6 minute read

Temat z okładki

Next Article
Newsroom

Newsroom

| TEMAT Z OKŁADKI | Zięta

Nieustannie wychodzę/poza ramy

Advertisement

Projektuje rzeczy niepowtarzalne, ale przede wszystkim jest kreatorem, który nie boi się sięgać tam, gdzie inni nie sięgają. Teraz w planach ma… kosmos.

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM OSKAR ZIĘTA

Niedawno gościł pan w Szczecinie w ramach konferencji Design, podczas której doświadczeni twórcy mieli okazję opowiadać o swojej pracy i zostać mentorami młodszych kolegów. To było inspirujące doświadczenie?

- Międzypokoleniowe spotkania zawsze są inspiracją. Wzajemną motywacją do ciągłej pracy i odkrywania. Lubię pracować z młodymi ludźmi, cenię ich zapał i chęć rozwoju. Często zwracam uwagę na nieodkryte jeszcze kierunki, namawiam ich do oglądania świata przez pryzmat tego, co jeszcze niezaprojektowane. Wymiana doświadczeń zawsze jest potrzebna, jednak sytuacje „mentoringowe” traktuję z dystansem – inspiracje tak, ale bycie wzorcem już mniej. Każdy powinien wsłuchiwać się w siebie i podążać swoją twórczą drogą.

W szczecińskiej filharmonii w holu nadal stoi pana praca z serii CRYSTALS - formacja lustrzanych obiektów płynnie łączących geometryczne kształty z formami organicznymi, która była prezentowana podczas festiwalu MUSIC. DESIGN.FORM. To bardzo młody festiwal wykorzystujący nowoczesną przestrzeń filharmonii. Jak go pan wspomina?

- Idea festiwalu MUSIC.DESIGN.FORM jest mi bliska ze względu na jego interdyscyplinarność. Nie lubię definicji, wymykam się im. Festiwal wprowadza podobną narrację, nie kategoryzuje wyraźnie. Jak w samej nazwie – z jednej strony dziedziny oddzielone są kropką, a finalnie okazuje się ona być spoiwem, łączącym je w całość – wspólny twór. My dokonaliśmy transkrypcji zapisu dźwiękowego w stalową formę i ukształtowaliśmy ją siłą powietrza pod ciśnieniem, według zadanego skrytpu. Finalny obiekt idealnie wpisał się w klimat wnętrza filharmonii.

Skończył pan Politechnikę Szczecińską. Nasze miasto wzbudza w panu jakiś sentyment?

- Oj, zdecydowanie. Jest dla mnie symbolem pierwszych zawodowych doświadczeń i wyborów. Szczecin był dla mnie odpowiednią belką startową do znakomitego wyjścia z progu. Politechnika otworzyła mi drzwi do świata architektury i inżynierii, którego później dotykałem na ETH w Zurychu. Szczecin to też dla mnie wspomnienie studenckiej wolności, przyjaźni i zawodowych akcentów (dosłownie, ponieważ pracowałem w biurze Projektowym AKCENT).

W jednym z wywiadów powiedział pan, że „głupota, jako odwaga musi być połączona z pasją, ale i pracowitością”. Nie od dzisiaj artyści często są uznawani za dziwaków, bo podążają ścieżkami, którymi inni baliby się pójść. Zawsze miał pan takie podejście do sztuki? A może i życia?

- Ja tak powiedziałem? Oczywiście żartuję (uśmiech). Tak, pamiętam te słowa. Kontekst był szerszy. Wspominałem wówczas o filozofii „Think big! Be stupid!” Ponadczasowe projekty czy pomysły nie mogą być ograniczane racjonalnym myśleniem, kalkulacją czy pragmatyzmem. To emocje, pasje, marzenia pozwalają nam na tworzenie rzeczy wielkich, przekraczanie granic. To nie tylko domena artystów, ale też innowatorów. Odwaga do „głupoty” jest odwagą do popełniania błędów, a w gruncie rzeczy staje się siłą napędową do działania. Gdyby nie takie podejście, nie podjęlibyśmy się wielu projektów, które w trakcie chłodnej kalkulacji wydawałyby się nierealne. I tak, odkąd pamiętam, to moje podejście zarówno do sztuki, jak i życia.

Oskar Zięta

Architekt, designer, artysta i innowator. Absolwent architektury na Politechnice Szczecińskiej, stypendysta na Politechnice Federalnej w Zurychu, gdzie rozwijał swoje umiejętności w projektowaniu sterowanym komputerowo i nowoczesnych technologiach produkcyjnych. Laureat wielu prestiżowych nagród z dziedziny designu. Autor technologii deformacji metalu za pomocą ciśnienia wewnętrznego – FiDU, w której tworzy kolekcję unikatowych mebli i obiektów artystycznych oraz szuka zastosowań w przemyśle.

Studiował pan architekturę, ale postawił na design, nie rezygnując jednak z metalu, blachy i stali. Skąd taki wybór?

- Ciężko to nazwać wyborem, to efekt wieloletniego procesu, który wciąż trwa. Przede wszystkim nie zawężałbym się pojęciowo do designu. Tak jak wspomniałem wcześniej, ja i mój zespół opieramy naszą pracę na interdyscyplinarnych działaniach. Traktujemy design raczej jako pryzmat dla sztuki, bioniki i inżynierii. Łączymy dyscypliny, czego efektem są projekty oparte na inspiracjach i doświadczeniach zarówno tych z pola architektury – tu głównie w przypadku dużych konstrukcji rzeźbiarskich. W Zięta Studio, które prowadzę, nie lubimy definicji, nieustannie wychodzimy poza ramy, i to pozwala na szybki twórczy rozwój.

Jaka była geneza powstania stołka Plopp, słynnego nadmuchiwanego stołka z blachy, który zdobył tak ogromną popularność?

- PLOPP, czyli Polski Obiekt Pompowany Powietrzem to projekt, który jest manifestem technologii FiDU. Prace nad właściwościami stali, które prowadziłem na ETH w Zurychu, doprowadziły mnie do innowacyjnych rozwiązań w tym obszarze, a nowe rozwiązania technologiczne bardzo ciężko wprowadza się w architekturze czy budownictwie. Krzesło to jeden z obowiązkowych elementów projektowania użytkowego, wymaga dużej uważności projektowej w zakresie stabilizacji, a duża część moich badań poświęcona była właśnie stabilizacji stali. Dlatego też podjąłem się próby wykorzystania nowej technologii formowania metalu wewnętrznym ciśnieniem – dziś powietrza, wówczas wody, by poprzez kanał komunikacji, jakim jest design, zwrócić uwagę projektantów i architektów nie tylko na produkt, ale i technologię jego wykonania. Stworzyłem zatem funkcjonalny obiekt, który w pełni odzwierciedla potencjał materiałowy i jest manifestem jakości konstrukcji i optymalizacji indeksu wagi (z ang. lightweight index – zmniejszanie wagi obiektu, przy jednoczesnym zwiększaniu jego wytrzymałości). Dziś PLOPP jest ikoną, zatem pomysł był dobry ;)

„Wir” – pana kolejne unikatowe dzieło sztuki, złożone z pięciu przenikających się form, wijących się od najniższego poziomu Galerii Północnej aż po sufit przez wszystkie kondygnacje, jest najwyższą rzeźbą wykonaną ze stali nierdzewnej w Polsce. Dzieło sztuki w królestwie konsumpcji?

- Dlaczego nie? I w świątyni konsumpcji potrzebne są niebanalne projekty artystyczne, które wybijają z zakupowego pędu - potykasz się i chwila na zdziwienie, zatrzymanie. WIR przyciąga wzrok, imponuje rozmiarem i proporcjami, uwodzi odbiciami. To najwyższa rzeźba w Polsce. Stalowe profile, przed ich dynamicznym uformowaniem, miały długość 26 metrów. WIR to fantastyczny projekt, ogromne przedsięwzięcie logistyczne, technologiczne i artystyczne. Do dziś budzi w nas ogromne emocje i oby je budził dalej, szczególnie u tych tkwiących w wirze zdarzeń.

Żyjemy w kulturze ciągłej zmiany wystroju wnętrz, a jednak te wnętrza są do siebie podobne. Czy Polacy się boją oryginalności we wnętrzach?

- Odwagi w projektowaniu nie brakuje. Design w Polsce był zawsze bardzo wyraźny i ciekawy. Myślę że, o dziwo, akurat w tym obszarze jesteśmy zbyt skromni. Jeżeli jednak mówimy stricte o wystroju wnętrz, uważam, że to, co oglądamy w mediach społecznościowych i wydaje się powtarzalne, jest oceniane szybko i pobieżnie – tracimy wówczas detal, który nierzadko bywa kwintesencją projektów. Z drugiej strony, wciąż niewielu Polaków może pozwolić sobie na budżety pozwalające wyposażyć ich apartamenty w ważne dla historii designu oryginalne obiekty czy ikony. Oby to się zmieniło.

Wiele się teraz mówi o meblach produkowanych świadomie i ekologicznie. Rozumiem, że dla pana to już oczywistość?

- Dla mnie było to oczywiste od samego początku. Idee, które przyświecały mi przez 20 lat badań nad materiałem, dziś są na afiszach Organizacji Narodów Zjednoczonych i wszystkich organizacji ekologicznych. My od wielu lat promujemy ultralekkość i monomateriałowość. Pracujemy z materiałem, który możliwy jest do niemal 100 proc. recyklingu – bez utraty jakości. Tworząc obiekty trwałe, takie, które posłużą pokoleniom, domykamy niejako pędzące koło gospodarki cyrkularnej, jednocześnie wydłużając cykl życia produktu. Ekologiczna produkcja to kompleksowy temat, szczególnie w przypadku wielokomponentowych dóbr. W przypadku Zięta Studio – nadrzędnym celem jest praca z jednym materiałem – stalą, miedzią czy aluminium. Bez świadomej konsumpcji świadoma produkcja jest niczym. Dlatego opowiadamy nasze stalowe historie o ultralekkości i optymalizacji, zachęcając do przemyślanych wyborów. Zwracamy uwagę na to, że ekologia dotyczy również przestrzeni wirtualnej, którą my ograniczmy dzięki technologii FiDU. Najprostszym przykładem jest PLOPP, o którym już wspomnieliśmy, jego płaski model 2.5D (przed deformacją stali) zajmuje jedynie 16 kB danych. Jego model 3D, gdyby produkowany był standardową metodą produkcji, zajmowałby kilkanaście GB danych. A pamiętajmy, że utrzymanie serwerów to również horrendalne ilości energii.

Podobno jest pan uparty w realizacji swoich celów. To intuicja sprawia, że jest pan pewien tego, co chce osiągnąć?

- Nazwałbym to raczej ciągłym poszukiwaniem. Jesteśmy przepełnieni potencjałem. Wierzę, że ta machina zwana ludzkością nie zna granic kreatywności. Ja staram się korzystać z tych potencjałów, zestawiając możliwości twórcze z nowymi technologiami, pracę ludzkich rąk z robotyką, sztukę z inżynierią. Taka fuzja dyscyplin podczas działań pozwala nam na bieżącą weryfikację i aktualizację założonych celów. To nie jest tak, że zawsze wszystko się udaje. Każdy projekt jest procesem, a każdy proces ciągłym usprawnianiem.

Jakie ma pan najbliższe plany zawodowe?

- Kosmos i nowa mobilność. Więcej nie powiem (uśmiech).

This article is from: