14 minute read
Rower elektryczny
Król jest tylko jeden. NAKED-R rządzi niepodzielnie.
Teraz także dostępny w Polsce!
Dlaczego Ebike?
Włoski styl Japońska technologia Niemieckie bezpieczeństwo.
C i , k t ó r z y d ą ż ą d o p e r f e k c j i , m u s z ą s z u k a ć d a l e k o i s z e r o k o D l a t e g o E k l e t t a ł ą c z y t r z y ś w i a t y , t r z y d o s k o n a ł o ś c i , a b y s t w o r z y ć j e d e n w y j ą t k o w y , n i e p o w t a r z a l n y i t r w a ł y r o w e r e l e k t r y c z n y J u ż t e r a z m o ż e s z s t a ć s i ę j e d n y m z p i e r w s z y c h o s ó b w P o l s c e , k t ó r e b ę d ą w y z n a c z a ć n o w y t r e n d
Zarezerwuj jazdę próbną!
Jak Wygra Em Z Bankami
O tym, jak to się stało, że dwóch młodych adeptów prawa stworzyło jedną z największych kancelarii prawnych w kraju, która dzisiaj wygrywa tysiące spraw z bankami, o upadającym systemie bankowym w Polsce i czekającej nas nowej fali pozwów nie tylko w sprawach frankowych, w rozmowie z Jakubem
Wróblem opowiada dr Jędrzej Jachira, wspólnik i założyciel Kancelarii Prawnej
SOBOTA JACHIRA Sp. k.
Jakub Wróbel: Spotykamy się chwilę przed wakacjami w 2023 roku w siedzibie pana kancelarii we Wrocławiu. Z uzyskanych o panu informacji dowiaduję się, że wraz ze wspólnikiem zawiadujecie ponad stuosobowym zespołem, macie prawie dwa tysiące korzystnych wyroków dla frankowiczów, a w tym samym czasie zaczynacie wygrywać jako pierwsi w kraju sprawy kredytów obciążonych WIBOR-em. Jak udało się zbudować tak prężnie działającą firmę?
Jędrzej Jachira: Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się na chwilę przenieść w czasie. Jest kwiecień 2016 roku, kończę w tym czasie studia prawnicze na WPAiE Uniwersytetu Wrocławskiego. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie po nich zawędruję, ale nie do końca pragnę spędzić następne dziesięć lat w kolejnych dużych kancelariach prawnych i piąć się po szczeblach drabiny, której stopnie będą zmieniać jedynie moje kolejne tytuły i pensję. W tym samym czasie dostrzegam, że w Polsce nie rozwiązano w żaden sposób problemu kredytów frankowych, które były przedmiotem licznych obietnic kolejnych polityków.
Rozumiem młodzieńczy zapał, ale czy na tak wczesnym etapie rozwoju firmy naprawdę wierzył pan, że można wygrać z całym systemem bankowym? Na samym początku nie walczyłem z systemem, ale traktowałem to jako indywidualne wyzwanie. Z jednej strony słyszałem zakłady moich kolegów i koleżanek z poprzedniej pracy o to, jak szybko zrezygnuję i wrócę do nich. Twierdzili, zresztą jak większość osób, z którymi wtedy rozmawiałem, że z bankami zwyczajnie wygrać się nie da. Tym bardziej nie mając za sobą również potężnego zaplecza finansowego i „układów”. Z drugiej strony czytałem wówczas o podobnych sukcesach w innych krajach UE, w których frankowicze zawędrowali nawet do Luksemburga, aby pozbyć się swoich toksycznych kredytów. Dlaczego zatem miałem z góry przyjąć, że nam się nie uda?
To wszystko brzmi bardzo intrygująco ale, proszę wybaczyć, jeszcze mnie to nie przekonuje. W jaki sposób podjęliście to wyzwanie, które później miało spowodować falę przegranych największych banków w Polsce?
Nie chciałbym w tym momencie trywializować naszego rozwoju i jego przyczyn. W każdej firmie są inne powody, które decydują o jej sukcesie. Zawsze jednak bliskie są mi słowa Tolkiena o tym, że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Dokładnie tak samo było w naszym przypadku. Nie marzyliśmy o wielkim, dynamicznie rozwijającym się zespole, kolejnych piętrach naszego biura i występowaniu w największych mediach krajowych. Mnie i mojemu wspólnikowi największą przyjemność sprawiało rozwiązywanie kolejnych problemów i przechodzenie dalej, trochę jak w grze komputerowej. Dokładnie tak przyjęliśmy pierwszą sprawę frankową, której nie chciała wtedy prowadzić żadna inna kancelaria. Koncentrowaliśmy się wtedy na każdym jej nowym etapie, od skierowania reklamacji do banku, wytoczenia pozwu, poprzez rozprawy i następne działania, aż do wyroku.
Jak potoczyła się ta sprawa?
Wygraliśmy ją w obu instancjach, nasz klient był jednym z pierwszych w Polsce, który otrzymał kilkaset tysięcy złotych tytułem zwrotu środków z banku. To był w tamtych czasach naprawdę bezprecedensowy wyrok.
No dobrze, wygrywacie pierwszą sprawę. Jedna sprawa jednak nie daje tysięcy kolejnych wyroków. Co było dalej?
Dalej było jeszcze więcej pracy (śmiech) i kolejne poziomy wspomnianej gry do rozwiązania. Po tamtym wyroku zdaliśmy sobie sprawę z tego, o jakiej skali problemu rozmawiamy. Problem frankowiczów dotyczy ponad 900 tysięcy klientów, którzy dali się namówić, a bardzo często stawali przed jedynym dostępnym wyborem otrzymania tego rodzaju kredytu. „Nie mają państwo zdolności w złotówkach, ale możemy udzielić kredytu we frankach” – to był standardowy zwrot słyszany od bankowych doradców. Uznaliśmy, że musimy się stać ważnym głosem eksperckim w polskich mediach, który zrównoważy bankowe opowieści o tym, że z takimi kredytami jest wszystko jak należy. Z tych powodów zawędrowaliśmy prosto do Luksemburga na sprawę państwa Dziubak, którą jako pierwsi mieliśmy przyjemność relacjonować po wyroku bezpośrednio do Polski. W kraju zorientowano się, że nasz młody wiek jest paradoksalnie naszą zaletą. Nie byliśmy „popsuci” przez system i nasz zapał odzwierciedlał pierwsze głośne sukcesy, które zaczynaliśmy odnotowywać. Od tego momentu braliśmy regularny udział w debacie publicznej o problemie frankowiczów, nie tylko pozyskując w ten sposób klientów, ale także edukując kredytobiorców, którzy dotychczas nie wierzyli, że z bankiem naprawdę można wygrać.
Rozmawiamy cały czas w czasie przeszłym, ale o frankowiczach słyszy się dalej regularnie. Na ile jest to problem przechodzący już do historii i dlaczego jest o nim dalej tak głośno?
Odnosiłem się dotychczas do początków naszej firmy. Dynamika ostatnich lat działań w sprawach frankowych rzeczywiście dużo zmieniła. Nagle pojawiły się tysiące nowych podmiotów, często kancelarii odszkodowawczych, które oferują klientom szybką i tanią pomoc w rozwiązaniu ich problemu. Do naszych klientów dzwonią handlowcy z różnych firm, którzy już nieomal jak w przypadku sprzedaży produktów telemarketingowych próbują wejść przez każde uchylone drzwi. Tutaj dodam, że aby wygrać z bankiem, trzeba dalej poświęcać sporo czasu i liczyć się jednak z tym, że wymaga to bardzo dużego zaangażowania kancelarii i odpierania argumentacji banku. Nasze działania muszą zabezpieczyć klienta z każdej możliwej strony, włącznie z koniecznością wykonania wyroku na końcu, co nie zawsze jest takie oczywiste. Podobnie jak w przypadku innych usług, „szybko i tanio” nie oznacza, że tak rzeczywiście będzie. Z drugiej strony banki z każdym rokiem zaczynały wymyślać kolejne utrapienia dla swoich klientów, takie jak choćby pozwy o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Wreszcie wielu frankowiczów nie podjęło jeszcze decyzji o wybraniu się do sądu. Dopiero wtedy, gdy na horyzoncie widzą już rozwiązanie wszystkich wątpliwości rozstrzyganych na korzyść kredytobiorców, szykują się do wyruszenia do sądu i unieważnienia swoich umów.
Co jest nielegalnego w kredytach frankowych?
Sposób, w jaki banki uregulowały uruchomienie kredytu i później zasady jego spłaty, były oparte na bardzo niepre - cyzyjnych, faworyzujących banki kryteriach związanych z ustalaniem kursu waluty obcej. Z tego powodu, nawet jeśli kurs franka szwajcarskiego pozostawałby na rynku taki sam, banki mogły nim względem swoich klientów manipulować i zmieniać ostateczną wartość kredytu. To całkowicie wywróciło zasady udzielania kredytów i naruszało szereg przepisów, od naszego Kodeksu cywilnego i prawa bankowego po ważne dyrektywy unijne i zasady ochrony konsumenta włącznie.
Czy chodzi tylko o kredytobiorców we frankach?
Zdecydowanie nie tylko. Kredyty powiązane kursami innych walut obcych, zwłaszcza euro, dolarami czy jenami, nadają się do takiego samego unieważnienia jak kredyty we frankach. Unieważniamy je od lat w sądach na terenie całego kraju. Ponadto aktualnie swoje sprawy mogą także wygrywać przedsiębiorcy, którzy również zostali nieuczciwie potraktowani przez swoje banki. Najbliższą grupą, która wygra swoje sprawy, będą złotówkowicze z kredytami opartymi na stopie WIBOR.
O tym za chwilę jeszcze porozmawiamy. Jak obecnie kształtuje się skuteczność w sprawach kredytów frankowych na polskich wokandach?
Podobnie jak w przypadku rozwoju zespołu naszej kancelarii, orzecznictwo w sprawach frankowiczów na przestrzeni ostatnich lat ewoluowało. Na samym początku, kiedy zaczynaliśmy prowadzić takie sprawy, w pierwszych instancjach wygrywało mniej niż 70 procent kredytobiorców, co wymagało zresztą składania licznych środków odwoławczych. Jednak dzięki bardzo ważnym wyrokom na szczeblu krajowym i unijnym ta statystyka gwałtownie zmieniła się na korzyść klientów. Od ponad dwóch lat w prowadzonych przez naszą kancelarię sprawach wygrywa ponad 99 procent klientów. Kiedyś takie wartości były nieosiągalne, dzisiaj stały się dla nas absolutnym standardem.
Co na to ustawodawca? Czy w perspektywie zbliżających się wyborów może się okazać, że nie opłaca się wybierać do sądu ze względu na ustawę?
O propozycjach ustaw w tej sprawie słyszymy od 2012 roku. Jak było, każdy widzi. W tym momencie nie ma już żadnych szans na rozwiązanie tego problemu systemowo, zbyt wiele osób zakończyło już swoje sprawy w sądach, a równie duża liczba dotyczy spraw, które są w toku. Ustawy, o których słyszymy, to jedynie mrzonki medialne przedstawicieli banków, którzy dalej próbują zaklinać rzeczywistość i wskazywać, że droga sądowa nie ma sensu. Gdyby tak rzeczywiście było, frankowicze nie wygrywaliby w większości toczących się spraw.
To może ugoda?
Jestem zdecydowanie na tak. Ale ugoda, która będzie odzwierciedlać choć w części rację naszych klientów i będzie proporcjonalna do korzyści, które można uzyskać w sądzie. Takie ugody właśnie proponujemy bankom w toczących się sprawach, w mniej więcej pięciu procentach przypadków odnotowujemy propozycje godne rozważenia. To są dalej bardzo rzadkie sprawy, ale aby udało nam się otrzymać taką propozycję, która znacząco odbiega od standardowych programów ugodowych, w mojej ocenie zresztą zwykle bardzo niekorzystnych dla klientów, należy wybrać się do sądu. Ugody, tak głośno oferowane przez banki, to aktualnie zwyczajna pułapka. Przejście na warunki kredytu złotowego i oprocentowanie WIBOR nie ma nic wspólnego z tym, na co pisali się frankowicze, podpisując swoje kredyty. Nie łączy ono także skutków związanych z unieważnieniem umowy.
A jeśli bank uzyska prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału?
Już z opinii Rzecznika Generalnego TSUE wiemy, że bank nie posiada prawa do takiego wynagrodzenia. Najbliższy wyrok trybunału to zapewne potwierdzi i rozwieje tę wątpliwość całkowicie. Byliśmy zresztą pierwszą kancelarią w kraju, która taką sprawę wygrała już półtora roku temu, później wygraliśmy jeszcze kilkanaście podobnych. Proszę nas śledzić w mediach społecznościowych, będziemy tłumaczyć ten wyrok i jego konsekwencje.
I chce mi pan teraz powiedzieć, że do gry o unieważnienie swoich hipotek dołączą za chwilę jeszcze złotówkowicze?
Właśnie to robią z naszym udziałem. Skoro banki nie wyciągają wniosków z popełnianych błędów i pompują swoje zyski, które w czasach kryzysu i sprzedaży o połowę mniej kredytów niż rok wcześniej są dwukrotnie wyższe, to jedyne możliwe rozwiązanie tego problemu. Jestem pierwszym, który chętnie porozmawia o nowym modelu relacji banków z klientami i wypracowaniem kredytów dających bankom zarobek, ale w uczciwych proporcjach, zwłaszcza w tak niepewnych czasach.
Czy nie obawiacie się o to, że z waszym udziałem system bankowy zostanie położony na łopatki? Bardzo przepraszam, ale to nie ja wprowadziłem toksyczne produkty kredytowe na polski rynek. W Europie ponad 90 procent kredytów opartych jest na stałych stopach oprocentowania, w Polsce to mniej niż 1 procent. Jeśli nie zreflektujemy się i nie podejmiemy radykalnych działań, to będziemy dalej obserwować sceny rodem z filmu „Banksterzy”, który niestety w dużym stopniu odzwierciedla naszą rzeczywistość. Mam nadzieję jednak, że nasze wygrane zachęcą banki do zmiany podejścia do swoich klientów w przyszłości.
Zgłasza się do pana przykładowy klient z kredytem we frankach i drugim w złotówkach. Od czego zaczynacie?
Od bezpłatnej analizy prawnej. Musimy sprawdzić, czy jest sens iść do sądu i jaka jest stawka. Jeśli okaże się, że ryzyko przegranej jest zbyt wysokie, odradzimy dalsze prowadzenie sprawy i rozważymy rozmowy ugodowe z bankiem. W przypadku pozytywnej analizy przedstawimy szczegóły dotyczące naszej oferty i pomożemy, prowadząc sprawę sądową do samego końca. Nasi klienci mają gwarancję stałej ceny bez względu na galopującą inflację i czas, który upłynie do zakończenia sprawy.
Kolejne tysiące wygranych przed wami?
Jeśli banki nie zmienią podejścia do swoich klientów, czekają ich nie tysiące, ale setki tysięcy wyroków w całym kraju. Liczę na to, że coś się zmieni, ale aby tak było, dalej musimy robić swoje. ⚫
Dr Jędrzej Jachira – doktor nauk prawnych, wspólnik i założyciel Kancelarii Prawnej Sobota Jachira Sp. k., wieloletni ekspert w dziedzinie spraw kredytobiorców z bankami, regularnie występujący jako specjalista dla m.in. „Gazety Wyborczej”, Radia ZET, tygodników „Polityka” i „Newsweek”.
Bezpłatna analiza spraw kredytowych: biuro@sobotajachira.pl www.sobotajachira.pl
Istnieje wiele sposobów odkrywania dzikiej przyrody w Afryce. Można to robić z lotu ptaka bądź z łodzi, jeepem albo na końskim grzbiecie. Jedno jest pewne: każde safari jest niepowtarzalne i nigdy nie wiadomo, co przyniesie wschód słońca nad Czarnym Lądem.
Safari w Afryce jest niezapomnianym przeżyciem, mieszanką dzikiej przyrody, niepowtarzalnych spotkań „międzykulturowych” i spektakularnych widoków. Nie ma nic lepszego niż obserwowanie na żywo buszujących w naturalnym środowisku zwierząt – można się poczuć jak w programie National Geographic. Zanurz się w dzicz afrykańską i napełnij zmysły jej pięknem. Podróżuj po Afryce, będąc w pełnym kontakcie z naturą, z dala od stresów współczesnego życia.
GDZIE?
Dokąd się udać na pierwsze safari? Kontynent afrykański jest przecież ogromny, a horyzonty bardzo szerokie. Niektóre parki narodowe są wielkości europejskich państw (np. Serengeti w Tanzanii jest wielkości Belgii). Spróbujmy zdefiniować regiony pod kątem safari.
Do Afryki Południowej zaliczamy takie państwa, jak Botswana, Namibia, Zimbabwe, Zambia i Malawi. Afryka Wschodnia to zasadniczo Kenia i Tanzania. Uganda i Rwanda, gdzie głównym celem safari jest tropienie goryli, należą do Afryki Centralnej albo Południowej. Pod względem krajobrazów i atrakcji regiony te bardzo się różnią. Afryka Południowa posiada deltę Okawango czy pustynię Kalahari w Botswanie; Wybrzeże Szkieletowe i pustynię Namib w Namibii; Park Krugera i różne mniejsze ekosystemy wzdłuż długiego wybrzeża RPA; dolny region rzeki Zambezi i Wodospadów Wiktorii wzdłuż granic Zambii i Zimbabwe. Afryka Wschodnia to bezkresne równiny Masai Mara w Kenii; Serengeti, krater Ngorongoro i najwyższa góra kontynentu – Kilimandżaro w Tanzanii. Jeśli chodzi o gatunki dzikich zwierząt, na obu obszarach są mniej więcej te same. Większość drapieżników i zwierzynę z równin (zebry, żyrafy, gazele, guźce, hieny, bawoły itp.) można zobaczyć w obu regionach. Afryka Wschodnia oferuje stada zebr i gnu w setkach tysięcy. Roczna migracja pomiędzy Masai Mara i Serengeti to spektakl jedyny w swoim rodzaju. Za to Botswana i Zimbabwe są domem dla mniej więcej 80% słoni. Największą różnicą jest liczba turystów. Afryka Wschodnia stała się bardzo popularna wśród turystów: jest tu wiele hoteli, miejsce słynie też z minivanów i z land roverów z otwieranym dachem oraz z wielu różnych rodzajów zakwaterowania. Z kolei Afryka Południowa słynie z luksusowych obozów namiotowych, całkowicie „otwartych pojazdów” i bardzo niskiej gęstości turystów. Tak jak w Afryce Wschodniej dominują parki prowadzone i posiadane przez rząd danego kraju, tak w Afryce Południowej wielkie połacie gruntu są własnością prywatną bądź są dzierżawione przez operatorów luksusowych safari, a te koncesje są wyłącznie do indywidualnego użytku danego obozu i jego gości. Takie luksusowe obozy, czyli hotele pod płótnem, zazwyczaj mieszczą nie więcej niż 20 gości, więc czasem można jechać cały dzień i nie spotkać drugiego pojazdu w buszu. Luksus z daleka od cywilizacji ma wiele obliczy. Może być to apartament na drzewie albo willa z prywatnym basenem. Serwis na najwyższym poziomie i wyjątkowe doznania kulinarne na własnym tarasie o zachodzie słońca są nieodłącznym elementem takiego pobytu. Takie safari to nie tylko najwyższej jakości pościel, wykwintne wina i masaże, ale również najlepsi przewodnicy i indywidualnie dobrane programy pozwalające cieszyć się obfitością przyrody i wspaniałymi widokami z dala od tłumów turystów i warkotu silników. Delta Okawango, Moremi i Linyanti w Botswanie, Park Krugera i prywatne rezerwaty tuż u jego granic w RPA, dolina Luangwy w Zambii należą do najlepszych z najlepszych, ale praktycznie w każdym parku czy rezerwacie można znaleźć bardziej luksusową opcję.
KIEDY?
Wybierając się na safari, trzeba zwrócić uwagę na kilka czynników, między innymi na pogodę. Zwierzęta są w rezerwatach przez okrągły rok, ale jak wszędzie na świecie, są lepsze i gorsze miesiące do odwiedzenia poszczególnych miejsc. Generalnie przyjmuje się zasadę, że najlepiej udać się na safari w czasie pory suchej, kiedy nie ma gęstej roślinności, a woda jest dostępna tylko przy dużych wodopojach i rzekach, i właśnie tam gromadzi się zwierzyna. Ptaki lepiej podziwiać w porze deszczowej, kiedy gniazdują, a migrujące gatunki są na miejscu.
JAK?
Jedną z głównych decyzji, jaką trzeba podjąć, jest ta, w jaki sposób będziemy podróżować. Lądowa podróż będzie bardziej ekonomiczna i pozwoli nam zobaczyć więcej rzeczy w danym kraju, na przykład wioski plemienne, a tym samym dłużej cieszyć oczy afrykańskim krajobrazem. Droga z Serengeti do krateru Ngorongoro jest wyjątkowo piękna, ale w większości przypadków odległości są duże, a nawierzchnie wyboiste. Lekkie samoloty, czyli awionetki, pozwolą skrócić czas podróży do minimum, dzięki czemu będziemy mieli więcej czasu na relaks w miejscu docelowym.
Safari jeepem jest najbardziej wszechstronnym sposobem oglądania dzikich zwierząt. Pojazdy te są odpowiednio zbudowane, tak aby wygodnie i bezpiecznie podziwiać dzikie zwierzęta. Wiele safari wbrew powszechnemu wyobrażeniu odbywa się na wodzie. Rzeka Chobe w Botswanie to często jedyne źródło wody dla stad słoni, a także wielu innych gatunków ssaków. Rzeka ta jest również domem dla hipopotamów, których są tutaj tysiące, a także dla innych wodolubnych zwierząt, które trudno zobaczyć w takich ilościach w innych, suchych rejonach. Popołudniowy rejs łodzią zwieńczony najpiękniejszym afrykańskim zachodem słońca nie ma sobie równych. Jest nawet możliwość dwu- czy trzynocnego rejsu – kiedy jednodniowi turyści już odejdą, podczas kolacji w gronie zaledwie kilku innych gości można nasłuchiwać nocnego chrząkania hipopotamów. Podziwianie przyrody bez warkotu silnika jest trudniejsze, ale warto oddalić się w busz i dać się ponieść wodzie z daleka od jakiejkolwiek cywilizacji. Mokoro w Botswanie to swojego rodzaju wąska kanadyjka, gdzie siłą napędową jest drewniany kij wbijany w dno wolno płynącej i przejrzystej wody. Dla bardziej odważnych jest też możliwość pływania kajakiem po rzece Luangwa w Zambii.
Piesze safari z przewodnikiem (na wszelki wypadek zawsze uzbrojonym) odbywają się przede wszystkim w prywatnych rezerwatach, np. Kenii czy Botswanie, ale również w niektórych parkach narodowych, np. Mana Pools czy South Luangwa w Zambii. To właśnie w Zambii narodziły się piesze safari. To doświadczenie nie ma sobie równych i pozwala dostrzec to, czego nie widać z siedzenia samochodu. Odgadywanie tropów na ścieżce, podziwianie konarów drzew sprzed wielu wieków albo odkrywanie wielkich mrowisk jest naprawdę fascynujące. To najlepsza lekcja przyrody, jaką można sobie zafundować w Afryce. Idąc w małej grupie przez busz, chłoniesz Afrykę każdym zmysłem, bez zakłóceń w postaci warkotu silnika. Jazda na grzbiecie konia, np. w Botswanie, pozwoli na dotarcie w miejsca jeszcze bardziej niedostępne, czasem można spędzić w siodle nawet tydzień bez napotkania drogi czy innych śladów cywilizacji. Takie piesze albo końskie safari może trwać od kilku godzin do kilku dni. Wszystko zależy od doświadczenia, dawki przygody i chęci wygody.
W wielu miejscach w Afryce jest też oferowane safari z lotu ptaka. To z pewnością nietuzinkowe doświadczenie. Widoki na deltę Okawango z pokładu awionetki zapierają dech w piersiach. To największy tego typu ekosystem na naszej planecie. Możemy też podziwiać ogrom wodospadów Wiktorii z helikoptera, a stepy Serengeti o wschodzie słońca... z balonu. Sam lot helikopterem czy awionetką jest już niesamowitym doświadczeniem, a często jedna osoba może siedzieć obok pilota. Takiego doświadczenia z pewnością nie zapomnimy do końca życia, idealnie nadaje się na specjalną okazję (np. na rocznicę ślubu albo jako prezent urodzinowy).
Mimo że to safari jest głównym celem wyjazdu, nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy podczas pobytu postawili też na regenerację. Pomoże nam w tym pobyt na tropikalnej wyspie. Seszele, Mauritius czy Zanzibar na Oceanie Indyjskim będą doskonałym dodatkiem do naszej podróży na safari. Jeśli tylko czas pozwoli, dlaczego nie spędzić kilku dni w pięknym Kapsztadzie albo nie udać się w podróż luksusowym pociągiem? Słynne Wodospady Wiktorii są tuż za rogiem… ●
NA SAFARI NAJLEPIEJ UDAĆ SIĘ W CZASIE PORY SUCHEJ, KIEDY NIE MA GĘSTEJ ROŚLINNOŚCI, A WODA JEST DOSTĘPNA TYLKO PRZY DUŻYCH WODOPOJACH.
WŁAŚNIE TAM GROMADZI SIĘ ZWIERZYNA.
Oferowane przez firmę MBB lifty (wciągarki) to zaawansowane technicznie, lecz proste w obsłudze u rz ąd z enia do opu sz cz ania i podno sz enia oświetlenia, dekoracji, i banerów reklamowych.
Znajdują zastosowanie w takich obiektach jak: domy, centra handlowe, sklepy, kina, teatry, lotniska, stacje kolejowe, hotele, obiekty sakralne, hale produkcyjne, hale wystawiennicze, magazyny, obiekty sportowe, szkoły, aule, kluby, dyskoteki salony samochodowe...
Do 3 0 m
MBB s.c. Autoryzowany dystrybutor firmy LuxLift ul. Pileckiego 67, 02-781 Warszawa tel. 22 840 15 54, kom. 501 550 439
Do 50 kg