6 minute read

Krzysztof Wodniczak Wielkopolskie Rytmy Młodych i festiwale rockowe w Jarocinie

Krzysztof Wodniczak

Wielkopolskie Rytmy Młodych i festiwale rockowe w Jarocinie

Krzysztof Wodniczak

PrzeddziesięciomalatywJarocinienastąpiłootwarcieSpichlerzaPolskiegoRocka–instytucji potrzebnej, by upamiętnić dokonania Wielkopolskich Rytmów Młodych i festiwali rockowych. Kilka osób z tych pierwszych dziesięciuRytmówzostałodostrzeżonychizaproszono nas do udziału w tym poszerzonym gremium. Ja wtedy, w latach 70., zapraszałem nietylkodziennikarzy,wmiaręznaczącychze „Sztandaru Młodych” i z „Życia Warszawy”, z tygodnika „Polityka”, „Za i Przeciw”, „Panorama”,ze„Studenta”(„Student”byłwpewnym sensie pismem drugiego obiegu, tzn. oficjalnie,bocenzurapozwoliłanajegowydawanie), z magazynu „Jazz”, który miał dodatek „Rytm i Piosenka”. Przyjeżdżali też dziennikarze i z Rozgłośni Harcerskiej, i z Polskiego Radia; wówczas tych programów było niewiele. Telewizja też jakby nie funkcjonowała we właściwym, takim szerszym muzycznym wymiarze. Raz jednak udało mi się zaprosić BożenęWalter,któraprowadziłaprogram Kamerata. Ze Zbyszkiem Filipkiem, który był redaktorem w tym programie, udało mi się to zorganizować.CośztychWielkopolskichRytmów Młodych zachowało się zatem w archiwum telewizji. Poza tym artykułów czy omówień po samych Rytmach powstało naprawdę wiele. Znamienny był sam fakt, że w tym czasie w latach 70. było takich przeglądów regionalnych zdecydowanie więcej, kilkadziesiąt może, a uchowały się tylko WRM. W pobliżu Jarocina w Kaliszu organizowano Rytmy nad Prosną. Wcześniej był Festiwal Awangardy Beatowej z zespołami o proweniencji bardzo rockowej i ogólnopolskim znaczeniu. W Chodzieży również odbywał się podobny przegląd, tam nawet – pamiętam – byłem w jury. Zaproszono wówczas bardzo już znany awangardowy zespół Klan, który później występował z Mrowiskiem, ale po dwóch czy trzech edycjach stracił markę. W Olsztynie byłfestiwalczyprzegląd„Antałek”,podobnie w Jeleniej Górze, w Płocku. Naprawdę było tych festiwali wiele. Natomiast mogę powiedzieć, żeto,cosię udało wJarocinie,todzięki temu,żezawszewjuryzasiadałosześciujurorów,awśródnichtrzechdziennikarzyitrzech muzyków. Przyjeżdżali Jarosław Kukulski, Jerzy Milian, Wojciech Skowroński, Hubert Szymczyński. Oczywiście zdania muzyków zawszebardziejsięliczyły.Dziennikarze,którzytambyliwjury,zarabialipo150zł;można sobieprzeliczyć, żewtamtym czasieza150 zł możnabyłokupićpółlitrawódki„Klubowej”. Niemniej jednak ci ludzie nie tyle się poczuwalidoobowiązku,cowiedzieli,żetojestfajna impreza. I zawsze odnotowywali ten fakt, czy to w „Świecie Młodych”, czy w „Sztandarze Młodych”, czy w „Życiu Warszawy”. Podobnie w miejscowej prasie, np. w „Ziemi Kaliskiej”, „Gazecie Poznańskiej”, „ExpressiePoznańskim”,„GłosieWielkopolskim”też starałemsięchociażpodaćlistęlaureatów,nazwy zespołów, które otrzymały nagrody czy

wyróżnienia. Z upływem lat dopatruję się wtymnietylesukcesu,coprzetrwaniaWRM. Doprowadziłem również do tego, że laureaci poszczególnych edycji WRM mogli mieć sesje nagraniowe w Rozgłośni Polskiego Radia w Poznaniu. Miejscowe władze żywo na to reagowały i upoważniły mnie do zapraszania na koncert galowy zespoły i solistów, których uważałem za interesujących, jak np. Niebiesko-Czarni z solistami Adą Rusowicz i Wojtkiem Kordą, Romuald i Roman, Anawa z Andrzejem Zauchą, Niczego Sobie, Irjan itp.

Plakat Wielkopolskich Rytmów Młodych

Po dziesięciu edycjach WRM powstało w Poznaniu Poznańskie Towarzystwo Jazzowe. Szef tego towarzystwa, Henryk Frąckowiak,przekonałwładzeJarocinaw1980roku, żeby na bazie Rytmów powstało coś nowego, większego, ogólnopolskiego i stąd pierwsza edycja Muzyki Młodej Generacji. Ta nazwa pojawiła się w Sopocie na Pop Session. HenrykFrąckowiakzaproponowałtakże,abyorganizatorami uczynić warszawski duet – Walter Chełstowski i Jacek Sylwin. I to on ich lansował. Pierwsza edycja w Jarocinie MMG – nie wiem, czy powszechnie wiadomo – zasłynęła z czegoś, co nazwałbym dzisiaj koniunkturalnym. Mianowicie przyjechał z Opola zespółTajneStowarzyszenieAbstynentów,czyli TSA,jakokwartetgitarowy,grupainstrumentalna. Natomiast z Bochni przyjechał zespół zwokalistąMarkiemPiekarczykiem.Obiegrupy się zbratały i od tego pierwszego Jarocina TSAzaczęłofunkcjonowaćjakozespółstricte rockowy. Potem okazało się, już w latach 80., że można trochę więcej, że UB jakoś mocno w to ingeruje. Ale ja nie jeździłem na te Festiwale. Pojechałem dopiero w 1987 roku, kiedy między zespołem Turbo a Armią wystąpił CzesławNiemen.Jeszczewtedyniewspółpracowaliśmy, ale byliśmy w dobrych relacjach. ByłemteżnakoncercieIrkaDudka,którywystąpił jako Shakin’ Dudi. Jednak nie czułem się komfortowo w sytuacji, w której wtedy się znalazłem. Nie chodzi o to, że się obraziłem. Byłemnadalwbranży,robiłeminne,autorskie projekty. Jeśli ktoś prosił mnie o jakieś kontakty, które miałem, to użyczałem, dlaczegóż by nie być przydatnym, a może naiwnym… Przez dziesięć lat od 1970 do 1979 roku prowadziłem Wielkopolskie Rytmy Młodych i późniejsze uwarunkowania personalne nie miały nic wspólnego z moją absencją w Jarocinie. Personalne nie, akurat dobrze znałem JackaSylwina,onteżbyłquasi-dziennikarzem w kolorowym piśmie „Czas”, które się ukazywało w Gdańsku i miał rubrykę muzyczną. Zdarzało się, że kilka informacji mu podrzucałem do tej rubryki. Gdy przyjeżdżali jacyś znaniwykonawcydoprogramutelewizyjnego w Poznaniu, to przekazywałem mu teksty lub serwis zdjęciowy. W tych latach 80. miałem inne zajęcia, organizowałem przez siedem lat ReggaenaWartąwGorzowieWielkopolskim, uczestniczyłem w wielu imprezach jako juror, obserwatorlubrecenzentwfestiwalachkrajowychczyzagranicznych.Niemiałempotrzeby, żeby koniecznie uczestniczyć w tych Jarocinianach.Wlatach90.kolejnewładzezaproponowałymipodjęciereanimacjitegoFestiwalu. Przedstawiłem wówczas program, ale według własnejwrażliwościrockowej.Jakożemuzyka punkowabyłamizawszeobca,pozazespołem Strangers, ponieważ ci punkowcy okazali się potem wspaniałymi muzykami instrumentalistami. Natomiast rock poszedł, szczególnie jego warstwa semantyczna, w kierunku buntu; może nie bardzo był dla mnie zrozumiały,wolałemtłumaczeniaZembatego,nurtpiosenki artystycznej czy literackiej z pewnymi uszlachetnieniami. Natomiast to, co proponowały grupy punkowe, wydawało mi się ubóstwem muzycznym. Warstwa tekstowa była taka, że nie czułem tego. W tym czasie, czyli w latach 80., stworzyłem w Gorzowie Reg-

gae nad Wartą, gdzie zapraszane były nie tylko zespoły reggae, ale i np. Dżem. Pamiętam, gdy o 4 nad ranem słońce już wschodzi, pada deszcz, a Dżem gra; czuliśmy się wtedy jak naprawdziwymWoodstocku,tymamerykańskim.Późniejorganizowałemteżtrochęmniejsze imprezy tematyczne, jak „Dobry wieczór Mr Blues”, gdzie występowali czołowi polscy wykonawcy. Sekundowałem Dudkowi przy pierwszych trzech edycjach festiwalu Rawa Blues. W latach 90. organizowałem koncerty w Poznańskiej Farze w ramach Poznańskich Muzykaliów. Potem cykle „Pamiętamy Presleya”,„UrodzinyNiemena”.Terazpracujęnad koncertempoświęconymKrzysztofowi Klenczonowi,któryzorganizujemywspólniezjego siostrą,HaniąKlenczon.Mamteżprzygotowanąwersjękoncertowąpt. Nie lękaj się wspólnie zzespołemPiotraWizySunFlowerOrchestra. Ciągle mi się chce, ale twierdzę, że Jarocin i WRM dały mi jakąś pieczątkę i przepustkę do wejścia na parnas muzyczny...

Bardzo znaczącym wyróżnieniem dla mniejestwpisaniemojegonazwiskado grona siedmiuzasłużonychdlahistoriiJarocina,tym bardziej, że wymieniona też jest tam pieśniarka i sopranistka operowa Elizabeth Schwarzkopf oraz Rudolf Trankner, Johann Hugo Radolin,EmilLoowenthal,ks.proboszczEdward Degórski,JanMajerowicz.Miałemnawettaki próżny pomysł – Jarociny Wodniczaka, prezentacjaartystów,którzyjeszczefunkcjonują, począwszy od Hanny Banaszak, Małgorzaty Bratek,askończywszynaMietku,BluesBand czyKasieChorychalbokilkumuzykach,którzy zasilają różne zespoły, a przez Jarocin się przewinęli.Zorganizowaliśmyzówczesnądyrektorką Jarocińskiego Ośrodka Kultury koncert Jarocin come back, który przeszedł niestety bez echa, nie było nim większego zainteresowania wśród mieszkańców.

Jako organizator wielu imprez muzycznych, obserwując reaktywowany festiwal, uważam, że nie idzie on w dobrym kierunku itraciszansę,bystaćsięważnąimpreząwPolsce w kolejnych latach. Być może firma, która go organizuje, zbyt nastawiona jest na zysk. Pojawiają się nawet głosy, że to Węgorzewo mogło zająć miejsce Jarocina. Jeśli porównywać z liczbą ludzi na Przystanku Woodstock lubgdyńskimOpenerze,tomożewłaśnieWęgorzewo jest tym miejscem,które teżwtakim kierunku dryfuje.Obecnymedycjom festiwalu często zarzuca się zaniedbanie Małej sceny, brak promocji młodych, początkujących zespołów. Organizatorzy odpierają zarzuty, że impreza bazująca na Małej scenie nie jest w stanie utrzymać się finansowo.

W mojej ocenie w Jarocinie już od kilku lat po prostu brak pomysłu. Dlaczego zrobiono akurat jubileusz Armii, notabene świetnegozespołu,któregopłyta Legenda ukazałasię 20 lat temu. Dlaczego jednak nie pomyślano otrzechbardzoważnychrocznicach:jak10-leciu śmierci Grzegorza Ciechowskiego, 20-leciu Ady Rusowicz, która w Jarocinie wystąpiła i 30-leciu śmierci Krzysztofa Klenczona? Można było interesująco taki wspominkowy koncert zorganizować, chociażby w małym pomieszczeniu, dla rówieśników Klenczona, Rusowicz czy Ciechowskiego.

Publiczność z lat 80. można zobaczyć w wielu filmach, ale jeśli chodzi o Rytmy to jest„białaplama”.Nietańczonopogo,tymbardziej, że te imprezy odbywały się w JOK-u albo kinie Echo. To była publiczność miejska. Dwa lub trzy razy widziałem, jak przyjechała jakaśgrupaautobusem,faniktóregośzzespołów,wycieczkazŻarczyzinnejmiejscowości, bo zagrał ich zespół, który – przypuszczam –działał przy zakładowym domu kultury. Zakładmiałswójautokar,któryprzywiózłludzi, apokoncercieodwoził.Byłatoraczejpublicznośćstricte jarocińska, plusdziennikarze, obserwatorzy, którzy przyjeżdżali do Jarocina. Przyjeżdżali późniejsi menedżerowie Tadeusza Nalepy, Marka Grechuty czy Wojciecha Skowrońskiego, żeby posłuchać tych muzyków i ewentualnie zaproponować im pracę. Frekwencja raczej zawsze była 100%, szczególnie na koncertach galowych, podsumowujących, gdzie byli laureaci i zespół, o którym się mówiło, że był gwiazdą. Nawiązywały się też miłe kontakty. Zawierzono mi i to ja zapraszałem zespoły, aby zagrały na koncertach galowych.

Szczególnie dużo osób z Wielkopolski przyjeżdżałonapierwszeJarocinyMMG.Nie

byłodobrodziejstwaInternetu,alepocztąpantoflową docierało, że jest taki festiwal, warto przyjechać. Nie wiem, czy na pierwszym, czy drugim Festiwalu były pola namiotowe. W czasie tych 10 lat WRM nie myśleliśmy, żeby wyjść tak szeroko. Zauważyłem, chyba na drugim podobnym festiwalu w Chodzieży, takie możliwości. Tam były idealne warunki, był amfiteatr (chyba na 300 osób), pole (na co najmniej 200 domków kempingowych), również pole namiotowe, i wszystko przy jeziorze. W sposób naturalny można było to robić. Gdy skończyły się przeglądy, to od razu powstaływarsztatyjazzowe,awJarocinieraczej wszystkie początkowe imprezy były adresowane do mieszkańców. Gdybym działał przy organizacji festiwali po 1979 roku, to zachowałbym formę eklektyczną. Nie mam zdecydowanego, ulubionego nurtu muzycznego czy konwencji stylistycznej, w związku z czym najbardziej mi odpowiadają formy „urockowione”, ale instrumentowane większymi formami, czy to keyboardami, czy też prawdziwymi smyczkami. Formy połączeniowe: klasyczne z rockowymi. Dopuszczałbym prawie wszystkich, ale chyba dystansowałbym się od punkowych form. Zupełnie nie dopuszczałbym rapu czy hip-hopu. Robiłem festiwale z przesłaniem, festiwale muzyki chrześcijańskiej. Zapraszałem nawet zespoły śpiewające kuchwalePana.Jestemmożeortodoksyjny,jeśligospel–towtakiejformie„korzennej”,jak reggae – to też w przekazie „korzennym”. Nie byłbym tak otwarty, znając siebie, bo staram się być osobą obiektywną, ale zachowawczą i konserwatywną.

Zespół „Kwiaty” – laureat Wielkopolskich Rytmów Młodych 1970. Od lewej: Lech Stawski, Zbyszek Jankowski, Zbyszek Schaedel, Włodek Jankowski

This article is from: