Teberia 20

Page 1

O urokach wielkiej (zdartej) płyty

Kreatywność w cenie

21 lat Internetu

NUMER 1 (20) STYCZEŃ 2013

NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK



Spis treści: 4 6 7 8 10 12 14 16 21 22

EDYTORIAL

32 36 42 45

SPOJRZENIA

Druk 3D – nowa rewolucja przemysłowa nadchodzi

NA CZASIE

Targi elektroniki CES 2013

NA CZASIE Newsy

TRENDY

Facebook w Polsce

NA CZASIE

Intel Extreme

KREATYWNI PW-Sat2

TRENDY

Regioncard - nowy model biznesu turystycznego

PYTAMY

Kreatywnośc w cenie

* Skąd ta nazwa –

…Otóż gdy pojawił się gotowy projekt witryny – portalu niestety nie było nazwy. Sugestie i nazwy sugerujące jednoznaczny związek ze Szkołą Eksploatacji Podziemnej typu novasep zostały odrzucone i w pierwszej chwili sięgnąłem do czasów starożytnych, a więc bóstw ziemi, podziemi i tak pojawiła się nazwa Geberia, bo bóg ziemi w starożytnym Egipcie to Geb. Pierwsza myśl to Geberia, ale pamiętałem o zaleceniach Ala i Laury Ries, autorów znakomitej książeczki „Triumf i klęska dot.comów”, którzy piszą w niej, że w dobie Internetu nazwa strony internetowej to sprawa życia i śmierci strony. I dalej piszą „nie mamy żadnych wątpliwości, co do tego, że oryginalna i niepowtarzalna nazwa przysłuży się witrynie znacznie lepiej niż jakieś ogólnikowe hasło”. Po kilku dniach zacząłem przeglądać wspaniała książkę Paula Johnsona „Cywilizacja starożytnego Egiptu”, gdzie spotkałem wiele informacji o starożytnych Tebach (obecnie Karnak i Luksor) jako jednej z największych koncentracji zabytków w Egipcie, a być może na świecie. Skoro w naszym portalu ma być skoncentrowana tak duża ilośćwiedzy i to nie tylko górniczej, to czemu nie teberia. Jerzy Kicki Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Szkoły Eksploatacji Podziemnej Portal teberia.pl został utworzony pod koniec 2003 roku przez grupę entuzjastów skupionych wokół Szkoły Eksploatacji Pod-ziemnej jako portal tematyczny traktujący o szeroko rozumianej branży surowców mineralnych w kraju i za granicą. Magazyn ,,te-beria” nawiązuje do tradycji i popularności portalu internetowego teberia.pl, portalu, który będzie zmieniał swoje oblicze i stawał się portalem wiedzy nie tylko górniczej, ale wiedzy o otaczającym nas świecie.

Wydawca:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie

Jerzy KICKI

Prezes Fundacji dla AGH

Artur DYCZKO

Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia

Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny

KREATYWNI

Praca magisterska wagi ciężkiej

PROBLEM

FW domach z betonu…, albo o urokach wielkiej (zdartej) płyty Internet. Innowacje kontra małe miasto

jsrokowski@teberia.pl

Biuro reklamy:

Małgorzata BOKSA reklama@teberia.pl

Studio graficzne:

Tomasz CHAMIGA tchamiga@teberia.pl

Adres redakcji:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 Aal. Mickiewicza 30, 30-059 Krakówtel. (012) 617 - 46 - 04, fax. (012) 617 - 46 - 05, e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl” www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790

TRENDY

Konto Fundacji:

PREZENTACJE

Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone.Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Druk nowej rzeczywistości Biznes i nauka bliżej siebie

NA CZASIE

Smartfon niewykorzystany

Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391


EDY TORIAL >>

Druk 3D – nowa rewolucja

przemysłowa nadchodzi Od lat korzysta się z dobrodziejstw drukarek 3D w produkcji prototypów, głównie na potrzeby przemysłu lotniczego, medycznego i motoryzacyjnego. Druk trójwymiarowy okazuje się niezwykle pomocny w pracy naukowców. Czekać aż każdy z nas w niedalekiej przyszłości korzystać będzie z drukarek 3D Chris Anderson, redaktor naczelny magazynu „Wired”, w książce „Makers. The New Industrial Revolution” twierdzi, że świat czeka nowa rewolucja przemysłowa, którą zapoczątkowało pojawienie się druku 3D. „Rewolucja przemysłowa w XIX-wiecznej Anglii odbyła się w świecie atomów, a rewolucja internetowa z końcówki XX-wieku pokazała siłę świata bitów. Teraz, najbardziej innowacyjni przedsiębiorcy zastanawiają się jak za pomocą druku 3D przenieść projekty ze świata bitów z powrotem do świata atomów”- pisze Anderson. Nie jest to bynajmniej głos odosobniony. Eksperci, ekonomiści i przedsiębiorcy uważają, że 3D może dokonać rewolucji w sposobie produkcji towarów na całym świecie. Druk 3D będzie kolejnym katalizatorem rozwoju przedsiębiorczości, bo radykalnie obniży bariery wejścia do biznesu. Kiedyś sam pomysł czy projekt designerski nie wystarczył, by zaistnieć na rynku. Koszty rozpoczęcia produkcji, są wciąż zbyt wysokie, a ryzyko, że pomysł nie wypali — zbyt duże. Dziś, zanim firma uruchomi produkcję na masową skalę może dzięki drukarce 3D przygotować prototyp przedmiotu i sprawdzić, jak odbierany jest przez potencjalnych klientów. To znacząco obniży koszty i zmniejszy ryzyko w biznesie. To prawdziwe dobrodziejstwo dla wynalazców i start-upów – testowanie nowych produktów stanie się dzięki tej technologii mniej ryzykowne i mniej kosztowne. Tak jak w przypadku współpracy programistów nad oprogramowaniem typu open-source – inżynierowie zaczynają już współpracować nad projektami typu open-source dla różnego rodzaju przedmiotów i części maszyn i urządzeń. 4

Teberia 08/2012

Dostępny wydruk 3D może zmienić nasze życie, może je ulepszyć, ale pamiętajmy również o zagrożeniach. Po raz kolejny czyjaś praca zostanie zastąpiona przez maszyny, nawet przedsiębiorstwa produkcyjne, przemysłowe zaczną upadać. Również w tym przypadku, wraz z rozwojem technologicznym, musimy się przygotować na rozwój społeczny i ekonomiczny, aby skutecznie absorbować zmiany w otaczającym nas świecie. Po co bowiem kupować w sklepie zestaw Lego, skoro projekty poszczególnych elementów można ściągnąć z sieci i zrobić w domu? Producenci zabawek już dziś mogą czuć zaniepokojenie o swoją przyszłość, ale z czasem branż, których druk 3D wyeliminuje z rynku jest wiele. Czeka ich tsunami, które zrujnowało wiele wydawnictw muzycznych na skutek cyfryzacji treści. I to chyba normalne, że każda rewolucja musi mieć swoje ofiary. Jakub Michalski PS. W najbliższych wydaniach teberii przybliżymy idee ruchu mejkerskiego propagującego korzyści druku trójwymiarowego, ruchu, któremu przybywa zwolenników także w Polsce.

Jacek Srokowski zapraszamy do dyskusji napisz do nas


Teberia 08/2012

5


NA C Z A SIE >>

Targi elektroniki użytkowej CES 2013 Coś więcej niż „made in China” Tradycyjnie w styczniu odbyły się w Las Vegas targi CES (Consumer Electronics Show)zwane żartobliwie „gigantycznym pokazem gadżetów”. To wciąż największe tego rodzaju wydarzenie na świecie. W tym roku uczestniczyło w targach ponad 160 tys. ludzi z branży; blisko trzy tysiące firm miało swoje stanowiska na powierzchni wystawowej liczącej około 170 tys. metrów kwadratowych. Nie bez przyczyny użyliśmy słowa „wciąż”, gdyż targi mimo ogromu liczb z roku na rok tracą na znaczeniu, gdyż CES nie jest już miejscem premier najważniejszych produktów. Po prostu, cykle produkcyjne są już tak szybkie, że nikt nie oczekuje z debiutem urządzenia do styczniowych targów w stolicy światowego hazardu. Najwięksi gracze rynku nowoczesnych technologii jak Apple, Microsoft, Google i Amazon oficjalnie nie uczestniczą w targach CES. Z możnych świata high-techu na CES-ie obecny był już tylko Samsung. Pod nieobecność wielkich dało się zatem zauważyć nową, chińską falę. Jak zauważył jeden z komentatorów rynku technologicznego to koniec ery Microsoftu i Sony (choć akurat ta ostatnia zaprezentowała bardzo udany model smartfona Xperia Z). To początek ery chińskich firm jak Hisense, Huawei, Haier, i TCL. Nie wspominając o Lenovo. – W tym roku brak było jednego wybijającego się produktu, czy usługi, która byłaby znakiem szczególnym CES-a 2013. Nie można jednak powiedzieć, że były to 6

Teberia 08/2012

nudne targi, czy też ze względu na brak wiodących dziś graczy technologicznego świata mało znaczące. Widać wyraźnie, że długi peleton rynku technologicznego jest dziś najbliżej liderów od niepamiętnych czasów, a produkty szczególnie chińskich tygrysów są coraz lepsze także pod względem, w którym od zawsze kulały – potencjału marketingowego – ocenia Przemek Pająk z Spidersweb. Podczas targów CES 2013 znaczącą rolę odegrali nie tylko chińscy producenci elektroniki, ale także producenci układów mobilnych, a zwłaszcza dwie firmy: Qualcomm i Nvidia, które mają szansę w dłuższej perspektywie obalić króla procesorów – firmę Intel, która chyba zbyt późno dostrzegła znaczenie rynku urządzeń mobilnych.

jac


NA C Z A SIE >>

Dropsport- znaleźć sportowego kompana Gąsienica do zadań specjalnych Mechatroniczny pojazd gąsienicowy opracowany na Politechnice Wrocławskiej to innowacyjne urządzenie do serwisowania cięgien linowych oraz transportu linowego. Przełomowe rozwiązanie prof. Piotra Dudzińskiego oraz mgr inż. Adama Koniecznego z Wydziału Mechanicznego nagrodzono złotym medalem na 61. Międzynarodowych Targach Wynalazczości, Badań Naukowych i Nowych Technik „BRUSSELS INNOVA 2012”. Skonstruowany przez wrocławskich naukowców pojazd to zdalnie sterowane urządzenie o unikalnych parametrach eksploatacyjnych. Jest to jedyny „linołaz” na świecie, który może poruszać się nawet na mocno nachylonych linach pokrytych smarem, bez obawy ich uszkodzenia oraz samoczynnie pokonywać napotkane przeszkody, jak np. złącza linowe, wsporniki czy izolatory. Można go wykorzystywać do kontroli stanu i serwisowania lin zabezpieczających bardzo wysokie obiekty (kominy stalowe, maszty antenowe, mosty), jako uniwersalne urządzenie do transportu linowego w trudno dostępnych miejscach (góry, fiordy, zbiorniki wodne) lub w wersji stacjonarnej, jako napęd przenośników cięgnowych (urządzenia przemieszczające materiały za pomocą cięgna). W pojeździe wykorzystano szereg nowatorskich rozwiązań, które zwiększyły jego siłę trakcyjną. Twórcy chwalą zwłaszcza możliwość regulacji (za pomocą układu sterującego z czujnikami) siły docisku segmentów gąsienicy do cięgna linowego oraz wyboru napędu na przednie, tylne lub wszystkie koła napędowe.

Źródło: Politechnika Wrocławska

Garażowe cudeńko Tomasz Wyderka z Piekar Śląskich napisał „RAM Kontroler „– program do optymalizacji pracy komputera. Pismo „Komputer Świat” przyznało jego pracy najwyższą notę, a internauci pobrali program już prawie 7 tys. razy. „Super programik mój zabytkowy komputer dostał kopa jakbym mu wymienił procesor” – to jedna z wielu pozytywnych opinii użytkowników. RAM Kontroler to program zarządzający i optymalizujący pamięć RAM. Monitor obciążenia pamięci czuwa przez cały czas od momentu uruchomienia programu, co daje niemal że natychmiastowy przyrost szybkości nie tylko pracy systemu, ale także wszystkich innych aplikacji. Tomek Wyderka ukończył ZS1 w Piekarach Śląskich w 2006 roku. Oprócz zainteresowań elektronicznych zajmuje się również tworzeniem oprogramowania dopasowanego do konkretnych wymagań klienta i potrzeb rynkowych. Posiada duże doświadczenie w tworzeniu aplikacji baz danych oraz systemów, które uzupełniają i konsolidują istniejące rozwiązania informatyczne. „RAM KONTROLER” okazał się lepszy niż podobne produkty zagranicznych programistów i jest najczęściej pobieramy przez użytkowników internetu. Tomek pracuje już nad nowszą wersją programu, który powinien zadowolić nawet najbardziej wymaganego użytkownika.

Masz ochotę pokopać piłkę, a brakuje Ci towarzystwa? Chcesz pobiegać, ale samemu trudno zmobilizować się do wyjścia z domu? Studenci Wydziału Informatyki, Elektroniki i Telekomunikacji Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie - Marta Ryłko i Kamil Figiela - stworzyli aplikację o nazwie Dropsport, dzięki której użytkownicy mogą odnaleźć towarzystwo do wspólnej gry w piłkę, biegania czy innej aktywności sportowej. Aplikacja Dropsport skierowana jest do wszystkich, którzy uprawiają sport, a czasem brakuje im partnera do wspólnej gry w piłkę czy uprawiania joggingu. Z aplikacji można korzystać za pomogą przeglądarki internetowej lub z telefonu z systemem Android. Użytkownicy serwisu mogą wybierać spośród dostępnych dyscyplin (są to m.in. bieganie, fitness, narciarstwo, siatkówka czy wspinaczka), precyzując jednocześnie datę, miejsce, a nawet porę dnia. Na stronie można także dodawać własne aktywności, zapraszając jednocześnie do wspólnego spędzenia czasu. Portal zintegrowany jest z Facebookiem, dzięki czemu osoby które mają się spotkać mogą wcześniej poznać się poprzez portal społecznościowy. Studenci uruchomili serwis dwa tygodnie temu i z każdym dniem przybywa użytkowników korzystających z możliwości jakie daje Dropsport. Twórcy startupu dedykują go przede wszystkim lokalnym grupom, np. biegaczy, ale także osobom, które aranżują wspólne wyjścia firmowe na mecze koszykówki czy piłki nożnej - dzięki skorzystaniu z aplikacji mogą oni łatwiej i szybciej zebrać kilkunastoosobową drużynę. Twórcy portalu w pierwszej kolejności skoncentrowali się na Krakowie i utworzeniu grupy aktywnych użytkowników w tym mieście. - Nic nie stoi jednak na przeszkodzie utworzenia lokalizacji w dowolnym miejscu na świecie. Zasięg serwisu obejmuje dowolny obszar czy miasto – wyjaśnia Marta Ryłko. Szczegółowe informacje o pomyśle studentów AGH znajdą Państwo pod adresem:

www.dropsport.com

Teberia 08/2012

7


TRENDY >>

Facebook w Polsce

– serwis społecznościowy czy marketingowy? Wojewódzki i tak tam wróci Facebook w Polsce ma się nieźle, nawet pomimo tego, że znany celebryta Kuba Wojewódzki zamknął swój profil facebookowy. Już co drugi użytkownik polskiego Internetu korzysta z Facebooka. Z jego siły korzystają coraz chętniej reklamodawcy. Przypomnijmy, Wojewódzki niedawno usunął swój facebookowy fanpage, który zgromadził 1,1 mln fanów. Jak wyjaśniał, za dużo było na nim „cudzych myśli, cudzego brudu, świrów, ortodoksów, sekty kibolskiej, sekty smoleńskiej”. Kuba Wojewódzki udzielił wywiadu serwisowi gazeta.pl w którym stwierdził, że chce zacząć wszystko od nowa. Nie zamierza rozstać się z Facebookiem, a raczej zmienić odbiorców swojego przyszłego profilu, a tym samym poziom wpisów, które będą się na nim znajdować. Marek Troszyński, kierownik specjalizacji Nowe Media w Collegium Civitas uważa, że decyzja celebryty zmierza przede wszystkim w stronę profesjonalizacji jego profilu. – Wypowiedzi Wojewódzkiego mogą świadczyć o tym, że zamierza zmienić charakter komunikacji z prywatnego „ja, Kuba Wojewódzki” na marketingowy - marka Kuba Wojewódzki, traktowana jako produkt. Nowe konto daje możliwość lepszego wykorzystania tego kanału komunikacji – uważa socjolog. To dość znamienne, bo o ile dotąd Facebook służył głównie jako narzędzie komunikacji pomiędzy użytkownikami, o tyle obecnie serwis zmienia się w narzędzie komunikacji marketingowej. Trudno 8

Teberia 08/2012

się dziwić zainteresowaniu firm, a szczególnie reklamodawców nowemu medium. Według Sotrendera firmy specjalizującej się we wspieraniu marketingu w 2012 r. liczba użytkowników Facebooka w Polsce nadal rosła, osiągając w końcu grudnia niemal 10 mln profili, czyli blisko 50% wszystkich polskich użytkowników Internetu. Wzrost liczby użytkowników nie był tak szybki jak wcześniej. W 2012 r. dołączyło do serwisu niespełna 2,5 mln osób, czyli 24,6% spośród zarejestrowanych. Warto dodać, że wg badania Megapanel Gemius PBI Facebook miał w listopadzie 13 339 668 tzw. real users z Polski, będąc 3. najpopularniejszym serwisem, po Grupie Google i Youtube (Megapanel za grudzień 2012 r. nie jest jeszcze dostępny). Ta rozbieżność nie dziwi i jest stale obserwowana. Wynika ona z faktu, że wskaźnik real users obejmuje również osoby wchodzące na strony serwisu, ale nie mające tam kont, zaś Facebook i my w swoich analizach skupiamy się tylko na zarejestrowanych użytkownikach. Fenomen popularności Facebooka – zdaniem Sotrendera - polega nie tylko na liczbie użytkowników, lecz przede wszystkim na ich aktywności. Wiele osób korzysta z tego serwisu wiele razy dziennie, nie tylko za pośrednictwem z komputera, lecz także na telefonie czy tablecie. Z kolei inne strony integrują się z Facebookiem dzięki specjalnym przyciskom i tzw. widgetom. Firmy prowadzące działania promocyjne i z zakresu obsługi klienta, także próbują wykorzystać serwis w sprzedaży. Natomiast dla twórców stron i serwisów jest to jedno z głównych źródeł ruchu.


Facebook aż kipi od aktywności użytkowników, którzy, poza interakcjami ze znajomymi, bywają aktywni także na fanpage’ach. W 2012 r. zarejestrowaliśmy łącznie ponad 230 mln aktywności na stronach firmowych, w tym ponad 177 mln „lubię to” pod postami, ponad 27 mln komentarzy, ponad 10 mln głosów w ankietach, 3 mln postów i 11 mln udostępnień postów z fanpage’ów. Przeciętnie w ciągu minuty następuje aż 436 różnych aktywności. To bardzo dużo, choć trzeba oczywiście pamiętać, że są w tym także aktywności na popularnych profilach rozrywkowych, jak Demotywatory, Kwejk i im podobnych. Użytkownicy są aktywni przez cały dzień, ale najwięcej postów na fanpage’ach publikują wieczorem, co może stwarzać problemy organizacjom przyzwyczajonym do obsługi tylko w standardowych godzinach pracy biurowej. Można też zauważyć, że najwięksi reklamodawcy coraz mocniej wchodzą na Facebooka. Wprawdzie najwięcej fanów łącznie mają profile z branży muzyka, ale na kolejnych miejscach plasują się branże kojarzone z największą aktywnością marketingową: odzież, żywność czy telekomunikacja. Podobnie wygląda czołówka najlepiej angażujących branż, choć wysoko pojawia się także sport. JM źródło: Sotrender

Teberia 08/2012

9


NA C Z A SIE >>

Intel Extreme Masters Cyberarena W dniach 18–20 stycznia Spodek zamienił się w najgorętszą cyberarenę na świecie. Na mistrzostwa świata graczy komputerowych – Intel Extreme Masters – przyjechali do Katowic najlepsi cybersportowcy z całego świata. Po raz pierwszy ta największa na świecie impreza dla graczy odbyła się w Polsce. Zawodnicy rywalizowali, grając w dwie gry: StarCraft II z pulą nagród 32000 USD oraz League of Legends z pulą nagród 50000 USD. W pierwszej – pojedynki odbywały się w formule jeden na jednego, w drugiej natomiast uczestnicy grali w pięcioosobowych zespołach. Główny turniej Intel Extreme Masters był już zarezerwowany dla zawodowych graczy posiadających sponsorów. Część z nich zakwalifikowała się poprzez eliminacje internetowe, pozostali wzięli udział w otwartych eliminacjach na miejscu. Udział w Intel Extreme Masters Katowice mieli zagwarantowany mistrzowie Polski w obu grach. Organizatorzy przygotowali również szereg atrakcji dla publiczności. Każdy kto przyszedł mógł zobaczyć nie tylko zmagania najlepszych graczy na świecie, mógł zajrzeć do Intel Experience Zone, spróbować swoich sił w amatorskim turnieju e-sportowym lub podczas jazdy symulatorem bolidu Formuły 1. 10 Teberia 08/2012


Można było zobaczyć także pokaz najnowszych gier czy zagrać samodzielnie na specjalnym stoisku miasta. Odbyła się także prezentacja najnowszych Ultrabooków oraz komputerów osobistych, wyposażonych w najnowsze procesory Intel Core trzeciej generacji. Intel Extreme Masters cieszył się ogromnym zainteresowaniem wśród fanów gier komputerowych. Poza publicznością, która zobaczyła na żywo zmagania najlepszych graczy komputerowych na świecie, wiele osób obejrzało turniej w telewizji internetowej ESL TV. Intel Extreme Masters to najbardziej prestiżowy na świecie cykl turniejów gier komputerowych, organizowany przez Electronic Sports League (ESL). Intel jest sponsorem tytularnym cyklu. Łączna pula nagród w katowickim turnieju wynosi 82000 USD. W całym sezonie na nagrody przeznaczonych zostanie 728000 USD. Poza pieniędzmi zawodnicy walczyli o punkty rankingowe. Najlepsi gracze sezonu zagrają na Mistrzostwach Świata Intel Extreme Masters, które odbędą się w marcu przyszłego roku w Hanowerze.

Teberia 08/2012 11


KRE AT Y WNI >>

Pierwszy polski satelita od roku na orbicie

PW-Sat2 w budowie PW-Sat, pierwszy polski satelita, skonstruowany przez studentów Politechniki Warszawskiej i naukowców z Centrum Badań Kosmicznych PAN, od roku znajduje się na orbicie. Próby komunikacji z nim się nie powiodły, ale studenci już planują budowę kolejnego satelity. 13 lutego 2012 roku na orbicie okołoziemskiej znalazł się pierwszy polski satelita – PW-Sat. Urządzenie, którego pomysł stworzenia zrodził się w 2004r. wśród studentów Politechniki Warszawskiej, po ponad 7 latach zostało skonstruowane wspólnymi siłami studentów z PW i naukowców z Centrum Badań Kosmicznych PAN (CBK). PW-Sat to satelita niewielkich rozmiarów, ponieważ jego wymiary to 10x10x11,3 cm. Należy do rodziny satelitów nazywanej CubeSat (od angielskiego cube – sześcian). Po dotarciu na orbitę i rozłożeniu anten do komunikacji z Ziemią miała rozpocząć się właściwa część misji, czyli rozłożenie eksperymentalnej konstrukcji – ogona o długości jednego metra.

ziemskiej. Technologia taka pozwoliłaby na zmniejszenie liczby niebezpiecznych kosmicznych śmieci, których na różnych orbitach z każdym rokiem jest coraz więcej. Dodatkowo na ogonie zostały zamontowane elastyczne panele fotowoltaiczne – PW‑Sat miał przetestować ich zastosowanie w przestrzeni kosmicznej.

Zadaniem ogona było zadziałanie niczym „kosmiczny hamulec”, który miał doprowadzić do przyśpieszenia procesu deorbitacji, czyli zejścia z orbity w atmosferę i całkowitego się w niej spalenia. Eksperyment miał być demonstratorem technologii sprowadzania niepotrzebnych obiektów kosmicznych z orbitydo atmosfery

Jednak w pewnym momencie od zespołu z Politechniki Warszawskiej odwróciło się szczęście. Okazało się, że satelita rozładowuje swoje akumulatory znaczniej szybciej niż się spodziewano, a odebranie poleceń z Ziemi uniemożliwia mu prawdopodobnie wada konstrukcyjna modułu komunikacji.

12 Teberia 08/2012

Polski zespół wraz z sześcioma innymi z całej Europy zdobył miejsce dla swojego satelity na europejskiej rakiecie VEGA w ramach konkursu zorganizowanego dla studentów przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA). Po spełnieniu rygorystycznych wymagań i pomyślnym przejściu wszystkich testów specjaliści z ESA dopuścili PW-Sata do lotu na ich nowej rakiecie. Udany start, umieszczenie urządzenia na orbicie Ziemi, rozłożenie anten i odebranie sygnału z satelity było już znaczącym sukcesem, który osiągnęły tylko 3 z 7 studenckich zespołów.


Brak możliwości odebrania komend wysyłanych z Ziemi oznacza, że nie można nakazać PW‑Satowi otworzenia ogona i rozpoczęcia eksperymentu. Jest to poważny cios dla polskiego zespołu, jednak studenci nie tracą ducha i wciąż próbując wszelkich metod kontaktu z satelitą. Warto nadmienić, że już w tym momencie PW-Sat wykonał swoją najważniejszą misję – edukacyjną . W pracach wzięło udział ponad 70 młodych inżynierów, dla których często był to pierwszy kontakt z projektem kosmicznym. Część z nich już skończyła studia i pracuje w firmach i instytucjach związanych z przemysłem kosmicznych w Polsce i na świecie. Kolejny satelita budowany na Politechnice Warszawskiej Niezależnie od powodzenia prób kontaktu z pierwszym satelitą to nie koniec kosmicznych ambicji studentów PW. Właśnie rozpoczyna się wstępna faza projektu PW-Sat2. Zebrano już duży, międzynarodowy zespół studentów z różnych wydziałów PW i od drugiej połowy lutego pełną parą ruszą prace nad następcą pierwszego polskiego satelity. Harmonogram prac zakłada przejście przez wszystkie fazy projektowania (od fazy wstępnej koncepcji urządzenia po zakończenie naziemnych testów i wyniesienie go w kosmos) w przeciągu najbliższych 2,5 roku.

PW-Sat2, wykorzystując doświadczenie zdobyte przy pierwszym projekcie, będzie również testował technologię do walki z problemem kosmicznych śmieci. Tym razem studenci zbudują dwa razy większego satelitę, który zamiast ogona rozłoży żagiel-spadochron – pozwoli on satelicie wyhamować i spalić się w atmosferze. Zespół planuje także umieszczenie na satelicie innowacyjnego systemu określania jego położenia względem Słońca (tzw. Sun-Sensor). Nad przebiegiem prac opiekę sprawuje prof. Piotr Wolański, autorytet w dziedzinie kosmonautyki w Polsce. Przy okazji cały projekt po raz kolejny pozwoli grupie polskich studentów zdobyć pierwsze doświadczenie w projektach kosmicznych. Wiedza przekazana członkom zespołu przez naukowców z ESA i CBK pozwoli im po zakończeniu studiów śmiało walczyć z firmami z całej Europy o pieniądze z Europejskiej Agencji Kosmicznej (do której Polska wstąpiła pod koniec 2012roku) i budować nad Wisłą przemysł kosmiczny.

red

Teberia 08/2012 13


TRENDY >>

Regioncard - nowy model biznesu turystycznego W Karkonoszach zapachniało Alpami Karty zniżkowe obowiązujące we wszystkich ośrodkach narciarskich regionu to rozwiązanie stosowane od wielu lat w zagranicznych kurortach. Podobny model biznesowy wprowadzono od niedawna w Karkonoszach. Pomysłodawcy Regioncard liczą na poprawę standardów jakości i rozwój regionu. Przykład austriackiej karty Salzburgerland Card pokazuje, że tego typu rozwiązania przynoszą wymierne efekty i podnoszą przychody z turystyki nawet o 14,7% w skali roku. Karkonosze należą do licznie odwiedzanych polskich gór. Piękno okolicznej przyrody i dobre warunki klimatyczne przyciągają tu tysiące osób z kraju i zagranicy, przede wszystkim narciarzy oraz turystów pieszych i rowerowych. Niestety w regionie brakuje dobrze rozwiniętej infrastruktury narciarskiej, nowoczesnych wyciągów i skoordynowanych działań promocyjnych. Dostępne statystyki pokazują, że liczba turystów odwiedzających region zmalała o 40% w ciągu ostatnich dwóch lat. Odpływowi turystów zapobiec może wprowadze14 Teberia 08/2012

nie wspólnych działań marketingowych i dorównanie do europejskich standardów jakości. Istotnym warunkiem rozwoju regionu jest współpraca z Czechami. Połączenie Karkonoszy w spójną całość może oznaczać przełom w rozwoju całego regionu. Rozwój turystyki, połączenie ośrodków sportów zimowych, rozwój infrastruktury i usług zagwarantuje poprawę komfortu turystów wypoczywających w Karkonoszach i zwiększy ofertę miejsc pracy w regionie. Wzorcem mogą być inne europejskie regiony górskie, m. in. Włochy, Austria, Szwajcaria, Francja czy Niemcy, które od lat z powodzeniem wykorzystują tego typu rozwiązania. Czeskie spółki United Sport Partners, Bison & Rose i SITOUR postanowiły skorzystać z zagranicznych wzorców i stworzyły polsko-czeski projekt Karkonosze Regioncard. Jego celem jest wprowadzenie w regionie wspólnego marketingu za pośrednictwem karty zniżkowej Karkonosze Regioncard. Kolejnym etapem projektu jest modernizacja infrastruktury według standardów europejskich.


Projekt Karkonosze Regioncard oparty jest na wieloletnich doświadczeniach austriackiej spółki SITOUR, która opracowała najbardziej rozpowszechnione oprogramowanie obsługujące gości w Europie. Od wielu lat jej karty funkcjonują we Włoszech, Niemczech, na Słowacji, a od niedawna w Polsce i w Czechach. Karta Karkonosze Regioncard uprawnia do ponad 250 zniżek na usługi turystyczne w 22 miastach na terenie Czech i Polski. Taniej można skorzystać m.in. z wypożyczalni sprzętu narciarskiego, szkółek narciarskich, restauracji, hoteli i innych usług turystycznych. Rabaty wynoszą nawet do 50%. Karta jest ważna przez dowolne 14 dni w sezonie zimowym (od listopada do kwietnia). Narciarzy z pewnością ucieszy fakt, że dni nie muszą następować kolejno po sobie. W ramach projektu oferowane są obecnie dwa rodzaje kart: dla dzieci i dla dorosłych. Karty różnią się jedynie ceną. Dla osoby dorosłej to 17 zł, a dla dziecka 10 zł. Dystrybucja kart odbywa się w wybranych punktach sprzedaży lub za pomocą strony internetowej www.regioncard. pl i regioncard.cz. „Posiadacze Regioncard mogą skorzystać z rabatów we wszystkich karkonoskich ośrodkach po czeskiej stronie gór” – mówi dyrektor projektu Matej Dunka, z firmy United Sport Partners z Pragi. „W Polsce do projektu przyłączyło się już 7 miejscowości, a lista partnerów stale się wydłuża” – dodaje. Podobny model biznesowy od wielu lat z powodzeniem funkcjonuje za granicą. Austriacka Salzburgerland Card łączy ośrodki narciarskie regionu w spójną całość. Projekt funkcjonuje od 1998 roku. Statystyki wskazują, że w 2009 roku w sezonie letnim sprzedano 49 591 kart (co stanowi wzrost o 2,5%). W efekcie, w 2009 roku obroty wzrosły o 14,7% w stosunku do roku 2008. Na podobnej zasadzie działa austriacka karta Mieminger Plateu. Projekt uruchomiono w sezonie zimowym 2009/2010. Według badań przeprowadzonych przez Euromobil 90% turystów odwiedzających region skorzystało z karty i deklarowało, że są nią zachwyceni, blisko 90% ankietowanych skorzysta-

ło z kilku oferowanych usług, a 85% uznało, że karta jest istotnym elementem koniecznym dla rozwoju regionu i podniesienia jakości oferowanych usług. Na podobne działanie zdecydował się też nasz południowy sąsiad. Słowacka karta Liptov działa tam z powodzeniem od 2007 roku. Przed wprowadzeniem karty przeciętny czas pobytu w regionie wynosił 1,55 nocy. Po roku funkcjonowania karty przeciętny czas pobytu wydłużył się do 3,65 nocy. Wprowadzenie karty w okresie kryzysu gospodarczego zmotywowało krajowych turystów do częstszych wizyt w regionie. Wzrosła liczba przyjezdnych i obroty w zakresie poszczególnych usług. Sprzedaż karty w okresie lipiec – grudzień 2011 wyniosła 63 412 sztuk. Z karty najczęściej korzystali Słowacy, Polacy, Czesi, Rosjanie, Ukraińcy i w dalszej kolejności inne narodowości. „Liczymy na to, że projekt Karkonosze Regioncard sprawdzi się zarówno w Czechach, ja i w Polsce. Taka karta to przełom w budowaniu oferty dla narciarzy w Polsce. Dzięki niej Karkonosze wreszcie mają możliwość dorównać zagranicznym standardom i stać się alternatywą dla alpejskich regionów. Tylko w ten sposób możemy poprawić standardy jakości w Karkonoszach, wzbogacić ofertę turystyczną i zapobiec odpływowi turystów w inne regiony” – mówi Matej Dunka z United Sport Partners. „W Europie nie ma już miejsca na budowanie małych, odizolowanych ośrodków sportów zimowych. Kluczem do sukcesu jest podejmowanie wspólnych działań marketingowych, które umożliwią właścicielom ośrodków narciarskich partnerską współpracę, a narciarzom tzw. ski safari, czyli swobodne przemieszczanie się pomiędzy ośrodkami narciarskimi” - dodaje. Choć w pierwszym roku trudno się spodziewać wymiernych efektów ekonomicznych, to staną się one zauważalne w kolejnych latach. Według ostrożnych szacunków i analiz podobnych działań wprowadzonych w kurortach alpejskich, obroty związane z przemysłem narciarskim w Karkonoszach mają wzrosnąć o co najmniej 10%. jm

Teberia 08/2012 15


PY TAMY >>

16 Teberia 08/2012


Kreatywność w cenie Rozmowa z prof. Tadeuszem Słomką, rektorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie Polska jest jednym z najmniej innowacyjnych państw Unii Europejskiej, czego potwierdzeniem jest choćby fakt, iż 19-krotnie mniejsza Słowenia posiada porównywalną ilość patentów. Czy Pan, jako rektor jednej z najbardziej prestiżowych uczelni wyższych w kraju poczuwa się do odpowiedzialności za taki stan rzeczy? W niewielkim stopniu, gdyż zdecydowaną większość patentów, o których Pan wspomniał tworzą uczelnie wyższe wśród których prym wiodą uczelnie techniczne takie jak AGH, Politechnika Wrocławska, Politechnika Śląska czy też Politechnika Warszawska. Problemem nie jest jednak ilość patentów, bo ich przyrost w Polsce jest coraz wyższy – wszelkie statystyki to potwierdzają. Problemem jest ich wykorzystywanie. Sam patent nie jest trudno zdobyć, gorzej jest z jego wdrożeniem. Jednak i na tym polu należy oczekiwać pozytywnych zmian, gdyż szkolnictwo wyższe przeżywa w ostatnich latach boom inwestycyjny – powstają nowe obiekty, pojawia się nowoczesna aparatura badawcza. To musi zaprocentować, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Teraz jest najważniejsze, żebyśmy do tychże nowoczesnych laboratoriów skierowali bardzo dobrych naukowców, najlepiej młodych i to niekoniecznie z Polski. Świetnym przykładem jest nasze Centrum Energetyki, w którym znajdzie się najwyższej jakości aparatura badawcza. Dysponując takim miejscem chcemy ściągnąć młodych, zdolnych pracowników naukowych z całego świata do badań nad czystą energią z węgla. Podobnie rzecz się ma z naszym Akademickim Centrum Nanotechnologii (na ukończeniu – red.), po obejrzeniu którego goszczący w AGH doskonały fachowiec z Hiszpanii stwierdził: to będzie kosmos! Ten kosmos trzeba przełożyć na realne korzyści – patenty, wzory użytkowe, wdrożenia - naukę stojącą na światowym poziomie! Czy nie byłoby korzystniej dla Polski, gdyby uczelnie wyższe nie stały okrakiem pomiędzy dydaktyką a badaniami naukowymi? Powinnością uczelni wyższych jest kształcenie. Są takie kraje jak Hiszpania, gdzie głównym zadaniem uczelni wyższych jest kształcenie studentów, a badania naukowe są na dalszym planie. W Polsce te akcenty są rozłożone równo. Uczelnie nie pomijają dydaktyki z jednego względu – ona jest głównym składnikiem subwencji państwowych. Niemniej uważam, iż polskie uczelnie wyższe są przeciążone dydaktyką. Dostrzegam to także w AGH, gdzie kadra ma sporą ilości godzin ponadliczbowych. Ten stan ulega jednak pewnej normalizacji, gdyż ilość studentów na uczelniach jest mimo wszystko ograniczana, z uwagi na fakt, iż Ministerstwo Nauki określiło wskaźnik wzrostu liczby studentów na poziomie maksymalnym 2 proc. Teberia 08/2012 17


PY TAMY >>

Jeśli przejdziemy z kształcenia masowego na bardziej elitarne, nie zmniejszając równocześnie środków na ten cel to przełoży się to na korzyści – jakość kształcenia i większe możliwości w obszarze badawczym. A zatem zmierzamy ku modelowi amerykańskiemu, gdzie liczba studentów jest ograniczona, by kadra naukowa mogła koncentrować się na pracach badawczych? To nie jest wyłącznie domena nauki amerykańskiej. Byłem ostatnio gościem Politechniki w Kopenhadze, gdzie na ok. 8 tys. studentów przypada ok. 4,2 tys. pracowników naukowych i aż 1 tys. doktorantów. Dla porównania AGH ma podobną ilościowo kadrę naukową, łącznie z doktorantami, a kształci się u nas ponad 37 tys. studentów. Ktoś zażartował, iż jesteśmy stachanowcami pracując z taką ilością studentów, ale uczciwie trzeba przyznać, że i tak robimy to nie najgorzej. Powiem też nieskromnie, że duża liczba studentów nie wpływa negatywnie na poziom badań naukowych, gdyż jako uczelnia jesteśmy jednym z liderów w wykorzystaniu środków przeznaczonych na badania naukowe. To może uczelnie powinny rezygnować z badań naukowych? 18 Teberia 08/2012

Uczelnia, co podkreślam musi kształcić studentów, inaczej nie będzie uczelnią, ale jednocześnie musi prowadzić badania naukowe, gdyż bez nich nie będzie dobrej dydaktyki. One w istocie pozwalają wyjść studentom poza obszar zwykłej dydaktyki – wykładów, seminariów, lektur akademickich. Pozwalają kształcić twórczo. Od pewnego czasu trwa dyskusja publiczna na temat szkolnictwa wyższego w Polsce. Do dyskusji przyłączyli się pracodawcy, którzy dość zgodnie podkreślają, że studenci nie są właściwie przygotowani do pracy zawodowej, że w zasadzie trzeba ich uczyć zawodu od nowa po podjęciu pracy. Nigdzie w świecie uczelnie wyższe nie wypuszczają w świat gotowych pracowników. Weźmy przykładowo system amerykański, uchodzący za najbardziej efektywny. Studia traktowane są tam jako przygotowanie do udziału w rynku pracy, czego dowodem jest fakt, iż uprawnienia do wykonywania wielu zawodów technicznych uzyskuje się dopiero pewien czas po studiach. Uczelnie amerykańskie mimo ściślejszych związków z biznesem także nie kształcą studentów dla potrzeb konkretnych firm. Niemniej mając na uwadze potrzeby rynku pracy wprowadzamy na AGH coraz więcej kierunków studiów, realizowanych we współpracy z firmami.


Kształcenie pod potrzeby określonej branży, a nawet firmy może okazać się jednak zgubne w skutkach dla samych studentów? W przypadku kierunków dedykowanych zdecydowana większość studiów również ma charakter ogólnokształcący, umożliwiający możliwie szybkie przekwalifikowanie. Aczkolwiek jeśli znajdują się firmy, które deklarują zatrudnienie na dobrym poziomie naszych absolwentów trudno z oferty takiej współpracy nie skorzystać. Dziś cały świat tak robi, coraz więcej pojawia się projektów dydaktycznych na styku uczelni i biznesu. Nie chodzi bynajmniej o to, by studenci AGH mieli możliwość odbycia praktyk zawodowych w określonych korporacjach, ale także o to, by włączyć pracowników tych firm do programu nauczania choćby w zakresie prowadzenia zajęć. Wielkie korporacja posiadają własne laboratoria naukowe, prowadzą szeroką działalność badawczo-rozwojową. Umiejętne włączenie pracowników przemysłu do programów nauczania może przynieść wiele korzyści studentom. Jakieś konkretne przykłady? Musiałbym podać ich wiele – przemysł surowcowy, maszynowy, informatyczny, a ostatnimi czasy także samorządy terytorialne, które coraz mocniej stawiają na innowacyjność. Współpraca jest szczególnie intensywna na studiach doktoranckich. Projekty badawcze finansowane przez firmy i instytucje pozwalają niejednokrotnie naszym doktorantom zaspokoić potrzeby życiowe, bo chyba zgodzimy się, że stypendium naukowe na poziomie 1000 zł takich potrzeb nie zaspokoi.

dziś posiadać w głowie wielkich zasobów wiedzy, bo ma do niej powszechny dostęp poprzez Internet. Musi jednak myśleć, a tego Internet go nie nauczy. My musimy nauczyć go myślenia, taka jest nasza powinność. Jednak w dobie ogromnej mobilności dopuszcza Pan myśl, że można będzie zostać absolwentem tej szacownej instytucji bez fizycznej obecności w jej murach? Oczywiście prawo dopuszcza możliwość kształcenia na odległość. Zakres takiego kształcenia określa już sama uczelnia. Stoję na stanowisku, iż „żywy” kontakt jest ważny w procesie kształcenia, ale nie należy go nadużywać. Nie ilość godzin dydaktycznych decyduje o poziomie studenta. Niemniej ważne są projekty badawcze, które student odbywa samodzielnie, a które kształtują w nim ducha kreatywności. W tym kierunku też proces kształcenia zmierza. Kiedy studiowałem, a było to ok. 40 lat temu, ilość godzin dydaktycznych wynosiła na studiach 5300 – sprawdzałem to niedawno w swoim indeksie. Dziś ilość godzin dydaktycznych wynosi niespełna 3200. Zakładam więc, że elementy samokształcenia, w tym e-learningu będą w procesie kształcenia studenckiego wzrastać. Wspomniał Pan, iż pańska kadencja rektorska ma być kadencją jakości nauczania. Czego jeszcze możemy się spodziewać na AGH za pańskiej kadencji?

W dobie Internetu nauka staje się coraz bardziej powszechna. Czy AGH wzorem uczelni amerykańskich takich jak MIT jest gotowa do tego, by dzielić się wiedzą? Dotyka to problemu jakości kształcenia. W trakcie swojej kampanii podkreślałem niejednokrotnie, iż chcę, by moja kadencja jako rektora AGH była kadencją jakości kształcenia. Powołaliśmy już w tym celu odpowiednie zespoły, których zadaniem jest wypracowanie modelu innowacyjnego nauczania – wykształcenie zdobyte w oparciu o stare laboratoria, archaiczne podręczniki nie ma najmniejszego sensu. Jednak nade wszystko kształcenie musi być efektywne, nastawione na kreatywność. Student nie musi Teberia 08/2012 19


PY TAMY >> Kończy się powoli cykl inwestycji pochodzących z środków unijnych2007-2013, a zaczyna perspektywa 2014-2020. Zakładam wobec tego, że kolejne duże środki finansowe pojawią się dopiero w 2015 r., choć paradoksalnie w 2013 roku rozpoczynamy największą inwestycję infrastrukturalną w historii AGH jaką jest budowa Centrum Energetyki na którą składać się będzie kilkadziesiąt supernowoczesnych laboratoriów badawczych. Koszt jej to ok. 200 mln zł. Kończymy także powoli budowę wspomnianego Akademickiego Centrum Nanotechnologii. Mówiąc o jakości nauczania chciałbym podkreślić, że ta jakość już dziś na AGH stoi na bardzo wysokim poziomie. Nawet niedawno sam miałem okazję odbierać dyplom wyróżniający mój macierzysty wydział Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska właśnie za poziom kształcenia. Zawsze jednak nawet to co jest dobre można poprawić, zwłaszcza w tak dynamicznie zmieniającym się otoczeniu. Dyplom AGH ma być gwarancją dobrej pracy dla absolwenta uczelni, ma być świadectwem kreatywności i mobilności naszego absolwenta. Chciałbym ponadto wzmocnić dziedzinę kształcenia ustawicznego, gdyż jest to słaby punkt nie tylko polskich uczelni, ale także polskiej gospodarki. Jedynie 5 proc. absolwentów uczelni wyższych powraca na nie, by kształcić się dodatkowo. Na zachodzie współczynnik ten wynosi 40-50 proc. To jest obszar, który wymaga z naszej stron zintensyfikowania działań. Drugim filarem moich działań są badania naukowe. Chciałbym, żeby stały one na poziomie światowym, a jest to możliwe m.in. w oparciu o współpracę z zagranicznymi uczelniami i jednostkami badawczymi, jak i z firmami o globalnym zasięgu, które dysponują ogromnym potencjałem finansowym jak i badawczym. Rozmawiał: Jacek Srokowski

20 Teberia 08/2012


KRE AT Y WNI >>

Praca magisterska wagi ciężkiej Zamiast kilkudziesięciu stron typowej pracy magisterskiej Wiktor Rupar z Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki zaprezentował na obronie pracy dyplomowej kilkudziesięciokilogramową maszynę do obróbki tworzyw lekkich. Wiktor Rupar, absolwent WIMiR, w ramach pracy magisterskiej stworzył od podstaw frezarkę sterowaną numerycznie. Zaprojektował elementy, następnie samodzielnie je wykonał oraz przeprowadził badania prototypowe. Jak podkreśla profesor Jacek Cieślik, promotor pracy, najistotniejszym osiągnieciem jest opracowanie założeń do projektu, dobór elementów do jego wykonana, projekt struktury, dobór napędów i układu sterowania oraz końcowe badania prototypu. - Dodatkową zaletą jest ogromne doświadczenie zawodowe jakie uzyskał dyplomant w trakcie realizacji pracy - dodaje promotor. Wiedza z zakresu materiałoznawstwa, projektowania 3D, obróbki skrawaniem, spawalnictwa już teraz procentuje w pracy zawodowej Wiktora. Największą zaletą pracy jest stworzenie narzędzia, które z powodzeniem znajduje zastosowanie w praktyce przemysłowej. Jednocześnie powstało przy dużo niższym nakładzie finansowym niż dostępne na rynku urządzenia renomowanych producentów. Pomysł na stworzenie nietypowej pracy magisterskiej to efekt zainteresowań W. Rupara, który jako modelarz chciał stworzyć urządzenie, dzięki któremu mógłby samodzielnie wykonywać poszczególne elementy modeli. Praca magisterska powstawał dwa lata, a efekt końcowy to urządzenie zbliżone rozmiarem do telewizora i ważące 80 kilogramów. Rama maszyny wykonana została od podstaw przez absolwenta. Szczegóły budowy wyjaśnia konstruktor: - Podstawą jest prostokąt z profili stalowych. Po prowadnicach jeździ oś z głównym silnikiem napędowym. Obok frezarki znajduje się sterowanie,

czyli komputer i oprogramowanie do projektowania kształtów, które następnie wycina frezarka. Dzięki urządzeniu można wykonać dowolny element, wcześniej zaprojektowany w programie komputerowym w trójwymiarowej przestrzeni. Na frezarce powstają elementy modeli, grawerowane teksty, napisy, drobne elementy składowe większych urządzeń, części do samochodów czy motocykli. Urządzenie przystosowane jest do obróbki metali lekkich. - Zamiast standardowej pracy magisterskiej Wiktor Rupar skonstruował frezarkę, która jako praca dyplomowa stopniem zaawansowania wyróżnia się zdecydowanie na tle innych prac, które często mają charakter prac pisemnych - zaznacza prof. J. Cieślik. - Zwykle prace studentów kończą się na etapie projektu, tym razem student poszedł o krok dalej. Prace, które przechodzą od projektu do faktycznego urządzenia są najczęściej realizowane w ramach kół naukowych. Tam gromadzą się pasjonaci, którzy poświęcają swój czas i energię na realizację ciekawych rozwiązań. Przejście od projektu do realizacji jest zawsze najtrudniejszym zadaniem. Przed obroną, podczas prób spalił się jeden z silników, to jednak nie przeszkodziło w ocenieniu pracy jako bardzo dobrej. Obecnie Wiktor Rupar używa frezarki na co dzień. Pracuje w firmie, która korzysta z rozwiązania wypracowanego przez młodego konstruktora. Anna Żmuda

źródło: blog naukowy AGH Fot. Zbigniew Sulima, Biuletyn AGH

Teberia 08/2012 21


PROBLEMY >>

W domach z betonu…, albo o urokach wielkiej (zdartej) płyty Wielka płyta. Obecna w powszechnej świadomości kilku już pokoleń Polaków, często traktowana z niechęcią, raz jako szkarada architektoniczna, to znów jako niebezpieczny, odhumanizowany moloch, w ostatnich latach zwykle - jako siedlisko tzw. blokersów i groźnego „elementu”, najczęściej jednak - jako wszystkie te zjawiska naraz. To uosobienie wszystkiego, co najgorsze w architekturze, budzi obawy urbanistów, polityków i naukowców. Trudno więc uwierzyć, że tak naprawdę tzw. wielka płyta jest dzieckiem idealistów i wizjonerów architektury.

22 Teberia 08/2012


SKĄD SIĘ WZIĘŁA WIELKA PŁYTA? Jednym z ojców tej myśli architektonicznej był chociażby Walter Gropius – autor wizji domów mieszkalnych stawianych na skalę przemysłową dzięki m.in. normalizacji elementów konstrukcyjnych. Spory wpływ miał tu również Le Corbusier i propagowane przez niego idee „maszyny do mieszkania”, czyli jednostki mieszkaniowej, będącej wypadkową proporcji, wyznaczonych przez stojącą postać ludzką (183 cm) i tę samą postać z podniesioną ręką (226 cm). Według Le Corbusiera, dom upodabnia się do maszyny poprzez standaryzację i uprzemysłowienie jego produkcji, dobre wyposażenie i łatwą obsługę. Wszystko dla komfortu fizycznego i psychicznego człowieka. Pierwsze konstrukcje oparte na zasadach wielkiej płyty powstały po I wojnie światowej w Holandii, następnie w 1923 roku system ten zastosowano

w dwukondygnacyjnych budynkach na osiedlu Splanemanna w Berlinie- Lichtenbergu, a w końcu lat 30. XX w. konstrukcje wielkopłytowe zalały Francję, Szwecję i Finlandię. Jednak w połowie lat 70., za sprawą narastających kosztów transportu, Europa Zachodnia zrezygnowała z tej technologii. A ponieważ natura, nawet betonowa, nie znosi próżni – wielka płyta zaczęła przeżywać wówczas swoje złote lata w Polsce. Oczywiście technologia ta obecna była tutaj już wcześniej, pierwszy blok tego typu powstał w latach 50. na osiedlu Hutniczym w Nowej Hucie. Jednak dopiero w latach 70. powstały w Polsce wielkie osiedla mieszkaniowe, będące w istocie spuścizną po ideach Le Corbusiera i modernistów. Osiedle mieszkaniowe stało się w pewnym sensie obszarem wcielenia w życie idei równości, pojawiła się standaryzacja bryły i standaryzacja technologii.

Teberia 08/2012 23


PROBLEMY >>

Zmieniło się podejście do architektury mieszkaniowej, pojawiły się „normatywy mieszkaniowe”, człowiek stał się „użytkownikiem”, rodzina – „jednostką społeczną”, dom – „przestrzenną jednostką mieszkaniową” lub „blokiem”. Zamiast sklepów powstawały „pawilony”, a ulice zostały zastąpione „ciągami pieszo – jezdnymi”. Ale – czy to ze względu na trudności mieszkaniowe w ogóle, czy na właściwą człowiekowi fascynację „nowym” - budownictwo wielkopłytowe cieszyło się wielką popularnością, zarówno konsumentów, jak i producentów. Dr Jacek Dębowski z Politechniki Krakowskiej tłumaczy to następująco: Przyczyn było kilka, ale najczęściej przytacza się dwie: brak mieszkań oraz ogromne moce przerobowe powstałych w czasie wojny fabryk betonu. Rzadko jednak podaje się przyczynę, że elementy prefabrykowane w znacznym stopniu przyspieszały, a przede wszystkim upraszczały proces realizacji budynków. Nie każdy bowiem wie, że przy realizacji budynku czterokondygnacyjnego, jedno-klatkowego, w którym na każdej kondygnacji znajdowały się 3 mieszkania, pracowało 24 Teberia 08/2012

8 osób i wykonywało go w 28 dni roboczych. Jedyny warunek to gotowy stan zero i całkowicie przygotowane elementy, których produkcja w zakładzie nie przekraczała 14 dni. Tempo takie nawet przy obecnych standardach nie jest możliwe. Ponadto sam pomysł stworzenia szybkiego i stosunkowo taniego budownictwa, był na ówczesne czasy pomysłem przełomowym.

ZA 200 LAT, A MOŻE MNIEJ…? Niestety, prawdopodobnie nie zawsze szło w parze z jakością. Aktualny stan większości budynków wybudowanych w tamtym okresie potwierdza bowiem, że nie zawsze spełniane były założenia projektowotechnologiczne. W konsekwencji, istnieją w kraju budynki z wadami wyraźnie obniżającymi standard użytkowy mieszkań, a nawet – w sporadycznych przypadkach - zagrażające bezpieczeństwu konstrukcji. Potwierdza to prowadzony od 35 lat przez ITB rejestr awarii budowlanych w budownictwie


wielkopłytowym. Odrębny problem stanowi fakt, że budynki systemowe nie odpowiadają obecnym standardom użytkowym. Ich stały układ funkcjonalny, brak przystosowania dla osób niepełnosprawnych, nie do końca spełnione wymagania przeciwpożarowe oraz bezpieczeństwa, szczególnie zbiorcze przewody wentylacyjne i gazowe, powodują, że znacznie odbiegają one od obecnie obowiązujących przepisów. Także prezes Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa Andrzej Dobrucki nie ma wątpliwości, że bloki z wielkiej płyty były budowane nierzadko byle jak i z niewłaściwych materiałów. Jako dowód wskazał wyniki badań Instytutu Techniki Budowlanej, który sprawdził 350 płyt ściennych z 31 bloków wybudowanych w różnych miastach. Okazało się, że np. aż 90 proc. wieszaków, za pomocą których łączona jest płyta wewnętrzna z elewacyjną, wykonanych jest z niewłaściwej stali. W dodatku sześć na 10 wieszaków było nieprawidłowo zakotwionych. W budownictwie wielkopłytowym stosowano także wieszaki ze stali nierdzewnej. Problem w tym, że są

one podatne na pękanie. Z kolei wieszaki powlekane aluminium nie trzymają się odpowiednio w betonie - mówi Dobrucki. Zdecydowanie lepiej jest pod tym względem na Górnym Śląsku, gdzie bloki po prostu zostały solidnie zbudowane. No, przynajmniej większość z nich. Dr Zbigniew Pająk z Wydziału Budownictwa Politechniki Śląskiej wyjaśnia: - Technicznie są bez zarzutu. Przynajmniej jeśli chodzi o elementy konstrukcyjne, ściany wewnętrzne, klatki schodowe i stropy. Wykonano je z betonu dobrej jakości. Gorzej ze ścianami zewnętrznymi, ale i te są ocieplane, odnawiane. Zapewniam, że te budynki postoją jeszcze 100, 200 lat - mówi Pająk. To nie oznacza, że problemów nie ma. Niewielka funkcjonalność, małe pomieszczenia, problemy z akustyką spowodowane wentylacją. Do tego na stykach elementów pojawiają się zarysowania. Tam, gdzie budynków nie ocieplano, są też kłopoty z elewacjami. Teberia 08/2012 25


PROBLEMY >>

WIELKA PŁYTA – WIELKI PROBLEM Bo trzeba pamiętać, że mówimy o polskich blokowiskach, w których mieszka ok. 10 mln osób. Budynki z wielkiej płyty powinny być skontrolowane przez konstruktorów, a te w gorszym stanie technicznym – poddane rewitalizacji. Tymczasem już sama diagnostyka stanu technicznego budynku z wielkiej płyty budzi wiele wątpliwości. Obecnie większość bloków została ocieplona i nie sposób sprawdzić, w jakim stanie są tzw. wieszaki podtrzymujące płyty elewacyjne. – Trzeba to było zrobić przed modernizacją, ale niewiele spółdzielni decydowało się na to, bo to zwiększało koszty docieplenia – mówi Michał Wójtowicz z Instytutu Techniki Budowlanej. – Teraz trzeba mieć nadzieję, że osłonięte styropianem wieszaki nie skorodują i płyty nie zaczną spadać – dodaje. Inny problem to sprawdzenie stanu konstrukcji wielkiej płyty. Żeby to zrobić, trzeba wykuć odkrywki na styku ścian i stropów. Koszt takiej diagnostyki dla bloku, w którym jest 60 mieszkań, to 20–30 tys. zł plus remont zniszczonych pomieszczeń. – Spółdzielcy z reguły nawet słyszeć nie chcą o takich wydatkach ani o kuciu ścian w swoich mieszkaniach – przyznaje Wójtowicz. Z analiz ekspertów Instytutu Techniki Budowlanej wynika także, że do wymiany jest wiele wind, instalacji elektrycznych i wentylacyjnych. Są też budynki, które powstały przy użyciu toksycznych materiałów, takich jak np. azbest. Większość budynków wybudowanych w czasach PRL ma już co najmniej 50 lat. Choć wiele z nich zostało ocieplonych i wyremontowanych, w dalszym ciągu są takie osiedla, w których poza bieżącymi naprawami niewiele zrobiono. Główny powód to brak pieniędzy. O wadze problemu świadczy fakt, że postulaty w sprawie kontroli stanu technicznego tych budyn-

26 Teberia 08/2012

ków trafiły już do sejmowej komisji infrastruktury. 5 grudnia na posiedzeniu komisji podsekretarze stanu w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej - Janusz Żbik i Piotr Styczeń poinformowali posłów o programie rewitalizacji osiedli z wielkiej płyty. Przede wszystkim uspokajano posłów, że jak dotąd nie zawalił się ani jeden budynek. Przekazany Komisji materiał i wystąpienia ministrów zawierały informacje dotyczące m.in.: stanu technicznego, liczby i struktury użytkowej budynków z wielkiej płyty, systemów budownictwa wielkopłytowego, wymiany materiałów aktualnie niedopuszczonych do stosowania - szczególnie azbestu, liczby i zakresu remontów dostosowujących budynki wielkopłytowe do obowiązujących standardów technicznych, mieszkaniowych i prawnych, możliwości konstrukcyjnych i prawnych działań remontowo-modernizacyjnych ze względu na stan prawny budynków i lokali, odporności budynków na sytuacje wyjątkowe, jak wybuch gazu czy deformacje podłoża, wsparcia rewitalizacji ze środków unijnych, programu wspierania termomodernizacji i remontów oraz dotychczasowych efektów pomocy państwa, dotyczącej termomodernizacji. Prezydium Komisji Infrastruktury postanowiło przygotować projekt dezyderatu do Prezesa Rady Ministrów w tej sprawie. Posłowie chcieliby, by rząd zajął się modernizacją budynków budowanych w tej technologii. Jednak nikt w tej chwili nie wie, na czym taka rewitalizacja miałaby polegać. Za - są przedstawiciele branży budowlanej, która dzięki wspieranym przez państwo inwestycjom rewitalizacyjnym wyszłaby z kryzysu. Mniejszy entuzjazm widać wśród przedstawicieli resortu infrastruktury. – Na pewno potrzebne jest stworzenie systemu, który poprawiłby stan wielkiej płyty – powiedział na spotkaniu komisji infrastruktury wiceminister Piotr Styczeń. Jednak jego zdaniem pompowanie publicznych pieniędzy w rewitalizację zdewastowanych bloków nie


jest optymalnym rozwiązaniem. – Najlepszą formą uniknięcia niebezpieczeństwa jest ucieczka polskiego mieszkalnictwa do przodu, czyli budowa nowych, bezpiecznych, wysoko standaryzowanych zasobów mieszkaniowych – powiedział Styczeń.

NA ZACHODZIE BEZ ZMIAN A zatem burzyć, czy modernizować? We Francji wdrożono ogólnonarodowy program rozwiązujący mankamenty wielkiej płyty. Francuzi rozpoczęli diagnozę od przeglądów technicznych. Po przeglądzie budynki znajdujące się w bardzo złym stanie likwidowano, a te w lepszym stanie wzmacniano i modernizowano. Jak modernizowano? Ano np. w Aubervillers pod Paryżem, w 1989 roku, architekci Rabant i Rameau zdecydowali się na przebudowę pięciokondygnacyjnego bloku z lat sześćdziesiątych. W budynku było dziewięćdziesiąt mieszkań o powierzchni pięćdziesięciu trzech metrów kwadratowych. Ze względów konstrukcyjnych architekci postanowili nie ruszać ścian działowych. Zaprojektowali dobudówki do elewacji (konstrukcja metalowa, następnie obudowywana), które pozwoliły na tworzenie apartamentów dwupoziomowych. Koszt modernizacji jednego mieszkania był równy kosztom budowy dwudziestu metrów kwadratowych lokalu w nowym domu. Mimo, że system Epal d’Harc opatentowano, w Polsce nikt z niego nie korzysta. Wielką modernizację bloków z czasów NRD przeprowadzili Niemcy. W 2001 r. przyjęto całościowy program przebudowy miast wschodnich Niemiec. Wyłożono na ten cel ponad 10 mld ówczesnych marek z kasy państwa i drugie tyle z budżetów landów. Jednak tu domy z wielkiej płyty remontowano właściwie od podstaw, z wymianą okien, drzwi, ociepleniem, a nawet z zewnętrzną architekturą. Jednym z takich

przykładów jest osiedle Krautersiedlung, w dreznieńskiej dzielnicy Gorbitz (na zdjęciach poniżej), które przekształcono kompleksowo, wykorzystując dawną zabudowę, ale stosując nowoczesne rozwiązania układu mieszkań, zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców. Podobnie zmodernizowano olbrzymie (12 tys. mieszkań) osiedle Sachsendorf- Maslow w Cottbus. Z pozoru drobna kosmetyka – przebudowa balkonów, wejść do budynków, wprowadzenie nowoczesnych materiałów elewacyjnych i ciekawej kolorystyki, a także elementów ze szkła i stali – wystarczyła, by osiedle zyskało nowoczesny wymiar i charakter przyjazny mieszkańcom. Zwłaszcza że całości dopełnia starannie zaprojektowana zieleń i tereny rekreacyjne. Ciekawe rozwiązania podpatrzeć można również u naszych południowych sąsiadów. Czescy architekci z pracowni Maura z Brna podjęli się na przykład przebudowy dwóch bloków mieszkalnych z 1977 roku. Dzięki wprowadzeniu nowych elementów takich jak dwuspadowy dach, balkony i nowa elewacja, a także w wyniku przebudowy 16 mieszkań podniesiono standard wykończenia całego obiektu.

TYMCZASEM W KRAJU NAD WISŁĄ… BEZPIECZNIEJ… Nasi posłowie mają skromniejsze pomysły - chcą tylko zabezpieczyć bloki technicznie, tak by nie runęły. Pierwszym krokiem ma być sprawdzenie, które budynki wymagają interwencji. – Można to zrobić bezinwazyjnie – proponuje poseł PiS Andrzej Adamczyk. Podkreśla, że nie będzie to drogie. Potwierdza to dr Jacek Dębowski z Politechniki Krakowskiej, który współpracuje z posłami z komisji. - Wystarczy feroskan - przenośny system pomiarowy do precyzyjnej lokalizacji i przebiegu

Teberia 08/2012 27


PROBLEMY >>

Praca dyplomowa Magdaleny Chojnackiej na ASP w Krakowie. Projektantka postanowiła przekształcić swoje blokowisko w Jastrzębiu Zdroju –dotychczas szare i monotonne – w układ bloków, który będzie się mienił różnorodnością barw i struktur, będzie zaskakiwać.Więcej o projekcie pisaliśmy w teberii nr 10

28 Teberia 08/2012


ŁADNIEJ… Szacuje się, że gdyby spółdzielnie chciały modernizować budynki z wielkiej płyty, wydałyby na to łącznie 10 mld zł. Można czerpać z doświadczeń niemieckich, zakładających wzbogacenie domów o małą architekturę, dobudowę zewnętrznych wind, loggi, balkonów, przebudowę dachów na dwuspadowe. Można też zagospodarować przestrzeń między blokami, obsadzając ją zielenią, urządzić place zabaw dla dzieci i inne miejsca rekreacji. Między bloki z wielkiej płyty, warto również postanowić budynki z cegły, i w ten sposób oswoić krajobraz.

zbrojenia w konstrukcjach żelbetowych, średnicy, grubości otulenia oraz rozstawu prętów zbrojeniowych – który, na podobnej zasadzie jak aparat rentgenowski, prześwietla dany fragment ściany. Można zobaczyć, czy np. stalowy element jest przewężony - czyli skorodowany, czy nie - tłumaczy. Taki przyrząd posiada wiele uczelni i instytutów w Polsce. Po ustaleniu usterek kolejnym krokiem byłaby naprawa. – Wszystko pomału. Chcemy zacząć debatę na ten temat – teraz, kiedy jeszcze jest czas. Jeśli państwo kiedyś pozwoliło na zbudowanie wybrakowanych budynków, powinno teraz ten problem rozwiązać – mówi poseł Adamczyk. Dębowski przyznaje jednak, że problem wielkiej płyty istnieje, a wiąże się on z poważnymi błędami, których dopuszczali się budowlańcy, m.in. z powodu wielkiego pośpiechu. Może się więc urwać balkon albo odpaść płyta zewnętrzna. - Taka płyta waży ok. 500 kg - komentował Eugeniusz Batko z Małopolskiego Związku Pracodawców. Według Batki na budowach często pracowali ludzie, którzy przechodzili zaledwie kilkudniowe przeszkolenie. Zdaniem ekspertów konieczna jest taka modernizacja budynków, by spełniały współczesne standardy, np. energetyczne. Andrzej Dobrucki, prezes Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa i Jacek Dębowski są zgodni, że z budynków z wielkiej płyty powinien być wyprowadzony gaz. Głównie ze względu na zły stan wentylacji. - Mieszkańcy wymieniają okna na bardzo szczelne. A bez dopływu świeżego powietrza urządzenia gazowe nie działają prawidłowo. Rośnie więc ryzyko zatrucia czadem. Karygodne jest więc ocieplanie budynków bez wcześniejszego sprawdzenia stanu technicznego bloków.

Przy okazji przebudowy można powiększyć powierzchnię mieszkalną - wymieniając prefabrykowany, ciężki dach na strop, stawiając ściany zewnętrzne z betonu komórkowego, przykrywając budynek nowym, spadzistym dachem. Zwłaszcza, że i koszty takich prac nie są wysokie, gdyż spółdzielnia nie musi kupować gruntu, kłaść fundamentów, inwestować w infrastrukturę. Przykładem skutecznej rewitalizacji wielkiej płyty jest osiedle Sosnowe w Tychach. Architekt Ryszard Mendrok z pracowni Urbi Projekt przeprojektował osiedle tak, aby trzy- i czteropiętrowe bloki z wielkiej płyty upodobnić do kamieniczek. Zmiany umożliwiły między innymi wchodzenie do wnętrza budynków po dachach garaży! W miejscu ostatnich kondygnacji pojawiły się nadbudówki, przeprojektowano też klatki schodowe. Wyburzono ściany wewnętrzne, a dzięki zagospodarowaniu części korytarzy, mieszkania zostały znacznie powiększone. Ciekawy pomysł dotyczący rewitalizacji wielkiej płyty narodził się także w pracowniach studentów III, IV i V roku wydziału wzornictwa przemysłowego warszawskiej ASP. Projekt „Idealne Podwórko”, obejmujący fragment ursynowskiego osiedla Na Skraju, został wykonany dla Wydziału Planowania Przestrzennego i Architektury oraz Biura Zarządu Miasta Stołecznego Warszawy. Projektowanie studenci poprzedzili ankietą wśród mieszkańców. Po rozpoznaniu ich potrzeb postawili, że trzeba wydzielić „własną” strefę i podkreślić potrzebę identyfikacji człowieka z miejscem zamieszkania. Okazało się, że niezbędne jest stworzenie przyjaznego podwórka wraz z układem zieleni. W obrębie osiedla należy stworzyć ergonomiczne, nowoczesne i funkcjonalne lampy oraz miejsca do wypoczynku. Niezbędne jest także wdrożenie procesu segregacji śmieci, uatrakTeberia 08/2012 29


PROBLEMY >> cyjnienie terenów rekreacyjnych i miejsc zabaw dla dzieci. Ważny stał się również kompleksowy, czytelny system informacji. Nikogo, kto zna polskie bieżące realia nie zdziwi jednak fakt, że ten nowatorski projekt młodych wizjonerów … nie doczekał się realizacji.

TANIEJ… Modernizacja budynków wielkopłytowych to nie tylko estetyka, ale również ekonomia. Według Krajowej Agencji Poszanowania Energii (KAPE) dotychczasowe średnie roczne zapotrzebowanie na energię wynosi 240-400 kWh na 1 m kw. Oznacza to, że w Polsce na ogrzewanie mieszkań zużywa się dwa, trzy razy więcej energii niż w krajach Europy Zachodniej o podobnym klimacie. Straty spowodowane ucieczką ciepła, wynikające z źle ocieplonych ścian, stropów i złej jakości okien wynoszą 7 miliardów zł rocznie. Przez ściany tracimy ok. 2,4 mld zł rocznie, przez dach ok. 0,4 mld zł, przez piwnice ok. 0,2 mld zł, przez okna ok. 2,1 mld zł, a nieszczelna wentylacja naraża nas na koszty rzędu 1,9 mld zł rocznie. Duże oszczędności można zatem uzyskać poprzez ocieplanie zewnętrzne budynków, montaż nowoczesnej stolarki okiennej oraz prawidłowo rozwiązany system wentylacji. Sprawdzonym w Europie sposobem ocieplania jest wełna mineralna. Użyta w budownictwie wielkopłytowym gwarantuje również mieszkańcom zabezpieczenie ogniowe, komfort akustyczny, odpowiedni mikroklimat w pomieszczeniach oraz trwałość elewacji.

30 Teberia 08/2012

Termomodernizacja bez wątpienia wpływa na oszczędności mieszkańców, ale ma też, niestety, wpływ na estetykę otoczenia. Dlaczego niestety? W subiektywnym rankingu koszmarów estetycznych - 15 najbrzydszych rzeczy w Polsce, zorganizowanym przez tygodnik Polityka, wielkopłytowe elewacje zajęły niechlubne 9 miejsce (między bazarami a tzw. neogargamelami). W uzasadnieniu napisano: Ostatnie dziesięć lat to czas intensywnego docieplania blokowisk z tzw. wielkiej płyty. A wraz z docieplaniem – kładzenia nowych elewacji tynkowych. I tu dopiero otwiera się pole do popisu dla niewyżytych artystycznie prezesów spółdzielni mieszkaniowych. Jak kraj długi i szeroki mamy więc wielkie pastelowe falowanie walczące o prymat z wielką pastelową abstrakcją geometryczną. Romby rywalizują ze smugami, trójkąty z łagodnymi krzywiznami. Na wieżowcach krakowskiego Prokocimia niezgodnie, ale obficie sąsiadują ze sobą zieleń, błękit, czerwień i żółć. Na Zaspie w Gdańsku domy pomalowano w choinki, a na osiedlu Huby we Wrocławiu – w czerwone daszki z kominami. Podobnych przykładów są setki. Czy wiemy, kto jest winien tej paranoicznej modzie? Być może stołeczny Hotel Sobieski, który chyba jako pierwszy połączył barwy i wzory, wcześniej z elewacją raczej nam się niekojarzące. I do dziś na stronie internetowej hotelu przeczytać można, że jest to „dzieło znanego malarza Hansa Piccottiniego” (znanego z czego i komu?), a także „elegancka wizytówka dzielnicy Ochota”.

CHĘTNIEJ… W Polsce, mimo wielu niedogodności, mieszkania w wielkiej płycie nadal cieszą się ogromnym zainteresowaniem na rynku nieruchomości.


Według Bartosza Turka, analityka Home Broker.pl, na mieszkanie w wielkiej płycie decydują się głównie ludzie młodzi, którzy kupują pierwsze lokum. Te transakcje stanowią nadal kilkadziesiąt procent sprzedaży na rynku wtórnym. Takich ofert jest najwięcej. W Katowicach 1 m kw. np. na os. Tysiąclecia czy na os. Paderewskiego kosztuje 2,8-3,5 tys. zł. Podobnie jest w Krakowie. Mieszkańcy tego miasta chętniej kupują mieszkania na rynku wtórnym, w wielkiej płycie albo na peryferiach miasta, bo są najtańsze. Największym powodzeniem cieszą się tu mieszkania 40-50-metrowe, z dwoma pokojami, których cena nie przekracza 250 tys. zł. Coraz więcej osób kupuje mieszkania w blokach z lat 70. ubiegłego wieku. Ich żywotność szacowano niegdyś na 40-50 lat, wiele spółdzielni zainwestowało jednak w ich ocieplenie i odnowienie elewacji. Na mieszkanie z wielkiej płyty np. na Kurdwanowie, w Bieżanowie czy Nowej Hucie decydują się często młode małżeństwa, traktując to jako przejściowe lokum.

PO RZYMIANACH COLOSSEUM, A PO NAS - CO?

starajmy się chociaż oswajać otoczenie tu i teraz. Zwłaszcza, że – według wizji architekta Roberta Koniecznego – miasto przyszłości to właśnie miasto rosnące w górę. Ziemia będzie drożeć i trzeba będzie budować wysoko lub drążyć pod nią. Na przykład koncepcyjnym horyzontem dla Katowic powinno być połączenie dwóch części miasta, które dziś podzielone są torami kolejowymi. No i zamiast jeździć, będziemy latać do pracy, trochę jak w „Piątym elemencie”. Z tą różnicą, że poruszać się będą też całe budynki. Za 30 lat sprawdzimy, czy wizja takiego miasta się spełniła. Jedno, co pewne, to fakt, że wielka płyta stać będzie wtedy na pewno...

Dominika Bara

Źródła: kgm, gazeta wyborcza, murator, polityka, dziennik zachodni

Mimo wielu, opisanych wyżej wad, blokowiska posiadają także swoje bezsprzeczne walory. To bez wątpienia przestrzenność, dobra lokalizacja z niezłymi rozwiązaniami logistycznymi, przyjazne otoczenie pośród wieloletniej zieleni. Programy ratowania wielkiej płyty powinny więc polegać na kompleksowej rewitalizacji, a nie jedynie technicznej modernizacji bloków. I zmierzać do tworzenia miejsc przyjaznych dla mieszkańców. Nie łudźmy się, że budowle te zostaną po nas, jak Colosseum po Rzymianach, ale

Teberia 08/2012 31


SPOJR ZENIA >>

Internet.

Innowacje kontra małe miasto Nikogo nie trzeba dziś przekonywać, że Internet zmienił naszą codzienność. Szczególnie w krajach rozwiniętych. I choć często powtarzamy, że technologie związane z dostępem do Internetu rozwijają się błyskawicznie, to czasem mamy problem, by je dostrzec na co dzień. Nierzadko dlatego, że ich po prostu koło nas nie ma. A skoro tak, to wypada zapytać, jak rozumiemy innowacje. Może się bowiem okazać, że sam fakt istnienia danej technologii, to za mało.

32 Teberia 08/2012


Obecnie trudno nam wyobrazić sobie poruszanie się w sieci w oparciu o stare modemy 56 kb/s. Jeszcze dziesięć lat temu taki dial-up nie był wcale rzadkością. Przy takich parametrach nie da się w żaden sposób skorzystać z możliwości, jakie stały się udziałem np. łączy szerokopasmowych. A przecież oprócz wysyłania e-maili i przeglądania prostych stron internetowych, szeroko korzystamy z multimediów, prowadzimy biznes, odwiedzamy portale informacyjne i społecznościowe. Korzystamy z telewizji internetowej i radia, komunikatorów a także rozrywki w postaci gier online. Dzięki internetowi odkryliśmy nowe możliwości w edukacji i bankowości. Wymieniamy dokumenty z instytucjami i wykonujemy szereg zadań, które nie były możliwe w erze 56 kb/s. Przynajmniej nie na tak szeroką skalę. Innowacje i ciągły rozwój technologii? Bez wątpienia. Internet obchodził niedawno 21 rocznicę narodzin. A rocznice mają to do siebie, że nastrajają do podsumowań. Z tej właśnie okazji zacząłem przyglądać się puszcze z dumnym napisem BSA, wiszącej na słupie obok mojego domu. Z puszki tej biegnie kabel telefoniczny, dzięki któremu mogę się cieszyć z posiadania dostępu do sieci globalnej. Czasem mam jednak wrażenie, że newsy i sensacyjne informacje związane z nowymi możliwościami podłączenia się do Internetu budzą w nas przekonanie, że żyjemy w nieco innej rzeczywistości. Głośno jest choćby o nowych, przełomowych możliwościach kabli do przesyłania danych, które zdetronizują niedługo światłowody.

Teberia 08/2012 33


SPOJR ZENIA >> Z ukłuciem zazdrości można dowiedzieć o rozbudowie w danym kraju infrastruktury światłowodowej FTTX (Fiber To The X), a szczególnie jej odmiany - FTTH (Fiber To The Home). Nie chodzi przecież o byle co, a o szerokopasmowy system telekomunikacyjny, który z pomocą światłowodów dostarcza do klienta telewizję, usługi telefoniczne i rzecz jasna dostęp do Internetu. Co rusz mówi się, że w różnych państwach, np. w Wielkiej Brytanii, prowadzi się prace mające na celu zapewnienie lepszego pokrycia całego terytorium sygnałem dla Internetu bezprzewodowego. Coraz śmielej podkreśla się również tańsze i bardziej wydajne systemy usług przez łącza satelitarne. A tu, w małym mieście wciąż wisi puszka BSA i dzień za dniem na wietrze kołysze się kabel, który zapewnia przepustowość 2 Mb/s. Chcąc być jednak dokładnym, należy powiedzieć „do” 2 Mb/s. Nie chodzi o to, by narzekać. Tym bardziej, że inni raczej nie mogą sobie pozwolić nawet taką przepustowość. Niektórzy uważają się za szczęśliwców, posiadając łącze 512 kb/s. Są szczęśliwi, bo nie są odcięci od świata. Cieszą się, bo niektórzy wreszcie założą np. działalność gospodarczą. Jeśli sięgnę pamięcią, to moja przygoda internetowa z BSA rozpoczęła się w 2004 roku, z umową na łącze do 128 kb/s. Po dziewięciu latach jest to już opcja do 2Mb/s. Problemem pozostaje rozstrzygnięcie, czy to „już” czy faktycznie „dopiero”. Ktoś, kto mieszka kilometr dalej może już sobie pozwolić na wariant do 40 Mb/s. Zostawmy jednak na chwilę „innowacyjne” możliwości techniczne i przyjrzyjmy się temu, co w dużej mierze definiuje ich wykorzystanie - formalnościom i prawu. Jak możemy się dowiedzieć, BSA czyli Bistream Access, to określenie usługi szerokopasmowej transmisji danych, które w polskich warunkach naj34 Teberia 08/2012

częściej odbywa się przy pomocy linii telefonicznej. Jest to więc technologia xDSL. Co więcej, usługa może być świadczona klientom przez operatora, który dzierżawi linię od operatora będącego jej właścicielem. Na polskim rynku często słyszy się, że ktoś korzysta z Internetu, udostępnianego przez daną firmę, za pośrednictwem łączy należących do Telekomunikacji Polskiej (dziś Orange). Pamiętajmy także, że BSA ma zapewniać użytkownikom dostęp do informacji z przepływnością co najmniej 2 Mb/s. Jest to definicja przyjęta w większości krajów świata. Na polskim rynku telekomunikacyjnym określenie to dotyczy przepustowości 512 kb/s. Kilka lat temu, decyzją Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, Telekomunikacja Polska zobowiązana została do udostępniania BSA innym operatorom, w cenie 51% ceny detalicznej, oraz 41% od cen promocyjnych, kierowanych do klientów. Można by rzec, że była to innowacja, która spowodowała zwiększenie konkurencji na rynku usług telekomunikacyjnych, a tym samym niższe opłaty za usługę dostępu do Internetu. Mimo takiego biegu spraw zrodziły się problemy, które niektórym klientom i użytkownikom dały się mocno we znaki. W ofertach polskich operatorów, nieraz bardzo


atrakcyjnych, mowa jest o wspomnianej wcześniej przepustowości z przyimkiem „do”. I jeśli usługa realizowana jest bez poważniejszych problemów technicznych, pozostaje się cieszyć. Gorzej, gdy pojawiają się trudności. W takim przypadku operator, któremu klient zgłosił problemy z parametrami łącza, zleca przeprowadzenie kontroli, np. firmie zewnętrznej. A pracownicy tejże firmy potrafią wyjaśnić, że nic nie jest tu takie oczywiste. Okazuję, że czeka nas przerzucanie się, między operatorami, odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację - właścicielem łącza i jego dzierżawcą, z którym klient podpisał umowę. Jeśli problem się utrzymuje, w niektórych sytuacjach usługobiorca może liczyć na zniżkę w opłacie za usługę. I choć takie posunięcie wydaje się uzasadnione, to kryje się w nim pewne ale. W moim przypadku jakość usługi („do” 2 Mb/s) spadła do wartości poniżej 512 kb/s. Jako klient, zmuszony byłem płacić kilkadziesiąt złotych za usługę, która u innych operatorów była darmowa. Niektóre podmioty umożliwiały klientom dostęp do Internetu w opcji do 512 kb/s bezpłatnie i bezprzewodowo. Tymczasem mój operator poinformował mnie - po kilku wiadomościach, w których domagałem się wyjaśnień - że winę za zaistniałą sytuację podnosi właściciel łącza, który ma obowiązek zapewnić odpowiednią przepustowość w ciągu... 6 miesięcy. Rozsądek aż prosił się o zawieszenie umowy do czasu, gdy wszystko wróci do normy. Niestety, polskie prawo (a z nim umowa podpisana z operatorem) nie są zbyt nowatorskie, zabezpieczając głównie interes usługodawcy. Dlatego zawieszenie umowy nie wchodzi w grę, a klient nie ma nawet możliwości rozwiązania umowy bez ponoszenia odpowiedniej opłaty. Zgodnie z uzasadnieniem nie ma ku temu podstaw. Wina nie leży po stronie usługodawcy. Niestety, podobne problemy nie należą wcale do rzadkości. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież istnieje alternatywa w postaci Internetu bezprzewodowego. I faktycznie. Tam, gdzie takie rozwiązania się sprawdzają, np. w dużych miastach, można zaryzykować. W większości przypadków opcja ta pozostawia wiele do życzenia - ze względu na problemy z siłą sygna-

łu, czy też z uwagi na cenę i związane z nią limity transferu danych. Będąc nieco złośliwym, można pokusić się o opinię, że za rozwojem technologii sieciowych niekoniecznie nadążają zmiany w prawie i sposobie realizowania usług przez operatorów. Klienci, którzy mają dostęp do odpowiednich rozwiązań technicznych i jednocześnie prawnych, są w zdecydowanej mniejszości. Przynajmniej na polskim rynku usług telekomunikacyjnych. Tymczasem Internet staje się przestrzenią, w której coraz więcej miejsca zajmuje nasza prywatność. Stał się niezbędnym elementem naszej codzienności. Do tego stopnia, że gotowi jesteśmy ograniczyć swoje wydatki na żywność, byle zachować dostęp do sieci globalnej. W 2010 roku, Clydesdale Bank przeprowadził badania, z których wynikało, że 92,7% szkockich konsumentów zrezygnowałoby z Internetu tylko w ostateczności. W Wielkiej Brytanii, internauci woleliby uszczuplić budżet związany z jedzeniem, a także swoje plany wakacyjne i drobniejsze przyjemności, byle zachować usługę. Co ciekawe, w roku 2009 było to trzy czwarte użytkowników sieci. Jak jest w Polsce? Trudno powiedzieć. Nie zdziwiłbym się, gdyby wyniki prezentowały się podobnie. Z drugiej jednak strony, większość z nas narzekałaby na brak odpowiedniej infrastruktury, a za naszym głosem poszedłby również świat biznesu i organa administracji państwowej. A przecież dzięki Internetowi tworzymy dziś innowacyjne usługi, tworzymy nowe struktury społeczne - ba, zakładamy rodziny. Czasem wystarczy, że nasz partner/partnerka lubi grać online, dokładnie w tę samą grę co my. Szkoda tylko, że innowacyjność, jaką przyniósł ze sobą Internet, często nie dotrzymuje kroku nowym technologiom, infrastrukturze i przepisom prawa. Przynajmniej w małych miastach i wsiach. Historia Internetu uczy, że dobrze zaplanowane innowacje, dają okazje do tworzenia innych innowacji. Truizm, prawda?

Wojciech Andryszek

Teberia 08/2012 35


TRENDY >>

Druk nowej rzeczywistości

36 Teberia 08/2012


W niedalekiej przyszłości wiele przedmiotów codziennej użyteczności przedmioty można będzie „wydrukować” sobie we własnym domu. Póki co druk przestrzenny z pożytkiem wykorzystują naukowcy.

W podziemiach budynku B3 Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej znajduje się mnóstwo nowoczesnego sprzętu do wytwarzania i pomiarów. Wszystko wygląda bardzo poważnie, tak jak przystało na laboratoria techniczne. No, może poza jednym pomieszczeniem, gdzie wzrok przykuwa regał pełen małych figurek, jakby żywcem wziętych z witryny sklepu z pamiątkami. - To w większości prace studentów, którzy chcieli zapoznać się z działaniem urządzeniem do prototypowania, popularnie zwanej drukarką 3D – zwraca uwagę dr inż. Piotr Dudek. – Niektóre z tych prac to już bardzo zaawansowane prototypy urządzeń. Akademia Górniczo-Hutnicza od niedawna dysponuje jednym z najbardziej nowoczesnych sprzętów do pro typowania, jakie dostępne są na rynku. - Sprzęt został zakupiony ze środków otrzymanych z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach rozwoju i restrukturyzacji Katedry Systemów Wytwarzania na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Robotyki - mówi Piotr Dudek.

Teberia 08/2012 37


TRENDY >>

W skład zestawu do drukowania przedmiotów wchodzą: polskiej produkcji skaner światła białego 3D oraz dwie drukarki przestrzenne, z których jedna drukuje metodą SLS, czyli metodą spiekania proszków (głównie na bazie poliamidów, jednakże można również wykorzystać innego rodzaju proszki, np. z wypełnieniem szklanym czy też na bazie nylonu) i drukarka, która drukuje metodą FDM, czyli pewnego rodzaju kładzionej roztopionej nitki i tutaj tworzywem modelowym jest ABS (akrylonitryl-butadien-styren). - Technologia ta służy nam głównie do tego, by w ekspresowym tempie wykonać prototyp danego urządzenia. Umożliwia uzyskanie fizycznego modelu projektowanego przedmiotu na podstawie jego modelu 3D w systemie CAD. Obraz z komputera nie zawsze oddaje w pełni przedmioty w rzeczywistości. Dla przykładu mając skan z rezonansu można wytworzyć dany fragment czaszki czy kości i sprawdzić, jak będzie pracował już po wszczepieniu pacjentowi. Robi się takie symulacje na komputerze, ale znacznie lepiej przetestować dany element w rzeczywistości. Poza tym druk 3D jest znacznie bardziej opłacalny. Przy zapotrzebowaniu na krótkie serie, czyli kilka kilkanaście sztuk drukowanie jest też dużo bardziej opłacalne niż tworzenie matryc, nawet kilkunastokrotnie. 38 Teberia 08/2012

Urządzenie na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Robotyki drukuje tylko w plastiku, więc nie zastąpi odlewów z metalu, ale są już takie maszyny, które mają lasery większej mocy (moc naszego lasera to max. 30 watów) i mogą drukować w proszkach metali. W takich maszynach moc lasera zaczyna się od 100 watów i z nich można uzyskać produkt metalowy. Dzięki tego typu urządzeniom można sprawdzić, jak w rzeczywistości będzie wyglądał odlew metalowy. Naukowcy z AGH drukowali już na różnorodne zlecenia, np. model dydaktyczny podzielnicy na pracę dyplomową jednego ze studentów, elementy zwieszenia modeli RC, model prototypowej szczoteczki do zębów. Obecnie w fazie drukowania i projektowania jest kilka modeli z prac dyplomowych i projektów studentów: model dłutownicy Fellowsa, tokarki, maszyny do giga makro fotografii . - To co tu robimy to w pełni użyteczne modele - zapewnia dr Dudek, który nie ukrywa, że urządzenia jakimi dysponuje AGH mają posłużyć do bardzo poważnych projektów naukowych. - Tworzymy przymiarki do stworzenia biomateriałów dla drukarek wykorzystywanych przy projektach inżynierii biomedycznej. Zespół kierowany przez


prof. Wantucha pracuje zaś nad stworzeniem technologii produkcji fragmentów kości twarzoczaszki dla pacjentów po wypadkach lub innych urazach. Badania naukowców AGH koncentrują się nie tylko na wykorzystaniu druku przestrzennego, ale także na rozwoju tej technologii. W AGH trwają bowiem prace nad wytworzenia nowych proszków do drukarek 3D oraz próby wytworzenia własnych rozwiązań dla metody FDM. W tej chwili do produkcji mogą być wykorzystane tylko niektóre materiały (w formie sproszkowanej), takie jak plastik, żywice lub metale. W przyszłości również możliwe jest prototypowanie w złocie, szkle, a nawet… lukrze czy czekoladzie. Obecnie kilogram materiału – można z niego wyprodukować sporo przedmiotów, bo większość ma wewnątrz konstrukcję szkieletową – to wydatek do 100 zł. Tani materiał może upowszechnić technologie druku 3D. Naukowcy AGH planują też rozpoczęcie prac nad wytworzeniem polskich domowych drukarek przestrzennych. Technologia druku 3D jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się segmentów nowoczesnych technologii. Wraz z rozwojem technologii, druk 3D powtarza tę samą drogę, jaką wcześniej przeszły komputery.

ro czasu upłynie, zanim wykrystalizuje się jedna, najbardziej wydajna i gotowa do wprowadzenia na rynek metoda. Minie także pewnie trochę czasu, zanim druk przestrzenny stanie się powszechnie użyteczną technologią. Jednak ten czas może być znacznie krótszy niż mogłoby się wydawać. Według firmy konsultingowej Wohlers Associates, ponad 20 proc. przedmiotów, jakie drukowane są dziś na świecie w 3D to już gotowe produkty, które mogą trafić do sprzedaży, a nie zwykłe podzespoły czy repliki do celów naukowych. Eksperci podkreślają, że 3D może zmienić wiele branż. Już wykorzystywana jest w lotnictwie, gdzie wiele elementów samolotów wykonuje się z tworzyw sztucznych, takich jak włókna węglowe. EADS Innovation Works, dział innowacji należący do producenta Airbusa wykorzystuje trójwymiarowy druk do budowy specjalnych komponentów tunelów testujących. Firma zaczyna już także wykorzystywać drukarki 3D do wykonywania niewielkich podzespołów z tworzywa takiego, jak proszek tytanowy. Tworzenie podzespołów z lżejszych materiałów pozwala liniom lotniczym obniżyć koszty. Eksperci branży lotniczej oszacowali, że każdy kilogram mniej w wadze samolotu pozwala zaoszczędzić 3 tys. dol. rocznie na paliwie. Dodatkowe korzyści to także produkcja bardziej przyjazna środowisku.

Od ogromnych maszyn używanych najpierw przez agencje rządowe, a potem duże firmy, sprzęt stawał się coraz mniejszy, coraz szybszy i coraz tańszy — zalewając masowy rynek. To samo dzieje się z drukarkami 3D. Pięć lat temu ceny takich maszyn zaczynały się od 150 tys. dolarów. Dziś sprzęt renomowanych firm kosztuje od 15 tys. do 25 tys. dolarów. Mało tego, pojawiają się w sprzedaży drukarki 3D w cenach bardziej przystępnych dla mniej zamożnych klientów. Amerykańska firma MakerBot (zainwestował w nią m.in. Jeff Bazos, twórca Amazona) zbudowała drukarkę 3D, która kosztuje zaledwie 1 tys. dolarów, którą wykorzystuje do produkcji plastikowych pudełek pod konkretny wymiar. — Potrzebowaliśmy drukarki 3D i nie było nas na nią stać, więc ją zbudowaliśmy — opowiada dziennikowi „New York Times” Bre Pettis z firmy MakerBot. Firmy prześcigają się w proponowaniu innowacyjnych metod druku 3D, choć pewnie jeszcze spoTeberia 08/2012 39


TRENDY >>

Drukarki 3D może zrewolucjonizować także medycynę, pozwalając firmom medycznym obniżyć koszty produkcji protez. Do wprowadzenia na rynek implantów kości udowych, wykonanych z tytanu przy użyciu drukarek 3D, przygotowuje się już amerykańska firma Within Technologies. Branże takie, jak lotnicza, medyczna, czy motoryzacyjna (części samochodów wykonywane na zamówienie), będą zdaniem ekspertów korzystać z drukarek 3D coraz częściej, bo pozwoli im to obniżyć koszty. Notabene, samochody Jamesa Bonda, które uległy zniszczeniu w filmie „Skyfall”, nie były – jak w do-

40 Teberia 08/2012

tychczasowych częściach serii – specjalnymi egzemplarzami zamówionymi w wytwórni Aston Martin, ale ich idealnymi kopiami z… drukarek 3D. Michał Jakubowski

Źródła: Hubert Sikorski "Drukarki 3D zrewolucjonizują globalny rynek przemysłu", obserwatorfinansowy.pl, Ilona Trębacz, "Szybkie prototypowanie w AGH" blog naukowy AGH


Jak działa drukarka 3D Najpierw należy narysować w programie 3D lub zeskanować dany przedmiot i zapisać go w formacie STL, w którym powierzchnia przedmiotu opisywana jest za pomocą siatki trójkątów. Kolejnym krokiem jest odpowiednie pozycjonowanie przedmiotu, zwykle tak, aby zajmował on po wydruku jak najmniejszą wysokość komory roboczej, gdyż koszty i czas wydruku jest wówczas najmniejszy. Kolejnym krokiem jest uruchomienie procedury lub programu do „pocięcia" modelu na warstwy. W przypadku maszyny FDM można już tak przetworzone dane wysłać do drukarki i uruchomić proces drukowania, a po jego zakończeniu oderwać model od stołu i oczyścić z materiału podporowego. Dla maszyny SLS należy jeszcze po pocięciu na warstwy popra-

wić ewentualne błędy ścieżki lasera dla niektórych warstw, przygotować zadanie i wysłać je poprzez sieć do drukarki. Drukarka powinna być dokładnie wyczyszczona, przygotowany wcześniej proszek (minimum 24 godz. wcześniej) umieszczony w zasobnikach i po rozprowadzeniu wstępnym proszku nastole roboczym można uruchomić proces wstępnego nagrzewania i proces wydruku. Po wydrukowaniu należy pozwolić, aby wydrukowane elementy powoli wystygły w maszynie minimum tyle czasu, ile trwał proces wydruku. Drukowanie dużych elementów może trwać nawet 1,5 dnia, wówczas dodatkowe 1,5 dnia maszyna musi stygnąć. Tak więc wytworzenie prototypu trwa około trzech dni. Małych modeli odpowiednio krócej.

Teberia 08/2012 41


PRE ZENTAC JE >>

KOPALNIA PRZYSZŁOŚCI CuBR pionierski projekt KGHM i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju

Biznes i nauka bliżej siebie

KGHM i Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, pod auspicjami Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, podpisały pod koniec ubiegłego roku porozumienie o współpracy badawczo-rozwojowej dla polskiej branży metalurgicznej. Oba podmioty zobowiązały się do wyłożenia po 100 mln zł na badania naukowe związane z nowymi technologiami dla branży. Program o nazwie CuBR to pierwsza inicjatywa, kiedy międzynarodowa spółka proponuje agencji rządowej finansowanie współpracy badawczo-rozwojowej. Dla budowania przewagi konkurencyjnej na światowych rynkach ważne jest tworzenie własnych, innowacyjnych technologii, a nie kupowanie ich od innych. Dlatego też KGHM Polska Miedź S.A. i NCBR zawarły pionierskie porozumienie o współpracy badawczo-rozwojowej dla polskiej branży metali nieżelaznych. Po raz pierwszy biznes wychodzi z propozycją zorganizowania konkursu na potrzeby rozwijania nowych technologii, otwierając tym samym nową kartę współpracy nauki z gospodarką. - Jednym z najważniejszych zadań stojących obecnie przed naszym krajem jest inwestowanie w gospodarkę opartą na innowacyjnych, rodzimych technologiach. Dlatego też tworzymy odpowiednie mechanizmy by ułatwić przedstawicielom biznesu współfinansowania badań naukowych – mówi prof. Barbara Kudrycka, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

42 Teberia 08/2012


Jak podkreśla, łączenie nauki i biznesu dla każdej ze stron jest korzystne. – Należy jak najbardziej motywować naukowców, bo mogą mieć akurat fantastyczny pomysł na rozwiązanie technologiczne, które podbije rynki nie tylko polskie, ale i światowe – uważa minister nauki. – Ale z drugiej strony, im więcej tematów badawczych będzie definiowanych bezpośrednio przez wielki przemysł i firmy, tym więcej funduszy na to popłynie właśnie z biznesu. Wcześniej za tematykę badań odpowiadali sami naukowcy uczelni i nie zawsze firmy były zainteresowane wdrożeniem tych rozwiązań u siebie – mówi profesor Barbara Kudrycka. Krajowy przemysł metali nieżelaznych stanowi bardzo ważną, z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia, dziedzinę gospodarki narodowej. Decydują o tym głównie własne zasoby rud miedzi, zawierające szereg metali towarzyszących. – Tylko poprzez opracowanie własnych, nowoczesnych rozwiązań technologicznych i materiałowych Polska może utrzymać rangę światowego lidera w przemyśle metali nieżelaznych. KGHM chce produkować taniej i bezpieczniej. Dzisiaj nie znajdujemy rozwiązań gotowych do wykorzystania w naszych trudnych, specyficznych warunkach. Dlatego wspieramy polską myśl naukową, licząc na rezultaty światowej klasy – mówi dr hab. inż. Herbert Wirth, prezes zarządu KGHM Polska Miedź S.A.

KGHM przekazując wspólnie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju 200 mln zł na prace badawczo-rozwojowe liczy na konkretne korzyści, m.in. z zakresu wydobycia i ochrony środowiska. Z innowacyjnych rozwiązań wypracowanych przez naukowców, będzie mogła skorzystać cała branża metalurgiczna, zainteresowana m.in. wykorzystywaniem przetworzonych produktów miedziowych. – Myślimy o rzeczach, które są dedykowane rozwiązywaniu konkretnych problemów, czyli liczymy na to, że ogłosimy konkursy na takie programy, które skończą się konkretnymi rozwiązaniami, instalacjami i wdrożeniami w KGHM i nie tylko, tak żebyśmy mieli z tego konkretne korzyści – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Dorota Włoch, wiceprezes KGHM Polska Miedź. – Tak rozumiem tę współpracę między nauką a przemysłem, że ona jest związana z rozwiązywaniem pewnych problemów. KGHM zapewnia, że chce produkować taniej i bezpieczniej. I w tym właśnie pomóc mają nowe rozwiązania naukowe. – Idziemy wzdłuż ciągu technologicznego, zwracając uwagę na jeszcze nieefektywne elementy i nierozwiązane kwestie – mówi Dorota Włoch. – Mamy problemy w górnictwie dotyczące bardzo głębokiego wydobycia i automatyzacji. Są problemy na przeróbce, czyli podniesienie wzbogacalności złoża i podniesienie uzysków na flotacji. Teberia 08/2012 43


PRE ZENTAC JE >> Potem problemy hutnicze i – wzdłuż tego całego procesu – ochrona środowiska – wymienia. Na razie na tak ogólnie sformułowanych czterech blokach mają się skupić prace, ale – jak wyjaśniają przedstawiciele spółki – szczegółowe projekty będą później dedykowane do bardziej konkretnych problemów. – Pieniądze zostaną przeznaczone na badania i rozwój technologii, które są w potencjalnym zainteresowaniu KGHM, w szczególności dotyczące nowych materiałów na bazie miedzi, ale też srebra i innych pierwiastków, których producentem jest koncern. Również dotyczące nowych wyrobów, projektów, proponujących technologie, zwiększające przerób miedzi w kraju, a więc w dłuższym rachunku ekonomicznym dających miejsca pracy w nowych polskich firmach, nie tylko wzmacniających pozycję KGHM jako lidera w Polsce i jednego z potentatów światowych – zapewnia prof. Krzysztof Jan Kurzydłowski, dyrektorem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Środki będą przydzielane na zasadzie konkursu. O dofinansowanie mogą starać się zespoły badawcze, jednostki naukowe lub uczelnie, które będą w stanie przeprowadzić badania w tej tematyce. Pierwszy konkurs zostanie ogłoszony w I kwartale przyszłego roku. – Pierwsze rezultaty, jeżeli założymy sobie na pierwszy rok, czyli na koniec 2013 roku, myślę, że niektóre programy albo będą już dobrze działały, albo niektóre będą się już kończyły. Natomiast mam nadzieję, że z każdym rokiem efekty będą przyrastały – przekonuje Dorota Włoch. Dzięki nabyciu kanadyjskiej Quadry w marcu 2012 roku KGHM nadal znajduje się wśród dziesięciu największych producentów miedzi na świecie. Jest też największym producentem srebra (dane za 2011 rok). Ten rok ma być czasem utrwalania pozycji KGHM na globalnym rynku. – Rok 2013 będzie rokiem unowocześniania naszej strategii. Chcemy docelowo być firmą multimetal, czyli firmą, która nie tylko bazuje na miedzi i srebrze, ale i na innych metalach.

44 Teberia 08/2012

Koncern chce się zaangażować w poszukiwania i wydobycie metali ziem rzadkich. Metale ziem rzadkich, czyli skand, itr oraz 15 pierwiastków z grupy lantanowców, mają wiele zastosowań w nowych technologiach. Wykorzystywane są m.in. do produkcji elektrowni wiatrowych, smartfonów, płaskich ekranów, silników elektrycznych, urządzeń medycznych, satelitów i broni. – KGHM czuje na sobie odpowiedzialność za zabezpieczenie tych ważnych surowców dla polskiego i europejskiego przemysłu – przyznaje prezes KGHM. I zapowiada, że w tym celu podejmowane będą działania zarówno w kraju, jak i zagranicą. Dziś największe zasoby (blisko połowę) tych pierwiastków posiadają Chiny, następnie Rosja i Stany Zjednoczone. Na ślady istnienia złóż metali ziem rzadkich w Polsce (na Mazurach) natrafił na początku ub.r. Państwowy Instytut Geologiczny podczas badania zasobów gazu łupkowego. – W kraju przymierzamy się wspólnie z Akademią Górniczo-Hutniczą do dużego projektu, który już jest realizowany. Na razie to pierwszy etap, identyfikacja. Ale koniec tego programu pojawią się dobre pomysły biznesowe, polegające na wykorzystaniu tych metali w ostatecznych produktach – tłumaczy Herbert Wirth. – Natomiast jeśli chodzi o złoża zagraniczne, interesujemy się regionami, które mają ściśle zidentyfikowaną strategię krajową nakierowaną na przemysł wydobywczy i które są traktowane jako stabilne politycznie. O perspektywy dla biznesu w obliczu spowolnienia gospodarczego Herbert Wirth jest spokojny. Tym bardziej, że kryzysu w takich krajach jak Chile czy Kanada w ogóle nie dostrzega. – Branża metalowa, głównie miedziowa, ma przed sobą wiele lat, w których i cena, i zapotrzebowanie, będzie duże. Miedź jest takim metalem, który odzwierciedla poziom aspiracji życia ludzi. I dopóki ludzie mają aspiracje, chcą mieć lepsze warunki bytowania, miedź będzie potrzebna – mówi. Jac Źródła: KGHM, Newseria


NA C Z A SIE >>

Smartfon

niewykorzystany

W tym roku globalna sprzedaż smartfonów sięgnie miliarda, a to oznacza, że pod koniec 2013 r. w użytku będzie ich na całym świecie blisko 2 mld. Pomimo zaawansowania technologicznego nowych telefonów aż 20 proc. właścicieli używa ich jedynie do podstawowych funkcji, np. połączeń telefonicznych czy wysyłania wiadomości tekstowych. W Polsce wskaźnik ten sięga nawet 30 proc. – to jeden z wniosków tegorocznej, 12. edycji raportu „TMT Predictions 2013”, przygotowanej przez firmę doradczą Deloitte. W 2013 r. jeden na pięciu właścicieli smartfona na świecie nie połączy się z Internetem za pośrednictwem sieci komórkowej lub Wi-Fi. Oznacza to, że 400 mln smartfonów będzie wykorzystywane jedynie do podstawowych funkcji komunikacyjnych. Użytkownicy, którzy nie umieją lub nie chcą korzystać z pełnej gamy funkcjonalności smarfonów najczęściej obawiają się związanych z tym kosztów. Jak wynika z badania Deloitte przeprowadzonego w 15 krajach na świecie, od 26 do 60 procent użytkowników telefonów komórkowych dostało w ciągu ostatniego roku rachunek wyższy niż oczekiwali. W Polsce odsetek użytkowników wykorzystujących potencjał smartfonów w bardzo ograniczonym zakresie sięga nawet 30 proc. „Wśród użytkowników smartfonów trzeba cały czas kreować popyt na usługi transmisji danych, budować świadomość możliwości tych urządzeń. Można to osiągnąć na przykład przez wspieranie rozwoju aplikacji mobilnych, odpowiednie konstruowanie planów taryfowych czy też

rozbudowywanie sieci. Są w Polsce smartfony poza zasięgiem sieci 3G, które tylko czekają na sygnał i… ciekawą taryfę” – tłumaczy Grzegorz Sencio, Starszy Menedżer w Dziale Konsultingu Deloitte. Zdaniem ekspertów Deloitte w tym roku już nawet 100 operatorów komórkowych na świecie będzie oferować nielimitowany dostęp do określonych aplikacji w ramach stałych miesięcznych abonamentów. Oferta typu AYCA („all-you-can-app”, korzystanie z aplikacji bez ograniczeń) oznacza, że użytkownik w zamian za stałą, miesięczną opłatę, ma do niej nieograniczony dostęp. W ocenie Deloitte ceny usług typu AYCA będą się kształtować od zera do kilkudziesięciu dolarów miesięcznie. Wśród najpopularniejszych aplikacji, które są wskazywane przez użytkowników smartfonów jako te, do których chcieliby mieć nieograniczony dostęp przeważają media społecznościowe, usługi e-mail oraz wideo. Facebook był najbardziej pożądanym serwisem w ubiegłym roku w 12 z 14 przebadanych krajów (oprócz Rosji i Japonii), na drugim miejscu znalazł się YouTube (badanie Deloitte, grudzień 2012 r.). mm

Teberia 08/2012 45



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.