fot. Piotr Giziński
NR
55 luty 2009
MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10000 ::: Gazeta Bezpłatna
Jesteśmy u maturzystów! Str. 3 Po co komu Walentynki? Str. 10 - 13 Stwórz idealnego trenera! Str. 31
SESJA: Strach się bać str. 8 - 9
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
LUTY 2009
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ISSN 1730-0975 al. Wojska Polskiego 65 pok. 28, 65–625 Zielona Góra tel./fax +48 68 328 7876, gazeta@uzetka.pl www.uzetka.pl WYDAWCA: Stowarzyszenie Gazety Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl Z-CA RED. NACZ.: Kornelia Kornosz k.kornosz@uzetka.pl SKŁAD: Kaja Rostkowska, Marcin Grzegorski, Maciej Kancerek KULTURA: red. Maciej Kancerek m.kancerek@uzetka.pl Łukasz Michalewicz, Malwina Ławicka
Nauka nie jest obowiązkowa... Ale przetrwanie też nie jest. W. Edwards Deming
Wszystkim Studentom życzymy powodzenia w zimowej SESJI! ;-) Redakcja „UZetki”.
AKTUALNOŚCI: Grzegorz Biszczanik, Grzegorz Czarnecki, Marzena Toczek, Paula Mościcka, Sebastian Sobiech, Kornelia Kornosz, Kamil Zając, Iga Kołacz, Wojciech Lewandowski, Monika Renc SPORT: red. Kamil Kwaśniak k.kwasniak@uzetka.pl Karolina Bołbot, Krystyna Górnicka, Weronika Górnicka, Kamil Kolański MYŚL SŁOWEM PISANA red. Iwona Turzańska i.turzanska@uzetka.pl FOTO Piotr Giziński, Wojciech Waloch OGŁOSZENIA I REKLAMY: Marcin Grzegorski, 0 602 128 355 m.grzegorski@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za pomoc w korekcie dziękujemy Kamilowi Wołczyńskiemu. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
Słowo naczelne
Luty wystawia nas na próbę. W tym miesiącu wydarzy się wiele rzeczy, które będą dla każdego z nas wyzwaniem. Sprawdzimy swoją pracowitość, podatność, odpowiedzialność – mówiąc krótko lepiej poznamy swój własny charakter, z wielu różnych stron. Gotowi?
„Strach się bać” - napisaliśmy na okładce tego numeru. I tym hasłem odsyłam Was na strony związane ze stresem. Opisaliśmy krótko, na czym to przykre zjawisko polega. W czasie sesji okazuje się, czym są nasze możliwości wobec wymogów sytuacji – nie tylko, czy się nauczyliśmy. To byłoby zbyt proste. Oprócz opanowania materiału, trzeba opanować stres. I to nie za pomocą dopalaczy, o których tak ostatnio głośno. I nie za pomocą ściąg – bo to nie pomaga w kształtowaniu charakteru, tylko charakter psuje. Proponujemy Wam bezpłatne warsztaty, które pomogą Wam opanować stres albo uczynić z niego motor Waszego działania. Zerknijcie na stronę 9. W lutym czeka nas także święto, które niedorzecznie wymyślono w najzimniejszym miesiącu w roku. I tu znowu próba charakteru. Jak to jest z naszą podatnością? Kupimy sobie kolczyki w kształcie serduszek, dziewczyny? Chłopaki, już teraz panikujecie, bo nie macie pomysłu na pre-
zent? Albo z drugiej strony: single, jak radzicie sobie w ten dzień? My o Walentynkach piszemy na wesoło, a o miłości wypowiada się prof. Zbigniew Izdebski. A wszystkie sprawy wokół Walentynek są na Waszej głowie: prezenty, spotkania, postawa za lub przeciw... Podejmijcie to wyzwanie! Luty to także czas weryfikacji naszych noworocznych postanowień. O ile w styczniu mogliśmy jeszcze udawać, że wszytstko gra, o tyle luty daje nam już jasną odpowiedź, czy to, co zostało postanowione, zostało wykonane. Zapowiada się poważny miesiąc, z którego i tak jestem pewna - wyjdziecie cali i uśmiechnięci. A więc byle do wiosny! ***
Kaja Rostkowska Redaktor naczelna k.rostkowska@uzetka.pl
3
LUTY 2009
spotkania z maturzystami
Zaspane twarze, spowolniony proces dedukcyjno – analityczny i nie ustające błaganie o kawę. Choćby łyk, taki malutki. Zielona Góra nie zbudziła się jeszcze ze snu, ale oni już tutaj są. „BUZem do kariery” gotowi pojechać choćby na koniec świata. Na szczęście koniec świata nie jest przesadnie daleko. Druga edycja akcji „bUZ do kariery” obejmuje swoim zasięgiem województwo lubuskie, a także częściowo wielkopolskie, zachodniopomorskie i dolnośląskie. – W tym roku poszerzyliśmy listę miast, odwiedzimy m.in. Wałbrzych, którego brakowało w ubiegłorocznej rozpisce – zapowiada rzecznik Uniwersytetu, Ewa Sapeńko. Do niebieskiego busa oklejonego żółtym paskiem z logo UZetu wsiada kilkunastoosobowa grupa studentów wspierana przez opiekuna z uczelnianego Biura Promocji. Jest jeszcze Pan Kierowca, od którego zależy, czy dotrzemy na czas. BUZowa moda nakazuje nosić się w tym roku w zieleni. – Po ubiegłorocznych pomarańczowych koszulkach zdecydowaliśmy się w tym roku na kolor bardziej kojarzący się miastem i samą uczelnią – argumentuje Anna Urbańska z Biura Promocji. Wśród studentów zdania o koszulkach są podzielone, część z nich entuzjastycznie przyjęła nowe barwy, jednak tu i ówdzie słychać głosy mówiące, że w poprzednich „bardziej rzucaliśmy się w oczy”. REKLAMA
Częściowo zmieniła się także merytoryczna strona akcji. Bolączką pierwszej edycji „bUZa” było to, że na skutek nieporozumień studenci matematyki trafiali na lekcje historii w klasie humanistycznej. W tym roku „bUZowicze” wciąż opowiadają o konkretnych kierunkach kształcenia, jednak nastawiają się raczej na luźną pogadankę o studiowaniu, o uczelni, o Zielonej Górze. Warto uzmysłowić uczniom, jak wiele zmieni się w ich życiu po rozpoczęciu studiów. Często wyjeżdżają z miejscowości, w których spędzili całe życie, przestawiają się na nowy tryb funkcjonowania. No i mają sesję. Poza tym na etapie, na którym są teraz, bardziej interesuje ich ogólna, luźna rozmowa. Jak powiedziała studentka pedagogiki,Kornelia Kornosz – na trzy miesiące przed maturą większość z nich nie wie, co chce studiować. Pierwsze dwa tygodnie lutego to czas przerwy. BUZ zapadnie w sen zimowy, studenci spokojnie zaliczą egzaminy. 17. lutego wyjazdem do Głogowa „bUZ do kariery” wróci na trasę. Jasne, nie zawsze jest różowo. Jeden z bUZowiczów po powro-
cie zwierzył się nam, że był tak zapracowany, że nie zdążył pójść do toalety! Ale studenci są zadowoleni z akcji. I mamy nadzieję, że uczniowie podzielają ten entuzjazm. Przyjmujcie nas z uśmiechem, maturzyści! Jedziemy do Was po to, aby Wam
podpowiedzieć, pomóc i wprowadzić Was w atmosferę studiowania. Jeździmy do Was, bo chcemy Wam pokazać Uniwersytet Zielonogórski, z którego jesteśmy dumni. Maciek Kancerek
REKLAMA
U NAS JUŻ OD 80 ZŁ
4
LUTY 2009
Polski członek rodziny Soprano Igor Litwinowicz wychował się w Zielonej Górze. Gdy był mały chłopcem, stwierdził, że chciałby mieszkać w Nowym Jorku i kilkanaście lat później tak właśnie się stało.
Igor w Nowym Jorku widział już wszystko. Mógł zostać pilotem jak jego szkolni koledzy, jednak wolał wyruszyć w świat. Prezentuje swoje wystawy fotograficzne. Jednak najbardziej znany jest z tego, że zagrał w jednym z najpopularniejszych amerykańskich seriali – „Rodzinie Soprano”. Dużo podróżowałeś, zmieniałeś miejsca zamieszkania, lecz w końcu padło na Nowy Jork. Czym to miasto tak Cię przyciągnęło? Kiedy miałem 10 lat, siedziałem na drzewie w Zielonej Górze i każdy pytał się mnie, gdzie chciałbym spędzić Sylwestra 2000. Wtedy była to dla nas bardzo odległa data. Każdy odpowiadał coś na zasadzie, że w Łebie, Warszawie… Ja powiedziałem, że w Nowym Jorku. Postanowiłem, że tam wyląduję na Sylwestra 2000. Tak też się
stało i już w Nowym Jorku zostałem. Pochodzisz z Zielonej Góry. Często wracasz do rodzinnego miasta? Akurat tak się złożyło, że jestem tutaj dopiero czwarty raz, a wyjechałem 21 lat temu. Pierwszy raz byłem w 1994, ale nie podobało mi się wtedy to, co działo się w Polsce. Nie przyjeżdżałem przez wiele lat. Dopiero 2 lata temu postanowiłem odwiedzić Zieloną Górę. Tym razem tak mi się spodobało, że od tamtego czasu jestem tu już trzeci raz. Od Twojego wyjazdu chyba sporo się tu zmieniło? To prawda. Pozmieniało się stanowczo na lepsze. Jest o wiele bardziej czysto, wszystko jest zadbane. Teraz wygląda to jak normalne zachodnie miasto.
Chodziłeś do liceum lotniczego, został lotnikiem. Dla wielu ludzi to życiowe marzenie, jednak Ty z tego zrezygnowałeś. Dlaczego? To dosyć śmieszna sytuacja, bo ja nigdy nie planowałem, żeby zostać lotnikiem. Pójście do Liceum Lotniczego umożliwiało mi mieszkanie w internacie – po prostu chciałem się wyrwać z domu. Po dwóch latach tak spodobała mi się ta szkoła – latanie, skakanie ze spadochronem, szybowce – że naprawdę chciałem być pilotem. Po czterech latach stwierdziłem jednak, że nie za bardzo chce iść do istniejącej wtedy komunistycznej armii, dlatego zrezygnowałem z pójścia na uczelnię oficerską. Wylądowałem na WSI, co teraz oczywiście nazywa się Uniwersytet Zielonogórski i tak spędziłem kolejnych kilka bardzo udanych lat.
Czym zajmujesz się na co dzień? Skończyłem szkołę architektury w Kanadzie. Obecnie pracuję właśnie jako architekt, w jednej z nowojorskich firm. Zajmuję się naprawianiem budynków wysokościowych. To naprawdę bardzo ciekawa praca, bo mogę wejść na wiele budynków, na które żaden turysta nigdy nie będzie miał wstępu. Moją pasją jest fotografia, zawsze mam ze sobą aparat, więc daje mi to możliwość uzyskania takich ujęć, których nikt więcej nie będzie miał. Wyjechałeś do Stanów i tam pewnego dnia stwierdziłeś: „będę aktorem”? Nie, zupełnie nie tak. Gdy wylądowałem w Nowym Jorku, trafiłem do pracy, w której musiałem robić dużo prezentacji. Jednak cały czas niezbyt dobrze
5
LUTY 2009 czułem się, jeśli chodzi o mój angielski. Cały czas miałem obawy, że powiem coś nie tak. Postanowiłem podszkolić swój język, a że ktoś powiedział mi, że najlepiej zrobić to w szkole aktorskiej, więc tam też się udałem. Tak mi się to spodobało, że zacząłem brać lekcje wymowy, lekcje teatralne, lekcje aktorstwa. Może wynikało to stąd, że moja matka była kiedyś aktorką w Teatrze Lubuskim, może pozostało mi coś w genach. W każdym bądź razie wciągnąłem się w to bardzo. Później wyniknęło trochę sytuacji, że chyba miałem więcej szczęścia niż zdolności, ale udało mi się dostać do kilku drobnych seriali.
polskiego kierowcę – dużego, z wielkim brzuchem i wąsem. Jednak na drugi dzień zadzwonili. Powiedzieli, że bardzo im się spodobałem i dali mi rolę Karyla. To było po prostu szczęście. Jak długo trwała Twoja przygoda z serialem? Spędził e m z aktor a m i kilka dni na planie, bardzo się polubiliśmy. To są naprawdę bardzo fajni i normalni ludzie. Było to świetne wydarzenie i niezła zabawa, z czego bardzo się cieszę, bo wielu profesjonalnych aktorów zazdrościło mi, że udało mi załapać do tak kultowego serialu. Wystarczało, że miałbym jedną linijkę do powiedzenia, a już zostałem aktorem wymienionym w obsadzie serialu i zgarniającym pieniądze za emisję odcinków z moim udziałem.
Moja matka była aktorką w Teatrze Lubuskim, może po niej odziedziczyłem aktorski gen?
Właśnie, a propos tych „drobnych” seriali. Jak to się stało, że trafiłeś na plan tak kultowego serialu jak „Rodzina Soprano”? To był totalny przypadek. Z reguły zajmuję się czymś innym, ale jak dostaję jakąś ciekawą propozycję, to chętnie ją przyjmuję. Moja żona dowiedziała się, że odbywa się casting do serialu „Rodzina Soprano”. Poszukiwali polskiego kierowcy ciężarówek. Pomyślałem – dlaczego nie, można spróbować. Poszedłem na casting, na którym spotkałem Gandolfiniego. Zrobiłem sobie z nim zdjęcie, porozmawialiśmy chwilę i byłem tak zadowolony, że już naprawdę nie zależało mi, czy dostanę tą rolę czy nie. Wszedłem na salę, bardzo rozluźniony i powiedziałem: „Jeśli chcecie zastąpić mną Gandolfiniego, to ja się nie zgadzam. On jest bardzo dobrym człowiekiem”. Reżyser zaczął się śmiać. Przeczytałem to, co miałem przeczytać, a propos roli którą potencjalnie mógłbym zagrać. Niestety, nie przyjęli mnie, bo nie wyglądałem na typowego
Jakieś znajomości z planu pozostały? Nieraz jak w jakiejś knajpie natykam się na kogoś z Soprano’s, to mnie pamiętają i to jest bardzo fajne uczucie. Ludzie się na nich patrzą, nagle ja wchodzę, a oni wołają: „Ooo Igor, cześć! Chodź, usiądź z nami.” To ja podchodzę, witam się z nimi i naglę ludzie patrzą się na mnie i zastanawiają się – kto to jest? Pewnie ktoś ważny. Poza tym moja filmowa partnerka, która jest żoną Crisa Coopera, bardzo mnie polubiła i utrzymujemy ze sobą kontakt. Ciężko jest Polakowi zostać aktorem w wielkim świecie, jakim jest Ameryka? Przede wszystkim, weźmy to pod uwagę, że niby można skorygować akcent, ja jestem na to za leniwy, a przez to odpada
się na około 80% castingów. Od razu wiadomo, że jest się charakterystycznym aktorem ze wschodniej Europy. Z drugiej strony wielu z nas Polaków ma kompleksy i boi się zaryzykować. „Rodzina Soprano” to nie jedyna okazja, żeby zobaczyć Cię w roli aktora... Grałem w sztuce teatralnej na Off-Brodway. Nazywała się „Ostatni Żyd w Europie” i była wystawiana nawet w Polsce, w Warszawie na Woli. Sztuka dosyć kontrowersyjna, bo mówiąca o problemie antysemityzmu. Załapałem się także na film ze Zbyszkiem Zamachowskim, następnie grałem w filmie „Solidarność”. Poza tym podkładałem między innymi głos Wałęsy w programie na temat jego biografii, emitowanym na Discovery Chanel. Jednak aktorstwo to dla mnie raczej pasja, a nie sposób zarabiania na życie.
naprawdę fajnego. Kupiłem sobie profesjonalny, cyfrowy aparat, no i się zaczęło… Ostatnio udało mi się zrobić wystawę tych zdjęć na Brooklynie. Było sporo ludzi, miedzy innymi Piotr Milewski (korespondent Radia Zet – przyp. red.), Kazik Staszewski. Jakie są Twoje plany na przyszłość? Możemy spodziewać się zobaczyć Cię w kolejnej produkcji? Rzadko mi się zdarza żebym miał jakieś plany. Jeśli chodzi o aktorstwo, szykuje mi się rola w filmie produkowanym przez Stany Zjednoczone i Kanadę. Będzie to produkcja o więzieniu w komunistycznej Rosji. Jednak jeśli coś miałoby w przyszłości wypełnić moje życie, to chciałbym żeby była to fotografia. Chciałbym pojechać do Nowej Szkocji i poprzez swoje zdjęcia pokazywać światu, w jak okrutny sposób ludzie mordują foki. Chciałbym zrobić coś co
Na planie ze Zbigniewem Zamachowskim Wiem, że nie jest to jedyna Twoja pasja. Podobno miałeś ostatnio swoją wystawę fotograficzną? Zaczęło się od tego, że w pracy, podczas inspekcji musiałem fotografować dużo budynków. Stwierdziłem, że skoro jestem w tylu ciekawych miejscach, to można zrobić z tego coś
spowoduje jakieś zmiany. Myślę, że póki co mogę sobie jeszcze pozwolić na takie marzenia… nastolatka.
Rozmawiała Paula Mościcka p.moscicka@uzetka.pl
6
LUTY 2009
MooNeR’s
I leci znów kolejny nowy rok. Rok dalej od urodzin, rok bliżej do innego prezydenta i tak dalej. Drodzy czytelnicy - dzięki łaskawości naczelnej, którą z tego miejsca chcę pozdrowić niemoralną buźką :* - znowu będzie mi dane przelać na papier moje najlepsze życzenia dla Was na nowy rok Waszego życia. Jako wychowanek politechniki dzieliłem się z Wami spostrzeżeniami świata, który widzę pod różnymi kątami, może dzięki wadzie wzroku... Teraz idę dalej i postaram się co jakiś czas zrelacjonować Wam świat, jaki czeka na was w powietrzu życia, w który startujecie na pasie startowym nabierając prędkości z każdą zaliczoną sesją (i nie tylko). Tak rodzi się MooNeR’s freestyle. Dlaczego MooNeR? Bo to moje drugie imię, które słyszę częściej niż pierwsze. Czyli w zasadzie pierwsze... Postaram się wykreować krzywe zwierciadło wczesnodorosłego życia, ale Was nie przestraszyć, choć stawianie pierwszych kroków po studiach bywa
pełne przygód. Dla niektorych już znalezienie pracy jest wyzwaniem, ale... później jest już tylko gorzej. Przykład? Ok, znalazlem pracę... po kilku miesiącach rozbijania się po knajpach, kinach, sklepach z odzieżą w niestudenckich cenach postanowiłem uczynić pierwszy „dorosły duży zakup”, czyli średniej klasy używa-
freestyle
spojrzałem na moje finanse i grając va banque znacznie odmłodziłem grono potencjalnych łupów. W końcu jest! Spełnienie marzeń. Kilka drobnych, nieistotnych szczegółów do poprawy, reszta super (później się dowiem, ile owe szczegóły kosztują). Zakup. Przyjazd na parking... I pierwszy tik nerwowy. Co 10 minut obo-
Znalezienie w naszym kochanym chorym kraju człowieka, który zgodnie z prawdą opisze stan pojazdu jest mniej prawdopodobne, niż przyłapanie „porządnego” jak się nam wydawało sąsiada na kupnie „świerszczyka”. ny samochód. Znalezienie w naszym kochanym chorym kraju człowieka, który zgodnie z prawdą opisze stan pojazdu jest mniej prawdopodobne, niż przyłapanie „porządnego” jak się nam wydawało sąsiada na kupnie „świerszczyka” w delikatesach. Nie ma wyjścia... Trza kupić testery lakieru, wziąć auto na stację diagnostyczną... motointeres się kręci. Po zjeżdżeniu kilku zbiorników paliwa jeszcze raz
wiązkowe zerknięcie do okna (stoi jeszcze?). Nie ma żartów, sąsiadowi z 8 piętra zwinęli passata. Kolega z pracy pociesza, że jego sąsiadowi zwinęli dopiero, jak przestał się gapić w okno... Aby uchronić się przed spaniem na mrozie, wykupiłem ubezpieczenie AC. W końcu biznes ubezpieczeniowy też się musi kręcić. Pierwszy przegląd. Ot, olej, świece, pare pierdółek... Oczom ukazał się mój dwumie-
sięczny budżet studencki! Nasuwa się kilka wniosków. Po pierwsze, gdyby w naszym kochanym chorym kraju było więcej prawych ludzi, zaoszczędziłbym majątek, ale kilka branż miałoby się gorzej. Po drugie, w trakcie studiów łatwiej marzyć o supersamochodzie niż o otoczce jego posiadania. Po trzecie – może gdybym nie był tym, kim jestem i stać by mnie było maksimum na malucha, spałbym spokojniej? Już ktoś kiedyś powiedział, że droga na szczyt jest ciekawsza niż on sam. Z marzeniami bywa podobnie... Polemika? Własne zdanie? freestyle@eurisko.pl - nic prostszego. Przez klawiaturę nie ugryzę, co najwyżej skomentuję następnym razem.
MooNeR
Zabij mnie Chińczyku Nie pomoże tarcza antyrakietowa
Typowy Polak, chociaż można w to nie wierzyć, jest bardzo pracowity. Jego zaangażowanie zależy od wielkości wynagrodzenia. Jest też bardzo oszczędny, a raczej stara się wydawać pieni ądze ekonomicznie. A jak może wyglądać poranek przeciętnego Polaka? Przenikliwy dźwięk chińskiego budzika kupionego za pięć złotych od Rosjanki na bazarze budzi go każdego dnia. Nawet i w niedzielę, bo przeciętny pracowity Polak w ten dzień też pracuje. Poranna toaleta w pięknej łazience wyłożonej tanimi chińskimi kafelkami. Chińska zupka w talerzu z chińskiej
porcelany, ale tej taniej. Przed wyjściem do pracy trzeba umyć zęby pastą, tą tanią z Chin. Należy przy tym uważać, by nie pobrudzić chińskiego t-shirta. Jeszcze tylko chińskie adidasy na nogi i w drogę. Przynajmniej ta droga jest nasza, polska, dziurawa. Coś ty się człowieku tych Chińczyków uczepił? Ktoś może zapytać. Dzięki nim masz przecież tanie chińskie produkty. No i rzeczywiście. Mam tani chiński zegarek, którego drobne bublowate elementy łatwo oderwać i połknąć. Nie mówię żebym ja tak robił, ale przeciętny Polak
ma małe dzieci. Ma też t-shirt, który zakwalifikowano do materiałów łatwopalnych. Zapytam z ciekawości, palisz papierosy? Przeciętny Polak pali. Kafelki w łazience świecą w ciemności? Jeszcze nie jest z nimi tak źle, ale i tak dwukrotnie przekraczają normy dopuszczalnego promieniowania. Chińska porcelana za jeden złoty też jakaś taka… jakby za dużo w niej trującego ołowiu i kadmu. I ta pasta z trującym glikolem i rakotwórcze buty. Wszystko to jakieś tanie i chińskie. Na szczęście mamy wolny rynek i nie musimy wybierać tych
szkodliwych produktów. Wystarczy tylko nie kupować. Ale mamy też swoje polskie przyzwyczajenia, które w połączeniu z chińskimi produktami mogą by niebezpieczne. Lubimy kupować tanio. Czy w całej tej chińskiej sprawie zauważyliście coś nietypowego? Jak to dobrze, że chińska zupka jest z Radomia.
Grzegorz Czarnecki
g.czarnecki@uzetka.pl
7
LUTY 2009
Spróbuj czegoś nowego
Chcesz zacząć działać, podróżować, rozwijać się?
Europejskie Forum Studentów AEGEE to międzynarodowa organizacja studencka mająca swoje reprezentacje w 232 miastach akademickich, w 43 krajach. Głównymi polami działania AEGEE są: • wymiana kulturowa • aktywne obywatelstwo • wyższe wykształcenie • pokój i stabilizacja AEGEE promuje przede wszystkim wizję zjednoczonej Europy, bez uprzedzeń i stereotypów, walkę o stworzenie otwartego i tolerancyjnego społeczeństwa dzisiaj i jutro oraz wspieranie demokracji, praw człowieka, tolerancji, współpracy międzynarodowej, mobilności i europejskiego wymiaru edukacji. Aby naprawdę promować współpracę międzynarodową AEGEE nie posiada poziomów narodowych. W AEGEE nie ma granic! Struktura jest jednakowa we wszystkich lokalnych oddziałach, które realizują główne cele organizacji tworząc liczne projekty, często wspólnie z lokalami z drugiego końca Eu-
ropy! W Zielonej Górze AEGEE istnieje od 10 lat, cały czas się rozwijając. Organizujemy liczne szkolenia, konferencje, wymiany międzynarodowe, imprezy. Najbardziej znane organizowane przez nas imprezy na Uniwersytecie Zielonogórskim to m.in. LTC - szkolenia
lat sprawdzamy tez poziom wiedzy ortograficznej studentów i pracowników naszej uczelni podczas kolejnych edycji Dyktanda Uniwersyteckiego „Złap Byki Za Rogi”. Podczas obchodów Dni Kultury Studenckiej, czyli Bachanaliów, jesteśmy odpowiedzialni za otwierającą to święto
odbywające się w Lubiatowie dwa razy do roku, można na nich zgłębić tajniki public relations, zarządzania zasobami ludzkimi, pozyskiwania funduszy oraz dowiedzieć się więcej na temat naszej działalności. Od 7 lat jesteśmy również organizatorami Europejskiego Dnia Języków, jest to impreza mająca na celu promowania wśród studentów nauki języków obcych. Od kilku
Paradę, a w lecie organizujemy Uniwersytet Letni, podczas którego do naszego miasta zjeżdżają się studenci z całej Europy. Umożliwiamy też studentom naszego uniwerku wyjazd na podobne wymiany do innych miast Europy. Oprócz tego w ciągu ostatnich lat organizowaliśmy wiele konferencji, debat oxfordzkich, czynnie bierzemy udział w akcjach promocyjnych naszej
uczelni. Staramy się też ciągle tworzyć dla Was coś nowego, stąd tylko w tym roku akademickim zrobiliśmy wiele imprez studenckich, takich jak Kapeć Party w klubie „U Ojca”, czy też cykl Akademii Tańca w klubie „Lemoniada”. Przed nami kolejne imprezy taneczne, ale nie tylko, przygotowujemy też kolejne dyktando i szkolenie, ciągle myślimy też, co jeszcze możemy dla Was przygotować! Jesteśmy otwarci na nowe pomysły i nowe twarze!! Masz jakiś pomysł? Chcesz zacząć działać, podróżować, rozwijać się? W takim razie to idealne miejsce dla Ciebie! Przyjdź i zobacz, że okres studiów może być najlepszym czasem w Twoim życiu, spędzonym w świetnym gronie, budując swoje CV, rozwijając się i jednocześnie podróżując. Nie czekaj! Przyjdź na zebranie - w każdy wtorek jesteśmy o godz. 19:15 w sali 17, budynek A-2 (Campus A). Czekamy na Ciebie! Katarzyna Jagiełowicz
ludzie dobrych serc IV edycja charytatywnej akcji za nami. 14 grudnia w Lubuskim Teatrze odbył się koncert kolęd, podczas którego wystąpili artyści z całego kraju, by pomóc w leczeniu chorej na neuroblastomę Madzi Teląszka. Tym razem Stowarzyszenie ,,Warto jest pomagać” przygotowuje się do spotkania z dziećmi z Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hemato-
logii Dziecięcej we Wrocławiu, gdzie była leczona Hania Wesołowska, której pamięci poświęcona została IV edycja charytatywnej Akcji. Ludzie nie mogą zapomnieć, że są takie miejsca, w których dzieci walczą o życie! Stowarzyszenie zorganizowało zabawki, kredki, bloki, książki, ciasteczka, soczki i 17 stycznia br. delegacja Stowarzy-
szenia ,,Warto jest pomagać”, czyli Kamila Filipowicz-Borodziej, Lucyna Szymańska, Katarzyna Lisowska, Roland Bieniek wraz z prezesem Grzegorz Hryniewiczem wyruszyli do Wrocławia, aby spędzić z dziećmi cały dzień, sprawić im radość, nawet przez krótką chwilę. Przygotowali animacje - zabawy i gry, były też malowane specjalnymi farb-
kami twarze dzieci oraz śpiewane piosenki. Mamy nadzieję, że coraz więcej ludzi będzie się przyłączało w nasze akcje, by POMAGAĆ. Już niebawem na stronie internetowej www.wartojestpomagac.pl odbędą się licytacje, do których serdecznie zapraszamy. Grzegorz Hryniewicz
8
LUTY 2009
„Wiem, że Bestia musi żyć, gdy przyjdzie, dam jej pić”
Do diabła! Znowu nic nie umiem. Dlaczego się nie nauczyłam? Przecież to było takie proste. Wyjdę na środek i co powiem? O rany, już się zaczyna. Zaraz zemdleję. Nogi mam jak z waty. Nie, nie dam rady. I jeszcze te ślepia wpatrzone we mnie, oczekujące dobrego widowiska. Chwilę, czy tam z tyłu mają popcorn? W porządku, zaczynam… Co się dzieje?! Nie mogę wydusić ani słowa! Ratunku! – uff… To tylko sen. Niestety nie wszystko może być snem. Często zdarzają się sytuacje, podczas których robi nam się gorąco, słyszymy przyspieszone bicie serca, a w brzuchu latają motyle. A wszystko to przez potwora, któremu na imię Stres. Nie da się go uniknąć, ale można oswoić. W końcu nie z takimi zwierzakami miało się do czynienia. Skąd te nerwy Aby opanować stres, musimy znać jego przyczynę. Studenci najczęściej stresują się podczas egzaminów ustnych. Może być to wywołane strachem przed niezdaniem egzaminu, świadomością niedouczenia, brakiem pewności siebie lub obawą przed publicznym wystąpieniem. Najłatwiejszym sposobem na zwalczenie stresu jest odpowiedzenie sobie na pytanie, dlaczego w ogóle się boimy? We-
dług psychologa Zbigniewa Karapudy „stres jest postrzeganym brakiem równowagi, gdyż nie występuje dopóki nie zdajemy sobie sprawy z wymogów sytuacji lub braku możliwości sprostania tym wymogom”.
to, co się dookoła nas dzieje. Jednak w dłuższej perspektywie czasu skutki mogą być tragiczne. W związku z tym najlepiej starać się unikać stresu, zanim się pojawi.
Ignorowanie świata Stres ogranicza nasze możliwości intelektualne i sprawia, że się źle czujemy. Gdy jesteśmy w takim stanie najchętniej schowalibyśmy się pod łóżko i przeczekali problem. Dzieje się tak, ponieważ naszym psychicznym mechanizmem obronnym jest ignorowanie rzeczywistości. Plusy stresu W pojedynczych przypadkach niedostrzeganie zagrożeń może okazać się pożyteczne, gdyż nie zawsze mamy wpływ na
Marzena Toczek, studentka politologii, przygotowuje się do sesji Nie bierz na siebie za dużo Zestresowani studenci powinni się przede wszystkim zrelaksować, robić to, co sprawia
im przyjemność. Warto zadbać o swój tryb życia (lepsze odżywanie, długi sen, uprawianie sportu - to naprawdę działa). Trzeba się jak najwięcej uśmiechać, ponieważ śmiech jest nieocenionym środkiem antydepresyjnym. Nie wolno brać za dużo na swoje barki, przemęczenie nie jest dobrym kompanem. To nie oznacza jednak, że możemy nic nie robić. Mniej się stresujemy, gdy mamy świadomość, iż wywiązaliśmy się ze swoich obowiązków. Powinniśmy przede wszystkim być pozytywnie nastawieni do tego, co się wokół nas dzieje. Stres nie jest w cale taki zły. Jeśli uda się go opanować, może okazać się bardzo pożyteczny. A wtedy i sny będą przyjemniejsze…
Iga Kołacz
9
LUTY 2009
Bestia w Nonsensopedii,
polskiej encyklopedii humoru
► Sesja
System Eliminacji Studentów Jest Aktywny lub Sadystyczna Eliminacja Studiujących Jednostek Akademickich, a także Spokojna Egzystencja Stała się J*** Apokalipsą (z łac. sesjus - znaczy wyrwać studentowi narządy wewnętrzne przez przełyk). Najbardziej znany sposób uwalenia studenta przez profesorów, pozbawiający go młodzieńczych nadziei i planów na barwne życie studenckie: balowanie i obijanie się przez minimum 5 lat. Każdy student chciałby, żeby tydzień przed sesją trwał 14 dni.
► Profesor
największy lawirant spośród studentów. Wie gdzie i jaką literaturę fachową czytać. Podstawową umiejętnością profesora jest wybieranie sobie takich tematów, w których nikt mu nie podskoczy. Bo albo nie ma metod badawczych i nie można zweryfikować lawirowania studenta na każdym etapie egzaminacyjnym, albo profesor tak fachowo zamgli temat, że nikt nie zauważy, że mowa jest o ostatnich fantazjach sennych. Profesoro-
wie dzielą się na zwyczajnych (wydali parę dzieł) i nadzwyczajnych (wydali paru kolegów).
► Nauka
zbiór niezbyt ścisłych teorii (za wyjątkiem teorii nauk ścisłych, które są ścisłe, ale zazwyczaj wewnętrznie sprzeczne), poukładanych w dziedziny, poddziedziny, dyscypliny i poddyscypliny, a także podzielone między nauki interdyscyplinarne. Podział dyscyplin naukowych Naukę można dzielić w poprzek, wzdłuż, a także po ukosie. Niezależnie od metody dzielenia, wszyscy naukowcy są zgodni, że wszystkie te podziały są sztuczne, gdyż nauka tworzy niepodzielną jedność. Zagadnienie naukowości Zagadnienie naukowości jest niezwykle ważne, gdyż na podstawie kryterium naukowości decyduje się, czy przyznać kasę na badania. Większość naukowców bez kasy nie chce prowadzić badań i zamiast tego woli zająć się np. handlem pietruszką.
Wg Tadeusza Kotarbińskiego naukowe są te badania, które się prowadzi w instytucjach, które rząd uznaje za naukowe (czytaj: łoży na nie kasę). W niektórych krajach istnieją też instytucje robiące coś w rodzaju badań naukowych, na które łożą naiwni szefowie koncernów międzynarodowych i szefowie miejscowych mafii, dla których jest to bardzo wygodny sposób prania brudnych pieniędzy. Naukowcy z instytucji opłacanych przez rząd powszechnie uważają, że badania prowadzone w instytucjach sponsorowanych prywatnie to pseudonauka. Reasumując, prawdziwym kryterium naukowości, są sekretne ustalenia między luminarzami nauki i urzędnikami ministerialnymi średniego szczebla, zwykle czynione w lokalach położonych w pobliżu gmachów ministerialnych, o niezbyt dobrej reputacji, wśród reszty populacji. Istnieją też inne kryteria naukowości, ale filozofowie wszystkich krajów połączyli swoje wysiłki aby udowodnić, że nie mają one żadnego sensu. Dziękuję.
„Strach się bać” Czyli jak pokonać stres ► Zapraszamy na Warsztaty ◄
Campus b - 18 lutego, godz. 9:00 - 10:00. Sala 101R (I piętro, pion prorektora ds. studenckich)
Campus a - 18 lutego, godz. 11:00 - 12:00, sala 2 w budynku a-29.
prowadzący: mgr zbigniew ochocki
Zapisy: szkolenie@uzetka.pl (prosimy wpisać imię i naZwisko oraz wybraną godzinę szkolenia). Zgłoszenia przyjmujemy do 17 lutego, o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. Liczba miejsc ograniczona.
10
LUTY 2009
wpadliśmy na pierwszej randce
Ledwo z wystaw sklepowych znikają świąteczne dekoracje a już pojawiają się serduszka i aniołki. Zbliżają się Walentynki – więc wielu z Was czeka z tej okazji... randka! Planujemy jej przebieg, wybieramy miejsce, próbujemy dobrze się bawić, a po wszystkim z ulgą oddychamy. Ale czasem rzeczy wymykają się nam spod kontroli. Są takie randki, o których milczą wszystkie kroniki z Ulicy Wiązów!
Romantyczny spacer Justyna: Wybraliśmy się na spacer. I było naprawdę przyjemnie - trzymanie się za ręce, śmiechy, rozmowy. Wszystko było idealne do momentu, gdy chwycił mnie za pachy (jak małe dziecko) i zaczął mnie obracać. A tam miałam wielkie potowe plamy... Samo życie. Karola: Byłam na randce z chłopakiem moich marzeń. On co chwilę opowiadał jakieś dowcipy i ja tak się zaczęłam śmiać, że z nosa „wyskoczyła” mi mega koza! Nie zauważyłam tego, a on mówi: „Oj, coś tu masz” i palcem chciał mi to ściągnąć. Mówi: „O Bożeeee, to jest koza!” – ja pobladłam z tego wszystkiego, a on już nigdy więcej się ze mną nie umówił.
Szaleństwo przy piwie w rytmie disco Konrad: Jesteśmy w lokalu. Byłem bardzo zadowolony z siebie, bo wyszedł mi podryw i trzy ładne panny siedziały przy moim stoliku. Wszystko ładnie, śmiechy, hahy i hihy. Moi przyjaciele też byli zadowoleni, bo przecież ciężko jest poderwać ładną, mądra kobietę na dyskotece, a tutaj aż trzy! Nagle jeden z nich wyskakuje do nich z tekstem: „A czytacie telegazetę?” To był policzek dla mnie, znikły jak duchy. Maciek: Wpadka mojego znajomego. Akcja rozgrywa się w barze. Chłopak wyrywa pannę, ona siada mu na kolanach. Koleś był bardzo dumny ze skuteczności swojej gadki. Nagle panna rzuca tekst: „Przytul mnie, ostatnie sześć lat byłam zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, bardzo tego potrzebuję”. Kolega nie potrafił zareagować. Alicja: Poznałam chłopaka na imprezie. Był naprawdę czarujący, stawiał drinki, tańczyliśmy i rozmawialiśmy. Jak na dżentelmena przysta-
ło, odprowadził mnie aż pod sam akademik. Przez całą drogę pisał do kogoś sms`y, ryczał do telefonu i nie zwracał na mnie uwagi. A ja przez calusieńką drogę nadawałam, próbowałam wciągnąć go w rozmowę. Wreszcie odezwał się przed drzwiami akademika: „Pożycz mi kasę na taryfę. Całą kasę wydałem na ciebie w barze i nie mam za co wrócić”. Już nigdy się nie spotkaliśmy. Aga: Byliśmy na spacerze i zgłodnieliśmy. Weszliśmy do baru na zapiekankę. Kiedy siedzieliśmy przy stoliku, zaczął dzwonić mój telefon. Położyłam na blacie torebkę i nerwowo zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu komórki. Oczywiście, wszystko mi z niej wyleciało. Na czele z małą kosmetyczką, w której trzymam tampony. A że była rozpięta, cała zawartość wysypała się przed Michałem. Myślałam, że umrę.
11
LUTY 2009
Kulturalna randka w kinie
Małgosia: Miałam jakieś 14 lat, gdy chłopak zaprosił mnie do kina. Z kokieterii młodej kozy nie zabrałam okularów (mimo iż chłopaczyna wiedział że je noszę - chodziliśmy do jednej szkoły). Miałam sporą wadę wzroku, bo -2,5 dioptrie. No i biedaczysko calutki film mi czytał półgłosem napisy. Umawiał sie ze mną jeszcze, ale jakoś nigdy nie chciał już do kina...
Julita: Moja uczelnia w ramach socjału dofinansowała nam bilety do kina. Poszłyśmy z koleżanką do samorządu, aby je kupić. Tam już siedziało paru fajnych gości. Kupujemy bilety i jeden z nich mówi patrząc na mnie, że w takim razie, to on poprosi dwa bilety obok nas, najlepiej, żebyśmy siedziały w środku. To był najpiękniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam, więc strasznie się wystroiłam. W kinie na korytarzu jeszcze powiedzieliśmy sobie cześć. Później straciłam go z oczu, gdy nagle patrzę, a on idzie z jakąś panną i się sadowi obok nas... Kasia: Po spotkaniu z grupą znajomych ich kolega odwoził mnie do domu. Ponieważ fajnie sie nam rozmawiało, wziął ode mnie numer telefonu i umówiliśmy sie, że do mnie zadzwoni i gdzieś się razem wybierzemy. Po paru dniach faktycznie zadzwonił i zaprosił mnie do teatru. Bardzo sie ucieszyłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mój towarzysz przyszedł, ale nie sam, lecz ze swoją matką, ciocią i babcią.
Specjały w kronice Piotr: Trudno tę historyjkę nazwać „wpadką randkową”, ale jest całkiem fajna. Głęboki PeeReL, ośrodek wczasowy. Małżeństwo szykuje się na śniadanie. Wiadomym jest, że wtedy łazienki były na korytarzach. Babka wraca do pokoju, a tu chłopa ni ma, a że głodna, to nie czeka. Po drodze zahacza o męska łazienkę i namydlonego męża ciągnie za przyrodzenie, mówiąc: „Dyń dyń, śniadanko, czekam na dole”. Wchodzi do stołówki i widzi męża pałaszującego w najlepsze zupę mleczną. Paulina: Historia zdarzyła się mojej siostrzenicy. W dość młodym wieku straciła zęba – górną jedynkę. Oczywiście rodzice zafundowali REKLAMA
koronkę, a że kasy nie mieli za dużo, to koronka nie była solidna. Namiętna chwila z chłopakiem, głębokie pocałunki i nagle chłopak odsuwa się. Gmera w buzi i pyta „Co to?”... Monika: Kiedy Krzysiek zaczął mnie całować, ucieszyłam się! Tyle razy wyobrażałam sobie tę chwilę! Tymczasem... to było okropne! Tak się podjarałam, że z kącika ust wypłynęła mi strużka śliny. Obrzydliwe. Zupełnie jak u mojego psa! Kiedy się zorientowałam, było już za późno! On udawał, że nic nie zauważył..
ror? Przecież nie jest z Wami tak źle, skoro nie widniejecie w Kronice. Na Walentynki życzę samych happy endów i tylko trochę scen z komedii romantycznych (które i tak zawsze kończą się dobrze!).
Nadal uważacie, że randki to stres czy hor-
Opracowanie: Alina Augustyniak
12
LUTY 2009
Mi ę dz y m y Ś l ą a dy m e m
Nigdy nie potrafiłam kochać jednego mężczyzny. Każdy z nich jest przecież inny i niepowtarzalny, stanowiąc jednocześnie, oczywiście jeśli dobrze poszukamy, dopełnienie jedyne w swoim rodzaju. Czasami kiedy tak sobie siedzę i patrzę na nich wszystkich, czuję się jak w sklepie ze słodyczami. Jest tyle smaków i kształtów, a ja jakby za szybą, tylko widzę i nie mogę spróbować. Przynajmniej do tej pory bałam się spróbować.
sięciu lub dwudziestu, nie no aż tak dobrze, to nie mam. Było ich czterech. Każdy inny i stworzony specjalnie dla mnie. Gdyby ich połączyć, powstałby facet idealny. Teraz jednak w tym klaustrofobicznym pokoiku, kiedy te ośmioro oczu patrzy na mnie wyczekująco, jakoś nie
wej kreacji, a oni, cóż tu dużo mówić, każde moje kochanie po prostu miało żądze mordu wypisaną na twarzy. Wierzcie mi: zdradzona i wykorzystana kobieta to siódmy krąg piekła, ale czterech naładowanych testosteronem facetów to jak zapasy elektrowni atomowych. Wiesz,
*** Zaczęło się niewinnie. Wiem zawsze tak się mówi po fakcie, tak jakbym niby nie przewidziała konsekwencji, ale człowiek to sprytna bestia i zawsze znajdzie dla siebie usprawiedliwienie. Ja też znalazłam, bo jakże by mogło być inaczej. Jednak pewnego dnia postanowiłam wejść do tej zakazanej cukierni, której zawartość nie przeraża kaloriami, ale konsekwencjami takiego a nie innego postępowania. Tyle się mówi o przywiązaniu i monogamii, a ja po prostu kochałam każdego z nich na swój własny sposób. *** Mówię tak jakby było ich dzie-
Pozwólcie, że przedstawię osoby mojej osobistej tragikomedii: X – to, co tu dużo mówić, mój osobisty uszczęśliwiacz, chłopiec, który zrobi wszystko dla swojej ukochanej kobiety. U – to typ samotnika, który gdy do niego odpowiednio podejść, okazuje się czuły i delikatny. R – to po prostu cyniczny drań, z którym udowadniamy sobie nawzajem, jak mało dla siebie znaczymy. M – to coś nieokreślonego, chyba właśnie to coś sprawiło, że nie mogłam się powstrzymać przed chęcią rozgryzienia go. Chciałam - to mam. ***
♥ Gdyby ich połączyć, powstałby facet idealny. mogę powiedzieć, by byli wzorem cnót i moim osobistym dopełnieniem. Wręcz przeciwnie, wbiłam się głębiej w kanapę, chcąc uciec od tych pełnych zawodu, rozczarowania i gniewu spojrzeń. Oszczędzę wam wyjaśnień, dlaczego właściwie dałam się zapędzić w kozi róg... W tej chwili ważne jest, że ja siedziałam jak na szpilkach, w wyjścio-
że tak na dobra sprawę, który by nie wygrał i tak nastąpi wybuch, który pogrzebie wszystko pod radioaktywną pierzyną popiołu, imitującego śnieg i wieczną zimę. Zastanawiałam się, co będzie gorsze, prawda czy wyrafinowane kłamstewko? ***
Wzdycham głośno i ani myślę odezwać się pierwsza, bo niby z jakiej racji? Żaden z nich nie zapytał czy z kimś jestem, ponadto samo nie podpisywałam żadnego zobowiązania o wyłączności. Najgorsze jest jednak, że rozbiłam schemat, do którego byli tak bardzo przywiązani i mimo gniewu czułam ich zagubienie. Od razu poczułam się raźniej, wilk otoczony stadem baranów. Aż miło popatrzeć. Numiria www.numieria.deviantart.com
LUTY 2009
Kooochaj!
13
Ten słodki dzień, który czeka nas 14 lutego, generalnie mógłby nie istnieć. Ale przecież jest: i raczej niewielu z Was, którzy jesteście w parach, będzie udawać, że Walentynki to kicz. Potraktujemy ten dzień jako okazję do jeszcze większej czułości. Przypomnijmy, jak warto spojrzeć na uczucia i wróćmy do wartościowej rozmowy z prof. Zbigniewem Izdebskim, którą dla „UZetki” przeprowadził Karol Tokarczyk. Czy czas Walentynek sprzyja zakochanym, czy jest to tylko i wyłącznie pretekst do działań marketingowych? Cokolwiek by to było, czy wybryk marketingowy czy, jak to pan nazwał, czas sprzyjający zakochanym, to ja jestem fanem i jednego, i drugiego. Bo jeżeli jest to czas, który sprzyja zakochanym, to myślę, że jest to sytuacja szalenie korzystna, jeżeli natomiast jest to wybieg marke-
którzy byli zakochani. Przyjmujemy u nas wiele wzorców proamerykańskich. Nie ze wszystkich jestem zadowolony ale akurat z tego tak.
tingowy to przecież dla miłości liczy się każdy pretekst, żeby napisać mejla czy esemesa albo wysłać kartkę. Ja przebywałem w Stanach Zjednoczonych, kiedy nie obchodziliśmy walentynek i nie były one wyeksponowane. Tam poza tym całym szałem widziałem także ogromną wzajemną życzliwość nie tylko tych,
chce mieć pracownika, który nie ma problemów, jest zadowolony z życia, bo z takim łatwiej się pracuje, jest bardziej wydajny. Amerykanie mają jednak nad nami przewagę, ponieważ oni nauczyli się szukać pomocy, gdy mają kłopoty czy kryzysy. W Stanach, jak się z kimś umawia na spotkanie, to można usły-
Jakie wzorce proamerykańskie nie są pożądane? Dla mnie tym niepożądanym wzorcem jest to, że często w tej chwili mówimy o tym, że czujemy się dobrze, pomimo, że czasami tak nie jest. Pracodawca
szeć: „w każdy dzień tylko nie (np.) w czwartek o 16”. To oznacza, że albo ktoś jest wolontariuszem i jest to dla niego święty czas, albo ma swojego terapeutę. My w Polsce niestety nie nauczyliśmy się szukać profesjonalnej pomocy. Czy osoby o przeciwnych charakterach przyciągają się, czy wręcz przeciwnie? Patrząc na literaturę dotyczącą kobiecości i męskości, można powiedzieć, że jest dużo przykładów osób z podobnymi zainteresowaniami czy charakterem, które się przyciągają. Nie można jednak stwierdzić, że osoby o odmiennych typach osobowości, temperamentach, nie mogą ze sobą funkcjonować dlatego, że na udany związek składa się wiele rzeczy, nieraz poprzez takie różnice związek staje się także bogatszy, bardziej rozwojowy czy ciekawszy. Nieraz to jest nudne, jak się wszyscy muszą ze sobą zgadzać, chociażby w małżeństwie czy stałym związku. Od czego zależy to, czy ktoś nam się podoba, czy nie? Warto popatrzeć na to przez pryzmat i kobiety, i mężczyzny. Mężczyźni są jednak wzrokowcami. W związku z tym, po pierwsze postrzegają jak wygląda kobieta. Natomiast u kobiety często patrzą także na inne
cechy, aczkolwiek nie możemy powiedzieć, że wygląd mężczyzny dla kobiety też nie jest na początku ważny. Jakich rad udzieliłby Pan osobom nieśmiałym, które czasami są zakochane, zauroczone, ale mimo wszystko boją się podejść, „zagadać”. Czy można coś na to zaradzić? Radzę wszystkim nieśmiałym osobom, żeby ten lęk w sobie przełamywały. Życie jest zbyt krótkie, żeby tracić szanse na miłość, bo możliwe, że osoba, której boimy się wyznać nasze uczucia czuje wobec nas dokładnie to samo. Nie mamy tutaj nic do stracenia. W ciągu tych lat, kiedy pracuję w poradnictwie przez mój gabinet przewinęło się wiele osób, które mówiły o tym, jakie przeżywają tragedie wynikające z faktu niespełnionej miłości. Często to widać na przykładzie zjazdów klasowych, które odbywają się po dłuższym czasie. Po wielu latach wyznają sobie miłość i wtedy okazuje się, że dawno temu stracili swoją szansę. Zachęcam do tego, żeby ludzie nie nadużywali słowa „kocham” i „miłość”, ale jeśli rzeczywiście kochają, niech mają odwagę mówić o tym otwarcie. Nic nie stracą, a mogą jedynie zyskać. Rozmawiał Karol Tokarczyk
14
LUTY 2009
bądź aktywny!
Cz.4
Lubisz działać, chciałbyś coś zrobić dla swojej okolicy, a nie wiesz skąd wziąć na to pieniądze? To właśnie artykuł dla Ciebie! Sprawdź, czym jest program „Młodzież w działaniu”! W ramach tego programu możesz otrzymać pieniądze na dowolną działalność związaną z aktywizacją, zdobywaniem wiedzy, rozwojem współpracy. Wystarczy jedynie napisać projekt, który zostanie oceniony. Gdy komisja orzeknie, że Twój projekt spełnia wszystkie kryteria, to możesz przystąpić do jego wykonania, a dodatkowo otrzymujesz od UE pieniądze, które pokryją wszystkie koszty z nim związane. Oczywiście wydajesz je na potrzeby projektu, a nie na siebie! Co można robić? Program składa się tylko z pięciu priorytetów, ale mając dobry projekt, trzeba go wkomponować w jeden z nich i można już działać. Przy jego użyciu można zrealizować wszystko: seminaria, szkolenia, wycieczki, kursy tańca itd. - czego dusza zapragnie. A w szczególności przy użyciu programu można zrealizować następujące projekty: 1. Młodzież dla Europy Akcja, która umożliwia realizację przedsięwzięć związanych z propagowaniem wymian młodzieży – można zorganizować zwiedzanie sąsiedniego kraju dla jakiejś grupy osób, jeżeli będzie się współpracowało z osobami z kraju, który chcemy odwiedzić. Czy nie fajnie jest zwiedzać za darmo inny kraj i dodatkowo poznać nowe osoby? Przede wszystkim jednak, ta akcja skierowana jest dla osób, które mają plan własnej inicjatywy przynoszącej pozytywne efekty osobom zamieszkującym środowisko lokalne.
Przy użyciu programu „Młodzież w działaniu” możecie realizować swoje pomysły i poznać niesamowitycvh ludzi! 2. Wolontariat Europejski Jak sama nazwa wskazuje, ta akcja przeznaczona jest dla osób, które pragną wyjechać do innego kraju i tam pracować wolontarystycznie dla zagranicznej organizacji. Jest to świetny sposób na zdobycie doświadczenia, a także niepowtarzalny wpis w CV. Kolejnym plusem jest możliwość poszerzenia znajomości języka kraju naszego pobytu. Czy nie warto zdobyć darmowy kurs języka obcego, a dodatkowo zwiedzać sąsiedni kraj i poznawać nowych znajomych? 3. Młodzież w Świecie Jest to promocja współpracy z krajami sąsiadującymi oraz rozwijanie sieci kontaktów pomiędzy młodzieżą tych krajów. Projekt powinien aktywizo-
wać osoby w celu zdobycia wiedzy, zrealizowania określonego przedsięwzięcia dotyczącego społeczności lokalnej. Jego celem jest również stworzenie stałej sieci współpracy w regionie. 4. Systemy wsparcia młodzieży Akcja skierowana do osób, które chcą szkolić się w zakresie doskonalenia swojej współpracy z młodzieżą, a także rozwijania aktywnego obywatelstwa na poziomie lokalnym, krajowym i międzynarodowym. Jeżeli chcesz w przyszłości pracować z młodzieżą w placówkach oświatowych i nie tylko, to ta akcja jest właśnie dla Ciebie. Dzięki niej możesz udoskonalić swoje umiejętności współpracy z młodymi osobami i aktywizacji ich, a jaki zakres wiedzy będziesz chciał zdobyć,
to już zależy od Twojego projektu. 5. Młodzieżowa polityka Celem akcji jest promocja spraw młodzieży, ich dialogu z osobami ważnymi (np. politycy), tak aby te osoby, tworząc politykę młodzieżową, uwzględniały zdanie samych zainteresowanych. Poza tym, gdy widzimy jakieś problemy młodzieży, do tej pory nierozwiązane, to warto o nich powiedzieć osobom decydującym i dzięki projektowi w ramach tej akcji można to zrobić. Obok przeczytacie rozmowę z Agnieszką Ogórek, która zrealizowała projekt z programu „Młodzież w działaniu”. Sławomir Kozieł slawomirkoziel@wp.pl
15
LUTY 2009
Projekt z głową
A teraz słów kilka od osoby, która zaangażowała się w działania w ramach programu „Młodzież w działaniu”. Agnieszka Ogórek jest studentką UZ i w ramach tego Programu zrealizowała projekt „Tańcz z głową”. Dlaczego „Tańcz z głową” jest realizowany w ramach programu „Młodzież w działaniu”? Najważniejsza dla mnie była kwota dofinansowania pomysłu, która może wynieść do 6500 euro. Jest to kwota, dzięki której można było opłacić stroje treningowe, lekcje tańca z choreografem, produkcję płyt DVD, wypożyczenie sprzętu filmowego, produkcję gadżetów reklamowych, wyjścia do kina i wiele innych rzeczy. Czy trudno było uzyskać dofinansowanie? Praca nad poprawnym wypełnieniem wniosku zajęła mi 3 miesiące. Oczywiście było to zadanie czasochłonne i chwilami trudne. Przed ostatecznym wysłaniem wniosku 1 czerwca 2008 roku naniosłam jeszcze parę poprawek i 15 sierpnia dostałam odpowiedź, że w październiku będę mogła zacząć realizować projekt „Tańcz z głową”. Pisząc wniosek trzeba pamiętać o innowacyjności pomysłu, urozmaiconym harmonogramie zadań oraz o prawidłowym rozpisaniu budżetu. Jeżeli podejdziemy do tej pracy z zapałem to powinno się udać! Czy możesz krok po kroku opisać, co należy zrobić, aby otrzymać dofinansowanie projektu? Na początku polecam zasięgnięcia rady osoby, która już taki projekt napisała i zrealizowała. Zachęcam również do kontaktu mailowego z pracownikami Narodowej Agencji młodzież@mlodziez.org.pl. Na wstępnym etapie zadajmy sobie pytania: kto będzie odbiorcą projektu? Jakiego typu to będzie projekt? Jakie będą koszty projektu? Kto będzie wchodził w
skład grupy piszącej projekt? Czy nasze stowarzyszenie lub grupa jest wpisana do KRS. Jeżeli nie, to czy mamy pomysł, jaka organizacja będzie wspierała m.in. prawnie nasz projekt? Później wybieramy odpowiednią akcję i priorytety, wypełniamy wniosek stosując się do poleceń, które wyjaśniają, jakiego rodzaju informacji powinniśmy udzielić (dokument wniosku znajdziecie na stronie internetowej). Następnie komplet dokumentów wysyłamy w terminach: 1 luty, 1 kwietnia, 1 czerwca, 1 września, 1 listopad. Pracownicy Narodowej Agencji potrzebują około 6-8 tygodni na rozpatrzenie wniosku.
ków, czy brak poprawnej komunikacji z organizacją wspierająca projekt. Czy musimy się dużo nabiegać. żeby złożyć wniosek? Jak na pogram, który jest wygenerowany przez Komisję Europejską to nie jest tak źle. Pierwsza formalność, która nas przywita to 30 stronnicowy wniosek, następnie zbieranie i opisywanie faktur, dokumenty związane z rozliczaniem się z wszelkich zaliczek, napisanie raportu cząstkowego, a na samym końcu spisanie na odpowiednim formularzu sprawozdania końcowego.
Co jest najtrudniejsze w realizacji projektu? Najtrudniejszym etapem jest skonstruowanie dobrego bu-
Czy gdybyś mogła wybrać, czy jeszcze raz bawić się w to wszystko, podjęłabyś taką samą decyzję? Oczywiście, że tak. Decy-
dżetu, który powinien być połączony z odpowiednio ułożonym harmonogramem projektu. Warto przygotować się na sytuacje awaryjne. W moim przypadku może to być choroba instruktora, rezygnacja uczestni-
zja była przemyślana, jestem związana z tańcem 2 lata, więc pomysł wiązał się z moimi zainteresowaniami, miałam rozeznanie w tym temacie, wiedziałam, co jest nam potrzebne, żeby treningi były z jednej strony
atrakcyjne, a z drugiej bezpieczne, żeby instruktor prowadzący zajęcia miał podejście do dzieci/ młodzieży w tym wieku. Nie ukrywam również, że przeprowadzenie tego typu projektu jest dobrym punktem w moim CV. Organizując tego typu oddolne inicjatywy mamy wpływ na lansowanie określonego typu wartości, nie bez znaczenia jest też aktywizacja młodzieży i wymiar europejski projektu. Jest mi bardzo przyjemnie, gdy widzę uśmiechy na twarzach młodych tancerzy, odczuwalna jest też ich większa pewność siebie - trzy miesiące temu byli zawstydzeni i nieśmiali. Teraz uwierzcie mi… jest zupełnie inaczej. Zapraszamy na stronę internetową www.tanczzglowa.republika.pl, a a poza tym zachęcam do
odwiedzenia strony: www.mlodziez.org.pl na której znajdują się wszystkie szczegóły programu. Rozmawiał Sławomir Kozieł
16
LUTY 2009
Irek Wereński (Kult):
Anja Ortodox (Closterkeller):
Przez 4 lata (czyli od kiedy na dobre zadomowiłem się w Zielonej Górze) byłem zapraszany do jury Rock Nocą. Niestety, obowiązki nie pozwalają mi na przyglądanie się zmaganianiom w eliminacjach. Za to dzięki finałom zapoznałem się z kwiatem muzycznej sceny lubuskiej, nawiązałem kontakty z muzykami z Zielonej Góry. Z niecierpliwością czekam na kolejny Finał. Jeśli nie znajdę się w jury, to i tak bedę uważnym obserwatorem nowych zespołów i zmian jakie zachodzą w tych juz znanych mi. Do zobaczenie na Rock Nocą!
Bardzo fajne przedsięwzięcie! Dobrze, że coś się u was dzieje! Mam nadzieję, że dopiszą zgłoszone zespoły, publiczność (zawsze podczas koncertów Closterkeller w Zielonej Górze była liczna!) no i oczywiście sponsorzy! Do zobaczenia na koncertach!
Nie przegap! www.rock-noca.pl
Kurs tańca w godzinę?
fot. Studio Tańca i Aerobiku Body Language
Od października w naszym mieście w klubie „Lemoniada” odbywają się Czwartkowe Akademie Tańca organizowane przez Forum Studentów AEGEE Zielona Góra przy współpracy z tancerkami ze Studia Tańca i Aerobiku Body Language.
Jak powiedziała nam Katarzyna Jagiełowicz, organizatorka przedsięwzięcia, do tej pory spotkania cieszyły się dużym zainteresowaniem, aczkolwiek były to tylko prezentacje tańca. Od nowego roku goście „Lemoniady” mogą samodzielnie spróbować swoich sił w tańcach latino. 15 stycznia odbył się pierwszy kurs salsoteki. Obecni w klubie studenci mogli poznać układy choreograficzne zaprezentowane przez tancerki. Po godzinie prób wśród uczestników wybrano trzy najlepiej tańczące osoby, które nagrodzono szampanem. To niewątpliwa atrakcja. A sam klub? Pewnie wielu z Was jeszcze nie „zaliczyło” Lemoniady. Powstała 10 dni po inauguracji roku akademickiego 2008/09. Jak tam trafić? Zarówno z campusu A jak i z campusu B najlepiej dojechać do centrum autobusem lini 8, wysiąść naprzeciwko Norwida i odbić w kierunku starówki. „Lemoniada” mieści się pod kawiarnią Ermitaż na Placu Pocztowym 16. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdy, kto tam dotrze, zostanie wpusz-
czony. Wszystko zależy od tego, czy spodobamy się obsłudze na wejściu. Każdy z gości musi mieć ukończone 21 lat. Od tej zasady możemy się jednak wyłamać raz w tygodniu. Każdy czwartek w „Lemoniadzie” należy do studentów i tego właśnie dnia nieważne jest, ile mamy lat. Jeśli pokażemy legitymację studencką i pani witająca nas na wejściu, wyrazi aprobatę na nasz widok, będziemy mogli wejść do środka. A co w środku? Wnętrze niewątpliwie jest przyjemne. Miękkie kanapy w kolorze czerwieni, ciepłe oświetlenie. Wszędzie czysto i schludnie. Miła obsługa, a to też się liczy. Gdyby tylko jeszcze muzyka była bardziej urozmaicona. I gdyby klienci nie lustrowali się tak nawzajem i nie pożerali wzrokiem. I gdyby był większy parkiet... Wyczuwa się tam elektryzujące napięcie – lans, lans, lans. Wielu się tutaj odnajdzie, ale wielu wybierze np. „4 Róże dla Lucienne”, gdzie jest większa swoboda. Malwina Ławicka
17
LUTY 2009
KONKURS Napisz do nas sms o treści: UZETKA a następnie HASŁO Z KRZYŻÓWKI na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł). Na wiadomości czekamy do 20 lutego. Spośród smsów wylosujemy zwycięzców, którzy otrzymają książki - nowości Wydawnictwa ZNAK.
Nie wiesz co jest grane?
Www.uzetka.pl 10 przykazań barowego dżentelmena Jeśli niejednokrotnie zdarzyło ci się popełnić fatalną gafę w towarzystwie podczas wspólnego wieczoru, przestudiuj ten poradnik. Nawet w najbardziej obskurnej piwochlejni możesz zachować się kulturalnie.
Czy odginać mały palec?
Trzymając filiżankę, kufel, kieliszek - nie odginamy małego palca! Dzisiaj to pretensjonalne i w złym tonie. To nie odginanie palca czyni z nas szlachtę, lecz nasze szlachetne maniery pokazujemy przez kulturalne i uprzejme zachowanie się w towarzystwie.
1. Gdy na barmana pstrykasz palcami lub na niego gwiżdżesz, to tak jakbyś poprosił o czarną polewkę. Wystrzegaj się tego, a śmierć towarzyska w barze ci nie grozi. Nie pstrykamy na barmana - to brak kultury!!! 2. Jeśli nie masz pretekstu do wypicia, wznieś dobry toast. Wyjdziesz na towarzyskiego kompana. 3. Jeśli nie stać cię na dawanie drobenego nawet napiwku, to picie w lokalu nie jest dla ciebie. Zachowaj swoje grosiki na ciepłe piwo z hipermarketu. 4. Reszty nie trzeba – te magiczne słowa przy pierwszej kolejce spowodują, że barman będzie obsługiwał cię szybciej i masz większą gwarancję, że w zamówionej „pięćdziesiątce” będziesz miał rzeczywiście 50 gram alkoholu. 5. Miedziaki wrzuć w domu do
skarbonki. Minimalny napiwek to przynajmniej złotówka, w jednej monecie! 6. Nie zmuszaj nikogo do picia. Każdy najlepiej wie, gdzie leży jego granica i kiedy powinien skończyć. Możesz wypić za zdrowie tej osoby. 7. Podczas imprez domowych: wypij do końca albo zostaw. Zabieranie ze sobą niedopitej flaszki jest w złym tonie. 8. Jeśli nie smakuje ci postawiony drink, nie mów tego głośno. Lepiej przy następnej kolejce postaw drinka mówiąc, że to twój ulubiony. 9. Nie zawieraj znajomości w męskiej toalecie. Może to być źle odebrane, zwłaszcza zagadywanie nieznajomego przy pisuarze. 10. Jeśli dobrze się bawiłeś, ale nie pamiętasz kiedy opuściłeś lokal, nie masz się czego wstydzić, pod warunkiem, że towarzystwo piło tyle co ty. Ale lepiej pamiętać cały wieczór, a więc bawić się dobrze i z głową. Grzegorz Czarnecki g.czarnecki@uzetka.pl
18
LUTY 2009
■ Czym my, ludzie, różnimy się od tych stworzeń królujących na sawannie?
KLĄTWA EUGENIKI NEGATYWNEJ
Czy człowiek jest tylko jednym z dzikich zwierząt, eliminującym słabe jednostki ze stada, czy może istotą, która tworząc cywilizację wzniosła się ponad pierwotne instynkty?
Któż z nas nie oglądał programów dokumentalnych o dzikich zwierzętach? Piękne krajobrazy afrykańskiej sawanny, a wśród nich lwy, antylopy, dumnie panujące na całym obszarze. Towarzyszy im kamera kręcąca film o nazwie życie. Trwający od chwili narodzin, aż po śmierć. Ze wzajemną współpracą i śmiertelną rywalizacją. Z punktu widzenia nas, ludzi, najbardziej interesujący wydaje się stadny element ich codziennych zmagań. Ludzkie społeczeństwo przypomina trochę taką zbiorowość, tyle, że jego rozmiary są większe. Zwierzęcy świat jest brutalny, pozbawiony wszelkich
sentymentów. Ranne, chore lub stare jednostki są eliminowane z grupy. Skazane na samotną śmierć z wyczerpania, po to, aby nie pogarszać szans tych zdrowych i silniejszych. W tym momencie nasuwa się pytanie, czym my, ludzie, którzy samozwańczo nazwaliśmy się panami świata, stawiając się ponad innymi, jako istoty lepsze, różnimy się od tych stworzeń królujących na sawannie? Historia pokazała, że czasem niczym. Mamy nawet chwile, w których bywaliśmy gorsi, ponieważ nie instynkt nami kierował, ale świadome działanie zainfekowane „klątwą” eugeniki negatywnej.
W samym pojęciu eugeniki można wyróżnić dwa aspekty. Ich nazwy związane są z kierunkiem selekcji. Tzw. pozytywna preferuje dążenie do ideału za pomocą wzmacniania dodatnich cech. Przypomina ona trochę działania hodowców zwierząt krzyżujących najdorodniejsze osobniki, w celu wykreowania lepszych i silniejszych ras. W świecie ludzi za idealny przykład mogą posłużyć istniejące w III Rzeszy ośrodki leibensborn. Tam najdoskonalsi przedstawiciele rasy aryjskiej, jak sami siebie określali, płodzili, z równie idealnymi przedstawicielkami płci przeciwnej, potomstwo. Drugą odmianą opisywa-
nej inżynierii jest tzw. eugenika negatywna. W przeciwieństwie do poprzedniej, skupia się na eliminacji z populacji negatywnych cech. Jej propagatorzy posiadali szeroki wachlarz narzędzi mogących posłużyć wdrażaniu jej w życie. Od prostych form dyskryminacji po nieodwracalne ingerencje medyczne w organizmy niepożądanych ludzi. Sterylizacja ułomnych osobników, której konsekwencją była niemożność reprodukcji ich „niedobrych” genów, należała do najpopularniejszych. Na końcu tej drogi widnieje fizyczna eliminacja. Tytułową klątwą eugeniki negatywnej można nazwać sze-
19
LUTY 2009 reg zdarzeń w różnych miejscach. Jednakże w Niemczech, kraju, który doświadczył jej przekleństwa w największym stopniu, ma ona swe własne, niepowtarzalne imię. Składa się z zaledwie dwóch znaków T4. Ów skrót pochodzi od ulicy Tiergarten nr 4 w Berlinie. W latach 30 poprzedniego wieku mieściła się tam centrala nadzorująca operacje eugeniczne na terenie całego państwa. Pod płaszczem prawa, ujętego w ustawę o zapobieganiu dziedzicznych obciążeń, koordynowano sterylizacje i inne zbrodnicze działania na własnych obywatelach.
Lista przypadłości podlegających pod powyższy przepis była szeroka. Nieuleczalne choroby, alkoholizm czy aspołeczność. Zwłaszcza ta ostatnia cecha budzić może szerokie pole interpretacyjne. Cóż to znaczy być aspołecznym? Może oznaczało to niezgodność poglądów politycznych z ówcześnie panującymi w III Rzeszy i brak akceptacji dla ustroju. Różne źródła podają, że około 350 tys. osób poddano zabiegowi przymusowej sterylizacji. Strach pomyśleć, ile uśmiercono, wmawiając pacjentom szpitali, że podawany zastrzyk to witaminy,
a nie trucizna. Jednym z elementów naszego człowieczeństwa, którym dumnie się chwalimy, podkreślając naszą odmienność od świata zwierzęcego, jest cywilizacja. Zwłaszcza zachodnia, pełna wzniosłych ideałów o równości wszystkich ludzi i wyjątkowości daru, jakim jest życie. Nadająca naszej egzystencji odmienne od pierwotnych ramy działania. Jednakże, ów pozornie trwały cywilizacyjny gmach, zainfekowany wirusem, czy symboliczną klątwą, jak można nazwać eugeniczny proceder, potrafi się zachwiać. Okazuje się
wtedy, że różnica między ludźmi, a zwierzętami bywa wątpliwa. Może nawet stajemy się od nich gorsi. Bardziej bezwzględni, bo kierowani analitycznym umysłem, mogącym działać w większej skali. Należy o tym pamiętać, ponieważ cały czas nosimy gdzieś w sobie uśpiony zwierzęcy pierwiastek. Nigdy nie wiadomo, czy przy sprzyjających okolicznościach ponownie się nie obudzi.
Kamil Zając
Reportaż radiowy Akademickiego Radia „Index” o eugenice możecie ściągnąć ze strony www.uzetka.pl. Autorami reportażu są Paula Mościcka i Kamil Zając. Zapraszamy do słuchania.
COLLEGIUM INVISIBILE REKRUTACJA 2009 Szukasz nowych wyzwań intelektualnych? Chcesz studiować pod kierunkiem wybitnych naukowców? Zależy Ci na tym, by dzielić się z innymi wiedzą i pasją? Interesuje Cię nietypowa dziedzina wiedzy? Jesteś ambitny i angażujesz się w działalność społeczną? Wejdź na stronę www.rekrutacja.ci.edu.pl i do 15 lutego prześlij formularz aplikacyjny. Stowarzyszenie Naukowe Collegium Invisibile jest najstarszą w Polsce organizacją, która umożliwia studentom indywidualne kształcenie pod kierunkiem wybitnych naukowców. Członkowie Collegium uczestniczą we wspólnych obozach naukowych, realizują własne projekty badawcze, prowadzą zajęcia dla najzdolniejszych licealistów i tworzą dynamiczne młode środowisko akademickie. Co roku do Collegium Invisibile przyjmowanych jest kilkunastu nowych studentów.
20
LUTY 2009
Autoportret Polaka Każdy naród posiada jakieś charakterystyczne cechy, które wyróżniają go spośród innych zbiorowości i kultur. Na pytanie o to, z kim kojarzą nam się np. Szkoci czy Niemcy mamy gotową odpowiedź. A co wiemy o Polaku? Im mniej wiemy o danym kraju, tym łatwiej udzielić nam krótkiej i zwięzłej repliki. Mówimy np. Szkoci są skąpi, a Niemcy przesadnie dbają o porządek. O wiele trudniej scharakteryzować samych siebie. O własnym narodzie wiemy więcej, niż moglibyśmy powiedzieć w jednym zdaniu. Poza tym nie zawsze ten zasób wiadomości jest powodem do dumy. Zjedz coś jeszcze... Starając się być obiektywną i jednocześnie chcąc pokazać Polaków w jak najlepszym świetle, więcej uwagi poświęcę naszym zaletom niż wadom. Często słyszymy, że jesteśmy gościnni i otwarci. Z tą cechą związane są też różne przysłowia (a przysłowia są mądrością narodów), np. Gość w dom, Bóg w dom czy Czym chata bogata, tym rada. Nie da się zaprzeczyć, potrafimy i lubimy przyjmować gości. Wynika to z naszej tradycji i kultury. I niewątpliwie dobrze o nas świadczy. Obcokrajowcy pytani o Polaków, często z uśmiechem wspominają właśnie naszą gościnność! ALE... Lecą samolotem Polak, Japończyk, Rusek i Amerykanin. Chińczyk się chwali: - Mamy tyle ryżu, że cały swiat możemy nakarmić! Na to Rusek : - My mamy tyle wódki, że możemy cały świat upić Na to Amerykanin: - A my mamy taki duży kraj że was wszystkich możemy pomieścić! Wszyscy patrzą na Polaka i mówia : - A ty Polak to co masz? - My mamy takiego orła, co zje
wasz ryż, popije wódką i narobi na wasz kraj. Grunt to zabawa Umiemy się też dobrze bawić. I powodów nam nie brakuje, bo jak często powtarzamy – każda okazja jest dobra. Nie jesteśmy sztywnym narodem. Najlepszym przykładem są polskie, tradycyjne wesela, które trwają dwa lub trzy dni.
Polaka. - Daj mi spokój, z wesela wracam... Wszystko jest smutne Mówi się, że dużo narzekamy. Moim zdaniem jest to przejaskrawiona cecha. Patrząc wstecz, w historię, nie możemy zaprzeczyć, że dużo przeszliśmy i być może stąd bierze się obraz Polaka cierpiącego i niezadowo-
Jaka jest pierwsza lekcja w polskiej nauce jazdy ? Otwierać drzwi auta przy pomocy klamki.
ALE... Na księżycu ląduje pierwsza amerykańska, załogowa ekspedycja. Neil Armstrong wychodzi ze statku, a tu nagle zza kamienia wyskakuje trzech gości: Chińczyk, Rusek i Polak. - Jak to tak ? - Amerykanin ma głupia minę. Chińczyk: - Nas jest dużo, brat podsadził brata i jestem. Rusek: - Nasza agentura spisała się na medal i byliśmy szybsi. - No a ty? - pyta Amerykanin
lonego. Może nie zawsze mamy powody do radości, mimo to uśmiechamy się od czasu do czasu albo nawet częściej. Mam! Wiem! Z pewnością jednak nikt nie zarzuci nam, że nie jesteśmy narodem pomysłowym i sprytnym. Jak mało kto umiemy sobie radzić w różnych sytuacjach. Cechuje nas wytrwałość i wiara we własne możliwości. Nieczęsto może nasze rozwiązania są naj-
prostsze, ale potrafimy stawiać czoła przeciwnościom i nie grzeszymy przy tym brakiem fantazji. Duża wyobraźnia to nasza kolejna cecha. Jej przejawy możemy zauważyć zarówno w codziennym życiu, jak i wtedy, gdy przyglądamy się np. politykom czy innym personom ze świata „gwiazd”. ALE... Młody malarz sprzedaje swój najnowszy obraz anonimowemu nabywcy, mówiąc: - Pewien Japończyk chciał mi za niego dać tysiąc dolarów. - Mogę panu dać najwyżej dwieście. - A bierz pan! Przecież nie można dopuszczać, aby nasze arcydzieła opuszczały Polskę. Chętni do roboty Poza tym, o czym dowiadujemy się od niedawna, podobno jesteśmy pracowici. Może wynika to z faktu, jaka płaca, taka praca? To punkt sporny. ALE... Jak brzmi zdanie z dziewięcioma słowami i czterema kłamstwami? „Uczciwy trzeźwy Polak jedzie rano swoim samochodem do pracy”. To wszystko wyróżnia nas spośród innych nacji. Dużo czy mało? Z pewnością znalazłoby się coś jeszcze, np. jakieś wady, ale pamiętajmy, że nasze wady są naszymi zaletami i odwrotnie. A reszta niech będzie milczeniem. Chyba, że chcecie je przełamać?
Malwina Ławicka m.lawicka@uzetka.pl
21
LUTY 2009
Stały fragment gry
W ramach noworocznego zmieniania swojego życia sprawiłem sobie kalendarzyk. Taki mały, brązowy. Odkryłem dzięki temu nowy sens życia – wyrywanie rożków. Jestem człowiekiem obdarzonym niezwykle rozwiniętą sklerozą, i radzę sobie z nią jak umiem. Kto mnie zna, ten wie, że oznacza to tyle, iż sobie nie radzę. W każdym razie próbuję – piszę sobie notatki na kartkach i upycham po kieszeniach, ustawiam przypomnienia w telefonie. Doszło do tego, że sprawiłem sobie w końcu kalendarzyk. Oczywiście musiał on spełnić szereg z góry określonych wymagań, więc poszukiwania nie były łatwe. Ale w końcu jest, i jakoś nagle nie wiedzieć czemu przestałem zapominać o sprawdzianach. Niesamowite. Ale najważniejszy w tym wszystkim okazał
się skrawek papieru, który nadaje sens temu wszystkiemu – odrywany rożek. Kto nie miał nigdy kalendarzyka, nie zrozumie, jaka w tym jest magia. Rożek dokumentnie zmienił mój pogląd na czas. Człowiek, jak wiemy, potrzebuje przy posługiwaniu się pojęciem czasu punktu odniesienia. I tak nasz kalendarz opiera się na dacie narodzin Chrystusa, w innych częściach świata na wydarzeniach związanych z różnymi podobnymi ważniakami. Ja do tej pory opierałem się na kalendarzu wysypiania się (byle do soboty), oraz terminarzu spotkań Ekstraklasy i innych piłkarskich lig europejskich. Nie-
stety, obie metody okazują się zawodne, druga chociażby ze względu na przerwy w funkcjonowaniu – w czasie przerwy zimowej i między sezonami nie wiem jaki jest dzień tygodnia. Ale to już przeszłość. Teraz mój tydzień zaczyna się w czwartek, od wyrwania rożka ze strony kalendarzyka. Czas płynie szybciej, a takie „wyrwanie” daje naprawdę wiele motywacji do działania! Czekasz sobie na weekend, masz już dość tygodnia, a tu dopiero środa. I wtedy przypominasz sobie, że już jutro możesz wyrwać rożek! Nie da się opisać euforii i radości w jaką wówczas człowiek wpada. Chce się żyć, chce się
Wojciech Lewandowski pracować, chce się uczyć! Gdyby każdy miał kalendarzyk, świat byłby lepszy, a pojęcie depresji by nie istniało. A na pewno miałby lepszą pamięć. No i mógłby wyrwać rożek. A teraz pomyślcie – skoro tyle radości daje urwanie takiego małego skrawka kalendarzyka, to co powiecie o kalendarzu ściennym z odrywanymi codziennie kartkami?
Ślad historii: Twórca pocztówki
Teraz już nie wysyła się pocztówek z widokami z wakacji – łatwiej jest wysyłać MMSa z widokiem z komórki. Jednak niewielu z nas wie, kto stworzył ten zapominany już środek komunikacji, pocztówkę. Do połowy XIX w. pisano przeważnie tylko listy. Projekt formy korespondencyjnej, w której nie trzeba było używać koperty, pojawił się podczas konferencji pocztowej w Karlsruhe 30.11.1865 r., a jego pomysłodawcą był Heinrich von Stephan. Zaproponował kartę, która miała być ogólnodostępna dla wszystkich. Wymiary karty zostały określone z góry na 150 x 115 mm. Na jednej stronie miał być wydrukowany znaczek pocztowy oraz miejsce na adres, a na odwrocie miejsce na korespondencję. Wprowadzenie nowej formy miało być tańsze i prostsze w obsłudze od do tej pory stosowanej – listów w zaklejanych i lakowanych kopertach. W roku 1868 wpłynęły pierwsze wnioski o wprowadzenie karty pocztowej do obiegu. Pierwsze kartki pojawiły się w obiegu rok później na terenie Monarchii Austro-Węgierskiej. W ślady monarchii poszły wkrótce Niemcy, Szwajcaria, Wielka Brytania, Rosja i wiele innych krajów. Zapoczątkowano w ten sposób masowe wysyłanie pocztówek, które teraz zostaje wypierane przez coraz to bardziej popularne MMSy. Grzegorz Biszczanik Pocztówka z wizerunkiem Heinricha von Stephana – ok. 1904 r. Zbiory prywatne
22
LUTY 2009
Wstydź się!
„Umarł król, niech żyje król!” - chciałoby się wykrzyczeć na znak zmian, jakie zaszły od tego numeru „UZetki”. W miejsce cyklu o filmach kiczowatych wskakuje nowy zawodnik – seria tekstów traktujących o filmach kultowych i niekoniecznie znanych wszystkim. Na początek kino z gangsterskim sosem podanym z dużym przymrużeniem oka. „Święci z Bostonu” – świetne kino sensacyjne z dawką specyficznego humoru. Historia dwóch braci irlandzkiego pochodzenia, którzy przez przypadek odkrywają w sobie powołanie do walki ze wszelkimi mętami zamieszkującymi Boston. Pomaga im Rocco, najlepszy przyjaciel braci oraz chłopiec na posyłki lokalnej mafii. Film genialny i basta. Efektowność działania „irlandzkich sprzątaczy” wpędziłaby w kompleksy Jacka i Placka z ich misternym planem kradzieży księżyca, a poczucie humoru Rocco kładzie na łopatki. Dodajmy do tego masę strzelanin, agenta Smeckera (w tej roli niesamowity Willem Defoe) oraz króla porno - Rona Jeremy’ego w roli elvisowatego chłoptasia mafii, a otrzymamy prawdziwy Koktajl Mołotowa mogący w każdej chwili wybuchnąć! „Lock Stock And Two Smoking Barrels” – film Guy’a Ritchie w Polsce znany lepiej jako „Porachunki”. Historia Eddie’go, Toma, Bacona oraz Soap’a, którzy przy pomocy karcianego geniuszu Eddie’go postanawiają nieźle zarobić. Niestety, gra zostaje ustawiona na niekorzyść naszych bohaterów, którzy „wygrywają” pół miliona funtów długu oraz tydzień na spłatę najgroźniejszego gangstera w Londynie. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Fabuła nieprawdopodobna jak głupota Paris Hilton, brytyjski humor w najlepszym wydaniu, las marihuany oraz sterta banknotów z wizerunkiem królowej – tak mogłaby brzmieć lista składników potrzebna do przygotowania idealnego filmu
gangsterskiego. Jeśli dodamy do tego Stinga w roli ojca jednego z bohaterów, to przez najbliższe 100 minut nie oderwiemy oczu od ekranu i wciąż będzie nam mało i mało. „Przekręt” – w kilka lat po sukcesie „Porachunków” Ritchie znów o sobie przypomniał tworząc film równie nieprawdopodobny i szalony jak organizacja Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Historia diamentu wielkości Kilimandżaro zmieniającego właścicieli jak rękawiczki, drobnych złodziejaszków dorabiających na nielegalnych walkach bokserskich, ich największej gwiazdy, a prywatnie Cygana połączona w jedną wielką gangsterską intrygę. Obsada, jaką udało się zgromadzic reżyserowi przyprawia o zawrót głowy: Brad Pitt, Jason Statham, Dennis Farina czy Benicio del Toro to prawdziwa światowa czołówka. Jeśli kochacie angielski humor, niesamowite dialogi, pełne głębi i życiowych mądrości, to nie zapomnijcie o „Przekręcie” przy kolejnym wieczorze filmowym. Na zakończenie chciałbym wprowadzić jeszcze jedną istotną zmianę w stosunku do poprzedniego cyklu. Mianowicie nie będę „uprzedzał”, co pojawi się w kolejnych odsłonach cyklu. Niech każde zestawienie będzie niespodzianką, która wyostrzy apetyt na jeszcze i jeszcze.
Łukasz Michalewicz l.michalewicz@uzetka.pl
Przepis NA FILM
Pomidory inaczej
Składniki: 1 bagietka lub 3 bułki 3 pomidory 1 duża lub 2 małe cebule sól pieprz ser żółty lub ser mozzarella Sposób przyrządzenia: 1. Cebulę pokrojoną w kostkę smaż na patelni, dodaj pomidory również pokrojone w kostkę, przypraw solą, pieprzem i podsmaż wszystko razem aż będzie miało jednolitą konsystencję. 2. Bagietkę pokrój w kanapki i posmaruj masłem. 3. Na kanapki nałóż masę pomidorową i posyp startym serem. 4. Włóż do nagrzanego piekarnika i piecz ok. 10 min, aż się ser stopi. Smacznego! Kornelia Kornosz
23
LUTY 2009
Ciacha z Ciacha
Opowiem Wam bajkę o Królewnie Śnieżce i trzech krasnoludkach, czyli o kabarecie Ciach, który w tym roku obchodzi swoje piętnaste urodziny. A o tym, jak to było z Ciachami przez te lata, opowie Janusz Rewers. Dawno, dawno temu w czasie mroźnej zimy w roku 1994, w krainie śmiechu i dowcipu o nazwie „Gęba”, spotkali się młodzi studenci pełni zapału i chęci do rozśmieszania. Postanowili założyć zespół kabaretowy. I tak powstał pierwszy skład kabaretu „Ciach” z Januszem Rewersem i Tomaszem Kowalskim. Następnie do zespołu dołączyli Zbigniew Gawroński, Mariusz Matysik i Adam Magier. Do grona dołączyła też kobieta: Małgosia Czyżycka. Od roku 2005 drużyna się pomniejszyła. Teraz z kabaretem występuje, Leszek Jenek, nie ma za to Gawrońskiego, Matysika i Magiera. Królewna Śnieżka i ciacha Każdy z członków załogi wnosi do kabaretu coś nowego i różnego. Małgosia Czyżycka, energia na nogach, jak o niej mówi Rewers, w zespole gra role żeńskie. Zajmuje się wieloma rzeczami, ale i tak wystarcza jej czasu na inne sprawy. Ma dar mnożenia czasu i dar wcielania się w różne role. W jedną z nich, bardzo ważną, wcieliła się niedawno: została matką. Tomasz Kowalski to człowiek z dużym doświadczeniem, potrafi mówić rzeczy poważne bardzo niepoważnie. Grał już wcześniej w kabarecie „Drugi Garnitur” i to on jest sprawcą nazwy „Ciach”. Leszek Jenek to człowiek wszechstronny: aktor, tekściarz, konferansjer, gra na instrumentach, śpiewa, a przede wszystkim - lubi planować i już na 3 godziny przed występem przebrany jest w strój sceniczny i gotowy do akcji. Ostatni z załogi to Janusz
Rewers, którego często próbuje się określić hasłem człowiek orkiestra, ale on sam o sobie mówi, że jest „kaowcem” z powołania. Dorobek i trofea - Miarą twórczości kabaretowej jest to, czy skecz da się obejrzeć kilka razy i nadal jest zabawny i czy po kilku latach nadal śmieszy - tak o ciężkiej doli kabaretu powiedział mi Janusz Rewers. Kabaret „Ciach” ma na swoim koncie wiele skeczy, które są nadal dowcipne i chyba po prostu ponadczasowe. Mam na myśli np. „Kynigen Śnieżkę”, „Biuro podróży” czy „Naukę jazdy”. W pierwszych trzech latach naszej twórczości, wracaliśmy z każdego festiwalu z nagrodami, one były przepustką do dalszego rozwoju - wspomina Janusz. - Dzisiaj okazuje się, że laury już nie są istotne, bo wiele kabaretów, które nie zdobyły
Janusz Rewers podczas Rybnickiej Jesieni Kabaretowej Ryjek 2008 nagród lub zdobyły ich mało, jest zapraszanych na występy i są popularne dzięki sile czwartej władzy - mediów. Ale z dru-
giej strony, każdy kabaret, a jest ich dziś wiele, ma swoją publiczność, dla której gra i wymyśla nowe skecze, które śmieszą – ocenia Janusz Rewers. Skądś pana znam! Ludzie często rozpoznają kogoś, kto pokazał się w telewizji, ale najczęściej na zasadzie „bije dzwon, ale nie wiem, w którym kościele”. Janusz Rewers wspomina kilka zabawnych sytuacji z cyklu „skądś pana znam”. Jedną z bardziej popularnych zaczepek jest „widziałam pana w telewizji”, po prostu. - I jak na to odpowiedzieć, skoro właściwie nie ma na co odpowiadać? – zastanawia się Janusz. Ale ludziom bardzo często wystarczy tylko informacja, że ktoś występował w telewizji i nie jest zbyt ważne w czym. Jedną z ulubionych anegdot Janusza z cyklu rozpoznawania, jest sytuacja, kiedy „Ciach” zatrzymał się w jednej z mieścin na trasie Gorzów – Gdańsk. Zamówiliśmy tam śniadanie. Kobiety zza lady przyglądały mi się z uśmieszkiem i rozpoznałem już tę minę: pewnie mnie
poznały. Kiedy podszedłem do kasy, aby zapłacić, jedna z pań mówi, że ona mnie skądś zna, a ja na to: a skąd? A pani do mnie: pan sprzedaje na targu z Człopie. Niestety, nie zdążyłem zapytać, co tam sprzedaję… Spadkobiercy Pomysł serialu „Spadkobiercy” narodził się w „Gębie” i do dnia dzisiejszego powstało 80 odcinków bez scenariusza, czyli czysta improwizacja. „Spadkobiercy” są przedstawiani na różnych festiwalach jako kabaretowy jam session. Bohaterami serialu są członkowie różnych kabaretów. Również Janusz Rewers znalazł się obsadzie i gra czarny charakter. Zapytany o to, dlaczego odgrywa akurat Franka Delaya, odpowiada, że podobno najlepiej gra się postacie, które są odwrotnością charakteru. Oby Królewna i trzech krasnoludków żyli długo i szczęśliwie. Kornelia Kornosz Fot. oficjalny organ internetowy Kabaretu „Ciach”:
24
LUTY 2009
Chwytać ludzi za gardło
Lokalną sławę zdobyli już dawno. Ale nigdy nie ukrywali, że chcieliby osiągnąć o wiele więcej. Mają za sobą kilka lat ciężkiej pracy, zmian managerów, wyjazdów. Lepiej nie zapeszać, ale wygląda na to, że opór się opłaca. O przeszłości, teraźniejszości i przyszłości zespołu Terminal opowiedział nam jego klawiszowiec Daniel Grupa. UZetka: Można powiedzieć: wreszcie. Po wielu staraniach, Terminal wszedł do studia, by nagrać materiał na debiutancką płytę. Daniel Grupa: No tak, kosztowało nas to trochę czasu, pieniędzy, pracy. Ale wygląda na to, że zmierzamy we właściwym kierunku. W obozie Terminala sporo się dzieje. Zmieniliście wokalistę... Dawno, dawno temu, kiedy zakładaliśmy zespół, pojawiła się koncepcja, żeby mieć dwóch wokalistów. Jeden miałby rapować, drugi śpiewać. Czekaj, skądś to znam. Linkin Park? (śmiech) Nie chciałem tego mówić. Złożyło się tak, że skończyliśmy z jednym wokalistą. Był nim Przemek Puk. Okazało się, że to nie wyjdzie, taka formuła „nie zażarła” w Terminalu. Puka już z Wami nie ma, bo wybrał polsatowską „Fabrykę gwiazd”? Nie, to nie dlatego. Wiedzieliśmy o jego udziale na długo przed tym, jak się rozstaliśmy. To wynikało wyłącznie z różnic artystycznych, życzę mu jak najlepiej, bo to naprawdę szalenie zdolny chłopak. Rozstaliśmy się w pełnej przyjaźni, wszyscy podjęliśmy taką decyzję. Z perspektywy czasu myślę, że wszystkim wyszło to na dobre. No tak, jego obecne wcielenie to pop, muzyka daleka od progresywnego metalu spod znaku Terminala. Niemniej, Wasz obecny wokalista też jest z zupełnie innej bajki...
W okresie, że tak to nazwę „przedmutacyjnym” występował w pewnym zespole (a imię jego Just5 – przyp. MK). Ale to było dawno. Bardzo dawno. Daniel Moszczyński, bo tak się nazywa, to nasz stary znajomy. To właśnie jego braliśmy pod uwagę, kiedy powstała koncepcja dwóch wokalistów. Daniel wprowadził na scenę coś, czego nie mieliśmy wcześniej. Siłę, magnetyzm. On chwyta publiczność za gardło – brakowało nam tego. Jest doskonałym frontmanem. Wasze demo było nagrane strasznie profesjonalnie. Wiadomo, to już nie są czasy, kiedy takie rzeczy nagrywało się w garażu, niemniej demo Terminala brzmiało naprawdę zawodowo. Z perspektywy czasu nie uważam, że te nagrania były takie fajne. Siedzieliśmy nad nimi strasznie długo i to w pewnym sensie zaszkodziło piosenkom. Za bardzo je dopieściliśmy, brzmiały dość sterylnie. Myślę, że delikatnie przekombinowaliśmy z tymi nagraniami. To nie był stracony czas. Na pewno dobrze się stało, że te utwory trafią na płytę w zupełnie innych wersjach od tych, które były znane dotychczas. Niemniej, to demo dużo nam dało. Dzięki tym czterem utworom mogliśmy pojechać zagranicę, zagrać trasę z After Forever. Byliśmy z nimi w Berlinie, Paryżu, Londynie. Zobaczyliśmy kawałek Europy, widzieliśmy koncerty na zachodzie od organizacyjnej strony. Poznaliśmy masę ludzi. Nauczyliśmy się dyscypliny. Na scenie i w trasie. Tam wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane, zespół buduje dramaturgię występu – niesamowita sprawa. A w trasie?
Daniel Grupa
Przyjeżdżamy do miasta. Rozładunek, próba, koncert, załadunek, hotel. Potem dalej w drogę. Polska ma braki organizacyjne względem zachodnich klubów? Tam jest inna mentalność. Klub wie, że po jego stronie leży zorganizowanie sprzętu, nagłośnienia i świateł, które są w kontrakcie. W Polsce przyjeżdża się do klubu i trzeba grać na tym, co jest. Albo wozić wszystko ze sobą. Doświadczyliśmy różnicy jeżdżąc po Polsce z zespołem Mech. U nas to taka trochę wolna amerykanka. Ale to nie jest najważniejsze. Bo bez względu na to, czy gramy w Pa-
ryżu, czy w Koninie, czy w Zielonej Górze, każdy koncert to jest doświadczenie i świetna zabawa. Najbliższy koncert gracie w Poznaniu... 4. marca zagramy w klubie „Johny Rocker”. Zrobimy sobie przerwę w nagrywaniu płyty (śmiech). Rozmawiał Maciek Kancerek Całości wywiadu, w tym opowieści o perkusiście Virgilu Donatim, wypatrujcie na portalu www.uzetka.pl
25
LUTY 2009
pozdrawiaj na antenie!
Chcesz być radiowcem? Dzięki współpracy z Akademickim Radiem „INDEX” możesz poznać tajniki radiowego dziennikarstwa. Możesz odważnie złapać mikrofon w rękę i nauczyć się pewności siebie w kontaktach z ludźmi. Możesz usiąśćw studiu i przekonać się, czy potrafisz na żywo zaciekawić słuchaczy. TWOJE KORZYŚCI: ♦ mocny wpis do CV ♦ doświadczenie zawodowe ♦ praktyka radiowa i prasowa ♦ uczestnictwo w warsztatach ♦ fascynujące spotkania ♦ wspaniałe przyjaźnie
Remix Night to top audycja z muzyką imprezową, house, trance, elektro i inne podobne typy muzyczne iście klubowe! W każdy czwartek startujemy o godzinie 21:00 i gramy do północy... Słuchaj nas na www.index.zgora.pl albo w Zielonej Górze na 96 fm! Pozdrowienia, które chcecie przekazać innym, możecie wysyłać w trakcie audycji na mail: remixnight@index.zgora.pl albo na numer GG 9696. Priorytetowo są traktowane pozdrowienia telefoniczne: dzwońcie na numer 68-3269696.
SERWIS INFORMACYJNY: ♦ poznajesz sprzęt techniczny potrzebny do reporterki ♦ redagujesz swojego newsa ♦ tniesz na kompie nagrane dźwięki ♦ słuchasz swojego dzieła na fali 96 FM
AUDYCJA AUTORSKA: ♦ zbierasz pomysły ♦ ćwiczysz dykcję ♦ planujesz konspekt ♦ masz gadane na 96 FM REALIZACJA MUZYCZNA: ♦ wbijasz się do studia ♦ kręcisz gałeczkami na konsolecie ♦ wiesz, jaką muzykę puścisz słuchaczom i co im powiesz ♦ grasz na 96 FM Napisz do nas: rekrutacja@index.zgora.pl
Numer GG 9696
26
LUTY 2009
Gdy Zapadł Zmierzch W życiu każdego kinomana przychodzi chwila zwątpienia. Umysł atakują myśli, że nic głupszego nie można wymyślić na jeden z najbardziej oklepanych filmowych tematów. Na szczęście, czy też nieszczęście, pojawia się światełko w tunelu, a raczej „Zmierzch”. Filmy o wampirach mają to do siebie, że albo są wspaniale zrealizowane, jak np. „Wywiad z wampirem” czy „Dracula”, albo są totalnym nieporozumieniem, np. „Dracula: Odrodzenie”. Niestety, nie ma złotej recepty na wspaniały film o bandzie krwiopijców, gdyż temat ten jest wyświechtany jak para spranych dżinsów. Miłość krwiopijcy
w sobie coś, czym zwraca uwagę Belli, która zaczyna sie nim coraz bardziej interesować. Okazuje się, że jest wampirem, jak i cała jego rodzina, co prowadzi do szeregu nieprawdopodobnych zdarzeń. Jak to w filmach o młodzieży dla młodzieży bywa, młodzi zakochują sie w sobie i stawiają dzielnie czoła wrogiemu stadu krwiopijców oraz mrocznej stronie duszy Edwarda. Głównym wątkiem łączącym naszych bohaterów jest uczucie, które z każdą minutą staje się coraz większe i wszystkie konsekwencje za nim idące również.
Gdy pojawiły sie pierwsze pogłoski o filmowej adaptacji bestsellerowej książki autorstwa Stephanie Meyer, sądziłem, że gorzej być nie może. Oto przed Wyścig o Złotą Malinę nami wspaniała historia młodej Na szczęście nie czytałem dziewczyny, Isabelli Swan, która z przyczyn losowych przenosi sie książki, która posłużyła za gotoze słonecznewy scenago Pheonix do Oto wspaniała historia mło- riusz tego z a p y z i a ł e j dej dziewczyny która z przy- o b r a z u , dziury w desz- czyn losowych przenosi sie więc do filczowym stanie podze słonecznego Pheonix do mu Wasz yngton. szedłem Niby wszystko zapyziałej dziury w deszczo- bez bagażu ok, gdyby nie wym stanie Waszyngton. oczekiwań. fakt, że od Przez bite razu staje się miejscową sensa- dwie godziny siedziałem jak na cją – w końcu panna z wielkiego szpilkach czekając na cokolwiek, miasta przyjeżdża na prowincję co przykuje mnie do ekranu kii każdy chce sie z nią zaprzyjaź- nowego. Próba przedstawienia nić. No, prawie każdy. Tylko nie- wampirów jako normalnych „lujaki Edward Cullen wydaje się dzi”, a za to można by uznać scebyć nieczułym na obecność ta- nę przygotowywania posiłku lub kiej „osobistości”. Ma on jednak gry w baseball, nijak ma się do
moich wyobrażeń wyniesionych spod znaku kłów i pełni księżyca z czasów dzieciństwa. Odnośnie będzie zawiedziony. Nie ma tu sportowych upodobań Culle- krwi, rozszarpywania ciał, nanów: to chyba jegich pierdyna warta uwasi. Jest za Założę się o spłatę gi scena w filmie, to zakadeficytu budżetowego ale tylko z racji zana miwszystkich państw afrykań- ł o ś ć , kawałka Muse w tle. Zatrudnie- skich, że każda małolata na świecąca nie do głównych świecie widziała ten film po w blasku ról praktycznie słońca sto razy. samych debius kór a tantów sprawiło, wampiże prześcigają się oni w wyścigu rów i zapowiedź kolejnych adao Złotą Malinę i nagrodę przy- ptacji dalszych losów Isabelli i Edwarda. Zapraszam, więc znawaną za najgłupszą minę. Założę się o spłatę deficy- wszystkich fanów „High School tu budżetowego wszystkich Musical” na wspaniałe chwile na państw afrykańskich, że każda sali kinowej, a wszystkim pozomałolata na świecie widziała ten stałym radzę naostrzyć osikowe film po sto razy, w przerwach kołki i obejrzeć „Nieustraszeni pomiędzy kolejnym odcinkami Pogromcy Wampirów” Polań„Hannah Montana” i ma nad skiego jako odtrutkę na takie łóżkiem plakat z odtwórcą głów- brednie. nej wampirzej roli. Niestety, do takiego audytorium kierowany jest „Zmierzch”. Każdy oczekuŁukasz Michalewicz jący standardów w produkcjach l.michalewicz@uzetka.pl
27
LUTY 2009
Kanye West „808s & Heartbreak” Po dwóch latach od „Graudation” w nasze ręce trafia najnowsze dzieło jednego z najbardziej rozpoznawanych i uznanych twórców amerykańskiego hip hopu – Kanye Westa. Oczekiwania stawiane „808s & Heartbreak” były duże, do czego w znacznym stopniu przyczynił się komercyjny sukces poprzedniego longplaya oraz konflikt z 50 Centem, który wybuchł przy okazji premiery „Graudation”. Nowego krążka Kanye słucha sie wyjątkowo trudno
i boleśnie. Godzina bombardowana elektroniką, która w każdym utworze brzmi prawie tak samo. Spodziewałem się fajnych imprezowych baunsów okraszonych ciekawymi tekstami oraz niesamowitym flow, a otrzymałem rzępolenie i głos ze Star Treka śpiewający o rozstaniach, miłości i innych kwiatkach. Wszystko brzmi tak samo: standardowy bit z podbita linią basu zlewający się z melodyjkami z Pegasusa sprawiły, że nie panowałem nad swoimi odruchami i zjadłem piz-
ze z tuńczykiem i cebulą(fuj!). Do mnie to nie trafia i koniec. Zawód na całej linii, w pionie, poziomie i nawet po skosie. Z wielkiej bomby, która miała eksplodować wraz z premierą tego albumu otrzymaliśmy zaledwie maleńkie bum, które wywołuje łzy rozpaczy niż pianie z zachwytu. Czekam teraz na odpowiedź 50 Centa. Mam wrażenie, że tym razem Grosik będzie górą. Łukasz Michalewicz
Triquetra – Atom Pierwsze spojrzenie na okładkę przyniosło pewną zagwozdkę. Jaką muzykę może grać zespół funkcjonujący pod nazwą Triquetra? Wydedukowałem nu-metal z plemiennymi wstawkami. I co? Sherlockiem Holmesem to ja nie jestem. „Atom” jest drugim longplayem w karierze warmińsko – mazurskiej kapeli. Dostajemy dawkę energetycznego gitarowego grania, trochę spod znaku punka, trochę alternatywy. Z jednej strony muzykę proponowaną przez Triquetrę serwują
KONKURS Pezet i Onar postanowili zorganizować minitrasę koncertową z okazji dekady działalności na rynku muzycznym. Mają tym samym zamiar udowodnić, że Płomień wciąż płonie... Więcej informacji znaleźć można pod adresem www.plomien81.pl. Wyślij do nas sms o treści UZETKA PEZET na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł) do 10 lutego. Spośród odpowiedzi wylosujemy dwa bilety na koncert PEZET&ONAR w Klubie Uniwersyteckim „Kotłownia” w Zielonej Górze. Koncert odbędzie się 14 lutego.
młodych zespołów w kraju. Z drugiej jednak trudno odmówić chłopakom zdolności do pisania chwytliwych kawałków z łatwymi do zapamiętania refrenami („Na czas”). Zwieńczeniem zestawu stosunkowo krótkich i prostych piosenek jest dziesięciominutowy utwór „Sekret”. Zaczyna się spokojnie, przywodzi zespoły z rejonów indie rocka, potem dostajemy dawkę psychodelii. Gdzieś po drodze słychać klawiszowe wstawki, których nie powstydziłby się Janusz Grudziński z Kultu.
REKLAMA
Niestety, niewiele dobrego można powiedzieć o tekstach. Są infantylne i kwadratowe („Na wagary trzeba pójść choć raz, by usłyszeć o czym wieje wiatr”). Fajna, przyjemna płyta. W sam raz do kilkukrotnego przesłuchania. Warto zainwestować, drogo nie jest. Za pośrednictwem strony zespołu album można kupić za 15 złotych. Maciek Kancerek m.kancerek@uzetka.pl
28
LUTY 2009
„znak” Wydawnicze nowości na Twoją kieszeń!
Kolejne święto „Tutaj” Wisława Szymborska Stron 44 cena detaliczna 26,10 zł Na WWW.ZNAK.COM.PL
Eric-Emmanuel Schmitt Tektonika uczuć
Literacka perełka autora Małych zbrodni małżeńskich. Błyskotliwa wiwisekcja ludzkich dusz. Błyskotliwy dramat Schmitta, pełen ciągłego napięcia między dwojgiem bohaterów, to laboratoryjna analiza mechanizmów manipulacji. Wśród intryg i podchodów, aluzji i podtekstów Schmitt kolejny raz pokazuje, że najsilniejszych uczuć nie można od siebie odróżnić i wszyscy nosimy maski. Bo miłość to nieustająca gra. Cena 17,10 zł na www.znak.com.pl
Judy Budnitz
Ładne duże amerykańskie dziecko
W opowiadaniach Judy Budnitz nie istnieją żadne zasady ani reguły - tutaj osią rzeczywistości jest śmiała wyobraźnia i zaskakujące przeplatanie się magii i codzienności. To, co realne, zostaje zniekształcone, wykrzywione, ubarwione tak, aby czytelnik mógł spojrzeć na świat oczyma jednej z najoryginalniejszych współczesnych pisarek. Cena 26,10 zł na www.znak.com.pl
Mario Vargas Llosa
Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki
Miłość, która naznacza los. Kobieta, która jest zdolna do wszystkiego. Szelmostwa, które doprowadzają mężczyznę do granic szaleństwa. Życie Ricarda wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby jako nastolatek nie poznał niegrzecznej dziewczynki. Od pierwszego spotkania przez niemal pięćdziesiąt lat ukochana będzie bez uprzedzenia pojawiać się i równie niespodziewanie znikać z jego życia. Cena 34,20 zł na www.znak.com.pl
KONKURS Do wygrania książki - nowości Wydawnictwa „ZNAK” !!!
Napisz do nas sms o treści: UZETKA ZNAK na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł). Na wiadomości czekamy do 20 lutego. Spośród wszystkich smsów wylosujemy zwycięzców, którzy otrzymają książki - nowości Wydawnictwa ZNAK.
Wisława Szymborska, jak wiadomo, nie rozpieszcza czytelników, jeśli chodzi o częstotliwość ukazywania się jej tomików poetyckich oraz ilość zawartych w nich wierszy. Dlatego każda jej nowa książka staje się długo oczekiwanym wydarzeniem, zaś każdy nieznany wiersz – świętem. Tak jest i tym razem. Tutaj – trzeci od czasu „tragedii sztokholmskiej” tom, zawierający dziewiętnaście nowych wierszy – to niewielkich rozmiarów, ale wielkiego formatu arcydzieło. Książka ta uzmysławia, jak głęboko trafna była decyzja Akademii Szwedzkiej i jaką klasę samą dla siebie – w skali nie tylko polskiej, ale także światowej – reprezentuje ta oryginalna, skupiona i mądra poezja. Wiersze Szymborskiej zgromadzone w tomie pt. „Tutaj” porażają nagromadzeniem szczegółów widzialnego (i niewidzialnego) świata, który jest źródłem nieustannego zdumienia – to bodaj główne słowo klucz tej poezji. Warunkiem prawdziwego, świadomego istnienia we wszechświecie, odkrywania prawdy o nim i o sobie, jest przenikliwa obserwacja, postrzeganie wszystkiego niejako po raz pierwszy, wolne od aksjomatów, pewników i balastu nagromadzonej wiedzy. O poezji Szymborskiej powiedzieć można to samo, co mówi ona o świecie: „Niewiedza tutaj jest zapracowana”. Stąd w każdym niemal wierszu bogactwo niespodzianek i odkryć. Ostatnią rzeczą, o jaką można by podejrzewać te wiersze, byłoby oderwanie od „krwistej” i konkretnej rzeczywistości. Mówią one o dojmująco bolesnych doświadczeniach współczesnego człowieka: o zamachach terrorystycznych, rozwodach, identyfikacji zwłok ofiar katastrofy samolotowej… Ale także o istocie i tajemnicy snów, pamięci, procesu powstawania wiersza. O największych miłościach poetki: Vermeerze, Elli Fitzgerald i bohaterze „Portretu z pamięci”. O podróżach (to kolejne ważne słowo klucz) – w przestrzeni (i poza granice przestrzeni) – ale jeszcze chętniej w czasie. O cudownej wyprawie dyliżansem z Juliuszem Słowackim… WWW.ZNAK.COM.PL
29
LUTY 2009
Myśl słowem pisana ucieczka wyszłam na spacer szukać ludzi widziałam niespokojne twarze wybierające cytryny żeby krzywić się naturalnie poszłam dalej z panem od staroci porozmawiałam o zegarach stałam w kolejce bez celu i uśmiechnęłam się do starej kobiety która pomogła mi zrozumieć że jestem na lekcji pokory a kiedy miałam odpowiadać uciekłam bo źle akcentowałam mleko poćwiczę w domu dalej widziałam mężczyznę który nie mógł wstać „Pomóc?” nie pamiętam kto z nas zadał to pytanie popatrzył bardzo wyraźnie może wiedział że uciekłam ze źle akcentowanym mlekiem w ustach był pijany albo szukał ludzi
Don Ki-Szottka
Iwona Tur zańsk
a
Ostatnia szansa (dedykuję Monice…) PRZYWOŁAJ najwspanialsze c h w i l e I pomnóż przez o wiele więcej, Bo tylko takie mam dla Ciebie Od kiedy rozum współbrzmi z sercem. Zasypiać chcę wtulony w Ciebie A budzić się przed Tobą z a w s z e, By móc z Twych powiek spić poranek, Na przebłysk źrenic spod rzęs patrzeć. Pragnę Cię wielbić ponad wszystko, Krzywd i strat bilans powetować, Dlatego nie ulegaj f i k c j i I błagam, odważ się spróbować!
Z Tobą… głogowskie dorastanie rozciągnięte parki nie są takie same jak kiedyś pod ławkami leżą opalone lufki cały zgiełk rozbija się o kilka ulic i nędzne bary jedynie ruiny mają coś więcej do powiedzenia podobnie strumyk Sępolno gdzie wyścigi patyków dorównywały olimpijskim zawodom by zaraz potem sześć kontynentów zmieściło się na drewnianym kołku a wszystko bez świadomości że za kilka lat tylko prostytutki będą zwracały na siebie uwagę chowając sumienie przed światłem latarni i jeśli nadarzy się dla mnie okazja by coś powiedzieć słowa nie będą mogły się przecisnąć przez zbyt lekko rozchylone usta
W natłok u wiązków, pędzących myśli, c za choć na c wsze za małej ilo oraz większej ilośc śc h i ma sens. wilę, by nie stracić i czasu, zatrzyma obojmy się z oczu teg o, co nap rawdę Pozdrawia m i czekam literackie na Wasz (n a także n iekoniecznie pisa e teksty a wszelkie go rodzaju ne wierszem), sugestie. P i.turzansk rzesyłajcie je na a opinie i dres: a@uzetk a.pl.
bzd
Rozumiem żale i obawy, Zarówno Twoje, jak i własne. Choć zaufanie zdruzgotane, MIŁOŚĆ niech ma ostatnią s z a n s ę.
Błażej Kowalczyk
*** Próbowałam nieudolnie Połowę swej twarzy w radość umalować Próbowałam bo Blada jak kamień polny Strach nie pozwolił radości W pełni akwarelowej wypłynąć Drugie pól zostało blade By smutkiem białym Uśmiech Słońca odbijać Co wstaje rano
eN
30
LUTY 2009
Dać szansę młodym wilkom
Nowy rok, stare problemy. Tak można opisać to, co się dzieje w zielonogórskiej Lechii. Jednak kiedy do braku pieniędzy wszyscy się przyzwyczaili okazało się, że mamy kolejną niespodziankę przygotowaną przez działaczy.
W
ycofujemy drużynę z rozgrywek drugoligowych” słowa prezesa Wontora brzmiały jak wyrok kata. Ścięcie jednak odroczono przynajmniej do kolejnego walnego zebrania, które odbędzie się w lutym.
P
rezydent Zielonej Góry, pan Kubicki ponoć ma sposób na ratowanie klubu. Jest nim przejęcie Lechii przez miasto. Pomysł może i dobry, ale ja widziałbym to tak…
P
ierwszym krokiem powinna być rozmowa z zawodnikami do tej pory reprezentującymi klub. Wiadomo, że Lechia zalega im z wypłatami za więcej niż trzy miesiące (mówi się, że ponoć ostatnie pełne wypłaty piłkarze otrzymali w sierpniu). Rozwiązanie: dajemy zawodnikom wolną rękę w poszukiwaniu klubów. Jeśli znaleźliby się na nich chętni, to pewnie jakieś pieniądze wpłyną na konto klubu, a wtedy jest z czego uregulować zaległości. Wiadomo, że żaden z piłkarzy nie chce zostać w klubie, który nie zagwarantuje mu odpowiednich warunków. Lechia nie powinna zatrzymywać ich na siłę, swoje dla klubu już zrobili. Większość z nich potrzebuje nowych wyzwań i walki o wyższe cele.
T
u pojawia się pytanie. No dobrze, ale kim mamy grać? Odpowiedź jest jasna: najlepszymi juniorami szkółki UKP. Przecież właśnie po to podpisano umowę między klubami. Młodym chłopakom, którzy jeszcze uczą się w liceum zapewniono by w ten sposób idealne warunki do rozwoju i szansę na promocję już w młodym wieku. Przeciwnicy pewnie zapytają jaki to ma sens, skoro pewnie spadniemy?
Owszem jest takie ryzyko. Jednak jaki sens ma ściąganie do Zielonej Góry armii zaciężnej? Finanse na to nie pozwolą, a jak wiadomo „nie ma sianka, nie ma granka”. Drużyna mogłaby się rozpaść i w czerwcu pojawi się kolejny problem. Rozwiązanie z juniorami z UKP wydaje się najlepsze. Małe pieniądze na kontrakty i nawet w przypadku degradacji dysponujemy zespołem ogranym , gotowym do walki o powrót na boiska drugoligowe.
J
ednak, żeby takie rozwiązanie było możliwe należy pozyskać pieniądze, które pozwolą klubowi na w miarę normalne funkcjonowanie. Chyba jedynym rozwiązaniem jest przejęcie klubu przez miasto. Prezes Wontor powinien ustąpić, bo kłótnie
i tak do niczego nie doprowadzą. Jeśli klub będzie własnością miasta, to powinny znaleźć się pieniądze na podstawowe rzeczy, niezbędne do jego normalnego funkcjonowania. Prezydent powinien zapewnić młodzieży grającej w Lechii stypendia sportowe i w ten sposób zostałby rozwiązany problem wypłat dla zawodników.
Z
daje sobie oczywiście sprawę, że to wszystko nie jest tak proste. Łatwo jest pomysł stworzyć, ciężej wprowadzić w życie. Trzeba jednak zrobić wszystko, aby Zielona Góra nie stała się czarną dziurą na piłkarskiej mapie Polski. Przykład takiego funkcjonowania klubów mamy jednak blisko, bo w drużynach rywalizujących z Lechią na boiskach drugoligowych.
Czy motocykl żużlowy posiada hamulce? Wyślij SMS na numer 71601 (koszt sms 1,22 zł) o treści: PORTAL TAK lub PORTAL NIE Konkurs trwa do 11 lutego 2009 do godz. 15:00. Spośród wszystkich prawidłowych odpowiedzi wylosujemy 10 osób, które otrzymają nagrodę: Speedway Kalendarz 2009 Biorąc udział w konkursie SMS na Zielonogórskim Portalu Studenckim UZetka.pl, w Gazecie Studenckiej UZetka, Akademickim Radiu Index 96 FM akceptujesz regulamin, który dostępny jest na stronie www.uzetka.pl Pamiętaj, każdy SMS zwiększa szansę wylosowania nagrody! Kalendarze w sprzedaży m.in. w wypożyczalni Dual Video na ul. Chopina i Pizzerii Mafia na ul. Jedności. Szczegóły: www.dualsport.zg.pl
W Szczecinie po wycofaniu się Antoniego Ptaka ze sponsorowania drużyny i spadku Pogoni do IV ligi, klub został przejęty przez miasto. Pozwolono zawodnikom na poszukiwanie klubów, w ten sposób obniżono płace. Braki uzupełniono zdolną młodzieżą i piłkarzami o małych wymaganiach finansowych. Klub poukładano „od środka” i teraz Pogoń stoi przed szansą na awans do 1 ligi. Inny przykład to Zawidza Bydgoszcz, gdzie scenariusz był podobny. Dlaczego nie miałoby się udać i u nas? W końcu do odważnych świat należy.
Kamil Kolański
31
LUTY 2009
Jak stworzyć idealnego trenera?
Mija czas, a zielonogórscy żużlowcy wciąż nie mają trenera. Choć większość kibiców uważa to za osobistą obrazę i wynik nieudolnego działania zarządu, warto spojrzeć na sprawę inaczej: dlaczego trener nie jest im potrzebny?
Wszyscy wiemy, że żużel to nie piłka nożna. Mimo to, chcemy, żeby w speedwayu wszystko było tak samo - od takich samych kevlarów zaczynając, kończąc na znaczeniu w drużynie człowieka nazywanego trenerem.
wia się właśnie rola trenera, choć właściwie powinna być to funkcja menadżera. To właśnie ten człowiek musi dopasować wszystkie części układanki.
To nie noga!
Zielonogórskie klimaty są jednak specyficzne. Tu menadżer musiałby być matką, ojcem, mechanikiem, przyjacielem i terapeutą w jednym, inaczej nie będzie miał, w pojęciu kibiców, odpowiedniego kontaktu z zawodnikiem. Nie umiałby go odpowiednio zmotywować, porozmawiać, pocieszyć, pomóc rozwiązać problemy. Słowem, zrobić wszystko, żeby zawodnik dobrze jeździł.
Wielu znawców jak mantrę powtarza stwierdzenia, że Walaska z Protasiewiczem nikt teraz nie będzie uczył, jak się skręca w lewo. A od tego właśnie piłkarze mają trenerów - wszystko rozbija się głównie o technikę, odpowiednie treningi i przygotowanie fizyczne. Piłka nożna, tak jak siatkówka, koszykówka czy piłka ręczna to sporty typowo zespołowe - w pojedynkę meczu się nie wygra. Z żużlem jest inaczej - tu wszyscy są indywidualistami. I w tym miejscu poja-
Tylko wszechmogący
Precz z trenerem?
Jest tylko jeden problem -
taki supermenadżer nie istnieje. Ale mógłby. W liczącej ponad 100 tys. mieszkańców Zielonej Górze mamy przynajmniej 100 tys. menadżerów. Nawet dzieci w piaskownicy wiedzą, z którego toru powinien zaczynać jeździć Lindgren i dlaczego w meczu z drużyną X nie powinien być to tor zewnętrzny. Proponuję więc, by klub trenera nie zatrudniał. Przed każdym meczem przeprowadzi się sondę z następującymi pytaniami: 1. Kto zasłużył by wystartować w meczu? 2. W jaki sposób powinniśmy zestawić pary (w tym miejscu kilkadziesiąt wariantów plus wersja robocza umożliwiająca stworzenie własnych par)? 3. Jaki tor powinien być zrobiony na następny mecz i dlaczego nie ma być twardy? Wyniki głosowania byłyby odzwierciedleniem woli ludu,
to bowiem dla niego żużlowcy jeżdżą, a skoro kibic płaci, to kibic wymaga. Spośród głosujących wylosowywanoby jednego człowieka, który w nagrodę nadzorowałby robienie toru i przebywałby z zawodnikami w parkingu. System sprawiedliwy i opłacalny, bo oprócz tego, że w końcu kibice będą mogli zrobić więcej, niż wywiesić transparent z napisem „Żądamy zwolnienia trenera”, to jeszcze takiemu specjaliście płacić nie trzeba. A za zaoszczędzone pieniądze można będzie zrobić zielone krzesełka na pierwszym łuku, gdzie w glorii chwały i dobrze spełnionego obowiązku zasiadać będą trenerzy zielonogórskiego speedwaya.
Weronika Górnicka
Nowy sezon MZK1
Czy na fali motoryzacyjnego szału polskich kibiców, zmiany wprowadził MZK? 2009 rok upływa pod dyktando sportów motorowych. Pierwej, Kubica został Sportowcem Roku przed mistrzami olimpijskimi – Leszkiem Blanikiem i Tomaszem Majewskim. Społeczeństwo zaryczało na werdykt, ale – fakt faktem – Polacy wybrali i basta. Może gdyby Blanik skakał przez motocykl żużlowy, zamiast konia, a brodaty Majewski rzucał oponami to byłoby inaczej. Stało się, Małysz abdykuje i wjeżdża Kubicomania. Natomiast w Zielonej Górze plebiscytowych sporów nie było: w sondzie na www.uzetka. pl Grzegorz Walasek został najlepszym sportowcem. Brązowy medal DMP na żużlu ma swoją renomę. Pomijając podsumowania 2008 roku, w połowie stycz-
nia ruszył Rajd Dakar w… Ameryce Południowej. A tam, między innymi, Krzysztof Hołowczyc, Jacek Czachor i Izabela Szwagrzyk jako pilot w aucie Grzegorza Barana. Jak widać, emancypacja nie ominęła też męskich sportów. I wreszcie, prezentacja bolidu wspomnianego Kubicy. Rewolucyjny wygląd, dopieszczone opony slicki, nowy kask zwiększający średnie czasy o pół promila sekundy. I – heja! – można jeździć. Safety Car nie pomaga w mrozy Kto wie, czy na fali motoryzacyjnego szału polskich kibiców, zmiany wprowadził MZK? Nowy rozkład jazdy wisi już dwa miesiące, ale najpierw trzeba
było się z nim oswoić (kilka roboczogodzin), a potem komentować. Nie pod prąd! Po pierwsze primo – „14” z Wojska Polskiego na Wrocławską. Inaczej mówiąc, można poczuć się jak „Hołek” i przejechać się Odcinkiem Specjalnym: z Campusu B po sweter z polskiej wełny, czy innego materiału. I rychło wrócić na wykład z filozofii, emisji głosu, gramatyki opisowej et cerata. Po drugie primo – nocne jazdy, wzorem wyścigu F1 w Singapurze. Na razie w fazie testów, ale rozumiem już samą ideę. Po wieczornych drinkach można skasować bilet i poczuć przeciążenia Kubicy, a pobyt w Pit Stopie koło monopolowego przedłużyć bez obawy o wykręcane
czasy… Mimo dobrych chęci miasta, styczniowe rajdy po Białej Górze (wiadomo, klimat przejściowy) nie były rekordowe. Nawet, gdy już wyjeżdżał Safety Car (pług, a czasem piaskarka) to miał problem z granulowaniem opon, a tłok jedno zaworowy z przełożeniem na panewkę dwuosiową z przejściem na transformator pięciogłowy to już zupełnie zawiódł i wcale nie z winy mechaników. Witam w nowym sezonie MZK1! Kamil Kwaśniak www.reklaman.wordpress.com
32
LUTY 2009
Byliście razem?
Chcesz wiedzieć, jak wygląda najnowsza partnerka Twojego byłego? Czy jest podobna do Ciebie, czy może grubsza i brzydsza? Chcesz mu pokazać, że chłopak, z którym aktualnie się spotykasz jest bardziej wyjściowy od niego? Zarejestruj się na stronie www.bylismy-razem.pl... W formularz rejestracyjny wpisujemy swoje dane. Dużo danych. Upiększamy profil zdjęciami i opisami (hmmm, gdzieś to już widziałam), a jak już nam się znudzi, zaczynamy szukać swoich ex. Może się to okazać nieco problematyczne, ponieważ w serwisie zarejestrowanych jest na razie tylko około trzystu osób, ale jeśli się nam poszczęści, będzie wśród nich ta, z która kontakt chcielibyśmy odświeżyć. Mnie się niestety nie udało, ale nic straconego - mogę przecież
w ramach swojego profilu utworzyć związek. Klikam na „start”, a strona informuje mnie, że „nie mam obecnego związku”. Tym razem trafiła... Zakładam kilka byłych związków. Momentami waham się przy określaniu na przykład ich rodzajów. Do wyboru jedenaście opcji: od flirtu, przez związek wakacyjny czy platoniczny, aż po małżeństwo. Określam miejsce poznania i czas trwania znajomości. Wpisuję dane mojego byłego i czekam, aż zarejestruje się na por-
talu i potwierdzi, że rzeczywiście byliśmy razem. W tym miejscu zaczynam się zastanawiać, jaki to ma sens? Skoro z kimś się już rozstałam, to raczej nie z myślą o tym, żeby kiedyś wracać do stanu poprzedniego. Jeśli natomiast ta druga osoba w przeszłości podziękowała mi za współpracę, to może jednak nie chciałaby znowu widzieć swojego zdjęcia w zestawieniu z moim. Ostatecznie „co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr”. I właściwie nie widzę nic zabawnego we
wzajemnym komentowaniu trwających (tych na różowo) i byłych (w szarawej stylistyce) związków. Budowanie galerii ze zdjęć z byłymi partnerami też wydaje mi się mało radosne, a już najmniej zdrowe. W efekcie powyższych dywagacji powzięłam decyzję o skasowaniu konta na bylismy-razem.pl... Tylko jak to zrobić? Alicja Szafran alicjaszafran@index.zgora.pl
REKLAMA
Wszystkim chłopakom życzenia słodkich Walentynek przesyłają foczki z UZetu! ;-)
OGŁOSZENIE UWAGA!!! Na Uniwersytecie brak utalentowanych. Tak przynajmniej mozna wnosić po braku reakcji na anons:
Sprzedaj swój talent! Zielonogórskie Stowarzyszenie Animatorów Kultury „Vaganti” poszukuje talentów. Poszukujemy do: spektakli, promocji medialnych Dobrych: aktorów, piosenkarzy, kompozytorów, akompaniatorów W tle: majaczą niejakie pieniążki. Spotkanie: Mrowisko (al. Wojska Polskiego 86), 19.02.2009, s. 2. godz. 19.00.