7 minute read

Z rodziną ładnie nie tylko na zdjęciach

O RODZINIE, MAŁŻEŃSTWIE I WSPÓŁCZESNYM WYCHOWANIU DO WARTOŚCI W ROZMOWIE Z KINGĄ NA‐WIEŚNIAK MÓWIĄ MONIKA I DOMINIK. PRYWATNIE SZCZĘŚLIWI MAŁŻONKOWIE Z DWUDZIESTOLETNIM STAŻEM, SPEŁNIENI RODZICE PIĘCIORGA DZIECI I ZA‐ŁOŻYCIELE FUNDACJI YOUNG TREE.

Jako rodzice stoicie przed trudnym zadaniem wychowania swoich dzieci, wychowania w duchu chrześcijań‐skim. Jak to wygląda u Was?

Advertisement

Monika: Chcielibyśmy wychować na‐sze dzieci na świadomych ludzi, z ugruntowanymi wartościami i trwały‐mi fundamentami. Aby w dorosłym życiu potrafiły świadomie podejmować decyzje, kierując się miłością, wiarą, szacunkiem oraz pewnością siebie, swoich talentów i zdolności. Aby były ludźmi kreatywnymi i otwartymi na budowanie trwałych relacji. Wychowu‐jąc nasze dzieci, pamiętamy o tym, że każde z nich jest inne, ma inne potrze‐by, inny temperament. Staramy się dla każdego z nich znaleźć czas na rozmo‐wę. Widzimy, że najlepsze efekty wychowawcze uzyskujemy wtedy, gdy sami dajemy dobry przykład, traktuje‐m y d zi e ci z s z a c u n ki em, a ni e rozkazujemy; kiedy dajemy im pewną wolność i przestrzeń na popełnianie błędów. Staramy się wzmacniać w nich motywację wewnętrzną, nie stosować zasady kija i marchewki (nagrody i kary).

Dominik: Naszym hasłem na dziś jest „Wyluzuj, wyluzuj i jeszcze raz wyluzuj”, a jeśli coś nas jako rodziców jeszcze irytuje, to znaczy, że za mało pracowa‐liśmy nad samymi sobą. To, co nas zło‐ści, to najczęściej rozbieżność pomię‐dzy idea łem, jaki mamy w g łowie, a rzeczywistością, jaką obserwujemy. Przykładowo: jeśli wchodzę do pokoju dziecka, a tam jest bałagan i to mnie irytuje, to łatwo mogę ulec przekona‐niu, że złoszczę się na dziecko, że to ono nie sprząta. Czy jednak nie jest tak, że w głębi swego ego złoszczę się na siebie, bo nie byłem w stanie tak wychować dziecka, żeby sprzątało i by mu na porządku zależało, i to właśnie ten gniew, tę frustrację wyładowuję na dziecku… – to błędne myślenie. Często okazuje się, że jeśli ma przyjść kolega albo koleżanka, to pokój jest posprząta‐ny. Czyli pewne bazowe wartości udało nam się przekazać, a teraz chodzi tylko o to, żeby właściwie je wyzwalać. Być może wizyta rodzica w pokoju nie jest właściwym wyzwalaczem w przeci‐wieństwie do odwiedzin rówieśnika –pozostaje się z tym z pokorą pogodzić. Jeżeli wejdę i zacznę narzekać, to mogę wywołać awanturę, ale na pewno nie umiłowanie porządku. O ile w kontek‐ście sprzątania jest to dosyć oczywiste, o tyle dużo bardziej odkrywcze w stosunku do wszystkich innych obszarów, w których chcemy wprowa‐dzić jakąś zmianę. Problem ze zmianą jest taki, że najpierw trzeba zmienić samego siebie i u siebie dostrzec, że nie jest się wolnym od tych samych błędów, które chętnie wytyka się dzieciom. Trudno nie zauważyć relacji między porządkiem w pokoju dziecka a tym, co widzę, wchodząc do swojego garażu –bo nie tylko ja widzę.

M.: Ważną wartością, jaką staramy się przekazać naszym dzieciom, jest wiara w Bog a. Tu t a j t e ż s t a r amy si ę pokazywać im Jego miłość do nich, a nie koncentrować się jedynie na obrzędowości. Widząc nas modlących się czy korzystających z sakramentów świętych, sami dbają o budowanie relacji z Jezusem. Uczestniczą w semi‐nariach odnowy wiary, kursach „Alpha”, życiu wspólnoty. Jeżdżą z nami na rekolekcje lub w domu widzą całą logistykę ich przygotowywania.

Jakie widzicie zagrożenia, z którymi zmaga się rodzina we współczesnym świecie? Jak telewizja, media i Inter‐net wpływają na rodzinę?

D.: Sądzę, że w wielu sytuacjach pro‐blem z mediami dotyczy nas, rodziców. To my, dorośli, często nie potrafimy z tych mediów rozsądnie korzystać. Są rodziny, w których telewizor jest w ł ą c zony 24 god ziny n a dob ę, towarzyszy przy jedzeniu, przy spotka‐niach rodzinnych. Są domy, w których w trakcie posiłków rodzice sprawdzają smsy czy odbierają telefony. To samo będą robić dzieci. Trudno wymagać od nich tego, czego się nie wymaga od siebie. Widzimy, że bardzo wiele osób ogranicza dzieciom dostęp do mediów w bardzo siłowy sposób (wszelkiego rodzaju blokady). Oczywiście to jest skuteczne. Budzi tylko pytanie, co stanie się w momencie, kiedy dzieci wejdą w przestrzeń, której rodzice nie kontrolują, gdzie te zabezpieczenia nie są aktywne? Blokada nie pozostawia mi e j s c a n a w ł a s n e g r a ni c e, n a samokontrolę. Naszym nadrzędnym celem nie jest to, żeby dziecko dziś nie obejrzało filmu; celem jest wychowanie go do dojrzałości, do respektowania granic, które samo zaakceptowało, rozumie, a których przede wszystkim samo pilnuje. W ich przestrzeganiu powinno widzieć wartość oraz prze‐strzeń wzajemnego zaufania.

M.: Staramy się dawać naszym dzie‐ciom dużo wolności, jednocześnie pokazując, co jest dla nas wartościowe, jakie zachowania akceptujemy, z jakimi się nie zgadzamy, na jakie w naszym domu nie ma miejsca. Zawsze służymy pomocą i jesteśmy gotowi ją nieść. Często bywa, że same do nas przycho‐dzą i proszą o pomoc, widząc, że z czymś sobie nie radzą. Myślę, że nam ufają i dzięki temu możemy pogłębiać relacje.

Mając dużą rodzinę, szereg obowią‐zków zawodowych, jak dbacie o rela‐cję małżeńską?

D.: Poznaliśmy się dwadzieścia pięć lat temu we wspólnocie Ruchu ŚwiatłoŻycie, która nas mocno ukształtowała. Po ślubie wiedzieliśmy, że jeśli chcemy budować szczęśliwe ma łżeństwo, musimy zadbać o relację z Panem Bogiem, a to jest łatwiejsze we wspólno ci e. Tro ch ę s zu k aliśmy swojego miejsca w Kościele, finalnie od prawie dziesięciu lat jesteśmy w gałęzi rodzinnej Ruchu Światło-Życie, w Do‐mowym Kościele. Dzięki zaangażowa‐niu w życie tej wspólnoty znamy praktyczne wskazówki, które pomagają budować dojrzałe małżeństwo i szczę‐śliwą rodzinę. Najważniejsza z nich to wspólna modlitwa małżeńska oraz rodzinna (z dziećmi) – dzięki niej nad naszym gniewem nie zachodzi słońce –

M.: Nasza relacja małżeńska jest konse‐kwencją tego, że staramy się mieć czas tylko dla siebie, wychodzić na spacer, kawę. W Domowym Kościele jest praktyka, która nazywa się „Dialog”. Raz w miesiącu znajdujemy szczególny czas, żeby wspólnie, w obecności Boga, zatrzymać się i bardzo szczerze porozmawiać. Zapalamy świece, rozpoczynamy modlitwę i rozmawiamy o pięknych, ale też i o trudnych rzeczach. Jest to czas mocno budujący jedność małżeńską, uczymy się słuchać i z miłością patrzeć na współmałżonka. Pozwala też on podjąć tak zwaną regułę życia. Dzięki pomocy współmałżonka wiemy, nad czym musimy popracować, co w sobie poprawić dla budowania lepszej relacji, ale także dla lepszego funkcjonowania naszego domu.

Jesteście mocno zaangażowani, pro‐wadzicie dom, własną działalność gospodarczą, macie fundację, dzia‐łacie w diecezjalnej diakonii ewan‐gelizacji. Jak w natłoku codziennych obowiązków budujecie trwałe relacje z dziećmi?

D.: Zawodowo jestem wiceprezesem sporej firmy informatycznej, na co dzień próbuję łączyć wyzwania, jakie wynikają z tytułu prowadzenia firmy, z byciem głową rodziny. Jest to trudne zadanie, ciągle uczę się mądrego zarządzania czasem, a w szczególności odróżniania rzeczy ważnych od mniej ważnych.

FOT. Z ARCHIWUM RODZINNEGO

M.: Sądzę, że w budowaniu dobrych relacji z dziećmi najważniejszy jest czas, jaki im poświęcamy. Istotny jest dla nas ten spędzony indywidualnie z każdym dzieckiem. Do niedawna realizowali‐śmy wyjścia z dziećmi – teraz to dość mocno utrudnione. Relacje budujemy, przede wszystkim rozmawiając i dając dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Staramy się stawiać wymagania, ale jednocześnie nie jesteśmy bezwzględ‐nymi egzekutorami ustalonych zasad.

Dużo mówicie o spędzaniu czasu ze sobą – jak to wygląda w Waszej rodzinie?

D.: Mam sposób na starsze dzieciaki. Zawsze byłem bardzo aktywny fizycz‐nie i odrobinę zwariowany, jeśli chodzi o różne dziwne dyscypliny sportu. W wieku 30 lat zaczą łem latać na kitesurfingu, co ważniejsze, zaraziłem tym moje starsze córki. Wspólnie zrobiliśmy też kurs sternika motoro‐wodnego. Dwa lata temu, również razem, rozpoczęliśmy zajęcia parkour, obecnie chodzimy we troję dwa razy w tygodniu na akrobatykę sportową. Ws z e l k a a k t y w n o ś ć s p o r t ow a z dziećmi, szczególnie starszymi, niesamowicie zbliża. Nie ma to jak wspólnie pr zel any po t. Polecam serdecznie.

M.: Z uwagi na to, że dzieci mamy w du‐żej rozpiętości wiekowej (17, 15, 7, 6 lat i 2 latka), trudno jest nam znaleźć coś takiego, co będzie dla nas wszystkich interesujące. Coś, co będzie jednoczyć całą naszą rodzinę. Ostatnio polubili‐śmy wspólne wycieczki rowerowe (najmłodszy synek podróżuje w przy‐czepce), rozpoczęliśmy pierwsze wycieczki po górach (dzieci by ły zachwycone czarnym wyjściem na Luboń).

Wspomnieliście, że działacie w dia‐konii ewangelizacji i prowadzicie fundację. Co Was do tego motywuje?

D.: Na co dzień doświadczamy ogrom‐nej miłości Bożej i opieki, to nie pozwala nam stać bezczynnie. S łyszymy wezwanie „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”, to nas zmotywowało do podjęcia tego dzieła. Fundację założyli‐śmy z naszymi przyjaciółmi także po to, żeby mieć przestrzeń do sformalizowa‐nia działań ewangelizacyjnych oraz prosty mechanizm odpisywania dziesięciny. Te pieniądze są przelewane na fundację i tam, pracując, wspieramy różne dobre dzieła. Staramy się, żeby to, co powstaje w ramach fundacji, było na wysokim poziomie. Pomagamy także innym w tym, aby to, co tworzą, było profesjonalne.

M.: W ramach fundacji wspieramy i organizujemy dzieła ewangelizacyjne, m.in. rekolekcje dla rodzin, warsztaty z komunikacji dla małżeństw, spotkania dla m łodzieży i doros łych. Mamy marzenie zaangażować się i stworzyć program przygotowania dzieci do pierwszej komunii świętej w rodzinie. Wspieramy także dzie ła związane z edukacją i świadomym wychowa‐niem.

This article is from: