ADRES: ul. Św. Marcin 80/82 61-809 Poznań tel.: 514 012 395 e-mail: redakcja@wtk.poznan.pl http://www.wtk.poznan.pl PRENUMERATA: Wydawca: Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne w Poznaniu adres jak wyżej (również wersja elektroniczna) Ruch S.A. www.prenumerata.ruch.com.pl e-mail: prenumerata@ruch.com.pl tel. 22 693 70 00 lub 801 800 803 w dni robocze w godzinach 7:00-17:00 Cena pren. rocznej: 40,00 zł Cena egz. 10,00 zł (w tym 5% VAT) ISSN 0860-7540 Indeks 371 335 REDAGUJE ZESPÓŁ: Anna Weronika Brzezińska (redaktor prowadząca) Danuta Konieczka-Śliwińska (zastępca redaktora naczelnego) Agata Łysakowska (sekretarz redakcji) Stanisław Słopień (redaktor naczelny) Wioletta Sytek (korekta) Layout i skład: JASART STUDIO tel.: 61 86 85 172; 695 531 791 www.jasartstudio.pl Dofinansowano ze środków: Urzędu Miasta Poznania i Samorządu Województwa Wielkopolskiego
SPIS TREŚCI 3 Od redakcji WYWIAD
Anna Weronika Brzezińska 4 „Jestem z Wielkopolski, słyszę tę muzykę”. Rozmowa z Dagmarą Gregorowicz, współzałożycielką i liderką polsko-ukraińskiego kwartetu Dagadana ARTYKUŁY
Damian Płowy 11 Historia regionalna czy region pełen historii? Historyczne kierunki badawcze w powiecie gostyńskim Marta Machowska 17 Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej z Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM Karolina Dziubata 30 Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe EDUKACJA REGIONALNA
Krzysztof Polowczyk 41 45-lecie Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic Agnieszka Wujek 46 Wokół wiwata – edukacja regionalna na Biskupiźnie Z WIELKOPOLSKI
Tadeusz Wujek 50 Wybór wierszy
RADA PROGRAMOWA: Jerzy Babiak (Poznań, przewodniczący) Anna Gałczyńska (Kalisz) Dzierżymir Jankowski (Poznań) Zbigniew Jaśkiewicz (Poznań) Bartosz Kiełbasa (Konin) Marceli Kosman (Poznań) Ryszard Kowalczyk (Poznań) Jerzy Mianowski (Wągrowiec) Magdalena Mrugalska-Banaszak (Poznań) Witold Omieczyński (Leszno) Henryk Szopiński (Zakrzewo) Bogdan Walczak (Poznań) Iwona Wysocka (Poznań)
Marta Machowska 52 V Tabor Wielkopolski w Starej Krobi (23-30 lipca) i VII Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie (10 września) Beata Kabała 54 Beata Kabała – ostatnia kopczarka na Biskupiźnie 56 Sejmik Regionalistów Wielkopolskich 10 czerwca 2017 WIELKOPOLANIE
Robert Czub 58 Jan z Domachowa Bzdęga – niestrudzony popularyzator folkloru biskupiańskiego Marta Machowska 61 Apolonia Olejniczak (1927-2015) Beata Kabała 64 Czesława Guderska oddana Biskupiźnie SPACERY PO POZNANIU
Aneta Cierechowicz 66 Spacery po poznańskich ulicach: ul. Ignacego Paderewskiego Z KORESPONDENCJI WIELKOPOLAN
Michał Boksa, Jarosław Matysiak 74 Listy Telesfora Andrzejewskiego (1877-1958) z Potarzycy do prof. Stanisława Helsztyńskiego (1891-1986) z lat 1956-1958 Z PÓŁKI WIELKOPOLANINA OKŁADKA I. Uroczystości Bożego Ciała w Domachowie w czerwcu 2017 r., fot. M. Machowska II. Dagmara Gregorowicz z Franciszkiem Jesiakiem, Anną Chudą i Magdaleną Wojciechowską, fot. M. Machowska oraz Dagmara Gregorowicz podczas udzielania wywiadu, fot. A. W. Brzezińska (tekst s. 4) III. Jan Bzdęga podczas wręczania nagrody Laur Gostynia w 1988 roku i podczas Katarzynek w Krobi w 1976 r., zdjęcia z archiwum Muzeum w Gostyniu (tekst s. 58) IV. Edukacja regionalna na Biskupiźnie, zdjęcia z archiwum Gminnego Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi (tekst s. 46)
Jerzy Babiak 78 Krystyna Sumisławska, Życie kulturalnospołeczne Kępna i powiatu w okresie międzywojennym, Towarzystwo Miłośników Ziemi Kępińskiej, Kępno 2017, ss. 144 79 Noty o autorach 80 Summary
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Od redakcji „Wesele b i s k u p i a ń s k i e, B i s k u p i a n k a, B i s k u p i a n i n, wreszcie – B i s k u p i z n a to określenia, które zrozumiale funkcjonują dziś jedynie w obrębie Wielkopolski oraz pośród etnografów i folklorystów. W zakresie ogólnopolskim nie upowszechniły się one, a – co gorsza – kojarzone bywały ze starosłowiańskim Biskupinem (!)” – pisała w roku 1988 Jadwiga Sobieska (1909-1995), wielce zasłużona dla kultury Wielkopolski etnomuzykolog, w Posłowiu do Wesela biskupiańskiego zapisanego przez Jana z Domachowa Bzdęgę, działacza i miłośnika ziemi biskupiańskiej. Kilkanaście lat temu na konferencji prasowej poprzedzającej doroczne wielkopolskie dożynki zapowiedziano, że ich przebieg uświetni biskupiański zespół folklorystyczny. Jeden z przedstawicieli wielkopolskich mediów zadał wtedy pytanie: Dlaczego sprowadzamy zespół z Biskupina, czy nie może to być jakaś grupa z Wielkopolski? Mój komputer też sugerował, żeby użyć wyrazu biskupiński, nie – b i s k u p i a ń s k i. W tym przypadku wystarczyło ten wyraz „dodać do słownika”. Co jednak trzeba zrobić, jakie tradycyjne i nowe formy i sposoby przypominania dziedzictwa kulturowego Wielkopolski zastosować, aby b i s k u p i a ń s k i e zostało uznane za równie godne uwagi jak mniej lub bardziej egzotyczne nowinki? Pomieszczone w tym numerze teksty dostarczają wielu interesujących przykładów: ludzi, projektów, instytucji, inicjatyw oraz dzieł przypominających lokalne tradycje i proponujących coś, co sprawia, że współcześni mieszkańcy Biskupizny mogą czuć się w jakimś zakresie inni, zakorzenieni w konkretnym miejscu i czasie. Mikroregion biskupiański obejmuje dwanaście wsi wokół Krobi (Bukownica, Chumiętki, Domachowo, Grabianowo, Posadowo, Potarzyca, Stara Krobia, Sułkowice, Wymysłowo, Żychlewo oraz Rębowo w gminie Piaski i Sikorzyn w gminie Gostyń). Obszar ten od XIII do XVIII wieku stanowił własność biskupów po-
znańskich, co dało początek jego nazwie oraz nazwom „biskupianin” i „biskupianka” w odniesieniu do mieszkańców Biskupizny. Współcześnie na Biskupiźnie obserwujemy umiejętnie inspirowane, kierowane, mające swoich menedżerów, ideologów i propagatorów działania, których opisy prezentujemy czytelnikom. Podobnie jak w czasach Jana z Domachowa Bzdęgi, którego miałem zaszczyt spotykać w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i którego sylwetkę przypomina w tym numerze Robert Czub, tak i obecnie zadziwia aktywność Biskupian, ich wrażliwość i czujność na wszystko, co dotyczy ich własnej krainy. Z początkiem roku 2015 zawiązano Partnerstwo na rzecz Biskupizny, którego sygnatariusze podejmują wspólne działania przy realizacji projektów związanych z dziedzictwem kulturowym. Pierwszym było podjęcie starań o wpisanie tradycji kulturowych Biskupizny na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO, co stało się faktem poświadczonym decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z 5 grudnia 2016 roku. Na listę Partnerstwa wpisała się między innymi Dagmara Gregorowicz, współzałożycielka i liderka polsko-ukraińskiego kwartetu Dagadana, z którą rozmowa otwiera ten numer. Jej zespół znany jest z łączenia folku, w tym przypadku muzyki również z Biskupizny, z elektroniką i jazzem. Jak mówi artystka, najbardziej ujęły ją w tym regionie: prawda, tradycja i wielka chęć przekazania ich dalej. Zarówno starsi, jak i młodzi byli zachwyceni, że ludzie z miasta przyjeżdżają i dostrzegają w tej tradycji coś wyjątkowego. Ona sama będzie korzystać z niej bardziej, „bo to już nie jest kwestia korzystania, tylko kwestia znalezienia nieznanej dotąd rodziny. Są ludzie, w których widzisz cały czas młodego ducha i pięknego człowieka. I właśnie takimi pięknymi istotami są ludzie na Biskupiźnie”. Stanisław Słopień 3
WYWIAD Anna Weronika Brzezińska
„Jestem z Wielkopolski, słyszę tę muzykę”. Rozmowa z Dagmarą Gregorowicz, współzałożycielką i liderką polsko-ukraińskiego kwartetu Dagadana Zespół Dagadana znany jest z inspirowania się różnymi stylami muzycznymi, ale Waszym znakiem rozpoznawczym jest łączenie folku z elektroniką i jazzem. Naszych Czytelników zapewne bardzo zainteresują same początki tej niezwykłej polsko-ukraińskiej formacji. Kiedy się wszystko zaczęło i w jakich okolicznościach? To wyszło bardzo naturalnie. Dana Vynnytska, ja i Mikołaj Pospieszalski spotkaliśmy się na warsztatach jazzowych w Krakowie w 2006 roku. Zaprzyjaźniliśmy się, spotykaliśmy co roku na warsztatach. Ja w międzyczasie założyłam zespół z innymi znajomymi z warsztatów, z którymi pojechaliśmy odwiedzić znajomych na Ukrainę. Podczas naszego pobytu tam okazało się, że Dana dostała stypendium „Gaude Polonia” naszego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które jest przeznaczone dla twórców kultury z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w pierwszej kolejności z Białorusi i Ukrainy. W ramach stypendium Dana miała przyjechać na pół roku do Polski. Powiedziałam jej wtedy: „Dana, to jest znak – robimy zespół”. Ona spojrzała na mnie dość dziwnym wzrokiem, pytającym: „tylko my dwie?”. A dlaczego nie. I przyjechała do Polski. Od razu pojechałam do Warszawy, zrobiłyśmy próby i okazało się, że mamy jakieś genialne pomysły. Miałyśmy swoje kompozycje, a także chciałyśmy zaciekawić się nawzajem, jedna strona drugą, swoją kulturą, więc w naturalny 4
sposób pojawiły się w naszej muzyce motywy etniczne. Nie myślałyśmy wtedy o komercyjnym sukcesie, nie było to niczym podyktowane, jak tylko naturalną chęcią wymiany kulturowej. Okazało się, że jeden utwór jest podobny, a to coś nas różni, jakichś utworów nie znamy. I tak wkrótce pojawiła się tzw. epka, czyli minialbum muzyczny, na którym pojawiły się dwa utwory inspirowane ludowymi. Co chwilę ktoś przynosił coś nowego, co było śpiewane u niego w rodzinach, a potem pojawiła się chęć dalszych eksploracji. A to byłyśmy na jakichś warsztatach muzycznych, a to spotkaliśmy kogoś z danego regionu. Spotkanie z Biskupizną też wyniknęło z tego, że usłyszałam, że jest coś takiego jak Tabor Wielkopolski. Jeśli tylko pojawiała się możliwość chłonięcia wiedzy i pokrywała się ona z naszym wolnym czasem, odpowiedź była prosta – jedziemy! Zanim przejdziemy do Twoich spotkań z Biskupizną, to interesuje mnie, jaka była Twoja droga do śpiewania i grania. Jestem przykładem na to, że jeżeli ktoś myśli, że już jest za stary i nie może próbować nowych rzeczy – to jednak może. Nie chodziłam do szkoły muzycznej, skończyłam geoinformatykę, analizowałam zdjęcia lotnicze i satelitarne. Owszem, śpiewałam i nadal śpiewam w chórze w mojej rodzinnej parafii Objawienia Pańskiego na Ławicy. Byłam wielką fanką zespołu Voo Voo, jeździłam na wie-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
le ich koncertów i zaprzyjaźniłam się z tym zespołem. Grający w zespole basista i kontrabasista Karim Martusewicz powiedział mi kiedyś, że powinnam przyjechać na warsztaty muzyczne do Krakowa, w których on też uczestniczy jako wykładowca. Myślałam, że to nie dla mnie, że jestem zbyt słabym adeptem. Karim poklepał mnie po ramieniu i powiedział: „Tak, dasz radę”. Pojechałam przerażona, bo nie znałam żadnych standardów jazzowych oprócz znanych Summertime i Autumn leaves. Tam w klasie wokalnej spotkałam Danę. Trzeba było zaśpiewać w ramach przedstawienia się improwizacje na danym standardzie. Więc zaśpiewałam tak, jak sobie śpiewam pod prysznicem. Po zajęciach Dana przyszła do mnie i powiedziała, że mam bardzo ciekawe pomysły, tylko jeszcze technika u mnie kuleje, ale technika to rzecz nabyta, a z pomysłami się ktoś rodzi albo nie. I tak się zaprzyjaźniłyśmy. Dla mnie to było bardzo ważne, bo dało mi jakiś promyk nadziei, że może mogę jednak coś z muzyką robić, bo zawsze o tym marzyłam, tylko do muzycznej szkoły mnie nikt nie posłał. W wielkim skrócie tak się stało, że dzięki Danie złożyłam papiery do Studium Piosenkarskiego im. Czesława Niemena w Poznaniu. Dostałam się tam i skończyłam tę szkołę głównie po to, żeby mieć poczucie tego, że mogę to robić. Nie mam już aż tak dużych kompleksów, chociaż nadal jestem niewykształconym muzykiem, bo nie gram na żadnym instrumencie. Wypracowałam jednak swoją technikę tworzenia elektroniki na kontrolerach didżejskich i w tym mogę śmiało powiedzieć jestem dobra. Jak wyglądało Wasze pierwsze pół roku pracy, kiedy Dana była w Polsce na stypendium? Wpierw był duet. Po kilku miesiącach dołączył do nas Mikołaj Pospieszalski, bo potrzebny był basista. Potem długo graliśmy jako trio. Ale zanim to nastąpiło, jeździłam co chwilę do Warszawy. Pewnie byśmy tak tkwiły w studio na próbach jeszcze kilka miesięcy, gdyby nie telefon od tego samego basisty Voo Voo – Karima Martusewicza, który powiedział: „Słyszałem, że coś próbujecie, w niedzielę jest cykl »Duety grają do niemych filmów w Cof-
fee Karmie«, to zagrałybyście w Warszawie”. Mówimy: „Ale jaki niemy film? Myśmy jeszcze nigdzie nie grały razem publicznie”. Nie miałyśmy nic przygotowanego. Był piątek, w sobotę Dana nie mogła się spotkać, w niedzielę występ. Skąd tu wziąć niemy film o tej porze. Przypomniałyśmy sobie, że miesiąc temu podarowałyśmy naszemu koledze, który jest synem właściciela studia, film o Godzilli [Godzilla: Król potworów, 1954, reż. Ishiro Honda]. Wyłączyłyśmy dźwięk i skomponowałyśmy muzykę. W niedzielę odbył się nasz pierwszy koncert. Dana jest wykształconym muzykiem, jest po konserwatorium. Była zdenerwowana. Dla mnie to był tym bardziej stresujący występ, bo po raz pierwszy grałam ze swoim zespołem. Po koncercie Karim Martusewicz podszedł i powiedział, że to było niesamowicie kreatywne. Uważam, że w każdej dziedzinie ludzie powinni chwalić siebie nawzajem. Te słowa nas uskrzydliły. Polacy są narodem, który łatwo krytykuje wszystkich, a każdy potrzebuje odrobiny miłości. Ta dawka dobra spowodowała, że pchnęłyśmy nasze działania dalej i potem bardzo ciężką pracą doprowadziłyśmy do tego, że teraz mamy już wydane cztery płyty. Ale to nie było łatwe, bo Dana po półrocznym stypendium wróciła do domu, na Ukrainę. I co się działo z zespołem potem? To już było dalej niż z Poznania do Warszawy… Dana myślała, że to jest półroczny projekt na czas stypendium w Polsce. Jej wyjazd nie dawał mi spokoju. Nie chciałam, by to była tylko przygoda. Muzyka stała się moim życiem. Zaczęłam organizować kolejne koncerty. Okazało się, że ludziom się to podoba, bo po kilku pierwszych występach dostaliśmy zaproszenie na Open’er Festival w Gdyni. To było w roku 2008. Potem pojawiły się pierwsze wyjazdy zagraniczne. Nagle przyszło zaproszenie na Festiwal Ludów Pustyni w Maroko… Dla naszego zespołu, który nie gra przebojów popowych, to był wielki skok i zapowiedź długiej, wspaniałej muzycznej podróży, która trwa do dziś. To było niesamowite, ale moi rodzice długo nie wierzyli w to, co robię. Mój tata dopiero po pierwszej płycie Maleńka, za którą w 2011 dostaliśmy nagrodę Fryderyka, usiadł, chwy5
„Jestem z Wielkopolski, słyszę tę muzykę”. Rozmowa z Dagmarą Gregorowicz…
cił nagrodę, rozpłakał się i powiedział: „Nie wierzyłem w ciebie”. Mimo że moi rodzice nie myśleli o mnie w kategorii zawodowego muzyka, od samego początku wspierali mnie na każdym, nawet najbardziej szalonym kroku. Gdyby nie pomoc i wsparcie naszych bliskich, tego zespołu na pewno by nie było. Kiedy przed nami stało wiele trudnych decyzji, służyli dobrą radą. Kiedy mieliśmy długi, pożyczali nam pieniądze, sfera finansowa przy takim projekcie nie jest łatwa, kiedy wszyscy mieszkają w innych miastach, a czasami krajach. Kiedy zaczęły się Wasze podróże muzyczne w poszukiwaniu inspiracji? Maroko było pierwsze, ale potem pojawiło się przecież mnóstwo innych krajów, regionów i kultur. Podróże muzyczne zaczęły się już od samej nazwy zespołu, od realizacji tego, że jesteśmy polsko-ukraińskim składem. Jak prezentowaliśmy się w Polsce, to równie mocno chcieliśmy grać i na Ukrainie. Potem nasi fani zaczęli pisać do nas z Berlina, więc wystąpiliśmy w Niemczech. Po występach w Niemczech właściwie od razu polecieliśmy do Maroka. Dopiero w samolocie dotarło do nas, gdzie lecimy, a na miejscu okazało się, że to jedna wielka przygoda. Spotkaliśmy fantastycznych muzyków. Jednego z nich, Hmad ait Imbrahima, który był naszym kierowcą, zaprosiliśmy do Polski na nagrania. Stwierdziliśmy, że nie ma nic fajniejszego niż grać z innymi artystami. Tak samo jak przez jedzenie, tak i przez muzykę można poznać inną kulturę. Następny album był związany z twórczością Tadeusza Różewicza. Na płycie nie znalazły się kompozycje ludowe, za to pojawił się wspaniały gość z USA – Frank Parker. To też było dla nas bardzo ciekawe wyzwanie muzyczne. Potem przy współpracy z ambasadami RP udało się odwiedzić Singapur, Indonezję, Malezję. Ale kiedy przyszło do powtórzenia tej trasy, na horyzoncie pojawiły się występy w Chinach, gdzie spotkaliśmy założyciela Instytutu Polskiego – Macieja Gacę, zresztą poznaniaka. Niesamowita postać, która teraz pracuje na Tajwanie. Zdradziliśmy mu marzenie o chęci muzykowania z Chińczykami, która wynika z silnej potrzeby grania z lokalnymi artystami nieza6
leżnie od odwiedzanego miejsca. W ten sposób bardzo chcieliśmy doświadczyć kultury chińskiej. Ta muzyka czasami nawet dla wytrawnego słuchacza bywa ciężka w odbiorze. Było to nie lada wyzwanie. Już następnego dnia Maciej pokazał nam DVD zespołu North Lab. Od pierwszych dźwięków zakochaliśmy się w ich muzyce. Następnego dnia mieliśmy przyjść na próbę do jednej z sal ambasady. Czekali na nas muzycy z North Lab! Musieliśmy mieć jakąś bazę, więc bazowaliśmy na naszych utworach i w międzyczasie Dana przygotowywała chiński utwór ludowy, który chcieliśmy przygotować na finałowy koncert naszego pobytu. Udało się wspólnie zagrać koncert, który był transmitowany przez chińskie radio publiczne i wszyscy byliśmy zadowoleni z siebie. Kłaniamy się, a tu ludzie podchodzą, pytają, czy są wspólne płyty, kiedy następny koncert? Trzeba było na to pytanie przede wszystkim sobie odpowiedzieć, czy jesteśmy w stanie podołać czemuś, co na co dzień rzadko się dzieje. Stwierdziłam, że do odważnych świat należy, najwyżej się nie uda, ale głupio by było, żeby stojąc przed taką możliwością, z tego nie skorzystać. Trzeba było wymyślić, jak się znowu spotkamy. Aplikowaliśmy na showcase najważniejszych targów muzycznych w Pekinie. I dostaliśmy się. Polecieliśmy, odnosząc spory sukces na miejscu. Czas pobytu z minimalną ilością na sen przeznaczyliśmy na występy i pierwsze wspólne wejście do chińskiego studia nagrań. Studio okazało się być fatalne. Większość materiału została źle nagrana, zniszczona. Trzeba było [ponieść] kolejne koszty nagrań w Polsce, chłopacy musieli jeszcze raz nagrywać w Chinach. Jednak po pokonaniu tak wielu przeszkód już nic nie mogło nas odwieść od doprowadzenia sprawy do końca. Zmiksowaliśmy i wydaliśmy płytę Meridian 68, która dostała wiele nominacji do nagród i pochlebnych recenzji. Płyta znalazła też wydawcę w Chinach i Niemczech. Wkrótce będzie dystrybuowana w wielu krajach na świecie dzięki prestiżowej wytwórni Jaro Medien GmbH. A czy w Polsce też szukacie inspiracji dla swojej twórczości? I czy szukacie głównie w archiwalnych nagraniach, czy czasem jeździcie w teren?
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Oczywiście. Na tej płycie jest tylko jeden utwór chiński oraz wstawki śpiewane po mongolsku przez Hasibagena. A tak to głównie polska i ukraińska muzyka stanowi bazę naszych poszukiwań. Na najnowszej płycie znalazł się utwór z Biskupizny Rano raniusieńko. Nie będę się kłopotała, jak i Siałem proso na zagonie znaleźliśmy w bibliotece w jednym z poznańskich tomów Oskara Kolberga. Są też kurpiowskie utwory: Jestem sobzie starozina czy U jeziorecka. Nagraliśmy też utwory, których nauczyli nas dziadkowie (ukraiński Koby ne moroz, Tecze riczka newelyczka). Nagraliśmy także te utwory, których nauczyłyśmy się na warsztatach muzycznych. Na przykład we Wrocławiu u Olgi Chojak w Laboratorium Strażników Tradycji (U jeziorecka). Kiedy pojawiłaś się po raz pierwszy na Biskupiźnie? To było w 2015 roku. Na poprzedni Tabor zapisałam się i nie pojechałam, bo znalazły się ważniejsze zajęcia. Potem stwierdziłam, że tak nie może być. Wiele osób tam regularnie bywa, a ja jeszcze nie. A przecież jestem z Wielkopolski, słyszę tę muzykę, wiem, że gdzieś ona we mnie pulsuje, ale jeszcze jej nie rozumiem, a bardzo chciałabym poznać. No i pojechałam na Tabor. Na początku nie wiedziałam, czy się odnajdę, bo nie byłam wielce wkręcona w poznańskie środowisko ludzi, którzy zajmują się muzyką tradycyjną. Trochę się bałam odrzucenia, bo jest dużo ludzi, którzy traktują muzykę tradycyjną z wielkim szacunkiem, ale nie rozumieją tego, że ktoś może ją inaczej rozumieć i łączyć z innymi gatunkami. Moje obawy okazały się być niesłusznymi. Czułam się jak w domu. Trafiłam do klasy pani Ani Chudej (dziś mojej Mistrzyni). Z racji pokrywania się warsztatów wokalnych nie mogłam uczestniczyć w innych śpiewach, ale zapisałam się także na teatr do Jacka Hałasa i na taniec. To było istotne, żeby nauczyć się dobrze tańczyć wiwaty. Zgłosiłam się również na zajęcia stolarskie (będąc antytalenciem w tej dziecinie). Ale to nie obcowanie z drewnem było sednem tych warsztatów, a poznanie prowadzącego – pana Franciszka Jesiaka. Pan Jesiak prócz drewna ukochał sobie muzykę. Jest świetnym śpiewakiem i tancerzem i dzię-
ki niemu oraz pani Ani poznałam tak naprawdę to, co mnie najbardziej zachwyciło w tamtym regionie – ich prawdę, tradycję i wielką chęć przekazania ich dalej. Zarówno starsi, jak i młodzi (choćby świetni artyści grający, śpiewający i tańczący w Zespole Biskupiańskim) byli zachwyceni, że ludzie z miasta przyjeżdżają i dostrzegają w tej tradycji coś wyjątkowego. Na pierwszym moimTaborze nie było wiele osób, dzięki czemu wszyscy mogliśmy się dobrze poznać. Zaprzyjaźniłam się tam z Magdaleną i Darią z grupy Biskupianki w Podróży (szukajcie ich na Facebooku). Do dziś regularnie jeżdżę na spotkania w rodzinnym domu Magdy w Żychlewie, gdzie spotykamy się przy śpiewie i dźwiękach skrzypiec podwiązanych oraz dud wielkopolskich. Biskupiańska piosenka Rano, rano, raniusieńko była miłością od pierwszego usłyszenia. Gdy tylko pani Ania zaczęła ją śpiewać, od razu w mojej głowie pojawiła się wizja jej opracowania przez zespół Dagadana. Spytałam panią Anię, czy nie będzie miała nic przeciwko, a ona powiedziała „a gdzie tam”. Dopiero po koncercie premierowym promującym Meridian 68 powiedziała, że zawsze podchodziła do tych zespołów, które zajmują się muzyką tradycyjną, łącząc z innymi stylami, z wielkim dystansem i im nie ufała, ale zmieniła zdanie. Po koncercie, którego jej występ był integralną częścią, udzieliła dla Radia Merkury Poznań takiego wywiadu, że aż się popłakałam, usłyszawszy tę wypowiedź. Same pochwalne zdania i radość wynikająca z tego, że ta muzyka przetrwa. Niedawno nagrywaliśmy wideo sesję, w której jesteśmy w różnych stylizacjach, także jednej biskupiańskiej. To będzie wideo dostępne na całym świecie i zwróci uwagę na ten niezwykły zakątek Polski. Dagadana to też niesamowite stylizacje. Wasz wizerunek sceniczny jest charakterystyczny, wyrazisty, rozpoznawalny. Jak widać zdobienia Waszych głów, od razu wiadomo, że to Dagadana. Skąd pomysł na taki nie tylko muzyczny wizerunek, ale też estetyczny? To się wzięło z tego, że o ile muzycznie wiemy, jak chcemy się wyrażać, to wiedzieliśmy, że czegoś nam brakuje w ubiorach. One 7
„Jestem z Wielkopolski, słyszę tę muzykę”. Rozmowa z Dagmarą Gregorowicz…
jeszcze cały czas ewoluują. Bardzo nam się spodobały stylizacje Dominiki Dyki z pracowni Treti Piwen (czyli Trzeci Kogut) ze Lwowa. Ona wraz z mamą robią różnego rodzaju wianki, które nawiązują m.in. do wianków z centralnej części Ukrainy i są odtworzone ze starych zdjęć. Współpraca z Dominiką była niezwykła. Do pierwszej sesji Dominika przygotowała nie tylko wianki, ale i różne dodatki, które miały po 200, 300 lat, czasem były wypożyczone ze sklepów (we Lwowie na kilku ulicach znajdziesz antykwariaty z ubraniami ludowymi). U nas tego nie ma. Tam aktywnie działa wiele sklepów ze współczesną odzieżą tradycyjną. Na każde wesele Ukrainiec ubiera się nie w garnitur Vistuli, tylko w wyszywaną koszulę, która często jest trzy razy droższa niż ten garnitur. Ale za to pojawia się w niej na każdym ważnym przyjęciu. To mi się też spodobało, że młodzi Ukraińcy w naturalny sposób kochają swoją tradycję ludową. U nas mam nadzieję, że to się trochę odrodzi. Jest teraz moda na folk, mam nadzieję, że będzie moda na tradycję. Na Biskupiźnie ten sposób myślenia prezentują Biskupianki w Podróży. Na pewno nie cofniemy się w czasie, nie o to chodzi, żyjemy w XXI wieku, ale ważne jest, żeby łapać te korzenie i przekazać ten pierwiastek dalej. Będziecie też poszukiwać inspiracji we wzornictwie polskim czy wielkopolskim? Jak najbardziej! Zrobiłyśmy wideo sesję, która niebawem będzie gotowa. Przez kilka miesięcy gromadziliśmy rzeczy z różnych stron Polski. Bazą jest dla nas Biskupizna, ale także pojawiają się dodatki np. z Częstochowy. Pojechaliśmy na Ukrainę dużym busem załadowanym po sufit ubraniami zebranymi głównie przez Magdalenę Wojciechowską (Biskupianki w Podróży). Dominika na miejscu przygotowała ukraińskie stylizacje i powstały w ten sposób cztery różne portrety, które były bazą do zrobienia wideo sesji i zdjęć. Zależało nam na tym, żeby to były stylizacje, a nie robienie z siebie zespołu pieśni i tańca. Stąd zdjęcie stylizacji biskupiańskiej, w której nie mamy na sobie korali, co może być uznane przez mieszkańców jako niekompletny strój. Jest to jednak spojrzenie współczesnego stylisty, który kocha tradycję, ale nie boi się eksperymentować. Nie8
zmiernie ciekawe było, jak Ukrainka, która jest stylistką, spojrzy na taki strój i czy jej się on spodoba, czy też nie. Dominice spodobały się nakrycia głowy, które nazywają się budami, które na Biskupiźnie były od jakiegoś czasu passé, a wedle tradycji powinny być noszone przez mężatki. Teraz większość pań nosi wyłącznie kopki, bo one są takie piękne, charakterystyczne, a w budach wygląda się (według większości) jak stara baba. Nie podzielamy tego zdania. Biskupianki w Podróży postanowiły przywrócić budy na Biskupiźnie. Śledziły stare fotografie, wypytywały swoje mamy i znajome gospodynie o każdy detal i teraz podczas procesji Bożego Ciała w Domachowie zaprezentowały się w budach. I ja w ramach tej akcji (jednak nie będąc jeszcze mężatką) przyodziałam to piękne nakrycie głowy. Widać było, że niektóre panie krytycznym okiem spoglądały na ten wybryk, ale nawet proboszcz powiedział, że jest wzruszony. Pani Ania Chuda i wiele Biskupianek starszej daty powiedziały, że są wzruszone. Bały się, że ten element stroju już nie powróci. Tabor, później kontakt z Biskupiankami w Podróży, teraz powrót na Boże Ciało do Domachowa. Czy jeździłaś też sama do pani Ani, do pana Franka na rozmowy, naukę, na śpiewy? Stwierdziłam, że jedno spotkanie w roku to dla mnie za mało i zaprzyjaźniłam się przede wszystkim z Magdą z Biskupianek w Podróży. Stwierdziłyśmy, że będziemy się raz na jakiś czas spotykać u niej w domu, w Żychlewie. Jadę, nocuję i tak uczestniczę w domowych spotkaniach zarówno z panią Anią, jak i w gronie przyjaciół Magdy, z którymi śpiewamy, bo to sprawia nam ogromną radość. W spotkaniach uczestniczy niesamowity Michał Umławski, dudziarz, który jest Chazakiem z sąsiedniego mikroregionu, ale też część ludzi z zespołu biskupiańskiego, w tym jego kierownik, multiinstrumentalista Krzysztof Polowczyk. Na Biskupiźnie i na jej obrzeżu jest coraz więcej potańcówek. Ten region ożywa. Biskupizna została wpisana na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Jako reprezentantka Dagadany wpisałam się na listę Partnerstwa, chociaż mój wkład
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
w promocję Biskupizny jest niewielki. Ale każda kropla drąży skałę. Choćby mała wzmianka podczas wywiadów przyczynia się powoli do rozpowszechnienia tej niezwykłej kultury. A czy poza Biskupizną w Wielkopolsce jeszcze poszukujecie, czy macie w planach? Bardzo bym chciała, jestem otwarta. Często jest tak, że ktoś gdzieś coś powie i zachęci mnie do spróbowania. I to wtedy jest zaczątek czegoś nowego. Miałam raz kontakt z jednym z dudziarzy, który mi napisał, że przeinaczyliśmy słowa w jednej piosence, że powinno być „zalecoł mi się z Perzyn świniorz”, a nie „z Pierzyn”. To jest ciekawa sytuacja, bo z jednej strony można powiedzieć, że zrobiliśmy błąd na płycie, ale tutaj wchodzi nauka z przekazu ustnego. Mnie moja mama i babcia uczyły, że świniorz pochodził z Pierzyn. Więc w naturalny sposób uznałam to za pewnik. Teraz raz śpiewam „z Perzyn”, raz „z Pierzyn” i tak w ciągu trwania piosenki myślę i o babci, i o panu dudziarzu. Można by było bić się w piersi, ale czym jest przekazanie tradycji? Właśnie też tak często ewoluowały piosenki, bo były przeinaczane, więc podchodzę do tego ze stoickim spokojem. Wierzę w to, że dużo rzeczy samych przychodzi, gdy przez przypadek kogoś poznasz. Ostatnio zauroczyła mnie osoba Martyny Żurek. Czekam na przerwę koncertową i mam nadzieję, że będzie mi dane spotkać się z nią kilkukrotnie. W poszukiwaniach ważni są też ludzie nauki. Przy tworzeniu książeczki do najnowszej płyty zaprosiłam do współpracy Olgę Chojak, która czuwała nad polską odsłoną i jej opisami. Teraz, gdy płyta jest wydana, wiem, że można by było dużo rzeczy dopisać. Ludzie nam mówili: „a wiesz, z tym utworem jest jeszcze związana inna historia, ten utwór ma drugie dno”. Na przykład jest utwór ukraiński, który opowiada o tym, że żołnierz wraca z wojny i jego mamie nie podoba się to, że wrócił z żoną. Okazuje się, że ma drugie dno, które opowiada o tym, że żona symbolizuje traumę, w którą wżenia się podczas wojny. Inna sytuacja tyczy się Czech, gdzie prezentowaliśmy utwór Wyszła dziewczyna śpiewany na raz po ukraińsku i polsku. Słuchacze
entuzjastycznie zareagowali, słysząc w niej czeski odpowiednik. Wróćmy jednak na swoje wielkopolskie podwórko. Wiem, że znajdę tu jeszcze setki pięknych utworów. Nie mogę się doczekać czasu spędzonego z kolejnymi mistrzami. Kilkakrotnie podczas naszej rozmowy pojawiła się mama i babcia, które Cię uczyły. Opowiedz coś o nich. To ważne postacie w Twoim życiu? Wszystkie jesteście Wielkopolankami? Siedzimy w kuchni, która jest najważniejszym spoiwem tego domu. Na tym siedzeniu siedziała moja babcia. Wychowywały mnie właściwie dwie kobiety – mama i babcia. Przez podstawówkę częściej jednak rozmawiałam z babcią, bo przychodziłam ze szkoły, to tu babcia przygotowywała obiad albo pomagała mamie. Mama była w pracy. Często jest tak, że najbliższej osobie, mamie, nie wszystko się powie, gdy się dorasta, a sekrety zdradzi koleżance albo przyjaciółce. Moją przyjaciółką była babcia Irenka. Razem z mamą Małgorzatą uczyły mnie nie tylko piosenek ludowych. Mama dbała o to, żebyśmy w domu znali gwarę poznańską. Chociażby z tego wynikało to, o której godzinie chodziliśmy do kościoła – tak żeby można było wrócić i wysłuchać słuchowiska w Radiu Merkury. Choć babcia płynnie gwarą nie mówiła, starała się, by zaszczepić w nas miłość do „pyry”, „bimby”, „wiaruchny”, „kejtra” czy „blubrów”. Dziadek znał nie tylko dużo słów pochodzących z gwary poznańskiej, ale i wiele języków obcych. Pochodził z inteligenckiej rodziny. Posługiwał się piękną polszczyzną. Wspólne spotkania z gwarą poprzez szykowanie obiadu przy głośno nastawionym radioodbiorniku. Nie używa się tego na co dzień, ale uważam, że Radio Merkury zrobiło swoje i Stary Marych. A czujesz się Wielkopolanką? Oczywiście! Jestem poznanianką, pyrą – tej! Chociaż czasami jestem więcej poza Poznaniem i Wielkopolską niż w domu, za to wszędzie mówię, że jestem z Poznania i w każdym wywiadzie, nawet jak się nie pytają, to mówię „jestem z Poznania”. Uważam, że stąd pocho9
„Jestem z Wielkopolski, słyszę tę muzykę”. Rozmowa z Dagmarą Gregorowicz…
dzą bardzo otwarci, sympatyczni i dobrzy ludzie, którzy są gospodarni, porządni, ceniący wartości rodzinne i taka też jest moja rodzina. Mam nadzieję w niedalekiej przyszłości wzorem moich najbliższych stworzyć pełen miłości dom. Wiele inspiracji we współczesnej muzyce folkowej – także Waszej – to góralszczyzna, Kurpie, Mazowsze, Radomskie… Niewiele jest Wielkopolski. Jak myślisz, dlaczego? Muzyka z Kurpiów. Jaka ona jest piękna. Ta melizmatyka! W Wielkopolsce przeważają proste melodie. Ale mało kto bierze pod uwagę, że w połączeniu z tańcem są już transowymi utworami. Stąd też Dana, która się przyglądała wielkopolskim pieśniom, powiedziała wpierw: „wiesz, w tej Wielkopolsce raczej mnie dużo nie zachwyca, Kurpie są super!”. Ale Kurpie wszyscy zgłębiają, u nas też pojawiają się kurpiowskie utwory i na pewno czeka nas dłuższa wizyta w tym regionie. Ale ja jestem z Wielkopolski. Czułam się z tym źle, że nie znam tradycji lokalnej. Przez to, że Poznań jest dużym miastem, nie ma silnie bijącego muzycznego źródła. Nawet w poszukiwaniach znalazłam jakieś utwory z poznańskiego, ale melodie mi się rzadko podobały. Stąd pochodzi utwór Nie będę się kłopotała, którego tekst trafił do mnie od razu i stwierdziłam, że to jest super materiał na piosenkę. Melodia to nasza kompozycja. Tradycyjna muzyka tu do mnie nie przemówiła. Ale poezja w piosenkach może przecież żyć własnym życiem. Nie jestem etnografem, nie jestem też człowiekiem, który jeździ od wsi
do wsi i zbiera muzykę i teksty. Bardziej otwieram się na to, co Pan Bóg mi daje na mojej drodze i od razu w to brnę. Nienawidzę zmarnowanych szans. Biskupiznę tak wykorzystałaś? Wykorzystałam i będę korzystać z niej bardziej, bo to już nie jest kwestia korzystania, tylko kwestia znalezienia nieznanej dotąd rodziny. Ja tak traktuję panią Anię czy Magdę. Trochę za mało spędziłam czasu z panem Jesiakiem i muszę to nadrobić. Tym bardziej sobie zdałam z tego sprawę, kiedy pan Jesiak złamał nogę. Bałam się, że jego zdrowie nie pozwoli mu cieszyć się z potańcówek i wspólnych spotkań. Całe szczęście się tak nie stało, ale wraz z Magdą postanowiłyśmy, że będziemy spotykać się regularnie, żeby jak najwięcej utworów nagrać i dać jak najwięcej radości starszym mieszkańcom. Pan Jesiak mówi, że on czeka od Taboru do Taboru, ale między Taborem a Taborem jest jeszcze ileś miesięcy. A to są tacy fajni ludzie. Ja powiedziałam tak: „panie Jesiak, ja w panu widzę cały czas tego młodego chłopoka. Gdybym była trochę starsza, a pan młodszy...”. Ale tak serio mówię, że są ludzie, w których widzisz cały czas młodego ducha i pięknego człowieka. I właśnie takimi pięknymi istotami są ludzie na Biskupiźnie.
Skład zespołu: Dagmara Gregorowicz – wokal, elektronika Dana Vynnytska (ukr. Дана Вінницька) – wokal, pianino Mikołaj Pospieszalski – kontrabas, skrzypce Bartosz Mikołaj Nazaruk – perkusja
Dyskografia: Meridian 68, 2016, wydawca: Dagadana/NRA Service/Karrot Komando List do Ciebie, 2014, wydawca: Dagadana, NCK, Etnoteka Dlaczego nie, 2011, wydawca: Agora Maleńka, 2010, wydawca: Offside Records Wygadana (EP), 2008, wydawca: Dagadana Nagrody: Fryderyk 2016, nominacja w kategorii „Album roku muzyka korzeni” za album Meridian 68 Fryderyk 2012, nominacja w kategorii „Album roku folk/muzyka świata” za album Dlaczego nie Fryderyk 2011, nagroda w kategorii „Album roku folk/muzyka świata” za album Maleńka Fryderyk 2011, nominacja w kategorii „Fonograficzny debiut roku” 10
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
ARTYKUŁY Damian Płowy
Historia regionalna czy region pełen historii? Historyczne kierunki badawcze w powiecie gostyńskim W listopadzie 2015 roku w gmachu Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu odbyło się spotkanie z cyklu „Wielkopolskie miasta i powiaty”. „Bohaterem” tego spotkania było miasto Gostyń oraz powiat. Najlepszymi przewodnikami po samym mieście i powiecie okazali się ludzie, którzy żyją tam na co dzień i pracują – co zresztą dziwić nie może. Dość liczna gostyńska reprezentacja ukazała cały przekrój tego, co dziś wiąże się z tym miastem i powiatem leżącym na południu Wielkopolski. Gospodarka, kultura, oświata, historia, działalność wydawnicza oraz perspektywy rozwoju tego regionu to główne wątki, które zostały poruszone przez prelegentów1. Celem niniejszego tekstu jest przybliżenie jednego z bloków tematycznych tego spotkania, którym była historia i kierunki badawcze, jakie w ostat-
nim czasie cieszą się dużym zainteresowaniem regionalistów w powiecie gostyńskim2.
*** Historia regionalna, w niedalekiej jeszcze przeszłości, była postrzegana jako „młodsza siostra” historii, a praca lokalnych miłośników Klio była przez zawodowych historyków traktowana z przymrużeniem oka. Nie brakowało głosów krytyki, wręcz pokpiwania na łamach wielu periodyków, a hasło „historia regionalna” było używane jako synonim twórczości amatorskiej, zajęcia dla hobbystów, w którym źródła były odkrywane raczej przypadkowo, a metoda badania opierała się bardziej na doświadczaniu i intuicji niżli na głębszej refleksji teoretycznej i znajomości warsztatu badawczego historyka3. Działalność badaczy tego nur-
1 Na spotkaniu w gmachu PTPN-u zabrali głos oraz wygłosili referaty m.in.: kardynał Zenon Grocholewski, burmistrz miasta Gostynia – Jerzy Kulak, profesor Krzysztof Maćkowiak, profesor Marian Gorynia, przewodniczący Rady Miejskiej Gostynia – Grzegorz Skorupski, doktorant Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – Damian Płowy. Całość wydarzenia odbywała się pod nadzorem i z udziałem dyrektora Muzeum w Gostyniu – Roberta Czuba. Szersze podsumowanie tego tematycznego cyklu Czytelnik może znaleźć w: D. Chodera-Lewandowska, Gostyniacy są wśród nas, „Życie Uniwersyteckie” 2016, nr 1, s. 28-29. 2 Prezentowany artykuł stanowi rozbudowaną wersję referatu wygłoszonego przez autora niniejszego tekstu 13 listopada 2015 roku w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk, w cyklu „Wielkopolskie miasta i powiaty” – Gostyń. Tytułowa problematyka nie ogranicza się tylko do dziejów wspomnianego miasta, lecz dotyczy również całego powiatu i miejscowości w nim leżących. 3 A. Chojnowski, Czy historia może w Polsce wybić się na niepodległość?, „Res Publica” 1987, nr 1, s. 12; A. Stępniak, Główne kierunki w historiografii regionalnej i lokalnej [w:] Kronikarz a historyk. Atuty i słabości regionalnej historiografii, red. J. Spyra, Cieszyn 2007, s. 33 i nast.; J. Topolski, Wielkopolska w rozwoju historycznym – warunki postępu badań, stan wiedzy i postulaty badawcze, „Kronika Wielkopolski” 1975, nr 1, s. 24.
11
Historia regionalna czy region pełen historii? Historyczne kierunki badawcze w powiecie gostyńskim
tu skupiała się głównie na formie swoistego zbieractwa historycznego, gdzie wszelkie fakty były gromadzone z pietyzmem oraz silnie eksponowane. Autor zaś poruszał się zazwyczaj w obrębie wszelkich możliwych tematów, często przeceniając ich znaczenie. Częstokroć niefachowe podejście do materiału źródłowego determinowało przyjęcie odpowiedniej narracji historycznej, a to z kolei prowadziło do dowolności ocen i luźnego łączenia faktów. W tym rozumieniu nie trudno oprzeć się wrażeniu, że historykowi regionaliście bliżej było do historii „monumentalnej”, czy nawet „antykwarycznej” piętnowanej przez Fryderyka Nietzschego (za z góry ustalony zbiór faktów, których nie można podważyć ani zmienić) 4, niż do „historii tłumnej” (kolektywnej) w ujęciu Joachima Lelewela5. Wiek XX charakteryzował się znacznym postępem w rozwoju nauk historycznych, co zaowocowało powstaniem wielu szkół historycznych o fundamentalnym znaczeniu dla rozwoju tej dyscypliny. Warto wspomnieć o słynnej francuskiej szkole historycznej skupionej wokół czasopisma „Annales” oraz wielu wybitnych jej przedstawicielach, takich jak chociażby: Marc Bloch, Fernand Braudel, Jacques Le Goff czy Emmanuel Le Roy Ladurie – twórca nurtu mikrohistorii. Również w zakresie pojęcia „historia regionalna” doszło do redefinicji, co przyniosło istotne zmiany, przyczyniając się do jej unaukowienia. Niebagatelny wkład w doprecyzowanie wspomnianego pojęcia wniósł poznański badacz Jerzy Topolski, który
stwierdził, że historia regionalna jest pochodną pojęcia „region historyczny”, czyli określonym terytorium, zamieszkanym przez ludność związaną wspólnymi, dłużej lub krócej trwającymi dziejami – różnymi pod takim czy innym względem – od dziejów innych tego rodzaju jednostek terytorialno-ludnościowych […]. Inaczej mówiąc to pewien układ gospodarczy, społeczny, polityczno-administracyjny, kulturalny i psychiczny, o znacznej wadze w różnych okresach historycznych poszczególnych elementów, dających się wyodrębnić z szerszej tkanki historycznej6.
Ten zwrot w postrzeganiu historii regionalnej doprowadził do utrwalenia „wyjaśnienia” jako procedury badawczej, polegającej na tym, iż istotne stało się poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „dlaczego zaszło x?, przy czym x oznacza dowolne wydarzenie lub proces historyczny”7. To w dalszej konsekwencji spowodowało, że historia regionalna przeszła z modelu narracyjnego historii tradycyjnej do nowoczesnej – modernistycznej. Warto również podkreślić, że dziś można zauważyć próby wprowadzenia mikrohistorycznych ujęć wydarzeń i zjawisk dziejów8. Jak zatem na tle zaprezentowanych przemian i kierunków rozwojowych, widocznych w dzisiejszych badaniach historyczno-regionalnych, prezentują się badania nad dziejami Gostynia i powiatu w wiekach XVIII, XIX i XX? Czy wpisują się one w nurt historii regionalnej w jej definicyjnym ujęciu, czy raczej stanowią zbiór faktów i wydarzeń mających
F. Nietzsche uważał historię antykwaryczną za chęć bezkrytycznego zachowania przeszłości i lubowanie się w zastoju; idem, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, przeł. W. Berent, Poznań 1995, s. 9. 5 A. Stępniak, Główne kierunki…, op. cit., s. 34. 6 J. Topolski, Marksizm i historia, Warszawa 1977, s. 430. Dalsze doprecyzowanie terminu poczynił J. Maternicki (idem, Szkolne kółka historyczne, Warszawa 1966, s. 40). 7 A. Stępniak, Główne kierunki…, op. cit., s. 40. 8 Warto w tym miejscu przypomnieć wielki wkład w rozwój koncepcji mikrohistorii znakomitego francuskiego historyka E. Le Roy Ladurie’ego oraz jego sztandarową pracę o podpirenejskiej wsi Montaillou z przełomu XIII i XIV wieku, która stała się w latach 1975-1976 sensacją literacką i naukową. Jej podstawą źródłową był rejestr inkwizycyjny Jakuba Fourniera. Autor starał się przedstawić struktury społeczno-gospodarcze, obyczajowość, psychikę, życie uczuciowe i religijne, architekturę tej miejscowości, sztukę ludową, bogactwo krajobrazowe okolic wspomnianej wsi – słowem to, co zazwyczaj jest nieuchwytne dla badaczy przeszłości; zob. idem, Montaillou wioska heretyków 1294-1324, przeł. E.D. Żółkiewska, Poznań 2014. O „mikroskopowym” oglądzie i pomniejszeniu skali obserwacji w tego typu badaniach pisała m.in. E. Domańska (eadem, Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach, Poznań 1999). 4
12
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
tylko wspólną cechę – czyli to, że zaistniały na określonym terytorium? – w tym wypadku zaistniałych na terenie Gostynia i w jego okolicach. Ostatnie lata (tj. 2013-2016) przyniosły szereg publikacji dotyczących historii ziemi gostyńskiej, zwłaszcza w wieku XVIII, co przyczyniło się do znacznego postępu wiedzy na temat wydarzeń z okresu wielkiej wojny północnej, rozgrywających się na interesujących nas terenach. Ostatnie poważniejsze publikacje w tej materii powstały jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego w kręgu historyków skupionych wokół „Kroniki Gostyńskiej”9 bądź sięgając jeszcze dalej, do XIX-wiecznych prac poznańskiego historyka Kazimierza Jarochowskiego10. Nie ulega zatem wątpliwości, iż współcześnie potrzeba naukowego opracowania tej tematyki była duża. Badania oscylowały przede wszystkim wokół bitwy pod Poniecem oraz kampanii jesiennej Karola XII i działań pościgowych tegoż już po samej batalii. Efektem tych dociekań stały się
dwie publikacje książkowe oraz dwa artykuły zamieszczone w regionalnym czasopiśmie „Rocznik Gostyński”11. Wspomniane prace nie mają charakteru przyczynkarskiego, nie dotyczą tylko pościgu Szwedów za Sasami, który doprowadził do samej bitwy, oraz działań pościgowych dnia kolejnego, już po zakończeniu starcia. Warto w tym miejscu przytoczyć opinię prof. Wojciecha Krawczuka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który poczynił recenzję jednej z tych prac, starając się uchwycić jej charakterystyczne elementy. Opisywane wydarzenia (dotyczące kampanii jesiennej 1704 roku), przedstawiają sytuację strategiczną i rozwój wydarzeń w kampanii. Ponadto został dokonany szereg porównań, m.in. z innymi kampaniami lat wcześniejszych. Ponadto zostało ukazanych wiele analogii, zwłaszcza jeśli chodzi o rozwiązanie taktyczne, które Szwedzi zastosowali w trakcie zmagań z Sasami oraz w trakcie samej ponieckiej batalii. Warto również zwrócić uwagę na mocno eksponowane
O wydarzeniach związanych z wielką wojną północną na terenie powiatu gostyńskiego pisali m.in.: W. Janiak, O cudownym krzyżu w Siemowie, „Kronika Gostyńska” 1935, nr 1, s. 13-16; W. Stachowiak, Poczet proboszczów w Siemowie, „Kronika Gostyńska” 1933, nr 10, s. 148-154; idem, Morowe powietrze w Gostyniu, „Kronika Gostyńska” 1934, nr 2, s. 20-24; idem, Obrazki z XVIII wieku. Szwedzi w Czachorowie, „Kronika Gostyńska” 1934, nr 7, s. 108-110. Oprócz wspomnianego periodyku kwestie związane z tą wojną poruszane były w monografii miast oraz wiosek leżących na terenie powiatu, np.: L. Sobkowski, L. Krotoski, Stary Gostyń, Poznań 1938, s. 51-55; P.T. Schulz, Dzieje miasta Gostynia w zarysie, Gostyń 1939, s. 50-51. 10 K. Jarochowski, Jesienna kampania Karola XII i Augusta II z roku 1704, Poznań 1881, s. 1-33; idem, Bitwa pod Poniecem 9 listopada 1704, jej przeddzień i następstwa [w:] idem, Z czasów saskich spraw wewnętrznych, polityki i wojny, Poznań 1886, s. 327-376; idem, Dzieje panowania Augusta II. Od elekcyi Stanisława Leszczyńskiego aż do bitwy Pułtawskiej (1704-1709), „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego” 1890, t. 17, z. 1. 11 Warto odnotować, że po przeszło stu latach od ukazania się pierwszych publikacji K. Jarochowskiego na temat sasko-szwedzkich zmagań pod Poniecem, w 2004 roku, przy okazji 300. rocznicy bitwy, ukazał się pierwszy naukowy artykuł na temat tego starcia, autorstwa profesora Marka Wagnera z Akademii Podlaskiej w Siedlcach (Bitwa pod Poniecem 8 listopada 1704 roku, „Rydzyniak” 2005, nr 12-13, s. 9-18). Oczywiście w lokalnych periodykach od czasu do czasu na przestrzeni ostatnich lat ukazywały się pojedyncze teksty o tym wątku, jednak ze względu na ich popularny charakter nie wnosiły zbyt wielu nowych ustaleń. Lata 2013-2016 zaowocowały pracami, które szeroko zajęły się kwestią bitwy oraz kampanii jesienniej Karola XII; zob.: D. Płowy, Poniec 7 XI 1704. Kampania jesienna Karola XII, Zabrze– Tarnowskie Góry 2013 (recenzja: T. Karpiński, Damian Płowy, Poniec 7 XI 1704. Kampania jesienna Karola XII, „Rocznik Leszczyński” 2014, nr 14, s. 262-266; G. Wojciechowski, Nowe spojrzenie na bitwę pod Poniecem, „Rocznik Gostyński” [dalej: RG] 2013, R. 1, s. 119-121); idem, Kilka uwag o działaniach armii saskiej i szwedzkiej po bitwie pod Poniecem 8-10 listopada 1704 r., cz. 1, RG 2013, R. 1, s. 35-55; idem, Kilka uwag o działaniach armii saskiej i szwedzkiej po bitwie pod Poniecem 8-10 listopada 1704 r., cz. 2, RG 2014, R. 2, s. 27-55; idem, Od Ponieca do Bełcza Wielkiego. Działania pościgowe Karola XII jesienią 1704 roku, Zabrze–Tarnowskie Góry 2015 (recenzja: W. Krawczuk, Uwagi o książce Damiana Płowego „Od Ponieca do Bełcza Wielkiego, RG 2016, R. 3, s. 177-178); idem, The Battle of Poniec (Punitz) 1704 [w:] Great Northern War Compendium, vol. 1, St. Louis 2016, s. 173-178. 9
13
Historia regionalna czy region pełen historii? Historyczne kierunki badawcze w powiecie gostyńskim
i wychwycone przez autora schematy taktyczne wypracowane w boju, np. porównanie działań pod Poniecem do kampanii Szwedów pod Pułtuskiem w roku 170312.
Tego typu potraktowanie kampanii, która rozegrała się na ziemi gostyńskiej, pozwoliło uzyskać pracę, która nie tylko ma regionalny charakter (wszak trudno uciec w tego typu rozważaniach od wtrętów dotyczących dziejów poszczególnych miejscowości), lecz udało się uniknąć swoistego oderwania tej kampanii od całości wojennych wydarzeń rozgrywających się jesienią 1704 roku na terenie Rzeczypospolitej. Można również pokusić się o stwierdzenie, że to, iż interesujące zagadnienie rozegrało się na terenie dzisiejszego powiatu gostyńskiego, było tylko płaszczyzną, na której zaistniał konkrety zbiór faktów i określonych wydarzeń. Tu określone terytorium, zamieszkane przez ludność związaną wspólnymi dłużej lub krócej trwającymi dziejami, nie przejęło roli dominującej w narracji, gdzie niejako przy okazji mógłby zostać opowiedziany epizod z wielkiej wojny północnej. W tym wypadku zaszedł proces odwrotny. Region został ukazany jako jeden z wielu teatrów działań wojennych w Rzeczypospolitej, nie zaś jako przypadkowe miejsce, na którym „coś” zaistniało. Tym samym kampania nie została wyrwana z ogólnego kontekstu, lecz ponowie wpisana w całość wojennych zmagań, co w efekcie pozwoliło na właściwą ocenę poczynań Szwedów i Sasów, ich rozwiązań taktycznych oraz uwarunkowań, które doprowadziły do starcia. Trudno pominąć również inny z aspektów badań, który zdaje się być elementem je wyróżniającym – cytując słowa recenzenta – Autor, który pochodzi z terenów, na których rozegrały się omawiane wydarzenia, wręcz przejawia zamiłowanie do rekonstruowania działań w terenie. Twórca badań nad batalią poniecką, będący
jednocześnie regionalistą i historykiem wojskowości, rekonstruuje działania wojsk w terenie z dużym jego wyczuciem, dodatkowo opatrzonym zdjęciami i mapami, co owocuje udanymi opisami batalii oraz terenu13.
Tego typu połączenie – z jednej strony regionalisty, z drugiej historyka wojskowości, przyczyniło się do ciekawego mariażu, w którym wydarzenia, które rozegrały się lokalnie, nie zostały potraktowane „lokalnie” i tym samym pozbawione szerokiego kontekstu historycznego. Połączenie regionalnej pasji wraz z naukowym aparatem badawczym może posłużyć nie tylko do stworzenia znakomitych monografii historyczno-regionalnych, lecz przede wszystkim znacząco poszerzyć badania nad konkretnymi zagadnieniami ogólnohistorycznymi, jak chociażby wielka wojna północna czy – uściślając do wybranych aspektów z wojskowości danej epoki – np. wzorców taktyki szwedzkiej wypracowanych w praktyce bitewnej14. Naukowe opracowania dotyczące kampanii z okresu wielkiej wojny północnej, której jednym z frontów stała się południowa Wielkopolska, posłużyło do tego, że w sierpniu 2016 roku odbyły się pierwsze w tym regionie terenowe badania pola bitwy pod Poniecem. Inicjatorem owego przedsięwzięcia była m.in. Lubuska Grupa Eksploracyjna „Nadodrze”, natomiast szerokiego wsparcia udzieliły lokalne jednostki samorządowe oraz Muzeum w Gostyniu. Badania tego pola bitwy są pomyślane i obliczone na co najmniej 2-3 lata. Wynika to m.in. z kwestii formalnych, tzn. konieczności uzyskania właściwych zezwoleń, jak i z tego, że obszar objęty pracami jest terenem rolniczym, więc należy uwzględnić naturalny w tym wypadku płodozmian decydujący, na które pola można wejść w danym roku. Jak już zostało wspomniane wyżej, prace terenowe na tym polu bitwy są pierwszą inicjatywą
W. Krawczuk, Uwagi o książce…, op. cit., s. 177. Ibidem, s. 178. 14 Jednym z interesujących przykładów tego typu monografii historyczno-regionalnych jest praca dotycząca bitwy pod Granowem; zob. G.J. Brzustowicz, Bitwa pod Granowem 1627. Studium historyczne z dziejów Nowej Marchii i Księstwa Zachodniopomorskiego w czasach wojny trzydziestoletniej, Choszczno 2007. 12 13
14
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
tego typu w Wielkopolsce15 i mają łączyć kilka środowisk: historyków wojskowości, archeologów (w zasadzie archeologów pól bitewnych) oraz eksploratorów. Celem zasadniczym tych badań ma być stworzenie multimedialnej mapy znalezisk (każda kula muszkietowa, każdy element oporządzenia itp. został oznaczony danymi z GPS, wskazującymi miejsce wydobycia artefaktu). Tego typu mapa, wraz z konfrontacją z materiałem źródłowym, ma posłużyć do stworzenia symulacji komputerowej ukazującej dynamikę tej batalii, miejsca najbardziej intensywnych walk, kierunki przemieszczania wojsk itp. Już pierwsze szczątkowe wyniki badań (wraz z konfrontacją ze źródłami) nasuwają kilka ciekawych refleksji. M.in. relatywnie duża głębokość (poniżej penetracji pługa rolnego), na której znajdowane są eksponaty bezpośrednio związane z bitwą, pokazuje, że warunku terenowe 7 listopada 1704 roku były bardzo trudne, a teren walk dość grząski. Ta prosta konstatacji prowadzi do kolejnej hipotezy: być może grząski teren stał się przyczyną niepowodzeń kawalerii szwedzkiej, której ostatecznie nie udało się rozbić piechoty generała Schulenburga. W trakcie sierpniowych działań przebadany został również kurhan, który przez miejscowych nazywany jest Szwedzką Górką. Dokonał tego pan Robert Kmieć za pomocą georadaru. Odczyt wskazał u podłoża owego nasypu wyraźne refleksy pochodzące z odbić kości, dzięki czemu z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że znajdują się tam szczątki poległych, pochowanych w tym miejscu po batalii. Wielka wojna północna to bynajmniej nie jedyna płaszczyzna badań nad XVIII wiekiem prowadzonych w powiecie gostyńskim. Drugim istotnym wydarzeniem, o którym wiedza w ostatnich latach została znacząco poszerzona, jest bitwa pod Gostyniem z 15 września 1761 roku. Starcie to rozegrało się na marginesie wojny siedmioletniej, w której Rzecz-
pospolita nie była bezpośrednio zaangażowana. Wielkopolska w tym konflikcie stanowiła teren, z którego zarówno armia rosyjska, jak i pruska czerpały zaopatrzenie. Efektem tej rywalizacji była bitwa, która rozegrała się za murami kongregacji filipinów na Świętej Górze. Dotychczas owe wrześniowe zmagania Prusaków z Rosjanami zostały opisane w artykule naukowym Tomasza Karpińskiego16. Jednak sama bitwa wraz z szerokim opisem kampanii, wojsk biorących w niej udział, dowódców oraz jej znaczenia dla losów kampanii 1761 roku nadal czeka na szersze i bardziej wyczerpujące opracowanie. Prace badawcze nad dziejami powiatu gostyńskiego w XIX wieku w ostatni czasie doczekały się uzupełnienia jednej z wielu luk. Okres zaboru pruskiego w dziejach Wielkopolski charakteryzował się kilkoma sztandarowymi hasłami, które niejako automatycznie nasuwają się na myśl: Kasyno Gostyńskie, praca organiczna, germanizacja, Hakata, wóz Drzymały czy strajki we Wrześni. Oczywiście to tylko niektóre charakterystyczne przykłady. Na przestrzeni ostatnich lat w powiecie gostyńskim zostały zintensyfikowane badania skupiające się na udziale ludności z terenów wspomnianego obszaru w armii pruskiej oraz w wojnach, które Hohenzollernowie prowadzili w drugiej połowie XIX wieku. Przede wszystkim mowa tutaj o wojnach: duńsko-pruskiej, austriacko-pruskiej oraz prusko-francuskiej. Uwagę zwrócono przede wszystkim na mieszkańców powiatu, którzy w wyniku tych konfliktów ponieśli śmierć, odnieśli ranny, zostali uznani za zaginionych lub otrzymali odznaczenia. Niestety ze względu na fakt, że niemieckie archiwa zostały znacząco przetrzebione wskutek II wojny światowej, nie jest możliwe zidentyfikowanie wszystkich mieszkańców ziemi gostyńskiej, którzy zostali wprzęgnięci w pruską machinę wojenną. Niemniej na tę chwilę można stwierdzić, że udało się zidentyfikować ok. 160 mieszkańców (według kry-
Z informacji dostępnych piszącemu te słowa wynika, iż w 2017 roku podobne prace rozpoczną się na terenie, na którym w 1706 roku rozegrała się bitwa pod Wschową. 16 T. Karpiński, Gostyńskie wypadki z 1761 roku. Epizod z wojny siedmioletniej, „Rocznik Leszczyński” 2014, nr 14, s. 29-51; oraz przedruk tego tekstu w: idem, Wyprawa generała Platena do Wielkopolski we wrześniu 1761 r. i bitwa pod Gostyniem 15 IX 1761, „Studia Historyczno-Wojskowe” 2015, t. 5, s. 209-234. 15
15
Historia regionalna czy region pełen historii? Historyczne kierunki badawcze w powiecie gostyńskim
teriów wymienionych wyżej), którzy walczyli w tych wojnach17. Kolejnym krokiem będzie sporządzenie biogramów tych osób oraz odtworzenie ich szlaku bojowego, co w konsekwencji ma doprowadzić do stworzenia multimedialnej bazy danych. Wspomniany projekt miałby obejmować okres pruskich wojen drugiej połowy XIX wieku, jak też czasy I wojny światowej. Gdy już mowa o tym światowym konflikcie, to również w tej materii doszło do znacznego postępu wiedzy. W ostatnim okresie ukazała się praca dotycząca mieszkańców gminy Pępowo, którzy polegli w tej wojnie18. Aktualnie prowadzone są badania nad udziałem mieszkańców gminy Pogorzela w I wojnie światowej. Przyjęta metoda badań polegała na przewertowaniu niemieckich oficjalnych wojskowych komunikatów, które publikowały wykazy strat frontowych. Efekt tych analiz zamyka się liczbą 700 nazwisk mieszkańców. W przyszłości, gdy wspomniane badania będą daleko bardziej zaawansowane, być może uda się ustalić, w jakim stopniu powiat gostyński wspierał militarny wysiłek Prus w XIX wieku oraz Niemiec w czasach I wojny światowej. Nasza analiza aktywności badaczy regionalistów nie byłaby kompletna, gdyby nie wspomnieć o XX wieku. Również w tym wypadku w ostatnim okresie ukazało się kilka kluczowych prac znacząco pogłębiających naszą wiedzę na temat tego burzliwego oraz tragicznego okresu naszych dziejów. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza dwie. Pierwsza z nich zawiera 73 notki biograficzne mieszkańców ziemi gostyńskiej zamordowanych w 1940 roku na terenie ZSRR i spoczywających na cmentarzach w Katyniu, Miednoje i Charkowie19. Natomiast druga skupia się wo-
kół kwestii „żołnierzy wyklętych”, szczegółowo wyjaśniając zagadnienia związane z funkcjonowaniem aparatu bezpieczeństwa publicznego w Gostyniu, oraz na aktywności oddziału AK „Dzielny”20. Na koniec warto podkreślić, że wspomniane przejawy aktywności regionalnej doczekały się dwóch filmów dokumentalnych zrealizowanych przez Telewizję Polską. Pierwszy z nich dotyczył badań terenowych na polu bitwy pod Poniecem, natomiast drugi przedstawiał działalność oddziału AK „Dzielny”. Podsumowując niniejszą krótką analizę, należy przejść do odpowiedzi na pytanie postawione w tytule. Niewątpliwie powiat gostyński to region „pełen” historii, tyle tylko, że regionaliści, którzy zajmują się przeróżnymi aspektami związanymi z tym obszarem, nie zamykają się w swoich dociekaniach tylko w granicach administracyjnych tego powiatu. Ich badania, metody badawcze są dalekie od klasycznej definicji regionalizmu. Owszem, czynnik lokalny jest bieżący, natomiast nie jest on oderwany od kontekstu historycznego, z którym współgra, a nawet go współtworzy. Dzięki temu nawet małe, dotychczas zapomniane wydarzenia nabierają właściwego znaczenia w kontekście poszczególnych epok historycznych, konfliktów, kampanii wojennych. Dodatkowo badania są prowadzone z wykorzystaniem nowoczesnych metod badawczych, narzędzi oraz przy współpracy z przedstawicielami innych dyscyplin wiedzy. Zatem powiat gostyński można uznać za region pełen historii, dodatkowo posiadający całą gamę świetnych badaczy, którzy historię regionalną wplatają w szerszy dyskurs historyczny.
17 Zob. D. Płowy, Udział mieszkańców ziemi gostyńskiej w wojnach z lat 1864, 1866, 1870-1871. Źródła i materiały (cz. I), RG 2016, nr 3, s. 23-45. W części drugiej tego artykułu opublikowane zostaną nazwiska osób, które walczyły w wymienionych wojnach. 18 B. Król, Polegli w I wojnie światowej 1914-1918 z parafii Pępowo pow. Gostyń, Pępowo 2014. 19 W. Śmigielski, Mieszkańcy Gostynia i okolic w mogiłach katyńskich, Gostyń 2015. 20 M. Kulczak, Z dziejów ziemi gostyńskiej w latach 1945-1956, Gostyń 2013. Oczywiście nie sposób omówić wszystkie publikacji, które w latach 2013-2016 ukazały się na temat dziejów powiatu gostyńskiego. Szczegółowe informacje na ten temat Czytelnik znajdzie na stronie internetowej Muzeum w Gostyniu pod adresem: http://www.muzeum.gostyn.pl/WYDAWNICTWA%20REGIONALNE [dostęp: 27.09.2017].
16
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Marta Machowska
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej z Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM Słowo wstępne Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie to praca napisana w 1951 roku przez Zofię Kokocińską, wówczas studentkę geografii na Uniwersytecie Poznańskim1. Urodzona w Doma-
Zofia Kokocińska. Fot. z zasobów Archiwum Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
chowie autorka spędziła na Biskupiźnie dzieciństwo i młodość, uczestniczyła w życiu wsi i znała lokalne zwyczaje i obrzędy. Znała gospodarzy z Domachowa oraz starszego od niej o trzynaście lat Jana Bzdęgę. Kultura biskupiańska musiała być jej bliska. Swoją wiedzę na temat tego unikalnego wielkopolskiego mikroregionu wykorzystała w czasie studiów. Opisała rodzinną obrzędowość na Biskupiźnie w ramach jednej z prac semestralnych. Zofia Maria Kokocińska urodziła się 14 marca 1920 roku w Domachowie w powiecie gostyńskim. Jej rodzicami byli Helena z Krzymińskich (1894-1953) oraz Zygmunt (18911957)2 Kokociński, z zawodu nauczyciel, co miało zapewne wpływ na zawodową przyszłość córki. W okresie zaboru pruskiego nauczycielem elementarnej katolickiej szkoły dwuklasowej z językiem niemieckim jako wykładowym w Domachowie był Wincenty Kokociński3. Mimo iż brakuje danych umożliwiających bezpośrednie połączenie go z Zofią Kokocińską, bardzo możliwe, iż była to jej rodzina. Wincenty Kokociński pierwszą posadę objął w 1835 roku, a na przełomie lat 1866/1867 do jego placówki uczęszczało 89 dzieci, dla których językiem ojczystym był język polski4.
Zmiana nazwy na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu nastąpiła dopiero pod koniec 1955 roku. 2 Dane pochodzą ze strony internetowej MyHeritage, z części poświęconej rodzinie Kokocińskich, https://www.myheritage.pl/research?action=query&formId=1&formMode=0&qname=Name+fnmo.2+fnm svos.1+fnmsmi.1+ln.Kokoci%C5%84ski+lnmo.3+lnmsdm.1+lnmsmf3.1+lnmsrs.1 [dostęp: 24.08.2017]. 3 A. Miałkowski, Krobia [w:] R. Grupa, A. Miałkowski, Krobia i okolice. Zarys dziejów, Krobia 2007, s. 57. 4 Obraz katolickich szkół elementarnych objętych Archidyjecezyjami Gnieźnieńską i Poznańską oraz Dyjecezyjami Chełmińską i Warmińską, wyd. L. Rzepecki, Poznań 1867. 1
17
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
Ojciec Zofii, Zygmunt Kokociński, w okresie międzywojennym pełnił funkcję nauczyciela i kierownika czteroklasowej szkoły powszechnej w Domachowie. W latach 19221927 wraz z mistrzem stolarskim Stanisławem Wiśniewskim prowadził koło śpiewacze „Cecylia”, które nadawało ton życiu kulturalnemu wsi w tym okresie5. W 1939 roku zasiadł w Zarządzie Miasta Krobia6. Od lutego 1945 roku Zygmunt Kokociński był nauczycielem oraz kierownikiem szkoły w Krobi7. Zofia Kokocińska ukończyła pięć klas Szkoły Powszechnej w Krobi. Dalej kształciła się w Prywatnym Gimnazjum Koedukacyjnym im. Ziemi Gostyńskiej w Gostyniu, które ukończyła w 1937 roku i rozpoczęła naukę w Liceum Pedagogicznym w Lesznie. Edukację przerwał wybuch drugiej wojny światowej. Wraz z początkiem wojny Kokocińska wstąpiła do służby sanitarnej8, którą pełniła w Gostyniu i Pińsku, gdzie już po wkroczeniu wojsk radzieckich pracowała jako pielęgniarka. W 1942 roku przeprowadziła się do Goworowa (obecnie woj. mazowieckie), gdzie pracowała w Spółdzielni „Społem”. W 1944 roku Kokocińska otrzymała posadę nauczycielki we wsi Telaki w powiecie sokołowskim. Z początkiem 1945 roku wróciła w rodzinne strony. W lutym 1945 roku organizowała naukę w zachowanym obiekcie szkolnym w Starej Krobi. Nauka za-
częła się tam 5 lutego 1945 roku, rozpoczęło ją 91 dzieci w trzech klasach9. W tym samym roku podjęła przerwaną przez wybuch wojny naukę w trzeciej klasie Liceum Pedagogicznego w Lesznie i w dniu 25 lipca 1945 roku, po zdaniu matury, otrzymała świadectwo dojrzałości. We wrześniu 1945 roku Zofia Kokocińska objęła posadę nauczycielki w szkole w Krobi. Cały czas jednocześnie doszkalała się i brała czynny udział w organizacji życia społecznego. Jeszcze w tym samym roku ukończyła kurs wyrobu pomocy naukowych w Gostyniu oraz kurs języka francuskiego na Centralnym Kursie Języków Obcych w Sopocie, a dwa lata później kurs specjalny dla nauczycieli szkół zawodowych w Bytomiu. Jednocześnie zaangażowała się w działalność Związku Harcerstwa Polskiego, zawiązując IV Drużynę Harcerek im. Olgi Małkowskiej w Krobi, której drużynową pozostawała do rozpoczęcia studiów na Uniwersytecie Poznańskim. W 1947 roku Zofia Kokocińska rozpoczęła studia geograficzne na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu Poznańskiego10, które ukończyła w 1952 roku, uzyskując dyplom ukończenia studiów wyższych I stopnia w zakresie geografii11. Po studiach Zofia Kokocińska nie wróciła już do rodzinnego Domachowa, lecz zamiesz-
5 R. Grupa, Domachowo [w:] R. Grupa, A. Miałkowski, Krobia i okolice, op. cit., s. 114. Szkoła, w której uczył Zygmunt Kokociński, nosi obecnie nazwę Zespół Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Krobi im. Józefa Zwierzyckiego; http://gimkrobia.pcdn.edu.pl/index.php?option=com_content&view =article&id=1&Itemid=8 [dostęp: 24.08.2017]. 6 S. Jankowiak, Krobia i okolice w latach 1793-1918 [w:] Szkice z dziejów ziemi krobskiej, praca zbiorowa pod red. A. Miałkowskiego, Poznań‒Krobia 1986, s. 88. 7 A. Miałkowski, Krobia, op. cit., s. 71. 8 Jeszcze przed wybuchem wojny Kokocińska włączyła się w działania Obrony Narodowej i jako sanitariuszka należała do 2 kompanii Obrony Narodowej „Krobia”; http://www.dws.org.pl/viewtopic. php?f=159&t=133837 [dostęp: 24.08.2017]. 9 S. Jankowiak, Krobia i okolice…, op. cit., s. 76; A. Miałkowski, Krobia, op. cit., s. 58. 10 W 1951 roku Wydział Matematyczno-Przyrodniczy podzielił się na dwie jednostki: Wydział Matematyczno-Fizyczno-Chemiczny oraz Wydział Biologii i Nauk o Ziemi. Studium geograficzne było częścią drugiego z nich. Zatem Kokocińska rozpoczęła w 1947 roku naukę na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym, a zakończyła ją w 1952 roku na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi. 11 Archiwum Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, sygn. 280/33. Warto zauważyć, że z początkiem roku akademickiego 1949/1950 na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym wprowadzono nowy, dwustopniowy podział studiów wyższych, co miało przyśpieszyć produkcję kadr. Studia I stopnia dawały absolwentowi kwalifikacje zawodowe, a studia II stopnia – tytuł magistra lub mu równorzędny. Zob. Kronika Uniwersytetu Poznańskiego za lata akademickie 1945-1954/55, red. J. Deresiewicz et al., Poznań 1958, s. 41-42.
18
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
kała i rozpoczęła pracę w Poznaniu. Początkowo prawdopodobnie pracowała w budynku szkolnym przy ul. Inżynierskiej 4/5 w Poznaniu (obecnie ul. Działyńskich); mieściło się tam kilka szkół zawodowych, między innymi Zasadnicza Szkoła Budowlano-Drzewna12 (obecny Zespół Szkół Budowlano-Drzewnych) oraz Państwowa Średnia Szkoła Zawodowa nr 213, a także powstały warsztaty ślusarskie dla chłopców oraz odzieżowe i kapelusznicze dla dziewcząt14. W 1962 roku Zofia Kokocińska została dyrektorką nowo powołanej Zasadniczej Szkoły Zawodowej dla Pracujących nr 215. W szkole funkcjonowały klasy szkolące między innymi w następujących zawodach: piekarz, ciastkarz, hafciarz, krawiectwo lekkie i ciężkie, bieliźniarstwo oraz kapelusznictwo. Siedziba szkoły mieściła się w budynku Technikum Odzieżowego i Zasadniczej Szkoły Odzieżowej im. W. Reymonta przy ul. Kazimierza Wielkiego 17 i w 1975 roku połączyła się z tą placówką. Zofia Kokocińska, posiadająca zarówno praktyczne, jak i teoretyczne przygotowanie do kierowania szkołą zawodową, bardzo dobrze wywiązywała się ze swoich zadań. Przez koleżanki z pracy wspominana jest ciepło i z sympatią. Była osobą postawną, uwielbiającą ciastka i grę w brydża. Bardzo lubiana przez grono pedagogiczne, stwarzała w miejscu pracy przyjazną atmosferę. Wśród uczniów i nauczycieli budziła niewymuszony respekt, a nigdy nie musiała podnosić głosu. W kierowanej placówce wprowadziła system opieki
nad młodymi nauczycielami, z których każdy na początek dostawał swojego opiekuna prowadzącego, do którego mógł udać się z każdym problemem i pytaniem. Wówczas było to novum, dopiero po pewnym czasie wprowadzone również do innych szkół16. Po włączeniu Zasadniczej Szkoły Zawodowej dla Pracujących w strukturę Zespołu Szkół Odzieżowych Kokocińska jeszcze przez krótki czas sprawowała funkcję wicedyrektorki. Zmarła 21 września 1996 roku. Była osobą niezamężną i bezdzietną. Pochowana została na cmentarzu komunalnym na poznańskim Junikowie w grobowcu rodziny Praclewskich 27 września 1996 roku17. Prezentowana praca Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie jest pracą semestralną, napisaną przez Zofię Kokocińską w 1951 roku, na IV roku studiów. Rękopis znajduje się obecnie w zasobach Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu18. Nie ma informacji na temat powodów, dla których praca studentki geografii znalazła się w archiwum Instytutu mieszczącego się na innym wydziale. Być może uznano, iż tematycznie jest bliższa zainteresowaniom etnologów niż geografów. Nie ma także pewności co do tego, kiedy praca ta znalazła się w zasobach Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej. Musiało nastąpić to jednak po 1982 roku, ponieważ na pieczątkach widnieje nazwa „Instytut Etnologii”19.
http://www.zsbd.pl/o-szkole/historia [dostęp: 11.09.2017]. S. Kaminiarz-Rostocki, Technikum Odzieżowe im. Władysława Reymonta w latach 1881-1970 (szkic monograficzny), „Kronika Miasta Poznania” 1976, nr 3, s. 52. 14 A. Wesołowski, Szkolnictwo zawodowe Poznania w latach 1945-1970, „Kronika Miasta Poznania” 1974, nr 4, s. 46. 15 S. Kaminiarz-Rostocki, Technikum Odzieżowe…, op. cit., s. 54. Funkcjonowała także nazwa: Zasadnicza Szkoła (Zawodowa) Doszkalająca nr 2 dla Pracujących w Poznaniu. 16 W tym momencie pragnę serdecznie podziękować pani Danucie Jakuć oraz pani Grażynie Łakomiec, dyrektorce Zespołu Szkół Odzieżowych im. Władysława Reymonta w Poznaniu za okazaną pomoc i informacje na temat poznańskich losów Zofii Kokocińskiej. 17 Spoczywająca w tym samym grobowcu Janina Praclewska prawdopodobnie była kierowniczką Internatu przy Technikum Samochodowym w Poznaniu (Bursa nr 5). Możliwe, że z Kokocińską poznały się w czasie rozbudowy budynku przy ul. Kazimierza Wielkiego, kiedy to szkoła została przeniesiona na okres od czerwca 1967 do września 1968 do budynku Technikum Samochodowego przy ul. Rataje 142. S. Kaminiarz-Rostocki, Technikum Odzieżowe…, op. cit., s. 56. 18 Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, sygn. N=25. Arch. Z. Etn. U. P. 19 W 1982 roku Katedra Etnografii UAM w Poznaniu została przekształcona w Instytut Etnologii. 12
13
19
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
Rodzina biskupiańska z Posadowa. Fot. z zasobów Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM
Praca Zofii Kokocińskiej wydaje się być interesującym świadectwem zwyczajów rodzinnych na Biskupiźnie, opisanych przez osobę urodzoną i wychowaną w Domachowie, znającą lokalne zwyczaje, stroje i samych Biskupian. Świadectwo o tyle ważne, że spisane przez osobę znającą kulturę biskupiańską z czasu, kiedy ta była jeszcze elementem codziennej rzeczywistości. Nie wiadomo, czy rodzina Kokocińskich kultywowała biskupiańskie tradycje. Wiadomo jednak, że Zygmunt, ojciec Zofii, prowadził koło śpiewacze „Cecylia”, którego członkowie występowali w strojach biskupiańskich i wykonywali biskupiańskie pieśni20. Można nawet stwierdzić, że Koło „Cecylia” dało początek założonemu w 1932 roku przez Jana z Domachowa Bzdęgę Biskupiańskiemu Zespołowi Folklorystycznemu „In crudo” z Domachowa i Okolic. Wiadomo także, że spędzając swoje dziecięce i nastoletnie lata w Domachowie, Kokocińska musiała uczestniczyć w życiu mieszkańców wsi, w lokalnych świętach rodzinnych i kościelnych. Można zatem przyjąć, że to, co opisywała w swojej pracy semestralnej, doświadczyła i zaobserwowała osobiście. Sama także w bibliografii podała, iż wiele informacji uzyskała bezpośrednio od Jana z Domachowa Bzdęgi oraz gospodarzy z Domachowa. R. Grupa, Domachowo, op. cit., s. 114.
20
20
Szkic Kokocińskiej ma jednak także pewne wady. Należy tutaj wspomnieć o korzystaniu i dosłownym przytaczaniu – bez zaznaczania tego faktu w przypisach – cytatów z kilku przedwojennych artykułów zamieszczonych w „Kronice Gostyńskiej”, a także z wydanej w 1936 roku książki Jana Bzdęgi pt. Biskupianie. Opracowując rękopis, starałam się w odpowiednich momentach zaznaczać miejsca, w których autorka korzystała bądź cytowała konkretne prace. Informacje na ten temat zostały zamieszczone w przypisach. Biorąc jednak pod uwagę powyższe, przyjmuję, że Kokocińska znała osobiście panujące na Biskupiźnie zwyczaje, a wykorzystywała istniejące opracowania – czasami przytaczając całe ich fragmenty – by móc lepiej wyrazić słowami swoją wiedzę. Warto także zaznaczyć, że przy opracowaniu rękopisu starałam się zachować oryginalną pisownię i interpunkcję. Jeśli ewentualna drobna poprawka nie zmieniała sensu tekstu i nie była słowem gwarowym, została nanoszona. Rękopis Obrzędowości rodzinnej na Biskupiźnie został wzbogacony o ręcznie wyrysowaną na kalce mapkę Biskupizny oraz fotografie ilustrujące treść. Wszystkie one były wklejanymi oryginalnymi zdjęciami, pochodzącymi zapewne z rodzinnych albumów mieszkańców Biskupizny. Część z nich posiadała sygnaturę Zakładu Fotograficznego „Gołembiewski” w Krobi. Niestety podpisy pod zdjęciami są lakoniczne. Poza miejscowością, w której zostały wykonane, brakuje informacji dotyczących uwiecznionych na nich osób czy dokładnego czasu ich wykonania. Prawdopodobne jest, że w okresie, w którym fotografie nie były tak rozpowszechnione jak obecnie, Biskupianie ofiarowali Zofii Kokocińskiej jedyne kopie zdjęć rodzinnych, by mogła wykorzystać je w swojej pracy semestralnej na studiach. W oryginalnym rękopisie ilustracji było dwadzieścia, my publikujemy kilka z nich, by zobrazować to, o czym pisała Kokocińska.
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie Zofia Kokocińska Plan pracy21 1. Wstęp 2. Chrzest „Krzciny” 3. Swaty „Średziny” 4. Wesele 5. Ostatnie pożegnanie zmarłego Leonard Turkowski22 Biskupizna Jeszcze Polska w sercach płonie – Jest na Biskupiźnie! Jeszcze jeden „wiwat” dzisiaj Życie jej użyźni! Gest ma jurny Biskupianin, Szeroki, jak pole – Wzrok skowronka, uśmiech dziecka, Polską myśl i wolę. Z mięśni tryska siła wołu, Z serca błysk mocarny – Tęgość żubra, uśmiech dziecka I łagodność sarny; W tańcu duszę wyładuje Gdy zejdą dziewczęta – Każda wspomni go z tęsknotą, Każda popamięta.
Krasne lica, krasne stroje, Krasne, polskie serca – I uśmiechy, jako kwiaty Prosto z łąk kobierca. Stare stroje, polskie stroje, Kaftany, spódnice, Kopki, wstążki, chusty, hafty, Kryzki, jedwabnice. Piękne stroje, żywe stroje, Kwieciste koronki, Barwy, barwy, jako kwiaty Prosto z polskiej łąki. Zwyczaj stary, uśmiech młody, Dzień – służba Ojczyźnie. Jeszcze Polska nie zginęła – Jest na Biskupiźnie!
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie Wśród pagórków i wzniesień powiatu gostyńskiego leży nieduże miasteczko – Krobia. Jest to jedno z najstarszych miast Wielkopolski. W roku 1232 – książę wielkopolski Władysław Plwacz23 nadał – prawem dziedziczenia Pawłowi Grzymale24, biskupowi poznańskiemu Krobię wraz z jedenastoma okolicznymi wioskami25. Odtąd przez sześć wieków miasteczko wraz z okolicą, zwaną z tego powodu Biskupizną, dzierżyli biskupi poznańscy, mając tam swą letnią rezydencję.
W rękopisie Kokocińskiej plan pracy znajdował się na samym końcu. Ze względu na przejrzystość pracy i komfort czytelnika w opracowaniu plan przeniesiony został na sam początek. 22 W rękopisie Zofia Kokocińska błędnie zapisała nazwisko poety jako Turowski. Leonard Turkowski był nauczycielem, publicystą i poetą z Poznania, prywatnie przyjacielem Jana z Domachowa Bzdęgi. Wiersz został opublikowany w 1938 roku w „Kronice Gostyńskiej” (t. 9, nr 4, s. 49), a dedykowany Państwu Szambelaństwu Potworowskim z Goli. 23 Władysław Plwacz to inaczej Władysław Odonic, książę wielkopolski w okresie rozbicia dzielnicowego, syn Odona i Wyszesławy, księżniczki halickiej. 24 Informacja o przekazaniu Krobi przez księcia Władysława Plwacza biskupom poznańskim zawarta została w wydanej w 1842 roku w Poznaniu encyklopedii historycznej autorstwa Jędrzeja Moraczewskiego pt. Starożytności polskie (t. 1, s. 511). Brakuje jednak wzmianki potwierdzającej pochodzenie biskupa Pawła z rodu Grzymałów. W latach 1211-1242 urząd biskupa poznańskiego sprawował Paweł II, którego pochodzenie nie jest do końca rozpoznane. Prawdopodobnie jego rodzina wywodziła się z Krakowskiego, a osiadła na Śląsku. S. Karwowski, Biskupi poznańscy z XII i początku XIII wieku, Poznań 1911, s. 132. 25 Obecnie do Biskupizny zalicza się Krobię wraz z dwunastoma wioskami, jednak w XIII wieku nie istniała jeszcze wieś Wymysłowo, która jako folwark powstała po 1569 roku, a do klucza krobskiego została włączona dopiero w XVIII wieku. R. Grupa, Wymysłowo [w:] R. Grupa, A. Miałkowski, Krobia i okolice, op. cit., s. 171. 21
21
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
Para młoda z rodzinami, Żychlewo (pow. Gostyń). Fot. z zasobów Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM
Biskupianie w czasach pańszczyźnianych cieszyli się względną swobodą, gdyż, jak wskazują dawne kroniki, ich stosunek do biskupów ograniczał się jedynie do opłacania małych danin i obowiązku ponoszenia pewnych świadczeń. Dobrobyt, pomyślne warunki ekonomiczne i socjalne, wpłynęły na wytworzenie się wśród ludu tego pewnych tradycji, poglądów, wierzeń i obyczajów26. Biskupianie trzymają się tradycji uparcie i z dumą. Zwyczaje i obyczaje ich są piękne i warto się z nimi zapoznać. Pokrótce przedstawię zwyczaje i obrzędy w czasie uroczystości rodzinnych.
Chrzest – „Krzciny”27 Z każdego narodzonego dziecka w rodzinie biskupiańskiej panuje radość. Ojcowie szczególnie cieszą się synem i mówią: „to jakby ktoś 1000 zł przyniósł do izby”, a gdy córka narodzi się, mówią: „to jakby kto 1000 zł wyniósł z izby”. Matki jednak cieszą się z urodzin córek, bo będzie miała pomoc w gospodarstwie i mogą ją pięknie ubierać.
Ważną rzeczą jest dobór chrzestnych, bo po „krzasnych” dziecko dziedziczy charakter, urodę i talent. „Krzasnym” dla chłopca musi być dobry śpiewak, a dla dziewczynki „krzasna” musi lubić i umieć tańczyć. Po powrocie z kościoła kładą dziecko pod stół, by było pokorne i mówią przy tym „zabraliśmy poganina, a przynieśliśmy chrześcijanina”. Uroczystość chrzcin jest hucznie wyprawiana, bo inaczej dziecko by się nie „chowało”. Nad kołyską dziecka goście śpiewają ulubioną przez nich piosenkę: Jak jest mała, to ją czesz Jak urośnie, to ją strzeż, Jak przyjdzie do rozumu, Daj pieniędzy komu, Żeby ją wziął z domu. Na myśl o nieporadnem nowonarodzonem maleństwie śpiewają nad kołyską pieśń bardzo starą o biednej sierotce: Szła sierotka po wsi, łepadli ją źli psi Ni mioł się kto łebrać28, ni mioł jej kto łegnać. Pan Jezus się łebroł i sierotkę łegnoł, Z biedy ją wybawił i łaskawie mówił Sierotko gdzie idziesz, macierzy swej szukać, Macierzy nie znajdziesz, a sama gdzie zejdziesz, Idź żeś ty, idź żeś ty na cmentarz zielony Tam na jej grobie rośnie kierz lilyji Ułomżesz gałązkę pukaj po tym grobie Łezwie ci się, łezwie ta macierza tobie. A któż mi tam pukoł po tym moim grobie, A joć to matulo, puście mnie do siebie. A co byś tu jadła, a co byś tu piła, A co wy tam jecie, a co tam pijecie. Ja nie jem, nie piję, łaską boską żyję. Jo bym tyż była, łaską boską żyła. Idź żeś ty, idź żeś ty do swojej macochy. Niech cie wymyje i niech uczesze. Kiedy jak mnie myje nakręca mi szyje.
Powyższy fragment odnoszący się do historii i charakterystyki Biskupizny pochodzi z artykułu Bożeny Czyżykowskiej, Na wesele do Domachowa! Wspomnienia, „Kronika Gostyńska” 1935, t. 7, nr 4, s. 49-50. 27 Informacje, a także niektóre fragmenty podrozdziału pochodzą z książki Jana Bzdęgi, Biskupianie. „Hej! z młodych lot, huloł jo ci rod…”, Kościan 1936, s. 11-13. 28 Zaopiekować się. 26
22
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
A jak mnie czesze, to robi mi plesze29. Połószże się, połószże, kole boku mygo Byndziemy tu spać aż do dnia sądnygo. Przyśli anieli z nieba, wzięli sierotkę do nieba, Przyśli czarci z piekła, wzięli macochę do piekła. Za stół posadzili, smoły postawili Macocho upijej, ty bracie dylowej.
Swaty – „Średziny”30 Gdy młodzieniec poweźmie zamiar ożenić się z wybraną przez siebie panną, oznajmia to swym rodzicom. Jeśli nie są temu przeciwni, posyłają do rodziców panny młodej, jako swata, kogoś z najbliższych krewnych, który omawia w imieniu rodziców młodzieńca z rodzicami panny młodej sprawę posagu, jaki młodzi mają dostać. Po obustronnym porozumieniu się wyznaczają dzień „śrędzin”, czyli zaręczyn. Gdy sprawa żeniaczki jest „ubitą”, uprasza sobie młodzieniec jako drużbę jednego z krewnych lub też najbliższego przyjaciela. W naznaczonym dniu popołudniu jadą oboje konno – jeżeli panna mieszka w innej wsi – na śrędziny do jej rodziców. Na wyjezdnem ze swej wsi śpiewają następującą piosenkę: Przez wodę, koniku, przez wodę, do mego dziewczęcia na zgodę Trala la la la la la la Do mego dziewczęcia na zgodę. Musiałaś, jedyno, co umieć, że ja cię nie mogę zapomnieć. Trala la itd. Zapomniałem siostrę i brata, a ciebie nie mogę trzy lata. Trala la itd. Zapomniałem matkę i ojca, a ciebie nie mogę bez końca. Trala la itd. Zapomniałem całą rodzinę, a ciebie nie mogę godzinę. Trala la itd.
Zapomniałem wszystko z żałości, a ciebie nie mogę z miłości. Trala la itd. Wywabione śpiewem wychylają się zza płotów i furtek głowy ciekawskich mieszkańców wioski. Po dokładnym poinformowaniu się sąsiadek, kto z kim i gdzie się żeni, wracają wszyscy do swego zajęcia. Przy wjeździe do wioski rodziców młodej panny drużba i pan młody zwalniają bieg konia i śpiewają: Mój koń nieborak trzy dni nic nie jadł, Napasę go, napoję, za mój półtorak. Jak go napasę, wsiądę na niego Pojadę ja do dziewczęcia, do serca mego. Jak tam zajadę, z nią się rozmówię, Dziewczę moje, daj mi buzi, bo ci odjadę. Choć mi odjedziesz, płakać nie będę, Przyjdzie inkszy, będzie milszy, ten moim będzie. Przed domem rodziców panny młodej stanęli i tak długo śpiewają, aż im kto z domowników otworzy wrota, poczem domownicy odbierają od nich konie i do stajni wprowadzają. Rodzice panny młodej zapraszają młodzieńców do izby, którzy wchodząc pochwalają Pana Boga i stanęli przy drzwiach. Na prośby gospodarza, aby siadali, występuje drużba z przemową: „Przezacni i drodzy nam państwo. Z daleka myśmy tu przybyli, podróżą my strudzeni, lecz wpierw nim usiądziemy, o jedno słowo was prosimy. Słyszeliśmy u nas na wschodzie o waszej córki cnotach i urodzie. Przyjaciel mój przybył się wam pokłonić i was drodzy państwo rodzice, o jej rękę prosić”. Następnie występuje młodzieniec: „Przybyłem do was, drogi panie ojcze i droga pani matko, do nóg się wam pokłonić (kłania się i całuje ich w rękę) i prosić was o rękę waszej nadobnej córki”. Na to odpowiada ojciec: „Co jest od Boga, to jest i od ludzi. Jeżeli wy młodzi jesteście sobie mili, to ja nie mam nic przeciw waszemu pobraniu się. A ty, matka, co na to
Targać za włosy. Zdecydowana większość tego podrozdziału pochodzi z artykułu Franciszki Mendyczanki, Wesele biskupiańskie, który został opublikowany w 1931 roku w „Kronice Gostyńskiej”, t. 3, nr 4, s. 78-82 oraz t. 3, nr 5, s. 91-96. Autorka artykułu, Franciszka Mendyczanka, była rodowitą Biskupianką, córką gospodarza z Domachowa, a także poetką, miłośniczką i propagatorką folkloru biskupiańskiego. 29 30
23
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
mówisz?”, pyta się zwracając się do żony. „Ja jezdem tego zdania co i ty”, odpowiada żona. „W takim razie zgoda między nami”, woła uradowany gospodarz. „Skoczno matka, i zawołaj córkę, co ona na to powie (poczem dodaje poważnie) poniewoli wydawać jej nie chcę”. Córka, która w drugiej izbie pod drzwiami całej rozmowy słuchała, wchodzi z wstydliwie spuszczonymi oczyma, miętosząc róg fartucha, i wolno przystępuje powitać przybyłych. „Słuchaj jeno, moja córko, mówi ojciec do córki, oto młodzieniec ten chce nam ciebie zabrać. Prosił nas właśnie o twą rękę. Rób, córko kochana, jak uważasz. My z matką nic przeciw temu nie mamy. A więc powiedz, co ty myślisz? Pójdziesz za niego?” „Tak” rumieniąc się szepcze ledwie dosłyszalnym głosem. Wtedy przystępuje młodzieniec do rodziców, dziękując, i całuje po rękach. Młodzi klękają przed rodzicami, którzy ich błogosławią. Akt zaręczyn jest dokonany. Odtąd stają się młodzieniec panem młodym, panna panną młodą. Państwo młodzi siadają za stołem. Matka panny młodej przynosi na talerzu jabłko, stawia przed nimi i rozkrawa je na dwie duże połowy, które państwo młodzi spożywają. Teraz zastawia matka stół jadłem, drużba zaś wyjmuje z pod żakietu butelkę miodówki i częstuje wszystkich obecnych. Bawią się sami do wieczora. Wieczorem dopiero przyjeżdżają rodzice pana młodego, przywożąc ze sobą więcej trunku, bo na średziny i wesele wódkę daje pan młody. Przybywają także zaproszeni krewni. Gości w izbie pełno, jadła i picia pod dostatkiem. Troskliwy o gości drużba sprowadza skrzypka, aby się nie nudzono. „Hej, skrzypku, zagraj nam od ucha! na łociepkę!” krzyczą podochoceni goście. I powoli suną pary do tańca. W najlepszym nastroju bawią się goście do rana. Przed następną niedzielą zanoszą państwo młodzi na zapowiedzi. W ich czasie stroi się panna młoda w kaftanik. Jest to krótki, do pasa obcisły, kabacik z pelerynką. W pasie są stojące falbanki. Na głowę wdziewają kopkę tj.: czepek wyszywany z tiulu a ubrany w rozmaryn. Przy kopce ma przypięte cztery kwieci-
ste wstążki (dar narzeczonego), każda łokieć długa, a 10 cm szeroka. Na szyi ma tiulowy kryzik, wyszywany i na sztywno prasowany, na którym spoczywa 6 sznurów prawdziwych korali. Na każdą niedzielę w czasie zapowiedzi panna młoda wdziewa innego koloru spódnik, a na nim fartuch jedwabny innego koloru. Pan młody ubiera się we wołoszkę czyli sukmanę. U kapelusza nosi wieniec ze zielonej wstążki i gałązki rozmarynu. Po pierwszej zapowiedzi jeżdżą państwo młodzi spraszać gości na wesele.
Wesele W myśl zwyczaju wesela odbywają się na Biskupiźnie w poniedziałki lub wtorki, u biedniejszych w środy lub czwartki. Zabawa trwa tam bowiem od dnia ślubu do czwartku i w ten dzień, czyli w czwartek o północy, z wybiciem godziny 12 zabawa się kończy, ponieważ w piątek się bawić nie wolno, a przekroczenie tego zwyczaju uważają Biskupianie za wielki grzech31. Z nadejściem dnia ślubu i wesela zjeżdżają się goście już od samego rana, gdyż ślub odbywa się przedpołudniem na mszy św. Gości przyjmują pan młody i drużba. Każdego nowoprzybyłego gościa wprowadzają do domu z muzyką, składającą się z dud i skrzypek. Po zebraniu się wszystkich gości, siadają do jadłem zastawionych stołów. Gości częstują uprzejmie plackiem, chlebem z kiełbasą i… kawą lub piwem, co kto woli. Usługują drużba i druhna, zachęcając do jedzenia. Po posiłku wygłasza drużba następującą przemowę: „Kochani zebrani goście weselni. W imieniu państwa młodych i ich drogich rodziców składam wam serdeczne podziękowanie, iż raczyliście przybyć, aby uczcić te gody małżeńskie. Zebraliśmy się, aby nowożeńców do kościoła zaprowadzić i wspólnie z kapłanem błogosławieństwo dla nich u Boga uprosić. Do was zaś, państwo młodzi, kilku słowami się zwracam. Uprzytomnijcie sobie, iż wstępujecie do stanu małżeńskiego pełnego trudu i boleści. O tym pamiętaj ty, młody panie, i zapomnij o swym kawalerskim stanie, bo
Fragment pochodzi z artykułu B. Czyżykowskiej, Na wesele do Domachowa!, op. cit., s. 50.
31
24
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
widzisz przed sobą tę, która ma być twoją przyszłą i wierną żoną. Opuściła ona ojca i matkę, aby ci na drodze życia towarzyszyć, przyjmij więc ją jako wierną i kochającą żonę. Ty zaś, panno młoda, pojmiesz dziś małżonka przez Boga ci przeznaczonego i przez ciebie umiłowanego. Pamiętaj, iż dobra żona jest głowy męża korona. Żegnaj więc, panno młoda, te domowe kąciki i zabieraj się do stanu małżeńskiego i sakramentu najświętszego. Ukorzcie więc, państwo młodzi, serca u stóp drogich waszych rodziców i proście ich o błogosławieństwo. Niech wam Bóg błogosławi! Wiwat! na długi wiek, na dobre lata i na szczęśliwe pożycie!”.
Młoda para, Żychlewo (pow. Gostyń). Fot. z zasobów Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM
Po wysłuchaniu w skupieniu przemowy drużby młodzi państwo klękają przed rodzicami, by odebrać od tychże błogosławieństwo. Wreszcie przy dźwiękach tzw. „wsiadanygo” wychodzą przed chatę, gdzie kucharka pełniąca rolę gospodyni domu pokropia wszystkich święconą wodą, by się w drodze nic złego nie stało. Goście przy muzyce siadają na powózki, aby udać się w drogę do kościoła. Wszyscy są odświętnie przystrojeni, zwłaszcza kobiety. Mężczyźni mają wołoszki. Kobiety ubrane są w kaftanik jak panna młoda. Na głowie mają „kobiece kopki”, górą przewiązane jedwabną chusteczką, w tyle przy kopce wiszą cztery wstążki jak u panny młodej. Parobcy dosiadają swych koni, gdyż konno jadą do kościoła. Przeciętnie jest prócz pana młodego dwunastu dziarskich chłopców, czyli sześć par, gdyż pochód do kościoła odbywa się parami. W pierwszej parze jadą parobcy na najlepszych koniach. W ostatniej jedzie drużba i półdrużba, mając między sobą pana młodego. Wszyscy ubrani są w wołoszki. U kapeluszy mają wieniec z różowej wstążeczki i gałązki rozmarynu. W ręce trzymają krótkie „weselne baty” uplecione z rzemieni, przy których są chustki „francuskie”, jakich używają kobiety do okrycia głowy. Chusteczki te przywiązują do bata panny przynależne do pary. Pan młody trzyma w ręce różczkę, przewiązaną zieloną wstążką. Na pierwszej furmance jedzie panna młoda, po bokach jej siedzą druhna i jedna z krewnych gospodyń, która ją będzie czepić. Ubranie ma takie same jak w dniu zapowiedzi, tylko od stóp do głów wszystko nowe. Tą samą furmanką, na przednim siedzeniu, jedzie muzyka, która całą drogę do kościoła i z powrotem przygrywa na dudach i na skrzypcach. Reszta gości zajmuje inne bryczki i to w ten sposób, że do każdej starszej pary gospodarzy przysiada jedna panna. W czasie jazdy parobcy wesoło pokrzykują i podśpiewują32.
32 Znaczna część tego podrozdziału, podobnie jak kolejnych poświęconych obrzędowi ślubu pochodzi z artykułu F. Mendyczanki, Wesele Biskupiańskie oraz ze wspomnień B. Czyżykowskiej, Na wesele do Domachowa!. Kokocińska korzystała również z książki J. Bzdęgi, Biskupianie, który jednak również korzystał z artykułów Mendyczanki oraz Czyżykowskiej.
25
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
Do kościoła Jedzie wesele dwanaście wozów, sto ludu, sto ludu, zbierajże się ty młoda panno i ty młody panie do ślubu33. Parobcy kończąc każdą zwrotkę, wesoło wołają: uch! huch! uj! oj! cia! Da! dana! oj dana! Po przybyciu do kościoła konie i bryczki zajeżdżają do karczmy (gościńca), jak również muzyka. Do kościoła najpierw wschodzą parami dziewczęta, na końcu kroczy panna młoda z druhną, potem gospodynie. Kobiety stoją po prawej stronie ołtarza. Mężczyźni, którzy też wchodzą parami w tym samym porządku, co i kobiety ustawiają się po lewej stronie. Po ślubie weselnicy idą na tzw. „ofiarę” za ołtarz. Po wysłuchaniu mszy św. orszak wraca wśród ogólnej radości do domu. W połowie drogi wysuwa się pierwsza para parobków i pędzi co koń wyskoczy do domu weselnego. Wracają i przywożą pannie młodej chleb, a panu młodemu cepy na znak, by byli dobrymi gospodarzami. Teraz zaczynają się prawdziwe wyścigi tak zwanej „młodej kawalerki”. Przed domem weselnym czekają wszyscy na przyjazd pana młodego, któremu nie wypada brać udziału w tych zawodach. Drzwi domu weselnego są zamknięte, drużba puka w nie. Z za drzwi pyta ktoś: A z kund jedziecie? Z kościoła Bożego – odpowiada drużba. Co wieziecie? Stan małżeński. Kto wam dawał? Kapłan rzymski. No to zaśpiewajcie „U drzwi Twoich”. Na to wezwanie weselnicy odśpiewują jedną zwrotkę tej pieśni, poczem dopiero otwiera kucharka, pełniąca rolę gospodyni w domu, drzwi i częstuje na progu państwo młodych chlebem i solą. Teraz dopiero wchodzą weselnicy parami do domu i tańczą. Młoda para rozpoczyna taniec tzw. „w kółko”. Drużba tańczy z młodą panną, a młody pan z druhną. Po chwili następuje zmiana tancerzy. Tańczy teraz również
i młodzież. Po tańcu siadają wszyscy do śniadania. Po śniadaniu przebierają się wszyscy w lekkie stroje do tańca, a dziewczęta przypinają chłopakom do batów białe chustki. Rozpoczynają się tańce. Jeden z chłopaków, z butelką i kieliszkiem w ręce, pełni rolę zapraszającego do tańca. Czyni to w ten sposób, że kolejno podług starszeństwa woła: „Hej, pani matko Kabalino, proszę na tę gorzałeczkę!”. Młodzi w tym czasie tańczą tzw. „wiwata” (taniec prędki na dwie czwarte). „Wiwat” z Domachowa: Niedaleko Domachowa wypłynęły trzy jeziora. Wszystkie wody34 zalały aby jedna została, Co Jasieniek po niej chodził i Kasieńkę odprowadzał. Zebrał jabłko w ogrodzie i kulał je po wodzie. Kulaj mi się i obracaj ale mi się nie pomaczaj, Kulaj mi się ku temu, ku kochaniu mojemu. Jabłuszko się zakulało, do okienka zapukało. Czy ty śpisz, czy czujesz, czy innego nocujesz? Ja nie śpię, tylko czuję i innego nie nocuję. Tylko Ciebie Jesieńku, na tym siwym koniku. Po czemżeś mnie ty poznała, żeś mnie Jasieńkiem nazwała? Poznałam Cię po głosie i konika po nosie35. Po poczęstowaniu wódką „pani matki”, „pana ojca” i muzykantów śpiewa „pan ojciec” muzyce piosenkę, podług której zamierza tańczyć z „panią matką”. „Przodek” – taniec – Domachowo Pod borem, pod lasem, tatareczka jaro, powiedz mi dziewczyno Jakaś ty jest stara, powiedz mi dziewczyno jakaś ty jest stara. Nie młoda, nie stara, dwadzieścia lat będzie Mogę się pokazać w pierwszym ludzi rzędzie.
„Kronika Gostyńska” 1932, t. 4, nr 5, s. 80. Błąd autorki, zamiast „wody” powinno być „drogi”. 35 Słowa pieśni zamieszczone zostały w „Kronice Gostyńskiej” 1932, t. 4, nr 5, s. 79-80. 33 34
26
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Starzy tańczą w środku poważnie, drobno, prawie stojąc w miejscu. Parobcy biegają naokoło tej pary i „służą im”. Podkrzykują przy tym wesoło, klaskając w dłonie i trzaskając z batów. Tańce te („wiwat” i „przodek”) powtarzają się na zmianę przy każdej innej melodii. Wieczorem zastawiają stoły do obiadu. W czasie jego drużba i druhna usługują gościom. Obiad odbywa się w wesołym nastroju, weselnicy przekpiwają drużbę i druhnę. Po obiedzie obchodzą kucharki wokół stołów z miednicą i ręcznikiem, by goście umyli sobie ręce, za co otrzymują groszaki, rzucane we wodę, a drużba wygłasza następującą przemowę: „Przepraszam was, najmilsi goście, jeżeli wam wszystkiego dostatkiem nie było. Jeżeli wam brakowało soli, to nie na mojej winie, tylko tego gospodarza woli. Jeżeli wam brakowało okrasy, to wiecie dobrze, że teraz są ciężkie czasy. Ale poprawi wam się za dwa lata, jeżeli ten pan młody jakiego figla spłata. Jeżeli córka, to będzie chleba skórka, jeżeli syna, będzie wina, a jeżeli bliźnięta, będzie pieczona kura i cielęta. Teraz do was młodziankowie młodzi, do was się to godzi, byście się zeszli i te stoły wynieśli. A wy, panny młode, byście wzięły miotły i te kości stąd wymiotły”. Po obiedzie znowu rozpoczynają się tańce do kolacji. Po północy, gdy weselnicy są już po kolacji, rozpoczynają się czepiny. Druhna stawia na stole przed młodym panem, który siedzi z młodą panną, jabłko przybrane w rozmaryn na talerzu. Dziewczęta, z druhną na czele, stają przed młodym panem i zbierają na czepiec, śpiewając: Oj! Ty miły młody panie, Cóż się dzisiaj z tobą stanie? Tobie wieniec odbierzemy, Młodą pannę oczepimy. Młody pan rzuca na talerz pieniądze, w tej chwili druhny zrywają mu wieniec z kapelusza. Następnie idą po kolei do wszystkich weselników i śpiewają: O wy mili gospodarze, Sprzedaliście drogo zboże,
Drogo zboże cyntnarami, Teraz sypcie talarami. Sypcie grubo, a nie ciynko, Co zakryje całe dynko. A przed gospodyniami: O, wy miłe gospodynie, Sprzedałyście drogo świnie, Drogo świnie z prosiętami, Teraz kładźcie talarami. To się tyż i pomiarkujcie, Do talyrza nie żałujcie. Gdy kto z gości dla żartu skąpo daje, panny śpiewają: Mało, mało, Trzeba więcej przysuć, Za urodę sto talarów, Za wianeczek tysiąc (bis). Trzeba jej dać na sitko, Trzeba jej dać na wszystko, Trzeb jej dać, nie żałować, Trzeba jej dać na wstążeczki Do tej nowej poduszeczki Trzeba jej dać, nie żałować. Po zebraniu pieniędzy od wszystkich weselników, panna młoda odnosi talerz do drugiej izby. Po chwili wraca. W tej chwili zaprasza ją drużba do tańca i tylko oni sami tańczą. Naokoło tej pary przynamniej dwóch chłopców i dwie dziewczyny biegają w kółko gęsiego i to na przemian tancerz i tancerka, tańcząc w postawie pochylonej. Tancerz trzyma przez ramię przewieszoną chustkę, przyczepioną do bata weselnego; chustkę tę trzyma idąca za nim dziewczyna. Jest to tzw. „służba do czepca”. Panna młoda stara się uciec z koła tańczących. Udaje jej się to za trzecim razem. Biegnie aż do komory, gdzie ją czepi gospodyni36. „Służba do czepca” – wolno Połamały mi się u łóżeczka nogi, a kto mi je sprawi, mój Jasiniek drogi. Jasio konie poił, Kasia wodę brała, Jaś sobie zaśpiewał, Kasia zapłakała37. Gospodyni wychodzi z komory sama i prosi muzykantów, by wyprowadzili muzy-
Fragment z artykułu B. Czyżewskiej, Na wesele do Domachowa!, op. cit., s. 49-56. „Kronika Gostyńska” 1932, t. 4, nr 5, s. 80.
36 37
27
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
ką pannę młodą już oczepioną. Goście poczynają śpiewać: Oj wychodź, wychodź panno z komory, Gdzie żeś podziała wianeczek z głowy. W komorzem go powiesiła, Na kołyszku zawiesiła, Już teraz nie mój. Tymczasem gospodyni wprowadza kogoś z mężczyzn przebranego za kobietę, z zasłoniętą twarzą, i trzymając w ręku butelkę stara się zjednać sobie pana młodego i muzykę. Goście przyśpiewują: Oj, ja z nią do pszeniczki, Oj, ja z nią do żyta, Oj nie umie chleba upiec, Ta moja kobieta. Gospodyni tańczy z tym parobkiem przed panem młodym, który siedzi między gospodarzami. Po przetańczeniu prosi gospodyni pana młodego, by przyjął tę oto pannę młodą, lecz ten orientując się, że to nie jego żona, odmawia jej prośbie. Gospodyni wraca ze swoją partnerką wśród ogólnej wesołości do komory. Cała ceremonia powtarza się trzy razy zawsze z tym samym rezultatem. Wreszcie wprowadza gospodyni prawdziwą pannę młodą. Młody pan poznaje odrazu swoją ukochaną, przeskakuje stół i rusza z nią w tany. Wszyscy idą za ich przykładem. Od chwili oczepin zwie się panna młoda młodą gospodynią, a młody pan młodym gospodarzem. Również po oczepinach [składają] swój urząd drużba i druhna i odtąd nie usługują już gościom. Weselnicy zasiadają teraz do zastawionych najlepszymi potrawami stołów do tzw. „podkurka po czepcu”, a po podkurku rozchodzą się goście na krótki spoczynek do krewnych i sąsiadów. Wesele trwa jeszcze dwa dni, a cały czas jest huczno i wesoło. Przy odjeździe wyprowadzają starszych gospodarzy
wszyscy obecni z muzyką przed dom, żegnając ich wesoło, a gospodyni domu daje każdemu na drogę „blachę” placka.
Ostatnie pożegnanie zmarłego38 Do ostatnich lat zachował się piękny, a pobożny zwyczaj na Biskupiźnie odprowadzania nieboszczyka do najbliższej figury Męki Pańskiej za wsią i żegnania go przemową, zwaną „odprawą”. Tu przy „pasyi” orszak pogrzebowy zatrzymuje się z trumną i przemowę taką wygłaszał zawsze jeden i ten sam stary gospodarz. W załączeniu podaję dwa teksty takich mów pogrzebowych. Jakkolwiek mają one dużo podobieństwa do siebie, to jednak nie są identyczne i wskazują na pewne różnice indywidualne. W różnych wioskach Biskupizny są inne. Rękopis, z którego odpisywałam, jest pożółkły i nadgryziony przez robaki. Przechodził on z rąk do rąk „mówców”, przez co zachowywał się zwyczaj ten z pokolenia na pokolenie39. „Przemowa” z Pudliszek – Kokoszek zachowałam oryginalną przemowę i ortografię. Przemowa przy Pasyi, wygłaszana w Pudliszkach i Kokoszkach40 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus Bracia i Siostry Którzyście się tu zgrómadzili i to Ciało do ty Figury na dróge wieczności wyprowadzieli, mówie do was zgrómadzeni którzyście tu przybyli do pochowania zwłoków św. pamięci (J) przijaciela (ki) naszego (y). Pożegnał się już z tem Światem i z nami wszystkiemi i przeniósł się do wieczności przed Trón Boga najwyższego aby tam zdać rachunek ze swego Życia, Tam te dusze Pan Bóg sądzić będzie według jej zasług jakie sobie tu na tem Świecie zasłużeła, bo
Fragment dotyczący obrzędów pogrzebowych pochodzi z artykułu Leona Nowaka (1905-1987), nauczyciela, działacza społecznego i kulturalnego, krajoznawcy. W okresie międzywojennym pełnił funkcję kierownika szkoły w Pudliszkach. L. Nowak, Ostatnie pożegnanie zmarłego. Mowy pogrzebowe w Pudliszkach, Kokoszkach i Karcu w powiecie gostyńskim, „Kronika Gostyńska” 1937, t. 8, nr 2, s. 29-32. Niektóre fragmenty zaczerpnęła Kokocińska z książki J. Bzdęgi, Biskupianie. 39 Właściwie to samo wskazywał w swoim artykule z 1937 roku Leon Nowak, co pozwala przypuszczać, że to właśnie on, w czasie swojego pobytu w Pudliszkach, miał do czynienia z oryginalnymi rękopisami mów pogrzebowych, natomiast Kokocińska, wbrew temu, co napisała o swoim bezpośrednim kontakcie z nimi, bazowała na publikacji Nowaka. 40 Leon Nowak wskazuje, że tę przemowę wygłaszał w Pudliszkach Antoni Hądzlik. 38
28
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
jeżeli na Niebo wtem będzie Boga wychwalała, na wieki. Ieżeli na męki czyscowe tam będzie żądała ratunku aby my ją wybawieli. A jeżeli na wieczne potępienie tam będzie biada i nażekanie na wszystkie wieki, będzie nażekała nieszczęsna Matka co mnie rozdzieła, nieszczęsna Ziemia co mnie nosieła i nieszczęsne moje lata w których używałem tego mizernego swiata przez które tu przebywała zem się zadłużyła i Panu Jezusowi nie wypłacała. Powiązałeś o Panie kości moje węzłami i nerwami i przioblógłeś wto Ciało smiertelne które z prochu powstało i w proch się obroci i wlałeś wto ciało Ducha niesmiertelnego. Ktore ta Dusza przerzyła lat (ile lat) czyby tesz w czem kolwiek kogoś nie skrzywdzieła mowie dowas i prosze was darzyjcie jej i odpuscie jej boć ona nam ten odpuszczała gdy się ztem Światem pożegnać miała, ba mowią zawzięte serca nie daruje nie odpuszcze dopuki mi pijasku na oczy nienasypią, już to trudne i ciężkie odpuszczenie kiedy na oczy pijasku nasypią. Bo mówieł Pan Jezus do Ojca swego przedwiecznego już wten czas nierychło bo już Klamką do Nieba zapadła. Zaś mówił sw: Ignacy Panie, Panie odpuść im bo niewiedzą co czynią bo żeby wiedzieli co by czynili to by sobie jeden drugiemu odpuszczali a co sobie odpuścicie na ziemi będzie odpuszczone i w Niebie. Bracia i Siostry. Ile razy stawamy przed Trumną ile razy odprowadzamy Zwłoki jakiego Umarłego to nas zawdy przejmuje niejako strach i bojaźń że i nam puzni czy rychło przyjdzie się stem Światem pożegnać i stanąć u drzwi grobowych gdzie nas śmierć czeka i obedże z tego wszystkiego co światowym i co nienaszym było. A teraz żegna się ta Dusza. Męża lub Żonę dzieci czy Rodziców z Krewnemi czy Sąsiadami i znami wszystkiemi które już teraz odstępuje, boć tegoż niema aby po smierci znią rozmawiać tylko ja zanią mówić będę więc przepraszam was powtore przez tego Boga ukrzyżowanego niemijcie serca nanią zagniewanego i proszę was darujcie jej i odpuście jej boć i ta Dusza wam też odpuszczała gdy się stem Światem pożegnać miała. Boć Ziemia jestto dom nasz tam do niej wszyscy iść muszemy bo tam dąży każdy z tego Swiata i nic
ze sobą nie weźmie jak tylko te Koszule jeżeli sobie jeszczy na nią zarobieł. Teraz oddajemy ci Boże te dusze w opiekę twoją świętą racz ją uzdrowić niebieskiem weselem jakiego zawsze z łaski Twoje swięte ta Dusza pragnęła racz jej być miłościew aby z ciemności do światłości z strachu do bezpieczności z Mąk do ulżenia przeniesioną była i wzięta ze wszystkiemi wybranemi twojemi gdzie obiecane Dziedzictwo w Niebie niesmiertelny chawały przed Obliczem twojem uzywała wesela z wszystkiemi swiętemi w Niebie uzywała na wieki wieków. A ona się tu z nami rozstaje i Bogu nas też oddaje Amen. A teraz prosze zmówić za Dusze swieżo zmarłego i za wszystkie Dusze ratunku od nas potrzebujące 1 Ojcze nasz 3 Zdrowaś 3 Wieczny Odpoczynek.
Przy pasyi (ostatnie pożegnanie zmarłego z Karca) Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Bracia i siostry, którzyście się tu zgromadzili, to ciało do figury odprowadzili. Mówie do was zgromadzeni bracia i siostry, którzyście się zgromadzili do pochowania zwłoków świętej pamięci Przyjaciela (Przyjaciółki) naszej (tu wymienione nazwisko i imię zmarłego). Pożegnała się już z nami i z tem wszystkiem, przeniosła się przed tron Boga Najwyższego, aby tam zdać rachunek ze swego życia. Tam tę duszę Pan Bóg sądzić będzie według jej zasług, jakie tu na tym świecie zasłużyła. Bo jeżeli na Niebo – tam będzie Boga wychwalać na wieki. A jeżeli na męki czyścowe – tam będzie żądała ratunku, abyśmy ją wybawili z nich. A jeżeli na wieczne potępienie – tam będzie biadanie i narzekanie po wszystkie wieki. Będzie narzekała: nieszczęsna matka co mnie zrodziła, nieszczęsna ziemia co mnie nosiła, nieszczęsne moje lata w których używałam tego świata, przez które tu przebywać żem się zadłużyła i Panu Jezusowi nie wypłacała, które ta dusza przeżywała… czyby też wczemkolwiek nie skrzywdziła. Mówię do was, proszę was darujcie, boć ona nam też ta dusza odpuszczała, gdy się z tym światem pożegnać miała, bo mówią zawzięte serca nie odpuszczę. Nie odpuszcze dopoki mi piasku na oczy nie nasy29
Obrzędowość rodzinna na Biskupiźnie. Rękopis Zofii Kokocińskiej…
pią. Już to ciężkie odpuszczenie, kiedy piasek na oczy narzucają. Idzie ta dusza do tej ziemi z której powstała. Umarła przetrwa – ciężkie chwile życia tu na ziemi. Ale zawsze zgadzała się z wolą Boską, wszystkie te boleści znosiła cierpliwie. A teraz żegna się ta dusza….. (tu wymienia z kim). Reszta ceremonij kościelnych odbywa się tak jak w innych okolicach. Po pogrzebie najbliższy krewny w imieniu żony czy rodziców zaprasza rodzinę na posiłek i „wypitek”, wspominając pamięć zmarłego.
Wesele biskupiańskie, Posadowo (pow. Gostyń). Fot. z zasobów Archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM
Źródła41: „Kronika Gostyńska”, Tom III 1932 i Tom VIII 1937. Informacje od gospodarzy z Domachowa i od Jana Bzdęgi.
41 Są to źródła wskazane w pracy semestralnej przez Zofię Kokocińską. Uaktualniona literatura, przydatna w czasie opracowywania rękopisu, znajduje się w przypisach dolnych.
Karolina Dziubata
Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe „Wesele biskupiańskie” to widowisko folklorystyczne przedstawiające tradycyjne obrzędy weselne Biskupizny – regionu etnograficzno-kulturowego obejmującego południową część powiatu gostyńskiego w województwie wielkopolskim. Spektakl wystawiany jest także poza rodzimym terenem, gdzie pełni funkcję wydarzenia promującego tradycje biskupiańskie oraz manifestującego lokalną i regionalną tożsamość Biskupian. „Wesele” jest sztuką widowiskową wykonywaną przez członków zespołów folklorystycznych będących mieszkańcami Biskupizny. Przygotowywane jest na podstawie scenariuszy 1
30
opartych na tradycyjnej biskupiańskiej obrzędowości weselnej. Elementami przedstawianymi podczas „Wesela biskupiańskiego” są tradycyjne tańce w akompaniamencie regionalnej muzyki, obrzędy weselne praktykowane niegdyś na terenie Biskupizny, pieśni oraz przyśpiewki w gwarze lokalnej, a także tradycyjny strój biskupiański. Podczas widowiska istotne są rzemieślnicze umiejętności muzyków biorących w nim udział, ponieważ wytwarzają oni wszystkie instrumenty potrzebne do oprawy muzycznej widowiska. Zawiera zatem wszystko to, co za jego esencję uznała między innymi Grażyna Dąbrowska1.
G. Dąbrowska, Folklor na scenie, Warszawa 1997.
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Biskupiańska wersja weselnego widowiska obrzędowego nie jest jedyną na polskiej scenie folklorystycznej. W samej Wielkopolsce działa jeszcze przynajmniej kilkanaście zespołów mających obrzęd weselny w swoim repertuarze. Wystarczy wspomnieć chociażby „Wesele szamotulskie” wykonywane od bez mała osiemdziesięciu lat przez zespół „Szamotuły” (wpisane w tym roku na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO pod nazwą „Tradycyjne wesele z Szamotuł i okolic”), „Wesele bukówieckie” Zespołu Regionalnego im. Anny Markiewicz z Bukówca Górnego czy „Wesele przyprostyńskie” z Przyprostyni w Regionie Kozła. Wnikliwa kwerenda pozwala na zlokalizowanie wielu innych przypadków, jednak wymienione wyżej stanowią czwórkę najbardziej znanych i najczęściej wystawianych tego typu przedstawień. Świadczy to o wysokiej popularności takiej formy zachowania, odtwarzania i ochrony dawnej obyczajowości wśród lokalnej społeczności. Jednocześnie zjawisko to stanowi interesujący problem badawczy dla etnologów, regionalistów i folklorystów. Jaka jest historia poszczególnych inscenizacji i okoliczności ich powstania? Jaki stosunek do takiej formy upowszechniania elementów kultury tradycyjnej mają członkowie zespołów folklorystycznych, społeczność lokalna i widzowie? Jaka jest jego rola w ochronie lokalnego i regionalnego niematerialnego dziedzictwa kulturowego?
Początki Historia biskupiańskiego widowiska sięga roku 1970. W dwudziestopięciolecie Polski Ludowej mieszkańcy Starej Krobi postanowili urządzić wesele biskupiańskie według starego obrzędu. Inicjatorami pierwszego przedstawienia byli Marcin Grunt z Jasiewa, Feliks Kaczmarek i Jan Olejniczak ze Starej Krobi. Mężczyźni, zauważywszy zmiany zachodzące w zwyczajach weselnych, postawili sobie za cel uświadomić lokalną młodzież o ich wła-
snych tradycjach. Chcieli pokazać młodym mieszkańcom miejscowości zanikające już obrzędy weselne z regionu Biskupizny. Przez długi czas przypominali sobie szczegóły tradycyjnego wesela biskupiańskiego i spisywali wszystko, co zdołali sobie przypomnieć: kolejność obrzędów, przyśpiewki, muzykę, instrumenty i kulinaria. Efektem ich pracy był scenariusz przedstawienia. Działalność mężczyzn odbiła się szerokim echem wśród miejscowej ludności. Biskupianie włączyli się do tego zadania jako aktorzy. We własnym zakresie zorganizowali niezbędne rekwizyty, m.in. plecione bryczki biskupiańskie, stroje oraz instrumenty. Dom weselny udostępnili Jan Piotrowiak z żoną Joanną. Wśród muzyków znalazł się dudziarz Józef Chudy z Bukownicy i skrzypek Józef Kabała z Sułkowic. Łącznie w weselu wzięło udział czterdzieści osiem osób2. Z czasem o tym, co dzieje się na Biskupiźnie, zrobiło się głośno w całej Polsce – „prawdziwe wesele” chciała zobaczyć nie tylko wielkopolska prasa, ale również filmowcy z Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi. Efektem współpracy instytucji z mieszkańcami Biskupizny był film pt. Wesele biskupiańskie w Starej Krobi, który powstał w maju 1971 roku. Fotograficzna dokumentacja nagrywania materiału wykonana przez Józefa Bursztę, który brał udział w realizacji filmu jako konsultant etnograficzny, znajduje się w Cyfrowym Archiwum im. Józefa Burszty3. Dzisiaj przedstawienie w dalszym ciągu pełni funkcję, dla jakiej zostało powołane do życia ponad czterdzieści lat temu. To widowisko obrzędowe mające na celu ocalenie od zapomnienia przebiegu tradycyjnego, wiejskiego wesela występującego dawniej na terenie Biskupizny. Aktorami wcielającymi się w role pary młodej i biesiadników są członkowie zespołów folklorystycznych bądź uczniowie szkół z tego regionu. Fundamentami widowiska są natomiast obrzędy weselne występujące dawniej na Biskupiźnie (śrendzi-
2 A. Łapawa, K. Radoła, Wesele biskupiańskie w Starej Krobi. Pasjonująca jest historia wesela, http://www.starakrobia.powiatgostyn.pl/WESELE_BISKUPIANSKIE_w_Starej_Krobi,1928. html [dostęp: 9.09.2017].
http://cyfrowearchiwum.amu.edu.pl/ [dostęp: 15.09.2017].
3
31
Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe
ny, czepiec i ogon), tradycyjne tańce (okrągły, wiwat, przodek, równy, służenie przed czepcem), pieśni oraz określone wyrażenia słowne, muzyka i instrumenty, a także regionalny strój biskupiański4.
Tradycja Zanim trafiło na scenę, wesele biskupiańskie było tradycyjną formą lokalnej obrzędowości rodzinnej. Jak wyglądało w czasach, kiedy praktykowali je nie tylko członkowie zespołów regionalnych, ale wszyscy Biskupianie? Na długo przed zaślubinami faktorzy, czyli swaci, wysyłani byli przez rodziców pana młodego z misją pozyskania informacji na temat kandydatki na żonę. Najistotniejszymi były wiadomości dotyczące stanu majątkowego jej rodziców – oni bowiem wyposażali dziewczynę w wiano, którego wielkość miała znaczenie przy podejmowaniu decyzji. Po pomyślnie zakończonych wywiadach następowały śrendziny, czyli zaręczyny, które odbywały się zawsze w domu panny młodej. Przyszły mąż, w zależności od odległości, przychodził tam pieszo lub przyjeżdżał konno – zawsze jednak w towarzystwie drużby. Ich odświętne ubrania i głośne przyśpiewki informowały mieszkańców wsi o nadchodzącym weselu. Po oficjalnej prośbie o rękę matka dziewczyny częstowała młodych jabłkiem, które symbolicznie dzieliła na dwie połowy. Następnego dnia narzeczeni udawali się do kościoła, by poinformować księdza o planowanym ślubie. W dniu wesela od rana do domu panny młodej schodzili się goście, witani alkoholem i muzyką graną przez dudziarzy i skrzypków. Ceremonię oficjalnie rozpoczyna przemówienie drużby, po którym następuje błogosławieństwo pary młodej przez rodziców. Wtedy dopiero wszyscy zgromadzeni opuszczają dom panny młodej i korowodem weselnym – najbardziej charakterystycznym elementem wesela biskupiańskiego – udają się do kościoła. Jego czoło stanowi jadąca parami na koniach kawalerka. Za nimi ustawia się trójka
złożona z pana młodego, drużby (po jego prawej ręce) i półdrużby (po lewej). Dalej jedna za drugą ustawiają się bryczki z panną młodą, domownikami i gośćmi. Jan z Domachowa Bzdęga o korowodzie pisze, że „przepięknie prezentuje się biskupiański korowód weselny. Różnymi kolorami tęczy mienią się w słońcu »spódniki« kobiet, najpiękniejsze i najdroższe, specjalnie na ten dzień przygotowane”5. Po ceremonii ślubnej i nabożeństwie para młoda udawała się do księdza z zaproszeniem na ucztę weselną. Następnie dołączała do formującego się przed kościołem powrotnego orszaku weselnego. W połowie drogi dwaj nowi drużbowie wręczali młodym chleb i cepy – symbole zaradności i pracowitości. Pochód co jakiś czas zatrzymywała lokalna młodzież i dzieci, które ustępowały dopiero po otrzymaniu okupu. Starszym wręczano alkohol, młodszym słodycze. W domu weselnym kucharka witała nowożeńców chlebem i solą. Po odśpiewaniu kilku zwrotek pieśni i pierwszym tańcu goście mogli zasiąść do stołu, na którym znajdowały się pieczywo, wyroby mięsne i domowe wypieki. Po posiłku drużba rozpoczynał zabawę. Mężczyzna przez całe wesele pełnił rolę wodzireja zapowiadającego kolejne części wydarzenia i zapraszającego zebranych do tańca. Na początku tańczono wiwata, później między innymi równego i przodka – najpopularniejszy taniec tradycyjny na Biskupiźnie. Późnym popołudniem goście weselni ponownie zasiadali do stołów, które po tańcach na powrót wystawiono na środek izby. Obiad składał się zwykle z rosołu, czerniny z kluskami, pieczeni, ziemniaków, kapusty i owoców. Suto zastawione stoły przyciągały także innych, niezaproszonych mieszkańców wsi. „W dzień pod oknami domu weselnego gromadzą się dzieci, które częstowane są plackiem, aby rozgłaszały po wsi, jakie to wspaniałe i bogate wesele urządzili gospodarze”, pisze Bzdęga6. Oprócz dzieci do domu weselnego schodzili się także młodzi kawalerowie i panny, których pan młody częstował alkoholem – tylko tak mógł
A. Łapawa, K. Radoła, op. cit. J. Bzdęga, Wesele biskupiańskie, Gostyń 1992, s. 28-29. 6 Ibidem, s. 97. 4 5
32
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
uchronić się od ich żartów, po których czasami trudno było uporządkować gospodarstwo. Wesele nie było zatem wydarzeniem prywatnym. Gromadziło wokół siebie nie tylko wybranych – rodzinę i przyjaciół państwa młodych, ale całą społeczność lokalną. Na kolację przyszło czekać gościom aż do północy. Po posiłku druhna wygłaszała przemówienie na cześć państwa młodych, które stanowiło jednocześnie zapowiedź nadchodzących oczepin. „Czepiec” przeprowadzała matka pana młodego. Odpinała od jego kapelusza „winiec”, czyli kokardkę z rozmarynem, zaznaczając tym samym zmianę jego statusu z kawalera na członka społeczności żonatych gospodarzy. W międzyczasie razem z druhnami gospodyni zbierała od gości weselnych datki na czepiec dla panny młodej, które przesypywała później do jej fartucha. Następnie odbywa się ostatni taniec panny młodej – „służenie przed czepcem”, po którym kobieta przebiera się w suknię przynależną kobietom zamężnym, a na jej głowę zakłada się czepek symbolizujący zmianę statusu społecznego. Wesele kończyło się zwykle koło południa dnia następnego. Co bogatsi gospodarze wyprawiali zabawę znacznie dłużej, nawet do czterech dni. Na pożegnanie i podziękowanie za prezenty weselne gospodyni wręczała każdemu z gości blachę domowego placka. Tradycyjnie w najbliższą niedzielę po ślubie odbywał się „ogon” – ostatnia zabawa weselników. Na nią jednak przyjeżdżają już tylko goście mieszkający najbliżej pary młodej. Ciekawymi, choć nie do końca przyjemnymi wspomnieniami z biskupiańskich wesel podzieliła się mieszkanka Chumiętek podczas etnograficznych badań terenowych przeprowadzonych przez studentów poznańskiej etnologii w 2016 roku. Mimo tego, że nie przepadała za tymi uroczystościami ze względu na ciężkie i niewygodne tradycyjne stroje, zapamiętała wiele szczegółów: Nie, ja na weselu byłam dwa razy przebrana po biskupiańsku, ale nie chciałam się przebierać. A mnie wyzywali! Ja się tak źle czułam. Bo to
trochę jest tych warstw. Bez przerwy wiwaty, oberki, gorzołe pili przed tymi muzykantami. Bo to były te oczepiny. Wszystko było inaczej. Ja tam dużo nie pamiętam, bo ja na te wesela nie chciałam chodzić. Źle się czułam w tych biskupiańskich rzeczach. Wstydziłam się. Była orkiestra, dudy, grajki, wiwat, oberek i tam przodek mówili. Para tańczyła w środku, a tu oblatywali i znowu ten oberek. To to pamiętam. Nie siedziało się przy stołach, tylko na bokach, na bokach były krzesła albo ławki, a panny siedziały, a chłopaki z gorzołą przed orkiestrą. Najpierw ten przodek był, gospodynie wołali pani matko, proszę, ta pani poszła, niektóra wypiła kieliszek albo pół, jak tam lubiała, nalali i piła z tym, co tańczyła. Ci chłopaki z tymi batami naokoło tego, jak się to skończyło, to do wszystkich to grali: siber, siber (AP_K_40).
Również w Sikorzynie pamięta się, jak wyglądały weselne tańce: To jest wstążka do bata mojego dziadka. Z tą wstążką do kościoła jechali. Drużba. Jak szli, to mieli na lewej ręce. A to kobieca chustka. Jak dziewczyna chciała z jakimś chłopakiem na weselu tańczyć, to dawała mu chustkę. Jak pani mi da, to wiem, że całe wesele z panią tańczę. Jak kawaler oddał tę chustkę, to dziewczyna mogła już sobie pomyśleć, że on jej nie chciał. Bo się kiedyś na weselach poznawali, nie (MCh_M_91).
Jadwiga Sobieska zauważa, że przebieg wesela biskupiańskiego nie odbiegał od powszechnego jego schematu wśród polskich rolników. Jego główną ideą, która wyrażała się w następujących kolejno po sobie obrzędach, było „publiczne zaakceptowanie przez środowisko zawieranego związku małżeńskiego, a tym samym przyjęcie nowo powstałej komórki do społeczności wsi”7. Punktem kulminacyjnym ceremonii były oczepiny. Symbolizowały one społeczną mobilność statusów pary młodej. Jest to klasyczny przykład rytuału przejścia (rite de passage), koncepcji autorstwa Arnolda van Genneppa8. W momencie odpinania gałązki rozmarynu od kapelusza i zakładania czepka z klapicami małżonkowie zostali wyłączeni z poprzedniej i włączeni do nowej grupy
Ibidem, s. 144. A. van Gennepp, Obrzędy przejścia, przeł. B. Biały, Warszawa 2006.
7 8
33
Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe
społecznej. Istotny jest również materialny wymiar całego przedsięwzięcia. Każdej ze stron zależało bowiem na korzystnych warunkach wymiany, bez której rodziny nie zdecydowałyby się na zawarcie związku pomiędzy swoimi dziećmi. Sobieska zauważa jednak pewną cechę wyróżniającą wesele biskupiańskie na tle innych tego rodzaju obrzędów. Według niej tańce odbywające się podczas wydarzenia mają nie tylko charakter ludyczny, ale ściśle współgrają z obrzędową treścią całego wesela. Najczytelniejszym tego przykładem jest taniec nazywany „służbą przed czepcem”, który symbolizuje ostatnią czynność panny młodej wykonaną w stanie panieńskim – po nim zakłada czepiec i oficjalnie staje się mężatką.
Zespoły Na terenie Biskupizny działają obecnie cztery zespoły folklorystyczne, które swoją działalnością pielęgnują i promują lokalne dziedzictwo kulturowe: Biskupiański Zespół Folklorystyczny z Domachowa i Okolic, Młodzieżowy Zespół Biskupiański „Młodzi Biskupianie” ze Starej Krobi, Dziecięcy Zespół Biskupiański przy Przedszkolu Samorządowym „Pod Świerkami” i Dziecięcy Zespół Biskupiański przy Zespole Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Krobi. Spośród nich „Wesele biskupiańskie” wystawia przede wszystkim zespół z Domachowa oraz „Młodzi Biskupianie”. Oprócz osób odgrywających role weselników widowisko dotyczy także muzyków oraz twórców instrumentów i strojów wykorzystywanych podczas widowiska. Widowisko „Wesele biskupiańskie” przez wieloletnią tradycję jego odgrywania utrwaliło się w życiu mieszkańców tego regionu. Biskupiański Zespół Folklorystyczny z Domachowa i Okolic założony został w 1972 roku z inicjatywy Jana Bzdęgi oraz Zofii Nowak z Domachowa. Grupa nawiązywała tradycjami do działającego w latach 1932-1939 Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego „In crudo” z Domachowa i Okolic, którego twórcą i prezesem był również Jan Bzdęga. Repertuar zespołu stanowią piosenki i tańce ludowe 9
34
J. Bzdęga, op. cit., s. 153-154.
charakterystyczne dla folkloru biskupiańskiego. Zespół oprócz zwykłych wiązanek tanecznych prezentuje również inscenizacje poszczególnych obrzędów ludowych – między innymi „Wesele biskupiańskie”. Młodzieżowy Zespół Instrumentalno-Taneczny „Młodzi Biskupianie” powstał w styczniu 2001 roku przy Gimnazjum nr 3 w Starej Krobi. Tworzą go uczniowie i absolwenci Zespołu Szkół w Starej Krobi. Zespół stanowi dwanaście par tanecznych i piętnastoosobowa kapela. W swoim repertuarze posiadają tańce, pieśni i przyśpiewki. „Młodzi Biskupianie” brali udział w wielu przeglądach oraz festiwalach folklorystycznych, wzbudzając ogromne zainteresowanie i uznanie widowni. Kierownikiem zespołu jest Krystyna Jańczak, instruktorem muzycznym Witold Szpurka. Wykonawcami „Wesela” byli także członkowie nieistniejącego już zespołu „Grabowianie” z Grabonogu, którym przewodniczyły Jadwiga Krystkowiak i Bożena Walasz. Sam Grabonóg znajduje się poza granicami Biskupizny, jednak część grupy stanowili mieszkańcy Domachowa, Sikorzyna, Żychlewa, Wymysłowa i Krobi9. Przedstawienie skupia w sobie tradycyjne elementy muzyczne: muzykę, tańce i pieśni oraz elementy estetyczne: stroje i atrybuty. Scenariusz widowiska oparty jest na przebiegu dawnych, tradycyjnych wesel. Jako elementy podtrzymujące i wiążące się z tradycjami biskupiańskimi można wymienić między innymi warsztaty taneczne dla dzieci i młodzieży w Krobi lub wyjazdowe występy Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic. W przestrzeni internetowej dostępne są liczne nagrania z występów tanecznych podczas prezentowania „Wesela biskupiańskiego”. Utrwalono na nich tradycyjne pieśni i stroje biskupiańskie. Chcąc szerzyć muzykę tradycyjną, biskupiańscy muzycy uczestniczą w wielu wydarzeniach kulturalnych. Jednym z nich był występ w ramach cyklu koncertów „Mistrzowie i uczniowie polskiej muzyki tradycyjnej” w lipcu 2014 roku w Gdańsku. Biskupianie mogą chwalić się licznymi nagroda-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
mi, między innymi na 45. Turnieju Dudziarzy Wielkopolskich w 2014 roku, gdzie pierwsze miejsce zajęła kapela z Biskupizny. Tradycje muzyczne podtrzymywane są także na licznych konkursach, do których należał między innymi konkurs w Nietążkowie w 2015 roku. „Młodzi Biskupianie” zdobyli w nim pierwsze miejsca w kategoriach młodych dudziarzy oraz skrzypków. Co roku od pięciu lat w Domachowie odbywa się „Festiwal tradycji i folkloru” o bogatym programie, począwszy od korowodu przez występy tradycyjnych biskupiańskich zespołów po tańce i przyśpiewki. Depozytariuszami są także mieszkańcy Biskupizny utożsamiający się z tym elementem dziedzictwa kulturowego i biorący udział w wydarzeniach kulturalnych jako widzowie spektaklu. Ważną postacią w lokalnej społeczności jest na przykład Apolonia Olejniczak, honorowa członkini Koła Gospodyń Wiejskich w Starej Krobi. Wiosną 2010 roku wydana została jej książka Gdzieś tam na Biskupiźnie. Stanowi ona zapis wspomnień z życia autorki oraz jej rodziny, który zawiera również opis życia religijnego krobskiej społeczności, historii miejscowości oraz zwyczajów ludowych regionu Biskupizny10. Wydawnictwo wzbogacają cenne zdjęcia z archiwum rodzinnego autorki, w większości nigdy wcześniej niepublikowane. Nie można zapomnieć także o członkach zespołu z najdłuższym stażem, m.in. Annie Chudej, Franciszku Jesiaku czy (do niedawna) Joannie Prętkowskiej. Oni od pierwszego widowiska wspierali zespół swoim doświadczeniem, wiedzą i umiejętnościami.
Widowisko „Wesele biskupiańskie” nawiązuje do czterech z pięciu dziedzin wyznaczonych w Konwencji UNESCO jako przejawy niematerialnego dziedzictwa kulturowego. „Wesele biskupiańskie” przedstawiane jest od niemal pięćdziesięciu lat. Obecnie wydarzenie przybrało formę sztuki widowiskowej, której zadaniem jest kontynuacja celu sprzed laty – poka-
zywania ludziom biskupiańskiego dziedzictwa kulturowego. Jest przykładem transformacji tradycyjnego obrzędu weselnego w sztukę widowiskową. Według etnochoreolożki Grażyny Dąbrowskiej ludowa twórczość artystyczna przystosowana do celów scenicznych bardzo często odbiega od swojego pierwowzoru. Dzieje się tak dlatego, że osoby odtwarzające tradycje przed publicznością nie spełniają określonych kryteriów stojących za wiarygodnością przedstawienia. Badaczka krytykuje wszelkie zmiany, wprowadzanie nowych elementów czy eliminowanie starych. Zdaniem Dąbrowskiej do wystawiania na scenie elementów folkloru uprawnieni są jedynie ci, którzy osobiście ich doświadczyli – nie powielają oni bowiem wyuczonego schematu, lecz przenoszą własne przeżycia na scenę. Prowadzą do tego dwie drogi – uczestnictwo w obrzędzie lub przeprowadzenie „badań terenowych”, które pozwoliłyby na zdobycie wiedzy na jego temat. „Bez dobrego poznania i przeżycia owych regionalnych wartości kulturowych i kulturalnych nie można stworzyć stylistycznie odpowiadającego autentykowi i jego walorom dzieła scenicznego”11. Kryterium to rodzi jednak pewne problemy. Jeżeli badaczka już czterdzieści lat temu zwróciła uwagę na postępujący zanik tradycyjnej twórczości ludowej w naturalnym (tj. niescenicznym) kontekście, praktykowanej przez wszystkich członków lokalnej społeczności lub chociaż jej przedstawicieli, nie tylko przez zespoły, dzisiaj jest to raczej kategoria historyczna. Skąd czerpać praktyczną, ucieleśnioną wiedzę na przykład o ceremoniach weselnych, jeżeli już się ich nie praktykuje i odchodzą ci, którzy je pamiętają? Z pomocą przychodzą wtedy prace wybitnych polskich etnografów, takich jak Oskar Kolberg czy Józef Burszta, którzy w kompleksowy sposób opisali lokalne tradycje swoich czasów, a także dokumentacja audiowizualna. Obok merytorycznego aspektu dzieła ważna jest także znajomość techniczna – praw sceny i zasad kompozycji scenicznej widowiska folklorystycznego12. Wtedy to
A. Olejniczak, Gdzieś tam na Biskupiźnie, Krobia 2010. G. Dąbrowska, op. cit., s. 9. 12 Ibidem, s. 19-32. 10 11
35
Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe
„w widowisku tym jako całości znajduje odbicie osobowość, kultura, wrażliwość i zawodowe przygotowanie twórcy”13. Widowisko obrzędowe wymaga przeniesienia elementów tradycji na scenę w taki sposób, by widzom ukazało się jako rzeczywiste wydarzenie. Wiąże się z tym problem kondensacji, odległości i tzw. atmosfery14. Obrzędy weselne, zarówno dawne, jak i współczesne, zajmują od kilku do kilkunastu godzin, czasem nawet i dni. Występ sceniczny natomiast trwa najwyżej kilkadziesiąt minut, które powinny zawierać wszystkie najistotniejsze i najbardziej charakterystyczne elementy pierwowzoru. Odpowiednie opracowanie pokazu staje się zatem wyzwaniem dla choreografów i aktorów – mają niespełna godzinę na zapewnienie widzowi chociaż namiastki przeżyć, których doznałby podczas uczestnictwa w obrzędzie. W tej kwestii ma również znaczenie odległość, jaka dzieli publiczność od sceny i grających na niej aktorów. Uczestnicząc w weselu, jesteśmy częścią obrzędu, bierzemy w nim bezpośredni udział. Widowisko zakłada podział na publiczność i scenę. Z jednej strony widz nie dostrzega niektórych detali, jak chociażby elementy strojów czy instrumentów, z drugiej może objąć wzrokiem całe wydarzenie z innej perspektywy. W takiej sytuacji zadaniem aktorów jest takie przedstawienie sztuki, by żaden istotny element nie umknął oczom obserwującego. Celem widowiska jest także wytworzenie atmosfery możliwie najbardziej zbliżonej do tej, która towarzyszyła autentycznym obrzędom. Wymaga to swobody i naturalności wypowiedzi oraz ruchów w tańcu. Aktorzy mogą uzyskać je poprzez wieloletnią naukę lub praktykę. Kto lepiej zagra wesele – ten, który się go nauczył, czy ten, który brał w nim udział? Rozwiązaniem jest też rozszerzenie sceny i wyprowadzenie miejsca akcji jak najbliżej publiczności, na przykład ustawiając weselne stoły przed pierwszym rzędem widowni. Jak widać, widowiska obrzędowe nie są sprawą łatwą i trudno wstąpić w szeregi tych, którzy potrafią je wykonać. W przypadku Biskupizny rzecz ma się nieco lepiej, niż zapowiadała Dąbrowska. Po Ibidem, s. 4. Ibidem, s. 14-15.
13 14
36
pierwsze, członków zespołów nie stanowią wykształceni poza Biskupizną zawodowi tancerze, lecz sami jej mieszkańcy. Dla Biskupian z Domachowa i okolic ich zespół jest platformą spotkania, przypomnienia i odtworzenia tego, co niegdyś było ich codziennością. Najstarsi z nich mogą odtworzyć obrzęd weselny wraz ze składającymi się na nie dialogami, pieśniami i tańcami w formie najmniej przetworzonej. Dla młodzieżowych i dziecięcych zespołów biskupiańskich grupa jest natomiast przestrzenią nauki lokalnego dziedzictwa kulturowego. Po drugie, mieszkańcy regionu organizują własne potańcówki, na przykład na katarzynki, w których udział biorą nie tylko członkowie zespołu folklorystycznego, lecz również inni chętni Biskupianie – zarówno młodszej, jak i starszej generacji. Nie dotyczy to jednak obrzędów weselnych. Mieszkaniec Bukownicy stwierdził, że ostatnie tradycyjne wesele biskupiańskie odbyło się tutaj w 1957 roku (BB_M_43). W Żychlewie natomiast mówi się o latach 60. XX wieku (SK_K_59).
Współczesność „Wesele biskupiańskie” jako sztuka widowiskowa jest istotną częścią regionalnej kultury Biskupizny. Mieszkańcy regionu przywiązują ogromną wagę do przedstawienia, ponieważ jest ono nie tylko manifestacją ich utożsamienia się z miejscem pochodzenia, ale także żywym eksponatem ich tradycyjnej kultury ludowej. Pełni funkcję zarówno wyrażenia artystycznego aktorów oraz muzyków, jak i reminiscencji dawnego życia na biskupiańskiej wsi. Starszym mieszkańcom regionu przypomina o ich własnych doświadczeniach, młodszych natomiast edukuje i przedstawia im lokalne dziedzictwo kulturowe. Prawie pięćdziesiąt lat temu, kiedy trzech mieszkańców Starej Krobi postanowiło pokazać młodzieży prawdziwy biskupiański obrzęd weselny, rozpoczęła się oddolna inicjatywa mieszkańców regionu mająca na celu zachowanie lokalnych tradycji. Biskupianie zauważyli konieczność ochrony własnego dziedzictwa kulturowego i od niemal pół wieku realizują swój cel. Dla wielu Biskupian „Wesele”
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów regionu. Mieszkaniec Bukownicy na przykład stwierdził, że jest to „bardzo ciekawa rzecz, z której my tu na Biskupiźnie tak jakby słyniemy” (AM_M_01). A słyną między innymi dlatego, że widowisko wystawiane jest podczas popularnych wydarzeń i poza granicami rodzimych miejscowości. W 2012 roku biskupiański zwyczaj przedstawiony został w Muzeum Narodowym Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie. Przygotowano tam wystawę czasową pt. Wesele biskupiańskie. Rzecz o tradycji, która stanowiła część imprezy plenerowej o tym samym tytule. Muzeum w ramach cyklu „Wesela wiejskie” co roku organizuje podobne wydarzenie, za każdym razem skupiając się wokół innego regionu etnograficznego. Wystawa czasowa ma na celu zapoznanie zwiedzających z tradycją, sztuką, rzemiosłem i rękodziełem danego obszaru, przede wszystkim jednak z jego obrzędowością weselną. Rok 2012 poświęcony został właśnie Biskupiźnie15. W 2016 roku w Starej Krobi odbył się IV Tabor Wielkopolski pod hasłem „Akcja wokół wesela”, który organizowało Stowarzyszenie „Dom Tańca”. Tabory to oparte na praktyce spotkania ludzi z tradycjami wybranego regionu w kraju. Jego wielkopolska edycja posiada stałą siedzibę właśnie na Biskupiźnie, w Starej Krobi. To tutaj w ciągu tygodnia, bo tyle zwykle trwa wydarzenie, uczestnicy Taboru mogą wziąć udział w różnego rodzaju warsztatach, między innymi śpiewu, tańca, gry na instrumentach czy rękodzieła. Zainteresowani uczą się od mistrzów w swoim fachu – lokalnych muzyków, twórców, rzemieślników i śpiewaków. Jednym z działań „Akcji wokół wesela” było wspólne tworzenie filmu o weselu biskupiańskim. Taborowicze przez siedem intensywnych dni uczyli się tańczyć wiwata,
śpiewać weselne przyśpiewki i grać na dudach wielkopolskich, by na koniec razem z rodowitymi Biskupianami odtworzyć tradycyjny obrzęd weselny16. Biskupianie starają się zachować tradycje regionalne. Dbają zarówno o to, by muzyka oraz stroje towarzyszyły im przy każdej okazji, jak też o bieżącą dokumentację własnego folkloru. Do publikacji o takim charakterze należy między innymi wspomniana książka Apolonii Olejniczak czy album Biskupiański rok obrzędowy Krzysztofa Polowczyka, wydany nakładem Gminnego Centrum Kultury i Rekreacji im. Jana Bzdęgi z Domachowa w Krobi17. Ostatnia zdobyła w 2014 roku „Liść Miłorzębu” wręczany przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich Oddział w Lesznie i tygodnik „Panorama Leszczyńska”. Dzięki aktywnej działalności internetowej mieszkańców Biskupizny, na stronach takich jak biskupizna.pl czy „Kroniki wsi Żychlewo” możemy zobaczyć także szereg fotografii przedstawiających biskupiańskie obrzędy weselne18. Ogromne znaczenie dla lokalnego folkloru ma także nakręcony w 1971 film pt. Wesele biskupiańskie w Starej Krobi. Dzisiaj, obok fotografii i spisanych relacji jest to jedyne źródło, z którego młodsze pokolenia mieszkańców czerpią wiedzę na temat tego obrzędu. Mieszkanka Grabianowa zapytana o lokalne tradycje rodzinne mówi: „Wesel biskupiańskich już nie ma. Jest tylko nagrane jedno z któregoś tam roku. To nagranie wesela jest takie prawdziwe jak było, no ale teraz to już wszystko zanikło” (MJ_K_37). W Potarzycy natomiast padła odpowiedź: „Nie wiem, było coś, ale to dawno, w Gostyniu też wystawiali ten obrzęd wesela biskupiańskiego. Kiedyś częściej takie tradycyjne wesele, też fajna zobaczyć, nie wiem, czy też jakiś film nie był o tym. To są takie czasy, że ja nie pamiętam” (RMP_K_73). Wspo-
Wesele biskupiańskie. Rzecz o tradycji. Wystawa czasowa, 26 sierpnia-5 października 2012 r., scen. wystawy oraz fot. D. Horoszko, M. Andrzejewska, red. katalogu U. Nowakowska, Szreniawa 2012. 15
16 Film można zobaczyć pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=meWaT08MwOA [dostęp: 8.09.2017]. 17 K. Polowczyk, Biskupiański rok obrzędowy, Krobia 2014. 18 http://www.biskupizna.pl/asp/pl_start.asp?ref=1&typ=13&menu=9&strona=1&schemat=0 oraz http://www.zychlewo.powiatgostyn.pl/Witamy_na_stronie_wsi_Zychlewo,1146.html [dostęp: 9.09.2017]
37
Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe
minając samo nagrywanie, członkini zespołu mówi: Powózki jechały kuńmi, jechali na powózkach, wszystko normalnie, tak jak się wesele biskupiańskie odbywało. Chłopacy mieli wstążki u kapeluszów, bo to mieli kapelusze i tu wstążki takie różowe pozakładane, a dziewczyny to miały rozmaryn. I potem to myśmy wzięli zrobili taką zabawę wspólną. Początek to był wiwat, przodek, okrągły, odbijany zmijany, do tańca. Jedna para jak przodka tańczyła, to chłopacy tylko wkoło chusteczkami takimi, baty mieli weselne i wkoło tak się kręcili, tańczyli... Jedna para w środku, a reszta wkoło i tymi batami, i z tymi chustami białymi tak jeździli, i tak oklaskiwali… To była wspaniała naprawdę impreza wtenczas. Potem była zabawa, i tak żeśmy się rozbawili, że do drugiej godziny w nocy. Takie było wesele (JP_K_31).
Poza twórczością Jana z Domachowa Bzdęgi, domowymi archiwami i współczesnymi publikacjami temat wesela biskupiańskiego pojawiał się także w lokalnej prasie. W czwartym i piątym numerze „Kroniki Gostyńskiej” z 1931 opublikowano wspomnienie Franciszki Mendyczanki. Mieszkanka Domachowa opisuje przebieg całego obrzędu, który uzupełnia zapamiętanymi dialogami, oracjami i przyśpiewkami19. Z artykułem tym w znacznym stopniu pokrywa się materiał Bzdęgi zawarty w Weselu biskupiańskim. W 1935 roku natomiast na łamach „Kroniki” ukazało się również wspomnienie Bożeny Czyżykowskiej, poznańskiej muzykolożki, którą zaproszono na wesele rok wcześniej. Badaczka odwiedziła Biskupiznę, którą nazwała „ziemią obiecaną dla folklorysty” i „wyspą regionalizmu” już wcześniej, jednak nie udało się jej spędzić tam więcej niż kilka godzin. W tekście Na wesele do Domachowa! Czyżykowska opisuje wesele, w którym udało się jej uczestniczyć od początku do końca. „Wielkie, niezapomniane wrażenie wywarł na mnie ten piękny, cichy zakątek Wielkopolski, w którym tradycja i zwyczaje żyją od wieków, pielęgnowane troskliwie i z miłością
przez Biskupian”, wspomina20. Warto zwrócić uwagę także na dwa teksty zamieszczone w jedenastym numerze pisma „Łan” opublikowanym przez młodzież Gimnazjum w Gostyniu w 1934 roku. Jeden z nich stanowi relację z obrzędu spisaną w gwarze biskupiańskiej, której autorem jest pochodzący z Domachowa Władysław Nather, wtedy uczeń klasy piątej. Warto przytoczyć jego słowa choćby w skróconej wersji, ponieważ jest to jedna z niewielu relacji tego typu: U Andrzejczokłów buło wielgie szykłewanie. Wesele miało być niemałe, błe przecie Marynka buła jedynoczkom. […] W sobłete byli młodzi w Krobie płe ślub cywilny. Na drugi dzień zaczyni sie zjyżdżać głeście na weselskłe. […] My przyśli dłe nich w płydziedziałek ranło. Ślub mioł być tegłe dnia łe głedzini dziewiontyj. Płe krótkiem śniodaniu trza buło się łegarnuć, aby jachać przystłejnie dłe kłeścioła. […] Wszystkie właziuło na bryki swłeje. […] Cały rzond bryczków z głeściami i młedypannom jachoł przy graniu muzyki. […] Jak jachali my przez wieś, tłe ludzie wychłedzieli z chałup, gapieli sie i śmioli. Za pół głedzini zajachali my przed kłeściół. Tutek wszyscy my sleźli z bryczków i płeszli w porach przed wielgi utorz. Wnet buł ślub i mszoł świentoł. […] Łerganista groł jednom pieś, jak my wychłedzieli. Zaś my ruszyli dłedom, dzie buło wesele. […] Na płedwłerku muszymy końdek czekać i kożą num śpiewać „U drzwi Twejich”. Płetym kucharka łetwieroł drzwi i czystuje młedom porę, już łeżynionum, chlebym i słelom. […] Wieczur buł granie, jak sie skłynczyło dylanie. Teroł głespłedorze rzepielyli miedzy słebom. Kumłeszki na progu tysz gudały różne pierdołki. […] Anim sie harnuł iść do wyra, błe kciołem być na czepcu. Łe łysmyj głedzini buł łebiod. Nawtykołym sie pierzondnie. Dziewuchy jenło mymlały jodło, ale zatłe chłopoki napychali sie na wyścigi. […] Płe półnłecy zaczon się czepiec. […] Płetym znowu wszyscy tańcujom. Stare kłebiety dygają starodawne knyksy, oż sie kce śmioć. […] Za łeknami jest połno chłopoków, którzy som ciekawi widzieć tańce. […] Łe drugi musiołem sie ćpić do wyra. […] Na drugi roz musze nauczyć sie
19 F. Mendyczanka, Wesele Biskupiańskie, „Kronika Gostyńska” 1931, nr 4, s. 78-82; eadem, Wesele Biskupiańskie (dokończenie), „Kronika Gostyńska” 1931, nr 5, s. 91-95.
B. Czyżykowska, Na wesele do Domachowa! Wspomnienia, „Kronika Gostyńska” 1935, nr 4, s. 49.
20
38
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
tańcować, błe lepi jes kryncić sie byle jak, jak patrzeć na pory21.
W tym samym numerze czasopisma umieszczony został równie interesujący tekst siódmoklasisty Ignacego Naskrenta, który opisał zwyczaje weselne występujące wtedy na terenie Biskupizny22.
Przyszłość Tak jak wszystkie widowiska folklorystyczne, „Wesele biskupiańskie” stale podlega wewnętrznym i zewnętrznym czynnikom, które mogą mieć zarówno pozytywny, jak i negatywny wpływ. Ograniczone możliwości finansowe, np. poprzez nieuwzględnienie takiego rodzaju działalności w strategiach lokalnych władz przy rozporządzaniu pieniędzmi, mogą być problemem przy chęci udostępnienia widowiska dla szerszej publiczności poza regionem. Wyjazdy nierzadko ponoszą za sobą znaczące koszty, które mogą skutecznie zniechęcać artystów zmuszonych do wykładania pieniędzy z własnej kieszeni. Z uwagi na zmieniające się oczekiwania publiczności lub poprzez wpływy innych zespołów spektakl może dostosowywać się do widzów i przejmować elementy innych przedstawień tego typu. Jego depozytariusze mogą włączać do scenariusza nowe elementy, niezwiązane z pierwowzorem wesela, zmieniając tym samym sens i długoletnią tradycję odtwarzania obrzędu. Problem stanowić może również zwykły brak publiczności – jeżeli nie znajdą się osoby zainteresowane widowiskami obrzędowymi, nie będzie dla kogo ich wystawiać. Analogicznie kwestia ta dotyczy także samych depozytariuszy „Wesela”. Niedostatecznie czy nieodpowiednio chronione i promowane widowisko może spowodować sytuację, w której nie znajdą się kolejni aktorzy. Remedium jest edukacja regionalna, czyli odpowiednio zaprojektowane i przeprowadzone pogłę-
bienie świadomości regionalnej mieszkańców Biskupizny, w szczególności zaś dzieci i młodzieży – przyszłych depozytariuszy lokalnych tradycji. Sukcesem mieszkańców regionu, które w dużym stopniu pozwoli na zapobieżenie wyżej wymienionym zagrożeniom, jest wpisanie ich zwyczajów na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Dzięki Partnerstwu na rzecz Biskupizny, czyli wspólnym działaniom osób prywatnych, zespołów oraz organizacji pod protektoratem Gminnego Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi na rzecz promocji mikroregionu Biskupizny w powiecie gostyńskim „Tradycje kulturowe Biskupizny” wpisane zostały na listę w lutym bieżącego roku. Wpis pomoże więc nie tylko zapewnić trwałość wystawiania sztuki, ale także pogłębić ochronę wiedzy o tradycyjnym weselu biskupiańskim, czyli o tym, co w ogóle spowodowało powstanie widowiska. Trudno jest znaleźć równowagę między chęcią wiernego odwzorowania tradycyjnych obrzędów a dostosowaniem się do wymagań publiczności. Każdy z zespołów wystawiających widowisko obrzędowe – czy to wesele, czy dożynki – jest w pewnym sensie przedsiębiorstwem dbającym o rozwijanie się swojego interesu. Grupa, która pojechała na przegląd folklorystyczny, chce zająć miejsce na podium. Zespół występujący na zamówienie otrzymuje za odegraną sztukę odpowiednią zapłatę. Dąbrowska uważa, że wszystko, co z zakresu folkloru zostanie wprowadzone na scenę, jest dziś już tylko rekonstrukcją. Jako występ sceniczny przygotowany w oparciu o elementy tradycyjne „Wesele biskupiańskie” jest przykładem folkloryzmu23. Widowisko to jest bowiem prezentowane w postaci zmienionej, oderwanej od swojego pierwotnego znaczenia – wszak podczas jego odgrywania nie
21 W. Nather, Wesele biskupiańskie (w gwarze ludowej), „Łan. Organ młodzieży gimnazjalnej w Gostyniu” 1934, nr 11, s. 6-8. 22 I. Naskrent, Zwyczaje weselne na Biskupiźnie, „Łan. Organ młodzieży gimnazjalnej
w Gostyniu” 1934, nr 11, s. 9-14.
23 Folkloryzm – zjawisko z dziedziny kultury artystycznej, polegające na stosowaniu w szczególnych sytuacjach życiowych wybranych treści i form folkloru w postaci wtórnej i w sytuacjach zazwyczaj celowo zaaranżowanych. Zob. J. Burszta, Folkloryzm [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, pod red. Z. Staszczak, Warszawa‒Poznań 1987, s. 142-143.
39
Wesele biskupiańskie jako widowisko obrzędowe
są zawierane związki małżeńskie, a cała sytuacja dzieje się w określonych ramach czasowych, w określonym miejscu, przez określonych ludzi i przed publicznością. Od doświadczeń i umiejętności członków zespołu zależy, czy przedstawią jego najlepszą wersję, czy nowoczesną adaptację tylko w części inspirowaną rzeczywistym obrzędem. Folkloryzacja obrzędów weselnych – czyli proces ich przemiany z elementu tradycyjnego w folkloryzm – i wykorzystanie ich w warunkach scenicznych jest
moim zdaniem jedną z form ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Gdyby nie weselne widowiska obrzędowe, czy to na Biskupiźnie, czy w jakimkolwiek innym regionie, tradycje te najprawdopodobniej w ogóle by nie przetrwały lub przetrwałyby jedynie w pamięci najstarszych mieszkańców. Na scenie mają szansę być stale odtwarzane i przekazywane kolejnym pokoleniom widzów, a tym samem chronione od zapomnienia.
Bibliografia Burszta J., Folkloryzm [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, pod red. Z. Staszczak, Warszawa‒Poznań 1987, s. 142-143. Bzdęga J., Wesele biskupiańskie, Gostyń 1992. Czyżykowska B., Na wesele do Domachowa! Wspomnienia, „Kronika Gostyńska” 1935, nr 4, s. 49-56. Dąbrowska G., Folklor na scenie, Warszawa 1977. Gennepp A. van, Obrzędy przejścia, przeł. B. Biały, Warszawa 2006. Łapawa K., Radoła K., Wesele biskupiańskie w Starej Krobi. Pasjonująca jest historia wesela, http://www.starakrobia.powiatgostyn.pl/WESELE_BISKUPIANSKIE_w_Starej_Krobi,1928.html [dostęp: 9.09.2017]. Mendyczanka F., Wesele Biskupiańskie, „Kronika Gostyńska” 1931, nr 4, s. 78-82. Mendyczanka F., Wesele Biskupiańskie (dokończenie), „Kronika Gostyńska” 1931, nr 5, s. 91-95. Naskrent I., Zwyczaje weselne na Biskupiźnie, „Łan. Organ młodzieży gimnazjalnej w Gostyniu” 1934, nr 11, s. 9-14. Nather W., Wesele biskupiańskie (w gwarze ludowej), „Łan. Organ młodzieży gimnazjalnej w Gostyniu” 1934, nr 11, s. 6-8. Olejniczak A., Gdzieś tam na Biskupiźnie, Krobia 2010. Polowczyk K., Biskupiański rok obrzędowy, Krobia 2014. Wesele biskupiańskie. Rzecz o tradycji. Wystawa czasowa, 26 sierpnia-5 października 2012 r., scen. wystawy oraz fot. D. Horoszko, M. Andrzejewska, red. katalogu U. Nowakowska, Szreniawa 2012.
40
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
EDUKACJA REGIONALNA Krzysztof Polowczyk
45-lecie Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic Biskupiański Zespół Folklorystyczny z Domachowa i Okolic obecnie bez wątpienia stanowi jeden z najważniejszych filarów działalności na rzecz zachowania dziedzictwa kulturowego Biskupizny. Jego członkowie angażują się w różne projekty mające na celu edukację regionalną dzieci i młodzieży, propagowanie biskupiańskiego folkloru oraz zachowanie go w możliwie jak najmniej zmienionym stanie. W ciągu 45 lat swojego istnienia doceniony został za to wieloma nagrodami i wyróżnieniami, w tym najważniejszą w dziedzinie kultury ludowej – Nagrodą im. Oskara Kolberga. Początki jego działalności nie należały jednak do najłatwiejszych. Źródeł założenia zespołu doszukiwać można się już w okresie międzywojennym. Wtedy to w Domachowie prężnie działało założone w 1932 roku przez Jana z Domachowa Bzdęgę Kółko Regionalne. Przy tej nierejestrowanej nigdzie organizacji utworzono grupę mającą poprzez występy sceniczne prezentować bogactwo i piękno biskupiańskiego folkloru. Grupa ta nosiła nazwę Biskupiański Zespół Folklorystyczny z Domachowa i Okolic. Ówczesny zespół występował na różnego rodzaju festynach zarówno w najbliższej okolicy (pierwszy występ odbył się podczas festynu studencko-młodzieżowego w Gostyniu), jak i dalej,
chociażby przed mikrofonami radia Rozgłośni Poznańskiej. Zespół zarejestrowany został na trzech filmach krótkometrażowych: Śrendziny, Wesele biskupiańskie i Winiec, które zachowały się do dnia dzisiejszego. Grupa była również obiektem zainteresowania Katedry Muzykologii Uniwersytetu Poznańskiego. Jej kierownik, prof. Łucjan Kamieński, prowadził wraz ze studentami badania na Biskupiźnie i w 1934 roku dokonał nagrań członków zespołu na wałku woskowym Edisona1. Wybuch II wojny światowej przerwał działalność Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego, ale nie zakończył jej definitywnie. W 1942 roku w okupowanym Poznaniu grupka Biskupian związanych z zespołem wzięła udział w kręceniu filmu poświęconego polskiemu folklorowi, w szczególności zaś Biskupiźnie. Wieczornica ludowa była konspiracyjną rejestracją wieczoru folklorystycznego, podczas którego odgrywano biskupiańskie wesele. Organizatorem wydarzenia był przyjaciel Bzdęgi – etnograf Adam Glapa, a odbyło się ono w pilnie strzeżonym mieszkaniu państwa Jakubowskich przy ul. Poznańskiej2. Jednym z ostatnich akcentów działalności ówczesnego zespołu były występy w powojennym Poznaniu w 1945 roku. Biskupianie na zaproszenie Wielkopolskiej Świetlicy Ludowej koncerto-
1 Szkice z dziejów Ziemi Krobskiej, praca zbiorowa pod red. A. Miałkowskiego, Poznań–Krobia 1986, s. 174-176. 2 R. Czub, Jan z Domachowa Bzdęga – niestrudzony popularyzator folkloru biskupiańskiego [w:] Wesele biskupiańskie. Rzecz o tradycji. Wystawa czasowa, 26 sierpnia – 5 października 2012 r., scen. wystawy oraz fot. D. Horoszko, M. Andrzejewska, red. katalogu U. Nowakowska, Szreniawa 2012, s. 35.
41
45-lecie Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic
wali wówczas w szpitalach dla rannych żołnierzy, w parku Kasprzaka, w Rozgłośni Radia Poznańskiego oraz na potańcówce w Sali Związku Tramwajarzy3.
przesunięto jednak tę datę o rok wstecz, zakładając słusznie, iż początek działalności wiązać powinien się z pierwszymi spotkaniami założycielskimi, organizacyjnymi oraz pierwszymi próbami.
Piotr Kubiak, Jan Bzdęga (stoi za ławką), Stanisława Puślednik, Bolesław Łapawa
Koniec działalności zespołu nie oznaczał końca pracy na rzecz zachowania i propagowania biskupiańskiego folkloru. W latach 50. i 60. zawiązywały się liczne inicjatywy oraz zespoły folklorystyczne, wśród których wymienić można chociażby zespoły w Rębowie (pod przewodnictwem nauczyciela Antoniego Mikłaszewicza i dudziarza Stanisława Jańczaka) i w Krobi (prowadzony najpierw przez Stanisława Kruka, potem Czesławę Guderską) oraz zrealizowany z inicjatywy Feliksa Kaczmarka ze Starej Krobi film pt. Wesele w Krobi Starej. Niestety żaden z powstałych wówczas zespołów nie funkcjonował dłużej niż kilka lat4. Data powstania, a właściwie reaktywacji Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego w Domachowie jest sprawą dość kontrowersyjną. Tak swoje X-lecie, jak i XX-lecie zespół obchodził kolejno w latach 1983 i 1993. Przyjmowano wówczas jako datę rozpoczęcia działalności dzień pierwszego występu, który miał miejsce 8 marca 1973 roku5. Później
Zofia Nowak
Podobnie same okoliczności powstania zespołu pozostają nie do końca jasne. Różni świadkowie tamtych wydarzeń opowiadają niejednokrotnie zupełnie różne historie. U źródeł powstania zespołu bez wątpienia leży działalność Jana z Domachowa Bzdęgi, który w tym okresie nadal bardzo aktywnie pracował na rzecz popularyzacji Biskupizny. W tym celu organizował różne spotkania, lekcje regionalne czy też występy we współpracy z niektórymi mieszkańcami Domachowa (m.in. Marią Bujak i jej matką Katarzyną Sarbinowską). W 1972 gościł na zebraniu Koła Gospodyń Wiejskich w Domachowie i to na tym zebraniu zapadła decyzja o zorganizowaniu występu folklorystycznego z okazji Międzynarodowego Dnia
Szkice z dziejów Ziemi Krobskiej, op. cit., s. 178. J. i J. Bzdęga, Folklor Biskupiański [w:] Dzieje Ziemi Gostyńskiej, praca zbiorowa pod red. S. Sierpowskiego, Poznań 1979, s. 629-630. 5 Ibidem, s. 631. 6 Szkice z dziejów Ziemi Krobskiej, op. cit., s. 183. 3 4
42
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Kobiet w nadchodzącym 1973 roku. Pomysłodawcę część osób upatruje właśnie w Bzdędze, część zaś w Zofii Nowak. Kierownictwo w zespole objęła osoba odpowiedzialna za organizację całej imprezy z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, a więc przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich. Była nią wówczas córka Zofii Nowak – Joanna Prętkowska6, która kierowała potem zespołem przez kolejne 27 lat. Wspominając tamten czas, członkowie zespołu opisują, że nie był to łatwy okres. Pomysł występu opartego o tradycje będące tradycjami wiejskimi bynajmniej nie spotykał się ze zrozumieniem i akceptacją pozostałych mieszkańców Domachowa. Ćwiczący na próbach Biskupianie doświadczali szykan, byli wyśmiewani. Uroczystość doszła jednak do skutku i odbyła się z wielką pompą. Towarzyszyło jej spotkanie najstarszych rodów biskupiańskich. Impreza nagrana została przez Rozgłośnię Radia Poznańskiego7.
Biskupianie w poznańskim radio, 1938
Początkowo w skład zespołu wchodzili niemal wyłącznie mieszkańcy Domachowa (z wyjątkiem skrzypka – Józefa Kabały z Sułkowic). Po decyzji o kontynuacji działalności po pierwszym występie (początkowo nie było mowy o tworzeniu stałego zespołu, a jedynie o przygotowaniu występu na Międzynarodowy Dzień Kobiet) Biskupiański Zespół Folklorystyczny szybko stał się grupą zrzeszającą najwybitniejszych artystów ludowych Bisku-
pizny. Wśród nich znalazło się aż sześciu późniejszych nagrodzonych Nagrodą im. Oskara Kolberga – Jan z Domachowa Bzdęga, Stanisława Puślednik, Józefa Sławińska, Maria Kabała, Maria Majchrzak i Stanisław Kubiak. W 1984 roku to prestiżowe wyróżnienie przyznano przygrywającej zespołowi Kapeli Dudziarzy z Domachowa (w jej skład wliczeni zostali: Stanisław Skrzypalik i Józef Kabała oraz Stanisław Jańczak i Władysław Sworowski), zaś w roku 1990 zaszczyt ten przypadł całemu zespołowi za całokształt działalności. W początkowym okresie do najważniejszych imprez, w jakich zespół brał udział, zaliczyć można Winobranie w Zielonej Górze (1974), Dożynki Poznańskie w Stęszewie (1975) oraz festiwal w Płocku, na którym zespół otrzymał wyróżnienie publiczności za widowisko „Winiec – dożynki biskupiańskie”. Ponadto członkowie zespołu brali udział i zdobywali nagrody w różnego rodzaju przeglądach i konkursach (m.in. na Turnieju Dudziarzy Wielkopolskich w Starym Gołębinie i Kościanie). W 1976 roku delegacja Biskupian w składzie: Maria Majchrzak, Marcin Grunt z kapelą (Feliks Chudy i Szczepan Sadowski) uczestniczyła na zaproszenie Jamesa Kimballa z Uniwersytetu Middletown w obchodach 200-lecia Stanów Zjednoczonych8. Pod koniec lat 70. patronat nad zespołem objęło Krobskie Towarzystwo Kulturalne. Organizacja ta powstała w 1976 roku z inicjatywy Jana z Domachowa Bzdęgi i prezesa Leszczyńskiego Towarzystwa Kulturalnego Zdzisława Smoluchowskiego9. Od 1981 roku funkcję jej prezesa pełnił Grzegorz Zygmunt, którego działalności zespół z Domachowa zawdzięcza m.in. nowo uszyte stroje dla wszystkich członków oraz udział w wielu festiwalach w Polsce i za granicą. W 1984 zespół występował w NRD podczas obchodów 800-lecia wsi Wernshausen/Werra10. W tym okresie Biskupianie występowali także na Międzynarodowym Festiwalu Dudziarzy w Strakonicach (ówczesna Czechosławacja) oraz Międzyna-
Ibidem, s. 183. J. i J. Bzdęga, Folklor biskupiański, op. cit., s. 631-632. 9 Szkice z dziejów Ziemi Krobskiej, op. cit., s. 138. 10 Ibidem, s. 183-184. 7 8
43
45-lecie Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic
rodowym Naddunajskim Festiwalu Folkloru w Szekszárd (Węgry). W przygotowaniach do tego ostatniego szczególnie wspierała zespół zaprzyjaźniona z nim etnochoreografka z Poznania – Mirosława Bobrowska. W latach 80. i 90. patronat nad zespołem sprawowały kolejno Bank Spółdzielczy w Krobi, a następnie Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Krobi. Okres ten to czas licznych sukcesów członków zespołu na prestiżowych festiwalach dla par tanecznych w Rzeszowie oraz śpiewaków i instrumentalistów w Kazimierzu Dolnym. W 1985 roku Biskupianie, z inicjatywy Jana z Domachowa Bzdęgi, brali udział w kręceniu filmu Winiec – dożynki biskupiańskie w Domachowie. W 1992 wydana została książka Bzdęgi pt. Wesele biskupiańskie, w której pojawiły się zdjęcia ze specjalnie na tę okazję zorganizowanej sesji zdjęciowej z udziałem zespołu. W tym samym roku członkowie zespołu z własnej inicjatywy nagrali film przedstawiający biskupiańskie wesele. Nagrania amatorską kamerą, z wynajętym kamerzystą weselnym przeprowadzono w Domachowie oraz w Krajewicach, w zajeździe „Pod Wiwatem”.
Biskupiański Zespół Folklorystyczny w roku 2011
Pod koniec lat 90. skład zespołu zmienił się już na tyle, że mieszkańcy samego Domachowa zaczęli stanowić zdecydowaną mniejszość. Dominującą grupą stali się w tym czasie członkowie zespołu z Sułkowic. W 2000 roku ze względu na sprawy rodzinne i stan zdrowia z funkcji kierownika zrezygnowała po dwudziestu siedmiu latach Joanna Prętkowska. Nowym kierownikiem został Piotr Kubiak z Sułkowic, który od samego początku skupił się na 44
działaniach mających na celu przyciągnięcie do zespołu (i ogólnie do folkloru biskupiańskiego) młodzieży. Z jego inicjatywy grupa uczniów ze szkoły w Starej Krobi rozpoczęła naukę gry na dudach i skrzypcach podwiązanych u mistrza Edwarda Ignysia w Lesznie. Te działania przyczyniły się do utworzenia w 2001 roku w Zespole Szkół w Starej Krobi młodzieżowego zespołu biskupiańskiego działającego do dziś pod nazwą „Młodzi Biskupianie”. Działalność młodzieżowego zespołu zaowocowała z czasem dołączaniem młodzieży kończącej szkołę do Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic. Niestety było to zjawisko o dość ograniczonym zakresie. W sumie spośród członków i byłych członków zespołu siedem osób miało za sobą występy z „Młodymi Biskupianami”. W 2002 roku funkcję kierownika zespołu objęła Czesława Guderska, emerytowana nauczycielka od lat działająca na rzecz propagowania Biskupizny w ramach Krobskiego Towarzystwa Kulturalnego. Dzięki jej staraniom zespołowi udawało się pozyskiwać wsparcie od wielu prywatnych sponsorów – przedsiębiorstw od lat związanych z Biskupizną, takich jak Mleczarnia Gostyń, Łagrom i inne. W 2005 roku patronat nad zespołem objęła Fundacja „Sąsiedzi Sąsiadom”, w ramach której działała gminna rada folkloru. Kolejna zmiana kierownika nastąpiła w roku 2008. Wtedy to wybrany został zarząd, którego skład pozostaje niezmieniony do dziś. Funkcję kierownika objął Krzysztof Polowczyk, sekretarzem została Anna Chuda, skarbnikiem Urszula Chuda. W latach 2008-2016 funkcję konsultanta przy zarządzie pełnił Piotr Kubiak. Podczas zebrania wyborczego w 2008 roku zespół wystosował także prośbę o ponowne objęcie nad nim patronatu przez Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Krobi, później przemianowany na Gminne Centrum Kultury i Rekreacji im. Jana z Domachowa Bzdęgi w Krobi. GCKiR patronat ten sprawuje po dziś dzień. Za kadencji nowego zarządu stopniowo zaczęła zmieniać się struktura zespołu. W ostatnich latach liczba jego członków zwiększyła się rekordowo do trzydziestu trzech osób, z czego przeważająca część należy już do mło-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
dego pokolenia. Z osób, które w 1972 roku były przy zakładaniu zespołu, do dziś aktywna pozostała już tylko jedna – Maria Bujak z Domachowa. Na liście aktywnych członków obecnie znajdują się mieszkańcy aż ośmiu miejscowości z Biskupizny (z zaskakującą lekką przewagą Krobi), ale także osoby z Gostynia i Leszna powiązane z Biskupizną poprzez rodziny i pochodzenie. Przez 45 lat swojej działalności zespół przebył długą drogę, początkowo skupiając się tylko na występach, by z czasem znacząco rozszerzyć swoje działania także o edukację i przekazywanie bezcennego dziedzictwa Biskupizny kolejnym pokoleniom. W ciągu tych wszystkich lat zespół organizował własne imprezy, takie jak tradycyjne biskupiańskie katarzynki i podkoziołek, ale też włączał się w wydarzenia organizowane przez gminę czy inne organizacje. Wśród takich imprez wymienić można Spotkania Śpiewaków i Gawędziarzy Ludowych w Krobi, Krobskie Spotkania „Folklor da się lubić”, konkurs kapel dudziarskich w Sułkowicach czy w ostatnich latach Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie, Tabor Wielkopolski w Starej Krobi oraz Festyn Archanielski w Domachowie. Praca na rzecz rozwoju lokalnego dziedzictwa oraz liczne sukcesy zespołu nie pozostawały niezauważone. Zespół uhonorowany został licznymi nagrodami i odznakami. Oprócz wspomnianych Nagród im. Oskara Kolberga (zespołowej oraz indywidualnych) były to: „Zasłużony dla Województwa Leszczyńskiego” (1983), odznaka „Za zasługi dla kółek rolniczych” (1986), „Zasłużony Działacz Kultury”, Złoty Medal Marszałka Województwa Wielkopolskiego „Za zasługi w zachowaniu dziedzictwa regionalnego” (2001), „Zasłużony dla Powiatu Gostyńskiego” (2006), certyfikat „Najlepsze w Polsce” w dziedzinie usług (2008), „Zasłużony dla Gminy Krobia” (2009). Na swoim koncie zespół ma także wydawnictwa płytowe. Pierwsze z nich były to wydane z inicjatywy Bzdęgi w latach 70. pocztówki dźwiękowe. Na kolejne przyszedł czas dopiero w XXI wieku. W 2005 roku ukazała się płyta CD z nagraniami kapeli dudziarskiej Stanisława Kubiaka i Karola Chudego pt. Pługu mój, pługu, w 2011 z okazji zbliżającego się jubi-
leuszu 40-lecia zespołu (w 2012 roku) nagrano płytę Biskupiański gościniec, zaś w 2017 z okazji 45-lecia istnienia zespołu oraz 110-lecia urodzin Jana Bzdęgi nagrano kolejną płytę audio pt. Wesele biskupiańskie w oparciu o książkę Bzdęgi o tym samym tytule. Wydawcą wszystkich trzech albumów było Gminne Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi. Z udziałem zespołu nakręcono filmy: przez TV Poznań Katarzynki, Winiec – dożynki biskupiańskie w Domachowie, Podkoziołek, Zwyczaje wielkanocne na Biskupiźnie, przez TV Katowice Mapa folkloru, przez TV Wrocław Biskupianie. Poza tym zespół uczestniczył w nagraniach do kilkunastu audycji radiowych i programów telewizyjnych. Zespół od kilku ostatnich lat pracuje niezwykle intensywnie, koncertując, prowadząc lekcje regionalne, uczestnicząc w konkursach i przeglądach czy prowadząc warsztaty. W planach ma jednak ciągle realizację wielu świeżych pomysłów mających na celu zachowanie i dokumentację biskupiańskiego folkloru oraz jego popularyzację i przybliżanie ludziom tak lokalnie, jak i w szerszym zakresie. Działania te z pewnością wpisywać się będą w strategię rozwoju Biskupizny opracowaną przez Partnerstwo na rzecz Biskupizny, do którego zespół należy. Warto podkreślić, że dotychczasowa działalność zespołu bez wątpienia przyczyniła się do zachowania tradycji kulturowych Biskupizny, które pod koniec 2016 roku na wniosek Partnerstwa na rzecz Biskupizny wpisane zostały przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
Pierwszy skład zespołu, 1973
45
Wokół wiwata – edukacja regionalna na Biskupiźnie
Agnieszka Wujek
Wokół wiwata – edukacja regionalna na Biskupiźnie Do priorytetów w działalności na rzecz rozwoju kultury w gminie Krobia zaliczyć należy edukację regionalną. Pojęcie edukacji w tym przypadku rozumiane jest jako szereg działań mających na celu nie tylko prezentowanie folkloru biskupiańskiego, ale też przypominanie i inicjowanie dyskursu na temat wartości i wzorców zachowań stanowiących o odrębności kulturowej mikroregionu Biskupizny. Edukacja regionalna w gminie Krobia realizowana jest w różnorodny sposób, poprzez działalność szkół, instytucji kultury, organizacji pozarządowych, grup nieformalnych i edukatorów indywidualnych. Spore znaczenie ma też edukacja domowa – rozumiana jako przekazywanie i kultywowanie określonych postaw w rodzinie oraz opowieść o tradycji i zwyczajach charakterystycznych dla regionu.
Przez ostatnich 45 lat strażnikiem wiedzy na temat folkloru biskupiańskiego był przede wszystkim Zespół Folklorystyczny „In crudo” z Domachowa i Okolic, skupiający wielkich piewców Biskupizny, znakomitych śpiewaków ludowych i tancerzy. To właśnie ta formacja poprzez kultywowanie tańców, gwary i przyśpiewek stała się kompendium wiadomości na 46
temat Biskupizny. Dzisiaj misją zespołu staje się przekazanie tradycji młodszemu pokoleniu. Zespół zachowuje formułę in crudo, tj. pracuje z nowymi członkami grupy (młodymi) bez wsparcia instruktora. Nauka tańca i śpiewu odbywa się poprzez bezpośredni przekaz, z pokolenia na pokolenie. Jednocześnie mistrzowie – obecnie przede wszystkim pani Anna Chuda i pan Franciszek Jesiak, przekazują wiedzę o tradycji biskupiańskiej młodszemu pokoleniu, prowadząc warsztaty tańca i śpiewu w zespołach szkolnych. W gminie Krobia działają: Dziecięcy Zespół Biskupiański przy Przedszkolu Samorządowym „Pod Świerkami” w Krobi, Dziecięcy Zespół Biskupiański przy Szkole Podstawowej w Krobi oraz zespół „Młodzi Biskupianie” przy Szkole Podstawowej w Starej Krobi. W szczególności nacisk kładziony jest na pracę ze starszymi uczniami i uczennicami, ze względu na fakt, iż właśnie ta grupa może stanowić narybek do zespołu dorosłych. Dzieci i młodzież z wszystkich zespołów mają jednolity strój. Prezentują się w nim podczas uroczystości szkolnych i gminnych oraz występów poza gminą. Zaledwie w 2017 r. zespół „Młodzi Biskupianie” reprezentował gminę Krobia podczas Międzynarodowego Festiwalu Pieśni i Tańca w Luhacovicach (Czechy), a młode śpiewaczki Natalia Biernat i Julia Kordus otrzymały wyróżnienie podczas Ogólnopolskiego Przeglądu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym (2016) za wspólny występ z mistrzynią Anną Chudą, w kategorii „Duży – Mały”. W Gminnym Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi prowadzona jest nauka gry na dudach i skrzypcach podwiązanych. Kapela dudziarska złożona z młodych muzyków jest najliczniejsza w Wielkopolsce. Również z tą sekcją pracuje mistrz – Michał Umławski, etnograf,
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
utalentowany dudziarz i budowniczy dud. Pod jego okiem młodzi dudziarze i skrzypkowie uczą się gry na instrumentach ludowych przede wszystkim po to, aby zasilić skład kapeli dudziarskiej, przygrywającej do tańca podczas występów i tradycyjnych potańcówek. O dobrym wyszkoleniu świadczą zdobywane przez młodych muzyków nagrody i wyróżnienia. Zaledwie w ostatnich latach były to: I miejsce podczas Ogólnopolskiego Przeglądu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym (2017) dla Julii Hampelskiej i Adriana Maćkowiaka podczas występu z mistrzem Michałem Umławskim w kategorii „Duży – Mały” oraz III miejsce dla Roksany Rosy i Natalii Dudy w tej samej kategorii w 2015 r., czy nagrody zdobyte podczas znaczącego dla muzyków ludowych konkursu „Ignysiowy Laur” w Nietążkowie: I miejsce i „Ignysiowy Laur” dla Adriana Maćkowiaka, II miejsce dla Małgorzaty Szymankiewicz w kategorii: dudy oraz I miejsce i „Ignysiowy Laur” dla Natalii Dudy w kategorii: skrzypce. Bardzo dużym zainteresowaniem młodych uczniów i uczennic cieszy się działalność sekcji gwarowej Grupy Teatralnej „Na Fali” działającej przy Szkole Podstawowej w Krobi. Opiekunką grupy jest Magdalena Andrzejewska, bibliotekarka, która ukończyła podyplomowe studia reżyserskie, realizując tym samym swoją wielką pasję teatralną. Grupa gwarowa regularnie wystawia spektakle według autorskich scenariuszy pani reżyser. Fabuła każdorazowo nawiązuje do realiów dnia codziennego okolicznych wsi i zawiera wątki folklorystyczne, związane z tradycją. Spektakle grane są gwarą, z którą świetnie radzą sobie i dzieci, i młodzież. W 2016 i 2017 r. członkowie grupy uhonorowani zostali pierwszymi miejscami na Międzywojewódzkim Konkursie Gwarowym „Mówimy Gwarą” (Weronika Przybył, Jagna Knapp, Aleksandra Chuda i Jakub Majewski), a Maria Konczewicz i Joanna Ratajczyk zdobyły II miejsca. Weronika Przybył jest też laureatką Amatorskiego Konkursu Gwary Poznańskiej, w którym zdobyła I miejsce i nagrodę specjalną. Ponadto Zuzanna Dolata i Marcelina Urbańska wygrały I Powiatowy Przegląd Talentów „Powiat na Bank”
w Gostyniu w 2017 r. Widowiska w wykonaniu grupy gwarowej stanowią stały punkt w kalendarzu imprez gminnych i cieszą się ogromnym powodzeniem wśród publiczności nie tylko z gminy Krobia. Grupa ma w dorobku płytę z nagraniami scenek gwarowych nawiązujących do realiów Biskupizny. Młodzież występuje w nich w stylizowanych strojach wiejskich, a scenki rozgrywają się w scenerii dopasowanej do scenariusza, konkretnej wsi.
W szczególny sposób edukacja regionalna realizowana jest w Zespole SP i Gimnazjum w Starej Krobi, noszącym imię Ziemi Biskupiańskiej. Do jednego z najbardziej znanych projektów tej placówki należy opracowanie i wydanie Słownika gwary biskupiańskiej. W przygotowanie publikacji od początku zaangażowane były nauczycielki – Małgorzata Giera i Krystyna Jańczak, które wspólnie z uczniami i uczennicami zajęły się zbieraniem i objaśnianiem gwary, a także obyczajów i tradycji. Wydawnictwo niestety nie jest już dostępne w sprzedaży, bowiem nakład wydanego w 2005 r. słownika został całkowicie wyczerpany! W szkole co roku obchodzony jest Dzień Patrona, którego program nawiązuje do tradycji biskupiańskich (dzieci przygotowują tematyczną inscenizację, koncert itp.). Ogromnym zainteresowaniem cieszy się organizowany przy tej okazji konkurs piosenki ludowej. W planach jest, aby przegląd ten przekształcić w wydarzenie o charakterze gminnym, z udziałem uczniów i uczennic wszystkich szkół gminy Krobia i Biskupizny. 47
Wokół wiwata – edukacja regionalna na Biskupiźnie
Zamysł pracy z zespołami jest taki, aby włączać dzieci i młodzież w organizację kluczowych imprez obrzędowych, np. podkoziołka czy katarzynek. Zespoły występują też podczas uroczystości okolicznościowych, Dni Seniora, spotkań itp. Specjalny występ wszystkich zespołów przygotowywany jest na odbywający się co roku we wrześniu Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie – to znacząca impreza folklorystyczna w regionie, organizowana pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Wielkopolskiego. Edukacja regionalna w szkołach prowadzona jest głównie przez osoby z grona kadry szkolnej przy wsparciu mistrzów ludowych. Jednakże regularnie czynione są starania o pozyskanie funduszy zewnętrznych na dodatkowe warsztaty i szkolenia, w tym zajęcia z metodyki tańca i śpiewu ludowego dla nauczycielek pracujących z dziećmi w tej dziedzinie. Edukacja regionalna w gminie Krobia prowadzona jest również z myślą o dzieciach niebędących członkami zespołów folklorystycznych. Spotkania z folklorem – haft, gotowanie, rękodzieło – nawiązujące do dziedzictwa kulturowego regionu włączane są co roku do oferty zajęć podczas ferii zimowych i letnich i co ciekawe, cieszą się ogromnym zainteresowaniem dzieci. Szczególną inicjatywą na terenie gminy Krobia są wakacje z folklorem biskupiańskim. To pomysł wypracowany wspólnie z warszawskim Stowarzyszeniem „Dom Tańca”, które w 2013 r. zapoczątkowało tradycję Taborów Wielkopolskich w Starej Krobi, czyli wakacyjnych spotkań mieszkańców dużych miast z folklorem biskupiańskim. Początkowo letnia oferta taborowych zajęć kierowana była wyłącznie do gości z zewnątrz, w kolejnych latach do dzieci przyjezdnych dołączali rówieśnicy z wioski, a od 3 lat wakacyjne spotkania z folklorem, organizowane pod hasłem Mały Tabor, stały się dużą akcją z udziałem dzieci z różnych części gminy Krobia (również spoza Biskupizny) i z sąsiednich miejscowości. Taborowe zajęcia dla dzieci trwają cały tydzień, każdego dnia od 10.00 do 17.00 z przerwą na obiad. Warsztaty prowadzą artyści ludowi, zawodowi muzycy, etnografowie, 48
instruktorzy tańca, śpiewu i inni specjaliści – pasjonaci kultury ludowej. Oferta taborowa to w dużej mierze zajęcia interdyscyplinarne łączące teatr, muzykę, taniec, plastykę i inne sztuki. Wszystkie scenariusze co roku mają inny, wspólny wiodący temat, np. wesele biskupiańskie albo dożynki. Podczas całego tygodnia dzieci pracują nad performansem, który wystawiają na zakończenie taborowego tygodnia, łącząc wiedzę i umiejętności zdobyte podczas poszczególnych modułów zajęć. Niektórzy grają w spektaklu, inni odpowiedzialni są za scenografię do widowiska itp. Sporym zainteresowaniem cieszą się też warsztaty wykorzystujące nowoczesne technologie. Np. zajęcia z animacji poklatkowej, podczas których powstają filmy w oparciu o regionalne legendy, albo zajęcia z dźwiękiem, na których dzieci nagrywają odgłosy wsi, czy warsztaty fotograficzne dokumentujące codzienne życie miejscowości. Stałą ofertę spotkań z folklorem ma Muzeum Stolarstwa i Biskupizny w Krobi – jedyna tego typu placówka w Polsce, muzeum prywatne, które proponuje gościom nie tylko zwiedzanie biskupiańskiej izby i opowieść o historii regionu, ale również doświadczanie tradycji poprzez udział w oryginalnych warsztatach wyrobu drewnianych zabawek, dekorowania przedmiotów szklanych albo drewnianych wzorami nawiązującymi do tradycyjnych motywów ludowych z Biskupizny. Muzeum bardzo mocno zaznacza swoją obecność na mapie działań edukacyjnych gminy, przyciągając nie tylko klasy w ramach zajęć szkolnych, ale też dzieci z rodzicami, seniorów i inne grupy. Cenne są inicjatyw grup nieformalnych, które proponują własną, oryginalną opowieść o folklorze biskupiańskim. Do takich należy grupa modowa „Kryza” z liderką Jolantą Łabusińską, realizująca pokazy mody. Czołowy produkt tej grupy – pokaz „Paryski szyk, biskupiański dryg” prezentuje stroje biskupiańskie i ich możliwe współczesne odsłony. Inicjatywa ta jest znana również poza gminą Krobia, bowiem pokaz jest bardzo chętnie prezentowany podczas spotkań z gośćmi z całego regionu i zagranicy. Wartością tej inicjatywy jest nie tylko znakomita promocja pięknego biskupiań-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
skiego stroju, ale również to, że do pracy nad pokazem udało się zaangażować ludzi młodych oraz fakt, iż niektóre z pomysłów współczesnego wykorzystania stroju biskupiańskiego są wdrażane na co dzień (na Biskupiźnie znów nosi się charakterystycznie spięte czerwone korale, dziewczyny zakładają bryczesy do marynarki, a biskupiańska chusta pojawia się jako element wyjściowego stroju na imprezy). Aspekt edukacyjny wnoszą na Biskupiznę zawodowi muzycy, zafascynowani przyśpiewkami biskupiańskimi i brzmieniem biskupiańskich dud. Paradoksalnie artyści z zewnątrz, poprzez nadanie biskupiańskim utworom współczesnego brzmienia, wpływają na ponowne zainteresowanie młodzieży starymi przyśpiewkami i odkrywanie ich oryginalnego brzmienia. Tak stało się na przykład z piosenką Biskupianka niczym szklanka w wykonaniu folkowo-rockowej grupy Cztery Mile Lasu (notabene nazwa zespołu również nawiązuje do piosenki biskupiańskiej) czy z piosenką Rano, rano, raniusieńko z nominowanej do nagrody Fryderyka płyty Meridian 68 zespołu Dagadana. Odrębny pomysł na edukację dzieci wypracowały Biskupianki w Podróży. Duet Daria Andrzejewska i Magdalena Wojciechowska realizuje warsztaty folklorystyczne według autorskich scenariuszy (to m.in. malowanie na drewnie, tworzenie poduszek ozdobionych motywem ludowym, warsztaty modowe, wypiekanie i dekorowanie ciastek itp.). Oferowane przez panie zajęcia rękodzielnicze okraszone są ciekawą opowieścią o folklorze, a energia i autentyczne zaangażowanie obu animatorek sprawiają, że ich warsztaty zamawiane są regularnie w szkołach, przedszkolach, sołectwach na terenie gminy Krobia i w całej Wielkopolsce. Coraz większym zainteresowaniem wśród gości z Wielkopolski i innych regionów kraju cieszą się zajęcia regionalne w Biskupiańskim Gościńcu w Domachowie. Budynek ten, zmodernizowany w 2012 r. ze środków unijnych, stał się miejscem spotkań mieszkańców, zabaw przy muzyce ludowej, biesiad, warszta-
tów dla dzieci, prób zespołów folklorystycznych itp. W 2014 r. za działalność w Gościńcu gmina Krobia otrzymała II miejsce w konkursie Marszałka Województwa Wielkopolskiego na najciekawszy obiekt na terenach wiejskich o charakterze terapeutycznym, edukacyjnym, rekreacyjnym wykorzystujący walory i tradycje wsi. Zaledwie w I półroczu 2017 r. liczba gości (klas szkolnych, wycieczek) przyjeżdżających na spotkania z folklorem wzrosła kilkakrotnie, co zapewne wiązać należy z wypromowaniem informacji o wpisaniu tradycji biskupiańskich na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO, co nastąpiło w grudniu 2016 r. Obecnie jednym z priorytetów dla gminy jest wypracowanie kompleksowej oferty edukacyjnej dla gości spoza Biskupizny. Edukacji służy też działalność wydawnicza gminy. Powstające na przestrzeni lat publikacje służyć mają nie tylko ocaleniu od zapomnienia tradycji biskupiańskich. To również pakiet materiałów dydaktycznych dla osób zajmujących się edukacją regionalną. Służą temu opisy obrzędów zawarte w albumie Biskupiański rok obrzędowy (2014), zapisy nutowe i słowa przyśpiewek ze śpiewnika Bladną oczka, bladną za dziewczyną ładną (2016) czy kolejna płyta dokumentująca dziedzictwo muzyczne Biskupizny – Wesele biskupiańskie (2017) Edukacja regionalna to główny cel określony w Strategii rozwoju Biskupizny (wypracowanej przez Partnerstwo na rzecz Biskupizny w 2016 r.). Realizacji tego strategicznego zadania służyć ma także Program edukacji kulturalnej i obywatelskiej dzieci i młodzieży w gminie Krobia, w którym spory nacisk położony jest właśnie na edukację regionalną. Nad programem pracują wspólnie instytucje gminne – szkoły, przedszkola, centrum kultury, biblioteka, ośrodek pomocy społecznej i urząd miejski, uwzględniając zasoby i potencjał edukatorów szkolnych, a także animatorów z organizacji pozarządowych i grup nieformalnych zaangażowanych w działalności edukacyjną.
49
Z WIELKOPOLSKI Tadeusz Wujek
Wybór wierszy Dudy spod Krobi Niechaj Dudy spod Krobi Sławią Ziemię Biskupiańską, Niechaj płyną melodią Pól i łąk ziemi naszej Nie obcą czy wielkopańską… Melodia ta sławi czar ziemi Głosi piękno tradycji i stroju, Sławi kulturę regionu Sławi ludzi przy zabawie – I w pracy znoju. Bogata jest ziemia nasza Dzięki pracowitości jej Gospodarzy, Rozkwita tutaj gospodarność A ziemia obfitością plonów darzy. Niechaj więc rżną stare skrzypki, Niechaj huczą rogi starych dudów, Niechaj ludzie młodzi Kochają stare tradycje Bo bez nich w życiu – Nie dokonają cudów…
X 2001
Ku zapomnieniu Biskupianie – miły panie Gdzie masz swoje konie, Czy zdradziłeś ojców miłość Siwki i kasztanki – Pusto na zagonie… Biskupianie – powiedz szczerze Co z bryczką zrobiłeś, Co jeździłeś do kościoła I nią się szczyciłeś… Choć samochód dzisiaj w modzie 50
Fordy, Fiaty, Polonezy, Lecz Biskupian w swojej bryczce – Widok – jak należy… Biskupianie – gdzie twe stroje Westki, jaki i wołoszki, Kapelusze, białe spodnie, – Gracja i szyk wielki… Gdzie są te pieśni oraczy Czy w polu śpiewanie, Przy wypasie w polu bydła I suszonym sianie. Gdy wieczorem przez wieś idziesz W oknach błyski telewizji, Dawniej śpiewy brzmiały tutaj Radość – pieśni – śpiewy Dobrych ludzi… II 1995
Rodzinna strony Urodzajna nasza ziemia Pracowici gospodarze, Stąd dostatek i bogactwo I w spichlerzach, i w oborze. Lud do pracy się nie leni Biskupiańskie to morale, Ziemia ojców, piękność koni Stoją tu na piedestale. W Domachowie czy Żychlewie Sułkowicach, Starej Krobi, Gospodarstwa w przebudowie Tutaj się bogactwo rodzi. Wokół turkot maszyn słychać W polu, w sadzie i w zagrodzie, Koni coraz mniej już widać Traktor teraz tutaj w modzie.
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Lecz miłości do kasztanka Nie przysłoni Ursus, Zetor, Konie – ojca to zachcianka Mówi syn mechanizator. Chociaż konik stoi w stajni Rolnik jedzie samochodem, Aby wcześniej wrócić z miasta Tu koń przegrał też z motorem. A gdy przyjdzie jakieś święto Czy pojechać trzeba w gości, Stare stroje wyciągnięto Święta trzeba godnie uczcić. Moi mili Biskupianie Pielęgnujcie stroje, wiarę, To nie może nigdy zniknąć To nie będzie nigdy stare… I 1987
Zespół w Domachowie Już od wielu lat istnieje Od wielu lat nam tańcuje W Domachowie narodzony A na Polskę promieniuje Tutaj folklor jest pieszczony I przez starszych, i przez dzieci Piękne stroje odtworzono Biskupiańskie od stuleci. To są autentyczne dzieła Kopki, kryzy i koronki To zasługa członkiń koła W nim krawcowe i kopczorki. Gorzej trochę z męską galą Bo wołoszkę kto uszyje? Ale jaki i bryczesy To się nadal w Krobi szyje. W tym zespole miłośnicy Śpiewów, tańców i tradycji Mimo pracy w gospodarstwach Zawsze ujrzysz ich w świetlicy.
Tu zmęczenie szybko znika Kiedy dudy wiwat grają Licznik czasu zawieszony Nogi tupią i hulają. Tak trzymajcie, moi mili Te tradycje biskupiańskie Swoim dzieciom przekazujcie Przekazania to jest warte. Przekazujcie talent, wiarę W to, co nigdy nie zaniknie, Niech rozwija się tradycja I jak kwiaty niechaj kwitnie. Niechaj kwitnie jako kwiaty Tak jak stroje biskupiańskie „Kawalerka” – bierzcie baty – Te weselne – Sto lat nimi wystrzelajcie…
IV 1988 (Z okazji piętnastolecia istnienia Zespołu)
Zmiana pokoleń Przed tygodniem W znanej wiosce pod Krobią Sprzedano ostatniego Niestarego jeszcze konia Do końskiej rzeźni… Pies, który żył z koniem w przyjaźni Zawył z rozpaczy na progu stajni… O świcie zamiast zaprzyjaźnionego bociana Zaklekotał – traktor Agregat uprawowy zaorał Zaniedbane przy łące pole Pastuch – elektryczny rozgrodził Dotąd rozległą, szeroką – bez granic Łąkę – pastwisko Jakby podzielił dotychczasowe życie Na stare i nowe… Zmiana warty pokoleń Czy koniec starego świata…
51
V Tabor Wielkopolski w Starej Krobi i VII Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie
Marta Machowska
V Tabor Wielkopolski w Starej Krobi (23-30 lipca) i VII Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie (10 września) W lipcu oraz we wrześniu, już po raz kolejny, odbyły się dwa ważne, a jednocześnie zupełnie różne wydarzenia kulturalne na Biskupiźnie. Pierwszym z nich był Tabor Wielkopolski, który miał miejsce w Starej Krobi w dniach 23-30 lipca 2017 r. Drugi to Festiwal Tradycji i Folkloru zorganizowany w Domachowie w niedzielę 10 września 2017 r. Mimo różnic obie imprezy łączyło miejsce, w którym się odbywały oraz temat, którego dotyczyły, czyli region i kultura Biskupizny. Tabor Wielkopolski odbył się w Starej Krobi już po raz piąty. W tym roku hasłem przewodnim była „Akcja po sąsiedzku”, a tematem dożynki. Hasło Taboru miało w tym roku szczególne znaczenie, ponieważ „Akcja po sąsiedzku” wskazywała na silną współpracę z etnograficznym rejonem Hazów w powiecie rawickim. Pierwszy raz głównym organizatorem Taboru nie było, jak w poprzednich latach, Stowarzyszenie „Dom Tańca” w Warszawie, lecz Fundacja „Dudziarz.eu”. W organizację przedsięwzięcia włączyło się także wiele innych osób i instytucji, obok wspomnianego już „Domu Tańca” także Biskupiański Zespół Folklorystyczny z Domachowa i Okolic, Muzeum Stolarstwa i Biskupizny w Krobi oraz Biskupianki w Podróży. Jednocześnie z „dużym” Taborem odbywał się tzw. Mały Tabor, zorganizowany przez Urząd Miasta i Gminy w Krobi oraz Gminne Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi, a przeznaczony dla dzieci z gminy Krobia. Miał on charakter półkolonii, w czasie których dzieci poznają kulturę ludową i folklor. Tegoroczny Tabor zgromadził około 50 gości z całej Polski, którzy przyjechali do 1
52
http://tabor.dudziarz.eu/ [dostęp: 12.09.2017].
Starej Krobi poznać Biskupiznę i jej kulturę. Zajęcia odbywały się w budynku szkolnym, na boisku, pod wiatą oraz w świetlicy wiejskiej. Tabor Wielkopolski to – jak piszą organizatorzy – „tygodniowe, praktyczne spotkanie z kulturą tradycyjną Wielkopolski, podczas którego odwracamy konwencjonalny przepływ kulturowy: spragnieni wiedzy uczniowie z miasta przyjeżdżają pobierać nauki od wiejskich mistrzów, w postaci możliwie autentycznej i niepretensjonalnej, z naciskiem na uczestnictwo, interakcję i praktykę”1. Główny trzon wydarzenia stanowią warsztaty dla uczestników, prowadzone przez twórców i artystów ludowych z Biskupizny i innych regionów. W tym roku odbywały się warsztaty dla dzieci i dorosłych ze śpiewu, tańca, gry na instrumentach – przede wszystkim dudach, malarstwa i fotografii. Były również warsztaty rzemieślnicze, w ramach których uczestnicy uczyli się budować cep, wykonywać biżuterię ze słomy, szyć spódnice i koszule oraz haftować. Zainteresowani mogli również uczestniczyć w warsztatach kulinarnych prowadzonych przez członkinie Koła Gospodyń Wiejskich w Starej Krobi. Zorganizowane zostało również koło teatralne, którego uczestnicy przez cały tydzień przygotowywali inscenizację obrzędu dożynkowego, zaprezentowaną przed wszystkimi w ostatnim dniu Taboru. Warsztaty taborowe odbywały się od poniedziałku do piątku w trzech blokach: rannym, południowym i popołudniowym. Każdego wieczoru można było pobawić się podczas potańcówek przy żywej muzyce. W poniedziałek 24 lipca zorganizowano pokaz żniwny, w czasie którego mieszkańcy Starej Krobi zaprezento-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
wali, jak dawniej mężczyźni żniwowali za pomocą kos, a kobiety ręcznie wiązały i układały snopki Tygodniowe warsztaty kończyło spotkanie podsumowujące, zorganizowane w sobotę 29 lipca, podczas którego uczestnicy warsztatów zaprezentowali efekty swojej pracy. Zgromadzeni goście mogli również wysłuchać referatów wygłoszonych w ramach seminarium „Kierunki rozwoju Biskupizny – szanse i zagrożenia” przez Martę Machowską (Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM), Ewelinę Grygiel (Instytut Sztuki PAN), Grzegorza Ajdackiego (Stowarzyszenie „Dom Tańca” Warszawa) oraz Andrzeja Kuźmińskiego (Miejska Biblioteka Publiczna w Lesznie). Zupełnie odmienną imprezą od Taboru Wielkopolskiego był Festiwal Tradycji i Folkloru, który odbył się w świetlicy w Domachowie. Organizatorem Festiwalu jest Gmina Krobia oraz Gminne Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi. W tym roku była to już jego siódma edycja i o tyle wyjątkowa, że połączona z jubileuszem 45-lecia istnienia Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego „In crudo” z Domachowa i Okolic. Dlatego też w czasie Festiwalu odbyła się promocja nowej płyty zespołu pt. Wesele biskupiańskie. Uroczystości rozpoczęła msza święta w kościele pw. św. Michała Archanioła w Domachowie. Stamtąd pochód, z Biskupianami w strojach regionalnych na czele, ruszył przez wieś na miejsce imprezy. O godzinie 15.00 rozpoczęły się występy.
Jako pierwszy wystąpił Biskupiański Zespól Folklorystyczny „In crudo” z Domachowa i Okolic ze swoim koncertem jubileuszowym. Był to występ o tyle wyjątkowy, że stworzony przez Zespół z Domachowa przy pomocy i współudziale wszystkich innych zespołów folklorystycznych, które działają na terenie gminy Krobia: Dziecięcego Zespołu Biskupiańskiego przy Przedszkolu Samorządowym „Pod Świerkami” w Krobi, Dziecięcego Zespołu Biskupiańskiego przy Zespole Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Krobi oraz zespołu „Młodzi Biskupianie” ze Starej Krobi. W występie udział wzięli także członkowie Grupy Teatralnej „Na Fali”, którzy ubarwiali występ gwarowymi pogadankami. Całe przedstawienie, które trwało prawie godzinę, opowiadało o życiu człowieka od młodości po starość. Przeplatały się w nim tańce, śpiewy oraz występy gwarowe. Występ wzbudził bardzo duże zainteresowanie przybyłych gości. Później nastąpiło wręczenie nagród i podziękowań Zespołowi z Domachowa oraz jego kierownikowi – Krzysztofowi Polowczykowi. Kolejnym ważnym punktem Festiwalu było podpisanie partnerstwa między gminą Krobia, reprezentowaną przez burmistrza Sebastiana Czwojdę, a węgierską gminą Révfülöp i jej burmistrzem Gézą Kondorem. Oprócz tego VII Festiwal Tradycji i Folkloru odwiedzili goście z Polski i z zagranicy. Wystąpili między innymi: Kapela Słowackich Gajdoszy, Zespół Regionalny z Bukówca Górnego, Zespół „Borkowiacy”, Zespół „Chojnioki”, kapela koźlarska Adama Kaisera i Mar-
Tabor Wielkopolski w Starej Krobi. Zajęcia dla dzieci. Fot. M. Machowska
Tabor Wielkopolski w Starej Krobi. Pokaz dawnych zwyczajów żniwnych. Fot. M. Machowska
53
V Tabor Wielkopolski w Starej Krobi i VII Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie
Festiwal Tradycji i Folkloru w Domachowie. Występ jubileuszowy Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego „In crudo” z Domachowa i Okolic. Fot. M. Machowska
tyny Żurek, kapela dudziarska oraz Zespół „Studzianna”. Cykl występów muzycznych kończyła zabawa taneczna. Jednak Festiwal Tradycji i Folkloru to nie tylko występy muzyczne i taneczne, lecz także spotkanie z innymi wymiarami dziedzictwa regionalnego, w tym dziedzictwem kulinarnym. W tym roku, ze względu na podjęcie partnerstwa polsko-węgierskiego, goście festiwalu mogli skosztować biskupiańskich i węgierskich specjałów.
Specjalnie na Festiwal została przygotowana wystawa fotograficzna pt. Biskupizna dawniej i dziś, prezentująca stare i nowe zdjęcia z regionu, zrealizowana w ramach odbywających się w Wielkopolsce Europejskich Dni Dziedzictwa. Stare fotografie pochodziły ze zbiorów prywatnych mieszkańców Biskupizny oraz z Cyfrowego Archiwum im. Jozefa Burszty. Nowe zostały wykonane tak, by dokładnie odpowiadały dawnym ujęciom poszczególnych miejsc. Większość z nich specjalnie na tę okazję wykonało Stowarzyszenie Krobia.org. Dodatkowo na Festiwalu było wiele atrakcji dla dzieci, takich jak dmuchany zamek i trampolina, a także stoiska z rękodziełem i produktami regionalnymi. Festiwal przyciągnął bardzo dużo osób. Bez wątpienia jest to impreza organizowana z myślą o mieszkańcach regionu i przy ich współudziale. Jedzenie przygotowały koła gospodyń wiejskich, w czasie festiwalu odbywała się zbiórka charytatywna na mieszkańca Biskupizny, który uległ wypadkowi, wystawiały się lokalne organizacje pozarządowe i mali przedsiębiorcy. Jednak w tym dniu do Domachowa przyjechało także wiele osób spoza regionu, żeby poznać biskupiański folklor.
Beata Kabała
Beata Kabała – ostatnia kopczarka na Biskupiźnie Pani Beata Kabała urodziła się w 1982 roku w Rawiczu, jest mieszkanką Krobi (woj. wielkopolskie). Pracuje w Gminnym Centrum Kultury i Rekreacji im. Jana z Domachowa Bzdęgi w Krobi. Należy do Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic. Artystka i śpiewaczka ludowa, brała udział w Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym oraz w Konkursie Muzyki Ludowej w Kopanicy. W wolnym czasie haftuje fartuchy oraz haftuje na tiulu i układa kopki i kryzy biskupiańskie (nakrycie 54
głowy i ozdoba szyi kobiety) oraz czepki i kryzy szamotulskie według tradycyjnych wzorów. Szyje stroje biskupiańskie dla lalek. Prowadzi warsztaty wyszywania na tiulu. Jest konferansjerem różnych uroczystości ludowych, takich jak Festiwal Tradycji i Folkloru, katarzynki, festyny i jarmarki, mówiąc na nich gwarą biskupiańską. Jest modelką pokazu mody „Paryski szyk, biskupiański dryg” – inspirowanego folklorem biskupiańskim. Rozwija zainteresowania kulturą ludową Biskupizny w szkole i przedszkolu.
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Przygoda Beaty Kabały z Biskupizną rozpoczęła się od wczesnego dzieciństwa. Już od 5 roku życia należała do Przedszkolnego Zespołu Biskupiańskiego w Krobi i wspólnie z rówieśnikami brała udział w występach. W szkole podstawowej także należała do Zespołu Biskupiańskiego. Jako mała dziewczynka wraz z babcią brała udział w różnych występach Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic, mówiąc wiersze i śpiewając piosenki. Tańczy i śpiewa w nim po dziś dzień. Mimo że dzieciństwo pani Beata ma już za sobą, „bawi się” lalkami Barbie. Wspólnie z mamą szyje dla nich stroje, haftuje kopki i kryzy. W ten sposób powstają pamiątki promujące region biskupiański. „Lalki Biskupianki” jako symbol kultury biskupiańskiej zabierane są na targi, wystawy oraz wyjazdy zagraniczne przez samorządowców i mieszkańców gminy. Niezwykle ważną rolę w dziedzinie kultury ludowej odegrała rodzina pani Beaty. To dzięki niej jest osobą posiadającą wiele zdolności. Miłość do sztuki i tradycji ludowej odziedziczyła po dziadkach i mamie. Rodzice jej mamy – Stanisława i Stanisław Pazołowie z Posadowa przez całe swoje życie chodzili ubrani w stroje biskupiańskie, kultywując tradycje swojego regionu. Babcia od strony ojca – Maria Kabała, znakomita tancerka, śpiewaczka i kopczarka1, należała do Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic, a swoje umiejętności i zamiłowanie do tradycji przekazała wnuczce. Na przełomie lipca i sierpnia
Maria Kabała (z lewej) z Krobi i Józefa Sławińska z Chumiętek podczas haftowania i układania kopek. Pocztówka, skan Z. Żyburtowicz
2000 roku pani Beata nauczyła się sztuki prasowania, układania kopek i kryz biskupiańskich. Warto wspomnieć mamę pani Beaty – Zofię Kabałę, która już od najmłodszych lat przyglądała się, jak jej rodzice stroili się po biskupiańsku. Godna uwagi jest także pani Józefa Sławińska z Chumiętek, znakomita hafciarka i artystka ludowa. To ona podczas spotkań domowych opowiadała mamie pani Beaty, jak się haftuje, szyje kopki, kryzy i strój biskupiański. To dzięki mamie pani Beata nauczyła się haftować na tiulu, kocha to, co robi, jest dumna z tego, że jest Biskupianką i że może przekazywać kulturę swoich przodków. Wyrazem uznania dla jej umiejętności i pasji było przyznanie w roku 2017 rocznego stypendium „Mistrz tradycji” w ramach programu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Kultura ludowa i tradycyjna”. Realizując program stypendialny, Beata Kabała uczy haftowania oraz układania kopek biskupiańskich i szycia kryz kolejne pokolenie młodych Biskupianek.
Beata Kabała kopczarka w stroju biskupiańskim. Fot. J. Tomyślak
Kopczarki zajmowały się wykonywaniem, układaniem i konserwacją czepców – tzw. kopek.
1
55
Sejmik Regionalistów Wielkopolskich 10 czerwca 2017
Sejmik Regionalistów Wielkopolskich 10 czerwca 2017 W sobotę 10 czerwca 2017 roku w Muzeum Literackim Henryka Sienkiewicza, które stanowi Oddział Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, odbył się kolejny Sejmik Regionalistów Wielkopolskich połączony z pierwszym w obecnej kadencji zebraniem Rady WTK. Rada jest organem doradczym i konsultacyjnym Towarzystwa, składa się z członków jego Zarządu oraz przedstawicieli zainteresowanych regionalnych stowarzyszeń kultury z całej Wielkopolski. Obecnych było 35 osób reprezentujących 20 stowarzyszeń: Kaliskie Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży „Schola Cantorum”, Kostrzyńskie Towarzystwo Regionalne, Polskie Towarzystwo Historyczne – Oddział w Kaliszu, Poznańskie Stowarzyszenie Pracy Twórczej, Stowarzyszenie Ostrowian w Poznaniu, Stowarzyszenie Przyjaciół Miasta Koła nad Wartą, Towarzystwo Miłośników Gostyńskiej Fary, Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, Towarzystwo Miłośników Miasta Piły, Towarzystwo Miłośników Miasta Poznania im. Cyryla Ratajskiego, Towarzystwo Miłośników Ziemi Dusznickiej, Towarzystwo Miłośników Ziemi Śremskiej, Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Oddział w Poznaniu, Towarzystwo Pamięci Generała Józefa Dowbor Muśnickiego w Lusowie, Towarzystwo Pamięci Powstania Wielkopolskiego 1918-1919, Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Ostrzeszowskiej, Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Pałuckiej w Wągrowcu, Wielkopolskie Towarzystwo Przyjaciół Książki, Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne w Poznaniu, Wrzesińskie Towarzystwo Kulturalne. Uczestnicy spotkania zostali powitani przez panią Barbarę Hurnowicz, która oprowadziła ich po Muzeum, w tym również po wystawie Ignacy Moś to był ktoś – w 100. rocznicę urodzin poświęconej twórcy tej placówki, wybitnemu Wielkopolaninowi, kolekcjonerowi pamiątek po autorze Trylogii i regionaliście. 56
Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu przyznało z okazji Sejmiku wyróżnienia: – medale „Labor Omnia Vincit” otrzymali: dr Alojzy Konior z Leszna (odebrał 8 czerwca 2017 w Lesznie), Tadeusz Krokos z Kalisza oraz Bolesław Grobelny z Ostrzeszowa; – Towarzystwo Miłośników Gostyńskiej Fary oraz Towarzystwo Miłośników Ziemi Śremskiej wyróżniono certyfikatami „Najlepsze w Polsce”. W imieniu prezydenta Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego, dr. Mariana Króla, wyróżnienia wręczył prezes Filip Suś. Na przewodniczącego Rady Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego w latach 2017-2019 wybrano prezesa Towarzystwa Miłośników Ziemi Śremskiej, Jerzego Naskręta. Prezes WTK Stanisław Słopień poinformował zebranych o głównych przedsięwzięciach Towarzystwa w roku 2016 oraz zaproponował wymianę informacji i dyskusję o zamierzeniach wielkopolskich stowarzyszeń regionalnych na lata 2017-2018, zwłaszcza związanych z setną rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę oraz setną rocznicą wybuchu powstania wielkopolskiego. Podkreślił otwarcie WTK na wszystkie inicjatywy i projekty, deklarując możliwość ich wsparcia merytorycznego i organizacyjnego, a także medialnego. Zachęcił kolejne stowarzyszenia do korzystania z forum, jakie stwarza Rada WTK, proponując im zrzeszenie się, co jednak nie jest warunkiem współpracy. W dyskusji wypowiedziała się ponad połowa uczestników Sejmiku, podając liczne przykłady zamierzeń planowanych na setną rocznicę powstania wielkopolskiego, a prezes Zarządu Głównego Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego 1918-1919, Tadeusz Musiał, przedstawił główne projekty kierowanego przez siebie stowarzyszenia, które należy do głównych organizatorów obchodów w Wielkopolsce i w kraju.
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Uczestnicy Sejmiku postanowili wystosować apel o ufundowanie z okazji 100-lecia powstania wielkopolskiego pomnika generała Józefa Dowbor-Muśnickiego, twórcy i dowódcy Armii Wielkopolskiej. W celu opracowania tekstu powołano komisję w składzie: Jacek Lichocki (Towarzystwo Miłośników Ziemi Dusznickiej), Józef Moczko (Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Ostrzeszowskiej Koło Poznańskie), Piotr Waśko (Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Oddział w Poznaniu). Tekst apelu publikujemy niżej.
Apel o pomnik generała Józefa Dowbor-Muśnickiego w Poznaniu Członkowie Rady Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego w Poznaniu, w związku z przypadającą w 2018 roku setną rocznicą Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 zwracają się z prośbą do Wojewody Wielkopolskiego, władz samorządowych województwa wielkopolskiego, miasta Poznania oraz do społeczeństwa Wielkopolski o ufundowanie pomnika generała broni Józefa Dowbor Muśnickiego, naczelnego dowódcy sił zbrojnych Powstania Wielkopolskiego 1918/1919. Powstanie Wielkopolskie 1918-1919 głęboko zapadło w sercach i w pamięci Wielkopolan, jednak przeciwności losu, a także niesprzyjająca polityka historyczna w kolejnych dziesięcioleciach sprawiła, że żaden z bohaterów Powstania Wielkopolskiego nie znalazł należytego miejsca w historii naszego kraju. Zbiorowy trud uczestników tego powstania, dzięki prowadzonej od kilku lat konsekwentnej i skutecznej polityce Marszałka Województwa
Wielkopolskiego, Wojewody Wielkopolskiego i Prezydenta Poznania, powoli przebija się do ogólnonarodowej świadomości. Czas, by dostrzec także tych, których osobisty wysiłek, talenty organizacyjne, a przede wszystkim głęboki patriotyzm sprawiły, że Powstanie Wielkopolskie 1918-1919 okazało się zwycięskie. Generał broni Józef Dowbor-Muśnicki, na wezwanie Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, w dniu 16 stycznia 1919 roku objął dowództwo wojsk powstańczych i natychmiast przystąpił do rozbudowy polskich sił zbrojnych w byłym zaborze pruskim, które wkrótce osiągnęły stan 100 tysięcy żołnierzy. Dążył do rozszerzenia idei powstania na Pomorze Gdańskie. Przeprowadził proces integracji Wojsk Wielkopolskich z Wojskiem Polskim, pozostając dowódcą Frontu Wielkopolskiego. Armia ta, znakomicie wyekwipowana, walnie przyczyniła się do zwycięstwa w wojnie 1920. Generał broni Józef Dowbor-Muśnicki jako zwolennik apolityczności armii znalazł się na uboczu polityki lat międzywojennych. Zmarł 26 października 1937 roku i został pochowany w rodzinnym grobowcu w podpoznańskim Lusowie, gdzie do dzisiaj kultywowana jest pamięć o tym wielkim patriocie. Pośmiertnie generał Józef Dowbor-Muśnicki został w dniu 18 grudnia 1998 roku odznaczony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Zgodnie z wolą uczestników Sejmiku Zarząd WTK przesłał 4 sierpnia 2017 roku tekst Apelu Wojewodzie Wielkopolskiemu, Marszałkowi Województwa Wielkopolskiego, Prezydentowi Miasta Poznania oraz Staroście Poznańskiemu. Na stronie www.e-pw.pl/page.php/1/0/ show/81 dostępny jest fotoreportaż K. Krawiarza z Sejmiku.
Wyróżnieni przez Towarzystwo Hipolita Cegielskiego
57
WIELKOPOLANIE Robert Czub
Jan z Domachowa Bzdęga – niestrudzony popularyzator folkloru biskupiańskiego Nieczęsto spotyka się ludzi, którzy z takim zaangażowaniem i poświęceniem oddawaliby się jakiejś sprawie. Taką właśnie osobą był Jan Bzdęga, dopisujący zawsze do nazwiska „z Domachowa”, a sprawą – Biskupizna. Robił dla niej wszystko, „jakby nie o siebie mu szło, nie o najbliższych, tylko o sprawę” – pisał Zygmunt Trziszka w Podróżach do mojej Itaki. Choć zwiedził kawał świata, wiele lat mieszkał w Poznaniu, w Gdyni, w Zielonogórskiem, to zawsze ciągnęło go do Domachowa, do rodzinnych stron, na ziemię biskupiańską. Urodził się 23 grudnia 1907 roku w Rotthausen w Westfalii, gdzie przebywali jego rodzice na emigracji zarobkowej. Był najstarszym synem małorolnego chłopa Jana i Janiny Chudej, oboje rodem z Żychlewa. Ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie to także rodowici Biskupianie. W 1914 roku Bzdęgowie z czworgiem dzieci wrócili w rodzinne strony, nabywając w Domachowie zagrodę chałupniczą z dwuizbową chatą. Nie żyło się lekko. Wkrótce dzieci było już siedmioro. Ojciec nadal wyjeżdżał więc na zarobek do westfalskich i francuskich kopalń. Jan, jako najstarszy z rodzeństwa, od dziesiątego roku życia pracował. Zajmował się wypasem bydła u zamożniejszych gospodarzy. Do szkoły powszechnej uczęszczał najpierw w Domachowie, a następnie w Sułkowicach. Ukończył ją z wyróżnieniem. Za namową sułkowickiego nauczyciela i przy pomocy ks. Franciszka Olejniczaka rozpoczął naukę w Miejskim Gimnazjum Klasycznym w Gostyniu. Uczył się pilnie. Tu poznał i zaprzyjaźnił się z Wacławem Boratyń58
skim – artystą plastykiem, późniejszym twórcą polskiego znaczka pocztowego o tematyce historycznej. Przedwczesna śmierć ojca-górnika sprawiła, iż sytuacja materialna rodziny stała się krytyczna. Zmusiło to go, jako najstarszego z rodzeństwa, do przerwania nauki w klasie VII i podjęcia pracy zarobkowej w charakterze urzędnika pocztowego. W 1934 roku Jan Bzdęga zawarł związek małżeński z nauczycielką w Domachowie, Jadwigą Zielińską. Dwa lata później małżonkowie przenieśli się do Poznania, rodzinnego miasta Jadwigi. Krótko potem przyszły na świat ich dzieci: Joanna Bożena i Jan Ludosław. Maturę złożył jako eksternista w 1938 roku. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim na Wydziale Socjologii u profesora Floriana Znanieckiego. Dalszą naukę przerwały jednakże działania wojenne. Jego wielka przygoda z folklorem biskupiańskim rozpoczęła się w roku 1927, kiedy to nawiązał współpracę z dwoma poznańskimi czasopismami – „Wielkopolaninem” i „Orędownikiem”. Tu ukazały się jego pierwsze artykuły o Biskupiźnie. Zgromadzone materiały wykorzystywał, pisząc scenariusze widowisk folklorystycznych. W roku 1932 założył w Domachowie Kółko Regionalne, które dało początek Biskupiańskiemu Zespołowi Folklorystycznemu „In crudo”. Jego członkami zostali mieszkańcy Domachowa i okolic. Kilka lat później z inspiracji prof. Łucjana Kamieńskiego na ziemię krobską zawitali studenci muzykologii z Uniwersytetu Poznańskiego, by wziąć
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
udział w autentycznym weselu biskupiańskim Wandy i Jana Hajduków (siostry Jana Bzdęgi). Pojawili się niebawem ponownie, by rozpocząć badania naukowe nad tym unikalnym folklorem. Doprowadziło to do pierwszych nagrań fonograficznych biskupiańskiej muzyki. W grupie naukowców była Jadwiga Sobieska, wybitna później znawczyni folkloru wielkopolskiego. W roku 1936 Jan Bzdęga opracował i wydał drukiem monografię folkloru ziemi krobskiej pt. Biskupianie (publikację tę wznowiono nakładem Centralnego Ośrodka Metodyki Upowszechniania Kultury w Warszawie w 1992 roku). Ta pięknie ilustrowana przez Wacława Boratyńskiego książka zawiera opis obrzędów i zwyczajów, zapis treści i muzyki biskupiańskich pieśni (w opracowaniu Józefa Baranowskiego – organisty z Domachowa), jest źródłem badań folklorystycznych. Z jego inicjatywy i dzięki jego zabiegom zespół biskupiański z Domachowa prezentował się na estradach całego niemal kraju, nagrywał audycje dla Polskiego Radia, był przedmiotem zainteresowania etnomuzykologów z Katedry Muzykologii Uniwersytetu w Poznaniu. W tym też okresie powstały trzy filmy krótkometrażowe dokumentujące „wieniec biskupiański”, „śrendziny” i „wesele biskupiańskie”, nakręcone przez A. Nowosielskiego i W. Babijczuka. W prasie pojawiały się liczne artykuły jego pióra traktujące o Biskupiźnie i ziemi gostyńskiej. Był to już dorobek tak znaczny i wielostronny, że można stwierdzić, iż Janem z Domachowa całkowicie zawładnęła pasja regionalisty, działacza kultury. Stał się znawcą i pierwszym popularyzatorem folkloru biskupiańskiego. Wkrótce po wybuchu II wojny światowej jako żołnierz sił pomocniczych wyruszył na odsiecz stolicy. Dostał się do niewoli niemieckiej. Osadzony został w obozie jenieckim w Stablack pod Królewcem (Stalag IA), gdzie wraz z kolegą Alfonsem Kowalskim organizował życie kulturalne dla współtowarzyszy niewoli. Przygotowywał patriotyczno-oświatowe zgromadzenia kamuflowane tematyką regionalną, głównie biskupiańską. Pomocny był mu w tym egzemplarz Biskupian, który zabrał
ze sobą, idąc na wojnę. Po przebyciu ciężkiej choroby, w 1940 roku, został zwolniony z obozu i wrócił do Poznania. W grodzie Przemysła był Jan Bzdęga ponownie organizatorem konspiracyjnych wieczorów patriotycznych i folklorystycznych. Wśród wielu różnych imprez i spotkań z tego okresu najbardziej wzruszające wspomnienia pozostawiła w pamięci uczestników wieczornica, zorganizowana w Poznaniu w 1942 roku wspólnie z etnografem Adamem Glapą. Poświęcono ją przede wszystkim folklorowi Biskupizny. Prywatne, pilnie strzeżone przez obstawę mieszkanie państwa Jakubowskich przy ul. Poznańskiej 28 zapełniło się Biskupiankami i Biskupianami w pełnych, odświętnych strojach. Zagrały dudy, a pary taneczne ruszyły do „przodków”, „wiwatów”, „chodzonych”. Dzięki temu chociaż przez chwilę zapomniano o krwawej hitlerowskiej okupacji. Całą imprezę sfilmował kamerą 8 mm Adam Glapa. W roku 1945 Jan Bzdęga ponownie ruszył do walki jako ochotnik. Tym razem bił się o wyzwolenie stolicy Wielkopolski. Został ranny. Szybko jednak wrócił do zdrowia i pracy społecznej. Po zakończeniu II wojny światowej działał aktywnie na Ziemiach Odzyskanych, organizując życie kulturalne i oświatowe. W latach 1945-1948 był wizytatorem kursów dla analfabetów z ramienia Kuratorium Okręgu Szkolnego w Zielonej Górze. Organizował uniwersytety ludowe w Lubelskiem i Zielonogórskiem. Był tam też wychowawcą. Na wezwanie Związku Zachodniego udał się na Dolny Śląsk, by organizować tu życie społeczno-kulturalne. Pracował w różnych instytucjach, m.in.: delegaturze Ministerstwa Oświaty, Wydziale Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, w Wojewódzkim Komitecie Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, w Państwowym Przedsiębiorstwie „Dom Książki”, w Powiatowym Domu Kultury w Zielonej Górze. W latach 1950-1967 w Przylepie koło Zielonej Góry stworzył ośrodek amatorskiego ruchu teatralnego, w którym inspiracje folklorem mógł już dogłębnie analizować z młodzieżą w formie warsztatów. Była to kolejna miejscowość, którą zapragnął zaprzyjaźnić z Do59
Jan z Domachowa Bzdęga – niestrudzony popularyzator folkloru biskupiańskiego
machowem, oswoić z folklorem z Wielkopolski. I udało się. W 1956 roku powstało tu Koło Miłośników Biskupizny, a Jan z Domachowa Bzdęga został jego liderem. Przylep zaprzyjaźnił się z mieszkańcami Sułkowic. W tym samym roku wyjechał do Francji, aby odwiedzić ziomków. Sporo wówczas rodaków wywędrowało za chlebem. Kontakty nabrały zatem znaczenia międzynarodowego, toteż nie wypadało już prowadzić „chałupniczej” działalności. Wszystkie poczynania nabrały rozmachu. Skompletował zespół artystyczny, który niebawem zaczął koncertować w całej Polsce. W roku 1968 wyjechał na ziemię gdańską i osiadł u córki w Gdyni. Po dwudziestu czterech latach spędzonych na Pomorzu postanowił powrócić w rodzinne strony. Zamieszkał w internacie Zespołu Szkół Rolniczych w Grabonogu. Tu przebywał pięć lat. Dzięki jego zabiegom reaktywowane zostały liczne zespoły i kapele biskupiańskie. Współdziałał przy powołaniu do życia Towarzystwa Miłośników Biskupizny w Krobi i w Poznaniu. W 1972 roku był przy reaktywowaniu Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic. Cztery lata później należał do grona założycieli Krobskiego Towarzystwa Kulturalnego. Dzięki jego staraniom wydana została w Tonpressie seria pocztówek dźwiękowych z nagraniami muzyki biskupiańskiej, powstały kolejne filmy traktujące o folklorze ziemi krobskiej. Przygotował wiele audycji radiowych i telewizyjnych na ten temat. Za jego namową Krajowa Agencja Wydawnicza wydała barwne pocztówki z Biskupizny. W 1979 roku w pracy zbiorowej Dzieje ziemi gostyńskiej ukazał się obszerny artykuł Folklor biskupiański autorstwa Jana Bzdęgi i jego żony Jadwigi. Oboje przygotowali też rozdział o folklorze w obszernej monografii Szkice z dziejów ziemi krobskiej, która ukazała się w roku 1986. Z jego inicjatywy i przy jego wsparciu finansowym wydano drukiem kilka pozycji książkowych (m.in.: Artysta malarz „Pracowity z Ryglic” Wacław Boratyński 1908-1939. Szkice do portretu, Gostyń 1992; Stefan Jankowiak, Kasyno Gostyńskie 1835-1846. U początków pracy organicznej w Wielkopolsce, Gostyń 1996) i numerów lokalnych czasopism (m.in. 60
„Przyjaciel Ludu” 1994, z. 3-4) traktujących o ziemi gostyńskiej i ludziach z nią związanych. Był pomysłodawcą i głównym realizatorem wielu wystaw – w Gostyniu i w Warszawie (m.in. wystaw poświęconych twórczości Wacława Boratyńskiego i Władysława Kołomłockiego). Był wreszcie Jan Bzdęga współzałożycielem Fundacji „Sąsiedzi Sąsiadom” w Krobi, której statutowym zadaniem jest organizowanie przeglądów twórczości osób niepełnosprawnych i popularyzacja folkloru biskupiańskiego. Staraniem fundacji wyszło już kilka książek. Był też wieloletnim działaczem ruchu ludowego. W 1992 roku wyszła spod pióra Jana Bzdęgi książka Wesele biskupiańskie, która jest zapisem słownym i muzycznym obrządków weselnych w Krobskiem. Interesująca to niezmiernie pozycja, nie tylko dla etnografów i muzykologów.
Laur Gostynia 1988 r.
Za swoje osiągnięcia na niwie kultury był wielokrotnie odznaczany. Uhonorowano go m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Od-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
rodzenia Polski, Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz odznaką „Zasłużony Działacz Kultury”. W roku 1977 otrzymał medal Oskara Kolberga, w 1979 roku Dyplom Honorowy Ministra Kultury i Sztuki. Rok później został wyróżniony Nagrodą Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym za działalność na rzecz folkloru. W roku 1988 jako pierwszemu radni grodu nad Kanią przyznali „Laur Gostynia”, ponownie w roku 1997. W 1995 roku otrzymał nagrodę Polcul Foundation – australijskiej Niezależnej Fundacji Popierania Kultury Polskiej oraz prestiżowe wyróżnienie Leszczyńskiego Towarzystwa Kulturalnego – odznakę „Za Serce dla Kultury”. Był honoro-
wym członkiem Gostyńskiego Towarzystwa Kulturalnego. Lista nagród i wyróżnień jest bardzo długa. Jan z Domachowa Bzdęga zmarł 16 czerwca 1998 roku, pochowano go na cmentarzu w Domachowie – sercu Biskupizny. Do dziś pamiętamy jego wytrwałość w popularyzowaniu sylwetki Wacława Boratyńskiego i unikalnego folkloru. Jego walkę z cenzurą o przywrócenie pojęcia „Biskupizna” w miejsce stosowanego do połowy lat siedemdziesiątych XX wieku pojęcia „Dzierżacy”. Fakt, że ziemia krobska stała się dziś najatrakcyjniejszym z punktu widzenia folkloru regionem Wielkopolski, jest w znacznym stopniu jego zasługą.
Marta Machowska
Apolonia Olejniczak (1927-2015) Apolonia Olejniczak urodziła się w Sta- wieku, w efekcie uwłaszczenia chłopów rej Krobi 2 lutego 1927 roku jako piąte dziec- i procesów regulacyjnych, pradziadek Apoloko Franciszka i Joanny Biernatów. Jej rodzina nii Olejniczak, Jakub Biernat, otrzymał ponad od pokoleń związana była 97 mórg magdeburskich, co z Biskupizną i jej najbliższyczyniło go największym gomi okolicami. Matka, Joanspodarzem w Starej Krobi. na Serwatka, pochodziła ze Z uwagi na to i panujące przeStarej Krobi-Jasiewa, dziadkonanie, iż małżonka powinkowie z jej strony z Domano się wybierać po wielkochowa (babcia, Marianna ści gospodarstwa, dziadkoz Majewskich) oraz Żychlewie Apolonii od strony ojca wa (dziadek, Wawrzyn Sernie zaakceptowali małżeńwatka). Ze strony ojca rodzistwa syna z Joanną Serwatna pochodziła z Łęki (babką. Nauczeni tym doświadcia, Franciszka Smektała) czeniem rodzice Apolonii oraz ze Starej Krobi (dzianie ingerowali w późniejsze dek, Franciszek Biernat). wybory małżonków swoich Rodzina Biernatów nadzieci, zostawiając im swoleżała do najstarszych robodę i służąc dobrą radą. dzin mieszkających w StaFranciszek Biernat, ojrej Krobi. Ich obecność ciec Apolonii, w 1913 roku we wsi można źródłowo Apolonia Olejniczak. Źródło: A. Olejni- został wcielony do armii poświadczyć już od wie- czak, Gdzieś tam na Biskupiźnie, Kro- pruskiej i wysłany na front ku XIV. W I połowie XIX bia 2010 francuski, gdzie walczył 61
Apolonia Olejniczak (1927-2015)
w bitwie nad rzeką Marną. Po wojnie wrócił do Starej Krobi i zaangażował się w prowadzenie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” mającego przygotować młodzież do przejęcia w stosownym czasie władzy na tym terenie. Po wybuchu powstania wielkopolskiego włączył się w działania powstańcze na linii Kąkolewo – Leszno. Po powrocie z powstania i ślubie, zakupił gospodarstwo rolne, tzw. resztówkę po byłym majątku ziemskim w Starej Krobi wraz dworkiem, gdzie do dziś gospodaruje jego wnuczka z mężem. Franciszek Biernat, powstaniec wielkopolski, do końca życia angażował się w działalność na rzecz wsi i jej mieszkańców. Apolonia urodziła się w 1927 roku. Miała cztery starsze siostry: Stanisławę, Zofię, Marię i Józefę oraz młodszego brata Władysława. Tak samo jak rodzeństwo chrzest święty przyjęła w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Domachowie, gdzie także w późniejszym czasie przyjęła komunię świętą i wzięła ślub. Była dzieckiem żywym i ruchliwym, lubiącym wszelkie zabawy i grę w piłkę. Uczęszczała do jednoklasowej, czterooddziałowej szkoły podstawowej w Starej Krobi, gdzie nauczycielem był Franciszek Dworaczyk. Po lekcjach musiała również pomagać rodzicom w pracach gospodarczych, wypasać gęsi i krowy. 1 września 1939 roku, kiedy rozpoczęła się druga wojna światowa, dwunastoletnia Apolonia wypasała bydło. Okoliczna ludność uciekała w kierunku Warszawy. Rodzina Biernatów zdecydowała się pozostać w Starej Krobi, normalnie żyć i pracować na gospodarstwie. 13 grudnia 1939 roku Apolonii z rodzicami i rodzeństwem została wysiedlona. Na początku stacjonowali w klasztorze na Świętej Górze, następnie zostali przetransportowani pociągiem do Tarnowa. Po pół roku mieszkania w Szkole im. M. Konopnickiej w jednej klasie wraz z sześćdziesięcioma innymi osobami, urząd miejski przydzielił im – wraz z dwiema
innymi rodzinami – trzypokojowe mieszkanie przy ul. Ogrodowej w Tarnowie. Życie na wysiedleniu nie było łatwe. Nękał ich głód, a także kontrole niemieckie i łapanki do obozów pracy. W Tarnowie Apolonia ukończyła szkołę podstawową i po zdaniu egzaminów została przyjęta do szkoły handlowej, na kierunek biurowo-handlowy. Nauka trwała dwa lata. Po ukończeniu otrzymała nakaz pracy i została skierowana do kopania rowów przeciwpancernych dookoła Tarnowa. Wraz z nadejściem wojsk radzieckich i odwrotem Niemców rodzina Biernatów wróciła do Starej Krobi, gdzie zastała zaniedbane gospodarstwo i zniszczony dom. Trzy starsze siostry zostały w domu, żeby pomagać rodzicom. Apolonia, jako że ukończyła szkołę handlową, biegle posługiwała się stenografią i potrafiła pisać na maszynie, zaczęła pracę w Urzędzie Miasta w Krobi. W pracy poznała swojego przyszłego męża, Jana Olejniczaka, prezesa Zarządu Powiatowego Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz działacza społecznego1. Ślub Apolonii Biernat i Jana Olejniczaka odbył się 27 października 1947 roku w domachowskim kościele. Para doczekała się ośmiorga dzieci, pięciu córek i trzech synów. Przystali również na propozycję przejęcia gospodarki Biernatów w Starej Krobi, na którym obecnie gospodaruje ich najmłodsza córka z mężem. W okresie powojennym Apolonia Olejniczak, podobnie jak jej małżonek, wykazywała duże zaangażowanie w działalność społeczną. Ukończyła Uniwersytet Ludowy w Łęknie koło Śremu, należała do organizacji „Wici” w Starej Krobi, gdzie zajmowała się wystawianiem przedstawień oraz przygotowywaniem programów kulturalnych na wiejskie uroczystości, angażowała się w organizację świąt i uroczystości zarówno na szczeblu lokalnym, wiejskim, jak i na szczeblach gminnym czy powiatowym, takich jak dożynki powiatowe w Pępowie (1945) i Gostyniu (1946), katarzynki (Gostyń 1946). Była przewodniczącą
Jan Olejniczak doczekał się kilku biogramów opisujących jego życie i działalność, dlatego jego osoba nie będzie tutaj szerzej omawiana. Zainteresowanych odsyłam do książki Apolonii Olejniczak, Gdzieś tam na Biskupiźnie, Krobia 2010 oraz biogramu zamieszczonego na stronie Internetowych Kronik Wsi – Kroniki Wsi Stara Krobia: http://www.starakrobia.powiatgostyn.pl/Pan_Jan_Olejniczak,1837. html [dostęp: 4.09.2017]. 1
62
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Komisji Pracy wśród Kobiet w Radzie Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu, została również powołana do Rady Wojewódzkiej Związku, a później Centralnego Związku Spółdzielni Mleczarskich w Warszawie. Należała do Koła Gospodyń Wiejskich w Starej Krobi, współorganizowała dziecińce sezonowe w czasie nasilonych prac polowych, Gwiazdkę oraz Święto Kobiet. Była również członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego, od lat 50. XX wieku Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Małżeństwo Olejniczaków silnie zaangażowało się w organizację pierwszych wyborów do parlamentu polskiego w styczniu 1947 roku. Jan Olejniczak został wybrany na komisarza wyborczego na obwód leszczyński, a jego przyszła małżonka pomagała mu wykonywać powierzone zadania. Wszystkie działania społeczne zarówno małżeństwa Olejniczaków, jak i jej rodziców, a także serdeczna znajomość Jana Olejniczaka ze Stanisławem Mikołajczykiem, prezesem PSL oraz wicepremierem, spowodowały, iż znajdowali się oni pod ciągłą kontrolą Urzędu Bezpieczeństwa. Za swoje zaangażowanie Apolonia Olejniczak została uhonorowana Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz – co sprawiło jej największą radość – Orderem Serca Matkom Wsi. W 1977 roku spotkało ją kolejne duże wyróżnienie: na Centralnych Dożynkach w Lesznie pełniła funkcję starościny. Dom Olejniczaków był zawsze otwarty dla sąsiadów, gości z kraju i zagranicy. Pod swoją strzechą gościli artystów (Zespół Sióstr Kapnik), działaczy społeczno-gospodarczych i związkowców (np. Günter Schütz, Związek Plantatorów Buraków Cukrowych w środkowych Niemczech), delegacje z Austrii, Turcji, Holandii, Francji czy Japonii. W 1997 roku Olejniczakowie świętowali jubileusz pięćdziesięciolecia pożycia małżeńskiego, w 2007 roku – sześćdziesięciolecie. Trzy lata później, w 2010 roku drukiem ukazały się wspomnienia Apolonii Olejniczak Gdzieś tam na Biskupiźnie2. Pamiętnik został spisany dla przyszłych pokoleń, by wiedziały, skąd po-
chodzą, znały historię swojej rodziny i swojej małej ojczyzny. W książce autorka opisała nie tylko siebie i swoje życie, ale skupiła się również na szerokim tle społeczno-politycznym, opisie mieszkańców Starej Krobi i ich życiu w czasach dwudziestolecia międzywojennego, drugiej wojny światowej oraz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Apolonia Olejniczak zmarła w 2015 roku. Przez całe swoje życie działała na rzecz i w imię polskich chłopów i rolników. Znała bardzo dobrze ich potrzeby i punkt widzenia, ponieważ była jedną z nich. Pozostawiła po sobie wiele wspomnień zachowanych w pamięci najbliższych oraz pamiątek, skrzętnie przechowywanych przez jej dzieci w domu rodzinnym3.
Okładka książki Apolonii Olejniczak, Gdzieś tam na Biskupiźnie
A. Olejniczak, Gdzieś tam na Biskupiźnie, Krobia 2010. Informacje pochodzą z książki Apolonii Olejniczak Gdzieś tam na Biskupiźnie oraz rozmowy przeprowadzonej z jej córką i zięciem w Starej Krobi 25.08.2016. 2 3
63
Czesława Guderska oddana Biskupiźnie
Beata Kabała
Czesława Guderska oddana Biskupiźnie Pani Czesława Guderska urodziła się w 1937 roku w Krzęcinie w powiecie krakowskim. W 1955 roku ukończyła Liceum Pedagogiczne w Krakowie, po czym wybrała niełatwy zawód nauczyciela polonisty, rozpoczynając pracę w Szkole Podstawowej w Goli. Uczyła w niej do końca 1958 roku. W związku ze zmianą miejsca pracy męża zamieszkała w Tarnowie Jeziernym. W maju 1963 roku podjęła pracę w Szkole Podstawowej w Kuźnicy Głogowskiej w powiecie wschowskim, w której była zatrudniona do końca roku 1964. W roku 1965 na stałe osiedliła się w Krobi, a w 1966 podjęła pracę w charakterze nauczyciela polonisty w Szkole Podstawowej w Domachowie. Zafascynowana urokiem strojów biskupiańskich, obrzędami, zwyczajami na Biskupiźnie postanowiła zachować najcenniejsze bogactwo kultury ludowej, przekazując tradycje rodzime młodemu pokoleniu. Po roku pracy pedagogicznej w Domachowie została zatrudniona w Szkole Podstawowej w Krobi. Założyła grupę folklorystyczną, która uczestniczyła w uroczystościach państwowych i akademiach szkolnych. Jej pełne zaangażowanie na niwie kultywowania folkloru biskupiańskiego przejawia się w kierowaniu trzema zespołami ludowymi na terenie gminy oraz działalnością kulturotwórczą. Pani Czesława Guderska 36 lat swojego życia poświęciła rozpowszechnianiu i kultywowaniu folkloru biskupiańskiego w regionie Wielkopolski. W latach 1968-1977 była instruktorem Regionalnego Zespołu Biskupiańskiego działającego przy Kółku Rolniczym w Krobi. Jako wiceprezes Krobskiego Towarzystwa Kulturalnego i jednocześnie przewodnicząca sekcji folklorystycznej sprawowała pieczę nad oprawą merytoryczno-artystyczną Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic. Założyła Młodzieżowy Zespół Bi64
skupiański przy Szkole Podstawowej w Krobi, który istniał 18 lat. Zorganizowała i prowadziła trzyletni kurs haftu biskupiańskiego: kopek, kryz, fartuchów, przy współudziale artystki ludowej Józefy Sławińskiej i nauczycielki Jadwigi Szal na zajęciach praktyczno-technicznych w Szkole Podstawowej w Krobi. Przez 8 lat była redaktorką czasopisma „Gleba”, wydawanego przez Krobskie Towarzystwo Kulturalne, w którym publikowała artykuły pod hasłem „W kręgu tradycji Biskupizny” (w latach 1991-1998). Sekcja folklorystyczna pod jej przewodnictwem uczestniczyła w tworzeniu scenariusza do filmu Katarzynki zrealizowanego przez TVP Poznań na zlecenie Krobskiego Towarzystwa Kulturalnego. Z Biskupiańskim Zespołem Folklorystycznym z Domachowa i Okolic opracowała film Mapa folkloru realizowany przez TVP Katowice. Wielki wkład twórczy włożyła wraz z członkami zespołu w realizację filmów: Wieniec – dożynki biskupiańskie w Domachowie
Czesława Guderska. Fot. J. Tomyślak
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
(zlecenie KTK), Zwyczaje wielkanocne na Biskupiźnie (realizacja TVP Poznań) oraz Biskupianie (realizacja TVP Wrocław). W latach 1988-1992 pełniła funkcję przewodniczącej Komisji Oświaty i Kultury w Radzie Narodowej Miasta i Gminy w Krobi. Współtworzyła i pisała scenariusze na uroczystości gminnych dożynek, nagrywała dorobek zasłużonych artystów ludowych. W ciągu 36-letniej działalności społecznikowskiej uczestniczyła aktywnie w ważnych wydarzeniach kulturalnych, przygotowując m.in. programy artystyczne na przyjazd Narodowej Rady Kultury w Krobi, na otwarcie Festiwalu Dożynkowego Wielkopolski w Krobi, a później udział w Centralnych Dożynkach w Poznaniu itd. Pełne poświęcenie się pani Czesławy Guderskiej dla żywotności Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic przyczyniło się do uhonorowania zespołu Nagrodą im. Oskara Kolberga w roku 1990. Za całokształt działalności kulturotwórczej na rzecz zachowania i programowania folkloru biskupiańskiego pani Czesława Guderska została wyróżniona:
– odznaką „Zasłużony Działacz Kultury” przez Ministra Kultury i Sztuki Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej – Warszawa, dnia 19 lipca 1986 roku; – Odznaką Honorową „Za zasługi w rozwoju województwa poznańskiego” – Poznań, dnia 14 marca 1974 roku; – Uchwałą Rady Państwa odznaczona Medalem 40-lecia Polski Ludowej – Warszawa, dnia 22 lipca 1984 roku; – Uchwałą Rady Państwa odznaczona za dwudziestoletnią wyróżniającą pracę pedagogiczną – Złotym Krzyżem Zasługi – Warszawa, dnia 22 września 1982 roku. Pani Czesława Guderska cieszyła się wielkim szacunkiem i uznaniem. Odeszła do innego, lepszego świata nagle 6 czerwca 2016 roku i spoczywa na cmentarzu w Krobi. Materiał został zebrany i opracowany na podstawie archiwum Urzędu Miejskiego w Krobi oraz zbioru prywatnego córki pani Czesławy – Grażyny Polowczyk.
Biskupianki w Krobi, 1974 r. Fot. B. Linette. Cyfrowe Archiwum im. J. Burszty
65
SPACERY PO POZNANIU Aneta Cierechowicz
Spacery po poznańskich ulicach: ul. Ignacego Paderewskiego
Oto ulica, która powstała z hukiem. I to w znaczeniu dosłownym. A już na pewno w nowatorski sposób, tzn. dzięki architektonicznej wizji rozwoju miasta. Na początku XIX wieku znajdowała się tu bowiem kamienica (nr 69) wieńcząca zachodnią pierzeję Rynku. Należała podobno do jednych z piękniejszych. Powstała w średniowieczu; badania archeologiczne sugerowały, że nawet w XIV wieku stały tu drewniane budynki; zachowała do XIX wieku oryginalny kształt wąskich okien i drzwi, na drewnianych belkach wspierał się dach z dużym okapem, fasadę zdobiły galeryjki, balkoniki, a ściany wspierały narożnikowe skarpy. Niestety, choć piękna i wielowiekowa, znalazła się w niewłaściwym miejscu, patrząc z perspektywy rozbudowy miasta. O jej istnieniu przypomina dzisiaj już tylko zarys fundamentów w postaci czerwonego bruku na ulicy. W XIX wieku kilkakrotnie zwracano uwagę na potrzebę połączenia Starego Rynku z nowo powstającymi dzielnicami. Wskazywał na taką potrzebę niezwykły poznaniak, społecznik, zaangażowany w wiele organicznikowskich inicjatyw Edward hrabia Raczyński. Wspominał o niej Marceli Motty, pisząc w Przechadzkach po mieście, że „kto z Rynku chciał np. iść do teatru, musiał obchodzić Wrocławską i Podgórną ulicą lub z drugiej strony, Zamkową”. Te utrudnienia oraz perspektywiczny plan rozwoju miasta przyspieszyły trudny, ale z dzisiejszej punktu widzenia słuszny wybór. Konieczność okazała się na tyle powszech66
na, że władze miasta podjęły decyzję o wyburzeniu kamienicy i poprowadzeniu nowego traktu między rynkiem a placem Wolności. Wytyczono jej przebieg w 1838 roku i nazwano ulicą Nową, co zgadzało się z odbiorem jej istnienia przez poznaniaków, a co wyraził słowami Motty, zwracając się do młodszego od siebie rozmówcy: „Dla ciebie jest ona starą; znasz ją od urodzenia, ale dla mnie jest rzeczywiście nową; nie było jej bowiem jeszcze, gdy szkoły kończyłem”. Podobno pierwsze zapowiedzi jej istnienia pojawiły się w XVII wieku, gdy na jednej z ówczesnych rycin zaznaczono uliczkę biegnącą wzdłuż dzisiejszej ulicy Paderewskiego. Co się potem z nią stało – nie wiadomo. Dzisiejszą nazwę uzyskała w 1945 roku, gdy przemianowaną ją na ulicę Jana Paderewskiego. Ulica Nowa swoje powstanie zawdzięczała uzyskaniu przez miasto możliwości swobodnej rozbudowy i zmian przestrzennych wewnątrz murów fortecznych. Była pierwszą od 1815 roku wytyczoną ulicą. Z jej powstaniem wiązała się nie tylko konieczność wyburzenia kamienicy od strony Starego Rynku, ale także od strony ówczesnego placu Wilhelmowskiego, czyli dzisiejszego placu Wolności, a zatem budynku przylegającego do Bazaru. Dodatkowo przeprowadzono prace niwelacyjne, obniżając teren nawet o trzy metry, co wyraźnie widać, gdy stanąć u jej wylotu. Budowa ulicy pociągnęła za sobą także wyburzenie murów miejskich i likwidację ogrodów klasztornych należących do budynków zakonnych i kościo-
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
ła teresek1, które zawitały do Poznania w XVII wieku. Część murów klasztornych zachowała się w ścianach wybudowanego szpitala. Autorem nowego planu urbanistycznego Poznania, który pośrednio doprowadził do powstania ulicy Nowej, był niemiecki architekt doby klasycyzmu David Gilly. Zgodnie z jego wizją miał powstać wielki plac i szeroka aleja, czyli dzisiejszy plac Wolności i Aleje Marcinkowskiego. W tym celu rozpoczęto burzenie murów miejskich już pod koniec XVIII wieku, a w 1794 roku wytyczono plac i ulicę Wilhelmowską (plac Wolności i Aleje Marcinkowskiego). Do tego nowego Poznania trudno było jednak dotrzeć ze Starego Rynku, na co zwracał uwagę wspominany już Marceli Motty, i dlatego w 1838 roku Prusacy zdecydowali o przebiciu ulicy Nowej, która szybko ze zwykłej uliczki łączącej starą dzielnicę Poznania z nową zmieniła się w główną arterią komunikacyjną miasta, czego potwierdzeniem jest fakt poprowadzenia tędy już w 1880 roku tramwaju konnego, a potem towarowego. Tramwaj po raz pierwszy ujrzano na ulicy 30 lipca, a łączył Dworzec Główny przez Św. Marcin, Ratajczaka, plac Wolności, Paderewskiego ze Starym Rynkiem. Niecałe sto lat później, 17 marca 1955 roku, gdy wycofywano tramwaje z ruchu po Starym Rynku, zlikwidowano tory na ulicy Paderewskiego. Uliczka wróciła do swojej pierwotnej roli: łącznika między Starym Rynkiem a placem Wolności. Marceli Motty wspominał też, że ulica Nowa łączyła się na wysokości Starego Rynku z ulicą Psią (dziś Szkolną). Na narożniku znajduje się kamienica – niegdyś piękna, dziś strasząca wyglądem i świadcząca o niewydolności miejskich urzędników, którzy od wielu lat nie potrafią doprowadzić do unormowania jej statusu i przywrócenia dawnej świetności. Można by powołać się na argument związany z wizerunkiem miasta w oczach turystów, ale kierując się patriotyzmem lokalnym, po prostu wyrazić pozostaje żal, że tak piękny budynek w tak reprezentacyjnym miejscu straszy
poznaniaków od tak wielu lat. Jeśli przypomnieć, że w okresie międzywojennym remont nawierzchni ulicy trwał 38 godzin, a władze przepraszały mieszkańców za utrudnienia, to widać, ile zmieniło się w ich stosunku do obywateli. O owym remoncie wspomina Władysław Czarnecki, podkreślając, że wymagały go i stare kostki brukowe, i szyny tramwajowe. Przebudowa ulicy została „zaprojektowana… po sapersku” przez inż. Tadeusza Ruge, byłego majora saperów. Wszystko zostało zaplanowane drobiazgowo, prace podzielone między zespoły (jeden odpowiadał na przykład za ruch wozów konnych, drugi – rozdział materiałów, trzeci – kolejność robót itp.). Nad wszystkim czuwał inż. Ruge. O godzinie 18.00 zamknięto ulicę, co wcześniej zapowiedziano w gazetach. Pracowano na trzy zmiany, także w nocy! O godzinie 5.00 prace zakończono. Na tyle przed czasem, aby wszystko uporządkować. Wymyto nawet chodniki i jezdnię. O 8.00 prezydent Cyryl Ratajski w obecności dziennikarzy i przedstawicieli przebudowy położył ostatnią granitową kostkę w bruk. Efekty przetrwały wojnę i służyły jeszcze długo później. Niesamowite. Chociaż Władysław Czarnecki komentował to tak: „Robota była solidnie wykonana… Wówczas nie uważaliśmy tego za coś nadzwyczajnego”. Wróćmy do budynku pod numerem 70, który skrywa się za siatką ochronną, dyktami, odklejającymi się plakatami i resztkami starych plakatów.
1 Zakon teresek – karmelitanek bosych sprowadziła do Polski królowa Maria Ludwika i ufundowała dla nich w Poznaniu klasztor w 1667 roku. Wspomina o tereskach M. Motty w Przechadzkach po mieście w rozdz. Ku Bazarowi s. 72, powołując się na artykuł K. Kaczmarczyka Niedole karmelitanek poznańskich w roku 1704 w „Kronice Miasta Poznania” 1931, nr 1, s. 44-47.
67
Spacery po poznańskich ulicach: ul. Ignacego Paderewskiego
Kamienica na narożniku Paderewskiego i Szkolnej powstała w drugiej połowie XIX wieku. Początkowo fasada była w stylu eklektycznym, z licznymi zdobieniami. Na rogu, na wysokości drugiego piętra znajdował się wykusz zwieńczony na dachu okazałą kopułą. W 1936 roku właściciel postanowił kamienicę unowocześnić i usunął wszelkie ozdobniki. Na strychu stworzono dodatkowe piętro i wykonano szereg okien mansardowych. Na dole dodano podcienia. Kamienica stała się przykładem modernizmu. Przed wojną kupiec Stefan Schaefer otworzył tu największy w mieście dom mody: sklep „The Gentleman”, znany i ceniony, ponieważ oferował najmodniejszą męską odzież renomowanych zachodnich firm. Odwiedzały go zatem i chętnie się w nim ubierały elity mieszczańskie. Po wojnie kontynuowano tradycję odzieżową i najpierw działała tu „Moda Polska”, a później sklep „5-10-15”. Potem niestety ruszyła lawina problemów, które doprowadziły kamienicę do znanego nam od wielu lat katastrofalnego (pod względem estetycznym szczególnie) stanu. Najpierw ówczesny właściciel – firma biznesmena Mariusza Świtalskiego – rozpoczął przebudowę kamienicy, ale bez pozwoleń. Prace na wniosek inspektora nadzoru budowlanego wstrzymano, co przyczyniło się do niszczenia domu. Potem w 2008 roku kamienicę zakupiła spółka Polka Poland. Inspektor nadzoru budowlanego w obawie przed zawaleniem nakazał wykonanie poważnych napraw. Zaczął się niemający końca dialog między urzędnikami a właścicielami. Zaproponowano nawet, aby wojewódzki konserwator zabytków wystąpił do prezydenta Poznania o wywłaszczenie budynku. W końcu w 2013 roku oficjalnie otwarto skłot „Od:zysk”. Na zalecenie inspektora nadzoru budowlanego przytwierdzono ostrzegawczą tablicę „Budynek w złym stanie. Zagraża bezpieczeństwu ludzi”. Po dwu latach udało się co prawda doprowadzić do opuszczenia budynku przez anarchistów, ale od tego czasu nic się w nim nie dzieje. I tu historia pięknej niegdyś kamienicy stanęła w miejscu niby zaczarowana. Sąsiaduje z nią kamienica nadal zachowująca urok. Tu pod numerem 2 mieszkał i umarł, jak orzekł Marceli Motty, „jeden z bardzo za68
służonych ludzi… Jan Konstanty Żupański”. Dzisiaj mieści się tu znany i renomowany salon jubilerski rodu Kruków. Początki firmy przypadają na rok 1840, kiedy Leon Skrzetuski otworzył przy ulicy Wodnej pierwszy warsztat produkujący m.in. biżuterię. Po śmierci Leona zakład przejął Władysław (W. Kruk), po nim syn Henryk, a potem jego syn Wojciech. Salon przy ulicy Paderewskiego otwarto w 1990 roku. Kamienica jest zadbana, od drugiej kondygnacji ma piękny głęboki bordowy odcień, na parterze duże wystawowe lustra otacza szary tynk. Okna na pierwszym piętrze zostały przysłonięte reklamami zegarków. Poziomy podział fasady podkreślają gzymsy nad oknami wystawowymi oraz pomiędzy drugim i trzecim piętrem. To od zawsze jedna z najlepiej utrzymanych kamienic tej ulicy.
Obok wznosi się bardzo piękna kamienica w odcieniu zielonym, na parterze której mieści
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
się bank. Drugą, trzecią i czwartą kondygnację zdobią motywy roślinne otaczające duże prostokątne okna okolone białym tynkiem. Florystyczne akcenty podkreślają poziomy i pionowy podział fasady zwieńczonej tympanonem nad pojedynczym oknem, po którego bokach znajdują się półłuki. Pomiędzy drugim i trzecim poziomem okien części mieszkalnej uwieczniono dwie niebieskie fontanny, a między nimi paterę z kiściami winogron – kamienica w efekcie stanowi pochwałę witalności i życia. Za nią jest ulica Murna, a po jej drugiej stronie jeszcze dwie kamienice, z których nas interesuje ta pod numerem 3/5, gdzie znajduje się Antykwariat Naukowy im. Jana Konstantego Żupańskiego. Na ścianie narożnikowej kamienicy umieszczono tablicę przypominającą, że w domu przy ulicy Murnej nr 4 urodził się Arkady Fiedler. Szkoda, że stan ściany tak bardzo kontrastuje z informacją tablicy. Wspaniały pisarz i podróżnik umiejący dzielić się swoimi doświadczeniami zasługuje na lepsze traktowanie. Brak szacunku dla upamiętniającej go tablicy otoczonej napisami na murze świadczy nie tylko o niedbałości miasta, ale przede wszystkim o niskiej kulturze i słabym wykształceniu pokolenia, które lepiej zrobiłoby, czytając książki podróżnicze Fiedlera, niż „podróżując” bez sensu i celu, by niszczyć to, co jest naszym wspólnym dobrem.
Wróćmy jednak do postaci Jana Konstantego Żupańskiego, z którym na ulicy Paderewskiego wiążą się aż dwie kamienice. Pochodził on z rodziny greckiej, ojciec nazywał się Zupenos i przybył do Polski z Tesalii. W Poznaniu zajął się handlem winem. Jego syn uczęszczał do gimnazjum św. Marii Magdaleny; początkowo poświęcił się karierze prawniczej, potem ją zarzucił i wreszcie około roku 1839 pod wpływem doktora Karola Marcinkowskiego zainteresował się księgarstwem. Według Mottego pierwszą małą księgarnię otworzył na rogu Starego Rynku i ulicy Nowej, a potem przeniósł ją do nowo wybudowanego budynku pod numerem 2, gdzie na pierwszym piętrze umieszczono cerkiew dla gminy greckiej. Istniała ona do 1909 roku, kiedy to na miejscu domu z kaplicą wzniesiono nowy budynek.
Do najpoważniejszych przedsięwzięć wydawniczych Żupańskiego należało opublikowanie serii „Pamiętniki z XVIII wieku”, na którą złożyły się m.in. wspomnienia: Jana Kilińskiego, Jana Henryka Dąbrowskiego i Hugona Kołłątaja. Nakładem wydawnictwa Żupańskiego ukazały się także utwory Antoniego Malczewskiego, Adama Mickiewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Joachima Lelewela, Teofila Lenartowicza czy Wincentego Pola. Księgarz często działał pro publico bono, nie czerpiąc korzyści ze sprzedaży wydrukowanych pozycji. Dbał jednak o swoich autorów, dobrze płacił np. Kraszewskiemu, a Lelewel nie chciał nic brać za swoje dzieła, wiedząc, jak kłopotliwe jest ich rozprowadzenie. Wspierał także w tajemnicy młodych zdolnych – dzięki mecenatowi Żupańskiego Karol Libelt prze69
Spacery po poznańskich ulicach: ul. Ignacego Paderewskiego
bywał dłuższy czas w Szwajcarii. Jego zasługi dla polskiej kultury były bardzo duże, a poznaniacy bardzo go szanowali, czego dowodem był tłumny orszak żegnających go po śmierci 2 stycznia 1884 roku. Ci, którzy przybyli, by oddać mu po raz ostatni hołd, zajęli ulicę Nową, a także przyległe i stali nawet na placu Wilhelmowskim (Wolności). Ten ogromny orszak przeszedł Nową (Paderewskiego), wzdłuż placu, przez ówczesną Berlińską (dziś 27 Grudnia), Młyńską (dziś Gwarna) i Święty Marcin pod Bramę Berlińską do greckiego cmentarza mieszczącego się niedaleko dworca przy dzisiejszej ulicy Towarowej. Jarosław Maciejewski podkreślał, że pogrzeb księgarza stał się manifestacją narodową wyrażającą szacunek dla polskości i dbałości o polską kulturę. Po śmierci Żupańskiego księgarnia przekształcona została w sklep odzieżowy dla mężczyzn. Dobrze, że dziś jesteśmy świadkami kontynuacji księgarskiej tradycji tego miejsca. Antykwariat Naukowy godnie „niesie kaganek oświaty” wśród swoich wiernych klientów.
Spacerując dalej, mijamy kamienice, w których znajdują się wielkie wystawowe okna zachęcające do podziwiania zróżnicowanego asortymentu (Rosenthal, sklepy wewnątrz pasażu – wejście do niego wieńczy piękny ozdobny fronton, co podkreśla biały 70
tynk odbijający od pomarańczowej farby pokrywającej ścianę górnych kondygnacji). Najciekawsze są jednak mury Bazaru. Na nich zamieszczono liczne tablice upamiętniające wybitnych synów naszej ojczyzny – brzmi patetycznie, ale oddaje zasługi ludzi takich jak: Hipolit Cegielski (tuż przy bramie wjazdowej na podwórze zwieńczonej napisem BAZAR), Henryk Sienkiewicz czy Jan Paderewski. Hipolita Cegielskiego przedstawiono jako filozofa, pedagoga, publicystę i społecznika, który w Bazarze otworzył skład żelaza będący zapowiedzią późniejszych zakładów metalowych. Tablica poświęcona autorowi Trylogii przypomina o jego pierwszym pobycie w Poznaniu w dniach od 14 do 17 kwietnia 1880 roku i o czytaniu noweli Za chlebem podejmującej problem emigracji wynikającej z trudnych warunków materialnych. Jan Paderewski patronuje przypomnieniu o X rocznicy wybuchu powstania wielkopolskiego. Utrwalono też powstanie Zjednoczenia Bractw Strzeleckich Zachodnich Ziem Polskich w 1922 roku. W Bazarze gościło ponadto wielu nieupamiętnionych tablicami (a sporo by ich trzeba było) wybitnych Polaków; wśród nich wymienić można np. aktorki: Helenę Modrzejewską, Wandę Siemaszkową, pisarki: Marię Rodziewiczównę, Kazimierę Iłłakowiczównę, poetów: Adama Asnyka czy Władysława Syrokomlę. Kiedy w lutym 1880 roku Helena Modrzejewska występowała na scenie Teatru Polskiego w takich sztukach jak Maria Stuart Schillera czy Śluby panieńskie Fredry, zachwycona nią publiczność dawała liczne wyrazy uznania i uwielbienia, odprowadzając ją do Bazaru. Młodzież wyprzęgała nawet konie z jej powozu, aby dać wyraz swojemu zachwytowi. Musiał być to niezwykły widok, gdy w ten sposób zmierzała do swojego pokoju przez ulicę Paderewskiego. W trzy lata później z równym podziwem i oznakami sympatii spotkała się pisarka Jadwiga Łuszczewska – Deotyma, która w sali Bazaru czytała fragmenty swojej powieści, a na wznoszone potem ku jej czci toasty odparła: Schyliła się do kolan Prześlicznych Wielkopolanek I przezacnych Wielkopolan.
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Tablice godnie prezentują się na białych murach Bazaru zbudowanego w latach 18381842 z inicjatywy dr. Karola Marcinkowskiego. Gmach powiększono w 1899 roku o skrzydło frontowe; budynek co prawda pod koniec II wojny światowej uległ zniszczeniom, ale odbudowano go w 1949, a potem w latach 90. rozpoczęto remont trwający kilka lat – w 2005 roku zakończono na przykład odrestaurowywanie fasady, a wnętrza odnawiano do 2012.
Naprzeciwko znajduje się monumentalny gmach Muzeum Narodowego, którego siedziba w tym miejscu datuje się na początek XX wieku, a zdobiąca mury mozaika zawdzięcza swój kształt Zbigniewowi Bednarowiczowi, polskiemu plastykowi, malarzowi i witrażyście. Gdy miniemy boczną fasadę budynku, trafimy na urokliwą boczną uliczkę Ludgardy, przy której wznosi się pomnik 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Jednostka powstała w czasie powstania wielkopolskiego jako 1. Pułk Ułanów Wielkopolskich, uczestniczyła w powstaniu, a potem w wojnie polsko-radzieckiej 1920 roku, w czasie II wojny światowej walczyła w ramach Armii „Poznań”, a także pod Monte Cassino. Pomnik odsłonięto 22 października 1927 roku jako dzieło rzeźbiarza Mieczysława Lubelskiego i architekta Adama Ballenstaedta. Jak wspomina międzywojenny architekt Władysław Czarnecki, pomnik wywo71
Spacery po poznańskich ulicach: ul. Ignacego Paderewskiego
łał silne emocje poznaniaków, którzy tłumnie uczestniczyli w uroczystości, składając wiele wiązanek pod cokołem.
Bazaru i tablice pamiątkowe) pokazują, że patrioci służyli ukochanej ojczyźnie w różny sposób, realizując wezwanie Jana Kochanowskiego zawarte w Pieśni o dobrej sławie: [...] a jako kto może, Niech ku pożytku dobra spólnego pomoże. Komu dowcipu równo z wymową dostaje, Niech szczepi miedzy ludźmi dobre obyczaje; Niechaj czyni porządek, rozterkom zabiega, Praw ojczystych i pięknej swobody przestrzega. A ty, coć Bóg dał siłę i serce po temu, Uderz się z poganinem, jako słusze cnemu; Prostak to, który wojsko z wielkości szacuje: Zwycięstwo liczby nie chce, męstwa potrzebuje.
Po zniszczeniu pomnika w 1939 roku trzeba było czterdziestu lat na uzyskanie zgody na rekonstrukcję, co udało się w 1982 roku. Nową wersję – kopię wzoru wykonali rzeźbiarze Józef Murlewski i Benedykt Kasznia.
Pomnik należał do wyjątkowo udanych pod względem artystycznym i estetycznym. Rzeźba – ułan na wspiętym koniu przebijający lancą przewróconego na łopatki smoka, na niewysokim cokole w kształcie kolumny o szerokiej kostkowej głowicy – miała doskonale uchwyconą skalę w stosunku do otoczenia. Całość robiła dobre wrażenie, była emocjonalna i podobała się.
Tyle architekt miejski z okresu międzywojennego. Myślę, że i dziś można się zgodzić z jego oceną. Rzeźba ma swój urok i dobrze prezentuje się na niewielkim placyku niczym niezasłonięta, w spokojnym zaułku, co pozwala spacerowiczom i turystom na przystanięcie i chwilę zadumy nad polską i poznańską burzliwą historią. Znajdujący się naprzeciwko siebie żołnierze (reprezentowani przez pomnik) i społecznicy (przypominani przez budowlę 72
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Za placem z pomnikiem wznosi się kamienica pod numerem 10. Kiedyś były tu zabudowania klasztoru Franciszkanów, rozebrane w pierwszych latach XX wieku. Zbudowano tam w latach 1910-1912, na rogu ulicy Paderewskiego i Sierocej, budynek biurowo-administracyjny, wykonany z piaskowca, bogato zdobiony, z piękną fasadą i wnętrzem. Ozdobą najciekawszą i najbarwniejszą jest umieszczony na ścianie monumentalny zegar. Kiedyś mieściła się w tym budynku kasa miejska, potem Bank Gdański, także siedziba Sanepidu, ale też dyskoteka i pub. Teraz wzrok przyciągają duże okna, między innymi wystawowe sklepu z drogą odzieżą Ermenegildo Zegna. Architektonicznie to interesująca budowla. Fasada wzdłuż ulicy przyciąga oczy ogromnymi oknami na całą ścianę o półokrągłych zwieńczeniach. Ostatnim budynkiem, wzdłuż którego wędrujemy ponownie ku Staremu Rynkowi, jest wysoka kamienica z podcieniami oferująca spacerowiczom różne atrakcje. Mieści się pod numerem 70 i nazywano ją Kamienicą Rotowską. Jej właścicielem był bowiem Paweł Rot, który kupił teren od ojców franciszkanów w 1861 roku. Na początku XVIII wieku nabył ją kilkukrotny burmistrz Poznania Michał Czenpiński. Dzisiejszy kształt nadał budynko-
wi architekt Roger Sławski (autor m.in. nowego skrzydła Bazaru i budynku TPN) na początku XX wieku, a podcienia dodano po wojnie.
Są tu różne sklepiki, np. z pysznymi wypiekami firmy Hanny Piskorskiej, salon manicure pedicure, fryzjerski, drzwi prowadzące do restauracji na piętrze, punkt poczty, a na narożniku stoliczki i plastikowe krzesła zachęcają do zatrzymania się, zakupienia kebabu i spożycia go podczas obserwacji Starego Rynku. Spacerując ulicą Paderewskiego, warto pamiętać, jak wielu niezwykłych ludzi pozostawiło na niej swój ślad, dążąc do realizowania celów służących dobru także naszego miasta. Niektóre z nich możemy podziwiać do dziś i z wielu korzystać.
BIBLIOGRAFIA: Z. Boras, L. Trzeciakowski, W dawnym Poznaniu, Poznań 1969. W. Czarnecki, To był też mój Poznań, Poznań 1987. M. Motty, Przechadzki po mieście, t. 2, Warszawa 1957. Poznań. Przewodnik po mieście, Poznań 1949. Wielkopolanie XIX wieku, t. 1, praca zbiorowa pod red. W. Jakóbczyka, Poznań 1966.
73
Z KORESPONDENCJI WIELKOPOLAN Michał Boksa, Jarosław Matysiak
Listy Telesfora Andrzejewskiego (1877-1958) z Potarzycy do prof. Stanisława Helsztyńskiego (1891-1986) z lat 1956-1958 Telesfor Andrzejewski Potarzyca dnia 5.11.1956 Potarzyca1, poczta Krobia Pow. Gostyń Woj. Poznań Ob. Prof. Dr. Stanisław Helsztyński profesor Uniwersytetu w Warszawie Wielce Szanowny Panie Profesorze! […] Korzystając z okazji zwracam się do Sz. Pana Profesora z uprzejmą prośbą w następującej sprawie. Od szeregu lat poświęcam się pracy społecznej i kulturalno-oświatowej. Prezydia Rady Narodowej Gromadzkie i Powiatowe przyobiecały mi przed blisko dwoma laty na moje trzy 50-cio letnie rocznice w roku 1954 a mianowicie: 50-cio letni jubileusz małżeństwa, 50-cio letnia rocznica samodzielnej pracy rolniczej i 50-cio letnia praca plantatora buraków cukrowych, postarać się o uznanie i wyróżnienie. Niestety do tego czasu czekam bezskutecznie. Proszę bardzo Sz. Pana Dr. jeżeli możliwe o łaskawą interwencję i poparcie w tej sprawie. Nie rozchodzi mi się o reklamę mojej osoby […] Mojem życzeniem jest moją działalność przekazać jako przykład do naśladowania młodemu pokoleniu. Następnie pozwalam sobie Sz. Panu Dr podać do łaskawej wiadomości odpis korespondencji napisanej przez Ob. P. Marię Br. Sokołowską z Gostynia w roku 1955 do Głosu Wielkopolskiego w Poznaniu dotyczącej mej działalności: Powiat nasz może poszczycić się sędziwem obywatelem liczącym lat 78. Jest nim rolnik Telesfor Andrzejewski z Potarzycy powiatu gostyńskiego. Żywość umysłu i wybitna aktywność wyrażają się u niego w pracy społecznej i kulturalno-oświatowej dla kraju. Jako najstarszy w całym powiecie został odznaczony złotą odznaką przodowników czytelnictwa oraz licznymi nagrodami w różnych konkursach. Korespondując z pismami rolniczymi odbiera za dobre rady uznania i wyróżnienia. […] Ma za sobą 50 lat pracy jako samodzielny indywidualny rolnik, a od początku Państwa naszego pełni honorowy urząd Korespondenta Rolnego Głównego Urz. Statystycznego w Warszawie. Jest on przeszło 50 lat plantatorem buraka cukrowego, mając w tem zakresie duże osiągnięcia. Pomimo podeszłego wieku bierze aktywny udział w życiu społeczno-kulturalnym, oświatowym i występując jako recytator na zlocie Czytelnictwa i Książki w Gostyniu. Z Wojewódzkiej organizacji otrzymał dyplom uznania za przeszło 25 letnią pracę na odcinku spółdzielczem, tak w złych jak i dobrych czasach. […] Telesfor Andrzejewski 1 Wieś położona na wschód od Krobi. Administracyjnie należy do gminy Krobia, powiatu gostyńskiego i województwa wielkopolskiego.
74
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
Potarzyca dnia 13 I 1957 r.
Wielce Szanowny Panie Dr.!
[…] Uroczystość rodzinna mego 80-cio lecia odbyła się w bardzo miłem i radosnem nastroju. Przybyło moje 5-cioro dzieci (szósty, syn zmarł w czasie ostatniej wojny we Francji) wraz z 10-cioma wnukami. Córka moja najstarsza jest nauczycielką przy szkole podstawowej w Szczecinie-Zdroje. Zięć jest inspektorem chodowlanem w Województwie w Szczecinie. Druga córka ma męża nauczyciela w Sułkowicach2 w naszem sąsiedztwie. Jeden syn jest w miejscu na gospodarce. Następny syn jest inwalidą z ostatniej wojny. Wyleczony ale pracować nie może, zajmuje się pszczołami. Najmłodszy jest kierownikiem Mleczarni w Koźminie. […]
Telesfor Andrzejewski
Potarzyca dnia 19 I 1957
Wielce Szanowny Panie Dr.!
W załączeniu przesyłam mój życiorys. Nie wyszedł on tak jak sobie życzyłem. W tem okresie pisania zdrowie moje nie dopisywało. […] W mojem opisie starałem się wszystkie ważniejsze wydarzenia i z tem złączone czynności opisać. Jeżeli by Pan Dr. życzył sobie jakieś jeszcze uzupełnienia w mojem życiorysie to gotów jestem jeżeli by to było możliwem uzupełnić. […] Telesfor Andrzejewski
Telesfor Andrzejewski Potarzyca poczt. Krobia pow. Gostyń
Potarzyca dnia 28 V 1958
Wielce Szanowny Panie Dr.!
[…] Dyr. Pan Wł Stachowski3 pisał do mnie że w lipcu [tego] roku [przechodzi] na emeryturę i przyjedzie do Potarzycy zbadać historyczne objekta znajdujące się tutaj. Prosi mnie żeby[m] aż do niego przyjechał, ale nie wiem czy będę mógł. Czytałem w Gazecie Poznańskiej o wystawie która się odbędzie w czerwcu. Jest tam wzmianka o Panu Dr. i Wł Stachowskim gdzie będą cenne ich zbiory4 wystawione. 2 Wieś położona na północny wschód od Krobi. Administracyjnie należy do gminy Krobia, powiatu gostyńskiego i województwa wielkopolskiego. 3 Władysław Stachowski (1887-1974) – działacz społeczny i kulturalny, wydawca i redaktor „Ziemi Gostyńskiej”, organizator i przewodniczący Polskiego Towarzystwa Dramatycznego imienia Aleksandra Fredry (przemianowanego na Polskie Towarzystwo Kultury i Sztuki im. A. Fredry) w Gostyniu, badacz historii Ziemi Gostyńskiej, kolekcjoner. 4 Władysław Stachowski zgromadził w swoim prywatnym mieszkaniu w Gostyniu pokaźną kolekcję muzealną ukierunkowaną na regionalia – gostyniana. Obejmowała ona: meble, broń palną i białą, zbroje rycerskie, zbiór medali i monet, zbiory archeologiczne, porcelanę, dzbany cynowe, rysunki, akwarele,
75
Listy Telesfora Andrzejewskiego (1877-1958) z Potarzycy do prof. Stanisława Helsztyńskiego…
Przed niedawnem czasem odbyła się uroczystość w Krobi wręczenia Powstańcom z roku 1918 Wielkopolskiego Krzyża zasługi5. Także zostałem nim udekorowany. […] Telesfor Andrzejewski
Publikowane powyżej listy pochodzą z lat 1956-1958 i znajdują się w spuściźnie Stanisława Helsztyńskiego, przechowywanej w Polskiej Akademii Nauk Archiwum w Warszawie Oddział w Poznaniu. Ich autor, rolnik z Potarzycy na Biskupiźnie, korespondował z profesorem Stanisławem Helsztyńskim, który zachęcał mieszkańców Ziemi Gostyńskiej do pisania wspomnień, pamiętników i życiorysów. Wśród nich był Telesfor Andrzejewski, który do jednego z listów dołączył swój obszerny życiorys, datowany na 8 lutego 1957 roku. Urodził się on 6 stycznia 1877 roku w Potarzycy (pow. Gostyń) jako syn Antoniego i Franciszki z domu Markowskiej – rolników gospodarujących na 9 ha ziemi. Uczęszczał do szkoły powszechnej w Posadowie. W latach 1892-1895 uczył się rzemiosła siodlarskiego i tapicerskiego w Gnieźnie. W 1895 roku podjął pracę w wyuczonym zawodzie w Kruszwicy, a następnie w Berlinie. Od października 1896 roku do października 1899 roku służył w wojsku niemieckim. Gdy w 1900 roku zmarł jego ojciec, przejął po nim gospodarstwo rolne w Potarzycy. W miejscowości tej prowadził też gospodę (oberżę). W 1904 roku ożenił się z Anną Piotrowską, z którą miał sześcioro
dzieci. W 1912 roku wziął udział w Międzynarodowym Kongresie Katolików w Wiedniu. W trakcie I wojny światowej służył w wojsku niemieckim na froncie wschodnim i zachodnim. W grudniu 1918 roku powrócił do Potarzycy. Walczył w powstaniu wielkopolskim 1918-1919. Był współzałożycielem i wiceprezesem Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Rolnik” w Krobi (zał. 1920) oraz członkiem Spółdzielni „Gleba” w Krobi. W czasie okupacji hitlerowskiej został wywłaszczony z gospodarstwa rolnego w Potarzycy. Osiadł w Smolicach pod Kobylinem, a następnie w Ludwinowie. Po wkroczeniu wojsk radzieckich powrócił do Potarzycy. Po wojnie przez 4 lata działał w Spółdzielni „Gleba” z Krobi, która została przejęta przez CRS „Samopomoc Chłopska”. Korespondował z gazetami rolniczymi. Był propagatorem i tzw. opiekunem czytelnictwa. Wziął udział w Zjeździe Recytatorów z powiatu gostyńskiego w Gostyniu (1955). Został odznaczony złotą odznaką przodownika czytelnictwa (1955) oraz Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym (1958). Zmarł 14 czerwca 1958 roku. Został pochowany na cmentarzu przy kościele św. Idziego w Krobi. Adresatem listów był Stanisław Helsztyński (właśc. Stanisław Skorupka)
Stanisław Helsztyński (1920)
grafiki, obrazy olejne, świątki rzeźbiarzy ludowych, kompletny zbiór znaczków pocztowych. W skład jego kolekcji wchodziły też archiwalia i biblioteka (m.in. inkunabuły, dawne druki wielkopolskie i gostyńskie, kompletne roczniki prasy lokalnej). Stanisław Helsztyński zbierał natomiast: obrazy, grafiki, rzeźby (m.in. Andrzeja Majchrzaka – rzeźbiarza i świątkarza z Karchowa), książki i broszury. 5 Wielkopolski Krzyż Powstańczy – polskie odznaczenie wojskowe za zasługi w powstaniu wielkopolskim 1918-1919, ustanowione dekretem Rady Państwa w 1957 roku. 76
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
– anglista, polonista, prozaik, eseista, poeta, tłumacz, krytyk literacki, autor podręczników, publicysta. Urodził się 13 kwietnia 1891 roku w Kosowie koło Gostynia jako syn rolników – Tomasza Skorupki i Zuzanny z domu Klupś. W latach 1897-1904 uczęszczał do szkoły w Siemowie. W 1905 roku rozpoczął naukę w seminarium nauczycielskim we Wschowie. Od 1906 roku uczęszczał do III Gimnazjum im. Jana Sobieskiego w Krakowie, gdzie w 1913 roku zdał egzamin dojrzałości. W latach 19131915 studiował teologię w Instytucie Filozofii i Biblistyki w Krakowie, zaś w latach 19161917 filologię angielską na uniwersytetach w Münster i Monachium. Od 1919 roku kontynuował studia na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie w 1921 roku zdał egzamin końcowy uprawniający do nauczania języka angielskiego, francuskiego i pedagogiki w szkołach średnich. W 1926 roku uzyskał stopień doktora filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. W marcu 1921 roku rozpoczął pracę jako nauczyciel w żeńskim gimnazjum w Toruniu. W latach 1922-1939 nauczał w męskim gimnazjum prywatnym Ludwika Lorentza w Warszawie. W latach okupacji pełnił tamże obowiązki dyrektora w ramach tajnego nauczania. Po zakończeniu działań wojennych był przez krótki okres kuratorem Okręgu Szkolnego w Szczecinie. W 1946 roku habilitował się, został docentem i podjął pracę na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie reaktywował Katedrę Filologii Angielskiej. Był jej kierownikiem w latach 1949-1953. Równolegle w latach 1951-1953 kierował katedrą anglistyki na Uniwersytecie Wrocławskim. W 1951 roku otrzymał tytuł profesora filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim. W 1961 roku przeszedł na emeryturę. Był członkiem PEN Clubu (od 1930 roku), Związku Zawodowego Literatów Polskich (od 1932 roku), Komitetu Neofilologicznego Polskiej Akademii Nauk (od 1951 roku). W 1960 roku został stypendystą Fundacji Forda w USA. Otrzymał: Srebrny Wawrzyn Literatury (1938), Szczecińską Nagrodę Artystyczną za zbiór studiów pt. W piastowskich grodach Pomorza Zachodniego (1948), Krzyż Kawaler-
ski Orderu Odrodzenia Polski (1956), Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki I stopnia za serię dwunastu opowieści milenijnych (1961), Nagrodę im. Włodzimierza Pietrzaka (1979), Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki I stopnia za całokształt twórczości literackiej (1981), Odznakę „Za zasługi dla Województwa Leszczyńskiego” (1982). Był autorem powieści historycznych: Pluton kosynierów (1958), Zmierzch Popielidów (1964), Piotr i Skarbimir (1972), Kronika Maura (1973), Uczeń Amosa (1976), Janko z Czarnkowa (1977), Sekretarz królowej Zofii (1977). Badał literaturę anglosaską: Wizerunek Williama Szekspira (1947), Od Fieldinga do Steinbecka (1948), Od Szekspira do Joyce’a (1948), Karol Dickens – wielki pisarz angielski XIX wieku (1955), Człowiek ze Stratfordu (1963), Od Chaucera do Ezry Pounda (1976). Zajmował się też literaturą młodopolską: Jan Kasprowicz poeta wsi wielkopolskiej (1955), Przybyszewski (1958), Meteory Młodej Polski (1969). Interesował się folklorem Ziemi Gostyńskiej (Gostyń w pieśni: wielkopolskie sonety regionalne, wyd. Gostyń 1931 i 1985), a zwłaszcza Biskupizny: tej enklawy w powiecie gostyńskim i jej kilkunastu wiosek dookoła Krobi i Domachowa, które jako własność biskupów poznańskich wytworzyły w ciągu wieków odrębną formację obyczajowo-obrzędową, analogiczną do łowickiej kultury ludowej, a czerpiącą w dziedzinie strojów elementy i wzory z ubiorów kleru i zakonnic, bodaj formę kapelusza, który przypomina nakrycie głowy kardynała, i spódnice kobiet naśladujące tiurnitury szlachcianek z XVIII wieku i szarytek z wieku XVII6.
W 1925 roku ożenił się z Aleksandrą Janiną Polską, z którą miał dwóch synów – Jerzego i Przemysława. Zmarł 14 kwietnia 1986 roku w Warszawie. Został pochowany na cmentarzu powązkowskim. Jego symboliczny grób znajduje się na cmentarzu parafialnym w Starym Gostyniu. W Kosowie i Grabonogu utworzono poświęcone mu izby pamięci. Jego tablice pamiątkowe znajdują się w Kosowie i Gostyniu. Jego imię nosiła też do 2009 roku Szkoła Rolnicza w Kosowie.
S. Helsztyński, Idę o zmierzchu ku cmentarzowi, „Kontrasty” 1975 nr 6, s. 22.
6
77
Z PÓŁKI WIELKOPOLANINA Jerzy Babiak
Krystyna Sumisławska, Życie kulturalno-społeczne Kępna i powiatu w okresie międzywojennym, Towarzystwo Miłośników Ziemi Kępińskiej, Kępno 2017, ss. 144 Z satysfakcją należy odnotować kolejną publikację o tematyce regionalnej inspirowaną przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Kępińskiej1. Jej autorką jest Krystyna Sumisławska, która od wielu lat zaangażowana jest zarówno we współczesne życie społeczno-kulturalne Ziemi Kępińskiej, jak również z pasją tropi wcześniejsze wydarzenia i losy jej mieszkańców. Zasadniczą treść monografii poprzedza przedmowa prezesa TMZK – Mariana Lorenza. Układ publikacji jest przejrzysty, zawiera bowiem standardowy wstęp, trzy rozdziały merytoryczne, zakończenie oraz bibliografię. Dla czytelników obcojęzycznych zamieszono również streszczenie w języku angielskim. Książka poświęcona jest działalności społeczno-kulturalnej w Kępnie i powiecie w okresie międzywojennym. Nie sposób jednak dokonać analizy aktywności w tym obszarze bez umocowania jej w konkretnej rzeczywistości hi-
storycznej. Stąd też z uznaniem należy odnotować, iż Autorka pierwszy rozdział poświęca na omówienie sytuacji politycznej i gospodarczej na terenie miasta i powiatu, począwszy od zakończenia I wojny światowej do wybuchu kolejnej. Rozdział drugi koncentruje się wokół roli stowarzyszeń kulturalno-oświatowych. Autorka prezentuje działalność amatorskiego ruchu muzycznego, aktywność mieszkańców na polu amatorskiej twórczości teatralnej, a także ocenia wpływ na życie mieszkańców nowatorskich w owym czasie mediów, tj. radia i kina. W rozdziale tym możemy się zapoznać również z rolą czytelnictwa i bibliotekarstwa w tym okresie. W trzecim, najbardziej rozbudowanym rozdziale znajdujemy obszerną relację obrazującą działalność stowarzyszeń oraz organizacji młodzieżowych i społeczno-zawodowych. Niekłamany podziw budzić musi konstatacja dotycząca liczby i wielorakości stowarzyszeń, świadczących o aktywności społecznej mia-
1 M.in. w 2014 r. Towarzystwo wydało publikację Wpisani w historię Ziemi Kępińskiej, w której przedstawiono biogramy zasłużonych dla Kępna i okolic 65 osób spoczywających na miejscowym cmentarzu. Kontynuacją powyższej tematyki jest wydane w 2015 r. opracowanie zatytułowane Znani mieszkańcy Ziemi Kępińskiej, będące rezultatem konkursu historycznego wśród gimnazjalistów z powiatu kępińskiego.
78
Przegląd Wielkopolski ● 2017 ● 3(117)
sta przygranicznego liczącego niewiele ponad 7 tys. mieszkańców. Według danych z 1934 r. na terenie Kępna działały 72 stowarzyszenia, do których należało 65% społeczeństwa, natomiast na terenie powiatu funkcjonowały 62 stowarzyszenia zrzeszające ponad 20 tys. członków, reprezentujących ponad 20% zamieszkałej tam ludności. Autorka prezentuje najważniejsze z nich, dokonując ich klasyfikacji na: kluby i organizacje sportowe, stowarzyszenia i związki młodzieżowe, stowarzyszenia społeczno-zawodowe oraz organizacje działające wyłącznie w środowiskach wiejskich. Walorem publikacji jest jej niewątpliwy autentyzm, wynikający z rzetelnie opracowanych dokumentów, ale także wywiadów prze-
prowadzonych przez Autorkę z uczestnikami tamtych wydarzeń. Należy dodać, że publikacja została starannie wydana, a jej wartość zarówno historyczną, jak i estetyczną wzbogacają licznie publikowane zdjęcia i dokumenty. Monografię z pełnym przekonaniem możne polecić przede wszystkim mieszkańcom Kępna i okolic. Ponadto winna ona zainteresować nauczycieli i młodzież jako źródło wiedzy o tamtych czasach. Sądzę, że osobną grupą czytelników będą, tak jak autor tej recenzji, osoby pochodzące z tego terenu, a obecnie mieszkające w innych regionach kraju lub za granicą, z nostalgią wspominające lata spędzone w tym mieście.
Noty o autorach Jerzy Babiak – ekonomista i politolog, prof. Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu oraz Wielkopolskiej Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej w Środzie Wlkp., członek Towarzystwa Miłośników Ziemi Kępińskiej, wiceprzewodniczący Sądu Koleżeńskiego Ruchu Stowarzyszeń Regionalnych Rzeczypospolitej Polskiej, przewodniczący Rady Programowej Kępińskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Michał Boksa – (ur. 1973), historyk, archiwista, ekonomista. Pracuje w Polskiej Akademii Nauk Archiwum w Warszawie Oddział w Poznaniu. Zainteresowania: historia, historia gospodarcza, regionalistyka, ekonomia. Autor licznych publikacji z zakresu historii i kultury Wielkopolski oraz biogramów wybitnych Wielkopolan. Anna Weronika Brzezińska – dr hab., etnolożka i instruktorka rękodzieła artystycznego. Adiunkt w Zakładzie Studiów Polskich i Regionalnych w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członkini Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego (prezeska Oddziału w Poznaniu) oraz Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego. Współautorka książki Wielkopolanin we Lwowie. Antoni Kalina (1846-1906) – slawista i etnograf. Aneta Cierechowicz – absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, filolog polonista, nauczyciel dyplomowany, koordynator działań teatralnych i artystycznych. Zainteresowania: literatura, teatr, Poznań (zabytki, postaci historyczne związane z miastem). Autorka publikacji literackich i dydaktycznych na poziom ponadgimnazjalny. Robert Czub – historyk, dyrektor Muzeum w Gostyniu, członek redakcji „Rocznika Gostyńskiego”, autor wielu książek i artykułów historycznych dotyczących Gostynia i ziemi gostyńskiej. Karolina Dziubata – doktorantka w Zakładzie Studiów Polskich i Regionalnych w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członkini Sekcji Stroju Ludowego przy Polskim Towarzystwie Ludoznawczym Oddział w Poznaniu. Zajmuje się problematyką ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego na terenie Wielkopolski. Beata Kabała – mieszkanka Krobi i pracowniczka Gminnego Centrum Kultury i Rekreacji im. Jana z Domachowa Bzdęgi w Krobi, w 2017 roku stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w programie „Mistrz tradycji”.
79
Noty o autorach
Marta Machowska – mgr historii i etnologii. Doktorantka w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W przygotowywanej rozprawie doktorskiej zajmuje się mikroregionem Biskupizny. Jarosław Matysiak – dr, archiwista i historyk, kierownik PAN Archiwum w Warszawie Oddział w Poznaniu. Interesuje się między innymi historią wojskowości, historią archiwistyki polskiej, dziejami nauki polskiej, regionalistyką. Autor biografii Stefan Błachowski (1889-1962) (2017). Współautor przewodnika Cmentarz i Krypta Zasłużonych w Poznaniu (2013). Ponadto autor posiada publikacje w „Archeionie”, „Archiwiście Polskim”, „Biuletynie Archiwum Polskiej Akademii Nauk”, „Poznańskim Roczniku Archiwalno-Historycznym”, „Przeglądzie Archiwalno-Historycznym”, czasopismach regionalnych. Damian Płowy – (ur. 1987), historyk wojskowości, regionalista. Autor trzech monografii książkowych oraz kilkudziesięciu artykułów naukowych publikowanych w Polsce i za granicą. Zajmuje się historią wojskowości w XVIII wieku. Związany z czasopismami: „De Re Militari”, „Rocznik Gostyński”, „Świat Wiedzy Historia”. Krzysztof Polowczyk – magister kulturoznawstwa, instruktor ds. folkloru i organizacji imprez w Gminnym Centrum Kultury i Rekreacji w Krobi, od 2008 roku kierownik Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego z Domachowa i Okolic, muzyk ludowy nagradzany na różnych konkursach i festiwalach. Agnieszka Wujek – dziennikarka, dyrektorka Gminnego Centrum Kultury i Rekreacji im. Jana z Domachowa Bzdęgi w Krobi, zaangażowana w ochronę i animację kultury Biskupizny. Tadeusz Wujek – poeta, autor dwóch tomików wierszy oraz wspomnień z czasów okupacji, członek zarządu Gostyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Nagrodzony „Laurem Gostynia” za wieloletnią działalność literacką.
Summary Damian Płowy, A regional history, or a region full of history? Historical research directions in Gostyn district. Historical and historical-military research in the Gostyn district has developed significantly between 2013 and 2016. Various aspects of the region’s past are not closed down by researchers within the administrative boundaries of the region. The new course is far from the “classical” definition of regionalism and strives to capture the right historical context. Recently, research on the eighteenth century in the Gostyn district has been particularly developed. Local historians widely use modern research methods and cooperate with representatives of other scientific disciplines. Marta Machowska, Zofia Kokocińska, Family rituals on Biskupizna Family rituals on Biskupizna is a text written by Zofia Kokocińska, geography student at Adam Mickiewicz University in Poznan. The text was made in 1951 as a thesis. Kokocińska was born in 1920 in Domachowo on Biskupizna. In the thesis she described the family ritual in this region: infant baptism, engagement, wedding and funeral. Karolina Dziubata, „Wesele biskupiańskie” as a ritual spectacle “Wesele biskupiańskie” is a folkloristic spectacle which presents traditional wedding ceremonies of Biskupizna - an ethnographic and cultural region in the Greater Poland Voivodeship. The spectacle is also displayed outside the native area, where it functions as an event promoting local traditions and demonstrating the local and regional identity of the inhabitants of Biskupizna. In the article I present the idea, history, content and role of this performance which it plays for people. I analyze it in the context of concepts like folklorism, ritual spectacle and intangible cultural heritage.
80