Szybkie pociągi, wolne tory
Bankowość mobilna - jeszcze prostsze wydawanie NUMER 5 (36) MAJ 2014
NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK
Mamy wiele do nadrobienia rozmowa z profesorem Andrzejem Jajszczykiem, dyrektorem Narodowego Centrum Nauki
Spis treści: 4 NA CZASIE 6 NA CZASIE 8 NA CZASIE 9 KREATYWNI 11 KREATYWNI 12 NA CZASIE 17 NA CZASIE 19 20 NAUKOWO NA OKŁADCE 24 BIZNES 32 BIZNES 43 PREZENTACJE 53 EDYTORIAL
Co z polską nauką jest nie tak? Największy projekt biomedyczny w Europie Środkowo-Wschodniej Pomogą zwalczyć nowotwory Dron, czyli latający bat Barobot, czyli robot-barman Pirx: Magicy z mnóstwem szalonych pomysłów Bitcoin z bankomatu Grafen z zastrzykiem finansowym Grafen w służbie energetyki Mamy wiele do nadrobienia I biegu przyspiesza? i gna coraz prędzej...? Bankowość mobilna - jeszcze prostsze wydawanie Dostarczą paliwo dla polskiej atomówki?
Wydawca:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie
Jerzy KICKI
Prezes Fundacji dla AGH
Artur DYCZKO
Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia
Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny jsrokowski@teberia.pl
Biuro reklamy: reklama@teberia.pl
Studio graficzne:
Tomasz CHAMIGA
tchamiga@teberia.pl
Adres redakcji:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 A Al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków tel. (012) 617 46 04, fax. (012) 617 46 05 e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790
Konto Fundacji:
Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
EDYTORIAL
Co z polską nauką jest nie tak?
O
d dłuższego czasu trwa w Polsce publiczna dyskusja na temat kondycji polskiej nauki. Z dyskursu tegoż nie płyną jednoznaczne, obiektywne odpowiedzi na temat kondycji naszej nauki. Bo niby czym je mierzyć? Wskaźnikiem Hirscha, który odwołuje się do liczby cytowań publikacji naukowych, pozycją na liście filadelfijskiej lub innym wskaźnikiem naukometrycznym? Trudno to ocenić, a jednak większość z nas ma przekonanie, że coś z polską nauką jest nie tak. Może problem tkwi w samym środowisku naukowym? Jak twierdzi jeden z uczonych zdolni naukowcy, którzy chcą prowadzić badania w Polsce, trafiają na dyktaturę ludzi przeciętnych i przerost biurokracji. Tą obserwację zdaje się potwierdzać, szef Narodowego Centrum Nauki, prof. Andrzej Jajszczyk, który zauważył na łamach Gazety Wyborczej: „Profesorowie-celebryci wypowiadają się często i chętnie na wiele tematów, ale brak im rygoru intelektualnego, by trafnie wskazywać zagrożenia i jednocześnie praktycznie się im przeciwstawiać. Swobodnie poruszają się po modnych tematach, mając o nich nikłe pojęcie.
Zamiast pracowicie studiować źródła i stawić śmiałe hipotezy, konfrontując je z najtęższymi umysłami świata, swoje kariery budują na publikowaniu felietonów bądź pisaniu po polsku książek, które mało kto czyta. Są skrajnymi indywidualistami, rzadko potrafią działać razem czy sensownie się odnosić do głębszych prac swoich koleżanek i kolegów. („Polski inteligent tęskni za utopią”, Magazyn Świąteczny Gazety Wyborczej, 15-16 lutego 2014r.). Prof. Jajszczyk wypowiedzią tą zirytował sporą część rodzimego środowiska naukowego, zwłaszcza związanego z naukami humanistycznymi. Postanowiliśmy zatem pociągnąć temat i zapytaliśmy dyrektora NCN w czym upatruje problemów polskiej nauki, gdzie dostrzega jej potencjał i w jaki sposób kierowana przez niego instytucja może pomóc naszym naukowcom. Zapraszam do lektury wywiadu oraz innych ciekawych publikacji w tym numerze.
Teberia 5/2014
Jacek Srokowski
4
Teberia 5/2014
5
TECHNOLOGIE NA CZASIE
Największy projekt biomedyczny w Europie Środkowo-Wschodniej Centrum Badań Przedklinicznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego to największy projekt biomedyczny i biotechnologiczny realizowany w Europie Środkowo-Wschodniej – podkreślono podczas uroczystego otwarcia placówki.
C
BP jest kluczową inwestycją jeszcze większego przedsięwzięcia, jakim jest Centrum Badań Przedklinicznych i Technologii (CePT). Tworze je 10 nowocześnie wyposażonych laboratoriów naukowych, stanowiących konsorcjum CePT, które ma służyć prawie tysiącu polskich oraz zagranicznych naukowców reprezentujących różne dziedziny medycyny. Rektor WUM prof. Marek Krawczyk powiedział, że CBP WUM rozszerza zakres działalności Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, które będzie zajmować
się również opracowywaniem nowych leków i metod badawczych. Przedsięwzięcie to ma jednak ogromne znacznie również dla polskiej nauki, ponieważ nasz kraj będzie obecny w światowej lidze naukowej. „Centrum będzie się zajmować zarówno badaniami podstawowymi, jak również ich zastosowaniem” – podkreślił sekretarz stanu ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego, prof. Marek Ratajczak. Prezes Polskiej Akademii Nauk, Michał Kleiber dodał, że w konsorcjum CePT poza WUM, Politechniką Warszawską i Uniwersytetem Warszawski tworzy także 7 instytutów Polskiej Akademii Nauk.
Teberia 5/2014
6
NA CZASIE „CePT jest ogromnym krokiem w przyszłość, dzięki niemu staliśmy się partnerem dla najlepszych instytutów badawczych w Polsce i w Europie – powiedział prorektor WUM prof. Sławomir Majewski. Wartość tego projektu przekracza 380 mln zł, z tego 90 mln złotych przeznaczono na CBP WUM. 85 proc. środków pozyskano z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, a 15 proc. z budżetu państwa. Najwięcej z tego, bo aż 75 proc. tych środków przeznaczono na zakup najnowocześniejszej aparatury badawczej, takiej jak np. mikroskopy konfokalne czy sekwenatory DNA nowej generacji. W przypadku CBP WUM połowa wydatków związana jest z zakupem specjalistycznej aparatury naukowo-badawczej oraz nowoczesnego wyposażenia. Prof. Majewski zapewnia, że zakupiony sprzęt pozwala na realizację o wiele bardziej zaawansowanych badań, niż dotychczas było to możliwe w Polsce. Wymaga on również ścisłej współpracy wielu ośrodków reprezentujących różne dziedziny nauki, ponieważ zakupiona aparatura się nie dubluje, jest komplementarna. Dodał, że taka synergia czołowych instytucji naukowo-badawczych w Polsce jest przykładem zmiany mentalności w środowisku naukowym naszego kraju. „Możemy oferować współpracę i wykorzystanie naszej infrastruktury badawczej naukowcom z całego świata lub realizować badania na potrzeby firm” – powiedział specjalista. W planach CePT na najbliższe 10 lat przewiduje się 100 zgłoszeń patento-
wych i 70 innowacyjnych osiągnięć wprowadzonych w przedsiębiorstwach. Przykładem jest opracowany w zakładzie farmakodynamiki WUM nowy, znacznie silniejszy od już istniejących lek przeciwbólowy, który opatentowano i wprowadzono do badań klinicznych. Prowadzone są również badania kliniczne nad nowej generacji lekiem na białaczkę, zawierającym przeciwciało. „Takie prace nad lekiem, które uda się doprowadzić do I i II fazy badań klinicznych, dają największe efekty komercyjne. Mamy nadzieję, że takich przedsięwzięć będzie w CePT znacznie więcej” – podkreślił prof. Majewski. Większość badań zostanie jednak zakończonych na etapie przedklinicznym, ograniczającym się do eksperymentów na zwierzętach. Cala działalność Centrum będzie ściśle rozliczna z uzyskiwanych efektów. „Można powiedzieć, że najtrudniejsze jest dopiero przed nami, ponieważ będzie musieli się wykazać, jak wykorzystujemy uzyskany potencjał badawczy” – podkreślił. Podczas otwarcia Centrum podkreślono, że instytucje tworzące konsorcjum CePT należą do awangardy jednostek naukowych i naukowo-dydaktycznych w Polsce i są w dużej mierze współodpowiedzialne za kształtowanie obrazu i roli całej polskiej nauki. źródło: PAP - Nauka w Polsce /
www.naukawpolsce.pap.pl
Teberia 5/2014
7
NA CZASIE
Pomogą zwalczyć nowotwory Prof. Marcin Drąg wraz z zespołem z Politechniki Wrocławskiej stworzył narzędzia chemiczne, które mogą nas uchronić przed powstawaniem nowotworów.
P
rofesor Drąg, mgr. inż. Marcin Poręba i mgr inż. Paulina Kasperkiewicz, korzystając z opracowanej przez siebie nowatorskiej technologii, zaprojektowali i otrzymali nowe, specyficzne związki chemiczne do badania enzymów proteolitycznych (kaspaz). Regulują one proces nazywany programowaną śmiercią komórki, dzięki któremu z naszego organizmu usuwane są stare lub uszkodzone komórki, tak by na ich miejsce mogły powstać nowe. Deregulacja tego procesu bardzo często prowadzi do rozwoju chorób cywilizacyjnych, w szczególności nowotworów i chorób neurodegeneracyjnych. Odkrycie naukowców z Politechniki Wrocławskiej może pomóc w stworzeniu testów umożliwiających szybsze monitorowanie przebiegu programowanej śmierci komórki. – Na szczęście istnieje cała grupa białek, które są odpowiedzialne za sprawne przeprowadzenie tego procesu. Wśród nich centralną rolę odgrywają kaspazy. Dzięki naszym narzędziom będzie można monitorować aktywność każdego enzymu osobno i w porę wykryć nieprawidłowości w organizmie. Do tej pory
nie było to możliwe - tłumaczy prof. Marcin Drąg, kierownik projektu. Największe koncerny chemiczne i farmaceutyczne poszukują specyficznych związków chemicznych dla tej grupy białek od ponad 20 lat. Nasi naukowcy odkryli je jako pierwsi na świecie po 4 latach badań. – Kluczem do rozwiązania tego problemu okazały się nienaturalne aminokwasy. Dzięki ich wykorzystaniu udało nam się znaleźć bardzo specyficzne cząsteczki chemiczne dla każdego z badanych enzymów i w ten sposób rozróżnić je od siebie – wyjaśnia mgr inż. Marcin Poręba, główny wykonawca projektu. Specyficzność otrzymanych związków została potwierdzona badaniami biologicznymi przeprowadzonymi w laboratorium prof. Guya Salvesena z Sanford Burnham Medical Research Institute w USA. Prace były finansowane przez Narodowe Centrum Nauki, a wyniki opublikowało prestiżowe Cell Death & Differentiation, czasopismo należące do platformy Nature.
Politechnika Wrocławska
Fot.: Mateusz Augustyn/Pryzmat
Teberia 5/2014
8
NA CZASIE
Dron, czyli latający bat
D
o tej pory służyły głównie wojsku i firmom, które lubią filmować coś bardziej efektownie, niż konkurencja – czyli z wysokości i dynamicznie. Mowa o dronach. Teraz latające maszyny wyposażone w kamery mają zacząć służyć ...magistratowi w Dąbrowie Górniczej oraz tutejszej policji. Ma to być ich latający bat na szalejących na quadach i offroadowców. Ryjące Pustynię Błędowską quady czy rozjeżdżające zielone tereny i lasy wokół Pogorii samochody terenowe. To widok nie rzadki. I dla policji oznaczający zazwyczaj bezradność.
Bo zanim stróże prawa z Dąbrowy Górniczej o takich bezmyślnych zabawach dostaną informację i zjawią się na miejscu, po offroadowcach nie ma już śladu. Teraz ma być – filmowy. Nad jeziorami Pogoria oraz Pustynią Błędowską ma latać dron. Na pomysł jego zakupu dla miasta i policji wpadł jeden z dąbrowskich radnych. Na pomysł zakupu przez miasto latającego nad dąbrowskimi jeziorami Pogoria, lasami i czy Pustynią Błędowską drona wpadł radny Tomasz Osuszek. – Quadowcy to spory problem, znany u nas od dawna.
Teberia 5/2014
9
NA CZASIE Tak więc myślę, że zakup takiego właśnie sprzętu mógłby znacząco pomóc w jego rozwiązaniu – zadeklarował dąbrowski radny. Okazuje się, że taka propozycja to małe zaskoczenie dla dąbrowskich policjantów, ale z chęcią skorzystaliby z takiej formy wsparcia. – Drony to sprzęt precyzyjny, wymagający odpowiedniej obsługi, ale jesteśmy otwarci na wszystkie formy współpracy z miastem – mówi Mariusz Miszczyk, rzecznik prasowy dąbrowskiej policji. – Jeśli taki sprzęt by się u nas pojawił, to rzeczywiście byłby przydatny. W śledzeniu tego, co dzieje się na terenach rekreacyjnych, a więc także tych, które upodobali sobie quadowcy. Po podłączeniu kamery termowizyjnej moglibyśmy szukać w ten sposób osób zaginionych w lasach, najczęściej grzybiarzy. Taki dron mógłby też zostać wykorzystywany przy zabezpieczaniu imprez masowych. A jeśli nie dron, to przydałby się nam także quad. Wszystko wymaga jednak oczywiście konsultacji i wzajemnych ustaleń – dodaje. Cena drona, jaki miałaby kupić Dąbrowa Górnicza to duża rozpiętość – od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ale nie cena jest na razie zaporą w podjęciu decyzji. Urząd Miasta w Dąbrowie Górniczej na razie takiego wynalazku jak dron kupować nie zamierzają. Ale zakupu także nie wykluczają. Wszystko uzależnione jest ...od rozwoju technologii. Miasto chciałoby bowiem gwarancji, że zakupiony sprzęt będzie w 100% bezpieczny – czyli nie będzie np. tracił zasięgu. Tak jak dron, którego niedawno zgubiła polska armia.
– Pomysł z dronem, nie ukrywam jest oryginalny, ale z podjęciem decyzji o kupnie raczej wstrzymamy się do czasu, kiedy producenci będą w stanie dać gwarancję, że ich drony nie będą się wyrywać na niepodległość i nie będą uciekać ich operatorom – komentuje sprawę Bartosz Matylewicz, rzecznik prasowy dąbrowskiego Urzędu Miejskiego, nawiązując do drona zgubionego niedawno przez polską armię. – Nie wykluczamy jednak żadnej z form współpracy, także tej związanej z zakupem i przekazaniem quada, ale to wszystko wymaga przemyśleń i dokładnych ustaleń – dodaje.
Teberia 5/2014
źródło: Dziennik Zachodni
10
Jm
KREATYWNI
Barobot, czyli robot-barman Na Kickstarterze wystartowała zbiórka na Barobota, robota barmańskiego stworzonego przez start-up z Gdyni.
B
arobot, bo tak nazywa się domowy robot-barman, miksuje koktajle z 12 butelek, zna 1000 receptur drinków i może stać się dodatkowym oświetleniem, dzięki ponad 100 wielobarwnym LED-om, dostosowującym się do charakteru wydarzenia. Dedykowana aplikacja na tablet i smartfon pozwala prosto i szybko wybrać ulubionego drinka lub stworzyć własną kompozycję. Stacja na szklankę posiada sensory mierzące wagę mikstur. System wyczuje także końcówki zawartości butelek. Sprzęt wyposażono w elektronikę Arduion, w tym 14 microporecosorów i motorków. Pomysłodawcy sugerują rozwój w kierunku wsparcia chipów RFID. Model miałby rozpoznawać gości i zawsze oferować im ulubione propozycje. Robot barman powstaje jako open source’owy projekt, co otwiera drzwi do
dalszych modyfikacji i rozwijania pierwotnego pomysłu. Twórcom Barobota przyświecała idea wyciągnięcia ludzi ze świata wirtualnego i sprawienie aby więcej czasu spędzali w gronie znajomych. W końcu co łączy ludzi bardziej niż wspólne spotkania przy drinku? Jak zdobyć własnego robota-barmana? Obecnie projekt finansowany jest poprzez portal Kickstarter, gdzie można wesprzeć konstruktorów i stać się właścicielem jednej z dwóch wersji Barobota, a nawet zamówić unikalny egzemplarz stworzony według własnego projektu. Jeśli uda się projektowi zebrać środki, to Barobot powinien być rozsyłany do klientów po wakacjach.
Teberia 5/2014
11
jm
KREATYWNI
Pirx: Magicy z mnóstwem
szalonych pomysłów
Spółka PIRX 3D założona przez studentów z UJ i AGH wygrała konkurs na najlepszy studencki start-up, „Odkrycie rynku 2014”. W konkursie będącym nową inicjatywą w ramach ogólnopolskiego programu edukacyjnego „Drogowskazy kariery”, który organizuje Niezależne Zrzeszenie Studentów, wystartowało 40 firm.
T
rzon firmy stanowią: Piotr Lipert absolwent informatyki UJ, Krzysztof Stanik - absolwent fizyki UJ, Kaja Szymańska - absolwentka oraz studentka polonistyki i bohemistyki UJ, Jan Fuerst - absolwent automatyki i robotyki AGH, Łukasz Jakubowski - były student mechaniki i budowy maszyn AGH. Zespół jest interdyscyplinarny i łączy rozmaite kompetencje zaangażowanych osób. Firma zajmuje się projektowaniem, produkcją i sprzedażą drukarek 3D -
czyli jedną z najbardziej innowacyjnych technologii i najszybciej rozwijających się branży technologicznych. W wywiadzie udzielonym Michał Frączkowi z Materialination* Piotr Lipert i Krzysiek Stanik opowiadają o swoich początkach, a także o perspektywach ich startupu. Na początek, standardowe pytanie: powiedzcie coś o swojej firmie. Skąd się znacie i skąd pomysł na budowę drukarki 3D?
Teberia 5/2014
12
KREATYWNI
Piotr Lipert: Poznaliśmy się dzięki olimpiadzie fizycznej w liceum, chodziliśmy do krakowskiej piątki. Na studiach Krzysztof pojechał na staż do Szwajcarii, ale okazało się że jest tam okropnie nieciekawie, gdzieś zobaczył pierwszą drukarkę i wrócił z pomysłem budowy. Od jakiegoś czasu chcieliśmy wspólnie założyć własną firmę – mieliśmy nawet jeden software’owy projekt, ale dopiero druk 3D ze swoimi fantastycznymi możliwościami zainspirował nas do zdecydowanego działania. Kto jest kim? Przedstawcie swój team: Krzysiek Stanik jest głównym konstruktorem, człowiekiem którego pierwsza w życiu przeczytana książka nazywała się “Jak to działa?”. Budował różne rzeczy od dzieciństwa, w wolnych od pracy chwilach w początkowej fazie naszego przedsięwzięcia zajmował się dla przykładu skonstruowaniem podwodnego robota. Za mechanikę, narzędzia i wykonywanie
części odpowiada Łukasz Jakubowski, który potrafi obrabiać każdy materiał, od drewna do tytanu. Jasiek Fuerst programuje software i układy elektroniczne oraz doskonale zna się na procesie drukowania. Ja zajmuje się sprawami organizacyjnymi i programowaniem. Zdecydowaliście się na sprzedaż swojej drukarki w bardzo atrakcyjnej cenie. Postanowiliście wypowiedzieć konkurencji wojnę cenową? Skąd takie duże różnice? W porównaniu do konkurencji, w rozwój naszego biznesu włożyliśmy stosunkowo mało pieniędzy, za to gigantyczną ilość serca i pracy. Nie potrzebujemy narzucać nierealnie wysokiej ceny, aby osiągnąć zadowalające nas wyniki finansowe a miarą naszego sukcesu jest liczba zadowolonych klientów. Dlatego obraliśmy nieszablonowy kurs dla naszej łajby; chcemy uczestniczyć w rewolucji 3d pełną gębą.
Teberia 5/2014
13
KREATYWNI Marzy nam się, żeby nasza drukarka stała na każdym biurku. Do tego oczywiście okropnie daleko – ale każda nawet tysiącmilowa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Jako taki pierwszy krok można potraktować wysiłek, setki godzin optymalizacji konstrukcji i kosztów żeby móc sprzedawać Pirxa dla szerszego grona odbiorców. Do kogo kierujecie swój produkt? W pierwszej fazie chcielibyśmy do siebie przekonać środowiska związane z architekturą, formami przemysłowymi i designem – generalnie twórców. Liczymy że nasze urządzenie znajdzie zastosowanie nie tylko w profesjonalnych biurach zajmujących się projektowaniem, ale także wśród studentów tego typu kierunków. Docelowo myślimy oczywiście o masowym odbiorcy. W bardziej technicznej części rozmowy standardowo musimy zapytać o jakość oraz prędkość wydruku. Jak wypadacie na tle konkurencji? Podajcie liczby które wszyscy kochają porównywać. Od samego początku za jeden z priorytetów wyznaczyliśmy sobie jakość wydruków, spędziliśmy sporo czasu na dopracowaniu kluczowego elementu, który na jakość ma największy wpływ, czyli głowicy. Myślę, że aby się przekonać najlepiej zerknąć na zdjęcia, które będziemy sukcesywnie wrzucać na nasz facebook’owy profil, albo wpaść do nas w odwiedziny do Krakowa. Realna prędkość wydruku to około 100mm/s. Jesteśmy bardzo dumni z tego, że udało
nam się stworzyć urządzenie, które pod technicznym względem w niczym nie odbiega od najbardziej znanych drukarek konsumenckich. Konstrukcja jest zbliżona do Ulitmakera oraz Makerbota, dlaczego zdecydowaliście się na takie rozwiązanie? Uważacie, że jest najlepsze? Zanim zabraliśmy się do tworzenia własnego projektu usiedliśmy i porządnie przeanalizowaliśmy wszystkie dostępne na rynku drukarki pod względem widocznych rozwiązań technicznych. Szybko doszliśmy do wniosku że układ, w którym głowica porusza się w osiach XY a stół w osi Z jest najbardziej eleganckim rozwiązaniem zapewniającym najlepszą jakość wydruku przy świetnym stosunku pola roboczego do gabarytów urządzenia. Nie wywarzaliśmy otwartych drzwi, zebraliśmy razem wszystkie (naszym zdaniem) najlepsze pomysły w jedno urządzenie i tak powstał pierwszy prototyp. Potem dopiero obserwowaliśmy, testowaliśmy i zastanawialiśmy się co zmienić żeby drukarka była jeszcze dokładniejsza i prostsza w użytkowaniu. Z tego co mówiliście konstrukcja drukarki jest Waszego autorstwa: jak długo nad nią pracowaliście? Na samym początku naszej przygody z drukarkami 3D bawiliśmy się w składanie RepRap’ów. Były bardzo awaryjne i uciążliwe w użytkowaniu. Zdecydowaliśmy, że rozwijanie tego projektu jest pozbawione sensu i postanowiliśmy
Teberia 5/2014
14
KREATYWNI
stworzyć od zera własną konstrukcję nad którą pracowaliśmy około pół roku, w trakcie również rozwijaliśmy warsztat w którym produkujemy kluczowe komponenty naszej drukarki. Włożyliśmy naprawdę dużo wysiłku w to żeby nasz produkt był maksymalnie dopracowany. W naszym sklepiku wylądowało 10 sztuk drukarki w cenie 2299 zł brutto, czas oczekiwania to 5-6 tygodni. Co będzie dalej? Czy w przyszłości chcecie ruszyć z masową produkcją, zmniejszając tym samym czas oczekiwania na drukarkę? Czas oczekiwania jest niestety w tym momencie nie do ominięcia, nie możemy zamówić potrzebnych do złożenia urządzeń części ponieważ wszystkie pieniądze jakie mieliśmy wpompowaliśmy w prototypy, maszyny, narzędzia i pizze. Mamy nadzieję, że po pierwszym rzucie Pirxa będziemy w stanie wysyłać nasz produkt od razu po otrzymaniu płatności. Poświęciliśmy też trochę czasu na zaplecze produkcyjne więc jestem pewien, że zdołamy obsłużyć nawet bardzo dużą liczbę zamówień. Jak planujecie załatwić sprawę gwarancji i wsparcia technicznego? Przede wszystkim dołożyliśmy starań aby nasza drukarka była jak najbardziej bezawaryjna. Jeden z naszych prototy-
pów jest dość intensywnie eksploatowany od 3 miesięcy i pomimo naszej szczerej woli, nie udało nam się w nim nic zepsuć. Najczęstszą awarią występującą w drukarkach FDM jest zatkana głowica, zdarzyć się to może kiedy do głowicy dostanie się jakieś zabrudzenie na przykład przez złe magazynowanie filamentu. Jesteśmy świadomi, że nie jesteśmy w stanie ominąć tego typu problemów w naszej drukarce, dlatego w zestawie z każdą drukarką dajemy jedną dyszę wymienną na zapas. W przypadku większych awarii będzie trzeba wysłać urządzenie do nas do serwisu. Wybraliście obudowę ze sklejki: to wybór cenowy czy wzorniczy? Wielu ludziom taki desig kojarzy się to z innymi, znanymi drukarkami 3D i projektami Do It Yourself. Przy wyborze materiału braliśmy pod uwagę mnóstwo aspektów takich jak cena, wytrzymałość łatwość produkcji i później składania. Sklejka okazała się idealnym kandydatem, jest sztywna, niedroga w produkcji i oferuje duże możliwości w projektowaniu. Udało nam się z niej wykonać nie tylko konstrukcję naszego urządzenia ale także wszystkie wózki, osłonę na elektronikę czy szpulę na którą nawinięty jest filament. Sam wygląd jest oczywiście kwestią gustu ale ku naszej uciesze obserwujemy, że
Teberia 5/2014
15
KREATYWNI
zdecydowanej większości osób, które przychodzą do nas obejrzeć drukarkę bardzo się sklejka podoba. Myślę że, w przypadku tych lepiej obeznanych w temacie skojarzenia ze sprawdzonymi produktami z zachodu działają na naszą korzyść. Jakie macie plany na przyszłość? Kołaczą się Wam w głowach kolejne modele drukarek? Możecie uchylić rąbka tajemnicy? Pracujemy aktualnie nad kolejną iteracją Pirxa, z wieloma nowymi funkcjonalnościami – modułem wifi, dedykowanym oprogramowaniem i mnóstwem drobnych usprawnień. Równolegle badamy możliwość produkcji drukarki o konstrukcji stalowej, powoli zaczynamy się zaznajamiać z możliwościami jakie oferuje gięcie laserowo wyciętej blachy. W perspektywie czasu chcielibyśmy dodać do naszej oferty inne domowe narzędzia CNC, jak na przykład frezarkę – którą bardzo łatwo skonstruować na bazie projektu, który już mamy. Co dalej? W naszych głowach rodzi się mnóstwo szalonych pomysłów: drukarka na żywicę światłoutwardzalną, quadrocoptery, domowe roboty, megazordy… Na koniec jesteśmy ciekawi Waszej opinii na temat przyszłości druku 3D.
Myślicie, że czeka nas prawdziwa rewolucja przemysłowa? Co do samego druku 3D jesteśmy zdania że w ciągu najbliższych kilku lat, dzięki obniżaniu kosztów i poprawianiu jakości, drukarki 3d staną się tak popularne jak komputery – każdy będzie miał taką w domu. Dlatego wierzymy że, rozpoczyna się nowa rewolucja przemysłowa. Dzięki tanim narzędziom CNC oraz możliwościom komunikacji i współpracy przez internet każdy z nas może być twórcą, odkrywcą, wynalazcą. Dzięki dostępności tych narzędzi (tanie plotery CNC, frezarki, drukarki do komórek i elektroniki) oraz niskich kosztów ich użytkowania powstanie wiele technologii rodem z filmów science fiction wymyślonych i zaimplementowanych przez zwykłych ludzi. Niedowiarkom polecam zerknąć chociażby tutaj – gdzie już powoli dzieje się magia!
źródło: Materialination *Materialition – krakowska organizacja społeczna – społeczność największych fanów druku 3D. O Materialition pisaliśmy w teberii nr. 2/2013 (link http://www.teberia24.pl/?page_id=2352)
Teberia 5/2014
16
NA CZASIE
Bitcoin
z bankomatu Pierwszy w kraju bankomat, w którym zakupić można Bitcoiny, zaczął oficjalnie działać we wtorek 27 maja 2014 roku. Urządzenie pośredniczy w zakupie waluty z giełdy Bitstamp. Kurs Bitcoin aktualizowany jest w czasie rzeczywistym.
B
itcoin – to pierwsza tak powszechnie używana wirtualna waluta wprowadzona do obiegu w internecie w 2009 roku. Jest oparta o prawa matematyczne, nie posiada banku centralnego, a jej kurs jest ustalany przez rynek. „Bitmonetami” można płacić na wielu polskich i zagranicznych stronach. Bankomat został postawiony w Ambasadzie Bitcoin przy ulicy Kruczej 46.
Docelowo ma funkcjonować całodobowo. Kolejny bankomat z Bitcoinami ma stanąć w Warszawie jeszcze w tym tygodniu. W Polsce do końca tego roku pojawi się w sumie ok. 30 „wpłatomatów” i “bitcoinomatów” - a więc maszyn sprzedających i kupujących Bitcoiny. Pierwszy na świecie bankomat wypłacający walutę Bitcoin został uruchomiony 29 października 2013 roku w Vancouver w Kanadzie.
Teberia 5/2014
17
NA CZASIE Kolejne pojawiły się w wielu krajach na świecie, m.in. w USA, Izraelu, na Tajwanie, w Australii, Niemczech, Czechach i Irlandii. Wcześniej, 12 maja Warszawie została otwarta pierwsza w Europie i trzecia na świecie Ambasada Bitcoin, stawiająca sobie za cel jednoczenie społeczności entuzjastów Bitcoina w Polsce i popularyzowanie tej cyfrowej waluty w naszym kraju. Projekt został stworzony przez Macieja Ziółkowskiego i Piotra Hetzig – autorów pierwszego w Polsce bloga o Bitcoinie – Satoshi.pl. Spółka ma utrzymywać się dzięki szkoleniom, konferencjom oraz sprzedaży sprzętu do autoryzacji transakcji Bitcoin. „Ambasada Bitcoin to pierwsze takie innowacyjne przedsięwzięcie w Europie.
Po Montrealu i Tel Awiwie nadszedł czas na Warszawę.” – komentuje Maciej Ziółkowski, założyciel Ambasady. Kilka miesięcy wcześniej uruchomiony został w Polsce system InPay działający na podobnej zasadzie jak amerykański system BitPay. InPay przejmuje na siebie całe ryzyko związane z kursem. Oznacza to, że odbiorca płatności nie musi wiedzieć wiele o samym Bitcoinie. Wystarczy, że w specjalnej aplikacji zainstalowanej na tablecie albo smartfonie wpisze kwotę do zapłaty, system automatycznie obliczy ile Bitcoinów należy wysłać. Kiedy klient prześle je dzięki aplikacji na swoim smartfonie albo laptopie, odbiorca już po kilku chwilach otrzyma wpłatę, a po jakimś czasie dostanie wypłatę już w złotówkach na swoje konto bankowe. W Bitcoinach mogą płacić ludzie z całego świata, a właściciel lokalu nie musi płacić sporych opłat które niosą za sobą systemy Visa czy Mastercard. Otwarcie systemu InPay oznacza wprowadzenie Bitcoina do wielu lokali w całym kraju.
jac
Teberia 5/2014
18
NA CZASIE
Grafen z zastrzykiem finansowym
B
ank Gospodarstwa Krajowego udzielił kredytu polskiej spółce Nano Carbon, która wdraża opracowaną w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych unikalną polską technologię wytwarzania grafenu. Dzięki kredytowi z BGK spółka zakupi urządzenie pozwalające na zwiększenie skali wytwarzania tego ultranowoczesnego materiału oraz poprawę jego jakości. Wartość inwestycji, to kilka milionów złotych. Jak poinformował BGK, to kolejne przedsięwzięcie finansowane przez bank w ramach programu „Inwestycje Polskie”. Wiceprezes Nano Carbon Krzysztof Czuba powiedział, że wartość inwestycji to kilka milionów złotych. BGK nie ujawnił kwoty kredytu. „Sfinansowana przez BGK inwestycja Nano Carbon ma na celu komercjalizację technologii wytwarzania grafenu. Spółka będzie produkować unikatowe w skali światowej próbki grafenu o wymiarach 30 x 30 cm do wykorzystania
w różnych ośrodkach badawczych branż m.in. elektronicznej, wojskowej i lotniczej na całym świecie” - czytamy w komunikacie BGK. Technologię pozwalającą na produkowanie taniego grafenu i otrzymywanie materiału o najwyższej jakości opracował i opatentował w 2011 r. zespół pod kierownictwem dr inż. Włodzimierza Strupińskiego z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych. Produkcją grafenu zajmuje się obecnie firma utworzona przez Agencję Rozwoju Przemysłu, a także ITME. 51 proc. udziałów w Nano Carbon ma ARP, a 49 proc. fundusz inwestycyjny KGHM III FIZAN. Celem programu „Inwestycje Polskie” jest zapewnienie finansowania długoterminowych i rentownych projektów infrastrukturalnych. Mają one przyczynić się do wzrostu PKB oraz tworzenia nowych miejsc pracy.
Teberia 5/2014
19
jm
NAUKOWO
W
Polsce, jak we wszystkich krajach dynamicznie rozwijających się, zapotrzebowanie na energię elektryczną systematycznie rośnie. W latach 60. XX wieku na jednego mieszkańca Polski zużycie wynosiło niecałe 1000 kWh; w 2010 r. wzrosło do ponad 3700 kWh. Poszukiwaniu nowych źródeł energii i sposobów jej oszczędzania towarzyszą próby minimalizowania strat powstających na drodze od producenta do odbiorcy. A są to ilości niebagatelne - szacuje się, że na liniach przesyłowych straty ener-
gii sięgają od 8 do 10 procent. W Polsce „wyparowuje” w ten sposób ponad 2 miliardy zł rocznie. Z problemem tym postanowili zmierzyć się uczeni z Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy przystąpili do konkursu ogłoszonego przez Narodowe Centrum Nauki i Rozwoju. Prof. dr hab. inż. Tadeusz Knych wraz z zespołem naukowców z Wydziału Metali Nieżelaznych pracują nad wynalazkiem, który może znacząco zmniejszyć ubytki energii w liniach elektroenergetycznych.
Teberia 5/2014
20
NAUKOWO materiał o nowych własnościach elektrycznych), Tele-Foniki (podejmie się wytwarzania i testowania nowych przewodów elektrycznych) oraz Polskich Sieci Elektroenergetycznych (określą, jakie cechy mają mieć przewody, aby trafiły do masowej produkcji).
Prof. dr hab. inż. Tadeusz Knych
Do ich budowy postanowili zastosować nowy supermateriał, który ma być połączeniem grafenu z tradycyjnymi komponentami przewodów elektrycznych. – Grafen jest bowiem nie tylko aż dwieście razy bardziej wytrzymały niż stal, ale także okazuje się doskonałym przewodnikiem, w którym ładunki elektryczne poruszają się dwieście tysięcy razy szybciej niż w krzemie. Te niezwykłe możliwości grafenu, który można uznać za jedną z najbardziej szlachetnych postaci alotropowych węgla, przywiodły nas do koncepcji dodania go do miedzi lub aluminium, co powinno dać nam materiał o wyższej przewodności elektrycznej – mówi prof. Knych. Pomysł ten naukowcy przedyskutowali z przedstawicielami przemysłu, na skutek czego powołano konsorcjum naukowo-przemysłowe METGRAF do badań nad nowym materiałem. Konsorcjum to składa się z czterech jednostek: Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych, gdzie opatentowano jedną z technologii produkcji grafenu (ITME ma dostarczyć grafen), AGH (zadaniem uczelni jest synteza grafenu z miedzią i aluminium w taki sposób, aby uzyskać
W wyniku połączenia miedzi lub aluminium z grafenem ma powstać materiał, który – w opinii zespołu naukowego Wydziału Metali Nieżelaznych współpracującego z prof. Knychem - będzie miał ogromne znaczenie dla gospodarki kraju. I nie ma przesady w tym stwierdzeniu, ponieważ grafen ma ponadprzeciętne właściwości elektryczne, co przełoży się na szereg korzyści związanych z przesyłem energii elektrycznej. Po pierwsze: spowoduje to znaczące ograniczenie strat energii elektrycznej, do których dochodzi podczas dostarczania prądu z elektrowni do odbiorców. Po drugie: zmniejszy się emisja CO2 do atmosfery. W Polsce ponad 80 proc. energii elektrycznej produkuje się z węgla. Jeśli więc straty podczas przesyłu będą mniejsze, to będzie można również ograniczyć spalanie węgla. Po trzecie: znacząco zwiększą się możliwości przesyłu prądu, co jest bardzo istotne, ponieważ dziś w Polsce przede wszystkim modernizuje się linie elektroenergetyczne. Po czwarte: zmniejszy się degradacja napowietrznych linii przesyłowych i wydłuży ich żywotność. W jakim stopniu grafen polepszy właściwości miedzi i aluminium - jeszcze nie wiadomo; na to pytanie mają dopiero odpowiedzieć badania.
Teberia 5/2014
21
NAUKOWO Sam grafen w idealnej postaci, czyli zbudowany z jednej płaszczyzny atomów węgla, ma bardzo wysoką przewodność elektryczną. Ale jaki grafen uda się uzyskać w masowej produkcji, nie jest łatwo przewidzieć. Czy jego przewodność będzie dziesięć, czy sto razy większa niż miedzi, trudno określić. Problemem nie jest jednak to, czy z połączenia materiałów wyjdzie lepszy produkt, bo co do tego nie ma wątpliwości, ale to, jak grafen połączyć z innymi materiałami.
i tak spolaryzowany, żeby był właściwy z punktu widzenia przepływu prądu? Na tym m.in. będzie polegała nasza praca – mówi prof. Tadeusz Knych. Z punktu widzenia elektrycznego grafen jest materiałem anizotropowym, tzn. w płaszczyźnie grafenu przepływ prądu jest znakomity, ale w kierunku prostopadłym do płaszczyzny grafen jest izolatorem. Czyli trzeba tak ustawić płytki grafenu w metalu, aby były zgodne z kierunkiem przepływu prądu.
- Chcemy to zrobić na drodze metalurgicznej. Np. do ciekłego metalu wprowadzić grafen, opracować taką technologię krzepnięcia, żeby grafen ułożył się w pozycjach, które są najwłaściwsze z punktu widzenia nowego komponentu pod kątem funkcji przewodzenia prądu elektrycznego. Nie jest to proste z kilku powodów, m.in. nie jest poznana natura wszystkich zjawisk zachodzących podczas tej syntezy. Poza tym występują duże różnice w gęstościach łączonych materiałów; aluminium jest blisko trzy razy cięższe od grafenu. Miedź ma osiem razy większą masę właściwą niż grafen. Problem wymieszania ich można porównać do chęci wymieszania styropianowych kulek z wodą, ale w taki sposób, aby styropian został na dnie naczynia. To oczywiście nie jest możliwe. Zawsze będzie wypływał na wierzch. Z grafenem jest dokładnie tak samo. Grafen jest tym bardzo lekkim materiałem, a tą przykładową wodą jest miedź, czy aluminium. Jak go wprowadzić, aby był w całej objętości równomiernie rozmieszczony
Wydział Metali Nieżelaznych posiada znakomicie wyposażone specjalistyczne laboratoria metalurgiczne, przetwórstwa metali, inżynierii i badań materiałowych. Niemniej do celów projektu zostały zaprojektowane stanowiska badawcze i wkrótce powstanie laboratoryjna stacja badawcza do wytwarzania kompozytów, który ma nazywać się CuGRAF (połączenie grafenu z miedzią) i ALGRAF (połączenie z aluminium). Gdy materiał powstanie, będzie poddawany klasycznym badaniom przetwórstwa oraz testom własności elektrycznych, mechanicznych i technologicznych - aż do nadania temu wyrobowi cech pożądanych przy masowej produkcji. Obecnie w Polsce zużywamy około 160 terawatogodzin energii elektrycznej, za 20-30 lat będzie to dwa razy więcej. Taką ilość nie tylko trzeba wyprodukować – obojętne czy w elektrowni węglowej, jądrowej, czy ze źródeł odnawialnych – lecz także dostarczyć do odbiorcy przy możliwie najmniejszych stratach.
Teberia 5/2014
22
NAUKOWO
C
elem naukowców z AGH jest opracowanie takiego materiału, który będzie gwarantował jak najbardziej efektywny przesył. Obecnie grafen jest materiałem drogim, ale – jak podkreśla prof. Knych – nie możemy czekać, aż jego produkcja stanieje. Jeśli nie chcemy zostać daleko w tyle za resztą wysoko rozwiniętego świata, musimy rozpocząć badania już teraz. Kiedy za jakiś czas dojdzie do tego, że cena grafenu będzie odpowiednio niska, wówczas Polska ma szansę mieć gotowe rozwiązanie, które zostanie szybko wdrożone. W tym wyścigu chodzi także o to, aby należeć do tych, którzy kreują nowe rozwiązania, a nie tylko konsumują to, co wymyślą inni. To ogromne wyzwanie technologiczne, ale również – może przede wszystkim – cywilizacyjne.
Tekst: Ilona Trębacz / blog naukowy AGH
Teberia 5/2014
23
NA OKŁADCE
Mamy wiele do nadrobienia
– rozmowa z profesorem Andrzejem Jajszczykiem, dyrektorem Narodowego Centrum Nauki
Aneta Żukowska: Narodowe Centrum Nauki rozstrzygnęło w maju szóstą edycję konkursów Opus, Preludium i Sonata. 817 projektów naukowych otrzyma w sumie blisko 280 mln zł na realizację badań. Granty te dotyczą wyłącznie badań podstawowych. Andrzej Jajszczyk: Tak, badania podstawowe to takie, które pozwalają nam poznać otaczający nas świat i nas samych, mechanizmy rządzące szeroko rozumianą naturą. Ta wiedza jest oczywiście potem podstawą do badań stosowanych. Teberia 5/2014
24
NA OKŁADCE Generalnie zamysł jest taki, że badamy nasze otoczenie, żeby potem uzyskaną wiedzę zastosować. Badania podstawowe nie oznaczają, że są one bezużyteczne, choć czasem trudno sobie wyobrazić ich bezpośrednie zastosowanie. To się okazuje z czasem. Na przykład Maxwell wymyślił równania, które opisują pole elektromagnetyczne, ale na całkowicie matematycznych zasadach. Wydawało się to bardzo teoretycznym odkryciem, dopiero dużo później Heinrich Hertz potwierdził, że fale elektromagnetyczne rzeczywiście istnieją. A potem Marconi i inni pokazali, że można tych odkryć użyć. I teraz mamy choćby telefony komórkowe.
Generalnie priorytetem NCN jest wybranie najlepszych pomysłów i ich sfinansowanie. Gdyby się okazało, że jakiś obszar nauk jest dużo lepszy niż inne, to pewnie dostałby dużo więcej funduszy. Jeśli chodzi o liczbę grantów, to te trzy obszary są zbliżone. Natomiast jeśli chodzi o sumy, które są wydawane na te trzy grupy – tu zauważymy różnice. Połowę naszego budżetu zużywają nauki techniczne i ścisłe, a drugą połowę nauki o życiu i humanistyczne razem, z czego nauki humanistyczne, społeczne i o sztuce najmniej. To wynika z kosztów badań w naukach ścisłych i technicznych. W naukach humanistycznych badania są relatywnie tanie.
Czyli to są te badania, które w wielu przypadkach będą musiały poczekać na konkretne zastosowanie w dalekiej przyszłości?
Jak Pan ocenia poziom zgłoszeń w konkursach Narodowego Centrum Nauki?
Tak, to są badania, które nie kończą się bezpośrednimi aplikacjami. Gdyby ktoś chciał zgłosić do nas wniosek grantowy opracowania oprogramowania na iPhone, dzięki któremu osiągnie się jakąś nową funkcjonalność, to nie będziemy mogli tego sfinansować, gdyż są to badania stosowane. Natomiast jeśli ktoś na przykład opracuje nowatorską metodę tworzenia oprogramowania do smartfonów – to już tak. Nie mówiąc już o jakiś wyrafinowanych teoriach. Czy któraś z tych trzech grup: nauki humanistyczne, społeczne i o sztuce, nauki o życiu oraz nauki ścisłe i techniczne są przez Was bardziej preferowane?
Jeśli byśmy mieli porównywać poziom wniosków o finansowanie np. między naukami ścisłymi a humanistycznymi, byłoby to bardzo trudne, tak jak porównanie jabłek i pomarańczy. To są inne owoce. Zresztą w obu przypadkach do oceny wniosków stosujemy inne kryteria. Natomiast jeśli chodzi o ogólny poziom zgłaszanych do nas wniosków, to przez te ponad trzy lata naszej działalności poziom ten systematycznie rośnie. Co jest dobrym znakiem. Na początku naszego działania, patrząc na poziom wniosków, specjalnie nie żałowałem, że sporo projektów odpadało. >>>
Teberia 5/2014
25
NA OKŁADCE
KONKURSY NCN
POCZĄTKUJĄCY NAUKOWCY
PRELUDIUM
ETIUDA
osoby bez stopnia naukowego doktora, otwarcie przewodu doktorskiego nie jest warunkiem ubiegania się o finansowanie
stypendium dla osób z otwartym przewodem doktorskim
NAUKOWCY POSIADAJĄCY STOPIEŃ DOKTORA
SONATA
SONATA BIS
stopień naukowy doktora uzyskany nie wcześniej niż 5 lat przed rokiem złożenia wniosku
FUGA
stopień naukowy doktora uzyskany w okresie od 2 do 12 lat przed rokiem złożenia wniosku
staż podoktorski, stopień doktora uzyskany nie wcześniej niż 5 lat przed rokiem złożenia wniosku
DOŚWIADCZENI NAUKOWCY
SYMFONIA
MAESTRO co najmniej stopień naukowy doktora, realizacja pionierskich badań naukowych
wybitni naukowcy, realizacja międzydziedzinowych projektów badawczych
OTWARTE DLA WSZYSTKICH NAUKOWCÓW
OPUS
HARMONIA
projekty badawcze w tym finansowanie aparatury naukowo-badawczej
projekty międzynarodowe
PROCES OCENY WNIOSKÓW peer review*
TANGO wdrażanie wyników uzyskanych w rezultacie badań podstawowych
I ETAP
SELEKCJA WNIOSKÓW
OCENA FORMALNA ocena indywidualna wniosku przez dwóch członków
I posiedzenie Zespołu Ekspertów
Zespołu Ekspertów
odrzucone projekty
odrzucone projekty
Teberia 5/2014
26
ok. 40%
NA OKŁADCE
II ETAP
USTALENIA LISTY ZAKWALIFIKOWANYCH ETIUDA, FUGA, SYMFONIA
PROJEKTÓW
OGŁOSZENIE WYNIKÓW
rozmowa
II posiedzenie Zespołu Ekspertów
podpisanie umowy
ok. 23%
PRELUDIUM, OPUS, SONATA, SONATA BIS, MAESTRO, HARMONIA, SYMFONIA
ocena indywidualna wniosku przez ekspertów zewnętrznych w tym zagranicznych
odrzucone projekty
Były słabsze niż te, które dostawały dofinansowanie. Natomiast w tej chwili ze względu na liczbę zgłaszanych wniosków w kolejnych konkursach i wzrost ich poziomu, a przy utrzymaniu stałego finansowania, musimy odrzucać więcej wniosków, które są dobre. Warto je sfinansować, ale musimy wybrać tylko tyle najlepszych projektów, na ile mamy pieniędzy. Jakie wnioski, na podstawie tych grantów, można wysnuć o kondycji polskiej nauki? W NCN mamy bardzo dobry podgląd kondycji polskiej nauki, co jest też widoczne w naszych statystykach. Są jednostki, które otrzymują dużo grantów i dużo pieniędzy. Na tej liście są dwa nasze największe uniwersytety, czyli Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski. Trzeci jest Uniwersytet Adama
Mickiewicza w Poznaniu, ale dostaje już mniej pieniędzy w porównaniu z tymi dwoma liderami. Akademia GórniczoHutnicza ma mocną pozycję, jeśli chodzi o nauki ścisłe i techniczne. Mamy wyraźnych liderów, ale są też małe jednostki, które składają po prostu mniej wniosków, bo mają mało pracowników. Widać też pewne mocne dyscypliny w Polsce. Na pewno jest to astronomia, nieźli są fizycy, niektóre obszary nauk o życiu, na przykład związane z biologią molekularną. A nauki humanistyczne? Sytuacja tu jest bardziej skomplikowana i trudniej porównywalna, natomiast wyróżniają się na przykład pewne obszary psychologii. W humanistyce musieliśmy przełamywać wiele przyzwyczajeń, nawyków, w szczególności dotyczących otwarcia polskiej humanistyki na świat.
Teberia 5/2014
27
NA OKŁADCE Żądamy pełnego opisu wniosków niezależnie od dyscypliny w języku angielskim, co powodowało bardzo duże opory. Duża część recenzji pochodzi z zagranicy, ich liczba będzie się zwiększać. Ma to szereg zalet – odrywa proces oceny wniosków od lokalnych układów, ktoś z zagranicy patrzy też na polskie sprawy z dystansem. Poza tym konfrontuje to naszych naukowców z nauką światową. Pokazuje polską naukę i ułatwia potem kontakty. Historycy płakali: a kogo polska historia interesuje za granicą? Szalenie interesuje, a poza tym dlaczego o polskiej historii mają pisać zamiast nas Rosjanie czy Niemcy?
Nasza humanistyka odstaje od tej światowej? Tak, zdecydowanie. Mówimy o statystyce, o dużych liczbach, co oczywiście nie zmienia postaci rzeczy, że w Polsce są wspaniałe postaci humanistyki, ale stosunkowo nieliczne. Natomiast to zamknięcie się we własnym grajdołku humanistyki spowodowało, że obecnie odstajemy. Często w naukach humanistycznych i społecznych albo byliśmy słabi, bo nie nadążaliśmy za światowymi trendami albo byliśmy dobrzy, tylko nikt o tym nie wiedział, bo publikowaliśmy tylko u siebie.
Teberia 5/2014
28
NA OKŁADCE Pieniądze, które dajemy na naukę próbują to przełamać i patrząc na liczbę dobrych wniosków, które napływają do NCN, poziom w humanistyce wyraźnie wzrasta. Jakie dziedziny warto wspierać w polskiej nauce? Na to pytanie odpowiedź nie jest prosta. Rada Narodowego Centrum Nauki, czyli dwudziestu czterech wybitnych naukowców, którzy określają zasadnicze ramy naszego funkcjonowania ma prawo, a nawet obowiązek ustawowy ustalania listy priorytetów. Te priorytety są w pewien sposób nie wprost wyznaczane chociażby przez zdefiniowanie paneli, przez finansowanie przypadające na poszczególne konkursy. Natomiast de facto rada dotychczas stosowała taką metodę: szukajmy najlepszych projektów, finansujmy je i zobaczymy co się z tego wykluje. Są oczywiście w świecie agencje, które mają bardzo określone priorytety, na przykład ograniczone do kilku obszarów. W Republice Irlandzkiej w ogóle nie finansuje się fizyki z publicznych pieniędzy, a także nauk humanistycznych i społecznych. U nas Rada tego nie zrobiła, jakkolwiek w pewnym momencie może to uczynić, jeśli uzna, że jest to dobre dla polskiej nauki. Czy są w polskiej nauce zupełnie „białe plamy”, obszary którymi dopiero powinniśmy się zainteresować? Nauka jest bardzo szeroka, ale żeby gdzieś była jakaś luka, którą musieliby-
śmy zapełnić, dorzucając tam pieniądze? Niczego takiego nie widzę. Naukowcy powinni szukać ciekawych tematów. Jak wychodzimy w konfrontacji z zachodem, z zagranicą? Powiedzmy sobie szczerze, że nasza nauka jako całość jest słaba w stosunku do krajów najbardziej rozwiniętych. Natomiast są naukowcy, którzy bez kompleksów mogą konkurować z naukowcami na świecie, ale jako całość nadal odstajemy, niezależnie od dobrego samopoczucia wielu uczonych. W dyskusji na łamach Gazety Wyborczej z profesorem Królem mówił Pan, że trzeba zacząć od edukacji, aby coś w Polsce zmienić. Edukacja jest szalenie ważna, bo wyedukowane społeczeństwo jest po prostu mądrzejsze. Dobrze wykształceni ludzie podejmują lepsze decyzje. Nasza edukacja dotychczas kulała? Odpowiedź na tekst Marcina Króla pisałem, gdy były wyniki pierwszej PISY, tej która oceniała formalne umiejętności. I tam Polska wypadła bardzo dobrze. Nastał ogólny zachwyt nad polską edukacją. Mimo to napisałem krytycznie, że chociażby obserwując moich studentów, widzę że nasza edukacja jest słaba w kwestiach takich jak rozwijanie miękkich umiejętności, kojarzenia faktów, rozwiązywania problemów, czy pracy zespołowej.
Teberia 5/2014
29
NA OKŁADCE
To są bardzo ważne zagadnienia we współczesnych, nowoczesnych społeczeństwach. Potem wyszła druga PISA, która właśnie te umiejętności oceniała i tu wypadliśmy fatalnie. Okazało się, że moje intuicje znalazły potwierdzenie w badaniach. Nadal uważam, że poziom edukacji powinien być lepszy. Oczywiście sama edukacja nie rozwiąże wszelkich problemów, jednak jest ważna. Chodzi tu o szeroką edukację połączoną z wychowaniem, żeby ludzie mieli szacunek do innych, byli życzliwi, a także żeby rozumieli, że pewnych rzeczy nie da się łatwo zrobić. Mamy wiele do nadrobienia.
Jak? Czy trzeba zmienić system szkolnictwa? Tak, trzeba zmienić system szkolnictwa wyższego. To nie jest łatwe, nie ma jednej recepty. To są długie zmiany, bo dotyczą ludzi, pewnej zastanej sytuacji, dotyczą także kodów kulturowych, przyzwyczajeń i nawyków. A to co na przykład działa w świecie anglosaskim, nie zawsze działa u nas i na odwrót. Trzeba to uwzględnić i trzeba dokonać zmian, niezależnie od pocieszania się pewnej grupy naukowców czy grup pracowników naukowych, że rankingi nas krzywdzą, że jesteśmy wspaniali, tylko
Teberia 5/2014
30
NA OKŁADCE trzeba je inaczej odczytać. Ja się z tym nie mogę zgodzić. Nie jest dobrze, jeśli nasze polskie czołowe uczelnie odbiegają znacznie od czołowych uczelni z krajów, które nazywamy trzecim światem. Ja się mogę pogodzić, że chociażby ze względów budżetowych nasze uczelnie nie są na poziomie uniwersytetu Harvard czy Oksford, ale możemy mieć uczelnie na poziomie brazylijskich, chińskich, tajwańskich i tureckich. Jest dużo do zrobienia.
Nie powinniśmy kształcić tak wąsko, bo potem są problemy ze znalezieniem pracy dla wąskich specjalistów. I remedium na to zbyt specjalistyczne kształcenie nie powinno być finansowanie z publicznych pieniędzy drugiego, czy trzeciego kierunku studiów, tylko po prostu te kierunki powinny być od razu szersze.
Jak Pan podchodzi do ostatnich dyskusji w kwestii rentowności kierunków studiów, tu w przypadku filozofii?
Byłbym strasznie ostrożny w tej kwestii. Powinniśmy mieć dobrą naukę we wszystkich obszarach, gdyż to jest ważne dla kraju i dla narodu, zarówno jeśli chodzi o podkład intelektualny, jak i praktyczne aspekty nauki, które powodują że kraj może być innowacyjny i przyciągać biznes. Jesteśmy krajem średniej wielkości i wiara, że będziemy krajem najlepszym naukowo na świecie to naiwność. Ale powinniśmy być w czołówce, w grupie krajów, które mają solidną naukę i gdzie pieniądze podatników idące na badania naukowe są dobrze wykorzystywane. Nie chodzi o to, żeby każda złotówka była w stu procentach trafiona, bo istotą nauki jest jednak pewna niepewność, poszukiwanie i margines błędu. Chodzi o to, żeby te ograniczone pieniądze wykorzystać jak najlepiej. I myślę, że NCN działa w tym kierunku.
Filozofia jest na pewno ważną nauką, jest specyficzna, elementy filozofii powinny się znajdować w programach szkół średnich i w szkołach wyższych. To nie ulega wątpliwości, natomiast jeśli na kierunek studiów filozofia nie ma chętnych, to nie można do tego nikogo zmusić. Uczelnie muszą liczyć pieniądze, to są środki publiczne, a jeśli nie ma studentów, to nie musi być kierunku filozofia na każdej uczelni. Przy tej dyskusji jest także mowa o tym, że drugie kierunki studiów są teraz płatne. Według mnie to jest patologia, u nas kierunki studiów są za wąskie. W najlepszych uczelniach świata kierunki studiów są na ogół dużo szersze, a wtedy nie ma w ogóle problemu drugiego kierunku. Można sobie wybierać przedmioty z szerokiego zakresu międzywydziałowego. Są pewne ograniczenia, ale studia powinny dawać dużo szerszą podbudowę.
Czy zaryzykował by Pan odpowiedź na pytanie: kiedy Polska będzie potęgą naukową?
Teberia 5/2014
31
Rozmawiała: Aneta Żukowska
BIZNES
I biegu przyspiesza? i gna coraz prędzej…? – o torach rozwoju kolei Uwaga! Uwaga! Zawiadamia się, że ze względu na wystawę plakatu kolejowego „Podróż koleją skraca czas” dworzec będzie nieczynny do odwołania. Wszystkim podróżnym życzymy przyjemnej podróży. Ten chwytliwy tytuł wystawy, znanej z komedii Stanisława Barei, już niedługo może stać się rzeczywistością. A dlaczego?
Teberia 5/2014
32
BIZNES Oczywiście nie z powodu wernisażu wystawy plakatu kolejowego na dworcu - te obiekty zresztą coraz częściej „unieczynniane” są z zupełnie innych przyczyn. Chodzi właśnie o podróż koleją, która – czy to dzięki nowoczesnym technologiom, czy innym zabiegom - podobno coraz częściej skraca pasażerom czas. I chodzi tu – w przeciwieństwie do przywołanego filmu – rzeczywiście o czas podróży. - Nowoczesna gospodarka potrzebuje nowoczesnej infrastruktury, rozumianej nie tylko jako autostrady czy linie kolejowe, ale takiej, która kreuje zjawiska gospodarcze – powiedział wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński podczas konferencji „Kolej a gospodarka”, która odbyła się w Ministerstwie Gospodarki 26 marca 2014 r., a wtóruje mu minister Elżbieta Bieńkowska. Podczas szóstej edycji Europejskiego Kongresu Gospodarczego, który odbył się w dniach 7-9 maja br w Katowicach Bieńkowska wskazała na fakt, iż infrastruktura transportowa i transport odgrywają kluczową rolę we współczesnej gospodarce. Aby sprostać potrzebom wynikającym ze wzrostu wymiany towarowej oraz mobilności mieszkańców, a także wykorzystać w pełni potencjał gospodarczy regionu, konieczne jest kontynuowanie inwestycji służących stworzeniu nowoczesnego systemu transportowego – powiedziała. Czy odpowiedzią na te odgórne zalecenia są inwestycje w nowoczesne technologie na kolei? …I pełno ludzi w każdym wagonie – jak to w Chinach
Wydaje się, że tak. A przykład gna po torach aż z samiutkich Chin – i to naprawdę szybko, bo w postaci najszybszego pociągu świata. Jest nim właśnie chiński CRH380A, przemieszczający się na trasach łączących ponad 100 miast Państwa Środka, osiągając prędkość 575 km/h! Co najciekawsze - podróż superszybkim, chińskim pociągiem z Szanghaju do Pekinu, czyli ok. 1,2 tys. km, trwa… 4 godz. 48 min. To zaledwie 1,5 godz. dłużej, niż trwać będzie – o ile umowa dojdzie w ogóle do skutku (ale o tym później) - podróż nowym Pendolino na trasie Warszawa-Centralna - Wrocław, której długość wynosi zaledwie 350 km.! Sześcioczłonowy chiński pociąg z zagiętym przodem, jest najnowszym produktem serii CRH. Jego maksymalna moc wynosi 22,8 MW. Jest to ponad dwukrotnie więcej niż pobiera pociąg CRH380, kursujący obecnie na linii PekinSzanghaj, który, aby osiągnąć prędkość 300 km/h potrzebuje 9,6 MW. Wygląd CRH380A nawiązuje do starożytnego chińskiego miecza - powiedział Ding Sansan, dyrektor techniczny firmy Sifang Locomotive & Rolling CSR Co Free, spółki zależnej od CSR Corp. Ltd., która zaprojektowała i wyprodukowała ten hipernowoczesny pociąg. W testowanym pojeździe zastosowano wiele zaawansowanych technologicznie materiałów, w tym włókna węglowe, stopy magnezu, a także dźwiękochłonne materiały izolacyjne. Tak gwałtowny rozwój chińskiej kolei związany jest z gigantycznym programem inwestycyjnym w ramach szeroko
Teberia 5/2014
33
BIZNES
zakrojonego planu modernizacji i urbanizacji kraju, która ma przyczynić się do zmniejszenia skali ubóstwa chińskiej ludności. Ale nowoczesny tabor, to tylko wstęp do prawdziwych inwestycji. Chiński rządowy dziennik „Bejing Times” donosi o planach stworzenia międzykontynentalnych połączeń superszybkich linii kolejowych z Ameryką i Europą. Pomysł linii „Chiny-Rosja-KanadaUSA”, która miałaby mieć 13 tysięcy kilometrów, czyli byłaby dłuższa od Kolei Transsyberyjskiej o 3 tysiące kilometrów, ze zrozumiałych powodów może budzić duże emocje. Linia kolejowa miałaby rozpoczynać się w północno-wschodnich Chinach przebiegać przez Syberię, tunel o długości 200 kilometrów przeprowadzony pod Cieśniną Beringa, Alaskę, Ka-
nadę aż do kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych. Średnia prędkość pociągu na tej trasie miałaby wynosić 350 kilometrów na godzinę, a cała podróż z Chin do USA zajmowałaby dwa dni. Poza stałym połączeniem transportowym byłaby to okazja dla stworzenia niezwykłej konstrukcji – podobno niezbędna technologia została już opracowana przy okazji przygotowań do innego, podobnego w rozmachu przedsięwzięcia: tunelu łączącego Tajwan z kontynentem. Osobną sprawą pozostaje, czy podróż pociągiem, nawet ze średnią prędkością 350km/h, poza pięknymi widokami, mogłaby obecnie zaoferować więcej niż przelot samolotem. Połączenie z USA to jedno z czterech, o których wspomina zamieszczony w ”Bejing Times” raport.
Teberia 5/2014
34
BIZNES
Inne mają prowadzić do Londynu, Berlina i Singapuru. Ciekawe z naszego punktu widzenia jest to, że połączenie z Londynem ma prowadzić przez Warszawę. Niestety, nawet odsuwając na bok aspekt finansowy tego przedsięwzięcia, nie sposób nie dostrzec politycznych i administracyjnych problemów, z jakimi musieliby poradzić sobie realizatorzy projektu, dotyczącego kilkudziesięciu państw. Technologiczne wyzwania towarzyszące budowie tunelu pod kanałem Beringa, czy poprowadzeniu zdolnych do obsługi nowoczesnych pociągów torów przez Azję i Europę wydają się przy tym drobnostką. Czy realizacja planu stanie się faktem – na razie nie wiadomo. Pewne natomiast jest, że tylko od 2008 roku Państwo Środka zbudowało ponad 9 tys. km. Torów (część z nich w powietrzu), a także zainwestowało w budowę tysiąca pociągów dużych prędkości. Tym samym sieć kolejowa w Chinach jest obecnie prawie dwukrotnie dłuższa niż sieć tras superszybkich połączeń w Europie i Japonii łącznie. …W szóstym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy… – albo chińskie safari
A i to nie koniec chińskiej myśli technicznej i międzynarodowych ambicji, bo połączenia Azja-Europa-Ameryka to dopiero początek zabawy. Chińskie semafory podniosą się wkrótce i w Afryce, a to za sprawą pomysłu połączenia wszystkich stolic Czarnego Kontynentu siecią kolei wysokich prędkości. Taki news zaserwował premier Chin Li Keqiang podczas swojej wizyty w Addis Abebie. W przemówieniu na zjeździe Unii Afrykańskiej zapewnił, że Chiny pożyczą Afryce 10 mld dolarów i zainwestują dodatkowe dwa miliardy w chińsko-afrykański fundusz rozwoju. Część pieniędzy ma trafić do małych i średnich firm, działających na kontynencie. Li powiedział też, że jego marzeniem jest połączenie wszystkich afrykańskich stolic linią szybkiej kolei, co mogłoby przyspieszyć rozwój kontynentu. Jako że Państwo Środka dysponuje odpowiednimi technologiami, Li powiedział, że Chiny są gotowe pracować z Afryką, aby ten sen się spełnił. Dobry chiński wujek pragnie przy okazji zadbać o ochronę afrykańskiej przyrody, wydając na ten cel 10 mln dolarów. Dlaczego tak?
Teberia 5/2014
35
BIZNES
Może to kwestia wyrzutów sumienia, bo to m.in. właśnie działalność gospodarcza Państwa Środka doprowadziła kilka afrykańskich gatunków na skraj wymarcia. Jednak część przedstawicieli Unii Afrykańskiej broni obecności chińskiego kapitału jako przeciwwagi dla wpływów ekonomicznych USA i Europy na kontynencie… Czy zatem przyszłość świata spoczywa w chińskich rękach i ogromnym chińskim kapitale? Czy też tę dominację nadmuchuje i nakręca dalekowschodni wiatr propagandy? Wszak o planach łączenia Chin z Ameryką i budowy linii w Afryce słyszało wielu, ale nikt tak naprawdę takich planów nie widział. A w trzecim siedzą same grubasy… albo koleje sytych Namacalnie natomiast rozwija się sieć szybkich kolei w Europie i to już od po-
nad stu lat. 210 km/godz. – taką prędkość uzyskano już w 1903 roku, w Niemczech, na trójfazowej linii próbnej. W 1955 roku doświadczenie przeprowadzone we Francji, na torze próbnym, pozwoliło ustalić rekord światowy na poziomie 331 km/godz. Należy podkreślić, że zarówno tabor, jak i wyposażenie stałe (sieć jezdna, tory itp.) w czasie próby były urządzeniami klasycznymi i aktualnie wówczas stosowanymi przez stowarzyszenie narodowe francuskich kolei żelaznych (SNCF). Doświadczenie to wskazało na możliwość stosowania dużego marginesu bezpieczeństwa technicznego oraz praktycznej realizacji szybkich kolei elektrycznych. Tym niemniej szybkość osiągana praktycznie w regularnej eksploatacji była wówczas znacznie niższa i dochodziła do 160 km/godz.
Teberia 5/2014
36
BIZNES Za faktyczne ojcostwo nowoczesnych szybkich kolei elektrycznych uznaje się japońską kolej Shinkansen. Już w czasie swojej inauguracji w 1964 roku osiągnęła ona na 515-kilometrowej linii Tokio – Osaka prędkość eksploatacyjną 200 km/godz., a w roku następnym – 210 km/godz. Ten etap historyczny pozostał w pamięci jako zastosowanie kolei wahadłowej o wielkiej prędkości i największej na świecie częstotliwości kursowania. Obecnie jednostki Shinkansen jeżdżą z prędkością eksploatacyjną 300 km/ godz. i wkrótce będą jeździły jeszcze szybciej. W 1981 roku Francja uruchomiła swoją pierwszą linię pociągów wielkiej prędkości TGV na linii Paryż – Lyon o długości 417 km. Od początkowej prędkości maksymalnej 260 km/godz. była ona stopniowo podnoszona, na odcinkach poziomych, do 320 km/godz. Sieć kolei wielkiej prędkości we Francji kontynentalnej (l’Hexagone) wynosi obecnie około 1900 km i jest największa w Europie. Do roku 2020 przewiduje się osiągnięcie 4000 km. W kwietniu 2007 roku koleje francuskie TGV oraz firma Alstom ustanowiły wspólnie światowy rekord prędkości – 575 km/godz. na nowej linii Strasburg – Paryż. Hiszpania z kolei stara się prześcignąć sieć francuskich kolei szybkich pod względem długości linii. Jej ambicją jest zapewnienie dla 90% ludności mieszkającej w odległości mniejszej niż 50 kilometrów od dworca dostęp do szybkiej kolei do 2020 roku. Szybkie koleje hiszpańskie (Alta Velocidad Espaňola)
poruszają się z prędkością maksymalną 350 km/godz. Szybkie koleje elektryczne są obecnie dostępne w Belgii, Francji, Niemczech, Włoszech, Wielkiej Brytanii, na Tajwanie, w Japonii, Korei Południowej oraz Stanach Zjednoczonych. …I choćby nie wiem jak się wytężał to nie udźwignie? Taki to ciężar...? – polski smok i polska strzała No właśnie. Od dawna pokutuje w Polsce opinia, że wszystko, co wynalezione i wyprodukowane na tzw. Zachodzie jest lepsze, a wszelkie próby zmierzenia się z cywilizacyjnymi wzorcami są nie do udźwignięcia. A jednak nie. Pomocne okazują się oczywiście fundusze unijne. Tylko w latach 2012-2013 nauka i innowacyjna gospodarka otrzymały znaczące wsparcie - Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wypłaciło aż 6 mld złotych beneficjentom wdrażanych programów operacyjnych. Skorzystał z nich m.in. NEWAG Gliwice S.A. - jeden z dwóch największych producentów taboru szynowego w Polsce, niekwestionowany lider na rynku lokomotyw. Firma ta specjalizuje się w produkcji i modernizacji lokomotyw elektrycznych, posiadając obecnie ok. 54% udziałów w rynku krajowym. W 2011 r. od podstaw powstała tu pierwsza od 30 lat, polska sześcioosiowa lokomotywa elektryczna DRAGON. Również w Newagu zaprojektowano GRIFFINA, pierwszą polską, czteroosiową lokomotywę wielosystemową, która może być eksploatowana w całej Europie. Największym atutem tej lokomotywy jest bardzo wysoka siła pociągowa o wartości do 374 kN, która w połącze-
Teberia 5/2014
37
BIZNES niu z masą lokomotywy wynoszącą 116 t oraz indywidualnym napędem na każdą oś, pozwala na prowadzenie pociągów o masie do 4000 t. Siła lokomotywy generowana jest przez 6 asynchronicznych silników trakcyjnych typu STX500-4A - każdy o mocy 834 kW. DRAGON jest przeznaczony do prowadzenia ciężkich pociągów towarowych – pociąg o masie do 4000 ton może ciągnąc z prędkością do 120 km/godz (prędkość maksymalna to 140 km/h). Lokomotywy czteroosiowe dla porównania mogą ciągnąć składy o masie ok. 3,2 tys. ton, jeżeli lokomotywa jest elektryczna, i 2,6 tys. ton – jeśli jest spalinowa. Lokomotywa została stworzona z myślą o rynku polskim, dlatego zdecydowano się na konstrukcję sześcioosiową, w której nacisk na każdą oś nie przekracza 20 ton. Maszynę cechuje napęd asynchroniczny, na który składa się sześć silników o łącznej mocy 5 MW. Nowoczesną aparaturę energoelektroniczną opracował Instytutu Elektrotechniki w Warszawie. Sterowanie oraz diagnostyka lokomo-
tywy odbywa się poprzez sterowniki mikroprocesorowe oparte o dwie niezależne sieci przesyłu danych, co ma zapewnić wysoką niezawodność. Tryb działania lokomotywy dostosowuje się do zmiennych warunków pracy. Kabina maszynisty została wyposażona w ergonomiczny pulpit oraz klimatyzację. Zamiast tradycyjnych lusterek zastosowano aż sześć kamer, z tego dwie zainstalowane są na czołach lokomotywy, ułatwiając manewrowanie maszyną. Równie ciekawe osiągnięcia, nie tylko na rodzimym rynku, ma bydgoska PESA. Ta prawdziwie europejska marka, rozpoznawalna jest zarówno na torach Europy Zachodniej, jak i tzw. „regionu 1520 mm”. Pojazdy spalinowe i elektryczne, a także tramwaje to produkty eksportowe dynamicznie rozwijającej się firmy, które zostały sprawdzone przez pasażerów i przewoźników z dziesięciu państw Starego Kontynentu. Czescy przewoźnicy korzystają z nowoczesnych LINK-ów, na ukraińskich torach jeździ luksusowy szynobus-salonka, pojazdy z PESY obsługują również połączenia regionalne we Włoszech.
Teberia 5/2014
38
BIZNES Bydgoskie szynobusy kursują także na Białorusi, w Kazachstanie czy na Litwie. Z kolei na wybór tramwajów zdecydowały się miasta z Rumunii i Węgier. Światowe rynki otworzyło dla polskiego producenta podpisanie prestiżowej umowy na dostawę LINK-ów na potrzeby Deutsche Bahn. Jednak obecnie największym sukcesem bydgoskiej firmy jest wygranie przetargu na dostarczenie nowoczesnych składów elektrycznych dla narodowego przewoźnika. Mowa o nowoczesnym pociągu DART, zaprojektowanym przez inżynierów tej firmy. Będzie to pierwszy pociąg dużych prędkości, którego składy będą mogły rozpędzać się do 200 km/godz. Sukces tym większy, że PESA w przetargu pokonała konsorcjum firm STADLER i NEWAG, zdobywając maksymalną liczbę punktów i wygrywając nie tylko ceną, ale również niższą masą pojazdu i lepszym wskaźnikiem NPV (wartości zaktualizowanej netto - miernika, który jest używany do pomiaru efektywności inwestycji). Chodzi mianowicie o przetarg na dostawę 20 elektrycznych zespołów trakcyjnych dla PKP Intercity o wartości ponad 1,3 mld zł brutto. Na czym polega nowoczesność pojazdów generacji DART? To, co widać od razu - to nowoczesny design, podkreślony aerodynamiczną linią z zabudowanym sprzęgiem. Następnie - wyraźnie lżejsza konstrukcja, wykonana z zaawansowanej technologicznie stali wysokiej wytrzymałości. Co bardzo istotne - pojazd posiada wszelkie standardy bezpieczeństwa, zgodnie z europejską normą EN
15227/4, dotyczącą scenariuszy zderzeniowych oraz - co ważne dla osób niepełnosprawnych i rodziców z dziećmi - podłogę na jednej wysokości, windę, miejsca dla wózków i w pełni przystosowaną toaletę. Konstruktorzy zadbali również o komfort jazdy - siedzenia i przestrzeń pasażerska nie odbiega od standardu Intercity, pomyślano także o barze, a zapracowanym pasażerom zapewniono komfortowe warunki pracy w postaci oddzielnego przedziału, a nawet oddzielnej toalety. Pojazd ten zaakceptują też ekolodzy – 80% elementów konstrukcji podlega recyklingowi. Ponadto DART posiada własne, energooszczędne, opracowane przez inżynierów PESA, systemy sterowania, dostosowane do oczekiwań przewoźnika. Komfort jazdy zapewnia także jednakowa średnica kół w całym pojeździe (920 mm) oraz falownik zamontowany na dachu, co sprzyja wyciszeniu pojazdu. DART może poruszać się z prędkościami znacznie przekraczającymi 160 km/h, z zachowaniem najwyższych standardów bezpieczeństwa i komfortu. Co bardzo istotne - w produkcji udział będą miały także polskie firmy - komponenty i podzespoły dostarczać będzie ponad 350 przedsiębiorstw z naszego kraju, które - podobnie jak PESA - postawiły na innowację, podnoszenie jakości produkcji i kwalifikacji swoich załóg. Z polskich firm pochodzą systemy energoelektroniczne, siłami polskich projektantów powstają układy sterowania pojazdów, diagnozowania i zarządzania infrastrukturą.
Teberia 5/2014
39
BIZNES
Zamówienie na pociągi Dart to również szansa na współpracę z PESĄ dla polskich instytutów badawczych. To pozwala na nową jakość na polskim rynku, a produkowane przez PESA pojazdy spełniają europejskie i światowe normy. 20 nowych elektrycznych zespołów trakcyjnych zostanie przeznaczonych do obsług relacji: Jelenia Góra - Wrocław Łódź - Warszawa - Białystok/Lublin oraz Białystok/Lublin - Warszawa - Koluszki Częstochowa - Katowice - Bielsko Biała. Ponadto producent nowych pociągów zajmie się ich serwisowaniem w okresie nie krótszym niż 15 lat. Jakość bydgoskiego pojazdu i trud polskich projektantów został wynagrodzony w Londynie w marcu br. PESA jako
pierwsza firma z Polski, a nawet z całej Europy Środkowo-Wschodniej, została nagrodzona przez „Financial Times”! Prestiż tym większy, że wśród konkurentów były takie firmy jak Twitter, globalny system rezerwacji noclegów Airbnb czy światowy gigant naftowy Continental Resources. Była to już szósta edycja konkursu, który swoim zasięgiem obejmuje Europę, obie Ameryki, Bliski Wschód oraz rejon Azji i Pacyfiku. Zwycięzcy są wybierani przez panel ekspertów, któremu przewodniczy Lionel Barber, redaktor „Financial Times” - To wielki sukces całej załogi PESA. Kilkanaście lat temu byliśmy prawie bankrutem, dzisiaj odbieramy nagrodę w towarzystwie wielkich światowych firm w Londynie.
Teberia 5/2014
40
BIZNES Nagrodę dedykuję pracownikom naszej firmy - jestem z Was dumny - mówił Tomasz Zaboklicki, prezes PESA. Dedykacje to tym piękniejsze, że zarówno nagradzana PESA jak i Grupa NEWAG to firmy z polskim kapitałem. Ale polski przemysł szynowy tworzą także koncerny światowe - Alstom, Bombardier, Greenbrier, Siemens czy Stadler. Choć ich zakłady w Polsce produkują w większości moduły i podzespoły, mają także liczne więzi z firmami produkcyjnymi i usługowymi z krajowym kapitałem. Szkolą ich przedstawicieli, udostępniają wiedzę i doświadczenie. Sukcesy PESY i NEWAG-u pojawiły się w samą porę, bo najprawdopodobniej po polskich torach nie pojedziemy obiecanym pociągiem ED 250, zwanym potocznie Pendolino. Jak donosi „Rynek Kolejowy” Alstom wycofał wniosek o dopuszczenie pociągu do eksploatacji w Polsce. Według nieoficjalnych informacji, Alstom zwrócił się do UTK z pismem o wycofanie złożonego pod koniec marca wniosku o dopuszczenie do eksploatacji pojazdu ED250 Pendolino. Pierwsze osiem pojazdów wraz z dopuszczeniem do eksploatacji producent miał dostarczyć 6 maja. PKP Intercity poinformowało, że od tego dnia rozpoczęło naliczanie kar umownych. Według Alstomu, producent nie ma możliwości dostarczenia pojazdów wraz z wymaganym w kontrakcie systemem sterowania ERTMS poziom 2. Jego kalibracja jest w Polsce niemożliwa, ponieważ na polskiej infrastrukturze nie ma jeszcze funkcjonalnego systemu, z któ-
rym można go powiązać. Koncern zapewnia, że wszystkie pozostałe warunki kontraktu zostały spełnione, co udowodniły wykonane już w listopadzie próby na Centralnej Magistrali Kolejowej. Nieco inaczej sytuację tę widzi minister Janusz Piechociński. Nie ukrywa, że już w 2009 roku nie był zwolennikiem zakupu pociągów za granicą. - Kierowałbym się na zakup dużo tańszego taboru krajowego. Dzisiaj i PESA, i NEWAG, i pewnie inne firmy w Polsce są w stanie przedłożyć oferty na pojazdy jeżdżące już z większą prędkością niż 200 km/h. Wiedzieliśmy, że na odcinkach do Krakowa, Katowic i Gdańska posiadanie wyższego standardu pociągów to szansa na pokazanie, że polska kolej potrafi – dodał. Para buch? Koła w ruch? – czyli jedziemy dalej… A przyszłość rynku kolejowego, nie tylko w Polsce, jest naprawdę ogromna. Przeprowadzone badania wykazały, że podróż pociągiem wytwarza od 3 do 4 razy mniej dwutlenku węgla niż ta sama trasa pokonana samolotem lub samochodem. W tych warunkach pociągi o dużej prędkości skutecznie konkurują z samolotami na mniejszych odległościach oraz z transportem samochodowym na większych odległościach. Europejskie pociągi Eurostar łączące między innymi Londyn z Paryżem, pokonują kanał La Manche korzystając z Eurotunelu. Spowodowały one, że trasa pod Kanałem La Manche z Paryża do Londynu jest pokonywana zaledwie w 2 godziny 15 minut, a połączenie to obsługuje aż 70% ruchu pomiędzy tymi miastami.
Teberia 5/2014
41
BIZNES W Hiszpanii połączenie Madryt – Barcelona trwa 2 godziny i 30 minut i obsługuje 50% ruchu między tymi miastami. Niezaprzeczalny sukces osiągają linie o dużej prędkości na trasach Paryż – Lyon, Paryż – Bruksela oraz Hamburg – Berlin. Wiele państw na całym świecie zaczyna poważnie inwestować w szybkie koleje elektryczne. Budowy są prowadzone w Chinach, Iranie, Holandii i Turcji. Projekty budowy szybkich kolei elektrycznych są rozpatrywane w Argentynie, Brazylii, Indiach, Maroku, Portugalii, Rosji, Arabii Saudyjskiej oraz – jak wiemy w Polsce. Obliczono, że w 2009 roku w skali światowej było blisko 11 000 kilometrów linii szybkich kolei elektrycznych o prędkości co najmniej 250 km/godz., w eksploatacji było około 1750 jednostek kolejowych; 13 000 kilometrów linii znajdowało się w budowie, a blisko 18 000 kilometrów linii było w fazie projektowania. Przewiduje się, że do 2020 roku długość linii szybkich kolei elektrycznych na naszym globie może osiągnąć 400 000 km. Oby polskie kolejnictwo miało w tym swój udział. Bo i tu na szczęście coś drgnęło. Dotąd było, jak było – łączne spóźnienie wszystkich pociągów w połowie roku 2010 wynosiło… 5 lat i 1 miesiąc! Rok później, wychodząc zapewne naprzeciw problemom swoich współobywateli, ówczesny minister transportu, Sławomir Nowak, zamroził wszelkie prace nad Koleją Dużych Prędkości - i to do roku 2030. Tymczasem w Japonii pociągi spóźniają się średnio 4 sekundy na rok – mniej więcej tyle, ile wszystkie zegarki (byłego już) pana ministra razem wzięte.
Na szczęście obecny rząd – jak przywołałam na wstępie - zmienia swoje podejście do problemu. Ile w tym prawdziwych deklaracji, ile dobrych chęci, a ile przedwyborczej kiełbasy – nie wiadomo. Zwłaszcza, że wciąż jeszcze pozostajemy w klimacie filmów Barei, (a ściślej w kontekście - pani kierowniczko takie są odwieczne prawa natury - jest zima to musi być zimno), ale widać - sorry.. taki właśnie mamy klimat. Najważniejsze, że - poza deklaracjami polityków - szczęśliwie mamy jeszcze otwarte głowy designerów i inżynierów, którzy chcą pracować za złotówki, oczywiście przy wsparciu unijnych dotacji. Skorzystał z tego już NEWAG, skorzystała PESA. Skorzystamy w końcu my wszyscy – pan, pani, społeczeństwo! I w końcu wszystko zmieni się na lepsze. Dominika Bara
Źródło: PAP, Reuters, Huffington Post, tvn24, NEWAG, Gazeta Wyborcza, tech. wp.pl, onet.pl
Teberia 5/2014
42
BIZNES
Bankowość mobilna
– jeszcze prostsze wydawanie Ponad dekadę temu Internet zrewolucjonizował usługi bankowe. Klienci banków błyskawicznie przerzucili się z okienek kasowych na okienka przeglądarki internetowej oszczędzając czas i zmniejszając kolejki w oddziałach banków. Choć stara rewolucja jeszcze na dobre nie okrzepła, to w drodze jest już nowa, która chce przenieść bankowość z komputerów na urządzenia mobilne. Tylko czy to na pewno jest rewolucja?
Bank pod ręką Na pierwszy rzut oka bankowość mobilna niewiele różni się od bankowości internetowej: służy do wykonywania podstawowych usług bankowych we własnym zakresie, z tym że do jednej potrzebny jest smartfon, do drugiej zaś
komputer. Banki przez długi czas nie starały się zmienić tego stanu rzeczy, z góry zakładając, że urządzenia mobilne będę wykorzystywane przez klientów co najwyżej w drugiej kolejności, jeśli ci nie będą mieli akurat dostępu do komputerów.
Teberia 5/2014
43
BIZNES Ostatnio jednak stopniowe uniezależnianie się bankowości mobilnej od internetowej nabiera tempa, głównie na skutek zmiany sposobu korzystania z sieci: w USA i Wielkiej Brytanii już teraz więcej jest internautów mobilnych niż stacjonarnych. Przewiduje się, że także w Polsce – choć dopiero w okolicach roku 2020 – bankowość mobilna prześcignie pod względem ilości transakcji bankowość internetową. A nowe usługi, ściśle związane z „mobilnością” tabletów i smartfonów, jeszcze przyśpieszą ten trend.
IKO od PKO Na świecie bankowość mobilna rozwija się prężnie i to nie tylko w bogatych krajach Zachodu, ale również w krajach rozwijających się Afryki czy Azji. Jeszcze do niedawna banki i firmy telekomunikacyjne w Polsce miały pod tym względem niewiele do zaoferowania. Dwa lata temu zaledwie co czwarty bank oferował swoim klientom specjal-
ną aplikację do obsługi konta – pozostałe zadowalały się mobilną wersją strony internetowej. Dziś poszukuje się rozwiązań, które w pełni wykorzystałyby potencjał smartfonów: ich mały rozmiar, możliwość korzystania z geolokalizacji czy połączenie z Internetem. Wychodząc naprzeciw tym wyzwaniom sześć banków: Alior Bank, Bank Millennium, Bank Zachodni WBK, mBank, ING Bank Śląski oraz PKO Bank Polski, postanowiło połączyć siły i stworzyć wspólnie Polski Standard Płatności – wspólny standard, który pozwoli zmienić telefony w uniwersalne urządzenia płatnicze. Rdzeniem nowego systemu ma być aplikacja IKO stworzona przez PKO Bank Polski i działająca na rynku od ponad roku. Aplikacja IKO jest krokiem w kierunku elektronicznego portfela – umożliwia wypłacanie pieniędzy z bankomatów, wystawianie czeków, dokonywanie zwykłych przelewów oraz przelewów do innych użytkowników identyfikowanych za pomocą ich numerów telefonu czy płacenie w sklepach.
Teberia 5/2014
44
BIZNES Ponadto aplikacja może działać jak elektroniczna portmonetka pre-paid – użytkownik może ją zasilić dowolną kwotą i w jej granicach dokonywać transakcji. Sercem aplikacji IKO jest kod generowany przez nią co kilkadziesiąt sekund, za pomocą którego autoryzuje się płatności i wypłaty z bankomatów. Jest to dosyć wygodny system, choć pod względem szybkości obsługi transakcji przegrywa o kilka sekund zarówno z tradycyjnymi kartami zabezpieczonymi pinem, jak i z kartami zbliżeniowymi. Czeki, które stanowią nowość w bankowości mobilnej, są obsługiwane za pomocą odrębnego kodu. Pozwalają one na upoważnienie innej osoby (lub samego siebie) do skorzystania z kwoty oznaczonej w czeku przez określony czas, bez konieczności posiadania przy sobie telefonu. Osoba, której przekazujemy numer i hasło czeku może dowolnie skorzystać z oznaczonej w nim kwoty: wypłacić ją z bankomatu lub zapłacić za jej pomocą w sklepie. Kwoty niewykorzystane przez posiadacza czeku wracając do właściciela konta w momencie upływu okresu ważności czeku.
By płaciło się łatwiej Banki podkreślają, że rewolucja mobilna przyniesie korzyści nie tylko klientom detalicznym, ale również przedsiębiorcom. Jedną z zalet płatności mobilnych, za pomocą której banki starają się namówić ich do akceptowania płatności mobilnych jest niższa niż w przypadku obsługi kart opłata interchange. Obecnie akceptacja kart Visa lub Mastercard wiąże się z opłatą, którą ponosi akcep-
tant karty, czyli przedsiębiorca posiadający terminal i obsługujący płatności kartami. Banki proponują system, które eliminuje pośrednika, co teoretycznie powinno zmniejszyć opłatę i zwiększyć zysk przedsiębiorców. Na jakie zyski z wprowadzenia usług mobilnych mogą liczyć same banki? Przede wszystkim wierzą, że uda im się zwiększyć zaangażowanie klientów, zredukować koszty transakcji i zmniejszyć ilość placówek, podobnie jak to było w przypadku bankowości internetowej. Poza oszczędnościami banki poszukują też nowych źródeł zysku. Jednym z nich jest wspominane już wyeliminowanie pośredników z obrotu bezgotówkowego, drugim popularyzowanie i ułatwianie transakcji bezgotówkowych. Według badań przeprowadzonych przez MasterCard Advisors osoby płacące zbliżeniowo w pierwszym roku używania karty wydają za jej pomocą o 30% więcej niż ci, którzy posługują się kartą zabezpieczoną pinem. Pod względem potencjału rozwoju płatności zbliżeniowych polski rynek ma dobre perspektywy: z jednej strony płatności bezgotówkowe wciąż są u nas relatywnie niepopularne (tylko ok. 1/7 płatności detalicznych odbywa się bez użycia gotówki), z drugiej Polacy przodują na świecie pod względem płacenia za pomocą kart zbliżeniowych, których używanie staje się powoli zasadą, a nie wyjątkiem. Przed bankami rozwijającymi Polski Standard Płatności stoi jednak trudne zadanie, bo czy osoby, które do tej pory nie chciały płacić za pomocą karty, zdecydują się na bardziej „technologicznie zaawansowane” płacenie telefonem?
Teberia 5/2014
45
BIZNES Choć korzyści płynące z bankowości mobilnej wydają się obopólne, to mobilna ofensywa banków ma jeszcze jedną przyczynę. Otóż rynek płatności mobilnych to miejsce, w którym konkurują ze sobą nie tylko banki: są już na nim obecne takie firmy jak Google, z usługą Google Wallet, PayPal, a także wiele innych, mniej znanych firm i startupów. Płatności mobilne są również naturalnym środowiskiem ekspansji dla firm telekomunikacyjnych, które dystrybuują telefony i są właścicielami sieci telekomunikacyjnych. Część banków dostrzegło potencjał łączenia usług telekomunikacyjnych i finansowych i weszło w sojusze z telekomami. Tak stało się na przykład w przypadku Aliora i T-Mobile w Polsce. Na początku maja swoją działalność rozpoczął „bank” T-Mobile Usługi Bankowe. W tym symbiotycznym związku banki udostępniają swoje know-how w zamian za ogromną bazę potencjalnych klientów, dzięki czemu mogą prowadzić ekspansję bez konieczności inwestowania w drogą infrastrukturę czy marketing. Wprowadzając usługi związane z bankowością mobilną firmy telekomunikacyjne mogą zaś poszerzyć swoją ofertę i silniej związać ze sobą klientów. Podobne sojusze tworzą pozostałe telekomy: Orange z mBankiem, a Plus z dawnym Invest-Bankiem.
Teberia 5/2014
46
BIZNES
Lekcja Afrykańska Miejscem, gdzie rynek płatności mobilnych zdominowały firmy telekomunikacyjne są przede wszystkim kraje rozwijające się. To właśnie tam, gdzie infrastruktura bankowa jest źle rozwinięta i gdzie ogromna część populacji nie może ze względów formalnych posiadać konta w banku, usługi oferowane przez firmy telekomunikacyjne cieszą się wielką popularnością. Według raportu Half the World is Unbanked sporządzonego w 2009 roku przez grupę The Financial Access Initiative 80% mieszkańców Afryki subsaharyjskiej nie korzysta z żadnych usług bankowych czy parabankowych. Jednocześnie wiele z tych osób posiada telefon – według raportu PewResearch jest to 95% populacji w Chinach, 82% w Kenii czy 78% w Nigerii. Niski współczynnik ubankowienia wynika z dwóch przyczyn: w niektórych krajach są to przeszkody formalne, takie jak utrudniające zakładanie kont prawo czy wysokie wymagania banków, w innych demografia i geografia. W Indiach, Pakistanie i w wielu krajach Afryki otwieranie oddziałów banków w trudno dostępnych, słabo zaludnionych terenach po prostu się nie opłaca. >>>
Teberia 5/2014
47
BIZNES
L
iderem bankowości mobilnej wśród krajów rozwijających się jest Kenia, gdzie 70% posiadaczy telefonów komórkowych regularnie dokonuje przelewów lub odbiera pieniądze za pomocą płatności mobilnych. Miejsce lidera Kenia zawdzięcza firmie Safaricom, która w 2007 roku wprowadziła usługę M-Pesa. M-Pesa nie jest aplikacją obsługującą rachunek bankowy, ale osobną, autonomiczną usługą. Karta SIM, którą otrzymują klienci Safaricom, obsługuje dwa konta: środki zgromadzone na jednym mogą być wykorzy-
stywane do prowadzenia rozmów i wysyłania SMS-ów, zaś drugie konto służy wyłącznie do dokonywania transakcji finansowych. Dzięki temu, że M-Pesa nie wymaga połączenia z Internetem można w wygodny sposób płacić i otrzymywać pieniądze, bez konieczności posiadania smartfona i utrzymywania połączenia z Internetem. M-Pesa zgromadziła już ponad 17 milionów zarejestrowanych użytkowników (40% populacji Kenii), a wprowadzona niedawno nowa usługa, M-Shwari, umożliwia im uzyskiwanie mikropożyczek czy otwieranie lokat.
Teberia 5/2014
48
BIZNES
Podobne projekty, z różnym skutkiem, prowadzone są w innych krajach rozwijających się, ale nie tylko tam. Vodafon, który posiada 40% udziałów w spółce Safaricom, wprowadził w marcu tego roku usługę M-Pesa na rynek rumuński, gdzie prawie każdy ma telefon, ale gdzie ponad jedna trzecia mieszkańców nie ma dostępu do tradycyjnych usług bankowych.
Mobilny portfel Bankowość mobilna rozwija się oczywiście nie tylko w Afryce. W zamożnych krajach, gdzie wskaźnik ubankowienia jest na wysokim poziomie, szuka się innych możliwości wykorzystania urządzeń mobilnych. Amerykańska firma Monitise wraz z U.S. Bank pracują nad elektronicznym portfelem, którego dodatkową funkcją będzie ułatwienie nabywania produktów, których reklamy użytkownik zobaczy w gazecie lub usłyszy w radiu. Korzystając z fotokodów i technologii rozpoznawania obrazów, przy
użyciu minimalnej liczby kliknięć, aplikacja pozwoli wyszukać dany produkt, zapłacić za niego i automatycznie prześle dane konieczne do wysyłki. Firma Isis, będąca wspólnym przedsięwzięciem kilku firm telekomunikacyjnych (m.in. T-Mobile i Verizon) rozwija system płatności mobilnych związanych z technologią near field communication (NFC), dzięki której telefon działa w taki sam sposób, jak powszechnie już znane karty zbliżeniowe. „Mobilny portfel” firmy Isis ma jednak ambicję sięgnąć poza obsługę transakcji finansowych – w przyszłości ma umożliwiać przechowywanie polis ubezpieczeniowych, prawa jazdy czy dowodów osobistych i w konsekwencji całkowicie zastąpić tradycyjny portfel. Płacenie telefonem zbliżeniowo, za pomocą technologii NFC umożliwia także Orange. Do skorzystania z usługi NFC Pass potrzebna jest specjalna karta SIM, telefon obsługujący tę technologię oraz konto w banku współpracującym z Orange lub dedykowana karta prepaid.
Teberia 5/2014
49
BIZNES
W aplikacji można zainstalować dowolną ilość kart i płacić telefonem tak, jak kartą zbliżeniową. Technologia NFC ma szansę na wielki sukces w Polsce, bo Polacy, w porównaniu do średniej europejskiej niechętnie korzystający z kart kredytowych, szybko zajęli pozycję lidera w rankingu ilości kart zbliżeniowych. Co prawda banki pomogły trochę w uzyskaniu tego wyniku, często nie dając klientom wyboru między kartą zbliżeniową a tradycyjną, ale Polacy przyzwyczaili się już do nich i mimo obaw związanych z bezpieczeństwem chętnie płacą zbliżeniowo, oszczędzając cenne sekundy.
Przymusowa rewolucja Z ankiety przeprowadzonej przez PewResearch wśród ekspertów z dziedziny technologii mobilnych wynika, że 65% z nich wierzy w rychły sukces mobilnych płatności – rok 2020 ma być początkiem schyłku gotówki i kart kredytowych. Być może są to jedynie życzenia i nadzieje osób pracujących na rynku płatności mobilnych albo badających ten rynek, jednak nie ulega wątpliwości, że kierunek zmian został wytyczony i niewiele
wskazuje na to, by miał się zmienić. Michael Abbott, prezes zarządu firmy Isis, porównuje zachodzące obecnie zmiany do tych, jakie wstrząsnęły przemysłem muzycznym po pojawieniu się płyt CD. Tylko czy płatności mobilne faktycznie są nam w stanie zaoferować jakościową zmianę? Pieniądze na pewno będzie się wydawało łatwiej, ale czy ta „rewolucja” warta jest kilku sekund zaoszczędzonych przy terminalu czy komfortu płynącego z pozbycia się portfeli? Rozwój płatności mobilnych to nie tyle kwestia technologii, która od dawna jest już dostępna, co raczej przekonania do niej użytkowników. Dlatego też większość nowych pomysłów zmierzających do transformacji telefonu w portfel stawia raczej na prostotę i łatwość obsługi niż na oryginalność.
Teberia 5/2014
50
BIZNES
Ta wygoda nie jest rzecz jasna przejawem dobroczynności banków i firm telekomunikacyjnych, a raczej wypadkową ich chęci ekspansji i obawy przed pozostaniem w tyle. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego: celem banków jest zarabianie pieniędzy, a sukces kart zbliżeniowych dowiódł, że klienci z chęcią odchodzą od gotówki i to nawet za cenę prowizji, którą ostatecznie płacą przecież oni sami. Wydaje się, że „rewolucję” mogłyby powstrzymać jedynie obawy związane z bezpieczeństwem. Jedna trzecia respondentów cytowanego wyżej badania
przewiduje, że brak zaufania do technologii NFC będzie stanowił poważną przeszkodę na drodze rozwoju bankowości mobilnej. Samo korzystanie z kart zbliżeniowych, które są zabezpieczone pinem dopiero powyżej określonej kwoty, stanowi już pewne zagrożenie. Tak długo jednak, jak karta funkcjonuje oddzielenie od telefonu można, w przypadku jej zgubienia lub kradzieży, zablokować ją dzwoniąc do banku. W przypadku utraty urządzenia, które spełnia jednocześnie rolę telefonu i karty płatniczej będzie to trudniejsze.
Teberia 5/2014
51
BIZNES Innym problemem, z jakim będą musiały uporać się banki i nowi gracze na rynku to wypracowanie porozumienia co do wspólnego standardu dokonywania i przyjmowania płatności. Tworzony właśnie Polski Standard Płatności jest krokiem w dobrą stronę, jednak nie będzie obejmował wszystkich systemów płatności mobilnej, nawet mimo tego, że niedawno przystąpiło do niego kilka kolejnych banków. Ponadto trzeba będzie jeszcze ustalić jakiś standard międzynarodowy, bo za pomocą IKO nie można płacić za granicą. O ile więc banki i instytucje nie porozumieją się w tym zakresie, to podróżnym pozostanie gotówka, albo stare, sprawdzone karty kredytowe. Dobrą stroną tej sterowanej nieco odgórnie rewolucji może być zwiększenie liczby podmiotów na rynku usług bankowych, a co za tym idzie zwiększenie konkurencyjności i obniżenie kosztów. Ma to znacznie szczególnie w odniesieniu do duopolu Visy i Mastercarda, które wspólnie kontrolują rynek płatności bezgotówkowych.
Także kraje słabo ubankowione mogą skorzystać na rozwoju płatności mobilnych, choć jak na razie nigdzie nie udało się powtórzyć tak spektakularnego sukcesu, jak ten odniesiony przez system M-Pesa w Kenii. Mimo obiecujących perspektyw bankowości mobilnej, wizjonerskie proroctwa rychłego końca portfeli i portmonetek wydają się grubo przesadzone. Wiele osób darzy nowinki technologiczne nieufnością – zwłaszcza jeśli wiążą się one z ich bezpieczeństwem finansowym. Poza tym w portfelach nosimy przecież nie tylko pieniądze – portmonetkom i portfelom długie życie zapewnią dowody osobisty, prawa jazdy, karty rabatowe czy bilety miesięczne, które swój prostokątny kształt zawdzięczają kartom kredytowym.
Teberia 5/2014
52
Piotr Pawlik
PREZENTACJE
Dostarczą paliwo dla polskiej atomówki? Kanada, Australia, Kazachstan, a może Namibia? Choć pierwsza elektrownia atomowa w Polsce może powstać nawet za kilkanaście lat, KGHM już teraz rozgląda się za złożami uranu, który mógłby posłużyć jako paliwo do reaktorów. Koncern nie chce jednak wydobywać uranu w Polsce. – Chcemy dostarczać fluorowo-uranowy wkład do prętów. Jeżeli w 2016 r. zapadnie decyzja o budowie elektrowni, to już patrzymy na świecie, gdzie nam po drodze z górnictwem uranu – mówi prezes KGHM Herbert Wirth w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej. Program jądrowy postrzegamy jako szansę dla KGHM. Firma myśli o przejęciu jakiejś firmy górniczej, której produkcja skoncentrowana byłaby nie tylko na wydobyciu, lecz także na wytwarzaniu yellowcake, czyli koncentratu fluorowo-uranowego, z którego produkuje się pręty paliwowe wykorzystywane w reaktorach atomowych. Pod koniec września ubiegłego roku PGE oraz Tauron, Enea i KGHM parafowały umowę ws. udziału w programie jądrowym. Umowa przewiduje, że PGE sprzeda 30 proc. udziałów w PGE EJ1, a Tauron, Enea i KGHM kupią po
10 proc. Umowa ma stać się wiążąca w przypadku przyjęcia przez rząd Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) i uzyskania zgody UOKiK. „KGHM (…) w ramach spółek wchodzących w skład konsorcjum zajmującego się energetyką jądrową upatruje swoją rolę również jako spółka, która będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwo surowcowe w zakresie dostaw rud uranu. Dlatego prowadzimy badania nad możliwością pozyskania złóż rud uranu na świecie. W szczególności te badania koncentrujemy wokół krajów, gdzie te złoża występują najliczniej – czyli Kanada, Australia, Kazachstan i Namibia” – powiedział Maciej Koński z KGHM na ubiegłorocznym posiedzeniu sejmowej nadzwyczajnej komisji ds. energetyki. Jak wyjaśnił, spółka prowadzi badania pod kątem zaopatrywania planowanej w Polsce elektrowni jądrowej.
Teberia 5/2014
53
PREZENTACJE
Zapotrzebowanie na paliwo jądrowe można by zaspokoić dzięki eksploatacji krajowych złóż. Ten promieniotwórczy metal wydobywano w Polsce w latach 1947-1967. Co prawda polskie zasoby uranu są mało zbadane, ale udokumentowane złoża i tak starczyłyby na 200 lat pracy planowanych reaktorów. Zasoby perspektywiczne złoża zlokalizowane na Podlasiu szacuje się na 88 tys. ton uranu. KGHM nie chce jednak wydobywać uranu w Polsce z obawy na protesty społeczne. Zdaniem ekspertów przy obecnych cenach uranu nie opłaca się budowa nowych kopalni. Na korzyść projektu KGHM przemawiałaby jednak pewność rynku zbytu surowca w postaci elektrowni atomowej. KGHM chce zaangażować się w program jądrowy także z uwagi na własne potrzeby energetyczne. – Nasze potrzeby energetyczne to ok. 2,5 Twh rocznie [w Polsce produkuje się rocznie 162 Twh]. Na energię elektryczną wydajemy kilkaset milionów złotych rocznie.
Są dwie opcje zabezpieczenia firmy przed nadmiernymi kosztami. Mój pomysł na energię to wejście w tzw. hedge naturalny, czyli nie szukać wysublimowanych wzorów matematycznych, ale kupić tańsze aktywo energetyczne i samemu produkować prąd. Jeżeli ja wiem, że będę potrzebował 3 Twh energii, to muszę zabezpieczyć dostawy. Przez turbulencje sieciowe, braki w dostawach prądu, musimy mieć własne źródła. Na razie aby się zabezpieczyć, wybudowaliśmy dwa „kociołki” na gaz po 45 MW. Dlatego KGHM chciał wejść w alianse, które dadzą dostęp do taniej energii. Projekt jądrowy może to zapewnić. Mam nadzieję, że po analizach w 2016 r. zapadnie decyzja o budowie elektrowni. Nasz 10-proc. Wkład w spółkę zajmującą się projektem atomowym wystarczy na pokrycie tego, co KGHM będzie zużywał – przekonuje Herbert Wirth.
źródło: Gazeta Wyborcza
Teberia 5/2014
54
Jm