3 minute read

Podróże

Next Article
Sport

Sport

Hollywood, Hogwart i ślub w Las Vegas

Po niezapomnianych przeżyciach w San Francisco przyszedł czas na zagłębienie się w świat gwiazd, luksusu, blichtru i hazardu. Gotowi na wizytę w Mieście Aniołów i Mieście Grzechu?

Advertisement

ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO EWELINA ŻZUBEREK

Idziemy chodnikiem i co krok natykamy się na największe gwiazdy: jest Jennifer Lopez, Bruce Willis, Cameron Diaz czy Meryl Streep. Są też moi ulubieńcy: Emma Watson, Morgan Freeman, Emma Thompson i Jack Nicolson. Jesteśmy w Los Angeles, a konkretniej w Hollywood. Niestety, nie jest to wręczenie Oscarów, ale zwykły spacer po Walk of Fame, a wspomniane gwiazdy to tylko nazwiska wyryte na gwiazdach umieszczonych w chodniku. Łącznie jest ich ponad 2600. Upamiętniają nie tylko znane osoby ze świata show-biznesu, lecz także zespoły muzyczne i postacie fikcyjne jak Kaczor Donald, Myszka Miki czy Kermit z telewizyjnego programu „Muppet Show”. Oczywiście, zaglądamy także do Teatru Dolby, w którym co roku przyznawane są najcenniejsze Nagrody Akademii Filmowej. Swoją drogą - wiecie, że pierwsze wręczenie Oscarów miało miejsce w 1929 roku i trwało zaledwie 15 minut? Dziś to gala pełna blichtru, splendoru i skandali, na którą nie sposób się dostać.

W czarodziejskim świecie

Kolejnego dnia ponownie przenosimy się do filmowego świata w Universal Studio. Odwiedzamy miasteczko Springfield, w którym spędzamy czas wspólnie z rodziną Simpsonów. W starożytnym Egipcie odkrywamy mumię kapłana Ozyrysa. W Parku Jurajskim uciekamy przed dinozaurami, a później razem z Minionkami ruszamy na poszukiwania ich ulubionego przysmaku – bananów. Przede wszystkim trafiamy jednak do miejsca, o którym marzy każdy 11-latek – Hogwartu. Kiedy przekroczyliśmy bramę i wkroczyliśmy do świata Harry’ego Pottera, myślałam, że umrę ze szczęścia. Musicie bowiem wiedzieć, że nie tylko 11-latkowie kochają przygody młodego czarodzieja. 30-letnie kobiety, które wychowały się na tej sadze, także. Wchodzimy do Hogsmeade, gdzie dachy domków pokryte są śniegiem, obok stoi Hogwart Express, a w tle rozbrzmiewa muzyka z filmów o Harrym Potterze. Przechadzamy się uliczką. Sklep z różdżkami Olivandera, sklep Zonka z magicznymi psikusami, pub Pod Trzema Miotłami – jest wszystko! W końcu wchodzimy do zamku, gdzie trafiamy do gabinetu Dumbledore’a, a na korytarzach widzimy mówiącą Tiarę Przydziału i poruszające się obrazy. Wizytę kończymy szaloną przejażdżką na rollercoasterze.

W Mieście Aniołów zwiedzamy jeszcze Griffith Observatory, Beverly Hills i Rodeo Drive, po której kiedyś w filmie „Pretty Woman” przechadzała się Julia Roberts. Łapiemy jeszcze trochę słońca na plaży Venice Beach i w pobliskiej Santa Monica i ruszamy do miasta grzechu i rozpusty – Las Vegas!

Wieczorem w końcu dojeżdżamy do Las Vegas. To chyba najlepsza pora, by po raz pierwszy spojrzeć na miasto. Oświetlone hotele, uliczne światła i neony kasyn sprawiają, że Las Vegas Strip uchodzi za najjaśniejszy punkt na Ziemi widziany z Kosmosu. Przerost formy nad treścią? Być może, ale widoki są fascynujące. Bo gdzie jeszcze zobaczymy w jednym miejscu Wieżę Eiffla, fontannę Di Trevi, egipską piramidę, Sfinksa, Statuę Wolności i nowojorskie wieżowce? Całość to istny spektakl. Przed północą biegniemy na pokaz fontann przed hotelem Bellagio i wracamy do hotelu – przed nami ważny dzień!

Ślub w Mieście Grzechu

Ślub jak z bajki, w sukience księżniczki nigdy nie był moim marzeniem. Nie chciałam też, by ten dzień był na pokaz, dla innych. Wiedziałam, że to musi być dzień tylko dla nas. Planując podróż do Stanów Zjednoczonych, jako pierwsze na liście zapisałam więc: „ślub w Las Vegas”. Gdy zapytałam koleżanki, czy to nie zbyt kiczowate, odpowiedziała: „Ewela, to wspaniały pomysł. Pasuje do twojej podróżniczej duszy!”. Okazało się, że ślub w Las Vegas to bardzo prosta sprawa. Nie do końca wygląda to jednak tak, jak w filmach, gdzie pijani młodzi ludzie wchodzą do kapliczki, wypowiadają słynne „I DO”, a rano mają problem, bo są związani węzłem małżeńskim. Owszem, można wejść z ulicy do kapliczki i wziąć ślub, ale nie ma on wówczas żadnych konsekwencji prawnych. Jeśli ma być legalny – wymaga kilku wstępnych formalności. Trzeba uzyskać licencję małżeńską, złożyć przysięgę, a później zalegalizować ślub w urzędzie.

Po ślubie, który trwał 15 minut, był pełen śmiechu i luzu, postanowiliśmy zaszaleć i wybraliśmy się do jednej z najlepszych restauracji w mieście, gdzie obsługa przywitała nas darmowym szampanem. Wydawało mi się, że widok Panny Młodej w sukni ślubnej to w Vegas widok powszedni, jednak reakcje ludzi były zaskakujące. Podbiegali, składali gratulacje, krzyczeli z drugiego końca ulicy. W pewnym momencie do mojego świeżo upieczonego męża podeszła starsza pani i mówi: „Chłopie, ale masz piękną żonę. Wielki szczęściarz z ciebie! Powinieneś zagrać w ruletkę”. Nie skorzystał, za to ja tak. Wygrałam 150 dolarów!

This article is from: