Melex – elektryk z tradycjami
Satelita z AGH
Czas na zgazowanie węgla
NUMER 4 (35) KWIECIEŃ 2014
NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK
ZUS Update Available?
czyli rzecz o reformie systemu emerytalnego
Spis treści:
4 SPOJRZENIA 6 KREATYWNI 9 KREATYWNI 10 KREATYWNI 14 OPINIE 19 NA CZASIE 25 NA CZASIE 28 NA OKŁADCE 30 NA CZASIE 42 NA CZASIE 45 PREZENTACJE 48 CIEKAWE 51 GOSPODARKA 53 EDYTORIAL
Oy, co z Nokią? Toxic Beauty
3 medale w 3 kategoriach Krajowe finały Imagine Cup 2014 rozstrzygnięte Studenci Politechniki Wrocławskiej jadą do siedziby NASA Biznes oparty na wiedzy ma przyszłość Grafenowa rewolucja motoryzacyjna? Małopolska Chmura Edukacyjna ZUS Update Available? albo Prima Aprilis Czas na zgazowanie węgla
Wydawca:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie
Jerzy KICKI
Prezes Fundacji dla AGH
Artur DYCZKO
Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia
Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny jsrokowski@teberia.pl
Biuro reklamy: reklama@teberia.pl
Studio graficzne:
Tomasz CHAMIGA
tchamiga@teberia.pl
Adres redakcji:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 A Al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków tel. (012) 617 - 46 - 04, fax. (012) 617 - 46 - 05 e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790
Konto Fundacji:
Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391
Pierwszy taki eksperyment Głęboko i jeszcze głębiej Do granic opłacalności Melex – elektryk z tradycjami
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone.Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
EDYTORIAL
Oy, co z Nokią? Marka, którą Polacy przez lata utożsamiali z telefonią komórkową, ba ze światem innowacji (Dlaczego nie mamy polskiej Nokii? – to pytanie powtarzało się regularnie w artykułach o polskiej innowacyjności) znika z rynku urządzeń mobilnych. Znana na całym świecie marka zmieni swoją nazwę w momencie sfinalizowania transakcji z Microsoftem. Po dopełnieniu wszystkich formalności firma będzie się nazywać Microsoft Mobile Oy. Firma z Redmond kupiła cały pion telefonów Nokii, czyli fabryki, pracowników oraz 10-letnie prawo do marek Nokia Lumia i budżetowej linii telefonów Nokia Asha. Zapłaciła 3,79 mld euro. Kolejne 1,65 mld euro Amerykanie wyłożyli na 10-letnią licencję na używanie patentów Nokii. Sytuacja ta była do przewidzenia, gdyż Nokia borykała się z problemami od wielu lat. Nokia jako firma będzie nadal trwać, ale już odchudzona o dział telefonów. W starej firmie pozostanie dział odpowiedzialny za usługi i infrastrukturę dla operatorów Nokia Solutions and Networks, a także system wirtualnych map Here. Jako żywo przypomina to mi wielką transakcję sprzed kilku lat pomiędzy IBM a Lenovo, kiedy to chiński koncern odkupił od amerykańskiej
firmy dział komputerów. A to przecież IBM wprowadziła na rynek komputer osobisty IBM PC o otwartej architekturze, który stał się wkrótce światowym standardem i wręcz synonimem komputera osobistego. IBM skupił się na usługach informatycznych i dzięki temu jego marka wciąż odgrywa znaczącą rolę w świecie informatycznym. Zysk IBM za 2013 rok wyniósł aż 16,5 mld dol. Podobnie jest dziś z fińską firmą, która opuszczając rynek telefonów szuka sobie miejsca w nowej rzeczywistości. Pamiętajmy, iż Nokia ma jeden z najbogatszych zasobów patentów na świecie, z których korzystają nawet tacy giganci jak Microsoft czy Samsung. Tylko w zeszłym roku zarobiła na samych licencjach ok. 500 mln euro. Pamiętajmy, iż w swojej długiej historii Nokia produkowała już masę papierniczą, kable i galanterię gumową. Finowie już nie raz udowodnili, iż potrafią się przeobrażać i dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Swoją drogą przypadek Nokii udowadnia po raz kolejny, że w świecie nowoczesnych technologii nic nie jest trwałe i dane na zawsze. Brzmi to banalnie, ale jakże prawdziwie.
Teberia 4/2014
Jacek Srokowski
4
Teberia 4/2014
5
SPOJRZENIA
Żelazny Most – największy w Europie zbiornik odpadów poflotacyjnych należący do KGHM Polska Miedź SA.
Tegorocznym laureatem World Press Photo został polski fotograf Kacper Kowalski. Jury konkursu doceniło materiał „Toxic Beauty” przyznając Kowalskiemu drugą nagrodę w kategorii „Natura”.
Teberia 4/2014
6
SPOJRZENIA
Bełchatów
K
owalski jest absolwentem Politechniki Gdańskiej. „Z wykształcenia jestem architektem, więc patrzę również na świat przez pryzmat mojego wykształcenia, układając sobie wszystko w mapy i rysunki” - mówił w jednym z wywiadów. Ten pęd ku organizowaniu i znajdywaniu wzorców jest widoczny w jego twórczości, gdzie zdjęcia wykonane z powietrznej perspektywy ujawniają niespodziewane formy i faktury krajobrazu.
W nagrodzonej serii „Toxic beauty” Kowalski uwiecznia takie miejsca jak zakłady produkcji siarki, fabryki kwasu azotowego, kopalnie, elektrownie, wysypiska śmieci i składy odpadów toksycznych. „Toxic Beauty” to wieloletni projekt. Pierwsze zdjęcia powstały wiosną 2009 roku. Często trudno powiedzieć, co widzimy na tych fotografiach. Jaskrawo zielone odpady z zakładu wytwarzania soli to „plamy cywilizacji na krajobrazie”,
Teberia 4/2014
7
SPOJRZENIA delikatne wici dekorujące białe tło to w rzeczywistości strumienie ścieków z fabryki chemicznej. Świadectwa wpływu człowieka na środowisko naturalne jednocześnie budzą dreszcze i zapierają dech w piersiach. Zdjęcia Kowalskiego ukazują piękno tego, co niszczycielskie. – Fotografuję tereny przemysłowe w abstrakcyjny sposób. Niektóre zakłady zmieniając profil działalności, zmieniają swoje otoczenie. Część zakładów jest zamknięta, część
porasta zielenią lub jest rekultywowana. To ciągły, bardzo ciekawy proces. A ja ciągle znajduję w nim coś nowego. „Toxic Beauty” to także gra. Z tym, co postrzegamy jako piękne albo brzydkie, co trujące, a co przyjazne. Często się zdarza, że zachwyt nad formą zdjęcia pojawia się szybciej, niż refleksja nad jego treścią. Czasem pojawia się zakłopotanie. Wtedy robi się ciekawie. To gra w wartościowanie – mówi autor zdjęć.
jm
Police
Teberia 4/2014
8
KREATYWNI
3 medale w 3 kategoriach! Samoloty skonstruowane przez studentów ze Studenckiego Międzywydziałowego Koła Naukowego AERODESIGN przy Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa PW zdobyły po trzy medale w każdej z trzech konkursowych kategorii.
P
restiżowe zawody SAE Aero Design, rozgrywane są od 1986 roku w USA i są podzielone na dwie edycje - wschodnią oraz zachodnią. Biorą w nich udział studenci uczelni technicznych z całego świata. Zadaniem młodych inżynierów jest zaprojektowanie i zbudowanie zdalnie sterowanego modelu tzw. samolotu udźwigowego. Drużyna, która zdoła wynieść jak największy ciężar w powietrze - przy jak najmniejszej masie własnej modelu, wygrywa. Rywalizacja odbywa się w trzech klasach: Micro, Regular oraz Advanced. Studenci PW zajęli pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej klasy Regular. Zadanie w tej kategorii polega na podniesieniu jak największej masy, przy jednoczesnym włożeniu obciążenia do samolotu w ciągu jednej minuty. W klasie Micro, samolot Koła Studenckiego AERODESIGN zajął drugie miejsce.
W tej kategorii startują niewielkie samoloty, najczęściej zasilane silnikami elektrycznymi oraz rzadziej bardzo małymi silnikami spalinowymi. Z kolei trzecie miejsce studenci z PW wywalczyli w klasie Advanced, w której startują potężne maszyny latające o rozpiętości skrzydeł powyżej 3 metrów, wyposażone w wiele silników. Każdy z wystawionych samolotów ma podnieść ładunek i zrzucić go w ustalonym punkcie. Studenci z Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa PW startują w SAE Aero Design od 1991 roku. W ubiegłorocznym konkursie jako pierwsza drużyna w historii zawodów Aero Design West 2013 zajęli trzy pierwsze miejsca w klasyfikacji generalnej we wszystkich trzech klasach samolotów.
Teberia 4/2014
9
jm
KREATYWNI
Krajowe finały Imagine Cup 2014 rozstrzygnięte Power of Vision, We Code For Food i HotHead Balloon
P
oznaliśmy zwycięzców krajowych finałów Imagine Cup 2014. Nie jedna, ale aż trzy drużyny narodowe będą reprezentowały Polskę podczas światowych półfinałów konkursu Imagine Cup 2014. Power of Vision, We Code For Food i HotHead Balloon - to zespoły, które zdaniem jury najlepiej zaprezentowały się w kategoriach: Projekty Społeczne (World Citizenship), Innowacje (Innovation) oraz Gry (Games).
Wśród zwycięskich projektów znalazły się rozwiązania takie jak aplikacja dla osób niepełnosprawnych sterowana ruchami głowy i mimiką twarzy, system pozwalający leczyć przyczyny fobii u pacjentów oraz gra, której akcja toczy się w papierowym świecie bajek. Podobnie jak w latach ubiegłych, współorganizatorem Imagine Cup w Polsce jest Instytut Wzornictwa Przemysłowego, a honorowy patronat nad imprezą objęło
Teberia 4/2014
10
KREATYWNI Ministerstwo Gospodarki. Partnerami wydarzenia są firmy: Acer, Billennium, DevCore.NET oraz Nokia. „To co cieszy nas jako organizatorów konkursu to fakt, że z każdą edycją poziom prezentowanych projektów jest coraz wyższy. Jesteśmy pod wrażeniem tego, że prace, które możemy oglądać, są dobrze przemyślane zarówno pod kątem użyteczności, jak i biznesowego potencjału. Takie podejście wyjątkowo nas cieszy, ponieważ Imagine Cup to nie tylko konkurs technologiczny – to realna szansa na przekucie dobrych pomysłów w dochodowy biznes, czego przykładem jest firma DevCore – kiedyś uczestnik konkursowych zmagań, a dzisiaj partner Imagine Cup – powiedział Rafał Albin, Dyrektor Działu Nowych Technologii w polskim oddziale Microsoft. Power of Vision – drużyna narodowa w kategorii World Citizenship
„Niezwykle cieszymy się ze zwycięstwa w kategorii World Citizenship. Zupełnie nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu ze względu na to, że wszystkie projekty były na naprawdę wysokim poziomie. Dzisiaj robimy sobie wolne, ale już od jutra zabieramy się do ciężkiej pracy wiedząc, że poziom podczas półfinałów światowych będzie bardzo wysoki. Zdajemy sobie sprawę z kredytu zaufania, jakim zostaliśmy obdarzeni i zrobimy wszystko, aby godnie reprezentować Polskę” – powiedział Piotr Wrotny, projektant interfejsu, zespół Power of Vision. Rozwiązanie Face Controller, zaproponowane przez zespół Power of Vision z Politechniki Rzeszowskiej, wykorzystuje Kinect for Windows i zostało stworzone z myślą o osobach niepełnosprawnych. Z pomocą aplikacji, użytkownik może kontrolować system przy użyciu ruchów głowy i mimiki twarzy. >>>
Power of Vision
Teberia 4/2014
11
KREATYWNI
Face Controller
Dodatkowo aplikacja rozpoznaje mowę, dzięki czemu możliwe jest dyktowanie pojedynczych słów, wyrazów lub całych zdań. Skład rzeszowskiego zespołu tworzą 4 osoby: Sylwia Perykasza, Norbert Pisz, Daniel Pomianek, Tomasz Pleśniak, które wspierał Tomasz Kapuściński w roli mentora. Projektantem interfejsu był Piotr Wrotny. We Code For Food – drużyna narodowa w kategorii Innovation „Startujemy w Imagine Cup już po raz trzeci i za każdym razem jesteśmy bardzo podekscytowani. Kolejny już raz zostaliśmy nagrodzeni i jesteśmy przeszczęśliwi, ale to nie jest nasze ostatnie słowo. Ludzie jeszcze na pewno o nas usłyszą.
W kolejnych latach z pewnością będziemy zachęcać naszych młodszych kolegów do startu w Imagine Cup” – powiedział Marek Antoniuk z drużyny We Code For Food. Phobos, stworzony przez drużynę z Politechniki Białostockiej, to system, który wykorzystując najnowsze technologie wirtualnej rzeczywistości i Microsoft Kinect, potrafi rozpoznać i leczyć przyczyny fobii u pacjentów (m.in. poprzez symulacje przygotowane przez specjalnie przeszkolonych psychoterapeutów). W składzie białostockiej drużyny znaleźli się Marek Antonio, Łukasz Balukin, Wojciech Bancerzewski oraz Mariusz Dobrowolski. Swój projekt przygotowywali pod czujnym okiem mentora, Macieja Kopczyńskiego, zaś projektantką interfejsu była Anna Skobodzińska. Drużyna otrzymała również nagrodę specjalną od partnera konkursu, firmy Billennium. Jak co roku było to wyróżnienie nietypowe – tym razem partner konkursu ufundował lot w tunelu aerodynamicznym.
We Code For Food
Teberia 4/2014
12
KREATYWNI
HotHead Balloon
HotHead Balloon – drużyna narodowa w kategorii Games „Startując w konkursie, chcieliśmy sprawdzić, jak daleko możemy zajść na ścieżce deweloperskiego ninjutsu. Chcieliśmy także sprawić, aby baśnie braci Grimm i słowiańskie opowiadania stały się znowu bliskie dzieciom. Okazało się, że nie jesteśmy jedyni i to jest fajne, z tego się cieszymy” – powiedział Grzesiek Ziemba z zespołu HotHead Balloon. Grupa studentów z Wyższej Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie oraz Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie stworzyła grę zatytułowana Lore, przeznaczoną na platformy Windows, Windows Phone i Android. Gra umiejscowiona jest w małym, papierowym królestwie, w którym gracz przejmuje kontrolę nad elementami scenografii, dzięki czemu może usuwać przeszkody lub rozwiązywać zagadki. Zespół w składzie: Ivan Mazur, Andrzej Michnia i Grzegorz Ziemba, przygotował swój zwycięski projekt pod okiem mentora, Mikołaja Birka. Imagine Cup to największy na świecie konkurs technologiczny dla studentów.
Polscy uczniowie, niezmiennie od 2005 roku odnoszą sukcesy w kolejnych światowych edycjach tego konkursu. Zwycięskie zespoły narodowe awansują do półfinałów światowych, które odbędą się w trybie online w maju tego roku. Na początku czerwca, dowiemy się, kto będzie reprezentował Polskę na finałach światowych w Seattle, podczas których zespoły powalczą o nagrody z puli wynoszącej 1 milion USD. W tym roku organizatorzy Imagine Cup położyli szczególny nacisk na to, aby konkurs dawał studentom jak najwięcej okazji zdobycia nowych kompetencji i doświadczenia wartościowego z punktu widzenia potencjalnych pracodawców. Zarówno w obszarze IT jak i tak zwanych miękkich umiejętności takich jak efektywna komunikacja czy praca w grupie. Jak pokazują prognozy, w ciągu najbliższej dekady liczba stanowisk, które będą wymagały od kandydatów sprawnego posługiwania się nowymi technologiami, wzrośnie o ponad połowę, do poziomu 77%.
Teberia 4/2014
źródło: microsoft
13
KREATYWNI
Studenci Politechniki Wrocławskiej jadą do siedziby NASA Z pomocą internautów Jako jedna z 10 drużyn na świecie drużyna Space is More z Wrocławia dostała się do finału prestiżowego konkursu organizowanego m.in. przez NASA. Dzięki wsparciu internautów drużyna wyjedzie na zawody do USA!
S
tudenci Politechniki Wrocławskiej znaleźli się w finałowej dziesiątce konkursu Inspiration Mars, organizowanego przez stowarzyszenie The Mars Society, NASA oraz fundację Inspiration Mars, której fundatorem jest Denis Tito – pierwszy w historii kosmiczny turysta, który w kosmosie spędził 7 dni, 22 godziny i 4 minuty. Konkurs polega na zaprojektowaniu misji typu Flyby, podczas której dwuosobowa załoga statku kosmicznego dokona oblotu planety Mars. Według założeń konkursu misja ma trwać 501 dni i wystartować 01.01.2018 roku kiedy to wzajemne położenie Ziemi i Marsa pozwala odbyć takową podróż w założonym czasie.
Projekt wymagał przygotowania koncepcji zarówno statku kosmicznego, jego wyposażenia, jak i wyboru optymalnej trajektorii lotu, terminarza i ekonomii misji. Na konkurs swoje projekty nadesłało 38 różnych drużyn z całego świata w tym 3 drużyny z Polski. Drużyna Mars IV z Politechniki Rzeszowskiej, WUT Dream Team z Politechniki Wrocławskiej oraz Drużyna Space is More również z Politechniki Wrocławskiej, która znalazła się w finałowej dziesiątce i ma szanse na wygraną podczas finałów, które rozegrane zostaną końcem kwietnia w Centrum Badawczym NASA im. Josepha Amesa w Stanach Zjednoczonych.
Teberia 4/2014
14
KREATYWNI Drużynę Space is More stanowi ośmioro studentów różnych wydziałów Politechniki Wrocławskiej. Pracę nad projektem rozpoczęli w listopadzie 2013 roku a ukończyli w połowie marca roku bieżącego. Do niedawna istniało ryzyko, że drużynie z Wrocławia z uwagi na wysokie koszta podróży nie uda się wyjechać na finał konkursu, i tym samym nie będzie mogła reprezentować Polski w tak prestiżowym konkursie. O fakcie zakwalifikowania się do finału drużyna dowiedziała się końcem marca, na niewiele ponad miesiąc przed terminem finałowej rozgrywki. Grupa podjęła więc decyzję by na finały wyjechało czterech reprezentantów referujących każde z kluczowych zagadnień projektu. Swój projekt grupa z Wrocławia zamieściła na crowdfundingowej stronie PolakPotrafi.pl dzięki czemu każdy mógł wesprzeć projekt. Ich celem było zdobycie 4 tysięcy złotych. Taka kwota pozwoliłaby na wysłanie do Stanów przynajmniej jednego członka grupy. Za pośrednictwem strony PolakPotrafi.pl zebrali ponad 91 tysięcy złotych. Kwota ta zapewnia wszystkim członkom zespołu upragnioną podróż do Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, tylko pięć dni po rozpoczęciu zbiórki, wspieranie projekt ekipy „Space is More” ustanowiło rekord wpłat (870 wpłat) w serwisie PolakPotrafi.pl. Niestety, młodzi naukowcy nie otrzymali wsparcia finansowego od samej Politechniki Wrocławskiej. Wniosek K3 (Wniosek o dofinansowanie niskobudżetowego/krótkoterminowego projektu studenckiego) został odrzuco-
ny z tłumaczeniem, że uczelnia nie ma pieniędzy. Grupa nie tworzy żadnego koła naukowego, a to utrudnia sprawę. Studenci prowadzą ciągłe rozmowy z rektorem swojej uczelni. Na obecną chwilę nie potrzebują już szczególnego wsparcia finansowego, natomiast – jak sami twierdzą – czekają na inne propozycje pomocy/współpracy z Politechniką. Potencjalni sponsorzy muszą mieć zatem na uwadze, że środki potrzebne na wyjazd zostały już osiągnięte. – Skoro dysponujemy potrzebnymi środkami na wyjazd, teraz pracujemy już ściśle nad naszą prezentacją. Chcemy pokazać w sposób niekonwencjonalny to, co przygotowaliśmy w projekcie. Mamy kilka pomysłów na nietypowy występ. Nudne, typowo techniczne gadanie nie wchodzi w grę. Bardziej stawiamy na mini-show, choć wiadomo, na pewno nie kosztem technicznych informacji, które zapewniły nam miejsce w elicie – tłumaczy Szymon Gryś, członek drużyny „Space is More”. Wsparcia drużynie udziela Fundacja Wspierania Polskiej Astronautyki „Pociąg do Gwiazd”, zaś jej patronami są stowarzyszenie Mars Society Polska oraz portal KosmicznaPolska.pl.
źródła: wdolnymslasku.pl, KosmicznaPolska.pl
Teberia 4/2014
15
Jm
OPINIE
Teberia 4/2014
16
OPINIE
Teberia 4/2014
17
Teberia 4/2014
18
OPINIE
Biznes oparty na wiedzy ma przyszłość Rozmowa z profesorem Tadeuszem Uhlem z Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki AGH – wielokrotnie nagradzanym naukowcem, który jest krakowskim liderem we wprowadzaniu nauki na tory biznesu * Ostatni głośny temat, którego był Pan bohaterem, dotyczy satelitów. Na czym polega Pana projekt? Przyszłość w wielu dziedzinach jest w kosmosie, monitorowanie wszelkich zjawisk na Ziemi obecnie odbywa się za pomocą satelitów. Jest coraz więcej
satelitów, które są własnością firm prywatnych, sam rynek na satelity wrasta. My jako AGH również musimy w tym rynku uczestniczyć. Jak by nie było, od lat jesteśmy tą uczelnią, która jest blisko przemysłu, która patrzy na potrzeby przemysłu i stara się je zaspokoić.
Teberia 4/2014
19
OPINIE
W
tej chwili pojawiła się potrzeba właśnie w dziedzinie badań kosmicznych i musimy je wdrożyć. Do czego dzisiaj mogą służyć satelity? Dla satelitów są właściwie dwa główne cele. Jeden to badanie przestrzeni kosmicznej – być może prywatne firmy są mniej zainteresowane takimi zastosowaniami. A drugi cel, to obserwacja Ziemi - za pomocą satelitów można monitorować te zjawiska, które przy obserwacji z bliska trudno byłoby zauważyć. Chce Pan założyć firmę produkującą satelity, ale zanim do tego dojdzie trzeba wykształcić kadrę pracowników. Tak i dlatego w tej chwili przygotowujemy się do rozpoczęcia studiów w zakresie technologii kosmicznych. Studia będą międzywydziałowe, współpracujemy z katedrą Fotogrametrii, na Wydziale Geodezji i Ochrony środowiska. Bez przetwarzania obrazów z różnych czuj-
ników umieszczonych na satelitach nie wydobędziemy użytecznych informacji. Będziemy także współpracować z Katedrą Elektroniki, dlatego że na satelitach jest zainstalowanych bardzo dużo elektronicznych przyrządów. Trzeba umieć je konstruować, uruchamiać i obsługiwać. My natomiast będziemy zajmować się integracją satelity, uruchomianiem i sterowaniem całej misji. W tym zakresie chcemy kształcić studentów. Kiedy te studia mają szansę ruszyć? W 2016 roku. Potrzebujemy na to czasu, gdyż chcemy by nasz student w czasie studiów przeszedł przez wszystkie etapy, od budowy po uruchomianie satelity. Teberia 4/2014
20
OPINIE
Musimy więc dobrze opracować program, tak żeby to były studia przygotowania praktycznego. Aby absolwent kończąc nasze studia znał cały proces, zarówno od strony projektowania misji, budowy satelity, jego wystrzeliwania i sterowania misją. Jak wygląda sytuacja z kadrą dla tych studiów? Kto będzie uczył studentów? Kadrę kształcimy w tej chwili, współpracujemy z niemieckim instytutem DLR, który przede wszystkim umożliwia nam dostęp do informacji i do procesów edukacyjnych w tym zakresie. Współpracujemy również z uniwersytetami, które w tym zakresie działają, przede wszystkim z Uniwersytetem Technicznym w Berlinie, z którym mamy podpisane umowy i z którymi realizujemy je na poziomie pracowników i studentów. Ostatnio byłem w NASA Ames w Stanach Zjednoczonych i tam
również nawiązałem kontakty i współpracę w zakresie kształcenia pracowników. NASA jest bardzo zainteresowane współpracą z nami. Z polskich jednostek naukowych współpracujemy z Centrum Badań Kosmicznych PAN, które w dziedzinie badania kosmosu ma największe doświadczenie Polsce. Właśnie z tą instytucją realizujemy już drugi projekt badawczy. Na studiach trzeba będzie zbudować satelitę? Nasz program zakłada, że każdy student czy każda grupa studencka będzie uczestniczyła we wszystkich etapach budowy satelity. Mamy nadzieję, że wystarczy nam pieniędzy również na jej wystrzelenie. Koszt takiego satelity łącznie z procesem wystrzelenia, sterowania i budową stacji naziemnej szacuję na około milion do półtora miliona złotych.
Teberia 4/2014
21
OPINIE Są to koszty niebezpośrednio związane z pracownikami, kadrą, lecz z inwestycją w sprzęt i obsługą satelity. Koszty uruchomienia studiów będą tylko po stronie AGH, czy uczelnia może liczyć na jakieś wsparcie? Na razie wszystko jest po stronie AGH, nie mamy przychylności różnych agencji i władz zewnętrznych. Pomimo składania wielu wniosków, niestety ponieśliśmy porażkę. Staramy się cały czas, jednak na obecną chwilę jest to tylko AGH i drobni sponsorzy, którzy potrzebują kadry, którą wykształcimy. Załóżmy, że kadra jest wykształcona, powstaje firma. Jak ma to wyglądać z perspektywy biznesowej? Odwiedzałem takie firmy zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Potocznie można powiedzieć, że mają pełne ręce roboty. Firma w Stanach Zjednoczonych, u której niedawno byłem, produkuje pięć małych satelitów w miesiącu. Znam firmę z Francji, która produkuje kilka satelitów w roku. Tak więc rynek jest wzrostowy i myślę, że taka firma ma również duże szanse w Polsce. Badania kosmiczne to już nie jest tylko hobby, lecz realny biznes. Gdzie mogłaby się odbywać produkcja?
Do produkcji potrzebna jest kadra, a jak jest potrzebna kadra to mówimy o Krakowie, gdzie są doskonałe zasoby ludzie – ponad 200 tys. studentów. To nie jest pierwszy Pana pomysł biznesowy, było i jest ich wiele. Dlaczego wybrał Pan właśnie łączenie biznesu z nauką? To w Polsce wciąż nie wydaje się takie oczywiste. Motywacji dla podjęcia działalności gospodarczej miałem wiele. Rozpocząłem działania biznesowe wtedy gdy już byłem profesorem – uważałem, że powinienem tą wiedzę spożytkować w jakiś praktyczny sposób. Druga motywacja była przypadkowa. Zacząłem projekt robiony przez uczelnię i ze względu na obowiązujące procedury uczelnia nie potrafiła wystawić faktury. Trwało to bardzo długo i wymagało ode mnie dużo działań w kwestiach administracyjnych, więc stwierdziłem, że skoro kosztuje mnie to tyle energii, to wolę ją poświęcić na zrobienie czegoś pożytecznego. Założyłem wtedy pierwszą firmę. Tak to się zaczęło. Ostatnio założyliśmy piętnastą firmę. Prowadzenie firmy, to nie tylko sukcesy. Czy były także porażki? Owszem, tak jak zawsze w biznesie. Biznes od pracy na uczelni różni się tym, że na uczelni nie ma żadnego ryzyka. Z tych firm, które zakładałem są gorsze i lepsze, ale wszystkie istnieją. Jeszcze żadna z nich nie upadła. To jest mój sukces. Nasze firmy generalnie rzecz ujmując, przyjmują ludzi, a nie zwalniają ich.
Teberia 4/2014
22
OPINIE W sumie w moich firmach pracuje ponad siedemset osób. Gdzie szuka Pan inspiracji do działania? Licząc wszystko razem byłem sześć lat za granicą i właśnie tam nauczyłem się, żeby brać pomysły we własne ręce. Obecnie staram się być w Polsce przysłowiowym liderem, który daje pomysł i rozpoczyna działanie. Namawiam młodych ludzi, głównie swoich absolwentów i doktorantów, żeby próbowali być nie pracownikami najemnymi, ale właścicielami. To jest zupełnie inna pozycja, zbudowanie sobie firmy i bycie w niej szefem. Prowadzimy wszelkie analizy, również ekonomiczne, takie feasibility study, czy nam się to uda, czy też nie. To też trwa. Proces powstawania firm, które tworzę jest długotrwały, nasze analizy trwają minimum dwa lata, czasem i cztery lata. Czasem też patrząc na konkurencję, rynek i otoczenie biznesowe pomimo pomysłu nie rozpoczynamy działalności. Ale jeśli nasz projekt ma szansę powodzenia, to ruszamy. Jak w Pana opinii wygląda różnica pomiędzy łączeniem biznesu z nauką w Polsce a za granicą?
parki technologiczne, które zakłada się u nas w tej chwili. W kolejnych latach byłem w Holandii, we Francji i w Stanach Zjednoczonych. Różnice są przede wszystkim w podejściu. U nas zaczyna się od wybudowania infrastruktury, od kupienia sprzętu, gdyż tak jest najłatwiej. Natomiast za granicą zaczyna się zawsze najpierw od budowania zespołu ludzi, od analiz rynkowych i dopiero gdy ten etap jest zakończony, zaczyna się myśleć o infrastrukturze, którą dużo łatwiej jest zbudować niż stworzyć zespół, który potrafi coś zrobić. Proszę nie myśleć, że tam nie ma porażek, jest ich bardzo wiele, dla przykładu statystyki w jednej z najlepszych uczelni na świecie, czyli MIT: w latach 2002 – 2009 powstało 150 firm spin-off w zakresie biotechnologii, 40 procent zbankrutowało, jedna weszła na giełdę amerykańską, 21 zostało wchłoniętych prze duże koncerny, reszta jeszcze walczy, ale stale korzysta z dofinansowania, jakie oferują fundusze VC. Jaką radę miałby Pan dla tych, którzy chcą spróbować zrealizować swój pomysł, ale ciągle się obawiają?
Pierwszy raz na zagraniczne stypendium wyjechałem w 1988 roku. Już wtedy widziałem Teberia 4/2014
23
OPINIE Liczy się przede wszystkim odwaga, świadomość ryzyka, a po analizie ryzyka podjęcie decyzji. Jeżeli się uda, korzyści są nieporównywalne. Ale trzeba pamiętać, że to nie jest tak, że jak powstanie firma, to mamy pewność, że będzie funkcjonować. Na przykład biorąc pod uwagę PKB, Izrael inwestuje najwięcej w tzw. startupy na świecie. Osiemdziesiąt procent tych firm upada. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Ale jeśli dwadzieścia procent przetrwa, to przynajmniej dwa czy jeden procent z tych firm ma miliardowe przychody. Wszystko się zwraca. Ale są też rozczarowania ludzi, poświęcenia, to jest zupełnie inne życie, trzeba o własnej firmie myśleć dwadzieścia cztery godziny na dobę w nieustannej presji. Albo jesteśmy pracownikiem najemnym i ktoś nami steruje od początku do końca albo jesteśmy pracownikami w swojej własnej firmie i wtedy my sterujemy naszym własnym życiem. Trzeba mieć też pewną odporność psychiczną. A moja rada? Żeby się przekonać, trzeba tego spróbować. Z obserwacji z daleka prowadzenie własnej firmy wygląda albo bardzo źle albo bardzo dobrze, a jak zwykle prawda leży po środku. To jest ciężka praca, ale może być wynagrodzona - bardzo szybko i bardzo dobrze. Biznes oparty na wiedzy ma przyszłość i świat idzie w tym kierunku.
Rozmawiała: Aneta Żukowska
* Prof. Tadeusz Uhl jest wieloletnim kierownikiem katedry Robotyki i Mechatroniki na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie oraz laureatem wielu nagród, min. Ministra Edukacji Narodowej, Rektora AGH i innych. Jest autorem bądź współautorem kilkudziesięciu patentów i ponad 600 publikacji. Prof. Uhl jest również przedsiębiorcą i właścicielem EC Grupy, z najbardziej dynamicznie i wielokierunkowo rozwijających się firm inżynierskich w Polsce. Firma z siedzibą w Krakowie, zatrudnia około 370 wybitnych specjalistów, najlepszych absolwentów polskich uczelni technicznych. Kilkudziesięciu z nich pracuje za granicą, między innymi nad rozwiązaniami dla najszybszej kolei w świecie, czyli chińskiej Zefiro. Projektują elementy dla samolotów Airbusa, projektują laboratorium w Indiach. EC Grupa realizuje usługi w oparciu o najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne, jak również dostarcza na polski rynek sprzęt i oprogramowanie w zakresie reprezentowanych dziedzin. Aktywność firmy jest realizowana w takich sektorach gospodarki jak: transport kolejowy, lotniczy i samochodowy, energetyka, elektronika, przemysł chemiczny czy geologia. Jedna ze spółek zajmuje się też pozyskiwaniem funduszy z Unii Europejskiej i zarządzaniem projektami europejskimi.
Teberia 4/2014
24
NA CZASIE
Grafenowa rewolucja motoryzacyjna?
G
rafenowe zbiorniki na paliwo wodorowe pozwolą pojazdom przemierzyć kraj od Tatr do Bałtyku na jednym baku. Nadadzą się też do zasilania statków kosmicznych. Ambitny cel wymaga długiej drogi. Naukową podróż finansuje z programu Graf-Tech Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Projekt prowadzi prof. Piotr Kula z Politechniki Łódzkiej, a jego zespół wspiera partner przemysłowy Seco/ Warwick – spółka notowana na warszawskiej giełdzie. Prace zespołu prof. Piotra Kuli są przełomowe w skali światowej, bowiem pozwolą w przyszłości pozwoli wykorzystywać w motoryzacji wodór zamiast ropy. To cel, do jakiego zmierzają prace. Grafen wytwarzany w zespole prof. Kuli jest ultralekki i ma wysoką wytrzymałość. Teberia 4/2014
25
NA CZASIE Testy potwierdzają, że można go z powodzeniem stosować jako materiał do przechowywania wodoru. Taki materiał będzie mógł pochłaniać i odzyskiwać wodór poprzez zmianę temperatury. Chemiczne związanie poszczególnych atomów wodoru z powierzchnią grafenu zapewnia jego magazynowanie. Przechowywany w ten sposób wodór nie będzie wraz z upływem czasu obniżał swojego stężenia. W odpowiednim momencie poprzez podgrzanie złoża wodór odzyskiwany będzie w stanie cząsteczkowym. Taki wodór w przyszłości może stanowić źródło do zasilania silników samochodów czy statków kosmicznych. Zanim zastosowanie grafenu przyniesie gospodarce dochody a nam ułatwi życie, potrzeba wielu inwestycji. Polska już inwestuje. Prawie 4,9 mln złotych na projekt przeznaczyło Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, około 1,3 miliona zł. dopłaca do badań firma Seco/Warwick SA. „Projekt dotyczy opracowania na bazie grafenu nowego materiału do rewersyjnego przechowywania wodoru, z dalszą perspektywą do zastosowania w motoryzacji jako zasobniki na paliwa nowej generacji. W bliższej perspektywie materiał ma znaleźć różne zastosowania w przemyśle, będzie użyteczny m.in. do filtrowania gazów, separacji przeróżnych mieszanin w różnych procesach technologicznych” – wylicza prof. Kula. Konsorcjum naukowo-przemysłowe Instytutu Inżynierii Materiałowej Politechniki Łódzkiej oraz Seco/ Warwick S.A. to silny duet. Politechnika Łódzka to jedna z najlep-
szych uczelni technicznych w kraju. Opracowane w Instytucie Inżynierii Materiałowej technologie zostały nagrodzone wieloma medalami i wyróżnieniami na wystawach i targach w kraju i na świecie, między innymi w Brukseli, Genewie, Casablance i Pittsburgu. Technologie te ze względu na oryginalne rozwiązania chronione są wieloma krajowymi i międzynarodowymi patentami. Grupa Seco/Warwick należy do ścisłej światowej czołówki producentów pieców do obróbki cieplnej metali, pod względem wielkości sprzedaży i oferowanego asortymentu. Jej główni odbiorcy to przemysł motoryzacyjny, lotniczy oraz narzędziowy. Konsorcjum ma już na swoim koncie dwa amerykańskie zgłoszenia patentowe dotyczące wytwarzania i modyfikowania grafenu. W ramach wspólnego projektu Instytut Inżynierii Materiałowej optymalizuje technologię wytwarzania grafenowych materiałów do przechowywania wodoru, a firma Seco/ Warwick S.A. buduje przemysłową linię do produkcji grafenowych materiałów do przechowywania wodoru. Obecnie znane systemy są technicznie ograniczone i nie są w stanie utrzymać stuprocentowego stężenia wodoru nawet przez dobę. Dodatkowo zbiorniki są za ciężkie, co ogranicza ich zastosowanie w przemyśle kosmicznym czy motoryzacyjnym, w przypadku których waga odgrywa kolosalne znaczenie. Dzięki technologii opracowanej przez naukowców Instytutu Inżynierii Materiałowej PŁ możliwe będzie wyeliminowanie starych systemów.
Teberia 4/2014
26
NA CZASIE Grafen pozwoli jednocześnie wzmocnić materiał i spowodować, że stanie się on bardzo lekki. Wynikami swoich badań prof. Kula chce zainteresować koncerny motoryzacyjne, firmy lotnicze i branżę kosmiczną. Na razie jednak za wcześnie na konkrety, choć – jak zapewnia koordynator projektu - partner przemysłowy ma na świecie wyspecjalizowane służby marketingowe i już szuka kontaktów. Obecnie technologia kwalifikuje się na rozmaite targi branżowe. Na targach w USA polskie pomysły spotkały się z dużym zainteresowaniem koncernów chemicznych. Również osoby dysponujące tzw. kapitałem zalążkowym proponowali uczonym współpracę dla rozwoju produktu. „W projekcie jest zapisana motoryzacja jako daleki cel, do jakiego dążymy, ale nie jest to cel do osiągnięcia w najbliższych latach. Obecnie opracowuje się alternatywne modele napędów samochodowych: auta hybrydowe, elektryczne. Dlatego potrzeba sprawnego sposobu przechowywania paliwa wodorowego. Natomiast przy okazji opracowywania nowego materiału pojawia się szereg innych aplikacji – filtry, sensory, ekrany chroniące przed promieniowaniem elektromagnetycznym, czynniki odkształcania, które będą mogły być produkowane na bazie naszego grafenu” – tłumaczy szef projektu. W opinii prorektora projekt zaowocuje również firmami start-up. Jedna już powstała – jest to firma AGT Sp z o.o., do której część praw do posiadanych rozwiązań wniosła aportem Politechnika Łódzka, po części uwłaszczając również twórców.
To dopiero początek drogi i jeszcze wiele lat do wykorzystania grafenu w motoryzacji, czy – idąc dalej – przemyśle kosmicznym. Najpierw trzeba wyprodukować sam grafen – tak, żeby spełniał wymogi dla wspomnianych zastosowań. Są już patenty, powstały urządzenia – specjalistyczne piece, gdzie wytwarza się grafen. W kolejnych etapach będzie dopiero powstawał grafenowy materiał do produkcji m.in. zbiorników paliwowych. Stąd znów kolejne długie etapy testów, badań i na końcu - komercjalizacji. Projekt „Grafenowy nanokompozyt do rewersyjnego magazynowania wodoru” prowadzony jest w Instytucie Inżynierii Materiałowej Politechniki Łódzkiej. Ten projekt to jeden z kawałków wartego 60 mln złotych tortu, jaki ufundował NCBR w programie Graf-Tech. Laureaci – krajowe instytucje naukowe w konsorcjach z przedsiębiorcami – będą za zdobyte pieniądze badać i przygotować do wdrożenia innowacyjne produkty oparte na wykorzystaniu grafenu. Łódzki kawałek jest wyjątkowo smakowity, bo został oceniony przez wyłącznie zagranicznych recenzentów konkursu na pozycji medalowej. Takich badań nie prowadził jeszcze nikt i nikt w Polsce nie ma tak znaczących osiągnięć w opracowywaniu produktów na bazie grafenu. Dzięki otrzymanemu wsparciu możliwe będzie przygotowanie ”wyjścia” technologii z laboratorium do produkcji masowej.
Teberia 4/2014
źródło: PAP – Nauka w Polsce / www.naukawpolsce.pap.pl
27
NA CZASIE
Małopolska Chmura Edukacyjna Uczniowie na akademickich wykładach... online
O
d nowego roku szkolnego uczniowie 21 małopolskich szkół będą mogli uczestniczyć w akademickich wykładach za pomocą sprzętu wideokonferencyjnego. Ma to zmniejszyć wykluczenie edukacyjne poza dużymi miastami i zachęcić uczniów do zdobywania wyższego wykształcenia. W przyszłości program Małopolskiej Chmury Edukacyjnej ma objąć szkoły ponadgimnazjalne. Nowe technologie są też
wykorzystywane w e-szkołach w województwie opolskim. – Każda z 21 szkół posiada mobilny zestaw wideokonferencyjny i uczniowie szkół mogą uczestniczyć w wykładach prowadzonych przez nauczycieli akademickich z uczelni krakowskich w sposób interaktywny, czyli mogą m.in. zadawać wykładowcom pytania – wyjaśnia w rozmowie z agencją informacyjną Dariusz Fabiszewski, dyrektor generalny Cisco Systems Poland.
Teberia 4/2014
28
NA CZASIE Technologia umożliwi też uczestniczenie w wykładach uczniom, których nie będzie w szkole. Będą oni mogli oglądać wykład za pomocą swojego komputera lub urządzenia mobilnego, a zadawać pytania poprzez komunikator. Wykłady będą nagrywane i dostępne do odtworzenia przez uczniów w dowolnym momencie. Projekt – na razie w formie pilotażowej – ma ruszyć z początkiem nowego roku szkolnego, czyli 1 września. Obejmie 21 szkół. Fabiszewski ocenia jednak, że tego typu rozwiązania to przyszłość systemu edukacji. Szkoły są zainteresowane uczestnictwem, a dalsze losy programu zależą m.in. od zdobycia finansowania przez władze województwa. Jeśli będą środki, projekt może objąć całe województwo. Cisco dostarczy swoją technologię o nazwie „Collaboration” jako jeden z udziałowców projektu. – Są miejscowości, gdzie mamy bardzo zdolne dzieci, które profesora akademickiego nie mają szansy zobaczyć poza telewizją, a w ten sposób mają szansę uczestniczyć interaktywnie w wykładach i mamy nadzieję, że to zmniejszy dystans i zachęci tych młodych ludzi do zdobywania wyższego wykształcenia i potem do wprowadzenia Polski na drogę innowacji – przekonuje Fabiszewski. Dodaje, że to projekt ważny również wizerunkowo, bo pokazuje, że nowoczesne technologie można z pożytkiem wykorzystać w sektorze edukacji. To istotny element
strategii Cisco, firmy, która od kilkunastu lat stawia na innowacje. Fabiszewski zauważa jednak, że korzyści czerpią nie tylko firmy, lecz także, a może nawet przede wszystkim społeczeństwo. 31 marca władze województwa i rektor AGH podpisali umowę dotyczącą „Małopolskiej Chmury Edukacyjnej – projekt pilotażowy”. Pomysłodawcy podkreślają, że to projekt innowacyjny w skali kraju, bo nikt do tej pory nie stosował w dziedzinie edukacji tak innowacyjnych narzędzi. W przyszłości programem mają być objęte wszystkie szkoły ponadgimnazjalne w województwie. Fabiszewski ma również nadzieję, że kolejne województwa wzorem małopolskiego zdecydują się na wprowadzenie innowacji w edukacji. Nieco inny projekt z użyciem nowoczesnych technologii realizowany jest województwie opolskim: chodzi o projekt e-szkoły, obejmujący 110 placówek. – Zostały tam wprowadzone systemy do zarządzania szkołą, a także systemy, które skracają dystans pomiędzy rodzicami, uczniami i nauczycielem. Np. dzienniczek szkolny nie jest prowadzony w postaci zeszytu, tylko w formie strony internetowej, na której rodzice mogą przejrzeć dzienniczek i skontaktować z nauczycielem – tłumaczy Fabiszewski.
Teberia 4/2014
źródła: newseria
29
NA OKŁADCE
ZUS Update Available? albo Prima Aprilis
P
rzekazanie części środków z OFE do ZUS budzi wiele kontrowersji i to wśród różnych grup społecznych. Może dlatego, że dotyczy wszystkich – także tych, których na co dzień niewiele „rusza”, czyli młodzież. Najlepszym tego dowodem jest popularna w tym środowisku gra mobilna „Wydój KrOFE” - której celem jest… przechytrzenie ZUS-u. Aby wydoić krOFE szybciej niż ZUS, należy poruszać telefonem z góry na dół, a gdy na drodze stanie jakiś polityk, trzeba zrzucić go z ekranu. Wirtualna gra, o … wirtualne pieniądze? A jakże! Do tego przecież sprowadza się reforma systemu emerytalnego, która nie byłaba możliwa bez zaawansowanych systemów informatycznych i odpowiedniej infrastruktury. Jak to wygląda w praktyce?
Prima Aprilis 1999
Pierwsze podejście do reformy emerytalnej miało miejsce w 1999 roku, kiedy wprowadzono nowy system emerytalny składający się z trzech filarów – ZUS, Otwarte Fundusze Emerytalne i prywatne oszczędności. Na starcie re-
formy wszyscy eksperci byli zgodni, że w nowym systemie emerytalnym kluczowa będzie pozycja filaru drugiego – obowiązkowego funduszu emerytalnego, tworzonego w części ze składek pracowniczych, w części zaś z prywatyzowanego majątku skarbu państwa.
Teberia 4/2014
30
NA OKŁADCE Każdy obywatel miał własne konto emerytalne (na wzór indywidualnego konta w banku), ale oszczędności gromadzone były przymusowo. Zarządzanie nimi powierzone było zaś specjalnie w tym celu utworzonym i kontrolowanym przez państwo funduszom. Fundusze emerytalne, czyli drugi filar reformy ubezpieczeń społecznych, zaczęły działać...1 kwietnia 1999 r. Musieli w nich uczestniczyć wszyscy Polacy, którzy nie ukończyli 30. roku życia. Pozostali, w wieku do 50 lat, mogli zdecydować się, czy chcą powierzać swoje pieniądze funduszom emerytalnym. Taką decyzję podjęła wtedy ponad połowa Polaków, którym pozostawiono wybór. W sumie do OFE trafiło 10 mln osób. Wszystko odbyło się w miarę sprawnie, mimo tego – a może właśnie głównie przez to – że nie funkcjonował wówczas jeszcze Kompleksowy System Informatyczny (KSI), który ZUS wprowadził na mocy – jak się okazało – niekorzystnej umowy, a który kosztował – według różnych źródeł – od 1 do 3 miliardów złotych. Sposób wdrożenia KSI, budowanego od 1996 roku przez firmę Prokom (obecnie Asseco) na podstawie umowy podpisanej przez Annę Bańkowską spotkał się – mówiąc eufemistycznie – z olbrzymią krytyką. Przede wszystkim zwracano uwagę na zawyżone koszty budowy systemu, błędy jego funkcjonowania i brak egzekwowania ich naprawy ze strony zamawiającego. Według NIK system został zamówiony przez ZUS bez określenia podstawowych oczekiwań wobec systemu, ponieważ w momencie
uruchomienia przetargu nie były ustalone podstawy prawne jego działania. Wobec braku wymagań szczegółowych egzekwowanie postępu prac było uzależnione od swobodnej interpretacji nieprecyzyjnie zdefiniowanych wymagań. W 1998 roku nowy prezes Stanisław Alot podpisał aneks do umowy z Prokomem, który całkowicie zmieniał koncepcję systemu i według NIK wymagał rozpisania odrębnego przetargu. Budowa KSI ZUS trwała oficjalnie od 1997 roku, kiedy podpisano umowę z Prokomem, do 2010 roku, kiedy umowa ta wygasła i dokonano ostatecznego odbioru systemu, przejmując majątkowe prawa autorskie do kodu źródłowego i dokumentacji systemu. Równocześnie ZUS podpisał nową, trzyletnią umowę z Asseco o wartości 249 mln zł na utrzymanie systemu. Mimo nie najlepszego zapachu, unoszącego się nad sprawą, system działał w najlepsze, ale w styczniu 2008 roku Gazeta Wyborcza poinformowała, że ZUS nie przelał na konta emerytalne milionów kobiet składek za urlopy macierzyńskie i wychowawcze w latach 1999-2001, przez co mogą otrzymać one niższe emerytury. ZUS tłumaczy to błędem systemu komputerowego…
Prima Aprilis 2014
Tymczasem społeczeństwo bombardowane jest informacjami, że gromadzenie środków w OFE, wbrew temu, co wmawiano nam z tej samej zresztą strony w 1999 r, jest niekorzystne, i należy przelać środki z drugiego filaru do ZUS.
Teberia 4/2014
31
NA OKŁADCE
I tak 3 lutego 2014 r. zgodnie z ustaleniami Ministerstw Pracy i Finansów nastąpił transfer aktywów. Operacja polegała na umorzeniu 51,5 proc. jednostek rozrachunkowych zapisanych na rachunku każdego członka otwartego funduszu emerytalnego na dzień 31 stycznia 2014 r. i przekazaniu do ZUS aktywów o wartości odpowiadającej sumie umorzonych jednostek rozrachunkowych. Mowa o niebagatelnej kwocie 153,15 mld zł, przekazanej w obligacjach skarbowych wartych 134 mld zł, 17,2 mld w obligacjach gwarantowanych przez skarb państwa i 1,9 mld zł w gotówce. W wyniku tej operacji dług publiczny spadł o 9 proc. PKB. Akcja przekazywania aktywów zaplanowana była w najdrobniejszych detalach, a poszczególne czynności rozpisa-
no dosłownie na godziny. Towarzystwa emerytalne (one zarządzają OFE) miały wyznaczone konkretne godziny na przekazanie określonych grup aktywów. Do godz. 11.00 miały dostarczyć do centrali ZUS specyfikację przekazywanych aktywów oraz ich wycenę. Do godz. 14.00 ZUS otrzymał od OFE obligacje i bony skarbowe, a do godz. 15.00 część obligacji skarbowych emitowanych na rynki zagraniczne. Ostatnia przewidziana operacja miała się zakończyć do godz. 17. I teoretycznie wszystko przebiegło zgodnie z planem. OFE oddały połowę naszych oszczędności zgromadzonych w funduszach, a państwo wzbogaciło się o 153 mld zł. Wszystko znów wygląda pięknie, ale dobry nastrój psuje fakt, że prawdziwe problemy mogą się dopiero zacząć.
Teberia 4/2014
32
NA OKŁADCE Mowa o kłopotach technicznych mogących dotknąć ZUS. Chodzi o to, że ZUS ma czas na zaksięgowanie naszych składek do marca 2015 r. Nikt nie wie jednak, co z osobami, które będą przechodziły teraz na emeryturę? Albo z tymi, które chcą odziedziczyć składki po zmarłych członkach OFE? Jak będą dzielone składki podczas rozwodu przed tą datą? Ministerstwa Pracy i Finansów uspokajają, że nie będzie opóźnień. - Nikt nie będzie musiał czekać dłużej niż dotychczas na dziedziczenie środków po swoich bliskich – poinformowało biuro prasowe resortu pracy. - ZUS będzie wypłacał w takim trybie jak dotychczas – powiedziała z kolei wiceminister finansów Izabela Leszczyna, tłumacząc, że w szczególnych sytuacjach ZUS będzie podchodził do problemów indywidualnie. Czyli najpierw będzie księgował składki zmarłych, rozwodników i przechodzących na emeryturę. Wartość przekazanych oszczędności zostanie zapisana na subkontach w ZUS, które zostały utworzone w 2011 r. przy pierwszym obniżeniu składki przekazywanej do funduszy z 7,3 do 2,3 proc. Przelew do ZUS ponad połowy naszych oszczędności to dopiero pierwszy etap wprowadzania w życie kontrowersyjnych zmian w systemie emerytalnym. Sytuację finansów publicznych ma również poprawić wprowadzenie dobrowolności uczestnictwa w OFE. I tu zaczyna się kolejny prima aprilis, bowiem to od 1 kwietnia do końca lipca br. możemy zadeklarować, czy nadal chcemy odkładać w OFE, czy całość naszych
przyszłych składek kierować do ZUS. Wybór jest, ale ten, kto nie wyśle deklaracji, automatycznie trafi do ZUS. Szansę na zmianę decyzji dostaniemy w 2016 r., a później co cztery lata w czasie tzw. okienek transferowych. Jednak środki tych, którzy zdecydują się pozostać w OFE, i tak będą stopniowo przenoszone do ZUS, poczynając od dziesiątego roku przed przejściem na emeryturę. Ustawa zmieniająca system OFE wywołała oburzenie wśród większości ekonomistów, a prawnicy zwracali uwagę na wątpliwości konstytucyjne. Mimo to, ta niezwykle istotna ustawa zgrabnie i szybko została zaakceptowana przez Sejm i Senat. Głosami koalicji przyjęto ją praktycznie bez poprawek. Prezydent też nie czekał z podpisem do ostatniej chwili. Aby nie hamować procesu legislacyjnego, dopiero po podpisaniu obiecał skierować ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, co zresztą wkrótce potem zrobił. Wątpliwości Prezydenta budzą m.in. zapisy o zakazie inwestowania w obligacje, nakazie inwestowania 75 proc. oszczędności w akcje, zakazie reklamy OFE i karach za jego naruszenie (3 mln zł). A co się stanie, jeśli Trybunał Konstytucyjny rzeczywiście zakwestionują tę, naprędce uchwaloną, ustawę? Operacja zwrotu naszych oszczędności Otwartym Funduszom Inwestycyjnym będzie dużo trudniejsza niż przelew z OFE do ZUS, bo tam przecież nie ma pieniędzy, tylko obietnice zapisane na wirtualnych kontach – obligacje i bony emitowane przez Skarb Państwa, obligacje emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego,
Teberia 4/2014
33
NA OKŁADCE
inne papiery wartościowe opiewające na świadczenia pieniężne, gwarantowane lub poręczane przez Skarb Państwa. Zgodnie z zapisami ustawy, skarbowe papiery wartościowe nabywane są przez Skarb Państwa, co umożliwia ich umorzenie, a pozostałe aktywa podlegają przekazaniu do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Aktywa, dług, system emerytalny, kwoty przyprawiające tzw. zwykłego obywatela o zawrót głowy… A przecież, co podkreślić należy raz jeszcze – mowa o wirtualnych pieniądzach na wirtualnych kontach. Te prawdziwe są przecież zupełnie gdzie indziej…
ZUS – front office
Zakład Ubezpieczeń Społecznych musiał wszak dostosować swój system informatyczny do nowych wymogów wpro-
wadzanych w ustawie okrawającej OFE. Koszt tego przedsięwzięcia to minimum 46,6 mln zł. Jesienią ubiegłego roku Zakład podpisał umowę ramową z Asseco Poland, konsorcjum Hewlett-Packard Polska i Kamsoft oraz Capgemini Polska na rozwój i modyfikację swojego oprogramowania KSI ZUS. Operacji podjęło się Asseco (znane nam już z powyższych rozważań pod nazwą Prokom), które zaproponowało, że zrobi to za nie więcej niż 46,6 mln zł. Modyfikacje systemu mają służyć jedynie dostosowaniu do nowych wymogów przewidzianych przez ustawę okrawającą OFE. Na jej mocy, nasze deklaracje będą trafiać do ZUS i zmiany w systemie informatycznym mają właśnie umożliwić obsługę przesłanych wniosków. Dlatego ZUS musiał także stworzyć specjalny interfejs do wymiany danych z funduszami.
Teberia 4/2014
34
NA OKŁADCE Tą drogą będzie informował towarzystwa emerytalne, kto wybiera dalsze oszczędzanie w OFE, a kto chce całość składki kierować do ZUS. Nowe oprogramowanie umożliwi też obliczanie i wypłacanie tzw. emerytur częściowych oraz księgowanie dodatkowych środków na subkoncie ZUS, utworzonym przy okazji cięcia składki w 2011 roku. -To ma być e-ZUS – zapowiada Zbigniew Derdziuk, prezes Zakładu. ZUS stawia szybkość, sprawność systemu oraz na wygodę płatnika, także poprzez sprawniejszy dostęp do informacji. W tym celu powstaje Centralny Rejestr Klientów Zakładu, czyli spójna baza danych płatników i ubezpieczonych, dzięki której nie trzeba będzie za każdym razem wprowadzać wszystkich danych przy wypełnianiu kolejnych dokumentów. Rejestr przyspieszy na przykład wskazanie zaległości podatkowych. Będzie można uregulować je dzięki, wprowadzanemu przez ZUS, systemowi bankowemu umożliwiającemu opłacenie składek przez internet, co oznacza, że drogą elektroniczną będzie można przeprowadzić cały proces rozliczenia się z ZUS-em. Zakład porozumiał się już w tej sprawie z kilkoma bankami. ZUS zinformatyzowany staje się więc instytucją na miarę i klasę światowych korporacji. Dokumenty mają tu w całości funkcjonować w tzw. systemie workflow, co oznacza, że sprawniej krążą między poszczególnymi jednostkami i urzędnikami, a instytucja podzielona jest na tzw. front office, w którym podejmowane są decyzje, oraz back office będącym urzędowym zapleczem. Jeszcze w 2009 r. ZUS zapisywał dane na tradycyjnych
trzyipółcalowych dyskietkach. Dziś... działa w oparciu o nowoczesny system internetowy, przez który można zadać pytanie wirtualnemu konsultantowi! Nowoczesny ZUS stara się odpowiadać również na potrzeby młodych, zaawansowanych informatycznie. Dla nich jest obsługa przez... telefon(!). W przygotowaniu są też aplikacje na smartfony i tablety, z których korzystać będzie można już pod koniec tego roku. A przy tym ma być ZUS przyjazny i – jak zapewnia Prezes – tańszy w utrzymaniu – roczny koszt funkcjonowania głównych systemów Zakładu ma obniżyć się z dzisiejszych 385 mln zł do 280 mln zł w 2017 r. Prezes Derdziuk zapewnia, że w ZUS jest wielu znakomitych ekspertów z obszaru IT. W październiku, zgodnie z ustawą, OFE przekaże do ZUS informację o liczbie i wartości jednostek rozrachunkowych umorzonych 3 lutego 2014 r. w odniesieniu do poszczególnych członków OFE. I na tej podstawie zakład zaewidencjonuje na subkoncie każdego ubezpieczonego odpowiednią składkę, zwaloryzuje ją 1 czerwca 2015 roku i przedstawi wszystkim ubezpieczonym, wysyłając informację o stanie konta oraz aktualizując dane na Platformie Usług Elektronicznych. To duża operacja, także informatyczna, ale i na nią ZUS jest – w opinii Prezesa – przygotowany. Czyli... żyć, nie umierać? A jak sytuacja wygląda po drugiej stronie okienka?
Teberia 4/2014
35
NA OKŁADCE
ZUS – back office
I znowu wszystko rozbija się o pieniądze. Prawdziwe, nie wirtualne. Całkowity budżet ZUS na wszystkie inwestycje w IT w ciągu najbliższych czterech lat to 800 mln zł! A to przecież nie jedyne koszty. W związku z reformą emerytalną i przeniesieniem środków z OFE do ZUS, Zakład Ubezpieczeń Społecznych zamierza zatrudnić ponad 1000 pracowników. ZUS wyliczył, że – jak informuje serwis zus.pox.pl – każdego roku będzie potrzebował dodatkowe 77,5 mln zł tylko na pensje dla nowych urzędników. Właśnie dlatego Prezes ZUS do projektowanych zmian w systemie emerytalnym zgłosił kilka uwag. W piśmie przesłanym do Ministra Pracy i Polityki Społecznej, napisał: Wskazanie ZUS, jako głównego wykonawcy proponowanych zmian, oznacza nowe obowiązki, które wymagać będą wysoko wykwalifikowanych pracowników. (...) W celu zapewnienia odpowiednich zasobów do niezakłóconego wdrożenia reformy systemu emerytalnego w 2014 r. fundusz wynagrodzeń powinien zostać zwiększony o kwotę 64,8 mln zł plus pochodne (12,7 mln zł). Tak, to ten sam Prezes, zapewniający, że nowy system będzie tańszy w utrzymaniu, ale może miał na myśli co innego... Zwłaszcza, że zatrudnienie dodatkowych pracowników to nie tylko koszty wynagrodzeń. Wyposażenie stanowisk pracy i utrzymanie ich (komputery, meble, dodatkowa powierzchnia biurowa) pochłonie kolejne dziesiątki milionów złotych. NIK kontroluje ZUS każdego roku, ale robi to głównie pod kątem prawidłowości wykonania budżetu. Tymczasem najistotniejszy problem leży w tym, czy system informatyczny ZUS, budowany od 1997 r. za ogromne pieniądze i nieustannie rozbudowywany, działa sprawnie i bezpiecznie i czy czasem nie uzależnił się od generalnego wykonawcy? Teberia 4/2014
36
NA CZASIE OKŁADCE Prezes NIK o te właśnie pytania postanowił rozszerzyć zakres kontroli. Na razie uniemożliwia mu to fakt, że oryginały istotnych dokumentów zabrano do Kancelarii Premiera, któremu nie podobają się protokoły z posiedzeń rady nadzorczej ZUS. Wynika z nich, że poszczególne części systemu informatycznego niezupełnie są ze sobą kompatybilne, a w jednej trzeciej kont płatników składek znajdują się błędy. Może to niestety oznaczać, że zapisy na naszych kontach indywidualnych nie odzwierciedlają sumy wpłaconych składek. Problem w tym, że właściwie nikt nie jest w stanie tego sprawdzić, bo jak - jak mówią na mieście – molocha nie ogarnia nikt... Prezes Derdziuk zapewnia, że do połowy 2015 r. (!) wszystkie błędy zostaną wykryte i poprawione. Tymczasem ewakuują się niektórzy członkowie zarządu. Wiceprezes Mirosława Boryczka, odpowiedzialna za finanse, zrezygnowała z funkcji jeszcze w grudniu i przeszła do Ministerstwa Finansów. Dariusz Śpiewak, wiceprezes, któremu podlegała właśnie informatyzacja, pracował w ZUS tylko do końca lutego br. Najwyższa Izba Kontroli chce wiedzieć, czy operacja przelewania części naszych składek emerytalnych z OFE do ZUS przebiega bez zakłóceń. Centralne Biuro Antykorupcyjne bada ubiegłoroczne przetargi informatyczne. ZUS na informatykę wydaje każdego roku ogromne pieniądze, najczęściej wygrywa firma Asseco. Reporterzy TVN wyśledzili, że pracownicy ZUS, zasiadający w komisji przetargowej, podobnie jak osoby związane z Asseco oraz osoba z Urzędu Zamówień Publicznych, odpowiadająca za prawidłowość wyłonienia wykonawcy zamówienia za 600 mln zł, zasiadały we władzach mało znanej kościelnej fundacji. Ale – paradoksalnie – prawda jest właściwie i taka, że bezpiecznie dla ZUS-u i dla nas wszystkich jest właśnie to, że to Asseco rozwija i konserwuje ten system. Teberia 4/2014
37
NA OKŁADCE Czy to oznacza, że ZUS już na zawsze skazany jest na współpracę z Asseco? Przy tak skomplikowanym systemie informatycznym wszystko wskazuje na to, że tak. Jedyną alternatywą na przejęcie odpowiedzialności za działanie systemu, dla ZUS-u jest... sam ZUS. Musiałby on stworzyć silny zespół specjalistów i przez parę najbliższych lat przejmować system. Czy takie działanie byłoby lepsze? Bardziej skuteczne i bezpieczne? Nie wiadomo. Jedno natomiast jest pewne – wtedy już nikt nie będzie wiedział, ile tak naprawdę będzie kosztował podatnika system informatyczny w ZUS. Podatnika, płatnika... najważniejsze ogniwo systemu. Bo to, co naprawdę cenne to właśnie dane płatników.
Trzeba podkreślić, że ZUS dysponuje największą bazą danych o Polakach – ich zarobkach, zwolnieniach lekarskich, rentach i emeryturach, wysokości składek na zdrowie i adresach wszystkich polskich przedsiębiorstw. Żeby dobrze je chronić wybudowano tzw. Pentagon, czyli okazały gmach, którego budowa kosztowała aż 160 mln zł. To, co w nim najważniejsze, czyli serwery Kompleksowego Systemu Informatycznego (KSI), ukryto w podziemnym schronie. System miał być najnowocześniejszy w Europie, jest w piątce największych. Zusowski Pentagon zbudowano na życzenie Urzędu Ochrony Państwa, który zażądał przeniesienia budynku z ul. Czerniakowskiej w Warszawie w bardziej bezpieczne i odludne miejsce, a co ciekawe rygory bezpieczeństwa nakazują wy-
Teberia 4/2014
38
NA OKŁADCE budować identyczny schron zapasowy. Za kolejne 160 mln zł? Ale czego nie robi się dla ochrony naszych danych…? Okazałość głównej siedziby firmy nie ograniczyła rozmachu oddziałów terenowych. Co prawda system informatyczny ZUS ma pomagać petentowi w kontaktach online, ale co z tymi, którzy nie skorzystają z tej opcji? Dla tych wciąż żywa jest stara zasada, że każdy klient musi mieć do ZUS nie dalej niż 20 km. Obecnie są więc w kraju 43 oddziały na szczeblu województw, 215 inspektoratów oraz 69 biur terenowych. Zatrudniają w sumie prawie 46 tys. osób. Bo komfort petenta jest najważniejszy...
ZUS update... 2040?
Co by nie napisać o rozwoju i informatyzacji ZUS, perspektywy dla polskich emerytów nie są zbyt optymistyczne. Jakbyśmy się nie starali, to – choćby ze względu na recesje demograficzną – nie uciekniemy przed niską emeryturą… A gdyby tak dać ponieść się fantazji, przywołać futurologiczne wizje ekonomistów-wizjonerów (dalibóg, są tacy)…? Taki wariant istnieje np. według Ignacego Morawskiego – publicysty i ekonomisty – który twierdzi, że jest kilka czynników, mogących ukazać naszą emerytalną przyszłość w nieco jaśniejszych barwach. Z jednej strony są to zjawiska ekonomiczno-społeczne, takie jak choćby wzrost dzietności, imigracji czy stopy oszczędzania, z drugiej – co bardziej interesujące – zmiany w technologii i stylu życia.
Stosunkowo łatwo można wyobrazić sobie na przykład postęp technologii w zakresie wytwarzania energii oraz automatyzacji produkcji i usług. A może być to czynnik, który będzie zapewniał wysoki wzrost wydajności pracy i jakości życia. Dzięki zaawansowaniu technologii pozyskiwania energii jej cena może być wielokrotnie niższa niż obecnie, co drastycznie zmieni schematy produkcji i konsumpcji. Dzięki temu jakość życia za 50 lat może być znacząco wyższa niż dziś, a emerytura w wysokości jednej czwartej przeciętnego wynagrodzenia nie będzie się wiązała z poczuciem wykluczenia. Postęp technologiczny poważnie ograniczy również konieczność pracy fizycznej, to zaś sprawi z kolei, że człowiek będzie mógł pracować dłużej – nawet do 75. roku życia, a to zdecydowanie zmienia kalkulację przyszłej emerytury. Trudniej wyobrazić sobie inny aspekt rozwoju technologicznego, mianowicie sytuację, w której większość nabywanych towarów człowiek produkuje sam albo zamawia w lokalnych zakładach. Jednak, biorąc pod uwagę chociażby postęp w zakresie druku 3D to naprawdę możliwe. Niewielkiego tylko stopnia abstrakcji wymaga także wyobrażenie sobie sytuacji, w której człowiek staje się samowystarczalny – sam produkuje konsumowaną przez siebie energię, żywność oraz niektóre towary przemysłowe. To, ile zarabiamy, nie ma wtedy większego znaczenia dla komfortu życia.
Teberia 4/2014
39
NA OKŁADCE
Jeszcze bardziej egzotyczna, choć wcale niewykluczona może być wizja wzrostu popytu na czas wolny. Jeżeli dojdziemy do granic konsumpcji i zacznie rosnąć preferencja dla czasu wolnego, jakość życia w momencie przechodzenia na emeryturę nie będzie doznawała silnego uszczerbku. To futurologiczne spojrzenie na przyszłość, nie jest tak bardzo abstrakcyjne, jak mogło się wydawać. W końcu, jaką mamy gwarancję, że świat za 20 lat będzie w ogóle podobny do dzisiejszego? Zwłaszcza, biorąc pod uwagę słowa, które powiedział inny ekonomista – John Maynard Keynes: Niesłuszne jest poświęcanie teraźniejszości dla przyszłości, jeśli nie możemy wyobrazić sobie wariantów przyszłości w sposób wystarczająco konkretny. Jeżeli nie widzimy ich tak wyraźnie jak teraźniejszości, nie możemy mieć pewności, że wymiana jest warta zachodu.
Jak rozwinie się sytuacja ubezpieczeń społecznych w odległej przyszłości trudno dziś rozstrzygnąć. Na razie rządowy sen przejęcia pieniędzy podatników z OFE spełnia się lepiej, niż zakładano. ZUS podał informację, że w ciągu pierwszych jedenastu dni kwietnia wpłynęło 18 447 oświadczeń o pozostaniu w OFE. To oznacza wpływ 1,6 tys. deklaracji dziennie. Jeśli statystyka się nie zmieni, to w funduszach pozostanie tylko ok 200 tys. Polaków. Czyli ok. 1,5 proc. z 13 mln obecnych klientów OFE. Liczby te różnią się znacząco zarówno od rządowych założeń, jak i szacunków samych funduszy. Rząd zakładał, że do funduszy trafi połowa ubezpieczonych, czyli 6,5 mln Polaków. Zaś same towarzystwa liczyły na 20-30 proc., czyli od 2,5 mln do 4 mln ubezpieczonych. Czemu tak mało osób złożyło swoje oświadczenie? Trudno na razie stwierdzić – wielu zakłada, że ma jeszcze czas,
Teberia 4/2014
40
TECHNOLOGIE NA OKŁADCE
inni są zbyt leniwi, na co – nie ukrywajmy – liczył ustawodawca, podejmując decyzję, o tym, że – by pozostać w OFE należy wypełnić oświadczenie – podczas gdy właściwie powinno być odwrotnie. A wszystko to odbywa się w atmosferze peanów i laurów. ZUS jest bowiem laureatem licznych nagród, jak chociażby WEKTORY 2012 za „uruchomienie Platformy Usług Elektronicznych i udowodnienie, że administracja publiczna może wprowadzać nowoczesne narzędzia przyjazne zarówno obywatelom, jak i przedsiębiorcom.” Ponadto instytucja ta otrzymała tytuł „Lidera Informatyki 2012, kapituła konkursu Businessman. pl TELEINFO 100, uznała ZUS za jedną
z najlepiej zinformatyzowanych instytucji w Polsce, zaś Komisja Europejska doceniła e-inspektorat ZUS, stawiając go w rzędzie trzech najlepszych witryn e-administracji w Polsce. Tymczasem, mimo informatyzacji, koszt utrzymania ZUS wzrasta, afera przetargowa goni aferę, wszystko przy poklasku rządu wmawiającego, że w całej tej operacji chodzi przede wszystkim o naprawę systemu emerytalnego, reformowanego w trosce o pieniądze podatników, które zresztą natychmiast po wpływie do ZUS zamieniają się w wirtualne aktywa… Bo do tego w końcu sprowadza się problem – wirtualna przyszłość oparta o wirtualna kasę versus realna teraźniejszość z realnymi pieniędzmi, wyciągniętymi z naszych kieszeni i pakowanych bez kontroli w co popadnie... Jeden z kontrowersyjnych polityków powiedział kiedyś, że ZUS jest niewątpliwie organizacją przestępczą, tylko niezorganizowaną. I wszystko wskazuje na to, że informatyzacja niewiele tu pomoże.
Dominika Bara
Źródła: Joanna Solska: Życie wewnętrzne molocha. Polityka.pl; Ignacy Morawski: Czy technologia może uratować emerytów? m.fosal.pl; http://m. wyborcza.biz/biznes; http://biznes.gazetaprawna. pl; wikipedia.pl
Teberia 4/2014
41
NA CZASIE
O
Czas na
zgazowanie węgla Czy pilotaż, który rozpoczął się kilka dni temu rozpaleniem georeaktora 400 m pod ziemią w kopalni Wieczorek, jest tylko – jak wieszczą sceptycy – ekstrawaganckim eksperymentem, który nie wróży rewolucji energetycznej?
– Nieraz zarzucano pojedyncze badania nad podziemnym zgazowaniem. Nie było informatyki, analityki, zaawansowanego modelowania, wierceń kierunkowych. Nie było też motywacji, przy obfitości paliw. Teraz jednak, od 2000 r., mamy erę ponownego zainteresowania tym procesem: w Australii, Chinach, RPA, Kanadzie, również w USA. Teberia 4/2014
42
bserwujemy cały ciąg projektów, które stopniowo doprowadzają technologię do pożądanego stanu – mówi prof. Krzysztof Stańczyk z Głównego Instytutu Górnictwa, jeden z koordynatorów polskiego projektu w kopalni Wieczorek. Rewolucja zgazowaniowa jak łupki? Dlaczego wokół zgazowania nie słychać o rewolucji, jak wokół łupków? – W łupkach sukces polega na uwolnieniu uwięzionego gazu. Przy zgazowaniu węgiel zamieniamy jednak w coś innego. Proces jest trudniejszy, może przebiegać niejednolicie. Na wielu jego etapach zachodzi mnóstwo reakcji: odgazowanie, pyroliza, wstępne suszenie węgla. Wiemy o tym z obserwacji w reaktorach powierzchniowych, które są już dopracowane technicznie, dostrojone do określonych węgli, do odpowiednich temperatur i ciśnień. Pod ziemią nie umiemy jeszcze kontrolować tego tak dobrze, jak na powierzchni – opisuje prof. Stańczyk, dodając, że ogromne powierzchniowe
NA CZASIE
instalacje pracują m.in. w USA, Belgii, Hiszpanii, a w Chinach, gdzie panuje prawdziwy boom na zgazowanie, reaktorów jest już kilkaset. Jednak to się opłaca Zgazowanie węgla może być zatem opłacalne, przynajmniej tam, gdzie węgiel do reaktorów wydobywa się tanio, np. z odkrywek. Czy nasz polski nie jest zbyt kosztowny? – Przy założeniu, że będziemy musieli wychwytywać jak najwięcej dwutlenku węgla, zgazowanie wykazuje przewagę i jest konkurencyjne wobec spalania węgla – szacuje ekspert GIG i dodaje, że jeśli nauczymy się zgazowania pod ziemią, odpadnie koszt wydobycia.
Zgazowanie podziemne dotyczyłoby głębokości poniżej granicy bezpieczeństwa w tradycyjnym górnictwie, np. poniżej 1200 m, gdzie mamy mnóstwo pokładów. – Nasz projekt obejmuje wszystkie aspekty: od przejrzenia warunków hydrogeologicznych złóż na Śląsku czy w Zagłębiu Lubelskim po analizę ekonomiczną. Nie chodzi przy tym o zastępowanie tradycyjnego górnictwa, bo nie jesteśmy w stanie nagle zastąpić otworami do zgazowania tych 70 mln t wydobywanego węgla – mówi prof. Stańczyk. Kiedy zaczniemy praktycznie korzystać z badań? - Jeśli za 5 lat zgazowanie podziemne zacznie się na dobre, to wymagać będzie kolejnych 20 lat, by technologia się umocniła i rzeczywiście zaczęła nam służyć tam, dokąd nie dotrą kopalnie – szacuje profesor.
Teberia 4/2014
43
NA CZASIE
Problemów jeszcze bez liku Gazy z podziemnego reaktora są np. silnie wybuchowe. Trzeba też umiejętnie wybrać złoże, ale kawerna w kopalni doświadczalnej GIG Barbara już dobrze wróży na przyszłość: - Nie było w niej pustych miejsc, jak sobie wyobrażaliśmy, tylko bardziej gąbczasta substancja. Powstały karbonizat częściowo wzmocnił nawet podziemną konstrukcję – zaznacza prof. Stańczyk. Trzeba umieć oczyścić gazowy produkt, za każdym razem trochę inny w składzie: na początku bogatszy w wodór i tlenek węgla. - Musimy wiedzieć, jak ustabilizować jego parametry. Ewentualnie skonstruować bardzo elastyczne urządzenia, które będzie zasilał. Można zbudować magazyn na ok. 100 m sześc., w którym lepsze paliwo gazowe będzie mieszało się z gorszym i uśredniało swe właściwości – mówi ekspert GIG. Jeden otworek dla małego miasteczka? Układy do zgazowania mają dawać paliwo dla małej elektrociepłowni o mocy od 20 do 50 MW, czyli na potrzeby miasteczka. - Z czasem moc może rozwinąć się do 100 MW, ale duże elektrownie mają ok. 500-1000 MW, czyli są ciągle dziesięciokrotnie większe. W Chinach, z dala od siedzib ludzkich, planuje się układ o mocy 1000 MW. Na Śląsku i w Polsce nie ma takiej dostępności terenów – opisuje prof. Stańczyk i rozpra-
sza obawy, które rozsiewają przeciwnicy zgazowania, strasząc mieszkańców śląskich miast, że z powodu podziemnych pożarów mogą spodziewać się w domach „ogrzewania podłogowego”... – Nie tylko ekologom leży na sercu ochrona środowiska. Po to badamy szczegółowo nawet śladowe stężenia (cząsteczka na miliard) toluenu, benzenu, fenoli, związków organicznych i nieorganicznych, które hipotetycznie mogłyby się rozejść naokoło reaktora, po to przewidujemy, co się stanie w kawernie po latach, gdy napłyną tam wody, by nie dopuścić do jakichkolwiek zagrożeń! – podkreśla naukowiec. „Perpetuum mobile” na kilkanaście lat Dla laika instalacje do podziemnego zgazowania kojarzyć się mogą z perpetuum mobile, które „działa samo” przez wiele lat. - W Australii gazuje się np. 900 m pokładu węgla i starcza go na mniej więcej rok. Potem można otwór przesunąć. Na jednym układzie nie będzie można pracować bardzo długo, ale jeśli zaczniemy przerabiać paliwo gazowe (optymalnie na energię elektryczną), to można będzie wykonać kolejnych np. 10 otworów podawczych, które wystarczą na 10-15 lat – szacuje prof. Stańczyk, podkreślając, że instalacje na powierzchni będą niewielkie i nie zaburzą krajobrazu. Ostatnia korzyść może wiązać się z eksportem polskich patentów podziemnego zgazowania, w których możemy specjalizować się dla europejskich warunków geologicznych.
Teberia 4/2014
źródło: Trybuna Górnicza
44
Witold Gałązka
NA CZASIE
CO+H2
pompa zasysająca gaz syntezowy
O2+H2O
spalanie
pokład węgla
Pierwszy taki eksperyment
W
katowickiej kopalni Wieczorek naukowcy rozpoczęli próbę podziemnego zgazowana węgla. To pierwszy taki eksperyment w czynnej kopalni w Polsce. Uruchomiona w poniedziałek 24 marca pilotażowa instalacja została wybudowana przez Główny Instytut Górnictwa (GIG) i Katowicki Holding Węglowy (KHW) w ramach prowadzonego zadania badawczego.
Teberia 4/2014
45
pompa tłocząca tlen i parę wodną
KREATYWNI
W
edług rzecznika KHW Wojciecha Jarosa, eksperyment powinien potrwać 2-3 miesiące. W tym czasie w instalacji zostanie zgazowane ok. 1200 ton węgla. Jak podkreśliła rzeczniczka GIG Sylwia Jarosławska-Sobór, podczas eksperymentu naukowcy chcą poznać odpowiedzi na pytania dotyczące oddziaływania procesu na środowisko. Próba ma również pokazać, że zgazowaniem da się sterować i można go na dowolnym etapie zatrzymać. Podziemne zgazowanie węgla polega na doprowadzeniu do zapalonego złoża wę-
gla tzw. czynnika zgazowującego (powietrza, tlenu lub pary wodnej) i odbiorze wytworzonego gazu na powierzchni. Najważniejsze jest umiejętne sterowanie podawaniem czynnika zgazowującego tak, by uzyskać temperaturę umożliwiającą wytwarzanie gazów o określonym składzie. Uzyskiwany w ten sposób gaz można użyć do wytwarzania ciepła i elektryczności w energetyce; może zastąpić gaz ziemny w chemii, można go także użyć do wytwarzania paliw płynnych. Pilotażowa instalacja składa się z dwóch głównych części.
Teberia 4/2014
46
KREATYWNI Pierwsza, podziemna, zlokalizowana jest 400 m pod powierzchnią, a jej najważniejszym elementem jest georeaktor zgazowania. W drugiej części, na powierzchni, znajdują się elementy zasilania georeaktora oraz odbioru, oczyszczania i utylizacji gazu. Uruchomiona instalacja ma zgazować od 100 do 600 kg węgla na godzinę, a maksymalna ilość uzyskiwanego w tym czasie gazu wyniesie 1500 m sześc. Naukowcy spodziewają się, że uzyskiwany gaz będzie miał wartość opałową w granicach ok. 3,5-5 megadżuli na metr sześc. 53 proc. objętości uzyskiwanego gazu będzie stanowił azot; będzie w nim też 16 proc. dwutlenku węgla, 15 proc. wodoru, 12 proc. tlenku węgla i 3 proc. metanu. Eksperyment realizowany jest w ramach programu badań naukowych i prac rozwojowych „Zaawansowane technologie pozyskiwania energii”, finansowanego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Oprócz opracowania strategii rozwoju zgazowania węgla w Polsce, głównym celem zadania jest opracowanie projektu technologicznego i wstępnego studium wykonalności instalacji demonstracyjnej podziemnego zgazowania węgla w skali 20 megawatów. Jako podstawowe źródło danych w tym zakresie będą rezultaty próby w kopalni Wieczorek. Celem prowadzonych przez GIG i KHW badań jest opracowanie własnej technologii podziemnego zgazowania węgla.
Badania prowadzone w GIG zostały częściowo ukierunkowane na opracowanie technologii podziemnego zgazowania węgla metodą szybową, w której zakłada się wykorzystanie istniejącej infrastruktury kopalni dla wykorzystania złóż resztkowych węgla. GIG od 2007 r. uczestniczy w badaniach procesu podziemnego zgazowania węgla, koordynując realizację dwóch dużych projektów HUGE i HUGE 2, współfinansowanych przez Fundusz Badawczy Węgla i Stali. W 2010 r. naukowcy z GIG z sukcesem przeprowadzili eksperyment podziemnego zgazowania węgla w Kopalni Doświadczalnej Barbara w Mikołowie; zgazowano tam ponad 20 ton węgla. W zależności od mieszanki tzw. czynnika zgazowującego, uzyskany produkt różni się wartością opałową - np. gaz uzyskany ze zgazowania tlenem charakteryzuje się wartością opałową rzędu 8 megadżuli na metr sześc., a powietrzem – 3,5-4,5 megadżuli na m sześc. Jak zaznaczają specjaliści, inaczej niż w przypadku zgazowania powierzchniowego, w przypadku podziemnego zgazowania o rodzaju technologii i wielkości instalacji decydują uwarunkowania złoża.
Teberia 4/2014
47
PREZENTACJE
KGHM: Ruszyło wydobycie z obszaru Głogów Głęboki-Przemysłowy
Głęboko i jeszcze głębiej
K
GHM rozpoczął wydobycie miedzi i srebra z obszaru Głogów Głęboki-Przemysłowy. To najgłębiej do tej pory znajdujący się oddział wydobywczy spółki – poniżej poziomu 1200 metrów. Docelowo w 2019 roku szyb będzie jeszcze o ponad 100 metrów głębszy, a produkcja sięgnie 10-11 mln ton rudy rocznie. Nowy obszar zapewni produkcję na nawet 40 lat. Złoże to będzie eksploatowane przez dwie istniejące już kopalnie „Rudna” i „Polkowice-Sieroszowice”. Teberia 4/2014
48
Prace udostępniające i przygotowawcze związane z uruchomieniem pierwszego pola eksploatacji w obszarze GG-P rozpoczęto w 2010 roku. Ich zakres obejmował m.in. wydrążenie wyrobisk udostępniających, budowę komór maszyn ciężkich oraz wykonanie infrastruktury wentylacyjnej i klimatycznej. W grudniu ubiegłego roku wydobyto pierwszy kubeł urobku z głębionego szybu wentylacyjnego GG-1. Jego budowa prowadzona jest etapami i zakończy się w 2019 roku. Będzie to najgłębszy z 31 szybów w Zagłębiu Miedziowym, o docelowej głębokości 1340 metrów i średnicy 7,5 metrów. – Zagospodarowywanie złóż zalegających poniżej poziomu 1200 metrów jest dla KGHM naturalnym kierunkiem rozwoju w Polsce. Rozpoczęcie produkcji poniżej tego poziomu w obszarze „Głogów GłębokiPrzemysłowy” to dla nas otwarcie bramy do nowych zasobów o wysokiej zawartości miedzi. Naszym celem jest przedłużenie wykorzystania optymalnych zdolności produkcyjnych kopalń i hut w Polsce o kolejne dziesięciolecia. Chcemy utrzymać wydobycie około 30 mln ton rudy i produkcję około 2 mln ton koncentratu miedzi rocznie. Pracujemy również nad rozpoznaniem potencjału dalszej eksploatacji w obszarach
PREZENTACJE
położonych na północ od obecnie zagospodarowywanych złóż – powiedział Herbert Wirth, Prezes Zarządu KGHM Polska Miedź S.A. KGHM posiada dostęp do czwartych pod względem wielkości zasobów miedzi na świecie. Ich łączna wielkość w Polsce szacowana jest na 1,2 mld ton rudy, co przy obecnym poziomie produkcji pozwoli utrzymać prace kopalń przez kolejnych 30–40 lat. Aby to osiągnąć niezbędny jest rozwój systemu głębokiego wydobycia i uruchamianie nowych oddziałów górniczych. Tylko w ten sposób możliwe jest pełne dotarcie do złoża GGP, stanowiącego około jednej czwartej zasobów miedzi i około jednej trzeciej zasobów srebra we wszystkich obszarach koncesyjnych KGHM w Polsce. – Eksploatacja obszaru „Głogów Głęboki-Przemysłowy” jest wielkim wyzwaniem technologicznym. Z dotychczasowego poziomu 950 metrów schodzimy o 260 metrów w dół. Oznacza to pracę w znacząco wyższej temperaturze i przy większej wilgotności powietrza, co wiąże się z koniecznością zwiększenia mocy
wentylatorów i klimatyzacji centralnej. Dodatkowo odległość od szybu zjazdowego do pola wydobywczego wynosić będzie ponad 8 km, co z kolei wpłynie na ponad dwukrotne wydłużenie dróg wentylacyjnych i skrócenie efektywnego czasu pracy o 30%. W efekcie wraz ze wzrostem głębokości eksploatacji obserwować będziemy zwiększenie kosztów wydobycia miedzi – powiedział Wojciech Kędzia, Wiceprezes Zarządu KGHM Polska Miedź S.A. Produkcja w rejonie GG-P wiąże się również z większą ekspozycją na potencjalne zagrożenia gazogeodynamiczne. W celu ich identyfikacji – po raz pierwszy na świecie – zastosowano na szeroką skalę badanie metodą prześwietlania sejsmicznego. Technika ta umożliwia rozpoznanie struktury górotworu za pomocą fal podłużnych i poprzecznych. Na podstawie przebiegu fal, czasu ich rozchodzenia i odkształceń określany jest szczegółowy układ warstw geologicznych oraz osłabień w ich strukturze, będących potencjalnym zagrożeniem dla działalności górniczej.
Teberia 4/2014
49
PREZENTACJE Fale wzbudzane były w 62 punktach kopalni „Rudna” na głębokości około 1000 metrów. W latach 2004–2014 łączne nakłady inwestycyjne przeznaczone na udostępnienie złoża w obszarze GG-P wyniosły 931 mln zł. Szacowane zasoby złoża wynoszą ponad 300 mln ton rudy, przy średniej zawartości miedzi na poziomie 2,5%. W 2014 roku produkcja z tego obszaru, będąca częścią planu kopalni „Rudna”, wyniesie około 1 mln ton rudy i około 14,5 tys. ton miedzi elektrolitycznej. Docelowo eksploatacja w tym obszarze prowadzona będzie przez kopalnie „Rudna” i „Polkowice-Sieroszowice”. W okresie największego nasilenia robót eksploatacyjnych, tj. w latach 2028–2035, produkcja z tego obszaru wynosić będzie 10–11 mln ton rudy oraz 200–220 tys. ton miedzi elektrolitycznej rocznie. – Nowy obszar pozwoli na utrzymanie wydobycia na stałym poziomie i da możliwość utrzymania miejsc pracy – mówi Mirosław Laskowski, dyrektor oddziału Zakłady Górnicze „Rudna”. Spółka zapowiada, że w przyszłości będzie prowadzić więcej prac na dużych głębokościach.
To niezbędne, bo choć złoża KGHM -u w Polsce szacuje się jako czwarte pod względem wielkości na świecie, to ich eksploatacja wymaga zejścia głębiej. – Jeszcze kilka lat temu koncepcja budowy KGHM zakładała eksploatację do 1000 metrów. Natomiast pokonanie problemów technicznych pozwoliło na to, że doszliśmy do poziomu 1200 metrów. Dzisiaj już jesteśmy poniżej tego poziomu. Jestem przekonany, że poprawa organizacji pracy, nowe maszyny, inne systemy eksploatacji – może kombajnem, może metodą ścianową – pozwolą nam sięgnąć jeszcze głębiej – prognozuje Wojciech Kędzia. Praca na dużej głębokości wiąże się z większymi zagrożeniami, ale nie będzie całkowicie zautomatyzowana. Kędzia podkreśla, że bezpieczeństwo jest priorytetem. Maszyny wykorzystywane na tej głębokości będą podobne do innych, choć będą wymagały nieznacznego dostosowania.
Teberia 4/2014
źródła: KGHM, Newseria
50
Jac
CIEKAWE
Do granic opłacalności
G
łogów Głęboki-Przemysłowy to obecnie najgłębiej znajdujący się oddział wydobywczy nie tylko KGHM, ale w całym polskim górnictwie. Najgłębszą kopalnią podziemną w Polsce jest dziś wprawdzie KWK Budryk w Ornontowicach na Śląsku, której wyrobiska położone są na poziomie 1290 (poziom nie jest równoznaczny z głębokością liczoną w metrach, jest to wielkość jedynie zbliżona – red.), jednak obecnie na tym poziomie nie prowadzona jest eksploatacja. Wszystkie prace związane z uruchomieniem poziomu 1290 (pod ziemią i na powierzchni) mają się zakończyć dopiero na początku 2015 roku. Jednak są kopalnie w świecie, które wydobywają surowce ze znacznie głębszych pokładów (nawet do 4 km), tyle, że eks-
ploatuje się z nich tak cenne metale, jak platyna i złoto, a w sprzyjających warunkach geologicznych także nikiel i miedź. Głębokość kopalń uzależniona jest od lokalizacji złoża. Decydującym czynnikiem inwestycyjnym jest opłacalność wydobycia, a ta nie zależy jedynie od ceny surowca – kluczowym parametrem jest naturalne otoczenie. Chodzi o tzw. stopień geotermiczny. Określa on, co ile metrów w głąb ziemi temperatura przyrasta o 1 stopień Celsjusza. Średnia wartość stopnia geotermicznego wynosi 33 m, ale wykazuje on duże zróżnicowanie. Najmniejszą wartość przyjmuje on na obszarach wulkanicznych lub młodych geologicznie (kilka-kilkanaście metrów), a największą na terenie starych struktur prekambryjskich (nawet do ponad 150 m).
Teberia 4/2014
51
CIEKAWE
Wartość stopnia geotermicznego ma duże znaczenie przy budowie głębokich kopalń oraz pozyskiwaniu ciepła z wnętrza ziemi. Średni stopień geotermiczny w Polsce dla głębokości 0-500 m wynosi 47-48 m/1°C, ale w RPA sięga on 110140 m/1°C. Przyrost jest uzależniony od głębokości zalegania ciał magmowych, ukształtowania powierzchni ziemi, tektoniki skał, oraz tego czy w pobliżu dzieją się procesy wulkaniczne i zachodzą zjawiska promieniotwórcze, geochemiczne. Czynników jest tyle, że czasem na tej samej głębokości mamy w różnych kopalniach temperaturę różniącą się o kilkadziesiąt stopni. W czołowej dziesiątce najgłębiej fedrujących kopalń są zakłady tylko z dwóch państw – RPA i Kanady. To wypadkowa rodzaju złoża, warunków geologicznych i wynikającej z nich ekonomiki produkcji. Jeszcze do niedawna najgłębszym zakładem wydobywczym w świecie była kopalnia złota TauTona w Republice Południowej Afryki. Jej głębokość to 3,9 kilometra. Nazwa Tau Tona oznacza w języku Sotho „wielki lew”. Niegdyś z TauTony pochodziło ok. 50% wydobywanego złota na świecie. Kopalnia leży na zachód od Johannesburga niedaleko miasta Carletonville.
Dotarcie robotników z powierzchni do przodków, gdzie urabia się rudę zajmuje nawet godzinę. Klatka, którą górnicy zjeżdżają pod ziemię osiąga prędkość 16 metrów na sekundę. Właściciel kopalni, koncern AngloGold Ashanti rozważa budowę nowego szybu. Nowym szybem górnicy po raz pierwszy zjechaliby na ponad cztery kilometry głębokości. Uzyskano by z niego lepszy dostęp do złoża. Z obecnych szybów jest on utrudniony – z tego właśnie względu kopalnia ma przestać pracować w 2016 roku. Od dwóch lat najgłębszą kopalnią na świecie jest pobliska kopalnia złota Mponeng, gdzie dwa lata temu rozpoczęto wydobycie z głębokości ponad 4 km. Temperatura pierwotna górotworu w kopalni to około 60 stopni Celsjusza. Praca nie byłaby więc możliwa bez klimatyzacji. Nic więc dziwnego, że dobowe zużycie energii elektrycznej w kopalni jest równe temu, jakie ma miasto wielkości Katowic. Ze względu na dość duże zasoby złota (szacowane na 8,8 mln uncji) przewiduje się, że zakład będzie prowadził wydobycie jeszcze głębiej...
Teberia 4/2014
52
GOSPODARKA
Melex – elektryk z tradycjami Wczesne lata siedemdziesiąte w motoryzacji to rozpoczęcie produkcji Fiata 126p i początek jego dominacji na polskich drogach. Jednak w cieniu sukcesu Malucha rozwijał się inny pojazd - Melex, produkowany specjalnie na potrzeby kapitalistów z Ameryki. Jeździł na prąd, kiedy na drogach królowała benzyna, a jego nazwa na dobre zadomowiła się w języku polskim.
H
istoria Meleksa rozpoczyna się na początku lat siedemdziesiątych, kiedy to Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu zaczyna seryjną produkcję elektrycznych wózków golfowych przeznaczonych na rynek amerykański.
Pojazdy produkowane w komunistycznej fabryce samolotów okazują się bardzo konkurencyjne, dzięki czemu Melex szybko osiąga mocną pozycję w USA, zdobywając 10% udziału w rynku. Idzie mu tak dobrze, że konkurencja postanawia wytoczyć Meleksowi proces, który, choć wygrany przez mielecki zakład,
Teberia 4/2014
53
GOSPODARKA
Dariusz Gujda, Członek Zarządu Melex Sp. z o.o.
doprowadza do nałożenia na polskie wózki cła antydumpingowego. Drugi cios przychodzi wraz z sankcjami, nałożonymi przez prezydenta Reagana na Polskę w konsekwencji wprowadzenia stanu wojennego. Melex utracił rynek amerykański, ale straty udało się odrobić dzięki nowym rynkom zbytu w Europie i poza nią oraz dzięki rozszerzeniu oferty. Okazało się bowiem, że pojazdy Meleksa sprawdzają się nie tylko jako wózki golfowe, ale mogą służyć również do transportu towarów i osób na niewielkie odległości. Po kolejnej dekadzie ekspansję Meleksa utrudniły zawirowania związane z przemianami ustrojowymi w Polsce – w 2004 roku po wielu perypetiach i przekształceniu w prywatne przedsiębiorstwo firma zmuszona została do ogłoszenia upadłości. Wtedy jednak jej los raz jeszcze się odmienił. Udało się znaleźć inwestorów, którzy kupili firmę i dali jej szansę odbić się od dna. O tym, jak firma radzi sobie na rynku obecnie i jakie ma plany na przyszłość mówi Pan Dariusz Gujda, Członek Zarządu Melex Sp. z o.o. Melex zaczynał jako eksporter wózków golfowych do USA. W jakiej kondycji znajduje się firma po niemal czterdziestu pięciu latach działalności? To prawda, że historia Meleksa rozpoczęła się od eksportu elektrycznych wózków golfowych do Stanów Zjednoczonych na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Teberia 4/2014
54
Po latach sukcesów na tamtejszym rynku, nasze produkty na początku lat osiemdziesiątych zostały objęte embargiem, co zmusiło firmę do poszukiwania nowych rynków zbytu. Obecnie Melex posiada sieć dilerów sięgającą od Australii, poprzez większość krajów europejskich, Afrykę, aż po Argentynę. Ostatnio podpisaliśmy nową umowę z firmą ze Stanów Zjednoczonych. Liczymy, że razem z nowym dilerem przywrócimy dawną pozycję marki Melex na kontynencie amerykańskim. Ile samochodów Melex eksportuje, a ile sprzedaje na rynku lokalnym? Na rynek krajowy trafia obecnie około 30-40% naszej produkcji. Jest to wciąż najistotniejszy rynek dla Meleksa i na rynku krajowym nasz udział w sektorze pojazdów elektrycznych jest zdecydowanie największy.
GOSPODARKA W Polsce najpopularniejsze są pojazdy bagażowe, które znajdują zastosowanie w bardzo wielu branżach: od dużych zakładów produkcyjnych, poprzez parki, ośrodki sportowe, służby komunalne, lotniska, na hotelach, zamkach i pałacach kończąc. Mimo tego Polakom Melex kojarzy się najczęściej z naszymi pasażerskimi modelami, które świetnie sprawdzają się jako pojazdy turystyczne, wożące turystów po zabytkowych częściach miast. Który z rynków zagranicznych jest najważniejszy? Wśród rynków zagranicznych największym odbiorcą są kraje Skandynawii.
Tam trafia najwięcej naszych pojazdów i są to zazwyczaj najlepiej wyposażone wersje Meleksów. Tu również najczęściej trafiają pojazdy bagażowe z nowej linii modelowej N.Car. Często wyposażone są one w podnośniki hydrauliczne skrzyni ładunkowej, dodatkowe oświetlenie i niemal zawsze w ogrzewanie spalinowe typu Webasto. Nasza sieć dilerska stale się poszerza. Obecnie prowadzimy rozmowy z firmami z kilku krajów z Europy i Afryki. W najbliższym czasie powinniśmy sfinalizować negocjacje z nowym przedstawicielem na rynku rosyjskim. Między innymi z tym rynkiem wiążemy spore nadzieje rozwoju naszej firmy.
Teberia 4/2014
55
GOSPODARKA
Melex oferuje bardzo szeroką gamę produktów. Czy któryś z nich cieszy się szczególnym zainteresowaniem ze strony klientów? Wśród ponad 100 wersji naszych pojazdów trudno wskazać jeden flagowy model. Z jednej strony można tym mianem określić pojazd oznaczony symbolem 392. To ciężki pojazd bagażowy, który może przewieźć 1250 kg ładunku. Taką ładowność mają spalinowe samochody dostawcze, a porównując koszty użytkowania, nasz Melex zostawia spalinową konkurencję daleko w tyle. Również jego niewielkie rozmiary powodują, że bez trudu przemierza ciasne uliczki i wąskie drogi transportowe wielu zakładów produkcyjnych. Linia modelowa N.Car, którą zaprezentowaliśmy w 2009 roku cieszy się sporą popularnością dzięki połączeniu ciekawej stylistyki z nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi. Modele tej serii wyposażone są między innymi w komfortowe, wielowahaczowe zawieszenie, energooszczędne i bezobsługowe silniki prądu przemiennego, czy nowoczesny, zintegrowany wyświetlacz EnGage IV, który w jednym miejscu w czytelny sposób prezentuje kierowcy wszystkie niezbędne informacje. Ostatnio do naszej oferty dołączyły pojazdy z nową instalacją 72V, dzięki której zasięg Meleksów wzrósł Teberia 4/2014
56
do niemal 130 km na jednym ładowaniu. Jeżeli połączymy to z ładownością 1 000 kg w przypadku modelu 391, to otrzymujemy bardzo atrakcyjny pojazd do dystrybucji lokalnej. Ale każdy z naszych pojazdów jest w pewnym sensie wyjątkowy. Gama naszych pojazdów pasażerskich obejmuje zarówno niewielkie modele przeznaczone dla czterech osób, jak i pojazdy sześcioi ośmioosobowe, czy przyczepy pasażerskie. Ostatnio dołączył do nich nasz najnowszy model czteroosobowy, który może pełnić rolę na przykład elektrycznej taksówki miejskiej. Pojazdy bagażowe mogą przewozić dwie lub cztery osoby i od 150 do 1250 kg ładunku. Każdy z modeli może zostać wyposażony w specjalistyczną zabudowę i szereg dodatkowych elementów poszerzających jego zastosowanie. W naszej ofercie są także modele specjalistyczne, jak ambulanse, pojazdy do przewozu osób na wózkach inwalidzkich czy karawany pogrzebowe. Nie mogło również zabraknąć typowego wózka golfowego, z którym wciąż jeszcze Melex jest często kojarzony. >>>
GOSPODARKA
Na tegorocznych targach Motorshow w Poznaniu premierę miał nowy model Meleksa, przeznaczony do codziennego, miejskiego użytku. Czym wyróżnia się ten pojazd? Model noszący oznaczenie 363 został stworzony z myślą o przemierzaniu coraz bardziej zatłoczonych centrów miast. Na targach zaprezentowaliśmy egzemplarz prototypowy, który wciąż jeszcze poddawany jest rygorystycznym testom i usprawniany. Jego seryjna produkcja rozpocznie się najprawdopodobniej w połowie roku. Staramy się również o homologację uprawniającą do poruszania się Teberia 4/2014
57
nim po drogach Unii Europejskiej. Taką homologację posiada wiele modeli naszej marki i mamy nadzieję, że ten pojazd dołączy do nich już niebawem. Model 363 pochodzi z nowej linii modelowej N.Car, dzięki czemu może pochwalić się nie tylko oryginalną stylistyką, ale i nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi. Sądząc po zainteresowaniu, jakie wzbudzał w czasie targów Motor Show w Poznaniu nie będziemy mieli najmniejszych problemów z przekonaniem klientów do naszego produktu. Jego dużą zaletą są bardzo niewielkie rozmiary pozwalające wcisnąć się w niemal każdą uliczkę, czy miejsce parkingowe. Co więcej pojazdy elektryczne mogą poruszać się po wielu zamkniętych dla samochodów częściach miast, co powinno zainteresować na przykład taksówkarzy. Spacerując po Krakowie można odnieść wrażenie, że Meleksami jeżdżą przede wszystkim przewodnicy miejscy i wycieczki. Które branże, poza turystyką, korzystają z Meleksów? Właściwie trudno wymienić branże, w których nasze pojazdy nie znalazły zastosowania.
GOSPODARKA Faktycznie wiele osób kojarzy Meleksa głównie z pasażerskimi modelami przemierzającymi zabytkowe części wielu polskich miast. Ale każdego roku do polskich firm trafia kilkaset pojazdów elektrycznych marki Melex. To głównie modele bagażowe. Właściwie wszystkie mogą zostać zarejestrowane i poruszać się po drogach publicznych, ale wiele z nich nigdy nie opuszcza zamkniętego terenu zakładów produkcyjnych i usługowych. Spełniają one bardzo różne funkcje. Transportują materiały, przewożą ekipy remontowe. Zdarzyło się nawet, że na bazie naszego pojazdu zbudowano wóz strażacki obsługujący jedną z firm produkcyjnych. W Sosnowcu na targach Silesia TSL Expo zaprezentowaliśmy elektryczny pojazd pocztowy zbudowany od podstaw właśnie z myślą o tej branży. Zastosowaliśmy przesuwne drzwi i instalację 72V zwiększającą zasięg do ponad 100 km na jednym ładowaniu. Udało nam się przy tym zachować niewielkie rozmiary pojazdu, które pozwalają sprawnie przemierzać osiedlowe uliczki a nawet chodniki. Z pewnością jest to ciekawa propozycja nie tylko dla poczty, ale i dla firm kurierskich. Pojazdy elektryczne cały czas zdobywają nowe sektory rynku i coraz więcej firm decyduje się na zakup tego typu środków transportu. Głównym powodem jest oczywiście ekonomia. Jeśli przeliczymy koszty użytkowania pojazdu elektrycznego okaże się, że za 5 zł możemy przejechać 100 km. Trudno o tańszy środek transportu.
Z kim musi konkurować Melex? Z jednej strony musimy konkurować z producentami z Chin oferującymi bardzo tanie produkty, z drugiej strony z firmami z Japonii czy Stanów Zjednoczonych. Wiele firm skusiło się na tanie, chińskie pojazdy, jednak znacznie mniejsza trwałość, częste problemy z częściami zamiennymi i brak serwisu spowodowały, że klienci wracają do naszej marki. To właśnie wysoka jakość naszych pojazdów i budowanie każdego egzemplarza na miarę potrzeb klienta powoduje, że nasi klienci pozostają wierni polskiej marce. Nie bez znaczenia jest fakt, że serwis naszych pojazdów odbywa się u klienta, a telefoniczne wsparcie techniczne oferowane jest bezpłatnie od poniedziałku do piątku od 8 do 22. Wspomniał Pan o dostosowaniu pojazdów do potrzeb klientów. Czy wielu z nich decyduje się na wprowadzenie zmian w standardowych wersjach? Produkcja na miarę jest wizytówką naszej firmy. Każdy z pojazdów jest dostosowywany do potrzeb klienta i produkowany na konkretne zamówienie. Dzięki temu mamy pewność, że nasi klienci otrzymują dokładnie taki pojazd, jakiego potrzebują i nie muszą zadowalać się rozwiązaniami kompromisowymi. W naszej ofercie znajduje się ponad 50 modeli, a każdy z nich może występować w kilku wersjach. Dodatkowo każdy z nich można w bardzo szerokim zakresie modyfikować.
Teberia 4/2014
58
GOSPODARKA
Począwszy od koloru karoserii, na elementach konstrukcyjnych skończywszy. Najczęściej zmiany polegają na wykonaniu specjalistycznej zabudowy, jak na przykład zamykanego kontenera z szufladami i półkami, czy skrzyni izotermicznej. Bywa jednak, że budujemy pojazdy bardzo unikalne, które powstają raz na kilka lat. Z naszej fabryki wyjeżdżały już między innymi pojazdy dla policji, wojska, służby celnej czy straży granicznej. Warto również wspomnieć, że na bazie Melexa zbudowano Papamobile, z którego korzystał Jan Paweł II w czasie jednej ze swoich pielgrzymek. Na jakie parametry klienci Meleksa zwracają uwagę? Parametry naszych pojazdów zależą od bardzo wielu czynników. Dla jednych klientów istotny jest fakt, że naszym
pojazdem można poruszać się płynnie nawet z bardzo małą prędkością nie ryzykując uszkodzenia silnika. Inni potrzebują pojazdu, który dzięki homologacji może poruszać się po drogach publicznych w Unii Europejskiej. Jeszcze inni wymagają odpowiedniego zasięgu na jednym ładowaniu. Nasz standardowy pojazd oferuje około 60-80 km zasięgu. Dzięki nowej instalacji 72V oferowanej obecnie do czterech modeli, zasięg zwiększył się nawet do 130 km. Co wyróżnia Meleksa na tle konkurencji? Wspominany już „customizing”, czyli budowanie pojazdów zgodnie z indywidualnymi wymogami klienta jest najważniejszym elementem wyróżniającym pojazdy marki Melex. To klient decyduje jak ma wyglądać pojazd, który kupuje, tak by jak najlepiej sprawdzał się w jego
Teberia 4/2014
59
GOSPODARKA firmie, a my jesteśmy po to, by mu odpowiedni pojazd zaoferować. W ten sposób każdy z naszych klientów traktowany jest indywidualnie. Kolejny element to wysoka jakość naszych produktów. Korzystamy ze sprawdzonych komponentów i bogatego doświadczenia naszej firmy. Stalowa rama poddawana jest procesowi galwanizacji, który zabezpiecza ją przed korozją. Wysokiej jakości tworzywa, z których wykonano karoserię, charakteryzują się dużą wytrzymałością, a nowoczesne silniki prądu przemiennego są bezobsługowe. Nasze pojazdy wyposażone są w system odzyskiwania energii przy hamowaniu. Nowa konstrukcja zawieszenia poprawia komfort użytkowania, a opcjonalny system ogrzewania spalinowego Webasto, pozwala korzystać z naszych pojazdów niezależnie od warunków atmosferycznych. Nie bez znaczenia jest również rozpoznawalność samej marki Melex, która w Polsce jest w zasadzie synonimem pojazdu elektrycznego. W samochodach elektrycznych dominują baterie litowo-jonowe, podczas gdy Meleksy są wyposażone w akumulatory kwasowo-ołowiowe. Skąd wynika ta różnica i czy Melex planuje w tym zakresie jakieś zmiany? Nasze pojazdy muszą być przede wszystkim niezawodne. Muszą pracować niezależnie od tego, czy termometry na zewnątrz wskazują 30° C czy -20° C. W przypadku akumulatorów litowojonowych ta wrażliwość na warunki
zewnętrzne jest bardzo duża. Oznacza to, że oprócz kosztownych baterii musimy zainstalować specjalne systemy zarządzające samym akumulatorem i warunkami, w jakich pracuje. Z tego względu tradycyjne konstrukcje kwasowo-ołowiowe wciąż jeszcze wygrywają z litowojonowymi. Oczywiście obserwujemy rynek i prowadzimy różnorodne analizy. W połowie maja na największych targach logistycznych w Europie CeMat w Hanowerze razem z firmą Benning zaprezentujemy nasz pojazd wyposażony w nowoczesne baterie litowo-jonowe LiCube. Jest to pierwszy tego typu pojazd Meleksa, który ma stanowić bazę do opracowania wersji przystosowanej do seryjnej produkcji. Jakie plany ma Melex na najbliższą przyszłość? Melex stale się rozwija i zmienia. W ciągu ostatnich miesięcy zaprezentowaliśmy 3 nowe modele, ale na tym nie koniec. Jeszcze w tym roku planujemy zaprezentować kolejne nowości. W tym zupełnie nową linię modelową. Myślę, że i tym razem Melex pozytywnie zaskoczy swoich klientów.
Teberia 4/2014
Rozmawiał: Piotr Pawlik
60