Teberia 18

Page 1

Smart City w polskim wydaniu

Światło i mikroustroje - kulturalni zabójcy

NUMER 7 (18) WRZESIEŃ 2012

NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK

TED idzie w świat Z licencją na idee warte rozpowszechniania



Spis treści: 4 6 7 11 12 14 23 24 32 40 45 46 48 50 EDYTORIAL

Gaudeamus igitur w minorowych nastrojach NA CZASIE

Polska z kosmiczną kasą NA CZASIE

Na Marsa w poszukiwaniu życia NA CZASIE

News

NAUKOWO

Aplikacją w przestępcę SPOJRZENIA

Wrzesień 2.0 – witaj cyfrowa szkoło! NA CZASIE

Zrównoważona… szkoła TRENDY

Smart City po polsku

* Skąd ta nazwa –

…Otóż gdy pojawił się gotowy projekt witryny – portalu niestety nie było nazwy. Sugestie i nazwy sugerujące jednoznaczny związek ze Szkołą Eksploatacji Podziemnej typu novasep zostały odrzucone i w pierwszej chwili sięgnąłem do czasów starożytnych, a więc bóstw ziemi, podziemi i tak pojawiła się nazwa Geberia, bo bóg ziemi w starożytnym Egipcie to Geb. Pierwsza myśl to Geberia, ale pamiętałem o zaleceniach Ala i Laury Ries, autorów znakomitej książeczki „Triumf i klęska dot.comów”, którzy piszą w niej, że w dobie Internetu nazwa strony internetowej to sprawa życia i śmierci strony. I dalej piszą „nie mamy żadnych wątpliwości, co do tego, że oryginalna i niepowtarzalna nazwa przysłuży się witrynie znacznie lepiej niż jakieś ogólnikowe hasło”. Po kilku dniach zacząłem przeglądać wspaniała książkę Paula Johnsona „Cywilizacja starożytnego Egiptu”, gdzie spotkałem wiele informacji o starożytnych Tebach (obecnie Karnak i Luksor) jako jednej z największych koncentracji zabytków w Egipcie, a być może na świecie. Skoro w naszym portalu ma być skoncentrowana tak duża ilośćwiedzy i to nie tylko górniczej, to czemu nie teberia. Jerzy Kicki Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Szkoły Eksploatacji Podziemnej Portal teberia.pl został utworzony pod koniec 2003 roku przez grupę entuzjastów skupionych wokół Szkoły Eksploatacji Pod-ziemnej jako portal tematyczny traktujący o szeroko rozumianej branży surowców mineralnych w kraju i za granicą. Magazyn ,,te-beria” nawiązuje do tradycji i popularności portalu internetowego teberia.pl, portalu, który będzie zmieniał swoje oblicze i stawał się portalem wiedzy nie tylko górniczej, ale wiedzy o otaczającym nas świecie.

Wydawca:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie

Jerzy KICKI

Prezes Fundacji dla AGH

Artur DYCZKO

Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia

Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny

jsrokowski@teberia.pl

KREATYWNI

TED idzie w świat NAUKOWO

Kwaśny papier, światło, mikroustroje, czyli to co zabija... kulturę TECHNOLOGIE

Innowacja z garażu PREZENTACJE

Sigma

PREZENTACJE

KGHM

PREZENTACJE

Bogdanka

Biuro reklamy:

Małgorzata BOKSA reklama@teberia.pl

Studio graficzne:

Tomasz CHAMIGA tchamiga@teberia.pl

Adres redakcji:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 Aal. Mickiewicza 30, 30-059 Krakówtel. (012) 617 - 46 - 04, fax. (012) 617 - 46 - 05, e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl” www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790

Konto Fundacji:

Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone.Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.


E D Y T OR I A L >>

Gaudeamus igitur

w minorowych nastrojach Lada dzień startuje nowy rok akademicki. Tradycyjny „Gaudeamus igitur” zabrzmi pewnie głośno i dostojnie, choć atmosfera w większości polskich uczelni daleka jest od optymistycznej. W rankingach międzynarodowych polskie uczelnie wypadają bladą, do czego już chyba przywykliśmy. To jednak akurat najmniejszy problem. Trudno przejmować się tym, iż na liście szanghajskiej najlepsze polskie uczelnie zajmują miejsca w czwartej setce, skoro nikt na dobrą sprawę nie wie jaki jest mechanizm ocen w tymże rankingu. Prawda jest bowiem taka, iż nasza nauka i szkolnictwo wyższe to zupełnie inna bajka niż amerykańskie MIT, Stanford czy Harvard. Nawet student jednej z politechnik, którego list opublikowała jedna z gazet zauważa pewną nieprawidłowość lub jako kto woli prawidłowość. „Nie popieram likwidacji nauki w Polsce, ale wydaje mi się, że uczelnie, zwłaszcza techniczne, powinny zarabiać na swojej działalności pozanaukowej. Przecież nawet logicznie myśląc, uczelnie techniczne powinny realizować projekty wspólnie z przemysłem, być ośrodkami know-how, tworzyć technologie, opatentowywać je i sprzedawać. W Polsce tak dzieje się rzadko, czego z pewnością powodem są wspomniane „ciepłe posady”, które od naukowców nie wymagają wysilania się, szukania kontaktów z przemysłem, bo i tak mają pensje zagwarantowane”. Ot, spojrzenie z dołu. Na większości polskich uczelni swoje kadencje rozpoczynają nowi rektorzy, choć w niektórych przypadkach będą to nowi-starzy rektorzy. Przyjdzie im wprowadzać nową jakość w dość nieciekawych oko4

Teberia 07/2012

licznościach. Otóż bowiem niż demograficzny sprawił, że dla większości uczelni kandydat na studia jest dziś na wagę złota. Coraz niższy odsetek chętnych do studiowania sprawił, że niektóre uczelnie znalazły się na minusie, w tym nawet znana i prestiżowa warszawska Szkoła Główna Handlowa. Minister Nauki zagroziła deficytowym uczelniom zarządami komisarycznymi. Sytuacja to precedensowa w polskim szkolnictwie wyższym, przynajmniej publicznym, która przypomina obrazki z służby zdrowia. Problem w większym stopniu dotyka dziś uczelni humanistycznych niż technicznych. Okazuje się, że młodzież odwraca się powoli od tak modnych przez lata kierunków jak marketing czy zarządzanie. W uczelniach technicznych, zwłaszcza renomowanych takich jak AGH czy Politechnika Warszawska kandydatów jest wciąż znacznie więcej niż miejsc na studiach. Wynika to z prostej przyczyny – młodzi wybierają kierunki studiów, które dają im większą szansę na pracę. Czy to oznacza, że rektorzy uczelni technicznych mogą spocząć na laurach? Cytowany wyżej młody człowiek studiuje na jednej z najbardziej renomowanych uczelni technicznych w Polsce, który mówi wprost: „studia magisterskie na politechnikach to strata czasu”. Czyż nie jest to warte zastanowienia? Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas


Teberia 07/2012

5


N A C Z A S IE >>

Polska z kosmiczną kasą Po latach wahań Polska podpisała 13 września br. umowę o przystąpieniu do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). ESA to europejski odpowiednik amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. Członkostwo w agencji da polskim instytutom i firmom możliwość pełnego udziału w europejskich projektach w sferze badań i przemysłu kosmicznego. - Nawiązując do słów Neila Armstronga można powiedzieć, że dzisiejszy dzień to mały krok dla administracji, a wielki krok dla Polski – powiedział tuż po podpisaniu umowy wicepremier Waldemar Pawlak. Negocjacje akcesyjne pomiędzy Polską a Europejską Agencją Kosmiczną rozpoczęły się 28 listopada 2011 roku w Paryżu. Rozmowy zakończyły się w kwietniu 2012 roku. Zgodę na przystąpienie do konwencji ESA polski rząd wyraził w czerwcu tego roku, a w lipcu kraje członkowskie agencji. Pawlak przyznał, że to wysokość składki członkowskiej w ESA była głównym powodem wahań polskiego rządu w sprawie przystąpienia do agencji. W pierwszym roku Polska musi wpłacić „wpisowe” i składkę w łącznej wysokości 145 mln złotych. - Przekonywaliśmy, że te pieniądze wracają z powrotem, ale minister finansów odpowiadał, że nie do jego budżetu - przyznał wicepremier. - To równowartość 750 m obwodnicy Warszawy. To bardzo umiarkowana cena za dostęp do Kosmosu. ESA ma budżet o wielkości około 4 mld euro rocznie. Prowadzi wiele misji kosmicznych i wystrzeliwuje także na zasadach komercyjnych - sztuczne satelity Ziemi. Wydatki ponoszone przez ESA zasilają gospodarki krajów należących do tej organizacji, tak więc polskie firmy będą miały szansę zyskać na kontraktach realizowanych w ramach projektów agencji. Niezależnie od tego, także i w europejskim budżecie wydatki na wspólne badania kosmiczne to pokaźna pozycja. Polska się do tego dokładała, nawet gdy nie była członkiem ESA. Do 2020 r. z naszych unijnych składek pójdzie na to blisko pół miliarda euro. - Zasady uczestnictwa Polski w ESA są takie, że nawet 95 proc. pieniędzy, które ze strony polskiej będą inwestowane, może wrócić do kraju, bo obowiązuje tzw. geographical return. Kraje, które inwestują, będą musiały w ramach różnych projektów ESA skonsumować te środki.

6

Teberia 07/2012

To jeden z elementów, który pozwoli nam się zintegrować i dostosować znane nam już technologie do rygorystycznych wymagań technologii kosmicznych – uważa prof. Piotr Wolański z Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, przewodniczący Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN W przyszłości nie będziemy musieli płacić za urządzenia wysokiej technologii, tylko staniemy się producentem tych urządzeń na najwyższym poziomie światowym. Natomiast polscy naukowcy dotychczas mogli być tylko podwykonawcami. Teraz będą mogli projektować i być głównymi realizatorami wielu naukowych eksperymentów w kosmosie. Uczestnictwo Polski w ESA da nam możliwość bardzo szerokiej współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną i uczyni dla nas dostępnymi wiele technologii, które w ESA zostały opracowane wcześniej. Ale przede wszystkim umożliwi nam zwiększenie rozwoju przemysłu kosmicznego w Polsce. A przemysł kosmiczny na świecie jest najbardziej intratnym przemysłem, który przynosi największy zwrot inwestycji. Z audytu, który przeprowadziły Ministerstwo Gospodarki oraz - niezależnie - ESA, wynika, że na akcesji do agencji może skorzystać blisko sto firm, instytutów badawczych i uczelni począwszy od mało znanych firm Robotic Inventions kończąc na gigantach typu Bumar. Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas


N A C Z A S IE >> Po trwającym 36 tygodni locie z Ziemi na Marsa i pokonaniu 567 milionów kilometrów sonda weszła w marsjańską atmosferę z prędkością 21 tysięcy km/h. Starannie zaplanowana procedura hamowania sprawiła, że pojazd wytracił prędkość i bezpiecznie znalazł się powierzchni planety. Tak oto 6 sierpnia na powierzchni Marsa wylądowała automatyczna sonda amerykańska Curiosity. Łazik ma badać planetę w ramach misji Mars Science Laboratory, jako największy w historii pojazd poruszający się po powierzchni Marsa.

Na Marsa

w poszukiwaniu życia

Operację lądowania wspierały sondy znajdujące się już od kilku lat na orbicie wokół Marsa – dwie amerykańskie: Mars Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter oraz jedna europejska: Mars Express. - Siedem minut terroru zamieniło się w siedem minut triumfu - stwierdził tuż po tym John Grunsfeld, kierujący działem naukowym NASA.

Teberia 07/2012

7


N A C Z A S IE >>

HISTORIA BEZZAŁOGOWYCH MISJI KOSMICZNYCH JPL*

data rozpoczęcia misji x obszar badań przeszłość / teraźniejszość / przyszłość / plany

ponad 100 rozpoczętych misji SŁOŃCE

MERKURY

WENUS

WIATR SŁONECZNY

ZIEMIA

KSIĘŻYC ZIEMI

MARS

JOWISZ

SATURN

URAN

* Jet Propulsion Laboratory (pl. Laboratorium Napędu Odrzutowego) – jedno z centrów badawczych NASA, znajduje się w miejscowości Pasadena w stanie Kalifornia, ok. 50 km na północ od Los Angeles. JPL jest odpowiedzialny za prowadzenie lotów bezzałogowych dla NASA, jest centrum dowodzenia dla prób przeprowadzanych przez NASA w przestrzeni kosmicznej poza strefą przyciągania Ziemi.

Łazik Curiosity (ang. ciekawość) będzie eksplorował powierzchnię Czerwonej Planety przez 98 tygodni. Potrafi pokonywać przeszkody o wysokości do 65 cm i podróżować do 200 metrów dziennie. Curiosity będzie badać geologię Marsa, promieniowanie docierające do powierzchni planety (np. promieniowanie kosmiczne), monitorować klimat, a także sprawdzi czy na Czerwonej Planecie występowały kiedyś warunki sprzyjające życiu, w czym pomogą mu detektory podczerwieni wyprodukowane dla NASA przez polską firmę VIGO System SA z Ożarowa Mazowieckiego. Koszt misji wyniósł, bagatela, 2,5 miliarda dolarów. 27 sierpnia zespół Mars Science Laboratory odebrał wiadomość od prezydenta NASA, Charlesa Boldena. 8

Teberia 07/2012

Przemówienie zostało skierowane do wszystkich związanych z misją Curiosity i w swobodnym tłumaczeniu brzmiało: „Witajcie, mówi do was Charlie Bolden, prezydent NASA, za pośrednictwem nadawczych możliwości łazika Curiosity który teraz jest na powierzchni Marsa. Od początków dziejów ludzka ciekawość wytrwale poszukiwała nowego życia… nowych możliwości znajdujących się dalej niż horyzont. Chciałbym pogratulować wam, członkom NASA jak i naszym wspólnikom i zaprzyjaźnionym rządom całego świata, zbliżenia nas o krok w kierunku Marsa. To nieopisanie wyjątkowe osiągnięcie. Postawienie łazika na Marsie nie było łatwe. Wielu próbowało, tylko Ameryka odniosła pełny sukces. W Kraterze

N


ASTEROIDY

KOMETY

NEPTUN

CERES

Gale’a poszukujemy odpowiedzi na pytania dotyczące życia na Czerwonej Planecie, wiedzę tę z pewnością będziemy mogli wykorzystać tu, na naszej planecie. Curiosity przyniesie Ziemi korzyści, a jej praca będzie inspiracją dla przyszłych pokoleń naukowców i odkrywców. W niedalekiej przyszłości śladami łazika poruszać się będą ludzie załogowej misji na Marsa. Dziękuje Wam!” Nagranie zostało przekazane drogą Ziemia-MarsZiemia. Szef NASA za pośrednictwem anten Deep Space Network przekazał wiadomość do łazika Curiosity, który następnie odesłał ją tą samą drogą do pilotów na Ziemię. W ten sposób przemówienie to stało się pierwszym, odebranym z powierzchni Marsa.

WSZECHŚWIAT

FALE GRAWITACYJNE

Zdaniem Karola Wójcickiego, astronoma z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, przesłanie głosu na Marsa i z powrotem to ciekawostka, ale do historii wypowiedź ta raczej nie przejdzie. Świat zapamięta najwyżej słowa wypowiedziane przez pierwszego człowieka, który stanie na Marsie. „A taki człowiek być może już się urodził” - ma nadzieję Karol Wójcicki. - Eksploracja Marsa jest priorytetem dla NASA, stworzy podstawy dla przyszłych misji załogowych - twierdzi Bolden. Poprzednie misje badawcze NASA dostarczyły mocnych dowodów na to, że w przeszłości na powierzchni planety znajdowała się woda, główny składnik życia. Teberia 07/2012

9


N A C Z A S IE >>

MASZT kamera do wielospektralnej stereofotografii oraz filmowania

DETEKTOR PROMIENIOWANIA dokonuje pomiarów napromieniowania które mogłoby być groźne dla życia na powierzchni planety

BATERIA podwójna bateria RTG, zasilająca pojazd, który wytwarza energię elektryczną z ciepła rozpadu promieniotwórczego plutonu, pozwala działać urządzeniu nawet do 14 lat

RAMIĘ ROBOTA ramię wyposażone z wiertło udarowe zintegrowane z zespołem przyrządów zawierających chromotograf gazowy, spektometr masowy i laserowy do analiz minerałów i atmosfery

- Curiosity ma za zadanie poszukiwać substancji organicznych i innych śladów związków chemicznych uznawanych za konieczne do rozwoju życia mikrobiologicznego – pisze Reuters. Zaledwie dwa tygodnie po pomyślnym wylądowaniu łazika Curiosity na powierzchni Czerwonej Planety, amerykańska agencja kosmiczna poinformowała o kolejnej misji marsjańskiej. Sonda nazwana InSight ma polecieć na Marsa w 2016 r. W odróżnieniu od Curiosity, który niebawem rozpocznie wędrówkę po obcej planecie, InSight będzie sondą stacjonarną. Robot zostanie wyposażony w instrumenty badawcze, które pomogą w szukaniu odpowiedzi na pytania dotyczące formowania się skalistych planet, takich jak np. Ziemia czy Mars. Projekt nowej sondy opiera się na konstrukcji Phoenixa, robota wysłanego przez NASA na Marsa w 2008 roku. Na pokładzie InSight znajdą się instrumenty stworzone z myślą o badaniach geofizycznych, m.in. umożliwiające rejestrację wstrząsów sejsmicznych oraz mierzenie temperatury planety. Dzięki uzyskanym danym naukowcy mają nadzieję lepiej poznać wnętrze planety oraz dowiedzieć się więcej o historii jej powstawania. Naukowcy już dawno wyzbyli się przekonania, iż na Marsie kiedykolwiek występowały inteligentne formy życia. Za ideą poszukiwaniu życia na Czer10

Teberia 07/2012

ANTENY umożliwiają wysyłania danych na ziemię bezpośrednio z Couriosity lub poprzez orbitery na orbicie Marsa

SYSTEM MOBILNY 6 kół - każde z niezależnym napędem; przednie koła bezpośrednio połączone z punktem mocowania podwozia, 2 tylne pary pośrednio, co pozwoli łazikowi na wykonanie 360 stopniowego obrotu w miejscu. Na płaskiej twardej nawierzchni łazik będzie mógł rozwinąć maksymalną prędkość około 4 cm/s

wonej Planecie, w jakiejkolwiek postaci, stoi w istocie plan eksploracji kosmosu ogłoszony w 2004 r. przez ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a W. Busha. Jednym z jego celów jest właśnie misja załogowa na Marsa. Natrafienie na mikroorganizmy, choćby ich skamieliny, na Czerwonej Planecie, będzie oznaczało, że życie jest zjawiskiem powszechnym. Rodzi się wszędzie tam, gdzie ma do tego możliwość. Jeśli tak, jeśli życie na innych planetach jest możliwe, w efekcie możliwa jest nie tylko eksploracja kosmosu, ale także jego kolonizacja, bo jak twierdzi światowej sławy astrofizyk i kosmolog Stephen Hawking, w najbliższych 200 latach ludzkość musi skolonizować kosmos, jeśli chce przetrwać w dłuższej perspektywie czasowej. Przyrost ludności w połączeniu z wyczerpywaniem się nieodtwarzalnych bogactw mineralnych Ziemi, oznacza, że ludzkość, jeśli chce utrwalić osiągnięty postęp, musi spoglądać ku gwiazdom. jac

Źródło: PAP/Nauka w Polsce c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas


N A C Z A S IE >>

Daleko w rankingach

Naukowy budżet

Pierwsze miejsce w tegorocznej edycji rankingu uczelni z 70 krajów, QS World University Rankings, zajął Massachusetts Institute of Technology (MIT) z USA. Najlepsza polska uczelnia, Uniwersytet Warszawski, znalazła się w końcu czwartej setki. W edycji rankingu 2012/13 tuż za MIT uplasował się ubiegłoroczny zwycięzca, brytyjski University of Cambridge, i amerykański Harvard University. Również kolejne miejsca z pierwszej dziesiątki zdominowały naukowe ośrodki z Wysp Brytyjskich: University College London, University of Oxford i Imperial College London oraz amerykańskie: Yale University, University of Chicago, Princeton University i California Institute of Technology (Caltech).

W projekcie ustawy budżetowej na rok 2013 nakłady na szkolnictwo wyższe wyniosą w sumie ponad 12 mld zł, a na naukę - ponad 6 mld zł. Płace na uczelniach mogą wzrosnąć nawet o 9 proc. - informuje resort nauki. Budżet samego resortu nauki tylko w zakresie szkolnictwa wyższego to 10,47 mld zł. W porównaniu z 2012 roku wzrósł on o 1,28 proc. Przypomnijmy, że nadzór nad szkołami wyższymi sprawuje sześciu ministrów, w tym minister zdrowia, jeśli chodzi o wyższe szkoły medyczne, czy minister obrony narodowej, jeśli chodzi o uczelnie wojskowe

Na listę trafiło tylko kilka szkół wyższych z Polski. Wśród nich najlepiej wypadł Uniwersytet Warszawski, który zajął 398 miejsce. Uczelnia ta awansowała wobec ubiegłego roku, kiedy to znalazła się w przedziale między miejsce 400 a 450. Do tego samego przedziału trafił teraz Uniwersytet Jagielloński (z ubiegłorocznego, 393 miejsca). W rankingu zmieściły się jeszcze Politechnika Warszawska i Uniwersytet Łódzki, plasujące się w ostatniej, siódmej setce. Ranking QS odzwierciedla jakość siedmiuset uczelni z 72 państw. Oceniano je, biorąc pod uwagę sześć głównych grup kryteriów. Najważniejsze z nich - opinia środowiska akademickiego o uczelni - decydowało o ocenie aż w 40 procentach. Liczyły się też opinie pracodawców, umiędzynarodowienie kadry i studentów, proporcje studentów i kadry oraz liczba cytowań przypadających na jednego wykładowcę. Na potrzeby rankingu ankietowano 46 tys. wykładowców i 28 tys. pracodawców.

Wyniki rankingu ogłoszono na stronie www.topuniversities.com

Dodatkowo, w projekcie ustawy budżetowej na rok 2013 uwzględniono fundusze na zwiększenie wynagrodzeń pracowników szkół wyższych w łącznej kwocie ponad 907 mln zł. W budżecie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego przewidziano na podwyżkę wynagrodzeń powyżej 744 mln zł, a pozostałe fundusze na wzrost płac dla pracowników uczelni znajdują się w budżetach innych ministerstw (np. zdrowia, obrony narodowej). Dzięki temu pensje mogą wzrosnąć średnio o 9,14 proc. - poinformował resort nauki. O wysokości podwyżki dla pracownika konkretnej uczelni zadecyduje jednak jej rektor. Dotyczy to zarówno nauczycieli akademickich, jak i pracowników administracyjnych.

AGH: przekazanie władzy rektorskiej 19 września br. w Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie odbyło się uroczyste posiedzenie Senatu AGH związane z ceremonią przekazania władzy rektorskiej. Prof. Antoni Tajduś, który funkcję Rektora Akademii sprawował od 2005 roku, oficjalnie przekazał władzę 23. Rektorowi w historii uczelni: prof. Tadeuszowi Słomce, wybranemu na to stanowisko przez Uczelniane Kolegium Elektorów w dniu 3 kwietnia 2012 r. Przekazanie władzy w uczelni wiązało się z przekazaniem insygniów rektorskich – do których należą łańcuch, berło i topór ceremonialny oraz pierścień. Ważnym elementem uroczystości było, zgodnie z akademicką tradycją, odsłonięcie portretu ustępującego Rektora. Obraz znajdzie swoje miejsce wśród poprzedników prof. Antoniego Tajdusia w reprezentatywnym miejscu Auli Głównej Akademii Górniczo-Hutniczej. Prof. Antoni Tajduś, jak podają media, rozważa obecnie start w wyborach prezydenckich w Krakowie. Mówi o potrzebie budowy nowego miasta, otwartego na nowoczesne technologie i firmy, szczególnie z branży IT. Jeśli miałby zarządzać miastem równie sprawnie jak uczelnią, sukces w nowej roli gwarantowany! jac

W budżecie na przyszły rok przewidziano także 235 mln zł na dotację projakościową. Pieniądze z dotacji trafią do najlepszych uczelni, w tym m.in. tych, które mają najlepsze programy studiów oraz do Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących. Wydatki na naukę w 2013 roku wyniosą 6,4 mld zł. Wzrosną one o 1,34 proc. w stosunku do roku 2012.

źródło: PAP - Nauka w Polsce

źródło: PAP - Nauka w Polsce

Teberia 07/2012

11


N A UK O W O >>

Aplikacją

w przestępcę

Co mają ze sobą wspólnego Jan Kowalski i użytkownik numeru telefonu 401-678-000, który dokonał operacji bankowej na kwotę 500 tys. zł, poruszający się samochodem o numerach rejestracyjnych KRO 2456 i w zeszłym miesiącu przekroczył siedem razy przejście graniczne w Medyce? Ten prosty przykład obrazuje na jakich danych pracują analitycy, jakich informacji mogą poszukiwać i jak wiele kombinacji można uzyskać na podstawie różnorodnych informacji. Unowocześnieniem i przyspieszeniem prac śledczych kryminalnych zajęli się naukowcy z Katedry Informatyki AGH. Narzędzie, którego są twórcami, służy łącznie jedenastu instytucjom, m.in. Policji i Służbie Granicznej. Dzięki rozwiązaniom informatycznym analityk może szybciej wykonać prace, które wcześniej zajmowały mu wiele godzin. System LINK 2, bo o nim mowa, to narzędzie, nad którym pracował przez kilka lat kilkuosobowy zespół, na czele z profesorem Edwardem Nawarecki, dr inż. Markiem Kisielem-Dorohinickim i profesorem Grzegorzem Dobrowolskim. Swój udział w pracach mieli także studenci i doktoranci którzy, jak podkreśla prof. G. Dobrowolski, pracując nad projektem szkolą się, zdobywają nowe umiejętności i pracują nad realnym zadaniem. Różne inspiracje zaczerpnięte w pracach nad tym projektem można odnaleźć później w ich pracach laboratoryjnych i dyplomowych. - W AGH jest kilka grup pracujących nad projektami związanymi z bezpieczeństwem. Wszystkie one mają za zadanie stworzyć narzędzia i aplikacje komputerowe wykorzystywane w dziedzinie bezpieczeństwa. Zespół pracujący nad LINKiem to tylko jeden z wielu - mówi prof. Dobrowolski. Zintegrowane środowisko analizy kryminalnej LINK, bo tak brzmi pełna nazwa, ma na celu przede wszystkim wspieranie skomplikowanej analizy kryminalnej. Projekt powstał na zamówienie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w ramach Platformy Bezpieczeństwa. Głównym zadaniem narzędzia jest wczytywanie, przetwarzanie oraz wizualizacja danych pochodzących z różnych źródeł. - Dostarczamy narzędzie 12

Teberia 07/2012

dla oficera śledczego czy np. prokuratora, który ma za zadanie przetworzyć ogromne ilości danych. Aplikacja ma ułatwić sfinalizowanie sprawy czyli złapanie przestępcy - tłumaczy prof. G. Dobrowolski. Najważniejszą kwestią dla autorów było stworzenie takiego narzędzia, które będzie inspirujące dla oficera śledczego czy analityka kryminalnego.


- Złapanie przestępcy to zadanie złożone, polegające na odnalezieniu śladu, który prowadzi do rozwiązania sprawy. Bazy danych i informacje znajdujące się w sieci często mogą naprowadzić na właściwy trop. Link ma pomóc w odnalezieniu takiego tropu, a także ocenić, które dane mogą być przydatne i interesujące z punktu widzenia śledztwa - uzupełnia prof. G. Dobrowolski. Na kanwie narzędzi dostępnych i używanych przez różne służby informatycy z AGH stworzyli narzędzie udoskonalone i dużo bardziej funkcjonalne. - Ważnym elementem jest prostota użytkowania. Pracując nad Linkiem chcieliśmy ułatwić procesu analizy i np. wyeliminować ręczne wprowadzania danych do programu, co jest ogromnie czasochłonne - wyjaśnia dr inż. M. Kisiel-Dorohinicki. Zapotrzebowanie na tego typu narzędzia informatyczne, wspomagające pracę wielu służb, jest bardzo duże i stale rośnie. Rozwiązanie, którego autorami są naukowcy z AGH, jest przede wszystkim praktyczne. Wcześniej ograniczenia śledczych wynikały z trudności stosowanych narzędzi. - Jesteśmy twórcami wariantu prostego, intuicyjnego w obsłudze. Dawniej nie pobierano np. bilingów telefonicznych, cennego źródła informacji dla analityków. Dzięki naszemu rozwiązaniu policja ma możliwość przerobowe do np. ogromnych ilości danych, chociażby bilingów - mówi profesor E. Nawarecki. Program pomaga także w analizie wszelkiego rodzaju zdarzeń, np. sprawdza operacje bankowe, ułatwia ustalić uczestników procederu

zwanego potocznie „praniem brudnych pieniędzy”. Straż graniczna wykorzystuje narzędzie do analizy zarejestrowanych przekroczeń granic. Inne dane wykorzystywane w analizie to np. informacje pochodzące z systemów informatycznych- loginy do serwerów. Link łączy obiekty z konkretnym miejscem i czasem oraz interesujących śledczego zdarzeniem. Pierwsze, główne założenie programu to wczytywanie i przechowywanie różnego rodzaju danych. Drugie to efektywne składanie i analiza informacji pozwalająca użytkownikowi na tworzenie różnych perspektyw. - W praktyce oznacza to, że np. te same numery telefonów nałożą się na siebie po połączeniu dwóch różnych diagramów, wskazując podejrzanego. Link łączy zatem różne dane, efektywnie je przetwarza pokazując informacje w różnych konfiguracjach. Każdy taki diagram to nowa perspektywa dla śledczego. Inny punkt widzenia - podsumowuje dr inż. M. Kisiel- Dorohinicki. Pierwszy, najbardziej podstawowy produkt jaki pojawił się w wyniku prac informatyków, to LINK, następnie zaś MAMUT, dokonujący bardziej zaawansowanych analiz. W tej chwili trwają próby połączenia tych dwóch narzędzi i stworzenia całkiem nowego, udoskonalonego rozwiązania o nazwie LINK 2. Rozwój narzędzia wynika ze stałego kontaktu środowiska akademickiego z odbiorcami. Potencjał narzędzia został doceniony przez użytkowników m.in. na Międzynarodowych Targach Techniki i Wyposażenia Służb Policyjnych oraz Formacji Bezpieczeństwa Państwa EUROPOLTECH 2011, które odbyły się w Warszawie. Zespół z AGH otrzymał wówczas za swoją pracę Srebrną Gwiazdę Policji, a także Nagrodę Specjalną Komendanta Głównego Straży Granicznej - „Laur Graniczny”.

Anna Żmuda c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

źródło: blog naukowy AGH

Teberia 07/2012

13


S P O JR ZE NI A >>

Wrzesień 2.0

– witaj cyfrowa szkoło!

14

Teberia 07/2012


I znów wrzesień – ten wieńczący lato miesiąc nazwę swą zawdzięcza kwitnącym różowo wrzosom. Ale w głowach i w portfelach rodziców uczniów wcale różowo nie jest, a jedyne co ewentualnie zakwita, to myśl, że znów czeka ich radykalny drenaż kieszeni, choć szkolnictwo – przynajmniej według konstytucjonalistów – mamy w Polsce bezpłatne. Katowicki antykwariat. Lada ugina się pod ciężarem dwóch dużych toreb, pełnych podręczników z gimnazjum i liceum, przyniesionych w celu sprzedaży. Te gimnazjalne – najstarsze - sprzed czterech lat, z liceum prawie nowe – niektóre w stanie dziewiczym, bo nauczyciel nie wymagał korzystania z nich, a jedynie ich zakup (!). Niestety, transakcja nie dochodzi do skutku - wszystkie lądują na śmietniku, bo... są już nieaktualne. Czyżby tak szybko rozwijała się nasza nauka? To mamy tyle nowych odkryć w dziedzinach matematyki, fizyki, geografii, chemii, biologii, historii, literatury... i to na poziomie elementarnym? Niestety. Sytuację tę generują tęższe coraz umysły, przegrzewające się gdzieś w obszarach Ministerstwa Edukacji Narodowej, wymyślając nieustannie zmiany koncepcji nauczania, podstaw programowych, co pociąga za sobą produkcje kolejnych podręczników, dezaktualizując poprzednie. A wszystko, jak zwykle, rozbija się o niebagatelną kasę różnych grup zawodowych, od twórców tych programów poczynając, a na wydawcach i księgarzach, kończąc. Kasę, którą co roku wyciągają z kieszeni rodzice uczniów, ufając (lub nie) w zasadność tych działań. Psioczenia, takie jak wyżej, odbywają się cyklicznie, co roku - w każdym niemal domu, w mediach, a także w przywoływanym MEN. Zwarły się tedy myśli oświecone i oto jest. W skromnych progach polskiej szkoły stoi, mianowicie, cyfryzacja. Z tym, że owo ‘stoi’, to jest bardzo dobre słowo. A jest tak: 3 kwietnia 2012 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę w sprawie „Rządowego programu rozwijania kompetencji uczniów i nauczycieli w zakresie stosowania technologii informacyjno-komunikacyjnych - Cyfrowa szkoła” oraz wydała Teberia 07/2012

15


S P O JR ZE NI A >> rozporządzenie w sprawie warunków, form i trybu realizacji przedsięwzięcia dotyczącego rozwijania kompetencji uczniów i nauczycieli w zakresie stosowania technologii informacyjno-komunikacyjnych. Rząd zdecydował, że pilotażowo będzie realizowany program, którego głównym celem jest rozwijanie kompetencji uczniów i nauczycieli w zakresie stosowania technologii informacyjno-komunikacyjnych (TIK) w edukacji, opierający się na założeniu, że jednym z zasadniczych zadań współczesnej szkoły jest przygotowanie uczniów do życia w społeczeństwie informacyjnym. Zadanie to ma być realizowane przez nauczycieli, którzy potrafią świadomie i umiejętnie wykorzystywać technologie informacyjno-komunikacyjne w edukacji. Jak czytamy na stronie internetowej Ministerstwa Edukacji Narodowej, przedsięwzięcie „Cyfrowa szkoła” ma być realizowane w czterech obszarach – e-szkoła, e-uczeń, e-nauczyciel, e-zasoby. Działania w obszarze „e-szkoła” polegać mają na wyposażeniu (doposażeniu) szkół podstawowych, prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego i ogólnokształcących szkół muzycznych I stopnia w nowoczesne pomoce dydaktyczne niezbędne do realizacji programów nauczania z wykorzystaniem TIK. Obszar „e-uczeń” dotyczy zapewnienia uczniom w klasach IV-VI szkół podstawowych, prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego i ogólnokształcących szkół muzycznych I stopnia dostępu do nowoczesnych pomocy dydaktycznych, w szczególności mobilnego sprzętu komputerowego. „E-nauczyciel”- to przygotowanie nauczycieli do nauczania, komunikowania się z uczniami i rodzicami oraz prowadzenia dokumentacji szkolnej z wykorzystaniem TIK; przeszkolenie 40 „e-trenerów” i 1200 „e-moderatorów”, którzy będą wspierać szkoły w realizacji zadań z zakresu stosowania TIK w praktyce szkolnej; organizacja sieci współpracy i szkolenia dla ok. 19 tys. szkolnych „e-koordynatorów”, których zadaniem będzie szkolenie oraz wspieranie nauczycieli w nabywaniu i doskonaleniu umiejętności w pracy z wykorzystaniem TIK. Z kolei celem działań w obszarze „e-zasoby edukacyjne (w tym e-podręczniki)” jest rozbudowa multimedialnych cyfrowych zasobów edukacyjnych na portalu „Scholaris” (znajdują się na nim materiały edukacyjne przeznaczone do prowadzenia zajęć lekcyjnych) oraz udostępnianie narzędzi, rozszerzających warsztat pracy nauczycieli, umożliwiających opracowywanie lekcji z wykorzystaniem TIK; przygotowanie nieodpłatnych 16

Teberia 07/2012

e-podręczników, które będą dostępne na otwartym publicznym portalu edukacyjnym dla uczniów. Pilotaż będzie realizowany od kwietnia 2012 r. do końca sierpnia 2013 r., weźmie w nim udział ok. 380 szkół. Całkowity koszt programu to 61 mln zł. W 2012 r. na jego realizację przewidziano w budżecie państwa rezerwę celową w wysokości 50 mln zł (w tym 44 mln zł na zakup pomocy dydaktycznych). Wkład własny organów prowadzących oszacowano na co najmniej 11 mln zł. Na e-zasoby edukacyjne, w tym e-podręczniki w latach 2012-2015 zaplanowano do wydania 45,5 mln zł ze środków unijnych (Europejskiego Funduszu Społecznego). Na realizację zadań w obszarze e-nauczyciel przewiduje się przeznaczyć 20mln zł środków unijnych (Europejski Fundusz Społeczny).


Krótka rozprawa o kondycji polskiej szkoły Tyle teorii. W założeniach wszystko brzmi świetnie - kompetentni nauczyciele i dobrze przygotowana do funkcjonowania w świecie nowych technologii młodzież. Tymczasem, według specjalistów z koncernu Microsoft oraz Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych to właśnie mentalność nauczycieli i dyrektorów szkół jest największą przeszkodą na drodze do informatyzacji polskiej szkoły. Skąd owi specjaliści to wiedzą? Ano z praktyki, obie firmy zinformatyzowały bowiem 500 szkół ponadgimnazjalnych, szkoląc 7 tys. nauczycieli oraz ok. 130 tys. uczniów, a wszystko to w ramach wspólnego projektu „Szkoła Nowych Technologii”

Cecylia Szymańska-Ban, dyrektor ds. edukacji Microsoft mówi o specyficznych trudnościach, z jakimi się zetknęła podczas szkoleń – Dwa najsłabsze elementy to brak wiedzy wśród nauczycieli, jak uczyć z wykorzystaniem technologii informatycznych, oraz szkolna infrastruktura. Nauczyciele mają mgliste pojęcie na temat ogólnodostępnych i darmowych aplikacji, które już teraz można wykorzystywać w nauczaniu. Podobnie ma się sprawa z dyrektorami, którzy nie znają programów pomagających zarządzać szkołami. – Potrzebne są gruntowne szkolenia dla pedagogów, na których dowiedzą się, jakie narzędzia informatyczne są już dostępne i nauczą się z nich korzystać. Podobne działania powinny objąć dyrektorów szkół, by pomóc im wykorzystywać technologię w zarządzaniu swoją placówką – podpowiada SzymańskaBan. Kolejna słaba strona polskiej szkoły to brak odpowiedniej infrastruktury do wykorzystania nowoczesnych technologii. Przede wszystkim chodzi o dostęp do szerokopasmowego Internetu, co pozwala szybko przesyłać duże ilości danych. Bez tego trudno myśleć o tym, by z sieci mogło korzystać jednocześnie kilkudziesięciu uczniów. Dziś bywa na przykład, że choć szkoła prowadzi e-dziennik, to nauczyciel musi przepisywać dane dotyczące frekwencji uczniów, bo w klasie nie ma połączenia z siecią. W szkołach często nie ma rzutników, ekranów do wyświetlania obrazów, nie mówiąc już o tablicach interaktywnych. Szkoły są nastawione na naukę z użyciem tablicy i kredy, a nie technik multimedialnych. Powyższe opinie tylko potwierdzają zasadność i konieczność wprowadzenia programu „Cyfrowa szkoła”, będącego jedynym ratunkiem dla skostniałych form kształcenia. Ale, jak to zwykle bywa, nie wszyscy są tego zdania. Co więcej – najmniej entuzjazmu wykazują najbardziej zainteresowani i to ci, którym szczególnie powinno leżeć na sercu dobro ucznia.

Ciężki los nauczyciela i inne opowiadania Przyjęło się myśleć, że nauczyciele są jedną z najbardziej pokrzywdzonych grup zawodowych w kraju. Niskie zarobki, niedofinansowanie szkoły, trudna młodzież, ciągły stres i doszkalanie – krótko mówiąc, orka na ugorze od rana do nocy. W utyskiwaniu na swój los, nauczyciele zapominają o licznych przywilejach, których inne grupy zawodowe nie uświadczą, Teberia 07/2012

17


S P O JR ZE NI A >> choć ich praca może być równie ciężka i jeszcze gorzej płatna. Problem oczywiście jest szeroki, zresztą, - nie czas na to i miejsce. Rzecz jednak w tym, że od nauczycieli, mających wpływ na wychowanie młodych ludzi, wymaga się, zresztą słusznie, stałego dokształcania, rozwoju, „bycia na bieżąco” i to nie tylko w ramach wykładanego przedmiotu, ale w ogólnym rozumieniu. Po co? By stanowili autorytet dla młodzieży, byli jej partnerem w dyskusji, mogli pokazać i wytłumaczyć działanie współczesnego świata, również w kontekście nowych technologii. Tymczasem Artur Rudnicki, wicedyrektor Zespołu Szkół Technicznych im. T. Kościuszki w Radomiu, który uczestniczył w projekcie Microsoftu oraz WSiP, diagnozuje: – W wielu szkołach dyrektorzy szkół oraz sami nauczyciele nie widzą potrzeby wprowadzania nowoczesnych technologii. Traktują to jako element, który może generować dodatkowe obowiązki i odpowiedzialność. Znam przykłady, gdy wręcz hamowany jest rozwój nauczycieli w tym kierunku – mówi Rudnicki. Potwierdza to Szymańska-Ban. – Prowadzimy konkurs „Innowacyjny nauczyciel”, wiem o kilku jego laureatach, którzy spotkali się z ostracyzmem środowiskowym i musieli zmienić pracę – mówi. Rudnicki widzi to jeszcze bardziej prozaicznie – Program „Cyfrowej Szkoły”, zresztą słusznie, wskazuje,

18

Teberia 07/2012

że każda szkoła będzie miała nauczyciela koordynatora zajmującego się informatyzacją. Do tej pory nie jest jasne, kto będzie płacić za jego pracę oraz w ramach jakich godzin ma on pełnić obowiązki – mówi.

Opowieść o tym, jak wydawcy byli „za” Oczywiście, nawet jeśli opór nauczycieli opóźni nieco wprowadzenie zmian w polskiej szkole, na pewno ich nie powstrzyma. Świat się zmienia i nie ma sensu udawać, że się tego nie widzi. Jednak nie tylko ta grupa jest sceptycznie nastawiona do nadchodzących zmian. Obaw przed planami ministerstwa nie kryją także wydawcy, ale z zupełnie innych powodów. Podkreślają oni mianowicie, że program „Cyfrowa szkoła” spowoduje ograniczenie dostępu do 40 proc. rynku podręczników, co zaszkodzi nie tylko wydawnictwom, ale całemu rynkowi. Chodzi oczywiście o pieniądze i to nie małe, bo rynek podręczników wart jest dziś około 1 mld złotych. – Efekt będzie taki, że dotychczasowy rynek zostanie zdewastowany. Nie będzie wolnorynkowego podejścia, które teraz mamy. Dziś wydawcy w ramach pewnych minimów programowych mogą rywalizo-


wać ze sobą autorami, atrakcyjnością podręczników, atrakcyjnością materiałów dodatkowych – twierdzi w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Wydawcy, m.in. zrzeszeni w Porozumieniu Nowoczesnej Edukacji (PWN, WSiP, Nowa Era), którzy protestują przeciw programowi, nie są przeciwni samemu procesowi cyfryzacji szkoły. – Nikt o tym nie dyskutuje. Koszty dodatkowe, wynikające z uplasowania tradycyjnych podręczników są naprawdę duże. Koszty dystrybucji, podatki to też jest przestrzeń do poprawy – uważa Marcin Roszkowski. Propozycją wydawców jest więc utworzenie wspólnej platformy, na której byłyby materiały powszechne, które rząd i różne instytucje publikują w ramach pieniędzy publicznych oraz rozszerzanie tej bazy, ale nie wyeliminowanie wszystkich innych podręczników. – Ceny podręczników to ważny zarzut. Ale trzeba je wymieniać, bo świat się zmienia, często zmieniają się minima programowe. Więc e-rozwiązania są tu dobrymi rozwiązaniami. Rząd wyszedł temu naprzeciw, pokazując, że podręczniki powinny być w obiegu trzy lata i nie mogą być co chwilę zmieniane. Musi być rynek wtórny, żeby uczniowie mogli kupować książki taniej – zauważa Roszkowski. Wydawcy zwracają uwagę na brak dostępu do treści, którymi mogliby się posiłkować nauczyciele w cyfrowej szkole. Przypominają, że resort edukacji zaczął tworzenie e-podręczników od sporu z wydawcami. Mimo, że wydawcy podkreślają swój brak sprzeciwu wobec samej cyfryzacji, nie powstrzymują się od podniesienia jeszcze innego argumentu. Chodzi mianowicie o zagrożenie, płynące z uzależnienia najmłodszych od komputera i sieci, o którym na swoich stronach internetowych pisze Ministerstwo Cyfryzacji i Administracji. Resort wskazuje na przykład Korei Południowej, gdzie rząd wycofał się z e-podręczników po tym, jak badania wskazały, że 10 proc. uczniów w wieku 5-9 lat zdradza objawy e-uzależnienia. Warto powiedzieć także, że na początku czerwca 2012 r. wydawcy z Polskiej Izby Książki, wysłali list do José Manuela Barrosa, przewodniczącego Komisji Europejskiej, będący protestem przeciwko wprowadzeniu przez Ministerstwo Edukacji Narodowej e-podręczników w ramach programu Cyfrowa Szkoła. W liście do KE wydawcy podkreślali, że MEN narusza zasady uczciwej konkurencji. Poza listem wydawcy zbojkotowali konkurs na partnerów w programie Cyfrowa Szkoła.

27 lipca przewodniczący Komisji Europejskiej udzielił odpowiedzi, która nie pozostawia niedomówień – polski projekt jest pożądany, bo ściśle wiąże się z polityką Unii Europejskiej, dotyczącą innowacyjności w edukacji. Jak czytamy w odpowiedzi udzielonej wydawcom w imieniu przewodniczącego przez Detlefa Eckerta „dziś technologie cyfrowe powodują przekształcenia, wpływając na wszystkie aspekty życia głównych gałęzi gospodarek oraz sektor publiczny. W sposób nieunikniony stanowią wyzwanie dla obowiązujących systemów formalnego kształcenia we wszystkich państwach członkowskich UE”. Zdaniem KE e-nauczanie powinno być kluczowym elementem włączonym do narodowych strategii reformowania systemu edukacji. Zatem atak wydawców na e-podręcznik okazał się nieskuteczny. Komisja Europejska zdecydowanie opowiedziała się za e-podręcznikami.

Jak e-podręcznik po Europie wędrował W wielu krajach Europy cyfryzacja szkoły, a zwłaszcza funkcjonowanie e-podręcznika są już na etapie wdrażania. Potwierdza to wynik ankiety na temat wykorzystania nowych technologii w edukacji (ze szczególnym uwzględnieniem wykorzystania epodręczników), przeprowadzonej na zlecenie Ministerstwa Edukacji Narodowej przez Polskie BiuTeberia 07/2012

19


S P O JR ZE NI A >> ro Eurydice (członek europejskiej sieci informacji o systemach edukacji). W kontekście tych badań e-podręcznik rozumiano jako najprostszą, zdigitalizowaną wersję książki, dostępnej dla ucznia czyli np. odpowiednik tradycyjnego podręcznika w wersji PDF, dostępny online. Pod tym kontem przebadano 20 krajów, otrzymując ogólny obraz rozwoju rynku e-podręczników. W badaniach wzięto pod uwagę specyfikę poszczególnych systemów, w tym np. poziom jego centralizacji, kulturę i tradycje nauczania czy powszechność Internetu. We Francji program typu „Cyfrowa szkoła” przechodzi fazę pilotażową. Francuski Departament ds. Edukacji testuje wprowadzanie e-podręczników od 2009 roku. Przy tworzeniu nowych rozwiązań, współpracuje z wydawcami książek, platformami edukacyjnymi oraz producentami narzędzi ICT. Eksperyment ten dotyczy w obecnym roku szkolnym około 20 000 uczniów i ich nauczycieli na poziomie szkół gimnazjalnych. Program finansują samorządy oraz instytucje rządowe. E-podręcznik jest tworzony głównie do takich przedmiotów jak historia, geografia i język francuski. Większość z tych e-podręczników zawiera treści graficzne, ale też pliki audio i video. Nauczyciel dysponuje również panelem, w którym sam może dobierać treści do podręcznika dla swoich uczniów, a ci ostatni mogą z niego korzystać za pośrednictwem Internetu w wielu miejscach - w szkole, w domu czy w bibliotekach - wszędzie tam gdzie jest dostępny sprzęt komputerowy (własny lub zapewniony przez szkołę, albo zakupiony w celu realizacji programu przez samorząd). E-podręczniki w projekcie nie są dostępne na tradycyjnym rynku wydawniczym. W Szwecji, Finlandii i Wielkiej Brytanii decyzje o korzystaniu z konkretnych materiałów – tradycyjnych bądź cyfrowych - podejmuje nauczyciel, nie ministerstwo. Dowolność wyboru metod i materiałów nauczania, obrazuje chociażby pomysł wdrożony w szwedzkiej gminie Sollentuna, gdzie od 8 roku życia dzieci uczą się czytać i pisać... na tablecie. I choć nie obyło się bez publicznej dyskusji na ten temat, szkoła zdecydowała się przeznaczyć na rozwój projektu równowartość około 6 milionów dolarów, i to kosztem corocznego dofinansowania do tradycyjnych podręczników w tej szkole. W 2010 roku brytyjski instytut badań Becta przeprowadził badanie, w którym okazało się, że ponad 50% nauczycieli regularnie korzysta z internetowych materiałów edukacyjnych i zadaje ćwiczenia domowe z tych właśnie zasobów. W Portugalii, Belgii (część francuska), Szkocji oraz 20 Teberia 07/2012

Czechach dominuje tradycyjny rynek podręczników, choć niektórzy nauczyciele korzystają z materiałów edukacyjnych dostępnych w internecie. Nie ma statystyk dotyczących skali używania materiałów cyfrowych podczas lekcji. Z kolei na Słowacji, od 2011 działa ministerialny program eAktovka, polegający na stworzeniu portalu edukacyjnego z książkami oraz innymi materiałami edukacyjnymi, również w wersji audio i video. Od stycznia 2012 użytkownicy testują portal, a ministerstwo stara się kupować od wydawców licencje do niektórych książek. Resort chce, by w przyszłości na portalu dostępne były wszystkie zasoby niezbędne do nauki na wszystkich etapach edukacyjnych, choć trudno przewidzieć opinie wydawców w tej sprawie. Podobny program pilotażowy prowadzony jest w Austrii, ale austriackie Biuro Eurydice nie ma wiedzy o jego postępach. Doskonale sprawdza się natomiast funkcjonowanie e-podręcznika na Islandii, i to zarówno na poziomie podstawowym (dwa projekty pilotażowe), jak i dla uczniów w wieku 14 i 15 lat. W ramach projektu testuje się głównie potencjał takich narzędzi jak Kindle czy iPad. Ponadto dosyć powszechne jest tu użycie materiałów edukacyjnych za pośrednictwem internetu - umożliwia to centralna baza takich materiałów oraz sieci szkolne. Interesująco program cyfryzacji rozwija się na Litwie, choć i tu nie odbywa się to bez oporu ze strony wydawców. E-podręczniki są używane tylko na etapie szkoły podstawowej (od piątej klasy), a dla


starszych uczniów prowadzony jest specjalny projekt, w którym wyposaża się ich w nowoczesne komputery podczas lekcji. E-podręczniki ciągle funkcjonują równolegle z tradycyjnymi książkami, choć na rynku wkrótce pojawi się pierwszy e-podręcznik, bez „papierowego” odpowiednika - język litewski dla mniejszości narodowych. Rewolucyjnie niemal pod tym względem prezentują się Niemcy, gdzie powstanie e-podręczników stymulują głownie... wydawcy. Stworzyli oni koalicję złożoną z 27 firm i pracują oni nad e-podręcznikiem, który ma zostać wprowadzony do szkół jesienią 2012 roku. Swoją koncepcję funkcjonowania takiego podręcznika przedstawili niedawno na targach Didacta w Hanowerze. We Włoszech, począwszy od roku szkolnego 2011/2012, korzysta się z podręczników, które dostępne są albo tylko w wersji elektronicznej albo w tradycyjnej i elektronicznej. Tamtejsze ministerstwo edukacji przekazało wydawcom wymagania techniczne dotyczące takich zasobów, dzięki temu ich użytkowanie jest ujednolicone. Mimo, że specyficznych regulacji dotyczących epodreczników nie ma w Hiszpanii, programy cyfryzacji szkoły realizowane są na poziomie regionalnym. W Andaluzji w roku szkolnym 2011/2012 wdrożony został program pilotażowy dla szkół podstawowych i gimnazjalnych, w którym udział wzięło 90 szkół. Wypracowali oni cyfrowe zasoby do wykorzystania podczas lekcji. W Katalonii natomiast wprowadzono program EduCAT dla klas 10- i 12-latków, które

wyposażane są w infrastrukturę komputerową i epodręczniki. Dosyć restrykcyjna pod tym względem jest z kolei Słowenia. Podręczniki muszą tu być dopuszczone do użytku szkolnego przez centralnie funkcjonującą radę ekspercką, a ponadto korzystanie z konkretnych podręczników podczas lekcji jest możliwe po konsultacji z rodzicami uczniów. Pierwsze e-podręczniki zostały zatwierdzone w Słowenii w listopadzie i grudniu 2011 roku, więc ich użycie jeszcze nie jest zbyt popularne. Zostały one przygotowane z myślą o zajęciach edukacji ekologicznej w pierwszych trzech klasach szkoły podstawowej. W szóstej, siódmej i ósmej klasie uczniowie mogą cieszyć się e-podręcznikami podczas przedmiotu „technika i technologie”. Co ciekawe, powyższe e-podręczniki nie mają swoich tradycyjnych, książkowych odpowiedników. A jaki będzie polski e-podręcznik? Czy zadowoli nauczycieli i uczniów? Czy ulży wydatkom rodziców? Odpowiedź poznamy najpewniej za dwa lata.

Rodzime przygody e-podręcznika Tymczasem na rodzimym podwórku wrze, szczytne sprawy rozbiły się o zwykły bruk. Dziennikarze ujawniają nieprawidłowości przetargowe w realizacji e-podręcznika, kumoterstwo i cały system, którego nie zmienią najnowocześniejsze nawet technologie. Wielomilionowe zlecenia, dotyczące realizacji e-podręcznika trafiają do firm, instytucji i ludzi z otoczenia wiceminister edukacji Joanny Burdzik - szkolenia dla dyrektorów szkół i nauczycieli w ramach „Cyfrowej szkoły” będzie realizowała fundacja, która wcześniej przez trzy lata zatrudniała przyszła panią minister. Szkolenia będzie koordynował Andrzej Jasiński, kolega z zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, w którym pełniła ona funkcję prezesa. On do wiosny tego roku był tam członkiem zarządu. Z tego stowarzyszenia wywodzi się także Krzysztof Wojewodzic, który z kolei będzie koordynatorem projektu „E-podręcznik”. I tak dalej, i tak dalej… roznosi się zapach dużej kasy, do którego zlatują się znajomi „eksperci”, a wszystko pod szczytnymi hasłami wprowadzania ucznia w świat nowoczesnych technologii. Tymczasem nowoczesny świat, kieruje się bardzo starymi, ale za to sprawdzonymi zasadami, i żadna cyfrowa szkoła tego nie zmieni... Teberia 07/2012

21


S P O JR ZE NI A >>

Klechdy polskie i inne bajania Bo w Polsce jest jak zwykle – każdy, mówiąc kolokwialnie, kręci swoje lody. Polska szkoła ledwo radzi sobie z zaopatrzeniem w kredę, papier do kserokopiarek jest niemal luksusem, na który co roku solidarnie zrzucają się rodzice. Rzutnik multimedialny, czy tablica interaktywna muszą więc pozostawać w sferze pobożnych życzeń, bo instytucja ta zwyczajnie nie jest gotowa na postęp. Świadczy o tym choćby kondycja nauczycieli, nieprzygotowanych do stosowania nowoczesnych technologii w nauczaniu przedmiotów innych niż informatyka. Tablica i kreda to wciąż podstawowe narzędzie pracy, a wiedzy o ogólnodostępnych i darmowych aplikacjach, które już teraz można wykorzystywać w nauczaniu, przyszli pedagodzy nie otrzymują nawet na studiach. Program cyfrowa szkoła ma tę sytuacje uzdrowić, ale czy to się uda? Nonszalancja wydawców z jednej strony, z drugiej pełne frazesów usta rządzących, chcących pod płaszczykiem nibycyfryzacji nabić własne kabzy na unijnych projektach, a między nimi przerażony nauczyciel, coraz gorzej wykształcony i zdezorientowany uczeń oraz

22

Teberia 07/2012

jego zrujnowani rodzice. A przecież „takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie”. Kolejny frazes? Nie, właśnie kształci się kolejne pokolenie wyborców, a co ważniejsze - kolejne pokolenie rządzących. W naszym interesie leży ich przygotowanie do starcia ze współczesnym światem oraz solidne wykształcenie...

Dominika Bara c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

W artykule korzystano z informacji zawartych na stronach: http://www.cyfrowaszkola.men.gov.pl/index.php/7-wazne/199-e-podrecznikiw-europie http://www.newseria.pl/news/instytut_jagielloski,p1161674689; http://www.rp.pl/artykul/19,912744-E-podrecznik-dla-znajomych-wiceministra. html http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2795mid=134


N A C Z A S IE >>

Zrównoważona… szkoła Od początku września 180 uczniów Budzowa na Dolnym Śląsku uczy się w nowej, pierwszej w Polsce szkole charakteryzującej się niemal zerowym zużyciem energii. W budynku zastosowano nowoczesne materiały budowlane oraz takie rozwiązania jak pompy ciepła, rekuperatory oraz wydajne energetycznie okna. Zadbano też o odpowiednią bryłę i usytuowanie obiektu. Dzięki temu utrzymanie szkoły będzie kosztować samorząd 10 razy mniej niż tradycyjnego budynku. W ramach inwestycji, wartej ponad 3,5 mln zł, w Budzowie w gminie Stoszowice zrealizowany został jednokondygnacyjny budynek o powierzchni ok. 800 m2. Na parterze szkoły znalazły się świetlica, jadalnia z zapleczem do przygotowywania posiłków, pokój nauczycielski, szatnie i pomieszczenia gospodarcze. Sześć sal lekcyjnych zostało przygotowanych na przyjęcie 180 uczniów klas od 1 do 3. Obiekt wyposażony został w rozwiązania, dzięki którym charakteryzuje się niemal zerowym zużyciem energii. Są to m.in. pompy ciepła oraz system wentylacji mechanicznej z rekuperatorami, umożliwiającymi odzyskiwanie ciepła wywiewanego z budynku. Co ciekawe, w budynku zainstalowane zostały szyby Climatop Lux, które pozwoliły oknom na uzyskanie klasy energetycznej A oraz dodatniego bilansu energetycznego. Oznacza to, że zyski z pozyskanej energii słonecznej przewyższają straty spowodowane ucieczką energii cieplnej z pomieszczenia. Prosta bryła budynku oraz jego odpowiednie usytuowanie pozwala na maksymalne wykorzystanie energii i światła słonecznego. Ponadto, na dachu mają zostać zainstalowane panele fotowoltaiczne, dzięki którym szkoła będzie mogła korzystać z energii słonecznej. W budynku powstanie także indywidualna biologiczna oczyszczalnia ścieków. Przeprowadzona przez gminę analiza kosztów wykazała, że funkcjonowanie budynku szkoły o niemal zerowym zużyciu energii kosztować będzie samorząd zaledwie 8 tys. zł rocznie, podczas gdy na utrzymania tradycyjnego obiektu szkoły trzeba wydać dziesięć razy więcej. Potwierdzają to wyniki „Analizy metod optymalizacji standardu energetycznego budynków z uwzględnieniem kryteriów ekonomicznych, eko-

logicznych i kosztów zewnętrznych”, opracowanej przez Krajową Agencję Poszanowania Energii. Zdaniem ekspertów coraz bardziej opłacalne staje się maksymalne podnoszenie standardu energetycznego budynków publicznych do poziomów budownictwa pasywnego i około pasywnego. Według analizy, koszt budowy i 20-letniej eksploatacji szkoły o powierzchni 5182 m2, zbudowanej w bardzo wysokim standardzie energetycznym z wykorzystaniem pompy ciepła i kolektora słonecznego, może być o niemal 30 proc. (5,66 mln zł) mniejszy od nakładów poniesionych na tradycyjny obiekt podłączony do sieci ciepłowniczej. - Nowa szkoła w Budzowie to inwestycja długoterminowa dla całej gminy. Poza oszczędnościami dla gminy, wynikającymi z niskich kosztów eksploatacji, budynek zapewnia uczniom i nauczycielom wysoki komfort. Niesie także ze sobą szereg innych korzyści, jak np. rozwijanie w młodych ludziach postaw proekologicznych. Ponadto udało nam się wyprzedzić założenia wynikające z dyrektywy unijnej z dnia 19 maja 2010 roku, która od 2018 roku nakłada obowiązek realizacji tego typu inwestycji jako charakteryzujących się niemal zerowym zużyciem energii – mówi Marek Janikowski, wójt gminy Stoszowice. - Do tej pory w Polsce nie budowano żadnych obiektów szkolnych, które wykorzystywałyby technologię charakteryzującą budownictwo pasywne. Tymczasem jest to kierunek rozwoju budownictwa na najbliższe lata. Powstanie nowej szkoły w Budzowie, pierwszego tego typu obiektu w Polsce zbudowanego w technologii pasywnej, jest dowodem na rosnącą świadomość sektora publicznego na temat korzyści ekonomicznych, społecznych i ekologicznych, jakie niesie ze sobą budownictwo o podwyższonym standardzie energetycznym – mówi Henryk Kwapisz, menadżer ds. kontaktów z administracją państwową i organizacjami branżowymi w firmie Saint-Gobain.

c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

Teberia 07/2012

23


T R E ND Y >>

Smart City po polsku

Studium katowickiego przypadku Co oznacza termin „inteligentne miasto”? Trudno na to pytanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Tak czy inaczej brzmi nieźle. Polskie miasta ustawiają się po ten zaszczytny tytuł. Inteligentne miasta to nowy, coraz bardziej popularny paradygmat w rozwoju miejskim. Dziś miasto ma być nie tylko przyjazne dla jego mieszkańców, ale ma być wręcz inteligentne, cokolwiek by to znaczyło. Dla firm technologicznych oznacza to możliwość rozwiązywania problemów miasta za pomocą technologii, najlepiej ich technologii.

Co znaczy smart? IBM - firma, która z hasła „Smart” uczyniła swoje credo biznesowe, chce zastosować w kilku najważniejszych obszarach codziennego życia miejskiego - jak ruch uliczny, bezpieczeństwo miast, zużycie energii, wody czy edukacja - zaawansowane technologie przekazywania informacji, aby udoskonalić funkcjonowanie miast na całym świecie. Na świecie nie ma jeszcze w pełni inteligentnego miasta, co przyznają sami eksperci IBM, natomiast poczyniono już pierwsze kroki, które pokazują, że idziemy w „inteligentnym” kierunku. W Singapurze i Brisbane już wykorzystuje się inteligentne systemy do zmniejszenia natężenia ruchu drogowego i związanego z tym zanieczyszczenia powietrza. Administracji bezpieczeństwa publicznego w Nowym Jorku udaje się nie tylko karać przestępców i reagować w krytycznych sytuacjach, ale również odpowiednio wcześnie zapobiegać zagrożeniom. Ogromny szpital w Paryżu pracuje nad zintegrowanym zarządzaniem opieką medyczną, które umożliwi śledzenie każdego etapu pobytu 24

Teberia 07/2012

pacjenta w szpitalu. We Włoszech, w Teksasie i na Malcie stosowane są inteligentne przyrządy pomiarowe, które dbają, by sieć energetyczna była bardziej stabilna, wydajna i lepiej przygotowana na wprowadzenie odnawialnych źródeł energii i pojazdów z napędem elektrycznym. W jednym z wielkich miast w USA działa zautomatyzowany system, który pomaga lokalizować szkoły o niższym poziomie nauczania, usprawniać ich organizację i ułatwiać uczniom dostanie się na studia wyższe. Inteligentne zarządzanie gospodarką wodną w dorzeczach rzek Paragwaj i Parana na terenie Brazylii przyczynia się do poprawy jakości wody, z której korzysta 17 milionów mieszkańców aglomeracji Sao Paulo. Pierwszym w pełni inteligentnym miastem na świecie ma być Masdar, miasto budowane od podstaw w pobliżu Abu Dhabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jego planiści współpracują z najwybitniejszymi naukowcami, inżynierami i wizjonerami, aby stworzyć połączone ze sobą systemy i zarządzać nimi za pośrednictwem zintegrowanego miejskiego centrum sterowania. Miasta, które już wykorzystują założenia modelu


wzdłuż długiego na 5km bulwaru. Skołkowo ma być połączone ze stolicą za pomocą autostrady oraz linii szybkiej kolei. Na terenie samego miasteczka będzie się można poruszać tramwajem, rowerem lub pieszo. Energii budynkom dostarczą panele słoneczne, elektrownie wiatrowe i pompy ciepła - osada ma być pod tym względem samowystarczalna.

Współczesne smart Katowice

Inteligentnych Miast opracowanym przez IBM (Starter Cities) to między innymi: San Francisco, Dallas, Waszyngton, Chicago, Oslo, Londyn, Bordeaux, Amsterdam, Sztokholm. IBM nie jest jedyną firmą technologiczną, która chce uczynić miasta „smart”. Niedawno japońska firma Panasonic, wraz z ośmioma innymi przedsiębiorstwami, poinformowała o planach budowy ekologicznego miasta. Projekt o nazwie „Fujisawa Sustainable Smart Town” zaprezentuje światu model kompleksowych rozwiązań ekologicznych firmy Panasonic, zastosowanych w praktyce w japońskim mieście. Zdobyte w ten sposób doświadczenie zostanie wykorzystane również poza granicami tego kraju. Podobne ambicje mają Rosjanie. Kosztem 6 miliardów dolarów na 400 hektarach, nieopodal Moskwy ma powstać miasto dla 35-40 tysięcy mieszkańców, złożone z pięciu mniejszych osiedli (każde będzie miało swoją naukową `specjalizację`), ułożonych

W Polsce nie tylko nie ma miasta „smart”, a nawet w żadnym z nich nie ma poszczególnych rozwiązań tego typu. Toczą się wokół tego tematu jedynie dyskusje. Katowice, jako pierwsze miasto w Polsce ma szanse dołączyć do ekskluzywnego klubu Inteligentnych Miast – takie przynajmniej nadzieje w mieszkańcach stolicy województwa śląskiego wzbudziła wizyta ekspertów IBM w Katowicach jaka miała miejsce przed dwoma laty. Katowice były pierwszym miastem w Polsce biorącym udział w Programie IBM Executive Service Corps. Jest to program wolontariatu pracowniczego, w ramach którego IBM wysyła na miesięczne misje swoich czołowych menedżerów, aby ci, pracując nieodpłatnie, dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniami, wspierając miasta i aglomeracje w rozwiązaniu najbardziej palących problemów społecznych. Określenie ‘wolontariat’ jest tu, oczywiście, nieco na wyrost, ponieważ IBM zbiera w wizytowanych miastach określoną wiedzę na temat występujących problemów, a następnie rekomenduje własne rozwiązania, oczywiście już odpłatne. – Kluczem do rozwiązania wielu problemów dotyTeberia 07/2012

25


T R E ND Y >>

kających miasta jest zrozumienie ich systemowej natury. Musimy przestać skupiać się na pojedynczych problemach, takich jak budowa nowego mostu, poszerzenie drogi, czy monitorowanie ruchu drogowego. Zamiast tego powinniśmy analizować zależności znacznie szerzej dostrzegając powiązania miast ze służbą zdrowia, zarządzanie gospodarką wodną, energią czy transportem. Kiedy spojrzymy z dalszej perspektywy na to, jak żyje się i pracuje w miastach, będziemy mogli powiedzieć, co jest potrzebne aby żyło nam się lepiej – mówiła podczas wspólnej konferencji z władzami Katowic Anna Sieńko Dyrektor Generalna IBM Polska.

Przedwojenne smart Katowice Marzeniem władz Katowic jest to, by miasto wróciło do dawnej świetności z okresu międzywojennego. Katowice w 1922 r. liczyły zaledwie 48 tys. mieszkańców, ale już po 9 latach liczba mieszkańców wzrosła do 160 tys. mieszkańców. To efekt rezolucji o utworzeniu „wielkich” Katowic. Miasto urosło nie tyle za sprawą włączenia sąsiadujących miejscowości, ale przede wszystkim przez dynamiczną rozbudowę. W tym czasie porównywalne inwestycje miały miejsce jedynie w Gdyni, dla której handicapem był nie tylko dynamiczny rozwój gospodarczy, ale także rywalizacja polityczna z Niemcami. Katowice miały być wizytówką polskiej części Górnego Śląska, Gdynia przeciwwagą dla mocno zgermanizowanego Gdańska. Rozmach, z jakim ówcześni architekci projektowali 26

Teberia 07/2012

gmachy w Katowicach miał znamionować rozwój polskiej części Górnego Śląska, jego postęp gospodarczy, społeczny naukowy i kulturalny. Władze Katowic przy budowie osiedli mieszkaniowych sięgały do najnowocześniejszych wzorców europejskich, do których nie odwoływano się w innych miastach polskich. Synonimem tych zmian była budowa najwyższego w Polsce wieżowca przy ulicy Żwirki i Wigury, który do dziś nosi nazwę „drapacz chmur. Budynek nawiązywał do amerykańskiego stylu w architekturze, nazwanego „scyscrapers”. Został on wybudowany jako budynek mieszkalny dla kadry naukowej Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych, największej szkoły technicznej w przedwojennej Polsce. W jej murach do dziś znajduje się część Politechniki Śląskiej. W Katowicach wybudowano pierwszy w Polsce sztuczny tor łyżwiarski „Torkat”


i wiele innych obiektów użyteczności publicznej, którym można by dopisać „naj”. Funkcjonalność i estetyka budynków przedwojennych Katowic do dziś wzbudza entuzjazm architektów. „Wielkie” Katowice była to jednak szeroko zakrojona operacja urbanistyczna. Śródmieście Katowic zostało świetnie skomunikowane z poszczególnymi dzielnicami, zarówno pod kątem transportu drogowego jak i szynowego (tramwaje i kolej). Mało tego, w Katowicach powstało lotnisko pasażerskie obsługujące regularne loty pasażerskie do Warszawy. Dodatkowo miasto zyskało najnowocześniejsze na ów czas linie telekomunikacyjne. Przedwojennym Katowicom znacznie bliżej było do przymiotnika „smart” niż współczesnej stolicy Górnego Śląska. Dziś, dawne atuty regionu, jak przemysł ciężki, często zamiast pomagać - przeszkadzają, głównie w zmianie wizerunku, choć trzeba uczciwie przyznać, że Katowice starają się zmienić swój image i całkiem nieźle to wychodzi stolicy Górnego Śląska. W ostatnich latach władze miasta wydały miliony złotych na przygotowania do finału konkursu na Europejską Stolicę Kultury 2016, która ostatecznie znajdzie się we Wrocławiu. Nie zmienia to faktu, że w Katowicach odbywają się ważne imprezy kulturalne jak np. Off Festiwal czy Festiwal Tauron Nowa Muzyka.

Smart podpowiedzi – Wszystkie nasze spotkania w Katowicach umocniły nas w przekonaniu, że to miasto oraz otaczający je region mają bogatą kulturę, mieszkańców z mocnym poczuciem przynależności do regionalnej wspólnoty – mówił na zakończenie misji Mickey Iqbal z działu usług Global Technology Services, IBM. Z kolei Andrew Fairbanks, Partner i Lider ds. Szkoleń dla Sektora Publicznego w Dziale Doradztwa Biznesowego w IBM (uczestnik pierwszej misji) zauważył, że to co już dziś wysoko pozycjonuje miasto i region to: jakość planowania przestrzennego, inwestycje, infrastruktura, koncepcja aglomeracji i odpowiedzialne zarządzanie finansami. - Widzimy możliwość bardzo efektywnego wzrostu, chociaż oczywiście są również obszary wymagające dalszego rozwoju - dodał Faribanks. W wypowiedziach ekspertów IBM dało się wyczuwać sporo kurtuazji dla gospodarza. Jeśli pojawiała się krytyka to mocno zawoalowana. Eksperci koncernu IBM pracowali w dwóch zespołach. Pierwszy, który odwiedził Katowice i region

Z wizytą ekspertów IBM mieszkańcy Katowic wiązali spore nadzieje na skok cywilizacyjny.

w maju 2010 r., skoncentrował się na identyfikacji szans. Drugi zespół, który zagościł dwa miesiące później wypracował rozwiązania dotyczące trzech głównych dziedzin, ukrytych pod hasłami: miasto biznesu i kultury, dobre planowanie miasta oraz miasto innowacji cyfrowej. Zalecili oni władzom Katowic opracowanie m.in. planu rozwoju gospodarczego i zintegrowanego planu transportu, uatrakcyjnienie oferty inwestycyjnej, wzmocnienie zaufania mieszkańców i skoordynowanie usług dla mieszkańców. Według specjalistów IBM, dążąc do miana miasta biznesu i kultury, Katowice i aglomeracja powinny stworzyć plan rozwoju gospodarczego, poprawić swój marketing, wzmocnić zaufanie mieszkańców, jasno określić swoją markę i lepiej dostosować ofertę do potrzeb inwestorów, wskazując m.in. na istniejącą infrastrukturę biznesową, zalety zasobów ludzkich i zaplecza kulturalnego. Wśród problemów związanych z planowaniem miasta, zespół wskazał m.in. na brak zintegrowanego systemu transportu, ujmującego komunikację nie tylko w ramach Katowic, ale całej aglomeracji, brak inteligentnego systemu zarządzania ruchem, a także nieskoordynowanie świadczonych przez miasto usług. Prócz tego można poprawić funkcjonalność działającego już systemu kryzysowego, rozszerzając go o kolejne funkcje. Z kolei realizując innowacje wykorzystujące nowoczesne technologie, Katowice i metropolia powinny zacząć od poprawy wymiany informacji między urzędami publicznymi a otoczeniem, zintegrować obieg informacji między wieloma komórkami i jednostkami samorządu, a także rozważyć utworzenie rady zaawansowanych technologii i wykorzystanie narzędzi dla tworzenia cyfrowych społeczności. Teberia 07/2012

27


T R E ND Y >> Prezydent Katowic, pytany czy miasto będzie w stanie sprostać finansowo i organizacyjnie ofercie produktów koncernu w dziedzinach wskazanych przez ekspertów, odparł, że nie chce koncentrować się na produktach, a na dalszych krokach samorządu. – Wnioski, które płyną z oceny ekspertów, na pewno w znacznej mierze będą wdrażane i myślę, że miasto finansowo sobie z tym poradzi - wskazał Uszok. W Katowicach, które nie mają nawet planu zagospodarowania przestrzennego, brzmi to jak nieosiągalne marzenie – dostało się od razu prezydentowi Katowic od miejscowych dziennikarzy. „Specjaliści z IBM proponują, by w mieście zbudować Inteligentny System Zarządzania Ruchem. Zdaniem prezydenta to konieczne i po przebudowie centrum taki system powinien w Katowicach działać. To rzeczywiście bardzo dobry pomysł, ale w poniedziałek radni na wniosek władz Katowic zmniejszą wydatki miasta m.in. o 3 mln zł z powodu „rezygnacji z realizacji zadania” o nazwie... ‘Studium wykonalności dla zintegrowanego systemu zarządzania ruchem drogowym w Katowicach’. Jednego dnia prezydent mówi: fajny pomysł, a drugiego z niego po cichu rezygnuje! Gdzie tu sens, gdzie logika?” – komentował wizytę IBM w Katowicach jeden z miejscowych publicystów, który od dłuższego czasu „drze koty” z prezydentem Katowic. Po dwóch latach od wizyty ekspertów IBM przycichł temat inteligentnych systemów zarządzania miastem, a przynajmniej niewiele się o nich mówi, choć niewykluczone, że rozmowy trwają, ale żadna ze stron nie wypowiada się na ten temat.

Smart przebudowa? Piotr Uszok zabierając się za największą przebudowę Katowic od czasów Gierka (w tym celu odwiedził nawet amerykańskie Denver, by podglądać pewne rozwiązania stosowane przy tego typu operacjach) wcześniej czy później musiał znaleźć się pod ostrzem krytyki nie tylko lokalnych dziennikarzy, ale także architektów (oczywiście, nie wszystkich), którzy bacznie i z coraz większym niepokojem przyglądają się wielkiej przebudowie centrum miasta. W 2006 roku katowicki Urząd Miasta wraz z lokalnym oddziałem Stowarzyszenia Architektów Polskich ogłosił konkurs na koncepcję urbanistyczną centrum. Najszersze uznanie znalazła koncepcja architekta Tomasza Koniora zakładająca przebudowę strefy Rondo – Rynek. Gruntownie przebudowana 28

Teberia 07/2012

zostanie główna ulica miasta, aleja Korfantego oraz Rynek. Miasto rozpoczęło właśnie realizację I etapu przebudowy rynku, który do tej pory bardziej przypominał węzeł komunikacyjny niż główny plac miejski. Pasażerów podróżujących koleją przywita zaś i to już wkrótce nowy dworzec i Galeria Katowicka (które powstaną w miejscu starego obiektu z lat 70., który uchodził za jeden z najciekawszych przykładów „brutalizmu” w architekturze). Powstaną też nowe siedziby Muzeum Śląskiego i Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, Międzynarodowe Centrum Kongresowe, gruntownej renowacji został już poddany Spodek, czyli popularna hala sportowo-widowiskowa. To też w jakiejś mierze tłumaczy zainteresowanie jakim cieszą się Katowice wśród takich gigantów jak IBM. Przy wielkiej budowie wydatek na specjalistyczne systemy informatyczne jest tylko dodatkiem, niczym zakup sprzętu AGD do nowego domu. Znany katowicki architekt Robert Konieczny, który nie ukrywa dezaprobaty dla polityki władz Katowic, napisał jeszcze przed ostatnimi wyborami samorządowymi, list otwarty do prezydenta miasta. Pisał on m.in.: Zmieniające się wersje ścisłego centrum, planowane zwężanie, a później zaskakujące rozszerzanie alei Korfantego, pomysły na dwupasmowe i dwukierunkowe


drogi Mickiewicza i Moniuszki (na moje pytanie „dokąd one prowadzą?” Krzysztof Rogala, koordynator i pełnomocnik prezydenta Katowic do przebudowy Rondo - Rynek, odpowiedział, że nie wie, bo on zajmuje się tylko tym fragmentem miasta), tunel pod rynkiem i jego likwidacja, kolejne wersje rynku to po prostu klasyczne przykłady, które można mnożyć, jak nie należy projektować miasta. W ten sposób można zarządzać niewielką wsią, ale nie stolicą aglomeracji. Dlatego po raz kolejny pytam, gdzie jest architekt miejski, gdzie biuro planowania przestrzennego, które bezustannie pracowałoby nad rozwojem Katowic? SARP i Izba Architektów już trzy lata temu wystosowali do prezydenta list z zapytaniem w tej sprawie. Niestety, pozostał on bez odpowiedzi! Efekty tej amatorszczyzny, niestety, widać już gołym okiem - wyludniające się centrum miasta, martwa ulica Mariacka, Silesia City Center i jej wpływ na umieranie handlu w mieście, południowe dzielnice zapełnione nowymi mieszkaniami, ale odcięte komunikacyjnie od miasta, bez właściwej infrastruktury w postaci nowych szkół, przedszkoli, przychodni zdrowia, itd. W ostatnich 10 latach jedyna dobra rzecz, jaka powstała w Katowicach, to układ drogowy w kierunku wschód - zachód, jednak nie zawdzięczamy go Piotrowi Uszokowi. Wynikało to z decyzji rządowych, a pieniądze pochodziły z budżetu państwa.

W świetle toczącej się wówczas kampanii wyborczej łatwo było zarzucić Koniecznemu działania stricte polityczne. Jednak już po czasie, widać, że nie był to głos pozbawiony argumentów. W cieniu Spodka powstają dziś fantastyczne obiekty jak Muzeum Śląskie, Centrum Kongresowe, Siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, których entuzjastą jest sam Konieczny. Powstają one w wyniku konkursu, wyboru najciekawszych projektów. Tworzyły by one zgrabną, estetyczną całość, gdyby nie okazało się, że trzeba zbudować też w tym miejscu parking. Wybór padł na wielki budynek, długi na 160 m, wysoki na 25 m. Nikt wcześniej nie pomyślał o tym, że taka wielka kubatura zrujnuje architektoniczne wysiłki na rzecz wspomnianych obiektów. Niestety, wygrał najtańszy projekt. Już dziś wielu śląskich architektów śmieje się, że budynek NOSPR będzie budką parkingową dla tego wielopoziomowego parkingu. – Jest to okrutny brak świadomości, ręce mi opadają – podkreśla Konieczny. – Wielkim dramatem jest to, że żyjemy w tak wielkiej aglomeracji, gdzie nikt nie myśli o spójnym projektowaniu miasta. Kolej koleją, transport drogowy transportem drogowym, handel handlem. Każdy myśli i działa na własną rękę. Na zachodzie duże miasta i aglomeracje mają biura projektowe, które wpływają na plany urbanistyczne, które korygują to, co nie jest spójne z całością. U nas jest jak jest. Piotr Uszok przekonuje jednak, że czas będzie działał na rzecz Katowic i jego koncepcji: Musimy się pomęczyć jeszcze cztery czy pięć lat, żeby uporządkować centrum, ale też zakres inwestycji jest niesamowity. Żadne ze śląskich miast nie prowadzi publicznych inwestycji zlokalizowanych w ścisłym centrum za kwotę 1,5 miliarda złotych.

Katowice to obecnie jeden, wielki plac budowy.

Teberia 07/2012 29


T R E ND Y >>

Na terenie dawnej cynkowni Silesia powstaje dziś wzorcowa dzielnica nazwana Smart City.

Czas więc pokaże, kto w tej dyskusji ma rację. Wówczas okaże się też, czy Katowice wybiją się na „smart”. Tymczasem w cieniu wielkich inwestycji komunalnych w niedalekim sąsiedztwie centrum Katowic powstaje prywatna inicjatywa, która faktycznie może być zaczątkiem budowy Smart City Katowice. Na ponad 40 hektarach powstaje dziś nakładem Górnośląskiego Parku Przemysłowego wzorcowa dzielnica - umownie nazwana nomen omen Smart City - nowa przestrzenna struktura całej dzielnicy, wraz z proponowanymi proekologicznymi i energooszczędnymi rozwiązaniami inżynieryjno-infrastrukturalnymi, podporządkowana jest wizji i idei Smart City, największego tego typu przedsięwzięcia w regionie śląskim. Ta wzorcowa dzielnica powstaje w miejsce dawnej Huty Silesia, wielkiego kombinatu na pograniczu Wełnowca i Siemianowic. Huta została wyłączona z eksploatacji w latach 80-tych XX wieku ze względu na ogromną uciążliwość dla środowiska naturalnego. W sierpniu 2005 r. wysadzona w powietrze z powodu zniszczeń spowodowanych przez złomiarzy oraz wykreśleniu jej z rejestru zabytków. W 2010 r. w tym miejscu ruszyła budowa pierwszego w Polsce biurowca energooszczędnego wykorzystującego tzw. system tri generacji, polegając na tym, iż 30

Teberia 07/2012

budynek zasilany gazem sam sobie produkuje prąd elektryczny, ciepło i chłód. Budynek ma zużywać o połowę mniej energii niż porównywalne obiekty biurowe klasy A. Inteligentny budynek oszczędzać będzie nie tylko energię, ale i wodę, gdyż do celów użytkowych wykorzystywana będzie tzw. deszczówka, a to tylko jeden z wielu elementów smart tego obiektu. W bezpośrednim sąsiedztwie oddanego właśnie do użytku biurowca Goeppert-Mayer (nazwany na cześć noblistki pochodzącej z Katowic) w najbliższych latach powstaną kolejne biurowce – Stern, Alder, Bloch (pozostali nobliści pochodzący z Górnego Śląska). Obok budynków biurowych na terenie dawnej cynkowni mają powstać zielone osiedla mieszkaniowe oraz obiekty komercyjne, wszystkie budowane zgodnie z ideą zrównoważonego budownictwa.

Wszyscy chcą być smart Tomasz Chomicki, Sales Team Leader odpowiedzialny, za zespół sprzedaży do Sektora Publicznego w IBM Polska, podkreśla, że coraz więcej polskich miast jest zainteresowanych koncepcją „Smarter City”, a przedstawicie zarządów metropolii coraz


częściej wykazują zainteresowanie poszczególnymi rozwiązaniami IT. W pierwszej kolejności pojawiają się systemy rozwiązujące problem transportu i komunikacji miejskiej Samorządowcy, chcąc rozładować korki, zaczęli myśleć poważnie o inteligentnych systemach transportowych (pisaliśmy na ten temat w teberii nr 5). Gminy Trójmiasta realizują właśnie budowę systemu, którego robocza nazwa to Tristar. Pierwsze efekty pracy systemu kierowcy odczuć mają w Gdańsku już w październiku. Z kolei w Gdyni, system ma wystartować po Nowym Roku. Swoje systemy budują też Poznań, Bydgoszcz i Lublin. Zainteresowaniem miast zaczynają się także cieszyć rozwiązania, dotyczące inteligentnych sieci energetycznych, czyli tzw. smart grid. Pilotażowe projekty z zakresu smart grid będą wkrótce wdrażane w 7 miastach Polski, w tym w Małopolsce w Nowym Sączu i prawdopodobnie w Tarnowie. Natomiast prekursorami smart grid w zarządzaniu energią w Polsce są Bielsko-Biała i Częstochowa. Kompleksowe podejście do problemu pojawia się póki co na papierze. W budżecie Krakowa na 2010 r. na koncepcję smart city przeznaczono 100 tys. zł*. Wspomniana kwota starczy jedynie na opracowanie koncepcji inteligentnego miasta. Kraków zapłaci

za coś, co Katowice już dostały, ale czy to przybliży jednych czy drugich do „Smart”? Bo czy ktoś wie, co dla inteligentnego miasta jest kluczowe? Może „smart” władza? Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

*Najnowszym pomysłem władz Krakowa na realizację koncepcji smart city jest rewitalizacja krakowskiej dzielnicy Nowa Huta. Niedawno został rozstrzygnięty konkurs na projekt urbanistyczny. Pierwsze miejsce zdobyła praca Biura Projektów Urbanistyki i Architektury ARCA z Gliwic i zespół architektów pod kierownictwem Michała Stangela. Realizacja koncepcji nowej ekologicznej dzielnicy mieszkaniowousługowej nazwanej roboczo „Nowy Kraków” to jak ocenił prezydent Krakowa Jacek Majchrowski koszt sięgający kilku miliardów złotych, dlatego jego zdaniem, jest to projekt na kilka lat. Miasto zamierza wystąpić o fundusze unijne na rozwój tej części miasta.

Teberia 07/2012

31


K R E AT Y W NI >>

32

Teberia 07/2012


Idee warte rozpowszechniania TED idzie w świat

Zaczęło się w 1984 roku, kiedy architekt Richard Saul Wurman, zauważywszy oczywistą dzisiaj konwergencję technologii, rozrywki i designu (ang. „Technology, Entertaiment, Design”, w skrócie TED) postanowił zorganizować niszowe spotkanie poświęcone tym trzem dziedzinom. Na spotkaniu architekci, inżynierowie, programiści i artyści mogli wymieniać się pomysłami i wzajemnie inspirować. Jednorazowe, branżowe wydarzenie w ciągu 28 lat przekształciło się w zrzeszającą miliony fanów społeczność, której celem jest, jeżeli nie naprawienie, to przynajmniej podrasowanie świata.

Teberia 07/2012

33


Zbiorowy Superbohater Nazwa „TED” od dawna nie pasuje już do zjawiska, które firmuje. Głównym celem organizacji i jej właściciela, amerykańskiej fundacji Sapling Foundation jest nie tyle ułatwienie komunikacji między profesjonalistami, co raczej „stworzenie platformy komunikacji dla najmądrzejszych myślicieli, największych wizjonerów i najbardziej inspirujących nauczycieli świata, tak by miliony ludzi mogły lepiej zrozumieć największe wyzwania współczesnego świata i by obudzić w nich pragnienie budowania lepszej przyszłości”. Inaczej mówiąc, zamiast redystrybuować materialne dobra, fundacja skupia wszystkie swe siły na wyłuskiwaniu wyjątkowych pomysłów i zaszczepianiu ich w tak wielu głowach jak to możliwe, według motta TED-a: „ideas worth spreading” (ang. idee warte rozpowszechniania). Te piękne ideały zapewne nigdy nie mogłyby liczyć na zrealizowanie, gdyby nie Internet, który jest głównym kanałem dystrybucji prezentowanych podczas konferencji pomysłów. Na stronie internetowej przedsięwzięcia można obejrzeć każdy z prezentowanych wykładów, z których lwia część przetłumaczona jest na kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt z 90 języków świata. Wykłady prezentowane na głównej stronie i na kana34

Teberia 07/2012

le YouTube biją rekordy popularności, a w realizacji projektu zmiany świata, oprócz wsparcia milionów widzów, pomaga nagroda TED Prize – przyznawana raz do roku w wysokości miliona dolarów amerykańskich. Wśród zwycięzców znajduje się między innymi słynny guru kuchni, Jamie Oliver, pragnący przekształcić zwyczaje żywieniowe mieszkańców ziemi czy JR, fotograf pragnący stworzyć gigantyczny, globalny projekt artystyczny. Nie tylko ludzie zdobywają jednak nagrodę TED-a – w 2012 roku udało się to idei Miasta 2.0, czyli miasta przyjaznego mieszkańcom i reagującego na ich potrzeby. Z nagrody ufundowano minigranty rozdawane autorom 10 najlepszych projektów miejskich realizujących idee Miasta 2.0. Wśród mówców znajdują się nie tylko nieznani nikomu zapaleńcy z różnych stron świata, ale i uznane autorytety. Na stronie TED.com obejrzeć można na przykład wystąpienie Billa Gatesa (jak do tej pory występował trzykrotnie, mówił o malarii, edukacji i innowacyjności, zgromadził w sumie ponad 3 miliony widzów), Steve’a Jobsa (wykład o wartości realizowania marzeń - niemal 9 milionów wyświetleń) czy Billa Clintona. Najpopularniejszy film (Kena Robinsona: o szkodliwym wpływie edukacji na kreatywność) został obejrzany ponad 12 milionów razy. Skąd bierze się popularność TEDa? Lara Stein, nadzorująca program TEDx (lokalne konferencje prowadzone na podobieństwo


K R E AT Y W NI >> oryginalnych konferencji TED) odpowiada jednym zdaniem: „to dzięki prostemu, autentycznemu opowiadaniu historii”. Idee prezentowane na konferencji pozostają w związku z osobami, które je przedstawiają – dzięki temu nie jawią się jako abstrakcyjne teorie, ale jako prywatne historie opowiadających. Pomysły są z reguły proste, skonkretyzowane, a czas na wystąpienie ściśle ograniczony. Drugim czynnikiem jest na pewno zaangażowanie tysięcy wolontariuszy pracujących przy TED-ach i przy TEDx-ach. Nie robią tego ani dla pieniędzy, ani dla sławy, a jak twierdzi Mark Fiedelman w artykule Here’s Why TED and TEDx are So Incredibly Appealing, „cokolwiek robione jest z pasji, jest robione lepiej”.

Zbyt wielu nauczycieli… Oryginalne konferencje TED odbywają się w dwa razy do roku w Kalifornii i w Szkocji. Szybko okazało się jednak, że zbyt wiele pomysł czeka na rozpowszechnienie, a Kalifornia to zbyt odległe miejsce

dla wielu myślicieli, wizjonerów i nauczycieli. By dać możliwość przeżycia „doświadczenia TED” także lokalnym społecznościom, powstała idea TEDx – czyli „niezależnie organizowanych wydarzeń”. Pod egidą oryginalnego TED-a, to znaczy korzystając ze wsparcia zespółu i logotypu TED, Sapling Foundation dała możliwość organizowania wystąpień

wszystkim, niezależnie od tematu i doboru prelegentów. Zainteresowanie fanów TED-a na całym świecie przeszczepianiem idei na grunt lokalny przeszło najśmielsze oczekiwania organizatorów. Zamiast oczekiwanych 20 – 30 konferencji rocznie na całym świecie odbywa się obecnie kilka konferencji dziennie. W sumie do czerwca 2012 roku odbyło się 4300 konferencji w 1200 różnych miastach i 133 różnych krajach, a dzięki zamieszczaniu nagrań z każdej konferencji w Internecie, rozmowy z pod znaku TEDx obejrzane zostały 122 miliony razy. Konferencję TEDx zorganizować może każdy. – Wystarczy zgłosić przez stronę internetową TED.com chęć organizowania TEDx-a, opisać ogólny zamysł – tłumaczy Monika Synoradzka, współorganizatorka TEDxPoznan. – Konferencja jest oceniana, a licencja przedłużana na kolejny rok w zależności od potencjału i opinii uczestników. Wszystko jest oceniane, nawet takie rzeczy jak sposób komunikowania o wydarzeniu, są wytyczne co do kontaktów z partnerami, właściwie to razem z licencją dostaje się całą książkę

z informacjami na temat tego co wolno, a czego nie, właściciele marki TED bardzo dbają o zachowanie jej znaczenia i rangi wydarzeń organizowanych pod ich egidą – dodaje.

Teberia 07/2012

35


K R E AT Y W NI >> – Część wymogów jest dość rygorystyczna, jednak one wszystkie są do zrealizowania — zapewnia Michał Kasprzyk, właściciel licencji TEDxWroclaw. — Wytyczne są bardzo różne, od zasady, że jeśli nie było się na oryginalnej konferencji TED to nie można robić eventu na więcej niż 100 osób, po konieczność uzgadniania z „centralą” udziału każdego sponsora, który miałby w jakiś sposób wesprzeć realizowanie konferencji. Licencja to dopiero początek drogi do zrealizowania TEDx-a. Każdy kto chce zorganizować konferencję musi znaleźć prelegentów – osoby które chętnie i za darmo podzielą się z innymi swoją ideą. – Jeśli chodzi o zdobywanie sponsorów czy poszukiwanie miejsca, w którym miałaby odbyć się konferencja, to nie ma wielkiej różnicy między organizowaniem TEDx-a a jakiegokolwiek innego projektu, bo od strony zarządzania projektami to wygląda tak samo. Jednak w przypadku TEDx-a najważniejszymi elementami są mówcy i publiczność, a sposób ich znalezienia różni się od TEDx-a do TEDx-a. My skorzystaliśmy m.in. z formularza internetowego, każdy mógł go wypełnić i zgłosić nam kogoś, kogo uważał za interesującego mówcę. Można było również zgłaszać samego siebie. Te wytypowane osoby w większości przypadków zgadzały się na udział, jeśli odmawiały, to raczej z braku czasu w dniu konferencji niż z niechęci do samej idei – dodaje Michał Kasprzyk.

… i zbyt wielu uczniów W Polsce TEDx-y organizowane są już w kilku miastach. Od 2010 roku zespoły organizujące kon-

36

Teberia 07/2012

ferencje działają w Warszawie, Poznaniu i Krakowie, z czasem dołączyły do nich Gdańsk, Toruń, Katowice, Łódź i Wrocław. W ramach konferencji poruszano problemy Miasta 2.0, Współpracy, Nowej Normalności. Choć konferencje odbywają się pod jednolitym hasłem, to hasło to jest raczej luźną myślą przewodnią niż ściśle przestrzeganym tematem. – Zaczynamy raczej od tego, że wybieramy prelegentów pod kątem ich zajęć oraz pasji i tego, co mogliby powiedzieć. Przeważnie dopiero kiedy mamy już wstępne propozycje mówców ustalamy jakiś ogólny temat. Nie możemy prelegentom nic narzucać, ale kiedy ustalimy już myśl przewodnią spotkania, to resztę mówców dobieramy według tego klucza – mówi Monika Synoradzka. – Trzeba pamiętać, że TED to nie jest konferencja tematyczna, są różne tematy, więc ten temat jest ogólny, służy raczej jako pewna pomoc, pomaga jeśli jest potrzebny a jeśli nie, to nic złego się nie dzieje – zastrzega Ewa Spohn, organizatorka TEDxKraków. – Jeśli chodzi o prelegentów to można zgłosić siebie albo inną osobę, jako osobę z ciekawymi pomysłami, my badamy kandydatury i wybieramy, przy czym staramy się mieć różnorodność tematów. Odwołując się do początków TED-a szukamy mówców z tych trzech podstawowych dziedzin, czyli technologii, rozrywki, designu. Przede wszystkim liczy się jednak pomysł wart rozpowszechnienia i to, żeby osoba która chce go przedstawić potrafiła go przekazać – dodaje. TED określa też, ile osób wpuścić można na konferencję. Na większości organizowanych w Polsce wydarzeń dostępnych jest tylko sto (darmowych)


biletów. Ponieważ jednak chętnych jest z reguły kilka razy więcej niż miejsc, to organizatorzy wymagają od kandydatów na publiczność umotywowania swojej chęci uczestniczenia w konferencji. – Ostatnio zgłoszeń było ok. 500-600, więc o wiele więcej, niż dopuszczała nasza licencja. – opowiada Monika Synoradzka. – Zdecydowaliśmy się poprosić chętnych, którzy się zgłaszali, aby opisali dlaczego w ogóle chcą wziąć udział w TEDx-ie. Było mnóstwo osób, które w ciekawy sposób pisały o tym, jak udział w konferencji przyda się im w pracy zawodowej, naukowej czy w życiu osobistym. Odpowiedni dobór publiczności podkreśla również Jack Abbott, organizator TEDxSanDiego. – Staramy się o publiczność w takim samym stopniu, w jakim staramy się o mówców. Potrzebujemy odpowiednich ludzi na konferencji, takich którzy potrafią słuchać i wejść w dialog z przedstawianymi ideami.

Czynnik X Oprócz mówców i publiczności na ostateczny kształt konferencji ogromny wpływ mają jej organizatorzy. Ich wartość podkreśla Mark Fiedelman w artykule Here’s Why TED and TEDx are So Incredibly Appealing, opublikowanym w magazynie Forbes. Jego zdaniem, za przypływ “intelektualnej adrenaliny” tylko częściowo odpowiadają mówcy. „X” w akronimie „TEDx” oznacza dla niego czynnik niewidziany z widowni ani nieuchwytywany przez kamery. Czynnikiem tym są sami organizatorzy konferencji, to oni bowiem „wybierają interesujące tematy, interesujących prelegentów i interesującą publiczność”.

Odgrywają również rolę niewidocznych moderatorów, ingerując w formę wystąpień jeszcze przed samą konferencją. – Robimy próby, bo wystąpienie na konferencji TED czy TEDx jest naprawdę specyficzne. Wiele osób podchodzi to tego tak jak do innych konferencji. Mówcy są przekonani, że poradzą sobie bez problemu po tym jak występowali już gdzieś wcześniej. To jednak nie jest wcale takie łatwe, to nie jest normalne wystąpienie i trzeba pamiętać, że ma się na-prawdę ograniczoną ilość czasu i tego czasu trzeba bezwzględnie przestrzegać. Przed konferencją robimy próby i sprawdzamy czy to co jest w prelekcji jest faktycznie potrzebne. To czy prelegent dostanie 18, 12 czy 6 minut nie jest przypadkowe i wynika z wcześniejszych ustaleń – tłumaczy Ewa Spohn. TED-y i TEDx-y różnią się od typowych konferencji również tym, że publiczność nie ma możliwości zadawania pytań, a moderatorzy nie prowadzą dyskusji z prelegentem podczas wystąpienia. Dlatego wszystko, co mówca ma do przekazania musi zmieścić się w z góry oznaczonym czasie. – Ingerujemy też w same wypowiedzi. Coraz więcej osób zna TED-a w Polsce i wie, jak wyglądają takie przemówienia. Często jednak prelegenci chcą mówić o wielu różnych rzeczach, wtedy my pomagamy im wybrać jedną i w tym kierunku ich kierujemy – dodaje Ewa Spohn. Forma wypowiedzi nie jest zamknięta a przemówieniom towarzyszy zazwyczaj pokaz slajdów, film lub innego rodzaju prezentacja. Zdarza się również muzyka. – Bardzo ciekawe było wystąpienie Jana A.P. Kaczmarka, na TEDx-ie w Poznaniu w tym roku, który włączył swoją muzykę i kazał publiczności słuchać – opowiada Marta Synoradzka.

TEDxKraków - City 2.0. BrainStorm - kreatywna sesja, podczas której uczestnicy zbierali pomysły na ulepszenie miasta.

Teberia 07/2012

37


K R E AT Y W NI >> Trudno znaleźć wspólny mianownik opisujący ludzi, którzy stoją za rozpowszechnianiem „idei wartych rozpowszechniania”. – Jesteśmy różni, są ludzie którzy prowadzą własne firmy, są ludzie z różnych NGO-sów, z firm, nawet mamy kilka dziewczyn które dopiero zdały maturę, ludzie są naprawdę w różnym wieku – mówi Ewa Spohn. – Wszystkich łączy to, że są fanami TED i że chcą coś takiego zobaczyć w Krakowie. Jesteśmy przekonani, że tu jest masa ludzi i masa ciekawych pomysłów, że warto to pokazać, szerszej publiczności. – W Poznaniu idea wzięła się po prostu stąd, że zebrała się grupa osób które chciały, aby w mieście działy się takie rzeczy w skali globalnej, coś co mogłoby przyciągnąć do Poznania gości z zagranicy. – mówi Monika Synoradzka. – Z pierwszej ekipy zostały 2-3 osoby którym zależało, żeby TEDx dalej się odbywał w Poznaniu. No i pojawił się pomysł, żeby znowu konferencję zorganizować na licencji. Organizatorzy TEDx-ów nie są zostawieni samym sobie. W każdej chwili mogą liczyć na wsparcie z Nowego Jorku, gdzie mieści się siedziba TED.com. – Zawsze możemy się z nimi skontaktować, —tłumaczy Ewa Spohn – ale jest już ogromna społeczność ludzi którzy organizują te wydarzenia na całym świecie, mamy własne fora gdzie można dyskutować o tym i podpytywać, uczyć się od innych organizatorów. Właściwie to mamy już dobrych znajomych, na przykład z TEDxDelft czy TEDxRio. To zawsze są ludzie podobni do nas, którzy tak jak my chcą rozruszać, rozbudzić i zainspirować swoje lokalne społeczności. Teraz, w obliczu zaskakującego dla wszystkich sukcesu TEDx-ów toczy się debata na temat tego, co z tym potencjałem zrobić. W kwietniu na przykład 800 organizatorów z całego świata zebrało się w Doha w Katarze na konferencji. To spotkanie dotyczyło ogólnej wizji tego jak mają wyglądać TEDx-y, były prowadzone na ten temat dyskusje i warsztaty. Spotykaliśmy się też w skali regionalnej, wokół nas realizuje się wiele konferencji, nie tylko w innych miastach w Polsce, ale też na Ukrainie, Białorusi, w Rosji, Słowacji czy na Węgrzech – dodaje.

Idee w praktyce Ale TED i TEDx to nie tylko „intelektualna adrenalina”. Część z prezentowanych idei znajduje drogę do szerszej publiczności i jest faktyczni realizowana. I nie dotyczy to tylko wystąpień z Kalifornii. TED.com wybiera najlepsze przemówienia lokalne 38

Teberia 07/2012

i umieszcza je na swojej stronie głównej, co gwałtownie zwiększa zainteresowanie odbiorców. – W zeszłym roku na TEDxKraków przemawiał Tal Golesworthy, inżynier z Anglii, który opowiedział o swoim wynalazku. Tal cierpi na zespół Marfana, to jest genetyczna wada serca i aorty. Sam zaprojektował implant, był pierwszym pacjentem, który z niego skorzystał. Było to już osiem lat temu. Jego implant dał początek programowi, który ma na celu wprowadzenie implantu do leczenia. Ale żeby to zrobić musi przeprowadzić określoną ilość badań, więc potrzebuje pacjentów i wsparcia w tym, co robi. Przyjechał do Krakowa bez wielkich nadziei, trzeba go było na to namawiać, ale w konsekwencji jego wystąpienie zostało wyRównież Chris Anderson, redaktor nac brane na główną stronę słami z uczestnikami konferencji TED. TED.com (a trafia tam tylko ok. 2% wystąpień z TEDx-ów) i do tej pory zostało obejrzane już pół miliona razy (czyli więcej, niż na przykład wykład Billa Clintona – przyp. aut.). Opowiadał nam później, że w ciągu trzech tygodni po wystąpieniu miał 10 razy więcej ruchu na stronie internetowej i zgłosiło się do niego cztery razy więcej pacjentów niż wcześniej przez cały rok. Wcześniej nigdy nie udawało mu się znaleźć tylu słuchaczy i widzów, z reguły udawało mu się dotrzeć do kilku lekarzy i specjalistów. To, że obejrzało go tyle osób z pewnością pomoże mu we wdrażaniu nowej metody. Ten przykład pokazuje, że jeśli prelekcja jest ciekawa, to nie trzeba jechać daleko. Prelekcja z takiego małego miasta jak Kraków może trafić bardzo daleko i znaleźć ogromną ilość odbiorców – opowiada Ewa Spohn.


Drugie życie idei prezentowanych w ramach TEDx-ów nie zawsze polega na bezpośrednim rozwijaniu prezentowanego pomysłu. – Wiele ze spotkań wynoszą uczestnicy i widownia. Dla widzów często spotkania są inspirujące w zupełnie innym kierunku, podczas konferencji powstaje masa pomysłów niezwiązanych z prelekcjami. Ważne jest to, że podczas TEDx-ów można dzielić się ideą. U nas takim nieodłącznym elementem konferencji jest towarzyszące jej afterparty i rozmowy w kuluarach, kiedy można poznać osobiście mówców i porozmawiać z nimi szerzej – tłumaczy Monika Synoradzka.

TEDx-y zyskują na popularności, nie tylko dlatego, że ich szybka, ogólnodostępna i często czelny Wired dzielił się swoimi pomyzabawna formuła idealnie pasuje do obecnych czasów. Przyczynia się do tego również ogromne przedsięwzięcie tłumaczeniowe, które pozwala na dostęp do konferencji ogromnej liczbie odbiorców nie znających angielskiego lub języka, w którym odbywa się dana konferencja TEDx. – U nas tłumaczenia prowadzone są symultanicznie, gdyż mamy prelegentów mówiących po polsku i po angielsku, dodatkowo wszystkie nagrania są tłumaczone przez „tedowych” tłumaczy – mówi Ewa Spohn. – W tym roku TED prowadzi tzw. Open Translation Project, jest to armia tłumaczy z całego świata, którzy przetłumaczyli już na blisko sto języków wszystkie TEDTalks i ponieważ zabrakło im pracy, to przez najbliższe lata będą tłumaczyć wszystkie TEDxTalks. Ten przekład jeszcze bardziej ułatwia rozprzestrzenianie się idei – dodaje. Wokół konferencji pojawiają się z reguły różnego rodzaju wydarzenia poboczne, czasami organizowane

cyklicznie w mieście, w którym odbywa się TEDx. – W Krakowie organizujemy przez ostatni rok co miesiąc TEDxKrakówCinema. Spotkania odbywają się w jednym z małych kin krakowskich, podczas tych spotkań puszczamy kilka filmów z TED-a i dyskutujemy, a dwa razy do roku na żywo oglądamy jeden dzień z TED-a, raz z Kalifornii a raz ze Szkocji – mówi Ewa Spohn. W Krakowie jeszcze w tym roku oprócz TEDx-a dla dorosłych, poświęconego „sekretnemu życiu” odbędzie się edycja TEDxKids@Kraków, podczas której dwunastoletni prelegenci będą opowiadali o swoich pasjach, oraz TEDxKraków Hackathon – maraton programowania nowych aplikacji na bazie danych, udostępnionych przez Wojewodę Małopolski dzięki staraniom organizatorów TEDxKraków. We Wrocławiu obok konferencji powstaje właśnie TEDxWroclawSalon, uzupełniający formułę TEDx o panel dyskusyjny. – To część pomysłu, żeby zbudować stałą społeczność wokół TEDxWroclaw, tak zwaną TEDxWroclaw Community. W zeszłym tygodniu odbyło się pierwsze spotkanie, przeznaczone dla mniejszej ilości widzów, choć i tak wypełniły one kawiarnię, w której spotkanie się odbywało. Zaprosiliśmy też Jima Williamsa, który jest klaunem, mimem i pisarzem, był również mówcą na ostatnim TEDx-ie we Wrocławiu. Tym razem podczas spotkania prowadziłem z nim rozmowę w formie talk-show – mówi Michał Kasprzyk. – Wszyscy z zaciekawieniem słuchali, co Jim miał do powiedzenia i zadawali mu przeróżne pytania. Większość z nich dotyczyła kreatywności i przełamywania własnych barier. Kolejne spotkanie odbędzie się na początku października – dodaje. Najbliższa konferencja TEDx już w tym miesiącu w Krakowie i we Wrocławiu. O wolne miejsce na konferencję w tym roku można się jeszcze starać w Katowicach i w Gdańsku.

Piotr Pawlik c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

Teberia 07/2012 39


N A UK O W O >>

Kwaśny papier, światło, mikroustroje,

czyli to co zabija... kulturę

Pracują tam gdzie spotykają się najnowsze osiągnięcia naukowe i najcenniejsze dobra kultury. Dotychczas zabezpieczyli rzeźby solne przed wilgocią w Kopalni Soli Wieliczka, opracowali metod ratowania kurdybanów na Zamku Wawelskim, wykonali diagnostykę podobrazia „Damy z łasiczką” Leonarda da Vinci i odtworzyli receptury cementu romańskiego. Naukowcy z Krakowskiego Konsorcjum Naukowego im. Mariana Smoluchowskiego „Materia – Energia – Przyszłość” dokładają wysiłku, żeby ważne i cenne dobra kultury nie przeminęły. Nauka w służbie kultury, nie jest tematem nowym. Jednak wśród działań naukowców wciąż pojawiają się kolejne osiągnięcia, wynikające z aktualnych wymagań i zmiennego zapotrzebowania - głównymi zagrożeniami dla materialnego dziedzictwa kultury jest czas. To właśnie z nim odbywa się najostrzejsza walka na naukowym i technologicznym froncie. Krakowskie Konsorcjum Naukowe im. Mariana Smoluchowskiego „Materia – Energia – Przyszłość” tworzą najlepsze, krakowskie ośrodki badawcze, wśród nich znajdują się: Wydział Fizyki i Informatyki Stosowanej Akademii Górniczo - Hutniczej im. Stanisława Staszica, Instytut Fizyki Jądrowej im. Henryka. Niewodniczańskiego PAN w Krakowie, Instytut Katalizy i Fizykochemii Powierzchni im. Jerzego Habera PAN w Krakowie, Wydział Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na swojego imiennika konsorcjum wybrało Mariana Smoluchowskiego, wybitnego polskiego fizyka, klasyka fizyki statycznej, który prowadził badania nad wyjaśnieniem ruchów Browna.

40 Teberia 07/2012

Konsorcjum działa jednak na wielu polach, nie tylko nauk fizycznych. Zakres badań łączy w sobie kilka dyscyplin, w tym z fizykę i chemię medyczną, fizykę jądrową i energetykę jądrową, zaawansowane materiały z katalizą i nanotechnologią, fotonikę, spektroskopię i informatyką kwantową.

Chemia konserwatorska Wszystkie pola badawcze są ważne, jednak jak się okazuje, dla ratowania dóbr kultury kluczowe zasługi ma chemia konserwatorska. Polską, młodą gwiazdą tej dziedziny jest Monika Koperska, doktorantka na Wydziale Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Monika jest zwyciężczynią polskiego konkursu FameLab, w międzynarodowej edycji tego konkursu zdobyła drugie miejsce i nagrodę publiczności. Na Uniwersytecie Jagiellońskim swoją pasję realizuje w Zespole Kinetyki Reakcji Heterogenicznych przy Wydziale Chemii. Chemia konserwatorska dba o zachowanie najcenniejszych skarbów dziedzictwa kulturowego, zaprzęgając do tego najnowsze osiągniecia naukowe i technologiczne.


Naukowcy z Zespołu Kinetyki Reakcji Heterogenicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w spectrum swoich zainteresowań mają m.in. metodykę badań kinetycznych nad degradacją celulozy i papieru, badania trwałości obiektów zabytkowych na podłożu papierowym w zanieczyszczonym środowisku, czy fotostabilność pigmentów. W ramach swoich badań współpracują z innymi jednostkami naukowymi, angażując się także w badania kolegów np. z Wydziału Fizyki, czy Biologii. Naukowcy nie działają w próżni lecz ściśle współpracują z muzeami, bibliotekami, zbiorami wartościowych dzieł kultury. Dzięki temu mogą reagować na najbardziej palące problemy. W Krakowie najwięcej badań prowadzonych jest wraz z Biblioteką Jagiellońska, Muzeum Narodowym oraz Akademią Sztuk Pięknych.

Jedwabna nauka Doktorat Moniki Koperskiej poświęcony jest zatrzymaniu procesów samoistnego niszczenia jedwabiu na przykładzie XVI i XVII wiecznych chorągwi wawelskich. Chorągwie przechowywane na Wawelu wykonane są z jedwabiu, który pomimo, że należy do materiałów trwałych, nie jest niezniszczalny. Tkaninę powoli uszkadza światło, mikroorganizmy, podwyższona temperatura, zanieczyszczenie powietrza oraz wilgoć powietrza. Dodajmy, że 13 spośród przechowywanych na Wawelu chorągwi to unikaty na skalę światową. Naukowcy z Zespołu Kinetyki Reakcji Heterogenicznych w Pracowni Badań nad Trwałością i Degradacją Papieru Wydziału Chemii UJ badają cztery chorągwie: na-

dworną, która powstała w 1553 roku na ślub i koronację Zygmunta Augusta i Katarzyny Austriaczki, XVII-wieczną chorągiew turecką, zdobytą pod Wiedniem przez Marcina Zamoyskiego, nagrobną Stanisława Barziego, chorągiew wojsk śląskich arcyksięcia Maksymiliana, zdobytą w 1588 roku w bitwie pod Byczyną przez Jana Zamoyskiego. Praca nad chorągwiami odbywa się przede wszystkim w laboratorium, gdzie najpierw prowadzone są testy przyspieszonego starzenia na próbkach modelowych, w tym na czystej fibroinie i na barwnikach. Upływający czas „przyspiesza” się odpowiednią temperaturą i światłem. Następnie analizuje się zapach, wygląd i długość włókien w różnych zakresach światła. Dopiero po gruntownych badaniach na modelowych próbkach naukowcy przechodzą do działań na samych chorągwiach. Nie tylko chorągwie potrzebują wsparcia. Badania naukowców mogą ocalić przed degradacją inne zabytkowe obiekty, w których zastosowano jedwab, w tym stroje liturgiczne, meble, czy arrasy.

Kwaśny papier Monika Koperska podbiła jednak serca jurorów i widzów konkursu FameLab zupełnie innym zagadnieniem. W swojej prezentacji mówiła: - Gdybyśmy chcieli zapisać idee, tak na wieki, to na czym ją zapisać? Na kamieniu? Za mała pojemność informacji. Na pergaminie? Zbyt kosztowny i mało humanitarny. Na taśmie magnetycznej? Rozpadnie się po 50. latach. Na CD? Zaczniemy tracić informacje po pięciu. Na USB? Moje ostatnie spaliło się po roku. Teberia 07/2012

41


Jako cywilizacja mieliśmy bardzo dużo pomysłów, jak na przykład wielka przestarzała dyskietka albo banki szpulowych danych, które przechowywały informacje z sond marsjańskich. (…) Rozważmy więc papier, czyli bardzo długi polimer celulozy. Czyli polimer z powtarzających się fragmentów, każdy fragment zbudowany z atomów węgla, wodoru i tlenu. Każdy to pierścień, wygięty w bardzo stabilnej konformacji, w konformacji krzesełkowej, w której papier może wypoczywać. Papier jest trwały. (…) Książki wyprodukowane dziś, na dobrej jakości papierze, ile są w stanie przetrwać? 200, 300, a nawet 400 lat. Czas przemija, ale my, jako cywilizacja jeszcze nie teraz, jeszcze nie jesteśmy w stanie pozwolić sobie na to, żeby papier przeminął. Jak podkreśliła Monika Koperska, poza trwałością, przewagą papieru nad innymi nośnikami jest także to, że tylko z papieru możemy odczytać dane za pomocą najpopularniejszych na świecie narzędzi, czyli oka, mózgu oraz dłoni. Wszystkie inne wymagają od nas jakiejś maszynerii. Problemem jest jednak to, że źle przechowywany papier także podlega procesom degradacji. Co więcej, w połowie XIX wieku zaczęto stosować technologię formowania papieru w środowisku kwaśnym. W papierze wyprodukowanym taką metodą postępuje kwasowa degradacja łańcuchów celulozy, co w krótkim czasie prowadzi do pogorszenia własności mechanicznych i rozpadu kart książek, dokumentów, czy map. Technologia ta była stosowana aż przez 150 lat i pozostały po niej olbrzymie zbiory kwaśnego papieru w archiwach i bibliotekach. Naukowcy zmobilizowali swoje siły by śpieszyć im na ratunek. Został powo42

Teberia 07/2012

łany Program Rządowy Kwaśny Papier, realizowany w latach 2000-2008. W jego ramach powstała Klinika Papieru Biblioteki Jagiellońskiej, która jest pierwszą uruchomioną w Polsce halą technologiczną z instalacjami do masowego odkwaszania papieru druków i rękopisów. Program został zakończony jednak w jego efekcie powstały nowe projekty realizowane przez Pracownię Badań Trwałości i Degradacji Papieru na Uniwersytecie Jagiellońskim.

W walce ze światłem Kierownikiem Pracowni jest dr Tomasz Łojewski, którego zakres badań nad papierem daleko wykracza poza samo zagadnienie „kwaśnego papieru”. Wśród wielu projektów nad którym pracowali dotychczas naukowcy, znajduje się m.in. ten dotyczącyopracowania metody bezpiecznej ekspozycji dzieł w ramach beztlenowych. Prace prowadzone były wraz z krakowskim oddziałem Muzeum Narodowego (na zdjęciach). Jednym z ważniejszych czynników powodujących niszczenie dzieł wystawianych w ekspozycjach muzealnych jest światło. Przy czym, chcąc pokazywać dzieła sztuki, nie można wykluczyć tego czynnika, można go jedynie ograniczyć. Reakcje odpowiedzialne za utlenianie barwników, zachodzące pod wpływem światła, potrzebują do tego tlenu. Eliminując tlen, spowalniamy degradację barwników i dzięki temu można je bezpiecznie eksponować. - Nasz pomysł dotyczył hermetycznych ram dla ob-


N A UK O W O >> razów, wypełnionych azotem bądź innym gazem, a pozbawionych tlenu – mówi dr Łojewski. - Światło dostarcza energii do zajścia reakcji chemicznych, a gdy pozbędziemy się tlenu, czyli kluczowego reagenta, który jest odpowiedzialny za zmiany barwników, to światło przestanie degradować owe barwniki. Dzięki temu będzie można zmniejszyć reżimy dawek światła, które są narzucone na dzieła sztuki. Będzie je można wystawiać w lepszym świetle i na dłużej – podkreśla.

ko postarzonym światłem w atmosferze beztlenowej, drugim w normalnej atmosferze z dostępem do tlenu, były znaczące. Na tym etapie został wykonany prototyp ramy, póki co wstępne zainteresowanie nią wykazały zbiory tkanin na Wawelu – mówi naukowiec. Istotnym efektem tego projektu było powstanie konstrukcji urządzenia, które pozwala starzeć światłem w mikroskali. Wystarcza punkt o średnicy trzech dziesiątych milimetra. Próbka jest więc tak mała, że nie jest widoczna gołym okiem, zwłaszcza na materiałach porowatych, takich jak karton, czy tkanina. Nowe urządzanie może się bardzo praktycznie przełożyć na sprawne działanie muzeów i galerii.

Naukowcy prowadzili swoje badania na kolekcji pasteli autorstwa Witkacego. Na wstępie zostały wykonane pomiary barwy awersu i rewersu prac. Okazało się, że barwa kartonów barwnych, na których Witkacy rysował swoje pastele, w wielu przypadkach się zmieniła i na odwrocie mamy zupełnie inny ton. To zaś potwierdziło, że rzeczywiście zachodzi degradacja barwników przez światło. Badacze zlecili wykonanie kopii jednej z prac na barwnym kartonie, po czym poddali ją starzeniu w warunkach beztlenowych oraz w standardowych warunkach z dostępem powietrza. - Różnice między dwoma przykładami, jednym szyb-

- Nasze urządzenie otwiera drogę do analizy światłotrwałości oryginałów. Gdy muzeum zastanawia się nad wypożyczeniem jakiegoś obiektu, czy nawet ekspozycją u siebie na ścianach galerii, najpierw może poddać dane dzieło badaniom nad tym, jaka dawka światła przyniesie pierwsze zmiany barwy. I do tego dopasować politykę wypożyczeni czy własnych ekspozycji – tłumaczy dr Łojewski. Naukowcy wykonali szereg pomiarów dzieł nie tylko Witkacego, ale również badali światłotrwałość manuskryptów Mozarta, Chopina, Mendelsona, znajdujących się w Bibliotece Jagiellońskiej. Jak podkreśla dr Łojewski, sam pomysł metody nie jest nowy, jednak nigdzie na rynku nie ma urządzenia, które mogłoby służyć instytucjom kultury. Obecnie prowadzone są prace nad udoskonaleniem konstrukcji urządzenia, tak żeby jego obsługa nie wymagała kompetencji naukowca. Trzeba także pomyśleć nad nazwą, bo roboczo, z angielskiego urządzenie nazywa się mało wdzięcznie, czyli mikroblaknościomierz (ang. microfadeometer), czy inaczej - urządzanie do starzenia światłem w mikroskali. Zaletą mikroblaknościomierza jest także to, że może być wykorzystywane w przypadku większości cennych obiektów, nie tylko dzieł sztuki, ale także na przykład dowodów sądowych, które nie powinny ulec zniszczeniu podczas badania. Do tego wyniki otrzymuje się już po kilkudziesięciu minutach, a w przypadku aktualnie stosowanych urządzeń, trzeba na nie czekać nawet kilka tygodni.

Teberia 07/2012 43


N A UK O W O >>

Srebrny papier Kolejnym projektem, nad którym pracuje zespół to degradacja mikrobiologiczna papieru, czyli zniszczenia powodowane przez mikroustroje, w tym grzyby celulolityczne. Grzyby te mogą rozwijać się w papierze, dzięki temu, że dostarcza im on węgla. Ich działalność może doprowadzić nawet do całkowitego zniszczenia papieru. Projekt skupia się na opracowaniu sposobu produkcji, czy też składu papieru o własnościach biostatycznych, czyli takiego, na którym mikroorganizmy nie będą chciały bytować. W tym celu naukowcy chcą wykorzystać, popularne także w innych dziedzinach, nanocząstki srebra. - Papier nie składa się z samych włókien celulozy, są w nim także wypełniacze mineralne. To może być na przykład węglan wapnia, który poprawia własności użytkowe i potania jego produkcję. Tym wypełniaczem mineralnym mogą być też zeolity, grupa minerałów, które mają świetne właściwości sorpcyjne. Znamy je z życia codziennego, takim sorbentem jest na przykład żwirek dla kota. Pochłaniają zapachy, których chcemy uniknąć, są też tanie – wyjaśnia dr Łojewski. - Taki sorbent mógłby także pochłaniać związki lotne w przypadku papieru, które również mogą powodować jego degradację. Nasz pomysł wykorzystania zeolitu nie ogranicza się jednak tylko do tego. Zeolity mają w swojej strukturze wiele kanałów, do których stosunkowo łatwo można wprowadzić różne związki chemiczne. I my w naszym projekcie właśnie wykorzystujemy zeolity jako nośnik nanocząstek srebra. Umieszczamy w kanałach srebro, następnie redukujemy je do srebra metalicznego, w postaci biobójczych nanocząstek. Uniwersytet Jagielloński współpracuje w przypadku tego projektu z Katedrą Mikrobiologii na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wstępne badania już wykazały, że papier z nanocząstkami srebra jest odporny na porastanie przez trzy, wybrane przez naukowców szczepy bakterii i trzy szczepy grzybów. Odkrycia te mogą mieć także wszechstronne zastosowanie. Papier z nanocząstkami srebra może służyć do produkcji teczek, kopert czy kartonów, 44 Teberia 07/2012

w których przechowywane są cenne dokumenty. Przykładowo pudło z niego wykonane powstrzyma rozwój grzybów wewnątrz, nawet jeśli w otoczeniu wzrośnie wilgotność. To są póki co hipotezy, na ich potwierdzenie musimy jeszcze poczekać. Aneta Żukowska c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas


T E CHNOL OGIE >>

Innowacja z garażu Możliwe, że już wkrótce, chwilę po odłożeniu karnetu festiwalowego na blat stołu, wyświetlą się na nim teledyski wykonawców, a gra towarzyska z przyjaciółmi nie będzie wymagała tradycyjnej, tekturowej planszy. Wszystko to może stać się realne za sprawą stołu dotykowego GLIPTable. Projekt należy do trzech przyjaciół z Poznania i powstawał, tak jak przystało na przełomowe produkty IT – w garażu. Po pracy i w weekendy trójka kolegów - Przemysław Kozłowski, Grzegorz Hibner i Krzysztof Liszyński - spotykała się, by razem popracować w garażu i sprawdzić swoją wiedzę i umiejętności wyniesione ze szkół technicznych. Tak w dużym skrócie powstał stół interaktywny GLIPTable. Interfejs urządzenia oparty jest na systemie operacyjnym Windows 7 i umożliwia jednoczesną pracę lub rozrywkę kilku osobom. Można na nim komfortowo surfować w Internecie, przeglądać obrazy, specjalnie przygotowane prezentacje multimedialne oraz przeglądać szczegółowy program wydarzenia. GLIPTable posiada 48 cali powierzchni dotykowej z możliwością śledzenia ponad 40 punktów dotyku oraz jest wyposażony w system audio, wbudowane Wi-Fi oraz Bluetooth. Na realizację projektu wydali blisko 25 tys. złotych z własnej kieszeni. Podobne rozwiązania są już na rynku. Projekt Poznaniaków ma jednak przewagę nad konkurentami - do wyświetlania obrazu używa projektora, a nie ekranu LCD, dzięki temu konstruktorzy mogą dowolnie formować jego kształt. - To, co przedstawiliśmy teraz, to próbka. Stół możemy dostosować do dowolnych wymiarów. Możemy z niego zrobić wąski i długi bar czy stolik kawiarniany. Teraz ma 48 cali, ale możemy zrobić większy - mówi Liszyński. – Za każdym razem, gdy prezentujemy urządzenie, pojawiają się kolejne pomysły zastosowań. W chwili obecnej myślimy, aby rozpowszechnić GLIPTable wśród deweloperów mieszkaniowych oraz dealerów samochodowych. Urządzenie równie dobrze sprawdzi się jako automat rozrywkowy lub powierzchnia reklamowa, pozwalająca na interakcję z potencjalnymi klientami – opowiada Przemysław Kozłowski.

Dla przykładu może być to aplikacja „Konfigurator samochodu” do zastosowania której może być użyty właśnie GLIPtable. Na urządzeniu uruchomiony jest konfigurator przy którym sprzedawca razem z klientem w wygodny sposób (np. przy kawie), mogą skonfigurować samochód wybrany przez klienta. Podczas konfigurowania klient i sprzedawca mają dostęp do różnego rodzaju materiałów reklamowych – filmów, zdjęć, folderów itp. Wybrana konfiguracja może zostać wydrukowana w formie zamówienia, zapisana na kluczu USB lub wysłana e-mailem na wskazany adres. Konfigurator może zostać uzupełniony o rozpoznawanie obiektów położonych na stole. W takim przypadku położenie na urządzeniu odpowiednio oznaczonego papierowego folderu albo nawet modelu samochodu może spowodować uruchomienie konfiguratora dla danego auta. Konstruktorzy nie spoczywają na laurach. Zamierzają również wdrożyć „wielodotykowość” na innych powierzchniach, takich jak ściany, witryny sklepowe, podłogi i bary. Stół dotykowy GLIPTable został oficjalnie zaprezentowany 13-14 września podczas I Międzynarodowego Forum Klastrów IT, które odbyły się w Eureka Technology Park w Dąbrowie koło Poznania. Wydarzenie gromadzi branżowych ekspertów, przedstawicieli klastrów, instytucji publicznych oraz firm, które chcą wdrażać innowacyjne rozwiązania oparte na najnowszych technologiach. mj

c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

Teberia 07/2012 45


P R E ZE N TA C JE >>

SIGMA zmienia oblicze górnictwa

Unikać niedowiarków Nieopodal Lublina, na trasie prowadzącej do Warszawy, tuż niedaleko znanej kierowcom karczmy o swojsko brzmiącej nazwie Bida, znajduje się miejsce, które można by nazwać na przekór Bogactwo. Mowa o firmie Sigma, jednej z najbardziej innowacyjnych firm w Polsce. W raporcie Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, dotyczącym przedsiębiorstw patentujących w roku 2010, firma Sigma S.A., lider analogicznego raportu obejmującego rok 2009, ponownie znalazła się w czołówce przedsiębiorstw o najwyższej liczbie patentów. Z 5 patentami Sigma S.A. zajęła w tym rankingu 4 miejsce. Lista została stworzona na podstawie patentów zatwierdzonych przez Urząd Patentowy RP. Jednak to nie wszystko. Na opublikowanej niedawno liście 500 najbardziej innowacyjnych przedsiębiorstw w Polsce w roku 2010, Sigma S.A. zajęła bardzo wysokie 10 miejsce. Jeszcze wyżej, bo na 8 miejscu, znalazła się Sigma S.A. na liście najbardziej innowacyjnych przedsiębiorstw z segmentu małych i średnich przedsiębiorstw. Instytut Nauk Ekonomicznych PAN po raz pierwszy stworzył również, na podstawie otrzymanych od przedsiębiorstw ankiet, listę najbardziej innowacyjnych produktów w 2011 roku. Wśród 20 wybranych produktów 3 miejsce zajmuje Samobieżna Zwrotnia Kołowa SZK-SIGMA pomysłu Sigma S.A. Zastosowanie powyższego urządzenia poprzez zmianę technologii drążenia wyrobisk korytarzowych pozwala na wydłużenie efektywnego czasu prowadzenia robót górniczych a przez to uzyskiwanie większych postępów prac. Jest to rozwiązanie unikatowe zarówno w Polskim, jak i światowym górnictwie i w całości opracowane na podstawie polskiej myśli technicznej. Tylko dlatego, że Sigma działa w dość niszowej branży producentów maszyn i urządzeń górniczych, marka ta jest znana jedynie fachowcom. - Nie skromnie powiem, że gdyby nagle Sigma zniknęła z rynku branża górnicza odczułaby to znacząco – mówi założyciel firmy Jan Hajduk. Początki Sigmy sięgają połowy lat 90., czasów, o których ludzie polskiego górnictwa chcieliby pewnie 46 Teberia 07/2012

Autor zdjęcia: Maciej Kaczanowski

szybko zapomnieć – niewydajne kopalnie z nadwyżką zatrudnienia generowały ogromne długi, a żeby sprzedać węgiel, którego na rynku była nadpodaż musiały sięgać po tzw. kompensaty, czyli sprzedawać towar za wspomniane długi. O gotówce, nie mówiąc już o płynności finansowej mogli pomarzyć nieliczni w tej branży. - W tych okolicznościach zdecydowałem się na założenie własnej firmy pracującej wówczas jedynie na rzecz górnictwa. Niektórzy koledzy pukali się w czoło, gdy mówiłem im o swoim pomyśle – wspomina Hajduk. – Jednak jakoś nie przekonywało mnie, że górnictwo to stałe zatrudnienia, po 25 latach pracy emerytura. Za dużo we mnie było ducha przedsiębiorczości, by zostać w kopalni. Po 14 latach pracy w górnictwie węglowym, w tym kilku latach spędzonych na Węgrzech, po krótkim, acz nieudanym epizodzie z prywatnym biznesem Hajduk otwiera Sigmę. W kilku pomieszczeniach wynajętych w budynku kopalni „Bogdanka” powstaje biuro konstrukcyjne, które zmieni znacząco oblicze polskiego górnictwa, już dziś można powiedzieć, że nie tylko węglowego. Paradoksalnie jednak pierwsze rozwiązania Sigmy nie trafiły na Bogdankę, ale do śląskich kopalń. Jednak to właśnie „Bogdanka” i jej kadra techniczna, otwarta na nowości technologiczne - jak podkreśla Hajduk - wywarła największy wpływ na rozwój Sigmy. Pierwsze projekty firmy – stacja najazdowa, zestawy do transportu, podajniki podścianowe, były rozwiązaniami, które w radykalny sposób podniosły efektywność prac wydobywczych. Szczególnie system przodkowy stworzony przez Sigmę zrewolucjonizował prace w polskim górnictwie. Jest on dziś obecny praktycznie na wszystkich kopalniach w Polsce, jak


i wielu zakładach zagranicznych. Sigma to już dziś nie tylko biuro konstrukcyjne, ale też produkcja własnych maszyn i urządzeń, o dużym wskaźniku hightech, wykorzystująca szeroko rozwiązania z zakresu informatyki czy mechatroniki. Innowacyjność to wciąż główna oręż firmy. - Był nawet taki czas, że radość tworzenia nowych rozwiązań technicznych przysłoniła nam potrzebę komercjalizacji projektów, który to etap jest najtrudniejszy w działalności innowacyjnych firm – podkreśla Hajduk. - Czasami mija kilka lat od początku procesu wdrożeniowego projektu do jego spieniężenia. Firmy innowacyjne, jak podkreśla prezes Sigmy, ponoszą spore ryzyko. Muszą bowiem tworzyć prototypy urządzeń, często bardzo kosztowne. Kopalnia bowiem nie zaryzykuje zakupu nowego, innowacyjnego produktu, jeśli nie przekona się o jego funkcjonalności. Proces wdrażania jest zatem fundamentalny. - Ważne zatem z jakim partnerem jest on realizowany. Można trafić na osoby, które dostrzegą jedynie wady urządzenia i wówczas ponosimy klęskę. Można jednak trafić na kogoś kto zauważy potencjał urządzenia i razem z nami wyeliminuje jego pewnie niedostatki. Jednym słowem, trzeba mieć szczęście do ludzi. My je mieliśmy… na szczęście. Dziś Hajduk i jego ludzie mają na tyle dobrą renomę, że stać ich na to, by unikać rozmów z niedowiarkami, szukają po drugiej stronie ludzi, którzy widzą sens w ulepszaniu rozwiązań technicznych. Unikają także takich ludzi, którzy wiedzą, że problemu nie da się rozwiązać, a jest jeszcze, niestety, dość sporo takich w górnictwie. - Nie będzie postępu bez ryzyka ze strony przedsiębiorstw – przekonuje szef Sigmy, bo jak podkreśla jest sporo firm na rynku, które wprost, mówiąc kolokwialnie, zżynają rozwiązania konstrukcyjne Sigmy. - W górnictwie najlepsze są najprostsze rozwiązania. Jednak najtrudniej się je wymyśla, ale też najłatwiej się je kopiuje. Próbujemy przekonać przedsiębiorców, że zaopatrywanie się w podobne systemy u konkurencji, która nas kopiuje to droga na skróty, prowadząca donikąd. Ci, którzy nas naśladują nie zapewnią tej samej jakości produktów, bo istota tkwi w detalach. Poza tym, jeśli Sigmy nie będzie, wówczas nie będzie też miał kto od nas kopiować. Koło się zamknie, kopalnie będą musiały sięgać po drogie rozwiązania zachodnie. Siła Sigmy tkwi w potencjale konstruktorskim kadry inżynieryjnej. O Sigmie nawet krążą dowcipy, iż

jest to „małe AGH”. Firma przyciąga absolwentów uczelni wyższych takich jak AGH czy Politechnika Lubelska, bo znajdują tu dobry klimat dla rozwoju zawodowego. To z myślą o nich powstało przy Sigmie Stowarzyszenie Kreatywnych Inżynierów. Stowarzyszenie finansowane w dużej części przez firmę umożliwia młodym realizację pasji czy pogłębianie wiedzy z zakresu nowoczesnych technologii. Niedawno zorganizowało wycieczkę do słynnego ośrodka naukowego CERN w Szwajcarii. Ogromny potencjał twórczy i intelektualny Sigmy stał się przyczynkiem do przeobrażeń w ramach firmy. Właściciele Sigmy powołali do życia spółkę „HAJDUK Group”, której celem jest realizacja prac badawczo-rozwojowych z różnych dziedzin techniki. Oznacza to, że na swój sposób historia Sigmy zatoczyła koło. Budowa zespołu inżynierów odznaczających się dużą kreatywnością i odwagą w podejmowaniu nawet najtrudniejszych zagadnień, zaowocowała, jak szczycą się pomysłodawcy przedsięwzięcia, powstaniem wielu innowacyjnych i unikalnych rozwiązań na skalę nie tylko krajową, ale i światową. 26 kwietnia 2012 roku Minister Gospodarki podjął decyzję o nadaniu firmie Hajduk Group statusu Centrum Badawczo-Rozwojowego. Ewentualne korzyści finansowe wynikające z posiadania statusu CBR, np. ulgi podatkowe są celem drugoplanowym. Na pierwszym planie jest nobilitacja firmy oraz reżim utrzymania kierunku innowacyjności. Hajduk Group ma docelowo realizować ok. 25-30 proc. projektów na potrzeby Sigmy, pozostałe dla kontrahentów zewnętrznych. - Tak naprawdę firmę stać na 2-3 dobre wdrożenia w roku. Tyle, że nasz potencjał twórczy jest znacznie większy. Warto zatem pomyśleć o sprzedaży knowhow. Lepiej sprzedawać pomysły na zewnątrz, skoro nas nie stać na realizację ich wszystkich. Trzeba pamiętać, że technika idzie mocno do przodu i obecne pomysły szybko się starzeją. Nie warto trzymać ich w szufladzie na własny użytek – podkreśla Hajduk. A pomysłów w firmie jest sporo, już znacznie wykraczających poza obszar górnictwa. Hajduk Group ma w ofercie rozwiązania techniczne dla energetyki (zwłaszcza energia odnawialna), ochrony środowiska i agrotechniki. Jacek Srokowski c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

Teberia 07/2012

47


P R E ZE N TA C JE >>

KGHM Polska Miedź pracuje nad innowacyjnymi technologiami dla energii odnawialnej

Wydobyć tellur ze szlamu Eksperci prognozują złotą erę dla fotowoltaiki, czyli pozyskiwania prądu ze słońca. KGHM z naukowcami intensywnie pracuje nad nowatorskimi metodami produkcji ogniw fotowoltaicznych. Efektem tych prac może być na przykład dachówka fotowoltaiczna, która mogłaby zastąpić popularne kolektory słoneczne. Ogniwa fotowoltaiczne, które umożliwiają pozyskiwanie prądu elektrycznego z energii słonecznej w niedługim czasie będą dostępne powszechnie. Wiele firm na świecie pracuje intensywnie nad nowatorskimi metodami produkcji ogniw fotowoltaicznych. Technologia produkcji paneli słonecznych oparta jest obecnie głownie na ogniwach krzemowych mono i polikrystalicznych. W dalszym ciągu ogniwa krzemowe są jednak stosunkowo drogie, ponieważ potrzeba jest do ich wytworzenia stosunkowo duża ilość drogiego surowca. – W 85-90% fotowoltaika jest oparta na krzemie, czy to krystalicznym, trudnym do osiągnięcia, czy amorficznym, bezpostaciowym. Koszty jego wyprodukowania są istotne, poza tym jest to kruchy pierwiastek. W związku z tym – puszczam tu wodze fantazji – chodziłoby o wyprodukowanie takiego ogniwa, które np. jest elastyczne – tłumaczy Herbert Wirth, prezes spółki KGHM Polska Miedź. Herbert Wirth chciałby, by prace doprowadziły do 48

Teberia 07/2012

stworzenia dachówki fotowoltaicznej: – Zamiast pokrywać dachy zwykłą, ceramiczną, możemy użyć kompozytu mineralnego, czyli fotowoltaicznego panelu i ceramiki. Dlaczego nie? To jest wyzwanie dla nauki. To tylko jedno z wyzwań dla miedziowego giganta. – To jest przede wszystkim szukanie nisz, w których pociągniemy przetwórstwo, bo miedź mamy, do indu się przymierzamy, tellur będziemy odzyskiwali, selen odzyskujemy. Pozostają nam jeszcze inne pierwiastki do wykorzystania – wyjaśnia Agencji Informacyjnej Newseria Herbert Wirth.


Poświęcimy teraz temu zagadnieniu więcej uwagi i troski, po to, żeby te kilkadziesiąt kilogramów telluru wyekstrahować – zapowiada Wirth. Naukowcy w Centrum Metali Krytycznych Akademii Górniczo-Hutniczej poszukują metali i niemetali w formie kompozytów. Sprawdzają, co daje najlepszy efekt w przypadku zamiany fotonów światła na strumień elektronów. – W fotowoltaice ważne jest kumulowanie energii, czyli baterie umożliwiające przechowywanie jej nadmiaru w formie użytkowej. I ich stworzenia również podjęli się naukowcy z AGH – zdradza prezes KGHM.

Kluczowy w kontekście produkcji prądu ze słońca jest tellur, jedna z najrzadszych substancji świata. – To jest bardzo ważne w procesie inżynierii materiałowych, fotowoltaiki – mój ulubiony temat od pewnego czasu – podkreśla prezes. Spółka koncentruje się na wypracowaniu technologii, która pozwoli na wydzielenie co najmniej kilkudziesięciu kilogramów telluru. – Jako pierwiastek, w kilogramowych wielkościach jest naprawdę bardzo cenny. Znajduje się w szlamach anodowych, a więc w procesie, kiedy się rozpuszcza anodę w kwasie, w elektrolizie. Z tego szlamu uzyskujemy srebro i to było dla nas dominujące.

Europejskie Stowarzyszenie Przemysłu Fotowoltaicznego w swoim najnowszym raporcie „Globalne perspektywy rynku fotowoltaiki do 2016 r.” dowodzi, że miniony rok był wyjątkowo udany dla Unii Europejskiej pod względem rozwoju fotowoltaiki. Z wynikiem ok. 75 proc. światowej mocy zainstalowanej po raz kolejny Europa została globalnym liderem w rozwoju fotowoltaiki. Zdaniem autorów dokumentu ten rynek ma przed sobą ogromne szanse rozwoju, także w Polsce. Na koniec ub.r. mieliśmy zainstalowane ok. 2 MW paneli słonecznych, a do 2016 r. mamy mieć 500 MW (według umiarkowanego scenariusza) lub nawet 1,1 tys. MW. Wiele zależy od wsparcia, które zostanie ostateczne zagwarantowane w opracowywanej ustawie o odnawialnych źródłach energii. Źródło: newseria

c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

Teberia 07/2012 49


P R E ZE N TA C JE >>

BOGDANKA w gronie RESPECT Index

Odpowiedzialni znaczy też innowacyjni Warszawska Giełda Papierów Wartościowych 31 lipca 2012 roku po raz kolejny wyłoniła laureatów prestiżowego Ratingu RESPECT Index. Tym razem w skład nowego indeksu weszło 20 spółek giełdowe. Lubelski Węgiel Bogdanka S.A. już czwarty raz został zakwalifikowany do tego grona.

Lubelska „Bogdanka” w 2009 r. przystąpiła do pierwszego w Europie Środkowo-Wschodniej indeksu spółek odpowiedzialnych, jakim jest Projekt warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych Respect Index. Projekt skierowany do spółek notowanych na warszawskim parkiecie, ma na celu wyłonienie spółek zarządzanych w sposób odpowiedzialny i zrównoważony. - Początkowo podchodziliśmy z pewną rezerwą do udziału w projekcie Respect Index, zwłaszcza, że nie do końca mieliśmy zidentyfikowaną sferę działań z zakresu społecznej odpowiedzialności. Jednak w trakcie badań zaczęliśmy powoli dochodzić do wniosku, że nasza działalność CSR ma znacznie szerszy zakres niż wydawało nam się na samym początku – mówi Patrycja Świątek, z sekcji relacji inwestorskich LW „Bogdanka”. Okazało się, że już na samym starcie „Bogdanka” znalazła się w gronie 16 giełdowych spółek przestrzegających najwyższe standardy w biznesie. To przekonało kierownictwo spółki, by pójść krok dalej i wdrożyć w firmie Strategię Społecznej Odpowiedzialności Biznesu. Dokument, który powstał we współpracy z doradcami PwC, wyznacza spółce cele z zakresu społecznej odpowiedzialności biznesu do 2015 r. „Dzięki wdrażaniu innowacji w działalności biznesowej LW Bogdanka S.A. jest stabilną finansowo organizacją, dla której bezpieczeństwo pracowników 50

Teberia 07/2012


jest priorytetem” – tak brzmi wizja strategii CSR. - Jesteśmy spółką działająca w branży wydobywczej węgla kamiennego w Polsce. Dzięki wieloletniej, pracy, zaangażowaniu i innowacyjnym rozwiązaniom zyskaliśmy pozycję niekwestionowanego lidera w naszym segmencie rynku i status jednego z najbardziej liczących się przedsiębiorstw Polski południowo-wschodniej. To zobowiązuje. Zbudowaliśmy i wciąż podnosimy wartość spółki, dzięki aktywności naszego zespołu, czytelnym i uczciwym relacjom z naszymi kontrahentami oraz dzięki odpowiedzialnemu traktowaniu otoczenia – lokalnej społeczności i środowiska w którym funkcjonujemy. W ten sposób budujemy wizerunek naszej spółki – wartość bezcenną dla nas samych, naszych akcjonariuszy i interesariuszy – podkreśla Mirosław Taras, prezes zarządu LW „Bogdanka”. – Nieprzerwanie staramy się pogłębiać dialog z otoczeniem, odczytywać jego

oczekiwania oraz dbać o środowisko naturalne nie tylko w najbliższym otoczeniu, lecz również w skali globalnej. Wciąż poszerzamy płaszczyznę odpowiedzialnego współdziałania z naszymi pracownikami i partnerami, działając w zgodzie z obowiązującym prawem, regulacjami wewnętrznymi i w poszanowaniu dla obowiązujących zwyczajów. Wytyczną w tym procesie jest Kodeks Etyczny, który stanowi zbiór norm i wartości obowiązujących w Grupie Kapitałowej Lubelski Węgiel Bogdanka S.A. Strategia CSR zawiera cztery cele strategiczne, które postawione zostały Spółce na 2015 rok. Spółka: wyznacza standardy prowadzenia działalności biznesowej w oparciu o etykę i otwartą komunikację; w strategiczny sposób podchodzi do bezpieczeństwa i rozwoju pracowników; ma proaktywne i innowacyjne podejście do zarządzania relacjami i swojego wpływu na otoczenie społeczne i środowiskowe; realizuje cele biznesowe w oparciu o zasady zrównoważonego rozwoju. Wymienione cele strategiczne spółki składają się z celów wspierających. Warto zwrócić uwagę, że w strategii, począwszy od wizji, kończąc na celach, silnie akcentowana jest innowacyjność spółki. Jeden z celów wspierających brzmi: Uzyskanie pozycji lidera w branży wydobywczej w zakresie wdrażania i popularyzacji innowacyjnych rozwiązań wspierających zrównoważony rozwój organizacji. jac

c zapraszamy do dyskusji @ napisz do nas

Teberia 07/2012

51



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.