Być jak Zuckerberg
Gadżet tkwi w szczególe
Starość pod elektroniczną kontrolą
NUMER 4 (15) MAJ 2012
NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK
Technologiczna przyszłość sportu "Kosmiczny" sprzęt, elektronika w pracy sędziów i analizie gry zawodnika, genetycznie przysposobieni zawodnicy, czasem w postaci hologramów. Wszystko po to, by było szybciej, dokładniej, bardziej widowiskowo. Ale czy lepiej?
* Skąd ta nazwa –
Spis treści: 4 6 8 10 12 22 26 31 32 36 42 44 EDYTORIAL
Polska edukacja nie ma sensu NA CZASIE
Newsy NA CZASIE
Silesian Greenpower START
Crowfunding
…Otóż gdy pojawił się gotowy projekt witryny – portalu niestety nie było nazwy. Sugestie i nazwy sugerujące jednoznaczny związek ze Szkołą Eksploatacji Podziemnej typu novasep zostały odrzucone i w pierwszej chwili sięgnąłem do czasów starożytnych, a więc bóstw ziemi, podziemi i tak pojawiła się nazwa Geberia, bo bóg ziemi w starożytnym Egipcie to Geb. Pierwsza myśl to Geberia, ale pamiętałem o zaleceniach Ala i Laury Ries, autorów znakomitej książeczki „Triumf i klęska dot.comów”, którzy piszą w niej, że w dobie Internetu nazwa strony internetowej to sprawa życia i śmierci strony. I dalej piszą „nie mamy żadnych wątpliwości, co do tego, że oryginalna i niepowtarzalna nazwa przysłuży się witrynie znacznie lepiej niż jakieś ogólnikowe hasło”. Po kilku dniach zacząłem przeglądać wspaniała książkę Paula Johnsona „Cywilizacja starożytnego Egiptu”, gdzie spotkałem wiele informacji o starożytnych Tebach (obecnie Karnak i Luksor) jako jednej z największych koncentracji zabytków w Egipcie, a być może na świecie. Skoro w naszym portalu ma być skoncentrowana tak duża ilośćwiedzy i to nie tylko górniczej, to czemu nie teberia. Jerzy Kicki Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Szkoły Eksploatacji Podziemnej Portal teberia.pl został utworzony pod koniec 2003 roku przez grupę entuzjastów skupionych wokół Szkoły Eksploatacji Pod-ziemnej jako portal tematyczny traktujący o szeroko rozumianej branży surowców mineralnych w kraju i za granicą. Magazyn ,,te-beria” nawiązuje do tradycji i popularności portalu internetowego teberia.pl, portalu, który będzie zmieniał swoje oblicze i stawał się portalem wiedzy nie tylko górniczej, ale wiedzy o otaczającym nas świecie.
TEMAT NUMERU
Butelki zwrotne SPOJRZENIA
Polskie uczelnie a rzeczywistość BIZNES 2.0
Być jak Zuckerberg START-UP
Inkubator TECHNOLOGIE
Starość pod elektroniczną kontrolą LIFESTYLOWO
Gadżet tkwi w szczególe PREZENTACJE
KGHM
PREZENTACJE
Bogdanka
Adres redakcji:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 Aal. Mickiewicza 30, 30-059 Krakówtel. (012) 617 - 46 - 04, fax. (012) 617 - 46 - 05, e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl” www.teberia.pl Redaktor naczelny: Jacek Srokowski - jsrokowski@teberia.pl Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia: Artur Dyczko arturd@min-pan.krakow.pl Biuro reklamy: Małgorzata Boksa - reklama@teberia.pl Studio graficzne: Tomasz Chamiga - chamiga@wp.pl
Wydawca:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie Prezes: Jerzy Kicki f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790
Konto Fundacji:
Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone.Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
ED Y T OR I A L >>
Polska edukacja nie ma sensu? Matury za pasem. Przed absolwentami szkół średnich jeszcze jeden kolejny ważny egzamin: wybór uczelni wyższej. Przed wieloma z nich pojawia się pustka w głowie, gdzie na studia, skoro możni biznesu w Polsce wołają głośno: Polska edukacja nie ma sensu! No, może ma sens, ale zupełnie inna niż tą, którą serwują w większości polskich uczelni wyższych. Andrzej Klesyk, prezes PZU SA, jednego z największych polskich pracodawców, zatrudniający ok. 12 tys. osób w niedawnym artykule, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” nie szczędził krytyki pod adresem polskiego systemu szkolnictwa wyższego. „Mam wrażenie, że mimo wszystko podstawową wiedzę w Polsce podajemy na dobrym poziomie. Tylko potem świat nam odjeżdża. Dlaczego? Przecież nie ma najmniejszego powodu, dla którego np. absolwenci liceów z Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania czy Gdańska nie mieliby się dostać do Cambridge, Oksfordu czy Harvardu. Nie ma przeciwwskazań, aby potem pojechali jako bardzo dobrzy specjaliści pracować np. na Wall Street. A jednak kiedy ci sami ludzie dostają się na polską uczelnię, giną gdzieś w statystycznej masie”. Jego zdaniem, jak i wielu innych pracodawców polskie uczelnie wyższe to fabryki bezrobotnych. 4
Teberia 04/2012
„Do konsultingu przyjmujemy absolwentów matematyki, fizyki, biologii. Ci z właściwymi dyplomami się nie nadają. Szukamy zdolnych do nieschematycznego myślenia, którzy potrafią selekcjonować wiedzę, pracować w zespole. Uczciwych i odważnych. Takich nasze szkoły nie wypuszczają” - twierdzi Klesyk. „Mają dostęp do informacji, ale nie umieją ich analizować, odrzucać śmieci ani wynajdywać najwartościowszych danych.” Problem dostrzegają nie tylko pracodawcy. Na dalszych stronach publikujemy tekst Michała Zwolińskiego, młodego przedsiębiorcy, który jednocześnie jest pracownikiem dydaktycznym na Uniwersytecie Łódzkim. Jego spostrzeżenia są niemal zbieżne z prezentowanymi wyżej poglądami szefa PZU. „Warto zastanowić się nad systemem edukacji w tym kraju, skoro sami absolwenci mają do niego wiele zastrzeżeń. Program, dobór odpowiednich narzędzi i kadry z powołania powinien zostać poddany głębszemu zastanowieniu i reformie. Ustawodawcy powinni wysłuchać postulatów zarówno ciała pedagogicznego, jak i odpowiedzieć na potrzeby samych uczniów i rynku pracy. Edukacja powinna być również dostosowana do ludzi, którzy w przyszłości będą chcieli zdobyć odpowiednią posadę, ale także dla tych, którzy chcą stworzyć swój własny biznes i miejsca pracy
dla tych pierwszych. Nauka powinna stymulować kreatywność i umiejętność samodzielnego działania, współzawodnictwa i działania w grupie. Wiedza to nie tylko teoria, ale przede wszystkim praktyczne jej zastosowanie, o którym często się zapomina” – pisze Michał Zwoliński. No właśnie, edukacja powinna w centralnym punkcie stawiać ucznia czy też studenta. To oni powinni być centralnym punktem tego systemu. Czasami jednak odnoszę wrażenie, że jest zupełnie inaczej. Jedna z moich znajomych, nauczycielka w gimnazjum, zwierzyła mi się niedawno, że boi się iż straci pracę, gdyż samorządy ostro wzięły się ostatnimi czasy za restrukturyzację podległych jej jednostek. Ma obawy, ale i nadzieję, że nie padnie na nią tylko na koleżankę, która jest panną, nie ma dzieci. „Myślę, że jako matka trójki dzieci, chyba mam większe szansę na zachowanie posady, ktoś pewnie weźmie pod uwagę moje położenie życiowe?” – pociesza się moja znajoma. Pomyślałem sobie w jednej chwili – co za absurd? Ale kolejnej chwili refleksji uznałem, że coś jednak jest w tym logicznego. Polska szkoła – począwszy od podstawowej, kończąc na wyższej to swoista instytucja socjalna. W tym systemie ważniejszy jest nauczyciel niż uczeń. Zresztą dyskusja w Sejmie związana
z wnioskiem opozycji o odwołanie minister edukacji jest tego potwierdzeniem. Koalicja na koronny argument w obronie minister Krystyny Szumilas powołuje fakt wysokich (?!) podwyżek dla nauczycieli. Oczywiście, nie chcę bagatelizować problemu wynagrodzeń nauczycieli, bo on w jakiś sposób wpływa na degradację systemu edukacyjnego. Pauperyzacja zawodu nauczycielskiego sprawia, że najlepsi nauczyciele rezygnują z pracy lub w najlepszym przypadku rozmieniają się na drobne. Jednak problem bylejakości naszego systemu edukacyjnego nie rozwiąże się jedynie podwyżkami wynagrodzeń. Zgadzam się w pełni z Michałem Zwolińskim, że program, dobór odpowiednich narzędzi i kadry z powołania powinien zostać poddany głębszemu zastanowieniu i reformie. Pytanie tylko kto miałby ją zainicjować? Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
Teberia 04/2012
5
N A C Z A S IE >>
Ś W I AT >
Samochód Google z tablicami
Militarne szkła kontaktowe
Ogniwa na pochmurne dni
Stan Nevada wydał właśnie pierwszą tablicę rejestracyjną dla samochodu bez kierowcy. Przypadła ona Toyocie Prius jeżdżącej pod szyldem Google. Samochód Google to specjalnie zmodyfikowana Toyota Prius, z zamontowanymi na dachu kamerami oraz wyposażona w czujniki radarowe i dalmierz laserowy, dzięki którym „obserwuje” ruch drogowy. Samochód otrzymał tablice barwy czerwonej (ułatwić jego identyfikację na drodze przedstawicielom policji) ze znakiem nieskończoności i numerem 001. Zdaniem inżynierów Google’a znak nieskończoności to najlepszy symbol dla pojazdów przyszłości, a auto przez nich skonstruowane z pewnością właśnie takim pojazdem jest. Inżynierowie Google'a testowali już swój pojazd na drogach Kalifornii, lecz zawsze pod nadzorem doświadczonego kierowcy. W ten sposób przejechał on ponad 225 tys. kilometrów bez żadnej kolizji, nie licząc wjechania innego samochodu w jego tył, gdy stał na światłach. Stan Nevada w marcu zmienił swoje prawo tak, aby umożliwić rejestrowanie autonomicznych samochodów. Podobne zmiany planuje też Kalifornia i inne amerykańskie stany. Argumentów za autonomicznymi samochodami jest tyle co przeciw. Zwolennicy nowej technologii tłumaczą, że przyczyną zdecydowanej większości wypadków są błędy kierowców, które można wyeliminować, zastępując człowieka komputerem. Samochody nie potrzebujące kierowców oznaczają też, że gdy jesteśmy zmęczeni, albo wracamy do domu po paru piwach, będziemy mogli bezpiecznie pojechać własnym autem.
Amerykańska armia chce wdrożyć nowy typ szkieł kontaktowych – rozszerzających pole widzenia żołnierzy, umożliwiających wyświetlanie w okularach informacji o polu walki i wyostrzających obraz otoczenia – poinformowały media. Umowę dotyczącą rozwoju technologii szkieł typu iOptik podpisała Agencja Zaawansowanych Projektów Obronnych USA (DARPA) oraz firma Innovega, której badacze stworzyli i rozwijają nową technologię. Dodatkowe środki finansowe na badania nad iOptik ma przeznaczyć Departament Obrony USA. Jak poinformowała BBC, nowe szkła mają stanowić komplet z nowymi okularami – wyświetlaczami sytuacji bojowej przypominającymi lotnicze wyświetlacze HUD (Head Up Display). Podobnie jak w przypadku HUD, także na wewnętrznej stronie nowych okularów mają być wyświetlane informacje dotyczące pola walki, np. miejsca i odległości do stanowisk wroga czy elewacji terenu. Soczewki i szkła mają także wyostrzać widziany obraz i rozszerzać pole widzenia. Jak powiedział BBC dyrektor wykonawczy Innovega, Steve Willey, soczewki te umożliwiają żołnierzowi jednocześnie ostre widzenie obiektu znajdującego się w bezpośredniej bliskości i obiektu dalekiego, co jest niemożliwe dla człowieka bez takich soczewek.
Naukowcy z Niemiec opracowali nowy rodzaj ogniw słonecznych, które można umieszczać na cienkim poliestrowym filmie. Ogniwa te nie reagują na zmianę natężenia promieniowania słonecznego i działają dobrze także w dni pochmurne – poinformował magazyn „Technology Review”. Naukowcy pracujący dla niemieckiej firmy technologicznej Heliatek, stworzyli nowe ogniwa słoneczne na bazie molekuł organicznych umieszczonych na cienkim poliestrowym filmie. Metoda produkcji jest podobna do używanej przy produkcji cienkich wyświetlaczy organicznych OLED przeznaczonych dla smartfonów, telefonów komórkowych czy telewizorów. Nowe ogniwa są elastyczne, o większej jasności niż dotąd używane i wytwarzają więcej elektryczności niż ogniwa konwencjonalne. Drezdeński Heliatek to nietypowa firma technologiczna, grupuje bowiem najlepszych badaczy z koncernów chemicznych i technologicznych, takich jak Bosch czy BASF, która otrzymała na swoje prace fundusz w wysokości 28 mln euro. Wynalezione przez nią nowe ogniwa słoneczne zostaną wykorzystane w budowie małej elektrowni do testowania nowych technologii energetyki słonecznej o mocy 75 MW. Jeśli testy się powiodą, wówczas badacze rozpoczną pracę nad zmniejszeniem kosztów wytwarzania nowych ogniw. Umożliwiłoby to uruchomienie produkcji wielkoskalowej i uzyskanie kosztów na poziomie 40 eurocentów za wat, co pozwoliłoby na konkurowanie z klasycznymi panelami słonecznymi opartymi na krzemie. PAP - Nauka w Polsce
źródło: portal innowacji
Według „Technology Review” jest to możliwe, ponieważ środkowa część każdej soczewki przesyła obraz z HUD do środka źrenicy, podczas kiedy zewnętrzna część przesyła obraz ze środowiska na jej obrzeże. Dzięki dwóm odpowiednio skonfigurowanym filtrom, siatkówka otrzymuje jednocześnie oba obrazy.
PAP - Nauka w Polsce
źródło: PAP - Nauka w Polsce
6
Teberia 04/2012
N A C Z A S IE >>
P OL S K A >
SAPER ze smartfona
Balonem do stratosfery 12 maja odbył się udany lot balonu stratosferycznego, realizowany w ramach programu Copernicus Project. Misja CP16 wystartowała z Poznania i osiągnęła pułap 27711 metrów. Copernicus Project to najbardziej doświadczony polski zespół dokonujący lotów balonów stratosferycznych. Każdego roku zespół Copernicus dokonuje kilku startów, za każdym razem ze sprzętem w nieco innej konfiguracji. Na 2012 rok zespół Copernicus zaplanował cztery lub pięć lotów stratosferycznych. Pierwszy z nich odbył się 12 maja. Miejscem startu był Poznań. Był to już szesnasty start w ramach Copernicus Project i został nazwany CP16. Projekt misji balonowej realizuje także Sekcja Inżynierii Kosmicznej koła naukowego automatyków „Integra” przy Katedrze Automatyki wydziału EAIiE na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Balon którego start planowany jest na czerwiec ma osiągnąć wysokość powyżej 20 km. Założenia misji są nadzwyczaj ambitne. Gondola balonu wyposażona będzie w centralny komputer w architekturze ARM z systemem operacyjnym freeRTOS. Całość zasilać będzie pakiet baterii litowo-jonowych. Planowany pakiet badawczy balonu to moduł czujników badających warunki atmosferyczne oraz dwa aparaty fotograficzne. Balon zabierze także na pokład urządzenia umożliwiające dokładne odtworzenie trajektorii lotu i orientacji gondoli balonu. Będzie to możliwe dzięki modułowi lokalizacji satelitarnej GPS, zespołowi czujników IMU (Inertial Measurement Unit) oraz magnetycznemu czujnikowi orientacji. Balon będzie też posiadał podsystem telemetrii umożliwiający przesyłanie w czasie rzeczywistym danych pomiarowych do stacji naziemnej drogą radiową. Dopełnieniem będzie moduł GSM ułatwiający odzyskanie gondoli balonu po miękkim lądowaniu z wykorzystaniem spadochronu. Celami misji poza uzyskaniem łączności radiowej z sondą w czasie lotu, wykonaniem zdjęć, oraz zebraniem danych meteorologicznych będzie także odtworzenie zachowania się gondoli w czasie lotu oraz przetestowanie elementów elektronicznych w trudnych warunkach.
Wystarczy smartfon, aby cywil mógł wykryć i zidentyfikować w ziemi materiały wybuchowe, np. miny czy niewybuchy. Wszystko to dzięki specjalnej aplikacji SAPER, opracowanej przez studentów z Wydziału Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Aplikacja zwyciężyła w polskim finale konkursu Imagine Cup dla studentów - innowatorów w najbardziej prestiżowej kategorii Projektowanie Oprogramowania. W skład zwycięskiego zespołu wchodzą studenci-podchorążowie: Weronika Ślusarska, Marcin Kukiełka, Jakub Kędzior oraz Adam Pabiś, a ich mentorem jest mjr dr inż. Mariusz Chmielewski. W lipcu ARMED (ARMy Engineers and Developers) będzie reprezentować Polskę w światowych finałach konkursu Imagine Cup w australijskim Sydney. „Aplikacja zmienia telefon w inteligentny wykrywacz metali, w szczególności urządzenie, które identyfikuje materiały wybuchowe” - wyjaśnia Mariusz Chmielewski. SAPER na razie może rozpoznać 40 różnych rodzajów materiałów wybuchowych, m.in. miny przeciwpancerne, pociski moździerzowe czy bomby kasetowe. Członkowie zespołu ARMED zaznaczają, że co 20 minut na świecie z powodu min czy niewybuchów ginie jedna osoba. Ich aplikacja mogłaby z telefonu komórkowego uczynić urządzenie ratujące życie. Zespół z WAT zamierza w ciągu miesiąca udostępnić swoją aplikację - początkowo będą mogli z niej korzystać tylko użytkownicy systemu Windows Phone, ale studenci planują też dostosowanie algorytmu do innych systemów operacyjnych na smartfonach. Jak ma wyglądać użycie aplikacji? Użytkownik włącza ją i pozwala jej się przez chwilę skalibrować w danym otoczeniu. Następnie przesuwa komórkę nad podejrzanym miejscem tak, żeby jego ruchy rysowały siatkę nie większą niż 30x30cm. Posłużyć się tu można prostym wysięgnikiem, zaprojektowanym przez ARMED, ale pomocny będzie nawet kijek, na końcu którego przymocowana będzie komórka. Aplikacja łączy się z serwerem i porównuje charakterystykę zaburzeń elektromagnetycznych z danymi z bazy i po kilku sekundach prezentuje odpowiedź, czy istnieje zagrożenie i z jak dużym prawdopodobieństwem jest to materiał danego typu. „Nie zastępujemy wykrywaczy min, ale wspomagamy w przypadku jego braku” - zaznacza Chmielewski.
Teberia 04/2012
7
N A C Z A S IE >>
Silesian Greenpower
wygrywa na Silverstone! Bolidy zespołu Silesian Greenpower zajęły pierwsze i drugie miejsce w rozgrywanych na słynnym torze wyścigowym Silverstone organizowanych od 1999 r. zawodach The Greenpower Corporate Challenge. Zwycięża w nich zespół, któremu w wyznaczonym czasie i przy identycznym dla wszystkich źródle zasilania oraz napędu, uda się wykonać największą liczbę okrążeń. Studenci z Politechniki Śląskiej startują w wyścigu od 2010 r. Za pierwszym razem zdobyli szóste miejsce, w ub. roku byli drudzy. W tym roku, w trudnych deszczowych warunkach, swoimi pojazdami wyprzedzili 36 innych zespołów, przejeżdżając w 160 min. 45 i 44 okrążenia. Ubiegłoroczny tryumfator, bolid Simple Trug zespołu Electroad, zajął teraz trzecie miejsce, pokonując 43 okrążenia. Zwyciężył najnowszy bolid śląskich studentów SG2012. Drugi był SG2011 - ulepszona wersja pojazdu z poprzedniego roku. „Do tej pory najpierw powstawała część mechaniczna, dopiero na niej, na ramie, było obudowywane poszycie. Teraz postawiliśmy wszystko na aerodynamikę. Najpierw powstała postać poszycia, a ramą konstruktor dopasowywał się do niego” – wskazał Łukasz Słowik. „Aerodynamicy podwyższyli też cały pojazd, by część opływającego bolid powietrza puścić pod nim, a nie tylko górą, jak wcześniej” – dodał Piotr Buliński.
To spowodowało obniżenie oporów powietrza o ok. 15-20 proc. w stosunku do wcześniejszego pojazdu, który osiągał współczynnik oporu aerodynamicznego Cx – 0,2. Dla porównania Porsche 911 ma współczynnik Cx ok. 0,29. Drugą znaczącą modyfikacją było zastosowanie w układzie przeniesienia napędu pasa zębatego w miejsce łańcucha. Pomysł na udział śląskiej uczelni w organizowanej od 1999 r. ekologicznej rywalizacji Greenpower przywiózł z wymiany studenckiej jeden ze studentów Krzysztof Slósarczyk. Pracował tam w firmie motoryzacyjnej Jaguar Land Rover i uczestniczył w przygotowywaniu sygnowanego przez nią bolidu właśnie pod kątem tego wyścigu. Slósarczyk w 2009 r. zajął się integracją gliwickiego projektu, do którego włączyło się jeszcze czterech studentów wydziałów inżynierii środowiska i energetyki, automatyki, elektroniki i informatyki oraz mechaniczno-technologicznego. Efektem ich pracy była m.in. nagroda „The Best Engineered Car” – przyznana przez brytyjską organizację inżynierów mechaników śląskiemu bolidowi w 2010 i 2011 r. Nad konstrukcją tegorocznego bolidu pracowało m.in. dziewiętnaścioro studentów z tych trzech wydziałów. W przyszłorocznym wyścigu studenci z Gliwic prawdopodobnie znowu wystartują. Jak mówią, taki projekt daje bardzo wiele. „Każdy może poczuć, jak będzie wyglądała jego przyszła praca – najpierw ma kontakt z biurem projektowym, potem z przemysłem, a w końcu z zaprojektowanym gotowym produktem” – wskazał Buliński. PAP - Nauka w Polsce Szerzej o Silesian Greenpower pisaliśmy w Teberii nr 5 Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
8
Teberia 04/2012
S TA R T >>
Crowdfunding, czyli wirtualni darczyńcy Magia Kickstartera „To jest przyszłość muzyki” - przekonuje w internetowej odezwie amerykańska artystka alternatywna Amanda Palmer. W swoje urodziny, 30 kwietnia, Palmer uruchomiła wirtualną zbiórkę za pośrednictwem popularnego serwisu Kickstarter. W ciągu tygodnia słuchacze przelali na jej konto ponad pół miliona dolarów. Palmer (niegdyś połowa duetu The Dresden Dolls) w odezwie do fanów napisała: „Nie stoi za mną gigantyczna wytwórnia, która byłaby w stanie wyłożyć gazyliony dolarów, których zawsze potrzeba, by wyprodukować i wypromować płytę. Dlatego proszę was o pomoc w zebraniu kapitału, który pozwoli nam wystartować z hukiem”. Docelową kwotą, która miałaby pomóc Palmer i jej zespołowi Grand Theft Orchestra w promocji płyty i zorganizowaniu trasy koncertowej, było 100 tysięcy dolarów. Fani nie zawiedli – okrągła suma znalazła się na kickstarterowym koncie artystki w ciągu zaledwie 6 godzin. Pieniądze jednak spływały nadal. W tydzień budżet na promocję nowej płyty przekroczył magiczne pół miliona dolarów – i wciąż rośnie (w chwili gdy powstawał tekst było to już ponad 600 tys. USD). Każdy, kto wsparł Palmer choćby jednym dolarem, dostanie coś w zamian – od możliwości pobrania jej albumu z bonusowymi piosenkami po zestawy gadżetów. Dla tych, którzy zdecydowali się na wpłacenie większych kwot, artystka przygotowała ręcznie malowane gramofony, ukulele i książki. Majętni dobroczyńcy, którzy wsparli piosenkarkę 5000 dolarami będą mogli ugościć Palmer na prywatnym, domowym koncercie, zaś za dwukrotność tej sumy można spędzić z artystką upojny wieczór przy suto zakrapianej kolacji. Palmer nie jest pierwszą artystką muzyczną, która zwróciła się o wsparcie finansowe do fanów. Podobnie było w przypadku polskiej artystki Julii Marcell, która w październiku 2007 roku, z pomocą fanów, uzbierała kwotę 50 tys. USD na nagranie płyty długogrającej za pomocą serwisu www.Sellaband.com. 10
Teberia 04/2012
Sellband to jednak nie klasyczny serwis crowdfundingowy (mówi się o nim żartobliwie „pradziadek crowdfundingu). Nagrana za pośrednictwem serwisu płyta jest sprzedawana w formie CD zarówno przez Sellaband, jak i przez samych artystów (każdy może wykorzystać swój profil jako sklep); część środków ze sprzedaży płyt przekazywana jest posiadaczom cegiełek; w ten sposób każda ze stron zaangażowanych w powstanie płyty zarabia. Crowdfunding to mechanizm gromadzenia kapitału na określony cel za pomocą małych wpłat od szerokiej społeczności wirtualnej. Darczyńca może otrzymać od obdarowanego korzyść, ale nie jest to wymóg. Właściwsze byłoby określenie – nagroda. - Jest w Kickstarterze jakaś magia - z miejsca stajesz się częścią pewnej większej całości - klubu wspierających sztukę fanatyków! – przekonuje Amanda Palmer. Kickstarter uważany jest za najpopularniejszy na świecie portal crowdfundingowy. Ogłaszają się w nim wszyscy - programiści, przedsiębiorcy, autorzy książek dla dzieci, muzycy. Serwis rozpoczął swój szybki rozwój, gdy udało się sfinansować utworzenie Diaspory, portalu społecznościowego, który miał stać się alternatywą dla Facebooka. Na cel jego realizacji pomysłodawcy chcieli pozyskać 10 tys. USD, ostatecznie zebrali 20 razy więcej! Do tej pory internauci za pośrednictwem Kickstartera sfinansowali wiele innych ciekawych projektów (film 3D „the Prices” – 162 tys. USD), praktycznych (zegarek do iPoda Nano Luna TikTok – 943 tys. USD), czy kompletnie szalonych (pomnik Robocopa w Detroit – 67 tys. USD) i przeszło 10 000 innych projektów! Niedawno dziennik New York Times opublikował raport dotyczący branż w jakie najczęściej inwestują internauci korzystający z Kickstartera. Autorka badania Lisa Waananen policzyła, że w ciągu 3 lat na Kickstarterze zebrano łącznie 207 milionów dolarów. O finansowanie korzystając z Kickstartera sta-
rało się prawie 50 tysięcy projektów. W jakie branże inwestowano najczęściej? Z jakiej branży projekty otrzymały największą sumę pieniędzy? Zdecydowanym liderem zestawienia jest branża filmowa. Osoby szukające wsparcia dla przedsięwzięć z tej branży otrzymały łącznie 60 milionów dolarów na 7 tysięcy projektów filmowych. Każdy z nich otrzymał średnio 8,236 dolarów. Drugą co do wielkości branżą okazała się branża muzyczna, której przedstawiciele otrzymali 38 milionów dolarów na 7,5 tysiąca projektów - średnio 5,140 dolarów każdy. Na trzecim miejscu uplasowała się branża określana mianem „Design”. Projekty dotyczące szeroko rozumianego designu zdobyły 29 milionów dolarów. Spośród nich tylko 854 zebrało pełną sumę, a średnia przekazanych pieniędzy wyniosła prawie 30 tysięcy dolarów na projekt. Dopiero za designem znalazły się gry. W projekty z tej kategorii zainwestowano łącznie 20 milionów dolarów - na 857 projektów przypadło średnio prawie 27 tysięcy dolarów. Jeszcze większą niespodzianką jest wynik branży technologicznej, która znalazła się na 7 miejscu. Zainwestowano w nią łącznie 10 milionów dolarów, zaledwie 356 projektów zebrało oczekiwaną sumę inwestycji. Średnio w przedsięwzięcia z branży technologicznej zainwestowano ponad 27 tysięcy dolarów. Największą kwotę jak dotąd uzbierali pomysłodawcy Pebble, czyli zegarka korzystającego z technologii e-papieru, który połączony z iPhone'em pozwoli na przełączanie muzyki, sprawdzanie kto dzwoni czy włączenie stopera z poziomu zegarka. W Pebble zainwestowano dotąd prawie 8 milionów dolarów, co przerosło oczekiwana twórców. Kickstarter w swych statystykach umieścił również najaktywniejszego płatnika – darczyńcę projektów. Nazywa się Lewis Winter i od 2009 roku do stycznia 2011 wsparł 179 projektów. Zaczęło się od przekazania kwoty na nagranie epki przez niejaką Allison Weiss. Jak sam mówi: Po pierwsze i najważniejsze: liczy się pomysł, który mnie zainteresuje - im szybciej i jaśniej projekt jest przedstawiony, tym chętniej się do niego dorzucam. Po drugie, ważna jest dla mnie osoba autora projektu - na ile sam wie o co mu do-
kładnie chodzi, ile pasji w to wkłada, ile poświęca aby osiągnąć cel. Po trzecie patrzę na nagrody - co mogę dostać w zamian. Na tej podstawie decyduję jaką kwotę przekażę. Jeśli chodzi o nagrody, Lewis wspomina, że za sprawą Kickstartera poznał wiele nowej muzyki, dzięki płytom, których wydanie współfinansował. W kategorii „inne” wymienia przede wszystkim oryginały rycin komiksowych. Polskich projektów na Kickstarterze jest na razie niewiele. Pierwszym przedsięwzięciem zakończonym sukcesem był film „Wisia’s Story” Kariny Wielgosz i Paula Barry’ego - historia babci autorki, która przeżyła Powstanie Warszawskie (zebrano 11 538 USD). Ostatnim polskim projektem na Kickstarterze jest ReMY. Młodzi naukowcy z Torunia robią zbiórkę (potrzebują 20 tys. USD) na stworzenie prototypów marsjańskich łazików. Robotem będzie można sterować przez Internet - wysyłać komendy, obsługiwać manipulator, a także obserwować podgląd obrazu z kamer robota. „Przewidujemy niewielkie opłaty za logowanie oraz szczegółowy harmonogram dostępu. Można wybrać opcję ukrycia swoich działań lub zaprezentowania ich niezalogowanym internautom. Ilość jednostek (łazików i pokoi) zależeć będzie od wielkości finansowania” – zapewniają pomysłodawcy ReMY. Idea crowdfundingu trafiła już pewien czas temu nad Wisłę. W Polsce od ponad roku działa serwis PolakPotrafi polski odpowiednik (w zasadzie klon) Kickstartera. Póki co, nie cieszy się on jeszcze zbytnią popularnością. Mimo to, za pośrednictwem serwisu tworzonego przez młodych Poznaniaków udało się sfinansować wydanie książki Małgorzaty Klemczak „Autyzm chaotyczny taniec umysłu. Pamiętnik babci Kubusia”, przejmująca opowieść o dziecku chorym na autyzm. Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
Teberia 04/2012
11
T EM AT NUME R U >>
Butelki zwrotne
albo nowe technologie w służbie sportu Stadiony, na których i niewidomi zobaczą grę; jeden mecz, rozgrywany na 100 boiskach naraz; supermikrofony, lokalizujące rozmowy poszczególnych kibiców w gwarnym obiekcie – to nie fikcja czy bajania futurystów, ale codzienność współczesnego sportu. Nowoczesne technologie zawładnęły bowiem i tą dziedziną ludzkiej aktywności, prowadząc ją w miejsca, o których ani filozofom, ani fizjologom się nigdy nie śniło…
12
Teberia 04/2012
Trudno wyobrazić sobie współczesny sport bez pomocy nowych technologii. Coraz wymyślniejsze wynalazki poprawiają wyniki sportowców, ułatwiają pracę sędziom, wpływają też na komfort odbioru widowiska przez kibiców oraz dbają o ich bezpieczeństwo. Polepszanie, poprawianie, ułatwianie… I coraz trudniej znaleźć granicę, gdzie kończy się pomoc, a zaczyna ingerencja w idee sportu. Zbliżające się mistrzostwa Euro 2012 są pięknym przyczynkiem do przyjrzenia się nowym technologiom, wykorzystywanym w sporcie. Organizacja imprezy takiej rangi wymaga na pewno nowoczesnych rozwiązań, w zakresie chociażby bezpieczeństwa, ale nowe technologie wkraczają coraz odważniej także w inne sfery sportu.
Co na Euro 2012? Strefa piłkarza Sprasowany poliuretan, gromadzący i w odpowiedniej chwili uwalniający energię, warstwa spienionego azotem tworzywa, odpowiedzialna za zachowanie sprężystości i jędrności w każdych warunkach, a wreszcie najbardziej zewnętrzna, ręcznie szyta poliuretanowa powłoka z mikroskopijnymi rowkami poprawiającymi precyzję kopnięć – to nie skład obudowy wahadłowca. To futbolówka firmy Nike – Mercurial Vapor. A przecież na rynku jest jeszcze kilku innych gigantów produkujących piłki, np. Adidas, który od 40 lat dostarcza futbolówki na mistrzostwa świata, czy Puma, dostarczająca sprzęt do polskiej ekstraklasy. Z roku na rok, sezonu na sezon piłki lecą szybciej, precyzyjniej, ważą mniej, chłoną minimalną ilość wody, utrudniając życie bramkarzom. Oficjalna piłka Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej 2012, produkcji firmy Adidas, złożona jest z 32 termicznie łączonych paneli pokrytych specjalną, wypukłą powłoką, mającą ułatwiać kontakt z butem i kontrolę nad piłką. Wewnętrzna warstwa piłki wyściełana jest tkaną powłoką. W porównaniu do poprzedniej piłki Adidasa – Jabulani - pod powierzchnią zewnętrzną znajduje się nowy typ pęcherza, pozwalający na zwiększenie retencji powietrza i redukcję absorpcji wody.
Teberia 04/2012
13
Strefa recyklingu Przez wiele lat koszulki piłkarzy, produkowane były z bawełny. Materiał ten ma wiele zalet, jednak kiedy nasiąka potem lub wodą, staje się po prostu ciężki. Dlatego, kiedy na mistrzostwach świata w 2002 roku Anglicy wystąpili w koszulkach, zaprojektowanych przez Umbro przy współpracy z NASA (!) , potraktowano to jako rozwiązanie rewolucyjne. Specjalna tkanina, z której uszyte były koszulki, odprowadzała pot na zewnątrz i nie pozwalała koszulce namoknąć. Także dziś walka technologiczna na tym polu nie ustaje. – Co roku staramy się wprowadzić jeszcze bardziej doskonały strój, który da piłkarzom komfort podczas meczu lub treningu. Wykorzystujemy do tego najnowsze technologie. W naszych pracowniach zatrudnieni są najlepsi naukowcy, którzy nieustannie myślą, co by jeszcze można poprawić – mówi PR Manager Nike Polska, Maciej Lasoń. Nike wprowadził trójwymiarową strukturę zwiększającą przestrzeń między materiałem a skórą. Przypominające bąble, wypukłe węzły powodują, że koszulka jest odsunięta od ciała, co z kolei pozwala chłodzić organizm i szybciej odparowywać 14
Teberia 04/2012
pot. Niedawno zawodnicy Barcelony poskarżyli się producentowi, że ich koszulki za mocno przylegały do ciała. Czuli dyskomfort, bo te nasiąknęły potem i były cięższe o 150 gramów… Od kilku lat powstają stroje sportowe, które nie tylko zapewniają komfort podczas wysiłku, ale poprawiają funkcjonowanie organizmu! Stworzone w Australii produkty SKINS pomagają dostarczyć tlen do aktywnych mięśni, przyspieszają przemianę materii, minimalizują odkładanie kwasu w mięśniach, co powoduje szybszą regenerację. Dzięki specjalnym tkaninom idealnie kompresują mięśnie. Mają specjalne punkty skupienia, które uciskają kluczowe grupy mięśni, co zmniejsza ich wibracje Jak powiedział członek zespołu projektantów firmy Nike Florent Dumont, nowa koszulka polskich piłkarzy na Euro 2012 to efekt trwających 18 miesięcy starań, w których współpracowaliśmy z zawodnikami i przedstawicielami PZPN. Stroje są lżejsze i bardziej wytrzymałe niż poprzednie. Zostały wyprodukowane z poliestru, który powstał w procesie recyklingu. Jeden komplet stroju, czyli koszulka i spodenki, powstał z 13 plastikowych butelek, które poddano recyklingowi. Na koszulkę zużyto osiem, a na spodenki pięć butelek. Stroje zostały wyprodukowane z mate-
T EM AT NUME R U >>
riału o nazwie "Atom"; jedna koszulka waży zaledwie 149 gramów. - Stroje zostały dopasowane do budowy zawodników i dzięki temu zmniejszają ryzyko pociągnięcia za koszulkę przez przeciwnika, a siateczkowe panele gwarantują jeszcze lepszą wentylację. Dzięki rozmieszczeniu ich w strategicznych miejscach, powietrze łatwo dostaje się pod koszulkę i dodatkowo chłodzi zawodnika tłumaczył Dumont.
Strefa kibica Strefa czujników - bezpieczeństwo przede wszystkim W czasie Euro 2012 bezpieczeństwa tysięcy uczestników, strzec będą m.in. policja, straż pożarna, a także straż graniczna. Służby te wyposażone będą w najnowocześniejsze laboratoria, systemy detekcji zagrożeń, roboty oraz systemy łączności, które pozwalają współdziałać w sytuacjach kryzysowych. Nowoczesne laboratorium chemiczne Państwowej Straży Pożarnej służy do rozpoznawania różnego rodzaju groźnych substancji, a ponieważ jest mobilne i wykonane ze specjalnych materiałów - operować można w nim nawet w obszarze chemicznie skażonym. Pomocny służbom będzie także pancerny wóz policyjny wykorzystywany w koordynowaniu działań z niebezpiecznych obszarów, systemy detekcji zagrożeń, kamery termowizyjne i noktowizyjne pozwalające na obserwację otoczenia w nocy, roboty
oraz systemy łączności. Jak informuje PAP, proponowane zastosowanie tych rozwiązań pozwoli na współdziałanie w sytuacjach kryzysowych. Monitoring stadionów będzie odbywał się za pomocą analizy wielu czynników, które mogą wskazywać na szeroko pojęte zagrożenia bezpieczeństwa uczestników imprez. Podstawowym elementem warstwy sprzętowej systemu będzie układ kamer rozmieszczonych na obszarze, objętym monitoringiem. Kamery zainstalowane są wewnątrz i na zewnątrz obiektu. Są to kamery z odpowiednim zoomem, głowicą i systemem panoramicznym, które oferują kolorowy obraz i są zdolne do działania w dzień i w nocy, robienia zdjęć w bezruchu i cyfrowego nagrywania zarejestrowanego materiału. System detekcji zagrożeń polega na analizie danych, która będzie odbywać się również za pomocą sieci sensorów. Mogą one wykrywać zmiany położenia obiektów, nagłe zmiany temperatury, ciśnienia oraz stężenia niebezpiecznych związków. W celu zapewnienia wysokiego poziomu ochrony, zastosowana zostanie również technika RFID (ang. Radio Frequency Identification), służąca do zdalnej identyfikacji obiektów. Informacje na temat lokalizacji mogą być pozyskiwane z takich systemów jak telefonia mobilna GSM i UMTS (ang. Universal Mobile Telecommunications System), jak również system GPS. Dane pozyskane dzięki sieci kamer i czujników, rozmieszczonych na terenie monitorowanym, będą podlegały szczegółowej i automatycznej analizie. Analiza ta będzie polegała na ekstrakcji oraz rozpoznaniu cech Teberia 04/2012
15
T EM AT NUME R U >> wysokopoziomowych (twarze oraz sylwetki ludzi, kształty pojazdów oraz innych obiektów występujących na zarejestrowanym obrazie oraz w strumieniu danych pochodzących z sensorów monitoringu) oraz niskopoziomowych (wartości częstotliwości, szybkości oraz amplitudy zmian parametrów objętych monitoringiem oraz wartości deskryptorów obrazu dla danych pochodzących z kamer) - Większość z tych rozwiązań technicznych, znajduje się już w operacyjnym wykorzystaniu. To nie jest science-fiction, to nie jest przyszłość, to jest coś, co jest już obecnie w służbie. Niektóre rozwiązania mogą być odrobinę nowocześniejsze niż te, które są sprawdzone i używane od dawna, ale większość z nich zabezpiecza nas dzisiaj i będzie zabezpieczało np. takie imprezy jak Euro 2012 – podkreślił Jakub Ryzenko z Centrum Badań Kosmicznych PAN - koordynator Czy zatem będzie bezpiecznie? Wydaje się, że tak. W przypadku jakichkolwiek zagrożeń, na każdym stadionie zainstalowany jest nowoczesny system powiadamiania widzów, umożliwiający przekazywanie komunikatów wszystkim kibicom, także tym znajdującym się w holu, toaletach czy na tarasach.
Strefa robotów Międzynarodowa impreza sportowa, jaką jest Euro 2012, wiąże się także z przyjazdem licznych kibiców z różnych części świata. Wzmożony ruch graniczny sprzyja również napływowi nielegalnych imigrantów i przestępstwom celnym. I właśnie do walki z nimi powołany został Talos. Ten bezzałogowy robot jeździ na czterech gąsienicach z prędkością do 35 km/h, jego radary wykryją inny pojazd nawet w odległości dziesięciu kilometrów, a człowieka zobaczą z pięciu. Sercem robota jest nadbudówka, w której mieszczą się układy nawigacji, sensory, radary, skanery laserowe i kamery. Sensory wykrywają człowieka lub pojazd, a później dzięki kamerom strażnicy w centrum dowodzenia identyfikują intruza. Tzw. kamery jezdne obserwują teren najbliżej robota. Systemy optoelektroniczne wykrywają intruzów na dużą odległość. Oba systemy działają niezależnie. Roboty mają wbudowany system nagłośnienia, więc strażnicy mogą się porozumiewać z zatrzymanym. W każdej chwili można przejąć kontrolę nad sterami i samemu kierować pojazdem. W centrum sterowania jest do tego specjalna kierownica - wyglądem nie różni się od tej do gier wideo. 16
Teberia 04/2012
Koordynator projektu Mariusz Andrzejczak tłumaczy, że standardowa ochrona granic jest droga i stąd się narodził pomysł, żeby stworzyć mobilne roboty. Talos jest finansowany w ramach priorytetu bezpieczeństwa Unii Europejskiej, a opracowują go nie tylko Polacy. W prace zaangażowała się też Belgia, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Izrael, Rumunia, Hiszpania i Turcja.
Strefa… niewidomych ! Euro 2012 to impreza, w której udział wziąć mogą również osoby niepełnosprawne. Umożliwia to międzynarodowy projekt UEFA „Euro 2012: football without borders”, promujący równy dostęp do imprez sportowych wszystkim kibicom, bez względu na ich stan zdrowia. O skuteczności tego projektu mają się wkrótce przekonać kibice niedowidzący i niewidomi, którzy będą mogli oni na żywo śledzić przebieg wszystkich meczy rozgrywających się w ramach Euro 2012. I to nie w domu, ale bezpośrednio na stadionie. Niedowidzący i niewidomi kibice poczują prawdziwą atmosferę mistrzostw, a to za pomocą specjalnego zestawu, dzięki któremu będą cały czas informowani o tym, co dzieje się na murawie i na trybunach. Zestawy będą wręczane niepełnosprawnym kibicom przy wejściu na stadion i poza tym ekwipunkiem niewidomi nie będą się w niczym różnić od reszty kibiców. Warto dodać, że w Austrii prawie 17 procent wszystkich imprez sportowych jest komentowana w taki „opisowy” sposób. Martin Zwinschenberger – austriacki komentator sportowy - podkreśla, że najważniejszą kwestią podczas komentowania będzie nie tylko sam opis piłkarskiej akcji, ale również drobne gesty piłkarzy czy sędziów, kolory strojów, widok trybun na stadionach, doping kibiców – jednym słowem wszystko, co dla widzącego kibica jest oczywiste i niewymagające podkreślenia. Im bardziej szczegółowy będzie komentarz, tym mocniej niepełnosprawny kibic będzie w stanie wyobrazić sobie to, co dzieje się na stadionie.
PĘCHERZ BUTYLOWY KLASYCZNY JĘZYK PROJEKTOWANIA KSZTAŁT PANELU TANGO PRZYCZEPNA TEKSTURA UTKANA OSNOWA TECHNOLOGIA ŁĄCZENIA TERMICZNEGO Tango 12 powstała z trójkątnych paneli. Ich konstrukcja ma zapewniæ stabilny tor lotu, który przyczyni siê do większej kontroli nad piłką. Niemcy zastosowali również specjalną powierzchnię, która zwiększa przyczepność.
Co na to Londyn? Technologie na olimpiadzie
Znacznie szerzej temat nowoczesnych technologii w sporcie przedstawia się w przypadku olimpiady. Szerokiemu zastosowaniu nowości sprzyja różnorodność dyscyplin sportowych, rozgrywanych na igrzyskach. Przez ponad 100 lat organizowania nowożytnych igrzysk, jednym z głównych motorów zmian był postęp technologiczny, który ingerował w różne aspekty aktywności - począwszy od sprzętu do treningów stosowanego przez atletów, przez urządzenia pomiarowe wspomagające pracę sędziów, aż po systemy transmisji telewizyjnej z samych igrzysk. Wśród nich warto wymienić choćby Internet, który umożliwił milionom widzów śledzenie rozgrywek “na żywo”, zwiększając emocje, jakie wiążą się z olimpiadą. Organizatorzy olimpiad wiedzą, jak wielka jest siła nowoczesnych technologii, dlatego Międzynarodowy Komitet Olimpijski zatrudnia dużą grupę inżynierów, pracujących nad usprawnianiem urządzeń pomiarowych stosowanych w sporcie.
Strefa sensorów Wraz z rozwojem nowoczesnych technologii, wzrasta w sporcie zapotrzebowanie na różnego rodzaju sensory, wykorzystują przez zawodników, uprawiających różne dyscypliny sportowe.
I tak na przykład sensory, wbudowane w buty lekkoatletów, pozwalają precyzyjnie określać szybkość biegaczy, a nawet sposób, w jaki się poruszają. Wiązka laserowa, skierowana równolegle do linii mety, pozwala sprecyzować czasy osiągnięte przez poszczególnych zawodników. Przecięcie jej przez sportowca pozwala na pomiar czasu jego biegu z dokładnością do milisekundy. Z kolei w przypadku pływaków, sensory umieszczane są w bloczkach startowych. Wykrywają one moment opuszczenia bloczka przez sportowca i chwilę, w której dotknie go on ponownie. Są to bardzo cienkie plastikowe panele dotykowe, których czasy reakcji na dotyk pływaka są nie dłuższe niż setna część sekundy. Ponieważ istnieje obawa, że sama woda może wyzwolić reakcję panelu dotykowego, system elektroniczny bloczków jest wspomagany przez szybkie kamery cyfrowe, które wykonują kilkaset zdjęć na sekundę, monitorując ewentualne błędy w działaniu czujników. Dyscypliną, która od lat wykorzystuje sensory do pomiaru szybkości lotu piłki jest tenis. Obecnie bardzo podobne systemy wprowadza się do pomiaru prędkości piłki w siatkówce. W obu przypadkach stosuje się radary dopplerowskie, które mierzą prędkość obiektów poprzez porównywanie częstotliwości fal nadawanych i odbitych od piłki oraz czasu po którym następuje odbicie. Natomiast pomiarów ruchów siatkarzy dokonuje się za pomocą diód LED-owych umieszczonych w słupkach, na których rozpięta jest siatka.
Teberia 04/2012
17
T EM AT NUME R U >>
Pozycję sportowców ścigających się z wykorzystaniem dodatkowego sprzętu monitorują bezprzewodowe transpondery. W łyżwiarstwie szybkim na przykład, czujnik umieszczony w kostiumach lub łyżwach pozwala określić nie tylko momenty rozpoczęcia i zakończenia wyścigu każdego z zawodników, ale także ich szybkość i przyspieszenie na poszczególnych odcinkach toru. Podobne urządzenia służą określeniu momentu rozpoczęcia pomiaru czasu dla narciarzy – czujniki w bramkach reagują na transpondery umieszczone w kostiumach na wysokości kolan, gdy te przekroczą odpowiednią linię. Kolarstwo z kolei, wykorzystuje często układy RFID – np. pasywne znaczniki, które pozwalają na badanie pozycji bardzo wielu zawodników na raz. Są one umieszczane w widelcu kierownicy rowerów, a sygnał z nich jest transmitowany do anten rozmieszczonych wzdłuż całej trasy. System ten pozwala rejestrować czas przejazdu poszczególnych odcinków wyścigu każdego z cyklistów oddzielnie i porównywać ze sobą tworząc złożone statystyki. Bardzo szybkie kamery cyfrowe, zdolne do wykonywania 2000 zdjęć na sekundę, montuje się na linii mety, co pozwala bezbłędnie zidentyfikować zwycięzcę. Tego samego typu transpondery popularne są wśród lekkoatletów, którzy stosują je podczas treningów. Pozwalają im one analizować postępy w przygotowaniach do zawodów i wykrywać ewentualne błędy.
Strefa multimediów Jak wspomniałam, olimpiady często były motorem postępu technicznego, który wpływał także na dziedziny życia, nie związane ze sportem. To właśnie igrzyskom olimpijskim zawdzięczamy wzrost popularności nowoczesnych technologii wyświetla-
18
Teberia 04/2012
nia, matryc OLED, wysokiej rozdzielczości ekranów plazmowych i LCD, a także najnowsze wersje kabli potrzebnych do ich łączenia ze źródłami sygnału. W trakcie olimpiady odbywały się pierwsze ciągłe transmisje HDTV, obecnie na rynek wkraczają systemy telewizji 3D. Z punktu widzenia dostawcy komponentów elektronicznych, nowoczesne igrzyska powodują wzrost zapotrzebowania na wszelkie elementy stosowane do przetwarzania i transmisji sygnałów strumieniowych – począwszy od sensorów, przez wzmacniacze, filtry, multipleksery, a kończąc na tunerach, układach przetwarzania obrazu czy choćby wyświetlaczach W trakcie zbliżającej się olimpiady w Londynie, organizatorzy planują spróbować wielu nowych zastosowań dla technologii, które sprawdziły się w innych sytuacjach. Dobrym przykładem jest technologia firmy McLaren Applied Technology, wykorzystywana w wyścigach Formuły 1 do określania położenia i wzajemnego ruchu kierowcy, bolidu i toru względem siebie, która zostanie użyta w wioślarstwie do pomiaru wzajemnych zależności ruchu wioseł, łodzi i wioślarzy, a także w kolarstwie. Zebrane parametry przesyłane są bezprzewodowo do odpowiednich serwerów, dzięki którym specjaliści wspomagający sportowców będą mogli doradzić im, jak osiągnąć jeszcze lepsze wyniki. Tor kolarski w Manchesterze został ponadto wyposażony w laserową technologię pomiaru czasu, która umożliwia rozróżnienie do 30 zawodników na raz. Oznacza to, że mogą oni jednocześnie trenować na tym samym torze, automatycznie i niezależnie mierząc swój czas z dokładnością do milisekund.
Strefa paraolimpijczyków
Nowoczesne technologie odgrywają ważną role także w życiu paraolimpijczyków. Dobrym przykładem może być Sam Kavanagh - cyklista któremu, w konsekwencji wypadku, amputowano część lewej nogi. Zmechanizowana proteza, z napędzaną elektrycznie kostką, umożliwia mu dziś odginanie stopy pod różnym kątem. Dzięki temu znacząco zwiększa się zakres, w jakim może on poruszać pedałami roweru. Niestety, ze względu na dużą wagę oraz zużycie energii, jej zastosowanie okazało się ograniczone. Bioinżynierowie pracujący nad protezą skoncentrowali się głównie na mechanice, zapominając o kwestiach elektrycznych, w efekcie czego wbudowana 4-kilogramowa bateria wystarcza tylko na 6 godzin pracy. Ale wszystko przed nimi...
Technologiczna przyszłość sportu Następne mistrzostwa w piłce nożnej - jeden mecz na wielu stadionach vs przepis na klimę Jeszcze nie rozpoczęło się Euro 2012, a już zakończyła się rywalizacja o organizację mistrzostw świata w piłce nożnej 2022. Do tytułu gospodarza pretendowali Japonia i Katar, a rywalizacja ta toczyła się głównie na arenie technologicznej. Japończycy zaproponowali umożliwienie fanom na całym świecie zbieranie się na stadionach, i oglądanie meczy. Niby nic w tym dziwnego, jednak chodziło o odbiór jednego meczu na żywo na wielu stadionach równocześnie! I to nie na ekranie, ale na płycie boiska. Jak? Ano dzięki wykorzystaniu technologii holograficznej. Hologramy piłkarzy rozgrywałyby mecz na żywo, budząc nie mniejsze emocje niż ich „żywe” odpowiedniki. Zwłaszcza że organizatorzy wykorzystać chcieli również rozszerzoną rzeczywistość oraz 3D by zwiększyć wrażenia, jakie kibicie odczuwaliby podczas meczu.
Rywalizację tę wygrali jednak Katarczycy, głównie dzięki swoim pięciu klimatyzowanym, zasilanym energią słoneczną, stadionom piłkarskim. Ponieważ Katar jest jednym z najbardziej nasłonecznionych państw na świecie, tamtejsi architekci umieścili panele słoneczne w dachu każdego stadionu piłkarskiego. Powstała w ten sposób energia przeznaczona zostanie na zasilenie między innymi klimatyzatorów, które obniżą temperaturę powietrza poniżej 28°C.
Strefa podsłuchu Któregoś dnia nad stadionem koszykarskim Lakersów pojawił się tajemniczy żółty krążek. Nie był to jednak zwiastun przybycia obcej cywilizacji, lecz… nowy supermikrofon, który podsłucha każdą rozmowę, nawet w olbrzymim, wypełnionym hałasem, pomieszczeniu. AudioScope powstał podobno przypadkiem, kiedy fizycy z Uniwersytetu w Oslo - Morgan Kjølerbakken i Vibeke Jahr pracowali nad technologią sonarową. Zaprojektowali oni system składający się z 325 mikrofonów oraz kamery szerokokątnej, który słyszy wszystko - każdą wskazówkę trenera, bluzgi sportowców, a nawet odgłos pękającego balonu gumy do żucia kibica. Oprogramowanie ustala, skąd pochodzi docelowa rozmowa i jak długo dźwięk będzie podróżował z tego miejsca do każdego mikrofonu. Następnie koryguje opóźnienie i synchronizuje dźwięk odbierany przez wszystkie odbiorniki tak, że każda rozmowa zostaje dokładnie odtworzona. Kjølerbakken opisując system powiedział: "Jeśli skorygujemy dźwięk pochodzący z trzech mikrofonów, osiągamy trzykrotnie silniejszy sygnał. Wykonując tę samą operację przy użyciu 300 mikrofonów, możemy wyłuskać rozmowę prowadzoną na trybunach przez dwóch kibiców, nawet w przypadku, gdy stadion jest pełen." Teberia 04/2012
19
T EM AT NUME R U >> System AudioScope testowany był na licznych stadionach, potwierdzając przypuszczenie, że i piłkarze, i trenerzy, i kibice używają słów niecenzuralnych w równym stopniu.
Strefa cyber- zwodnika Postęp w medycynie, dietetyce czy genetyce, wpływa także na jakoś sportu, dzięki czemu w przyszłości kontuzje będą leczone o 300% szybciej i efektywniej. Gracze będą w stanie przebywać o przynajmniej 50% większy dystans niż dzisiaj, czyli nawet do 20 km w ciągu jednego meczu. Będą także poruszać się o jakieś 10 – 15% szybciej. Specjalny system monitorujący zagrożenie ostrzeże przed kontuzjami, zanim się jeszcze pojawią. Ale to nie wszystko. Władze pewnego brytyjskiego klubu z Premiere League zwróciły się o pomoc do naukowców, zajmujących się analizą genów, aby ci wskazali, którzy zawodnicy są bardziej podatni na urazy. Profesor Marios Kambouris z Yale University School of Medicine, w wywiadzie udzielonym „The Sunday Times” potwierdza, że testy piłkarzy przeprowadził już rok temu. - Nie wiem o których zawodników chodziło, ale znaleźliśmy dobre geny, które wskazują kto ma lepsze predyspozycje, takie jak wyższa beztlenowa wydolność oddechowa czy szybsza regeneracja chrząstek, co daje im większą wytrzymałość na boisku – tłumaczy prof. Kambouris. Próbki zostały pobrane w zwyczajowy dla analizy DNA sposób, czyli wymaz z wewnętrznej części policzka. Badacze umieszczając próbkę na specjalnym biochipie, uzyskiwali w krótkim czasie informacje dotyczące wariantów genów i byli w stanie ocenić, który z nich posiada lepsze predyspozycje, już na poziomie genetycznym. Dla działaczy klubu istotnym aspektem było określenie ryzyka urazów, do których może dojść podczas meczu lub w trakcie treningu, a które mogą na długo wyłączyć zawodnika z gry. Chodziło głównie o urazy chrząstek stawowych. Badacze z University of London zidentyfikowali gen o nazwie COL5A1, który koduje jeden z rodzajów kolagenu, zawartego w chrząstkach. Porównując geny różnych zawodników stwierdzono, który wariant genu zapewnia większą wytrzymałość oraz szybszą regenerację. Znając genom zawodników, działacze mogą podejmować ważne decyzje - wybierać graczy na najważniejsze mecze oraz odrzucać piłkarzy, którzy 20 Teberia 04/2012
posiadają niekorzystny gen, i to niezależnie od ich talentu i umiejętności. To, pachnące eugeniką, działanie to prosta droga do manipulacji, nieuczciwości i dyskryminacji! Podążając w tym kierunku, sport już niedługo przestanie kojarzyć się nam z dobrą zabawą i zdrowym trybem życia, a stanie się już tylko wyrachowanym biznesem.
Strefa e-arbitra Wszystko wskazuje także na to, że już niedługo arbitrów zastąpią komputery. To one decydować będą o tym, czy piłka minęła linię, jak powinien zostać ukarany zawodnik, który naruszył zasady gry. Zwiastuje to Aidena – program komputerowy do gry w karty, który nauczył się blefować! To sugeruje, że komputery mogą nauczyć się zachowań właściwych dotąd wyłącznie ludziom. Nie jest to wcale jakaś odległa przyszłość. Już dziś bowiem system ProZone, analizujący obraz z kamer wideo, wchodzących w skład telewizji zamkniętego obiegu (ang. Closed-Circuit Television – CCTV), ze sposobu, w jaki porusza się zawodnik, jest w stanie odczytać jego nastawienie i podpowiedzieć, że należy usunąć go z boiska, gdyż jest zbyt zdenerwowany. Rolę sędziów liniowych znacznie lepiej mogą pełnić czujniki. Komputer jest w stanie określić z milimetrową dokładnością, czy był spalony albo aut. Posłużyć może do tego choćby technologia identyfikacji fal radiowych, w skrócie RFID (ang. Radio Frequency Identification), dzisiaj wykorzystywana głównie w supermarketach do zabezpieczenia produktów przed kradzieżą. Czujniki mogą być zamontowane np. wewnątrz piłek, a informacje o aucie trafią bezpośrednio do sędziego. Mimo, że w lekkoatletyce tego typu rozwiązania funkcjonują od dawna, zastosowanie ich na boiskach piłkarskich budzi wiele kontrowersji. Uważa się na przykład, że ewentualne błędy sędziego stanowią o atrakcyjności footballu, sprawiając że widowisko jest ciekawsze i bardziej emocjonujące. Możliwości techniczne nie zawsze idą więc w parze jakością rozrywki. Warto zauważyć także, że - paradoksalnie - wraz z wyeliminowaniem błędów sędziego czy zawodników, zaniknie możliwość zachowań fair-play… A te, w sposób szczególny stanowią o wyjątkowości sportu.
Strefa e-kibica W tej futurologicznej wizji interesująco przedstawia się także przyszłość kibicowania. Tom Watt, ekspert sportowy prowadzący program w radiu BBC, przewiduje, że stadiony przyszłości zostaną wyposażone w ekrany dotykowe tak, że jeden będzie przypadał na każde krzesełko widza. Każdy kibic będzie mógł więc na swoim ekranie dowolnie realizować swoje widowisko- np. obejrzeć na zbliżeniu wybranego zawodnika, zrobić powtórkę zagrań czy bramek. Ekran będzie z resztą wielofunkcyjny, ponieważ za jego pośrednictwem zamówić będzie można np. jedzenie i napoje, które zostaną dostarczone na miejsce. Takie cyfrowe menu w systemie E-menu firmy Conceptic testują już niektóre izraelskie restauracje. Goście bez pośrednictwa kelnera składają zamówienie, które dociera od razu do kuchni.
Strefa resume Przygotowania do Euro 2012 mają się ku końcowi. Nowe stadiony, wyposażone w najnowsze systemy i czujniki, ergonomiczne i ekologiczne stroje piłkarskie, kosmiczna piłka, a wszystko to i tak mało w porównaniu z „bajerami” stosowanymi na olimpiadach, zwłaszcza w przypadku igrzysk przyszłości. A jednak powyższe rozważania prowadzą do smutnej konkluzji, że sport przestaje być powoli areną rywalizacji ludzkiej wytrzymałości, stając się przede wszystkim polem walki technologicznej. Strach myśleć, ale przyszłość zapowiada się pod względem jeszcze bardziej egzotycznie. „Kosmiczny” sprzęt, elektronika w pracy sędziów i analizie gry zawodnika, genetycznie przysposobieni zawodnicy, czasem w postaci hologramów. Wszystko po to, by było szybciej, dokładniej, bardziej widowiskowo. Ale czy lepiej? Mecz rozgrywany przez grupę idealnych zawodników, bez szans na kontuzje, bez miejsca na pomyłkę sędziego i emocje zawodnika (bo zanim ten je uzewnętrzni, wyłapią to czujniki i sędzia każe mu opuścić boisko)… Czy w takim świecie będzie można jeszcze czerpać radość z oglądania sportu? Być może zabrzmi to trochę górnolotnie, ale powinniśmy życzyć sobie - zwłaszcza w przededniu Euro 2012 - by podmiotem sportu pozostał człowiek – z imponującą fizycznością, twardą psychiką z jednej strony, ale i ze słabościami, upadkami, pomyłkami.
Zawody natomiast niech będą szczególnym sprawdzianem, emocjonującym festiwalem rywalizacji, popisów fair play oraz przekraczania ludzkich możliwości. Oby tylko nie wyłącznie technologicznych. Dominika Bara c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
W artykule korzystałam z informacji zawartych na stronach: http://m.technologie.gazeta.pl/internet/1,113033,11578491,Roboty_na_gasienicach_pilnuja_polskiej_granicy.html http://www.elektroonline.pl/a/2706/3,Nowoczesne_technologie_ na_Olimpiadzie http://odkrywcy.pl/query,sport,szukaj.html?smg4sticaid=6e514 http://odkrywcy.pl/kat,111396,title,W-pilke-nozna-beda-mogli-gractylko-super-ludzie,wid,13906337,wiadomosc.html?_ticrsn=3&smg4sticaid=6e58c
Teberia 04/2012
21
S P O JR ZE NI A >>
Polskie uczelnie a rzeczywistość Chcesz robić biznes internetowy, ale nie wiesz jak się za to zabrać? Skąd weźmiesz informacje, kto Ci powie jak to zrobić? Gdzie jest złoty środek i kto Ci go pokaże? A może pójdziesz do szkoły? Tylko po co? W Internecie jest masa informacji o tym, jak stworzyć swój własny startup. Istnieją przecież tysiące artykułów o małolatach, którzy w domowym zaciszu przy piwku i pizzy robią swoje i na swoje wychodzą. Ileż to osób w świecie biznesu nie ma skończonych studiów, ale ich konta w banku to sześcio- i ośmiocyfrowe kwoty? Często są to buntownicy, którzy byli uważani za dziwaków na uczelni, na której rozpoczęli naukę. Dla wielu ludzi stali się autorytetami, ale żeby iść w ich ślady trzeba mieć niezłe jaja. Decyzja o nie rozpoczynaniu studiowania lub porzuceniu uczelni jest w naszych realiach irracjonalna. A my co? Jesteśmy wychowani w przeświadczeniu, że studia są najważniejsze i to one są gwarancją dobrej pracy, przecież babcia i mamusia z tatusiem tak mówili. Nic bardziej mylnego, chociaż ludzie dzielą się na dwa rodzaje. Jedni mają mentalność etatowca, a inni chcą wziąć sprawy w swoje ręce. Ci drudzy mają większy problem. Szczególnie przypadki osób, którzy w rodzinie nie mieli przedsiębiorczych przodków, po których mogą odziedziczyć rodzinny biznes albo wiedzy i doświadczenia dotyczącego kontaktów z klientem, umiejętności sprzedaży oraz zabawy z ZUS-em i fiskusem. Zdarza się, że jeszcze za szczeniaka, np. w liceum ktoś zaczyna kombinować i wspierany wrodzonym fartem idzie przed siebie zarabiając więcej niż rodzice. Gratulacje o ile jest to względnie legalny interesik. Wtedy nic, tylko iść za ciosem i zbierać żniwo swojej pracy. Tak czy inaczej w końcu poja22
Teberia 04/2012
wia się pewien próg i pytanie „co dalej?”. Oczywiście doświadczenie rośnie, ale pojawia się bariera wejścia na wyższy poziom. Gdzie znaleźć odpowiedź? Uczelnia? No po co? Przecież szkoda czasu na nudne wykłady i słuchanie o czymś, co ma się w jednym palcu. Z kolei czekanie na II etap studiów, na którym może wpadnie trochę informacji (tych naprawdę potrzebnych) graniczy z absurdem. Gdzie tu sens? Niestety go nie ma. Uczelnie, z którymi miałem osobiście styczność i program, którym wabieni są studenci jest zawsze zachęcający. Same nazwy przedmiotów budują uśmiech na twarzy i mylne przeczucie, że właśnie na tych zajęciach „dowiem się tego, czego szukam”. Błąd! Dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, że informatyka to ta dziedzina nauki, która rozwija się bardzo dynamicznie. Jeszcze jakiś czas temu wyposażenie uczelni i bibliografie były tak pożółkłe, że człowiek bał się styczności w obawie zakażenia jakimś syfem. Obecnie jest lepiej. Darmowe lub studenckie, tańsze wersje oprogramowania i nowoczesny sprzęt robią wrażenie. To gdzie leży problem? W programie i wykładowcach. Program jest po prostu nudny. Nuda jak nuda, ale jest on ułożony zupełnie odwrotnie niż powinien.
Matematyka, fizyka to przedmioty, które uważane są za obowiązkowe w informatyce. I OK, możemy się z tym zgadzać bo tak było od zawsze. Tylko jaki jest cel liczenia całek, rysowania wykresów, których nie rozumiemy i nie widzimy ich zastosowania w realnym życiu? Ileż tej matematyki w informatyce potrzeba? Zaraz, zaraz, przecież mam komputer, tak? Czy nie mogę zrzucić na niego tych obliczeń? Czy umiejętność logicznego myślenia nie jest ważniejsza niż algorytmy liczenia delty? Zresztą co to jest ta delta? Gdzie z niej skorzystam w realnym życiu? O zgrozo, mam ją jeszcze liczyć na kartce?! Przecież mam komputer w plecaku! Fizyka, hmm. No fajnie, dzięki niej mogę obliczyć opór płynącego prądu w kabelkach, np. w ścianie, czy w tych od twardego dysku. Super! Sprzedam tę wiedzę kumplom na ławce przed blokiem i wyjdę na mądrego, bo nikt inny tym nie będzie zainteresowany. Gdybym jeszcze chciał zostać inżynierem projektującym procesory, miałoby to sens. Programiście, którym chciałem zostać wystarczy wiedza podstawowa z liceum na temat płynących elektronów. Architektura komputerów; idąc na informatykę decyduję się na obcowanie z tymi urządzeniami, ale czy ja muszę wiedzieć jak są zbudowane? Czasy, w których komputery składało się w domowym
zaciszu minęły 10 lat temu. Ale OK, może to czyjś konik. Tylko teraz sprawdźmy ile osób kupuje blaszane PC’ty pod biurko, a ile sprzedaje się laptopów i innego rodzaju przenośnego sprzętu, w którym po prostu się nie dłubie. Sensowne byłoby odświeżenie programu właśnie o urządzenia przenośne, palmptopy, tablety i oczywiście telefony. Niektóre mają przecież GPS, kilka innych czujników. Czy nie warto byłoby pokazać jak je wykorzystać, zamiast paplać o magistralach. Tu nie ma biznesu. I tak się brnie w te zajęcia i sesje, po których zamiast uśmiechu i poczucia poszerzenia horyzontów notujemy nieprzespane noce i wnioski typu „co ja tu robię?!”. Nie no, zaraz, przecież umiem policzyć prędkość komety! Czad, z pewnością mój przyszły pracodawca to doceni, ewentualnie mój biznes będzie się na tym opierał. Kasa i czas leci, a my stoimy w miejscu. Wchodzisz na facebook.com i czytasz artykuł o pewnym młodziaku, w którego inwestor pakuje którąś bańkę i on jeszcze ma czelność powiedzieć, że studia to „strata czasu”. Szlag człowieka trafia. Czy wyjdę z dobrym projektem z uczelni? No nie, bo całki.. Dobra, inżynier zrobiony! Super! Co dalej? Szkoda zaprzestać edukacji, przecież jestem już tak daleko. Szukamy II stopnia. Teberia 04/2012
23
S P O JR ZE NI A >> Teraz to już na pewno będzie ciekawie, a program będzie ułożony wertykalnie dla specjalizacji, która mnie interesuje. Czytam ulotkę.. No wreszcie! Programowanie takie, siakie i owakie. Złapałem Boga za nogi! To jest to! I co? … matlab mówi dzień dobry. Kolejne 2 lata z nudziarzami, którzy leczą swoje niespełnione ambicje tkwiąc w teorii zero-jedynkowego świata w kompleksach. Teraz już będę wiedział jak obliczyć prędkość komety i jeszcze przedstawić to na wykresie! Jestem informatykiem z krwi i kości! Błąd. Nie jestem. Idę do pracy! Mam papier, więc ktoś mnie musi przyjąć. Zresztą informatyk to teraz najbardziej poszukiwany na rynku i intratny zawód. Co się okazuje? Ilość ogłoszeń jest ogromna i fajnie. Tyle tylko, że wiedza, którą posiedli studenci jest o kant rozbić, bo nie jest poparta praktyką. Zresztą jest ona nieadekwatna do oczekiwań pracodawców. Później okazuje się, że tydzień w pracy daje tyle wiedzy praktycznej co jeden semestr, a nawet rok na uczelni. Mało tego, absolwenci nie są nauczeni działać samodzielnie. Kreatywność i najbardziej płodne lata umysłów zostały pogrzebane na ćwiczeniach z analizy matematycznej, która o dziwo teraz miałaby nawet sens. System nauczania jest liniowy i rozpoczyna się na nauce o przeskakujących elektronach po transformatorkach procesora, a kończy na sensownym zastosowaniu jego mocy. Czy w dzisiejszych czasach jest to potrzebne? Nie! Tym podejściem nie da się zainteresować młodych ludzi możliwościami ich własnych komputerów, które noszą ze sobą na zajęcia. Każdy z nich ma sprzęt, na którym może stworzyć coś wielkiego. Student musi dowiedzieć się czym jest informacja i jak ją przetworzyć do własnych celów. To właśnie dane stanowią najwyższą wartość w biznesie. Nikt o tym nie mówi, a jeśli nawet to jest to maleńka dygresja. Osobiście na studiach interesowały mnie zajęcia z programowania. Chciałem zostać programistą. Wszystkiego czego nauczyłem się na uczelni to tak naprawdę praca samodzielna w domu. Nauczanie metodą projektową to również mit. Każde zajęcia to inny projekt, inne zagadnienie i to wszystko po końcu semestru ląduje w najdalszym miejscu twardego dysku. Studenta trzeba zarazić potencjałem obecnie dostępnych narzędzi. On musi czuć, że to co, właśnie robi faktycznie będzie miało zastosowanie. Trzeba mu pokazać „przycisk”, a dopiero później powiedzieć, że jest to obiekt, na którym może działać. 24
Teberia 04/2012
Na uczelni najpierw opowiada się o wysoko abstrakcyjnych z poziomu postrzegania klasach, właściwościach i algorytmach wykonania wirtualnego zadania, którego rezultat jest po prostu marny lub mało logiczny. A gdyby tak odwrócić program do góry nogami? Najpierw konkret, a później matematyka? Skoro mam narzędzie, które daje mi możliwość stworzenia prostej aplikacji poprzez przeciągnięcie i upuszczenie „przycisku” na scenę to teraz chcę wiedzieć co jeszcze mogę z nim zrobić przy pomocy kodu. Teraz sam będę chciał poznać algorytmy i matematyczne operacje. Chcę tego sam! Jestem ciekaw czego jeszcze mogę dokonać. Mało tego, mam pomysł na program, tylko nie czuję czego jeszcze mi brakuje. W ten sposób stymuluje się umysły. Katowanie wzorami od początku zabija kreatywność i chęć do działania. Studia muszą być atrakcyjne. Sam program to jedno. Drugie “primo ultimo” to wykładowcy. Bywa tak, że pan prof., dr. prowadzi zajęcia tylko dlatego, że musi, bo prowadzi badania, którymi i tak nie dzieli się ze studentami. Jego zaangażowanie w zajęcia jest często co najmniej lekceważące w stosunku do słuchaczy. Niektórzy po prostu nie nadają się do przekazywania wiedzy, czy to tak trudno zrozumieć?
Program jest po prostu nudny. Nuda jak nuda, ale jest on ułożony zupełnie odwrotnie niż powinien. Matematyka, fizyka to przedmioty, które uważane są za obowiązkowe w informatyce. I OK, możemy się z tym zgadzać bo tak było od zawsze. Tylko jaki jest cel liczenia całek, rysowania wykresów, których nie rozumiemy i nie widzimy ich zastosowania w realnym życiu? OK, teraz pytanie „czy warto iść na studia?”. Oczywiście, że tak, ale nie na byle jakie. Zanim wybierze się uczelnię, należy zasięgnąć opinii od absolwentów albo studentów, którzy są w trakcie nauki, ewentualnie szukać efektów ich pracy. Jakie studia wybrać? Takie, które faktycznie nas interesują, a nie podobne do naszych zainteresowań. Oby były jak najbardziej wertykalne. Wszechstronność nie jest w modzie. Należy się specjalizować jak najszybciej, bo skupienie się na jakimś zagadnieniu daje efekty. Moment osiągnięcia statusu fachowca w danym temacie jest sygnałem do poszukiwania kolejnych
dróg rozwoju. Już szkoła średnia powinna mocniej kierować ucznia na odpowiednie tory. Jest mnóstwo placówek, które chwalą się mnogą ilością klas profilowanych. Ich przewagą jest często jedna godzina dodatkowych zajęć przedmiotu przewodniego. Na siłę stara się zainteresować wszystkich wszystkim. Slogan z reklamy proszku do prania mówi, że „jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. Powinno się kształcić fachowców, których brakuje, a nie pseudospecjalistów. Od jakiegoś czasu pomiędzy szkołą podstawową a szkołą średnią jest gimnazjum. Kolejny element dezintegracji środowiska dydaktyków i uczniów, który negatywnie wpływa na samo wychowanie jak i przekazywanie wiedzy. To element, który pozornie wpływa na pojęcie dorosłości młodego człowieka w wieku jeszcze niedojrzałym, nadal nieukształtowanego. Warto zastanowić się nad systemem edukacji w tym kraju, skoro sami absolwenci mają do niego wiele zastrzeżeń. Program, dobór odpowiednich narzędzi i kadry z powołania powinien zostać poddany głębszemu zastanowieniu i reformie. Ustawodawcy powinni wysłuchać postulatów zarówno ciała pedagogicznego, jak i odpowiedzieć na potrzeby samych uczniów i rynku pracy. Edukacja powinna być również dostosowana do ludzi, którzy w przyszłości będą chcieli zdobyć odpowiednią posadę, ale także dla tych, którzy chcą stworzyć swój własny biznes i miejsca pracy dla tych pierwszych. Nauka powinna stymulować kreatywność i umiejętność samodzielnego działania, współzawodnictwa i działania w grupie. Wiedza to nie tylko teoria, ale przede wszystkim praktyczne jej zastosowanie, o którym często się zapomina.
Michał Zwoliński c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
Autor pochodzi z Łodzi, prowadzi firmę vojo.pl, na co dzień jest programistą i pracownikiem dydaktycznym na Uniwersytecie Łódzkim. Tekst ukazał się w serwisie spidersweb.pl
Teberia 04/2012
25
BIZNE S 2.0 >>
Być jak Zuckerberg W maju będziemy świadkami debiutu giełdowego Facebooka. Pierwszy raz w historii tego rozmiaru portal społecznościowy będzie dostępny dla szerokiego grona inwestorów. Astronomiczna kwota (nawet do 100 miliardów USD), na jaką szacowana jest wartość społecznościowego giganta, spędza sen z powiek analitykom po obu stronach oceanu i rozpala wyobraźnię młodych programistów, którzy marzą o powtórzeniu sukcesu młodego Zuckerberga.
IPO entuzjazm Podejmując decyzją o debiucie na giełdzie Marc Zuckerberg wciągnął w grę nie tylko potencjalnych akcjonariuszy, firmy reklamujące się na Facebooku czy samych użytkowników serwisu. Giełda niezwykle łatwo ulega emocjom, a stadne zachowania często wypierają zdrowy rozsądek inwestorów. Giełdowe powodzenie Facebooka może zasugerować, że w powstających jak grzyby po deszczu startupach społecznościowych tkwią nieprzebrane i dotąd nieodkryte możliwości zarobkowe. A ponieważ entuzjazm bywa bardzo zaraźliwy, może łatwo przenieść się z sektora „społecznościówek” również na inne przedsięwzięcia internetowe. W konsekwencji przeszacowaniem może być zagrożona spora część firm działających głównie w Internecie, a skutki ewentualnego pęknięcia społecznościowej bańki mogą mieć wymiar globalny. Sto miliardów USD to ogromna suma pieniędzy i ponad cztery razy więcej niż dotychczasowy rekord początkowej wyceny giełdowej firmy, ustanowiony w 2004 roku przez Google. I choć dziś nikt już nie wątpi w wartość giganta z Mountain View, który od kilku lat definiuje Internet, nie zmienia to faktu, że sukces Facebooka stoi pod znakiem zapytania. Szacowana wartość serwisu nijak ma się do danych zamieszczonych w prospekcie emisyjnym firmy, według którego przychód w 2011 roku wyniósł „jedynie” 3,7 miliarda USD, czyli dziesięć razy mniej niż roczny przychód Google. Z drugiej strony, porównanie przypadku Facebooka z historią Google’a działa korzystnie na wycenę 26
Teberia 04/2012
i dodatkowo podgrzewa atmosferę wokół sprzedaży akcji serwisu Zuckerberga. W roku 2000 Yahoo!, popularny portal internetowy, miał okazję kupić wyszukiwarkę Google’a wraz z systemem reklam. Jednak ówczesny CEO Yahoo! Terry Semel pożałował kilku miliardów USD, a Google w ciągu kilku lat wspiął się na szczyty indeksów giełdowych, osiągając szacunkową wartość nie kilku, ale 200 miliardów USD. Dziś nikt nie chce popełnić podobnego błędu. Bo w ciągu kliku lat drogie obecnie akcje Facebooka mogą stać się jeszcze droższe. Również samo kierownictwo Facebooka dba o to, by spekulacje na temat faktycznej wartości serwisu były coraz żywsze, podsycając je w ostatnich mie-
siącach kontrowersyjnymi zakupami – patentów od Microsoftu za pół miliarda USD i darmowej aplikacji do publikowania w Internecie zdjęć stylizowanych na Polaroidy o nazwie Instagram (która na razie nie przynosi żadnych wymiernych zysków) za okrągły miliard USD.
W cieniu bańki – Wyceny internetowych spółek na prywatnym rynku wprawiają w osłupienie świat tradycyjnego biznesu – komentuje Przemysław Pająk, redaktor naczelny serwisu Spider’s Web. – Facebook, najwięk-
szy serwis społecznościowy świata, jest dziś warty 100 mld USD, więcej niż McDonald’s. Wartość Grouponu, serwisu zakupów grupowych, wynosi 25 mld USD, firmy Zynga, producenta gier społecznościowych na Facebooku 15 mld USD, a serwisu mikroblogowego Twitter 7,7 mld USD. Te wartości wynikają z cen płaconych za mniejszościowe udziały w firmach, które wymyśliły i prowadzą serwisy. Firmy te wystawiają na sprzedaż niewielkie, na ogół kilkuprocentowe pakiety swoich akcji. Oferta jest ograniczona wyłącznie do inwestorów instytucjonalnych, którzy chętnie pompują w firmy miliony dolarów. Dlaczego? Bo wietrzą krociowe zyski po ich wejściu na giełdę. Liczą, że kupują akcje drogo, ale na parkiecie będzie jeszcze drożej. Zazwyczaj taki ciąg wydarzeń jest przyczynkiem do nadmuchiwania bańki – dodaje. Bańki internetowe potrafią być niebezpieczne. Wystarczy przypomnieć choćby bańkę dotcomową z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, kiedy powstał cały gąszcz internetowych przedsięwzięć w rodzaju WorldCom, Boo.com, a w Polsce serwisy takie jak Ahoj.pl. Wszystkie zapowiadały się świetnie i miały być maszynkami do robienia pieniędzy, a Internet nowym dzikim zachodem w epoce gorączki złota. Optymizm i euforia trwały do początków roku 2000, kiedy nastroje inwestorów zaczęły stygnąć, a kursy spółek dotcomowych zaczęły spadać z prędkością równie imponującą, z jaką wcześniej rosły. Wiele firm przestało wtedy istnieć, a odzyskiwanie zaufania do sektora trwało długie lata. Czujność inwestorów wzmóc powinien również casus MySpace – jeszcze kilka lat temu największego serwisu społecznościowego na świecie. W 2005 roku serwis został kupiony przez spółkę News Corp. za 580 milionów USD. Po dwóch latach wartość My Space wciąż szacowana była na czterokrotnie wyższą niż wartość Facebooka (wycenianego wtedy na 15 miliardów USD). Niestety później było już tylko gorzej. W 2011 roku Rupert Murdoch z News Corp. sprzedał My Space za 35 milionów USD, czyli za jedyne 6% kwoty, którą zapłacił za serwis sześć lat wcześniej. Choć akcje Facebooka raczej nie będą dostępne dla inwestorów z Polski, debiut giełdowy serwisu odbije się echem również w nadwiślańskiej rzeczywistości, i to nie tylko tej wirtualnej. Jakiego rodzaju wpływu możemy się spodziewać? – Debiut Facebooka nie powinien mieć bezpośredniego przełożenia na polską giełdę – twierdzi Przemysław Pająk. To raczej media będą relacjonować i komentować sposób, Teberia 04/2012
27
BIZNE S 2.0 >> w jaki serwis założony przez Marka Zuckerberga w celach randkowych, zamienia się w wielki giełdowy biznes. Właśnie na polu medialnym powinniśmy odczuć największe turbulencje związane z IPO Facebooka, bo ten debiut, bez względu na to czy bardzo udany, czy też mniej, spowoduje lawinę komentarzy i spekulacji medialnych na temat ewentualnej nowej giełdowej bańki Web 2.0. Będą to uzasadnione dywagacje, ponieważ wycena Facebooka opiewająca na 100 mld USD wydaje się dziś wręcz kosmicznie wielka zważywszy na to, jak relatywnie małym biznesem jest obecnie ten serwis. Ale mimo to, jeśli debiut Facebooka będzie udany – a wszystko na to wskazuje – to w najbliższym czasie powinniśmy być świadkami kolejnych debiutów giełdowych spółek z sektora Web 2.0, zapewne także na polskiej giełdzie. W ten pośredni sposób, giełdowy debiut Facebooka będzie miał wymiar globalny. Wpływ na ostateczny sukces lub porażkę giełdową Facebooka będzie więc miało szereg powiązanych ze sobą czynników. I choć ilość akcji przeznaczonych dla inwestorów indywidualnych będzie ograniczona, to najprawdopodobniej właśnie oni odegrają kluczową rolę w nadchodzącym IPO. – Na przedgiełdowym rynku w Facebooka inwestują przede wszystkim instytucjonalni gracze: domy analityczne, czy bardzo bogaci rosyjscy inwestorzy (Digital Sky Technologies) – twierdzi Przemysław Pająk. – Jednak giełdowy debiut będzie testem przede wszystkim dla indywidualnych inwestorów. To ich entuzjazm związany z giełdowym debiutem Facebooka będzie decydował o nastrojach z nim związanych. Indywidualni inwestorzy są zarazem najbardziej podatni na ekstremalne reakcje – od hurraoptymizmu po paniczną wyprzedaż. To właśnie ten typ inwestora zadecyduje o nastrojach, jakie będą panowały przy debiucie serwisu Zuckerberga na giełdzie – konkluduje.
Ciasno na starcie Polskiemu rynkowi społecznościowemu ciągle daleko do amerykańskiego. Największy portal w tym sektorze NK.pl na razie nie planuje debiutu na warszawskiej giełdzie. Nie ulega wątpliwości, że sukces portalu Zuckerberga spowodował wzrost zainteresowania zakładaniem własnych portali wśród młodych programistów. I choć pomysłów nie brakuje, wiele nowopowstałych społecznościówek szybko kończy swoją działalność, czy to z braku inwestorów, czy z braku użytkowników. 28
Teberia 04/2012
Filmaster Borysa Musielaka pozyskał poważnego inwestora, MyGuidie Oli Sitarskiej nie miał tego szczęścia.
Przykładem może być portal MyGuidie założony w 2011 roku przez młodą programistkę Aleksandrę Sitarską. Portal miał zapewnić turystom i podróżnikom możliwość poznawania nowych miejsc w niestandardowy i bardziej spersonalizowany sposób. Użytkownik portalu wybierający się przykładowo do Warszawy, mógł wybrać jednego z zarejestrowanych w portalu przewodników i w jego towarzystwie poznawać miasto. Program zwiedzania mógł obejmować najważniejsze zabytki miasta, ale równie dobrze najlepsze miejscowe knajpy i bary. Przyjeżdzający mógł wybrać na swojego przewodnika osobę w podobnym wieku lub o podobnych zainteresowaniach. Znany z innych serwisów system rekomendacji i recenzji miał gwarantować obu stronom bezpieczeństwo. Z czasem MyGuidie wprowadził też możliwość organizowania wydarzeń i zapraszania na nie innych użytkowników. Dzięki temu użytkownicy mogli znaleźć chętnych na mecz piłki nożnej lub wspólne wyjście na wystawę, zaprosić kogoś na egzotyczną kolację w swoim domu lub zorganizować kurs pieczenia ciasteczek. Idea została szybko doceniona. Podczas Startup Weekendu w 2011 team Sitarskiej zajął trzecie miejsce, a pół roku później wygrał konkurs Pitch in Berlin, po którym pojawiła się szansa uzyskania
funduszy od HackFWD (inkubator startupów z siedzibą w Niemczech). Zespołowi udało się również sprzedać 1% udziałów na aukcji allegro za 19300 zł. Gdyby na tej podstawie wycenić wartość projektu Sitarskiej, to sięgałaby 2 milionów PLN. Mimo tej potencjalnie wysokiej wyceny, sukcesów w konkursach branżowych, pozytywnych ocen ekspertów i przychylnej relacji mediów, w kwietnie 2012 portal ogłosił zamknięcie. Jak tłumaczy w wywiadzie dla antyweb.pl Aleksandra Sitarska: – Główną przyczyną zamknięcia serwisu był fakt, że w ciągu prawie roku działalności udało nam się przetestować prawie każdą możliwą drogę zdobywania za równo klientów jak i Guidich, czyli osób oferujących usługi. Z tych eksperymentów dowiedziałyśmy się jednej rzeczy – w tym modelu jesteśmy bardzo podobne do Groupona. Bez wyłożenia gigantycznej ilości pieniędzy na sprzedaż i pozyskiwanie ofert, model nie działa. (…)To wszystko złożyło się na to, że dochodząc do roku działalności uznałyśmy, że wolimy poświęcać swój czas projektom, które rokują – dodaje. Wpływ na zamknięcie serwisu Sitarskiej miało także doinwestowanie kwotą ponad miliona USD (jednym z inwestorów był Asthon Kutcher) konkurencyjnego serwisu Gidsy. Powstaje pytanie, co spowodowało, że Gidsy zyskał inwestorów, a MyGuidie nie? Trudno zauważyć różnicę między serwisami, zwłaszcza że MyGuidie szybko zrezygnowało z ograniczania się do kontaktowania turystów z przewodnikami miejskimi, i podobnie jak Gidsy skupiło się na wydarze-
niach. Sitarska o konkurencji wypowiada się bardzo dobrze. – Gidsy założyli bardzo mądrzy ludzie, mają dobry team, są w dobrym miejscu, jakim jest Berlin, mają ogromny funding i świetnych doradców jak CTO Amazona, z którym miałam okazję o tym porozmawiać w Monachium czy Ashton Kutcher – mówi Sitarska. Być może polskiemu portalowi zabrakło nie tyle wyczucia rynku i pomysłów, co doświadczenia w samym znajdywaniu i zdobywaniu inwestorów. Lepiej od MyGuidie poradził sobie z fundraisingiem Filmaster, polski startup założony przez Borysa Musielaka i Adama Zielińskiego w 2009 roku. Serwis jest społecznościową platformą oceniania i polecania filmów. Nowi użytkownicy oceniają piętnaście filmów, przyznając im od jednej do dziesięciu gwiazdek. Na podstawie tych ocen, algorytm serwisu wyrabia sobie zdanie na temat gustów użytkownika i poleca mu filmy, które mogą mu się spodobać, a dzięki geolokalizacji aplikacja na telefon może polecić film w najbliższym kinie. Z czasem użytkownik ocenia kolejne filmy, zwiększając tym samym dokładność algorytmu , a serwis korzysta dodatkowo z gustu jego przyjaciół zapisanych do Filmastera. Warstwa społcznościowa serwisu pozwala na dzielenie się komentarzami i wspólne umawianie do kina. Serwis początkowo uzyskał wsparcie od PARP (Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości) później jednak udało mu się zdobyć zagranicznego inwestora – w 2011 roku HackFWD doinwestował aplikację kwotą 191 tysięcy euro. Jak polskiemu startupowi udało się uzyskać te fundusze? „Lars Hinrichs twórca HackFwd, ma dość nietypowe podejście do inwestowania” czytamy na blogu Filmastera. „Stawia przede wszystkim na zespoły i pomysły, które wydają mu się ciekawe i innowacyjne, bez specjalnego przejmowania się modelem biznesowym. Wystarczy techniczny team i prototyp serwisu czy aplikacji. Lars zakłada, że dobry i zmotywowany team z pomysłem jest wart więcej niż pomysł na zarabianie. Opisując Filmastera dla HackFwd mówiliśmy, więc przede wszystkim o ciekawych rzeczach jakie możemy zrobić z naszym algorytmem rekomendacji i o nowych usługach jakie możemy zaoferować znając gusta filmowe naszych użytkowników. To, w połączeniu ze świetnym wynikiem w teście oraz udaną prezentacją zespołu zaważyło najprawdopodobniej o sukcesie.” Portfele polskich inwestorów są zapewne mniej zasobne, ale przykład Filmastera pokazuje, że o ile startup myśli globalnie, to nie musi ograniczać do polskiego rynku i polskich inwestorów. Filmaster Teberia 04/2012 29
BIZNE S 2.0 >>
skorzystał z dodatkowego finansowania do wsparcia swojej ekspansji na rynki USA i Wielkiej Brytanii. Czas pokaże, jak polski serwis poradzi sobie z konkurencją.
Zuckerberg 2.0 Moda na startupy trwa w najlepsze, a zakładanie internetowych biznesów wielu przedsiębiorczym programistom wydaje się najprostszą drogą do fortuny. Na świecie i w Polsce coraz lepiej rozwija się infrastruktura inkubatorów i konkursów dla startupowców, a fenomenalny sukces młodego Marca Zuckerberga rozpala wyobraźnię wielu. I choć nie da się jednoznacznie stwierdzić dlaczego akurat Zuckerbergowi udało się odnieść tak wielki sukces, celna wydaje się sugestia Sama Gustina, który w artykule Why Facebook’s IPO Matters” (ang. Dlaczego IPO Facebooka jest ważne) dla „Time Business” podkreślał, że o sukcesie Facebooka przesądził w dużej mierze pozabiznesowy wymiar całego przedsięwzięcia. Facebook dokonał rewolucji Internetu społecznościowego, a zdaniem Gustina, IPO Facebooka to przede wszystkim oznaka, że sieć 2.0 osiągnęła swoją dojrzałość. „Rewolucja 1.0” uwolniła informację i zdemokratyzowała sieć poprzez umożliwienie internautom wpływu na jej zawartość. „Rewolucja 2.0” pozwoliła użytkownikom przejąć i spersonalizować fragmenty wirtualnej rzeczywistości, dając im nie tylko prawo głosu, ale opierając siłę tego głosu na jakości publikowanych treści. Facebook personalizując informacje zmienił Internet w taki sam sposób, jak przeglądarka Google, która przemieniła sieć z gigantycznego, lecz trudno dostępnego repozytorium informacji, w miejsce, w którym praktycznie każdą informację można mieć tu i teraz. Ten demokratyczny (bo dostęp do sieci jest w państwach demokratycznych swobodny) i merytokratyczny (bo wpływ jaki wywierają blogerzy i znaczące osobistości świata społecznościowego polega na sile ich pomysłów) 30
Teberia 04/2012
charakter rewolucji 2.0 dopełnia jej wirusowa natura – prędkość i zasięg, z jakimi informacje podążają siecią społecznościową, wyprzedzają wielokrotnie wszystkie dawne sposoby komunikacji, takie jak telefony czy e-mail. I właśnie podkreślając pozafinansowy aspekt IPO Facebooka, Zuckerberg w podobnym tonie zwraca się do przyszłych inwestorów pisząc: „Daliśmy ludziom możliwość dzielenia się, a teraz zaczynamy widzieć jak z niej korzystają. Ludzie wyrażają swoją opinię na większą skalę, niż to kiedykolwiek było możliwe. Liczba tych głosów będzie rosnąć. Nie można ich zignorować. Oczekujemy, że z czasem rządy staną się bardziej wrażliwe na troski i problemy bezpośrednio podnoszone przez wszystkich obywateli, a nie przez pośredniczące media kontrolowane przez wybraną garstkę ludzi. Wierzę, że doprowadzi to do wyłonienia się liderów we wszystkich krajach, liderów nastawionych pozytywnie do Internetu i walczących o prawa ich obywateli, w tym o prawo do dzielenia się czym chcą i o prawo dostępu do wszystkich informacji, jakimi chcą się z nimi dzielić inni.” Sprytny marketing, apel zwiastuna nowych czasów czy mowa polityczna? Po części okaże się to już 18 maja. IPO Facebooka niewątpliwie wpłynie na cały Internet społecznościowy, choć trudno przewidzieć jakiego typu będą to zmiany. Rynek internetowy jest nieprzewidywalny. Nie istnieje recepta na sukces i mimo wsparcia mentorów i inwestorów nie sposób przewidzieć reakcji klientów na nowy produkt i zagwarantować skutecznej monetyzacji. Trudno jednoznacznie orzec, dlaczego Filmaster zdobył inwestora, a MyGuidie nie. Może kluczową rolę odgrywa tu charyzma i zdolności marketingowe ekipy, może intuicja inwestorów, a może wizja towarzysząca przedsięwzięciu. Jedno jest pewne - światem wielkich portali społecznościowych rządzą te same prawa, co światem mniejszych. W obu przypadkach nagły sukces i spektakularna porażka są często największym zaskoczeniem dla samych twórców. W obu trwa zakulisowa walka o inwestorów i środki, które pozwolą rozwinąć portal. W obu nie istnieje monopol, a słowa takie jak „oryginalność” czy „innowacyjność” tracą znaczenie, gdyż nawet najlepiej rokujący projekt może szybko doczekać się swojej kopii, nierzadko skuteczniejszej od pierwowzoru. Piotr Pawlik c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
BIZNE S 2.0 >>
Inkubator Nk.pl - pomoc dla młodych firm Jeden z największych polskich serwisów społecznościowych, portal nk.pl chce wspierać młodych przedsiębiorców. Nowy projekt inwestycyjny polskiego internetowego giganta będzie obejmował zarówno wsparcie finansowe start-upów, jak i opiekę merytoryczną, technologiczną oraz organizacyjną. W lepszym wsparciu młodych talentów pomogą także pozyskani przez wrocławskich inwestorów partnerzy. Do ich grona właśnie dołączyła Nokia. Inkubator Nk.pl prowadzi właśnie nabór innowacyjnych projektów biznesowych. Do składania ofert zaproszeni są także partnerzy biznesowi, którzy chcieliby współuczestniczyć we wsparciu młodych talentów. Grono partnerów wspierających grupę NK w działalności inkubacyjnej stale się powiększa. Jednym z nich jest Nokia, która zamierza wspomóc młodych przedsiębiorców poprzez organizację szkoleń na temat tworzenia aplikacji mobilnych na platformie Windows Phone. Kolejnym partnerem zostało także Wrocławskie Centrum Transferu Technologii, które zobowiązało się pomagać młodym firmom w pozyskiwaniu
zagranicznych kontaktów biznesowych. Start-upy będą mogły ponadto liczyć na wsparcie doradcze dotyczące pozyskiwania informacji rynkowych, oceny potencjału rynkowego czy zagadnień związanych z ochroną patentową. W działalność nowego inkubatora zaangażowało się także Radio Luz oraz inicjatywa Startup Weekend. Pomysły biznesowe można zgłaszać za pośrednictwem strony internetowej inkubator.nk.pl. Zgłoszenia zostaną zweryfikowane przez grono ekspertów, a następnie rozpoczną etap preinkubacji, który potrwa miesiąc. W tym czasie młodzi przedsiębiorcy mogą liczyć na wsparcie merytoryczne oraz pomoc w przygotowaniu się do wystąpienia prezentującego ideę przez inwestorami. Okres inkubacji w inkubatorze NK.pl może trwać rok, a spółka w tym czasie otrzyma wsparcie finansowe do 230 tys. zł, dostęp do infrastruktury biurowej oraz zaplecza teleinformatycznego. Przedstawiciele wrocławskiego inkubatora zapewnią także pełne wsparcie merytoryczne i marketingowe.
Teberia 04/2012
31
T E CHNOL OGIE >>
Starość pod elektroniczną kontrolą Żyjemy coraz dłużej, długo jednak nie zawsze oznacza zdrowo - póki co medycyna nie gwarantuje nam wiecznej młodości, należy się za to przygotować na długi etap starości. To w połączeniu z coraz niższa liczbą urodzeń i mniejszą liczbą rąk do pracy (a tym samym opieki) może nam zgotować w przyszłości katastrofę. Z pomocą mogą przyjść nowoczesne technologie.
Młodość przegrywa ze starością Według danych GUS1 z 2010 roku przeciętna długość życia mężczyzn w Polsce wynosiła około 72 lata, natomiast kobiet blisko 81 lat. W stosunku do 1990 roku mężczyźni żyją dłużej prawie o 6 lat, natomiast kobiety o 5,4 lat. Jednocześnie, w porównaniu do połowy ubiegłego stulecia polscy mężczyźni żyją o 16 lat dłużej, natomiast kobiety o prawie 19 lat dłużej. A i tak wśród 43 krajów europejskich plasujemy się dopiero w trzeciej dziesiątce: mężczyźni na 29 miejscu, a kobiety na 24. Te doskonałe wyniki osiągnęliśmy głównie dzięki rozwojowi medycyny i zmianie trybu życia, jednak nadal nie są to na tyle istotne zmiany żeby móc mówić nie tylko do długim, ale i w pełni zdrowym życiu. Można też na to spojrzeć inaczej – starość nie jest chorobą, lecz naturalną koleją rzeczy.
1 http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_lud_
trwanie_zycia_2010.pdf 32
Teberia 04/2012
Choć obecnie nadal to młodość gra pierwsze skrzypce zarówno na rynku pracy, czy na rynku konsumenckim i kulturalnym, już za parę lat trend ten może się odwrócić – młodzi ludzie będą bowiem w mniejszości. Na to ma znów wpływ coraz mniejsza liczba urodzeń - w ciągu ostatnich 20 lat liczba rodzących się dzieci spadła o połowę, i nadal maleje. Jak przewiduje Eurostat w 2030 roku będzie nas w Polsce 36 mln, a w 2060 roku już zaledwie 31 mln. Według prognoz2 za 20 lat najliczniejszą grupą w Polsce będą osoby w wieku od 45 do 55 lat (ok. 6,5 mln), następnie prym będę wieść 70–80-latkowie (5–5,5 mln) oraz 60–70-latkowie (ok. 5 mln). W 2050 roku liczba najstarszych osób ma ulec podwojeniu, na dwie osoby poniżej 45 roku życia przypadać będzie siedem osób starszych. Sytuacja w Polsce odzwierciedla również sytuację w Europie. Od kilku lat demografowie biją na alarm – zastępowalność pokoleń jest zagrożona w większości krajów europejskich. Dominacja osób starszych nad młodszymi przyniesie za sobą zmiany na wszystkich płaszczyznach życia społecznego i ekonomicznego, wymusi także nowe podejście do kwestii opieki medycznej i społecznej nad osobami 60+. Po skończeniu 50 roku życia perspektywy będę nadal obiecujące, jednak choć medycyna śpieszy z pomocą i przyczynia się do wydłużenia życia nadal nie potrafi zagwarantować wiecznej młodości. A to znów oznacza, że okres starości i związanych z nią przypadłości będzie po prostu dłuższy. Ponad to, jeżeli zmiany demograficzne nie pociągną za sobą skutecznych zmian w systemie emerytalnym, a osoby starsze nie będą aktywne, mogą stać się dla państwa ciężarem nie do udźwignięcia.
2 http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1524745,1,raport-
polakow-coraz-mniej-moze-to-dobrze.read
Opieka społeczna wymaga opieki Opieka społeczna i system opieki zdrowotnej nad osobami starszymi w Polsce nie działa prawidłowo. Według statystyk, jeden lekarz gerontolog przypada na 200 tys. osób starszych. Jednocześnie większość usług opiekuńczych i pielęgnacyjnych związanych z osobami niepełnosprawnymi i osobami starszymi spada na rodzinę. Seniorzy wymagają i wymagać będą stałej opieki, niejednokrotnie nie mogą mieszkać sami, a młodych osób, które mogłyby się nimi zająć będzie coraz mniej, będzie więc to także coraz trudniejsze. Jednocześnie rodzina bez wsparcia z zewnątrz nie będzie miała możliwości stale zajmować się najbliższymi, którzy wymagają opieki. Do tego mogą wcale nie chcieć pełnić roli opiekunów. Już teraz tzw. pokolenie sandiwczy (sandwich generation) zaczyna się dusić w swojej podwójnej roli – opiekuna starzejących się rodziców i dorastających dzieci. Zmiany demograficzne tylko pogorszą tę sytuację. Choć już schorowana, to jednak wciąż w miarę aktywna osoba starsza nie będzie także chciała spędzić kilkunastu lat swojego życia w domach starości, a tym bardziej w hospicjum. Jak podkreślają specjaliści system opieki społecznej w Polsce jest niewydolny, większość osób wymagających opieki nie stać też na wynajęcie sobie prywatnego opiekuna. A nawet gdyby większość miała ku temu możliwości, nie znalazłaby odpowiednio wykwalifikowanych osób – nasze opiekunki i opiekunowie już od kilku lat szukają szczęścia na zachodzie za dużo lepsze pieniądze.
pochodzących od pacjenta, które następnie będą interpretowane i oceniane przez program komputerowy. W sytuacji odbiegających od normy, zostaną uruchomione dalsze, przewidziane kroki, np. zostaną powiadomione odpowiednie służby medyczne lub osoba wskazana przez użytkownika. Inżynierowie z Akademii Górniczo-Hutniczej pracowali nad projektem od 2009 roku. Sam system nie ma jeszcze nazwy, zaś jego zakończenie planowane jest na październik tego roku. Pomysł wymaga interdyscyplinarnego podejścia – dziesięcioosobowy zespół, którego kierownikiem jest prof. Piotr Augustyniak, współpracuje z lekarzami w zakresie elektrokardiografii, neurologii, rehabilitacji, czy fizjoterapii. Wszystko po to, aby stworzyć wiarygodny system pomiarów i ich interpretacji. Jak wyjaśnia Eliasz Kańtoch, jeden z naukowców pracujących przy projekcie (realizujący projekt badawczy nad ubieralnymi czujnikami), ideą systemu monitoringu jest jego maksymalna automatyzacja i miniaturyzacja. - Chodzi o to, aby użytkownik nie musiał w ogóle przejmować się monitoringiem, nie musiał znać się na żadnych programach czy umieć odczytywać danych z czujników, wystarczy, że zastosuje się do kilku prostych zasad – mówi Kańtoch.
Elektroniczny opiekun w twoim domu Rozwiązaniem tej sytuacji mogą być nowoczesne technologie, a wśród nich niezwykle ciekawy projekt inżynierów z Akademii Górniczo-Hutniczej. Pomysł naukowców z AGH dotyczy stałego monitoringu osób, których stan zdrowia, czy też funkcji życiowych musi być kontrolowany, jednak nie wymagają one 24 godzinnej, bezpośredniej obecności opiekuna w swoim domu. Jednocześnie monitoring nie wiąże się z uciążliwym okablowaniem pacjenta, jest dla niego prawie niezauważalny. Projekt monitoringu opiera się na stworzeniu systemu opartego na rozmaitych sygnałach medycznych Teberia 04/2012
33
T E CHNOL OGIE >> będzie sygnał elektrokardiograficzny. Jak przyznaje Eliasz Kańtoch, wciąż jeszcze trwają badania nad tym gdzie konkretnie czujniki zostałyby rozmieszczone na ciele pacjenta.
Główną częścią projektu było stworzenie oprogramowania centrum domowego wraz z systemem, który miałby być noszony przez człowieka. Całość składa się z komputera, kamer oraz czujników, które mają być zamontowane w sprzętach domowych oraz na ciele pacjenta. Parametry z czujników i kamery będą przekazywane do komputera, który w miarę upływu czasu i coraz większej dawki informacji będzie się uczyć interpretować i rozpoznawać zachowania i zwyczaje swojego „podopiecznego”. Po pewnym czasie zbierania i analizowania danych, komputer będzie zdolny ocenić, czy zachowanie i stan pacjenta jest normalny, podejrzany, niebezpieczny, czy może już krytyczny. Istotą projektu jest nie tylko wieloaspektowy monitoring, ale także opieka nad pacjentem, a zatem reakcja na jego stan. Na przykład jeśli stan osoby monitorowanej będzie podejrzany zostaną uruchomione dodatkowe czujniki, jeśli niebezpieczny, zostanie o tym poinformowana bliska osoba, a jeśli sytuacja będzie krytyczna, wiadomość o tym otrzyma pogotowie ratunkowe. Czujniki będą badać odpowiednie aspekty aktywności człowieka, w tym ruchy, gesty, mimikę twarzy, sen, wszystko za pomocą czujników rozmieszczonych na jego ciele. Najważniejszy w tym przypadku 34
Teberia 04/2012
Czujniki i kamery będą także obserwować ruch i zachowanie „podopiecznego” w jego domu, w tym przypadku będzie analizowana jego postawa: siedząca, stojąc lub leżąca. Osoba poddająca się monitoringowi będzie musiała pogodzić z nowymi zasadami panującymi w jego domu – jego mieszkanie zostanie bowiem podzielone na strefy, w których wykonuje się pewne czynności, np. śpi, je przy stole, zmywa naczynia przy zlewie, itd. Jeśli poza strefą w której można leżeć kamera zarejestruje osobę leżącą zostanie wszczęty alarm. Jednocześnie czujniki będą badać czynności życiowe, np. tętno, które jeśli będzie zbytnio podniesione, nieadekwatnie do założonej sytuacji – system uruchomi dalsze, przewidziane kroki. - Obecnie w naszych badaniach prowadzonych na wolontariuszach jesteśmy na etapie identyfikowania różnych czynności. Nie wiemy, czy nasz wolontariusz kroi pomidora czy cebulę, ale jesteśmy w stanie stwierdzić, że przygotowuje sobie posiłek; jest w określonym miejscu, wykonuje górnymi kończynami określony wzorzec ruchowy i ma np. nieco podniesione tętno. Dzięki tym parametrom identyfikujemy czynność, jaką nasz wolontariusz wykonuje. Także na podstawie codziennych powtarzalnych czynności i ewentualnych odchyleń od nich można identyfikować stany patologiczne – opisuje profesor Piotr Augustyniak. Naukowcy chcą aby ich system monitoringu był dostępny dla każdego, dlatego też składa się on ze standardowych elementów (kamery, czujniki, itp.), które można nabyć w sklepie. Koszty uzależnione są od rozbudowania danego systemu, czyli jak wiele parametrów chcemy monitorować. Czujniki do badań kardiologicznych i ruchowych kosztują około tysiąc złotych, kamery (pod dwie w każdym pomieszczeniu), to kolejny tysiąc złotych, do tego trzeba doliczyć komputer, którego koszt powinien zamknąć się w trzech tysiącach złotych. - Choć nie przeprowadzaliśmy jeszcze pełnej wyceny, kładziemy duży nacisk na minimalizację kosztów systemu – mówi Eliasz Kańtoch.
Nie tylko w domu i nie tylko monitoring Inżynierowie chcą także rozszerzyć zakres monitoringu poza dom pacjenta. W tym celu pracują nad wyposażeniem w czujniki rejestrujące czynności życiowe elementy garderoby i przedmiotów codziennego użytku, jak np. zegarek, czy okulary. To właśnie jest przedmiotem badań Eliasza Kańtocha. - Czujniki mogą być zainstalowane w wielu przedmiotach, choćby w bransoletce. Nie ma tym względzie ograniczeń, wszystko dzięki gwałtownemu rozwojowi układów scalonych, które umożliwiają konstrukcję miniaturowych czujników – opisuje. Dzięki tym drobnym przedmiotom osoba podlegająca monitoringowi będzie mogła czuć się bezpiecznie także poza swoim mieszkaniem. W przyszłości może być to również przepustką do normalnego życia dla osób cierpiących na ataki padaczki, a które z tego powodu obawiają się wyjść z domu. Jak przyznają naukowcy przedmiotem dalszych badań będzie stworzenie systemu, który ostrzegałby chorą osobę przed nadchodzącym atakiem. Pozostając na gruncie domu użytkowania i tu pojawiają się nowe możliwości. System może być rozbudowywany o nowe, dodatkowe funkcje, w zależności od wymagań konkretnej osoby. Mając już podstawową infrastrukturę złożoną z czujników, kamer i komputera można na przykład rozszerzyć zakres funkcji o komendy głosowe dotyczące włączenia światła, urządzeń elektrycznych, regulacji głośności radia, czy odbierania telefonu. Będzie to pomocne zwłaszcza dla osób niepełnosprawnych, czy starszych, które nie radzą sobie z obsługą telefonu czy też pilota do telewizora.
zaufają czujnikom w swoich ubraniach i przedmiotach codziennego użytku, mogą też stać się bardziej aktywne na zewnątrz swojego domu, co zwrotnie może się także przełożyć na poprawę ich stanu zdrowia, a na pewno samopoczucia i ogólnej kondycji psychicznej.
Przyszłość w automatyzacji
Dzięki automatyzacji system może się także doskonale przyjąć w domach starości czy hospicjach, czyli wszędzie tam, gdzie wymagane jest monitorowanie pacjenta. - Podczas projektowania systemy wykorzystujemy najnowocześniejsze technologie telekomunikacyjne, aby umożliwić szybki transfer dużej ilości danych niezależnie od lokalizacji. Dzięki temu system będzie mógł obsługiwać wiele pomieszczeń na raz – mówi Eliasz Kańtoch.
Wynalazek krakowskich naukowców z pewnością ma szanse zawojować rynek, a przede wszystkim w przyszłości odciążyć system opieki społecznej i poprawić jakość życia osób, które wymagają obserwacji.
Naukowcy myślą także nad sprzedażą systemu za granicę, choć to nadal wizja przyszłości – potrzebne są na to dodatkowe, wysokie nakłady inwestycyjne.
Osoby starsze, chore, czy samotne, które nie wymagają nieustannej opieki, a jedynie obserwacji ich stanu na wypadek nagłego pogorszenia zdrowia mogą czuć się znacznie bardziej komfortowo wiedząc, że jeśli coś się stanie pomoc zostanie wezwana. Jeśli zaś
Aneta Żukowska c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
Teberia 04/2012
35
L IF E S T Y L O W O >>
Gadżet tkwi w szczególe Trudno ustalić czym jest gadżet, zwłaszcza jeśli mowa o gadżetach technologicznych. Słownik PWN definiuje „gadżet” jako „niewielki przedmiot, zwykle niepełniący funkcji użytkowej”. Podobnie termin funkcjonuje w języku potocznym, gdzie najczęściej oznacza coś intrygującego, ciekawego, ale w gruncie rzeczy nieprzydatnego. Słowo „gadżet” pojawiło się w połowie XIX wieku. Jego etymologia wywodzona jest od słowa „gadjet”, które w slangu marynarskim oznaczało mniej więcej to samo, co popularny „wihajster” – przedmiot, którego nazwy w momencie mówienia nie znamy lub nie możemy sobie przypomnieć. „Gadjet” kojarzony jest również z francuskim terminem „gâche” oznaczającym skobel. A skobel, choć to tylko drobiazg, jest jednak istotny – bez niego bowiem nie da się zamknąć marynarskiej skrzyni. Bez względu na pochodzenie, gadżetem można nazwać dziś wszystko, co pojawiło się stosunkowo niedawno i nie posiada jeszcze ściśle sprofilowanej funkcji. Może to być kieszonkowy wskaźnik laserowy, przydatny w niektórych przypadkach, ale nie niezbędny, jaki i tablet, rozważany przez MEN jako jeden z elementów każdego szkolnego tornistra. Gadżety pojawiają się w naszych życiach z coraz większą częstotliwością i często nie są traktowane poważnie. Krytycy przywołują przykłady rzekomych negatywnych cech gadżetów, obwiniając je o nadmierne ułatwianie życia, prowadzące do obniżenia aktywności fizycznej, rozluźnienia więzi społecznych, a nawet – jak twierdzi Jaron Lanier, informatyk i autor wydanej w 2010 książki „You Are Not a Gadget: A Manifesto” (z ang. Nie jesteś gadżetem. Manifest) – do ogólnego „odczłowieczenia”. Czy wszystkie gadżety zasłużyły sobie na tak surową opinię?
36
Teberia 04/2012
Gry to zdrowie Gadżety potrafią spełniać funkcje, o których nie śniło się ich twórcom i krytykom. Doskonałym przykładem są możliwości kontrolera ruchu Kinect - dodatku do konsoli Xbox 360 produkcji Microsoftu, będącego w sprzedaży od 2010 roku. Kontroler pozwala na zastąpienie klasycznych padów i joysticków ruchami ciała gracza i komendami głosowymi. Kamery śledzą ruchy osób znajdujących się przed kontrolerem, a maszyna rozbijają ciało gracza na 48 ruchomych fragmentów i interpretuje ich ruchy na potrzeby gry. Urządzenie od początku istnienia wzbudziło zrozumiały entuzjazm wśród graczy i dostało się nawet do Księgi Rekordów Guinnessa jako najszybciej sprzedające się urządzenie elektroniczne, pokonując w tej konkurencji iPhone i iPada. Stało się tak być może dzięki marketingowemu sukcesowi Microsoftu, który pierwszy raz w historii mógł promować gry komputerowe jako sposób na zachowanie dobrej kondycji fizycznej, bowiem z Kinectem nie da się grać wyłącznie palcami. Jednak wzbogacenie gier o element aktywności fizycznej to nie wszystko. Fani prozy Philipa K. Dicka, a zwłaszcza ekranizacji jego twórczości, szybko uzmysłowili sobie podobieństwo między Kinectem a interfejsem komputera, za pomocą którego Tom Cruise tropi przyszłych kryminalistów w filmie „Raport mniejszości”. W filmie, główny bohater steruje maszyną przy pomocy gestów: przesuwa zdjęcia, odtwarza filmy, wydaje polecenia… Krótko po pojawieniu się Kinecta, użytkownicy podjęli próby dostosowania czujnika w taki sposób, żeby z kontrolera gier przekształcił się w sprzętowe wsparcie dla interfejsu przyszłości.
Takie sterowanie komputerem, poza przeglądaniem zdjęć z wakacji, może znaleźć zastosowanie także na sali operacyjnej. Lekarze z kanadyjskiego Sunnybrook Health Sciences Centre testują aktualnie możliwości korzystania z kontrolera gier podczas skomplikowanych zabiegów. Zastąpienie myszki i klawiatury sterowaniem przy pomocy gestów i głosu rozwiązałoby problem nieustannej konieczności przemieszczania się między sterylną sferą stołu operacyjnego, a komputerem (aktualnie zupełnie niezbędnym w chirurgii). – Podczas operacji chirurgicznych, które przeprowadza się w dzisiejszych czasach, niezbędne jest wsparcie lekarza przy pomocy obrazów i kamer. To tak, jak korzystanie z GPS podczas prowadzenia samochodu – mówi dr Calvin Law z Sunnybrook Health Sciences Centre. – Dzięki Xbox Kinect jesteśmy w stanie uczynić z komputera członka zespołu, mamy do niego ciągły dostęp i na bieżąco możemy konsultować nasze działania z danymi komputera – dodaje lekarz. W odpowiedzi na wczesne próby hakowania Kinecta, polegające na pisaniu amatorskiego oprogramowania korzystającego z możliwości urządzenia, Microsoft zatwierdził status quo wydając oficjalny zestaw narzędzi SDK (ang. software development kit), umożliwiających pisanie autorskich aplikacji korzystających z Kinecta. Owocem „uwolnienia” Kinecta są takie programy jak na przykład Kinemote, pozwalający zastąpić myszkę komputerową dłonią. Powstały również wynalazki mniej praktyczne, jak na przykład zaprojektowana przez Chaotic Labs „Board of Awesomeness”, czyli sterowana za pomocą Kinecta i tabletu „Deskorolka Wspaniałości”, rozwijająca prędkość 50 km/h, czy „Loyal following shopping cart” - wierny wózek sklepowy, podążający wszę-
dzie za klientem. W zakresie stosowania kontrolera w coraz to nowych sferach życia Microsoft nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a swoim filmem reklamowym „Microsoft in 2019” zapowiada, że już za parę lat każdy pracownik korporacji tworząc prezentację w Power Poincie będzie mógł poczuć się jak Tom Cruise.
Inspektor Facebook Gadżety jednak to nie tylko technologia. Typowo gadżeciarski charakter mają serwisy społecznościowe, które zwłaszcza na początku swojej działalności, traktowane były jak kolejna zabawka dla młodzieży, a w najlepszym razie dla studentów, niedająca faktycznie żadnych nowych możliwości, reorganizując jedynie stare wynalazki takie jak e-mail czy album ze zdjęciami on-line. Jednak w ciągu kilku lat Facebook, aktualny lider świata społecznościowego, przekształcił się ze strony służącej do oceny urody studentów uniwersytetu Harvarda w ogromną bazę danych skupiającą informacje na temat ponad 900 milionów członków. Bazą tą interesują się nie tylko firmy, chcące jak najlepiej profilować swoje kampanie reklamowe, ale też służby specjalne USA, gorąco kibicujące powstającej właśnie ustawie CISPA (The Cyber Intelligence Sharing and Protect Act), która ma dać im dostęp do danych zgromadzonych m.in. na portalach społecznościowych bez zgody sądu. Obrońcy prywatności nawołują do bojkotu Facebooka, jednak ich apel nie odnosi na razie zamierzonego skutku. Być może rację ma Zuckerberg, kiedy ogłasza koniec prywatności.
Teberia 04/2012
37
L IF E S T Y L O W O >> Ale jest i druga strona medalu. Serwisy społecznościowe mogą pomóc w rozwiązywaniu poważnych problemów, takich jak odnalezienie pięciu groźnych przestępców, ukrywających się w pięciu różnych miastach Europy i Ameryki, w ciągu dwunastu godzin. 31 marca br. odbył się konkurs Tag Challenge, w którym zespoły z całego świata miały za zadanie odnaleźć i sfotografować pięciu „włamywaczy” przechadzających się tego dnia przez dwanaście godzin po ulicach Waszyngtonu, Nowego Jorku, Londynu, Bratysławy i Sztokholmu. „Przestępców” rozpoznać można było tylko po charakterystycznej koszulce. Konkurs sponsorowany był przez Departament Stanu USA, który chciał sprawdzić skuteczność crowdsourcingu w ściganiu przestępców. CrowdScanner, zwycięski zespół Iyada Rahwana z MIT, zdołał odszukać trzech z pięciu poszukiwanych w ciągu dwunastu godzin. MIT ma doświadczenie w podobnych przedsięwzięciach, gdyż w 2009 roku zespół wywodzący się z tej uczelni zwyciężył w Red Balloon Challange, konkursie zorganizowanym przez Defense Advanced Research Projects Agency (DARPA), w którym celem było odnalezienie dziesięciu czerwonych balonów ukrytych na terytorium USA. W obu konkursach zastosowano tą samą metodę: stworzono społecznościową piramidę, której celem było zaangażowanie w poszukiwania jak największej ilości osób. Nagrodę przeznaczoną dla zwycięzcy zespół obiecał rozdysponować między wszystkie osoby biorące udział w poszukiwaniach. Część nagrody była przeznaczona dla osoby, która zdołała w mediach społecznościowych zrekrutować co najmniej 2 tysiące poszukiwaczy. Ale nagrodę otrzymywała również osoba, która przesłała zdjęcie „przestępcy”, oraz wszyscy inni, którzy przyczynili się do obecność tej osoby w poszukiwaniach, a więc osoba, która zrekrutowała szczęśliwego
38
Teberia 04/2012
znalazcę, osoba która zrekrutowała rekrutera…i tak dalej. Zespół napisał również specjalną aplikację na Androida przeznaczoną dla osób biorących udział w poszukiwaniach. Czas pokarze czy dzięki sieciom społecznościowym swój renesans przeżyje list gończy, przenosząc się z dzikiego zachodu wprost na ekrany komputerów. Organizatorzy Tag Challenge zapowiadają raport i analizę poszukiwań na koniec maja tego roku.
Oczywista oczywistość Wydaje się, że kwestionowanie użyteczności smartphonów byłoby dziś czymś równie niezrozumiałym, co kwestionowanie użyteczności komputerów, choć jeszcze dwa lata temu można było spotkać się z kpinami z tych urządzeń nazywanych czasem „bardzo drogimi poziomicami”. Jednak szerokie możliwości smartphonów, sprawiają, że bronią się same. Niezdecydowanych, jeśli tacy jeszcze istnieją, przekonać powinien rzut oka na wynalazek amerykańskiego startupu Eyenetra. Grupa naukowców z MIT, pod przewodnictwem Davida Schafrana, skonstruowała prostą nasadkę (jej koszt to dwa dolary) umożliwiającą przekształcenie smartphona w przenośne laboratorium okulistyczne. – Naszym celem jest wsparcie milionów ludzi na całym świecie poprzez dostarczenie im opieki okulistycznej w sposób, jaki nigdy wcześniej nie był możliwy – mówi Schafran w wywiadzie dla NPR.org. Mówiąc „miliony” Schafran ma na myśli 2,5 miliarda ludzi na całym świecie, głównie w krajach rozwijających się, którzy z powodu wysokich kosztów specjalistycznych badań lub braku dostępu do okulisty nie mogą korygować swojej wady wzroku.
„Firmy są w stanie wyprodukować okulary kosztujące ćwierć dolara, jednak sprzęt do wykonywania badań jest nieporęczny, drogi i wymaga specjalnego szkolenia – nie pozwala też na digitalizację danych i zdalny dostęp do produktów okulistycznych” czytamy na stronie firmy. Jak wygląda badanie przy pomocy Netry? Otóż wystarczy podłączyć urządzenie do telefonu, zainstalować odpowiednią aplikację, spojrzeć przez wizjer i wcisnąć guzik „Calculate!”. Efekt? Jak zapewnia David Schafran, będzie nim kompletna recepta potrzebna do zakupu okularów. Co więcej, z receptą nie trzeba będzie udawać się do optyka. Wystarczy połączyć się z zaprojektowaną przez EyeNetrę platformą Test2Connect, która ma być miejscem spotkań pacjentów, lekarzy, producentów i sprzedawców okularów. Tam recepta będzie mogła zostać zinterpretowana przez specjalistów, a okulary – dostarczone pocztą. Na razie urządzenie wykrywa tylko podstawowe wady wzroku (krótko- i dalekowzroczność oraz astygmatyzm), jednak trwają pracę na poszerzeniem możliwości Netry także o wykrywanie zaćmy.
Szkło polepszające Ewolucję technologii można przedstawić jako ciągłą modyfikację sposobów interakcji użytkownika ze sprzętem. Zaczęło się od klawiatury, która z wynalezionych w połowie XIX wieku maszyn do pisania, w wieku XX została zaadaptowana na potrzeby komputerów. W latach osiemdziesiątych popularność zaczęła zdobywać rewolucyjna myszka komputerowa.
Do historii przeszedł już artykuł John’a C. Dvoraka, który w 1984 roku opublikował na łamach czasopisma „San Francisco Examiner” listę 15 wad komputerów Apple przesądzających o bliskim końcu firmy. Punkt 7 listy mówi: „Urządzenie jest wyposażone w eksperymentalne urządzenie wskazujące zwane myszką”. W artykule Dvorak stwierdza, że Apple nie potrafi zrozumieć rewolucji komputerowej oraz nie przemyślał dobrze, czy na pewno jego klienci będą chcieli korzystać z tak dziwnych rozwiązań technologicznych. Lawina podobnych artykułów zalała Internet również na krótko po tym, jak Apple wprowadził na rynek iPhona. Statystyki mówią jednak same za siebie - tablety sprzedają się lepiej niż komputery, a smartphony wypierają z rynku tradycyjne komórki. Kluczem do sukcesu tych urządzeń stała się technologia ekranów dotykowych, umożliwiająca sprawną nawigację bez użycia klawiszy, myszki czy klawiatury. I choć dotykowa kontrola urządzeń dopiero nabiera rozpędu, Google wieszczy już jej koniec, proponując jeszcze nowocześniejsze rozwiązanie. W tajemniczym laboratorium Google X, trwają obecnie prace nad licznymi wynalazkami przyszłości. Z mniej lub bardziej oficjalnych źródeł wiadomo, że na warsztacie jest projekt „Web of things”, mający połączyć rzeczy codziennego użytku z Internetem oraz samochód niewymagający kierowcy (od jakiegoś czasu w fazie testów). Najwięcej kontrowersji budzi jednak Project Glass – pierwszy gadżet laboratorium Google X dostępny w sprzedaży być może już pod koniec tego roku. Ambicją Google jest stworzenie okularów, które w prosty i nieprzerwany sposób umożliwiłyby korzystanie z najnowszych technologii. Potencjalny Teberia 04/2012 39
L IF E S T Y L O W O >> użytkownik tego gadżetu, zakładając okulary będzie mógł korzystać z rzeczywistości udoskonalonej i rozszerzonej o nowe możliwości. Takiej, w której na wyrażone głosowo pytanie „Jak dojść do najbliższej kawiarni? ” pojawi się przed nim mapka pokazująca trasę, a w polu jego widzenia „zawisną” wirtualne strzałki wskazujące dokładną trasę do celu. Szczegółowy wygląd produktu, który trafi do sklepów, nie jest jeszcze znany. Z przedstawionych przez firmę projektów można wnioskować, że będzie to dyskretna metalowa opaska z wyświetlaczem wielkości paznokcia, umieszczonym trochę powyżej oka. Faktyczna przydatność produktu rodzi wiele znaków zapytania. Krytycy Projektu Glass zgryźliwie zauważają, że tak skomplikowane urządzenie znajdzie zastosowanie jedynie przy sprawdzaniu pogody za oknem, rozpoznawania przyjaciela przechodzącego druga stroną ulicy czy robieniu zdjęć. Zdaniem zwolenników projektu, rewolucyjność pomysłu Google polega nie tylko na ogromnej zmianie ilościowej (tzn. na możliwości wykonywania codziennych czynności szybciej i łatwiej), ale przede wszystkim na rewolucyjnej zmianie jakościowej, umożliwiającej usunięcie technologii w cień. – Okulary sprawiają, że technologia przestaje zawadzać. Jeśli chcę zrobić zdjęcie, nie muszę sięgać do kieszeni po telefon. Wciskam tylko guzik znajdujący się na okularach i gotowe. – tłumaczy jeden z testerów urządzenia w wywiadzie dla New York Times. Potencjalne możliwości produktu można również zobaczyć, oglądając filmik promocyjny produkcji Google „One Day…” (z ang. Pewnego dnia…), w którym bohater spędza cały dzień nosząc nowoczesne okulary. Faktycznie wykorzystuje je, by sprawdzić pogodę za oknem, jednak obywa się bez otwierania okna, używania termometru czy uruchamiania komputera. Pisze widomość do przyjaciela, jednak może to robić podczas śniadania, mając obie ręce zajęte kanapką, ponieważ urządzenie sterowane jest głosowo. Dzięki okularom bez problemu przemieszcza się po mieście, znajdują wszystkie miejsca, do których chciał trafić. Na koniec filmu, korzystając z okularów, łączy się z ukochaną, której transmituje zachód słońca, który sam widzi, akompaniując romantycznej scenerii grą na ukulele. Niestety, jak sugeruje tytuł filmu, nie powinniśmy spodziewać się tych funkcji w okularach, które trafią do sprzedaży w grudniu. Ale kto wie, pewnego dnia…
Dromologia W 1999 roku francuski filozof i urbanista Paul Virilio, twórca dromologii, czyli „nauki o prędkości” tak pisał o wynalazkach: „Wynajdując statek, wynajdujesz jednocześnie jego wrak; kiedy wynajdujesz samolot, wynajdujesz jednocześnie katastrofę lotniczą; a wynajdując elektryczność, wynajdujesz jednocześnie śmiertelne porażenie prądem… Każda technologia niesie ze sobą swoją własną negatywność, która powstaje w tym samym czasie, co postęp techniczny.” Podobnie (choć oczywiście w mniejszej skali) jest z gadżetami. Zuckerberg tworząc Facebooka stworzył też skandal, jaki może wybuchnąć w twoim kółku towarzyskim po tym, jak ktoś wrzucił na portal nieodpowiednie zdjęciami. Nieustannie ulepszane nowinki technologiczne narażają nas na coraz to większe wydatki, a ogromna ilość informacji, dostępnych na wyciągnięcie ręki sprawia, że z erudytów przemieniamy się w researcherów, którzy bez dostępu do Internetu nie potrafią napisać linijki tekstu czy wyrazić swojej opinii. Jednak wartościując gadżety nie należy zapominać o ich pozytywnych stronach, zarówno tych, które zostały już odkryte, jak i tych potencjalnych, dopiero eksplorowanych. Portale społecznościowe stwarzają nowe możliwości organizowania się i komunikacji, smartphone może rozwiązać problemy wzrokowe miliardów ludzi, a kontroler gier może pomóc niepełnosprawnym, dla których pchanie wózka sklepowego stanowi większy kłopot, niż to może się wydawać. Przydatność urządzeń popularnie nazywanych gadżetami zależy przede wszystkim od ich użytkowników.
Piotr Pawlik
c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
40 Teberia 04/2012
Przyszłość gadżetów domowych i biurowych
Myślisz, że Twój telefon już w tej chwili jest inteligentny? To wyobraź sobie sytuację, gdy połączenie z Internetem nie będzie wymagało nawet ruszania kciukiem, otwierania przeglądarki i wpisywania szukanych wyrazów. To samo będzie dotyczyć Twojego telewizora, komputera, gier, a nawet sprzętu kuchennego. Po prostu powiesz (a w niektórych wypadkach nawet pomyślisz) co chcesz zrobić, a Twoje urządzenie zajmie się resztą. Rozrywka i praca będą w przyszłości w pełni zintegrowane – od oglądania meczu do rozmowy telefonicznej z klientem. O ile niektóre z tych technologii to wciąż pieśń przyszłości, to konsumenci już w tej chwili spotkać niektóre pomysły w dostępnych na rynku produktach.
KOMPUTERY
Do 2050 – według przewidywań naukowców – zostanie zbudowany komputer, który będzie w stanie wykonywać taką samą liczbę czynności jak ludzki mózg. Prawdopodobnie nie będziemy go nawet nazywać komputerem. Zapomnij o używaniu myszki. Komputer będzie czytał w Twoich
myślach i wiedział co chcesz zrobić. Interfejs wizualny pozwoli po prostu spojrzeć na ekran i – przykładowo – otworzyć nową wiadomość. Potrzebujesz bliżej przyjrzeć się dokumentowi, nad którym pracujesz? Wystarczy ruch oka lub nadgarstka, aby przenieść obraz z monitora na zabudowany w ścianie ekran i powiedzieć komputerowi jakich zmian chcesz dokonać
NIECHCIANE WIADOMOŚCI
Monitoring aktywności Twoich znajomych i klientów prowadzony w czasie rzeczywistym pozwoli Ci na dopasowanie wiadomości reklamowych do indywidualnych potrzeb każdego konsumenta, co pozwoli uniknąć wysyłania wiadomości postrzeganych wcześniej jako spam.
DRUKARKI
GRY KOMPUTEROWE
Podczas przerwy od ciężkiej pracy czy po godzinach możesz rozerwać się grając w „Call of Duty” w strefie toczących się walk. Technologia wykrywania ruchu jest już dostępna na większości platform, a hologramy pozwolą Ci stać się częścią toczącej się rozgrywki.
Drukarki 3D są w tej chwili obiektem badań związanych z transplantacją organów, ale będą mogły być też wykorzystywane do tworzenia przedmiotów codziennego użytku, takich jak sprzęt sportowy, zabawki czy nawet elektronika.
Konsole staną się zbędne, ponieważ będziesz mieć dostęp do każdej gry w dowolnym czasie. Koniec czekania w sklepie. Twoje gry będą w pełni zintegrowane z domowym systemem rozrywki.
ZAPOMNIJ O PRZEWODACH
TELEWIZORY
System projekcji holograficznej zabierze Ciebie i pozostałych uczestników rozmowy do prawdziwie wirtualnego pokoju konferencyjnego. A kiedy będziesz chciał odpocząć po pracy, oglądanie seriali i filmów stanie się prawdziwie głębokim doświadczeniem. Nie mówimy tu o zwykłym 3D, pomyśl raczej o czymś przypominającym holodeck ze Star-Trek Enterprise. Zapomnij też o kłótniach o to, co który z domowników chce oglądać. Wszyscy jednocześnie będą mogli oglądać to, na co mają akurat ochotę, a dzięki projekcji dźwięku nie będą zakłócać rozrywki pozostałym osobom. Nie będzie też konieczności używania słuchawek.
ZBĘDNE SPRZĘTY
Pożegnaj się z gadżetami takimi jak nawigacja GPS, telefon komórkowy czy kamera cyfrowa. Nie będziesz ich już potrzebować.
TELEFONY KOMÓRKOWE NIE ZAPOMINAJ TWARZY
Neuroproteza pozwoli Ci nagrywać odczucia, widoki i dźwięki, których doświadczasz. Świadek w sądzie nigdy już nie pomyli się w identyfikacji przestępcy, a Ty nie będziesz potrzebował kamery ani innych urządzeń, żeby zarejestrować to niesamowite wydarzenie, którego byłeś świadkiem.
Zacznijmy od tego, że telefony komórkowe prawdopodobnie już nie będą się tak nazywać, ponieważ będą potrafić znacznie więcej. Dzięki postępowi w technologii e-papieru i nanotechnologii będziesz w stanie zaginać ekran tak, aby urządzenie dostosowało się do dowolnego kształtu jaki wymyślisz – na przykład będziesz je mógł nosić na nadgarstku jak zegarek. Ale będziesz też mógł je spłaszczyć czy rozwinąć jak mapę. Wyświetlacze będą pracować w technologii holograficznej, sprzęt będzie wyposażony w wirtualną klawiaturę i kamerę o potężnych możliwościach. A przy wszechobecnej sieci, nie będzie problemów z przechowywaniem danych czy tworzeniem kopii zapasowych.
Kable zbudowane z elektroaktywnych polimerów pozwolą zapomnieć o rozplątywaniu poplątanych wiązek czy wieszaniu świątecznych lampek. O ile w ogóle będziemy musieli podłączać urządzenia do prądu. W końcu technologia baterii słonecznych rozwinie się na tyle, że każdy dom będzie małą elektrownią, a urządzenia będą mogły na bieżąco monitorować stan swoich baterii i same się ładować.
Teberia 04/2012
41
P R E ZE N TA C JE >>
Perspektywy i kierunki rozwoju W dniach 16-18 lipca br. w Lubinie odbędzie się II Międzynarodowy Kongres Górnictwa Rud Miedzi. Konferencja będzie 3-dniowym świętem branży wydobywczej, a KGHM Polska Miedź S.A. jego centrum. Do Lubina przyjadą naukowcy, przedstawiciele firm wydobywczych oraz producenci maszyn z całego świata i będą dyskutować o przyszłości miedziowego górnictwa. KGHM Polska Miedź S.A. odgrywa coraz większe znaczenie nie tylko w górniczym świecie. Niedawno opiniotwórczy dziennik gospodarczy „Financial Times” poświęcił na swych łamach sporo miejsca KGHM. Konkluzja analizy po przejęciu przez nasza spółkę kanadyjskiej Quadry FMX była jasna - po raz pierwszy udało się w Polsce zbudować „światowej klasy firmę”. Jak zauważa dziennik w Polsce w minionych dwóch dekadach powstały duże firmy w bankowości, browarnictwie, czy przemyśle związanym z motoryzacją. Jednak żadna z tych firm nie miała ponad regionalnych wpływów. Jak czytamy w „FT” to, że stało się tak w przypadku KGHM nie jest zaskakujące. „KGHM miał zarówno bazę zasobową oraz zaplecze finansowe i potrzebne środki, aby wyrwać się z krajowej niszy. (…) Przez ostatnie 20 lat Polska mogła się poszczycić najszybciej rosnącą gospodarką w Europie i udało jej się uniknąć recesji. Jednak od upadku komunizmu nie udało jej się zbudować spółki na skalę światową – aż do teraz”. Szefostwo koncernu miedziowego nie zamierza jednak spoczywać na laurach, chce rozwijać swoją potęgę. 42
Teberia 04/2012
II Międzynarodowy Kongres Górnictwa Rud Miedzi jest zatem nie tylko okazją, by utrwalić wizerunek nowoczesnej firmy, ale też szansą stworzenia platformy wymiany doświadczeń związanych z aktualnymi problemami górnictwa rud miedzi w Polsce i na świecie. Dla KGHM Polska Miedź S.A. to szczególnie istotne, gdyż polska firma jako jedna z nielicznych w świecie wydobywa rudy miedzi głęboko pod ziemią, coraz głębiej. Aktualnie eksploatowane złoże rud miedzi występuje na głębokości od 600 do 1250 metrów. - Warunki górniczo-geologiczne są coraz trudniejsze, a praca staje się coraz cięższa. Na takich głębokościach temperatura pierwotna górotworu sięga 40 0C. Nieunikniona jest zatem stopniowa mechanizacja i automatyzacja wydobycia. Wymaga to opracowania nowych systemów eksploatacji, które muszą zastąpić systemy dotychczasowe z użyciem materiałów wybuchowych – przekonuje prof. Monika Hardygóra, przewodnicząca Rady Programowej II Międzynarodowego Kongresu Górnictwa Rud Miedzi. „Problematyka Kongresu, obejmująca szeroki zakres zagadnień związanych z górnictwem rud miedzi w Polsce i na świecie, stanowić będzie doskonały asumpt do dyskusji oraz wymiany doświadczeń. Pozwoli jednocześnie na identyfikację aktualnych i najistotniejszych do rozwiązania problemów, ukierunkowaniu działań oraz określeniu płaszczyzn współpracy, pomiędzy jednostkami naukowo-badawczymi, przedsiębiorstwami górniczymi i innymi firmami działającymi na rzecz górnictwa” – zapowiadają organizatorzy Kongresu. Obrady odbywać się będą w sesjach problemowych, obejmujących następującą tematykę: • baza zasobowa, produkcja, stan obecny górnictwa rud miedzi, • perspektywy i kierunki rozwoju górnictwa rud miedzi,
• technologia i technika wydobycia, • prawo, organizacja, bezpieczeństwo pracy. Planowane jest również seminarium geofizyczne, podczas którego omawiane będą tematy związane z obowiązującymi przepisami dotyczącymi organizacji i zadań służb geofizycznych w kopalniach głębinowych oraz zagadnienia związane z praktycznym zastosowaniem metod geofizycznych w ruchu zakładu górniczego. Ponadto w ramach seminarium odbędą się zajęcia praktyczne w stacji geofizyki górniczej O/ZG „Rudna”. Kongresowi towarzyszyć będzie szereg wystaw i prezentacji, a jego uczestnicy będą mogli zapoznać się, podczas wizyt technicznych, z procesem eksploatacji rud miedzi w kopalniach KGHM Polska Miedź S.A. Doskonałą okazją do możliwości zaprezentowania swoich rozwiązań technicznych będzie organizowana wystawa maszyn i urządzeń, dla firm współpracujących z zakładami górniczymi KGHM Polska Miedź S.A. lub oferujących swoje rozwiązania techniczne do stosowania w górnictwie rud miedzi. W ramach wystawy przewidywane jest również przeprowa-
dzenie konkursu „Innowacyjny Produkt ‘2012”. Poszczególne firmy i instytuty badawcze mogą zgłosić do konkursu produkty spełniające kryterium innowacyjności. W ocenie spełnienia tego kryterium będą brane pod uwagę przede wszystkim produkty wdrożone stosunkowo niedawno do praktyki przemysłowej oraz te, których cechy użytkowe pozwalają na szerokie rozpowszechnienie. Organizatorami II Międzynarodowego Kongres Górnictwa Rud Miedzi są KGHM Polska Miedź S.A. oraz Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Górnictwa Oddział Lubin oraz Związek Pracodawców Polska Miedź. mj Szczegóły tego wydarzenia znajdują się na stronie: http://www.sitglubin-kongres.pl/
Teberia 04/2012 43
P R E ZE N TA C JE >>
„Bogdanka” udoskonala technologię wydobycia węgla
Jest problem, trzeba go rozwiązać Kompleks strugowy w lubelskiej „Bogdance” imponuje efektywnością wydobycia. Eksploatacja węgla jest tak szybka, że trudno nadążyć z przygotowywaniem kolejnych ścian. Skoro pojawił się problem, należało go rozwiązać. W ostatnim wydaniu teberii pisaliśmy szeroko o technologii strugowej. Liderem w zastosowaniu tej innowacyjnej technologii eksploatacji węgla jest lubelska „Bogdanka”, najnowocześniejsza kopalnia węgla kamiennego w Polsce. Przypomnijmy, w polskim górnictwie dominował dotąd kombajnowy system urabiania. Pogoń za rentownością powodowała, że wybierano głównie „rodzynki z ciasta”, czyli pokłady średnie i grube, tj. te o miąższości powyżej 1,5 m. Deficyt węgla spowodował, że przedsiębiorcy górniczy zaczęli interesować się eksploatacją zasobów zalegających także w cienkich pokładach. Szacunki specjalistów mówią, iż w tej grupie pokładów węgla może zalegać od 30 do 35% krajowych zasobów „czarnego złota” czyli ok. miliarda ton. W „Bogdance” szacuje się, iż eksploatacja cienkich pokładów technika strugową zwiększy zasoby kopalni będące przedmiotem eksploatacji o ok. 100 mln ton i wydłuży okres funkcjonowania kopalni o kilka lat. Jeszcze do niedawna problemem eksploatacji cienkich pokładów była technologia. Jednak ciągłe doskonalenie techniki strugowej stworzyło nowe możliwości pozyskiwania węgla z dotąd nieefektywnych, niskich pokładów. „Bogdanka” jako jedna z pierwszych kopalń węglowych w Polsce zdecydowała się powrócić do technologii strugowej. Pierwszy kompleks strugowy pojawił się w „Bogdance” przed 2 laty. Na efekty produkcyjne nie trzeba było długo czekać. Kompleks strugowy firmy Bucyrus (obecnie już Caterpillar Global Mining CAT), zainstalowany w należącym do lubelskiej spółki Polu Stefanów osiągnął na początku tego roku wynik 23,1 tysięcy 44 Teberia 04/2012
Rozwiązanie ideowe nowego kompleksu mechanizacyjnego.
ton dobowego wydobycia węgla. To aż ponad 6 tys. więcej niż wynosił poprzedni rekord - 16,8 tys. ton węgla uzyskanego z jednej ściany w ciągu doby. Rekord również należał do Bogdanki. Tym razem na sukces wpływ miały rozwiązania techniczne zaproponowane producentowi przez górniczych inżynierów z Bogdanki i lubelskiej firmy Sigma. - Zawsze deklarowaliśmy iż naszym celem jest stała poprawa efektywności wydobycia osiągana dzięki organizacji pracy, innowacyjnym technologiom i najnowocześniejszym urządzeniom. Obniżając, poprzez koncentrację wydobycia jednostkowy koszt produkcji węgla powiększamy nasze przewagi konkurencyjne nie tylko na krajowym, ale i europejskim rynku węgla energetycznego – mówi Zbigniew Stopa, wiceprezes Bogdanki ds. technicznych. Wprowadzone zostały nowe rozwiązania w zakresie samozaładunku węgla urobionego przez strug i transportowanego do chodników przyścianowych oraz w sposobie zabudowy i wykonywania wnęk, a także postępują prace na rzecz zmiany technologii. - Oczywiście osiągnęliśmy ten światowy rekord testując maksymalne możliwości urabiania kompleksu strugowego. Mam wrażenie że nie jest to jeszcze nasze ostatnie słowo – dodaje. Dwuwysięgnikowy wóz kotwiący do wykonywania obudowy kotwiowej za kombajnem.
Owe „ostatnie słowo”, zależy dziś w dużej mierze od postępu robót przygotowawczych. Strugi charakteryzują się niewiarygodnym wręcz postępem eksploatacji, co sprawia, że następuje „pościg” ściany strugowej za robotami chodnikowymi w przodkach. Paradoksem wdrażania super efektywnej techniki strugowej w kopalni „Bogdanka” był spadek postępu drążenia chodników przyścianowych dla ścian strugowych do 13,5 m/dobę (ściany kombajnowe mogły pochwalić się postępem nawet 20 m/dobę). Wiązało się to z koniecznością zwiększenia przekroju chodników przyścianowych co z kolei wymagało stosowania obudowy podporowo - kotwiowej. Dla usprawnienia procesu drążenia wyrobisk o dużym przekroju w obudowie podporowo-kotwiowej, konieczne było zatem nowe wyposażenie mechanizacyjne przodka, umożliwiające zmianę obecnej technologii drążenia. Cel taki ma zrealizować specjalny kompleks mechaniczny, zaprojektowany specjalnie dla „Bogdanki”. W skład nowego kompleksu wejdzie kombajn o dużej mocy MR-620 (Sandvik), zmechanizowany pomost do montażu odrzwi obudowy chodnikowej i dwuwysięgnikowy samojezdny wóz kotwiący. Konstrukcja samojeznego pomostu do montażu obudowy podporowej.
Nowy kompleks przodkowy umożliwiać będzie równoległe wykonywanie niektórych czynności cyklu technologicznego, np. urabianie i kotwienie, co skróci czas cyklu drążenia. Kompleks zakłada zabudowę w przodku odrzwi obudowy podporowej zapewniającej szybkie podparcie górotworu dzięki wykładce aktywnej z zastosowaniem pojemników wypełnianych spoiwem szybkowiążącym pod ciśnieniem, oraz kotwienie wzmacniające górotwór wykonywane za kombajnem. Wykonanie pierwszego prototypowego egzemplarza kompleksu przodkowego planowane jest na rok 2012, a pierwsze jego zastosowanie przy rozcince pola VII i VIII w pokładzie 385/2 w Stefanowie. W tym samym czasie planowany jest rozruch kolejnego już kompleksu strugowego o wartości ok 160 mln zł. Pomyślne wdrożenie nowej technologii drążenia wyrobisk korytarzowych powinno umożliwić w warunkach kopalni „Bogdanka” znaczący wzrost postępów drążenia chodników przyścianowych o dużych przekrojach w obudowie podporowo-kotwiowej do 30 m/dobę i więcej. Według pierwotnych założeń nowe Pole Stefanów ma zwiększyć dwukrotnie, z ok. 5,8 do 11,5 mln ton węgla rocznie, zdolności produkcyjne spółki. Tym samym Bogdanka zamierza podwoić, począwszy od 2014 r. swoje udziały w rynku węgla energetycznego w Polsce z obecnych ok. 7,5 do 15 procent. Niewykluczone jednak, że nowa technologia drążenia wyrobisk korytarzowych pozwoli „Bogdance” uzyskać jeszcze lepsze wyniki produkcyjne. Być może wtedy pojawią się kolejne ograniczenia techniczne, jak np. możliwości wydobywcze szybu, ale i na to pewnie znajdzie się rozwiązanie, wszak innowacyjność to drugie imię lubelskiej kopalni.
Michał Jakubowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas
Teberia 04/2012 45