ADRES: ul. Św. Marcin 80/82 61-809 Poznań tel.: 514 012 395 e-mail: redakcja@wtk.poznan.pl http://www.wtk.poznan.pl PRENUMERATA: Wydawca: Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne w Poznaniu adres i tel. jak wyżej e-mail: biuro@wtk.poznan.pl Ruch S.A. www.prenumerata.ruch.com.pl e-mail: prenumerata@ruch.com.pl tel. 22 693 70 00 lub 801 800 803 w dni robocze w godzinach 7:00-17:00 Cena pren. rocznej: 40,00 zł Cena egz. 10,00 zł (w tym 5% VAT) ISSN 0860-7540 Indeks 371 335 REDAGUJE ZESPÓŁ: Anna Weronika Brzezińska Danuta Konieczka-Śliwińska (zastępca redaktora naczelnego) Elżbieta Lesiewicz Agata Łysakowska (sekretarz redakcji) Iwona Miedzińska (redaktor prowadząca) Stanisław Słopień (redaktor naczelny) Wioletta Sytek (korekta) Layout i skład: JASART STUDIO tel.: 61 86 85 172; 695 531 791 www.jasartstudio.pl Dofinansowano ze środków: Urzędu Miasta Poznania
SPIS TREŚCI 3 Od redakcji ARTYKUŁY
Aleksandra Machnik 4 Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce Paweł Bajon 15 Kurorty Wielkopolskiego Parku Narodowego dawniej i dziś Janusz M. Lewandowski 21 Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962 oraz walka społeczeństwa wielkopolskiego o odzyskanie bezcennych dzieł sztuki ze zbiorów Działyńskich i Czartoryskich Laura Bąkowska, Kamil Jawgiel 32 Rolnictwo ekologiczne w Wielkopolsce po akcesji Polski do Unii Europejskiej WIELKOPOLANIE
Sylwia Bródka 36 Wspomnienie o prof. UAM dr hab. Danieli Sołowiej (1948-2000) Izabela Wyszowska, Aleksandra Machnik 40 Prof. zw. dr hab. Jerzy Bogucki SPACERY PO POZNANIU
Izabela Wyszowska 42 Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu (jubileuszowa trasa biograficzna) Z WIELKOPOLSKI
Maciej Krajewski 50 Stowarzyszenie Łazęga Poznańska
RADA PROGRAMOWA: Jerzy Babiak (Poznań, przewodniczący) Anna Gałczyńska (Kalisz) Dzierżymir Jankowski (Poznań) Zbigniew Jaśkiewicz (Poznań) Bartosz Kiełbasa (Konin) Marceli Kosman (Poznań) Ryszard Kowalczyk (Poznań) Jerzy Mianowski (Wągrowiec) Magdalena Mrugalska-Banaszak (Poznań) Witold Omieczyński (Leszno) Henryk Szopiński (Zakrzewo) Bogdan Walczak (Poznań) Iwona Wysocka (Poznań)
Marta Kamiński 53 Pracownia Krajoznawcza Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury przy ulicy Kramarskiej 32 w Poznaniu Małgorzata Bronikowska 54 „Cudze chwalicie, swego nie znacie…” – tradycyjne zabawy i gry popularne w Wielkopolsce, część I Wiesława Grobelna 57 99. rocznica powstania wielkopolskiego. Śremscy powstańcy we wspomnieniach Alina Kucharska 59 Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji Z KORESPONDENCJI WIELKOPOLAN
Michał Boksa, Jarosław Matysiak 69 List Adama Wodziczki (1887-1948) do Heleny Szafran (1888-1969) z 1948 roku Z PÓŁKI WIELKOPOLANINA
Marek Grzegorz Nowak 72 Ryszard Kowalczyk, seria „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne”, 7 tomów, Wydawnictwo Naukowe SILVA RERUM, Poznań 2016-2017, ss. 1737 77 Noty o autorach 79 Summary
OKŁADKA I. Rogalin. Fot. K. Tomaszewski II. Warta. Rogaliński Park Krajobrazowy. Fot. K. Tomaszewski III. Zespół Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego IV. Gołuchów
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Od redakcji W Wielkopolsce natura przeplata się z historią, co stwarza wiele możliwości do wypoczynku i jednoczesnego poznawania dziejów naszego regionu i jego przyrody. Pisze o tym Aleksandra Machnik, która w artykule otwierającym ten numer dokonuje przeglądu form i rodzajów turystyki przyrodniczej i zestawia je z walorami przyrodniczymi Wielkopolski. Wskazuje też na potrzebę podejmowania działań, aby powszechnie deklarowane zamiłowanie do przyrody łączyć z jej poznawaniem, równie atrakcyjnym jak poznawanie zabytków i śladów historii. Walory przyrodnicze obszaru, jaki obecnie zajmuje Wielkopolski Park Narodowy, zaczęto wykorzystywać na przełomie XIX i XX wieku, tamtego czasu sięgają też początki przyrodolecznictwa na tym terenie. W ostatnich stu latach wiele się zmieniło w leżących w bezpośredniej bliskości Poznania kurortach, o czym pisze Piotr Bajon. Janusz M. Lewandowski szkicuje dramatyczne losy gołuchowskiego zamku w latach 1939-1962, a przede wszystkim losy dóbr kultury gromadzonych w nim przez najsłynniejszych właścicieli – Izabelę i Jana Działyńskich. Laura Bąkowska i Kamil Jawgiel wskazują na wzrastającą popularność rolnictwa ekologicznego w Wielkopolsce po roku 2004, odkąd Polska należy do Unii Europejskiej. Sylwia Bródka, Izabela Wyszowska oraz Aleksandra Machnik przypominają sylwetki oraz działalność badawczą, dydaktyczną, organizatorską i ekspercką Danieli Sołowiej oraz Jerzego Boguckiego. Izabela Wyszowska, w związku z przypadającym w roku 2018 jubileuszem 200-lecia urodzin i 120-lecia śmierci Marcelego Mottego, proponuje miejską trasę tematyczną – śladami patrona poznańskich przewodników turystycznych. Wśród nowych instytucji, które prowadzą działania na rzecz rewitalizacji przestrze-
ni miejskiej oraz regionalizmu wielkopolskiego na uwagę zasługują Stowarzyszenie Łazęga Poznańska oraz Pracownia Krajoznawcza Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Tradycyjne zabawy i gry popularne niegdyś w Wielkopolsce przeżywają swój renesans, o czym pisze Małgorzata Bronikowska. Wiesława Grobelna relacjonuje obchody 99. rocznicy powstania wielkopolskiego w Śremie. Alina Kucharska dzieli się wspomnieniami oraz refleksjami w nawiązaniu do 35-lecia Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego. Na „Półkę Wielkopolanina” proponujemy – tym razem za Markiem Grzegorzem Nowakiem – imponujące bogactwem treści oraz objętością (siedem tomów, łącznie 1737 stron) „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne” Ryszarda Kowalczyka. Michał Boksa i Jarosław Matysiak prezentują List Adama Wodziczki (1887-1948) do Heleny Szafran (1888-1969) z 1948 roku, co oprócz skojarzeń rocznicowych skłoniło piszącego te słowa do przewertowania pożółkłych już numerów „Przeglądu Wielkopolskiego” z lat 1987-1988. Są tam dwa teksty Andrzeja Dzięczkowskiego: W 30-lecie utworzenia Wielkopolskiego Parku Narodowego. Podzwonne dla rezerwatu? (nr 2/1987) oraz Homo fizjocoenoticus – Adam Wodziczko. Człowiek i uczony (nr 1/1988). W tym ostatnim czytamy: „Z pochodzenia Krakowianin, z własnego wyboru stał się Wielkopolaninem i ziemi tej poświęcił pełnię swojego życia”. Na Wszechnicy Piastowskiej, jak pierwotnie nazywał się Uniwersytet Poznański, Adam Wodziczko objął katedrę botaniki na Wydziale Filozoficznym. Stanisław Słopień
3
ARTYKUŁY Aleksandra Machnik
Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce Wprowadzenie Nizinny i pojezierny krajobraz Wielkopolski1 nie wszystkim od razu może skojarzyć się z turystyką przyrodniczą. Dla wielu osób oznacza to bowiem wyprawę na safari czy podróż w różne egzotyczne miejsca. Jednakże nie trzeba udawać się w aż tak odległe zakątki świata, aby zapoznać się z bogactwem przyrody, zarówno tej dzikiej, jak i tej ukształtowanej lub objętej opieką przez człowieka czy też zsynantropizowanej2. Wielokrotnie natura przeplata się z historią, a to przyciąga turystów. Tak też jest na ziemi wielkopolskiej, co znajduje oddźwięk np. w bogactwie obszarów chronionych, będących jednocześnie atrakcjami turystycznymi. Turystyka przyrodnicza zawiera w sobie różne rodzaje aktywności i stwarza wiele możliwości do wypoczynku i jednoczesnego poznawania przyrody. W dzisiejszych czasach niezwykle ważne jest także odpowiednie podejście do sze-
roko rozumianego środowiska – społecznego, kulturowego i przyrodniczego, zgodnie z ideą rozwoju zrównoważonego3 i kształtowanie właściwych i trwałych postaw wobec świata i ludzi. Turystyka w ogóle, a zwłaszcza turystyka przyrodnicza otwiera wiele możliwości dla edukacji dla zrównoważonego rozwoju ze względu m.in. na jej związek z edukacją ekologiczną, choć oczywiście edukacja dla zrównoważonego rozwoju jest pojęciem szerszym i holistycznym. Oprócz tego, że powinna być elementem tradycyjnego, formalnego systemu edukacji (jako przedmiot bądź tylko zakres tematyczny), ale z powodzeniem – być może nawet większym – może się odbywać niejako mimochodem, w sposób nieformalny, m.in. podczas wycieczki czy eventu turystycznego. Poniższy tekst ma na celu zapoznać czytelnika z zasobami i walorami turystycznymi regionu i wskazać miejsca, gdzie kontakt z naturą
W artykule termin „Wielkopolska” utożsamiany jest, jeśli nie zaznaczono inaczej, z województwem wielkopolskim. 2 Synantropizacja to proces przekształcania i upraszczania świata roślin i zwierząt pod wpływem działalności człowieka. Może on zachodzić na poziomie krajobrazu, ekosystemu i gatunku, J.B. Faliński, Synantropizacja szaty roślinnej – próba określenia istoty procesu i głównych kierunków badań, „Phytocoenosis” 1972, vol. 1, nr 3, s. 157-170. Gatunki synantropijne to takie, które nauczyły się żyć w pobliżu człowieka, ale nie są przez niego udomowione ani oswojone, Słownik biologiczny, red. nauk. D. Kokurewicz, Wrocław 2003. 3 Jest to pojęcie wywodzące się z XVIII-wiecznego leśnictwa niemieckiego, zaproponowane przez Hansa Carla von Carlowitza, B. Grabowska, 300 lat zrównoważonego leśnictwa w Niemczech, http:// www.lasy.gov.pl/pl/informacje/aktualnosci/300-lat-zrownowazonego-lesnictwa-w-niemczech [dostęp: 4.06.2018]. Do polityki zostało wprowadzone już w 1972 roku w Sztokholmie, eko.org.pl/pie/dev_geneza. shtml [dostęp: 4.06.2018]. Natomiast najbardziej znane stało się w 1987 roku, gdy pojawiło się w raporcie „Nasza wspólna przyszłość” opracowanym przez Światową Komisję ds. Środowiska i Rozwoju, tzw. Komisję Brundtland na Sesji ONZ. Oznacza rozwój mogący sprostać potrzebom czasów współczesnych bez narażania na szwank możliwości przyszłych pokoleń dążących do zaspokajania własnych potrzeb, http://www.un.org/documents/ga/res/42/ares42-187.htm [dostęp: 4.06.2018]. 1
4
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
może przynieść najwięcej doznań i satysfakcji, jednocześnie edukując i relaksując.
Turystyka przyrodnicza Obecnie na świecie szeroko pojmowana turystyka przyrodnicza przyciąga coraz szersze rzesze turystów. Zdecydowana większość z nich wybiera się w podróż do miejsc egzotycznych i jeszcze w miarę mało przekształconych, jak Afryka, Ameryka Południowa czy Australia4. Równocześnie turystyka przyrodnicza rzadko uprawiania jest niezależnie od innych form turystyki – często łączona jest z turystyka aktywną, kwalifikowaną, a jej elementy wplatane są np. w ofertę agroturystyczną. Stanowi też nieodłączny element wypraw krajoznawczych. Daje to zatem szansę na to, by każdy znalazł w jej ofercie coś interesującego dla siebie. Wszystkie te aspekty znalazły się już w jednej z pierwszych definicji turystyki przyrodniczej – pod koniec lat 80. XX wieku jako podróż przyrodniczą opisano wyjazdy w egzotyczne zakątki świata, które łączą w sobie edukację, rekreację i często również przygodę5. Kilka lat później podkreślono także przyjemność i satysfakcję płynącą z bezpośredniego kontaktu z w miarę niezmienioną przyrodą6.
Jeśli przyjąć szersze założenie, że turystyka przyrodnicza obejmuje wszystkie aktywności nakierowane na zasoby przyrodnicze7, angażując je w jakikolwiek sposób i w choćby minimalnym stopniu, można dopuścić również możliwość istnienia turystyki przyrodniczej w środowisku zurbanizowanym8, co nie tylko znacznie poszerza jej zakres przestrzenny i tematyczny, ale także czyni bardziej atrakcyjną dla osób mniej zainteresowanych przyrodą. Oprócz pojęcia „turystyka przyrodnicza” funkcjonują również takie jak turystyka zielona, przyjazna środowisku, ekologiczna oraz ekoturystyka. Zwłaszcza to ostatnie nie powinno być utożsamianie z turystyką przyrodniczą, gdyż jako rdzeń turystyki zrównoważonej9 opiera się na szerszych podstawach niż tylko samo zainteresowanie przyrodą i – nawet – jej ochroną10. Istnieją natomiast koncepcje włączające turystykę przyrodniczą do ekoturystyki, obok wypraw o charakterze survivalu czy etnograficznych11. Słuszne wydaje się być założenie, że turystyka przyrodnicza realizowana przez osoby zaangażowane, przygotowane i podróżujące zgodnie z zasadami ekoturystyki, może być traktowana jako jedna z form ekoturystyki12. Na przeciwnym biegunie znajdują się zwolennicy zaliczania ekotury-
4 Według australijskiej organizacji rządowej Tourism Australia aż 69% turystów (czyli 5,4 mln) odwiedzających Australię od czerwca 2016 do czerwca 2017 wskazało na jakąkolwiek aktywność związaną z turystyką przyrodniczą (wliczając w to też nurkowanie), http://www.tourism.australia.com/en/markets-and-research/industry-sectors/nature-and-wildlife.html [dostęp: 4.06.2018]. 5 J.G. Laarman, P.B. Durst, Nature travel in the tropics, „Journal of Forestry” 1987, vol. 85, no. 5, s. 43-46 za: P.S. Valentine, Nature-based tourism, 1992, https://researchonline.jcu.edu.au/1632/1/Naturebased_tourism.pdf [dostęp: 4.06.2018]. 6 P.S. Valentine, op. cit.; H. Ceballos-Lascurain, Tourism, ecotourism and protected areas, Gland 1996. 7 I. Miedzińska, Turystyka przyrodnicza – podstawy teoretyczne i determinanty rozwoju [w:] Turystyka przyrodnicza, red. nauk. L. Jerzak, A. Nadolny, Sulechów 2008 (Zeszyty Naukowe Instytutu Turystyki i Rekreacji Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Sulechowie. Turystyka w Regionie), s. 9-17. 8 S. Graja-Zwolińska, A. Spychała, Jak rozumieć turystykę przyrodniczą? Studium przypadku młodzieży akademickiej, „Turyzm” 2013, t. 23, z. 1, s. 39-47. 9 D. Zaręba, Ekoturystyka. Wyzwania i nadzieje, Warszawa 2000. 10 Turystyka zrównoważona wywodzi się z pojęcia rozwoju zrównoważonego i podobnie jak on bazuje na trzech filarach – społecznym, ekonomicznym i środowiskowym, pomiędzy którymi powinna być zachowana równowaga, prowadząc do zaspokojenia potrzeb wszystkich uczestników i obszarów, z uwzględnieniem kolejnych pokoleń. Jest to bardziej podejście, styl myślenia i działania niż forma turystyki, Making tourism more sustainable. A guide for policy makers, Madrid 2005. 11 D. Zaręba, op. cit. 12 A. Machnik, Turystyka przyrodnicza i ekoturystyka w Polsce – teoria i praktyka [w:] Kształcenie kadr dla gospodarki turystycznej i rekreacji. Stan obecny i prognozy, pod red. S. Bosiackiego, Poznań 2015 (Monografie – Akademia Wychowania Fizycznego im. Eugeniusza Piaseckiego w Poznaniu, nr 438), s. 117-126.
5
Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce
styki (nazywanej także turystyką ekologiczną), w tym zwłaszcza wypraw w miejsca dzikie, niepospolite i egzotyczne (często utożsamiane z angielskim pojęciem wildlife tourism) do turystyki przyrodniczej13, a obie do turystyki poznawczej14. Niezwykle istotne jest natomiast, aby turystyka przyrodnicza odbywała się zgodnie z zasadami turystyki przyjaznej środowisku15. Autorka skłania się raczej ku koncepcji (z nielicznymi wyjątkami) niezależnego funkcjonowania ekoturystyki i turystyki przyrodniczej.
Tablica dydaktyczna opisująca powstanie kraterów w rezerwacie Meteoryt Morasko
Według Andrzeja Kowalczyka, jak i innych autorów, w skład turystyki przyrodniczej wchodzi turystyka przyrody ożywionej (w tym faunistyczna i florystyczna) oraz nieżywionej (geologiczna, geoturystyka). W ujęciu holistycznym wyróżniają oni turystykę ekologiczną (utożsamianą jak wspomniano z ekoturystyką) oraz geologiczną i przyrodniczo-kulturową16. Jeśli imprezy odbywają się ex situ, czyli poza miejscem naturalnego występowania
roślin (palmiarnie, ogrody botaniczne itp.), w obrębie turystyki przyrodniczej, a dokładnie florystycznej można wyodrębnić tzw. human context tourism17. Specjaliści od turystyki kulturowej wyróżniają na podobnej zasadzie turystykę przyrodniczo-kulturową, nastawioną na poznawanie przyrody zaaranżowanej i utrzymywanej przez celową działalność człowieka (założenia parkowe, ogrody botaniczne i zoologiczne itp.) lub zwiedzanie obszarów dziedzictwa naturalnego regionu (rezerwaty, parki narodowe itp.). Natomiast jeśli w trakcie podroży występuje element edukacyjny (poznawanie dodatkowo walorów przyrodniczych otoczenia), określa się to mianem turystyki przyrodniczo-edukacyjnej18. W obrębie turystyki przyrodniczej wyróżnia się – w zależności od głównego podmiotu zainteresowania turysty i rdzenia oferty – kilka podform, takich jak: – turystyka faunistyczna (m.in. birdwatching, whalewatching, safari, fotosafari), – turystyka florystyczna (m.in. poznawanie storczyków, ziół, dendroflory), – sylwaturystyka (turystyka w lasach połączona z edukacją leśną), – geoturystyka (podziwianie formacji i zjawisk geologicznych, w tym pomnikowych głazów narzutowych, przekrojów geologicznych itp.), – turystyka polarna. Niektóre źródła zaliczają tu także turystykę przygodową, łowienie ryb19 czy też płukanie złota20, obserwację gwiazd, fotografowanie, wspinaczkę i obozowanie21. Bliskie turystyce przyrodniczej są również, jak wspomniano
13 A. Kowalczyk, S. Kulczyk, Turystyka ekologiczna (ekoturystyka) [w:] Turystyka zrównoważona, red. nauk. A. Kowalczyk, Warszawa 2010, s. 126-161. 14 M. Mika, Formy turystyki poznawczej [w:] Turystyka, red. nauk. W. Kurek, Warszawa 2008, s. 198-231. 15 I. Miedzińska, op. cit. 16 A. Kowalczyk, S. Kulczyk, op. cit. 17 M. Ballantyne, Plant-based tourism. Global diversity & importance, http://www.wildlifetourism. org.au/wp-content/uploads/Plants-Tourism-M-Ballantyne.pdf [dostęp: 4.06.2018]. 18 A.M. von Rohrscheidt, Turystyka kulturowa. Fenomen, potencjał, perspektywy, Gniezno 2008. 19 Zaliczane także do turystyki przyrodniczej eksploatacyjnej, J. Bauer, A. Herr, Hunting and fishing tourism [w:] Wildlife tourism. Impacts, management and planning, ed. by K. Higginbottom, Altona 2004, s. 57-79. 20 http://www.tourism.vic.gov.au/strategies-and-plans/strategies-and-plans/victoria%27s-nature%11based-tourism-strategy-2008% 112012 [dostęp: 12.10.2017]. 21 https://tpwd.texas.gov/landwater/land/programs/tourism/what_is/ [dostęp: 4.06.2018].
6
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
wcześniej, takie formy turystyki aktywnej jak turystyka piesza, kolarska, kajakowa itp., a nawet turystyka ekstremalna. Przyjmując za kryterium stopień zaangażowania turysty i jego aktywność (zarówno fizyczną, jak i intelektualną), w obrębie turystyki przyrodniczej można wyróżnić następujące rodzaje: – bierna – zwiedzanie palmiarni, ogrodów botanicznych, zoologicznych itp. podczas imprez o charakterze masowym lub w trakcie wizyty w mieście; w takim przypadku oferta przyrodnicza stanowi zaledwie dodatek do imprezy o innym charakterze, ale jeśli turysta wykazuje zainteresowanie, a ten element programu jest dla niego ważny, to może być zaliczona do turystyki przyrodniczej; – aktywna – jak survival, wspinaczki, nurkowanie itp., kiedy przyroda stanowi raczej tło, miejsce akcji, a uczestnik jest bardziej nastawiony na pokonanie swoich słabości lub samorealizację niż na poznawanie przyrody, jednakże wciąż ten element jest dla niego ważny; – zaangażowana – dla bardziej przygotowanych turystów, którzy nawet jeśli pragną równocześnie pokonać swoje słabości lub aktywnie spędzić czas, są nie tylko zainteresowani poznaniem natury, ale też szanują jej prawa, okazują większe zaangażowanie i troskę, co zbliża tę formę do ekoturystyki; w tym wypadku przyroda i jej poznanie to główny cel i podstawowy motyw dla uczestnika22. Podobnie – nawiązując do koncepcji prezentowanej przez Greniera23 ‒ ujmują to Sylwia Graja-Zwolińska i Aleksandra Spychała: jeśli natura jest tylko niezbyt istotnym tłem, autorki proponują nazywać ją turystyką związaną z przyrodą. Natomiast jeśli przyroda jest głównym powodem podjęcia aktywności turystycznej, a kontakt z przyrodą jest bezpośredni – turystyką ukierunkowaną na przyrodę24. Niemal wszystkie wyżej wymienione formy i rodzaje turystyki przyrodniczej mogą być
realizowane w Wielkopolsce, a każdy turysta niezależnie od stopnia zaangażowania i zainteresowania przyrodą znajdzie z pewności coś dla siebie.
Walory przyrodnicze Wielkopolski – charakterystyka ogólna W Wielkopolsce znajduje się wiele miejsc interesujących dla turysty przyrodniczego. Przede wszystkim naturalne ukształtowanie powierzchni, które region, a zwłaszcza jego północna część, zawdzięcza licznym zlodowaceniom, czyni go atrakcyjnym dla miłośników nie tylko turystyki przyrodniczej, ale też aktywnej – jak choćby ok. 800 jezior (w tym 58% o powierzchni powyżej 100 ha), a wśród nich największe Jezioro Powidzkie (1036 ha). Na pograniczu historycznej Wielkopolski i Kujaw, w obecnym województwie kujawsko-pomorskim usytuowane jest związane z legendą o powstaniu państwa polskiego jezioro Gopło (2154 ha)25. Pomimo nizinnego charakteru Wielkopolska ma też swoje góry – Wzgórza Ostrzeszowskie, których najwyższym wzniesieniem jest Kobyla Góra (284 m n.p.m.). Natomiast najniżej położonym punktem jest obszar w dolinie Warty u ujścia Noteci (21 m n.p.m.)26.
Platan Konstytucyjny w parku przypałacowym w Dobrzycy
A. Machnik, op. cit. A.A. Grenier, The nature of nature tourism, Rovaniemi 2004. 24 S. Graja-Zwolińska, A. Spychała, op. cit. 25 http://regionwielkopolska.pl/przyroda-i-jej-ochrona/jeziora/jeziora-919.html [dostęp: 4.06.2018]. 26 http://docplayer.pl/4089829-Zarzad-wojewodztwa-wielkopolskiego-projekt-wersja-4-1wielkopolski-regionalny-program-operacyjny-na-lata-2007-2013.html [dostęp: 4.06.2018]. 22 23
7
Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce
Kolejnym atutem jest mnogość cieków wodnych należących do dorzecza Odry (88% odwadnia system cieków dorzecza Warty, 12% systemy cieków Baryczy, Krzyckiego Rowu i Obrzycy). Główne rzeki regionu – mająca swoje źródła w Kromołowie na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej Warta i jej największy dopływ Noteć – płyną częściowo dwoma polodowcowymi pradolinami: Toruńsko-Ederswaldzką i Warszawsko-Berlińską27. Ponadto niemal 26% Wielkopolski pokryte jest lasami o łącznej powierzchni blisko 800 tys. ha. Nie są one jednak rozmieszczone równomiernie, najwięcej jest ich w północno-zachodniej części regionu w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim (zajmują ponad 50% jego powierzchni), a najmniej w części wschodniej – powiaty kolski i słupecki (10% powierzchni)28. Największe kompleksy leśne Wielkopolski – głównie bory sosnowe i mieszane bory sosnowe – to: Puszcza Notecka, Puszcza Drawska, Bory Krajeńskie i Puszcza Zielonka29. Lasy liściaste i mieszane zajmują ok. 40% powierzchni leśnej i są to głównie grądy i dąbrowy, w miejscach podmokłych i zalewowych nad rzekami i wodami płynącymi – łęgi, a nad wodami stojącymi – olsy30. Najcenniejsze obszary regionu objęte są ustawową ochroną. Na terenie województwa utworzono: 3115 pomników przyrody, 99 rezerwatów przyrody, 2 parki narodowe (Wielkopolski i mały fragment Drawieńskiego), 13 parków krajobrazowych, 34 obszary chronionego krajobrazu oraz 247 tzw. nowych form ochrony przyrody31, w tym: 241 użytków ekologicznych, 5 zespołów przyrodniczo-krajobrazowych i 1 stanowisko dokumentacyjne przy-
rody nieożywionej (Profil Soli Różowej w Kłodawie), a także 76 obszarów Natura 200032. Ogólnie obszary prawnie chronione w województwie zajmowały w 2014 roku wg danych GUS powierzchnię 943 994,64 ha i stanowiły 31,6% powierzchni ogólnej województwa. Na koniec nie sposób nie przybliżyć walorów przyrodniczych stolicy regionu – Poznania. On sam może być bowiem przedmiotem zainteresowania turysty przyrodniczego, a jego specyficzny i unikatowy na skalę europejską, zaprojektowany w latach 30. XX wieku układ zieleni miejskiej kryje w sobie również wiele innych interesujących obiektów. Jak słusznie zauważają Elżbieta Raszeja i Anna Gałecka-Drozda, system klinowo-pierścieniowy nie tylko należy do najtrwalszych koncepcji przestrzennych miast, ale ze względu na jego trwałość i czytelność to także wyjątkowy przykład realizacji idei zielonego miasta zrównoważonego33. Opiera się ona na głównej osi tworzonej przez Wartę i jej dwa boczne dopływy – Bogdankę i Cybinę. Powstały w ten sposób cztery ramiona krzyża maltańskiego: klin północny (Naramowicki, w dolinie Warty), wschodni (Maltański, w dolinie Cybiny), południowy (Dębiński, w dolinie Warty) i zachodni (Golęciński, w dolinie Bogdanki). Całość umocniona jest przez trzy pierścienie, które co prawda już są w obecnych latach nieco rozmyte w tkance miejskiej (zwłaszcza pierścień zewnętrzny)34. Na pewno ułatwia to mieszkańcom rekreację w otoczeniu zieleni i czyni z Poznania jedno z bardziej zielonych miast w Polsce (ponad 26% powierzchni miasta to zieleń zajmująca ok. 70 km2)35. Ponadto w mieście znajduje się ok. 40 parków (w tym 9 zabytkowych), wiele
http://regionwielkopolska.pl/przyroda-i-jej-ochrona/rzeki/rzeki-559.html [dostęp: 4.06.2018]. https://bip.umww.pl/artykuly/2822130/pliki/20161003123028_programochronyrodowiskadlawojewdztwa wielkopolskiegonalata20162020.pdf [dostęp: 4.06.2018]. 29 http://regionwielkopolska.pl/przyroda-i-jej-ochrona/lasy/lasy-941.html [dostęp: 4.06.2018]. 30 http://www.poznan.lasy.gov.pl/lasy-regionu#.Wlf5FrpFxdg [dostęp: 4.06.2018]. 31 Określa się tak formy ochrony wprowadzone poprzednią ustawą o ochronie przyrody z dnia 16.10.1991, których powołanie leży w gestii rady gminy. 32 http://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/search.jsf [dostęp: 4.06.2018]. 33 E. Raszeja, A. Gałecka-Drozda, Współczesna interpretacja idei poznańskiego systemu zieleni miejskiej w kontekście strategii miasta zrównoważonego, „Studia Miejskie” 2015, t. 19, s. 75-86. 34 P. Urbański, B. Szpakowska, E. Raszeja, Walory rekreacyjne zieleni Poznania, „Nauka Przyroda Technologie” 2008, t. 2, z. 4, s. 1-9. 35 http://www.poznan.pl/mim/wos/przyroda-poznania,p,22294.html [dostęp: 4.06.2018]. 27 28
8
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
skwerów i zieleńców oraz Ogród Botaniczny, Ogród Dendrologiczny, a także Stary i Nowy Ogród Zoologiczny. Na uwagę zasługuje też najstarsza i największa w Polsce palmiarnia w parku Wilsona – byłym ogrodzie botanicznym. W stolicy Wielkopolski rośnie blisko 900 drzew objętych ochroną jako pomniki przyrody, w tym 19 indywidualnych, 8 alei i 4 grupy (razem 34 obiekty pomnikowe). Oprócz nich w mieście są także trzy pomnikowe głazy narzutowe. Utworzono również dwa rezerwaty przyrody – wspomniany już Meteoryt Morasko oraz Żurawiniec, jeden Obszar Chronionego Krajobrazu Dolina Cybiny w Poznaniu, 9 użytków ekologicznych i 3 obszary Natura 200036. Wszystkie wyżej zarysowane walory przyrodnicze Wielkopolski z pewnością mogą, jak wspomniano, przyciągnąć turystów zainteresowanych tak biernym czy aktywnym, jak i zaangażowanym spędzaniem czasu w otoczeniu przyrody, połączonym z jej poznawaniem. Poniżej zaprezentowane zostaną wybrane miejsca szczególnie predestynowane do konkretnych rodzajów turystyki przyrodniczej.
Wybrane obiekty i obszary w Wielkopolsce i w Poznaniu szczególnie atrakcyjne dla turystyki przyrodniczej Jak pisano wcześniej, w obrębie turystyki przyrodniczej można wyróżnić – w zależności od zainteresowania turystów i głównego rdzenia oferty – kilka jej rodzajów, jak turystyka florystyczna, faunistyczna, geologiczna (geoturystyka) czy turystyka w lasach (sylwaturystyka). Oczywiście nie zawsze można tak precyzyjnie rozdzielić, jaką formę preferujemy czy też na jaką konkretną nastawiona jest dana atrakcja. W wielu bowiem miejscach można zaspokoić wszystkie bądź prawie wszystkie wymagania turysty przyrodniczego. Z drugiej strony wytrawny turysta przyrodniczy zawsze znajdzie coś dla siebie; nawet pospolite rośliny i zwierzęta czy też kamienie, z jakich zbu-
dowane są budynki, będą dla niego interesujące. Natomiast bierny turysta przyrodniczy może po prostu potraktować temat rekreacyjnie i czerpać przyjemność z samego przebywania na łonie natury, w otoczeniu pięknych roślin czy zwierząt.
Zaklęta Karczma – owiany legendą głaz narzutowy pod Margoninem
Taka sytuacja dotyczy przede wszystkim parków narodowych i krajobrazowych, które ze względu na swoje bogactwo są atrakcyjne dla wszystkich turystów, nie tylko przyrodniczych. Wielkopolski Park Narodowy, powołany do życia na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 16 kwietnia 1957 roku, chroni najciekawsze fragmenty krajobrazu polodowcowego. Jednakże już przed II wojną światową dzięki staraniom profesora Adama Wodziczki udało się utworzyć i dokonać symbolicznego otwarcia Wielkopolskiego Parku Narodowego. Obecnie Park wraz z otuliną zajmuje blisko 15 tys. ha powierzchni i zawiera w sobie 18 obszarów ochrony ścisłej. Rosną w nim 32 drzewa pomnikowe. Wśród głazów narzutowych najbardziej znany jest Głaz Leśników. Przez teren Parku przebiega 5 szlaków turystycznych o łącznej długości ok. 85 km, wzbogaconych o 7 tras wycieczkowych poprowadzonych zgodnie z przebiegiem szlaków37. W 2008
36 http://www.poznan.pl/mim/wos/formy-ochrony-przyrody-w-poznaniu,p,22294,22835.html [dostęp: 4.06.2018]. 37 http://www.wielkopolskipn.pl/index.php/park/kategoria/pl/informacje_o_parku/1 [dostęp: 4.06.2018].
9
Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce
roku z 20 charakterystycznych dla regionu eratyków38, przetransportowanych na nasz teren przez lądolód skandynawski podczas fazy leszczyńskiej zlodowacenia północnopolskiego, utworzono atrakcję geoturystyczną – Lapidarium Petrograficzne39. Dla ścisłości należy zaznaczyć, że na terenie województwa wielkopolskiego zlokalizowany jest także niewielki fragment (ok. 380 ha w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim) Drawieńskiego Parku Narodowego, utworzonego na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 10 kwietnia 1990 roku i obejmującego swym obszarem tereny Puszczy Drawskiej porastające pola sandrowe w widłach rzeki Drawy i Płocicznej40. Jednak to zwłaszcza parki krajobrazowe są na ogół dobrze przygotowane do turystyki, gdyż zgodnie z definicją zawartą w Ustawie z dnia 6 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody są one powołane także do zaspokojenia zgodnych z zasadami zrównoważonego rozwoju potrzeb edukacyjnych i wypoczynkowych społeczeństwa41. W Wielkopolsce utworzono ich 13, z czego 3 są zlokalizowane na pograniczu województwa wielkopolskiego i sąsiednich. Są to Park Krajobrazowy Doliny Baryczy, którego większa część należy administracyjnie do województwa dolnośląskiego, oraz parki Pszczewski i Przemęcki położone częściowo na terenie województwa lubuskiego. Najstarsze z nich to Pszczewski (1986) i Lednicki (1988), powstałe już odpowiednio 10 i 12 lat po utworzeniu pierwszego parku krajobrazowego w Polsce – Suwalskiego. W la-
tach 1991-1998 liczba parków wzrosła do 12. Ostatni – Nadgoplański Park Tysiąclecia, utworzono w 2009 roku42. Rozmieszczenie parków krajobrazowych w regionie jest nierównomierne, gdyż większość znajduje się w części środkowej i zachodniej, natomiast wyraźnie brak jest parków krajobrazowych we wschodniej i północnej części województwa43. W każdym z nich oprócz szlaków turystycznych wytyczono ścieżki edukacyjne i tematyczne – łącznie jest ich 50 (wraz z tymi, które przebiegają też poza administracyjnymi granicami Wielkopolski). Najwięcej, bo aż 10, ze zrozumiałych względów jest w największym Parku Krajobrazowym Doliny Baryczy44. Na ich terenie znajdują się też liczne muzea. Wszystkie parki stwarzają dobre warunki dla miłośników obserwacji ptaków – birdwatchingu. Ponadto osoby najbardziej zainteresowane pozyskaniem wiedzy przyrodniczej i ekologicznej mogą skorzystać z oferty dwóch ośrodków edukacji – w Chalinie i w Lądzie45 lub wziąć udział w dziesięciu questach łączących w sobie – podobnie jak ścieżki edukacyjne – wiedzę z zakresu historii, krajoznawstwa i przyrodoznawstwa46. Zdecydowanie mniej na turystykę, a bardziej na ochronę przyrody nastawione są rezerwaty, jednakże są one dla zaangażowanego turysty przyrodniczego bardzo atrakcyjne. Jednocześnie ingerencja człowieka stwarza często zagrożenie dla głównego przedmiotu ochrony, zwłaszcza dla żyjących tam zwierząt. Łatwiejszą sytuację mają miłośnicy turystyki florystycznej. W każdym przypadku należy pamiętać o bezwzględnym zakazie wcho-
38 Nazwę „eratyk” (bloc erratique) zaproponował francuski geolog Alexandre Brongniart (1770-1847), nawiązując do ich zabłądzenia na obcy teren (errare znaczy po łacinie „błądzić”), https://www.pgi.gov.pl/ kielce/oddzial-swietokrzyski/sep1-kielce/geologia-regionu/6445-skad-sie-wziely-glazy-narzutowe.html [dostęp: 4.06.2018]. 39 M. Górska-Zabielska, Ochrona przyrody nieożywionej w Wielkopolskim Parku Narodowym, „Landform Analysis” 2011, vol. 16, s. 191-193. 40 http://dpn.pl/statystyki [dostęp: 4.06.2018]. 41 Ustawa z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody (Dz.U. 2004 Nr 92, poz. 880) stwierdza: „Park krajobrazowy obejmuje obszar chroniony ze względu na wartości przyrodnicze, historyczne i kulturowe oraz walory krajobrazowe w celu zachowania, popularyzacji tych wartości w warunkach zrównoważonego rozwoju”. 42 W 1999 roku utworzono w województwie kujawsko-pomorskim (częściowo przekształcając istniejący tam od 1966 roku rezerwat) bliźniaczy park krajobrazowy o tej samej nazwie. 43 Parki krajobrazowe Wielkopolski. Przyroda, krajobraz, człowiek, Poznań 2013. 44 http://www.zpkww.pl/turystyka/sciezki-dydaktyczne/ [dostęp: 4.06.2018]. 45 http://www.zpkww.pl/edukacja/informacje-ogolne/ [dostęp: 4.06.2018]. 46 http://www.zpkww.pl/turystyka/gry-aplikacje/questy/ [dostęp: 4.06.2018].
10
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
dzenia na teren rezerwatu, gdy nie przebiega przezeń szlak turystyczny, oraz schodzenia ze szlaków i ścieżek edukacyjnych poprowadzonych przez jego obszar. Dobrą analogią sposobu zachowania się w rezerwatach przyrody wydaje się być porównanie ich do skarbców muzealnych i zgromadzonych w nich bezcennych zbiorów. Jako ciekawostkę można podać, że pierwszy rezerwat w Wielkopolsce powstał już w 1907 roku w okolicach Czeszewa (powiat wrzesiński), jednak nie przetrwał do naszych czasów47. Natomiast najciekawszym ze względu na swoje pochodzenie wydaje się być utworzony w 1976 rezerwat Meteoryt Morasko, zlokalizowany obecnie w granicach miasta Poznania, a zawdzięczający swoje powstanie deszczowi meteorów sprzed ok. 5 tys. lat. Na jego terenie znajduje się też najwyższe wzniesienie okolic Poznania – Góra Moraska (153,75 m n.p.m.)48. Jest on bardzo dobrze przystosowany do zwiedzania. Miłośnicy geoturystyki z pewnością zainteresują się największym głazem narzutowym w Wielkopolsce49 – Kamieniem św. Jadwigi przy drodze z Gołuchowa do Kalisza. Ma on 2220 cm obwodu i waży koło 2 ton. Maria Górska-Zabielska zwraca uwagę jeszcze na 9 innych wielkopolskich eratyków, w tym m.in. na głaz św. Wojciecha w Budziejewku oraz na Zaklętą Karczmę pod Margoninem i Zaczarowaną Karocę w Atanazynie, zwaną też Diabelskim Wozem50. Z każdym z nich związana jest legenda podnosząca dodatkowo atrakcyjność dla turystów. Spośród ożywionych pomników przyrody warto zobaczyć największy w Wielkopolsce i jeden z większych w Polsce platan klonolistny51 oraz najstarszy w Polsce klon polny (paklon) w parku pałacowym w Dobrzycy. Do największych drzew omawianego regio-
Dęby rogalińskie w 2005 roku i uszkodzony w 2014 roku Lech
nu należą też sporych rozmiarów platany we Włoszakowicach i Grocholinie, kasztanowiec przy kościele oo. Benedyktynów w Lubiniu, cis w parku w Murowanej Goślinie i – najgrubsza w Polsce – grusza pospolita w Drawskim Młynie52. Niestety najbardziej znane trzy szacowne rogalińskie dęby Lech, Czech i Rus są w dość kiepskiej kondycji, zwłaszcza Lech, który w listopadzie 2014 stracił sporą część pnia. Do głównych atrakcji turystyki florystycznej regionu zalicza się z pewnością arboretum w Kórniku. W założonym w latach 1826-1880 przez Tytusa i Jana Działyńskich Arboretum
47 http://regionwielkopolska.pl/przyroda-i-jej-ochrona/ochrona-przyrody/rezerwaty/wielkopolskie-rezerwaty-przyrody.html [dostęp: 5.06.2018]. 48 http://regionwielkopolska.pl/przyroda-i-jej-ochrona/ochrona-przyrody/rezerwaty/wielkopolskie-rezerwaty-przyrody.html?idgtxe=46&gtxp=2 [dostęp: 5.06.2018]. 49 Jest on szóstym co do wielkości głazem narzutowym w Polsce. 50 M. Górska-Zabielska, Najcenniejsze głazy narzutowe w Wielkopolsce i ich potencjał geoturystyczny, „Przegląd Geologiczny” 2015, vol. 63, nr 8, s. 455-504. 51 Platan został prawdopodobnie posadzony przez ówczesnego właściciela, gen. Augustyna Gorzeńskiego, z okazji uchwalenia Konstytucji 3 maja (http://gminadobrzyca.pl/atrakcje/atrakcja/542/park_muzeum_ziemianstwa_w_dobrzycy [dostęp: 5.06.2018]). 52 http://regionwielkopolska.pl/przyroda-i-jej-ochrona/ochrona-przyrody/pomniki-przyrody/pomniki-przyrody-49.html [dostęp: 5.06.2018].
11
Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce
Kórnickim podziwiać można ok. 3500 taksonów drzew i krzewów53, a majowa wycieczka do kwitnących wówczas rododendronów i magnolii jest niemal obowiązkowa dla mieszkańca Poznania. Szczególnie interesującymi eksponatami są cypryśnik błotny (ze względu na swoje wystające z ziemi korzenie oddechowe – pneumatofory) i grusza wierzbolistna (ze względu na kształt liści wiązana z powiedzeniem o „gruszkach na wierzbie”). Kolejny ogród dendrologiczny zlokalizowany jest blisko Poznania, w Puszczy Zielonce.
Atrakcja kórnickiego arboretum – cypryśnik błotny (widoczne korzenie oddechowe)
Ogrody dendrologiczne i drzewa są elementem łączącym turystykę florystyczną z sylwaturystyką, która wydaje się być najpopularniejszą formą w naszym społeczeństwie, a lasy wielkopolskie stwarzają ku temu doskonałe warunki. Na terenach zarządzanych przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych54 funkcjonuje 7 ośrodków edukacyjnych
przeznaczonych – podobnie jak w przypadku parków krajobrazowych – nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale także dla osób dorosłych55. Wytyczono wiele ścieżek edukacyjnych, a leśnicy opracowali w 2016 roku specjalny przewodnik po wielkopolskich lasach – Czas w las, zawierający też wiele przydatnych informacji praktycznych56. Interesujące i unikatowe na skalę światową są tzw. leśne kompleksy promocyjne (LKP). Nie zostały one co prawda utworzone dla potrzeb turystyki, lecz aby propagować zrównoważoną gospodarkę leśną, jednak edukacja leśna i promocja są jednym z celów dodatkowych57. Warto podkreślić, że pierwszy z nich powołano w 1996 roku w Wielkopolsce – LKP Lasy Rychtalskie k. Ostrzeszowa. Oprócz borów, w których rośnie wyjątkowy ekotyp58 sosny – sosna rychtalska, mieści on w swoim obrębie również kilka rezerwatów przyrody, arboretum w Sycowie, alpinarium oraz wiele pomnikowych dębów59. Jego fragment pokrywa się z Parkiem Krajobrazowym Doliny Baryczy, co czyni go również interesującym dla miłośników birdwatchingu. Drugi leśny kompleks promocyjny na naszym terenie to LKP Puszcza Notecka utworzony w 2004 roku na obszarze Nadleśnictwa Sieraków i w Sierakowskim Parku Krajobrazowym60. W zakresie edukacji najważniejszy w Wielkopolsce jest działający od lat 70. XX wieku Ośrodek Kultury Leśnej w Gołuchowie, na terenie największego w Wielkopolsce i jednego z cenniejszych w skali Polski kompleksu parkowo-pałacowego, założonego w konwencji naturalistycznej z inicjatywy Izabeli z Czartoryskich Działyńskiej. Obecnie rośnie tam po-
http://www.idpan.poznan.pl/o-arboretum [dostęp: 5.06.2018]. Obszar ten nie pokrywa się ani z zasięgiem historycznej Wielkopolski, ani z administracyjnymi granicami województwa. 55 http://www.poznan.lasy.gov.pl/obiekty-edukacyjne [dostęp: 5.06.2018]. 56 http://www.poznan.lasy.gov.pl/documents/688373/23055668/Czas+na+Las+ca%C5%82o%C5%9B%C4% [dostęp: 4.06.2018]. 87 % 20PDF.pdf/8496a4b8-d571-4bb5-a418-4505ddb1a21e [dostęp: 12.10.2017]. 57 http://www.lasy.gov.pl/pl/nasze-lasy/lesne-kompleksy-promocyjne [dostęp: 5.06.2018]. 58 Ekotyp to charakterystyczna dla konkretnych typów środowisk i najlepiej przystosowana do ich specyficznych warunków życia dziedzicznie utrwalona forma ekologiczna gatunku (http://www.ekologia. pl/wiedza/slowniki/encyklopedia-lesna/ekotypy [dostęp: 5.06.2018]). 59 http://www.poznan.lasy.gov.pl/lesny-kompleks-promocyjny-lasy-rychtalskie-#.WlqpkLpFzIU [dostęp: 5.06.2018]. 60 http://www.poznan.lasy.gov.pl/lesny-kompleks-promocyjny-puszcza-notecka-#.WlqrrLpFzIU [dostęp: 5.06.2018]. 53 54
12
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
nad 80 tys. drzew, w tym 262 o wymiarach pomnikowych. Oprócz spaceru po arboretum można także spróbować swoich sił w geocachingu (2 ścieżki), jak i wziąć udział dwóch questach (jeden dostępny jest także w angielskiej wersji językowej). Ze względu na utworzoną w 1977 roku pokazową zagrodę żubrów, w której żyją też koniki polskie, daniele i dziki61, jest on również atrakcyjny dla turystów faunistycznych. Turysta faunistyczny może udać się oczywiście z lornetką na birdwatching – począwszy od miejskich parków po bardziej dzikie przestrzenie chronione, może też pojechać do niewielkiej miejscowości koło Obornik – Stobnicy i tam w Wilczym Parku (założonej w 1974 roku Terenowej Stacji Doświadczalnej Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu) przyjrzeć się z bliska jednemu z bardziej fascynujących człowieka zwierząt, jakim jest hodowany tam wilk. Do stacji prowadzi też ścieżka edukacyjna Dolina Kończaka62. Oczywiście nie sposób w tym momencie nie wspomnieć o ogrodach zoologicznych w Poznaniu – starym, funkcjonującym obecnie bardziej jako park miejski, z nielicznymi już kolekcjami zwierząt (głownie gadów i ptaków), i nowoczesnym nowym zoo. W Starym Zoo można brać udział w pokazowym karmieniu m.in skunksów, lemurów, płazów i ryb. Od 2012 roku sporą, dosłownie i w przenośni, atrakcją są największe na świecie jaszczurki – warany z Komodo63. Warto pamiętać, że jest to jeden z dwóch najstarszych ogrodów zoologicznych w Polsce, a od 1978 roku jako obiekt zabudowy wiwaryjnej wpisany jest na listę zabytków64. Natomiast Nowe Zoo, powstałe w 1974 roku na 120 ha, oferuje żyjącym w nim zwierzętom warunki zbliżone do naturalnych
i jest przez poznaniaków chętnie i często odwiedzane, szczególnie latem, gdy można skorzystać dodatkowo z przejażdżki kolejką Maltanką. Do największych atrakcji należy słoniarnia, warto też zwrócić uwagę na azyl dla niedźwiedzi65. Niewątpliwą atrakcją dla turysty florystycznego, szczególnie tego zainteresowanego florą egzotyczną, będzie również wspomniana już Palmiarnia Poznańska w parku Wilsona – dysponuje ona bowiem kolekcją 17 tys. roślin należących do 1100 gatunków. Są one ułożone zgodnie z regionem występowania i preferowanym ekosystemem w 9 pawilonach. Dodatkowo można zapoznać się z kolekcją 170 gatunków ryb w pawilonie z akwariami, w których rośnie także 40 gatunków roślin wodnych66. Palmiarnia organizuje specjalne wydarzenia, jak np. Noc w Palmiarni czy wystawy tematyczne, cieszące się dużym powodzeniem u turystów (np. w weekend kończący wystawę roślin mięsożernych przed budynkiem Palmiarni ustawiały się spore kolejki chętnych). Również park Wilsona ma kilka ciekawych drzew egotycznych, jak np. tulipanowiec amerykański, ponieważ w latach 1902-1925 był ogrodem botanicznym, projektowanym (podobnie jak park Sołacki) przez wybitnego niemieckiego ogrodnika projektanta Hermanna Kube67. Od roku 1980 park wpisany jest do rejestru zabytków68. W parku są dwie części reprezentujące dwa style ogrodów – francuski, bliżej palmiarni i angielski, w którym rosną m.in. magnolia, miłorząb i platan o wymiarach pomnikowych. Obecny Ogród Botaniczny UAM założono na terenie szkółek dla poprzedniego ogrodu. Można w nim podziwiać ponad 7000 taksonów roślin zgromadzonych w 10 działach tematycznych. Zaprojektowane są dwie ścieżki eduka-
http://www.okl.lasy.gov.pl/aktualnosci/-/asset_publisher/1M8a/content/pokazowa-zagroda-zwierzat-1#.Wlz_ZLpFzIV [dostęp: 5.06.2018]. 62 http://www.oborniki.poznan.lasy.gov.pl/obiekty-edukacyjne#.Wlz-6bpFzIV [dostęp: 5.06.2018]. 63 http://www.zoo.poznan.pl/page/75-Atrakcje [dostęp: 5.06.2018]. 64 Działa nieprzerwanie od momentu powstania w 1871 roku w efekcie żartobliwego, złożonego ze zwierząt prezentu dla ówczesnego właściciela restauracji dworcowej, J. Śmiełowski. Stary Ogród Zoologiczny w Poznaniu, jego historia, obiekty i zwierzęta, „Kronika Miasta Poznania” 2000, nr 2: Jeżyce, s. 201-220. 65 http://www.zoo.poznan.pl [dostęp: 5.06.2018]. 66 http://www.palmiarnia.poznan.pl [dostęp: 5.06.2018]. 67 W. Karolczak, Parki publiczne, skwery i promenady dawnego Poznania (do 1914 r.), „Kronika Miasta Poznania” 1993, nr 3-4: Zieleń i architektura, s. 38-98. 68 http://www.palmiarnia.poznan.pl/pl/historia-palmiarni-parku-wilsona [dostęp: 5.06.2018]. 61
13
Turystyka przyrodnicza w Wielkopolsce
cyjne i pawilon ekspozycyjno-dydaktyczny. Ogród Botaniczny bierze udział w różnych działaniach edukacyjnych i popularyzacyjnych, m.in. w Poznańskim Festiwalu Nauki i Sztuki czy Nocy Biologów, organizuje też cykliczne wydarzenia, jak np. spotkania z przyrodą69. Dla amatorów aktywnej turystyki przyrodniczej stworzono wiele szlaków i atrakcji, ale warto wspomnieć o Wielkiej Pętli Wielkopolski – szlaku wodnym o długości blisko 700 km oplatającym niemal całą Wielkopolskę i zahaczającym o dwa sąsiednie województwa: lubuskie i kujawsko pomorskie70. Dla rowerzystów szczególnie atrakcyjny może być Pierścień Rowerowy dookoła Poznania wraz z 7 szlakami łącznikowymi oraz dwa pierścienie na terenie Parku Krajobrazowego Puszcza Zielonka – Duży i Mały Pierścień Rowerowy71. Natomiast z myślą o osobach niepełnosprawnych, a konkretnie osobach niewidzących i niedowidzących, powstał Ogród Zmysłów – Park Orientacji Przestrzennej w Owińskach, który oczywiście jest również bardzo atrakcyjny dla pozostałych turystów, nie tylko przyrodniczych. Jego główny cel to wspomaganie dzieci w orientacji przestrzennej, jest tam też bogaty w różne urządzenia plac zabaw oraz pełen kwiatów ogród barokowy z altankami, mostkami i stawem, zielonym labiryntem, szkółką roślin warzywnych i piękną aleją grabową72.
Podsumowanie Reasumując, Wielkopolska jest regionem niezwykle atrakcyjnym dla turysty przyrodniczego, niezależnie od tego, jakie są jego preferencje odnośnie sposobu spędzania czasu i główne zainteresowania. Mnogość i różnorodność obiektów, obszarów, szlaków i ścieżek daje szerokie pole do popisu, pozwala spędzić wartościowo czas na łonie natury. Stwarza też okazje do pogłębienia refleksji nad naszym do niej stosunkiem i ukształtowania właściwych postaw odpowiadających celom zrównoważonego rozwoju.
Niestety, trzeba jednak zauważyć, że nie zawsze stan zachowania obiektów i obszarów jest dobry. To samo dotyczy również zagospodarowania turystycznego, czasem brakuje środków finansowych na jeszcze ciekawsze ich zaprezentowanie. Niewątpliwie warto byłoby pokusić się o utworzenie w Wielkopolsce ekomuzeum oraz o rozwinięcie oferty dostosowanej do osób niepełnosprawnych. Ponadto od lat kwestia eksponowania delikatnego świata przyrody pod presją turystyczną wzbudza wiele kontrowersji, a naukowcy i praktycy próbują znaleźć kompromisowe rozwiązania. W przypadku zwierząt dziko żyjących nie zawsze można zagwarantować turyście, że na pewno je zobaczy, co może skutkować rozczarowaniem i niezadowoleniem. W wielu przypadkach jest to nawet zupełnie niewskazane, aby turyści oglądali np. gniazda dzikich ptaków. Z kolei dla niektórych osób – np. dla wegetarian – ogrody zoologiczne i im podobne miejsca nie są atrakcją turystyczną. Innym problemem dotyczącym turystyki jest ogólnie nie do końca jasno sprecyzowane zainteresowanie turystów, gdyż pomimo deklarowanego przez ludzi zamiłowania do przyrody, jej poznawanie dla wielu osób wciąż nie jest tak atrakcyjne jak poznawanie zabytków i śladów historii. Nie można też zapominać o niebezpieczeństwach związanych z poznawaniem świata przyrody – ukąszeniach, poparzeniach, zatruciach itp. Wszystko to sprawia, że organizacja przedsięwzięć z zakresu turystyki przyrodniczej nie jest łatwa i wciąż mało jest wyspecjalizowanych w tym temacie biur podróży. Jednakże z całą pewnością można propagować piękno przyrody i zaoferować interesujący, pełen niespodzianek i tajemnic świat wielkopolskiej przyrody – zarówno tej dzikiej, jak i bardziej oswojonej – każdemu turyście, który tylko zechce się nad nią pochylić i poświęcić jej trochę uwagi.
http://www.obuam.robia.pl [dostęp: 5.06.2018]. http://www.wielka-petla.pl/wielka-petla-wielkopolski.html [dostęp: 5.06.2018]. 71 http://regionwielkopolska.pl/turystyka/szlaki-turystyczne/szlaki-turystyczne/szlaki-rowerowe/szlaki-w-okolicach-poznania-971.html [dostęp: 5.06.2018]. 72 http://www.dziecipoznan.pl/artykul-1238-park_orientacji_przestrzennej_w_owinskach [dostęp: 5.06.2018]. 69 70
14
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Paweł Bajon
Kurorty Wielkopolskiego Parku Narodowego dawniej i dziś Wielkopolski Park Narodowy, niewątpliwy przyrodniczy skarb Wielkopolski, jest znakomitym miejscem rekreacji, wypoczynku, ruchu na świeżym powietrzu. Liczne szlaki turystyczne zachęcają do odkrywania urokliwych zakątków pokrytych lasami i łąkami wzgórz morenowych, przyozdobionych szmaragdami jezior. Walory przyrodnicze obecnego obszaru Parku i jego okolic (do utworzenia Parku było wówczas jeszcze daleko) w szczególny sposób zaczęto wykorzystywać na przełomie XIX i XX wieku. Tamtego czasu sięgają bowiem początki rozwoju przyrodolecznictwa na tym terenie. Oczywiście na przestrzeni ponad 100 lat wiele się zmieniło – koncepcje działania dostosowywały się do burzliwej rzeczywistości, jednak elementy przyrodolecznicze nadal są kontynuowane. A warto zdać sobie sprawę, jak fundamentalne zmiany na przestrzeni tych zaledwie nieco ponad stu lat się dokonały: przynależność do państwa niemieckiego, I wojna światowa, odzyskanie niepodległości, II wojna światowa i okupacja niemiecka, okres „Polski ludowej” oraz utworzenie Wielkopolskiego Parku Narodowego (1957) z nowymi obostrzeniami dotyczącymi rozwoju i zagospodarowania, upadek PRL i wejście na drogę demokracji oraz urynkowienie gospodarki z jej nowymi perspektywami. Ciekawe krajobrazowo obszary rolniczo-leśne położone w sąsiedztwie dużego miasta od dawna przyciągają jego mieszkańców. Do-
datkowym atutem jest łączność – komunikacja między Poznaniem a Wrocławiem zapewniała możliwość dogodnego dotarcia na te tereny. Na znaczeniu zyskiwały miasteczka w pobliżu ciągów komunikacyjnych. Pod koniec XIX wieku cenionym i popularnym letniskiem stało się Puszczykowo, połączone z Poznaniem wygodną drogą (wiodącą do Mosiny), a także linią kolejową (działającą od 1856 roku, przy czym stację w Puszczykowie uruchomiono w 1897). W latach międzywojennych w dni wolne od pracy do Puszczykowa docierały w ten sposób liczne rzesze poznaniaków1. Linia kolejowa miała również niebagatelne znaczenie w rozwoju położonej dalej na południe Mosiny, w tym na kształtowanie jej funkcji sanatoryjnych.
Kurort Mosina Pod koniec XIX wieku pojawiła się w Mosinie idea rozwoju miasta jako kurortu. Niedaleko Kanału Mosińskiego (konkretnie przy dzisiejszym placu 20 Października nr 16) wznosi się wybudowany w 1901 roku budynek, dziś mieszkalny, a pierwotnie sanatorium „Odrabad”. Właścicielem był niemiecki lekarz, dr Karl Arlt, a w budynku znajdowała się okrągła wieża, od strony rzeki położony był ogród2. W sanatorium kuracjuszom oferowano m.in. kąpiele wodne, a na potrzeby łaźni budynek – jako jedyny w mieście – dysponował bieżącą wodą. Nagrodą za dotarcie na szczyt wieży krę-
1 H. Pruchniewski, Puszczykowo dawniej, „Gazeta Mosińsko-Puszczykowska”, https://www.gazeta-mosina.pl/2012/puszczykowo-dawniej/ [dostęp: 4.01.2018]. 2 Zob.: T. Żak, Podróż przez historię Mosiny, „Biuletyn Mosiński” 2002, nr 2, online: http://www. zolnierzewolnosci.pl/Image/images/PODROZ%20PRZEZ%20HISTORIE2.jpg [dostęp: 4.01.2018]; notatka w internetowym portalu krajoznawczym polskaniezwykla.pl, http://www.polskaniezwykla.pl/web/ place/19961,mosina-dom-z-wieza-cisnien.html [dostęp: 4.01.2018]. 3 Informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/wieza-obrabad [dostęp: 4.01.2018].
15
Kurorty Wielkopolskiego Parku Narodowego dawniej i dziś
przeciwnych brzegach Kanału Mosińskiego, a połączenie między nimi zapewniał drewniany most. Niestety, mostu już nie ma – wiosną 1945 roku nie wytrzymał obciążeń transportu wojskowego, a Willa Marzenie Leśne od kilku lat stoi opuszczona. Działalność sanatoryjna w Mosinie to niewątpliwie ciekawy i oryginalny na terenie Wielkopolski, ale jednak epizod balneologiczny – miasto wszak kurortem się nie stało. Zdecydowanie większą popularność w tej kategorii zyskała natomiast położona nieopodal, bo ok. 3 km na zachód od Mosiny, wieś Ludwikowo. Warto jednak uzmysłowić sobie, że idea ta była odzwierciedleniem powszechnych w tamtym czasie trendów. Wodolecznictwo bowiem było intensywnie badane, rozwijane i propagowane, również na terenie Wielkopolski, gdzie pracowali liczni lekarze, tak polscy, jak i niemieccy, intensywnie budując naukowe podstawy tej dziedziny6. Budynek dawnego sanatorium „Obrabad”. Stan aktualny. Źródło: Fotografia własna
conymi schodami była możliwość zażywania kąpieli słonecznych. W budynku mieściła się także restauracja. Sanatorium funkcjonowało do wybuchu I wojny światowej3. Z mosińskim uzdrowiskiem związany jest jeszcze jeden budynek, mieszczący się przy dzisiejszej ul. Wawrzyniaka 1. Nazywany Kogutkiem lub Kokotkiem, najprawdopodobniej był przed wojną domem uzdrowiskowym4 lub domem właściciela sanatorium – Karla Arlta, jak wnioskować można z opisu jednej z pocztówek z roku 1935. Ciekawy, zwieńczony wieżyczką dom nazywał się w tamtych czasach Willa Marzenie Leśne/Villa Waldestraum5. „Obrabad” oraz „Marzenie Leśne” położone są na
Willa „Leśne Marzenie”. W tle, po lewej stronie widoczny budynek „Obrabad”. Stan aktualny. Źródło: Fotografia własna
4 Informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/kokotek---dawny-dom-uzdrowiskowy [dostęp: 4.01.2018]. 5 Willa Marzenie Leśne, pocztówka z ok. 1935 roku, Wielkopolska Kolekcja Ikonograficzna w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, http://wieki.amu.edu.pl/widokowki/wielkopolska/item/1398mosina-pow-pozna%C5%84ski-wawrzyniaka-ulica-ca-1935 [dostęp: 4.01.2018]; informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/kokotek---dawny-dom-uzdrowiskowy [dostęp: 4.01.2018]. 6 A. Straburzyńska-Lupa, G. Straburzyński, Z dziejów wielkopolskiej balneoterapii i fizjoterapii, „Acta Balneologica” 2014, t. 56, nr 4 (138), s. 228-233, online: http://actabalneologica.pl/wp-content/ uploads/2015/01/ab-2014-4-11.pdf [dostęp: 5.01.2018].
16
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Ludwikowo – mała osada, wielki konkurent Na Górze Staszica (112 m n.p.m., wówczas Ludwigshöhe7), w malowniczej, pagórkowatej okolicy o dużych walorach widokowych (dawne pocztówki pokazują, że góra nie była tak zalesiona jak obecnie) oraz korzystnych warunkach klimatycznych powstał pensjonat-sanatorium. W roku 1886 spółka akcyjna z Poznania Gesellschaft Luftkurort und Villenanlage Ludwigshöhe wybudowała pierwszy z obiektów – pensjonat z restauracją w stylu szwajcarskim. Fasady przyozdobiono drewnianymi balkonami i tarasami, natomiast klatkę schodową na całej jej wysokości zdobiło witrażowe okno8. Budynek ten pozostaje do dziś ważnym ogniwem całego systemu obiektów (obecnie to pawilon I). Do dziś swoją funkcję pełnią dwie leżakownie (z 1883 i 1893 roku), czyli długie drewniane altany otwarte na ogród i budynek pensjonatu, zbudowane z ażurowych, zdobionych elementów. Czynny jest również budynek będący w 1929 roku willą dyrektora oraz pawilon II z lat 1929-1930, choć okres ich powstania to już zupełnie inne czasy i właściciele. Wszystkie budynki otoczone są parkiem, chociaż raczej należałoby powiedzieć, że są po prostu położone w malowniczym, pagórkowatym terenie porośniętym drzewostanem w różnym wieku i szlachetnych gatunków. Niedaleko wejścia do parku znajduje się czynna pijalnia wody „Ludwiczanka”. W 1910 roku wybudowano drogę z Krosinka do Ludwikowa, a w 1912 uruchomiono połączenie kolejowe Puszczykówko‒Ludwikowo, dzięki któremu kuracjusze łatwo mogli pociągiem dojechać z Poznania (z dworca
Szpital w Ludwikowie: Pawilon I. Stan aktualny. Źródło: Fotografia własna
letniego) niemalże do samego serca obecnego Parku Narodowego i w pobliże kompleksu sanatoryjnego. Dziś nie znajdziemy już stacji Ludwikowo, a to dlatego, że w latach powojennych przemianowano ją na Osową Górę. Stacja położona jest ok. 1,5 km od tejże góry. W latach międzywojennych była to bardzo intensywnie użytkowana trasa, a po wojnie ruch przywrócono tu już w roku 1945 i dość długo, zwłaszcza w określonych sezonach była to linia o całkiem sporym znaczeniu. Szczególnie że w latach 1970-1984 na Osowej Górze (zwanej także Pożegowską Górą) funkcjonował wyciąg i stok narciarski, cieszące się dużą popularnością9. Czasy jednak się zmieniały i nadszedł kres tej niebanalnej linii kolejowej – 1 października 1999 roku na stację Osowa Góra przyjechał ostatni pociąg pasażerski10. Linia ostatecznie została zamknięta w 2001 roku11. Dla pociągów pozostaje niedostępna, tym bardziej że podczas ostatniej modernizacji rozebrano część torowiska, łączącą ją z linią Poznań‒Wrocław (zdemontowano rozjazd w Puszczykówku). Tym niemniej dla entuzja-
7 Pensjonat uzdrowiskowy w Ludwikowie, pocztówka z ok. 1900 roku, Wielkopolska Kolekcja Ikonograficzna w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, http://wieki.amu.edu.pl/widokowki/ wielkopolska/item/507-ludwikowo-k-mosiny-ca-1900 [dostęp: 4.01.2018]. 8 J. Nowaczyk, Podróż do przeszłości, http://www.zolnierzewolnosci.pl/portal/pl/Podroz_do_przeszlosci.html [dostęp: 4.01.2018]; informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/ludwikowo-staszicowka [dostęp: 4.01.2018]; widok na Ludwikowo, pocztówka z ok. 1935 roku, Wielkopolska Kolekcja Ikonograficzna w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, http://wieki.amu.edu.pl/widokowki/wielkopolska/item/1402-ludwikowo-k-mosiny-pow-pozna%C5%84ski-ca-1935 [dostęp: 4.01.2018]. 9 J. Nowaczyk, Białe szaleństwo na Górze Pożegowskiej, http://www.zolnierzewolnosci.pl/portal/pl/ Biale_szalemstwo_na_Gorze_Pozegowskiej_1.html [dostęp: 4.01.2018]. 10 https://pl.wikipedia.org/wiki/Osowa_G%C3%B3ra_(stacja_kolejowa) [dostęp: 6.01.2018]. 11 https://pl.wikipedia.org/wiki/Linia_kolejowa_nr_361 [dostęp: 6.01.2018].
17
Kurorty Wielkopolskiego Parku Narodowego dawniej i dziś
stów organizowane są przejazdy drezyną od formalnie nieistniejącej stacji Mosina‒Pożegowo do Osowej Góry.
Szpital w Ludwikowie: Ujęcie wody „Ludwiczanka”. Stan aktualny. Źródło: Fotografia własna
Wracając jednak do samego Ludwikowa, w roku 1906 kurort zmienił właściciela – został nim Albert Hoene, a następnie w roku 1908 spółka Sanatoriums und Siedlung Genossenschaft Ludwigshohe 12. Prywatne uzdrowisko wraz z restauracją funkcjonowało do roku 1925 (lub 1926) – dzierżawiła je Zofia Chrzanowska z siostrą. Planowały dalszy rozwój uzdrowiska, jednak jego los miał się potoczyć inaczej. W wyniku nie całkiem jasnych wydarzeń dotyczących kwestii własnościowych sanatorium stało się własnością Związku Kas Chorych. Otrzymało nazwę Sanatorium Staszycówka, a jego profilem stało się leczenie gruźlicy. 7 stycznia 1927 roku otwarto wyremontowane, odnowione sanatorium13. Z istotnych nowości warto zwrócić uwagę, że w budynkach zamontowano systemy centralnego ogrzewania, a w pawilonie II znalazły się sale dla kobiet14. Zadbano o park, a także wybudowano tzw. szałasy, czyli domki, w których pacjenci mogli przebywać latem.
Szpital w Ludwikowie: Widok z tarasu restauracji, lata 1897-1902. Źródło: http://mosina.fotopolska.eu/ m11924,Ludwikowo.html?f=922051-foto
W czasie II wojny światowej dotychczasowe sanatorium pełniło funkcję hitlerowskiego zakładu wynarodowiającego dla dziewczynek i sanatorium chorób płuc dla dorosłych. Pod koniec wojny zajęte zostało przez Armię Czerwoną – stało się jej szpitalem wojennym. W roku 1947 Zakład Ubezpieczeń Społecznych przekształcił dawne sanatorium w ośrodek dla dzieci chorych na gruźlicę15. W 1966 roku nastąpiła kolejna zmiana – zespół sanatoryjny stał się sanatorium przeciwgruźliczym dla dorosłych. W późniejszych latach dokonywano kolejnych zmian nazw, by 1 października 2008 roku połączyć Wojewódzki Specjalistyczny Szpital Gruźlicy i Chorób Płuc im. S. Staszica w Ludwikowie oraz Wielkopolskie Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy w Poznaniu. 1 marca 2013 roku powołano Wielkopolskie Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii im. Eugenii i Janusza Zeylandów jako rezultat połączenia placówek w Poznaniu i Ludwikowie, do których przyłączono także Wielkopolski Specjalistyczny Szpital Chorób Płuc i Gruźlicy im. dr. Władysława Biegańskiego w Chodzieży16.
12 Ludwikowo – dawne uzdrowisko i sanatorium, „Na rajzy”, https://narajzy.wordpress.com/2016/10/20/ ludwikowo-dawne-uzdrowisko-i-sanatorium/ [dostęp: 4.01.2018]. 13 Informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/ludwikowo-staszicowka [dostęp: 4.01.2018]. 14 Ludwikowo – dawne uzdrowisko i sanatorium, op. cit. 15 Informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/ludwikowo-staszicowka [dostęp: 4.01.2018]. 16 Informacje z oficjalnej strony Wielkopolskiego Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii, http:// www.wcpit.pl/pl/o-nas/historia,9 [dostęp: 6.01.2018].
18
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Szpital w Ludwikowie: Pawilon I, lata 1901-1902. Źródło: http://mosina.fotopolska.eu/Ludwikowo/ b173145,Pawilon_I.html?f=400462-foto
Na terenie parku – dziś szpitalnego – oprócz pięknie utrzymanych historycznych budynków sanatoryjno-szpitalnych i leżakowni znajduje się figura Jezusa Chrystusa, figurka Matki Bożej Niepokalanej oraz kaplica św. Michała Archanioła. W kaplicy spoczywają relikwie św. Ojca Pio, przywiezione tutaj w 2005 roku z San Giovanni Rotondo przez ks. Marka Rostowskiego. W 2011 roku dyrekcja szpitala, po wieloletnich staraniach, przymierzała się do budowy prawdziwych tężni17. Jako jedyne w Wielkopolsce mogłyby stanowić nie lada atrakcję nie tylko dla pacjentów, ale także gości i turystów. Tego planu co prawda nie udało się zrealizować, ale cóż, miejmy nadzieję, że i na to marzenie przyjdzie czas. A póki co, warto doceniać, jak nowoczesnym i dynamicznym ośrodkiem jest dzisiejszy szpital w Ludwikowie. Jak godnym jest kontynuatorem ponad 100-letniej tradycji leczenia sanatoryjnego, niezmiennie czerpiącym z dobroczynnego klimatu otaczających go lasów. Mimo że całość terenu należy do szpitala, to stanowi on przyjemne i unikalne miejsce spacerowe, bowiem park jest ogólnodostępny. A tym samym pijalnia wody, alejki i szum lasu są dla wszystkich.
Szpital w Ludwikowie: Leżakownia. Stan aktualny. Źródło: Fotografia własna
Jeziory – zły budowniczy, dobrzy następcy W Jeziorach położonych nad Jeziorem Góreckim mieści się siedziba Wielkopolskiego Parku Narodowego. Na zespół muzealny składa się Muzeum Przyrodnicze, Leśna Szkoła, cztery ścieżki dydaktyczne oraz Ośrodek Muzealno-Dydaktyczny. Początki tego miejsca sięgają II wojny światowej. W latach 1940-1943 w tej niezwykle malowniczej okolicy wybudowano dla namiestnika Rzeszy w Kraju Warty, Arthura Greisera, pałac wraz z drogami dojazdowymi. Po wojnie pałac przechodził różne koleje. Najpierw na krótko przejęty został przez Armię Czerwoną. Następnie – znów „na chwilę” – osiadł tutaj Urząd Bezpieczeństwa. W roku 1946 obiekt stał się sierocińcem prowadzonym przez Towarzystwo Przyjaciół Dzieci. Jeszcze w tym samym roku budynek otrzymał kolejną funkcję, odpowiadającą walorom miejscowego klimatu – stał się prewentorium dla dzieci zagrożonych chorobami płuc18. W roku 1994 budynek przejęła dyrekcja Wielkopolskiego Parku Narodowego. W 1998 przeniesiono tutaj eksponaty z działającego od 1952 roku Muzeum Przyrodniczego w Puszczykowie, co rozpoczęło nowy etap w życiu muzeum – rozwi-
17 Informacje z oficjalnej strony Wielkopolskiego Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii: D. Pawlicka, Tężnie staną w Ludwikowie, http://wcpit.pl/uploads/file/File0780.PDF [dostęp: 6.01.2018]; Fontanna w Ludwikowie, http://wcpit.pl/pl/news/fontanna-w-ludwikowie,258?page=1 [dostęp: 6.01.2018]. 18 W. Hildebrandt, Grajzerówka – rasowy pałac z podłą metryką, https://www.kulturaupodstaw.pl/ blog-wpis/17/grajzerowka---rasowy-palac-z-podla-metryka/42.html [dostęp: 7.01.2018].
19
Kurorty Wielkopolskiego Parku Narodowego dawniej i dziś
Puszczykowo – tradycja i nowoczesność
Wielkopolski Park Narodowy – Dyrekcja Parku/Muzeum Przyrodnicze. Stan aktualny. Źródło: https://www.mosina.pl/jeziory
nięto działalność edukacyjną i szkoleniową19. Warto też dodać, że o ile pierwsze Muzeum Przyrodnicze uruchomiono w 1952 roku, to sam Park Narodowy formalnie utworzono dopiero w 1957, choć starania o objęcie ochroną okolicznych cennych obszarów podejmowane były już przed II wojną światową. Tak czy inaczej na 20 lat także i tutaj, w to kontrowersyjne miejsce zawitały tradycje sanatoryjne. Nieco inne od luksusowego kurortu w Ludwikowie, bo odpowiadające swoim czasom – realnego socjalizmu i innym potrzebom, ale jakże ważne dla wszystkich, którzy z leczenia skorzystali. Zmieniają się czasy, zmieniają się zwyczaje i oczekiwania. Duch tradycji przyrodoleczniczej również przybiera nowe oblicza. I w istocie w tym współczesnym duchu coraz częściej łączą się trzy od dawna praktykowane w uzdrowiskach sfery: przyrodolecznictwo (klimat i zabiegi), luksus (z coraz odważniej wyrażanym wymiarem przyjemności) oraz nowoczesność (z precyzją, profesjonalizmem i estetyką jako ważną wartością emocjonalną). W dużym skrócie tak chyba można zdefiniować SPA, które również zawitało w tę okolicę.
Na koniec wycieczki po przyrodoleczniczych ośrodkach okolic Wielkopolskiego Parku Narodowego wracamy do Puszczykowa. Już w końcu XIX wieku obecne Puszczykowo (a wtedy obszar czterech odrębnych miejscowości) rozwijano jako miejscowość letniskową. Teren był (i pozostaje do dziś) atrakcyjny – z jednej strony malowniczo meandrująca rzeka Warta z miejscami do plażowania, z drugiej wzgórza i lasy. I sąsiedztwo Poznania, zapewniające napływ „letników”. Początkowo atrakcyjne letnisko miało między innymi zachęcać niemieckie rodziny do zamieszkania w Poznaniu. W latach międzywojennych miasto nadal pełniło funkcję letniska oraz miejsca zamieszkania elit. Już wtedy (w 1937 roku) pojawił się postulat Adama Wodziczki nadania miastu statusu uzdrowiska, mającego chronić tak charakter miasta, zabudowę, jak i walory naturalne20. Postulat ten nie został spełniony. Po wojnie utworzono co prawda Wielkopolski Park Narodowy, co przyczynia się do zachowania określonych parametrów i kierunków rozwoju terenów park otaczających, obejmujących także Puszczykowo. Jednakże w okresie powojennym rozwój miasta zmierzał raczej w stronę przekształcania go w przedmieście, w którym zabudowa uległa dużemu zagęszczeniu, a funkcje letniskowe odgrywały mniejszą rolę. Od lat 90. XX wieku miasteczko pozostaje takim nieco uśpionym przedmieściem, choć niewątpliwie z dużym potencjałem. I o ile uzdrowiskiem nie było i nie jest, to jednak stało się przyczółkiem światowych trendów z pogranicza przyrodolecznictwa, odnowy biologicznej, relaksu i luksusu. W 2006 roku powstał tu nowy ośrodek, początkowo nazwany SPA_larnia kalorii, który od kilku lat działa jako SPA_larnia, będąc typem day spa. Niesamowite podziemne wnętrza dawnej manufaktury stwarzają imponujące
19 Informacja z oficjalnej strony gminy Mosina, http://www.mosina.pl/jeziory [dostęp: 7.01.2018]; informacja z portalu CyberWielkopolska, http://www.wielkopolska.com.pl/index.php/a/3/b/9/c/2/d/0/ id/44149 [dostęp: 7.01.2018]. 20 M. Krzyżański, Letnisko Puszczykowo, blog, http://letniskopuszczykowo.blogspot.com/ [dostęp: 7.01.2018].
20
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
wrażenie, podobnie jak i zewnętrzna architektura obiektu. W 2009 roku rodzina właścicieli, uzupełniając ofertę SPA_larni, otworzyła czterogwiazdkowy hotel, określany niekiedy jako obiekt typu boutique, pod nazwą HOT_elarnia21. Oba obiekty są połączone w intrygujący sposób – podziemnym tunelem. O jakości świadczy to, że są laureatami licznych nagród. Można powiedzieć, że w pewien sposób historia zatoczyła koło – ponad sto lat wcześniej w nieodległej Mosinie powstały prywatne ośrodki, ekskluzywne, reprezentujące potrzeby i charakter swoich czasów. Po jednym pozostały materialne ślady i wspomnienia, drugi zmienił swój charakter, przetrwał i do dziś służy chorym. Trzeci miał być kaprysem i wizytówką władzy okupanta, jednak przez szereg lat, spłacając być może dług swej przygnębiającej
genezy, stanowił miejsce pomocy dzieciom, a obecnie jest swoistym sercem Wielkopolskiego Parku Narodowego. Ostatni – nowoczesny, luksusowy ośrodek SPA na miarę swoich czasów, odpowiada nowym potrzebom, oczywiście z niewielką pomocą rozciągającego się za oknami (a przynamniej prawie…) Parku. Przy opracowaniu tekstu korzystałem w zasadniczym stopniu z materiałów internetowych. Obejmują one informacje ze stron internetowych urzędów (przede wszystkim miasta i gminy Mosina), instytucji (głównie szpitala w Ludwikowie), portali popularyzujących historię i dzieje opisywanych terenów, portali turystycznych i krajoznawczych, katalogów historycznych widokówek i innych.
21 Powstała SPA_larnia kalorii w Puszczykowie, informacja zamieszczona 15.07.2006 r. na stronie serwisu informatycznego branży turystycznej tur-info.pl, http://www.tur-info.pl/p/ak_id,17307,,spalarnia,spa_larnia_kalorii,spa,puszczykowo,w_puszczykowie,kalorie.html [dostęp: 7.01.2018]; informacje z oficjalnej strony SPA_larni, http://www.spalarnia.com.pl/spalarnia/o-spa [dostęp: 7.01.2018]; informacje z portalu turystycznego voyage.pl z dnia 13 lipca 2010 r., https://www.voyage.pl/hotele/1993/na-przekor-banalowi [dostęp: 7.01.2018].
Janusz M. Lewandowski
Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962 oraz walka społeczeństwa wielkopolskiego o odzyskanie bezcennych dzieł sztuki ze zbiorów Działyńskich i Czartoryskich Gołuchów – perła wielkopolskich zamków, przechodził w swej historii różne etapy. Za czasów Leszczyńskich był solidną siedzibą magnackiego rodu, w pierwszej połowie XIX wieku wyglądał „jak zamek po złupieniu”, kilkadziesiąt lat później za sprawą małżeństwa Działyńskich stał się przepiękną rezydencją otoczoną oryginalnym parkiem z cennymi kolekcjami sztuki polskiej i światowej, do której
pielgrzymowali miłośnicy sztuki z całej Wielkopolski. W okresie II wojny światowej uległ zniszczeniu, a wspaniałe zbiory rozproszeniu. Artykuł niniejszy przedstawia dramatyczne losy gołuchowskiego zamku w latach 19391962, a przede wszystkim losy dóbr kultury gromadzonych w nim przez najsłynniejszych właścicieli – Izabelę i Jana Działyńskich na tle zjawisk ogólniejszych: systematycznych i sta21
Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962…
rannie zorganizowanych kradzieży, jakie miały miejsce w całej Europie, kontynencie ogarniętym największym kataklizmem cywilizacyjnym, jakim była II wojna światowa.
1. Wielkie pakowanie Wiosną 1939 roku na wieść o zbliżającej się wojnie z Niemcami propaganda rządowa dmie w surmy bojowe, utrwalając w Polakach przekonanie o potędze państwa, jego wielkomocarstwowych ambicjach, wielkim potencjale i realnych możliwościach. W związku z tym wojna, o której mówi się coraz głośniej i do której przygotowuje się ekipa marszałka Rydza-Śmigłego, jest postrzegana nie jako wielki kataklizm, lecz krótki zwycięski bój, raczej kilkunastodniowa akcja prewencyjna wymierzona w hitlerowskie Niemcy.
Sala muzealna – stan przedwojenny
Wojna jest nieunikniona. Od początku roku 1939 gazety lokalne, m.in. „Orędownik Pleszewski” i „Gazeta Pleszewska”, donoszą o trudnej sytuacji międzynarodowej, publikują analizy bieżących wydarzeń, przedstawiają scenariusze na nadchodzące miesiące. Wiadomości te docierają również do Gołuchowa, zamku i muzeum należącego w drugiej połowie XIX wieku do słynnej mecenaski sztuki hrabiny Izabeli z Czartoryskich Działyńskiej, a od roku 1893 do Ordynacji Rodziny Książąt Czartoryskich. W tym pięknym wielkopolskim zamku wiosną 1939 roku trwały ożywione prace,
których celem było zabezpieczenie i odpowiednie ukrycie części najcenniejszych zabytków. Pracami tymi kierowała zarządzająca ówcześnie Ordynacją Maria Ludwika ks. Czartoryska. Do ocynkowanych skrzyń i specjalnie przygotowanych tub pakowane były cenne zabytki (obrazy, gobeliny, złotnictwo). Do ewakuacji szykowano również najcenniejsze eksponaty, tzn. zbiór naczyń i przedmiotów pochodzących ze starożytnej Grecji, wśród których znajdowały się przepiękne amfory, wazy czy kalpisy. Duża część zbiorów została przewieziona do Warszawy i zamurowana w piwnicy pod wjazdem do domu Czartoryskich przy ulicy Kredytowej 12. Dziś można dość dokładnie powiedzieć, jakie zabytki zostały wywiezione. W publikacji dotyczącej historii ordynacji gołuchowskiej Danuta Marek podaje m.in., iż z sali polskiej zabrano rzędy końskie dekorowane srebrem, złotem i drogimi kamieniami, kobierce i flamandzkie gobeliny. Z sali muzealnej – szesnasto- i siedemnastowieczne brązy; z sali waz greckich – terakoty i cenne figurki z IV wieku p.n.e.; z sali antycznej – starożytne brązy, chaldejskie naczynia, szkła rzymskie i greckie. Z sypialni zabrano najcenniejsze obrazy francuskie i niemieckie z XVI wieku, a z pokoi pasażu siedemnastowieczne gobeliny wykonane przez mistrzów z Brukseli1. Drugą partię eksponatów zdeponowano w innej siedzibie rodzinnej, w Sieniawie na Podkarpaciu. W Gołuchowie pozostało jeszcze wiele przygotowanych do wywiezienia skrzyń i pakunków, których ks. Maria Ludwika nie zdołała wyekspediować. Bardzo prawdopodobne, iż mógł być to element większego planu, którego celem było zmylenie ewentualnych okupantów. Wśród pozostawionych zabytków znalazły się: wazy greckie, gobeliny z jadalni, całe wyposażenie z sąsiadującego z nią przedpokoju, ceramika włoska, meble i obrazy. Czy wiosenna ewakuacja części gołuchowskich zbiorów miała sens? Z punktu widzenia przedwojennego właściciela zabytków była to
1 D. Marek, Ordynacja gołuchowska Izabeli z Czartoryskich Działyńskiej (1830-1899), Poznań 2015, s. 29-31.
22
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
decyzja jak najbardziej racjonalna. Czartoryscy i inni właściciele cennych zbiorów pamiętali, że już niejednokrotnie trzeba było ewakuować kolekcje, zabezpieczać je przed działaniami wojennymi, a przede wszystkim przed bezmyślnym rabunkiem dokonywanym przez przetaczające się oddziały wojskowe. Zrobiono tyle, ile w tamtym czasie było można – oceniają specjaliści w dziedzinie muzealnictwa. Masowe wywożenie zabytków, organizowanie skrytek, gdzie przechowano by je w tajemnicy przed okupantami, byłoby nie tylko bardzo kosztowne, trudne pod względem logistycznym, ale także nieskuteczne. Prędzej czy później Niemcy i tak dowiedzieliby się o nich od ludzi, których złamaliby przemocą lub przekupstwem.
2. Wędrówka Kampania wrześniowa 1939 roku zakończyła się klęską. Polska, nieprzygotowana do prowadzenia nowoczesnej wojny z silną i dobrze uzbrojoną armią, osamotniona przez zachodnich aliantów uległa wpierw blitzkriegowi Wehrmachtu, by po 17 września 1939 roku ponieść całkowitą porażkę za sprawą agresji sowieckiej Rosji.
Paulina Vogt-Wawrzyniak, kustosz filii Muzeum Narodowego w Poznaniu. „Gołuchów stał się częścią historii ukazującej odwieczne pragnienia najeźdźców do przywłaszczenia sobie cudzej własności dla wzbogacenia się, ale przede wszystkim podniesienia własnej pozycji, umocnienia władzy”2. Wkraczając do Polski, Niemcy byli doskonale zorientowani, jakie dzieła sztuki znajdują się w poszczególnych zbiorach. Wynikało to nie tylko z ich częstych przedwojennych wizyt w polskich muzeach, rozmów z polskimi muzealnikami, ale także dzięki książce Edwarda Chwalewika pt. Zbiory polskie. Archiwa, biblioteki, gabinety, galerie, muzea i inne zbiory pamiątek przeszłości w ojczyźnie i na obczyźnie w porządku alfabetycznym według miejscowości ułożone. Dzięki temu okupanci wybierali te eksponaty, które pasowały do koncepcji muzeów prezentujących germańskie dziedzictwo kulturowe. W przypadku muzeum Czartoryskich hitlerowcom pomocny mógł być Przewodnik po Muzeum w Gołuchowie opracowany przez Nikodema Pajzderskiego.
Muzeum utracone – czarka attycka
Muzeum utracone – kantharos sygnowany przez garncarza Sotadesa
Od pierwszych chwil okupacji Niemcy i Rosjanie podjęli wielką akcję niszczenia oraz rabowania skarbów kultury polskiej – niszczenia świątyń katolickich, żydowskich synagog, pałaców i zamków, kradzieży obrazów, rzeźb, biżuterii, naczyń antycznych, mebli. „Jeszcze w drugiej połowie XX wieku dzieła sztuki i inne zabytki kultury były powszechnie akceptowane jako dodatkowa nagroda przypadająca zwycięzcom konfliktów militarnych” – mówi
W listopadzie 1939 roku władze niemieckie wydały dekrety legalizujące konfiskatę własności obywateli i państwa polskiego. Wprowadziły przepisy, na mocy których ukrywanie dzieł sztuki karane było więzieniem lub zesłaniem do obozu koncentracyjnego. Od jesieni 1939 roku Kai Mühlmann, były austriacki komisarz do spraw sztuki mianowany pełnomocnikiem do spraw zabezpieczenia dzieł sztuki i skarbów kultury w Generalnym
Wycieczka tematyczna po Muzeum w Gołuchowie, 8 marca 2015 r. Nagranie audio w posiadaniu autora.
2
23
Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962…
Gubernatorstwie, oraz jego brat Josef, jak również austriacki historyk sztuki Dagobert Frey, szef muzeów dystryktu warszawskiego dr Alfred Schellenberg czy też dr Siegfried Rühle – dyrektor Kaiser Friedrich Museum in Posen uwijali się jak w ukropie wraz ze współpracownikami i specjalnie do tego celu sformowanymi oddziałami, przetrząsając każdą możliwą skrytkę, dokonując starannej selekcji artefaktów, zwożąc do magazynów skrzynie i rulony z obrazami, rzeźbami, książkami, zbiorami numizmatycznymi, zabytkową bronią i gobelinami. 16 grudnia 1939 roku Heinrich Himmler podpisuje zarządzenia o konfiskacie dóbr kultury na terenach przyłączonych do Rzeszy i w Generalnej Guberni, a już kilka dni później przed opuszczony przez ostatnich ordynatów zamek w Gołuchowie zajeżdża samochód. Wysiada z niego prof. Karl-Heinz Clasen. Mężczyzna ten jest niemieckim historykiem sztuki, który przybywa do Gołuchowa z Poznania z konkretnym zadaniem – ma dokonać inspekcji muzeum i zinwentaryzować znajdujące się w nim zbiory. Zwiedza sale zamkowe, zagląda do pomieszczeń, które na co dzień są niedostępne. Oprowadzany jest przez dwóch pracujących tutaj woźnych i dozorcę Józefa Pawełczyka. Clasen nie potrzebuje dużo czasu, by zorientować się w przejętym przez Niemców majątku. Historyk odnajduje zapakowane i przygotowane do wywiezienia skrzynie, nie ma jednak pojęcia, czy i co zostało z Gołuchowa wyekspediowane przez ks. Marię Ludwikę Czartoryską. Nie pomagają mu w tym zatrudnieni w zamku polscy pracownicy, w związku z czym przygotowany przez niego raport odzwierciedla co prawda stan faktyczny, ale nie mówi nic o ewentualnych ubytkach. O Gołuchowie Niemcy nie zapominają. W pół roku po Clasenie do byłej siedziby Działyńskich przybywa z Generalnego Gubernatorstwa dr Herta von Ramm-Helmsing. Od 27 maja 1940 roku dokonuje ona ponownego przeglądu zbiorów, po czym sporządza kolejny raport potwierdzający dane zawarte w spisie K.-H. Clasena. Także w maju tego roku gołuchowski zamek i muzeum wizytuje 3
24
D. Marek, op. cit., s. 32.
jego nowy właściciel (w imieniu Kaiser Friedrich Museum in Posen) – dr Siegfried Rühle. „W czasie swej pierwszej wizyty w Gołuchowie – pisze Danuta Marek – oglądał eksponaty i był przekonany, że objął je w stanie nienaruszonym. Oprowadzany przez Józefa Pawełczyka, dozorcę muzeum, otrzymał zapewnienie, że zbiory są kompletne”3. Mistyfikacja Marii Ludwiki Czartoryskiej była udana i pozwoliła na opóźnienie wydania zbiorów przewiezionych do Warszawy o kilka miesięcy. Prawda wyszła na jaw już niebawem za sprawą wysłannika Hermanna Göringa – oficera SS, architekta i archeologa dr. Hansa Schleifa. Gdy poznał on prawdę, zażądał wydania zbiorów i przekazania ich swemu zwierzchnikowi. Lipiec 1940 roku. Pierwsze okupacyjne lato już nie w Wielkopolsce, lecz w Kraju Warty (Warthegau), terytorium Polski bezpośrednio wcielonym do III Rzeszy. Gołuchowski zamek jest obiektem stałej kontroli władz niemieckich. Interesują się nim także profesorowie niemieckich uniwersytetów, którzy w rzeczywistości realizują barbarzyński plan grabieży dzieł sztuki znajdujących się na podbitych terenach. 21 lipca zapada decyzja o zamknięciu Muzeum w Gołuchowie, „urzędowym zabezpieczeniu” i przewiezieniu cennego zbioru do Poznania. Dyrektor Rühle zleca firmie Hartwig zapakowanie cennych eksponatów i przetransportowanie ich na tereny Targów Poznańskich, gdzie leżeć będą blisko rok. Taki sposób przechowywania wspaniałej kolekcji nie był dla niej najlepszy, dlatego też Niemcy postanowili przenieść ją do poznańskiej katedry, ale i tam nie poleżała ona zbyt długo z powodu konieczności przeprowadzenia prac konserwatorskich. Wykonano je w 1942 roku na terenie Museum in Posen pod czujnym okiem dr. Rühle, a następnie ponownie zapakowano kolekcję i przewieziono do magazynów znajdujących się w schronach niedaleko Międzyrzecza (Meseritz) i Sulęcina (Zielenzig) – niemieckiego Ostwall albo Festungsfront im Oder-Warthe Bogen. W bunkrach tych znalazły się m.in. wszystkie wazy starożytne, z wyjątkiem naczyń ukrywanych przez Ludwikę
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Czartoryską na Kredytowej 12 w Warszawie. Mimo iż dr Rühle starał się utrzymać integralność kolekcji gołuchowskiej (powoływał się w tym celu na odpowiednie zapisy w statucie Ordynacji Gołuchowskiej), wraz z upływem wojny i okupacji stawał się coraz bardziej bezradny wobec nieograniczonych apetytów kolejnych chciwych grabieżców kultury. Podejrzewa się, iż wiele cennych dzieł sztuki ukradł podwładny Göringa, dr Schleif, a przywłaszczone przez niego eksponaty sprzedawano później w berlińskim antykwariacie jego ojca. O zabytki z kolekcji Działyńskich i Czartoryskich walczyli nie tylko prywatni łowcy skarbów, ale także państwowe muzea, m.in. w Berlinie czy Dreźnie. Jak już wcześniej powiedziano, to właśnie Schleif wpadł na trop wywiezionej w maju 1939 roku części kolekcji gołuchowskiej. Poinformowawszy swoich przełożonych, iż Niemcy przejęli do tej pory tylko fragment zbiorów z Gołuchowa, uruchomił całą procedurę mającą na celu ich przechwycenie. Już w 1940 roku władze okupacyjne wystosowały list do Ludwiki Czartoryskiej z żądaniem wydania ukrywanych przez nią dzieł sztuki. Księżna gra na zwłokę, a list pozostaje początkowo bez odpowiedzi, co świadczy o dużej odwadze opiekunki Ordynacji, ale także silnej pozycji jej rodziny na arenie międzynarodowej. Mijają kolejne miesiące. Trwają nadal przepychanki pomiędzy Poznaniem i Warszawą. Rodzina Czartoryskich żyje w niepewności o przyszłość zbiorów, ale nadal twardo broni swej własności. W czasie gdy pomiędzy urzędnikami niemieckimi wędrowały kolejne pisma z petycjami, wezwaniami i postulatami, o budynku gołuchowskiego zamku zupełnie zapomniano. Przestano zajmować się jego stanem, uznając, iż nie warto troszczyć się o dorobek wrogiego państwa i narodu. Po wywiezieniu dzieł sztuki w 1940 roku w zamku zorganizowano magazyny niemieckiej odzieży wojskowej. Z każdym rokiem sale muzealne są coraz bardziej zdewastowane.
Późną jesienią 1941 r. Schellenberg udał się na Kredytową 12. Zażądał wskazania miejsca ukrycia zbiorów. Groził księżnej przesłuchaniem przez Gestapo. […] Księżna Czartoryska poprosiła o zwłokę, po czym skontaktowała się ze swoim adwokatem. […] Prawdopodobnie wówczas nawiązała kontakt ze Stanisławem Lorentzem, dyrektorem Muzeum Narodowego. Lorentz zasugerował przewiezienie zbiorów do gmachu muzeum i złożenie w depozyt. […] Księżna Czartoryska propozycję zaakceptowała […] Piwnice zostały odmurowane 2 grudnia 1941 roku4.
Przez kolejne dwa i pół roku kolekcja Czartoryskich przechowywana będzie w magazynach warszawskiego muzeum pod czujnym okiem Niemców, ale także prof. Lorentza. 1 sierpnia 1944 roku w Warszawie wybuchło powstanie, które przeszło do historii jako jedno z najtragiczniejszych powstań narodowych. Walcząc z powstańcami, Niemcy dokonywali również grabieży wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. We wspomnieniach mieszkańców, ale także samych żołnierzy niemieckich często można znaleźć relacje o zdejmowaniu ze ścian cennych obrazów, wyrywaniu ich lub wycinaniu z ram, pakowaniu do toreb precjozów, książek, zbiorów numizmatycznych, zabytkowej broni. Zwykli żołnierze oraz wyspecjalizowane komanda przeczesywały ulicę po ulicy, wyłuskując dobra kultury, które później przewożono na Zachód. Pierwszym etapem tej wywózki była Świdnica (niem. Schweidnitz), wielki punkt przeładunkowy, w którym decydowano o dalszej drodze cennych transportów. Zbiory gołuchowskie udało się w większej części (nie licząc „prywatnych” kradzieży dokonywanych przez żołnierzy niemieckich) zatrzymać do momentu wybuchu powstania warszawskiego. Wówczas dopiero rozpoczęło się niszczenie i wymykający spod wszelkiej kontroli tzw. dziki rabunek tego, co w muzeum pozostało. W dniu 9 października 1944 r. większość dzieł z Gołuchowa spakowano i na rozkaz SS-Sturmbanführera Benno von Arenta wywieziono z Warszawy do zamku Fischhorn na terenie Austrii5.
M. Kuhnke, Dworzanin i Dama Jana Mostaerta. Historia dwóch obrazów ze zbiorów Muzeum w Gołuchowie, „Muzealnictwo” 2006, nr 47, s. 196-206. 5 Ibidem, s. 201. 4
25
Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962…
Von Arent i jemu podobni grabieżcy wykorzystywali dogodne położenie austriackich zamków, by gromadzić zawłaszczone dobra w nadziei, iż tysiącletnia Rzesza trwać będzie dłużej niż 12 lat panowania Hitlera. Bardzo szybko mieli się przekonać, jak bardzo mylili się w swych rachubach, co nie przeszkodziło im jeszcze przez wiele lat kontrolować niektóre skrytki, w których przechowywano cenne przedmioty. O tym, iż w Fischhornie znajdują się skarby kultury pochodzenia polskiego, dowiedział się jako pierwszy „obrońca skarbów” Emeryk Hutten-Czapski, po nim zaś porucznik Bohdan T. Urbanowicz – przedwojenny absolwent ASP w Warszawie, a w czasie wojny uczestnik kampanii wrześniowej, potem więzień niemieckich obozów jenieckich. Urbanowicz nie dostał od Amerykanów zgody na wejście do zamku, w związku z tym o swoim odkryciu powiadomił polskie władze. Po powrocie do kraju spotykał się najpierw z ówczesnymi decydentami – Cyrankiewiczem i Bermanem, a 15 sierpnia 1945 roku wziął udział w spotkaniu grona obrońców kultury z ówczesnym wiceszefem Ministerstwa Kultury i Sztuki Leonem Kruczkowskim. Urbanowicz uzyskał dokument podpisany przez Kruczkowskiego upoważniający do „rozpoznania, inwentaryzacji i zabezpieczenia dzieł sztuki wywiezionych na tereny strefy amerykańskiej”. Dzięki temu pismu udało się mu wrócić do Austrii z prawem do przeszukiwania magazynów i skrytek. Przez następne miesiące ekipa Urbanowicza mozolnie przygotowuje kolejne skrzynie do wywozu z Austrii, pokonując piętrzące się kłopoty natury technicznej oraz niechęć nie tylko Niemców i Austriaków. Efekt tej żmudnej pracy jest jednak imponujący. Przez ręce kilkorga współpracowników porucznika przeszły tysiące eksponatów, które trzeba było dokładnie obejrzeć, posortować i odpowiednio zapakować. Wiele z cennych przedmiotów nosiło ślady niewłaściwego przechowywania – po bliższych oględzinach stwierdzano zawilgocenie, obecność robactwa, poważne uszkodzenia.
Bohdan Urbanowicz robi wszystko, by uratować jak największą liczbę cennych zabytków. To, co wróciło do Polski, stanowi jednak tylko część dóbr, które przechowywano w zamku Fischhorn. Inne od czasu do czasu wypływać będą przy okazji najróżniejszych aukcji. Dzisiejsi właściciele tłumaczą się bardzo często, iż weszli w posiadanie tych przedmiotów w dobrej wierze, bez wiedzy o ich prawdziwej proweniencji, co zdecydowanie utrudnia odzyskanie eksponatów. Podsumujmy. Dzięki Urbanowiczowi powróciło z Fischhornu do Polski wiele dzieł ze zbiorów Izabeli i Jana Działyńskich oraz Ordynacji Czartoryskich. Według jego zapisków 24 kwietnia 1946 roku znalazło się w Polsce m.in.: 10 albumów z rycinami, 2 cenne obrazy, 24 flamandzkie gobeliny, część „warszawska” przedmiotów wykopaliskowych, 17 pasów słuckich, a także wiele cennych elementów uzbrojenia i wyposażenia rycerstwa, rzędów końskich, drogocenne tkaniny, meble i wyposażenie wnętrz zamkowych6. Nie oznacza to, iż wróciły one wszystkie do Gołuchowa. O tym jednak powiemy więcej w innym miejscu.
Karol Estreicher, Bohdan Urbanowicz. PAP
Hale Targów Poznańskich, katedra poznańska, bunkry koło Międzyrzecza i Sulęcina, piwnice kamienicy Czartoryskich przy ulicy Kredytowej w Warszawie, magazyny Muzeum Narodowego, wreszcie zamek Fischhorn to miejsca przechowywania kolekcji gołuchowskiej. Wiele z nich to punkty na wielkiej mapie grabieży polskich dóbr kultury. Tylko
6 B.T. Urbanowicz, Dziennik Fischhornu [w:] Walka o dobra kultury. Warszawa 1939-1945, t. 2, księga zbiorowa pod red. S. Lorentza, Warszawa 1970, s. 378-382.
26
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
staranne prześledzenie tej mapy uświadomić może skalę strat, jakie ponieśliśmy w czasie wojny i okupacji. Jan Pruszyński, autor fundamentalnej monografii Dziedzictwo kultury Polski, jego straty i ochrona prawna (2001), oszacuje je na blisko 30 mld obecnych dolarów (tzn. 120 mld zł).
3. Prof. Lorentz jedzie do Leningradu po dobra kultury Wywożąc w 1939 roku z Gołuchowa do Warszawy fragmenty kolekcji gołuchowskiej, Maria Ludwika miała nadzieję uratować wartościowe eksponaty przed zniszczeniem oraz kradzieżą. Jak się okazało później, to właśnie ta część zbiorów uległa w znacznym stopniu rozproszeniu. Nie pomogły ani wysiłki prof. Lorentza w czasie okupacji, ani też tytaniczna praca zespołu Urbanowicza po wojnie, gdyż pazerność okupantów niemieckich, a potem wszelkiego autoramentu łowców skarbów była tak wielka, iż nie cofano się przed niczym. Chęć zysku zwyciężała. W tym miejscu trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie o zjawisku, które towarzyszyło wielu innym problemom „dzikiego kontynentu” w pierwszych miesiącach i latach po zakończeniu działań wojennych. Począwszy od roku 1944 w kradzież (nazywaną wtedy zabezpieczeniem dóbr) zaangażowani byli nie tylko poszczególni ludzie, ale także państwa. Szczególna rola w tym niechlubnym procederze przypada Związkowi Radzieckiemu, który przyznał sobie prawo do przejmowania wszelkiego mienia znajdującego się na „wyzwalanych” terenach. Pierwsza fala grabieży rozpoczęła się 17 września 1939 roku i związana była z planem wynarodowienia naszych wschodnich rubieży. Natomiast w 1945 roku prąca na zachód Armia Czerwona dostała od Stalina przyzwolenie nie tylko na zemstę na ludności niemieckiej, ale także grabież dóbr materialnych. Specjalnie do tego przeszkolone oddziały sowieckie, tzw. trofiejnyje brygady demontowały całe fabryki, wywoziły w głąb ZSRR wyposażenie opusto-
szałych domów i instytucji publicznych. Wyspecjalizowane otriady w ostatnich miesiącach wojny otrzymały rozkaz przetrząsania skrytek m.in. w dolnośląskich zamkach, sztolniach pokopalnianych, jaskiniach górskich w poszukiwaniu cennych dzieł sztuki. W styczniu 1945 roku w kierunku zachodnim ruszyła ostatnia już w czasie II wojny światowej ofensywa sowiecka. Jej celem było zdobycie Berlina. 29 stycznia Rosjanie dotarli do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, gdzie od dwóch lat przechowywano dzieła sztuki z kolekcji gołuchowskiej. Walki trwały zaledwie 3 dni, nie były ani szczególnie intensywne, ani też nie wyrządziły zbyt wiele strat. Od 31 stycznia zaczęło się przetrząsanie bunkrów przez polskich i sowieckich żołnierzy, poszukujących zarówno materiałów o charakterze przemysłowym oraz wojskowym, jak i kulturalnym. Po sprawdzeniu oraz zarekwirowaniu co cenniejszych rzeczy część bunkrów została wysadzona i pozostawiona na pastwę szabrowników. W tym czasie transport z kolekcją Czartoryskich z Gołuchowa jechał już na wschód do wielkiej składnicy, jaką stał się leningradzki Ermitaż. Na szczęście dla nas przedmioty te pozostały w magazynach, a także w pracowniach konserwatorskich w Leningradzie i Moskwie, a nie wzbogaciły muzeów gdzieś na odległych rubieżach sowieckiego imperium. Walkę o ich odzyskanie rozpoczęli pracownicy Muzeum Narodowego w Poznaniu (wówczas Muzeum Wielkopolskiego w Poznaniu). Uwieńczona została ona sukcesem w 1946 roku, kiedy to na polsko-radzieckim przejściu granicznym w Brześciu pojawił się transport wiozący nasze zabytki – malarstwo i grafikę. Przed wojną zbiór grafik obcych artystów zgromadzony w Gołuchowie liczył 1132 prace i należał – zdaniem wybitnego historyka sztuki Mariana Sokołowskiego – do „najwykwintniejszych i dla głębszego artystycznego wykształcenia najbardziej pociągających przedmiotów sztuki”7. Radość kierownika ekspedycji do Brześcia, prof. dr. Gwidona Chmarzyńskiego, była połowiczna, ponieważ uświadomił on sobie, iż
7 M. Sokołowski, Zamek w Gołuchowie, Studya i szkice z dziejów sztuki i cywilizacyi, t. 1, Kraków 1899, s. 237.
27
Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962…
udało się odzyskać tylko część kolekcji. Na pozostałe eksponaty trzeba było jeszcze czekać 10 lat, do września 1956 roku. Niestety okazało się, iż gołuchowskie zabytki tylko w niewielkim stopniu powrócą do swej pierwotnej siedziby, a co za tym idzie, kolekcja Izabeli Działyńskiej zostanie zdekompletowana. Powtórzmy z całą mocą, iż tym, któremu Polacy zawdzięczali sprowadzenie do kraju gołuchowskich skarbów, był prof. Stanisław Lorentz, który m.in. z prof. Kazimierzem Michałowskim doprowadził do „uwolnienia polskich dzieł sztuki z radzieckiej niewoli”. Lorentz wraz z Marią Ludwiką Bernhard (kustoszem Działu Sztuki Starożytnej w Muzeum Narodowym w Warszawie) wyjechał do Moskwy we wrześniu 1956 roku, by dogadać się z Rosjanami w sprawie zwrotu „uratowanych” przez nich zabytków. Jednocześnie to właśnie Lorentz jest odpowiedzialny za rozbicie zbioru starożytności gołuchowskich, przede wszystkim waz antycznych i innych obiektów sztuki egipskiej, gdyż w 1958 roku kierowane przez niego Muzeum Narodowe w Warszawie przejęło zbiory gołuchowskie, a prof. Bernhard uzasadniała tę kontrowersyjną decyzję koniecznością racjonalnego rozmieszczenia „zbiorów muzealnych w Polsce, […] które gwarantowałoby dla tych zbiorów jak najdogodniejsze warunki konserwacji, ekspozycji i opracowania naukowego”8. Oczywiście takie uzasadnienie było bez wątpienia dowodem realizacji partykularnych interesów warszawskich muzealników kosztem Wielkopolski.
4. Wielkopolanie w walce o restytucję dzieł sztuki z Gołuchowa W Archiwum Muzeum Narodowego w Poznaniu znajduje się niewielkich rozmiarów teczka o sygnaturze A1267, w której zgromadzono wycinki prasowe m.in. z jesieni 1956 roku, tzn. z okresu, kiedy do Polski powróciły z ZSRR cenne zbiory z gołuchowskiego muzeum. Materiały te – choć jest ich niewiele –
świadczą dobitnie o determinacji środowisk lokalnych, dla których odzyskanie waz gołuchowskich było nie tylko sprawą honoru, ale przede wszystkim zaspokojeniem aspiracji kulturalnych regionu wcielonego w czasie wojny do III Rzeszy i intensywnie eksploatowanego przez okupanta gospodarczo, społecznie i kulturalnie. Przeżywszy tak wiele krzywd i upokorzeń w czasie wojny, Wielkopolanie przyjmowali z niechęcią powojenne procesy centralizacyjne, gdyż zmierzały one w gruncie rzeczy do całkowitego zmarginalizowania „prowincji” kosztem budowy nowej Warszawy. Oprócz przejęcia części gołuchowskich zbiorów doszło wtedy do zatrzymania w stołecznym Muzeum Narodowym słynnej Galerii Rogalińskiej stworzonej przez rodzinę Raczyńskich oraz próby przeniesienia z Poznania międzynarodowego konkursu wiolinistycznego im. Henryka Wieniawskiego. We wrześniu 1956 roku prof. Lorentz decyzję o pozostawieniu kolekcji gołuchowskiej w Warszawie uzasadniał koniecznością odtworzenia dużych zbiorów centralnych po zniszczeniach i grabieżach wojennych, nieprzygotowaniem zamku Działyńskich do przyjęcia tak cennych zabytków, a także… nieprzygotowaniem kadry wielkopolskich muzealników. Podobne argumenty pojawiły się także w referacie dr. K. Malinowskiego9. Malinowski podkreślał, iż z dydaktycznego punktu widzenia odzyskane zbiory powinny pozostać w Warszawie, gdyż Gołuchów znajduje się na uboczu, poza głównymi centrami kulturalnymi. Jak bardzo musiał zaboleć poznańskich historyków, muzealników i archeologów argument o nieprzygotowaniu kadry, nie trzeba nikogo przekonywać. Wróćmy jednak do początku „afery gołuchowskiej” (to tytuł jednego z listów otwartych opublikowanych w ówczesnej prasie poznańskiej)10. Jak już wcześniej powiedziano, w pierwszych dniach września polska delegacja pod kierunkiem prof. Stanisława Lorentza pojechała do Moskwy, by sfinalizować rozmo-
8 A. Woźniak-Wieczorek, Problematyka restytucji na przykładzie rozproszenia Kolekcji Gołuchowskiej, „Santander Art & Culture Law Review” 2015, nr 1, s. 255. 9 Wygłoszony został 20 września 1956 roku w czasie spotkania poznańskich naukowców z przedstawicielami Ministerstwa Kultury i Sztuki, „Głos Wielkopolski” z 23 IX 1956, nr 228. 10 „Tygodnik Zachodni” z 25 X 1956 r.
28
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
wy dwustronne o restytucji cennych zbiorów sztuki, które Armia Czerwona „zabezpieczyła” w okolicach Międzyrzecza jeszcze w 1945 roku. Wyprawa moskiewska zakończyła się sukcesem, gdyż „zwrócono wówczas 12 518 dzieł sztuki: 798 obrazów, 10 516 rysunków i grafik, 181 rzeźb oraz około tysiąca przedmiotów sztuki zdobniczej, zabranych przez Armię Czerwoną w 1945 r. z okupowanych Niemiec”11, co bez wątpienia trzeba zapisać na konto najsłynniejszego i najważniejszego polskiego muzealnika. Już 12 września 1956 roku poznańska popołudniówka informowała: „Bezcenny zbiór waz gołuchowskich znaleziony na terenie Niemiec przez wojska radzieckie wraca do Poznania”12. Była to wiadomość zbyt optymistyczna. Na pewno zbiory Czartoryskich miały wrócić do Polski, ale niekoniecznie do Gołuchowa. Tydzień później „Gazeta Poznańska”13 już oficjalnie pisała o wątpliwościach związanych z powrotem do Wielkopolski cennej kolekcji waz Jana i Izabeli Działyńskich i o planach, jakie względem niej miała dyrekcja Muzeum Narodowego w Warszawie. Jednocześnie gazeta zapowiadała wystawę części zbiorów gołuchowskich, którą przygotowano w Poznaniu w ramach Międzynarodowego Tygodnia Muzeów, oraz zebranie przedstawicieli Wojewódzkiego Komitetu Frontu Narodowego, w trakcie którego miano dyskutować na temat przyszłości kolekcji Czartoryskich. Autor tekstu podkreślał, iż w opinii powszechnej wazy antyczne i inne części kolekcji z Gołuchowa powinny „wrócić na stałe do Wielkopolski, pomnażając wartości kulturalne naszego regionu i czyniąc z niego ośrodek muzealniczy o znaczeniu światowym. Bezcenny zbiór waz antycznych z Gołuchowa był już dawniej i będzie niewątpliwie nadal przedmiotem badań naukowych archeologów i historyków sztuki różnych krajów”14. Podobne argumenty powtórzyli zebrani na zapowiadanej przez „Gazetę Poznańską”
konferencji, która odbyła się 20 września 1956 roku. Na spotkanie z ministrem kultury i sztuki Karolem Kurylukiem, wiceministrem Lucjanem Motyką oraz prof. Stanisławem Lorentzem przybyli naukowcy, artyści, działacze kultury, muzealnicy oraz funkcjonariusze PZPR. Spotkanie było trudne, gdyż obydwie strony konfliktu twardo obstawały przy swoim zdaniu. „Regionaliści” formułowali odważnie opinie, które jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej, tzn. przed poznańskim Czerwcem ’56, były nie do pomyślenia w debacie publicznej. Protestowano „przeciwko niesłusznej decyzji władz centralnych, ograniczającej możliwości rozwoju życia kulturalnego naszego regionu. Próba zatrzymania w Warszawie waz gołuchowskich – we wszystkich katalogach świata znaczonych jako znajdujących się w Gołuchowie – jest kontynuacją potępionej już polityki centralizacji, której fatalne skutki obecnie naprawiamy […]”15. Warto w tym miejscu powiedzieć, iż po stronie Wielkopolan dążących do odzyskania cennej kolekcji Czartoryskich stanęli ówczesny I sekretarz KW PZPR Jan Izydorczyk oraz jego następca Wincenty Kraśko, późniejszy wicepremier rządu PRL, członek Rady Państwa, prawnik i dziennikarz. W czasach, gdy głos partii rządzącej był w wielu sprawach decydujący, a pozycja I sekretarza KW niepodważalna w terenie, można było mieć nadzieję na powodzenie trudnego przedsięwzięcia. Niestety, już niebawem okazało się, iż Kraśko i jego zwolennicy muszą zetrzeć się z jeszcze silniejszymi przeciwnikami, którzy posiadali większe wpływy w KC PZPR, a którzy twardo stali za utrzymaniem silnej władzy centralnej. Równocześnie z działaniami instytucjonalnymi ruszyła w Wielkopolsce wielka akcja propagandowa mająca na celu wywarcie wpływu na władze polityczne, przede wszystkim na sejm i rząd. Prasa poznańska drukowała listy osób prywatnych oraz przedstawicieli grup czy
D. Matelski, Rola muzeów i muzealników polskich w ratowaniu i restytucji utraconego dziedzictwa kultury w XX-XXI wieku (część II: od 1945 r.), „Rocznik Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu” 2012, nr 3, s. 79. 12 „Ekspres Poznański” z 12 IX 1956, nr 216. 13 „Gazeta Poznańska” z 19 IX 1956, nr 226. 14 Ibidem. 15 „Gazeta Poznańska” z 21 X 1956, nr 228. 11
29
Historia zamku i kolekcji gołuchowskiej w latach 1939-1962…
stowarzyszeń społeczno-kulturalnych. Nietrudno się domyślić, iż wszyscy oni opowiadali się zdecydowanie za powrotem cennych artefaktów do Wielkopolski, co byłoby zadośćuczynieniem nie tylko za straty wojenne, ale także za skutki okresu stalinizmu. W ciekawym liście „Grona historyków sztuki” pt. Afera gołuchowska – opublikowanym na łamach „Tygodnika Zachodniego” z października 1956 roku – czytamy: sprawa zbiorów muzealnych z Gołuchowa jest jaskrawą ilustracją krzywd moralnych i historycznych, jakie samowola jednostki i kacykowska polityka działania wyrządzają ziemi wielkopolskiej. Straty kulturalne, jakie Wielkopolska poniosła na skutek zbrodniczej działalności okupanta są olbrzymie i nie powinny być powiększane przez stosowanie nieprzemyślanej centralistycznej polityki. […] Oczekujemy, że właściwe rozwiązanie „afery” gołuchowskiej stanie się precedensem do położenia kresu dotychczasowej działalności centralistycznej ograbiającej z dzieł sztuki nie tylko Wielkopolskę, ale także Pomorze, Śląsk i Kraków, a winni tej działalności poniosą pełne konsekwencje16.
Narzędziem, po które sięgnięto w walce o odzyskanie zbiorów gołuchowskich, była także satyra prasowa, m.in. autorstwa grafika Henryka Derwicha. Miesiąc po słynnym zebraniu Wielkopolan z prof. Lorentzem i ministrami kultury nastąpił przełom. 28 października 1956 roku ówczesny premier Józef Cyrankiewicz podjął decyzję o zwrocie całej kolekcji gołuchowskiej do Poznania. Wiadomość ta – przekazana przez Cyrankiewicza telefonicznie bezpośrednio sekretarzowi Izydorczykowi – lotem błyskawicy obiegła całą Wielkopolskę, wywołując euforię wśród miłośników sztuki. Zaczęto odliczać dni i tygodnie do rzeczywistego przekazania cennych zabytków. Wierzono w szybkie otwarcie muzeum w Gołuchowie i prezentację wystawy stworzonej z chociażby części kolekcji. Bardzo szybko okazało się, iż decyzja Cyrankiewicza spotkała się z oporem prof. Lorentza i jego zwolenników. Znaleźli oni sojusznika w znanym literacie Leonie Kruczkowskim, „Tygodnik Zachodni” z 28 października 1956 r. A. Woźniak-Wieczorek, op. cit., s. 260.
16 17
30
który był wówczas jedną z najbardziej wpływowych postaci w kręgach komunistycznej władzy, m.in. posłem i prezesem Związku Literatów Polskich, członkiem KC PZPR. Kruczkowski działał z zaskoczenia, a swój wniosek o pozostawienie zbiorów gołuchowskich w Warszawie, skierowany do sejmowej komisji kultury, wprowadził bez poinformowania przedstawicieli Wielkopolski. Próbę zablokowania poselskiej inicjatywy Kruczkowskiego podjęli parlamentarzyści z Zespołu Poselskiego Ziemi Wielkopolskiej, którzy wsparci zostali m.in. przez Komisję Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu oraz Oddział Poznański Związku Literatów Polskich. Ich listy otwarte oraz informacje o tej akcji opublikowały wszystkie poznańskie dzienniki z 13 i 14 listopada 1956 roku. Niewiele dały zarówno działania instytucjonalne, jak i medialne. Nie pomógł ówczesny premier Józef Cyrankiewicz, nie pomógł sejm, nie pomogły kolejne szczeble administracji państwowej. Jeszcze przez kilkanaście miesięcy trwała przepychanka urzędników i polityków w Warszawie i Poznaniu, która zakończyła się w 1958 roku tryumfem warszawskich muzealników. Zwyciężyła centralistyczna koncepcja prof. Lorentza – Muzeum Narodowe w Warszawie pod jego rządami stało się najważniejszym miejscem na mapie muzealnictwa polskiego. Agnieszka Woźniak-Wieczorek podsumowuje ten problem następująco: Okoliczności historyczne i świadome decyzje polityczne odebrały gołuchowskim eksponatom kontekst nadany im przez zamysł kolekcjonerki. […] Gdyby możliwe było scalenie kolekcji gołuchowskiej i umieszczenie zbiorów na stałe w Zamku w Gołuchowie, dzieło życia Izabeli z Czartoryskich Działyńskiej nabrałoby takiej wartości, jakiej nigdy nie będzie miała kolekcja w stanie rozproszenia17.
My zaś powiedzmy, iż nikt, kto związany jest z Wielkopolską i Gołuchowem, nie zadowolił się ani oddaniem w roku 1962 25 waz, ani też kolejnych 31 w latach siedemdziesią-
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
tych ubiegłego wieku. Ekspozycja 56 waz gołuchowskich spośród 259 eksponatów tworzących całość oznacza bowiem utrwalenie stanu rozbicia kolekcji.
5. Od lazaretu do filii Muzeum Narodowego w Poznaniu Goście odwiedzający gołuchowski zamek, oglądający zebrane tam eksponaty zwracają uwagę na to, iż współczesne wyposażenie zdecydowanie różni się od przedwojennego. To właśnie efekt polityki okupantów – najpierw Niemcy wywieźli i ukryli najcenniejsze dzieła sztuki z gołuchowskiego zamku, a potem Rosjanie uczynili z niego bazę dla swych wracających z frontu oddziałów. Ani jedni, ani drudzy nie mieli litości dla cennych eksponatów. Prości radzieccy żołnierze np. traktowali dzieła sztuki jako mienie zdobyczne, z rzadka zdając sobie sprawę z ich prawdziwej wartości. Dowódcy natomiast zezwalali na bezmyślne dewastowanie zamku i innych budynków, bo w ten sposób dokonywał się wielki akt zemsty na germańskich zbrodniarzach i równie znienawidzonej polskiej szlachcie. Znamienną rzeczą było utworzenie w latach 1945-1946 w gołuchowskich wnętrzach szpitala dla chorych wenerycznie żołnierzy frontowych, co można odczytać nie inaczej jak sprofanowanie miejsca związanego z kulturą wysoką18. Co prawda po 1946 roku gołuchowski zamek opuściło wojsko, ale jego stan nadal się pogarszał, czego nie powstrzymało przekazanie obiektu w zarząd Fundacji Zakładów Kórnickich. Nowa władza miała negatywny stosunek wobec dorobku kulturalnego arystokracji i ziemiaństwa polskiego. W zniszczonych i ogołoconych salach muzealnych stworzono magazyny zbożowe. Po 1951 roku, kiedy zamek gołuchowski został przejęty przez Muzeum Narodowe w Poznaniu, zwożono tu i gromadzono umeblowanie dawnych siedzib ziemiańskich. Na szczęście ta fala barbarzyństwa opadła w drugiej połowie lat pięćdziesiątych wraz z odejściem do historii epoki stali-
nowskiej w polityce i socrealizmu w kulturze i sztuce. I choć przez następne kilkadziesiąt lat muzealnictwo cierpiało na chroniczny brak funduszy na remonty oraz proces restytucyjny zagrabionych dzieł sztuki, to udało się uratować wiele obiektów o wielkiej wartości finansowej i kulturalnej. Po dziesięciu latach przygotowań, walki o odzyskanie przynajmniej niektórych utraconych w czasie wojny i okupacji zabytków, po uporządkowaniu zdewastowanych obiektów znajdujących się w otoczeniu zamku, uprzątnięciu terenów parkowych ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu prof. Zdzisław Kępiński mógł zainaugurować w 1962 roku działalność państwowej placówki muzealnej w Gołuchowie – filii poznańskiego muzeum. Zorganizował on ekspozycję stałą oraz udostępnił zwiedzającym część sal zamkowych. Niestety, wygląd gołuchowskiego zamku i jego wnętrz daleki był od tego, co stworzyła Izabela Działyńska i Ordynacja Książąt Czartoryskich. Z powodu braku wielu oryginalnych eksponatów prof. Kępiński zaaranżował sale w stylu orientalnym, co było wybiegiem ówcześnie zrozumiałym, bo wypełniającym luki, ale niezgodnym z duchem kolekcji Działyńskich i intencjami jej twórców. Współczesne wyposażenie gołuchowskiego zamku jest więc kompromisem pomiędzy ambicjami kolejnych dyrektorów, którzy chcieliby przywrócić wnętrzom ich oryginalny wygląd (zgodny z zachowanymi bardzo dokładnymi fotografiami przedwojennego muzeum), a rzeczywistością, na którą składają się: wojenne zniszczenia i grabieże gołuchowskich dzieł sztuki oraz powojenna polityka międzynarodowa i wewnętrzna, także polityka kulturalna. Ludzie związani z Gołuchowem powoli odbudowują pozycję gołuchowskiego zamku i muzeum wśród innych tego typu instytucji działających w naszym kraju. Troszczą się także o rewindykację zaginionych i zrabowanych dzieł sztuki, mając nadzieję, iż z czasem do Gołuchowa wróci jeszcze niejeden rarytas.
R. Kąsinowska, Gołuchów. Rezydencja magnacka w świetle źródeł, wyd. 3, Gołuchów 2011, s. 420.
18
31
Rolnictwo ekologiczne w Wielkopolsce po akcesji Polski do Unii Europejskiej
Laura Bąkowska Kamil Jawgiel
Rolnictwo ekologiczne w Wielkopolsce po akcesji Polski do Unii Europejskiej Rolnictwo ekologiczne to dział rolnictwa konwencjonalnego, który w obecnych czasach zyskuje coraz więcej zwolenników. Dbałość o zdrowie oraz jakość spożywanych produktów jest szczególnie ważna. Rolnictwo ekologiczne traktowane jest jako takie, które w trakcie procesu produkcyjnego zachowuje zrównoważoną produkcję roślinną i zwierzęcą w obrębie gospodarstwa, a ponadto oparte jest na środkach pochodzenia biologicznego i mineralnego nieprzetworzonych technologicznie oraz spełnia wymogi najwyższych standardów produkcyjnych. W tym sposobie gospodarowania odrzucone zostaje stosowanie środków chemii rolnej, weterynaryjnej i spożywczej. Podstawową cechą, jaka wyróżnia rolnictwo ekologiczne, jest ochrona środowiska produkcji rolniczej (gleby, wody, krajobrazu), a także wysoka jakość biologiczna płodów rolnych1. Powszechnie uważa się, że rolnictwo ekologiczne w Polsce ma krótką tradycję. W pewnym stopniu jest to prawda, ponieważ główny jego rozwój przypada na lata osiemdziesiąte XX wieku, jednak pierwsze próby gospodarowania tą metodą pojawiły się już w 1924 roku. Prekursy dotyczące rolnictwa biodynamicznego prowadzone były przez Rudolfa Steinera w podwrocławskich Kobierzycach. Dzięki temu wzrosło zainteresowanie tą metodą produkcji. Pierwsze prace badawcze dotyczące kompostów i próchnicy prowadził natomiast profesor Bronisław Niklewski, a publikowano je w latach 1928-19332. Struktura zasiewu poszczególnymi typami upraw wciąż dynamicznie się zmienia. Spo-
wodowane jest to głównie czynnikami ekonomicznymi, które mobilizują bądź zniechęcają rolników do praktykowania rolnictwa ekologicznego. Największy wpływ na zmiany preferencji rolników ma sytuacja na rynku rolnym i prawidłowości dotyczące finansowania ze struktur unijnych. Poznanie tych prawidłowości pozwala na określenie zależności, jakie mają wpływ na strukturę zasiewów. Dlatego cele podjęte przez autorów to wykazanie zmienności strukturalnej zasiewu w ekologicznym użytkowaniu ziem oraz charakterystyka zmienności przestrzennej i użytkowej rolnictwa ekologicznego w Wielkopolsce po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Wielkopolska obejmuje obszar Pojezierza Wielkopolskiego i Niziny Południowowielkopolskiej. Panują tu umiarkowanie korzystne warunki przyrodnicze pod względem rozwoju rolnictwa3. Problem stanowi pogłębiający się deficyt wody, prowadzący do stepowienia obszaru oraz wzrastające zakwaszenie gleb. Użytki rolne w dobrej kulturze rolnej w Wielkopolsce wynoszą 1779 tys. ha (stan w VI 2013). Środowiskowe uwarunkowania rolnictwa w Wielkopolsce są bardzo złożone, a wpływ na nie ma wiele wysoce zróżnicowanych czynników. Omawiane województwo zlokalizowane jest w dorzeczu środkowej Warty z jej dopływami, wśród których najważniejsze to Prosna, Obra i Noteć. W części południowej zasięgiem obejmuje również zlewnię Baryczy, która jest dopływem Odry4. Gleby w Wielkopolsce to w zdecydowanej większości piaski i gleby słabogliniaste,
W. Łuczak-Bakuła, Rynek żywności ekologicznej, Warszawa 2007. H. Runowski, Ograniczenia i szanse rolnictwa ekologicznego, Warszawa 1996. 3 A. Kołodziejczak, Uwarunkowania przyrodnicze struktury przestrzennej rolnictwa Wielkopolski [w:] Przemiany środowiska geograficznego Polski północno-zachodniej, pod red. A. Kostrzewskiego i J. Czerniawskiej, Poznań 2006, s. 211-218. 4 L. Ryszkowski, S. Bałazy, Krajobraz rolniczy Wielkopolski. Zagrożenia i ochrona, Poznań 1995. 1 2
32
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
we wschodniej części regionu spotkać można gleby organiczne typu czarne ziemie, natomiast w obrębie dolin rzecznych gleby murszowe i torfowe. Całość jest dobrze wyposażona w sieć wodną, której główną oś stanowią dopływy Odry – Warta i Barycz. Na zachodzie i północy liczne są obszary pojezierne. Obszar południowy od krawędzi zasięgu ostatniego zlodowacenia pozbawiony jest jezior5. Umiarkowany klimat sprzyja rozwojowi rolnictwa. Nad Wielkopolską ścierają się masy powietrza znad Oceanu Atlantyckiego z frontami znad wschodniej Europy i Azji, na które wpływ mają zarówno masy arktyczne, jak i śródziemnomorskie. Średnie wartości temperatur dla stycznia to wskazania rzędu -2,8 do -1,5oC, a dla lipca 17,6 do 18,0oC. Wysoce niekorzystnym czynnikiem kształtującym warunki dla rozwoju rolnictwa są bardzo niskie opady w regionie, mieszczące się w przedziale 500-600 mm rocznie. Dodatkową niesprzyjającą okolicznością jest roczny rozkład opadów atmosferycznych i ich bardzo niskie wartości w okresie zimowo-wiosennym. Długość okresu wegetacyjnego w Wielkopolsce oszacować można na około 210-220 dni, z początkiem prac polowych przypadającym na 20-25 marca. Liczba dni z przymrozkami wynosi ok. 100-118. Są to dobre warunki do rozwoju rolnictwa i uprawy roślin6. Opracowanie zostało oparte o lata 2005, 2008 oraz 2012. Od 2004 roku Polska jest członkiem Unii Europejskiej, więc wybór tychże lat podyktowany został wzrostem intensywności rozwoju rolnictwa ekologicznego na skutek akcesji do UE. W roku 2005 rozwój ten był w początkowej fazie, rok 2008 potraktowany został jako okres, w którym nastąpiło zaznajomienie się z gospodarowaniem w wyżej wymieniony sposób, a dzięki temu był to dobry czas dla dokonania pewnych podsumowań, analiz oraz oceny przekształceń. 2012 to ostatni rok, z jakiego autorom udało się pozyskać dane. Należy podkreślić, że analizowane dane dotyczyły miejsca zameldowania właściciela gospodarstwa, a nie jego właściwej lokalizacji. Dane te są ze sobą ści-
śle skorelowane, ale nie zawsze w pełni się pokrywają. Biorąc pod uwagę kryterium wielkości gospodarstw ekologicznych w Polsce, wyróżniono sześć grup: do 5 ha, 5-10 ha, 10-20 ha, 20-50 ha, 50-100 ha oraz powyżej 100 ha. Najwięcej gospodarstw z certyfikatem i w okresie przestawiania mieściło się w grupie od 10 do 20 ha i było ich 1009, natomiast najmniej gospodarstw to grupa powyżej 100 ha (175). Istotną kwestią mającą znaczący wpływ na rozwój rolnictwa ekologicznego są różnego rodzaju wsparcia finansowe dla rolników. Dopłaty do kosztów kontroli w 2004 roku dokonywane były według zasad ustalonych w Rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Pierwszy raport o rolnictwie ekologicznym w Polsce, do jakiego autorzy pracy uzyskali dostęp, sporządzony był dla roku 2005. W tym czasie Wielkopolska posiadała 33 zarejestrowane gospodarstwa z certyfikatem oraz 37 gospodarstw w trakcie przestawiania (bez certyfikatu). Powierzchnia tych gospodarstw wynosiła łącznie ponad 10 760 ha. W ogólnej skali kraju wynik ten określić można jako wartość średnią. Przeważały uprawy warzywno-zbożowe, ich dokładna liczba wyniosła 34. Na kolejnym miejscu znalazły się rośliny z przeznaczeniem na pasze zwierzęce, których łączna wartość wyniosła 26. W dziesięciu powiatach nie stosowano ekologicznej uprawy ziem bądź wartości były śladowe. Jednostki bez oznaczeń to powiaty: gostyński, jarociński, kościański, kępiński, leszczyński, ostrzeszowski, rawicki i słupecki oraz miasta Kalisz i Leszno. W powiecie międzychodzkim wysokość upraw była najwyższa. Poza nim największą powierzchnię zasiewu ekologicznego z 2005 roku odnotowano w powiatach pilskim, czarnkowsko-trzcianeckim, poznańskim, kolskim, krotoszyńskim i w mieście Poznań. Liczba gospodarstw ekologicznych w roku 2008 w Polsce wzrosła do 14 896, a ich łączna powierzchnia zajmowała 314 921,2 ha. W całym województwie wielkopolskim liczba gospodarstw z certyfikatem wyniosła 239, a ich powierzchnia była równa 9850 ha. W okresie
R. Bednarek, Z. Prusinkiewicz, Geografia gleb, wyd. nowe, Warszawa 1997. J. Bański, Geografia rolnictwa Polski, Warszawa 2007.
5 6
33
Rolnictwo ekologiczne w Wielkopolsce po akcesji Polski do Unii Europejskiej
przestawiania było 277 gospodarstw o łącznej powierzchni 10 566 ha. Udział producentów ekologicznych w Wielkopolsce stanowił 3,46% w stosunku do producentów ekologicznych w Polsce. Biorąc pod uwagę kryterium wielkości gospodarstw ekologicznych, w Wielkopolsce w 2008 roku zdecydowaną większość stanowiły gospodarstwa do 5 ha – 26,8%, a następnie gospodarstwa 20-50 ha (18,9%), 10-20 ha (16,8%), 5-10 ha (15,3%), 50-100 ha (14,1%). Najmniejszą wartość wykazały te o powierzchni ponad 100 ha – 8,1%. Podobnie jak w latach ubiegłych znaczną przewagę stanowiły uprawy ekologiczne w północnej części województwa, zwłaszcza w powiatach: złotowskim, pilskim, czarnkowsko-trzcianeckim, chodzieskim, gnieźnieńskim, poznańskim oraz w mieście Poznań. Im dalej na południe, tym tendencja w uprawie ekologicznej jest coraz mniejsza. W dziesięciu powiatach nie zaznaczono żadnej uprawy i były to: gostyński, jarociński, koniński, leszczyński, ostrzeszowski, rawicki, wrzesiński oraz miasta Kalisz, Konin i Leszno. Powiatem z najwyższą liczbą upraw jest powiat poznański. Interpretując udział poszczególnych upraw w województwie, najwyższe wartości odnotowano dla kategorii warzyw i zbóż oraz owoców. W przeciągu 4 lat (2008-2012) liczba gospodarstw ekologicznych w Polsce niemal podwoiła swoją wartość i w 2012 roku wyniosła 26 376. Łączna powierzchnia tych gospodarstw stanowiła 661 687,3 ha. W Wielkopolsce liczba producentów ekologicznych wzrosła do 1032. Zanotowano także znaczny przyrost wielkości powierzchni zajmowanej przez gospodarstwa, do 41 478,58 ha. Wśród struktury wielkości gospodarstw ekologicznych w Wielkopolsce największy udział zanotowano w przedziale powierzchniowym 20-50 ha (23,9%), następnie 10-20 ha (21,4%) oraz kolejno w przedziałach 50-100 ha (18,9%), 5-10 ha (16,5%), powyżej 100 ha (10,5%). Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że najmniejszy udział w strukturze mają gospodarstwa z najniższego przedziału do 5 ha, odnotowując wartość zaledwie 8,8%. W tym przypadku podział na strefę północną i południową nie jest już tak wyraźny. Nadal największą popularnością rolnictwo ekologiczne cieszy się w powiatach północnych, lecz 34
także w położonym na południowym zachodzie powiecie ostrowskim. W dalszym ciągu uprawy warzywno-zbożowe są bardzo liczne, jednak ustępują one miejsca klasyfikacji upraw z przeznaczeniem dla zwierząt. W latach tych w dziewięciu powiatach nie wzrosło zainteresowanie uprawą ekologiczną. Były to powiaty: jarociński, kościański, kępiński, leszczyński, obornicki, pleszewski, słupecki, szamotulski oraz wolsztyński. Analizując aspekt ten całościowo, pomiędzy 2005 a 2012 w niemal wszystkich powiatach wzrosło pokrycie powierzchniowe wykorzystywane przez rolnictwo ekologiczne (ryc.). W trzech: międzychodzkim, kolskim oraz krotoszyńskim wielkość upraw zmniejszyła się; powiaty te oznaczono na mapie kolorami czerwonymi. Poza wymienionymi jednostkami w całym województwie panowała tendencja wzrostowa. Najpopularniejszy jest przyrost rzędu 1 do 250 ha. Na podstawie analizy mapy wyróżnić należy trzy powiaty, w których przyrost osiągnął maksymalne wartości z przedziału powyżej 1000 ha. Były to obszary powiatów ostrowskiego, poznańskiego oraz miasta Poznań. Pozytywy płynące z ekologicznej uprawy ziem są niezaprzeczalne i niepodważalne. Niestosowanie nawozów chemicznych, oprysków i dodatków uzdatniających glebę korzystnie wpływają na środowisko przyrodnicze. Nieustanny rozwój rolnictwa konwencjonalnego i prognozowana jeszcze większa jego ekspansja w olbrzymi sposób wpłynie na stan globalnej fauny i flory. Mając na uwadze te informacje, powinno się dążyć do szukania rozwiązań, które przystopują, a może nawet powstrzymają taki rozwój wypadków. Pamiętać należy, że każda zmiana ma swój początek w najmniejszej jednostce. Zaczyna się od pojedynczego gospodarstwa, następnie mówi się o wsiach, gminach, powiatach, a w konsekwencji całym kraju, który dba o środowisko i troszczy się o jego funkcjonowanie. Odpowiednia stymulacja i poprawne stosowanie narzędzi finansowych powinno przynieść pożądany efekt ciągłego wzrostu zasiewu ekologicznego oraz wyższej różnorodności upraw. Przeprowadzone badania i uzyskane na ich podstawie wyniki wskazują na kontynuację tego trendu w przyszłych latach.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Powyższa analiza dostarczyła informacji na temat stanu rolnictwa ekologicznego w wielkopolskich powiatach, jak i w całym województwie. Z danych wywnioskować można, że rolnictwo ekologiczne z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością i zyskuje nowych zwolenników. Stwierdzenia takiego można dokonać, obserwując wzrastające ilości powierzchni zajmowanej przez ten rodzaj upraw. Cieszy także rosnąca różnorodność zasiewu w
poszczególnych powiatach. Innym istotnym faktem jest to, że zmniejsza się liczba powiatów, w których uprawy nie występują lub ich wartości są bardzo niskie. Przyszłość województwa wielkopolskiego, a także polskiego rolnictwa ekologicznego może być rozpatrywana w pozytywnych kategoriach. Powierzchnia upraw ciągle wzrasta i taki trend powinien utrzymać się przez długie lata.
35
WIELKOPOLANIE Sylwia Bródka
Wspomnienie o prof. UAM dr hab. Danieli Sołowiej (1948-2000) Działalność naukowo-dydaktyczna Danieli Sołowiej związana była przede wszystkim z poznańskim ośrodkiem geografii fizycznej. Szeroka wiedza, różnorodność problematyki badawczej, a także umiejętność pracy zespołowej i otwartość na dyskusję naukową zdecydowały o wysokiej ocenie Jej dorobku publikacyjnego oraz uznanej pozycji w środowisku polskich ekologów krajobrazu. Z kolei aplikacyjny charakter wielu prac oraz częste odniesienia przestrzenne do obszaru Wielkopolski wpłynęły na bardzo dobrą współpracę z otoczeniem społeczno-gospodarczym. Daniela Sołowiej urodziła się 1 października 1948 roku w Świebodzinie, gdzie ukończyła szkołę podstawową i średnią. W 1966 roku rozpoczęła studia geograficzne na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1971 roku uzyskała stopień magistra geografii i rozpoczęła pracę zawodową jako asystent stażysta w Instytucie Geografii Fizycznej UAM w Zakładzie Geografii Fizycznej Kompleksowej. Stopień doktora nauk geograficznych otrzymała w 1980 roku, broniąc pracę pt. Krajobrazy litogeochemiczne Kotliny Odolanowskiej, której promotorem był prof. dr hab. Tadeusz Bartkowski. W 1992 roku opublikowała rozprawę habilitacyjną pt. Weryfikacja ocen integralnych atrakcyjności środowiska przyrodniczego człowieka w wybranych systemach rekreacyjnych, a rok później uzyskała stopień naukowy doktora habilitowanego. Trzy lata później została zatrudniona na stanowisku profesora nadzwyczajnego UAM, a od 1999 roku 36
kierowała Zakładem Przyrodniczych Podstaw Planowania Przestrzennego i Turystyki w Instytucie Geografii Fizycznej i Kształtowania Środowiska Przyrodniczego UAM. Bibliografia Danieli Sołowiej obejmuje 108 pozycji naukowych. Większość z nich stanowią opracowania samodzielne (61 pozycji), przede wszystkim artykuły (33 pozycje, w tym 20 samodzielnych), publikacje zwarte (12 pozycji, w tym 4 samodzielne) oraz podręczniki (3 pozycje, w tym jedna we współautorstwie). W twórczości naukowej Danieli Sołowiej wyróżnić można kilka kierunków badawczych, wśród których na omówienie zasługują zagadnienia dotyczące teoretycznych i metodycznych podstaw podziałów i klasyfikacji krajobrazu (prace z lat 1975-1987). Tematyka tych prac obejmuje między innymi zasady i metody wyznaczania jednostek typologicznych krajobrazu oraz charakterystykę ich zmienności przestrzennej w różnych warunkach fizycznogeograficznych. Wykorzystanie jednostek krajobrazowych jako pól oceny w badaniach geochemicznych omawia kilka prac z lat 1976-1979. Podsumowaniem tych rozważań jest wydana w 1982 roku monografia naukowa pt. Krajobrazy litogeochemiczne Kotliny Odolanowskiej. Praca koncentruje się na problemie podziału fragmentu Niziny Południowowielkopolskiej na geokompleksy częściowe, przebadaniu struktury przestrzennej tych jednostek oraz określeniu ich roli w obiegu wody oraz migracji wybranych pierwiastków i związków chemicznych.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Liczba opublikowanych prac w poszczególnych okresach kariery naukowej Ważniejsze etapy w karierze naukowej Liczba publikacji naukowych
do doktoratu (1971-1980)
od doktoratu do habilitacji (1981-1993)
po habilitacji (1994-2000)
łącznie (1971-2000)
Monografie naukowe
-
3
9
12
Artykuły naukowe
8
16
9
33
Podręczniki i skrypty akademickie
–
2
1
3
Pozostałe publikacje naukowe
13
16
21
50
Ogółem
21
37
40
108
Źródło: opracowanie własne na podstawie S. Bródka, A. Macias, A. Zajadacz, Działalność naukowo-dydaktyczna prof. UAM dr hab. Danieli Sołowiej (w piątą rocznicę śmierci), „Badania Fizjograficzne nad Polską Zachodnią. Seria A” 2005, t. 56, s. 15-36.
Ważnym aspektem działalności naukowej Danieli Sołowiej były rozważania nad praktycznym znaczeniem analiz krajobrazowych1. Są to przede wszystkim prace z zakresu teorii i metodyki planowania przestrzennego, roli ocen środowiskowych w programowaniu działalności człowieka oraz diagnozowania konfliktów człowiek-środowisko (publikacje z lat 1984-1986 oraz 1996-1999). Na tym tle wyróżnia się wydana w 1987 roku i wznowiona w 1992 roku monografia pt. Podstawy metodyki oceny środowiska przyrodniczego człowieka, będąca obszernym studium teorii oceny środowiska oraz jej zastosowania w określaniu przyrodniczych predyspozycji rozwoju działalności człowieka. Opracowanie wzbogacone jest o przykłady ocen sporządzanych dla wybranych obszarów testowych położonych w aglomeracji poznańskiej oraz w Wielkopolsce. Monografia zawiera uwagi na temat zależności pomiędzy wielkością i typem pola oceny a kryteriami i skalą przestrzenną opracowania oraz wynikającymi z tego stratami informacji fizycznogeograficznej. Do równie ważnych za-
gadnień należy zaliczyć dobór odpowiednich metod i technik oceny, zasady konstruowania map przyrodniczych uwarunkowań rozwoju różnych funkcji gospodarczych (rolnictwa, rekreacji, osadnictwa), a także ustalanie zakresu merytorycznego tworzonych do nich legend. Drugim nie mniej ważnym opracowaniem o charakterze wdrożeniowym jest opublikowana w 1999 roku monografia naukowa pt. Podstawy ekorozwoju „Zielonej Wstęgi Odra-Nysa”, której Daniela Sołowiej była głównym autorem oraz redaktorem. Opracowanie jest obszerną analizą krajobrazowo-ekologiczną obszaru pogranicza polsko-niemieckiego, której podstawowym celem stało się zharmonizowanie rozwoju tych terenów poprzez wypracowanie spójnej koncepcji ochrony przyrody oraz proekologicznych kierunków rozwoju gospodarczego. Ogromnym walorem publikacji było wdrożenie założeń syntez krajobrazowych do zarządzania przestrzenią na poziomie regionalnym, w tym szczególnie sformułowanie zasad i etapów waloryzacji ekologicznej oraz opracowanie na tej podstawie modelu sieci ekolo-
Zob.: S. Bródka, Poznańska szkoła geografii fizycznej stosowanej [w:] Dzieje nauk geograficznych i geologicznych na Uniwersytecie w Poznaniu, t. 1: Historia, red. M. Marciniak [et al.], Poznań 2012, s. 161-167; eadem, Daniela Sołowiej (1948-2000). Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych [w:] Dzieje nauk geograficznych i geologicznych na Uniwersytecie w Poznaniu, t. 2: Biografie, red. M. Marciniak, Poznań 2012, s. 205-210. 1
37
Wspomnienie o prof. UAM dr hab. Danieli Sołowiej (1948-2000)
gicznej. Cennym uzupełnienie tej monografii jest zestaw map tematycznych wykonanych w skali 1 : 100 000. Osobną grupę tworzą prace o charakterze projektowym oraz ekspertyzy wykonywane na zlecenie instytucji i podmiotów zewnętrznych takich jak: Towarzystwo Urbanistów Polskich, regionalne biura planowania przestrzennego, pracownie urbanistyczne i projektowe. Najczęściej są to prace z zakresu prognozowania wpływu dokumentów strategicznych i przedsięwzięć na środowisko, a także koncepcje i studia związane z ochroną przyrody lub krajobrazu. Do najciekawszych opracowań w tej grupie związanych z obszarem Wielkopolski należą: • propozycja oceny rzeczywistych możliwości wykorzystania środowiska przyrodniczego dla potrzeb planowania miejscowego na przykładzie wybranych gmin aglomeracji poznańskiej (1980, 1985), • studium wzajemnych wpływów człowiek-środowisko oraz prognoza zmian antropogenicznych w systemie przyrodniczym Puszcza Zielonka – tereny zurbanizowane – Dolina Warty (1989, 1991), • koncepcja kształtowania i ochrony środowiska przyrodniczego terenów wiejskich poprzez projektowanie zieleni na przykładzie Agroekologicznego Parku Krajobrazowego im. Dezyderego Chłapowskiego (1990, 1992), • ocena terenów rekultywowanych leżących w strefie podmiejskiej Konina dla potrzeb wybranych form rekreacji (1990). W latach 80. i 90. XX wieku w dorobku naukowym Danieli Sołowiej dominują badania nawiązujące do geografii turyzmu oraz geoekologii rekreacji2. Początkowo są to opracowania dotyczące ocen atrakcyjności i przydatności środowiska przyrodniczego dla wybranych form turystyki i wypoczynku czy też identyfikowania przyrodniczych barier rozwoju funkcji rekreacyjnej. W pracach z tego okresu podkreślana jest również konieczność uwzględnienia degradacji środowiska przyrodniczego jako elementu weryfikującego naturalny poten-
cjał rekreacyjny (1979-1981). W latach późniejszych w wielu publikacjach widoczna jest humanizacja nastawienia badawczego oraz podkreślanie roli indywidualnych potrzeb i zachowań osób wypoczywających w postrzeganiu i ocenie przestrzeni rekreacyjnej, a także w planowaniu zagospodarowania turystycznego. Świadczą o tym liczne opracowania na temat typologii zajęć rekreacyjnych w cyklach urlopowych, migracji turystycznych (19861988) oraz ich znaczenia w projektowaniu infrastruktury turystycznej (1996). Doskonałym przykładem jest seria artykułów dotyczących metod symulacji zagospodarowania turystycznego obszarów chronionych z uwzględnieniem naturalnej chłonności rekreacyjnej oraz kierunków rozpraszania się rekreantów. Zwieńczeniem dokonań naukowych Danieli Sołowiej na tym gruncie stała się opublikowana w 1992 roku monografia pt. Weryfikacja ocen integralnych atrakcyjności środowiska przyrodniczego człowieka w wybranych systemach rekreacyjnych, w której wiele uwagi poświęcono dyskusji nad znaczeniem oceny integralnej w wartościowaniu środowiska przyrodniczego dla potrzeb rekreacji. Autorka uznaje, że głównymi składowymi procesu oceny integralnej są oceny cząstkowe, które funkcjonują niezależnie od siebie, a których konfrontacja stanowi moment przejścia do oceny kompleksowej o najwyższym stopniu integracji. Koniec lat 90. XX wieku zdominowany jest przez badania nad delimitacją systemów rekreacyjnych Wielkopolski na tle ich wykorzystania gospodarczego, które realizowane były w ramach projektu badawczego dotyczącego problematyki wykorzystania czasu wolnego przez mieszkańców regionu. Daniela Sołowiej brała czynny udział w licznych konferencjach i sympozjach naukowych, zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Znajdowała również czas na działalność w towarzystwach naukowych. Współpracowała z administracją państwową i samorządową. Szczególnie ceniła sobie członkostwo w Towarzystwie Urbanistów Polskich (TUP). Intensywnie działała również w Polskiej Asocjacji
2 Zob. S. Bródka, I. Markuszewska, 45 lat geografii fizycznej kompleksowej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Poznań 2008.
38
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Ekologii Krajobrazu, będąc jednym z jej założycieli, a następnie przez wiele lat pracując w Zarządzie tej organizacji. Działalność dydaktyczna Danieli Sołowiej była ściśle powiązana z jej pracą naukową. Jako niezwykle uzdolniony dydaktyk stała się wychowawcą znaczącej grupy młodzieży akademickiej oraz młodej kadry naukowej. Pod jej opieką otwartych zostało kilka przewodów doktorskich oraz wypromowanych ponad 70 prac magisterskich. Ważnym elementem działalności dydaktyczno-wychowawczej było zaangażowanie Danieli Sołowiej w prace Studenckiego Koła Naukowego Geografów, gdzie przez wiele lat sprawowała opiekę nad sekcją Geografii Fizycznej Kompleksowej. Należy również wspomnieć o współuczestnictwie Danieli Sołowiej w tworzeniu programu nauczania dla pięcioletnich studiów magisterskich dla kierunku turystyka i rekreacja, który powstał na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych UAM w Poznaniu. Przejawem zaangażowania w propagowanie wiedzy geograficznej było opracowanie propozycji licznych ścieżek dydaktycznych. Na uwagę zasługują przygotowane we współautorstwie przewodniki po ścieżkach dydaktycznych Wolińskiego Parku Narodowego (1993). Daniela Sołowiej była
także współautorką i sprawowała merytoryczną opiekę nad opracowaniem Ilustrowanej geografii Polski (1998).
Daniela Sołowiej zmarła 25 kwietnia 2000 roku. Pochowana została w rodzinnym Świebodzinie. Szeroka wiedza, odpowiedzialność i pracowitość, a także Jej ogromna kultura osobista, wrażliwość i pogoda ducha zdecydowały o tym, że pozostała w życzliwej pamięci swoich współpracowników, studentów i przyjaciół.
Literatura S. Bródka, Daniela Sołowiej (1948-2000). Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych [w:] Dzieje nauk geograficznych i geologicznych na Uniwersytecie w Poznaniu, t. 2: Biografie, red. M. Marciniak, Poznań 2012, s. 205-210. S. Bródka, Poznańska szkoła geografii fizycznej stosowanej [w:] Dzieje nauk geograficznych i geologicznych na Uniwersytecie w Poznaniu, t. 1: Historia, red. M. Marciniak [et al.], Poznań 2012, s. 161-167. S. Bródka, A. Macias, A. Zajadacz, Działalność naukowo-dydaktyczna prof. UAM dr hab. Danieli Sołowiej (w piątą rocznicę śmierci), „Badania Fizjograficzne nad Polską Zachodnią. Seria A” 2005, t. 56, s. 15-36. S. Bródka, I. Markuszewska, 45 lat geografii fizycznej kompleksowej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Poznań 2008. T. Kaczmarek [et al.], Ilustrowana geografia Polski, Poznań 1998 [wśród autorów D. Sołowiej]. Podstawy ekorozwoju „Zielonej Wstęgi Odra-Nysa”, praca zbiorowa pod red. D. Sołowiej i J. Błoszyka, Poznań 1999. D. Sołowiej, Krajobrazy litogeochemiczne Kotliny Odolanowskiej, Poznań 1982 (Geografia – Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, nr 30). D. Sołowiej, Weryfikacja ocen integralnych atrakcyjności środowiska przyrodniczego człowieka w wybranych systemach rekreacyjnych, Poznań 1992 (Geografia – Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, nr 53). 39
Prof. zw. dr hab. Jerzy Bogucki
Izabela Wyszowska Aleksandra Machnik
Prof. zw. dr hab. Jerzy Bogucki
Jerzy Bogucki urodził się 2 października 1935 roku w Środzie Wielkopolskiej. W 1952 roku ukończył I Liceum Ogólnokształcące im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, a następnie podjął studia na Wydziale Leśnym w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu (19521957), które ukończył z wyróżnieniem, uzyskując tytuł magistra inżyniera leśnictwa (specjalność ochrona lasu). Od razu po ukończeniu studiów zaczął pracę na stanowisku asystenta w Zakładzie Biologii i Antropologii w ówczesnej Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego (obecna Akademia Wychowania Fizycznego) w Poznaniu. Szerokie zainteresowania naukowe zaowocowały obronioną w 1962 roku pracą doktorską Pomiary przewodnictwa elektrycznego powietrza w Poznaniu w 1961 roku z uwzględnieniem wpływu czynników meteorologicznych i uzyskaniem stopnia doktora nauk leśnych na Wydziale Leśnym Wyższej Szkoły 40
Rolniczej w Poznaniu. Kolejnym znaczącym osiągnięciem naukowym była przedstawiona w 1968 roku rozprawa habilitacyjna Nowa typologia pogody dla analizy biometeorologicznych podstaw rytmów biologicznych, co poskutkowało uzyskaniem stopnia docenta nauk przyrodniczych w Instytucie Biologii Stosowanej Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu. Zawodowo cały czas związany był z AWF, gdzie najpierw zorganizował – zgodnie ze swoimi zainteresowaniami naukowymi – Pracownię Biometeorologii Sportu. Włączał się też w prace na rzecz środowiska nauczycielskiego, pełniąc m.in. funkcję przewodniczącego Rady Zakładowej Związku Nauczycielstwa Polskiego (lata 60.). W kolejnych latach kierował Zakładem Biologii (1968-1970) oraz Zakładem Teorii i Metodyki Turystyki i Obozownictwa (19701974). Jednocześnie w latach 1972-1974 pełnił funkcję wicedyrektora Instytutu Wychowania Fizycznego i Sportu. To doświadczenie pozwoliło mu zrealizować kiełkujący od pewnego czasu pomysł na utworzenie nowego wydziału. W 1974 roku powstał z jego inicjatywy pierwszy w Polsce Wydział Turystyki i Rekreacji, a Profesor objął na nim stanowisko dziekana, później prodziekana (1987-1990). Od samego początku pracy na wydziale kierował również Instytutem Środowiskowych Podstaw Turystyki i Rekreacji (1975-1980). Następnie utworzył Zakład Ekologii Człowieka (1984), który po reorganizacji struktur uczelni w 1991 roku został pod jego kierownictwem przekształcony w Katedrę Ekologii Człowieka. Kolejny tytuł naukowy – profesora nauk przyrodniczych w zakresie ekologii, uzyskał w roku 1979. W tym samym roku otrzymał stanowisko profesora nadzwyczajnego na poznańskiej AWF, a w 1991 – stanowisko profesora zwyczajnego. Profesor Jerzy Bogucki swą aktywność organizacyjną i naukową rozwijał także poza
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
uczelnią, był członkiem wielu gremiów naukowych, komitetów i komisji. Warto wspomnieć chociażby o pracy na rzecz Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej ds. Kadr Naukowych (19831987), Resortowej Komisji Nauki Głównej Komisji Kultury Fizycznej i Turystyki, Sekcji Uczelni Wychowania Fizycznego, Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego (od 1992). Ponadto udzielał się też w Radzie Naukowej Instytutu Turystyki w Warszawie (1974-1986), Radzie Naukowej Koszalińskiego Ośrodka Naukowo-Badawczego (1979-1989) oraz w komitetach PAN: Człowiek i Środowisko (1978-1981) i Nauk o Kulturze Fizycznej (1978-1993). Przewodniczył Komisji Podstaw Kultury Fizycznej PTPN (1981-1986) oraz Komisji Podstawowych Problemów Kultury Fizycznej Oddziału Poznańskiego PAN (1981-1986). Zaangażował się ponadto w odbudowę Kopca Wolności nad Jeziorem Maltańskim w kontekście tradycji patriotycznej, a także z myślą o wypoczynku i rekreacji mieszkańców miasta Poznania. Kilkakrotnie wybierany był także na prezesa Zarządu Wojewódzkiego PTTK (1975-1985). Z jego inicjatywy powstał Komitet Wydawniczy Kwartalnika Turystyczno-Krajoznawczego „Wielkopolska”, którego był redaktorem w latach 1983-1990. Zainteresowania naukowe Profesora ewoluowały od leśnictwa poprzez biometeorologię, w tym biometeorologię sportu, po zagadnienia ekologiczne, zwłaszcza ekologii człowieka w zakresie możliwości wykorzystania środowiska przyrodniczego dla kultury fizycznej i turystyki. Szczególnie bliski był mu temat łączący wszystkie te aspekty, mianowicie turystyczno-rekreacyjne użytkowanie lasów. Zorganizował kilka ogólnopolskich sympozjów z zakresu biometeorologii sportu, a w latach 1980-1990 koordynował badania w skali krajowej dotyczące ekologicznych i społeczno-ekonomicznych wyznaczników uczestnictwa w turystycznych formach rekreacji. Jako autor lub współautor wydał ponad sto publikacji, w tym kilka książek i podręczników akademickich. Profesor Jerzy Bogucki w czasie swego twórczego i pracowitego życia wypromował również 15 doktorów i kilkuset magistrów. Za osiągnięcia naukowe oraz dydaktyczne w latach 1979, 1983, 1986 i 1989 wyróżniono
go nagrodą zespołową GKKFiT. W 1989 roku za całokształt pracy zawodowej otrzymał Indywidualną Nagrodę I Stopnia Przewodniczącego Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej. Natomiast działalność zawodowa i społeczna prof. Boguckiego jako pierwszego dziekana Wydziału Turystyki i Rekreacji została doceniona i uhonorowana najwyższymi odznaczeniami państwowymi: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w 1980 roku, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski w 1989 roku, Zasłużony Nauczyciel PRL w 1987 roku oraz szeregiem nagród i wyróżnień resortowych: Złotą Odznaką „Zasłużony Działacz Turystyki” w 1976 roku, Złotą Honorową Odznaką PTTK w 1980 roku oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej w 1983 roku. Profesor cenił czynny wypoczynek, uprawiał turystykę wodną, motorową i narciarstwo. Lubił spędzać wolne chwile na łonie natury, w szczególności na swej rekreacyjnej działce, a także w lesie. Przede wszystkim jednak Profesor był niezwykle oddany swemu dziełu – Wydziałowi Turystyki i Rekreacji, a także jego pracownikom oraz studentom. Życzliwy, uśmiechnięty, potrafił zmobilizować do pracy i zainspirować nawet tych najbardziej opornych i zagubionych. Zawsze był gotów wysłuchać oraz służyć radą i pomocą. Otwarty na współpracę i realizację pomysłów, angażował się w wiele inicjatyw. Cieszył się autorytetem i pozostał we wdzięcznej pamięci pracowników i absolwentów. Jednym z przejawów tych uczuć, wynikającym z potrzeby uhonorowania wybitnego założyciela wydziału było odsłonięcie tablicy pamiątkowej w ówczesnej siedzibie Wydziału Turystyki i Rekreacji przy ul. Rybaki 19 podczas okolicznościowej konferencji w dniu 5 kwietnia 2002 roku – 5 lat po śmierci Pana Profesora. Obecnie, od 2012 roku, tablica umieszczona jest na ścianie przy jednej z sal wykładowych w Nowym Budynku Dydaktycznym Wydziału Turystyki i Rekreacji przy ul. Królowej Jadwigi 27/39. Profesor Jerzy Bogucki zmarł po długiej chorobie 2 kwietnia 1997 roku, pochowany został 5 kwietnia na cmentarzu junikowskim w Poznaniu. Jego odejście było niepowetowaną stratą dla wydziału i jego pracowników. 41
SPACERY PO POZNANIU Izabela Wyszowska
Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu (jubileuszowa trasa biograficzna) „Miejsca i budynki to martwe, architektów tylko zajmujące przedmioty, którym dopiero ludzie, co w nich przebywali, nadają znaczenia i wartości”. M. Motty, Przechadzki po mieście
Marceli Motty w gronie rodzinnym z żoną Walerią, trzema synami i trzema córkami oraz zięciem Rajmundem Radzimińskim. Archiwum rodziny Mottych
Marceli Motty (1818-1898), syn Francuza Jana Baptysty, filolog, nauczyciel, felietonista, działacz społeczny, całe swe długie, pracowite życie spędził w rodzinnym mieście Poznaniu. Czuł się z nim emocjonalnie związany. Tu założył rodzinę z Walerią z Bukowieckich, doczekał się z nią sześciorga dzieci. Zmieniał miejsca zamieszkania, pracował w kilku szkołach, działał w organizacjach społecznych, odwiedzał grono swych przyjaciół i znajomych, wreszcie – co stało się jego szczególną zasługą – niezwykle barwnie pisał o ulicach, domach, mieszkańcach i problemach stolicy Wielkopolski swoich czasów (Listy Wojtusia z Za-
wad, Przechadzki po mieście)1. To sprawiło, że miejsc związanych z nim bezpośrednio lub pośrednio na obszarze miasta wskazać można wiele. Godne są wyeksponowania i przypomnienia w świetle dawnym i współczesnym poprzez zachowane źródła ikonograficzne i przez pryzmat wspomnień samego bohatera trasy tematycznej, określanego zaszczytnym mianem piewcy Poznania XIX wieku. Już 10 lat temu z okazji 190. rocznicy urodzin Marcelego Mottego przypadającej 5 czerwca 2008 roku i 110. rocznicy śmierci (17 stycznia 2008 roku) przygotowana została, w siedzibie Koła Przewodników PTTK im. M. Mottego, wystawa ukazująca miejsca w Poznaniu mające związek z osobą Patrona, jego rodziną oraz kręgiem przyjaciół i współpracowników. Porównawczo zestawiono wówczas na ekspozycji widoki dawnego miasta na zachowanych widokówkach czy rycinach ze współcześnie wykonanymi fotografiami tych samych ulic, placów, budynków. Dała ona możliwość przyjrzenia się bliżej, co jeszcze zachowało się w panoramie miasta z epoki Mottego, a co uległo bezpowrotnym zmianom. Nasuwa się pytanie, jakby je ocenił i opisał Marceli, gdyby dziś dane mu było żyć i oglądać Poznań XXI wieku. Natomiast w związku z tegorocznym jubileuszem 200-lecia urodzin i 120-lecia śmierci Marcelego Mottego warto do tego wątku wró-
1 Szeroko na temat postaci: I. Wyszowska, Marceli Motty (1818-1898). Poznański nauczyciel, felietonista i pamiętnikarz, Poznań 2008.
42
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
cić i zaproponować mieszkańcom oraz turystom trasę tematyczną łączącą miejsca z nim związane czy kojarzone. Proponowana biograficzna miejska trasa tematyczna – pt. „Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu” obejmuje centrum miasta Poznania. Składa się z dwóch części. Trasa pierwsza, podstawowa – przebiega od placu Bernardyńskiego ulicą Garbary, Wodną do placu Kolegiackiego, następnie ulicą Gołębią, Świętosławską na Stary Rynek i dalej ulicą Wroniecką na Wzgórze św. Wojciecha. Trasa druga, uzupełniająca – prowadzi ze Wzgórza św. Wojciecha przez plac Wielkopolski, Aleje Marcinkowskiego, plac Wolności, ulicę Święty Marcin do placu Wiosny Ludów na ulicę Strzelecką. Zakończenie trasy usytuowane jest przed gmachem Politechniki Poznańskiej. Czas zwiedzania przewidziany jest na około 4 godziny2.
Fragment wystawy Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu. Archiwum I. Wyszowskiej
Trasa I Plac Bernardyński Trasę rozpoczynamy na placu Bernardyńskim, bowiem sprzyja to ujęciu chronologicznemu narracji. W niewielkim barokowym kościele pw. Przemienienia Pańskiego, obok kościoła bernardynów, miał miejsce znaczący fakt decydujący o dalszych losach rodziny Mottych. Przybyły do Wielkopolski w 1806 roku
z Paryża protoplasta rodu, ojciec Marcelego – Jan Baptysta Motty, w 1817 roku wziął ślub w tej świątyni z Apolonią z Herwigów. Miejsce uroczystości młoda para wybrała na życzenie ciotki panny młodej, będącej zakonnicą w tutejszym klasztorze bernardynek3.
Kościół pw. Przemienienia Pańskiego – widok współczesny. Archiwum I. Wyszowskiej
Stojący nieopodal imponujący barokowy kościół pw. św. Franciszka Serafickiego należący do bernardynów po likwidacji zakonu w 1835 roku został oddany do dyspozycji Gimnazjum św. Marii Magdaleny, które od 1858 roku miało swą siedzibę w ceglanym, surowym gmachu usytuowanym tuż obok. Szkoła mieściła się wcześniej przy ul. Gołębiej, gdzie w budynku pojezuickim pracował jako nauczyciel języka francuskiego i historii naturalnej Jan Baptysta Motty, a nauki pobierał sam Marceli, uzyskując świadectwo dojrzałości w 1836 roku. Tam też przyszło mu pracować przez kilka lat, zanim związał swoje życie zawodowe ze Szkołą Realną (istniejącą niegdyś w miejscu dzisiejszego gmachu Politechniki Poznańskiej). Gdy gimnazjum zaczęło działać przy placu Bernardyńskim, Marceli już w nim nie pracował, ale bywał częstym gościem, utrzymywał bowiem kontakty przyjacielskie z ówczesnym dyrektorem Janem Antonim Brettnerem oraz gronem nauczycielskim.
2 Eadem, Poznańska rodzina Mottych – projekt szlaku biograficzno-krajoznawczego po Poznaniu [w:] Turystyka w humanistycznej perspektywie, pod red. M. Kazimierczaka, Poznań 2004, s. 243-255. 3 P. Cegielska, Z moich wspomnień. Przechadzki po mieście, Poznań 1997, s. 16.
43
Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu (jubileuszowa trasa biograficzna)
Podążając w kierunku placu Kolegiackiego ulicą Garbary, warto wspomnieć o kamienicy pod numerem 45. Mieszkał w niej Antoni Popliński, brat wujka Marcelego Mottego – Jana Poplińskiego, ceniony nauczyciel języka łacińskiego, polskiego, historii i geografii w Gimnazjum św. Marii Magdaleny, autor podręczników szkolnych oraz redaktor m.in. „Orędownika Naukowego”, na łamach którego Marceli Motty zaistniał jako autor listów-felietonów ze swego pobytu w Paryżu. A. Popliński był wychowawcą i nauczycielem klasy, w której uczył się Marceli, i doprowadził swego wychowanka aż do matury. W pobliżu trasy przy ul. Grobla 1 znajduje się kościół pw. Wszystkich Świętych (do 1945 ewangelicki), przy którym istniała szkoła niemiecka, do której uczęszczał przez rok sześcioletni Marceli, aby opanować język niemiecki przed rozpoczęciem dalszej nauki w Gimnazjum św. Marii Magdaleny.
Plac Kolegiacki
Plac Kolegiacki. Archiwum I. Wyszowskiej
Marceli Motty tak charakteryzował plac Kolegiacki: Widzisz tutaj rozległy rynek, Nowym Rynkiem zwany. Cały ten przestwór i niemało miejsca wokół zajmował za czasów Rzeczypospolitej pierwszy kościół farny poznański z cmentarzem swoim; kościół ogromny, sięgający początkiem drugiej połowy trzynastego wieku, niegdyś pełen wspaniałych ołtarzy, pomników i bogactw […] za mej najdalszej pamięci był już Rynek
w tych rozmiarach […] wyglądało tu jednak nieco inaczej niż teraz. Najpierw ograniczał go […] długi budynek z pruskiego muru, w którym mieściły się jatki miejskie, brudna i wąska siedziba […] rzeźników, gdzie osobliwie z rana tłoczyły się bez litości i krzyczały zawzięcie legiony gospodyń i kucharek. Ten gmach rozległy i poważny […] nazywano nie inaczej jak collegium, a między ludem „koleją” […]. Po zniesieniu zakonu jezuitów przechodził ów gmach różne losy […], a dwunastego roku obozował tam na chwilę Napoleon z kilku jenerałami. Z początkiem ostatniej okupacji pruskiej pomieszczono w nim biura naczelnej administracji prowincjonalnej i urządzono mieszkanie dla księcia namiestnika, który tu osiadł z całą rodziną4.
Siedziba namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego – księcia Antoniego Radziwiłła i jego żony Luizy z Hohenzollernów mieściła się w latach 1815-1830 w dawnym kolegium jezuickim. Jan Baptysta Motty, ojciec Marcelego, jako guwerner dzieci książęcej pary był tam stałym gościem. Udzielał lekcji języka francuskiego i historii naturalnej. Uczestniczył też w wielu organizowanych przez Radziwiłłów uroczystościach, balach, koncertach. Marceli wspominał rezydencję książęcą przez pryzmat swego dzieciństwa, gdy brał udział w balikach kostiumowych dla dzieci i młodzieży z rodzin ziemiańskich i urzędniczych, odbywających się w styczniu z okazji urodzin księżniczki Wandy. Jest duże prawdopodobieństwo, że wraz z ojcem miał też okazję wysłuchać w 1828 roku koncertu Fryderyka Chopina, goszczącego w Poznaniu na zaproszenie księcia namiestnika. W sąsiedztwie zabudowań pojezuickich (obecnie Urzędu Miasta), przy placu Kolegiackim 16, od 2006 roku znajduje się aktualna siedziba Koła Przewodników PTTK im. Marcelego Mottego. W jednym z trzech jej pomieszczeń – tzw. Sali Patrona czołowe miejsce zajęła gablota z odlewem gipsowym tablicy pamiątkowej, przeniesionym z dawnego lokalu Koła przy ul. Wronieckiej 24. Pod nią umieszczone jest drzewo genealogiczne rodziny Mottych. Dnia 17 stycznia 2007 roku w tej
4 M. Motty, Przechadzki po mieście, t. 2, oprac. Z. Grot, przyp. przered. i uzup. W. Molik, wyd. 3 popr. i uzup., Poznań 1999, s. 163.
44
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
właśnie sali otwarta została wystawa pt. Marceli Motty w pamięci potomnych prezentująca m.in. dokonania przewodników związane z pielęgnowaniem pamięci o Patronie5. Towarzyszyła ona promocji książki wspomnieniowej reprezentanta rodziny Mottych (prawnuka Marcelego) – Jana Karola Mottego pt. Między Poznaniem a Kresami. Opowieść niekonwencjonalna; sama uroczystość promocyjna odbyła się w Sali Białej Urzędu Miasta. Warto przy tej okazji nadmienić, iż wiele uroczystości poświęconych postaci Patrona odbyło się właśnie w Sali Białej.
Gablota Patrona w siedzibie Koła Przewodników PTTK. Archiwum I. Wyszowskiej
W pierzei północnej natomiast pod numerem 5 stoi dawna kamienica Bergerów o ciekawej klasycystycznej elewacji, należąca niegdyś do znanej niemieckiej rodziny prowadzącej przedsiębiorstwo handlu winem i drewnem, która w nieruchomości zajmowała apartamen-
ty pierwszego i drugiego piętra od ul. Wodnej. Najbardziej znany i zasłużony dla miasta reprezentant – Gotthilf Berger (1794-1974) miał ambicje społeczne i polityczne, był radcą miejskim, posłem na sejm pruski, fundatorem instytucji miejskich takich jak Szkoła Realna czy przytułek dla starców. Po jego bezpotomnej śmierci kamienica przechodziła w ręce kolejnych kupców handlujących winem: Stanisława Fibicha, a później Karola Anderscha. Przez wiele lat mieszkała w niej na drugim piętrze rodzina Mottych. Tutaj przyszło na świat rodzeństwo Marcelego: siostra Walentyna (1823-1859) – późniejsza żona Hipolita Cegielskiego i brat Stanisław (1826-1900) – późniejszy znany prawnik i działacz społeczno-polityczny. Marceli wspominał: „[…] okna naszego mieszkania wychodziły na Nowy Rynek, przyglądanie się temu, co tam się działo, stanowiło jedną z głównych moich rozrywek6”. Innymi znanymi mieszkańcami kamienicy Bergera była rodzina Królikowskich, która zajmowała mieszkanie na I piętrze. Najbardziej znany jej reprezentant, Józef Franciszek Królikowski (1781-1839), był nauczycielem języka i literatury polskiej (m.in. w poznańskim Gimnazjum św. Marii Magdaleny), teoretykiem literatury, językoznawcą, dziennikarzem, literatem. Był też autorem trzech podręczników do nauczania języka polskiego. Lokatorami Bergerów byli także inni nauczyciele Gimnazjum: Walenty Moczyński i Anton Januskowski oraz dr Ahner – pastor, nauczyciel religii, języka niemieckiego, historii, rachunków i przyrody pracujący w Luisenschule (Szkoła Ludwiki) w Poznaniu. Stałymi bywalcami kamienicy byli natomiast Hipolit Cegielski (1813-1868) – filolog, nauczyciel, działacz społeczny, redaktor „Gazety Polskiej” i „Dziennika Poznańskiego”, przemysłowiec, przyjaciel szkolny i późniejszy szwagier Marcelego Mottego oraz Karol Marcinkowski (1800-1846) – lekarz rodziny Mottych, powstaniec listopadowy, lekarz, społecznik, założyciel Towarzystwa Naukowej Pomocy.
5 I. Wyszowska, Marceli Motty w pamięci potomnych. (Jubileuszowa sesja i wystawa), „Turysta Wielkopolski” 2007, nr 2; eadem, „Marceli Motty w pamięci potomnych”. Wystawa z okazji 25-lecia przyjęcia Marcelego Mottego na Patrona Koła Przewodników PTTK w Poznaniu, „Znad Warty” 2007, nr 33. 6 M. Motty, op. cit., s. 190.
45
Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu (jubileuszowa trasa biograficzna)
Wśród gości pojawiali się też reprezentanci wielu wielkopolskich rodów ziemiańskich, w większości uczniowie, wychowankowie Mottych, w tym m.in. Mielżyńscy (Maciej i Seweryn, których nauczał jeszcze w Miłosławiu ojciec Marcelego).
Klasycystyczna kamienica Bergera, w której mieszkała rodzina Mottych, dziś Hotel Kolegiacki. Archiwum I. Wyszowskiej
Dziś w dawnej kamienicy Bergera znajduje się Hotel Kolegiacki, obecni właściciele przywrócili jej dawną świetność, nadając charakter nawiązujący do XIX wieku. Panuje tutaj swoisty genius loci7. Przewodnicy PTTK w związku z przypadającą w tym roku 200. rocznicą urodzin Marcelego Mottego przekazali do hotelu wizerunek swego Patrona podczas uroczystości otwarcia roku jubileuszowego w dniu 23 stycznia. Portret umieszczony został w apartamencie, który niegdyś należał do pomieszczeń tworzących mieszkanie rodziny Mottych. Na ścianie Hotelu Kolegiackiego widnieje tablica upamiętniająca Marcelego Mottego, której napis głosi: Marceli Motty 1818-1898. „Osiemdziesiąt lat życia spędzonego na pożytek społeczeństwa daje mu pełne prawo do wdzięcznej pamięci”, prof. A. Danysz. Swojemu patronowi, autorowi Przechadzek po mieście Przewodnicy Poznańscy PTTK 1988.
Twórcami projektu byli artyści poznańscy: Józef Petruk i Kazimierz Raba. Z okazji kolejnych rocznic urodzin i śmierci Patrona pod tą tablicą składane są kwiaty przez społeczność przewodnicką. W bieżącym roku przypada trzydziesta rocznica fundacji tablicy.
Tablica Patrona ufundowana przez Koło Przewodników PTTK. Archiwum I. Wyszowskiej
Ulica Gołębia Marceli Motty: […] najmilszy to dla mnie ze wszystkich poznańskich kościołów […]. Iluż ja tu później chrztów, ślubów i żałobnych nabożeństw byłem świadkiem […]8.
Z placu Kolegiackiego podążamy w kierunku ulicy Gołębiej, gdzie obiektem naszego zainteresowania jest barokowy kościół farny pw. św. Stanisława. W tej świątyni zostali ochrzczeni kolejni reprezentanci rodziny Mottych, w tym sam Marceli. Jego rodzicami chrzestnymi byli: Maciej hrabia Mielżyński – przyjaciel domu oraz Ludwika Noizieres – kuzynka Jana Baptysty, inicjatorka jego przyjazdu do Wielkopolski. Po przeciwnej stronie ulicy znajduje się wspomniany wcześniej barokowy budynek dawnej szkoły jezuickiej. Do 1858 roku był sie-
I. Wyszowska., M. Awedyk, Hotele butikowe w obiektach zabytkowych – wysoka jakość usług noclegowych z historią w tle (na przykładzie Hotelu Kolegiackiego w Poznaniu) [w:] Jakość życia w kulturowych przestrzeniach podróżowania, praca zbiorowa pod red. M. Kazimierczaka, Poznań 2012, s. 191-206; I. Wyszowska, Hotel Kolegiacki – historia, www.hotelkolegiacki.pl [dostęp: 5.06.2018]. 8 M. Motty, op. cit., s. 161. 7
46
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
dzibą Gimnazjum św. Marii Magdaleny, szkoły o profilu klasycznym. Tu właśnie przez dziesięć lat Marceli Motty pobierał nauki, uzyskując świadectwo dojrzałości w 1836 roku. Po studiach w Berlinie i krótkim okresie pracy w szkole realnej w Międzyrzeczu, uzyskał posadę w macierzystym gimnazjum, gdzie uczył w latach 1843-1946 i 1850-1853. Następnie kontynuował karierę nauczycielską w poznańskiej Szkole Realnej przy ul. Strzeleckiej (obecnie w tym miejscu stoi gmach należący do Politechniki Poznańskiej).
Idąc w kierunku ulicy Wronieckiej, warto wspomnieć o Pałacu Mielżyńskich, bowiem z tym rodem od początku swej bytności w Wielkopolsce Mottowie byli związani. Po przybyciu z Paryża Jan Baptysta Motty przebywał w majątkach Mielżyńskich, najpierw w Chobienicach, a następnie w Miłosławiu, gdzie pełnił funkcję guwernera.
Wydanie Przechadzek po mieście z roku 1999. Archiwum I. Wyszowskiej Gmach d. szkoły jezuickiej, potem Gimnazjum św. Marii Magdaleny, obecnie Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej-Lipczyńskiej. Archiwum I. Wyszowskiej
Stary Rynek Obszarowi Starego Rynku – zabudowie, wydarzeniom, które się tutaj rozegrały, jak i mieszkańcom – poświęcił Motty w swych Przechadzkach po mieście z niewątpliwym upodobaniem sporo miejsca. Renesansowy ratusz poznański, w którym znajduje się Muzeum Historii Miasta Poznania, przechowuje pamiątki rodziny Mottych przekazane przez jej przedstawicieli. Na wystawie stałej II piętra zobaczyć można m.in. karafkę pamiątkową Marcelego Mottego przywiezioną z Neustadt-Eberswalde. W Sali Odrodzenia w 1999 roku odbyła się uroczysta promocja trzeciego wydania Przechadzek po mieście Marcelego Mottego.
Ulica Wroniecka W kamienicy przy ulicy Wronieckiej 24 do roku 2006 mieściła się dawna siedziba Koła Przewodników PTTK, którzy w 1981 roku przyjęli Marcelego Mottego na swego patrona. Zorganizowane zostały tam wystawy poświęcone rodzinie Mottych – w 1998 roku Marcelemu w związku z 100. rocznicą jego śmierci, a następnie w latach 1999 i 2000 jego synom Władysławowi i Janowi. W gablocie eksponowany był odlew tablicy poświęconej patronowi, a jej oryginał odsłonięto pierwotnie w 1988 roku na ścianie sąsiedniego budynku, po czym w 1995 roku powtórnie z przyczyn obiektywnych przy placu Kolegiackim 5. Idąc dalej, pod numerem 14 mijamy Pracownię-Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego. Pisarz kilkakrotnie bawił w Wielkopolsce i w Poznaniu. Marceli Motty zetknął się z nim osobiście, a nawet nawiązał kontakt korespondencyjny w związku z synem Władysławem9. Kraszewski był też autorem arty-
9 Szeroko na ten temat I. Wyszowska, Kontakty Marcelego i Władysława Mottych z Józefem Ignacym Kraszewskim w świetle zachowanej korespondencji [w]: Europejskość i rodzimość. Horyzonty
47
Śladami Marcelego Mottego po Poznaniu (jubileuszowa trasa biograficzna)
kułu na temat twórcy Przechadzek po mieście, opublikowanego w warszawskim czasopiśmie „Kłosy”. W Listach Wojtusia z Zawad Motty wielokrotnie wymieniał postać Kraszewskiego przy okazji omawiania kolejnych publikacji pisarza, podziwiał jego talent literacki i niezwykłą pracowitość.
wet bliższych jeszcze! [...] tak iż gdy tę smutną bramę przekroczę, zdaje mi się nieraz, że to wszystko wstaje koło mnie, wita mnie serdecznie i ciągnie do siebie...10
Tak Marceli Motty pisał na temat dawnego cmentarza farnego (obecnie Zasłużonych Wielkopolan), gdzie został pochowany w grobie rodzinnym 20 stycznia 1898 roku. Pogrzeb zgromadził tłumy poznaniaków – hołd oddali zmarłemu jego bliscy, przyjaciele, uczniowie, wychowankowie. Grób ozdobiony został typowym w II połowie XIX wieku kutym, żeliwnym ogrodzeniem, na którym umieszczano owalne tabliczki informujące o spoczywających osobach. Historia nie oszczędziła grobu – w 1945 roku ucierpiał podczas walk o Cytadelę, nie uchronił się też przed kradzieżą w późniejszych latach. Corocznie w pierwszych dniach listopada przewodnicy poznańscy organizują kwestę na rzecz cmentarza. Dzięki tej inicjatywie grobowiec Mottych przeszedł już renowację i jest pod stałą opieką Koła Przewodników. Wśród postaci spoczywających na tym cmentarzu, a związanych z rodziną Mottych można wymienić wiele nazwisk, wśród nich Antoniego Poplińskiego, Annę Danysz, Józefa Łukaszewicza i wielu innych, których podczas wizyty na Cmentarzu Zasłużonych warto przywołać w kontekście kontaktów z Marcelim Mottym oraz w związku z obecnością na kartach jego Przechadzek po mieście.
Odsłonięcie tablicy pamiatkowej Patrona w 1988 roku. Archiwum Koła Przewodników PTTK
Wzgórze św. Wojciecha Marceli Motty: Stoki pagórka ciągnące się na lewo od tego dysydenckiego cmentarza, bezpośrednio poza teraźniejszym kościołem garnizonowym, oddano po rozpoczęciu w tej stronie robót fortecznych kościołowi farnemu, który tutaj urządził swój cmentarz parafialny. Pracą nad tym kierował pan Stanisław Kolanowski [...]. A ileż ja tutaj, panie Ludwiku, prócz pana Kolanowskiego i jego rodziny mam znajomych, przyjaciół, a na-
Grób rodziny Mottych. Archiwum I. Wyszowskiej
twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. W. Ratajczak, T. Sobieraj, Poznań 2006, s. 381-392. 10 M. Motty, op. cit., s. 153. 48
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Trasa II Aleje Marcinkowskiego – ul. Święty Marcin Ze Wzgórza św. Wojciecha schodzimy w kierunku placu Wielkopolskiego. Warto przy okazji wspomnieć o Karolu Marcinkowskim – jego miejscu spoczynku w kościele św. Wojciecha. Z tym zasłużonym lekarzem łączyła Marcelego współpraca zwłaszcza w ramach Towarzystwa Naukowej Pomocy. Motty niezwykle cenił tego wybitnego człowieka, o czym wspominał w swych Przechadzkach. Alejami Marcinkowskiego trasa przebiega do hotelu Bazar, powstałego z inicjatywy Karola Marcinkowskiego; tam miał swój sklep Hipolit Cegielski – po relegowaniu z Gimnazjum św. Marii Magdaleny. W salach Bazaru odbywały się odczyty, koncerty i bale, na których bywał i które opisywał Motty. W 1878 roku z okazji jubileuszu 25-lecia Szkoły Realnej oraz 25-lecia pracy nauczycielskiej Mottego odbył się rocznicowy obiad z udziałem władz szkolnych i jubilata11. W 1906 roku, w 100. rocznicę przybycia Jana Baptysty do Wielkopolski, odbyło się przyjęcie rodzinne w pobliżu Bazaru – w Hotelu Francuskim, a w 1986 roku – nawiązując do tradycji – podczas kolejnego zjazdu Mottych uroczysty obiad zorganizowano w Bazarze. Z Bazaru trasa wiedzie ul. Święty Marcin do gotyckiego kościoła pw. św. Marcina, gdzie odbył się ślub Marcelego Mottego z ziemianką Walerią z Bukowieckich, która mieszkając w kamienicy na Piekarach 16 (obecnie nieistniejącej), była parafianką tej świątyni. W 1848 roku Bukowieccy w swym mieszkaniu gościli poetę Juliusza Słowackiego. Przechodząc ulicą Święty Marcin w kierunku placu Wiosny Ludów, warto wspomnieć, mijając cokół pierwszego na ziemiach polskich pomnika Adama Mickiewicza, iż podczas pobytu we Francji Motty kilkakrotnie zetknął się z wieszczem, bywał na wykładach Mickiewicza w Paryżu i na spotkaniu towiańczyków (opinie na ten temat przesłane w listach opublikowane zostały w „Orędowniku Naukowym”).
Plac Wiosny Ludów – ul. Strzelecka W miejscu obecnego Kupca Poznańskiego do 1945 roku istniał rząd kamienic; w jednej z nich, stojącej na narożniku z ul. Strzelecką, mieszkali Mottowie. Tu Marceli już po śmierci żony i syna Władysława, będąc na emeryturze, pisał swe Przechadzki po mieście. Nieopodal tej kamienicy znajdował się imponujący budynek Szkoły Realnej powstałej w 1853 roku. Obiekt projektu Gustava Schultza był jak na XIX stulecie bardzo nowoczesny. Niestety nie dotrwał do naszych czasów. Po zniszczeniach w 1945 roku wybudowano tutaj gmach Politechniki Poznańskiej. Motty uczył w Szkole Realnej języka łacińskiego, francuskiego i historii – jako nauczyciel oraz wychowawca był powszechnie szanowany i ceniony. Pracował w tej placówce od jej powstania aż do roku 1887, a więc całe swoje życie zawodowe, uzyskując zaszczytny tytuł profesora.
Szkoła Realna. Archiwum I. Wyszowskiej
Mam nadzieję, że prezentowana propozycja trasy biograficznej przyczyni się do lepszego poznania i większego zainteresowania postacią Marcelego Mottego, zwłaszcza w roku jubileuszowym, oraz stanie się inspiracją dla turystów i miłośników historii Poznania i Wielkopolski, by projektować bądź podążać kolejnymi trasami eksponującymi życie i dokonania także innych znanych, ale i mniej znanych zasłużonych Wielkopolan XIX wieku, którzy jeszcze nie doczekali się biografii czy należnego upamiętnienia.
I. Wyszowska, Poznańska rodzina Mottych…, op. cit., s. 250.
11
49
Z WIELKOPOLSKI Maciej Krajewski
Stowarzyszenie Łazęga Poznańska Stowarzyszenie Łazęga Poznańska funkcjonuje jako stowarzyszenie zwykłe, wpisane do Rejestru Prezydenta Miasta Poznania. Zawiązane zostało późną jesienią 2016 roku przez pasjonata fotografii Macieja Krajewskiego (publikującego swoje zdjęcia z wędrówek po Poznaniu pod pseudonimem „łazęga poznański”) i prowadzi działalność non-profit w niegdysiejszym atelier fotograficznym Witolda Czarneckiego. Miejsce to, znane poznaniakom jako Zakład FOTO-Wimar, powstało w 1935 roku i funkcjonowało do lat 90. ubiegłego wieku m.in. jako akademicki punkt fotograficzny, gdzie powstawały pierwsze w Poznaniu uczelniane tabla. Witold Czarnecki odkrył to miejsce, zaglądając na podwórze kamienicy podczas zwyczajowej przechadzki po Poznaniu, i od razu się w nim zakochał. Tutaj prowadził usługową działalność fotograficzną, tu też spędzał pracowite dnie i noce, śpiąc na specjalnie skonstruowanej antresoli, na którą jeszcze jako 80-latek wchodził po drabinie. Ten piękny, zabytkowy pawilon, wybudowany w 1905 roku na tyłach ówczesnego hotelu Monopol należącego do Ludwika Deimerta, służył okresowo jako sala taneczna, restauracja, sala biesiadna i letnia pijalnia piwa. Sama kamienica, wybudowana w końcu XIX wieku (dawniej St. Martinstrasse nr 40, obecnie ul. Święty Marcin 75), należała do Vinzenta Szczerbińskiego, współwłaściciela cegielni w Żabikowie. Siedziba Stowarzyszenia Łazęga Poznańska mieści się w pustostanie miejskim, w podwórzu wspomnianej powyżej kamienicy, wynajmowanym od miasta w ramach programu „Lokal dla kultury”. Atelier wraz 50
z galerią uczestniczy aktywnie w rewitalizacji i reaktywacji tego miejsca poprzez swoją działalność, na którą składają się: cykle wystawiennicze (comiesięczne wystawy fotografii, malarstwa, witrażu), małe formy teatralne, cykle warsztatów tańca oraz choreoterapii, cykle literacko-poetyckie (wieczory autorskie poezji i wspólne czytanie bajek), cykle muzyczne (koncerty kameralne i autorskie), cykle edukacyjne, w tym wykłady z obszaru architektury, historii sztuki, historii Poznania i Wielkopolski, a także warsztaty florystyczne (wicie świętojańskich wianków). Łazęga Poznańska współpracuje m.in. z Koalicją Świętego Marcina, Strefą Święty Marcin, Centrum Kultury Zamek, Towarzystwem Wiedzy Powszechnej i Towarzystwem Pomocy Głuchoniewidomym.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Pomimo stosunkowo krótkiego okresu działalności udało się nam zrealizować wiele ciekawych wydarzeń, które przyciągały rzesze poznaniaków, a także turystów krajowych i zagranicznych. Wśród artystycznych przedsięwzięć można wymienić m.in.: monodram Piotra Filipa Rutkowskiego Ostateczny oraz Janusza Stolarskiego Ecce Homo, koncert pianisty Grzegorza Rudnego i recital poświęcony pamięci George’a Michaela w wykonaniu Marcela Lelo wraz z zespołem, wieczór poetycki z Ewą Sonnenberg, wieczór poetycki Szymona Kantorskiego, wykład Macieja Sobczyka – znanego jako Klatkowiec – o najpiękniejszych polskich kamienicach oraz Szymona Piotra Kubiaka zatytułowany Modernizm w międzywojennym Poznaniu, warsztaty tańców izraelskich, wystawa fotografii zimowego Poznania Ogrzej mnie, która wzbogacona została o eksponaty powszechnie kojarzące się z ciepłem: kafle i drzwiczki piecowe, samowary, kawiarki, karafki. Odbyły się także spotkania integracyjne: andrzejkowe i karnawałowe z sąsiadującym Towarzystwem Pomocy Głuchoniewidomym. Nie zabrakło atrakcji dla najmłodszych – w przestrzeni Stowarzyszenia zagościł Teatr Wędrowny Małe Mi ze spektaklem Szydełkowa szopka babci Klary. W atelier podziwiać było można wystawę malarstwa Marka Cierniewskiego Oniryczny świat – płótna i zwoje. Zapoczątkowany został cykl spotkań zatytułowany Wielkopolskie rodziny. Pierwsze spotkanie, uświetnione koncertem kontrabasowym Donata Zamiary, poświęcone było postaci i rodzinie prof. Adama Bronisława Ciechańskiego, wirtuoza i twórcy polskiej szkoły kontrabasu. Bardzo ciekawym wydarzeniem był konkurs fotograficzny dla młodzieży Mój fyrtel, który zaowocował wystawą zdjęć wszystkich uczestników. Rozmach imprez i wydarzeń zdaje się powiększać. W atelier Stowarzyszenia odbyły się m.in. Festiwal Inwazja Barbarzyńców Baraku Kultury oraz wystawa szklanych negatywów z początku XX wieku obrazujących życie wielkopolskich wsi, a przygotowanych przez fundację TRES. W lipcu 2017 roku poznaniacy podziwiali wystawę witraży Wojciecha Olejniczaka oraz wystawę fotograficz-
ną pt. Secesyjne wici przedstawiającą piękno detali architektonicznych poznańskich kamienic doby secesji, którym towarzyszyły warsztaty florystyczne wicia wianków. W sierpniu na wystawie pt. People of Vietnam zaprezentowano fotografie Mateusza Budzisza z podróży do Wietnamu. Do końca roku zrealizowano wystawy poświęcone m.in. zaniedbanej i niewidocznej w strukturze miasta secesji poznańskiej, zapomnianym nekropoliom oraz rodzinnej fotografii powstałej w przedwojennych poznańskich zakładach fotograficznych. Odwiedzający nasz ośrodek mają okazję oglądać stałą ekspozycję poświęconą działalności fotograficznej rodu Czarneckich. Pierwszy rok działalności podsumowany został w starannie edytowanej i bogato ilustrowanej dwujęzycznej publikacji pt. Atelier w sercu miasta – katalog wydarzeń 2016/2017. Drugą publikacją było wydanie we współpracy z Wydawnictwem Miejskim Posnania Planu miasta – Poznań – Posen – Pojzn. Śladami wielokulturowego miasta, którego 6 tysięcy bezpłatnych egzemplarzy trafiło do rąk mieszkańców i turystów odwiedzających Poznań.
51
Stowarzyszenie Łazęga Poznańska
W bieżącym roku w atelier Stowarzyszenia Łazęga Poznańska zrealizowano już: wystawę pokonkursową fotografii Mój autoportret, Julii Słodkiewicz Podróż, retrospektywną wystawę twórczości Stanisława Mrowińskiego (kolekcja Ireny Rychły-Mrowińskiej), wykład historyka sztuki Szymona Piotra Kubiaka o architekturze Poznania oraz zaplanowano szereg interesujących interdyscyplinarnych wydarzeń: osiem wystaw fotografii – Marcina Kłujszy Kadry z lat 2016-2018, Macieja Krajewskiego (kadry z podróży do Rygi i potem Lwowa), Katarzyny Majewskiej (fotografie z Gruzji), Michała Rybackiego, Richarda Morgana, Mateusza Budzisza oraz dużą wystawę retrospektywną śladami poznańskich zakładów fotograficznych XIX i pierwszej połowy XX wieku, od zarania istnienia rzemiosła i sztuki fotografii. Wśród innych przedsięwzięć znajdą się: wystawa malarstwa Magdaleny Głoskowskiej oraz wystawy poświęcone postaci Marcelego Mottego oraz historii turystyki Wielkopolskiego Parku Narodowego. W trakcie realizacji są cykle: wieczorów poetyckich, pokazów filmów archiwalnych 16 mm oraz warsztaty florystyczne i taneczne. Zaplanowano koncerty m.in.: Donata Zamiary (kontrabas) i Michała Francuza (piano), Marcela Lelo, Waldemara Rychłego z zespołem (muzyka połączona z przedwojennym filmem animowanym pt. Cyganka) oraz dodatkowo Jarosława Kawałka (gitara, vocal) oraz debiutującej grupy Create. W ramach spotkań z historią i projektów związanych z archiwaliami rodzin poznańskich w atelier Stowarzyszenia Łazęga Poznańska gościć będziemy przedstawicieli zasłużonych poznańskich rodzin, m.in. Romana Stefana Ulatowskiego, jak również gawędziarza, kolekcjonera i przewodnika miejskiego Krzysztofa Wieczorka. W roku 2018 przeprowadziliśmy już jeden konkurs fotograficzny Mój autoportret oraz
52
ogłosiliśmy konkurs dla młodzieży na stworzenie z rozproszonych zwykle archiwów rodzinnych albumu rodzinnego z prawdziwego zdarzenia. Przewidzieliśmy również drugą edycję konkursu fotograficznego Bohater mojego fyrtla. Wszystko to w ramach projektu, który w drodze konkursu otrzymał dofinansowanie z budżetu miasta Poznania #poznanwspiera. Atelier Stowarzyszenia Łazęga Poznańska dostępne jest codziennie, działa bez wytchnienia, 7 dni w tygodniu, otwarte jest na współpracę zarówno z indywidualnymi pasjonatami i twórcami, jak i innymi stowarzyszeniami kulturalnymi. W tym roku przewidziane są m.in. lekcje języka migowego wraz z Towarzystwem Pomocy Głuchoniewidomym, spotkania w ramach Festiwalu Ukraińska Wiosna oraz koncert laureatów międzyszkolnego Konkursu Piosenki Żydowskiej. Atelier odwiedzają cyklicznie osadzeni w areszcie śledczym w ramach programu resocjalizacji przez kulturę pod nazwą „Osadzeni w mieście”. Wszystko to potwierdza magię i nieszablonowy charakter naszego miejsca na mapie kulturalnej miasta Poznania. Serdecznie zapraszamy do współpracy, uczestnictwa w wydarzeniach, regularnego odwiedzania atelier i wspierania jego owocnego istnienia. Sama dotacja miejska nie jest wystarczająca do utrzymania naszej przestrzeni, tym bardziej, że pawilon atelier wymaga gruntownego remontu instalacji oraz prac dostosowawczych, mających na celu jak najlepsze eksponowanie i prezentowanie powierzonego nam dorobku artystycznego oraz poprawę bezpieczeństwa i komfortu licznych otwartych, inspirujących spotkań o charakterze kulturalnym, edukacyjno-integracyjnym. Przybywajcie, zapraszamy.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Marta Kamiński
Pracownia Krajoznawcza Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury przy ulicy Kramarskiej 32 w Poznaniu Pracownia Krajoznawcza funkcjonuje w ramach działu Informacji Bibliograficznej i Regionalnej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Działalność Pracowni to różne formy pracy bibliotecznej i informacyjnej. Księgozbiór krajoznawczy stanowi ponad 7500 woluminów, w tym 214 map. Należą do niego wydawnictwa krajoznawcze, takie jak przewodniki turystyczne, monografie, mapy i foldery w głównej mierze dotyczące Wielkopolski. Czytelnik, planując podróż, znajdzie tutaj informacje praktyczne oraz opracowania o tematyce turystyczno-krajoznawczej ze szczególnym uwzględnieniem Wielkopolski. Na półce czekają na zainteresowanych albumy o sztuce i architekturze, książki o kościołach, dworach, rzemiośle artystycznym, literatura dotycząca miast czy folkloru Wielkopolski, biografie Wielkopolan. Dużym zainteresowaniem cieszy się też dział reportaży bardziej i mniej znanych podróżników świata. Użytkownicy, którzy chcą skorzystać z lektury na miejscu, mają do dyspozycji czytelnię oraz stanowiska komputerowe z dostępem do Internetu. Do zadań Pracowni należy także szeroko pojęta działalność informacyjna z dziedzi-
ny krajoznawstwa i przewodnictwa, pomoc w opracowywaniu tras turystycznych i przygotowaniu bibliografii. Zaglądają tutaj osoby planujące eskapadę i w związku z tym szukające informacji na temat wybranego celu podróży. Pracownia gości także przewodników, pilotów grup oraz uczniów i studentów zgłębiających tajniki turystyki i rekreacji. Dla tych ostatnich organizowane są specjalne lekcje biblioteczne. Dużą popularnością cieszą się także imprezy cykliczne „Wielkopolska bez tajemnic”, które mają na celu popularyzację wiedzy o regionie. Szeroki zakres informacji dotyczących Wielkopolski można znaleźć na portalu krajoznawczym www.regionwielkopolska.pl prowadzonym przez Pracownię. Portal ten ma na celu promowanie krajoznawstwa i wielkopolskiej turystyki w kraju i za granicą, wyszczególnienie atrakcji województwa i przybliżenie jego historii. Strona posiada także wersję anglo- i niemieckojęzyczną, które zostały opracowane w formie kompendium prezentującego region i jego walory turystyczne. W serwisie można znaleźć opisy kilkuset obiektów, a przy pomocy interaktywnej mapy
53
Pracownia Krajoznawcza Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury przy ulicy Kramarskiej 32…
wyznaczyć trasę wycieczki. Można także poznać regionalne zwyczaje, historię i przyrodę, a także zapoznać się z historią wielkopolskich miast czy skorzystać z propozycji wycieczek pieszych i rowerowych. Bogaty system olinkowania wewnętrznego i zewnętrznego pozwala na swobodne nawigowanie między poszukiwanymi informacjami. Obecnie stronę odwiedza miesięcznie około 50 tysięcy internautów, którzy generują ponad 200 tysięcy odsłon. Ciekawą formą aktywnej turystyki, którą propaguje Pracownia, jest questing i seria pod patronatem WBPiCAK „Wielkopolskie questy”. Jest to forma zabawy łącząca w sobie elementy podchodów i gry terenowej z walora-
mi edukacyjnymi. Istotą questów jest z jednej strony zaktywizowanie uczestników do poznawania historii swoich małych ojczyzn i utożsamiania się z nimi, a z drugiej strony zwrócenie uwagi potencjalnego turysty na niedostrzegane atrakcje kulturowe, przyrodnicze i historyczne danego miejsca. Jeśli zapalony czytelnik-podróżnik poszukuje interaktywnej mapy, chce wyznaczyć trasę wycieczki, poznać regionalne zwyczaje, historię i przyrodę Wielkopolski, powinien zajrzeć koniecznie na stronę internetową www.regionwielkopolska.pl bądź osobiście do Pracowni Krajoznawczej przy ulicy Kramarskiej 32 w Poznaniu, do której serdecznie zapraszamy.
Małgorzata Bronikowska
„Cudze chwalicie, swego nie znacie…” – tradycyjne zabawy i gry popularne w Wielkopolsce, część I Wprowadzenie Po wielu latach niemieckiej dominacji społeczność regionu wielkopolskiego zaczęła dość dynamicznie odzyskiwać polskie oblicze. Proces ten został zapoczątkowany wybuchem powstania wielkopolskiego 27 grudnia 1918 roku. Dzięki „wielkopolskiemu ruszeniu” Poznań wyzwolił się spod pruskiego panowania i od tego momentu mógł swobodnie rozwijać, a właściwie odradzać swe tradycje w różnych dziedzinach życia. Przeważająca do niedawna ludność niemiecka zaczęła pospiesznie opuszczać miasto. W ten sposób powstało wiele wolnych miejsc do zamieszkania, na które przybywali głównie Polacy z Małopolski oraz ci wracający z Westfalii i Berlina1. W ten sposób Poznań stawał się niejako wielokulturową mozaiką. 1
54
Od tamtego czasu na ulicach i podwórkach, parkach i dziedzińcach szkolnych dostrzec można było wiele lokalnych i napływowych zabaw i gier, którymi młodzież umilała sobie czas wolny od zajęć. Specyfika tamtych czasów, mniejszy ruch uliczny, więcej zielonych skwerów i bulwarów oraz czasu wolnego po szkole pozwalały młodym poznaniakom na kreatywne, pełne wyobraźni i zdrowego ruchu zabawy, które niejednokrotnie swą genezą sięgały nawet czasów średniowiecza. Zabawa ze swą instrumentalną funkcją przystosowania do późniejszego życia to przecież nieodzowny element prawidłowego rozwoju dziecka. Młodsze dzieci uczyły się od nieco starszych bądź to poprzez podpatrywanie, a później naśladowanie, bądź przez bezpośrednie doświadczanie danej aktywności ruchowej.
Poznań – zarys dziejów, praca zbiorowa pod red. J. Topolskiego, Poznań 1973.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Zabawy i gry dawnego Poznania i okolic Do najbardziej popularnych zabaw w Poznaniu należały wówczas: zabawa w męża i żonę, jawor czy liwu gąski oraz zabawa o nazwie wybór2. Wszystkie one charakteryzował podobny przebieg czynności ruchowych. Dziewczęta ustawiały się najczęściej na obwodzie koła lub w rzędach i poruszając się to w prawą, to w lewą stronę, śpiewały odpowiednią do zabawy pieśń, wykonując przy tym ustalone czynności3, tańczyły i śpiewały4. Na małych skwerach i dziedzińcach, w pobliżu domostw i w parkach spotkać również można było dzieci, szczególnie dziewczęta, bawiące się w różne odmiany gier skocznych zwanych klasami (klasy proste, klasy z „niebem”, „piekłem” i „morzem” oraz inne). Do charakterystycznych zabaw tamtych czasów należało również toczenie koła. Była to prosta zabawa, znana już w starożytnej Grecji, polegająca na umiejętnym toczeniu koła w przód za pomocą kijka lub metalowego pręta. W okresie powojennym stała się ona bardzo popularna ze względu na dostępny materiał, z którego można było wykonać koło. W tym celu wykorzystywano najczęściej fajerki kuchenne, felgi rowerowe, obręcze beczek5. Mając takie przybory pod ręką, można było organizować wyścigi obręczy lub zawody na osiągnięcie jak najdłuższej odległości. Innym rodzajem zabaw popularnych wówczas w regionie Wielkopolski były zabawy z przerywaniem łańcuchów graczy. Cieszyły się one ogromną popularnością szczególnie wśród dzieci młodszych. Przede wszystkim chłopcy lubili bawić się godzinami w zajączka lub przerywane wojsko, w których celem głównym było przerwanie splecionych rąk bawiących się osób. Tu potrzebna była siła, szybkość i refleks, aby wydostać się za krąg lub poza szereg. Kolejnym przykładem harców na świeżym powietrzu były różnego rodzaju gonitwy z chwytaniem lub klepaniem, do
których zaliczyć możemy dobrze znaną zabawę kot i mysz, gąski, ciuciubabka czy czarny lud. Dość powszechnie znaną na terenie Poznania zabawą była również czarownica. Ta zabawa, a właściwie rodzaj prostej gry pościgowej z metami, polegała na jak najszybszym przebiegnięciu w kierunku „czarownicy” odwróconej plecami w czasie, kiedy wypowiadała słowa: „raz, dwa, trzy, czarownica patrzy”. Po tych słowach „czarownica” odwracała się, a każdy z bawiących się musiał stanąć nieruchomo. Kto się poruszył, był odsyłany na metę. Ten, kto pierwszy dotknął „czarownicy”, zamieniał się z nią miejscami i gra toczyła się dalej6. Nieco starsi, silniejsi chłopcy najczęściej spędzali czas wolny, grając w palanta, sztekla oraz syra. W ten sposób mieli sposobność rozładowania nadmiaru energii, sprawdzenia własnych sił, celności i szybkości, a także po prostu miłego spędzenia czasu wolnego w gronie kolegów z podwórka. Ponadto ówczesna niezurbanizowana nadmiernie jeszcze struktura miasta sprzyjała właśnie takim rozrywkom na otwartej przestrzeni. Do bardzo częstych widoków zatem należały grupy młodych ludzi oddające się aktywności ruchowej na wolnym powietrzu. Dwie pierwsze gry (palant i sztekiel) należały do rodzaju gier drużynowych z wybijaniem. Rzadko kto orientuje się dziś, że gry te były znane na terenie Polski już w czasach średniowiecznych. Nasi przodkowie zabawiali się w nie zarówno na dziedzińcach, łąkach, jak i na wiejskich drogach. Były to zatem gry popularne zarówno wśród ubogich, jak i bardziej zamożnych dzieci. W palancie należało wybić jak najdalej w przód piłeczkę, tak aby zawodnicy drużyny przeciwnej mieli kłopot z jej złapaniem, a tym samym aby osoba wybijająca miała odpowiednio dużo czasu na przebiegnięcie określonego dystansu. Była to jedna z najbardziej popularnych gier w Polsce jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Docze-
E. Piasecki, Zabawy i gry ruchowe dzieci i młodzieży, Kijów 1916. Idem, Tradycyjne gry i zabawy ruchowe oraz ich geneza [w:] 40 lat od Katedry Wychowania Fizycznego UP do Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego w Poznaniu, red. M. Godycki, Poznań 1959, s. 89-303. 4 K. Kabacińska, Zabawy i zabawki dziecięce w osiemnastowiecznej Polsce, Poznań 2007. 5 W. Lipoński, Encyklopedia sportów świata, wyd. 2, Poznań 2006 (wyd. 1 – 2001). 6 E. Piasecki, Tradycyjne gry i zabawy…, op. cit. 2
3
55
„Cudze chwalicie, swego nie znacie…” – tradycyjne zabawy i gry popularne w Wielkopolsce, część I
kała się, jako jedyna polska gra tradycyjna, powstania Polskiego Związku Piłki Palantowej, jednak pod koniec lat siedemdziesiątych sport ten został wyparły przez inne, bardziej popularne gry o rodowodzie zachodnioeuropejskim. Gdzieniegdzie jeszcze dziś można spotkać na boiskach szkolnych lub błoniach uczniów grających w palanta, jednak taki widok należy do rzadkości. Jedynym miejscem, w którym podtrzymuje się tradycję gry w palanta, jest obecnie Grabów pod Łęczycą. Każdego roku we wtorek po Wielkiej Nocy rozgrywają tam mecz palanta dla uczczenia „przejścia z piekła do nieba”. W to wielkie święto włączają się wszyscy mieszkańcy miasteczka wraz z jego władzami. W ten sposób tradycja jednej z najstarszych gier polskich jest nadal podtrzymywana i kultywowana. O szteklu zaś znajdziemy zapiski już u Mikołaja Reja w dziele Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego7. Poeta, nazywając grę kiczką (taka nazwa funkcjonowała głównie w Małopolsce), namawiał do jej praktykowania, stwierdzając: „Nie uczynił swej powinności chrześcijanin, jeśli […] we wtorek (wielkanocny) kiczką w łeb, aż oko wylezie, nie weźmie”8. W Poznaniu grę tę nazywano różnie, zależnie od tego, skąd pochodzili jej uczestnicy. Przybyli z Małopolski nazywali ją kiczką, wszyscy ci, którzy wrócili z terenów niemieckich, nazywali ją najczęściej szteklem (od niemieckiego słowa Stecken – kij, laska), jeszcze inni znali tę grę jako stręk. Jednak niezależnie od nazwy jej przebieg był podobny, choć można było spotkać wiele odmian. Najczęściej grywano w sztekla prostego, którego głównym celem było jak najdalsze wybicie, za pomocą wybijaka (60-centymetrowego kija), krótszego patyka zaostrzonego z obu końców (szekla) trzema uderzeniami. Uczestnik, któremu udało się wybić patyk na najdłuższą odległość, wy-
grywał. Ponieważ zasady gry, jak i potrzebny do niej sprzęt nie były niczym skomplikowanym, zachęcało to młodzież do częstego jej podejmowania. Niemal każde miejsce nadawało się do przeprowadzenia gry: podwórko, ulica, park, a nawet plaża, gdzie można było szybko zaadaptować znalezione gałęzie drzew w taki sposób, aby móc zagrać9. Z czasem coraz bardziej nasilająca się urbanizacja i industrializacja miast ograniczyła liczbę miejsc odpowiednich do gry. Również napływ „importowanych”, nowszych, postrzeganych jako bardziej atrakcyjne zabaw i gier spowodował naturalne zniknięcie sztekla z ulic Poznania. Jednak dziś ta gra doczekała się reaktywacji z inicjatywy grupy powojennych absolwentów Liceum Ogólnokształcącego św. Marii Magdaleny i Liceum im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Każdego roku na przełomie maja i czerwca spotykają się oni przy okazji organizacji Otwartych Mistrzostw Polski w Szteklu. Głównym inicjatorem corocznych zawodów, organizowanych zawsze w Poznaniu, jest Henryk Walendowski.
Podsumowanie Obecnie tradycyjne zabawy i gry przeżywają swój renesans, wychodząc z cienia długoletniego zapomnienia. Miejmy nadzieję, że kolejne pokolenia młodych poznaniaków zdobędą odpowiednią wiedzę i umiejętności przydatne do spędzania czasu wolnego czynnie, ciesząc się lokalnymi, regionalnymi formami ruchu. Takimi, które pozwolą im na utożsamianie się z miejscem swojego pochodzenia. Dzięki takiemu podejściu dodamy skrzydeł młodemu pokoleniu, aby mogło poszukiwać i zgłębiać nową wiedzę oraz przeżywać nowe doświadczenia, nie zapominając przy tym o korzeniach, dzięki którym możemy mieć świadomość, skąd pochodzimy i gdzie jest nasze miejsce.
M. Bronikowska, Od sobótki do piłki nożnej polskiej. Polskie tradycyjne zabawy i gry w koncepcji wychowania fizycznego Eugeniusza Piaseckiego, Poznań 2008 (Monografie – Akademia Wychowania Fizycznego im. Eugeniusza Piaseckiego w Poznaniu, nr 384). 8 M. Rej, Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego, cz. 1: Fototypia i transkrypcja tekstu, oprac. W. Kuraszkiewicz, Wrocław 1971. 9 Ibidem. 7
56
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Wiesława Grobelna
99. rocznica powstania wielkopolskiego. Śremscy powstańcy we wspomnieniach Minęła kolejna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego, o którym pamięć od lat kultywowana jest przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Śremskiej. Dzień 27 grudnia jest każdego roku uroczyście obchodzony w naszym mieście. Lokalne uroczystości w 2017 roku rozpoczęły się w parku przy Doboszu, gdzie przewodnicząca Klubu Pamięci Powstania Wielkopolskiego działającego przy TMZŚ Henryka Socha oraz uczniowie Zespołu Szkół Politechnicznych im. Powstańców Wielkopolskich w Śremie Magda Stachowiak i Marcin Parzy przygotowali krótki program okolicznościowy, w którym znalazła się poezja patriotyczna i przedstawienie postaci kolejnego śremskiego powstańca wielkopolskiego, Tomasza Szuberta. Tradycyjnie w styczniu lub na początku lutego organizowane są spotkania pokoleń potomków powstańców wielkopolskich. W tym roku odbyło się ono 6 lutego, a organizatorami byli: TMZŚ, ZSP i organizacje kombatanckie. W auli Zespołu Szkół Politechnicznych noszącego imię powstańców wielkopolskich zebrały się poczty sztandarowe, potomkowie śremskich powstańców wielkopolskich, przedstawiciele władz miasta i powiatu, zaprzyjaźnionych instytucji, organizacji pozarządowych oraz szkół. Spotkanie rozpoczęła wiązanką pieśni patriotycznych Marysia Andrzejczak z Zespołu Szkół Katolickich, która rok wcześniej, wraz z koleżanką, zdobyła Puchar Grand Prix VIII Festiwalu Pieśni Patriotycznej Powiatu Śremskiego. Jej występ wokalny, wspierany przez Dorotę Józefiak, wprowadził zebranych w odpowiedni do tematu nastrój. Następnie Henryka Socha krótko przypomniała śremskich powstańców, których syl-
wetki były przedstawiane w latach poprzednich. Byli to m.in. mjr Stefan Chosłowski, ks. Jan Beisert, dr Seweryn Matuszewski, Daniel Kęszycki, Czesław Klaczyński, Bohdan Radomski. W tym roku szerzej omówiła powstańcze i wojenne losy Tomasza Szuberta, którego zgodnie z jego wolą pochowano w pobliżu pomnika powstańców wielkopolskich na śremskim cmentarzu parafialnym przy jednostce wojskowej. Wykład poparty był oryginalnymi fotografiami z tamtych lat. Tomasz Szubert (1899-1962) urodził się w Śremie, w wielodzietnej rodzinie rzemieślniczej. Po ukończeniu szkoły powszechnej wstąpił do szkoły podoficerskiej w Bobrujsku. Jako 18-latek został powołany do armii niemieckiej. W 1918 roku wrócił do Śremu i brał udział w powstaniu wielkopolskim, walcząc o Leszno, Kąkolewo i Pawłowice. Jako ochotnik zgłasza się do Wojska Polskiego i z 1. Pułkiem Strzelców Wielkopolskich bierze udział w obronie Lwowa, potem Warszawy. Za swą postawę odznaczony został Krzyżem Walecznych, Odznaką Honorową „Orlęta” i Medalem Niepodległości. Pośmiertnie Uchwałą RP z dnia 30 lipca 1964 roku otrzymał Wielkopolski Krzyż Powstańczy. Ciężko przeżył też II wojnę światową. W 1939 i 1940 roku był kilkakrotnie aresztowany, skonfiskowano jego majątek, w końcu wysiedlono. Wraz z rodziną (żoną i dwójką dzieci) ukrywał się w wielu okolicznych miejscowościach. W 1942 roku wstąpił do Armii Krajowej. W styczniu 1943 roku został aresztowany i osadzony kolejno w Poznaniu, Żabikowie i obozie w Mauthausen. Oswobodzony 8 maja 1945 roku wstąpił do Armii Andersa. Był w 2. Korpusie Wartowniczym w San Domenico. Z obozu repatriacyj57
99. rocznica powstania wielkopolskiego. Śremscy powstańcy we wspomnieniach
nego we Włoszech wrócił do domu w grudniu 1945 roku. Trudy wojny sprawiły, że zmarł w 1962 roku w wieku 63 lat. Później uczniowie ZSP pod kierunkiem Beaty Sarnowskiej-Czajki i Anny Pelińskiej-Kopruckiej przedstawili interesujący słowno-muzyczny montaż historyczny pt. Wspomnienia, który nawiązywał do początków wybuchu powstania w Poznaniu i podkreślał szczególną rolę Ignacego Paderewskiego. Na zakończenie wspólnie odśpiewano pieśń powstańczą Gdy szedłem raz od Warty. Jako pierwszy z gości wystąpił starosta Zenon Jahns, który zwrócił uwagę na ogromne znaczenie takich spotkań historycznych, szczególnie dla młodzieży. Podkreślił, jak bardzo ważne są w historii tradycja i pamięć, a także znaczenie uczestnictwa śremskich kombatantów, jak i wszystkich mieszkańców w lokalnych uroczystościach patriotycznych. Kolejny gość, Tomasz Pawłowski, prezes Komitetu Rodzin Powstańców Wielkopolskich, to potomek majora Stefana Chosłowskiego. Rozpoczął swoje wystąpienie cytatem „Taka Polska – jakie narodu chowanie”, dziękując za uczestnictwo w spotkaniu przede wszystkim młodzieży i kombatantom. Podkreślił, jak bardzo strategiczną rolę odegrał Śrem, zdobywając ogromną ilość broni, tak potrzebną w dalszych działaniach powstańczych. Zbigniew Świetlik opowiedział o swoim dziadku i jego inspirujących działaniach przygotowujących śremian do powstania. O pierwszym Polskim Sejmie Dzielnicowym, który obradował w dniach 3-5 grudnia 1918 roku w Poznaniu, mówił dr Kazimierz Krawiarz – przedstawiciel Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego w Poznaniu. Odczytał ówczesną listę delegatów
na Sejm Dzielnicowy z okręgu poznańskiego, m.in. ze Śremu i okolic. Dodał, że w WTK jest pomysł, aby w 100. rocznicę obrad Sejmu odbyć spotkanie potomków tamtych uczestników. Przekazał także, że z Krzysztofem Budzyniem opracowują różne materiały na 100-lecie powstania. Głos zabrał też Krzysztof Budzyń – śremski regionalista, zapowiadając wydanie książki o nieznanych faktach i ludziach z tamtych czasów w Śremie. Pięknie wspominał dr. Seweryna Matuszewskiego jego prawnuk, Krzysztof Domian – historyk mieszkający w Poznaniu, który przekazał nam kilka interesujących szczegółów na temat powstania w Śremie oraz materiały historyczne z lat 20. i 30. XX wieku. Na zakończenie prezes TMZŚ Jerzy Naskręt podkreślił, jak wielu powstańców walczyło później w obronie Lwowa, w wojnie polsko-bolszewickiej i w II wojnie światowej. Poinformował też zebranych, że Towarzystwo wystąpiło z apelem do śremskich rodzin powstańców o zgłaszanie grobów swych dziadków, aby można było oznaczyć je odpowiednim emblematem powstańczym. Podziękował wszystkim uczestnikom uroczystości oraz tym, którzy przygotowali spotkanie. Po odśpiewaniu hymnu państwowego i wyprowadzeniu sztandarów zakończono oficjalną uroczystość. Po spotkaniu delegacje indywidualnie mogły złożyć kwiaty pod śremskimi pomnikami poświęconymi powstańcom wielkopolskim (przy szkole, na cmentarzu parafialnym, w parku pod Doboszem).
Delegacja TMZŚ pod Doboszem
Wystąpienie K. Krawiarza
58
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Alina Kucharska
Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji Św. Augustyn miał kiedyś powiedzieć: „Ludzie, nauczcie się tańczyć, bo aniołowie w niebie nie będą wiedzieli, co z Wami zrobić”. Z pewnością z członkami Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego nie będą się nudzić, bowiem już od 35 lat zespół ten rozsławia polski folklor zarówno w kraju, jak i poza granicami, a jego szeregi zasilają kolejne pokolenia uczniów i studentów nie tylko poznańskiej AWF. Działalność zespołu to nie tylko sceniczne występy. To pasja, która łączy ludzi z różnych środowisk, w różnym wieku, o różnych zainteresowaniach i o różnym stopniu tanecznych umiejętności. W jego skład wchodzą bowiem zarówno ci, którzy doświadczenie w tańcu, nie tylko tym ludowym, posiadają, jak i ci, którzy dotychczas nie mieli z tą formą aktywności fizycznej styczności. Członkowie, którym być może nie byłoby dane spotkać się w żadnym innym miejscu i czasie, tworzą zgraną ekipę, spędzającą ze sobą mnóstwo czasu nie tylko na próbach i koncertach oraz podczas innych akcji, ale również prywatnie. Zespół jest obecny podczas najważniejszych chwil życia swoich tancerek i tancerzy, tych radosnych, ale też i tych smutnych.
wcześniej na tej uczelni, m.in. na przełomie lat 70. i 80. zespołu Wiwaty, który prowadzony był przez szefową Zakładu Tańca dr Olgę Kuźmińską i współpracownice Hannę Popielewską i Irenę Jawor. Sam otarł się o wielką historię, bowiem do jego powstania przyczyniło się wprowadzenie stanu wojennego, w wyniku którego rozwiązano dotychczas działające na uczelni zespoły. W kwietniu lub maju 1982 roku do prorektora Andrzeja Koniarka zwrócili się studenci, którzy chcieli, aby zespół ponownie zaczął funkcjonować na uczelni. Tym razem na jego czele stanął prowadzący wcześniej zajęcia ze studentami, w zastępstwie za I. Jawor, Dariusz Majchrowicz. W 1982 roku powstał Zespół Tańca Ludowego AWF. Kolejny element nazwy – „Poznań”, na którego użytkowanie zespół otrzymał zgodę Urzędu Miasta – pojawił się oficjalnie w 1994 roku1. Początkowo ogłoszono konkurs na nazwę. Nagrodą miał być udział w zagranicznym wyjeździe zespołu. Propozycje były jednak tak dziwne, że ostatecznie nie zdecydowano się na wybór żadnej z nich2. Pomysłodawcą, by zespół nosił nazwę miasta, które reprezentuje, był jeden z członków zespołu, Przemysław Kwarta, dziś pracownik Zakładu Tańca i Fitnessu3.
Jak się to wszystko zaczęło
Zespołowe życie
Historia obecnego zespołu AWF-u ma kilka ciekawych wątków, o których nie wiedzą nawet jego członkowie. Zespół kontynuuje tradycje podobnych instytucji funkcjonujących
Początek nowego sezonu wyznacza miesiąc październik, otwierający także nowy rok akademicki. Wznawiane są po wakacjach próby grupy zaawansowanej na sali gimnastycz-
1 Archiwum ZTL, Pismo z dn. 8 lutego 1994 r. skierowane do Urzędu Miasta Poznania z prośbą o akceptację nowej nazwy Zespołu. 2 Archiwum ZTL, Pismo z dn. 1990 r. informujące o zebraniu komisji mającej wybrać nazwę spośród 35 złożonych propozycji. 3 Wywiad z Dariuszem Majchrowiczem, 3 lipca 2015 r.; Archiwum ZTL, Opis działalności zespołu (1992 r.); Rada Artystyczna Studenckich Zespołów Pieśni i Tańca, grudzień 1985 r.; Charakterystyka Zespołu Tańca Ludowego przy AWF Poznań.
59
Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji
nej Domu Studenckiego AWF przy Rondzie Rataje oraz tworzona jest grupa początkująca, złożona z uczniów i studentów szkół, a także poznańskich uczelni wyższych, jak i osób już pracujących. Są wśród nich również studenci AWF, z których część po pierwszym semestrze, po zaliczeniu zajęć, odejdzie. Z prób zrezygnują również ci, którzy uznają, że taniec ludowy nie jest tym, czego poszukują, a także ci, którzy nie wierząc we własne siły, stwierdzą, że nie podołają nauce kolejnych kroków. Wielu jednak zostanie, by rozpocząć przygodę, która odmieni ich życie. Tak było w moim przypadku.
Jedna z wielu ludowych lekcji, 2016. Fot. ze zbiorów Przedszkola „Pluszowy Miś”
Do zespołu dołączyłam w 2010 roku, nie mając absolutnie żadnego doświadczenia w tańcu ludowym ani też w żadnym innym. W ogóle aktywność fizyczna nie była moją mocną stroną. Ale był to okres w moim życiu, w którym poszukiwałam czegoś nowego. Udzielałam się trochę w miejskim wolontariacie, pomagając w przeprowadzaniu takich imprez jak konferencja klimatyczna czy otwarcie stadionu miejskiego. Kilka miesięcy wcześniej ukończyłam kurs dla przewodników miejskich w Kole Przewodników PTTK im. Marcelego Mottego w Poznaniu oraz zdałam, za pierwszym razem, dwudniowy czteroczęściowy egzamin w Urzędzie Marszałkowskim, który ostatecznie potwierdzał uzyskane przeze mnie umiejętności przewodnickie. Miałam już także za sobą kilka oprowadzonych wycieczek. ZTL „Poznań” AWF znałam już wcześniej z organizowanego przez zespół festiwa60
lu – Światowego Przeglądu Folkloru „Integracje”, który co roku odbywał się, i odbywa nadal, w sierpniu. Przez cztery lata byłam widzem zachwyconym efektami pracy kilkudziesięciu osób, członków zespołu, które podejmowały tancerzy i muzyków z całego świata. Stałym punktem sierpniowych imprez w moim kalendarzu był koncert finałowy, co roku odbywający się w innym miejscu Poznania. Pewnego roku jednak postanowiłam wybrać się do parku Wilsona, gdzie w tamtejszej muszli koncertowej zespoły po raz pierwszy prezentują się przed poznańską publicznością. Podczas koncertu inauguracyjnego wśród widzów można było spotkać tancerki w strojach ludowych, które rozdawały ulotki informujące o naborze do zespołu. Ta niewielkich rozmiarów kartka z kolorowymi zdjęciami przedstawiającymi roześmianych członków zespołu podczas koncertów, sesji zdjęciowych i wyjazdów stała się impulsem do podjęcia decyzji, o którą nikt by mnie wcześniej nie podejrzewał, nawet ja sama – o przystąpieniu do zespołu ludowego. Przypadek również sprawił, że znałam osobę, która w zespole wcześniej się udzielała, a po przerwie, właśnie w 2010 roku, chciała do niego wrócić. Poznałyśmy się na kursie dla przewodników miejskich. Każdy nowy sezon poprzedza spotkanie informacyjne, podczas którego chcący wstąpić do zespołu mogą spotkać się z Dariuszem Majchrowiczem i poznać podstawowe informacje o działalności zespołu, próbach, wyjazdach i festiwalu. Mogą również usłyszeć pierwsze anegdotki o tym, skąd się biorą przezwiska tancerzy (często pochodzą od imion i nazwisk, będąc ich skrótami, bądź powstają w wyniku skojarzeń lub ich początek wyznaczają przypadkowe sytuacje), o najlepszych tancerzach, którzy doszli do mistrzostwa dzięki swojemu uporowi, choć startowali od zera i nic z początku nie wróżyło sukcesu, wreszcie o wypadkach na występach (np. doczepianych przez tancerki warkoczach, które nagle ku przerażeniu widzów oddzielały się od właścicielek i lądowały na scenie bądź też, gdy rozmach był większy, leciały w publiczność). W podobnym spotkaniu udziału nie wzięłam. Do grupy początkującej dołączyłam nieco później, gdy próby już trwały. W spodniach dresowych i trampkach,
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
wkrótce zastąpionych przez spódniczkę i baletki, rozpoczęłam naukę pierwszych kroków, otwierając tym samym nowy etap swojego życia, który trwa nadal już ósmy rok. Zaczynałam jak wielu innych, zupełnie od podstaw, ucząc się kolejnych kroków, próbując niezdarnie naśladować kierownika i choreografa zespołu oraz jego asystentkę. Próby odbywają się cztery razy w tygodniu, po dwie dla grupy początkującej (wtorki i czwartki) i zaawansowanej (poniedziałki i środy), w godzinach wieczornych. „Młodzi” zapoznają się z ćwiczeniami z zakresu klasyki oraz krokami z poszczególnych układów, które wykonują indywidualnie, a następnie w parach, przy sprzyjających okolicznościach mieszanych. Już od pierwszych prób uczą się nie tylko samego tańca z partnerem/partnerką, ale także współpracy. Ważne jest nie tylko to, jakie należy zastosować trzymanie czy gdzie właściwie postawić nogę, aby przesunąć się do przodu, a nie w bok, ale przede wszystkim ważny jest kontakt wzrokowy z drugą osobą. Nie jest to łatwa sztuka. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Podobnie jest z krokami. Jednym nauka przychodzi łatwiej, inni na przyswojenie kroków potrzebują dużo więcej czasu, nawet kilku lat. Ale „młodzi” nie są pozostawieni sami sobie, bowiem mogą liczyć na – a przy okazji także poznać – „starych”.
Wigilia zespołowa, 18 XII 2017. Fot. Alina Kucharska
Udział w próbach młodej grupy dla doświadczonych tancerzy nie jest obowiązkowy, ale ja, jak i jeszcze kilka innych osób, nadal w nich uczestniczę (i tak już od ośmiu lat!), służąc radą i pomocą, dodając otuchy i zapew-
niając, że po to jestem, by ich poprowadzić, pokazać krok, pociągnąć w tańcu. Nie mam im za złe, gdy po raz kolejny przez przypadek mnie nadepną. Uspokajam, gdy myślą, że się z nimi męczę. Jak trzeba (a czasem się to zdarza) z boku, indywidualnie ćwiczymy cierpliwie krok (przeważnie jest to krok oberka), który sprawia największą trudność. Tak jak osiem lat temu, tak i teraz dzielę swój czas pomiędzy studia, pracę i zespół, jak wielu innych. Mieszkam blisko akademika, w którym odbywają się próby, bliżej ode mnie mieszkają jedynie studenci zakwaterowani w Domu Studenckim AWF, więc udział w próbach, nawet czterech w tygodniu, nie jest problemem. Wręcz przeciwnie! Próby wieńczą dzień. Czekam kilkanaście godzin na to, by wstać od komputera i trochę się poruszać. To, bez czego nie byłoby tancerza ludowego, to strój, a moment odwiedzin w magazynie, gdzie są przechowywane, jest prawdziwie ekscytujący dla przyszłych tancerzy, zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi czas na dobieranie strojów po raz pierwszy, choć jeszcze niekoniecznie na koncert, jak to było w moim przypadku, ale na imprezę, którą uświetnić mamy swoją obecnością. Powodem, dla którego po raz pierwszy założyłam strój ludowy, była uroczystość wmurowania aktu erekcyjnego pod nowy budynek AWF, a zaraz później targi edukacyjne na MTP, gdzie rozdawaliśmy ulotki informujące o zespole. Było to w 2011 roku. Moim pierwszym strojem był tak dobrze znany strój krakowski. Obecnie jedna z pierwszych okazji założenia stroju ludowego przychodzi już w grudniu, podczas kursów Świątecznej Bimby przemierzającej ulice Poznania. Zespół od kilku lat uczestniczy w tej przedświątecznej akcji, śpiewając kolędy i pozując do wspólnych fotografii z najmłodszymi poznaniakami. Zarówno „starzy”, jak i „młodzi” muszą się zapisać na jedną z trzech tur, które trwają po dwie godziny. Na godzinę przed wyruszeniem w trasę przyszli tancerze wkraczają w nową przestrzeń – do magazynu zespołu, nad którym od 1998 roku czuwa Anna Startek, technik odzieżowy. Poznają stroje, ich elementy, bieliznę i dodatki, sposób pakowania i rozliczania się po akcjach i koncertach. Pani Ania cierpliwie powtarza 61
Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji
obowiązujące w magazynie zasady każdemu kolejnemu rocznikowi, z drobną pomocą „starych” tancerzy. Do magazynu przychodzi się nie tylko po to, by załatwić sprawy związane ze strojami, ale po prostu na pogaduchy. Pani Ania wysłucha każdego i z pewnością przez te kilkanaście lat poznała niejedną tajemnicę. Kilkuletnią już tradycją jest także nasz udział w Szlachetnej Paczce, wydarzeniu z ludowizną nie mającego związku, ale niezwykłego, pozwalającego pomóc innym. W przygotowywanie świątecznych paczek włączają się nie tylko tancerze, lecz również pracownicy AWF, ale to właśnie członkowie zespołu w strojach ludowych odwiedzają przed świętami wybraną rodzinę. Ważne jest, by rodzina chciała poznać tych, którzy zobowiązali się do dostarczenia potrzebnych produktów. Coroczna mobilizacja tancerzy i pracowników pozwala zaspokoić podstawowe potrzeby, a nieraz i spełnić drobne marzenia osób zgłaszających się do tego projektu. Wizytom tym co roku towarzyszą wielkie zaskoczenie, wzruszenie i radość. W roku 2015 paczki z AWF-u dotarły do samotnej matki, starszej już kobiety, która opiekowała się niepełnosprawną córką. Wzruszeniom nie było końca, gdy kolejne zapakowane w kolorowy papier paczki odkrywały swoją zawartość. Spędziliśmy z paniami nieco czasu, śpiewając kolędy i pomagając uporządkować te tak cenne dla obu adresatek dary. Spotykamy się nie tylko podczas prób i występów, ale i prywatnie. Grudzień to także wigilie i zespół nie jest tu wyjątkiem. Tuż przed świętami nasze ostatnie spotkanie odbywa się właśnie przy wigilijnym stole. A właściwie kilku, bo zbiera się tego dnia całkiem spora grupa kilkudziesięciu osób, które wspólnie szykują jedną z sal w gmachu głównym AWF-u, przygotowują jedzenie, na które składają się świąteczne potrawy. Nie może zabraknąć choinki, kolęd, łamania się opłatkiem i oczywiście prezentów wręczanych przez Gwiazdora i jego Śnieżynki. Atmosfera iście rodzinna. A w nowym roku przychodzi czas na oddawanie wypranej i wykrochmalonej bielizny (pod pojęciem bielizny rozumiemy koszule, halki, chusty i fartuszki). Należy to zrobić jak najszybciej, ale często musi minąć dużo więcej czasu, nim bielizna ładnie wyprasowana 62
i złożona wróci do magazynu. W tym okresie uczestniczymy nie tylko w próbach. Jest to także sezon koncertowy, podczas którego prezentujemy pojedyncze układy na imprezach targowych czy festynach bądź też prywatnych imprezach firmowych lub rodzinnych, które nierzadko połączone są z zabawą, ale także zdarzają się większe koncerty z kilkoma układami. Występujemy dla publiczności w wielu miejscach, także na sali gimnastycznej, na której ćwiczymy. Od czasu do czasu zapraszamy zagranicznych studentów na spotkania z polskim folklorem, podczas których nie tylko mogą posłuchać ciekawostek o strojach czy instrumentach używanych przez członków kapeli, ale także spróbować swoich sił w tańcu. Wspólnie potańczyć z nami mogą również przedszkolaki i uczniowie w czasie ludowych lekcji. Znając terminy i układy, które mają zostać zaprezentowane, dobieramy sobie stroje, buty oraz nakrycia głowy. Zespołowe stroje reprezentują kilkanaście regionów z całego kraju, od Kaszub po góry i od Wielkopolski po Rzeszowszczyznę. Regionalizm wyraża się ponadto w ich wykonaniu. Dba się o ich jakość, ale także o cenę. Najczęściej są one wykonywane ręcznie w lokalnych wytwórniach bądź spółdzielniach o długich tradycjach, takich jak np. spółdzielnie artystyczne w Krakowie – „Wyspiański” czy „Perfekt”. Nie wszystkie kostiumy wykonane zostały dla ZTL „Poznań” AWF. Te najstarsze obecny zespół odziedziczył po innych grupach. Na przykład strój łowicki, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich strojów, który liczy około 50 lat, jest więc najstarszym strojem, jaki posiada zespół. Mimo półwiecza jest w dobrym stanie. Damski strój jest ponadto najcięższym, ważącym około 6 kg. Zespół stara się co jakiś czas wzbogacać prezentowany repertuar oraz kupować nowe stroje. Na początku XXI wieku wykonany został osobiście przez Annę Startek, która wzorowała się na oryginalnych elementach z lat 30. XX wieku, strój z okolic Spisza. Wielkopolskę reprezentuje strój z okolic Krobi, zakupiony przez zespół w 1986 roku. Charakterystycznym elementem jest damski czepiec oraz kryza, które po 30 latach przeszły gruntowną renowację. W 2016 roku przed szeroką publicznością zaprezento-
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
wany został nowy układ, a z nim i nowe stroje z regionu kaszubskiego, pochodzące oczywiście z lokalnej pracowni4. Czasami jednak zdarza się, że zamówione stroje nie docierają na czas. Wówczas braki można uzupełnić, wypożyczając je od innych, zaprzyjaźnionych zespołów ludowych. Sytuacje takie mają miejsce również wtedy, gdy planowane są układy na więcej niż 8 par lub też w przypadku, gdy zespół wcale nie posiada strojów, ale ma opracowaną choreografię danego układu. Tak było w 2011 roku podczas przygotowań do Koncertu Rodzinnego i scenicznego debiutu mojego rocznika. Wśród prezentowanych układów, które do dzisiaj są przez zespół tańczone, znalazł się układ z regionu kurpiowskiego, do którego należało wypożyczyć stroje od Zespołu Pieśni i Tańca „Łany” z Uniwersytetu Przyrodniczego5. Jedna z ostatnich prób przed koncertem, która miała miejsce na sali gimnastycznej, była próbą otwartą dla publiczności. Tancerze mogli wówczas zatańczyć w strojach (choć bez bielizny). Stroje kurpiowskie nie dotarły na czas. Mogliśmy je zobaczyć i przymierzyć dopiero po próbie. Zanim jednak mogłam po raz pierwszy zaprezentować się przed kimś więcej niż tylko członkami grupy, musiałam nauczyć się układu, więc go sobie… rozrysowałam. Z mojego scenicznego debiutu pamiętam najbardziej trzęsące się nogi i słowa, jakie wypowiedziałam do mojego partnera, aby mnie trzymał. Najważniejsze, że przeżyłam. Młoda grupa przestaje istnieć wraz z nadejściem wiosny. Jest to znak, że czas na wspólny kilkudniowy wyjazd na obóz szkoleniowy, podczas którego większość czasu spędzamy na sali gimnastycznej położonego nad jeziorem, wśród lasów Ośrodka Rekreacyjnego „Wielkopolska” w Rudnie pod Wolsztynem. Moje pierwsze Rudno stało pod znakiem przygotowań do Koncertu Rodzinnego. Młodzi, oprócz uczestnictwa w próbach, mają jeszcze jedno zadanie. Muszą wkupić się w szeregi zespołu.
A mogą to zrobić, wymyślając scenkę, np. parodię próby, jak zrobił to mój rocznik, grę lub coś innego, co mogą zaprezentować przed starą grupą. Jeżeli scenka zostanie zaakceptowana, młodzi stają się oficjalnie pełnoprawnymi członkami zespołu, grupy koncertowej.
Przerwa między próbami, obóz w Rudnie, 2016. Fot. z Archiwum ZTL
Najbardziej pamiętnym obozem był ten z 2013 roku, kiedy trwały ostatnie przygotowania do koncertu z okazji 30-lecia zespołu. Odbył się w lutym. Śniegu było po kostki, a zimno do tego stopnia, że na sali gimnastycznej były tylko osoby, których układ akurat wymagał ćwiczenia. Reszta chowała się w pokojach, szukając ciepła pod kołdrami, kocami i tym, co kto miał pod ręką.
4 Wywiad z Anną Startek, 18 czerwca 2015 r. Zob. także Archiwum ZTL, Pismo z dn. 15 listopada 2007 r. do kanclerza Andrzeja Nowakowskiego z prośbą o wyrażenie zgody na zakup strojów opoczyńskich i elementów innych strojów. 5 Zob. także Archiwum ZTL, Pismo z dn. 4 listopada 1985 r. skierowane do Regionalnego ZPiT Cepelia – Poznań z prośbą o wypożyczenie strojów górali śląskich; Archiwum ZTL, Pismo z dn. 2 października 1991 r. skierowane do ZPiT Wielkopolska z prośbą o wypożyczenie jednej pary stroju żywieckiego.
63
Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji
W Rudnie mamy wszystko, czego potrzeba – salę gimnastyczną, domki z pokojami wieloosobowymi, stołówkę z masłem zmrożonym na kość i dmuchawami ogrzewającymi wnętrze, i masło, ciepłym powietrzem. Przy stole siedzi po 12 osób, ale dla wszystkich wystarcza smakołyków serwowanych przez tamtejszą kuchnię. I zawsze można iść po dokładkę. A wieczorami, po próbach, kontynuujemy nasze tańce, hulanki i swawole w „Ewce”, klubie, gdzie bawić można się do rana, byleby wstać na poranną próbę. To intensywne życie, gdzie nie liczy się nic prócz tańca ludowego, bo problemy dnia codziennego pozostawiamy przed bramą ośrodka, trwa zwykle 4 dni, gdzieś u progu wiosny. Po połączeniu grup przed „młodymi” otwierają się nowe możliwości. Poznać mogą życie zespołu i liczne inicjatywy, w które zespół się angażuje. Teraz także oni mogą wziąć w nich udział. Przez kilka lat mojego pobytu uzbierało się punktów w mieście (bo zespół to nie tylko krajowe i zagraniczne wyjazdy), w których tańczyliśmy, śpiewaliśmy, zapraszaliśmy do wspólnej zabawy bądź rozdawaliśmy ulotki. Zespół daje możliwość poznania lepiej własnego miasta. Choć jestem przewodnikiem miejskim, to nadal odkrywam w Poznaniu nowe okolice, obiekty i ludzi tam pracujących. Wśród miejsc, w których gościliśmy, są MTP wraz z Salą Ziemi, gdzie w 2013 roku odbył się koncert z okazji 30-lecia zespołu, MDK przy Drodze Dębińskiej, hotel Blow Up Hall, Dom Żołnierza, siedziba Fundacji Barka na Zawadach, aula UAM, liczne przedszkola i szkoły itd. No i oczywiście wszystkie miejsca związane z festiwalem, którego zespół jest gospodarzem. Co jakiś czas potrzeba również osób, by jako delegacja reprezentowały zespół podczas ślubów swoich członków. Młodzi mają szansę wziąć udział także w koncercie jubileuszowy, nawet jeżeli nie pozwalają na to jeszcze umiejętności taneczne. Przede wszystkim mogą pomagać w obsłudze wydarzenia. Każda para rąk podczas koncertów czy to jubileuszowych, czy festiwalowych jest
potrzebna. Koncert z okazji 35-lecia (10 marca 2018 roku) był drugim moim jubileuszem. Przygotowania do pierwszego, który miał miejsce w 2013 roku, były dla mnie trudne. Długo przyzwyczajałam się do atmosfery panującej w zespole. Sporo również czasu minęło, nim naprawdę zaczęłam cieszyć się tańcem, nim ta radość zapanowała nad nieopuszczającym mnie uczuciem, że na pewno coś nie wyjdzie lub odwiecznym pytaniem „co jest po czym?” w układzie. Nie dawała mi spokoju myśl, że spadnę ze sceny (co się na szczęście nigdy nie zdarzyło, choć na samej scenie wylądowałam z moim partnerem: wchodząc na nią, wpadliśmy w jakąś dziurę). Tym razem przypadł mi w udziale układ z regionu przeworskiego, którego najtrudniejszym elementem dla mnie były obroty. Ćwiczyłam je zatem na boku, by wyglądały jak najlepiej, by nie robić ich „na pijanego zająca”6. Sezon prób kończy się w czerwcu wraz z końcem roku akademickiego. To jednak nie oznacza, iż rozstajemy się na długo, przynajmniej nie zawsze. Wszak jest to początek wakacji, okresu dla zespołu również bardzo pracowitego. Gdy mowa o zespołach ludowych, zawsze pojawia się wątek podróży. To one dają możliwość zwiedzenia świata, w dość nietypowy sposób, za bardziej przystępną cenę. Poza koncertami jest przecież także czas wolny, z którym coś trzeba zrobić. Nieraz wypełniają go organizatorzy festiwali, ułatwiając gościom dostęp do lokalnych atrakcji. Innym razem sami poszukujemy ciekawych miejsc i form spędzania czasu. Zespół co roku stara się wyjechać na co najmniej jeden zagraniczny festiwal7. Najczęściej jest to Europa (często Bałkany i nasi południowi sąsiedzi), ale zdarzają się także dalsze podróże, na inne kontynenty. W wyjazdach tych mogą brać udział również „młodzi”. Już w pierwszym roku swojego pobytu w zespole. Mimo że spędziłam w zespole już siedem lat, to dotychczas udało mi się wziąć udział w trzech zagranicznych wyjazdach. Pierwszy raz dopiero w 2014 roku na Słowacji. W roku następnym wzięliśmy udział
Jeden z wielu zwrotów używanych przez dyrektora i choreografa Dariusza Majchrowicza. Od 1985 roku, kiedy odbył się pierwszy zagraniczny wyjazd zespołu do Holandii na zaproszenie Academie voor Lichamelijke Opvoeding w Groningen. 6 7
64
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
w festiwalu organizowanym w niewielkiej miejscowości Võru w Estonii. Rok 2016 był dla mnie najbardziej intensywny. Zagościliśmy wówczas na dwóch festiwalach – w Niemczech i na Węgrzech.
Festiwal w Estonii, lipiec 2015. Fot. z Archiwum ZTL
Próby rozpoczynają się na kilka dni przed wyjazdem. Jest zatem niewiele czasu na opanowanie nowego układu. Wyzwaniem pod tym względem był dla mnie wyjazd do Estonii, kiedy musiałam nauczyć się układu z okolic Łowicza. Co więcej, układ ten tańczony jest w strojach łowickich, tych najstarszych i najcięższych. W układzie pojawiają się elementy mazura i oberka (ulubionego kroku młodych tancerzy). Uczyłam się go wspólnie z moim partnerem, który również wcześniej go nie tańczył. Prób jednak było zbyt mało, żeby dobrze zapamiętać kolejność poszczególnych kroków i figur (o technice nie wspominając). Wykorzystywaliśmy wolne chwile na wyjeździe, by poćwiczyć. Jedna z takich prób miała miejsce na korytarzu estońskiej szkoły, w której organizatorzy ulokowali nas przed występem.
Czas na „Integracje”! Największym przedsięwzięciem, jakiego podejmują się członkowie zespołu, jest organizacja Światowego Przeglądu Folkloru „Integracje” odbywającego się co roku w sierpniu w Poznaniu, którego organizatorem jest Aka-
demia Wychowania Fizycznego, zaś gospodarzem ZTL „Poznań” AWF. To członkowie zespołu, zarówno obecni, jak i byli, zapewniają jego obsługę, dzieląc się obowiązkami, starają się, by gościom ze wszystkich zakątków globu niczego nie zabrakło – od żywności i miejsca do spania po atrakcje w czasie wolnym. Jego historia rozpoczęła się w 2000 roku w… Katowicach, gdzie odbywał się Międzynarodowy Studencki Festiwal Folklorystyczny, którego D. Majchrowicz był dyrektorem artystycznym od 1984 roku. Zyskał tam doświadczenie organizacyjne, a także wprowadził elementy, które następnie przejęły „Integracje”. Co roku do Katowic jechała ekipa pomagająca w organizacji imprezy, składająca się z dźwiękowców, inspicjentów, oświetleniowców. W 2000 roku było to prawie 60 osób. Pewnego razu ktoś zadał proste pytanie: dlaczego nie zorganizować takiej imprezy w Poznaniu? Zespół otrzymał niewielkie dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego i ze Starostwa. W czerwcu na udzielenie wsparcia zdecydował się rektor AWF Jerzy Smorawiński. Pierwszymi uczestnikami były zespoły z Czech i Słowacji. Pierwszy finał odbył się w parku Sołackim. Od samego początku zespoły jeździły do innych miast, m.in. do Leszna i Wągrowca. Poza gośćmi zza południowej granicy sprowadzono także zespół grający muzykę afrykańską, który jechał z Krakowa do Szczecina. Zagrali za nocleg. Obok mieszkańców Afryki wystąpiło, za paliwo, stowarzyszenie odtwarzające muzykę indiańską8. Z czasem dołączyły kolejne miasta9. W 2005 roku po raz pierwszy nad Jeziorem Maltańskim rozegrano turniej sportów tradycyjnych, podczas którego goście poznali kaszubską grę – pierścieniówkę10. Nieodłącznymi elementami festiwalu są ekumeniczna msza w kościele Wszystkich Świętych na Grobli, przemarsz przez ul. Półwiejską z pokazami tańca na ulicy i w Starym Browarze oraz koncert inauguracyjny w parku Wilsona. Zwieńczeniem całości jest koncert finałowy, co roku
Wywiad z Dariuszem Majchrowiczem, 3 lipca 2015 roku. Zob. też „AWF Press” 2011, nr 6. W 2015 roku odwiedziliśmy siedem miast. Zob. np. M. Nawrocka-Leśnik, Dotknij folkloru. 15. Światowy Przegląd Folkloru Integracje, „IKS” 2015, nr 8, s. 11. 10 kar, Fascynujący folklor, „Głos Wielkopolski” 2005, nr 184, s. 9. 8
9
65
Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji
organizowany w innym miejscu Poznania. Wydłużył się także czas trwania imprezy. W 2017 roku było to już 11 dni, co czyni festiwal jednym z najdłuższych na świecie. Jest też jedną z najważniejszych letnich imprez kulturalnych w Poznaniu11. Co roku bierze w nim udział około 300 tancerzy z całego świata12. O „Integracjach” „młodzi” słyszą już podczas spotkań informacyjnych na początku sezonu prób, w październiku. I najlepiej, gdy od razu zarezerwują sobie czas na to wydarzenie. Każdy członek zespołu ma na festiwalu swoją funkcję. Panowie trafiają do grupy technicznej, natomiast panie mają więcej możliwości w sprawdzeniu swoich sił – w recepcji, promocji, intendenturze, pilotażu, scenografii, produkcji. Jest to struktura hierarchiczna, jak nas informowano na początku naszej drogi. Każda nowa dziewczyna przejść musiała przez recepcję. Recepcja to połączenie służb sprzątających i informacyjnych. Tak to można ująć najkrócej. Ale zakres obowiązków zmieniał się w ciągu tych kilku lat. Podczas naszych kilku pierwszych festiwali było naprawdę dużo sprzątania. Pamiętne było sprzątanie sali gimnastycznej, która na czas trwania festiwalu zamieniana jest na stołówkę (połowa sali, druga połowa nadal służy próbom). Musiałyśmy zamieść, a następnie umyć podłogę. Pomagałyśmy również na stołówce przy wydawaniu posiłków oraz w sprzątaniu po jedzeniu. Sporo zatem czasu spędzałyśmy na sali gimnastycznej. Każdego wieczoru odbywała się odprawa, podczas której szefowa recepcji przedstawiała grafik na dzień następny – kto myje korytarz wiodący do sali gimnastycznej z rana, kto jest na stołówce podczas śniadania, obiadu i kolacji, która z nas ma dyżur w recepcji (dyżurowałyśmy parami, zmieniając się co dwie godziny), które w danym dniu jadą wraz z zespołami do miast, miejsc koncertów, by rozdawać ulotki lub sprzedawać płyty z muzyką zespołów goszczących na „Integracjach”. Nie można zapominać o sprzątaniu klubu TROPS po wieczorkach narodowych i imprezach, które
kończyły się późno w nocy. Swoją pracę nierzadko rozpoczynałyśmy o 6.30. Teraz robi to ekipa z zewnątrz. Pomagałyśmy również przy scenografii podczas przygotowań do koncertu inauguracyjnego w parku Wilson i finałowego. W parku Wilsona, gdzie inauguracja odbywa się co roku, należało rozstawić stoły i przygotować „ludową biesiadę”. Była ona przeznaczona dla zespołów, aby ich członkowie nie musieli tłoczyć się za muszlą koncertową, ale swobodnie mogli obserwować to, co dzieje się na scenie, przy okazji smakując lokalne wypieki oraz polskie jabłka. Należało zatem wszystko na stołach porozkładać, a ciasto pokroić, co było niewątpliwie najprzyjemniejszym elementem pracy, bo zawsze samemu można było co nieco skosztować. Przez kilka lat przyozdabiałyśmy sceny żółtymi kwiatami (nawłocią), które wcześniej trzeba było zebrać. Ścinałyśmy ją na Łacinie, zanim powstało centrum handlowe Posnania. W parku Wilsona towarzyszyła nam ekipa techniczna, która rozwieszała w muszli koncertowej banery instytucji i partnerów medialnych wspierających „Integracje”. Prace trwały aż do ostatnich chwil przed koncertem. Długo musiałam czekać na debiut (mnóstwo tych debiutów – a to nowy układ, impreza, strój itp.) podczas koncertu inauguracyjnego. Nastąpiło to dopiero w 2016 roku. Nie dość, że wystąpiłam w nowym miejscu, to jeszcze w nowym układzie oraz – co nie jest rzeczą częstą – w zupełnie nowym stroju. Oficjalnie zostały wówczas zaprezentowane Kaszuby, do czego przygotowywaliśmy się od dłuższego czasu. Każde wystawienie nowego układu poprzedzone jest m.in. zajęciami z instruktorami specjalizującymi się w tańcach danego regionu. W recepcji spędziłam cztery długie lata. W 2015 roku trafiłam do promocji, która odpowiedzialna jest za informowanie mediów, przygotowanie konferencji prasowej oraz akcji promocyjnych poprzedzających festiwal. Podczas jego trwania zajmujemy się dokumentacją fotograficzną. Zdjęcia po każdym dniu są zgry-
K. Sydow, Integracje 2007, „Biuletyn Informacyjny AWF” 2007, nr 3 (53), s. 10. M. Poprawska, Muzyka łączy pokolenia. Światowy Przegląd Folkloru „Integracje”, „Biuletyn Informacyjny AWF” 2012, nr 9 (67), s. 19. 11
12
66
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
wane i wyświetlane w klubie TROPS podczas wieczornych imprez, by uczestnicy mogli powrócić na chwilę do wrażeń i emocji kończącego się kolejnego pracowitego dnia. Można by pomyśleć, że jest to praca lekka, łatwa i przyjemna. Przyjemna i owszem, ale jak każde zadanie także i to niesie ze sobą trudności, z którymi trzeba się mierzyć. W przeciwieństwie do dziewczyn z recepcji osoby zajmujące się robieniem zdjęć (zwykle jest nas czwórka) jeżdżą do wszystkich miast, a więc każdego dnia aparat musi być gotowy do działania. Po powrocie, często bardzo późno, zdjęcia, których są setki, a nieraz i tysiące, muszą zostać zgrane na dysk, przejrzane i dostarczone do klubu TROPS. A sprzęt nie zawsze chce współpracować – czasem to wolno działający komputer, niekiedy problemy z połączeniem urządzeń. Często zatem nie udaje nam się zdążyć na wieczorki narodowe, które otwierają kolejne punkty w programie „Integracji”. Cenię sobie bardzo rolę fotografa na festiwalu. Wielkim plusem jest swoboda działania. Inaczej niż pilotki, które odpowiedzialne są za grupę kilkunastu bądź nawet kilkudziesięciu osób, ja pilnuję tego, by bateria w aparacie była naładowana oraz bym miała zapewniony transport, jadąc z którymś z zespołów do kolejnego miasta. Co roku jedno z miejsc w Poznaniu staje się sceną, na której odbywa się niesamowity spektakl. Przez kilkanaście lat trwania festiwalu koncert finałowy gościł w różnych, nieraz bardzo dziwnych, nieoczywistych zakątkach miasta, w jego centrum, jak też w miejscach oddalonych, ukrytych przed okiem ciekawskich turystów, a nawet samych mieszkańców. W pamięć zapadły mi dwa finały, te z 2015 i 2016 roku. Pierwszy z nich odbywał się przy zamku, w miejscu, które gości scenę praktycznie przez cały rok, od finału WOŚP w styczniu po imieniny ulicy w listopadzie. Jednak przez pogodę miejsce to stało się wyjątkowe. Sobotnie przygotowania zwieńczyła bowiem potężna ulewa, która szybko zamieniła ulice w rwące potoki. Pozostali na miejscu członkowie zespołu zmuszeni byli schronić się w wieży, do której wkrótce także zaczęła wdzierać się woda. Dawny wjazd umieszczony w wieży, wraz ze znajdującym się tam tronem cesarskim, udzielił nam schronienia, lecz wkrótce podjęto decyzję
o wyjeździe. Ewakuacji towarzyszyła próba ratowania przed zamoknięciem stroju krakowskiego, w którym następnego dnia miałam wystąpić, co ostatecznie zakończyło się sukcesem. W roku następnym udowodniliśmy sobie i całemu światu, że dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Tym razem finał zorganizowany został w starej parowozowni przy ulicy Kolejowej, miejscu zabytkowym, industrialnym, co odpowiadało hasłu, które towarzyszyło tej edycji festiwalu – „kontrasty”, oraz na co dzień niedostępnym. Po raz kolejny udało się stworzyć prawdziwy spektakl, wykorzystując wszystko to, co oferuje miejsce. W wypadku parowozowni były to tory kolejowe i obrotnica, która posłużyła do stworzenia obrotowej sceny, bez wątpienia największej niespodzianki tego koncertu, o czym świadczyło głośnie westchnienie będące wyrazem zachwytu, które przeszło przez widownię, gdy scena po raz pierwszy ruszyła. Koncert finałowy odbywa się na więcej niż jednej scenie. Ale miejsc, gdzie prezentują się ci, którzy tańczą i ci, co śpiewają, jest więcej. Wykorzystywane są zatem specjalnie wznoszone rusztowania, huśtawki czy znajdujące się w miejscu finału elementy architektury – wieże, okna, balkony itp. Niektórzy członkowie zespołu podczas finału wolą z widowni obserwować to, co dzieje się na scenie, nie uczestnicząc tym samym w tym wielkim skupieniu wieńczącym prawie dwa tygodnie festiwalowego szaleństwa i nieustannej zabawy, które ogarnia wszystkich będących za kulisami. Ja zrobiłam tak raz, w 2012 roku podczas koncertu finałowego zorganizowanego przy kościele Wszystkich Świętych na Grobli. Ale to nie było to. Chyba wystarczy już obserwowania sceny z widowni. Wolę być z tyłu i w kulminacyjnym momencie wyjść wspólnie ze wszystkimi na scenę i zaśpiewać pieśń finałową o randze hymnu – naszego Gronicka, którego wraz z nami śpiewają także nasi goście. Festiwal to zupełnie nowe doświadczenie, nowa przestrzeń, którą się odkrywa. Z biernego widza staję się organizatorem, czynnym uczestnikiem działającym na kilku poziomach. Po pierwsze jako tancerka, po drugie – w zależności od pełnionych na festiwalu funkcji – jako obsługa recepcji, scenografii 67
Na 35-lecie Zespołu Tańca Ludowego „Poznań” Akademii Wychowania Fizycznego garść wspomnień i refleksji
czy promocji. Najbardziej niesamowitym elementem festiwalu jest koncert finałowy, jak i same przygotowania do niego odbywające się już na miejscu, na co poświęcony jest ostatni weekend imprezy. Sobota i niedziela stoją pod znakiem prób, dostosowywania oświetlenia i dźwięku, rozstawiania krzeseł, szycia czarnych kotar oddzielających tancerzy od publiczności, mnóstwa zdjęć i… poszukiwania sklepów spożywczych (w przypadku miejsc bardziej oddalonych).
Ludowa przechadzka Lubię łączyć moje zainteresowania, tworząc coś zupełnie nowego dla zupełnie innych, niż pierwotnie było to przewidziane, odbiorców. Od jakiegoś czasu w mojej głowie dojrzewał pomysł połączenia przewodnictwa i ludowych tańców. Ostatecznie w 2015 roku doszło do realizacji ludowej przechadzki poprzedzającej „Integracje”, podczas której przed uczestnikami prezentował się nie tylko przewodnik, ale również tancerze w barwnych strojach. Współorganizatorem spaceru, obok ZTL „Poznań” AWF, zostało Koło Przewodników PTTK im. Marcelego Mottego w Poznaniu. Współpraca ZTL „Poznań” AWF oraz Koła Przewodników PTTK otworzyła przed obu instytucjami nowe możliwości, związane z jednej strony z promocją folkloru, a z drugiej organizacją nietypowego spaceru dla mieszkańców Poznania. W 2015 i 2016 roku poprowadziłam trasę przechadzki przez centrum miasta. Rozpoczęliśmy naszą ludową opowieść przed Muzeum Etnograficznym, by przybliżyć mieszkańcom nieco bardziej odległą historię, z początków XX wieku, której bohaterkami były Helena i Wiesława Cichowicz, założycielki Towarzystwa Ludoznawczego, organizatorki pierwszej w Poznaniu etnograficznej wystawy. Następnie udaliśmy się przed poznańską AWF, gdzie przyszedł czas na współczesność i dzisiejsze sposoby na promowanie folkloru, czyli zespoły oraz ludowe motywy, tak w ostatnich latach popularne. Kolejnym punktem była prezentacja strojów. Dobrym miejscem do tego okazał się skwer Zielone Ogródki im. Zbigniewa Zakrzewskiego, położony przy ulicy Strzeleckiej. Niewielki plac posłużył za scenę, przed którą 68
na ławeczkach przysiąść mogli spacerowicze, których także zaprosiliśmy do wspólnej zabawy i nauki kroków tak dobrze znanego krakowiaka oraz wielkopolskiego tańca – Maryni. W parku Fryderyka Chopina przed uczestnikami uchyliliśmy rąbka tajemnicy, opowiadając o „Integracjach” i pracy podczas festiwalu, której nie widać, a której efekty podziwiać mogą widzowie. Ostatnim punktem był plac Wolności. Na gości czekały wianki i czapki, które każdy chętny mógł przymierzyć, a następnie stanąć do wspólnej fotografii z ZTL-em. W 2017 roku przewodnicy i tancerze zaprosili na przechadzkę pt. „Tanecznym krokiem przez Poznań”, której celem było ukazanie miasta i miejskiej przestrzeni jako sceny dla tańca. Tym razem staraliśmy się udowodnić, że taniec może odnaleźć dla siebie miejsce wszędzie – w budynkach do tego przeznaczonych, jak i takich, które nie były dla tego celu projektowane. Tym razem na gości czekali nie tylko ludowi tancerze. Na trasie znalazła się m.in. Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa, a tanecznymi umiejętnościami popisywały się członkinie zespołu i studentki AWF reprezentujące taniec współczesny i street dance. Na wytrwałych czekała smaczna niespodzianka – placek według receptury kurpiowskiej, którego uczestnicy przechadzki mogli spróbować w nowym parku na Chwaliszewie, gdzie kończyła się wycieczka.
Spojrzenie wstecz Na pytanie, czy lubię tańczyć, odpowiedzieć mogę z pełną świadomością, że im dłużej jestem w zespole, tym bardziej mi się chce. Bo umiem z każdym rokiem więcej. Bo mam satysfakcję z tego, że zaczynałam od zera (co zawsze mówię „młodym” na ich próbach), a liczba układów, które mogę zatańczyć (lepiej lub gorzej) na scenie jest coraz większa. Jestem w końcu najlepszym przykładem na to, że parafrazując znane powiedzenie, tańczyć każdy może. Siedem lat szybko minęło. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, kiedy nadejdzie moment ostatecznego zamknięcia tego etapu mojego życia, choć wcale mi się do tego nie spieszy.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Z KORESPONDENCJI WIELKOPOLAN Michał Boksa, Jarosław Matysiak
List Adama Wodziczki (1887-1948) do Heleny Szafran (1888-1969) z 1948 roku W Poznaniu, 24 styczniu 1948 Droga Pani Heleno! […] Proszę się nie przejmować sprawami poznańskimi, które nie uciekną, oby tylko Pani wróciła w pełnym zdrowiu, to może coś z tej ochrony przyrody zrobimy. Obecnie spotkało mnie niepowodzenie, bo z braku funduszów remontowych nie udało się uzyskać b. korzystnego lokalu w Coll. Medicum1 na II p. dla Zakładu Ochrony Przyrody U.P.2, więc też chcę go przekształcić na międzywydziałowy Instytut Ochrony Przyrody, to może ta uboga krewna, za jaką obecnie jest uważana ochrona przyrody wśród innych katedr uniwersyteckich, znajdzie lepsze warunki rozwoju. Ministerstwo zawiadomiło, że opłaci wykłady zlecone w I trymestrze, o dalsze robię podanie, ale widoki nieszczególne. Zresztą nie ma u nas żadnych nowin. Po Pani powrocie będziemy musieli pomyśleć o przyszłym Zjeździe PROP3, który proponuję z końcem maja w Międzyzdrojach na wyspie Wolin, a którego cały ciężar przygotowania spadnie na nas. Pozdrowienia, ukłony i najlepsze życzenia pozostawienia w Busku wszelkich reumatyzmów załączam, również od żony. […] A. Wodziczko
Publikowany powyżej list pochodzi ze stycznia 1948 roku i znajduje się w spuściźnie Heleny Szafran, przechowywanej w Polskiej Akademii Nauk Archiwum w Warszawie Oddział w Poznaniu. Opisuje on starania profesora Adama Wodziczki o utworzenie na Uniwersytecie Poznańskim Zakładu Ochrony Przyrody i Uprawy Krajobrazu w ramach Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego. Jego zatwierdzenie przez Ministerstwo Oświaty nastąpiło dwa lata po śmierci profesora, w 1950 roku.
Adam Wodziczko położył podwaliny pod wielkopolską ochronę przyrody. To z jego inicjatywy powstały w Poznaniu tzw. kliny zieleni biegnące dolinami Warty, Cybiny i Bogdanki. To on zwrócił uwagę na problem stepowienia i odlesienia Wielkopolski. Jego pracę na polu ochrony wielkopolskiej przyrody kontynuowała jego uczennica, a zarazem adresatka listu – Helena Szafran. Autorem listu był Adam Marcin Jakub Wodziczko, botanik i twórca podstaw ochro-
1 Collegium Medicum – budynek dawnej Komisji Kolonizacyjnej, obecnie Collegium Maius, przy ul. Fredry 10. 2 Zakład Ochrony Przyrody i Uprawy Krajobrazu Uniwersytetu Poznańskiego. 3 Państwowa Rada Ochrony Przyrody.
69
List Adama Wodziczki (1887-1948) do Heleny Szafran (1888-1969) z 1948 roku
ny przyrody. Urodził się 8 sierpnia 1887 roku w Słotwinie (obecnie w granicach Brzeska w woj. małopolskim) jako syn Feliksa i Ludmiły z domu Spiss. W latach 1899-1906 uczęszczał do gimnazjów w Sanoku, Tarnowie, Krakowie i Jaśle. Od 1906 do 1910 roku studiował nauki przyrodnicze (głównie botanikę) na Uniwersytecie Jagiellońskim (UJ) w Krakowie. W latach 1910-1919 pracował jako demonstrator (od 1910 roku) i asystent (od 1912 roku) w Katedrze Anatomii i Fizjologii Roślin UJ. Wykładał tam botanikę ogólną i systematyczną. W 1916 roku doktoryzował się na podstawie pracy pt. O pewnej reakcji chemicznej żywych komórek śródskórni, napisanej pod kierunkiem prof. Mariana Raciborskiego. Habilitował się na Wydziale Filozoficznym UJ na podstawie rozprawy pt. Badania nad rozmieszczeniem fermentów utleniających u roślin. W grudniu 1919 roku przeniósł się do Poznania. Od 1920 roku aż do śmierci pracował na Uniwersytecie Poznańskim (UP), gdzie był zastępcą profesora i kierownikiem Instytutu Botanicznego (od 1920 roku), profesorem nadzwyczajnym anatomii i fizjologii roślin na Wydziale Filozoficznym UP oraz dyrektorem Zakładu Botaniki Ogólnej UP (od 1922 roku), kierownikiem naukowym Ogrodu Botanicznego UP (1924-1948), profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym UP (od 1925 roku), dziekanem Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego UP (1930-1931), profesorem zwyczajnym anatomii i fizjologii roślin (od 1936 roku). Był też inicjatorem utworzenia na UP międzywydziałowego Seminarium Biocenotyki i Ochrony Przyrody (1938) oraz samodzielnego Zakładu Ochrony Przyrody i Uprawy Krajobrazu (1950). Z jego inicjatywy powstała też pierwsza w Polsce Katedra Ekologii i Ochrony Przyrody na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu (1947). Był współtwórcą parków narodowych (Wielkopolskiego, Tatrzańskiego, Pienińskiego, Babiogórskiego, Wolińskiego i Słowińskiego) oraz Komisji do spraw Zalesiania i Zadrzewiania Kraju. Był współzałożycielem i redaktorem (1930-1938) pierwszego w Polsce regionalnego periodyku poświęconego ochronie przyrody pt. „Wydawnictwo Okręgowego 70
Komitetu Ochrony Przyrody na Wielkopolskę i Pomorze”. Był członkiem Państwowej Rady Ochrony Przyrody (od 1919 roku) i jej Prezydium (1925-1948), członkiem Ligi Ochrony Przyrody i prezesem jej Oddziału Poznańsko-Pomorskiego (od 1925 roku), członkiem Polskiego Towarzystwa Botanicznego, Polskiego Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika, Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego i Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Opublikował ponad 250 prac naukowych i popularnonaukowych, z których ponad połowa dotyczyła ochrony przyrody. Od 1913 roku był żonaty z Janiną Tomkiewicz, z którą miał córkę Ewę. Zmarł 1 sierpnia 1948 roku. Został pochowany na cmentarzu parafii pw. Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana w Poznaniu.
Adam Wodziczko
Adresatką zaprezentowanego listu była Helena Szafran, botanik i pedagog. Urodziła się 21 października 1888 roku w Poznaniu jako córka Ignacego i Walentyny z Radzimskich. W 1904 roku ukończyła szkołę powszechną w Poznaniu. W 1922 roku zdała egzamin maturalny w Gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. W latach 1922-1926 studiowała botanikę na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym UP. W 1926 roku obroniła pracę magisterską pt. Łąki nad ujściem Piaśnicy,
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
a w 1932 roku pracę doktorską pt. Przyczynki do historii badań flory poznańskiej, napisaną pod kierunkiem prof. Adama Wodziczki. Od 1919 roku pracowała jako nauczycielka. W 1927 roku zdała egzamin nauczycielski na UP i uzyskała dyplom nauczyciela szkół średnich. Była kierowniczką Szkoły Wydziałowej nr 6 w Poznaniu (1929-1936) i Państwowego Liceum Pedagogicznego Żeńskiego w Inowrocławiu (1937-1939 i 1945-1947). Od 1936 roku pełniła funkcję inspektora nauczania przyrody i geografii w szkołach powszechnych Okręgu Szkolnego Poznańskiego i Pomorskiego. W latach 1947-1954 pracowała na UP, gdzie była adiunktem w Zakładzie Systematyki i Geografii Roślin oraz w Zakładzie Ochrony Przyrody i Uprawy Krajobrazu na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym UP. Na UP prowadziła Seminarium Biocenotyki i Ochrony Przyrody (1947-1952) oraz wykłady z botaniki ogólnej i ochrony przyrody. W latach 1954-1960 pracowała w poznańskim oddziale Zakładu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk. W 1961 roku habilitowała się na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na podstawie rozprawy pt. Poznań i okolica.
tarza redakcji „Przyrody Polski Zachodniej”. Była członkiem Ligi Ochrony Przyrody (od 1945), członkiem Prezydium Zarządu Ligi Ochrony Przyrody w Poznaniu (1949-1956), zastępcą przewodniczącego Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Przyrody w Poznaniu, członkiem Państwowej Rady Ochrony Przyrody (od 1955 roku), przewodniczącą Komisji Ochrony Roślin Państwowej Rady Ochrony Przyrody (od 1965 roku), członkiem (od 1957 roku) i przewodniczącą Rady Wielkopolskiego Parku Narodowego (1960-1967), członkiem Komisji Biologicznej Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, sekretarzem Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania (19491958). Otrzymała: Brązowy Medal Dziesięciolecia Odzyskania Niepodległości (1929), Medal Brązowy Senatu Akademickiego im. Heliodora Święcickiego (1932, za pracę pt. W obronie lasów Puszczykowa, w której omówiła znaczenie i wartości przyrodnicze kompleksu leśnego, który planowano włączyć w skład Wielkopolskiego Parku Narodowego), Medal Brązowy za długoletnią służbę państwową (1933), Złoty Krzyż Zasługi (1956), Złotą Odznakę Ligi Ochrony Przyrody (1964), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1967). Dorobek naukowy Heleny Szafran to ponad 100 publikacji z zakresu botaniki, florystyki, ochrony przyrody i dydaktyki szkolnej. Zmarła 17 lutego 1969 roku w Poznaniu. Została pochowana na cmentarzu junikowskim w Poznaniu. Ilustracje: zdjęcia Adama Wodziczki i Heleny Szafran ze zbiorów Polskiej Akademii Nauk Archiwum w Warszawie Oddział w Poznaniu.
Helena Szafran
Pełniła obowiązki redaktora naczelnego „Młodego Przyrodnika” (1937-1938) i sekre-
71
Z PÓŁKI WIELKOPOLANINA Marek Grzegorz Nowak
Ryszard Kowalczyk, seria „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne”, 7 tomów, Wydawnictwo Naukowe SILVA RERUM, Poznań 2016-2017, ss. 1737 Seria „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne” to 7 tomów opisu i analizy procesu rozwoju czasopiśmiennictwa regionalistycznego w Wielkopolsce. Ich autorem jest prof. zw. dr hab. Ryszard Kowalczyk, pracownik dydaktyczno-naukowy Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Profesor R. Kowalczyk jest jednym z nielicznych naukowców, którzy zajmują się badaniami czasopiśmiennictwa regionalistycznego w Polsce, którego podstawę ideową stanowią pojęcia regionu i regionalizmu. Terminy te stosunkowo ściśle związane są także z działalnością mediów regionalnych i lokalnych, w tym z oczywistych powodów również mediów o charakterze regionalistycznym.
*** Tom pierwszy opracowania prof. Kowalczyka nosi tytuł Wielkopolska jako region historyczno-kulturowy w świetle źródeł, literatury i poglądów XIX/XX wieku. To rozważania nad Wielkopolską jako regionem historyczno-kulturowym. Tom drugi, zatytułowany Region wielkopolski – idea, przejawy społeczno-organizacyjne, prekursorzy w świetle źródeł, literatury i poglądów XIX/XX wieku, skupiony jest zarówno na idei regionalizmu wielkopolskiego, jak i jego prekursorach.
72
Regionalizm wielkopolski – przejawy społeczno-kulturalne, polityczne i gospodarcze, luminarze w świetle źródeł, literatury i poglądów XIX/XX wieku to rozważania tomu trzeciego, w którym regionalizm wielkopolski widziany jest z punktu widzenia jego przejawów społeczno-kulturalnych, politycznych i gospodarczych. Na zawartość tomu czwartego składają się refleksje autora dotyczące etosu Wielkopolan, a także refleksje o znaczeniu prasy w życiu regionu oraz charakterystycznych postawach i zachowaniu jego mieszkańców, stąd tytuł Regionalizm wielkopolski – etos, idee, prasa, dobro publiczne, ludzie w świetle źródeł, literatury i poglądów XIX/XX wieku. Wielkopolskie tradycje czasopiśmiennictwa regionalistycznego do 1939 roku w świe-
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
tle źródeł, literatury i poglądów XIX/XX wieku są przedmiotem zainteresowania tomu piątego. Tu autor podjął próbę pokazania wielkopolskich tradycji czasopiśmiennictwa o charakterze regionalistycznym do wybuchu II wojny światowej. Rozwój tej kategorii prasowo-wydawniczej w Wielkopolsce po 1945 roku omówiono w tomie szóstym zatytułowanym Wielkopolskie czasopisma regionalistyczne po II wojnie światowej w świetle źródeł, literatury i poglądów. W tomie siódmym Cecha czasopisma regionalistycznego ze źródeł i tradycji wielkopolskiego czasopiśmiennictwa regionalistycznego XIX/XX wieku R. Kowalczyk podjął próbę zdefiniowania pojęcia czasopisma regionalistycznego w oparciu głównie o tradycje wielkopolskie. Choć autor, którego osią zainteresowania są media lokalne oraz region i regionalizm1, a także usytuowanie poznawcze terminu „czasopismo regionalistyczne” i podstawy ideowe czasopiśmiennictwa regionalistycznego2, wiele już na ten temat napisał, to dopiero analiza poszczególnych tomów pozwala czytelnikowi zrozumieć, jak szczególnie ważny był regionalizm wielkopolski w przeszłości i jak ważny jest współcześnie.
*** W tomie pierwszym, składającym się z czterech rozdziałów, prof. Ryszard Kowalczyk zarysowuje rodowód historyczny regionu polskiego, w szczególności regionu wielkopolskiego, a także wskazuje na swoiste cechy Wielkopolski oraz na jej zróżnicowanie terytorialne i kulturowe. Dlatego w tym rozdziale zastanawia się nad pojęciem regionu i historycznym procesem formowania się jego terytorium. Przedstawia region wielkopolski, zwracając
uwagę na jego charakterystyczny podział na dwa historyczne województwa, a mianowicie na województwo poznańskie i kaliskie. Rozdział drugi poświęcony został współczesnemu pojęciu regionu, które ma rozliczne definicje i typologię, jak i interdyscyplinarne ujęcia. Autor wskazuje na wyraźne asocjacje, jakie występują pomiędzy pojęciami regionu i regionalizmu, a także na pojęcie tożsamości regionu i tożsamości regionalnej mieszkańców. Na zawartość rozdziału trzeciego składają się rozważania dotyczące charakterystycznych właściwości kulturowych regionu wielkopolskiego, na które miały ogromny wpływ procesy jego kolonizacji oraz mniejszości narodowo-etniczne i religijne, w szczególności mniejszość niemiecka i żydowska. W ostatnim, czwartym rozdziale prof. Kowalczyk zastanawia się nad problematyką zróżnicowania regionu wielkopolskiego. Wskazuje na charakterystyczne podziały terytorialne, społeczno-gospodarcze, etnograficzne i społeczno-kulturowe. Przykładem jest regionalizm językowy. Na końcu tego rozdziału autor omówił cechy i znaczenie kontrowersyjnego dla Wielkopolan pojęcia „Beocja wielkopolska”3. W tomie drugim publikacji prof. R. Kowalczyk zajął się ideą i przejawami społeczno-organizacyjnymi regionalizmu wielkopolskiego oraz środkami jego wyrazu i przenoszenia, a także prekursorami regionalizmu wielkopolskiego. Tom składa się z trzech rozdziałów. Pierwszy dotyczy próby zdefiniowania regionalizmu wielkopolskiego i sposobów przenoszenia tej idei do różnych odbiorców. Dlatego autor omawia rolę bibliotek, księgarni i działalności prasowo-wydawniczej oraz zadania pisarzy i dziennikarzy.
Szerzej R. Kowalczyk, O mediach lokalnych, regionie i regionalizmie, Poznań 2015, s. 335. Zob. idem, Czasopiśmiennictwo regionalistyczne w Polsce – pojęcie, ideowe podstawy, cechy, zadania, typy, „Przegląd Politologiczny” 2014, nr 2, s. 67-92. 3 W okresie rozbiorów Wielkopolanie nie mieli najlepszej opinii u rodaków z pozostałych zaborów. Wielkopolskę nazywano Beocją, i to nie tylko przez cały okres rozbiorów, ale jeszcze na początku II Rzeczypospolitej chętnie nazywano Poznańczyków Beotami, co było o tyle przykre, że w starożytnej Grecji Beoci uchodzili za nieuków. Na próżno wielkopolscy publicyści zwracali uwagę reszcie kraju, jak wiele kultura polska zawdzięcza choćby książkom wydawanym w Poznaniu. Dopiero zwycięskie powstanie 1918/1919 roku przełamało ten beocki stereotyp. 1 2
73
Ryszard Kowalczyk, seria „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne”
W rozdziale drugim autor omówił charakterystyczne przejawy społeczno-organizacyjne regionalizmu wielkopolskiego, jakie ujawniły się w jego praktyce zarówno w XIX, jak i na progu XX wieku. Wskazał na ogromną rolę kreatorów idei regionalizmu, w tym dziennikarzy, którzy pokazywali życie ludu z jego obyczajami i zwyczajami. Aspekt osobowy regionalizmu wielkopolskiego został omówiony w rozdziale trzecim, poświęconym dorobkowi wybranych osobistości zaliczonych w poczet prekursorów XIX-wiecznego regionalizmu wielkopolskiego. Można tu przykładowo wymienić Franciszka Morawskiego, Jędrzeja Moraczewskiego, Ewarysta Estkowskiego, Stanisława Karwowskiego. Na zawartość tomu trzeciego składa się próba scharakteryzowania niektórych ideowych i praktycznych przejawów społeczno-kulturalnych, politycznych i gospodarczych regionalizmu wielkopolskiego, a także ich luminarzy. Książkę podzielono na trzy rozdziały. W pierwszym autor skupił się przede wszystkim na pracy organicznej, która jest przejawem zbiorowego regionalizmu wielkopolskiego ze szczególnym uwzględnieniem regionalizmu gospodarczego. Prof. Ryszard Kowalczyk scharakteryzował ideę i założenia pracy organicznej w warunkach zaboru pruskiego, podkreślając harmonijną współpracę społeczeństwa jako istotę pracy organicznej. W rozdziale drugim autor dokonuje analizy politycznych aspektów pracy organicznej i regionalizmu wielkopolskiego, podkreślając jednocześnie, że istniały mechanizmy, które określa się pojęciem partyjniactwa4. Rozdział trzeci zawiera szkice o społeczno-kulturalnych i gospodarczych następstwach pracy organicznej i regionalizmu wielkopolskiego. Tu autor podkreśla, że był to patriotyzm, ale także wzmożony ruch prasowo-wy-
dawniczy i literacki oraz aktywność w obszarze gospodarki regionu. Na końcu rozdziału prof. Kowalczyk wymienił najwybitniejsze osobistości uosabiające idee pracy organicznej i regionalizmu wielkopolskiego. Byli to m.in. Hipolit Cegielski, Dezydery Chłapowski, Tytus Działyński, Karol Libelt, Karol Marcinkowski, Maciej i Seweryn Mielżyńscy, Emilia Sczaniecka. Próba scharakteryzowania regionalizmu wielkopolskiego z perspektywy takich elementów jak etos i idee, kwestie jego relacji do dobra publicznego, a także rola i zadania czasopism regionalistycznych oraz postawy i zachowania mieszkańców regionu to zawartość tomu czwartego. Publikacja składa się z sześciu rozdziałów. W pierwszym autor dokonał charakterystyki etosu regionalistów wielkopolskich na tle kształtującej się w warunkach zaboru pruskiego opinii publicznej oraz problematyki odwagi cywilnej i poświęcenia się sprawie narodowej. Tło ideowo-polityczne czasopiśmiennictwa regionalistycznego XIX/XX wieku, wskazanie na pielęgnowanie języka polskiego i ideę jednej Polski to zawartość rozdziału drugiego. Głównym przedmiotem rozważań rozdziału trzeciego jest zagadnienie relacji regionalizmu wielkopolskiego do dobra publicznego, sprawy włościańskiej i wolności narodu. W rozdziale czwartym prof. Kowalczyk skupił się na problematyce postaw i zachowań mieszkańców regionu. Odniósł się również do negatywnych przejawów życia publicznego, wskazując na nasze charakterystyczne przywary narodowe. Rola mesjanizmu narodowego w kształtowaniu i rozwoju regionalizmu wielkopolskiego to płaszczyzna rozważań rozdziału piątego. Autor nie tylko scharakteryzował idee i zasady mesjanizmu narodowego, ale także przedstawił twórczość jego przedstawicieli.
4 Ciągle są aktualne słowa Kazimierza Twardowskiego, który rozważając istotę i cele patriotyzmu, wskazał na jedną z przeszkód wstrzymującą jego pełny rozwój, jaką jest partyjność. Zob. K. Twardowski, O patryotyzmie, Lwów 1919, s. 16. Podobnie twierdził Franciszek Bujak, który uważał, że największym przeciwnikiem polskiego życia publicznego jest „ohydnie wybujały duch partyjny”. Zob. F. Bujak, Studja historyczne i społeczne, Lwów 1924, s. 245-246.
74
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
W ostatnim rozdziale tego tomu został przedstawiony regionalizm wielkopolski w warunkach odrodzonej II Rzeczypospolitej. Autor scharakteryzował niektóre czynniki składające się na budowany wówczas etos regionalny Wielkopolan. Na końcu rozdziału wymieniono około 200 regionalistów wielkopolskich zasłużonych w okresie powojennym. Piąty tom serii został podzielony na trzy rozdziały, w których prof. Ryszard Kowalczyk omówił wielkopolskie czasopiśmiennictwo regionalistyczne w okresie zaboru pruskiego i w okresie międzywojennym. Autor w pierwszym rozdziale zwrócił uwagę na ogólne zadania prasy w dziedzinie oświaty i wychowania narodowego w warunkach niewoli zaboru pruskiego. Stąd bardzo ważne pielęgnowanie języka polskiego i oświaty ludu. Nie znaczy to, że czasopisma polskie nie miały wad. Wśród charakteryzowanych przez autora czasopism można wymienić „Gazetę Wielkiego Xięstwa Poznańskiego”, „Przyjaciela Ludu”, „Przegląd Poznański”, „Gazetę Polską”. W rozdziale drugim autor wskazuje na złożone uwarunkowania prawne działalności prasowo-wydawniczej w okresie międzywojennym oraz opisuje wielkopolskie czasopisma regionalistyczne o charakterze społeczno-kulturalnym. Zaliczył do nich „Kronikę Miasta Poznania”, „Ziemię Gostyńską”, „Ziemię Kaliską”, „Wici Wielkopolskie”, „Ziemię Leszczyńską” i „Przegląd Wielkopolski”. Natomiast na zawartość rozdziału trzeciego składa się charakterystyka czasopism środowiskowych, wśród których autor wymienia m.in. periodyki leśników i myśliwych, dzieci i młodzieży, nauczycieli, powstańców wielkopolskich 1918-1919, organizacji harcerskich, młodzieżowych, sokolich i strzeleckich, absolwentów szkół, organizacji kobiecych i sportowych. R. Kowalczyk omówił także wybrane tytuły wyspecjalizowane oraz wydawnictwa okolicznościowe, wśród których znalazły się księgi pamiątkowe, sprawozdania i jednodniówki. Tom szósty serii został poświęcony rozwojowi wielkopolskich czasopism regionalistycz-
nych w latach 1945-1989 i został podzielony na sześć rozdziałów. W rozdziale pierwszym przedstawiono warunki rozwoju czasopiśmiennictwa regionalistycznego i formy wydawnictw regionalistycznych. Czasopisma regionalistyczne wydawane przez RSW „Prasa-Książka-Ruch” są przedmiotem analizy rozdziału drugiego. Autor przedstawia strukturę organizacyjną RSW w Wielkopolsce, a następnie analizuje „Głos Wolsztyński”, „Ziemię Kaliską”, „Ziemię Nadnotecką”, „Południową Wielkopolskę”, „Nurt” oraz czasopismo o zmieniającym się tytule – najpierw „Ziemia Gnieźnieńska” i „Przemiany”, następnie „Przemiany Ziemi Gnieźnieńskiej”, a obecnie „Przemiany na Szlaku Piastowskim”. W rozdziale trzecim Ryszard Kowalczyk analizuje czasopisma regionalistyczne państwowych jednostek organizacyjnych takich jak: muzea, biblioteki publiczne, archiwa, domy kultury, urzędy wojewódzkie oraz rady narodowe. Miały one charakter edukacyjny, kulturalny, historyczno-kulturalny, artystyczno-literacki czy informacyjno-dokumentacyjny. Można tu wymienić takie tytuły jak: „Studia Muzealne”, „Konińskie Zeszyty Muzealne”, „Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej”, „Poznańskie Studia Teologiczne”, „Kronika Wielkopolski”, „Kronika Miasta Poznania” oraz „Wiadomości Kościańskie”. Kolejny rozdział poświęcony został czasopismom regionalistycznym wydawanym przez stowarzyszenia naukowe i społeczno-kulturalne. Znalazły się tu zarówno czasopisma o charakterze naukowym, jak i popularnonaukowym. Wymienić tu można „Rocznik Kaliski”, „Zeszyty Naukowe Kaliskiego Towarzystwa Lekarskiego” czy periodyki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wśród czasopism o charakterze społeczno-kulturalnym, które ukazują się do dnia dzisiejszego, autor wymienia m.in. „Przegląd Wielkopolski”, „Pamiętnik Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej”, „Przyjaciela Ludu” i „Szkice Koźmińskie”. Na zawartość rozdziału piątego składa się charakterystyka czasopism regionalistycznych 75
Ryszard Kowalczyk, seria „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne”
wydawanych przez PZD, PZŁ, NOT, Polski Związek Filatelistów, PTTK, ZSP czy ZHP. Scharakteryzowano np. „Wielkopolskie Wiadomości Filatelistyczne”, „Szkice Zbąszyńskie” czy „Informator Klubowy Święty Gabriel”. W ostatnim, szóstym rozdziale omówiono czasopisma Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, wskazując, że Znaczną część objętości tych czasopism – obok treści związanych bezpośrednio z zadaniami, działaniami i problemami samego PRON-u – zajmowały materiały dotyczące historii regionu, wybitnych postaci, zabytków, działalności stowarzyszeń społeczno-kulturalnych, dorobku miejscowych animatorów kultury i twórców, które mogły w tamtym czasie ukazywać się legalnie między innymi pod politycznym patronatem PRON-u.
Były to „Echa Opalenickie”, „Głos Śremski”, „Wiadomości Grodziskie”, „Wiadomości Nowotomyskie”, „Kórniczanin”, „Ziemia Szamotulska”. Na zawartość ostatniego, siódmego tomu serii składa się pięć rozdziałów, w których autor skupił się na pojęciu czasopisma regionalistycznego i wskazaniu jego zasadniczych cech oraz omówieniu kategorii i typów tego rodzaju czasopiśmiennictwa, a także głównych zadań i funkcji. W rozdziale pierwszym R. Kowalczyk przedstawił zasadnicze pojęcia, które w sposób jasny definiują kategorię czasopisma regionalistycznego. Jednocześnie zwrócił uwagę na wyraźną odrębność takich pojęć jak „prasa regionalna” i „prasa regionalistyczna”. Na zawartość rozdziału drugiego składają się rozważania nad cechami czasopisma regionalistycznego, do których autor zalicza zawartość i tematykę, rodzaje motywacji i sposób narracji oraz cele działania i związane z nimi zadania realizowane w praktyce. Podkreśla tu szczególnie regionalizm w twórczości Romana Wilkanowicza i Mariana Turwida.
76
Rozdział trzeci poświęcony został kategoriom i typom czasopisma regionalistycznego. Wymienić tu można czasopisma według zakresu tematycznego, sposobu kształtowania treści, według celów, postaw i motywacji. Zadania czasopisma regionalistycznego są przedmiotem analizy rozdziału czwartego. Autor robi to z perspektywy historycznej i współczesnej. Wśród głównych zadań, jakie realizują w praktyce współczesne czasopisma regionalistyczne, znajdują się w szczególności obowiązki w dziedzinie kształtowania świadomości i więzi regionalistycznej oraz postaw proregionalistycznych, przekazywania dorobku kulturowego regionu, integracji jego mieszkańców, upowszechniania historii oraz wiedzy o regionie i kształtowania kultury dialogu publicznego. Ostatni piąty rozdział poświęcony jest funkcjom czasopisma regionalistycznego. Autor wymienia ich aż dziewięć.
*** Podsumowując, można stwierdzić, że 7-tomowe „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne” to dzieło bardzo obszerne i choć jednego autora, to jest bardzo wartościowym wydawnictwem, pogłębiającym i kompletującym wiedzę na temat regionalizmu wielkopolskiego. Książki składające się na „Wielkopolskie Szkice Regionalistyczne” mogą zatem stanowić przyczynek do jeszcze bardziej szczegółowych badań nad wielkopolskim regionalizmem, tym bardziej, że każdą z nich można potraktować jako osobne opracowanie. Tomy posiadają spisy map (tom 1 i 7) i tabel (tom 1), we wszystkich tomach znajdują się bardzo obszerne wykazy źródeł i literatury (prawo, albumy, analizy, druki i wystąpienia okolicznościowe, prace doktorskie i magisterskie, statuty, atlasy, archiwalia, poradniki, prasa, roczniki statystyczne, publikacje internetowe oraz artykuły w czasopiśmiennictwie naukowym, popularnonaukowym i popularnym) oraz cenny indeks miejscowości.
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Noty o autorach Paweł Bajon — dr nauk ekonomicznych, wykładowca w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. J.A. Komeńskiego w Lesznie. Zainteresowania: krajoznawstwo, kultura, historia, turystyka zdrowotna/uzdrowiskowa. Laura Bąkowska — geograf, mgr specjalności kształtowanie środowiska przyrodniczego na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Specjalista ds. oceny oddziaływania na środowisko. Zainteresowania: rolnicze wykorzystanie ziemi oraz ochrona środowiska naturalnego, a także Systemy Informacji Geograficznej. Małgorzata Bronikowska — dr hab. prof. Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu, absolwentka AWF w Poznaniu oraz Międzynarodowej Akademii Olimpijskiej w Olimpii (Grecja). Profesor wizytująca Międzynarodowej Akademii Olimpijskiej od 2010 r. Autorka wielu prac naukowych poświęconych fenomenowi kulturowemu zabawy traktowanemu jako punkt wyjścia dla sportu, prac dotyczących stanu aktywności fizycznej dzieci i młodzieży oraz edukacji olimpijskiej – ważnej składowej olimpizmu w kontekście pedagogiki olimpijskiej. Sylwia Bródka — dr nauk o Ziemi, pracownik naukowy Instytutu Geografii Fizycznej i Kształtowania Środowiska Przyrodniczego na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowania naukowe: ekologia krajobrazu, teoria i metodologia ocen środowiska przyrodniczego, prognozowanie oddziaływania na środowisko, przyrodnicze uwarunkowania gospodarki przestrzennej. Wiesława Grobelna — absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, nauczyciel dyplomowany (rusycystka i polonistka). Sekretarz w Zarządzie i członek honorowy Towarzystwa Miłośników Ziemi Śremskiej. Kamil Jawgiel — doktorant w Zakładzie Hydrologii i Gospodarki Wodnej na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, prowadzi badania na temat modelowania środowiska przyrodniczego, w tym występowania powodzi oraz dyspersji zanieczyszczeń powietrza. Do jego zainteresowań badawczych należą powodzie błyskawiczne, zjawiska ekstremalne, systemy informacji geograficznej i wolontariat geograficzny VGI. Marta Kamiński — mgr polonistyki i bibliotekoznawstwa. Bibliotekarz w Pracowni Krajoznawczej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Poznaniu. Zainteresowania: turystyka, języki obce, literatura i sztuka. Maciej Krajewski — pielęgniarz z zawodu (pracuje od lat w Wielkopolskim Centrum Onkologii), fotograf i łazęga miejski z pasji. Wielbiciel, propagator i obrońca poznańskiej secesji oraz śladów minionej i budowania współczesnej wielokulturowości Poznania. Alina Kucharska — doktorantka na Wydziale Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracuje jako przewodnik miejski PTTK, prowadzi także lekcje muzealne w Muzeum Historii Miasta Poznania. Zainteresowania: taniec ludowy, historia, zwłaszcza wiek XIX i I wojna światowa.
77
Noty o autorach
Janusz M. Lewandowski – mgr, polonista, filmoznawca, publicysta historyczny i regionalista. Dyrektor Zespołu Szkół Publicznych nr 1 w Pleszewie, członek zarządu Pleszewskiego Towarzystwa Kulturalnego. Zajmuje się popularyzacją wiedzy o filmie i telewizji oraz historii Polski w XX w. Autor stron internetowych oraz tekstów publicystycznych. Animator wielu działań edukacyjnych. Aleksandra Machnik – dr nauk biologicznych, botanik, nauczyciel akademicki. Zainteresowania naukowe: edukacja przyrodnicza, edukacja dla zrównoważonego rozwoju w turystyce, turystyka przyrodnicza, ekoturystyka, przewodnictwo turystyczne. Jest autorką szeregu publikacji z ekoturystyki, turystyki przyrodniczej oraz turystyki wiejskiej. Jarosław Matysiak – dr, archiwista i historyk, kierownik Polskiej Akademii Nauk Archiwum w Warszawie Oddział w Poznaniu. Interesuje się między innymi historią wojskowości, historią archiwistyki polskiej, dziejami nauki polskiej, regionalistyką. Autor biografii Stefan Błachowski (1889-1962) (2017); współautor przewodnika Cmentarz i Krypta Zasłużonych w Poznaniu (2013). Ponadto autor posiada publikacje w „Archeionie”, „Archiwiście Polskim”, „Biuletynie Archiwum Polskiej Akademii Nauk”, „Poznańskim Roczniku Archiwalno-Historycznym”, „Przeglądzie Archiwalno-Historycznym”, czasopismach regionalnych. Marek Grzegorz Nowak – mgr, nauczyciel i doradca metodyczny, nauczyciel dyplomowany w Zespole Szkół Komunikacji w Poznaniu. Autor kilkudziesięciu artykułów z zakresu historii szkoły, metodyki i bezpieczeństwa. Izabela Wyszowska – dr, nauczyciel akademicki związany zawodowo z Wydziałem Turystyki i Rekreacji Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Przewodnik miejski i pilot wycieczek, instruktor przewodnictwa. Członek Koła Przewodników im. M. Mottego w Poznaniu, wiceprezes Wielkopolskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Zainteresowania: historia, kultura i sztuka Poznania oraz Wielkopolski, wybitni Wielkopolanie i ich wkład w dziedzictwo kulturowe regionu, turystyka kulturowa, zwłaszcza w Wielkopolsce (w tym szczególnie takie jej formy jak: turystyka dziedzictwa kulturowego, muzealna, biograficzna, pielgrzymkowa i religijna oraz polonijna), historia podróży i turystyki (przewodnictwa turystycznego) w Polsce, muzealnictwo i zabytkoznawstwo. Interesują ją ponadto dzieje obyczajów, problematyka savoir-vivre’u i etykiety dawniej i dziś. Jest autorką szeregu publikacji z dziedziny historii, historii sztuki, turystyki kulturowej, a także współredaktorem kilku monografii pokonferencyjnych.
78
Przegląd Wielkopolski ● 2018 ● 2(120)
Summary Aleksandra Machnik, Nature-based tourism in Wielkopolska Wielkopolska is a lowland region, geological character of which has been created by the glacier, with a great number of lakes, rivers, forests, other natural resources and values. That makes it a very suitable area for nature-based tourism development, as well as for an education for sustainable development – a crucial task for contemporary human civilization. The aim of the paper is to make the reader acquainted with this richness and also with some very special places in the region, which can be attractive to nature-based tourism. Paweł Bajon, The health resorts of the Wielkopolski National Park formerly and today Since the end of the 19th century the Warta river and the Wielkopolski National Park have been attracting a great number of people interested in the open-air recreation. For instance, in Mosina a health resort was opened. Another resort was opened nearby, in the village of Ludwikowo. Today it is a modern hospital that continues, in a sense, the resort tradition. After the World War II another resort was opened at Góreckie Lake. Presently, it is the headquarters and museum of the Wielkopolski National Park. In Puszczykowo, in 2006 a new exclusive SPA hotel was opened. The hundred year resort tradition has been brought to life again in the form of the 21st century. Janusz M. Lewandowski, History of Gołuchów Castle and collection in the years 1939-1962, and the Wielkopolska Province residents’ struggle for the recovery of priceless works of art from the collection of the Działyński Czartoryski family This article, inspired by the conversations with the curator of the Gołuchów Museum, depicts the dramatic fate of the Gołuchów Castle in the years 1939-1962, and above all the treasures collected by its most famous owners – Izabela and Jan Działyński and their successors. The author takes readers to the fascinating world of art lovers, collectors and historians, as well as outstanding works of art which are pride of the Polish museums. To present the issue of the culture objects looting in the most intelligible way, the author used the documents developed by historians and art promoters, records and press releases, showing the history of the Gołuchów collection at the background of more general phenomenon – systematic and carefully organized robbery, which took place across Europe, during the most terrible civilizational catastrophe, which was the World War II. The article History of Gołuchów Castle and collection in the years 1939-1962, and the Wielkopolska Province residents’ struggle for the recovery of priceless works of art from the collection of the Działyński Czartoryski family is a history of Polish and world art. Nevertheless, the story about the castle called “the pearl of southern Wielkopolska” should not overshadow the people. Those who pitilessly robbed and stole the possessions of the Polish aristocracy and landed gentry, and above all the creators of this valuable collection and the devoted defenders who fought for its restitution. An important part of the article is a description of what people of Wielkopolska did in order to regain the most valuable items of the collection including ancient vases, collected by Jan Kanty Działyński. During the war they were stored in bunkers near Międzyrzecze, and after that transported to the Hermitage Museum. In 1956 the artifacts returned to Poland, but only 56 exhibits to the Gołuchów Museum. 79
Summary
Laura Bąkowska, Kamil Jawgiel, Organic farming in Wielkopolska after Polish accession to the European Union In 2004 Poland accessed to EU, after that organic farming became trendy and profitable way to agriculture. The issue of organic farming development is at present particularly important. The main aim of this elaboration was to show the variation of surface organic farming and determine qualitative changes taking place over the years. The analysis indicates regions where was an increase and a decrease of organic cultivations. This gave a reason to specify the direction of the trends. In the paper a basic analysis and interpretation of the changes in organic farming, especially in Wielkopolska, has been presented. Alina Kucharska, On the 35th anniversary of the Folk Dance Group “Poznań” of the Academy of Physical Education a handful of memories and ref lections In 2017 the Folk Dance Group “Poznań” of the Academy of Physical Education was celebrating the 35th anniversary of its origin. Since that moment the members of the group have visited a great number of countries and have given numerous concerts. But membership means not only rehearsals and stage performances. Through those years the group of dancers have managed to create strong relationships, which enabled them to have fun not only during the performances, and spent their free time together. They have the opportunity to take part in events organized by various city organizations, playgrounds, and acquire new abilities, not always connected with dancing and singing.
80