kwestii – już w 1. rundzie PEMK w sezonie 1978/1979 obie angielskie drużyny trafiły na siebie. Li-
verpool występował jako obrońca tytułu, a Nottingham jako świeżo upieczony mistrz Anglii (wtedy Puchar Mistrzów faktycznie był dla mistrzów krajowych, oczywiście z wyjątkiem obrońcy tytułu). 13 września 1978 r. na City Ground gospodarze niespodziewanie zwyciężyli 2:0 po bramkach Garry’ego Birtlesa i Colina Barretta. Na Anfield wystarczyło tylko zadbać o uszczelnienie defensywy – remis 0:0 premiował podopiecznych Briana Clougha i wyrzucał obrońców tytułu za burtę już w 1. rundzie. Bob Paisley, jak to się zwykle mawia w takich sytuacjach, mógł skupić się na lidze. Trzeba jeszcze wspomnieć o zmianach, jakie zaszły w ekipie The Reds po obronie PEMK na Wembley. Przede wszystkim na zasłużoną emeryturę odeszli weterani Ian Callaghan i Tommy Smith, po kilku miesiącach do Wolverhampton odszedł także 31-letni obrońca Emlyn Hughes. Opaskę kapitana przejął po nim Phil Thompson, a na lewą obronę Paisley ściągnął za 330 tys. funtów Alana Kennedy’ego z Newcastle, który razem
39• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
z Terrym McDermottem grał przeciw The Reds w finale FA Cup 1974. Od tej pory było dwóch Kennedych w Liverpoolu, bowiem w 1974 r. na pożegnanie Bill Shankly ściągnął z Arsenalu Raya Kennedy’ego. Zdroworozsądkowe podejście [Alana] Kennedy’ego zyskało mu przydomek „Barney Rubble”. Był on dowodem na słuszność poglądów Paisleya, że technicznie uzdolnionych graczy należy równoważyć takimi, których największymi atutami są energia i determinacja – w takim ujęciu Kennedy zastępował Jonesa w szerszym sensie, niż tylko grając na tej samej pozycji. Jego szokujący debiut nastąpił w meczu na wyjeździe z Queens Park Rangers, choć opowieści, że strącił hełm policjantowi po wybiciu piłki wślizgiem, mogą być nieprawdziwe. „Myślę, że zastrzelili nie tego Kennedy’ego” – powiedział [Paisley], kiedy piłkarze schodzili do szatni w przerwie. Wkrótce Kennedy stanie się ulubieńcem kibiców. (Jonathan Wilson, Scott Murray, „Anatomia Liverpoolu. Historia w dziesięciu meczach”, tłumaczenie: Bartłomiej Łopatka, Radosław Chmiel, SQN, Kraków 2019, s. 212)
Rekordowe 68 punktów Lekko „odświeżony” Liverpool po wpadce w PEMK i dość szokującej porażce w Pucharze Ligi z Sheffield United nie zdołał zdobyć także Pucharu Anglii. W półfinale The Reds ulegli 0:1 odwiecznemu rywalowi Manchesterowi United w powtórzonym meczu (pierwszy zakończył się remisem 2:2). Wszystkie te niepowodzenia odbili sobie w lidze, którą po prostu „rozjechali”. Tylko dwa remisy i same zwycięstwa na Anfield, w sumie 68 punktów w 42 meczach – niepobity nigdy rekord, jeśli chodzi o ilość
punktów w czasach, kiedy za zwycięstwo przyznawano dwa punkty. Wicemistrz Nottingham Forest tracił aż 8 oczek, mimo że piłkarze zrealizowali założenie Briana Clougha i zdobyli tyle punktów, ile trener zakładał przed startem sezonu. Można było więc przystąpić do walki o trzeci Puchar Mistrzów. Lato 1979 to kolejne niewielkie przetasowania w składzie. Generalnie szkielet drużyny pozostawał ten sam, jedynie „mały-wielki” (168 cm wzrostu) Sammy Lee coraz częściej grywał w pierwszym składzie kosztem Jimmy’ego Case’a.
40• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
Z Oulun Palloseura Liverpool wygrał 10:1 Fot.: lfchistory.net
Lee, rodowity Liverpoolczyk, był pierwszym przedstawicielem nowego pokolenia piłkarzy Liverpoolu, którzy w latach osiemdziesiątych będą stanowić o sile klubu, klasyczny przykład rozsądnej polityki kadrowej Paisleya. Przyjęty na staż do rezerw miał 17 lat i choć już rok później zadebiutował w lidze, to trzeba było aż trzech lat, aby na dobre zdołał przebić się do pierwszego składu. Jednak gdy to uczynił – przez cztery sezony był niezastąpiony na prawej stronie środka pola. (Ka-
zimierz Romaniec, „Razem do sukcesów” [w:] „Od Realu do Barcelony”, Encyklopedia Piłkarska FUJI, t. 4, s. 119) W ataku rządził niepodzielnie Kenny Dalglish, wspierali go David Johnson lub Steve Heighway, ale obydwaj najlepsze lata mieli już za sobą. W rezerwach coraz lepiej radził sobie walijski „diament” Ian Rush. Była to jednak dopiero melodia przyszłości.
Nieudana wyprawa do Gruzji Zgodnie ze słowami Karola Marksa, historia lubi się powtarzać niczym farsa. 3 października 1979 r. było już po wszystkim; w 1. rundzie PEMK sezonu 1979/1980 mistrz Anglii trafił na mistrza Związku Sowieckiego, którym było akurat gruzińskie Dynamo Tbilisi. Wygrana 2:1 na Anfield po golach Davida Johnsona (20’) i Jimmy’ego Case’a (45’) z pewnością nie rozstrzygała rywalizacji, ale dawała spore nadzieje na awans. Niestety, 3 października 1979 r. The Reds odbili się od gruzińskiego muru, przegrywając w Tbilisi 0:3. Znowu na arenie europejskiej rywalizacja skończyła się, zanim na dobre się zaczęła. A co gorsza, sukcesy znowu święcili rywale z Nottingham, którzy w finale PEMK na Estadio Santiago Bernabeu w Madrycie pokonali HSV Hamburg 1:0 (rok wcześniej w Monachium w takim samym stosunku pokonali Malmö FF) i zrównali się z ekipą znad Mersey w ilości wygranych w Pucharze Mistrzów. Ekipa Briana Clougha okazała się od The Reds lepsza także w półfinale Pucharu Ligi – w dwumeczu Raya Clemence’a pokonał jedynie John Robertson, dwukrotnie z rzutu karnego, ale to w zupełności wystarczyło (1:0 na City Ground i 1:1 na Anfield). W półfinale Pucharu Anglii Liverpool odpadł z kolei po aż
czterech(!) meczach z Arsenalem. Był to najdłuższy półfinał FA Cup w historii, a porażka po takim maratonie tym bardziej przytłaczająca. Po raz drugi z rzędu pozostała jedynie liga, w której podopieczni Boba Paisleya rozpędzali się bardzo powoli. Z pierwszych siedmiu spotkań wygrali zaledwie dwa. Ostatecznie po zwycięstwie 2:0 nad Manchesterem United w Boxing Day The Reds wskoczyli na fotel lidera, którego nie oddali już do końca sezonu. Tym razem 60 punktów wystarczyło do tytułu, Liverpool wyprzedził Manchester United o dwa punkty. Nottingham Forest z 48 punktami na koncie zajął dopiero piąte miejsce. Pewna generacja piłkarzy zdawała sobie sprawę, że to ostatni dzwonek, żeby zwojować coś wielkiego w Europie. Głównym założeniem na sezon 1980/1981 było przede wszystkim pograć dłużej w pucharach, nie odpadać po raz trzeci z rzędu w 1. rundzie PEMK.
Łatwa droga do półfinału Tym razem w 1. rundzie zadanie wydawało się dużo łatwiejsze – rywalem był mistrz Finlandii Oulun Palloseura. Remis 1:1 w Oulu - mieście daleko na północ od Helsinek, mógł lekko zaniepokoić, ale na Anfield gospodarze nie pozostawili złudzeń – wynik końcowy brzmiał 10:1, a po hat-tricku zanotowali Graeme Souness i Terry McDermott. W 2. rundzie nie trzeba było jechać aż tak daleko, wystarczyło ruszyć na północ Brytanii. Szkocki Aberdeen FC prowadził młody zdolny trener Alex Ferguson. Czasy jego chwały miały nadejść później, wtedy dostał srogą lekcję od The Reds. 22 października 1980 r. w Aberdeen Liverpool wygrał skromnie 1:0 po bramce Terry’ego McDermotta w 5. minucie. Porażka 0:1 u siebie i rewanż na An-
field? Alex Ferguson zapisał się w historii kilkoma spektakularnymi powrotami, ale wówczas jego szkocki team miał po prostu za małą siłę ognia. Zwłaszcza że w 38. minucie rewanżu Willie Miller strzelił bramkę samobójczą. Potem do siatki Aberdeen trafili jeszcze Phil Neal, Kenny Dalglish i Alan Hansen, więc zakończyło się zwycięstwem 4:0 i pewnym awansem do ćwierćfinału (trzy lata później Aberdeen FC wygrał Puchar Zdobywców Pucharów, a świat poznał szerzej Alexa Fergusona). W 1/4 finału czekał mistrz Bułgarii - wojskowy klub CSKA Sofia, w którym za kilka lat furorę zaczął robić Christo Stoiczkow. Wiosną 1981 r. Stoiczkowa jeszcze nie było, więc Liverpool u siebie załatwił sprawę, zwyciężając 5:1. Rewanż w stolicy Bułgarii był formalnością. The Reds wygrali 1:0 po bramce Davida Johnsona w 11. minucie. Bułgarzy wcześniej wyeliminowali mistrza Polski, którym w 1980 r. były niespodziewanie Szombierki Bytom. A jeszcze wcześniej obrońców tytułu Nottingham Forest (dwa zwycięstwa po 1:0), więc nadzieja na wewnątrz angielski finał zawiodła po raz trzeci z rzędu (trzeba było poczekać do 2008 r.). Ogólnie, droga LFC do półfinału była dość gładka, prawdziwe schody dopiero się zaczynały.
Tytuły zdobywa się obroną Półfinał był klasycznym występem Liverpoolu w Europie. The Reds mierzyli się z Bayernem Monachium, którego dyrektor generalny Uli Hoeness, zauważając zmianę w stylu Liverpoolu na bardziej „kontynentalny” w porównaniu z zespołem, z którym Niemcy mierzyli się w 1971 roku, stwierdził, że ich drużyny są najlepsze w Europie. Bayern, świetnie się broniąc, wyszarpał bezbramkowy remis na Anfield. Do czasu rewanżu Liverpool
41• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
nie strzelił gola w czterech meczach z rzędu i notował spadek formy. Bayern jednak przegrał z własną arogancją. Komentarz Paula Breitnera, który stwierdził, że w pierwszym meczu Liverpoolowi brakło inteligencji, i odkrycie, iż kibice Bayernu dostali ulotki opisujące, jak najłatwiej dostać się do Paryża na finał, wystarczyły, żeby rozwścieczyć Liverpool. (Jonathan Wilson, Scott Murray…, s. 214-215) Bon Paisley dość szybko wykorzystał dwie zmiany w tym meczu i kiedy Davidowi Johnsonowi „poszło” ścięgno podkolanowe, 29-latek musiał dotrwać do końca meczu z jedną sprawną nogą. Ponoć Bob Paisley prosił jednego z ochraniających mecz policjantów o broń – chciał skrócić męki swojego zawodnika… Kontuzjowany Johnson zdołał jednak przejąć w końcówce podanie od Raya Clemence’a i zagrać do Raya Kennedy’ego, który w 83 min. strzelił gola. Karl-Heinz Rummenigge wyrównał pięć minut później, ale dzięki przewadze goli strzelonych na wyjeździe na finał do Paryża wybierał się Liverpool. The Reds wiele zawdzięczał Rayowi Clemence’owi, który świetnie spisywał się w bramce i utrzymywał swoją drużynę w grze aż do decydującej bramki Raya Kennedy’ego. 27 maja 1981 r. na Parc des Princes w Paryżu The Reds zmierzyli się z wielkim Realem Madryt. Nerwowo było już przed meczem, ponieważ kierownictwo francuskiej telewizji zażądało dodatkowej zapłaty od firmy Umbro, w której strojach grał Liverpool. Los Blancos hołdowali jeszcze romantycznej zasadzie, że na strojach może być tylko herb klubu, więc nie sprawiali problemów podczas transmisji. Anglicy odmawiali, sytuacja była coraz bardziej napięta i mecz stawał pod znakiem zapytania. Ostatecznie stanęło na takim
kompromisie, że gracze Liverpoolu białymi nalepkami zakleili znaczki Umbro na swoich koszulkach. „Zwycięstwo taktyki nad fantazją” – to najkrótsza ocena finału. Wiele fauli i wzajemnych złośliwości, ledwie trzy celne strzały, rozdrażniły kibiców. Gdy
42• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
spodziewano się dogrywki, Lee wyrzutem z autu podał piłkę do Alana Kennedy’ego, a ten z ostrego kąta znalazł sposób na gola. Pokonał Angela Agustina, który zastępował Miguela, i tym sposobem Liverpool – jako czwarty klub po Realu, Ajaxie i Bayernie – zapisał na swym koncie trzecią
Liverpool - Bayern Monachium, półfinał Pucharu Europy Fot.: telegraph.co.uk
wygraną w PEMK. W następnej edycji ten znakomity zespół w ćwierćfinale trafił na łódzki Widzew i musiał zejść mu z drogi, ale to już zupełnie inna historia. (Kazimierz Romaniec…, s. 121)
Ostatni puchar Boba Paisleya W sezonie 1980/1981 w lidze angielskiej wystarczyło znowu 60 punktów do tytułu mistrzowskiego, ale tyle zdobyła Aston Villa, nie Liverpool. Był to jedyny tytuł mistrzowski tego klubu w epoce po pierwszej wojnie
światowej i podobnie jak Nottingham Forest – rok później klub z Birmingham był najlepszy w Europie. Liverpool natomiast musiał zadowolić się dopiero piątym miejscem (51 punktów). Z Pucharem Anglii ekipa Paisleya pożegnała się 24 stycznia 1981 r. po derbowej porażce z Evertonem (było to w 4. rundzie), udało się zdobyć za to Puchar Ligi (wygrana 2:1 w powtórzonym finale z West Hamem). Dodając do tego jeszcze Puchar Europejskich Mistrzów Klubowych, sezon 1980/1981 można było z pewnością uznać za udany. W lecie doszło tradycyjnie do zmian kadrowych. Po finale na Parc des Princes pretensje do trenera miał młody Ian Rush, który nie dostał szansy na choćby kilkuminutowy występ. Paisley powiedział mu, że musi być bardziej samolubny i strzelać więcej goli. Walijczyk wziął sobie te słowa do serca i stał się strzelcem wyborowym The Reds na kilka następnych lat. Ray Clemence stwierdził, że w Paryżu czuł się przybity i pragnął nowych wyzwań. Bob Paisley sprzedał go za 300 tys. funtów do Tottenhamu, dużo poniżej wartości, aby tylko spełnić życzenie bramkarza, któremu bardzo wiele zawdzięczał. Na jego miejsce przyszedł z egzotycznego Zimbabwe weteran tamtejszej wojny domowej. Jak sam wspominał, zabił w walkach wielu ludzi, więc gra dla Liverpoolu nie mogła go zbytnio paraliżować. Chodzi oczywiście o Bruce’a Grobbelaara, autora słynnego tańca-połamańca podczas serii rzutów karnych w Rzymie, kiedy The Reds walczyli o czwarty Puchar Mistrzów z Romą. Tym występem inspirował się w 2005 r. w Stambule Jerzy Dudek – tak powstał słynny „Dudek dance”. Ale to wszystko wydarzyło się już dużo później, po erze Billa Shankly’ego i Boba Paisleya, którzy zbudowali wielki Liverpool.
43• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds
44• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds