2 minute read
Mam na imie˛ Agnieszka
from Storie sconfinate
by sscmi
di Agnieszka Maksymiuk
„Wiosną, zapach lasu z konwaliami. Chrzęszczące liście pod butami, jesienią.
Advertisement
Jeśli zapytasz się mnie, jakie są pierwsze sugestie, które przychodzą mi do głowy, kiedy myślę o mojej ziemi, to są właśnie te. To są rzeczy, za którymi najbardziej tęsknię, kiedy myślę o Polsce”.
Agnieszka ma delikatną sylwetkę, nordycki wygląd, czerwone policzki zdradzające nieśmiałość. Ma akcent, który zdradza jej pochodzenie, ale stara się mówić poprawnym, wręcz wyrafinowanym włoskim; dostrzega się naukę, wysiłek i chęć opanowania obcego języka. Spotkaliśmy ją w MES, Muzeum Emigracji G.B. Scalabrini, gdzie obecnie pracuje.
„Byłam młoda, miałam dwadzieścia lat i studiowałam pedagogikę na Uniwersytecie, na kierunku mającym jako cel zapewnienie pomocy pedagogicznej i psychologicznej dzieciom i nauczycielom w szkole.
Pewne wydarzenia w moim życiu spowodowały, że poczułam potrzebę dystansu, „wyłączyć” się, aby spojrzeć na problemy z odległości.
Zdecydowałam się na rok przerwy i wyjechałam z moją koleżanką do Rzymu, nie znając ani słowa po włosku. Zamieszkałyśmy u dwóch różnych rodzin; w zamian za gościnność i możliwość nauczenia się nowego języka musiałam opiekować się dziećmi przez kilka godzin dziennie.
Ja miałam dużo więcej szczęścia niż moja koleżanka.
Ludzie, którzy mnie przyjęli, byli hojni, wykształceni, nauczyli mnie wielu rzeczy, ale to nie wystarczało: nie móc się wyrazić, nie mieć słów, żeby rozmawiać, to było okropne uczucie. Pewnego dnia przeżyłam traumę: wyszłam sama na ulice Rzymu i wsiadłam do złego autobusu, zgubiłam się, a wtedy nie było telefonów komórkowych… Przestraszyłam się, potem poprosiłem o pomoc pewną dziewczynę,
© 2023, Biblioteche del Comune di Piacenza e Associazione La Matita Parlante, Storie sconfinate, Erickson, www.ericksonlive.it która właśnie przechodziła obok, i tak się złożyło, że też była Polką. Od tego dnia, w nocy, studiowałam, aby nauczyć się włoskiego.
Cała rodzina przyjęła mnie serdecznie, ale przede wszystkim «pani domu»: zabierała mnie ze sobą na wystawy, do muzeów, na koncerty. Pojechaliśmy też nad morze…. Wyszłam za mąż za jej brata.
Na Wielkanoc przyjechaliśmy do Guardamiglio odwiedzić krewnych i właśnie przy tej okazji poznałam mojego męża. Potem wróciłam do domu, żeby skończyć studia, a kiedy się pobraliśmy, ojciec Sisto, scalabriniano, przyjechał aż do Polski, żeby udzielić nam ślubu: to było prawdziwe spotkanie dwóch kultur.
Nasza córka jest już dorosła, uczy się w liceum klasycznym, zrozumiała swoją fortunę: pochodzenie z dwóch różnych kultur czyni nas bogatszymi.
Nie zawsze było łatwo: kiedy zostałem tutaj zatrudniona, aby katalogować książki w bibliotece Scalabrini, ojciec Silvio przez dwa lata nazywał mnie „Polacca”, zanim zaczął zwracać się do mnie po imieniu. Niektórzy Włosi są leniwi, nie starają się poprawnie wymawiać imion, zniekształcają je: mówią do mnie „Polacca”, „Agnese”… mam na imię Agnieszka, to nie jest trudne! Uważam, że mamy prawo do nazywania się po imieniu własnym, ono reprezentuje naszą tożsamość i należy to szanować. Nawet jak poszłam na komisariat po dokumenty, oczywiście w towarzystwie męża, to było upokarzające, potraktowano mnie jak kretyna, używając obraźliwego języka. Właśnie spotkanie z włoskimi „biurami” było najgorszym przeżyciem mojego przyjazdu do Włoch.
Teraz jest mi tu dobrze, mam wielu przyjaciół, lubię miasto, w którym mieszkam, moja praca jest pasjonująca, odczuwam upodobanie w studiowaniu książek i w spotkaniach z uczniami szkół. Na ile mogę wracam do Polski, aby odwiedzić rodzinę; moja córka też spędza tam wakacje z babcią i kuzynami; potem powracam do domu, moje życie jest teraz tutaj”.
…
–Słucham?
–Cześć Agnieszko, słucham cię. –Osoby, przemyślałam to wszystko sobie. To czego brakuje mi najbardziej, kiedy myślę o Polsce, to są osoby, które tam zostawiłam
© 2023, Biblioteche del Comune di Piacenza e Associazione La Matita Parlante, Storie sconfinate, Erickson, www.ericksonlive.it