1 minute read
Katolicki Uniwersytet Lubelski
Elżbieta Różańska-Polak
To,oczymchciałabymnapisać,rozpocznę od przywołania zdarzeń, które wiążą się jeszcze z naszym pobytem w areszcie śledczym w Środzie Wielkopolskiej.
Advertisement
Chciałabym przywołać w moich wspomnieniachtrzyosoby.Pierwszaznichtoprzesłuchujący mnie człowiek z SB. To było już w areszcie, po wydaniu orzeczenia przez kolegium, alejeszcze na takim etapie, kiedy złożono zażalenie i rozważano dla nas sankcje prokuratorskie. To byłoby dla nas gorsze niż wydany wyrok za „chuligaństwo”, bo zagrożenie karą pozbawienia wolności było znacznie wyższe. Bardzo chciałam jakoś zawiadomićmoichrodziców,przekazaćiminformacje opotencjalnymzagrożeniu,poprosićouruchomienie pomocy prawnej, a byłyśmy z premedytacjąpozbawionemożliwościkorespondencji.Postanowiłamzaryzykować,bowydawało misię,żezestronytegoczłowiekaczujężyczliwość.Zapytałamgopokolejnymprzesłuchaniu, czy może wysłać mój list do rodziców. „Napiszesz go przy mnie, moje dziecko, przenoszeniegojestzbytryzykowne”,powiedział. I tak się istotnie stało, napisałam o wszystkim co było ważne. List szczęśliwie dotarł do rodziców, którzy mogli w ten sposób otrzymać ode mnie ważne informacje.
Drugaosobatocudownylekarzwięzienny, nazywał się Franciszek Wagner lub Wegner. IBaśka,ijamiałyśmywyznaczaneprzezniego wizyty,którebyłydlanasnietylkowsparciem i możliwością rozmowy, ale wiązały się także zorganizacjąkarmienianaspysznymirzeczami, które dla nas przynosił. Były owoce i słodycze,ipysznekanapkiszykowaneprzezdoktorawjegodomu.Mogłyśmytakżepoopowiadać mu o tym, jak sobie radzimy, dowiedzieć się od niego, co jest po drugiej stronie murów.
Byłtakżeczłowiek,którynazywałsięAndrzejAndrzejewski,odbywałaplikacjęprokuratorskąwProkuraturzewŚrodzieWielkopolskiej, której okna wychodziły na spacerniak. WtrakcietejpraktykimieszkałnaterenieProkuratury i codziennie o określonej godzinie, już po zamknięciu Prokuratury machał nam z okna swojego służbowego pokoiku. Piszę o tym, bo jakoś nigdy nie miałam okazji, żeby o tych ludziach opowiedzieć, więc korzystam z tej okazji.
Bo tak, jak wielokrotnie mówiłam, samo skazanie nas i pobyt w areszcie nie były dla nasstraszne.Możliwościadaptacyjnemłodych ludzisąbardzoduże.Nasząjedynątroskąbyły naszestudia.Każdakolejnakomisjadyscyplinarna to była nadzieja na powrót na uczelnię, a każda kolejna rozprawa pozbawiała nas tej nadziei.Dlategoto,cozrobiłwtymczasieKatolickiUniwersytetLubelski,aprzedewszystkim cudowny dominikanin, fantastyczny filozof, ówczesny rektor profesor Mieczysław Albert Krąpiec, było dla nas wybawieniem. Baśka Gaj i Władek Panas zostali przyjęci na KUL w zimowym semestrze roku akademickiego 1968/1969, bo studiowali na UAM na drugim i trzecim roku; ja musiałam zdawać kolejny raz egzamin wstępny, bo w Poznaniu byłam dopiero na pierwszym roku. Ta grupa osób relegowanych z Poznania nie była liczna, dlatego pamiętam, że w kolejnym miesiącu doszedł jeszczechłopak, który nazywał się TrzęsickiizostałnaKULprzyjętynawydział filozofii. Część aresztowanych studentów została ponownie przywrócona w prawach studenta,znamiodbywałakarępozbawieniawolności studentka Politechniki, która nazywała się Wiesława Owczarska i ona wróciła na studia w Poznaniu.
KUL to była uczelnia otwarta, tolerancyjna, akceptująca odmienność wyznań, poglądów, postaw. KUL przyjmował w następnych latach wszystkich aresztowanych i relegowanych studentów, stąd znaleźli się tam studenci Uniwersytetu Warszawskiego Barbara Toruńczyk i Seweryn Blumsztajn po odbyciu przez nich kary więzienia, potem aresz-