teberia 39

Page 1

Nowa Huta Przyszłości - krakowskie smart city?

Haker zbiera haki na hakera...

NUMER 9 (40) WRZESIEŃ 2014

NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK

Energia po polsku


3 NAUKOWO 5 NAUKOWO 7 TECHNOLOGIE 10 NA CZASIE 12 NA CZASIE 14 BIZNES 16 BIZNES 19 PREZENTACJE 21 KREATYWNI 23 KREATYWNI 25 NA OKŁADCE 30 TRENDY 38 SOCIAL 45 EDYTORIAL

Jestem za, a może przeciw? Pierwsze w świecie cyfrowe laboratorium do zadań specjalnych Kosmiczne zagadki czekają na odpowiedź Sztuczne słońce świeci w Katowicach

Wydawca:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie

Jerzy KICKI

Prezes Fundacji dla AGH

Artur DYCZKO

Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia

Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny jsrokowski@teberia.pl

Mobilny wehikuł czasu doceniony Innowacyjny most Po paczkomatach czas na pralniomaty Po prąd do Orange Automatyzacja zmienia górnictwo Scorpio nie dał szans Robot kardiochirurgiczny rodzi się w AGH Energia po polsku Nowa Huta Przyszłości Kapelusz hakera – albo subkultura wirtualu

Biuro reklamy: reklama@teberia.pl

Studio graficzne:

Tomasz CHAMIGA

tchamiga@teberia.pl

Adres redakcji:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 A Al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków tel. (012) 617 46 04, fax. (012) 617 46 05 e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790

Konto Fundacji:

Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.


EDYTORIAL

Jestem za, a może przeciw? Przyspieszają prace związane z budową pierwszej elektrowni atomowej w Polsce. Koncerny energetyczne Enea, Tauron i PGE oraz miedziowy potentat KGHM podczas niedawnego Forum Ekonomicznego w Krynicy podpisali umowę wspólników, która jest kolejnym krokiem do wybudowania w Polsce pierwszej elektrowni atomowej. I choć ten fakt nie przesądza czy elektrownia powstanie czy nie to jednak znów rozgorzała dyskusja na temat energetyki atomowej w Polsce, szczególnie, że obecna sytuacja międzynarodowa do niej zmusza. Według entuzjastów inwestycji energetyka jądrowa to najlepszy sposób na zapewnienie stabilnych dostaw energii po możliwie najniższej cenie. Dodatkowo to sposób na to, by spełnić unijne wymogi środowiskowe. Ponadto, w sytuacji gdy nie dysponujemy efektywnymi metodami magazynowania energii, stabilizatorem systemu mogą być elektrownie jądrowe, które są w stanie pracować ok.

8 tys. godz. w roku w tzw. podstawie obciążenia. Przeciwnicy inwestycji wskazują, iż koszty inwestycyjne w energetyce jądrowej (szacuje się, że koszt wybudowania elektrowni to co najmniej ok. 50 mld oraz obciążenia związane z likwidowaniem tego typu elektrowni i składowaniem odpadów jądrowych wskazują, że to rozwiązanie nie obroni się rynkowo. Zarówno zwolennikom jak i przeciwnikom energetyki atomowej nie brakuje racjonalnych argumentów. Niemniej na coś się trzeba zdecydować, bo za kilka lat okaże się, że zabraknie nam energii elektrycznej. Może rację ma Piotr Pawlik, który opisując problem wskazuje: Być może zatem – jak przekonują niektórzy – o przyszłości energetyki powinni zadecydować sami obywatele, decydując się w referendum na jeden z modeli rozwoju? Zapraszam do lektury.

Teberia 9/2014

Jacek Srokowski

3


Teberia 9/2014

4


NAUKOWO

Pierwsze w świecie

cyfrowe laboratorium do zadań specjalnych 100 km połączeń elektrycznych, 6 ton kabli, 25 tysięcy układów FPGA. Analizator Rzeczywistych Układów Złożonych (ARUZ) to gigantyczne, pierwsze na świecie urządzenie, które skróci czas badań chemicznych z miesięcy do dni i pozwoli zbadać zjawiska wymykające się dotąd obserwacji w warunkach laboratoryjnych.

ARUZ będzie sercem Laboratorium Symulacji Molekularnych – jednego z sześciu laboratoriów powstających w nowo budowanym obiekcie Technoparku w ramach współfinansowanego przez Unię Europejską projektu BioNanoPark. Zgodnie z wartym ponad 20 mln złotych kontraktem, ARUZ ma być gotowy pod koniec lipca przyszłego roku. - Uczestniczymy w tworzeniu pierwszego na świecie cyfrowego symulatora pracującego na tak olbrzymią skalę. Urządzenie to pozwala analizować ponad milion molekuł jednocześnie. Jest to dla nas wyzwanie zarówno pod

względem technicznym, jak i projektowym – przyznaje Paweł Szczerkowski, Wiceprezes Zarządu i Dyrektor Generalny Ericpol. ARUZ z dokładnością do nanosekund odtworzy przepływ cząsteczek w czasie rzeczywistym i umożliwi poznanie natury zjawisk złożonych. I zrobi to naprawdę szybko, bo w przypadku badań chemicznych wynik, na który superkomputery pracowałyby miesiącami, ARUZ przygotuje w kilka dni. Co więcej, zrobi to z większą precyzją i zużywając mniej energii.

Teberia 9/2014

5


NAUKOWO

ARUZ w liczbach

Tak wielkie przyspieszenie tempa prac to zasługa specjalnie opracowanej konstrukcji urządzenia, wykorzystującej 25 tys. równocześnie pracujących i połączonych ze sobą układów scalonych FPGA. Pomysłodawcą koncepcji budowy i funkcjonowania ARUZ jest Politechnika Łódzka. Za wykonanie konstrukcji tego urządzenia, jak również za dostarczenie oprogramowania dla niego, systemu chłodzącego, instalacji elektrycznej oraz montaż odpowiedzialny jest łódzki Ericpol. Zaletą analizatora jest również możliwość przeprogramowywania całego urządzenia. Jak mówią jego pomysłodawcy– będzie on jak kameleon, dostosowujący się do potrzeb badaczy. - Dzięki analizatorowi o Łodzi i o centrum wdrożeniowym BioNanoPark zrobi się głośno w międzynarodowym środo-

wisku naukowo-badawczym – podkreśla dr Bogdan Wasilewski, Prezes Zarządu łódzkiego Technoparku. - ARUZ pozwoli nam wyprzedzać nowoczesność i zmieniać oblicze globalnej gospodarki –wyjaśnia. Tym bardziej, że, działający jak cyfrowa probówka ARUZ może znaleźć zastosowanie w badaniach na rzecz wielu dziedzin przemysłu od ochrony środowiska, przez farmację po przemysł kosmiczny i lotniczy. Ze względu na wykorzystanie protokołu DLL będzie niezastąpiony w badaniach chemicznych – w praktyce symulacje przy jego wykorzystaniu będą mogły zastąpić badania laboratoryjne. Pozwoli opracowywać nowe materiały, leki, kosmetyki.

Teberia 9/2014

źródło: pi.gov.pl

6


NAUKOWO

Kosmiczne zagadki czekają na odpowiedź

Lot stratosferycznego balonu testującego aparaturę badawczą na wysokości 38,3 km zakończył się sukcesem. Wkrótce urządzenia zostaną zamontowane na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) i projekt EUSO (Extreme Universe Space Obserwatory) rozpocznie właściwe prace nad badaniem promieniowania kosmicznego najwyższych energii. W międzynarodowym zespole naukowców aktywnie biorą udział fizycy z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), którzy wykonali układy zasilania wysokiego napięcia detektorów. W Timmins, w Kanadzie, zakończył się pierwszy lot stratosferycznego balonu z modułem detektora EUSO. Na wysokości 38 300 metrów naukowcy testowali skomplikowaną aparaturę składającą się z 36 fotopowielaczy tj. 2304 pikseli oraz specjalnie dostosowanego układu soczewek Fresnela.

Badano nie tylko elementy detektora UV, telemetrię układu optycznego (błyski UV pochodziły z lecącego równolegle helikoptera), kamerę na podczerwień, ale również wykonano pomiar tła UV, które jest ważne w pomiarach Wielkich Pęków Atmosferycznych. Układy zasilania wysokiego napięcia,

Teberia 9/2014

7


NAUKOWO niezbędne dla prawidłowego działania aparatury zaprojektowano i wykonano w łódzkim Zakładzie Fizyki Promieniowania Kosmicznego (obecnie część Zakładu Astrofizyki) NCBJ. „System składa się z 9 oddzielnych generatorów wysokiego napięcia oraz systemu szybkich przełączników umożliwiających zmniejszenie czułości fotopowielacza w czasie kilku mikrosekund nawet milion razy w przypadku nagłego silnego błysku, np. wyładowania atmosferycznego” – tłumaczy dr Jacek Szabelski z Zakładu Astrofizyki NCBJ – „Układ jest niezwykle sprawny energetycznie, ponieważ w przestrzeni kosmicznej i w bardzo rzadkiej atmosferze chłodzenie elementów jest dużym problemem. W przypadku lotu balonowego w atmosferze o ciśnieniu kilku milibarów dodatkowym problemem z wysokim napięciem są przebicia elektryczne.” 140 takich, jak przebadany w Kanadzie, modułów zostanie zamontowanych w niedalekiej przyszłości na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ISS. Wtedy to eksperyment EUSO rozpocznie właściwe prace nad badaniem promieniowania kosmicznego najwyższych energii. „Celem satelitarnej misji EUSO jest pomiar energii i kierunków promieniowania kosmicznego najwyższych energii, tzn. powyżej 3x1019eV” – dodaje dr Jacek Szabelski – „choć sami umiemy już w CERN rozpędzić cząstki do energii 7x1012eV, to jednak wciąż nie potrafimy wyjaśnić w jaki sposób cząstki promieniowania kosmicznego uzyskują

energie i to milion razy większe. Mamy nadzieję, że przez trzy lata obserwacji naszej aparatury w kosmosie znajdziemy odpowiedź na to pytanie nurtujące fizyków na całym świecie”. Ultrafioletowy teleskop z bardzo szybką kamerą będzie zamontowany do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) i skierowany w kierunku Ziemi. Pomiary z kosmosu pozwolą na równoczesne monitorowanie wielkiego obszaru atmosfery, porównywalnego z powierzchnią Polski. Cząstki promieniowania kosmicznego wielkich energii w wyniku oddziaływań tworzą kaskady cząstek zwane Wielkimi Pękami Atmosferycznymi (WPA). Największe zaobserwowane WPA miały ponad 100 milionów cząstek (materii i antymaterii). Obserwacje będą mogły być prowadzone tylko nocą (po ciemnej stronie Ziemi). Detektor jest bardzo szybki (obserwowane zjawisko trwa mniej niż 1/10 milisekundy) i ma wielką czułość, żeby zobaczyć słabe poruszające się źródło światła UV powstające w wyniku oddziaływania milionów cząstek WPA z atmosferą (wzbudzone cząsteczki azotu w atmosferze emitują światło ultrafioletowe). Eksperyment EUSO pozwoli na pomiar około tysiąca kaskad o najwyższych energiach w czasie 3 lat pracy teleskopu. Pomiary będą polegały więc na mierzeniu strumieni fotonów ultrafioletowych i zliczaniu pojedynczych fotonów w każdym pikselu (400 tys. razy na sekundę). Dodatkowym utrudnieniem będzie tło świateł z powierzchni Ziemi i odbitego od atmosfery (w tym chmur) promieniowania nieba.

Teberia 9/2014

8


NAUKOWO Fizycy chcą również poznać źródła powstawania cząstek promieniowania kosmicznego wysokich energii (ze względu na swój pęd protony o takich i większych energiach prawie nie będą odchylane w galaktycznym i pozagalaktycznym polu magnetycznym) jak również zbadać inne zjawiska atmosferyczne, np. pioruny czy TLE (Transient Luminous Events – wyładowania na zewnątrz atmosfery – mało zbadane i najbardziej energetyczne zjawiska w atmosferze). Lot balonu zorganizował Instytut Astrofizyki i Planetologii (IRAP) oraz Francuska Agencja Kosmiczna (CNES) z bazy balonowej Kanadyjskiej Agencji Kosmicznej w Timmins (Ontario, Kanada). We współpracy EUSO-Balloon biorą udział naukowcy z Francji, Włoch, Japonii, Niemiec, USA, Hiszpanii, Korei, Meksyku i Polski.

źródło: NCBJ

Teberia 9/2014

9


TECHNOLOGIE

Sztuczne słońce świeci w Katowicach Świeci i grzeje. I choć nie zastąpi jednak tego prawdziwego, to też się przydaje. Sztuczne słońce, czyli laboratorium, w którym sprawdza się trwałość, wydajność i jakość solarów. Jedno z dziewięciu na całym świecie, działa też w katowickim Parku Naukowo-Technologicznym.

Teberia 9/2014

10


TECHNOLOGIE - Imituje promieniowanie słoneczne. Pozwala badać wytrzymałość i sprawność kolektorów słonecznych w warunkach laboratoryjnych - wyjaśnia Patryk Białas, Park Naukowo-Techniczny Euro-Centrum w Katowicach. Eksperci mówią o nim sztuczne słońce. To jedyny w Polsce stacjonarny symulator do prowadzenia badań nad jakością i wydajnością kolektorów oraz systemów słonecznych. Ten unikatowy sprzęt (podobne działają jeszcze w dzięwięciu miejscach na świecie, min. w Niemczech, Kanadzie, Francji, Brazylii, Chinach, czy Libii), został wyprodukowany przez firmę PSE AG z Freiburga, współpracującą z Instytutem Fraunhofera ISE. Wykorzystywany przez Centrum Testowania Systemów Solarnych symulator jest przeznaczony do badania sprawności kolektorów słonecznych, w których nośnikiem ciepła jest mieszanina wody i glikolu.

Jego bezpośrednim zadaniem jest pomiar wydajności kolektorów solarno-termicznych, zgodnie z normami EN 12975 i EN 12976. Unikalną cechą urządzenia jest możliwość bardzo precyzyjnego ustawienia lamp w stosunku do badanej powierzchni (w zakresie 0÷90°), możliwość indywidualnego przemieszczania lamp w dwóch płaszczyznach, przy widmie lamp odpowiadającym widmu Arizona AM 1.5. Moc każdej z 8 lamp wynosi 4000 W. Przebieg testu, przeprowadzanego za pomocą sztucznego słońca, jest niezależny od danych warunków pogodowych, pory dnia, roku i gwarantuje powtarzalność eksperymentu. Z usług laboratorium mogą korzystać producenci urządzeń solarnych oraz instytuty badawcze.

Teberia 9/2014

11

jm


NA CZASIE

Mobilny wehikuł czasu doceniony Podróż w czasie jeszcze do niedawna była pobożnym życzeniem. Firma informatyczna ze Szczecina, Pixel Legend, została doceniona w SME Instrument – nowej inicjatywie Komisji Europejskiej w ramach programu Horyzont 2020. Pixel Legend jest jedyną polską firmą, która otrzyma grant i zbuduje pierwszy na świecie mobilny wehikuł czasu.

Spośród 2666 zgłoszeń z całej Unii Europejskiej (w tym 69 z Polski) Komisja Europejska wybrała 159 najciekawszych pomysłów na biznes, które otrzymają dofinansowanie z SME Instrument - nowej formy wsparcia dla innowacyjnych firm. Wśród nich

znalazł się jeden projekt z polskiego rynku: stworzona przez firmę Pixel Legend aplikacja PastGuide ulepszająca doświadczenie zwiedzania zabytkowych lokalizacji. Dzięki Pixel Legend każdy będzie mógł zobaczyć zabytki i miejsca histo-

Teberia 9/2014

12


NA CZASIE ryczne w takiej formie, w jakiej były dostępne kilkaset lat temu. Szczecińska firma, jako jedna z 30 firm otrzyma dofinansowanie na profesjonalne opracowanie biznesplanu, budowę i rozwój swojej aplikacji. Do udziału w pierwszej edycji programu SME Instrument zgłosiło się 900 firm IT z całej Europy. Spośród 70 polskich zgłoszeń, jedynie Pixel Legend zostało docenione przez Komisję Europejską. Pomoc w wypełnieniu wniosku oraz wsparcie merytoryczne firma otrzymała od Regionalnego Centrum Innowacji i Transferu Technologii ZUT. PastGuide to aplikacja mobilna, dzięki której będzie można odtworzyć znane wydarzenia historyczne i pozwolić użytkownikom wziąć w nich udział, a także spotkać znane postaci i miejsca historyczne z zabytkami w takiej formie, w jakiej były dostępne kilkaset lat temu. Używając mobilnego urządzenia np. tabletu, oprogramowanie generuje obraz 3D, który zmienia się w czasie rzeczywistym, w miarę naszego przemieszczania się po zabytku, np. Koloseum czy Katedrze Notre Dame. – Dostęp do wizualizacji będzie możliwy nie tylko na miejscu, ale również zdalnie z każdego miejsca na świecie, co pozwoli na zapoznanie się z zabytkiem osobom niepełnosprawnym. To duże przedsięwzięcie – mówi Jan Filipowiak, właściciel Pixel Legend – Budowa jednej sceny zajmie ok. 3 miesięcy, ale za każdym razem będzie to coś nowego, ekscytującego. Przede mną i zespołem pół roku intensywnej pracy nad projektem we współpracy

z wybraną jednostką z Polski. Następnie planujemy wyjść szerzej na europejskie rynki. To nie pierwszy sukces aplikacji. Pixel Legend zaprezentował swój prototyp na konferencji Mobip. Projekt PastGuide dostał się do finału spośród ponad 100 firm i zwyciężył w programie Coaching Track.

Teberia 9/2014

13

źródło: mamstartup.pl


NA CZASIE

Innowacyjny most P

ierwszy w Polsce i jeden z nielicznych w Europie innowacyjny most z materiałów kompozytowych powstaje w miejscowości Błażowa pod Rzeszowem. Projekt Com-bridge realizuje konsorcjum kierowane przez Mostostal Warszawa S.A. z udziałem Politechniki Rzeszowskiej, Politechniki Warszawskiej i firmy Promost Consulting z Rzeszowa. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach programu wsparcie badań naukowych i prac rozwojowych w skali demonstracyjnej przeznaczyło na ten cel 5 mln 150 tys. złotych. „Zastosowanie materiałów kompozytowych powoduje, że konstrukcje są lżejsze oraz bardziej wytrzymałe. Materiały te mają lepsze właściwości wytrzymałościowe niż stal, są znacznie bardziej odporne na korozję. Z kompozytu włókien oraz żywicy polimerowej zostanie wykonane przęsło mostu: dźwigary główne i płyta pomostu” – wylicza kierujący projektem Juliusz Żach z Mostostalu Warszawa. Most demonstracyjny zostanie zbu-

dowany w ciągu eksploatowanej drogi. Obecny most drogowy w ciągu ulicy Pułaskiego w Błażowej został zbudowany w 1958 roku. Jest to obiekt stalowo-drewniany, który nie spełnia wymogów technicznych i parametrów dla drogi. Z powodu złego stanu mostu, jego nośność została ograniczona do 15 ton. Inwestycja obejmuje cały proces projektowania i wykonania, jak również wykonanie badań statycznych, dynamicznych i monitoringu podczas eksploatacji. Wszystkie te zadania podzielone są między czterech partnerów konsorcjum. W laboratoriach Uczelnianego Centrum Badawczego Politechniki Warszawskiej na Wydziale Inżynierii Materiałowej badane są próbki kompozytów, z których wykonane będą elementy docelowe demonstracyjnego obiektu. W laboratoriach Politechniki Rzeszowskiej bada się wytworzone elementy. Jednak projekt Com-bridge nie ma już charakteru czysto naukowego. Jest on finansowany z programu Demonstrator Plus, nakierowanego na zaawansowane technologie,

Teberia 9/2014

14


NA CZASIE których potencjał warto pokazać budując demonstracyjne obiekty. Most będzie wykonany z materiałów polimerowych. Są to są włókna węglowe i szklane umieszczone w matrycy z żywicy polimerowej. Wprawdzie elementy mostu są zbieżne z innymi istniejącymi elementami obiektów drogowych, ale są też zupełne innowacje. Wymaga to rozwiązania wielu dylematów praktycznych – jak pewne elementy połączyć, jak zapewnić odpowiednią trwałość. Za prowadzenie takich badań odpowiedzialna jest Politechnika Rzeszowska. Zespołem uczonych kieruje tam prof. Tomasz Siwowski. „Most będzie oparty na czterech belkach. Zanim Mostostal Warszawa wyprodukuje te belki, najpierw wykona jedną, przeznaczoną do testów. Belka trafi do Politechniki Rzeszowskiej, gdzie będzie badana na maszynie wytrzymałościowej. Zostanie obciążona aż do zniszczenia, w ten sposób uczeni określą parametry wytrzymałościowe pr z y s z ł e go e l e m e ntu mostu i zweryfikują teoretyczne założenia projektowe. Dopiero wtedy przystąpimy do produkcji czterech belek docelowych, które stworzą ustrój nośny mostu. Politechnika Rzeszowska zbada też mniejsze elementy – połączenia oraz płytę pomostową” - mówi Żach. Uczelniane Centrum Badawcze Politechniki Warszawskiej wykonuje badania samych materiałów zaprojektowanych wcześniej przez Mostostal

Warszawa i firmę Promost Consulting. Za pomocą wyników tych badań inżynierowie weryfikują wartości zaczerpnięte z literatury albo wyznaczone obliczeniowo. W ten sposób sprawdzają, czy proces produkcyjny prowadzi do uzyskania takich samych właściwości, jak oczekiwane. Zespół stołecznych naukowców kierowany jest przez dr. Rafała Molaka. Kombinacji wytworzenia kompozytu jest wiele. Wykorzystywane są tkaniny z włókien węglowych czy szklanych o różnej orientacji (np. jednokierunkowe, dwukierunkowe) i służą do tworzenia różnych układów warstw. Właściwości kompozytu są możliwe do wyznaczenia teoretycznie, ale pewność dają dopiero badania laboratoryjne. Również warunki, w jakich odbywa się produkcja kompozytu, wpływają na jego ostateczne parametry. Dlatego niezbędne były badania materiałowe, których całą serię wykonała Politechnika Warszawska. Bezpośrednie prace przy budowie mostu będą realizowane od marca do listopada 2015 r. Po wykonaniu mostu badane będą jego parametry eksploatacyjne. Całe przedsięwzięcie obejmujące badania przemysłowe, prace rozwojowe i prace w zakresie wytworzenia instalacji demonstracyjnej, trwa od listopada 2013 do marca 2016 r.

Teberia 9/2014

źródło: PAP – Nauka w Polsce / www.naukawpolsce.pap.pl

15


BIZNES

Po paczkomatach

czas na pralniomaty

Aqmet, InPost i 5asec wprowadza nowe interaktywne automaty zapewniające usługę prania odzieży. Czy pralniomaty zrewolucjonizują rynek pralni tradycyjnych? 150 pralniomatów pojawi się w najbliższych miesiącach w Warszawie i Krakowie. W planach partnerów, czyli firm Aqmet, InPost i sieci 5àSec jest kolejnych 100 maszyn w największych miastach Polski. Logistyczna spółka spodziewa się powtórki sukcesu paczkomatów, ponieważ będzie mogła zapewnić ceny niższe od tych w tradycyjnych pralniach. Jednocześnie klienci mają oszczędzać czas, który do tej pory tracili na dojazd do centrów handlowych.

– Pierwsze 50 urządzeń stanęło właśnie w Warszawie i Krakowie. Sam pilotaż rozpoczął się już pół roku temu na dwóch maszynach. Testowaliśmy, jaki jest odbiór ze strony klientów, co trzeba usprawnić. W ciągu najbliższych kilku miesięcy maszyn będzie 150, rozlokowanych w większości w pobliżu centrów biurowych – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Rafał Brzoska, prezes zarządu grupy Integer.pl, właściciela InPostu. – To jest klient, który najczęściej nie ma czasu, by prać, prasować albo

Teberia 9/2014

16


BIZNES

jeździć do stacjonarnych pralni, które często są lokowane w centrach handlowych. Klient może zostawić brudne ubrania w dowolnym pralniomacie i odebrać je – wyprane i wyprasowane – następnego dnia. Ubrania są przewożone przez kuriera specjalnym samochodem, z podziałem na strefę brudną i czystą. Według Brzoski pralniomaty HiShine są pierwszą tego typu usługą na świecie, a ich przewagą nad tradycyjnymi pralniami ma być szybkość i oszczędność czasu. Atutem ma być również najniższa możliwa cena rynkowa, która – jak zapewniają przedstawiciele firmy – jest 15 proc. niższa niż w pralniach tradycyjnych. W zależności od wybranego

standardu usługi za wypranie i wyprasowanie koszuli trzeba zapłacić 5,90– 11,80 zł. W przypadku kurtki puchowej ok. 42,49–76,48 zł. Brzoska podkreśla, że zaletą jest również szeroki wachlarz usług, co powinna zapewnić współpraca z EBS – operatorem pralni francuskiej sieci 5àSec. – Klienci nawet idąc do pracy, mogą zostawiać swoje koszule i następnego dnia je odbierać, nie tracąc czasu na to, by parkować samochód, pójść do centrum handlowego i stać w kolejce. Skracamy zdecydowanie czas oddawania brudnych rzeczy i odbierania czystych – tłumaczy Brzoska. Po ulokowaniu 150 maszyn w Krakowie i Warszawie spółka chce postawić jeszcze 100 pralniomatów w innych wielkich

Teberia 9/2014

17


BIZNES aglomeracjach – Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi oraz na Górnym Śląsku. W dalszej przyszłości prezes grupy Integer nie wyklucza wejścia na rynki w kolejnych miejscowościach, także poza granicami kraju. – Jeżeli ten koncept w Polsce się przyjmie, a pierwsze dni funkcjonowania na rynku polskim już pokazują, że chyba jest to strzał w dziesiątkę, nie wykluczamy rolloutu, czyli rozwoju organicznego w innych krajach, również we współpracy z naszymi partnerami – mówi Rafał Brzoska. Efekty synergii sprawiają, że projekt nie wymaga dużych nakładów finansowych ze strony grupy Integer. W krótkim terminie dodatkowe koszty wynikają głównie z marketingu oraz promocji, ale są dzielone na wszystkich partnerów. – InPost nie będzie nigdy pralnią, a EBS, który jest operatorem pralni w Polsce, nigdy nie będzie firmą logistyczną. Tutaj w sposób naturalny się uzupełniamy. Ten projekt nie wymaga na tym etapie żadnych nakładów inwestycyjnych ze strony grupy Integer, więc myślę, że same rezultaty, które już wyglądają bardzo obiecująco, a nie obciążają naszego wyniku w tej chwili, mogą być z punktu widzenia inwestora bardzo ciekawym projektem – uważa prezes Integera. W dłuższej perspektywie pralniomaty mają być jednym z głównych filarów biznesu spółki Integer, obok paczkomatów.

Docelowa rentowność ma wynieść nawet kilkadziesiąt procent dzięki ograniczeniu kosztów logistycznych oraz najmu powierzchni. – Kumulujemy dużą liczbę jednostek w ramach danego miasta, czyli jeżeli mamy 30 tego typu punktów automatycznych, to tak, jakbyśmy otworzyli 30 pralni, nie płacąc wysokiego czynszu w centrach handlowych. Więc z tego punktu widzenia marżowość tego biznesu docelowo może być na poziomie kilkudziesięciu procent – przewiduje Brzoska.

Teberia 9/2014

źródło: Newseria Biznes

18


BIZNES

Po prąd do Orange

O

d 1 października Orange Polska rozpoczyna pilotażowo detaliczną sprzedaż energii elektrycznej dla klientów indywidualnych i biznesowych. Ci, którzy zdecydują się na ofertę otrzymają atrakcyjne rabaty i pakiety powitalne, dzięki którym zaoszczędzą na rachunkach za prąd nawet kilkaset złotych. W okresie pilotażowym oferta będzie dostępna dla klientów w Krakowie, Katowicach oraz 13 miastach aglomeracji śląskiej. Klienci podpisujący umowy z Orange

Polska będą mogli skorzystać z systemu rabatów i pakietów wartościowych, a rozliczenia obejmować będą rzeczywiste zużycie energii elektrycznej. W pierwszym roku trwania umowy, osoby indywidualne będą mogły skorzystać z jednorazowego pakietu powitalnego w wysokości od 50 zł do 150 zł w zależności od ilości zużywanej energii. Wysokość upustu przyznawana będzie na podstawie udostępnionej faktury za energię elektryczną od poprzedniego dostawcy.

Teberia 9/2014

19


BIZNES Przy umowach dwuletnich klienci dodatkowo będą mogli skorzystać z rabatu Orange w wysokości od 5 zł do 15 zł. miesięcznie. Warunkiem jest posiadanie, co najmniej jednej usługi telekomunikacyjnej w Orange Polska. W ofercie sprzedaży energii dla klientów biznesowych jednorazowy pakiet powitalny wynosi 250 zł netto lub 500 zł netto, w zależności od stopnia zużycia energii elektrycznej. Dla umów dwuletnich przewidziany jest rabat Orange wynoszący 10 lub 15 procent, również w zależności od wysokości zużycia energii elektrycznej. Warunkiem skorzystania z rabatu jest posiadanie, co najmniej jednej usługi telekomunikacyjnej Orange. Po pierwszym roku trwania umowy klienci biznesowi będą mieli możliwość otrzymania dodatkowego rabatu biznesowego w wysokości 15 proc. naliczanego w zależności od stopnia zużycia energii elektrycznej. Zarówno rabat Orange jak i rabat biznesowy będą naliczane w cyklach miesięcznych.

Pilotaż oferty potrwa do 31 stycznia 2015 r. Oferta Orange Energia będzie dostępna zarówno dla obecnych klientów Orange Polska, jak i wszystkich innych, którzy będą zainteresowani zmianą dostawcy energii. Jako pierwsi wspólne usługi sprzedaży prądu zaoferował już w 2012 r. stołeczny RWE wraz z Netią, ale głównie z myślą o klientach biznesowych. Potem dołączył do nich niemiecki T-Mobile wespół z Tauronem. Prąd sprzedaje też komórkowy Plus, ale to akurat nie jest zaskoczenie, bo właściciel Plusa, czyli Zygmunt SolorzŻak mocno stawia na energetykę. Jego grupa finansowa posiada m.in. akcje Zespołu elektrowni PątnówAdamów-Konin. Szerzej na temat współpracy telekomów z firmami energetycznymi pisaliśmy w Teberii nr 30/listopad 2013.

Oferta Orange Energia dostępna będzie w 33 salonach Orange Polska na terenie Krakowa i aglomeracji śląskiej. Po podpisaniu umowy zmiana sprzedawcy nastąpi automatycznie i bez przerwy w dostawie energii elektrycznej. Wszystkim sprawami formalnymi zajmą się konsultanci Orange Polska. Teberia 9/2014

20

jm


TECHNOLOGIE PREZENTACJE

Automatyzacja zmienia górnictwo.

Maszyny zastępują pracowników i poprawiają bezpieczeństwo ich pracy

14

tysięcy czujników sterowanych z jednego pomieszczenia będzie ułatwiać prace wydobywcze w chilijskiej kopalni KGHM-u Sierra Gorda. Automatyzacja całkowicie zmienia warunki pracy w górnictwie i zwiększa bezpieczeństwo pracujących w kopalniach ludzi. ‒ To temat, który urósł z powodu pewnej bolączki w światowym górnictwie, również w naszej firmie, a mianowicie: jak ograniczyć ryzyko, które jest związane z eksploatacją złóż zarówno na dole w kopalni, jak i przy eksploatacji powierzchniowej. Uważam, że pomóc może tylko zautomatyzowanie w więk-

szym stopniu tych procesów – ocenia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Herbert Wirth, prezes KGHM Polska Miedź. ‒ Obecnie jesteśmy na etapie wdrażania tego bardzo skomplikowanego systemu. Ze względu na bezpieczeństwo pracowników i rosnące koszty pracy oraz potrzebę stworzenia atrakcyjnych miejsc pracy w przyszłości dla młodych ludzi, jest to jednak wyzwanie, które zrewolucjonizuje górnictwo. Wirth podkreśla, że najnowszy projekt KGHM-u w Chile, czyli kopalnia Sierra Gorda, jest przykładem postępującej automatyzacji górnictwa.

Teberia 9/2014

21


TECHNOLOGIE PREZENTACJE W odkrywce, która produkuje już miedź, a oficjalnie zostanie uruchomiona na przełomie września i października, zastosowano 14 tys. czujników. Nadzorują one wszystkie etapy wydobycia, od samej eksploatacji po wywóz koncentratu miedziowego. Inne możliwości wykorzystania nowoczesnych technologii to wsparcie w eksploatacji na przodku. KGHM już niemal całkowicie wycofał ludzi z najbardziej niebezpiecznych miejsc. Inteligentne maszyny potrafią skutecznie analizować skład skał i dostosować tempo prac do warunków. Na powierzchni można korzystać z dronów i innego typu bezzałogowych urządzeń. Przy wdrażaniu nowoczesnych technologii wyzwaniem jest ich finansowanie, które w dużej mierze musi pochodzić ze środków własnych spółek. ‒ KGHM chce jeszcze bardziej angażować własne środki, czyli robić taki miks w finansowaniu innowacji, która z definicji na początku jest bardzo ryzykowna. Na to banki nie dadzą kredytu, więc własne środki są wskazane – tłumaczy Wirth. ‒ Same nakłady inwestycyjne na

budowę zakładu górniczego możemy sfinansować poprzez tzw. project finance. Dostajemy kredyt czy obcy kapitał pod zastaw tego aktywa. Z reguły na jedną trzecią do jednej drugiej wartości aktywów możemy dostać bez problemów kapitał, reszta to oczywiście wkład własny. Czynniki finansowe i nowoczesne technologie to jeszcze nie gwarancja sukcesu. Zwłaszcza przy projektach w odległych krajach ważne są też czynniki kulturowe. Niezbędny jest precyzyjny plan oraz określenie celów ekspansji. Wirth wylicza, że jeśli te warunki są spełnione, dużo łatwiej jest prowadzić negocjacje i wybrać sposób realizacji inwestycji. Problemem nie jest za to pozyskanie kadr. Wirth zapewnia, że polscy inżynierowie świetnie sprawdzają się zarówno przy chilijskim projekcie spółki, jak i przy inwestycjach w Kanadzie.

Teberia 9/2014

źródło: Newseria Biznes

22


KREATYWNI

Scorpio nie dał szans

Wrocławski robot Scorpio nie dał szans innym drużynom. Podczas pierwszej edycji zawodów European Rover Challenge, rozgrywanych w Chęcinach, był najlepszy we wszystkich rozgrywanych konkurencjach.

Z

awody odbyły się w weekend w Regionalnym Centrum NaukowoTechnologicznym w Podzamczu Chęcińskim. Organizatorem imprezy było stowarzyszenie Mars Society Polska we współpracy z agencją Planet PR, Urzędem Marszałkowskim Województwa Świętokrzyskiego i Regionalnym Centrum Naukowo-Technologicznym. „Chcieliśmy oddać kolor powierzchni Marsa. Około 80 ciężarówek zwoziło w to miejsce specjalną ziemię. Teraz jest chyba nawet bardziej czerwona niż na samym Marsie” - powiedział Łukasz Wilczyński z organizującego zawody Mars Society Polska. Ta przywieziona ziemia to zwietrzały dolomit, który bar-

dzo dobrze oddaje barwę i fakturę powierzchni Marsa. W odtworzeniu marsjańskiej powierzchni pomagali też specjaliści z m.in. z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk. Naukowcy ułożyli tor do rywalizacji, korzystając z map powierzchni Marsa. Jednak – jak tłumaczyli podczas rozpoczęcia zawodów organizatorzy - aby dokładniej oddać marsjańską powierzchnię, należałoby jeszcze usypać kilkumetrowe wydmy i pokryć teren pustynnym piaskiem. W zawodach wystartowało 10 drużyn nie tylko z Europy, ale także z Egiptu, Indii czy Kolumbii.

Teberia 9/2014

23


KREATYWNI

Zadania były takie, jakich łaziki mogą spodziewać się w kosmosie. Pojazdy musiały pokonywać wzniesienia, naprawić zepsute urządzenie, przetransportować ładunek, a także pobierać próbki gruntu. Pierwszą konkurencją był tzw. przejazd na ślepo. Drużyny w jej trakcie nie widziała swojego łazika i nie widziały go w kamerze. Łazik przesyłał operatorom jedynie suche cyfry współrzędnych geograficznych, podane przez GPS i kompas. Zawodnicy musieli tak pokierować łazikiem, aby dojechał do określonego punktu. W kolejnych konkurencjach łaziki musiały m.in. naprawić uszkodzone urządzenie i pobrać próbkę gruntu. Łaziki wwiercały się w ziemię, pobierają próbkę i zawożąc ją do stanowiska odbioru. Jako pierwsza z zadaniem zmierzyła się drużyna Politechniki Wrocławskiej, która na zawody przygotowała łazika Scorpio. Na drugim miejscu znalazł się łazik Impuls z Politechniki Świętokrzyskiej a na trzecim drużyna SSTLAB LUNAR & MARS ROVERS TEAM z Egiptu.

W przyszłym roku mają się odbyć kolejne zawody European Rover Challenge - także w Polsce. Wrocławskiego łazika skonstruowali: Szymon Dzwończyk (Mechanika i Budowa Maszyn, Wydział Mechaniczny), Dorota Budzyń (Automatyka i Robotyka, Wydział Mechaniczny), Konrad Cop (Automatyka i Robotyka, Wydział Mechaniczny), Agnieszka Rumińska (Biotechnologia, Wydział Biotechnologii, Astronomia, wydział Fizyki i Astronomii, Uniwersytet Wrocławski), Max Hayder (Elektronika i Telekomunikacja, Wydział Elektroniki), Bartłomiej Matuszkiewicz (Automatyka i Robotyka, Wydział Elektroniki), Julia Marek (Optyka, Wydział Podstawowych Problemów Techniki), Dawid Bara (Automatyka i Robotyka, Wydział Elektroniki) i Jędrzej Górski (doktorant na Wydziale Mechaniczno-Energetycznym).

Teberia 9/2014

jac

24


KREATYWNI

Robot

kardiochirurgiczny rodzi się w AGH W Akademii Górniczo-Hutniczej powstają urządzenia zautomatyzowane, mechatroniczne, które są kombinacją mechaniki, elektroniki i systemów sterowania. Dr inż. Daniel Prusak z Katedry Robotyki i Mechatroniki Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki specjalizuje się w tworzeniu mikrourządzeń, mikromanipulatorów i mikronapędów. Obecnie pracuje nad kardiochirurgicznym manipulatorem laparoskopowym. Pozostała do zrobienia też część mechaniczna, na którą składa się ramię robota oraz interfejs użytkownika. Zbudowanie Dr inż. Daniel Prusak pierwszych prototypów to nie tylko wyz Katedry Robotyki i Mechatroniki Wydziału siłek intelektualny, ale i finansowy. Jeżeli Inżynierii Mechanicznej nowa perspektywa finansowania uniji Robotyki (fot. Zbigniew nego będzie przyjaźnie nastawiona do Sulima). zagadnień medycznych a konkursy będą nastawione na innowacyjne technoloTym razem postanowił pan stworzyć ro- gie w medycynie, to działający prototyp bota z końcówką laparoskopową, który może być zrobiony naprawdę szybko. będzie służył do wykonywania kardiochirurgicznych operacji medycznych? A to dopiero początek? Zgadza się. Prace badawcze nad tego typu urządzeniem były rozpoczęte już kilka lat temu, wykonany został między innymi pierwszy prototyp mechatronicznej końcówki laparoskopowej – kolano zginające się. Zaprojektowałem trzy typy precyzyjnych mikronapędów, które są kluczowe do poprawnego funkcjonowania całego urządzenia.

Tak, oczywiście. Gdy prototyp jest gotowy, następuje cała seria testów eksperymentalnych i klinicznych. Później następuje certyfikacja urządzenia, czyli dopuszczenie do aplikacji medycznych – to również jest związane z kosztami. Dopiero po przejściu całego tego procesu, trwającego kilka lat, robot zostanie dopuszczony do produkcji. My jesteśmy

Teberia 9/2014

25


NA CZASIE

Opatentowane rozwiązanie końcówki laparoskopowej napędzanej precyzyjnym mikronapędem elektrycznym (fot. Daniel Prusak).

na początku tej drogi, ale jeśli mielibyśmy nieograniczone finansowanie, bylibyśmy w stanie w trzy lata zbudować całego robota i doprowadzić do uzyskania certyfikatu. Przy ograniczeniach finansowych termin może się wydłużyć dwu-, a nawet i trzykrotnie. Wróćmy do wysiłku intelektualnego. Z jakimi problemami musiał się pan zmierzyć? Zbudowanie laparoskopu pracującego w skali mikro, które ma mieć średnicę 8, maksymalnie 10 milimetrów i które musi charakteryzować się niezwykłą siłą i precyzją, stanowi duże wyzwanie. Trzeba znaleźć rozwiązanie wielu problemów związanych między innymi z funkcjonalnością, niezawodnością, prawidłowym napędem oraz zintegrowanym systemem sterowania. Jeśli ktoś jest w stanie zbudować urządzenie w szczególności robota, który pracuje z bardzo wysoką dokładnością, to mówimy, że zajmuje się mikrorobotyką. Ta dziedzina nauki skupia się bowiem na budowaniu urządzeń, które mają dokładność pozycjonowania rzędu nanometrów. Aby tę dokładność zapewnić, należy po-

zbyć się zjawisk, które mogą wpływać niekorzystnie na precyzję urządzenia, co w przypadku mikromanipulatorów medycznych jest absolutnie niezbędne. Zjawiskami takimi są m.in. tarcie czy luzy, dlatego np. w mikrorobotyce nie stosuje się łożysk, które są klasycznymi elementami przenoszenia ruchu. Tu napędy są zbudowane w bardzo specyficzny sposób, wykorzystując zjawiska piezoelektryczne oraz elastyczne przeguby złączowe. Klasyczne napędy jak silniki prądu stałego lub krokowe nie sprawdzają się w tego typu aplikacjach. Kolejnym aspektem jest wysoki stopień rozwiązań zintegrowanych. Jeżeli np. w typowych urządzeniach można oddzielić obudowę od napędu, to w mikrourządzeniach systemy przenikają się wzajemnie, obudowa staje się częścią nośną urządzenia lub wręcz elementem silnika napędowego. Elementy, które pracują w środku, są tak zintegrowane i zoptymalizowane, żeby pozwalały na budowę bardzo miniaturowych i bardzo precyzyjnych podzespołów dedykowanych do konkretnych zastosowań. Czy pański robot może służyć do przeprowadzania różnych typów operacji?

Teberia 9/2014

26


TECHNOLOGIE SPOJRZENIA Do tej pory podejście było takie, że roboty są przeznaczone do konkretnego typu operacji, ale jeśli chodzi o uniwersalność, to wszystko zależy od konstrukcji mechanicznej i zastosowanych końcówek. Dąży się do tego, aby te roboty były jak najbardziej skonkretyzowane, ale z drugiej strony środowisko lekarskie wymaga, żeby obszar ich zastosowań był możliwie szeroki stawiając na dużą uniwersalność narzędzia. Myślę, że zbudowanie dobrego urządzania od strony technicznej i oprogramowanie go, plus szkolenie personelu mogłoby zaowocować tym, że robot mógłby być stosowany do wszystkich typów operacji małoinwazyjnych. W praktyce należałoby tylko ustawić odpowiedni program pracy i zmieniać końcówki manipulacyjne. Tak czy inaczej nie obejdzie się bez szkolenia personelu. Tak jak w przypadku każdego narzędzia tak i w przypadku systemów zrobotyzowanych operatorzy muszą się nauczyć ich używać oraz dokładnie poznać ich możliwości. Staramy się ściśle współpracować ze środowiskiem medycznym i tym samym określać obszar możliwych zastosowań dla opracowywanych technologii. Czy ze strony lekarzy jest zainteresowanie robotem? Bardzo często rozmawiamy ze szpitalami i lekarzami. Oni potrzebują automatyzacji i chcą robotów na sali operacyjnej, nie boją się zaawansowanej technologii w medycynie. Chcą usprawnienia i podniesienia jakości ich pracy. To naturalny proces, bo każdy pracując na jakichś narzędziach dąży do ulepszeń. Natomiast medycyna jest dziedziną szczególną,

Opatentowane rozwiązanie końcówki laparoskopowej napędzanej precyzyjnym mikronapędem elektrycznym (fot. Daniel Prusak).

bo tu przecież chodzi o życie człowieka. Każde podniesienie jakości i bezpieczeństwa, skrócenie czasu rehabilitacji, to jest coś, o co warto walczyć. Odpowiadając na to pytanie trzeba wrócić do strony finansowej przedsięwzięcia, bo zainteresowanie jest, ale czy opracowany robot trafi do szpitali – to inna sprawa. Istotna jest cena końcowa robota oraz jego prostota obsługi i uniwersalność zastosowań. Także ważną kwestią jest to, czy państwo będzie zainteresowane dofinansowaniem szpitali do zakupów tak nowoczesnego sprzętu. Czy możemy sobie wyobrazić sytuację, że dysponując tak precyzyjnym sprzętem lekarz nie będzie potrzebny na sali operacyjnej? To nie jest możliwe, gdyż musi być człowiek, który będzie ponosił odpowiedzialność za pacjenta i procesy wykonywane podczas operacji. Operacje zautomatyzowane wykonywane są pod kontrolą lekarza, który bierze pełną odpowiedzialność za to, co robi maszyna. Natomiast można sobie wyobrazić sytuację, w której lekarza fizycznie nie ma na sali operacyjnej, ponieważ znajduje się np. na innym kontynencie.

Teberia 9/2014

27


SPOJRZENIA

Takie próby były już wykonywane i pokazuje to duży potencjał rozwiązań telemedycznych. Co w takim razie zmienia na sali operacyjnej obecność robotów? Jest stół operacyjny, na którym leży pacjent, ale wokół niego nie ma lekarzy, tylko maszyny. Lekarze są nieco dalej i poprzez te roboty kontrolują to, co dzieje się wewnątrz organizmu pacjenta. Za pomocą robota możemy dojść do miejsc, gdzie nie da się dotrzeć podczas ręcznej operacji i także jesteśmy w stanie wykonać operację małoinwazyjną, czyli mówiąc obrazowo przez trzy niewielkie otwory wykonane w ciele pacjenta można zoperować serce. To niesamowity przeskok technologiczny. Automatyzacja operacji, czyli sytuacja, gdy większą część operacji chirurgicznych wykonuje robot, ma taką zaletę, że eliminuje błędy lekarza, podwyższa dokładność operacji. Maszyny budowane w ten sposób mają możliwość redukcji błędów lekarza, np. drgania rąk, czy automatyzacji pewnych czynności, jak zszywanie, lepszą wizu-

alizację, czyli wgląd 3D do wnętrza ciała pacjenta, a także zmniejszenie powikłań pooperacyjnych, a tym samym skrócenie czasu rehabilitacji. Coraz bardziej intensywnie pracuje się też nad sprzężeniem zwrotnym, czyli tak naprawdę efektem gdzie poprzez ramiona robota można odczuwać takie siły i takie reakcje, jakie się odczuwa używając normalnych narzędzi. Operacje wykonywane z użyciem robotów są bezpieczniejsze dla pacjenta, który również szybciej dochodzi do zdrowia, są pewniejsze i powtarzalne, nadal jednak są bardzo drogie w porównaniu do konwencjonalnych. Czy wprowadzanie coraz większej liczby robotów do medycyny może się w przyszłości przyczynić do tego, że będą mniejsze kolejki do lekarzy, krócej będziemy czekać na zabiegi operacyjne? Trudno jest to określić, bo robotyzacja w medycynie ma szereg poziomów. Jeśli chodzi o kardiochirurgiczne roboty medyczne, to nad każdą operacją musi być nadzór lekarza prowadzącego. Nie można stwierdzić, o ile więcej operacji lekarz będzie mógł wykonać, ale pewne jest, że więcej niż stojąc przy stole operacyjnym

Teberia 9/2014

28


TRENDY i posługując się tradycyjnymi narzędziami, co jest pracą niezwykle wyczerpującą. Z obsługą robota jest jak z pracą przy komputerze. Lekarz używając robota nie męczy się fizycznie. Oczywiście będąc odpowiedzialnym za przebieg operacji nadal może być zmęczony psychicznie, ale w mniejszym stopniu, gdyż – jak wspominałem wcześniej – nie musi się martwić precyzją ruchów, bo robot ściśle wykona program, na który został nastawiony, a jego ramiona nie drżą i nie mają możliwości przypadkowego, choćby minimalnego przesunięcia. Bardzo ważnym aspektem jest nie tyle skrócenie czasu kolejek ile skrócenie czasu rehabilitacji pooperacyjnej, bo gdy operacja jest przeprowadzona przy użyciu robota, pacjent już po kilku dniach może wrócić do domu. Skraca się czas rekonwalescencji i zmniejsza ilość powikłań. Tak jest nie tylko w przypadku operacji serca ale także w przypadku operacji urologicznych do których wykorzystywane są roboty tego samego typu. Zmniejsza się ryzyko powikłań, więc tym samym zmniejszają się koszty. Sale pooperacyjne i rehabilitacyjne będą miały większą rotację pacjentów, którzy zdecydowanie szybciej będą wracać do zdrowia. Tym samym więc skrócą się kolejki. W katedrze mechatroniki prowadzonych jest w tej chwili kilka projektów związanych z budową robotów medycznych: są to: robot urologiczny, robot mieszający leki na raka (cytostatyki), oraz mikromanipulator biologiczny. Są to projekty nastawione na automatyzację i przyspieszenie pewnych znanych procedur.

W przypadku robotów mieszających leki cytostatyczne to także zwiększenie bezpieczeństwa dla personelu i pacjentów. Na świecie są już roboty na salach operacyjnych. Czym pańskie urządzenie będzie się od nich różniło? Laparoskop kojarzy się jednoznacznie – z małoinwazyjną operacją przeprowadzoną przy pomocy urządzenia napędzanego za pomocą cięgien, o jednym, może dwóch stopniach swobody, które lekarz obsługuje ręcznie. Robot medyczny stanowi już ogromny przeskok technologiczny. Na świecie najsłynniejszym robotem kardiochirurgicznym jest da Vinci, który ma napędy zbudowane właśnie na cięgnach. Moje rozwiązanie laparoskopowej końcówki wykonawczej zakłada użycie specjalnie zaprojektowanych mikrosilników elektrycznych i śmiało można powiedzieć, że jest to jedno z najbardziej innowacyjnych rozwiązań w tej dziedzinie – podlega ono ochronie patentowej. Jednakże jest to fragment większej całości. Jeśli zdobędziemy dofinansowanie i badania pójdą dalej w tym kierunku, to jesteśmy w stanie bez najmniejszego problemu zbudować w pełni funkcjonalnego robota kardiochirurgicznego. Mam nadzieję, że ten projekt będzie zrealizowany z rozmachem i z dużą dawką zastosowanych innowacji technologicznych. Rozmawiała:

Ilona Trębacz / blog naukowy AGH

Teberia 9/2014

29


NA OKŁADCE

Energia po polsku

Prognozy energetyczne są dla Polski nieubłagane. Już teraz konsumujemy dużo energii, a będzie jej zużywać jeszcze więcej. Inne kraje w UE również mierzą się z tym problemem - żeby go rozwiązać Niemcy stawiają na OZE, a Francuzi na elektrownie jądrowe. My zdecydowaliśmy się na oba rozwiązania na raz i wszystko wskazuje na to, że rozwój energetyki jądrowej w Polsce ruszy niebawem pełną parą.

Teberia 9/2014

30


NA OKŁADCE

Ambitne plany

W kwestii niezależności energetycznej Polska wypada na tle innych państw członkowskich UE całkiem nieźle. Dzięki dużym zapasom węgla i korzystaniu głównie z elektrowni konwencjonalnych (produkują one ponad 80% energii elektrycznej), nie musimy polegać na imporcie. Jednak unijna polityka klimatyczna, zmierzająca do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, będzie stopniowo ograniczać spalanie węgla w Polsce a w konsekwencji wymusi poszukiwanie alternatywnych źródeł energii. Nowe źródło powinno być czyste, tanie i niezależne od sytuacji politycznej w regionie. Takim źródłem – zdaniem rządu – będzie właśnie energia jądrowa. Na początku tego roku Rada Ministrów przyjęła Program Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ), który ma stanowić ramy dla rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Ważnym elementem Programu jest harmonogram prac, z którego wynika, że pierwszy blok pierwszej elektrowni zacznie działać w 2024 roku. Ten okres może się wydawać długi, zwłaszcza że budowa elektrowni węglowych czy gazowych trwa z reguły od 2 do 4 lat. Jednak w przypadku elektrowni atomo-

wych trzeba wziąć pod uwagę złożoność projektu. Zgodnie z szacunkami Agencji Energii Jądrowej budowa elektrowni atomowej w Europie trwa od 6 do 8 lat, już po uzyskaniu odpowiednich zezwoleń, licencji i terenu. Wziąwszy pod uwagę fakt, że rządowy harmonogram przewiduje zakończenie prac przy projekcie i licencjach do końca 2018 roku, to zakładane tempo budowy i tak jest dość ambitne. Prace nad drugim obiektem – bo PPEJ zakłada zbudowanie dwóch elektrowni – mają ruszyć jeszcze w trakcie budowy pierwszego, a cały projekt zakończy się w 2035 roku. Zgodnie z prognozami elektrownie jądrowe będą pokrywały ok. 12% zapotrzebowania na energię w Polsce, dostarczając 6000 MW energii. Podmiotem odpowiedzialnym za zbudowanie elektrowni i jej eksploatację ma być spółka PGE EJ1. Początkowo była własnością Polskiej Grupy Energetycznej, ale we wrześniu PGE, Tauron, ENEA i KGHM podpisały umowę o wykupienie udziałów w spółce PGE EJ1. Każdy z nowych udziałowców obejmie po 10% udziałów, co oznacza, że 70% pozostanie własnością PGE. Koszt programu szacuje się na 40-60 mld złotych.

Teberia 9/2014

31


TRENDY

Według danych Agencji Energii Jądrowej koszt budowy generatora III generacji o mocy między 1400 a 1800 MW w krajach rozwiniętych powinien wynosić około 5 mld USD. Jeśli więc uda się zakończyć budowę w terminie, a ostateczny koszt budowy będzie bliżej dolnych widełek, to pod względem gospodarności budowę elektrowni będzie można uznać za sukces.

Kto zapłaci za elektrownię?

Właśnie z ceną, jaką trzeba będzie zapłacić za elektrownie, wiąże się najwięcej kontrowersji. Jeszcze w styczniu tego roku Hanna Trojanowska, pełnomocnik rządu ds. energetyki jądrowej zapewniała, że elektrownia będzie zbudowana za prywatne, a nie publiczne pieniądze. Takie rozwiązanie wydaje się korzystne dla obywateli, ale nasuwa szereg trudności. Po pierwsze trzeba będzie znaleźć inwestora gotowego do wielkiego wysiłku finansowego.

Po drugie, nawet jeśli znajdzie się inwestor, to zapewne nie zgodzi się zainwestować bez jakichkolwiek gwarancji ze strony polskiego rządu, tak więc pieniądze podatników będą w ten czy inny sposób zaangażowane w budowę obiektu. – Nie chcemy dziś przesądzać, jakiego rodzaju rozwiązanie byłoby najlepsze w przypadku polskiej elektrowni jądrowej – mówi portalowi wnp.pl Marzena Piszczek, wiceprezes zarządu PGE EJ 1. – Są różne źródła pozyskiwania kapitału. Niewątpliwie potrzebny jest wkład własny inwestora – to będzie pierwsze duże źródło finansowania. Atrakcyjnym źródłem finansowania mogą być agencje eksportowe krajów, skąd pochodzą dostawcy technologii jądrowych. Liczymy się z tym, że być może trzeba będzie to uzupełnić kredytem na warunkach czysto komercyjnych. Ostateczna decyzja w jaki sposób zostanie ustalona struktura finansowania projektu jądrowego zapadnie na poziomie spółki matki, czyli

Teberia 9/2014

32


TRENDY PGE – wyjaśnia Marzena Piszczek. Jednym z rozważanych rozwiązań jest model przyjęty dla odnawialnych źródeł energii, czyli system certyfikatów. Odbiorcy energii byliby zobowiązani do wykupienia odpowiedniej ilości certyfikatów, które byłyby wydawane operatorowi elektrowni jądrowej. Innym rozwiązaniem są kontrakty różnicowe. Są to długoterminowe umowy, w których zagwarantowana jest cena odbieranej energii. Kiedy cena rynkowa jest niższa od zagwarantowanej, rząd dopłaca uzupełniając różnicę, a kiedy cena rynkowa przekracza poziom gwarancji, to producent zwraca nadwyżkę rządowi. Taki model finansowania chce wprowadzić Wielka Brytania dla budowanej elektrowni Hinkley Point C, jednak Komisja Europejska ma wątpliwości, czy to rozwiązanie jest zgodne z unijnymi zasadami dotyczącymi konkurencji i pomocy publicznej. Z pierwszego raportu na temat postępowania wynika, że budowana elektrownia byłaby opłacalna nawet bez wsparcia państwa, a kontrakt różnicowy ściąga niemal całe ryzyko z przedsiębiorcy. Zwolennicy kontraktów różnicowych zwracają uwagę na fakt, że elektrownie atomowe wymagają wielkich nakładów finansowych zwłaszcza na początku ich działania. Dlatego zagwarantowanie zysków inwestorowi jest jedynym sposobem, by przekonać go do zainwestowania pieniędzy.

Debata o atomie

Niezależnie od kosztu budowy oraz ceny energii, jaką produkować będzie elektrownia, trudno jest jednoznacznie wycenić pozaekonomiczne aspekty

istnienia elektrowni jądrowej w Polsce, takie jak zwiększenie niezależności energetycznej czy ryzyko związane ze składowaniem odpadów. Jeśli chodzi jednak o rachunek ekonomiczny, to autorzy programu PPEJ twierdzą, że elektrownia będzie opłacalna od pierwszego dnia jej pracy – pod warunkiem, że cena emisji CO2 będzie wynosić powyżej 20 euro za tonę. A choć w czasie kryzysu cena emisji osiągnęła rekordowy niski poziom 2,5 euro za tonę, to według szacunków Komisji Europejskiej, na skutek prowadzonej polityki klimatycznej w 2020 roku ich cena ma przekroczyć właśnie 20 euro. Cena energii elektrycznej, która popłynie z elektrowni jądrowej jest koronnym argumentem jej zwolenników. Przekonując sceptyków wskazują oni Francję, gdzie trzy czwarte energii pochodzi z elektrowni tego typu, a cena energii należy do najniższych w Europie. W Polsce poparcie dla projektu atomowego różnic się w zależności od badań i regionu, w jakim są przeprowadzane.

Teberia 9/2014

33


TRENDY

Według przeprowadzonego przez TNS Polska sondażu, poparcie w gminach sąsiadujących z terenami branymi pod uwagę jako miejsce zlokalizowania elektrowni jest wysokie. Gorzej pod tym względem wypada aglomeracja Trójmiasta, gdzie budowę popiera niewiele ponad połowa badanych. Poparcie dla atomu zmienia się z roku na rok. Najmniej zwolenników elektrownie miały w 1989 roku, kiedy popierało je tylko 20% badanych, najwięcej – w 2009, kiedy za była połowa respondentów. A choć z ostatniego badania przeprowadzonego przez CBOS rok temu wynika, że Polacy nie chcą atomu, to już z przeprowadzonego w tym roku badania Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych wynika, że 64% badanych jest za, wobec jednie 23% będących przeciw. W skali kraju widoczna jest też postawa NIMBY (not in my back yard – nie na moim podwórku) – aż 70% badanych nie zgodziłoby się na budowę elektrowni w pobliżu ich domu.

W Polsce zdecydowanie potrzebna jest debata na temat budowy elektrowni, zwłaszcza że zagadnienie jest skomplikowane i obrosło już wieloma mitami. Wśród specjalistów opinie na temat budowy elektrowni są spolaryzowane i podzielone niemal tak samo, jak opinia pozostałych członków społeczeństwa. Zdaniem prof. Władysław Mielczarskiego z Politechniki Łódzkiej budowa elektrowni to zły pomysł: – Szanse na budowę elektrowni jądrowej są coraz mniejsze. Olbrzymie koszty budowy sięgające nawet 40 mld zł dla jednego bloku oraz wysoka cena energii z tego typu instalacji dają małe szanse na uzyskanie finansowania. Energia elektryczna z nowych elektrowni jądrowych w Wielkiej Brytanii ma kosztować 92,5 funta za MWh, ale i tak jest ona około 30 proc. tańsza niż byłby w Polsce, bo tam istnieje infrastruktura wody chłodzącej i systemu elektroenergetycznego, podczas gdy u nas to tzw. „greenfield project” (projekt budowany „od zera”, bez żadnej poprzedniej infrastruktury ani doświadczenia – przyp. red.). Trudno sobie wyobrazić energię elektryczną z elektrowni jądrowych pod 600-700 zł za MWh na rynku, gdzie obecna cena wynosi około 200 zł za MWh, a koszt energii z nowych elektrowni konwencjonalnych nie przekracza 250 zł MWh – mówi na łamach portalu WNP.pl. Wskazuje ponadto na przykład innych krajów rozwiniętych, takich jak Niemcy, które rezygnują z atomu na rzecz energii ze źródeł odnawialnych oraz energetyki konwencjonalnej i gazowej. Zdaniem przeciwników budowy elektrowni atomowej to właśnie spadające ceny gazu

Teberia 9/2014

34


TRENDY sprawią, że energia z atomu będzie nieopłacalna. Innego zdania jest prof. nadzw. dr inż. Andrzej Strupczewski z Narodowe Centrum Badań Jądrowych. – W Polsce elektrownia jądrowa na pewno powstanie, ponieważ jest to stabilne źródło energii nie emitujące zanieczyszczeń, w tym i CO2, chociaż koszty jej budowy są wysokie. Aby je w pełni pokryć i zagwarantować zwrot z kapitału w Wielkiej Brytanii dla nowego bloku jądrowego Hinkley Point C rząd z inwestorem ustalili stałą cenę energii, która będzie odbiera z elektrowni, na poziomie 92,5 funtów. Taką cenę elektrownia będzie otrzymywała przez 35 lat. Dziś ta cena wydaje się bardzo wysoka, ale za lat 10 już tak wysoka nie będzie, a za lat 20 będzie być może wręcz niska. Elektrownie jądrowe buduje się co najmniej na 60 lat, więc warto o tym pamiętać. W Polsce koszty budowy mogą być niższe.

Warto przy tym porównać, że energia z morskich farm wiatrowych kosztuje w Niemczech 190 euro za MWh – mówi na łamach portalu WNP.pl. Dodatkowym atutem elektrowni atomowych ma być tanie i czyste paliwo. Elektrownie konwencjonalne potrzebują węgla, surowca już teraz importowanego przez Polskę, którego cena ma w najbliższym czasie rosnąć. Ponadto paliwo do elektrowni jądrowych można sprowadzić w większej ilości i składować, tworząc strategiczną rezerwę.

Kto zbuduje elektrownię?

Polskiemu projektowi jądrowemu brakuje nie tylko inwestora: nie wiadomo nawet, gdzie zostanie zbudowana pierwsza elektrownia. Dwie główne lokalizacje brane pod uwagę to Choczewo i Żarnowiec – obie w niewielkiej odległości od Trójmiasta. – Badania środowiskowe to proces trwający minimum 12 miesięcy, a lokalizacyjne – 24 miesiące – mówi portalowi Trojmiasto.pl Jacek Cichosz, prezes PGE EJ1. – Czeka nas jeszcze bardzo dużo pracy przed przejściem do kolejnego etapu procesu, czyli analizy zebranych danych i przygotowania wymaganych wniosków. Już wiadomo, że z powodu braku infrastruktury lokalizacja Choczewo wymaga większych nakładów, ale z kolei z uwagi na możliwość zastosowania otwartego układu chłodzenia przy tej lokalizacji będzie większa efektywność elektrowni. Każda lokalizacja ma więc swoje plusy i minusy – dodaje. Spółce PGE EJ1 udało się już wyłonić inżyniera kontraktu – została nią brytyjska spółka AMEC Nuclear UK Ltd.

Teberia 9/2014

35


TRENDY

Inżynier kontraktu to przedsiębiorstwo które m.in. sprawuje nadzór techniczny nad robotami budowlanymi, dokumentacją, kontroluje zastosowywanie procedur unijnych, koordynuje proces budowy, wspiera inwestora w wyborze technologii. – Współpraca z wybranym wykonawcą pozwoli na realizację kluczowych zadań, wymagających doświadczenia i kompetencji z obszaru energetyki jądrowej m.in. przy przygotowaniu i przeprowadzeniu postępowania zintegrowanego, wdrożeniu zintegrowanych systemów zarządczych, czy opracowaniu planów infrastruktury lokalizacji i infrastruktury towarzyszącej energetyce jądrowej – mówi Rzeczpospolitej Jacek Cichosz, prezes PGE EJ1. Kluczowym elementem projektu będzie tzw. postępowanie zintegrowanie, czyli proces wyłonienia dostawcy technologii, generalnego wykonawcy, dostawcy usług wsparcia i utrzymania ruchu elektrowni, dostawcy paliwa oraz finansowania. Ważny będzie szczególnie wybór dostawcy reaktora. Pod uwagę brane są różne podmioty, choć na przykład Rosja – jeden z liderów technologii jądrowych – nie wchodzi w grę z powodów politycznych. Wśród potencjalnych dostaw-

ców wymienia się Kanadyjskie konsorcjum Lavalin, francuskie konsorcjum Areva/EdF, amerykańsko-japońskie GE Hitachi, koreańskie KEPCO czy japońskie Mitsubishi. Z problemem wyboru dostawcy łączy się wybór technologii – w Polsce będzie to reaktor generacji III lub III+, zapewniający większe bezpieczeństwo i wydajność niż reaktory poprzedniej generacji.

Powrót do węgla

Zwolennicy energii jądrowej przekonują, że nie ma dla niej alternatywy. Ich zdaniem jest tania, bezpieczna, czysta i wydajna. Jednak nie wszyscy podzielają pogląd nieuniknionej atomowej przyszłości dla polskiej energii. Nawet w planach rządu energia atomowa ma spełniać jedynie pomocniczą rolę, produkując mniej prądu niż np. OZE. Jednak kwestia OZE budzi co najmniej tyle samo sporów, co elektrownie jądrowe. O tym, czy OZE jest w stanie zastąpić atom przekonamy się dopiero za kilka lat, kiedy niemiecka rewolucja Energiewende – czyli całkowita rezygnacja z energii wytwarzanej za pomocą paliw nieodnawialnych – zostanie zakończona.

Teberia 9/2014

36


TRENDY

Innym źródłem pozyskania energii mógłby być gaz, ale jego zasoby w Polsce są niewielkie, zatem rozwój energetyki gazowej musiałby wiązać się ze zwiększeniem uzależnienia Polski od zewnętrznych dostawców – bo na własnych gaz łupkowy na razie liczyć nie możemy. Trzecią drogą jest węgiel. Jednak energetykę opartą o węgiel trudno byłoby pogodzić z polityką klimatyczną UE. Sposobem na pogodzenie interesów Polski i Unii mogłyby być tzw. czyste technologie węglowe, czyli zbiór technologii umożliwiających pozyskiwanie energii z węgla przy zmniejszonej emisji gazów cieplarnianych. Rozwój tych technologii wspiera sama Unia (bo nie tylko Polska polega w znacznej mierze na tym paliwie), a na Śląsku przy Głównym Instytucie Górnictwa od roku działa Centrum Czystych Technologii Węglowych. – Zadaniem Centrum Czystych Technologii Węglowych jest danie szansy polskiemu węglowi, by przez wiele lat mógł być paliwem przyjaznym dla środowiska, paliwem, które ma akceptację społeczeństwa, wreszcie paliwem, które mieści się w wymaganiach środowiskowych Unii Europejskiej – mówi portalowi wnp.pl prof. Józef Dubiński, szef Głównego Instytutu Górnictwa.

Jedną z technologii rozwijanych przez Główny Instytut Górnictwa jest podziemne zagazowywanie węgla, czyli proces przemiany węgla w gaz. Badania w tym zakresie prowadzone są w wielu krajach na świecie. W Polsce projekt jest realizowany w ramach programu badań naukowych „Zaawansowane technologie pozyskiwania energii” i finansowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. W dyskusji na temat energii, niezależnie od tego czy chodzi o elektrownie jądrową czy o OZE dużo jest zarówno racjonalnych argumentów, jak i emocji. Jednak przy tylu niepewnych zmiennych i perspektywie kilkudziesięciu lat, przez które nowe źródła dostarczać będą Polsce energię racjonalne podjęcie decyzji wydaje się niemożliwe. W energetyce – tak jak w wielkiej polityce – kluczowe jest ryzyko, które ktoś będzie musiał podjąć, a następnie ponieść konsekwencje decyzji. Być może zatem – jak przekonują niektórzy – o przyszłości energetyki powinni zadecydować sami obywatele, decydując się w referendum na jeden z modeli rozwoju?

Teberia 9/2014

37

Piotr Pawlik


TRENDY

Nowa Huta Przyszłości – smart city dla biznesu, nauki i rekreacji Miasta i dzielnice przemysłowe coraz częściej zyskują nowe oblicza – zarówno pod względem infrastruktury, architektury, jak i funkcjonalności, przeistaczając się tym samym z szarych i straszących przestrzeni w tereny, w których nie tylko chce się żyć, ale i działać. Taką właśnie metamorfozę ma przejść krakowska Nowa Huta, a wszystko w ramach projektu Kraków – Nowa Huta Przyszłości.

Teberia 9/2014

38


TRENDY Zamiast zburzyć, lepiej rewitalizować – z takiego założenia wychodzą włodarze miast przemysłowych na całym świecie. Doskonałe tego przykłady znajdziemy m.in. w Niemczech (np. Adlershof w Berlinie), Wielkiej Brytanii (np. Docklands w Londynie), Austrii (np. Simmering w Wiedniu), Hiszpanii (np. El Poblenou w Barcelonie), czy Szwecji (np. Västra Hamnen w Malmoe). Coraz częściej pomysł ten także realizowany jest w Polsce. We wrześniu 2013 roku, były już premier Donald Tusk ogłosił program rewitalizacji miast przemysłowych, na który rząd chce przeznaczyć 25 mld zł. W odnawianej łódzkiej elektrowni powiedział wówczas: Będziemy szukali środków krajowych i montaży finansowych, zaprosimy do współpracy samorządy i partnerów prywatnych. Chcemy uchronić przed degradacją centra miast.

Park naukowo-techniczny i centrum logistyczne

Koncepcja Nowej Huty Przyszłości zakłada przebudowę dzielnicy we wschodniej części Krakowa, gdzie mają zostać ulokowanie inwestycje nowoczesnego przemysłu, a zatem cyfrowych technologii, centrów badawczych, jak również wydziałów krakowskich uczelni, skupiających się na nowych technologiach. Znajdzie się tam także przestrzeń dla nowych osiedli, wraz ze szkołami, parkami, ośrodkami zdrowia i obiektami komercyjnymi.

Na rządowe wsparcie może też liczyć projekt Nowa Huta Przyszłości, co jeszcze w lipcu tego roku potwierdził wicepremier i minister gospodarki - Janusz Piechociński. A wcześniej - 14 stycznia 2014 roku - radni Miasta Krakowa podjęli uchwałę o utworzeniu spółki „Kraków - Nowa Huta Przyszłości”. Spółka została utworzona wspólnie przez Gminę Miejską Kraków oraz Województwo Małopolskie. Tak zaczyna się formalnie to historyczne przeistoczenie starej Nowej Huty w nowoczesne smart city.

Teberia 9/2014

39


TRENDY W sumie cały projekt zakłada rewitalizację i zagospodarowanie poprzemysłowych terenów na obszarze około 5,5 tys. ha. W pierwszym etapie spółka ma zająć się porządkowaniem własności gruntów, na których planowane jest utworzenie nowej dzielnicy. Rozpocznie też poszukiwanie inwestorów potrzebnych do realizacji projektu, a przede wszystkim będzie odpowiedzialna za zdobywanie środków z funduszy zewnętrznych - dotacji unijnych, które pozostają w gestii władz Małopolski i krajowych. W ramach projektu na terenach poprzemysłowych ma powstać park naukowobadawczo-technologiczny. I jest to cel numer jeden Nowej Huty Przeszłości. Ma być to także kontynuacja rozwoju Krakowa, jako miasta nowych technologii. Park ma mieć zatem znaczenie nie tylko dla wąskiej grupy odbiorców, ale dla całego województwa, a najlepiej kraju. Zważywszy na silne zaplecze naukowe i kadrowe w mieście królów, a także prężnie działającą społeczność startupów – o której już nie raz pisaliśmy na naszych łamach – koncepcja ta ma dużą szansę na realizację. Park będzie zlokalizowany w Branicach na przestrzeni 127,75 ha. Ma być to kompleks złożony z powierzchni biurowych, warsztatowych, laboratoryjnych, wystawowych i konferencyjnych, doskonale wyposażony w wysokiej klasy sprzęt badawczy. Przestrzeń ta ma sprzyjać nie tylko rozwojowi nowych technologii, ale także być miejscem kontaktu nauki

z biznesem. Do kluczowych branż będą należeć: inżynieria materiałowa, nanotechnologie do specjalnych zastosowań, budownictwo samowystarczalne energetycznie, JTC oraz czyste technologie energetyczne. Według planów z parku będzie korzystało około 8,5 tys. osób. Jako, że park ma być zlokalizowany na wolnych przestrzeniach, sąsiadujących od strony wschodniej z terenami kombinatu metalurgicznego ArcelorMittal Poland, spółka przekaże na rzecz Skarbu Państwa zbędne tereny, znajdujące się w obrębie huty i wokół niej. Obszary te nie są już potrzebne do działalności mowa m.in. o terenie po stalowni martenowskiej czy walcowni. Będzie to około 360 hektarów ziemi. Nowa Huta Przyszłości ma być terenem zagospodarowanym kompleksowo. Obok Parku naukowo-technologicznego, drugim najważniejszym obiektem będzie centrum logistyczne.

Teberia 9/2014

40


NA CZASIE TRENDY

I to nie tylko dla Krakowa – zgodnie z założeniem centrum będzie odgrywało rolę centrum regionalnego o zasięgu oddziaływania 50-499 km oraz międzynarodowego o zasięg oddziaływania powyżej 500 km. Plany zakładają, że centrum zostanie ulokowane w miejscu przecięcia się szlaków i dróg komunikacyjnych. Dzięki temu będzie można wykorzystać różnego rodzaju transport, przede wszystkim szynowy. Jako, że centrum ma współpracować z parkiem naukowo-technologicznym, będzie zlokalizowana w jego sąsiedz-

twie, po wschodniej części kombinatu metalurgicznego ArcelorMittal Poland. W sumie zajmie 228,56 ha. Koncepcja zakłada wybudowanie magazynów, placów składowych, terminali towarowych, jak i dróg dojazdowych oraz parkingów. Niezbędna będą również nowoczesna i kompleksowa bocznica towarowa, stacja paliw, czy sklepy motoryzacyjne, a wreszcie obiekty biurowe, hotelowe, gastronomiczne, handlowe i usługowe. Centrum ma działać całą dobę.

Teberia 9/2014

41


TRENDY

Według szacunków ma mieć 1680 stałych użytkowników.

Błonia 2.0 i okolice

W Nowej Hucie Przyszłości nie zabraknie także terenów zielonych. Pod nazwą Centrum Wielkoskalowych Plenerowych Wydarzeń Kulturalnych “Błonia 2.0”, która nawiązuje do krakowskich Błoń - największych i najbardziej znanych w Europie łąk położonych niemalże w samym centrum miasta – powstanie ogromny obszar dla sportu i rekreacji. Nowe Błonia mają zagospodarować obecne tereny rolne i nieużytki, a przy tym mają być połączone z obiektami sportowymi, punktami usługowymi oraz infrastrukturą techniczną. Będą tu zatem boiska, pola namiotowe, kempingi, tereny rekreacyjne, a także kawiarnie i wypożyczalnie sprzętu. Zgodnie z projektem, mają być one

zlokalizowane około 9 kilometrów od centrum dzielnicy Nowa Huta, około 15 kilometrów od Rynku Głównego, na południe od parku naukowo-technologicznego i centrum logistycznego. Powierzchnia to 36,87 ha, z czego 1,5 ha ma być przeznaczona na zabudowę usługową dla sportu i rekreacji, 2,12 ha pójdzie pod zabudowę usługową o małej intensywności, 4,5 ha zostanie przeznaczone dla komunikacji, zaś 29,4 ha to będą tereny zielone. Według szacunków okresowo z Błoń 2.0 będzie korzystało około 200 tys. osób. To bardzo ważny element projektu Nowa Huta Przyszłości zwiększający atrakcyjność dzielnicy, pozwalający mieszkańcom atrakcyjnie spędzać wolny czas, zaś inwestorom zaoferować kolejną przestrzeń do rozwoju swoich przedsięwzięć, tym razem związanych ze sportem czy rekreacją.

Teberia 9/2014

42


TRENDY

Dzięki przekształcaniu dotychczas niewykorzystanego, tak wielkiego obszaru, będzie tu także możliwa organizacja imprez kulturalnych o wielkiej skali.

nia zespół obiektów usługowych oraz – co niemniej ważne - kolejowy węzeł przesiadkowy.

Dodatkowo Błonia 2.0 mają się uzupełniać z Przylaskiem Rusieckim, na terenie którego znajduje się kilkanaście zbiorników, które powstały w wyniku wydobywania żwiru potrzebnego do budowy nowohuckiego kombinatu. Obszar ten również zostanie zrewitalizowany – zostanie zasadzona nowa zieleń, linie brzegowe zbiorników wodnych będą uregulowane, powstaną ścieżki dla pieszych i rowerzystów. Obszar, który miałby zostać poddany rewitalizacji, zajmuje 191,65 ha. W planach jest także utworzenie parku wodnego, a w jego ramach ośrodku geotermalnego i leczniczo-balneologicznego, ma powstać centrum sportów, strefa wypoczynku z kąpieliskiem i plażą, strefa wędkowa-

Projekt podoba się przedstawicielom instytucji przemysłowych i naukowych w Krakowie. Podczas debaty na ten temat w czerwcu tego roku Andrzej Zdebski, prezes Krakowskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, powiedział: Nowa Huta Przyszłości to dobry kierunek, bo jeśli miasto ma się rozwijać, to mając na uwadze możliwości lokalizacyjne, może się rozwijać jedynie we wschodnim kierunku. Rozrzucanie planowanych tam inwestycji po mieście nie ma sensu. Mamy już kilka parków technologicznych. Lekki przemysł zresztą nie znajdzie lepszej lokalizacji.

Nowa Huta Przyszłości

Prof. Ryszard Tadeusiewicz, były rektor AGH, dodał natomiast:

Teberia 9/2014

43


TRENDY Na dłuższą metę tego rodzaju projekty będą się miastu zawsze opłacały. Postawienie na innowacje, na przestrzeń rozwoju nowych technologii po prostu musi się przełożyć na sukces. Warunek: realizacja przedsięwzięcia będzie prowadzona z odpowiednią klasą. Realizacja pełnej koncepcji urbanistyczno-architektonicznej według wstępnych szacunków pochłonie nawet dwa miliardy zł. Źródła środków będą różnorodne – część z nich ma pochodzić od inwestorów, część z pieniędzy rządowych, jednak większość mają to być pieniądze unijne – a te trzeba jeszcze pozyskać. Kosztów jest bardzo dużo – od wykupienia i przystosowania pod inwestycję terenów, po przekształcenie i wybudowanie całej infrastruktury. Przeznaczone jest na to 10 lat.

Ostatecznie, jeśli projekt rzeczywiście zakończy się sukcesem, Nowa Huta Przyszłości w perspektywie do 2030 roku ma dać nawet 100 tys. nowych miejsc pracy. Autorzy projektu liczą także, że przyciągnie nie tylko nowych inwestorów, ale także zainteresowanych życiem w smart city nowych mieszkańców, co odbędzie się z korzyścią dla całego Krakowa. Droga do tego daleka i zapewne wyboista, jednak gra niewątpliwie jest warta świeczki.

Teberia 9/2014

44

Aneta Żukowska


SOCIAL

Kapelusz hakera

– albo subkultura wirtualu

Cyberprzestrzeń to świat, w którym, niczym w zwierciadle, odbija się realna rzeczywistość. To przestrzeń zupełnie nieskrywanych emocji – portali ociekających miłością i nienawiścią. Tu z konta na konto przelewają się wirtualne pieniądze, w ciemnych zakamarkach serwerów uprawia się wirtualny seks, a tam i ówdzie obdarte rzezimieszki uprawiają cyberoszustwa. To świat, w którym haker zbiera haki na hakera...

T

en mroczny opis, trochę w klimacie przedwojennej, warszawskiej Pragi, a trochę amerykańskiego komiksu o superbohaterach, nie jest przypadkowy. Bo cyberprzestrzeń tak naprawdę jest tajemnicza, obca, niedostępna zwykłemu użytkownikowi Sieci. I jedyna grupą, która – posługując się kocim żargo-

nem – „ogarnia tę kuwetę” – są hakerzy. Hakerzy, czyli kto? Bo problem zaczyna się już na poziomie nominalnym. W obiegowej opinii haker utożsamiany jest z cyberprzestępcą, osobą łamiąca prawo, stanowiącą zagrożenie dla zasobów komputerowych i użytkowników Internetu.

Teberia 9/2014

45


SOCIAL Ale już słowniki i encyklopedie prawa wskazują, że haker to osoba o bardzo dużych praktycznych umiejętnościach informatycznych, odznaczająca się znajomością wielu języków programowania, a także świetną znajomością systemów operacyjnych oraz bardzo dobrą orientacją w internecie. Hakerzy, którzy mają bardzo dużą wiedzę, mogą wpłynąć nawet na lepszy poziom bezpieczeństwa banków i instytucji państwowych, ale mogą im także zaszkodzić. Czyli – według prawa - haker z definicji nie jest przestępcą, ale ma narzędzia, żeby nim być... Cóż, znana powszechnie analogia do mężczyzny i gwałciciela narzuca się sama... Tyle encyklopedia „Gazety Prawnej”, a jak jest w praktyce?

Haker, cracker czy cyberłobuz?

Wikipedia, a przede wszystkim ludzie, zajmujący się bezpieczeństwem informatycznym, wcale nie utożsamiają hakera z cyberprzestępcą. Haker (w pisowni także ‘hacker’) to osoba posiadająca dogłębną wiedzę na temat systemów

operacyjnych, aplikacji sieciowych oraz działania sieci komputerowych. Dla hakerów największym wyzwaniem jest poszukiwanie nowych możliwości przełamywania zabezpieczeń systemów informatycznych, zaś celem jest odkrywanie i wykorzystywanie luk w bezpieczeństwie dla satysfakcji oraz samej wiedzy. Hakerzy wbrew obiegowym opiniom nie czynią ze swych odkryć złego użytku. W potocznym języku słowo hacker jest mylnie kojarzone z osobą, którą określamy mianem crackera. Bo to właśnie działalność crackerów psuje tak naprawdę reputację hakera. To crackerzy celowo dokonują jak największych zniszczeń poprzez świadome rozsyłanie wirusów, włamywanie się i kasowanie danych. Z kolei tych, którzy korzystają z gotowych zestawów narzędzi, służących do przełamywania zabezpieczeń, a nie posiadają zbyt dużej wiedzy z dziedziny zabezpieczeń sieci komputerowych, nazywa się script-kiddies i ci, z wiadomych przyczyn, znajdują się najniżej w hierarchii.

Teberia 9/2014

46


TECHNOLOGIE SOCIAL Podział ten - dość czytelny, ale jednak bardzo umowny - zaciemnia się nieco, gdy przyjrzymy się klasyfikacji, według której profil działalności hakerów określa… kolor kapelusza. I tak - mianem white hat (“biały kapelusz”) określa się hakerów, działających zupełnie legalnie lub też starających się nie popełniać szkód. Odkryte przez siebie dziury w bezpieczeństwie zwykle podają w formie, w której mogą zostać łatwo załatane przez autorów oprogramowania, lecz trudne do wykorzystania w celu zaszkodzenia komuś. Wśród nich często się spotyka audytorów bezpieczeństwa. Z kolei black hat (“czarne kapelusze”) to – dla odmiany - hakerzy działający na granicy lub poza granicami prawa, na-

zywani też erami. Znalezionych błędów albo nie publikują w ogóle, wykorzystując je w nielegalny sposób, albo publikują od razu w postaci gotowych programów (tzw. exploitów), które mogą zostać użyte przez osoby o niższych umiejętnościach (np. script kiddies). Niektóre osoby kwestionują w tym przypadku użycie słowa “haker”, zastępując je wyrazem „% er”. Dla równowagi grey hat (“szare kapelusze”) to hakerzy/crackerzy, którzy przyjmują po części metody działania obu wyżej wymienionych grup. Ten interesujący podział nasuwa refleksję, że mamy do czynienia z ciekawą subkulturą, działającą w obszarze cyberprzestrzeni. Czy działa w obrębie obowiązującego prawa, czy nie - warto przyjrzeć się bliżej temu zjawisku.

Hakerzy ery bigbitu

Wydaje się, że mówimy o zjawisku w miarę świeżym, nieodmiennie związanym z rozwojem nowych technologii. A przecież kultura hakerska, wykształciła się już w latach pięćdziesiątych XX wieku, wśród studentów MIT (Massachusetts Institute of Technology), a określenie hak (ang. hack ) było w latach 50 elementem ich żargonu. Najpierw oznaczało nieszkodliwe działania, dające radość i rozrywkę. Od rzeczownika “hak” utworzono formę ciągłą “hakowanie” (hacking), co oznaczało pisanie programów służących rozrywce i zabawie. Później oba te słowa zyskały nieco bardziej radykalny wydźwięk, jako określenia działań będących przejawem buntu przeciwko administracji uczelni i wyrazem kreatywnego myślenia wbrew sztywnym regułom studiów. Teberia 9/2014

47


TECHNOLOGIE SOCIAL Wtedy też zaczęła krystalizować się odrębna grupa studentów, nazywających siebie „hakerami”, która z biegiem czasu, wypracowała swoją etykę i zasady współpracy. Tu właśnie możemy mówić o subkulturze. Ale wraz z rozwojem technologii i to znaczenie zaczęło ewoluować, określając działania zwiększającego wydajność systemu. Odtąd hakowanie oznaczało „zagłębianie się w niezwykłe systemy elektroniczne”, jak również „stosowanie niestandardowych, dalekich od oficjalności metod programowania”, co pozwalało na efektywniejsze wykorzystanie zasobów maszyny. Odtąd terminem “haker” zaczęto określać pewną elitę, której późniejsi programiści pragnęli stać się częścią. Hakerami od tej pory nie byli już ci, którzy tylko piszą programy, ale ci którzy robią to w sposób doskonały. Z tego względu nazwanie jakiegoś programisty hakerem było wyrazem wielkiego szacunku. Wraz z powstaniem społeczności hakerskiej powstała także etyka hakerska, zawierająca zasady, których przestrzeganie stało się warunkiem przynależności do tej subkultury. Opisał je już w 1984 roku, amerykański dziennikarz Steven Levy w książce pt. Hackers. Zresztą, przedstawiciele i badacze kultury hackerów nie ograniczają filozofii hakerskiej tylko do tej związanej z informatyką, ale dopatrują się jej także w innych dziedzinach nauki i sztuki. Eric Steven Raymond - znany amerykański haker i libertarianin, a zarazem jedna z czołowych postaci ruchu open source - uznaje na przykład, że natura hackera jest naprawdę niezależna od konkret-

nego medium, nad którym on pracuje i twierdzi, że hakertwo, należy rozumieć jako sposób myślenia i styl życia. Z kolei według hiszpańskiego socjologa Manuela Castellsa - badającego kondycję człowieka i społeczeństwa w kontekście procesów usieciowienia życia społecznego - kultura hakerska powstała na bazie kultury technomerytokratycznej, reprezentowanej przez osoby posiadające rozległą wiedzę techniczną. Jej największą wartością jest odkrycie techniczne, a zasługi zdobywa się za usprawnianie systemu technicznego, będącego wspólnym dobrem społeczności odkrywców. Dlatego dziś społeczność hakerska kieruje się zasadą współpracy przy usprawnianiu najnowszych technologii w celu poszerzania wiedzy informatycznej ludzkości i wolności w dzieleniu się nią. Czym wiec rożni się haker od programisty? Dla prawdziwego hakera nie liczy się zysk, ale pasja i doskonałość. Warunkiem powodzenia tego dążenia, jest współpraca. Społeczeństwo hakerów wykorzystuje Internet jako środek komunikacji na skalę globalną i ma charakter całkowicie wirtualny. Hakerzy posługują się pseudonimami, nie znają często swoich prawdziwych imion i nazwisk. Cecha ta różni ich od społeczności akademickich i innych odmian kultury merytokratycznej. Prestiż w środowisku hakerskim zyskuje się nie za posiadane wykształcenie, czy dokonania naukowe lecz właśnie za udostępnianie własnych pomysłów i osiągnięć w pracy nad oprogramowaniem, z tego względu kultura ta nazywana jest czasem kulturą darów.

Teberia 9/2014

48


SOCIAL Wyniki pracy hakerów, czyli oprogramowanie nie jest traktowane jako produkt, który podlega zasadom rynkowym i prawu autorskiemu, ale jako pewnego rodzaju wiedza naukowa, która ma charakter ogólnoludzki i powinna być dostępna dla każdego bez ograniczeń.

„Telewizja Solidarność”, lcamtuf, porkythepig, Czagan i inni…

Jak informuje portal Businessinsider. com - 9 z 10 najlepszych hakerów świata pochodzi z Chin. Na ile prawdziwe są to informacje, nie wiadomo (zwłaszcza że - ostatecznie co piąty mieszkaniec naszej planety jest Chińczykiem), dość stwierdzić, że jedna z pierwszych, prawdziwie brawurowych hakerskich akcji, miała miejsce w Polsce, już w… 1985 roku. O wyczynie “polskich hakerów” można było przeczytać w gazetach w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, a nawet w Izraelu. Amerykański dzien-

nikarz, Buck Bloombecker, pisał wręcz o “jednym z najbardziej zuchwałych ataków hakerskich”. O czym mowa? 14 września 1985 r. mieszkańcy toruńskiego Rubinkowa, oglądając „Dziennik Telewizyjny” przez 4 minuty byli świadkami wyświetlania plansz z hasłem “Solidarność Toruń. Bojkot wyborów naszym obowiązkiem”. Kilka dni później transmisję bardzo popularnego wówczas serialu “07 zgłoś się” zakłóciła plansza z napisem “Solidarność Toruń. Dość podwyżek cen, kłamstw, represji”. To, co dziś wydaje się błahym figlem, w latach 80. XX w. wymagało nie tylko sporych umiejętności, ale – przede wszystkim - nie lada odwagi. Te cechy posiadali na pewno toruńscy naukowcy - Zygmunt Turło - radioastronom z Centrum Astronomicznego Polskiej Akademii Nauk, Jan Hanasz, Eugeniusz Pazderski, Grzegorz Drozdowski, Leszek Zaleski i Piotr Łukaszewski.

Teberia 9/2014

49


SOCIAL Cała akcja nie powiodła by się bez odpowiedniego sprzętu (!) - zwykłego telewizora Neptun oraz mikrokomputera ZX Spectrum z 48 kB pamięci operacyjnej. Oczywiście organizatorzy akcji, zwanej „Telewizja Solidarność” nie pozostali bezkarni – ze źródeł IPN wiemy, że wszyscy otrzymali wyroki pozbawienia wolności – od roku do półtora (w zawieszeniu). Miano polskich hakerów było oczywiście zasłużone – działali wspólnie, nie oczekiwali wynagrodzenia, a ich działania były ze wszech miar społecznie pożyteczne. Może to szczytne tradycje, może po prostu zdolny naród, ale i dziś umiejętności polskich hakerów cenione są na całym świecie. Prestiżowy eWeek już na 5. miejscu listy najważniejszych ludzi bezpieczeństwa IT lokuje Michała „lcamtuf ” Zalewskiego, pracującego dla centrali Google’a. Również w czołówce plasuje się Michał Czagan – haker z Gliwic – współpracujący z Yahoo oraz z Google. Jak pracują, jak osiągnęli swoją pozycję? Michał „lcamtuf ” Zalewski, to jeden z najbardziej znanych w branży hakerów. I to zarówno w Polsce , jak i na świecie. Zainteresowani, regularnie śledzą jego poczynania, dowiadując się o kolejnych lukach w zabezpieczeniach które wykrył i przed którymi ostrzegł. A są to odkrycia niebagatelne. W połowie 2010 r. na przykład odkrył około stu „dziur” w najpopularniejszych przeglądarkach internetowych. Jak na uczciwego hakera przystało, „lcamtuf ” poinformował o tym zainteresowanych. Twórcy WebKit oraz przeglądarek Firefox i Opera podziękowali i usunęli niedoskonałości.

Ale Microsoft, mimo wielokrotnych powiadomień nie zareagował, więc Zalewski pod koniec grudnia zdecydował się na upublicznienie narzędzia, dzięki któremu można było dotrzeć do luk w Internet Explorerze, co spotkało się z wielkim szacunkiem środowiska. Nie wszyscy wiedzą także, że odkrycie Zalewskiego wykorzystano w „Matrixie” - w jednej ze scen Trinity nie włamuje się do komputera – jak to zwykle w filmach bywa – za pomocą przeglądarki WWW, ale używa specjalnej wersji nmapa (ang. “Network Mapper”- narzędzia open source do eksploracji sieci i audytów bezpieczeństwa, zaprojektowanego do szybkiego skanowania dużych sieci, ale również do pojedynczych adresów). Do uzyskania dostępu do zasobów maszyny Trinity wykorzystuje więc błąd wykryty przez Zalewskiego w 2001 r. Sukces Zalewskiego nie wziął się znikąd, ale jest efektem fascynacji technologią. Od dzieciństwa oczarowany komputerami, w liceum znany w sieci jako „lcamtuf ”, często wykorzystywał swoją wiedzę o oprogramowaniu.

Teberia 9/2014

50


SOCIAL

Pracował jako administrator systemów sieci centrów handlowych, następnie dla Telekomunikacji Polskiej. W 2000 r., jako 19-latek, dostał kolejną propozycję pracy i to od razu połączoną z koniecznością przeprowadzki do Stanów Zjednoczonych - w firmie BindView, która dziś znana jest jako producent oprogramowania antywirusowego Symantec. W 2003 r. wrócił jednak do Polski. Wkrótce po premierze „Matrixa” Zalewski otrzymuje od amerykańskiego wydawcy propozycję napisania książki – przewodnika po technologii i psychologii ataków sieciowych. Tak powstaje „Silence on the wire” („Cisza w sieci”), która ukazała się w 2004 r. i zebrała wiele pozytywnych recenzji, ugruntowując pozycję „lcamtufa”. W 2007 roku Zalewski – ku zaskocze-

niu branży – zaczyna pracować dla Google. Zaskoczenie dotyczyło jednak nie tego, że propozycję dostał, lecz tego, że ją przyjął. – Praktyką największych firm jest zatrudnianie takich ekspertów jak Michał Zalewski do prewencyjnego chronienia swojego oprogramowania. Wszyscy mają własnych hakerów, nic więc dziwnego, że Google postarał się o niego, przecież to jeden z najlepszych na świecie – tłumaczy w rozmowie opublikowanej na fortal.pl Mirosław Maj, założyciel i prezes Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, wieloletni szef zespołu CERT przy Naukowo-Akademickiej Sieci Komputerowej. Świetną opinię o Zalewskim potwierdził też, przywoływany już ranking, opublikowany przez „eWeek” w 2008 r.

Teberia 9/2014

51


SOCIAL Zalewski trafił na 51. miejsce wśród 100 najważniejszych ludzi w świecie IT i na 5. miejsce wśród specjalistów, zajmujących się bezpieczeństwem teleinformatycznym. Tymczasem we wrześniu 2010 r. świat obiegła wiadomość o zaatakowaniu rządowej strony USA przez polskiego hakera. Jak donosi gazeta.pl, na - należącej do departamentu obrony USA - stronie Centrum Zaopatrzenia Energetycznego Agencji Zaopatrzenia Obronnego, zajmującej się zaopatrzeniem w energię i paliwo, po wpisaniu “porkythepig”, czyli nicku hakera, pojawiał się fragment kultowej polskiej komedii „Miś”, a konkretnie fragment piosenki „Jestem wesoły Romek”. Atak miał na celu zwrócenie uwagi na dziurę w zabezpieczeniach. Choć cała sytuacja mogła wydawać się zabawna, problem pokazany przez polskiego hakera dotyczył znanej już od 10 lat luki w zabezpieczeniach dla poufnych danych, haseł, a także dużych baz danych i o nie tylko strony Centrum Zaopatrzenia Energetycznego, ale także systemu ministerstwa spraw wewnętrznych Argentyny, departamentu sprawiedliwości stanu Kalifornia, systemu baz danych arsenału armii USA na Rock Island, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, systemu odpowiedzialnego za bilety lotnicze kanadyjskich linii lotniczych, bazy danych korporacji Nestle i Fuji, a także wydziału nauk medycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jednocześnie, jak donosi PC World, w roku 2007 haker ukrywający się pod tym samym pseudo-

nimem ujawnił lukę w zabezpieczeniach notebooków Hewlett Packard. Interesującą postacią na rynku hakerskim jest także informatyk Dawid Czagan. Ten młody gliwiczanin swoje umiejętności udowadniał wielokrotnie nawet takim potentatom jak Yahoo, czy Google, a ostatnio – w marcu 2014 r. – potwierdził je, zajmując drugie miejsce w ogólnoświatowym rankingu TopHackers. To klasyfikacja najskuteczniejszych tropicieli błędów bezpieczeństwa w oprogramowaniu firm i popularnych stronach internetowych. Dawid Czagan na co dzień pracuje jako lider zespołu inżynierów ds. bezpieczeństwa w gliwickiej firmie Future Processing. W wolnym czasie zajmuje się tropieniem tzw. bugów, czyli błędów mających wpływ na bezpieczeństwo użytkowników popularnych programów i serwisów internetowych, takich jak np. Google, Yahoo czy Coinbase. - Szukanie błędów bezpieczeństwa to moja pasja. Mogę śmiało powiedzieć, że moja praca to również moje hobby, a to, co robię w czasie wolnym w HackerOne i moje osiągnięcia w tej dziedzinie, dają mi dodatkową satysfakcję – mówi Czagan dla gliwice. gazeta.pl.

Chapeau bas! Mr White Hat

Tak oto polscy hakerzy „odwalają” dla nas – dla bezpieczeństwa zwykłych ludzi, kawał dobrej roboty. Tymczasem co dzień niemal bombardowani jesteśmy nagłówkami w stylu: Kolejny bankowy kryzys wywołają hakerzy? 750 mln komórek zagrożonych atakiem hakerskim.

Teberia 9/2014

52


SOCIAL Izraelska tarcza antyrakietowa na łasce chińskich hakerów! FBI zatrzymało prawie stu hakerów z całego świata! Niestety, medialnie określenie ‘haker’ ma wydźwięk zdecydowanie pejoratywny, co jest mocno krzywdzące i niesprawiedliwe. W jednym z odcinków serialu “Czterdziestolatek” Kobieta Pracująca, czyli niezapomniana Irena Kwiatkowska mówiła o „picowniku” sprzedającym wadliwy, ale dobrze „opakowany” towar i „antypicowniku”, wykrywającym tę „picówę”, czyli zamaskowane usterki. Tłumaczyła, że skoro jest „picownik”, to musi być i „antypicownik”. Tak jest też z systemami informatycznymi, bowiem każde zabezpieczenie da się złamać i to jest łakomy kąsek dla crackera, czyli po prostu cyberprzestępcy. A problem to niebagatelny – według najnowszego raportu firmy McAfee, roczne straty z powodu cyberprzestępczości można oszacować na 445 mld dolarów, a szpiegowanie czy kradzież prywatnych informacji dotknęło w zeszłym roku ponad 800 mln osób. Na szczęście dla nas, hakerzy – także w Polsce – bywają szybsi od crackerów.

A przecież polski haker, jest pozornie zwykłym, szarym człowiekiem – pracuje w dużej firmie, gdzie zajmuje się zabezpieczeniami informatycznymi. W wolnym czasie swoje umiejętności wykorzystuje, by łamać zabezpieczenia innych, ale robi to w dobrej wierze i pro publico bono. Jest nastawiony na współpracę, nie działa w pojedynkę, motorem jego pracy i rozwoju jest pasja i kreatywność. A wszystko po to, by żyło się nam bezpieczniej. A zatem chapeau bas! Uchylmy kapelusze przed white hat, oczywiście…

Dominika Bara

Źródła: http://wiedzaiedukacja.eu; www.komputerswiat.pl; www.gazetaprawna.pl; www. forsal.pl; gazeta.pl

Teberia 9/2014

53



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.