4 minute read
NFT NA RYNKU SZTUKI
re WOLUCJA Cz Y kOL e JNA „BAŃk A”?
Gdy w marcu 2021 roku dom aukcyjny Christie’s sprzedał za 69 milionów dolarów cyfrowy kolaż Mike’a Winkelmanna, artysty znanego pod pseudonimem Beeple, światowe media zwróciły uwagę na fenomen „kryptosztuki”. Czym zatem jest NFT i czy jesteśmy gotowi na zmianę, jaką ze sobą przynosi?
Przekładając z języka technicznego na „ludzki” NFT (ang. non-fungible token) to unikalny element kodu blockchain – podobny do kryptowaluty. Różnicą między nimi jest niezamienność tokena NFT – jest wyjątkowy i nie można go wymienić na inny. Dlaczego plik zapisany w tej formie ma jakąś wartość? Ponieważ jest jedyny na świecie i niepowtarzalny – podobnie jak „tradycyjne” dzieło sztuki, na przykład obraz czy rzeźba. Oczywiście można skopiować plik nim opatrzony, natomiast przypisany do niego kod pozostaje niezmienny. Pod tym względem dzieła w postaci NFT da się porównać do cyfrowego odpowiednika dzieł materialnych. Mimo że powstało tysiące reprodukcji „Słoneczników” (van Gogh) czy „Krzyku” (Munch), oryginały charakteryzują się specyficznymi i wyjątkowymi cechami, których nie sposób skopiować (chyba że się jest genialnym fałszerzem). Podobnie sytuacja wygląda z niezamienialnymi tokenami. Są one tak skonstruowane, że nie da się ich duplikować, a specjalne zabezpieczenia i certyfikaty gwarantują, że zakupione przez nas dzieło jest tym „wzorcem”. Nawet jeśli w internecie będzie krążyć tysiące kopii, tylko jedna praca pozostaje oryginałem.
PRAWDZIWE AUKCJE CYFROWEJ SZTUKI
Na NFT już kilka lat temu (pierwszy token powstał w 2014 roku) zwrócili także uwagę artyści, zwłaszcza ci tworzący w sieci. Niepodrabialny i wyjątkowy token pozwala na udowodnienie własności dzieła, nawet jeśli ktoś jest w stanie je skopiować. Wszelkiego rodzaju animacje i digital painting zyskały w tym momencie autorską wiarygodność. Wraz z popularnością
NFT zaczęły powstawać nie tylko nowe wirtualne dzieła, ale i wirtualne galerie oraz platformy aukcyjne, gdzie można zarówno kupić, jak i sprzedać cyfrową twórczość. Do najpopularniejszych należą Nifty Gateway i OpenSea. Sprzedaż dzieł NFT przypomina tradycyjne aukcje online, z tą różnicą, że płaci się wirtualną walutą, a w zamian dostaje się identyfikację wizualną danego dzieła wraz z prawami własnościowymi i specjalnym kodem gwarantującym oryginalność obiektu.
Kwestią czasu było również pojawienie się cyfrowych dzieł na realnych aukcjach poza internetem. Wspomniana sprzedaż przypominającego piksele kolażu zdjęć, zatytułowanego „Everydays: The First 5000 Days”, była pierwszą w 255-letniej historii Christie's aukcją, w której sprzedano dzieło w pliku JPEG, otrzymując za nie płatność w kryptowalucie ethereum. Informacja o historycznej transakcji z 11 marca obiegła świat, po czym pojawił się kłopot, a właściwie... kopia. Na początku kwietnia haker znany pod pseudonimem Monsieur Personne (z franc. Pan Nikt) ogłosił, że sfałszował najdroższe obecnie cyfrowe dzieło, by zwrócić uwagę na problem z zabezpieczeniami NFT. Haker udowodnił, że można je obejść – kod stworzonej przez niego kopii wskazywał, że pochodzi ona z tzw. cyfrowego portfela Beeple'a. W materialnym świecie byłby więc odpowiednikiem sitodruku czy fotografii z limitowanej edycji – nie tym samym, ale takim samym kolażem jak ten sprzedany za kilkadziesiąt milionów dolarów. Szansa, że ktoś kupi podrobione dzieło Winkelmanna, była niewielka – istnieją sposoby weryfikacji jego pochodzenia, także „analogowymi” metodami. Ale luka w zabezpieczeniach z pewnością daje do myślenia.
W Polsce pierwszym dziełem sztuki w formie NFT sprzedanym na aukcji w grudniu 2021 roku był obraz Pawła Kowalewskiego zatytułowany „Dlaczego jest raczej coś niż nic”. Licytacja zorganizowana przez dom aukcyjny DESA Unicum zakończyła się kwotą 552 tys. zł.
SPOSÓB NA ZARABIANIE NA SZTUCE W SIECI?
Dla artystów powiązanie cyfrowego dzieła z zapisem blockchain tworzy w końcu możliwość sprzedaży cyfrowych dzieł w sposób bezpieczny, a także w pewien sposób chroni ich oryginalność. Z drugiej strony przeciwnicy tego rozwiązania twierdzą, że obecne wykorzystanie kodu to kolejna bańka spekulacyjna, łącząca kryptowaluty z rynkiem handlu dziełami sztuki. Tym bardziej że wielu ludziom płacenie milionów dolarów za cyfrowy obraz wydaje się niedorzeczne. Jednak okazuje się, że inwestycja w wirtualną sztukę może zrewolucjonizować cały rynek, ponieważ wraz z rozwojem wirtualnego rynku technologia blockchain w pewien sposób – dla niektórych osobliwy – wzbogaca cyfrową sztukę o walor kolekcjonerski. Kupno NFT opiera się przede wszystkim na wsparciu artysty i kolekcjonerstwie obiektów cyfrowych, lecz dodatkowo inwestorzy widzą w dziełach cyfrowych potencjał do wzrostu ich wartości w przyszłości. Jaka jednak jest korzyść z posiadania dzieła, które każdy może skopiować i ściągnąć (mniej lub bardziej legalnie) z internetu? Cyfrowy certyfikat posiadania może pozwolić jego właścicielowi wykorzystać go do tworzenia zupełnie materialnych produktów (np. wszelkiego typu gadżetów), czy do zawierania umów na wykorzystanie dzieła w filmach, grach itd.
Aby cyfrowy mecenat miał szansę stać się powszechną i bezpieczną formą inwestowania w sztukę, przede wszystkim mechanizmy nim rządzące powinny być przejrzyste i dobrze znane osobom zainteresowanym. Wprowadzenie takiego ładu na rynku, który jest bardzo podatny na nadużycia, będzie niewątpliwie wielkim wyzwaniem.
MODA CZY TRWAŁY TREND?
Taka forma sztuki zdecydowanie nie jest propozycją dla każdego i nawet osoby otwarte na nowości (i nowinki) z pogranicza twórczości artystycznej oraz technologii mogą mieć problem z pojęciem tego swoistego fenomenu. Szczególnie że „niezamienialne tokeny” z pewnością są dalekie od naszych wyobrażeń na temat „prawdziwej sztuki”. Zasługują one jednak na uwagę przynajmniej z dwóch powodów. Przede wszystkim doskonale wpisują się w klimat naszych czasów. Nie bez przyczyny NFT zyskały popularność w trakcie pandemii – wirtualne aukcje, spotkania czy wystawy stają się naszą codziennością. Po drugie, unikalne tokeny mogą być interesującą alternatywą dla konwencjonalnych sposobów inwestowania.
Znawcy rynku sztuki patrzą na trend NFT z dystansem. Czas może bowiem mocno zweryfikować ich popularność (i wartość). Wskazuje się także na największe zagrożenie związane z NFT – nadużywanie praw autorskich, zacieranie się granicy między inspiracją a naśladownictwem. Poza tym jest jeszcze kwestia pewnej ponadczasowości i sensualności fizycznie istniejących dzieł sztuki. Przyznajmy, że obejrzenie (nie wspominając o posiadaniu na własność) prawdziwego obrazu Zdzisława Beksińskiego czy pierwszego wydania „Davida Copperfielda” z pięknym, ozdobnym podpisem autora daje zupełnie inne wrażenia niż plik JPEG.
Na razie trudno przewidzieć, jaki będzie dalszy rozwój NFT, ale warto obserwować jego wykorzystanie w różnych projektach – także w dziedzinie sztuki. ⚫