17 minute read
Sport
from MM Trendy #10 (100)
by MM Trendy
Gwiazda, która pomaga zabłysnąć innym
Jeżeli w wieku 11 lat debiutuje w igrzyskach paraolimpijskich, jeżeli w wieku 15 lat zdobywa pierwszy złoty medal w tych zmaganiach, później w trzech kolejnych największych światowych imprezach nie schodzi z najwyższego stopnia podium, jeżeli startuje zarówno w igrzyskach dla pełnosprawnych sportowców, jak i dla niepełnosprawnych, a na koniec wystawia ostatni złoty medal na licytację w celu wspierania młodych zawodników, to szybko można zdać sobie sprawę z tego, że ma się do czynienia z postacią wyjątkową. Taka właśnie jest Natalia Partyka, tenisistka stołowa Startu Szczecin.
Advertisement
TEKST MAURYCY BRZYKCY / FOTO PIOTR HUKALO
Sportowcy w nastoletnim wieku w igrzyskach olimpijskich to żadna nowość. Najmłodszy medalista w zawodach sportowców pełnosprawnych miał… 10 lat. Dimitrios Loundras dokonał tego w Atenach w 1986 roku. Grecki gimnastyk miał wówczas 10 lat i 210 dni. Wśród zawodników niepełnosprawnych najmłodszą medalistką jest Eleanor Simmonds. W 2008 roku w Pekinie brytyjska pływaczka wywalczyła dwa złote medale, mając zaledwie 14 lat. I tu dochodzimy do Natalii Partyki. Gdy jechała na igrzyska paraolimpijskie w Sydney w 2000 roku, miała wówczas zaledwie… 11 lat. Dzieci w tym wieku zajmują się dosłownie wszystkim, ale nie startami w największych światowych imprezach. Sportowa droga Partyki została wytyczona w bardzo młodym wieku, a sama Natalia nie zboczyła z niej aż do dziś.
Partyka to paraolimpijski fenomen. Po zebraniu doświadczenia w 2000 roku w igrzyskach w Sydney, kolejna impreza w Atenach przyniosła jej już dwa medale. Natalia wywalczyła złoto w grze singlowej oraz srebro w rywalizacji drużynowej. Od czasu porażki w Sydney (ostatecznie zajęła tam piąte miejsce) przez 16 lat była niepokonana przy stole paraolimpijskim. To rewelacyjny rekord, który zapewnił jej cztery kolejne złote medale w igrzyskach paraolimpijskich: w Atenach (2004), w Pekinie (2008), w Londynie (2021) i Rio de Janeiro (2016). Partyka przegrała dopiero w tym roku w Tokio.
- Na początku nie było fajnie po półfinałowej porażce z Qian Yang. Tak długo byłam przecież niepokonana. Było rozczarowanie, złość, smutek. Nie była to jednak pierwsza porażka w moim życiu, z którą musiałam się zmierzyć, a poza tym miałam jeszcze do rozegrania turniej drużynowy. Musiałam się szybko pozbierać – opowiada Natalia Partyka, która ostatecznie w grze singlowej wywalczyła brązowy medal.
Polka pozbierała się bardzo szybko i przywiozła z igrzysk paraolimpijskich kolejny złoty medal. Tym razem wywalczony w drużynie z Karoliną Pęk. - Ludzie mi gratulowali i to zmieniło moją perspektywę. Przestałam myśleć o tym medalu w kategoriach porażki, że to tylko brąz. Byłam w końcu w stanie go docenić – dodaje Partyka. Czy można chcieć więcej, po już dość długiej i bardzo owocnej karierze? Można, a na dodatek zawodniczka KSI Startu Szczecin wydaje się być typem sportsmenki, którą bardziej napędzają „niepowodzenia”, jeżeli można tak nazwać brązowy medal w igrzyskach paraolimpijskich, niż najwyższe laury. Partyka już myśli bardzo mocno o paraolimpiadzie w stolicy Francji.
- Te igrzyska są tak naprawdę za chwilę. Planuję wystąpić w Paryżu, jeśli oczywiście będę zdrowa i w dobrej formie. Cieszę się z brązowego medalu, ale chciałabym się zrewanżować i odebrać to, co moje – zaznacza Natalia Partyka.
Partyka zdominowała paraolimpijską scenę tenisa stołowego na świecie. Ale to nie wszystko. Natalia jest jedną z nielicznych osób na świecie, które potrafią wywalczyć kwalifikację olimpijską także do startu z pełnosprawnymi tenisistami stołowymi. Startowała w Pekinie, Londynie, Rio de Janeiro oraz w Tokio. W rywalizacji z pełnosprawnymi sportowcami także ma masę osiągnięć na koncie. Jest kilkukrotną medalistką mistrzostw Europy w grze podwójnej, jest wicemistrzynią Ligi Mistrzów ETTU z KTS Tarnobrzeg,
ma wiele tytułów drużynowego mistrza Polski, jest medalistką mistrzostw Polski w grze pojedynczej. Jest niezwykle aktywną sportsmenką. W Polsce reprezentuje od kilku lat KSI Start Szczecin, zaś w Czechach gra dla SKST Hodonin, z którym rywalizuje w Lidze Mistrzów.
Partyka pochodzi z Gdańska, a w Szczecinie nie bywa tak często, jak by chciała. Gdy tylko jednak odwiedza swój klub, często uczestniczy w treningach sekcji tenisa stołowego. Ostatnio pojawiła się na zajęciach i dała dawkę swoich umiejętności wraz z trenerem Alexem Sorokinem. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, a klubowi koledzy mogli się przekonać, na jaki poziom można dojść dzięki ciężkiej codziennej pracy na treningach.
Partyka to jednak nie tylko aktywna uczestniczka sportowego życia. Zawodniczka Startu Szczecin stara się angażować w wiele wartościowych akcji. Ostatnia wraz z Eneą promuje tenis stołowy i pomaga kobietom, które w szczególny sposób dotknęła pandemia.
- Jako sportowcy, pozycję, jaką sobie wypracowaliśmy poprzez sport, możemy wykorzystać do tego, by robić coś ważnego i potrzebnego dla innych – twierdzi Partyka. - Myślę, że to jest wręcz nasz obowiązek, bo dzięki naszym kibicom możemy dotrzeć do większej liczby ludzi. Ja robię swoje przy stole, ale mogę również zrobić dużo poza nim. Dlatego zawsze staram się angażować, gdy widzę jakąś fajną akcję. Mnie samą w przeszłości spotkało dużo dobrego ze strony innych ludzi, teraz mogę się zrewanżować. Udział w akcjach społecznych daje przede wszystkim mnóstwo satysfakcji. Poza tym mamy okazję pojawić się w świadomości ludzi również w innej roli. Znają nas jako sportowców, a dzięki takim akcjom mogą nas poznać po prostu jako ludzi. Możemy zyskać nowych kibiców, dotrzeć do tych, którzy na co dzień nie interesują się aż tak mocno sportem.
Partyka doskonale wie, jak ciężko jest młodym sportowcom, z mniej popularnych dyscyplin, wybić się ponad przeciętność, znaleźć dobre miejsce do trenowania, pozyskać środki na rozwój, na udział w imprezach. Właśnie przez to już jakiś czas temu postanowiła stworzyć Fundusz Natalii Partyki, w ramach którego młodzi sportowcy z różnych dyscyplin, którzy zmagają się z przeciwnościami losu i mają utrudniony rozwój, mogą otrzymać stypendium oraz pomoc psychologów sportu. Obecnie trwa już trzecia odsłona akcji. Fundusz Partyki może zostać wkrótce mocno zasilony. Multimedalistka paraolimpijska wystawiła na licytację swój złoty medal z Tokio za rywalizację drużynową. Kwota wywoławcza to 100 tysięcy złotych. Środki z licytacji zostaną przeznaczone na rozwój młodych sportowców z całej Polski i zasilą fundusz stypendialny.
- Wielu ludzi, z różnymi stopniami niepełnosprawności, często zamyka się w domach, unika kontaktu z innymi. My im pokazujemy, że warto próbować, nie poddawać się, że to nie koniec świata – mówi Partyka, która urodziła się bez prawego przedramienia. - Bardzo fajnie się stało, że ostatnia paraolimpiada była tak szeroko pokazywana. Po raz pierwszy było tyle transmisji telewizyjnych, tyle mediów zaangażowanych w relacjonowanie tego, co działo się w Tokio. Okazało się, że ludzi to interesuje, chcą to oglądać i o tym czytać. Bardzo dobrze, bo to są wspaniałe historie, często z happy endem. Jestem w sporcie paraolimpijskim od bardzo dawna i te historie zawsze mnie poruszają, motywują i inspirują. Myślę, że nie tylko mnie, bo dostajemy czasem wiadomości, że ktoś nas gdzieś widział i postanowił coś zmienić w swoim życiu.
Piłkarski przewodnik po byłej NRD
Mateusz Kasprzyk, wierny kibic Pogoni Szczecin, fascynat kultury bałkańskiej oraz historii wschodnich Niemiec, a także miłośnik groundhoppingu, czyli turystyki stadionowej. W czasie lockdownu odcięty od tego, co kocha najbardziej, zabrał się do... pisania. Tak powstał „Piłkarski przewodnik po byłej NRD”.
ROZMAWIAŁ ŁUKASZ CZERWIŃSKI / FOTO ARCHIWUM MATEUSZA KASPRZYKA
Miłość do piłki nożnej w naszym kraju na pewno nie dziwi. Jesteśmy przyzwyczajeni, że kibice utożsamiają się z jednym, może dwoma klubami. Ty natomiast podróżujesz i odwiedzasz różne stadiony, bez przywiązania do ich barw
klubowych, skąd taka zajawka? Często posługuję się powiedzeniem Eduardo Galeano, który mówi, że stadiony są lustrem, w którym odbija się obraz naszego świata. Myślę, że piłka nożna jest sposobem na to, żeby poznawać inną kulturę z bliska. To taka soczewka, która wszystko skupia, gdyż będąc na trybunach stadionu, można zobaczyć, co dzieje się w danym regionie lub kraju. Kiedy wchodzisz na trybuny, to wiesz, czy ludzie są tam szczęśliwi, czy nie, czy mają pracę, czy nie mają, widzisz ,jak wygląda ich życie i czym się pasjonują. Wydaje mi się, że to najszybszy sposób do zgłębienia nowych kultur. Według mnie, jadąc na zorganizowaną wycieczkę, nie da się tak dobrze poznać danego kraju, jak właśnie na stadionie. Lubię piłkę nożną, a przy okazji pasjonuję się też geografią i kulturą, chcę odkrywać nowe miejsca i poznawać świat. Piłka nożna i groundhopping pozwalają mi te wszystkie pasje połączyć w jedną.
Jakie najciekawsze miejsca do tej pory
odwiedziłeś? Najciekawsze to pojęcie subiektywne, bo zależy od tego, co nas najbardziej interesuje. Ja osobiście bardzo lubię Bałkany i tereny byłej NRD, o której właśnie napisałem publikację. Na Bałkanach bardzo podoba mi się żywiołowość kibiców. Jadąc tam na mecz, nie skupiasz się na boiskowych wydarzeniach i nie szukasz gwiazd piłki nożnej, tylko chłoniesz ten klimat trybun, pirotechnika, głośne śpiewy. Podziwiam też mentalność bałkańską, której chyba trochę nam brakuje. U nas ten pośpiech jest bardziej zachodnioeuropejski, natomiast na Bałkanach czas płynie wolniej. Oni wyznają zasadę, że jak nie wiesz, co czeka cię jutro, to musisz celebrować dzisiejszy dzień.
Wspomniałeś już o swojej publikacji, więc powiedz, skąd pomysł na jej napisanie i dlaczego akurat wschodnie
Niemcy? Generalnie ode mnie z osiedla bliżej jest do Niemiec niż do centrum Szczecina. Pomysł narodził się w grudniu ubiegłego roku, kiedy panował głęboki lockdown. Stwierdziłem, że trzeba coś zrobić, żeby totalnie nie zmarnować tego okresu. Stwierdziłem, że to dobry moment, żeby podsumować dekadę moich podróży po stadionach byłej NRD.
Na początku nikogo nie informowałem, że powstaje taki projekt, po prostu traktowałem to jako kreatywne zajęcie na nadmiar wolnego czasu. Finalnie udało mi się wszystko poskładać w całość, a odbiór tej publikacji znacznie przekroczył moje oczekiwania. Myślałem, że po prostu kilka osób przejrzy ją w internecie, a tymczasem trafiła nawet do druku i to w dwukrotnie większym nakładzie niż zakładałem (100 egzemplarzy). W związku z tym, że pojawiają się kolejne pytania o wersję fizyczną publikacji, to nie wykluczam drugiego druku. Jest to motywacja, żeby w kolejnych latach realizować podobne projekty.
W swojej publikacji piszesz o Unionie Berlin z Bundesligi, ale także o klubach z niższych poziomów rozgrywkowych. Skąd tak szeroki zakres zainteresowa-
nia? Najbardziej chodziło mi po prostu o obszar byłej NRD. Po upadku Muru Berlińskiego, tak naprawdę piłka nożna na wschodzie Niemiec upadła wraz z nim. Z racji problemów finansowych niewiele klubów zdołało dostać się na najwyższy poziom rozgrywek. Dopiero teraz część z tych klubów odbudowuje swoją pozycję w niemieckiej piłce i wyrywa się z amatorskich rozgrywek. Chociażby wspomniany Union Berlin jest kompletnym nowicjuszem na poziomie Bundesligi, a jest to przecież klub ze stolicy kraju i jednego z największych miast w Europie. Oprócz Unionu jest jeszcze RB Lipsk, ale wiadomo, że to już inna historia, a klub jest zbudowany dzięki finansom bogatego sponsora, który postanowił zainwestować tam, gdzie było zapotrzebowanie na wielką piłkę.
Kluczem mojego wyboru była po prostu geografia, gdyż bardzo interesuję się terenami byłej NRD, a historia nieistniejącego już kraju jest bardzo fascynująca. Losy tamtejszych klubów są bardzo ciekawe zarówno przed upadkiem Muru Berlińskiego, jak i po upadku. FC Magdeburg był kiedyś klubem z europejskiego topu, kiedy w 1974 roku sięgnął po Puchar Zdobywców Pucharów. Dodatkowo sięgnął po to trofeum, mając w składzie tylko piłkarzy z miasta i okolic. W tych czasach taka sytuacja jest już niemożliwa. Teraz jest to klub zaledwie trzecioligowy, a takich drużyn jest znacznie więcej. Ciekawe jest to, że mimo tak znacznego spadku kibice wciąż pozostali ze swoimi drużynami i licznie uczęszczają na mecze.
Opowiadasz o fascynacji Bałkanami, o wschodnich Niemczech, a co z pol-
ską piłką? Czy w naszym kraju równie chętnie odwiedzasz stadiony i jest szansa na publikację o naszym rodzimym
podwórku? Nie ukrywam, że od zawsze jestem kibicem Pogoni Szczecin, to klub, który jest dla mnie najważniejszy i staram się być na każdym meczu. Nawet jeśli gdzieś wyjeżdżam, to zerkam, kiedy gra Pogoń i czy mój wyjazd nie koliduje z jej meczem. Z tego powodu jest mi trudno podchodzić z odpowiednim dystansem i obiektywizmem do innych klubów w Polsce. Dlatego nie planuję żadnej publikacji o polskiej piłce nożnej. Myślę, że to jest już na tyle dobrze znany i opisany obszar, że nie ma sensu tego powielać. Natomiast jeśli chodzi o byłą NRD, to jestem przekonany, że takiej publikacji jeszcze w Polsce nie było.
Wracając do piłki bałkańskiej, to tam też miałeś styczność z niższym poziomem ligowym czy jednak tylko czołowe
kluby? Jadąc na Bałkany, jednak szukasz meczów, w których będzie fajna atmosfera na trybunach. W Serbii jest tak, że największe zainteresowanie generują kluby ze stolicy i cały kraj dzieli się na kibiców Partizana i Crvenej Zvezdy. Tam wszystko kręci się wokół stolicy, a u nas kibice z innych miast raczej nie przepadają za Legią. Najczęściej wybieram te mecze, które generują dużą liczbę kibiców, ale tam niższe ligi też mają swój klimat.
Zwiedziłeś wiele stadionów, widziałeś wiele kibicowskich opraw, a czy kiedyś trafiłeś na sytuacje zagrożenia i zamieszki między kibicami? Jakieś 4-5 lat temu byłem właśnie na derbach Belgradu między Partizanem i Crveną Zvezdą. Wtedy doszło do słynnego rozłamu kibiców Partizana, gdzie zwaśnione grupy zaczęły ze sobą walczyć i tam naprawdę była konkretna zadyma. My akurat byliśmy w sektorze obok „młyna” Partizana i wszystkie te wydarzenia były na wyciągnięcie ręki.
Grosicki wrócił zdobyć mistrzostwo
Lato w polskiej ligowej piłce upłynęło pod znakiem powrotu dobrych piłkarzy. Hitem transferowym był Kamil Grosicki, który znów gra dla Pogoni Szczecin.
TEKST JAKUB LISOWSKI / FOTO SZYMON STARNAWSKI
Letnie spotkanie ze Stalą Mielec nie zapowiadało się szczególnie dla szczecińskich kibiców. Portowcy byli faworytem, mieli łatwo pokonać niżej notowanego prze-
ciwnika. Nic więc dziwnego, że spotkanie z nowych trybun stadionu oglądało ledwie 6676 widzów, w dodatku duża część z nich ślamazarnie docierała na obiekt, na ostatnią chwilę. Mieli czego żałować.
Nim sędziowie wyprowadzili drużyny na prezentację na środek boiska, pojawił się prezes klubu Jarosław Mroczek. I już było wiadome, że będzie „bomba”. I była.
- Kamilu, witaj w domu – powiedział Mroczek i zaprezentował nowego piłkarza w Pogoni – Kamila Grosickiego. - Dla nas to wielki dzień. Publiczność po raz pierwszy poderwała się z krzesełek.- Szczecin moje miasto, Pogoń to mój klub. Jestem szczęśliwy, wracam do domu. Za rok będzie piękniejszy stadion, będziemy grać o najwyższe cele. Spełniłem marzenie - mówił Grosicki. - Jestem tu, walczymy o mistrza Polski. - „Kamiiiil Grosicki” - skandowali kibice.
33-letni skrzydłowy błyskawicznie rozpoczął treningi i już po tygodniu zadebiutował w Pogoni. Miał udział przy bramce w spotkaniu z Lechem w Poznaniu, w kilku innych akcjach pokazał dużo jakości, więc ten transfer szybko zaczął się spłacać.
Kamil Grosicki to na pewno najważniejszy transfer tego roku w Pogoni. Wszyscy uważają, że to jest ten brakujący element w drużynie, który ma pomóc w wywalczeniu mistrzostwa Polski. Kadra Pogoni faktycznie jest najsilniejsza od ponad 20 lat, choć wpadka w Pucharze Polski była bardzo wstydliwa i wszystkich zabolała.
Sam Grosicki wrócił do Pogoni po 14 latach przerwy. Debiutował w końcówce sezonu 2005/06 – w meczu z Arką Gdynia. (maj 2006). Wszedł w końcówce meczu, zmieniając legendę klubu Ediego Andradinę. To był okres, gdy szefem klubu był łódzki biznesmen Antoni Ptak. Właściciel postanowił wtedy realizować swój autorski pomysł na sukces w Polsce. Hurtem sprowadził brazylijskich piłkarzy. Gdy Grosicki debiutował, to w „11” Pogoni zagrało dziewięciu Brazylijczyków, a jeszcze jeden wszedł z rezerwy. Kibice zaczęli się odwracać od „brazylijskiej Pogoni” i w takich trudnych warunkach Grosicki zaczął wchodzić do dorosłej piłki. Miał wtedy 18 lat i imponował szybkością, niezłą techniką i pozaboiskową przebojowością.
W sezonie 2006/07 Grosicki grał jeszcze więcej – 21 występów ligowych i 2 bramki – i był jednym z nielicznych jasnych punktów upadającej, coraz słabszej Pogoni. 26 maja 2007 zagrał po raz ostatni w Pogoni.
Później grał w Legii, FC Sionie (Szwajcarii), Jagiellonii, Sivasspor (Turcja), Stade Rennais (Francja). To wysoka forma we Francji zbudowała też pozycję „Grosika” w reprezentacji Polski i zaprocentowała też wymarzonym transferem do Premier League. Trafił do Hull City, próbował pomóc w walce o utrzymanie, co jednak się nie udało i Grosicki musiał grać na drugim poziomie. Ostatnie 1,5 roku spędził w West Bromwich Albion, ale grał już sporadycznie.
O tym, że może wrócić do Pogoni, mówiło się już ostatniej zimy, ale zabrakło chęci, funduszy i przekonania, że to dobry krok. W sierpniu była już inna sytuacja, a sam piłkarz chciał znów reprezentować szczeciński klub. Podpisał dwuletnią umowę, gra z numerem „11”.
Doskonały czas dla naszych pociech na robienie psikusów i żartów
Nadeszła jesień, a wraz z nią zbliża się wielkimi krokami zwyczaj obchodzony 31 października, który jest głównie popularny wśród młodego pokolenia. Mowa oczywiście o HALLOWEEN.
W ostatnim dniu października popularne będą dynie, przebrania za kościotrupy i czarownice a także zombie będą jak najbardziej wskazane.Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia naszego sklepu i zapoznania się z wyjątkową ofertą na jakże upiorne dekoracje i akcesoria. Znajdą tu Państwo m.in.balony i piniaty, stroje, peruki, krew, lateks, maski i makijaż a także pajęczyny, banery, girlandy, kościotrupy oraz wiele innych.
Partyland oferuje szeroki wybór wszystkiego czego potrzebujesz w ramach akcesoriów imprezowych na przyjęcia i uroczystości. Stwórz swój bukiet balonowy, kup niezbędne akcesoria i gadżety na Twoją imprezę! Zapraszamy na konsultacje dekoracji sali, restauracji, imprezy firmowej czy domowej. Dodatkowo w naszym sklepie możesz skomponować własne życzenia, a my je dla Ciebie napiszemy na balonie!
Ściągnij aplikację Partyland Loyalty atrakcyjne rabaty Zbieraj punkty i kupuj za nie wybrane przez siebie produkty.
Galeria Kaskada, al. Niepodległości 36 tel. 91 810 21 12 | e-mail: kaskada@partyland.party Godziny otwarcia: Pon. – Sob: 9-21, Niedz: 10-20
Rocznie sadzimy 1,5 miliona nowych drzew
Rozmowa z Nadleśniczym Nadleśnictwa Trzebież Tomaszem Kuleszą
Jakie tereny obejmuje Nadleśnictwo Trzebież? Jaki udział w nich ma Puszcza
Wkrzańska? Praktycznie ponad 90% powierzchni nadleśnictwa położone jest w Puszczy Wkrzańskiej. Od północy i wschodu lasy nadleśnictwa ograniczone są Zalewem Szczecińskim oraz Roztoką Odrzańską, od zachodu - granicą państwa, a od południa - lasami komunalnymi miasta Szczecina.
Założenia Zielonego Ładu i objęcia 30% powierzchni nadleśnictwa ochroną bioróżnorodności oraz 10% ochroną ścisłą wydają się na pozór racjonalnym i pożytecznym dla nas działaniem. Jakie
mogą nieść zagrożenia? Według szacunków, w wyniku wprowadzenia Zielonego Ładu, pozyskanie drewna może zmniejszyć się w Polsce nawet o 40%. Wpłynie to z pewnością na zwiększenie ceny drewna, co w konsekwencji może prowadzić do zastępowania go mniej ekologicznymi produktami, np. plastikiem. Zielony Ład może doprowadzić do ograniczenia produkcji bądź nawet likwidacji wielu zakładów drzewnych i w konsekwencji do zmniejszenia zatrudnienia na obszarach wiejskich. Dodatkowo pozostawienie bez ingerencji człowieka większych obszarów może spowodować zubożenie ich bioróżnorodności. To dzięki prowadzeniu racjonalnej gospodarki możemy kształtować środowisko stwarzając zróżnicowane warunki bytowania większej ilości gatunków roślin i zwierząt.
Na czym polega to zrównoważone gospodarowanie w Nadleśnictwie? Na jakiej podstawie prawnej się opiera? Zrównoważone gospodarowanie polega na racjonalnym użytkowaniu zasobów leśnych, które gwarantuje zachowanie ciągłości lasów i ich ochronę, a także wypełnianie wielorakich funkcji pozaprodukcyjnych, przyrodniczych i społecznych. Wszelkie prace prowadzone są w oparciu o ustawę o lasach oraz o zatwierdzany przez ministra środowiska dziesięcioletni plan urządzenia lasu.
Ile sadzi się drzew, a ile wycina w skali roku? Co roku na terenie Nadleśnictwa Trzebież sadzimy ok. 1,5 mln nowych drzew. Zastępują one drzewa dojrzałe, które zbliżają się do kresu swego życia. Dzięki usunięciu ich w odpowiednim czasie możemy wykorzystać pełnowartościowy surowiec drzewny, w którym to zakumulowane są znaczne ilości dwutlenku węgla. Warto podkreślić, że stare drzewostany wchodzą w fazę rozpadu i nie dość, że nie przyswajają dwutlenku węgla, to stają się jego emitentem. Dlatego wyprzedzając naturalne procesy wprowadzamy w ich miejsce młode pokolenie, które wzrastając korzystnie wpłynie na kształtowanie klimatu.
Jak ocenia Pan kondycję trzebieskich lasów, czy występują w nich szkodni-
ki? Mimo występujących w ostatnich latach anomalii pogodowych stan naszych lasów można ocenić jako bardzo dobry. Na bieżąco monitorujemy stan sanitarny drzewostanów i dzięki podejmowaniu odpowiednich działań likwidujemy pojawiające się zagrożenia.
Co najwięcej sprawia trudności we właściwym gospodaro-
waniu zasobami leśnymi? Przede wszystkim niezrozumienie działań leśników przez społeczeństwo. Nasza praca jest często negatywnie odbierana z racji braku znajomości praw przyrody oraz powielanej dezinformacji w środkach masowego przekazu. Ludzie nadal odczytują wycięcie drzewa w lesie jako zjawisko negatywne. Tymczasem są to niezbędne działania, dzięki którym z jednej strony dbamy o kondycję lasu i zachowanie ciągłości pokoleń drzewostanu, a z drugiej zapewniamy odnawialny surowiec drzewny, który ma aż 30 tys. zastosowań w wielu dziedzinach życia. Ponadto musimy mierzyć się z niedoborem wykwalifikowanych pracowników leśnych, gdyż jest coraz mniej chętnych do pracy w trudnych warunkach terenowych. Zmniejszające się bezrobocie spowodowało odpływ pracowników do innych gałęzi gospodarki.
Turystyka leśna jest bardzo powszechną formą rekreacji.
Czy nie zakłóca ona życia mieszkańcom lasu? Z racji położenia Nadleśnictwa Trzebież w sąsiedztwie aglomeracji szczecińskiej, nasze lasy są bardzo chętnie odwiedzane przez jej mieszkańców. Udostępnienie turystyczne lasów jest jednym z istotnych zadań Nadleśnictwa. Przygotowaliśmy bogatą bazę turystyczną w postaci miejsc postoju pojazdów i szlaków turystycznych, które są dostępne dla każdego. Dzikie zwierzęta zdążyły przystosować się do obecności człowieka w lesie. Odwiedzający las powinni jednak pamiętać, że jest to dom zwierząt i należy przestrzegać określonych zasad zachowania. Niewątpliwie niewłaściwe jest puszczanie psów luzem, hałasowanie, a także pozostawianie śmieci.