8 minute read
Turystyczna szkoła
Stanisław i Jan Harajda Turystyczna szkoła
Turystyka to nasza rodzinna tradycja od pokoleń. W jej arkana od małego wprowadzał nas Ojciec Ryszard Harajda – przez wiele lat nauczyciel matematyki (studiował na UAM w latach 1945-1948) w poznańskiej Handlówce. A Ojca – Jego Ojciec (nasz Dziadek Artemon), który mając – jako kolejarz – darmowe bilety, podróżował z rodziną. Wycieczki czy rajdy były więc dla nas codziennością, a każdego lata miesiąc spędzaliśmy w górach. Dobrze poznaliśmy Wielkopolskę i wszystkie polskie góry. Gdy skończyliśmy studia (ja 1966 UAM, mój brat 1972 AE), byliśmy już doświadczonymi turystami z uprawnieniami PTTK-owskimi Przodownika Turystyki Górskiej (obaj) czy Pieszej (ja).
Advertisement
Studenckie wędrówki zacząłem od rajdów – Sprawnościowy, Księżycowy, Pod Parasolami, Zachodni i oczywiście Wydziałowy Mat-Fiz-Chem. Podczas któregoś z nich w 1968 roku Włodek Leszczyński zaproponował, abym w Radzie Wydziałowej ZSP zajął się turystyką. Tak otrzymałem najdłuższy w całej mojej historii tytuł: przewodniczący Komisji Wczasów, Turystyki i Sportu Rady Wydziałowej Zrzeszenia Studentów Polskich Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wspólnie z Jurkiem Adamczakiem (matematyka), Markiem Barałkiewiczem (chemia) czy znaną mi już wcześniej (uczennica Ojca – Przodownik Turystyki Górskiej PTTK) Teresą Kozłowską (fizyka) zaczęliśmy organizować kolejne Złazy Wydziałowe, które szybko liczebnością pobiły niektóre rajdy uczelniane. Oprócz tego wycieczki i weekendowe wypady. Wraz z Teresą organizowaliśmy wydziałowe szkolenia na stopień Organizatora Turystyki PTTK. Były też imprezy z humorem, jak np. „Wypad z okazji Dnia Kobiet” realizowany wyłącznie w męskim gronie. Za drugim jednak razem zgłosiła się 1 dziewczyna – Teresa i powiedziała: „Chcę jechać z Wami – mogę gotować”. Zaakceptowaliśmy. Dla kolegów z roku zorganizowałem dwa 21-dniowe obozy (Roztocze 1969 i Góry Świętokrzyskie 1970). Podczas pierwszego zwiedzanie browaru w Zwierzyńcu zakończyliśmy degustacją piwa. Dało to impuls doodbyciawtrakcierokuakademickiegoszereguwycieczekdowielkopolskichmiastzbrowarami, zawsze z degustacją. Był też browar poznański–dziścentrumhandluisztukiStary Browar.TrzydnipopowrociezRoztoczamiałem egzaminy wstępne na moją drugą uczelnię – Akademię Muzyczną. W trakcie rozmowy kwalifikacyjnej dostałem pytanie: „Dwa tygodnie temu miało miejsce niespodziewane wydarzenie, o którym rozpisywała się prasa, czy Pan wie, o czym mówię?”. Odpowiedziałem, że przez trzy tygodnie wędrowałem po roztoczańskich lasach i nie czytałem żadnej prasy. Odpowiedź uznano za pozytywną – na studia się dostałem. Na drugi obóz pojechaliśmy zaraz po obozie wojskowym, gdzie w książeczkach wojskowych dokonywano wpisu: „Ukończyłszkolenie wojskowewdniu … Udaje się do miasta …”. Taki wpis pozwalałnadotarciekomunikacjąpublicznąwciągu 48 godzin do miejsca „zamieszkania”. Obóz kończył się 27 lipca, ale pisarz naszej baterii (Leszek Konys) wpisał „omyłkowo” 28 lipca, podając jako miejsce docelowe Kielce. Zakładaliśmy, że gdy 27 będziemy całą paczką –z wojskowymi pieśniami na ustach – wracać do Poznania, nikt nie będzie sprawdzał wpisów, i tak było. A my zyskaliśmy dzień i 29 lipca – na koszt Ludowego Wojska Polskiego – udaliśmy się do miasta Kielce na obóz.
Po skończeniu matematyki (1970) podjąłem pracę na Politechnice i wówczas nastał czas zwany „Fredry 7”. Gdy stanowisko przewodniczącego Komisji Turystyki i Sportu RO ZSPijednocześniedyrektora„Almaturu”ob-
jął Jurek Adamczak, moja więź z Radą Okręgową bardzo się zacieśniła.
Wtedy w ruch studencki włączył się brat, którytakwspominaswojepoczątki:„ZsiedzibąnaFredryzetknąłemsięnapoczątkulat70. jeszcze jako uczeń IV LO. Wprowadził mnie tammójstarszy(o5lat)bratStaszek,któryod początkustudiówdziałałwturystycestudenckiej. To, co można nazwać szczęściem, czyli wprowadzeniewśrodowisko,stałosięrównież moją zmorą. Mimo upływu lat bardzo często byłempostrzeganyjakomłodszybratStaszka”.
W grudniu 1972 roku reaktywowano Akademicki Klub Turystyczny ZSP z dziesięcioma sekcjami i prawie tysiącem członków. Prezesem był Mariusz Grebieniow, a ja zostałem prezesem Sekcji Kadry Turystyki Kwalifikowanej, której potem w latach 19771978prezesowałteżmójbrat,aczłonkiembyła nasza siostra Maria. Po roku (grudzień 1973) zostałem na 5 lat prezesem Akademickiego Klubu Turystycznego SZSP-PTTK. Łączyło się to z funkcją sekretarza Komisji Turystyki i Sportu ZW SZSP. Miałem więc co robić – pracowałem na Politechnice, dorabiałem w szkołach (głownie Handlówka) i studiowałem na Akademii Muzycznej.
Marzec 1973 roku przyniósł zmianę nazwy z samorządowej – Zrzeszenie Studentów Polskich napolityczną – SocjalistycznyZwiązekStudentówPolskich,aleturystykapozostała taka sama – nadal robiliśmy swoje.
Pierwsząimprezą„studencką”mojegobrataikilkujegokolegów –jeszczejakouczniów LO – był Rajd w Nieznane do Osiecznej w 1971 roku. W grupie tej znaleźli się m.in. Michał Koppe i Rysiu Wall – późniejsi wiceprezesi AKT. To był jeden z impulsów do tego, żeby w ramach AKT powstała też Sekcja Młodzieżowa prowadzona przez naszych działaczy-nauczycieli.Jejczłonkamibylimłodziludziezostatnichklasszkółśrednich,którzyjużnapierwszymrokustudiówstawalisię aktywnymi działaczami na swoim wydziale, roku czy w wybranej sekcji Klubu.
AKT to czas wielu obozów stacjonarnych (sylwester, przerwa międzysemestralna, Wielkanoc,lato,zima),niezliczonejliczbyrajdów, szkoleń, różnych spotkań czy wypadów w góry. Wyjeżdżaliśmy w piątek pociągiem o 23.55 do Jeleniej Góry lub Kłodzka (przesiadkaweWrocławiu).Dwadniintensywnego łażenia i powrót – znowu nocnym pociągiem do Poznania na poniedziałek rano. Były też –organizowaneprzez„Almatur”–jednodniowe wypady do NRD (po czekoladę i rajstopy). To czas zwariowanych pomysłów, z których rodziły się wielkie rzeczy.
Naszczególnąuwagęzasługujeorganizowana przez poznański „Almatur” akcja Riła (Bułgaria). Najpierw w 1973 roku odbył się obóz penetracyjny. Jego uczestnicy stanowili w następnych latach trzon kadry kierowniczej turnusów. Od 1974 w ramach akcji na 9-10 tygodni rozbijane były dwie bazy – pod MaljowicąipodMusałą.Sprzęt(namioty,materace, wyposażenie kuchni itp.) jechał drogą kolejową z pierwszym i drugim turnusem, a wracał koleją towarową w kontenerze. Każdą bazę prowadziło dwóch bazowych. Turnus przebywał w bazie 6 dni, po czym był jeden dzieńprzerwywykorzystywanynasprzątanie idrobnenaprawy.W1975bazępodMaljowicą prowadził w lipcu mój brat (z Piotrem Maciołowskim), a w sierpniu ja (ze Zbyszkiem Zimnym). Powstał też – napisany rękoma naszych kolegów Krzysztofa Zimnego (brata Zbycha) i Wojtka Stankiewicza (długoletniego przewodniczącego Okręgowej Komisji Turystyki Górskiej PTTK) – przewodnik po Rile. Pobyt w Bułgarii trwał 14 dni – 2 w Sofii, 6 pod Maljowicą i 6 pod Musałą. Przejazd do Sofii był wspólny, a do kraju każdy wracał na własną rękę. Akcja trwała wiele lat i cieszyła się popularnością.
Riła w Bułgarii, 1977
PozaRiłąAKTorganizowałojeszczeobozyogólnopolskie:pieszepoPuszczyNoteckiej, kajakowenaWdzieiBrdzieczyjeździeckiena Woliorazśrodowiskowe–kajakowenaDrwęcy, jeździeckie w Gnieźnie i Sierakowie oraz żeglarskie na Mazurach. Tylko w roku 1975 zorganizowaliśmyponad35turnusów.Wprowadzenie tych grup i różnych obozów stałych zaangażowanych było ponad 120 osób kadry.
Zasady dewizowe lat siedemdziesiątych umożliwiały organizację wyjazdów zagranicznych, bo była struktura (ZSP/SZSP-AKT-PTTK), promesy dewizowe („Almatur” miał swoją pulę) oraz chęci. Korzystaliśmy więc z tego. Niektóre dalekie i długie, jak siedmiomiesięczny wyjazd ośmiu osób w Andy Peruwiańskie pod wodzą Mariusza Grebieniowa (1974/1975).
Główne wyjazdy brata to: – 1973 – Maroko – 60 dni, 22 osoby, samochodem Star 28A – kierownik Mariusz Grebieniow, –1977–Afganistan–Pakistan–Indie–Nepal –60dni–zPiotremMaciołowskim–promesy, – 1983 – Bułgaria Riła – 20 dni – kierownik obozu, – 1983 – Indie – Nepal – 30 dni – z Jurkiem Adamczakiem – promesy. Moje wyjazdy to: – 1973 – Alpy Francuskie – 21 dni – wyjazd wysokogórskiorganizowanyprzez„Almatur”, –1974–góryJugosławii(dziśMacedonia-Kosowo) – 30 dni, 4 osoby – promesy, – 1977 – Bułgaria, Riła – 20 dni – kierownik obozu, – 1978 – Grecja – Włochy – 42 dni – tramping – jako pilot, – 1979 – Hiszpania – Portugalia – 30 dni – autokarówka z „Almaturu” Olsztyn – jako pilot, –1981–PirenejeHiszpańskie–44dni–AKT Olsztyn, – 1982 – Bułgaria, Riła – 20 dni – kierownik obozu,
Każdyztychwyjazdówmógłbybyćosobną opowieścią.
DziałalnośćwZSPobajłączyliśmyzzajęciami wOddzialeMiędzyuczelnianym PTTK (teżFredry7).JabyłemprzewodniczącymKomisji Edukacji Turystycznej i członkiem Zarządu (1973-1978), a brat przewodniczył Komisji Turystyki Górskiej.
Dużym atutem pracy „Almaturu” była baza. Międzynarodowemu Hotelowi Studenckiemu dyrektorował wtedy Michał Fidelus (też matematyk). Lato 1976 przepracowałem w Dziale Programowym MHS (razem z Adamem Krajną). W 1977 Działem Programowym kierował mój brat, a ja przez miesiąc byłemrozliczeniowcem(systemzakopiański). Byłateż„ChataZbójców”wBucharzewiekoło Sierakowa, „Chatka AKT Jagoda” koło Człopy,OśrodekJeździeckiwGnieźnieczy„Stacja Pod Zegarem” w Mieroszowie (tuż przy granicy wówczas Czechosłowackiej). Ta ostatnia byłacelemczęstychgórskichwypadów,wtym corocznej „Jesieni w Górach Suchych”.
Jesienią 1976 w wyniku przypadkowej rozmowy z Jackiem Barełkowskim (matematyk) dostałem propozycję pracy w „Almaturze”. Wiedziałem, że naukowcem nie będę, a turystyka pochłaniała mnie coraz bardziej. Zostałem instruktorem ds. krajowych, zachowując funkcje społeczne. Stanąłem (raczej usiadłem) z drugiej strony lady. Pracowało się dobrze – dyrektorował Jurek Adamczak, wDzialeZagranicznymZośkaNawrotiAdam Krajna,apóźniejMirekSuwalski,wKrajówce Jacek Barełkowski i ja, w transporcie i bazie BogdanPawlarczykiWojtekTurowski,aMHS to Michał Fidelus. W poniedziałki pracowaliśmy od 14.00 do 21.00. Biuro było czynne do 18.00, a potem przychodził „aktyw” i były gorące dyskusje rodzące fajne pomysły. A że obok mieścił się Oddział Międzyuczelniany PTTK,zwielomaznanyminazwiskami(Włodek Łęcki, Paweł Anders, Bogdan Kucharski i inni), więcej mówić nie trzeba.
Turystyczne grupy studenckie otrzymywały dofinansowanie ZSP/SZSP rozliczane tylko podpisem każdego uczestnika. Podlegały one wyrywkowo stosownym kontrolom co do liczebności. Jeden z takich wyjazdów opisuje brat: „W 1980 roku w ramach urlopu pojechałem na kontrolę obozów studenckich z ramienia Komisji Turystyki ZG SZSP. Nie była to moja pierwsza kontrola tego typu. Pierwszą część przeprowadziłem razem ze Zbyszkiem Zimnym. Kontrolowaliśmy wte-
dyobózprowadzonyprzezmgr.JanuszaGrzeszuka, pracownika Akademii Ekonomicznej, zktórymmiałemWF.Byłotomiłespotkaniepo latach. Drugą część prowadziłem z Tomkiem Chrzanem. Kontrolowaliśmy taterników. Gdy dotarliśmy nad Morskie Oko, byli już w górach. Z ciekawości poszliśmy za nimi. TrenowaliwokolicachMnicha.Zdecydowaliśmysię zTomkiemwejśćnaMnicha(mimobrakuformalnychuprawnień).Udałosię.Nagórzespotkaliśmydwóchuczestnikówobozu.Zapytali, z jakiego jesteśmy klubu. Oświadczyliśmy, że nie należymy do klubu, a jedynie przyjechaliśmy na kontrolę. Ich min nie zapomnę. Przyasekurowali nas, gdy zjeżdżaliśmy przypięci do haka tam wcementowanego. Rozstaliśmy się przyjaźnie. Po południu wypełniliśmy papiery i wróciliśmy do Zakopanego”.
Działalność akademicka spowodowała jedno wydarzenie nie-turystyczne. Latem wielu kolegów wyjechało, a ja, siedząc akurat wPoznaniu,otrzymałeminformację,żejeden zmoichstudentówzostałaresztowanypodzarzutem włamania do samochodu (poznałem powód tego wyskoku). Był to dobry student, fajny kolega i działacz turystyczny (rowery i kajaki). Warunkiem wypuszczenia z aresztu było poręczenie społeczne, którego udzieliłem.Narozprawiepodczasogłaszaniawyroku (w zawieszeniu) usłyszałem „… i oddaje się pod nadzór społeczny Pana Stanisława Harajdy”. Zamarłem. „Nadzór” układał się dobrze, apodwóchlatach(wcześniejprawoniezezwalało) wystąpiłem o anulowanie kary.
GdynaAWF-iepowstałWydziałTurystyki i Rekreacji, „Almatur” nawiązał oficjalną i konkretną współpracę, zabezpieczając studentom praktyki (MHS, obozy górskie typu Riła, kajakowe, narciarskie itp.). AWF zorganizował też Podyplomowe Studium Organizacji i Obsługi Ruchu Turystycznego, które ukończyłem.
W końcu 1978 roku przeniosłem się do Olsztyna, podejmując na 5 lat pracę w tamtejszym „Almaturze”, gdzie wykorzystywałem poznańskie doświadczenia i nabywałem nowe. W Poznaniu pożegnano mnie godnie, przyznając tytuł „Zasłużony Obywatel Miasta Poznania”. Do kolejnej pracy trafiłem, bo potrzebowalikogośz„almaturowskimstylem pracy”.Niedwafakultety,adziałalnośćwZSP spowodowała, że turystyka była moim zawodem aż do emerytury w 2015 roku.
Brat jeszcze w latach 1983-1985 pracował w RO ZSP jako kierownik administracyjny. Odszedł,gdyMirekSłowiński,późniejszywiceminister kultury i producent filmowy, poleciłgodyrektorowiTeatruPolskiegoTadeuszowi Peksie na zastępcę. Za działalność otrzymał odznaki XX- i XXX-lecia „Almaturu”, Złotą Odznakę Turystyki Studenckiej i Honorową Odznakę Oddziału Międzyuczelnianego PTTK.
Z pewnym zdziwieniem stwierdziłem kiedyś, że działaliśmy z bratem w ZSP/SZSP przezwielelat(on14,ja17),zaliczyliśmywiele ciekawych,częstodalekich imprez,alepierwszy raz wspólnie wyjechaliśmy dalej dopiero pozakończeniuprzygodyzturystykąstudencką (Peru 1986 – 38 dni).
Teraz w ciekawe (niekoniecznie dalekie) zakątki świata jeździmy ze swoimi dziećmi i wnukami. I choć zawsze będę twierdził, że najważniejszą szkołą turystyczną była szkoła naszegoOjca,tookresakademickibyłczasem kształtowania własnej postawy, na własny rachunek, był szkołą życia i pasją służącą nam do dnia dzisiejszego.
To był czas dający radość, a przyjaźnie z tamtego okresu trwają do dziś.