UZetka nr 10 (grudzień 2003)

Page 1

C M.

C M.

Y K

Y K

Nr

10

LISTOPAD 2003 UZETKOWA Z£OTA MYŒL „Ka¿da kategoria ludzi g³osi wartoœci tych cnót, których nie musi praktykowaæ. Bogaci wychwalaj¹ cnotê oszczêdnoœci, leniwi mówi¹ du¿o o godnoœci pracy” Oskar Wilde

Jeœli chcecie z³o¿yæ komuœ ¿yczenia z okazji œwi¹t Bo¿ego Narodzenia, napiszcie do nas, a opublikujemy je w najbli¿szym numerze.

Co Ciê czeka? WYWIAD Z MUNKIEM STASZCZYKIEM Komuna dawa³a nam siê we znaki. Czekaliœmy dnia, kiedy siê rozpieprzy. No i do¿yliœmy tego dnia. Dla mnie fina³em tego wszystkiego jest powrót do rodziny normalnych krajów. str. 12

SPORT JEŒLI ANDRZEJ(KI)… TO NIEDZIELAN! Jak widzi sam siebie? Dosyæ wysoki (180 cm), szatyn, œredniej budowy cia³a, krzywe nogi, dynamiczne ruchy na boisku. str. 14

ROZRYWKA Horoskop andrzejkowy, Kocio³ studencki, Test telefonów dla studenta. str. 6-7

CO GDZIE KIEDY Kalendarium zielonogórskich imprez na ca³y miesi¹c. str. 13

FELIETONY ZRÓBMY SOBIE... DZIECKO!? Gdy studiowa³a, marzy³a o tym, ¿e po uzyskaniu dyplomu dostanie pracê, wyjdzie za m¹¿, ustatkuje siê choæ trochê i urodzi dziecko. Plany jednak leg³y w gruzach. str. 4

Wielu z nas chcia³oby poznaæ swoj¹ przysz³oœæ i znaleŸæ odpowiedŸ na pytanie, co nas czeka. Wieczór andrzejkowy bêdzie okazj¹ do zerkniêcia w swoj¹ przysz³oœæ. Na pewno z przymru¿eniem oka, ale i z biciem serca, gdy poleje siê wosk, a obierki zostan¹ rzucone... Jak to jest u nas? Ka¿dy z nas kiedyœ sobie wró¿y³: na andrzejkowych dyskotekach w podstawówce, tak¿e w szkole œredniej organizuj¹c andrzejkowe spotkania z przyjació³mi. Ale 29 listopada to czas nie tylko dla dzieci i m³odzie¿y. Studenci tak¿e mog¹ ten wieczór wype³niæ czarem i kaba³¹. Przepisy s¹ gotowe, wystarczy posiedzieæ troszkê d³u¿ej w czytelni w pi¹tek, by wigiliê œw. Andrzeja mieæ tylko dla siebie, swoich przyjació³ i otaczaj¹cej Was magii. Rytua³ andrzejkowy to m.in. lanie wosku. Zapach wosku i bij¹ce serce, kiedy siê go rozlewa, stworzy atmosferê mistyki. Nie zapomnij wyszeptaæ zaklêcia: "Czary mary, wosku lanie, co ma staæ siê, niech siê stanie"... Nie jest ³atwo przelaæ wosk przez ucho od klucza, ale pocieszmy siê wiedz¹, ¿e niegdyœ zamiast wosku rozlewano o³ów. Dziœ przelewamy wosk, a klucz stanowi wrota do zaœwiatów. Wosk rozgrzej do p³ynnoœci na chochelce nad gazem. Przelej go przez klucz. Kszta³t, jaki przybierze, uchyla r¹bka Twojej przysz³oœci. Rzuæ jego cieñ na œcianê i obracaj wosk tak d³ugo, a¿ rozpoznasz jakiœ kszta³t. Zinterpretuj go. Jeœli jest to przedmiot, mo¿e byæ zwi¹zany z zawodem, jaki bêdziesz wykonywaæ, jeœli rozpoznajesz rysy twarzy, to s¹ to rysy Twojej wielkiej

Fot. Agnieszka Kosiec

KULTURA

mi³oœci. Mo¿esz siê tak¿e dowiedzieæ czegoœ o swoim charakterze: jeœli wosk przybierze kszta³t zwierzêcia, oznacza to, ¿e Twoj¹ zalet¹ jest szczeroœæ i potrafisz ³agodziæ konflikty. Drzewa i kwiaty oznaczaj¹, ¿e

jesteœ typem marzyciela i masz artystyczn¹ duszê. Przedmioty domowe bêd¹ wskazywaæ na Twoj¹ pracowitoœæ i subtelnoœæ. Serce potrzebujesz mi³oœci jak wody... Drug¹ wró¿b¹ z kanonu

Œpiewaæ ka¿dy mo¿e?! ZAPROSZENIE JM REKTOR UNIWERSYTETU ZIELONOGÓRSKIEGO PROF. ZW. DR HAB. MICHA£ KISIELEWICZ ZAPRASZA STUDENTÓW NA SPOTKANIE 03.12 (ŒRODA) CAMPUS A AULA UNIWERSYTECKA GODZ. 17.00 04.12 (CZWARTEK) CAMPUS B AULA C GODZ. 17.00 TEMAT SPOTKANIA „STRATEGIA ROZWOJU UNIWERSYTETU ZIELONOGÓRSKIEGO DO ROKU 2013” PRZYJD I OCEÑ SAM

14 sopranów, 11 altów, 8 tenorów i 9 basów, inwencja twórcza profesora Jerzego Markiewicza, jego asystentki pani £ucji Nowak i cierpliwoœæ jego ¿ony magister Haliny Markowskiej to fundament nowopowsta³ego chóru akademickiego Uniwersytetu Zielonogórskiego. Ka¿dy szanuj¹cy siê uniwersytet powinien mieæ chór akademicki. Aby nie pozostaæ w tyle, nasza m³oda uczelnia te¿ bêdzie mia³a chór z prawdziwego zdarzenia. Dotychczas inauguracjê roku akademickiego uœwietnia³ chór Instytutu Kultury i Sztuki Muzycznej z Wydzia³u Artystycznego. Jego Magnificencja Rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego prof. zw. dr hab. Micha³ Kisielewicz wyszed³ z inicjatyw¹, aby chór integrowa³ uzdolnion¹ muzycznie m³odzie¿ ca³ego uniwersytetu. Tak wiêc od piêciu tygodni mo¿emy poszczyciæ siê chórem, prowadzonym przez profesora Jerzego Markiewicza. W ca³ej swej 30-letniej karierze dyrygenta, pan Markiewicz wspó³pracowa³ z wieloma zespo³ami chóralnymi. Do 1996 roku prowadzi³ chór CANTORES przy by³ym WSP. Do dzisiaj jest muzycznym opiekunem zielonogórskiego chóru „CANTORES VIRDIMONTANI”.

Fot. Agnieszka Kosiec

andrzejkowego jest "wychodzenie butów za próg". To wró¿ba dla dziewcz¹t, jeœli chc¹ dowiedzieæ siê, która z nich pierwsza wyjdzie za m¹¿. c.d. str. 8

Próba wytrzyma³oœci, czyli student a komunikacja publiczna Prze³adowane autobusy, zapchane poci¹gi, dziesi¹tki kilometrów pokonywane „na baga¿ach” w w¹skim korytarzu wagonu lub ciasnym przejœciu pomiêdzy fotelami w autobusie. Obrazek jak z Indii czy Egiptu. Tak czêsto wygl¹da pocz¹tek i koniec weekendu dla wielu studentów, którzy wolny czas wykorzystuj¹ na wizytê w domu, nieraz bardzo odleg³ym. Dla wielu studia s¹ nieod³¹cznie zwi¹zane z wiêksz¹ lub mniejsz¹ odleg³oœci¹ od domu. Korzystanie z w³asnych œrodków transportu (samochód) ze wzglêdu na wysokie koszta (paliwo itd.) czêsto bywa nieop³acalne. Pozostaje wiêc korzystanie ze œrodków komunikacji publicznej PKS, PKP i innych prywatnych przewoŸników. Jednak warunki podró¿y, jakie oferuj¹ firmy przewozowe,

czêsto bardziej przypominaj¹ standardy z krajów „trzeciego œwiata” ni¿ Unii Europejskiej. Bilety proszê Podchodz¹c do kasy na zielonogórskim dworcu PKS, po podaniu godziny i celu podró¿y, zamiast otrzymaæ bilet, s³yszy siê: „Brak miejsc, proszê do kierowcy”. c.d. str. 8

Pizzeria

ROMA

c.d. str. 9 Œpiewaæ ka¿dy mo¿e, choæ nie ka¿dy w tenorze. Ju¿ za chwilê bêd¹ oceniaæ.

PIZZA TAXI

Zielona Góra, ul. Drzewna 2, tel. 320-22-11 Zapraszamy codziennie od godziny 11.00 do 22.00 W niedziele i œwiêta od 12.00 do 22.00 TANIO!

SZYBKO!

SMACZNIE!

w w w. u z e t k a . u z . z g o r a . p l C M.

C M.

Y K

Y K


2

R E P O R T A Ż E

Nasze kontakty w Brukseli Karolina Wysocka, studentka IV roku politologii pojechała 18 listopada do Brukseli. A powód wyjazdu jest niebłahy. Po trzyletniej pracy w AEGEE Zielona Góra została wybrana na stanowisko międzynarodowego koordynatora zasobami ludzkimi AEGEE. Czyli...

Fot. Agnieszka Kosiec

Pełni energii reprezentanci AEGEE Zielona Gora w drodze do Saragossy na AGORE: Ewa, Karolina, Ania, Adam, Michał, Magda, Piotr, Beniu Karolina zajmie się m.in.: szkoleniami międzynarodowymi w ramach AEGEE, będzie nadzorować powstawanie nowych ośrodków tej organizacji i kontrolować jakość do tej pory istniejących. – Moja praca będzie związana z podróżami po całej Europie, jeśli chodzi o szkolenia, które będę nadzorowała – mówi Karolina. – Już wkrótce będę w Belgradzie, Neapolu, Istambule i Madrycie. Jeśli chodzi o na-

strój przed wyjazdem jestem bardzo zmotywowana i mam mnóstwo pomysłów. No i co najważniejsze, mam plan działania. Karolina przez 3 lata pracowała w AEGEE Zielona Góra, była prezydentem organizacji. Pracowała w Samorządzie Studenckim i współuczestniczyła przy zakładaniu „UZetki” (o czym z wielką satysfakcją wspominamy). Na stanowisko koordynatora

AEGEE w Brukseli została wybrana na zjeździe statutowym organizacji w Saragossie (Hiszpania), a wybierali delegaci 250 ośrodków lokalnych AEGEE z różnych krajów. Jak do tej pory, za swój największy sukces Karolina uważa polskoniemiecką wymianę w 2001 roku, której była organizatorem. – Podoba mi się misja AEGEE i rozwijanie współpracy międzynarodowej. Uwielbiam ludzi i ich różnorodność - mówi. O Zielonej Górze Karolina nie zapomni. W grudniu przyjedzie na UZ na konferencję koordynatorów regionalnych AEGEE. Oczywiście będzie przyjeżdżać na sesje, bo ciągle pozostaje studentką Uniwersytetu. Ma indywidualny tok nauczania. – Dziękuję kolegom ze studiów. Dzięki nim będę miała notatki – mówi Karolina. Kadencja w Brukseli potrwa rok, aż do następnego zjazdu statutowego jesienią przyszłego roku. Przed Karoliną nowe wyzwania. My natomiast życzymy jej samych sukcesów na tak odpowiedzialnym stanowisku. Jan Walczak

Porozmawiajmy o „Idiotach” mowy wcielił w życie Jakub Łysakowski, student filmoznawstwa łódzkiej „Filmówki”, który obecnie broni pracy magisterskiej.

Jak co poniedziałek o godz. 18 Uniwersytecki Klub „Kotłownia” zamienił się w Dyskusyjny Klub Filmowy. I tym razem widzów nie zabrakło. Można było zobaczyć „ Idiotów” Larsa von Triera.

Fot. Michał Otto

Podczas jednego z zebrań „Dyskusyjnego Klubu Filmowego” Inicjatywa zorganizowania DKF-u spotkała się z wielką aprobatą studentów, którzy przyszli na film. – Uważam, że studencki DKF to

doskonały pomysł. – mówi Marta, która już po raz trzeci jest na wieczorze filmowym w „Kotłowni”. Pomysł na klub fil-

Wyniki Sondy przeprowadzonej na naszej stronie internetowej www.uzetka.uz.zgora.pl

Ile kosztują Cię studia miesięcznie? do 100 zł 13 % 100 - 300 zł 17 % 300 - 500 zł 30 % 500 - 700 zł 13 % 700 - 1000 zł 21 % powyżej 1000 zł4, %

Po projekcjach widzowie wędrują za kulisy, żeby tam wspólnie podjąć się często niejednoznacznej oceny filmu. Dyskutanci prowadzą kulturalne rozmowy przy kawie i herbacie, a jednak jak mówi Krzysztof Rojewski, współorganizator DKF-u – Dyskusje zawsze są burzliwe, bo zdań jest tyle, ilu widzów. W najbliższym czasie będzie można zobaczyć trylogię „Gwiezdnych wojen” na nocnym maratonie filmowym. Co ważne - wstęp na wszystkie seanse jest bezpłatny. kajanek

Historia zeszłorocznych andrzejek -– wyjątkowe andrzejki Zbliżają się andrzejki. Kiedy o nich myślę, przypomina mi się historia, która miała miejsce w ubiegłym roku – historia zeszłorocznych andrzejek. Południe 30 dnia listopada. Jest pochmurno i strrrasznie zimno. Za oknem pojawił się pierwszy śnieg, a także ludzie, którzy kroczą ulicami trzymając naręcza pełne kwiatów oraz siatki, w których znajdują się zapewne napoje o wysokiej zawartości alkoholu. Ja niestety nie będę mogła dziś uczestniczyć w żadnej imprezie, bo na moje nieszczęście, mam złamaną nogę. Do tego przez cały czas dołowała mnie siostra, która już od wczesnych godzin rannych stroiła się na imprezę, śmiejąc się ze mnie, że tak wspaniały dzień spędzę sam na sam… z telewizorem! Rodziców też oczywiście nie było, bo wujek z Wrocławia ma na imię Andrzej, w związku z czym postanowili już wczoraj pojechać, by móc dłużej imprezować. Kiedy minęła godzina 17.00 i wszyscy już wyszli (mam na myśli Magdę – moją siostrę i jej koleżanki, a swoją drogą, za moich czasów 15latki nie ubierały się aż tak wyzywająco na imprezy), zadzwonił dzwonek do drzwi. Miałam nadzieję, że to ktoś do mnie (może moi znajomi nie są jednak, aż tak samolubni!). Okazało się jednak, że to listonosz z listem poleconym. Kiedy podpisałam pokwitowanie i otworzyłam list,

Fot. Agnieszka Kosiec

okazało się, że zawierał przepowiednie wróżki Agi. Aga pisała, że za 5 minut do mojego domu przybędzie chmara ludzi. I rzeczywiście, po kilku minutach usłyszałam ponownie dzwonek, a za drzwiami – Maciek w czapce listonosza (ale już bez sztucznych wąsików) i cała reszta mojej paczki. Przybyli do mnie z całym „inwentarzem”, poczynając od olbrzymiej wielkości klucza (skąd oni go wzięli?) na skrzynce piwa kończąc, oczywiście bezalkoholowego. Zaczęło się tradycyjnie, od lania wosku. Zabawa była przednia. Przez długi czas zastanawialiśmy się, czy Donie wyszło pochyłe drzewo, czy to jednak babcia z laseczką, a pies, który wyszedł Maćkowi – to jamnik czy może pudel z długim ogonem? Kiedy już dochodziliśmy do tego, że to może jednak wiewiórka, na pierwszym piętrze włączył się alarm przeciwpożarowy. Okazało się, że to sąsiad z 2 piętra, 80-letni pan Alfred. Chciał sobie usmażyć jajecznicę, a nie

było jego żony, więc postanowił zrobić to sam. Czym prędzej moi znajomi pobiegli do niego i wyłączyli kuchenkę. Ja pokuśtykałam za nimi (w końcu to tylko jedno piętro, a więc 22 schodki). A w kuchni: czarna gazówka, czarna patelnia, a pan Jan leży na kanapie i smacznie śpi. Dobrze, że drzwi zostawił otwarte. Kiedy opanowaliśmy sytuację, wróciliśmy do mnie i tak oto znowu musiałam pokonać 22 schody w asyście Marka i Maćka. Kiedy mieliśmy już dość wróżenia, powspominaliśmy trochę dawne czasy. Zrobiło się sentymentalnie, ale i bardzo wesoło. Mimo tego, że te andrzejki spędziliśmy w domu, to jednak była to najlepsza impreza w moim życiu. Może dlatego, że okazało się, że mogę liczyć na moich przyjaciół. Może dlatego, że w porę zareagowaliśmy na alarm. A może dlatego, że andrzejki to wspaniały dzień. Dzień WYJĄTKOWY!!! Górka

„Po co nam dzisiaj te granice?”, czyli słów kilka o globalizacji Nie tylko studenci borykają się z wystąpieniami na forum publicznym. Jak radzi sobie z tym grono naukowe, przekonali się uczestnicy konferencji o globalizacji. 7.11.2003 w Urzędzie Marszałkowskim odbyła się konferencja „Globalizacja – wyzwania dla Polski i regionu lubuskiego”. Organizatorami byli: Instytut Politologii UZ, Urząd Marszałkowski woj. lubuskiego, Stowarzyszenie Pokolenia Lubuszan. Do głównych tez należały: 1. Nowe wyzwania dla polityki, ekonomiki i kultury. 2. Zmiana sytuacji pogranicza: łączenie – nie oddzielanie. 3. Doświadczenia lubuskie (woj. lubuskie w obliczu globalizacji). Otwarcie konferencji uświetnił koncert I. Kowalkowskiej (sopran) i A. FudaliMatusiewicz (fortepian), w programie których znalazły się: „Apres un reve” F. Faure’go, „Les Chemins de Lamo-

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

ur” F. Paulenc’a, „Summer Time” G. Gershwina. Wśród referentów pierwszej części konferencji wystąpili m.in.: prof. dr hab. A. Małkiewicz, prof. dr hab. W. Hładkiewicz, prof. dr hab. Cz. Osękowski, prof. dr hab. M. Eckert, dr Świątkowski, mgr M. Bil, mgr A. Opalińska, mgr T. Lewandowski i mgr Ł. Młyńczak. Wszyscy zgodnie potwierdzili wielowątkowość i złożoność procesu globalizacji: „globalizacja jest jak organizm ludzki”. Rozprawiano o historii procesu, politycznych wymiarach (marginalizacja polityki, słabnąca rola organów przedstawicielskich, wyłamanie polityki z ram i jej włóczenie po ulicach). W ekonomicznym aspekcie zakwestionowano istnienie globalizacji, dematerializacji gospodarki (usługi) i cyfryzacji (gospodarka oparta na komputerach). Podobnie w odniesieniu Unii Europejskiej do globalizacji mówiono o otwarciu granic, ale do wewnątrz oraz o zarówno pro- jak i antyglobalnym charakterze regionalizmu. W odniesieniu do

kultury nie można mówić o powstaniu kultury globalnej, globalizacja to nie tylko „ McDonaldyzacja”. Globalizacja sprzyja też terroryzmowi, a brak granic to przeniesienie globalnych zagrożeń. Poruszono też kwestię znaczenia polityki regionalnej woj. lubuskiego. Wszystkie referaty zostaną opublikowane w najbliższym czasie. Nie udało mi się uzyskać komentarza co do samych wystąpień od znawcy zagadnień komunikowania interpersonalnego. Zatem ocenę z punktu widzenia odbiorcy pozostawiam uczestnikom konferencji (pomimo interesującej tematyki dominowali referenci). Miło było sprawdzić, jak grono naukowe radzi sobie ze sztuką wystąpień. Tym bardziej, że sami bywamy niejednokrotnie w podobnych sytuacjach. KAKTUS


3

R E P O R T A Ż E

Wysypisko talentów ,,Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi. Czasami człowiek musi, inaczej się udusi…” Słowa tej piosenki zna chyba każdy. Doskonale oddają one charakter wydarzenia, na które z niecierpliwością czekało wiele osób. Mowa oczywiście o „Wysypisku”, gdzie każdy, kto tylko chce może zaprezentować swoje umiejętności muzyczne, wokalne, recytatorskie, aktorskie czy kabaretowe. Odbyło się ono w klubie studenckim „Gęba” 4 listopada 2003. Tego wieczoru do klubu ściągnęły tłumy. Trudno było znaleźć jakiekolwiek wolne miejsce. To, co działo się na scenie bardzo ciężko opisać. Prowadzący i uczestnicy zgotowali obecnym niepowtarzalne widowisko. Występujący wykazali się niesamowitą pomysłowością i dobrym przygotowaniem. Próba podnoszenia ciężarów mogła zachęcić każdego do oglądania tego sportu. Nie zabrakło również ironicznego spojrzenia na gwiazdę polskiego kina. Zgromadzonym dane było

SIŁĄ

Na pewno ją widzieliście. Na zielonogórskich słupach, latarniach, przystankach i uczelnianych tablicach ogłoszeń pojawiła się nowa informacja. Wśród całej masy karteluszek w stylu: „Wynajmę pokój...”, „Studentka poszukuje współlokatorki...” wzrok przyciąga egzotyczny napis „CAPOEIRA”, a obok zdjęcia młodych mężczyzn, w niewyobrażalnych, akrobatycznych pozycjach. Cóż to właściwie jest???

Fot. Michał Otto

poeira odbywa się wewnątrz Roda, którą tworzą stojący dookoła widzowie, a także bateria (orkiestra). Najważniejsze w tworzeniu specyficznego rytmu tańca i walki są: Berimbau, jednostrunowy

„Najpiękniejsza z walk, najgroźniejszy z tańców” – tak najszybciej można scharakteryzować capoeirę. Jest to sztuka walki wywodząca się z Brazylii, ale mająca korzenie w Afryce. Trening walki, taniec, śpiew i akrobatyka, to składowe elementy capoeiry, które w połączeniu dają niezwykle widowiskowy efekt.

usłyszeć przyszłych sławnych muzyków. Podczas występów nastąpiły też chwile refleksji, dzięki recytacji o ogromnej ekspresji i głębi w przedstawianych w utworach, zwłaszcza przez znanego wszystkim poetę. Na scenie można było zobaczyć także sceny przypominające największe bitwy w historii świata. Zaprezentowana też została fantastyczna terapia psychologiczna, nawiązująca do najwybitniejszych dzieł filozoficznych. Jednak największe emocje wzbudził występ boysbandu, którego nie powstydziliby się nawet

STUDENT KRĘCI O życiu i śmierci, tragiczne i komiczne, z ulicy i z podwórka, o innych i o nas samych, krótkie i krótsze, a wszystkie amatorskie, czyli filmy studentów UZ. 4 listopada 2003. Wtorek. Godzina 20:00. Mrowisko. Spora grupa potencjalnych widzów. Wszyscy przyszliśmy na pokaz filmów organizowany przez pierwszy rok Animacji Społeczno – Kulturalnej. Jak się okazało (dopiero na miejscu) został on przesunięty o całe 60 minut. Uaktualniony plakat pojawił się zbyt późno! Ale i tak warto było poczekać. Tak też zrobiła większość. O 21:00 niemalże

UMYSŁ PONAD

trzeba było walczyć o miejsca siedzące. Wyświetlono kilkanaście filmów krótkometrażowych, których reżyserami są studenci UZ. W kilku z nich pojawił się standardowy mo-

Backstreet Boys. Rozgrzali oni publiczność do czerwoności, zwłaszcza przedstawicielki płci pięknej, aplauzom nie było końca. Piosenka, którą zaśpiewali ma szansę stać się przebojem dla zakochanych. Godna uwagi była także scenka „Z życia głodnego studenta”. Może trochę drastyczna i groteskowa, ale dająca do myślenia (oby takich więcej). Był to niezapomniany i wyjątkowy wieczór. Wielkie brawa dla prowadzących za świetny kontakt z publicznością i przygrywającego Piotrka Spychały. Jednak słowa uznania należy skierować przede wszystkim do tych, którzy wystąpili – za odwagę i talent. Kto wie, może wystąpiły osoby, które za parę lat będą znane w całej Polsce? Niech żałują ci, którzy nie przyszli, bo stracili coś naprawdę wyjątkowego. Agata Kowalska

tyw kina amatorskiego – śmierć. Zazwyczaj była ona przedstawiana w sposób mało oryginalny, pospolity, wręcz pretensjonalny i gdyby nie seria bardzo krótkich filmików zatytułowana „kajne anung” można by popaść w iście jesienną depresję. A może tylko tak mi się wydaje... może dlatego, że listopad? Zrobienie filmu nie jest łatwą sztuką, nie mówiąc już o dobrym filmie. Ale chyba mogę stwierdzić, że nasi koledzy i koleżanki zupełnie nieźle z tego zadania się wywiązali. AKA

Pierwotnie capoeira była sposobem afrykańskich niewolników na obronę przed jarzmem Portugalczyków. Zrodziła się w XVI w. Z kultury i religii niewolników, którzy często znali i wplatali w nią elementy boksu, karate, taekwondo, afrykańskiego „skata” czy Batuque. Taniec, śpiew, gra na instrumentach to elementy kamuflażu, by Portugalczycy nie rozpoznali w capoeirze sztuki walki. Po zniesieniu niewolnictwa capoeira osiągnęła szczyt brutalności, kiedy gangi bezrobotnych murzynów terroryzowały całe miasta, często zabijając ludzi. Oficjalne uprawianie capoeiry zostało zabronio-

ne, a za złamanie tego zakazu groziła śmierć. Taki stan rzeczy utrzymał się do 1932 r. Wtedy Mestre Bimba opracował własny system nauczania i uporządkował techniki. Zakaz uprawiania capoeiry został zniesiony, a sama capoeira stała się narodowym sportem Brazylii. Tak powstała capoeira regional, ale rów-

nolegle do niej rozwijała się capoeira angola – konserwatywna, pierwotna odmiana walki, którą opiekował się Mestre Pastinha. Dzięki obu Mestre, do dziś naucza się obu stylów. Znakiem rozpoznawczym wojownika capoeiry jest cordao. Sznur jest odpowiednikiem pasa w karate, podobnie jak we wschodnich sztukach walki, jego kolor wyraża

stopień zaawansowania wojownika. Początkujący ćwiczą w białym lub brązowym cordao, mestre w czerwonym (najwyższym w dwunastostopniowej hierarchii). Kolejne cordao wojownicy filii szkół brazylijskich otrzymują w czasie batizado (egzaminu). Walka

(gra)

ca-

Niebo w GĘBIE W czwartek, 20 listopada br., o godzinie 21 w Klubie Akademickim GĘBA, mieszczącym się w budynku DS „Vicewersal”, mogliśmy zobaczyć przeszło godzinne „Playback show” w wykonaniu studentów Uniwersytetu Zielonogórskiego. Za symboliczną złotówkę organizatorzy imprezy zagwarantowali nam dużo dobrej zabawy. Amatorski (?) spektakl kabaretowy z pewnością przypadł do gustu każdemu, kto miał okazję go obejrzeć. Publika bawiła się wyśmienicie, słuchając oryginalnych interpretacji mniej lub bardziej popularnych utworów mu-

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

zycznych. Klub GĘBA znany jest z prowadzenia ożywionej działalności kulturalnej, związanej przede wszystkim z Zielonogórskim Zagłębiem Kabaretowym, w którego skład wchodzi 6 kabaretów, znanych z programów TVP. Tutaj stawiał pierwsze kroki m.in. nie istniejący już niestety kabaret POTEM, tutaj również swoją twórczość może zaprezentować każdy, kto tylko czuje się na siłach wystąpić przed akademicką publiką, bowiem scena GĘBY jest otwarta dla wszystkich młodych, kreatywnych ludzi, posiadających ciekawe pomysły

instrument w kształcie łuku, z przymocowaną tykwą, pełniącą rolę pudła rezonansowego, atabaqe (basowy bęben), reco-reco („coś w rodzaju tarki”), pandeiro (odpowiednik tamburynu) i agogo (dwa połączone metalowe dzwonki). Im szybciej gra berimbau, gracze ze spokojnej gry przechodzą do nierzadko brutalnej walki. Rytm grany przez berimbau może być piękny lub ciężki (przy walce ostrej i brutalnej). Gra dwóch zawodników jest dialogiem, rozmową dwóch osób, wyrażaniem siebie za pomocą ekspresji, bez słów. Capoeira to radość, jak mówią jej zwolennicy. Oprócz radosnych śpiewów, tańców, niezadanych ciosów i uników, to także żmudna praca na treningach, walka ze swoimi słabościami i niedoskonałościami własnego ciała. Jeśli jednak chcielibyście spróbować czegoś nowego, zobaczyć i poczuć odrobinę egzotyki w środku szarej jesieni, zielonogórska grupa capoeiry ma treningi w poniedziałki i środy. Gdzie i o której, sprawdźcie sami... Przecież sam Mestre Pastinha powiedział: „Capoeira jest dla mężczyzn, kobiet i dzieci; jedynymi, którzy nie powinni się jej uczyć, są ci, którzy nie chcą”. Małgorzata Rutkowska i dar nawiązywania kontaktu z odbiorcami. Jako że klub mieści się w stosunkowo niewielkim pomieszczeniu- skupia zwykle wąskie, kameralne grono. Jest to w pewnym sensie zaletą, gdyż łatwiej w takiej sytuacji o bezpośredni kontakt artystów z odbiorcami. Jedna tylko sprawa może irytować- wszechogarniający dym papierosowy. Ludzie, zlitujcie się nad niepalącymi, którzy nie marzą o raku płuc- palcie mniej! A do prowadzących klub jedna malutka uwaga- może jakaś lepsza wentylacja pomieszczenia by się przydała…? prowokator84@o2.pl


4

F E L I E T O N Y

Okiem przyszłego socjologa

„A ŚWISTAK SIEDZI... TAK TAK”

Prawo do szczęścia

Do napisania tych poniższych kilku myśli, skłoniło mnie tym razem nie zdjęcie, a list zamieszczony w jednym z ostatnich numerów „Wysokich Obcasów”. Następnie zaś, za sprawą wiary w magiczne motto głoszące, iż „nie ma rzeczy niemożliwych” oraz za sprawą przypadku, co to podobno istnieje, wpadła mi w ręce, wydobyta z czeluści mojej sekretnej fototeki, ta oto, niesłusznie skazana na zapomnienie, fotka. A na niej Człowiek. Mężczyzna. Bezdomny. Miejsce: Planty, Kraków. Udało mi się w międzyczasie zaobserwować, w tej okolicy, o co zresztą nie było trudno, wśród spacerującymi tłumnie turystów, parę innych podobnych mu osób. Albo kompletnie pijanych. Albo drzemiących tu i ówdzie na parkowych ławkach właśnie. No i co o nich myśleć? Czy myśleć w ogóle? Czy mieć wyrzuty sumienia? A może na ich widok stwierdzić z ulgą: „Jak dobrze, że nie jestem w ich skórze” i z czułością przywołać na myśl swój dom, ludzi, normalne życie ze wszystkimi tymi niepozornymi, aczkolwiek niezwykle istotnymi jego aspektami? Domyślać się jedy-

nie mogę, że autorka listu we wspomnianych przez mnie „ Obcasach”, pomyślałaby zapewne tak: „I przychodzi chwila refleksji nad własnym życiem. Jestem szczęśliwa, młoda i zakochana. Z ufnością patrzę w przyszłość. Tylko dlaczego rodzą się wątpliwości, pojawia strach? Czy mam prawo być szczęśliwa? Czy mogę czuć się pewna przyszłości, gdy tylu ludzi wokół zostało dotkniętych przez los? Co mi przyniesie życie?”

śniadaniowych, wysypał całą ich zawartość na podłogę. I zbierając pojedynczo jedno za drugim myślał tak: „ Nienawidzę marnowania żywności, bo oczyma wyobraźni widzę miliony głodujące w Afryce”. A żyć dalej jakoś trzeba. Autorka listu kończy w ten sposób: „I mam już dość. Bo dlaczego nie? Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Mam prawo do szczęścia; do pozytywnego myślenia. To nasze lęki i obawy

Niejednemu człowiekowi sen z powiek spędzają obrazki z życia ludzi pokrzywdzonych, mniemających nikogo i niczego, których nietrudno dostrzec na ulicach, w zaułkach kamienic czy bloków. Podobne moralne demony dręczyły chimerycznego bohatera filmu „ Dzień świra”. Z mieszaniną skrajnych uczuć oglądałam scenę, w której nieudolnie otwierając paczkę płatków

hamują nas przed spełnieniem marzeń.” I choć do końca nie zgadzam się z nią w kwestii jakoby nasze szczęście w pełni zależało o nas (aczkolwiek wierzę, że w dużej mierze tak właśnie jest), myślę, że ustosunkowanie się do powyższego moralnie zabarwionego problemu powinno wiązać się z indywidualnym przemyśleniami i refleksjami. Claudia

Zróbmy sobie... Dziecko !? Szczupła, elegancka brunetka, bardzo zaabsorbowana rozmawia przez telefon. Kątem oka zauważa moją obecność w drzwiach biura. Rozpoznając mnie uśmiecha się, jednocześnie skinieniem dłoni daje znak, abym weszła do środka. Nie chcę przeszkadzać w rozmowie, ale mimo wszystko decyduję się wejść. Kobieta kończy rozmowę telefoniczną. Obydwie siadamy – ona za biurkiem, ja na miejscu, gdzie dotąd zasiadywały krocie biednych, bezdomnych, bezrobotnych... Zaczynamy rozmowę – ale nie o jej pracy, o tym, czym zajmuje się na co dzień, ale o katuszach, przez jakie musiała przejść, żeby znaleźć się tu... za tym biurkiem, jako „pani sytuacji”. Dlaczego? Bo całkiem niedawno to ona mogła siedzieć na miejscu klienta opieki społecznej, których teraz przyjmuje, próbując pomóc. Wszystko przez jedną małą osóbkę, której jeszcze nie ma i nie było, a powinna wg niektórych być – mianowicie – przez dziecko! Gdy studiowała, marzyła o tym, że po uzyskaniu dyplomu dostanie pracę, wyjdzie za mąż (przecież już miała narzeczonego), ustatkuje się choć trochę i urodzi dziecko. Plany jednak legły w gruzach. Życie niestety szykuje nam często niespodzianki, na które nie jesteśmy przygotowani. Już jako pani magister zaczęła szukać pracy. Nie myślała o

zarabianiu kokosów, chciała godziwie zacząć start w życiu. Złożyła olbrzymie stosy CV w najróżniejszych instytucjach i firmach. Czekała cierpliwie. Wiedziała, że przyjęcie do pracy z dnia na dzień graniczy z cudem. W końcu zaczęły napływać odpowiedzi. Zapraszano ją na rozmowy. Tu zaczął się koszmar. Zastanawiacie się, dlaczego? Czuła się jak koń na giełdzie. Brakowało tylko, żeby szefostwo zaglądało jej w zęby! Tysiące pytań dotyczących jej życia prywatnego, podsumowywane – dlaczego?, po co? lub zwyczajnie śmiechem. Można wyobrazić sobie, że nie było to zbyt miłe przeżycie. Czuła się okropnie. Miała głęboką nadzieję, że to już koniec „przesłuchania” – pomyliła się jednak. Gruby, z obwisłym podbródkiem, głęboko zaawansowany wiekiem i zapewne miażdżycą pan zadał jej „ciekawe” pytanie: „Czy ma Pani dzieci?” Odpowiedziała zgodnie z prawdą, że nie. Podziękowano jej za „mordęgę” (czyt. rozmowę), tłumacząc, że nie mogą przyjąć do pracy młodej, bezdzietnej kobiety, bo za parę miesięcy będą musieli wypłacać jej macierzyńskie! Paranoja! Marzenia panny X legły w gruzach. Zaczęła chyba od złej strony – miała przecież dopiero 24 lata. Po co jej dziecko? Ha! – Właśnie po to, by dostać pracę. Przez kolejne pół roku miała dosyć rozmów

kwalifikacyjnych i szowinistycznych uwag wysuwanych przez doświadczonych życiowo pracodawców. Nachodziły ją różne myśli. Doszła nawet do wniosku, że przecież gdyby urodziła dziecko będąc studentką, poradziłaby sobie z pomocą męża i rodziców. Podjęłaby indywidualny tok studiów. Po prostu swe marzenia spełniałaby w trochę innej kolejności. Załamana, została zaproszona na rozmowę w ośrodku opieki społecznej. Tym razem miała szczęście – nikt nie czepiał się, że jest młoda, bezdzietna etc. – dostała pracę. Była szczęśliwa, choć nie była to praca jej marzeń (mimo, iż kształciła się w tym kierunku). Dlaczego opisałam to wszystko? Bo zastanawiam się, po co te wszystkie debaty o spadku demograficznym itd. Kobiety mają rodzić dzieci – ale nie wtedy, kiedy są na to gotowe. Muszą umieć pogodzić studia i macierzyństwo. Dlatego jeżeli marzycie o dobrej pracy – planujcie dzieci już teraz! A może jestem w błędzie? Przemyślcie to, co zostało napisane, coś w tym jest i uważam, że należy się do tego ustosunkować. Osobiście nie będę się podporządkowywać – mam cel w życiu i żaden pan z obwisłym podbródkiem nie jest w stanie zmienić moich planów – tego samego Wam życzę. Beata Karpuk

Leżysz pod kocem i oglądasz swój ulubiony film. W najlepszym momencie akcję przerywają narciarz pijący mleko i tańczące warzywa. I jak tu się nie denerwować? Reklamy lecą z taką częstotliwością, że niedługo spikerzy będą przepraszali za ich przerywanie, by nadać krótkie informacje ze świata. Ale z drugiej strony... Spójrz pod kątem psychologicznym... ile emocji i nauki dostarczają! Przede wszystkim poprawiają humor. Warto jednak wspomnieć o specyfice człowieka, owszem lubi się śmiać, ale szczególnie z kogoś. Młody, łakomy chłopak z całą masą batonów: „dużo kupiłem, tanio kupiłem, teraz będę jadł”, wywraca się na schodach i pewnie będzie miał guza. Masz ubaw „po pachy”, bo prawie się zabił, tak jak zresztą drużyna piłkarska próbująca kupić puszkę napoju. (Szkoda, że sportowcy nie zauważyli zgaszonego światła). Uśmiech na twarzy widnieje tak z 4 minuty, po czym do oczu napływają łzy współczucia. Co widzisz? Mężczyzna pierze, a następnie suszy prezerwatywy na sznurkach do bielizny, w ramach oszczędności. Dopada Cię takie przygnębienie, że przerzucasz na inny kanał. A tu? Jak gdyby nigdy nic – zupełnie tak jak Ty, siedzi Laura przed

TV, puka do niej ekipa dźwiękowców i śpiewa jej piosenkę z kamerą w ręku. Lecisz szybko do łazienki, by przebrać szlafrok na coś bardziej wizytowego, bo boisz się takiej samej niespodzianki. No nic... Zaparzasz na uspokojenie melisę i oglądasz dalej film, choć już z mniejszym podekscytowaniem. Tym razem przerywa go blok pt.: ”bliskość z naturą”. Z wytrzeszczem oczu obserwujesz jak kobieta bawi się na łące z królikami i papierem toaletowym. Tyle jej to sprawia przyjemności, że też byś tak chciał, tylko że później, bo w tej chwili owce sąsiada nafaszerowały się cukierkami i koszą wszystko co popadnie. Jedno wielkie pranie mózgu. Czujesz się ograniczony w myśleniu – bo jak określić to inaczej, skoro wcześniej nie miałeś pojęcia, że bobry myją zęby pastą ziołową, świstaki zawijają czekolady w sreberka, a żubry po kilku mocnych mruczą i bujają się to na lewo, to na prawo w puszczy. Znowu jakąś chwilkę oglądasz swój film, ale bez ciekawości, bo i tak straciłeś wątek. Teraz najlepsze są reklamy... Tym razem pokazuje się dział małżeński. Żona w ramach miłości daje mężusiowi ściereczkę i proszek do czyszczenia pokazując łazienkę. Jakie to urocze gdy dowiadujemy się jeszcze

czegoś na temat reklam... Dzięki nim płeć brzydka uczy się oszukiwać. Taki delikwent zamyka się w pomieszczeniu, krzyczy, że wygrywa i szura papciem po kafelkach albo... Drugi ślubny nie jest gorszy – też wygrywa, bo z chłopakami strzelił po jednym. Do tej pory wszystko można było przełknąć jak kawę, która za Tobą chodzi. Niewytłumaczalne jest jednak zjawisko, gdy z każdym jej łykiem ścinasz sobie włosy (a tak swoją drogą, ciekawe jakie skutki wywołuje u łysych). Reklamy nas uspokajają, ale nie wszystkie, bo są i takie, które wywołują niezłego stracha. Nie jest przyjemnie iść do miasta z myślą, że łóżko z grypą będzie Cię goniło albo to, że możesz zwiększyć grono aniołków na polu golfowym, gdy jeden z trenujących zapomni wziąć cukierka i porządnie krzyknąć. W każdym razie rozluźnij się, bo wiedz, że dzięki czekoladkom marzenia się spełniają, a gdy będziesz je realizować w większych ilościach, to agencja reklamowa prześle Ci tabletki redukujące nawet 30 kg nadmiernego tłuszczu. Idę, bo chipsy przyszły, a jeśli chcesz jeszcze się czegoś dowiedzieć na temat reklam, to po prostu „ask for more”. Anna Spanbrucker

Milczeć przytomnie i patrzeć

Nie czekając na błysk Słońca! Moje myśli są tak rozproszone, jak bloczki obiadowe sprzedawane na listopad. Każda myśl osobno. Która z nich jest dziś godna uwagi? Poodwracane do góry nogami, lecą przez palce bez ładu i składu. Mam wrażenie, że coś się zgubi. Moje bloczki trzymam w sprytnie zamykanej torebce. Otwieram ją. Wysypuję na dłoń zawartość i wybieram to co potrzebne. W końcu znajduję – 24 listopada. Im bloczków mniej, tym łatwiej mi znaleźć ten właściwy. A gdyby tak pomiędzy te bloczki wrzucić 1000 pociętych czystych kartoników. Nie wiadomo skąd – tak zupełnie bez sensu wprowadzając zamęt. Można by szukać i denerwować się albo rzucić wszystko w kąt i samemu gotować obiady. Najlepiej jednak konsekwentnie oddzielić te kilka potrzebnych od 1000 zbędnych. Wiecie, dlaczego o tym? Bo w gąszczu myśli też trzeba czasem zrobić przecinkę. Wydaje mi się nieraz, że wiem za dużo. Każdy dzień przynosi multum informacji, które wpadają jednym uchem, a wypadają drugim. A co z tego jest ważne? Już z przyzwyczajenia i znudzenia stwierdzamy, że wszystko jest błahe. Za dużo słów, za dużo obrazów. Huragan dźwięków, który zakłóca nasze własne myśli. Oglądam kolejną edycję Baru, gdzie jedna z uczestniczek mówi, że wyszła na pewnej sprawie „jak Zawadzki na mydle”. Największym problemem życiowym jest to, że on nie chce jej. Chwilę po tym – promowany na Polsacie nowy serial „Fala zbrodni”, który przy-

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

ciągnął pewno przed telewizory sporą część gimnazjalistów i uczniów. Oczywiście widzów starszych też. Oglądam. Nie wiem, czy prezes TV Polsat jest świadom, ale dzieci nie kładą się teraz spać przed 22. Podczas serialu zademonstrowano jak podciąć gardło „od ucha do ucha” i jak wyciągnąć kogoś z samochodu stojącego na czerwonym świetle i stłuc tak, żeby równo puchło. Bardzo pouczające. Jasne jak słońce, że trzeba być twardzielem i nie mieć żadnych wyrzutów sumienia. Otrzeć pot z czoła i już. Ot, taki kursik dla młodocianych przestęp-

ców. To było wydarzenie tygodnia w Polsacie. Niejeden z 14-, 15-, 16-latków pytał siebie: „A może tak trzeba żyć. Może to jest normalne. Przecież tak jest w TV. Gdzie jest prawda?” Jak napisały gazety, mamy nowego bohatera, który zginął – jak powiedział gen. Tyszkiewicz – za wolność narodu irackiego. Jak pięknie – za wolność Iraku (sic!). Zastępca sztabu generalnego stwierdził, że to był nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Tak. Zbieg okoliczności i mamy bohatera.

Biało-czerwona flaga na trumnie, oddawanie honorów. Pytam siebie, czy tak trzeba? Jaka wolność narodu irackiego? Jakie zbiegi okoliczności? Ofiara zamachu terrorystycznego? Jaki bohater? Mamy pokój, a to był człowiek, nazywał się Hieronim Kupczyk. TVP 1 nie pokazała nawet jego zdjęcia. Grunt to abstrakcja. Miał 44 lata i córkę Martę, w naszym wieku – studentkę oceanologii na Politechnice Szczecińskiej. Wiecie, dlaczego pojechał do Iraku? – Nie po to, żeby zostać bohaterem. Po to, żeby zarobić, bo w Polsce restrukturyzuje się armię. Zginął żołnierz – jak w filmie wojennym. Odszedł kolejny uczestnik Baru – takie zasady. Kolejnej osobie podcięli gardło w „Fali zbrodni” – no tak, to już rutyna. Wszystko to abstrakcja. Tyle, że major Kupczyk już nigdy nie napisze maila do córki. Co jest prawdą, a co fikcją? W głowie wszystko szaleńczo wiruje. Pomylić się jest bardzo łatwo. Głośno, efektownie, komercyjnie. Czy jest jeszcze coś rzeczywistego? Prawie jak w Matrixie – nierealne i kiepskiego gatunku. Ale są jeszcze rzeczy niebanalne i ważne. Trzeba je oddzielić od 1000 innych spraw. Czy już zacząć? Czy czekać na znak? Wszystko jest znakiem. Tylko czasem trzeba nagłego błysku lub krzyku, żeby przebić naszą krótkowzroczność i głupotę. Nie czekajcie na błysk. Z rozsypanki myśli każdego dnia wybieram to, co będzie pasować do układanki codzienności. To, co jest prawdziwe. To, co trzeba zapisać w sercu nieścieralnymi zgłoskami. Zrobi się jaśniej. Jan Walczak


L I S T Y

D O

Kichanie karane śmiercią

Monotematyczna istota ???

Zanim wybrałem się na studia, często byłem świadkiem niezwykłych rozmów moich starszych kolegów na temat rzekomych dziwactw profesorów lubujących się w dręczeniu Bogu ducha winnych studentów. Początkowo reagowałem na te opowieści z dużym zdziwieniem, potem zacząłem je traktować z przymrużeniem oka. W końcu, po kilku dniach niepokoju i nerwów związanych z egzaminami wstępnymi, dostałem długo wyczekiwaną, radosną wiadomość - jestem studentem! I to nie byle jakim studentem, ale studentem filologii polskiej ze specjalnością dziennikarską na Uniwersytecie Zielonogórskim. Rozpierała mnie duma - osiągnąłem dokładnie to, o czym marzyłem przez ostatnich kilka lat. Pierwsze tygodnie mojego wielkiego studiowania potwierdziły tylko mój wcześniejszy stosunek do zadziwiających opowieści starszych kolegów - uczelnia to po prostu szkoła dla zaawansowanych, nie taka straszna, jak mi się wcześniej wydawało. A wykładowcy to zupełnie normalni ludzie, stawiający mniejsze lub większe wymagania, oczekujący szacunku i przestrzegania podstawowych praw zawartych w regulaminie studiów. Zacząłem się nawet zastanawiać, skąd twórcy tych wszystkich bajek dla początkujących studentów biorą natchnienie... Odpowiedź na moje pytanie znalazła się bardzo szybko i to w najmniej spodziewanych okolicznościach - pewnego pięknego, choć chłodnego ranka podczas kolejnych ćwiczeń z lieratury dawnej... Co się sta-

Jak dowodzą najnowsze badania naukowe 96% czasu faceci spędzają na rozmyślaniu o seksie. To chyba nie dziwi, zważywszy na to, że to żadna nowość (mam na myśli obserwacje kobiet dotyczące zachowań męskich). Chciałam dziś zadać kłam temu właśnie stereotypowi, że faceci myślą tylko o jednym. Pewnego razu postanowiłam sobie poprawić humor i porozmawiać z facetem, który pozytywnie na mnie wpływa. Na marginesie trzeba by dodać, że ten osobnik bardzo lubi rozmawiać na temat wszystkim wiadomy, w dość niewybredny sposób. Jak zawsze podczas rozmowy, rozpoczęło się dość normalnie, a potem już tylko zdania z podtekstami. Znużona ciągle tym samym tematem zapytałam rozmówcę czy moglibyśmy zmienić temat na jakiś poważniejszy. Nagle rozmówca zmienił ton głosu z wesołego na zadziwiająco poważny i dało się słyszeć "Możemy porozmawiać o śmierci"- No cóż, pomyślałam, drastyczna zmiana tematu, ale lepsza śmierć niż - wiemy co:. Od razu spoważniałam, adekwatnie do tematu i czekam na dalszy rozwój temat Rozmówca ze stoickim spokojem i powagą w głosie stwierdza" Śmierć jest wszędzie"- Zapowiada się nieźle-pomyślałam, aż nagle słyszę "Ostatnimi czasy zabijam szare komórki przed komputerem i swoje nasienie” (!!!). No tak, trzeba było widzieć moją minę, była co najmniej zaskoczona. Jak naiwna jest kobieca natura, skoro dałam się nabrać, że faceci potrafią nie rozmawiać o seksie. "Kobieto, puchu

ło? A nic takiego - mamy kolokwium, bo koleżanka kichnęła... Tak, tak - kichnęła. Żaden błąd w druku, nic z tych rzeczy. Dziewczyna bezczelnie kichnęła i wydawało jej się, że zwykłe przepraszam coś tu pomoże. Toż to skandal! Tego jeszcze w murach naszej uczelni nie było! Żeby tak w biały dzien kichać na zajęciach i nie ponieśc żadnej kary! Tak obrazić prowadzącego zajęcia! Też coś! Nie ma na to kary w regulaminie? Nie szkodzi... Wymyśli się. Najlepiej - kolokwium. A żeby było śmieszniej - już za tydzień. I z całego materiału. A tak w ogóle, to na tym koniec zajęć. Wynocha z sali! Spotkamy się za tydzień i zobaczymy, kto tu się będzie śmiał ostatni. A co...? Nie umieją się zachować- niech mają za swoje, bezczelni gówniarze! Koleżanka poczuła się winna. W końcu to ona zgrzeszyła kichnięciem, ją powinno się za to ukamienować, a nie zaraz całą grupę... Poszła się kajać. Bezskutecznie. Kichnięcia wybaczyć nie można, moja panno. Ktoś powinien nauczyć cię moralności. Do zobaczenia za tydzień - może zaliczysz... Wbrew pozorom- to nie obrazek satyryczny, ale naga prawda. Nie wierzycie...? Popytajcie młodszych kolegów i koleżanki... A na przyszłość zapamiętajcie dobrą radę - zanim kichniecie, poproście o pozwolenie, a jeśli już zdarzy się wam uczynek tak podły, że aż niewybavczalny - posypcie głowy popiołem i pokornie przyjmijcie brzemię winy na siebie... prowokator84@o2.pl

STOP!! KARA jednak może być przyjemna!! Czyli Kabaretowo Artystyczna Radiowa Audycja. W każdy poniedziałek o 21:10 w Radiu Index. Ale w sumie to, kurka, o co chodzi? No chodzi o to, że jest program w radiu. Kabaretowo (bo o kabaretach) Artystyczna (bo o nas... hahaha) Radiowa (no to chyba oczywiste jest) Audycja (bo czymś trzeba było zapchać to drugie A...). Pomysł na program zrodził się jakieś pół roku temu w głowie Szymona. Na początku miało to wyglądać zupełnie inaczej (jak to w życiu). Wszystko, co miało się w nim znaleźć, chcieliśmy by było naszego autorstwa. Ostatecznie stwierdziliśmy, że ciężko by było przygotowywać fajne teksty na godzinę audycji na bieżąco. Poza tym zauważyliśmy, że w naszym mieście w ogóle nie promuje się tego, co mamy najlepsze - czyli naszych kabaretów. Jako że często bywaliśmy w Gębie (centrum Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego) i udało nam się nawiązać współpracę z kabareciarzami, pomysł nasunął się sam. Mamy już za sobą kilka programów, w których działo się naprawdę sporo: wywiady (Pazura, Halama,

Tymański, Kryszak, ...), relacje na żywo z występów, kilka własnych produkcji, masa wyemitowanych skeczy i piosenek. Program prowadzi trzech dziamdziaczków: SZYMONU - Największa medialna ozdoba Zielonej Góry. Ma aspiracje zostać drugim Lisem tutejszej Kablówki. Prowadzi programy w radiu INDEX, oraz jest bossem wydziału akrobatyki i sportu. Prowadził okienko winobraniowe w Kablówce, stąd znacie tę gębę!! Jego mama mówi, ze w dzieciń-

marny !!!" , czyżby Mickiewicz wiedział, że my takie naiwne jesteśmy??? A więc wnioski są takie: FACECI MYŚLĄ TYLKO O JEDNYM, A NAWET JAK NIE MYŚLĄ TO MYŚLĄ, BĄDŹ MÓWIĄ. I nie dajmy się zwariować, nigdy nie będzie inaczej, w większości przypadków tylko się do tego ograniczają. Z tej przytoczonej wyżej rozmowy wynika jeden zaskakujący fakt - między śmiercią a seksem nie ma prawie różnicy. A może inaczej, można nawet w rozmowie o śmierci przemycić coś z tym innym tematem związanego. Ale przyznać też trzeba jeden fakt, tylko wyjątkowo uzdolnione męskie jednostki potrafią nie mówiąc na ten temat mówić o nim. Nie ma jak zdolności, tylko czy wrodzone, czy nabyte? Lepiej nie wiedzieć To może porozmawiajmy o śmierci. Po rozmowie ze swoim znajomym zabiłam nadzieję, że kiedyś z nim poważnie i bez podtekstów porozmawiam, hmm, nie tylko to zabiłam, potem jakaś mucha mnie zdenerwowała, więc sobie na niej odreagowałam, a co się będę ograniczać, wystarczy, że część facetów to robi, więc ja już żadnych hamulców nie zamierzam mieć. A tak na koniec, skoro już się wyzbyłam hamulców, to naszła mnie ochota, na co??? Nie, nie na to co teraz pomyśleli faceci, po prostu zabiję tego znajomego może jednak nie, bo skąd będę brała tematy do programu?? Ok, tylko go poturbuję. Joanna Hramitko-Setlak

WAŻNE!! stwie zamiast grzechotką bawił się mikrofonem. Teraz bawi się płytami (pilśniowymi

tez). Jest nawet przystojny jak się przykryje kocem i nie wydaje dźwięków. PIOTRUŚ - Ten to gagatek! Gościu, któremu jest za ciepło zimą i za zimno latem. Pisze fajne teksty, ma odjazdowe pomysły. Często się denerwuje, ale to wychodzi mu na dobre!! Ma za sobą debiut na scenie Gęby i kilka występów. Fan Muppetów, zresztą z twarzy istny Kermit. A na co dzień grzeczny chłopczyk, pilnie się uczy, słucha się mamusi i nie przypala much nad kuchenką gazową. On zajmuje się mailami i przyj-

5

R E D A K C J I

mowaniem gróźb od słuchaczy (ale nie na twarz - dodał sam zainteresowany). MAJKEL - Jak imię wskazuje wielbiciel człowieka, który z czarnego faceta stal się białą kobieta. Ma jednak inne ambicje - jest fanem swoich fanek. Chce ich mieć więcej niż przeciętny Burek pcheł na ciele. Nałogowo ćpa tlen, stąd multum świetnych pomysłów i niekończący się dobry humor, którym tryska (!) na prawo i lewo. Ma za sobą debiut na scenie kabaretowej w Gębie i zna się na filmach (to od tego tlenu) lepiej niż Kałużyński. Możecie go spotkać za ladą w jednej z wypożyczalni kaset, chętnie pomoże w wyborze (szczególnie fankom :-) ). Należy także wspomnieć o realizatorze, a raczej realizatorce (Basia), która sprawia, że nasza praca jest sprawniejsza i weselsza. Zapraszamy do słuchania wszystkich, którym co tydzień doskwiera paskudny dzień jakim jest poniedziałek.

I pamiętaj, KARA Cię czeka... poKARAni

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

Organizacje studenckie W tym dziale macie szansę przyjrzeć się bliżej wszelkim organizacjom studenckim funkcjonującym w Zielonej Górze. Dowiecie się, jakiego rodzaju działalność prowadzą, co mogą Wam zaoferować, co szykują w najbliższym czasie. Przeczytacie, do kogo możecie się zgłosić z pytaniami odnośnie danej dziedziny. Być może zechcecie zasilić ich szeregi, poznacie ciekawych ludzi, którzy podzielają Wasze zainteresowania i pasje. Dziś prezentują się:

Fantaści zapraszają Zielonogórski Klub Fantastyki „Ad Astra“ zaprasza wszystkich chętnych na spotkania klubowe do Centrum Biznesu przy ul. Bohaterów Westerplatte 23, na I piętrze w każdy wtorek o godz. 18. W cotygodniowych spotkaniach klubu uczestniczyć mogą wszelkie osoby interesujące się szeroko rozumianą fantastyką. Raz w miesiącu (w miarę możliwości technicznych) organizowany będzie Dyskusyjny Klub Filmowy. Przewidujemy również turnieje tematyczne: Tolkienowski Ze znajomości tekstów Douglasa Adamsa RPG Turniej Giermka Bachusa Turniej drużynowy wiedzy o fantastyce Karcianki i bitewniaki (turniej zimowy) Planujemy zorganizować Kanon Książki Koniecznej, który będzie znajdował się na naszej stronie internetowej. Swoje propozycje zgłaszać może każdy członek klubu. Zgłoszonym książkom poświęcone będą debaty, a zgłaszający wcześniej wygłosi krótkie wprowadzenie. Klub rozważa możliwość organizacji otwartych spotkań z fantastyką. W miarę zainteresowania odbywać się one powinny raz na kwartał. Na stronie internetowej www.adastra.of.pl można znaleźć informacje klubowe. Administratorzy strony uruchomią również wkrótce forum dyskusyjne. Zaś dzięki uprzejmości Redakcji UZetki, która użyczyła nam miejsca na informacje o naszej działalności mamy nadzieję, że poszerzy się grono miłośników fantastyki. Serdecznie zapraszamy!!!!

Koło Literaturoznawców Uniwersytetu Zielonogórskiego KONKURS LITERACKI Koło Literaturoznawców Uniwersytetu Zielonogórskiego zaprasza do udziału w Konkursie Literackim organizowanym pod patronatem pisma Pro Libris Prosimy o nadsyłanie tekstu prozatorskiego (maks. 10 stron znormalizowanego druku) o dowolnej tematyce, niepublikowanego i nienagradzanego wcześniej. Do utworu należy dołączyć dane biograficzne autora (imię, nazwisko, wiek) oraz adres i numer telefonu. Wyróżniony autor otrzyma nagrodę pieniężną, a jego utwór zostanie opublikowany na łamach Pro Libris. Prace należy nadsyłać na adres: Uniwersytet Zielonogórski, Instytut Filologii Polskiej, Zakład Teorii Literatury, al. Wojska Polskiego 69, 65 - 625 Zielona Góra z dopiskiem: Konkurs Literacki. Termin nadsyłania utworów: do 31 grudnia 2003 roku. Wszystkie inne koła i organizacje zrzeszające studentów, które chciałyby zaprezentować swoją działalność czytelnikom UZetki, gorąco zapraszamy do współpracy. Adres kontaktowy: marzanna11@o2.pl

Duszpasterstwo Akademickie ,,Nie samym chlebem żyje człowiek”. Zaspokojeniem głodu duchowego zajmują się dwa duszpasterstwa akademickie ,,Piwnica” i ,,Stodoła”. Życie studenckie to nie tylko nauka i zabawa. Czasami potrzebna jest chwila zadumy i zastanowienia się nad swoją wiarą. Na szczęście w Zielonej Górze są dwa kościoły ukierunkowane na potrzeby duchowe żaków. Odbywają się w nich różne spotkania, nie tylko msze święte. Każdy może wybrać to, co mu najbardziej odpowiada. Dobrą atmosferę zapewniają księża opiekujący się duszpasterstwem, którzy do pojawiających się osób starają się podchodzić indywidualnie. Nad campusem B skrzydła roztacza Duszpasterstwo Akademickie „Stodoła” przy kościele Św. Józefa. Zaprasza ono na spotkania w: niedzielę o 20.00 na mszy akademickiej, poniedziałek o 20.15 również na mszy, wtorek o 19.00 na próbach diakonii muzycznej, środę o 20.15 na wieczornicy modlitewnej. Natomiast campus A jest pod opieką Duszpasterstwa Akademickiego „Piwnica” przy kościele Najświętszego Zbawiciela. Tam spotkania odbywają się w: niedzielę o 12.00 na mszy akademickiej, poniedziałek o 19.30 na szkole modlitwy, środę o 19.30 na mszy, piątek o 17.00 na diakonii. Duszpasterze nie ograniczają swojej działalności. Organizują dyskoteki, liczne wyjazdy. Dlatego każdy może odnaleźć swoje miejsce we wspólnocie Kościoła. Więcej informacji można uzyskać na stronach internetowych. Oto one: www.zbawiciel.zgora-gorzow.opoka.org.pl www.stodola.ires.pl


6

R O Z R Y W K A

OGŁOSZENIA Test telefonów dla studenta DROBNE Test Siemensa M55:

KOREPETYCJE Z RACHUNKOWOSCI Masz kłopoty z rachunkowością? Ja sprawię, że ją zrozumiesz i polubisz. Marcin-tel. 502-741-345 Rabat dla studentów UZ!!!

SPRZEDAM Tanio: Nagrywarka YAMAHA 8x8x24x Mało używana. Kontakt: Redakcja@uzetka.uz.zgora.pl

SPRZEDAM Tanio: CD-ROM LITE-ON 52 SPEED Na gwarancji !!! Kontakt: 691 61 05 18

PRACA Praca na promocjach. Kontakt: 606 27 01 35

REDAKCJA Redakcja Gazety „UZetka” poszukuje osobę ze zdolnościami plastycznymi z dobrą umiejętnością rysowania. Kontakt: uzetka@uz.zgora.pl

SPRZEDAM Telefon Siemens c35i, bez baterii i bez ładowarki. Kontakt: redakcja@uzetka.uz.zgora.pl

MIESZKANIE Poszukujemy mieszkania. Tanio! Blisko campusu B! 3 Studentki Kontakt: 507 10 31 31

PRAKTYKA Dla studentów germanistyki! Kontakt: uzetka@uz.zgora.pl

JEŚLI CHCESZ, ABY TWÓJE OGŁOSZENIE ZNALAZŁO SIĘ W NASZEJ GAZECIE WYSLIJ JE NA ADRES REDAKCJI. REDAKCJA@UZETKA. UZ.ZGOTRA.PL LUB SKONTAKTUJ SIĘ OSOBIŚCIE Z REDAKCJĄ. ! ! ! ZAPRASZAMY ! ! !

Pierwsze wrażenia – telefon jest stosunkowo nieduży, jego wymiary 101x46x21 mm sprawiają, że wygodnie leży w dłoni. Obudowa jest solidnie wykonana, wszystko jest dobrze spasowane i nic nie trzeszczy. Z obu stron aparatu znajdują się po dwie diody, którym można ustawić różny sposób mrugania, a z kolei te różne mrugania można przypisać do nadchodzących połączeń, wiadomości, alarmów, włączenia/wyłączenia, itp. Wyświetlacz o 4096 kolorach prezentuje się nieźle, jednak nie rewelacyjnie, widoczne są piksele, a to niestety trochę obniża ocenę. Na koniec trzeba dodać, że w zestawie będzie się znajdować aparat cyfrowy z wbudowaną lampą błyskową, który powinien być kolejnym atutem przemawiającym na korzyść telefonu. W zestawie jest także gumowa kamizelka, którą nakłada się na aparat, a która zapewnić powinna większą ochronę przy mniej delikatnym obchodzeniu się. Siemens M55 zrobił bardzo pozytywne wrażenie, a ponieważ cena serii M w promocjach jest dość atrakcyjna, to wydaje mi się, że model ten będzie się dobrze sprzedawał. Test Sony Ericsson T610 Pierwsze wrażenia – bardzo prosty design, dość chłodny, ale z drugiej strony – emanujący solidnością i trwałością, a także dokładnością wykonania. Przy wymiarach 102x44x19 mm waży 95 g, wygodnie trzyma się go w ręce, zarówno podczas rozmowy jak i pisania na klawiaturze. Obudowa wykonana jest w większości z aluminium – ma to swoje plusy (większa wytrzymałość), ale i minusy – po paru „wizytach” telefonu w tylnej kieszeni spodni, lekko, choć wyraźnie, pogięła się klapka od baterii. Od razu rzuca się w oczy duży, kolorowy wyświetlacz o rozdzielczości 128x160 pikseli, potrafiący pokazać 65 tysięcy barw. Doskonała jakość i odwzorowanie barw (choć są problemy z czytelnością przy mocniejszym zewnętrznym oświetleniu), dobry kontrast, no i ta wielkość. Dzięki niej Sony Ericsson mógł ergonomicznie i bez zbędnego natłoku zaprojektować menu. Aparat fotograficzny robi zdjęcia o rozdzielczości, no właśnie, tylko 288x352 piksele (bądź nawet jeszcze mniej, bo wybrać można 120x160). Do wysłania MMS-a w zupełności wystarczy, ale trudno nie uznać tego za krok wstecz Sony Ericssona. Wśród przydatnych gadżetów znajdziemy m.in.: dyktafon, zegarek, alarm, stoper, minutnik, kalkulator.

ankieta Zapytaliśmy 15 – stu przypadkowych studentów, co robią na wykładach. Odpowiedzi były różne. Ciekawe, jaka byłaby Twoja? Co robisz na wykładach? Słucham, notuję, staram się coś zapamiętać. Paweł, filozofia II Śpię, a jak nie śpię, to staram się słuchać. Krzysztof, Wydz. Humanistyczny Nie chodzę na wykłady, a jak już jestem, to czytam jakąś książkę, lekturę albo staram się coś zapamiętać. Łukasz, Wydz. Humanistyczny Piszę listy, rysuję wykładowców. A na interesujących skrupulatnie notuję, bo warto. filologia polska I Pilnie słucham. Jestem na studiach zaocznych. Płacę za to, więc robię szczegółowe notatki, żeby nie kupować książek. Edyta, socjologia II Jestem na pierwszym roku. Na razie słucham i notuję, bo jeszcze mnie to fascynuje. Kamila, filologia polska I Myślę o jedzeniu i o tym, jak miło spędzę wieczór. Czasami, w przebłyskach świadomości, słucham w skupieniu. filologia polska Dzisiaj bawiłem się komórką. Zwykle czytam gazetę, śmieję się. Adam, pedagogika I Udaję, że słucham, rysuję szlaczki. I to by było na tyle. Mariusz, pedagogika I

Test Nokii 3300

Pierwsze wrażenia – aparat dosyć dużych wymiarów (114x63x20 mm) i wagi (125 g). Swoim kształtem i designem bardziej przypomina nam przenośną konsolę do gier niż telefon komórkowy.

Nie każdy wykładowca ma „to coś”. Dlatego bywa, że po wykładzie mam poczucie zmarnowania 90- ciu cennych minut z mojego życia. filologia polska I

Kolorowy wyświetlacz, znajdujący się dokładnie pośrodku telefonu i będący obróconym o 90 stopni w stosunku do typowych rozwiązań, potrafi pokazać 4096 barw i ma rozdzielczość 128x128 pikseli. Dzwonki – do wyboru jest albo polifonia 4-głosowa albo… nagranie z dyktafonu bądź innego pliku muzycznego. Pisanie wiadomości wspomagane jest polskim słownikiem T9 do 459 znaków, MMS-y, kalendarz i lista spraw pomogą nie zapomnieć o ważnych sprawach i wydarzeniach. Funkcje muzyczne nowej Nokii to kolejno: radio, odtwarzacz plików mp3 oraz dyktafon. Wbudowane stereofoniczne radio FM działa tylko z podłączonym zestawem słuchawkowym, który jest jednocześnie anteną. Z wartych odnotowania rzeczy, Nokia 3300 jest wyposażona w kalkulator, stoper, minutnik. Aparat bardzo ciekawy – pod każdym względem. Bardzo duże możliwości multimedialne za rozsądną cenę powinny przysporzyć mu popularności, szczególnie wśród młodzieży. Telefonu nie polecamy osobom, które korzystają z transmisji danych i potrzebują możliwości synchronizowania kalendarza oraz książki adresowej.

Mam tylko jedne zajęcia w formie wykładu. Siedzę i notuję, i chwilami się nudzę. k. języka ang. I Nic nie robię i się nudzę. Czasem coś piszę. Nie chodzę. Kasia, historia IV Jak już pójdę, to tylko siedzę. Ale raczej nie chodzę. Karolina, pedagogika II To zależy, na ile wykładowca potrafi mnie zainteresować swoim przedmiotem. Paweł, Wydz. Nauk Ścisłych

(część informacji zaczerpnięta z internetu)

Rafał Mikołajczyk Marek Greczycho

AUDYCJE RADIA "INDEX"

Wykład wykładowi nierówny. Wydz. Humanistyczny Opracowanie: Gawrosz

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

PONIEDZIAŁEK 8.50 – 8.55 „Słowo o słowie”- audycja edukacyjna 14.30 - 14.35 "Autorodeo" - magazyn motoryzacyjny 19.10 – 20.00 „Muzyczne Pola Bawełny” – audycja muzyczna 20.10 - 21.00 "Muzyczna Akademia Index'u" - audycja z muzyką klasyczną 21.10 – 22.00 „Kara” – audycja kabaretowa (Michał Malinowski, Piotr Siwecki, Szymon Dejnega) 22.00 – 24.00 SOUNDTRACK – audycja filmowa WTOREK 8.50 – 8.55 „Słowo o słowie” – audycja edukacyjna 9.45 – 9.55 Skrót listy Hit za Hitem 19.10 – 20.00 „Z INDEX-em na Uniwerku” - wiadomości uniwersyteckie 20.10 - 22.00 "Muzyczne Stany Index-u" - audycja muzyczna 22.00 - 24.00 "Audycja alternatywna" - audycja muzyczna ŚRODA 8.50 – 8.55 „Słowo o słowie” – audycja edukacyjna 10.35 -10.40 Świat nauki - audycja popularno – naukowa 14.10 – 14.30 Język giętki – audycja edukacyjna 14.30 - 14.35 "Autorodeo" - magazyn motoryzacyjny 17.10 - 18.00 "Słowotok" - audycja publicystyczna 18.10 – 18.30 Konkurs PLUS-A 19.10 - 21.00 "Klubowa Lista Przebojów" – audycja muzyczna 21.10 – 22.00 Alter Kino – audycja filmowa 22.10 – 24.00 Wieczorny koncert życzeń – audycja muzyczna CZWARTEK 8.50 – 8.55 9.35 - 9.45 12.15 - 12.25 16.45 – 16.55 17.10 - 18.00 18.10 – 19.00 19.10 - 20.00 20.10 - 22.00 22.10 - 24.00

„Słowo o słowie” - audycja edukacyjna "Buduj z muratorem" - audycja poradnikowa Businessman Magazine – audycja edukacyjna Skrót listy Hit za Hitem "Z INDEX-em na Uniwerku" - wiadomości uniwersyteckie POP (Porozmawiajmy o polityce) – audycja publicystyczna "Salon Naukowy INDEX-u" audycja popularnonaukowa "W ostatniej minucie meczu" - audycja sportowa "Remixowane party" – audycja muzyczna

PIĄTEK 8.50 – 8.55 12.10 - 12.30 14.10 - 15.00 14.30 - 14.35 18.10 –19.00 19.30 – 20.00 21.10 - 24.00

„Słowo o słowie” – audycja edukacyjna "Tip -Topy do Europy" - audycja publicystyczna "No to, no to jazda" - magazyn motoryzacyjny "Autorodeo" - magazyn motoryzacyjny „Versus” – audycja historyczna Konkurs PLUS-a "Rock nocą" - audycja muzyczna

SOBOTA 10.10 – 11.00 „Między kartkami” – audycja literacka (co dwa tygodnie) 10.30 – 11.00 „Felietonada” (co dwa tygodnie) – audycja publicystyczna 15.10 – 16.00 GLOBTROTER – audycja podróżnicza (co dwa tygodnie) 18.10 - 19.00 "Nowości muzyczne" – audycja muzyczna 20.10 - 21.00 "Koncert życzeń" – audycja muzyczna 21.10 - 22.00 "Strefa Jazzu" - audycja muzyczna (co dwa tygodnie) NIEDZIELA 10.20 – 10.30 Świat przyrody – audycja przyrodnicza 13.15 - 14.45 "Muzyczne porządki, czyli 6 kwadransów z odkurzaczem" – audycja muzyczna 15.00 – 16.00 Ewelina do Karoliny – audycja rozrywkowa 16.00 – 17.00 „Płyta Tygodnia” – audycja muzyczna 19.00 - 21.00 "Hit za hitem" - lista przebojów 21.00 - 22.00 "Podsumowanie wydarzeń sportowych weekendu" – audycja publicystyczna 22.00 – 24.00 INDEX Rapu – audycja muzyczna Dodatkowo: serwis informacyjny: od poniedziałku do piątku od 7.00 do 22.00 co godzinę – czas ok. 5 min. sobota od 9.00 do 18.00 co godzinę – czas ok. 5 min. niedziela, przegląd tygodnia o godz. 12.00 – czas ok. 10 min. serwis motoryzacyjny: od poniedziałku do soboty 7.30, 14.30 – czas ok. 3 min. serwis inf. kulturalnych: od poniedziałku do soboty 13.30 – czas 3-5 min. serwis sportowy: od poniedziałku do piątku 9.05, 21.05 – czas 3 – 5 min. sobota 21.05 – czas 3 – 5 min. niedziela 12.10 – czas 3 – 5 min. przegląd prasy: od poniedziałku do piątku 8.30 – czas 3-5 min. sobota 9.30 – czas 3 – 5 min.


7

R O Z R Y W K A

Horoskop Andrzejkowy Wodnik (20.I – 18.II) Ma szalony pociąg do gastronomii czwartej kategorii i nigdy nie oddaje pożyczonych pieniędzy. Mężczyźni spod tego znaku, wcześniej czy później, okazują się ekshibicjonistami, a kobiety nimfomankami. W zakładzie penitencjarnym czują się nieźle. Ryby (19.II – 19.III) Bez przerwy powoduje ciągłe nieporozumienia w pracy i w domu. Prochu na pewno nie wymyśli. Sprawdza się jako kontroler biletów autobusowych. Lubi pornografię. Broń Boże nie dopuszczać go do urządzeń bardziej skomplikowanych niż tłuczek do kartofli, bo popsuje. Znak sprzyjający – żaden. Baran (20.III – 18.IV) Urodzeni pod znakiem barana są z natury ociężali umysłowo, mają problemy z przyswajaniem sobie wiedzy z powodu swojej tępoty, w pracy dezorganizują wszystko, dzięki czemu awansują szybko na wysokie stanowiska. W życiu towarzyskim są porywczy i często bez powodu wywołują burdy. Na szczęcie krótko żyją. Byk (19.IV – 19.V) Jego największą wadą jest nadmierne pocenie się. Lubi okazywać swój wdzięk, mizdrzyć się zarówno przed lustrem jak i w pracy. Ma skłonności do terroryzowania swojej rodziny od urodzenia do później starości. Nigdy niczego nie czyta, choć o wszystkim ma wyrobione zdanie. Bliźnięta (20.V – 20.VI) Ludzie spod tego znaku w ogóle nie osiągają dojrzałości, zarówno intelektualnej jak i uczuciowej. Jedyne, co naprawdę potrafią, to raz w tygodniu wypełnić kupon totolotka. Niezdarnie to ukrywają, ale największą przyjemność sprawia im dłubanie w nosie. Zapraszając takiego do domu należy pamiętać, że kradnie. Dlatego zaleca się, aby przed wyjściem koniecznie zrewidować. Rak (21.VI – 21.VII) Szkoda słów. Nie pomoże nawet oddział zamknięty. Urodzeni pod znakiem Raka oszukują na każdym kroku, zdradzają, uwielbiają podłożyć świnię. Rakom nie można wierzyć nigdy i w niczym. Jeśli np. Rak mówi, że ceni sobie twoją przyjaźń, to można być pewnym, że przed godziną napisał do szefa donos. Raki stale komuś czegoś zazdroszczą, a po dwudziestym piątym roku życia łysieją, garbią się i tracą zęby. Lew (22.VII – 21.VIII) Urodzeni pod znakiem Lwa od najmłodszych lat mają skłonności do narkomanii, pijaństwa i najbardziej brutalnej rozpusty. Nie lubią się uczyć, z trudem kończą szkoły, nawet specjalne. Uwielbiają krzywoprzysięstwo i bardzo chętnie zeznają przed sądem. Zdemaskowani, wywołują awantury i dantejskie sceny. W życiu rodzinnym Lwy na szczęście nie uczestniczą. Panna (22.VIII – 21.IX) Bardziej osobiste wiązanie się z ludźmi urodzonymi pod tym znakiem to rzecz beznadziejna, bo Panna – zarówno rodzaju męskiego jak i żeńskiego – jako partner erotyczny wykazuje wdzięk słonia i pomysłowość królika. Dzieci ze związku Panny z jakimkolwiek innym znakiem kończą na ogół w klinikach dla nerwicowców. Umysłowo Panna pozostaje zawsze stuprocentową dziewicą. Waga (22.IX – 22.X) Trzeba mieć prawdziwego pecha, żeby urodzić się pod znakiem Wagi. To przesądza właściwie o wszystkim. Wagi mają krótką pamięć i wzrok, dwie lewe ręce, tępy słuch i dowcip, ambicje zawodowe i poczucie humoru w zaniku. Nie mają natomiast szczęścia do pieniędzy, powodzenia w miłości, rozumu i zdrowia. Wagi są idealnymi współmałżonkami. Skorpion (23.X – 21.XI) Ma manię prześladowczą. Nic nie jest w stanie zmienić jego przekonania, że licznym, stałym niepowodzeniom Skorpiona winien jest zawsze ktoś inny, a nie on sam. Ze strachu atakuje pierwszy i od tyłu. Z przyjemnością dręczy zwierzęta i marzy o posadzie dozorcy w ZOO. Strzelec (22.XI – 20.XII) Osobnik spod tego znaku wykazuje dużo energii i pomysłowości – urodzony działacz społeczny. Oczywiście, do czego się nie weźmie, to spieprzy. W dzieciństwie zabiera młodszym dzieciom cukierki. Ma skłonności do samogwałtu i podgląda w toalecie. Na starość pisuje wspomnienia od początku do końca zmyślone. Koziorożec (21.XII – 19.I) Każde zdrowe i dbające o swój rozwój społeczeństwo powinno natychmiast izolować osoby spod znaku Koziorożca. Koziorożec – alkoholik i analfabeta – chętnie deprawuje młodzież, gwałci staruszki, dopóki nie popadnie w nieuchronną impotencję. Nadaje się wyłącznie do kopania rowów, a i to pod nadzorem. W życiu rodzinnym przeważnie bije.

TACY JESTEŚMY!? Po raz kolejny prezentujemy wam świat Uniwersytetu Zielonogórskiego w cyfrach. Tematem przewodnim przeprowadzonej ankiety wśród 100 osób na obu campusach były WYKŁADY. Oczywiście pierws ze pyt anie mus iał o brzmieć: „Czy uczęszczasz na wykłady?”. O dziwo, wynik był zaskakujący. Aż 92% respondentów odpowiedziało twierdząco. Czy aby na pewno?

TAK 92%

NIE 8%

Skoro wynik był aż tak wysoki, postanowiliśmy sprawdzić frekwencję i tu, jak na studentów przystało ☺, 43% na te wykłady dociera (lecz tylko czasami). Niemniej jednak 31% jest ich stałymi bywalcami.

Sporadycznie Czasami Zawsze 0%

5%

10%

15%

20%

25%

30%

35%

40%

45%

Liczba uczestniczących w nieobowiązkowych wykładach jest zadowalająca, jednak powody tego uczestnictwa – już nie tak bardzo, gdyż 32% chodzi na nie tylko dlatego, że musi, a 27% – ponieważ jest puszczana tzw. „lista”.

40% 30% 20% 10% 0%

A

A

B

B

C

D

C

D

E

Kocioł studencki

F

E

F

Bo Są intere- Są nie- Podoba mi się Jest Pokazać muszę sujące zbędne do wykładowca / puszcza- się wykłaegzaminu wykładowczyni na lista dowcy

Podsumowując powyższe pytania do ankiety nasuwa się myśl, czy owe wykłady do czegoś się nam przydadzą? I tu, ku zaskoczeniu, wyniki prezentują się następująco:

Zanim się rozpłyniecie w andrzejkowych wróżbach, nim Wam skapnie nadzieja na wielką, szczęśliwą miłość, a imiennikowi zabłyśnie wizja kolejnych stu lat. Zanim to wszystko nastąpi, trzeba będzie jeszcze te imieniny przygotować: zajrzyjmy więc do kuchni. Drogi Solenizancie, spokojnie, Twój skromny, studencki portfel przeżyje tę uroczystość. Nie ma co się martwić o przekąski – kilka paczek chipsów wystarczy. Przydałby się tort? A skąd – co to, urodziny!? Skupmy się lepiej na tym, co najistotniejsze. Przecież nikt idąc do Ciebie nie spodziewa się wielkiej wyżerki. Spokojnie! Twoi przewidujący znajomi najedzą się do syta w domu i dopiero wtedy przyjdą do Ciebie. A Ci, którzy liczą na „co nieco” - na pewno należą do rzeszy wiecznie głodnej braci studenckiej, są zawsze głodni, jak ich nie nakarmisz to nic im się nie stanie – przywykli. Gdybyś się nad nimi zlitował i chciał ich na siłę uszczęśliwić np. jajami w

majonezie lub sałatką warzywną, to przygotuj dla nich prędzej kilka wiader, na wypadek gdyby się komuś ulało. Jedno jako solenizant zrobić musisz – postawić. Możesz zacząć i skończyć na piwie (najlepiej jakby goście przynieśli je ze sobą – miałbyś spokój). Ale to mało eleganckie. A Ty, jako student, obraz polskiej inteligencji, powinieneś krzewić kulturę. Koniak, brandy, łyski, szampan – za drogie. A może poncz – brzmi obco, efektownie, nadaje się w sam raz. A więc do dzieła! KAROLA Skład: 2 nalewki porzeczkowe, 2 cole, 2 cytryny, ćwiartka wódki Wszystko delikatnie wymieszaj i gotowe! Teraz masz już wszystko, możesz z radością wypastować buty, nie zapomnij o pociągnięciu pastą podeszw, Twoim butom przyda się dobry poślizg, jeśli chcesz jak najszybciej uniknąć dalszych lat męczącego studiowania. To już wszystko! PS: Niech goście nie zapomną o prezentach i nie powyrywajcie z radości grzejników w DS. - ach, one też mają prawo do szczęśliwego, studenckiego życia!

SŁOWNICZEK :-) TRUDNO POWIEDZIEĆ 12% NIE TAK

22% 61%

WNIOSEK: Postępowanie studenta nie jest do końca zrozumiałe. Nie zawsze robi to co chce, lecz to co musi, a musi, by mieć to co chce. Rafał Mikołajczyk

W

W

Poprosiliśmy kilku naszych kolegów studentów o wyjaśnienie kilku terminów wiążących się bezpośrednio z kobietą, odpowiedzi były zaskakujące, o czym możecie się poniżej sami przekonać! Co to jest?

PEELING

W

Szalejecie po internecie, co? Przyznajcie się. Spędzacie długie godziny wpatrzeni w kolorowy ekran komputera. Piszecie miliony kilobajtów elektronicznych listów, czatujecie, serfujecie po stronach szukając czegoś ciekawego. Bracia internauci, a odwiedzaliście już te strony? http://forum.witaj.net - możecie tam dyskutować o książkach, filmach, grach, muzyce, turystyce, sztuce, sporcie i o aktualnych wydarzeniach. Znajdziecie humor, quizy, recenzje książek. Możecie również kupić lub sprzedać książki. Każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego. http://plfoto.com - to galeria pełna naprawdę dobrych zdjęć. Możecie je komentować i oceniać. Sami również możecie przesłać własne prace. www.galery.pl - tutaj znajdziecie galerie ze zdjęciami, grafikami. Są też próbki mangi i plansz komiksowych. Możecie podyskutować na forum oraz pobrać lekcje rysunku. www.nastopa.pl - o strona dla autostopowiczów i kierowców. Znajdziecie tu oferty przejazdu w różne miejsca Polski i Europy. Sami również możecie zgłosić chęć podwiezienia kogoś. www.filmweb.pl - poczytacie o nowościach filmowych, aktorach, reżyserach, festiwalach; przejrzycie recenzje, zwiastuny filmów; możecie też ściągnąć zdjęcia z filmów na tapetę. www.serwis-komiksowy.pl - prezentuje nowości, zapowiedzi, recenzje, wywiady, galerie okładek. Fani komiksu mogą się nagadać do woli na forum. www.gildia.com - zawiera wszystko z dziedziny szeroko pojętej fantastyki: filmy, gry, książki, komiksy, RPG. www.hdwao.friko.pl - możecie stamtąd wysłać naprawdę fajne kartki, są również małe galerie, kącik poezji i książki. Enter. MARZANNA

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

Adam – wyrywanie brwi, tak mi się przynajmniej zdaje Roman – coś z paznokciami Tomek – to zależy, urządzenie przeznaczone do piłowania paznokci lub metalu Jacek – nie, to za trudne jak dla mnie, nie wiem właściwie: zabieg kosmetyczny polegający na złuszczaniu obumarłych komórek naskórka

BALEAGE: Adam - myślę, ze to jakaś maseczka, może jakiś krem na ciało. Roman - coś, jakieś malarstwo Tomek – specjalny pasek, który was podtrzymuje przy życiu Jacek – jakiś gryzmoł właściwie: zabieg fryzjerski, polegający na cieniowaniu kosmyków włosów za pomącą jednego lub kilku kolorów.

LAKTACJA: Adam – jakaś zmiana w organiźmie kobiety, okres kiedy zaczyna mieć mleko Roman – coś z wytwarzaniem mleka, okres kiedy kobieta zaczyna mieć mleko

Tomek – coś z mlekiem Jacek - coś związanego z wytwarzaniem laktozy właściwie: proces wytwarzania mleka u ssaków

TIPSY: Adam – naczepiane paznokcie Roman – długie, naklejane paznokcie Tomek – to są takie skróty w grach komputerowych, które pozwalają uzyskiwać nieskończoną ilość żyć Jacek – takie paznokcie, bardzo długie... właściwie: sztuczne, żelowe lub plastikowe paznokcie

MANICUR FRANCUSKIE Adam – dbanie o paznokcie Roman – dbanie o paznokcie, nazwa fachowa, pewnie manicur pochodzi z Francji, tylko dla wygody używa się tej nazwy w skrócie. Tomek – delikatny makijaż Jacek – to też coś z paznokciami właściwie: zabiegi pielęgnujące paznokcie, polegające na nadaniu im naturalnego, eleganckiego wyglądu

VAGINA: Adam – wargi sromowe Roman – nie mam pojęcia, nawet mi się to z niczym nie kojarzy... Tomek – w skrócie pochwa Jacek – jakaś nazwa leku, nie mam pojęcia, nie wiem co to może być. właściwie: pochwa KAR


8

TO SIÊ DZIA£O

Co Ciê czeka? c.d. ze str. 1 Ustawiamy buty od k¹ta pokoju, a¿ do drzwi. Ta pierwsza wyjdzie za m¹¿, której but stanie na progu przed innymi butami. Mniej skomplikowane, ale równie magiczne przepowiednie, to wró¿by z karteczek. Tutaj czarodziejskiej si³y nabiera papier i pisak. Chcesz poznaæ imiê swojego przysz³ego ch³opaka? Wypisz intuicyjnie imiona mêskie na osobnych skrawkach papieru, œciœnij je mocno w garœci, stañ twarz¹ do œwieczki i rzuæ karteczki za siebie. Odwracaj¹c siê, poczuj, ¿e nadesz³a chwila prawdy... Imiê na karteczce, która spad³a najbli¿ej Ciebie, bêdzie nosi³ Twój wybranek. Tak bardzo chcesz, ¿eby spe³nia³o siê to, co Ci siê wyœni i wymarzy. Jesteœ niecierpliwa/y oczekuj¹c swojej szczêœliwej gwiazdy. Czy nied³ugo j¹ zobaczysz? Jeœli chcesz siê dowiedzieæ, przygotuj 13 kawa³ków papieru. Na szeœciu z nich napisz swoje marzenia - tak¿e te, o których nikomu nie mówisz. Zrób to wodoodpornym mazakiem. Wymieszaj karteczki i u³ó¿ je na dnie wiêkszej miski. Powoli wlewaj wodê do naczynia i obserwuj, która karteczka pierwsza wyp³ynie na powierzchniê. To marzenie pierwsze siê spe³ni. Jeœli wyp³ynie pusta karteczka, musisz uzbroiæ siê w cierpliwoœæ i czekaæ, a¿ los

siê uœmiechnie do Ciebie. Albo... wzi¹æ sprawy w swoje rêce, bo "do odwa¿nych œwiat nale¿y". Warto zapamiêtaæ... Pachn¹ce ciasto to nastêpny atrybut andrzejkowych wró¿bitów. Wró¿ba polega na skakaniu do powieszonego na wst¹¿ce pod sufitem smako³yka (ciasta lub dro¿d¿ówki). Jeœli przy podskoku uda Ci siê ugryŸæ kawa³ek ciasta, to szybko zarêczysz siê albo nied³ugo wyjdziesz za m¹¿/o¿enisz siê. Jeœli sznurek siê zerwie i ciasto upadnie na pod³ogê, oznacza to zerwanie z ukochanym/¹. Jeœli ciasto wypadnie z opasuj¹cej go wst¹¿ki, oznacza to poczêcie dziecka. A jeœli ciasto wypadnie i odkruszy siê kawa³ek, czeka Ciê d³uga samotnoœæ. Na tê magiczn¹ wigiliê przyda siê tak¿e kilka jab³ek. Najszczêœliwsza mi³oœæ czeka osobê, która wykroi z jab³ka najd³u¿sz¹ ostru¿ynê. Potem ostru¿ynê mo¿na rzuciæ na stó³ i z jej kszta³tu odczytaæ literê - inicja³ imienia ukochanej osoby. Ju¿ przy zapalaniu œwiec na rozpoczêcie wieczoru mo¿esz wywró¿yæ, czy spe³ni siê Twoje marzenie. Zapal jedn¹ zapa³kê i pomyœl ¿yczenie. Trzymaj j¹ poziomo i do jej ³epka przytknij drug¹ zapa³kê. Kiedy ta druga zajmie siê ogniem, po chwili zgasn¹. Zobacz, co dzieje siê z przytkniêt¹ zapa³k¹. Jeœli skrzywi³a siê w dó³, Twoje marzenie nie

mo¿e siê spe³niæ. Jeœli zosta³a prosta, musisz sam/a pomóc swojemu marzeniu. Jeœli wykrzywi³a siê do góry, Twoje marzenie spe³ni siê ju¿ wkrótce. Byæ mo¿e podczas andrzejkowego wieczoru w pobli¿u znajdzie siê zwierz¹tko. Ono tak¿e ma tego dnia magiczne moce i mo¿e byæ wyroczni¹. Ka¿dy z wró¿¹cych powinien po³o¿yæ przed sob¹ smako³yk dla zwierzaka. Pupil wybierze smako³yk jednego z Was i tym samym wybierze osobê, której marzenie siê spe³ni. Nie traktujmy jednak tych rytua³ów ze zbyt wielkim pietyzmem, bo upajaj¹c siê zapachem wosku i atmosfer¹ niesamowitoœci zburzymy spokój Einsteina, i us³yszymy z zaœwiatów jego sentencjê: „Có¿ to za smutna epoka, w której ³atwiej rozbiæ atom, ni¿ zniszczyæ przes¹d"... Jak by³o dawniej? Wró¿by to prastara metoda zagl¹dania w przysz³oœæ. Ludy antyczne przywi¹zywa³y wielk¹ wagê do znaków wró¿ebnych. Kiedy na Rzym najechali Gallowie i zebra³ siê senat, by zdecydowaæ, czy zburzone miasto odbudowaæ czy opuœciæ, sta³a siê rzecz magiczna. Gdy postawiono pytanie co robiæ, poœród senatorów zapad³a cisza. Nagle da³ siê pos³yszeæ krok ¿o³nierzy, którzy przechodzili gdzieœ w okolicy i g³os prowa-

dz¹cego wojsko: „Zatrzymajcie siê, zostajemy tutaj". Senatorowie uznali ten przypadek za boski znak, ¿eby zostaæ i odbudowaæ Rzym. Z kolei Hetyci (lud z Azji Mniejszej) czy Etruskowie prowadzili kalendarz brontoskopijny (brontoskopia sztuka obserwowania piorunów) i w³aœnie z b³yskawic odczytywali swoje losy. My tak¿e doszukujemy siê czasem drugiego dna w dziwnych przypadkach, które nas spotykaj¹. Znaków, symboli... A w Andrzejki szczególnie mo¿na odczuæ potê¿n¹ i tajemnicz¹ si³ê kszta³tuj¹c¹ nasze losy. Czy rzeczywiœcie przemawia ona przez wró¿by? Koœció³ uwa¿a je za zabobon: „wró¿bici k³ami¹" (Jr 27,9-10), „czary zawodz¹, wywo³uj¹ niepokój i strach" (Mdr 17,7-11). Orga-

nizuj¹c wieczór andrzejkowy nie trzeba jednak deklarowaæ swojej wiary czy niewiary we wró¿by: chodzi o zabawê. Andrzejkowe korzenie tkwi¹ w Grecji. Imiê „Andreas" oznacza³o po grecku rozdawcê mê¿ów. Wiele Ÿróde³ podaje, ¿e staro¿ytni Grecy wró¿yli z wosku lanego na wodê. Wró¿by odprawiano jednak w samotnoœci i pocz¹tkowo by³y przeznaczone tylko dla dziewcz¹t. Spragnione wiedzy, czy i kiedy wyjd¹ za m¹¿, na ten wieczór zamyka³y siê we w³asnym towarzystwie i w wielkim skupieniu odprawia³y czary. Pomaga³ im œw. Andrzej, do którego trzeba by³o modliæ siê, ¿eby wró¿by mia³y swoj¹ moc. Ch³opcom patronowa³a œw. Katarzyna, której œwiêto przypada na 4-go

listopada. Dzisiaj Andrzejki dziewczyny spêdzaj¹ razem z ch³opakami. Co mnie czeka? W³aœnie dopi³am herbatê i zagapi³am siê na fusy. Co tam zobaczy³am? Na razie nic. Magiczny wieczór dopiero za tydzieñ i wtedy spotkamy siê przy blasku œwiec. Warto jednak pamiêtaæ, ¿e przepis na swoj¹ przysz³oœæ to nie pó³ litra wody, kilogram wosku i pêk kluczy, ale tona zdecydowania, wór odwagi i szczypta wyobraŸni.

Kaja Rostkowska

Próba wytrzyma³oœci, czyli student a komunikacja publiczna C.d. ze str. 1

Fot. Agnieszka Kosiec

Zaœ przy bramce stanowiska czeka ju¿ blisko stuosobowa kolejka. O wyznaczonej godzinie podje¿d¿a

firmy, z której dworca zabiera pasa¿erów (tu PKS Zielona Góra) i spora grupa pasa¿erów, w weekendy wielu studentów, pozostaje na przystanku. Podobnie rzecz siê ma z przyjazdem do Zielonej

Kto pierwszy ten lepszy. autobus i… tu znów s³yszy siê, i¿ najpierw wchodz¹ osoby z wykupionymi biletami. A co z pozosta³ymi i to nie tylko studentami, chocia¿ tych jest tu najwiêcej? Na zielonogórskim dworcu, je¿eli autobusem, w którym zabrakùo miejsc jest autobus „PKS-u Zielona Góra”, podstawiony zostaje tzw. „kurs bis”, czyli drugi pojazd na danà trasæ, jadàcy jednak tylko do bliýej poùoýonych miejscowoúci (na ogóù do ½ trasy). Zdarza siê jednak, ¿e dany autokar nie nale¿y do

Góry. Kilkakrotnie ju¿ by³em œwiadkiem, gdy oczekuj¹cy na przystanku studenci mieli okazjê jedynie obejrzeæ tylko „prezentacjê” autokaru, poniewa¿ nie by³o dla nich miejsca. To siê nie op³aca Przepe³nienie to jednak nie tylko domena PKSów. Jad¹c w niedzielê do Zielonej Góry poci¹giem, gdy wsiada siê na stacji bli¿ej dworca docelowego, niezwykle trudno jest znaleŸæ wolne

miejsce, w którymœ z przedzia³ów. Niemal ka¿dy wype³niony jest studentami. Jednak mimo to stale s³yszymy o likwidacji lub skracaniu kolejnych „nierentownych” kursów w PKP i nie tylko. Od 3.11. PKS Zielona Góra zawiesi³ ok. 30 kursów do miejscowoœci po³o¿onych wokó³ Zielonej Góry. A co ze studentami, którzy korzystali z tych po³¹czeñ? Inn¹ zmian¹, jak¹ z pocz¹tkiem listopada (1.11) wprowadzi³ PKS Zielona Góra jest fakt niehonorowania na swoich liniach przez tego przewoŸnika biletów miesiêcznych wydanych przez inne firmy. – Do tej pory mog³em korzystaæ z autobusów ka¿dego przewoŸnika, które jecha³y do Nowej Soli, teraz bêdê móg³ korzystaæ z autobusów firmy, która sprzeda³a mi bilet. – mówi Bartek, student I roku politologii. No có¿, dotychczasowy uk³ad by³ dla PKS-ów chyba „nieop³acalny”. Ulga uldze nie równa Mówi¹c o biletach, warto przyjrzeæ siê studenckim biletom jednorazowym. PKS-y oferuj¹ studentom bilety ulgowe, jednak jeœli przyjrzeæ siê im dok³adniej, mo¿na zauwa¿yæ, i¿ wysokoœæ ulgi zale¿y od firmy, z której us³ug korzystamy (patrz tabela). Dlaczego tak siê dzieje? Kwe-

Fot. Agnieszka Kosiec

Przystanek przy alei Wojska Polskiego Przyk³adowe zestawienie cen biletów na trasie Zielona Góra – Gorzów u ro¿nych przewoŸników.

PrzewoŸnik

WysokoϾ ulgi

Cena biletu ulgowego z Zielonej Góry do Gorzowa Wlkp.

PKS Zielona Góra

45%

9,62 z³

PKS Gorzów Wlkp.

45%

10,45 z³

PKS Szczecin

40%

12,00 z³

PKS Ko³obrzeg

50%

9,50 z³

PKP „Przewozy Regionalne”

37%

11,47 z³*

*)

trasa z przesiadk¹ w Kostrzynie n/O

stia ta dotyczy usankcjonowania prawnego ulg. W PKP, w przedzia³ach 2 klasy, oraz na bilety miesiêczne przys³uguje studentom ulga ustawowa w wysokoœci 37% (mimo informacji na legitymacji o uldze 50%), zaœ „bilety studenckie jednorazowe” opatrzone s¹ ulg¹ handlow¹, czyli

w w w. u z e t k a . u z . z g o r a . p l

tak¹, której wysokoœæ okreœla dyrekcja firmy, a któr¹ w ka¿dej chwili mo¿na znieœæ, jak zrobiono po wakacjach w wiêkszoœci PKS-ów z ulg¹ dla uczniów. Miejskie taksówki Ka¿dy ¿ak korzy-

staj¹cy z komunikacji miejskiej w Zielonej Górze z pewnoœci¹ nie raz zosta³ poddany próbie nerwów. Za jedn¹ z najwy¿szych op³at w Polsce, czêsto, jedyne co otrzyma to przejazd w pêkaj¹cym w szwach autobusie. Problem jest wiêkszy, gdy akurat nie ma przy sobie drobnych, a niezbyt uprzejma ekspedientka w kiosku Ruchu nie chce rozmieniæ banknotu. Studenci, bêd¹cy jednymi z najlepszych klientów firm zajmuj¹cych siê komunikacj¹ publiczn¹, nie mog¹ uznaæ, ¿e traktuje siê ich powa¿nie. Jedyne, co nam pozostaje, to zacisn¹æ zêby i trzymaæ nerwy na wodzy, gdy „los” postawi nas przed wyborem: pokornie pielgrzymowaæ do celu, czy zostaæ w domu?

Adam Wo³yñski


9

TO SIÊ DZIA£O

Œpiewaæ ka¿dy mo¿e?! sukcesywnie powiêksza³. Pierwszy wystêp publiczny chóru planowany jest na kwiecieñ. Do tego czasu zespó³ musi siê lepiej poznaæ, zintegrowaæ i zestroiæ. Babka na Górze

prof. Jerzy Markiewicz nich jest to po prostu przygoda z muzyk¹ (tak¹ przez wielkie M!). Obecnie repertuar zespo³u prof. Markiewicza jest skromny, liczy 8 pieœni i, jak obiecuje dyrygent, bêdzie siê

S³uch, warunki g³osowe, wra¿liwoœæ, kultura osobista, ¿yciowa solidnoœæ i konsekwencja w d¹¿eniu do celu to atuty potencjalnego chórzysty. Je¿eli uwa¿asz, ¿e posiadasz przynajmniej jedn¹ z tych cech koniecznie zg³oœ siê na przes³uchanie, które odbywaj¹ siê przed ka¿d¹ prób¹ w poniedzia³ki i œrody o 19.00 (Aula C, budynek g³ówny Campus B).

Fot. Agnieszka Kosiec

Muzyczne doœwiadczenie w pracy z m³odymi ludŸmi, dla których muzyka jest wa¿nym elementem ¿ycia, pozwoli stworzyæ w pe³ni profesjonalny zespó³ akademicki. Obecnie w sk³ad chóru wchodz¹ studenci z Instytutu Kultury i Sztuki Muzycznej, ale s¹ oni w mniejszoœci. Zdecydowana wiêkszoœæ to studenci innych wydzia³ów UZ (np. Radek, który studiuje na I roku fizykê techniczn¹). I mimo, ¿e nie wszyscy maj¹ profesjonalne przygotowanie muzyczne, to ³¹czy ich jedno: mi³oœæ do muzyki. Zdaniem prof. Markiewicza, œpiewanie w chórze jest szans¹ dla ka¿dego, kto chcia³by tworzyæ i interpreto-

waæ, a nie tylko s³uchaæ muzyki. Atmosfera na próbach jest przyjacielska. Wszyscy odnosz¹ siê do siebie z sympati¹, nie ma dystansu na linii profesor – studenci. Dla Fot. Agnieszka Kosiec

c.d. ze str 1

Próba chóru akademickiego.

Niech ¿yje rock and roll W ,,Kot³owni” 5 listopada Elvis zmartwychwsta³. Sta³o siê to w ramach ,,Jesieni kulturalnej” zorganizowanej przez Zrzeszenie Studentów Polskich.

Fot. Micha³ Otto

Historia pewnych andrzejek Andrzejki zbli¿a³y siê wielkimi krokami, a co za tym idzie równie¿, a mo¿e przede wszystkim, andrzejkowe imprezowanie. Dla wiêkszoœci ludzi ca³onocne szaleñstwa, dla mnie i moich znajomych kolejna nudna impreza. Andrzejki tegoroczne podobne do zesz³orocznych i tak od zawsze. Tydzieñ min¹³ szybko, jak zwykle za szybko i naprawdê nie mia³am ju¿ ochoty nigdzie wychodziæ, bardziej atrakcyjna wyda³a mi siê perspektywa spêdzenia tego wieczoru przed telewizorem. Moja paczka chyba zadecydowa³a podobnie, nikt w tym roku nie wykaza³ siê inicjatyw¹ w organizacji czegokolwiek. Siedzia³am, siedzia³am i pewnie siedzia³abym tak do nastêpnego dnia gdy ok. godziny 18 nie przyszed³ sms. Moja najlepsza kumpelka zaprasza³a, ba! wrêcz b³aga³a, ¿eby ja odwiedziæ, bo zwariuje w tej swojej wielkiej chacie sama.

Nie wiele myœl¹c wskoczy³am w buty, schodz¹c na dó³ kupi³am wielk¹ paczkê chipsów i za chwilê jecha³am (autobusem miejskim oczywiœcie) na drugi koniec miasta. Od razu zaczê³yœmy trajkotaæ, jakbyœmy nie widzia³y siê rok co najmniej. Nagle us³ysza³yœmy dzwonek do drzwi. To pewnie Karolina, wiesz zadzwoni³a, ¿e jej siê strasznie nudzi - poinformowa³a mnie Kaja i w tym samej chwili zadzwoni³ mój telefon. To Andrzej, któremu chyba smutno zrobi³o siê we w³asne imieniny i postanowi³ zaprosiæ mnie na pizzê! Nie chc¹c uraziæ ani kole¿anki, ani jego, niewiele myœl¹c zaprosi³am go na nieoficjaln¹ imprezê, pod warunkiem ¿e przywiezie ze sob¹ wosk. Zgodzi³ siê ochoczo, zaproponowa³, ¿e przyjedzie ze znajomym, rów-

Zorganizowanie potañcówki w stylu lat 60, 70 i 80tych to pomys³ bardzo trafny. Któ¿ nie zna The Beetles czy przebojów Presleya. Muzyka z tamtych lat to gwarancja œwietnej zabawy. Chocia¿ nie od razu pojawi³y siê t³umy na parkiecie. Mo¿na by³o przez jakiœ czas odnieœæ wra¿enie, ¿e muzyka nie podrywa obecnych do tañca. Nie przeszkadza³o to w ogóle osobom, które uwa¿nie przeczyta³y plakaty i przebra³y siê w klimatach tamtej epoki. Trzeba przyznaæ, ¿e patrz¹c na nich mo¿na by³o powa¿nie zastanawiaæ siê, czy przez przypadek nie zosta³o siê przeniesionym w czasie. Inwencja tych osób by³a doprawdy zaskakuj¹ca i godna uwagi. Szkoda tylko, ¿e by³o to nieliczne grono. Jednak, niezale¿nie od przebrania lub jego braku, ludzie doskonale siê bawili i po pewnym czasie zabawa rozkrêci³a siê. Ci, którzy przyszli, na pewno nie ¿a³owali. Pozostaje ¿yczyæ ZSP

wiêcej podobnych pomys³ów, a studentom wiêkszej uwagi przy czytaniu og³oszeñ, bo dziêki temu mo¿na naprawdê uatrakcyjniæ niejedn¹ imprezê. A opowieœci okrasiæ, jak to fantastycznie siê cz³owiek przebra³. Taka zabawa to dobra okazja, aby poœmiaæ siê z samego siêbie.

nie¿ Andrzejem. Nie wypada³o nam wiêc odmówiæ. Po piêtnastu minutach zjawi³ siê, ale nie z jednym jak to zapowiada³, lecz z trzema znajomymi, czym by³yœmy trochê zaskoczone, ale

(wypadek!) ca³¹ reklamówkê wosku na nowy dywan Kai! Na pytanie, sk¹d go wzi¹³ (ja tylko ¿artowa³am z tym woskiem, ale chyba potraktowa³ to powa¿nie) odpowiedzia³, ¿e przecie¿ niedawno by³o Wszy-

tylko trochê, bo humory dopisywa³y, jeszcze œmieszniej siê zrobi³o, gdy Andrzej wysypa³

Agata Kowalska

Fot. Micha³ Otto

stkich Œwiêtych - wiêcej nie chcia³yœmy wiedzieæ. Rzuciliœmy siê wszyscy na ratunek

w w w. u z e t k a . u z . z g o r a . p l

dywanowi, gdy ponownie zadzwoni³ dzwonek u drzwi. Kaja zrobi³a zdziwion¹ minê, najwyraŸniej nie spodziewa³a siê nikogo wiêcej. W drzwiach sta³ nasz b³azen grupowy z ca³ym zaopatrzeniem na imprezê (bynajmniej nie do wró¿b!), twierdzi³ ¿e Karolina twierdzi³a, ¿e Kaja stwierdzi... itd. Powitaliœmy go z przyjemnoœci¹, bêdzie jeszcze weselej! Dziewczyny powyci¹ga³y z torebek talie kart, wosk ju¿ siê podgrzewa³, mieliœmy tylko problem z kluczem z wielka dziurk¹, bo nikt takim nie dysponowa³. Wpadliœmy wiêc na pomys³ aby po¿yczyæ klucz od s¹siadów. Kaja zapuka³a do pierwszych lepszych drzwi w swojej kamienicy i gdy zosta³y otworzone dozna³a szoku! W mieszkaniu roi³o siê od ludzi i takim sposobem zrobi³o nas siê ze trzydzieœci osób. Jakoœ nikomu nie przeszkadza³o, ¿e pierwszy raz widzimy siê na oczy, najwa¿niejszym problemem nadal pozostawa³ ten nieszczêsny klucz. Gospodarz mieszkania obok dosta³ olœnienia i zaproponowa³, ¿e zejdzie na dó³ do pewnej przemi³ej staruszki, która na pewno znajdzie jakiœ stary klucz. Prawdê mówi¹c ma³o nas zdziwi³o, gdy przyprowadzi³ starsz¹ pani¹ ze sob¹. Trochê osób pokrêci³o nosami, ale szybko zmienili zdanie, gdy nasz goœæ honorowy chwyciwszy puszkê piwa krzykn¹³ - Dobra m³odzi, to bierzemy siê za wró¿enie. Musia³o byæ trochê za g³oœno bo po godzinie da³o siê zauwa¿yæ dziwne, bli¿ej niezidentyfikowane postukiwanie w sufit, w pod³ogê, a¿ w koñcu dzwonek do drzwi, na chwilê zapad³a cisza. Ktoœ najbli¿ej drzwi otworzy³ je i oczom naszym ukaza³a siê postaæ jak z koncertu rockowego. W³osy d³ugie siêgaj¹ce do pasa, rêka w tatua¿ach, kolczyki ju¿ sama nie wiem ile i koszulka z napisem Nienawidzê was!. Nasz interesant, g³osem nie pasuj¹cym do jego wygl¹du, stwierdzi³, ¿e jesteœmy tak g³oœno, ¿e zag³uszamy nawet ich perkusje, a maj¹ teraz próbê. Kaja chc¹c roz³adowaæ atmosferê zaproponowa³a, ¿eby poæwiczyli u nas, bo w rzeczy samej, brakuje porz¹dnej muzyki. Zbuntowanym rock maniakom chyba spodoba³ siê ten pomys³, bo po paru minutach, ujrzeliœmy perkusjê, gitarê itd. Dopiero wtedy by³o naprawdê g³oœno, a mieszkanie Kai pêka³o w szwach!

Ka¿de miejsce siedz¹ce by³o zajête, stoj¹ce zreszt¹ tak¿e. W jednym pokoju ludzie odczytywali na œcianie wró¿by z wosku, w nastêpnym Karolina uk³ada³a Tarota, czêœæ postanowi³a sprawdziæ kiedy wyjdzie za m¹¿ (o¿eni siê) uk³adaj¹c buty w stronê drzwi. Jakie by³o nasze zdziwienie, gdy jedna z nowych znajomych wychodz¹c butem za próg drzwi wyjœciowych stanê³a oko w oko w z policjantem, który by³ nie mniej zdziwiony ni¿ my wszyscy. Twierdzi³, ¿e s¹siedzi z³o¿yli skargê za zak³ócanie ciszy nocnej. Wszyscy jak na komendê spojrzeli na zegarki i z wielkim zdziwie-

niem stwierdzili, ¿e jest ju¿ dawno po pó³nocy. Ca³¹ imprezê uratowa³a babcia. Wysz³a do policjantów bardzo pewnym krokiem, na twarzy jej malowa³o siê zdecydowanie i powiedzia³a: - Dlaczego panowie nie pozwalaj¹ siê wyszaleæ moim wnukom raz do roku?!? Ledwie powstrzymywaliœmy œmiech, a m³ody policjant po krótkich namowach do³¹czy³ do imprezowiczów (ale tylko na chwilê bo praca przecie¿...). Nawet nie wiem kiedy minê³a noc, za to dzieñ zapowiada³ siê bardzo pracowicie. Mieszkanie Kai wygl¹da³o jak po przejœciu tornada, a jej rodzicie wracali za jakieœ... O! Dzwonek do drzwi!

Smm


10

K U L T U R A / R E C E N Z J E

PREMIERA

„Gdzie jest Nemo”? Mały, zaginiony błazenek (taki to zabawny gatunek rybki) od 21 listopada pływa po ekranach kin w całej Polsce. I co równie ważne – od tego samego dnia można go zobaczyć w Zielonej Górze. To bardzo pokrzepiająca wiadomość, zwłaszcza, że Nemo to fajna rybka i zobaczyć ją warto. Wyobraźcie sobie ocean (wielki i niebieski), a w nim maleńką rybkę z przykrótką płetwą. To właśnie Nemo. Ten oto nieporadny, ale i słodki Nemo jest naszym bohaterem. Będziemy śledzić jego losy na dużym

ekranie. A właściwie nie tylko jego, również jego ojca, Marlina, koleżanki ojca, Dori, kolegów Nemo z akwarium, trzech rekinów, setek żółwi morskich, stada mew, pelikana... i tysiąca innych wodnych stworzeń. Nie zabrakło miejsca dla postaci ludzkich – dentysty zakochanego w rybach akwariowych i jego paskudnej wnuczki, Darli. Cała ferajna to wybuchowa mieszanka humoru i horroru. Bo w „Gdzie jest Nemo” bywa i śmieszno i straszno. Przy okazji pościgu za porwaną rybką twórcy przedstawili widzom własną wizję podwodnego świata. Pełnego rozmaitych gatunków ryb o wspaniałym ubarwieniu, wodnych roślin i wszelkiej maści żyjątek. Wyraźnie widać kontrast między zachwycającym światem ryb, a przeciętnym i nudnym światem ludzi. Co zaskakujące, w „Gdzie jest Nemo” nie ma czarnych charakterów (z wyjątkiem Darli), ani wątków miłosnych – mimo to, a może

właśnie dzięki temu, film nie jest mniej interesujący i nie powtarza kreskówkowych schematów. Historia o bojaźliwym tatusiu, który poszukuje swego syna w okolicach Sydney nie byłaby zapewne tak zabawna, gdyby nie komizm postaci, sytuacji i słowa. Znalazły się w filmie takie fragmenty, których zrozumienie wymagało od widza pewnej dojrzałości. Niby jak sześciolatek mógł pojąć porównanie rekinów do alkoholików i program 12 kroków w wersji: „ ryba to przyjaciel – nie jedzenie”? Bohaterem numer 1 filmu jest najbardziej roztrzepana, pomysłowa, denerwująca i wspaniała niebieska rybka Dori. To ona ożywia dialogi, sprawia, że cała sala kinowa raz po raz wybucha śmiechem. Jest tak doskonałym kompanem, że wybija się na plan pierwszy filmu. Dawno nie było tak wyrazistej i barwnej postaci kobiecej w filmie animowanym. Zwłasz-

cza u Disney’a, którego kreskówki promowały zazwyczaj typ kobiety cichej, ewentualnie walczącej w obronie rodziny. Dori z nikim nie walczy, ale i niczego się nie boi. Po prostu robi to, co podpowiada jej instynkt i... świetnie się bawi. Odkąd Walt Disney Pictures zaczął współpraco-

wać z wytwórnią PIXAR, oblicze filmu animowanego zmieniło się bezpowrotnie. Było tak już za czasów „Toy Story” (pierwszego filmu animowanego wykonanego w całości techniką komputerową), jest i dzisiaj w dobie popularności „Gdzie jest Nemo”. To dzięki Pixarowi nie wrócą już do nas historie

księżniczek i wojujących rycerzy. Nowa era filmów animowanych zaczęła się kilka lat temu, teraz zaś daje o sobie znać coraz donośniej. I to co było – nie wróci. Bo, jak śpiewała Dori, „Nas nie dogoniat!”.

Wracałam ostatnio wieczorem autobusem miejskim do domu i byłaby to zwykła, monotonna jazda ósemką przez całe miasto, gdyby nie pewne zdarzenie, które trochę wytrąciło mnie z równowagi, ale przede wszystkim zastanowiło i zmusiło do pewnych przemyśleń. Wpadam więc w ostatniej chwili do autobusu i z ulgą zauważam, że jest prawie pusty, zajmuję więc pierwsze lepsze miejsce i nagle do moich uszu dolatują ciche, męskie głosy śpiewające coś z pogranicza polskiego rocka. Od razu poczułam się lepiej. Dyskretnie zerkam do tyłu i stwierdzam, że jest ich trzech, nie są pijani i nawet nie fałszują! Osobiście nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie jedzie się przyjemniej niż zwykle. Ale niestety nie wszyscy są tacy wyrozumiali... Przede mną siedzi pewien „dżentelmen”, który chyba wpadł pod kosiarkę dziś rano, ale jakoś to sobie rekompensuje nowymi dresikami. Siedzi i z coraz większym oburzeniem zerka w stronę „autobusowych śpiewaków”. W końcu „biedaczysko” nie wytrzymuje, zrywa się z miejsca i już w drodze do Bogu ducha winnych muzykantów rzuca w ich stronę serię epitetów (niewartych powtarzania), każe im się „zamknąć”, bo jak zaraz jednemu czy drugiemu... kończyć chyba nie muszę. Innym razem dwóch kumpli opowiada sobie

przezabawną historię (również w autobusie), skąd wiem, że przezabawną? Wnioskuję to z ich śmiechu, bo z tych wulgaryzmów, którymi rzucają trudno jest sklecić jedno poprawne zdanie. Ale to chyba nikomu nie przeszkadza, bo nikt jakoś nie każe im się „zamknąć”! Parę dni później, przed autobus, którym jadę, wyjeżdża samochód osobowy w konsekwencji czego autobus nagle hamuje, a kierowca autobusu kieruje pod adresem kierowcy samochodu serie wyzwisk, obrażając przy tym matkę owego kierowcy! Jestem jeszcze bardziej zaskoczona gdy wtóruje mu pobliski pasażer. Za chwilę znajoma mi coś opowiada i klnie przy tym jak szewc! Jeśli myślicie, że na Uniwersytecie jest lepiej, to się grubo mylicie, ponieważ nie jest. Ludzie kompletnie się nie kontrolują, przecież każda historyjka musi być jakoś doprawiona, nieprawdaż? Nawet nikt nie zwraca już uwagi na przechadzających się po korytarzach wykładowców, bo po co? Nie chce moralizować, pouczać, chcę tylko zwrócić uwagę na pewien prosty fakt. Sami doprowadzamy do zubożenia naszego języka. Wiem, że zabrzmi to banalnie, gdy powiem, że jest tyle różnorodnych słów, których możemy używać, którymi powinniśmy się posługiwać, więc dlaczego tego nie robimy?. Doskonale rozumiem, że

czasami komuś mogą puścić nerwy, że ktoś może być tak zdenerwowany, że przez chwilę nie kontroluje swoich słów, ale tak zawsze, ciągle, wszędzie? Nie zważając na miejsce, w którym przebywa, ludzi, z którymi rozmawia? Dla mnie jest to po prostu totalnym lekceważeniem swojego rozmówcy. Jeśli ktoś rozmawia ze mną ciągle używając „polskiej łaciny”, to jest ewidentny brak szacunku dla mojej osoby. Proste. Niektóre wulgaryzmy tak bardzo zakorzeniły się w naszym języku, że powinniśmy „włączyć” je do słownika języka polskiego. Gdyby figurowały jako słowa potocznie używane, oficjalne, że tak je nazwę, być może nie korciło by tak bardzo, aby ich używać? Doskonale zdaję sobie sprawę, że to co napisałam niczego nie zmieni, ludzie nadal będą kląć, „wulgaryzować” itd., ale jeśli tylko dziesięć osób zastanowi się nad tym, przyglądnie się otoczeniu i postanowi coś zmienić we własnym zachowaniu, to już będzie to mały sukces dla nas i dla naszego języka przede wszystkim. I na koniec jeszcze znane zapewne wszystkim stare, polskie przysłowie „Polacy nie gęsi, też swój język mają”. A pewnie, że mają, i to jaki urozmaicony (szkoda tylko, że nie w tym kierunku co trzeba)!

Ilona Pawłowska

PO PREMIERZE

Koniec Matrixa Zapowiadany na największe wydarzenie sezonu film okazał się być nie tylko poniżej oczekiwań. „Matrix. Rewolucje” był po prostu nudny. I pomimo opinii rzeszy fanów na całym świecie, dla których obejrzenie ostatniej części trylogii braci Wachowskich jest po prostu koniecznością, ja powiem wprost: nie idźcie do kina na „Matrixa”. To po prostu strata czasu. Ponad dwie godziny spędzone w kinie na premierze „Matrix. Rewolucji” nie były pasmem zachwytów. W ogóle nie były zachwycające. Mało tego – tylko około pół godziny warto było zobaczyć. Producent, reżyserowie i cała obsada obiecywali widzom pasmo niezapomnianych wrażeń, świetną fabułę i rewelacyjne efekty specjalne. Z tych wszystkich obietnic tylko jedna została spełniona. Faktycznie, efekty specjalne, jak na „Matrixa” przystało, zapierały dech w piersiach. Szczególnie, że w „Rewolucjach” nareszcie mogłam zobaczyć walkę ludzi z maszynami, której niewiele było w „Reaktywacji”. Owa walka właśnie to perełka tego filmu. Spełnienie marzeń o realistycznym ukazaniu starć wspaniałych, skomplikowanych robotów. W końcu kto z nas nie bawił się Transformersami, przeprowadzając wyimaginowane walki z równie wyimaginowanymi przeciwnikami? W „Rewolucjach” nie musieliśmy odwoływać się do wyobraźni. Wszystko było żywe, krwawe i z metalicznym poły-

skiem. Cała reszta to już tylko słaba opowiastka z przeciętnym zakończeniem. Gry aktorskiej właściwie nie ma. Ale i nie ma na nią miejsca. Dialogi jakieś drętwe, kolejne sceny mało zaskakujące, wszystko wlecze się niemiłosiernie. Kiedy wydaje się, że nastąpi jakieś ożywienie na ekranie, następuje kolejna sekwencja bezsensownej gadaniny. No i ten słynny amerykański patos. Mieszanka ciężkostrawna. Gwoździem do trumny filmu okazało się to, co miało być jego siłą. Najważniejszą postacią w „Rewolucjach” okazał się być agent Smith. To był bardzo dobry pomysł. Niestety na pomyśle się skończyło. Tajemniczy agent-wirus okazał się być jarmarcznym szatanem (Neo widzi go jako buchający płomieniami słup ognia) o zabójczym śmiechu. Ale i tak najwspanialszą rolę odegrała Monica Bellucci, która błyszczała wciśniętym w czerwony lateksowy strój, maksymalnie wyeksponowanym biustem. Oscar należy jej się choćby za to, że się w

tym nie udusiła. Całe szczęście, że „Matrix. Rewolucje” to już historia. Dobrze, że bracia Wachowscy oszczędzili widzom kolejnych części tego „cudeńka”. Gdyby przyszło mi obejrzeć coś jeszcze związanego z Morfeuszem i spółką... nie, nie zrobiłabym tego. Muszę dbać o swoje zdrowie psychiczne. Ilona Pawłowska

Dla wszystkich kinomanów mamy konkurs. W tym miesiącu pytamy o Matrixa.Rewolucje. Jeśli podacie datę jego światowej premiery, macie szansę wygrać 2 podwójne zaproszenia do kina NEWA na wybrany seans. Odpowiedzi przysyłajcie na adres: konkurs@uzetka. uz.zgora.pl Powodzenia!

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

s.m.m.


K U L T U R A

11

M A S O W A

Dulska na deskach ...teatralnych

Z REPERTUARU Lubuski Teatr zaprezentował w listopadzie komedię Gabrieli Zapolskiej pt. ”Moralność pani Dulskiej”. Sztukę wyreżyserował Tomasz Zygadło, zaś odtwórczynią tytułowej bohaterki była wszystkim znana - Anna Seniuk.

Sztuka była wyjątkowo udana, a stało sie to m.in. za sprawą popularnej aktorki polskiego teatru, która po mistrzowsku odegrała rolę zakłamanej i dwulicowej pani domu. Z wielką naturalnością oraz z niesamowitą siłą perswazji pani Anna Seniuk stworzyła oryginalną postać kobiety charakterystyczny wizerunek osoby władczej, dwulicowej, a przy tym posiadającej ciasne horyzonty myślowe. Dynamizm oraz spontaniczność, jakie zapanowały na scenie, wywoływały zdrowe salwy śmiechu wśród publiczności. Energiczna Hesia (Marta Artymiak) oraz nieco spokojniejsza Mela (Kinga Kaszewska-Brawer) z pewnością wzbudziły sympatię

niejednego widza, który obok możliwości ujrzenia różnego typu komizmu, został nakłoniony do głębszej refleksji. Czyż problem niechcianej ciąży pokojówki (M.Gałuszka) z niezdecydowanym i wciąż “lumpiącym się” synem pani domuZbyszkiem (J.Zienkiewicz), nie jest wciąż aktualny? Czyż przysłowiowa dulszczyzna - życie na pokaz, w zakłamaniu i obłudzie - nie jest wciąż spotykana w polskich domach? Odpowiedzi na te pytania pozostają oczywiście twierdzące. Polska komedia porusza więc problemy wciąż uniwersalne, których hiperbolizacja ma na celu rozśmieszyć widza, a jednocześnie skłonić go do głębszych przemyśleń.

Uważam, iż “Moralność pani Dulskiej” w reżyserii Tomasza Zygadło można uznać za wielki sukces, którego potwierdzeniem była pełna sala teatralna oraz ogromne brawa publiczności. Agnieszka Ogrodowska

Tarantino w dwóch odsłonach PO PREMIERZE „Niektórzy będą w kinie wymiotować, inni pewnie wyjdą w trakcie seansu”. Tak o „Kill Bill” powiedziała Lucy Liu, odtwórczyni jednej z głównych ról. Niezbyt zachęcające, prawda? Nie wszyscy jednak wzięli to sobie do serca, bo sala podczas projekcji nie świeciła pustkami. A ja, jako że żaden film nie jest mi straszny, postanowiłam przekonać się na ”własnej skórze” o tym wymiotowaniu. Dotrwałam nawet, bez żadnych mdłości, do końca. I dodam więcej: warto było. Po sześciu latach przerwy Qentin Tarantino powrócił z wielkim impetem do kina. Z wielkim to trochę mało powiedziane. Reżyser ma olbrzymie, krwawe i brutalne wejście, na które liczni widzowie na sali reagują wieloznacznym „bleeee” ewentualnie „feeeee”. I nie ma się co dziwić. Tyle przemocy i okrucieństwa już dawno nie widziałam w kinie. Podpartego w dodatku hektolitrami soczystej posoki. A ta lała się bez przerwy. To z odciętych kończyn, głów i czego tam jeszcze, nawet nie wiadomo skąd, bo nie byłam w stanie dostrzec. Zresztą to nie istot-

ne, bo ze wszystkiego lało się na umór. Tarantino zużył w „Kill Bill” pięćset litrów sztucznej krwi, która na jego życzenie była szczególnie jaskrawa. Co na marginesie i widać i czasem też czuć (np. na żołądku). Utwierdza mnie to jedynie w przekonaniu, że Tarantino to totalny maniak i świr. Ale zdolny świr. Jak już się rzekło, przemocy tu sporo, ale nie panikujmy. Zwykle na nadmiar czegokolwiek stajemy się obojętni, lub po prostu zaczynamy się z tego śmiać (nie będę tu rozważać kwe-

stii w aspekcie moralnym). Przejaskrawienie agresji miało czemuś służyć, być środkiem wyrazu. Czemu zatem? Odpowiedź jest banalnie prosta: tylko i wyłącznie rozrywce, najpierw samego reżysera, potem naszej. Bo Tarantino to człowiek, który robi filmy przede wszystkim dla siebie, a przy okazji nie można go podejrzewać o ambitniejsze niż rozrywkowe cele. „Kill Bill” to nawiązanie do konwencji kina w stylu exploitation. Były to niskobudżetowe produkcje opierające się na przemocy i posiadające zerowy poziom artystyczny. Jednak Tarantino poszedł znaczcie dalej. Owszem, mamy absurdalną walkę: jedna kontra 76 zbirów, mimo to poziom artystyczny jego najnowszej produkcji jest na całkiem przyzwoitym poziomie. Na przykład takie sceny walki. Są tu ogromnie dynamiczne i oryginalne, czyli takie, jakich nie ma w pospolitym kinie akcji. Moją uwagę zwrócił także ciekawy montaż. Podzielenie filmu na sekwencje, będące poszczególnymi częściami całej historii, to usystematyzowanie całej intrygi: 1 rozdział – 1 ofiara zemsty. Całość doskonale uzupełnia 10 minutowa sekwencja anime, rzucająca nieco światła na przeszłość jednej z ofiar The Bride (Umy Thurman), przez co obie postacie nabierają pewnych wspólnych cech. A cały, przewrotny klimat filmu doskonale podkreśla, również nie mniej zakręcona, muzy-

Czyli ploteczki po godzinach Enrique Iglesias w wywiadzie dla niemieckiego „Der Spiegel” przyznał, że chciałby być tak silny psychicznie, jak jego ukochana, Anna Kurnikowa. „Naprawdę podziwiam w niej to, że jest takim wojownikiem. Chciałbym choć w połowie być taki jak ona”. Ciekawe, Chryistian Slater walczy o wolność swojej żony, Ryan Haddon. Sytuacja jest dość nietypowa. Znany aktor oberwał od swojej wybranki szklanką z wodą w jednym z kasyn w Los Angeles. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kilka szwów na głowie Slatera. W dodatku policja nie chce słuchać jego wyjaśnień, że to tylko wypadek, bo tak naprawdę to ona chciała mu tylko podać nieszczęsną wodę. Aktor najwyraźniej bierze

Hugh Grant znowu trafił do policyjnego radiowozu. Jednak tym razem wsiadł bez oporów, bo za kierownicą

ka. Dodatkowo mamy okazję zobaczyć w akcji aktorów mniej znanych lub tych rzadko pojawiających się na ekranie, jak np. Davida Carradine’a, Michaela Madsena czy Deryll Hannah. Nie sądziłam, że taki film jest w stanie na tyle mnie zainteresować, żebym nie mogła doczekać się kolejnej części. Bo w końcu Tarantino to nie Tolkien,

którego można znaleźć na półce w każdej księgarni, by doczytać ciąg dalszy. „Kill Bill” kończy się w przysłowiowym „najlepszym momencie”. I pójdę na drugą część choćby tylko po to, żeby wyjaśnił się ten ”najlepszy moment”. A żeby wiedzieć, o co mi chodzi, musicie przekonać się sami. Polecam. Bożena Pyrdoł

Jako że o Nicole Kidman ostatnimi czasy zrobiło się głośno, o sobie postanowił przypomniec światu jej były mąż, Tom Cruise. W wywiadzie dla jednej z amerykańskich gazet przyznał, że zawsze będzie kochał swoją eks-żonę. Ciekawe, co na to jego obecna wybranka? Na pewno musi być zachwycona, kiedy jej ukochany wychwala w niebiosa Nicole, jaką to ona jest

Salma Hayek jest zdania, że kobiety niezależnie od wieku powinny flirtować. Dodam także, że nawet 70, 80 czy 90 – letnie panie nie Dzisiaj w Hollywood talent już nie wystarcza (a czy kiedykolwiek zwracano tam na niego uwagę?). Znana przede wszystkim z roli Arweny we „Władcy Pierścieni”, Liv Tyler odmówiła producentom zrzucenia kilku kilogramów, co według nich jest gwoździem do trumny jej aktorskiej kariery. Aktorka przyznaje, że dobrze się czuje w swoim ciele i nie zamierza się katować żadnymi dietami. Ciekawe, jak długo wytrzyma w tym postanowieniu, zwłaszcza, gdy poczuje dużą kasę za jakąś rolę? Ja jednak mam

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

czy rzeczywiście tak jest? Powszechnie wiadomo, że mężczyźni rzadko przyznają się do słabości w stosunku do płci pięknej. A może to tylko kolejny chwyt, taki bajer podpatrzony od tatusia, który kobiet miał na pęczki? Z drugiej strony nie ma jak porządna, słowiańska krew.

amerykańskich policjantów za naiwniaków, którzy dadzą się nabrać na tani numer. Ale jedno trzeba przyznać: on ją chyba bezgranicznie kocha (a ona ma niezły cios). siedziała urocza (podobno) policjantka, a Grantowi spieszyło się na premierę jego nowego filmu „To tylko miłość”. Brytyjski aktor ma najwyraźniej nieokreślone ciągoty do policji i radiowozów. Raz trafia tam siłą, raz wsiada z własnej woli. Może, gdyby wcześniej trafił na porządną panią strzegącą prawa, nie musiałby zadowalać się byle jaką prostytutką na tylnym siedzeniu (jak to miało miejsce w 1995r.).

wspaniałą kobietą i matką. Cruise zawsze miał genialne wyczucie: co, kiedy i komu powiedzieć. muszą mieć oporów, bo dzięki temu będą wiecznie młode, a przede wszystkim szczęśliwe. Pomysłowa ta Hayek. Może napisze jakiś poradnik, jak według niej najlepiej uwodzić mężczyzn, niekoniecznie mając na uwadze podtekst erotyczny. Ciekawi mnie tylko jedno, jak i na co wyrywa się chłopa, mając te przynajmniej 80 lat? nadzieję, że postawi, jak rzadko która hollywoodzka „piękność” na swoim. Życzę jej powodzenia.


12

K U L T U R A

Myślę, że jest się przeciw czemu buntować

dzień spędzić z rodziną. Iść do kina, ubrać się i umówić nawet na randkę. W sumie nie jest to wesołe. Ktoś inny czerpie z tego wielki zysk. Najczęściej jest to kapitał, korporacja zachodnia. Na zachodzie był ten pęd w latach siedemdziesiątych. My jesteśmy oczywiście kilkadziesiąt lat do tyłu cywilizacyjnie. To może minie. Ten utwór nie jest utworem walczącym. My specjalnie ubraliśmy go w taką formę kiczu, jak kiczowate jest spędzanie czasu ze swoją narzeczoną trzymając się za ręce w multipleksie.

W tym miesiącu prezentujemy wywiad z Muńkiem Staszczykiem, liderem grupy T.Love. Dariusz Szumacher rozmawiał z nim o buncie, nowej płycie, Unii Europejskiej i komputerach. Już 7 listopada rozpoczęliście trasę koncertową. Jak można wyczytać w Internecie, miała to być trasa pełna wspomnień, starszych piosenek. Faktycznie tak jest? Jak każda trasa klubowa, ma zdecydowanie inny zestaw piosenek niż na innych koncertach tzw. plenerowych, gdzie się gra przeboje i dodatki. Staram się zmieniać repertuar na każdą trasę koncertową. Zawsze jesienią robimy trasę. Teraz jest rzeczywiście powód i pretekst ku temu, bo wychodzi płyta koncertowa, więc trasa jest mile widziana. Repertuar jest mniej więcej taki, że jest to wypadkowa tego co lubimy sami. A tak naprawdę dążymy do tego, by mieć w naszym repertuarze kilkadziesiąt piosenek i stosować program wymienny. Żeby nie grać ciągle tego samego. Jest z czego wybierać, bo zespół wydał tych płyt sporo. Teraz mieliśmy przez cały październik próby grając piosenki, do których już dawno nie wracaliśmy np. „Brutalna niedziela”, „Nie ma zabawy”, „Klapsy”, „Pani z dołu”. Piosenki może nie były lansowane w radiach., ale są ważne dla nas i dla fanów też. 8 listopada wyszła płyta koncertowa „T.Live” Jest to zapis koncertu w warszawskiej „Stodole” Wspominałeś, że dobór piosenek na koncercie będzie się zmieniał. Ale czy to będzie zbliżone do tego co się działo w „Stodole”? Na pewno nie, bo to by było bez sensu. Fani kupią sobie płytę, przeżyją ten koncert jeszcze raz w domu. Zresztą to był koncert specjalny, zagrany w zeszłym roku, z okazji XX–lecia zespołu. Był tam stary skład T.Love, byli goście specjalni: Robert Brylewski z Brygady Kryzys, Grabarz z Pidżamy Porno. Więc to jest niemożliwe do powtórzenia. Ja myślę, że pewne utwory się powtarzają. Bo każdy zespół ma takie utwory ,które się powtarzają na każdym koncercie. Ale na pewno nie będzie to powtórzenie 1 – 1 bo to by było absurdalne. A na koncercie w mieście jednym lub drugim, będziemy grali inne piosenki, oczywiście z powtórzeniami np. „Wychowanie”, „Warszawa”, bo one się zawsze pojawiają. Braliście udział w koncercie PRL (Punk Rock Later). Teraz 13.12. z okazji 22 rocznicy stanu wojennego szykuje się

powtórka w katowickim spodku. Można wnioskować, że pierwsza edycja przypadła Wam, muzykom, do gustu ? To wszystko zweryfikowała publiczność. Bo i gdyby nie było tzw. sukcesu – frekwencji, myślę ze nie byłoby robienia czegoś na siłę po raz drugi. Ja się spodziewałem, że będzie sporo ludzi, ale myślałem po pierwsze, że będzie ich dużo, dużo mniej. Po drugie, byli to ludzie bardzo młodzi. Oczywiście byli 40–latkowie tacy jak my, jak większość muzyków ze sceny, ale przewaga była 19, 20– latków. Czyli ludzie młodzi szukają takiego przekazu, szukają tego typu energii. Nie słuchają tylko hip–hopu i popu. Z całym szacunkiem do hip-hopu, który generalnie lubię, ale wszyscy trąbili dookoła o końcu tzw. rocka zaangażowanego, rocka nie tylko komercyjnego. Te zespoły, które się spotkały są teraz w innym miejscu. Dezerter gra to co grał, Armia ma swój przekaz spirytualny, a Kult jest Kult. Ale wszystkie te zespoły łączy jedno. Zaczynały w tamtych czasach i łączy je rdzeń, czyli muzyka punk. Więc gdy organizator zaproponował powtórkę, to wszyscy powiedzieli tak, więc dlaczego ja miałem powiedzieć nie? Zaskoczę Cię, jeżeli powiem, że już nie ma biletów, na ten grudniowy koncert? Co ??? Ja wyczytałem, że wszystkie bilety już się rozeszły i pozostało tylko kilkadziesiąt sztuk do sprzedaży przez witrynę internetową To mnie zaskoczyłeś. Poważnie???, nie pomyliło Ci się coś? Poważnie, napisano, że ostatnie sztuki można zakupić pod adresem... Niesamowite, aż to sprawdzę. Z waszym bagażem doświadczeń macie się jeszcze przeciwko czemu buntować? Dziś już wasz bunt wygląda trochę inaczej. Wielu artystów wzięło udział w kampanii prounijnej.

nie komunę mieliśmy w dupie. Komuna dawała nam się we znaki. Czekaliśmy dnia, kiedy się rozpieprzy. No i dożyliśmy tego dnia. Dla mnie finałem tego wszystkiego jest powrót do rodziny normalnych krajów. Oczywiście ma to swoją ekonomiczną ściemę. Ja nie mówię że to jest super, ale jest to jedyna opcja dla tego kraju. Ja z czystym sumieniem wystąpiłem w tym spocie. Chociaż rozumiem wkurzenie wielu ludzi, bo ktoś, kto ma naście lat może mieć w dupie Unię Europejską, może mieć inne podejście. Tylko ja bym powiedział, że jest to podejście mało obywatelskie. Ja nigdy nie byłem anarchistą i anarchia zawsze mi się wydawała śmieszna. To nie ma nic wspólnego z działa-

niem polityków typu Miller czy SLD, bo też za nimi nie przepadam, a niektórzy ludzie zaliczyli mnie do jednego worka z Millerem. To było dla mnie trochę smutne. Ale występując publicznie w takich akcjach, zawsze się narażasz na takie rzeczy. Uciekamy od polityki. Upodobania muzyczne Polaków was śmieszą, czy staracie się dostosować? Mówię o kawałku „ Polish Boyfriends”. Ten utwór jest cyniczny, jest raczej żartem. Polacy się zakochali od kilku lat w tzw. nowych kościołach, w świątyniach konsumpcji, jak ja to nazywam. Mówię o multipleksach, hipermarketach, gdzie możesz cały

Sam wideoklip też pomysłowy. W konwencji gry komputerowej. Jak piszą wydawcy płyty T. Love, "członkowie zespołu będą mieli za zadanie, zaliczenie jak największej ilości panienek". Czyj to był pomysł? Pomysł na nasz wygląd jako megawieśniaków w sensie fryzur, wąsów itd. był nasz. Oczywiście zrealizowali go ludzie, którzy byli odpowiedzialni za stylistykę. Obrzydliwie wyglądamy na tym klipie, ale mnie to śmieszy. Śmieszy mnie to, jak widzę swój ryj w tym teledysku. Chodziło o to. by nawiązać do poetyki gier komputerowych wczesnych lat osiemdziesiątych. To był pomysł Ani Maliszewskiej – reżysera. Ona wymyśliła koncepcję gry. Przy płycie ma wyjść cała gra „Polish

Boyfriends” dostępna na naszej stronie internetowej. Może będzie krążyć po biurach, urzędach (śmiech). To jest już ostatni odcinek pastiszu w wykonaniu T.Love. Coś podobnego powstało kiedyś za oceanem, tam Bill Clinton biegał po białym domu za stażystkami. Gra się kończyła jak trafił na żonę. U was też jest taka „żona”? Widziałem tę grę i nawet powiedziałem to chłopakom, którzy robili tę animację, że trochę zerżnęli. Ten Clinton chodził po Internecie i powiedziałem: „Panowie, pojechaliście tu trochę po bandzie”. Ale oni twierdzili, że tego nie widzieli. Być może zaczerpnęli pomysł. Oni wymyślili tam różne poziomy. Jest wielu dodatkowych bohaterów, takich typowo polskich. Jest jakiś tam polityk, jest ksiądz. W ogóle tam się śmiesznie robi. Dziękuję za wywiad Dzięki. Cześć.

Rozmawiał Dariusz Szumacher Wywiadów z artystami możecie wysłuchać w Muzycznych Stanach Indexu we wtorek po 20.00. Akademickie Radio

Index - fala 96 FM.

W programie także informacje muzyczne, nowości płytowe oraz świat kina. Zapraszamy

DEPESZ W SPODKU Dave Gahan z Depeche Mode przyjechał do katowickiego Spodka, by tam zagrać jedyny w Polsce koncert. Było to 7 listopada i... było bosko! Jeśli komuś z was zdarzyło się kiedyś rozczytywać w biografiach romantycznych wieszczów przed egzaminem, ten wie, że „Słowacki pojechał do Londynu z DEPESZAMI”. Jakże uradowany byłby poczciwy Juliusz, gdyby widział na własne oczy, jak ów DEPESZ samodzielnie zapuścił się w ojczyste lasy! Jak zebrał w górniczym grodzie Katowice ponad 5 tysięcy wyznawców, by wspólnie z nimi odśpiewać te prorocze słowa: „Your own

personal Jesus”. Byłby Juliusz zadowolony. Zacznijmy od początku. Katowicki koncert Gahana był częścią „Paper monstes tour”, czyli światowej trasy koncertowej promującej jego ostatnią płytę. Dave zagrał większość swoich solowych piosenek, ale nie zabrakło też największych przebojów DEPECHE MODE. Z publicznością nie było żadnych problemów. Pozytywnie nastawieni i rozbrojeni (kontrole przy wejściu i armia ochroniarzy na sali zrobiły swoje) reagowali żywo już od wejścia ekipy

To że ja wystąpiłem w kampanii pro-unijnej, to była dla mnie pewna logika. Moja młodość nastoletnia przypadła na czasy strajków w stoczni, kiedy to gotowało się w komunie. My wszyscy byliśmy przeciwko temu systemowi. Nie graliśmy też dla opozycji, ale mówiąc general-

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

oświetleniowców, o muzykach czy samym Gahanie nie wspomnę. Sam bohater wieczoru wkroczył na scenę z 3minutowym spóźnieniem i pieśnią „Dirty sticky floor” na ustach. 5 tysięcy ludzi oszalało! Podskakiwali i śpiewali tak równo i zgodnie, jakby układ choreograficzny ćwiczyli od miesięcy. I tak już było do końca, z tą tylko różnicą, że z piosenki na piosenkę lepiej. Przy bisach podskakiwali już wszyscy – nawet ci z miejsc siedzących. Ja na koncercie zdarłam sobie gardło i obiłam ręce (od oklaskiwania Dave`a oczywiście). Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie nie być na tym widowisku. Nie zapomnę czerwonych świateł, świetnej perkusji, a nade wszystko charyzmy i energii króla depeszowców. Gahan nabiera cech dobrego wina... dojrzalszy muzycznie, ale rozkosznie niedojrzały estradowo. Genialnie zaaranżowane hity Depeche Mode wykonuje w podskokach 16-latka, nieustannie prowokując publiczność do wspólnego śpiewania. Gahan bowiem w Spodku śpiewał, tańczył, rozbierał się i „wykorzystywał

statyw”. Ale bez obaw – wszystko w konwencji. Jak na każdym dobrym koncercie, tak i w Katowicach królowały nie popisowe wygibasy, ale dobra muzyka. Takiego brzmienia, jak na tamtym koncercie, nie odnalazłam na żadnej płycie Gahana, nawet ostatniej. A szkoda – bo było to najlepsze brzmienie, jakie kiedykolwiek udało mu się osiągnąć. Wszystkie piosenki są świetnie zaaranżowane. Mają swoją dramaturgię i przestrzeń. Zyskały też nowej energii – są zagrane mocniej, bardziej rockowo. I świetnie to brzmi. Dlatego będę niecierpliwie czekała na kolejny koncert, albo przynajmniej na płytę „live”. Dave Gahan jak mało kto łączy artyzm z komercją, sztukę z kiczem, tworząc niepowtarzalne widowisko. To połączenie fascynuje jego fanów od lat. Teraz jednak nabrało nieco szlachetnej mocy i jest po prostu jeszcze lepsze. Szkoda, że ja to nie Słowacki... z DEPESZAMI (a zwłaszcza z Gahanem) pojechałabym wszędzie. I do samego Londynu. Ilona Pawłowska


13

P O L E C A M Y

LISTOPADOWO-GRUDNIOWE KALENDARIUM IMPREZ KULTURALNYCH

24 LISTOPADA poniedziałek

28 LISTOPADA piątek

Kino Newa: Dogville, reż. Lars von Trier. Teatr Lubuski: Powrót Pana Cogito, Zbigniew Herbert, reż. Zbigniew Zapasiewicz (Teatr Powszechny WARSZAWA).

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.). 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” Pub w Lochach Potańcówka- muzyka z szafy grającej (za darmo) Harlem Kanał Audytywny g. 21.00 (ok. 6 zł) Zbrojownia Potańcówka Galeria PWW Wernisaż: ”A co ze Szwecji”

25 LISTOPADA wtorek

Kino Newa: Dogville (duń.) reż. Lars von Trier Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Kotłownia: Potańcówka Palmiarnia Wtorek Studencki g. 21.00 wstęp wolny (bez legitymacji – 5 zł) Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” Stary Browar Ostry wtorek- heavy metal, grunge Zbrojownia Dzień Oszczędnych (dzbanek piwa – 10 zł )

26 LISTOPADA środa

Kino Newa: Dogville (duń.) reż. Lars von Trier Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” 27 LISTOPADA czwartek

Kino Newa: Dogville (duń.) reż. Lars von Trier. 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Kotłownia: Potańcówka Cafe Tattoo: Perełki polskiego reportażu – Leszek Ciechoński g. 20.00 Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„Nauka widzenia kości” Stary Browar Czwartki na Regale (raggee, ska)o godz. 19.00turniej piłkarzyków Zbrojownia Czwartkowe niespodzianki trzej wylosowani szczęśliwcy otrzymują dzbanek piwka gratis

29 LISTOPADA sobota

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Kotłownia: Liverpool ( 10 zł ) Straszny Dwór: Impreza taneczna - house Bohomaz: Andrzejki- impreza taneczna z wróżbami Palmiarnia Zabawa Andrzejkowa g. 20.00 Orkiestra, wodzirej, DJ, wróżka, taniec brzucha (100 zł/os – w tym: menu) Pub w Lochach Andrzejki – impreza z wróżbami, wstęp wolny Karton Przystojni Andrzeje czyli Andrzejki pod patronatem Przystojni Studenci Harlem House - Dj-e: haze-waliapolska g. 22.00 Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości”

30 LISTOPADA niedziela

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości”

1 GRUDNIA poniedziałek

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Kotłownia: Dyskusyjny Klub Filmowy, Godz.18.00 Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” 4 Róże dla Lucienne: Międzynarodowy Dzień Walki z AIDS - Kombajn do zbierania kur po wioskach g. 2020.00 wstęp: maskotka (w ramach akcji „Podaj dalej”) Stary Browar kulturalny poniedziałek (otwarty): film, muzyka, teatr, fotografia Zbrojownia Wieczór Dinozaurów (muza lat 60, 70- tych) g. 20.00 wstęp wolny

2 GRUDNIA wtorek

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kino Nysa: Niebezpieczny umysł (USA) Kotłownia: Potańcówka Palmiarnia Wtorek Studencki g. 21.00 wstęp wolny (bez legitymacji – 5 zł) Stary Browar Ostry wtorek- heavy metal, grunge Zbrojownia Dzień Oszczędnych (dzbanek piwa – 10 zł )

3 GRUDNIA środa

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) 10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„Nauka widzenia kości” Zbrojownia Środa studencka, wstęp wolny

4 GRUDNIA czwartek

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.)

10 minut później – Trąbka (fr.) Kino Wenus: Matrix g. 18.00, 20.15 Kotłownia: Potańcówka BWA: Podsumowanie akcji charytatywnej „Podaj dalej”, aukcja Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” Stary Browar Czwartki na Regale (raggee, ska) o godz. 19.00- turniej piłkarzyków Zbrojownia Czwartkowe niespodziankitrzej wylosowani szczęśliwcy otrzymują dzbanek piwka gratis Teatr Lubuski Królowa Śniegu, Godz.8.00,10.00, 11.30,

5 GRUDNIA piątek

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Palmiarnia Pokaz mody g. 18.00 wstęp wolny Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„Nauka widzenia kości” Święty Mikołaj – radość spodziewana 4 Róże dla Lucienne: Mikołajkowe bluesowe jam session g. 20.00 Zbrojownia Potańcówka Teatr Lubuski Królowa Śniegu, Godz. 8.00, 10.00, 11.30, 13.00 Filharmonia Koncert Symfoniczny, Godz. 19.00 (21 zł/19 zł)

6 GRUDNIA sobota

Kino Newa: Siostry Magdalenki . Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Kotłownia: Potańcówka 4 Róże dla Lucienne: Mikołajki – potańcówka, wstęp wolny g.20.00 Pub w Lochach Potańcówka- muzyka z szafy grającej (za darmo) Zbrojownia Potańcówka Teatr Lubuski Opowieść Wigilijna, Godz. 10.00 Czaszka z Connemara, Godz. 19.00 Spektakl za 1 zł.

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

7 GRUDNIA niedziela

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” Święty Mikołaj – radość spodziewana . Teatr Lubuski Opowieść Wigilijna, Godz.12.00 Bajki dla dzieci- czyta Tatiana Kołodziejska. Godz. 16.30 Kabaret pod Leonem, Godz. 21.00

8 GRUDNIA poniedziałek

Kino Newa: Siostry Magdalenki (irl.ang.) Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” Święty Mikołaj – radość spodziewana Karton Kartonalia – rozpoczęcie: 2 Urodziny Kartonu Stary Browar kulturalny poniedziałek (otwarty): film, muzyka, teatr, fotografia Zbrojownia Wieczór Dinozaurów (muza lat 60, 70- tych) g. 20.00 wstęp wolny

9 GRUDNIA wtorek

Kino Newa: Siostry Magdalenki . Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Kotłownia: Potańcówka Palmiarnia Wtorek Studencki g. 21.00 wstęp wolny (bez legitymacji – 5 zł) Stary Browar Ostry wtorek- heavy metal, grunge Zbrojownia Dzień Oszczędnych (dzbanek piwa – 10 zł ) Teatr Lubuski Opowieść Wigilijna, Godz. 12.00

10 GRUDNIA środa

Kino Newa: Siostry Magdalenki. Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Kotłownia: Dyskusyjny Klub Filmowy, Godz. 18.00 Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski . Święty Mikołaj – radość spodziewana Zbrojownia Środa studencka, wstęp wolny Teatr Lubuski Królowa Śniegu, g. 10.00

11 GRUDNIA czwartek

Kino Newa: Siostry Magdalenki . Rzeka tajemnic reż. Clint Eastwood Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Kotłownia: Potańcówka Muzeum Ziemi Lubuskiej Wystawa: Tomasz Sikorski –„ Nauka widzenia kości” Święty Mikołaj – radość spodziewana Karton Kartonalia, impreza taneczna Stary Browar Czwartki na Regale (raggee, ska) o g. 19.00turniej piłkarzyków.

12 GRUDNIA piątek

Kino Nysa: Pod słońcem Toskanii (USA) Kino Wenus: S.W.A.T. (USA) 4 Róże dla Lucienne: Urodziny Skowrona – „Opera Bezgłowych” (rock progresive) g. 20.00 Zbrojownia Potańcówka BWA Wystawa Pauliny Komorowskiej-Birger


14

S P O R T

Sylwetka piłkarza

Żużel – nowy regulamin rozgrywek

Jeśli Andrzej(ki)... to Niedzielan!

Zmiany, zmiany, zmiany...

Zbliża się 30 listopada, czyli wieczór andrzejkowy. Postanowiłem zatem przedstawić sylwetkę sportowca pochodzącego z naszych stron – Andrzeja Niedzielana (dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą – Andrzej jest wychowankiem Promienia Żary) – który to w ostatnim czasie robi prawdziwą furorę w piłkarskiej reprezentacji Polski. Nie będzie to jednak typowa piłkarska „metryczka”, chciałbym przedstawić go z trochę innej strony. Tej, której przeciętny kibic zapewne nie zna, a którą z chęcią by poznał.

Oto ciekawostki z życia Andrzeja Niedzielana: Interesuje się motoryzacją i piłką nożną (kto by pomyślał… ☺), obie te dziedziny pasjonowały go od dziecka. Dziś jest piłkarzem i jeździ samochodem marki BMW. Za swój największy sukces uważa zdobycie Wicemistrzostwa Polski z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wlkp., a także debiut w reprezentacji Polski, który miał miejsce 20 listopada 2002, kiedy to przeciwnikiem Polaków była Dania. Razem zagrał 6 meczów w barwach kadry, strzelając 4 gole (1 w meczu towarzyskim z Macedonią, 2 w eliminacyjnym meczu z Węgrami, 1 w spotkaniu towarzyskim przeciwko reprezentacji Serbii i Czarnogóry). Jego ulubionym napojem jest woda mineralna niegazowana, a potrawą risotto. Podstawą jego zdrowego trybu życia jest dobre odżywianie, stronienie od papierosów, a także dużych ilości alkoholu. Jego ulubiony film to „Braveheart – Waleczne serce”, co do ulubionego aktora czy aktorki, to nie ma kogoś takiego. Podoba mu się wszystko co polskie, także polscy aktorzy i aktorki. Co do muzyki, słucha tego, co aktualnie jest na topie, również nie ma ulubionych wokalistów czy zespołów. W co się ubiera? We wszystko co modne, jest bardzo dużo ciuchów, które mu się podobają. Kiedy zaczęła się jego przygoda z piłką, podpatrywał grę Diego Maradony, który stał się jego wzorem do naśladowania. „Jeśli chodzi o piłkę nożną, facet był niesamowity” – to słowa Andrzeja. Nie jest przesądny, nie wierzy w czarne koty, w amulety i inne takie. Jest normalnym facetem, który nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Największa nadzieja? To ta, że zdobędzie wraz z kolegami z drużyny Mistrzostwo Polski i że dojdą jak najdalej w Pucharze UEFA w tym sezonie. W życiu osobistym – życzy sobie i

swoim najbliższym zdrowia – to jest dla niego najważniejsze. Jego największą słabością, jak sam uważa, są kobiety ☺. Kiedyś już tak powiedział i pewnej osobie się to nie spodobało, ale pozostaje przy tym. Jedno z jego największych marzeń się spełniło – zagrał w reprezentacji Polski, a jego następne to aby istnieć w tej piłce jak najdłużej – na wysokim poziomie. Andrzej ma kilka pseudonimów, w Górniku Zabrze wołano na niego „lisek” i „wtorek”. Ten pierwszy wymyślił dla niego Paweł Pęczak, kiedy jeszcze grał w Górniku, a wziął się ze stylu biegania Andrzeja – „bo tak się skrada na palcach jak lisek”. „Wtorek” natomiast, podobnie zresztą jak „sobota” (tak mówili, kiedy grał w Zagłębiu Lubin) to po prostu wariacje na temat jego na-

wy przyjaciel powinien być szczery i pomagać w trudnych sytuacjach. Zaleta niedoceniana w nim przez bliskich to dobroduszność. Nie ma on żadnego lekarstwa na niepowodzenia, ciężko jest (jak mówi) znaleźć takie lekarstwo, po prostu trzeba wyciągać wnioski. Na ile mu to wychodzi – sam nie wie, ale stara się wyciągać ich jak najwięcej. Uważa, że młody sportowiec, aby osiągnąć sukces, powinien ciężko pracować, bo bez tego nigdy nie będzie wyniku. Musi być to poparte jakimś talentem, ale praca nad sobą jest najważniejsza. Nie boi się żadnego przeciwnika. Czuje respekt, ale nie strach. Swoją popularność uważa za bardzo przyjemną i sympatyczną. Nie uważa jej za uciążliwą i taka, jaka jest w tej chwili, w zupełności mu

A oto dość zabawna ankieta, którą wypełnił Andrzej: x

x

HERBATA

KAWA

TEATR

KINO

x

PRYSZNIC

WANNA

GÓRY

MORZE

x

ROWER

VIDEO

DVD

x

x SAMOCHÓD x KOLEŻANKA CUKIERKI

x ANGIELSKI NIEMIECKI x CZEKOLADA x x NIKE ADIDAS KOLEGA

x

ZIELONY

NIEBIESKI

x

BIAŁY

CZARNY

VIVA

MTV

NOC

DZIEŃ

ZIMNO CIEPŁO KOSZYKÓWKA x SIATKÓWKA x

TELEWIZJA

RADIO

x

SAUNA

SOLARIUM

x

WODA

OGIEŃ

x

HISTORIA

GEOGRAFIA

NIEMCY

FRANCJA x BRUNETx BLONDYNKA KA

x x x x x x x x

OWOCE

WARZYWA

ŻEL

PIANKA

WODA

SOK

RÓŻA

TULIPAN

KOMEDIA

HORROR

LATO

WIOSNA

DESZCZ

ŚNIEG

BLUZA

SWETER

x

x

wystarcza. Jak widzi sam siebie? Dosyć wysoki (180 cm), szatyn, średniej budowy ciała, krzywe nogi, dynamiczne ruchy na boisku. Telewizor ma w domu prawie cały czas włączony, więc wszystkie wydarzenia sportowe i pozasportowe śledzi na bieżąco (najczęściej TVN 24 i Eurosport), kanał zmienia zawsze, kiedy pojawiają się reklamy. Uważa, że w swoim życiu nie podjął żadnej złej decyzji, więc niczego nie chciałby zmieniać, cofać czasu. Wymarzone wakacje? Uwielbia je spędzać u siebie w Żarach, u rodziców. Nie miał do tej pory żadnej poważnej kontuzji (odpukać!), co najwyżej drobne, niegroźne urazy. Grodzisk Wlkp. Uważa za małe, sympatyczne i ciche miasteczko, choć początkowo miał lekkie obawy. Nie wie jeszcze dokładnie, co będzie robił po zakończeniu kariery. Być może zostanie trenerem (na razie zaczął kurs trenera II klasy na AWF-ie w Gdańsku). Jeśli nie trenerem, to menedżerem. W jakim klubie chciałby zagrać? Bundesliga byłaby dla niego spełnieniem marzeń. Na początek mógłby spróbować swoich sił w średnim pierwszoligowym klubie. Uważa ligę niemiecką za jedną z najsilniejszych w Europie. Podziękowania dla Dawida Dudka – autora oficjalnej strony internetowej Andrzeja Niedzielana. Więcej informacji o Andrzeju znajdziecie na stronie:

www.niedzielan.prv.pl Maciej „Sokół” Sokulski x

zwiska. Jego motto życiowe: Nigdy się nie poddawać, iść do przodu z podniesioną głową, nawet w razie porażki nie wolno dawać za wygraną. Wolny czas przeznacza tylko i wyłącznie na relaks i odpoczynek. Po ciężkich treningach nie ma czasu na żadne „głupoty”. Kiedy był uczniem, jego ulubionym przedmiotem był WF, natomiast nie cierpiał matematyki. Co do książek – czyta książki dr-a Tombaka, który pisze o zdrowym trybie życia. Jego pierwszym samochodem była Mazda 323 F, jego obecne BMW uważa za samochód swoich marzeń. Nie ma zielonego pojęcia, co by robił i kim by był, gdyby nie został piłkarzem. Uważa, że mógłby robić naprawdę wszystko, bo żadnej pracy się nie boi. Zawsze jednak chciał zostać piłkarzem, tylko to go interesowało i… dopiął swego. Najważniejsza data? 27 lutego 1979 – czyli jego narodziny. Uważa, że prawdzi-

Podaj imię i nazwisko prezesa KS Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski. Odpowiedzi kierujcie konkurs@uzetka.uz.zgora.pl

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

Jak co roku, tuż po zakończeniu sezonu żużlowego, zbierają się przedstawiciele polskich klubów, by uchwalić nowy regulamin rozgrywek ligowych. Rokrocznie na takich spotkaniach pojawia się mnóstwo nowych, często kontrowersyjnych projektów. Mało tego, każdy z pomysłodawców jest przekonany o tym, że to właśnie jego koncept jest jedynym lekiem na uzdrowienie polskiego żużla. A jeśli do tego dodamy jeszcze partykularne interesy poszczególnych klubów, to mamy obraz „klasycznego polskiego piekiełka”. Kto na nowych rozwiązaniach zyskał, a kto stracił? Czy rzeczywiście ci biedniejsi są teraz chronieni przez nowy regulamin? Przyjrzyjmy się zatem zmianom... Wiele mówiło się o konieczności likwidacji II ligi (de facto trzeciej) i połączeniu jej z pierwszą. Jednak ten pomysł nie zyskał aprobaty większości i zachowano dotychczasowy podział na trzy klasy rozgrywek. Zatem w sezonie 2004 ekstraliga i I liga będą liczyły po osiem zespołów, a pozostałe ekipy zaczną rywalizację w II lidze. Nowością jest natomiast system barażów pomiędzy klubami, które w I lidze zajmą miejsca 5-8 oraz tymi, które uplasują się w czołowej czwórce II ligi. W tej rywalizacji uwzględnia się tylko te punkty z rundy zasadniczej, które zostały zdobyte w meczach pomiędzy tymi ekipami, które również uczestniczą w barażach. Dzięki temu nie będzie konieczności ponownej konfrontacji zespołów z tej samej klasy rozgrywek (pierwszoligowcy pojadą tylko z drugoligowcami). W ten sposób powstanie nowa, ośmiozespołowa tabela. Kluby, które po zakończeniu rywalizacji znajdą się w czołowej czwórce pojadą w kolejnym sezonie w I lidze, a pozostałe wrócą do II. Taka formuła zwiększy liczbę spotkań drużyn drugoligowych, a także bardziej zmotywuje je do zbudowania mocniejszego składu. W tym miejscu należy się duży plus panom działaczom. Natomiast jeśli chodzi o system awansów i spadków pomiędzy ektraligą a I ligą, to zachowano status quo. Zmianie uległa również ligowa tabela wyścigów. Na szczęście nie przeforsowano pomysłu o czternastobiegowym meczu. Przez tyle lat kibice przyzwyczaili się do wyników, których suma daje liczbę 90, a tak, gdyby spotkania kończyłyby się rezultatami np. 43:41, czy też 42:42, to czegoś by im brakowało, stałyby się niekompletne. Mamy więc 15 wyścigów i jedyną zmianą jest zastąpienie biegu nominowanego z udziałem najsłabszych zawodników – wyścigiem juniorów. Tym samym zawodnicy z numerami 7 i 15 mają zagwarantowany jeden występ w meczu. Czy jest to dobre rozwiązanie? Jeśli koniecznie chciano wprowadzić wyścig juniorów, to przecież można było powrócić do tego programu rozgrywania biegów, który obowiązywał w latach dziewięćdziesiątych. Od przyszłego sezonu nie będzie już zawodników rezerwowych z numerami 8 i 16. Zupełną nowością

w polskiej lidze będzie możliwość stosowania tzw. zastępstwa zawodnika. Ten przepis dotyczyć będzie trzech najlepszych żużlowców danej drużyny. Polega on na tym, że w przypadku kontuzji lub choroby (potrzebne minimum dziewięciodniowe zwolnienie lekarskie) zawodnika może on być w trakcie meczu zastępowany przez kolegów z drużyny. Ową najlepszą trójkę ustala się na podstawie KSM. Początkowo opartej na tej z sezonu 2003, a później aktualizowanej po VII i XIV kolejce ligowej. Możliwość korzystania z zastępstwa zawodnika ma zrekompensować straty drużyny w przypadku kontuzji jednego z jej liderów. Przepis ten od lat z powodzeniem jest stosowany w lidze brytyjskiej, a teraz trafia na polski grunt. Czy zda egzamin? Poczekamy, zobaczymy... Ostatnią, ale jakże istotną zmianą jest ograniczenie liczby startów zawodników zagranicznych. Kluby w ciągu całego sezonu mogą zakontraktować dwóch stranieri, a w meczu wystawić tylko jednego. Takie rozwiązanie ma na celu obniżenie kosztów budowy zespołów. Jednak jest przecież jeszcze druga strona medalu, gdyż może to spowodować obniżenie się poziomu rozgrywek. Nie będzie już bowiem takich potyczek ligowych jak tegoroczne spotkania Apatora Toruń z Top Secretem Częstochowa, gdzie po jednej stronie barykady rywalizowali Tony Rickardsson i Jason Crump, a po przeciwnej – Ryan Sullivan i Andreas Jonsson (nie wspominając o „polskim” Rune Holcie). A już zupełnie nie rozumiem przepisu zabraniającego zawodnikom z Grand Prix startów w niższych klasach rozgrywkowych. Przez ten bzdurny dekret działacze TŻ Lublin zmuszeni są do rozwiązania kontraktu z Lee Richardsonem. Co by szkodziło, gdyby reprezentował on barwy zespołu z koziołkiem na plastronie? Tym bardziej, że zarówno Anglik jak i lubelscy działacze byli zadowoleni z podpisanej wcześniej umowy. No, ale przecież uchwalono nowy regulamin po to, by ratować polskie kluby... Co roku wprowadza się jakieś poprawki do rozgrywek ligowych, aby tylko uatrakcyjnić zawody. Ale i tak okazują się one być tylko kosmetycznymi, bo zawodnicy i tak wciąż jadą w lewo... Racu


15

S P O R T Podsumowanie Pucharu Świata

Siatkarski kubeł zimnej wody Niedawno zakończył się Puchar Świata w żeńskiej odmianie siatkówki. Główne trofeum zdobyły rewelacyjnie spisujące się Chinki. Nasz zespół zajął ósmą pozycję, co jest osiągnięciem raczej poniżej naszych oczekiwań. Apetyty przecież wzrosły po ostatnim sukcesie siatkarek w Mistrzostwach Europy. Przed wyjazdem do Japonii zawodniczki i działacze deklarowali walkę o lokatę dającą kwalifikację olimpijską do Aten. Analizując jednak wcześniejszą postawę naszych siatkarek na parkiecie, można było spostrzec, że taki optymizm nie do końca jest uzasadniony. Turniej o mistrzostwo Starego Kontynentu był dla naszych młodych siatkarek pierwszą imprezą tak dużego formatu, na której mogły się pokazać. Kiedy wyjeżdżały z Polski nikt nie wierzył w sukces naszej reprezentacji. Rewelacyjna postawa ukoronowana złotym medalem przykuła uwagę całego społeczeństwa do wcześniej nikomu nie znanych zawodniczek. I jak to zwykle bywa po takim osiągnięciu kibice wpadli w euforię. Nikt już nie pamiętał, jaką drogę pokonał nasz zespół w drodze do tytułu. A była ona ciężka i choć zakończona zwycięstwem, to każda wygrana przychodziła mozolnie. To, co podkreślali dziennikarze, a mianowicie zimną krew naszych „złotek” w piątych, decydujących setach w trakcie całego turnieju nie powinno jednak przesłaniać faktu, że mecz zdecydowanie lepiej jest rozstrzygać na swoją korzyść w trzech lub czterech partiach. W moim mniemaniu, jeśli mecz rozstrzyga się w tie breaku oznacza to, iż rywale byli na zbliżonym poziomie. Nie świadczy to najlepiej o sztuce koncentracji naszych reprezentantek. Nie ujmując nic z niewątpliwego sukcesu

naszych siatkarek, poziom europejskiej siatkówki żeńskiej nie dorównuje reszcie świata (zwłaszcza jeśli chodzi o drużyny zza oceanu). Ekipa włoska, która jako jedyna mogła się zbliżyć do światowej czołówki, na Mistrzostwach Europy sensacyjnie nie zakwalifikowała się do finału. Trudno też przemilczeć fakt, że w starciach grupowych tego turnieju Polki poległy z utytułowanymi prze-

zwycięska, jednak Polki popełniały dużo błędów, grały nerwowo. To już nie była ta sama drużyna, która kilka tygodni wcześniej sięgała po tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Drugi mecz miał być pierwszym kontaktem polskich kadrowiczek z nieeuropejską siatkówką. Dominikana nie była wymieniana jako faworyt i wszyscy spodziewali się kolejnego zwycięstwa. Tymczasem, kibice zostali niemile zaskoczeni porażką naszej ekipy. Kolejne przegrane mecze z bardziej utytułowanymi drużynami (Brazylia, Kuba, Chiny, Włochy) ukazały słabe strony naszej kadry. Problemy z odbiorem zagrywki rywalek, zepsute serwy, niepo-

Największa gwiazda Pucharu Świata - nasza Małgosia Glinka ciwniczkami nie zdobywając żadnego seta. Wyjazd na Puchar Świata w Japonii miał dać nam możliwość wkroczenia do elity kobiecej piłki siatkowej. Niestety, był to bardziej kubeł zimnej wody niż triumfalny marsz. Już pierwszy mecz z Turczynkami pokazał, że coś nie gra w ekipie trenera Niemczyka. Co prawda, rewanż za finał Mistrzostw Europy przeciwniczkom się nie udał i nasza drużyna schodziła z parkietu

rozumienia w rozegraniu i proste błędy wynikające z braku koncentracji – to chyba największe mankamenty w grze reprezentacji. Łyżką miodu w tej beczce dziegciu była wygrana z Amerykankami, które później zajęły wysokie trzecie miejsce w klasyfikacji ogólnej. W starciu z Japonkami polskie zawodniczki odżyły, jednak tym razem piąty set wypadł na naszą niekorzyść. Ostatnie trzy spotkania to mecze ze zdecydowanie słabszymi rywalkami

(Argentyna, Korea Pd., Egipt) i zwycięstwa zapisane na nasze konto, co jednak dało reprezentacji Polski ósmą lokatę w ostatecznej klasyfikacji. W tym miejscu chciałbym przerwać narzekanie i wlać trochę optymizmu w serca czytelników. Miejsce ósme w Pucharze Świata to lokata potencjalnie eliminująca nas z turnieju kwalifikacyjnego w Japonii. Potencjalnie, gdyż w bałaganie przepisów nie ma jednoznacznie określonej ilości drużyn grających w tych zawodach, a to nam daje nadzieję na „dziką kartę” dla naszej reprezentacji. W innym wypadku, jedyną szansą na kwalifikacje olimpijskie mielibyśmy w turnieju w Baku, z którego awansuje tylko zwycięzca. Jest też inny optymistyczny aspekt. Nasze siatkarki zebrały już sporo doświadczeń na arenie międzynarodowej, a to z pewnością zaprocentuje już w najbliższej przyszłości. Nie zapominajmy ponadto, że w obecnej drużynie tkwi spory potencjał. Drużyna jest młoda, rozwija się, zawodniczki uczą się jeszcze na własnych błędach. O ogromnych możliwościach drzemiących w naszej ekipie świadczą choćby statystyki Turnieju Pucharowego, w których często na wysokich lokatach pojawiają się polskie zawodniczki. Najjaśniejszą gwiazdą całej imprezy okazała się Małgorzata Glinka, która została wybrana MVP turnieju (najbardziej wartościowa zawodniczka). Zwyciężyła także w klasyfikacji punktowej zdobywając 213 oczek w całych zawodach. Najlepiej serwująca w zespole biało-czerwonych Katarzyna Skowrońska uplasowała się na trzeciej pozycji w rankingu turniejowym z wynikiem 18 punktów zdobytych serwisem. Spośród roz-

Sterydy

Prawdziwa historia ku przestrodze Kilka dni temu zadzwonił do mnie przyjaciel, którego od jakiegoś czasu nie widziałam. Sama nie wiem, dlaczego nie zdziwiło mnie to co usłyszałam: „Edit – jestem w szpitalu, możesz tu przyjść? Muszę z Tobą pogadać…”. Od razu zaczęłam zgadywać zadając sobie proste, retoryczne pytania: złamał nogę, a może ktoś go pobił? Nie przyszło mi do głowy, że Kamil jest szpitalu, bo zasłabł. Wszystkiego dowiedziałam się na miejscu. Stan przedzawałowy! Czułam jak usta otwierają mi się dotknięte mieszaniną zdziwienia i przerażenia. Łez na policzkach już nie poczułam, były nieistotne. Ważne było tylko to, co – do diabła – wydarzyło się w życiu mojego 21-letniego przyjaciela, który leżał nieruchomo patrząc na mnie tak, jakby oczekiwał przebaczenia, ale co miałam mu wybaczyć? Znałam jego marzenia, wiedziałam, kim chciał być, jak chciał wyglądać i ile pracy wkładał w to, by te pragnienia zrealizować. Sama wielokrotnie towarzyszyłam mu na siłowni, często rozmawialiśmy o dietach, odżywkach i wyrzeczeniach. Widziałam, ile wysiłku kosztował go każdy trening. Myślałam, że wiem wszystko, że znam Kamila. Nie pomyślałam, że mo-

ja jawna nietolerancja wobec sterydów i osób, które je stosują, może wywołać w nim lęk, wstyd czy cokolwiek innego – mniej lub bardziej – nieprzyjemnego. W ogóle nie myślałam o tym, że wyśmiewając „koksiarzy” kpię z najlepszego kumpla. Gdyby cokolwiek powiedział, gdyby choć raz przyznał się do brania czegokolwiek… na pewno nie użyłabym krzywdzących słów, nie zraniłabym go ubliżając. To nic nie daje. Chciałby się kłuć, to kłułby się, a ja ślepo przyglądałabym się jak „rośnie” w oczach. Gdybym wiedziała, że mój przyjaciel bierze sterydy, zapewne poszłabym do biblioteki, zakopała się w artykułach, dowiedziała się wszystkiego na ich temat i zrobiła wszystko, żeby udowodnić mu, że anaboliki nie są złotym środkiem na spełnienie marzeń, są jedynie

wielkimi oszustami, za którymi ukrywa się kompleksy i swoją słabość. Ale przede wszystkim sama postarałabym się zrozumieć, czym są „koksy”, bo jak można udowodnić komuś, że sobie szkodzi, nie wiedząc nic o owym „szkodniku”? Dziś wiem, że sterydy anaboliczno-astrogenne to przede wszystkim leki, które mają na celu pobudzenie biosyntezy białka oraz powstrzymanie jego rozpadu, w efekcie dając dodatni bilans azotowy. I dlatego tak wielu młodych ludzi, którzy pragną być piękni, męscy i poważani, sięga po testosteron, który posiada zarówno działanie androgenie jak i anaboliczne, dzięki czemu kształtuje się psychika oraz cechy płciowe. Od pewnego czasu zauważałam u mojego przyjaciela także zwiększoną i częstszą skłonność do zupełnie nieuzasadnionej agresywności. Tłumaczenie sobie tych nagłych wybuchów dojrzewaniem i burzą hormonów całkowicie przysłoniło mi fakt, że Kamil sięga po anaboliki. Szczęście w nieszczęściu, że

Czy warto ryzykować zdrowie dla takiej góry mięsni? zaczął je brać już po czasie, kiedy ukształtowały się hormony wzrostu, gdyby robił to wcześniej, mogłyby zamknąć się przedwcześnie nasady kości długich, co spowodowałoby zahamowanie wzrostu. Bardzo szybko znalazłam odpowiedź na jedno z wielu pytań (nigdy nie zadanych, bo przekraczały granicę intymności). Zastanawiałam się, skąd u Kamila aż tyle trądziku? Zauważyłam go nie tylko na twarzy, lecz także na plecach, klatce piersiowej, a nawet na brzuchu. Szczególnie przykrą porą musiało być dla niego lato. Chyba toczył we-

w w w . u z e t k a . u z . z g o r a . pl

grywających Magdalena Śliwa zajęła 5 lokatę. Te dane pokazują, jakimi potężnymi zasobami dysponuje selekcjoner naszej reprezentacji. To daje też nadzieję na coraz lepsze występy i wiarę w sukcesy naszych urodziwych siatkarek (o tym chyba także warto wspomnieć, bo nasze dziewczęta są po prostu ładne). Podsumowując, krytycznie oceniam występ polskiej reprezentacji w Japonii, ale patrzę jasno w przyszłość. Mamy szansę na wy-

jazd do Aten. Jest jeszcze trochę czasu na przygotowanie się do kolejnych kwalifikacji. Wszystko zależy od tego, jak trener Niemczyk i zawodniczki przepracują okres przygotowawczy i czy wyciągną wnioski z lekcji, którą otrzymały. Odpowiedź na pytanie, czy nasze siatkarki są już gotowe na olimpiadę, da nam jak zwykle siatkarski parkiet. Miejmy nadzieję, że są. Worm

II LIGA TENISA STOŁOWEGO 1 PEŁCZ Górki Noteckie 2 Odra - Roben II Księginice 3 ZKS II Zielona Góra 4 STS Bartoszów 5 Granit Strzelin 6 TOP II Bolesławiec 7 Nysa Kłodzko 8 Gorzovia Gorzów Wlkp. 9 Orzeł - GOKIS Prusice 10 AZS AE II Wrocław 11 AZS Uniwersytet - Zryw Z.G. 12 ZKS III Zielona Góra

6 6 4 5 6 6 4 6 6 6 6 5

12 9 8 7 7 6 4 4 4 3 2 0

52:8 35:25 30:10 32:18 31:29 34:26 18:22 23:37 22:38 19:41 23:37 11:39

44 10 20 14 2 8 -4 -14 -16 -22 -14 -28

II LIGA SIATKÓWKI 1 2 3 4 5

AKS Politechnika Poznań MOW Orzeł Międzyrzecz SPS Chrobry Vivo Morze Bałtyk Szczecin AZS Gwardia Gubin - Zielona Góra Maraton Świnoujście 7 UKS Budowlanka Ogicom Poznań

4 4 5 3 4 4 4

8 8 7 5 5 5 4

12:2 12:3 6:11 6:4 6:9 6:9 2:12

9 9 9 9 8 9 9 9 9 9 9 9 9 8

16 15 14 11 10 9 9 8 8 7 6 5 4 2

76 91 30 29 19 35 -7 -6 -14 -8 -64 -39 -61 -81

II LIGA PIŁKI RĘCZNEJ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14

Wolsztyniak Wolsztyn Sparta Oborniki Wlkp. AZS KŚ Zielona Góra BEL POL Świdnica NIELBA Wągrowiec AZS AWF Gorzów Wlkp. Łącznościowiec Szczecin Żagiew Dzierżoniów Ostrovia Ostrów Wlkp. Bór Oborniki Śl. Miedź II Legnica AROT Tęcza Leszno Energetyk Gryfino Victoria Świebodzice

wnętrzną wojnę pomiędzy sztucznie i tymczasowo napompowanym ciałem a okropnymi wypryskami, które musiał eksponować razem z muskułami. Oczywiście wstyd przegrywał, bo nie po to kłuł się „omką” (omnadrenem), aby ukrywać efekty pod bluzą. Ciekawe czy wiedział, że omnadren jest lekiem niezbędnym w leczeniu impotencji, ma zastosowanie w leczeniu zespołu pokastracyjnego, hipogonatyzmu i przede wszystkim – raka piersi. Bardzo wątpię w to, że człowiek zupełnie świadom działania „koksów” po nie sięga. Jest o tym ostatnio dosyć głośno, a jednak młodzi ludzie nadal się trują. Sterydy stosują najczęściej kulturyści. Dzięki anabolikom idą na wielką łatwiznę, bowiem sterydy, jako pochodne testosteronu, w bardzo szybkim tempie zwiększają masę ciała oraz siłę zawodnika. Tu nie liczy się satysfakcja, liczy się czas, ciało, pieniądz. Mało kto dziś myśli idąc na siłownię: „Za dziesięć lat będę miał niezłą rzeźbę”. Dziś przyrost ciała mierzymy raczej w miesiącach i ilościach miligramów wbitych w tyłek. Nie zaprzeczam, że stosując sterydy trzeba ciężko, długo i żmudnie pracować. Jednak w porównaniu z pracą jedynie

hantlami, dietą białkową czy też przy skromnej pomocy odżywek, wysiłek „sterydziarza” jest niemal niczym, bo jest krótszy, bo efekt jest sztuczny, bo gdy jeden cykl się kończy, trzeba zaczynać drugi – inaczej waga zacznie spadać, depresja się pogłębi, a agresja wzrośnie do niebezpiecznego poziomu. Lecz i tak młodzi chłopcy nie bacząc na konsekwencje i lekceważąc ból, sięgają po testosterony (np. propionat). Bo czym tu się martwić? Po propianacie masa spadnie, ale zawsze można go połączyć z enanthatem, który ma wysokie działanie w kolejnych dobach i daje gwarancję stałej przewagi procesów anabolicznych. I już nikt nie musi się martwić o to, że schudnie szybciej niż przytył. Ot, taka prosta, zgubna filozofia. Piszę o tym z ironią, lecz myślę z wielkim współczuciem. Żal mi młodych zawodników, którzy za wszelką cenę chcą byś szanowani i popularni, ale jeszcze bardziej żal mi ich bliskich, którzy prędzej czy później zostaną narażeni na agresję. I gdzieś w głębi siebie bardzo mi przykro, że dopiero odwiedzając przyjaciela w szpitalu zrozumiałam, że go tracę. Edyta Ejgierd


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.