5 minute read

Inny świat

Next Article
Noty o autorach

Noty o autorach

ły dziesiątki etatowych funkcjonariuszy SB i 44 tajnych współpracowników.

W sierpniu 1980 roku stanęła stocznia w Gdańsku. Jacek Kubiak z Lechem Dymarskim pojechali do strajkujących robotników z listem poparcia od poznańskich intelektualistów i pieniędzmi ze zbiórki na rzecz strajkujących.

Advertisement

Jesienią 1980 roku do mieszkania państwa Kubiaków przy ul. Powstańczej, gdzie powstał i działał przez kilka lat poznański SKS, przyjeżdżali ludzie z całej Wielkopolski po pomoc w zakładaniu Komitetów Założycielskich NSZZ „Solidarność”. Był to już adres znany i zaufany. Pan Feliks Kubiak, ojciecJacka,współzałożycielaSKS-u,jakoradca prawny weryfikował i rejestrował kolejne komisje zakładowe.

Wlatach1980/1981wieludziałaczySKS-u iwspółpracownikówwłączyłosięwtworzenie struktur NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Bibliografia

Kryptonim „Wasale”. Służba Bezpieczeństwa wobec Studenckich Komitetów Solidarności 1977-1980, wybór, wstęp i opracowanie Ł. Kamiński i G. Waligóra, Warszawa 2007. Studencki Komitet Solidarności w Poznaniu. Spojrzenie po czterdziestu latach. Studia i świadectwa, pod. red. J. Fiećki i P. Zwiernika, Poznań 2018.

Marcin Kęszycki Inny świat

Tobyłapierwszapołowalat70.Byłemjuż studentempolonistyki.Jakościągnęłomniedo tego teatru. Kręciłem się tam – w klubie „Od nowa”, gdzie była siedziba zespołu – prawie codziennie. Po jakimś czasie już tak awansowałem, że przedzierałem bilety przy wpuszczaniudosali.Ikiedyś–tobyłachybaimpreza z okazji jego imienin – Lech Raczak mówi do mnie: „Jutro próba o 17. Przyjdź”.

Trochę za młody, żeby być uczestnikiem Marca ’68, poczuwałem się do wspólnoty z pokoleniem Lecha Raczaka, Stanisława Barańczaka czy Adama Michnika. Marzec to było coś w rodzaju traumy, która ukazała całą zgrozę sytuacji politycznej, w jakiej żyliśmy. To były nie tylko pałki, ale i kampania antysemicka, która brzmiała jak podżeganie do pogromów.

W sztuce podjęto wysiłek, żeby to doświadczeniejakośrozliczyć,wyciągnąćwnioski. Była poezja. Nowa Fala. Oprócz Staszka Barańczaka – Ryszard Krynicki, Krzysztof Karasek, Adam Zagajewski, Julian Kornhauser czy JacekBieriezin.Ogłoszonyzostał literackiprogram„nieufności”.Ta„nieufność”to byłprogramminimum,sposóbzabezpieczenia się przed tym, co na zewnątrz, przed tą opresyjną zakłamaną rzeczywistością PRL.

Anatonałożyłasięjeszczerewolucja,jaką zainicjował Jerzy Grotowski. Zainteresowanie Grotowskim przyniósł do Poznania Lech Raczak, a wcześniej jeszcze Zbigniew Osiński.Tobyłozupełnienowespojrzenienateatr, a przede wszystkim – na aktora. Nie był on jużtylko„odtwórcą”,kimś,ktograzadanąmu rolę, stawał się pełnoprawnym „twórcą”. Całymsobą,takijakijest–ciałem,osobowością, wiedzą,doświadczeniem,emocjami–poprzez improwizacje kreuje swoje przedstawienie. Z pełnym zasobem swych indywidualnych psychofizycznychcech.Tradycyjnyteatr–tak towtedyczuliśmy–tobyłtaki„konkurspięk-

ności”: kto ładniej wygląda, kto ładniej coś wyrecytuje. Nas to w ogóle nie interesowało. Aktor się jąka? Dobrze, taki on właśnie jest. To było zupełnie inne niż tradycyjny teatr repertuarowy, mieszczański.

To się nazywało wtedy teatr awangardowy,teatrmłodejinteligencji albo poprostu teatr studencki, bo większość tych grup – także Teatr Ósmego Dnia – była związana ze Zrzeszeniem Studentów Polskich (od 1974 roku Socjalistyczny Związek Studentów Polskich). Oprócz naszego zespołu w samym Poznaniu było kilka innych studenckich grup teatralnych.

Leszek Raczak uczył nas warsztatu, zaczynało się od ćwiczeń, przeniesionych z Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Były to ćwiczenia zaczerpnięte z różnych tradycji dalekowschodnich praktyk pracy z ciałem. Również ćwiczenia o charakterze akrobatycznym.Tobyłczasstrojeniainstrumentu, jakimdlaaktorajestciało.Dotegodochodziły tematy czasami zaczerpnięte z ulicy, czasami z poezji, które stanowiły punkt wyjścia dla aktorskich improwizacji. Chyba od początku wiedziałem,żeidziemywjakiśzupełnienowy i inny świat teatralny. Leszek Raczak uczył mnie teatru niemal od zera, miał swoją wizję teatru, ale był jednocześnie bardzo otwarty na nas, na aktorów. Był pierwszym widzem naszych aktorskich działań, starał się je interpretować, szukać skojarzeń i kontekstów literackich, ale przede wszystkim społecznych, również odnoszących się do rzeczywistościpolitycznej.Wrolireżyserapojawiałsię w ostatniej fazie pracy nad przedstawieniem, w momencie kiedy trzeba zebrany materiał teatralny skomponować, czego nikt z nas, od środka nie byłby w stanie zrobić.

Zwykle jest tak, że teatr może walczyć o demokrację, ale sam jest z natury zupełnie niedemokratyczny. Dyktatorem w teatrze jest reżyser. Ale Leszek całkowicie inaczej rozumiałswojąrolę.Byłdlanasmistrzemiautorytetem, ale pozwalał się kwestionować.

Pracy towarzyszyły zawsze długonocne dyskusje przy wódeczce. Czytaliśmy, dyskutowaliśmy,niebyłorozmówoniczym,zawsze gadało się czymś ważnym. Zaczytywaliśmy się w książkach paryskiej „Kultury”. Kiedyś udało mi się zdobyć Archipelag Gułag Sołżenicyna.Inatablicyzostaławywieszonakartka (mamtęksiążkęitękartkędodziś),kto,kiedy i na ile dni dostanie tę książkę do przeczytania. Byliśmy w tych lekturach bardzo zdyscyplinowani. Był Dostojewski, rosyjscy narodowolcy, był Człowiek zbuntowany Alberta Camusa, Gombrowicz, Miłosz, T.S Eliot, poeci, szczególnie bliscy byli nam ci z kręgu Nowej Fali. Obowiązkowo Aldony Jawłowskiej Drogi kontrkultury,książkaoruchachkontestatorskichwlatach60.naZachodzie.Miałemcoraz bardziej dojmujące poczucie, że oto ta mała kanciapa, obok „kibla” męskiego w studenckimklubie„Odnowa”,byłamoimprawdziwym inajważniejszym uniwersytetem. Bywalitam Stanisław Barańczak, wtedy już nie tylko jeden z najwspanialszych dla nas poetów, ale również członek Komitetu Obrony Robotników. Pamiętam wieczory poetyckie, Mirona Białoszewskiego,RyszardaKrynickiego.Kogo tamniebyło…PamiętamSalonNiezależnych, z Jackiem Kleyffem, Michałem Tarkowskim iJanuszemWeissem.Nabitąsalędoostatniego miejsca i piosenkę: W telewizji czterej znawcy Od nawozów i od świata Orzekają, co się zdarzy W Gwatemali za trzy lata. Masy pracujące stracą, Gdy realna płaca spadnie, Gwatemala nie dostrzega, Że elita władzy kradnie.

Wtrakcie„przypadkowo”wysiadłoświatło, ale nikomu to nie przeszkadzało, znalazło się parę świeczek i przedstawienie szło dalej. Potem porozumiewaliśmy się cytatami z tych piosenek.

Jeździliśmynafestiwaleteatralne.Szczególnie ważny był Festiwal Teatru Otwartego weWrocławiu,naktóryprzyjeżdżałynajważniejsze grupy teatralne z całego świata. To był wtedynaszjedynykontaktzeświatem.Środowisko teatrów polskich integrowało się na festiwalachwŁodzi,Lublinie,Warszawie,mieliśmypoczuciewspólnejsprawy.Miałemwtedy poczucie, że nie ma ważniejszej rzeczy na świecie niż teatr.

Jednocześnie żyliśmy w jakimś rozkroku, szpagacie. Wszystkie sale teatralne należały do państwa albo do organizacji studenckiej i od nich zależało nasze być albo nie być. Funkcjonowaliśmy w dwóch rzeczywistościach:oficjalnychstrukturinaszejnieoficjalnej,zanarchizowanejniecogrupy.Towymagało swoistej dyplomacji i to brał na siebie Lech Raczak.Czasamikoniecznebyłyjakieśdrobne kompromisy, ale kompromisy te nigdy nie dotyczyły sztuki i w niczym nas nie ograniczały. Czuliśmy w sobie siłę. Z jednej strony – od naszych widzów. A z drugiej strony od jesieni 1977 roku działał w Poznaniu Studencki KomitetSolidarności,„młodzieżówka”Komitetu ObronyRobotników.Mywteatrzemusieliśmy jeszcze trochę udawać, oni byli już po drugiej stronie – nie musieli. I to, że oni byli, zwiększałonaszepolemanewru.Niebyliśmyjużtak bardzo na pierwszej linii strzału.

Choć z drugiej strony nie mieliśmy nadziei, że za naszego życia coś się zmieni, że doczekamyinnejPolski.Więcchcieliśmysobie stworzyćwłasnyświat.Staraliśmysięwyrwać tyle wolności, ile to było możliwe, i cena za to nie wydawała się nigdy wygórowana.

Za oknem trwała dość ponura rzeczywistość realnego socjalizmu. Jak śpiewał Jan Krzysztof Kelus, też jeden z naszych gości: Wierzący, co wierzą, że muszą być w Partii, bo żona, bo dziecko, bo raty, bo maluch, partyjni, co chyłkiem przyjmują komunię, bo bony na cukier, bo bony do raju –zbudować dziś mają tę DRUGĄ, choć pierwsza…

Teatr studencki to był w zamyśle władz taki „ogródek jordanowski”: niech oni się tam bawią. Niech się chłopaki wyszumią. Jak dorosną, to się dowiedzą, co jest grane i za ile. Tyle że myśmy traktowali ten „ogródek jordanowski” bardzo poważnie i dokładnie wiedzieliśmy, czego chcemy. Pamiętam dyskusję z udziałem Staszka Barańczaka, on wtedy powiedział, że przecież nam chodzi tylko o to, żeby „mówić prawdę”. „Mówić prawdę” to wcale nie był program minimum. Od tego wszystko zaczęło się zmieniać.

My poprzez teatr chcieliśmy zmieniać świat. Może to i było naiwne, ale czy naprawdę naiwne. Ten peerelowski komunizm przecież upadł, świat się zmienił i w tej zmianie jest też jakaś cząstka naszego udziału.

Teatr Ósmego Dnia. Fot. z pocz. lat 80. W pierwszym rzędzie Marcin Kęszycki, Ewa Wójciak, Roman Radomski, w drugim – Adam Borowski , Lech Raczak, Tadeusz Janiszewski, Leszek Sczaniecki, Tomasz Stachowski

This article is from: