6 minute read
Marzec 1968
z dużym opóźnieniem, bo nie odbywały się wybory delegatów, nie było quorum na przykład jeszcze 6 kwietnia 1968.
Co ciekawe, dla mnie wydarzenia marcowedopieropowielulatachzaczęłysiękojarzyć z wykorzystaniem haseł antysemickich przez Moczara, który tą drogą chciał dojść do władzy. Dopiero po latach zrozumiałam, jak bardzo było to skomplikowane, ale w 1968 roku miałam 21 lat! Byłam wychowana w katolickiejrodzinie,alenigdynieokreślałosiękogoś mianem„Żyda”,wogóleniebyłopatrzeniana kogoś z takiego punktu widzenia: czy to wyznaniowego,czyetnicznego.Hasła„Syjoniści do Izraela” poznałam i zrozumiałam o wiele później, a zaprezentowane nam przez Leszka Dawydzikawkwietniu1968rokuprzywiezione z Warszawy taśmy ze spotkania z redaktorem Tadeuszem Kurem na Uniwersytecie Warszawskim wysłuchane wówczas były dla mnie jedynie opisem skandali finansowych, gospodarczych i politycznych, bo pojęcia nie miałam, że atakowane są przede wszystkim osoby pochodzenia żydowskiego. Dopiero po latach zrozumiałam hasło „Kur-wie lepiej”. Dowodemszczerościmoichwyznańmożebyć następujące zdarzenie. Mam młodszą siostrę, studiowała wówczas na II roku farmacji. Studia były i pewnie nadal są trudne, wymagające. Przez dwa lata w naszym mieszkaniu na Sołaczu, gdzie były dobre warunki do wspólnejnauki,poznałamkoleżankęmojejsiostry–dziewczynyzakuwaływspólniedokolokwiów i egzaminów. Koleżanka miała na imię Klara, mieszkała w Szczecinie. Zwyczajna, miła dziewczyna. Z moją siostrą to chyba nawet się przyjaźniły,Hankabyłazaproszonadoniejpo I roku w czasie wakacji, czyli w 1967 roku. SpędziłatydzieńwSzczecinie,poznałamamę, tatęisiostręKlary.Noinapoczątkurokuakademickiego 1968/1969 Klara nie pojawiła się na zajęciach. Zaniepokojona tym moja siostra zadzwoniładoSzczecina,atamstarszasiostra Klarypowiedziałajejkrótko,żeKlarazrodzicami wyjechali z Polski. Hanka nie pamięta, czy ta siostra wspomniała o Izraelu, ale wypowiedź była jasna, że wyemigrowali. Nigdy nam Klara nie mówiła o swoim pochodzeniu, nigdy jej nikt u nas nie pytał, a nie pytał, bo poprostudogłowybynampytaćnieprzyszło: była fajną dziewczyną i tyle… Nigdy się nie odezwała do Hanki…
Advertisement
Lech Dymarski Marzec 1968
I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka,kierującsięrachunkiemmakroekonomicznym,wyjąłzkalendarzajedendzieńwolnyod pracy i w roku 1968 dzień 6 stycznia (Święto Trzech Króli) był już „pracujący”. Wiosną tego roku mówiło się, że towarzysz Wiesław poszedł dalej i skrócił rok kalendarzowy do 11 miesięcy. Gomułka zakończył bowiem swoje doniosłe przemówienie podsumowującestłumieniestudenckichprotestówzapowiedzią: Marzec nigdy więcej się nie powtórzy! Odpowiedźnapytanie,cofaktyczniemiałosięniepowtórzyć,niebyłajednakłatwa.Nie powtórząsięprotestyprzeciwkontrkulturowej cenzurze? Nigdy już nie będzie studenckich wieców? Nigdy już wrogie imperialistyczne ośrodki nie będą inspirowały chuligańskich zajść? Czy też rewizjoniści i syjoniści nigdy jużniepodniosągłowy?Amożeniepowtórzy sięzajadławalkanaszczyciewładzy?Nieliczni(„politykierzywszelkiejmaści”–jakpisano w partyjnej prasie), którzy zadawali sobie podobne pytania, wiedzieli na pewno tylko tyle, że okres „małej stabilizacji” w PRL lat 60. się zamknął;wsierpniuPraskąWiosnęrozjechały czołgi wojsk Układu Warszawskiego, a co będzie dalej, to się okaże. Za dwa lata się okazało:robotniczarewoltaimasakranaWybrzeżu,
odsunięty Gomułka, przyszło „nowe”. SafandułęistaregonudziarzatowarzyszaWiesława zastąpił postawny, rezolutny Gierek, propaganda ogłosiła „stawkę na młodych”, a tytuł w „Trybunie Ludu” wręcz powiadamiał: Idą młodzi! Nie chodziło oczywiście o to, że na ulicachznówdemonstrująstudenci,leczoodmłodzenie aparatu PZPR.
Do roku 1973 działało jeszcze Zrzeszenie Studentów Polskich. Prawie wszyscy studenci do tej organizacji, nieobciążonej odgórnie propagandowymi obowiązkami, należeli. Bardziej „ideowo” wyrazisty, na uczelniach mało popularny, był Związek Młodzieży Socjalistycznej, obecny w fabrykach – taka (do czasu) była wola władzy ludowej. Wtedy, w marcu 1968, na pierwszym studenckim zgromadzeniu na placu Mickiewicza w Poznaniu obecni byli funkcyjni działacze Zrzeszenia – z przewodniczącym Rady Okręgowej na czele! Była to demonstracja solidarności ze studentami Warszawy, których MO, ZOMO, ORMO brutalnie przepędziły z dziedzińca Uniwersytetu Warszawskiego i dalej biły na ulicach. Dla obywateli w wieku studenckim to była nowość, by nie powiedzieć: szok. Ten poznański wiec zakończył się bez siłowej interwencji. Nazajutrz zgromadził się jednak znacznie większy tłum, choć funkcyjni koledzy ZSP już nie przyszli. Nie chodziło już o zdjęcie Mickiewiczowych Dziadów zafiszawarszawskiego teatru, aleoto,żeprasakłamie,przedstawiajączajściawWarszawie jako chuligańskie wybryki inspirowane przez „wrogie ośrodki”. Udałem się na plac prosto z pracy; jeszcze na ulicy zatrzymali mnie milicjanci w hełmach z okrzykiem: „Legitymacjastudencka,już!”.Takmnierozpoznano,nie zwracając uwagi na skórzaną teczkę z rączką, której studenci nie nosili. Nie posiadam – wyjaśniłem, co wzburzyło milicjanta tak, że ostentacyjnie sięgnął po pałę. Byłem jednak przygotowany na legitymowanie i zdążyłem okazać legitymację członka Związku Zawodowego Transportowców i Drogowców. Pały nie użyto, ale stanowczo pouczono: „No, to jak wraca z roboty, to idzie do domu, a nie łazi, bo tu nie ma nic do szukania”. „Prasa kłamie!” – skandowano pod pomnikiem Mickiewicza, a potem – „Zgasić neon!” (widoczny z placu neon na szczycie budynku partii zachęcał: „Czytaj Gazetę Poznańską – organ KW PZPR”). Tym razem wiec rozpędzono, było pałowanie, odbieranie legitymacji studenckich, wnioski o ukaranie. Protesty skończyły się w całym kraju, ale propaganda się rozkręcała.Warszawskichuczestnikówwiecu określono jako „bananową młodzież” – chodziłoowskazanie,żebanan,owocluksusowy, dostępny był tylko dzieciom z zamożnych domów.Dostrzeżono teżich„ortalionowepłaszcze”(takiejakbypeleryny,choćtrwalsze),dostępnezadolarywsklepachPewexu.Tomiało wzbudzić gniew klasy robotniczej. „Panie student, powiedz Pan, co się właściwie odpierdala?” – zapytał mnie niemłody majster. Byłem zatrudniony w dużym zakładzie, gdzie remontowano autobusy Państwowej Komunikacji Samochodowej. Nie był to dzisiejszy warsztat naprawczy – tam holowano wraki pojazdów, które, rozbierane „na proszek” i z pomocą dorobionych części zamiennych silnika, skrzyni biegów, układu hamulcowego, także nowej blachy i tapicerki, wyjeżdżały świadczyć usługi dla ludności –jak nowe. Stanowisko moje nazywało się „referent(poawansie–starszyreferent)techniczny”, a ponieważ z mocy przepisów wychodziłemzpracywcześniej,bykontynuowaćnaukę w trybie wieczorowym, uzyskałem w opinii klasy robotniczej status studenta. Niewiele potrafiłem wyjaśnić, bo też w propagandowej narracji pojawili się w tle nieznani dotąd, tajemniczy syjoniści. Nieoczekiwanie pytający sam sobie odpowiedział: „Jak żacy się buntują,toocośmusichodzić”.Tymczasemwładza ludowa niestrudzenie dawałaodpór „mącicielom”.Wtelewizjipokazywano„spontaniczne” masówki w fabrykach, zebrani trzymali tzw. szturmówki(tablice nakijach)malowaneręką plastyka. „Pisarze do pióra – studenci do nauki”, ale też „Syjoniści do Izraela”. W przemówieniach aktywistów wyrażano poparcie dla „Towarzysza Wiesława”. Tenże I sekretarz KC z pasją przemawiał, przemawiał – padały powszechnie nieznane nazwiska rewizjonistów: Brus, Kołakowski, także „niejaki Michnik”–alenienależysądzić,żewyjaśniał. W naszym biurze technicznym majstrowie i brygadziści zatrzymywali się coraz dłużej,
komentowali, co wczoraj „telewizja pokazała”. „Panie student, powiedz pan, ten dojcze Gewand, to co to za jeden?” – padło pytanie. Wlatach60.Gomułkapiętnowałponazwisku niemieckichodwetowcówirewanżystów:Czaja, Hupka, Globke, Strauss, Adenauer – te nazwiska były już osłuchane. W tym momencie jednak „kwestia niemiecka” nie była obecna, achodziło–topotrafiłemwyjaśnić–ojednego zaktywniejszychwarszawskichstudentów,był to Józef Dajczgewand, którego Wiesław wymieniałwielokrotnieizuporem.Znaczy:syjonista(takimaktywnympostaciomzUniwersytetuWarszawskiegojakIrenaLasotaczyJakub Karpińskisławynieprzydał).Wszelakopokilkudniachdowiedzieliśmysięzusttowarzysza Wiesława o „niejakim Szpotańskim”. Co za jeden?! Otóż, jak wyjawił Gomułka: „Niejaki Szpotański, człowiek o moralności alfonsa, napisał pornograficzną szopkę, ziejącą sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii”. TylkozesłabosłyszalnegoRadiaWolnaEuropa dociekliwi mogli siędowiedzieć, żekrytyk iteoretykliteraturyJanuszSzpotańskiistotnie napisał i nagrał na magnetofonie pamflet pt. Cisi i gęgacze, czyli bal u prezydenta (postać występującego tam Gnoma można było kojarzyć z Gomułką); został skazany na trzy lata więzienia „za rozpowszechnianie fałszywych informacji godzących w interesy państwowe Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”.
Wreszciewładzaludowadałaodpórnacałego. W dużych miastach zorganizowano masowe wiece świata pracy. Obecność praktycznieobowiązkowa.WPoznaniunaplacMickiewicza i przyległe ulice ciągnęły załogi prosto z fabryk i wszelkich zakładów. Rozstawiono ogromne megafony. W naszym zakładzie dyrektor zwołał masówkę na największej hali i przemówił po ojcowsku, ale krótko: „Towarzysz I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego wezwałwszystkichludzipracynawiecpoparciadlatowarzyszaIsekretarzaKomitetuCentralnegonaszejpartii,no,wszyscyrozumiemy, że idziemy”. Nie wciskano w ręce sztandarów anipropagandowych„szturmówek”.Naszdyrektor, jak się mówiło, „był w porządku”. Na placu atmosfera nie była wiecowa, nawet nieco piknikowa, bo zgromadzenie odbywało się w godzinach pracy, więc komu to przeszkadzało?IsekretarzJanSzydlakprzemawiałdługo, powtarzał propagandowe motywy (rewizjoniści, syjoniści, wrogie ośrodki światowego imperializmu itp., napomknął, rzecz jasna, o Dajczgewandach i Blumsztajnach), ale przede wszystkim gloryfikował Gomułkę. W tłumie swobodnie przemieszczali się także studenci, którzy przyszli bez przymusu, z ciekawości i „dla jaj”. Nie zwrócono uwagi, żemówcaprzeszedłjużdoSzpotańskiego;gdy podniósłgłos,membranywielkichmegafonów wzruszyłypowietrze:„Asłowateguohydnygu reakcyjnygupornograficznygupaszkwiluwymierzonyguwtowarzyszaWiesławaprzezusta przejść mi nie mogum!” (Szydlak pochodził ze Śląska, gdzie wymowa zbliżona do Wielkopolskiej,choćosobydobrzepoinformowane twierdziły, że I sekretarz w sytuacjach kameralnych posługuje się językiem „literackim”, a w większych gremiach celowo mówi „po naszymu”, że niby on nasz, z ludu). Koniec zdania wielokrotnie odbijał się pogłosem od dalszych megafonów: nie mogum… ogum… ogum… oum… oum… Szydlak nabierał powietrza, nastała cisza jak po wyładowaniu atmosferycznym i wtedy brygadzista Czajka ze Śremu zrobił taki półobrót i głośno rzucił do nas, załogi pytanie: „Wiara,co tamjest kurwa wtejszopcenapisane?!Pytomsię,cojestnapisane, że przez usta przejść mu nie mogum?!”.