G O S P O D A R K A
•
N A U K A
•
L U D Z I E
Nr 1(3)2010
CENA 6,99 zł (w tym 7% VAT)
ZIELONE MIASTA
INDEKS 257028
ODNAWIALNE ŹRÓDŁA ENERGII CZYSTE TECHNOLOGIE WĘGLOWE DOMOWA ELEKTROWNIA W MIKROSIECI BUDYNEK PASYWNY RECYKLING ODPADÓW I SUROWCÓW
CZAS NA EKOINNOWACJE
15 – 16 marca 2010
SPIS TREŚCI
Targi Energetyki Silesia Power Meeting
oraz
Konferencja
„Czyste Technologie Węglowe”
16
23
50 OD WYDAWCY Optymizm mimo wszystko
ŚWIAT 4 5
Poza siecią
6
Dlaczego mikrosieci energetyczne mogą być naszą odpowiedzią na kryzys energetyczny
FELIETON Jestem za a nawet przeciw
Świat
t LJSØE B PEOBXJBMOF t /BKOPXT[F SP[XJnj[BOJB J UFDIOPMPHJF QSPEVLDKJ FOFSHJJ
Władza, wiedza, klimat
8–11 12–13 14–15 16–19
Rośnie znaczenie
Jednocześnie z Targami Energetyki Silesia Power Meeting odbędą się Branżowe Targi Elektrotechniki BTElektro
34
Patronat honorowy nad Konferencją i Targami objął profesor Jerzy Buzek - przewodniczący Parlamentu Europejskiego patronat honorowy
XTQØ QSBDB merytoryczna
patronat
Sosnowiec
www.powermeeting.pl
23
46 Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
PERSPEKTYWY
Współżyć z żywiołem
Recykling to ekologia i ekonomia
Pokochajmy śmieci!
24–29
46–49
Jak zaadaptować polską gospodarkę i społeczeństwo do zmian klimatycznych
SPOTKANIA
50–54
KREATYWNI Sylwetki młodych naukowców
55–57
FELIETON Technologia największym sprzymierzeńcem ekologii
DO DYSKUSJI Oszczędzajmy energię
44–45
Miasta bez hałasów, korków, pełne zieleni...
TECHNOLOGIE I ŚRODOWISKO
Teberia odpytuje: Magdalenę Zowsik z Greenpeace oraz Stanisława Tokarskiego z Tauron Polska Energia
tereny targowe Expo Silesia – Kolporter EXPO, Sosnowiec ul. Braci Mieroszewskich 124 www.exposilesia.pl
Jak oszczędzać energię w budynkach
Idea gospodarki wodorowej nabiera realnych kształtów
Energia z wiatru i słońca! A może jednak z węgla
kontakt: Sebastian Adamczyk – menedżer projektów tel. (032) 788 75 48, fax (032) 788 75 02 e-mail: powermeeting@exposilesia.pl e-mail: btelektro@exposilesia.pl
20–22
Czy technologia CCS uratuje paliwa kopalne?
Wodór tuż za progiem
QBUSPOBU NFEJBMOZ
42–43
NAUKA I GOSPODARKA
energetyki odnawialnej
Całkiem Ciekawe Szaleństwo?
Bez kaloryferów i klimatyzacji
Zielone miasta
TECHNOLOGIE I ŚRODOWISKO Wiatr omija przeszkody
34–41
TECHNOLOGIE I ŚRODOWISKO
WYDARZENIA Kraj
32–33
10 sposobów na zmniejszenie globalnego ocieplenia
WYDARZENIA Narody mało zjednoczone
Dziesiątka z Manchesteru
58
30–31 TEBERIA
OKIEM WYDAWC Y • JERZY KICKI
WYDARZENIA
1. Promieniowanie słoneczne
dociera do Ziemi. Niecała jedna trzecia odbija się od naszej planety i ucieka w kosmos.
Optymizm mimo wszystko
2. Blisko połowa promieni słonecznych jest pochłaniana przez powierzchnię Ziemi.
3. Ogrzana Ziemia oddaje
ciepło. Część tego ciepła ucieka w kosmos.
4. Reszta jest Przed Czytelnikiem trzeci numer „teberii” ukazującej się tym razem jako dwumiesięcznik: grudzień 2009–styczeń 2010. Takie połączenie świadczy najczęściej o kłopotach wydawcy, ale nie jest to bynajmniej kłopot z tego powodu, że nie ma o czym pisać. W naszym przypadku to świadectwo walki i determinacji w poszukiwaniu sponsorów, ale i tych, którzy mogliby nam znacząco pomóc – czyli potencjalnych Czytelników i stałych prenumeratorów. Wielkie nadzieje pokładamy w pomyśle, aby stać się czasopismem uczelni technicznych, ale także wszystkich, którym leży na sercu coraz bliższy kontakt nauki z gospodarką (jednostki badawczo-rozwojowe, inkubatory przedsiębiorczości, parki technologiczne). Dotychczasowe nasze wysiłki pokazują, iż jesteśmy czasopismem piszącym o sukcesach małych i wielkich, innowacjach tak autorstwa pracowników nauki, jak i studentów, zmianach, jakie zachodzą w gospodarce korzystającej z środków Unii Europejskiej. Liczne pochlebne recenzje i wyrazy uznania skłaniają nas do stwierdzenia, że podążamy dobrą drogą. Bieżący numer nazwaliśmy proekologicznym, bo też i problemy szeroko rozumianej ekologii w nim dominują i to w tle wielkiej dyskusji i obrad szczytu w Kopenhadze na temat globalnego ocieplenia. Wielu w tej sytuacji powitałoby z uznaniem tytuł „Zieloni rządzą światem”. Póki co, od kilku lat to inne tytuły znajdują się na czołówkach czasopism. Kiedy Chiny będą rządzić światem? Czy ropa naftowa rządzi światem? Jak to zwykle bywa, najwięksi – właśnie Chiny i USA – nie porozumieli się, i wyszło jak wyszło – deklaracja pełna ogólników i dobrych chęci. Kibicując Zielonym i ich działaniom, niekoniecznie tym najbardziej radykalnym, ten numer poświęcamy działaniom proekologicznym (energia odnawialna, czyste technologie węglowe, recykling), związanym ze skutkami rewolucji naukowotechnicznej, jaka zaszła w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. To właśnie ona spowodowała powstanie strefy bezpośredniego konfliktu między techniką i nauką a przyrodą i jej zasobami. Wynik tego konfliktu jest nam znany i odczuwalny – bieżące i długofalowe skutki zagrożenia środowiska naturalnego. Pierwsze sygnały nadeszły w latach 60. i 70. ubiegłego wieku i warto o nich wspomnieć. Arnold Toynbee, autor
TEBERIA
1
dwunastotomowego dzieła „Studium historii”, twierdził: „Jeżeli chcemy zapobiec zagładzie rodzaju ludzkiego, musimy usunąć zanieczyszczenia dotychczas wytworzone i powstrzymać się od dalszego ich wytwarzania”. Do tej wypowiedzi nawiązywał Raport Sekretarza Generalnego ONZ U Thanta, będący owocem obradującej w Sztokholmie światowej konferencji na temat ochrony środowiska naturalnego człowieka. Jednym z ekspertów przygotowujących konferencję był Profesor Walery Goetel, rektor AGH – autor słynnej maksymy: „Co przemysł zepsuje – technika musi naprawić, a czemu przemysł zagraża, technika musi obronić”. W ten tok myślenia idealnie wpisuje się opisywana przez nas technologia pozyskiwania renu, zastosowana przed kilkoma laty w firmie Ecoren w KGHM Polska Miedź SA. Eliminuje ona dotychczasowy zrzut związków chemicznych do Odry, a jednocześnie w niezwykle innowacyjnym procesie powoduje, iż pozyskujemy ren – metal niezwykle ważny w wielu najbardziej innowacyjnych dziedzinach gospodarki, plasując Polskę na trzecim miejscu światowego rankingu producentów. W 1972 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ ustanowiło 5 czerwca Światowym Dniem Ochrony Środowiska. W latach 70. i 80. byliśmy świadkami kolejnych raportów Klubu Rzymskiego. Początkowo bulwersowały one tylko wąskie grono specjalistów, nie poruszając szerokich kręgów społeczeństwa, chociaż mocno przerysowane w swoich katastroficznych wizjach z czasem dotarły – co szczególnie istotne – do młodego pokolenia. W katastroficzną wizję rozwoju naszej cywilizacji wpisuje się Jared Diamond w znanej książce „Upadek. Dlaczego niektóre społeczeństwa upadły, a innym się udało” (Prószyński i S-ka, Warszawa 2007). Główną przyczynę upadku wielkich cywilizacji widzi on w niewłaściwym korzystaniu ze środowiska naturalnego i nieumiejętności przystosowania się do zmiennych warunków otoczenia, przestrzega przed podzieleniem ich losu i uważa, że z książką powinien zapoznać się każdy, kogo niepokoi obecna sytuacja ludzkości. Dla każdego, kto ją przeczyta, wiele rzeczy będzie zaskakujących. My tymczasem, w czasach nam sprzyjających, wydajemy „teberię” i dalecy jesteśmy od czarnej wizji otaczającego nas świata. ¢ Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
zatrzymywana przez znajdujące się w atmosferze gazy cieplarniane i ponownie ogrzewa Ziemię
3 4 2
Najważniejsze gazy cieplarniane produkowane przez ludzkość - dwutlenek węgla (CO2) - metan (CH4) - podtlenek azotu (N2O)
Szczyt klimatyczny ONZ w Kopenhadze Narody mało zjednoczone
J
edynie prezydent USA Barack Obama określił szczyt klimatyczny w Kopenhadze mianem przełomowego. Większość przywódców biedniejszych państw, liczących na wsparcie Zachodu w walce ze skutkami zmian klimatu, wyjechała z Danii rozczarowana, podobnie jak ekolodzy. W sumie ponad 60 prezydentów i premierów wzięło udział w szczycie klimatycznym ONZ, który odbył się w dniach 7–18 grudnia w Kopenhadze. W tym gronie byli też przywódcy państw – największych emitentów CO2 – USA i Chin. Celem szczytu było ustalenie treści nowego międzynarodowego traktatu o zmniejszeniu emisji gazów cieplarnianych. Miałby zastąpić wygasający za dwa lata protokół z Kioto. Nadzieje na osiągnięcie porozumienia w tej sprawie były jednak już przed jego rozpoczęciem bardzo małe. Zdaniem szefa grupy G77, reprezentującej państwa ubogie i Chiny – Lumumby Stanislausa Di-Apinga, obecny etap negocjacji nie dawał większych nadziei na porozumienie. Nawet przedstawiciele ONZ sugerowali, że grudniowy szczyt Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
jest zbyt blisko, aby liczyć na ugodę. Różnice zdań dotyczyły konkretnych limitów emisji CO2 dla poszczególnych państw oraz poziomu dofinansowania, którego kraje rozwijające się oczekują od bogatego Zachodu. Pesymiści mieli rację. Wypracowane porozumienie okazało się mało ambitne, a przede wszystkim jest zbiorem pobożnych życzeń, nie podpartych realnymi zobowiązaniami. Uzgodniony przez grupę państw najwyżej rozwiniętych dokument nie zawiera prawnie wiążących kraje limitów emisji CO2, ani szczegółów dotyczących finansowania walki ze zmianami klimatu po 2012 r. Państwa uprzemysłowione mają wprawdzie przeznaczyć 30 mld dolarów w latach 2010–2012, aby pomóc państwom Południa dostosować się do zmian klimatycznych, ale już mało kto wierzy w realność obiecanych w latach 2012–2020 aż 100 mld rocznie. Bogate kraje zgodziły się jedynie na sprawdzanie postępów w redukcji emisji przez międzynarodowych ekspertów. Światowi przywódcy zawiedli – tak porozumienie z konMK ferencji klimatycznej skomentował Greenpeace. TEBERIA
KOMENTARZ • JACEK SROKOWSKI
* Skąd ta nazwa – Teberia? …Otóż gdy pojawił się gotowy projekt witryny – portalu niestety nie było nazwy. Sugestie i nazwy sugerujące jednoznaczny związek ze Szkołą Eksploatacji Podziemnej typu novasep zostały odrzucone i w pierwszej chwili sięgnąłem do czasów starożytnych, a więc bóstw ziemi, podziemi i tak pojawiła się nazwa Geberia, bo bóg ziemi w starożytnym Egipcie to Geb. Pierwsza myśl to Geberia, ale pamiętałem o zaleceniach Ala i Laury Ries, autorów znakomitej książeczki „Triumf i klęska dot.comów”, którzy piszą w niej, że w dobie Internetu nazwa strony internetowej to sprawa życia i śmierci strony. I dalej piszą „nie mamy żadnych wątpliwości, co do tego, że oryginalna i niepowtarzalna nazwa przysłuży się witrynie znacznie lepiej niż jakieś ogólnikowe hasło”. Po kilku dniach zacząłem przeglądać wspaniała książkę Paula Johnsona „Cywilizacja starożytnego Egiptu”, gdzie spotkałem wiele informacji o starożytnych Tebach (obecnie Karnak i Luksor) jako jednej z największych koncentracji zabytków w Egipcie, a być może na świecie. Skoro w naszym portalu ma być skoncentrowana tak duża ilość wiedzy i to nie tylko górniczej, to czemu nie teberia.
Jestem za, a nawet przeciw
Dobrego klimatu w całym 2010 roku,
życzy swoim Czytelnikom
redakcja teberii Czy pamiętacie film „12 małp” z Brucem Willisem i Bradem Pittem w rolach głównych? Z grubsza chodziło w nim o to, że jakiś szaleniec chciał unicestwić ludzkość podrzucając jej wirusa dziesiątkującego całą populację. I choć to tylko film, okazuje się, że w realu też nie brakuje takich szaleńców, którzy dla ratowania Matki Ziemi chcą wysłać ludzkość do lamusa. Zagłębiem takich osobowości są oczywiście Stany Zjednoczone, w którym działa m.in. Kościół Eutanazji, skupiający hałaśliwych rzeczników usunięcia ludzi z planety Ziemia. Jego czterema filarami są: aborcja, samobójstwo, sodomia i kanibalizm. Działają tam też mniej radykalne organizacje, jak założony przez Lesa Knighta Ruch na Rzecz Dobrowolnego Wymarcia Ludzkości. Knight postuluje, by ludzie zgodzili się dobrowolnie zaprzestać rozmnażania, czego jednym z pierwszych namacalnych efektów byłby... kres przestępczości młodocianych. Jednak w istocie chodzi o to, żeby przyroda mogła się rozwijać bez przeszkód, bo człowiek zajęty zadumą nad swoją przeszłością zaprzestałby szkodzić środowisku naturalnemu. Komu w tej sytuacji potrzebne byłyby wojny o surowce? No cóż, można się z tego śmiać, ale problem przyrostu ludzkości spędza sen z powiek naukowcom, głównie demografom, którzy coraz częściej postulują globalną kontrolę narodzin. Dziś na świecie żyje ok. 6,5 miliarda ludzi. Przy obecnym średnim współczynniku dzietności, wynoszącym 2,6 narodzin na kobietę, liczba ludzi na Ziemi w 2050 roku osiągnie liczbę 9 miliardów. Wziąwszy pod uwagę fakt, iż ludność tzw. Trzeciego Świata coraz śmielej się upomina o dobrobyt, w którym pławią się kraje Północy – a do czego ma prawo – aż strach sobie wyobrazić, w jakim tempie ubywać nam będzie surowców naturalnych, a tym samym, w jakim tempie wzrastać będzie zużycie energii elektrycznej. W jednej z poważnych publikacji czytałem, że w tej sytuacji jedynym lekarstwem dla Ziemi byłaby... globalna katastrofa, w stylu uderzenia w naszą planetę dużego (ale oczywiście, nie za wielkiego) obiektu kosmicznego, co na jakiś czas wstrzymałoby rozwój naszej cywilizacji. Wierzę, że człowiek jest jednak na tyle rozumną istotą, że będzie w stanie wykorzystać nowoczesne technologie do zrównoważonego rozwoju, tak by uniknąć
TEBERIA
katastroficznych wizji głodu i wojen o surowce. Dlatego tak ważne są innowacyjne technologie, które pozwolą nam w sposób najbardziej efektywny wykorzystać surowce pierwotne, a nade wszystko wykorzystywać surowce wtórne, produkować energię opartą na zasobach odnawialnych, prowadzić racjonalną gospodarkę wodną. Podczas niedawnego szczytu klimatycznego w Kopenhadze padały radykalne postulaty przeprowadzenia „zielonej rewolucji” po to, by ograniczyć globalne ocieplenie. Ja osobiście bardziej skłaniałbym się ku „zielonej ewolucji”. Człowiek ma w sobie zbyt wiele buty. Jeżeli komuś wydaje się, że ludzie są w stanie, jak za pomocą termostatu, regulować globalną temperaturę, to uważam, że jest w błędzie. Postulat, by dla zahamowania temperatury na Ziemi zmienić radykalnie system energetyczny z paliw kopalnych na źródła odnawialne jest, według mnie, nie tyle szalony, co nieroztropny, przy obecnym zaawansowaniu technologicznym. Dziś produkcja ogniwa fotowoltaicznego pochłania sześciokrotnie więcej energii niż to ogniwo jest w stanie wyprodukować mocy. Ciekaw jestem, ile emisji CO2 pochłania produkcja stalowej konstrukcji turbiny wiatrowej? Potrzeba do tego sporo energii, na dodatek jeszcze wielkiej ilość stali, której produkcja nie tylko powoduje dużą emisję CO2, ale także wiele innych szkodliwych emisji. Zaraz ktoś pomyśli, że walczę z wiatrakami, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie, jestem zwolennikiem rozwoju energii odnawialnej, która obok wodoru, paliwa przyszłości, jest w stanie zaspokoić potrzeby energetyczne przyszłych pokoleń. Boję się tylko, by nie wylać dziecka z kąpielą. Chylę czoła przed specjalistami z takich firm, jak duński Vestas, którzy pracują nad podnoszeniem efektywności turbin wiatrowych, czy firm zajmujących się produkcją paneli słonecznych, którym przyświeca ten sam cel. Dziś jednak najlepsze, co możemy zrobić, to nauczyć się oszczędzać energię, bo, jak mówi powiedzenie: najtańsza, a zarazem najbardziej zielona, jest energia niewykorzystana. ¢ W tekście przytoczyłem opisy z książki Alana Weismana „Świat bez nas” (Wydawnictwo CKA, 2007). Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Listy do Redakcji
redakcja@teberia.pl
O tych z głową w kosmosie...
Przypadkowo natknąłem się na Waszą „Teberię” w saloniku Kolportera w Warszawie. Jestem po lekturze pierwszego numeru, przeczytałem też drugi i jestem mile zaskoczony, że z każdym numerem pismo staje się ciekawsze. A tym bardziej mnie cieszy, że prezentujecie młodych pasjonatów nauki, tak jak moich kolegów z Politechniki Warszawskiej, którzy głowę mają nie tyle w chmurach, co w kosmosie. Tak trzymać!
Jerzy Kicki Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Szkoły Eksploatacji Podziemnej
Portal teberia.pl został utworzony pod koniec 2003 roku przez grupę entuzjastów skupionych wokół Szkoły Eksploatacji Podziemnej jako portal tematyczny traktujący o szeroko rozumianej branży surowców mineralnych w kraju i za granicą. Magazyn ,,teberia” nawiązuje do tradycji i popularności portalu internetowego teberia.pl, portalu, który będzie zmieniał swoje oblicze i stawał się portalem wiedzy nie tylko górniczej, ale wiedzy o otaczającym nas świecie. Adres redakcji: Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie pawilon C1 p. 322 A al. Mickiewicza 30 30-059 Kraków tel. (012) 617 - 46 - 04 fax. (012) 617 - 46 - 05 e-mail: redakcja@teberia.pl www.teberia.pl” www.teberia.pl Redaktor naczelny: Jacek Srokowski (jsrokowski@teberia.pl) Sekretarz redakcji: Dariusz Zalega (dzalega@teberia.pl) Biuro reklamy: Małgorzata Boksa (reklama@teberia.pl)
Robert, student Politechniki Warszawskiej Studio graficzne: Greenhouse sp. z o.o. Katowice Projekt graficzny: Urszula Radosz-Sajdak
Pionierzy
Myślałem dotychczas, że telefon komórkowy to tylko zwykłe narzędzie komunikowania się, a czasem zabawka. Po lekturze tekstu o Nokii, który ukazał się w Waszym miesięczniku, muszę zmienić zdanie. Gratuluję przedruku tego materiału, bo otworzył mi oczy na wiele rzeczy. Ciekawy był także wywiad z panem Popowiczem, twórcą naszej-klasy, który – że użyję tego sformułowania – nie ma much w nosie, mimo odniesienia tak ogromnego sukcesu. Zresztą widać po „Teberii”, że stawiacie na promocję młodych innowatorów, prawdziwych pionierów nauki – co widać choćby po felietonach Łukasza Foltyny, twórcy Gadu Gadu, czy stałej rubryce Kreatywni. To bardzo ważne, że pokazujecie tych ludzi, bo poza jakimiś wysoce wyspecjalizowanymi pismami i wąskimi środowiskami często nikt nie wie o ich dokonaniach, a takie osoby trzeba promować, stawiać za wzór. Właściwie to wy też jesteście pionierami.
Zenon Rabczyński
Pisać prosto o trudnych rzeczach Szczerze mówiąc, niespecjalnie interesuję się techniką i gospodarką, ale z racji wykonywanego zawodu lubię trzymać rękę na pulsie tego, co dzieje się na rynku prasowym w Polsce. Widziałem dwa numery „Teberii” i jestem raczej zaskoczony na plus: bardzo profesjonalna szata graficzna, ciekawe zdjęcia, dobry pomysł z pojawieniem się komiksu, przydałoby się jednak trochę więcej infografik (znacznie ułatwiają one zrozumienie nieraz trudnych artykułów). Co do tematyki, nie wypowiadam się, niemniej widać, że staracie się pisać znośnym językiem o rzeczach, które naprawdę trudno opisać. Z ciekawością zajrzę do trzeciego numeru „Teberii”. Prasoznawca Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Druk: Tolek, Mikołów Okładka: Cyclus Print 150 g, Środki: Cyclus Print 80 g Wydawca: Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie prezes: Jerzy Kicki f-agh@agh.edu.pl www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47 REGON: 120471040 KRS: 0000280790 Konto Fundacji: Bank PEKAO SA ul. Kazimierza Wielkiego 75 30-474 Kraków nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKOPPLPW IBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. (C)Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
TEBERIA
WYDARZENIA
WYDARZENIA
Dzięki środkom z Unii Europejskiej
ArcelorMittal Poland inwestuje
40 mld euro na innowacyjność w Polsce
Innowacje to nie tylko branża informatyczna, o czym przekonujemy na łamach Teberii. 30 listopada ArcelorMittal Poland, największy producent stali w Polsce i właściciel sześciu hut, otworzył w Krakowie zmodernizowaną walcownię zimną blach. Inwestycja o wartości blisko 98 mln zł opiera się na najnowocześniejszych technologiach, które przyczynią się do poprawy parametrów jakościowych blach zimnowalcowanych. To jednak nie wszystko. Jak stwierdził Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki: - To, co widziałem w walcowni zimnej jest imponujące również w kontekście konieczności ograniczania emisji CO2. Inwestycja ta jest dobrym przykładem wysokiego poziomu technologii i innowacyjnego spojrzenia na przemysł. Nowa walcownia zimna jest punktem kulminacyjnym pięcioletniego planu inwestycyjnego ArcelorMittal w Polsce, który sięgnął już wartości 3,8 mld zł (ok. 1,2 mld USD). Przypomnijmy, że koncern jest największą na świecie spółką stalową, zatrudniającą ponad 300 tysięcy pracowników w ponad 60 krajach. MK
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, Jarosław Pawłowski poinformował podczas gdańskiego Szczytu Innowacyjności, że prawie 60 proc. unijnych funduszy przyznanych Polsce na lata 2007–2013 może być przeznaczone na rozwój i modernizację gospodarki oraz innowacyjność. Dodał, że najważniejszym programem, z którego mogą korzystać przedsiębiorcy i instytucje wspierające biznes, jest Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka, dysponujący kwotą ponad 40 mld zł. Poinformował, że w tym programie zostało podpisanych już prawie dwa tysiące umów na kwotę ponad 14 mld zł. Skorzystało z niego prawie 1500 małych i średnich przedsiębiorstw oraz ponad 260 jednostek naukowych i uczelni. PAP – Nauka
Polacy za energią słoneczną
Wzorcowa walcownia
Oszczędność na torach Solaris stawia na tramwaje Międzynarodowe Targi Kolejowe TRAKO w Gdańsku stały się miejscem światowej premiery pierwszego pojazdu szynowego z logo Solarisa, jednej z najbardziej innowacyjnych polskich firm, która do tej pory kojarzyła się przede wszystkim z autobusami. – W historii naszej firmy otwiera się nowy rozdział. Po sukcesach na rynku autobusów i trolejbusów, teraz wkraczamy na rynek pojazdów szynowych – powiedział Krzysztof Olszewski, szef Rady Nadzorczej Solaris Bus & Coach. Tramwaj Solarisa to jednoprzestrzenny, pięcioczłonowy, przegubowy pojazd. Zastosowane w pojeździe superkondensatory pozwalają ograniczyć zużycie energii elektrycznej nawet o 20–30 %. Solaris Tramino jest wstępem do całej rodziny pojazdów szynowych o różnych KM długościach i wyposażeniu.
Nagrody dla Lotosa... Lotos zdobył główną nagrodę w konkursie zorganizowanym przez Konsorcjum „Pomorski Klaster 3x20” za budowę instalacji do produkcji wodoru (HGU), w ramach realizacji Programu 10+. Uruchomienie instalacji HGU nastąpiło w połowie października. Łączne nakłady inwestycyjne wyniosły 84 mln euro. HGU przeznaczone jest do wytwarzania gazu wodorowego, niezbędnego m.in. w procesach technologicznych działającej od niedawna instalacji hydroodsiarczania oleju napędowego (HDS) oraz instalacji hydrokrakingu (MHC), której uruchomienie zaplanowano na przyszły rok. Dzięki wykorzystaniu wodoru w procesach hydroodsiarczania i hydrokrakingu gdańska rafineria jest w stanie prawie całkowicie usunąć siarkę z produkowanych benzyn i oleju napędowego.
... i MPEC SA w Krakowie Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej SA w Krakowie (MPEC) zostało laureatem pierwszej edycji Światowej Nagrody Klimatycznej dla Miejskich Systemów Energii Cieplnej, wręczonej w Kopenhadze. To prestiżowe wyróżnienie przyznawane jest pod patronatem Międzynarodowej Agencji Energii. Oceniając działalność przedsiębiorstwa brano pod uwagę m.in. realizację najważniejszych przedsięwzięć służących rozwojowi technicznemu.
TEBERIA
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Przyszłość należy do bałtyckich farm wiatrowych Bez morskiej energetyki wiatrowej Polska będzie miała trudności z realizacją do 2020 r. wymogu wytwarzania odpowiedniej ilości energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. – Jednakże ze względu na liczne uwarunkowania i ograniczenia budowy farm wiatrowych na lądzie, jak również mniejszy ich potencjał, korzystniejszym kierunkiem jest rozwój morskich farm wiatrowych – uważa Maciej Styjecki, prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej. Perspektywy współpracy polsko-skandynawskiej w tym zakresie były przedmiotem seminarium, zorganizowanego pod patronatem trzech polskich ministerstw i ambasadora Królestwa Danii. Pomimo konieczności pokonania wielu barier inwestycyjnych i technicznych, wynikających ze specyfiki operowania na otwartym morzu, morskie farmy wiatrowe dynamicznie rozwijają się w kilku krajach Europy Zachodniej i Północnej. Koszty budowy farm wiatrowych na morzu są średnio dwukrotnie wyższe niż na lądzie, ale też wyższa jest ich efektywność energetyczna ze względu na dłuższy okres dni wietrznych w roku. Na polskim wybrzeżu relacje kosztowe są korzystne, ponieważ farmy można sadowić na głębokości do 30 m. Na polskich obszarach morskich rozpoczęto dotychczas wstępne prace koncepcyjne dla 10 projektów. Są one zlokalizowane głównie w pasie północnego stoku Ławicy Słupskiej.
Pierwsze nasze satelity Polska w kosmosie Centrum Astronomiczne PAN i Centrum Badań Kosmicznych PAN w Warszawie otrzymały 15 milionów złotych na budowę dwóch małych satelitów naukowych. Będą to pierwsze polskie satelity w kosmosie - poinformował dr hab. Aleksander Schwarzenberg-Czerny z Centrum Astronomicznego PAN. - Według wstępnego planu - zapowiada naukowiec - pierwszy polski satelita zostanie wyniesiony na orbitę za dwa lata, a drugi w rok po pierwszym. Polskie satelity będą wzorowane na urządzeniach zaprojektowanych w ramach programu BRIght Target Explorer (BRITE)-Constellation, który jest kooperacją kanadyjsko-austriacką. BRITE to malutkie statki, których waga nie przekracza 5 kg, a rozmiary wynoszą 20x20x20 centymetrów. W takim małym sześcianie udaje się jednak zmieścić narzędzia do komunikacji, do orientacji statku w przestrzeni, baterie i - co najważniejsze - aparaturę naukową, na którą w tym przypadku składa się mały teleskop soczewkowy wyposażony w kamerę CCD. Jak dodał dr Schwarzenberg-Czerny, docelowo sieć takich satelitów miała liczyć cztery urządzenia: dwa skonstruowane przez Kanadyjczyków i dwa wybudowane w Austrii. Teraz do flotylli dołączą kolejne dwa satelity wybudowane w Polsce. Nie wiadomo jeszcze, jak się będą nazywać polskie satelity. Poprzez podobieństwo do kanadyjskiego pierwowzoru spore szanse ma nazwa Brytan. PAP – Nauka Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
75 proc. Polaków deklaruje gotowość do zainstalowania kolektorów słonecznych, wynika z raportu „Ocena i perspektywa rozwoju źródeł energii w polskich gminach do 2020 roku”, przeprowadzonego przez TNS OBOP. Jednocześnie 74 proc. respondentów zainteresowanych kolektorami deklaruje, że główną barierą montowania tego typu instalacji we własnych gospodarstwach domowych są wysokie koszty instalacyjne, a 26 proc., że niewystarczająca wiedza na ten temat.
Enea szuka wizjonerów Koncern Enea SA ogłosił konkurs dla studentów i doktorantów, autorów prac prezentujących nowatorskie podejście do: wytwarzania energii elektrycznej ze źródeł konwencjonalnych w sposób przyjazny dla środowiska naturalnego, zarządzania konsumpcją i kosztami energii w gospodarstwie domowym i społecznościach lokalnych, wytwarzania energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. Aby wziąć udział w I etapie konkursu należy wypełnić formularz zgłoszenia wraz z opisem pracy i przesłać na adres konkurs@ enea.pl do 1 marca 2010 r. Szczegółowe informacje o konkursie dostępne są na stronie www.enea. pl/konkurs.
Warszawa
Podłącz samochód Pierwszy w Warszawie punkt zasilania pojazdów elektrycznych został oddany do użytku przez RWE Polska w siedzibie firmy przy Wybrzeżu Kościuszkowskim 41. Jest to pierwszy ze 130 podobnych punktów, które w ramach projektu badawczego, finansowanego ze środków unijnych, zostaną uruchomione dzięki współpracy RWE Polska i klastra Green Stream Polska oraz miasta stołecznego Warszawy. Punkty staną w stolicy do czerwca 2010 r. W ramach programu pilotażowego pięć samochodów elektrycznych zostanie przekazanych Urzędowi Miasta st. Warszawy. Dane zebrane na podstawie ich eksploatacji posłużą do opracowania planów dalszej rozbudowy sieci. W ubiegłym roku roku RWE, we współpracy z firmą Daimler oraz rządem Niemiec, uruchomiło system eksploatacji samochodów elektrycznych w „e-mobility Berlin”.
Miliardy na energię odnawialną Polska Grupa Energetyczna poinformowała, że w latach 2009–2012 zamierza przeznaczyć na budowę odnawialnych źródeł energii 8,9 mld zł (22,9 proc. łącznej kwoty przeznaczonej na inwestycje). Środki te pójdą na lądowe i morskie elektrownie wiatrowe, instalacje biogazowe, zakłady utylizacji odpadów komunalnych oraz małe elektrownie wodne. Obecnie PGE uzyskuje energię ze źródeł odnawialnych m.in. w 36 elektrowniach wodnych, jednej farmie wiatrowej oraz wykorzystując biomasę. Zamiarem spółki jest, aby w 2020 r. 11 proc. wytwarzanej przez nią energii pochodziło z „zielonych” źródeł. TEBERIA
WYDARZENIA
WYDARZENIA
Nauka dla Biznesu – Biznes dla Nauki Europejski Instytut Innowacji i Technologii podjął decyzję: Polski węzeł innowacji W pierwszym numerze „Teberii” pisaliśmy o dużych szansach polskich uczelni, na współpracę w ramach europejskiego projektu Wspólnot Wiedzy i Innowacji (WWI). I... udało się! 17 grudnia Europejski Instytut Innowacji i Technologii (EIT) w Budapeszcie ogłosił start trzech WWI, które mają się zająć trzema dziedzinami: zrównoważoną energią, zmianami klimatycznymi oraz technologiami informatycznymi. Polacy razem z partnerami z Karlsruhe, Grenoble, Barcelony, Sztokholmu, Eindhoven i Leuven będą zajmować się zrównoważoną energią. W ramach utworzonego w naszym kraju węzła - CC Poland Plus (Colocation Centre Poland Plus) będą ze sobą współdziałać uczelnie, jednostki badawcze i firmy. Są to: Akademia Górniczo-Hutnicza, Politechnika Śląska, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Jagielloński, Politechnika Wrocławska, Główny Instytut Górnictwa, Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla, Tauron, ZAK Kędzierzyn, LOTOS oraz PGNiG. Działalność polskiego węzła będzie koordynowana przez Akademię Górniczo-Hutniczą. - Każde państwo przedstawiło problem, którym chce się szczególnie zająć. My zaproponowaliśmy „czyste technologie węglowe”, bo polska energetyka w 90 proc. jest oparta na węglu - mówi rektor AGH prof. Antoni Tajduś. Z kolei Francuzi mają się zająć energetyką jądrową, Hiszpanie energią słoneczną i wiatrową. Jak podkreślił prof. Tajduś, zaletą Wspólnoty Wiedzy i Innowacji jest to, że specjaliści z polskich uczelni, którzy będą chcieli zajmować się problematyką wybraną przez ośrodki w innych krajach mogą to zrobić, a co więcej będą mogli korzystać z wyników badań. Pierwsze trzy WWI na start mają otrzymać 3 mln euro. Działalność węzłów w poszczególnych krajach będzie finansowana w pierwszym okresie przede wszystkim ze środków UE, ale środki pochodzić będą także z budżetów państw oraz od partnerów przemysłowych. Roczny budżet projektu realizowanego w ramach polskiego węzła ma wynosić ok. 120 mln euro. Docelowo przewiduje się, że powstanie od sześciu do ośmiu Wspólnot Wiedzy i Innowacji. W skład każdej WWI muszą wejść ośrodki akademickie, badawcze oraz przedsiębiorstwa z całej Europy (przynajmniej trzech partnerów), które wspólnie będą pracować nad poszczególnymi projektami badawPAP – Nauka czymi.
Szukają dziewczyn przyszłości Nawet 15 tysięcy złotych na prowadzenie badań naukowych mogą otrzymać laureatki konkursu „Dziewczyny przyszłości. Śladami Marii Skłodowskiej-Curie”. Projekty można zgłaszać do 20 stycznia 2010 r. Konkurs organizowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego i redakcję magazynu „Elle” ma wspierać i promować ambitne młode kobiety, które studiując na uczelniach w całym kraju, realizują swoje badawcze pasje. W konkursie mogą wziąć udział studentki uczelni publicznych i niepublicznych, uczące się na kierunkach inżynieryjnych, technicznych, matematycznych lub przyrodniczych. Powinny prowadzić samodzielne badania naukowe lub angażować się w projekty badawcze. Szczegóły konkursu na stronie www.nauka.gov.pl 10
TEBERIA
11 grudnia w Katowicach podsumowany zostanie projekt „Nauka dla Biznesu – Biznes dla Nauki”. Projekt trwa od lipca 2008 r. Jego celem jest zachęcenie naukowców z województwa śląskiego do współpracy z przedsiębiorcami i pokazanie im, jak i biznesmenom, że wypracowane na uczelniach rozwiązania można z powodzeniem i zyskiem zastosować w praktyce. Przedsięwzięcie – współfinansowane ze środków unijnych – realizuje Górnośląska Agencja Przekształceń Przedsiębiorstw SA. Podczas konferencji podsumowującej projekt zostanie zaprezentowany praktyczny przewodnik pt. „Śląski potencjał – oferta sfery nauki dla biznesu”, w którym zgromadzono około 200 ofert technologicznych, sprzętowych oraz laboratoryjnych, pochodzących z jednostek B+R, zlokalizowanych na terenie woj. śląskiego. PAP – Nauka
Lublin
Powstaje Centrum Innowacji W Warszawie podpisano umowę na realizację projektu Centrum Innowacji Zaawansowanych Technologii Politechniki Lubelskiej HYPERLINK “http://www.pollub. pl/”. Wartość inwestycji wyniesie 68,4 mln zł. Środki pochodzą z Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej. Budowa ma się zakończyć w grudniu 2012 r. Centrum wraz z infrastrukturą techniczną i parkingiem stanie na terenie kampusu Politechniki Lubelskiej przy ul. Nadbystrzyckiej. Nowa inwestycja ma służyć promocji nowych technologii, wdrażaniu wyników prac naukowych oraz lepszemu wykorzystaniu potencjału intelektualnego i technicznego uczelni.
Trzymamy za słowo! – W ciągu 20 lat najlepsze polskie uczelnie znajdą się w pierwszej 50. najlepszych uczelni europejskich – powiedziała minister nauki, Barbara Kudrycka, podsumowując dwulecie swojej pracy w rządzie Donalda Tuska, podczas panelu „Konkurencyjny system szkolnictwa wyższego”. – Aby to osiągnąć, musimy zmienić system zarządzania uczelniami i temu służyć będą zmiany w ustawach o nauce i szkolnictwie wyższym – zaznaczyła minister.
Kliknij w innowację Wystartował Science2Business, największy inkubator przedsiębiorczości, który będzie pomagał polskim naukowcom i za unijne pieniądze zrealizuje ich pomysły. W trzy lata inkubator wyda 20 mln zł na wcielanie w życie innowacyjnych pomysłów z biologii, biotechnologii, chemii, energetyki, energii odnawialnej i IT. Pieniądze na rozruch pochodzą z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Eksperci inkubatora będą weryfikować innowacyjność pomysłów. W kolejnej fazie wybrane zostaną projekty z szansami rynkowymi. Inkubator będzie współpracował z Lubelskim Parkiem NaukowoTechnologicznym, PAN, Politechniką Warszawską i Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim. www.science2business.pl
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Politechniki i przedsiębiorstwa
Wirtualna konferencja
Politechnika Wrocławska zawarła umowę o współpracy badawczorozwojowej z firmą RAFAKO SA. Podpisane 4 listopada dwustronne porozumienie zakłada prowadzenie wspólnych działań na rzecz nowych technologii związanych z energetyką i ich promowania, a także doskonalenie kadr. Nowi partnerzy zapowiadają m.in. poszukiwania nowych form organizacyjno-prawnych współpracy naukowo-badawczej, której celem będzie rozwój przedsiębiorczości akademickiej i komercjalizacja badań. RAFAKO SA jest największym w kraju producentem kotłów parowych i wodnych dla energetyki zawodowej i przemysłowej oraz urządzeń ochrony środowiska, który od wielu lat współpracuje z ośrodkami naukowymi i badawczymi w Polsce. Z kolei porozumienie podpisane przez Politechnikę Śląską i spółkę Kolporter Holding zakłada współpracę naukową, udział studentów i naukowców w projektach rozwojowych, a także partnerstwo przy ubieganiu się o fundusze unijne dla wspólnych projektów. Przedstawiciele Kolportera zaprezentowali m.in. naukowcom opracowany na ich zlecenie system sprzedaży i odbioru książek elektronicznych – e-booków. Władze politechniki mają nadzieję, że jej studenci będą mogli brać udział we wdrażaniu podobnych przedsięwzięć. PAP – Nauka w Polsce
28 listopada zakończyła się unikatowa w swej formie, wirtualna konferencja naukowa, której tematem przewodnim były zaawansowane technologie, rozpoczęła się w poniedziałek na stronie internetowej. Zorganizowała ją Fundacja Wspierania Nanonauk i Nanotechnologii NANONET. Patronem medialnym imprezy był Serwis Nauka w Polsce Polskiej Agencji Prasowej. W różnych sekcjach prezentowano m.in. wyniki prac naukowych zarówno studentów, jak i doktorantów wyższych uczelni. wirtualnakonferencja.pl
Popularyzatorzy Nauki 2009 Sześć nagród i trzy wyróżnienia przyznano w 5. edycji Konkursu “Popularyzator Nauki”, organizowanego przez Polską Agencję Prasową oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. - Zasługi osób, które z własnej inicjatywy zajmują się popularyzacją, są niewyobrażalne. Jest bowiem potężna luka między naukowcami a resztą społeczeństwa - podkreślił podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Jerzy Szwed podczas uroczystości zorganizowanej w siedzibie PAP. Szczegóły konkursu: www.naukawpolsce.pap.pl Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
fot. J. Pająk/Politechnika Wrocławska
Katowice
Politechnika Wrocławska z pomysłem Wielki Zegar Binarny już odmierza czas dla studentów Wielki Zegar Binarny, czyli Big Binary Clock, już mierzy czas na budynku Zintegrowanego Centrum Studenckiego Politechniki Wrocławskiej. Aktualną godzinę, za pomocą systemu binarnego, wskazuje od piątku, 13 listopada br. Uroczystego uruchomienia zegara dokonał rektor politechniki, prof. Tadeusz Więckowski. Futurystyczną instalację skonstruowali członkowie koła naukowego Microsystems Oriented Society (MOS), działającego przy Katedrze Metrologii Elektronicznej i Fotonicznej na Wydziale Elektroniki PWr. Pomysłodawcą projektu jest Marcin Saj, a jego autorem Michał Wysocki. Wcześniej studenci działający w MOS przygotowali projekt P.I.W.O. (Potężny Indeksowany Wyświetlacz Oknowy). Zgodnie z ich pomysłem okna bloków czy akademików zmieniają się w ogromne wyświetlacze. Do stworzenia Wielkiego Zegara Binarnego członkowie MOS wykorzystali nietypowy wygląd budynku C-13. Jego architektura nawiązuje do kart perforowanych, które były nośnikami danych dla pierwszych komputerów. Wielki Zegar Binarny prezentuje bieżącą godzinę, za pomocą 18 świetlnych okręgów umieszczonych w oknach. Ich kolory – zielony, niebieski, czerwony – reprezentują odpowiednio: godziny, minuty i sekundy. Poszczególnym oknom (bitom) przypisane są kolejne potęgi dwójki (1, 2, 4, 8, 16, 32). Zegar można oglądać na budynku Zintegrowanego Centrum Studenckiego Politechniki Wrocławskiej przy wybrzeżu Wyspiańskiego 23–25, bud. C-13 od strony dziedzińca. Szczegóły bbc.pwr.wroc.pl PAP – Nauka w Polsce
FNP wybrała najlepszych polskich naukowców Fundacja Nauki Polskiej już po raz osiemnasty wyróżniła wybitnych polskich uczonych, których odkrycia zapewniają Polsce miejsce w nauce światowej. W dziedzinie nauk ścisłych wyróżniono prof. Józefa Barnasia za tworzenie teoretycznych podstaw spintroniki, a w szczególności za wyjaśnienie zjawiska gigantycznego magnetooporu, natomiast w dziedzinie nauk technicznych – prof. Bogdana Marcińca za odkrycie nowych reakcji i nowych katalizatorów procesów prowadzących do wytwarzania materiałów krzemoorganicznych o znaczeniu przemysłowym. Gratulujemy!
Sukces warszawskich programistów Jakub Łącki, Piotr Niedźwiedź i Wojciech Śmietanka – studenci Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego – zajęli pierwsze miejsce podczas XIV Akademickich Mistrzostw Polski w Programowaniu Zespołowym. Finał konkursu przeprowadzono na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu. Już po raz czternasty informatycy Uniwersytetu Warszawskiego okazali się najlepsi podczas Akademickich Mistrzostw Polski. Wkrótce zmierzą się z innymi europejskimi studentami w Mistrzostwach Europy Środkowej, które są eliminacją do Finałów Mistrzostw Świata. Dwa kolejna miejsca na podium w Poznaniu zajęły również zespoły z UW.
TEBERIA
11
WYDARZENIA
WYDARZENIA
Unia zdecydowała
Hiszpański rekord
Rybka lubi... świecić
Inteligentny opatrunek
Budynki tylko energooszczędne
Hiszpania pobiła 8 listopada rekord w pozyskiwaniu energii z wiatru. Dzięki korzystnym warunkom pogodowym elektrownie wiatrowe pokryły aż 53 proc. zapotrzebowania tego kraju na prąd. Hiszpania już od lat jest silnie zaangażowana wykorzystanie alternatywnych źródeł pozyskiwania energii. Rozsiane po całym kraju elektrownie wiatrowe produkują dziś energię elektryczną o mocy do 17 700 MW, czyli ponad dziesięć razy tyle, co dziesięć lat temu. W ciągu najbliższych lat rząd Hiszpanii chce wycofać się stopniowo z energii jądrowej.
Węgorz elektryczny pomaga naukowcom opracować nową generację baterii biologicznych
Wyposażony w czujniki plaster może bezprzewodowo nadzorować czynności życiowe pacjenta – informuje serwis BBC. Po przyklejeniu do klatki piersiowej, plaster może mierzyć temperaturę, częstość oddechu, tętno i inne parametry. Zdaniem twórców (zespół prof. Chrisa Tomazou z Imperial College), plaster mógłby zastąpić przewodowe czujniki, które ograniczają swobodę ruchów pacjenta. Właśnie rozpoczęły się nad nim badania kliniczne.
Nowo oddane do użytku budynki w krajach UE będą od końca 2020 r. musiały przestrzegać bardzo ścisłych norm w zakresie oszczędności energii, taką decyzję podjęli przedstawiciele Parlamentu Europejskiego oraz państw członkowskich w Brukseli. Zgodnie z nowymi wytycznymi budownictwo mieszkaniowe powinno praktycznie nie emitować gazów cieplarnianych. Dla budynków użyteczności publicznej przepis wejdzie w życie dwa lata wcześniej. Natomiast energia, która nadal będzie im niezbędna, powinna w znacznej części pochodzić ze źródeł odnawialnych. Ponadto, państwa członkowskie UE zobowiązały się wspierać modernizacje istniejących budynków, tak by stały się energooszczędne. Obecnie sektor budowlany w UE zużywa około 40 proc. energii i emituje więcej niż jedną trzecią dwutlenku węgla całej Unii. Parlament UE i państwa członkowskie muszą jeszcze zaakceptować wypracowany kompromis. To już jednak formalność, a głosowanie powinno odbyć się początku na stycznia. PAP – Nauka
Boska Maszyna Europy Ruszył Wielki Zderzacz Hadronów Ruszył Wielki Zderzacz Hadronów (LHC), czyli nastąpiło pełne okrążenie wiązki cząstek w akceleratorze – poinformowała Europejska Organizacja Badań Jądrowych (CERN). Wielki Zderzacz Hadronów (Large Hadron Collider – LHC) to kołowy akcelerator cząstek elementarnych, znajdujący się w ośrodku badawczym CERN pod Genewą, zwany też Boską Maszyną; największe i najbardziej skomplikowane urządzenie badawcze w dziejach nauki. Obecnie trwa ponowny rozruch akceleratora, który we wrześniu 2008 r. uległ poważnej awarii po zaledwie 9 dniach działania. Przy użyciu akceleratora naukowcy chcą m.in. symulować warunki, które istniały we wszechświecie kilka sekund po Wielkim Wybuchu. Badacze chcą też sprawdzić słuszność teorii o istnieniu tzw. cząstki Higgsa, której oddziaływanie z innymi cząstkami miałoby wpływać na ich masę. Inne cele badawcze dotyczą m.in. zrozumienia asymetrii pomiędzy materią a antymaterią, a także lepszego zbadania nowego stanu skupienia – plazmy kwarkowo-gluonowej. LHC znajduje się w specjalnym kolistym tunelu umieszczonym 100 metrów pod ziemią. W 27-kilometrowej rurze za pomocą fal radiowych przyspieszane są dwie przeciwbieżne wiązki cząstek elementarnych. Osiągają one niemal prędkość światła, a następnie zderzają się ze sobą. Zderzające się protony rozpadają się, a następnie tworzą się inne cząstki. LHC to wspólne przedsięwzięcie 20 państw zrzeszonych w CERN, w tym Polski. PAP – Nauka
Aparat rentgenowski najważniejszy
Widzę, co mówisz... Japoński producent komputerów NEC zaprezentował okulary, funkcjonujące także jako ... tłumacz. Wynalazek nazywa się Tele Scouter. Zintegrowano w nim oprawki do okularów z minikomputerem i monitorem, a całość ma umożliwiać rozmowę ludziom nie mającym wspólnego języka. Słowa, wypowiedziane przez któregoś z rozmówców są nagrywane, a następnie przesyłane do serwera, gdzie zostają przeanalizowane i przetłumaczone. Serwer przesyła tłumaczenie, w formie tekstowej, do Tele Scoutera interlokutora, który na monitorze czyta je już w swoim języku. NEC przyznaje, że urządzenie jest na razie w stadium eksperymentalnym.
Rośliny w biurze – dla zdrowia Pospolite rośliny doniczkowe mogą oczyszczać powietrze w pomieszczeniach, w których spędzamy często 90 procent czasu – informuje serwis EurekAlert. Tymczasem badania wykazały, że powietrze w pomieszczeniach może być niekiedy nawet 12 razy bardziej zanieczyszczone niż na zewnątrz. Szkodliwe substancje wydzielają się z farb, wyposażenia, materiałów budowlanych, a nawet wody z kranu. Stanley J. Kays z University of Georgia przeprowadził badania, porównujące zdolność roślin ozdobnych do wychwytywania z powietrza zanieczyszczeń. Podczas badań sprawdzono, na ile 28 gatunków roślin ozdobnych usuwa z powietrza pięć rodzajów lotnych substancji (benzen, toluen, trichloroeten, oktan i alfa-pinen). Spośród testowanych, najskuteczniej usuwały wszystkie pięć substancji Hemigraphis alernata, bluszcz pospolity (Hedera helix), hoja (Hoya carnosa) oraz aspragus gęstokwiatowy (Asparagus densiflorus). PAP – Nauka
Wystarczy 10 sekund, a... iPhone rozpozna płacz dziecka Firma z Barcelony – Biloop Technologic wypuściła na rynek aplikację iPhone, która pomaga ocenić w ciągu 10 sekund, dlaczego dziecko płacze. Producenci twierdzą, że ich aplikacja jest w stanie rozpoznać 5 różnych rodzajów płaczu niemowlęcia. – Tłumacz płaczu zawiera w sobie technologię, która szybko rozpoznaje płacz dziecka, bazując na pięciu emocjonalnych lub fizjologicznych stanach: głód, zmęczenie, rozdrażnienie, stres, nuda – wyjaśniają twórcy tego wynalazku: Pedro Barrera i Luis Meca. Wystarczy, że rodzice położą iPhona ok. 30 cm od płaczącego dziecka i nacisną przycisk „Start”. Płacz zostanie zidentyfikowany z 96-procentową skutecznością. Gdy rodzice zrozumieją, co dziecko chce im przekazać, łatwiej będzie im je uspokoić. Jednego jeszcze ta aplikacja nie potrafi – stwierdzić, czy dziecko płacze, bo jest chore. Tutaj ciągle instynkt rodzica PAP – Nauka pozostaje niezawodny.
Jak wynika z brytyjskiego sondażu, aparat rentgenowski jest najważniejszym naukowym osiągnięciem, przewyższającym statek kosmiczny Apollo 10 czy słynną lokomotywę „Rocket” Stephensona – informuje serwis BBC News/Health. Na aparat rentgenowski głosowała jedna piąta spośród 50 000 osób biorących udział w ankiecie, dotyczącej odkryć i wynalazków o największym znaczeniu w przeszłości, obecnie i w przyszłości. Dzięki promieniowaniu rentgenowskiemu stało się możliwe bezinwazyjne badanie wnętrza ludzkiego ciała. Także tomografia komputerowa opiera się na wykorzystaniu promieni rentgenowskich, podobnie jak wiele metod naukowych i procesów przemysłowych. Dwie kolejne pozycje w ankiecie zajęły penicylina oraz odkrycie podwójnej helisy DNA. PAP – Nauka
12
TEBERIA
A gdyby tak zamiast do kontaktu podłączyć lampki na choince do... akwarium? Dokonali tego Japończycy, którzy na gwiazdkę 2007 r. do oświetlenia bożonarodzeniowego drzewka wykorzystali węgorze elektryczne. W ściany specjalnie skonstruowanego akwarium wbudowali aluminiowe płyty, które posłużyły jako elektrody. W akwarium umieścili elektryczne węgorze, które wytwarzały prąd zasilający lampki na wystawionej obok choince. Technologia daleka jest jednak od wygody. Tymczasem naukowcy z Państwowego Instytutu Standardów i Technologii (NIST) w stanie Maryland postanowili do sprawy podejść inaczej. W opublikowanych wynikach badań opisali swoje badania nad komórkami w skórze węgorzy, które są odpowiedzialne za wytwarzany przez te ryby prąd. Węgorz elektryczny jest w stanie wytworzyć prąd o napięciu sięgającym 600 voltów. Układ sztucznych komórek tworzących „biologiczną baterię” nie jest w stanie sięgnąć tego rzędu wielkości. Niemniej układ taki jest w stanie produkować energię elektryczną z wydajnością porównywalną do obecnie istniejących urządzeń. Odpowiednio duże protokomórki otrzymane w NIST były w stanie dostarczać elektryczność przez cztery godziny. TS
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Elektrownia na... obornik W Holandii otwarto elektrownię wytwarzającą prąd z krowiego obornika. Krowie odchody, powstające w pobliskim gospodarstwie rolnym, będą przetwarzane teraz wraz z innymi odpadami przemysłu spożywczego na biogaz, napędzający turbiny. Energia elektryczna następnie trafi do domów.
Stop telepożeraczom prądu! Kalifornia jako pierwszy stan USA wypowiada walkę pożerającym za dużo prądu telewizorom. Zgodnie z nowymi regułami do 2011 r. wszystkie nowe telewizory muszą zużywać jedną trzecią mniej energii elektrycznej niż obecnie. Na telewizory przypada obecnie ok. 10 proc. zużycia prądu w kalifornijskich gospodarstwach domowych.
TEBERIA
13
WYDARZENIA
WYDARZENIA
Władza, wiedza, klimat Szczyt klimatyczny ONZ w Kopenhadze zakończył się mizernymi efektami. Wypracowane w ostatniej chwili porozumienie polityczne pozbawione jest poważniejszej substancji, czyli konkretnych zobowiązań i instrumentów zapewniających ich egzekucję. Zebrani w stolicy Danii politycy w żaden sposób nie zaskoczyli, dokładnie taki przebieg i finał negocjacji przewidywali najbardziej doświadczeni analitycy międzynarodowej sceny politycznej. Tekst: Edwin Bendyk
publicysta „Polityki”
A
merykański politolog Bruce Bueno de Mesquita specjalizuje się w prognozach politycznych, które opracowuje wykorzystując dorobek teorii racjonalnego wyboru i teorii gier. Badacz twierdzi, że polityka jest przewidywalna, a on sam może pochwalić 90-procentową skutecznością swoich politologicznych prognoz. W opublikowanej we wrześniu książce „The Predictioneer’s Game” analizuje m.in. przyszłość negocjacji klimatycznych. Z dużą precyzją opisuje to, co rzeczywiście się stało. Jego prognoza sięga jednak dalej i odnosi się do kolejnych dekad XXI wieku. I jeśli ma rację, to w tym horyzoncie czasowym żaden przełom się nie wydarzy. W istocie nie chodzi jednak o zdolności predykcyjne de Mesquity, lecz o kluczowe dla współczesnego świata zagadnienia relacji między wiedzą a władzą. Problem zmian klimatycznych, ich przyczyn, zakresu, ewentualnych skutków i sposobów działań, by ewentualnym negatywnym skutkom przeciwdziałać, na każdym etapie musi zasilać się wiedzą dostarczaną przez naukę. Rozwiązania i decyzje muszą wypracowywać politycy. By ich projekty były skuteczne, muszą odwoływać się do różnorodnych instrumentów polegających na rozwoju i zastosowaniu właściwych technologii intelektualnych i technicznych. Problem w tym, że wbrew obiegowym opiniom, najbardziej przewidywalny jest, jak dowodzi de Mesquita, wynik procesu politycznego. Paradoksalnie zaś źródłem największej niepewności jest wiedza dotycząca analizy problemu i proponowanych rozwiązań. Warto uporządkować pole relacji między wiedzą a władzą, czyli w istocie między sferą polityki a nauką i techniką. Naj14
TEBERIA
częściej podejmowanym w debacie publicznej problemem jest sam status wiedzy o zmianach klimatycznych. Tuż przed rozpoczęciem kopenhaskiego szczytu debatę tę zaogniła tzw. climategate, czyli kradzież i publikacja zawartości serwera należącego do Climate Resarch Unit Uniwersytetu Wschodniej Anglii, jednej z wiodących placówki prowadzących badania klimatologiczne. Dla przeciwników tezy o wpływie człowieka na zmiany klimatyczne ujawnione informacje stały się dowodem, że koncepcja antropogenicznego globalnego ocieplenia jest humbugiem, wyprodukowanym w ramach globalnego spisku. Magazyn „Nature” precyzyjnie wypunktował błędy logiczne w argumentacji sceptyków i paranoidalne podłoże ich zarzutów przypominając, że fabryka wiedzy, jaką jest globalny system nauki z jej regułami opartymi na peer review jest zbyt złożony, by na wyniki jego pracy mógł oddziaływać nawet najbardziej przemyślany spisek. Nie oznacza to, że wiadomo wszystko na temat zmian klimatycznych. Wiadomo natomiast to, że zebrane dane i wypracowane teorie pozwalają na formułowanie sądów syntetycznych, wskazujących zależności przyczynowo-skutkowe między aktywnością człowieka a zmianami w klimacie, których jednym z indykatorów jest temperatura. Przyjmując to stwierdzenie zmierzyć się trzeba z najtrudniejszym problemem relacji między nauką a polityką, o którym pisał już David Hume: jak z wiedzy o tym, co jest, wypracować wizję tego, co być powinno. Jakie działania powinni podjąć politycy świadomi, że wywołane przez człowieka zmiany klimatyczne doprowadzić mogą do poważNr 1(3) STYCZEŃ 2010
nych, katastrofalnych wręcz konsekwencji? Choć politycy przyzwyczajeni są do działania w warunkach braku pełnej informacji, to jednak przed podjęciem decyzji chcieliby informacyjną niepewność maksymalnie zredukować. Nie mają wyjścia i ponownie zwracają się do nauki, która znowu zamiast jasno i klarownie powiedzieć, co robić, hamletyzuje i podaje różne interpretacje. Część ekonomistów, z Brytyjczykiem Nicholasem Sternem na czele przekonuje, że należy jak najszybciej podjąć działania polegające na redukcji emisji gazów cieplarnianych, tak by w 2050 r. wzrost temperatury atmosfery nie przekroczył 2 st. C. Koszt takich działań można oszacować, czego dowodem cykl raportów firmy McKinsey, analizujących ekonomiczne efekty wdrożenia portfeli technologii, jakie różne kraje mogłyby wprowadzić, by zredukować swoją emisję. Z analizy przeprowadzonej dla Polski wynika, że optymalny portfel rozwiązań wymagałby inwestycji rzędu 92 mld euro do 2030 r. Lub inaczej, inwestycji na poziomie 0,9 proc. PKB rocznie. Do podobnych wniosków doszedł w roku 2006 Stern, stwierdzając że koszt zbawienia świata przed katastrofą klimatyczną wynosi ok. 1 proc. PKB rocznie. Brytyjczyk poszedł jednak dalej i wskazał, jaki będzie koszt braku działań. Mogą one nawet sięgnąć 25 proc. PKB. Ta część raportu Sterna wywołała burzę w naukowym świecie. Część ekonomistów zarzuciła autorowi, że uprawia politykę, a nie naukę. Dlaczego? Bo Stern przyjął bardzo niskie stopy dyskontowe przy liczeniu przyszłych efektów działań i zaniechań. Zazwyczaj ekonomiści dyskontują przyszłość na podobnym poziomie 5–7 proc. rocznie, co oznacza ich przekonanie, że przyszłe pokolenia będą bogatsze niż my dzisiaj, więc w sumie nie opłaca się zbytnio poświęcać dla wnuków, bo gdy nadejdzie ich czas, dysponować będą większymi środkami i nowszymi technologiami. To właśnie wychodząc z takiego założenia wielki adwersarz Sterna, Duńczyk Bjoern Lomborg przekonuje, że nie warto wydawać dziś pieniędzy na redukcję emisji gazów cieplarnianych. Lepiej przeznaczyć je na walkę z pilniejszymi potrzebami, jak brak wody, choroby tropikalne, niedorozwój edukacji oraz inwestować w badania i rozwój, które przyniosą nowe technologie. Stern jednak i jego zwolennicy przekonują, że stopa dyskontowa, jaką posługują się ekonomiści nie odzwierciedla obiektywnej rzeczywistości, lecz wyraża wiarę naukowców w to, że świat będzie się rozwijał. Wobec wiedzy, jaką niosą nauki o środowisku, może więc warto przyjąć, że nie ma już pewności, czy przyszłe pokolenia będą żyły dostatniej, bo warunki dla ich rozwoju wyczerpały się. Niepostrzeżenie znowu docieramy do granicy między tym co jest, a tym co być powinno – okazuje się, że wybór kluczowego parametru dla naukowej analizy konsekwencji działań ma nienaukowy charakter. W końcu jednak, gdy już politycy przekonają się, że należy działać z pełną energią, jak radzi Nicholas Stern, to okaże się, że to pole również otacza mgła niepewności. Przyjęta mądrość mówi, że globalny problem powinno rozwiązać globalne porozumienie polegające na ustaleniu wiążących zobowiązań dla każdej ze stron oraz opracowaniu instrumentów monitorowania i egzekwowania realizacji. Ta mądrość nie bierze się z powietrza, lecz z wiedzy, jaką już przed laty Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
rys. Marcin Bondarowicz
wypracowały nauki społeczne podczas refleksji nad działaniem zbiorowym i zarządzaniem dobrami wspólnymi. Ta wiedza zaś odwołuje się do pewnej, raczej pesymistycznej antropologii, zakładającej, że człowiek jest racjonalnym egoistą dążącym do maksymalizacji swych korzyści. By zmusić ludzi do działania na rzecz wspólnego dobra potrzebne są narzucone z góry normy i system ich egzekucji. Ba, z tych samych jednak przesłanek wychodzi Bruce Bueno de Mesquita i dowodzi, że w skali globalnej takiego systemu wypracować się nie da. Czy paradoks ten oznacza, że ludzkość znalazła się w ślepej uliczce? Na szczęście dynamicznie rozwija się nie tylko technika, lecz również nauki społeczne, które podpowiadają nowe rozwiązania. Najlepszym przykładem tego rozwoju jest dorobek Elinor Ostrom, tegorocznej laureatki nagrody Nobla z ekonomii. Ostrom w opracowaniu przygotowanym na zamówienie Banku Światowego pokazuje, opierając się na swoich wieloletnich badaniach, że o globalne dobro wspólne można dbać podejmując działania na niższych, lokalnych poziomach. Ludzie przestają być ślepymi egoistami dążącymi do zagłady, gdy przedstawi im się dobrą informację i dobry przykład. Ważnie jest połączenie obu kwestii. Opracowanie Ostrom kończy lista wybranych przykładów lokalnych działań na rzecz klimatu i środowiska, które prowadzą amerykańską uczoną do wniosku: globalne porozumienie klimatyczne nie musi być złe, zamiast jednak napinać się, by zaprojektować układ zbyt ambitny i jednocześnie mało realny, lepiej skupić się na tworzeniu ładu policentrycznego, stymulującego lokalne inicjatywy służące globalnej sprawie. Badania Ostrom przypominają, że w debacie klimatycznej istotna jest nie tylko wiedza, jakiej dostarczają klimatolodzy i rozwiązania techniczne, nad jakimi pracują inżynierowie. Najważniejsza jest bowiem wiedza, jak zorganizować ludzi, by chcieli działać dla wspólnego dobra. Na szczęście, wiadomo coraz więcej; dobrze by było, gdyby z tej wiedzy chciała ¢ skorzystać władza. TEBERIA
15
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Wiatr omija przeszkody
G
órniczy koncern, wysoko stojący w rankingu emitentów CO2, stawia na... energię wiatrową. Paradoks? Nie tak do końca. Jedna z największych farm wiatrowych w Polsce – Kamieńsk – powstała bowiem na zwałowisku kopalni „Bełchatów”. Do podobnej inwestycji szykuje się kopalnia „Adamów”. Bo to się opłaca. W ubiegłym roku energia z wiatru stanowiła zaledwie 0,51 proc. energii wytworzonej w Polsce! Z danych Urzędu Regulacji Energetyki (URE) wynika, że 30 września 2009 r. łączna moc zainstalowana w farmach wiatrowych w Polsce wynosiła ok. 666 MW – dla porównania w całym Krajowym Systemie Elektroenergetycznym pod koniec 2008 r. zarejestrowano 35,3 tys. MW. Te liczby pokazują, że energetyka wiatrowa w Polsce nie odgrywa – jeszcze – znaczącej roli w sektorze energetycznym. Piszemy jeszcze, ponieważ plany przedsiębiorstw energetycznych z branży energetyki wiatrowej, jak i polskiego rządu, zakładają gwałtowny wzrost liczby farm wiatrowych i produkowanej przez nie energii. To, że energetyka wiatrowa może mieć duże znaczenie, pokazuje przykład Niemiec, gdzie pod koniec 2008 r. zainstalowana moc farm wiatrowych wynosiła 23,9 tys. MW (moce zainstalowane w niemieckim systemie elektroenergetycznym wynosiły wówczas blisko 80 tys. MW).
Polityczne cele Rozwojowi energetyki wiatrowej i innych odnawialnych źródeł sprzyja polityka energetyczna Unii Europejskiej, która przekłada się na politykę Polski. W listopadzie br. polski rząd przyjął „Politykę energetyczną Polski do roku 2030”, której jednym z filarów jest właśnie rozwój OZE. Główne cele polityki energetycznej w tym obszarze obejmują m.in. wzrost udziału odnawialnych źródeł energii w finalnym zużyciu energii co najmniej do poziomu 15 proc. w 2020 r. oraz dalszy wzrost tego wskaźnika w latach następnych. Zwiększenie wykorzystania tych źródeł niesie za sobą większy stopień uniezależnienia się od dostaw energii z importu. Promowanie wykorzystania OZE pozwala na zwiększenie dywersyfikacji źródeł dostaw oraz stworzenie warunków do rozwoju energetyki rozproszonej opartej na lokalnie dostępnych surowcach. Energetyka odnawialna to zwykle niewielkie jednostki wytwórcze zlokalizowane blisko odbiorcy, co pozwala na podniesienie lokalnego bezpieczeństwa energetycznego oraz zmniejszenie strat przesyłowych. Dodatkowo wytwarzanie energii ze źródeł odnawialnych cechuje się niewielką lub zerową emisją zanieczyszczeń, co zapewnia pozytywne efekty ekologiczne. Warto także pamiętać, że rozwój energetyki odnawialnej przyczynia się również do rozwoju słabiej rozwiniętych regionów, bogatych w te zasoby energii. – Energetyka wiatrowa będzie miała duży udział w realizacji celów pakietu klimatyczno-energetycznego dla Polski – twierdzi Henryk Majchrzak, dyrektor Departamentu Energetyki w Ministerstwie Gospodarki.
Zgodnie z wymogami Unii Europejskiej, w 2020 r. 15 proc. polskiej energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Największy udział w produkcji zielonej energii będą miały elektrownie wiatrowe, których moc do tego czasu wzrośnie blisko 10 razy. W każdym razie takie są plany...
1000 proc. wzrostu
Fot.: Michał Szelest
Tekst: Jan Sanocki
16
TEBERIA
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Osiągnięcie celów Unii Europejskiej w zakresie energii odnawialnej wymagać będzie produkcji energii elektrycznej brutto z OZE w 2020 r. na poziomie ok. 31 TWh, co ma stanowić 18,4 proc. całkowitej produkcji energii. Dziesięć lat później produkcja energii z OZE ma osiągnąć już poziom 39,5 TWh. TEBERIA
17
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Według prognoz Ministerstwa Gospodarki, w przyszłym roku łączna moc zainstalowana elektrowni wiatrowych ma wynosić ok. 976 MW, w 2020 r. ta liczba ma wzrosnąć aż do 6089 MW, a w 2030 r. do 7867 MW.
Bariery rozwoju Realizacja tych planów nie będzie jednak łatwa, ponieważ rozwój energetyki wiatrowej w Polsce spowalniany jest licznymi barierami. – Część terenów z dużym potencjałem dla rozwoju energetyki wiatrowej znajduje się na obszarach objętych programem Natura 2000, niedostatecznie rozwinięty jest Krajowy System Elektroenergetyczny, co powoduje konieczność inwestycji w infrastrukturę sieciową, brakuje ponadto korelacji między liczbą wniosków o wydanie warunków przyłączenia do sieci, a rzeczywistą zdolnością podmiotów gospodarczych do realizacji inwestycji, co powoduje problem blokowania mocy przyłączeniowych – tłumaczy dyrektor Henryk Majchrzak. Wśród barier wymienia także brak jasnych zasad alokacji kosztów inwestycji w infrastrukturę sieciową pomiędzy Operatorem Systemu Przesyłowego a inwestorem, a także brak miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego dla części gmin. Przedstawiciele energetyki wiatrowej podkreślają, że o ile bariery w budowie farm wiatrowych na lądzie można jakoś przejść, to znacznie trudniej jest w przypadku farm wiatrowych na morzu. Obecnie obowiązujące w Polsce przepisy prawne uniemożliwiają budowę elektrowni wiatrowych na morzu. Przykładem jest ustawa o obszarach morskich RP i administracji morskiej, nie uwzględniająca realiów procesu inwestycyjnego w morskiej energetyce wiatrowej. Ponadto istnieją problemy z przyłączaniem morskich farm wiatrowych do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego, przeszkodą jest również restrykcyjne podejście do ochrony przyrody na obszarach morskich, wykluczające tworzenie morskich farm wiatrowych na terenach nadających się do tego ze względów technologicznych (znajdujących się bliżej lądu, na mniejszych głębokościach). Budowa farm na morzu wiąże się także z wysokimi kosztami inwestycyjnymi i z dużym ryzykiem związanym z nowatorstwem technologii i brakiem krajowych doświadczeń w tej dziedzinie.
Fot.: Bogdan Kułakowski
Grunt to pieniądze
Małe turbiny wiatrowe mogą być łączone w systemy energetyczne z fotowoltaiką i tworzyć w ten sposób efektywne i pewne systemy energetyczne dla pojedynczych gospodarstw domowych oraz małych firm. Coraz więcej firm na polskim rynku oferuje czystą energię ze słońca i wiatru.
Wśród odnawialnych źródeł, największy udział będzie stanowić energia z elektrowni wiatrowych, które w 2030 r. mają wyprodukować ok. 18 TWh energii (ok. 8,2 proc. przewidywanej produkcji całkowitej brutto). W polityce energetycznej prognozuje się, że w tymże roku 45 proc. energii produkowanej z odnawialnych źródeł ma pochodzić z elektrowni wiatrowych, 29,3 proc. z biomasy, 17,4 z biogazu, 8,1 proc. z wody, a 0,1 z fotowoltaiki. 18
TEBERIA
Bodźcem do przezwyciężania trudności w rozwoju energetyki wiatrowej są oczywiście korzyści finansowe, choć na razie energia produkowana z odnawialnych źródeł energii jest droższa niż ta ze źródeł konwencjonalnych. Raport przygotowany przez firmę doradczą TPA Horwath, kancelarię prawną Domański, Zakrzewski Palinka oraz Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych przypomina, że producenci energii odnawialnej otrzymują przychody z dwóch głównych źródeł: ze sprzedaży wytworzonej energii i „zielonych certyfikatów”, czyli praw majątkowych wynikających z otrzymanych świadectw pochodzenia energii. Minimalna, gwarantowana przez URE cena sprzedaży energii elektrycznej równa jest przeciętnej cenie, jaka kształtowała się na rynku w roku poprzedzającym rok sprzedaży. W 2009 r. cena ta wynosi 155,44 zł za 1 MWh, na Towarowej Giełdzie Energii średnia cena 1 MWh energii 30 października 2009 r. wynosiła 184,29 zł, natomiast przeciętna cena świadectwa pochodzenia w 2008 r. wynosiła 241,05 Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
zł. za 1 MWh. Łączna cena sprzedaży energii odnawialnej osiąga więc poziom wyższy od przeciętnego w krajach Unii Europejskiej. W kolejnych latach będą jednak wzrastały zobowiązania do zakupu zielonej energii przez firmy handlujące energią, które następnie będą ją odsprzedawały klientom końcowym. Przedsiębiorstwa chcące budować farmy wiatrowe mogą liczyć także na dofinansowanie swoich inwestycji. Obecnie trwa konkurs ogłoszony przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w ramach „Programu dla przedsięwzięć w zakresie odnawialnych źródeł energii i obiektów wysoko sprawnej kogeneracji”. W konkursie na 2010 r. kwota środków przeznaczona na dofinansowanie przedsięwzięć wynosi 500 mln zł, z czego na projekty związane z budową elektrowni wiatrowych o mocy poniżej 10 MW przeznaczono aż 125 mln zł. Wnioski można składać od 1 do 30 stycznia 2010 r. Trwają prace nad wsparciem energetyki wiatrowej ze środków Unii Europejskiej. Komisja Europejska dyskutuje nad planem wydatkowania 6 mld euro na badania w zakresie energetyki wiatrowej. Dzięki temu ma powstać w pełni konkurencyjny sektor wytwarzania energii z wiatru, zdolny do wytworzenia do 20 proc. energii elektrycznej zużywanej w Unii Europejskiej w 2020 r., a nawet 33 proc. dziesięć lat później. Zdaniem Komisji Europejskiej, w tym sektorze może powstać ponad 250 tys. miejsc pracy dla wykwalifikowanych pracowników. Szczegóły dotyczące finansowania planu oraz wydatkowania pieniędzy będą znane w przyszłym roku. Energetyka wiatrowa z pewnością wszelkie możliwości ułatwiające jej rozwój będzie wykorzystywała. Dynamika jej rozwoju jest wręcz oszałamiająca – od 2000 r. do końca września br. wielkość mocy zainstalowanej farm wiatrowych w Polsce wzrosła 166 razy! Kto by teraz pomyślał, że jeszcze dekadę temu było zaledwie 4 MW zainstalowanej mocy w polskich farmach wiatrowych.
Ilość energii elektrycznej (OZE) wytworzonej w 2008 r., w MWh elektrownie realizujące technologię współspalania
elektrownie wytwarzające z biogazu elektrownie wytwarzające z biomasy
elektrownie wiatrowe
elektrownie wodne Razem OZE: 6 200 457,540 Źródło: Urząd Regulacji Energetyki/Ministerstwo Gospodarki
Udział w produkcji energii elektrycznej poszczególnych grup elektrowni wg rodzajów paliw w 2008 r., w proc. elektrownie elektrownie wodne – 1,6 gazowe – 2,6 elektrownie wiatrowe i inne odnawialne źródła – 0,4 elektrownie przemysłowe – 5,2 elektrownie na węgiel kamienny – 55,6
Wiatr z węglem Wróćmy jednak do górnictwa. Już w 2007 r. oddana została do użytku Elektrownia Wiatrowa Kamieńsk, składająca się z 15 turbozespołów o mocy 2 MW każdy. Wiatraki mają wieżę o wysokości 85 metrów wyposażoną w turbiny oraz skrzydła o rozpiętości 70 m i długości 40 m, wirujące z szybkością 21 obrotów na minutę. To jedna z największych farm wiatrowych w Polsce. Powstała na zwałowisku, gdzie składowany był nadkład z Kopalni Węgla Brunatnego „Bełchatów”. Po 50 proc. udziałów w elektrowni Kamieńsk posiadają firmy Elbis 2 (spółka zależna Elektrowni Bełchatów) oraz PGE Energia Odnawialna. Do podobnej inwestycji przymierza się Kopalnia Węgla Brunatnego „Adamów”, chcąca na 300 hektarach terenów zrekultywowanych zbudować farmę wiatrową o mocy 36 MW. Kopalnia „Adamów” razem z firmą Energa opracowały już raport dotyczący możliwości budowy elektrowni wiatrowych na terenach poeksploatacyjnych. Przygotowana przez zespół roboczy ocena wskazuje na korzystne uwarunkowania techniczne i ekonomiczne dla budowy i eksploatacji farmy wiatrowej. – Tego typu wykorzystanie terenów poeksploatacyjnych jest nowatorskim rozwiązaniem w dziedzinie rekultywacji. Budowa elektrowni wiatrowych w powiązaniu z infrastrukturą techniczną, jaką posiada nasza kopalnia i know-how, którym dysponuje Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
elektrownie na węgiel brunatny – 34,6 Źródło: PSE Operator/Ministerstwo Gospodarki
Energia, zapewni stałe źródło przychodów po zakończeniu wydobycia węgla brunatnego – mówi Dariusz Orlikowski, prezes kopalni „Adamów”. – To bardzo dobrze świadczy o branży węglowej, iż stara się wykorzystać swój potencjał i infrastrukturę techniczną do rozwiązań proekologicznych. Tego typu inwestycje mogą przekształcić dawne zakłady wydobywcze w nowoczesne przedsiębiorstwa wykorzystujące technologie do pozyskiwania energii zarówno w sposób tradycyjny, jak i ze źródeł odnawialnych – ocenia Stanisław Żuk, prezes Związku Pracodawców Porozumienie ¢ Producentów Węgla Brunatnego. TEBERIA
19
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
zarabiać na wpompowywaniu w to miejsce CO2. To jednak czyste spekulacje, bo dziś CCS jest bardziej potrzebny... No właśnie, komu jest potrzebny? Sceptycy twierdzą, że jedynie Brukseli, która chce odgrywać pierwsze skrzypce w walce z globalnym ociepleniem.
Fot. arch. Vattenfall
Bruksela daje kasę
Całkiem Ciekawe Szaleństwo? Skoro przemysł emituje do atmosfery zbyt wiele dwutlenku węgla, to dlaczego by nie przechwycić w locie CO2, następnie wtłoczyć go głęboko pod ziemię i tam pozostawić na wieki wieków. W ten sposób, nieco upraszczając, zrodził się pomysł na technologię CCS (Carbon Capture Storage), czyli wychwytywanie i magazynowanie podziemne CO2. To ona ma sprawić, że w użyciu pozostanie węgiel i inne paliwa kopalne. Przeciwnicy CCS – głównie ekolodzy – twierdzą, że to nic innego, jak zamiatanie brudów pod dywan. Tekst: Jacek Srokowski
C
CS jawi się jako innowacyjna technologia, choć w istocie tłoczenie pod ziemię dwutlenku węgla nie jest żadną nowością. Technologię EOR (Enhanced Oil Recovery), czyli wspomaganie wydobycia ropy naftowej stosuje od kilkudziesięciu lat wiele koncernów naftowych, które za sprawą CO2 podnoszą efektywność złóż. Wtłaczany do podziemnych wyrobisk dwutlenek węgla wypiera z trudno dostępnych miejsc ropę naftową. Obecnie 20
TEBERIA
na dużą skalę technologię EOR stosuje się w złożu na pograniczu Kanady i USA, gdzie od 2000 r. wtłoczono już ponad 20 mln ton CO2 zwiększając wydobycie ropy. Nie bez przyczyny pojawiają się zatem sugestie, że najbardziej zainteresowany technologią CCS jest przemysł naftowy czy gazowy, który dysponuje dostępem do wyeksploatowanych złóż. Skoro przez lata firmy zarabiały krocie na wypompowywaniu ropy i gazu, to w przyszłości mogłyby Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
W tym celu Komisja Europejska forsuje nową technologię wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla. Unijna dyrektywa CCS wprowadza system pozwoleń na poszukiwania składowisk geologicznych dla CO2, a także na składowanie, monitoring szczelności składowiska oraz zamykania go po zapełnieniu. Transport do składowisk mają zapewnić sieci, do których dostęp powinien być powszechny dla firm magazynujących dwutlenek węgla. Nowo uruchamiane zakłady o wydajności 300 MW lub powyżej będą musiały posiadać odpowiednią przestrzeń na instalację urządzeń niezbędnych do wychwytywania i sprężania CO2. Mało tego, na ubiegłorocznym szczycie w Brukseli zdecydowano o budowie dwunastu obiektów demonstracyjnych w okresie do 2015 r., co wymagać będzie finansowania rzędu ok. 800 mln euro na instalację. Zgodnie z decyzjami grudniowej Rady Europejskiej, będą to środki ze sprzedaży 300 mln uprawnień do emisji. W sumie 9 mld euro. Kto otrzyma środki z tej puli? O tym dowiemy się mniej więcej za pół roku – wiosną 2010 r. Na razie sześćdziesiąt podmiotów energetycznych potwierdziło zgłoszenie swoich obiektów demonstracyjnych CCS. Dwa projekty pochodzą także z Polski. Do Ministerstwa Gospodarki zgłoszono projekty obiektów demonstracyjnych CCS: blok 858 MW z usuwaniem dwutlenku węgla w elektrowni Bełchatów oraz elektrownię poligeneracyjną z usuwaniem dwutlenku węgla, będącą wspólną inicjatywą Zakładów Azotowych Kędzierzyn i Południowego Koncernu Energetycznego. – Dlaczego nie spróbować?! Trzeba wybudować te demonstracyjne instalacje u siebie i mieć tę technologię. Może okazać się, że technologia CCS nie zapewni trwałego składowania CO2. Dwutlenek węgla ulotni się wtedy ponownie do atmosfery i cała technologia będzie bezużyteczna. Dlatego właśnie mamy do czynienia z ryzykiem. Jeśli jednak otrzymamy środki na nasze dwie instalacje, to już będzie superinteres – przekonuje Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Czy zatem warto ponosić ryzyko? Czy nie jest za wcześnie?
CCS wyprzedza rzeczywistość – Jestem za, a nawet przeciw – twierdzi Marek Ściążko, dyrektor Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla. – Z jednej strony, chcę być częścią cywilizowanego świata upominającego się o ekologię, z drugiej obawiam się, że myśl polityczna wyprzedziła rzeczywistość. Biorąc pod uwagę czas realizacji inwestycji oraz konieczne przygotowania warunków prawnych i miejsc składowania CO2, zastosowanie technologii CCS na skalę przemysłową będzie możliwe dopiero po 2015 roku. Żeby CO2 nie było emitowane do atmosfery, trzeba ten gaz wprowadzić do roztworu wody zawierającej określone związki chemiczne, a następnie sprężyć i w postaci skroplonej transportować do Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
miejsca magazynowania, które musi znajdować się poniżej tysiąca metrów pod ziemią. – Gdyby składowanie prowadzono zbyt płytko, to gaz mógłby zacząć się uwalniać z powrotem do atmosfery. Jego kontrola jest możliwa tylko wtedy, gdy jest w postaci cieczy. Najkrócej mówiąc, potrzebne są dwie aparatury – jedna do wychwytywania dwutlenku węgla z procesu spalania węgla, a druga do jego zatłaczania w miejscu składowania – tłumaczy Marek Ściążko.
Vattenfall daje przykład Pierwszych prób zastosowania technologii CCS, nie oglądając się na wsparcie unijne, podjął się szwedzki koncern Vattenfall, który we wrześniu 2008 r. uruchomił w niemieckim Schwarze Pumpe pierwszą na świecie instalację w elektrowni węglowej wychwytującej CO2. Realizacja projektu kosztowała 70 mln euro. Pilotażowy blok elektrowni o mocy 30 MW, opalanej węglem brunatnym z wykorzystaniem metody separacji CO2 służy za podstawę prac badawczych i rozwojowych, które umożliwić mają komercyjne wykorzystanie metody CCS. Węgiel nie jest tu spalany z powietrzem, lecz w atmosferze czystego tlenu i w obiegu spalin. Większa część powstającego dwutlenku węgla (ok. 75 proc.) wraca do kotła w procesie technologicznym elektrowni. Na dalszym etapie obróbki, ze strumienia gazu usuwane są składniki pyłu i siarki – tak, jak w elektrowniach konwencjonalnych. Na końcu skraplana jest pozostała część wprowadzonej pary, wskutek czego pozostają już tylko spaliny zawierające CO2 w stężeniu ok. 98 procent. Jest on następnie na miejscu skraplany i transportowany cysternami w temperaturze minus 28 st. C. Miejscem docelowym miało być złoże Altmark w pobliżu miasteczka Salz-Wedel, oddalone od pilotażowego bloku o 250 km. Tyle, że firma wciąż nie może dogadać się z władzami lokalnymi i dwutlenek zamiast trafiać pod ziemię, trafia... w powietrze. Tylko cześć skroplonego CO2 zostaje sprzedana zakładom chemicznym. Jacek Piekacz, dyrektor Vattenfall ds. współpracy z Unią Europejską, ma nadzieję, że to tylko chwilowe problemy, że uda się przełamać mentalne opory związane z magazynowaniem podziemnym CO2. – Proszę pamiętać, że przez miliony lat pod ziemią składowany jest gaz czy ropa. Gaz jest wybuchowy, a nie obawiamy się go składować w podziemnych zbiornikach, gdzie jest pompowany, a potem wydobywany. Uważamy, że jest to normalne. Technologia CCS jest podobna, tyle że CO2 składowany będzie jeszcze głębiej niż gaz w magazynach. CO2 zostanie raz wtłoczony, a otwór dokładnie zaplombowany.
Dziś drogo! Jutro taniej? Dotychczasowe doświadczenia pokazują jednak, że technologia CCS jest kosztowna, bowiem jej stosowanie ogranicza efektywność produkcji energii o 20–30 proc. Mówiąc obrazowo, na każde cztery elektrownie wyposażone w technologię CCS, konieczne byłoby zbudowanie piątej, aby zrównoważyć straty energii. Z prowadzonych obecnie analiz wynika, że cena energii wyprodukowanej w bloku z instalacją wychwytywania CO2 byłaby wyższa o ok. 50 proc. Należy do tego dodać koszty związane z transportem i składowaniem CO2. – Łączne koszty wychwycenia, transportu i składowania CO2 będą jednak i tak niższe niż koszt zakupu pozwoleń na emisję CO2. Prognozy Komisji Europejskiej mówią, że pozwolenie na TEBERIA
21
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Wodór tuż za progiem
Podobna sytuacja będzie z instalacjami CCS, nie będą one pobierały 20–25 proc. energii, jak obecnie, lecz znacznie mniej. Trudno dziś powiedzieć, jak szybko nastąpi postęp technologiczny w tej dziedzinie, ale w niedługim czasie również będzie to standard. Należy przy tym zdawać sobie sprawę, że CCS jest technologią przejściową, w przyszłości zapewne pojawią się nowe technologie energetyczne, tańsze i bardziej przyjazne dla środowiska. A one są niezbędne, bowiem podziemne magazynowanie CO2 ma jeden poważny feler: dwutlenku węgla nie da się ¢ wtłaczać do ziemi bez końca.
Chociaż rozwój gospodarki wodorowej przebiega powoli, jej upowszechnienie w roku 2025 jest bardzo prawdopodobne.
CCS: FAQ Jakie jest ryzyko magazynowania CO2 dla wód gruntowych?
Z zasady gruntową wodę pitną pompuje się z podziemnych pokładów wodonośnych, które zalegają stosunkowo płytko (do 300 metrów). Poszukując odpowiednich obszarów magazynowania CO2 można zagwarantować, że wszelkie znajdujące się nad nimi pokłady wody nie zostaną naruszone.
Czy wskutek wtłaczania CO2 wzrasta zagrożenie trzęsieniami ziemi? Proces wtłaczania prowadzi się w sposób, który nie stwarza zagrożenia w postaci możliwości wystąpienia trzęsienia ziemi. CO2 magazynowane jest na stałe tylko w rejonach niezagrożonych ruchami tektonicznymi.
Jak duże jest ryzyko eksplozji w miejscu magazynowania dwutlenku węgla? CO2 to związek niepalny i niewybuchowy. Jeśli dojdzie do spontanicznego jego uwolnienia, na przykład na etapie wtłaczania, nie powstaje żadne zagrożenie, które można byłoby porównać z niekontrolowanym uwolnieniem z obiektów służących do magazynowania gazu ziemnego.
Dlaczego technologia CCS nie stała się jeszcze obowiązującym standardem?
Tekst: prof. Piotr Tomczyk
Autor jest pracownikiem naukowym Wydziału Paliw i Energii AGH
Aby można było z niej korzystać w sposób bezpieczny i ekonomicznie uzasadniony, konieczna jest dalsza optymalizacja technologii funkcjonowania elektrowni oraz muszą zostać jasno określone zagadnienia prawne w tej dziedzinie. Jeśli terminy kolejnych faz rozwoju oraz konkretną technologię określono by już dziś, to spowodowałoby to wzrost kosztów i spowolniło raczej, niż przyspieszyło proces opracowywania koniecznych innowacji.
D
o komercyjnych zastosowań wodoru w transporcie i energetyce wiodła długa droga. Choć ogniwo paliwowe, które zapoczątkowało zainteresowanie wodorem jako nośnikiem energii, wynaleziono już w 1838 r., po skonstruowaniu prądnicy o ogniwach zapomniano. Renesans nastąpił w latach 50. ubiegłego wieku i wiązał się z wynalezieniem tranzystora oraz kosmiczną rywalizacją między ZSRR a USA. Poszukiwano solidnych źródeł zasilania, pracujących w szczególnych warunkach. Rosjanie postawili na fotowoltaikę, a Amerykanie na ogniwa paliwowe. To rozwiązanie, choć nie bez problemów, zaczęło się sprawdzać i pojawiła się idea gospodarki wodorowej.
Czy technologia CCS to ostateczne rozwiązanie dla dużych firm energetycznych, stosujących węgiel do produkcji energii, w celu przeciwdziałania naruszeniu warunków ochrony klimatu? CCS to podstawowa technologia innowacyjna, dzięki której wykorzystanie paliw kopalnianych – w szczególności węgla – zbieżne jest z ambitnymi globalnymi celami z zakresu ochrony klimatu. Bez tej technologii nastąpiłaby jeszcze większa emisja gazów cieplarnianych.
Wodór jest potrzebny
Magazynowanie CO2 może prowadzić do usuwania do mórz zanieczyszczeń powietrza, takich jak SOx?
22
TEBERIA
Opracowane na podstawie materiałów Vattenfall
Cała technologia CCS bazuje na wytwarzaniu możliwie najczystszych przepływów CO2, które można magazynować w ziemi w sposób stabilny, przy udziale zaledwie niewielkiej ilości pozostałości ze spalin. Nie dojdzie więc do sytuacji naruszenia odpowiednich regulacji prawnych z zakresu dopuszczalnej imisji czy też celowego zmieszania zanieczyszczeń.
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Na gospodarkę wodorową składają się trzy elementy: produkcja wodoru, magazynowanie i transport oraz zastosowanie. W ostatnim przypadku najczęściej mówi się o energetyce wykorzystującej ogniwa paliwowe, ale także o zastosowaniu wodoru do silników i turbin. Silnym argumentem przemawiającym za wodorem była polityka: w przeciwieństwie do ropy i gazu, praktycznie każde państwo może produkować wodór samodzielnie, korzystając z metod odpowiadających warunkom lokalnym. Można wykorzystywać energię elektryczną z farm wiatrowych do prowadzenia elektrolizy, biomasę do hydrolizy i zgazowywania lub zgazowywać węgiel, otrzymując gaz syntezowy bogaty w wodór. To niewątpliwie obiecujące kierunki dla gospodarki wodorowej. Choć produkcja wodoru powinna być tańsza, a metody magazynowania jeszcze nie spełniają wszystkich oczekiwań, te dwa etapy są już bliskie komercjalizacji. Dziś rozwój gospodarki wodorowej zależy od rozwoju ogniw paliwowych. Osiągnięcie niezawodności działania, prostoty i bezpieczeństwa obsługi oraz obniżenie kosztów produkcji spowoduje upowszechnienie ogniw i ułatwi finansowanie dalszych działań.
Droga do niezależności energetycznej Bogate zasoby węgla powodują, że w Polsce może on służyć do produkcji wodoru. Pierwiastek ten już stosuje się Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Fot. arch.
emisję 1 tony CO2 w roku 2025 będzie kosztowało ok. 40 euro, a łączne koszty wychwycenia, transportu i składowania CO2 wyniosą ok. 25–35 euro dla 1 MWh – przekonuje Piekacz. Piekacz jest przekonany, iż technologia CCS będzie stale rozwijana i w przyszłości będzie kosztowała mniej, będąc konkurencyjną w porównaniu z niektórymi technologiami odnawialnymi. – W latach 70 XX w. instalacje odsiarczania spalin pobierały do 30 proc. energii i mówiono, że to bzdura, że nie będą one nigdzie funkcjonować. Obecnie te instalacje średnio zużywają 6 proc. energii i są one standardem w elektrowniach.
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
w energetyce dzięki technologii bloku gazowo-parowego ze zintegrowanym zgazowaniem paliwa (IGCC). W takiej instalacji otrzymuje się bogaty w wodór gaz zasilający turbinę. Przewaga IGCC nad tradycyjnym spalaniem węgla polega m.in. na łatwiejszej sekwestracji dwutlenku węgla. Rozwiązaniem kwestii transportu i przechowywania wodoru może być dobrze już opanowana produkcja metanolu, który w razie potrzeby można konwertować na gaz złożony z wodoru i CO2 w proporcji 4:1. Gaz ma niską temperaturę zapłonu i jest pozbawiony siarki. Nastąpił też ogromny postęp w zakresie magazynowania wodoru pod podwyższonym ciśnieniem, a akumulatory niklowo-wodorkowe z jedną elektrodą wodorową, wykorzystującą proces absorpcji wodoru w pewnych stopach metali, pozwalają magazynować wodór w postaci wodorków metalicznych. Obiecującym kierunkiem dla gospodarki wodorowej jest wykorzystanie energii reaktorów jądrowych, która całkowicie eliminuje CO2. Nadmiar energii elektrycznej służy elektrolizie, którą można dodatkowo wspomagać np. promieniowaniem słonecznym. Bilans ekonomiczny takiego procesu powinien być dodatni. Nowe pomysły, na razie w fazie rozwojowej, to np. elektroliza parowa. Zastosowanie wysokotemperaturowych reaktorów jądrowych pozwoli na prowadzenie termolizy, czyli termicznego rozkładu wody, do produkcji wodoru i tlenu. Takie rozwiązanie działa już na poziomie laboratoryjnym. W praktycznych zastosowaniach wodoru dominuje wojsko. W Niemczech produkuje się okręty podwodne, których napęd zapewniają ogniwa paliwowe. Ogniwa będą też służyć jako źródło zasilania dla indywidualnego żołnierza: zastąpią ciężkie baterie (dziś zapas na trzy dni waży 8–11 kg). Droga do wykorzystania wodoru częściowo wiedzie przez siły zbrojne. Idea zrównoważonego rozwoju oznacza, że powinniśmy korzystać z własnych zasobów, by osiągnąć niezależność energetyczną. To zielone światło dla gospodarki wodorowej, szczególnie w Polsce, która dysponuje bogatymi złożami węgla. Unijna perspektywa powszechnego wykorzystania wodoru w 2025 r. jest jak najbardziej realna. ¢
Wodór jest podstawowym składnikiem słońca i innych gwiazd. To niespożyte źródło energii.
Przedruk: Magazyn Grupy Tauron „Polska Energia”
TEBERIA
23
24
TEBERIA
Energia z wiatru i słońca! Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
A może jednak z węgla? Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Analizując politykę energetyczną Unii Europejskiej do 2050 r., należy jednak zauważyć, że nawet w tak odległej perspektywie nie ma mowy o odejściu od węgla. 38 proc. energii będzie produkowane ze źródeł odnawialnych, w tym ponad połowa z wiatru. 27 proc. przypada na energetykę jądrową, a resztę stanowić będą paliwa kopalne, w tym węgiel. W Polsce udział węgla będzie w tym czasie zdecydowanie wyższy od średniej unijnej przekonuje Stanisław Tokarski, wiceprezes Tauron Polska Energia. TEBERIA
Fot. arch. Tauron Polska Energia
Wiatr, słońce, biomasa to niewykorzystane w Polsce źródła energii. Proszę spojrzeć na to co się dzieje w Niemczech. W kraju o podobnych uwarunkowaniach geograficznych jest 10 razy więcej wiatraków niż u nas. Wiatr chyba nie zatrzymuje się na granicy Polski i Niemiec? - zauważa Magdalena Zowsik, koordynatorka kampanii energetycznoklimatycznej w Greenpeace Polska.
SPOTKANIA
Fot.: Bogdan Kułakowski
SPOTKANIA
25
SPOTKANIA Fot.: B. Kułakowski
SPOTKANIA
Wiatru i słońca nam nie brakuje Rozmowa z Magdaleną Zowsik, koordynatorką kampanii energetyczno-klimatycznej w Greenpeace Polska O stosunek ekologów z Greenpeace do węgla nie mam co pytać, bo jest on powszechnie znany. Bardziej interesuje mnie, jakie macie Państwo propozycje odejścia od węgla w perspektywie 2050 r.? Oczywiście, nie postulujemy, by z dnia na dzień odejść od węgla jako paliwa energetycznego, bo tego najzwyczajniej nie da się zrobić. Niemniej ten proces należy rozpocząć już dziś. Nie możemy odkładać tego na lepsze czasy, bo ich po prostu nie będzie. Zmiany klimatu następują, a ich skutki są coraz bardziej odczuwalne. W raporcie „[R]ewolucja energetyczna dla Polski”, przygotowanym na zlecenie Greenpeace przez Instytut Energetyki Odnawialnej oraz Instytut Termodynamiki ze Stuttgartu, eksperci zarysowali ścieżkę odejścia od gospodarki wysokowęglowej do gospodarki niskoemisyjnej. Z przedstawionych wyliczeń wynika, że do połowy wieku możemy całkowicie zrezygnować z węgla brunatnego, a poziom zużycia węgla kamiennego przy produkcji energii elektrycznej osiągnie minimalny poziom 6 procent. 26
TEBERIA
Ciekaw jestem, jak ta ścieżka prezentuje się w poszczególnych dekadach, począwszy od 2010 r. a kończąc na wspomnianym 2050 roku? Startując z poziomu 2,5 proc. proc. udziału zielonej energii elektrycznej w 2005 r., dochodzimy do 8 proc. w 2010, 15 proc. w 2015, 26 proc. w 2020, 46 proc. w 2030, 65 proc. w 2040 i 80 proc. zielonej energii elektrycznej w 2050 r. W połowie wieku połowę energii elektrycznej dostarczą farmy wiatrowe, 19 proc. biomasa i 12 proc. fotowoltaika. Możemy uniezależnić się od węgla i obyć całkowicie bez elektrowni atomowych.
Nie wierzy Pani w czyste technologie węglowe, takie jak CCS czy zgazowanie węgla? Czysty węgiel to czyste oszustwo, bo nie ma technologii, która spowoduje, że nastąpi bezemisyjne spalanie węgla. Technologia CCS nie spowoduje, że dwutlenek węgla zniknie, bo on najzwyczajniej zostanie „upchany” w otworach Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
geologicznych. To zaś rodzi konieczność doglądania zalegającego tam CO2 przez setki lat. Wystarczy jednak, że tylko kilka procent magazynowanego pod ziemią CO2 wydostanie się na powierzchnię, a cały wysiłek na rzecz ograniczenia zmian klimatu zostanie zniweczony. Pomijam fakt, że technologia CCS nie będzie dostępna komercyjnie wcześniej, niż w 2030 r. To jest zbyt odległa perspektywa – emisje musimy zmniejszać już dziś. Nie wspominając już o kosztach, które wiążą się z jej wprowadzeniem. Ograniczone środki, jakimi dysponujemy należy przeznaczyć na sprawdzone metody zmniejszania emisji: odnawialne źródła energii i efektywność energetyczną.
Przedstawiciele Gazpromu zacierają pewnie ręce słysząc i czytając tego rodzaju wypowiedzi... Ma Pan na myśli fakt, iż będziemy zużywać więcej gazu ziemnego?
A Państwa koncepcja tego nie przewiduje? Nie ukrywam, że gaz ziemny w naszym scenariuszu energetycznym jest brany pod uwagę jako paliwo „przejściowe”, bowiem spośród wszelkich paliw kopalnych charakteryzuje się najmniejszą emisją CO2. Niemniej oparcie energetyki na gazie ziemnym nie jest rozwiązaniem docelowym. Rozwiązaniem docelowym jest produkcja energii opartej na źródłach nie emitujących dwutlenku węgla.
Jak np. energia jądrowa? Raczy Pan żartować. Nie możemy jednej katastrofy ekologicznej zastępować drugą. Energia jądrowa przede wszystkim stwarza problem bezpieczeństwa w postaci odpadów radioaktywnych. Jest to też bardzo droga technologia, która spowoduje odciągnięcie środków na rozwój odnawialnych źródeł energii, które skutecznie zmniejszają emisje i które mamy obowiązek rozwijać – w 2020 roku powinniśmy osiągnąć 15 proc.. Inwestowanie w energię jądrową może poważnie zagrozić temu celowi. Na dodatek proces inwestycyjny jest na tyle długotrwały, że znów pojawia się ten sam problem, co z CCS: klimat się gwałtownie zmienia – nie mamy czasu na eksperymentowanie z wątpliwymi technologiami. Co więcej, gdy przyjrzymy się lepiej założeniom rządowym, to wynika z nich jasno, że energia jądrowa tylko w niewielkim stopniu pokryje zapotrzebowanie na energię finalną, w 2020 r. będzie to zaledwie 1 procent. Mówienie więc o tym, że elektrownie atomowe pomogą nam znacząco zmniejszyć emisje jest całkowitą nieprawdą.
A to ciekawe? Skąd Państwo dysponują takimi danymi? Wystarczy zajrzeć do przyjętej przez rząd Polityki energetycznej, która zakłada zresztą nierealistycznie, że w 2020 r. elektrownie atomowe dostarczą 10 TWh energii elektrycznej. Po przeliczeniu TWh na toe (ekwiwalent tony ropy - red.) i odniesieniu ich do przewidywanego w 2020 r. zapotrzebowania na energię finalną, okazuje się, że elektrownie atomowe pokryją dokładnie 1,3 proc. zapotrzebowania na energię finalną w Polsce.
da, według ekspertów, dostatecznego potencjału w tym zakresie. Do 2020 r. w najlepszym przypadku jesteśmy w stanie produkować 15 proc. energii finalnej ze źródeł odnawialnych. Nie wiem, na jakich ekspertów Pan się powołuje. Według naszej wiedzy, już dziś, przy obecnych uwarunkowaniach technicznych i ekonomicznych, możliwa jest znacznie większa rola źródeł odnawialnych w produkcji energii. Nawet ekspertyza wykonana na zlecenie rządu wskazuje, że już w 2020 r. moglibyśmy produkować 20 proc. energii finalnej ze źródeł odnawialnych. Wbrew pozorom, mamy bardzo duży potencjał. Wiatr, słońce, biomasa to niewykorzystane w Polsce źródła energii. Proszę spojrzeć na to, co się dzieje w Niemczech. W kraju o podobnych uwarunkowaniach geograficznych jest 10 razy więcej wiatraków niż u nas. Wiatr chyba nie zatrzymuje się na granicy Polski i Niemiec?
Nie da się jednak ukryć, że impet wiatru maleje w głębi kontynentu. W Polsce nie brakuje wiatru, brakuje natomiast woli politycznej. Sektor energii odnawialnej ma zbyt mało wsparcia ze strony rządu, tym bardziej, że energetyka węglowa jest dotowana przez Państwo na różne sposoby. System „zielonych” certyfikatów w Polsce kuleje. Dlatego nie ma wystarczającego bodźca dla rozwoju OZE, tak jak to miało miejsce w Niemczech czy Hiszpanii.
Spójrzmy jednak realnie. Energia wiatrowa ma czterokrotnie niższą efektywność niż energetyka konwencjonalna. Aż trudno mi wyobrazić sobie, ile wiatraków trzeba by postawić w Polsce, żeby zastąpić nimi elektrownie węglowe. Widać, że nie docenia Pan postępu, jaki następuje w obszarze technologii wiatrowych. Większość turbin, jakie pracują w Polsce ma moc 1–2 MW, podczas gdy w wielu krajach, na pełnym morzu, stawia się już turbiny o mocy 7 MW. Zgadzam się, że wraz z rozwojem energetyki wiatrowej pojawi się w Polsce wiele wiatraków, ale nasz kraj jest na tyle rozległy, że nie zdominują one jego krajobrazu. Jeżeli umiejętnie dokonamy lokalizacji farm wiatrowych, to nie zagrozimy też ptactwu, na co często wskazują przeciwnicy energetyki wiatrowej.
A może prościej byłoby efektywniej gospodarować energią, niż na siłę zmieniać jej strukturę? Zmiana struktury jest nieuchronna, bo nasze uzależnienie od węgla jest nie tylko katastrofą dla klimatu, ale też zmniejsza nasze bezpieczeństwo energetyczne – wystarczy spojrzeć na wzrastający import węgla do Polski z Rosji – i utrzymuje przy przestarzałych technologiach. Efektywność energetyczna jest idealnym sposobem na ograniczenie emisji, zmniejszenie wydatków na energię i jest świetnym bodźcem do innowacji w technologiach. Mamy tu olbrzymi potencjał do wykorzystania – nasza gospodarka jest wciąż 2,5 razy bardziej energochłonna od gospodarki Unii Europejskiej. Rozmawiał: Jacek Srokowski
No to pozostają nam jedynie źródła odnawialne, za którymi optują ekolodzy. Problem tylko w tym, że Polska nie posiaNr 1(3) STYCZEŃ 2010
TEBERIA
27
SPOTKANIA
SPOTKANIA
Energetyka bez węgla? Nie tak szybko! Rozmowa ze Stanisławem Tokarskim, wiceprezesem Tauron Polska Energia Jaki jest udział węgla w produkcji energii elektrycznej w zakładach należących do Tauron Polska Energia? Przy produkcji sięgającej 20 TWh udział węgla przekracza 95 proc. Ta wielkość odzwierciedla strukturę paliwową w polskiej energetyce. W tym względzie nie jesteśmy wyjątkiem.
No, to macie Państwo problem, bo Europa odchodzi od węgla. Koncern Vattenfall zapowiedział, że nastawia się na produkcję energii ze źródeł odnawialnych, bo to w niedalekiej perspektywie będzie bardziej się opłacało z uwagi na wysokie ceny emisji CO2.
Powiedziałbym, że problem ma nie tyle nasza firma, co Polska. Ale węgiel to również nasz atut i gwarancja bezpieczeństwa energetycznego! Odnosząc się do przytoczonej strategii firmy Vattenfall wcale mnie to nie dziwi, bowiem Skandynawia ma ogromny rezerwuar energetyki odnawialnej, głównie wodnej, a zatem Vattenfall może sobie pozwolić na ograniczenie użycia paliw kopalnych przy produkcji energii. My w Polsce nie mamy tego komfortu, bo nie mamy takiego potencjału źródeł odnawialnych. Analizując politykę energetyczną Unii Europejskiej do 2050 r., należy jednak zauważyć, że nawet w tak odległej perspektywie nie ma mowy o odejściu od węgla. Ostatnie z przeprowadzonych studiów wskazują, że w 2050 r. 38 proc. energii będzie produkowane ze źródeł odnawialnych, w tym ponad połowa z wiatru. 27 proc. przypada na energetykę jądrową, a resztę stanowić będą paliwa kopalne, w tym węgiel. W Polsce udział węgla będzie w tym czasie zdecydowanie wyższy od średniej unijnej. Ja oczywiście życzyłbym sobie, żebyśmy z uwagi na racjonalną gospodarkę zasobami sukcesywnie zwiększali udział „bezpłatnych” źródeł energii. Może też z czasem uda się zmaterializować ideę energetyki wodorowej. Ale czym innym są życzenia, a czym innym rzeczywistość.
Przytoczył Pan wizję 2050 r., w którym, według założeń Unii Europejskiej, emisja dwutlenku węgla ma zostać obniżona 28
TEBERIA
istniały zaawansowane rozwiązania techniczne. Dziś najbardziej dojrzałym projektem badawczym jest instalacja w niemieckiej elektrowni Schwarze Pumpe, należąca do firmy Vattenfall. Ten projekt dotyczy sekwestracji zaledwie 50 tys. ton CO2, podczas gdy nowy blok w Łagiszy, budowany według najnowocześniejszych standardów, emituje rocznie 2,5 mln ton CO2. Obserwując doświadczenia konkurencji również chcemy podjąć się – w ramach konsorcjum stworzonego z instytucjami naukowymi – budowy pilotażowej instalacji CCS, niewielkiej, bo zaledwie na 1000 ton CO2. W ciągu najbliższego roku rozpoczniemy związane z tym prace, bo musimy przećwiczyć technologię CCS, zanim wprowadzimy ją na skalę przemysłową. A wprowadzić musimy, bowiem zgodnie z wytycznymi UE każdy nowy blok węglowy o mocy powyżej 300 MW musi posiadać już na chwilę obecną studium wykonalności wychwytywania, transportowania i magazynowania CO2. Ja oczywiście mam wiele zastrzeżeń do przepisów dyrektywy CCS, bo ona w znaczny sposób wyprzedza rzeczywistość. Pomimo to będziemy starali się spełniać jej wymagania przy realizacji nowych inwestycji energetycznych.
Ponosząc ryzyko?
o co najmniej 75 proc. W jaki sposób zachować znaczącą pozycję węgla w Polsce przy tak restrykcyjnych założeniach emisji CO2?
Zakłada się, że do tego czasu wszystkie węglowe bloki energetyczne będą wyposażone w instalację CCS (wychwytywanie i podziemne magazynowanie CO2). Według tych samych założeń, począwszy od 2025 r. technologia CCS będzie miała komercyjne zastosowanie. Oczywiście, wciąż mówimy o średnich wielkościach w skali całej Unii, bo Polska będzie miała według tych samych założeń większą redukcję emisji CO2, sięgającą ponad 80 proc. Wynika to choćby z tego, że każde z państw członkowskich ma własną wizję osiągnięcia tego celu. Póki co, Polska ma cel 20-procentowy do roku 2020. Już ten cel, choć bardzo realny, nie będzie łatwy do osiągnięcia. Wszystko jednak zależy od rozwoju technologicznego CCS, od akceptacji społecznej podziemnego magazynowania CO2, jak i kosztów, które przyjdzie nam zapłacić za technologię CCS, która musi osiągnąć racjonalny poziom. Jeżeli nam to spójnie nie zagra, to będziemy mieć do czynienia z problemem braku energii elektrycznej w Polsce. Energii odnawialnej ze Skandynawii czy energii jądrowej z Czech nie sprowadzimy z uwagi na ograniczoną przepustowość systemu sieciowego. Mało tego, nawet gdybyśmy zbudowali niezbędne połączenia transgraniczne, to i tak z uwagi na straty przesyłowe będziemy płacić za energię tyle, ile kosztowałaby nas uwzględniając wydatki związane z emisją CO2.
Jak w takim razie wyglądają wasze doświadczenia z CCS? Od czegoś trzeba zacząć. Paradoks CCS polega na tym, że legislacja w tym względzie jest na bardzo wczesnym etapie, podczas gdy oczekiwania są takie, jak gdyby CCS był bardzo zaawansowaną technologią. Weźmy pod uwagę fakt, że dyrektywa CCS określająca zasady poszukiwania złóż i składowania CO2 weszła w życie dopiero pół roku temu. Wobec tego trudno oczekiwać, żeby Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Owszem, istnieje ryzyko, że do 2030 r. nie znajdziemy dojrzałej, taniej technologii wychwytywania i magazynowania CO2 – ja tego nie ukrywam.
Może zatem lepiej zaangażować te środki w rozwój efektywnej energetyki odnawialnej? My, niezależnie od prac nad CCS, chcemy to robić, na ile jest to możliwe w polskich warunkach.
Ile, Pana zdaniem, możemy produkować energii ze źródeł odnawialnych? Na wstępie zinwentaryzujmy technologie energii odnawialnej, które w Polsce możemy wykorzystać. Jeżeli przyjmiemy założenie, że po 2030 r. obowiązkowi sekwestracji CO2 podlegać będzie również spalanie biomasy, to wówczas pozostaje nam: woda, wiatr, słońce, geotermia oraz być może fale morskie. W tym miejscu należy sobie zadać pytanie, jaki jest potencjał każdego z tych źródeł? Wydaje się, że największy potencjał ma wiatr. Proszę jednak zauważyć, że obecnie efektywność energii wiatrowej jest czterokrotnie niższa niż energii konwencjonalnej. Z 1000 MW energii wiatrowej można uzyskać 2 TWh, podczas gdy z tej samej mocy na węglu 8 TWh. Dodatkowy problem polega na tym, że elektrowni wiatrowej musi towarzyszyć porównywalna mocą elektrownia konwencjonalna, jako rezerwa w systemie na wypadek, gdyby mówiąc obrazowo, wiatr przestał wiać. Uruchomienie źródła konwencjonalnego musi być na tyle sprawne, żeby nie zakłócić dostaw energii. Dlatego w tym przypadku najlepsze są źródła gazowe. Spójrzmy na to jeszcze z punktu widzenia infrastruktury. Przeciętna turbina wiatrowa, budowana w Polsce, ma moc 1 MW. W tej sytuacji, żeby zastąpić 10 tys. MW energii węglowej, należałoby postawić 40 tys. turbin wiatrowych. Powierzchnia zabudowy każdej turbiny wynosi 2–3 hektary, więc trudno mi nawet sobie uzmysłowić, jak dużą część powierzchni kraju należałoby zabudować farmami wiatrowymi, żeby sprostać potrzebom energetycznym Polski. Biorąc to pod uwagę, uważam, że Polska nie ma takiego potencjału energii wiatrowej. Jest Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
jeszcze pewien potencjał w postaci biogazowni oraz energii słonecznej, z tym, że wykorzystanie energii słonecznej w Polsce jest o co najmniej połowę mniej efektywne, niż na południu Europy. Wspomniane źródła także są limitowane, podobnie jak energetyka wodna, których możliwości obliczam na setki, a nie tysiące MW.
Wychodzi nam zatem... Według wyliczeń ekspertów zarówno polskich, jak i europejskich, Polska jest w stanie wyprodukować w 2020 r. niecałe 15 proc. energii z źródeł odnawialnych. Moim zdaniem jest to wielce ambitny plan, bo wiążą się z tym nie tylko ogromne nakłady inwestycyjne w sferze wytwarzania, ale także w obszarze przesyłu i dystrybucji.
No to może trzeba sięgnąć po energię jądrową? Jestem osobiście przekonany o potrzebie energetyki jądrowej w Polsce. Przy czym, jeśli ktoś uważa, że elektrownie jądrową da się wybudować w stosunkowo krótkim czasie, to posłużę się przykładem Finlandii. W Olkiluoto powstaje czwarty reaktor jądrowy o mocy 1600 MW. Finowie mają to szczęście, że nie muszą zmieniać regulacji prawnych dotyczących energii jądrowej, jest zgoda społeczna na tego rodzaju inwestycje, jest gotowy projekt, inwestor posiada pozwolenie środowiskowe, a i tak harmonogram prac zakłada, że blok ten zostanie oddany do użytku dopiero w 2020 r. Proszę teraz dodać niezbędną ilość czasu dla uzyskania decyzji środowiskowej, nie mówiąc o koniecznych zmianach w regulacjach prawnych, żeby rozpocząć taką inwestycję w Polsce. Mało tego, Polska nie ma odpowiednio wykształconych fachowców, którzy będą dopuszczać do eksploatacji kolejne elementy elektrowni jądrowej.
Przecież taką technologię można kupić zagranicą i powierzyć jej budowę zagranicznym fachowcom. No, ja osobiście nie życzyłbym sobie scenariusza, w którym ktoś przyniesie nam „czarną skrzynkę” mówiąc: to jest elektrownia jądrowa, proszę do niej nie zaglądać, my za nią odpowiadamy, proszę – tu podpinamy i jest napięcie. Dziś bezpieczeństwo energetyczne każdego kraju zależy od tego, by regulacja wewnętrzna była dobrze przygotowana i dobrze zorientowana na to, co jest w tej „czarnej skrzynce” pod nazwą elektrownia jądrowa. Zakładam, że tempo wprowadzenia energetyki jądrowej pozwoli Polsce oddać do użytku pierwsze reaktory w okolicach lat 2025–2030. Uważam, że energetyka jądrowa jest jedynym możliwym rozwiązaniem, które w przyszłości pozwoli zastąpić elektrownie węglowe.
Zapomnieliśmy o gazie ziemnym, który upomina się o polską energetykę. Jestem zdania, że w Polsce musi powstać grupa elektrowni gazowych, jeśli myślimy poważnie o energetyce wiatrowej, mająca charakter regulacyjny, uzupełniająca czasowe niedobory energii wiatrowej w systemie elektroenergetycznym. Według mojej oceny, energetyka gazowa w Polsce to w przyszłości rząd wielkości 2000 MW. Nie traktowałbym jednak gazu jako alternatywy dla źródeł konwencjonalnych z uwagi na cenę surowca, a przede wszystkim niepewność jego dostaw. Rozmawiał: Jacek Srokowski TEBERIA
29
DO DYSKUSJI
30
TEBERIA
DO DYSKUSJI
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
TEBERIA
31
ŚWIAT
ŚWIAT
Zielona dziesiątka z Manchesteru Choć Manchester najczęściej bywa kojarzony z jedenastką Czerwonych Diabłów piłkarskiego klubu Manchester United, tym razem nie o ten zespół i nie o futbol chodzi. Latem tego roku panel ekspertów, który zebrał się podczas Międzynarodowego Festiwalu w Manchesterze, zaproponował listę rozwiązań, dzięki którym najskuteczniej możemy stawić czoła globalnemu ociepleniu.
P
odczas trwającej od 2 do 19 lipca tego roku, drugiej edycji Międzynarodowego Festiwalu w Manchesterze, oprócz licznych wydarzeń z szeroko pojętego świata kultury, jak głosi hasło festiwalu: „Oryginalnych, nowych i szczególnych”, odbył się także panel poświęcony zmianom klimatu. Wzięli w nim udział zaproszeni z inicjatywy dziennika „The Guardian” i organizatorów festiwalu specjaliści, którzy ocenili 20 spośród nadesłanych pomysłów na to, jak zapobiec zmianom ziemskiego klimatu. Wśród ekspertów panelu znaleźli się m.in.: Dan Reicher, dyrektor do spraw zmian klimatu oraz energii w Google i przewodniczący Amerykańskiej Rady ds. Energii Odnawialnej, Chris Goodall, edytor carboncommentary.com i autor książek, takich jak: „Zielony przewodnik dla biznesu” czy „Dziesięć technologii na ratunek planecie”, oraz w charakterze gościa – Ed Miliband, minister ds. klimatu i energii Wielkiej Brytanii. Pierwsza dziesiątka wg ekspertów panelu przedstawia się następująco: l Skoncentrowana energia słoneczna – czyli wykorzystanie skupionego światła słonecznego odbitego od układu luster do podgrzania wody i zamiany jej w parę, która napędza turbiny generatorów. Elektrownie zbudowane z układów takich luster na pustyni byłyby w stanie dostarczać energii wielu miastom, a nawet całym państwom Europy.
TEBERIA
nergia morska – turbiny umieszczone w wodach płylE wowych lub przy głębokich prądach oceanicznych mogą dostarczać ogromnej ilości energii.
lE lektrownie jądrowe, których praca oparta będzie na torze. Przejście z paliwa uranowego na tor może prowadzić do tańszej, bezpieczniejszej i bardziej zrównoważonej energetyki atomowej.
egeneracja łąk i pastwisk – wypas bydła w sposób ogralR niczający jego swobodne przemieszczanie się może pomóc odrodzić się licznym łąkom i obszarom trawiastym, sprzyjając zatrzymywaniu dużych ilości dwutlenku węgla.
akłady pochłaniające węgiel przez współspalanie węgla lZ i drewna. Rozwój opłacalnych technologii pochłaniania i przechowywania dwutlenku węgla może prowadzić m.in. poprzez elektrownie o „ujemnym bilansie węgla”, spalające mieszankę węgla i drewna.
lC eramiczne ogniwa paliwowe – przydomowe ogniwa paliwowe to superwydajne minielektrownie, które są w stanie zapewnić tanią elektryczność i ciepłą wodę. 32
l S ekwestracja węgla i podnoszenie wydajności plonów z wykorzystaniem biowęgla – zamiana odpadów zielonych oraz innego typu biomasy w biowęgiel, czyli węgiel drzewny, jest w stanie zmniejszać ilość dostępnego dwutlenku węgla, a wprowadzenie biowęgla w gleby uprawne zwiększa plonowanie prowadzonych upraw.
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
lW ydajne kuchenki – proste i niedrogie piece kuchenne na biomasę są w stanie obniżyć emisję, a także pomóc w gospodarce leśnej i ochronie zdrowia. l Powszechny dostęp do środków planowania rodziny – jednym z tańszych i wydajniejszych sposobów na spowolnienie wzrostu populacji ludzi na świecie, a tym samym zmniejszenie emisji zanieczyszczeń oraz zmian klimatu jest inwestycja w wymiarze globalnym w planowanie rodziny i edukację seksualną. Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
lZ większenie wydajności energii geotermalnej – tzw. „gorące skały”, które mogą być wykorzystane w systemach geotermalnych w wielu miejscach na świecie.
Do drugiej dziesiątki zakwalifikowały się następujące propozycje: l Obligacje energetyczne – pomyślane jako system wspieranych przez rządy instrumentów polityki ekologicznej, służący inwestorom oraz instytucjom do finansowania przejścia na energię ze źródeł odnawialnych. l Gigantyczne „żołądki” dla glonów – technologia oparta na wielkich, plastikowych „organach trawienia” znajdujących się w morzu i wykorzystywanych do procesów trawienia glonów zbieranych z okolicznych wód. Uzyskany w ten sposób metan mógłby służyć do ogrzewania, a dwutlenek węgla byłby zatapiany. l Metanol i sztuczna fotosynteza – elektrownie generują dwutlenek węgla. Mógłby on być zamieniany w metanol, który następnie można wykorzystać jako paliwo do samochodów lub do produkcji energii elektrycznej. l Dodawanie wapna do wody w oceanach – dodatek ten ma zdolność obniżania pH oceanów w kierunku bardziej zasadowego, co może prowadzić do obniżania zasobów atmosferycznego dwutlenku węgla. l Oddawanie w leasing samochodów o niskich parametrach emisji – lekkie samochody charakteryzujące się niskimi wartościami emisji zanieczyszczeń, mogłyby obniżyć wartości emisji w sektorze transportu. l Energia słoneczna i taryfy gwarantowane – ogniwa krzemowe mogą prowadzić do obniżenia wartości emisji pośrednio i bezpośrednio – przy odpowiednio skonstruowanym systemie zachęt i bodźców finansowych ze strony państwa mogą stać się bardzo dobrym rozwiązaniem w długookresowej perspektywie. l Nowe wytyczne rozwoju – gruntowna przebudowa systemu wartości w kierunku ograniczenia konsumpcji oraz redukcji emisji. l Statki produkujące chmury – statki, które podczas pracy silnika wytwarzają chmury drobnych kropel wody mogą przyczynić się do zwiększenia powłoki chmur wokół Ziemi, a tym samym odbijania większej ilości promieniowania słonecznego docierającego do naszej planety. Te i inne – często niecodzienne – rozwiązania dyskutowano i oceniano niedawno podczas festiwalu w Manchesterze, aby następnie poddać je pod osąd opinii publicznej i w formie raportu przedłożyć politykom, którzy spotkają się w grudniu w Kopenhadze na obradach szczytu klimatycznego. Tomasz Siobowicz TEBERIA
33
ŚWIAT
ŚWIAT
Poza siecią Dlaczego małe, lokalne źródła energii - mikrosieci energetyczne - mogą być odpowiedzią na nasz kryzys energetyczny. I dlaczego wielkie zakłady energetyczne walczą z nimi z całych sił. Tekst: Anya Kamenetz
W
kwietniu 2007 r., w ogródku za domem w Johnson Valley w Kalifornii, pustynnej osadzie liczącej 440 mieszkańców, położonej na skraju parku narodowego Joshua Tree wylądował helikopter. „Jeden z sąsiadów wyszedł z domu i zapytał gości, co robią kilkadziesiąt metrów od jego domu”, wspomina jeden z mieszkańców, Jim Harvey. „Powiedzieli – Jesteśmy z Wydziału do spraw Wody i Energetyki miasta Los Angeles (LADWP) i gratulujemy! Jesteście szczęśliwymi zwycięzcami loterii zupełnie nowej linii energetycznej, która ma przebiegać przez środek waszego miasteczka.” Ta linia energetyczna jest nazywana Green Path North (Północna Zielona Ścieżka) – to 136-kilometrowa linia przesyłowa wysokiego napięcia z Los Angeles, biegnąca przez państwowe i prywatne ziemie, łącząca to miasto z potencjalnymi geotermalnymi i słonecznymi zasobami energii, a cały ten interes ma być własnością LADWP i będzie opłacany całą następną dekadę przez podatników. Koszt: do miliarda dolarów za samą linię przesyłową plus niezliczone miliardy za same jeszcze nie ujęte w planie elektrownie. Jakieś 800 hektarów pustyni miałoby zostać przeznaczone pod projekt, który mógłby, jeśli kiedykolwiek zostanie ukończony, dostarczać około 800 megawatów elektryczności pochodzącej ze źródeł odnawialnych – ilość wystarczającą na potrzeby 600 000 domów.
Green Path North jest dość typowym przykładem posunięcia związanego z energią pochodzącą ze źródeł odnawialnych w Stanach Zjednoczonych: inwestycja wielka, kosztowna, powolna i spektakularnie niepewna. Dwadzieścia osiem stanów zdeklarowało chęć do zmiany ich bilansu energetycznego do poziomu, na którym przynajmniej 10 proc. energii pochodzi ze źródeł odnawialnych, a w momencie druku (tego artykułu – red.) Kongres Stanów Zjednoczonych debatował nad narodowym poziomem docelowym 15 proc. do roku 2020. Lecz nawet, jeśli wielu z nas postrzega tę chwilę jako moment próby, kluczową okazję do ponownej oceny tego, jak my, w Stanach Zjednoczonych, wytwarzamy i wykorzystujemy energię w skali kraju, rząd federalny wydaje się być gotów na to, aby pozwolić właścicielom starego porządku energetycznego wystąpić w roli planujących ten nowy porządek. Duże zakłady energetyczne mocno naciskają, by mogły robić to, co robią najlepiej – skłaniać rząd do przyznania środków na budowę kosztujących wiele miliardów dolarów, odległych, ogromnych farm słonecznych i wiatrowych położonych na milionach akrów, połączonych z czym się da przez monstrualne linie przesyłowe. Senator Harry Reid z Nevady wprowadził przepisy służące przyspieszeniu wdrożenia narodowej „elektrycznej autostrady” (były wiceprezydent USA Al Gore jest kolejnym z jej orędowników). „Potrzebny jest nam wydajny sposób na to, u
Fot. dreamstime
34
TEBERIA
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
TEBERIA
35
ŚWIAT
ŚWIAT
polegały zakłady energetyczne od ponad stu lat. Nic zatem dziwnego, że tak wiele z nich walczy z mikrosiecią energetyczną na każdym kroku. Teoretycznie mikrosieć energetyczna jest prosta. Wyobraźmy sobie, że moglibyśmy pójść do Home Depot (amerykańska sieć hipermarketów, która zajmuje się sprzedażą niemal wszystkich rodzajów materiałów budowlanych – red.) i wybrać turbinę wiatrową lub panel słoneczny, które są tak łatwe w instalacji, jak np. pralka. Wytwarzają całą elektryczność, jakiej potrzebuje nasz dom i koszt instalacji zwraca się zaledwie w kilka lat. Nasz dom w dalszym ciągu jest podłączony do istniejącej sieci i elektrowni, lecz jest to połączenie w dwie strony: jest tak samo prawdopodobne, że będziemy dostarczać energię do sieci, jak to, że będziemy ją z niej pobierać. Nasze źródło energii komunikuje się z resztą systemu poprzez dwukierunkowy inteligentny licznik, a my możemy obserwować nasze zużycie i produkcję energii w czasie rzeczywistym na iPhonie. Może mamy również w garażu elektryczny samochód; jego akumulator służy również jako rezerwowy „magazyn” energii dla domu. A teraz najlepsze: zakładając, że produkujemy więcej energii, niż pobieramy, zamiast rachunku za prąd na koniec miesiąca dostajemy wyciąg z informacją o wpłacie na nasze konto.
Niedaleko Urzędu Miasta w Cambridge w stanie Massachusetts znajduje się nieoficjalny prototyp modelu mikrosieci energetycznej. W 1983 r., gdy Sue
u by pobierać energię wytworzoną często w odległych rejonach i przesyłać ją tam, gdzie jest potrzebna”, powiedział Reid w Senacie USA wiosną tego roku. „Czystszy, bardziej przyjazny dla środowiska krajowy system przesyłowy – elektryczna autostrada – musi być kluczowym na liście narodowych priorytetów.” Ale ludzie ci wydają się być ofiarami źle postawionego stwierdzenia. Nie ma niczego szczególnie wydajnego lub technologicznie zaawansowanego w przemysłowych, aluminiowostalowych przewodach; „straty przesyłowe” – energia utracona podczas przesyłu – dochodzą aż do 10 proc. w amerykańskiej, przeciążonej sieci energetycznej. Planowanie, zatwierdzanie i realizacja budowy linii energetycznych trwa długie lata; jedna tylko Green Path North od 2006 r. miała siedem potencjalnych tras przebiegu. A LADWP decyduje się zaryzykować, nie wiedząc, czy odległe, ogromne geotermalne i słoneczne elektrownie, z którymi miałby się połączyć, zostaną w ogóle wybudowane. W sumie federalne Bureau of Land Management (Biuro Zarządzania Gruntami) do dnia dzisiejszego otrzymało prawie 400 podań na budowę dużych elektrowni słonecznych i wiatrowych pokrywających ponad 900 000 hektarów na obszarach wiejskich. Jedynie kilka z tych podań przeszło przez ocenę oddziaływania na środowisko – a to jedynie pierwszy krok w wieloetapowym procesie planowania, wydawania pozwoleń i realizacji. W międzyczasie zakłady energetyczne zarabiają ogromne pieniądze na istniejących instalacjach, których praca opiera się na paliwach kopalnych. Często wydaje się, że według zakładów energetycznych odnawialne źródła energii są źródłami energii, ale przyszłej dekady. 36
TEBERIA
Harvey twierdzi, że ma lepszy pomysł. Założyciel Alliance for Responsible Energy Policy (Przymierza na Rzecz Odpowiedzialnej Polityki Ekologicznej) nie należy do osób narzekających na rzeczy dziejące się „tuż pod jego nosem”. „Jesteśmy dokładnym przeciwieństwem takiego podejścia; chcemy tego »tuż pod naszymi nosami«”, stwierdza. „Chcemy umieścić panele słoneczne na naszych dachach i na dachach domów naszych sąsiadów.” Leżące nieopodal miasto Palm Desert wprowadziło w sierpniu ubiegłego roku program finansujący pożyczki dla prywatnych właścicieli domów na panele słoneczne i w przeciągu kilku tygodni pieniądze te zostały wydane, a panele znalazły się na dachach. „Ten wybór jest oczywisty” mówi Harvey. „Jeśli decydujesz się na odnawialne źródła energii – chcesz by były to technologie czyste i by były dostępne na już i najlepszym sposobem, jakim można to osiągnąć są... dachy. Lecz zakłady energetyczne zajęły twarde stanowisko w kwestii udaremnienia tych programów. To właśnie one stoją na naszej drodze.” Coraz liczniejsze są dowody na to, że prywatne, powstające z inicjatywy konsumentów, niewielkich rozmiarów, geograficznie rozrzucone odnawialne źródła energii mogłyby zapewnić nam w 100 proc. zieloną przyszłość energetyczną szybciej i taniej, niż wielkie projekty energetyczne. Firmy, takie jak General Electric i IBM, rozmawiają już, przyjmując perspektywę, że połowa amerykańskich domów będzie wytwarzać własną energię elektryczną, ze źródeł odnawialnych, w ciągu następnych dziesięciu lat. Lecz rozproszona energetyka – nazwijmy ją mikrosiecią energetyczną – stwarza żywotne zagrożenie dla modelu biznesowego, na którym Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Butler kupiła swój dom, była to przeznaczona do rozbiórki ruina. Dzisiaj historyczny budynek w stylu włoskim, wybudowany w 1858 r., posiada pretensjonalną grację pasującą do osoby właścicielki: wiolonczela i skrzypce pośród dżungli roślin w pobliżu okna. Na dachu usytuowana jest mikroturbina wiatrowa o mocy 0,5 kW i panele słoneczne o łącznej mocy 5,5 kW, zasilające całe to przytulne obejście. Ten system był mniej więcej w połowie opłacony z dotacji o wartości 25 000 dolarów z Massachusetts Technology Collaborative (stanowa agencja ds. rozwoju ekonomicznego na rzecz energii odnawialnej i innowacyjnej gospodarki – red.), która nadzoruje fundusz zasilany z nadpłat z każdego rachunku za elektryczność w tym stanie. Zainstalowane panele mogą wyprodukować dwa do trzech razy tyle energii, ile potrzebuje dom pani Butler, co oznacza, że jej licznik kręci się wstecz, a ona sprzedaje nadwyżkę z powrotem do sieci – ta procedura nazywa się „rozliczeniami na zasadzie netto” (net-metering). Zgrabnym dodatkiem do systemu pani Butler jest zwykły przemysłowy licznik, który załatwiła sobie z NSTAR – lokalnych zakładów energetycznych. W przeciwieństwie do zryczałtowanej stawki naliczanej według liczników elektryczności dla mieszkańców, liczniki przemysłowe pokazują cenę energii w zależności od zużycia w ciągu dnia. Pani Butler może „magazynować” prąd w akumulatorach w swojej piwnicy – są w stanie zgromadzić wystarczająco dużo energii, aby zasilać jej dom przez tydzień – i odsprzedawać ją do sieci w godzinach szczytu. „To przykład wykorzystującej proste rozwiązania techniczne inteligentnej sieci energetycznej” mówi Jonah DeCola, wygadany inżynier samouk i stolarz, który poskładał w jedną całość system pani Butler jako dowód słuszności tej koncepcji. DeCola robi karierę składając w całość systemy, takie jak ten i ucząc tego fachu dzieciaki w community college (odpowiednik polskich szkół policealnych – red.). Obliczył, że zwrot kosztów z systemu pani Butler wartego 60 000 dolarów Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
nastąpi po czterech i pół roku lub nawet szybciej. „Ta pani otrzymuje premię za swój prąd”, mówi. A teraz wyobraźmy sobie co następuje. Każda Sue Butler może potencjalnie zasilać trzy domy. Umieśćmy jeden taki dom pomiędzy dwoma sąsiednimi i w rezultacie otrzymamy elektrownię zasilaną ze źródeł odnawialnych w samym centrum miasta. Firmy budowlane, stawiające biurowiec lub centrum handlowe, bez problemu mogą zainstalować 10 razy więcej paneli słonecznych; a miasto może pójść jeszcze dalej, tak jak okręg Hull, część Bostonu, który obecnie posiada dwie turbiny wiatrowe o mocy w sumie ponad 2 megawatów i planujący instalację czterech kolejnych, aby zasilać całe miasto. Może już słyszeliście Państwo co nieco o tym, że jak firmy, takie jak Cisco, Google, GE i IBM, inwestują miliardy dolarów w tak zwane inteligentne sieci, w oprogramowanie i cyfrowe urządzenia, które pozwolą konsumentom i producentom energii podejmować mądre, skuteczne decyzje w związku ze swoim zużyciem energii elektrycznej? No i właśnie niezwykle udane rozwiązanie pojawia się, gdy to wy – konsumenci – możecie faktycznie zarobić rozsądnie korzystając z energii. To, o czym tu mówimy, jest być może zmianą tak znaczącą, jak przejście z dużych jednostek obliczeniowych na PC-ty lub z telefonów stacjonarnych na komórkowe – to przejście od molochów scentralizowanych elektrowni do sieci prywatnych, odnawialnych, geograficznie rozproszonych instalacji, zarządzanych przy użyciu tego samego rodzaju oprogramowania, które przełącza kierunek strumienia pakietów danych, regulując przepływ informacji w Internecie. W mikrosieci energetycznej chodzi o kontrolę leżącą po stronie konsumenta – łączy ona finansową motywację wraz z pomocą ze strony rozwiązań informatycznych, aby sprawić, że odnawialne źródła energii i wydajność staną się opłacalne dla przeciętnego właściciela domu, firmy deweloperskiej lub nawet miasta. Ta gra polega na zwiększeniu udziału odnawialnych źródeł energii do wystarczająco dużych rozmiarów i wystarczająco szybko, aby zrównać się w kosztach ze źródłami konwencjonalnymi. Dachowe panele słoneczne, dla przykładu, obecnie kosztują przynajmniej 25 proc. więcej w przeliczeniu na wat zainstalowany niż instalacje paneli słonecznych w skali przemysłowej, nie licząc kosztów przesyłu i 10 proc. strat na linii przesyłowej. I możemy zacząć korzystać z energii w przeciągu miesięcy, a nie lat. Co więcej, zamiast modelu opłat narzuconego przez zakłady energetyczne, w którym ostatecznie to podatnicy przynoszą zyski zakładom energetycznym i ich udziałowcom, w przypadku mikrosieci energetycznej zysk trafia do ludzi, którzy zainwestowali w oszczędzanie i wytwarzanie swojej własnej energii elektrycznej, tworząc tym samym dodatnie sprzężenie zwrotne konsumenckich potrzeb. Skala mikrosieci energetycznej może także przynieść nieprzewidziane korzyści. Amory Lovins, „zielony” mędrzec z Rocky Mountain Institute (Instytutu Gór Skalistych) jest jednym z największych i najbardziej wpływowych fanów mikroenergetyki; napisał książkę „Małe jest opłacalne”, przedstawiając 207 dowodów na to, że tak właśnie jest. Czytamy w niej: „Rozproszona produkcja oznacza odporną i bezpieczną infrastrukturę – to dlatego bazy wojskowe i szpitale mają swoje własne elektrownie. Tworzy też tysiące lokalnych miejsc pracy przy planowaniu, instalacji i obsłuTEBERIA
37
ŚWIAT
dze w pobliżu ośrodków mieszkalnych”. „Mikroenergetyka trzy lata temu – ostatnie dane w skali globu – była trzecią częścią światowej nowej produkcji elektryczności i jedną szóstą w całości światowej produkcji” opowiada w charakterystyczny dla siebie sposób, kładąc nacisk na wymawiane kwestie. „Wzrost mikroenergetyki jest bardzo szybki i jest ona obecnie nieomal w całości finansowana przez prywatny kapitał. Rozproszona energia ze źródeł odnawialnych w 2007 r. otrzymała 91 miliardów dolarów w postaci nowych prywatnych inwestycji... Istnieje wiele wyraźnych powodów do tego, by uważać, że te statystyki są zwiastunem potężnej fali przemian w sektorze energetycznym”. „Małe jest opłacalne” kończy się stwierdzeniem, że ponieważ skala tych przedsięwzięć obniża ryzyko kapitałowe, stąd ekonomiczne korzyści: z każdego dolara zainwestowanego w energię z rozproszonych źródeł odnawialnych zysk może być o rząd wielkości (x10) większy, niż z tego samego dolara zainwestowanego w konwencjonalne elektrownie.
Nic dziwnego, że wielkie firmy zaczynają robić przymiarki do oszacowania potencjału mikrosieci energetycznej. „Największym dostawcom zaczęło świtać,
że pod ich stopami miało miejsce trzęsienie ziemi o sile 8 w skali Richtera” stwierdza Lovins. „Dwóch z nich – duże firmy, które produkują przemysłowe wyposażenie dla elektrowni – dzwoniło do mnie w zeszłym tygodniu, aby umówić się na strategiczne spotkanie w sprawie mikroenergetyki.” No i mamy też GE, wiodącego producenta w sektorze energetyki wiatrowej, który w kwietniu tego roku ogłosił 10-milionowe współfinansowanie Southwest Windpower – największego na świecie producenta małych turbin. Model Skystream firmy Southwest, zamocowany na 13-metrowym maszcie dostarcza od 40 proc. do 90 proc. energii elektrycznej, jaką zużywa przeciętnie dom. Kosztujący w detalu 12 000 do 18 000 dolarów, jest dostępny dla właścicieli domów już dziś wraz z symulacją czasu zwrotu z inwestycji obliczoną na cztery do pięciu lat po odjęciu dopłat w zależności od lokalnych cen energii i tego jak bardzo miejsce, w którym turbina jest zainstalowana, nadaje się do wykorzystania energii wiatrowej. Dyrektor generalny GE, Kevin Skillern, widzi w rozproszonej produkcji energii elektrycznej ogromny potencjał: „Rynek małej energetyki wiatrowej to obecnie niewiele ponad 100 milionów dolarów całkowitej sprzedaży, lecz rośnie o 40 do 50 proc. rocznie już od kilku lat. Połączenie programów dopłat i postępu technologicznego czyni z niego wysoce korzystny ekonomicznie zakup dla prawie połowy ludności Stanów Zjednoczonych... Z perspektywy zarówno naszego kapitału ryzyka, jak również niektórych członków seniorów w GE Energy rozproszona produkcja będzie wydarzeniem ogromnej wagi.” David Shepler z IBM Research wprowadził się do nowego, wyposażonego w cztery sypialnie domu w New York Hudson Valley w kwietniu tego roku; dom ten łączy w sobie wysoce energooszczędny projekt z geotermalnym ogrzewaniem i chłodzeniem oraz 10 kW paneli słonecznych. Jest pierwszym z planowanej inwestycji pod nazwą Green Acres (Zielone Akry), a także modelowym przykładem pracy Sheplera. Nazywa on energię „wyzwaniem naszych czasów”. A wizją IBM, jak twierdzi, jest „doprowadzenie do powstania prawdziwej rozproszonej produkcji energii na masową skalę – tak, że to nie będę tylko ja w New Paltz i kilku 38
TEBERIA
ekodziwaków rozrzuconych to tu, to tam, lecz jedna trzecia lub połowa dachów w miastach i miasteczkach z panelami słonecznymi”. Aby to stało się możliwe, IBM koncentruje się na oprogramowaniu dla inteligentnej sieci, które będzie zarządzało systemem o złożoności mogącej sięgać 2000 różnych dopływów energii na ponad 180 kilometrach kwadratowych w miejsce dwóch elektrowni. Pracuje również nad tańszymi bateriami słonecznymi (planuje się, że ceny spadną o 20 do 30 proc. jeszcze w tym roku), a Shepler współpracuje z rządem federalnym nad spisaniem zaleceń dotyczących dopłat oraz inwestycji w B&R. Allan Schurr, wiceprezes ds. strategii i rozwoju w grupie zajmującej się energią i elektrowniami w IBM stwierdza po prostu, że „rozproszona energetyka staje się faktem”. De facto, gdziekolwiek niewielka kwota publicznych funduszy wprawiła machinę w ruch, tam konsumencki apetyt na mikroenergetykę jest w zasadzie bez dna. Aby stwierdzić, jak szybko może się pojawić mikrosieć energetyczna, nie ma lepszego miejsca, aby przyjrzeć się temu zjawisku niż Niemcy, gdzie rynek został otwarty z hukiem dzięki temu, co jest znane pod nazwą feed-in tariff (opłaty ponoszone przez państwowe elektrownie na rzecz podmiotów dostarczających do sieci energię pochodzącą ze źródeł odnawialnych). Jeżeli naliczanie opłat na zasadzie netto (net-metering) jest zwykłym prawem do sprzedania naszej energii z powrotem do sieci po cenie detalicznej, to feed-in tariff dodaje to tego jeszcze wisienkę na torcie, pochodzącą z nadpłat ze wszystkich rachunków konsumenckich. W rezultacie feed-in tariff oferuje takie same finansowe warunki ogółowi obywateli, jakie otrzymują zakłady energetyczne za jakąkolwiek elektrownię, którą zbudują. Taryfy te zostały z powodzeniem wprowadzone w 47 krajach – lecz Niemcy są zdecydowanie na czele. Te rozwiązania prawne zostały w Niemczech wprowadzone w 1999 r., a bodziec ten wzmocniono w 2004 r., gwarantując małym producentom energii z dachowych paneli słonecznych czterokrotną stawkę rynkową przez 20 lat na jakąkolwiek ilość energii, jaką sprzedadzą z powrotem do sieci. W ubiegłym roku moc paneli słonecznych skoczyła od wartości przeciętnie nieco mniej niż 6 MW rocznie do 600 MW; całkowita moc 5,4 GW z paneli słonecznych obecnie działających w pochmurnych Niemczech stanowi oszałamiającą jedną trzecią całej światowej produkcji. Tak wywindowana liczba instalacji w międzyczasie spowodowała gwałtowny spadek cen i stworzyła przodujący w skali światowej przemysł z ćwierćmilionowym zatrudnieniem. Wszystko to za jedno dodatkowe euro na przeciętnym comiesięcznym rachunku – opłacie, której może uniknąć każdy, kto zostanie producentem dodatkowej ilości energii. W marcu Gainesville na Florydzie zostało pierwszym w Stanach Zjednoczonych miejscem, które przyjęło feedin tariff, z myślą o instalowaniu 4 MW pochodzących z energii słonecznej co roku przez następne 10 lat. Miasto to osiągnęło swój planowany pułap z 2009 r. w zaledwie trzy tygodnie, a pułap z 2010 r. niedługo później. Przedsiębiorcy przeprowadzają się tam, by finansować, instalować i oferować obsługę paneli słonecznych na domach i centrach handlowych, jak miasto długie i szerokie. Pomysł – zarówno tam, jak i w innych miejscach, jest taki, że ostatecznie liczba instalowanych paneli spowoduje obniżenie cen na tyle, że bodźce finansowe będą mogły być zniesione. Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Fot. ARC
ŚWIAT
Jeżeli mikrosieć energetyczna przedstawia sobą taki potencjał, to dlaczego nie osiągnęła ona skali gigawatów w Stanach Zjednoczonych? Jedna z odpo-
wiedzi na to pytanie jest taka, że takie działanie wystawia lokalnych producentów energii do walki przeciw samym zakładom energetycznym. Jeżeli scenariusz rozproszonej dystrybucji przypomina telefony komórkowe, to obsadza zakłady energetyczne w roli zakładów telefonicznych Bella – przestarzałego, obecnie panującego monopolisty. Ed Legge z Instytutu Elektrycznego Edisona, organizacji zajmującej się lobbingiem na rzecz państwowego przemysłu energetycznego (i lider państwowych wysiłków zmierzających do przeciwstawienia się federalnym celom w związku z energią ze źródeł odnawialnych), jest zaskakująco szczery w tej kwestii: „Najprawdopodobniej nie będziemy opowiadać się za czymkolwiek, co spowoduje skurczenie się naszych interesów. Wszystkie elektrownie będące własnością udziałowców są zbudowane na modelu centralnej produkcji, który wymyślił Thomas Edison: Masz dużą elektrownię, przesyłasz energię i dystrybuujesz ją. Rozproszona produkcja zupełnie zmienia ten obrazek – jest lokalna.” Ta postawa jest zrozumiała. W końcu, jeśli elektrownie nie są właścicielami rozproszonych źródeł energii, nie mogą też wystawiać rachunków za produkowany przez nie prąd. A biorąc pod uwagę bliskie związki pomiędzy elektrowniami a stanowymi ustawodawcami są w stanie i faktycznie rzucają najrozmaitsze kłody pod nogi, aby tylko sprawić, że programy na rzecz dachowych paneli słonecznych i im podobne pozostały marginalne. Organizacja non-profit pod nazwą Sieć na rzecz Network for new Energy Choices (Wyboru Nowej Energii) wydaje rokrocznie raport pod nazwą „Uwolnić Sieć” śledzący rozrost przyjaznych mikrosieci energetycznej rozwiązań prawnych. Te odznaczają się tendencją do wzrostu liczebności – 42 stany mają obecnie regulacje dopuszczające naliczanie opłat na zasadach netto (net-metering) w jakiejś formie. Lecz przyglądając się uważniej temu, co napisano drobnym drukiem, 28 z tych Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
stanów otrzymało oceny mierne i niedostateczne, ponieważ ich prawa są zbyt restrykcyjne, aby umożliwić udział w produkcji energii zwykłemu mieszkańcowi. James Rose, który napisał raport, wyróżnia Teksas jako jaskrawy tego przykład: w czerwcu 2007 r. gubernator Rick Perry podpisał się pod uchwałą nr 3693 – znaczącym projektem na rzecz ochrony środowiska i wydajności energetycznej. Choć nowe prawo wzywało do wprowadzenia rozliczania się dostawców energii ze źródeł odnawialnych na zasadach netto „tak szybko jak tylko to możliwe”, raport wyjaśniał, że elektrownie przyjęły twarde stanowisko przeciwko tym postanowieniom na gruncie prawnym i ostatecznie stanowe prawo nie zezwala na nic podobnego. „Dało się odczuć, że niektóre osoby, które nie były zainteresowane istnieniem rozliczania się na zasadach netto, miały wiele do powiedzenia w sprawie tego, jak te zasady należy definiować”, mówi Rose, dobierając słowa dość ostrożnie.
Colorado Mountain College’s West Garfield oferuje szkolenia z zakresu technik instalacji baterii słonecznych.
Taktyczne zagrywki, które stosują zakłady energetyczne, aby ochronić swoje zyski, mogą przyprawić o zawrót głowy rozsądnie myślącą osobę. „Kilka lat
temu w Arizonie mieliśmy uchwalone ułatwienia finansowe dla produkcji energii ze źródeł odnawialnych” mówi Adam Browning, szef grupy Vote Solar. „Lokalne zakłady energetyczne stwierdziły, że pobiorą opłaty za całą elektryczność, która nie zostanie od nich zakupiona. Argumentem było: Mamy stałe koszty związane z utrzymaniem sieci przesyłowej i dystrybucją. Więc jeśli nie kupicie od nas my i tak chcemy obciążyć was za to, co wam »się należy«”, co jest obliczane jako wszystko, oprócz kosztów niezużytego paliwa – ropy, która nie zostanie spalona w związku z wyborem źródeł odnawialnych. Tak więc zwykli użytkownicy płaciliby 11 centów za kilowatogodzinę, a klienci z panelami słonecznymi na dachach – nawet nie korzystający z usług zakładów energetycznych – i tak musieliby płacić 6,8 centa za kilowatogodzinę. „Wynajęliśmy adwokata, aby to podważyć i ostatecznie wygraliśmy” mówi Browning. Dziś Arizona TEBERIA
39
ŚWIAT
ŚWIAT
Nie ma takiego miejsca, gdzie konflikt pomiędzy starym kursem, a sprawnym przejściem do czystej energii nie byłby bardziej wyrazisty niż w Los Angeles. Los Angeles Department of Water and Power (Wydział
Wodociągów i Energetyki Los Angeles) to największe miejskie zakłady energetyczne w Stanach Zjednoczonych. Możecie je Państwo kojarzyć pod postacią zagadkowego łotra w filmie „Chinatown”, który zdobył Oskara w 1974 r., i który dramatycznie przedstawiał prawdziwą historię z lat 30. ubiegłego wieku o tym, jak woda została wypompowana z kalifornijskich pól uprawnych i trafiła w ręce prywatne. Cyniczny prywatny detektyw, grany przez Jacka Nicholsona, pyta makiawelicznego dyrektora, granego przez Johna Hustona, co chciałby kupić za wszystkie swoje pieniądze, a Huston odpowiada: „Przyszłość, panie Gittes! Przyszłość!” LADWP walczył z zieloną przyszłością przez ostatnie 10 lat (odmówił komentarza do tego artykułu.) W 1999 r., gdy pierwsze dopłaty na rzecz zielonej energetyki zostały uchwalone w mieście, LADWP po cichu dobiło targu z największymi 30 użytkownikami elektryczności w mieście, oferując im 5proc. rabaty na okres 10 lat w zamian za nie budowanie lokalnych elektrowni i nie instalowanie paneli słonecznych. Był to m.in. system szkół publicznych, największy klient zakładów w mieście, który wtedy startował z budową 100 nowych szkół, a które dziś mogłyby mieć panele słoneczne. W tym samym czasie zakłady energetyczne naliczyły dodatkową opłatę innym klientom, jak na przykład Los Angeles Community College District (Okręgowemu Zespołowi Szkół Policealnych), który zdecydował się produkować własną energię. Słoneczne Los Angeles wykorzystuje obecnie tylko 1 proc. energii słonecznej, lecz rośnie nacisk na to, by zwiększyć tę ilość; cel burmistrza Antonio Villaraigosa to 20 proc. energii ze źródeł odnawialnych już w przyszłym roku. W odpowiedzi, jesienią zeszłego roku, LADWP uruchomiło Plan B, wystąpiło z wnioskiem o głosowanie, wzywającym do zain40
TEBERIA
stalowania 400 megawatów dachowych paneli słonecznych na budynkach dużych centrów handlowych, przemysłowych i administracyjnych. Jak dotąd, wszystko się zgadza. Haczykiem było to, że cała ta instalacja miała być zamontowana, utrzymywana i pozostać własnością LADWP nawet na terenie prywatnym i kosztować w sumie 3,5 miliarda dolarów – do tego miała być pokryta z opłat poniesionych podatników poprzez szacowany 2-proc. do 4-proc. wzrost rachunków z zakładów energetycznych. Nie przewidywano żadnych korzyści dla właścicieli posesji, gdzie miały się znajdować elementy tej instalacji. Niezależna firma consultingowa, wynajęta przez miasto, zakwestionowała samą zdolność LADWP do obsługi logistyki takiego projektu. Pojawia się Ron Kaye. Kaye przybył do LA w 1980 r. jako... część świty indyjskiego guru i przez 23 lata był redaktorem w „Los Angeles Daily News”, drugiej co do wielkości gazety w mieście. W zeszłym roku, po tym, jak został posłany na zieloną trawkę przez nowych właścicieli gazety, przebranżowił się i został autorem bloga oraz pełnoetatowym podżegaczem. Występuje w amatorskim filmie wideo na swojej stronie internetowej, dopiekając historyjkami radzie miejskiej za jej uchybienia, atakując choćby osobę Waltera Matthau. Sposób, w jaki Plan B został wprowadzony pod głosowanie, wywołał zapalenie przez Kaye’a czerwonego światła i powołanie tymczasowej koalicji, która miała się temu przeciwstawić. Zwolennicy Planu B pozwali go i jego koalicję do sądu, lecz sprawa została oddalona; stronnictwo Kaye’a ostatecznie zostało pokonane w głosowaniu o niecały 1 proc. wydając na ten cel 75 000 dolarów w porównaniu z 1,6 miliona dolarów wydanych przez LADWP. Pomimo wyników głosowania, LADWP wciąż jest otwarcie i stanowczo zdeterminowane, aby utrzymać kontrolę wszelkich obiektów do wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych w mieście. „Każdy dzień związany z tą sprawą był pouczającym doświadczeniem” mówi Kaye. „Cała ta sprawa wyjaśnia, dlaczego LA posiada najwięcej elektrowni węglowych w kraju, dlaczego jest uzależnione od paliw kopalnych i pozostaje w tyle za innymi zakładami energetycznymi w przejściu do pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych”. Problemem, jak mówi Kaye, jest to, że „LADWP uznaje za konieczność zmonopolizowanie zasobów”. Monopole elektryczne miały zniknąć dziesięć lat temu, lecz dzięki wpadce Enronu deregulacja jest jedynie na wpół ukończonym eksperymentem. Prawie nikt nie chce się pozbyć całkowicie zakładów energetycznych, lecz może już czas, aby poszły drogą swojej mniej więcej równolatki – kolei żelaznej. Pod koniec XIX wieku kompanie kolejowe stanowiły największą, najpoważniejszą, najbardziej dynamicznie i najmocniej inwestującą gałąź przemysłu w kraju; ich właściciele i finansiści zgromadzili prawdziwe hałdy pieniędzy, niczym w grze Monopoly, kładąc tory pomiędzy jednym wybrzeżem a drugim. Dziś sieć kolejowa ma ciągle zasadnicze znaczenie dla przewozu towarów i wśród osób dojeżdżających do pracy, lecz jest tylko jednym z elementów o wiele bardziej zróżnicowanego, szybszego i bardziej elastycznego systemu transportu. Wygląda jednak na to, że obywatele, ustawodawcy, a nawet działacze na rzecz ochrony środowiska zostali uwikłani w energetyczne status quo. „Chcemy się upewnić, że zakłady energetyczne nie będą postrzegały jako zagrożenia dla swoich dochodów tego, że klienci produkują swoją własną elektryczNr 1(3) STYCZEŃ 2010
ność”, powiedział mi Ashok Gupta, analityk energetyczny przy Radzie do spraw Ochrony Zasobów Naturalnych. Ale dlaczego nie? Jeśli jesteśmy w stanie wykorzystać publiczne pieniądze, aby dać prawo klientom zarówno do obniżenia zużycia energii, jak i produkowania swojej własnej zielonej energii, to dlaczego ktokolwiek, oprócz udziałowców, miałby się troszczyć o to, czy zakłady energetyczne zostaną zdegradowane do podrzędnej roli, czy nie?
W Massachusetts łatwiej niż gdziekolwiek indziej można sobie wyobrazić rozwój zakładów energetycznych. Tutaj, od momentu deregulacji, zakłady ener-
getyczne zostały prawnie wyłączone z produkcji – kupują energię od podwykonawców, co czyni je teoretycznie obojętnymi na to, czy prąd pochodzi od wielkich producentów, czy z małych lokalnych źródeł. Skromne lobby Wydziału do spraw Energetyki i Ochrony Środowiska (ten stan jako pierwszy połączył obydwa wydziały) chlubi się tablicą ogłoszeniową zapchaną wycinkami prasowymi wychwalającymi Uchwałę o Zielonych Wspólnotach (Green Communities Act), którą gubernator Deval Patrick podpisał zeszłego roku latem, jako jedną z najbardziej dalekowzrocznych strategii w kraju. Jak sugeruje nazwa tej uchwały, wsparcie dla lokalnych instalacji do produkcji energii ze źródeł odnawialnych, których właścicielami są miasta, firmy prywatne i mieszkańcy, od morskich elektrowni wiatrowych do dachowych paneli słonecznych, jest tu główną strategią. Sekretarz stanu ds. energetyki i ochrony środowiska, Ian Bowles, jest mózgiem Uchwały o Zielonych Wspólnotach. Wyraża się otwarcie i sarkastycznie jednocześnie, przyglądając się wszystkiemu, co się wokół niego dzieje dokładnie, co też pozwala przypuszczać, że niewiele uchodzi jego uwadze. Pracował nad Protokołem z Kyoto za prezydenta Clintona i uważa, że przemysł energetyczny aż nadto dojrzał do transformacji. „Można tu znaleźć tak wiele niewykorzystanych okazji”, mówi. „To trochę tak, jakbyśmy ciągle korzystali z tych samych starych telefonów z tarczą obrotową”. Stwierdza, że zakłady energetyczne są „historycznie opasłe, tępe i zadowolone z siebie, wciąż funkcjonują i zajęte są swoimi sprawami, odbijając sobie straty na swoich stawkach i dostarczając pokaźnych przychodów ich udziałowcom.” Ale sugeruje również, że może istnieć na tym właśnie rynku nowa nisza:
„To, czego brakowało, to, w przeciwieństwie do firmy Verizon na rynku telefonów komórkowych, poważna firma, która by nadała sprawie marketingowego wsparcia – w telewizji, z darmowym numerem kontaktowym, np.: Obniż zużycie energii w Twoim domu o połowę! Dzięki Home Depot”. Będzie to wymagało naprawdę dużej politycznej odwagi, aby stworzyć rynek dla mikrosieci energetycznej wystarczająco duży, by wciągnąć w to Wal-Mart czy Home Depot, lub nawet po to, by założyć firmę taką, jak firma Clean and Smart Jonaha DeColi lub dziesiątki innych, pojawiających się, jak Stany Zjednoczone długie i szerokie. Nawet w Massachusetts indywidualne instalacje są ograniczone do 2 megawatów (10 megawatów dla miast lub miasteczek) i to jedynie 1 proc. szczytowej wydajności w każdym okręgu, co – jak przyznaje Bowles – było politycznym kompromisem. Lecz wprowadzając odpowiednie rozwiązanie prawne można na tym rynku zarobić ogromne pieniądze – może nawet będąc innowacyjnymi zakładami energetycznymi, które przeszły modernizację i stały się wszechstronną firmą usługową w branży powiązanej z wydajnością i produkcją energii ze źródeł odnawialnych. Koniec końców wizjonerzy mikrosieci energetycznej mają jednak pewność, że z pomocą rozwijających się technologii i spadających cen niepowstrzymana siła amerykańskiego klienta zmiażdży ostatnią z niewzruszonych gałęzi przemysłu na swojej drodze. To mogłoby zdziałać więcej, niż tylko pomóc w ocaleniu naszej planety – dałoby niespotykaną dotąd elastyczność, kontrolę i przejrzystość przemysłowi, który bardziej niż inne definiuje nowoczesność.
„Jest nieuniknione, że klienci będą chcieli wykazać więcej zaangażowania w decyzje dotyczące energetyki” mówi Allan Schurr z IBM. „Nasze badania pokazują,
że jedynie 30 proc. klientów jest zadowolonych z roli biernego podatnika. Myślę, że klienci będą przekazywać swoje potrzeby dostawcom usług bezpośrednio oraz pośrednio poprzez działania polityczne i zlecenia na rzecz zakładów energetycznych. Nie wydaje mi się, by zakłady energetyczne mogły dokonać w tej dziedzinie jednostronnych wyborów. Nacisk jest bardzo silny.” A moc, jakby nie było, należy do społeczeństwa. Tłum. Tomasz Siobowicz © Fast Company Magazine 2009
Zamów roczną prenumeratę magazynu teberia
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
www.teberia.pl
ma uczciwe, choć jeszcze nie sfinalizowane rozliczenia na zasadzie netto. Podobna historia jest w Północnej Karolinie. „Ponieważ struktura opłat polega na stawkach, zakłady Duke Energy robiły wszystko, by być jak największą przeszkodą w tym stanie na drodze do szybkiego przyjęcia regulacji związanych z wydajnością i energią ze źródeł odnawialnych” mówi Ivan Urlaub, dyrektor naczelny North Caroline Sustainable Energy Association (Stowarzyszenia na rzecz Zrównoważonej Energetyki w Północnej Karolinie), który współpracował ściśle ze stanową komisją zakładów energetycznych i z zakładami Duke Energy przy projekcie uchwały. „Wyjaśnili nam, że rozliczanie na zasadach netto naraża ich na podwyższone ryzyko utraty wpływów”. Dyrektor generalny Duke Energy Jim Rogers powiedział, że jest zwolennikiem umieszczenia paneli słonecznych na dachach domów i firm jego klientów – jest tylko zdania, że zakłady Duke Energy powinny być ich właścicielem. „Wierzę, że koniec końców będziemy w stanie robić to taniej i lepiej niż ktokolwiek inny”. Lecz Urlaub mówi: „Wiemy, że to nieprawda”, zwracając uwagę na fakt, że zakłady Duke Energy niedawno złożyły jawną ofertę programu 20 megawatów dachowych paneli słonecznych i znalazły się w ocenie projektu niżej, niż kilka niezależnych firm działających w branży paneli słonecznych.
TEBERIA
41
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Fot. arch. EuroCentrum
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Bez kaloryferów i klimatyzacji W katowickim biurowcu EuroCentrum nie ma grzejników, nie ma też klimatyzacji. Mimo to, nikt z jego użytkowników nie narzeka. Innowacyjny obiekt jest rzadkim w Polsce przykładem zastosowania nowoczesnych technologii pozyskiwania energii z alternatywnych źródeł. Tekst: Konrad Markowski
P
rojekt budynku powstał na podstawie sprawdzonego pomysłu austriackiego biura Weizer Energie Innovations Zentrum, z możliwością dostosowania go do śląskich warunków, bo i klimat jest inny i inna jest budowa geologiczna gruntu. Budynek został oddany do użytku w kwietniu br. Ma powierzchnię 2404 m kw., a jego koszt wyniósł niecałe 10,5 mln złotych, czyli niewiele więcej od kosztów porównywalnych obiektów realizowanych metodą standardową. – W tym przypadku inwestycja w rozwiązania ekologiczne przynosi bardzo wymierne korzyści ekonomiczne – podkreśla Roman Trzaskalik, prezes Parku Naukowo-Technologicznego EuroCentrum w Katowicach. Biurowcowi EuroCentrum udaje się zaoszczędzić aż 2/3 standardowo używanej energii, wykorzystując prostą zasadę oszczędzania ciepła: kumulować latem i wykorzystywać zimą. 42
TEBERIA
– Mechanizm, który to umożliwia jest już bardziej skomplikowany – mówi Stanisław Grygierczyk, koordynator ds. naukowych i środowiskowych. Po pierwsze, wpływ na energooszczędność obiektu ma jego usytuowanie wobec słońca, przez co większość okien skierowana jest w stronę południową. Istotne znaczenie ma również jego konstrukcja. Zwarta forma zapewnia korzystną proporcję powierzchni ścian (które oddają ciepło) do powierzchni pomieszczeń (które tego ciepła wymagają). Układ komunikacyjny oparty został na założeniu atrialnym z centralnym przeszkleniem, więc ciąg komunikacyjny nie wymaga za dnia dodatkowego oświetlenia. Również pomieszczenia biurowe korzystają ze sztucznych źródeł światła tylko w niewielkim stopniu, bo zlokalizowane są „na zewnątrz”, tak by wszystkie miały dostęp do naturalnego oświetlenia. W środkowej części obiektu, gdzie Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
nie ma okien, umieszczono zaplecze socjalne, niewymagające ciągłego oświetlenia. Budynek posiada znacznie grubszą warstwę izolacji termicznej. Dla zminimalizowania strat cieplnych zastosowano izolacje: na dachu 30 cm , a w ścianach zewnętrznych 20 cm styropianu, na podłodze 15 cm poliestru, okna pasywne o potrójnym szkleniu i współczynniku przenikania ciepła 0,5. Słońce, które sprzyja zimą, latem stwarza problemy. Ochronie przed nadmiernym nagrzaniem służą żaluzje fasadowe – umieszczone na południowej i zachodniej ścianie budynku posiadają czujniki nasłonecznienia i wiatru oraz dodatkowy własny system zarządzania. W zależności od pogody uchylają się lub otwierają, a podczas burzy automatycznie składają, by uniknąć uszkodzeń. W budynku nie ma instalacji c.o., ani klimatyzacji. Ogrzewanie i chłodzenie zapewnia system rur BKT i pompa ciepła. Pompa ciepła zapewnia ogrzewanie budynku. Ciepłem, uzyskanym z gruntu dzięki studniom geotermalnym, ogrzewa wodę, a następnie przekazuje ją systemowi BKT. W sezonie letnim zużycie 1 kW energii elektrycznej do napędzenia pompy, daje 4 kW energii cieplnej. System ogrzewania stropowego z funkcją chłodzenia BKT – wykorzystuje znane nie od dziś właściwości akumulacyjne grubych ścian (latem absorbują nadmiar ciepła, a zimą izolują). Budynek skonstruowany jest z płyt żelbetowych o grubości 30 cm. Wewnątrz zatopione są rury z wodą chłodzącą (5–19 stopni C) bądź grzejną, które rozprowadzają ją na poszczególne piętra. Temperatura wody wynosi w sezonie grzewczym ok. 30 stopni Celsjusza, a nie jak w tradycyjnych grzejnikach ok. 80, dzięki czemu unika się niepotrzebnych strat ciepła. Wentylacja mechaniczna, dzięki rekuperatorowi odzyskuje z wywiewanego powietrza do 75 proc. ciepła (które przekazywane jest do powietrza nawiewanego). Latem agregat wody lodowej schładza czerpane z zewnątrz powietrze, nawiewane do wnętrza biurowca. Wszystkim zarządza system elektroniczny BMS, który jest „mózgiem” inteligentnego budynku, dostosowując optymalnie parametry wnętrz do pory dnia i tygodnia. Ogrzewanie, wentylacja, oświetlenie i inne elementy systemu budynku pracują w dni robocze, natomiast w weekendy przechodzą w stan uśpienia. Roczne zużycie energii do jego ogrzania w przeliczeniu na metr kwadratowy wynosi ok. 32 kWh. Tradycyjny budynek zużywa odpowiednio 120 kWh. Spełnienie kryterium tzw. budynku pasywnego wymaga zejścia poniżej granicy 15 kWh. Ale i taki obiekt ma wkrótce powstać na terenie Parku. W przyszłym roku ma ruszyć budowa obiektu o powierzchni 6,5 tys. m kw., czyli niewiele mniejszego niż największy obecnie w Europie budynek pasywny Energon w niemieckim mieście Ulm o powierzchni 7 tys. m kw. Biurowiec pasywny Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
oprócz pomp ciepła będzie wykorzystywał energię pochodzącą z kolektorów słonecznych i fotoogniw. Zakończenie budowy zaplanowano na 2011 r. Niewykluczone, że w podobnym czasie w innym miejscu Katowic, na terenie Górnośląskiego Parku Przemysłowego powstanie największy w Europie biurowiec pasywny o powierzchni 11–12 tys. m kw. Pierwotny projekt przewidywał wzniesienie kolosa z 23 tys. m kw. powierzchni biurowej i miał być gotowy w tym roku. Jednak z uwagi na kryzys, inwestycja będzie o połowę mniejsza. Budynki pochłaniają obecnie w Europie blisko 40 proc. całej zużywanej energii. To więcej niż przemysł czy transport. W Polsce, gdzie duża ich część została wybudowana w oparciu o stare normy, istnieje ogromny potencjał w obniżaniu tego zużycia. Eksperci szacują, że oszczędności mogą sięgać 37 proc. dotychczas zużywanej energii. Kompleksowa termomodernizacja powinna zacząć się od ocieplenia budynku i wymiany okien, a kończąc na instalacji własnych źródeł ciepła. Problem tylko w tym, że większość deweloperów, zamiast obniżać standardy zużycia energii, chce je podwyższać. Nowe przepisy prawa budowlanego obniżyły normę rocznego zużycia energii do jego ogrzania w przeliczeniu na metr kwadratowy ze 180 na 120 kWh. Przeciwko zaostrzeniu tej normy opowiadało się lobby budowlane, dla którego oznacza to wyższy koszt inwestycji. Dlatego powstanie w Katowicach budynków energooszczędnego i pasywnego ma znaczenie szczególne. Ich realizacja stanowi bowiem istotny obszar badań prowadzonych przez EuroCentrum wraz z Politechniką Śląską, Akademią Górniczo-Hutniczą, Uniwersytetem Śląskim i Wyższą Szkołą Technologii Informatycznych. Mają one wykazać zależność między zastosowaniem energooszczędnych technologii, a kosztami eksploatacji oraz wskazać stopień opłacalności tego rodzaju inwestycji. – Istotne będzie wskazanie różnic w kosztach budowy budynków niskoenergetycznego i pasywnego – jak ta różnica 15 kWh między nimi przełoży się na koszty. Na Zachodzie jest tendencja, by z powodów ekonomicznych iść w stronę budynków niskoenergetycznych. W praktyce zobaczymy, ile budynek pasywny będzie kosztował i jaka będzie różnica – tłumaczy Roman Trzaskalik, ¢ prezes Parku. TEBERIA
43
PERSPEKTYWY
PERSPEKTYWY
Zielone miasta Fot. arch.
Miasto bez zanieczyszczeń, hałasu, korków, pełne zieleni – jak na razie to tylko marzenia, ale ci, którzy mają pieniądze, zaczynają je realizować. Pytanie brzmi, czy nie jest to tylko droga utopia? Tekst: Konrad Markowski
T
o miał być jeden z hitów Wystawy Światowej Expo 2010. Chińczycy chcieli zadziwić świat w dziedzinie, z którą nikt nie kojarzy Państwa Środka i jego zatłoczonych miast. W czasie Expo oficjalnie miało bowiem zostać otwarte pierwsze ekomiasto świata – Dongtan, na wyspie Chongming na północ od Szanghaju.
Chiński rozmach i... klapa
Fot. arch.
Chińscy decydenci, przestraszeni kosztami ekologicznymi sukcesu gospodarczego swego kraju, już dawno zaczęli szukać rozwiązania dla tego problemu, tym bardziej, że 20 z 30 najbardziej zanieczyszczonych miast świata znajduje się właśnie w Chinach. Pięć lat temu władze Szanghaju, zainspirowane doświadczeniem ekomiasteczka Bedzed (Beddington Zero Energy Development) pod Londynem, podpisały
44
TEBERIA
wielomiliardowy kontrakt z brytyjskim przedsiębiorstwem inżynierskim Arup, zakładający budowę pierwszego ekomiasta z prawdziwego zdarzenia w świecie. Według planów Dongtan miało składać się z trzech części, z których otwarcie pierwszej – dla 10 tysięcy mieszkańców, planowano właśnie podczas Expo 2010. Liczba mieszkańców miała wzrosnąć, wraz z oddawaniem kolejnych dzielnic miasta, do 80 tysięcy w 2020 r. i aż pół miliona w 2050 r. (już na obszarze 3 tysięcy hektarów). Prawdziwie chiński rozmach. Wizja była ambitna – Dongtan planowano jako miasto energetycznie samowystarczalne. Elektryczność budynkom zapewniałyby panele słoneczne oraz miniturbiny wiatrowe. Na ich dachach zaplanowano ogrody, dodatkowo izolujące budynki. Postawiono szlaban dla drapaczy chmur, w których wyspecjalizowali się Chińczycy – wysokość budynków nie powinna przekraczać ośmiu pięter. Transport publiczny miał funkcjonować dzięki energii słonecznej. Najwyżej 7 minut przechadzki miało dzielić każdego mieszkańca od przystanku autobusu czy tramwaju. Samochody należałoby parkować na zewnątrz miasta. Dwie trzecie Dongtan przeznaczono dla pieszych. Przewidziano duże tereny dla ekologicznych upraw, tak by mieszkańcy mogli korzystać z produktów wytworzonych lokalnie. Jak zapowiadał wiceprezes firmy współodpowiedzialnej za projekt, Li Zhinghong, Dongtan będzie miejscem „nie tylko, by żyć, ale też by zarabiać na życie”, toteż zaplanowano otwarcie miasta na inwestycje z dziedziny high-tech. W planach wszystko było pięknie. Było, bo projekt miał kosztować dziesiątki miliardów dolarów, więcej, według Petera Heada, dyrektora Arup, od inwestycji związanych z olimpiadą w Pekinie. I wszystko rozbiło się o pieniądze, a właściwie ich brak po stronie rządu i inwestorów, przestraszonych kryzysem. Wzmianka o Dongtan znikła nawet ze strony internetowej szanghajskiego Expo. Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Raj na pustyni
Mniej rozmachu, więcej efektów?
Pałeczkę po Chińczykach przejęli szejkowie znad Zatoki Perskiej. W otoczeniu pustyni, 30 kilometrów od Abu Dhabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, powstaje Masadr City, miasto zerowej emisji, z 99-procentowym recyklingiem śmieci, bez samochodów. Ten ambitny projekt ujrzał światło dzienne w 2006 r., gdyż szejkowie naftowi już od dawna zastanawiali się, co będzie, gdy skończy się ropa. Władze Emiratów zleciły Massachusetts Institute of Technology w Bostonie badania na temat sposobu pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych – m.in. w kontekście budowy miast nieemitujących CO2, których przykładem ma być Masdar City. Projekt uzyskał też poparcie ekologów z World Wildlife Fund. Emirat Abu Dhabi postanowił początkowo przeznaczyć 15 miliardów dolarów na projekt, choć już wiadomo, że koszty te będą o wiele wyższe. I znów, podobnie jak w Chinach, projekt ekomiasta powstaje w państwie, będącym na bakier z jakimkolwiek ekologicznym spojrzeniem na miasto – w kraju, gdzie transport publiczny jest w powijakach, a słynne supernowoczesne budynki są pożeraczami energii, w których nie wykorzystuje się nawet energii słonecznej, o co aż się prosi. Masdar City ma być jednak inne. Norman Foster, architekt projektu, stwierdził: „Ambicje ekologiczne Masdaru – zero emisji i zero odpadów – to premiera na skalę światową. Masdar obiecuje ustanowić nowe wzorce dla miast przyszłości”. Transport publiczny zapewnią pojazdy elektryczne lub wykorzystujące ogniwa paliwowe. Przewidziano i inne nowatorskie rozwiązania transportowe – porównywalne do windy jeżdżącej w... poziomie. Wskazujecie, gdzie chcecie jechać i tam trafiacie. Maksymalną odległość do przystanków komunikacji publicznej określono na 200 metrów. Odpady organiczne mają być gazyfikowane, a gaz zużyty do produkcji energii. Elektryczność dla budynków zapewni także energia słoneczna i wiatrowa. Miasto odgrodzi od pustyni potężny mur, a ulice mają być zacienione. Żywność w sklepach – z upraw ekologicznych. Woda – z zakładu odsalania wody z Zatoki Perskiej, funkcjonującego także dzięki energii słonecznej. Do 2016 r. w Masdar ma mieszkać 50 tys. osób. Do ich dyspozycji będą kina, uniwersytet, Centrum Innowacji; aż do 1500 przedsiębiorstw (!) zdolna będzie przyjąć specjalna strefa ekonomiczna. Linie szybkich tramwajów połączą miasto z centrum Abu Dhabi i lotniskiem międzynarodowym. Projekt, jak na razie, nie okazał się pustynnym mirażem, a deweloperzy już oferują mieszkania na sprzedaż, choć kryzys nie ominął emiratów.
Budowa tych wzorcowych miast budzi jednak wątpliwości. Czy nie będą one tylko namiastką ekologicznego raju dla bogatych? Czy nie lepiej gigantyczne pieniądze, przeznaczane na te projekty, zainwestować w poprawę sytuacji w miastach już istniejących? Byłoby to mniej spektakularne, a na pewno bardziej efektywne. W mniej spektakularne działania zaangażowała się choćby Dania, w której miasto Frederikshavn (25 tys. mieszkańców) do końca 2015 r. ma korzystać wyłącznie z odnawialnych źródeł energii. Szacunkowa wartość inwestycji, konieczna do osiągnięcia tego celu, wynosi 200 mln dolarów – nic, w porównaniu z monumentalnymi planami ekomiast. Już w 2010 r. 40 proc. energii w mieście ma pochodzić z odnawialnych i uzupełniających się źródeł: odpadów, wiatru, słomy oraz słońca. Docelowo najwięcej energii ma być produkowane ze śmieci (34 proc.), zaraz po tym jest wiatr (30 proc.). Biorąc ponadto pod uwagę przywiązanie Duńczyków do transportu publicznego, recyklingu odpadów, czy ergonomiczności budynków, to raczej Frederikshavn, niż Masdar City będzie wskazywać kierunki rozwoju miast ¢ bardziej przyjaznych tak środowisku, jak i ludziom.
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Ekogmina po polsku Kto wie, czy za kilka lat nie usłyszymy o pierwszej polskiej ekogminie, która będzie korzystać już tylko z odnawialnych źródeł energii. Być może będzie nią gmina Wierzchosławice w Małopolsce. Tamtejsi samorządowcy starają o grant wartości 36 mln zł z Funduszu Szwajcarskiego na wybudowanie pierwszej w kraju elektrowni słonecznej. W planach jest postawienie w ciągu dwóch lat ośmiu tysięcy tzw. solarów. Elektrownia wytwarzać ma energię o mocy 1,8 megawata, którą gmina mogłaby odsprzedawać zakładowi energetycznemu. Ale to nie wszystko. Ponad 1700 gospodarstw zgłosiło się do realizowanego w gminie pilotażowego projektu stosowania kolektorów słonecznych w indywidualnych budynkach mieszkalnych. Jak na razie zostanie wylosowanych 40 osób, które otrzymają kolektory. Większa część kosztów zostanie pokryta z pożyczki z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie. Jakby tego było mało, w należących do gminy Bobrownikach Małych samorząd zaplanował wykonanie najgłębszego w Polsce odwiertu – na blisko cztery kilometry. Popłynąć ma z niego ciepła woda do ogrzewania domów.
TEBERIA
45
NAUKA i GOSPODARKA
NAUKA i GOSPODARKA
Współżyć z żywiołem Hel stanie się wyspą, część Gdańska znajdzie się pod wodą, tornada będą się przetaczać po Polsce własną aleją. Klimat szykuje nam wiele niespodzianek. Nie przed wszystkimi jesteśmy w stanie się uchronić. Na część z nich możemy się jednak solidnie przygotować. Tekst: Konrad Markowski
W
2006 r. na zamówienie rządu brytyjskiego powstał najbardziej kompleksowy jak dotychczas raport, zawierający przewidywania wpływu globalnego ocieplania się klimatu na światową ekonomię. Raport przygotował zespół Sir Nicholasa Sterna, głównego ekonomisty Banku Światowego w latach 2002– 2003, doradcy ekonomicznego rządu brytyjskiego. Na podstawie modeli ekonomicznych oszacowano, że niepodjęcie żadnych działań pociągnie za sobą ogólne koszty i ryzyko zmian klimatycznych odpowiadające stracie co najmniej 5 proc. globalnego PKB rocznie – w tym roku i w każdym następnym. Wzięcie pod uwagę szerszego zakresu ryzyka i konsekwencji oznacza, że strata ta zwiększa się do 20 proc. PKB, a nawet więcej. Bez natychmiastowych działań zmiany klimatyczne mogą spowodować do 2050 r. spadek produkcji gospodarki światowej o 6 000 miliardów funtów rocznie, czyli tyle, ile wynosi produkcja całej Unii Europejskiej. Straty ekonomiczne będą pochodną huraganów, burz i powodzi, sztormów, klęsk suszy i nieurodzajów, rozpowszechnienia się szkodników i wybuchów epidemii. Komisja Europejska przewiduje, że w najbliższych 50 latach zmiany klimatu będą miały najpoważniejszy wpływ 46
TEBERIA
na rolnictwo, energetykę, transport, ekosystemy, turystykę i zdrowie. Dotkną też gospodarstwa domowe, przedsiębiorstwa i niektóre grupy społeczne, zwłaszcza osoby najbiedniejsze, w podeszłym wieku i niepełnosprawne. Klęski żywiołowe będą występowały coraz częściej i w sposób coraz bardziej intensywny, w wyniku podnoszenia się poziomu morza częściej zalewane będą wybrzeża, a w wyniku anomalii pogodowych zmieni się wysokość plonów – ostrzega KE, podkreślając, że zjawiska te wystąpią mimo wprowadzonych już w życie środków łagodzących. „Z tego względu konieczne są środki podnoszące zdolność adaptacji systemów naturalnych i ludzkich do bieżących i przyszłych skutków zmian klimatu” – stwierdza Komisja. Zwraca przy tym uwagę, że działania adaptacyjne co prawda są już podejmowane, ale często wdrażane fragmentarycznie i to tylko w kilku państwach członkowskich.
Holandia daje przykład Pionierem jest Holandia, której ponad jedna trzecia powierzchni leży poniżej poziomu morza, toteż obawy przed topnieniem lodowców nie są nigdzie na świecie tak duże, jak tu. Na ochronę kraju przed następstwami zmian klimatycznych rząd w Hadze zaplanował do roku 2015 pięć miliardów Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
euro. Pieniądze te są przeznaczane na podwyższanie wałów, poszerzanie plaż i zabezpieczanie wydm. Na plaży w Monster, w ramach ambitnego planu ochrony Holandii przed zalaniem, olbrzymie buldożery mozolnie przeobrażają piasek z dna Morza Północnego w wydmy. Ponad 18 milionów metrów sześciennych piasku – wystarczających do wypełnienia 7200 olimpijskich rozmiarów pływalni – będzie przesypane do końca tego stulecia na nowe nadbrzeżne pasmo wydm. – Holandia jest bardzo wrażliwa na zmiany klimatu. Jeśli wzrośnie poziom wody w rzekach, to kraj znajdzie się w niebezpieczeństwie. Na szczęście dziś wybrzeże jest bezpieczne, ale inwestujemy w bezpieczeństwo ludzi, którzy będą tu mieszkać za 50 lat – powiedział minister resortu Zarządzania Zasobami Wodnymi, Tineke Huizinga. Są jednak i inne pomysły. Dom Eda Ditzela wygląda w środku jak każdy inny: duża, otwarta kuchnia, sypialnia, łazienka. Niby to zwykły dom, a jednak inny, bo stoi na wodzie. W obliczu katastrofy klimatycznej budowa takich „arek” staje się branżą przeżywającą prawdziwy boom. Holenderska firma ABC Arkenbouw, która oferuje pływające domy, nie nadąża z zamówieniami. Domy na wodzie mocowane są do pali za pomocą grubych stalowych lin. Kiedy podnosi się stan wody, dom podnosi się razem z nią – nawet do pięciu metrów w górę lub w dół. Materiały stosowane przy budowie domu na wodzie są dokładnie takie same, jak materiały stosowane przy budowie domu tradycyjnego. – Tajemnica tkwi jednak w kadłubach naszych arek – mówi Mark van Ommen, projektant pływającego domu. – Objętość, którą obejmujemy, jest większa od ciężaru. Dlatego nasze domy pływają – jak statek. Polska wydaje się jednak bezpiecznym krajem, odpornym na zmiany klimatyczne. Niestety, to tylko pozory.
Tornado nad Polską?! 15 sierpnia 2008 r., tuż po godz. 17 w wieś Sieroniowice w województwie opolskim uderzyła trąba powietrzna, o średnicy ok. 2 km. W mgnieniu oka trąba zniszczyła centralną Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
część miejscowości, dewastując 30 gospodarstw. Specjaliści szacują, że było to tornado F4 (skala od F0 do F5), podczas którego prędkość wiatru wynosi 252–330 km/godz. – Pierwszy raz coś takiego, w takim wymiarze się tu zdarzyło. Najstarsi mieszkańcy wioski nie pamiętają czegoś podobnego – wspomina Jacek Nadziałek, sołtys wsi Sieroniowice. Z grubsza odbudowa wioski jest już zakończona. Gdzieniegdzie jeszcze trwają ostatnie prace wykończeniowe. – Rozum podpowiada, że coś takiego może się w przyszłości powtórzyć, choć nie chcę w to wierzyć. Nie wiem jednak, czy mieszkańcy wioski są przygotowani na to, by przeżyć coś podobnego – przyznaje Niedziałek. Do tej pory byliśmy przygotowani na susze, powodzie, ale nie na tornada. Jeszcze trzy-cztery lata temu nikt w Polsce nie myślał poważnie o takim zjawisku pogodowym jak tornado. Teraz, na skutek zmian klimatu, jest już niemal pewne, że musimy się do nich przyzwyczaić. Specjaliści twierdzą, że ludzie z obszarów dotkniętych trąbą powietrzną powinni mieć administracyjny nakaz budowy schronów. Spekulują ponadto, że w kraju nad Wisłą niedługo będzie tak jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozrysowano aleję występowania tornad i gdzie każdy musi po prostu musi mieć taki schron. – Nigdy wcześniej nie występowały u nas tak dotkliwe załamania pogody, więc nie istniała konieczność budowania schronów. Jeśli jednak tornada będą powtarzać się częściej, mieszkańcy zagrożonych terenów powinni o tym pomyśleć. Schron, który zagwarantuje nam bezpieczeństwo podczas tornada, musi znajdować się poniżej poziomu gruntu, bo mamy wtedy gwarancję, że nic nie uszkodzi bocznych ścian. Strop koniecznie musi być żelbetowy, żeby nie załamał się pod naporem np. zawalonych ścian i elementów konstrukcyjnych domu – wyjaśnia projektant Zbigniew Matys. Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że im wyższy budynek, tym większe obciążenie wiatrem. W związku z tym na terenach, gdzie występują tornada, trzeba stawiać na projekty o niskiej zabudowie. Istotną rolę odgrywał będzie również dach, który powinien być pozbawiony wszelkiego rodzaju wypustów, tak aby wiatr miał jak najmniej punktów TEBERIA
47
NAUKA i GOSPODARKA
Polsce grożą częste pogodowe zjawiska ekstremalne: susze, powodzie i huragany.
oporu. Dodatkowo ludzie żyjący w rejonie występowania trąb powietrznych muszą być zabezpieczeni finansowo i ubezpieczeni w specjalny sposób. Państwo musi natomiast zainwestować w rozwój systemów ostrzegawczych oraz gruntowną edukację społeczeństwa. Póki co, świadomość zagrożeń nie wydaje się wielka. – W firmach ubezpieczeniowych z uwagą studiuje się prognozy pogodowe. Jednak na razie stawki taryfowe za ubezpieczenia ustalane są na podstawie danych historycznych dotyczących częstości i rozmiarów występowania szkód. Być może, jeżeli dynamika niekorzystnych zjawisk atmosferycznych bardziej się nasili, stawki za ubezpieczenie będą również to odzwierciedlać – informuje przedstawicielka PZU, Agnieszka Rosa. – Nie zanotowaliśmy jednak większej świadomości ubezpieczeniowej klientów. Jedynym wyjątkiem są ubezpieczenia upraw rolnych, które od kilku lat są dotowane przez państwo, przez dopłatę do składki. Od ubiegłego roku są one obowiązkowe. W tych ubezpieczeniach mamy do czynienia z dużą dynamiką liczby polis.
Klimat zmienia Polskę Prof. Maciej Sadowski z Instytutu Ochrony Środowiska opracował w 2006 r. na zlecenie organizacji ekologicznej WWF Polska raport poświęcony wpływom zmian klimatycznych na Polskę. Wizja zmian klimatycznych przedstawiona w raporcie nie napawa optymizmem. Należy się liczyć z niemal całkowitym zanikiem do roku 2080 chłodnych zim i wzrostem częstotliwości występowania upalnych lat. Dla energetyki oznaczać to może przesunięcie maksimum zapotrzebowania na energię z zimy (ogrzewanie) na lato (klimatyzacja). Jednocześnie będą się pogłębiać zmiany w częstotliwości występowania zjawisk ekstremalnych, takich jak susze, fale upałów, powodzie, z jednoczesnym ograniczaniem częstotliwości występowania fal chłodu. W ciągu ostatnich 25 lat, 64 proc. katastrofalnych zjawisk było bezpośrednio związanych ze zmianami klimatu. W aspekcie ekonomicznym zdarzenia te były odpowiedzialne za 79 proc. strat. Sezon wypoczynkowy na południu przesunie się z lata na wiosnę i jesień, nastąpi pogorszenie warunków wypoczynku zimowego w górach, a fale upałów i powodzie stworzą dodatkowe zagrożenie dla zdrowia i życia ludności. Wzrost częstości 48
TEBERIA
NAUKA i GOSPODARKA
upałów w lecie w rejonach tradycyjnie uznawanych za atrakcyjne do letniego wypoczynku spowoduje zmniejszenie ich atrakcyjności i zmianę kierunku turystyki wypoczynkowej do rejonów o bardziej komfortowych warunkach termicznych. Jak wynika z analiz prowadzonych za pomocą regionalnych modeli klimatycznych w rejonie Polski, należy spodziewać się do końca XXI w. wzrostu średniej rocznej temperatury powietrza o ok. 1 st. C z jednoczesnym wzrostem zmienności temperatury i częstszym występowaniem na przemian temperatury wysokiej i niskiej. Wzrost temperatury nie będzie równomierny – wyższy zapowiada się w okresie zimowym. Styczeń może stać się cieplejszy średnio nawet o 5 st C. Oznacza to, że w zimie należy spodziewać się radykalnego zmniejszenia liczby dni z temperaturą poniżej zera, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami tego faktu oraz opadów przede wszystkim deszczu, a nie śniegu. W lecie wzrost temperatury będzie mniejszy, jednak cechą lata będą długotrwałe okresy pogody słonecznej, z częstymi okresami upałów, przerywane burzowymi deszczami. Sprzyjać to będzie silnemu parowaniu i rozwojowi suszy. Wysoka temperatura będzie także sprzyjać powstawaniu lokalnie silnych turbulencji, m.in. w postaci trąb powietrznych i szkwałów burzowych. Na produkcję rolną z jednej strony będzie mieć korzystny wpływ wydłużony okres wegetacyjny, a z drugiej – okresy suszy będą stanowić zagrożenie. O około 10–15 dni może wydłużyć się okres wegetacyjny. W następstwie tego przyspieszony będzie termin prac polowych o około 3 tygodnie. Wydłuży się też okres utrzymywania zwierząt na pastwiskach. Rośliny ciepłolubne, jak kukurydza, soja czy słonecznik, zareagują większym wzrostem plonów, nawet o 30 proc. Poważnie ucierpią jednak plony roślin zimnolubnych. Uprawy ziemniaków mogą się zmniejszyć nawet o 1/3! Szacuje się jednak, że całkowita produkcja żywności może początkowo wzrosnąć o około 34 proc., ale pod warunkiem zapewnienia dostatecznej ilości wody. Tymczasem niedobór wody zagraża rolnictwu zwłaszcza na wiosnę i w lecie. Ocieplenie klimatu w ogóle poważnie zagrozi zasobom wodnym naszego kraju. Jego efektem może być brak wody pitnej i wody potrzebnej rolnictwu.
Uwaga na Bałtyk! Poważnym zagrożeniem, szczególnie dla wybrzeży Bałtyku, jest wzrost poziomu morza. Do tej pory jego poziom podnosił się o około 1,5–2,9 mm/rok, a szacuje się, że do 2080 r. podniesie się nawet od 0,1 do 0,97 m. W Polsce, według źródeł naukowych, 1789 kilometrom obszarów wybrzeża grozi zalanie. Zagrożonych jest m.in. 18 ośrodków wypoczynkowych położonych na klifach ulegających erozji, 5 dużych portów oraz domy 120 tysięcy osób. Jeśli poziom morza podniesie się, w niebezpieczeństwie znajdzie się Gdańsk – 880 ha powierzchni miasta leży 1 metr powyżej poziomu morza, a 1020 ha od 1 do 2,5 n.p.m. Dlatego wiele historycznych budynków w nisko położonych częściach Starego Miasta jest bezpośrednio zagrożonych zalaniem. W podobnym niebezpieczeństwie jest wiele ujęć wód gruntowych. Szacuje się, że straty na skutek podniesienia się wody o jeden metr w 2100 r. mogą wynieść około 30 mld dolarów. Szczególnie narażony na erozję, związaną ze wzrostem poziomu Bałtyku, jest Półwysep Helski. Półwysep ma linię brzegową długości 72 kilometrów i miejscami zwęża się do 100–200 metrów. Jest on obecnie chroniony jedynie Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
na 34 proc. swojej długości. Naukowcy polscy (m.in. prof. Z. Pruszak; E. Zawadzka) uważają, że jeżeli nie zostaną przedsięwzięte odpowiednie środki zaradcze, Hel stanie się wyspą na skutek wzrostu poziomu morza. Także region ujścia Odry stoi w obliczu dwóch niebezpieczeństw: z jednej strony podnoszącego się poziomu morza, a z drugiej wzrastającego zagrożenia powodzią, będącą skutkiem gwałtownych opadów deszczu i burz. Zalanie grozi zarówno terenom rolniczym w tym regionie, jak i samym miastom – Szczecinowi i Świnoujściu. Ocena kosztów działań ochronnych lub adaptacyjnych jest bardzo trudna. Dotychczas możliwe było tylko oszacowanie kosztów dla działań związanych z ochroną wybrzeża. Według tych szacunków całkowity koszt ochrony polskiego wybrzeża wynosi ok. 6 mld dolarów, przy założeniu wzrostu poziomu morza o 1 metr, podczas gdy koszt strat, jakie poniesie gospodarka w przypadku niepodejmowania żadnych działań byłby pięciokrotnie wyższy. Biorąc pod uwagę skalę możliwego zagrożenia i niewielkie możliwości ograniczenia negatywnych zmian klimatu, szczególnego znaczenia nabiera problem adaptacji gospodarki i społeczeństw do tych zmian. Prof. Sadowski uważa, że największe trudności adaptacyjne do wszelkich zmian mają nie kraje rozwinięte ani słabo rozwinięte, ale o ustabilizowanym poziomie rozwoju, lecz kraje przechodzące transformację z jednego stanu równowagi społeczno-gospodarczej do drugiego. Kraje, które osłabiły dotychczas istniejące stare mechanizmy regulacyjne, a jeszcze nie wypracowały i nie wdrożyły nowych. Wśród nich jest Polska.
Nauka idzie na pomoc Przygotowanie nauki, gospodarki i społeczeństwa na potencjalne zmiany klimatyczne – to cel projektu badawczego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej „Wpływ zmian klimatu na środowisko, gospodarkę i społeczeństwo”, który został rozpoczęty w tym roku i potrwa do 2012 r. Zdaniem naukowców z IMGW, obecnie możemy mówić jedynie o anomaliach pogodowych, takich jak np. susza. Dopiero jednak szersze badania prowadzone w ramach projektu pozwolą potwierdzić, czy jest to prawdziwa zmiana klimatu i jakie może ona nieść konsekwencje dla środowiska i gospodarki. Docelowo wyniki realizowanego programu mają stanowić dokument naukowy, którego rezultaty zostaną wykorzystane przez strategiczne resorty dla co najmniej dwóch horyzontów czasowych: krótko- i długofalowego. Jak zaznaczają przedstawiciele IMGW, zainteresowanie wynikami projektu zgłosiło już kilka ministerstw z Ministerstwem Gospodarki na czele. Jednak, jak zaznacza prof. Mirosław Miętus, szef projektu, z wyników badań będzie mógł skorzystać każdy, kto będzie sobie tego życzył: – My tej wiedzy nie schowamy do szuflady. W tym celu powstanie portal, na którym będzie można zamawiać rezultaty badań poszczególnych scenariuszy. Z uwagi na przewidywane kierunki zagrożeń wynikające ze zmian klimatu, w perspektywie krótkoterminowej ma zostać opracowany system bieżących ostrzeżeń i osłony gospodarki oraz społeczeństwa przed ekstremalnymi zjawiskami atmosferycznymi i hydrologicznymi. Działania długofalowe mają polegać na przedstawieniu stanu zanieczyszczenia powietrza, różnych scenariuszy oddziaływań klimatu na produkcję rolną i lasy, prognozy Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
zdjęcia: Bogdan Kułakowski
potrzeb wodnych i program ochrony wód powierzchniowych i podziemnych, strategię bezpieczeństwa energetycznego Polski, prognozy skutków ekonomicznych i społecznych w następstwie postępujących zmian klimatu oraz występowania zjawisk ekstremalnych. – W tym projekcie przede wszystkim chodzi o usystematyzowanie wiedzy na temat zmian klimatu, ale również o pozyskanie wiedzy na temat kosztów zmian klimatu w horyzoncie najbliższych kilkudziesięciu lat, może nie tyle kosztów adaptacyjnych, bo nie zawsze będziemy w stanie je wskazać, co bardziej kosztów zaniechań działań prewencyjnych, czyli tego, ile będą kosztowały nas zmiany klimatu bez prowadzenia polityki adaptacyjnej – podkreśla prof. Miętus. W Polsce dotychczas nikt nie zebrał takiej wiedzy, z wyjątkiem badań wpływu zmian klimatu na działalność rolną. W innych obszarach brakuje takiej wiedzy. Oczywiście, jest wielce wątpliwe, czy mając wiedzę na temat zachowań klimatycznych, udałoby się zapobiec skutkom wielkiej powodzi, która nawiedziła Polskę w 1997 r. W wyniku tego kataklizmu zginęły 54 osoby. W całej Polsce pod wodą znalazło się wówczas ok. 672 tys. ha ziemi, zalanych lub podtopionych zostało 1358 miejscowości, z miejsc zamieszkania ewakuowano 162 tys. osób. W zasięgu oddziaływania wód powodziowych znalazło się ok. 1,2 mln ludzi. Bezpośrednie straty ocenia się na ok. 14 mld złotych (a wg poziomu cen z 2008 r. – ok. 19,5 mld zł). Być może jednak, gdyby funkcjonowały właściwie systemy prewencyjne, wiele strat udałoby się uniknąć. W ubiegłym roku przed sądem apelacyjnym we Wrocławiu zapadł wyrok w bezprecedensowej sprawie. Skarb Państwa został zobowiązany, by zapłacić firmie ogrodniczej z Siechnic około 15 mln zł odszkodowania za straty poniesione przez nią podczas powodzi w 1997 r., powstałe w wyniku błędnych decyzji pracowników sztabu kryzysowego. Woda kompletnie zalała tereny, na których leżą siechnickie szklarnie i uprawy. Większość na specjalnych, łatwych do przeniesienia półkach. Biegli uznali, że ewakuacja produkcji była możliwa do przeprowadzenia, gdyby przedsiębiorstwo odpowiednio wcześniej zostało poinformowane, że jest taka konieczność. oprac. m.in. na podstawie materiałów PAP/Nauka w Polsce TEBERIA
49
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Pokochajmy śmieci!
S
cenariusz znanego amerykańskiego filmu animowanego Wall-e wcale nie jest tak odległy od rzeczywistości, jak nam się wydaje. Styczeń 2008 r. W Neapolu zalega 100 tysięcy ton niewywiezionych śmieci i władze miasta nie wiedzą, co z tym robić. Na przedmieściach Neapolu doszło do kolejnych starć między policją a manifestantami, blokującymi drogę do wysypiska śmieci w dzielnicy Pianura. Spłonęły już 4 autobusy. Firmy związane z mafią nielegalnie zwożą do południowej części kraju śmieci z północy. W odpadach tonie kilka miast Kampanii, bo śmieci nie ma dokąd wywozić. W wielu gminach w obawie przed epidemią zamknięto szkoły i targowiska. Dlatego mieszkańcy demonstrują. Minister obrony, Arturo Parisi podjął decyzję o wysłaniu żołnierzy do miasta. Minister twierdzi, że to jest akcja humanitarna. Ich zadaniem będzie uprzątnięcie zawalonych śmieciami okolic szkół, po to, by uczniowie mogli wznowić naukę po zakończonych właśnie feriach świątecznych. Kryzys w Neapolu pokazał, że śmieci to coraz poważniejszy problem cywilizacyjny.
Pod koniec XXI wieku Ziemia tonie w śmieciach. W roku 2105 ludność ewakuowano „na czas sprzątania” na luksusowe kosmiczne liniowce pasażerskie – roboty klasy wall-e miały pozbierać wszystko i w ciągu pięciu lat uczynić planetę zdatną do życia. Plan upadł, kiedy Ziemię uznano za zbyt zatrutą i ludzkość pozostała w kosmosie na kolejne siedem stuleci. Wall-e, ostatni z robotów, który przetrwał, wykorzystując części zepsutych jednostek robi swoje. A może tak oszczędzilibyśmy pracy Wall-e i już teraz pomyśleli, co zrobić z naszymi śmieciami?
Utoniemy...
Fot. Pixar Animation Studios
Tekst: Jacek Srokowski
50
TEBERIA
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Już wkrótce w podobnej sytuacji może znaleźć się wiele polskich miast, z Warszawą na czele. Stolica produkuje aż 800 tys. ton odpadów rocznie. Większość z nich trafia na wysypiska. Problem w tym, że niemal żadne nie spełnia norm Unii Europejskiej – wytwarzają gazy, a ścieki ze składowisk dostają się do wód gruntowych. Dlatego, według Wojewódzkiego Planu Gospodarki Odpadami, w tym roku na Mazowszu trzeba zamknąć 39 wysypisk. Do końca 2014 r. – kolejne 64. Tylko w ciągu roku przestaną działać dwa wysypiska, które przyjmują najwięcej, bo ok. 200 tys. ton śmieci ze stolicy: Łubna pod Górą Kalwarią i Radiowo na Bemowie. – Władze Warszawy muszą zapewnić miejsca na wywóz śmieci z miasta. Nie jest łatwo przekonać ludzi do budowy spalarni czy wysypiska, ale trzeba to zrobić. Inaczej za dwa lata nie będzie dokąd wywozić z Warszawy nawet pół miliona ton śmieci rocznie. W kosmos ich nie wystrzelimy. To oznacza tylko jedno: stolicy grozi katastrofa ekologiczna. Staniemy się drugim Neapolem – twierdzi na łamach GW Krzysztof Kawczyński z Krajowej Izby Gospodarczej. Choć przeciętna polska rodzina nie wytwarza więcej śmieci niż francuska czy niemiecka (do 500 kg rocznie), to w zdecydowanej większości nie są one np. poddawane recyklingowi, tylko trafiają na wysypiska. Z około 12 mln ton śmieci komunalnych, które wytwarza się w Polsce, jest przetwarzanych w mniej niż 5 proc. Na zachodzie Europy jest odwrotnie: w niektórych państwach na składowiskach ląduje zaledwie 10 proc. śmieci. Wchodząc do Unii Europejskiej, Polska zobowiązała się do ograniczenia odpadów na wysypiskach. Dlatego do końca 2010 r. na składowiska ma trafiać nie więcej niż 75 proc. masy odpadów komunalnych ulegających biodegradacji (w 2013 roku musi to być już nie więcej niż 50 proc., a w 2020 roku maksymalnie 35 proc.). – Nie ma żadnych szans na spełnienie naszych zobowiązań w dziedzinie gospodarki odpadami – mówi Janusz Mikuła, specjalista ds. ochrony środowiska i były wiceminister rozwoju regionalnego. TEBERIA
51
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Jest jednak szansa, że choć powoli, ale sytuacja ta się zmieni. Kompleksowy system gospodarki odpadami zamierza stworzyć w najbliższych latach 14 miast Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, skupionych w Górnośląskim Związku Metropolitarnym. Samorządy liczą na pół miliarda złotych unijnych środków na ten cel. Docelowo na system złożą się sortownie odpadów komunalnych, linia demontażu odpadów wielkogabarytowych, stacja przerobu odpadów budowlano-remontowych, kompostownie odpadów biodegradowalnych i dwie spalarnie. Koszt inwestycji szacowany jest na 1 mld zł.
Norwegom brakuje śmieci Podczas, gdy w Polsce mamy nadmiar śmieci, Norwegowie skarżą się na ich brak. W Skandynawii, gdzie spalarnie odpadów dostarczają ciepło do mieszkań, śmieci stają się coraz bardziej poszukiwanym surowcem. Śmieci zaczęło brakować po tym, jak Norwedzy zaczęli masowo sprzedawać odpady do sąsiedniej Szwecji. Eksport śmieci jest opłacalny, bo szwedzki rząd zniósł podatek za ich spalanie, co sprawia, że lokalne spalarnie są gotowe zapłacić tam więcej za ten specyficzny surowiec. Przedstawiciele norweskich spalarni wzywają rząd do pójścia w ślady Szwecji i zniesienia podatku. Zamiana śmieci na energię znalazła w Norwegii powszechne zastosowanie w ramach rządowego planu ochrony środowiska. Są one bowiem przy odpowiedniej infrastrukturze tanim i emitującym stosunkowo mało szkodliwych gazów paliwem. Tymczasem naukowcy z Singapuru i Szwajcarii pracują intensywnie nad biopaliwem ze śmieci, dzięki któremu chcą zredukować światowe emisje dwutlenku węgla od 29,2 do 86,1 proc. Kwestia produkcji biopaliw ze zbóż jest kontrowersyjna, ponieważ uprawa tych roślin także niekorzystnie oddziałuje na środowisko. Dlatego rozwiązaniem może być wytwarzanie biopaliw drugiej generacji – np. jak etanolu celulozowego, który jest efektem przetwarzania odpadków komunalnych. – Nasze analizy sugerują, że paliwo z przetworzonej biomasy – takiej jak: papier i tektura – jest obiecującym źródłem energii – mówi profesor Hugh Tan z Narodowego Uniwersytetu w Singapurze. Śmieci komunalne w większości udaje się bezpiecznie utylizować, ale są odpady, z którymi nie tak łatwo sobie poradzić.
Paliwo i asfalt z opon W branży oponiarskiej mówi się, że opona została stworzona po to, aby trwać. Oznacza to, że te cechy opony, które określają jej walory użytkowe, czyli odporność na uszkodzenia mechaniczne oraz na działanie warunków panujących na drogach (woda, temperatura), są jednocześnie odpowiedzialne za trudności związane z jej zagospodarowaniem po zakończeniu użytkowania. Opony nie ulegają rozkładowi, a z uwagi na ich objętość składowanie opon wymaga zajęcia dużej przestrzeni na specjalnie przygotowanym terenie. Z kolei do rozdrobnienia opony należy wydatkować znaczącą ilość energii. W krajach Unii Europejskiej co roku pojawia się około 2600 tysięcy ton zużytych opon. Po przyjęciu do Unii 52
TEBERIA
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
dziesięciu nowych członków liczba ta wzrosła o około 500 tysięcy, z czego ponad 130 tysięcy „wniosła” ze sobą Polska. Najprostszym sposobem recyklingu opon jest ich bieżnikowanie. Tyle, że to metoda odkładania problemu w czasie. Opony mogą być jednak wydajnym paliwem. Ich wartość energetyczna wynosi 7500 kcal/kG i jest wyższa od wartości energetycznej węgla – 6300 kcal/kG. Cementownia Górażdże rozpoczęła spalanie opon, na razie 12 tys. ton rocznie. Przyjmuje je za darmo, podczas gdy przedsiębiorstwa zajmujące się ich unieszkodliwianiem w spalarniach pobierają za usługę od 300 do 3 tys. zł za tonę. Zainteresowane spalaniem opon są Strzelce Opolskie i Cementownia Nowiny. We wszystkich cementowniach w Polsce, przy zastąpieniu 10 proc. paliwa tradycyjnego oponami, można by spalić ich ponad 300 tys. ton rocznie. Spalanie opon w cementowniach stosowane jest w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Japonii, Niemczech i w Belgii. W Anglii i w Niemczech powstały pierwsze elektrownie, w których paliwem są opony. Można opony przetwarzać jednak w bardziej wyrafinowany sposób. Adam Bisek, wrocławski przedsiębiorca budowlany, jest znany z zamiłowania do lotnictwa i wyszukiwania niecodziennych obszarów do prowadzenia biznesu. W pobliżu Środy Śląskiej wraz z amerykańskim astronautą Jonem McBridem (za czasów prezydentury Reagana wiceszefem NASA) wybudował zakład, który przerabia stare opony na komponent do produkcji asfaltu. Droga wybudowana przy użyciu tej technologii lepiej znosi zmiany temperatury, a samochody mają krótszą drogę hamowania, zmniejsza się też hałas. Technologię produkcji nawierzchni ze starych opon Bisek przywiózł ze Stanów Zjednoczonych. Tam jest ona w powszechnym użyciu. Dobrą jakość takich nawierzchni potwierdziła swoim certyfikatem Politechnika Wrocławska. – Największą zaletą tej technologii jest cena. Ułożenie jednego metra kwadratowego takiej drogi może być nawet dwa razy tańsze niż dotychczas – zapewnia. Niedawno na taki asfalt zdecydował się Wrocław, gdzie nowa technologia znalazła zastosowanie już na kilkudziesięciu odcinkach remontowanych dróg.
Przerobią elektrośmieci Polska już w 2008 r. powinna zbierać 4 kg tzw. złomu elektrycznego i elektronicznego na mieszkańca. Według raportu głównego inspektora ochrony środowiska zebraliśmy w 2008 r. niespełna 1,5 kg. Niewykluczone, że inwestycja KGHM Ecoren w Rynarcicach na Dolnym Śląsku zbliży Polskę do realizacji unijnej dyrektywy. Planowana wydajność zakładu to 12 tys. ton przerobionych odpadków rocznie. Nowy zakład przetwarzający elektrośmieci powstaje nakładem 15 mln złotych. W procesie przeróbki ze starego sprzętu RTV i AGD odzyskiwane będą różne cenne frakcje: od złomu stalowego żelaznego oraz złomu nierdzewnego, przez kable i przewody miedziowe w otulinie plastikowej, całą paletę płytek drukowanych, po złom aluminiowy i miedziany oraz plastiki: PCV, PP i PE. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że dobrze nam znane urządzenia elektryczne i elektroniczne kryją w sobie Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Fot.: Bogdan Kułakowski
Podczas procesu spalania plastikowych opakowań, folii oraz gum czy opon uwalnia się do powietrza wiele szkodliwych, a wręcz trujących substancji, które wcześniej były wykorzystywane w produkcji tych tworzyw jako barwniki, stabilizatory, utwardzacze, itp. Występują tam również metale śladowe, jak ołów, rtęć, kadm, czy chrom. Oprócz tych substancji, które stosowano w procesie produkcji plastiku, podczas jego spalania powstają nowe. Najgroźniejszymi z nich są furany i dioksyny, które należą do najbardziej trujących, rakotwórczych substancji na świecie. Te ostatnie są 10 000 razy bardziej trujące od cyjanku potasu. Na zdjęciu pożar składowiska substancji sztucznych w Chorzowie.
niemal kompletną tablicę Mendelejewa. Złoto, platyna, miedź, aluminium, żelazo, ołów, rtęć, kadm, cynk, srebro, kobalt, potas, chlor – to tylko niektóre z pierwiastków, które można znaleźć w naszych domowych komputerach, telewizorach, odtwarzaczach DVD, telefonach komórkowych i stacjonarnych czy urządzeniach gospodarstwa domowego. Przetwarzanie elektrośmieci może być opłacalne. Przykładowo, ze złota pozyskanego z 2 tys. telefonów mobilnych jubiler będzie w stanie wykonać aż dziesięć ślubnych obrączek. Ecoren to spółka córka KGHM, największego w Europie producenta miedzi i srebra. Zajmuje się zagospodarowywaniem odpadów przemysłowych. Jej lista produktów recyklingowych jest bardzo długa. KGHM Polska Miedź, eksploatując rudy miedzi, tylko w ciągu jednego roku wytwarza ponad 30 mln ton odpadów pomiedziowych, bogatych w pierwiastki. Spółka Ecoren dzięki nowatorskiej technologii odzyskuje ren z kwaśnych roztworów pomiedziowych. Jest jedynym w Europie producentem renu z własnych źródeł. Ren to po wolframie najtrudniej topliwy metal. Dodatek renu do stopów czyni je odpornymi na wiele czynników. Jednym z dwóch największych odbiorców renu jest przeNr 1(3) STYCZEŃ 2010
mysł lotniczy i kosmiczny. Ren wykorzystuje się w konstrukcji łopatek turbin silników odrzutowych, łopatkach turbin oraz w osłonach, które mogą być poddawane wysokim temperaturom. Drugim największym odbiorcą renu jest branża petrochemiczna. Pierwiastek stosuje się do produkcji katalizatorów wykorzystywanych do rafinacji wysokooktanowych benzyn bezołowiowych. Bez renu ich produkcja byłaby znacznie droższa, a ludzkość musiałaby wybierać między trującą benzyną z zawartością ołowiu lub o wiele kosztowniejszym produkowaniem paliw bezołowiowych. – W zeszłym roku sprzedaliśmy 4,5 tony nadrenianu amonu, co daje nam czwartą pozycję na świecie wśród firm produkujących ten rzadki metal. Dzięki uruchomieniu tej produkcji mogliśmy nawiązać bardzo owocną współpracę z prestiżowymi firmami, m.in. Rolls-Roycem oraz Johnson Matthey, którym dostarczamy ren. Oba kontrakty zawarliśmy na pięć lat z możliwością ich dalszego przedłużenia, ich wartość to około 150 mln USD – zauważa Mariusz Bober, prezes KGHM Ecoren. Spółka przygotowuje się teraz do zagospodarowania ścieków hutniczych Huty Miedzi Głogów I, a w Legnickim Parku Technologicznym buduje zakład do produkcji renu metalicznego w postaci pastylek (tzw. pelet). Oprócz TEBERIA
53
TECHNOLOGIE i ŚRODOWISKO
Na świecie żyje ponad 6,5 miliarda ludzi. W 2050 r. będzie nas 9 miliardów.
Chrońmy zasoby naturalne!
KREAT Y WNI
produkcji renu, Ecoren odzyskuje też srebro i miedź. W KGHM Ecoren prowadzone są także badania nad wykorzystaniem odpadów poflotacyjnych do produkcji materiałów wiążących, używanych przy stabilizacji gruntów i produkcji tynków.
Robię, co lubię
Nie tylko węgiel Lubelska kopalnia „Bogdanka” to najnowocześniejsza i najbardziej rentowna kopalnia węgla kamiennego w Polsce. Produkuje jednak nie tylko węgiel, ale i cegłę elewacyjną z... odpadów pogórniczych (skały płonnej), które zamiast leżeć na przykopalnianej hałdzie, trafiają na zautomatyzowaną linię produkcyjną. Wieloletnie badania geologiczne prowadzone w trakcie eksploatacji lubelskich pokładów węgla kamiennego wykazały wysoką przydatność odseparowanych skał przywęglowych, czyli skały płonnej, do produkcji budowlanych materiałów ceramicznych. W 1997 r. w sąsiedztwie kopalni powstał Zakład Ceramiki Budowlanej Ekoklinkier będący częścią grupy LW „Bogdanka” SA. Dotychczas, po kilku latach EkoKlinkier, jak się szacuje, osiągał ok. 10-procentowy udział w segmencie producentów ceramiki elewacyjnej. – Ta inwestycja była nie tylko elementem naszej strategii gospodarczej, ale też wyrazem naszej troski o środowisko naturalne – podkreśla Mirosław Taras, prezes LW „Bogdanka”.
Cenny złom
54
TEBERIA
dr inż. Jerzy Korol
Czy wiesz, że Recykling 1 tony papieru pozwala na zaoszczędzenie: od 2,3 do 7 m sześc. miejsca na składowisku śmieci, 26 500 litrów wody, 1476 litrów ropy, 4200 kWh energii. Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Fot. Bogdan Kułakowski
Nasz magazyn drukujemy w 100 % na papierze z recyklingu.
Firmy metalurgiczne już dawno zrozumiały, że złom jest na wagę złota. Obecnie na świecie odzysk metali waha się na poziomie od 80 do 100 proc. w zależności od produktów. Każdego roku, na całym świecie wykorzystywanych jest do ponownego przerobu 400 mln ton stalowego złomu. Tylko w samych hutach ArcelorMittal, największego na świecie, jak i w Polsce producenta stali, przerabiana jest także największa ilość złomu na świecie – w ciągu sekundy recyklingowi podlega aż 1,2 tony stali. Proces recyklingu stali pozwala ograniczać koszty zakupu surowców, ale także istotnie zmniejszyć emisje zanieczyszczeń do atmosfery nawet do 86 proc. w porównaniu do emisji przy produkcji z rudy. Przetworzenie 1 tony złomu pozwala zaoszczędzić 1,5 tony rudy, 0,5 tony koksu i innych materiałów, redukuje się także ilość zużytej wody i odprowadzanych ścieków. Natomiast 1 tona aluminium pochodząca z recyklingu pozwala zaoszczędzić 4 tony boksytów i 700 kg paliwa, uniknąć emisji do powietrza 35 kg fluorków aluminium. Recykling może mieć wymiar ekologiczny, ekonomiczny, ale i prestiżowy. Przykładem świeci Bentley – nowe samochody w 85 proc. będą nadawać się do recyklingu. Producent otrzymał nawet specjalną nagrodę od rządu niemieckiego za wkład w tworzenie auta nadającego się do odzysku i przetworzenia. Szkoda jedynie, że na taki samochód stać tak ¢ niewielu.
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Od najmłodszych lat fascynowałem się biologią i chemią. Na Politechnice Śląskiej wybrałem specjalizację Technologie Utylizacji i Recyklingu, dzięki czemu miałem możliwość poruszania się w obszarze swoich zainteresowań. Po obronie pracy magisterskiej rozpocząłem studia doktoranckie na Kierunku Inżynieria Materiałowa – rozprawę doktorską obroniłem w lipcu br. – i tak zaczęła się moja przygoda z nauką o materiałach, którą teraz mogę kontynuować dzięki pracy w Zakładzie Inżynierii Materiałowej Głównego Instytutu Górnictwa. W mojej pracy najbardziej pociąga mnie to, że mogę łączyć teorię z praktyką oraz możliwość eksperymentowania, projektowania i tworzenia całkowicie nowych materiałów, a także opracowywanie technologii ich wytwarzania i przetwarzania. Dużo satysfakcji sprawia możliwość współpracy z przemysłem i próba wspólnego rozwiązywania realnych problemów technologicznych. Obecnie bardzo mocno zaangażowany jestem w realizowane w GIG-u projekty naukowe mające na celu m.in. otrzymanie bionanokompozytów, co pokrywa się z moimi zainteresowaniami. Niezwykle motywujące były dla mnie staże naukowe, które odbyłem za granicą: w Centrum Badawczym Ma-schinenfabrik Gustav Eirich GmbH&Co KG w Niemczech, gdzie realizowałem część badań do swojego doktoratu, oraz w Imperial College London. Za każdym razem, kiedy wracałem do kraju, byłem naładowany ogromną dawką pozytywnej energii, a głowę miałem pełną pomysłów... Ogromną satysfakcję sprawiło mi, kiedy zbudowano od podstaw i uruchomiono linię produkcyjną według projektu, który został opracowany w trakcie realizacji grantu rozwojowego, którego byłem jednym z głównych wykonawców. Otrzymałem dzięki temu w 2007 r. Nagrodę Rektora Politechniki Śląskiej za osiągnięcia naukowe. Moje plany zawodowe to przede wszystkim dalszy rozwój naukowy, który jest możliwy dzięki pracy w tak prestiżowym i liczącym się w kraju i za granicą ośrodku naukowo-badawczym, jakim jest GIG. A patrząc z perspektywy czasu, uważam, że w pracy ważnym jest, aby robić to, co się lubi, dzięki czemu łatwiej jest osiągnąć wyznaczone przez siebie cele – taka praca po prostu daje najwięcej radości. TEBERIA
55
KREAT Y WNI
KREAT Y WNI
Grunt to dobre zaplecze
56
TEBERIA
Nauka bliżej życia
dr Adam Smoliński Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Fot. Bogdan Kułakowski
W 2000 r. na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Śląskiego obroniłem pracę magisterską oraz rozpocząłem studia doktoranckie w Instytucie Fizyki, gdzie cztery lata później obroniłem pracę doktorską pt. „Chemometryczne techniki eksploracji i modelowania danych z monitoringu chemicznych zanieczyszczeń środowiska”. W tym samym roku ukończyłem studia podyplomowe „Zarządzanie Ochroną Środowiska” na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a od 2006 r. jestem zatrudniony na stanowisku adiunkta w Laboratorium Procesów Przetwórstwa Węgla Zakładu Oszczędności Energii i Ochrony Powietrza Głównego Instytutu Górnictwa. Mam też za sobą półroczny staż naukowy na Uniwersytecie Południowego Illinois w Carbondale w Stanach Zjednoczonych, gdzie brałem udział w realizacji projektów badawczych z zakresu czystych technologii węglowych. W pracy najbardziej cenię sobie możliwość rozwoju i realizacji własnych projektów badawczych w ramach działalności naukowo-badawczej GIG, dostęp do unikatowego zaplecza technicznego i eksperckiego oraz możliwość współpracy, w ramach zespołów badawczych Instytutu, z polskimi i zagranicznymi partnerami, reprezentującymi wiodące światowe jednostki naukowobadawcze i przemysłowe. Mój obszar zainteresowań naukowych obejmuje w szczególności zagadnienia związane z energetycznym wykorzystaniem węgla i biomasy, w tym technologie zgazowania węgla/biomasy do gazu syntezowego oraz gazu o zwiększonej zawartości wodoru, jako perspektywicznego, przyjaznego środowisku nośnika energii, technologie separacji strumienia wodoru z gazu syntezowego, sekwestracji dwutlenku węgla oraz zagadnienia związane z zastosowaniem metod chemometrycznych w analizie danych środowiskowych. Moim największym dotychczasowym osiągnięciem było opracowanie koncepcji i budowa stanowiska badawczego z reaktorem ze złożem stałym do badań procesu zgazowania paliw stałych, w tym badań reaktywności karbonizatów węglowych oraz produkcji gazu bogatego w wodór w procesie zgazowania węgla parą wodną.
Studiowałem geologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Były to studia ciekawe, a wiedza, którą zdobywałem – pasjonująca. Jednak uświadomiłem sobie, że geologia w wydaniu uniwersyteckim jest zupełnie oderwana od codziennego życia „normalnych” ludzi. Oznaczało to, że jedyną szansą na pracę w zawodzie jest pozostanie na uczelni, co będzie dane nielicznym, a reszta będzie się musiała przekwalifikować. Dlatego też zacząłem studiować równocześnie pokrewną hydrogeologię na Akademii Górniczo-Hutniczej, wierząc, że uda mi się znaleźć pracę w tym zawodzie. Pomimo obrzydzenia niektórych „prawdziwych geologów” (spotkałem się z komentarzem: „będziesz pracował w wodociągach”…), praca w hydrogeologii, będącej nauką stosowaną, jest tym, co chcę robić. Lubię pracę naukową, ale chcę również mieć wpływ na zastosowania praktyczne. Wtedy wiem, że moja praca jest komuś potrzebna, a jej efekty nie kończą tylko na półce z książkami. Dlatego też w 2003 r. rozpocząłem pracę w Zakładzie Geologii i Geofizyki Głównego Instytutu Górnictwa. Inspiracją dla mnie jest współpraca w interdyscyplinarnych zespołach międzynarodowych, którą zajmuję się już prawie 10 lat. Uważam, że obecnie najciekawsze obszary w nauce leżą na styku tradycyjnych dziedzin wiedzy. Największe rezerwy w rozwoju nauki i zastosowań praktycznych tkwią w możliwości porozumienia się i współpracy specjalistów z różnych dziedzin, różnych sektorów i różnych ośrodków w różnych krajach. Nie dziwi więc, że za swoje największe osiągnięcie uważam koordynowanie drugiego już trzyletniego międzynarodowego projektu badawczo-wdrożeniowego, w którym bierze udział kilka instytucji z różnych krajów europejskich. Kieruję też pracami zespołu Głównego Instytutu Górnictwa w ramach kolejnego międzynarodowego projektu badawczego. Z powodu sukcesu w pozyskiwaniu projektów międzynarodowych przez najbliższe dwa lata muszę skupić się na ich realizacji. Zapewne potem przyjdzie czas na próbę pozyskania kolejnych projektów. Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
dr Grzegorz Gzyl TEBERIA
57
F E L I E TO N • ŁU K A S Z F O LT Y N
............
Technologia największym sprzymierzeńcem ekologii
To nie ekolodzy są „największym przyjacielem” przyrody, ale… postęp technologiczny. Bez niego nie byłaby możliwa ochrona przyrody, bo raczej mało prawdopodobne, żeby ludzkość zrezygnowała tak po prostu ze swoich osiągnięć cywilizacyjnych, gdyby postęp technologiczny nie umożliwiał im zachowania poziomu życia przy jednoczesnej większej dbałości o środowisko naturalne. Zauważmy, że większość postulatów ekologów można sprowadzić do… apelu o postęp technologiczny i szersze stosowanie już dostępnych technologii. To, że ekolodzy mogą dzisiaj prowadzić swoją słuszną batalię o zmniejszenie emisji CO2 jest możliwe głównie dlatego, że dostępne są alternatywne, nowe technologie produkcji energii, nie emitujące, bądź emitujące mniej, dwutlenku węgla niż technologie tradycyjne. Gdyby nie te nowe technologie, zmniejszenie emisji musiałoby oznaczać drastyczne obniżenie poziomu życia, rezygnację z wielu, bądź co bądź, osiągnięć cywilizacyjnych, na co zapewne nie byłoby przyzwolenia społecznego. A tak ekolodzy mogą wysuwać swoje postulaty, choć na pewno ich realizacja nie jest „bezbolesna” – będzie wymagać inwestycji i/lub… przyspieszenia postępu technologicznego. Stały postęp technologiczny umożliwił zmniejszenie spalania silników spalinowych (czyli podniesienie ich sprawności), kogenerację (uzyskiwanie energii cieplnej ze „strat” występujących podczas wytwarzania energii elektrycznej), coraz
58
TEBERIA
większą sprawność generatorów słonecznych, mniejsze zużycie prądu przez urządzenia AGD oraz oczywiście żarówki świetlne, itd. itp… Wszystko to pośrednio lub bezpośrednio wpływa na zmniejszenie emisji CO2 w stosunku do uzyskiwanych efektów, choć oczywiście globalnie emisja CO2 rośnie, bo świat się ciągle rozwija, rośnie produkcja, z zacofania wychodzą kolejne gospodarki. Na polu efektywności wytwarzania, przetwarzania, przechowywania i przenoszenia energii trwa ciągły rozwój technologiczny. Rynek jest ogromny, a nawet najmniejsze procentowo oszczędności przekładają się na ogromne korzyści w skali globalnej. Korzyści nie tylko gospodarcze (obniżenie kosztów energii), ale także ekologiczne… Ekologia nie jest więc wrogiem technologii, a technologia wrogiem ekologii. Pod warunkiem oczywiście, że rozwój technologiczny jest odpowiednio zrównoważony, tzn. wzrostowi zużycia energii, który jest skutkiem coraz bardziej powszechnego korzystania z dobrodziejstw rozwoju technologicznego, powinien towarzyszyć postęp w zakresie technologii energetycznych, zmierzających do zwiększenia efektywności i zmniejszenia negatywnego wpływu na środowisko. O to, żeby takie zrównoważenie miało miejsce, muszą dbać nie tylko politycy i ekolodzy, ale także, a może przede wszystkim, samo społeczeństwo, bo to ono ostatecznie decyduje o tym, gdzie zmierza nasza cywilizacja… ¢
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
Nr 1(3) STYCZEŃ 2010
TEBERIA
59