LIPIEC 2022 NUMER 07 (109) / WYDANIE BEZPŁATNE
assethome.pl nowy poziom sprzedaży
#reklama
szczecin.yasumi.pl | tel. 733 338 675 | ul. Staromłyńska 19 stargard.yasumi.pl | tel. 733 338 669 | ul. 11 Listopada 41/U1 choszczno.yasumi.pl | tel. 733 338 661 | ul. Władysława Jagiełły 7/2
#07
#spis treści lipiec/22
28 #06 Newsroom
Wydarzenia, podsumowania, inwestycje, sukcesy, nowości
#16 Temat z okładki
Rynek nieruchomości luksusowych wchodzi na nowy poziom sprzedaży z Real Estate Investor’s Club szczecińskiej spółki assethome.pl
#22 Edytorial
Jak z bajki. Sesja Dagmary Porazińskiej
#28 Temat wydania Marcin Meller - w pisaniu najgorsze jest pisanie
#32 Podróże
Śladami alternatywnego przewodnika po Berlinie
#34 Film
Aleksander Mackiewicz od Teatru Polskiego po produkcje Netflix i „Peaky Blinders”
#36/37 Książka i komiks #38 Muzyka - Borys Sawaszkiewicz, każdy dzień to wypad na inną muzyczną planetę
- Marakuja, owoc współpracy kolegów ze studiów - Legenda brytyjskiej muzyki zagrała w filharmonii w Szczecinie
#46 Nasza akcja
Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022
#48 Miasto
Szczecin Paryżem Północy. Miasto inspiruje młodych twórców
#62 Wydarzenia i relacje MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
3
#okładka: NA OKŁADCE: ZARZĄD ASSETHOME.PL: MARIUSZ KIERMASZ, MICHAŁ WĄSIK, MAREK OLEŚKÓW ZDJĘCIE: ADAM SZURGOCIŃSKI
FOTO Ella Estrella Photography / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta
#07
Agata Maksymiuk
redaktor naczelna
Szczecin się zmienia i to zmienia na lepsze. Coraz trudniej narzekać, że nic się tu nie dzieje. Pojawiają się nowe inwestycje i inicjatywy. Od osiedli, przez restauracje, po punkty rekreacyjne. Od ekskluzywnych jazzowych koncertów międzynarodowych gwiazd, przez występy lokalnych artystów, aż po wielkie trasy koncertowe. Oczywiście, jest jeszcze wiele do zrobienia. I doskonale rozumiemy, że zamknięte ulice, tak samo, jak niektóre decyzje polityczne, mogą budzić niezadowolenie. Jednak my wolimy skupiać się na tym, co dobre, a od polityki trzymamy się z daleka. Szczególnie, gdy na horyzoncie pojawiają się nowe projekty, którymi warto się zainteresować. Jednym z nich jest Real Estate Investor’s Club, który stał się naszym tematem z okładki. To profesjonalna platforma dająca dostęp do przedpremierowych ofert z zakresu obrotu nieruchomości. Klub ma skupiać osoby, które regularnie śledzą aktualne trendy w branży oraz sukcesywnie powiększają swój portfel inwestycyjny. Pomysł zalicza się to tych z kategorii ekskluzywne, a jego inicjatorem jest szczecińska spółka assethome.pl. Więcej dowiecie się zaglądając na nasze łamy. A jeśli znajdziecie chwilkę więcej to zachęcamy do przeczytania rozmowy z Marcinem Mellerem, który po latach pracy dziennikarskiej i redaktorskiej postanowił zostać pisarzem. Mieliśmy okazję spotkać się z nim w Szczecinie i nieskromnie przyznamy, że było to spotkanie owocne. Zupełnie, jak rozmowa z Borysem Sawaszkiewiczem, którego w ostatnim czasie, wcale nie tak łatwo złapać. Borys jest kojarzony przede wszystkim z zespołem Big Fat Mama i kolektywem CHANGO, ale obecnie występuje z formacją Piotra Cugowskiego. My poznaliśmy go przez studio nagraniowe Stobno Records, które założył kilka lat temu. Zostając przy muzyce, mamy jeszcze dla Was rozmowę z formacją Red Box oraz rozmowę Tytusem Łajdeckim, który opowiada o nowym zespole Marakuja. Nie zapomnieliśmy też uzbroić się w pakiet zachwycających zdjęć i dosłownie filmowe emocje. Na koniec proponujemy wypad do Berlina ścieżkami wydeptanymi przez Marka Defee. Szczecinianin odwiedza to miasto regularnie i pragnie pokazywać je innym przez pryzmat swoich emocji. Podziwiając Berlin nie zapomnijcie tylko o Szczecinie. Tu również jest sporo do odkrycia. Udanej lektury!
4
#redakcja Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk Product manager: Ewa Żelazko tel. 500 324 240 ewa.zelazko@polskapress.pl Reklama: tel. 697 770 133, 697 770 202 mateusz.dziuk@polskapress.pl pawel.swiatkowski@polskapress.pl Redakcja: Paula Dąbrowska, Monika Piątas, Małgorzata Klimczak, Ewelina Żuberek Prezes oddziału: Piotr Grabowski Marketing: Monika Latkowska Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Tomasz Przybek
Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy
Oficjalne otwarcie nowej części salonu BMW i MINI Bońkowscy na Prawobrzeżu Początkująca projektantka wnętrz Aleksandra Waluk była bohaterką uroczystego otwarcia nowej części salonu BMW i MINI Bońkowscy na Prawobrzeżu. Studentka II roku Akademii Sztuki w Szczecinie nie tylko wygrała konkurs na aranżację przestrzeni do wydawania aut, ale również wdrożyła ją w życie. W otwarciu nowej części salonu wzięli udział Dominika i Dariusz Bońkowscy, dr Dominika Zawojska-Kuriata z Akademii Sztuki, Mariusz Dunda, przedstawiciel BMW Group Polska, odpowiedzialny za dział rozwoju sieci dealerskiej, a także przedstawiciele lokalnych mediów i zaproszeni goście. - To jeden z moich pierwszych wygranych konkursów – przyznała Aleksandra Waluk, podczas oficjalnego wydarzenia. - Wzięłam w nim udział, ponieważ zmierzenie się z marką o mocno określonej osobowości wydawało mi się ciekawe. Do tego pomieszczenie do wydawania samochodów nie jest najbardziej oczywistym miejscem, w końcu nie odwiedzamy go na co dzień.
6
fot. Materiały prasowe
| NEWSROOM |
Ogólnopolski konkurs odbył się pod hasłem LOOK&FEEL. Jego celem było wyłonienie i promocja początkujących osób, niewykonujących jeszcze zawodu architekta w sposób profesjonalny. Równocześnie była to szansa na sprawdzenie się we współpracy z inwestorem. - Chcemy wspierać młodych ludzi – podkreśliła Dominika Bońkowska. - Zależy nam na łączeniu świata biznesu z ludźmi, którzy dopiero stają u progu swojego wymarzonego zawodu. Mamy możliwość pokazywania im realnych wyzwań, które czekają na nich po wejściu na rynek i chętnie tą możliwością się dzielimy. Początkująca architektka wnętrz rzeczywiście przyznała, że zadanie było wymagające i pierwszy raz miała możliwość pracy z inwestorem. - Po drodze pojawiły się błędy projektowe - wyznaje. - Choć myślę, że w pewnym sensie były nieuniknione. Na szczęście z pomocą zespołu realizatorskiego poradziliśmy sobie. Otrzymałam tu bardzo dużo wsparcia i była to dla mnie ważna lekcja. W rezultacie powstało miejsce jednocześnie przytulne i eleganckie, nawiązujące do kolorystyki marki. Aranżacja przywołuje na myśl domowy salon z wygodnymi fotelami, minimalistyczną zabudową i telewizorem. Nowoczesne lampy wizualnie obniżyły wysoki sufit, zmieniając charakter pomieszczenia. Wyróżniającym się akcentem były też miękkie obicia ścienne w kolorach trzech pasów BMW. (am)
#reklama
TARG RYBNY
SMAŻALNIA
WĘDZARNIA
Oferujemy świeże ryby
Nasze ryby filetujemy
Tradycyjna wędzarnia
z Morza Bałtyckiego
na miejscu
otwarta cały rok
Centrum Rybne Belona położone jest w urokliwym i spokojnym miejscu przy porcie rybackim Belony. Malowniczy widok na rzekę uzupełniamy starannie przyrządzanymi smakowitościami naszych potraw z ryb. Jesteśmy rodzinną firmą z wieloletnim doświadczeniem w poławianiu ryb i ich znakomitym przyrządzaniu. CENTRYM RYBNE BELONA - DZIWNÓW SŁOWACKIEGO 21D
| NEWSROOM |
Kongresu Design Plus 2022 w Szczecinie
fot. Andrzej Szkocki
Inspirujące spotkania, warsztaty i rozmowy o przemyśle kreatywnym - to cel już szóstej odsłony międzynarodowego kongresu Design Plus w Szczecinie. Chcąc go zrealizować, organizatorzy zaplanowali dla uczestników naprawdę intensywny czas. Wśród zaplanowanych działań znalazł się m.in. wykład Krzysztofa Mirucia, architekta i gwiazdy telewizyjnych show czy też spotkanie z duetem projektantów mody Paprocki & Brzozowski. W ciągu wydarzenia na scenie pojawili się również dizajnerzy, artyści i aktywiści działający w Szczecinie. Można tu wymienić m.in. Rafała Bajenę, Przemysława Kazanieckiego czy Gosię Dziembaj. Całe wydarzenie objęło dwa dni. (am)
fot. materiały prasowe
Za nami huczna rocznica Jam Session w Klubie Jazzment. Właśnie minął rok, odkąd Generator Sztuki zorganizował pierwsze Jam Session. Wydarzenie odbywało się regularnie i za każdym razem gromadziło coraz większe rzesze fanów jazzu i muzyki na żywo. Co jednak ważniejsze, koncerty był szansą dla szczecińskich muzyków, którzy spotykali się, by wspólnie grać, rozwijać swój repertuar i warsztat. Jak mówią organizatorzy - za artystami niemal 40 koncertów i ponad 90 godzin muzyki na żywo, którą wykonało łącznie prawie 100 muzyków. We wszystkich wydarzeniach wzięło udział prawie 3 000 osób. Podczas urodzinowego koncertu wystąpili: Tomasz Licak - saksofon, Michał Starkiewicz - gitara, Patryk Matwiejczuk - piano, Bartek Świątek - kontrabas, Maciek Wróbel - perkusja. (red)
8
fot. Andrzej Szkocki
Pierwsze urodziny szczecińskiego Jam Session
Pierwsze oficjalne Święto Pleciugi Po raz pierwszy w historii Teatr Lalek Pleciuga celebrował Święto Pleciugi. Do świętowania zaprosił dzieci ze szczecińskich przedszkoli i szkół oraz zaprzyjaźnione instytucje. Wydarzenie rozpoczęło się na Jasnych Błoniach od krótkiego, rozśpiewanego spektaklu. Stamtąd uczestnicy na czele z orkiestrą wyruszyli barwnym korowodem do teatru, po drodze zatrzymując się na przystankach przygotowanych przez aktorów. Pierwszy z nich zlokalizowany był przy urzędzie miasta. Przed Pleciugą została otwarta scena zewnętrzna, na której były występy, a wokół budynku Pleciugi przygotowano szereg atrakcji dla dzieci - gry i zabawy podwórkowe, warsztaty plastyczne i poczęstunek. Święto Pleciugi ma być co roku obchodzone 22 czerwca. (mk)
#reklama
| NEWSROOM |
fot. Sebastian Wołosz
fot. archiwum
Gwiazdy jazzu spotkały się na scenie w Szczecinie
Słynna Dorrey Lin Lyles, laureatka nagrody McDonald`s Gospel Fest Best Director Award wystąpiła w Szczecinie wspólnie z formacją Sylwestra Ostrowskiego. Długo wyczekiwany koncert przyciągnął tłumy na widownię, a nawet poderwał publiczność do tańca. To nie pierwszy raz, gdy w Szczecinie gościmy Dorrey Lin Lyles, jednak pierwszy raz oczekiwaniu na występ artystki towarzyszyło tyle emocji. Koncert pierwotnie miał odbyć się w marcu, jednak ze względu na wybuch wojny na Ukrainie, organizatorzy podjęli decyzję o zmianie terminu. Fani musieli uzbroić się w cierpliwość. Dziś wiadomo już, że było warto. Artystka, która łączy gospel z bluesem, soulem i jazzem, dała fenomenalny koncert, dzieląc scenę z formacją szczecińskiego jazzmana Sylwestra Ostrowskiego. Zespół w składzie: Owen Hart Jr, Jakub Mizeracki, Adam Tadel, Michał Szkil, a także Sławek Ostrowski i Zuzanna Ciszewska zaprezentował utwory z repertuaru Lyles, ale także kompozycje Sylwestra Ostrowskiego. Nie zabrakło niespodzianek dla publiczności. Pierwszą z nich był występ wokalny Sławka Ostrowskiego, syna Sylwestra, co przy okazji dnia ojca miało szczególny wymiar, drugą energiczne podsumowanie występu, które poderwało publiczność do tańca. Koncert odbył się na kameralnej scenie w hotelu Courtyard by Marriott na Bramie Portowej w Szczecinie. Mecenas kulturalny nad wydarzeniem sprawowało Miasto Szczecin. (am)
10
Wraca kino na leżakach. Jakie filmy obejrzymy w tym roku? Wystartowało Kino na leżakach. Przypomnimy, że inicjatywa pozwala bezpłatnie obejrzeć znane i lubiane filmy pod chmurką w kilkunastu lokalizacjach na terenie Szczecina. W tym roku Kino proponuje 11 tytułów. Tematyka filmów krąży wokół emocji, przyjaźni i miłości. Jak zapewniają organizatorzy - nie zabraknie momentów wzruszeń, śmiechu oraz dobrego nastroju. Na uczestników standardowo czeka 100 leżaków oraz koce. W razie deszczu można skorzystać z peleryn przeciwdeszczowych. Wstęp jest bezpłatny. Sezon filmowy rozpoczął seans przy Jeziorku Słonecznym filmu „Kot Bob i ja”. Seanse wyświetlane będą w prawie każdy czwartek do 8 września włącznie. (red) Filmowy rozkład jazdy na lipiec: 07 lipca - 21:30 Wyspa Grodzka - „Last Vegas” (USA, 2013) 14 lipca - 21:30 Park (ul. Fryderyka Chopina) - „Zielona mila” (USA, 1999) 21 lipca - 21:30 Deptak Bogusława - „Green book” (USA, 2018) 28 lipca - 21:30 Psie pole przy ul. Zawadzkiego - „Najlepszy” (Polska, 2017)
#materiał partnerski
| NEWSROOM |
jednak trudny do zrealizowania. Zdecydowali stworzyć dwie osobne kuchnie pod dwoma różnymi dowództwami szefów kuchni. Otwarcie restauracji, która serwuje sushi oraz pizze, daje możliwość wyboru. Dzięki temu możemy przyjść większą grupą, nie tracąc przy tym na jakości, ponieważ za kuchnie japońską oraz włoską odpowiedzialne są dwa różne teamy.
Nowy włosko-japoński koncept, czyli Sushi & Pizza House zaskakuje smakiem Decyzja o stworzeniu miejsca takiego jak Sushi & Pizza House jest efektem marzeń o własnym lokalu gastronomicznym. Właściciele Michał Baszak i Piotr Czapliński nie są tylko przedsiębiorcami, ponieważ, jak mówią, mają bogate doświadczenie kulinarne. Pomysł na stworzenie restauracji, która serwuje dania z dwóch różnych zakątków świata, wydawał się bardzo ciekawy
Największym powodzeniem cieszą się zestawy sushi. Dragon rolls z krewetką w tempurze, greenknife rolls z tatarem z łososia i krewetką w tempurze, która zawinięta jest w omlet tamago z dodatkiem dresingu z rzodkiewki marynowanej, sashimi rolls z tuńczykiem togarashi i warzywami — te egzotycznie brzmiące potrawy cieszą się największym powodzeniem. Restauracja oferuje również pozycje deserowe z zachowanym japońskim sznytem, znaleźć tutaj można lody w tempurze podane z owocami i sosem teriyaki — bardzo ciekawe i niespotykane nigdzie indziej słodkie zwieńczenie posiłku. W naszej karcie znaleźć można również pizze, sałatki i zupy. Sushi & Pizza House jest idealnym miejscem na randkę czy spotkanie biznesowe, elegancki nieco surowy klimat wnętrza, nastrojowa muzyka, dbająca o każdy detal obsługa i w końcu najważniejsze — bardzo dobre propozycje kulinarne to recepta na owocne spotkanie. Bolesława Krzywoustego 14, Szczecin Mail: biuro@sushipizza.pl | Tel. 786826693 FB: @SushiPizzahouseSzczecin IG: @sushipizza_house
fot. Materiały prasowe
| NEWSROOM |
Żagle 2022 już w sierpniu. To będą trzy dni żeglarskich atrakcji nad Odrą Już w dniach 19 - 21 sierpnia odbędzie się największe żeglarskie święto tego roku Żagle 2022. Trzydniowe wydarzenie, które łączy w sobie tradycje żeglarskie, duże wydarzenia plenerowe, regaty, koncerty i regionalną kuchnie. To już pewne, dwa brzegi Odry w sierpniu wypełnią się żaglowcami oraz atrakcjami dla każdego. Jak zapewnia organizator będzie żeglarsko, kolorowo, muzycznie i wesoło. U stóp Wałów Chrobrego zacumują jednostki, które przypłyną do Szczecina z gościnną wizytą. Według zapowiedzi pojawi się kilkadziesiąt
12
jednostek, a wśród nich perełki, których do tej pory nie było w stolicy Pomorza Zachodniego. Podobnie jak w poprzednich latach do Szczecina wpłyną także okręty wojskowe oraz jednostki portowe Urzędu Morskiego w Szczecinie. Żagle to także wydarzenie dla rodzin z dziećmi. Po dwóch stronach Odry pojawią się strefy aktywności, animacje oraz muzyczne sceny. Na chętnych będzie czekać Strefa Dziecięcą, Jarmark pod Żaglami, Food Port, Craft Beer Zone czy wesołe miasteczka. Dla usprawnienia komunikacji brzegi Odry zostaną połączone mostem pontonowym. Na uczestników Żagli czeka też kilka muzycznych scen. Będzie zarówno scena szantowa zlokalizowana na tarasie widokowym Wałów Chrobrego, Wyspie Grodzkiej, na placu Solidarności i w amfiteatrze, a także na głównej scenie, która pojawi się na Łasztowni w pobliżu zejścia z mostu pontonowego. Przez trzy dni będzie można brać udział w koncertach, podczas których wybrzmi jedna z najbardziej topowych polskich artystek. W piątek dla szczecińskiej publiczności zaśpiewa Patrycja Markowska wraz ze swoim zespołem, a w niedzielę gwiazdą wieczoru będzie Grzegorz Hyży. Koncerty będą darmowe i dostępne dla każdego. Na pozostałych scenach wybrzmią szanty oraz V Festiwal Orkiestr Dętych Szczecin 2022 o Puchar Prezydenta Miasta Szczecin. (red)
#materiał partnerski
Nowe Warzymice – Nowe Możliwości RONSON Development Nowe Warzymice to realizowana na przedmieściach Szczecina inwestycja RONSON Development. Zaprojektowana na kilka etapów, stanowi kontynuację obecności dewelopera w stolicy województwa zachodniopomorskiego i jej okolicach. Na ponad 8-hektarowym terenie inwestycyjnym budowane jest wieloetapowe osiedle, gdzie łącznie powstanie ponad 500 lokali, w niskiej zabudowie jedno– i wielorodzinnej. Nowe Warzymice – oaza zieleni – ekologiczna przystań Nowe Warzymice powstają w zielonej, podmiejskiej gminie Kołbaskowo. Pierwsze skrzypce w inwestycji gra przyroda, która wyróżnia wszystkie projekty dewelopera. W Nowych Warzymicach wskaźnik zabudowy wynosi jedynie 20%, a w etapach II i III projektu, powierzchnia biologicznie czynna zajmuje ponad 45% terenu. W drugim i trzecim etapie zostały zaprojektowane łąki kwietne, które w porównaniu do tradycyjnych trawników wymagają mniejszych nakładów finansowych na utrzymanie (rzadsze koszenie, mniej podlewania, nawożenia) i pomagają zachować bioróżnorodność, zapewniając schronienie owadom. Na terenie inwestycji stanęły też domki dla owadów – efekt zaangażowania RONSON w akcję Polskiego Związku Firm Deweloperskich na rzecz ekologii i różnorodności biologicznej. W II i III etapie deweloper stworzył zbiorniki na wodę opadową, która jest odzyski-
| NEWSROOM |
wana i służy do podlewania zielonych części wspólnych. Dzięki takim rozwiązaniom woda jest retencjonowana, zmniejsza się jej zrzut do kanalizacji, a woda pitna nie jest marnowana. W każdym z dotychczas realizowanych etapów montowane jest wewnętrzne i zewnętrzne oświetlenie LED, które ogranicza koszty zużycia energii elektrycznej, zmniejsza ślad węglowy, a dla klientów oznacza niższe rachunki. Deweloper wspiera trend eko-mobilności. Promuje poruszanie się transportem niskoemisyjnym. W każdym z etapów inwestycji powstają stojaki na rowery, a w trzecim etapie dodatkowo wiata.
Inwestycja skrojona na miarę czasów Nowe Warzymice doskonale wpisują się w trend wybierania mieszkań na terenach poza ścisłym centrum miasta, a jednocześnie dobrze z nim skomunikowanych. W bliskiej odległości od osiedla znajdują się przystanki autobusowe, dzięki czemu w kwadrans można dostać się do placu Kościuszki w centrum Szczecina oraz stacja kolejowa PKP Szczecin Gumieńce, która daje możliwość podróży pociągiem do Berlina. Oprócz standardowych mieszkań, przewidziano także dostępność apartamentów dwupoziomowych. Powstaną też mieszkania z tarasami, balkonami oraz ogrodami. Aktualnie trwa sprzedaż 4 etapów inwestycji, z których dwa są gotowe do odbioru. RONSON Development planuje także wkrótce uruchomienie kolejnego projektu, zlokalizowanego w zielonej, północnej części Szczecina.
Nowe Warzymice Warzymice Szczecin, skrzyżowanie ul. Do Rajkowa i al. Śliwkowej | tel. 91 3075005 Warzymice, ul. Spacerowa 4/1, 72-005 Rajkowo Zapraszamy 6 dni w tygodni: pon-pt: 9-17 | sobota: 10-14 Kontakt Bezpośredni +48 604 940 200 | Daniel Hof +48 605 831 366 | Ewa Grodzka +48 538 617 972 | Patryk Petrusewicz
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
13
fuzja designu i dobrego smaku Styl Fusion jest uważany za styl wystroju wnętrz z kategorii – odważne. Najczęściej oparty jest na kontrastach, łączy w sobie rzeczy, które na pierwszy rzut oka są przeciwstawne. Fusion pojawił się w latach 80. ubiegłego wieku i po trzech dekadach stał się niezwykle popularny. Inną nazwą tego stylu jest Movement 8. Nazwa wywodzi się od architekta wnętrz Antonio „Budji” Layuga, który postanowił zjednoczyć się ze swoimi kolegami i pracować nad nowym trendem w projektowaniu mebli w stylu, który miał być kombinacją elementów wielu innych stylów. I tak metalowa rama stołu otrzymała leżący na niej drewniany blat i dekorację z masy perłowej. Tak powstało oblicze bogactwa wynikającego z umiejętnego łączenia nowoczesności z tradycją i elementami zaczerpniętymi z wielu kultur. Fusion z designu rozprzestrzenił się na aranżację wnętrz. Pomysł kontrastowego łączenia rzeczy jest z pewnością uniwersalny, ale, co najistotniejsze, przynosi odkrywcze efekty. - W ostatnich miesiącach najważniej-
14
szym projektem dla naszej pracowni jest projekt restauracji KOI sushi w Odense w Danii – opowiada Paulina Olbrychowska. - Nowa restauracja znajduje się w najpiękniejszej, centralnej części miasta. Oferować będzie kuchnię fusion, składającą się z połączenia kuchni azjatyckiej i południowoamerykańskiej. Każdy, nawet najbardziej wymagający gość znajdzie tu coś, co zaskoczy go na poziomie obsługi, doznań estetycznych i smaku. Jak mówią właściciele restauracji - misją miejsca jest niesienie wyjątkowej obsługi, realizowanej z dbałością o każdy detal. Każdy gość ma czuć się doceniony i zaopiekowany od samego wejścia aż do momentu opuszczenia lokalu. Właściciele lokalu przyznają, że sami są bardzo wymagającymi klientami, dlatego chcą zapewnić gościom odpowiedni standard. Olbrzymią inspiracją były dla nich liczne podróże, które odzwierciedla
właśnie koncept architektoniczny Fusion. Do realizacji wizji projektu restauracji KOI wybrana została pracownia projektowania wnętrz IDSGN Pauliny Olbrychowskiej z siedzibą w Szczecinie. Prezentowany w artykule projekt stanowił zarówno wyzwanie, jak i pole do popisu. Jak mówi sama architektka - wraz z mężem od wielu lat zafascynowani jesteśmy kulturą i sztuką japońską, a w szczególności zen. Szymon wielokrotnie wyjeżdżał do Japonii, ucząc się medytacji w buddyjskich klasztorach, organizował wydarzenia kulturalne związane z japońską kaligrafią i zen w Szczecinie, przy współpracy z Filharmonią Szczecińską, Teatrem Kana, Szkołą Jogi Jurka Jaguckiego i Galerią 111. Japonia, jej sztuka, filozofia i kuchnia obecna jest w naszej codzienności, zaczynając od komorebi w parku, przez sztukę japońskiej kaligrafii shodo, kończąc na czarce
#materiał partnerski
FUSION
#materiał partnerski
| NEWSROOM |
Centralna część wejściowa
Bar sushi
Centralna sala
Sala ze ścianą imitującą łuskę karpia
herbaty matcha. Sami zatem jesteśmy swoistego rodzaju fuzją europejskiej nowoczesności z jej wartościami i japońskiej tradycji. Każdy projekt zaczyna się od marzeń, a już pierwsza rozmowa z inwestorami dała nam przestrzeń do ich realizacji. Punktem wyjścia była kuchnia i kultura japońska, jednak w wydaniu Fusion. Cała zabawa polegała więc na oderwaniu się od schematycznego myślenia i swobodnej ekspresji nadającej nowe oblicze japońskiej estetyce. Projekt oparty jest na ciemnym tle i świetle wydobywającym błyszczące i metaliczne detale. W centralnej części wejściowej znajduje się zielona ściana osadzona symetrycznie pomiędzy filarami, wykończonymi mosiężną industrialną siatką cięto-ciągnioną. To miejsce wraz z kamiennym marmurowym cock-
tail barem stanowi przestrzeń lounge, oferującą bogactwo drinków. Ta centralna część dzieli restaurację na bardziej oficjalną salę z większymi stołami, nad którymi unoszą się subtelne, biżuteryjne wręcz lampy Flock firmy Moooi. Ściany sali są wykończone łupkiem Airslate od GrupaMo-Więcej niż wnętrza. Jest to nawiązanie do surowości japońskich kamiennych ogrodów, wraz wykonywanymi indywidualnie podświetlanymi panelami szklanymi, inspirowanymi japońskimi parawanami shoji. Głębszą cześć restauracji stanowi przestrzeń przy barze sushi, pozwalająca zarówno spokojnie spożywać posiłek, jak i dająca możliwość oglądania procesu przygotowywania części dań. Nad cocktail barem oraz barem sushi nadwieszona została rzeźba, wykonana na indywidualne zamówienie
według projektu Pauliny Olbrychowskiej, zrealizowana przez pracownię Izabeli Kołwzan ze Szczecina. Dwie kompozycje ze 150 szklanych pozłacanych elementów, każda podwieszona przestrzennie nad barami to w rzeczywistości lampy inspirowane ławicami ryb. Część restauracji rozświetlona została podświetloną złotą ścianą, wykończoną czarną siatką cięto-ciągnioną, przypominającą łuskę karpia. W ten sposób uchwycone zostało nawiązanie do nazwy restauracji, gdyż KOI po japońsku znaczy karp. Oficjalne otwarcie restauracji już w sierpniu 2022 roku. Zapraszamy do odwiedzenia Odense i restauracji KOI sushi oraz do współpracy z pracownią projektową IDSGN Pauliny Olbrychowskiej w Szczecinie.
Projektowanie wnętrz Projekt/ Realizacja/Doradztwo Zapraszam do współpracy - Paulina Olbrychowska kontakt@idsgn.pl | 500 745 855
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
15
| TEMAT Z OKŁADKI |
16
#materiał partnerski
#materiał partnerski
| TEMAT Z OKŁADKI |
Real Estate Investor’s Club
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
17
| TEMAT Z OKŁADKI |
#materiał partnerski
Rynek nieruchomości luksusowych wchodzi na nowy poziom sprzedaży. Apartamenty przy samej plaży nabywane są przez wybraną pulę inwestorów. Przybliżamy wam, jak szczecińska spółka stworzyła Real Estate Investor’s Club. A czym jest Real Estate Investor’s Club? Wyjaśniamy! - To profesjonalna platforma dająca dostęp do przedpremierowych ofert nieruchomości. Odpowiada na potrzeby inwestorów i to od nich wywodzi się pomysł powstania tego klubu. Dzięki niemu powstaje środowisko, w którym nabywcy nieruchomości mogą wymieniać się doświadczeniami.
18
#materiał partnerski
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
19
| TEMAT Z OKŁADKI |
#materiał partnerski
W jakim celu powstał Real Estate Investor’s Club? Michał Wąsik, CEO - Real Estate Investor’s Club powstał w odpowiedzi na potrzeby osób, które zajmują się inwestowaniem w rynek nieruchomości. Sam pomysł powstania klubu podpowiedzieli nam klienci, którzy wskazywali na brak profesjonalnej platformy z dostępem do nieruchomości oferowanych przedpremierowo. Klub to miejsce wymiany doświadczeń pomiędzy nabywcami, inwestorami, projektantami oraz operatorami. Klub skupia się przede wszystkim wokół osób, które regularnie śledzą aktualne trendy w branży oraz sukcesywnie powiększają swój portfel nieruchomości. Wokół Real Estate Investor’s Club skupiamy ludzi, którzy rozumieją, że nieruchomości to inwestycja długoterminowa, a od szybkiego zysku ważniejsze jest bezpieczeństwo, stopniowy wzrost wartości rezydualnej oraz dochód pasywny z inwestycji. Kto może zostać członkiem Real Estate Investor’s Club? M.W. - Do Real Estate Investor’s Club może przystąpić każdy, kto zakupił minimum dwa apartamenty od assethome.pl oraz może przeznaczyć na kolejne inwestycje kwotę sześciocyfrową. Ponadto klubowiczami zostają inwestorzy i architekci, którzy mogą się pochwalić zakończonymi z sukcesem realizacjami. Do klubu chętnie zapraszamy osoby rekomendowane przez obecnych członków. Na tym etapie nie skupiamy się na osobach z zewnątrz, których nie znamy. Obecnie w ramach podejścia do nieruchomości, jakie prezentuje Real Estate Investor’s Club, skupionych jest około stu osób. Nie ma co ukrywać, że są to najlepsi klienci assethome.pl.
skami w zaplanowanym przez właściciela czasie warto trzymać się zasady, że każdą nieruchomość należy utrzymać w nienagannym stanie technicznym, co jest zadaniem zarządcy nieruchomości, oraz mieć zapewnioną odpowiednią liczbę gości przyjeżdżających na wypoczynek - o to z kolei musi zadbać sprawny i renomowany operator. Brak któregokolwiek z tych elementów może spowodować, że nieruchomość nie osiągnie zakładanych celów inwestycyjnych. Ostatni, czwarty filar to przywilej pierwszeństwa. Każdemu z klubowiczów Real Estate Investor’s Club przyświecają indywidualne cele i oczekiwania odnośnie nieruchomości. Dzięki informacjom o ofercie w przedpremierze z Real Estate Investor’s Club można zrealizować zakup tego jedynego, wyjątkowego apartamentu, który nie ma sobie równych, jest niepowtarzalny w wybranej inwestycji czy nawet w regionie lub uzupełnić portfel nieruchomości o te, co do których można się spodziewać najwyższej stopy zwrotu. Niezależnie od wymienionych celów przywilej pierwszeństwa ma tu kluczowe znaczenie. Co się wydarzy w najbliższej przyszłości? Mariusz Kiermasz, CIO - W najbliższych tygodniach planowane są dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to uroczysta premiera zarówno projektu Baltic Jet w Ustroniu Morskim, która spełnia wszystkie kryteria Real Estate Investor’s Club oraz pierwsze inauguracyjne spotkanie klubowiczów.
ul. Młyńska 12, Poznań
Co daje przynależność do Real Estate Investor’s Club? Marek Oleśków, CFO - W Real Estate Investor’s Club skupiamy się na kilku filarach. Pierwszy z nich to bezpieczeństwo. Naszym klubowiczom rekomendujemy tylko sprawdzone nieruchomości. Sprawdzone, czyli takie, w których nad projektem czuwa doświadczony inwestor, silny kapitałowo i doświadczony w branży, z zakończonymi realizacjami na swoim koncie. Ważnym czynnikiem jest odpowiednie biuro projektowe i generalny wykonawca, którzy już wielokrotnie mierzyli się z wyzwaniami przy projektach podobnej skali. Drugi filar to wzrost wartości nieruchomości. W dzisiejszych warunkach gospodarczych nie liczy się tylko to, aby nieruchomość powstała. Kluczowe jest to, jaką będzie przedstawiała wartość w czasie za pięć, dziesięć czy piętnaście lat. Aby uprawdopodobnić jej systematyczny wzrost należy szczególną uwagę zwrócić na jej położenie, bowiem w czasie prosperity wzrasta wartość większości nieruchomości, ale w czasie kryzysu utrzymują lub zyskują na wartości tylko te w wyjątkowych lokalizacjach. Trzeci filar opiera się na zarządzaniu. Sposób administrowania przez zarządcę nieruchomości, jak i przez operatora ma ogromny wpływ na profity uzyskiwane z nieruchomości. Niezależnie od tego, czy nieruchomość ma przechować wartość pieniądza, zapewnić dochód pasywny, czy po prostu ma być sprzedana z zy-
20
Spotkanie odbędzie się na początku lipca w reprezentacyjnej kamienicy w centrum Poznania przy ulicy Młyńskiej 12. Zgodnie z założeniami Real Estate Investor’s Club event będzie okazją do poznania szczegółów wyjątkowego projektu, jakim jest Baltic Jet oraz do rozmowy z kluczowymi osobami związanymi z tą inwestycją, w szczególności z pomysłodawcą i inwestorem, projektantami, operatorem oraz zespołem assethome.pl. Kolejne wydarzenie zaplanowane jest niebawem we Wrocławiu. Uroczystość odbędzie się w najlepszym możliwym miejscu, czyli w hotelu AC Hotel by Marriott Wrocław. Tam też zostanie zaprezentowana nowa, wyjątkowa inwestycja, a konwencja spotkania pozostanie niezmienna.
#materiał partnerski
Manager Oddziału Świnoujście Agnieszka Wiśniewska T: (+48) 888 678 679 E: agnieszka.wisniewska@assethome.pl
Manager Oddziału Międzyzdroje Magdalena Zaborska T: (+48) 508 662 610 E: magdalena.zaborska@assethome.pl
Jak z Bajki Fotograf Złota Godzina Fotografia Dagmara Porazińska (instagram @zlota_godzina) Modelka Oliwia Leszczyńska (instagram @oliwia_le) Makijaż Klaudia Wańczurowska (instagram @klaudiamakeupartist_) Miejsce Centrum Konferencyjno-Wypoczynkowe SZAFIR
| EDYTORIAL |
24
Meller
| TEMAT WYDANIA |
28
| TEMAT WYDANIA |
Marcin Meller - w pisaniu najgorsze jest pisanie Po latach pracy dziennikarskiej i redaktorskiej postanowił zostać pisarzem. Z całkiem niezłym skutkiem, co pokazują reakcje czytelników. Marcin Meller opowiada nam, jak to jest być pisarzem i jak walczył z wewnętrznym „dziadersem”, który czasami dawał o sobie znać. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO BARTEK SYTA
Jako dziennikarz zajmował się pan krótkimi formami, bo w porównaniu z pisarzami dziennikarze piszą krótkie formy, i nagle pojawia się długa forma. Do tego wszystko trzeba samemu wymyślić. Nagle poczuł pan potrzebę napisania powieści? - Potrzeba się pojawiła, ale nie nagle, bo pomijając pisarskie próby dziecięco-szkolne, pierwszą powieść tak na serio zacząłem pisać przed trzydziestką. Potem nawet podpisałem umowę wydawniczą na powieść, ale odpuściłem i pozostała gdzieś w komputerze, więc ta potrzeba była naprawdę duża. Zawsze lubiłem czytać i czytałem różne rzeczy, ale podobnie jak w sporcie, w którym jest zawsze jakaś koronna dyscyplina, w pisaniu taką dyscypliną jest dla mnie powieść. I to jest pierwszy powód, dla którego ją napisałem. Drugi jest taki, że kilka lat temu przyszedł mi do głowy pomysł na historię ojca i syna. Ojca, który zostawił żonę i syna, i po latach próbuje coś odbudować, a tu nagle dzieje się coś złego. To był punkt wyjścia. Potem zastanawiałem się, co może się wydarzyć złego. Wymyśliłem, że syn jedzie śladami ojca do Afryki, gdzie znika, a ojciec musi go odnaleźć. W Afryce spędziłem dwa lata, więc poruszałem się po znanym sobie terenie. Pomysł już był, ale nie mogłem się zebrać do pisania. Dużo o tym mówiłem i w końcu podjąłem decyzję, że wrócę do Ugandy po 24 latach, podobnie jak mój bohater, żeby mieć dodatkowy wymiar autentyczności. Miałem dużo szczęścia, bo poleciałem do Afryki tuż przed pandemią. Bez paru zbiegów okoliczności nie skończyłbym tego. Ale szczęściu należy pomagać. Często jest tak, że pierwsza powieść pisarza jest bardzo autobiograficzna, ale pan nie ma syna w wieku dwudziestu paru lat. - Nie. Moja żona się śmiała, kiedy opowiedziałem jej mój pierwszy pomysł. Mówiła: „Zobaczysz, zaraz jakiś portal plotkarski
napisze, że masz nieślubnego syna na studiach”. Ale to jest zupełna fikcja, bo mój syn ma 10 lat, a córka 8. Zostałem ojcem późno - miałem 44 lata, w związku z tym zdążyłem się w życiu wyszaleć i jak się rodziło moje pierwsze dziecko, wszystko odbywało się bardzo świadomie. Dlatego zastanawiałem się, co by było, gdybym zaliczył tak zwaną wpadkę, mając dwadzieścia parę lat. Pamiętam siebie z tamtego czasu i wiem, że nie byłem gotowy na takie wydarzenie. Ale tak sobie myślałem, co by było, gdyby. To też napędzało tę książkową historię. Istotne jest też to, że powieść dzieje się w dwóch planach czasowych - w 1996 i 2020 roku. Ta część z 1996 to jest to, co sam przeżyłem, widziałem, więc wykorzystałem wiele wątków autobiograficznych, żeby to wyszło realnie i przekonująco dla czytelnika. Jako dziennikarz pracuje pan na faktach, więc z tłem powieści nie miał pan problemu, ale jak było z postaciami, z psychologią? Nawet Żeromskiemu zarzucano, że jego postaci wypadają słabo psychologicznie. - Tego się najbardziej bałem. Dla mnie kluczowe jest pięć postaci - ojciec, syn i trzy kobiety. Każda z tych postaci składa się z cech osób, które znałem, nie nadawałem im cech wziętych z kosmosu. Ponadto, kiedy już miałem wyklarowane postaci, dałem do przeczytania tekst paru osobom, których zdanie szanuję. Jeżeli jakieś uwagi się powtarzały, zastosowałem się do nich. Chciałem też, żeby niektóre rzeczy były niedopowiedziane, a czytelnik zastanawiał się, co dalej. Pisałem dialogi tak, żeby czasami nie do końca było wiadomo, co bohaterowie mają na myśli. Żeby czytelnik sam sobie dopowiadał, kierując się własnymi emocjami, przeczuciami. W trakcie pisania wątki zaczęły żyć własnym życiem i rozchodzić się kierunkach, których się pan nie spodziewał? - Bardzo. Na przykład plan czasowy 1996 roku miał być tyl-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
29
| TEMAT WYDANIA |
ko tłem, a kluczowa postać kobieca, czyli Florence, miała być bohaterką drugoplanową. Na początku się śmiałem, że to tylko takie gadanie, że bohaterowie książek zaczynają żyć własnym życiem, ale moi naprawdę zaczęli. Zwłaszcza Florence mi się wysforowała i musiałem więcej o niej napisać. Kilka razy było tak, że jakąś scenę miałem napisać inaczej, a „napisało mi się” inaczej i potem zmieniała mi się sekwencja wydarzeń. Wielu pisarzy twierdzi, że w pisaniu najgorsze jest pisanie. - Zgadam się. Nigdy nie lubiłem pisania jako takiego. Pisać lubię sms-y ze znajomymi i korespondencje z przyjaciółmi. Jak byłem w Afryce, potrafiłem pisać do znajomych listy na 50 tys. znaków sztuka. Natomiast pisanie użytkowe dla pieniędzy to nie jest coś, co lubię. Oczywiście bardzo lubię oglądać efekt - reportaże czy felietony w gazecie, ale samo pisanie to masakra. A pisanie powieści było o wiele gorsze niż pisanie felietonu czy reportażu. W przypadku felietonu, nawet jeśli wymyślałem temat przez kilka dni, w końcu siadałem przed migającym kursorem, godzina czy trzy pisania, wysyłałem do redakcji i koniec. A tutaj ile bym nie napisał, końca nie było widać. Wyrzucałem do symbolicznego kosza wiele fragmentów. Na wstępnym etapie miałem 4 plany czasowe i mój przyjaciel Zygmunt Miłoszewski powiedział, że to jest za dużo. Wyrzucałem sporo rzeczy, a najgorsza była perspektywa, że to będzie jeszcze trwać miesiącami. Teraz się cieszę, bo książka wyszła, jeżdżę sobie, promuję ją, spotykam się z ludźmi. A do tego reakcje ludzi są fajne, pytają kiedy będzie następna książka. Odpowiadam, że po wakacjach zacznę pisać, a potem sobie myślę, że trzeba będzie znowu siąść do komputera i nie jest mi do śmiechu. To, że pracował pan w wydawnictwie, pomagało w pracy czy utrudniało ją? - Wszystko mi pomagało. Chciałem napisać czytadło, które w moim języku jest pozytywnym określeniem. Chciałem napisać książkę, która ludzi wciągnie w pociągu, na plaży. W związku z tym miałem bardzo pragmatyczne podejście do tak zwanego procesu twórczego, ponieważ jako były wydawca książek widziałem, ile błędów popełniają autorzy, którzy zbyt wierzą w swoją nieomylność czy swój geniusz. Kluczowa sprawa to redaktorzy. W świecie anglosaskim redaktor jest często niemal współtwórcą książki. Natomiast w Polsce jest tak, że autor często uważa, że to, co wychodzi spod jego pióra, jest dziełem skończonym i wara redaktorkom od dzieła, które stworzył. Sam sobie wybrałem dwójkę redaktorów. Jedna to bardzo doświadczona redaktorka, specjalistka od literatury ambitniejszej niż moja. Pracowałem z nią i wiem, że jest świetna w tym, co robi.
30
Dodatkowo wybrałem sobie młodego redaktora, który mógłby być moim synem. Mam tyle lat, ile mam, świat się zmienia, zmieniają się wrażliwości, więc chciałem, żeby ktoś młodszy wychwycił mojego wewnętrznego dziadersa, gdyby ten dał o sobie znać. Dzięki temu parę rzeczy wyleciało z książki. Ta dwójka przekazywała mi uwagi na tym etapie, kiedy mogłem jeszcze różne rzeczy zmieniać. To dzięki ich uwagom skróciłem rozdziały, żeby podkręcić akcję. Niektóre uwagi były bardzo szczegółowe. Na przykład wiosną 1996 roku bohaterowie rozmawiali o filmie „Mission Impossible”, a premiera była dopiero w lipcu 1996 roku. A ja to oglądałem w sierpniu 1996 w Kenii. Dzięki pracy w wydawnictwie widziałem też, co ludzie lubią czytać. Ale cała ta wiedza i tak nie ma znaczenia wobec produktu końcowego. Można zrobić wszystko zgodnie z zasadami sztuki, a i tak ludzie nie sięgną po książkę. Jakie były pierwsze reakcje na „Czerwoną ziemię”? - Jest lepiej, niż przewidywałem w najlepszym możliwym wariancie. Bał się pan momentu ukazania się książki? - Strasznie. Bałem się, że się nie spodoba, że nudne. Widziałem w swoim życiu wydawcy sytuacje, kiedy wydawało się, że powinno być dobrze, a było niedobrze. Teraz już zaczynam się śmiać z tego mojego strachu. Żona się pyta, czy już cieszę się, czy jeszcze panikuję. A spodobało się panu bycie pisarzem? - Zależy który aspekt. Poza pisaniem jest fajnie. A kiedy będzie następna książka? - Przyjąłem takie założenie, że jak się z pierwszą nie uda, to daję spokój, a jeżeli się uda, to piszę następną. No i widać, że się udało, więc po wakacjach siadam do roboty i jak wszystko pójdzie dobrze, czytelnicy dostaną ją jesienią 2023 roku.
Marcin Meller Jeden z najbardziej uznanych polskich dziennikarzy, wieloletni redaktor naczelny „Playboya” i reporter „Polityki”, gospodarz Drugiego Śniadania Mistrzów w TVN24. Razem z żoną Anną Dziewit-Meller napisał bestsellerowe „Gaumardżos! Opowieści z Gruzji”. Autor zbioru reportaży „Między wariatami. Opowieści terenowo-przygodowe” (2013) oraz zbiorów felietonów „Sprzedawca arbuzów” (2016) i „Nietoperz i suszone cytryny” (2019).
#reklama
MAŁA BRAZYLIA W SERCU SZCZECINA Z marzeń powst ało miejsce, w któr ym spr óbujesz prawdziwej brazylijskiej kuchni, a wszystkie dania, któr ych skosztujesz, to połączenie wspomnień, życiowych doswiadczeń i pragnień, połączonych z nowoczesnymi technikami i estetyką.
Sienna 10, SZCZECIN | tel. 91 432 92 53 | FB / brasileirinhoszczecin | www.brasileirinho.pl
| PODRÓŻE |
Śladami alternatywnego przewodnika po Berlinie - Berlin jest miastem wciąż nie odkrytym – uważa Marek Defee, szczecinianin, który regularnie odwiedza to miasto i pokazuje je innym przez pryzmat swoich emocji. Niedawno wydał książkę „OffBerlin. Przewodnik alternatywny”, a my skorzystaliśmy z okazji, aby przejść się jego śladami. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI (PORTRET), ARCHIWUM MARKA DEFEE (ZDJĘCIA Z BERLINA)
Jak to się stało, że zakochał się pan w Berlinie? - To uczucie jest we mnie od dawna. Zacząłem odwiedzać Berlin wiele lat temu, kiedy jeszcze był podzielony na Berlin Wschodni i Berlin Zachodni. W połowie lat 80. po raz pierwszy odwiedziłem Berlin Zachodni, bo we Wschodnim bywałem wcześniej jako dziecko z rodzicami. Berlin Zachodni na nas, przyjezdnych z szarej Polski, robił wtedy ogromne wrażenie. Był postrzegany jako miasto ładne, bogate, co niekoniecznie było prawdą, ale z naszej perspektywy tak to wyglądało. Idealizowaliśmy wtedy miasta zachodnie. - Tak. Te początki były bardzo nieświadome. Nie miałem świadomości, jaki ten Berlin naprawdę jest. Nie znałem offowego oblicza tego miasta. W Berlinie Wschodnim za offową dzielnicę był uważany Prenzlauer Berg, który był inną dzielnicą niż reszta, szczególnie blokowiska albo ścisłe centrum. Kiedy zacząłem być bardziej świadomy Berlina i lepiej go poznawać, dotarło do mnie, że w Prenzlauer Berg tworzyły się różne subkultury, muzyczne czy opozycyjne pod koniec lat 80., które sprawiały, że ta dzielnica była inna niż oficjalny Berlin Wschodni. Również ze względu na architekturę. Potem Prenzlauer Berg zmienił się z miejsca, w którym były secesyjne kamienice, w dzielnicę dla bogatych. To są częste zjawiska w dużych miastach. Dla nas, szczecinian, Berlin też jest innym miastem niż dla reszty Polski. Polacy z innych części kraju często tego nie rozumieją. - Jest dokładnie tak, jak pani mówi, ale też z drugiej strony dla wielu szczecinian Berlin jest ciągle miastem z dużym potencjałem, jeszcze mało
32
odkrytym. Jeśli spojrzeć na rolę usługową Berlina, jak koncerty, zakupy czy inne atrakcje – to zawsze przyciągało ludzi. Ale oni za chwilę wracają. Naturalnie korzystają z lotnisk, czasami też odwiedzają muzea. To jest podstawa naszych wizyt w Berlinie. Natomiast mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że Berlin ma w sobie miejsca niezwykle klimatyczne. Berlin ma ponad 1700 mostów i mostków. To jest dużo więcej niż w słynnej Wenecji. Śmiało mógłby też konkurować z niektórymi miejscami w Paryżu. Berlin z racji tego, że jest niedaleko, daje szansę szybkiego przemieszczenia się ze Szczecina i tam można jeździć i odkrywać to miasto po swojemu. Ja w swojej książce nie pokazywałem najbardziej popularnych miejsc, ale takie, z którymi związane są moje prywatne emocje. Każdy może też szukać w wybranej przez siebie dziedzinie. - Tak. Jeżeli chodzi na przykład o sztukę graffiti, to Berlin jest jednym z najciekawszych miejsc na świecie. W mojej książce namawiam do tego, żeby jak najwięcej szukać na własną rękę. Dotyczy to także knajpek, gastronomii czy innych miejsc tego typu. Każdy może w tym mieście znaleźć to, co jest mu bliskie. Ja kiedyś jeździłam do Berlina kupować płyty i miałam swój ulubiony sklepik w bocznej uliczce przy Alexanderplatz. - Płyty rzeczywiście można było kupić w kilku miejscach w małych sklepikach. Jak pan wyznacza swoje ścieżki?- Czasami wymieniam się informacjami z innymi osobami, ale zazwyczaj spaceruję i sam odnajduję różne miejsca. Bardzo lubię ryneczki, ale niekoniecznie pchle
targi, bo to jest odrębna kategoria. Mam na myśli raczej Wochenmarkt, czyli nietypowe rynki, w których można przysiąść, coś zjeść, obejrzeć rękodzieła. A jeśli chodzi o płyty, to często można je znaleźć w specjalnych miejscach. Oprócz Prenzlauer Berg lubię też Kreuzberg. Tam jest ładna ulica ze sklepikami. Okolice buntowniczej Oranienstrasse, gdzie odbywają się różne demonstracje i jest wielki misz-masz. Polecam też dzielnicę Köpenick, co prawda nie offową, ale to fajne miejsce na niedzielny chillout po sobotnich imprezach. W zasadzie jest inne miasto. Nie ma tam odrapanych miejsc, jest bardziej drobnomieszczańsko, ale jest offem w offie. Jest trochę nowych apartamentowców. Kiedy panu przyszło do głowy, żeby się dzielić swoją wiedzą z innymi? - Mój kolega, który też bardzo lubi Berlin, powiedział mi kiedyś, że mógłbym zacząć prowadzić blog czy napisać książkę. Książka jest dzisiaj trudną formą, ale zacząłem sobie to składać w głowie. Zacząłem pisać w 2015 roku i w ubiegłym roku we wrześniu książka ujrzała światło dzienne. Gdzie można kupić tę książkę?- Można ją kupić online przez stronę www.offberlin.pl, ale jest też do kupienia w kilku miejscach w Szczecinie. W Berlinie też można ją nabyć w jednym miejscu. Jest większe zainteresowanie, niż się spodziewałem. Ma pan nowe pomysły, żeby ludziom ten Berlin przybliżać?- Jeżeli miałbym przybliżyć Berlin, to na pewno warto by było uzupełnić wydanie książki o nowe miejsca. Może lepszą formą niż książka byłyby jakieś formy multimedialne. Na razie spontanicznie wrzucam różne zdjęcia i filmy na facebooka. Jest krócej,
| PODRÓŻE |
ale bardziej aktualnie. A wszystko jest przefiltrowane przez własne emocje. Może w przyszłości jakiś komiks. Taki pomysł mi chodzi po głowie. Ja ten Berlin naprawdę kocham, więc jestem wobec niego bezkrytyczny, co nie oznacza, że nie dostrzegam jego negatywnych stron. Ale wszystko ma swój urok. Na pewno warto się zainteresować sceną klubową, bo Berlin z tego słynie i ma już 100 - letnią tradycję w tej dziedzinie. Zawsze był miastem wyzwolonym, dla niektórych obrazobur-
czym i takim pozostaje do dziś.
do nich wejść.
W latach 20. ubiegłego wieku Berlin słynął z klubów i wtedy też był dla niektórych obrazoburczy. - Tak, dzisiejszy Berlin jest kontynuacją tamtego. Wiele osób odwiedza to miasto właśnie z tego powodu. Podobnie wiele osób odwiedza Berlin ze względu na clubbing. Dużo klubów w Berlinie ma to do siebie, że mają słynne trudne do przejścia bramki. Nie jest do nich łatwo wejść i nie ma klucza, jak
Jak w słynnym klubie Studio 54 w Nowym Jorku. - No tak. Podobno Elon Musk nie został wpuszczony do najsłynniejszego klubu w Berlinie. Tam nie ma jasno określonego dress codu. Albo się spodobasz, albo nie. Ale ogólnie jest fajnie, bo jednak to miasto, w którym słychać różne języki i wszyscy się tu dobrze czują. Berlin jest miastem, w którym możemy znaleźć wszystko, czego potrzebujemy.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
33
| FILM |
Aleksander Mackiewicz – od Teatru Polskiego po produkcje Netflix i „Peaky Blinders” Zaczynał od Teatru Polskiego w Szczecinie. Prowadził nawet program randkowy. Wiele osób zna go z polskich produkcji telewizyjnych. Jednak od niedawna można go oglądać również w serialowym hicie BBC „Peaky Blinders” streamingowanym na Netflixie. Przedstawiamy Aleksandra Mackiewicza. ROZMAWIAŁA PAULA DĄBROWSKA / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Jak wspominasz swoją pracę na planie „Peaky Blinders”? - W serialu grałem rolę epizodyczną. Zanim wszedłem na plan, musiałem podpisać papiery, które świadczyły o tym, że jestem wobec nich lojalny. Nawet nie dostałem całego sce-
34
nariusza, tylko fragment ze swoją sceną. W takim razie, jak wyglądał plan? Wchodzisz i są dwie strefy, w jednej odtwórcy głównych ról, a w drugiej – role epizodyczne. Jednego dnia mieliśmy treningi, próby z aktorami, którzy są wynajmowani specjalnie na plan do ćwiczenia tekstu. Drugiego dnia wchodzisz na plan zdjęciowy. I to właśnie wtedy poznałem aktorów właściwych. Moja rola nie była duża, ale bardzo się cieszę z udziału w serialu, dla mnie to niezapomniane przeżycie. To, że mogłem poznać reżysera, zobaczyć, jak w ogóle wygląda taki plan zdjęciowy zagranicą - to jest coś! A jak dostałeś rolę? Słyszałam, że wiąże się z tym ciekawa historia. - Pod koniec 2007 roku wyjechałem do Irlandii, żeby pracować za barem. Wtedy wielu Polaków wyjeżdżało zagranicę w celach zarobkowych. Zawsze też chciałem pracować w teatrze. W Szczecinie wie-
działem, że może być trudno się przebić. Pojechałem pracować w gastronomii, ale nie zamierzałem rezygnować z marzeń. Między pracą a czasem wolnym brałem udział w zajęciach w studium aktorskim, udzielałem się w teatrze. W Irlandii poznałem ludzi, którzy są odpowiedzialni za castingi. Nawet zagrałem w irlandzkim sitcomie rolę „Polaczka dresa”. Ponoć dobrze się nadawałem do odwzorowania tej postaci: uśmiechnięty, lekko podchmielony (śmiech). Kontakt został. Wróciłem po pięciu latach do Polski, jeździłem na castingi do Warszawy. Dalej pracowałem w gastronomii, bo jednak musiałem za coś żyć. Utrzymywałem kontakt z ludźmi z Wysp i przed pandemią odezwał się do mnie jeden ze znajomych, że szukają kogoś, kto „zagra Cygana ze Wschodu”, ale nie zapłacą mi za przelot i nocleg. Czyli finansowo było… po prostu słabo? - Stwierdziłem, że nie ma problemu,
| FILM |
Na koncie masz jednak znacznie więcej niż epizody w zagranicznych superprodukcjach. Przykład Adam z „Gliniarzy”. - (śmiech).
Mam ogromny sentyment do tej postaci i bardzo lubię ją tworzyć. Od samego początku mogłem „robić ją” tak, jak chciałem. Producenci powiedzieli, że to ma być pozytywny policjant, ale odróżniający się od reszty tych „ładnych”. Oni tacy z żurnala, a ja – mordeczka. Wychowywałem się w centrum Szczecina, chodziłem do jednej szkoły z majorem SPZ. Towarzystwo miało ogromny wpływ na mnie i chciałem, żeby takim człowiekiem też był Adam Bogusz. Człowiek ulicy, ze skazami.
opłacę ten przelot. Później wynagrodzenie pokryło to wszystko. Na początku, jak nagrywałem, to miałem małą nadzieję, że wyniknie z tego coś fajnego. Potem myślałem, że nic z tego nie będzie. W międzyczasie moja pozycja aktorska się ustabilizowała w Polsce. Zapomniałem nawet, że wziąłem udział w tym przesłuchaniu (śmiech). Ale w końcu dostałem telefon - jesteśmy zainteresowani. I wtedy wszystko się zaczęło. Wiemy już, jak wyglądał plan, a charakteryzacja i przygotowanie? - No właśnie, tu pojawił się drobny problem, bo mam tatuaże, które zrobiłem wcześniej, nie myśląc, że będę zawodowo zajmował się aktorstwem. Skąd mogłem wiedzieć? Zrobiłem sobie taki tatuaż jak George Clooney, trzeba było go przykrywać (śmiech). Musiałem też zapuścić zarost. Byłem zaskoczony, że dla takiej postaci jak moja przykładano tak wiele uwagi. Aktorzy, którzy pojawiali się nawet na chwilę w serialu, mieli specjalnie szyte
buty czy ubrania. Podczas zdjęć wydarzyło się coś, co mocno zapadło ci w pamięć? - Dostałem swoją scenę, łącznie trzy zdania (uśmiech). Początkowo mówiłem z polskim akcentem, ale chciałem bardzo zaimponować realizatorom, więc uczyłem się takiego czystego, brytyjskiego akcentu. Jestem na planie, zaczynam mówić tym swoim pięknym angielskim, a oni do mnie „Dlaczego tak mówisz?”. Zapytałem, czy mówię źle, a oni mi na to „Brzmisz jak chłopak z Liverpoolu. A miałeś jak Polak” (śmiech). Wiedziałem już, że chcą mój stary akcent. W Internecie pojawiają się informacje, że powstanie film o „Peaky Blinders”. Dostałeś już jakiś telefon w tej sprawie? - Jeżeli będzie oficjalna informacja, to oczywiście, że wezmę udział w castingu. Zdaję sobie też sprawę, że nie do roli wiodącej, tylko zapewne do epizodycznej.
A jakie masz plany na przyszłość? Oprócz castingu do filmu „Peaky Blinders” (uśmiech). - Powiem szczerze, że ostatnio dzieje się bardzo dużo. Gdy pracowałem przy programie „Pierwsza randka” (program randkowy, który był emitowany w TVP w 2017 roku – przyp. red.), poznałem Michała Węgrzyna. To on mnie wciągnął do kolejnych produkcji i do dziś często razem współpracujemy. Nie tylko przed kamerą, ale również za. Zrobiliśmy „Gierka”, „Krime Story. Love Story”, więc trochę tego było. Jeszcze w tym roku będzie film, ale na razie nie ustalono tytułu. Zagram jedną z głównych ról obok Antka Królikowskiego, Mateusza Damięckiego, Małgorzaty Sochy oraz Michała Żebrowskiego. Szykuje się ciekawa komedia. Kolejne scenariusze leżą też u mnie na biurku. Teraz właśnie ćwiczę do serialu Netflixa. Miniserial sensacyjno-kryminalny związany z motoryzacją, coś jak „Szybcy i wściekli”. Ćwiczę sztuki walki, żeby się przygotować do roli. Schudłem nawet 10 kg (śmiech). Ale o tym serialu za bardzo jeszcze nie można mówić, tylko trochę, bo jak wiemy, są umowy i kary za złamanie tajemnicy.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
35
| KSIĄŻKA |
„Moda Vintage”
Nicky Albrechtsen Wydawnictwo Arkady
Kompletny, najobszerniejszy w historii, przewodnik po modzie vintage - nie jest kolejną zwykłą historią mody, ale próbą ukazania, jak przeszłość mody aktywnie kształtuje jej teraźniejszość – co wyraźnie widać na ulicy, wybiegach i w stylizacjach wpływowych wielbicielek mody vintage takich, jak Kate Moss czy Sienna Miller. W książce zamieszczono prace wybitnych projektantów światowej sławy oraz projekty artystów mniej znanych, ale uwielbianych przez kolekcjonerów, jak chociażby Lilli Ann i Horrockses Fashions. To prawdziwe i pięknie wydane kompedium wiedzy o modzie vintage do lat 80. XX wieku. Może posłużyć paniom do tworzenia współczesnych stylizacji na bazie tamtych ubrań. Wiele z nich można dziś uznać na współczesne i spokojnie wyjść w nich na ulicę.
„Zdradziecka Osiecka”
Piotr Derlatka, Instytut Wydawniczy Latarnik Piotr Derlatka, młody badacz, podążył śladami Agnieszki Osieckiej, nie uwierzył, że piosenki to tylko rymowane słowa, ułożone do melodii, aby łatwiej wpadała w ucho. Potraktował je poważniej i zobaczył w nich zapis najintymniejszych zwierzeń Osieckiej. Połączył biografię z jej twórczością i bez ogródek opowiedział nam o jej życiowych rolach. O wszystkim, co było dla niej ważne, choć nie od razu to sobie uświadomiła. Agnieszka Osiecka z łatwością
36
nych relacjach w domu rodzinnym, wielkiej miłości, wielkich dramatach, rozpaczy, depresji, wreszcie akceptacji życia, którego centrum stanowią kochający, ale trudni charakterologicznie najbliżsi.
rozkochiwała w sobie zarówno tych mężczyzn, którzy stali się ikonami swego czasu – Marka Hłaskę, Jerzego Giedroycia, Jeremiego Przyborę, Daniela Passenta – jak i tych, którzy tylko pretendowali do tych tytułów. Była dla nich wszystkich jak jej piosenki – zdradziecko przystępna i niespodziewanie gorzka zarazem. W tej książce przyglądamy się wielu aspektom życia pisarki i poetki.
„Basia: szczęśliwą się bywa”
Beata Nowicka, Barbara Stuhr, W.A.B. - Grupa Wydawnicza Foksal Barbara Stuhr - artystka, żona, matka. W tej rodzinie popularność zdobyli mężczyźni, ale gdyby nie Barbara, wiele rzeczy przychodziłoby panom trudniej. Ta książka to osobista opowieść kobiety, żony i matki, która stała za błyskotliwymi karierami Jerzego i Macieja Stuhrów. Kobiety niezwykłej, wybitnie uzdolnionej skrzypaczki, w młodości koncertującej na całym świecie, która po chorobie męża i córki całkowicie poświęciła się rodzinie oraz działalności społecznej. Książka opowiada o jej życiu trud-
W książce pojawiają się też głosy jej bliskich, rodziny, przyjaciół oraz wielu znajomych. Nie brakuje tu zabawnych anegdot ze świata artystycznego Krakowa. Wielka wartością są też zdjęcia, szczególnie te z życia prywatnego rodziny Stuhrów.
„Narzeczone Chopina”
Magda Knedler, Wydawnictwo WAM Fryderyk Chopin – blady, chudy, z charakterystycznym nosem, ale ma w sobie coś, co sprawia, że kobiety nie mogą mu się oprzeć. Skandalizująca George Sand, uwodzicielska Maria Wodzińska, młodziutka śpiewaczka Konstancja Gładkowska i bogata Jane Stirling. Każda szaleńczo w nim zakochana. Każda oddałaby za niego serce. Pasjonująca powieść o poplątanych ścieżkach miłości, płomiennych namiętnościach, salonowych plotkach i uczuciach, które nie dają o sobie zapomnieć. Cztery niezwykłe kobiety i jeden mężczyzna, Fryderyk Chopin. Za co go kochały? A on – kogo kochał naprawdę? Książka jest napisana w ciekawy sposób, bo punktem wyjścia jest materiał dziennikarza, który wspomina spotkania z kobie-
tami Chopina. Obraz wielkiego artysty wyłania się tutaj z opowiadań kobiet, jest to obraz mężczyzny widziany oczami kobiet, więc mocno subiektywny.
„Berlin: metropolia Fausta” Tom I, Alexandra Richie, Wydawnictwo W.A.B. Grupa Wydawnicza Foksal
Berlin to miasto, które po każdym upadku rodzi się na nowo, niepodobne do żadnej innej z europejskich stolic. Choć monumentalnych rozmiarów, ale napisana lekko i przystępnie, książka Richie to nie tylko historia w wymiarze lokalnym - to historia Niemiec, ale i całej Europy widzianej przez pryzmat tego niezwykłego miasta. Alexandra Richie z dużą dozą erudycji, ale i lekkości prowadzi czytelnika przez zawiłe meandry historii Berlina, od jego średniowiecznych, słowiańskich początków, przez zdobycze oświeconych władców okresu nowożytnego – przede wszystkim Fryderyka Wielkiego – z dynastii Hohenzollernów, po epokę Bismarcka i XXI wiek. Książka napisana jest sprawnie jak na tak obszerny temat, nie gubimy się tu w gąszczu informacji za to mamy syntetyczny obraz rozwoju miasta od niewiele znaczącego, prowincjonalnego miasteczka do stolicy Prus, a później całych Niemiec. Bardzo ciekawie opisany jest też problem relacji władzy ze światem sztuki oraz postępowymi środowiskami opiniotwórczymi.
| KOMIKS |
Niewidzialni, tom 1 Scenariusz: Grant Morrison / Rysunki: Steve Yeowell, Jill Thompson, Dennis Cramer i inni
Legendarna seria Granta Morrisona, jednego z brytyjskich twórców, którzy pod koniec XX wieku zmienili oblicze komiksu amerykańskiego. Młody bohater umieszczony w ośrodku resocjalizacyjnym szybko się orientuje, że dzieje się tam coś dziwnego, a nawet złowieszczego. Z pomocą przychodzi mu tajemniczy mężczyzna, który proponuje chłopakowi wstąpienie do grona Niewidzialnych. Kim są członkowie tej grupy i o co walczą? I czy prawdą jest to, co mówią niektórzy, że światem rządzą okrutne stwory z innego wymiaru? Odpowiedzi poznamy stopniowo, wraz z kolejnymi krwawymi i niewiarygodnymi przygodami grupy bohaterów.
Marvel Classic. Deadpool i Cable, tom 2 Scenariusz: Fabian Nicieza / Rysunki: Reilly Brown, Ron Lim, Lan Medina
Czy dwaj uzbrojeni po zęby kumple – dodajmy, że jeden jest podróżnikiem w czasie, a drugi cynglem do wynajęcia – mogą wytrzymać ze sobą dłużej niż godzinę i nie doprowadzić się nawzajem do szaleństwa? I przy okazji – wszystkich innych? W tym tomie Deadpool mierzy się ze Spider-Manem, Cable staje naprzeciw Kapitana Ameryki, a potem obaj próbują zapobiec wskrzeszeniu Apocalypse’a… a może wręcz
i Doktor Strange. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach #123–133 i Annual #3 serii Ultimate Spider-Man oraz w zeszytach miniserii Ultimatum: Spider-Man. Requiem #1–2. przeciwnie? Jaką rolę odegra w tej drace Domino? I po czyjej stronie opowiedzą się nasi antybohaterowie podczas niesławnej wojny domowej?
Marvel Classic. Ultimate Spider-Man, tom 11 Scenariusz: Brian Michael Bendis / Rysunki: Stuart Immonen, Mark Bagley
Tom 11. cyklu Ultimate Spider-Man. Walka symbiontów i Ultimates na ulicach Nowego Jorku! Po ataku Carnage’a na Venoma Spider-Manowi grozi śmierć! We wszystko zamieszani są również SHIELD, Ultimates, Silver Sable i jej Wild Pack. Także życie Gwen Stacy wisi na włosku. Tymczasem wojnę Nowemu Jorkowi wypowiada Magneto. Spider-Man stara się ocalić miasto przed Hulkiem i Nightmare’em. Czy policja aresztuje ciocię May? Na łamach Ultimate Spider-Man debiutują Beetle i Mysterio, a gościnnie występują też Daredevil, Nick Fury, Spider-Woman, Ludzka Pochodnia
DC Black Label. Batman Biały Rycerz przedstawia Harley Quinn
świata Gotham – mimo że tym razem po stronie tych dobrych – to nie tylko igranie z ogniem, a także konieczność konfrontacji z najgorszymi instynktami. Udowadniając, że potrafi zachować zdrową równowagę, Harley przyjmuje pomocną dłoń Bruce’a Wayne’a i krok po kroku zbliża się do morderczyni.
Scenariusz: Katana Collins / Rysunki: Matteo Scalera
Star Trek – Rok piąty. Nic słabszego od człowieka
Dwa lata po tym, jak w historii „Batman - Klątwa Białego Rycerza” Azrael starł w proch najgroźniejszych przestępców Gotham, scena jest gotowa na pojawienie się ich następców. Tajemniczy demiurg zwany Producentem po kryjomu kompletuje barwną obsadę nowych złoczyńców, główną rolę powierzając ponętnej Gwiazdce, niegdyś aktorce, dziś seryjnej morderczyni, mszczącej się na gothamskich gwiazdach filmowych złotego wieku kina. Makabryczne zbrodnie Gwiazdki mogą kojarzyć się z dawnymi postępkami Jokera, dlatego gothamska policja, którą wspomaga w śledztwie młody, gorliwy agent FBI Hector Quimby, zwraca się do Harley Quinn z prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadki. Sęk w tym, że Harley wciąż usiłuje odnaleźć się w nowej roli: samotnej matki wychowującej dzieci Jacka Napiera. Powrót do przestępczego
Kolejny, piąty już tom komiksowej wersji kultowego serialu „Star Trek”! Album, będący kontynuacją tomu „Star Trek – Rok Piąty” przedstawia finał ostatniej, pięcioletniej misji załogi statku kosmicznego U.S.S. Enterprise. Po odwiedzeniu obcych planet i rozwiązaniu niezwykłych, kosmicznych problemów załoga kapitana Jamesa T. Kirka wreszcie powróciła na terytorium Federacji. Ale nie jest to już ta Federacja, którą opuścili przed pięcioma laty. Kirk, Spock, Bones, Uhura, Sulu, Scotty i Chekov ujawnią straszliwe tajemnice i zmierzą się z wyzwaniem zagrażającym powodzeniu ich całej pięcioletniej misji! Album zawiera zeszyty „Star Trek: Year Five” #13–25 oraz „Star Trek: Year Five: Valentine’s Day Special”.
Scenariusz: Scott Tipton, David Tipton / Rysunki: David Messina, Sylvia Califano
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
37
| MUZYKA |
Borys Sawaszkiewicz, każdy dzień to wypad na inną muzyczną planetę 38
raczewski czy Jacek Nierzychowski. Trochę nie miałem wyjścia i musiałam zostać muzykiem (śmiech). Rodzice mocno się starali, abyśmy razem z siostrą Sawą kontynuowali tradycję rodzinną. Nasza mama Mirosława Sawaszkiewicz poświęcała nam ogrom czasu, pilnując systematycznych ćwiczeń i nieustannie dopingując nasze postępy.
Borys Sawaszkiewicz kojarzony jest przede wszystkim z zespołem Big Fat Mama, kolektywem CHANGO czy obecnie formacją Piotra Cugowskiego. Jak mówi, jest ogromnym szczecińskim patriotą i ma co do miasta wiele planów. Póki co założył studio nagraniowe Stobno Records, które wpływa na rodzimą scenę muzyczną i jednocześnie współpracuje z największymi artystami z całego kraju. Więcej dowiecie się z naszego wywiadu. ROZMAWIAŁA MONIKA PIĄTAS / FOTO HUBERT GRYGIELEWICZ
Zacznijmy od początku. Od zawsze ciągnęło cię ku muzyce? - Pochodzę z rodziny o głębokich muzycznych tradycjach. Babcia Zofia Tokarzewska przed wojną była primadonną Opery Warszawskiej, później do emerytury była związana z Operetką Szczecińską. Dziadek Witold Sawaszkiewicz – wiolonczelista/filharmonik, ojciec Wojciech Sawaszkiewicz jest laureatem legendarnego szczecińskiego festiwalu Młodych Talentów - big beat do dziś płynie w jego żyłach (uśmiech). Na co dzień w naszym rodzinnym domu przesiadywali m.in Irena Brodzińska, Jan Wa-
Sięgając do czasów Big Fat Mama? Jak to się zaczęło? – Na pierwszym roku studiów zostałem zaproszony na próbę BFM. Z tego co pamiętam był to rok 2006, po pierwszych wspólnie zagranych dźwiękach poczuliśmy do siebie miętę. Gruba Mama grała już z 5 lat, odnosząc pierwsze ogólnopolskie sukcesy. Było to dla mnie zupełne nowe doświadczenie. Dotychczas grywałem z muzykami po szkołach. Gruba natomiast składała się z samych naturszczyków, wolnych od zasad stosowanych w muzyce i szalenie kreatywnych. Skłonny jestem stwierdzić, że to BFM obudziła we mnie ducha rock&rolla i na wielu płaszczyznach ukierunkowała dalszą drogę. Jak zareagowałeś na propozycję dołączenia do zespołu? – Nie byłem specjalnie zaskoczony (śmiech). Serio nie wiedziałem czego mam się po nich spodziewać. Byli z innej bajki, w dodatku ja nie planowałem angażować się na sto procent w jeden zespół. Zespół był zdeterminowany, celowali wysoko, nie zwracali uwagi na przeszkody. Bardzo szybko zaraziłem się tym podejściem, nie było odwrotu. Po kilku wspólnych miesiącach staliśmy się tytanami pracy. Spędzaliśmy razem czas cztery, a nawet pięć razy w tygodniu po pięć godzin na próbach, chodziliśmy systematycznie na zajęcia ze śpiewu, bezustannie dopracowywaliśmy kwestie wizerunkowe. To wszystko podpowiadało, że Big Fat Mama stanie się czymś zjawiskowym i niepowtarzalnym na polskiej scenie muzycznej. Rzeczywiście tak się stało. W końcu zaczęliśmy być zapraszani na praktycznie każdy znaczący festiwal od RAWY BLUES po Festiwal w Opolu. Później przyszedł czas na koncerty poza Polską. No właśnie, fluorescencyjność, żywiołowość, szalone stroje, koncerty w Polsce i w Europie. Jak wspominasz te
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
39
| MUZYKA |
czasy? – Byliśmy hipisami (uśmiech). Nie różniliśmy się niczym od opowieści o latach 60. i 70. Emanowaliśmy uśmiechem na wszystkie możliwe strony, przyjaźniliśmy się do tego stopnia, że nawet nasi rodzice się polubili (śmiech). Wspomnień z tego okresu jest ogrom. Dostawaliśmy olbrzymi feedback od fanów, którzy z czasem stawali się również naszymi przyjaciółmi. Do dziś utrzymuję kontakty z wieloma ludźmi poznanymi na koncertach BFM. Gdzie się pojawiliśmy, wzbudzaliśmy zaskoczenie. Pytania w stylu: „skąd wyście się wzięli?” towarzyszyły nam na co dzień. Stąd też wygraliśmy pierwsze eliminacje na Woodstock, mieliśmy przyjemność zagrać na dużej scenie Jubileuszowego 15. Przystanku Woodstock. Oglądał nas Michael Lang, twórca pierwszego słynnego Woodstock 1969, to było dla nas niesamowite przeżycie. W zasadzie przeżyliśmy dużo niecodziennych zdarzeń. Teraz grasz z Piotrem Cugowskim. To całkowicie coś innego. – Kariera muzyka to droga przez najróżniejsze style. Jeżeli uprawiasz zawód muzyka z powołania i nie męczy cię ten wybór, każdego dnia jesteś na innej muzycznej planecie (uśmiech). Te podróże wspomagają kreatywność i piekielnie szybko rozwijają wyobraźnię. Nie wyobrażam sobie na chwilę obecną oddania się jednemu gatunkowi. Współpraca z Piotrem Cugowskim jest wielkim wyróżnieniem. Jest to jeden z najważniejszych polskich głosów. To kolejny etap mojej edukacji. Koncertowanie na ogromnych scenach, wyjazdy w duże trasy, które nie kończą się jedynie na Europie. W sierpniu jedziemy z koncertami do Stanów Zjednoczonych. To zupełnie inny wymiar kariery. Nie zmieniłem gustu, sięgam po nowe. Praca z najlepszymi pomaga mi w pracy z młodymi muzykami, którym staram się rzetelnie przybliżać tajniki branży muzycznej. Wcześniej grałeś jeszcze w innych zespołach? – Tak i nadal gram (śmiech). Chwilę po BFM zaangażowałem się w Fat Belly Family, ciężki rockowy zespół. Na początku wokalistą był Łukasz Drapała, później dołączył do nas Damian Ukeje. Kolejnym i jednym z najważniejszych dla mnie zespołów jest CHANGO. Początkowo mieliśmy jedynie jamować, eksperymentować i pozwalać sobie na to, co często w muzyce nie jest dozwolone. Nie wiązaliśmy z tym żadnych planów, ale oczywiście wszyło jak zwykle….nagraliśmy album i ruszyliśmy w trasę (śmiech). Naprawdę kocham chłopaków! Szykujemy właśnie nową płytę. W międzyczasie za sprawą wybitnego skrzypka i od niedawana mieszkańca Szczecina Jana Gałacha zacząłem mocno udzielać się na scenie bluesowej. Wraz z Jan Gałach Band zagraliśmy setki koncertów w Europie, reprezentowaliśmy Polskę na największym na świecie festiwalu bluesowym w Memphis w USA. Dwukrotnie zdobyliśmy nagrodę BLUES TOP. Założyłeś też studio muzyczne. To twoje spełnienie jako muzyka? – Tak. To jedno z pierwszych zawodowych marzeń. Dzięki pomocy Karola Majtasa, mojego przyjaciela i wspólnika, udało nam się otworzyć Stobno Records. Od samego początku swojej aktywności muzycznej miałem olbrzymi niedosyt z grania jedynie koncertów. Pozostają po nich jedynie wspomnienia i strzępy
40
towarzyszących im wrażeń, a ja się pytam: „Gdzie mogę tego posłuchać jeszcze raz?” Chciałem rejestrować. Potrzeba zapisywania muzyki w formie nagrań i archiwizacja jej, jest dla mnie nieodłącznym elementem pracy twórczej. Dzięki zapisowi mogę iść dalej. Ponadto ubóstwiam pracę z ludźmi, a studio daje mi możliwość pracy praktycznie codziennie z kimś innym. Nowy dzień to nowe piosenki, inne gatunki, nowe brzmienia. Czad (uśmiech). W studio realizuję się również jako pedagog. Moja rola jako producenta muzycznego często wiąże się z ogromem czasu spędzonego nad poprawą warsztatu danego artysty czy kreacją jego brzmienia. Wraz z Karolem i Adamem Partyką tworzymy w studio świetny team. – Z kim najlepiej wspominasz pracę? – Szczególnie będę wspominał Jacka „Budynia” Szymkiewicza. Nieustanie mnie zaskakiwał, wskazywał drogi niewidzialne. Współpraca z nim była ciągłą, bardzo intensywną podróżą. Chwilami nawet krucjatą w imię wartości intelektualnej. Ogromem dzieł, jakimi wzbogacił polską literaturę i muzykę, chciałoby się obdarować każdego, kto potrafi czytać. Wielka strata. Od niedawna intensywnie pracuję z Konradem Słoką. Znamy się chyba od podstawówki. Niedawno trafiliśmy na siebie po latach. Konrad niedawno wrócił do Szczecina założył nowy zespół i za sprawą Szymona Drabkowskiego i Maćka Kałki, czyli Changersów (uśmiech), trafił do Stobna i tym samym do mnie, w celu nagrania płyty. Dodatkowo powierzona została mi produkcja muzyczna. Przyznam szczerze, że jestem zachwycony, ta współpraca ma świetne tempo. Kolejny raz udowadnia mi, jak zdolnych artystów mamy na miejscu. Konrad jest wykształconym muzykiem z niesamowitą wyobraźnią muzyczną. Multiinstrumentalista, gra na trąbce, gitarze, basie, bardzo osobliwie śpiewa i na dodatek świetnie posługuje się słowem. Współpraca z nim to diament. Na jesieni pojawi się longplay. Czyli Szczecin jest dobry dla muzyków. – Ubóstwiam Szczecin właśnie za to, jakie daje możliwości. Doceniłem to dopiero po latach pracy w innych miastach, pełnych karier po trupach i ludzi z branży celujących jedynie w zysk. Szczecin nadal jest wolny od tej pogoni. Daje bardzo dużo przestrzeni i narzędzi do zrealizowania praktycznie każdego pomysłu. Często spotykam się z opiniami, że brakuje tu ludzi kompetentnych, profesjonalistów przez co wiele rzeczy kuleje... to ich tu zapraszajmy! Nie musimy emigrować, żeby czerpać, możemy budować tu na miejscu. Niech poznają to naprawdę warte uwagi miasto. A co planujesz w najbliższym czasie? – 29 lipca odbędzie się długo wyczekiwane otwarcie wyremontowanego Teatru Letniego w Szczecinie. Wraz z Olkiem Rożankiem przygotowujemy specjalny inauguracyjny koncert „Lorem Ipsum Show”. Na scenie pojawi się wielu zdolnych szczecińskich artystów. Jest to dla mnie olbrzymia nobilitacja. Po pierwsze, bo powierzono mi kierownictwo muzyczne, a po drugie, dlatego, że pracuję nad tym z Olkiem, którego niebywale cenię za talent, odwagę i punkt widzenia. Zapraszam serdecznie (uśmiech)!
www.wseit.edu.pl
#reklama
Studiuj praktycznie
| MUZYKA |
Marakuja, owoc współpracy kolegów ze studiów Kilka miesięcy temu mieliśmy przyjemność przedstawić sylwetkę młodego jazzmana, który otworzył przed nami świat muzyki, szyku i elegancji. Okazja do ponownego spotkania nadarzyła się szybciej, niż mogliśmy się spodziewać. Tytus Łajdecki, bo o nim mowa, właśnie powołał do życia nowy zespół, który, jak mówi, jest wypadkową koleżeństwa zawiązanego na studiach muzycznych i ciężkiej pracy. Formacja zaistniała pod nazwą Marakuja. ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO ARCHIWUM TYTUSA ŁAJDECKIEGO
Jacy artyści wchodzą w skład zespołu Marakuja, jak się poznaliście? - W skład Marakui wchodzą moi koledzy z roku ze studiów muzycznych. Poznaliśmy się na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Razem studiujemy jazz, razem ćwiczymy i rozwijamy swoje umiejętności. Na fortepianie gra Michał Modrzyński, na kontrabasie i gitarze basowej Tymoteusz Wójtewicz, na perkusji Norbert Itrich Junior. Ja gram oczywiście na saksofonie. Od początku czas spędzony na poznawaniu się i zgłębianiu muzyki przebiegał nam bardzo owocnie, co przełożyło się na relację w zespole. Formacja Marakuja jest nie tyle owocem chwili, co naszej sympatii do siebie. Czy styl waszego jazzu będzie podobny do tego, który mogliśmy usłyszeć w jazzduo.szcz? - Zdecydowanie nie. Oczywiście będzie to muzyka akustyczna, grana na prawdziwych instrumentach, przez żywych ludzi, tak samo jak robimy to w projekcie jazzduo.szcz. Jednak muzyka, którą piszemy i aranżujemy
42
w zespole Marakuja, na pewno będzie inna, bo jest tworzona przez inny zestaw osobowości. W jazzie, żadne wykonanie, nawet najbardziej znanego standardu, nie jest takie samo jak poprzednie. Marakuja ma dostarczać muzykę, przy której można się odprężyć, zamyślić i miło spędzić czas. Chcemy, żeby nasz projekt nie naśladował utartych schematów, również wizerunkowych. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy grali standardów muzyki jazzowej, owszem będziemy, ale chcemy to robić na zasadzie dawania czegoś od siebie, pamiętając o szacunku do autorów. Rynek polskiego jazzu na pewno jest ci dobrze znany, ale wiem, że planujesz też podbić Hiszpanię? - Podbić Hiszpanię, to dosyć duże słowa (uśmiech). W każdym razie kierunek wydaje nam się naturalny z racji tego, że nasz perkusista Norbert Itrich Junior pochodzi właśnie z Hiszpanii. Mimo, że na co dzień uczymy się i gramy w Polsce, jeśli nadarzy się
| MUZYKA | sposobność do zagrania w ojczyźnie naszego bębniarza, na pewno ją wykorzystamy. Od początku uruchomienia naszych fanpagy zauważamy wyraźną aktywność grupy zainteresowanych osób z tamtej części Europy. Mamy zamiar rozwijać się również dla tej grupy odbiorców po to, żeby w niedalekiej przyszłości zagrać parę koncertów w ojczyźnie Norberta. Wracając do Marakui, wasz pierwszy singiel „Atomic Leaves” jest rearanżacją „Autumn Leaves”, czy zmiana pierwszego członu tytułu jest przypadkowa, czy może nawiązuje do aktualnych, niespokojnych czasów? - Rzeczywiście moment nagrywania naszej aranżacji standardu zbiegł się z działaniami wojennymi za wschodnią granicą, jednak sam człon Atomic nie nawiązuje stricte do tego tragicznego wydarzenia. Nie było to naszym założeniem, żeby podpinać się pod tę wielką tragedię. Cieszy nas jednak to, że zinterpretowałeś ten zabieg w ten sposób. To jest właśnie rzecz, która bardzo podoba mi się w muzyce, różnorodność możliwych interpretacji. Chcieliśmy wyróżnić nasze nagranie za pomocą zmiany w tytule. „Autumn Leaves” jest dosyć popularnym standardem i w internecie jest dużo jego wersji. Człon Atomic ma korespondować z charakterem i konceptem na nasz zespół. Jednak zmiana nazwy nie jest jedyną formą wyrazu, jaką zastosowaliśmy w tym utworze. Postanowiliśmy dodać takie zmiany w strukturze utworu, jak zmiana metrum, czy wydłużenie poszczególnych części oraz dodania łączników. Cały utwór wyszedł dosyć dynamicznie, dzięki bardzo ważnej roli korespondencji z perkusją. Jaka jest najbliższa przyszłość zespołu Marakuja, gdzie będzie można was usłyszeć. - Zagraliśmy już na festiwalu filmowym w Bydgoszczy, a teraz przygotowujemy się do koncertów zaplanowanych na lato. Pod koniec lipca przyjedziemy do Szczecina, gdzie zagramy koncert, podczas którego wykonamy nasze autorskie kompozycje oraz aranżacje standardów. Więcej informacji pojawi się wraz z ogłoszeniem organizatora. Planujemy zagrać kilka koncertów w Szczecinie i okolicy. Cały czas pracujemy nad materiałem, który regularnie planujemy nagrywać i publikować w internecie. Na pewno będzie można usłyszeć nas nie tylko na żywo, ale również online. Rozumiemy, jak wielką rolę odgrywają dzisiaj YouTube i inne platformy streamingowe, dlatego przykuwamy do tego również odpowiednią uwagę. Ale koncerty i autorskie kompozycje to nie jedyne sukcesy, o które chciałem zapytać. Za jakie osiągnięcia udało ci się
dostać stypendium artystyczne Marszałka Pomorza Zachodniego? - Stypendium Artystyczne Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego otrzymałem za działalność artystyczną, w tym przedsięwzięcia artystyczne, w których brałem udział. Jestem bardzo szczęśliwy, że mimo mojego młodego wieku komisja przyznała mi tę nagrodę. Dzięki niej będę mógł zrealizować wydarzenie, które planowałem i po części realizuję już od jakiegoś czasu. Na początku pandemii, zauważając deficyt inicjatyw jazzowych, założyłem grupę na Facebooku, na której do dnia dzisiejszego zebrało się ponad 300 młodych muzyków z różnych części Polski. Zebraliśmy ich za pomocą „wyzwania” na instagramie #lajdeckimusicchallange. Była to gra na instastory, podczas której muzycy prezentowali swoje umiejętności i oznaczali swoich znajomych do wzięcia w niej udziału. Dzięki temu wiedzieliśmy, kogo zapraszać do grupy, którą nazwałem Młoda Siła Jazzu. Chcę, żeby to stypendium było dla mnie motorem do dalszej pracy i zintensyfikowanego rozwoju. Mam nadzieję, że wydarzenie - koncert, które planuję, będzie inspirujące dla innych młodych muzyków i będziemy je mogli w przyszłości kontynuować ze znacznie większą siłą. Głównym założeniem projektu jest wspieranie rozwoju scenicznego młodych muzyków jazzowych. Uważasz, że w Polsce jest z tym problem ? Czy ciężko jest się przebić ? - Uważam, że przebicie się powinno zależeć od muzyki, którą gramy, jednak bardzo często jest to zbieżna wielu przypadków. Jestem daleki, żeby myśleć, że w Polsce jest jakoś szczególnie trudniej lub łatwiej. Jednak nie o to mi chodzi, mówiąc, że chcę działać na rzecz rozwoju scenicznego młodych muzyków. Uważam, że podczas cyklu nauki zdecydowanie za mało uwagi poświęca się tematyce zarządzania muzyką. Ja wiedzę na ten temat czerpię z książek, kursów i wydarzeń, w których brałem udział, oraz z rozmów ze znajomymi muzykami, przy czym ich teorie na ten temat są bardzo różne. Nie chcę prowadzić kampanii szkoleniowej, ponieważ nie czuję się odpowiednią osobą do tego. Chcę natomiast najlepiej, jak pozwolą mi na to możliwości, zorganizować wydarzenie, o którym będzie można powiedzieć, że było dobrze i profesjonalnie zaplanowane i wykonane, po to, żeby moi koledzy zobaczyli na żywo, a nie tylko w teorii, że tak też można pracować i nie musi być to jedynie „marzenie wielkich scen”. Mam nadzieję, że uda nam się to zrealizować, najlepiej jak to jest tylko możliwe.
| MUZYKA |
Legenda brytyjskiej muzyki zagrała w filharmonii w Szczecinie
ka praca i nigdy niewystarczająca ilość snu! Między występami próbuję dać odpocząć strunom głosowym, choć to dość skomplikowane zadanie, gdy wszyscy chcą z tobą rozmawiać - w hotelu, w busie, a nawet… w męskiej toalecie (śmiech).
Grupa Red Box powstała na początku lat 80. i wielokrotnie podbijała światowe listy przebojów, w tym UK Top 10, m.in. utworami „Lean on Me”, „Chenko” czy „For America”. W czerwcu wystąpiła w Szczecinie i zupełnie porwała publiczność. Przy tej okazji udało nam się porozmawiać z liderem grupy Simonem Toulsonem-Clarkiem. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE
Wróciliście do Polski po przerwie, w tym pandemicznej przerwie. Był to wymagający powrót czy przeciwnie? - To trochę dziwne, ale jest w tym coś i wymagającego, i łatwego (uśmiech). Na pewno to wspaniałe uczucie znów móc grać muzykę z moimi najlepszymi przyjaciółmi. Każdy powrót na scenę jest niesamowitym doświadczeniem, jeśli zespół cieszy się swoim towarzystwem. A jeśli o nas chodzi, mamy niesamowite szczęście, że tak właśnie jest. Chociaż dodam, że to było trochę „straszne” wystąpić przed publicznością na żywo pierwszy raz po trzech latach. Myślę, że jak tylko zaczniemy występować regularnie, ten strach minie. Jak wygląda wasza trasa koncertowa? Albo inaczej - jak to jest być członkiem waszego zespołu w trasie koncertowej? - To bardzo radosny czas, ponieważ to świetna sprawa grać w zespole, kiedy wszyscy są u szczytu swojej formy. Jednocześnie to cięż-
44
Czy to z tych rozmów zbierasz inspiracje do tworzenia? Nie tak dawno wydaliście kolejny album. - Inspiruje mnie po prostu, dobra zabawa płynąca ze wspólnego tworzenia muzyki. Składam album, dopiero kiedy napisane piosenki naprawdę mi się spodobają. W innym wypadku czekam, aż tak się stanie. Nie piszę piosenek, bo potrzebuję wydać kolejną płytę. Wydaję płytę, bo mam nowe kawałki, które potrzebuję nagrać. Michał, jeden z waszych muzyków, pochodzi z Polski. Nasz kraj musi was przyciągać (uśmiech). Jak zaczęła się ta współpraca? - Michał to bardzo ważny członek zespołu, ponieważ potrafi przetłumaczyć dla nas polskie menu (śmiech). Ale na poważnie, jest bardzo ważny dla Red Box, gra na gitarze, perkusji, klawiszach - stał się głównym członkiem bandu. Spotkaliśmy się kilka lat temu, kiedy przyjechał do Warszawy zrobić ze mną wywiad po wydaniu albumu „Plenty”. Polubiliśmy się, więc dołączył do naszej trasy jako dziennikarz tworzący reportaż na nasz temat. Tak skończył z nami na scenie z tamburynem w ręku przy jednej piosence, następnej nocy przy dwóch piosenkach, a przy trzeciej zagrał na perkusji i jakby nigdy już nie wrócił do domu (uśmiech). W filharmonii w Szczecinie zaprezentowaliście kilka nowych piosenek. Czy to oznacza, że myślicie już o nowym albumie? Czy to jeszcze nie ten moment? - Nigdy nie przestanę pisać nowych piosenek, więc prawdopodobnie moglibyśmy wydać nową płytę nawet jutro (uśmiech). Zobaczymy, co się wydarzy. Na pewno chcę przygotować album unplugged z naszymi najlepszymi kawałkami. Myślimy o nagraniu go na żywo. W takim razie zdradź, czego wam teraz życzyć? - Zdrowia, spokoju, dobrych przyjaciół i szczęśliwej rodziny.
#reklama
60 sekund do Neapolu
Łukasińskiego 4, Szczecin 798 670 798 Klonowica 11a, Szczecin 91 439 50 00
fb.com/pizzapastaibastaavpn @pizzapastaibasta_838 fb.com/pizzapastaibasta @pizzapastaibasta
| NASZA AKCJA |
Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022 Inspirują do działania i nie boją się wyzwań – takie są laureatki plebiscytu Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022. Poznaliśmy je podczas II Forum Kobiet w Szczecinie. Teraz mamy przyjemność przedstawić je wam. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI
Zwyciężczyni w kategorii Córki Joanna Lis, Szczecin Podczas rozmów z plebiscytowym jury, zaskoczyła pani wszystkich, opowiadając o swoich zainteresowaniach i obranych kierunkach studiów. Jak dobrze pamiętam, studiowała pani bezpieczeństwo narodowe. - To prawda, najpierw zdecydowałam się podjąć studia na kierunku bezpieczeństwo narodowe. Wtedy też zaczęłam interesować się kryminalistyką i kryminologią. Przedmioty były realizowane przez komendanta miejskiej policji. Wciągnęłam się. Na temat mojej pracy dyplomowej wybrałam: handel ludźmi. Kolejnym krokiem były studia prawnicze. Na trzecim roku wybieraliśmy specjalizacje (moduły) – wybrałam karny. Napisałam kilka artykułów naukowych – hipnoza, handel ludźmi… Ostatecznie jednak trafiłam za biurko wyspecjalizowanej komórki Urzędu Skarbowego w Szczecinie. Nie żałuję, dobrze czuję się w pracy. Mam kontakt z prawem, a każda sprawa jest inna. Kto wie, może za jakiś czas zdecyduję się zrobić aplikację adwokacką (uśmiech). Nie myślała pani o pracy w terenie? Przez chwilę myślałam, by zatrudnić się w służbach specjalnych. Agencja wywiadu czy kontrwywiadu. Przystąpiłam nawet do wypełnienia ankiety bezpieczeństwa osobowego. Z perspektywy czasu nie wiem, czy dziś byłabym tak odważ-
46
na. To specyficzna praca, na pewno nie dla wszystkich. Teoria to nie praktyka. Miała pani jednak w sobie tyle odwagi, by wziąć udział w plebiscycie i zawalczyć o tytuł Kobiecej Twarzy Pomorza Zachodniego. - Udział w tym wydarzeniu na pewno był bardzo budujący i motywujący. Do plebiscytu przystąpiłam bez większych oczekiwań. Pierwszy etap to głosowanie online. Wiadomo, jak poprosi się brata czy siostrę, to na pewno oddadzą głos (uśmiech). Ale im bliżej finału, tym większe emocje. Ostatni etap, czyli rozmowy z jury, wymagał przygotowania. Kiedy okazało się, że komisja wybrała mnie, poczułam się bardzo miło. Takie wyróżnienie dodaje pewności siebie. Nie chodzi nawet o spełnianie marzeń, bo to impuls zdecydował o moim udziale w zabawie. Samo poczucie, że się wygrało jest wspaniałe. Na pewno było z kim powalczyć o zwycięstwo. Dlatego tym bardziej wyróżnienie cieszy. Wzięła pani udział w kategorii Córka. Co dla pani znaczy być córką? - Jestem już żoną, ale jeszcze nie mamą i nie kobietą dojrzałą, dlatego zdecydowałam się na kategorię Córki. Zresztą tak się identyfikuję. Moja mama jest moim autorytetem i jestem dumna, że jestem jej córką. Córka to dla mnie uczeń. Mama to mistrz.
Gdyby miała pani podzielić się z innymi kobietami radą czy wskazówką, jak spełniać marzenia, co to by było? - Myślę, że pewność siebie jest podstawą. Kiedyś rozmawiałam z moim mężem - na co faceci zwracają uwagę w kobietach. Powiedział bardzo fajną rzecz – kobieta może być zaniedbana, ale jeśli będzie pewna siebie, to dla każdego faceta będzie seksowna. Pewność siebie zawsze robi wrażenie. Dlatego myślę, że to ważna cecha do opanowania, bez względu na wiek.
Zwyciężczyni w kategorii Matki - Ewelina Tomaszewicz, Gostyń Kiedy widziałyśmy się ostatni raz, wspomniała pani o studiach doktoranckich. Czy udało się coś zdziałać w tym kierunku? Szykuje się powrót do szkoły? - Bardzo bym chciała. Na razie kompletuję dokumenty. Nie ukrywam, że wiele zależy od mojego syna (uśmiech). Chcielibyśmy studiować w tym samym czasie. Czekamy na wyniki, czy dostanie się na medycynę. Na pewno jestem zdeterminowana, aby się rozwijać. Czuję, że muszę. Zresztą mam taki charakter, że jak coś postanowię, to to zrobię. Tak mi się życie poukładało, że musiałam nauczyć się wytrwałości. 10 lat temu zostałam sama z dwójką malutkich dzieci. Jak sobie poradziłam? – Po prostu, poradziłam sobie. Kiedy spotykam kobiety w podobnej
| NASZA AKCJA |
sytuacji, staram się być dla nich przykładem. Skończyłam studia, znalazłam pracę, wychowałam dzieci. Czy pani zainteresowania pokrywają się z pani pracą? - Mam to szczęście, że tak. Całkiem niedawno podjęłam nową pracę w Uzdrowisku w Kamieniu Pomorskim. Można powiedzieć, że robię to, co lubię. To praca typowo w moim zawodzie. Zabiegi z zakresu fizjoterapii czy rehabilitacji pojawiają się w hotelach i spa, jednak to dla mnie za mało. Lubię wyzwania, w uzdrowisku takie na mnie czekają. Cieszę się, gdy mogę dzielić się moją wiedzą i umiejętnościami z ludźmi, którzy naprawdę tego potrzebują. Każdy drobiazg – ćwiczenie, jak prawidłowo wsiadać do samochodu, jak myć zęby – przynoszą mi ogromną satysfakcję. Wygrywając tytuł Kobiecej Twarzy Pomorza Zachodniego, również czuła pani satysfakcję? Startowała pani w kategorii Matki, a bycie mamą to niełatwa sprawa. - Wracając z Forum Kobiet, zabrałam ze sobą jedną z uczestniczek, dopiero podczas rozmowy z nią uświadomiłam sobie, że naprawdę można przyjąć, że bycie mamą to ciężka harówka, wspaniała, ale ciężka. Zwłaszcza gdy jest się mamą samotną. Kiedy zostałam sama, moja córka miała 4 lata, a syn 9. Wyszłam z nimi z domu, mając pod pachą tylko niezbędne rzeczy i książki ze szkoły. Zapisaliśmy się na spotkania do psychologa. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że udało się. Mój syn ma już 19 lat, jest dorosły. Niedawno poznał mamę swojej dziewczyny, polubił ją, ale kiedy wrócił do domu, powiedział, że ja i tak jestem najlepsza (uśmiech). Nie mogłabym oczekiwać piękniejszej nagrody. Jak udało się pani dojść do momentu, że poczuła pani, że jest mamą spełnioną? - Byłam wychowywana w oparciu o zakazy i nakazy. Nie chciałam przekładać tego na moje dzieci. Szukałam pomocy u psychologów, dużo czytałam. Uświadomiłam sobie, że nie ma czegoś takiego jak idealna mama, idealne wychowanie. Takie rzeczy istnieją tylko na Instagra-
mie. Każdy sam musi znaleźć złoty środek. Dla mnie tym złotym środkiem było zaszczepienie w dzieciach poczucia oparcia we mnie. Chciałam, aby w pełni mi ufały i wiedziały, że bez względu na to, czy mówimy o złamanym paznokciu, czy poważnej depresji, pomogę im. A jeśli sama nie będę w stanie, to znajdę osobę, która to zrobi.
Zwyciężczyni w kategorii Kobiety Dojrzałe Krystyna Michalska, Połczyn Zdrój Pani Krystyno, którego uczestnika Forum Kobiet byśmy nie zapytali, każdy panią pamiętał. Jak pani to robi? - Taka jestem, lubię ludzi (uśmiech). Szybko nawiązuję relacje, chętnie rozmawiam. Szczególnie lubię młode osoby. Ich energia jest wspaniała. Poza tym mamy wspólne tematy. Staram się iść z duchem czasu, być na bieżąco z technologią. Nie zostaję w tyle. W tym wszystkim najważniejszy jest uśmiech. Uśmiech zawsze przełamuje lody, sprawia, że jest lżej nam i innym. Spodziewała się pani otrzymania tytułu? Rywalizacja w pani kategorii była naprawdę zacięta. Czy może wygrana w ogóle nie była celem? - Nie spodziewałam się, że wygram. To była dla mnie niespodzianka. Z rankingu w internecie zapamiętałam, że pani Łucja jest laureatką i stawiałam na nią – to piękna i interesująca kobieta. Nie myślałam o sobie jako o faworytce. Przyjechałam do Szczecina, bo chciałam poznać uczestniczki plebiscytu. Pani Beatka ze Szczecinka zupełnie mnie urzekła. Nawiązałam więź z Asią z Kołobrzegu, nawet razem wracałyśmy do domu. Asia jest młodsza ode mnie, ale to w niczym nie przeszkadza, to wspaniała osoba, z którą mam wiele wspólnych tematów (uśmiech). Pamiętam, że pani wielką pasją są podróże. Niedawno odwiedziła pani Islandię, jakie kierunek obrała pani
na wakacje? - Podróżuję w ciągu roku, a latem zostaję w domu. Pod koniec czerwca goszczę u siebie moje dwie wnuczki, cudowne dziewczynki Nigdy nie wiem na jak długo zostaną, ale uwielbiam ich pobyty. Spędzamy razem mnóstwo czasu i świetnie się bawimy. Nowy kierunek podróży obiorę we wrześniu (uśmiech). Można pozazdrościć pani tak dobrej organizacji i uporządkowania. - Myślę, że to kwestia charakteru. Zawsze byłam odpowiedzialną osobą. Już w podstawówce nauczyciele powierzali mi ważne zadania, a ja czułam, że nie mogę ich zawieść. Od tamtej pory zawsze daję z siebie 100 procent. Co za tym idzie, co jakiś czas potrzebuję się zresetować. Mam to szczęście, że znalazłam miejsce, gdzie się wyciszam. Czyli kluczem do szczęście jest równowaga? - Trzeba mieć w sobie sporo pokory, słuchać ludzi, odpowiadać na ich potrzeby. Nie można być samolubnym i ciągnąć na siłę za sobą innych. Poczucie bycia kochanym jest w życiu najważniejsze. Miłość jest ważna. Miłość daje szczęście. Widzę po sobie, kiedy jestem szczęśliwa, to szczęście rozdaję innym. Unikam ponuraków, ludzi, którzy próbują odebrać pozytywną energię. Oczywiście, tam, gdzie mogę, tam pomogę. Koleżanki to doceniają. Ale cenię sobie równowagę. Czuje się pani spełniona? - Zdecydowanie. A jaki jest pani przepis na to spełnienie? - Do każdego etapu trzeba dojrzeć, a później go przeżyć. Myślę, że najpiękniejszym etapem są dzieci. To, jak rosną, jak dojrzewają, to czas, którego nie można przegapić. Wychowałam dwóch cudownych synów, dziś mam wnuki. Jestem z nich naprawdę dumna. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Czy chciałabym być młodsza? Nie! Nie chciałabym mieć 20 czy 30 lat. Cieszę się swoim wiekiem i każdemu tego życzę.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
47
| MIASTO |
Szczecin Paryżem Północy. Miasto inspiruje młodych twórców
Gęsta zabudowa kamienic, małe kawiarenki, ale przede wszystkim układ przestrzenny ulic Śródmieścia wzorowany na paryskich placach, w tym placu Charles’a de Gaulle’a, sprawiły, że Szczecin doczekał się miana Paryża Północy. Zainspirowana tym określeniem Maria Antonina Satława, młoda fotografka, zrealizowała oryginalną sesję zdjęciową. Fotografka, jak sama przyznaje, chciała pokazać piękno Szczecina, które z łatwością może konkurować z pięknem francuskiej stolicy. W końcu nie bez powodu miasto nazywane jest Paryżem
48
Północy. Poczynając od zachowanego do dziś śródmiejskiego układu ulic, kończąc na architekturze zabytkowych secesyjnych i neoklasycznych kamienic. Sesja przedstawia młodą szczeciniankę w stylizacji przywodzącej na myśl francuski szyk. Beret na głowie, mocno podkreślone usta, paczka bagietek pod pachą. Tłem jest miejska architektura oraz przytulna przestrzeń lokalnej kawiarenki. Zdjęcia po publikacji w sieci doczekały się wielu pochlebnych komentarzy pod względem realizacji i stylizacji modelki. Choć pojawili się też odbiorcy, dla których przestrzeń miasta powinna być wyeksponowana bardziej. Kto wie, można sesja doczeka się kolejnej odsłony? (am)
| MIASTO |
Zdjęcia, makeup i stylizacja IG: @szukajcieaznajdziecie, Maria Antonina Satława Włosy IG: @zaklina_hair, Żaklina Mrozek | Modelka IG: @:angelika_o_m, Angelika Ogryzek-Manikowska
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
49
#reklama
#materiał partnerski
Zmysłowa bielizna alternatywą dla kwiatów Pełna paleta krojów i kolorów, a także rozmiarów. U Magdy, Salon Bielizny Erotycznej w Szczecinie oraz serwis redlove.pl oferują jeden z największych w mieście wyborów zmysłowej bielizny dla kobiet i mężczyzn. Czym kierować się przy wyborze i czy wybór musi być poparty szczególną okazją? Na te pytania otrzymaliśmy odpowiedź od właścicielki salonu Magdaleny Kuźmiczonek i współtwórcy sklepu internetowego www.redlove.pl Łukasza Sotek. Bielizna, szczególnie ta zmysłowa, niezmiennie zajmuje pierwsze miejsca na liście najbardziej pożądanych prezentów dla kobiet. Jednak czy w rzeczywistości potrafimy wybierać bieliznę - po pierwsze dobrej jakości, po drugie, trafiającą w gusta obdarowywanych? Wiele zależy od tego, jak jesteśmy przygotowani do takich zakupów. Wybierając bieliznę na prezent, przede wszystkim musimy znać rozmiar i określić sylwetkę. Inaczej szyte są modele „plus size”, a inaczej te w przedziale S - L. Upodobania obdarowywanej osoby też na pewno będą wartościowe przy wyborze. Pragnę jednak podkreślić, że bielizna erotyczna to nie tylko bielizna „do łóżka”. Panie coraz częściej noszą ją na co dzień. To naprawdę wiele pięknych i unikatowych propozycji. Jeśli więc przyjmujemy, że bielizna to dobry pomysł na prezent, to jaką rolę powinniśmy jej przypisać? Czy to już zamiennik kwiatów? - Zmysłową bieliznę wybieramy na prezent przy różnych okazjach, nie tylko w walentynki. Nasi klienci decydują się na nią z okazji urodzin, Dnia Kobiet, na święta lub tak po prostu bez większej okazji, by zrobić dla siebie coś miłego. Bielizna zdecydowanie poodnosi samoocenę i poprawia nastrój. Ale może też mieć znaczący wpływ na ugruntowanie sytuacji seksualnej w związku. Bardzo często zdarza się, że bielizna w połączeniu z gadżetami erotycznymi stanowią alternatywę dla klasycznych kwiatów i czekoladek. No właśnie, sklep stacjonarny, jak i internetowy oferują również całą gamę gadżetów erotycznych. Jak często sta-
nowią one uzupełnienie zakupu bielizny? - Gadżety erotyczne, obok bielizny, stanowią równie ważną część naszego asortymentu. Obecnie w ofercie naszego sklepu internetowego w ciągłej sprzedaży utrzymujemy ok. 2900 starannie wyselekcjonowanych produktów, z czego gadżety stanowią ponad 50 proc. portfolio. Wracając do bielizny, po jakie modele sięgają najczęściej państwa klienci? Czy w ogóle da się te wybory skategoryzować? - Nie ma jasno sprecyzowanych modeli, które sprzedają się najlepiej. Wszystko zależy od gustu i sylwetki. Często wybierane są koszulki i komplety – biustonosz i figi. Ale wachlarz ich krojów jest ogromny. Można się z nim zapoznać stacjonarnie w naszym salonie, a także w naszej ofercie on-line: www.redlove. pl/produkty-bielizna-bieliznadamskaobsessive-koszulkidamskie i www.redlove.pl/produkty-bielizna-bieliznadamskaobsessive-figidamskie-komplety. A kiedy panie przychodzą do sklepu osobiście, czy na miejscu można liczyć na doradztwo i możliwość przymiarek? - Oczywiście. Dzięki naszemu, ponad 20letniemu, doświadczeniu w branży klienci mogą zawsze liczyć na najwyższej jakości doradztwo. Dotyczy to również działalności online. Na miejscu w sklepie klientki zawsze mają możliwość przymiarki praktycznie każdego egzemplarza bielizny dostępnego w ofercie sklepu stacjonarnego, a my chętnie odpowiadamy na wszystkie pytania. Mówimy głównie o kobietach, ale rynek bielizny męskiej również jest dość bogaty. Jak wygląda to w państwa salonie?
| MODA |
- Zgadza się, natomiast nie ma co ukrywać, że rynek odzieży męskiej w każdym aspekcie czy to codziennej, czy erotycznej jest znacznie mniejszy od oferty dla kobiet. Niemniej u nas każdy pan również znajdzie coś dla siebie. Polecamy zajrzeć pod adres www.redlove.pl/produkty-bielizna-bieliznameska. Czy dokonując zakupów w internecie, w razie pytań, wątpliwości możemy odwiedzić punkt stacjonarny? Jak w tym przypadku wygląda komunikacja? - Na lokalnym, szczecińskim rynku jesteśmy obecni już ponad 20 lat pod marką U Magdy Salon Bielizny Erotycznej. Nasz sklep mieści się przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 16U (pomiędzy placem Grunwaldzkim i placem Odrodzenia). Można go odwiedzić od poniedziałku do piątku w godz. 10 – 18 oraz w soboty do godz. 15. Sklep on-line jest stosunkowo młodym projektem i pomysł na jego stworzenie zrodził się podczas lockdownu w 2020 roku. W tym przypadku biznes dzieje się 24/7, a w razie potrzeby konsultacji mamy dostępny nasz czat bezpośrednio na stronie sklepu. Klienci mogą również kontaktować się z nami przez czat, telefonicznie, mailowo, pisząc na adres kontakt@redlove.pl lub jeśli zajdzie potrzeba głębszej konsultacji można odwiedzić nasz sklep stacjonarny osobiście. Wszystkie dane kontaktowe znajdą Państwo pod adresem https://redlove.pl/kontakt. W przypadku zakupów stacjonarnych towar otrzymujemy od ręki. Jak wygląda to w przypadku zakupów online? - Zamówienia ze sklepu internetowego realizujemy bardzo sprawnie. Te złożone do godz. 11 danego dnia najczęściej są dostarczane w następny dzień roboczy. Przy zamówieniach powyżej 300 zł klient nie płaci za przesyłkę. Bielizna oraz gadżety erotyczne nie podlegają wymianie. Dla stałych klientów, którzy regularnie zamawiają w sklepie redlove.pl mamy również ciekawe oferty, jak na przykład okazjonalne rabaty. Na pewno warto być z nami na bieżąco. Jesteśmy również w obecni w mediach społecznościowych na IG i FB sklep internetowy: www.redlove.pl sklep stacjonarny: salon_bielizny_erotic_shop
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
51
| ZDROWIE |
#materiał partnerski
Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym. Innowacyjna metoda leczenia bólu dostępna w Mierzynie Skuteczna metoda w walce z chronicznym bólem, ale też wsparcie pacjentów powracających do sprawności ruchowej. Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym, w skrócie tDCS, to innowacyjna metoda wykorzystywana przez profesjonalnych fizjoterapeutów. Zabieg jest już dostępny w Szczecinie i można z niego skorzystać w gabinetach Reha-Team w Mierzynie pod Szczecinem. O szczegółach opowiedział nam Adam Michoński, współwłaściciel firmy. Tematem rozmowy jest nowość w Państwa ofercie - przezczaszkowa stymulacja prądem stałym. Zacznijmy od wyjaśnienia, czym ta terapia jest. - Przezczaszkowa stymulacja prądem galwanicznym (tDCS) to nieinwazyjna metoda neuromodulacji, służąca do zmiany pobudliwości kory mózgowej. Dzięki zastosowaniu tDCS jesteśmy w stanie modulować aktywność mózgu, przez co możemy wpływać m.in. na percepcję bólu lub szybkość uczenia się funkcji ruchowych. Czy metoda jest dedykowana dla każdego pacjenta, czy raczej jest to specjalistyczna opcja dla osób, u których inne terapie okazały się niewystarczające lub nieskuteczne? - Jako fizjoterapeuci wykorzystujemy tDCS głównie w walce z bólem chronicznym, czyli takim, który występuje powyżej trzech miesięcy. U części z pacjentów pojawia się tzw. centralna sensytyzacja powodująca tzw. ból nocyplastyczny. Bodziec, który nie powinien generować bólu, daje pacjentowi takowe odczucia i nie da się go redukować za pomocą „klasycznej” fizjoterapii. Zjawisko występuje np. u pacjentów z reumatoidalnym zapaleniem stawów, zmianami zwyrodnieniowymi stawów, migrenami, problemami stawów skroniowo-żuchwowych i po zabiegach operacyjnych. Przy czym metoda nie jest wykorzystana do leczenia bólu ostrego tj. bezpośrednio po urazie. Kolejnym obszarem, w którym wykorzystujemy tDCS jest stymulacja w celu poprawy funkcji ruchowych pacjentów po udarach mózgu. Dzięki wykonywaniu ćwiczeń w trakcie trwania stymulacji pacjenci są w stanie szybciej odtwarzać utracone funkcje ruchowe. Innymi schorzeniami, w których stosuje się tDCS, są np. chroniczne zmęczenie, mgła covidowa, szumy uszne, zaburzenia koncentracji, choroba Parkinsona, fibromialgia, zespół Sudecka i depresja. TDCS stosowany jest również w celu poprawy szybkości reakcji, poprawy
52
koordynacji, szybszego uczenia się nowych wzorców ruchowych np. w sporcie. Zastosowanie jest szerokie. Proszę wyjaśnić, jak wygląda taki zabieg? Pacjent siedzi, leży czy może pozostaje w znieczuleniu? - W trakcie zabiegu, w celu prawidłowego pozycjonowania elektrod, pacjent zakłada na głowę charakterystyczny czepek. Zawsze zalecamy wygodną pozycję leżącą, tak aby w czasie zabiegu pacjent mógł czytać np. gazetę, używać telefonu, a nawet ćwiczyć z terapeutą, wykorzystując plecak z aparatem. Na głowie pacjenta układamy dwie elektrody w zależności od schorzenia i wybranego przez terapeutę protokołu leczenia. Zabieg trwa 20 minut, znieczulenie nie jest potrzebne. Jak często powinniśmy korzystać ze stymulacji, aby była skuteczna? Od czego w ogóle zależy jej skuteczność? - Stymulacja powinna być wykonywana codziennie przez 2 - 3 tygodnie. Skuteczność zabiegu zależy przede wszystkim od prawidłowego rozmieszczenia elektrod oraz od woltażu urządzenia medycznego. Dzięki inteligentnemu doborowi napięcia aparat dostarcza odpowiednią pożądaną dawkę terapeutyczną prądu. Tam, gdzie pojawia się słowo „prąd”, tam też pojawia się pytanie o bezpieczeństwo. Czy każdy może skorzystać z terapii? Jakie są przeciwskazania? - Zabieg jest w pełni bezpieczny, nie powoduje powikłań. Aparat wykorzystywany przez nas posiada odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa oraz zabezpieczenia układu elektrycznego. Przeciwwskazaniem do zabiegu jest element metalowy w obrębie czaszki, padaczka, implant ślimakowy, przerwana ciągłość skóry, epizody padów drgawkowych, zastawka komorowo-otrzewnowa, tętniak mózgu. Wszyscy pacjenci przed zabiegiem muszą wypełnić długi formularz kwalifikacji w celu wyłapania wszelkich przeciwwskazań do zabiegu. Czy osoba prowadząca terapię potrzebuje specjalnych uprawnień? Podobno to dość wyjątkowe urządzenie. - Wszyscy nasi terapeuci są certyfikowanymi terapeutami przezczaszkowej stymulacji prądem stałym tDCS. W naszej praktyce stosujemy aparat EPTE Bipolar System, jedyny aparat, który dzięki swojemu woltażowi jest w stanie dostosować dawkę prądu do zwiększającego się oporu.
ul. Elżbiety 3, Mierzyn, kom. 690 833 744, www.reha-team.pl
Zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz, prywatnie żeglarz, | SPORT | który również wziął udział w regatach. Do startu zgłosiło się
Regaty o Puchar Gryfa Pomorskiego powróciły na bałtyckie wody! Międzynarodowe Regaty o Puchar Gryfa Pomorskiego zorganizowano w 1958 roku, jako pierwsze po wojnie polskie regaty morskie. Były one od końca lat 50. XX wieku największymi regatami w Polsce i jednymi z największych regat południowego Bałtyku. Po latach przerwy, dzięki inicjatywie Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego, mieliśmy okazję ponownie zobaczyć załogi walczące o wyjątkowy puchar. Ostatnia edycja regat odbyła się w 2014 roku w ramach II Regat Zachodniopomorskiego Szlaku Żeglarskiego Bakista Cup. Po 8 latach ZOZŻ podjął inicjatywę, aby przywrócić organizację tych historycznych zawodów. W dniach 8-12 czerwca w trasę 300 mil morskich wyruszyli tegoroczni uczestnicy regat. Patronat honorowy nad imprezą objął Marszałek Województwa
16 załóg, które wystartowały w 3 grupach: ORC FC, ORC DH i OPEN. Żeglarze do pokonania mieli trasę Świnoujście - Arkona - Falsterborev - Christianso - Świnoujście. Wszystkie załogi ukończyły szczęśliwie regaty, zaś historyczne trofeum, Puchar Gryfa, wygrała załoga jachtu „Black Caravela” z kapitanem Tomaszem Odziobą. Tomasz wraz z co-skiperem Wojciechem Danowskim wygrał także kwalifikację w kategorii Double Handed. W kategorii ORC pierwsze miejsce zajęła załoga jachtu „Bindi” z kapitanem Władysławem Chmielewskim. Kategorię Open wygrał jacht „Fujimo 4” z kapitanem Stanisławem Lenkiewiczem, ustanawiając jednocześnie rekord trasy i pokonując ją w 48 godzin i 55 minut. Fachowa organizacja regat umożliwiła śledzenie zawodników na life trackingu, zaś wsparcie partnerów pozwoliło załogom na komfortowy udział w zawodach. Tegoroczna edycja regat doskonale pokazała, że duch walki wśród żeglarzy ma się dobrze, a oni sami są głodni nowych wyzwań. Z pewnością nie będzie to więc ostatnia edycja Regat o Puchar Gryfa Pomorskiego! (red.) Więcej informacji na temat Regat – www.regatygryfa.pl
| ZDROWIE |
#materiał partnerski
Lipocontrast Kriolipoliza Kontrastowa, czyli skuteczne modelowanie sylwetki Bezpieczny i efektowny, w dodatku nie wymagający rekonwalescencji. Nowoczesny zabieg modelowania sylwetki urządzeniem LipoContrast to rynkowa rewolucja, a zarazem gratka dla osób, które poszukują pewnego wsparcia w osiągnięciu wymarzonej figury. Zabieg w Szczecinie jest dostępny w Leszczenko Beauty Clinic, gdzie zaczerpnęliśmy więcej informacji na jego temat. LipoContrast to wciąż nowość na rynku, o której dużo się mówi. Medyczne urządzenie hiszpańskiej firmy Clinipro, powstało z myślą o nieinwazyjnym niszczeniu tkanki tłuszczowej oraz redukcji cellulitu. Jego działanie opiera się na kriolipolizie kontrastowej. Co to jest? – To innowacyjna technologia służąca do usuwania tkanki tłuszczowej z pomocą niskiej temperatury połączonej ze stymulacją termiczną – wyjaśnia Patrycja Leszczenko, właścicielka gabinetu. - Zabiegi można wykonywać w obrębie karku, ramion, pleców, brzucha, pośladków, ud i łydek, ale też talii czy kolan. Podwójna kontrola temperatury zapewnia całkowite bezpieczeństwo pozostałych tkanek, nerwów, naczyń krwionośnych i narządów wewnętrznych. W dodatku nie wymaga rekonwalescencji i umożliwia już tego samego dnia powrót do codziennych czynności, w tym ćwiczeń na siłowni. Badania wykazały, że rezultatem jednego zabiegu jest utrata do 30 proc. tłuszczu w miejscu jednego przyłożenia. Pierwsze efekty są widoczne już po upływie dwóch tygodni. Pełnym rezultatem można pochwalić się po ok 8 tygodniach od zabiegu. – Takie wyniki są możliwe dzięki procedurze opartej na trójfazowym szoku termicznym – mówi właścicielka Leszczenko Beauty Clinic. –Tkanka tłuszczowa zostaje zassana do głowicy i poddana potrójnemu szokowi termicznemu (ciepło-zimno-ciepło) według bardzo dokładnego czasu, prędkości, temperatury i natężenia. Działanie powoduje szybszą i lepszą redukcję tkanki tłuszczowej w porównaniu z normalną kriolipolizą. Zabieg można łączyć z innymi zabiegami dla spotęgowania efektów. Propozycją gabinetu jest rollmasaż i nowość na rynku, czyli HIFEM+EMS+RF. Zabieg jest w pełni bezpieczny i bezbolesny. Całość trwa ok. 60 min. Możliwe odczucia podczas jego wykonywania to miejscowe zimno, napięcie czy chwilowe odrętwienie. Wrażenie może utrzymywać się maksymalnie do kilku minut po wyjściu z gabinetu, podobnie jak chwilowe opuchnięcie i zaczerwienienie. Przed przystąpieniem do zabiegu klienci otrzymują pełną informację o przebiegu kriolipolizy kontrastowej, wraz z listą
54
przeciwskazań. Zabieg wykonuje profesjonalny zespół, w pełni przygotowany do obsługi innowacyjnego urządzenia. Leszczenko Beauty Clinic to gabinet cieszący się dużym zaufaniem klientów. Wśród najczęściej wykonywanych zabiegów można wymienić: makijaż permanentny, karboksyterapię Criss Carbo-Oxy, bezbolesne laserowe usuwanie owłosienia CrissCoolLaser, mezoterapię mikroigłową - Dermapen z wykorzystaniem produktów estGen, a także stymulatory tkankowe, stylizację rzęs i opisywaną kriolipolizę kontrastową. Na miejscu prowadzone są również specjalistyczne szkolenia. Na zabiegi można umawiać się za pośrednictwem strony www. leszczenkobeautyclinic.pl, mailowo lub telefonicznie. Podczas konsultacji specjaliści pomagają w doborze odpowiedniej usługi. Jak mówi właścicielka gabinetu, satysfakcja klientów daje zespołowi największą energię do działania, dlatego tak ważne jest, aby utrzymywać ją na najwyższym możliwym poziomie. Więcej informacji w Leszczenko Beauty Clinic ul. Malczewskiego 35, Szczecin (wejście od tyłu wieżowca) +48 791 571 781, leszczenkobeautyclinic@gmail.com www.leszczenkobeautyclinic.pl
| BIZNES |
#materiał partnerski
Kancelaria Kiżuk&Michalska, miejsce, w którym rodzą się mądre rozwiązania dla przedsiębiorców zagrożonych niewypłacalnością. Czym jest restrukturyzacja i na czym polega? – To kluczowe pytanie tej rozmowy. Odpowiedzieli na nie Katarzyna Rogoźnicka i Filip Kiżuk, właściciele Kancelarii Kiżuk&Michalska doradztwo gospodarcze. Czym jest postępowanie restrukturyzacyjne? Jak wytłumaczyć prosto taki proces komuś kto ma problemy w firmie, a nigdy o tym nie słyszał? Katarzyna Rogoźnicka - Głównym celem sądowej restrukturyzacji jest ochrona przedsiębiorstwa przed upadłością. Chodzi o to, aby zabezpieczyć interesy firmy tak, by prawidłowo funkcjonowała. Postępowanie takie pozwala na ochronę majątku przedsiębiorstwa przy jednoczesnej redukcji zobowiązań. Filip Kiżuk - Restrukturyzacja to także szereg działań w sferze organizacyjnej przedsiębiorstwa. Ważnym elementem jest identyfikacja słabych stron przedsiębiorstwa i ich eliminacja przy jednoczesnym nacisku na rozwój mocnych stron. Konieczna jest również modernizacja przedsiębiorstwa w zakresie jego działaności operacyjnej. Restrukturyzacja to kompleksowe podejście do uzdrowienia sytuacji firmy. Jakie jeszcze korzyści zyska przedsiębiorca, decydując się na restrukturyzację?
F.K Postępowanie restrukturyzacyjne pozwala na uchylenie zajęć komorniczych na czas prowadzenia postępowania. W trakcie postępowania dłużnik nie musi płacić swoich zobowiązań – tych powstałych przed otwarciem postępowania. W tym okresie dłużnik będzie chroniony przed wypowiedzeniem kluczowych umów. Przedsiębiorca może porozumieć się z wierzycielami i np. częściowo umorzyć swoje zobowiązania bądź odroczyć płatności w czasie. Korzyści jest bardzo dużo. Kiedy przedsiębiorca powinien zgłosić się do kancelarii specjalizującej się w tym zagadnieniu? K.R. Głównym kryterium, jakim powinien kierować się przedsiębiorca, to stan zagrożenia niewypłacalnością. Jeśli zaburzona jest płynność finansowa firmy i brakuje pieniędzy w kasie na regulowanie bieżących zobowiązań, to jest to moment, kiedy powinniśmy reagować i korzystać z ochrony przeciwegzekucyjnej, jaką jest otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego. Zdarza się, że przedsiębiorcy czekają z kluczowymi decyzjami, bo myślą, że sprawy „jakoś się rozwiążą”, że „jakoś to będzie”, a brakiem reakcji można doprowadzić firmę do upadłości… lepiej korzystać z możliwości, jakie daje nam Ustawa prawa restrukturyzacyjnego. Czego oczekują Wasi Klienci od doradców restrukturyzacyjnych czy gospodarczych? Po co przychodzą do Waszej kancelarii? K.R. Szukają profesjonalnej obsługi prawnej, ekonomicznej i pomocy wyjścia z problemów. Przedsiębiorcy chcą także ochronić swój majątek przed egzekucją komorniczą. Naszym klientom zależy na bezpiecznym wyjściu z problemów. Restrukturyzacja daje możliwość na spokojne poukładanie biznesu, porozumienie się z wierzycielami. F.K. Często podkreślamy, że z każdej sytuacji jest wyjście i zawsze można znaleźć mądre rozwiązanie. Dlatego zachęcamy do kontaktu z naszą kancelarią. Na pewno znajdziemy mądre i sensowne wyjście z trudności finansowych.
ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250 Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849 www.kizukmichalska.pl | www.centrumrestrukturyzacji.pl
56
#reklama
WIĘCEJ NIŻ AGENCJA PRACY
ZADANIEM naszego przedsiębiorstwa
ZAWSZE W USTALONYM TERMINIE
NASZA OFERTA TO MIĘDZY INNYMI:
ZAWSZE POWYŻEJ OCZEKIWAŃ
jest wspieranie kontrahentów w realizacji projektów, przy pomocy wykwalifi kowanych i doświadczonych współpracowników.
• Przeprowadzanie rekrutacji • Obsługa kadrowo-płacowa • Całkowita obsługa HR • Leasing pracowników • Outsourcing usług • Doradztwo i konsultacje NOVA PRACA GROUP SP. Z O.O. ul. Jagiellońska 88, Szczecin tel.: 506 620 817 e-mail: biuro@novapracagroup.p
DOGODNA FORMA KSZTAŁCENIA = LEPSZA JAKOŚĆ ŻYCIA
STUDIA PODYPLOMOWE
STUDIA DZIENNE I ZAOCZNE
MBA
Master of Business Administration
PRAWO studia 5-letnie jednolite magisterskie
ADMINISTRACJA I i II stopnia – 8 specjalności
www.wsap.szczecin.pl
ul. Siemiradzkiego 1A, Szczecin
IG @wsap_szczecin
rekrutacja@wsap.szczecin.pl
FB @WSAPSzczecin
tel. kom 796 308 468
Zabezpiecz lakier swojego auta! FOLIE OCHRONNE SAMOREGENERUJĄCE Najlepsze zabezpieczenie lakieru przed uszkodzeniami mechanicznymi
POWŁOKI CERAMICZNE I KWARCOWE Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja, ochrona przed UV, wysoka twardość
ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217 FB CarDetailingSzczecin
#reklama
Świętowanie w Victoria Apartments nad jeziorem Dąbie Budowane z poszanowaniem natury, otulone dziką przyrodą, ulokowane tuż przy linii brzegowej jeziora Dąbie – pierwsze osiedle z widokiem na wodę w Szczecinie już gotowe. Uroczyste zakończenie pierwszego etapu inwestycji Victoria Apartments zgromadziło wyjątkowych gości.
Szczecin zwraca się ku wodzie i jest to trend, który widać od wielu lat – zarówno w sferze kultury, rozrywki, gastronomii, jak i budownictwa. Victoria Apartments, czyli osiedle położone nad samym jeziorem Dąbie to przykład inwestycji budowanej zgodnie z nurtem Floating Garden 2050, który odwołuje się do niesamowitego bogactwa natury wokół Szczecina – lasów, puszczy oraz licznych kanałów, rzek i rozlewisk. Zgodnie z ideą pływającego ogrodu miasto odpowiedzialnie podchodzi do gospodarowania zasobami naturalnymi, a dbałość o ochronę środowiska i inwestycje podnoszące jakość życia stawia jako priorytet.
Szczecin: miłość od pierwszego wejrzenia Tę ideę przyświecającą rozwojowi miasta, a także jego niesamowite położenie oraz wyjątkowy, żeglarski charakter samego jeziora Dąbie docenił kilka lat temu inwestor, firma deweloperska PCG z Wrocławia. Wrażenie na nim zrobiła dzika przyroda, latające nad głowami żurawie i orły bieliki, a także niepowtarzalny widok na zacumowane żaglówki. To wtedy jej prezes, Piotr Baran, wyobraził sobie osiedle, które wyrośnie tuż przy marinie. – Cztery lata temu jako żeglarz, stanąłem tutaj nad jeziorem Dąbie i zachwyciłem się tym unikatowym na skalę Europy miejscem. Bardzo chcieliśmy tu budować i włączyć się w strategię i wizję miasta opartą o zieleń i wodę. Z dumą pokazujemy dziś efekty naszych działań – mówił Piotr Baran, prezes PCG S.A. podczas uroczystego zakończenia pierwszego etapu budowy osiedla Victoria Apartments.
Na evencie pojawili się m.in. przedstawiciele władz miasta, miejskiego wydziału urbanistyki i architektury, szczecińskiego i zachodniopomorskiego biznesu oraz honorowi konsule. Obecny na wydarzeniu wiceprezydent Daniel Wacinkiewicz przyznawał, że działania firmy są wspólne z wizją obraną przez Szczecin, a długofalowa strategia dolnośląskiego dewelopera robi wrażenie. – Ujęła nas ta chęć firmy do zrozumienia idei miasta w kontekście zagospodarowania terenów nad wodą. Floating Garden to jednak nie tylko woda, ale także zieleń – mówił Daniel Wacinkiewicz podkreślając dbałość firmy o naturę dookoła inwestycji i budowanie z jej poszanowaniem. W trakcie spotkania goście mieli okazję zwiedzić osiedle – wejść i odpocząć na imponującym tarasie widokowym z rozległym widokiem na marinę i żaglówki, a także odwiedzić eleganckie mieszkanie pokazowe i poznać efekt wykończenia apartamentu pod klucz, jaki proponuje deweloper. Wydarzenie uświetnił występ smyczkowej orkiestry kameralnej Baltic Neopolis Quartet, która dała koncert na jednym z balkonów inwestycji.
Dziesięć metrów od jeziora Dąbie Na osiedle Victoria Apartments składają się cztery wysokiej klasy apartamentowce. Znajdują się w nich 83 apartamenty i 2 lokale handlowo–usługowe. Metraże mieszkań zaczynają się od 40,47 m² i sięgają 69,87 m². W ofercie do wyboru są funkcjonalne układy: 2–, 3–, 4–pokojowe, a każdy apartament może zostać zaprojektowany pod klucz.
Inwestycja zlokalizowana na Prawobrzeżu, tuż przy Parku Krajobrazowym Doliny Dolnej Odry i bezpośrednio nad jeziorem Dąbie, zachwyca żeglarskim klimatem i jednocześnie tym, jak świetnie jest skomunikowana z resztą miasta – do centrum dojedziemy zaledwie w kwadrans. Goście docenili jakość i dbałość o części wspólne. Uwagę przykuły także przestronne, przeszklone balkony z dodatkowym miejscem na przechowywanie i inteligentne rozwiązania, jakie zastosował na osiedlu deweloper, czyli system smart home. Pozwala on m.in. przy pomocy aplikacji w telefonie czy tablecie na zdalne sterowanie oświetleniem sufitowym i ogrzewaniem, a także zdalne połączenie telefonu z domofonem w przypadku nieobecności w mieszkaniu. Pierwsi mieszkańcy osiedla odebrali już klucze do swoich apartamentów. Wciąż jest szansa, by zostać ich sąsiadami – w ofercie znajdziemy jeszcze kilka mieszkań na sprzedaż. Oddanie drugiego etapu Victoria Apartments przewidziane jest na IV kw. 2022 r.
Jeszcze więcej mieszkań nad wodą PCG to inwestor wywodzący się z Dolnego Śląska. Dotychczas od ponad 30 lat swoją działalność prowadził przede wszystkim we Wrocławiu i Legnicy. Osiedlem Victoria Apartments rozpoczął swoją przygodę ze Szczecinem. Firma zapowiedziała następne inwestycje mieszkaniowe na terenie Kępy Parnickiej i Wyspy Zielonej. To kolejne projekty w portfolio PCG, które realizowane będą nad wodą.
#reklama
www.gtaglass.pl
ul. Kolumba 59 70-035 Szczecin
tel.: +48 607 786 105 e-mail: biuro@gtaglass.pl
Godziny otwarcia: poniedziałek - piątek 9.00 - 18.00
WYKOŃCZENIA ZE SZKŁA NA WYMIAR Ścianki i zabudowy szklane
Balustrady szklane
Drzwi szklane
Kabiny prysznicowe
Lacobel
Lustra
Daszki szklane
Podłogi szklane
fot. Sebastian Wołosz
| WYDARZENIA |
Perły Biznesu rozdane Już po raz 18. redakcja magazynu „Świat Biznesu” przyznała Perły Biznesu. Wyróżnienia trafiły w ręce najlepszych przedsiębiorców Pomorza Zachodniego. Zwycięzców poznaliśmy podczas uroczystej gali w Novotelu w Szczecinie. Wydarzenie Gospodarcze 2021 i Osobowość Biznesu 2021 to kategorie główne 18. edycji prestiżowego konkursu. W tym roku laureatów wybrała kapituła, w skład której weszli przedstawiciele świata nauki: ekonomiści i naukowcy reprezentujący nauki techniczne i ścisłe oraz szczecińscy publicyści ekonomiczni. Przewidziano również nagrodę specjalną Gwiazdę Świata Biznesu 2021. Wielkimi zwycięzcami konkursu zostali obywatele Ukrainy. To właśnie im przypadła główna nagroda w kategorii Wydarzenie Gospodarcze 2021. Konkursowe jury uargumentowało swoją decyzję, podkreślając, że nie ma branży w naszym regionie, której dziś nie zasilaliby i nie rozwijaliby obywatele Ukrainy.
62
Spotkanie z architektem Krzysztofem Miruciem
| WYDARZENIA |
fot. Andrzej Szkocki
#materiał partnerski
Jeden z najpopularniejszych architektów i prowadzący programów telewizyjnych o tematyce wnętrzarskiej był gościem showroomu AGD Prestige. Wydarzenie przyciągnęło wielu gości. Była to okazja do zapoznania się z produktami uznanych marek AGD, skorzystania z atrakcyjnych promocji, a także wymiany myśli i opinii ze specjalistami. (red.)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022
63
Bankiet
w królewskim stylu Wieczór w królewskim stylu, tak można podsumować pierwszy wernisaż Lucasa Lucaprio, szczecińskiego artysty, na dziedzińcu nowej kamienicy na Starym Mieście w Szczecinie. W wydarzeniu wzięli udział znani przedstawicie świata biznesu i sztuki Pomorza Zachodniego. Royal Ascot to właśnie pod tym hasłem odbyła się pierwsza prezentacja dzieł malarza Łukasza Czuba, działającego pod pseudonimem Lucas Lucaprio. Motyw przewodni narzucał zaproszonym dress code inspirowany prestiżowymi spotkaniami członków i gości brytyjskiej rodziny królewskiej podczas wyścigów konnych w miasteczku Ascot. Artysta wystawił 13 dzieł. Prace utrzymane we współczesnym stylu przedstawiały konie, psy oraz motywy florystyczne. Goście z zainteresowaniem przyglądali się obrazom, fotografując się w ich otoczeniu. (am)
64
fot. Andrzej Szkocki
| WYDARZENIA |
#reklama
#reklama
Klub Tenisowy świętował 75. urodziny Najpierw specjalny piknik przy alei Wojska Polskiego z licznymi atrakcjami dla miłośników tenisa i przyjaciół Klubu, a następnie wyjątkowa gala, w której wzięli udział uznani szczecinianie w tym jeden z najlepszych polskich biegaczy, Marcin Lewandowski. (pd)
66
fot. Andrzej Szkocki
| WYDARZENIA |
#reklama
#reklama