Estimote - polski wynalazek o globalnym potencjale
Smart city - inteligencja w różnorodności
NUMER 9 (28) WRZESIEŃ 2013
NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK
Od odpadów do i-padów... Krótka historia segregacji odpadów
Ec Engineering na światowych torach
Spis treści:
* Skąd ta nazwa –
4 NA CZASIE 6 NA CZASIE 8 CIEKAWE 9 NA CZASIE 10 NAUKOWO 12 NA CZASIE 17 O TYM SIĘ MÓWI 18 KREATYWNI 20 BIZNES 26 TRENDY 32 NA OKŁADCE 40 PREZENTACJE 50 EDYTORIAL
Ile warte jest ryzyko? „Polinka” - studencka gondola Znajdź swoje miejsce na „1400m2 kreatywności”! Płać ile uznasz za słuszne Przybywa patentów w Polsce Obrazy z radarów satelitarnych Mały wielki Mikrus Microsoft przejmuję Nokię Estimote - polski wynalazek Ec engineering
Inteligencja w różnorodności Od odpadów do i-padów i odwrotnie Ren na wiele sposobów
…Otóż gdy pojawił się gotowy projekt witryny – portalu niestety nie było nazwy. Sugestie i nazwy sugerujące jednoznaczny związek ze Szkołą Eksploatacji Podziemnej typu novasep zostały odrzucone i w pierwszej chwili sięgnąłem do czasów starożytnych, a więc bóstw ziemi, podziemi i tak pojawiła się nazwa Geberia, bo bóg ziemi w starożytnym Egipcie to Geb. Pierwsza myśl to Geberia, ale pamiętałem o zaleceniach Ala i Laury Ries, autorów znakomitej książeczki „Triumf i klęska dot.comów”, którzy piszą w niej, że w dobie Internetu nazwa strony internetowej to sprawa życia i śmierci strony. I dalej piszą „nie mamy żadnych wątpliwości, co do tego, że oryginalna i niepowtarzalna nazwa przysłuży się witrynie znacznie lepiej niż jakieś ogólnikowe hasło”. Po kilku dniach zacząłem przeglądać wspaniała książkę Paula Johnsona „Cywilizacja starożytnego Egiptu”, gdzie spotkałem wiele informacji o starożytnych Tebach (obecnie Karnak i Luksor) jako jednej z największych koncentracji zabytków w Egipcie, a być może na świecie. Skoro w naszym portalu ma być skoncentrowana tak duża ilośćwiedzy i to nie tylko górniczej, to czemu nie teberia. Jerzy Kicki Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Szkoły Eksploatacji Podziemnej Portal teberia.pl został utworzony pod koniec 2003 roku przez grupę entuzjastów skupionych wokół Szkoły Eksploatacji Pod-ziemnej jako portal tematyczny traktujący o szeroko rozumianej branży surowców mineralnych w kraju i za granicą. Magazyn ,,te-beria” nawiązuje do tradycji i popularności portalu internetowego teberia.pl, portalu, który będzie zmieniał swoje oblicze i stawał się portalem wiedzy nie tylko górniczej, ale wiedzy o otaczającym nas świecie.
Wydawca:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie
Jerzy KICKI
Prezes Fundacji dla AGH
Artur DYCZKO
Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia
Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny
jsrokowski@teberia.pl
Biuro reklamy:
Małgorzata BOKSA reklama@teberia.pl
Studio graficzne:
Tomasz CHAMIGA tchamiga@teberia.pl
Adres redakcji:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 Aal. Mickiewicza 30, 30-059 Krakówtel. (012) 617 - 46 - 04, fax. (012) 617 - 46 - 05, e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl” www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790
Konto Fundacji:
Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone.Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
EDY TORIAL >>
Ile warte jest ryzyko?
K
rakowski start-up Estimote zajął pierwsze miejsce podczas prestiżowego konkursu organizowanego przy okazji TechCrunch Disrupt SF. Polacy zachwycili jurorów świetnym produktem oraz dotychczasowymi dokonaniami. Estimote stworzył wynalazek, który ma zmienić branżę handlową. Urządzenie iBeacons to system sensorów połączony z aplikacją mobilną, które zbierają dane na temat klientów np. sklepu. Estimote, mógł wypłynąć na szerokie wody dzięki wsparciu finansowemu, jakie uzyskał zagranicą. Polski start-up uzyskał szybko dostateczne finansowanie, aby stworzyć prototyp i zrealizować pilotażowe wdrożenia i to na bardzo uczciwych warunkach, o które trudno w Polsce. Niestety, w Polsce fundusze venture capital, czyli tzw. aniołowie biznesu wciąż odgrywają za małą rolę w rozwoju projektów biznesowych. Fundusze venture capital są powszechną formą finansowania innowacyjnych projektów na całym świecie. Wartość polskiego rynku VC stanowiła 0,002 proc. PKB według danych Europejskiego Stowarzyszenia 4
Teberia 28/2013
Venture Capital (EVCA) za 2012 rok. Ten wynik stawia Polskę daleko za krajami Zachodniej Europy. Według danych EVCA z 2011, nominalna wartość rocznych transakcji w Polsce wyniosła 28 mln euro, co stanowiło jedną trzydziestą wielkości rynku brytyjskiego. Winy należy szukać po obu stronach, zarówno po stronie potencjalnych inwestorów, jak i firm, które szukają finansowania dla swoich projektów. Przedsiębiorcom brakuje nie tylko przygotowania w zakresie odpowiedniej prezentacji pomysłu, ale również strategii rozwoju firmy, która mogłaby zachęcić inwestorów. Rynek ten mógłby i powinien być w Polsce ważnym ogniwem w finansowaniu przedsięwzięć i pomysłów biznesowych, znajdujących się na wczesnym etapie rozwoju. Przedsiębiorcy, którzy dopiero próbują zaistnieć na rynku, często z innowacyjnym, unikalnym rozwiązaniem czy projektem, narzekają na brak źródeł finansowania i małe zainteresowanie ze strony potencjalnych inwestorów. Przedstawiciele rynku, czyli osoby, zarządzające funduszami venture capital twierdzą z kolei, że w Polsce jest za mało projektów godnych uwagi. Tylko nieliczne, w ich opinii, mają szansę wypracować w przyszłości pożądane zyski. Skoro zatem sektor prywatny ostrożnie podchodzi do sektora ryzyka, a takim jest innowacyjność, może państwo powinno wziąć na siebie finansowanie przedsięwzięć innowacyjnych, ale w innym stylu, niż robiono to dotychczas (np. w ramach działań Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka). Teraz rząd chce utworzyć państwowy fundusz venture capital Innowacje Polskie. Trwają negocjacje resortów nauki, gospodarki i finansów, jak dokładnie miałby wyglądać taki fundusz i jego finansowanie. Minister nauki Barbara Kudrycka zapowiedziała wsparcie kapitałowe prywatnych firm, chcących wprowadzić na rynek nowe polskie technologie. Niestety, dotyczy to jedynie pomysłów opracowanych za publiczne pieniądze. W dodatku Innowacje Polskie nie będą finansowaniem nowych badań, ale wdrażaniem potencjalnie zyskownych technologii. Mają zachęcić biznes do inwestowania w rodzime badania i rozwój. Eksperci rządowi ocenią, ile rzeczywiście są warte te pomysły. Czas pokaże ile wart jest ten pomysł. Jakub Michalski zapraszamy do dyskusji napisz do nas
Teberia 28/2013
5
NA C Z A SIE >>
„Polinka” - studencka gondola Od początku października we Wrocławiu ruszy „Polinka” - bezobsługowa kolejka łącząca brzegi Odry co zapewni szybką przeprawę dla studentów. Dzięki uruchomieniu kolejki w ciągu dwóch minut będzie można dostać się z głównego kampusu Politechniki Wrocławskiej do kompleksu edukacyjno-badawczego Geocentrum.
B
udowa „Polinki” została już ukończona. Trwają jeszcze testy kolejki, które potrzebne są do uzyskania wszystkich niezbędnych pozwoleń na użytkowanie.
Budowa kolejki jest wspólnym przedsięwzięciem Politechniki Wrocławskiej i władz miasta. Całkowity koszt inwestycji to ok. 12 mln zł.
„Polnika” ma około 450 metrów długości. Pomiędzy dwoma brzegami Odry będą kursować dwa wagoniki, które jednorazowo mogą przewieźć 15 osób. Kolejka ma działać przez cały rok. Jej kursowanie może jedynie utrudnić wiatr wiejący z prędkością przekraczającą 90 km/h.
Od początku pomysł uruchomienia „Polinki” budził pewne kontrowersje. Pod koniec 2012 roku trwała burzliwa dyskusja radnych Wrocławia, czy miasto powinno współfinansować kolejkę – w końcu miałaby służyć ona przede wszystkim studentom i pracownikom politechniki. Jednak ustalono, że będą z niej mogli korzystać wszyscy wrocławianie. Przede wszystkim korzystne wydaje się to w obliczu budowy nowych osiedli w pobliżu ulicy Na Grobli. Głośną sprawą związaną z tym była skarga na prezydenta Dutkiewicza, w której autor domagał się równego traktowania użytkowników kolejki. Argumentował to tym, że skoro gmina Wrocław dołożyła sporą kwotę (4 mln zł) do inwestycji, to przecież powinni móc z niej korzystać zwykli mieszkańcy miasta, nie tylko związani z politechniką. Inną kwestią jest pytanie, czy kolejka linowa jest w ogóle potrzebna miastu i czy nie można było zdecydować się na tańsze rozwiązanie. W tej sprawie głos dały Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia oraz Wrocławska Inicjatywa Rowerowa. W otwartym liście skierowanym min. do prezydenta miasta i rektora politechniki argumentowali, że o wiele korzystniejszą opcją byłoby zbudowanie w tym miejscu kładki zamiast kolejki. Z kładki korzystać można by było także w godzinach wieczornych i nocnych, jednocześnie skorzystaliby z niej i piesi, i rowerzyści, dodatkowo w danej jednostce czasu przez kładkę przeprawiłoby się więcej osób niż za pomocą kolejki.
Stacje kolejki powstały na Wybrzeżu Wyspiańskiego, gdzie znajduje się kampus główny Politechniki Wrocławskiej i przy ul. Na Grobli, w pobliżu kompleksu edukacyjno-badawczego Geocentrum. Kolejka dla studentów ma być przede wszystkim udogodnieniem. Do tej pory, żeby dostać się z kampusu uczelni do geocentrum po drugiej stronie rzeki, trzeba było zrobić sobie półgodzinny spacer. Teraz podróż zajmie im 2,5 minuty. Pierwsi pasażerowie skorzystają z „Polinki” na początku października. Dla studentów i pracowników Politechniki Wrocławskiej przejazd na stałe będzie darmowy. Do końca roku opłaty nie będą pobierane również od innych użytkowników kolejki. Później do podróży kolejką będzie najprawdopodobniej uprawniał bilet MPK. Rektor uczelni mówi, że kolejka będzie pełnić nie tylko funkcję użytkową, ale też i badawczą. Planowane jest przeprowadzenie tam różnych projektów, dotyczących mi.n. wytrzymałości.
6
Teberia 28/2013
Burzliwe dyskusje toczą się także wokół kosztu inwestycji. Z początkowo planowanych 8 mln złotych koszt urósł do 12,7 mln zł. Tak wielki wydatek, jak mówią mieszkańcy, to fanaberia, a w mieście jest wiele innych miejsc, w które te pieniądze można by było zainwestować.
Teberia 28/2013
7
NA C Z A SIE >>
Znajdź swoje
miejsce na „1400m2 kreatywności”!
P
olitechnika Warszawska uruchamia w listopadzie przestrzeń kreatywną połączoną z nowoczesnym warsztatem do prototypowania pomysłów. Budynek znajdujący się na Ochocie ma łącznie około 1400 metrów kwadratowych. Podzielony będzie umownie na trzy strefy. Najważniejsza to warsztat wyposażony w proste narzędzia mechaniczne, narzędzia do obróbki drewna i metalu, laboratorium elektroniczne, laboratorium druku 3d i obróbki cyfrowej. Wyposażenie warsztatu pozwoli na zrealizowanie praktycznie każdego pomysłu. Znaczną część budynku zajmie przestrzeń kreatywna. Wszystkie jej elementy będą całkowicie mobilne. Kanapy, tablice i stołki będą miały kółka. Dzięki temu bardzo łatwe będzie zaaranżowanie powierzchni na potrzebę warsztatu, prezentacji lub spotkania z przedsiębiorcami. W kreatywnej przestrzeni prowadzone będą warsztaty z design thinking - metody tworzenia innowacyjnych rozwiązań. Trzeci element to strefa coworkingu idealna dla freelancerów i technologicznych start-upów. Głównym atutem miejsca będzie obecność w samym centrum najbardziej kreatywnego ekosystemu w Warszawie. Do dyspozycji będzie miejsce do pracy, pokoje projektowe, warsztat, przestrzeń kreatywna, miejsce do wypoczynku oraz pokój do rozrywki. W 1400m2 kreatywności znajdzie się też miejsce na prowadzenie biznesu w strefie co-workingowej. Zapraszamy do współpracy freelancer’ów oraz ciekawe start-up’y technologiczne. 8
Teberia 28/2013
Głównym atutem naszego miejsca do pracy będzie obecność w samym centrum najbardziej kreatywnego ekosystemu w Warszawie. Do dyspozycji będzie miejsce do pracy, pokoje projektowe, warsztat, przestrzeń kreatywna, miejsce do wypoczynku (gdzie będzie można się wyspać!) oraz pokój do rozrywki. Strefy co-workingowe, stwarzające grupom dogodne warunki do przeprowadzania burzy mózgów i pozwalające freelancerom pracującym w domu wzajemnie się inspirować oraz przyspieszyć pracę, dzięki bardziej wymagającej atmosferze niż ta domowa, są od jakiegoś czasu popularne w Warszawie. Na ulicy Mokotowskiej istnieje pracownia Duży Pokój, ulokowana w przepięknej kamienicy pod numerem 25. Za wykorzystywanie przestrzeni płaci się „co łaska”. Podobne miejsca, jak na przykład Fantastic Studio, Creative Hub i Copoint są rozsiane po całej Warszawie.
CIEK AWE >>
Płać ile uznasz za słuszne
K
lubokawiarnia Strefa Centralna w Centrum Kultury Katowice to jedno z pierwszych miejsc w Polsce, w którym za posiłki płacimy według uznania. Nie ma tu cen w menu, w którym znajdziecie ciasta, sałatki, kanapki i inne dania na lunch. Za napoje zaś płaci się według obowiązującego cennika. W budynku Centrum Kultury Katowice mieściło się niegdyś Centrum Kształcenia Ideowo-Wychowawczego Kadr Robotniczych. Nic zatem dziwnego, że wnętrza Centralnej są inspirowane stylistyką PRL-u. To pomysł studentów pracowni scenografii katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, którzy pod kierunkiem Marcela Sławińskiego zadbali o stronę wizualną modernizowanej galerii. Do współpracy włączył się również Wojewódzki Szpital Specjalistyczny numer 5 im. św. Barbary w Sosnowcu, z którego pozyskano stoły, fotele i elementy dekoracyjne powstałe w latach ‘80 ubiegłego wieku.
Biznesplan zakłada kilkumiesięczne dopłacanie do inwestycji, które uwzględnia również charakter i specyfikę miejsca, jakim jest obiekt Centrum Kultury Katowice im. Krystyny Bochenek.
Jednak to nie wystrój stanowi o istocie przedsięwzięcia, ale przyjęty model biznesowy. - Poza sztywnymi cenami napojów, oferta żywieniowa lokalu podlegać będzie ocenie waszych kubków smakowych i portfeli – zapowiada Dorota Urbańczyk-Krot, odpowiedzialna za kulinaria w Centralnej. Próbując wdrożyć pomysł twórcy klubokawiarni założyli, że część ludzi będzie nadużywać, a część rekompensować straty. To nie oznacza, że w Strefie Centralnej obowiązuje zasada „co łaska”, bo wówczas, jak podkreślają pomysłodawcy, można byłoby stać się „wyłącznie dostawcą niskopłatnych lub bezpłatnych usług gastronomicznych”.
Klienci po zjedzeniu posiłku otrzymywali blankiet, w który wpisywali kwoty, na jakie wyceniają poszczególne dania i później właśnie tyle za nie płacili. Według zarządzających restauracją osób, miało to same zalety – klienci w przeważającej większości celowali w ceny podobne do tych z karty, więc eksperyment nie przyniósł strat, a w dodatku wypromował miejsce. Eksperymentu jednak nie przedłużyli.
Poza tym, kawiarnia stawia na ofertę kulturalną i integrację. Jest w niej kącik dla dzieci, niewielka scena, gdzie będą się odbywać koncerty i inne wydarzenia artystyczne. Zapowiadane są wystawy fotograficzne, malarskie, oraz happeningi. Pomysł jaki realizują twórcy Strefy Centralnej nie jest nowy w tej branży. Sporo tego rodzaju projektów było i jest realizowanych w świecie, które w wielu przypadkach odnosiły sukces komercyjny. Pierwszym takim miejscem w Polsce była warszawska Akademia Smaku, która w ubiegłym roku zrezygnowała eksperymentalnie z cen na miesiąc.
Teberia 28/2013
9
NA C Z A SIE >>
Przybywa patentów w Polsce W
całej Polsce przybywa zgłoszeń wynalazków i wzorów użytkowych, zwłaszcza tych pochodzących ze sfery nauki - wynika z nowego raportu Urzędu Patentowego RP (UP) za rok 2012. „Patentowymi” potęgami są politechniki we Wrocławiu i Poznaniu czy AGH w Krakowie. W 2012 r. do UP wpłynęło 5 351 zgłoszeń wynalazków i wzorów użytkowych do ochrony, pocho-
dzących od instytucji i ośrodków krajowych. Dla porównania w 2011 r. było ich mniej o nieco ponad pół tysiąca (533), a jeszcze rok wcześniej - o 1 269. Wśród zgłoszeń w 2012 r. z samego sektora nauki było ich 2 210, 2 083 pochodziło od gospodarki, a 1 058 - od osób fizycznych. Z danych UP wynika, że zgłoszono 4 410 wynalazków krajowych - wyraźnie więcej, niż w dwóch poprzednich latach, kiedy było ich
mniej odpowiednio o 532 i 1 207. Jednocześnie urząd przyznał 1 848 patentów (o 141 mniej niż w 2011 - i o 463 więcej, niż w 2010). Coraz mniej wynalazków zgłaszają za to podmioty zagraniczne. W 2012 r. było ich 636, niemal dwa razy mniej niż w 2011 (1 123 zgłoszeń) i 2010 (1 619). Liczba patentów przyznanych w tej grupie wynosi odpowiednio 247 (w 2012 r) oraz 245 (2011) i 227 (2010). Wśród województw pod względem liczby zgłoszeń wynalazków i wzorów użytkowych w 2012 r. wyraźnie przodują Mazowieckie (1 139 zgłoszeń), Śląskie (735), Małopolskie (532), Wielkopolskie (528) i Dolnośląskie (524). Kiedy liczbę zgłoszeń zestawiono z liczbą mieszkańców - okazało się, że najwięcej zgłoszeń jest w województwie mazowieckim (21,5 zgłoszeń na 100 tys. mieszkańców), dolnośląskim (18,1) i śląskim (16). Listę zamykają województwa: lubuskie (5,7), podkarpackie (6,7), WarmińskoMazurskie (6,9) i Świętokrzyskie (7). W gronie podmiotów zgłaszających do ochrony swoją własność intelektualną potęgami okazały się: Politechnika Wrocławska (PWr, 193 zgłoszenia),
10 Teberia 28/2013
Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie (121), politechniki: poznańska (PP, 111), warszawska (88), lubelska (80), śląska w Gliwicach (75) oraz łódzka (72). Rekordowo dużo patentów i praw ochronnych na wzory użytkowe przyznano PWr (137), PP (80), Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu (72) i Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny w Szczecinie (66). „Według statystyk Światowej Organizacji Własności Intelektualnej na prawie 200 państw Polska zajmuje 15. miejsce według liczby zgłoszeń wynalazków do ochrony, a miejsce 18. pod względem liczby uzyskanych praw wyłącznych” - przypomniała prezes UP, dr Alicja Adamczak. Skalę zgłaszania wynalazków i wzorów użytkowych w Polsce oceniła ona w środę na posiedzeniu sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego, poświęconej wynikom kontroli NIK wdrażania innowacji przez szkoły wyższe i parki technologiczne. Dr Adamczak zauważyła, że innowacyjność zależy m.in. od wielkości nakładów na badania i rozwój, które wynoszą u nas nieco powyżej 0,7 proc. PKB. Odwołała się do uznanego na świecie wskaźnika GERD (Gross Domestic Expenditure on Research and Development), który mówi ile zgłoszeń wynalazków i udzielonych patentów przynosi każdy milion nakładów na badania i rozwój. Według tego współczynnika Polska zajmuje 3. miejsce w świecie, po Singapurze i Korei Południowej, ze współczynnikiem 3,1 uzyskanych patentów. „W stosunku do liczby zainwestowanych pieniędzy jesteśmy rewelacyjni” - podkreśliła Adamczak. Zastrzegła jednak, że te wyniki, „dające fantastyczny obraz Polski w skali świata, są jednak niewystarczające, by dobrze oceniać stan innowacyjności polskiej gospodarki”. O innowacyjności gospodarki świadczy bowiem skala wdrożeń innowacji do przemysłu, która w Polsce pozostaje bardzo niska. W unijnym rankingu innowacyjności z 2012 r. Polska zajęła miejsce 24. na 27 możliwych, wyprzedzając Łotwę, Rumunię i Bułgarię. Oceniana w tym rankingu wartość SII (syntetycznego indeksu innowacyjności) wynosiła dla nas zaledwie 0,270, przy średniej UE równej 0,544.
Jej zdaniem wiele wśród zgłaszanych obecnie rozwiązań przynajmniej teoretycznie mogłoby odpowiadać na potrzeby przemysłu. „Problemem jest jednak struktura własnościowa poszczególnych przedsiębiorstw i brak centrów naukowo badawczych, które - jeśli już są - to z reguły należą również do kapitału zagranicznego. A tacy przedsiębiorcy nie potrzebują pomocy polskiej nauki” - mówiła. Prezes UP zauważyła też, że wielu polskich badaczy uczestniczy w badaniach finansowanych przez kapitał zagraniczny. „W takich przypadkach już na wstępie zastrzega się, że wyniki takiej działalności naukowo-badawczej należą do podmiotu finansującego. Jeśli ktoś płaci, to i wymaga. Ale właśnie dlatego nie wszystkie rozwiązania, które powstają (przy udziale Polaków – PAP) i to rozwiązania bardzo często wdrażane, mają odzwierciedlenie w naszych statystykach. One formalnie należą do podmiotów zagranicznych” - podkreśliła. Zdaniem dr Adamczak w Polsce należy podnosić świadomość dotyczącą znaczenia praw własności przemysłowej i ich ochrony. Edukować warto już młodzież. „W Korei Południowej czy Finlandii poziom kształcenia w zakresie kreatywności, innowacyjności, ochrony własności intelektualnej zaczyna się już - poprzez dostosowane do wieku formy, np. zabawę - już na poziomie przedszkola i szkół podstawowych” - mówiła. Potrzeba też instytucji, której kadry będą pomagać wynalazcom w promocji rozwiązań, w ich wdrażaniu czy umiejętności zawierania umów. Pełną wersję raportu UPRP można znaleźć na stronie internetowej Urzędu Patentowego RP.
Źródło: PAP - Nauka w Polsce / www.naukawpolsce. pap.pl
Aby innowacyjność gospodarki rosła, „należałoby podejmować więcej działań sprzyjających szerszej, celowanej współpracy między nauką a przemysłem” - sugerowała prezes UP. Teberia 28/2013 11
NAUKOWO >>
Obrazy z radarów satelitarnych
mogą pomóc sztabom zarządzania kryzysowego
Dane radarowe, uzyskiwane z krążących wokół Ziemi satelitów, pozwalają monitorować procesy na powierzchni Ziemi. Dzięki nim można m.in. rejestrować deformacje terenu na dużych obszarach. Obróbką satelitarnych danych radarowych zajmują się badacze z Akademii Górniczo-Hutniczej.
Konstelacja dwóch satelitów TanDEM-X Niemieckiej Agencji Kosmicznej wyposażonych w radary SAR. Źródło: dlr.de
12 Teberia 28/2013
Teberia 28/2013 13
NAUKOWO >>
W
2012 roku Europejska Agencja Kosmiczna (ESA - ang. European Space Agency) ogłosiła konkurs na projekty dla instytucji polskich, jako że Polska w tym czasie przygotowywała się do otrzymania członkostwa w ESA. Status ten nasz kraj uzyskał 19 listopada 2012 roku. Przystępując do ESA uzyskaliśmy pełne prawo dostępu do funduszy Unii Europejskiej przekazywanych do ESA na realizację projektów naukowo-badawczych. Szacuje się, że wejście Polski do tej agencji otworzy firmom i ośrodkom naukowym możliwości zdobycia zleceń przemysłowych i badawczo-rozwojowych w wysokości 2 miliardów złotych oraz spowoduje powstanie wielu miejsc pracy w dziedzinie wysokich technologii. Naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej już korzystają z praw przysługujących krajom członkowskim ESA, otrzymując granty, podejmując badania naukowe i komercyjne przy wykorzystaniu zasobów European Space Agency. Termin „technologia kosmiczna” brzmi kosmicznie i wydaje się, że dla przeciętnego Polaka nie może być użyteczny. Tymczasem naukowcy z AGH zainteresowali się możliwościami jakie niesie i okazuje się, że badania z wykorzystaniem kosmicznych technologii otwierają nowe możliwości m.in. pozyskiwanie danych z radarów satelitarnych. Na razie w Polsce mamy niewielką świadomość, do jakich celów można je wykorzystać. Dobra wiadomość jest taka, że powstał już wstępny plan rozwoju branży kosmicznej w Polsce na lata 2014-2020, który zakłada m.in. wzrost kompetencji polskich firm czy administracji państwowej, dotyczący możliwości zastosowania obrazowań satelitarnych. Może dzięki temu wiedza o tym, jakie możliwości daje ta technologia, dotrze do wielu osób, które zaczną ją prawidłowo wykorzystywać. A możliwości jest naprawdę bardzo dużo. Na świecie obrazy z radarów satelitarnych wykorzystywane są przez rozmaite sztaby zarządzania kryzysowego, w górnictwie, w rolnictwie do monitoringu nawodnienia gleby i wzrostu roślin, do monitorowania stanu lasów, analizowania zmian zagospodarowania terenu, czyli badań, w jaki sposób rozwijają się miasta na przestrzeni lat, do badania przyczyn występowania osuwisk i deformacji terenu. Satelity umieszczone są na orbitach około 800 km nad powierzchnią Ziemi, ale potrafią wykryć pionowe przemieszczenia terenu o wielkości zbliżonej do jednego mm. 14 Teberia 28/2013
Dr inż. Stanisława Porzycka-Strzelczyk i mgr inż. Jacek Strzelczyk z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska w AGH prowadzą badania naukowe z użyciem wspomnianych wyżej systemów satelitarnych. - Zajmujemy się badaniem powierzchni Ziemi i procesów na niej zachodzących z wykorzystaniem obrazów satelitarnych. Są to obrazy radarowe. Otrzymuje się je dzięki temu, że radar umieszczony na satelicie wysyła w kierunku Ziemi promieniowanie elektromagnetyczne, następnie to promieniowanie jest odbijane od różnych obiektów na powierzchni Ziemi i to, co wraca do satelity, jest rejestrowane. Powstaje wówczas obraz radarowy, na podstawie którego możemy monitorować m.in. deformacje terenu. Istotne jest to, że satelita, z którego otrzymujemy obraz, nie jest stacjonarny, ale krąży wokół Ziemi i najczęściej w sposób ciągły, z dużą dokładnością, obrazuje naszą planetę. Satelita zazwyczaj przelatuje nad danym terenem co 14-30 dni. Istnieją jednak tzw. misje tandemowe, dzięki którym można monitorować dany obszar z większą rozdzielczością czasową.
Interferogram określonego miejsca wyznaczony po trzęsieniu Ziemi oraz wybuchu wulkanu. NASA
I właśnie m.in. informacje pozyskiwane z misji tandemowych dają możliwość monitorowania np. zagrożeń powodziowych. Zastosowanie obrazów radarowych dla monitoringu zagrożeń powodzią można wykorzystywać w trojaki sposób. Po pierwsze, na podstawie tych danych można tworzyć cyfrowe modele terenu, czyli w komputerze odwzorować ukształtowanie terenu, i na tej podstawie określić, jakie rejony w przyszłości będą podatne na zalanie – bo np. są położone niżej niż poziom wód. Po drugie, możliwy jest sam proces monitorowania zasięgu fali powodziowej podczas trwania powodzi. Najczęściej powodzie powodowane są przez obfite opady deszczu, co wiąże się z dużym zachmurzeniem. Tradycyjne sensory nie potrafią przeniknąć przez chmury. Natomiast radary wykorzystują mikrofale, które mogą przenikać przez chmury i odbijają się również od powierzchni wody. Mając taki obraz satelitarny, można naszkicować zakres zasięgu fali powodziowej i sprawdzać, które obszary wymagają natychmiastowego działania. W fazie badań jest jeszcze jeden rodzaj monitoringu przeciwpowodziowego, a mia-
nowicie monitoring wałów przeciwpowodziowych. Bardzo ciekawą stroną związaną z obrazami satelitarnymi jest możliwość pozyskiwania ich ze stron internetowych agencji kosmicznej. Najnowsze satelity są satelitami komercyjnymi i cześć obrazów jest upubliczniana, aby pokazać, jakie dają możliwości. Takie przykładowe zdjęcia można ściągnąć za darmo. Jeśli natomiast chce się wykonywać analizy komercyjne, to za obrazy satelitarne trzeba zapłacić. Bardzo ważny dla naukowców jest fakt, że Europejska Agencja Kosmiczna utworzyła otwarte dla naukowców archiwum obrazów satelitarnych. Agencja miała do tej pory na orbitach trzy satelity wyposażone w system SAR, które od 1992 roku zebrały ogromną ilość danych dotyczących powierzchni Ziemi. Naukowcy mogą pisać projekty i wówczas dane do badań otrzymują bezpłatnie. Dzięki nim można analizować ruchy płyt czy odnawianie się uskoków. W przypadku tego typu badań niezbędny jest dostęp do danych archiwalnych, bo monitoruje się, w jaki sposób pewne przemieszczenia przebiegały w ciągu ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Teberia 28/2013 15
NAUKOWO >>
Interferogram określonego miejsca wyznaczony po wybuchu wulkanu. NASA
Obrazy z radarów satelitarnych pomocne są również przy badaniu terenów pod kątem osuwisk. Na podstawie cyfrowych modeli ukształtowania terenu można wytypować obszary, które są najbardziej narażone na osuwiska ze względu na ich duże nachylenie. Modele te odpowiadają też na pytanie, czy dany obszar może być narażony na zalanie. Jednakże - jak zaznaczają naukowcy z Katedry Geoinformatyki i Informatyki Stosowanej - po to, aby zaklasyfikować teren jako niebezpieczny, potrzebna jest większa ilość informacji, nie tylko o położeniu. Naukowcy badają osiadanie terenu, które jest związane z eksploatacją górniczą, m.in. na Śląsku czy w Warszawie, gdzie budowane jest metro. - Śledzimy deformacje (przemieszczenia pionowe) poszczególnych budynków na analizowanym terenie. Dane, które otrzymuje się z radarów, są podobne do zwykłego zdjęcia lotniczego, widać na nim pewne struktury budynków czy rzek , jednakże więcej informacji kryje się głębiej, dlatego obrazy z radarów satelitarnych poddaje się skomplikowanemu przetworzeniu. Informacje, jakie możemy otrzymać, są ważne i potrzebne, bo dokładność systemów jest bardzo duża – zapewniają naukowcy. Wprawdzie satelity umieszczone są na orbitach około 800 km nad powierzchnią Ziemi, ale potrafią wykryć pionowe przemieszczenia terenu o wielkości nawet jednego milimetra. W Polsce coraz częściej wykonuje się dokładne badania deformacji terenu, które są niezbędne przy prowadzeniu wielu prac podziemnych. Często mieszkańcy obszarów, gdzie odbywa się wydobycie, skarżą się na pękające ściany w domach i obwiniają za to wykonawcę robót. W takich przypadkach firma zamawia ekspertyzę, która może pomóc rozsądzić, czy 16 Teberia 28/2013
osiadanie terenu i niszczenie infrastruktury odbywa się z przyczyn naturalnych, czy przez ingerencję człowieka. Naukowcy z AGH dysponują umiejętnościami i sprzętem umożliwiającym wykonanie analizy przyczyn występowania i mapy deformacji terenu, na której widać skalę zmian. – Możemy określić te wyniki z bardzo dużą przestrzenną rozdzielczością, tzn. jesteśmy w stanie wyciągnąć z tych danych informacje o wielkościach osiadań, np. co trzy metry na obszarze kilkudziesięciu, a nawet kilkuset kilometrów kwadratowych. Próba wykonania tego samego metodami naziemnymi jest praktycznie niemożliwa, bo nie da się na ogromnym obszarze ustawić urządzenia co trzy metry i zmierzyć deformacji z tak wielką dokładnością – mówi Jacek Strzelczyk. - Obecnie analizujemy dane dotyczące Warszawy otrzymane z niemieckiego satelity. Postanowiliśmy realizować ten projekt naukowy, bo jesteśmy ciekawi, jak wyglądają deformacje, które mogą być spowodowane budową metra – dodaje Stanisława Porzycka-Strzelczyk. Na badania otrzymaliśmy środki w ramach grantu przyznanego przez Europejską Agencję Kosmiczną. Zastosowanie analizy obrazów z radarów satelitarnych sprawdza się nie tyko w górnictwie, ale także w przypadku dużych inwestycji infrastrukturalnych, których w Polsce realizuje się coraz więcej, jak warszawskie metro czy półtorakilometrowy tunel w Gdańsku, który ma zostać oddany do użytku jeszcze w 2013 roku. Takie inwestycje zawsze mogą powodować różnego rodzaju deformacje skutkujące zniszczeniami na powierzchni Ziemi. Włączenie satelitarnego monitoringu może okazać się pomocne zarówno dla wykonawcy prac, jak i dla mieszkańców danego terenu. Ciekawe perspektywy otwierają się dzięki monitoringowi satelitarnemu również przed służbami ratowniczymi i kryzysowymi. Nasz kraj mimo umiarkowanego klimatu co kilka lat mierzy się na przemian ze skutkami suszy i powodzi. Dzięki zastosowaniu obrazowania satelitarnego łatwiej będzie monitorować zakres fali powodziowej czy niebezpieczeństwo powstawania osuwisk, a nawet stan pól uprawnych, czy lasów. Okazuje się, że z wysokości ośmiuset kilometrów widać lepiej i dokładniej, co dzieje się na i pod Ziemią. Ilona Trębacz
Źródło: blog naukowy AGH
NA C Z A SIE >>
Mały wielki Mikrus
N
Kombajn ma dwie wymienne i samosmarujące głowice urabiająco-ładujące (GUŁ). GUŁ-y ślimakiem na osi przesuwają urobek, który spada na specjalny przenośnik tzw. oknami w obudowie.
Powszechnie stosowany w kopalniach system kombajnowy pozwala na efektywną eksploatację pokładów o miąższości powyżej 1,5 m. Podczas eksploatacji pokładów o miąższości poniżej 1,5 m występuje wiele problemów technicznych mających duży wpływ na wydajność pracy kombajnu, efekty ekonomiczne oraz bezpieczeństwo pracy załogi.
Mimo maleńkich rozmiarów Mikrus poradzi sobie z każdą skałą - silnik organów zasilany napięciem 3300 V ma 500 kW mocy, czyli tyle, ile typowe, dużo większe maszyny. Pracuje z wydajnością od 560 do 800 t na godzinę. Kopex chce docelowo całkowicie zautomatyzować współpracę kombajnu, przenośnika i obudów, ale już teraz liczebność załogi w ścianie ogranicza się do minimum.
ajbardziej innowacyjne technologią niedawnych targów górniczych w Katowicach okazał się kompleks Mikrus stworzony przez specjalistów firmy Kopex do eksploatacji cienkich pokładów węgla.
Mikrus jest polskim patentem na bardzo cienkie pokłady. Może skutecznie urabiać ściany o wysokości od 110 do 150 cm, których eksploatacja inaczej byłaby niemożliwa lub nieopłacalna. Stworzy konkurencję dla kilkukrotnie droższych systemów strugowych amerykańskiego Caterpillara. - Około 1 mld t węgla zalega w Polsce w pokładach niskich. W świecie stanowią one średnio 30 proc. zasobów, co pokazuje ogromny obszar do pozyskania węgla. Jednak warunkiem koniecznym, by zagospodarować tę niszę, było opracowanie sprawnego, bezpiecznego i wydajnego kompleksu ścianowego ocenia Jan Dziura ze spółki Kopex Machinery, która w porozumieniu z JSW bada prototyp pod ziemią. Mikrus wraz z obudową mieści się w metrowej ścianie i waży tylko kilkanaście ton (duże systemy nawet 70 t). Konstruktorzy maksymalnie uprościli konstrukcję kombajnu. Elektronikę i łatwo psujące się elementy umieszczono na zewnątrz - w szafach podwieszonych w chodniku odstawczym.
- Testowany kompleks Mikrus to rozwiązanie niespotykane w skali światowej, pozwalające na prowadzenie opłacalnej i bezpiecznej eksploatacji pokładów niskich - zaznacza Jerzy Śliwiński, przedstawiciel kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie Ruch Jas-Mos biorącej udział w testach maszyny. - Innowacyjne rozwiązania zawarte w projekcie otwierają nowe możliwości wybierania tego typu pokładów przy zachowaniu efektywnej wydajności nawet w trudnych warunkach górniczo-geologicznych, wpływają na wydatne zmniejszenie zagrożenia bezpieczeństwa załogi górniczej, a przez automatyzację poprawiają komfort pracy ludzi obsługujących ścianę.
Źródło: portal górniczy
Teberia 28/2013 17
O T YM SIĘ MÓWI >>
Microsoft przejmuję Nokię Koniec legendy
W
końcu stało się. Dział mobilny Nokii zostanie w ciągu pół roku przejęty przez Microsoft za kwotę siedmiu miliardów dolarów. To zwieńczenie trwającej od trzech lat bliskiej współpracy tych dwóch firm. Dzięki przejęciu amerykański gigant będzie mógł produkować własne smartfony – na podobny krok zdecydował się wcześniej konkurencyjny Google, który przejął Motorolę. – Microsoft od dawna miał takie plany. Nie przypadkiem w 2010 roku pierwszym nie-fińskim szefem Nokii został Stephen Elop, który przeszedł z działu biznesowego Microsoftu z zadaniem zacieśnienia współpracy. Ma to miejsce od lutego 2011 roku, kiedy telefony Nokii zaczęły być przygotowywane pod system operacyjny Windows Phone – przypomina Tomasz Kulisiewicz, analityk wiodący Audytela. – Microsoft zachowa sobie markę Nokii, markę, która kiedyś miała ponad 40 proc. udziałów w rynku telefonów komórkowych na całym świecie, więc jest za cenna, by ją „utopić”. Microsoft nie przejmuje oddziału Nokia Siemens Network zajmującego się dostarczaniem rozwiązań dla operatorów sieci. Amerykański koncern przejmuje tylko dział Urządzeń i Usług Nokii, ale to najważniejszy obszar działalności fińskiej spółki. Dla Nokii to ratunek, bo wyniki spółki w ostatnich latach były złe. Jeszcze kilka lat temu jej udział w rynku sięgał 40 proc. Gdy giełda wyceniała Nokię na 300 mld dolarów Apple walczył o przetrwanie, wart ledwo 10 mld, ale kilka lat temu role się odwróciły. Apple wypuścił na rynek iPhona dając początek erze smartfonów korzystających z bogatych ekosystemów programowych, jednocześnie stając się wnet najwartościowszą firmą technologiczną na świecie, wycenianą na ponad pół biliona dolarów.
18 Teberia 28/2013
Nokia przespała ten moment. W efekcie jej udział w rynku spadł do zaledwie ok. 15 proc., a w obszarze najnowocześniejszych smartfonów – nawet do mniej niż 10 proc. Chociaż fińska spółka przeszła już przez najgorsze i powoli wychodzi z kryzysu, zastrzyk finansowy i wsparcie marketingowe ze strony Microsoftu bardzo się jej przydadzą. Transakcja jest warta 7,17 mld dolarów, z czego aż 2,17 mld dolarów Microsoft zapłaci za patenty Nokii. Dla Microsoftu umowa jest atrakcyjna finansowo. Ponieważ Nokia ma siedzibę w Finlandii Microsoft może ją kupić za gotówkę trzymaną na zagranicznych kontach co pozwoli oszczędzić na podatkach.
Microsoft już zastosował podobny wybieg przy przejęciu Skype’a. Bardziej istotne jest jednak to, że kwota przejęcia była bardzo podobna - wynosiła 8,5 miliarda dolarów. Transakcja ta rodzi wiele pytań. Co ze Stephenem Elopem uznawanym przez wielu za konia trojańskiego Microsoftu? Będzie kierował nową dywizją już w strukturach swej dawnej firmy a może całą firmą po odejściu Steve’a Ballmera na emeryturę?
Z naszego punktu widzenia straciliśmy europejski wzór innowacyjności. Jak zauważa publicysta Edwin Bendyk - w końcu przestaniemy pytać na konferencjach o innowacyjności, która z naszych firm mogłaby stać się polską Nokią. „Cóż, nie załapaliśmy się na drugą Japonię, Irlandia też czmychnęła w recesję, teraz wymknęła się Nokia”. jac
Co z pracownikami? Będzie ich zatrudniał nowy właściciel? A co dalej z samą Nokią? Zajmie się produkcją nawigacji samochodowych, zaawansowanej technologii? Spółka musi wreszcie znaleźć odpowiedź na pytanie: która marka jest silniejsza na rynku urządzeń telekomunikacyjnych? Wyprodukowanie tabletu pod własną nazwą wcale mu nie pomogło - Surface przysporzył firmie 900 milionów dolarów strat. Kwestią czasu jest wypuszczenie przez Microsoft własnej komórki. Z jakim logo na obudowie? To wciąż nie jest przesądzone. Wiadomo tylko, że Microsoft otrzymał dziesięcioletnią licencję na markę Nokia, której może użyć lub nie do sygnowania kolejnych smartfonów. Przejęcie Nokii nikogo nie dziwi. Jest o wiele ważniejsze dla Nokii, bo oznacza koniec firmy jaką znamy. To bez wątpienia koniec legendy.
Teberia 28/2013 19
KRE AT Y WNI >>
Estimote - polski wynalazek, który ma zmienić branżę handlową
K
rakowski start-up Estimote zajął pierwsze miejsce podczas konkursu organizowanego przy okazji TechCrunch Disrupt SF. Polacy zachwycili jurorów świetnym produktem oraz dotychczasowymi dokonaniami. W nagrodę dwie osoby spędzą tydzień w Chinach, gdzie poznają na żywo sposób dystrybucji technologicznych rozwiązań. Estimote to polski wynalazek, który ma zmienić branżę handlową. Urządzenie to system sensorów połączony z aplikacją mobilną, które zbierają dane na temat klientów np. sklepu. Kupując zestaw trzech iBeaconów za blisko 99 dolarów mamy możliwość przekazania informacji, jak i pomocy w wyborze odpowiedniej rzeczy, naszemu klientowi. 20 Teberia 28/2013
Ten, który przechodzi koło naszego lokalu może również otrzymać informacje o promocjach. Brady Forrest, partner w akceleratorze startupów Highway1, organizatora konkursu, był szczerze podekscytowany tym, że Apple przekonał się do technologii, którą wykorzystują Polacy. Gigant z Cupertino uznał Bluetooth Low Energy za bardziej przydatną niż poprzednie technologie przesyłania danych umieszczone w urządzeniach z systemem iOS. Krzysztof Wacławek, członek Estimote, w rozmowie z TechCrunchem powiedział, że to oznacza tylko jedno: technologia NFC i QR code się nie sprawdziła. Jak zauważyli twórcy ponad 50% odwiedzających
fizyczne sklepy korzysta ze smartfonów. Tę zależność krakowscy startupowcy pragną wykorzystać w sposób bezinwazyjny i zadowalający obie strony. Przewidują jednak, że w przyszłości Estimote może też przydać się w innych sytuacjach. Produkt jest testowany w kilku sieciach sprzedaży detalicznej w Stanach Zjednoczonych. Start-up powstał w Krakowie za sprawą Jakuba Krzycha i Łukasza Kostki (pierwszy absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, drugi Akademii Górniczo-Hutniczej), którzy doświadczenie zdobywali na wielu polach przedsiębiorczości, tworząc m.in. platformę reklamową AdTaily. Zespół liczy łącznie 12 osób i został rozdzielony na siedzibę w Mountain View i w Krakowie. Teberia 28/2013 21
KRE AT Y WNI >> Estimote pozyskał też dofinansowanie od aniołów biznesu (m.in. od Rafała Hana) i funduszy Start Fund, Andreessen Horowitz, General Catalyst oraz Maverick Capital. Obecnie zespół Estimote uczestniczy w programie Ycombinator. W rozmowie z Arturem Kurasińskim (twórca i autor blogu AK74), Jakub Krzych opowiada szeroko na temat Estimote: Estimote wyglada tak dobrze pod kątem prezentacji produktu, logo, projektu graficznego, że w niczym nie przypomina to polskiego startupu. Jak się dochodzi do takiego poziomu wykonania? Całość to rezultat pracy naszego krakowskiego zespołu złożonego z najlepszych speców od UI, brand oraz industrial designu, a także ogólnie UX. Nie wiem też jak wygląda typowy polski startup, ale myślę, że trochę się to zmieniło i coraz więcej projektów kładzie tak jak my duży nacisk na prostotę i jakość wykonania. Czym jest, co robi i po co miałbym kupić Estimote? To jest projekt obliczony tylko na rynek amerykański czy po prostu tam tylko startujecie? Jeżeli jesteś programistą aplikacji mobilnych i chcesz dodać do swojego produktu zmysł micro-lokacji to Estimote Beacons Dev Kit jest właśnie dla Ciebie. Będziesz mógł poeksperymentować z efektami w stylu „Minority Report”, gdzie telefon i aplikacja będzie wzbudzana w zależności od Twojej pozycji – z dokładnością do centymetrów. Jeżeli przykleisz sensory przy drzwiach w sklepie lub do produktu na półce będziesz mógł wyświetlać informacje użytkownikowi w zależności o jego kontekstu, np. gdy wykryjesz, że użytkownik podniósł przedmiot lub przymierzył ubranie, np. czerwoną sukienkę. Można o tym myśleć jak o GPS, ale bardzo dokładnym. Nasz projekt nie ma przypisanej konkretnej lokacji geograficznej – mamy biura zarówno w Stanach jak i w Europie i dostarczamy sensory do dowolnego miejsca na ziemi. Z Estimote wchodzicie w hardware i klimaty typu Nest, który dostał kasę od Google Ventures. Zgaduję, że bardzo świadomie pozycjonujecie się właśnie wokół takich projektów? 22 Teberia 28/2013
Nest, Square, czy Pebble to po prostu świetne projekty hardware’owe, które zyskały rzeszę użytkowników i udało im się pozyskać finansowanie czy to z platform crowdfundingowych (Kickstarter) czy to od inwestorów. Przed nami jeszcze daleka droga. Dzisiaj uruchomiliśmy przedsprzedaż beaconów dla programistów, a także pracujemy blisko z największymi sieciami handlowymi i biznesami. Wkrótce się okaże czy użytkownicy widzą wartość w naszej wizji świata pełnego sensorów. Jak wygląda sprawa inwestycji – pozyskaliście już finansowanie? Chcecie pozyskać więcej? W zeszłym roku pozyskaliśmy finansowanie od Europejskich aniołów biznesów w rundzie, której „lead
inwestorem” był Rafał Han – jeden z najbardziej aktywnych i doświadczonych krakowskich inwestorów – prawdziwy anioł. To on nas namówił na zrobienie tego w amerykańskim stylu, czyli do założenia amerykańskiej spółki i zorganizowania rundy w oparciu o convertible notes. Runda okazała się sukcesem i pozyskaliśmy szybko dostateczne finansowanie, aby stworzyć prototyp i zrealizować pilotażowe wdrożenia.
dziemy rozglądać się za kolejną rundą finansowania pod koniec wakacji. Jak wygląda rynek na którym działa Estimote? Ile jest wart, jacy są główni gracze itd? Bo na pewno posiadacie konkurencję?
Całość na bardzo uczciwych warunkach, o które trudno przy „equity rounds” w Polsce.
Rynek, na którym działamy to ogólnie pojęte „Internet of Things”, czy też M2M, czyli Machine-ToMachine Communication gdzie smartphony same komunikują się sensorami dookoła nas w domu, pracy i sklepach. Niektórzy mówią, że to rynek wart nawet 1.2 tryliona dolarów, ale to tylko liczby.
W tym momencie bierzemy udział w programie akceleracyjnym YCombinator w Mountain View i bę-
My się skupiamy na handlu i interakcji ludzi ze sklepami i towarami. Teberia 28/2013 23
KRE AT Y WNI >>
W Stanach już ponad połowa ludzi ma smartphony (w Polsce około 20-30%) i szacuje się, że będzie to 80% za dwa lata. Ludzie ze smartphonami w sklepach mają inne przyzwyczajenia – porównują ceny, sprawdzają opinie – często kupują poza sklepem. My zastanawiamy się jak używając dostępnych technologii można udoskonalić sposób w jaki kupujemy. Sam przyznaj, że chodzenie z drewnianym ołówkiem i przepisywanie skomplikowanych skandynawskich nazw mebli nie jest czymś co można określić jako przyszłość handlu :) Do czego mógłbym wykorzystać Wasz produkt? Ile kosztuje mnie Estimote i co mogę z nim zrobić jeśli mówimy o zwykłym pomieszczeniu mieszkalnym? Jeżeli jesteś zwykłym konsumentem to Estimote jeszcze Ci się nie przyda. Ktoś najpierw musi napisać aplikacje, które będą wykrywać obecność sensorów i wykonywać oparte o kontekst akcje. Właśnie dlatego prowadzimy przedsprzedaż sensorów głównie dla programistów aplikacji mobilnych. Mogą oni za $99 zamówić zestaw 3 sensorów i eksperymentować z mikro-lokacjami. 24 Teberia 28/2013
Dla przykładu sensor przyklejony w Twoim mieszkaniu mógłby wykrywać Twoją obecność i komunikować się z innymi „aktorami”, np. dopasowując światło (Philips Hue) lub włączając ulubioną muzykę (Jawbone Jambox). Sami jeszcze nie wiemy jakie aplikacji stworzą współpracujący z nami programiści. Zdradź jak promujecie i staracie się zwrócić zainteresowanie mediów. Jak to się robi w US? Chodzicie na meetupy, do miejsc gdzie spotykają się statupy? Czy macie może wynajętą firmę PR’ową? YCombinator, w którego programie bierzemy właśnie udział mówi nam, żeby robić tylko 2 rzeczy – budować produkt lub rozmawiać z klientami. Więc jeśli meetupy i innie nie są którąś z tych dwóch rzeczy to tego nie robimy. Nie korzystamy też z firmy PR-owej, bo zależy nam na bezpośredniej dyskusji z klientami i autentycznych opiniach osób, które testują nasz system. Jeżeli coś im nie będzie działać lub będą niezadowoleni to znaczy, że musimy bardziej skupić się na produkcie i go usprawniać tak długo, aż to się zmieni.
Nasze biuro w Stanach będzie odpowiedzialne głównie z rozwój biznesu na tamtejszym rynku. Można powiedzieć, że outsourceujemy business development do Stanów. Plan na najbliższy rok? Co Estimote ma osiągnąć przez kolejne 12 miesięcy? Jak na chwilę obecną wygląda Wasz team? Ile osób, jakie specjalizacje? Bo poszukujecie bardzo dużej ilości nowych pracowników… W tym momencie w Krakowie i Mountain View mamy 12 osób, które tworzą bardzo multidyscyplinary zespół złożony ze specjalistów od układów elektronicznych z niskim poborem mocy, mody i handlu detalicznego, industrial designu i architektury, przetwarzania danych oraz innych dziedzin, które składają się na produkt i oprogramowanie, które tworzymy. Macie biura na Kazimierzu w Krakowie i w Kalifornii. W Polsce programujecie a w US macie marketing? Cały produkt powstaje w Polsce, tzn. od jego projektu, architekturę, oprogramowanie, aż po produkcję.
Wartość naszego systemu będzie rosła wraz z liczbą sensorów, które będziemy wdrażać w różnych miejscach tak, aby usprawnić sposób w jaki ludzie prowadzą biznesy offline’owe oraz jak konsumenci w nich się poruszają i z nich korzystają. Stąd naszym celem jest zarówno pozyskać dostatecznie wielu partnerów, z którymi będziemy prowadzić wdrożenia pilotażowe jak i programistów, którzy będą integrować się z naszą platformą.
Źródła: mamstartup.pl, AK74/ blog.kurasinski.com
Teberia 28/2013 25
BIZNES >>
26 Teberia 28/2013
EC Engineering
– z Krakowa na tory całego świata
Airbus A380, Airbus A350 XWB, superszybki Zefiro 380, pociągi dla Chin, Indii, Ukrainy, Rumunii, Niemiec, Francji, Austrii i Szwecji – to tylko niektóre projekty krakowskiej firmy EC Engineering, prawdopodobnie największego pracodawcy dla inżynierów w Polsce. Kluczem do sukcesu są absolwenci. Materiał foto: Bombardier Transportation Teberia 28/2013 27
BIZNES >>
Airbusy Projektów realizowanych przez EC Engineering mogłyby pozazdrościć największe międzynarodowe korporacje. Przy tym 71 procent działalności firmy, to działalność eksportowa. Myśl techniczna wysyłana jest od Chin, przez Indie, Ukrainę, Rumunię, Niemcy, Francję, Austrię, aż po Kanadę. Jak przyznaje Ireneusz Łuczak, prezes zarządu i współwłaściciel EC Engineering, dla firmy ma znaczenie to, że jest ulokowana w Polsce, która jest nadal jednym z bardziej konkurencyjnych rynków. Istniejąca od 2000 roku firma szybko zaczęła mieć dużych klientów. Już w 2004 roku zaczęła współpracę z lotnictwem i to od razu od ambitnego projektu pracy przy największym pasażerskim samolocie na świecie, jakim jest Airbus A380. Dla dwupokładowego SuperJumbo firma EC Engineering zaprojektowała przeszło 500 części, między innymi połączenie silnika odrzutowego ze skrzydłami było zaprojektowane właśnie w Krakowie. Jak podkreśla Ireneusz Łuczak, krakowscy inżynierowie pracują nie tylko nad projektem i tworzeniem modeli 3D, ale wykonują również symulacje wytrzymałościowe, wchodząc tym samym na najwyższy poziom inżynierski. Badane są więc zarówno naprężenia, jak i trwałość projektowanych elementów. Nierzadko się zdarza, że prace dotyczą także homologacji części projektowanych dla klientów. Obecnie firma uczestniczy w projekcie dla konkurenta Dreamlinera, czyli dla samolotów Airbus A350 XWB. Będzie to seria 28 Teberia 28/2013
Materiał foto: Bombardier Transportation
szerokokadłubowych samolotów pasażerskich, średniej wielkości i dalekiego zasięgu. Samoloty są jeszcze w fazie projektowania, która jeśli chodzi o Kraków, powoli się już kończy. Co ciekawe, z lotniczych projektów, wśród zleceń EC Engineering dominują obecnie te związane ze śmigłowcami.
Zefiro Dużo ciekawsza z perspektywy EC Engineering jest jednak branża kolejarska. Głównie dlatego, że w przeciwieństwie do samolotów, które są projektami międzynarodowymi, pociągi i tramwaje w całości można zaprojektować w jednym miejscu. Na przykład w Krakowie. Najbardziej znanym dziełem EC Engineering jest superszybki pociąg Zefiro 380, którego firma jest
współprojektantem wraz z niemieckim Bombardier Transportation. Zefiro będą jeździły w Chinach i we Włoszech. Azjatycka wersja będzie rozwijać maksymalną prędkość 380 km/h, włoska – 300 km/h. Krakowscy inżynierowie projektowali w tym przypadku aluminiowy szkielet pojazdu, przeprowadzali także symulacje wytrzymałości konstrukcji. W wersji przeznaczonej na rynek włoski tworzyli również projekt instalacji elektrycznej i oprzyrządowania kabiny maszynisty. Nadzorowali produkcję pojazdu w Chinach oraz we Włoszech. Obecnie pociąg dla Chin przechodzi badania homologacyjne, włoska wersja jest na etapie ukończenia prototypu. W Chinach specjalnie dla tego pociągu wybudowano nową linię
kolejową o długości 6 tys. km. Pociąg będzie produkowany w dwóch wersjach: 8- i 16-wagonowej. Zabierze nawet do 1300 pasażerów. Kolejnym projektem firmy są nowoczesne, piętrowe pociągi dla kolei szwajcarskiej, w całości wykonane z aluminium. Będą mogły osiągać prędkość do 200 km/h. - Udaje nam się projektować całe pojazdy, od pierwszych szkiców dizajnerskich, czyli kształty i wnętrz, po budowę modelu 3D, czyli wirtualnego pojazdu, do którego można wsiąść, czy zbadać jego ergonomię – tłumaczy Ireneusz Łuczak. - Później tworzymy modele do symulacji numerycznych, które właśnie na pytania, czy taki pojazd będzie miał dostateczną wytrzymałość, czy strefa pasażera będzie bezpieczna podczas wypadku, zderzenia, czy trwałość tego pojazdu będzie wystarczająca. To ważne, gdyż pojazdy kolejowe produkuje się z trwałością 30 lat. Każdego roku w całości projektujemy około cztery pojazdy. Są one w bardzo różnych miejscach eksploatowane. Naszym dużym klientem jest małopolska firma Newag z Nowego Sącza, która produkuje pociągi elektryczne, spalinowe i lokomotywy. Te pojazdy jeżdżą głównie w Polsce.
Ważnym klientem jest także ukraińska firma, dla której projektowaliśmy autobus szynowy, który będzie jeździł w Kazachstanie. Przygotowujemy się do projektu tramwaju dla Rosji. Największym klientem, jeśli chodzi o kolejnictwo, jest jednak Bombardier Transportation, czyli właśnie producent tramwajów, które jeżdżą w Krakowie i które my współprojektowaliśmy. Dotychczas współpracowaliśmy z nimi m.in. metro do New Delhi, dla Kolei Niemieckich i pociągi o zwiększonej prędkości rzędu 200 km/h do Szwecji – dodaje.
Od kilku studentów do 200 absolwentów Początki firmy EC Engineering sięgają roku 1999, kiedy to profesor na Akademii Górniczo-Hutniczej - Tadeusz Ulh - postanowił przekuć swoją wiedzę i lata doświadczeń w biznes. Założył firmę, która początkowo mieściła się w prywatnym mieszkaniu, w kamienicy na ul. Długiej. Na początku zatrudniał kilkoro osób, przede wszystkim swoich studentów. Należał do nich także Ireneusz Łuczak, wtedy student czwartego roku. Teberia 28/2013 29
BIZNES >>
Pomysł na firmę profesora Ulha wziął się z wcześniejszej współpracy z przemysłem energetycznym, a zaraz potem z przemysłem kolejowym. - Uczelnia nie jest dobrym miejscem do wykonywania komercyjnych zadań inżynierskich i tworzenia prac badawczo-rozwojowych o znacznym zaawansowaniu technologicznym – mówi Ireneusz Łuczak - Porównując: na uczelni mamy artystów, a tu w firmie mamy rzemieślników, którzy przekuwają to na język codzienności. Ja rozpocząłem współprace z profesorem, będąc jeszcze na czwartym roku. Tak się złożyło, że temat mojej pracy był już związany z komercyjnym zadaniem, a mianowicie z tramwajem w Warszawie, który miał problemy z trwałością. W dosyć naturalny sposób znalazłem pracę w firmie. Skoncentrowałem się głównie na zagadnieniach mechanicznych – dodaje. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę – dzięki podjęciu się właściwie niszowych na polskim runku wyzwań inżynierskich, firma w ciągu trzynastu lat stała przedsiębiorstwem zatrudniającym kilkaset osób, ze stałym wzrostem przychodów. 30 Teberia 28/2013
Potrzeby przemysłu wyznaczały kolejne kierunki rozwoju firmy, by wreszcie w 2005 roku było ich na tyle dużo, aby utworzyć EC Grupę. Obecnie tworzy ją kilka spółek, które zajmują się: kolejnictwem, lotnictwem, motoryzacją, sprzedażą oprogramowania i produkcją. EC Engineering jest największą z nich i pełni rolę nadzorczą. Obecnie firma EC Engineering w krakowskim biurze zatrudnia 225 pracowników, spośród których blisko 200 osób to inżynierowie. W znakomitej większość absolwenci AGH. - Nie faworyzujemy absolwentów AGH, to absolwenci AGH sami się faworyzują – tłumaczy Łuczak. - Są to faktycznie dobrze przygotowani absolwenci, którzy mają solidną wiedzę. Na równi z nimi stawiam absolwentów Politechniki Krakowskiej. Inne ośrodki również mają udział wśród naszych pracowników, jednak mniejszościowy. Politechnika Rzeszowska kształci dla nas inżynierów lotnictwa. Mamy też absolwentów Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Śląskiej, choć oni są bardzo związani ze swoją czarną ziemią.
Właściwie nie mamy pracowników z Politechniki Warszawskiej. Poziom polskich uczelni technicznych jest więcej niż przyzwoity, to jest dobry poziom europejski. W naszej firmie pracują również absolwenci politechnik francuskich – zapewnia. Firma posiada status Centrum Badawczo – Rozwojowego. Poza biurem w Krakowie ma także dwa zakłady produkcyjne. Jeden, w Krakowie – opierający się na bazie projektu rozwojowego, drugi w Mielcu, który specjalizuje się w produkcji narzędzi do wytwarzania konstrukcji lotniczych oraz komponentów dla kolejnictwa. Jak przyznał rektor AGH, prof. Tadeusz Słomka, firma EC Engineering jest prawdopodobnie największym w Polsce pracodawcą zatrudniającym właśnie absolwentów AGH. I wszystko wskazuje na to, że tak będzie dalej. Jak przyznaje Łuczak, właśnie ze względu na różnorodność realizowanych działań firma EC Engineering jest atrakcyjnym miejscem pracy dla inżynierów. Co ciekawe, nie chodzi tu o tych, którzy już mają wieloletnie doświadczenie, ale o absolwentów. - Historia naszej firmy zbudowana jest na młodych ludziach, dlatego właśnie przyjmujemy głównie absolwentów. Nie oczekujemy w dniu ukończenia studiów 5, czy 10-letniego doświadczenia, lecz otwartej głowy i kreatywności inżynierskiej. Zadania postawione podczas rekrutacji, tyle sprawdzają
wiedze nabytą podczas studiów, lecz otwartość i chęć dalszego kształcenia. Staramy się współpracować z AGH, wspólnie realizujemy zaawansowane projekty, prowadzimy zajęcia, żeby pokazać bardziej przemysłową stronę inżynierskich zagadnień. Na 200 inżynierów około 150 to absolwenci, a praca u nas jest dla nich pierwszą. Ireneusz Łuczak jest optymistą jeśli chodzi o przyszłość. Twarde dane świadczą o tym, że pozytywne myślenie o rozwoju firmy jest w pełni uzasadnione. - Właściwie od 13 lat nie mieliśmy etapu, na którym byliśmy zmuszeni redukować zatrudnienie lub przychody. To jest 13 lat wzrostu, choć nie twierdzę, że bez potknięć. Ten rok również jest dla nas bardzo szczęśliwy i udaje nam się wypracować prawie 25 proc. wzrost. Patrząc na rozmiary rynku staliśmy się największą spółką inżynierską w Polsce, nie wliczając w to dużych korporacji, typu GE. Staliśmy się firmą europejską – zarówno ze względu na rozmiar, który odpowiada dużym firmom w Europie, jak i ze względu na profil naszej działalności. Widzimy też duży potencjał dla rozwoju – mówi Łuczak. Aneta Żukowska
Teberia 28/2013 31
TRENDY >>
Inteligencja w różnorodności I
dea inteligentnego miasta staje się w Polsce popularna i coraz więcej grup interesariuszy odkrywa, że doskonale spełnia ona ich oczekiwania. Ale to dopiero początek wprowadzania zmian – miasta muszą przestać powielać rozwiązania stosowane przez innych, a zacząć wprowadzać wdrożenia podkreślające ich własną specyfikę oraz realizujące potrzeby mieszkańców. Świadomi obywatele widzą w koncepcji inteligentnych miast szansę na poprawę jakości życia; elity administracyjne mają nadzieję na poprawę efektywności zarządzania; przed biznesem otwiera się nowy, obiecujący rynek. Dopiero jednak synergia tych strumieni energii spowoduje, że polskie miasta będzie można określać mianem smart.
32 Teberia 28/2013
Teberia 28/2013 33
TRENDY >>
W drodze do inteligentnego celu Jaki dystans dzieli polskie metropolie i mniejsze ośrodki od tzw. inteligentnego celu? Dobrym punktem odniesienia jest ranking miast średniej wielkości opublikowany w 2007 r. w ramach europejskiego projektu Smart Cities. Badacze z konsorcjum uniwersytetów w Delfcie, Wiedniu i Lublanie porównali 70 ośrodków, wśród nich znalazły się polskie miasta: Białystok, Bydgoszcz, Kielce, Rzeszów i Szczecin. Najwyższą ocenę zdobył Rzeszów, uplasował się na 48. miejscu. Stawkę otwierały miasta zachodnioeuropejskie: Luksemburg, Aarhus, Turku i Aalborg. O miejscu w rankingu decydowała ocena potencjału smart w sześciu kategoriach: gospodarka, mieszkańcy, zarządzanie, mobilność, środowisko i jakość życia. Po rozbiciu oceny Rzeszowa na owych sześć składników okazało się, że podkarpacka metropolia pod względem swojego potencjału gospodarczego znalazła się na przedostatnim, 69. miejscu. Ten niedostatek wyrównał kapitał intelektualny mieszkańców – w tej kategorii miasto uplasowało się na 19. miejscu. Pozostałe parametry oscylowały wokół wyniku zagregowanego. Nie należy się spodziewać, że inne polskie miasta nieuwzględnione w europejskim rankingu radykalnie odbiegały poziomem od analizowanej piątki. Europejski ranking Smart Cities dotyczy rzeczywistości sprzed dekady, w istocie zupełnie innej epoki. Mieszkańcy bogatego Zachodu nie spodziewali się, że za rok rozpocznie się najgłębszy od końca II wojny światowej kryzys gospodarczy. Z kolei nowi członkowie Unii Europejskiej zacierali ręce wobec wizji zwiększonych inwestycji infrastrukturalnych związanych z napływem pieniędzy europejskich. To one miały zmniejszyć naturalny niejako dystans między Aarhus czy Luksemburgiem a Rzeszowem – trudno być smart, gdy brakuje wszystkiego, co dla mieszkańców Danii lub Niemiec jest oczywistością. Warto przypomnieć, że to był czas, gdy UEFA decydowała o lokalizacji finałów mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 r. Duże polskie metropolie potraktowały Euro 2012 jako bezprecedensową szansę na przyspieszenie inwestycji i modernizację. Dziś wszakże emocje mistrzostw za nami, a Wrocław, Gdańsk i Poznań muszą amortyzować koszty wydatków na stadiony oraz budować strategię wobec kolejnej perspektywy budżetowej Unii Europejskiej. Ważnym aspektem tego planowania jest świadomość, że nie wystarczy wybudowanie obiektów, które po34 Teberia 28/2013
dobają się wyborcom – aquaparków, hal sportowych czy stadionów. Potrzebne są jeszcze bieżące środki na ich utrzymanie.
Problem miejskiego budżetu Wiadomo jednak, że stabilne finansowanie działalności polskich gmin, a więc i miast będzie w nadchodzącej perspektywie nie lada wyzwaniem. Zwraca na to uwagę raport o samorządzie terytorialnym przygotowany przez zespół prof. Jerzego Hausnera. Burmistrzowie i prezydenci zauważają, że mogą nawet pojawić się problemy z wkładem własnym niezbędnym, by ubiegać się o dofinansowanie projektów ze środków unijnych. Na winnego tej sytuacji wskazywany jest minister finansów Jacek Rostowski, który „przykręcił śrubę” samorządom rozporządzeniem zmieniającym zasady obliczania zadłużenia. Zgodnie z prawem gmina może się zadłużyć do poziomu 60 proc. swojego budżetu, wszystko jednak zależy od tego, co w skład tego długu się wlicza. Jeśli także zobowiązania wynikające z projektów partnerstwa publiczno-prywatnego, jak chciałby minister, to wówczas zaczynają się kłopoty. Doskonale widać ten problem np. we Wrocławiu –metropolii, która z długiem 2,3 mld na koniec 2012 r. niebezpiecznie zbliżyła się do ustawowego progu, osiągając 58 proc.
Nie ona jedna. Samo zadłużenie nie musi być problemem, jeśli pieniądze idą na produktywne inwestycje, czyli zwiększają potencjał rozwojowy miast w przyszłości, a przewidywalny strumień finansowy będzie w stanie pokryć koszty obsługi długu. Wiadomo jednak, że stabilne finansowanie działalności polskich gmin, a więc i miast, będzie w nadchodzącej perspektywie nie lada wyzwaniem. Zwraca na to uwagę raport o samorządzie terytorialnym przygotowany przez zespół prof. Jerzego Hausnera. Bez niego jednak wiadomo, że miasta są skrępowane licznymi zadaniami zlecanymi przez państwo. W ślad za kolejnymi obowiązkami nie idzie jednak wystarczające finansowanie z budżetu centralnego, a możliwość generowania lokalnych wpływów jest ograniczona. Klasycznym przykładem jest edukacja pochłaniająca pokaźną część środków – w związku ze zmniejszaniem się liczby uczniów maleje wielkość centralnej dotacji
edukacyjnej, koszty jednak nie maleją równie szybko, bo decydują o nich inne przepisy. Coraz słabiej też wyglądają długoterminowe perspektywy wpływów z PIT wobec czekającej wiele polskich miast zapaści demograficznej, a nadzieje na duże pieniądze z CIT okazały się mrzonką.
właśnie na etap miast inteligentnych” – jak tłumaczył agencji Newseria prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Niejako dwa w jednym: nowoczesna, inteligentna infrastruktura zwiększająca zarówno efektywność funkcjonowania miast, jak i szanse pozyskania środków unijnych.
Unia wesprze innowacje
Systemy na ulicach
Dlatego idea smart city w polskich warunkach zaczyna jawić się jako jeden z pomysłów na zwiększenie efektywności zarządzania infrastrukturą i kosztami obsługi ośrodków. Obietnica, że systemy inteligentnego transportu (ITS) zwiększą efektywność komunikacji miejskiej, a inteligentne zarządzanie oświetleniem i zużyciem mediów zmniejszy rachunki za prąd i ciepło, jest kusząca.
Polskie miasta już realizują strategie smart cities, rozwiązując za ich pomocą najbardziej pilne problemy. Jednym z najdotkliwszych jest niewątpliwie ruch uliczny lub raczej jego coraz mniejsza przepustowość, co doskonale pokazuje coroczny Ranking najwolniejszych miast przygotowany przez serwis internetowy Korkowo.pl. Po Łodzi i Poznaniu, które znalazły się w tym roku na pierwszym miejscu, jeździ się ze średnią prędkością 35,50 km/godz., a po Krakowie, Olsztynie i Wrocławiu o pół kilometra szybciej. Na trzecim miejscu jest stolica (36,5 km/ godz.).
Tym bardziej że pieniądze z nowej unijnej perspektywy budżetowej na lata 2014–2020 będą dzielone z uwzględnieniem priorytetów, takich jak wzrost innowacyjności i konkurencyjności. Wyrazem tych priorytetów są zaplanowane na kolejną perspektywę budżetową wielomiliardowe programy operacyjne Inteligentny Rozwój oraz Polska Cyfrowa. To oznacza, że „środki unijne, które są przed nami, które preferują rozwój innowacyjny, czyli mniej na drogi, tunele, infrastrukturę twardą, a bardziej na intelekt, stwarzają niepowtarzalną szansę, aby Gdańsk i inne polskie miasta dokonały pewnego skoku, weszły
Najlepiej z ocenianych miast wypadają Katowice, gdzie średnia prędkość podróży po mieście to aż 47,5 km/godz. Przyczyniły się do tego znaczące inwestycje komunikacyjne, realizowane przez samorządy całej konurbacji, przede wszystkim Drogowa Trasa Średnicowa, tworząca śląski szkielet, docelowo łączący Katowice i Gliwice.
Teberia 28/2013 35
TRENDY >>
jak działa
inteligentne miasto
39,5 mld dol.
70%
Tyle na świecie mają wynieść do 2016 r. wydatki na projekty związane z ideą smart.
Tyle z całości energii konsumowanej w unii europejskiej przypada na miasta.
Źródło: ABI Research
i
jakość życia (smart living)
e lin on
p a rt y c y p a
cj a
e d u k a c ja par
t yc yp dzi ac yjn ała e nia
żn or a sił ści no
od
s t wo
i
ró
obro bytu
Źródło: The Smart Cities Stakeholder Platform
365 mln euro
Tyle pieniędzy w budżecie ue na lata 2007–2013 zostało przeznaczonych na budowę ścieżek rowerowych w państwach członkowskich.
To budżet na 2012 r. firmowanego przez unię europejską Innowacyjnego partnerstwa na rzecz Inteligentnych Miast i gmin (european Innovation partnership for Smart cities and communities), które wspiera rozwój miast oraz wymianę doświadczeń między nimi.
Źródło: Cities of Tomorrow, KE, Bruksela 2011
Źródło: Smart Cities & Communities
700 mln euro 36 Teberia 28/2013
z m
ek
ty
city
om d
Taką część unijnego pKB pochłaniają koszty zatorów i utrudnień w komunikacji. większość z nich to korki powstające w miastach. rozwiązaniem tych problemów mogą być m.in. inteligentne systemy transportowe.
smart
pozi
1%
hem
in ko term mu o nik dal ac ne yjn pr e oj
ane c ow nie ru r g te za zin rząd za
y
zdr i b e zo w i e piec zeń
o e m is y jn
t or a s p ac j a n i k y) t r m u n obilit o i k ar t m (sm
r t zer transpo
isy rw se
śr
w o ju
gospodarka (smart economy)
t tak i k o nń c a m ka esz
)
bam
ne nt e ge ni eli dza int z ą rt ) r z a (smanance er g ov
a n ie r o z
aso
(sm l u d z ar t i e peo ple
az
dostęp do usług publicznych
ark
od ow e nv ( s m i s k i ro n a r t o me nt)
pod
elas ty r ynk czność u pra cy
ść wno ć ukty jnoś p r o dn o w a c y i in
p la n o w
e ii aln rg wi ne na a e od ródł ź
gos
lokalne i globalne powiązania
Źródło: Komisja Europejska
Rozwiązanie problemu ruchu aut, jego płynności, a także budowy atrakcyjnej alternatywy w postaci inteligentnego transportu publicznego jest w takiej sytuacji naturalnym priorytetem. Na tyle ważnym, że nawet ośrodki tradycyjnie ze sobą konkurujące i niechętnie kooperujące, jak Gdańsk i Gdynia, wspólnie budują od 2006 r. inteligentny system zarządzania ruchem Tristar (czytaj na str. 59). Ma on skrócić średni czas przejazdu przez Trójmiasto o kilkanaście procent (w tej chwili średnia prędkość jazdy w Gdańsku wynosi 41 km/godz.). Nad podobnymi rozwiązaniami pracują też inne metropolie.
zasobni mieszkańcy, czy może transport pieszy i rowerowy, postulowany coraz częściej przez ruchy ekologów? Jeszcze dekadę temu odpowiedź była prosta – kto inwestował w rozwiązania likwidujące zatory samochodowe, mógł liczyć na wdzięczność wyborców z klasy średniej. Dziś tak prostych recept nie ma. Przypominają o tym coraz częściej inicjatywy niezadowolonych obywateli sięgających po oręż ostateczny – referendum. Lista byłych prezydentów, którzy przekonali się o sile tego instrumentu, się wydłuża.
Zasób bezcenny i kłopotliwy
Modernizacja zarządzania
Przykłady realizowanych wdrożeń inteligentnych systemów wspomagania zarządzania można mnożyć, ciekawe projekty są w Polsce realizowane nie tylko przez duże metropolie, lecz również przez mniejsze organizmy. Tylko że to wciąż zbyt mało, aby miasta stały się inteligentne. Przypomnijmy, co zdecydowało o pozycji Rzeszowa w europejskim rankingu Smart Cities: kapitał intelektualny mieszkańców. Gdyby dziś powtórzono taką analizę, Rzeszów znalazłby się jeszcze wyżej w zestawieniu, bo dzięki inteligentnym obywatelom, którzy wykreowali klaster przemysłowy (słynną Dolinę Lotniczą), możliwy stał się skok gospodarczy miasta. Jednocześnie modernizacja lokalnej gospodarki i rozwój infrastruktury w oparciu o poszanowanie walorów środowiskowych spowodowały, że poprawić się musiały także inne parametry oceny funkcjonowania stolicy Podkarpacia. Inteligencja mieszkańców to, jak widać, bezcenny, lecz kłopotliwy zasób. Bo inteligentny, coraz lepiej wykształcony mieszkaniec odkrywa, że dotychczasowe standardy działania władz miasta to dla niego już za mało. Powoli znika społeczeństwo masowe, dla którego najważniejsze było zapewnienie sprawnego transportu przed szóstą rano do fabryk, a przed ósmą rano do urzędów. Dziś coraz więcej osób funkcjonuje w ruchomych systemach czasu pracy, rośnie liczba „teleworkerów” – osób, którym wystarcza do życia zawodowego komputer i łącze internetowe, a rolę ich biurka odgrywa stolik w kawiarni. W tym coraz bardziej różnicującym się społeczeństwie różnicują się też potrzeby – co dziś bowiem oznacza optymalizacja transportu i komunikacji w mieście? Jaki parametr zastosować: transport samochodowy, który preferują przedstawiciele klasy średniej, transport publiczny, czego oczekują mniej
Złożoność zarządzania współczesnym miastem szybko rośnie i nie wystarczy już tylko naśladowanie rozwiązań, jakie zapewniły Aarhus lub Aalborgowi miejsce na czele wielu rankingów. Kryzys, który rozpoczął się w 2008 r., zanegował wiele prostych rozwiązań, a wielowymiarowe procesy społeczne, gospodarcze i kulturowe doprowadziły do wzrostu podmiotowości mieszkańców miast i ich zróżnicowania, a tym samym również do znacznie większego niż dotąd zróżnicowania potrzeb. Rozszerzyła się także paleta sposobów ich zaspokajania. Obok sektora publicznego świadczącego usługi publiczne i rynku coraz częściej widać samoorganizujących się obywateli. Zamiast tradycyjnych usług domagają się oni partycypacji w decyzjach budżetowych i wpływu na działanie instytucji publicznych, by za ich pomocą samodzielnie tworzyć i wprowadzać potrzebne im usługi publiczne. Inteligentną odpowiedzią na te oczekiwania są nie tylko nowe technologie, lecz przede wszystkim zasadnicza modyfikacja procedur zarządzania. Przykładem może być wprowadzenie partycypacyjnego budżetu obywatelskiego, gdzie część środków gminy alokuje się wspólnie z mieszkańcami. W Sopocie budżet jest już tak dzielony po raz trzeci, a Białystok właśnie zaczyna to robić, przeznaczając do obywatelskiego podziału 10 mln zł. We współczesnym, złożonym świecie synonimem inteligencji organizacji jest zdolność adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości przez innowacje. Muszą się nią wykazywać już nie tylko przedsiębiorstwa konkurujące na rynku, lecz także instytucje publiczne i władze, o ile chcą nadążyć za coraz większym potencjałem kreatywnym coraz lepiej wykształconych i inteligentnych obywateli. Teberia 28/2013 37
TRENDY >>
jak działa
inteligentne miasto
s m a rt w p o l s k i c H m i a s tac H – z k tó ryc H r o z w i ą z a ń J u ż ko r z ys ta my: zintegrowany system monitoringu wizyjnego ogólnodostępne strefy wi-fi aplikacje lub platformy internetowe dla mieszkańców, umożliwiające partycypację w życiu miasta proekologiczne rozwiązania w transporcie miejskim wielofunkcyjne karty miejskie dla mieszkańców systemy zarządzania siecią wodociągową/ciepłowniczą/gazową systemy zarządzania odpadami miejskie wypożyczalnie rowerowe
%
0
20
systemy transportowe i zarządzania ruchem
14%
rozwiązania zrównoważonego budownictwa w infrastrukturze użyteczności publicznej strefy park and ride systemy zarządzania sieciami elektrycznymi (smart grid, smart metering) promowanie rozwiązań car-sharing
38 Teberia 28/2013
40
P+R
60
Taki odsetek polskich miast deklaruje, że do tej pory wprowadzał na dużą skalę rozwiązania typu smart. Podobne działania prowadziło aż 41 proc. dużych miast.
Obserwujemy więc zmianę jakościową o epokowym znaczeniu, dlatego nie należy się dziwić, że źródłem inspiracji są dziś już nie tylko miasta najbardziej rozwinięte i najbogatsze. Inteligencja miast coraz częściej polega na tym, by zrobić więcej i lepiej za mniej, wykorzystując zamiast kapitału finansowego kapitał społeczny i kreatywność mieszkańców. Polskie miasta znajdują się obecnie w centralnym nurcie tych przemian, bo technokratyczny model zarządzania polegający na wdrażaniu systemów technicznych Polakom już nie wystarcza.
W poszukiwaniu różnorodności Niestety, nie ma łatwego przepisu na to, jak należy wzbogacić zestaw technik zarządczych, by obywatele byli zadowoleni ze swego miejsca zamieszkania, a pozycja miasta w rankingach rosła. Widać wszakże wyraźnie, że po etapie nadganiania zapóźnień, a potem kopiowania innowacyjnych rozwiązań, który spowodował, że polskie ośrodki zaczęły się coraz bardziej upodobniać do siebie, weszliśmy w nową fazę odkrywania różnic i szukania wdrożeń najlepiej pasujących do specyfiki danego miasta. Doskonałym ćwiczeniem szukania i definiowania tego „ducha polskich miast” okazały się starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 r. W zmaganiach wystartowała większość metropolii, nominację zyskać mogła tylko jedna. Tytuł ostatecznie przypadł Wrocławiowi, ale wygrali na tym wyścigu także wszyscy pozostali, bo musieli spojrzeć na siebie inaczej – poszukać przewag przez różnice, a nie powtarzać to samo, co mówiły inne miasta. To właśnie w trakcie takich prób rodzi się i wzmacnia inteligencja miejsc. To ona w połączeniu z nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi i inteligencją mieszkańców decyduje o tym, czy dane miasto jest naprawdę inteligentne, czy tylko zwyczajnie przeinwestowane. Edwin Bendyk
Autor jest publicystą tygodnika „Polityka”, członkiem rady ekspertów ośrodka analitycznego THINKTANK źródło: Raport „Miasta przyszłości – przyszłość miast” ośrodek analityczny THINKTANK.
Ryzyka związane z realizacją wizji inteligentnego miasta PROBLEMY INNOWACJI
Wprowadzanie innowacyjnych rozwiązań do miast przyszłości może kreować powstawanie wielu osi konfliktów. Dlatego działania te wymagają od rządzących dużej finezji. Przestrzeń podwyższonego ryzyka to: • Wzrost gospodarczy a uczestnictwo obywateli w rządzeniu. Konflikt między „zamkniętymi” koncepcjami rozwoju smart city promowanymi przez przedstawicieli biznesu a „otwartymi” promowanymi przez obywateli. • Prywatność a dobro publiczne. Zbieranie i analiza danych generowanych przez inteligentne systemy pomiarowe i zarządcze znacząco przyczyni się do podniesienia jakości życia, ale zagraża prywatności. • Współpraca a przerzucanie odpowiedzialności. Organizacje, które zaczną dostarczać usługi uprzednio dostarczane przez administrację publiczną, mogą doprowadzić do zmniejszenia jej efektywności. • Dostęp a działanie. Internet będzie dzielił się na wiele mniejszych sieci. Wyzwaniem będzie zapewnienie każdemu równego biernego i czynnego dostępu do tych sieci. • Różnice gospodarcze a różnice w wiedzy. Pomoc biednym nie zawsze była udana, bo nie brano pod uwagę wiedzy zebranej przez biedne społeczności. Slumsy to „organizacje”, które pojawiły się, aby wspierać biednych, i można brać przykład ze sposobu, w jaki funkcjonują. Źródło: Raport The Future of Cities, Information, and Inclusion, Institute for the Future
Teberia 28/2013 39
NA OKŁ ADCE >>
Od odpadów do i-padów i odwrotnie – o recyklingu słów kilka
Według encyklopedii odpady to wszystkie nieprzydatne przedmioty i substancje, których posiadacz pozbywa się, zamierza pozbyć się lub do ich pozbycia się jest obowiązany. Ta krótka encyklopedyczna definicja, zawiera przynajmniej 2 punkty sporne – mowa po pierwsze o nieprzydatności przedmiotów, a po drugie o ich pozbywaniu się. A ponieważ każdy mieszkaniec Polski wytwarza w ciągu roku 300 kg śmieci, co w skali kraju daje rocznie ok. 12 mln ton odpadów, punkty te zaczynają się niebezpiecznie mnożyć.
40 Teberia 28/2013
Teberia 28/2013 41
NA OKŁ ADCE >>
Krótka historia segregacji odpadów Śmieci pojawiły się na naszej planecie wraz z… człowiekiem, który dostosowując zastany świat do swoich potrzeb, zaczął go upiększać, ale również zanieczyszczać i niszczyć. A im bardziej był w swojej działalności aktywny, tym więcej odpadów zostawiał. W końcu nabrudził tak bardzo, że zaczął ten bałagan zauważać. Oczywiście, kiedy człowiek prowadził jeszcze koczowniczy tryb życia, nie bardzo się wytworzonym przez siebie śmietniskiem przejmował – opuszczał po prostu miejsce pełne odpadów i przenosił się dalej. Były to zresztą głównie odpady naturalne, które szybko rozkładały się i nie stanowiły zagrożenia dla środowiska. Problem zaczął krystalizować się wraz z rozwojem osad i wiosek, a później miast. Śmieci zazwyczaj wyrzucano za… dom i przykrywano ziemią, albo zwyczajnie, pozostawiano na ulicy. W efekcie na terenach, gdzie osiedlił się człowiek zaobserwowano wzrost poziomu gruntów - w przypadku Troi poziom ten podnosił się o 1 m w ciągu 100 lat. W 320 r. p.n.e. w Atenach wydano rozporządzenie zakazujące zasypywania ulic odpadami i jednocześnie nakazujące ich zakopywanie lub wywożenie poza miasto do specjalnie przygotowanych do tego składowisk. W III w. n.e. Rzymianie utworzyli pierwsze służby odpowiedzialne za oczyszczanie miasta. Jednak zwyczaj wyrzucania śmieci na ulicę zakorzenił się tak bardzo, że przetrwał także w okresie średniowiecza. Rolę „sprzątaczy” pełniły wówczas zwierzęta, głównie świnie, a także ptaki, które zjadały większość z odpadków. Doprowadziło to oczywiście do wzrostu populacji myszy i szczurów w miastach, a w konsekwencji do gwałtownego rozprzestrzeniania się chorób. Taki stan trwał właściwie w Europie do XIX w. Mieszczańskie kamienice, ale i dwory, pałace, czy wystawne rezydencje, najpewniej otaczało wszechobecne śmietnisko, bo pierwszy kosz na śmieci pojawił się dopiero w 1883 roku we Francji. Tymczasem w Japonii już w XI w. powtórnie wykorzystywano zużyty papier oraz odpady przy produkcji różnego rodzaju broni i amunicji. Praktyka ta stanowiła początki recyklingu, który do Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych Ameryki dotarł dopiero w wieku XIX, wraz z rozwojem przemysłu. Na wysypiska zaczęło trafiać wtedy coraz więcej różnego rodzaju odpadów, zapełniały je także kolejne wynalazki - w 1810 r. opatentowano pierwsze 42 Teberia 28/2013
metalowe puszki, a od 1869 r. zaczęto wykorzystywać opakowania z tworzyw sztucznych. Odkryto wówczas, że niektóre z odpadów można powtórnie wykorzystać. Pierwsze centrum recyklingu powstało w Nowym Jorku w 1895 r., jego pomysłodawcą był pułkownik George E. Waring, zwany „apostołem czystości”. Z czasem jego pomysł zaczęto powielać i rozwijać na całym świecie, jednak z przetwarzaniem odpadów na szeroką skalę poczekano aż do lat 70tych XX wieku. Tyle czasu potrzebowano bowiem na regulacje prawne i edukacje społeczeństwa, a i tak działania te zaczęły przynosić rzeczywiste efekty dopiero 20 lat później. Na pierwszą połowę lat 90-tych XX wieku przypadają także początki segregacji śmieci w Polsce. Jednym z pierwszych miast, w którym pojawiły się pojemniki do selektywnej zbiórki odpadów, była Warszawa. Stanęły one w 1994 r., ale dopiero w 2006 r. wprowadzono obowiązek segregowania śmieci przez mieszkańców stolicy. Dziś obowiązkowi temu podlegają wszyscy, na mocy tzw. ustawy śmieciowej.
Recykling w liczbach Śmieci, czyli właściwie co? Pytanie to oddaje istotę recyklingu, bowiem to od rodzaju problemu, który stanowią, zależy ich klasyfikacja. W związku z tym odpady dzieli się na wiele różnych grup i podgrup, w zależności od ich pochodzenia, możliwości przetworzenia, utylizacji, bezpieczeństwa dla środowiska itd. Można by tym z pewnością zapełnić tysiące stron papieru, ale nie o wytwarzanie kolejnych makulaturowych śmieci nam idzie. Ogólnie i najprościej odpady klasyfikuje się jako przemysłowe (wygenerowane przez przemysł) i komunalne (wygenerowane w wyniku pozaprzemysłowej działalności człowieka,
czyli po prostu „w domu”). Te pierwsze zawierają na ogół szeroką grupę odpadów niebezpiecznych, te drugie dzieli się zaś na bioodpady (odpady organiczne, a zatem biodegradowalne), szkło, papier, metale oraz także odpady niebezpieczne.
Ilość odpadów w Polsce i w Europie Jak wynika ze statystyk prowadzonych przez Główny Urząd Statystyczny w roku 2011 liczba wytworzonych odpadów pozakomunalnych w Polsce wyniosła 123,5 mln tony (zanotowano wzrost względem roku poprzedniego o 10 mln ton czyli 8,5 %). Najwięcej odpadów powstało w wyniku oczyszczania kopalin
oraz z flotacyjnego wzbogacania rud metali nieżelaznych. Aż 72% odpadów niekomunalnych poddano w roku 2011 procesowi odzysku, a kolejne 25% zostało unieszkodliwione. W tym samym roku Polacy wytworzyli około12 mln ton śmieci komunalnych. W związku z tym, średnio każdy mieszkaniec naszego kraju produkuje ok. 315 kg śmieci rocznie. Dla porównania wszystkie odpady wytworzone przez mieszkańców Unii Europejskiej ważą 218,5 mln ton, z czego 36 mln generują Niemcy, Brytyjczycy 30 mln, Hiszpanie 23 mln, Grecy 5,1 mln. Miliony ton śmieci rocznie, a mimo to spokojnie egzystujemy. Dzieje się tak tylko dlatego, że odpady poddawane są recyklingowi. Teberia 28/2013 43
NA OKŁ ADCE >> Zasadą działania recyklingu jest maksymalizacja ponownego wykorzystania tych samych materiałów, z uwzględnieniem minimalizacji nakładów na ich przetworzenie, przez co chronione są surowce naturalne, które służą do ich wytworzenia oraz surowce służące do ich późniejszego przetworzenia. Recykling odbywa się w dwóch obszarach: produkowania dóbr oraz późniejszego powstawania z nich odpadów. W 2011 r. w Polsce recyklingowi poddano 41,3 % odpadów. Dla porównania, poziom recyklingu odpadów w Unii Europejskiej wyniósł 63,3%, z czego najwyższy poziom odnotowano w Belgii (80%), następnie w Niemczech 72,7%, w Wielkiej Brytanii 68%, w Hiszpanii 61%, w Grecji 58%. Daleko nam więc do najlepszych, ale przecież nie jest tak, że nic się w tej kwestii w Polsce nie dzieje. Być może w 2013 roku odsetek recyklingu będzie większy, choćby za sprawą wprowadzonej tzw. ustawy śmieciowej, może wesprze ten proces polska myśl techniczna. Bo niewątpliwie wiele się dzieje w tym kierunku.
Recykling w nauce Fotokatalizator z PAN-u Szczególnie ważny ze względu na ochronę środowiska jest recykling odpadów przemysłowych. Nad ciekawym rozwiązaniem pracują na przykład naukowcy z Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Chodzi mianowicie o opracowanie substancji, która umożliwi ponowne wykorzystanie wody, zanieczyszczonej związkami organicznymi z odpadów przemysłowych. Doświadczenia przeprowadzone w Instytucie udowadniają, że substancje te można z powodzeniem przekształcać w użyteczne związki chemiczne i paliwo. Ten recykling możliwy jest dzięki odpowiednio dobranym fotokatalizatorom. Oczyszczenie wody nie wymaga specjalistycznych instalacji – reakcje zachodzą przy dobrym nasłonecznieniu, w temperaturze ok. 30 stopni Celsjusza i w zwykłym ciśnieniu atmosferycznym, a więc w warunkach występujących naturalnie przez cały rok w wielu krajach równikowych. Badane w IChF PAN fotokatalizatory to substancje stałe, których podstawą jest dwutlenek tytanu TiO2. Katalizowana reakcja zachodzi w cieczy zawierającej zanieczyszczenia organiczne. Po zakończeniu reakcji katalizator można odseparować niemal bez strat i użyć ponownie. 44 Teberia 28/2013
- Moja praca przypomina trochę alchemię. Biorę "magiczny" proszek, wsypuję do brudnej wody, mieszam i wystawiam na słońce. Po paru godzinach mam czystą wodę plus substancje, z których można robić użyteczne rzeczy, na przykład leki - mówi autor badań dr inż. Juan Carlos Colmenares z IChF PAN. Za pomocą fotokatalizy z udziałem dwutlenku tytanu badaczom udało się już wyprodukować kwasy karboksylowe, stosowane m.in. w farmacji i przemyśle spożywczym. Możliwe jest również spreparowanie fotokatalizatora w taki sposób, aby reakcja dobiegała do końca i powstawały substancje o najprostszej budowie, jak wodór czy dwutlenek węgla. Ostatni związek nie jest pożądany i wymagałyby zagospodarowania, wodór ma jednak doskonałe perspektywy jako paliwo przyszłości. Badania nad fotochemiczną degradacją zanieczyszczeń były prowadzone na świecie już w końcu lat 60. ubiegłego wieku. W wyniku intensywnego naświetlania promieniowaniem ultrafioletowym otrzymywano wtedy substancje chemiczne o prostej budowie. Obecne badania są bardzo obiecujące, ale dr Colmenares zastrzega, że zanim nowa technologia będzie mogła się upowszechnić, trzeba przeprowadzić jeszcze wiele testów i badań.
Reaktor mikrofalowy walczy z azbestem Choć w latach 60. XX wieku azbest stosowany był w polskim budownictwie na szeroką skalę, dwadzieścia lat później uznano go za materiał rakotwórczy. Był bowiem źródłem niebezpiecznych włókien, których wdychanie i gromadzenie się w płucach powodowało poważne choroby układu oddechowego, w tym nowotwory. Dziś usuwanie materiałów z azbestem wynika z unormowań unijnych. Zgodnie z dyrektywą UE Polska ma na to czas do 2032 r. Dzięki programowi Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska oraz funduszy wojewódzkich, od 2011 roku udało się usunąć w kraju już ponad 84 tys. ton azbestu. Według szacunków funduszu, w Polsce może zalegać jeszcze 15 mln ton materiałów zawierających ten materiał. Do skutecznej utylizacji azbestu bez wątpienia przyczyniło się nowatorskie i unikalne na skalę światową rozwiązanie technologiczne pod nazwą MTT (Microwave Thermal Treatment). Opracowała je i wdrożyła polska firma ATON-HT S.A. Pozwala ono na unieszkodliwianie szerokiej gamy
odpadów niebezpiecznych, w tym odpadów zawierających włókna azbestowe głównie w postaci materiału azbestowo – cementowego. Proces ten odbywa się w reaktorze mikrofalowym ATON 200. W metodzie tej odpady zawierające azbest, po wstępnym skruszeniu w kruszarce są mieszane z substancją wspomagającą i wprowadzane do komory reaktora mikrofalowego. W wyniku nagrzewania tej mieszaniny do temperatury, około 1100°C. włókna azbestowe ulegają rozpadowi. Azbest traci swoją włóknistą strukturę i powstały w ten sposób materiał traci swoje szkodliwe właściwości. Cechą charakterystyczną opracowanej metody jest nagrzewanie odpadów azbestowych za pomocą skoncentrowanego pola mikrofalowego, które wnikając głęboko w materiał ogrzewa jednocześnie całą jego objętość. Technologia ta jest w pełni bezodpadowa, a powstały w jej wyniku produkt pod handlową nazwą ATONIT jest bardzo dobrym dodatkiem do betonów, do produkcji kostek betonowych, w technologiach budowy dróg itp. Warto tu podkreślić, że ATONIT posiada wymagane aprobaty Instytutu Techniki Budowlanej, Instytutu Higieny Pracy oraz Państwowego Zakładu Higieny. Proponowane rozwiązanie umożliwia budowę reaktorów, w których unieszkodliwiać można w bardzo wysokich temperaturach nie tylko azbest, ale szeroką gamę niebezpiecznych odpadów (biologicznych, uciążliwych zapachów, tworzyw sztucznych, zanieczyszczeń ropopochodnych). Praca tych urządzeń nie stanowi zagrożenia dla środowiska naturalnego i co równie ważne - koszt eksploatacji jest mniejszy od kosztów eksploatacji znanych urządzeń i instalacji.
Recykling w praktyce O zaletach recyklingu napisano już wiele i kwestia ta nie budzi wątpliwości. Ale i tak warto powiedzieć jeszcze, że przetworzenie jednego komputera pozwala na zaoszczędzenie 5,6 kg CO2, przetworzony telefon komórkowy daje oszczędność 1,7 kg CO2, jeden metr kabla to oszczędność 2,0 kg CO2. A ponieważ szacuje się, że na świecie każdego roku 20 do 50 milionów ton sprzętu elektrycznego i elektronicznego zamienia się w odpady, o praktykach związanych z tzw. e-odpadami warto jeszcze opowiedzieć. Recykling e-odpadów jest trochę inny, bo mimo że uważa się go za opłacalny, nie wszyscy chcą to robić u siebie.
Teberia 28/2013 45
NA OKŁ ADCE >>
Problem e-śmieci W 1990 r. w Stanach Zjednoczonych wycofano z użytku sprzęt o masie 250 tys. ton. Dziesięć lat później było to już 1,2 mln ton, a w 2010 r. - 2,4 mln ton, przy czym najwięcej ważyły telewizory (1,1 mln ton), monitory (0,6 mln ton) i pecety (0,4 mln t). W 2010 r. - jak wynika z danych zebranych przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska Amerykanie kupili 52 mln komputerów osobistych, 28,5 mln telewizorów i 152 mln telefonów komórkowych. W 2020 r. liczba sprzedanych komputerów ma w USA przekroczyć 90 mln. Cały ten sprzęt zawiera w sobie wiele cennych pierwiastków. Jakch? Według wyliczeń pochodzących z najnowszego raportu przygotowanego przez naukowców z międzynarodowego programu StEP (ang. Solving the E-Waste Problem) realizowanego wspólnie przez kilkadziesiąt uczelni, globalnych firm i agend ONZ, do produkcji komputerów, monitorów, telefonów komórkowych, tabletów i innych elektronicznych gadżetów zużyto w 2011 r. około 320 kg złota i 7500 kg srebra wartych łącznie ponad 21 mld dolarów. Ale to nie wszystko - jest tam również: platyna, pallad, rod, ruten, iryd, ind, selen, gal, tantal i kil46 Teberia 28/2013
kanaście innych. Odzysk tych surowców to zaledwie 15%, ale i tak w jednej tonie zużytego sprzętu elektronicznego znajduje się tyle cennych pierwiastków, ile w 40-50 tonach średnio bogatej rudy. Większość zużytego sprzętu dociera w końcu do Azji. Tu odbywa się prymitywny recykling, groźny dla ludzi i środowiska. Aż około 70% e-odpadów generowanych na świecie trafia do Chin. Trudno oczywiście spodziewać się tam europejskich standardów, ale decydują zdecydowanie niższe niż w Europie czy Stanach, koszty. Istotą problemu jest to, że recykling e-odpadów musi być w dużym stopniu przeprowadzany manualnie, gdyż tylko człowiek jest w stanie dokładnie i efektywnie je posortować. Na przykład płytka z obwodem drukowanym zawiera 16% miedzi, 4% cyny, około 3% żelaza i ferrytu oraz 2% niklu i odrobinę srebra. To wystarczająca motywacja, aby oddzielić ją od elementów, które nie są tyle warte. Recykling e-odpadów to jednocześnie rynek pracy dla wielu tysięcy Chińczyków, ale nikt o nich nie dba i nie martwi się na przykład o to, czy pracownicy rozbierają sprzęt elektroniczny w rękawiczkach. Dlatego w ich krwi znajduje się do 200 razy wię-
cej eterów dwufenylowych niż przewiduje norma. Również noworodki w regionach prowadzących intensywny recykling e-odpadów, narażone są na dwukrotnie wyższe dzienne spożycie dioksyn, niż ma to miejsce w innych regionach. Znacznie wzrosło także stężenie ołowiu we krwi dzieci w wieku 1-6 lat. Składowanie, sortowanie i przetwarzanie zużytego sprzętu elektronicznego odbywa się tu bez żadnych zabezpieczeń przed działaniem czynników atmosferycznych. Substancje takie jak difenyle, dioksyny, metale ciężkie oraz trwałe związki chlorowcowane przenikają nie tylko do ludzkiego krwiobiegu, ale także do gleby, powietrza czy wody c Niektóre tereny są już na tyle skażone, że nie ma na nich możliwości hodowli trzody chlewnej czy bydła przez wiele lat. Zautomatyzowanie procesów w tej dziedzinie jest więc nie lada wyzwaniem. Jedyny sposób to zaprojektowanie i zbudowanie maszyn i robotów, które potrafiłyby przerobić setki tysięcy ton elektrośmieci rocznie.
wędruje potem do specjalnych pieców, w których zostaje poddana rafinacji, w wyniku czego wytrącają się cenne pierwiastki, ze złotem na czele.
Mrzonki? Wcale nie. Jeden z pierwszych takich zakładów otwarto niedawno pod Eindhoven w Holandii. Zbudowała go firma Sims Recycling Solutions, a większość sprzętu zaprojektowano w norweskiej firmie Titech. W zakładzie dominują naprawdę nowatorskie rozwiązania. Jeden z jej automatów o nazwie X-tract prześwietla promieniami rentgenowskimi tradycyjne telewizory i monitory komputerowe. Składają się one z dwóch rodzajów szkła: ekranowego i kineskopowego. Pierwsze nie zawiera ołowiu, drugie ma go mnóstwo. Trzeba je więc rozdzielić, by osobno poddać recyklingowi. Robot dokonuje tego, określając gęstość atomów w obu rodzajach szkła.
Recykling w inicjatywach społecznych Śląski Klaster Gospodarki Odpadami
Z kolei do oddzielania miedzi od pozostałego e-złomu wykorzystuje się technologię zwaną fluorescencją rentgenowską. Robot prześwietla złom strumieniem fotonów wzbudzając w nim emisję promieniowania rentgenowskiego, czyli właśnie fluorescencji, która z kolei jest rejestrowana przez specjalny spektrometr. Ten na podstawie pomiaru określa skład pierwiastkowy materiału, łatwo identyfikując miedziane elementy. Kolejną nowinką jest automat, który ogląda świat wyłącznie w podczerwieni. Jego zadaniem jest oddzielenie plastiku, nadającego się do dalszego recyklingu od tego, który ze względu na dużą zawartość szkodliwych substancji może być już tylko spalony. Z kolei obwody drukowane zawierają wiele metali szlachetnych i strategicznych. Ta zdobycz
Ponadto w holenderskim zakładzie znajduje się także maszyna, wyławiająca z rozdrobnionego sprzętu metale nieżelazne, takie jak miedź, czy aluminium. Działa ona w ten sposób, że wzbudza w metalach prąd wirowy za pomocą zmiennego pola magnetycznego, a następnie oddziela je od reszty złomu. Naukowcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i projektują już kolejne, bardziej zaawansowane wersje robotów do e-recyklingu, szczególnie do przetwarzania obwodów drukowanych - cennych, lecz toksycznych. Produkcja sprzętu elektronicznego w XXI roku będzie gwałtowanie rosła, gwałtowanie też będzie przybywać e-odpadów. Dlatego tego typu badania i inwestycje są konieczne.
Wychodząc z inicjatywą wykorzystania śmieci jako źródła pozyskiwania energii w regionie, w lipcu 2013 r., powołano w Katowicach Śląski Klaster Gospodarki Odpadami. W skład klastra wchodzi około 20 przedsiębiorstw związanych z tą branżą, a także uczelnie wyższe i instytucje związane z ochroną środowiska. Inicjatywa ta daje większe możliwości w zakresie realizacji projektów, dotyczących energetycznego wykorzystania odpadów i ścieków. Projekty finansowane są m.in. z unijnego programu operacyjnego „Infrastruktura i Środowisko”. Ich łączna wartość przekracza 737 mln złotych, w ramach tych środków do 2015 r. powstaną w regionie m.in. dwa nowoczesne zakłady zagospodarowania odpadów, kompostownia, sortownia, a także składowisko odpadów. Tworzenie klastrów na Śląsku to element Regionalnej Strategii Innowacji.
A może upcykling? Idea upcyklingu narodziła się w głowach Williama McDonougha oraz Michaela Braungarta, autorów książki Cradle to Cradle: Remaking the Way We Make Things. Polega ona na takim przetwarzaniu odpadów, w wyniku którego powstają produkty o wartości wyższej niż przetwarzane surowce. Teberia 28/2013 47
NA OKŁ ADCE >> Proces ten pozwala zmniejszyć zarówno ilość odpadów, jak i ilość materiałów wykorzystywanych w produkcji pierwotnej. Co można zrobić? Właściwie wszystko - ubranie z worka na śmieci, kolczyki z gazety, meble z plastikowych butelek, latawce z opakowań po ciastkach, torby na komputer z plakatu i samochodowego pasa bezpieczeństwa, ramki z płytek obwodu drukowanego, plecaki z folii po napojach, zegary z płyt winylowych, doniczki z pojemników po jogurcie czy ołówki z gazet. Współcześni designerzy nie mają ograniczeń. Interesująco prezentują się także przedmioty z makulatury. Najczęściej wykorzystywaną techniką w tym rodzaju recyklingu jest wyplatanie z wikliny papierowej. Upcykling to nie tylko uduchowione pomysły ekstrawaganckich artystów, ale całkiem konkretne realizacje dla ciała. W Kijowie na przykład znajduje się siłownia, w której cały sprzęt wykonany jest ze złomu. Masę mięśniową buduje się przy pomocy sprzętu z metalowych łańcuchów, prętów, haków a nawet opon samochodowych. Z idei upcyclingu czerpie także świat mody. Trend ten obecny jest tam pod nazwą trashion (od angielskiego trash - śmieci i fashion - moda). Poza odzieżą obejmuje on sztukę, biżuterię i wyposażenie wnętrz. A to wszystko oczywiście z materiałów, które zamiast na wysypisku śmieci zalazły się w pracowni artysty. I choć pierwsze projekty zaprezentowane na pokazach mody, nie nadawały się do codziennego użytku, z czasem, również za sprawą rosnącej popularności eko trendów "śmieciowa moda" stała się bardziej dostępna.
Recykling po polsku, czyli jak zawsze W Unii Europejskiej gospodarka odpadami opiera się na trzech zasadach: zapobiegania powstawaniu odpadów, powtórnego wykorzystywania odpadów na drodze recyklingu oraz optymalizacji ostatecznego usuwania odpadów dzięki działaniom monitorującym. Polska stara się dorównać tym wytycznym. Stąd inicjatywy, badania naukowe, dotacje unijne, regulacje prawne – wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku. Oczywiście do czasu, kiedy nie zderzy się z twardą ścianą przepisów i z twardszymi jeszcze głowami włodarzy. Bo jak to zwykle bywa, wszystko rozbija się o nieprecyzyjne wytyczne, cwaniactwo i kolesiostwo. 48 Teberia 28/2013
Ustawa śmieciowa, pełna trafnych skądinąd założeń, oparta na szczytnej idei segregacji odpadów rozbiła się o dno przepisów wykonawczych. Chodzi oczywiście o przetargi - w większości gmin jedynym kryterium przetargowym, zgodnie z ustawą śmieciową 2013, była cena, ponieważ ustawodawca nie narzucił odgórnych wytycznych, a samorządowcy nie chcieli narazić się wyborcom. A ponieważ najtańsze firmy nie gwarantują wywozu śmieci do przetwórni, więc większość z nich wywozi odpady na wysypiska. Wiele firm wygrało przetargi kwotami poniżej kosztów dowozu na wysypiska i składowania, co otwiera furtkę tanim, degradującym środowisko, dzikim wysypiskom np. w żwirowniach. Teoretycznie kontrole nad tym gdzie trafiają śmieci powinny sprawować gminy, w rzeczywistości nie mają do tego narzędzi. Poza tym najtańsze firmy często nie posiadają także odpowiedniego sprzętu, taboru, kontenerów – a posegregowane przez mieszkańców odpady mieszane są w jednym samochodzie. A ponieważ Polak potrafi – mimo, że od wprowadzenia nowej ustawy nie minęły jeszcze 3 miesiące - już funkcjonuje na przykład czarny rynek kodów klasyfikujących śmieci. Nielegalne kupienie odpowiedniego kodu pozwala na składowanie nieodpowiednich odpadów jako mineralne, nadające się do na nowo zagospodarowanych żwirowni. Powszechne jest także prowadzenie wirtualnych sortowni, co ułatwia zmianę klasyfikacji odpadów – w ten sposób wszystko może zostać odpadem mineralnym… Ustawa ustawą, a i kombinatorów, jak Polska długa i szeroka, nigdy nie brakowało (trzeba przecież nagiąć prawo i jeszcze zarobić „na lewo”). A jednak powoli coś się zmienia. Wsparcie unijne, programy badawcze to oczywiście ważne rzeczy. Ale najważniejsza jest mentalność przeciętnego mieszkańca, który wraz z wprowadzeniem ustawy zaczął baczniej przyglądać się temu co kupuje, co wyrzuca i może powoli zaczął wierzyć, że ma bezpośredni i realny wpływ na jakość swojego środowiska.
Dominika Bara
Źródła: http://segreguj.pl; www.stolicaczystosci.pl; www.stat.gov.pl, http://ichf.edu.pl/; www.e-odpady.com; http://ise.pl; www.cire.pl; http:// srebrnaagrafka.pl
Teberia 28/2013 49
PRE ZENTAC JE >>
Ren na wiele sposobów
W
ramach międzynarodowego projektu ProMine spółce KGHM Ecoren udało się zbadać i ustalić, że nadstopy renu z kobaltem, renu z niklem oraz sferyczny sproszkowany Ren charakteryzują się bardzo dobrymi właściwościami, szczególnie przydatnymi w przemyśle lotniczym i kosmonautycznym.
KOPALNIA PRZYSZŁOŚCI
Projekt ProMine nadzorowana przez Komisję Europejską, wystartował w maju 2009 r. Inicjatywa miała na celu wdrażanie do przemysłu nowatorskich rozwiązań oraz produktów bazujących na surowcach mineralnych. Cel programu był prosty: Europa musi zwiększyć wydajność łańcucha produkcyjnego metali i minerałów. Musi wprowadzać na rynek wyższej jakości produkty, a więc wdrażać do przemysłu innowacyjne, naukowe rozwiązania. - Jako tło, warto wziąć pod uwagę, iż obecnie Europa konsumuje 30 % światowej produkcji metali, co ma miejsce w sytuacji wzrastających gwałtownie kosztów pozyskania minerałów i rud. ProMine jako inicjatywa ma na celu znacząco obniżyć zależność Europy od importu w tym sektorze, poprzez zwiększenie uzysku - mówi prof. Gabor Gaál, odpowiedzialny za koordynację Projektu. W obecnych czasach kryzysu ekonomicznego, cieszy fakt, kiedy mimo zapaści, przemysł patrzy w przyszłość w sposób „pewny”, poszukując pozytywnej odpowiedzi na obecną sytuację na rynku. W ten sposób właśnie postępuje sektor górniczy w Europie, czego przykładem jest znaczący projekt współfinansowany ze środków Wspólnoty w ramach 7-go Programu Ramowego o akronimie ProMine i pełnej nazwie „Produkty z nanocząstek z nowych złóż mineralnych w Europie”. Projekt jest uważany za przełomowy w badaniach i podjętej inicjatywie, dzięki 50 Teberia 28/2013
czemu ma szansę wnieść ożywienie do przemysłu, wspierając tym samym nowy trend rozwoju w całej Unii. Zasadniczym celem Projektu było rozwijanie produktów z nanocząstek z szeroko pojętych nowych zasobów surowców mineralnych w Europie. Koordynację Projektu powierzono Służbie Geologicznej w Finlandii (GTK), przy czym sama inicjatywa
Projekt miał na celu wypracowanie nowych metod wydobycia surowców, w połączeniu z redukcją ilości wytwarzanych odpadów z przeróbki o 10 - 20 %. Głównym jego założeniem była likwidacja problemu odpadów - przewiduje się, że będą wykorzystywane jako surowce mineralne, natomiast opracowane nowe procesy będą w założeniach bezodpadowe. Ma to zrewolucjonizować przemysł, ukierunkowując działania związane z obecnymi problemami w tej dziedzinie w XXI w., tj. odnośnie kończącej się bazy surowcowej i dobrej praktyki. Zgodnie z założeniami, celem Projektu, poza wspieraniem sektora miejsc pracy, było zaangażowanie lokalnych społeczności do szerokiej konsultacji zadań jakie stawia sobie ProMine. Przez cały okres trwania Projektu brane były pod uwagę poglądy reprezentowane przez społeczności, odzwierciedlając zobowiązania powzięte w Projekcie, iż pozyskane fundusze będą wykorzystane do uzyskania zarówno korzyści ekonomicznych jak i społecznych. W pracach konsorcjum uczestniczyła spółka KGHM Ecoren. Przez trzy lata specjaliści Ecorenu wraz z naukowcami z Instytutu Metali Nieżelaznych prowadzili badania nad wysokowartościowymi produktami z udziałem renu.
skupiała 27 partnerów z Europy, z takich krajów jak Finlandia, Francja, Niemcy, Szwecja, Polska Grecja, Wielka Brytania, Holandia, Hiszpania, Portugalia oraz Malta, zrzeszonych w specjalnie do tego celu utworzonym konsorcjum. Działając w kierunku zmniejszenia szkodliwego oddziaływania na środowisko,
Ren jest swoistym, fizycznym urzeczywistnieniem unobtainium, metalu wymyślonego przez inżynierów-miłośników SF jeszcze w latach 50., ekstremalnie rzadkiego i posiadającego niezwykłe właściwości. Hipotetycznie istniejący materiał miał być rozwiązaniem każdego problemu konstrukcyjnego. Unobtainium doczekał się sławy, stając się drugoplanowym bohaterem kinowego hitu „Avatar”. Porównanie renu do cennego surowca z filmowej Pandory nie jest pozbawione podstaw. Zalety renu docenił już przemysł lotniczy, kosmiczny, petrochemiczny. Domieszka renu w stopach, z których wytwarza się łopaty turbin silników odrzutowych, podnosi ich twardość i odporność na wysokie temperatury. Ma bardzo wysoką temperaturę topnienia – 3180 stopni Celsjusza, wrze w temperaturze ponad 5600 stopni. Po wolframie to drugi najtrudniej topliwy metal. Posiada także bardzo wysoką gęstość. Metr sześcienny Renu waży tyle co mały czołg: 21 tys. kg! Użyty do katalizatorów w instalacjach petrochemicznych pozwala produkować paliwa spełniające coraz wyższe normy ekologiczne.
Teberia 28/2013 51
PRE ZENTAC JE >> Jednym z założeń projektu ProMine była produkcja nadstopów renu z kobaltem, renu z niklem oraz produkcja sferycznego sproszkowanego renu. W IMN powstały dwie pilotażowe instalacje, każda o wydajności od 20 do 50 kg rocznie. Etap badawczy (badania w skali laboratoryjnej) zakończył się z sukcesem w październiku 2011 roku. Okazało się, że otrzymane produkty charakteryzują się bardzo dobrymi właściwościami. W porównaniu do obecnie produkowanych nadstopów otrzymane produkty posiadają niższą zawartość zanieczyszczeń oraz większą homogeniczność. A sferyczny proszek renowy w porównaniu do renu metalicznego charakteryzuje się mniejszą porowatością, wyższą gęstością, trwałością i czystością. Wszystkie nowe produkty mogą znaleźć zastosowanie w przemyśle lotniczym i kosmonautycznym. - Podczas ostatniego spotkania naszej grupy zadecydowano o kontynuowaniu prac i wdrożeniu technologii, a także o przekazaniu pilotażowych próbek tych produktów potencjalnym odbiorcom do testów - mówi Wojciech Satora, kierownik projektu ProMine w KGHM Ecoren. Wierzymy, że odzew będzie
52 Teberia 28/2013
pozytywny i będziemy mogli rozpocząć rozmowy na temat dystrybucji produktów. Nie są one obecnie dostępne komercyjnie. KGHM Ecoren chce zainteresować nowymi produktami renowymi dotychczasowych kontrahentów oraz nowych partnerów, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Firma zaprosiła też do współpracy przedstawicieli Polskiej Platformy Technologicznej Lotnictwa.
Doświadczenia badawczo-rozwojowe Ecorenu mogą być przydatne zwłaszcza w związku z rozpoczęciem programu sektorowego InnoLot. Jest on rezultatem porozumienia podpisanego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju oraz przedstawicieli PPTL, które zobowiązuje NCBR do zainwestowania 300 mln złotych w badania naukowe i prace rozwojowe, a także w transfer ich wyników do przemysłu lot-
niczego. Kwota ta stanowi 60 proc. całego budżetu przedsięwzięcia (wycenionego na 500 mln złotych), pozostała suma to wkład własny członków Platformy. Program InnoLot realizowany będzie w latach 2013-2017. - Ten program jest wielką szansą dla polskiego przemysłu lotniczego na rozwój i skuteczne konkurowanie ze światową czołówką, a dla nas na uczestniczenie w badaniach o kluczowym znaczeniu – podkreśla prezes KGHM Ecoren Janusz Adamczyk. – To ważna inicjatywa, ponieważ wyniki badań mają znaleźć praktyczne zastosowanie w przemyśle. jac
Teberia 28/2013 53