MM Trendy #01 (115)

Page 14

Oskar Zięta

STYCZEŃ 2023 NUMER 01(115) / WYDANIE BEZPŁATNE Nieustannie wychodzę poza ramy
#reklama
#06 Newsroom Wydarzenia, projekty, sukcesy, premiery, ludzie #14 Temat z okładki Oskar Zięta, twórca, który nieustannie wychodzi poza ramy #20 Edytorial „Oni”, czyli efekty prac młodych artystów w ramach Spotkań Fotograficznych organizowanych przez Fundację Thebestofszczecin #26 Temat wydania Trudne spektakle zawsze rozwijają, rozmowa z Jerzym Wołosiukiem #34 Muzyka Gree zapowiada nowy album #40 Kulinaria Jarek Gruda, zwycięzca Hell’s Kitchen #44 Moto Klasyki motoryzacji z naszego regionu #48 Podróże Z Las Vegas do Los Angeles #50 Sport Kamil Grosicki o mundialu #54 Wydarzenia #01 #spis treści styczeń 2023 26 3 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023

Agata Maksymiuk

redaktor naczelna

Podobno styczeń to miesiąc idealny na nowe postanowienia. Idealny, a przynajmniej lepszy, niż inne. Tylko, żeby pozostać w tych postanowieniach i osiągnąć cel, potrzeba solidnej dawki motywacji. Dla jednych to może być wsparcie najbliższych, dla drugich inspirujące wydarzenia. A tych w Szczecinie nie brakuje. Niedawno podsumowaliśmy, jak bardzo miasto zmieniło się w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy i wiele już wskazuje, że kolejnych dwanaście będzie równie ciekawych. Spore zainteresowanie budzi udostępnienie zwiedzającym Morskiego Centrum Nauki, a także uruchomienie Fabryki Wody, czyli szczecińskiego aquaparku. Ale to nie wszystko, bo przed nami cała lista premier, koncertów, wystaw i spektakli teatralnych. Zdaje się, że czas, kiedy mówiło się, że w Szczecinie nic się nie dzieje, minął bezpamiętnie.

Mamy nadzieję, że i my wpiszemy się na listę tego, co Was motywuje. Szczególnie, gdy gościem naszej okładki jest Oskar Zięta, uznany architekt, designer, artysta i innowator, a przy tym absolwent architektury na Politechnice Szczecińskiej. Projektuje rzeczy niepowtarzalne, ale przede wszystkim jest kreatorem, który nie boi się sięgać tam, gdzie inni nie sięgają. Teraz w planach ma... kosmos. Niedawno odwiedził Szczecin, by porozmawiać z początkującymi twórcami, a także tymi, którzy poszukiwali nowych inspiracji. Przy okazji znalazł chwilę dla nas. Koniecznie sięgnijcie do wywiadu.

Chcemy Wam też przedstawić Jerzego Wołosiuka, dyrektora ds. artystycznych Opery na Zamku, który wprowadzi Was m.in. za kulisy powstawania „Króla Rogera”, a także Gree, czyli Gosię Romanowską, młodą wokalistkę pochodzącą z naszego miasta, która właśnie kończy pracę nad debiutanckim albumem. W tym miesiącu są też z nami Jarek Gruda, zwycięzca najnowszej edycji kulinarnego show Hell’s Kitchen oraz Kamil Grosicki, z szybkim podsumowaniem swojego występu na mundialu. Przygotowaliśmy dla Was też sporo pięknych zdjęć i fotorelacji. Zobaczcie sami!

#okładka:

NA OKŁADCE: OSKAR ZIETA

FOTO: ARCHIWUM OSKAR ZIĘTA

#01

#redakcja

al. Niepodległości 26/U1, 70-556 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl

Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk Product manager: Ewa Żelazko tel. 500 324 240 ewa.zelazko@polskapress.pl

Reklama: tel. 697 770 133, 697 770 202 mateusz.dziuk@polskapress.pl pawel.swiatkowski@polskapress.pl

Redakcja: Małgorzata Klimczak, Ewelina Żuberek, Dariusz Zymon, Julia Zając

Prezes oddziału: Piotr Grabowski Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Druk: F.H.U. „ZETA”

Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Stanisław Bortkiewicz

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy

4
Estrella
FOTO Ella
Photography / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta
#reklama

TaMalcherek zabiera nas w „Bezczas” swoim kolejnym singlem

TaMalcherek przedstawia swój trzeci singiel pt. „Bezczas” i przenosi słuchaczy w stan głębokiego odprężenia, stan skupienia między jawą a snem, czyli stan bezczasu. W najnowszej piosence szczecinianka Agata Malcherek zadaje pytania i porusza nurtujące ją tematy, ubierając je w zwiewne słowa i piękne melodie, przybrane w soczyste brzmienia dzisiejszej elektroniki. To fuzja brzmień i stylów, wyjątkowa kombinacja. „Bezczas” to kolejny utwór z cyklu jej muzycznych opowieści. Przywołuje na myśl momenty pełne świadomości, obudzenia, uwolnienia i bez presji. Pozwala na odprężenie, równocześnie skłaniając do refleksji, co staje się znakiem rozpoznawczym artystki. Oprócz sfery dźwiękowej zobaczymy również teledysk, za kamerą stanęła świetnie zapowiadająca się awangardowa fotograf modySandra Gałka, której zdjęcia publikowane są na całym świecie, jak i w rodzimym „Vogue”. (materiały prasowe)

Absolwentka Akademii Sztuki w Szczecinie uhonorowana Perłą Gminy Maszewo

Perły Gminy Maszewo to lokalna nagroda przyznawana lokalnym działaczom. Tym razem trafiła w ręce absolwentki szczecińskiej akademii sztuki Anny Giniewskiej. W uroczystości rozdania statuetek wzięło udział blisko dwustu działaczy społecznych, ludzi sportu, kultury, edukacji i mieszkańców regionu. Wśród gości specjalnych znaleźli się Olgierd Kustosz, wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego, oraz Marin Przepióra , przewodniczący Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Sejmiku Zachodniopomorskiego, którym przypadło w udziale wręczenie Odznak Honorowych Gryfa Zachodniopomorskiego.

Osoby zasiadające w jury podkreśliły w uzasadnieniu, iż Anna Giniewska w swoim działaniu charakteryzuje się ogromną pasją, determinacją i skutecznością a jej zakres i skala osiągnięć przekracza poziom lokalny czy regionalny. Działaczka dobrze znana jest z pracy przy festiwalu Szczecin Jazz, ze swojej aktywności aktorskiej i reżyserskiej w Teatrze Krzyk oraz inicjatyw społecznych w zakresie edukacji, kultury i integracji lokalnych społeczności.

Łącznie tytułem Perła Gminy Maszewo zostało uhonorowanych czternaście podmiotów i osób a Odznaką Honorową Gryfa Zachodniopomorskiego cztery osoby. (am)

6 | NEWSROOM |
fot. (polaroidy)Sandra Gałka fot. archiwum Anna Giniewska
Zyskaj x2 WYPRZEDAŻE + NAGRODY w Galaxy App DOSTĘPNE W: Centrum Handlowo-Rozrywkowe GALAXY Al. Wyzwolenia 18, 70-554 Szczecin www.galaxy-centrum.pl #reklama

Absolwentka Akademii Sztuki wyróżniona w konkursie Projekt Roku 2022

Praca licencjacka Kornelii Biały z Akademii Sztuki w Szczecinie zdobyła wyróżnienie w konkursie Projekt Roku w kategorii Świeża Krew. Konkurs jest corocznie organizowany przez Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej. „Liminal” (z ang.) - zawieszony między dwoma stanami, w stanie przejścia to tytuł pracy. Jak wyjaśnia autorka – prezentowany przez nią projekt polega na zaprojektowaniu nowego rodzaju pacjenta przyszłości oraz późniejszym zbadaniu i prowadzeniu obserwacji udokumentowanych za pomocą środków wizualnych.

W publikacji przewiduje, jak będzie wyglądał dalszy rozwój inżynierii hodowli tkankowych. Zakłada powstanie nowego rodzaju istnień, które również będą wymagały leczenia i kompleksowej opieki medycznej. Według artystki pacjenci przyszłości będą zbudowani z komórek człowieka i utrzymywani przez niego przy życiu. Autorka zadaje też pytanie - jak daleko posuniemy się moralnie przy tworzeniu nowych organizmów, wstępnie tylko służących człowiekowi do badań i przeszczepów organów? - W pracy nie staram się odpowiedzieć na to pytanie, ale chciałabym poruszyć ten temat, zobrazować wizualnie problem i umożliwić odbiorcy wczucie się w rolę lekarza przyszłości –wyjaśnia Kornelia Biały. - Na podstawie własnych doświadczeń początkującej lekarki staram się prowadzić odbiorcę przez etapy diagnostyczne i analizę wykonanych badań. Jednocześnie podkreślam ironię całego procesu, wynikającą ze stworzenia czegoś, co później jest nam tak obce. Praca składa się z trzech części. Pierwszą jest forma przestrzenna - symbolizuje pacjenta, który jest obiektem wszystkich prezentowanych badań. Jeden element w jego wnętrzu imituje pompę utrzymującą przy życiu, umożliwia również interakcję z odbiorcą za pomocą przewodu wyprowadzonego na zewnątrz rzeźby. Drugą składową pracy jest publikacja artystyczna, będąca zbiorem zdjęć, badań, obserwacji i komentarzy. To najistotniejsza część całego dyplomu - tytułowy dziennik obserwacji. Trzecią częścią jest film składający się z krótkich urywków wizualnie podsumowujących całość i uzupełniających badania obrazowe. (materiały prasowe)

8 | NEWSROOM |
fot.materiały Kornelia Biały
10 | NEWSROOM | #szczecin okiem architekta grafika.IG: @okiem.architektki

Sensacja świata motoryzacji w Szczecinie BMW Bońkowscy zaprezentowali model XM

powiedzieć, że to model ikoniczny. W szczegóły techniczne nowego BMW XM uczestników premiery wprowadzili Magda Młodożeniec- Kałduńska oraz Piotr Jarmużewski, doradcy BMW M w salonach BMW Bońkowscy. Po pierwsze zwrócili uwagę na silnik. - Można powiedzieć, że to auto z podwójnym sercem - zaznaczył Piotr Jarmużewski. - V8 o pojemności 4,4 l to prawdziwa rzadkość, do tego jest połączony z silnikiem elektrycznym typu plug-in umieszczonym w skrzyni biegów.

Powiedzieć, że jest wyjątkowy to jakby nic nie powiedzieć. Nowy model BMW XM spełnia wszystkie wymogi, by stać się ikoną motoryzacji. Jest pierwszym samochodem opracowanym przez inżynierów BMW M od czasu legendarnego modelu M1 z 1978, pierwszym M z napędem hybrydowym i pierwszym, który nie ma swojego odpowiednika w regularnej ofercie. Dzięki BMW Bońkowscy goście zaproszeni do Szczecina mieli możliwość zobaczyć go na własne oczy.

Model powstał w hołdzie motoryzacyjnej historii rodziny BMW spod litery M. Jego premiera przypadła na 50. rocznicę działalności sportowej gałęzi marki. Efektowna prezentacja w Szczecinie przyciągnęła wielu znamienitych gości. Każdy z bliska chciał zobaczyć to, o czym od tak dawna się mówiło. Pięć metrów długości kabiny, luksusowe wyposażenie, nowy silnik V8 biturbo, który w połączeniu z napędem hybrydowym generuje łączną moc 653 KM. Do tego wyrazista linia i masywna sylwetka zwieńczona złotymi akcentami oraz budzącym respekt solidnym grillem. - Rewolucyjny, innowacyjny i po prostu interesujący - podsumował model Paweł Wlazło, dyrektor sprzedaży BMW M Polska. - To pierwszy i jedyny taki samochód w naszej ofercie. Jego kształty są unikatowe, a cały projekt ma mnóstwo urzekających detali. Do tego wyjątkowy napęd hybrydowy. Już teraz możemy

Z zasady silniki hybrydowe są umieszczane na osi tylnej auta wraz z baterią osadzoną na tej samej wysokości. Powoduje to chwilową przerwę podczas przełączania silnika elektrycznego na silnik spalinowy. W modelu XM możemy o tym zapomnieć. Wszystko odbywa się płynnie, dynamicznie i lekko. Po drugie, doradcom nie umknęła wizjonerska stylistyka i wręcz hipnotyzujące wykończenie wnętrza. - Wieloma samochodami miałam przyjemność jeździć, ale z BMW XM nic nie jest w stanie się równać - wyznała Magda Młodożeniec-Kałduńska. - Luksusowe wnętrze jednocześnie daje poczucie przestrzeni i przytulności. To pierwszy model z tak szczególnie zaprojektowaną podsufitką zanurzoną w skośnych, poziomych i pionowych kształtach, ale też pierwszy wykończony skórą vintage w charakterystycznym kolorze. Każdy element jest tu perfekcyjnie przemyślany.

Po wstępie przyszedł czas, by goście BMW Bońkowscy samodzielnie mogli dotknąć i obejrzeć BMW XM, a nawet usiąść za jego kierownicą. Możecie nam zaufać, chętnych nie brakowało. Fotorelacja z wydarzenia czeka na stronie 58.

#materiał partnerski | NEWSROOM | 11 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023 fot.materiały prasowe

Najlepsi społecznicy wybrani

Za nami wielkie święto wszystkich organizacji pozarządowych i ludzi z pasją, którzy bezinteresownie angażują się w pracę na rzecz mieszkanek i mieszkańców Pomorza Zachodniego. Pod koniec ubiegłego roku, w Międzynarodowym Dniu Wolontariusza, odbyła sę gala podsumowująca tegoroczne działania realizowane ze wsparciem Programu Społecznik. W spotkaniu uczestniczyła senator Magdalena Kochan oraz radni województwa zachodniopomorskiego. – Tym programem chcemy budować kapitał społeczny, a mówiąc wprost: zaufanie między ludźmi - mówił marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz. - Ten program jest po to, by ludzie mogli spotykać się. Tak samo doceniamy inicjatywy kulturalne, edukacyjne, ekologiczne, sportowe, integracyjne czy związane z wolontariatem. Program Społecznik wydobywa z ludzi to, co najlepsze. Cieszę się, że jesteśmy dziś tutaj razem. Wydarzenie rozpoczęło nadanie srebrnej Odznaki Honorowej Gryfa Zachodniopomorskiego Stowarzyszeniu POLITES, a podczas gali marszałek nagrodził jeszcze dziewięć organizacji (beneficjentów programu): Stowarzyszenie Dobra Platforma, Stowarzyszenie Dmuchawiec Goleniów, Stowarzyszenie Inicjatyw Społeczno-Gospodarczych w Świdwinie, Koło Gospodyń Wiejskich w Sulechówku, Stowarzyszenie Aktywni, Postomińskie Stowarzyszenie Razem Lepiej, Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Koszalińskiego Ekonoma, Parafia pw. Matki Teresy z Kalkuty (w Koszalinie), Stowarzyszenie Stacja Kultura. (materiały prasowe)

Znamy laureatów konkursu Pozarządowy

Szczecin

Pozarządowy Szczecin to konkurs, którego celem jest prezentacja i nagrodzenie najlepszych, najbardziej znaczących i oddziałujących na mieszkańców Szczecina projektów. Projektów, które przyczyniają się nie tylko do upowszechniania działalności III sektora, ale również prezentacji aktywnego, kreatywnego miasta, jako przestrzeni sprzyjającej rozwojowi społecznych inicjatyw. Jak wyjaśniają organizatorzy - to nagroda dla wyjątkowej grupy ludzi, którzy poprzez swoją pasję i zaangażowanie działają na rzecz innych, budując społeczeństwo obywatelskie w naszym mieście. W tym roku wyróżnio zwycięzców w trzech kategoriach: akcja społeczno-obywatelska, projekt społeczny i projekt społeczno-obywatelski. Laureatem pierwszej kategorii zostało Stowarzyszenie Edukacyjno-Artystyczne Oswajanie Sztuki za projekt Rajskie Dni na Rayskiego. Kolejnym laureatem została Polska Fundacja Społeczeństwa Przedsiębiorczego za organizację XVII Targów Pracy Szczecin. Wśród zwycięzców znalazło się też Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Zachodniopomorski Oddział Regionalny w Szczecinie za projekt Jednoczymy się z Obywatelami Ukrainy. Wszystkim serdecznie gratulujemy! (materiały prasowe)

12 | NEWSROOM |
fot. xxxxxxxxxxxxxxxxxxx
fot. UM Szczecin

TIMO znowu w Szczecinie!

TIMO to restauracja z włoskim klimatem, włoskimi potrawami, czyli kuchnia niezwykle prosta, pozbawiona zbędnych komplikacji. Została na nowo otwarta 15 grudnia 2022 roku, o godzinie 15. Włoska kuchnia słynie ze znakomitych serów, owoców morza, aromatycznych pomidorów, win, słodyczy czy deserów, bez których trudno byłoby sobie w ogóle wyobrazić kulinaria.

Restauracja powstała z pasji do kuchni włoskiej, jej smaków, wielu wspaniałych podróży i chęci za każdym razem odkrywania uroczych zakątków słonecznej Italii, jej ciepła bijącego przede wszystkim od ludzi. Restaurację tworzy wspaniały zespół, który łączy pasja do gastronomii. Ciepli ludzie, otwarci na nowe nieszablonowe pomysły tworzą to wspaniałe miesjce - TIMO. Monika, od najmłodszych lat jest przedsiębiorcą, kocha cyferki i analizy finansowe, uwielbia gotować i smakować kuchni śródziemnomorskiej, bawić się nowymi smakami przywożąc inspi-

racje z każdej podróży. Waldek, to restaurator, przedsiębiorca, podróżnik, pasjonat kuchni polskiej i włoskiej.

Restauracja otwarta na Gości gotowych oddać się podróży kulinarnej po smakach Italii. Jesteśmy dla Was przez 7 dni w tygodniu przy ul. Panieńskiej 14/1 w Szczecinie.

Rezerwacje: +48 91 30 00 777 e-mail: restauracja@timo-szczecin.pl instragram : @timo_szeczecin

Kusocińskiego 8, Szczecin, tel. 889 008 988 @jemtusushi @Jemtusushi www. jemtusushi.pl #materiał partnerski | NEWSROOM |

Zięta

| TEMAT Z OKŁADKI | 14

Nieustannie wychodzę/poza ramy

Projektuje rzeczy niepowtarzalne, ale przede wszystkim jest kreatorem, który nie boi się sięgać tam, gdzie inni nie sięgają.

Teraz w planach ma… kosmos.

Niedawno gościł pan w Szczecinie w ramach konferencji Design, podczas której doświadczeni twórcy mieli okazję opowiadać o swojej pracy i zostać mentorami młodszych kolegów. To było inspirujące doświadczenie?

- Międzypokoleniowe spotkania zawsze są inspiracją. Wzajemną motywacją do ciągłej pracy i odkrywania. Lubię pracować z młodymi ludźmi, cenię ich zapał i chęć rozwoju. Często zwracam uwagę na nieodkryte jeszcze kierunki, namawiam ich do oglądania świata przez pryzmat tego, co jeszcze niezaprojektowane. Wymiana doświadczeń zawsze jest potrzebna, jednak sytuacje „mentoringowe” traktuję z dystansem – inspiracje tak, ale bycie wzorcem już mniej. Każdy powinien wsłuchiwać się w siebie i podążać swoją twórczą drogą. W szczecińskiej filharmonii w holu nadal stoi pana praca z serii CRYSTALS - formacja lustrzanych obiektów płynnie łączących geometryczne kształty z formami organicznymi, która była prezentowana podczas festiwalu MUSIC. DESIGN.FORM. To bardzo młody festiwal wykorzystujący nowoczesną przestrzeń filharmonii. Jak go pan wspomina? - Idea festiwalu MUSIC.DESIGN.FORM jest mi bliska ze względu na jego interdyscyplinarność. Nie lubię definicji, wymykam się im. Festiwal wprowadza podobną narrację, nie kategoryzuje wyraźnie. Jak w samej nazwie – z jednej strony dziedziny oddzielone są kropką, a finalnie okazuje się ona być spoiwem, łączącym je w całość – wspólny twór. My dokonaliśmy transkrypcji zapisu dźwiękowego w stalową formę i ukształtowaliśmy ją siłą powietrza pod ciśnieniem, według zadanego skrytpu. Finalny obiekt idealnie wpisał się w klimat wnętrza filharmonii.

Skończył pan Politechnikę Szczecińską. Nasze miasto wzbudza w panu jakiś sentyment?

- Oj, zdecydowanie. Jest dla mnie symbolem pierwszych zawodowych doświadczeń i wyborów. Szczecin był dla mnie odpowiednią belką startową do znakomitego wyjścia z progu. Politechnika otworzyła mi drzwi do świata architektury i inżynierii, którego później dotykałem na ETH w Zurychu. Szczecin to też dla mnie wspomnienie studenckiej wolności, przyjaźni i zawodowych akcentów (dosłownie, ponieważ pracowałem w biurze Projektowym AKCENT).

W jednym z wywiadów powiedział pan, że „głupota, jako odwaga musi być połączona z pasją, ale i pracowitością”. Nie od dzisiaj artyści często są uznawani za dziwaków, bo podążają ścieżkami, którymi inni baliby się pójść. Zawsze miał pan takie podejście do sztuki? A może i życia?

- Ja tak powiedziałem? Oczywiście żartuję (uśmiech). Tak, pamiętam te słowa. Kontekst był szerszy. Wspominałem wówczas o filozofii „Think big! Be stupid!” Ponadczasowe projekty czy pomysły nie mogą być ograniczane racjonalnym myśleniem, kalkulacją czy pragmatyzmem. To emocje, pasje, marzenia pozwalają nam na tworzenie rzeczy wielkich, przekraczanie granic. To nie tylko domena artystów, ale też innowatorów. Odwaga do „głupoty” jest odwagą do popełniania błędów, a w gruncie rzeczy staje się siłą napędową do działania. Gdyby nie takie podejście, nie podjęlibyśmy się wielu projektów, które w trakcie chłodnej kalkulacji wydawałyby się nierealne. I tak, odkąd pamiętam, to moje podejście zarówno do sztuki, jak i życia.

| TEMAT Z OKŁADKI | 15 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM OSKAR
| TEMAT Z OKŁADKI | 16

Oskar Zięta

Architekt, designer, artysta i innowator.

Absolwent architektury na Politechnice Szczecińskiej, stypendysta na Politechnice Federalnej w Zurychu, gdzie rozwijał swoje umiejętności w projektowaniu sterowanym komputerowo i nowoczesnych technologiach produkcyjnych. Laureat wielu prestiżowych nagród z dziedziny designu. Autor technologii deformacji metalu za pomocą ciśnienia wewnętrznego – FiDU, w której tworzy kolekcję unikatowych mebli i obiektów artystycznych oraz szuka zastosowań w przemyśle.

| TEMAT Z OKŁADKI | 18

Studiował pan architekturę, ale postawił na design, nie rezygnując jednak z metalu, blachy i stali. Skąd taki wybór?

- Ciężko to nazwać wyborem, to efekt wieloletniego procesu, który wciąż trwa. Przede wszystkim nie zawężałbym się pojęciowo do designu. Tak jak wspomniałem wcześniej, ja i mój zespół opieramy naszą pracę na interdyscyplinarnych działaniach. Traktujemy design raczej jako pryzmat dla sztuki, bioniki i inżynierii. Łączymy dyscypliny, czego efektem są projekty oparte na inspiracjach i doświadczeniach zarówno tych z pola architektury – tu głównie w przypadku dużych konstrukcji rzeźbiarskich. W Zięta Studio, które prowadzę, nie lubimy definicji, nieustannie wychodzimy poza ramy, i to pozwala na szybki twórczy rozwój. Jaka była geneza powstania stołka Plopp, słynnego nadmuchiwanego stołka z blachy, który zdobył tak ogromną popularność?

- PLOPP, czyli Polski Obiekt Pompowany Powietrzem to projekt, który jest manifestem technologii FiDU. Prace nad właściwościami stali, które prowadziłem na ETH w Zurychu, doprowadziły mnie do innowacyjnych rozwiązań w tym obszarze, a nowe rozwiązania technologiczne bardzo ciężko wprowadza się w architekturze czy budownictwie. Krzesło to jeden z obowiązkowych elementów projektowania użytkowego, wymaga dużej uważności projektowej w zakresie stabilizacji, a duża część moich badań poświęcona była właśnie stabilizacji stali. Dlatego też podjąłem się próby wykorzystania nowej technologii formowania metalu wewnętrznym ciśnieniem – dziś powietrza, wówczas wody, by poprzez kanał komunikacji, jakim jest design, zwrócić uwagę projektantów i architektów nie tylko na produkt, ale i technologię jego wykonania. Stworzyłem zatem funkcjonalny obiekt, który w pełni odzwierciedla potencjał materiałowy i jest manifestem jakości konstrukcji i optymalizacji indeksu wagi (z ang. lightweight index – zmniejszanie wagi obiektu, przy jednoczesnym zwiększaniu jego wytrzymałości). Dziś PLOPP jest ikoną, zatem pomysł był dobry ;) „Wir” – pana kolejne unikatowe dzieło sztuki, złożone z pięciu przenikających się form, wijących się od najniższego poziomu Galerii Północnej aż po sufit przez wszystkie kondygnacje, jest najwyższą rzeźbą wykonaną ze stali nierdzewnej w Polsce. Dzieło sztuki w królestwie konsumpcji? - Dlaczego nie? I w świątyni konsumpcji potrzebne są niebanalne projekty artystyczne, które wybijają z zakupowego pędu - potykasz się i chwila na zdziwienie, zatrzymanie. WIR przyciąga wzrok, imponuje rozmiarem i proporcjami, uwodzi odbiciami. To najwyższa rzeźba w Polsce. Stalowe profile, przed ich dynamicznym uformowaniem, miały długość 26 metrów. WIR to fantastyczny projekt, ogromne przedsięwzięcie logistyczne, technologiczne i artystyczne. Do dziś budzi w nas ogromne emocje i oby je budził dalej, szczególnie u tych tkwiących w wirze zdarzeń. Żyjemy w kulturze ciągłej zmiany wystroju wnętrz, a jednak

te wnętrza są do siebie podobne. Czy Polacy się boją oryginalności we wnętrzach?

- Odwagi w projektowaniu nie brakuje. Design w Polsce był zawsze bardzo wyraźny i ciekawy. Myślę że, o dziwo, akurat w tym obszarze jesteśmy zbyt skromni. Jeżeli jednak mówimy stricte o wystroju wnętrz, uważam, że to, co oglądamy w mediach społecznościowych i wydaje się powtarzalne, jest oceniane szybko i pobieżnie – tracimy wówczas detal, który nierzadko bywa kwintesencją projektów. Z drugiej strony, wciąż niewielu Polaków może pozwolić sobie na budżety pozwalające wyposażyć ich apartamenty w ważne dla historii designu oryginalne obiekty czy ikony. Oby to się zmieniło.

Wiele się teraz mówi o meblach produkowanych świadomie i ekologicznie. Rozumiem, że dla pana to już oczywistość?

- Dla mnie było to oczywiste od samego początku. Idee, które przyświecały mi przez 20 lat badań nad materiałem, dziś są na afiszach Organizacji Narodów Zjednoczonych i wszystkich organizacji ekologicznych. My od wielu lat promujemy ultralekkość i monomateriałowość. Pracujemy z materiałem, który możliwy jest do niemal 100 proc. recyklingu – bez utraty jakości. Tworząc obiekty trwałe, takie, które posłużą pokoleniom, domykamy niejako pędzące koło gospodarki cyrkularnej, jednocześnie wydłużając cykl życia produktu. Ekologiczna produkcja to kompleksowy temat, szczególnie w przypadku wielokomponentowych dóbr. W przypadku Zięta Studio – nadrzędnym celem jest praca z jednym materiałem – stalą, miedzią czy aluminium. Bez świadomej konsumpcji świadoma produkcja jest niczym. Dlatego opowiadamy nasze stalowe historie o ultralekkości i optymalizacji, zachęcając do przemyślanych wyborów. Zwracamy uwagę na to, że ekologia dotyczy również przestrzeni wirtualnej, którą my ograniczmy dzięki technologii FiDU. Najprostszym przykładem jest PLOPP, o którym już wspomnieliśmy, jego płaski model 2.5D (przed deformacją stali) zajmuje jedynie 16 kB danych. Jego model 3D, gdyby produkowany był standardową metodą produkcji, zajmowałby kilkanaście GB danych. A pamiętajmy, że utrzymanie serwerów to również horrendalne ilości energii. Podobno jest pan uparty w realizacji swoich celów. To intuicja sprawia, że jest pan pewien tego, co chce osiągnąć?

- Nazwałbym to raczej ciągłym poszukiwaniem. Jesteśmy przepełnieni potencjałem. Wierzę, że ta machina zwana ludzkością nie zna granic kreatywności. Ja staram się korzystać z tych potencjałów, zestawiając możliwości twórcze z nowymi technologiami, pracę ludzkich rąk z robotyką, sztukę z inżynierią. Taka fuzja dyscyplin podczas działań pozwala nam na bieżącą weryfikację i aktualizację założonych celów. To nie jest tak, że zawsze wszystko się udaje. Każdy projekt jest procesem, a każdy proces ciągłym usprawnianiem.

Jakie ma pan najbliższe plany zawodowe?

- Kosmos i nowa mobilność. Więcej nie powiem (uśmiech).

| TEMAT Z OKŁADKI | 19 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023
20 | EDYTORIAL | Fot.: Mariusz Krawczyk Mod.: Konrad Pawicki Org.: Fundacja Thebestofszczecin

Zdjęcia powstały na Spotkaniach Fotograficznych organizowanych przez Fundację Thebestofszczecin, wspierającą utalentowanych szczecinian i promującą ciekawe lokalizacje.

O ni
Organizator Ewa Cudnik / Lokalizacja Teatr Współczesny w Szczecinie / Współpraca Pracownia Ladaco
23 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023 | EDYTORIAL | Fot.: Mariusz Krawczyk Mod.: Olga Adamska Org.: Fundacja Thebestofszczecin
24 | EDYTORIAL | Fot.: Mariusz Krawczyk Mod.: Magdalena Ariel Org.: Fundacja Thebestofszczecin Skrzydła: Anastasiia Tron W tle: scenografia ze spektaklu Kaspar Hauser

Trudne spektakle zawsze rozwijają

Tworzenie trudnych, ale ciekawych aranżacji na orkiestrę to zadanie, z którym Jerzy Wołosiuk od lat mierzy się w szczecińskiej Operze na Zamku. Za to jest chwalony i doceniany w całym kraju, ale nie tylko.

W grudniu Opera na Zamku wróciła do „Króla Rogera” po raz pierwszy od premiery. - Tak, to pierwsze wystawienie tej opery od majowych spektakli i jedyne w tym sezonie.

W roli Rogera wystąpił inny wykonawca niż w maju. - Przede wszystkim udało się zaprosić do tej roli Łukasza Golińskiego, który wystąpił w swojej koronnej partii, takiej, która otworzyła jego karierę na światowe sceny. Cieszę się, że Łukasz, jako szczecinianin, może wystąpić w Operze na Zamku. Jeśli chodzi o rolę Rogera, to aktor numer jeden, a jeśli chodzi o światowe obsady – wcielał się w postaci, które widzowie z pewnością mogą pamiętać.

Łatwo było go ściągnąć do Opery na Zamku? - Niełatwo, ale nie ukrywam, że dużo w tym pomogły nasze osobiste relacje. Dodatkowo zadziałała życzliwość Opery Nova w Bydgoszczy, ponieważ Łukasz, mimo wielu występów za granicą, jest wciąż śpiewakiem bydgoskiej opery.

Ale przecież pan ma dobre relacje z Operą Nova. - Do czasu konfliktu interesów (o ile nie jest to zbyt duży konflikt) to zawsze

są dobre relacje (śmiech). W tym przypadku udało się porozumieć z dyrektorem Figasem i dyrektor pozwolił na udział Łukasza w naszym wydarzeniu. Patrząc realistycznie, jest to wydarzenie jednorazowe, bo wątpię, żeby Łukasz jeszcze do nas zawitał jako Król Roger. Planując premierę, myśleliśmy o nim jako o głównym wykonawcy, natomiast jego kariera przebiega tak szybko i kontrakty za granicą są podpisywane z wyprzedzeniem kilku lat, więc w naszych realiach jest trudno zagwarantować, że on jeszcze u nas wystąpi.

Czy w porównaniu do występów premierowych można spodziewać się jeszcze jakichś zmian? - W roli Pasterza pojawił się Juan Noval Moro, który grał u nas w „Guru” oraz w „Romeo i Julii”. W jego przypadku było podobnie, jak z Łukaszem Golińskim – przygotowując premierę, wiedzieliśmy, że w maju nie może wystąpić. Na początku miał pojawić się w marcu i chociaż marcowy spektakl się nie odbył, artysta przeszedł cały proces przygotowawczy do premiery. To był jego debiut w roli Pasterza, a ciekawostką jest to, że Hiszpan śpiewał po polsku. Na szczęście

| TEMAT WYDANIA | 26

on świetnie posługuje się językiem polskim ze względu na żonę, która jest Polką.

Po majowej premierze „Króla Rogera” najsłabiej była oceniana strona wokalna, a najlepiej strona muzyczna, a to już pana zasługa. - Ze stroną wokalną był pewien problem, ponieważ nasz główny wykonawca, Rafał Pawnuk, zmagał się wtedy z chorobą. Mieliśmy do rozwiązania dylemat, czy po raz drugi przesuwać premierę, czy ją wystawić. Jak na tak trudne warunki tamten występ był bardzo dobry. Istnieją takie partie, które są trudne wykonawczo nawet dla zdrowego śpiewaka, ale natury się nie przeskoczy. Natomiast mam wrażenie, że strona muzyczna rzeczywiście była silną stroną całego spektaklu. Uważam, że trudne spektakle zawsze rozwijają się z biegiem czasu. Tak było np. w „Dokręcaniu śruby”. Premiera była świetna, ale późniejsze spektakle były jeszcze lepsze. Przy tak trudnej tkance muzycznej śpiewacy i inni wykonawcy z biegiem czasu nad wieloma rzeczami mogą lepiej zapanować. Przy premierze „Króla Rogera” mieliśmy też problemy z przeprowadzaniem prób z powodu COVID-u Niewielu z nas dzisiaj pamięta, że pół roku temu były trochę inne priorytety. Niepewna sytuacja pandemiczna spowodowała, że jak tylko była możliwość, to każdy chciał się pokazać na scenie. Mając świadomość, że to nie jest optimum tego, czego byśmy chcieli.

„Król Roger” to trudna materia. Po prapremierze Iwaszkiewicz w pamiętnikach pisał, że jest niezadowolony ze swojego libretta. - Kompozytor zawsze wie, czego potrzebuje, a librecista jest jednak na usługach kompozytora, a w tym przypadku jeszcze tak silnej osobowości, jaką był Szymanowski. Z wielu książek, a także z relacji świadków, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, znam historie o Szymanowskim, jako profesorze uczelni, na której studiowałem, o tym, jakim trudnym człowiekiem potrafił być w stosunku do innych profesorów oraz uczniów. Myślę, że również z tego powodu Iwaszkiewicz mógł być niezadowolony. Raczej nie chodziło o całość dzieła, bo dzieło jest niepowtarzalne, ponadczasowe. Jest też odkrywane na świecie na nowo. Wysyp premier na największych scenach świadczy o tym, że jest to niesamowity tytuł pod względem muzycznym i inscenizacyjnym.

Opera na Zamku w ostatnich latach lubi mierzyć się z trudną materią, co przynosi również sukcesy w konkursach. - Staramy się zachować zdrowy balans. Musimy dbać o szeroką publiczność, a sięganie po mniej znane tytuły powoduje, że nasz zespół może się rozwijać. Możemy zaprezentować coś oryginalnego nie tylko szczecińskiej publiczności, ale też ogólnopolskiej i też, po części, jest to element budowania marki Opery na Zamku. Jeśli spektakle są doceniane i nagradzane, jest to dla nas bardzo waż-

| TEMAT WYDANIA | 27 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023

Staramy się zachować zdrowy balans. Musimy dbać o szeroką publiczność, a sięganie po mniej znane tytuły powoduje, że nasz zespół może się rozwijać. Możemy zaprezentować coś oryginalnego nie tylko szczecińskiej publiczności, ale też ogólnopolskiej i też, po części, jest to element budowania marki Opery na Zamku. Jeśli spektakle są docenianie i nagradzane, jest to dla nas bardzo ważne.

ne. Do tej pory, jak przyjeżdżam do Teatru Wielkiego, zadają mi pytania, kiedy zagramy „Dokręcanie śruby”, bo ktoś chce to zobaczyć. Na premierze „Króla Rogera” też mieliśmy wielu gości. To są takie wydarzenia, które powodują, że rośnie zainteresowanie widowni, ale też solistów i agentów. To ważne, żeby zachować zdrowy balans.

Marka Opery na Zamku w ostatnich latach zmieniła się na plus? - Myślę, że to nie mnie oceniać. Pracuję tutaj prawie 10 lat i jak zacząłem sięgać pamięcią do tego, co zrobiliśmy przez ten czas, to zauważyłem, że udało się zrealizować wiele wartościowych projektów. Często pracy jest tak dużo, że jeden projekt goni drugi i nie ma czasu usiąść i pomyśleć o tym, że zrobiło się dobry spektakl. I nie ma znaczenia, czy w danym sezonie wykonujemy więcej premier czy mniej, ilość pracy wkładana we wznowienia spektakli jest bardzo duża. Wracając do pytania, mam wrażenie, że po „Królu Rogerze” mógłbym powiedzieć z czystym sumieniem, że to, co miałem tu zostawić po sobie, zostawiłem i mogę zgasić światło. Z tym światłem może przesadziłem, ale na pewno jest taki punkt, w którym człowiek czuje, że jeszcze musi zostawić coś po sobie. U mnie ostatnie 10 lat to jest bardzo ciekawy okres zawodowy. Może był trochę trudny ze względu na to, że repertuar był prowadzony bardzo szeroko, ale było to zupełnie świadome. Od muzyki barokowej aż po muzykę współczesną XX wieku. Robimy też produkcje musicalowe na bardzo wysokim poziomie – „Crazy for You” czy „My Fair Lady”. Jedyne, czego mogę żałować, to, że tych realizacji nie może być więcej w ciągu

sezonu, bo finanse na to nie pozwalają. To był ciekawy twórczo czas i będę go dobrze wspominał, jak już mnie tu nie będzie. Na jakie premiery możemy liczyć w tym sezonie? - Planujemy premierę „Trubadura” Verdiego. Wszystkie szczegóły organizacyjne są jeszcze zgrywane, ponieważ to też jest kwestia obsady solistycznej czy samej realizacji z uwagi na zmieniające się otoczenie finansowe. Są koszty, które można ograniczyć na scenie, i takie, których się nie da ograniczyć. Plan jest taki, żeby tę operę zrealizować w kwietniu. I to będzie jedyna premiera do końca tego sezonu.

Jerzy Wołosiuk

Zastępca dyrektora ds. artystycznych Opery na Zamku. Współpracował z wieloma orkiestrami w kraju i za granicą. Brał udział w międzynarodowych konkursach dyrygenckich w Orvieto, Spoleto i Madrycie. W 2010 r. był finalistą Międzynarodowego Konkursu dla Młodych Dyrygentów Operowych w Spoleto. W latach 2006–2013 pracował w Operze Nova w Bydgoszczy. Od marca 2013 r. związany z Operą na Zamku w Szczecinie, początkowo jako kierownik muzyczny, a od października 2014 r. jako dyrektor artystyczny. W 2019 r. rozpoczął współpracę z Teatrem Wielkim – Operą Narodową w Warszawie jako dyrygent wieczoru prawykonań i członek jury konkursu kompozytorskiego na mikrooperę „12 minut dla Moniuszki”.

| TEMAT WYDANIA |
#reklama

O tym, jak możemy się wzajemnie inspirować i uczyć od siebie

Już 21 stycznia Duże Foyer Teatru Współczesnego w Szczecinie zamieni się w scenę, a raczej parkiet. Wszystko za sprawą premiery spektaklu „Dotyk za dotyk. Dancing”. Unikatowy projekt odbędzie się w ramach Rezydencji Artystycznej Scena Nowe Sytuacje, a jego liderką jest Katarzyna Sikora, która wprowadziła nas za kulisy przygotowań.

„Dance me to the end of love…”, opis spektaklu zaczyna się słowami utworu Leonarda Cohena. To piosenka o szczególnym znaczeniu dla projektu?

- Nie, nie (uśmiech). To inwencja twórcza ze strony teatru na temat naszego Dansingu. Piosenkami, które dla mnie stanowiły inspirację i które są ważne dla tego projektu to „Can’t help falling in love” , „Nic nie może przecież wiecznie trwać” i „Oko za oko”, gdzie pojawia się m.in. tytułowy „dotyk za dotyk”. Mówimy o spektaklu, ale jednocześnie nazywany go dancingiem. Czym zatem jest „Dotyk za dotyk”?

- Jest to spektakl w formie dancingu, który nie odbywa się na klasycznie na scenie teatralnej. To znaczy, że znajdujemy się w sytuacji dancingowej, gdzie widownia jest zaproszona jest do współuczestniczenia i współtworzenia na żywo tego wydarzenia. Nie interesuje nas dosłowna kopia dancingu, gatunek ten jest bardziej inspiracją dla dynamiki społecznej i tego, co może wydarzyć się w określonej przez nas przestrzeni oraz jaką jakość ma zbiorowość społeczna danego wieczoru. Budujemy więc swój autorski Dansing o nazwie „Dotyk za Dotyk”. Oczywiście stworzona jest konkretna struktura, tzw. partytura choreograficzna, w której występują elementy wykonywane tylko przez ekipę

aktorską, niemniej jednak najistotniejszym jest dla nas stworzenie przestrzeni przyjaznej i zapraszającej widza. No właśnie wydarzenie odbędzie się nie na scenie teatru, a w dużym foyer. Jeśli widownia jest zaproszona współuczestniczenia to kto będzie aktorem, a kto widzem? Czy taki podział w ogóle będzie wprowadzony?

- Na wejściu widownia dostanie „Menu wydarzenia”, w którym zawierać się będzie „line up”, taki plan tego, co wydarza się w przestrzeni minuta po minucie. Będą tam wypisane działania, instrukcje odnośnie tego, w jaki sposób można uczestniczyć, a także tzw. savoir-vivre przestrzeni wspólnej. Uczestnikami i uczestniczkami są wszyscy, oczywiście w stopniu jaki jest komfortowy dla danej osoby. My stwarzamy potencjalną przestrzeń, gdzie widz ma wybór i podejmuje decyzję „tu i teraz” na ile i w jakim momencie chce się włączyć. Wydaje mi się, że obecny czas wymaga zredefiniowania kontraktu pomiędzy widownią a tzw. osobami występującymi, gdzie granice „czwartej ściany” mocno się zacierają i zaczyna nas bardziej interesować bezpośrednia komunikacja, spotkanie i dialog. We współpracy z Programem Senior Movie 2022 poprowadziła pani warsztaty taneczne dla osób starszych. Jak to

30 | TEATR |
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK

działanie przekłada się na spektakl? Był to punkt wyjścia do dalszych kroków? Spektakl powinniśmy traktować, jako kontynuację pewnych założeń? Czy może to zupełnie inne działania?

- Tak, rzeczywiście jednym z elementów przygotowań do spektaklu były warsztaty dla osób starszych, zarówno w ramach Senior Movie Festival w Szczecinie, jak i w Warszawie, gdzie mieszkam na co dzień. Warsztaty miały na celu zbliżenie się do obszaru dawnych dancingów oraz zrozumienia dynamiki i potrzeb osób starszych w kontekście wspólnych potańcówek. Jednym z założeń naszego Dansingu jest międzypokoleniowość. Moim marzeniem było stworzenie wspólnej platformy, gdzie osoby w bardzo różnym wieku spotykają się w trakcie tańca. Niemniej jednak spektakl nie jest przeznaczony wyłącznie, albo głównie dla seniorek i seniorów. Skąd w ogóle decyzja, aby zaangażować się w projekt dedykowany seniorom?

- Interesuje mnie jak możemy się wzajemnie inspirować i uczyć od siebie - my młodsze pokolenie od osób starszych, jak i na odwrót. Z pewnością są to również powody osobiste, dedykacja dla mojej babci czy mamy. Fascynującym jest dla mnie, jak zmienia się podejście do ciała, do tematów onieśmielenia, wstydu, czy z kolei podejmowania ryzyka w sytuacji poznawania nowych osób, a co dopiero w sytuacji tańca w parze.

W pracy tancerki i choreografki, co rusz podejmuje pani różnorodne wyzwania. Czy rolę reżyserki również traktuje pani jako jedno z tych wyzwań? Zdaje się, że to debiut?

- Tak, to rzeczywiście to debiut, który jest wyjątkowy, bo po raz pierwszy jako liderki projektu. Pomimo, że jako tancerka, performerka, później choreografka pracuję praktycznie od 9 lat, po raz pierwszy mierzę się z tak dużą odpowiedzialnością i oczekiwaniami z tylu stron. Jedną rzecz tylko doprecyzujęzależało mi na tym, żeby nie określać siebie jako reżyserka, ale jako choreografka. Pomimo tego, że debiut odbywa się w teatrze, jest to spektakl oparty na narzędziach choreograficznych, o wiele bardziej nastawionych na formę i obecność, niż narrację podporządkowaną tekstowi czy psychologii postaci. Spektakl „Dotyk za dotyk. Dancing” powstaje w ramach Rezydencji Artystycznej Scena Nowe Sytuacje. Czy Scena Nowe Sytuacje daje więcej swobody twórczej artystom, a może nie o swobodę, a szanse pokazania nowego - eksperymentowania tu chodzi? Jak pani to ocenia?

- Scena Nowe Sytuacje z pewnością daje pole do eksperymentu, zarówno jeśli chodzi o formę wypowiedzi, ostateczny kształt spektaklu/wydarzenia/ instalacji, jak i eksperyment w metodach pracy z aktorami. Uważam, że rezydencja artystyczna zaproponowana przez teatr daje możliwość odświeżenia struktur teatru instytucjonalnego i wprowadzenie innych języków czy form wypowiedzi, m.in. takich jak autonomiczna choreografia.

„Ale musicale! Złote stulecie 1918-2018”

Daniel Wyszogrodzki Wydawnictwo Marginesy

Daniel Wyszogrodzki opowiada o tym fenomenie z perspektywy bieżącej, odwołując się szeroko do stuletniej historii zjawiska i nie unika także kontekstu polskiego. Kompendium wypełniają napisane z polotem teksty o spektaklach i o ich twórcach, a także rozliczne ciekawostki i anegdoty. Są omówienia tak ważnych musicali, jak „West Side Story” czy „Jesus Christ Superstar”, ale także najnowszych sensacji jak „Hamilton”. Są opowieści o twórcach, takich jak George Gershwin, Leonard Bernstein czy Andrew Lloyd Webber. Nie brak także danych o premierach, sukcesach i porażkach, biletach i płytach. Mankamentem książki, wbrew pozorom, jest układ alfabetyczny, co wprowadza lekki chaos, ponieważ omówienia spektakli przeplatają się z życiorysami artystów czy definicjami pojęć związanych z tym gatunkiem.

„Trojanowska”

Izabela Trojanowskia, Leszek Gnoiński Wydawnictwo Mando Rozmowa Leszka Gnoińskiego z Izabelą Trojanowską to nie tylko intrygujący portret fascynującej kobiety, ale także opowieść o polskiej piosence, teatrze, filmie, telewizji i modzie, nie tylko z czasów PRL. Trojanowska do dziś pozostaje niekwestionowanym symbolem seksu, choć nigdy nie zgodziła się wystąpić nago przed kamerą – nie zadziałał nawet urok Romana Wilhelmiego w Karierze Nikodema Dyzmy. Jeszcze w szarej PRL-owskiej rzeczy-

wistości stała się ikoną mody i symbolem emancypacji. Po wyjeździe na Zachód, gdy Służba Bezpieczeństwa chętnie rozpowszechniała plotki, że gra tam w filmach pornograficznych, artystka z sukcesem obroniła swoje dobre imię. Po powrocie do kraju przypomniała o sobie milionom Polaków rolą Moniki Ross w serialu Klan. Przez widzów uznawana za wampa lat 80. ubiegłego wieku, w rozmowie okazuje się ciepłą, przyjazną osobą, która jest pozytywnie nastawiona do ludzi i świata.

„Zagadka Iny Benity. AK-torzy kontra kolaboranci”

Po wojnie ślad po niej zaginął. Marek Teler, w oparciu o nieznane dotychczas źródła, odkrywa tajemnicę jej życia i powojenne losy artystki.

Książka opisuje także skomplikowane życiorysy artystów na wojennej scenie i pokazuje, że w czasie okupacji nic nie było jednoznaczne, a granica między bohaterstwem a zdradą bywała bardzo cienka… Na czym dokładnie polegała szpiegowska działalność artystów teatrów jawnych? Dlaczego po wojnie spotkali się z ostracyzmem i oskarżeniami o kolaborację? To dodatkowy smaczek tej książki - działalność konspiracyjna artystów, o której niewiele osób wiedziało, a te, które wiedziały, często po wojnie już nie żyły.

„Idę tam gdzie idę.

Autobiografia”

Rzecz opowiedziana z perspektywy równie odrębnej, jak jej bohater, a równocześnie traktująca o doświadczeniu kilku generacji równie uniwersalnie, jak jego piosenki.

„Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego”

Andrzej Makowiecki Wydawnictwo Agora

To pierwsza autoryzowana biografia sławnego muzyka i kompozytora jazzowego Michała Urbaniaka. Autorowi książki Andrzejowi Makowieckiemu artysta opowiedział o swojej drodze z robotniczej Łodzi na szczyty światowego jazzu. Fascynujące życie polskiego jazzmana i kompozytora w całości odsłonił w książce Andrzej Makowiecki, pisarz, reporter i podróżnik.

Marek

Książek o Inie Benicie powstało kilka. To bez wątpienia jedna z najbardziej tajemniczych i intrygujących przedwojennych aktorek. Gwiazda kina i kabaretu tamtego okresu, a także scenarzystka i autorka tekstów piosenek. Przez Niemców oskarżana o współpracę z polskim podziemiem i więziona na Pawiaku, przez Polaków oskarżana o kolaborację z Niemcami.

Kazik Staszewski Wydawnictwo Kosmos Kosmos Na scenie nieprzerwanie od 36 lat. Z Kultem, KNŻ i jako Kazik stworzył utwory, które weszły do kanonu polskiej piosenki odmieniając go raz na zawsze.

W autobiografii „Idę tam gdzie idę” Kazik Staszewski daleki jest od powagi instytucji narodowej kultury. Odkrywa swe słabości i wybryki. Mówi o kulisach branży muzycznej, używkach i pustce. Wszystko, co słyszeliście od niego o miłości, przyjaźni, religii, polityce, zwątpieniu i nadziei, tu nabiera krwi, ciała i humoru.

Biografia Urbaniaka odkrywa wiele barwnych i nieznanych wątków z życia muzyka. Jazzman opowiedział o sobie z dużą dawką dystansu i humoru. Przywołał miejsca, z którymi się związał, ludzi, których spotykał, zdradził też, dlaczego porzucił muzykę klasyczną i podporządkował całe swoje życie jednej pasji – jazzowi.

Tę książkę czyta się jak beletrystykę, ponieważ Michał Urbaniak na poczekaniu tworzył dialogi i przytaczał historie, jakby się wydarzyły wczoraj. To nadaje książce tempo, które utrzymuje się od pierwszej do ostatniej kartki.

32 | KSIĄŻKA |

Niewidzialni, tom 2

Scenariusz: Grant Morrison /

Rysunki: Paul Jimenez, Jill Thompson, Paul Johnson i inni Przełomowa seria Granta Morrisona, jednego z brytyjskich twórców, którzy pod koniec XX wieku zmienili oblicze komiksu amerykańskiego.

Od tysiącleci siły z innego wymiaru dążą do zapanowania nad naszą rzeczywistością i uczynienia z ludzi niewolników. Na szczęście od równie dawna działają Niewidzialni – grupki świadomych zagrożenia osób o nadnaturalnych zdolnościach. Jednym z tych oddziałów dowodzi King Mob. W tej chwili jego najważniejszym celem jest odnalezienia pewnego nastolatka, od którego zależy przyszłość walki z zakulisową dyktaturą. Misteria szamańskie, magia chaosu, bóstwa rodem z mitologii Lovecrafta – to wszystko jest w opowieści o Niewidzialnych. A do tego szczypta humoru i optymizmu.

Sandman. Uwertura

Scenariusz: Neil Gaiman /

Rysunki: J.H. Williams III

Prequel niezwykłej sagi o Władcy Snów – Sandmanie – w nowej edycji. Sandman wraz z szóstką ponadczasowych sióstr i braci kieruje siłami, które kształtują istnienie. Nadchodzi jednak rok 1915 i wszechświat zaraz się skończy. Co zrobią Pan Snów i jego krewni? Czy będą ingerować w bieg wydarzeń, czy wręcz przeciwnie – postanowią z wyżyn

nieskończoności obserwować rozwój sytuacji?

Scenarzystą serii jest Neil Gaiman, autor wielu bestsellerowych powieści i zbiorów opowiadań z gatunków fantasy i grozy („Koralina”, „Nigdziebądź”, „Amerykańscy bogowie”, „Gwiezdny pył”), za które otrzymał wiele nagród: Eisnera, Hugo, Nebulę, World Fantasy i Brama Stokera. Opowieść zilustrowali laureaci Nagrody Eisnera: rysownik J. H. Williamsa III (Batman, Jonah Hex, Promethea, Detective Comics) i kolorysta Dave Stewart (Star Wars, Bbpo, Superman).

Czarny Młot. Odrodzenie – część 1

Scenariusz: Jeff Lemire / Rysunki: Caitlin Yarsky Kolejna opowieść o superbohaterce Lucy Weber, zwanej Czarnym Młotem, a noszącej to miano w spadku po ojcu, największym herosie w dziejach Spiral City. Niniejszy album rozpoczyna podserię „Odrodzenie”. Minęło dwadzieścia lat od wydarzeń znanych z poprzednich tomów głównej historii, gdzie

Lucy przejęła misję ratowania świata i została najbardziej znaną bohaterką świata. Teraz Lucy mieszka na przedmieściach rodzinnego miasta, ma męża i dzieci, pracuje w podrzędnej agencji reklamowej. Tak naprawdę kiepsko układa się jej w życiu osobistym i zawodowym. I wtedy w Spiral City znów zaczynają się dziać dziwne, przerażające rzeczy, a z Parastrefy wyłania się szalony pułkownik Weird. Szybko się okaże, że powróciła dawna groza, ale czy Czarny Młot kolejny raz będzie potrzebna ludzkości, czy w nowych czasach okaże się nieprzydatna?

Uniwersum DC. Batman – Zabobonna zgraja, tom 4

Scenariusz: James Tynion IV / Rysunki: Jorge Jiménez Po ataku na Azyl Arkham w Gotham panują strach i dezinformacja. Strach na Wróble ponownie atakuje! Jeszcze nigdy nie był tak zdeterminowany, aby zdestabilizować miasto i zasiać strach w sercach mieszkańców. Podczas gdy Batman próbuje się dowiedzieć, jaki jest prawdziwy cel ataków Stracha na Wróble, nowy burmistrz – wrogo nastawiony do całego ruchu samozwańczych obrońców prawa – zamierza podpisać umowę z Saint Industries, tajemniczą korporacją, która ma

własny plan, jak zaprowadzić porządek w mieście. Co gorsza, grupa znana jako Kolektyw Nadpoczytalności chce dzięki kradzieżom zdobyć fundusze na nową technologię, która ma na stałe zmienić przyszłość Gotham. W tym tomie pierwszy raz pojawiają się Miracle Molly, poznajemy tez przerażającą genezę Peacekeepera-01.

Pamiętniki Sknerusa McKwacza

Scenariusz: Kari Korhonen / Rysunki: Kari Korhonen

O pochodzeniu i życiu Sknerusa McKwacza opowiadali najsłynniejsi twórcy disnejowskich komiksów, tacy jak Carl Barks i Don Rosa. Teraz dobrze znany czytelnikom fiński scenarzysta i rysownik Kari Korhonen kontynuuje tę opowieść na swój fascynujący sposób. Jak to się stało, że Sknerus, który wzbogacił się podczas gorączki złota, został ważnym mieszkańcem Kaczogrodu? Droga z Klondike do skarbca wnoszącego się nad miastem była pełna zakrętów i przeszkód. Zawiodła naszego kaczora aż do Egiptu! Podczas przedstawionych w tomie przygód młody Sknerus spotkał Brutalnego Benka, Newtoniusza, Kwakerfellera, pannę Stempel i wiele innych osób, które odegrały ważną rolę w jego dalszym życiu.

33 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023 | KOMIKS |

GreeZanim zacznie się tworzyć swoje utwory, trzeba trochę poeksperymentować

Gree, czyli Gosia Romanowska, to młoda wokalistka pochodząca ze Szczecina. Za nią pierwsze autorskie single, przed nią album i koncerty. Pierwsze kroki zaczynała stawiać w mediach społecznościowych, dziś z sukcesami wykracza poza nie. Styl, z którym się związała, można określić jako mieszankę R&B i popu. Co jeszcze o niej wiemy?

| MUZYKA | 34
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATEUSZ JAŃSKI

Rok podsumowałaś wydaniem nowego singla „Yin Yang”, a jak rozpoczniesz ten nowy? Czy powinniśmy spodziewać się kolejnej premiery? - Oczywiście! I to nie jednej. Pierwszą premierę w 2023 planujemy na sam początek stycznia. W tym roku pojawią się również bardzo ciekawe współprace. Już nie mogę się doczekać, żeby zdradzić wam z kim.

A co z albumem? Wiemy już, że wydasz go razem z Echo Production Records, reszta to nadal tajemnica. Na jakim etapie prac jesteście? Czego możemy się spodziewać? - Bardzo intensywnie pracujemy nad moim pierwszym albumem. Planujemy, żeby ukazał się jak najszybciej. Pojawią się na nim utwory we współpracy m.in. z Kubą Laszukiem, Kevinem Mglejem, Kubą Wojciechowskim (OBWN) i wieloma innymi, bardzo utalentowanymi muzykami, o których nie mogę jeszcze wspominać. Album będzie połączeniem brzmień trochę chilloutowych, R&B z przyjemnym energicznym popem. Chciałabym, żeby każdy znalazł w nim coś dla siebie.

Większość artystów marzy, aby ich sztuka była ich pracą. Jak jest u ciebie? Chciałabyś, aby muzyka była twoją pracą na pełen etat? Może już jest?

- Ja też o tym marzę. Mówi się, że jeśli kocha się to, co robi, to nie przepracuje się ani jednego dnia w swoim życiu. Bardzo chciałabym, żeby właśnie muzyka była moją pracą na pełen etat. Nie ukrywam, że nie jest to najłatwiejsza droga, jaką można sobie wybrać. Wymaga dużo poświęcenia i grubej skóry. Jednak wydaje mi się, że jest tego warta, ponieważ nic innego w życiu nie przynosi mi tyle szczęścia i nie sprawia tyle satysfakcji.

Z punktu widzenia młodej wokalistki, co jest największą barierą przed rozpoczęciem kariery na naszym rynku? - Wydaje mi się, że czasem największą barierą jesteśmy my sami. Potrzeba ogromnej wytrwałości i determinacji. Nie wolno się poddawać i przejmować odrzuceniem. Jak wyrzucają cię drzwiami, to musisz wejść oknem. To oklepane powiedzenie, ale wciąż bardzo aktualne. Najważniejsze jest to, żeby nie stracić tej siły i motywacji. Szczególnie w czasach tak ogromne-

go hejtu, który otacza młodych muzyków z wielu stron. Dlatego ważni są również ludzie, na których trafia się na swojej ścieżce kariery. Ja miałam dużo szczęścia i poznałam wiele niesamowitych osób. Ogromne wsparcie dostaję też od moich rodziców, chłopaka, przyjaciół i całej rodziny. Jestem za to bardzo wdzięczna. Bez nich nie byłabym tu, gdzie jestem.

Czy myślisz tylko o polskim rynku? Twój ostatni klip powstał w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w Los Angeles. Czy to sygnał, że właśnie tam zamierzasz ulokować swoje dalsze działania? - Myślę, że marzeniem każdego muzyka jest zrobienie światowej kariery. Może kiedyś (uśmiech). Aktualnie skupiam się na polskim rynku. Wszystkie moje nowe utwory powstają w języku polskim i na razie tak zostanie. Nie wykluczam oczywiście powrotu do międzynarodowego repertuaru, jednak nie jest to teraz moim priorytetem.

A czy możesz wprowadzić nas trochę za kulisy powstania teledysku do „Yin Yang”? Niecodziennie mamy okazję odwiedzić plażę w Malibu. Od czego się zaczęło? Jak skompletowałaś ekipę? - Jest to całkiem ciekawa historia. Planowaliśmy wycieczkę do Stanów

Zjednoczonych na wakacje. Kiedy poinformowałam o tym mojego menedżera Mariusza Dettlaffa, odpowiedział „to już wiemy, gdzie powstanie następny klip”. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, jak to zrobić. Na początku wydawało się to bardzo trudne do ogarnięcia przedsięwzięcie. Mój chłopak wpadł na pomysł, żeby odezwać się do YouTubera, którego kiedyś wspólnie śledziliśmy w Internecie – Piotrka Niemczewskiego (Trip Hunter). Piotrek mieszka w Los Angeles, jest bardzo utalentowany i studiuje w Hollywoodzkiej Szkole Filmowej. Chętnie zgodził się na współpracę i tak właśnie powstał klip. Kręciliśmy go na najsłynniejszej plaży świata – Venice Beach w Los Angeles oraz na pięknej kameralnej plaży w Malibu. Była to niesamowita przygoda i bardzo przyjemna współpraca. Z Piotrkiem się zakumplowaliśmy i jesteśmy w kontakcie do dzisiaj.

To, co robisz, możemy śledzić w mediach społecznościowych, czyli w miejscu, w którym zaczynałaś. Podobno pierwszymi publikowanymi przez ciebie utworami były covery. Dlaczego zdecydowałaś się zacząć od coverów, a nie autorskiej muzyki? - Zanim zacznie się tworzyć swoje utwory, trzeba trochę poeksperymentować. Poszukać,

| MUZYKA |
35 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023

w czym czujemy się najlepiej, w jakich kompozycjach najlepiej brzmi nasz głos. Najłatwiej jest próbować na coverach. W dzisiejszych czasach media społecznościowe są tak łatwo dostępne, że opublikowanie coveru nie sprawia najmniejszej trudności. Natomiast tworzenie autorskiego repertuaru jest dużo bardziej skomplikowane, wymaga doświadczenia i sporo pracy. Trzeba do tego dojrzeć, przynajmniej ja musiałam. Kiedy powstał mój pierwszy autorski utwór „Different But The Same” (we współpracy z Kubą Wojciechowskim) czułam ogromną dumę, spełnienie i chciałam tworzyć coraz więcej. Dlatego też od tego czasu coverów na moim profilu pojawia się coraz mniej. Media społecznościowe ułatwiają czy utrudniają sprawę muzykom? Na ile prawdziwe są historie o wielkich odkryciach w internecie i wielkich kontraktach? - Zależy, jak na to patrzeć. Wydaje mi się, że w dużej mierze ułatwiają, jednak mają też ciemne strony. Dzięki mediom społecznościowym jesteśmy w sta-

nie sami dotrzeć do ogromnej liczby osób i dzielić się z nimi naszą twórczością. Jeśli chodzi o wielkie kontrakty, to zawsze trzeba podzielić takie historie na dwa. Jednak zdecydowanie prawdą jest to, że aktualnie na rynku jest mnóstwo artystów, którzy swoją karierę zaczęli właśnie w mediach społecznościowych. Dlatego uważam, że takie portale otwierają dużo drzwi w świecie muzyki. Z drugiej strony social media i portale streamingowe umożliwiają publikowanie ogromnej ilości utworów. Codziennie w Internecie pojawiają się tysiące nowych piosenek. Dlatego też czasem trudno jest się przebić. Ciemną stroną mediów społecznościowych jest oczywiście hejt.

Są jeszcze talent show. Czy myślałaś o udziale w nich? - Na razie próbuję własnymi siłami podbijać polski rynek muzyczny. Nie myślałam w ostatnim czasie o wystąpieniu w talent show, ale nie wykluczam takiej możliwości w przyszłości. Wystąpiłaś za to w Dzień Dobry TVN, jak występ w tradycyjnej telewizji prze-

kłada się na rozpoznawalność? - Była to niesamowita przygoda. Śpiewanie w telewizji na żywo było dla mnie wyzwaniem, ale bardzo dobrze się bawiłam. Po występie w DDTVN usłyszałam ogromną ilość przemiłych komentarzy. Całkiem zabawne jest to, że podczas występu dostawałam też bardzo dużo zdjęć telewizorów od widzów, które przychodziły do mojej skrzynki w mediach społecznościowych. To bardzo miłe.

I na koniec, gdzie w tym roku będziemy mogli cię zobaczyć i posłuchać? Może masz już na liście plany koncertowe? - Na tę chwilę nie mogę jeszcze zdradzić za wiele, ale na pewno w tym roku będziecie mogli usłyszeć mnie na żywo. Intensywnie pracujemy nad nowym repertuarem i na pewno w najbliższym czasie będziemy informować o wszystkich zbliżających się wydarzeniach.

Więcej o Gree dowiecie się, zaglądając na: FB: @greemusicofficial Instagram: @gree.official TikTok: @gree.official

| MUZYKA |
ŁAZIENKI ul. Długa 4b, 72-006 Szczecin - Mierzyn, tel. 91 439 31 33 www.trend.info.pl | biuro@trend.info.pl Pozwól sobie na marzenia... my zajmiemy się resztą
#reklama Pracownia Mebli Kuchennych AS Designing Szczecin, ul. Chmielewskiego 20C tel +48 603 933 293 | biuro@asdesigning.eu www.asdesigning.eu Kompleksowe rozwiązania do kuchni meble na wymiar niemieckiej marki Häcker sprzęt AGD najwyższej jakości doradztwo I projekty wnętrz I wykończenie

Małgorzata Iwańska - Kalina mnie inspiruje

W grudniu w Teatrze Polskim mogliśmy oglądać spektakl „Droga Pani Kalino”, a jak wszystko pójdzie dobrze, to zobaczymy ją również w lutym w Warszawie. Mimo, że sztuka ma już kilkanaście lat, w ogóle nie traci na aktualności. Wręcz przeciwnie! Wpisuje się w potrzeby i zainteresowania widzów.

Zacznijmy od aktualności sztuki. - Pierwsze spektakle grałam w Zamku Książąt Pomorskich, potem w Teatrze Polskim, trochę z nim jeździłam na występy gościnne, a potem był moment przerwy. Po jakimś czasie Zamek zaproponował mi wystąpienie w spektaklu wspólnie z innymi aktorkami, z którymi miałyśmy śpiewać piosenki Kaliny Jędrusik. W związku z tym wróciłam do Zamku, zagrałam ze trzy swoje spektakle i wtedy runął strop Zamku, a cała moja scenografia została zasypana. Potem przyszła pandemia i pomyślałam, że to już koniec z Kaliną. I nagle pojawiło się zaproszenie na występ gościnny, więc dyrektor mojego Teatru Polskiego stwierdził, że wracamy z tym przedstawieniem do repertuaru.

Trafiliście w punkt, bo znowu się zrobiła moda na Kalinę. W kinach pojawił się film o niej, a w księgarniach kolejne książki. - Książek o Kalinie ukazało się sporo, napisał o niej m.in. Dariusz Michalski, którego miałam okazję poznać w Szczecinie, kiedy opowiadał o niej na Zamku Książąt Pomorskich. Podczas tego spotkania zaśpiewałam kilka piosenek Kaliny. Nie miałam wtedy scenografii i musiałam szybko coś zorganizować w teatrze. Po tym programie spotkaliśmy się na wspólnej kolacji i dużo rozmawialiśmy o Kalinie. Pan Dariusz widział wiele spektakli o niej, ale nie widział mojego i powiedział, że jak będę grała, to on chętnie przyjedzie zobaczyć. Zawsze miałam takie marzenie, żeby z tym spektaklem wystąpić w Kalinowym Sercu w Warszawie. To jest miejsce na Żoliborzu obok domu Kaliny, które stworzyła Fundacja Arty-

styczna im. Kaliny Jędrusik. Jak wszystko dobrze pójdzie, to zagram tam spektakl 5 lutego w dniu urodzin Kaliny. Jak się narodził pomysł stworzenia tego spektaklu?- To do mnie samo przyszło. Na mojej drodze stanęła Żywia Karasińska-Fluks. Ona zaproponowała mi spektakl, w którym miałabym przedstawić Kalinę Jędrusik. Napisała scenariusz „Droga Pani Kalino” i wyreżyserowała ten spektakl. Teraz czuwa nad nim z innego wymiaru, bo w sierpniu od nas odeszła. Kocham ten spektakl, daje mi wiele radości i satysfakcji. Dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych ludzi, którzy znali Kalinę. Miałam okazję z nimi rozmawiać o tym, jak oni to moje przedstawienie odbierają czy jak odbierają mnie w tej roli. Ten spektakl jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, bo śpiewam piosenki, ale też prowadzę

rozmowy przez telefon. Są w nim fragmenty filmów z udziałem Kaliny oraz listy od jej wielbicieli. Listy są różne, bo Kalina była osobą kontrowersyjną. Była to kobieta pełna temperamentu, w niekonwencjonalny sposób podchodząca i do pracy, i do życia prywatnego.

Co panią najbardziej fascynuje w Kalinie Jędrusik? - Kalina była kobietą bardzo inspirującą. Powoduje, że człowiek zaczyna myśleć o różnych rzeczach, próbuje w inny sposób spojrzeć na pewne sprawy. Co mnie fascynuje? Jej odwaga do życia, jej temperament. To, że w czasach niełatwych do prezentowania otwartości umysłu, innego spojrzenia, miała odwagę prezentować własne zdanie. Koleżanki mówiły o Kalinie: piękna a oczytana, seksowna, a nosi słownik filozoficzny, silna, lecz wątła jak brzózka targana przez wiatr.

| TEATR | 38
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Odbieramy Kalinę jako osobę prowokującą, a ona była też delikatna, pełna empatii, pomagała ludziom. Scenariusz mojego spektaklu spodobał mi się właśnie dlatego, że Żywia umieściła w nim różnorodność Kaliny. Nie tylko to, jak była postrzegana, ale jaka była naprawdę. Miała tatę pedagoga, więc nic dziwnego, że była oczytana i inteligentna. - Tak, była ciekawa świata, ale też niepokorna, więc w szkole różnie bywało. Na pewno tata rozbudził w niej ciekawość, otwartość na życie niekoniecznie według ogólnie przyjętych reguł. Myślę, że miał ogromny wpływ na to, jak ona podchodziła do pewnych spraw. W jej rodzinie sporo się działo, Kalina też przeżyła wojnę jako dziecko, więc to wszystko miało wpływ na jej życie. Wiele rzeczy wywarło piętno na jej postrzeganie świata.

Kalina Jędrusik najwięcej grała w kinie i teatrze na przełomie lat 50. i 60. Potem grała mniej, a jednak została zapamię tana. Na czym polega jej fenomen? Zastanawiałam się nad tym. Kiedyś prze

czytałam w Iluzjonie, że „o Kalinie mówi się z nostalgią, ze wzruszeniem, otaczając ją kultem w najlepszych słowach, tylko nikt nie potrafi już powiedzieć, dlaczego jeszcze jeden talent został tak bezmyślnie i głupio zmarnowany”. Jak przeglądałam różne artykuły o Kalinie, czytałam książki, to okazuje się, że było tego bardzo dużo. Ona była aktorką teatralną – zaczynała w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, potem grała w warszawskich teatrach – filmową, kabaretową, śpiewała. Pewnie można ją było bardziej wykorzystać, ale mimo wszystko jest upamiętniona na setkach fotografii, taśmach filmowych. Zawsze można powiedzieć, że można coś zrobić mniej lub więcej. Dla mnie najważniejsze jest to, że kiedy ona wchodziła na scenę, to sztuka zaczynała żyć. Można ją było kochać i nienawidzić, ale na pewno nie była nikomu obojętna. A Magda Umer powiedziała: Kalina jest…. Piosenki, które śpiewała,

wszystkim miała jednak świadomość tego, co robi, i te jej prowokacje były często mądre, dowcipne i wyrachowane. Wiele osób twierdzi, że jej najlepszą rolą była Józefina Polan w serialu „Hotel Polanów i jego goście”, czyli dojrzałej kobiety. - Tak, ale kiedy zagrała w „Ziemi obiecanej” też już nie była młodziutka, a to też rola, w której została bardzo zapamiętana. Do tej roli trzeba było wiele odwagi i świadomości.

Myśli pani, że ona była samotna? - Myślę, że tak. Dlatego, że też jestem kobietą. Kalina przywiązywała dużą wagę do swojego znaku zodiaku i powiedziała kiedyś: cieszę się, że jestem wodnikiem, bo wodnik to niezależność i otwarty umysł. A niezależność kosztuje i dlatego była samotna. Na co pani kładzie szczególny nacisk, grając tę postać? - Żywia napisała scena-

| TEATR |
Przystanek Historia Przystanek Historia w Szczecinie Plac Brama Portowa 1 (Posejdon, I piętro) 19.01 godz. 17.30 Graffiti w PRL 26.01 godz. 17.30 Józef Mackiewicz świadek zbrodni w Katyniu i Ponarach styczeń
Fotografie ze zbiorów: Zbigniewa Wróblewskiego i Archiwum IPN

Jarek Gruda – gotowanie to sztuka

40 | KULINARIA |

Kiedy był mały, podglądał, jak mama gotuje w kuchni, dziś jest właścicielem foodtrucka i zwycięzcą kulinarnego show Hell’s Kitchen. Po programie nie zwolnił tempa, cały czas testuje nowe potrawy i zaskakuje swoich gości. Dla nas znalazł czas, by opowiedzieć o sobie i o swojej pasji. Mowa oczywiście o pochodzącym ze Szczecina Jarku Grudzie.

Kiedy poczuł pan, że gotowanie zamieniło się z obowiązku w pasję? - Generalnie gotowałem od zawsze, od kiedy pamiętam, ale to pewnie dlatego, że moja mama była kucharką i często towarzyszyłem jej w kuchni. Podglądałem, co robiła i skąd brał się smak. Chciałem się tego po prostu nauczyć. Kiedy pierwszy raz stanąłem za palnikami w prawdziwej kuchni, zobaczyłem, jak kucharze przygotowują dania z pasją i jaki to jest spektakl… to wiedziałem, że to właśnie to, co chcę robić. Chciałem się nauczyć, jak to jest być częścią tego przedstawienia. Właśnie w taki sposób przerodziło się to w pasję.

Wygrał pan Hell’s Kitchen, czego serdecznie gratuluję (uśmiech). Jakie wnioski pojawiły się po programie? - Hell’s Kitchen to przygoda życia, bo taki klasyczny zjadacz chleba nie ma okazji zderzyć się z realiami takiego programu, zobaczyć od środka, jak to wszystko wygląda. Odbiorcy widzą tylko niewielki fragment. To jest bardzo ciężka praca. Osoby, które tam poznałem i rzeczy, których doświadczyłem, znajomości, jakie wyniosłem, to coś niesamowitego. Ciężko to opisać słowami. Do tej pory mam kontakt z uczestnikami programu. Każdemu polecam przeżyć coś takiego. Słyszałam też, że jest pan właścicielem restauracji? W zasadzie restauracji na kółkach serwującej burgery. Skąd ten pomysł? - To jest śmieszna historia, bo kiedyś pracowałem w restauracji, która zajmowała się robieniem burgerów. Spodobała mi się ta praca i pomyślałem, że sam chciałbym mieć foodtrucka i sprzedawać swoje burgery. Chciałem nauczyć się prowadzić własny biznes, bo wiedziałem, że przyda mi się to w przyszłości. To może być przepis na bardzo dobre wakacje, bo jeździ się po całej Polsce i nie dość, że można zobaczyć miejsca, które się od zawsze chciało zobaczyć, to dodatkowo zarabia się niemałe pie-

niądze. Więc po prostu - poszedłem i kupiłem foodtrucka. A zrobiłem to dlatego, że zdiagnozowali u mnie chorobę autoimmunologiczną. I z jednej strony pomyślałem, że może jednak odłożyć na jakiś czas ten pomysł, ale z drugiej strony powiedziałem: jak nie teraz to kiedy? Przygoda życia.

A co oprócz burgerów lubi pan gotować dla siebie? - Trudno powiedzieć, bo lubię praktycznie wszystko. Chociaż najbardziej lubię bugaja mojej mamy. Jest to babka ziemniaczana z karkówką i boczkiem. Najlepiej smakuje drugiego dnia, odsmażona na patelni z cebulką i dużą ilością świeżo mielonego pieprzu. No coś wspaniałego, polecam każdemu. Jadłem naprawdę wiele rzeczy w swoim życiu i to danie jest tak pyszne, że wszystkie krewetki, przegrzebki się przy tym chowają. Nie ma dnia, w którym bym odmówił bugaja, nawet jakbym był tak najedzony, że już nic nie wcisnę, to na danie mojej mamy zawsze znajdę miejsce.

To na koniec proszę nam jeszcze powiedzieć, z jakim kulinarnym mistrzem chciałaby pan stanąć w kuchni? - Nie mam czegoś takiego, że chciałbym z kimś konkretnym coś ugotować. Mam coś takiego, że chciałbym patrzeć i uczestniczyć w procesie gotowania, żeby nic mi nie umknęło. Jeżeli gotowałby René Redzepi, który jest klasą samą w sobie, nawet na chwilę nie odwróciłbym wzroku. Chciałbym zobaczyć, jak obchodzi się z produktami, jakich przypraw używa. Chciałbym również zobaczyć, jak Aleksander Kulio pracuje z rybami i owocami morza, jak sprawia, że są najlepsze na całym świecie. Ale gdybym miał wybierać, to z pewnością wskazałbym na niesamowitego kucharza, jakim jest Grant Achatz, który tworzy spektakl w kuchni. Gdybym mógł posiedzieć w jego ciele i dowiedzieć się, jak powstają te wszystkie dania, oraz skąd czerpie inspiracje, byłoby to spełnienie moich marzeń.

| KULINARIA |
ROZMAWIAŁA JULIA ZAJĄC / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
„Te małe, soczystozielone listki są po prostu obłędne!” Znajdziesz nas w lokalnych sklepach ze zdrową żywnością i warzywniakach. /mikroliście /mikroliscie_szczecin tel. 666 467 311 świeże - smaczne - zdrowe Zamów SUPERFOOD do domu lub biura jako zdrową przekąskę.
#reklama

Esthetic Concept, dlaczego warto skorzystać z darmowej konusltacji w naszym gabinecie?

Podczas konsultacji przeprowadzamy z klientem dokładny wywiad, aby poznać Jego preferencje oraz oczekiwania. Na podstawie zebranych informacji tworzymy SPERSONALIZOWANE TERAPIE ZABIEGOWE tzw. Beauty Plany.

W gabinecie pracujemy ETAPOWO, aby osiągnąć jak najlepsze i długotrwałe efekty oraz aby uniknąć przestymulowania skóry. Systematyczna i etapowa praca ze skórą gwarantuje nam naturalne efekty, ponieważ jesteśmy wtedy w stanie przywrócić prawidłowe funkcjonowanie skóry oraz zmienić jej strukturę na gęstszą, bardziej napiętą oraz elastyczną.

Beauty Plan zawiera plan pielęgnacji domowej, wskazówki na temat diety, aktywności fizycznej czy suplementacji aż po plan zabiegowy. Dopiero kiedy zaczniemy działać na wielu płaszczyznach, jesteśmy w stanie wypracować długotrwałe efekty, na których nam najbardziej zależy. W gabinecie wykonujemy zarówno zabiegi pielęgnacyjne, jak i zabiegi z zakresu medycyny estetycznej. Prowadzimy terapie anty-aging, przeciwtrądzikowe, przeciwprzebarwieniowe, działamy profilaktycznie przeciwstarzeniowo, walczymy z bliznami oraz rozstępami. Pomagamy również w walce z dodatkowymi kilogramami

oraz niechcianym cellulitem. Naszym priorytetem jest zadowolenie klienta z osiągniętych efektów, ponieważ każdy zasługuje, aby czuć się dobrze we własnej skórze!

Bądź na bieżąco z aktualnymi promocjami, które pojawiają się regularnie na naszych social mediach!

ul. Jagiellońska 16A/LU2, Szczecin | tel.: 504 866 812 www.esthetic-concept.pl | e-mail: biuro@esthetic-concept.pl esthetic_concept_szczecin | Esthetic Concept

#reklama

To nie właściciel wybiera klasyka, ale klasyk wybiera właściciela

Wcale nie tak daleko od Szczecina, bo w Koszalinie, zawiązała się grupa prawdziwych entuzjastów klasycznych aut. To, co robią i jak to robią można by porównać do uzależnienia, ale spokojnie – takiego zdrowego uzależnienia. O tym, jak to jest mieć Mercedesa W111 skrzydlaka z 1965 czy zakochać się w Fordzie Capri, opowiedzieli nam członkowie stowarzyszenia Klasyczny Koszalin.

Jak zaczęła się wasza przygoda z „klasykami”?

- Artur Strojny - U mnie zainteresowanie motoryzacją przeszło z ojca na syna. Odkąd pamiętam, w domu były Mercedesy. Nie te najnowsze, ale już wtedy te ciut starsze, dziś określane jako klasyki. W 2010 roku razem z tatą, zakupiliśmy Mercedesa W111 skrzydlaka z 1965 roku w stanie do remontu. Po kilku latach ciężkiej pracy - wrócił do wyglądu z lat świetności.

Teraz mamy kilka modeli z różnych lat produkcji. - Arkadiusz Trzciński – U mnie było trochę inaczej. Zaczęło się prawie dziesięć lat temu. Najpierw chciałem kupić motocykl, później auto z napędem 4x4. Niestety, na ich zakup nie zgodziła się małżonka. Pomyślałem więc o klasyku i rozpocząłem poszukiwania czegoś z lat 80. Padło na Fiata 125p z 1988 roku. Krótko po zakupie emocje opadły, samochód nie był taką

| MOTO | 44
ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO PRZEMYSŁAW STRZAŁKOWSKI I ARCHIWUM
| MOTO | 45 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023

perełką, jak się wydawało.

- Przemysław Strzałkowski - Po latach chorowania na tę manię, mam nadzieję, że nieszkodliwą dla otoczenia, wiem, że to nie właściciel wybiera klasyka, ale klasyk wybiera właściciela (uśmiech). Te auta żyją już na tyle długo, by mieć własne zdanie. U progu lat dwutysięcznych przejeżdżałem często obok komisu, w którym stał Ford Capri. I rzucił na mnie urok. To było szaleństwo, bo wtedy nie miałem zielonego pojęcia o mechanice starych aut. Amok, opętanie i zarazem głęboka woda, bo brakowało wówczas informacji w necie. Ale zaczęło się na całego i trwa do dziś, już z innym wozem, bo tego się nie leczy. Co takiego jest w tych zabytkowych autach, że mają taką rzeszę zwolenników?

- P.S. - Jazda klasykiem jest swego rodzaju manifestem, wyrażeniem niezgody na tandeciarstwo i nudną, plastikową stylistykę naszych czasów. Obecne auta, podobnie jak np. sprzęt AGD, są z góry obliczone na krótkie użytkowanie. Po kilku latach wymieniamy je na nowe, bo po upływie gwarancji wszystko zaczyna się psuć. A przede wszystkim powtórzę, bo to istotne, są do bólu nudne i wypełnione trzeszczącym plastikiem. Mówi się, że dawniej auta projektowali inżynierowie, a teraz auta projektują… księgowi. Dlatego zabytkowy samochód poddany starannej renowacji, a potem traktowany z sercem, przewyższa sprawnością niejednego „plastikersa”.

A.T. - To auta z duszą tak mawiamy i coś w tym jest. Auta przywołują wspomnienia, często jesteśmy zaczepiani przez osoby, które kiedyś posiadały takie samochody i opowiadają z sentymentem swoją historie.

Kiedy pojawił się pomysł na założenie stowarzyszenia Klasyczny Koszalin i jakimi samochodowymi perełkami możecie się dziś poszczycić?

- Tomasz Asanowicz - Na forum Klubu Wartburga poznałem Bartka Nakielnego. Z racji wspólnych zainteresowań, tj. fascynacji klasykami, nawiązała się między nami nić porozumienia. W pewnym momencie Bartek wymyślił nazwę Klasyczny Koszalin i zaczęliśmy umawiać się na wspólne przemierzanie Koszalina. Każdy z nas miał zawsze przy sobie ulotki informujące o nas i namawiające na wspólne wypady klasykami. Wkładaliśmy je za wycieraczki napotkanych klasyków. Zaczepialiśmy też właścicieli. Stopniowo nasze grono zaczęło się powiększać, aż dotarło do momentu, w jakim dziś jesteśmy.

- A.S. - Klub został zarejestrowany w 2014 roku, dziś zrzeszamy około 50 członków. Jeżeli chodzi o pojazdy, to mamy naprawdę duży przekrój: od pojazdów produkowanych w Polsce, w krajach postkomunistycznych, po auta zza żelaznej kurtyny oraz z Ameryki.

Czy każdy może dołączyć do waszego stowarzyszenia? Jakie są wymogi?

- A.S. - Tak, każdy, kto posiada ciekawy model pojazdu nieprodukowany od minimum 15 lat i mający minimum 25 lat.

- P.S. - Poza posiadaniem klasycznego wozu wystarczy otwartość na ludzi i chęć współtworzenia fajnej atmosfery. Bo samo auto jest, mimo wszystko, tylko uformowaną blachą. Przy zdrowym podejściu każda pasja prędzej czy później prowadzi do człowieka. Do kontaktu z innymi, dzielenia się doświadczeniami i szukania wspólnoty. Oczywiście są również tacy, którym wystarcza trzymanie klasyka w garażu, satysfakcja z samego faktu posiadania i oglądanie go w samotności. Dla mnie to jednak dość jałowe.

Jaki samochód jest szczególnym obiektem westchnień fanów zabytkowych aut?

- A.T. - Moim zdaniem wielu marzy o amerykańskiej motoryzacji: Ford Mustang, Dodge Challenger czy Chevrolet Corvette to obiekty westchnień, ale i my w Polsce mamy swoje ikony jak FSO Warszawa czy kiedyś wyśmiewana Syrena.

- P.S. - Jestem przekonany, że nie ma uniwersalnego „świętego Graala” fanów zabytkowej motoryzacji. I gdyby nawet pasjonaci nie musieli się liczyć z ograniczeniami finansowymi, to na zlotach nadal widzielibyśmy różnorodność marek oraz modeli. Dla kogoś marzeniem może być DeLorean DMC-12 z filmu „Powrót do przyszłości”, a ktoś wyda fortunę i poświęci ocean czasu na stworzenie kolekcji aut z PRL-u. No i super, o to chodzi.

Gdzie i jak często można was spotkać? Organizujecie wydarzenia, zloty?

- A.T - W sezonie letnim spotykamy się w każdy czwartek na parkingu przy amfiteatrze. Często jeździmy na złoty do okolicznych miejscowości: Lębork, Złotów, Wałcz, Szczecinek czy Kołobrzeg. W tym roku po raz pierwszy zaprosiliśmy do Koszalina fanów dawnej motoryzacji na rajd i wystawę pojazdów klasycznych „Rajd tylko dla orłów”. Choć było to pierwszy raz, to nieskromnie powiem, że wydarzenie odbyło się z rozmachem i planujemy jego kontynuację.

Jak z waszej perspektywy wygląda kultura motoryzacyjna w Koszalinie?

- P.S. - Temat jest niezwykle obszerny. Krótko, jeśli przez „kulturę motoryzacyjną” mielibyśmy rozumieć podejście do klasycznych aut, freshtimerów, youngtimerów i wreszcie zabytków na żółtych blachach, to podobnie jak cała Polska jesteśmy dość daleko za Zachodem, który miał o wiele więcej czasu i zamożności na wyrobienie tzw. kultury technicznej. Nas spowolniła siermiężność PRL-u. Dlatego to, co dla Niemców jest freshtimerem, czyli autem starym, ale za młodym na klasyka, dla nas pozostaje samochodem popularnym, widywanym codziennie na parkingu pod każdym supermarketem. A jeśli „kulturę motoryzacyjną” rozumielibyśmy, jako zachowania na drodze, to tutaj także wyglądamy jak reszta kraju. Wciąż zbyt wielu kierowców przenosi swoje frustracje za kółko. Jedno jest pewne: jeśli na trasie mijają się klasyki, to na pewno z pozdrowieniem. Bo jesteśmy klanem.

46 | MOTO |
Urlop nad morzem z golfem Kamień Country Club, Grębowo 42, 72-400 Kamień Pomorski tel. 605-044-452, biuro@golfkcc.pl, www.golfkcc.pl

Hollywood, Hogwart i ślub w Las Vegas

Po niezapomnianych przeżyciach w San Francisco przyszedł czas na zagłębienie się w świat gwiazd, luksusu, blichtru i hazardu. Gotowi na wizytę w Mieście Aniołów i Mieście Grzechu?

Idziemy chodnikiem i co krok natykamy się na największe gwiazdy: jest Jennifer Lopez, Bruce Willis, Cameron Diaz czy Meryl Streep. Są też moi ulubieńcy: Emma Watson, Morgan Freeman, Emma Thompson i Jack Nicolson. Jesteśmy w Los Angeles, a konkretniej w Hollywood. Niestety, nie jest to wręczenie Oscarów, ale zwykły spacer po Walk of Fame, a wspomniane gwiazdy to tylko nazwiska wyryte na gwiazdach umieszczonych w chodniku. Łącznie jest ich ponad 2600. Upamiętniają nie tylko znane osoby ze świata show-biznesu, lecz także zespoły muzyczne i postacie fikcyjne jak Kaczor Donald, Myszka Miki czy Kermit z telewizyjnego programu „Muppet Show”. Oczywiście, zaglądamy także do Teatru Dolby, w którym co roku przyznawane są najcenniejsze Nagrody Akademii Filmowej. Swoją drogą - wiecie, że pierwsze wręczenie Oscarów miało miejsce w 1929 roku i trwało zaledwie 15 minut? Dziś to gala pełna blichtru, splendoru i skandali, na którą nie sposób się dostać.

W czarodziejskim świecie Kolejnego dnia ponownie przenosimy się do filmowego świata w Universal Studio. Odwiedzamy miasteczko Springfield, w którym spędzamy czas wspólnie z rodziną Simpsonów. W starożytnym Egipcie odkrywamy mumię kapłana Ozyrysa. W Parku Jurajskim uciekamy przed dinozaurami, a później razem z Minionkami ruszamy na poszukiwania ich ulubionego przysmaku – bananów. Przede wszystkim trafiamy jednak do miejsca, o którym marzy każdy 11-latek – Hogwartu. Kiedy przekroczyliśmy bramę i wkroczyliśmy do świata Harry’ego Pottera, myślałam, że umrę ze szczęścia. Musicie bowiem wiedzieć, że nie tylko 11-latkowie kochają przygody młodego czarodzieja. 30-letnie kobiety, które wychowały się na tej sadze, także. Wchodzimy do Hogsmeade, gdzie dachy domków pokryte są śniegiem, obok stoi Hogwart Express, a w tle rozbrzmiewa muzyka z filmów o Harrym Potterze. Przechadzamy się uliczką. Sklep z różdżkami Olivandera, sklep Zonka z magicznymi psikusami, pub Pod Trzema Miotłami – jest wszystko! W końcu wchodzimy do zamku, gdzie trafiamy do gabinetu Dumbledore’a, a na korytarzach widzimy mówiącą Tiarę Przydziału i poruszające się obrazy. Wizytę kończymy szaloną przejażdżką na rollercoasterze.

W Mieście Aniołów zwiedzamy jeszcze Griffith Observatory, Beverly Hills i Rodeo Drive, po której kiedyś w filmie „Pretty

Woman” przechadzała się Julia Roberts. Łapiemy jeszcze trochę słońca na plaży Venice Beach i w pobliskiej Santa Monica i ruszamy do miasta grzechu i rozpusty – Las Vegas!

Wieczorem w końcu dojeżdżamy do Las Vegas. To chyba najlepsza pora, by po raz pierwszy spojrzeć na miasto. Oświetlone hotele, uliczne światła i neony kasyn sprawiają, że Las Vegas Strip uchodzi za najjaśniejszy punkt na Ziemi widziany z Kosmosu. Przerost formy nad treścią? Być może, ale widoki są fascynujące. Bo gdzie jeszcze zobaczymy w jednym miejscu Wieżę Eiffla, fontannę Di Trevi, egipską piramidę, Sfinksa, Statuę Wolności i nowojorskie wieżowce? Całość to istny spektakl. Przed północą biegniemy na pokaz fontann przed hotelem Bellagio i wracamy do hotelu – przed nami ważny dzień!

Ślub w Mieście Grzechu

Ślub jak z bajki, w sukience księżniczki nigdy nie był moim marzeniem. Nie chciałam też, by ten dzień był na pokaz, dla innych. Wiedziałam, że to musi być dzień tylko dla nas. Planując podróż do Stanów Zjednoczonych, jako pierwsze na liście zapisałam więc: „ślub w Las Vegas”. Gdy zapytałam koleżanki, czy to nie zbyt kiczowate, odpowiedziała: „Ewela, to wspaniały pomysł. Pasuje do twojej podróżniczej duszy!”. Okazało się, że ślub w Las Vegas to bardzo prosta sprawa. Nie do końca wygląda to jednak tak, jak w filmach, gdzie pijani młodzi ludzie wchodzą do kapliczki, wypowiadają słynne „I DO”, a rano mają problem, bo są związani węzłem małżeńskim. Owszem, można wejść z ulicy do kapliczki i wziąć ślub, ale nie ma on wówczas żadnych konsekwencji prawnych. Jeśli ma być legalny – wymaga kilku wstępnych formalności. Trzeba uzyskać licencję małżeńską, złożyć przysięgę, a później zalegalizować ślub w urzędzie.

Po ślubie, który trwał 15 minut, był pełen śmiechu i luzu, postanowiliśmy zaszaleć i wybraliśmy się do jednej z najlepszych restauracji w mieście, gdzie obsługa przywitała nas darmowym szampanem. Wydawało mi się, że widok Panny Młodej w sukni ślubnej to w Vegas widok powszedni, jednak reakcje ludzi były zaskakujące. Podbiegali, składali gratulacje, krzyczeli z drugiego końca ulicy. W pewnym momencie do mojego świeżo upieczonego męża podeszła starsza pani i mówi: „Chłopie, ale masz piękną żonę. Wielki szczęściarz z ciebie! Powinieneś zagrać w ruletkę”. Nie skorzystał, za to ja tak. Wygrałam 150 dolarów!

| PODRÓŻE | 48
| PODRÓŻE | 49 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2023

Kamil Grosicki

Swoje wejście w meczu z mistrzami świata dedykuję kibicom Pogoni

W końcówce meczu 1/8 fianłu mistrzostw świata z Francją Kamil Grosicki dostał szansę gry od selekcjonera Czesława Michniewicza. Skrzydłowy Pogoni Szczecin ucieszył się z tych paru minut i miał wielką satysfakcję, bo zaliczył swój drugi udział w mundialu. Tym razem był to tylko epizod, ale Biało-Czerwoni wyszli z grupy, co nie udało się cztery lata temu w Rosji.

Szczęśliwy jesteś z tych kilku minut przeciw Francji?

Kamil Grosicki - Cieszę się, że zagrałem w tych mistrzostwach, że znalazłem się w tej grupie ludzi. Drużyna narodowa osiągnęła swój cel, awansowaliśmy do 1/8 finału, na co czekaliśmy 36 lat. Szkoda, że odpadamy po najlepszym występie przeciw Francji. Jakie miałeś zadania, wchodząc na boisko? - Miałem wykorzystać każdą chwilę na boisku, pokazać się z jak najlepszej strony, co wydaje mi się, że zrobiłem. Każdy piłkarz chciałby zagrać w finałach mistrzostw świata. Ja się cieszę, myślę, że w Pogoni Szczecin są też zadowoleni, bo to ogromne wyróżnienie dla klubu i miasta. Swoje wejście w meczu z mistrzami

świata dedykuję kibicom Pogoni.

Jak oceniasz atmosferę i organizację mundialu w Katarze? - Bardzo pozytywnie. Wszystko było świetnie poukładane, niczego nam nie brakowało. Żałuję tylko, że w Katarze pojawiło się tak mało kibiców z Polski. Rozumiem to, bo koszty pobytu w tym kraju są bardzo wysokie, podróż też nie należy do tanich. Wierzę, że daliśmy trochę radości rodakom.

Będą twoje kolejne mecze w reprezentacji Polski? - Zobaczymy, co przyszłość przyniesie. Najpierw przyjdzie czas na analizę, podsumowania i przekonamy się, jak zostaniemy ocenieni.

| SPORT | 50
ROZMAWIAŁ JAROMIR KRUK / FOTO SZYMON STARNAWS

W TROSCE O ZDROWIE KOBIET

PRENATAL-MED to placówka stworzona dla kobiet w trosce o ich zdrowie. Tu kobiety w każdym wieku mają poczuć się bezpiecznie i znaleźć swojego ginekologa lub innych specjalistów, takich jak diabetolog czy psycholog. ul. Europejska 37, Szczecin Recepcja 730 555 800 www.prenatal-med.pl

GINEKOLOGIA PROWADZENIE CIĄŻY POŁOŻNICTWO I MEDYCYNA MATCZYNO-PŁODOWA DIAGNOSTYKA I ZABIEGI BADANIA PRENATALNE - również na NFZ GINEKOLOGIA DZIECIĘCA GINEKOLOGIA ONKOLOGICZNA
#materiał informacyjny

Restrukturyzacja?

Tak, ale zacznijmy od optymalizacji

Problemy finansowe mogą zdarzyć się każdemu przedsiębiorstwu, jeśli jednak firma traci nad nimi kontrolę to sygnał, że czas zwrócić się o wsparcie. Jakie i do kogo? O tym rozmawialiśmy z Katarzyną Rogozińską, współwłaścicielką kancelarii Kiżuk & Michalska - doradztwo gospodarcze.

Czy firmy wiedzą, gdzie szukać pomocy i jakie są dostępne metody rozwiązywania problemów? - To trochę zaskakujące, ale nie. Wciąż wiele firm nie wie, gdzie szukać pomocy i jak ta pomoc może wyglądać. Choć oczywiście zdarzają się przedsiębiorcy bardzo dobrze przygotowani i świadomi. Mieliśmy nawet klientów, którzy chcieli samodzielnie otworzyć postępowanie restrukturyzacyjne. Tu jednak zaznaczę, że było to niemożliwe, ponieważ do tego potrzeba choćby doradcy restrukturyzacyjnego. Ale taka postawa zrobiła na mnie wrażenie (uśmiech).

A może to obawa przed kolejnymi kosztami - kosztami kancelarii? - Nasza praca to nasza misja. Wychodzimy do klienta z otwartą głową, nie proponujemy od razu twardych rozwiązań. Udzielamy konsultacji jednorazowych - telefonicznych. Sprawdzamy, w którym kierunku możemy się udać. Tu nie ma miejsca na takie obawy. W takim razie, co jest sygnałem, że to już czas na skierowanie swoich kroków do kancelarii? - Zawsze powtarzam, że to moment, gdy w kasie brakuje pieniędzy na spłatę bieżących zobowiązań.

Czy właściciele firm są gotowi sięgać po pomoc. Jako społeczeństwo wciąż mamy z tym problem. Jak jest w biznesie?Zauważamy duże zaufanie ze strony klientów do doradców, ale rzeczywiście mam poczucie, że restrukturyzacja jest owiana tabu. Często padają pytania - kto będzie wiedział o postępowaniu, czy będzie trzeba to komunikować każdemu? Wyjaśniam, że zawsze zaczynamy od “miękkich” działań restrukturyzacyjnych, gdzie nie ma potrzeby afiszowania się. “Twarde” rozwiązania, gdzie należy np. zastosować pieczątkę z informacją o restrukturyzacji są ostatecznością.

Gdy firma boryka się od dłuższego czasu z kłopotami finansowymi to znak, że czas na restrukturyzację? Od czego takie działanie się zaczyna? - Zaczynamy od przeanalizowania sytuacji, w której jest firma. Musimy zastanowić się nad strukturą przychodów i rozchodów. Wskazać główny powód problemów - czy to wzrost rat kredytowych, czy brak płatności od kontrahentów, a może niska wydajność zespołu? Dopiero po takim badaniu podejmujemy decyzję, co dalej. Restrukturyzacja nigdy nie jest pierwszym wyborem, pierwszym wyborem jest optymalizacja. Dopiero jeśli ta nie pomoże lub jest na nią za późno, otwieramy postępowanie. Dzięki niemu przedsiębiorca może uzyskać np. ochronę przed zajęciem konta czy wypowiedzeniem umów, a także wdrożyć zmiany kontraktów czy harmonogramów i złapać oddech. Lokalnie przedsiębiorcy radzą sobie z kryzysem? - Firmy w Szczecinie i całym naszym regionie stosunkowo dobrze sobie radzą z obecną sytuacją rynkową. Są przedsiębiorcy, którzy wykorzystali kryzys, jako szansę i urośli w siłę, ale są też tacy, którym jeszcze nie udało się podnieść po pandemii.

A czy możemy podać przykład sytuacji z jakimi przychodzą klienci? - Niedawno udało nam się pomóc klientowi o mocno zdywersyfikowanym biznesie. Jego zobowiązania wynosiły niemal milion złotych. Gdybyśmy nie wprowadzili odpowiednich kroków, kolejnym etapem byłyby już zajęcia komornicze, a może nawet upadłość. Restrukturyzacja pomogła nam stworzyć nowe harmonogramy spłat i dała szansę klientowi na powrót do normalnego funkcjonowania.

Ile czasu potrzeba na wprowadzenie wszystkich działań?Jedno z postępowań restrukturyzacyjnych (np. postępowanie o zatwierdzenie układu) trwa 4 miesiące. To czas, aby porozumieć się z wierzycielami i zatwierdzić plan spłaty. Jednak przed musimy przygotować dokumenty i się przygotować. Więc powiedzmy, że od 5 do 6 miesięcy.

Przed nami nowy rok czy styczeń i luty to więcej pracy dla kancelarii? - Przełom stycznia i lutego jest zawsze intensywny. Przedsiębiorstwa zamykają rok, analizują sytuację i zatwierdzają plany na kolejne miesiące. My jesteśmy gotowi pomóc każdemu w każdej chwili. Wystarczy zadzwonić, nie trzeba się specjalnie przygotowywać do spotkania. Jestem pewna, że nikt tak dobrze nie zna firmy, jak jej właściciel.

ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250 Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849 www.kizukmichalska.pl | www.centrumrestrukturyzacji.pl

52 | BIZNES | #materiał partnerski
fot. R. Remont
#materiał informacyjny

Koncert finałowy II Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego im. Mieczysława Karłowicza fot. Karpati&Zarewicz

Po wielkim sukcesie pierwszej edycji konkursu w 2018 roku projekt jest kontynuowany, a finał mocno wyczekiwany przez melomanów. Podczas tegorocznej odsłony Orkiestrę Filharmonii w Szczecinie poprowadzi znakomity maestro Szymon Bywalec – laureat wielu nagród na konkursach dyrygenckich, mi.in. na prestiżowym Międzynarodowym Konkursie Dyrygentów im. G. Fitelberga w Katowicach (1999) otrzymał także nagrodę Honorową Związku Kompozytorów Polskich za zasługi w dziele promocji polskiej muzyki współczesnej. Podobnie jak rok temu w wydarzeniu wzięli udział kompozytorzy z całego świata, a szczecińska publiczność miała niepowtarzalną okazję usłyszeć ich utwory jako pierwsza na świecie. Nowością była także możliwość głosowania na wybranego kandydata. Oprócz nagrody głównej, jury konkursu przyznało także nagrodę Orkiestry. III miejsce zdobył Krystian Neścior za utwór „Tissage de l’Infini”, II Piotr Tabakiernik za utwór „bright… holy… mad…”, a I Michał Ziółkowski za utwór „AKHLYS”. Nagrodę Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Szczecinie otrzymał Mateusz Ryczek za utwór „From the Slavic legends”. Publiczność za to ponownie wyróżniła Michała Ziółkowskiego. (am)

54 | WYDARZENIA |
#reklama

Zrobione w Szczecinie

Już po raz czwarty przedsiębiorcy ze Szczecina zostali wyróżnieni znakiem „Zrobione w Szczecinie”. Uroczyste wydarzenie odbyło się na początku grudnia w Willi Lentza. –Nagroda z pewnością podnosi prestiż wyróżnionych produktów czy usług i świadczy o ich lokalnym charakterze i wysokiej jakości – mówił Piotr Krzystek. – Laureaci, poprzez swoje produkty i usługi, są ambasadorami Szczecina. Doceniamy to i bardzo im za to dziękujemy. Jesteśmy z was dumni. Wśród tegorocznych laureatów znaleźli się m.in.: Piekarnia Ewa i Andrzej Reczyńscy, Hoca Candle - pracownia świec, Good Gin Company - gin, którego sercem receptury jest kwiat magnolii, a także Motif Studio Ewa Kaziszko za artystyczne kolaże. Pełną listę laureatów znajdziecie na www.zrobione.szczecin.eu. (am)

56 | WYDARZENIA |

MAŁA BRAZYLIA W SERCU SZCZECINA

Z marzeń powstało miejsce, w którym spróbujesz prawdziwej brazylijskiej kuchni, a wszystkie dania, których skosztujesz, to połączenie wspomnień, życiowych doswiadczeń i pragnień, połączonych z nowoczesnymi technikami i estetyką.

#reklama
10, SZCZECIN | tel. 91 432 92 53 | FB / brasileirinhoszczecin | www.brasileirinho.pl
Sienna

Spektakularna premiera BMW XM. Luksus i dynamika w jednej bryle

Emocjonująco, tak można określić premierę (ikonicznego już) modelu BMW XM w Szczecinie. Dealer BMW Bońkowscy stanął na wysokości zadania i porwał zaproszonych gości w świat motoryzacyjnego luksusu. Wydarzenie rozpoczęło inspirujące przemówienie Angeliki Sawickiej, dyrektor zarządzającej BMW MINI Bońkowscy, a także słowa wprowadzenia Pawła Wlazło, dyrektora sprzedaży BMW M Polska. Pełne oczekiwania napięcie na szczyt wzniosła grupa taneczna Replay Dance Studio, która stworzyła unikatowy układ połączony z rozsunięciem ekranów i odsłonięciem auta. Na miejsce premiery wybrano główną salę Trafostacji Sztuki w Szczecinie. Design tej nieoczywistej przestrzeni doskonale zagrał z odważną stylistyką auta. Specjalnie dobrane światło oraz industrialne otoczenie mocno podkreśliło wyraziste linie oraz masywną sylwetkę BMW XM. Prezentację tego wyjątkowego modelu poprowadzili doradcy BMW M BMW Bońkowscy – Magdalena Młodożeniec-Kałduńska oraz Piotr Jarmużewski. Goście z zainteresowaniem przyglądali się zarówno samej bryle samochodu, jak i jego wnętrzu. Jak mówili - już na pierwszy rzut oka ogromne wrażenie robi potężny grill, ale też tylne światła, intrygująco oddzielające się od nadwozia. Wygodne fotele o specyficznym niebieskim kolorze w połączeniu z miedzianym brązem skóry vintage i doskonale sprofilowane miejsce kierowcy, sprzyjało przyglądaniu się z bliska wszystkim szczegółom kokpitu. Dodatkowo wyobraźnie rozbudzały osiągi i możliwości samochodu. W końcu to pierwszy taki model od czasów M1. Dla wszystkich, którzy poczuli więź z modelem BMW XM, mamy dobrą wiadomość - w salonach BMW Bońkowscy można już składać na niego zamówienia.

58 | WYDARZENIA | #materiał partnerski
fot. materiały prasowe
#reklama

2. Śniadanie ze Sztuką

Druga odsłona Śniadania ze sztuką już za nami. Tym razem tematem spotkania były prawa autorskie w mediach społecznościowych. W wydarzeniu można było wziął udział wyłącznie na zaproszenie. Oryginalna formuła projektu Lucasa Lucaprio, malarza pochodzącego ze Szczecina, budzi coraz większe zainteresowanie, a co za tym idzie, przyciąga nowe osobistości. Wydarzenie odbyło się w Galerii 111 przy placu Żołnierza Polskiego. Gościem specjalnym, a zarazem prowadzącym był dr Marcin Stępień. Tematyka wywołała duże zainteresowanie wśród zaproszonych gości, którego pokłosiem była lawina pytań. Po wykładzie zaproszeni podjęli jeszcze dyskusję między sobą przy kawie i wypiekach, o które zadbała piekarnia Asprod. Uwagę gości przyciągały także obrazy wystawiane galerii. - W Szczecinie powinno być więcej takich spotkań - dało się słyszeć w rozmowach. (am)

60 | WYDARZENIA |
fot. @szczepanrobifoty
NASZA OFERTA TO MIĘDZY INNYMI: • Przeprowadzanie rekrutacji • Obsługa kadrowo-płacowa • Całkowita obsługa HR • Leasing pracowników • Outsourcing usług • Doradztwo i konsultacje NOVA PRACA GROUP SP. Z O.O. Krzywoustego 9-10 lok. 1/14a, Szczecin CH KUPIEC I piętro, tel: 91 416 5959 e-mail. biuro@novapracagroup.pl WIĘCEJ NIŻ AGENCJA PRACY ZAWSZE W USTALONYM TERMINI ZAWSZE POWYŻEJ OCZEKIWAŃ REKLAMA Q203700732A
DARMOWA WYCENA | SZYBKI MONTAŻ | GWARANCJA | FOTOWOLTAIKA | POMPY CIEPŁA | MAGAZYNY ENERGII H PROFESJONALNA OFERTA WRAZ Z PEŁNĄ WIZUALIZACJĄ H POMOC W DOBORZE WYGODNEGO SPOSOBU FINANSOWANIA H POMOC W UZYSKANIU DOFINANSOWAŃ H SPRAWDŹ NAS - ZOBACZ NASZE REALIZACJE CZYSTA ENERGIA ZE SŁOŃCA I CIEPŁY DOM ZAINWESTUJ W PRZYSZŁOŚĆ FOTON PROJEKT | UL. KOLOROWA 1 L | 72-00O MIERZYN | TEL. 792 07 06 06 | E-MAIL: BIURO@FOTONPROJEKT.PL
#reklama www.magicepoxy.pl ul. Garncarska 5, Szczecin tel. 601 852 151 | e-mail: d-trading@wp.pl Wyroby z żywicy epoksydowej Blaty | Stoły | Podłogi Produkty personalizowane
#reklama

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.