11 minute read

Muzyka

Next Article
Temat z okładki

Temat z okładki

Gree

Zanim zacznie się tworzyć swoje utwory, trzeba trochę poeksperymentować

Advertisement

Gree, czyli Gosia Romanowska, to młoda wokalistka pochodząca ze Szczecina. Za nią pierwsze autorskie single, przed nią album i koncerty. Pierwsze kroki zaczynała stawiać w mediach społecznościowych, dziś z sukcesami wykracza poza nie. Styl, z którym się związała, można określić jako mieszankę R&B i popu. Co jeszcze o niej wiemy?

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATEUSZ JAŃSKI

Rok podsumowałaś wydaniem nowego singla „Yin Yang”, a jak rozpoczniesz ten nowy? Czy powinniśmy spodziewać

się kolejnej premiery? - Oczywiście! I to nie jednej. Pierwszą premierę w 2023 planujemy na sam początek stycznia. W tym roku pojawią się również bardzo ciekawe współprace. Już nie mogę się doczekać, żeby zdradzić wam z kim.

A co z albumem? Wiemy już, że wydasz go razem z Echo Production Records, reszta to nadal tajemnica. Na jakim etapie prac jesteście? Czego możemy się

spodziewać? - Bardzo intensywnie pracujemy nad moim pierwszym albumem. Planujemy, żeby ukazał się jak najszybciej. Pojawią się na nim utwory we współpracy m.in. z Kubą Laszukiem, Kevinem Mglejem, Kubą Wojciechowskim (OBWN) i wieloma innymi, bardzo utalentowanymi muzykami, o których nie mogę jeszcze wspominać. Album będzie połączeniem brzmień trochę chilloutowych, R&B z przyjemnym energicznym popem. Chciałabym, żeby każdy znalazł w nim coś dla siebie.

Większość artystów marzy, aby ich sztuka była ich pracą. Jak jest u ciebie? Chciałabyś, aby muzyka była twoją pracą na pełen etat? Może już jest?

- Ja też o tym marzę. Mówi się, że jeśli kocha się to, co robi, to nie przepracuje się ani jednego dnia w swoim życiu. Bardzo chciałabym, żeby właśnie muzyka była moją pracą na pełen etat. Nie ukrywam, że nie jest to najłatwiejsza droga, jaką można sobie wybrać. Wymaga dużo poświęcenia i grubej skóry. Jednak wydaje mi się, że jest tego warta, ponieważ nic innego w życiu nie przynosi mi tyle szczęścia i nie sprawia tyle satysfakcji.

Z punktu widzenia młodej wokalistki, co jest największą barierą przed rozpoczęciem kariery na naszym rynku?

- Wydaje mi się, że czasem największą barierą jesteśmy my sami. Potrzeba ogromnej wytrwałości i determinacji. Nie wolno się poddawać i przejmować odrzuceniem. Jak wyrzucają cię drzwiami, to musisz wejść oknem. To oklepane powiedzenie, ale wciąż bardzo aktualne. Najważniejsze jest to, żeby nie stracić tej siły i motywacji. Szczególnie w czasach tak ogromnego hejtu, który otacza młodych muzyków z wielu stron. Dlatego ważni są również ludzie, na których trafia się na swojej ścieżce kariery. Ja miałam dużo szczęścia i poznałam wiele niesamowitych osób. Ogromne wsparcie dostaję też od moich rodziców, chłopaka, przyjaciół i całej rodziny. Jestem za to bardzo wdzięczna. Bez nich nie byłabym tu, gdzie jestem.

Czy myślisz tylko o polskim rynku? Twój ostatni klip powstał w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w Los Angeles. Czy to sygnał, że właśnie tam zamierzasz ulokować swoje dalsze dzia-

łania? - Myślę, że marzeniem każdego muzyka jest zrobienie światowej kariery. Może kiedyś (uśmiech). Aktualnie skupiam się na polskim rynku. Wszystkie moje nowe utwory powstają w języku polskim i na razie tak zostanie. Nie wykluczam oczywiście powrotu do międzynarodowego repertuaru, jednak nie jest to teraz moim priorytetem.

A czy możesz wprowadzić nas trochę za kulisy powstania teledysku do „Yin Yang”? Niecodziennie mamy okazję odwiedzić plażę w Malibu. Od czego się zaczęło? Jak skompletowałaś eki-

pę? - Jest to całkiem ciekawa historia. Planowaliśmy wycieczkę do Stanów Zjednoczonych na wakacje. Kiedy poinformowałam o tym mojego menedżera Mariusza Dettlaffa, odpowiedział „to już wiemy, gdzie powstanie następny klip”. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, jak to zrobić. Na początku wydawało się to bardzo trudne do ogarnięcia przedsięwzięcie. Mój chłopak wpadł na pomysł, żeby odezwać się do YouTubera, którego kiedyś wspólnie śledziliśmy w Internecie – Piotrka Niemczewskiego (Trip Hunter). Piotrek mieszka w Los Angeles, jest bardzo utalentowany i studiuje w Hollywoodzkiej Szkole Filmowej. Chętnie zgodził się na współpracę i tak właśnie powstał klip. Kręciliśmy go na najsłynniejszej plaży świata – Venice Beach w Los Angeles oraz na pięknej kameralnej plaży w Malibu. Była to niesamowita przygoda i bardzo przyjemna współpraca. Z Piotrkiem się zakumplowaliśmy i jesteśmy w kontakcie do dzisiaj.

To, co robisz, możemy śledzić w mediach społecznościowych, czyli w miejscu, w którym zaczynałaś. Podobno pierwszymi publikowanymi przez ciebie utworami były covery. Dlaczego zdecydowałaś się zacząć od coverów, a nie autorskiej muzyki? - Zanim zacznie się tworzyć swoje utwory, trzeba trochę poeksperymentować. Poszukać,

w czym czujemy się najlepiej, w jakich kompozycjach najlepiej brzmi nasz głos. Najłatwiej jest próbować na coverach. W dzisiejszych czasach media społecznościowe są tak łatwo dostępne, że opublikowanie coveru nie sprawia najmniejszej trudności. Natomiast tworzenie autorskiego repertuaru jest dużo bardziej skomplikowane, wymaga doświadczenia i sporo pracy. Trzeba do tego dojrzeć, przynajmniej ja musiałam. Kiedy powstał mój pierwszy autorski utwór „Different But The Same” (we współpracy z Kubą Wojciechowskim) czułam ogromną dumę, spełnienie i chciałam tworzyć coraz więcej. Dlatego też od tego czasu coverów na moim profilu pojawia się coraz mniej.

Media społecznościowe ułatwiają czy utrudniają sprawę muzykom? Na ile prawdziwe są historie o wielkich odkryciach w internecie i wielkich kontrak-

tach? - Zależy, jak na to patrzeć. Wydaje mi się, że w dużej mierze ułatwiają, jednak mają też ciemne strony. Dzięki mediom społecznościowym jesteśmy w stanie sami dotrzeć do ogromnej liczby osób i dzielić się z nimi naszą twórczością. Jeśli chodzi o wielkie kontrakty, to zawsze trzeba podzielić takie historie na dwa. Jednak zdecydowanie prawdą jest to, że aktualnie na rynku jest mnóstwo artystów, którzy swoją karierę zaczęli właśnie w mediach społecznościowych. Dlatego uważam, że takie portale otwierają dużo drzwi w świecie muzyki. Z drugiej strony social media i portale streamingowe umożliwiają publikowanie ogromnej ilości utworów. Codziennie w Internecie pojawiają się tysiące nowych piosenek. Dlatego też czasem trudno jest się przebić. Ciemną stroną mediów społecznościowych jest oczywiście hejt.

Są jeszcze talent show. Czy myślałaś o udziale w nich? - Na razie próbuję własnymi siłami podbijać polski rynek muzyczny. Nie myślałam w ostatnim czasie o wystąpieniu w talent show, ale nie wykluczam takiej możliwości w przyszłości.

Wystąpiłaś za to w Dzień Dobry TVN, jak występ w tradycyjnej telewizji prze-

kłada się na rozpoznawalność? - Była to niesamowita przygoda. Śpiewanie w telewizji na żywo było dla mnie wyzwaniem, ale bardzo dobrze się bawiłam. Po występie w DDTVN usłyszałam ogromną ilość przemiłych komentarzy. Całkiem zabawne jest to, że podczas występu dostawałam też bardzo dużo zdjęć telewizorów od widzów, które przychodziły do mojej skrzynki w mediach społecznościowych. To bardzo miłe.

I na koniec, gdzie w tym roku będziemy mogli cię zobaczyć i posłuchać? Może masz już na liście plany koncertowe?

- Na tę chwilę nie mogę jeszcze zdradzić za wiele, ale na pewno w tym roku będziecie mogli usłyszeć mnie na żywo. Intensywnie pracujemy nad nowym repertuarem i na pewno w najbliższym czasie będziemy informować o wszystkich zbliżających się wydarzeniach.

Więcej o Gree dowiecie się, zaglądając na: FB: @greemusicofficial Instagram: @gree.official TikTok: @gree.official

ŁAZIENKI

Pozwól sobie na marzenia... my zajmiemy się resztą

Kompleksowe rozwiązania do kuchni

meble na wymiar niemieckiej marki Häcker sprzęt AGD najwyższej jakości doradztwo I projekty wnętrz I wykończenie

Pracownia Mebli Kuchennych AS Designing Szczecin, ul. Chmielewskiego 20C tel +48 603 933 293 | biuro@asdesigning.eu

www.asdesigning.eu

Małgorzata Iwańska - Kalina mnie inspiruje

W grudniu w Teatrze Polskim mogliśmy oglądać spektakl „Droga Pani Kalino”, a jak wszystko pójdzie dobrze, to zobaczymy ją również w lutym w Warszawie. Mimo, że sztuka ma już kilkanaście lat, w ogóle nie traci na aktualności. Wręcz przeciwnie! Wpisuje się w potrzeby i zainteresowania widzów.

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Zacznijmy od aktualności sztuki.

- Pierwsze spektakle grałam w Zamku Książąt Pomorskich, potem w Teatrze Polskim, trochę z nim jeździłam na występy gościnne, a potem był moment przerwy. Po jakimś czasie Zamek zaproponował mi wystąpienie w spektaklu wspólnie z innymi aktorkami, z którymi miałyśmy śpiewać piosenki Kaliny Jędrusik. W związku z tym wróciłam do Zamku, zagrałam ze trzy swoje spektakle i wtedy runął strop Zamku, a cała moja scenografia została zasypana. Potem przyszła pandemia i pomyślałam, że to już koniec z Kaliną. I nagle pojawiło się zaproszenie na występ gościnny, więc dyrektor mojego Teatru Polskiego stwierdził, że wracamy z tym przedstawieniem do repertuaru.

Trafiliście w punkt, bo znowu się zrobiła moda na Kalinę. W kinach pojawił się film o niej, a w księgarniach kolejne

książki. - Książek o Kalinie ukazało się sporo, napisał o niej m.in. Dariusz Michalski, którego miałam okazję poznać w Szczecinie, kiedy opowiadał o niej na Zamku Książąt Pomorskich. Podczas tego spotkania zaśpiewałam kilka piosenek Kaliny. Nie miałam wtedy scenografii i musiałam szybko coś zorganizować w teatrze. Po tym programie spotkaliśmy się na wspólnej kolacji i dużo rozmawialiśmy o Kalinie. Pan Dariusz widział wiele spektakli o niej, ale nie widział mojego i powiedział, że jak będę grała, to on chętnie przyjedzie zobaczyć. Zawsze miałam takie marzenie, żeby z tym spektaklem wystąpić w Kalinowym Sercu w Warszawie. To jest miejsce na Żoliborzu obok domu Kaliny, które stworzyła Fundacja Artystyczna im. Kaliny Jędrusik. Jak wszystko dobrze pójdzie, to zagram tam spektakl 5 lutego w dniu urodzin Kaliny.

Jak się narodził pomysł stworzenia tego

spektaklu?- To do mnie samo przyszło. Na mojej drodze stanęła Żywia Karasińska-Fluks. Ona zaproponowała mi spektakl, w którym miałabym przedstawić Kalinę Jędrusik. Napisała scenariusz „Droga Pani Kalino” i wyreżyserowała ten spektakl. Teraz czuwa nad nim z innego wymiaru, bo w sierpniu od nas odeszła. Kocham ten spektakl, daje mi wiele radości i satysfakcji. Dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych ludzi, którzy znali Kalinę. Miałam okazję z nimi rozmawiać o tym, jak oni to moje przedstawienie odbierają czy jak odbierają mnie w tej roli. Ten spektakl jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, bo śpiewam piosenki, ale też prowadzę rozmowy przez telefon. Są w nim fragmenty filmów z udziałem Kaliny oraz listy od jej wielbicieli. Listy są różne, bo Kalina była osobą kontrowersyjną. Była to kobieta pełna temperamentu, w niekonwencjonalny sposób podchodząca i do pracy, i do życia prywatnego.

Co panią najbardziej fascynuje w Kali-

nie Jędrusik? - Kalina była kobietą bardzo inspirującą. Powoduje, że człowiek zaczyna myśleć o różnych rzeczach, próbuje w inny sposób spojrzeć na pewne sprawy. Co mnie fascynuje? Jej odwaga do życia, jej temperament. To, że w czasach niełatwych do prezentowania otwartości umysłu, innego spojrzenia, miała odwagę prezentować własne zdanie. Koleżanki mówiły o Kalinie: piękna a oczytana, seksowna, a nosi słownik filozoficzny, silna, lecz wątła jak brzózka targana przez wiatr.

Odbieramy Kalinę jako osobę prowokującą, a ona była też delikatna, pełna empatii, pomagała ludziom. Scenariusz mojego spektaklu spodobał mi się właśnie dlatego, że Żywia umieściła w nim różnorodność Kaliny. Nie tylko to, jak była postrzegana, ale jaka była naprawdę.

Miała tatę pedagoga, więc nic dziwne-

go, że była oczytana i inteligentna. - Tak, była ciekawa świata, ale też niepokorna, więc w szkole różnie bywało. Na pewno tata rozbudził w niej ciekawość, otwartość na życie niekoniecznie według ogólnie przyjętych reguł. Myślę, że miał ogromny wpływ na to, jak ona podchodziła do pewnych spraw. W jej rodzinie sporo się działo, Kalina też przeżyła wojnę jako dziecko, więc to wszystko miało wpływ na jej życie. Wiele rzeczy wywarło piętno na jej postrzeganie świata.

Kalina Jędrusik najwięcej grała w kinie i teatrze na przełomie lat 50. i 60. Potem grała mniej, a jednak została zapamię-

tana. Na czym polega jej fenomen? - Zastanawiałam się nad tym. Kiedyś przeczytałam w Iluzjonie, że „o Kalinie mówi się z nostalgią, ze wzruszeniem, otaczając ją kultem w najlepszych słowach, tylko nikt nie potrafi już powiedzieć, dlaczego jeszcze jeden talent został tak bezmyślnie i głupio zmarnowany”. Jak przeglądałam różne artykuły o Kalinie, czytałam książki, to okazuje się, że było tego bardzo dużo. Ona była aktorką teatralną – zaczynała w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, potem grała w warszawskich teatrach – filmową, kabaretową, śpiewała. Pewnie można ją było bardziej wykorzystać, ale mimo wszystko jest upamiętniona na setkach fotografii, taśmach filmowych. Zawsze można powiedzieć, że można coś zrobić mniej lub więcej. Dla mnie najważniejsze jest to, że kiedy ona wchodziła na scenę, to sztuka zaczynała żyć. Można ją było kochać i nienawidzić, ale na pewno nie była nikomu obojętna. A Magda Umer powiedziała: Kalina jest…. Piosenki, które śpiewała, są wykonywane do dziś przez różnych wykonawców. To są perełki muzyczne i tekstowe. Kalina sama też miała okresy różnych poszukiwań artystycznych. We wszystkim miała jednak świadomość tego, co robi, i te jej prowokacje były często mądre, dowcipne i wyrachowane.

Wiele osób twierdzi, że jej najlepszą rolą była Józefina Polan w serialu „Hotel Polanów i jego goście”, czyli dojrzałej

kobiety. - Tak, ale kiedy zagrała w „Ziemi obiecanej” też już nie była młodziutka, a to też rola, w której została bardzo zapamiętana. Do tej roli trzeba było wiele odwagi i świadomości. Myśli pani, że ona była samotna? - Myślę, że tak. Dlatego, że też jestem kobietą. Kalina przywiązywała dużą wagę do swojego znaku zodiaku i powiedziała kiedyś: cieszę się, że jestem wodnikiem, bo wodnik to niezależność i otwarty umysł. A niezależność kosztuje i dlatego była samotna.

Na co pani kładzie szczególny nacisk,

grając tę postać? - Żywia napisała scenariusz tak, że ten spektakl i bawi, i wzrusza. Chciałabym, żeby spektakl zostawił widza z jakąś refleksją. Żeby Kalina pozostała niejednoznaczną postacią.

Przystanek Historia

styczeń

Fotografie ze zbiorów: Zbigniewa Wróblewskiego i Archiwum IPN

19.01

godz. 17.30

Graffiti w PRL

Przystanek Historia w Szczecinie

Plac Brama Portowa 1 (Posejdon, I piętro)

This article is from: