Przegląd Wielkopolski ● 2021 ● 1(131)
Stanisław i Jan Harajda
Turystyczna szkoła Turystyka to nasza rodzinna tradycja od pokoleń. W jej arkana od małego wprowadzał nas Ojciec Ryszard Harajda – przez wiele lat nauczyciel matematyki (studiował na UAM w latach 1945-1948) w poznańskiej Handlówce. A Ojca – Jego Ojciec (nasz Dziadek Artemon), który mając – jako kolejarz – darmowe bilety, podróżował z rodziną. Wycieczki czy rajdy były więc dla nas codziennością, a każdego lata miesiąc spędzaliśmy w górach. Dobrze poznaliśmy Wielkopolskę i wszystkie polskie góry. Gdy skończyliśmy studia (ja 1966 UAM, mój brat 1972 AE), byliśmy już doświadczonymi turystami z uprawnieniami PTTK-owskimi Przodownika Turystyki Górskiej (obaj) czy Pieszej (ja). Studenckie wędrówki zacząłem od rajdów – Sprawnościowy, Księżycowy, Pod Parasolami, Zachodni i oczywiście Wydziałowy Mat-Fiz-Chem. Podczas któregoś z nich w 1968 roku Włodek Leszczyński zaproponował, abym w Radzie Wydziałowej ZSP zajął się turystyką. Tak otrzymałem najdłuższy w całej mojej historii tytuł: przewodniczący Komisji Wczasów, Turystyki i Sportu Rady Wydziałowej Zrzeszenia Studentów Polskich Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wspólnie z Jurkiem Adamczakiem (matematyka), Markiem Barałkiewiczem (chemia) czy znaną mi już wcześniej (uczennica Ojca – Przodownik Turystyki Górskiej PTTK) Teresą Kozłowską (fizyka) zaczęliśmy organizować kolejne Złazy Wydziałowe, które szybko liczebnością pobiły niektóre rajdy uczelniane. Oprócz tego wycieczki i weekendowe wypady. Wraz z Teresą organizowaliśmy wydziałowe szkolenia na stopień Organizatora Turystyki PTTK. Były też imprezy z humorem, jak np. „Wypad z okazji Dnia Kobiet” realizowany wyłącznie w męskim gronie. Za drugim jednak razem zgłosiła się
1 dziewczyna – Teresa i powiedziała: „Chcę jechać z Wami – mogę gotować”. Zaakceptowaliśmy. Dla kolegów z roku zorganizowałem dwa 21-dniowe obozy (Roztocze 1969 i Góry Świętokrzyskie 1970). Podczas pierwszego zwiedzanie browaru w Zwierzyńcu zakończyliśmy degustacją piwa. Dało to impuls do odbycia w trakcie roku akademickiego szeregu wycieczek do wielkopolskich miast z browarami, zawsze z degustacją. Był też browar poznański – dziś centrum handlu i sztuki Stary Browar. Trzy dni po powrocie z Roztocza miałem egzaminy wstępne na moją drugą uczelnię – Akademię Muzyczną. W trakcie rozmowy kwalifikacyjnej dostałem pytanie: „Dwa tygodnie temu miało miejsce niespodziewane wydarzenie, o którym rozpisywała się prasa, czy Pan wie, o czym mówię?”. Odpowiedziałem, że przez trzy tygodnie wędrowałem po roztoczańskich lasach i nie czytałem żadnej prasy. Odpowiedź uznano za pozytywną – na studia się dostałem. Na drugi obóz pojechaliśmy zaraz po obozie wojskowym, gdzie w książeczkach wojskowych dokonywano wpisu: „Ukończył szkolenie wojskowe w dniu … Udaje się do miasta …”. Taki wpis pozwalał na dotarcie komunikacją publiczną w ciągu 48 godzin do miejsca „zamieszkania”. Obóz kończył się 27 lipca, ale pisarz naszej baterii (Leszek Konys) wpisał „omyłkowo” 28 lipca, podając jako miejsce docelowe Kielce. Zakładaliśmy, że gdy 27 będziemy całą paczką – z wojskowymi pieśniami na ustach – wracać do Poznania, nikt nie będzie sprawdzał wpisów, i tak było. A my zyskaliśmy dzień i 29 lipca – na koszt Ludowego Wojska Polskiego – udaliśmy się do miasta Kielce na obóz. Po skończeniu matematyki (1970) podjąłem pracę na Politechnice i wówczas nastał czas zwany „Fredry 7”. Gdy stanowisko przewodniczącego Komisji Turystyki i Sportu RO ZSP i jednocześnie dyrektora „Almaturu” ob65