MAGAZYN POLISH REDS - NUMER 26

Page 1


co w numerze 3

30 lat minęło

4-7

Słowo klucz: Progres

Słowem wstępu

8-13 Mistrzowski marsz przez kalendarz

Bartek bojanowski

14-15 Mamy to!

redaktor naczelny

16-19 Van Dijk & Company 20-25 Głos redakcji – smak tytułu po 30 latach 26-27 Zdjęcie numeru 28-29 Recenzja “Zapisków z królestwa” 30-31 Detronizacja Guardioli 32-35 Nowy Boot Room Liverpoolu 36-41 Co zrobiły Shankly? 42-43 Thiago Alcantara 44-45 Okno transferowe w Premier League 46-52 Dudek w panteonie Liverpoolu 46-52 Wspomnienie Michaela Robinsona

Redaktor Naczelny Bartek Bojanowski Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Igor Borkowski grafik Andrzej Szewczyk DTP Artur Budziak KOREKTA Bartek Bojanowski, Bartosz Góra Bartłomiej Surma AUTORZY TEKSTÓW Bartek Bojanowski, Bartosz Bolesławski Igor Borkowski, Artur Budziak, Radosław Chmiel, Bartosz Góra, Kacper Kosterna, Adam Mokrzycki, Mariusz Przepiórka, Mikołaj Sarnowski, Bartłomiej Surma, Damian Święcicki

A więc stało się! Liverpool zdobywa Mistrzostwo Anglii. Po 30 latach posuchy, The Reds znów są najlepszą drużyną w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Ekipa Kloppa zdobyła w ostatnim okresie chyba wszystko, co tak naprawdę liczy się w futbolu na najwyższym poziomie. Wygrana z Tottenhamem w finale LM smakowała świetnie, lecz nie mogło się to równać z sięgnięciem po upragnionego „majstra”. To naprawdę długi, przepełniony bezprecedensowymi sytuacjami sezon, lecz Liverpool bez oglądania się za siebie zdeklasował wszystkich ligowych rywali. Mistrzowski marsz zakończył się sukcesem! Z prawdziwą przyjemnością zapraszam Was do zagłębienia się w iście Mistrzowskim numerze Polish Reds. Znajdziecie w nim przypomnienie całej drogi Liverpoolu do mistrzostwa, porównanie składu na przestrzeni lat oraz prawdziwą perełkę: recenzję książki Przemysława Rudzkiego „Zapiski z Królestwa” wraz z komentarzem autora! To wszystko oraz wiele, wiele więcej znajdziecie właśnie u nas – magazynie Polish Reds!

Tabela

P

W

D

L

GD

Pts

1 Liverpool

36

30

3

3

48

93

2 Manchester City

36

24

3

9

58

75

3 Chelsea

36

19

6

11

15

63

4 Leicester City

36

18

8

10

31

62

5 Manchester United 36

17

11

8

28

62

6 Wolverhampton

36

14

14

8

11

56

7 Tottenham Hotspur 36

15

10

11

11

55

8 Sheffield United

36

14

12

10

3

54

9 Arsenal

36

13

14

9

8

53

10 Burnley

36

14

9

13

-8

51

11 Everton

36

12

10

14

-11

46

12 Southampton

36

13

7

16

-13

46

13 Newcastle United

36

11

10

15

-18

43

14 Crystal Palace

36

11

9

16

-17

42

15 Brighton

36

8

13

53

-16

37

16 West Ham United

35

9

7

19

-15

34

17 Watford

35

8

10

17

-21

34

18 Bournemouth

35

8

7

20

-24

31

19 Aston Villa

36

8

7

21

-27

31

20 Norwich City

36

5

6

25

-42

21

Liga Mistrzów

2• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Liga Europy

Spadek


30 lat minęło… ale cóż to (mógł być) za bal!

Stało się to, na co większość z nas (a przynajmniej ta z pokolenia kibiców urodzonych po 1987 roku) czekała swoje całe kibicowskie życie. Liverpool Football Club został oficjalnie mistrzem Anglii na siedem kolejek przed zakończeniem rozgrywek ligowych. Piękne to chwile, choć wiadomo, że mogłoby być piękniej…

O

Rado ChMiel

becny skład i kibice nie zapomną dnia wodował straty na k ilk a tysięc y funtów. 25 czerwca 2020 roku, kiedy to poBiorąc pod uwagę obecną sytuację na świecie, wszyrażka Manchesteru City na wyjeździe scy zadają sobie pytanie: co w takim razie z paradą? z Chelsea matematycznie zapewni- Obostrzenia związane z pandemią są coraz bardziej luła The Reds tytuł bez wychodzenia zowane, więc logika mówi, że odbyłaby się ona tuż po na boisko. Pomimo wciąż trwają- ostatniej kolejce sezonu, czyli w tym wypadku 26 lipca. cej pandemii koronawirusa i obostrzeń z nią związaParady mistrzowskie tradycyjnie przeprowanych, kibice nie powstrzymali się, by choć trochę za- dzane są dzień po ostatnim meczu ligowym, jedznać wspólnej radości z innymi. Chwilę po końcowym nakże wszystko wskazuje na to, że tym razem gwizdku w mieście zapanowała euforia. Było słychać może być ona przesunięta w czasie. Mówi się, że klaksony, fajerwerki, a okolice stadionu szybko zaczęły parada miałaby się odbyć nawet we wrześniu. zapełniać się ludźmi. Kibice za nic mieli sobie obostrzeIstnieją jednak obawy, że parada może się w ogóle nie nia. To była czysta radość z długo oczekiwanego tytułu. odbyć. Wszystko związane jest oczywiście z Covid-19 i Nie obyło się niestety bez wybryków ludzi, przez strachem przed drugą falą zakażeń. Bądźmy jednak doktórych cierpi reputacja zdebrej myśli, że wspólne – i oficydowanej większości fanów. cjalne - świętowanie na uliNie można nazwać inaczej cach Liverpoolu dojdzie do niż idiotą człowieka, który w skutku. Wszyscy mają w papiątkowy wieczór 26 czerwmięci piękne chwile z zeszłoca podczas spontanicznerocznej parady po wygraniu go zgromadzenia fanów na Ligi Mistrzów i każdy chętPier Head w liverpoolskich nie by to powtórzył. O ile The dokach wystrzelił fajerwerReds nie doświadczyli jeszcze ki w kierunku historyczneparady z mistrzostwem Prego budynku Royal Liver Bumier League, to zeszłoroczna trasa może posłużyć jako pierilding, co spowodowało zaprószenie ognia. Ze wzglęwowzór do potencjalnej paradu na to, że na Pier Head dy mistrzowskiej w tym roku. Cokolwiek by się jedw przeciągu kilku godzin po wygranej Chelsea z Manchestrem City nak nie działo, to jedno jest pojawiły się tysiące ludzi, i pewnym już tytule dla The Reds straż pożarna miała utrudpewne: Liverpool FC jest minione pole manewru i wystrzem Anglii i tego nikt nam * To wielka chwila, nie mam słów. Jestem całkowicie przytłoczony. Nigdy bryk jednego człowieka sponie zabierze. Stay safe! nie myślałem, że tak się poczuję!

„This is a big moment, I have no real words. I am completely overwhelmed. I never thought I would feel like this!*” Jürgen Klopp

3• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


słowo klucz:

PROGRES Jürgejn Klopp fot.: bbc.co.uk

4• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


5• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


O geniuszu Jürgena Kloppa powiedziano już niemalże wszystko. Niemiecki szkoleniowiec budzi sympatię i podziw wśród kibiców z całego świata. Nawet fani drużyn, którym z Liverpoolem niekoniecznie jest po drodze, patrzą na niego z uśmiechem i przeklinają w duchu zarządy swoich ulubionych klubów, którym nigdy nie udało się zatrudnić urodzonego w Stuttgarcie menedżera. I choć wydawałoby się, że temat fantastyczności Kloppa został już dawno wyczerpany, bez dwóch zdań zasługuje on na kolejne spojrzenie. Igor Borkowski

T

o była jesień 2015 roku. Liverpoolowi Brendana Rodgersa brakowało stabilności (7., 2., 6. – to miejsca LFC w Premier League za kadencji irlandzkiego szkoleniowca), a piłkarzom wiary we własne umiejętności. Kroplą, która przelała czarę goryczy okazał się remis w derbowym spotkaniu z Evertonem, po którym The Reds zajmowali dopiero dziesiątą lokatę w ligowej tabeli. Kryzys, jaki dotknął wówczas osiemnastokrotnego mistrza Anglii miał być początkiem czegoś wielkiego. Ósmego października, kilka dni po zwolnieniu Rodgersa, klub zakontraktował byłego trenera Borussi Dortmund - Jürgena Kloppa. Niemiecki szkoleniowiec zakochał się w wizji prowadzenia naszej drużyny od samego początku. Gdy po wstępnych rozmowach z zarządem Liverpoolu, ustaleniem szczegółów kontraktu zajął się jego agent, „Kloppo” miał wysłać do niego krótkiego SMS-a o treści: „tylko mi tego nie spierdol”. Kadra, jaką nowy menedżer LFC zastał po przybyciu do klubu, pozostawiała wiele do życzenia. Zadaniem Kloppa było zamienienie „wątpiących w wierzących” – wszyscy członkowie Liverpoolu musieli zrozumieć, że tylko tworząc jedną całość, są w stanie osiągać sukcesy. Nowy szkoleniowiec pragnął poznać wszystkich pracowników klubu, aby oni również pojęli swoją wartość. Od piłkarzy natomiast wymagał stuprocentowego zaangażowania i walki o każdy centymetr boiska. Już w pierwszych spotkaniach było widać ogromny progres: Liverpoolczycy pobili rekordy jeśli chodzi o przebiegnięte kilometry (116 km – wcześniej 112 km), a słynny gegenpressing stał się najczęściej wyszukiwanym hasłem na Wyspach 6• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Brytyjskich. Nadciągała nowa era dla światowej piłki. Czas detronizacji tiki-taki i czas dominacji Liverpoolu. Tak drastyczne zmiany wymagały jednak czasu… Z początku nie wszystkich kibiców przekonywały metody Kloppa. Nawet ja, siedząc wówczas w koszulce z nadrukiem „In Klopp we trust”, potrafiłem mieć wątpliwości co do zasadności niektórych wyborów. Charakterystyczny obrazek piłkarzy Liverpoolu trzymających się za ręce i dziękujących kibicom po remisie 2:2 z West Bromich Albion stał się z początku obiektem żartów, ale był tak naprawdę realizacją długofalowego planu. Planu stworzenia jedności: od pracowników i kibiców po sztab trenerski i piłkarzy. Nieuniknione było jednak pozbycie się części kadry. Klopp nie tolerował zawodników, którzy nie chcieli się dostosować do panujących zasad. Leniwego Benteke zastąpiono Firmino, który stał się absolutnie kluczowym elementem układanki trenera i żywą definicją fałszywej dziewiątki. Podziękowano także niezdyscyplinowanemu Mamadou Sakho, a w przyszłości również m.in. Emre Canowi i Philippe Coutinho, którzy (o ironio!) opuścili klub, by zacząć zdobywać trofea. W tym czasie „Bobby”, strzelając 77 bramek i 53-krotnie asystując, przyczynił się do zdobycia Ligi Mistrzów, Superpucharu UEFA, Klubowych Mistrzostw Świata i tytułu Premier League. Opisując sukcesy Liverpoolu za kadencji Jürgena Kloppa nie można zapomnieć o zespole jego współpracowników. Prawdziwi mistrzowie wiedzą, że diabeł tkwi w szczegółach, a o przyszłych sukcesach potrafią decydować detale. Niemiecki szkoleniowiec otoczył się ekspertami ze wszystkich możliwych dziedzin: od trenera rzutów z autu, przez najlepszych dietetyków, aż do topowych analityków. Nie przez przypadek również gabinety Kloppa i Michaela Edwardsa są od siebie oddalone na jedynie… 3 metry. Tajemniczy konflikt i odejście asystenta pierwszego trenera, Željko Buvača, miały zwiastować dla LFC poważne kłopoty, ale paradoksalnie od tamtej pory (30.04.2018) klub notuje najlepsze wyniki od lat. Ta sytuacja ponownie pokazuje, że maszyna Jürgena Kloppa i spółki jest ostatnimi czasy nie do zatrzymania. Kadencję Kloppa najlepiej podsumowuje jedno słowo: progres. Od pierwszych chwil w Liverpoolu, klub zaczął się rozwijać na wszystkich możliwych płaszczyznach. I nie chodzi tylko o fantastyczne ruchy transferowe, choć te są wyjątkowo imponujące. Mowa o drobnostkach, które w połączeniu pozwoliły stworzyć potęgę. O postrzeganiu klubu na świecie, o podejściu kibiców i piłkarzy, o poczuciu jedności i


fot.: liverpooloffside.sbnation.com

o wierze we własne umiejętności. Także rzecz jasna o mistrzowskiej taktyce i podporządkowanych pod nią zmianach personalnych. Formację 4-2-3-1 zmieniono w ofensywne 4-3-3, w którym m.in. postać Coutinho przestała odgrywać tak istotną rolę. Wijnaldum natomiast zupełnie zmienił swoją boiskowe zadania względem pozycji, na której występował w Newcastle. Trudno zresztą wskazać piłkarza zatrudnionego przez Niemca, który by się nie sprawdził, bo… takiego po prostu nie było. Wszyscy zawodnicy są wprowadzani do zespołu w odpowiednim tempie, bowiem zrozumienie filozofii Kloppa wymaga czasu. W chwili jednak, gdy zdaniem menedżera są już gotowi, z miejsca stają się liderami i ważnymi punktami drużyny (patrz: Fabinho). Biorąc pod uwagę wszystkie dokonania szkoleniowca Liverpoolu, nazwanie go cudotwórcą nie jest żadnym nadużyciem. „Liverpool dysponuje młodym, rozwojowym składem, a wszyscy kluczowi piłkarze są związani długimi kontraktami. Mają olbrzymi potencjał, by zdobywać kolejne trofea.” – mówił Wayne Rooney w jednym z ostatnich wywiadów, przekonany, że jeśli Klopp zostanie w Liverpoolu, możemy zdobyć jeszcze wiele mistrzostw. I trzeba przyznać, że dużo na to wskazuje. Konkurencja nie śpi, ale sytuacja kadrowo-logistyczna

w klubie jest naprawdę budująca. Wielu utalentowanych młodzieżowców bije do drzwi pierwszego składu, większość piłkarzy jest w najlepszym momencie swojej kariery, a tylko dwóch zawodników przekroczyło 30. rok życia (Henderson i Milner). Na 120 meczów podopieczni Kloppa przegrali zaledwie 9. Dla porównania, Manchester City został pokonany tyle samo razy w swoich ostatnich 33 spotkaniach. Za sterami mamy zatem najlepszego menedżera na świecie i fantastyczny sztab trenerski. Czego potrzeba więcej, by na lata zdominować rozgrywki krajowe i europejskie? Liverpool na podobne sukcesy czekał latami. Dość powiedzieć, że na mistrzostwo kraju czekaliśmy 30 lat, a przez wiele sezonów nasza drużyna była zasadnie wyśmiewana. Zaryzykuję jednak tezę, że Gerrard potykając się w sezonie 13/14, wyświadczył nam swego rodzaju przysługę. Tamta drużyna zasługiwała na mistrzostwo, ale nie byłaby w stanie utrzymać się na topie w kolejnych latach. Wiele elementów złożyło się jednak na to, że do klubu trafił geniusz pokroju Jürgena Kloppa, a Liverpool ma szansę dominować dłużej niż Manchester United za czasów sir Alexa Fergusona. W końcu wróciliśmy na tę pieprzoną grzędę i nie możemy pozwolić, by coś się w tej kwestii zmieniło. 7• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Mistrz mar

Sierpień Grę o stawkę The Reds rozpoczęli w tym sezonie od potyczki w ramach Tarczy Wspólnoty, a przeciwnikiem Liverpoolu miał być główny konkurent w bitwie o ligowy tytuł – Manchester City. Ten mecz podopieczni Jürgena Kloppa przegrali po rzutach karnych, gdyż remis 1:1 po 90 minutach skutkował właśnie serią jedenastek. No cóż, mówi się trudno, może dalej będzie tylko lepiej? Na inaugurację sezonu samej Premier League Liverpool gładko rozprawił się na własnym obiekcie z ekipą Norwich City. Wynik 4:1 pozwolił zgarnąć pierwsze trzy punkty w sezonie i uplasować się na trzecim miejscu w tabeli – oba Manchestery wygrały swoje spotkania większą różnicą goli. Następnie przyszła batalia z zespołem, który w pierwszej ligowej kolejce dostał tęgi łomot właśnie od Manchesteru, a dokładniej od Czerwonych Diabłów – Chelsea. Mecz odbywał się w ramach Superpucharu Europy. The Reds znów byli zmuszeni do podejścia do konkursu rzutów karnych, gdyż po 120 minutach gry na tablicy widniał wynik 2:2. Na szczęście, tym razem gracze Kloppa okazali się lepsi od rywali i Liverpool mógł okrzyknąć się najlepszą drużyną w Europie. Następne było wyjazdowe spotkanie z Southampton, wygrane 2:1. Później domowa potyczka z Arsenalem, gdzie trzy punkty gościom wygarnął Salah do spółki z Matipem. W ostatnim dniu sierpnia Liverpool pojechał na Turf Moor, by zainkasować tyle punktów, ile zdobył bramek. Gładkie 3:0 i pierwszy miesiąc bez straty choćby oczka. To był wręcz wymarzony początek.

przez ka

Jak wszyscy doskonale wiemy, Live strza Anglii. Trwający sezon jest z oc ficzny – zarówno pod względem wsp czasie. Dla porównania, poprzednia ubiegłego roku. Jednak nie zaprosi stości. Z prawdziwą radością zabio mnijmy sobie, jak przebiegał mistrz ści Merseyside – miesiąc po miesiącu strzowskiej

Bartek Bo

We wrześniu The Reds zagrali trzy spotkania ligowe przeplatane starciami pucharowymi. Na przystawkę połknęli u siebie Newcastle United, pewnie wygrywając 3:1. Wchodząc natomiast w fazę grupową Ligi Mistrzów, Liverpool musiał wyruszyć do Neapolu, by zmierzyć się na wyjeździe z Napoli. Gospodarze dość pewnie zabrali ekipie Kloppa pierwsze punkty, strzelając dwa gole i nie dając sobie strzelić żadnego.

8• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

fot.: facebook.com/liverpoolfc

Wrzesień


zowski rsz

alendarz

erpool zapewnił już sobie tytuł Miczywistych względów bardzo specyparcia z trybun, jak i rozciągnięcia w a kampania zakończyła się 12 maja iłem Was tutaj, by wyliczać oczywiorę Was w podróż w czasie. Przypozowski marsz ekipy z czerwonej częu, aż do wybuchu pandemii oraz mij koronacji.

ojanowski

Wracamy na krajowe podwórko, gdzie na Stamford Bridge czekała głodna rewanżu Chelsea. Jeśli jednak czegoś się najadła, to wstydu, gdyż obecny Mistrz Anglii bez kompleksów zainkasował kolejny komplet oczek, wygrywając 2:1. Następnie nadszedł czas na k rajowe pu char y, gdzie piłk ar ze w czer wonych tr yko tach wyrzucili ekipę MK Dons z Carabao Cup. Na zakończenie miesiąca przyszło nam zagrać z nieźle zapowiadającym się beniaminkiem – Sheffield United. Jedynego gola w tym spotkaniu strzelił dopiero w 70. minucie Gini Wijnaldum. Kolejny miesiąc bez straty punktu w lidze. Tak to można żyć!

Październik 2 października ekipy Liverpoolu i RB Salzburg zafundowały kibicom świetne widowisko. W drugim spotkaniu fazy grupowej LM The Reds wygrali z ekipą z Austrii 4:3 i mogli odetchnąć z ulgą. Do dziś pamiętam reakcję Jürgena Kloppa na gola Minamino. On już wiedział, jaki pożytek z Japończyka może mieć jego zespół. Nadeszła kolejna ligowa kolejka, a w niej czekał na Liverpool niełatwy sprawdzian przeciwko Leicester City. Tu The Reds wygrali rzutem na taśmę, wygarniając Lisom wszystkie punkty w 95. minucie spotkania, po golu z rzutu karnego autorstwa Jamesa Milnera. Na stratę punktów pozwoliliśmy sobie dopiero w 9. kolejce, gdy w Bitwie o Anglię udało się jedynie zremisować z Manchesterem United. Nieoczywistym bohaterem tego pojedynku okazał się Adam Lallana, który pozwolił przyjezdnym zainkasować jedno oczko, strzelając gola na wagę remisu w końcówce. Trzy dni później Liverpool ograł na wyjeździe Genk wynikiem 4:1, co dało kolejny komplet punktów w grupie LM. Ostatnią październikową potyczką ligo wą było przyjęcie na Anfield Tottenhamu José Mourinho. To spotkanie udało się wygrać 2:1. Do arcyciekawego widowiska doszło natomiast 30 października. W ramach Carabao Cup Liverpool zmierzył się z Arsenalem, a wynik tego spotkania w czasie podstawowym to 5:5. Znów trzeba było strzelać z 11 metrów, by wyłonić zwycięzcę. Kolejny raz lepsi okazali się podopieczni Kloppa i można było szykować się na następne popisy klubowej młodzieży w kolejnej rundzie pucharu.

9• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


2 listopada zagraliśmy z Aston Villą na Villa Park. Gospodarze prowadzili 1:0 do 87. minuty i już wydawało się, że The Reds po raz pierwszy w tym sezonie wyjadą z ligowej batalii z niczym. Wtedy do głosu doszli kolejno Robertson (87’) i Sadio Mané (90’+4). Dwa szybkie ciosy i kolejny komplet oczek. To nie drużyna, to potwór! Następnym pojedynkiem był mecz z KRC Genk, tym razem u siebie, oczywiście w ramach fazy grupowej LM. Po niemałych problemach udało się wydrzeć zwycięstwo i zgarnąć pełną pulę, ogrywając przyjezdnych 2:1. I wreszcie to, na co czekała chyba cała Anglia. Bo kto miał wygrać z Liverpoolem i zatrzymać perfekcyjnie naoliwioną maszynę Kloppa, jeśli nie The Citizens Pepa Guardioli? Na Anfield Manchester City przyjechał 10 listopada i w pierwszych 15 minutach dał sobie wbić już dwa gole. Trzeciego po zmianie stron dorzucił Mané i wia- Na koniec miesiąca kolejna domo było, że jest już po za- ligowa batalia zakończona wodach. W 78. minucie, gola wynikiem 2:1 dla The Reds. na otarcie łez strzelił BernarTym razem naszym ulegli do Silva, ale na niewiele się to zdało. The Reds wiedziepiłkarze Brighton li, że bezpośrednie starcie z głównym konkurentem do tytułu jest szalenie ważne i wykonali zlecone przez Kloppa zadanie z chirurgiczną precyzją. Co dalej? Dalej krył się wyjazd na Selhurst Park i mecz przeciwko Crystal Palace. Liverpool znów zanotował wyjazdowe zwycięstwo 2:1, a kibice z nadzieją patrzyli na powiększającą się co kolejkę przewagę w ligowej tabeli. Za zakrętem czaił się natomiast mecz Ligi Mistrzów – rewanż w grupie z Napoli – zremisowany zresztą 1:1. Na koniec miesiąca kolejna ligowa batalia zakończona wynikiem 2:1 dla The Reds. Tym razem naszym ulegli piłkarze Brighton. 40 punktów na 42 możliwe do zdobycia. Taki dorobek pozwalał Liverpoolowi spokojnie przyglądać się reszcie stawki z pozycji lidera tabeli. Drugie Leicester na tym etapie miało osiem oczek straty. Kibice The Reds coraz głośniej powtarzali, że to jest TEN sezon, a szydercze śmiechy fanów innych zespołów zdawały się cichnąć wprost proporcjonalnie do przewagi, jaką klub z Merseyside pieczołowicie wypracowywał. Ze szczytu po prostu nie było ich słychać.

10• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

fot.: facebook.com/liverpoolfc

Listopad


Grudzień Czy istnieje lepszy sposób na rozpoczęcie miesiąca niż rozbicie Evertonu 5:2? Chyba nie. A właśnie takim wynikiem The Reds wygrali z The Toffees 4 grudnia. Od długiego czasu Everton, mówiąc kolokwialnie, nie ma do nas pojazdu. Tr z y d n i p ó ź n i e j d a n e n a m b y ł o p o d z i wiać zwycięską kanonadę na Vitality Stadium, gdzie Wisienki z Bournemouth dobijali kolejno: Oxlade-Chamberlain, Naby Keïta i Mo Salah. 10 grudnia Liverpool wygrał 2:0 w Salzburgu i był już pewny awansu do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Oczy wszystkich kibiców The Reds zwróciły się w kierunku kolejnego ligowego spotkania – potyczki z ostatnim zespołem w tabeli, Watfordem. Ten mecz Liverpool wygrał 2:0. Następnie nadszedł czas Carabao Cup, gdzie klubowa młodzież po niezłym spotkaniu została boleśnie wypunktowaPo powrocie do ligowych na przez Aston Villę. Końwynik to 5:0, jedzmagań The Reds bardzo cowy nak nie oddaje on w pełpewnie rozbili na King ni przebiegu meczu. Kto oglądał, ten doskonale Power Stadium zdaje sobie z tego sprawicelidera Premier League, wę. Mówi się trudno, odLeicester City, aż 4:0. To była padamy z pucharu po meczu z, jak się okazało, jego prawdziwa różnica klas późniejszym finalistą. Dzień po tym, jak młodzi odpadli z Carabao Cup, pierwszy zespół zagrał z CF Monterrey w ramach Klubowych Mistrzostw Świata. Zwycięstwo pozwoliło na wejście do finału, który ekipa Kloppa wygrała z Flamengo 1:0. Kolejny tytuł do gablotki, świetnie! Po powrocie do ligowych zmagań The Reds bardzo pewnie rozbili na King Power Stadium wicelidera Premier League, Leicester City, aż 4:0. To była prawdziwa różnica klas. To był dowód na to, że Liverpool dzieli od reszty stawki naprawdę dużo. Na koniec roku na Anfield przyjechała jeszcze bardzo dobrze grająca ekipa Wolverhampton. Podopieczni Nuno Espírito Santo nie dali jednak rady sforsować czerwonej twierdzy i po wyniku 1:0 dla gospodarzy musieli opuszczać Merseyside bez zdobyczy punktowej.

11• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Styczeń W nowy rok Liverpool wszedł z kolejnym zwycięstwem. Tym razem The Reds podejmowali u siebie Sheffield United, gdzie ograli ich 2:0. Następnie prz yszedł czas na kolejny krajowy puchar – FA Cup. Na Anfield znowu przyjechał Everton, by tym razem przegrać dużo skromniej, bo tylko 0:1. Kolejna runda dla The Reds. Kolejne trzy pozycje w kalendarzu to mecze w ramach Premier League. Nie zgadniecie ile punktów zdobyli piłkarze Kloppa w ciągu tej serii. No dobra, macie racje było to oczywiście dziewięć oczek. Pod koła rozpędzonej, czerwonej lokomotywy wpadali kolejno zawodnicy Tottenhamu, Manchesteru United i Wolverhampton. Potem przyszedł mecz, w którym rezerwowy skład Liverpoolu zremisował 2:2 ze Shrewsbury Town w ramach następnej rundy FA Cup. Oznaczało to rewanż, tym razem na Anfield. Jednak o tym później, trzymajmy się chronologii. Przed powtórką ze Shrewsbury na The Reds czekały dwie ligowe potyczki. Pierwszą był wyjazd na London Stadium, gdzie wygrali 2:0 z West Hamem. Liverpool zakończył pierwszy miesiąc roku dość standardowo – z kompletem zdobytych punktów.

Kolejnym ligowym bojem było spotkanie z Southampton u siebie – ten mecz ekipa Kloppa wygrała pewnie 4:0. No i wracamy do FA Cup, gdzie skromne zwycięstwo nad wspomnianym Shrewsbury pozwoliło zameldować się gospodarzom w kolejnym etapie rozgrywek. Wracamy do ligi, tym razem zwiedzając Carrow Road. Ekipa Norwich stawiała opór aż do 77. minuty, ale właśnie wtedy do głosu doszedł niezawodny Sadio Mané. Znów komplet oczek – nuda! No i przyszedł czas na prawdziwe wyzwanie – pierwsze spotkaniu z dwumeczu przeciwko Atletico Madryt w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów. Zaczynaliśmy na wyjeździe, a porażka 0:1 nie mówiła specjalnie dużo przed rewanżem na Anfield.

12• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

fot.: facebook.com/liverpoolfc

Luty


Później wróciliśmy do ligowych zmagań, by po niemałych kłopotach wygrać z West Hamem na własnym boisku. Liverpool znów przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę w końcówce spotkania i ustalił wynik na 3:2. No i przyszedł moment zadyszki – 29 lutego. Cóż, powiedzieć, że nie spodziewałem się pierwszej porażki w sezonie właśnie przeciwko Szerszeniom to jak nie powiedzieć nic. Jednak piłkarze Watfordu użądlili Liverpool trzykrotnie, nie oddając pola i bez kompleksów inkasując pełną pulę. Nici z powtórki wyczynu The Invincibles. W ten sposób przechodzimy do marca, gdzie widmo pandemii, panującej do teraz, zaczęło dawać się we znaki coraz bardziej...

Marzec Po niespodziewanym łomocie na Vicarage Road znów przyszło nam się mierzyć z Chelsea – tym razem w ramach FA Cup. The Blues wykorzystali atut własnego boiska i po wygranej 2:0 wyrzucili Liverpool za burtę pucharowych rozgrywek. Na świecie dużo mówiło się już o stale rosnącej liczbie zachorowań na COVID-19, a Liverpool przystępował do kolejnego meczu w Premier League. Spotkanie z Bournemouth na własnym boisku wygrali 2:1 i już szykowali się na bardzo ważny pojedynek – rewanż z Atletico w Lidze Mistrzów. Przebieg spotkania z ekipą Diego Simeone wyglądał tak, jak chyba wszyscy zakładali. Liverpool prowadził grę, odbijając się od zasieków przyjezdnych. Wynik 1:0 w podstawowym czasie gry doprowadził do dogrywki, a jej początek należał do The Reds. Firmino strzelił w 94. minucie, jednak chwilę później wszystko się posypało. Ekipa Kloppa wyglądała już na drużynę totalnie wycieńczoną. Dwa gole Llorente (97’ i 105’) oraz jedno trafienie Moraty (120’) pozbawiły Liverpool złudzeń. Żegnamy się z tegoroczną edycją Ligi Mistrzów. Ten mecz okazał się ostatnim przed wprowadzeniem rygorystycznych obostrzeń związanych z wybuchem ogólnoświatowej pandemii. Na kolejne zmagania piłkarzy Kloppa musieliśmy czekać aż do czerwca, a same mecze to już raczej dopełnianie formalności. Liverpool został Mistrzem Anglii 25 czerwca, po tym, jak Chelsea wygrała spotkanie z Manchesterem City i oficjalnie pozbawiła The Citizens matematycznych szans na tytuł.

13• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Trzy dekady to naprawdę dużo czasu, a tyle dokładnie musieli czekać kibice oraz zawodnicy Liverpoolu na pierwszy tytuł Premier League. Brzmi to niewiarygodnie, że tak wielki klub jak The Reds nie zdobył majstra od czasu zmiany Premiership na Premier League. Mimo tego, że trzydzieści lat czekano na tytuł to w gablocie na Anfield znajduje się aż osiemnaście innych tytułów mistrzowskich. Warto wiec przypomnieć sobie kilka z nich. Kacker Kosterna

P

ierwsze historyczne mistrzostwo The Reds zdobyli 9 lat po założeniu klubu. Do historycznego sukcesu odniesionego w 1901 roku poprowadził zawodników trener Tom Watson. Zasiadał on na ławce Liverpoolu przez aż 19 lat. Liczba ta mimo tego, ze jest imponująca mogła jednak być lepsza, lecz wszystko zaprzepaściła przerwa w rozgrywkach spowodowana Pierwszą Wojną Światową. Po wojennym konflikcie stery na Anfield Road przejął David Ashwort. Za kadencji Anglika Liverpoolczycy po raz pierwszy dwa razy z rzędu sięgnęli po tytuł mistrzowski. Niestety po sezonach 1921/22 i 1922/23 na Anfield nastąpiły pierwsze lata posuchy.. Trwały one ćwierć wieku, czyli niemal tyle co pomiędzy XX a XXI wiekiem. Dopiero po Drugiej Wojnie Światowej w 1947 roku owe trofeum wróciło do czerwonej części Liverpoolu. Po spadku do niższej dywizji w 1954 roku, zawodnicy z czerwonej części Liverpoolu przez kilka lat nie potrafili wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. W związku z tym władze klubu na stanowisko trenera zatrudniły legendarnego Billa Shankleya. Do dziś jest on uważany za jednego z najlepszych szkoleniowców na wyspach. W swoim pierwszym sezonie na Anfield Shankley zmienił praktycznie cały skład, by budować klub od podstaw. W swoim trzecim sezonie wrócił on do najwyższej klasy rozgrywkowej, a w roku 1964 zdobyli szóste mistrzostwo. Dwa lata potem udało im się to powtórzyć. Liverpool w przeciągu kilku lat z drugoligowca zmienił się w potęgę angielskiej piłki. Za kadencji Billa Liverpoolowi udało się zdobyć jeszcze jedno mistrzostwo. Było to w sezonie 1972/73. W owym składzie prowadzonym przez Shankleya grali tacy zawodnicy jak Kevin Keegan, Rau Clemence czy Chris Law14• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

MAMY TO!

ler. Niestety po wielu latach na ławce Liverpoolu Bill Shankley odszedł na menadżerska emeryturę, a klub przejął jego asystent – Bob Paisley. Z pewnością nie ma kibica Liverpoolu, który nie znałby tego nazwiska. Bob kontynuował pracę swojego przyjaciela z klubu i odnosił kolejne zwycięstwa. Za kadencji Boba z drużyny odszedł gwiazdor – Kevin Keegan, a do drużyny sprowadzono młodego napastnika Celticu – Kenny’ego Dalglisha do dziś uważanego za jednego z najlepszych zawodników w historii klubu. Przez dziewięć lat pracy Paisleya na Anfield zdobył on aż sześć tytułów mistrzowskich. Drużyna ta wygrała praktycznie wszystko, co mogła. Była to po części zasługa wspaniałego snajpera, którym był Kenny Dalglish, ale także zawodników takich jak Graeme Souness, Ray Ken-


Może niektórym trudno w to uwierzyć, ale to właśnie ekipa The Reds z 1990 roku, poprzedni mistrzowie ligi fot.: thetimes.co.uk

nedy, Phil Thompson czy Phil Neal. Mimo odejścia po dziewięciu latach Boba Paisleya, Liverpool wciąż rósł. Stery na Anfield przejął ówczesny asystent Boba – Joe Fagan. Już w pierwszym sezonie udało mu się zdobyć tak zwaną potrójną koronę. W sezonie 1983/84 Liverpool wygrał Puchar Europy, mistrzostwo krajowe oraz Puchar Ligi. Warto podkreślić że był to pierwszy taki wyczyn na wyspach. Za kadencji Joe Fagana zaistniał kupiony przez Boba Paisleya Ian Rush. Walijczyk stworzył idealny duet napastników z Kennym Dalglishem. Ostatnim menadżerem klubu z Anfield, który sięgnął po mistrzostwo krajowe był właśnie Sir Kenny Dalglish. Kończąc karierę objął on Liverpool w 1985 roku. Już w pierwszym sezonie zdobył on mistrzostwo kraju. Co ciekawsze zrobił to

kosztem Evertonu – lokalnego rywala The Reds. Dwa lata później ponownie Dalglish z Liverpoolem sięgnął po tytuł. Ostatni raz The Reds sięgnęli po tytuł w roku 1990. Rok później z klubu odszedł Kenny Dalglish i to właśnie wtedy zaczęły się problemy. Mimo tego ze Liverpool prowadzony był przez dobrych szkoleniowców i wygrywał wiele trofeów, wciąż nie potrafił zdobyć tego jednego – mistrzostwa kraju. Nie pomogli w tym nawet tacy zawodnicy jak Steven Gerrard, Michael Owen, Jamie Carragher, Fernando Torres czy Luis Suarez. Wszyscy fani The Reds na tytuł czekać musieli aż do roku 2020, czyli równo 30 lat po podniesieniu trofeum przez Kennego Dalglisha. Miejmy nadzieję, że tym razem na kolejny tytuł Liverpool nie będzie musiał czekać aż tyle lat, a gablota klubowa powiększać się będzie coraz bardziej. 15• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Van Dijk & company

Nie ma już żadnych wątpliwości, że transfer Virgila Van Dijka do Liverpoolu odmienił grę The Reds. Jego przyjście spowodowało metamorfozę gry defensywnej z wielkiego mema do prawdziwej skały i jednej z najlepszych, jeśli nie najlepszej, obrony na świecie. Holender nie dość, że sam prezentuje niesamowity poziom, to zaraża pewnością swoich boiskowych partnerów. Joe Gomez, Joël Matip, Dejan Lovren, czy może ktoś zakupiony? Który z nich powinien regularnie występować u boku Virgila w następnym sezonie? Wicemistrz Świata

Jak za darmo, to biorę

Dejan Lovren przez długi czas był postrzegany jako Jürgen Klopp po podpisaniu kontraktu z Liverpoolem jedna z głównych przyczyn utraty zbyt wielu goli przez musiał stawić czoła wielu wyzwaniom, lecz najwiękLiverpool. Chorwata cechowała duża skłonność do ro- szym było zdecydowanie poprawienie skuteczności bienia błędów i niesamowita 'elektryczność' w najważ- gry w obronie. Mamadou Sakho, Martin Skrtel, Kolo niejszych momentach. Przyjście Van Dijka na Anfield Toure, czy wyżej wymieniony Dejan Lovren, nie gwajednak odmieniło go. Zaczął popełniać mniej baboli, a rantowali spokoju ducha kibicom i menedżerowi. Taki nawet gdy się one zdarzyły, to były często przez Holen- obraz rzeczywistości zmusił niemieckiego szkoleniowdra niwelowane, zyskał na pewności siebie i począł po- ca do poszukiwań środkowego defensora. Klopp pokazywać się na boisku z naprawdę dobrej stanowił przeszukać dobrze mu znastrony. Gdy wielu obserwatorów mówiło, ny rynek Bundesligii i wybór padł że to tylko i wyłącznie zasługa Virgila, Lona Joëla Matipa. Kameruńczyk miał vren na Mundialu w Rosji udowodnił, iż ostatni rok kontraktu dzięki czemu potrafi stworzyć naprawdę szczelną dew lipcu 2016r. zawitał do Merseysifensywę z gorszym partnerem (oczywide na zasadzie wolnego transferu. ście nie ujmując nic Domagojowi Vidzie). Chociaż postury gladiatora nigdy nie Współpraca Matipa Niestety przypadek byłego defensora Somiał, tak przy pokaźnym wzroście i z Virgilem układała się uthampton czy Olympique Lyon dobitnie boiskowej inteligencji można było pokazuje, że nie da się zmienić człowieka dobrze, obaj wzajemnie się oczekiwać, że znacząco poprawi grę w 100%. Po bardzo udanych Mistrzostwach The Reds. Czy tak się stało? I tak i nie. uzupełniali i stanowili Świata Lovren odleciał do tego stopnia, że Typem lidera nigdy nie był, więc do prawdziwy mur, postanowił, iż dobrym pomysłem będzie przyjścia Van Dijka obrona Liverpozatajenie kontuzji pleców przed klubem i olu dalej nie była wielkim monolia napastnikom, którzy normalne przystąpienie do okresu przygotem, ale nie da się ukryć, że było lewidzieli dwóch stoperów, towawczego. Nieroztropna decyzja wyklupiej. Dużą zmorą Matipa była, i nieczyła go z gry do października. Taki wystę- mierzących ponad 190cm, stety jest w dalszym ciągu, podatpek musiał odcisnąć piętno na zaufaniu Jürność na urazy wszelkiej maści. W seodechciewało się grać gena Kloppa wobec osoby Dejana, co pozonie 16/17 opuścił z powodu uraskutkowało raptem 13 występami w Prezu 8 spotkań, w następnym aż 19, w mier League, a 18 łącznie. Lecz jeszcze gorszym faktem jest kampanii 18/19 było to 6 meczów, a w obecnym 20(!) powrót do „starego Lovrena”, jeśli chodzi o boiskowe po- tylko do czasu pandemii. To pokazuje, jak kruche zdroczynania. Chorwat miewa raptem przebłyski dobrych wy- wie posiada. Najlepszym okresem dla niego był chystępów, znów popełnia niewymuszone błędy i jest ogni- ba sezon 18/19, a bardziej jego druga połowa. Joe Goskiem zapalnym większości nerwowych sytuacji w sze- mez wypadł z powodu, a jakże, kontuzji, Dejan Lovren regach defensywy The Reds, gdy przebywa na murawie. również, choć nie na tak długi okres, więc Kameruń16• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: facebook.com/liverpoolfc

17• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


czyk miał monopol na granie i skrzętnie to wykorzystał. Jego współpraca z Virgilem układała się naprawdę dobrze, obaj wzajemnie się uzupełniali i stanowili prawdziwy mur, a napastnikom, którzy widzieli dwóch stoperów, mierzących grubo ponad 190cm, odechciewało się grać. Niezwykle dużym atutem Matipa jest jego rozegranie i obycie z piłką. Nawet Van Dijk nie ma takich wejść w drugą linię przeciwnika z piłką, co on. W wielu przypadkach tak zaczynały się naprawdę groźne akcje The Reds, które nierzadko kończyły się bramkami.

Najlepszy angielski środkowy obrońca?

boiska i to był strzał w dziesiątkę! Para Gomez-Van Dijk po zgraniu się ze sobą stworzyła najlepszy duet w Premier League. Niedawna porażka z Manchesterem City była pierwszym przegranym meczem Premier League tej pary, co dowodzi jak dobrze się obaj panowie rozumieją i uzupełniają. Wcześniej wspomniana szybkość pozwalała Gomezowi szybko niwelować ewentualne błędy w ustawieniu, czy kryciu, które mimo wszystko czasem mu się zdarzają. Dwóch piekielnie silnych, wysokich, szybkich i zwinnych środkowych defensorów w połączeniu z topowym bramkarzem i bocznymi obrońcami to gwarant niesamowitego spokoju w tyłach, który jest aż nadto widoczny w wielu meczach. Rozwój Joe Gomeza naprawdę imponuje, Anglik 'rośnie' z meczu na mecz, co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość fanom The Reds i reprezentacji Synów Albionu. Jest tylko jeden warunek - muszą go omijać kontuzje. Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nim.

Joe Gomez na Anfield zawitał wraz z początkiem lipca 2015r. Zakupiony z Charltonu za niecałe 5 mln euro obrońca miał być długofalową inwestycją w ogromny talent. Świeżo upieczony Mistrz Świata do lat 17 w oczach wyobraźni Brendana Rodgersa był lekiem na bolączki defensywne. Wystawiany z początku na lewej obronie Gomez pojawiał się w każdym meczu w wyjA może zakupy? ściowej jedenastce, lecz, jak przystało na opisywanego w tym artykule środkowego obrońcę, w październi- Gdybyśmy żyli w rzeczywistości bez COVID-19, możku 2015 roku wypadł z powodu kontuzji - zerwał wię- na by się nad tym tematem bardziej rozwodzić, bo zazadła krzyżowe, co oznaczało dla niego koniec sezo- oszczędzone przed rokiem pieniądze można by było nu i mocne zahamowanie rozwoju. Żmudna rehabi- spożytkować teraz, ale wszyscy dobrze wiemy, jak się litacja przyniosła efekty i Joe wrócił sprawy mają. Mimo wszystko widziałna okres przygotowawczy przed sebym pewien scenariusz. Klub wreszzonem 16/17 w pełni sił i ze sporymi cie pozbywa się Dejana Lovrena - ma ambicjami. Pech jednak zdawał się go zbyt duże wahania formy i do względnie opuszczać i już w lipcu problemy nie dobrej dyspozycji potrzebuje sporo grania, a na takowe nie zasługuze ścięgnem Achillesa wykluczyły go Myślę, że obecny stan je, przegrywając rywalizację - i doz gry na kolejne miesiące. Z pierwszą rzeczy jest rozwiązaniem kładając trochę pieniędzy ściąga kodrużyną zagrał jedynie w 3 meczach najbardziej optymalnym. goś doświadczonego, najlepiej w PreFA Cup, a resztę sezonu dograł w rezerwach. Mimo tak poważnych urazów Joe Gomez staje się coraz mier League, kto w przypadku konJürgen Klopp dalej widział w nim ważtuzji Matipa i Gomeza byłby w stanie lepszy i lepszy, ny element zespołu, lecz na zmieniobez problemu wskoczyć w ich miejnej pozycji, gdyż sezon 17/18 Gomez w większości spotkań nie sce i nie byłoby widać dużej różnicy. rozgrywał jako prawy obrońca. DecyMyślę, że obecny stan rzeczy jest odstaje poziomem od Virgila zja ta była zapewne spowodowana rozwiązaniem najbardziej optykontuzją Nathaniela Clyne'a i warunVan Dijka. Joël Matip jest malnym. Joe Gomez staje się coraz kami fizycznymi Gomeza, gdyż od zalepszy i lepszy, w większości sposolidnym zmiennikiem, wsze cechowała go pokaźna prędkość tkań nie odstaje poziomem od Virktóry nieraz pokazał, że daje biegu, dzięki której bezproblemowo gila Van Dijka. Joël Matip jest soliddoganiał większość skrzydłowych. Ten radę na wysokim poziomie nym zmiennikiem, który nieraz posezon to był również moment eksplokazał, że daje radę na wysokim pozji talentu Trenta Alexandra-Arnolda, ziomie. Jedynie, jak wspominałem przez co Gomez zyskał poważnego rywala o miejsce wyżej, pozbyłbym się Dejana Lovrena, który, nie liw składzie i ostatecznie tę rywalizację przegrał. Taki cząc przyjaźni z Mo Salahem, więcej obecnie szkoobrót spraw zaowocował przestawieniem go bliżej osi dzi niż pomaga. A jaki jest Wasz punkt widzenia? 18• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: facebook.com/liverpoolfc

19• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Głos

20• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


redakcji

21• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Bartek Bojanowski

Igor Borkowski

bbojanowski@polishreds.pl

iborkowski@polishreds.pl

autor tekstów

redaktor naczelny

A więc stało się! Liverpool wygrał angielskie rozgrywki, deklasując wszystkie pozostałe 19 zespołów Premier League. Co prawda, obecna sytuacja na świecie nie napawa optymizmem i ten tytuł mógłby smakować nieco lepiej. Jednak emocje, jakie towarzyszyły mi podczas mistrzowskiego marszu ekipy Kloppa były nie do opisania. Nawet pisząc ten tekst, ciągle czuję dreszcz na plecach. Bestia, którą stała się ta drużyna będzie straszyć na krajowym i europejskim podwórku jeszcze przez lata. To niesamowite, jaką metamorfozę przeszedł ten zespół, zgarniając po drodze wszystkie najważniejsze trofea. Kibicuję The Reds od 15 lat i śmiało mogę powiedzieć, że warto było przeżywać wszystkie momenty słabości. Staliśmy się monolitem – zespołem wręcz kompletnym. Od bramki po formację ataku prezentujemy najwyższy światowy poziom. Nie wolno także zapominać o kunszcie sztabu trenerskiego, prowadzonego dumnie przez The Normal One. To, co mamy obecnie na Anfield marzy się wielu kibicom innych drużyn. To zbudowane ciężką pracą schody aż na sam szczyt piłkarskiego rzemiosła – tego klubu po prostu nie da się nie kochać! Bo to coś więcej niż klub. To wzloty i upadki, radość i łzy, to wsparcie płynące z trybun z każdego pojedynczego okrzyku. To magia spotkań – w domach, pubach czy na stadionach. To społeczność, która zawsze wierzy do końca. Nikt z nas nigdy nie będzie szedł sam. To właśnie to sprawia, że Liverpool jest wyjątkowy! I gdzie nas to wszystkich zawiodło? Panie i Panowie, jesteśmy Mistrzami Anglii!

jednak nasz charakter i waleczność, których uczyli nas liderzy – postaci, których plakaty wypełniają mój pokój – tacy jak Dalglish, Gerrard, czy Agger. Jürgen Klopp dedykuje ten sukces właśnie im, bo to oni przyciągnęli do Liverpoolu rzeszę tak wiernych i oddanych kibiców, którzy jak nikt inny zasłużyli na to mistrzostwo.

Mamy to! Po trzydziestu latach nareszcie możemy powiedzieć to oficjalnie: Liverpool jest najlepszą drużyną w Anglii. Do końca tego absolutnie niepowtarzalnego (ze względów sportowych, ale też sytuacji na świecie) sezonu, zostaDamian Święcicki ło jeszcze kilka meczów, ale już w autor tekstów czerwcu fani The Reds mogli rozdswiecicki@polishreds.pl począć świętowanie. Patrząc na historię klubu i drogę, jaką musieli- To pierwszy raz, kiedy napisanie tak śmy przejść, by dotrzeć na szczyt, krótkiego tekstu sprawia mi taką zdecydowanie jest co celebrować. dużą trudność. Bo jak opisać emoFakt, iż w pełnoletniość wszedłem cje, które mi towarzyszą po zdobydopiero w tym roku, skrócił mi nieco ciu Mistrzostwa Anglii? Radość? Zbyt świadomy czas oczekiwania na to mi- banalne. Ulga? To złe słowo. Euforia? strzostwo. SwoZostała skrzętnie zduje kibicowskie szona przez pandemię, która trochę rozwlekła początki przypisuję na sezon nasze oczekiwanie na 2011/12, kiedy postawienie kropki nad to dostałem od „i”. Nasza gra w sezonie To, co mamy obecnie Mamy bazaro2019/2020 sprawiła, że na Anfield marzy się wielu nie tylko zdobyliśmy wą wersję koszulki Luisa Supierwsze miejsce, ale kibicom innych drużyn áreza. Dla podwręcz upokorzyliśmy kreślenia przeresztę stawki. Szpaler, Bartek Bojanowski paści, jaka dzieli który przed meczem tamtą i dzisiejszą wykonali Obywatele, drużynę, warto był niczym przemarsz przypomnieć, że pokutny Cersei w „Grze zajęliśmy wówczas ósme (!) miejsce o Tron”. Nikt nie powie mi, że takie w ligowej tabeli, a o sile naszego ze- ukorzenie się przed rywalem jest społu stanowili: Charlie Adam, Craig komfortowe dla takich zawodniBellamy i Stewart Downing. Każdy ków jak De Bruyne, Laporte, Silva kibic Liverpoolu, niezależnie od ki- czy Mahrez. Kibice innych drużyn bicowskiego stażu, napotkał na swo- w Polsce nas nienawidzą, bo nosijej drodze wiele nieprzyjemności, by my głowę wysoko. I dobrze, bo różdziś móc nazwać się prawowitym mi- nimy się od nich tym, że my mamy strzem. To zwycięstwo nie smakowa- ku temu powody. Liga Mistrzów zdoło by tak dobrze, gdyby nie wielolet- byta rok temu smakowała jak Beef nie upokorzenia, których aż strach Wellington zrobiony przez samego wspominać. Niezmienny pozostał Gordona Ramsaya, zdobycie Premier

22• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


League ma inny wymiar - to jak ciepły obiad u babci po ciężkim dniu w szkole. Rozumiecie różnice? Anglia to nasze podwórko, to nasze miejsce, to najważniejszy tytuł, jaki zdobyliśmy. JESTEŚMY MISTRZAMI ANGLII I NIKT NAM TEGO NIE ODBIERZE!

Rado Chmiel autor tekstów

rchmiel@polishreds.pl

Nareszcie!!!! Tak wykrzyczałem po ostatnim gwizdku meczu Chelsea – Man City i wyniku dającego Liverpoolowi pierwsze od 30 lat mistrzostwo Anglii. W swoim kibicowskim życiu, a więc przez 21 lat wspierania Liverpoolu, nie doświadczyłem tego uczucia, choć kilka razy było blisko. Była walka ekipy Rafy Beniteza w sezonie 2008/09 z Manchesterem United przegrana o cztery punkty, pechowe drugie miejsce w sezonie 2013/14 za Brendana Rodgersa i zeszłoroczna, też przegrana – tym razem o jeden punkt – walka do ostatniej kolejki z Manchesterem City. W mijającym obecnie sezonie, Liverpool zdeklasował wręcz ligę i nawet po dosyć niemrawej grze po ponad 100-dniowej przerwie spowodowanej koronawirusem, zaklepanie tytułu było tylko kwestią czasu. The Reds nie przegrali meczu ligowego aż do 29 lutego. Byli jak automat, a ponad 20-punktowa przewaga nad drugim Manchesterem City, który momentami grał naprawdę kosmiczny futbol, mówi sama za siebie. Mijający sezon zapadnie w pamięci każdemu, nie tylko kibicom Liverpoolu, a ja mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli świętować kolejne sukcesy LFC w lidze. Nawet tytuł zdobyty w czasach pandemii smakuje wyśmie-

nicie po latach upokorzeń, które my, jako kibice Liverpoolu, musieliśmy znosić. Pokazuje też jak wielki charakter zwycięzców zaszczepił w swoich piłkarzach Jürgen Klopp. Oby tak dalej, Herr Jürgen. W przyszłym sezonie liczymy na powtórkę!

Mikołaj Sarnowski autor tekstów

msarnowski@polishreds.pl

WOW - z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, iż był to najlepszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Choć od dłuższego czasu uczuAdam Mokrzycki cia towarzyszące meczom Liverpoautor tekstów olu pytały się nie CZY, a PO KTÓamokrzycki@polishreds.pl REJ KOLEJCE zdobędziemy ten tytuł, tak tych chwil z pewnością nie 25 czerwca 2020 r. na zawsze przej- zapomnę. Piękny sezon dominacji dzie do historii klubu z Merseyside. zwieńczony upragnionym mistrzo30 lat posuchy nareszcie dobiegło stwem to spełnienie marzeń każdekońca. W 1990 r. żaden z fanów The go z Nas, fanów Liverpoolu. Mecz Reds nie przypuszczał, że na kolejny Manchesteru City z Chelsea ogląsukces w lidze przyjdzie czekać aż dałem na stojąco, często z drżącytrzy dekady; ale taki jest ten sport, mi dłońmi, z telefonem w ręku z którym na co dzień się ekscytujemy. odpalonym messengerem to na To wydarzenie głęboko zakorzeni chacie redakcyjnym, to na grupie się w moim sercu jako jeden z naj- z kumplami, gdzie jest wielu kibiwspanialszych momentów mojego ców przeciwników The Reds. Przeżycia. W chwiżywałem każdą sytuli, w której stało ację niczym podczas się jasne, że Lifinału Ligii Mistrzów verpool zostarok temu, a po końconie nowym miwym gwizdku czułem strzem Anglii, niesamowite spełnieNareszcie!!!! Tak łza po łzie spłynie i czystą dumę. Z nawały po moich wykrzyczałem po meczu szych piłkarzy również policzkach. Pławyraźnie zeszło powieChelsea – Man City kałem ze szczętrze, ale mi to osobiścia, słuchając ście nie przeszkadza, i wyniku dającego You’ll never walk dla mnie te pozostałe Liverpoolowi pierwsze alone. Towarzymecze są już nieważne. szyły mi rówMamy tytuł, to oszczęod 30 lat dzajmy się jak najbarnież tzw. ,,momistrzostwo Anglii tyle w brzuchu”, dziej przed kolejnym jak przy pierwsezonem w tych dziwRado Chmiel szym zauroczenych czasach, a co do niu (jednak nie ma co się dziwić, skoro rekordów - wystarczy każdemu Liverpool jest moją miłością od 7 lat). spojrzeć za X lat na tabelę i kilkuPóki co, ten sukces dochodzi do mnie nastopunktową przewagę, by rozbardzo powoli. Dopiero po jakimś wiać wszelkie wątpliwości, z jakim czasie w pełni zdam sobie sprawę z sezonem i jakim bezapelacyjnym tego, czego dokonali chłopcy Kloppa. mistrzem mieliśmy do czynienia. 23• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Bartosz Bolesławski

Bartek Góra

bboleslawski@polishreds.pl

bgora@polishreds.pl

autor tekstów

autor tekstów

Miałem cztery lata, kiedy Liverpool Mamy to! W końcu udało się nam ostatni raz zdobywał mistrzostwo An- sięgnąć po wygraną w Premier Leglii – nie mam z tym związanych żad- ague. Niektórzy kibice na to wydarzenych wspomnień, piłkę nożną zaczą- nie czekali dłużej niż ja żyję i to prałem jako tako „ogarniać” dopiero od wie dwa razy. W oczach dość świe1992 r. i mistrzostw Europy w Szwecji. żego fana, bo moje wsparcie dla The Pierwszy wielki sukces, jaki przeżywa- Reds zrodziło się na przełomie 2013 i łem w roli kibica The Reds, to Puchar 2014 roku, to mistrzostwo oczywiście UEFA 2001 (choć trochę mi było żal smakuje fantastycznie, ale mam wradzielnych Basków z Deportivo Alavés). żenie, że pozytywne emocje mogą Jako młody bramkarz podziwiałem być lekko stłumione przez to w jaki Jerzego Dudka (na trzecie imię pod- sposób Liverpool to trofeum zgarczas bierzmowania wziąłem sobie Je- nął. Duża przewaga, 3-miesięczna rzy…), a finał w Stambule był jednym przerwa w rozgrywkach. Nie była z moich najwspato na pewno jedna z nialszych przeżyć najbardziej emocjopiłkarskich. Potem nujących walk o minastąpiło długie 15 strzostwo, bo z Liverlat, lepsze i gorsze poolem w tym sezomomenty, zarówMiałem cztery lata, kiedy nie de facto nikt na no w historii Liverpoważnie nie powalLiverpool ostatni raz poolu, jak i moim czył, ale nie zmienia życiu. Słynne po- zdobywał mistrzostwo Anglii to faktu, że w końcu się udało. Fani dopiętknięcie Stevena Gerrarda i zaprzeli swego, The Reds Bartosz Bolesławski paszczone mistrzomają pierwsze w histwo 2014 r. przypadało też na mój storii mistrzostwo Premier League i gorszy okres. „At the end of a storm, mam nadzieję, że nie jesteśmy świadthere’s a golden sky” – w końcu jed- kami końca ekipy Kloppa, a raczej linak zawsze wychodzi słońce. Czaro- czę na to, że LFC będzie potrafiło zdodziej z Niemiec najpierw zbudował minować rozgrywki ligowe w Anglii wspaniałą polską trójkę w Dortmun- jak niegdyś FC Barcelona w Hiszpanii. dzie, następnie przywrócił nasz Liverpool na należne mu miejsce. Mistrzostwo po 30 latach jest magiczne i długo wyczekiwane, choć trochę popsuł to wszystko COVID-19. Trzeba było Mariusz Przepiórka tak długo czekać, pojawiła się jeszautor tekstów mprzepiorka@polishreds.pl cze niepewność związana z anulowaniem rozgrywek… No ale wreszcie jest! Mam to, przeżyłem mistrzostwo Dokonaliśmy wielkiej rzeczy. W końdla The Reds! Czekam na następne! cu, po trzydziestu latach zdobyli24• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

śmy mistrzostwo. Po tym, co zrobiliśmy od sierpnia do marca nie była to żadna niespodzianka. Już chyba w lutym wiedzieliśmy, że tylko kataklizm może nas pozbawić tytułu mistrzowskiego… i w sumie niewiele brakowało, a tak właśnie by się stało. Pandemia zatrzymała rozgrywki Premie League w momencie, gdy do tytułu potrzebowaliśmy raptem sześciu punktów. I przez kilka tygodni rysowała się przed nami perspektywa, że sezon może zostać anulowany. To byłby dramat. Na szczęście po pewnym czasie udało się ogarnąć plan dogrania sezonu i powoli mogliśmy się oswajać z myślą o nadchodzącym mistrzostwie. Czas spędzony w domu, bez piłki nożnej pozwolił spokojnie nasiąknąć zwycięstwem w lidze, a przy okazji pozwolił spojrzeć na to wszystko z nieco innej perspektywy. Po restarcie poszło już szybko: remis z Evertonem, Wygrana z Crystal Palace, potem wygrana Chelsea z Manchesterem City… I już byliśmy w domu. Radość ogromna, ale mimo wszystko trochę niepełna. Brak stadionowych emocji i kibiców nieco odarł ten tytuł z przysługującej mu oprawy. Sam planowałem lot do Liverpoolu na ostatnią kolejkę ligową i fetę. Ale co się odwlecze, to odrobimy za rok po dwudziestym tytule mistrzowskim!

Artur Budziak DTP

abudziak@polishreds.pl

Jak smakuje tytuł po 30 latach? Powinien lepiej. Dobrze, że ligę zdecydowano się dokończyć i to upragnione mistrzostwo jest, ale okoliczności dokończenia sezonu nie pozwalają mi na euforyczne świętowanie. Bez


śpiewu kibiców na stadionie to i w domu jakoś ciszej było. Szpaler ustępującego mistrza też bez echa jakoś u mnie przeszedł, że już nie wspomnę o sromotnym 4:0 w tym meczu, gdzie można było, bez względu na dalsze spotkania, zakończyć ten sezon z przytupem. Są jeszcze rekordy do pobicia i za to trzymam kciuki, niech ta super ekipa zapisze się na stałe w annałach ligi, bo z pewnością na to zasługuje. Nie wiem jak dla moich kolegów z redakcji, ale dla mnie mistrzostwo z roku 1990 było przeżyciem o wiele bardziej emocjonalnym, miałem co prawda wtedy 14 lat i do wielu rzeczy podchodziłem inaczej niż teraz, ale piłka nożna bez kibiców nie istnieje, i nawet gdyby Liverpool miał zdobyć tytuły w kolejnych sezonach, ale bez fanów na Anfield, to zamieniłbym je wszystkie na ten tegoroczny w pełnej oprawie.

Bartłomiej Surma autor tekstów

bsurma@polishreds.pl

Od momentu, w którym Liverpool stał się dla mnie czymś więcej niż klubem z miasta Beatlesów, o sukcesy nie było łatwo. Do tego jak na złość dla fana The Reds, laury na krajowym podwórku wciąż przypadały w udziale Czerwonym Diabłom, podczas gdy sympatycy Liverpoolu długo musieli żyć pięknymi wspomnieniami. Nawet w sezonie, w którym Suárez, Sturridge, czy Gerrard grali jak z nut, los miał wobec nich inne plany. Zacząłem się już godzić z tym, że Liverpool popadł w przeciętność - był trochę jak uśpiony gigant, który czasem potrafił wybudzić się ze swego snu, ale nie na tak długo, by udowodnić wszystkim swoją prawdziwą wielkość. I wtedy pojawił

się Jürgen Klopp - The Normal One, jak sam przedstawił się na pierwszej konferencji. Nie ukrywam, że podziwiałem Niemca na długo przed jego wizytą w Liverpoolu. Właściwie to moje serce podbił jeszcze w Mainz, biorąc swój zespół na obóz przetrwania w ramach przygotowań do sezonu. Wizjoner, człowiek z sercem, pasjonat - po prostu geniusz w swoim fachu. Do tego sam wybrał Liverpool - to było przeznaczenie. Jego pojawienie się w Liverpoolu było znakiem, symbolem - niczym gołąb wracający na arkę z gałązką oliwną w dziobie. Reszta to już piękna historia, pełna trudnych momentów, zwrotów akcji i wzruszeń, wreszcie zwieńczona wymarzonym happy endem. Oby ten happy end był początkiem kolejnego złotego okresu w historii The Reds - 19-krotnych mistrzów Anglii. YNWA!

Kacper Kosterna autor tekstów

kkosterna@polishreds.pl

O moich początkach z Liverpoolem pisałem już trochę w poprzednim numerze, lecz nie dodałem tam jednej bardzo istotnej rzeczy, czyli dzię-

Mistrzowie Anglii AD 2020 fot.: thetimes.co.uk

ki czemu stałem się fanem The Reds. Za wszystkim stoi mój tata, od którego jako dziecko dostałem koszulkę Fernando Torresa. To właśnie od tamtego momentu zaczynałem poznawać i fascynować się tym klubem oraz jego historią. I tak oto po 13 latach mojego kibicowania doczekałem się pierwszego mistrzostwa. Zdecydowanie jest to jedno z najlepszych uczuć w życiu, lepsze nawet od zeszłorocznego zdobycia Ligi Mistrzów. Z pewnością jest to spowodowane tym wieloletnim czekaniem. 30 lat to szmat czasu, już za mojego kibicowania Liverpool dwa razy był o krok od mistrzostwa. Najbardziej szkoda chyba sezonu 2013/14 gdy drużyna Brendana Rodgersa była bardzo bliska triumfu. Lecz nie ma co wracać do przykrej przeszłości, gdy tyle dzieje się w teraźniejszości. Warto tez przemyśleć kwestie przyszłości, gdyż jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia i jedno mistrzostwo z pewnością fanom The Reds nie wystarczy. Trzeba mieć nadzieje że tegoroczna euforia będzie podtrzymana przez najbliższe kilka sezonów, a póki co bawmy oraz cieszmy się z upragnionego majstra!

25• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Zdjęcie numeru Symboliczne przekazanie tronu na początku meczu City - Liverpool 02.07.2020 r. fot.: facebook.com/liverpoolfc

26• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


27• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Recenzja

„Zapiski z Królestwa”

„Dlaczego zaczęto tyle płacić piłkarzom? Kiedy na koszulkach pojawili się sponsorzy? Jak wyglądała piłka nożna w czasie wojny?” – to tylko kilka z wielu pytań, na które w swojej książce odpowiada nam Przemysław Rudzki. „Zapiski z Królestwa. 50 niesamowitych opowieści o angielskim futbolu” to prawdziwy „must read” każdego fana Premier League… a dla tych, którzy fanami angielskiej ligi jeszcze nie są, to idealna okazja, by się nawrócić! Igor Borkowski

P

od koniec 2019 roku półki polskich księgarni zostały wzbogacone o niezwykle ciekawą pozycję. W listopadzie swoją premierę miała kolejna książka Przemysława Rudzkiego, dziennikarza sportowego, znanego przede wszystkim z pracy w CANAL+ lub wcześniej w roli redaktora naczelnego w „Przeglądzie Sportowym”. Urodzony w Czeladzi komentator kojarzy mi się jednak przede wszystkim z osobą szczerze zakochaną w angielskiej piłce. Jego książka sprawia, że czytelnik doskonale czuje klimat wyspiarskich rozgrywek: smaku barowego piwa, bezgranicznej miłość do barw klubowych i dźwięku głośnych i wspaniałych kibiców. To ważna umiejętność, by w swoich tekstach tak dobrze przekazywać emocje – a ja dzięki nim naprawdę ponownie oszalałem na punkcie brytyjskiego futbolu. Książka składa się – co łatwo wywnioskować z pełnej wersji tytułu – z 50-ciu porywających historii o angielskich rozgrywkach piłkarskich. To wspaniała podróż, zaczynająca się pod koniec XIX wieku, gdy piłka nożna 28• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

dopiero raczkowała, prowadząca przez mroczne czasy II wojny światowej, aż do kolorowych, przepełnionych pieniędzmi obrazków rodem z Premier League. Każdy rozdział przedstawia zupełnie odmienne historie, o których zapewne mało który fan angielskiej piłki miał okazję wcześniej słyszeć. Przeczytamy m.in. o „bezsensie wojny”, czyli życiu niemieckiego spadochroniarza, który przypadkiem wylądował w Anglii i stał się ikoną Manchesteru City lub bardziej współczesnych cudach, jak ten z sezonu 15/16 w Leicester. Nie mogę przestać myśleć o tym, jak wiele opowieści kryje jeszcze przed nami brytyjski futbol. Słuszne pytanie zadał autorowi Marcin Rosłoń: „Czemu nie 100?!”. Panie Przemysławie, czekamy na sequel! Ciężko mi wskazać ulubiony fragment „Zapisków”. Każda historia budzi zupełnie inne odczucia: jedne były zabawne, inne przejmujące, często jednak na rękach pojawiała się gęsia skórka, a ciało przechodziły ciarki (m.in. podczas czytania rozdziału 49., zatytułowanego „Ciarki”). Przyjemnie czytało się bardziej osobiste fragmenty lektury. Studia w Anglii, początki pracy w różnych redakcjach… Te opowieści, choć mniej szokujące od historycznych anegdot, podobały mi się wyjątkowo mocno i przypominały dlaczego marzę o szansie w zawodzie dziennikarza sportowego. To specyficzna, acz niesamowita profesja. W odbiorze lektury nie przeszkodziły drobne błędy („ubierać stroje” na 122 stronie lub literówki, czy brak kropki na końcu 28. rozdziału). Ba, zakładam nawet, że przeciętny czytelnik nie zwrócił uwagi na takie drobnostki, a ja natomiast ze swoim „dobrym okiem” powinienem rozważyć powrót do korekty Polish Reds. Czytający pędzi przez lekturę w zatrważającym tempie, a oderwanie się od niej graniczy z cudem. Żałuję, że sugestię red. Rafała Nahornego, dotyczącą „dozowania przyjemności” i powolnego zagłębiania się w tekście, przeczytałem dopiero na końcu.


Kilka zdań od autora „Zapisków z Królestwa”

P

rzy okazji tworzenia recenzji „Zapisków” miami ligami na Wyspach Brytyjskich, odpowiedział, łem okazję zamienić kilka zdań z autorem tej iż skupia się głównie na Premier League i Chamfascynującej książki. Przemysława Rudzkiepionship, sporadycznie czytając teksty o mniej go podpytałem m.in. o kwestie dotyczące selekcji popularnych zespołach. Swoje „poświęcenie” najlepszej lidze świata opisał również w 49. rozdziahistorii do „50 niesamowitych opowieści o angielskim futbolu”. Od zawsze interesowała mnie sprawa le książki, zauważając, że pełne zaangażowanie w doboru fragmentów, które przedstawia nam autor futbol brytyjski wymagało „odpuszczenia” pozoz ogromnej bazy posiadanych danych. Jak dowiestałych sportów i lig – bo „lepiej być bardzo dobrym w jednej rzeczy niż w kilku przeciętnym”. działem się od P. Rudzkiego, wybór akurat tych historii był sprawą bardzo indywidualną. Autor (słuszNa końcu nie mogłem powstrzymać się przed nie) ufał, że jeśli jakaś opowieść mu zadaniem pytania o ewentualny się podoba, to tak samo będzie z ciąg dalszy „niesamowitych opoczytelnikiem. Odrzucił natomiast wieści o angielskim futbolu”. Dziente, o których powiedziano już praknikarz odpowiedział następująco: tycznie wszystko (np. Hillsborough) „Co do kolejnej części – zawsze jest i nie mógłby w żaden sposób zaskoAutor podkreśla, że nie trochę tak, że po skończeniu książczyć swojego odbiorcy. Autor podki autor mówi »nie, nigdy więcej «, szukał niczego na siłę: a po jakimś czasie myśli inaczej. Ze kreśla, że nie szukał niczego na siłę: mną jest podobnie.” Przemysław „Stawiałem sobie pytania, typu: kto „Stawiałem sobie pierwszy miał sponsora na koszulRudzki stwierdził, że choć prawpytania, typu: kto kach? I potem drążyłem.”Trzeba przydopodobnie dałoby się znaleźć 30 pierwszy miał znać, że całość wyszła bardzo natukolejnych, wartościowych historii, ralnie, a treść wybranych opowia- sponsora na koszulkach? na razie nie planuje tworzyć z nich dań przeplata wspomnianą przeze swojej czwartej książki. (P.R. jest I potem drążyłem.” mnie w recenzji „wartość merytoryczrównież autorem thrillera "Gracz" i ną z lekkością barowej anegdoty”. powieści obyczajowej "Futbol i cała Porozmawialiśmy także odrobinę o znaczeniu reszta"). Autor skupia się obecnie na pisaniu dla lat spędzonych w ojczyźnie futbolu w kontekście newonce.sport w cyklu „Był sobie futbol”. Całość miłości do Premier League i tworzenia tego typu zakończył jednak optymistyczną myślą, niewykluksiążki. Przemysław Rudzki potwierdził moje wyczającą ewentualnego sequelu. Pozytywnie zaobrażenia, iż tego typu wyjazd bardzo pomaga w skoczył go odbiór „Zapisków” i hipotetycznie popoczuciu klimatu opisywanego kraju: „Trudno byzostaje szansa na kolejne części. Jak sam podkrełoby napisać taką książkę, nie czując specyfiki staśla – „nic na siłę” – ale my czytelnicy liczymy jeddionowej, klimatu miast, ulic, znajomości kultury, nak na to, że kiedyś ujrzymy drugie „Zapiski” na ludzi, bez czytania tamtejszych gazet”. Na pytanie księgarskich półkach. Czego sobie i Wam życzę. Igor Borkowski odnośnie ewentualnego zainteresowania niższy-

„Zapiski z Królestwa” to książka warta polecania każdemu, kto ma z piłką nożną choć odrobinę wspólnego. Czyta się ją łatwo, szybko i niezwykle przyjemnie, ale przy tym jest pełna merytorycznych informacji. W swoim życiu czytałem wiele lektur o tematyce sportowej, ale ta na pewno znalazłaby się wysoko w moim subiektywnym rankingu. Jest to zupełnie inna forma niż np. „Klub Miliarderów. Jak bogacze ukradli nam piłkę nożną”, która była aż przesadnie przepełniona danymi statystycznymi. Połączenie me-

rytoryki z lekkością barowej anegdoty sprawiły, że to tak dobra książka. Do tego wspaniała okładka, zaprojektowana przez Mateusza Sadowskiego i świetna jakość całego wydania tworzą literackie arcydzieło. I co najważniejsze: znakomicie spełnia swoją rolę i założenia autora zapisane we wstępie. Ja, a wraz ze mną wielu czytelników, utwierdziliśmy się w przekonaniu, że ojczyzna futbolu ma w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Coś, dla czego warto żyć, by być świadkiem tych niepowtarzalnych historii. 29• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Detronizacja Guardioli Po niezwykle wyrównanej ligowej batalii w poprzednim sezonie mogliśmy sobie ostrzyć zęby na równie ciekawy wyścig o tytuł mistrza Anglii w obecnej kampanii. Niestety, a może stety, tak nie było. Tempo z poprzednich rozgrywek utrzymał tylko jeden zespół i była to drużyna Jürgena Kloppa. Podczas gdy Liverpool bezlitośnie punktował, ich rywale z niebieskiej części Manchesteru zaliczali wpadkę za wpadką. Przeanalizujmy, co przeważyło o tak ogromnej przewadze The Reds nad bezpośrednim rywalem w walce o tytuł. Tiki-taka zbyt przewidywalna? Obecny sezon jest czwartym dla Pepa Guardioli na angielskich boiskach. Być może cztery lata grania jednym systemem sprawiły, że rywale nauczyli się grać przeciwko niemu. Dla drużyn prowadzonych przez Guardiolę charakterystyczne jest oddanie dla jednego stylu gry, jakim jest tiki-taka. 49-letni szkoleniowiec opanował do perfekcji powyższą taktykę, ale czy ograniczanie się do jednego sposobu grania jest zespołowi na rękę? Zawodnicy City świetnie operują piłką i zdobywają za pomocą paru podań mnóstwo boiskowej przestrzeni, ale problem pojawia się wtedy, kiedy rywal jest dobrze przygotowany fizycznie oraz mądrze przesuwa się pomiędzy formacjami, czym blokuje zdobywanie wolnych stref na boisku. W moim odczuciu zawodnicy, trenerzy i analitycy nauczyli się Pepa Guardioli. Nie jest już dla nich tak niepowtarzalny, jak miało to miejsce na początku jego przygody na Wyspach. Zupełnie inaczej ma się sprawa z gegenpressingiem Jürgena Kloppa. Grając przeciwko Liverpoolowi, nigdy nie jesteś pewien, jaki wariant gry zastosuje. Piłkarze The Reds bardzo dobrze czują się z piłką przy nodze i nie jest dla nich problemem konstruowanie akcji od własnego pola karnego. Kiedy potrzeba, mogą oni momentalnie przyśpieszyć grę i w parę chwil przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Przeciwnicy The Reds muszą być stale skoncentrowani, grając przeciwko tak ofensywnie przysposobionym bocznym defensorom, 30• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

którzy non stop obstrzeliwują pole karne swoimi dośrodkowaniami. Dowodem na to jest fakt, że Trent Alexander-Arnold wypracował swoim kolegom z zespołu najwięcej sytuacji bramkowych. To pokazuje, że Liverpool jest bardzo wszechstronną i uniwersalną drużyną. Nie ogranicza się do jednego sposobu grania. Można powiedzieć, że zespół z miasta Beatlesów przypomina kameleona, który przyjmuje różne formy na boisku.

Sezon najeżony kontuzjami Duże znaczenie w słabej dyspozycji klubu z Manchesteru odegrały

fot.: eurosport.pl


kontuzje kluczowych zawodników. W okresie przedsezonowym Leroy Sané zerwał więzadła krzyżowe, co wykluczyło go z gry do końca rozgrywek. Podobna sytuacja miała miejsce z filarem defensywy - Aymericiem Laportem. Francuz długo leczył kontuzje kolana i wrócił do gry dopiero w połowie sezonu. Być może powrót na boisko okazał się zbyt wczesny, gdyż u defensora wystąpiły powikłania pourazowe i musiał on opuścić kilka spotkań. Absencja Sané nie okazała się aż tak bolesna w skutkach, co uraz Laporte’a. Pep Guardiola ma do swojej dyspozycji formację ofensywną, której może pozazdrościć mu każdy trener na świecie, dlatego zastąpienie Niemca nie było aż takie trudne do zrealizowania. Inaczej ma się sprawa z obrońcą Obywateli. Guardiola nie ma zbyt dużego pola do popisu, jeśli chodzi o stoperów. John Stones oraz Nicolás Otamendi grają bardzo nierówno i często zdarza im się popełnić błąd, który bezpośrednio prowadzi do utraty bramki. To skłoniło Guardiolę do przesunięcia kapitana zespołu - Fernandinho - bliżej własnego pola karnego. Zabieg ten nie przyniósł oczekiwanych skutków, a gra obronna dalej nie należała do najstabilniejszych. Na domiar złego, hiszpański trener miał ograniczoną możliwość korzystania z usług najlepszego strzelca w historii klubu - Sergio Agüero. Argentyńczyk tuż po wznowieniu rozgrywek po pandemii koronawirusa nabawił się urazu, który wyłączył go z gry do końca sezonu.

Liverpool nie do zatrzymania Przed rozpoczęciem sezonu nic nie wskazywało na tak szybkie wyłonienie nowego mistrza. Wiele osób spodziewało się wyrównanej walki do ostatniej kolejki, tak jak miało to miejsce w poprzedniej kampanii. Kluczowym nie okazała się być jedynie mierna forma zawodników z

niebieskiej części Manchesteru, ale przede wszystkim wspaniała dyspozycja graczy Liverpoolu, którzy konsekwentnie punktowali swoich przeciwników. Liverpool przez cały czas wykazywał ogromne parcie na zdobycie tytułu mistrzowskiego, czego nie było widać u ówczesnych mistrzów Anglii, którzy to trofeum podnosili dwukrotnie w ostatnim czasie. Podopieczni Kloppa od początku rozgrywek byli skupieni tylko na sobie, nie oglądali się za plecy na rywali. Poprzedni wyścig o wygranie ligi zakończony niepowodzeniem nauczył zawodników The Reds grania pod presją. Na tak wczesne odnotowanie nowego mistrza kraju miało wpływ również podłoże psychiczne. Ciężko jest racjonalnie myśleć o zdobyciu trofeum, jeśli z tyłu głowy masz przeświadczenie, że rywalizujesz z drużyną, która zdobywa średnio 2,7 pkt/mecz, a jej doścignięcie graniczy z cudem.

Najgorszy sezon w karierze Pepa Podczas swojej przygody trenerskiej Pep Guardiola nigdy nie miał tak słabych statystyk. Do lidera tabeli i nowego mistrza kraju traci obecnie aż 23 punkty. Ostatnio wyliczono, że Liverpool mógłby przegrać wszystkie mecze po restarcie ligi w czerwcu, a i tak zostałby mistrzem. To pokazuje, jak gigantyczna przepaść jest pomiędzy tymi zespołami. Nie jest to jedyna statystyka, która ukazuje wyższość klubu z Merseyside nad odwiecznym rywalem. Piłkarze Manchesteru City przegrali 9 z ostatnich 33 spotkań ligowych, natomiast Liverpool przegrał 9 z ostatnich 120. To odzwierciedla, jaką przewagę wypracowali sobie podopieczni Kloppa w ostatnim czasie. Zestawienie porażek zespołu Guardioli jest o tyle niechlubne, gdyż na swoim koncie ma ich więcej niż chociażby pogrążony w kryzysie Arsenal, powracający do formy Manchester United, świetnie spisujące się Wolves i tyle samo co beniaminek z Sheffield. Manchester City w delegacji też nie radzi sobie najlepiej. Ich procent zwycięstw na obcym boisku wynosi zaledwie 52. Na dodatek w ostatnich trzech meczach wyjazdowych wrócili do domu z zerowym dorobkiem punktowym. Taki bilans po raz pierwszy przytrafił się Hiszpanowi w trakcie jego pracy na ławce trenerskiej. Podczas czterech lat spędzonych w Anglii to właśnie ten rok będzie najgorzej wspominany przez opiekuna City. Jestem zdania, że nawet gdyby zawodnicy z Etihad Stadium zachowali formę z poprzednich dwóch lat, to i tak nie zatrzymaliby Liverpoolu w drodze po upragnione mistrzostwo. Adam Mokrzycki 31• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Nowy Boot Room

Ojcem sukcesu The Reds jest bez wątpienia Jürgen Klopp, ale cały sztab stojący za naszym managerem liczy łącznie około 40 osób. Mariusz Przepiórka

N

ie ma chyba kibica Liverpoolu, który nie wiedziałby czym jest legendarny Boot Room. W dosłownym tłumaczeniu to pomieszczenie, w którym przechowywano buty piłkarskie, a w szerszym znaczeniu naszej historii to miejsce, gdzie wykuwał się styl gry the Reds prowadzonych przez Billa Shankly’ego, Boba Paisleya, Joe Fagana i Kenny’ego Dalglisha. To właśnie w Boot Roomie menadżerowie Liverpoolu wymieniali się poglądami i pomysłami na grę. Swymi cennymi radami dzielili się z nimi m.in. Roy Evans, Reuben Bennett, Tom Saunders i nieoceniony Ronnie Moran, który na Anfield pracował dobre pół wieku. To właśnie Boot Roomowi zawdzięczamy pasmo sukcesów, jakie osiągnęliśmy w latach 70-tych, 80-tych, na roku 1990 i poprzednim mistrzostwie kończąc. Od tamtych czasów minęła cała epoka, a w miejsce dyskusji kilku osób, które z własnego doświadczenia znają piłkę na wylot, pojawiły się sztaby opierające się na naukowej analizie danych i przywiązujące wagę do najdrobniejszych elementów. Teraz za trenerem Liverpoolu stoi sztab fachowców i specjalistów z różnych dziedzin nauki, od żywienia i psychologii po statystykę i fizykę. Nowy Boot Room naszego klubu liczy kilkadziesiąt osób. Oficjalna strona w sztabie szkoleniowym wymienia 21 osób, a wraz ze specjalistami współpracującymi z Kloppem jest to grupa mniej więcej 40-osobowa. Spotkania robocze już nie odbywają się w pokoju z butami, na skrzynkach po piwie lub kartonach po sprzęcie. Teraz to zapewne obszerne audytorium, w którym taktyka i plan przygotowań rozpisywany jest do najdrobniejszych szczegółów i podawany w formie naukowej analizy. Całego naszego nowego Boot Roomu nie sposób przedstawić, ale możemy skupić się na jego najważniejszych elementach. Klopp zresztą słynie z tego, że lubi zatrudniać najlepszych w swoim fachu twierdząc, że sam nie zna się na wszystkim i woli oddać pewne rzeczy w ręce i umysły mądrzejszych od siebie. 32• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Michael Edwards (po prawej) fot.: igol.pl

Michael Edwards – transferowy czarodziej Niektóre transfery w wykonaniu Edwardsa sprawiły, że kibice zaczęli pół żartem domagać się jego pomnika w okolicy stadionu. Jest on jednym z członków tzw. komitetu transferowego odpowiadającego za sprowadzanie nowych graczy, sprzedaż tych, którzy chcą odejść lub nie znajdują się w planach Kloppa, a także za negocjacje kwot transferowych. Nie rzuca się w oczy w mediach, pracuje raczej w zaciszu swego gabinetu. Jego kariera piłkarska nie była efektowna, ale w kategorii dyrektorów sportowych bez wątpienia należy do światowej czołówki. Przygodę z futbolem rozpoczynał w rezerwach Peterborough, ale nie udało mu się przebić do pierwszego składu. Skupił się więc na tym, co wychodziło mu lepiej. Ukończył studia z zarządzania biznesem i informatyki. Przez chwilę pracował jako nauczyciel informatyki, a później trafił do Portsmouth jako analityk w sztabie Harry’ego Redknappa. Z Portsmouth wraz z Redknappem trafił do Tottenhamu, gdzie odpowiadał za analizę gry zespołu. W roku 2011 z Damienem Comollim trafił na Anfield, gdzie zaliczył kilka stanowisk związanych z analizą parametrów gry. Wiele razy poważnie sprzeczał się z Brendanem Rodgersem, który krytykował komitet transferowy, jednak po zmianie menadżera Jürgen Klopp szybko przekonał się do umiejętności i talentu Micha-


m Liverpoolu

go tym, co potrafi dostrzec na boisku w czasie meczu. Uznaje go za bystrego i wnikliwego obserwatora, który stanowi bardzo ważny element sztabu szkoleniowego.

Pepijn Lijnders

Peter Krawietz, Pepijn Lijnders i Jürge Klopp fot.: liverpoolfc.com

ela Edwardsa. Sprowadzenie Mohameda Salaha, czy sprzedaż Philippe Coutinho za 142 mln GBP sprawiły, że jego zakulisową pracę docenili również kibice LFC.

Peter Krawietz – trzecie oko Jürgena Kloppa Po odejściu Zeljko Buvaca Kravietz jest najdłużej współpracującym z Kloppem członkiem jego sztabu szkoleniowego. Jego spostrzegawczość i wychwytywanie rzeczy niewidocznych dla innych przyniosły mu przydomek „Oko”. Współpraca Kravietza z Kloppem rozpoczęła się w Mainz, gdzie Krawietz zaczynał piłkarską karierę jako analityk materiałów wideo. Klopp, który wówczas grał w Mainz, był pod wielkim wrażeniem indywidualnych sesji szkoleniowych, na których Kravietz rozpracowywał taktykę przeciwników. Gdy Klopp zaczął pracę jako trener, Kravietz awansował na stanowisko głównego skauta. Z Mainz obaj panowie przenieśli się do Borussii Dortmund, gdzie pod dowództwem Kloppa Kravietz odpowiadał za analizę i przygotowanie materiałów wideo. Po objęciu Liverpoolu przez Kloppa “Oko” ruszyło jego śladem i również na Anfield Kravietz zajął się analizą wideo. Jest on bardzo innowacyjnym trenerem i to właśnie on ma najwyższy wkład w ogromny postęp, jaki w sezonie 2018/19 Liverpool uczynił pod względem skuteczności wykonywania stałych fragmentów gry. Klopp często przyznaje, że wciąż jeszcze Kravietz zaskakuje

Lijnders pracuje na Anfield od roku 2014, z krótką przerwą w roku 2018, kiedy to próbował swych sił jako szkoleniowiec holenderskiego Nijmegen. Klopp z wielkim bólem pozwalał mu odejść do samodzielnej pracy, jednak gdy po czterech miesiącach Lijnders żegnał się z Nijmegen, niemiecki menadżer the Reds od razu złożył mu propozycję powrotu na Anfield. Holender doświadczenia nabierał w szkółkach młodzieżowych PSV Eindhoven i FC Porto. Do Akademii Liverpoolu dołączył, aby trenować drużynę U-16 i stał się automatycznie pomostem łączącym Akademię i Melwood. Był w sztabie szkoleniowym Brendana Rodgersa, ale po jego zwolnieniu zyskał uznanie w oczach Kloppa i został w klubie. Lijnders wraz z Kravietzem w dużej mierze są twórcami zmiany w taktyce naszego zespołu po porażce w finale Ligi Mistrzów w 2018 roku. Uznali oni, że efektownego, ofensywnego stylu opartego na trio Salah, Mane, Firmino nie da się utrzymać w całym sezonie Premier League i postanowili skupić się na defensywnej solidności, co doskonale widzieliśmy w kolejnych dwóch fantastycznych sezonach.

John Achterberg Achterberg jest naszym trenerem bramkarzy i w przeszłości wiele razy zastanawialiśmy się, czy na pewno dobrze wykonuje swoją robotę. Problemy w postaci Simona Mignoleta i Lorisa Kariusa znamy aż za dobrze i dopiero przyjście Alissona pozwoliło nam uwierzyć, że mamy bramkarza, który dobrze wie, co robi między słupkami (no, może poza jednym z jego pierwszych meczów z Leicester). Duży udział w sprowadzeniu Alissona, który wraz z Virgilem van Dijkiem całkowicie zmienił defensywę LFC, miał właśnie John Achterberg. Achterberg po raz pierwszy zwrócił uwagę na ogromny talent Alissona, gdy ten w wieku 20 lat grał w brazylijskim Internacional. Na młodego rodaka wskazał grający wówczas w Liverpoolu Doni. Po pięciu latach intensywnej obserwacji the Reds wyłożyli na 33• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


John Achterberg (z lewej) z bramkarzami The Reds fot.: thisisanfield.com

brazylijskiego bramkarza 65 mln GBP, czyniąc go najdroższym bramkarzem w historii (co prawda na krótko, bo jeszcze w tym samym oknie transferowym rekord pobiła Chelsea, płacąc 80 mln GBP za Kepę).

Mona Nemmer Zatrudniając Monę Nemmer Klopp pokazał, że przywiązuje wage do wszelkich aspektów, które mogą mieć znaczenie w wypracowywaniu przewagi nad przeciwnikiem. Mona Nemmer jet pierwszą w historii klubu z Anfield specjalistką ds. żywienia. Niemka wcześniej pracowała z młodzieżowymi zepołami w Niemczech, a także przez trzy lata ustalała dietę piłkarzom Bayernu Monachium prowadzonym przez Pepa Guardiolę. Nemmer ustala dietę piłkarzy w oparciu o wiele indywidualnych parametrów, takich jak poziom tłuszczu i wskaźniki metaboliczne, ale również bierze pod uwagę pozycję na boisku, kulturę i typ budowy ciała. Za jej sprawą w szatni Liverpoolu znalazła się kuchnia, a w Melwood pojawiła się maszyna do soków. Niemka odpowiada również za prowiant na drogę na mecze wyjazdowe, który może zmieniać się w zależności od stref czasowych i klimatycznych, w których Liverpool rozgrywa swoje mecze. Zdarza się nawet, że piłkarze wraz z rodzinami biorą udział w lekcjach gotowania prowadzo34• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

nych przez sympatyczną specjalistkę ds. żywienia. Mona Nemmer bardzo dużą rolę odegrała w czasie lockdownu, kiedy to pomagała piłkarzom dbać o linię i codziennie przesyłała im menu i przepisy na zdrowe potrawy.

Andreas Kornmayer Kornmayer również trafił do Liverpoolu z Bayernu Monachium. Zdaniem Kloppa to właśnie on miał kluczowy wkład w zwycięstwo monachijczyków nad Borussią Dortmund w Bundeslidze i w Lidze Mistrzów w sezonie 2012/13. Kornmayer odpowiada za przygotowanie fizyczne składu prowadzonego przez Kloppa. Jego wpływ jest widoczny na boisku, gdzie the Reds słyną z żelaznej kondycji i zdobywają wiele goli w ostatnim kwadransie gry. W czasie pandemii piłkarze otrzymywali od niego indywidualne zestawy ćwiczeń. Na podobną opiekę mogą liczyć również wszyscy kontuzjowani, którzy pod okiem Kornmayera wracają do zdrowia.

Thomas Grønnemark – jedyny w swoim rodzaju Jest jedną z największych ciekawostek w naszym sztabie szkoleniowym. Odpowiada za wyrzuty z autu i, jak sam kiedyś twierdził, w pewnym momencie był jedynym specjalistą tego typu na świecie.


Mona Nemmer –„żywicielka” The Reds fot.: liverpooloffside.sbnation.com

Andreas Kornmayer fot.: thisisanfield.com

Karierę sportową wiązał niegdyś z bobslejami, był też mistrzem Danii w biegu na 100 metrów. Jego fascynację wzbudził jednak jeden z elementów gry w piłkę nożną, a konkretnie właśnie wrzut z autu. W jednym z wywiadów wspominał, że gdy odwiedził bibliotekę w poszukiwaniu fachowej literatury na ten temat, nie mógł znaleźć żadnej pozycji. Postanowił więc sam zgłębić wrzuty z autu na tyle, by z

Thomas Grønnemark fot.: newonce.sport

jak największą efektywnością można było wykorzystać ten element w grze. Kupił sprzęt, zaczął sporządzać notatki i analizy. Zastanawiał się, jak wpłynie na wyrzut zmiana ustawienia nogi, przesunięcie biodra itd. Po sześciu miesiącach przekonał do swych wniosków sztab duńskiego klubu Viborg. Gdy po pewnym czasie o dokonaniach Grønnemarka usłyszał Klopp, nie wahał się zbyt długo i ściągnął Duńczyka do pomocy w swym sztabie szkoleniowym. 35• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Czy Liverpool naprawdę jest

„Co zrobiłby S

Obecna sytuacja polityczna w Polsce potrafi wywołać ognistą dyskusję. Podobne emocje wzbudza trwająca od lat dyskusja - czy i w ogóle obecny mistrz Anglii Liverpool FC zachował socjalistyczną spuściznę, którą kilkadziesiąt lat temu w klubie zaszczepił wielki Bill Shankly. Rado Chmiel

36• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


t „socjalistycznym” klubem?

Shankly?”

37• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


P

rzez wiele lat Liverpool stawiany był pośród takich zespołów jak Celtic, St. Pauli, Livorno, Rayo Vallecano, Hapoel Tel Aviv, czy Boca Juniors, a więc klubów wywodzących się z typowo lewicowych środowisk. To drażliwy temat, bo w teorii polityka nie powinna mieszać się z futbolem, jednakże w przypadku The Reds jest to nieco skomplikowane. Miasto Liverpool od wielu lat postrzegane jest jako to bazujące wokół lewej strony sceny politycznej. Od drugiej połowy XX wieku to twierdza Partii Pracy, czyli laburzystów, a rada miasta w latach 80. posługiwała się sloganem mówiącym, że „lepiej złamać prawo niż zwiększyć biedę” - odnosiło się to do wydarzeń z 1921 roku z Londynu, kiedy to radni Partii Pracy zostali aresztowani za to, że nie zgodzili się na obniżki pensji dla najbiedniejszych robotników w kraju. Mówi się, że Liverpool nie jest angielskim miastem, być może nie jest nawet europejskim. Odmiana socjalizmu, która unosi się nad stolicą hrabstwa Merseyside, jest międzynarodowa. Ale czy to od razu znaczy, że Liverpool FC ma być postrzegany jako klub o zabarwieniu lewicowym?

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego Obecny dyrektor wykonawczy LFC, Peter Moore, w październiku zeszłego roku udzielił wywiadu hiszpańskiej gazecie El Pais, w której opowiadał o socjalistycznych korzeniach i wpływie tej ideologii na klub, za każdym razem odwołując się do niekwestionowanej legendy The Reds, Billa Shankly’ego. Moore stwierdził, że Shankly położył fundamenty pod obecną drużynę, która powinna kierować się dokładnie tymi samymi zasadami, którymi kierował się Shanks. W erze Premier League nie jest to jednak takie łatwe, by jednoznacznie stwierdzić, że Liverpool jest klubem socjalistycznym, pomimo tego, że – jak stwierdził obecny CEO klubu – członkowie zarządu przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji sami zadają sobie pytanie: „co w takiej sytuacji zrobiłby Bill Shankly?”. Rzadko kiedy słyszy się od wysoko postawionych członków zarządu wielkich klubów, by używali takiego lewicowego oraz politycznego słownictwa w odniesieniu do drużyny piłkarskiej. Już samo słowo „socjalizm” powoduje ostre reakcje ze względu na to, iż ta polityczna ideologia jest powszechnie źle rozumiana. Jednak urodzony w liverpoolskiej dzielnicy Garston Peter Moore nie boi się takich porównań, nawiązując do definicji socjalizmu, którą przyjmował Shankly. Legendarny menadżer LFC powiedział raz: 38• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

11 lipca 1972 r. W tzw. Boot Room trener Liverpoolu, Bill Shankly, kieruje sesją treningową w Melwood fot.: liverpoolecho.co.uk

- Wierzę, że jedynym sposobem na życie i osiągnięcie prawdziwego sukcesu jest wspólny wysiłek i wzajemna praca dla każdego. Wierzę, że tylko pomagając sobie nawzajem możemy też razem cieszyć się z osiągniętych celów i świętować wspólne sukcesy. To może wiele, ale tak właśnie postrzegam futbol i życie. Takich samych zasad trzymała się wspomniana wyżej rada miasta Liverpool w latach 80. Radni uważali, że panujący rząd w Londynie skutecznie pomijał Merseyside, co tylko pogłębiało dysproporcje między regionami oraz sprawiało, że Liverpool był postrzegany jako radykalna lewicowa twierdza, która chciała walczyć po prostu o swoje.


Shankly na swój sposób również był radykałem. Podczas 15 lat za sterami klubu zmienił bieg historii LFC. Pozostawił po sobie spuściznę oraz tych, którzy kultywowali jego pracę do późnych lat 90.

Szkocki socjalista Shankly Za sukcesem długoletniej tradycji przekazywanej z menadżera na menadżera stoi niewielkie pomieszczenie, którego na próżno szukać na nowoczesnym Anfield. To tak zwany Boot Room, w którym sztab szkoleniowy Billa Shankly’ego przesiadywał godzinami, dyskutując o piłce i życiu. To Boot Room natchnął marketingowców The Reds, by hasłem przewodnim kampanii reklamowej klubu było zdanie „This Means More” (dosł. „to oznacza więcej”).

- Powiedzieć, że Liverpool jest wyjątkowy, to jak nie powiedzieć nic – mówi Peter Moore. – Będąc ekspertem od marketingu chciałem jednak rozwikłać, co „to coś w Liverpoolu” dokładnie oznacza. Real Madryt, Barcelona, Borussia Dortmund, czy Bayern to również wyjątkowe kluby, więc musieliśmy znaleźć punkt zaczepienia i znaleźć coś wyjątkowego u nas. - Na nasze szczęście w historii klubu mieliśmy fantastycznego lidera: Billa Shankly’ego, szkockiego socjalistę, który położył fundamenty pod klubową ideologię. Nawet dziś, gdy rozmawiamy o sprawach biznesowych w Liverpoolu, to zadajemy sobie pytanie: "Co na naszym miejscu zrobiłby Shankly? Co miałby do powiedzenia w tej i tej sytuacji" - dodaje Moore. - Bill był prawdziwym socjalistą, który wierzył, że tylko wspólna praca na boisku piłkar39• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


sk im prz yniesie zamierzony sukces. Pod- jaciółmi w pubie i późniejszy powrót do domu. Liczas spotkania działu marketingowego chcieli- verpool to ludzie i w nich tkwi siła tego klubu. śmy to przełożyć w słowa kampanii reklamowej. Socjalizm na boisku Potwierdzają to słowa samego Szkota. Podczas jednego z programów zatytułowanych Bill Shankly Show w liverpoolskiej radiostacji Radio City 96.7 O ile wartości socjalizmu można przemycić poza Shanks przeprowadzał rozmowę z byłym premie- boisko, tak na nim w obecnych czasach w Prerem Haroldem Wilsonem. To wtedy powiedział zna- mier League – jednej z najbardziej kapitalistyczczące słowa: „Nasz styl gry w piłkę był formą socja- nych lig na świecie (przynajmniej jeśli chodzi o pralizmu”. Oprócz tego w The Shankly Hotel prowadzo- wa telewizyjne) – jest to niezwykle ciężkie. Jednaknym przez wnuka Billa, Christophera Carline, można że lewicowa ideologia w Liverpoolu ma się dobrze. znaleźć sporo podobnych cytatów, są one udostęp- Shankly na nowo zdefiniował pojęcie socjalizmu nione w mini-muzeum mieszczącym się w hotelu. – nie w sensie politycznym, a w poczuciu solidarności - Dziadek Bill mocno wierzył w lu– tłumaczy Peter Moore. – Na The Kop dzi i to, że wszyscy są równi – potwierpodczas każdego meczu domowego dza Carline. – Bill miał swoje własne można zobaczyć baner o treści „Jedpoglądy, uważał, że duch zespołu ność to siła”. Liverpool to socjalistyczne jest formą wyznawanego przez niemiasto zbudowane na ciężkiej pracy z go socjalizmu. To były jego poglądy. twardo stąpającymi po ziemi ludźmi. - Dziadek Bill Shankly nie ufał politykom. W jed- Bill rozwinął ideę wspólnej pracy, mocno wierzył w ludzi i to, nym z wywiadów stwierdził: „Nie znoprzekazując swoim piłkarzom prostą szę polityki – powinno się ją rozwiąmaksymę: „podaj i rusz się”. To może że wszyscy są równi zać. Polityka jest pełna ludzi, którzy mi nie była do końca tiki-taka, ale wła– potwierdza Carline. nie imponują jako ludzie skłonni pośnie takie zachowania mają miejdejmować ważne decyzje. Dzisiejsza – Bill miał swoje własne sce podczas swobodnej gry w kontrpolityka to bitwa, przeciąganie liny w ataku. To nasz znak rozpoznawczy. poglądy, uważał, jedną i drugą. (…) W Wielkiej Brytanii Socjalistycznych przesłanek możże duch zespołu jest istnieją dwie lub trzy wiodące siły pona dopatrzyć się też w samej osobie lityczne. W moim mniemaniu powinna obecnego menadżera The Reds. W formą wyznawanego być tylko jedna, która ma walczyć dla wydanej w 2018 roku książce „Jürgen przez niego socjalizmu. dobra Zjednoczonego Królestwa, a nie Klopp. Robimy hałas” autor Raphael między sobą. Politycy spędzają czas Honigstein cytuje niemieckiego treTo były jego poglądy na wzajemnym ciągnięciu się w dół. nera, który opowiada o swoich poliNie mają pojęcia, co robią. To nie jest tycznych poglądach: „Nie nazwałbym się zbytnio zainteresowanym politymój styl. Dla mnie liczy się ludzkość: ludzie rozmawiający ze sobą i sobie ką człowiekiem, ale stoję oczywiście pomagający. Tak widzę i futbol i życie”. po lewej stronie. Bardziej po lewej W obecnym świecie zdominowanym niż pośrodku. Wierzę w opiekuńcze przez kapitalizm, konsumpcjonizm i państwo. Nie mam problemu z opławyrastające jak grzyby po deszczu coraz to nowe prawi- caniem ubezpieczenia zdrowotnego. Nie jestem prycowe partie, które przejmują władzę na świecie, ciężko watnie ubezpieczony, nigdy nie głosowałbym na parjest zachować powyższe socjalistyczne idee, szczegól- tię polityczną tylko dlatego, że obiecali obniżyć najnie w tak światowej sławy klubie piłkarskim jak Liverpo- wyższą stopę podatkową. Moje rozumowanie poliol FC. Mimo wszystko Moore i spółka nie mogli przejść tyczne jest następujące: jeżeli mi się wiedzie dobrze, obojętnie obok tak silnego wpływu filozofii Shankly’ego. to chcę, żeby inni też wiedli taki sam żywot. Jeżeli jest - Wraz z zarządem doszliśmy w końcu do konklu- coś, czego nigdy nie zrobię w życiu, to nigdy nie będę zji, że istotną ideą jest to, że Liverpool znaczy wię- głosować na prawicę”. Brzmi znajomo, nieprawdaż? cej – dodaje dyrektor wykonawczy The Reds. – To Klopp regularnie wzywa fanów, by uczestniczycoś więcej niż wygrana, czy przegrana na boisku. li aktywnie w życiu klubu. Nie robi tego dla ckliWięcej niż wyprawa na mecz, niż spotkanie z przy- wych sloganów, ani cytatów powielanych później 40• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Bill Shankly trzy razy wygrał Division One fot.: PA/Empics Sport

na stronach internetowych. To jest coś, w co sam wierzy, że doping kibiców i ich wsparcie pomoże drużynie wygrywać mecze, co tym samym powoduje, że każdy jest zaangażowany w sukcesy zespołu. Ci, którzy śledzili trenerską karierę Kloppa i sukcesy osiągane z Borussią, zauważą pewne podobieństwo do relacji, jaką Niemiec miał ze słynną Żółtą Ścianą na Westfalenstadion. Relacja ta połączona jest z równoczesnym nakręcaniem fanów, jak i udoskonalaniem drużyny zdolnej zrobić wszystko dla swoich kibiców, którzy zrobiliby to samo dla swoich idoli. Niemal każda konferencja prasowa Kloppa to praktycznie gotowy zapis wiecu, a gdy przyj-

rzymy się ogólnemu przekazowi, to obecny szkoleniowiec Liverpoolu w swoich wypowiedziach często przemyca socjalistyczne podteksty. Dlaczego miałby tego nie robić? To piłka nożna, w której, by osiągnąć sukces, liczy się praca zespołowa i kolektyw. - Jeśli każdy wykonywałby swoje małe zadania na maksimum swoich możliwości, to ten świat byłby lepszym miejscem, podobnie jak i futbol – powiedział raz Shankly. - Oczekujemy ciężkiej pracy, bo żaden klub piłkarski nie odnosi bez niej sukcesów. Powyższy cytat obala mit, że socjalizm może prowadzić do lenistwa i pokazuje, że jest to idealna filozofia, jeśli chodzi o piłkę nożną. Klopp również nie próbuje być nowym Billem Shanklym, lecz udowadnia, że najlepszym sposobem na zarządzanie klubem piłkarskim jest wspólna praca każdego tak, by później wszyscy mogli cieszyć się triumfem. - Jürgen jest klasycznym odwzorowaniem wartości wyznawanych w Liverpoolu, zarówno tych w klubie jak i w mieście – dodaje Moore. – Shankly powiedział kiedyś: "Zostałem stworzony dla Liverpoolu, a Liverpool został stworzony dla mnie". Klopp podąża tą samą ścieżką. Rozumie socjalistyczne elementy w klubie i mieście. Rozumie, z czym zmagają się zwykli mieszkańcy Merseyside oraz rozumie ich emocje. Liverpool Football Club nie jest socjalistyczną korporacją z punktu widzenia biznesowego. Jest zarządzany przez kapitalistów, nie przez kibiców, ale nawet to nie przeszkadza, by to właśnie fani definiowali tę drużynę. The Reds to drużyna mocno zżyta ze swoimi kibicami i naznaczona dotkliwą przeszłością oraz niezbyt łatwą teraźniejszością. To mocne podstawy do tego, by nazywać ten klub socjalistycznym. Na wspomnianym wcześniej banerze „Unity is strenght” widnieje podobizna byłego lidera Partii Pracy Jeremy’ego Corbyna - prawdziwego lewicowca z krwi i kości. Nie jest też przypadkiem, że flaga z podobiznami najbardziej utytułowanych menadżerów w historii klubu bazuje na sowieckim banerze z podobiznami Karla Marxa, Friedricha Engelsa i Lenina, oraz na czerwonej gwieździe, która była jednym z symboli komunizmu, nie wspominając już o znanym polskim fanom banerze „Scouse Solidarność”, który swego czasu był bardzo popularny na The Kop. Bill Shankly podążał za swoimi socjalistycznymi poglądami i to zjednało mu kibiców Liverpoolu. „Jestem człowiekiem ludu. Tylko oni się liczą” – powiedział raz Szkot. Nic więc dziwnego, że na cokole jego pomnika stojącego przy Anfield wygrawerowano napis: „Bill Shankly. Uszczęśliwiał ludzi”. 41• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Thiago Alcántara

czyli brakujące ogniwo w maszynie Jürgena Kloppa Okno transferowe przypomina trochę rozgrywki World Series of Poker. Nigdy nie wiesz, co jest prawdą, a co kłamstwem. Musisz zgadnąć, czy Twój przeciwnik blefuje, czy może jednak to, co mówi, godne jest zaufania.

P

rzegraliśmy, a może i nawet odpuściliśmy walkę o Timo Wernera, który od nowego sezonu będzie reprezentował barwy The Blues. Jako klub nie chcieliśmy zapłacić żądanej kwoty, mimo że przed pandemią koronawirusa wydawała się ona niesamowicie atrakcyjna. Wiadomość o zainteresowaniu Thiago Alcântarą pojawiło się dość niespodziewanie, ale jeśli te rewelacje potwierdzają tacy dziennikarze jak Nicolò Schira oraz Gianluca Di Marzio to znaczy, że nie jest to typowa medialna "kaczka". Pierwsze uczucie, jakie pojawia się w głowie każdego kibica to radość. Przecież środkowy pomocnik Bayernu Monachium jest piłkarzem z prawdziwego topu. Wychowanek słynnej La Masii, syn Mazinho, który w 1994 roku wraz z reprezentacją Brazylii zdobył mistrzostwo świata, starszy brat piłkarza Celty Vigo - Rafinhi. Jeśli dodamy do tego wypowiedź Karla-Heinza Rummenigge, prezesa rady nadzorczej bawarskiego giganta, który mówi, że jako klub spełnili wszystkie żądania Hiszpana, a ten mimo wszystko chce zmienić otoczenie, a w wypowiedzi tej pada nazwa klubu: Liverpool to uśmiech na twarzy robi się jeszcze większy. Za chwilę jednak w głowie rodzą się pytania. Po co nam kolejny środkowy pomocnik? Przecież to jedna z nielicznych pozycji, z którą nie mamy problemu: Fabinho, Georginio Wijnaldum, Jordan Henderson, James Milner, Curtis Jones, Alex Oxlade-Chamberlain, Naby Keïta, powracający z wypożyczenia Marko Grujić. Za chwilę jednak przychodzi refleksja, że były zawodnik Leeds oraz Manchesteru City odnosi coraz to więcej kon42• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

tuzji, trzydzieści cztery lata na karku dają o sobie znać. Nasz holenderski ulubieniec miewa przebłyski, ale niestety od dłuższego czasu nie może nawiązać do formy, którą prezentował w poprzednim sezonie, szczególnie w rozgrywkach Champions League. Ox coraz częściej wystawiany jest przez Jürgena Kloppa na skrzydle jako odciążenie dla duetu Sadio Mané - Mohamed Salah. Fabinho to klasa sama w sobie, lecz ma on zupełnie inne zadania na boisku. Głównie odpowiedzialny jest za destrukcję. Nikt nie oczekuje od niego wielkich przebłysków w ofensywie, bo za nie odpowiedzialni są Jordan Henderson, świetnie grający w ostatnim czasie Naby Keïta oraz Curtis Jones, który w niedalekiej przyszłości stanie się asem w talii niemieckiego trenera. Widać wyraźnie, że miejsce dla Thiago w kadrze The Reds jest. Hiszpan jest tym typem zawodnika, którego obecnie nie posiadamy w zespole. Wychowany przez Barcelonę, posiada bardzo podobne cechy do Xaviego Hernándeza, Andrésa Iniesty czy Cesca Fàbregasa. Niezwykła elegancja w grze połączona z piłkarskim szóstym zmysłem, który posiadają tylko najwięksi pomocnicy na świecie. Były zawodnik Dumy Katalonii widzi na boisku to, czego nie widzą inni. Potocznie o takich piłkarzach mówi się, że mają „oczy dookoła głowy". Nie jest przypadkiem, że w tym sezonie był on bardzo ważnym ogniwem maszyny prowadzonej przez Hansa-Dietera Flicka. Telewizyjny przekaz zupełnie nie oddaje boiskowej inteligencji Hiszpana. W tym roku miałem duże szczęście oglądać wychowanka Barcelony na żywo podczas spotkania Hertha BSC - Bayern Monachium, który odbył się na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Obserwując go bacznie, nie mogłem wyjść z podziwu, ponieważ zachowywał się on jak Bobby Fischer czy Garry Kasparow, którzy genialnie przewidywali ruchy swoich przeciwników. Zanim piłka trafiła do niego, dokładnie wiedział, jak ustawieni są jego


partnerzy, gdzie znajdują się przeciwnicy i jakie zagranie musi wykonać, by było ono optymalne dla zespołu. Tylko jeden zawodnik, którego miałem okazję oglądać z poziomu trybun, wywarł na mnie takie wrażenie jak Thiago, a był to inny Hiszpan - Santi Cazorla. W zestawieniu z Fabinho za plecami oraz Jordanem Hendersonem lub Nabym Keïtą jesteśmy w stanie osiągnąć pełną kontrolę nad rywalem w środku pola. Każdy z tych zawodników ma zupełnie inną charakterystykę, łącząc ich jednak ze sobą, możemy posiadać trio, które spokojnie będzie mogło rywalizować z każdym zespołem na świecie. Jestem fanem Thiago również z jednej powodu, to zawodnik, który jednym, niespodziewanym podaniem potrafi zaskoczyć nawet najlepszą defensywę na świecie. Tego aspektu gry brakowało nam w pamiętnym starciu z Atlético Madryt, gdy każdy nasz kolejny atak odbijał się od ściany, którą tworzyli: Felipe, Savić, Lodi, Trippier, Thomas, Giménez, czy Vrsaljko. Problemem Thiago jednak są częste urazy. Kontuzję mięśniowe doskwierają Hiszpanowi, najczęściej są to naciągnięcia mięśnia brzuchatego łydki oraz mięśnia dwugłowego uda. W przeszłości również zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, co wykluczyło go z udziału w Mistrzostwach Świata w roku 2014. Wydaje się jednak, że przy odpowiedniej rotacji jest on w stanie unikać kontuzji, co pokazuję obecny sezon, kiedy to Flick dzielił jego występy między: Leona Goretzkę, Thomasa Müllera, Corentina Tolisso oraz Mickaëla Cuisance'a. Z racji tego, że w przyszłym roku wygasa jego kontrakt z Die Roten, zawodnik ma kosztować około 30 milionów euro. Będzie miał on wtedy 30 lat, co przy jego stylu gry daje mu jeszcze kilka sezonów rywalizacji na najwyższym poziomie. Jestem zwolennikiem tego transferu, ale mimo wszystko trzeba zachować w tej sytuacji chłodną głowę. Transakcja ta nie pasuje do wcześniejszych ruchów Jürgena Kloppa oraz Michaela Edwardsa. Z drugiej jednak strony para ta potrafiła nas niesamowicie zaskoczyć jak przy transferach Fabinho, Oxa czy Minamino. Bezwzględnie wierzę w tę parę i jeśli zdecydują się na zakup Thiago, będę bardzo szczęśliwy, jeśli jednak uznają, że nie będzie on odpowiednim wzmocnieniem dla klubu, to przełknę tę gorzką pigułkę. 43• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Będą transfery? Sezon 2019/20 dla kibiców Liverpoolu jest już praktycznie zakończony. Liga w końcu zwyciężona, przygoda w Champions League skończyła się jeszcze przed zawieszeniem wszystkich rozgrywek. Wszyscy fani, piłkarze czy działacze skupiają się już na następnej kampanii. Jednak nie tylko The Reds mają zamiar się zbroić.

Bartek Góra

M

ocną ofensywę na okienko transferowe przeprowadziła londyńska Chelsea. Za ponad 90 milionów euro Roman Abramowicz wzmocnił swój zespół dwoma jakościowymi atakującymi. Timo Werner, który był też opcją dla LFC, ostatecznie trafił do CFC za 53 mln €, a Hakim Ziyech zasilił szeregi The Blues za kwotę 40 milionów euro. Te transfery częściowo udało im się sfinansować sprzedażą Alvaro Moraty, który zakończył okres wypożyczenia w Atletico Madryt i zostanie tam na dłużej. Ta operacja kosztowała madrycki zespół nieco więcej niż zakup Timo Wernera. Z Premier League do Bundesligi, w kierunku przeciwnym do byłego napastnika RB Lipsk powędrował Leroy Sane. Niemiec zamienił Manchester City na Bayern, a niemiecki klub zapłacił za niego prawie 50 mln €. 44• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Z innych ruchów transferowych, swój pobyt w Tottenhamie przedłuży Giovanni Lo Celso, tym razem wytransferowany definitywnie za ponad 30 mln €. Do Leeds na stałe dołączył Helder Costa, który przez ostatni sezon grał w drużynie Pawi na zasadzie wypożyczenia. Wolverhampton za swojego zawodnika zainkasował niecałe 20 milionów euro. Manchester City i Arsenal obrali za kierunek Brazylię. The Citizens pozyskali 18-letniego Yana Couto z Coritiby za 6 mln €, natomiast Kanonierzy za trochę więcej niż drużyna City po udanym wypożyczeniu wykupili Pablo Maríego z Flamengo. Na tej samej zasadzie w składzie The Gunners pozostanie Cedric Soares, który dołączy do AFC bez kwoty odstępnego. À propos darmowych transferów, po 4 latach w Tottenhamie Victor Wanyama opuszcza londyński zespół na rzecz Montrael Impact. Swoją drogą, całkiem niespodziewany kierunek dla 29-latka. Oprócz tego,


Timo Werner, transferowa saga w czasie pandemii łączyła go z The Reds. Ostatecznie zagra dla ekipy z Londynu. fot.: fourfourtwo.com

po półtorarocznym wypożyczeniu, definitywnie do Rangersów dołączył zbliżający się do emerytury Jermain Defoe, Pedro Chirivella ostatecznie zakończył przygodę z LFC i za darmo przeszedł do FC Nantes, a swój kontrakt z West Hamem wypełnił Pablo Zabaleta. Bez klubu pozostają aktualnie tacy gracze jak Borja Bastón czy James Chester, którzy ostatnio grali w Aston Villi. Pracodawcy nadal szukają (albo i nie) Joe Hart, Aaron Lennon i Jordon Ibe. Niewiadomy jest też los ex-zawodników The Reds – Nathaniela Clyne’a i Adama Lallany. Interesujący jest fakt, że na oferty czeka Ryan Fraser, który dobrze pokazywał się w poprzednich sezonach w Bournemouth i bardzo prawdopodobne, że zgłoszą się po niego większe kluby niż Wisienki. Everton na Niceę za lekko ponad 2 mln € zamienił Morgan Schneiderlin. Kontrakt w The Citizens wypełnił za to legendarny zawodnik tej drużyny – David Silva. To niejedyny uznany gracz, z

którym nie przedłużono tego lata umowy. W podobnej sytuacji są Jan Vertonghen i John Lundstram. Do Chelsea po wypożyczeniach wraca też kilku „zapomnianych”, nie wiadomo jednak na jak długo. Danny Drinkwater, który skończył grać poważnie w piłkę po mistrzostwie z Leicester, zakończył swój roczny pobyt w Aston Villi i teraz najpewniej czeka go następna misja w celu odbudowania kariery. Z kolejnych tułaczek do Londynu wracają także Tiemoué Bakayoko oraz Abdul Rahman Baba. Moim zdaniem, okienko transferowe dopiero nabierze rozpędu. Nie byliśmy jeszcze świadkami żadnych spektakularnych ruchów. Niecierpliwie czekam na jakieś zaskakujące transfery, przede wszystkim związane z The Reds. Dalej liczę na zakontraktowanie Kaia Havertza lub Jadona Sancho oraz załatanie kilku dziur w składzie, żeby w następnym sezonie znowu walczyć o wszystkie laury. 45• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: dziennikpolski24.pl

Dudek w panteo 46• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


onie Liverpoolu 47• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


25 maja 2005 r. to dzień, w którym Jerzy Dudek stał się nieśmiertelny. Na pewno Liverpool miał kilku lepszych bramkarzy w swojej historii, ale dzięki jednemu występowi, i to nawet nie bezbłędnemu, Polak stał się legendą „The Reds”. Wspaniałe zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów z AC Milan w Stambule dało mu stałe miejsce w historii klubu z Anfield. A jednocześnie był to jego ostatni występ w roli pierwszego bramkarza LFC.

Wiem, że Wenger koniecznie chciał mnie kupić. Nawet jak był w Tunezji na urlopie, codziennie dzwonił do Jana w tej sprawie. Ale chyba Feyenoord przesadził ze spekulacjami. Dlatego Arsenal zaczął finalizować transfer Richarda Wrighta z Ipswich Town. Musiałem wrócić do Rotterdamu na pierwszy trening przed nowym sezonem. To była ciężka próba. Kibice po ostatnim meczu ligowym znieśli mnie na rękach z boiska. Myśleli, że na pewno odejdę do Arsenalu. Ze wszystkimi się pożegnałem. Później był jeszcze specjalny trening, na którym dostałem od nich mnóstwo kwiatów i różnych pamiątek. (Jerzy Dudek, „Uwierzyć w siebie. Do przerwy 0:3”, Poznań 2005, s. 128)

Bartosz Bolesławski

Dudek pogodził się mentalnie z pozostaniem w Rotterdamie i myślał o zbliżającym się meczu eliminacji MŚ z Norwegią, który miał zadecydować o awansie Polaków na finały MŚ w Korei i Japonii. Nagle odezwał się jednak Liverpool, a Dudek dostał specjalne pozwolenie, aby opuścić na chwilę zgrupowanie kadry. Tuż przed końcem sierpnia został oficjalnie zawodnikiem LFC, a 1 września 2001 r. zagrał świetny mecz w reprezentacji, która pokonała 3:0 Norwegię na Stadionie Śląskim i po raz pierwszy od 16 lat zapewniła sobie awans na mundial. Było wielkie świętowanie, potem kompromitacja w Mińsku z Białorusią (przegrana 1:4 – analogia do niedawnej porażki „The Reds” z Manchesterem City 0:4 nasuwa się sama) i Jerzy Dudek mógł zacząć nowy rozdział w Anglii.

R

ok 2001 był magiczny dla Liverpoolu, zakończył się potrójną koroną (Puchar Ligi, Puchar Anglii i Puchar UEFA), a zwieńczeniem była Złota Piłka dla Michaela Owena. Wydawało się, że piłkarski świat stoi otworem przed niezwykle utalentowanym wychowankiem LFC, a był to niestety szczytowy moment jego kariery. Kontuzje, niezbyt przemyślane decyzje transferowe i niefortunne wypowiedzi podczas pobytu w Manchesterze United sprawiły, że stracił status bohatera na Anfield i dzisiaj nie należy do panteonu wielkich piłkarzy „The Reds”. W przeciwieństwie do Jerzego Dudka, który na Anfield trafił pod koniec sierpnia 2001 r. Dudek zagrał w Sokole Tychy tylko jedną rundę w polskiej ekstraklasie, po czym wyjechał do Holandii. Mało kto zdążył go zapamiętać z tych kilkunastu meczów, ale kiedy zaczął zadziwiać wszystkich wspaniałą grą w bramce Feyenoordu, zwrócili na niego uwagę trenerzy największych europejskich klubów. Podobno w 1998 r. pojawiła się opcja transferu do Realu Madryt, którą Polakowi odradził przyszły selekcjoner naszej reprezentacji Leo Beenhakker. W 2000 r. Alex Ferguson po nieudanych eksperymentach z Markiem Bosnichem i Massimo Taibim w bramce szukał wciąż następcy Petera Schmeichela. Ponoć myślał o Dudku, ale ostatecznie stwierdził, że jest za niski (187 cm) – a po chwili kupił Fabiena Bartheza (180 cm). Rok później polski bramkarz był już jednym z bohaterów świetnych eliminacji reprezentacji Polski pod wodzą Jerzego Engela i w 2001 r. zmiana klubu była właściwie przesądzona. Dudek był jedną nogą w Arsenalu, gdzie bardzo chciał go Arsène Wenger. Kluby jednak nie doszły do porozumienia… 48• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Pierwszy Polak na Anfield

Do Liverpoolu leciałem z Janem przez Amsterdam. Przypomniał mi się 1996 rok, gdy przyjechałem do Holandii podpisać kontrakt z Feyenoordem. Też z jedną torbą, z dwiema parami butów i rękawic w środku. Na lotnisku w Amsterdamie spotkaliśmy… Sandera Westervelda. Razem ze swoją dziewczyną wracał do klubu z meczu reprezentacji Holandii. Od razu zaczął: – Skoro ciebie tutaj widzę, to znaczy, że wszystkie plotki w gazetach były prawdziwe. Houllier jednak ściągnął nowego bramkarza. (Jerzy Dudek, s. 133) Gérard Houllier wierzył, że zdobywcy trzech trofeów z sezonu 2000/2001 potrzebują jedynie uzupełnień składu. Nie do końca ufał Sanderowi Westerveldowi, a jego błąd w meczu z Boltonem w sierpniu 2001 r. tylko utwierdził go w przekonaniu, że potrzebuje nowego bramkarza. Ściągnął od razu dwóch – Dudka i młodego Chrisa Kirklanda z Coventry, któremu wróżono wielką przyszłość w bramce Liverpoolu i reprezenta-


cji Anglii (i pewnie by taką miał, gdyby nie nieustanne kontuzje). Oprócz tego do składu dołączył jedynie Norweg John Arne Riise, ściągnięty na lewą obronę, którą wcześniej „łatał” w razie potrzeby Jamie Carragher. Jerzy Dudek zaledwie dwa dni po przybyciu do Liverpoolu zadebiutował w meczu z Aston Villą. Gospodarze przegrali 1:3, ale Dudek nie popełnił błędu przy żadnej bramce, a trener chwalił go po tym występie. Gorszy okres z kolei przeżywał Robbie Fowler, który został karnie odsunięty od składu tuż przed rozpoczynającym sezon meczem o Tarczę Dobroczynności. Fowler zdołał jeszcze ustrzelić hat-tricka przeciwko Leicester, ale w grudniu 2001 r. był już zawodnikiem Leeds – francuski trener postanowił oprzeć atak „The Reds” na Michaelu Owenie i Emile’u Heskeyu. W październiku Gérard Houllier miał atak serca i przeżył tylko dzięki trwającej 11 godzin operacji. W tym czasie zastępował go Phil Thompson, a Liverpool z Dudkiem w bramce zajmował pierwsze miejsce w tabeli Premier League. Słabszy okres w grudniu i styczniu sprawił jednak, że „The Reds” ostatecznie skończyli sezon na drugim miejscu – wyprzedzając co prawda Manchester United, ale aż siedem punktów za mistrzowskim Arsenalem. W Lidze Mistrzów, w ostatnim meczu drugiej fazy grupowej (tak wtedy wyglądała Liga Mistrzów) Liverpool musiał wygrać dwoma bramkami z Romą. Nieoczekiwanie ma ławkę wrócił Gérard Houllier, a jego podopieczni sprawili mu

prezent i wygrali dokładnie 2:0. Niestety w ćwierćfinale Francuz pokpił sprawę ze zmianami i „The Reds” odpadli z rewelacją sezonu - Bayerem Leverkusen.

Drugi sezon Latem 2002 r. Jerzy Dudek zaliczył zupełnie nieudany mundial, jak zresztą cała reprezentacja Polski. Nowy sezon w Anglii rozpoczął jednak od świetnego występu w meczu o Tarczę Dobroczynności przeciwko Arsenalowi (przegrana 0:1). Zaimponował zwłaszcza w 20. minucie, kiedy to najpierw obronił „bombę” Thierry’ego Henry’ego z dystansu, a następnie dwie dobitki Dennisa Bergkampa. Latem 2002 r. Houllier doszedł też do wniosku, że triumfatorzy Pucharu UEFA sprzed roku potrzebują świeżej krwi. Kupił El-Hadjiego Dioufa, Salifa Diao (którzy zrobili furorę z Senegalem w Korei i Japonii) oraz swego rodaka Bruno Cheyrou. Z perspektywy czasu te transfery nie wypaliły, choć wtedy wydawało się, że menedżer LFC zrobił dobre zakupy. Dużo gorsze okazało się jednak pozbycie się lekką ręką kreatywnych Nicolasa Anelki (nie przedłużono wypożyczenia, odszedł do Manchesteru City) oraz Jariego Litmanena (wrócił do Ajaxu). Ligę w sezonie 2002/2003 Liverpool skończył dopiero na piątym miejscu (19 punktów straty do Manchesteru United). W europejskich pucharach również poszło kiepsko – w Lifot.: sportowefakty.wp.pl

49• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Jerzy Dudek całuje puchar po wygranym meczy z AC Milan fot.: liverpoolecho.co.uk

kapitalnie przywitany przez kibiców, którzy odśpiewali mu gromkie „You’ll Never Walk Alone”. dze Mistrzów „The Reds” zajęli dopiero trzecie miejsce W reprezentacji też nie było kolorowo, Dudka obw grupie i na wiosnę grali w Pucharze UEFA, gdzie w winiano po porażce w Warszawie z Łotwą, gdzie fakćwierćfinale wyeliminował ich Celtic FC (Szkoci prze- tycznie puścił dość nietypową bramkę. Zaczął się grali potem w finale z FC Porto). Do odpadnięcia z LM w Liverpoolu dość dziwny okres, kiedy to Kirkland przyczyniły się porażki z Valencią, prowadzoną przez i Dudek przeplatali swoje występy – wtedy też KirRafaela Beníteza. Włodarze klubu z Anfield zapamiętali kland zyskał przydomek szklanego chłopca, bo przez tego zdolnego hiszpańskiego trenera. kontuzje nie potrafił dłużej zagrzać Jerzy Dudek dobrze zaczął sezon miejsca w pierwszym składzie. Tak2002/2003, ale z czasem popełniał że sezonu 2002/2003 nie można było coraz więcej błędów. Wyszło zmęczeuznać za udany, zarówno dla Dudka, nie – fizyczne i psychiczne – po za jak i dla Liverpoolu. Zwłaszcza, że w krótkim odpoczynku między munostatnim meczu „The Reds” przegraWiem, że Wenger dialem a rozpoczęciem przygotowań li z Chelsea, przez co stracili czwarte koniecznie chciał mnie do nowego sezonu. 1 grudnia 2002 miejsce w lidze i okazję do gry w Lir. zdarzył mu się koszmarny błąd w dze Mistrzów w następnych rozgrywkupić. Nawet jak był meczu z Manchesterem United, kiekach. Na otarcie łez pozostał Puchar w Tunezji na urlopie, dy to przepuścił piłkę między nogaLigi, wywalczony w marcu po zwycięmi i dobił ją do pustej bramki Die- codziennie dzwonił do Jana stwie 2:0 z niezbyt zainteresowanym go Forlán. Trzy dni później był mecz tym trofeum Manchesterem United. w tej sprawie. Ale chyba Pucharu Ligi z Ipswich Town, w któFeyenoord przesadził rym Gérard Houllier wystawił DudHoullier próbował ożywić nieco swoją ka. Mimo że przyczynił się do porażcoraz bardziej przewidywalną drużynę ze spekulacjami ki z najważniejszym rywalem, został przez zakup ofensywnego gracza Leeds, 50• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Harry’ego Kewella. W teorii był to progres, ale w praktyce nie zadziałało. Australijczyk miał wypełnić lukę na pozycji za Owenem i Heskeyem, ale jego wkład był ograniczony ze względu na długie piłki grane z pominięciem Kewella. (Jonathan Wilson, Scott Murray, „Anatomia Liverpoolu. Historia w dziesięciu meczach”, tłumaczenie: Bartłomiej Łopatka, Radosław Chmiel, Kraków 2019, s. 365)

ghera i ten wreszcie odnalazł swoje miejsce na boisku, grając tam aż do końca kariery. W lidze był to sezon zupełnie bez historii, skończony poza pierwszą czwórką (piąte miejsce ze stratą 37 punktów do Chelsea). Występ w Pucharze Anglii też bez rewelacji, a w finale Pucharu Ligi lepsza okazała się Chelsea (2:3 po dogrywce). Została więc tylko i aż Liga Mistrzów.

Odejście Houlliera

Wyboista droga do Stambułu

Sezon 2003/2004 również nie przyniósł niczego dobrego. Liverpool odpadł z Pucharu Ligi po porażce z Boltonem, z Pucharu Anglii wyeliminował go Portsmouth, a z Pucharu UEFA Olympique Marsylia, zmierzający do finału tych rozgrywek z coraz bardziej jaśniejącą gwiazdą Didiera Drogby. W lidze udało się zająć czwarte miejsce, gwarantujące grę w eliminacjach Ligi Mistrzów. Houllier sprzedał wreszcie topornego Heskeya do Birmingham City, a w jego miejsce sprowadził z AJ Auxerre kolejnego swego rodaka - Djibrila Cissé. Nie miał już jednak okazji poprowadzić tego piłkarza w meczu, ponieważ w pewnym momencie „stracił” szatnię. Na jednym z treningów Steven Gerrard mocno starł się z jego asystentem Philem Thompsonem. Nazajutrz El-Hadji Diouf spóźnił się na trening 15 minut.

Liverpool musiał występować w eliminacjach, gdzie po zwycięstwie 2:0 w Austrii nad Grazer AK, u siebie przegrywał 0:1 i musiał do ostatniej chwili drżeć o awans. W grupie „The Reds” trafili na AS Monaco (finalistę poprzedniej edycji), Olympiakos i Deportivo La Coruña. Liverpool stracił sporo punktów (m.in. bezbramkowy remis u siebie z Hiszpanami, którzy nie wygrali żadnego meczu). W ostatnim grupowym starciu „The Reds” grali z Grekami i po stracie bramki na początku meczu, potrzebowali aż trzech, aby awansować do 1/8 finału. Na 1:1 wyrównał tuż po przerwie Florent Sinama-Pongolle, ale wciąż brakowało dwóch goli, a Grecy bronili się bardzo mądrze. Ostatecznie bohaterem okazał się nieco już zapomniany Neil Mellor, który w 80. minucie strzelił na 2:1, a sześć minut później zgrał piłkę do Stevena Gerrarda, który „huknął” nie do obrony z 30 metrów. Wszyscy oczywiście pamiętają pięknego gola Gerrarda, ale cichym bohaterem był wtedy Mellor. W 1/8 finału na Anglików czekał Bayer Leverkusen, już nie tak dobry jak trzy lata wcześniej. Na Anfield gospodarze prowadzili 3:0, ale w ostatniej minucie błąd popełnił Jerzy Dudek, „wypluwając” dość prosty strzał z dystansu, a piłkę dobił Brazylijczyk França. Wynik 3:1 dawał jeszcze Niemcom nadzieję na odrobienie strat. Benítez w sezonie 2004/2005 postawił zdecydowanie na Dudka, ale kolejne błędy przekonywały go do ściągnięcia na Anfield Pepe Reiny. Na szczęście w rewanżu Liverpool znowu był zdecydowanie górą, a gol Jacka Krzynówka w końcówce tylko zmniejszył rozmiary porażki na 1:3 (2:6 w dwumeczu). W ćwierćfinale rywalem był Juventus i w pierwszym meczu na Anfield było już bardzo dobrze po bramkach Samiego Hyypii i Luisa Garcíi, ale rozmiary porażki Włochów zmniejszył Fabio Cannavaro w drugiej połowie. Jednak w Turynie tym razem popis gry defensywnej zaprezentowali Anglicy i utrzymali premiujące ich 0:0. Półfinał to epicki pojedynek z Chelsea, celującej pod wodzą Mourinho w Ligę Mistrzów, której jeszcze nigdy nie wygrała. Wszyscy to dokładnie pamiętamy – pierwszy mecz na 0:0, rewanż z bramką-widmo dla Liverpoolu w wy-

Thomspon spojrzał na niego: – Piętnaście minut spóźnienia. Sto funtów kary! Zgłosisz się z tym do Corrigana. Dioufi odpalił bez namysłu: – Fuck off! Thompson osłupiał: – Coś ty powiedział? – Fuck off! – Ty do mnie mówisz fuck off? – Tak. Wczoraj Stevie, a dzisiaj ja mówię – fuck off! To był już koniec. Dla mnie stało się oczywiste, że na żadną magię Houlliera nie ma co liczyć. Niczego więcej z tą drużyną nie osiągnie. Do końca sezonu zostały chyba dwa mecze. Zajęliśmy czwarte miejsce, wygrywając w ostatniej kolejce z Newcastle United 3:1. Wydawało się, że Houllier jednak zostanie. Gdy byłem na wakacjach, dowiedziałem się, że go zwolniono. Szczerze mówiąc, nie byłem specjalnie zdziwiony. (Jerzy Dudek, s. 159) Na Anfield trafił Rafael Benítez, który właśnie zdobył z Valencią mistrzostwo Hiszpanii i Puchar UEFA. Latem sprowadził swojego rodaka Luisa Garcíę, który stał się szybko bardzo ważnym ogniwem drużyny. Przesunął też na środek obrony Jamiego Carra-

51• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


konaniu Luisa Garcíi (gdyby jednak bramki nie uznano, powinien być karny i czerwona kartka dla Petra Čecha). Golwidmo padł już w 4. minucie, a potem Jerzy Dudek i spółka wytrzymali napięcie do końca, nie popełniając żadnego błędu. Można było szykować się na finał w Stambule…

Jestem legendą Strzał był bardzo mocny. Piłka dostała jeszcze poślizgu po odbiciu od mokrej murawy. Udało mi się tylko ją odbić. Zobaczyłem, że spada najwyżej dwa metry przed bramką. Miałem nadzieję, że pomogą mi obrońcy. Sam nie mogłem się tak szybko podnieść, żeby ją złapać albo wybić. Próbowałem przynajmniej wstać i wyjść z bramki. Chyba jedną nogę miałem za linią. Chciałem skrócić kąt przy ewentualnej dobitce. Gdy trochę się pozbierałem i byłem już na kolanach, odruchowo podniosłem ręce. To był czysto instynktowny odruch. (…) Widziałem, jak Szewczenko podbiega do piłki. Walnął ze wszystkich sił. Jakby próbował wyładować złość, która się w nim gromadziła przez całe spotkanie. Niesamowicie mocno uderzona piłka trafiła mnie w rękę. W rękę Boga, jak mówiłem żartobli52• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Jerzy Dudek w barwach Feyenoordu Rotterdam fot.: twitter.com/fm_twittah

wie po meczu, bo od razu przypomniało mi się słynne zagranie Diego Maradony, który strzelił ręką gola Anglikom na mistrzostwach świata w 1986 roku. (…) Odwróciłem głowę i zobaczyłem zegar. Była przedostatnia minuta dogrywki. Podbiegł John Arne Riise. Klepnął mnie w głowę, pocałował w czoło i powiedział: – I love you Jerzy! (…) Już wiedziałem, że zaraz będą karne. Że uratowałem Liverpoolowi remis. (Jerzy Dudek, s. 8-9) A potem były te karne i słynny „Dudek Dance”. Polski bramkarz stał się legendą Liverpoolu, ale od tego momentu zaczął się jego „zjazd”. Chwilę potem na Anfield pojawił się Pepe Reina, a Dudek doznał poważnej kontuzji łokcia. W reprezentacji był zmiennikiem Artura Boruca i nie pojechał na finały MŚ 2006. Rok później przeszedł do Realu Madryt, gdzie z ławki rezerwowych przyglądał się grze Ikera Casillasa. Ale w Stambule Jerzy Dudek był wielki, największy z największych – wszedł do panteonu legend Liverpoolu.


Michael Robinson 1958-2020

27 kwietnia 2020 r. w Marbelli w południowej Hiszpanii zmarł w wieku 61 lat Michael Robinson, piłkarz Liverpoolu w sezonie 1983/1984. Wystąpił dla „The Reds” 30 razy i strzelił sześć goli. W czasach Iana Rusha i Kenny’ego Dalglisha nie mógł przebić się do pierwszego składu, ale miał swój wkład w zdobycie potrójnej korony: mistrzostwa Anglii, Pucharu Ligi i przede wszystkim Pucharu Europy. – Zmarł Michael Robinson. Były piłkarz, komentator, dziennikarz. Ja zapamiętam go przede wszystkim z reportaży telewizyjnych, zwłaszcza tych o triumfach reprezentacji na wielkich turniejach – nikt nie robił w Hiszpanii tego na takim poziomie. Wielka strata – napisał na Twitterze na wieść o jego śmierci dziennikarz Canal+ i specjalista od hiszpańskiego futbolu - Tomasz Ćwiąkała. Michael Robinson był zawodnikiem Preston North End, Manchesteru City, Brighton & Hove Albion, Liverpoolu, Queens Park Rangers, a karierę zakończył w hiszpańskiej Osasunie. W sezonie 1983/1984 zdobył z "The Reds" potrójną koronę: mistrzostwo Anglii, Puchar Europejskich Mistrzów Klubowych oraz Puchar Ligi Angielskiej. Po zakończeniu przygody z piłką został w Hiszpanii, odegrał m.in. wielką rolę w przyjściu Steve'a McManamana do Realu Madryt w 1999 r. Udzielał się tam jako dziennikarz i ekspert piłkarski. 24 razy wystąpił w reprezentacji Irlandii i strzelił dla „Boys in Green” cztery gole w latach 1980-1986. Bartosz Bolesławski

53• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


54• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.