NR
45
STYCZEŃ 2008
MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 11800 ::: Gazeta Bezpłatna Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice ::: Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
STARE I NOWE str. 8 i 9 biznesy w akademiku str. 10 nie można się martwić str. 6
BUZ DLA MŁODYCH
2
STYCZEŃ 2008
Z lotu Ptaka Ojciec Redaktor informuje Co niektórzy Sylwestra świętują z 25 grudnia na 5 stycznia, mnie na szczęście na taki luksus nie stać. Za to raz w miesiącu wynurzam się ze swojej Plusowej Krainy, żeby skrobnąć słów kilka do studenckiej braci czytającej. No dobra, nie tylko studenckiej, bo dostaję zewsząd informacje, że czytają nas wszędzie. Witam wszystkich miłośników felietonu w nowym roku. Prace postępują, grono nam się poszerza, zrobiło się nam nawet międzynarodowo. Do ekipy felietonistów dołączył Jan Brüning, student z Bremy, który, mam nadzieję, będzie regularnie z nami pracował. Z polskiej strony – w tym numerze trzy i pół debiutu. Brzmi dziwnie – zaraz wytłumaczę o co chodzi. Zacznę od
połówki, bo w naszym kraju dobra połówka na dobry początek wcale nie jest zła. Przy składaniu poprzedniego numeru wystąpiły, że tak powiem, drobne nieścisłości. Przy dyskretnej aprobacie komunistów chińskich, tekst „Run, Forrest, run!” autorstwa nikogo innego jak Joanny Urbańskiej, przypisany został niesłusznie Monice Renc. Monika za to, będąc w istocie uczennicą gimnazjum nr 8., została nagle teleportowana do „szóstki”. Na szczęście nie odbiło się to negatywnie na pisaniu obu tych Pań. Reasumując – Joanna Urbańska zadebiutowała już w grudniu, a więc jej występ styczniowy liczymy za pół debiutu. Monika Renc powróciła za to szczęśliwie do gimnazjum nr 8. Pozostałe trzy
Paweł Ptaszyński ( Radio Plus 91.7 FM) debiuty, to teksty Michała Koźlarka (gimnazjum nr 1.), Łukasza Michalewicza (UZ) oraz autora piszącego pod pseudonimem ‘jumpel’ (LO nr 1.). Biorąc wszystko, że tak powiem, „w kupę”, mamy razem trzy i pół polskiego debiutu, jeden niemiecki. W przyszłym miesiącu więcej felietonowych niespodzianek. Dajcie nam popracować – dopiero się rozkręcamy.
Przepraszamy Joannę Urbańską, że jej tekst „Run Forrest, run” został podpisany nazwiskiem Moniki Renc. Przepraszamy także Monikę Renc i Wojciecha Lewandowskiego oraz ich opiekunkę, panią Dorotę Głowienkę, za podanie niewłaściwego numeru szkoły. Redakcja.
I co się wtrącasz? Sama czasami nie wiem. Przecież dwie okładające się pięściami i targające się za włosy nastolatki nie powinny zrobić na mnie większego wrażenia - nie takie rzeczy widywało się na ulicach Zielonej Góry. Ale że szkoda mi było tej mniejszej i słabszej, której obrona polegała tylko na piszczeniu i wykrzykiwaniu: „spier…, ty k…”, zareagowałam. Starsza, siwiutka już pani i kobieta z dzieckiem w wózku też. Wszystkie tego pożałowałyśmy, bo nie pomyślałyśmy wcześniej, że w nie swoje sprawy wtrącać się nie należy! Dlaczego? Dla świętego spokoju. Ponieważ życie nas przyzwyczaiło, że w dzisiejszym świecie lepiej czasami przejść obojętnie. Rozwiązanie wygodne, dla zdrowia i psychiki bezpieczne – nie musimy się martwić, że po naszej akcji nastąpi reakcja w postaci czynów
lub słów wymierzonych przeciwko nam. Na ile moralne, niech każdy sobie sam odpowie. Prawdą jest, że coraz rzadziej zdobywamy się na heroiczne wystąpienia przeciwko niesprawiedliwości, bo nie wiemy jak zareagować, żeby nie oberwać. Życie w takim znerwicowanym społeczeństwie jak nasze i tak wymaga nie lada wysiłku, bo nawet kupując bułki możemy nadziać się na jakiegoś nerwusa. Kiedy takiemu wydaje się, że w naszym spojrzeniu dostrzegł cień drwiny, to nic go nie powstrzyma, żeby chociażby ręcznie, udowodnić nam nasze winy. Przypadkowe szturchnięcie wystarczy niektórym do rozpętania wojny. Skoro codziennością są obrazki przedstawiające dojrzałych mężczyzn, którzy prawie biją się o miejsce parkingowe, czy rozwrzeszczane kobiety skaczące sobie do oczu o to, która której jest
Joanna Urbańska j.urbanska@ uzetka.pl więcej winna, cóż dziwić się nastolatkom.. Z kogo mają brać przykład? Naoglądają się dziewczyny amerykańskich superprodukcji o zbuntowanych dzieciakach i rządzących szkołą cheerleaderkach, a potem nie wiedzą, co ze sobą zrobić albo jak sprawić, żeby, tak jak w filmach, wszyscy schodzili z chodnika, gdy one przechodzą. Dlatego swoją siłę demonstrują gdzie popadnie. Spotkać takie na ulicy, to jak w czapeczce z Myszką Miki wsiąść do przedziału kibiców z Leszna. Ząb za ząb, złamany tips za złamanego tipsa. Mahatma Gandhi powiedział: „oko za oko uczyni tylko cały świat ślepym”. Jak tak dalej pójdzie, to już niedługo spokojnie będziemy mogli przechodzić obok takich nerwicowców, nie narażając się na pytanie: i co się wtrącasz?
Graficiarz napisał na płocie: 2008. Widziałam to jadąc z Wrocławia, na jakiejś podwrocławskiej ulicy. Ktoś skreślił i napisał: 2009. Taki żart? Raczej nie były to życzenia noworoczne dla właściciela płotu i domu za tym płotem. To był tylko chwilowy kaprys posiadacza spreju: zasygnalizować nadejście nowego. Zobaczymy, co się wydarzy. Nie mówię o polityce. Te scenariusze uznajemy za coraz bardziej nudne. Polityka na bok w tym roku. Niech to będzie rok własnych spraw, tej codziennej drobizny. Etui na szczęście. O kształtach i barwach, jakich tylko zapragniecie. Małe pudełeczko, które służy do przechowywania drobnych przedmiotów. Można do niego wrzucać pamiątki po wydarzeniach, których nie można zapomnieć. Już teraz, w styczniu, takie magiczne etui powinien mieć każdy. A w ciągu roku wypełniać je po brzegi. Na dobry początek
Spotkali się politycy na wiejskiej ulicy. A to feler – westchnął seler. W naszym mniemaniu nie dość, że ktoś głupio powiedział, to i jeszcze został głupkiem. Mało tego, będą za nim dyplomatołek krzyczeć i szeptać w kuluarach. Jak cię słyszą, tak cię piszą. A pisać prosto po liniach krzywych też wcale nie jest łatwo. Ale Prezes powiedział: Ci, którzy mają doświadczenie, niestety są z układu. W złotych myślach nadzieja. Jeśli nie mamy własnych, warto zapamiętać kilka wypowiedzianych przez kogoś innego. Jaka niesamowita jest ich uniwersalność! Co zrobić, gdy padnie w naszym kierunku niewygodne pytanie? Zawsze możemy odpowiedzieć, jak opalony, prawie właściciel niespłaconego traktora Lamborghini: „Nie wiem, nie chcę wypowiadać się kompetentnie”. Są jeszcze jakieś pytania? Polacy uwielbiają toasty i okazje do ich wznoszenia. Kręgi zainteresowane tym obyczajem twierdzą zgodnym chórem, że okazja zawsze się znajdzie. Może i tak, ale co, jeśli ktoś jest maksymalistą i za kołnierz nie wyle-
Kaja Rostkowska Redaktor naczelna k.rostkowska@ uzetka.pl możecie włożyć do swojego etui różowe okulary. Szalone pomysły. Własna opinia. Marzenia. Tupnięcie nogą. Żadnej gry na zwłokę. Serwetka po spotkaniu w kawiarni. Zdjęcie z koncertu. Kulka śniegu. To trzeba zapamiętać. I za rok - w grudniu - wysypać wszystko na dywan. Bawić się. Oglądać z każdej strony. I powiedzieć sobie z dumą: „Dużo tego mam”. Uwierzcie: graficiarz napisał to „2008” z wielką starannością. „2009” też nie było żartem, bo przyjdzie. Życzę Wam spełniania marzeń.
Grzegorz Czarnecki g.czarnecki@ uzetka.pl wa? Jeden toast to za mało. Chyba, że jakiś porządny. Za zdrowie! I oby nam się żadne filipińskie choróbsko nie trafiło! W Sylwestra skorzystałem ze słów znanego nam wszystkim wielkiego guru Romana: „Proszę państwa, żeby w takiej sytuacji pić szampana, to trzeba być po dużej wódce”. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie ma mowy o faux pas. Prezydent po październikowych wyborach miał dla nas złe wiadomości. Usłyszeliśmy, że IV Rzeczpospolita w Polsce nigdy nie powstała. My, obywatele z nagła na powrót trzeciej RP, nie lubimy porażek. I to jest słynna, jarkowa oczywista oczywistość. Nowy rok rozpocznijmy z uśmiechem. Zachowajmy optymizm, jak właściciel psa Saby: Przegraliśmy co prawda te wybory, ale w tej porażce są elementy sukcesu. Wierzmy w nasz sukces. Ale co ja was będę pouczał. Tak jak Donek – nie jestem magikiem. Nie znam się na cebuli.
Okiem studenta politechniki
Studia, studia i po studiach
W Nowym Roku życzę wam, drodzy czytelnicy, aby wasze życie było nieskończonym pasmem sukcesów, a ewentualne porażki wskazywały, jak kolejne sukcesy osiągać.
Do osiągnięcia sukcesów czasami potrzeba narzędzi. Narzędziem sukcesu jest też oczywiście wiedza. Wiedzę można oczywiście zdobyć na studiach. Moją dedukcję kieruję przede wszystkim do tych czytelników, którzy wybór studiów mają przed sobą. Dziś, gdy szczęśliwym zrządzeniem losu (a może jednak ciężką pracą?) od kilku dni mogę sobie upragnioną garstkę literek dopisać przed nazwi-
skiem – chciałbym podzielić się z wami kilkoma spostrzeżeniami. Wybór studiów to rzecz ważna. Każdy jednak ma swoje priorytety ważności. Pozostaję głębokim orędownikiem wyboru studiów, które spełniają trzy kryteria: są związane z naszymi zainteresowaniami, pozwolą nam znaleźć ciekawą pracę i po trzecie – płaca za tą pracę wystarczy do godziwego życia. Zawszę polemizuję ze zwolennikami tezy, że studia
mają być najpiękniejszym okresem życia, pięć lat imprez, luzu, a potem ‘prawadziwe’ życie. Owe pięć lat mnie osobiście zleciało dość szybko, choć nie zawsze łatwo. Oczywiście w tym czasie udało się niejedno nabroić i nie jeden litr wypić (niekoniecznie kawy w sesji). Podziwiam ludzi, którzy idą na studia łatwe, by było wiele czasu na balangi. Podobnie podziwiam ludzi, którzy studiują dla samego faktu studiowa-
nia. Wielu z nich nie widzi pewnej subtelnej prawidłowości: to, jak się namęczysz przez te pięć lat często ma znaczenie, jak ciężko będziesz pracować przez wiele, wiele lat po studiach. A może przeleci Ci pięć pięknych lat, obronisz się, odbierzesz dyplom, obłożysz w ramkę i… rozpoczniesz pracę w zupełnie innej branży, bo w Twojej pełno jest ludzi, którzy chcieli lekko przejść studia. Daj Pa-
D.K. nie, aby ta zastępcza praca była ciekawa, w której nie wypalisz się – drogi czytelniku – w kilka lat. Każdy z nas ma wiele talentów, każdy z nas ma sporo zainteresowań. Na pewno znajdziecie wśród nich takie, których rozwijanie sprawi Wam zadowolenie i pozwoli znaleźć sposób na życie, a przy okazji będzie potrzebne i cenione w świecie. Nie bójcie się wyzwań, a lekkie życie przełóżcie na okres kilkudziesięciu lat po studiach!
3
STYCZEŃ 2008
Do uczniów przyjedzie studencki buz Czego się boisz? Że na Uniwersytecie Zielonogórskim się nie nauczysz albo że będzie nudno? Uważasz, że studia daleko od rodzinnych stron to jedyny dobry pomysł? Zanim wybierzesz większe, ale obce miasto, spotkaj się z nami. Może to właśnie w Zielonej Górze spędzisz najlepsze pięć lat swojego życia? Pięć lat warto poświęcić nie tylko na zakuwanie. Przez pięć lat można zdobyć przyjaciół na całe życie - to korzyści duchowe. Można też zdobyć doświadczenie, które przyda się w zawodzie i powali przyszłego szefa na kolana - to korzyści finansowe. Wielu studentów Uzetu to ludzie sukcesu. Ale nie tylko o tym chcemy Wam opowiedzieć. Przede wszystkim chcemy zapytać Was, czym
się interesujecie i jak widzicie swoją przyszłość. Może się okazać, że już teraz jest dla Was właściwe miejsce, pełne właściwych ludzi, w którym zrealizujecie swoje marzenia. Wielu z Was wyjedzie do Poznania albo Wrocławia - albo jeszcze dalej. Trzymamy kciuki i za to. A tych, którzy dostaną się na studia na Uniwersytet Zielonogórski, już teraz zapraszamy do naszego grona aktywnych studentów. Przyjeżdżamy specjalnie do Was! I to nie byle czym, bo autobUZem! Czegoś takiego jeszcze nie widzieliście: autobUZ pełen studentów, którzy chcą Was poznać i opowiedziec Wam o tym, co to są właściwie studia. Jesteście ciekawi? Przywitajcie nas z uśmiechem :) Do zobaczenia!
Przystanki: Zielona Góra (25.02, 3.03, 10.03.08) Żagań (26.02.08) Żary (27.02.08) Lubsko (27.02.08) Nowa Sól (28.02.08) Szprotawa (4.03.08) Kożuchów (4.03.08) Legnica (5.03.08) Kostrzyn (6.03.08) Gorzów Wlkp. (11 – 12.03.08) Lubin (13.03.08) Polkowice (13.03.08) Wolsztyn (18.03.08) Gubin (19.03.08) Krosno Odrz. (19.03.08) Sulechów (20.03.08) Bolesławiec (26.03.08) Zgorzelec (26.03.08) Wałbrzych (27.03.08) Słubice (1.04.08) Rzepin (1.04.08) Głogów (2.04.08) Międzyrzecz (3.04.08) Międzychód (8.04.08) Jelenia Góra (9-10.04.08) Skwierzyna (15.04.08) Góra (16.04.08) Wschowa (17.04.08) Leszno (17.04.08)
Autobus z hasłem ,,Dzisiaj przyjechaliśmy do Ciebie!” stanie na Waszym podwórku szkolnym, a studenci, których przywiezie - reprezentujący różne koła naukowe i organizacje studenckie - pokażą Wam, czym zajmują się w swoich kołach i organizacjach, opowiedzą o tym, jak się studiuje na UZ, jakie są przedmioty na danym kierunku, gdzie można się fajnie pobawić i miło spędzić czas w Zielonej Grze. W ,,bUZie” poznacie także zasady przyjęć na studia i otrzymania pomocy materialnej dla studentów.
Studenci wybrali
Nie podpalono urny, nie rzucano jajkami w komisję, nie zabrakło kart do głosowania. Kilka czarnych scenariuszy można odłożyć do szuflady na kolejne dwa lata. 13 grudnia na drzwiach Parlamentu Studenckiego w Vicewersalu zawisły wyniki wyborów 2007. Niemal jednogłośnie zwyciężyło P.I.W.O., czyli komitet Pracujemy i Walczymy o Was. Zdobyli 19 na 21 możliwych mandatów w Parlamencie Studenckim UZ. Większość Rad Wydziałów, sąd koleżeński i komisję rewizyjną również zgarnęło P.I.W.O. Zagłosowało 1313 osób, o połowę więcej niż dwa lata temu. Jest to jednak niewiele ponad 15% studentów dziennych. To nie koniec wyborczego maratonu na UZ. Studencka Komisja Wyborcza zdecydowała o wyborach
uzupełniających do Rady Wydziału Artystycznego, Wydziału Fizyki i Astronomii, oraz Matematyki, Informatyki i Ekonometrii i Wydziału Mechanicznego. Studenci mogą składać swoje wnioski w siedzibie Parlamentu Studenckiego na Campusie. Z powodu braków kandydatur zostały odwołane wybory do Rad Mieszkańców domów studenckich. Kierownicy akademików mają czas do 15 stycznia, aby wyznaczyć osoby do rad DS-ów. Sekretarz Studenckiej Komisji Wyborczej Emilia Rogala
WYDZIAŁ ARTYSTYCZNY (1 MANDAT ) Bartusz Jakub - P.I.W.O. - liczba głosów 593 - mandat WYDZIAŁ EKONOMII I ZARZĄDZANIA (2 MANDATY) Sobczak Adrianna - P.I.W.O. - liczba głosów 498 - mandat Biczuk Agnieszka - P.I.W.O. - liczba głosów 489 - mandat Wydział Elektrotechniki, Informatyki i Telekomunikacji (2 MANDATY) Pachla Karol - P.I.W.O. - liczba głosów 495 - mandat Grzegorek Michał - P.I.W.O. - liczba głosów 483 - mandat Wydział Fizyki i Astronomii (1 MANDAT) Sobiech Sebastian - P.I.W.O. - liczba głosów 547 - mandat Wydział Humanistyczny (5 MANDATÓW) Gotlib Natalia - P.I.W.O. - liczba głosów 529 - mandat Kancerek Maciej - P.I.W.O. - liczba głosów 522 - mandat Owsiany Marcin - P.I.W.O. - liczba głosów 515 - mandat Toczek Marzena - P.I.W.O. - liczba głosów 513 - mandat
Herejczak Marek - P.I.W.O. - liczba głosów 496 - mandat Wydział Inżynierii Lądowej i Środowiska (2 MANDATY) Świątek Sylwia - P.I.W.O. - liczba głosów 533 - mandat Lipińska Dagmara - KNMK - liczba głosów 289 - mandat Wydział Mechaniczny (3 MANDATY) Kubik Bartosz - P.I.W.O. - liczba głosów 558 - mandat Żabski Radosław - P.I.W.O. - liczba głosów 499 - mandat Dutkowiak Tomasz - AZS - liczba głosów 318 - mandat Wydział Nauk Biologicznych (1 MANDAT) Reder Anna - P.I.W.O. - liczba głosów 579 - mandat Wydział Nauk Pedagogicznych i Społecznych (4 MANDATY) Kozieł Sławomir - P.I.W.O. - liczba głosów 476 - mandat Kornosz Kornelia - P.I.W.O. - liczba głosów 462 - mandat Tarka Renata - P.I.W.O. - liczba głosów 414 - mandat Mieczyński Arkadiusz - P.I.W.O. - liczba głosów 410 - mandat
reklaMA
List żołnierza Pod koniec trzeciego tygodnia mojego pobytu we Wrocławiu przyszedł czas na egzaminy kończące pierwszy etap wojskowego „kształcenia”. Od nich tez zależało, czy dostanę się do jednostki, którą wypisałem na liście oraz czy otrzymam awans na stopień wyżej w wojskowej hierarchii. Egzaminy były podzielone na kilka mniejszych a mianowicie: testy sprawnościowe, taktyka, minerstwo, regulaminy. Wszystko zdałem bardzo dobrze (nawet ku swojemu zdziwieniu) i jako drugi wchodziłem po „jednostkę”. Później tylko rozliczenie się z poszczególnych rzeczy i wyjazd do innego miasta na praktykę. Do jednostki stawiłem się z trzema innymi kolegami. Już po wejściu w progi jednostki okazało się, ze jesteśmy traktowani jak kadra zawodowa. Do naszej dyspozycji był pokój w osobnym budynku, bilard, TV z pełnym pakietem Cyfry, kuchnia z lodówką i 2 czajnikami. Pełen komfort. Dostałem przydział jako dubler dowódcy plutonu w plutonie dowodzenia. Na sa-
mym początku nawet nie wiedziałem, o co dokładnie chodzi... Dopiero później się dowiedziałem, że zostałem przydzielony na kompanię szkolną tam, gdzie trafił nowy nabór do wojska. W plutonie było 27 chłopaków, przeważnie z okolic województwa lubuskiego. Przyszli z różnych powodów, ale przeważnie zostali powołani. Wykształcenie także mieli różne: od podstawowego po nieukończone studia. Moim zadaniem było jak najlepsze przygotowanie ich do przysięgi oraz prowadzenie zajęć (zasadniczo było to strzelanie z różnego rodzaju broni). Nie wiedziałem, jacy to są ludzie, a oni nie wiedzieli, po co i skąd się wziąłem – więc łatwo nie było. Pozdrawiam podchorąży BiG
4
STYCZEŃ 2008
Jeden z największych akademików uniwersytetu, chluba kulturalna „wyspy”. Mija rok od decyzji o jego zamknięciu. Lato 75 - rusza budowa największego akademika w Zielonej Górze, prace idą pełną parą, choć zaledwie kilka miesięcy wcześniej wykryte złoża węgla brunatnego mogły temu przeszkodzić. Marzec 77 – „Wcześniak” zostaje oddany do użytku, na razie tylko pierwsze 4 piętra, na pozostałych sześciu trwają nadal prace budowlano-remontowe. Grudzień 81 - wybucha stan wojenny. Ewakuacja mieszkańców akademika bez podania im przyczyny, tak jak w wielu innych instytucjach miejskich w tym czasie. Ale na szczęście bez większych sensacji. Przez cały czas toczy się rozwój kulturalny akademika. Słynne 9 piętro to zagłębie artystyczne Zielonej Góry: na tym piętrze powstają kabarety, zespoły muzyczne, które w przyszłości pojawią się na polskiej scenie artystycznej. „Wcześniak” żyje swoim życiem, mijają lata z mniej lub bardziej ważnymi wydarzeniami w jego kalendarium, nikt nie spodziewa się tego, co ma nadejść. Aż nadchodzi dzień 29 grudnia 2006 r. Grudzień 06 - Rektor Uniwersytetu wydaje komunikat natychmiastowej ewakuacji mieszkańców akademika. Te dramatyczne wydarzenia zostały spowodowane otrzymaniem przez uczelnię decyzji powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, który nakazał usunięcie licznych wad konstrukcyjnych wykrytych podczas kontroli. Styczeń 07 – sierpień 07’ - w tym czasie zostają wykonane ekspertyzy, które zdecydują o losie wcześniaka, każda z nich przynosi zupełnie różne fakty. Najpierw zakładano, że akademik zostanie wyburzony, ponieważ leży na dawnych terenach pokopalnianych, które grożą zawalaniem. Kolejna z ekspertyz mówi, że budynkowi nic nie grozi i można go wyremontować. Sierpień 07 - w drugim z kolei przetargu (pierwszy został anulowany z powodu braku chętnych) zostaje wybrana firma, która podejmuje się realizacji przebudowy akademika. Remont ma kosztować 15-16 mln zł. Grudzień 07 - istnieje już projekt przebudowy, który mówi o wyburzeniu 4 pięter, pokojach 1-2 osobowych, z aneksami kuchennymi i łazienkami dla dwóch (dotychczas czterech) pokoi. Docelowo akademik ma mieścić 240-360 mieszkańców i dostosowany będzie do potrzeb osób niepełnosprawnych. Kluby studenckie, które kiedyś mieściły się na parterze, zostaną umieszczone w dawnej „stolarni”, która także zostanie wyremontowana. Data zakończenia prac budowlanych nie jest znana. Jeśli zaś chodzi o kluby studenckie, to mówi się o październiku 2009 r. Przetarg na oddanie ich do użytku jest w trakcie realizacji. Tekst i foto: Radosław Fedorowicz
Uczelnia i „Wcześniak” Czy w ostatnim czasie - a przypominamy, że minął już rok - uczelnia zrobiła krok do przodu w działaniach związanych z naszym burzliwym akademikiem? Prorektor ds. Studenckich, prof. Longin Rybiński, opowiadając o „Wcześniaku” sięga do dwóch potężnych teczek. - Pracownia „Archid” wygrała przetarg na remont prof. Longin „Wcześniaka”. Przygotowali koncepcję, którą wygląda doRybiński brze, chociaż na razie oglądamy ją tylko na obrazkach opowiada prof. Rybiński. - Główna zmiana polega na tym, aby zwiększyć liczbę dwuosobowych pokoi, jednocześnie nie czyniąc ich ciasnymi - dodaje. Wśród studentów rozeszła się plotka, jakoby remonty we „Wcześniaku” już ruszyło: podobno coś się „podkleja” w byłym „Kartonie”. Ale oczywiście nie jest to błyskawiczne wdrażanie projektu przebudowy. - Są miejsca, które należy wzmocnić, ponieważ zostały źle zaprojektowane - tłumaczy prorektor. - Faktycznie można było zrobić to już wcześniej - przyznaje. Do końca marca ekipa pracowni „Archid” ma czas na oddanie projektu. Na pytanie, od kiedy studenci będą mogli się kwaterować, profesor uśmiecha się smutno: - Dział Inwestycji planował otwarcie akademika na rok 2010. Jednak rektor Czesław Osękowski nie chce tak długo czekać z pracami. Realny scenariusz to otwarcie akademika w 2009 r. - przekonuje prof. Rybiński. Oby uczelnia dopilnowała terminu, bo studenci trzymają za słowo.
Twoje mieszkanie okazało się niemiłą niespodzianką? Ucz się na błędach.
- Pilnie poszukiwaliśmy mieszkania i braliśmy je w ciemno. Początkowo wydawało się, że wszystko jest w porządku. Problemy zaczęły się wraz z rachunkiem za ogrzewanie - opowiada Ania Goździewska, studentka filozofii. - Dostaliśmy rachunek znacznie przekraczający rzeczywiste zużycie... Niestety Ania popełniła błąd, który jest bardzo częsty, kiedy wynajmuje sie samodzielne mieszkania studenckie. Nie dopilnowała, by uwzględnić w umowie stan liczników na moment kiedy sie wprowadzała. Niedopowiedzenia
Wcześniej musiałam podpisać z nią drugą umowę, różną w treści od pierwszej umowy podpisanej z osobą występującą w jej imieniu – żali się Paulina. W świetle prawa bez uprzedniego rozwiązania wcześniejszej umowy, nowa jest nieważna. Tak samo właściciel nie ma prawa zmienić zamków w drzwiach bez twojej obecności. Strzeżonego Pan Bóg strzeże
fot. http://www.sxc.hu/
Czyli burzliwa historia
Kiedy w worku jest kot
mem: czy czynsz oraz opłaty związane z bieżącą eksploatacją i mediami są wliczone już w cenę pokoju, a także w jakim czasie i formie należy się rozliczać ze wszelkich płatności.
Innym błędem, o jakim wspomniała Ania, było niedokładne wypytanie o wszystkie koszty. - Kilka dni po wprowadzeniu się właścicielka powiedziała, że zapomniała powiedzieć nam o kaucji i szybko dopisała na umowie kolejny punkt. Kaucja była bardzo wysoka, na szczęście udało nam się jakoś dogadać – wspomina studentka. Niestety, oglądając mieszkanie czy pokój, który chce się wynająć, należy dokładnie wypytać o wszelkie koszty związane z wynaj-
Psikus Inne przygody z wynajmowaniem pokoju miała Paulina Czechanowska, studentka pedagogiki. - Właścicielka mieszkania pod moją nieobecność wymieniła zamki tak, że nie mogłam sie dostać do mieszkania.
Aby się uchronić przed różnymi wpadkami, jest jeden dobry sposób. Wypytać o wszystko i uważnie czytać umowy przed podpisaniem. I najważniejsze, nie bójmy się wymagać, a w przypadku naruszania warunków, nie bójmy się sprzeciwiać takim praktykom. Nieuczciwi właściciele tylko czekają na ludzi, którzy nie odważą się walczyć o swoje. Właśnie dlatego Paulina ma zamiar złożyć sprawę do sądu, chociaż tego nie chce. Jest to jednak koniecznością, bowiem nie ma innego sposobu, aby porozumieć się z byłą właścicielką. Radosław Karwaszewski r.karwaszewski@uzetka.pl
Inni są tacy sami
Dyskryminacja - brak chęci do poznania drugiego człowieka, jego osobowości, wad i zalet. Według prof. Władysława Kopalińskiego, dyskryminacja to „pozbawienie równouprawnienia, upośledzanie, szykanowanie pewnej grupy ludzi ze względu na ich pochodzenie lub przynależność klasową, narodową, rasową”. Ale skąd się biorą się uprzedzenia? - Podzielam teorię angielskich psychologów, którzy stwierdzili, że w pewnych środowiskach istnieją tendencje do kategoryzowania ludzi i ich podział na grupę „moją” i grupę „obcą”. Przypisują oni swojej grupie cechy pozytywne, obcej – negatywne. To wzmaga ich solidarność i tożsamość grupową – twierdzi Mariusz. - Najgorsze jest jednak, że nie rozróżniamy już członków „obcej grupy”. Wszyscy są do siebie podobni. Bez względu na to, co sobą reprezentują, mamy do nich równie negatywny stosunek – dodaje. Inny pogląd wyraża Łukasz. – Młodzi ludzie są uprzedzeni, ale bardzo duża część tych uprzedzeń ma uzasadnione podstawy. Powodów jest wiele: historia – obcy, który przychodził, zawsze coś nam zabierał, nigdy na odwrót, bieda - ludzie boją się także o miejsca pracy, których i tak jest niewiele. Przykładów jest więcej, nie wiem czy „UZetka” zmieściłaby je wszystkie. Łukasz wspomina o bardzo ważnej kwestii, jaką jest otwarcie rynku pracy, czego konsekwencją jest masowy napływ imigrantów, wraz z którym nasila się zjawisko dyskryminacji. Jednak nie wszyscy uważają otwarcie granic za coś złego. - Otwarcie rynku pracy zawsze powoduje liczne profity dla gospodarki państw decydujących się na taki krok. Jeżeli obcokrajowiec wygrywa konkurencję o
fot. http://www.sxc.hu/
Wcześniak
pracę z Polakiem, jest bardziej wydajny i mobilny, nie stanowi to problemu – argumentuje Mariusz. - Jeżeli zauroczony krajem chce się tu osiedlić na stałe, jeszcze lepiej. W pierwszym przypadku mamy większy PKB i lepszą sytuację materialną INNYCH ludzi, w drugim wyższy przyrost natu-
Istnieją różne oblicza dyskryminacji, niekoniecznie odnoszące się do obcokrajowców i wyglądu zewnętrznego. Dobrym przykładem jest homofobia.
ralny i dodatkową okazję do pielęgnowania tolerancji, walki z uprzedzeniami. Jestem za! - opowiada Mariusz. Istnieją różne oblicza dyskryminacji, niekoniecznie odnoszące się do obcokrajowców i wyglądu zewnętrznego. Dobrym przykładem jest homofobia. Według Łukasza jest to wrogie nastawienie do gejów.
- Uważam, że jako Polak katolik powinienem je mieć. Nie ma dla mnie różnicy czy są to dwie kobiety, czy dwaj mężczyźni. Jest to taka sama sodomia. Nie toleruję gejów nie tylko dlatego że jest to wbrew religii. Nie każdy jest katolikiem. Homoseksualizm jest także wbrew naturze, jest chore – stiwierdza. Czy jego wypowiedz to świadectwo poglądów panujących w naszym społeczeństwie? Odmienny pogląd prezentuje Mariusz. - Moje „weto” w stosunku do kwestii homoseksualizmu rozpoczyna się dopiero w momencie, w którym para ludzi jednej płci chce adoptować dziecko. My, mlodzi ludzie, mamy różne wizje świata. Tak różne jak Mariusz i Łukasz. Nawet jeśli pozostajemy ze sobą w sprzeczności, zapamiętajmy dobrze wskazówkę Dantego: „Idź swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą”. Może warto nauczyć się stosować tę radę nie tylko wobec siebie, ale i wobec innych. Kornelia Kornosz Marzena Toczek
5
STYCZEŃ 2008
Niebezpieczne hobby
Policjanci z czterech województw, współpracując z niemiecką policją zlikwidowali portal internetowy udostępniający napisy do pirackich filmów. W całym kraju zatrzymano sześć osób zajmujących się tym procederem, w tym tłumaczy i administratora serwisu. Strona, z której miesięcznie korzysta 700 tys. internautów, została zablokowana. Według policji umieszczano na niej bez zgody właścicieli praw autorskich filmów listy dialogowe kinowych hitów i seriali. Na razie nikomu jednak nie przedstawiono zarzutów nielegalnego rozpowszechniania tłumaczeń. Zatrzymani zostali zwolnieni. Tłumacze traktują swoją pracę jako hobby, działając całkowicie bezinteresownie – przetłumaczono sporo niszowych filmów i seriali, które do dziś nie doczekały się emisji na ekranach telewizorów oraz filmów zagranicznych, które nie pojawiły się na ekranach kin. - Dzięki portalom z napisami mogłam je obejrzeć, dlatego uważam, że niesłusznie zakmnięto napisy.org - tłumaczy Paulina Złotorowicz, studentka II roku pedagogiki. Z prawnego punktu widzenia jeśli tłumaczymy film i przygotowujemy do niego napisy, to dokonujemy tzw. opracowania cudzego utworu.
Opracowanie wymaga zgody twórcy utworu, więc brak zgody twórców narusza prawa autorskie. Z drugiej strony istnieje tzw. dozwolony użytek prywatny, który oznacza, że do celów prywatnych można utwór wykorzystywać samodzielnie bez zgody twórcy. Kwestią sporną pozostaje więc, czy prywatna strona internetowa, na której ktoś tłumaczy ulubiony film na zasadzie non profit mieści się w granicach takiego użytku? – Korzystałem z portalu napisy.org, była najlepszą stroną z napisami, szybka i prosta w obsłudze. Teraz trzeba więcej czasu poświęcić na znalezienie odpowiednich napisów, ale są jeszcze takie strony jak: napisy-do-filmow.pl; napiprojekt.pl; czy divxcity. pl. Sądzę, że likwidacja portalu w praktyce nic nie zdziałała - komentuje Arek Bednarz, student II roku informatyki. Problem polega na tym, że ustawy nie nadążają za rozwojem Internetu. Interesy twórców nie powinny być zabezpieczane poprzez aresztowania. Może akcja była potrzebna, byśmy nareszcie doczekali się nowelizacji prawa autorskiego, jednoznacznie interpretującego nurtujące nas kwestie. Monika Bubińska m.bubinska@uzetka.pl
Łowcy jeleni Korepetycje… Dość popularny temat. Korzysta z nich większość uczniów polskich szkół, jak i niektórzy dorośli, którzy kapnęli się, że warto się jeszcze czegoś nauczyć (zwłaszcza języka obcego). Nie wszyscy uczniowie radzą sobie z przyswojeniem wiedzy z niektórych przedmiotów (ach ta matematyka!), czasem nie mogą czegoś zrozumieć lub im się nie chce, czasem chcą nauczyć się więcej, niż oferuje szkoła. Zatroskany rodzic szuka w gazecie ogłoszenia, wreszcie szczęśliwy znajduje jakiegoś studenta, bo głównie ci udzielają korepetycji. I właśnie tu trzeba uważać, bo z nimi to jest różnie. Studenci wabieni łatwym zyskiem podejmują się nauczania. „No bo co, w końcu jestem na studiach, mam pewne umiejętności, to czemu mam na tym nie zarobić?”. To błąd, bo sama znajomość matematyki, języka angielskiego, niemieckiego czy innej chemii nie wystarczy. Trzeba też mieć charyzmę, wyobraźnię i być kreatywnym. Dopiero wtedy można brać się za nauczanie innych. Nie sztuką jest znać wzory, gramatykę, sprawnie rozwiązywać zadania, trzeba to zręcz-
nie wpoić w umysł zbłąkanego uczniaka. Sam podręcznik, wiedza i kserówki nie wystarczą, by uczeń nabrał sympatii do przedmiotu sprawiającego mu trudność. Bo jaka to radocha z nauki, kiedy na każdą lekcję student przynosi ten sam podręcznik, którego się szablonowo trzyma, nudzi i tak co tydzień? Nawet najbardziej wytrwałym uczniom odechciało by się nauki. Do nauczania to trzeba mieć odpowiednia podejście i traktować je poważnie, a nie jako źródło łatwej kasy na piątkowe wieczory… Korepetycje dobra rzecz, lecz niestety nie wszyscy na korepetytorów się nadają. Radzę o tym pamiętać. Zanim się zdecydujesz na korepetytora z przypadku, popytaj, poszukaj wśród znajomych, może znają kogoś dobrego i doświadczonego z odpowiednim podejściem do ucznia. Może się okazać, że niczego się nie nauczysz, namieszasz sobie w głowie i jeszcze stracisz na tym mnóstwo kasy. Michał Koźlarek Gimnazjum nr 1.
Czekam na Wasze (nie tylko poetyckie) próby literackie! Nadsyłajcie je na adres: b.kowalczyk@uzetka.pl fot. http://www.sxc.hu/
Czy pogodziliście się już z zamknięciem portalu www.napisy.org?
nie TyLkO poezja… Miło mi, że mogę powitać Wszystkich Was – czytających i piszących – w roku 2008. Mam apel do Autorów, Którzy nadsyłają lub chcą nadesłać teksty do „NTP”. Panowie, nie bójcie się bycia opublikowanymi… Do tej pory, Kobiety biją was pod tym względem na głowę! Pozdrawiam.
Błażej Kowalczyk
Ćma
Wiersz z głodu
Bo trzeba kiedyś napisać o ćmie… Tej maleńkiej, Niezauważalnej, Tej wewnątrz mnie… Co dąży do światła za wszelką cenę, Choć wie, że się sparzy, Spłonie… Jak średniowieczna wiedźma… Na stosie swoich marzeń i przekonań… Jestem ćmą… Dobrze o tym wiesz… Jestem… I kiedyś spłonę…
Monika Mielcarek
...
Co powiedzieć? Pustka w głowie, Tyle uczuć, A brak słów… Co tu zrobić? Brak odwagi, By uczucie Wprawić w ruch…
po przekroczeniu magicznej granicy między ustami a słowami znikają im wszystkie właściwości od mruczenia przez sen po zginanie wzrokiem łyżeczek i karków to prawie tak samo jak stracić kciuk i nie móc nabić groszku na widelec w końcu i tak zacznie się jeść palcami albo padnie z głodu Hanka Pietruszewska
Wiersz z soli Obejrzałam się z ciekawości. Z chęci krzyku, powrotu. (W. Szymborska, Żona Lota) stawiam zimną herbatę i pasjansa na stole nie zawsze wystarcza na śniadanie we dwoje niektóre rzeczy przychodzą powoli ale lepsze to niż poczucie winy za pisanie bez przemyślenia i te wszystkie dni kiedy byłam tylko dla siebie
Co ja wtedy sama zrobię? Gdy mój lek Rozpłynie się… Kiedy znikniesz, Ja zostanę, Lecz na świat Nie spojrzę, nie…
a ty masz w sobie ten spokój i słowa które nie pozwalają mi patrzeć przez ramię choć i tak nad ranem czuję słony smak mojej skóry i wiem kiedyś musiałam stać obok żony Lota
Hanka Pietruszewska
***
Monika Mielcarek
Najbardziej… Najbardziej wierzę W sens istnienia. Jego pozorną wieloznaczność, Co jest w nas już od narodzenia Pielęgnowana przez Opatrzność. Najbardziej ufam Nie wiem czemu, Sam sobie, choć nie powinienem. Bo na co ufać mnie głupiemu? Wszak jestem tylko „everymanem”! Najbardziej kocham Twoje oczy. Ich czerń zaklętą w moc spojrzenia, Które raz kogoś zauroczy, A innym razem w proch przemienia.
w przeciwieństwie do dzieci bożonarodzeniowych które pachną za uszami cynamonem a jak mocniej potrzeć po brzuchu to goździkami i jakoś łatwiej znoszą niskie temperatury
Ta niepewność, Że gdy dotknę, To jak motyl Sfruniesz stąd, Że jak bańka Się rozpłyniesz, A ja spadnę Aż na dno…
czasem myślę ze to kwestia daty urodzenia styczniowe dzieci zawsze mają zimne ręce i tendencje do wywoływania lawin
Błażej Kowalczyk
A gdybym nagle zniknęła, rozpłynęła się we mgle Umknęła Ci w tamtej chwili i nigdy nie była? Jak wyglądałoby twoje życie wczoraj, dziś Kogo byś wtedy kochał, o kim byś wtedy śnił?
Franczes
*** Wiatr niesie moje szeptane cicho życzenia Niesie moje marzenia ku niebu A Bóg zasłuchany w tysiące takich życzeń Moje odkłada wciąż do spełnienia na potem
Franczes
Wichry wspomnień W porywach Przekraczają prędkość Światła duszy.
Błażej Kowalczyk fot. Katarzyna Uryasz
6
STYCZEŃ 2008 * Nie poBłażając…
Teleżywot
czasopochłaniaczem Za oknami zima. Są tacy, którzy ją lubią i potrafią docenić jej uroki. Ja do tej zacnej grupy wybrańców nie należę. Ciężko jest mi bowiem doszukać się jakiejkolwiek magii w przejmującym chłodzie czy też zjawiskowych poślizgach uwieńczonych upadkami. Ale jest coś jeszcze… Aura, która niekoniecznie sprzyja wychodzeniu z domu bez bardzo ważnego powodu, zbiera krwawe żniwo. W odpowiedzi na pytanie: „Co jest grane?”, posłużę się pewnym przykładem. Idol tzw. mas - pan Kuba W., pojawiający się w programach takiej czy innej prywatnej stacji telewizyjnej, okazał się być Agentem. Wiadomości te, w teleexpressowym tempie stały się przedmiotem wielu Rozmów w toku. Fakty (i mity) ustalone na podstawie Wydarzeń z przeszłości pana Kuby, rozczarowały przede wszystkim ziomków z jego województwa. Jednak nie tylko oni mogli poczuć się Zagubieni, a nawet Odwróceni mentalnie. Mówiono o tym wszędzie! Na Polskiej Ziemi zrodził się wręcz Tok-Szok, związany z tą poważną sprawą dla niejednego reportera. W prawie każdym rodzinnym Klanie, padało pytanie: „Czy Familia da wiarę?!”. Na wielu Plebaniach w kraju, duchowni zapraszali wiernych na Złote Tarasy, aby przy kawie (czy też herbacie) snuć wspólnie Rozmowy niedokończone w kwestii pana W. Na szczęście nadeszła wiekopomna Chwila prawdy. Pan Szymon M. –
Błażej Kowalczyk b.kowalczyk@ uzetka.pl przyjaciel piętnowanego Kuby W. – na Forum publicznym uznał sytuację za doskonały „szoł”. Ujawnił również, że ta Wielka gra w ciemno, ma Celownik ustawiony na medialną Awanturę o kasę. Rzecz tyczy bowiem skandalu obyczajowego z początku lat 90-tych. Wtedy to Jeden z dziesięciu najbogatszych Milionerów w Polsce (pseudonim: Big Brother), miał na Uwadze uczynienie z pana Kuby, Najsłabszego ogniwa społeczeństwa. Postanowił się w ten sposób zemścić za nieudaną Randkę w Ciemno ze znajomą pana W. Kobieta była obdarzona Miliardem w rozumie. Dla Wielkiego Brata nie okazało się to Życiową szansą na sukces w udanym związku, ale katastrofą finansową… Odchodząc - na zakończenie - od „TV-fiction”, chcę podkreślić, że mentalne, krwawe żniwo, jakie zbiera zimowa aura, może okazać się mrzonką. Wszak indywidualną sprawą każdego z nas jest własny teleżywot, który pozwoliłem sobie łagodnie określić mianem czasopochłaniacza… To jak będzie? Grasz czy nie grasz? Decyzja należy do Ciebie!
Imię i nazwisko:
Leszek Jerzak
Wiek:
48
Zodiak zodiaku:
Panna
Co studiowałem:
Biologię
Komórka:
Motorolla
Zwierzę domowe:
Nie posiadam, wolę zwierzęta na wolności
Chętnie czytam:
Książki historyczne
Ulubiona muzyka:
Symfoniczna i zawsze Perfect
Ulubiony film:
Werner Herzog „Aguirre-gniew boży”- polecam.
Nie lubię:
Niegrzecznych ludzi
Uwielbiam:
Rodzinę i ciepłych ludzi
Odpręża mnie:
Najbardziej czytanie
Najsmaczniejsze danie:
Kuchnia włoska, chyba cannelloni
Ulubiony napój:
Woda mineralna, herbata
Pierwsze zarobione pieniądze:
Kosiłem trawniki w Zielonej Górze
Jak wydane?:
To nie były wielkie pieniądze, wiec z kolegą kupiliśmy sernik
Moje hobby:
W pewnym sensie ornitologia
Autorytet:
Jan Paweł II jako człowiek, no i Kisiel (Stefan Kisielewski – przyp. UZetka)
Ulubione miejsce w ZG:
Ogród Botaniczny
Gdzie mieszkał Pan na studiach: Stancja i akademik. Tam „waletowałem” przez pół roku. Największa trudność na studiach: Muszę powiedzieć, że miałem bardzo mało pieniędzy i to był problem. Nie lubię u studentów:
Kiedy próbują coś wymusić płaczem albo agresją
Podoba mi się w studentach:
Kiedy realizują swoje pasje a my wykładowcy możemy im w tym pomagać
Moje marzenia:
Chciałbym napisać fajną książkę, taką powalającą (śmiech).
DKN Faktor Aleksander G., 21 lat, wydział Ekonomii i Zarządzania. Niby przeciętny student, ale jest pewna rzecz, z którą nie może poradzić sobie od pewnego czasu. Pytam, jak się czuje. - Nieciekawie – rzuca pod nosem. Na pierwszy rzut oka nic mu nie dolega. Dopiero przy bliższym poznaniu zauważam jego niechęć do życia. Mówi, że niedawno zerwał z dziewczyną, że nic mu się nie chce. Próbuję go pocieszać, ale bezskutecznie. - Miewam lepsze dni, ale kiedy próbuję wieczorem zasnąć, ogarnia mnie pustka. Nie widzę sensu życia - żali się. Takich studentów na uczelni jest więcej. Niedawno miałem okazję rozmawiać z moją koleżanką Natalią. Próbuje bezskutecznie zdać egzamin na prawo jazdy. - Jak idzie? - pytam. - Tym razem się nie uda, rezygnuję z prawka - mówi. - To jest jakiś niesamowity pech i niefart. Wiem, że potrafię jeździć autem, ale gdy przychodzi czas na egzamin, paraliżuje mnie stres. Ciężko zdać. Chyba muszę pójść do psychologa – zastanawia się. Studenci czasami zaczynają wątpić we własne możliwości i tracą swoją energię. Okiem ekspertów O depresji jako chorobie rzadko się mówi wśród studentów. Nikt głośno nie porusza tego problemu, bo kogo obchodzą nasze kłopoty, przecież każdy ma swoje. Problem zaczyna być bardziej widoczny w okresie zimowym przed sesją egzaminacyjną. Trzeba się brać w garść, kserować no-
tatki i zakuwać do egzaminu. I tak mijają kolejne dni, aż wielu studentów w końcu zaczyna wątpić w to, czy powinni się uczyć. Mają inne, ważniejsze sprawy na głowie. Psycholodzy są zgodni: nie da się prawidłowo funkcjonować, jeżeli mamy depresję. Wiele osób przestaje wychodzić z domu. Zaczyna się zadręczać, zamartwiać. Lekceważenie wczesnych objawów w konsekwencji może doprowadzić do poważnego stanu. Co roku prawie milion ludzi na świecie umiera z powodu depresji najtragiczniejszą, bo samobójczą śmiercią. Innych dolegliwość ta pozbawia radości i sensu życia. Depresji nie wolno lekceważyć także z innych powodów. Większość osób cierpiących na depresję w ogóle nie trafia do lekarza. Często stosuje się niewłaściwe leczenie. Pigułki na smutek Najważniejsza sprawa to rozpoznanie problemu i udanie się do dobrego lekarza. To on musi podjąć dalsze decyzje dotyczące tego, jak będzie wyglądało nasze leczenie. Tylko lekarz potrafi tak dobrać lek i dawkę, by najpierw poprawić nastrój chorego, a dopiero później pobudzić go do działania. Przy odwrotnej sekwencji zdarzeń skutek mógłby okazać się tragiczny. Najstarszym środkiem stosowanym przy leczeniu tego typu chorób są sole litu. - Lit nie należy do grupy leków uspokajających i nie powoduje uzależnienia.- mówią farmaceuci. Poza tym istnieje cała masa in-
fot. Adrian Waliński
Szaro, zimno i źle. Depresja dotyczy również młodych ludzi. Jak ją przeżywamy – mówią studenci. Jak ją przetrwać – radzą specjaliści.
nych środków antydepresyjnych. Stosowane są różne typy leków: poprawiające nastrój, przeciwpadaczkowe, o specyficznym działaniu przeciwlękowym. Popularną grupę stanowią neuroleptyki jak choćby perazyna czy chloroprotyksen. Głowa do góry Depresja to trudna choroba, nie tylko dlatego, że często bywa oporna na wszelkie metody leczenia. Jak rzadko która stawia duże wymagania nie tylko lekarzowi, ale również choremu. Skuteczność terapii opiera się w przypadku tej dolegliwości na
pełnej współpracy lekarza z pacjentem. Co ważniejsze, rola tego ostatniego wydaje się wiodąca. Lekarz jest tylko przewodnikiem chorego, nie może zaś zmienić jego życia. Ktoś, kto raz pozwolił depresji sobą zawładnąć, zawsze już musi mieć się na baczności. Dlatego warto zrobić wszystko, by uniknąć tej choroby, często okazując po prostu szacunek własnemu organizmowi i przyjmując większą odpowiedzialność za swoje zdrowie i życie. Od świata, który nas dręczy i uwiera, trudno jest uciec. Tomasz Sobiło t.sobilo@uzetka.pl
zaprasza! Chcesz spotkać się ze znanymi dziennikarzami, udoskonalić swój warsztat dziennikarski lub obejrzeć ciekawy film w miłym gronie? Dziennikarskie Koło Naukowe „Faktor” zaprasza wszystkich zainteresowanych. Koło dziennikarskie powstało wiosną dwa lata temu. Mimo że nie funkcjonuje długo ma już na swoim koncie kilka znaczących przedsięwzięć - Spotkania Dziennikarskich Mediów UZ, cykliczne spotkania ze znanymi dziennikarzami regionalnymi, konferencja naukowa dotycząca dziennikarstwa wojennego. W tym roku również nie zabrakło ciekawych wyzwań i pomysłów. Jesteśmy w trakcie organizacji konferencji naukowej odnoszącej się do dziennikarstwa politycznego, mamy zamiar zrealizować projekt unijny, aby zorganizować transgraniczne warsztaty dziennikarskie. To tylko niektóre z projektów. Jeśli macie ochotę uczestniczyć w wymienionych przedsięwzięciach, jeżeli macie swoje pomysły- serdecznie zapraszamy! Spotkania odbywają się w środy, zazwyczaj o 19.00. w DS. Vicewersal, pok.28. Magdalena Koleina przewodnicząca DKN Faktor m.koleina@uzetka.pl
7
STYCZEŃ 2008
Wycieczka ZA GROSZE
Kolejnym miastem naszego województwa, które warto zobaczyć podczas weekendowego czasu wolnego, jest niespełna 20-tysięczny Sulechów. Początki miasta sięgają czasów piastowskich. Wówczas to Sulechów wchodził w skład państwa Mieszka I. W XII wieku przeszedł pod władanie Księstwa Głogowskiego a pod koniec XV wieku stał się częścią Marchii Brandenburskiej. W XVI wieku i XVII wieku miasto przeżywa ogromny rozkwit, dzięki rozwojowi handlu, rzemiosła i tkactwa. W Sulechowie znajdują sie założone przez króla Prus Fryderyka Wilhelma I , w których do dzisiaj stacjonuje Wojsko Polskie. Najbardziej szczęśliwy okres w dziejach Sulechowa to początek wieku XX, który nazwano złotym. W tym okresie wykonano prace wodociągowo-kanalizacyjne, wprowadzono brukową nawierzchnię, powstało wiele budynków oraz rozpoczął się proces uprzemysłowienia , miasta. Do najważniejszych zabytków Sulechowa, którymi szczyci się miasto należą: • Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego – znajduje się w centrum miasta – jest najstarszą i największą świątynią w mieście łączącym w sobie elementy poszczególnych epok, m.in. w XVI wieku w pomieszczeniach nowej wieży urządzono pierwszą w mieście bibliotekę. W XVIII wieku ołtarz główny wzbogacono o obraz “Zdjęcie Chrystusa z Krzyża” pędzla Bernarda Rode, a w 1830 roku wyciągnięto wieżę do wysokości 58 m. • Mury miejskie z XIV wieku, zbudowane w większości z kamienia polnego, do dziś zachowały się tylko fragmenty, zachowane w znacznych częściach na granicy średniowiecznej części miasta, które pochodzą z XIV wieku. • Brama Krośnieńska – jedyna zachowana z czterech istniejących dawniej bram miejskich, stanowi budowlę o typowych cechach baroku, bogato wyposażoną w misterne zdobienia, wykonaną z cegły i połączoną fragmentami zachowanych murów obronnych. Znajduje się w niedalekiej odległości od ratusza. • Ratusz Miejski – znajduje się w centralnym punkcie starej części miasta a swój dzisiejszy kształt zawdzię-
fot. http://www.sulechów.pl
•
•
cza wielu zmianom, które przechodził poprzez wieki. Do dziś zachowały się główne zręby murów oraz sklepień piwnicznych z okresu jego powstania. Zniszczenia spowodowane wielkim pożarem w roku 1633 były okazją do rozbudowy obiektu. Podczas kolejnej przebudowy w II połowie XIX wieku zniesiono dwuspadowy dach, dobudowując w to miejsce poziom trzeciej kondygnacji. Kościół pw. NMP – ciekawa adaptacja budynku mieszczącego w latach 1780-90 farbiarnię, z dobudowaną w roku 1872 wieżą. Warto zobaczyć! Zamek przy Alei Wielkopolskiej – dzisiejsza bryła Zamku nosi charakter późno klasycystyczny, z widocznymi na elewacji fragmentami XVIII-wiecznych dekoracji. W jego pokojach w roku 1701, z polecenia króla Prus Fryderyka I, otwarto kaplicę kalwińską. Grzegorz Biszczanik g.biszczanik@uzetka.pl
Aby było im lepiej 3 grudnia obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych. Była to okazja, by Rada Studentów Niepełnosprawnych oraz Koło Naukowe Praw Człowieka i Prawa Międzynarodowego UZ zorganizowało konferencję o prawach osób niepełnosprawnych w Polsce i Niemczech. Do osób występujących należy zaliczyć m.in. dra Ilję Seiferta, niemieckiego Deputowanego do Bundestagu i zarazem osobę niepełnospraw-
ną. Konferencja miała charakter porównawczy, a chodziło w niej o kompilacje państwowych systemów wsparcia dla osób niepełnosprawnych oraz przedstawienie nowego dokumentu ONZ – Konwencji dotyczącej osób niepełnosprawnych podpisanej przez Polskę i Niemcy w 2007 roku. Podczas owocnej dyskusji można było dowiedzieć się m.in., że opłaca się zatrudniać niepełnosprawnych, gdyż płyną z tego udogodnienia dla
pracodawcy. Konferencję zakończyła puenta, iż ratyfikacja podpisanej konwencji przyniesie niepełnosprawnym jednolity międzynarodowy sposób ich traktowania. Grzegorz Szymański, Przewodniczący Koła Naukowego Praw Człowieka i Prawa Międzynarodowego oraz rzecznik RSN
Niezależne źródła podają Za każdym razem, gdy otwieram gazetę, me oczy ogarnia pewnego rodzaju fala treści specyficznej. Specyficznie dobieranej, specyficznie pisanej, specyficznej pod każdym względem. Dla mnie taka będzie, bo nie zawsze wiem, czy mogę jej ufać. Każdy z nas chce mieć ściśle określone, wyjątkowo oryginalne zdanie na każdy temat. Ty też, prawda? Prawda. Ja też. Nie zauważamy jednak tego, że pisanie, chociażby o polityce, to największa medialna manipulacja obecnych czasów. Mass-media przedstawiają konkretne wydarzenia na bazie tego, co same wiedzą, bądź co chcą nam przekazać. Opinie ekspertów nieraz bywają specjalnie selekcjonowane chociażby tak, jak to robią wydawcy tomików poezji. Widzieliście kiedyś negatywną recenzję na okładce takiego tomiku? Czarny public relations Jerzy Olędzki nazywa XXIwieczne nakłanianie „czarnym public relations”, czyli działaniem na niekorzyść przeciwnika. Propagandę dzielimy w tym wypadku na trzy podgatunki: czarną, szarą i białą. Czarna podaje odbiorcy jako nadawcę źródło zupełnie niezależne i bądź zmienia fakty, bądź po prostu korzysta z cał-
kowitej nieprawdy. Szara propaganda zwykle ma pochodzić od źródeł anonimowych i polega na delikatnym, trudnym do wyśledzenia naginaniu prawdy, która jest skonstruowana w ten sposób, by przynieść nadawcy określoną korzyść. Ostatecznie propaganda biała, najpopularniejsza ostatnimi czasy, nawiązuje wyłącznie do faktów, lecz nieraz ograniczonych, co istotnie nieraz moduluje prawdę. Niezależność to bajka Czytając odpowiednio napisany tekst często wierzymy w to, że potrafimy na jego podstawie ustosunkować się do tematu bez niczyjego nakłaniania i ingerencji zewnętrznej. Tak chwalimy się, że mamy własne zdanie i nie jesteśmy podatni na żadne wpływy obce. Musimy sobie jednak uświadomić, że czasem nawet największe starania nie pomogą, by zapobiec manipulacji. Czytając prasę – Czytelniku! Skup się przede wszystkim na formie przekazu. Niewielu z nas wszakże wie, że same słowa to tylko kilka procent treści podawanej w komunikacie. Tak twierdzą niezależni, anonimowi eksperci… i w tym wypadku mają rację. jumpel LO nr 1
Nie zagrasz, nie wygrasz Już 4 lutego 2008 rusza XIII edycja konkursu „Grasz o staż”. Mogą wziąć w nim udział studenci III, IV i V roku wszystkich kierunków, bez względu na rodzaj uczelni oraz absolwenci do 30. roku życia.
Konkurs polega na rozwiązaniu od 1 do 3 z zaproponowanych zadań i przesłaniu ich organizatorom w określonym terminie. To, co wyróżnia „Grasz o staż” to nagrody, których nie znajdziecie nigdzie indziej: • płatne, trwające minimum 4 tygodnie merytoryczne praktyki w firmach lub organizacjach pozazrządowych, • nagrody dodatkowe w postaci szkoleń, kursów językowych i studiów podyplomowych, • dla wszystkich laureatów uczestnictwo w wybranym szkoleniu z wcześniej zaproponowanych tematów, • uczestnictwo w programie ALUMNI „Grasz o staż” zrzeszającym wszystkich dotychczasowych laureatów konkursu, • atrakcyjne nagrody rzeczowe - m. in. nowoczesne iPody. Więcej informacji na temat przebiegu konkursu i dodatkowych nagród znajdziecie na stronie www.grasz.pl. Gorąco zachęcamy do udziału w konkursie, bo nie od dziś wiadomo, że kto nie gra, ten nie wygrywa! AniaT!
Śladami historii Dzisiaj w pobliżu Campusu B Uniwersytetu Zielonogórskiego restauracje możemy policzyć na ręce jednej ręki. Zapewne wielu z Was pomyśli, że 100 lat temu było podobnie? Jednak właśnie w tym rejonie, mimo, iż był najdalej wysuniętym w mieście, znajdowało się bardzo dużo restauracji i knajpek. Jedną z nich jest restauracja Victoriagarten, czyli Ogród Victorii. Budynek od samego początku miał być z założeniami restauracyjnymi, gdyż taki pomysł miała właścicielka. Najstarszy plan budynku pochodzi z 1885 roku. Przedstawia on zamierzoną rozbudowę istniejącego już budynku poprzez dobudowanie parterowego pokoju gościnnego. Pokój ten miał być powiększeniem mniejszego już znajdującego się pomieszczenia w budynku. Pierwotnie budynek był parterowy i składał się korytarza, ma-
lej kuchni oraz dwóch małych pokoi gościnnych. W 1886 r. wyburzono ściany między dwoma pokojami gościnnymi tworząc jeden większy i przestronniejszy. Kolejna rozbudowa restauracji została przeprowadzona w 1889 r. Na tyłach budynku dobudowano wielką salę balową z miejscem dla orkiestry. Powstała też przebieralnia oraz nowa kuchnia. W 1919 r. powiększony został ogród i oprócz znajdujących się w nim stolików, pojawiły się także altanki oraz wytyczono alejki spacerowe między dorodnymi drzewami i krzewami. Atrakcją dla klientów odwiedzających restaurację, a zarazem poprawiającym komfort spędzanego czasu było dobudowanie w ogrodzie drewnianego tarasu, na który można było wejść z piętra restauracji. Restauracja, mimo że znajdowała się na peryferiach, bardzo duży nacisk kładła na reklamę w zielonogórskiej prasie. Reklamy były zawsze wyróżniające się wśród innych i zapraszały na organizowane np. tańce przy
muzyce na żywo. Po tych przebudowach restauracja Victoriagarten stała się jedną z największych restauracji w Zielonej Górze i chętnie była pokazywana na pocztówkach. Wydano wiele pocztówek z widokiem restauracji. Ukazywano ją z różnych stron, wnętrza oraz ogródek wraz z alejkami spacerowymi. Gdzie to jest? Budynek przetrwał do dziś na rogu alei Wojska Polskiego i ulicy kard. Stefana Wyszyńskiego. W jego pomieszczeniach znajdują się na piętrze mieszkania, zaś na parterze sklep spożywczy i mydlarnia. Dawny ogród
został ograniczony rozbudową bloków mieszkalnych przy alei Wojska Polskiego i do dziś praktycznie nie zachował się. Grzegorz Biszczanik g.biszczanik@uzetka.pl Pocztówka: Ogród restauracji Victoriagarten – ok. 1925 r. Pocztówka pochodzi ze zbiorów autora
8
STYCZEŃ 2008
TEST: wszystko co najlepsze w IV RP
WSZYSTKIM CZYTELNIKOM ŻYCZYMY, ŻEBY 2008 ROK MILE ZASKAKIWAŁ, O d p r ę żał , DAWAŁ SZANSĘ.
Czym rok 2007 zaskoczył cię najbardziej? Tym, że Tusk został premierem, czy że polscy piłkarze wywalczyli po raz pierwszy w historii grę w finałach Euro? Rozwiąż test, rusz szare komórki uśpione sylwestrowym szaleństwem i bąbelkami szampana. Przedbiegi do sesji, dla waszego dobra. Wybraną odpowiedź zaznacz znakiem X.
Pytanie 2.Największa zagadka minionego roku wg ciebie to: a. kto jest ojcem dziecka Anny K, b. czy filipińska choroba może być zaraźliwa, c. czy białe jest białe, a czarne jest czarne. Pytanie 3. Twój ulubiony zwierzak ubiegłego roku to: a. kot Alik, b. dyplomatołek, c. bulterier Kurski. Pytanie 4: Największe medialne wydarzenie 2007 r.: a. przemówienie schorowanego Kwaśniewskiego w Szczecinie, b. różowy flet Dody w tańcu na lodzie, c. seksafera. Pytanie 5. W sylwestra najbardziej bałeś się: a. niewybuchu w stropie, b. psa Saby, c. masowej ewakuacji po powrocie do akademika.
wypić brudzia z Kwaśniewskim.
Pytanie 6. Najbardziej złota myśl 2007 roku: a. daleko idąca zbieżność polega, że nie otrzymaliśmy rozbieżności (P. Gosiewski), b. z dwóch „panów świnków” lub „pań świnek” nie będzie małych świniątek (R. Giertych), c. czy można zgwałcić prostytutkę? (A. Lepper).
c.
Pytanie 7. Najlepiej dobrana para 2007 to: a. Bosak i Kajak. b. Nelly i Jan. c. Jarosław i Lech.
Wyniki testu Suma punktów 10–15 Uważaj na siebie. Spójrz wstecz i ucz się na błędach innych. Spłać raty za traktor. Nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz musiał dać go w zastaw.
Pytanie 8. Twoje ulubione powiedzenie ubiegłego roku: a. oczywista oczywistość, b. mordo ty moja, c. czyś ty zDorniał? Pytanie 9. Wszystkie niepowodzenia w A.D. 2007 są winą: a. łże elit, b. wykształciuchów, c. chamów i warchołów. Pytanie 10. Twoje postanowienie na nowy rok: a. przyłączyć Polskę do Irlandii, b. niedzielne popołudnia spędzać z rodziną oglądając tv Trwam,
Punktacja: Odp. a - zawsze 1 pkt. Odp. b - zawsze 2 pkt. Odp. c - zawsze 3 pkt.
fot. http://www.sxc.hu/
Pytanie 1. Stary rok możesz zaliczyć do udanych, bo: a. przyjęli cię na uczelnię w Toruniu, b. byłeś z Giertychem na Jasnej Górze, c. jadłeś chleb ze zboża, które Lepper wysypał na tory.
Suma punktów 16 – 22 Miniony rok przyniósł ci wiele dobrego, mimo że nie zamieszkałeś jeszcze w jednym z trzech milionów nowo wybudowanych mieszkań. Masz nowe hobby – kolekcjonujesz taśmy prawdy. Suma punktów 23 – 30 Czas na radykalne zmiany w twoim życiu. Przez ostatnie dwa lata wyśmiewałeś partię rządzącą. Może teraz dla równowagi zaczniesz śmiać się z opozycji? Do siego roku.
Grzegorz Czarnecki g.czarnecki@uzetka.pl
Już po świętach. Czas obżarstwa i bumelanctwa minął. Wiele z potraw nie zostało zjedzonych do końca, więc warto zachować te, jakże smakowite, resztki na później i spakowane pochować w zamrażarce. Nie ma to jak smak odgrzewanego kapciowatego kotleta... „Jaki ja głodny jestem!” - pomyślałem i zajrzałem do zamrażarki w poszukiwaniu smakowitości. Na szczęście moja mama oznaczyła mi każdą torebkę karteczką z napisem. Zobaczmy na co mam ochotę. Dzień pierwszy: muzyka. Muszę Wam powiedzieć, że nic nie smakuje tak wspaniale jak 30-letnie spaghetti jakim uraczył nas Jean Michel Jarre ponownie wydając swe największe dzieło, płytę „Oxygene” w formie koncertu na DVD. Może i po odgrzaniu w mikrofali smakuje podobnie, ale jednak to nie to samo. Brak wyrazistych przypraw w postaci ciekawych miksów lub nowych aranżacji zwiększa niesmak. Szkoda. W dniu premiery było to niebywale smakowite danie, a teraz juz się strasznie objadło. Mam nadzieje, ze jutro będzie lepiej. Dzień drugi: film. Lekko zaspany otwieram kolejną torebkę. Co my tu mamy? „Halloween”, „Teksańska masakra piłą mechaniczna”, „Ring” juz mam czkawkę, ale może nie będzie tak źle. Nadzieja matką głupich, niestety. Kocham oglądać te same filmy pod warunkiem, że są to ich oryginalne wersje. W oglądaniu remake’ów najfajniejsze jest odgadywanie co się za chwilę wydarzy, lub co powie bohater. Ubaw po pachy, a nawet po szyję i uszy. Chyba rozpocznę głodówkę. Dzień trzeci: telewizja. Aż się zdziwiłem widząc tę różnorodność: „Taniec z gwiazdami” seria milion dwusetna, dziewięćdziesiąta dziewiąta powtórka „Pancernych…” i „Janosik”. Może mam deja vu z głodu? O nie! Przecież nie żyjemy w matrixie! Wzniosłem lament żałobny i zasnąłem głodny. Koniec! Basta! Fin! End! Wolę głodować z braku muzyki, filmu, informacji, niż dostawać to samo tylko odgrzane. A gdzie przyprawy, dodatki, nowe smaki? Chciałbym w końcu poczuć się niczym Jules Winnfield z „Pulp Fiction” zachwycający się burgerem z „Big Kahuna” lub kawą u Jimmy’ego. Wtedy przyszedł mój współlokator i klepiąc mnie po ramieniu rzekł: „Na każdego przyjdzie czas...”. Oby jak najszybciej. Łukasz Michalewicz
fot. http://www.sxc.hu/
dzień płaszczki
feliekot noworoczny
to, co mam w ustach, to na pewno nie język. cóż to cholera jest? nie pamiętam, bym to w genach odziedziczył. sprawdzam palcami. mam wrażenie, że jest to dość.. włochate. dość sprawdzania, bo włochatość chce wyleźć z nory! Sen zimowy dla włochatości! udało się. oddychać. oddychać. myśleć. nie udaje się. trzeba myśli pomóc. w ruchomym ciele – ruchoma myśl. jeden paluszek, drugi.. niedobrze. to zajmie za wiele czasu. jedna noga.. druga.. dobrze. niedobrze. zapomniałem tułowia. no to od początku, tyle że z podłogi. udało się. człapię. czy raczej przesuwam się. jak gąsienica. ruch posuwisto – zwrotny. lustro. kolor. odrzuciłby turpistę. a mnie nie odrzuca. swój ci on. własny. taki narodowy. zachwycam się nutkami patriotyzmu na mej twarzy. tylko czemu mnie ramię tak boli, cholera? w
baseball nie grałem. nie grałem? nie grałem! wychylałem wczoraj dawki interakcji międzyludzkich, radośnie ćwicząc prawe ramię. do boju Polacy, szczęśliwi Rodacy! wczoraj do boju – dziś do wodopoju. jest pod lustrem. przynajmniej ostatnio było. namierzam i utrzymuję cel w peryskopie. jeśli to coś co mam w ustach nie zatkało mi przełyku. nie zatkało. drożny. co prawda bardziej w drugą stronę, niż w pierwszą, ale w końcu tyle tysięcy lat ewolucji wystarczy aby zapanować nad odruchami. już jestem jednostką ludzką. udaje mi się panować nad wektorem ruchu. sprawdziłem empirycznie fakt swego istnienia w lustrze. zaspokoiłem potrzeby cielesne. powstrzymałem się przed zwróceniem na siebie. bynajmniej nie uwagi. teraz... spać. co prawda mógłbym tu, koło wodopoju, ale jakaś taka, kurde, godność mi nie pozwa-
9
Marek Mirosław Pakoński m.pakonski@uzetka.pl la. człapię. moje ręce stają się podstawami egzystencji. są oczami, podporami.. szukają ziejącego feromonem łóżka. jest. i już. jestem płaszczką. przylegam przylgami do miękkiej płaskości, która pomoże wyzdrowieć. płaszczka? tego nie robi się kotu. powtarzam to sobie każdego dnia płaszczki.
B ą d ź cie I
p raw d ziwie
o d ważni szcz ę ś liwi .
Redakcja „UZetki”.
Szczęśliwego pierwszego wtorku Ostatnio wpadłem na dziwną myśl (możliwe, że to ona wpadła na mnie). Ciekawe, jak by to było, gdyby ni z tego ni z owego zapanowała jakaś podniosła chwila i wszyscy nagle ulegliby cudownej magii głęboko pozytywnych postanowień noworocznych. Czy świat nie byłby piękny? Pal licho świat (niekoniecznie dosłownie): zredukujmy pole rozważań do naszego podwórka. Z ziemi polskiej do Wolski. Wyobraźmy sobie hipotetycznie, że taka sytuacja następuje i oto dzieją się rzeczy niezwykłe. Urwanie chmury. Grom z jasnego nieba. Palec Boży. Szaleństwo. Aleksander Kwaśniewski niczym ksiądz Robak wyznaje ze łzami
w oczach przyczyny swoich dolegliwości natury psychofizycznej i obiecuje sobie, że nie będzie odwiedzać Filipin nawet w wakacje. Józef Oleksy decyduje się nie mieć już amnezji i oświadcza, że jednak kurna coś pamięta. To jest dopiero optymistyczna perspektywa! Gdyby Euro 2012 postanowiło noworocznie, że zrobi się samo. Gdyby Tusk z Kaczyńskim umówili się na piwo i co ważniejsze - ten drugi zaprasza. Niech to będzie Lech (zarówno w kwestii marki piwa jak i Kaczyńskiego). Nie oszukujmy się. Już ten ostatni przykład dowodzi utopijności takiego rozumowania. Łatwiej chyba zorganizować pojednanie kibiców Falubazu z
sympatykami Unii Leszno niż dobrowolne spotkanie obu panów, na gruncie prywatnym zwłaszcza. Z postanowieniami noworocznymi jest jak z kosmitami. Niby ktoś widział statek, ale żywego ufoludka jakoś nie bardzo. Dlatego, jeśli ktoś zamierza sobie zaplanować poważne zmiany na następny rok życia, to oczywiście godne pochwały, chociaż szans na spełnienie się ma chyba zbyt wielkich. Ale proszę bardzo. Czapka śliwek na drogę, jak mawia Pewien Bardzo Znany Pan Doktor (nie chodzi o doktora Judyma). I krzyż też, dodam od siebie. Może jeszcze szczęśliwego Nowego Jorku. Żeby się z tytułem rymowało. Smart dog
SWOJE GOLiMY, CUDZE NOSIMY Zima. Profilaktyka, witaminy i ciepłe ubranie. O tym, czego nie powinniśmy ubierać, rozmawiamy z Anką, studentką III roku na UZ. Co złego jest w noszeniu futer? Anka Erbetowska: Noszenie futer jest nam niepotrzebne do życia. Swoje owłosienie golimy, a w „czyjeś” się stroimy, to paranoja. Lisy nie przyjdą do hodowli dobrowolnie oddać futra. Łapie się je więc we wnyki, lub ciągle rozmnaża. Te zwierzęta żyją po kilka osobników w ciasnych klatkach, wpadają w depresję, okaleczają się itp.. Nie usypia się ich przed zdjęciem futra. Ile zwierząt zabija się dla uszycia futra? Aby uszyć jedno futro, zabija się 27 szopów, 40 soboli, 150 gronostai, 11 rysi, 18 lisów, 55 dzikich norek, 100 szynszyli lub 100 wiewiórek. W erze ciepłych materiałów, które możemy zakładać zimą, bieganie w „kurteczkach” rodem z epoki kamienia łupanego jest chore i śmieszne. Na czym polega akcja „Dzień bez futra”? Akcja ma uświadamiać, że są ludzie, którzy nie godzą się na uprzedmiotawianie zwierząt. Chodzi o pokazanie, że skutkiem ubocznym futra jest zamordowane zwierzę. „Dzień bez futra” w Polsce organizowany jest od około 10 lat. Podczas akcji zbieramy podpisy pod petycjami, rozdajemy ulotki informacyjne. W Polsce kwitnie „biznes” hodowania zwierząt dla ich futer. Rocznie pozwalamy zabijać około 600 tys. norek, 250 tys. lisów i 20 tys. szynszyli. Akcja jest więc jak najbardziej potrzebna!
Rozmawiał Błażej Kowalczyk.
Razem z innymi ZROBIE.TO Są Boso, ale w ostrogach Mamy nowy rok, a co za tym idzie - nowe postanowienia. Co zrobić, żeby nie okazały się kolejnymi pustymi „postanowieniami noworocznymi”? Może się to stać łatwiejsze dzięki portalowi – www.zrobie.to Chcesz schudnąć czy wreszcie zakochać się z wzajemnością? A może marzysz o wygranej w totolotka albo o bezstresowym zdaniu trudnego egzaminu? Podziel się tym z innymi i wspieraj innych. Wystarczy zalogować się na stronie www.zrobie.to i napisać swoje postanowienie. A wiadomo – jeśli do czegoś zdeklarujemy się na piśmie, to nie ma odwrotu. Każdy z nas ma inny cel – niektórzy wybiegają daleko w przyszłość, inni myślą kategoriami „do następnego dnia”. Obojętnie, do której z tych grup należycie, wsparcie ze strony innych osób jest tak samo ważne. Najpopularniejsze cele to zakochać się ze wzajemnością, schudnąć, zdać na prawo jazdy, być szczęśliwym i… wyspać się. Na pewno większość z Was identyfikuje się choćby z jednym z tych postanowień. Dlatego też nie pozostaje nic innego jak wejść na stronę i trzymać kciuki za innych. A więc zrób to! Paula Mościcka Monika Perkowska
Akademicki ośrodek jeździecki na UZ mógłby stać się perłą przyciągającą studentów i promującą uczelnię. Czy nikt nie wykazuje zainteresowania sprawą? Jeźdźcy bez siodeł
fot. http://www.sxc.hu/
„Warto jest pomagać” czyli wielki sukces charytatywny
15 grudnia o godz. 20.00 w kościele pw. Św. Józefa Oblubieńca na os. Zacisze w Zielonej Górze odbyła się kolejna edycja akcji „Warto jest pomagać”. W koncercie kolęd wystąpili: Patrycja Kosiarkiewicz, Zespół „SUBITO”, Paulina Brzozowska, Anna Ozner, Monika Kręt, Ewa Szwajlik, Małgorzata Hryniewicz, Adam Rymarz i oczywiście Grzegorz Hryniewicz, organizator spotkania. Wystąpił także zespół mu-
zyczny w składzie: Wojtek Zandecki (inst. klawiszowe), Stasiu Żaczek (gitara), Piotr Kołacz (bas), Karol Koza (perkusja). Koncert poprowadzili: Joanna Malon i Jacek Zienkiewicz Honorowy patronat objęli: Marszałek Województwa Lubuskiego Krzysztof Szymański oraz Prezydent Miasta Zielona Góra Janusz Kubicki Jam przekonuje Grzegorz: - Kościół wypełniony był po brzegi, ludzie
byli zachwyceni artystami, którzy przybyli specjalnie na Wieczór Kolęd, by wesprzeć mnie w zbieraniu pieniędzy na Dom Seniora - Hospicjum, który budowany jest przy parafii pw. Św. Józefa Oblubieńca na os. Zacisze w Zielonej Górze. W tym roku udało się uzbierać aż 6 161 zł. Gorące gratulacje dla Grzegorza, oby więcej takich pomyslów!
„Raculka” jest najstarszym działającym nieprzerwanie akademickim ośrodkiem jeździeckim. Ośrodek powstał z inicjatywy kilku zapaleńców w czasach, kiedy prawie nikt nie myślał o podobnych formach studenckiej aktywności, bez odpowiednich środków, z wielkim trudem. – Na samym początku studenci korzystali ze wsparcia różnych osób z okolic Zielonej Góry, które udostępniały pomieszczenia i konie, a także konieczny asortyment. Kiedy w latach ’70 dzięki poświęceniu studentów i kilku pracowników zbudowaliśmy w końcu „Raculkę”. Pomimo zainteresowania ze strony żaków, uczelnia nie chciała przyjąć ośrodka i wydzierżawiła go „Almaturowi” – opowiada Jan Maciejak, obecny instruktor jazdy, związany z ośrodkiem od samego początku. – W latach ’90 ośrodek na dobre po-
wrócił do uczelni, pomimo prób jego prywatyzacji i został włączony do studium wychowania fizycznego i sportu – dodaje.
jęć, ale i koni. A warunki idealne ku temu nie są.
Cicha stajenka licha
Pomimo wciąż zmniejszanej liczby godzin jazdy, sport ten cieszy się naprawdę sporą popularnością wśród studentów. Dlatego kilku z nich zebrało się aby stworzyć Koło jeździeckie. – Pomysł jest wciąż w sferze realizacji, liczymy jednak na powodzenie. Celem tego koła ma być promowanie UZ i Raculki, skupianie fascynatów jeździectwa i promowanie tej formy sportu pośród studentów – mówi Ania Giec, jedna z osób pracujących nad projektem. Może koło zadba o interesy ośrodka. Szczególnie teraz, kiedy są również plany stworzenia pokazowej grupy jeździeckiej w ramach AZS-u. Radek Karwaszewski r.karwaszewski@uzetka.pl
Obecnie ośrodek wymaga generalnego remontu. Zdarza się, że jedno siodło przypada na dwa konie, co sprawia, iż znacznie szybciej są eksploatowane i częściej trzeba je kupować. Jest to bardzo nieekonomiczne podejście. Jak wspomniał mój rozmówca, ośrodek nigdy nie miał kłopotu z zaopatrzeniem i wyżywieniem koni. Niestety, pomimo że sam ośrodek przynosi pewne dochody, jest problem z egzekwowaniem środków na modernizację. Sam prowadzący przyznaje, że bycie instruktorem jazdy jest niezwykle odpowiedzialnym zadaniem: to na jego głowie spoczywa pilnowanie bezpieczeństwa nie tylko uczestników za-
Nowa nadzieja
10
STYCZEŃ 2008
Słowo ciałem się stało
Obserwując dzisiejszy język, którym posługują sie studenci, nie trudno zauważyć pewne wyraźne różnice i podobieństwa. To, co nas różni, to używanie mowy w sposób charakterystyczny dla naszego kierunku lub przynależności subkulturowej. Podobieństwa należy się doszukiwać w skłonności do używania archaizmów. Słowa znane już przez naszych pradziadków, dziadków, rodziców. Obecnie „odkurzamy” je i wprowadzamy znowu w życie. - Często w swojej wypowiedzi używam archaizmów, gdyż są śmieszne i wspaniale, w sposób dowcipny, komentują różne sytuacje. Do moich ulubionych należy: zacnie, elegancko - opowiada Mirek, student I roku historii. Skąd je bierzemy? Z telewizji,
gazet, książek, radia. Twórcy różnego rodzaju programów, reklam juz dawno zauważyli, że przyciągnąć uwagę odbiorcy można za pomocą ciekawej konwencji, a także słów, które na stałe zapadają w pamięć. W dzisiejszych czasach opisywanie rzeczywistości za pomocą archaizmów nie jest faux pas, lecz świadczy wiedzy i oczytaniu mówiącego. Błąd czy wielbłąd? Często zdarza się Wam popełniać „literówki”. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, że w ten sposób stworzyliście nowe słowo? Z takiego założenia wyszli twórcy strony „www. belle.art.pl/schronisko”. Jak sami reklamują: „ta strona to celebracja literówki”. Wśród setek „neologizmów”
znajdziemy definicje każdego z nich, które rzucają nowe światło na najpopularniejszego pisanego „byka”. Jeśli ciekawi was, co oznacza alergoria lub padofil, to zapraszam do zapoznania się z zawartością. Trochę z innej strony na problem języka studenckiego i nie tylko wyszli autorzy domeny www.vasisdas. tk. Ich celem było zebranie w jednym miejscu najpopularniejszych zwrotów potocznych. Z katalogu zebranych zwrotów możemy dowiedzieć się, co min. oznacza raszpla, rozkminka lub flota. Godne polecenia. Synowie rzeźnika Ale żaków charakteryzuje nie tylko twórczy umysł, ale również zamiłowanie do nadużywania wulgary-
HANDEL W POKOJACH Na tablicach informacyjnych wiszą ogłoszenia drobne o wszystkim, co do życia niezbędne. Akademik. pokoju można to nabyć. I mimo iż wymiana barterowa jest rzadkością, to biznes w akademiku i tak się opłaca.
fot. http://www.sxc.hu/
Co Mikołaj zgubił z sań
Pokój 305
- To miejsce, w którym można kupić wszystko to, co student ma do zaoferowania – twierdzi Karol, student II roku. Bądź pachnąca – Twój mężczyzna nie będzie mógł Ci się oprzeć. Takich ogłoszeń już nie ma. Współczesny student jest minimalistą. Nie wysila się zbytnio, by przyciągnąć klientów. Oni i tak do niego lgną. Wystarczy numer telefonu i drobna informacja: Golf 3 sprzedam, kupię notatki z … , sprzedam monitor i wiele innych. Ale można też po prostu wyjść na korytarz i krzyknąć, czego się potrzebuje. Zawsze ktoś zza drzwi podpowie, w którym
Płyty, monitory, sprzęt elektroniczny, czeskie lub rosyjskie papierosy. - Wszystko to, co spadło z ciężarówki - mówi Krzysiek z III roku. A Paulina dodaje: - Wielu studentów sprzedaje piwo. Nie kradzione, ale kupione w markecie, w którym jest akurat promocja. Kilku jedzie po zaopatrzenie, biorą parę skrzynek złotego nektaru i później sprzedają po nieco wyższej cenie”. Studenci kupują też perfumy, ponieważ w akademikach są o wiele tańsze niż w drogeriach, a mimo to oryginalne. Rekordy popularności bije jednak magiczny napój zwany spirytusem. Ma on oczywiście zastosowanie praktyczne: dezynfekcja ran, czyszczenie głowic, płyt, magnetowidów i „ortopedycznego kołnierza Marty” (o tym ostatnim przekonuje nas Krysia z IV roku). O drugiej nad ranem
Prawie na każdym piętrze mieszka jakaś konsultantka (Avon czy Oriflame), która doradzi i podpowie, jaki produkt najlepiej wybrać. Studenci wskazują jednak także na inne zalety akademickiego biznesu: Kiedy o 2 nad ranem przypomniało mi się, że nie mam potrzebnych na kolejny dzień materiałów, zapukałem do kolegów, którzy mają ksero i gotowe – cieszy się Konrad. Student potrafi na różne sposoby ułatwić sobie życie. Sprzedaje, kupuje, zamienia. Pewnie dlatego na zadane przez nas pytanie, czy taki biznes się opłaca, studenci nie mieli problemu z odpowiedzią: - Owszem, przynosi obustronne korzyści. Większość studentów jest tak leniwa, że nie chce im się wychodzić do sklepu. Po co mają gdzieś iść, kiedy mogą zapukać pokój dalej – zastanawia się jeden z klientów „akademickiego bazaru”. Kamila Sudolska Joanna Urbańska
potyczki z czasem Jeden ze znajomych szukał dobrej definicji czasu. Wykombinował coś takiego: czas to kameleon, którego doświadczasz oddychając. Nie wiem skąd to wziął. Dla mnie czas to pieniądz. No dobra, to banał, ale gdy się człowiek spieszy do pracy to nabiera to jakiegoś sensu. Prosty przykład: umówiłem się na Uniwersytecie przy ul. Podgórnej o godzinie 17:00. Podjechanie tam z okolic Zawadzkiego „Zośki” to czas około dwadziestu minut. Specjalnie wyszedłem wcześniej i się na tym przejechałem. Dosłownie! Podjechał niskopodłogowy MAN. Man, are you kidding? – chciałem po chwili zapytać kierowcę. 16:30 to żadne godziny szczytu w mieście, ale facet za kierownicą wlókł się jakby prowadził autobus wycieczkowy. Brakowało mu tylko pilota wycieczki
z mikrofonem. Na domiar złego na Podgórnej przystanek był w remoncie, więc kierowca podszedł do lądowania kilkaset metrów dalej. Zdążyłem na czas to fakt, ale na Podgórną w pół godziny? Do Nowogrodu Bobrzańskiego z Zielonej Góry jadę tyle czasu autobusem PKS-u – to w ramach ciekawostki. Nie jestem frustratem, ale w tamtym momencie byłem spieszącym się młodym człowiekiem. Przypadek numer dwa. Niedziela, weekend... Autobusem do pracy w dwanaście minut, czyli wystarczająco. Na przystanku efektowna tablica mówi mi, że do odjazdu zostały mi cztery minuty… O nie, już pięć. Przyjechał! Uradowany jak młokos na widok Mikołaja wszedłem do środka. Jest 11:49, przypominam: sześćdziesiąt sekund spóźnienia. Rozsia-
dłem się i krzyczę w myślach: Kierowco, gnaj jak wicher! Jeden, drugi, trzeci przystanek. OK, wysiadam, jeszcze z trzysta metrów do celu, ale wcześniej wzbudzane światła na przejściu dla pieszych. Włączyłem i czekam. Wzbudziłem co najwyżej uśmiechy politowania kierowców tymi oczekiwaniami. Przecinam ulicę parę metrów dalej ryzykując mandat – bywa i tak. Dotarłem do pracy, jest równo 12:00. Koleżanka się śmieje, że zdążyłem na wiadomości w radiu. Fajnie, ale wolałbym posłuchać hejnału w Programie 1. Polskiego Radia. Byłoby bardziej symbolicznie. Do mojej walki z czasem w wielkim mieście. Kamil Kwaśniak k.kwasniak@uzetka.pl
fot. http://www.sxc.hu/
Wczorajszy mecz należał do jednych z najlepszych. Czyli o języku studenckim.
zmów. Prymu w tej dziedzinie nie wiodą chłopaki, bo dziewczynom też zdarza się „zarzucić soczystym mięchem”. To pomaga nam wyrazić emocje... Ale istnieje przecież wiele bar-
dziej delikatnych zwrotów - godnych Waszej uwagi.
Piec
Łukasz Michalewicz
Najlepszy przyjaciel człowieka W sytuacji, gdy gazownia się na Ciebie wypina, człowiek zdaje sobie sprawę, jaka siła drzemie w byle brzozie. Okiełznać ją niełatwo, bo trzeba poradzić sobie z piecem… Stałem się dumnym posiadaczem kozy. Po przeprowadzce do niewykończonego jeszcze domu (połowa stoi pusta, na większości już jest tynk…), podłączenie wody udało się załatwić w parę dni, prąd już był, a gazownia… Uprzejmie poinformowała, że mogą nas podłączyć w styczniu. Miodzio. Udało się utargować przeniesienie terminu podłączenia tak, że w chwili gdy czytacie te słowa powinienem już stać się zależny od Putina. Koza wygląda spoko. Nie jest to już słynna bryła żeliwa, która ogrzewała ludzkość od dziesięcioleci – jest to elegancka konstrukcja z blachy, stali, żeliwa i ceramiki. Gruba szyba żaroodporna zapewnia świetny widok na tańczące płomienie. Ludzie! Telewizja, YouTube i inne wysiadają! Haczyk jednak w tym, że te płomienie to od pierwszych taktów tańczyć nie chcą. Procedura rozpalania jest równie skomplikowana, jak treści wypisywane w gazetach, których do tego używam. Najpierw przy użyciu połowy wczorajszej gazety (ze wszystkimi dodatkami) udaje mi się wzniecić żar w dwóch brykietach z wiórów drewnianych. Wtedy należy szybko ułożyć nad nimi konstrukcję w stylu „HarcerzOgniskoRozpala” z przygotowanych wcześniej przy użyciu siekiery mniejszych kawałków drewna. Po dołożeniu stopniowo drugiej połowy dziennika udaje się uzyskać ogień. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku udajemy się w kierunku innych zajęć, aby powrócić za chwilę, gdy powstanie w piecu żar.
Wojciech Lewandowski Gimnazjum nr 8 Bo to o jego uzyskanie w tym wszystkim chodzi. Ale nie ma lekko. Gdy wracamy, okazuje się, że wszystko zgasło, bo zapomnieliśmy za pomocą sprytnego wichajstra otworzyć dopływ powietrza do paleniska. No to od początku… Może nie brzmi to jakoś super ciężko, ale problem w tym, że drewno o tej porze roku ma to do siebie, że jest mokre ( T A DA M ! ! ! ) . I właśnie dlatego liczy się żar, który utworzymy, bo gdy jest w piecu żar, spali się wszystko co tam włożymy: mokre drewno, kapcie, stare „UZetki”. Problem z piecem polega na tym, że ciepło pojawia się dopiero po pewnym czasie po rozpaleniu, a rozpalać rano nikomu się nie chce, bo wszyscy się śpieszą. Dzięki temu ten, kto pierwszy wraca do domu (Hmm… Ja?), ma, zamiast ciepłego, przytulnego wnętrza, ziąb, i 30 minut w plecy. Dźwięk trzaskającego drewna, zapach grzejącego się obok pieca drewna, ogarniające całe wnętrze ciepło i widok skaczących płomieni sprawiają, że człowiek o tym zapomina. Bo wszystko co potem musi robić, to dorzucić do środka co jakiś czas - z nieukrywaną satysfakcją - jakąś kłodę. Bo tak to już w życiu bywa, że im bardziej się na początku narobisz, tym mniej musisz później dokładać… Albo więcej. Jeżeli Ci zimno.
Procedura rozpalania jest równie skomplikowana, jak treści wypisywane w gazetach, których do tego używam.
11 WŁAMANIE DO SYSTEMU
STYCZEŃ 2008
Będę dawał innym
Dziennik internetowy przeszkadzał uczniom.
- Na naszym uniwersytecie uczy się 400 niepełnosprawnych studentów – podkreślił Czesław Osękowski, rektor UZ. Zapewnił, że powstają plany uczelni na poprawę warunków poruszania się studentów niepełnosprawnych na Uniwersytecie. Wystawa zgromadziła 11 organizacji pozarządowych, które wspierają osoby dotknięte różnymi chorobami. Przy lampce wina uczestnicy spotkania długo rozmawiali oraz podziwiali wystawę. Wiele osób wystawa wzruszyła, niektórym popłynęły ukradkiem łzy. Skąd zapał organizatorów do zorganizowania takiej wystawy?
- Pomóc innym to tak jak pomagać sobie – przekonuje dr Bogumiła Burda ze Stowarzyszenia „Nerka”. - Dlatego jeżeli nie będziemy o tym problemie mówili, za kilka lat 10 procent ludzi w Polsce będzie miało problem właśnie z nerkami. W Zielonej Górze jest 80 osób które, są poddawane dializie a czekających na dializowanie dużo wiecej – mówi. Dr Burda dodaje, że cierpiącym osobom pomaga się na przykład przez zorganizowanie balu charytatywnego, z którego dochodów doposażana jest Stacja Dializy przy Szpitalu Wojewódzkim. - Wielką sprawą są pikniki rodzinne, na których spotykają się osoby
walczące z chorobą wraz ze swymi rodzinami. Patronat nad wystawą objął rektor Czesław Osękowski, Waldemar Taborski, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Gorze oraz Wioletta Haręźlak, wiceprezydent Zielonej Góry. Od stycznia wystawę będzie można obejrzeć w Szpitalu Wojewódzkim. Oglądając warto pomyśleć o słowach, które powiedział jeden z wolonatariuszy podczas otwarcia wystawy: „ja otrzymałem, to będę dawał innym”.
fot. http://www.sxc.hu/
Pomagają innym w walce z chorobami. Czasami walczą też z własną chorobą. Wolontariusze to bohaterowie wystawy na UZ.
Benedykt Jach b.jach@uzetka.pl
Mam haka na raka Ogólnopolski program: „Mam haka na raka” został powołany po to, by przyszła polska inteligencja podjęła aktywność prozdrowotną w swoim środowisku. Nasza szkoła, I LO im. B. Prusa w Żarach, bierze również udział w tej akcji. My, czyli: A. Jeremicz, A. Swat, A. Stępień oraz D. Żuk pod opieką pani E. Malendowicz, nauczycielki biologii, tworzymy jeden z 3 zespołów. Nie chcemy być obojętne wobec chorób nowotworowych. Warto uświadomić społe-
czeństwu jak ważny jest screening (badania profilaktyczne) oraz co może nieść choroba. Badania typu cytologia, mammografia czy kolonoskopia są bezpłatne. Wystarczy upomnieć się u swojego lekarza! W Polsce najczęściej spotykanymi nowotworami złośliwymi są: rak piersi, jelita grubego oraz płuc. Przyczyn występowania ostatniego nie muszę wyjaśniać. Jeśli chodzi o dwa pierwsze, to przede wszystkim nieodpowied-
ni tryb życia oraz czynniki genetyczne. Powinniśmy zatem rzucić palenie (jeśli palimy) oraz prowadzić zdrowy, aktywny tryb życia. Ważny fakt - nie każdy nowotwór jest rakiem, lecz każdy rak jest nowotworem. Te pojęcia są ze sobą mylone i kojarzone z wyrokiem śmierci. Raz jeszcze: choroba wykryta we wczesnym stadium może być wyleczona. A. Jeremicz, A. Swat, A. Stępień, D. Żuk
Krwawy Księżyc 21-02-2008 i gdzie „spadają marzenia”
Widoczna z Ziemi jest zawsze tylko jedna jego strona. Raz jest sierpem, innym razem świeci niczym Słońce. O czym mowa?
Zjawisko będzie widoczne gołym
Gdzie „spadają marzenia” W poprzednim artykule dowiedzieliśmy się, że gwiazdy nie spadają, a to, co obserwujemy, nazywa się rojami meteorów. Meteor może całkowicie spłonąć w atmosferze, ale jeśli tak się nie stanie, to spadnie na Ziemię jako kamień. Mając bardzo dużo szczęścia można odnaleźć ów meteor, ale aby zwiększyć szanse, buduje się Stacje Bolidowe, które rejestrują przelot przez atmosferę bardzo jasnych meteorów zwanych Bolidami (jasność większa niż -4 magnitudo). Stacje możemy podzielić na radiowe, fotograficzne i wideo. Ta ostatnia działa od 2005 r. w Obserwatorium Astronomicznym UZ i uczestniczy w projekcie PAVO (Polskie Automatyczne Video Obserwacje). Zadaniem Stacji jest rejestrowanie w wyznaczonych rejonach nie-
ba przelatujące bolidy. Po nocnych obserwacjach dane są przeglądane i jeśli kamery zarejestrowały jakiś bolid, dane są wysyłane do Pracowni Komet i Meteorów, gdzie oczywiście trafiają dane z innych stacji. Wtedy można z dużym przybliżeniem wyznaczyć trajektorie oraz gdzie spadnie meteoryt. Cześć wyników takich jak położenie na niebie, prędkość kątowa i jasność są uzyskiwane w stacji. Oczywiście wyznaczenie bardzo dokładnego rejonu, gdzie potencjalnie spadł meteor nie jest rzeczą łatwą: dane są obarczone dużym błędem, bardzo często zdarza się, że bolid rozpada się w czasie lotu prawie całkowicie uniemożliwiając ustalenie trajektorii. Mimo wszystko warto patrzeć w niebo Sebastian Sobiech s.sobiech@uzetka.pl Bliżej gwiazd: http://www.astrocd.pl/y http://meteoryt.simkoz.com/ http://astro.ia.uz.zgora.pl/~aszary/ http://pfn.pkim.org/
fot. http://www.sxc.hu/
Wejście w półcień Ziemi o 22:23 – 3:10 Maksimum zaćmienia 0:47
okiem, ale oglądanie przez lornetkę lub teleskop sprawi oczywiście, że zaćmienie będzie jeszcze ciekawsze..
Mówisz i masz Jeden z uczniów wymyślił sposób na obejście systemu. Tym samym obalił mit informatyków, że dziennik był idealny. Wśród kadry zapanowała ogólna panika i towarzyszące jej pytania: jak to się mogło Stać? Według sprawcy włamania ideą nie było zniszczenie systemu, tylko pokazanie jego braków. Czy wróci stary karteczkowy system? Nie. Szkolni informatycy szykują odwet: coś jeszcze lepszego. p.m.
Czego to ludzie nie wymyślą!
Co ciekawego w astronomii
Oczywiście o naszym naturalnym satelicie KSIĘŻYCU! Jest drugim po Słońcu obiektem na naszym nieboskłonie pod względem jasności. Dnia 21-02-2008 będzie można zaobserwować na naszym niebie całkowite zaćmienie Księżyca, oczywiście jeśli tylko pogoda dopisze. Od niepamiętnych czasów ludzie obserwowali to zjawisko, które w dawnych czasach wywoływało bardzo silne wrażenia. Patrząc na Księżyc widzimy jak tarcza Księżyca w pełni traci blask, ale co się tak naprawdę dzieje? Zjawisko zachodzi, gdy Ziemia znajduje się pomiędzy Słońcem i Księżycem będącym w pełni, Ziemia i Księżyc znajdują się w przybliżeniu na jednej prostej łączącej środki obu ciał oraz nasz satelita jest w pobliżu punktu, w którym płaszczyzna orbity przecina płaszczyznę ekliptyki Ziemi zwanym węzłem.
Nowo powstały dziennik internetowy stał się dumą nauczycieli. Wszystko było czarno na białym - ocena, jej waga, za co. Z systemu karteczkowego, który obowiązywał raz w miesiącu na zebraniu, przeszło na codzienny system elektroniczny. Informatycy dumni ze swojego nowego „dziecka” chronili go, jak najważniejszej tajemnicy państwowej. Login: CDG234d, hasło: xyz19843D. Wszyscy twierdzili, że systemu nie da się obejść.
Sześć miesięcy temu byłam o trzy lata starsza, teraz znów mam tyle, ile mieć powinnam. Odkryłam tajemnicę przemieszczania się w czasie? Nie, ale pod moimi artykułami w kilku numerach „UZetki” są podpisy, które to właśnie sugerują. W numerze z czerwca 2007 r. nazwano mnie licealistką, a już w grudniowym wydaniu podpis mówi, że chodzę do gimnazjum, ale jego numer – 8, pomieszał się komuś z szóstką. Poza tym przypisano mi czyjś artykuł. Fragment pierwszego akapitu tego tekstu mówi „Wszyscy mówili: Zobaczysz – studia to najpiękniejszy okres w życiu! No i zobaczyłam”, a obok podpis „Gimnazjum nr 6.”. Nie dość, że śmiesznie to brzmi, to prawdziwy autor został pokrzywdzony. Składam mu najszczersze wyrazy współczucia. Nie gryzie się ręki, która Cię karmi, ale ta zniewaga komentarza wymaga. Nawet święty Mikołaj by się za coś takiego wkurzył. A skoro o Mikołaju mowa... Chyba ktoś mu powiedział, że starszemu panu z siwą brodą nie jest do twarzy w czerwonym. Z tego powodu czekoladowe mikołaje z Oszołoma przywdziały róż lub złoto. Najlepiej wyglądałyby w zielonym. Byłoby tak do dziś, gdyby Coca-Cola nie wykupiła praw do świętego i nie przemalowała go na czerwień. Może koncern ma jakąś awersję do zieleni, bo ich napój przed dodaniem barwników też ma ten kolor. A to kosztuje. Biorąc pod uwagę, ile świństwa tam jest, to naprawdę duży wydatek. Producenci świątecznych bibelotów przygotowują nas na każdą ewentualność. Globalne ocieplenie sprawiło, że białe święta to mit. Częściej obserwujemy mamałygę w składzie: prawie roztopiony śnieg, piasek i to czego psie organizmy nie są w stanie strawić. No, ale mamy XXI wiek. Nawet Matkę Naturę potrafimy oszukać. Wystarczy nabyć sztuczny śnieg w sprayu i odrobinę wysilić mięśnie palców. Jak święta to i bez choinki nie może się obejść. Jest nawet specjalny
Monika Renc Gimnazjum nr 8 gatunek drzewka: igły się nie sypią, nie kłują, idealnie zielona, może stać do Wielkanocy, na wypadek gdyby ktoś chciał sobie pisanki powiesić. Nazywa się choinka sztuczna. Jeśli komuś braknie zapachu prawdziwego drzewka polecam zawieszki o woni lasu świerkowego, popularnie znane jako zapach do samochodu. Żeby dom pachniał świętami, oprócz zapachu choinki, należy zapalić korzenną świeczkę. Jeśli ktoś lubi ryzyko, może spróbować upiec jakieś ciasto. Koniecznie z przyprawą do piernika Dr. Oetker’a. Ale jak tu się cieszyć tą atmosferą – trzeba przygotowywać tradycyjne potrawy wigilijne: przypalonego karpia, zakalcowatego piernika... A tu proszę – i na antytalent kucharski znalazła się metoda – mrożonki i „Gorący kubek”. Barszczyku oczywiście. A czym byłyby święta bez prezentów? Zdarzają się naprawdę ciekawe. Choćby maskotki w kształcie bakterii bardzo popularne za oceanem. Mam pomysł na imię dla takiego! Co powiecie na... Uszatek?! Większość ludzi daje słowo harcerza, że święta obchodzi tradycyjnie. Czyli tak jak to opisałam. Bo choćby nie wiem jak się starać, zawsze coś nie wypali. A to nie będzie karpia, a to choinka się obsypie przed wigilią, a to (o zgrozo!) ktoś zapomni o prezencie. To tradycja. Czy teraz ktoś jest zdania, że tradycje są nudne? Z roku na rok marketingowych udziwnień jest więcej. Także w tym ich nie zabrakło. A jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości – Nazywam się Monika Renc i chodzę do gimnazjum. Numer 8.
12
STYCZEŃ 2008
Jak nie dostać w ryj
Nie lubię prostactwa
Nie boisz się chodzić po osiedlach… po tym, co pokazujesz w skeczach czy w filmach? Nie, chyba nie. Po „Wożonku” masa dresiarzy podchodziła do mnie i mówiła: „Ej, ziomek, spoko, zajebiście śmieszne” (Abelard wybornie parodiuje ton głosu charakterystyczny dla postawnych panów w sportowym odzieniu – przyp. MK). Kumplowi wręcz to pomogło. Nie dostał w ryj na osiedlu tylko dlatego, że w „Wożonku” grał dresiarza i „miejscowi” go
pełnym plus Wojtek”. Tak to nazywamy. Z Marcinem jest tak, że od pół roku jest w Portugalii, zakochał się w dziewczynie i wyjechał do niej. Nie wiemy, kiedy wróci i czy w ogóle wróci. Oczywiście cały czas się kumplujemy. Wciąż jest członkiem Lima, jednak na razie zastępuje go Wojtek. Jeszcze odnośnie dresów… stałem ostatnio na osiedlu, marzłem strasznie, kiedy podeszło do mnie dwóch typów: „te, ziomek, ty grałeś tego dresa? Mocne było”. I dali mi 10 złotych, żebym wypił ich zdrowie.
fot. Adrian Waliński
„UZetka”: Atmosfera blokowisk jest Ci szczególnie bliska? Wcześniej film offowy „Wożonko”, teraz program „Dzielnia”… Abelard Giza: (śmiech) To generalnie wdzięczny temat. Wychowałem się w kamienicy na gdańskiej starówce, ale mam pełno znajomych z blokowisk. To takie największe skupiska ludzi, największy przekrój społeczny. Najwięcej skrajności, które rodzą śmieszne akcje. W Polsce mało jest tak naprawdę dzielnic willowych, dominują blokowiska i… to tam żyje kwiat polskiego społeczeństwa.
skojarzyli. Nie wiem, jaki będzie odbiór „Dzielni”, bo tak naprawdę zagraliśmy dziś ten program dopiero drugi raz. Wcześniej graliśmy go z Marcinem (Kulwikowskim - przyp. MK), którego dziś z nami nie ma… …Ale wciąż figuruje w składzie kabaretu na Waszej stronie internetowej. Podobnie jak Wojtek Tremiszewski… Limo funkcjonuje w składzie „super
Czy nazwisko Jachimek ułatwia robienie kariery? (głośny śmiech) Szymon strasznie się o to wkurza. Zawsze podkreśla, że jest nie tylko młodszym bratem Tomka. Pracuje sam na siebie. I świetnie mu robi. Ludzie znają go już jako Szymona Jachimka, a nie młodszego brata. Tomek jest świetnym kolesiem, lubimy się czasem napić, pogadać i pograć, ale nie chcemy jechać na jego nazwisku. Maciek Kancerek
80 tubek silikonu
Pocisk dobrej energii – tak można w skrócie scharakteryzować Jarka Cybę z kabaretu DNO. Cały czas uśmiechnięty, skromny, rozmowny. Złapaliśmy go przed występem w „Kawonie”, gdzie Jarek wykonywał utwór „Jeremy” Pearl Jamu. Przyznał, że boi się strasznie, co potwierdzał drżący miejscami głos. Dobry humor nie opuszczał go jednak nawet na chwilę…
..Rewers zapowiadając Was wczoraj powiedział, że kiedyś nazwa DNO wydawała mu się bardzo adekwatna do tego, co robicie… …(śmiech) Jasne. Kiedy zobaczyli nas pierwszy raz, mówili: „co wy w ogóle robicie? Przecież to jest straszne, tak się nie robi”. Dopiero po 3-4 latach przekonali się do nas. Teraz… teraz nawet dali nam nagrodę, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi. I zaszczyceni. Wiadomo, że organizatorzy rozpieszczają gości Festiwalu. W pokojach hotelowych znajduje się masa niespodzianek… …My w tym roku mamy w pokojach zimę. Mamy śnieg, sanki, ciepłe skarpety i czapki. Mamy Mikołaja, a nawet renifera. I mamy jeszcze… (Cyba nie próbuje nawet powstrzymać śmiechu – przyp. MK) takie kamizelki, robotnicze jakby. Przynajmniej tak wyglądają. DNO występuje z masą rekwizytów, nieraz naprawdę zmyślnych… podobno wszystkie są Twojego autorstwa…
fot. Adrian Waliński
„UZetka”: Gościliście u nas podczas pierwszej edycji Festiwalu. Teraz przyjechaliście z nowym programem. Który występ uważacie za lepszy? Jarek Cyba: Zdecydowanie ten. W końcu dostaliśmy Patisohna. Jest nam podwójnie miło, że dostaliśmy nagrodę akurat w Zielonej Górze. Nie jest tajemnicą, że kiedy zaczynaliśmy, tutejsze środowisko trochę się z nas śmiało. Robili nam sporo inwektyw (śmiech)…
Pomysły i cała koncepcja rekwizytów są moje. Natomiast wykonanie to już różnie. Nie wszystkie rzeczy jestem w stanie zrobić sam. Chłopaki pomagają mi przy bardziej czasochłonnych rzeczach. Jak pokazane dziś foki (hit festiwalu – przyp. MK). Sam zrobiłem szkielet, natomiast reszta to już owoc długich, trzytygodniowych prac całego kabaretu. Na foki zużyliśmy dobre 80 tubek silikonu.
Festiwal Kabaretu poza koncertami, to tak naprawdę nieustająca impreza… (śmiech) O tak! Wczoraj wróciłem do pokoju o piątej nad ranem. Nie dałem rady dłużej. Wiem, że niektórzy zostali do ósmej, może nawet dłużej. Dziś pewnie będzie podobnie… Maciek Kancerek
fot. Tomasz Lehman
„W kabarecie nie ma miejsca na demokrację” – Abelard Giza wyznaje zasadę Władka Sikory. Zastrzega sobie jednak, że nie jest dyktatorem i dopuszcza do głosu Ewę Błachnio i chłopaków z Lima. To on jednak funkcjonuje jako lider kabaretu. Przynosi najwięcej tekstów, czuwa nad całością przedstawienia. Jest też twórcą kina niezależnego, ma na swoim koncie kultowe pozycje „Wożonko” i „Towar”.
Prowadziłem Grzegorza Miecugowa z Zajazdu Pocztowego do Empiku. Z jednego spotkania autorskiego na drugie. Podczas kilkunastu minut spaceru ulicami Zielonej Góry, poznałem wspaniałego, wyrafinowanego gawędziarza. Człowieka, który mówi bardzo lekko i niby od niechcenia, ale w rzeczywistości waży każde słowo. I chętnie dzieli się przemyśleniami. Okoliczności rozmowy były więc wyjątkowo oryginalne, a i sama atmosfera sprawiała, że trudno będzie o tym wydarzeniu zapomnieć… „UZetka”: Kilka chwil temu opowiadał Pan młodemu dziennikarzowi (Szymonowi Płóciennikowi z gazety „Alla 1” z 1LO) o „Solidarności”, o powodach, dla których nie należał Pan do ruchu. Czy sądzi Pan, że dobry dziennikarz powinien zachowywać polityczną neutralność? Tomasz Lis przyznał kiedyś, że nie chodzi na wybory… Grzegorz Miecugow: Miałem kiedyś taką sytuację w „Wiadomościach”, przed jakimiś wyborami staliśmy ze znajomymi, też dziennikarzami, rozmawialiśmy o tym, kto na kogo zagłosuje itd. Nie powiedziałem im, ale czterech kolegów próbowało zgadnąć, na kogo ja zagłosuję. Każdy zgadywał inaczej. Ucieszyło mnie strasznie, że nawet moi koledzy nie są w stanie odgadnąć moich sympatii politycznych. Nie zgadzam się z Tomkiem. Nie muszę ujawniać, kto jest moim kandydatem, ale głosować powinienem. Tak trzeba. Dziennikarze przecież zachęcają do głosowania. Sami też powinni to robić. To obowiązek i święte prawo obywatela. W 1989 roku miałem 24 lata. Pod koniec PRL miałem już prawo głosu, ale z premedytacją wybory bojkotowałem, mimo gróźb, że nie dostanę paszportu. Nie byłem głosować 2 albo 3 razy. A paszport… i tak dostałem. Od 1989 chodzę głosować. Zawsze. Nawet jeśli żadna partia do końca mi nie odpowiada, wybieram mniejsze zło. Jesteśmy na festiwalu kabaretowym. Jak ocenia Pan kondycję polskiego kabaretu? Pierwszym kabaretem, który powalił mnie na kolana, już w nowej rzeczywistości, był… kabaret Potem, który poznałem dzięki Staszkowi Tymowi. Zaprosił mnie na swój występ i powiedział, żebym przyszedł wcześniej, bo jego występ będzie poprzedzał występ bardzo fajnego kabaretu i że mi
się spodoba. No i się spodobał. I to bardzo. Stałem się fanem Potemów na długie lata, do samego końca. Teraz kibicuję różnym ich mutacjom i odmianom. Polski kabaret nie jest zły. Jest miejsce na totalny absurd, zupełne oderwanie od rzeczywistości. Są też kabarety odcinające się całkowicie od polityki, są te czysto polityczne. Te pierwsze bawią mnie zdecydowanie mocniej. Uważam, że na polskiej scenie jest w czym wybierać. A w Zielonej Górze… tym bardziej jest w czym wybierać. Lubię niuanse, nawiązania do klasyki. Nie lubię prostactwa w kabarecie. Lubię się zastanowić. Wtedy satysfakcja ze złapania żartu jest dużo większa. Przed nami Euro 2008 i pewnego rodzaju dylemat dla Pana… Tak, bo bardzo lubię Chorwatów. Od lat jeżdżę tam na wakacje, świetnie się tam czujemy z rodziną. (w tym miejscu następuje chwila przerwy bowiem do pana Miecugowa dzwoni Tomasz Lehman z Empiku) Proszę powiedzieć, że będziemy za 7 minut… …Podobno będę za 7 minut… Chorwatom życzę jak najlepiej, ale priorytetem jest oczywiście Polska. Wyjdziemy razem z grupy i spotkamy się w finale. Byłoby sympatycznie. Weszliśmy na ulicę Boh. Westerplatte. Grzegorz Miecugow opowiadał o jednoczesnym prowadzeniu „Szkła kontaktowego” i oglądaniu meczu Niemcy – Polska podczas Mundialu 2006. Mówił też o tym, co sądzi o piłkarskiej Lidze Mistrzów, kondycji mediów w Polsce i na świecie. Pełny zapis rozmowy znajdziecie już niedługo w serwisie internetowym „UZetki” Maciek Kancerek
13
STYCZEŃ 2008 Jeżeli sięga się po repertuar innej gwiazdy, trzeba się bardzo postarać. Tym bardziej, gdy sięga się po repertuar człowieka-legendy, a Jacek Kaczmarski takim człowiekiem jest. Niestety, Strachy na Lachy nie zaprezentowali nic specjalnego. Rzeczą, która rzuca się na myśl po przesłuchaniu albumu to absolutny brak pomysłu. Otwierająca płytę „Siedzimy tu przez nieporozumienie” to skoczna melodyjka na parkiet. Z kolei utwór „Walka Jakuba z Aniołem” utrzymany w stylistyce indie rocka na odległość trąci komercją i tandetą. Że już nie wspomnę o „Murach” które są żenujące. Broni się tylko „Szklana Góra” i „Kazimierz Wierzyński” niestety niewielkie. Podsumowując, album z pewnością rozczaruje tych, którzy już się przyzwyczaili do pewnego stylu Strachów, rozczaruje również fanów Kaczmarskiego. Zespół nie wywiązał się z zadania, którego się podjął, świadomie, czy też nie starczyło im ikry, nieważne. Przyznaję jedną gwiazdkę. Jedną, za to całą.
Strachy Na Lachy - Autor
PL
Muzyka rozrywkowa jest ostatnią częścią trylogii Pezeta. Ten, kto sądzi, że to krążek wypełniony w całości tematyką imprezową i nieskrępowanych relacji damsko-męskich, nie pomyli się. Brzmieniem tej płyty zajął się tym razem nie Noon, ale Szogun. Efekt: muzyka wysoce energetyczna i żywa nawiązująca stylem do Dirty South. Pezet, ze swoim charakterystycznym flow, od pierwszego do ostatniego wersu zdołał utrzymać specyficzny klimat płyty. Gościnnie swoje zwrotki dograli: 2cztery7, Fame District, Onar, Małolat, WdoWA, Kali. Płyta składa się z „nie tylko hitów na lato” . Utwory wyróżniające się to: „Dzień i noc”, „Niegrzeczna” i „Gdyby miało nie być jutra”. W moim odczuciu płyta jest świetna tyle, że trudno ją polecić niewprawionym słuchaczom. Razić może wulgaryzm i niebywała szczerość. No i ten hedonistyczny stosunek do życia. Jednak wsłuchując się w lirykę to okaże się, że na refleksje też jest miejsce. Brudna, niegrzeczna, brutalna, seksistowska. Mówiąc krótko taki muzyczny Hustler, po którego nie wszyscy powinni sięgać. Michał Olejarczyk
Pezet/Szogun - Muzyka rozrywkowa
REKLAMA
Radosław Karwaszewski
PL
Turtlesy mają nie lada problem. Kryzys mentalnościowy i ogólny marazm doprowadził do rozpadu paczki zgranych wojowników. Leonardo szuka motywacji w Ameryce Łacińskiej, Donatello prowadzi telefoniczny serwis RTV/AGD, Rafael samotnie ratuje miasto, a Michelangelo robi z siebie debila. Nie ma już Shreddera, na szczęście pozostał legendarny Klan Stopy. Są jeszcze kamienne posągi, które chętnie zniszczą świat. Co na to Żółwie? Spokojnie, opanują sytuację. Ale najpierw Leonardo musi dogadać się z niedowartościowanym Rafaelem. Świetnie zrobiono w „TMNT” walki. Szybkie i konkretne starcia są jedynymi momentami, na które warto zwrócić uwagę. Marnie wypada dubbing, za wyjątkiem Szyca (Rafael) i Tede (Mike). Trudno się dziwić, reżyserem dubbingu jest Cezary Morawski. Prawdopodobnie najnudniejszy człowiek w polskim środowisku filmowym. Nie mogło zabraknąć April O’neal, sztandarowej postaci w turtlesowym uniwersum. Fajnie, że znalazło się miejsce dla wyluzowanego Casey Jonesa. Fajnie, ale oglądać się tego nie da.
Katarzyna Uryasz
Miłość i inne nieszczęścia
REKLAMA
Maciek Kancerek
Wojownicze żółwie ninja
Emily to energiczna dziewczyna, która niewiarygodnie szybko wspina się po szczeblach kariery w brytyjskim oddziale luksusowego magazynu „Vogue”. Poza tym posiada wspaniałych przyjaciół i od trzech lat jest z tym samym mężczyzną. Ta pełna wdzięku kobieta szuka jednak w życiu czegoś więcej, niż tylko szczęścia dla siebie. W głównej mierze pragnie go dla swoich znajomych, których nieustannie swata. Być może w końcu to ona wpadnie w sidła prawdziwej miłości. Główna bohaterka to współczesne skrzyżowanie Holly ze „Śniadania u Tyffany’ego” z Amelią, czyli spełniającą dobre życzenia Audrey Tautou. Obok Bryttany Murphy na ekranie mamy okazje zobaczyć Orlando Bloom’a oraz partnerującą mu siostrę Samanthę. Film posiada wiele interesujących zwrotów akcji i trudno nam będzie uwierzyć, jaką nową intrygę uknuje Emily. Natomiast nieszablonowe zakończenie udawania nam, że ta romantyczna angielska komedia może sprawić, że nawet największy przeciwnik tego typu filmów szczerze się uśmiechnie.
„T.Love to chuje” – głosi napis na trzymanej przez Muńka kartce. Mocne, ale w sumie dość przewrotne. Magdzie Patryas udało się napisać rzetelną i konkretną biografię. Bardzo męską i kąśliwą. Tutaj nikt nikomu nie słodzi, nikt nie ukrywa żalu i pretensji. „Potrzebuję wczoraj” pozwala spojrzeć na zespół rockowy jak na przedsiębiorstwo. Bo w pewnym momencie okazuje się, że interesy są na pierwszym miejscu. Bo żeby razem grać, niekoniecznie trzeba się lubić. Jeśli jest się kapelą z czołówki, trzeba być profesjonalistą. A nie każdego na to stać. Sporo tutaj wypowiedzi ludzi związanych z T.Love, czy wręcz T.Love Alternative. Masa zdjęć. Edytorsko bez zarzutów. Jakość papieru mogłaby być lepsza, ale... kogo obchodzi papier. Miły dodatek stanowi płyta, na której znalazły się bardzo archiwalne piosenki Staszczyka. Beznadziejna jakość dźwięku dodaje uroku i gwarantuje poczucie obcowania z rarytasami. Życzymy każdej liczącej się polskiej grupie biografii na podobnym poziomie. Maciek Kancerek
PL
Marta Patryas - Potrzebuję wczoraj
Pająk Jeruzalem miał dość życia w grzesznym mieście. Uciekł w góry, gdzie wiódł życie pustelnika. 3 lata temu zmusili go do powrotu do domu. Świnie. „Rok drania” to kolejny tom przygód dziennikarza – wykolejeńca. Pająk nie jest fanem polityki i za wszelką cenę unika tej tematyki w swoich tekstach. Niestety, naczelny ma to gdzieś. Jeruzalem musi napisać felieton poświęcony zbliżającym się wyborom prezydenckim. Pełno tu czarnego humory, sarkazmu. Spowite dymem miasto roi się od prostytutek i przestępców. W samym centrum zamieszania stoi trochę obłąkany Pająk Jeruzalem, który szczerze nienawidzi tego świata. Świat też niespecjalnie za nim przepada. „Transmetropolitan” to śmiech, krew i łzy. No i klimat. Wciągający, zapierający dech. Warren Ellis i Darick Robertson hipnotyzują czytelnika. W Stanach jest już następny zeszyt pt. „The New Scum”. Oby wydawnictwo Mandragora jak najszybciej wydało go w Polsce. „Spider Jerusalem on the house, man!” Maciek Kancerek
Ellis, Robertson Transmetropolitan 4 - Rok drania
14
STYCZEŃ 2008 Pytanie: Jaki tytuł nosi ostatnia płyta T.Love?
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: kultura@uzetka.pl do 15 stycznia. Do wygrania 2 egzemplarze biografii T. Love „Potrzebuję wczoraj” z autografami muzyków. KSIĄŻKA
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Rene Goscinny, Jean Sempe Nowe przygody Mikołajka Tom 2 Joanna Chmielewska Rzeź bezkręgowców Jeremy Clarkson Motoświat Rhonda Byrne Sekret Gabriel Garcia Marquez Miłość w czasach zarazy Michał Komar Władysław Bartoszewski - wywiad rzeka Mario Vargas Llosa Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki G. Miecugow, T. Sianecki Kontaktowi, czyli szklarze bez kitu Rene Goscinny, Jean Sempe Nowe przygody Mikołajka Tom 1 T. Sekielski, A. Morozowski, Teraz My prześwietlamy
MUZYKA
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Various Artists The Best Christmas... Ever! Hey MTV Unplugged Andrea Bocelli Vivere The Best Of Feel Feel Various Artists High Shool Musical 2 Raz, Dwa, Trzy Młynarski Various Artists The Best Polish Songs... Ever! Timbaland Shock Value Katie Melua Pictures Various Artists M. Kydryński - Siesta vol. 3
FILM
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
David Yates Harry Potter i Zakon Feniksa Gore Verbinsky Piraci z Karaibów 3: Na krańcu świata Raman Hui, Chris Miller Shrek Trzeci Zack Snyder 300 Olivier Dahan Niczego nie żałuję Guillermo del Toro Labirynt Fauna Jiri Menzel Obsługiwałem angielskiego króla Bartosz Kędzierski Włatcy Móch, sezon 1, odc. 1-6 Steven Soderbergh Ocean’s 13 Artur Więcek - Historia filozofii po góralsku wg księdza Tischnera
Amerykański Gangster
Podstawą stworzenia narkotykowej dynastii zapoczątkowanej przez Franka Lucasa był przemyt heroiny w trumnach martwych żołnierzy amerykańskich uczestniczących w wojnie wietnamskiej.
Lata 70-te poprzedniego wieku to czas, kiedy na sam szczyt przestępczego świata Nowego Jorku wspina się Frank Lucas (Denzel Washington). Po śmierci jednego z lokalnych szefów mafii postanawia przejąć władzę w Harlemie. Kluczem do osiągnięcia celu jest nie tylko bezwzględne postępowanie, ale olbrzymi zastrzyk finansowy. Ryzykując własnym życiem Frank udaje się do Azji i zdobywa źródło niewyobrażalnych dochodów - jedną z najczystszych odmian heroiny. W tym samym czasie Richie Roberts (Russell Crowe), gliniarz z nieposzlakowaną opinią, zaczyna prowadzić śledztwo przeciw szmuglerom heroiny. Począwszy od ulicznych handlarzy dociera do Franka, któremu nie jest w stanie nic udowodnić. Fabuła oparta jest na faktach, w związku z tym wokół filmu jeszcze przed jego powstaniem narosło wiele
legend. Richie Roberts i Frank Lucas byli nawet głównymi doradcami reżysera Ridleya Scotta na planie w Nowym Jorku. Natomiast sam R. Scott podczas zdjęć w Chiang Mai prowincji Tajlandii, zatrudnił kilku stażystów z tamtejszej wioski. Niektórzy z nich byli prawdziwymi działaczami w rozprowadzaniu narkotyków Lucasa podczas wojny w Wietnamie. Początkowo film miał nosić tytuł „True Blue”. Odpowiedz na pytanie dlaczego właśnie taka propozycja była rozważana dowiecie się kiedy obejrzycie tę nietypową biografię. Film dopracowany jest niemal do perfekcji: dbałość o szczegóły, rewelacyjna gra aktorska oraz doskonale skomponowana muzyka powodują, że ponad dwugodzinny obraz zyskuje w każdej kolejnej minucie. Katarzyna Uryasz k.uryasz@uzetka.pl
American Gangster reż Ridley Scott wyst. Denzel Washington, Russell Crowe, Cuba Gooding Jr
Camp jak campus Czas akcji: środek tygodnia, wieczór; Miejsce akcji: akademik, mieszkanie studenckie, stancja; Bohaterowie: grupa studentów; Cel: oglądanie filmu; Pomoce naukowe: laptop, PC, internet; Problem: co? Na starcie skreślamy wszystkie ambitne produkcje, które wymagają uruchomienia szarych komórek oraz 50-tą część „American Pie”. I jak tu obejrzeć coś ciekawego, jednocześnie zabawnego i nowego? Odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna – kino campowe. Kino niezależne, prowokujące, pozbawione utartych schematów, tworzone na poważnie lub całkowicie z przymrużeniem oka, dające nieograniczone możliwości ich autorom i jednocześnie strasznie kiczowate. Mam zamiar przedstawić w tym miejscu filmy przewrotne, zabawne, czasem przerażające, ale na pewno oryginalne. Obrazy idealne wręcz na wieczorne spotkania ze znajomymi przed monitorem komputera. Nasza przygodę z campem zacząć należy od prawdziwego potentata, jeśli chodzi o produkcję i dystrybucję kiczowatych obrazów. Amerykańska wytwórnia „Troma” juz od ponad 30 lat bawi świat swoimi „ambitnymi” produkcjami. Do fanów Tromy należą między innymi Quentin Tarantino, Peter Jackson, a swe pierwsze kroki w przemyśle filmowym stawiały takie gwiazdy jak Samuel L. Jackson czy Kevin Costner. Założona przez dwóch studentów Uniwersytetu Yale, Micheala Herza i Loyda Kaufmana, z początku zajmowali się oni kręceniem komedii erotycznych. Produkcje młodych Amerykanów nie okazały się wielkimi sukcesami, aż do czasu. W 1985 roku panowie postanowili nakręcić horror. Dzieło zostało zatytułowane „Toxic Avenger”. Od tego momentu
„sukcesom” wytwórni Troma nie ma końca. To właśnie superbohater Toxic Avenger będzie bohaterem kolejnego odcinka „Camp jak campus”. Łukasz Michalewicz
15
STYCZEŃ 2008
Impreza w akademiku Nie było wiele czasu, więc jest krótko, ale bardzo konkretnie. Muniek umówił się „na mieście” ze starym znajomym, więc grzechem byłoby zatrzymywać go dłużej. Przed Wami Muniek Staszczyk. „UZetka”: czy Empik jest dobrym miejscem na spotkanie z fanami? Nie przeszkadza Ci wszechobecny świąteczny nastrój? Muniek: Ludzie właśnie tutaj kupują najwięcej książek pomimo, że potoczna wieść niesie, iż książek się już nie czyta. Okres przedświąteczny też wydaje się być dobry na promocję wydawnictwa. Pamiętam też, że podobnie było w latach 90-tych. Wtedy ludzie chodzili na podpisywanie książek tłumnie, potem był jakiś kryzys, że w ogóle nie chodzili no i teraz znowu się pojawiają. W Zielonej Górze pojawiło się ich sporo, czy w innych miastach jest podobnie? Nie wszędzie, ale ogólnie było dużo. W ogóle ta książka rozkręciła się powoli. Wyszła w listopadzie i wtedy zainteresowanie nią było niewielkie. Teraz jest trochę lepiej. Od Waszego ostatniego występu na „Bachanaliach” minęły prawie 4 lata. Stęskniliście się trochę za zielonogórskimi studentami na tyle, żeby pojawić się w tym roku?
Jasne. Niestety nie tylko my układamy kalendarz koncertów. Mamy do publiki studenckiej pewną miętę, ponieważ sam studiowałem i wiem jak wyglądało życie studenckie. Było to co prawda 20 lat temu, ale pewne rzeczy się nie zmieniają. A wybralibyście się po koncercie na imprezę do akademika? (Śmiech) Zależy w jakiej bylibyśmy formie, czy byłby to pierwszy czy piętnasty koncert na trasie. Gdyby to był początek trasy, to nie ma problemu. W końcówce natomiast mogłoby być trochę gorzej. A często zdarzają się Wam takie przypadki? Rzadko śpimy w akademikach, ale zdarzało nam się. Na przykład w Krakowie właśnie taka sytuacja imprezowa się rozwinęła i przypomniały mi się moje czasy, kiedy mieszkałem w akademiku.
Karol Tokarczyk k.tokarczyk@uzetka.pl
Energia i szczerość Mieli spotkać się z fanami w Empiku. Nie dali rady, utknęli gdzieś w drodze i do Zielonej Góry przyjechali na godzinę przed koncertem. Muzycy zabrali się za podłączanie sprzętu, w tym czasie my mogliśmy porozmawiać chwilę z wokalistą Proletaryatu Tomaszem „Olejem” Olejnikiem. ...Graliśmy u Was ostatnio w ubiegłym wieku. To było 100 lat temu. Brzmi bardzo poważnie, prawda? Pamiętam, że występowaliśmy w ramach Krajowej Sceny Młodzieżowej. Animatorem akcji był Piotr Majewski. Olej przywitał nas bardzo serdecznie, zaprosił na wieczorny „walking po mieście”, na koncert, na after, w zasadzie zaprosił nas na wszystko, na co się dało. Dopiero po chwili mogliśmy zacząć zadawać pytania.
było uważać, co się mówi. Jasne, nie przybierało to tak drastycznych form, ale... cenzura była widoczna. Spójrzcie na media publiczne, na selekcję i formę przekazywania informacji. Nie było wpieprzania się w muzykę, na szczęście, ale przekaz medialny nie miał wiele wspólnego z prawdą. Sami czynnie wspieraliśmy kampanię na rzecz odsunięcia od władzy pewnych ludzi. Głównie poza granicami kraju, bo tam wówczas przebywaliśmy. Udało się, pojawiły się nowe nadzieje. Zobaczymy, co będzie.
„UZetka”: Po wyborach parlamentarnych w 2005 roku powiedziałeś, że boisz się powrotu cenzury. Czy teraz, po nowych wyborach, jesteś spokojniejszy? Olej: Był takie moment, w którym naprawdę miałem spore obawy. Przypomniały mi się czasy „słusznie minione”, kiedy władza negowała i represjonowała wszystko, co było sprzeczne z jedyną słuszną wówczas linią partii. W 2005 roku do władzy doszli radykalni dosyć ludzie. Znów trzeba
Grając dla polskich emigrantów czujecie, że jesteście dla nich namiastką domu? Może to zabrzmi buńczucznie, ale trochę tak jest. Wiesz, ci ludzie często mają minimalną bądź zerową styczność z polską kulturą. Poza tym emigracja zarobkowa dotknęła spore grono naszych znajomych, często byłych muzyków. Ludzi, z którymi graliśmy na tych samych imprezach. Przyjęcie jest bardzo dobre, energia i szczerość.
Mój pierwszy napęd na cztery kółka
Masz chęć opowiedzieć o okolicznościach rozstania z Jarkiem Siemienowiczem? Trudna sprawa, graliśmy z Siemionem od zawsze w Proletaryacie. Zakładaliśmy ten band. Myślę, że Siemion nie wytrzymał w pewnym momencie presji, ciśnienia, jakie mieliśmy. Z jednej strony nie dziwię mu się, Siemion ma swoje lata, bagaż doświadczeń. W pewnym momencie okazało się, że bycie muzykiem Proletaryatu nie wystarcza, aby godnie żyć w tym kraju. Wyjechał do Anglii, z tego co wiem, pracuje gdzieś na lotnisku. Odszedł w dość trudnym dla zespołu momencie, ale szanuję jego decyzję. Mam trochę bardziej komfortową sytuację, mogę robić to, co lubię. Nie wiem, jak zachowałbym się będąc na jego miejscu. Niby mam jakiś kontakt z Siemionem cały czas, ale to dosyć drugoplanowa sytuacja.
Joanna Urbańska Maciek Kancerek
Peugeot 307 Chciałbym mieć ładny, miły, miejski samochodzik. Powinien mieć czarny kolor i alusy. Bartek, 3 rok historii
Nie wszystkich stać na wypasione cztery kółka. Wielu kombinuje, jak zaopatrzyć się w tani i ekonomiczny pojazd.
Volvo Najważniejsza dla mnie jest funkcjonalność. Samochód musi mieć wszystkie potrzebne rzeczy. Najlepiej, jakby był czarny. Bartosz, 5 rok socjologii
Opel Astra Samochód nie może być starszy niż z 2005 r. Musi byś szybki (100 koni) oraz mieć ładny kolor metaliczny. Ola, 2 rok filologii polskiej
Subaru Impreza WCR Chcę, aby mój samochód był ładny i miał czarny lśniący kolor. Cenię komfort i przestrzeń. Szymon, 2 rok filologii polskiej
fot. Piotr Giziński
Ford Fiesta Samochód powinien mieć nie więcej niż 15 lat, być ekonomiczny i mieć biały kolor. Paweł, filologia polska
Czym powinien charakteryzować się pierwszy samochód studenta? Zapytani przeze mnie studenci wskazali: ekonomiczny, w miarę zrywny silniczek, niewielkie wymiary (ułatwią parkowanie na parkingu pod uczelnią), stylowa linia z charakterkiem, marka na czasie, w miarę tani w zakupie i w eksploatacji (części, benzyna itp.), mile widziana instalacja gazowa, efektywny w działaniu i bezawaryjny.
Kasa i jeszcze raz kasa W podejmowaniu decyzji o zakupie samochodu najbardziej decyduje jego cena. Jest to znak, że studenci bardzo realnie patrzą na świat. Zwłaszcza, że drugą cechą licznie wskazywaną przez studentów jest zużycie paliwa, które, jak wiemy, jest największym kosztem związanym z eksploatacją naszego samochodu. Na zakup samochodu chętnie wzięli-
by kredyt. Na uwagę zasługuje fakt, że takie cechy, jak prędkość, moc i przyspieszenie, które należą do podstawowych osiągów samochodu nie decydują już tak bardzo, jak dawniej o zakupie, nawet wśród płci męskiej. Przeprowadzony plebiscyt wśród internautów na najpopularniejszy model samochodu wskazał zwycięzcę. Wygrał Peugeot 206. Róża Wojciechowska
Garbus W Volkswagen Chcę samochód wygodny i bezpieczny. Nie musi być szybki. Najlepiej koloru zielonego. Wybrałam Garbusa, ponieważ ma swój niepowtarzany styl i własną duszę. Martyna, 2 rok OiPRS
Ford Audi TT Mój samochód musi być wygodny, niezawodny, bezpieczny (z ABS) oraz przystosowany do częstej jazdy. Agnieszka, nauczycielka pedagogiki przedszkolnej
Opracowanie: Iga Kołacz, fot. Radosław Fedorowicz
16
STYCZEŃ 2008
żu a r i w m Polska w grupie z Niemcami! a ostatni „I znów te Niemcy” - słychać wśród N
Okiem redaktora sportowego
kibiców piłki nożnej.
W grudniu odbyło się losowanie grup Euro 2008. Kolejny raz nasza reprezentacja spotka się z reprezentacją Niemiec, tym razem w grupie B. Będzie to pierwszy mecz obydwu reprezentacji na Mistrzostwach Europy rozgrywanych w Austrii i Szwajcarii. Mecz zostanie rozegrany 8 czerwca. Będzie to z pewnością rewanż za mecz na Mistrzostwach Świata w Niemczech w 2006 roku. Zapadła nam w pamięci bramka strzelona nam przez Oliviera Neuvilla w ostatnich sekundach meczu. Miejmy nadzieję, że wreszcie drużyna Leo Beenhakkera zrewanżuje się Niemcom za porażkę, a my będziemy się cieszyć z awansu do fazy pucharowej. Ale to nie będzie takie łatwe. Niemcy to trzecia drużyna Mistrzostw Świata w 2006 roku, na dodatek nigdy z nimi nie wygraliśmy. Popatrzmy na skład naszych sąsiadów: Klose, Podolski, Ballack, Schweinsteiger - można śmiało powiedzieć, faworyci Euro. Czy stoimy na straconej pozycji? Myślę, że nie, gdyż nasza reprezentacja tez posiada zdolnych zawodników: Błaszczykowski, Krzynówek, Smolarek. Największą gwiazdą naszej reprezentacji jest Artur Boruc, bramkarz Celticu Glasgow, uznawany za jednego z najlepszych bramkarzy świata.
Słów kilka o Chorwacji Reprezentacja Chorwacji świetnie zaprezentowała się w eliminacjach do Euro 2008. Pokonała dwukrotnie Anglię, przez co drużyny z Wysp nie zobaczymy na turnieju w Austrii i Szwajcarii. Chorwaci pokazali bardzo skuteczny futbol w tych eliminacjach strzelając 28 bramek. Musimy pamiętać, że drużyna znad Adriatyku posiada wielu utalentowanych zawodników, którzy są podporami czołowych klubów europejskich. Możemy wymienić takich zawodników jak: Pletikosa, Simunic, Kovac, Kranjcar, Eduardo da Silva.
Austria - jeden z gospodarzy Drużyna jednego z organizatorów Euro 2008 znajduje się obecnie w ogromnym dołku. Można powiedzieć, że jest to najsłabsza drużyna naszej grupy. Chociaż może okazać się, że drużyna prowadzona przez trenera Josefa Hickersbergera, stanie się trudnym przeciwnikiem fazy grupowej. Absolutnie nie należy ich lekceważyć. Myślę jednak, że drużyna Austrii będzie przygotowana należycie, ale z grupy nie wyjdzie. Benedykt Jach Nowe nadzieje i nowe cele w ZKŻ Zielona b.jach@uzetka.pl Góra
AZS to Aktywność, Zabawa i Sport. Rozmowa z Natalią Starostą prezesem AZS Jak w ogóle znalazłaś się w AZS? To nie był przypadek. Ja należę do tych „usportowionych inaczej”, nie uprawiam żadnej z dyscyplin, ale sport to całe moje życie. Postanowiłam po prostu zadzwonić i wyrazić chęć działania. Przyjęto mnie z otwartymi ramionami, bo w AZS cały czas potrzebni są ludzie, którzy chcą coś robić. I tak przez dwa lata byłam sekretarzem, a teraz od października objęłam funkcję prezesa AZS, cały czas się czegoś uczę. Jestem pierwszą kobietą na tym stanowisku i uważam, że to dobry czas na to, aby wreszcie zaczęło się coś dziać. Powtarzam sobie często, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, a nowy zarząd to nowe nadzieje. Jakie są najbliższe plany AZS? Od listopada działa nowy zarząd. Mamy mnóstwo pomysłów na promocje i działalność. Zamierzamy przede wszystkim zaktywizować studentów pierwszego roku. Chcemy, żeby aktywnie włączyli się do życia studenckiego i w pełni skorzystali z tego co oferuje AZS. Nasza organizacja daje nie tylko możliwość rozwoju sportowego, ale także szanse na dobrą zabawę podczas wyjazdów na różnego rodzaju spotkania, zawody. W końcu AZS to Aktywność, Zabawa i Sport. Mamy również nadzieję na poprawę współpracy pomiędzy nami a Prorektorem ds. studenckich, która w ostatnim czasie nie układała się najlepiej. Tradycyjnie zamierzamy zorganizować szereg imprez na Bachanalia, w tym jedną zupełnie nową, bardzo widowiskową, jednak na razie niech pozostanie ona tajemnicą, gdyż wszystko jest jeszcze w fazie tworze-
nia. W dalszej perspektywie czasu przymierzamy się do wystawienia reprezentacji na festiwal sportów letnich w Wilkasach. Myślimy też o zorganizowaniu turnieju w piłkarzyki, darta lub bierki ponieważ każda taka impreza oznacza promocję, dobrą zabawę, a przede wszystkim integrację. Czy zamierzacie utworzyć jakieś nowe sekcje? Wszystko jest uzależnione od studentów, którzy chcieliby robić coś nowego. Jesteśmy otwarci na propozycje. Współpracujecie z innymi uczelniami? Reprezentanci innych uczelni przyjeżdżają do nas na zawody. Co roku gościmy na Strefie D piłkarzy ręcznych z Katowic, Jeleniej Góry, czy Wrocławia. To również można nazwać współpracą. Jeżeli chodzi o mniej wyczynowe sporty, to na ostatnim spotkaniu szkoleniowym AZS w Zieleńcu, razem z przewodniczącymi AZS innych uczelni doszliśmy do wniosku, że przydałoby się zacząć współpracę również na innych płaszczyznach, mniej wyczynowych. Jak będziecie promować nejlpeszych zawodników? Uważam, że dobry zawodnik najlepiej wypromuje się dzięki swojej grze i pracy. Jednak być może nasi najlepsi sportowcy będą promować siebie, promując przy okazji nasz uniwersytet, jest kilka pomysłów, nad którymi AZS i inne organizacje pracują z Biurem Promocji. Rozmawiała: Karolina Bołbot
Gazeta Studencka „UZetka” ISSN 1730-0975 REDAKCJA: al. Wojska Polskiego 65, pok. 28, 65–625 Zielona Góra, tel./fax +48 68 328 32 02, e-mail: gazeta@uzetka.pl WYDAWCA: Stowarzyszenie Gazety Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” al. Wojska Polskiego 65, 65-762 Zielona Góra e-mail: stowarzyszenie@uzetka.pl REDAKTOR NACZELNY: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl SEKRETARZ REDAKCJI: Karol Tokarczyk, k.tokarczyk@uzetka.pl
Nowy rok, nowi zawodnicy, nowe nadzieje, nowy rywal. A miniony sezon był bardzo ciekawy w wykonaniu żużlowców. Mieliśmy wszystko, czego dusza zapragnie na torach: walkę, radość, smutek, rozczarowanie, podziw i doping. Sezon 2007 to imponująca walka na torach Ekstraligi i I ligi. W ekstralidze pozytywnym zaskoczeniem była postawa Stali Rzeszów. Świetna jazda na własnym torze i minimalne porażki na wyjazdach doprowadziły do tego, że drużyna z Podkarpacia zajęła po walce z Atlasem Wrocław czwarte miejsce. Gdyby nie wypadki Pedersena i Watta we Wrocławiu, to kto wie, czy Rzeszów nie cieszyłby się brązowym medalem. Na całej linii rozczarowała swoich kibiców Polonia Bydgoszcz, która jednak była typowana do spadku i tenże spadek po raz pierwszy w historii zaliczyła. Chociaż patrząc na skład Polonii przed nowym sezonem myślę, że jest to główny faworyt I ligi i już w sezonie 2009 zobaczymy znów Bydgoszczan w Ekstralidze.
Miesiąc temu zespół z Winnego Grodu wzmocnił się przed nowym sezonem. Mam nadzieje, że drużyna będzie spisywała się bardzo dobrze na własnym torze, a pamiętajmy, że w poprzednim sezonie przegrali tylko jedno spotkanie (w I kolejce z Polonią Bydgoszcz 43-46). Cele mogą być jeszcze wyższe: zakwalifikować się do czołowej czwórki i walczyć o medal. Nowy rywal W nowym sezonie Ekstraligi przyjdzie nam podziwiać tak oczekiwane przez wszystkich mecze derbowe województwa lubuskiego. Do Ekstraligi awansowała drużyna Stali Gorzów. Prezes Władysław Komarnicki dotrzymał słowa i sprowadził na Śląską dwie „torpedy”: Tomasza Golloba i norwega z polskim paszportem, Rune Holtę. Już dziś wiadomo, że mecze derbowe wzbudzą wielkie emocje i stadiony w Zielonej Górze i Gorzowie będą pękały w szwach. Benedykt Jach b.jach@uzetka.pl
srebro W dniach 1-2 grudnia zielonogórscy unihokeiści zdobyli srebrny medal w Grand Prix Szkół Wyższych organizowanym przez Politechnikę Wrocławską. Z puli 11 drużyn najlepszy okazał się gospodarz turnieju. W finale wygrał z naszymi studentami 7 do 5. Najlepszym snajperem zielonogórskich żaków okazał się Darek Boguszewicz, strzelec 10 goli. Jak przyznali nasi sportowcy, reszta zespołów bardzo doceniła ich styl gry i życzyła im wygranej. Skończyło się na 2 miejscu, co jest dobrym wynikiem. Rozmawiałem z Sebastianem Koszelą, który został wybrany najlepszym obrońcą turnieju: Wasz wynik może być niespodzianką. Jak drużyna go przyjęła? - Dla niektórych to może być niespodzianka, ale w głębi jesteśmy trochę smutni z tego wyniku, bo wygrywaliśmy tę imprezę już dwa razy
z rzędu. W tym roku jeszcze nie zaczęliśmy rozgrywek naszej ligi, nie wszyscy też mogą trenować. Nie uniknęliśmy też błędów, zwłaszcza w finale, ale wszyscy dali z siebie wszystko. Czemu trenujesz właśnie unihokej? Zacząłem grać w Szkole Pod-
stawowej, gdzie był wuefista pan Marek Budziński, obecny Prezes Polskiego Związku Unihokeja. Pan Marek potrafił nim zainteresować uczniów. A mi sięten sport spodobał.
W końcówce 2007 r. mamy replay z poprzedniego sezonu, kiedy to Zastalowcy gryźli parkiet i wylewali siódme poty na treningach, byleby tylko pojawić się na czele tabeli i awansować do Dominet Bank Ekstraligi. Osobiście bardzo im tego życzę - wiem, ile wysiłku kosztuje ich spełnienie marzenia zarówno swojego, jak i trenera, prezesa a przede wszystkim kibiców. Fani Zastalu nie śpią po nocach i dają na mszę, aby tylko naszym koszykarzom nie powinęła się noga tak jak to miało miejsce w sezonie 2006/2007 . Po wzmocnieniach przeprowadzonych w okresie przed rozgrywka-
mi zielonogórzanie nie grają jeszcze koszykówki na najwyższym poziomie, ale ich wyniki spełniają oczekiwania kibiców. Strzałem w dziesiątkę okazało się zakontraktowanie starego znajomego, czyli Grzegorza Kukiełki, który na razie pokazuje się z dobrej strony i jest jednym z filarów zielonogórskiej drużyny. Paweł Kowalczuk i Tomasz Briegmann również spełniają pokładane w nich nadzieje i walnie przyczyniają się do zwycięstw swojej nowej drużyny. Warto zwrócić uwagę, że już wcześniej zielonogórscy koszykarze pobili rekord Turowa Zgorzelec, który zwyciężał w 11 kolejnych me-
czach. Rozpoczyna się nowy 2008 rok. Początek zawsze niesie ze sobą jakieś postanowienia. Niektórzy snują też piękne marzenia. Marzą o awansie, medalu, hali, basenie… Sportowcy marzą o tym by sprawiać radość swoim wspaniałym kibicom. Ci zaś, aby ich pupile odnosili sukcesy i piękne zwycięstwa. Czy te marzenia mają szansę realizacji, okaże się w przeciągu najbliższych 12 miesięcy. A może na to, aby się one spełniły, będziemy musieli poczekać troszeczkę dłużej. Trzeba cierpliwości.
Kamil Kwaśniak
Zastal szaleje
SKŁAD: Kaja Rostkowska, Marcin Grzegorski, Maciej Kancerek KULTURA: red. Maciej Kancerek, kultura@uzetka.pl, Emilia Rogala, Katarzyna Uryasz, Tomasz Kołodziej, Anna Dzikowicz, Matylda Kazimierczak, Łukasz Michalewicz, WYDARZENIA: Grzegorz Rozmarynowski, Grzegorz Biszczanik, Marcin Owsiany, Joanna Oleszkiewicz, Grzegorz Czarnecki, Marzena Toczek, Mirosława Droga, Paula Mościcka, Monika Perkowska, Róża Wojciechowska, Sebastian Sobiech, Kornelia Kornosz, Magdalena Koleina. FELIETONY: red. Paweł Ptaszyński, p.ptaszynski@uzetka.pl, Wojciech Lewandowski, Kamil Kwaśniak, Monika Renc, Błażej Kowalczyk, Grzegorz Czarnecki, Marek Pakoński, Joanna Urbańska. SPORT: red. Benedykt Jach, b.jach@uzetka.pl, Krystyna Górnicka, Karolina Bołbot, Kamil Kwaśniak.
Krystyna Górnicka
NIE TYLKO POEZJA, red. Błażej Kowalczyk b.kowalczyk@uzetka.pl GRAFIKA: Marcin Grzegorski, Radosław Fedorowicz, Beata Kot. FOTO: Katarzyna Uryasz, Krzysztof Tomicz, Piotr Giziński, Małgorzata Bejgier, Mateusz Papliński. Okładka: http://www.sxc.hu/ OGŁOSZENIA I REKLAMY: Marcin Grzegorski, 0 602 128 355, m.grzegorski@uzetka.pl, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Redakcja zastrzega sobie prawo do nadawania tekstom własnych tytułów oraz ich skracania. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.