5 minute read
Krótka historia StudenckiejAgencji Fotograficznej (SAF)
nego w domu, za to mam pełną głowę wspomnień z licznych miejsc, gdzie za niewielkie pieniądze, czasem poparte nieodpłatną pracą przykoniach,staraliśmysięrobićto,cokochaliśmy najbardziej: pojeździć konno, pobiesiadować,poromansowaćitoczyćnocnePolaków rozmowy.Wjakiejtosiędziałokolejnościico mniebardziejuwodziło,niebardzopamiętam, ale działo się na pewno. Rzeczywistość, w jakiejwtedyżyliśmy,byłatakabsurdalna,ajednocześnie z małymi przerwami niezmienna, że wszelkie próby jej wspierania lub zmieniania wydawały się zajęciem jałowym. Pamiętam zgorszenie lub pobłażliwą pogardę, jakie wzbudzaliśmy zarówno wśród tych, którzy zawsze z ogromną powagą traktowali siebie iswojehistorycznerole,jakibohaterówostatniejgodziny.Toprawda,żeniewieluwśródnas byłobohaterówtamtychdni,ajeślibyli,tojak to się dziś mówi, swoje bohaterstwo przechodzili raczej bezobjawowo. Robiliśmy swoje, a wtedy TO było nasze. I nikt nam nie odbierze tych opowieści zaczynających się od słów „Spotkaliśmy się w 116…”.
Tomasz Talarczyk
Advertisement
Krótka historia Studenckiej Agencji Fotograficznej (SAF)
Jedną z agend Rady Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich w Poznaniu od 1969 roku była Studencka Agencja Fotograficzna –SAF. Skupiająca kilkunastu miłośników fotografii (niestety tylko płci męskiej), dokumentowała życie akademickiego Poznania, ale także współczesnej Polski i świata, w miarę jak jej członkom udawało się odwiedzać jego ciekawe zakątki z aparatem w ręku. Świadectwem naszych fotoreporterskich działań były zmieniane co kilka dni serwisy zdjęciowe na parterze i w gablocie przed budynkiem Rady przy ul. Aleksandra Fredry 7, a także artykułyiinformacjewówczesnejprasiestudenckiej często ilustrowane zdjęciami „safowców” czy wreszcie wystawy organizowane zazwyczaj pod patronatem Poznańskiego Towarzystwa Fotograficznego.
W dwóch pokoikach i w ciemni na piętrze dawnejprzyzamkowejmasztalarniczłonkowie i sympatycy SAF-u spotykali się, by ustalać tematy zdjęć, zaopatrywać się w obiektywy inegatywyzzasobówagencjialbochwalićsię „upolowanymi” kadrami. Ciemnia z dwoma powiększalnikami miała największe wzięcie wieczorami i w nocy. Jej atrakcją było radio z UKF i wspaniałymi audycjami Programu Trzeciego Polskiego Radia, niestety o północy kończącymi się hymnem. Czasem któryś z kolegów pozostawiał szpulowy magnetofon imożnabyłosłuchaćnagrańdobladegoświtu, w oparach wywoływacza i utrwalacza. Ukoronowaniem tej pracy zwykle było upinanie świeżego serwisu zdjęciowego na pilśniowej płycieimocowaniejejwgablocienazewnątrz budynku Rady albo zaklejanie koperty adresowanej do redakcji „ITD”, „Studenta” czy „Politechnika” ze zdjęciami i krótkim opisem wystukanym na maszynie. Współpracowaliśmy też, przez ścianę, z koleżankami i kolegami ze Studenckiej Agencji Informacyjnej oraz z Klubu Dziennikarzy Studenckich, którzy wydawali jednodniówkę „Spojrzenia” –organ prasowy poznańskiej Rady Okręgowej ZSP.
Dołączyłem do SAF-u jesienią 1969 roku jako student II roku historii i początkujący fotoamator. Debiutowałem w roli fotoreportera w auli UAM, podczas występu studenckiego zespołufolklorystycznego.Udałomisięzperspektywy balkonu ująć dynamicznie rozkloszowane kiecki tancerek, co chyba znalazło
uznanie w oczach kolegów w SAF-ie – moje zdjęcia trafiły do gabloty.
To były czasy analogowej fotografii czarno-białejidominacjimałegoobrazka.Prywatne radzieckie Zenity i enerdowskie Praktiki byłypodstawowyminarzędziaminaszejpracy. Na początku lat 70. w Radzie Okręgowej znalazły się jednak pieniądze na kilka topowych aparatówiobiektywów made in DDR.Najambitniejsi aspirowali do ciężkiego Pentacon Six na filmy 6 x 6 cm z wymiennym obiektywem 300mmlubszerokokątnymFlektogonem.SzafarzamisprzętubyliszefSAFAndrzejTeinert, ówcześnie student Politechniki Poznańskiej, isekretarzTadeuszNapadło.Straszniesiępieklili, gdy ktoś spóźniał się z oddaniem obiektywu czy aparatu bądź dostrzegli pyłek na soczewce.Przywilejemnajpracowitszychczłonków SAF-u było zaopatrywanie ich w filmy marki ORWO.
Z tym ciężkim Pentaconem przeżyłem chwile grozy, gdy podczas koncertu finałowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Auli UAM usiłowałem ująćlaureatkępodczaspartiisolowejskrzypiec i dźwięk migawki aparatu rozlegał się niczym wystrzał z wiatrówki. Dyrygent chciał mnie zabićwzrokiem.Rychłojednakprzeniósłswoje karcące spojrzenie na operatora telewizji, którego Arriflex 16 mm terkotał niczym karabin maszynowy…
Większość z nas uprawiała klasyczną fotoreporterkę, dokumentując imprezy kulturalne, muzyczne i sportowe na poznańskich uczelniach,wklubachstudenckich,naarenach sportowych, zajęcia w salach wykładowych i laboratoriach uczelni. Zdarzyło mi się fotografować pluton piechoty w natarciu w ramach zajęć Studium Wojskowego UAM i studenckie praktyki robotnicze w chłodni miejskiej.Byłemteżzaparatemnaostrymdyżurze w ośrodku ostrych zatruć w sezonie grzybowym i o 2.00 w nocy podglądałem życie na kolejowymdworcugłównym.Fotografowałem z płyty boiska futbolistów z samym Włodzimierzem Lubańskim w międzypaństwowym meczunastadionieWartyizmaganiadrużyny UAM podczas „Teleuniwersjady” w łódzkim studio telewizyjnym.
Nikt spoza SAF-u nie narzucał nam tematów zdjęć. Mieliśmy wolną rękę w ich doborze i publikacji. Jedynym przejawem cenzury, z jakim osobiście się zetknąłem, było usunięcie z gabloty SAF-u na Fredry mojego fotoreportażu po tragicznym wybuchu w Zakładach Ziemniaczanych w Luboniu w lutym 1972 roku. Pojechałem tam na wieść o katastrofie późnym wieczorem i przez nikogo nie niepokojony przez kilka godzin dokumentowałem akcję ratowniczą wojska i strażaków. Resztę nocy spędziłem w ciemni. Rano tłumek oglądających zdjęcia przed budynkiem Rady zaintrygował i zaniepokoił odpowiedniesłużby;zdjęciazdjętoitrafiłydoKomitetu Wojewódzkiego PZPR, gdzie mnie nazajutrz teżwezwano.Odziwo,zamiastpretensjiusłyszałem słowa uznania za dobry fotoreportaż iobietnicę(spełnioną)opublikowaniagonałamach miesięcznika „Nurt”. Ten nieoczekiwany debiut prasowy przyczynił się do tego, że półtora roku później podjąłem pracę dziennikarzaw„GłosieWielkopolskim”iwytrwałem wtymzawodzie33lata,główniepisząciredagując teksty, ale także publikując tysiące moich zdjęć. Praktyka fotoreporterska w SAF-ie dała mi do tego solidne przygotowanie.
Należałem do grupy „naturalistów”, nieużywającychlampbłyskowych,utrwalających życie w jego naturalnym świetle. Czasem musiałwystarczyćblaskkilkuświeclubsłabejżarówki.„Ziarnoniegryzie”–pocieszaliśmysię, używając najczulszych filmów i wywołując je do granic możliwości błony światłoczułej. Nie przejmowaliśmy się mocnymi kontrastami, poruszeniami na zdjęciach, rozmazanym tłem. Najważniejsze było uchwycenie emocji, atmosfery, ducha ulotnej chwili. Chcieliśmy się wzorować na świetnych fotoreporterach zpolskichizagranicznychpismilustrowanych, którychzdjęciaróżnymidrogamidocierałydo nas i były przedmiotem krytycznych analiz i podziwu dla umiejętności znalezienia się we właściwym miejscu i naciśnięcia migawki we właściwymmomencie.Tobyłyczasyświetności fotoreportażu na świecie, coraz doskonalszej techniki optycznej i jakości druku.
Niektórzy „safowcy” od razu aspirowali do roli artystów fotografików, co w później-
szym czasie udało się osiągnąć Jackowi Kulmowi, Andrzejowi Florkowskiemu i ZdzisławowiOrłowskiemu–uznanymczłonkomPolskiego Związku Artystów Fotografików, inni przygodę z fotografią traktowali jako hobby bądź cenną dodatkową umiejętność w przyszłym zawodzie architekta czy dziennikarza. Coambitniejsipróbowalisiłwkonkursachfotograficznych, brali też udział w wystawach. Pierwszą„safowską”ekspozycjąjesienią1971 roku była Ecce homo w hallu ówczesnego Pałacu Kultury w Poznaniu (dzisiejszego Zamku).Kilkukolegów(AndrzejFlorkowski,Przemysław Ilukowicz, Zdzisław Orłowski, Tadeusz Napadło i Andrzej Teinert) podróżowało wcześniej za granicę i z tych podróży przywiozło wiele interesujących kadrów, ja dorzuciłem kilka moich zdjęć szalonych mówców zlondyńskiegoHydeParku.W1973rokuwłonie SAF-u powstała grupa „Omega” (Tadeusz Napadło, Zdzisław Orłowski, Jacek Kukieła, Tadeusz Olszewski, Józef Hennig, Zbigniew Kulak), która organizowała cykliczne wystawy,korzystajączewsparciaPoznańskiegoTowarzystwa Fotograficznego.
Jacek Kulm, najstarszy w naszym gronie, od 1972 roku współpracował z wieloma teatrami polskimi i za granicą, m.in. z Teatrem Nowym, Teatrem Polskim i Teatrem MuzycznymwPoznaniu,EstradąPoznańską,Teatrem WielkimwWarszawie,PolskimTeatremTańca, Pantomimą Henryka Tomaszewskiego. W2017rokuJacekKulmzostałlaureatemNagrody Artystycznej Miasta Poznania.
Andrzej Florkowski jako reporter SAF-u uczestniczył w Festiwalu FAMA ’72 w Świnoujściu, gdzie za szczegółową dokumentacjęartystycznątegomiesięcznegowydarzenia otrzymałpierwsząnagrodę.Późniejdokumentował ważne festiwale studenckie w całej Polsce, np. Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie, Festiwal Teatrów Alternatywnych we Wrocławiu, Festiwal Kultury Studentów PRL iinne.Dziśprof.drhab.AndrzejFlorkowski–kierownikVIPracowniFotografiinaWydziale Fotografii Uniwersytetu Artystycznego w PoznaniujestczłonkiemZwiązkuPolskichArtystówFotografików,promotoremokołostuprac dyplomowych–licencjackichimagisterskich. Autoremszereguwystawindywidualnych,kuratorem wielu wystaw zbiorowych krajowych i zagranicznych.
Moim ostatnim (przed ukończeniem studiów) zadaniem w SAF-ie było udokumentowanie„pogrzebuZSP”.Wiosną1973rokuodbył się w warszawskiej filharmonii kongres zjednoczeniowy organizacji młodzieżowych – z ZSP, ZMS i ZMW utworzono, na mocy odgórnych nacisków, Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. Z tej delegacji do stolicy najlepiej zapamiętałem pierwszy w moim życiu powrót samolotem – LOT oferował studentom bilety za pół ceny, o ile nie było kompletu pasażerów. Chciałem oczywiście lecieć do Poznania, ale już nie było tanich biletów, wobec tego zdecydowałem się na lot do Wrocławia, jednak na pół godziny przed odlotem i tam wszystkie miejsca okazały się zajęte; w końcu poleciałem do Bydgoszczy. Gdzieś obok mnie zapewne siedział jakiś krzepki antyterrorysta, bo to był czas, gdy co któryś lot kończył się w Berlinie Zachodnim…