NR
65 marzec 2010
Fot.. Andrzej Tyszko
MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10 000 ::: Gazeta bezpłatna
STANISŁAW SOYKA zaśpiewa dla studentów UZ
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
MARZEC 2010
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ISSN 1730-0975 al. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra tel./fax +48 68 328 7876, gazeta@uzetka.pl WWW.UZETKA.PL WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl SKŁAD: Kaja Rostkowska, Marcin Grzegorski KULTURA: red. Maciej Kancerek m.kancerek@uzetka.pl Łukasz Michalewicz, Karolina Bibik, Paula Mościcka, Michał Stachura INFORMACJE I PUBLICYSTYKA: Grzegorz Czarnecki, Marzena Toczek, Kornelia Kornosz, Kamil Zając, Wojciech Lewandowski, Monika Renc, Patryk Długosz, Urszula Seifert SPORT red. Kamil Kwaśniak Kamil Kolański, Weronika Górnicka, Wiktor Krajniak MYŚL SŁOWEM PISANA red. Iwona Turzańska i.turzanska@uzetka.pl FOTO Krzysztof Burda OGŁOSZENIA I REKLAMY: Marcin Grzegorski, 0 602 128 355 m.grzegorski@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
www.uzetka.pl www.forum.uzetka.pl www.radio.uzetka.pl www.sport.uzetka.pl Radio Index 96 fm Gadu-Gadu 9696 Tel. 68 326 9696 --------------------------------------
96
Słowo naczelne Dzisiaj był pierwszy dzień, kiedy z mojego bloku szłam na przystanek po chodniku. Do dziś musiałam igrać z prawem i poddać się jakości wzroku kierowców: chodziłam ulicą, bo na chodniku był na zmianę: śnieg, lód, tak zwana "śliska ciapa" albo wszystko naraz. Czyż to nie byłby dobry temat do gazety? Obsmarować tych, co nie zimą nie dbali o chodnik? Przez cały miesiąc (z tradydyjnym nasielniem w dniu deadlinu...) napływały do mnie artykuły do tej marcowej "UZetki". Pewnego dnia rozłożyłam wydrukowane teksty na biurku, jak to robię co miesiąc. Uporządkowałam je, część niestety odłożyłam na bok, część pochłonęła mnie na wiele godzin czytania i redagowania. I przyszła mi do głowy jakaś niejesna myśl o tych artykułach. Ale pozwoliłam jej uciec. I dopiero dzisiaj, ciesząc się ciepłem początku marca, obiecującym cieplejszym wiatrem i tym, że chodnik odzyskał swoje przeznaczenie - wreszcie służy pieszym, a nie łamaniu nóg - dotarło do mnie, w czym rzecz. Ciepło - to słowo klucz. O ile cały numer gazety się planuje, to tym razem oprócz tego, że dostałam na skrzynkę obiecane tematy, stało się coś jeszcze, czego nie przewidziałam, a nawet gdyby przyszło mi to do głowy, byłoby mi bardzo trudno namawiać UZetkowiczów, żeby postarali się sprostać temu wyzwaniu. Ciepło - słowo klucz... Niedawno miałam przyjemność gościć na kolacji z wojewodą Heleną Hatką, która przedstawiała dziennikarzom swoich współpracowników z Biura Prasowego i przede wszystkim nowego rzecznika, jej porte-parole. Do tej prezentacji, prymarnego celu spotkania, Hatka dorzuciła cel drugi: wspólnie przy kolacji znaleźć odpowiedź na pytanie o kondycję i cele współczesnego dziennikarstwa. Niestety dyskusja się nie odbyła na forum, tylko niektórzy redaktorzy lokalni podjęli temat w kuluarach, zagryzając ważkie idee koreczkami. Kupiłam na UZ podręcznik dla studentów do komunikacji medialnej, bo zaciekawił mnie rozdział o tendencjach współczesnego dziennikarstwa. Tendencje... Sprytnie rozegrane. Łatwo mówić o tendencjach, ale pełnego opracowania i opisu wspóczesne dziennikarstwo doczeka się dopiero wtedy, kiedy będzie już historią. A zatem to, co dzisiaj dzieje się w mediach, ponazywają dopiero nasze dzieci albo wnuki. Żeby zobaczyć coś w kompletny sposób, trzeba patrzeć z dystansu,
wiadomo. Wszelkie publikacje o mediach DZIŚ czy debaty toczące się w Internecie i paradoksalnie rzadko inicjowane w redakcjach, są tylko okruchami... Mam pewność co do jednej rzeczy: oglądamy te wszystkie agresywne newsy, brutalne, smutne. Ogladając - narzekamy, że nie ma żadnej dobrej wiadomości ("ten dzisiejszy świat!"). Mieliśmy kiedyś pomysł na Radio Index - aby było radiem dobrych wiadomości. Same optymistyczne informacje w serwisie informacyjnym. Zrobliśmy ankietę, w której generalnie wybiliście nam ten szalony pomysł z głowy ogromną większocią stawiając krzyżyk w rubryce "dobre wiadomości - zły pomysł". O tym wszystkim myślę pierwszego dnia marca, kiedy AGORA czeka już na pliki, a ja mając przed sobą złożoną gazetę, dostrzegam w niej coś, czego nie planowałam. Ciepło - słowo klucz. W fizyce oznacza przekazywanie energii; czy mogłoby oznaczać to samo w dziennikarstwie? Bardzo bym sobie tego życzyła. Może papier, na którym wydaję "UZetkę" nie oddaje w pełni kolorów, ale mam nadzieję, że znajdziecie w tym wydaniu takie słowa, w których znajdziecie całą paletę barw. To właśnie ciepło tak mnie zdumiało w tym numerze. Jest kilka tekstów, które mnie poruszyły i myślę, że ich autorzy mogą być dumni z tego, że nie wtapiają w "tendecje" dziennikarstwa i najnowsze trendy. Uważa sie, że prawdziwy dziennikarz jest zawsze w gotowości do ciętej riposty, krytyki, twardych słów. Że musi mieć w sobie jad. Szacun dla tych "twardzieli":-) Ja mam też jednak skłonność do innego rodzaju dziennikarstwa, które chciałabym ocalać co miesiąc. Brzmi górnolotnie, ale chodzi po prostu o to, żeby nie lekcewazyć tej wrażliwości, którą młody człowiek chce przelać na papier i nie wmawiać mu, że popisując się złosliwościami będzie lepszym dziennikarzem, bo - jeśli słaby pomyśli, że im gorszy z niego człowiek, tym lepszy dziennikarz. Cieszę się z tych ciętych piór, które mamy w redakcji. Ale jednocześnie w tym numerze znalazły się teksty, które przekazują pozytywną energię i ciepło. Cenię to. Bardzo.
Kaja Rostkowska Redaktor naczelna
k.rostkowska@uzetka.pl
MARZEC 2010
Podr贸偶 edukacyjna
3
4
Studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego
MARZEC 2010
Młodzieżowy Uniwersytet w trasie Rozpoczęła się nowa akcja naszej uczelni. „Młodzieżowy Uniwersytet Zielonogórski” zastępuje „bUZa do kariery”. W założeniu obie te akcje są podobne, ale nie takie same. – W odróżnieniu od „bUZa”, „Młodzieżowy Uniwersytet Zielonogórski” to nie spotkania studentów z uczniami, lecz wykłady prowadzone przez pracowników naszego Uniwersytetu – wyjaśnia Anna Urbańska z Biura Promocji Uniwersytetu Zielonogórskiego. – Prowadzone są wykłady popularne i popularno-naukowe – dodaje. Uczeń jak student W czasie czterdziestopięciominutowych wykładów, pracownicy UZetu przybliżą uczniom szkół ponadgimnazjalnych zagadnienia związane z ich pracą naukową. – Forma jest przystępna dla każdego – zapewnia Anna Urbańska. W tym roku wykładowcy odwiedzają uczniów w szkołach, ale w przyszłości być może będzie inaczej. – Nasze marzenie jest takie, żeby „Młodzieżowy Uniwersytet Zielonogórski” miał swoich studentów, którzy na co dzień są
uczniami szkół ponadgimnazjalnych, a w czasie weekendów biorą udział w wykładach, ćwiczeniach czy laboratoriach – opowiada Anna Urbańska. W edukacyjnej podróży Pierwsze wykłady odbyły się w trzech żagańskich szkołach ponadgimnazjalnych, następnie w Żarach, Nowej Soli i Świdnicy. Gdy powstaje ten tekst, na świeżo wspominamy wyjazd do Żagania, w którym pracownicy UZ odwiedzili m. in. Zespół Szkół Technicznych, Liceum Ogólnokształcące oraz Zespół Szkól Tekstylno-Handlowych. Jak wyglądało spotkanie? Z naszej uczelni pojechali wykładowcy, którzy prezentowali referaty zawierające treści popularno-naukowe. Wśród wykładowców znalazł się dr Paweł Szudra z Wydziału Ekonomii i Zarządzania, dr Joanna Borgensztajn z Wydziału Fizyki i Astronomii, mgr Izabela Kurzydło z Wydziału Matematyki, Informatyki i Ekonometrii, dr inż. Krzysztof Białas-Heltowski i dr inż. Tomasz Klekiel z Wydziału Mechanicznego, dr Marzanna Farnicka z Wydziału Pedagogiki, Socjologii i Nauk o
Zdrowiu oraz mgr inż. Paweł Filipczuk z Wydziału Artystycznego. Licealiści mogli posłuchać o dobrym zarządzaniu, o doskonaleniu umiejętności społecznych, zobaczyć prawdziwe roboty czy poznać niesamowita historię Wielkiego Wybuchu... Zainteresowanie było bardzo duże, a wykładowcy poprowadzili swoje wystąpienia z wielką pasją. Licealiści zadawali dużo pytań, choć te dotyczyły najczęściej już nie samego wykładu, lecz rekrutacji oraz studiowania na Uniwersytecie Zielonogórskim. Pierwsze dni akcji okazał się bardzo udane zarówno dla wykładowców, jak uczniów szkół średnich. Kolejne podróżne edukacyjne mają swój cel w wielu miastach naszego województwa i poza nim. Akcja trwa aż do maja! Każda szkoła biorąca udział w wykładach, otrzymuje certyfikat Młodzieżowego Uniwersytetu Zielonogórskiego, który potwierdza, że uczniowie są słuchaczami UZ. Cały harmonogram wyjazdów na stronie www.mlodziezowy. uz.zgora.pl. Są i nagrody!
Młodzieżowy Uniwersy-
tet Zielonogórski to nowa inicjatywa Uniwersytetu Zielonogórskiego. Studentami Młodzieżowego Uniwersytetu Zielonogórskiego mogą zostać uczniowie wszystkich klas szkół ponadgimnazjalnych. Wykłady odbywają się zarówno na Uniwersytecie Zielonogórskim, jak i w zainteresowanych szkołach. Udział w wykładach jest nieodpłatny. Oprócz certyfikatu, każda szkoła korzystająca z oferty wykładów bierze udział w losowaniu specjalnej nagrody. Będzie nią oprawa muzyczna Studniówki 2011. Cel akcji to nie tylko promocja UZ, ale przede wszystkim organizatorzy chcą rozwijać zainteresowania uczniów, poszerzać ich wiedzę i zainteresować nauką pokazując jak bardzo może ona fascynować. Zachęcamy uczniów do śledzenia podróży Młodzieżowego Uniwersytetu Zielonogórskiego - to fajna atrakcja móc wziąć udział w wykładzie i poczuć się jak student, a przy okazji zobaczyć wykładowcę z naszej uczelni, który być może w przyszłości będzie Was uczył... :-)
UZetka.pl
Targi Pracy na UZ już niedługo... Mamy ogromną przyjemność zaprosić Państwa na VIII edycję Targów Pracy "Etat 2010", które odbędą się 15 kwietnia 2010 roku na Wydziale Mechanicznym Uniwersytetu Zielonogórskiego, przy ul. prof. Szafrana 4. Targi Pracy to impreza, która pomaga młodym ludziom w podjęciu jednej z najważniejszych decyzji w życiu, jaką jest rozpoczęcie kariery zawodowej poprzez znalezienie pracy, praktyki lub stażu. Adresowana jest głównie do studentów i absolwentów Uniwersytetu Zielono-
górskiego oraz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Sulechowie, pragniemy dotrzeć również do młodzieży szkół ponadgimnazjalnych poszukującej zatrudnienia w lokalnych zakładach pracy. Udział w naszych targach to doskonała okazja znalezienia odpowiedniego kandydata do pracy, praktyki, stażu, zaprezentowania swojej działalności szerokiej rzeszy osób oraz zareklamowania się w naszym środowisku akademickim. Targom, jak co roku, to-
warzyszyć będą warsztaty i wykłady tematyczne poruszające zagadnienia związane z rynkiem pracy. Mamy nadzieję, że propozycja wzięcia udziału w "VIII Targach Pracy - Etat 2010" wzbudziła Państwa zainteresowanie i będziemy mieli przyjemność spotkać się w gronie uczestników tej imprezy.
Biuro Karier UZ
Studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego
MARZEC 2010
Studenci w bajce Dawno, dawno temu… w malowniczej Zielonej Górze… Drużyna Marzeń AEGEE postanowiła umilić czas młodym studentom… W dniach 19-21 marca Lubiatów stanie się dla Was bajkowym miejscem… Pokażemy, że naukę i zabawę można magicznie połączyć… Dwa razy do roku jesienią i wiosną zapraszamy studentów UZ do Lubiatowa. Nadszedł marzec, zatem czas najwyższy, by wspólnie wybrać się w podróż w celu zdobycia wiedzy. Gdy zajdzie słońce, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniesiemy się w świat bajek. Europejskie Forum Studentów AEGEE Zielona Góra gorąco zaprasza każdego z Was do tego wyjazdu. W programie m.in. warsztaty z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi, pracy w grupie, public relations. To wymarzona okazja, by
Zielongórskie pomniki zdobyć mnóstwo doświadczeń i wiedzy przekazanej przez naszych magicznych trenerów, a jednocześnie wspaniale się bawić. Szkolenie przybliży Wam działalność AEGEE i wdroży w pracę w organizacjach pozarządowych. Zdobytą wiedzę będziecie mogli wykorzystać podczas ćwiczeń praktycznych. Dodajmy do tego jeszcze weekend imprez, w tym główną – w iście bajkowym stylu, prosto z Disneya. Tutaj możecie popisać się fantazją i zaskoczyć wszystkich swym wyśnionym strojem. Zainteresowany? Uszykuj więc walizkę pełną dobrego humoru, baśniowe przebranie i jedź razem z nami! Zgłoszenia oraz więcej informacji uzyskać możecie pod numerem: 511 199 182. Zapisy do 16 marca. Anna Mitura AEGEE Zielona Góra
PRaktykuj za granicą Pragniesz poszerzyć swoją wiedzę w zakresie Public Relations? Ten artykuł jest właśnie dla Ciebie! ”PRaktykuj za granicą” to konkurs organizowany przez Instytut Monitorowania Mediów od 2003 roku. Projekt jest skierowany do studentów kształcących się w dziedzinie public relations oraz komunikacji społecznej. Jego zwycięzcy mają szanse poszerzania swojej wiedzy oraz zdobywania doświadczenia w tym obszarze dzięki możliwości odbywania praktyk poza granicami Polski w renomowanych biurach agencji PR-owskich. 1 lutego 2010 roku rozpoczęła się kolejna, siódma już edycja „PRaktykuj za granicą”. Będzie ona trwała do 28 maja 2010 r. Pierwszy etap (1.02.2010 - 31.03.2010) obejmuje rejestrację poprzez stronę konkursową (www.instytut.com.pl/zgłosze-
5
nie_do_konkursu) oraz przesyłanie projektów pracy konkursowej, drugi (01.04.2010 6.05.2010) – nadsyłanie prac konkursowych przez 15 wybranych uczestników konkursu, zaś trzeci - etap finałowy (26.05.2010 - 28.05.2010) – prezentację prac konkursowych przed jury. Konkurs Instytutu Monitorowania Mediów wspierają: Amnesty International, SBK Profil oraz biura AEGEE Białystok, Gdańsk, Lublin, Kraków, Poznań, Toruń, Warszawa, Wrocław i Zielona Góra. Nie bój się pokazać swoich możliwości i weź udział w konkursie. Po więcej, szczegółowych informacji sięgnij do Internetu na stronie http:// www.instytut.com.pl/harmonogram2010 Anna Mitura AGEE Zielona Góra
W najbliższym czasie w naszym mieście powstaną pomniki Bachusa i Wydarzeń Zielonogórskich. Pomnik Matki Sybiraczki ma już ustaloną lokalizację, ale jeszcze trwają dyskusje nad projektem. Rozpoczęły się też rozmowy o tablicy pamiątkowej ku czci Tadeusza Kuntze. Rzeźba Przestrzenna Bachusa będzie usytuowana u zbiegu ulic al. Niepodległości, Kupieckiej i Żeromskiego. W połowie stycznia 2010 roku została podpisana umowa na jej realizację z krakowskimi artystami Robertem Kyrczem i Jackiem Gruszeckim, którzy wygrali konkurs. Do końca marca ma być gotowy prototyp, a odsłonięcie we wrześniu 2010 roku. Pomnik Wydarzeń Zielonogórskich - stanie w miejscu historycznych wydarzeń tuż przy budynku Filharmonii Zielonogórskiej. W marcu 2010 roku rozpoczną się roboty ziemne, a już 30 maja odbędzie się uroczyste odsłonięcie pomnika. Jego autorem jest Robert Kaja. Pomnik jest symboliczny i, jak mawiają znawcy, "osadzony" na tekście wypisanym dużą czcionką. Tekst relacjonuje zaistniałe wydarzenia krótko, aczkolwiek
w sposób dosadny. Niewątpliwie budzi refleksje. Pomnik Matki Sybiraczki - będzie usytuowany w cieniu trzech dębów, na skwerze przy Placu Kolejarza. Według Wacława Mandryka, to miejsce ma wymiar symboliczny, bo zesłańcy przyjeżdżali z Syberii pociągami i tuż obok dworca oczekiwali na decyzje skazujące. Miejsce to jest szczególnie cenne pod względem przyrodniczym. Na ten temat trwają badania i powstanie specjalne opracowanie. Stowarzyszenie Na Rzecz Pomocy Zesłańcom Sybiru podało już termin odsłonięcia pomnika. Ma to nastąpić 17 września 2010 roku, w rocznicę wkroczenia Armii Czerwonej do Polski. Czy tak będzie? Czas pokaże. w kategorii prac magisterskich, inżynierskich i licencjackich: I nagroda 7000 zł II nagroda 4000 zł 2 wyróżnienia po 2500 zł Więcej szczegółów, w tym regulamin i formularz zgłoszeniowy na stronie internetowej: www.fabrykainnowacji.edu.pl
Urząd Miasta Zielona Góra
6
Studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego
MARZEC 2010
Proszę pana, trzeba mieć haka na raka Ogólnopolska akcja "Mam Haka na aka" kolejny raz zyskała swój rozgłos w Zielonej Górze dzięki uczniom I Liceum Ogólnokształcącego w Zielonej Górze, którzy w tegorocznej edycji położyli nacisk na walkę z rakiem prostaty. Plakat, który przygotowali, możecie zobaczyć poniżej.
Alarmują przede wszystkim o objawach raka prostaty. Są to: częstomocz, krwiomocz, wąski strumień moczu. Jakie są czynniki ryzyka? Predyspozycje dziedziczne i rodzinne, tytoń, alkohol, narkotyki, choroby układu moczowego oraz weneryczne, siedzący tryb życia, dieta
wysokotłuszczowa. Młodzież apeluje do wszystkich mężczyzn, aby o siebie zadbali. Wymienione objawy pojawiają się dopiero przy zaawansowanej chorobie dlatego ważne jest, by systematycznie (raz w roku) robić badania: per rectum (fizyczne badanie przez odbyt), badanie poziomu PSA (badanie krwi). Wykona je lub zleci urolog. 9% - taki jest odsetek zgonów na raka prostaty w Polsce. Program „Mam Haka na Raka” jest ogólnopolskim programem edukacyjnym skierowanym do młodzieży szkół ponadgimnazjalnych. Istotą „Mam Haka na Raka” jest zaangażowanie młodych ludzi w stworzenie kampanii, która będzie promowała profilaktykę nowotworową. Dzięki realizowanym akcjom młodzi ludzie mogą realnie wpłynąć na nastawienie Polaków wobec chorób nowotworowych – mogą sprawić, że dorośli przestaną uciekać od problemu. Radio Index 96 fm
Student myśli ekologicznie
Zostań reporterem i fotoreporterem
Na początku lutego Parlament Studencki zainaugurował akcję charytatywną "Zakręcone nakrętki". Przedsięwzięcie polega na zbieraniu i przetwarzaniu nakrętek typu PET. Uczelniany Samorząd miał kłopot z odnalezieniem firmy, która zajmuje się skupem i przetwarzaniem takich nakrętek. Ostatecznie udało się znaleźć ją w Międzyrzeczu. – Myślę, że akcja przebiega dość dobrze. Zebraliśmy już około 20 kg nakrętek - mówi Szymon Jurczyszyn, organizator zbiórki na Uniwersytecie Zielonogórskim. – Oczekiwaliśmy większego zaangażowania ludzi i większej aktywności – zaznacza Szymon. Organizator zdradził nam, że nakrętki trafiają do firmy z Międzyrzecza. Pieniądze trafiają na konto od-
Robisz zdjęcia? Chcesz pochwalić się swoimi osiągnięciami? A może jesteś dociekliwy i marzysz, by wejść w świat dziennikarstwa? Chcesz otrzymać silny wpis w CV? Zostań reporterem lub fotoreporterem UZetki – to nie tylko budowanie swojego portfolio i zbieranie doświadczeń, ale też wspaniały pomysł na wolny czas. I wielka przygoda. Wszystkich, którzy fotografują i chcą zmierzyć się z pokazaniem rzeczywistości, zapraszamy na spotkanie rekrutacyjne dla Zielonogórskiego Portalu Studenckiego UZetka.pl, które odbędzie się we wtorek 9 marca br. o godz. 19:00 w siedzibie Radia Index – Akademik DS I Rzepicha, parter. Poznacie ciekawych ludzi o podobnych zainte-
powiedniej fundacji. Przypominamy, że pojemniki na nakrętki znajdziecie w głównych budynkach dydaktycznych na UZecie, zazwyczaj nieopodal szatni. Więcej informacji o akcji znajdziecie na stronie PS www.samorzad.uz.zgora.pl Daria Jóźwiak Agata Kędzior
resowaniach, nowe miejsca, a także szereg możliwości, które otwierają się wraz z działalnością w mediach. Zapraszamy wszystkich chętnych bez względu na to, jakim sprzętem fotograficznym dysponujecie. Chętnych prosimy o potwierdzenie obecności przez wysłanie maila na nasz adres foto@uzetka.pl lub osobiście w redakcji ze względu na ograniczoną ilość miejsc. Zapraszamy na spotkanie! Wszystkich, którzy myślą o zostaniu dziennikarzem, zapraszamy do kontaktu z naszą redakcją (Radio Index, UZetka i portal UZetka.pl działają razem) mailowo: gazeta@uzetka. pl Jeśli nie teraz, to kiedy? :-) Ekipa Dziennikarzy z UZ
Studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego
MARZEC 2010
Piszesz magisterkę?
Fundacja „Promyk Słońca” ogłasza rozpoczęcie III edycji Konkursu Naukowego. Do konkursu mogą zostać zgłoszone prace magisterskie, doktorskie oraz publikacje w czasopismach naukowych, poruszające tematykę diagnostyki i rehabilitacji dzieci i młodzieży (z zakresu rehabilitacji medycznej, ruchowej, społecznej, psychologicznej, logopedycznej, pedagogicznej). Warunkiem jest opublikowanie/obronienie zgłaszanej pracy w roku 2009. Laureaci konkursu
Jak dojść do samorealizacji? Jak rozwiązać problem?
otrzymają nagrody w wysokości: najlepsza praca doktorska – 10 000 zł, najlepsza praca magisterska – 5 000 zł, najlepsza publikacja naukowa – 3 000 zł. Zgłoszenia prosimy kierować do 31 maja 2010 r. na adres Fundacji "Promyk Słońca”. Szczegółowy Regulamin Konkursu Naukowego jest dostępny na stronie Fundacji: www.promykslonca.pl
UZetka.pl
5 tys. dla zdolnego studenta Ważna informacja dla plastyków z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Trwa konkurs Kancelarii Sejmu RP na znak graficzny tej instytucji. Zwycięskie logo będzie wykorzystane w publikacjach i materiałach informacyjnych Sejmu. Projekty wykonane muszą być zgodnie ze specyfikacją zawartą w regulaminie konkursowym w formie elektronicznej
7
Ośrodek Terapii Integralnej w Zielonej Górze we współpracy z Centrum Kształcenia Ustawicznego i Praktycznego w Zielonej Górze zaprasza na szkolenie z zakresu ARTETERAPII. Projekt ARTETERAPIA umożliwia nabycie wiedzy teoretycznej z zakresu metod arteterapeutycznych, a jednocześnie wiedzy praktycznej. Pozwala na rozwijanie własnych działań twórczych, pozawerbalne porozumiewanie się, uzewnętrznienie własnych przeżyć i odczuć, zaspokajanie podstawowych potrzeb i zrozumienie ich, poznawanie innych, akceptacja siebie, relaks, przyjemność oraz odpoczynek. Pomaga przyczynić się do zmiany niepożądanych zachowań, prowadzi do większej otwartości i pogłębienia zaufania wobec innych ludzi, a także redukuje niskie poczucie własnej wartości. Pomaga również w rozładowaniu nadmiaru tłumionych emocji, uczy
nazewnictwa i rozpoznawania, a także wyrażania swoich uczuć, i wreszcie, umożliwia potrzebę samorealizacji. Celem arteterapeuty jest pokazanie jak rozwiązać problem poprzez świadome działanie artystyczne. Wykorzystuje on do celów terapeutycznych formy plastyczne, muzyczne, literackie, taneczne i teatralne, co daje możliwość symbolicznego wyrazu trudnych przeżyć, doświadczeń i emocji w bezpiecznych warunkach, jednocześnie obniżając napięcie i pomaga nazwać problem. Szkolenie liczy 350 godzin, a zajęcia poprowadzą psychologowie, terapeuci. Koszt szkolenia to 4500 zł za osobę. Wszystkie potrzebne informacje i kontakt do organizatora znajdziecie na stronie www.marekszczesny.eu Radio Index 96 fm
Jeśli chcesz pomagać
i wydruków kolorowych i czarno-białych. Ostateczny termin nadsyłania prac to 31 marca. Nagroda główna w konkursie wynosi 5 tys. zł. Obligatoryjnym wymogiem jest nadesłanie wraz z projektem podpisanej Karty Zgłoszeniowej. Więcej informacji znajdziecie na stronie www.sejm.gov.pl Radio Index 96 fm Naukowe Koło Pedagogiki Opiekuńczej zaprasza wszystkich chętnych do pomocy! Nasza działalność polega głównie na wspieraniu dzieci z rodzin zastępczych, ale nie tylko! Organizujemy Mikołajki, majówki, wyjścia do kina, teatru, wyjazdy i inne ciekawe imprezy. Program dostosowany jest do studentów, więc jeśli się boisz,
że nie masz wolnego czasu – nie martw się, razem na pewno coś wymyślimy! Wśród członków panuje przyjazna atmosfera i chęć wyciągania ręki potrzebującym. Napisz do nas na adres: nkpo00@gmail.com. Nie pożałujesz! Iwona Turzańska
Wywiad
MARZEC 2010
Fot.Andrzej Tyszko
8
Wyślij sms na numer 72601 (koszt 1,22 zł) o treści UZETKA SOYKA do 15 marca - spośród nadesłanych smsów wylosujemy podwójne zaproszenie na Festiwal Piosenki Nieobojętnej "Włóczęga". www.festiwal-piosenki.pl
MARZEC 2010
Wywiad
9
Już za niecałe trzy tygodnie do Zielonej Góry przyjedzie Stanisław Soyka
Tajemniczy koncert Stanisław Soyka - wokalista, pianista, skrzypek, gitarzysta, kompozytor, aranżer... Wielki muzyk zaśpiewa dla studentów UZ i zielonogórzan w ramach Festiwalu Piosenki Nieobojętnej "Włóczęga" (program Festiwalu na następnych stronach). Jaki usłyszymy repertuar? Czy pojawią się utwory z nowej płyty? Czy można żyć bez poezji? Na te i inne pytania Soyka opowiada Przemkowi Mazurkowi, jednemu z organizatorów Festiwalu "Włęczęga" w Zielonej Górze. Zacznę od płyty „Studio Wąchock”. Jak ważne jest dla Pana to studio? To nietypowy pomysł na tytuł albumu. Stanisław Soyka: Tytuł powinien być trochę zaskakujący, odmienny od wszystkiego, co się słyszy. Jako formacja zaczęliśmy pracować w 2004 roku właśnie w Wąchocku. Studio zbudował świętej pamięci Michał Zduniak, właściciel posiadłości. Wąchock to przepiękna miejscowość w Górach Świętokrzyskich, nad rzeką Kamienną. Miasteczko cysterskie z bardzo piękną historią. I tyle, żadnych więcej kombinacji tutaj nie ma. To jest po prostu miejsce, w którym doskonalimy się, robimy nowe utwory. I po prostu nagrywamy. W sumie to było bardzo prostolinijne użycie nazwy „Wąchock” (śmiech).
Jak jest z autorskimi tekstami? To zależy. Czasami trafiam na coś, co poruszy mnie na tyle, że buduję wokół tego pewną całość. I przygotowuję teksty, które jakoś pasują do tego jednego. Do tego, od którego zacząłem. Jak kolekcjonuję piosenki na płytę, która ma się składać z różnych utworów, wtedy wiersze, powstałe pieśni, pochodzą z różnych okoliczności. Ja czytam poezję, aczkolwiek nie po to, żeby szukać tekstów dla siebie. Po prostu czytam, ponieważ potrzebuję poezji. Czasami trafiam na tekst, który chciałbym powiedzieć, zaśpiewać.
To znaczy, że kolejne płyty będą powstawały w tym samym miejscu? Najbliższe na pewno tak. Nie wiem, co będzie za kilka lat, za kilka płyt. Nie wiem czy dożyję (śmiech). Ale teraz pracujemy w Studio Wąchock, bo nic nie każe nam zmieniać sytuacji.
Na „Studio Wąchock” jest piosenka z tekstem Piotra Bukartyka. To piosenka („Każdy kochać się chce” – przyp. red.), którą napisaliśmy do spektaklu „Piosenki niedokończone”. To był taki spektakl robiony przez Janusza Kondratiuka i Krzysia Maternę. Pokazali go na festiwalu filmowym dwa lata temu w Gdańsku (Festiwal Gwiazd w lipcu 2008 – przyp. red.). To było ku pamięci Himilsbacha i Maklakiewicza.
Jak wygląda u Pana wybór tekstów? Wybiera Pan wiersze Staffa, Miłosza, Herberta dopiero w trakcie bezpośrednich prac nad płytami czy znacznie wcześniej decyduje Pan o tym, co będzie chciał kiedyś zaśpiewać?
Zdarza się Panu śpiewać utwory napisane przez kobiety. Na przykład przez Agnieszkę Osiecką... To bardzo ciekawa przygoda, rozpoczęta ostatniego lata. Organizatorzy festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej” chcie-
li, żebym wystąpił na gali z piosenkami Agnieszki. Powiedziałem, że chętnie wystąpię, ale z tekstami, których jeszcze nie było. Dostałem, że tak powiem, wszelkie plenipotencje od spadkobierczyni praw, czyli od Agaty Passent. Agata pomogła mi w szperaniu, w wyszukiwaniu perełek. Napisałem muzykę do dziewięciu tekstów, takich pominiętych wcześniej przez muzyków. Powstała całkiem zgrabna monografia, którą właśnie opracowujemy w Studio Wąchock. Universal chce to wydać wczesną jesienią tego roku. Czy rzeczywiście wybrał Pan tylko te rzeczy, które nigdy nie doczekały się muzycznego opracowania? Siedmiu z tych wierszy nikt nigdy nie zagospodarował. Dwa miały muzykę, ale bardzo słabą. Właściwie nigdy nie ujrzało to światła dziennego. To było używane w jakichś spektaklach i potem porzucone. Jak odnalazł się Pan w tej kobiecej poezji? Z tekstów Osieckiej ta kobiecość jednak zawsze bije. Wydaje mi się, że rozróżnianie poezji męskiej i żeńskiej jest trochę nieuprawnione. Są oczywiście tematy, które wyraźnie ujawniają libido. Są zagadnienia typowo kobiece, żeńskie. Ale jest mnóstwo wierszy uniwersalnych. Śpiewający tekst jako pierwszy, musi dokonać wy-
boru. Stworzyć własną interpretację. Większość tekstów Agnieszki to rzeczy uniseksualne. Nie mam problemu z tym, nazwijmy to unibidalnym, aspektem. Pomijając zmiany z „pisałam” na „pisałem” to właściwie nic nie ma. Dla mnie to po prostu bardzo niezwykła poezja. Bez jadu, złości, gniewu. Ma Pan już zarys tego, co usłyszymy na koncercie w Zielonej Górze? Właściwie dokonuję takich wyborów na ostatnią chwilę. Robię to dopiero w momencie, kiedy zorientuję się, jaki jest nastrój, jakie przeważają tematy. Mam do wyboru kilkaset utworów i żongluję nimi, bo mam taki komfort. Na pewno nie zabraknie znanych rzeczy, jak „Cud niepamięci” czy „Życie to krótki sen”, „Tango Memento Vitae”. Włóczęga to studencki festiwal. Czy Pan także wyrósł z jakiejś studenckiej formacji? Muszę przyznać, że nie. Skończyłem Akademię Muzyczną w Katowicach, ale nie wiązałbym mojego muzykowania ze studenckimi klimatami. Zacząłem z zupełnie innych pobudek.
Rozmawiał: Przemek Mazurek Opracowanie: Maciek Kancerek
10
Festiwal Piosenki Nieobojętnej "Włóczęga"
MARZEC 2010
Nieobojętni studenci
W piątek 26 marca rusza druga edycja Festiwalu Piosenki Nieobojętnej „Włóczęga”. Impreza jest reaktywacją Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Turystycznej „Włóczęga”, której początki sięgają lat siedemdziesiątych. Właśnie na nim rozpoczynały swoją karierę takie gwiazdy jak Wojciech Bellon, Wolna Grupa Bukowina, jak również przedstawiciele spokojniejszych tonów tzw. krainy łagodności: Jerzy Filar, Nasza Basia Kochana, Grzegorz Tomczak, Olek Grotowski, Stare Dobre Małżeństwo czy grupa Bez Jacka. Jak wyglądał „Włóczęga” z lat siedemdziesiątych… "A ja mam swoją gitarę, spodnie wytarte, buty stare, wiatry niosą mnie…” do Zielonej Góry. W okolicach kwietnia zjeżdżali się z całej Polski miłośnicy głównie piosenki turystycznej. Nie zapominajmy, że „Włóczęga”, zaraz po łódzkiej YAPIE i gdańskiej BAZUNIE, była trzecią tego typu imprezą w Polsce. Wprawdzie głównym nurtem była tu piosenka turystyczna, ale przecież pojawiali się artyści, którzy znacznie odbiegali od tego nurtu i nikt nie miał im tego za złe. „Nowy Włóczęga” zmienił nieco swoje oblicze. Do miejsca szeroko rozumianej piosenki turystycznej dołączyła piosenka „nieobojętna”. Nie ma ona swojej naukowej definicji. Przemek Mazurek – dyrektor artystyczny Festiwalu, trafnie definiuje ją jako tą, w której „wykonawcy nie jest obojętne co śpiewa, muzykowi co gra, a słuchaczowi czego słucha”. Dlatego też repertuar
podczas pierwszej edycji Festiwalu Piosenki Nieobojętnej był bardzo różnorodny. Oprócz artystów prezentujących własną twórczość, mogliśmy również usłyszeć wokalistów wykonujący utwory m.in. Hanny Banaszak, Michała Bajora czy Agnieszki Osieckiej. Czym w tym roku zaskoczą nas uczestnicy? Mamy nadzieję, że tegoroczny Festiwal będzie wyjątkowym przeżyciem zarówno dla
uczestników Konkursu, jak również, na co liczymy, szerokiego grona słuchaczy – pasjonatów piosenki „nieobojętnej”. Program imprezy, która będzie trwać dwa dni, przepełniono gwiazdorską nutą. Pierwszego dnia, po części konkursowej, zaplanowano występ wspomnianej już wcześniej grupy Bez Jacka. Koncert Galowy, który odbędzie się 27 marca, gdzie Jury ogłosi werdykt i zostaną wręczo-
ne nagrody uczestnikom Konkursu, uświetni występ STANISŁAWA SOJKI. Gorąco i serdecznie zachęcamy wszystkich chętnych do udziału w tegorocznym Festiwalu – zarówno tych, którzy chcieliby zaprezentować się na scenie i podzielić swoją muzyczną wrażliwością, jak również tych, którzy mają ochotę zaczerpnąć w ostatni weekend marca dobrej „włóczęgowej” nuty. Wszelkie informacje dotyczące Festiwalu, jego historii oraz możliwości kupna biletów znajdziecie na stronie www.festiwal-piosenki. pl. Organizacji tego przedsięwzięcia podjęło się Stowarzyszenie Artystyczno - Kulturalne Menażeria przy współpracy Stowarzyszenia Mediów Studenckich oraz Parlamentu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego. Do zobaczenia w marcu! Organizatorzy FPN „Włóczęga”
RAMOWY PROGRAM FESTIWALU Zielona Góra, 26-27 marca 2010r. I DZIEŃ 14.30 Próby techniczne. 16.00 Rozpoczęcie konkursu. 20.30 Koncert gwiazdy. 22.00 Rozstrzygniecie nagrody publiczności. 22.20 Zakończenie części konkursowej. 23.00 Free-wolny wieczór poetycki w klubie jazzowym "U ojca". Grupa „Obiło się o uszy” oraz jam session (recitale uczestników i zaproszonych gości) połączone ze wspomnieniami „dawnej Włóczęgi”.
II DZIEŃ 19.00 Wyniki konkursu: - występ laureatów ubiegłorocznej edycji konkursu, - występ tegorocznych laureatów konkursu, 20.30 Koncert gwiazdy – SOYKA TRIO 22.00 Zakończenie Festiwalu. Organizator: • Stowarzyszenie Artystyczno - Kulturalne Menażeria Partnerzy: • Stowarzyszenie Mediów Studenckich • Parlament Studencki Uniwersytetu Zielonogórskiego
Spotkania Teatralne
MARZEC 2010
11
Z wizytą u czarnej PANTERY
Za nami premiera „Księgi Dżungli” w Teatrze Lubuskim. Wpatrując się w czarną panterę – Bagerę, przypomniała mi się inna pantera. Też czarna, ale taka z przedstawienia już dla dorosłych dzieci (bo w lateksowym stroju). Czarna pantera z „Wizyty Starszej Pani” i niema kelnerka z „Kształtu rzeczy” (przedstawienie wznowiono w lutym). Poszłam więc z wizytą do pantery, czyli Agnieszki Dziuby, aktorki Teatru Lubuskiego. Jak trafiłaś do tego „Wizyty Starszej Pani” i dlaczego akurat w tej roli zostałaś obsadzona? Nie odezwałaś się – jak na czarną panterę przystało – ani słowem. Natomiast nie sposób było nie zauważyć Twojego czarnego lateksowego stroju i ruchów ciała.
z pracą w teatrze? Akurat mój kierunek: animacja kultury daje nam taką możliwość, że jeśli rozwijamy nasze umiejętności, to zawsze się wszystko da załatwić. Wykładowcy byli otwarci i nie miałam problemów z zaliczaniem zajęć i odrabianiem.
Czemu zdecydowałaś się na taką rolę? Agnieszka Dziuba: To był duży przypadek. Chcąc sobie dorobić na studiach pracowałam na szatni w teatrze, podczas pierwszej próby do spektaklu „Wizyta Starszej Pani” obie z koleżanką zafascynowane teatrem i jego atmosferą podawałyśmy kawę aktorom.
Należysz na stałe do grupy aktorów Teatru Lubuskiego? Nie, szczególnie, że nie jestem z wykształcenia aktorką. Żeby być zatrudnioną w teatrze jako aktorka trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, ukończoną szkołę (np. PWST). Trzeba być zawodowym aktorem, a ja jestem animatorem kultury.
To jak to się stało, że nie zagrałaś kelnerki w przedstawieniu? Ta rola była już wcześniej obsadzona, a do roli czarnej pantery dyrektor cały czas poszukiwał aktorki i pewna osoba z teatru podszepnęła o mnie słówko, a dokładniej, wskazała na mnie palcem i powiedziała: „Agnieszka się rusza”. I tak zostałam czarną panterą. Dyrektor Czechowski zaprosił mnie na próby.
Nie chciałabyś zatem podjąć studiów w PWST? Nie, ale myślałam o tym jeszcze jakiś rok temu, po przygodach w Teatrze Lubuskim. To były pierwsze sytuacje, które nasunęły mi taką myśl. Ludzie, z którymi tu pracowałam mówili, żeby próbować, żeby zdawać, ale myśląc o tym przez jakiś czas stwierdziłam, że jednak nie. Już trochę na to za późno. Znalazłam jednak inną drogę (śmiech).
Ciężko było pogodzić studia
Musisz mi koniecznie opowie-
Agnieszka Dziuba, druga od prawej dzieć jaką. Naprawdę wszystkim w moim życiu kieruje jak widać przypadek. Pojechałam kiedyś na warsztaty do Wrocławskiego Teatru Pantomimy i teatr ten zainspirował mnie do tego, żeby napisać pracę magisterską („Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego w stronę komunikacji pozawerbalnej” - obrona w 2009 roku; przyp. red.), a jednocześnie bardzo zaangażowałam się w to miejsce. Zaczęłam się kształcić w tym kierunku. Jeździłam do nich przez cały czas na warsztaty. Poznawałam środowisko, ludzi. W tym roku zapisałam się do studia pantomi-
my, i tydzień temu dostałam propozycję grania w spektaklu w tym teatrze. Jak trafiłaś do spektaklu "Kształt rzeczy"? Do tego przedstawienia też trafiłam przez przypadek, tak jak do poprzedniego. Zaczynając od początku najpierw była „Wizyta Starszej Pani” i tam zobaczył mnie reżyser i stwierdził, że mogłabym tam pasować, weszłam na tydzień przed premierą w zastępstwie i zostałam. Rozmawiała: Karolina Bibik
11 marca zapraszamy na premierę studencką pt. "Pływanie synchroniczne" o godz. 19:00
12
Kultura - kino
MARZEC 2010
Życie w powietrzu
Jedziecie do domu, z domu. Na koncert, na wakacje, do pracy. Pociągiem, autobusem, samochodem. Najważniejsze, że macie cel. Chcecie gdzieś się dostać. Ryan Bingham (George Clooney) ma zupełnie inaczej. Podróżowanie jest dla niego celem samym w sobie. Musi jak najczęściej być „W chmurach”.
Bingham jak ognia unika głębszych relacji z ludźmi. Sporadycznie rozmawia ze starszą siostrą. O młodszej prawie nic nie wie. Cały czas lata. Podróżuje po kraju, żeby... zwalniać ludzi. Zdarza mu się też uczestniczyć w konferencjach i sympozjach, gdzie opowiada o pustym plecaku i ciągłym zaczynaniu od nowa. Całe jego życie mieści się w walizce, z którą podróżuje od hotelu do hotelu. Koniecznie samolotem, bo wtedy zbiera mile. Bingham wie, że linie lotnicze doceniają lojalność. Stara się osiągnąć magiczną barierę dziesięciu milionów mil w powietrzu. Wtedy dostanie platynową kartę honorowego pasażera. Tylko siedem osób osiągnęło to przed nim. Zimny profesjonalista. Szczęśliwy we własnym towarzystwie. Przynajmniej stara się utwierdzić cały świat w tym przekonaniu. Archetypowy przykład współczesnego człowieka. Wiecznie w pracy, pozbawiony przyjaciół. Przygodny
seks jest dla niego tylko odskocznią od ciągłych wizyt na lotniskach. Do czasu. Odrobinę bajkowy film, pełen luksusu i rzeczy całkowicie odległych dla zwykłego studenta. I to jakby rzecz, która w tym obrazie urzeka. Sprawia, że ogląda się go z zapartym tchem. Twórcy pokazują kilkadziesiąt amerykańskich miast. Większość widoczna tylko z lotu ptaka, ale to zupełnie wystarczy, by zachwycić się choćby układem ulic w Omaha, Wichita czy Chicago. Na pierwszym planie cały czas George Clooney. „W chmurach” nie jest wielowątkową opowieścią, więc tak naprawdę to właśnie na Clooneya położony tutaj główny nacisk. Nie sposób się nim jednak zmęczyć, gdyż aktorowi dzięki oszczędnej grze udaje się uniknąć nachalności. Widz nie będzie miał przesytu tej postaci. Wielkie brawa dla reżysera Jasona Reitmana („Juno”) za dobór partnerujących Clooneyowi aktorek. Vera Farmiga, którą do tej pory
mogliście zobaczyć choćby w „Infiltracji” z wielkim wdziękiem wciela się w rolę Alex, rozrywkowej kobiety sukcesu. Okrutnie drażniąca jest znana głównie z kolejnych części „Zmierzchu” Anna Kendrick. Jej postać – Natalie, ambitna pracownica firmy, dla której pracuje Bingham – posiada wszelkie irytujące widza cechy. Na pierwszy plan wysuwa się jej zdecydowanie zbyt skrzekliwy głos. Natalie drażni widzów, ale drażni też Ryana, więc oznacza to, że Kendrick dobrze wywiązała się z powierzonego zadania. „W chmurach” za żadne skarby nie może być filmem wybitnym. Nie ma zresztą takich aspiracji. To bardzo przyzwoite
filmidło, kino rozrywkowe z przesłaniem. Takie, które absolutnie Was nie zmęczy. Kto wie, może nawet zaczaruje. I część z Was zachęci do postawienia prostego pytania: co jest w życiu najważniejsze? ed miasto@index.zgora.pl
MIASTO FILMÓW
W KAŻDY PIĄTEK O 12:45 W RADIU INDEX NA 96 FM
▪ Przepis NA FILM
CHMURA SAŁATY Składniki: kapusta pekińska kukurydza z puszki papryka słonecznik łuskany sól, pieprz sos czosnkowy Sposób przyrządzenia: 1. Pokrój kapustę, wrzuć do niej kukurydze i pokrojoną w kostkę paprykę 2. Podsmaż słonecznik na patelni i dodaj go do sałatki 3. Dopraw solą, pieprzem i polej sosem. Smacznego! Kornelia Kornosz Fot. Wojciech Waloch
Kultura - wywiad
MARZEC 2010
Między chipsem a colą
13
Po obejrzeniu trailera do filmu „Surogaci” wielu ironizowało z kpiącym uśmiechem: „oto Bruce po raz kolejny rusza, by zbawić ludzkość”. Po premierze najnowszego filmu Jonathana Mostowa wypada tę kwestię powtórzyć bez drwiny. Dostajemy pełnokrwiste kino z pogranicza science-fiction i sensacji.
Temat zatracenia ludzkości w czasach wielkich postępów technicznych jest już lekko wysłużony (zapoczątkowany gdzieś pod koniec lat 90., gdy premierę miał „Matrix”, a dwa tygodnie później do kin weszło wcale nie gorsze „13 piętro”). Tym razem sprawa dzieje się w niedalekiej przyszłości, gdzie ludzie już w ogóle nie ruszają się z domów, sterując tytułowymi surogatami, czyli robotami będącymi wymarzonymi wersjami swych użytkowników. Agent FBI Tom Greer próbuje ze swą wspólniczką, agentką Peters, rozwikłać zagadkę morderstw popełnianych na surogatach i tym samym na ich właścicielach w realnym świe-
cie. Tym drugim nawet w wypadku zniszczenia robota nic nie powinno grozić, stąd zainteresowanie sprawą agentów federalnych. Mimo paru zgrzytów film ogląda się zaskakująco do-
brze. Dziewięćdziesięciominutowy obraz ani przez chwile nie nudzi, choć nie udało się uniknąć kilku rażących błędów w tworzeniu świata surogatów. Mówiąc najprościej, nie wszystko się klei tam, gdzie powinno, czasem historia sprawia wrażenie pisanej na szybko, lekko niedopracowanej, jednak wszystko wynagradza nam Bruce. Na szczęście z szacunkiem potraktowano leciwego już nieco aktora i gdy rozstaje się on ze swoim mechanicznym odpowiednikiem nie robi salt i nie spuszcza łomotu tysiącu robotów gołymi pięściami (tylko jednemu…). „Surogaci” to teatr jednego aktora. Osamotniony przez wszystkich Willis musi ratować
Brzydka prawda
swą własną skórę, skórę całego świata i swój związek małżeński, na którym surogactwo również odcisnęło swe piętno. Film Mostowa niewątpliwie się broni, jednak przeszedł prawie w ogóle niezauważony. Ma wiele walorów, lecz jest ucztą tylko dla lubiących „te klocki”. Za to wróżę mu całkiem duży sukces na nośniku DVD, właśnie takie filmy najlepiej nadają się do oglądania gdzieś pomiędzy chipsem a colą. My zaś czekać będziemy na piątą część „Szklanej pułapki”, niecierpliwie zacierając ręce: czy i tym razem uda się nas ocalić? Michał Stachura
Faceci to prostolinijne, chamskie istoty, a kobiety egzaltowane, autorytarne wariatki, szukające księcia z bajki, który musi spełniać wszystkie punkty z listy pt. „Mr. Perfect”. Jak mówi Mike Cheadway: „taka jest brzydka prawda!”. Abby jest piękną kobietą sukcesu, producentką programu telewizyjnego, który notuje spadek oglądalności. Stacja, żeby przyciągnąć widzów, ściąga do jej programu Mike’a Cheadway’a, który prowadzi szowinistyczne show „Brzydka prawda”, gdzie pokazuje widzom, jak w rzeczywistości wyglądają relacje damsko - męskie. Początkowa nienawiść Abby i Mike’a przeradza się w przyjaźń, gdy on proponuje jej pomoc w poderwaniu Mr. Perfect. Znowu? „Gdzieś to już widziałam/ em” – przychodzi do głowy, gdy
prawdę” od razu kojarzy się obraz niewiele starszej produkcji „Kobiety pragną bardziej”. Spodziewacie się elementu zaskoczenia? Zupełnie niepotrzebnie. To totalnie zwykła, lekka i przyjemna w odbiorze produkcja o miłości ze sporą dawką seksistowskiego humoru. Udawany orgazm
oglądamy nowe komedie romantyczne (oczywiście, zaraz po tym, jak skończymy się zastanawiać się „dlaczego to nie przydarzyło się mnie?!”). Oglądając „Brzydką
Cała historia skupia się tylko i wyłącznie na Abby Richter, granej przez Katherine Heigl, która niestety wypada strasznie sztywno (łącznie z udawaną przez nią sceną orgazmu przy stoliku w restauracji). Na ekranie widzimy
ją wymiennie z Mike’yem Chadway’em, granym przez ulubieńca kobiet - Gerarda Butlera. I chociażby tylko ze względu na niego warto zobaczyć ten film! Jedna rada. Jeśli będziecie oglądać „Brzydką prawdę” na DVD, to tylko i wyłącznie z napisami, inaczej stracicie cały urok rewelacyjnego brytyjskoszkockiego akcentu Butlera. *** Audycja "Miasto filmów" w każdy piątek o godz. 12:45 w Radiu Index 96 fm. Paula Mościcka p.moscicka@uzetka.pl
14
Kultura - recenzja Kultura - muzyka Dobry kawałek studenckiej muzyki
MARZEC 2010
Zamiatałem ulice jak każdy
BLUESMAN
Utarło się, że blues to muzyka amerykańskich, czarnoskórych starców o szemranej przeszłości. A tu proszę, nie dość, że Polacy, to jeszcze całkiem młodzi. W dodatku karnacja raczej jasna. Na początku stycznia wydali fantastyczną, bujającą płytę, łączącą blues, funk, soul i jazz. Przed Wami wokalista i perkusista HooDoo Band – Tomasz Nitribitt i Bartosz Niebielecki. Początek mocno standardowy, ale to ma sens, kiedy rozmawia się z grupami, które nie zdążyły zapisać się jeszcze w annałach muzyki. Pytam o korzenie. W muzyce HooDoo Band słychać jazz, funk. Najbardziej jednak słychać bluesa... Tomasz:. No tak, wychowaliśmy się na bluesie. Chcieliśmy jednak przemycić trochę innych naszych inspiracji. Każdy wniósł to, czego słucha na co dzień, tego co w tej chwili go inspiruje. Pracujemy nad brzmieniem, żeby to brzmiało świeżo, dość nowocześnie. Chcemy iść w tym kierunku. Na debiucie HooDoo Band można usłyszeć Alicję Janosz. Tę samą, która 100 lat temu wygrała pierwszą edycję Idola. Jak do tego doszło? Tomasz: Bartek przywiózł Alicję znad morza. Po drodze wszystko wydarzyło się we Wrocławiu, Ala postanowiła zamieszkać w naszym mieście. Zaczęliśmy razem jamować, stworzyliśmy ten skład, który jest aktualnie. I tak to mniej więcej wygląda. Prócz tego Ala pracuje nad swoim nowym projektem, materiał jest właściwie prawie gotowy. Zaintrygował mnie status Alicji w zespole. Na Myspace figuruje jako regularny członek bandu, natomiast na okładce płyty jest informacja, że Alicja pojawiła
się jedynie gościnnie... Tomasz: Alicja jest jak najbardziej członkinią HooDoo Band. Aranżowała partie wokalne, chórki na całej płycie, a w numerze „I Can’t Stand It” śpiewamy w duecie. Tomek, nie bardzo chcesz śpiewać po polsku. Nie boisz się, że to utrudni Waszą promocję? Rodzime media niespecjalnie promują własnych, polskich artystów. A jeśli już, to raczej tych śpiewających w ojczystym języku. Tomasz: Język polski jest bardzo trudny, przynajmniej moim zdaniem, jeśli chce się śpiewać takie linie melodyczne, jakie są w piosenkach HooDoo Band. Trzeba strasznie długo pracować nad frazowaniem, to nie jest łatwe. W języku angielskim to wychodzi znacznie naturalniej. Poza tym żyjemy w XXI wieku, młodzi ludzie mówią po angielsku, nie zamierzamy też promować się na siłę. Skąd wziął się HooDoo Band? Bartosz: Początki zjawiska „hoodoowego” sięgają roku 1996, kiedy to poznałem Tomka we wrocławskim klubie Alibi, podczas jam session prowadzonego przez naszego weterana – ojca bluesa – Jacka Barana. Potem pojawiały się różne zespoły, składy. Wreszcie poznaliśmy Bartka Miarkę. To jest taki nasz trzon, właśnie w tym składzie
postanowiliśmy założyć HooDoo. Przez jakieś 5 lat graliśmy we wrocławskim Jazz Clubie Rura, który niestety nam zamknęli. Nie mamy gdzie usiąść przy barze, szukamy nowego miejsca (śmiech). A płytę postanowiliśmy wydać dopiero w tym roku, ponieważ dołączył do nas Krzysztof Borowicz i Andrzej Stagraczyńki, dwaj świetni, bardzo inspirujący muzycy Tomasz: Wydaje mi się, że tak musiało być. Trochę czekaliśmy, zwlekaliśmy z płytą, pojawiło się wiele szczęśliwych zbiegów okoliczności i teraz jesteśmy gotowi na to, żeby z tym materiałem pojeździć w różne miejsca i podzielić się naszą wspólną energią Czym zajmujecie się poza graniem w HooDoo Band? Wiadomo, że zespół to dla Was bardziej hobby niż sposób na zarabianie pieniędzy... Tomasz: Jak każdy bluesman, zamiatałem kiedyś ulice.
Potem były prace dorywcze. Przez moment byłem na filologii klasycznej. Zrezygnowałem, teraz wracam. Reaktywuję się – zobaczymy, co z tego będzie. Bartosz: Żeby było śmiesznie, skończyliśmy z Tomaszem to samo liceum. Od czasu, kiedy zacząłem grać na perkusji, szkoła zeszła na drugi plan. Miałem wtedy 12 lat (wybuch śmiechu). Od tamtej pory gram regularnie, utrzymuję się z tego. Ostatnio zajmuję się trochę produkcją. Na koniec kilka ciepłych słów skierowanych do obecnych i – miejmy nadzieję – przyszłych fanów... Bartosz: Zapraszamy na nasz Myspace, www.myspace. com/hoodooband. Niedługo wyruszamy w trasę, na pewno dotrzemy też do Zielonej Góry. Tomasz: Czekajcie na nas z otwartymi ramionami. ed
Kultura - muzyka
MARZEC 2010
15
W trupie trupa Poniedziałek wieczór, kolejny dzień mojego śledztwa. Skwar i duchota nie dają mi zapomnieć, po co tu przyszedłem. Muszę go znaleźć, teraz. Szybko zanim znowu zniknie. Kilka długich lat minęło od jego zaginięcia i początku mojej pracy. To jedna z najgorszych spraw, z jaką zetknąłem się w moje karierze prywatnego detektywa. Chciałem rzucić tę robotę, ale sprawa zaginięcia i rzekomej śmierci niejakiego Trip Hopu zwróciła moją uwagę. Zaginiony nie należał do wzorowych obywateli. Często widywano go w towarzystwie typków spod ciemnej gwiazdy, panienek lekkich obyczajów, przesiadującego w obskurnych knajpach. Pewnego lata przepadł niczym kamień w wodę. Spotkałem na swej drodze kilka osób, które mówiły, że go widywały, ale nie dawałem wiary ich tłumaczeniom. Teraz nadarzyła się okazja na ostateczne rozwiązanie tej sprawy. W mieście pojawił się nowy
gang, King Midas Sound, który podobno ma dużo do powiedzenia na temat Trip Hopu. Postanowiłem to sprawdzić. Spotkanie ze strachem Hersztem szajki jest niejaki Kevin „The Bug” Martin, prawdziwy człowiek renesansu w tym interesie. Powiązany z rodzinami Rephlex, Hyperdub oraz Ninja Tune. Prawdziwa
gruba ryba. Resztę grupy operacyjnej jego bandy tworzą pochodzący z Trynidadu poeta Roger Robinson oraz Japonka Kiki Hitomi. Spotkałem się z King Midas Sound w knajpie „Waiting for You”. To całkiem nowe miejsce na muzycznej mapie położone jest w najciemniejszej dzielnicy miasta. Sam diabeł postanowił zapomnieć o tym zakątku i omija je szerokim łukiem. Narzuciłem na siebie szary prochowiec, mimo że temperatura na zewnątrz bliska była 30 stopni, schowałem notatnik do kieszeni i ruszyłem na spotkanie ze strachem. Czekali na mnie przy stoliku zastawionym szklankami z jakąś tanią whiskey. Lokal był straszliwie zadymiony, ledwo dało się oddychać. Przysiadłem się i zaczęliśmy. Opowiedzieli mi ze wszelkimi szczegółami historię ich krótkiej, aczkolwiek bardzo intensywnej znajomości. Pierwsza wspólna praca miała miejsce przy okazji spotkania u Kode9 i jego wielkiej akcji „5 years of Hyperdub”. Zebrał całą śmietankę przestępczego półświatka, którzy kiedykolwiek z nim i dla niego pracowali. King Midas Sound pojawił się tam przy okazji ich operacji „Meltdown”, która otwierała całą akcję. Już wtedy wszyscy wiedzieli, że w ostatecznym dopracowaniu wszelkich szczegółów pomagał im Trip Hop. Ciężko mi było w jakikolwiek sposób powiązać poszukiwanego z Kode9 i jego interesami, ale jak widać – pozory mylą. Jak relacjonowali dalej, to Trip Hop
Moje śledztwo dopiero się zaczęło... wciągnął ich w towarzystwo najlepszych w tym fachu. Korzystaliśmy z pomysłów Tricky'ego, Massive Attack, a nawet samego Billa Laswella, ale to Kevin Martin nadał ostatecznego szlifu. Zachmurzone niebo Trip Hop to narwany typ, w gorącej wodzie kąpany, lubiący mieszać pomysły, nawet te sprzeczne i kontrowersyjne. Starał się zdominować całość prac i prawie mu się udało. Na szczęście The Bug nie zapomniał o swoich korzeniach i wiedzy i przemycił masę smaczków charakterystycznych dla swoich wcześniejszych projektów. Tak naprawdę Roger i Kiki byli narzędziami w ich rękach, którymi posługiwali się z niesamowita gracją. Dzięki Rogerowi całość projektu przepełniona jest niepokojącym, dusznym klimatem, przypomina zachmurzone niebo w czasie burzy. Kiki jest promykiem słońca próbującym przebić
się przez ciemne chmury i dać nadzieję na pomyślne zakończenie. Trip Hop, swoim zaangażowaniem w pracę nad akcją King Midas Sound, chciał dać świadectwo życia i na zawsze zamknąć wszelkich malkontentów. Chciał udowodnić, że nie jest yuppie w garniturze z portfelem pełnym kasy i wypicowaną lalą u jego boku. Jest nieogolonym zbirem, który częściej klnie i pije niż oddycha, że mieszka na ulicy, a nie w apartamencie na szczycie miasta. To były ostatnie zdania, jakie usłyszałem od King Midas Sound. Straciłem przytomność. Chyba zostałem uderzony czymś w głowę. Nie pamiętam. Wiem, że ocknąłem się 25 stycznia, kiedy Kevin Martin i jego banda uderzyła po raz pierwszy. Ofiarami stały się dobre sklepy muzyczne. To oznaczało jedno – moje śledztwo się nie skończyło, ono się dopiero zaczęło... Łukasz Michalewicz l.michalewicz@uzetka.pl
16
Dzień Kobiet ;-)
MARZEC 2010
REKLAMA
Przyda się ósmego Kobieta – człowiek rodzaju żeńskiego, wyróżnia się szczególnymi wypukłościami. Często wymaga renowacji w postaci szpachli z Avonu. Zdobyta przez mężczyznę przechodzi przemianę w żonę z obligatoryjnie dołączoną teściową. Diabelska istota. Wady: brak jakiejkolwiek solucji czy cracka, są tylko dwa sposoby zarządzania kobietą... Niestety nikt nie wie jakie. Ostatnia wada: kobieta to czas razy pieniądz. Zalety: Umie nazwać każdy kolor z palety TrueColor (16 777 216 barw). W czym kobieta jest lepsza niż mężczyzna? 1. Kobiety mogą płakać, mężczyźni muszą płacić. 2. Rolą mężczyzny jest walczyć o kobietę, a kobiety – pozwalać
mu się cieszyć iluzją nagrody. 3. Kobiety mają pierwszeństwo. 4. Kobiety rzadziej łysieją. 5. Kobiety nie mają włosów w uszach. 6. Jest coś, co tygryski lubią najbardziej – ma to kobieta. 7. Kobiecie za kierownicą wystarczy wiedza, w którą stronę jechać. 8. Kobieta może się oglądać nago w lustrze ile razy chce dziennie i nie musi za to płacić. 9. Kobiety dojrzewają szybciej i nigdy się nie starzeją – nie próbuj nawet dociekać, ile mają lat. 10. Tylko kobieta może urodzić dziecko. 11. I tylko ona naprawdę wie, kto jest jego ojcem. 12. Jeśli chodzi o seks, to mężczyźni z wiekiem coraz więcej o nim mówią, kobiety – robią. 13. Kobieta daje to co chce, męż-
czyzna to, na co go stać. 14. Jest w mężczyźnie coś tak prostego i oczywistego... Jest w kobiecie coś tak głębokiego i tajemniczego... 15. Kobieta bez mężczyzny jest samotną matką wychowującą dziecko. Mężczyzna bez kobiety jest dzieckiem szukającym matki. 16. Kobiety żyją w czasie teraźniejszym, mężczyźnie w czasie wirtualnym. Ich marzenia o sobie byłyby hitem na rynku gier video. 17. Kobieta ma więcej do zakrycia, mężczyzna do ukrycia. 18. Mężczyzna, który nie mógł, jest przedmiotem kpin; kobieta, która nie mogła, jest tym bardziej pożądana. 19. Żona prezydenta jest Pierwszą Damą, prezydenta nawet nie nazywają gentlemanem.
20. Kobieta potrafi wszystko to samo co mężczyzna - oprócz obsikania muru na stojąco. 21. Kobieta potrafi założyć nogę na nogę. Mężczyzna też, ale kobieta się przy tym tak nie krzywi. 22. Kobieta potrafi rozmawiać z jednym, patrzeć na drugiego, słuchać o trzecim i myśleć o czwartym. 23. Kobiety nie muszą płacić za wszystkie swoje drinki. 24. Mężczyzna niepracujący, utrzymywany przez kobietę to leń i wytykany palcem pasożyt. Kobieta utrzymywana przez mężczyznę to prawdziwa pani domu. etc... :-)
www.nonsensopedia.pl
17
MARZEC 2010
Akademia fotografii Foto-Stawski Część 2. Kadrowanie pod wydruk Często gdy oddajemy zdjęcia cyfrowe do fotografa w celu wydrukowania, fotograf je przycina u góry i u dołu. Czasem jednak się zdarzy, że zdjęcie jest przycięte tak nieudolnie, że obcina ważną część zdjęcia. Robi to dlatego, iż zdjęcia, które mu oddajemy, nie mają takich samych proporcji jak format przez nas zamawiany (np.10x15cm). By uniknąć takich sytuacji, można samemu
wykadrować zdjęcie przed oddaniem go do fotolabu. W tym celu należy się posłużyć narzędziem Crop (kadrowanie). Po jego wybraniu palety narzędzi lub wciśnięciu na klawiaturze Ctrl+C, należy przejść do paska opcji i ustawić parametry Width (szerokość) oraz Height (wysokość) na takie, jakie chcemy zrobić odbitki. Pamiętajmy o podaniu jednostki (mm, cm, px). Następnie klikamy narzę-
dziem w dowolnym miejscu kadrowanego przez nas zdjęcia i przeciągamy kursorem myszy rysując ramkę kadrowania. Niezależnie od tego, jak dużą ramkę narysujecie, zdjęcie zostanie wykadrowane tak, że na wydruku będzie miało ustawiony przez was wymiar. Ramkę możemy dowolnie przesuwać, by na zdjęciu znalazło się dokładnie to, co chcemy. Po zakończeniu tych operacji wciska-
my enter i zapisujemy zdjęcie w nowym pliku. UWAGA! Formaty podawane u fotografa to tylko przybliżone wymiary odbitek, w rzeczywistości format np. 9x13 posiada wymiar 89x127 mm, dlatego zanim zabierzemy się do kadrowania zdjęć, warto odwiedzić fotolab i spytać o rzeczywiste wymiary odbitek. Bocian
REKLAMA
Pomożemy Ci zrobić karierę! Zapraszamy na kolejne spotkanie z cyklu "Moja przyszłość". Tym razem tematem naszych warsztatów będzie
"SUKCES PRZED KAMERĄ" Spotkanie odbędzie się 17 marca o godz. 12:00 w bud. A-16 przy al. Wojska Polskiego (Campus B). .:: Warsztaty bezpłatne ::. Zapisy: Biuro.Karier@uz.zgora.pl REKLAMA
REKLAMA
18
Kultura - książka
MARZEC 2010
Napisz do nas sms o treści: UZETKA a następnie HASŁO Z KRZYŻÓWKI na numer 72601 (napisz: uzetka + hasło). Koszt 2 zł + VAT. Na wiadomości czekamy do 14 marca. Spośród smsów wylosujemy 2 zwycięzców, którzy otrzymają zaproszenie do Restauracji Ramzes (o wartości 50 zł). Litery z pól ponumerowanych od 1 do 27 utworzą rozwiązanie - aforyzm Antoniego Regulskiego
Wasza poezja
MARZEC 2010
Myśl słowem pisana „Teraz jest tylko jedna pora roku / wiosna” – pisała jeszcze całkiem niedawno Halina Poświatowska. I choć wiosna zbliża się do nas wielkimi krokami, zadbajmy o to, by gościła w naszych nastrojach, relacjach i sercach nie tylko wówczas, gdy liście drzew zaczną się zielenić, a pąki kwiatów przebiją się przez ostatni śnieg, lecz tak jak w wierszu – nieustannie i wciąż. Pozdrawiam i czekam na Wasze teksty literackie (niekoniecznie pisane wierszem), a także na wszelkiego rodzaju opinie i sugestie. Przesyłajcie je na adres: Iwona Turzańska i.turzanska@uzetka.pl.
inna, choć ta sama
W rytm Straussa
zamalowana twarz pomalowane paznokcie załóż jeszcze maskę z uśmiechem zawieś emocje na wieszaku z radością podpisz pakt z Diabłem o spokój duszy może poczujesz się szczęśliwy i lżejszy o smutek meshuge
Jakie to ironiczne, kiedy budzę się rano – wiedząc, że zaraz mnie umęczą słyszę muzykę – obozową orkiestrę, która w ten sposób, podobnie jak ja walczy o kolejny dzień, przetrwanie – iskierkę nadziei. Muzyka w obozie – nic specjalnego, przecież muzykę mamy wszędzie. lecz tu jest to przykre, kiedy głodujemy i giniemy w rytm Straussa...
meshuge
*** Życie jest jak fala Mała - Urośnie Zacznie się i skończy Obmyje brudny piach Albo zostawi zniszczenia i ból Tak mało sposobów jest by ją zatrzymać -Gdy pędzi Tak jak fale wyczuwa się i ludzi Dlatego jedni widząc drugich Stawiają tamy by się wybronić Fala może ze sobą wiele nieść Zostawia to gdzieś po drodze Nie zawraca bo nie potrafi Nie schodzi na inny tor Mknie przed siebie To Nas różni My ludzie zbaczamy z naszych dróg Skręcamy, cofamy się. Czasem stajemy. Fala nie stanie.
Anna Kaczkowska
Ula Seifert
Koty i ludzie kot zawsze jest sobą czai się na urwisku biurka przegryza gardło nieruchomej nogawki chodzi do wodopoju w kuchni wygrzewa się pod elektrycznym słońcem ucieka do pokoju przed nieznanym plemieniem świątecznych gości czy listonoszy czeka za krzakiem firanki wychodzi na równinę dywanu tuli się do nóg swojego pana który osiadał w dziwnym świecie miłości nie nagiej lecz surowej prawdy z przymrużonymi oczami współczucie uczonego na siłę obaj zasypiają przy sobie kuchenka udaję skałę drżenie głosowej struny udaje słowo
M. K.
19
20
MARZEC 2010
Studencki Styl Życia
Cywilizacja na Twoim biurku Biurko, podstawowy mebel każdego, kto się uczy lub chce stworzyć taki pozór. Czy tego chcesz, czy nie, nie możesz bez niego żyć! A więc sprawdźmy, czy biurko Ci służy, czy raczej zagraża i roszprasza. Stawiasz na nim kubek z herbatą, nadgryzioną kanapkę, papierki po batonach, notatki od koleżanek, książki z biblioteki i wiele innych bardziej lub mniej organicznych rzeczy, które należą do normalności. Do normalności należy też kończenie tej kanapki nawet po kilku godzinach… Nikomu nie przyjdzie jednak do głowy jeść z deski klozetowej, bo nawet dziecko wie, że sedes jest pełen zarazków. Amerykański naukowiec odkrył, że na centymetr kwadratowy biurka jest przeciętnie 50 razy więcej bakterii niż na desce klozetowej! Zastanówmy się, od kiedy jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami naszych biurek i czy choć raz dokonaliśmy dokładnej dezynfekcji naszego blatu? Oczywiście wykonane są one z drewna, ale grubej warstwie lakieru nie zaszkodzi ciepła woda i płyn do
mycia naczyń. Teraz przypomnijmy sobie, ile razy na naszym biurku lądowała skórka od banana – którą zaraz mieliśmy wyrzucić, torba – która przedtem leżała na podłodze autobusowej lub (bo nadal chcę wierzyć w ich potęgę) książka z biblioteki – którą wypożyczyło i wymacało kilka tysięcy osób. Wycierając regularnie blat naszego biurka pozbywamy się wszystkiego, co przeniesiemy ze sobą. Pracując przy biurku kilka godzin dziennie nie zadajemy sobie sprawy, że wdychamy masę pyłów i bakterii. Często to waśnie brudne biurko jest przyczyną wielu chorób, złego samopoczucia, łzawienia oczu czy duszności. Tak jak nikt nie wkłada do lodówki brudnych skarpetek lub owoców do pralki, tak poczciwy student nie powinien siadać pupą na blacie swoje miejsca do nauki. W ten
sposób też przenosimy ciekawe drobnoustroje przyklejające się do nas zawsze i wszędzie. Pamiętajmy, że każda rzeczy czy przedmiot ma przypisane przeznaczenie i sposób użycia. Tym bardziej obchodźmy się z szacunkiem i należytą godnością do naszego biurka gdyż jest to miejsce „specyficzne” zapewniające nam stabilny fundament do nauki. Kiedy nauki jest sporo i nie wyrabiamy się ze wszystkim, tworzymy wokół swojego miejsca pracy „artystyczny nieład”. Podobno pomaga i mobilizuje on do działania oraz przyspiesza proces wywiązywania się z obowiązków. Pamiętajmy jednak, by nie doprowadzić do bałaganu, w którym nie możemy niczego znaleźć. Do naszych „biurkowych bakterii” dolatuje jeszcze wszechobecny kusz i pył. Razem podbijają świat i można
je spotkać w każdym zakątku, co nie znaczy, że Twoje biurko jest skazane na ich obecność. O szkodliwości bakterii i drobnoustrojów nie będę pisał – wiemy, jak się kończy bliski kontakt z nimi. Dlatego zanim dokończysz odłożoną przed chwilą przekąskę, zastanów się, czy nie założyły w niej rodziny jakieś niewidzialne sympatyczne stworzonka, a kto wie, może nawet powstała nowa cywilizacja :-)
Paweł J. Sochacki
MARZEC 2010
Coś optymistycznego
Studencki Styl Życia
21
Czekam z utęsknieniem na wiosnę. W różny sposób radziliśmy sobie z zimową depresją i brakiem inspiracji. Dziś próbujemy wywołać wiosnę. Przeprowadziłam rozmowę ze studentką, która opowie Wam co nieco o wiośnie w szafie i o tym, czy wiosnę mozna przywitać w kurtce "żulce".
SARA, studentka UZ: Lubię wszystkie kolory, od szarego po fiolet, uwielbiam tez kolorowe dodatki, szczególnie te "oczochwalebne". Nie mam, niestety, szafy, ale gdybym miała, to najwięcej byłoby w niej koszul. No i może toreb, do których mam ogromny sentyment: tę konkretną dostałam "do szafki gratis", jest najbardziej niezwykłą ze zwykłych skórzanych toreb. Uważam, że w zimie ubrania są bardzo istotne, tworzą część otoczenia, im bardziej są kolorowe, tym mniejsza jest zimowa depresja. Pokazuję światu co myślę Czasem lubię kupić sobie coś, co samo w siebie jest oryginalne, ale niekoniecznie dobrze na mnie leży. Samo posiadanie takich ciuchów wprawia mnie w dobry humor. Według mnie moje ubrania są nie tylko po to, żebym była mniej lub bardziej modna, nimi wyrażam mój na-
strój, pokazuję światu, co o nim myślę w najprostszy sposób. Wiosno, napier***
Na facebooku są dwie grupy fanowskie: „zimo wypier***” i „wiosno napier***", są to ruchy, które próbują wywołać protest przeciwko czemuś, czego fizycznie nie da się zmienić. Ja należę do grupy „wiosno napier***” i na znak protestu, przeciw zimowej chandrze, noszę kurtkę wiosenną, tzw. „żulkę” i czekam aż będzie mi w niej ciepło, zdecydowanie też nie stosuję kozaków. Kurtka „żulka” Ta kurtka jest jednym z moich ulubionych części garderoby. Jest kilka warunków, które musi spełnić kurtka , by być godną miana "żulki": Jedyne osoby, które mają podobną kurtkę do Twojej, to
uliczni żule jest ona całkowicie bezkształtna i nic nie podkreśla musi być cały czas odpięta , a rękawy muszą być podwinięte żadnej nudy! Jestem fanką kolczyków, mam ich mnóstwo i staram sie je często zmieniać. Moje kolczyki nie mogą być bezkształtne, zawsze reprezentują fragmenty ży-
cia codziennego. Noszę na uszach tabliczki czekolady, zupy Warhola, zamki czy autentyczne bombki. Nie wiem jak wokół, ale na mnie zdecydowanie panuje wiosna...! Opracowanie: Kornelia Kornosz k.kornosz@uzetka.pl
22
Człowiek
MARZEC 2010
Człowiekiem jestem... Pomoc osobie, której nie znamy, nie jest łatwa. Takie wyzwanie podejmuje Stowarzyszenie Wspierania Aktywności Obywatelskiej. O idei pomocy obywatelskiej, w którą angażują się ludzie bez względu na wiek, opowiada Dorota Kołkowska.
Skąd wziął się pomysł na założenie Stowarzyszenia Wspierania Aktywności Obywatelskiej „Civis sum”? Pierwsze Biura Porad Obywatelskich powstały po II wojnie światowej w Wielkiej Brytanii. Natomiast w Polsce pomysł narodził się po transformacji ustrojowej, a aktywniej na początku lat 90. Natomiast w Zielonej Górze pomysł narodził się w 2004 roku. Stowarzyszenie Wspierania Aktywności Obywatelskiej założyli wolontariusze, którzy z czasem zaczęli pracować w charakterze doradców. Kto może zgłosić się o pomoc do Stowarzyszenia? Jedną z zasad funkcjonowania Biura jest otwartość dla
Zgłaszają się osoby nie znające swoich praw i nie umiejące ich dochodzić. Przy czym można powiedzieć, że są to osoby już w jakiś sposób zmotywowane do tego aby rozwiązać swój problem. Nie są całkowicie bierni. Jak wygląda rozmowa z klientem? Rozmowa rozpoczyna się od zdiagnozowania problemu. Musimy wysłuchać i zrozumieć, na czym polega problem. Następnie szukamy wszystkich możliwych rozwiązań, które mogą znaleźć zastosowanie w sytuacjach, w jakich znalazł się klient. Przedstawić mu je, ale nie narzucając mu swojej opinii. Następnie razem z klientem uzgadniamy, jaki będzie dla niego naj-
wszystkich. Zatem każdy, kto się znalazł w jakieś trudnej sytuacji i nie potrafi sam rozwiązać problemu, potrzebuje jakichś informacji, to uzyska u nas poradę i niezbędną informację. Jesteśmy otwarci dla wszystkich bez wyjątku. A kto przeważnie zgłasza się do Was?
lepszy „scenariusz” rozwiązania jego problemu. Działają tutaj przeważnie osoby młode, które „pracują” w charakterze wolontariuszy. Młodzi są także doradcy… Pracownikami Biura Porad Obywatelskich są faktycznie przede wszystkim wolontariu-
fot. www.sxc.hu
Dorota Kołkowska, absolwentka Uniwersytetu Zielonogórskiego, kierunku filozofia i politologia. Koordynator projektów i doradca w Biurze Porad Obywatelskich.
Człowiek
MARZEC 2010 sze. I od początku działania Biura tak było. Od 2004 roku przewinęło się przez Biuro około 60 wolontariuszy. Najczęściej byli to studenci i absolwenci Uniwersytetu Zielonogórskiego. Są również naszymi doradcami osoby z większym doświadczeniem. Jednak przygotowanie do pracy w charakterze doradcy wymaga licznych szkoleń i zdobycia sporej wiedzy. Przede wszystkim jest to wiedza i umiejętności z zakresu relacji interpersonalnych czy umiejętności komunikacyjnych. Prowadzenia rozmów z klientami. Jest to również wiedza merytoryczna z zakresu prawa i administracji czy pomocy społecznej. Kto zgłasza się do „pracy” w charakterze wolontariuszy? Najczęściej są to właśnie studenci, a przede wszystkim
studentki. Zdarzają się osoby, które kilka lat temu skończyły studia. Mamy teraz wśród naszych wolontariuszy panią na urlopie macierzyńskim. Mimo to postanowiła zaangażować się w działalność stowarzyszenia. Organizujecie też szkolenia, kursy, które przygotowują do doradztwa. Nasi wolontariusze potrzebują przygotowania do tego, aby pracować jako doradcy, przygotowania merytorycznego oraz wsparcia, bowiem wbrew pozorom jest to bardzo trudna praca. Trochę obciążająca emocjonalnie, bo w Biurze Porad Obywatelskich spotykamy się z bardzo trudnymi sytuacjami. Słuchamy naprawdę dramatycznych historii. I to jest właściwie codzienność Biura. Szkolimy naszych wolontariuszy w zakre-
sie umiejętności doradczych oraz w zakresie znajomości prawa, ale również tego, jak rozmawiać z ludźmi. Szkolenia organizowane są przez nas w Zielonej Górze oraz przez Związek Biur Porad Obywatelskich, do którego należymy. Jak mogłabyś zachęcić do udziału w wolontariacie? Mogę zaprosić wszystkich, którzy chcieliby „pracować” u nas wolontarystycznie. Nauczyć się czegoś, nabyć doświadczenia. Zapraszam również tych, którzy potrzebują porady i wsparcia, a często są to także studenci! I na koniec, czy istnieje jeszcze coś takiego jak bezinteresowność? Jakie są Twoje wnioski z obserwacji otaczającego nas świata, w którym współcześnie
23
nie liczy się drugi człowiek i pomoc, a raczej chęć uczestniczenia w globalnym wyścigu? Pracując w Biurze Porad Obywatelskich od kilku lat, widzę wręcz przeciwną sytuację. Widzę mnóstwo młodych ludzi, którzy przychodzą tutaj, aby pomagać innym. Widzę członków naszego Stowarzyszenia, którzy angażują swój czas, umiejętności i energię do tego, aby to Biuro funkcjonowało. Żeby było zawsze otwarte dla osób, które potrzebują pomocy. Jest sporo osób, które zgłasza się do nas z chęcią pomagania innym. www.civis-sum.org.pl Ula Seifert u.seifert @uzetka.pl
Ciepłe i puchate Każdy z nas ma czasem gorsze dni, kiedy burczy na innych. Czy nasze nastroje wpływają na życie ludzi, którzy nas otaczają? Jest taka sympatyczna bajka... „Dawno temu, w pewnym miasteczku ludzie byli szczęśliwi i przyjaźnie nastawieni do siebie. Wszyscy dzielili się ciepłym i puchatym. Sąsiedzi żyli w zgodzie ze sobą, rodzice z dziećmi, nauczyciele z uczniami... Jednak pewnego razu do miasteczka dotarła zła wiedźma, która sprzedawała zimne i kolczaste, ale nikt nie chciał go kupować. Zaczęła, więc wmawiać ludziom, że jeśli nadal będą rozdawać ciepłe i puchate szybko je stracą. Ludzie jej uwierzyli i głęboko pochowali ciepłe i puchate. Za to zimne i kolczaste szybko się rozprzestrzeniło na całe miasteczko. Sąsiedzi przestali żyć ze sobą w zgodzie, rodzice z dziećmi, a nauczyciele z uczniami. Ludzie zamykali się w domach. Zapanowały złość i nienawiść. Aż pewnego dnia
do miasteczka przeprowadziła się pewna kobieta, która nie wiedziała o tym, co wiedźma naopowiadała ludziom. Sama rozdawała wszędzie ciepłe i puchate. Ludzie zobaczyli, że wcale jej tego nie ubywa. Wkrótce i oni zaczęli wyciągać z ukrycia ciepłe i puchate, aby dzielić się nim z innymi - zrozumieli, że im więcej dają ciepłego i puchatego, tym więcej sami go mają. Wypędzili z miasteczka złą wiedźmę i znów zapanowały zgoda i szczęście...”. W roli wyjaśnienia - „ciepłe i puchate to nic innego jak uśmiech, dobre słowa i gesty, przyjazne nastawienie, a zimne i kolczaste to złość, nienawiść, zazdrość i wszelkie negatywne uczucia. Im więcej dzielimy się ciepłym i puchatym - tym więcej go mamy. Niestety podobnie
jest z zimnym i kolczastym. Dlatego tak ważne jest dawanie innym ciepłego i puchatego. To, co rozdajemy zależy od nas! Musimy być jednak świadomi tego, że inni będą przekazywać to dalej…”. Każdy woli być traktowany serdecznie niż słyszeć, że przeszkadza, marudzi lub się wtrąca w nie swoje sprawy, a jednak kierujemy się egoizmem. W czasach, kiedy tak wielką wartość mają pieniądze, bardzo często zapominamy o innych wartościach, tych, których nie można kupić, tych bezcennych (nie do wiary - jest jeszcze coś takiego? - powinnam chyba dostać Nobla za to odkrycie!). Za to doskonale pamiętamy o tym, żeby wbić szpilkę w ramię tego wrednego kolegi,
a jak odda, to zimny kolec, a potem taki lodowaty sopel… Ani się obejrzymy, a za oknami pojawi się wiosna. Czas więc może zrobić wiosenne porządki i poszukać w szafie, ukrytych gdzieś skarbu, a może uda nam się znaleźć coś ciepłego i puchatego… np. zapomnianego misia, towarzysza dziecinnych zabaw? To właśnie do niego można posłać pierwszy świadomy uśmiech… Z tego miejsca chcę przeprosić za każde zimne i kolczaste, które wysłałam w świat oraz podziękować za wszelkie ciepłe i puchate, które do mnie trafiło! Teraz ja przekazuję je Tobie, a Ty... podaj dalej.
Marianna Mrozińska
24
Felieton
MARZEC 2010
Młody tata i jego syn - część 1.
Jak płakać, to o trzeciej
Zupełnie nie wiem, dlaczego tak wielu dorosłych mówi, że życie jest ciężkie. Ja nie narzekam. Jestem głodny - jest butelka.
Być może za mało jeszcze wiem, w końcu mam dopiero pół roku. Niemniej jednak całkiem podoba mi się to, co się dzieje wokół mnie. Chociaż niespecjalnie spieszyło mi się, aby przybyć na ten świat. Jak to mówią: „nie ma jak u mamy”. Kazałem na siebie czekać dwa tygodnie. Tata mówił coś o Woodstocku i weselu kolegi, ale co mnie to interesowało? Tam w środku było tak miło. Ale tutaj też jest sympatycznie. Nawet pani w białym stroju, która wbiła mi zaraz po wyjściu z mamusinego brzuszka igłę w ramię, nie zmieniła tego obrazu. Pierwszy na rękach trzymał mnie tata. No, może nie tak do końca pierwszy, ale z nim miałem okazję zapoznać się bliżej i… dłużej. Całkiem fajny z niego gość. Od
samego początku nosił mnie na rękach. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak wygląda i o co mu chodzi. Po kilku miesiącach naszego bycia razem tata z mamą powiedzieli, że „teraz to dopiero prawdziwie doceniają swoich rodziców”. Nie wiem, co mieli na myśli? Bo chyba nie to, że zdarzało mi się czasem krzyczeć i popłakać nieco… A że o drugiej, trzeciej czy czwartej w nocy?... Nieraz słyszałem, jak rodzice mówili, ze drzwi się teraz nie będą zamykać. Myślę, że chodziło im o tych innych, podobnych do nich. Ale rzadko się pojawiają, choć kilka odwiedzin było. Czy ja jestem taki straszny? Fajny jest ten biały obrus. Gdy go złapię, zaraz jedno z rodziców robi się nerwowe. Mó-
wią: „nie wolno”. To staram się szybko, ale wtedy przestają się uśmiechać. Mam jednak na to sposób. Gdy sam się uśmiechnę, oni robią to samo. Uśmiechnijcie się do zezłoszczonego przyjaciela - u mnie to działa! Dwa miesiące temu zauważyłem coś dziwnego. Na dole mam coś, czym mogę ruszać. Co ciekawe, gdy napnę się z całych sił, to jestem sporo wyższy. Pani doktor (tak nazywa tata tą panią w białym stroju) mówiła, że nie mogę jeszcze używać części dolnej, bo będę miał ją krzywą. Zaraz…. Jak ona ją nazwała? A! Nóżki! Tak więc nóżki to świetna sprawa. Smakują wyśmienicie. Niedawno mama zaczęła znikać po tym, jak wypijam poranną butelkę mleka. Myślałem,
że to moja wina. Postanowiłem zatem nie wypijać porannej butelki. Mama jednak znikała dalej. Tata wyjaśnił, że mama idzie tam, gdzie dostaje pieniążki na papu dla mnie. Nie było wyjścia. Papu dobre, więc trzeba było spasować. Mama i tak w końcu wraca, więc źle nie jest. Siedzimy sobie tak z tatą w dzień. Czasem coś mi jednak nie pasuje... Musi być coś poza kilkoma pokojami i moim wózkiem. Zapewne niebawem dojdę co. Wtedy Wam opowiem.
Kacper
Nic o śniegu Było go tyle, że moja próba pisania o nim mogłaby się skończyć linczem. Chociaż biały skubaniec ma również swój wkład w ten felieton. Wykazałem się ostatnio skrajną nieasertywnością i mimo postanowienia kompletnego bojkotu cyrku, jakim jest olimpiada zimowa w Vancouver, nie wytrwałem i skończyłem oglądając jak Małysz walczy o drugi, a tak w ogóle to już czwarty medal olimpijski. Cóż, dzięki temu przypomniałem sobie dlaczego z reguły nie oglądam skoków – jest tyle ciekawszych rzeczy do roboty, choćby temperowanie ołówków. Mimo to jak za starych dobrych czasów siadłem przed telewizorem i oglądałem jak tabuny skoczków, którzy nigdy niczego nie wygrają, udają, że jednak mają szansę, nie dopuszczając do siebie myśli, że
tak naprawdę są tłem dla tych 7-10 najlepszych i równie dobrze mogłoby ich nie być. Jeździ taki po świecie (za grube pieniądze związku sportowego), startuje w tych konkursach i życiowym sukcesem dla niego jest dostanie się do drugiej serii. Kurczę, podziwiam takich ludzi – i jednocześnie zastanawiam się, skąd się biorą. Czy naprawdę nikt nie ma serca powiedzieć im „słuchaj stary, jesteś słaby w te klocki i wyglądasz durnie w kasku, daj sobie spokój”? I w momencie kiedy zaczynamy tak myśleć popełniamy błąd. Ważne że próbują, nie poddają się, walczą. Powiedzmy sobie wprost – większość ludzi
po jakimś czasie takich bezproduktywnych eskapad pieprznęłoby gogelkami w podłogę i poszło do domu. Zrobiliby to, zapewne nieświadomi, że zakładając narty i siadając na rozbiegu robią coś, na co nie odważyłoby się 99% ludzkości, a wybijając się z progu doświadczają przeżycia dostępnego tylko dla nielicznych. Że jest ich na planecie liczącej 6 miliardów ludzi z kilka setek wybrańców. Nobilitujące, prawda? A że telemark nie wychodzi i za cholerę nie udaje się polecieć tak daleko jak by się chciało? Cholera, jakby to było proste, to każdy frajer mógłby być mistrzem świata, nie? Czy tylko dlatego, że nie
wszyscy są najlepsi, mamy zabraniać prób tym, którzy mimo wszystko próbują? Czy powinniśmy zlikwidować w piłce nożnej wszystkie ligi poniżej drugiej, bo się na nich patrzeć nie da? Odpowiedź brzmi NIE, gdyż naprawdę przegrywasz nie wtedy, gdy Ci nie wychodzi, ale wtedy, gdy nie podejmujesz wyzwania.
Wojciech Lewandowski
Felieton
MARZEC 2010
25
Co jest w życiu ważne? Trudne wybory z punku widzenia małżeństwa, mężczyzny w kominie i wykładowcy okradającego studentów. Szanuj małżonka swe-go – uczą na kursie przedmałżeńskim. Nauka swoje, praktyka swoje. Jakie mogą być skutki nieuważnego słuchania na wykładach? Dowodzą tego efekty kłótni małżeńskiej pary, która jest chyba najbardziej znaną w tej chwili przez wszystkich piromanów i podpalaczy w Polsce. To nie płomienna miłość, ale rozpuszczalnik spowodował, że kobieta po kłótni małżeńskiej stanęła w ogniu. Rozwścieczony mąż w złości podpalił żonę. Do akcji gaśniczej zmusiła go jedynie zajmująca się ogniem wykładzina i boazeria. Jak nie wchodzić do baru? Studenci pewnie powie-
dzą, że na trzeźwo. Przykład pewnego młodzieńca z Brazylii pokazuje, że do baru lepiej nie wchodzić... przez komin. Właśnie w ten oryginalny sposób Brazylijczyk próbował dostać się do jednego z tamtejszych lokali, by go obrabować. Pomysł był świetny, tylko komin za ciasny. Wejście miało być dyskretne, tymczasem zaklinowanemu w kominie mężczyźnie towarzyszył zastęp straży pożarnej i huk rozbijanych cegieł. W tej sytuacji powiedzenie „Jak u Pana Boga za piecem” nabiera nowego znaczenia. W sumie wybór był: wołać o pomoc i wpaść na gorącym uczynku lub czekać do gwiazdki i wtedy
udawać Świętego Mikołaja. Los rabusia skruszył serca mieszkańców Sao Paulo do tego stopnia, że nie wiadomo, czy zostaną mu postawione jakiekolwiek zarzuty. Całkiem inaczej może skończyć się sprawa pewnej wykładowczyni z uczelni wyższej w Gdyni, która próbowała dowieść, że student biedny jest i basta. Tych, którzy jej zdaniem biedni nie byli, okradała. Grozi jej 5 lat więzienia. Eksperyment można uznać za udany połowicznie. Dwa miesiące okradania studenckich torebek i plecaków oraz uzbierana w wyniku tego procederu kwota ok. 620 zł jasno dowodzi, że to, co łączy
polskich żaków i finanse, to jedynie ogromna dziura budżetowa. Niestety w poszukiwaniu prawdy i dodatkowych pieniędzy wykładowczynię spotkała wpadka. Kryminalni szybko trafili na jej trop. Radość studentów chwilowa. Nie ma kasy, a wpisów też może nie będzie. Wszystkich, którzy mają już wpisy (lub przynajmniej nadzieję), witam w nowym semestrze.
Grzegorz Czarnecki
g.czarnecki@uzetka.pl
Wiosna... i starość
Kim jest stary człowiek? W nim kryje się głębia wspomnień, przeszłych wydarzeń. Starości nie można wiązać jedynie z przeszłością, ludzie starsi otaczają nas na co dzień. Ze wszystkich okresów życia starość jest najbardziej realistyczna, nie da się już pod nią nic schować, zresztą nie potrzebuje już tego. Idzie wiosna. Ale odradza się przecież... z zimy. Tak jak człowiek. Starość zaczyna się od oczu, które są pełne przeszłości. Życie, jak dowodzi przeszłość ludzi starszych, to nie tylko kłębek zdarzeń, które można schować do kieszeni i przypomnieć sobie o nich w dowolnym momencie. Kiedy nadchodzi głębia życia? Mawia się, że każdy z nas ma w sobie szklankę zawsze pełną do połowy. Wydaje mi się, że starszy człowiek ma tę szklankę życia prawie zapełnioną. Cały sens tkwi w zauważenia swojej roli w życiu własnym i innych ludzi. Każdy z nas jest inny, na naszą inność składają się ludzie,
którzy nas wychowywali, otaczali, również, to jak odbieraliśmy świat, jak wyglądały nasze potrzeby. Każdemu przypisano inną rolę, inaczej angażowaliśmy swoje uczucia. Młodzi ludzie mają w sobie chęć poszukiwania, nabywania nowych doświadczeń, stary człowiek nie potrzebuje już tego. Nasza tożsamość dąży do pełni życia, jaką jest starość, bo stary człowiek potrafi znaleźć granice pomiędzy tym, co ważne, a tym, co nieistotne. Ludzie, jakich spotykamy w naszym życiu, stanowią treść nas samych, bez nich nie
byłoby możliwości zapełnienia szklanki życia. Gdy będę miała swą starość, będę starać się nie zapominać, będę wyjmować wszystko po kolei ze swej życiowej szklanki, starość będzie po to, by zobaczyć to wszystko raz naprawdę. Teraz, gdy o tym myślę - widzę jak bardzo nie da się tego przewidzieć, tego, co się zdarzy następnego dnia, co będzie, jeśli będę już starym człowiekiem i jak będzie wyglądało moje dalsze życie. "Stary człowiek i morze" Ernesta Hemingwaya ukazuje,
kim jest starzec dla samego siebie i dla innych. Ukazuje moc, potęgę, jaką jest skromność, doświadczenia ludzkie, czasami te doświadczenia, których nie potrafimy dostrzec, posłużyć się nimi, stoimy obok siebie krytykując innych, myślimy, że znamy innych ludzi, a nie potrafimy poznać samego siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie, kim naprawdę jesteśmy. Życie to nic innego jak morze, po którym dryfujemy na naszym statku; kady z nas w głębi niesie swoją starość. Klaudia Fras
26
MARZEC 2010
Felieton
Krótki kurs samoobrony
Ostatnio w województwie lubuskim zrobiło się groźnie. Nie chodzi tylko o nieuchwytnego gwałciciela, zwanego przez prasę „wampirem”, ale ludzie stają sie brutalniejsi i bardziej zuchwali. Już niewielu przeraża niebieski mundur i policyjna gwiazda. Ba, niektórych przestępców zachęca to do aktów wandalizmu. Głośno było o funkcjonariuszu zabitym przez nieletniego. Teraz sprawcy robią się coraz młodsi i pewniejsi siebie. Dlatego osoby od nich słabsze: kobiety, dzieci, starsi ludzie, a nawet mężczyźni (bo awanturnicy i dewianci działają w paczkach) powinni znać kilka prostych sposobów, aby poczuć się bezpieczniej. Na początku muszę przestrzec: niestety przepisy są przeciwko poszkodowanym. Często ofiara, która „skrzywdziła” swojego oprawcę, ponosi prawne konsekwencje swojego czynu, jeżeli zadaliśmy jakiś cios, możemy być pozwani. Dlatego w przypadku napadu najlepszym sposobem będzie ucieczka. Jednak nie zawsze jesteśmy wstanie uciec. Co wtedy? Najlepszym sposobem będzie stawienie czoła napastnikowi. Oczywiście nie robimy z siebie bohaterów, posuwamy się tylko do takich czynów, które umożliwią nam odwrót. Możemy uderzyć w kilka miejsc, które chociaż na chwilę
ogłuszą dewianta. Najbardziej popularnym jest kopniak w krocze, został tak „rozpowszechniony”, że teraz każdy się go spodziewa. Dlatego najlepiej zrezygnować z tego miejsca, a spróbować uderzyć w kolano albo piszczel. Jeżeli zostaliśmy chwyceni od tyłu za szyję - piętą z całej siły uderzamy w stopę oprycha. Następnie silny cios z łokcia w brzuch lub w splot słoneczny(klatka piersiowa) i szybkim ruchem wyswobadzamy się z uścisku. Ale uwaga, nie uciekamy przed siebie, bo wtedy przeciwnik szybko nas złapie, wycofujemy się tyłem za oprawcę. Jeżeli jednak doszło do szamotaniny, staramy się kantem dłoni uderzyć w tchawicę lub otwartymi
obiema dłońmi w uszy. To także go zdezorientuje. Nie zapominajmy także, że mamy głos i możemy wołać o pomoc. Jednak tutaj często, ogarnięci masą emocji, popełniamy błąd i krzyczymy przed siebie. To także jest poprawne, a nóż ktoś nas usłyszy, ale jeśli zobaczymy jakąś osobę zwracamy się bezpośrednio do niej np. „Niech mi Pan pomoże”. Jest większe prawdopodobieństwo, że tę pomocy dostaniemy. W przypadku napaści na tle seksualnym ciężko jest zachować spokój, to pewne, ale trzeźwe myślenie może nam uratować życie. Chociaż to szalenie trudne, należy zagadać gwałciciela. Jak? Można mu powiedzieć, że ma się AIDS albo inna zakaźną chorobę weneryczną. Dodatkowo zapewnić go, że mamy papiery w torebce potwierdzające naszą wersję. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to odstraszy albo oszołomi go, a wtedy my mamy czas na ucieczkę. Potencjalnego gwałciciela można także obrzydzić poprzez zwymiotowanie na niego lub wydalenie moczu lub kału. W takich przypadkach nie patrzymy na nic,
tylko chwytamy się każdego sposobu. W dzisiejszych czasach możemy wybierać z wielu dostępnych akcesoriów obronnych. Polecane są w szczególności gazy pieprzowe, łzawiące oraz żele łzawiące. Dodatkowo można się zaopatrzyć w paralizator. Ważnym jest, aby mieć je pod ręką w kieszeni, z torebki możemy nie mieć czasu wyciągnąć. Po ich zastosowaniu mamy ok. 15 minut na ucieczkę. Jeżeli jeszcze nie zakupiliśmy podobnego arsenału, zawsze możemy skorzystać z dezodorantu albo gwizdka. Dodatkowo w Internecie znajdują się liczne filmiki o samoobronie, a i my możemy wybrać się na taki kurs, który także oferuje miasto Zielona Góra. Przede wszystkim pamiętajmy, aby unikać ciemnych, mało uczęszczanych uliczek i zaułków oraz nie wychodzić samemu po zmroku. Natalia Karolczyk nataliakarolczyk@ index.zgora.pl
Kalosze poproszę! Zima przyszła w listopadzie. Bez uprzedzenia i, co więcej, rozsiadła się na dobre. My, nie czekając długo, odpłaciliśmy się pięknym za nadobne. Skoro ona weszła w nasze życie z butami, to i my ją z buta potraktowaliśmy. Ale co by nie zrobić, ona i tak zawsze jest górą. Ledwo wszyscy zaopatrzyli się w łopaty, już śnieg zaczął się topić. Góry śniegu zastąpiły kałuże - oceany.
I tak zalała nas fala kaloszy. Kaloszy, które z symbolu polityka, któremu siano z butów wystaje, stały się szczytem elegancji. Kalosze dostały się na salony! A styliści, ich miłośnicy, mogą się od tej pory poszczycić nowym tytułem naukowym: sędzia kalosz. W końcu kalosz kaloszowi nierówny. Kalosze w kwiatki, kropki, kratkę są jak najbardziej w porządku, ale
zwykłe gumofilce koloru zgniłej zieleni są absolutnie passé i démodé. Ale buty, choćby nie wiem jak były modne, czasami trzeba zdjąć. Szczególnie jeśli idzie się do kogoś, powiedzmy na niedzielny (choć może i być wtorkowy) Rosół, a gospodarz wcześniej umył podłogę. To może by tak, zamiast kaloszy, ubrać półbuty? Przecież w niczym nie są
gorsze. O pół buta można nawet medal zdobyć. Ale to już inna para kaloszy.
Monika Renc V LO w Zielonej Górze
Felieton
MARZEC 2010
27
Byleby gadać! Plotki, plotki, plotki. Są wszędzie. I podejrzewam, że gdzieś tam każdy z nas jest rudy i łysy. Nie szkodzi, że to się wyklucza. Ważne, żeby gadać. Nieważne, co. Oby nie było to zgodne z prawdą, jak najbardziej odmienne od rzeczywistości. Czarne ma być białe, blondynka brunetką, chudy grubym, a gruby jeszcze grubszym. Plotkowanie jest najlepszym sposobem na zabicie nudy i genialnym tematem do rozmów, po prostu przyjemnością. Nic tak nie odpręża jak obgadywanie innych w towarzystwie osób,
które cię popierają. Plotkuje każdy. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Znikąd się to nie wzięło. Już w przedszkolu byliśmy uczeni mówienia na ucho do kolegi obok. Kto nie lubił bawić się „głuchy telefon”? Niektórym zostało tak do dzisiaj, że gdzieś tam z boku szepną coś tam. I pójdzie fama. A jak brunetka powie do blondynki: fama mówi, że powiększyłaś sobie biust, blondynka poprosi, żeby brunetka tej famie powiedziała, że jest głupia.
Odporność na stres
Tylko, że famie nie da się powiedzieć stop. Plotki się rozchodzą. Jak Edyta Górniak i Dariusz Krupa, jak Doda i Majdan. I plotki się nie schodzą. Taka ich ‘uroda’, że jak już pójdą w świat, to nie wrócą… Będą szły dalej i dalej, i dalej… A tak na marginesie… Jennifer Aniston kupiła sobie nowy dom, Julia Kamińska podczas treningów do „Tańca z Gwiazdami” schudła już 7 kilogramów, Brodzik dostała własny program, Anja Rubik stwierdziła, że nie ma anoreksji, a Doda prawie udławiła się kolczykiem,
Rys. Klaudia Klimek
Ania do Asi: Iga się pofarbowała. Asia do Kasi: Iga się pofarbowała na rudo. Kasia do Basi: Iga jest ruda i się obcięła. Basia do Magdy: Ruda Iga obcięła się na łyso.
który wypadł z jej języka! A słyszeliście, że Marina Łuczenko paliła kiedyś po 40 papierosów dziennie? Ups. Wymsknęło mi się! Jak każdemu z resztą… Karina Ostapiuk Gimnazjum nr 8 w Zielonej Górze
MooNeR’s freestyle
Celowo rozpoczynam tytułem pisma, jakie wciskają nam czasem buszujący po domach świadkowie Jehowy. Coraz częściej sytuacja zmusza nas do tego, by już na studiach, a już na pewno zaraz po ich ukończeniu – rozpocząć solidną harówkę, którą marketingowcy zawodowi nazywają "karierą". Przeglądając ogłoszenia o pracę bardzo często czytamy, iż od kandydata wymagana jest umiejętność pracy w stresie. Spoglądając ostatnio przez pryzmat własnego życia śmiem twierdzić, że wymaganie to musi być retoryczne. Oczywiście – są takie zawody, w których stres w ciągu kilku lat doprowadza człowieka do rozstroju nerwowego czy alkoholizmu, ale nie jest ich aż tak znowu wiele. Myli się jednak ten, kto zakłada, że dla świętego spokoju znajdzie sobie ciepłą posadkę, na której będzie spokoj-
nym gryzipiórkiem i życie przeleci mu w sielance. Okazuje się , że samo życie potrafi nieraz dać tak w kość, że zaczynamy rozglądać się za ziołowymi herbatkami. I każdy z Was prędzej czy później się o tym przekona. Choć od opuszczenia mateczki polibudy minęło już mi prawie trzy lata, to mój start w życie przypomina wznoszenie czterdziestoletniego radzieckiego samolotu w trakcie burzy. Ostatnimi czasy postanowiłem sprawić sobie własny kąt, co samo w sobie wymaga osobnego poematu, a dotychczas dało
mi kolejne siwki na mojej wciąż – jak sobie wmawiam – młodej głowie. Telefony, zaświadczenia, papierki, procenty, raty, spready, umowy, klauzule – widzę je w dzień, widzę we śnie. Uśmiechnięci doradcy, ukryte koszty, chora cena dobrej lodówki... Po co ja o tym piszę? Pisze o tym by Was moi drodzy zachęcić do działania. Jak najszybciej, w jak najmłodszym wieku. Nie wypychajcie kolegi/ koleżanki na przewodniczącego, lecz sami garnijcie się do wszelkich dodatkowych odpowiedzialności. Koła studenc-
kie, przedsięwzięcia i projekty artystyczne czy naukowe – wszystko, co może Was przyprawić o niewielki, pozytywny stres i nauczyć Was sobie z nim radzić. Dzięki temu po starcie w życie nie rozbijecie się przy pierwszej burzy. Wejdziecie w rutynę, która pozwoli wam pewnie brnąć w kolejne przygody.
MooNeR freestyle@eurisko.pl
28
MARZEC 2010
Sport
Motywator AZS-u Gdyby pieniądze decydowały o sportowym sukcesie, Dubaj byłby stolicą NBA, a na mundiale jechałyby wyłącznie drużyny państw G-7. To tylko stereotyp, ale żadna drużyna niczego nie wygra za poklepywanie po plecach. Także Akademicki Związek Sportowy. Zielonogórscy szczypiorniści w końcu stycznia pojechali do Gorzowa, aby sprawdzić formę w Pucharze Prezydenta tego miasta. Pierwszym egzaminującym był ekstraklasowy Śląsk Wrocław, który wygrał 40:25. Potem przyszły porażki z gorzowianami. Bilans punktowy był zerowy, przytrafiły się urazy: To były generalnie takie mocne obicia – narzekał M. Książkiewicz. Po powrocie do Zielonej Góry akademicy podjęli drużynę Techtransu Elbląg. Minimalna przegrana 25:26 boli najbardziej, trener akademików w rozmowie z Radiem Index musiał się hamować, aby nie powiedzieć kilku słów za dużo. – Jedyny plus to gra Macieja Kolesińskiego – na siłę znalazł pozytyw. Kontuzje ciągnęły się za AZSem do kolejnego meczu z Ostrovią w Ostrowie Wielkopolskim. Brak doświadczenia, zmęczenie, problemy finansowe uniemożliwiają zmiany. Te problemy wskazał Książkiewicz po przegranym meczu, ale wyraźnie miał na myśli przebieg całego sezonu. A po
trener T. Paluch. Pięciosetowy pojedynek AZS rozstrzygnął na swoją korzyść. – To że jesteśmy na pierwszym miejscu nie jest tylko zbiegiem okoliczności – przekonywał Piotr Borkowski. Znać swoją wartość także trzeba umieć, ale atakujący AZS nie przesadzał. W pierwszych dwóch meczach fazy play-off rozegranych 13 i 14 lutego to Cuprum Lubin musiał się starać. Nie udało się, dwie wygrane u siebie AZS-u (3:1, 3:2) były dobrym prognostykiem przed rewanżowymi meczami w Lubinie.
przegranym meczu z AZS-em Warszawa straszył karami finansowymi. Koniec stycznia przyniósł ustabilizowanie formy siatkarzy i przyjście lepszego. W meczu na
szczycie wygrana nad Grześkami-Helleną Kalisz oznaczała przystąpienie do play-offów z pierwszej pozycji. – Mamy po pierwsze handicap zawsze własnej hali, grając w play-offach, a to jest bardzo ważne – oceniał
Sprawą, która łączyła obie sekcje AZS-u były pieniądze, które przekazał zielonogórski magistrat. Spłacono zadłużenia i wypłacono zaległe wynagrodzenia. Otrzymane pieniądze to przewietrzenie akademickiego parkietu i motywator na przyszłość. Kamil Kwaśniak k.kwasniak@uzetka.pl Demot wykonał nasz zdolny autor tekstu :D
WSZYSTKIE AKTUALNE WYNIKI, TABELE I ZAPOWIEDZI NA STRONIE W W W.SPOR T.UZE TK A.PL REKLAMA
Sport
MARZEC 2010
29
Trudne chwile trenera
Czy po porażce z AZS-em UW Warszawa 26:27 pojawiły się jakieś kary finansowe dla zawodników? ,,Ustaliliśmy z trenerem Skołozdrzym, że jeżeli mecz z Ciechanowem wygramy lub zagramy na odpowiednim poziomie, to zawiesimy ewentualne wykonywanie kar. Zobaczymy, jak się sytuacja potoczy. Jeżeli dalej będziemy dołować, a zawodnicy nie wezmą się do roboty, to chłopaki zostaną ukarani finansowo'' - wyjanił Książkiewicz. Kibice zielonogórscy twierdzą, że AZS w ataku to tylko Andrzej Wasilek, natomiast kiedy popularny „Wasyl” zostaje wyłączony z gry, AZS nie istnieje w akcjach ofensywnych. Jakie jest zdanie trenera? ,,Zgadzam się z tym, tak rzeczywiście jest. Młodzi zawodnicy, tacy jak Michał Pułka, Patryk Siekaniec, Piotr
Bielec czy Kamil Buś są jeszcze niedoświadczeni i ta presja powoduje, że nie potrafią podołać zadaniu. Następuje u nich blokada i dochodzi do sytuacji takich, jak ostatnio, kiedy musiałem na rozegranie wpuścić Krzysztofa Wittke, który jest nominalnie skrzydłowym'' - tak brzmiała odpowiedź.
Ostatni raz AZS wygrał w lidze 5 grudnia, natomiast u siebie... 10 października! ,,W poprzed-
Fot. Mateusz Stawecki
Gościem ostatniego wydania Kwadransa Sportowego w Radiu Index 96 fm był trener piłkarzy ręcznych, Marek Książkiewicz. Ze szkoleniowcem rozmawialiśmy, między innymi, o ostatnich notorycznych porażkach zespołu.
niej rundzie na wyjazdach graliśmy ze słabszymi drużynami i dlatego te mecze były zwycięskie. W tej rundzie liczyliśmy, że to wszystko się odmieni i zaczniemy wygrywać u siebie, natomiast z liderami na wyjazdach jechać na walkę, a teraz jest taka sytuacja, że nie wygrywamy ani u siebie, ani na wyjeździe''. - Nikt nie będzie wykładał pieniędzy na drużynę, która spadnie, nie ma w tej chwili sponsora i pieniędzy, w przyszłym sezonie trzeba będzie się zastanowić co zrobić i który zespół utrzymać. W przypadku awansu siatkarzy i
spadku piłkarzy ręcznych do niższej ligi to sprawa jest oczywista, że ręczni w drugiej lidze grać nie będą - powiedział szkoleniowiec zapytany o ewentualny koniec szczypiorniaka w Zielonej Górze. Pełną rozmowę z trenerem Markiem Książkiewiczem do odsłuchania znajdziecie na portalu www.sport.uzetka.pl
Hubert Brzozowski www.sport.uzetka.pl
Kwadrans Sportowy w każdy piątek o godz. 9:00, powtórka o godz. 17:35 w Radiu Index 96 fm
30
MARZEC 2010
Sport
"Całe życie na wirażu''... gdy nie ma śniegu
Puk, puk… tu nowy sezon Do okien kibiców żużla chciałaby już zapukać wiosna, a wraz z nią nowy sezon. Wyzuci z meczowych emocji odliczamy dni i godziny do jego startu. Sezon może jednak nie zapukać na czas. Kibice żużla z niecierpliwością oczekują na rozpoczęcie nowego sezonu. Walka na torze i emocje towarzyszące każdemu startowi – za tym tęskniliśmy przez ponad 4 miesiące. Czym bowiem czym emocjonalnie uraczyła nas tegoroczna zima? Zrównanie z ziemią pierwszego łuku – pobudziło pamięć i przywołało sentymentalne wspomnienia. Budowa nowej trybuny – niekończące się pytania (kto? jak? dlaczego tak późno? czy zdążą?) powodowały raczej nerwicę.
Wahania nastroju Bale żużlowców – hmm… emocjonujące bardziej dla zawodników niż kibiców. Afery z niewyczerpanego źródła „Wojna zielonogórsko – gorzowska” – to budziło raczej negatywne emocje i zniesmaczenie. W końcu sezon transferowy – emocje dawkowane, największe w Zielonej Górze (niedowierzanie), Gorzowie (euforia), może jeszcze Lesznie (zdziwienie). W innych ośrodkach raczej stonowane.
Kibice jak i żużlowcy wyczekują pierwszego powiewu wiosny. Tymczasem, gdy piszę te słowa, śnieg topnieje, ale… trener Cieślak sugeruje, że należy przełożyć pierwszą kolejkę ekstraligi. Dlaczego? Bo po stopnieniu pokrywy śnieżnej potrzeba min. czterech tygodni na doprowadzenie toru do stanu używalności. Wtóruje mu prezes Dowhan. I mają rację. Nierozjeżdżony Adrian Zawodnicy
mogą
trenować
w halach, wyjeżdżać hurtem do Gorican (i tak wszyscy się tam nie pomieszczą), czy jak Jarek Hampel zasuwać po dachu katowickiego Spodka. Wszyscy pamiętamy jak skończył się dla Rafała Okoniewskiego start z „nierozjeżdżonym” Adrianem Miedzińskim w jednym biegu w Kryterium Asów. I chyba nikt nie chce powtórki.
Weronika Górnica w.gornicka@wp.pl
MARZEC 2010
Sport
31
Lechii problemy z pogodą
Dość zimy mają już wszyscy. Niesprzyjająca aura sprawia wiele kłopotów piłkarzom zielonogórskiej Lechii. Najpierw nie mieli gdzie trenować, teraz okazało się, że start rundy został przesunięty przynajmniej o tydzień.
Zielonogórscy piłkarze przygotowują się do wznowienia rozgrywek na własnych obiektach, a może rzecz prościej ujmując, obiekcie. Boisko ze sztuczną trawą do gry raczej się nie nadaje i tylko zaradność trenera Murawskiego i jego młodych zawodników sprawia, że przygotowania odbywają się bez większych problemów. W ruch poszedł Orlik przy ulicy Źródlanej i może nic w tym dziwnego, jednak przed rozpoczęciem treningów piłkarze musieli sami odśnieżyć murawę. Może wydawać się trochę zaskakujące, że drużyna na poziomie drugoligowym trenuje na boisku przeznaczonym dla dzieci, ale tylko ten obiekt pozwala na normalne przeprowadzenie treningów.
Kolejną informacją, której można było się spodziewać jest fakt, że zmagania drugoligowców ruszą nie 6 marca, lecz tydzień później. Tak więc Lechia zamiast podejmować u siebie Bałtyk Gdynia, pojedzie na daleki wyjazd do Częstochowy. Może się jednak okazać, że z przyczyn pogodowych start ligi będzie jeszcze opóźniany i ciężko przewidzieć, kiedy zobaczymy naszych piłkarzy w akcji. Do tej pory mogliśmy oglądać ich jedynie w spotkaniach sparingowych, lecz tutaj wynik pozostawał sprawą drugorzędną. Warto natomiast odnotować, że po raz pierwszy od kilku sezonów Lechia rozpoczęła przygotowania do rundy wiosennej bez poślizgów i protestów.
Drużyna na poziomie drugiej ligi trenuje na Orliku... Miejmy nadzieję, że solidnie przepracowany okres przygotowawczy pozytywnie wpłynie na wyniki i na koniec sezonu będziemy cieszyć się z zachowania
ligowego bytu przez zielonogórskich piłkarzy. Kamil Kolański k.kolanski@gmail.com
AKADEMICKIE RADIO INDEX 96 fm od 10:30 do 17:30 co godzinę Index Wiadomości od 11:00 do 13:00 Hungry Hours dla ludzi łaknących... nagród!!! 20:00 Index Sportu - podsumowanie dnia w zielonogórskim sporcie PONIEDZIAŁEK 20:00 Sportowy Salon Fryzjerski – podsumowanie sportowych wydarzeń z tygodnia 21:15 Listonoszki – dwie szalone babeczki i ludzkie problemy 22:00 Metalizacja – gdzie diabeł mówi dobranoc WTOREK 09:00 Kwadrans Akademicki – najważniejsze sprawy uniwersytetu 20:30 Poradnia Młodzieżowa – rozmowy bez tabu 22:00 Cztery Pory Rocka – rock, jakiego nie znacie 23:00 CoverEd - oryginał czy przeróbka - wybierz, co lepsze!
ŚRODA 12:30 Z Archiwum Włóczęgi - historia Festiwalu Piosenki Turystycznej „Włóczęga” 20:05 Muzyczna Akademia Indexu – klasyka, jakiej nie znasz 21:00 Piosenki Nieobojętne – poetycko i klimatycznie 22:00 Jazz Time – porcja jazzu podana w najlepszy sposób CZWARTEK 09:00 Kwadrans Zielonogórski najważniejsze sprawy miasta 18:00 Zrób to sam 20:15 Index Cafe – kobiecy przegląd prasy 22:00 Remix Night – impreza do trzeciej w nocy! Bawimy się! Po 23 Wróżka Celina PIĄTEK 09:00 Kwadrans Sportowy – rozmowy z akademickimi sportowcami 12:45 Miasto Filmów – premiery, zapowiedzi, opinie, konkursy
19:00 ABC Przedsiębiorczości Akademickiej - jak zrobić innowacyjny biznes 21:00 Wesoły Mazur 22:00 Rock Nocą - Najbardziej udane kawałki, prezentacje zespołów lokalnych 00:00 Royal Club Mix – nowa klubowa muza SOBOTA 18:00 Index Lista – głosuj na ulubione kawałki! 22:00 Farenheit – miejska dżungla dźwięków NIEDZIELA 20:00 Koło Uzetu - co robią studenci po zajęciach 22:00 Listen! – muzyczna scena hip-hopu z Polski i nie tylko 00:00 Indexu Mixy – cirka about 72 minuty przemyślanej selekcji umuzykalnionego Przemysa DO USŁYSZENIA NA 96 FM!
32
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
MARZEC 2010 REKLAMA