Turystyka i ochrona środowiska
Sztuczna inteligencja w podziemiach
Górniczy kosmos
NUMER 8 (27) SIERPIEŃ 2013
NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK
Technologia bezrobocia czyli o tym jak zmienia się rynek pracy
Spis treści:
EDYTORIAL
4 NA CZASIE 6 NA CZASIE 10 SONDA 12 SONDA 14 TECHNOLOGIE 16 NA CZASIE 18 NA CZASIE 19 PREZENTACJE 20 NA CZASIE 24 NA OKŁADCE 25 NA CZASIE 33 W OCENIE 35 NA OKŁADCE 36 NA OKŁADCE 46 EKO 54
Bezos na ratunek dziennikarstwu? Pendolino w Polsce Hyperloop
Czy Polacy potrafią działać w grupie? Pokolenie Y – beneficjenci innowacyjności Górniczy kosmos Edukacyjna chmura nad Małopolską Koniec żywota analogowej telewizji w Polsce Sztuczna inteligencja w podziemiach Uczelnie widoczne w sieci Robotyzacja ekonomii Jest popyt na roboty Polskie firmy zainteresowane robotyzacją Wiedźmę zatrudnię od zaraz Technologia bezrobocia Turystyka i ochrona środowiska
* Skąd ta nazwa –
…Otóż gdy pojawił się gotowy projekt witryny – portalu niestety nie było nazwy. Sugestie i nazwy sugerujące jednoznaczny związek ze Szkołą Eksploatacji Podziemnej typu novasep zostały odrzucone i w pierwszej chwili sięgnąłem do czasów starożytnych, a więc bóstw ziemi, podziemi i tak pojawiła się nazwa Geberia, bo bóg ziemi w starożytnym Egipcie to Geb. Pierwsza myśl to Geberia, ale pamiętałem o zaleceniach Ala i Laury Ries, autorów znakomitej książeczki „Triumf i klęska dot.comów”, którzy piszą w niej, że w dobie Internetu nazwa strony internetowej to sprawa życia i śmierci strony. I dalej piszą „nie mamy żadnych wątpliwości, co do tego, że oryginalna i niepowtarzalna nazwa przysłuży się witrynie znacznie lepiej niż jakieś ogólnikowe hasło”. Po kilku dniach zacząłem przeglądać wspaniała książkę Paula Johnsona „Cywilizacja starożytnego Egiptu”, gdzie spotkałem wiele informacji o starożytnych Tebach (obecnie Karnak i Luksor) jako jednej z największych koncentracji zabytków w Egipcie, a być może na świecie. Skoro w naszym portalu ma być skoncentrowana tak duża ilośćwiedzy i to nie tylko górniczej, to czemu nie teberia. Jerzy Kicki Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Szkoły Eksploatacji Podziemnej Portal teberia.pl został utworzony pod koniec 2003 roku przez grupę entuzjastów skupionych wokół Szkoły Eksploatacji Pod-ziemnej jako portal tematyczny traktujący o szeroko rozumianej branży surowców mineralnych w kraju i za granicą. Magazyn ,,te-beria” nawiązuje do tradycji i popularności portalu internetowego teberia.pl, portalu, który będzie zmieniał swoje oblicze i stawał się portalem wiedzy nie tylko górniczej, ale wiedzy o otaczającym nas świecie.
Wydawca:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie
Jerzy KICKI
Prezes Fundacji dla AGH
Artur DYCZKO
Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia
Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny
jsrokowski@teberia.pl
Biuro reklamy:
Małgorzata BOKSA reklama@teberia.pl
Studio graficzne:
Tomasz CHAMIGA tchamiga@teberia.pl
Adres redakcji:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 Aal. Mickiewicza 30, 30-059 Krakówtel. (012) 617 - 46 - 04, fax. (012) 617 - 46 - 05, e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl” www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790
Konto Fundacji:
Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone.Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
EDY TORIAL >>
Bezos na ratunek dziennikarstwu?
Bardziej skłaniałbym się ku przekonaniu, że to rodzaj swoistego mecenatu, choć pewnie jakiś pomysł biznesowy założyciel Amazona także ma. Dziennik „The Washington Post” to legendarna gazeta, założona 136 lat temu, która zatrudniała najlepszych dziennikarzy śledczych w Ameryce. Wsławiła się opisaniem wielu afer, w tym sprawy Watergate, która doprowadziła do dymisji prezydenta Richarda Nixona w 1974 roku. Łącznie w dorobku gazety znajduje się 47 nagród Pulitzera. Jednak pod względem biznesowym to od dłuższego czasu przedsiębiorstwo chwiejące się ku upadkowi, nie radzące sobie w świecie rządzonym współcześnie przez media cyfrowe. Bezos kupił „Posta” niedrogo, bo za ok. 250 mln dolarów, co stanowi 1 proc. jego majątku. I to kupił go z całkowicie prywatnych środków, co jeszcze bardziej uprawdopodobnia teorię o mecenacie. Nie rzadko można spotkać opinie, iż kupił po to zalewaną falami łajbę „Posta”, aby bezpiecznie przeprowadzić ją przez sztormowy czas cyfrowej rewolucji w mediach. Zresztą nie on jeden wspiera dziennikarstwo jakościowe, jak zwykło się mówić o prestiżowej prasie. Google, Facebook także to robią. Wspierają studentów dziennikarstwa, wydają książki o etyce mediów i kupują gazety w trudnej sytuacji finansowej, poszukują innowacyjnych projektów dziennikarskich. Potentaci cyfrowi zdają się czynem odpowiadać na zarzuty branży prasowej, oskarżającej ich o to, iż w znaczący sposób przyczyniają się do upadku prasy drukowanej.
L
egendarny, wysoce prestiżowy dziennik „Washington Post” zmienił właściciela – kupił go założyciel i szef Amazon.com, Jeff Bezos, ikona Internetu i e-biznesu, twórca największej w świecie cyfrowej księgarni, który jeszcze kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów zapowiadał całkowity upadek drukowanej prasy. Czym więc tłumaczyć decyzję Bezosa? To trudne do wytłumaczenia, tym bardziej, że sam rzekł onegdaj swoim akcjonariuszom: chcę sobie móc pozwolić na to, aby moje decyzje były niezrozumiane przez bardzo długi czas. Ludzie snują różne domysły. Spotkałem się nawet z opinią, iż Bezos chce wpłynąć na linię polityczną lewicującego (jak na amerykańskie warunki) czasopisma (sic!). 4
Teberia 27/2013
Może jednak nie chcą pozbawić się źródła jakościowej treści? Bo jaka nie byłaby forma dystrybucji – tradycyjna czy cyfrowa, najważniejsza jest treść. Za najlepszą treścią stoi zwykle prasa (oczywiście jeśli mowa o treści informacyjnej). Czy jednak mecenat cyfrowych gigantów uchroni ginący powoli zawód dziennikarza prasowego i jego wielu form jak np. reporter? Wątpliwe, raczej to już pewne, że zawód ten za kilka-kilkanaście lat stanie się równie niszowy co szewc, cholewkarz czy rusznikarz. Wpływ technologii miał od dawien dawna wpływ na rynek pracy. O tym jakie zawody giną, a jakie powstają jest tematem przewodnim tego wydania teberii. Zapraszam do lektury. Jacek Srokowski zapraszamy do dyskusji napisz do nas
Teberia 27/2013
5
NA C Z A SIE >>
6
Teberia 27/2013
Pendolino w Polsce
W połowie sierpnia na dworcu Głównym we Wrocławiu po raz pierwszy zaprezentowano pasażerom pociąg Pendolino. Zanim jednak wyjedzie na polskie tory, czekają go wielomiesięczne testy. W maju przyszłego roku pierwszy z Pendolino ma uzyskać świadectwo dopuszczające do ruchu w Polsce. Będzie jeździł po zmodernizowanych liniach; planuje się, że osiągnie w grudniu 2014 r., po raz pierwszy w regularnym ruchu w Polsce, prędkość 200 km/h. Z czasem ta prędkość będzie zwiększana do 220 i 230 km/h. Z tym jednak eksperci mają spore wątpliwości biorąc pod uwagę stan infrastruktury kolejowej w Polsce. Poniżej prezentujemy zakładane czasy przejazdu Pendolino na wyznaczonych liniach.
I tak np. resort transportu i PKP jeszcze w 2012 r. obiecywały, że pociąg dojedzie ze stolicy nad Bałtyk w 2,5 godz. Ostatnio była mowa o 3 godzinach. Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych „Tor” jest gotów się założyć, że pokonanie tej trasy nie będzie możliwe szybciej niż 3 godz. 20 min. – Kiedy obliczymy średnią prędkość Pendolino w Polsce, okaże się, że jest niższa od konwencjonalnych składów wagonowych w Niemczech i Austrii, które są o połowę tańsze – tłumaczy Karol Trammer, redaktor naczelny „Z Biegiem Szyn”.
Teberia 27/2013
7
NA C Z A SIE >> Przypomnijmy, iż za 20 składów superszybkiego pociągu Pendolino PKP Intercity zapłaciło 2,7 mld zł. Oto lista dodatkowych wymagań w infrastrukturze kolejowej, by pociąg pokonał prędkość wyższa niż 160 km/h: - sieć trakcyjna dostosowana jest do pociągów jadących z większą prędkością – czyli jest cięższa, - mocniejsze zasilanie sieci trakcyjnej – pociągi jadące z dużą prędkością potrzebują więcej energii elektrycznej na roz pędzanie i utrzymanie prędkości, - przewody sieci trakcyjnej muszą zapewnić stabilny kontakt pantografu pociągu z siecią przy dużej prędkości - są napięte ze zwiększoną siłą, a słupy sieci trakcyjnej są rozstawione gęściej, - wymagane są szyny bezstykowe o profilu 60E1 i masie 60 kg/m, - większe promienie łuków (nawet ponad 4 km), dzięki czemu siła odśrodkowa działająca na pasażerów przy pokonywaniu łuków jest zmniejszona,
- przechyłka toru na łukach jest zwiększona, co pozwala jeszcze bardziej ograniczyć działanie siły odśrodkowej, ale ogranicza możliwość korzystania z linii przez wolne pociągi, w szczególności towarowe, - w przypadku przejazdu pociągu przez tunel średnica tunelu powinna być większa, w celu ograniczenia efektów zmian ciśnienia, związanych z jazdą z dużymi prędkościami, - odstęp między torami jest zwiększony (do 4,5 m), w celu zmniejszenia szarpnięć wywołanych przez gwałtowne zmiany ciśnienia spowodowane przez mijające się składy pociągów, - betonowe lub strunobetonowe podkłady są umieszczane w odstępach 60 cm, - brak skrzyżowań w poziomie toru - przy prędkościach powyżej 160 km/h wszystkie przejścia muszą być różnopoziomowe (wiadukty, tunele, kładki), - wskazana jest bardziej wytrzymała konstrukcja mostów czy wiaduktów.
Kalendarium
06 sierpnia 2008
30 maja 2010
30 maja 2011
18 lipca 2011
19 lipca 2011
06 listopada 2012
05 listopada 2012
08 sierpnia 2012
02 kwietnia 2012
17 sierpnia 2011
30 styczeń 2013
24 kwiecień 2013
15 maj 2013
28 maj 2013
14 sierpnia 2013
Ogłoszenie przetargu na zakup 20 składów zespołowych.
Rozpoczęcie prac przy budowie Centrum Serwisowego dla składów zespołowych (przekazanie terenu) na warszawskiej Olszynce Grochowskiej.
Ceremonia wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Centrum Serwisowego. 8
Teberia 27/2013
Rozstrzygnięcie przetargu.
Przeprowadzenie przez PKP PLK testów systemu ETCS na fragmencie CMK z Grodziska Mazowieckiego do Olszanowic.
Przeprowadzenie przez Alstom testów statycznych pierwszych dwóch wagonów w Savigliano.
Podpisanie umowy na zakup 20 składów zespołowych z firmą Alstom.
Otrzymanie unijnego dofinansowania z CUPT na budowę Centrum Serwisowego dla składów zespołowych.
Zwiększenie przez EBI wysokości kredytu dla PKP Intercity.
Podpisanie umowy na finansowanie projektu z Europejski Bank Inwestycyjny (EBI).
Rozpoczęcie prac związanymi z budową składów zespołowych we włoskim Savigliano.
Prezentacja pociągów wchodzących w skład nowej kategorii Express InterCity Premium (EIC Premium).
Podjęcie przez rząd uchwały w sprawie udzielenia gwarancji na zaciągnięcie zobowiązania wynikającego z umowy o finansowanie z EBI na rzecz PKP Intercity.
Podpisanie umowy z Centrum Unijnych Projektów Transportowych (CUPT) na dofinansowanie projektu z funduszy Unii Europejskiej.
Publiczna prezentacja Pendolino na dworcu PKP we Wrocławiu.
Teberia 27/2013
9
NA C Z A SIE >>
Hyperloop
- Elon Musk prezentuje transport przyszłości
P
odczas gdy w Polsce trwają gorączkowe przygotowania do długo oczekiwanego debiutu Pendolino, wizjoner i futurysta, właściciel SpaceX i Tesla Motors - Elon Musk, przedstawił szczegółowy opis projektu zupełnie nowego środka transportu jakim jest Hyperloop. Elon Musk to człowiek, który wzbogacił się na PayPal, następnie założył firmę Tesla Motors która produkuje samochody elektryczne, oraz firmę SpaceX, producenta rakiet wykorzystywanych m.in. przez NASA. Hyperloop to jego kolejny pomysł, ale sam podobno nie ma czasu się nim zająć, a że chciałby, żeby coś takiego powstało, więc opublikował go „do wzięcia”. Na razie najważniejszym etapem na drodze do jego realizacji będzie stworzenie prototypu. Musk zdeklarował, że zajmie się tym wraz z zespołem swoich inżynierów. Jeśli wstępne testy zakończą się sukcesem, przekaże prace nad projektem komu innemu. Elon Musk twierdzi, że superszybka kolej to technologia przestarzała, droga i zdecydowanie zbyt wolna. Ponieważ uruchomienie szybkich pociągów planowane jest także w Kalifornii, postanowił zaproponować coś znacznie lepszego, rozwiązanie transportowe na miarę XXI wieku. Zamieścił w sieci 57-stronicowy dokument zawierający szczegółowe plany systemu o nazwie Hyperloop, który ma usprawnić komunikację między Los Angeles i San Francisco. Musk doszedł do przekonania, że idealny środek transportu powinien być nie tylko szybki, tani, ale również niezależny od pogody jak i wydajny energetycznie. Najlepiej, gdyby podróż odbywała się w kontrolowanym środowisku. Do tego najlepiej nadawałaby się rura transportowa wzorowana na poczcie pneumatycznej. 10 Teberia 27/2013
W skrócie projekt zakłada wybudowanie 2 stalowych rur o wewnętrznej średnicy 2.23 m. Na początku i końcu linii będą zlokalizowane liniowe silniki elektryczne przyśpieszające i hamujące wagoniki. Rury miałyby przebiegać nad ziemią, podparte na betonowych filarach - dzięki temu można by oszczędzić na wykupie ziemi a większość trasy poprowadzić środkiem autostrad itp. Rury były by umocowane w specjalnych pierścieniach osadzonych na filarach tak, że będą mogły się ślizgać do przodu i do tyłu względem pierścienia - ma to zapobiec problemom z rozszerzaniem się i kurczeniem się rur wraz ze zmianami temperatury - elastyczna część rur ma być umieszczona przy stacjach końcowych, bo tam wagoniki jeżdżą z dużo mniejszą prędkością. Oprócz tzw. zasadniczych siłowników na początku i końcu trasy, rury będą wyposażone w magnetyczne akceleratory liniowe, żeby przyśpieszać wagoniki. Aby zapewnić minimalne straty prędkości ciśnienie
panujące w rurze ma zostać obniżone do 100 Pa, będzie ono aktywnie utrzymywane przez pompy próżniowe. Dodatkowo wagoniki będą wyposażone w przedniej części w kompresor - skompresowane powietrze z przodu wagonika będzie w większości wypuszczane z tyłu wagonika (żeby zmniejszyć stratę prędkości i nawarstwianie się powietrza przed wagonikiem). Same wagoniki poruszałyby się wewnątrz rury na specjalnych płozach które wytwarzałyby poduszkę aerodynamiczną. Cały system zasilany byłby bateriami słonecznymi ułożonymi wzdłuż rury. Wagoniki miały by jeździć pojedynczo, mieszcząc 28 pasażerów. W sumie byłoby ich na całej trasie ok. 40. Podróż z San Francisco do Los Angeles (ok. 560 km) trwałaby zaledwie 35 minut i według analiz ekonomicznych nie byłaby droższa niż 20 dolarów. Projekt został poddany dokładnym obliczeniom wykonanym przez inżynierów z SpaceX, i według nich jest technicznie możliwy do zrealizowania. Realizacja projektu dla trasy San Francisco - Los Angeles mia-
łaby kosztować zaledwie ok. 6 miliardów dolarów. Zaledwie, bo w planach budowy superszybkiej linii kolejowej łączącej oba miasta wpisano kwotę 70 mld dolarów. Prof. Ernst Frankel, szacownej uczelni MIT, pytany przez dziennikarzy „Technology Review”, pozytywnie odnosi się do pomysłu Muska, choć wciąż obawia się, że amerykańskie agencje rządowe i instytucje nie są gotowe na przeprowadzenie tak odważnej inwestycji. jac
Teberia 27/2013 11
SONDA >>
Czy Polacy potrafią działać w grupie? W yniki badania zrealizowanego przez instytut badawczy TNS dla Groupon Polska jednoznacznie pokazują, że Polacy doceniają potencjał wspólnego działania. Niemal 90 proc. uczestników badania wierzy, że działając w grupie są bardziej skuteczni i mogą osiągnąć więcej, a aż 80 proc. zadeklarowało, że wspólne działanie daje im satysfakcję. Zdaniem ankietowanych Internet jest obecnie jednym z głównych czynników ułatwiających promocję inicjatyw oraz współpracę i zaangażowanie przy ich realizacji. Ankietowani zapytani o to, czy Polacy potrafią działać w grupie, w większości (ponad 60 proc.) odpowiadają twierdząco. Jeszcze więcej z nich, ponad 80 proc., deklaruje, że współpraca i działanie w grupie daje im satysfakcję. Niemal 90 proc. badanych uważa, że działając wspólnie można osiągnąć zdecydowanie więcej niż samemu. Połowa badanych uważa, że ludziom łatwiej jest się zorganizować, gdy chcą przeciwko czemuś zaprotestować, a 40 proc. stwierdza, że chętniej przyłącza się do inicjatyw, których cel jest im szczególnie bliski. Zdecydowana większość, aż 70 proc. badanych, w swoim najbliższym otoczeniu zauważyła akcje, w których zwykli ludzie lub organizacje pozarządowe starali się rozwiązać lub zwrócić uwagę na jakiś problem. Przy rosnącym optymizmie wobec wspólnych działań, rysuje się też zauważalna bariera – co czwarty uczestnik badania nie wie, w jaki sposób i z kim mógłby podjąć współpracę. Wiąże się to m.in. z ograniczonym zaufaniem społecznym oraz brakiem przyzwyczajeń związanych z podejmowaniem społecznych inicjatyw. - Ludzie z natury są istotami społecznymi, a grupa do której przynależą lub do której aspirują mówi o nich wiele jako o jednostkach. Od dzieciństwa, aż po starość, większość z nas marzy o tym, żeby należeć do jakieś grupy, być jej członkiem.
12 Teberia 27/2013
To daje nam poczucie bezpieczeństwa, pozwala na realizację marzeń, jest źródłem radości. Będąc w grupie, wchodząc w interakcje z innymi, uczymy się samych siebie, dowiadujemy się jakimi ludźmi jesteśmy i na co nas stać. Grupa to nasze społeczne lustro, w którym przeglądamy się na co dzień – komentuje wyniki badania Tomasz Sobierajski, doktor socjologii z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. - Warto dodać iż obecnie jesteśmy świadkami i uczestnikami zmiany definicji wspólnot, w których żyjemy. Internet stał się jednym z najważniejszych miejsc, w którym powstają grupy wokół konkretnych wyzwań, problemów czy idei. Internet staje się obecnie najpopularniejszym miejscem promocji inicjatyw, skupiającym wokół nich społeczności. Z przeprowadzonego na zlecenie Groupon badania wynika, że aż 84 proc. internatów zabiera w Internecie głos w ważnych dla siebie sprawach. Połowa osób ocenia w sieci jakość produktów i usług, prawie 40 proc. bierze udział w dyskusjach na forach, blogach i serwisach społecznościach, tyle samo udostępnia znajomym informacje o akcjach społecznych. Aż 75 proc. ankietowanych jest zdania, że konsumenci, organizując się i działając razem, mogą wywierać wpływ na firmy i ich działalność, a ponad 90 proc. jest zdania, że dzięki Internetowi angażowanie się w sprawy społeczne jest łatwiejsze. Badanie Zaangażowanie Społeczne Polaków przeprowadzone przez TNS Polska na zlecenie Groupon Polska w dniach 31 maja - 5 czerwca 2013 r. metodą CAWI na reprezentatywnej grupie 500 użytkowników internetu w wieku 18-60 lat.
Teberia 27/2013 13
SONDA >>
Pokolenie Y – beneficjenci innowacyjności
7
7 proc. młodych Polaków wyraźnie dostrzega, że nauka przyczynia się do poprawy jakości codziennego życia – to wniosek z badania ‘Barometr Edukacyjny Bayer’. Badanie zostało zrealizowane w czerwcu 2013 na zlecenie Bayer przez Millward Brown wśród młodych Polaków (20-35 lat, N=600). Patronat honorowy objęli: Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Rektor Politechniki Warszawskiej. Nauka ma różnorodne oblicza. W wymiarze indywidualnym respondenci bardzo wysoko oceniają wpływ nauki na różne aspekty własnego życia: dostęp do nowoczesnych leków i terapii (63 proc.) oraz przeciwdziałanie chorobom cywilizacyjnym i będącym efektem starzenia się społeczeństwa (52 proc.). Ponadto cenią dostęp do nowoczesnych, energooszczędnych materiałów budowlanych (53 proc.) oraz innowacji z zakresu energii odnawialnej (51 proc.). W wymiarze społecznym, zdobycze nauki ułatwiają kontakty międzyludzkie (40 proc.) i przyczyniają się do rozwoju gospodarczego (36 proc.). W efekcie umożliwiają postęp cywilizacyjny, rozumiany jako rozwój ludzkości (pojmowanie świata i praw natury) oraz rozwój jednostki (intelektualny, osobisty) – ich wagę podkreśla odpowiednio 44 i 42 proc. respondentów. – Nauka towarzyszy nam na każdym kroku - młodzi wykorzystują jej ogromne możliwości aby lepiej żyć – mówi Christophe Dumont, Prezes Bayer Sp. z o.o. - Od 150 lat Bayer przenosi innowacje naukowe do życia codziennego – w myśl motto ‘Science For A Better Life’. Od stworzenia pierwszego na świecie glukometru, poprzez wyhodowanie mrozoodpornych nasion, po samolot napędzany energią słoneczną – to tylko niektóre przykłady naszych innowacji. Jako nauki o największym znaczeniu dla jakości życia pokolenie Y wskazuje nauki medyczne i przyrodnicze oraz techniczne. O ile za najważniejsze obec-
14 Teberia 27/2013
nie uważane są postępy w medycynie, elektronice i informatyce, o tyle przyszłość należy do genetyki, biotechnologii oraz automatyki i robotyki. Młodzi Polacy postrzegają siebie jako raczej innowacyjnych. Blisko 1/4 (24%) to osoby zdecydowanie innowacyjne, a dalsze 46% także określa siebie jako innowacyjnych, choć nie w tak dużym stopniu. Jako bardziej innowacyjni określają się mężczyźni z wykształceniem ścisłym, w wieku 30-35 lat. Respondenci są gotowi zaangażować swój czas i wysiłek by efektywnie korzystać z innowacyjnych walorów produktów - 84 proc. ankietowanych jest bardziej skłonnych zmienić w tym celu swoje przyzwyczajenia niż trzymać się utartych schematów (wobec 11 proc., którzy nie są gotowi do takich zmian). – Pokolenie Y, nazywane generacją Millenials, to opiniotwórcza grupa ludzi w wieku 20-35 lat. Są otwarci na innowacyjne rozwiązania, dostrzegają konstruktywną wartość nauki - mówi dr Izabella Anuszewska, Dyrektor Działu Badań Millward Brown – Cenią osiągnięcia naukowe za bardzo konkretny i użytkowy wkład, jaki mają one w ich własne życie. Dzięki nim mogą w większym stopniu skupić się na istotnych dla siebie obszarach, wykraczając poza zaspokajanie podstawowych potrzeb. Finansowe zaangażowanie w badania naukowe winno, zdaniem respondentów, być domeną państwa (35,5 proc.), organizacji międzynarodowych, takich jak Unia Europejska (27 proc.), firm (18 proc.). – Inwestycje Bayer na prace badawczo-rozwojowe wynoszą 3 mld euro rocznie. Firma pozwala rozwijać projekty 13 tysiącom naukowców z całego świata. Te dane dobitnie ukazują rolę sektora prywatnego w światowym postępie naukowym – mówi Christophe Dumont. Środki na prowadzenie badań, w połączeniu ze współpracą ośrodków akademickich z biznesem, to przepis na wzrost innowacyjności. Kolejnymi czynnikami wzrostu innowacyjności są: wysoka jakość edukacji oraz możliwości pracy stwarzane naukowcom. Znacznie niższą rolę respondenci przypisują takim czynnikom, jak korzystne regulacje prawne i podatkowe oraz uproszczone procedury biurokratyczne. Ankietowani oceniają zarazem, że środki na badania powinny być lepiej wykorzystywane. Uważają, że na prace naukowe powinno przeznaczać się więcej pieniędzy, ale powinno to być poprzedzone dokładnym namysłem w celu określenia najważniejszych dyscyplin zasługujących na dofinansowanie.
– W świetle wyników badań szczególnej wagi nabiera popularyzacja nauki już od najmłodszych lat. W Polsce temu celowi służy salon BayLab i warsztaty edukacyjne, w których wzięło udział już 600 dzieci – dodaje Dumont.
Źródło: Bayer
Teberia 27/2013 15
TECHNOLOGIE >>
Górniczy kosmos
N
ASA ma plan, by w przestrzeni kosmicznej zderzyć się z 500-tonową asteroidą i w ten sposób ściągnąć ją na orbitę wokół księżyca. Po co? Aby do pracy mogli przystąpić... kosmonaucigórnicy, którzy wypatroszą wnętrze asteroidy z paliw i metali, które mogą być warte setki miliardów dolarów. Scenariusz wydobycia skarbów z wnętrza asteroidy przedstawił właśnie Bill Nelson, senator z Florydy, dodając, że administracja prezydenta Obamy powinna przeznaczyć na kosmiczno-górniczą misję 100 mln dolarów. W USA wyznaczono już - jak zapewnia portal mining.com - termin lądowania na asteroidzie przed upływem najbliższych ośmiu lat. Nelson, który przed 16 Teberia 27/2013
laty sam był astronautą, a potem zrobił karierę w partii Demokratycznej i został przewodniczącym Podkomisji Senatu USA ds. Nauki i Badania Kosmosu, twierdzi, że program może przynieść wielorakie korzyści. - Mamy do czynienia z kombinacją wysokospecjalistycznej wiedzy górniczej, z rozwinięciem wiedzy, jak odchylić kurs ciała niebieskiego, aż po doskonalenie metod dotarcia na przykład na Marsa - wylicza Nelson. Jak podał inny amerykański portal Yahoo News, 100 mln dolarów to zaledwie fundusz wstępny misji, która będzie kosztować ok. 2,6 mld dolarów. Mimo to Amerykanie sądzą, że nakłady powinny im się opłacić. Dlaczego? Bo obliczono, że np. słynna ostatnio
kosmicznej wyliczana jest na 130 mld dol. Obliczeniowcy DSI zakładają, że gdyby w przyszłości ceny surowców spadły nawet kilkakrotnie, to asteroida nadal warta będzie kilkadziesiąt miliardów, tymczasem koszt sprzętu potrzebnego, by na nią dotrzeć, i koszty maszyn górniczych, które umożliwią kosmiczne wydobycie, będą dużo niższe. Planuje się, że ok. 2020 r. pierwsze lekkie (ważące 25 kg) aparaty badawcze o nazwie Fire Flies dotknęłyby powierzchni asteroid poza naszym układem słonecznym. Amerykańska DSI rozwija w pośpiechu swój program, bo chce być pierwsza pod względem kosmicznego górnictwa i uzyskać dzięki temu realny wpływ na to, komu ostatecznie przypadną odkryte bogactwa. Na konferencji w Muzeum Lotów Kosmicznych w Santa Monica przedstawiciele DSI podkreślali na początku tego roku, że prawo międzynarodowe - jeśli chodzi o własność bogactw znajdujących się poza kulą ziemską - jest na razie nieukształtowane w konkretną doktrynę. - Gdyby w kosmosie zastosować praktykę z bardzo trudno dostępnych głębin oceanicznych na Ziemi, taka pozaziemska działalność górnicza mogłaby być legalna bez zawierania traktatów o światowym zasięgu. Kompanie zainteresowane takim wydobyciem porozumiewałyby się z konkurentami na zasadzie „nie wchodzimy sobie nawzajem w drogę” i to by zasadniczo wystarczało - powiedział David Gump, dyrektor DSI.
asteroida DA14, która w lutym przeleciała niespotykanie blisko Ziemi (27,6 tys. km), pod względem ukrytych w niej zasobów miała wartość 195 mld dolarów! Jeżeli skały asteroidy wielkości połowy boiska piłkarskiego skrywają w sobie aż takie bogactwo paliw i metali, głupotą byłoby nie próbować po nie sięgnąć - uważają eksperci górniczy kompanii Deep Space Industries, którzy dokładnie oszacowali wartość łakomych kąsków asteroidy: sama możliwa do odzyskania woda, z której w przestrzeni kosmicznej można wyprodukować paliwo do napędu rakietowego, stanowi 5 proc. masy i jest warta ok. 65 mld dol. Gdyby kolejne 10 proc. asteroidy stanowiły łatwe do wydobycia żelazo, nikiel i inne metale - to ich wartość jako potencjalnego budulca w przestrzeni
Dodał, że jego kompania oprze się na traktatach o wykorzystaniu kosmosu z 1967 r., które zdaniem Gumpa dadzą DSI prawo używania wydobytych surowców, jednak nie gwarantują ustanowienia nowego, suwerennego terytorium na objętej wydobyciem asteroidzie. - W odpowiednim czasie zwrócimy się do Kongresu USA o wydanie przepisów szczegółowo wdrażających traktaty z 1967 r. - zapowiedzieli kosmiczni górnicy z DSI.
Witold Gałązka
Źródło: portalgorniczy.pl Teberia 27/2013 17
NA C Z A SIE >>
Edukacyjna chmura nad Małopolską
W
Małopolsce rusza pilotażowy projekt o nazwie Małopolska Chmura Edukacyjna. W jego realizację zaangażuje się sześć krakowskich uczelni wyższych: Akademia Górniczo-Hutnicza (beneficjent), Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Rolniczy, Politechnika Krakowska, Uniwersytet Ekonomiczny, Uniwersytet Pedagogiczny; szesnaście jednostek samorządu terytorialnego (w tym województwo małopolskie) i kilkadziesiąt szkół ponadgimnazjalnych. W ramach projektu do 2015 roku powstanie system informatyczny (private cloud) umożliwiający sześciu uczelniom współpracę ze szkołami, realizację wspólnych projektów badawczych, prowadzenie wirtualnych zajęć, wykładów i laboratoriów. Podobny system powstanie w 21 małopolskich szkołach ponadgimnazjalnych, wytypowanych w porozumieniu z samorządem województwa małopolskiego. Zostanie uruchomiona platforma, dzięki której prowadzone będą wirtualne zajęcia w 10 dziedzinach: AGH - fizyka, informatyka, UJ – matematyka, biologia, PK – chemia, budownictwo, UEK – przedsiębiorczość, społeczeństwo obywatelskie, UR – środowisko i żywność, UP – języki obce. 18 Teberia 27/2013
Dzięki małopolskiej Chmurze Edukacyjnej uczniowie szkół ponadgimnazjalnych otrzymają możliwość kontaktu z nauką, a przez to rozwijania kreatywności, logicznego myślenia i umiejętności pracy w zespole. Będą mogli rozwijać swoje zainteresowania i talenty przy wsparciu najlepszych uczelni, co ułatwi im wybór właściwego kierunku studiów. Z kolei uczelnie będą miały możliwość współpracy z najzdolniejszymi uczniami w Małopolsce. Efektem będzie także wyrównanie poziomu dostępu do wiedzy i nauki na terenie województwa małopolskiego oraz podniesienie tych kompetencji uczniów i nauczycieli, które są niezbędne do funkcjonowania w społeczeństwie informacyjnym. Pilotaż obejmie 21 szkół średnich. W przyszłości Małopolska Chmura Edukacyjna ma dotrzeć do wszystkich szkół w Małopolsce. – Szacujemy, że będzie to około 200 szkół – mówił Jacek Krupa z zarządu województwa. - To jest nowa jakość w kształceniu przyszłych studentów, ułatwi dostęp uczniów do wyższych uczelni i bezpośredni kontakt z profesorami, pracownikami naukowymi. W tej chwili ten kontakt jest bardzo utrudniony. Profesor, zwłaszcza poza Krakowem, jest dla wielu uczniów kimś niedostępnym, wyjątkowym i chcemy to zmienić – dodał. Projekt Małopolska Chmura Edukacyjna ma już zapewnione finansowanie z funduszy europejskich. Wartość całkowita projektu to 7,75 mln zł, a dofinansowanie z MRPO 2007-13 wyniesie 6,45 mln zł (85 % kosztów kwalifikowanych).
NA C Z A SIE >>
Koniec żywota analogowej telewizji w Polsce
Z
akończył się proces cyfryzacji telewizji naziemnej w Polsce. Po niemal dziewięciu miesiącach od rozpoczęcia wyłączeń przestały działać ostatnie cztery nadajniki analogowe, w zasięgu których mieszka ok. 2 milionów osób. Po zakończeniu zmian w zasięgu telewizji cyfrowej będzie ponad 98 proc. populacji Polski. Ostatni, siódmy etap cyfryzacji polegał na wyłączeniu nadajników analogowych w Giżycku, Jeleniej Górze, Ostrołęce i Leżajsku. W ich zasięgu znajduje się łącznie 220 gmin na terenie siedmiu województw. Wyłączenie tych nadajników oznacza, że telewizja analogowa w Polsce przechodzi do historii. – Cały proces przebiegł nadspodziewanie dobrze, ponieważ był bardzo starannie zaplanowany, przygotowany. Nasi obywatele okazali się gotowi na ten proces. Co ważne, ludzie byli bardzo dobrze poinformowani. Informacja, dzięki kampanii w mediach ogólnopolskich i lokalnych, dotarła do większości obywateli naszego kraju, dzięki temu też problemów było mniej – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Piotr Jaszczuk z Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Jak podkreśla Jaszczuk, pewne problemy podczas procesu cyfryzacji wynikały z warunków odbioru, czyli dotyczyły regulacji odbiorników i instalacji antenowych. Niektórzy zgłaszali również kłopoty wywołane zmianą częstotliwości, na której były nadawane programy. Jaszczuk podkreśla, że były to trudności lokalne. Wystąpiły również kłopoty techniczne związane z dotarciem do niektórych stacji analogowych. Na przykład w górach niezbędna była pomoc Straży Pożarnej, która użyczyła skuterów śnieżnych. UKE szacuje, że po zakończeniu siódmego etapu cyfryzacji 99,5 proc. osób mieszkających w Pol-
sce znajdzie się w zasięgu multipleksu trzeciego. Nadawane są na nim kanały Telewizji Polskiej. Nieznacznie mniejszy jest zasięg pierwszego i drugiego multipleksu, których wdrażanie zakończyło się już wcześniej – obejmują one ponad 98 proc. populacji Polski. To więcej niż wymagany ustawą cyfryzacyjną próg 95 proc. Proces wyłączania nadajników analogowych rozpoczął się w listopadzie ubiegłego roku. 108 stacji głównych oraz 137 stacji retransmisyjnych nadających sygnał analogowy zostało zastąpionych przez 195 cyfrowych stacji głównych oraz 127 stacji doświetlających. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji przekazało Telewizji Polskiej dotację celową na odtworzenie zasięgu dostępnego cyfrowo w wysokości prawie 25 mln zł. Niezbędne było też uruchomienie tzw. nadajników doświetlających, poprawiających zasięg. – Z siódmym etapem zostanie uruchomionych 127 nadajników doświetlających, tzw. gapfillerów, na terenie całej Polski. Pozwolą one na odtworzenie zasięgu analogowego, a nawet ten zasięg będzie większy o blisko 3 proc. – podkreśla Jaszczuk. Proces cyfryzacji dobiega końca po niemal trzech latach od pierwszej transmisji cyfrowej w Polsce. Miało to miejsce we wrześniu 2010 r. W ramach przygotowań od lipca 2011 r. wyemitowano łącznie ponad 17 tysięcy spotów i audycji informacyjnych. Podpisany przez ministra administracji i cyfryzacji, prezesa UKE oraz prezesa KRRiT list trafił do ponad 2 mln gospodarstw domowych. Wydrukowano ponad 40 tys. plakatów i ponad 500 tys. ulotek.
Źródło: Newseria Teberia 27/2013 19
PRE ZENTAC JE >>
Sztuczna inteligencja w podziemiach W KGHM Polska Miedź prowadzone są prace nad wykorzystaniem sztucznej inteligencji w procesach produkcyjnych.
I
nnowacyjne rozwiązania są częścią strategii KGHM. Tworzenie inteligentnych kopalń ma zwiększyć bezpieczeństwo, ale również efektywność pracy. Przykładem może być testowany kombajn do wydobycia rud miedzi, który ma zastąpić pracę ludzi w najtrudniejszych miejscach. Naukowcy pracują nad dalszym udoskonaleniem tej maszyny. – Jednym z remediów na problemy jest oparcie pewnych działań kryzysowych na innowacji. Chodzi o to, by te potrzeby, które mamy na dole, związane np. z wysoką temperaturą, małą miąższością złoża, przekuć na pozytyw, czyli np. zastosować odpowiednie maszyny, coś w rodzaju kombajnu, który „łupie” na złożach rud miedzi – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Herbert Wirth, prezes KGHM Polska Miedź. To pierwszy tego typu projekt w kopalniach miedzi. Bezzałogowy kombajn został skonstruowany specjalnie na potrzeby KGHM. Ma przede wszystkim zastąpić pracę górników w najbardziej niebezpiecznych rejonach, gdzie istnieje największe zagrożenie związane z tąpaniami, wysoką temperaturą czy zapyleniem. Jest testowany od kilku miesięcy. – To jest element idei inteligentnej kopalni, czyli kopalni, w której ludzie nie będą pracować w ciężkich warunkach. Będziemy docierali zdecydowanie dalej, z bezprzewodowo sterowanym urządzeniem – wyjaśnia Herbert Wirth. – Myślę, że o pełnym sukcesie wdrożenia trzeba myśleć w kategorii dwóch, trzech lat, a więc trochę to jeszcze potrwa. 20 Teberia 27/2013
KOPALNIA PRZYSZŁOŚCI
Teberia 27/2013 21
PRE ZENTAC JE >> Jak podkreśla, trwają już prace nad tym, by kombajn był sterowany sztucznymi sieciami neuronowymi. Poprzez nazwę Sztuczne Sieci Neuronowe określa się najczęściej programowe lub sprzętowe symulatory modeli matematycznych, realizujące (pseudo-) równoległe przetwarzanie informacji, składające się z wielu wzajemnie połączonych funktorów zwanych poprzez analogię ze swoimi biologicznymi protoplastami - neuronami. Emulują one niektóre spośród zaobserwowanych właściwości biologicznych układów nerwowych oraz bazują na analogii adaptacyjnego uczenia biologicznego. Podstawową cechą różniącą Sztuczne Sieci Neuronowe od programów realizujących algorytmiczne przetwarzanie informacji jest zdolność generalizacji czyli umiejętność uogólniania wiedzy dla nowych wzorców nieznanych wcześniej, czyli nie prezentowanych w trakcie nauki. – Może uda nim się tak sterować – nad tym naukowcy już pracują – żeby wprząc tę technologię sieci neuronowych V generacji, a więc to będzie urządzenie, które samo się uczy, które podchodzi do wyrobiska, do przodka, omiata promieniami rentgena fluorescyjnymi, jak jest zawartość miedzi, przed dotyk mierzy, jak jest twardość skały, przez czujniki temperatury i wilgotności daje określone obroty – przekonuje prezes KGHM. Zgodnie ze strategią firmy w przyszłości takich urządzeń ma być zdecydowanie więcej, nie tylko w obszarze górniczym. W koncernie miedziowym trwają także prace nad zastosowaniem sieci neuronowych w procesach hutniczych, zwłaszcza w przypadku powtarzalnych operacji. Jeżeli po jakimś czasie zaistnieje awaria, układ sterowniczy będzie potrafił ją samodzielnie zlokalizować i usunąć. Oznacza to wyeliminowanie człowieka z pewnych procesów produkcyjnych. Nie będzie potrzebny telefon typu „słuchaj tam się coś dzieje”. Sztuczna sieć poradzi sobie sprawnie, być może nawet sprawniej niż ludzki mózg z problemem prostym, bo potrafi szybko przemnożyć informacje. W przypadku złożonych problemów przetwarzanie informacji może zabrać sporo czasu sieci, tymczasem człowiek działa na podstawie intuicji. - Dlatego czynnika ludzkiego w tym procesie nie da się wyeliminować. Zresztą prace nad sztuczną inteligencją do tego nie zmierzają, mają jedynie ułatwić pracę poprzez szybką analizę danych. Sztuczna inteligencja może nie tylko przedstawiać wnioski, 22 Teberia 27/2013
ale także je uzasadniać. Ostateczną decyzję i tak podejmuje supervisior, czyli osoba nadzorująca – podkreśla dr Mariusz Gibiec z Katedry Robotyki i Mechatroniki, Wydział Inżynierii Mechanicznej i Robotyki, krakowskiej AGH. Sztuczne sieci neuronowe, co należy podkreślić, są coraz częściej stosowane w wielu dziedzinach automatyki przemysłowej w tym również w górnictwie. Należy szczególnie podkreślić zastosowanie sieci neuronowych w badaniach procesu urabiania skał stożkowymi nożami obrotowymi. Sieci neuronowe pomocne są w rozwiązywaniu innych zagadnień dotyczących górnictwa, m.in.: do szacowania maksymalnej nośności stalowych odrzwi obudowy chodnikowej, prognozowania wstrząsów górniczych, prognozowania wydzielania metanu do wyrobisk ścianowychczy modelowania przemysłowych procesów flotacji. Projektanci systemów automatyki bardzo często, zamiast klasycznego modelowania matematycznego zjawisk bądź procesów, sięgają po techniki sztucznej inteligencji, takie jak sztuczne sieci neuronowe lub logika rozmyta. Ważną rolę zaczynają odgrywać również połączenia klasycznych algorytmów sterowania
z technikami sztucznej inteligencji – tzw. algorytmy hybrydowe. W procesie sterowania maszyn górniczych, takich jak kombajny chodnikowe, występuje bowiem wiele czynników utrudniających przygotowanie klasycznego modelu matematycznego opisującego zjawiska towarzyszące pracy tych maszyn. Technologia sztucznej inteligencji w górnictwie jest już nie tyle wizją górniczych menadżerów. W ramach projektu badawczego rozwojowego, pt. „Inteligentny układ sterownia kombajnu chodnikowego”, zrealizowanego przez Instytut Techniki Górniczej KOMAG i finansowanego przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opracowano doświadczalny model inteligentnego układu sterowania kombajnem chodnikowym, zweryfikowany w toku badań eksploatacyjnych. Sterowanie ma za zadanie podniesienie stopnia bezpieczeństwa oraz efektywności drążenia wyrobisk korytarzowych z użyciem kombajnów chodnikowych, poprzez zwiększenie stopnia automatyzacji drążenia i predykcji parametrów pracy kombajnu odpowiadających warunkom urabiania. Tendencje w światowym górnictwie wskazują bowiem na konieczność rozwoju zautomatyzowanych układów sterowania kombajnów chodnikowych, w celu usprawnienia prac związanych z drążeniem wyrobisk chodnikowych.
W efekcie prac przewiduje się zastosowanie metod i technik sztucznej inteligencji do oceny parametrów roboczych kombajnu np. wysokości i głębokości zawrębienia. W KOMAGu przeprowadzono już wstępne badania modelowe, w wyniku których opracowano algorytmy bazujące na wspomnianych technikach sztucznej inteligencji. Istotną zaletą opracowywanych algorytmów jest możliwość ich implementacji w stosowanym sprzęcie sterowniczym, przeznaczonym do pracy w podziemiach zakładów górniczych.
Jakub Michalski
Źródła: Newseria, Instytut Techniki Górniczej KOMAG
Teberia 27/2013 23
NA C Z A SIE >>
Uczelnie widoczne w sieci Tylko trzy polskie uczelnie znalazły się wśród 500 najbardziej widocznych w sieci szkół wyższych na świecie - wynika z najnowszej edycji rankingu „Webometrics Ranking of World Universities”. Jeszcze pół roku temu wśród 500 najlepszych było siedem polskich uczelni.
W rankingu Webometrics (http://www.webometrics.info/) najwyżej z polskich uczelni znalazł się Uniwersytet Warszawski, który zajął 271. miejsce (od lutego przesunął się o 37 miejsc w dół). Wśród pierwszego pół tysiąca uczelni znalazł się też Uniwersytet Jagielloński (311. miejsce - utrzymał swoją pozycję) i Politechnika Warszawska (320. pozycja - awans aż o 115 oczek). W tym półroczu w pierwszej pięćsetce nie zmieściły się Politechnika Wrocławska (513. pozycja), Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie (526. miejsce), Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (544. miejsce) oraz Uniwersytet Wrocławski (545. miejsce). W rankingu brano pod uwagę uczelnie z całego świata - w tym 440 z samej Polski. Pierwsze miejsca w rankingu zajęły uniwersytety amerykańskie. Najlepszy okazał się Uniwersytet Harvarda. Zaraz po nim uplasował się Massachusetts Institute of Technology, a trzecie miejsce zajął Uniwersytet Stanforda. W samej Unii Europejskiej pierwsze miejsce zajął Uniwersytet Oksfordzki (18. miejsce na świecie), natomiast drugie - Uniwersytet Cambridge (20. miejsce na świecie). Jeśli chodzi o porównanie uczelni z samej Unii Europejskiej, polskich szkół wyższych w ścisłej czołówce nie znajdziemy. UW jest dopiero na 87. pozycji w UE, UJ - 106., a PW - 108. 24 Teberia 27/2013
Światowy Ranking Uczelni Webometrics jest przygotowywany dwa razy w roku przez CSIC (Consejo Superior de Investigaciones Cientificas) - Najwyższą Radę Badań Naukowych w Madrycie. W zestawieniu nacisk kładziony jest przede wszystkim na komunikację uczelni za pośrednictwem internetu. W rankingu nie są więc analizowane osiągnięcia naukowe, ale bazuje się raczej na materiałach udostępnianych w internecie przez poszczególne uczelnie. Pod uwagę są brane m.in. wpływ uczelni (impact), a więc to, jak chętnie inne strony przekierowują do treści na stronie uczelni, obecność (presence), a więc liczba podstron w domenie przynależnej danej uczelni, otwartość (openness) - liczbę dokumentów (np. doc, pdf) udostępnianych na stronach, a także doskonałość (excellence), czyli np. udział uczelni w najczęściej cytowanych publikacjach naukowych. Twórcy rankingu zastrzegają, że w różnych edycjach sposób oceniania uczelni może się zmieniać. „Webometrics Ranking of World Universities” wystartował oficjalnie w 2004 roku i jest odświeżany dwa razy w roku. Ranking stawia sobie za cel promocję aktywności akademickiej sieci, wspieranie inicjatyw typu Open Acces na rzecz transferu wiedzy tworzonej na uczelniach społeczeństwu.
PAP - Nauka w Polsce
NA OKŁ ADCE >>
Robotyzacja ekonomii Czy rozwój zaawansowanej technologii robotycznej pozwala firmom przemysłowym ograniczyć wysoki koszt pracy poprzez zastąpienie robotnika automatycznym robotem? Oto próba odpowiedzi na to pytanie.
Teberia 27/2013 25
NA OKŁ ADCE >>
B
iuro Dyrektora Wywiadu Stanów Zjednoczonych Ameryki opublikowało prognozę w formie raportu, jak będzie wyglądać świat w 2030 r. Zostało w nim zawartych kilka megatrendów, które będą kształtować obecną i następną dekadę. Jednym z nich jest rozwój zaawansowanej technologii i jej wpływ na człowieka [National Intelligence Council 2012]. W tym punkcie eksperci biura zwrócili uwagę na postępującą robotyzację – mechaniczne maszyny służą nie tylko wykonywaniu ciężkich prac fizycznych lub ogromnych obliczeń, ale mogą pojawiać się w praktycznie każdym miejscu np. sklepie, aptece, szkole jako sprzedawcy, farmaceuci, nauczyciele. Tak zaawansowany świat jest wciąż odległą wizją, jednak robotyzacja życia wpływa na inne sfery, w tym ekonomiczne. Jedną z nich jest rynek pracy i związane z zatrudnieniem koszty produkcji lub świadczenia usług, ponieważ praktycznie każdy towar lub usługa wymaga udziału człowieka na którymś z etapów jego wytworzenia. Zastępowanie człowieka przez robota wpływa zarówno pozytywnie (np. utworzenie nowych specjalistycznych miejsc pracy, spadek kosztów), jak i negatywnie (np. zmniejszanie popytu na niewykwalifikowaną siłę roboczą). Wciąż nie jest możliwe oszacowanie ekonomicznych i społecznych korzyści i strat z rozwoju robotyki. Trend jest jednak niezaprzeczalny – elektroniczno-mecha26 Teberia 27/2013
niczne maszyny, w przyszłości dorównujące inteligencji człowieka, stają się nieodłącznym elementem rzeczywistości społeczno-ekonomicznej, wpływając na życie pojedynczej osoby. Poniższa publikacja jest próbą podsumowania dotychczasowych badań nad tą tematyką i oszacowaniem związku robotyki z rynkiem pracy.
Robot wkracza na rynek pracy Mechanizacja ekonomii jest procesem, który został zapoczątkowany w erze rewolucji przemysłowej. W XX wieku, dzięki postępowi techniki, zwłaszcza w zakresie elektroniki i informatyki, nabrał nowego charakteru. W miejscach produkcji zaczęły pojawiać się roboty, które były w stanie zastąpić nisko wykwalifikowany personel. Dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji maszyny są w stanie wypełniać coraz więcej zadań. Jednak nie nastąpiła pełna robotyzacja – czynnik ludzki w zdecydowanie przeważającej ilości miejsc jest niezbędny. Dotychczasowe badania nad skutkami wprowadzenia robotyzacji dotyczyły w pierwszej kolejności korzyści ekonomicznych w działalności gospodarczej poszczególnych przedsiębiorstw.
Kolejne szersze prace poruszają problem wpływu technologii na gospodarkę, w tym rynek pracy. Jedną z osób, która poruszyła tę tematykę w latach osiemdziesiątych poprzedniego wieku był ekonomista Wasilij Leontief, który postawił tezę, że wielu ludzi nie będzie w stanie nadążyć za efektami zmian technologicznych i ich wartość w gospodarce spadnie do niskich poziomów. Zdaniem szkoły neoklasycznej taki scenariusz nie nastąpi, ponieważ niezagospodarowane zasoby siły roboczej znajdą nowe zajęcie, choć możliwe, że dopiero po okresie dostosowawczym. Analiza historyczna potwierdza w dużej mierze twierdzenie neoklasyków. Celem poniższej pracy jest również weryfikacja tych tez. Do jednej z bardziej interesujących prac nt. wpływu technologii na rynek pracy należy publikacja Rumbergera i Levina [1985]. Dokonali oni analizy prognoz U.S. Bureau of Labor Statistics, zajmującego się rynkiem pracy i bezrobociem w USA, które dotyczyły wpływu zaawansowanej technologii na miejsca pracy. Postawili, a następnie zweryfikowali tezę, że rozwój techniki nie tworzy tylu nowych etatów, jak zakładają zwolennicy technologizacji ekonomii. Założyli, że w kolejnych dekadach gospodarka wymagać będzie nadal nisko wykwalifikowanej, ale taniej siły roboczej, zwłaszcza w obszarze usług. Cyert i Mowery [1987] w swojej pracy starali się dokonać prognozy związku pomiędzy zatrudnieniem i wdrożeniem nowej technologii. Zbadali również analogiczne procesy w poprzednich dekadach – na tej podstawie stwierdzili, że rozwój technologii prowadzi do wzrostu płac i gospodarki, ma charakter gradualny, jednak pomimo tego pracowników czeka okres dostosowawczy, zwłaszcza jeśli będzie wymagać przejścia z upadającego sektora do nowego. Zagrożone są przede wszystkim osoby, których praca może zostać przeniesiona poza granice kraju ze względu na przewagę komparatywną w postaci niższych kosztów zatrudniania.
lat 2007-2008. USA wróciło na ścieżkę wzrostową rozwoju gospodarczego, jednak bezrobocie nadal pozostaje wysokie. Pojawiło się określenie „jobless recovery” (ang. ożywienie bez pracy). Jedną z przyczyn ma być postępująca automatyzacja i robotyzacja gospodarki, która pozwala na obniżenie kosztów pracy przez przedsiębiorstwa [Halley 2010]. Stawiana jest teza, że wpływa to następnie na obniżoną konsumpcję, przez co powstaje paradoks zamkniętego koła i gospodarka nie ma możliwości pełnego rozwoju.
Roboty są wokół nas Zjawisko robotyzacji najsilniej można zaobserwować w przemyśle wojskowo-obronnym, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Zamówienia składane przez sektor militarny znacząco wpłynęły na rozwój nowego sektora gospodarki, technologii robotycznej. Nastąpiło to w przeciągu dekady, od momentu rozpoczęcia walki z globalnym terroryzmem. Świadczy to o tempie rozwoju tej dziedziny. Roboty są obecne w dzisiejszej gospodarce i życiu społecznym, nawet jeśli sami ludzie nie dostrzegają ich aktywności. Międzynarodowa Federacja Robotów publikuje dane dotyczące „nasycenia” danej ekonomii robotami – w czołówce są Korea Południowa, Japonia oraz zachodni sąsiad Polski, Niemcy. W krajach tych przypada ok. 300 maszyn na 10 tys. robotników (w Niemczech jest to ok. 260 robotów). Średnia światowa wynosi 55, dla Polski wskaźnik ten osiągnął liczbę 14. Rynek jest wciąż dynamiczny – w 2011 r. wzrost ilość kupowanych robotów wynosił 38% [Gazińska, Mojsiewicz 2012]. Roboty są wykorzystywane przede wszystkim w przemyśle motoryzacyjnym, z tego względu Polskę można uznać w tym obszarze za kraj zacofany.
Krugman [2012] zwraca uwagę, że automatyzacja i mechanizacja zwiększa nierówności społeczne, ponieważ tworzy kapitał, a nie wynagradza siłę roboczą. Ma potwierdzać to trend spadkowy udziału wynagrodzeń w dochodzie krajowym brutto z ok. 60% w 1970 do 55% w 2010 r. w USA. Ma to negatywny wpływ na sytuację społeczną. Zbliżony obszar badań z zakresu technologii i rynku pracy skupia się na obecnym kryzysie ekonomii amerykańskiej od Teberia 27/2013 27
NA OKŁ ADCE >> Eksperci zajmujący się działalnością gospodarczą w branży technologii robotycznej prognozują, że na skutek rozwoju umiejętności robotów aż 10% pracowników sektora usługowego w USA może stracić pracę [Saylor 2012]. Wyraźnie widać, że zjawisko robotyzacji nie ogranicza się jedynie do nisko wykwalifikowanych zasobów roboczych i dotyczy ogółu społeczeństwa. Dzisiejszy rozwój zaawansowanej technologii w sektorze produkcyjnym i usługowym można porównać do zmian, jakie zaszły w rolnictwie na początku XX wieku wskutek powszechnej mechanizacji. Wówczas w branży rolniczej zatrudnionych było 41% Amerykanów, dzisiaj jest to poniżej 2% [Brynjolfsson, McAfee 2011]. Nie można jednak stwierdzić, że spadek zatrudnienia w tym sektorze skutkuje rosnącym bezrobociem, ponieważ istotną rolę odgrywa tutaj produktywność pracy. Dzięki automatyzacji przemysłu wzrosła ona w tym obszarze sześciokrotnie w ciągu stulecia – jeden robotnik w 2005 r. produkował tyle, ile sześciu pracowników w 1910 r.
Analiza empiryczna Rozwój technologii robotycznej ma pozytywne i negatywne strony. Robotyzacja gospodarki może pozwolić na usprawnienie kontaktów biznesowych, a tym samym zmniejszenie kosztów prowadzenia działalności gospodarczej. W 2010 Amerykanie wydali 228 mld dolarów na podróże biznesowe. Rynek tzw. robotów teleprezentacyjnych (ang. telepresence robots) był wart w tym czasie ponad 550 mln, ale w 2016 r. jego wartość ma osiągnąć już ponad 13 mld dolarów. Mają one umożliwić bezproblemowe porozumiewanie się dwóch pracowników firmy w oddalonych od siebie lokacjach, a tym samym zwiększyć wydajność pracy i zmniejszyć koszty podróży biznesowych. Z drugiej strony, prognozowane są zawody, które najsilniej mogą ucierpieć w wyniku rozwoju zaawansowanej technologii. Są to zajęcia, które wymagają istotnych kwalifikacji: farmaceuci, kierowcy, żołnierze, astronauci, opiekunowie dzieci, reporterzy i dziennikarze. W każdym z tych przypadków firmy i organizacje tj. Google, IBM czy NASA osiągnęły rezultaty, które potwierdzają trend zastępowania człowieka przez maszynę [Aquino 2012]. 28 Teberia 27/2013
Krugman [2012] we wspomnianej już analizie powołuje się na wskaźnik kompensacji pracowników, czyli udziału wynagrodzeń w PKB. Jego teoria o wzrastającej roli robotów opiera się na jednym czynniku, przez co nie może jednoznacznie odpowiedzieć, czy jest to faktyczny trend, czy jedynie przypadkowa zbieżność dwóch zjawisk. W celu odpowiedzi na tak postawiony problem przez Krugmana przeprowadziłem analizę z wykorzystaniem większej liczby czynników tj.: • wydajność pracy (procentowa zmiana rok do roku), • wydatki na środki trwałe brutto (wartości nominalne zamienione na procentową zmianę rok do roku), • poziom bezrobocia (w ujęciu procentowym, dane nie dostosowane sezonowo), • dochód narodowy brutto (wartości nominalne za-
mieniona na procentową zmianę rok do roku), • PKB per capita (wartości nominalne zamienione na procentową zmianę rok do roku). Dwa ostatnie wskaźniki są miernikami, jak mieszkańcy danego kraju zwiększają swój dochód – pierwszy indykator jest lepszy z tego względu. Drugi znalazł się, ponieważ jest miarą popularniejszą. Wydajność pracy mierzona w skali rocznej pozwala oszacować, czy automatyzacja i mechanizacja przyczynia się do utrwalenia trendu wzrostowego (z tego względu została wybrana skala procentowa liczona do poprzedniego roku, a nie do pierwszego roku objętego badaniem). Wydatki na środki trwałe są interesującym wskaźnikiem, który może sugerować, w jakim tempie zwiększa się robotyzacja (przy uznaniu tezy o upowszechnieniu się robotów). Poziom bezrobocia nie został dostosowany sezonowo.
Do analizy została wybrana największa gospodarka świata, Stanów Zjednoczonych Ameryki. Badanie objęło lata 1972-2011. Obrobione dane przedstawione są w Dodatku A na końcu poniższej pracy. Zamieszczony wykres (Wyk.1) nie potwierdza tezy, by od lat 70. roboty wygrywały konkurencję na rynku pracy z ludźmi oraz obniżały dochód i konsumpcję (ma być to jeden z pierwszych negatywnych skutków upowszechnienia się na rynku pracy robotów). Wydatki na środki trwałe zwiększały dochód narodowy brutto i PKB per capita, ale nie wpływały znacznie na wydajność pracy. Prognozowane w następnych dekadach zmiany na rynku pracy wskutek rozwoju technologii robotycznej nie znajdują potwierdzenia w zaobserwowanych do tej pory trendach historycznych.
Teberia 27/2013 29
wskutek rozwoju NA OKŁ ADCE >> technologii robotycznej nie znajdują potwierdzenia w zaobserwowanych do tej pory trendach historycznych. wykres Wyk. 11 Wartość wybranych wskaźników w ujęciu procentowym w skali rocznej dla USA 25 20 15 10 5 0 -5 -10 -15 -20 Wydajnośd pracy
Dochód narodowy brutto
Wydatki na środki trwałe brutto
PKB per capita
Bezrobocie Źródło: opracowanie własne na podstawie [Eurostat 2013].
Analiza historyczna przedstawiona powyżej nieMotors wskazuje nasektora to, przemysłowego, by zjawisko Analiza historyczna przedstawiona powyżej nie • General należy do wskazuje na to, by zjawisko automatyzacji i roboty- w tym branży motoryzacyjnej, w którym następuje automatyzacji i robotyzacji wpływało w znacznym stopniu na gospodarkę, zwłaszcza sektor zacji wpływało w znacznym stopniu na gospodarkę, szybsza automatyzacja i robotyzacja niż w pozo zwłaszcza sektor przemysłu. Niektóre na makrostrukturalnym stałych sektorach i branżach, przemysłu. Niektóre zmiany na zmiany poziomie są jednak zauważalne poziomie makrostrukturalnym są jednak zauważalne w dużychodstępach odstępach czasu, w związku z czym• firma warto od skupić siędekad również na pojedynczym w dużych czasu, w związku z czym warto kilku prowadzi prace nad skupić się również na pojedynczym podmiocie jako technologią robotyczną i wdraża automatyczne podmiocie jako studium przypadku. studium przypadku. roboty produkcyjne, Najważniejszą kwestią w tej metodzie jest wybór odpowiednich podmiotów, które Najważniejszą kwestią w tej metodzie jest wybór odpowiednich podmiotów, które poddane • jesttotoproblem jedna z największych i najbardziej zostaną poddane analizie. W zostaną poniższej pracy jest o tyle utrudniony, że proces analizie. W poniższej pracy jest to problem o tyle innowacyjnych firm na świecie. automatyzacji i robotyzacji niei robotyzacji jest wyraźnie utrudniony, że proces automatyzacji nie zarysowany jako samodzielna dziedzina, ale jest wyraźnie zarysowany jako samodzielna dziedzi- Do studium przypadku zostały wykorzystane dane traktowany jako część zwiększania wartości firmy przez inwestycje i innowacje. na, ale traktowany jako część zwiększania wartości finansowe General Motors w postaci dwóch pozycji firmyDo przezstudium inwestycjeprzypadku i innowacje. została wybrana z dostępnego zestawienia finansowego firma motoryzacyjna General (obejmująMotors, Do studium przypadku została wybrana firma cego okres pomiędzy grudniem 2009 i czerwcem funkcjonującaGeneral na całym świecie z siedzibą Detroit. Obecnie jestmajątek to globalny koncern motoryzacyjna Motors, funkcjonująca na w2012) tj. środki trwałe, i nieruchomości całym świecie z siedzibą Obecnie to (ang. property net) oraz składka (ang. przemysłowy, jednakw Detroit. produkcja autjestwciąż odgrywa istotną rolę wemerytalna działalności globalny koncern przemysłowy, jednak produkcja pensions). Wartości obu pozycji zostały przedstaprzedsiębiorstwa. Wybór został uzasadniony trzemanaprzesłankami: aut wciąż odgrywa istotną rolęten w działalności przed- wione wykresie (Wyk.2). siębiorstwa. Wybór ten został uzasadniony trzema przesłankami: 7 30 Teberia 27/2013
wykresie (Wyk.2). Wyk.2 Wartość środków trwałych, majątku i nieruchomości oraz składek emerytalnych
wykres 2
w firmie General Motors pomiędzy grudniem 2009 i czerwcem 2012 30000 25000 20000 15000 10000 5000 0 grudzieo 2009 czerwiec 2010 grudzieo 2010 czerwiec 2011 grudzieo 2011 czerwiec 2012 Środki trwałe, majątek, nieruchomości
Składka emerytalna
Źródło: opracowanie własne na podstawie [General Motors 2013].
Wyk. 2 Wartość środków trwałych, majątku i nieru- Jednocześnie od 2010 r. zauważalny jest silny wzrost, Lata 2009-2012 to dla branży motoryzacyjnej czas kryzysu, w którym nastąpił spadek chomości oraz składek emerytalnych w firmie Ge- zwiększający posiadany przez przedsiębiorstwo kapisprzedaży, tym samym produkcji, samochodów. General Motors byłasięjedną z firm, która neral Motors apomiędzy grudniem 2009 i czerwcem tał produkcyjny, wyrażający w środkach trwałych, 2012 majątku i nieruchomościach. W czerwcu 2012 r. oba potrzebowała wsparcia rządu amerykańskiego,trendy aby przetrwać na rynku. W czasie recesji skrzyżowały się po raz pierwszy. Źródło: opracowanie własne na podstawie [General firmy motoryzacyjne zostały zmuszone do poszukiwania nowych sposobów tańszej produkcji, Motors 2013]
w związku z czym rozpoczęły inwestowanie w technologię robotyczną, która po poniesieniu
Wczoraj offshoring, dziś reshoring
Lata 2009-2012 to dla branży nie motoryzacyjnej czas kosztów instalacyjnych, wymaga dalszych obciążeń. Z tego powodu istotne jest kryzysu, w którym nastąpił spadek sprzedaży, a tym W ostatnich 20 - 30 latach wysokie koszty pracy samym produkcji, samochodów. General Motors w krajach rozwiniętych zmusiły producentów do była jedną z firm, która potrzebowała wsparcia rządu offshoringu, przenoszenia produkcji do państw, amerykańskiego, aby przetrwać na rynku. W czasie gdzie dostępna była tańsza siła robocza. Światowa 8 recesji firmy motoryzacyjne zostały zmuszone do recesja, zapoczątkowana przez kryzys amerykańposzukiwania nowych sposobów tańszej produkcji, ski i kontynuowana przez kryzys europejski, spow związku z czym rozpoczęły inwestowanie w tech- wodowały osłabienie tego zjawiska i pojawienie się nologię robotyczną, która po poniesieniu kosztów odwrotnego trendu, czyli reshoringu. Coraz więcej instalacyjnych, nie wymaga dalszych obciążeń. przedsiębiorstw przenosi z powrotem swoje zakłady Z tego powodu istotne jest zaobserwowanie, jak produkcyjne do krajów rozwiniętych ze względu na w wybranym przypadku, firmie General Motors, rosnące koszty pracy w tzw. emerging states i koszty kształtowały się trendy. transportu z nich na rynki docelowe. Rozwój zaZamieszczony wykres (Wyk.2) pozwala stwierdzić, awansowanej technologii robotycznej pozwala firże teza o zwiększaniu wydajności produkcji poprzez mom przemysłowym ograniczyć wysoki koszt prazastąpienie pracowników automatycznymi robotni- cy poprzez zastąpienie robotnika automatycznym kami jest wysoce prawdopodobna. Od grudnia 2009 robotem. r. następuje stopniowy spadek opłacanych składek Poniższa publikacja była próba przyjrzenia się wpłyemerytalnych („dołek” pomiędzy czerwcem 2010 wowi technologii na rynek pracy, dokładnie związku i 2010 r. wynika z wdrożenia antykryzysowych pro- pomiędzy rezultatami pracy a robotyzacją. Z pracą gramów naprawczych). człowieka wiąże się wiele zagadnień m.in. wydajność, Teberia 27/2013 31
NA OKŁ ADCE >>
uzyskany dochód bezpośredni (w postaci pensji) i pośrednio w postaci składki emerytalnej. Z kolei zjawisko robotyzacji może być mierzone jako wartość nakładów inwestycyjnych czy zwiększenie środków trwałych w firmie. W artykule zostały przyjęte dwa problemy badawcze, które wymagały opisu, opracowania metodyki analizy i weryfikacji tez. W pierwszym przypadku dotyczyło ono wpływu robotów na gospodarkę, pośrednio na rynek pracy, skutkującym obniżeniem się dochodu i PKB per capita. Analiza wybranych czynników rozwoju makroekonomicznego w ujęciu historycznym nie potwierdziła tych tez. Również brak jest podstaw do uznania związku pomiędzy rozwojem automatyzacji przemysłowej i usługowej a wzrostem bezrobocia. Oba zjawiska zachodziły do tej pory w sposób generalnie od siebie niezależny. Na poziomie mikrostrukturalnym przeprowadzone zostało nieskomplikowane studium przypadku światowego koncernu przemysłowego, firmy funkcjonującej również w branży motoryzacyjnej, General Motors. Analiza pozycji ze sprawozdań finansowych potwierdza tezę o reshoringu. Przedsiębiorstwo, posiadające dużo doświadczenia w rozwoju technologii robotycznej, ogranicza koszty związane z pracą (wyrażające się m.in. w płaconych składkach emerytal-
32 Teberia 27/2013
nych) na rzecz zwiększania kapitału produkcyjnego w postaci zautomatyzowanych robotów. Może to budzić obawy o podstawy ożywienia gospodarczego w Ameryce, za którym nie podąża wzrost ilości miejsc pracy. Z drugiej strony roboty są jednym ze sposobów na wypełnienie luki w zasobach ludzkich, wynikającej ze starzenia się społeczeństw krajów rozwiniętych. Podsumowując, rozwój zaawansowanej technologii może wpływać na poziomie mikroekonomicznym na sytuację pracowników, jednak zjawisko to jest na wczesnym etapie rozwoju, by móc jednoznacznie wywnioskować o jego wpływie na stan gospodarki. Nie ulega wątpliwości, że w obecnej dekadzie robotyzacja stanie się jednym z najważniejszych tematów, również w dziedzinie ekonomii.
Rafał Bill
Autor jest doktorantem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, prowadząc badania w zakresie innowacji i klastrów.
NA C Z A SIE >>
Jest popyt na roboty
Światowy przemysł zwiększa zapotrzebowanie na roboty przemysłowe – wynika z analizy Międzynarodowej Federacji Robotyki.
D
epartament Statystyk Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR) podsumował wyniki sprzedaży robotów przemysłowych na świecie i w swoim najnowszym komunikacie podał, że dla branży robotów przemysłowych rok 2012 był czasem rekordowej sprzedaży tych urządzeń. Analiza danych pozwoliła ekspertom zauważyć, że globalna sprzedaż robotów przemysłowych rekordowy poziom osiągnęła już po raz drugi. Eksperci IFR prognozują, że bieżący rok będzie dla branży równie owocny. Dr Andreas Bauer, prezes IFR podkreślił w komunikacie, że – w 2012 roku na świecie sprzedano ponad 159 tysięcy robotów przemysłowych a to oznacza, że producenci tych urządzeń utrzymali poziom sprzedaży inteligentnych maszyn na poziomie zbliżonym do wyników wypracowanych w 2011 roku. Branża robotów przemysłowych wciąż się umacnia. Producentów i integratorów robotów przemysłowych na całym świecie cieszy fakt, że robotami interesują się już nie tylko przedstawiciele sektora motoryzacyjnego, ale też przedsiębiorcy z innych branż. Dr Andreas Bauer, prezes IFR zaznaczył, że w latach 2008 – 2012 sprzedaż robotów zwiększała się o 9% rocznie. Poprawiająca się statystyka świadczy
o tym, że zapotrzebowanie na roboty przemysłowe sukcesywnie wzrasta. Co jest głównym motorem rozwoju branży? Zdaniem ekspertów IFR jest za to odpowiedzialny przede wszystkim umacniający się trend automatyzacji przemysłu na całym świecie. W związku z tym można przewidywać, że poziom instalacji robotów nadal będzie się zwiększał, a to zadecyduje o tym, że bieżący rok będzie dla branży równie satysfakcjonujący. W jakich branżach najwięcej robotów, a w jakich najmniej? Obserwacje ekspertów IFR dotyczące instalacji robotów przemysłowych pozwalają zauważyć, że w ciągu ostatnich trzech lat największe zapotrzebowanie na roboty przemysłowe wykazywał przemysł motoryzacyjny. Sprzedaż robotów w tym sektorze zwiększa się rocznie średnio o ok. 6% Jak podają eksperci robotów przemysłowych przybywa także w sektorze chemicznym, gumowym, tworzyw sztucznych oraz w przemyśle spożywczym. Nieznaczne obniżenie wyników sprzedaży widoczne jest w sektorze elektronicznym oraz w przemysłach maszynowym i metalowym. Jakie kraje inwestują dziś w roboty przemysłowe?
Teberia 27/2013 33
NA C Z A SIE >> Z danych zebranych przez ekspertów IFR wynika, że niemal 70% wszystkich robotów przemysłowych sprzedanych w 2012 roku powędrowało do Japonii, Chin, Stanów Zjednoczonych, Korei oraz Niemiec. Zapotrzebowanie na roboty przemysłowe w Japonii utrzymuje się na poziomie 28 700 jednostek. Przemysł elektroniczny redukuje tu inwestycje w roboty przemysłowe podczas gdy przemysł motoryzacyjny zwiększa zamówienia o średnio 31% Mimo dodatnich wyników sprzedażowych, trzeba zauważyć, że aktualny wolumen sprzedaży robotów przemysłowych w Japonii znajduje się wciąż znacznie poniżej wysokiego poziomu 44 tys. jednostek sprzedanych w 2005 roku. Drugim co do wielkości rynkiem sprzedaży robotów przemysłowych (tuż za Japonią) były w 2012 roku. Chiny. Mimo, że sprzedaż robotów przemysłowych wzrosła tu tylko nieznacznie - do 23 tys. jednostek, to jednak warto podkreślić, że tempo tego wzrostu było najwyższe na świecie. W latach 2005 – 2012 sprzedaż robotów przemysłowych wzrastała w Chinach o ok. 25% rocznie. W Stanach Zjednoczonych szczególnie widoczne jest dziś umacnianie się trendu automatyzacji przemysłu. W efekcie wzrasta też sprzedaż robotów przemysłowych. Aktualny wynik sprzedaży robotów w USA to 22 400 jednostek.
Sprzedaż robotów przemysłowych w Korei Południowej, po intensywnej fali inwestycji w robotyzację w latach 2010/ 2011 w przemyśle motoryzacyjnym i elektronicznym, uległa obniżeniu o ok. 24% Aktualny poziom sprzedaży robotów na tym rynku to 19 400 jednostek. Sprzedaż robotów na potrzeby przemysłu motoryzacyjnego w Niemczech jest ustabilizowana. W wyniku dużych inwestycji w roboty poczynionych przez przedsiębiorstwa działające na tym rynku w 2011 roku obecnie widać zmniejszenie zamówień na nowe urządzenia. Rynkiem, który wydaje się obecnie szczególnie ważnym dla branży robotów jest natomiast Tajlandia. W 2012 roku producenci robotów sprzedali na tym rynku 4 tys. jednostek. Europa Centralna i Środkowo – Wschodnia w 2012 roku znacząco nie zwiększała zamówień na roboty przemysłowe. Biorąc pod uwagę fakt, że firmy z tego regionu inwestowały w roboty przemysłowe w 2011 roku, można przypuszczać, że na kolejne inwestycje przyjdzie czas w kolejnych latach. Trend automatyzacji przemysłu na świecie jest coraz bardziej widoczny. Umacnia się on na skutek industrializacji gospodarek oraz poszerzania się rynku konsumentów, co z kolei niesie ze sobą potrzebę modernizacji dotychczasowych linii produkcyjnych, a także zwiększania konkurencyjności zakładów produkcyjnych na rynku globalnym. Zmieniające się potrzeby rynku przynoszą także nowe wyzwania dla producentów robotów, przede wszystkim w zakresie oszczędności energii oraz zmniejszania wagi i gabarytów urządzeń. Zapotrzebowanie przemysłu na funkcjonalne, łatwe w obsłudze i instalacji roboty współpracujące z ludźmi będzie rosło, a to sprawia, że producenci robotów przemysłowych już dziś mają przed sobą perspektywę dynamicznego rozwoju branży na całym świecie.
Źródło: informacja prasowa IFR
34 Teberia 27/2013
W OCENIE >>
Polskie firmy zainteresowane robotyzacją Konrad Grohs, prezes FANUC Polska* komentuje najnowszy komunikat IFR.
A
utomatyzacja przemysłu staje się trendem. Co ważne, nie jest to już kierunek, w którym zmierzają tylko wysoko rozwinięte gospodarki zachodnie, ale ścieżka, którą zaczynają podążać kraje takie jak Polska. Oczywiście, porównywanie nas dzisiaj do gospodarki niemieckiej, japońskiej czy nawet czeskiej nie wyjdzie na naszą korzyść, ale z moich obserwacji wynika, że polscy przedsiębiorcy zaczynają już zdawać sobie sprawę, że robotyzacja linii produkcyjnej to jedyna droga do podniesienia konkurencyjności ich firmy, a niekiedy nawet do utrzymania zakładu na rynku. Wymagania rynku są dziś bardzo wysokie, dlatego kluczem do sukcesu jest umiejętność dostrzegania zmieniających się potrzeb i preferencji konsumentów, a następnie jak najlepszego dostosowania parametrów produkcji, co w efekcie sprawia, że produkt finalny spełnia pokładane w nim oczekiwania. Coraz lepiej wyedukowani i świadomi klienci cenią dziś przede wszystkim jakość produktu. Oczywiście wciąż za rozsądną cenę. Jednak nie są to już te czasy kiedy sprzedawało się tzw. „mydło i powidło”, byle by było tanie. Polscy przedsiębiorcy mają więc dziś ciężki orzech do zgryzienia. Muszą zapewnić dobry produkt, przy zachowaniu wysokich norm i standardów, a także w obliczu sukcesywnie rosnących kosztów produkcji. Inną kwestią są problemy przedsiębiorców z pozyskaniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników fizycznych, którzy mogliby wspierać produkcję. Z opublikowanego właśnie raportu Manpower Group pt. „Niedobór talentów 2013” wynika, że w Polsce mimo pogłębiającego się bezrobocia już od kilku lat panuje absolutny brak wykwalifikowanych pracowników fizycznych. Tak więc nie tylko rosną koszty, ale w rzeczywistości brakuje też rąk do pracy, które mogłyby zagwarantować elastyczność procesów produkcyjnych. Roboty przemysłowe stają się w takiej sytuacji przysłowiową receptą na sukces. Zakłady, które dostrzegą w nich szansę na pewno nie stracą. Dowodzi tego choćby badanie ekspertów Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR), którzy w maju br. opublikowali wyniki raportu pt. „Wpływ robotyzacji na konkurencyjność polskich przedsiębiorstw”. Z analizy ekspertów IBnGR wynika, że polskie firmy, które wdrożyły u siebie roboty przemysłowe w zdecydowanej większości przypadków odnotowały wymierne korzyści ekonomiczne. I tak: ponad 84 proc. zwiększyło skalę produkcji, 79 proc. firm zauważyło spadek kosztów produkcji, 58 proc. podniosło rentowność, a 37 proc. badanych firm zaczęło zwiększać sprzedaż za granicą. Jednocześnie większość, bo nie-
mal 80 proc. przedsiębiorców zadeklarowało, że roboty pozwoliły im utrzymać stały poziom zatrudnienia, a w niektórych przypadkach nawet stworzyć w zakładzie dodatkowe miejsca pracy. 100 proc. firm uczestniczących w badaniu jednoznacznie stwierdziło, że robotyzacja produkcji prowadzi do poprawy konkurencyjności przedsiębiorstwa. Komentując dane globalne, przedstawione w komunikacie IFR warto podkreślić, że najbardziej zrobotyzowane branże na świecie to de facto te same branże, które i w Polsce mogą pochwalić się dziś najwyższym stopniem zrobotyzowania. To kolejne potwierdzenie, że podążamy w dobrym kierunku. Pozostaje jeszcze kwestia dystansu jaki mamy do pokonania w porównaniu do bardziej zaawansowanych pod względem technologicznym krajów europejskich. To jeszcze przed nami, ale wciąż w naszych rękach. W mojej opinii dziś najważniejszym wyzwaniem dla sektora przemysłu jest przekonanie się do nowych technologii, a następnie aktywne z nich korzystanie. Powoli obserwujemy poszerzanie się kręgu firm i sektorów zainteresowanych robotami zarówno na rynku globalnym, jak również lokalnym. A to sprawia, że ogromny potencjał jaki stoi przed robotyzacją staje się kwestią wspólną zarówno dla branży robotów przemysłowych, jak i całej polskiej gospodarki.
* FANUC Robotics to jeden z czołowych w świecie producentów robotów przemysłowych źródło: robotyka.com
Teberia 27/2013 35
NA OKŁ ADCE >>
Wiedźmę zatrudnię od zaraz – o zawodach, które (nie)wyginęły i tych, które zrobią to wkrótce
Grzegorz Michałek - snycerstwo. 36 Teberia 27/2013
„Wiedźmę i konwisarza zatrudnię!” Ogłoszenia takiej treści, zamieszczone w lokalnej prasie to wcale nie żart. Bo, choć profesje te nie występują już powszechnie na rynku pracy, otwierają się miejsca, w których można poznać ich specyfikę. A ponieważ rynek pracy zmienia się bardzo gwałtownie, mniej więcej tak szybko, jak rozwijają się nowoczesne technologie, wkrótce pośród tych ofert niczym żart zabrzmi anons – „agenta ubezpieczeniowego, kasjera, magazyniera... zatrudnię”. I choć trudno w to dziś uwierzyć, takie trendy są coraz bardziej widoczne
Teberia 27/2013 37
NA OKŁ ADCE >>
Zawody, które wyginęły prawie bezpowrotnie
M
etrampaż, puszkarz, wyoblarz, druciarz, krzykacz miejski, repasantka, folusznik, konwisarz... To – wbrew pozorom - określenia jeszcze niedawno powszechnie występujące w języku polskim. Co łączy je dziś? Ano choćby to, że są to nazwy zawodów, które nie występują już na rynku pracy. Gdzieś tam pewnie funkcjonuje krzykacz miejski, ale w zupełnie innym znaczeniu. Co wyeliminowało te określenia z rzeczywistości pozajęzykowej? Najprościej i najogólniej rzecz ujmując chodzi o postęp technologiczny. Pracę zecera i – co brzmi zupełnie egzotycznie metrampaża - pracowników zecerni, formujących kolumny publikacji ze szpalt i tabel, zastąpiły komputery. Nie ma już także wyoblarza – rzemieślnika, zwanego również drykierem, zajmującego się kształtowaniem (wyoblaniem) cienkościennych przedmiotów z blach różnego rodzaju, z których każdy rodzaj wymagał specyficznych umiejętności. Także zawód druciarza – zajmującego się naprawą sprzętów gospodarstwa domowego (drutował rozbite naczynia ceramiczne, ściskając je drucianą siatką) i wyrobem drobnych przedmiotów domowego użytku np. łapek na myszy – wyeliminował rozwój gospodarczy. Wyroby wykorzystywane w gospodarstwie domowym wykonują dziś maszyny i to na skalę przemysłową, dzięki czemu ich koszt jest tak niewielki, że nie opłaca się ich później naprawiać. Rozwój przemysłu pozbawił też zajęcia folusznika – trudniącego się przygotowywaniem tkanin do późniejszej obróbki. Jego praca polegała głównie na zagęszczeniu sukna (ręcznie poprzez zgniatanie) i oczyszczeniu go z tłuszczów i klejów. Dziś proces folowania wykonywany jest przy użyciu maszyn, za pomocy środków chemicznych. Ciekawym przykładem dawnej profesji jest zawód klikona, zwanego też krzykaczem miejskim. Była to osoba ogłaszająca różne ważne informacje oraz - dziś powiedzielibyśmy – newsy. Do jego funkcji należało również powtarzanie tłumowi na wiecach tego, co obwieszczała władza (przywódca). Praca ta wymagała nie lada umiejętności – najdonioślejszym głosem – jak mówi księga rekordów Guinnessa mógł pochwalić się D.H. „Bob” Burns, krzykacz miasta St. Gorge’s, który osiągał 113 decybeli. Nie trudno się domyślić, że dziś rolę klikona pełnią serwisy informacyjne w mediach (radio, telewizja, Internet). 38 Teberia 27/2013
Bardzo ciekawym faktem historycznym i obyczajowym jest wyeliminowanie funkcji (bo trudno tu mówić o zawodzie, choć właściwie był to rodzaj profesji) wiedźmy, czyli kobiety, która miała wiedzę (wiedz–ma), związaną z ziołolecznictwem, medycyną, przyrodą. W przedchrześcijańskich, słowiańskich społecznościach była to osoba, która cieszyła się wielkim szacunkiem, służyła radą i pomocą zarówno w przypadku chorób ciała, jak i ducha. Profesja ta wyginęła w wyniku ekspansji chrześcijaństwa, które tępiło pogańskie obyczaje. Wiedźmy zaczęto uważać wówczas za kobiety parające się czarami i surowo je karano. Dziś podobną funkcję pełnią, wywodzące się z prawosławnej kultury, zamieszkujące wschodnią Europę, szeptuchy. Cechą wspólną wymienionych wyżej zawodów jest to, że profesje te wyginęły, choć produkt, czy też przedmiot produkcji pozostał. Zmieniła się bowiem technologia wytwarzania tych wyrobów, dzięki czemu skomplikowane czynności ludzkich organów (rąk, strun głosowych, mózgu), zastąpiły maszyny i komputery.
Czasami jest jednak tak, że ginie zawód, bo zanika potrzeba posiadania jakiegoś produktu, przedmiotu pracy rzemieślnika. Najczęściej wiąże się to także z rozwojem technologicznym. Dobrym przykładem jest tutaj puszkarz – specjalista wyrobu i obsługi broni palnej, szczególnie armat i dział ze spiżu. Fach ten wyeliminowała po prostu modernizacja sztuki wojennej. Warto podkreślić, że w średniowieczu sytuacja taka byłaby nie do pomyślenia - żołd wyszkolonego w obsługiwaniu działa puszkarza należał do najwyższych w ówczesnej wojskowości, przewyższając nawet zapłatę dla zaciężnika w pełnej zbroi! (Zaciężnika zresztą, z przyczyn tych samych, także próżno dziś szukać w śród ofert pracy w PUP-ie). Z tych samych powodów wyginął praktycznie fach konwisarza – rzemieślnika zajmującego się wyrobem (odlewaniem i obróbką) naczyń z cyny i spiżu. W zapomnienie odeszło także pozłotnictwo – rzemiosło artystyczne polegające na pokrywaniu podłoża – np. tła i ram obrazów, rzeźb, luster, ścian, mebli – metalami szlachetnymi, głównie złotem (do pozłotnictwa nie zalicza się technik stosowanych w jubilerstwie, również stosowane współcześnie złote
Andrzej Malec - galanteria z kości.
farby w sprayu i w płynie nie zaliczają się do klasycznego pozłotnictwa). Kolejnym świetnym przykładem wymarłego zawodu jest repasacja – usługa tzw. „podciągania oczek”, powszechna w latach 80-tych. Gdyby była dostępna dziś, kosztowałaby zapewne więcej niż zakup nowych pończoch. Inna sprawa, że zawód repasantki powstał z potrzeby ówczesnego rynku – nowe pończochy także wówczas były tańsze, niż usługa repasacji, ale nie było ich w powszechnym dostępie.
Zawody, których nie ma, ale tak naprawdę są Interesującą kategorię zawodów, o których nie usłyszymy w kontekście teraźniejszości stanowią te, które wcale nie wymarły, a jedynie zmieniły swoją nazwę i czasem zakres semantyczny, czyli – mówiąc prościej – umarły tylko we współczesnym języku. Dobrym przykładem takiego zjawiska jest akuszerka – kobieta pomagająca przy porodzie. Dawniej akuszerkę nazywano również „babką”. Była to zwykle starsza kobieta, która sama rodziła co najmniej kilka razy. Poza własnym doświadczeniem, korzystała również z doświadczeń przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie. Dziś jej rolę pełni wykształcona położna, obecnie absolwentka wyższych studiów medycznych. Ciekawą historię ma zawód klucznika. Dawniej był to bowiem urzędnik, zarządzający tzw. kluczem majątków ziemskich. Zwana tak była również osoba posiadająca pod swoim zarządem klucze do czegoś bardzo znaczącego np. zamku lub folwarku, mająca nadzór nad czymś. Obecnie w klasztorach klucznik zwany jest furtianem, a we współczesnym świecie świeckim najczęściej, po prostu portierem. Zawód, którego sens zmienił się tak bardzo, że dziś używany jest wyłącznie w kontekście opery Rossiniego to cyrulik. Kim był ten rzemieślnik? Cyrulik, zwany także balwierzem, zajmował się zawodowo między innymi czymś, co nazwalibyśmy dziś kosmetyką czy obsługą higieniczną – a mianowicie goleniem, czyszczeniem uszu, kąpaniem, - ale także medycyną - rwaniem zębów, puszczaniem krwi, nieskomplikowanymi operacjami i leczeniem lekkich chorób. Bardziej skomplikowanymi chorobami zajmowali się wówczas wykształceni na uniwersytetach medycy, natomiast balwierze wykorzystywali wiedzę ludową i doświadczenia. Teberia 27/2013 39
NA OKŁ ADCE >>
Bronisław Plinta - szewc i cholewkarz.
Trzeba dodać, że człowiek, który nie miał dostępu do cyrulika, ale miał problem z bolącym zębem, zawsze mógł liczyć na kowala. Zakres obowiązków tego rzemieślnika, zajmującego się głównie wykuwaniem przedmiotów z metalu, obejmował czasem i to. Obecnie obserwuje się odrodzenie tego zawodu w wyniku mody na ręcznie kute elementy dekoracyjne, stosowane w budownictwie, na szczęście nic jednak oficjalnie nie wiadomo, o jego współczesnych związkach ze stomatologią. Kolejny przykład jest dziwny, bo oficjalnie nie ma już tego zawodu, ale czasem wydaje mi się, że przedstawiciela tej profesji spotykam w różnych miejscach. To chłopiec do bicia. W czasach panowania monarchii ludzie zwykli uważać, że władza, jaką sprawują królowie, dana jest im przez Boga, więc jeśli młody książę narozrabiał, obrywał tzw. „whipping boy”. Paradoksalnie metoda ta była jak najbardziej skuteczna. Młodzi chłopcy dorastali razem i więź emocjonalna między nimi była bardzo silna. Książę unikał więc sytuacji, w których krzywdzony jest jego przyjaciel. Jak wspomniałam zawód ten nieoficjalnie funkcjonuje i dziś, widuje się go w niektórych firmach, zwłaszcza tych, w których dużą wagę przykłada się do systemu motywacyjnego pracowników. 40 Teberia 27/2013
Na ratunek ginącym rzemiosłom Ginięcie zawodów jest nieodłączną częścią rozwoju cywilizacji. Niektóre przedmioty nie są już współczesnemu człowiekowi potrzebne, inne umie stworzyć przy pomocy nowych technik, maszyn i komputerów. Czy oznacza to, że dawne metody wytwarzania powinny pójść w zapomnienie? Niektóre zawody funkcjonują jeszcze na wąskim regionalnym rynku, ale regionalni rzemieślnicy częściej wytwarzają przedmioty artystyczne niż użytkowe i dostosowują asortyment do zmieniających się wymagań nabywców. A zatem zagrożeniem wyginięcia objęte są te umiejętności i zawody, w których wytwarzane produkty trudno zaadaptować do zmieniających się warunków rynkowych, a także te, których koszt tradycyjnego wytworzenia jest zbyt wysoki. Ciekawym rozwiązaniem, pozwalającym na zachowanie pamięci o tradycyjnych rzemiosłach, jest uczynienie z tych zawodów atrakcji turystycznej. Pomysł nie jest nowy – narodził się w Massachusetts w Stanach Zjednoczonych jako Old Sturbridge Village (wioska ginących zawodów), gdzie ponad 100 wolontariuszy odgrywa swoje role prezentując
dawne techniki wytwarzania i zwyczaje. Wioskę odwiedza rocznie około 25 tys. osób, co przekłada się na bezpośrednie dochody z turystyki (od noclegu i gastronomii poczynając poprzez płatne warsztaty rzemieślnicze, a na wyrobie i sprzedaży pamiątek kończąc).
w glinie oraz wypalania ceramiki w piecu. Obecnie na szlaku oprócz wspomnianej zagrody działa 7 tradycyjnych warsztatów garncarskich, 3 pracownie artystyczne, galeria rzeźby, szkolna pracownia ceramiczna, wypożyczalnia rowerów i 2 gospodarstwa agroturystyczne.
Pomysł świetny, a najlepsze w nim jest to, że doskonale przyjął się na rynku polskim. Zapotrzebowanie na tego rodzaju ofertę nie dziwi zwłaszcza w kontekście zmieniających się w turystyce trendów, tj. odchodzenia od turystyki biernej określanej mianem 3S (sun, sea, sand) na rzecz turystyki aktywnej (3E - entertainment, excitement, education). Ponieważ turysta aktywny jest ciekawy miejsca docelowego panujących tam zwyczajów oraz mieszkających tam ludzi - podglądanie pracy rzemieślników lub możliwość uczestniczenia w warsztatach rękodzielniczych doskonale wpisuje się w jego potrzeby.
Zanikające umiejętności rzemieślnicze mogą być produktem turystycznym, ale problemem często jest sędziwy wiek rzemieślników i brak ich następców. Obecnie na terenie całej Polski działa zaledwie 92 garncarzy, wśród nich tylko 15% to osoby w wieku do 45 lat, zaś przeważającą większość (85%) stanowią twórcy starsi. Rzemiosłem lub rękodzielnictwem na terenach wiejskich zarobkowo zajmują się jedynie rolnicy, przy czym odsetek prowadzonych w tym zakresie działalności gospodarczych wynosi zaledwie 5%
Gdzie szukać dziś takich tradycyjnych rzemieślników w Polsce? Ano tam, gdzie postęp cywilizacyjny był zdecydowanie wolniejszy (tzw. ściana wschodnia), oraz w regionach, których mieszkańcy charakteryzują się świadomością odrębności kulturowej (Kaszuby, Podlasie, Podhale). Pierwszej udanej próby potraktowania ginących zawodów jako atrakcji turystycznych udało się dokonać na Podlasiu, gdzie z inicjatywy Działu Etnografii Muzeum Podlaskiego w Białymstoku już od 1994 roku funkcjonuje z powodzeniem Szlak Rękodzieła Ludowego. Wiedzie on przez część wsi zlokalizowanych w Puszczy Knyszyńskiej, gdzie turysta może poznać takie zanikające umiejętności jak: tkactwo dwuosnowowe (Janów, Wasilówka), plecionkarstwo i tkactwo mat ze słomy (Orla), garncarstwo (Czarna Wieś Kościelna), łyżkarstwo (Zamczysk), bednarstwo, sitarstwo, pisankarstwo. Wielokrotnie nagradzany jest także trzydziestokilometrowy rowerowy „Szlak Garncarski” w Medyni Głogowskiej, która wraz z otaczającymi ją miejscowościami - Medynią Łańcucką, Pogwizdowem i Zalesiem, tworzyła kiedyś niezwykle prężny ośrodek garncarski, jeden z największych w Polsce. Podstawą wytyczenia „Szlaku Garncarskiego” w 2004 roku była utworzona w 2000 roku w ramach projektu „Medynia – gliniane złoża” Zagroda Garncarska z tradycyjnym piecem do wypalania ceramiki. Można nauczyć się tu toczenia naczyń na kole, rzeźbienia
Dlatego w różnych regionach kraju podejmowane są lokalne inicjatywy, mające na celu rozbudzenie przedsiębiorczości w mieszkańcach wsi i wskazanie im, że posiadanie unikalnych umiejętności wytwarzania może być dodatkowym lub głównym źródłem zarobkowania. Jako przykład posłużyć tu może, powołane do życia w 2007 roku, Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej w Mniszkach w gminie Międzychód. Dzięki ofiarności mieszkańców (ponad 90% ze zgromadzonych eksponatów to dary i depozyty, przekazywane z własnych gospodarstw) urządzone są warsztaty: szewski, garncarski, wikliniarski, bednarski, kuźnia, stanowisko pszczelarskie, tkackie, wystawa sprzętu gospodarstwa domowego, wystawa maszyn rolniczych, ekspozycja przyrodnicza i historyczna. W Centrum prowadzone są warsztaty nauki kowalstwa, garncarstwa i wikliniarstwa, przygotowujące do uruchomienia produkcji rękodzieła - drobnych naczyń glinianych, wyrobów wikliniarskich czy bednarskich przez osoby zainteresowane takimi zajęciami. Specjalne programy zajęć, zachęcające do podjęcia nauki w prezentowanych ginących zawodach, przygotowano dla młodzieży. Warto wspomnieć także o projekcie „Ginące zawody”, przeprowadzonym na terenie województwa warmińsko-mazurskiego przez Nidzicką Fundację Rozwoju „Nida”. W ramach projektu umożliwiono rzemieślnikom uczestnictwo w renowacji i modernizacji starych dworków i budowli w województwie. Teberia 27/2013 41
NA OKŁ ADCE >>
Jerzy Wałga - rusznikarz. W ciągu sześciu miesięcy realizacji projektu udało się stworzyć bazę danych rzemieślników, wykonujących stare zawody (dekarz, cieśla, zdun, sztukator, kowal, kołodziej, tkacz, garncarz, lutnik, stolarz, snycerz oraz witrażysta), a finałowym przedsięwzięciem projektu było otwarcie wystawy wyrobów rzemieślniczych na Zamku w Nidzicy. Z czasem projekt przerodził się w pomysł utworzenia wioski garncarskiej, (funkcjonująca do dziś Wioska Garncarska w Kamionce), w której zatrudnienie mieszkańców oparte jest oczywiście na wykonywaniu starych zawodów i sprzedaży wytworzonych produktów m.in. za pomocą Internetu. Podobną inicjatywę przeprowadzono w Bielinach, niespełna 10 tysięcznej gminie w województwie świętokrzyskim. To właśnie tu organizowane są gry terenowe „Kraina Legend Świętokrzyskich” - ciekawa propozycja aktywnego spędzenia wolnego czasu, połączona z zabawą i edukacją. Promocję średniowiecznych zawodów odbywa się z kolei w ramach Średniowiecznej Osady, powstałej w Hucie Szklanej, gdzie w interaktywny sposób 40 42 Teberia 27/2013
zatrudnionych osób przedstawia warunki i sposoby życia w XI wieku. Interaktywność w tym przypadku polega oczywiście na możliwości zaobserwowania żywych osób przy pracy. Zwiedzający przenoszą się bowiem do XI-wiecznej osady, gdzie mogą obserwować pracę w dawnych zawodach. Tak właśnie utrwala się rzemiosło rymarza, zielarza, bartnika, garncarza, wikliniarza, kowala, szewca czy tkacza. Wspomniane wyżej inicjatywy to jedynie nieliczne przykłady wielu działań, mających na celu ochronę ginących zawodów. Ochronę przed zapomnieniem, bo przecież ich użyteczność dziś, w dobie boomu technologicznego i komputeryzacji, ma głównie walor edukacyjny – ostatecznie podróż dorożką jest z pewnością ciekawym doświadczeniem, ale wygodniej i szybciej dojedziemy do celu samochodem, czy autobusem (o pociągu nie wspomnę, bo mogłabym się pomylić). Warto jednak przyjrzeć się zawodom, bez których nie wyobrażamy sobie dzisiejszej rzeczywistości, a których dni – według ekonomistów i prognostyków rynku – są już policzone.
O zawodach które właśnie przechodzą do przeszłości W połowie maja bieżącego roku zamknięto Beverly Hills Video – drugą co do wielkości siec wypożyczalni wideo, działającą od 16 lat i prowadzącą 33 salony. Tym samym zawód pracownika wypożyczalni wideo przechodzi do przeszłości. Może będą go uprawiać nieliczni, ale popularny już na pewno nie będzie. Takich zagrożonych profesji jest coraz więcej, także w Polsce. Mimo że z danych Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR) wynika, że Polska jest wciąż jednym z najmniej zrobotyzowanych krajów na świecie (według wskaźnika gęstości robotyzacji – liczba robotów na 10 tys. robotników) - i kształtuje się na poziomie 14, podczas gdy w najbardziej zaawansowanych technologicznie krajach wynosi 261 (Niemcy), a nawet 339 (Japonia), postęp technologiczny dociera i tu. A wraz z nim zmienia się struktura zatrudnienia tak, że niektóre zawody stają się niszowe, a nawet zbędne. Jednym z nich jest np. pracownik zakładu fotograficznego. Zakładów fotograficznych jest mniej, bo posiadaczom aparatów cyfrowych wystarczy komputer i domowa drukarka. Wpływ na taki stan rzeczy ma również popularność internetowych laboratoriów, lub fotolabów przy sieciach handlowych. Z taką konkurencją małe laboratoria fotograficzne maja marne szanse. Wirtualny doradca, czyli specjalne oprogramowanie, które w formie przypominającej czata internetowego odpowiada na pytania klientów lub petentów urzędów już wkrótce może wyeliminować z rynku pracownika call-center. Zawód w miarę świeży, niezbędny w obsłudze firm outsourcingowych? Niestety, system wirtualnego doradcy, zainstalowany w Ministerstwie Gospodarki, w ciągu pierwszego testowego tygodnia zredukował liczbę rozmów telefonicznych o 35 proc. Kolejny ginący zawód jest niemal tak stary jak pieniądz. To księgowy. Nowoczesne systemy IT znacząco odciążają księgowych tak, że nie muszą już ręcznie wprowadzać faktur sprzedaży do systemu księgowego, bo jest on zintegrowany z kasami, raporty również generują się same. Nawet jeśli księgowi nie znikną, będzie ich potrzeba mniej niż teraz. Proces ten zresztą już się rozpoczął np. po wdrożeniu w firmach systemu Comarch ERP, wydajność działu księgowego wzrosła o 25 %, liczba
obsługiwanych zamówień wzrosła o 42 %, czas ich realizacji został skrócony o 36 %, a czas przeznaczony na tworzenie raportów aż o 87 %. Czy takie wyniki wpłyną na strukturę zatrudnienia? O to trzeba zapytać księgowych... Sprzedaż internetowa to wygodna i rewelacyjna forma handlu. Niestety, nie dla przedstawicieli handlowych oraz agentów ubezpieczeniowych, których obowiązki coraz częściej przejmują nowoczesne programy wspomagające sprzedaż, pozwalające np. firmom składać samodzielnie skomplikowane zamówienia, które wcześniej były obsługiwane przez żywych pracowników. Trudno dzisiaj znaleźć liczącą się firmę IT, które w ofercie nie miałaby rozwiązania do sprzedaży internetowej, dlatego i ta profesja powoli odchodzi do lamusa. Zresztą te same systemy IT, które redukują liczbę przedstawicieli handlowych, zmniejszają liczbę zaopatrzeniowców. Trend zdaje się być taki - potrzeba bardziej doświadczonych logistyków i specjalistów od przetargów, niż pracowników zajmujących się składaniem niezbędnych, ale i niespecjalnie skomplikowanych zleceń kupna. Kolejny obszar, gdzie kończy się zatrudnienie to przeżywające prawdziwy boom jeszcze kilka lat temu - kafejki internetowe. Dopiero co się pojawiły, a już znikają, wraz z popularyzacją internetu - od ogólnie dostępnych sieci WiFi, przez notebooki i tablety, aż po oferty telekomów - stacjonarnych i komórkowych. Kafejki odchodzą w przeszłość, a wraz z nimi ich pracownicy. Kilka tygodni temu zamknięto ponoć ostatnią działającą kafejkę internetową w centrum Lublina. Samoobsługowe kasy pojawiły się kilka lat temu w niektórych hipermarketach. Zdaniem portalu dlahandlu.pl, koszt inwestycji w jedną kasę samoobsługową waha się od 100 do 500 tys. zł i zwraca się maksymalnie po 1,5 roku. Czy to wyeliminuje zawód tradycyjnego kasjera? Pewnie jeszcze długo nie, ale na pewno bardzo liczbę kasjerów ograniczy. Nowoczesne systemy alarmowe skutecznie zagrożą pracy ochroniarza. Mowa zwłaszcza o robotach T-34, które w ofercie maja japońskie firmy Tmsuk i Alacom. Ten robot to 12-kilogramowy pojazd, poruszający się po patrolowanym obszarze. Na każdy niespodziewany ruch reaguje sygnałem dźwiękowym, równocześnie poprzez siec telefonii komórkowej powiadamia strażników o niebezpieczeństwie, a nawet może zaatakować intruza, strzelając do niego specjalną siatką obezwładniającą. Teberia 27/2013 43
NA OKŁ ADCE >>
Jan Pietras - kowalstwo. Automatyzacja mocno ograniczy również zatrudnienie magazynierów. Mikrokomputer z planem magazynu przypięty do wózka widłowego albo informacja na fakturze, mówiąca na której półce znajduje się towar, to już codzienność. Przy nowych zakładach produkcyjnych, powstają już w pełni zautomatyzowane magazyny, gdzie produkty od razu trafiają na odpowiednie regały za pomocą odpowiednich ciągów transportowych. Taki nowoczesny magazyn uruchomiła np. znana polska firma Intersport przed Euro 2012 w podkrakowskim Cholerzynie. Ponad 17 tys. lokacji magazynowych obsługują trzy w pełni zautomatyzowane układnice TGW Mustang, a pracownik (jest pracownik!) równocześnie może obsługiwać kilka zleceń. Automatyzacja i robotyka dotyczyć musi w końcu tzw. zwykłego robotnika. I tak na przykład liczba robotów w zakładzie GM Manufacturing Poland wzrosła w ciągu ostatnich 44 Teberia 27/2013
czterech lat z 60 do 217. Spowodowało to wzrost automatyzacji procesu produkcji z 30 do 70%. Co prawda firma podkreśla, że nie ma przewiduje redukcji etatów, ale ekonomia podpowiada, co innego. Popularność portali społecznościowych i różnych innych form aktywności użytkowników Internetu, wszechobecność plików cookies doprowadzi pewnie wkrótce do wymarcia zawodów, a przynajmniej znacznego ograniczenia zatrudnienia statystyków socjologów, ankieterów czy analityków rynku. Jak to możliwe? Nie zawsze w pełni zdajemy sobie sprawę z tego, że baza danych w internecie to zbiór naprawdę ogromny. Szacuje się, że na całym świecie jest 2,4 miliarda internautów, którzy tylko w 2012 roku każdego dnia wysłali 144 miliardy e-maili. Szczególną aktywność wykazują użytkownicy portali społecznościowych. Na Facebooku np. codziennie pojawia się ok. 300 milionów zdjęć, a „Lubię to” odklikiwane
jest w tym samym czasie 2,7 miliarda razy. To cieszy zwłaszcza wielkie korporacje, które już liczą zyski, bo nie mają żadnych problemów z dostępem do informacji zawartych na portalach i żadnych oporów by je sprzedawać. Robią to już MasterCard i Visa w USA, handlując profilami tych osób, które np. kupują często perfumy, czy alkohole. Dzięki temu krystalizuje się bardzo konkretny profil konsumenta i dana firma może adresować reklamę skierowaną specjalnie, indywidualnie do niego. Takie rozwiązanie jest więcej warte dla reklamodawców, niż wyniki kosztownych badań statystycznych, dotyczących preferencji jakiegoś targetu. Jedne zawody giną, inne powstają, coś zanika, wymiera, żeby mogło powstać coś innego - ewolucja i cywilizacja tak właśnie działają. Technologie rozwijają się bardzo szybko, więc trudno się dziwić, że zmienia się też rynek pracy, a z nim przyspiesza rotacja zawodów. Być może już wkrótce ogłoszenia - kasjera, magazyniera, agenta ubezpieczeniowego zatrudnię – uznamy za żart lub jako zapowiedź atrakcji turystycznej. Dość, że przytoczone wyżej przykłady inicjatyw utrzymania wiedzy o ginących zawodach, wskazują, że lokalni włodarze zauważyli już potencjał, drzemiący w kultywowaniu starych umiejętności rzemieślniczych, a mieszkańcy terenów wiejskich dostrzegli tu potencjalne źródło dochodów. I bardzo dobrze. To powoduje, że niektóre zawody nigdy nie wyginą, przetrwają, choćby w warstwie zupełnie niszowej, w skansenach, projektach turystycznych, ścieżkach edukacyjnych. Pomoże w tym koniunktura, moda i nastawienie na wspomnianą wyżej turystykę 3E, a na pewno, immanentnie związana z ludzką inteligencją, ciekawość historii i tradycji.
Ten trend widać już od dawna w odrodzeniu zawodu dorożkarza czy – ostatnio – rikszarza, i to nie tylko w miejscowościach turystycznych. Jeszcze by tylko zatrudnić wiedźmę w zarządzie korporacji, krzykacza miejskiego w promocji i kilku chłopców do bicia w marketingu. I wszystko będzie jak dawniej. Dominika Bara
źródła: http://metromsn.gazeta.pl; weblog.infopraca.pl; www.bieliny.pl; pl.wikipedia.org; kariera.pl;
Autorem zdjęć w powyższej publikacji jest Michał Kaźmierczak współtwórca projektu Ginące Zawody. Ginące Zawody to projekt, którego celem jest zwrócenie uwagi na nieuchronne przemiany spowodowane rosnącą globalizacją handlu i produkcji. Te procesy, oprócz efektów pozytywnych, mają też niestety efekty negatywne - rzemiosło, w najlepszym tego słowa znaczeniu, umiera. Dzisiejsi mistrzowie, z nierzadko kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, nie mają następców. Nie mogą tym samym spełnić najważniejszej roli każdego mistrza - wykształcenia ucznia. Tym samym nasz świat, mimo rosnącej zamożności i dostępności dóbr, za kilkadziesiąt lat będzie biedny - biedny, ponieważ zabraknie rzeczy tworzonych z duszą. Więcej: www.ginace-zawody.pl Teberia 27/2013 45
NA OKĹ ADCE >>
Technologia bezrobocia 46 Teberia 27/2013
Choć Polska przestała być państwem ludzi pracy ponad 20 lat temu, to Polacy pracują więcej niż kiedykolwiek, zajmując piąte miejsce wśród najbardziej zapracowanych narodów świata. Wszystko po to, by żyło się lepiej nam, naszym dzieciom i wnukom.
Wnuki Keynesa Jeśli wierzyć prognozom Johna Keynesa, przedstawionym osiemdziesiąt pięć lat temu w formie luźnych przypuszczeń w eseju Ekonomiczne możliwości naszych wnuków (ang. Economic Possibilities for Our Grandchildren), zostało nam już tylko siedemnaście lat tej ciężkiej pracy. W roku 2030 kapitalizm ma ostatecznie zatriumfować, a triumf ten sprawi, że sam kapitalizm stanie się zbędny i zniknie wraz z właściwymi mu formami produkcji i sposobami wykonywania pracy. Zamiast wyzysku człowieka przez człowieka czeka nas „technologiczne bezro-
bocie”, podczas którego odwieczny problem przetrwania biologicznego zostanie zastąpiony równie trudnym do rozwiązania problemem czasu wolnego. Technologia i zakumulowany kapitał wyzwolą nas z przymusu pracy i zmuszą do dzielenia się tą jej odrobiną, jaka jeszcze pozostanie do wykonania. Resztę zrobią za nas maszyny. Tymczasem w 2013 roku wciąż zabiegamy o pracę, i to nie o trzy godzinki dziennie, jak to przewidywał Keynes, ale o osiem, najlepiej na etacie i aż do emerytury. Teberia 27/2013 47
NA OKŁ ADCE >> Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów świata – na jednego pracującego przypada niemal dwa tysiące godzin pracy rocznie. Piąte miejsce w rankingu OECD pod względem ilości przepracowanych godzin mogłoby być powodem do dumy, gdyby nie wyprzedzały nas kraje, które nie uchodzą za wzór do naśladowania: Meksyk, Grecja, Chile i Rosja. Tym bardziej że ranking wydajności pracy wygląda jak lustrzane odbicie cytowanych wyżej badań. Polacy, tak jak i inne zapracowane narody, pracują dużo, ale nieefektywnie.
Trójlistna koniczynka Długofalowa strategia przyjęta przez rząd w serii dokumentów, mających również rok 2030 za horyzont prognoz, ma za zadanie zmienić obecny stan rzeczy i przekształcić polskiego pracownika na wzór niemiecki czy holenderski. Celem jest zwiększenie ogólnej wydajności pracy, również poprzez pobudzanie do aktywności ekonomicznej szerszych mas społeczeństwa, bo obecnie współczynnik aktywności wynosi w Polsce niewiele ponad 50% (w krajach rozwiniętych jest to ok. 70-75%). Według raportu „Polska 2030. Wyzwania rozwojowe” opublikowanego przez Zespół Doradców Strategicznych Prezesa Rady Ministrów, Polska zmierzać ma ku modelowi „państwa pracowników” (and. Workfare state). W odróżnieniu od swojego nieefektywnego konkurenta, państwa dobrobytu, gwarantować ma ono nie dobrobyt, a jedynie warunki do jego osiągnięcia – dla chętnych i ciężko pracujących, choć raczej nie będzie to praca na etacie. Dlatego też edukacja i szkolenie bezrobotnych służyć mają przede wszystkim rozwojowi zaradności i elastyczności pracowników. Pracownik przyszłości ma być wydajny, ale również uniwersalny i gotowy mierzyć się ze zmienną i niestabilną sytuacją gospodarczą, która zmusi go do współzawodnictwa na bardzo konkurencyjnym globalnym rynku pracy. Przedsiębiorcom uelastycznianie modelu pracy na pewno się podoba, czego dowodem choćby ich entuzjastyczne przyjęcie zmian wydłużających okres rozliczeniowy czasu pracy. Jednak elastyczność ta ma swoją drugą stronę: odchodzenie od pracy etatowej ku projektowej oznacza przekształcenie wiernych i zaangażowanych pracowników w najemników, od których trudno oczekiwać czegoś więcej niż świadczenia pracy od ósmej do szesnastej. Na ten kryzys zaangażowania we współczesnych organizacjach, outsourcingujących coraz więcej ze 48 Teberia 27/2013
swoich zadań, zwrócił uwagę irlandzki myśliciel i specjalista od zarządzania Charles Handy. Jego zdaniem nie ma już powrotu do organizacji dawnego typu, oferujących tysiące, a nawet setki tysięcy dożywotnich etatów, od kuriera po prezesa zarządu. Przedsiębiorstwa, które nie korzystają z zewnętrznych dostawców w kraju czy za granicą są mniej wydajne, a przez to mniej konkurencyjne i w konsekwencji skazane na zagładę. Handy porównuje nowy model funkcjonowania przedsiębiorstw do trójlistnej koniczynki. Pierwszym i najważniejszym listkiem ma być stały rdzeń pracowników: zarabiają najlepiej i mają największy wkład w rozwój organizacji, cieszą się ponadto przywilejami związanymi z pracą na etacie. Wokół tego rdzenia orbitują dwie grupy pracowników kontraktowych, którym płaci się za wykonane zadania i niczego ponadto nie oczekuje. Pierwszą stanowią samozatrudnieni specjaliści, drugą zaś wykwalifikowani najemni pracownicy wykonujący rutynowe zadania. Żeby jednak taka koniczynka mogła funkcjonować sprawnie, musi być „wspólnotą członków”, a nie „zbiorem kontraktów, w które nikt nie jest zaangażowany”. Najważniejsi pracownicy tworzący jej rdzeń powinni mieć nie tylko atrakcyjne pensje, ale korzystać z praw członkowskich podobnych do tych, jakimi cieszą się obecnie udziałowcy czy akcjonariusze oraz dzielić wzloty i upadki organizacji. Handy twierdzi, że tylko zmieniając paradygmat myślenia o organizacjach można przezwyciężyć kryzys zaangażowania wywołany outsourcingiem i pracą najemną. Kosztem globalizacji rynku pracy jest więc wykształcanie się trzech klas pracowników, wybrańców ze stałą pracą, dzielących jednak ryzyko rynkowe działania firmy, samozatrudnionych specjalistów i skaczących od jednej pracy do drugiej najemników.
Komu opłaca się outsourcing Z drugiej jednak strony, gdyby nie globalizacja pracy, to komputery, telefony i odzież nie byłyby dziś tak powszechnie dostępne. Z outsourcingu i crowdsourcingu - jak zapewniają ich zwolennicy - powinni cieszyć się wszyscy. Wszak na wolnym rynku obniżenie kosztów produkcji skutkuje obniżeniem cen. Eksport miejsc pracy za granicę ma również wymiar etyczny, zwłaszcza gdy dawne metropolie przenoszą produkcję do swych byłych kolonii. Eksport bardziej wymagających stanowisk pracy może przyczynić się do wyrównywania różnic między krajami bogatymi a biednymi i podnieść ogólną kulturę tych ostatnich.
Do entuzjazmu trudno jest jednak przekonać tych, którzy najbardziej ucierpieli na skutek konkurencji taniej zagranicy albo lokalnych amatorów. I choć na świecie wciąż panuje przekonanie, że wolny, globalny rynek służy dobru powszechnemu, to w tym monolicie pojawiają się pęknięcia. Jednym z nich był opublikowany przez Foreign Affairs artykuł Alana Blindera, profesora ekonomii na uniwersytecie w Princeton. Autor przepowiadał w nim nadejście kolejnej fali rewolucji przemysłowej, która tym razem uderzy w zawodu mające do tej pory opinię odpornych na eksport do krajów Trzeciego Świata. Programiści, prawnicy, a nawet dziennikarze czy przewodnicy turystyczni powinni przygotowywać się do przekwalifikowania na lekarzy, taksówkarzy i hydraulików, bo tych zawodów, przynajmniej w najbliższej przyszłości, nie da się wykonywać zdalnie. Swoje czarne wizje Blinder opiera na przeprowadzonych przez siebie badaniach, wedle których ok. 30% grup zawodowych dotkniętych
jest ryzykiem migracji za granicę. Artykuł Blindera wywołał szeroki odzew, pojawiło się wiele analiz i badań wskazujących na ogólne korzyści płynące z przenoszenia miejsc pracy za granicę, takich jak niższa cena towarów, ożywienie wymiany handlowej i współpracy między narodami. Mimo to, przeciwnicy globalizacji wskazują na nierówny podział zysków płynących z globalizacji pracy – większość owoców outsourcingu trafia do kieszeni najbogatszych. Pozostali, często pozbawieni pracy, i tak nie mogą sobie pozwolić na tańsze, importowane towary i usługi. Blinder twierdzi, że zamiast walczyć o powrót starego, trzeba się przygotowywać do wykonywania pracy w nowych warunkach. Położyć nacisk na kształcenie w bardziej elastycznych kierunkach, lub uzupełniać wykształcenie dodatkowymi szkoleniami z zakresu zawodów, która mają szansę utrzymać się na rynku w najbliższej przyszłości. Jednak biorąc pod uwagę zatrważające tempo rozwoju technologicznego, los lekarzy, kafelkarzy i taksówkarzy wcale nie musi być taki pewny. Teberia 27/2013 49
NA OKŁ ADCE >>
Czuj się jak u siebie w pracy Keynes wierzył, że rozwój technologii i wzrost wydajności pracy uwolni ludzi od konieczności jej wykonywania. Wiemy dziś, że jest to raczej niemożliwe, ale żeby wysnuć takie wnioski nie trzeba było czekać aż do roku 2013. Siedemdziesiąt lat przed narodzinami Keynesa wybuchł pierwszy bunt ludzi przeciwko maszynom, które zamiast dawać im czas wolny, odbierały im pracę. Wprowadzono wtedy do przemysłu włókienniczego nowe, bardziej wydajne metody produkcji, oparte przede wszystkim na zmechanizowanych krosnach. Wbrew prognozom Keynesa wcześni kapitaliści nie zdecydowali się na skrócenia dnia pracy do czterech godzin, ale obniżyli pensje wykwalifikowanych tkaczy do poziomu, jaki satysfakcjonował pracowników niewykwalifikowanych, którzy mogli ich teraz z powodzeniem zastąpić. Angielscy tkacze sięgnęli po broń i wypowiedzieli kilkuletnią wojnę nowoczesnym krosnom. Luddyści, pod przewodnictwem mitycznego Króla Ludda, którego kryjówka miała znajdować się w lesie Sherwood, organizowali zbrojne rajdy na wsie zaopatrzone w nowoczesne maszyny, by niszczyć je i odwrócić w ten sposób bieg historii. Być może do urzeczywistnienia marzeń o „technologicznym bezrobociu” potrzebujemy bardziej doskonałych i powszechnych maszyn. Tymczasem jednak spopularyzowanie fundamentalnej dla współczesnej gospodarki maszyny – komputera – sprawiło, że historia zatoczyła koło, choć w innym sensie niż tego chcieli luddyści. Dzięki komputerom praca wraca powoli do domów, czyli tam, gdzie przez wieki było jej miejsce. W epoce laptopów i Internetu biuro przestaje być niezbędne. Pracownik może pracować w domu, minimalizując koszty pracodawcy, który może z kolei zlecać mu zdalnie zadania i kontrolować ich wykonanie. Współpraca taka przebiega z reguły sprawnie choć, jak pokazuje przypadek opisany w styczniu tego roku przez amerykańskie media, czasem zawodzi. Pewna firma pracująca na zlecenie rządu USA wykryła wewnątrz swojej prywatnej sieci tajemnicze połączenia z Chinami. Podejrzewając, że ma to związek ze wzmożoną aktywnością chińskich hakerów w sektorach zbrojeniowym i infrastruktury USA, poproszono o przeprowadzenie dochodzenia specjalistów z firmy Verizon. Okazało się, że jeden z programistów z wieloletnim stażem i bardzo dobrą opinią, ochrzczony pseudonimem „Bob”, zatrudnił do wykonywania swoich firmowych zadań poddo50 Teberia 27/2013
stawcę z Chin. Przekazał mu login i hasło służące do łączenia się z prywatną siecią firmy i w czasie gdy jego chiński kolega pracował za stawkę niesięgającą dwudziestu procent pensji Boba, Bob mógł spokojnie surfować w sieci. Mimo tego potencjalnego ryzyka w USA już ok. 30 mln osób pracuje zdalnie przez co najmniej jeden dzień tygodniowo, 64 mln zajmuje stanowiska, które przynajmniej częściowo umożliwiają wykonywanie telepracy, a spośród wszystkich pracujących 80% chciałoby pracować w tej formie (dane za globalworkplaceanalytics.com). Specjaliści przekonują, że oprócz zaspokojenia życzeń pracowników powszechna telepraca miałaby przynieść ogromne oszczędności, w tym ekologiczne i energetyczne. Pracodawca oszczędzałby na każdym telepracowniku, a świat skorzystałyby na redukcji zużycia energii i importu paliw, koniecznych do dojazdów.
do zdalnej pracy biurowej, stawia u siebie raczej na przenoszenie domowej atmosfery do pracy. W tym celu instaluje w budynkach firmy stoły bilardowe, sofy i pralnie, ale też umożliwia skorzystanie z usług fryzjera czy masażysty. Patrick Pichette, dyrektor finansowy Google'a żartuje na łamach Strategy+Bussines, że najlepszą ilustracją destruktywnego wpływu telepracy na morale pracowników jest jeden z komiksów o Dilbercie, w którym bohater pracuje jedynie w krawacie i koszuli, gdyż podczas telekonferencji widać tylko górną połowę ciała.
Roboty do roboty
W Polsce telepracę oferuję kilka firm oraz instytucji, choć ogólna liczba telepracujących jest jeszcze dość niewielka i oscyluje w okolicach 4%. Zdalnie pracują m.in. niektórzy pracownicy Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie, który wyliczył, że na każdym telepracowniku oszczędza rocznie ponad osiem tysięcy złotych. Tym danym tradycjonaliści przeciwstawiają własne, z których wynika, że telepraca prowadzi do spadku zaangażowania, jakości i tempa pracy. Asumpt do dyskusji dała jakiś czas temu decyzja prezeski Yahoo!, Marissy Mayer, która zdecydowała się zakończyć eksperyment z telepracą. Jej zdaniem oszczędności płynące z redukcji stałych stanowisk pracy nie są warte strat związanych z zanikiem ducha współpracy i zaangażowania. Być może za punkt wyjścia posłużył jej wzór Google'a, w którym wcześniej pracowała, a który ogranicza możliwości zdalnej pracy do minimum. Firma, która zasłynęła m.in. stworzeniem zestawu aplikacji
Politycy rządzący krajami rozwiniętymi marzą o powrocie przemysłu. Lokalna produkcja byłaby nie tylko patriotycznym gestem, ale i wydatnie pomogłaby zmniejszyć bezrobocie. Jednak marzenia te są płonne, a spowolnienie gospodarcze i wzrost płac w Chinach wcale nie oznaczają odwrócenia panującego od lat siedemdziesiątych trendu. Zdaniem amerykańskiego politologa George'a Friedmana, kiedy Chiny wyczerpią już swoje możliwości taniej produkcji, pałeczkę przejmą inne kraje, nazywanych przez niego łącznie grupą PC-16 (Post-China 16). W grupie tej znajduje się między innymi Indonezja, Wietnam, Meksyk, czy kraje rejonu Wielkich Jezior Afrykańskich i to one, a nie Niemcy czy USA przejmą uciekającą z Chin produkcję eksportową. Z drugiej strony poziom zatrudnienia w fabrykach, które funkcjonują jeszcze na terenie państw rozwiniętych może spaść równie drastycznie, jak spadł poziom zatrudnienia w rolnictwie w XX wieku. Praca na roli, będąca jeszcze dość niedawno dominującym zajęciem ludzi, angażuje obecnie na Zachodzie jedynie ok. 5% pracujących. Masową redukcję zatrudnienia w przemyśle przynieść ma inwazja robotów i gwałtowny rozwój komputerów, których świadkami będziemy podobno za kilkanaście lat. Na razie jednak nie sposób ocenić, czy postępująca robotyzacja przyczyni się do wzrostu bezrobocia – zwolennicy robotów twierdzą, że nawet jeśli do tego dojdzie, to będzie to tylko krótkotrwały efekt przekwalifikowywania się z robotników na operatorów i konserwatorów robotów. Oznak rewolucji na razie w Polsce nie widać, gdyż tzw. gęstość robotyzacji jest u nas wciąż dość niska. W 2011 roku było to jedynie około 14 robotów na 10 tysięcy pracowników. Ten sam wskaźnik w Korei Południowej czy Japonii to grubo ponad 300, średnia unijna wynosi zaś 77. Teberia 27/2013 51
NA OKŁ ADCE >> przypadków robotyzacja skutkowała jego zwiększeniem, a zdaniem pozostałych 65% badanych, poziom zatrudnienia pozostał bez zmian – zbędnych pracowników przesunięto do innych zadań. Według autorów raportu IBnGR Polska, jako kraj poważnie zapóźniony w zakresie mechanizacji procesów produkcji, stoi u progu gwałtownego wzrostu ilości robotów. Wzrost ten wynikał będzie przede wszystkim z presji konkurencyjnej i wzrostu płac. Liderami będą przedsiębiorstwa motoryzacyjne i zajmujące się przetwórstwem metali, a także produkcją tworzyw sztucznych. Nawet za naszą południową granicą robotów jest znacznie więcej, bo przypada ich ok. 50 na każde 10 tysięcy pracujący Czechów i Słowaków. Mimo stosunkowo niewielkiej ilości robotów pracujących w Polsce, można zaobserwować szybki wzrost gęstości robotyzacji, gdyż jeszcze dziesięć lat temu jej współczynnik wynosił jedynie 2 roboty na każde 10 tysięcy pracujących. Choć w Polsce do wykonywania rutynowych i prostych zadań wciąż bardziej opłaca się zatrudnić dodatkowego pracownika, to autorzy raportu Wpływ robotyzacji na konkurencyjność firm, opracowanego pod egidą Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) przewidują utrzymanie się w kraju tendencji wzrostowej. Niska gęstość robotyzacji jest wypadkową kilku czynników. Przebadane przez IBnGR firmy jako powód niekorzystania z robotów wskazywały przede wszystkim (71%) na profil produkcji, których ich zdaniem uniemożliwia skuteczne wykorzystanie robotów. Drugim znaczącym czynnikiem była zbyt mała skala produkcji (37%) oraz brak wiary w pozytywne ekonomiczne efekty zainwestowania w roboty (34%). Protagoniści robotyzacji podkreślają jednak, że niski wskaźnik wykorzystania robotów wynika często z niewiedzy i nieznajomości ich możliwości, a stają się one coraz bardziej uniwersalne i zastosowanie ich w przedsiębiorstwie wymaga nieco kreatywności. Według cytowanych wyżej badań, przeważająca większość przedsiębiorców w Polsce, którzy zdecydowali się na zakup robotów, odnotowała wzrost wydajności produkcji przy jednoczesnym spadku jej kosztów. Roboty przyczyniają się również do wzrostu jakości i jednolitości produkcji, a także poprawiają bezpieczeństwo pracy. Wbrew powszechnej opinii nie przyczyniają się też w znacznym stopniu do redukcji miejsc pracy. Ok. 20% respondentów stwierdziło wprawdzie, że wdrożenie robotów przemysłowych skutkowało spadkiem zatrudnienia, jednak w 15% 52 Teberia 27/2013
Przyszłość pracy należy zapewne do robotów, choć trudno przewidzieć, jaką przybiorą formę. Roboty mogą okazać się wspaniałą odpowiedzią na problemy demograficzne współczesnego świata. Rozwinięte kraje, zdolne do produkowania robotów, ale borykające się jednocześnie z problemami niskiego przyrostu naturalnego i wysokich kosztów pracy mogłyby skorzystać z zaawansowanych maszyn w celu zastąpienia niewykwalifikowanych i tanich pracowników, których i tak w tych krajach brakuje. Robotyzacja produkcji może powstrzymać outsourcing pracy do krajów Trzeciego Świata i zapewnić zajęcie miejscowym inżynierom, poprawiając przy tym znacznie wydajność produkcji. Roboty robią błyskotliwą karierę nie tylko w przemyśle, ale i w wojsku, a jeśli organizowane przez DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency) w grudniu zawody DARPA Robotics Challenge zakończą się sukcesem, to może się okazać, że zagrożeni poczują się ratownicy i strażacy. Celem zawodów jest bowiem wyłonienie prototypu robota najlepiej przystosowanego do prowadzenia akcji ratowniczych i inżynieryjnych w niebezpiecznym dla człowieka środowisku. Roboty te konstrukcją muszą przypominać ludzi, tak by mogły korzystać z narzędzi, prowadzić samochody, otwierać drzwi. Już teraz podziwiać można pierwsze prototypy, wykonujące takie zadania, jak wchodzenie po schodach czy spacer po bieżni. A kiedy roboty nauczą się już udzielania porad prawnych, gotowania i pisania artykułów, będziemy mogli wszyscy spokojnie odejść na wyśnione przez Keynesa „technologiczne bezrobocie”. Piotr Pawlik
Teberia 27/2013 53
EKO >>
Turystyka i ochrona środowiska – dwie strony barykady?
54 Teberia 27/2013
Turystka jest bardzo ważną aktywnością ludzką, mającą wiele wymiarów – edukacyjny, kulturowy, zdrowotny, czy wreszcie - ekonomiczny. Niestety do długiej listy jej pozytywnych aspektów, często można dopisać także negatywny – turystyka może mieć bardzo szkodliwy wpływ na środowisko naturalne. I pod tym względem ma już wiele na sumieniu. Z pomocą mogą przyjść najnowsze technologie, których jednak podstawową wadą jest wysoka cena.
Teberia 27/2013 55
EKO >>
J
ak podkreśla Jolanta Kamieniecka w pracy „Ekopolityka w turystyce, Raport o zmianach możliwych i potrzebnych”, turystyka w skali masowej stanowi zagrożenie dla środowiska przyrodniczego porównywalne z oddziaływaniem niektórych gałęzi przemysłu, czy też intensywnych upraw rolnych. Na zagrożenia te mają wpływ przede wszystkim nadmierna koncentracja ruchu turystycznego, nieprawidłowo zlokalizowana baza turystyczna i brak kultury turystycznej. Według szacunków przemysł przyczynia się do degradacji środowiska naturalnego w 40 proc., komunikacja i rolnictwo w 15 proc., zaś udział gospodarki turystycznej wynosi 5-7 proc. Z pewnością tak to wygląda na terenie polskich rejonów turystycznych.
Tatry dla Polaków i dla świstaków Polskie Tatry zajmują powierzchnię 175 km2, powierzchnia Tatrzańskiego Parku Narodowego to 21 197 ha, przy czym łączna długość szlaków w polskiej części Tatr ma 275 km. Ze szlaków tych korzysta rocznie ponad 3 miliony osób, z czego jedna trzecia odwiedza je w okresie wakacyjnym. Tatry są doskonałym przykładem dyskusyjnej przestrzeni, na której zmaga się turystyka z ochroną środowiska. Na straży tej drugiej stoi Tatrzański Park Narodowy. Za rozwojem tej pierwszej są przede wszystkim mieszkańcy Podhala, którzy bardzo często żyją wyłącznie z turystyki, w tym z wynajmu noclegów, gastronomii, czy przewozów. Wiele gruntów na terenie Tatrzań56 Teberia 27/2013
skiego Parku Narodowego należy do prywatnych właścicieli, którzy – co zrozumiałe - chcą z tej własności czerpać korzyści ekonomiczne. A żeby biznes działał, najpierw należy poczynić szeroko zakrojone inwestycje w infrastrukturę. A wszystko na wrażliwymi i cennym przyrodniczo terenie Podhala, z przyzwoleniem lokalnych samorządowców. Ochrona przyrody wyraźnie stoi więc w konflikcie z celami zarobkowymi. Jak jednak głosi zasada zrównoważonego rozwoju, rozwój społeczny i gospodarczy powinien być zharmonizowany z ochroną przyrody. Czy da się to osiągnąć? Tatrzański Park Narodowy to jedyny w Polsce obszar wysokogórski, z unikalną alpejską fauną i florą. I właśnie z tego powodu region ten co roku odwiedzany jest przez tłumy turystów, którzy nie tylko śmiecą, hałasują i straszą górskie zwierzęta, ale także potrzebują infrastrukturalnej obsługi – noclegów, gastronomii, czy po prostu toalet. A jak wykazał najnowszy raport Tatrzańskiego Parku Narodowego, gęsta sieć ścieżek turystycznych w Tatrach jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na przekształcenie rzeźby. Przy czym turyście nie korzystają tylko ze ścieżek, ale także z pasów zieleni do nich przylegających, niszcząc w ten sposób roślinność i powodując dalsze przekształcanie przyrodniczych właściwości terenu.
Oprócz masowej turystyki pieszej, silnie rozbudowana jest w Tatrach także infrastruktura narciarstwa zjazdowego: wyciągi, kolej linowa, trasy zjazdowe. Pytanie, jak długo Tatry ten cały ciężar będą w stanie dźwigać.
Zakazać, czy edukować? Niektóre pomysły na rozwiązanie tych problemów są proste: należy usunąć wszystkie sztuczne ułatwienia w Tatrach, zlikwidować transport do Morskiego Oka, kolejkę na Kasprowy, najbardziej narażone szlaki zamknąć, a dzięki temu wszystkiemu w góry pójdzie mniej turystów, za to bardziej doświadczonych, a więc i być może świadomych tego gdzie się znajdują i jaką to ma wartość. Z oczywistych względów do tego jednak nie dojdzie – Tatry są dobrem wszystkich i powinny być dla wszystkich dostępne. Trzeba więc szukać rozwiązań gdzie indziej. Z pewnością istotna jest edukacja w aspekcie świadomej turystyki, czy też modnie nazywanej - ekoturystyki. Zwiększenie świadomości ekologicznej wśród turystów, angażowanie ich w działanie na rzecz ochrony środowiska, czy też zwykła działalność informacyjna mogą zdziałać naprawdę wiele i są kluczowe dla długofalowej poprawy ochrony środowiska na terenach atrakcyjnych turystycznie. Przede wszystkim poprzez zwiększenie popytu na ekologiczną turystykę. Nie rozwiążą jednak wielu problemów związanych przede wszystkim z infrastrukturą, z którymi stanąć trzeba twarzą w twarz już teraz.
Technologia z odsieczą Postęp technologiczny z jednej strony może być wrogiem środowiska naturalnego, z drugiej jednak może z znaczący sposób mu pomóc. W przypadku turystyki i związanej z nią infrastrukturą, nowe technologie są znaczącym odciążeniem dla natury. Przede wszystkim widać to na przykładzie schronisk i hoteli w górach. Kluczowe jest w tym przypadku by obiekt tego rodzaju zajmował jak najmniej miejsca, angażował jak najmniej środowisko naturalne, czyli był jak najmniej dla niego inwazyjny. Potrzebne jest więc nie tylko racjonalne wykorzystywanie dóbr natury, ale także korzystanie z nich z pomysłem – mowa przede wszystkim o odnawialnych źródłach energii, czyli m.in. energii słonecznej, cieple gruntu, energii wód geotermalnych, czy o budowie małych elektrowni wiatrowych i wodnych. Tymczasem w wielu miejscach działania ekologiczne ograniczają się do wymiany żarówki na energooszczędną, czy wstępnej segregacji odpadów. Ale nie wszędzie. Jest nadzieja, że w Polskich schroniskach do końca tego roku będzie bardziej ekologicznie, a wszystko dzięki projektowi „Zielone schroniska”, dofinansowanemu z Unii Europejskiej. W projekcie biorą udział schroniska w Beskidach, Gorcach, Pieninach i Tatrach. Program realizowany jest przez PTTK i obejmuje w sumie 18 schronisk. Dzięki unijnym funduszom modernizowane są w nich m.in. ocieplenie, kotłownie, Teberia 27/2013 57
EKO >> instalowane są biologiczne oczyszczalnie ścieków oraz kolektory słoneczne do ogrzewania wody. Dodatkowo we wszystkich schroniskach pojawią się prasy i pojemniki na śmieci. Przykładem dobrych praktyk jest np. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów, gdzie w latach 2009 - 2010 dzięki wsparciu Fundacji EkoFundusz oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie wybudowana została infrastruktura ekologiczna. Do głównych zmian należy tu zaliczyć przebudowę Małej Elektrowni Wodnej, która generuje 80 KW mocy, dzięki czemu daje możliwość funkcjonowania biologicznej oczyszczalni ścieków, wybudowanej w technologii BIOVAC. Umożliwiła również rezygnację z ogrzewania budynku węglem na rzecz elektrycznego systemu CO. Efekt ekologiczny wzmocniony został przez termomodernizację schroniska. Kolektory słoneczne działają już w wielu obiektach PTTK w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Przy wybranych schroniskach powstały także małe elektrownie wodne, a na przykład Schronisko-Bacówka JAWORZEC w Jaworzcu zostało wyposażone w hybrydowe elektrownie z turbiną wiatrową i panelami fotowoltaicznymi. Tych inwestycji również nie byłoby bez wsparcia unijnego, projekt był także współfinansowany ze środków Norweskiego Mechanizmu Finansowego. Okazuje się więc, że chcieć to móc. Co więcej, choć potrzebne są fundusze na inwestycje, to z czasem się one zwracają, dzięki oszczędności na wodzie, prądzie, czy wywozie nieczystość. Niestety ekologicznymi rozwiązaniami są mniej zainteresowani górale z Podhala, których na instalacje urządzeń wspomagających ochronę środowiska po prostu nie stać. A Zakopane rozrasta się z roku na rok coraz bardziej, będąc tym samym producentem nie tylko śmieci, hałasu, ale także smogu – nie jest tajemnicą, że co roku w okresie zimowym normy w stolicy Tatr są znacznie przekraczane.
Na alpejskich szczytach – ekologiczna samowystarczalność Nawet jeśli sytuacja w niektórych polskich schroniskach poprawia się, nadal z pewnością daleko nam do schronisk alpejskich, których ingerencja w środowisko naturalne jest często zredukowana do mi58 Teberia 27/2013
nimalnego poziomu. Ciekawym przykładem jest tu schronisko górskie Schiestlhaus w Austrii. Jest ono położone w paśmie Północnych Alp Wapiennych, na przełęczy poniżej szczytu Hochschwab. W sezonie schronisko gości nawet 70 osób. Teren, na którym położone jest Schiestlhaus jest trudno dostępny i jednocześnie bardzo wrażliwy ekologicznie. Do schroniska nie prowadzi żadna droga, jest też właściwie odcięte od świata dóbr cywilizacyjnych – nie ma wodociągu, ani jakichkolwiek linii przesyłowych. Jest pod specjalnym nadzorem pod względem odpadów i nieczystości – w rejonie, w którym leży schronisko swój początek biorą strumienie i rzeki zasilające w pitną wodę obszar Wiednia. Schronisko więc nie tylko musi być całkowicie samowystarczalne, ale także nie może wpływać na środowisko naturalne. Jak w portalu wnp.pl opisuje Przemysław Ślusarczyk, współpracownik Polskiego Instytutu Budownictwa Pasywnego i Energii Odnawialnej, Schiestlhaus zostało wybudowane zgodnie z zasadami budownictwa solarnego i pasywnego (mającego na celu minimalizowanie zużycia energii w trakcie eksploatacji). Ciepło w budynku pozyskiwane jest za pomocą systemu wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła oraz letnim obejściem. Powietrze pobierane jest przez czerpnię umieszczoną na północnej fasadzie, a usuwane przez wyrzutnię znajdującą się na dachu.
na odkażeniu w promieniach UV. Po tym procesie jest już gotowa do picia i innych celów, choć długie prysznice raczej nie są wskazane. Woda jest dobrem ograniczonym. W celu minimalizacji produkcji ścieków, w schronisku zainstalowano suche toalety, zaś w piwnicy znajduje się wielostopniowa, w pełni biologiczna oczyszczalnia ścieków. Oczyszczona woda odprowadzana jest na zewnątrz budynku. Na śmieci nic specjalnego nie wymyślono – transportowane są drogą powietrzną do pobliskiej doliny, gdzie są utylizowane. Dodatkowo wymiennik ciepła odzyskuje znaczną część wilgoci z zużytego powietrza. Aż 80 proc. energii cieplnej pozyskiwane jest z kolektorów słonecznych o powierzchni 46 m2. Energię elektryczną natomiast pobiera się z ogniwa fotowoltaicznego o łącznej powierzchni 68 m2, zainstalowanego u podnóża budynku. System ten zapewnia 7,5 kWp energii elektrycznej, pokrywając tym samym aż 60 proc. całego zapotrzebowania. Schronisko nie ma też dostępu do pitnej wody. Problem rozwiązano wykorzystując i magazynując wodę opadową, a to dzięki specjalnej konstrukcji dachu i jego powłoce wykonanej ze stali szlachetnej oraz zbiorników o pojemności 34 m3. Woda opadowa oczyszczana jest przez szereg filtrów oraz poddawa-
Zielona przyszłość Schronisko górskie Schiestlhaus jest przykładem nieco ekstremalnym, jedocześnie można je jednak potraktować jako kierunek, w którym należy zmierzać. Wszystko zależy od możliwości i warunków danego obszaru turystycznego. Polskie schroniska, nie tylko górskie, są coraz bardziej modernizowane, a cel turystycznych pielgrzymek z całej Polski, czyli Zakopane do 2020 roku ma stać się najbardziej ekologicznym miastem w Polsce. Symbolem zmian ma być obecny na ulicach miasta w pełni elektryczny samochód Green Taxi. Ze smogiem władze miasta chcą walczyć przez rozbudowę sieci geotermalnej. Można więc zaryzykować tezę, że podstawowy hamulec – bariera psychologiczna – została złamana. Nie bez znaczenia jest też coraz popularniejszy ruch ekoturystyki, który ze zwykłej mody ma szansę stać się pewną utrwaloną postawą. Z czasem może to wymusić na właścicielach i zarządcach terenów atrakcyjnych przyrodniczo, a więc i turystycznie, kolejne istotne zmiany. Z korzyścią dla wszystkich – innowacyjne działania proekologiczne łączą przecież interes ekonomiczny i sferę ekologii.
Aneta Żukowska
Teberia 27/2013 59