UZetka nr 54 (styczeń 2009)

Page 1

fot. www.stockxpert.com

NR

54 styczeń 2009

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10000 ::: Gazeta Bezpłatna

Grzegorz Miecugow nie płaci abonamentu! Str. 4 Redakcyjna wróżka pisze horoskop. Str. 8 Wygraj zniżkę na kurs języka obcego. Str. 9

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary


2

STYCZEŃ 2009

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ISSN 1730-0975 al. Wojska Polskiego 65 pok. 28, 65–625 Zielona Góra tel./fax +48 68 328 7876, gazeta@uzetka.pl www.uzetka.pl

REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl

Partię szachów wygrywam pierwszym ruchem!

Z-CA RED. NACZ.: Kornelia Kornosz k.kornosz@uzetka.pl

Chuck Norris

WYDAWCA: Stowarzyszenie Gazety Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego

SKŁAD: Kaja Rostkowska, Marcin Grzegorski, Maciej Kancerek KULTURA: red. Maciej Kancerek m.kancerek@uzetka.pl Łukasz Michalewicz, Malwina Ławicka, Anna Dzikowicz, Matylda Kazimierczak AKTUALNOŚCI: Grzegorz Biszczanik, Grzegorz Czarnecki, Marzena Toczek, Paula Mościcka, Sebastian Sobiech, Kornelia Kornosz, Kamil Zając, Iga Kołacz SPORT: red. Kamil Kwaśniak k.kwasniak@uzetka.pl Karolina Bołbot, Krystyna Górnicka, Weronika Górnicka, Kamil Kolański FELIETONY: Wojciech Lewandowski, Monika Renc, Grzegorz Czarnecki MYŚL SŁOWEM PISANA red. Iwona Turzańska i.turzanska@uzetka.pl FOTO Piotr Giziński, Wojciech Waloch OGŁOSZENIA I REKLAMY: Marcin Grzegorski, 0 602 128 355 m.grzegorski@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.

Wszystkim Czytelnikom dobrych i odważnych decyzji w 2009 roku i dużo, dużo pomyślności! Redakcja „UZetki”.

Słowo naczelne

Chcę zrobić łabędzia origami, chcę udać się w podróż do Paryża, chcę zapomnieć co to Internet Explorer, skończyć studia, zrobić prawko, cofnąć czas, dowiedzieć się, czy wokalista „Tokio hotel” to chłopak czy dziewczyna, zjeść frytki za pięć minut – to tylko kilka postanowień, które Internauci wpisują na popularnym portalu internetowym „Wyznacz sobie cel i go zrealizuj” (www.zrobie.to). W pierwszych dniach nowego roku nastąpiła kolejna fala postów stanowczych użytkowników serwisu, którzy postanawiają COŚ ZROBIĆ i kibicują sobie wzajemnie. A ja Was namawiam, na przykład okładką tego numeru, do odważnych decyzji, bo od nich wszystko się zaczyna. Podobno Ludwik Dorn chce kupić samochód (najlepiej Saaba), a Ryszard Kalisz spotkać się z dietetykiem i go nie zjeść. Ale tak serio, to... wielu ludzi snobuje się na takich, którzy nie uznają noworocznych postanowień. A czy jest coś złego w tym, że wyznaczamy sobie cel? Wcale nie na portalu zrobie.to, tylko po ludzku: w głowie. Wszystkim Czytelnikom życzę powodzenia i wytrwałości. *** Jeszcze miesiąc temu życzyliśmy sobie wesołych świąt i spijaliśmy świąteczną atmosferę z wystaw sklepowych i z telewizora. I tutaj też lawina krytyki: święta w listopadzie?! A jednak… Myślę, że

one są potrzebne już wtedy. Czasem trzeba komuś powiedzieć: dziękuj sklepom, hipermarketom i ludziom, którzy wieszają lampki na rondach, bo dzięki nim w ogóle zauważasz, że nadchodzą święta. Gdyby obiekty komercji nie przypominały nachalnie, że nadchodzi 24 grudnia, wielu nawet nie zdawałoby sobie sprawy, że to już niedługo. W następnym roku każdy malkontent, któremu przeszkadza komercjalizacja świąt, niech o tym pomyśli… Mało kto idzie pooglądać wystawę szopek bożonarodzeniowych, widzi jedynie te w sklepowych witrynach. Więc niech sobie to ceni. A swoją drogą, spotkałam Barta Simpsona, gdy przyglądałam się jednej z takich szopek. Stanął obok mnie i powiedział: „Hej, czy my nie zapominamy prawdziwego znaczenia tych Świąt? No wiesz, narodzin Mikołaja!”. A może to nie była postać z kreskówki…

Kaja Rostkowska Redaktor naczelna k.rostkowska@uzetka.pl


3

STYCZEŃ 2009

życie z kalendarzem

Od tamtej pory kalendarz był zawsze ze mną. Co roku witałam nowy, oglądając go z namaszczeniem. Nie żyłam już teraźniejszością. Moje życie toczyło się naprzód, wolno, przede mną zapisane równym pismem w odpowiedniej przegródce czasowej pod dużą ósemką lub dwunastką w danym miesiącu. Biegłam: być na czas tam, gdzie mi kazał kalendarz. Tymczasem kalendarz wszedł mi w krew. Stałam się wybredna, zawsze był skórzany. Musiał być piękny, tak samo jak zawartość. Życie podporządkowane długopisowi i karteczce. Zgubić kalendarz było dla mnie nie do pomyślenia. Mknęłam w szpilkach omijając meandry zaskoczenia i niespodzianek rozsypane dookoła. Żadna obietnica nie mogła być dana, zanim nie zatwierdził jej kalendarz. Z czasem nawet nie zauważyłam, że mój ukochany kalendarz nie na wszystko miał w sobie miejsce. Choć wpisywałam w niego nazwiska, miejsca, telefony, nigdy nie było tam mnie. Co z tego, że kosmetyczka na 12, a kino na 18, skoro to było dla... kalendarza. REKLAMA

fot. www.scx.hu

Swój pierwszy kalendarz dostałam ząbkując. Leżał sobie niewinnie, czerwony, skórzany i aż się prosił o spróbowanie. Napoczęłam jego róg i z zawziętością właściwą małemu pełzakowi zagłębiłam w nim mój jedyny ząbek.

Choć wpisywałam w niego nazwiska, miejsca, telefony, nigdy nie było tam mnie. A co pozostało dla mnie? Nie zauważyłam. Ale biegłam, żeby na 12, żeby na 18, żeby zdążyć uśmiechnąć się, błysnąć ząbkami, żeby w kinie złapać trochę szczęścia za rękę. Kiedyś na próbę chciałam go zostawić w mieszkaniu. Przypadkiem szturchnęłam torebkę, czerwony prostokąt wpadł pod

stoliczek. Udając nieświadomość, aby kalendarz niczego nie podejrzewał, wyszłam. Ale nie mogłam nic zrobić. Co mam o 10, a gdzie i z kim o 16? Panika miażdżyła mi głowę i co tchu wbiegłam z powrotem do domu. Nie mogłam sobie poradzić bez kalendarza. Prosiłam jego okładkę o wybaczenie, żeby był i po-

wiedział kiedy, z kim i gdzie. Mój kalendarz w skórzanej oprawie słodko szeleści kartkami. Nie wiem, czym jest spontaniczność. Zaplanowałam już wszystko. Numiria www.numiria.deviantart.com


4

STYCZEŃ 2009

„pserprosił” i został

fot. Remigiusz Grześkiewicz

Twierdzi, że nie jest szpanerem, lecz chodzi tylko w Camperach. Mówi, że w Polsce polityka jest zpsiała, choć jest dziennikarzem politycznym. W ramach protestu nie płaci abonamentu na telewizję publiczną. Wywiad z Grzegorzem Miecugowem, dziennikarzem i publicystą, przeprowadziła Paula Mościcka.

„Jestem niewolnikiem Internetu, jeżdżę z komputerem i jestem wściekły, jak mi się zawiesza i nie mogę się połączyć”. Jest Pan dziennikarzem z powołania? W zasadzie moja przygoda z dziennikarstwem zaczęła się przez czysty przypadek. Przez jakiś czas pracowałem w jednym z offowych teatrów, niestety po jakimś czasie teatr rozpadł się. Wtedy koleżanka zaproponowała mi, że może spróbowałbym popracować w radiu. No i spróbowałem… Jaki Pana zdaniem powinien być dobry dziennikarz i przede wszystkim czy powinien być po studiach dziennikarskich? Zdecydowanie nie, te studia nie zrobią z Was dziennika-

rzy. Z dziennikarzy zrobi Was dopiero praktyka. Jeżeli traficie na staż do jakiejś redakcji, zaczniecie nosić za kimś papiery, czy jeździć na setki (krótkie wypowiedzi – przyp. red.) to może za dwa lata dopuszczą Was do napisania pierwszego voiceovera (dodanie nowej wersji lektora pod istniejący podkład, lecz nie jest to dubbing – przyp. red.), przerobienia depeszy, opisania zdjęć. W dodatku wcale nie jest powiedziane, że zostaniecie dziennikarzami. Czy w redakcji TVN24 dużo Pana kolegów ukończyło studia dziennikarskie?

Sporo, bo tak naprawdę to jest jedyna zaleta studiów dziennikarskich, że sporo moich kolegów, w tym ja też, tam uczymy. Dlatego ma się ogromną szansę spotkać ludzi z konkretnych mediów np. na moim wydziale dziekanem jest Jacek Żakowski (związany z „Polityką” – przyp. red.), uczy także Wojtek Mazowiecki (związany z „Przekrojem” – przyp. red.) i oni wyciągają najzdolniejszych na praktyki, więc to jest ta szansa, żeby nie przez anonimowe castingi, tylko przez konkretną osobę trafić do dobrej redakcji. Media Studenckie – to dobry po-

mysł na start dla początkującego dziennikarza? Bardzo dobry! Gdy przychodzi do mnie człowiek i mówi, że szuka pracy lub stażu, najpierw się pytam, o to, co ten człowiek robi? Często słyszę odpowiedź, że ktoś studiuje dziennikarstwo. Kolejnym moim pytaniem jest, czy ta osoba ma coś do czynienia z mediami? Jeśli usłyszę, że nie, to już jestem podejrzliwy. Jeśli ktoś chce pracować w mediach i nie ciągnie go do radia studenckiego czy gazety studenckiej, to znaczy, że tak naprawdę nie ma takiego zapału, żeby być dziennikarzem.


5

STYCZEŃ 2009 Słynie Pan przede wszystkim z dziennikarstwa politycznego. Czy trzeba mieć do tego specjalne umiejętności? Co przydaje się akurat w takim rodzaju dziennikarstwa? Trzeba się wszystkim interesować, dużo czytać, dużo analizować. Ideałem jest taka sytuacja, w której gdy dzwoni do nas redakcyjny kolega i mówi, że ma grypę, nie może mówić, a za godzinę jest umówiony z gościem i nie jest w stanie przyjechać, to my nie musimy się przygotowywać, niczego czytać, tylko wsiadamy w samochód, jedziemy do studia, idziemy się upudrować i wchodzimy na antenę. Ja do takiego stanu doszedłem, bo jestem właściwie na bieżąco. Jestem niewolnikiem Internetu, jeżdżę z komputerem i jestem wściekły, jak mi się zawiesza i nie mogę połączyć się z Internetem. Chcę wiedzieć, co się aktualnie dzieje. Czy łatwo jest rozmawiać z politykami? Zależy z jakimi. Są politycy, którzy kompletnie nie nadają się na rozmowę. Jest cała grupa polityków, których nie zapraszam do swojego programu, bo są to ludzie na rozmowę na dziesięć minut i to nie na pojedynczą rozmowę, tylko na dziesięć minut w trzy osoby i wszystkie mówią na raz. To są tacy fighterzy, których głównym argumentem jest „ja Panu nie przerywałem, więc proszę mi nie przerywać” i z tego się robi jedna wielka awantura. Politycy, którzy mają coś do powiedzenia… jest ich garstka. Jeżeli w mediach występuję około 60 polityków, to z nich warto zapraszać co najwyżej 25. Dlatego czasami posiłkuję się niepolitykami w rozmowach o polityce.

Czy w Polsce polityka jest tematem wartym zachodu? Niestety, w Polsce polityka jest zpsiała. To wszystko wynika z systemu, bo promuje on indywidualności, na co dowodem jest to, że do mediów ze wszystkich polityków zapraszanych jest tylko około 60. Dlatego między innymi z polityki wycofali się Dorn, Rokita czy Ujazdowski. Lider partii ciągnie za sobą osoby totalnie nieznane, jednocześnie podporządkowane władzy partyjnej. Gdyby była mieszana ordynacja wyborcza, to ten system zacząłby się zmieniać. Może wtedy w polityce byłoby trochę ludzi niepokornych, bo tacy do polityki są potrzebni. Wracając do Pana pracy... Jaka atmosfera panuję w TVN24? Jest wyścig szczurów? Nie, nie ma wyścigu szczurów. Są małe zespoły, które dokładnie wiedzą co mają robić i najfajniejsze jest to, że działa to samoistnie i bardzo sprawdza się w kryzysowych sytuacjach. Staramy się sobie pomagać. Pracy jest na tyle dużo, że staramy się sobie pomagać. Nie ma s ystemu honorac y jn eg o na zasadzie, że jak ktoś więcej pracuje to będzie więcej zarabiał. Niezależnie od tego, ile pracuję, zarabiam tyle samo. Nie mamy powodu podkradać sobie roboty. Wręcz przeciwnie, cieszę się, jeśli ktoś mi pomoże, bo przez to mam mniej pracy i mogę zająć się innymi sprawami.

Telewizja nie spełnia swojej misji. Zamiast filmów Woody’ego Allena, pokazuje się jakieś tańce na lodzie.

Jaka była Pana największa telewizyjna wpadka? Mało ich miałem. Największa… w sumie to najśmieszniejsza... Jak jeszcze byłem w Wiadomościach, więc to musiał być jakoś 1996 rok. Ja mia-

łem zawsze kłopoty dykcyjne, które nie pozwalały mi przeczytać terminu „pakt północnoatlantycki”. Była jakaś depesza, którą miałem przeczytać. Przerobiłem sobie wszystko na „NATO”, po czym zobaczyłem, że jest siedem razy NATO, w dość krótkiej depeszy, więc wstawiłem raz „pakt północnoatlantycki” – między trzema NATO i po trzech NATO. Oczywiście wyłożyłem się na nim, ale pomyślałem sobie, że trzeba wziąć byka za rogi. Spróbowałem jeszcze raz i drugi raz się wyłożyłem. W tym momencie powiedziałem „pseprasam” i to było straszne! Miałem ochotę zejść i zrezygnować z tego zawodu, ale potem jakoś mi przeszło.

Mówi się, że dziennikarz musi wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś. Jaka jest Pana pasja? O czym może Pan powiedzieć, że wie Pan prawie wszystko? Ja myślę, że ja wiem prawie wszystko o polityce Prawie, bo np. w styczniu 2006 roku napisałem, że to niemożliwe, żeby PiS wszedł w jakieś alianse z Samoobroną, bo wyborca tego nie wytrzyma – oczywiście nie miałem racji. Wiem bardzo dużo o fizyce cząstek, bo się tym interesuję. Wiem dużo o historii wszechświata, jak i samym wszechświecie, o tym jak powstawało życie – bardzo dużo czytam na ten temat. Interesuje mnie też II wojna światowa, powstanie broni jądrowej. Trochę wiem o filozofii, trochę o XX wieku. Interesuje mnie mnóstwo rzeczy. Hobby mam: granie w Scrabble.

Nie ma wyścigu szczurów w TVN. Są małe zespoły, które dokładnie wiedzą, co mają robić. Działa to samoistnie i sprawdza się w kryzysowych sytuacjach.

Czy płaci Pan abonament na telewizję publiczną? Nie, bo uważam, że telewizja nie spełnia swojej misji, że te pieniądze są niewłaściwie wykorzystywane. Zamiast filmów

Ulubione buty Miecugowa - Campery. Woody’ego Allena, pokazuje się jakieś tańce na lodzie. To jest moja forma protestu. Zawsze gdy dostaję zawiadomienie o zapłacie, odpisuję odmownie.

Jakie ma Pan rady dla początkujących dziennikarzy? Najważniejsze to interesować się światem, dużo czytać. Przede wszystkim czytać lokalną gazetę, a jak się pojedzie w jakieś miejsce, słuchać co ludzie mówią, czym się interesują. Nie należy także odrzucać informacji z pozoru błahych, bo zawsze się mogą przydać. Nie wiadomo np. kiedy może nam się przydać wiedza, jaki jest poziom bezrobocia w Rumunii (obecnie około 4% – przyp. red.). Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Paula Mościcka p.moscicka@uzetka.pl


6

STYCZEŃ 2009

podaruj swoją krew

Mowa tu o krwiodawstwie. Krew jest potrzebna codziennie, w dużych ilościach, ponieważ jest bezcennym lekiem, którego nie udało się wytworzyć syntetycznie. Dawcą może zostać każdy człowiek w wieku od 18 do 65 lat, który waży co najmniej 50 kg. Zabieg trwa od 8 do 10 min i jednorazowo pobiera się 450 ml krwi. Mężczyźni mogą oddawać krew co 2 miesiące, kobiety, co 3. Krew to życie Żeby oddać krew, wystarczy udać się do najbliższego centrum krwiodawstwa i krwiolecznictwa. A najbliższą okazję do oddania krwi będziecie mieli już 20 i 21 stycznia. Wtedy właśnie w obu campusach Uniwersytetu Zielonogórskiego będzie prowadzona akcja poboru krwi organizowana przez Parlament Studencki i PCK! Zapraszamy do wzięcia udziału w akcji! DAJ KOMUŚ ŻYCIE! Przeszczep

To bardzo proste, choć wymaga odwagi. O ile przeszczepy organów to dość ryzykowne zabiegi, to przeszczep szpiku kostnego dla dawcy jest zupełnie nieinwazyjny, a dla chorych na białaczkę, nowotwory i choroby genetyczne to szansa na życie. Jak zostać dawcą szpiku? Trzeba być zdrowym, mieć od 18 do 50 lat i wyrazić chęć oddania szpiku. Wstępne badania kwalifikujące do zabiegu nie różnią się od tych wykonywanych w stacjach krwiodawstwa przy oddawaniu krwi. Jeżeli spełniasz warunki, pozostaje skontaktować się z Bankiem Dawców Szpiku Kostnego. Tam dawca zostaje wpisany na listę i czeka aż ktoś będzie potrzebował właśnie JEGO szpiku. Życie po życiu Kolejny sposób ratowania życia to budzące kontrowersje przeszczepy organów od osób zmarłych. Wielu Polaków ma obawy. Jednak zwykle podstawą

fot. www.scx.hu

Codziennie tysiące ludzi ulega wypadkom drogowym, a w wyniku doznanych obrażeń lub ciężkich chorób umiera wiele osób. W styczniu będziecie mogli pokazać, że życie innych nie jest Wam obojętne.

sprzeciwu jest brak wiedzy na ten temat. Jedni nie wyobrażają sobie życia z przeszczepionym organem, inni obawiają się potępienia przez kościół, jeszcze inni boją się reakcji rodzin i wreszcie istnieją też obawy przed handlem organami. Wszystkie te obawy są bezpodstawne. Dzięki organom pobranym od zmarłych, u których wyczerpane zostały wszystkie możliwości leczenia i komisja stwierdziła śmierć mózgową, można uratować czyjeś życie.

Jeżeli chcecie w przyszłości przeznaczyć swoje organy do przeszczepu, wystarczy wypełnić oświadczenie woli. Są dwa sposoby otrzymania takiego oświadczenia. Wystarczy napisać na adres stowarzyszenie@ przeszczep.pl i poprosić o przesłanie druku lub ściągnąć go ze strony www.przeszczep.pl. Wystarczy wypełnić i nosić przy sobie oraz poinformować bliskich o swojej decyzji. Marzena Toczek

Wszystko i nic

Zmorzyła mnie choroba. Od ciągłego leżenia, popijania herbatki z imbirem i kropelek na bazie alkoholu przewraca mi się w głowie. Zaczęłam się zastanawiać: czym jest nic?

Nic to sprytna bestia. Właściwości chemiczne: dobrze reaguje z kwasem, wydzielającym się, gdy coś nam nie wyjdzie (pod warunkiem, że padnie stwierdzenie „ale kwas”) . Bliżej nieokreślone produkty tej reakcji działają na ludzi depresjotwórczo. Pozostałe właściwości zmieniają się w zależności od okoliczności. Nic przyjmuje kształt naczynia - może być „nicnierobieniem” rodzącym się w mózgach uczniów podczas wakacji. W roku

szkolnym „nicnierobienie” zamienia się w „nicniekumanie”. Niekiedy nic upodabnia się do gatunku Homo sapiens i wtedy przez osoby trzecie jest nazywane nikt. Zwykle nic nie ma smaku. Wyjątkiem jest już wspomniane nicnierobienie. Dla jednych jest słodkie, u innych - bardziej ambitnych i pracowitych - wywołuje odruch wymiotny. Mimo to, co lepsi kucharze potrafią zrobić zupę nic, smakującą jednym i drugim. Wystarczy wanilia, mleko,

jajka. W przepisach tego nie piszą, ale skoro to jest zupa nic, to musi być w niej nic. Skąd kucharze biorą nic, które nie wiadomo, jak powstaje i jak wygląda, to ich zawodowa tajemnica. Na podstawie wieloletnich doświadczeń odkryto dwie właściwości niespotykane nigdzie indziej w przyrodzie. Nic nie robiąc, można coś osiągnąć. Przy odrobinie sprytu i szczęścia, można nawet nieźle zarobić. Druga: robiąc coś, można stworzyć nic. Nie

mieści się to w głowie, ale politycy codziennie dostarczają przykłady tego paradoksu. A tak właściwie, to na temat niczego, nie mam nic do powiedzenia.

Monika Renc


7

STYCZEŃ 2009

Zielona góra w KOMENTARZu SPRZEDAM TANIO Już niedługo z zielonogórskich ulic znikną stare, wysłużone Ikarusy. Kto ma ochotę kupić taki autobus, może za jedyne 4000 zł nabyć zabytek. Właśnie MZK ogłosiło przetarg. 20- letnie autobusy maja się widocznie całkiem dobrze, skoro firma szuka nabywców. Zarząd obawia się jednak, że nie uda się sprzedać starych autobusów, a wtedy trafią one na złomowisko. Oby nie trafiły tam wcześniej ginąc w niewyjaśnionych okolicznościach. W końcu zawsze znajdą się pasjonaci miejskiej komunikacji. ZARABIAJĄ NA ŻYCIE „USTAMI” I robią to całkiem nieźle. W ramach cyklu „To Właśnie Muzyka”, już 26 stycznia zespół AudioFeels, znany głownie z programu „Mam Talent” zaprezentuje swój godzinny show. Koncert odbędzie się w Filharmonii. Warto się na niego wybrać, bo chłopacy naprawdę świetnie grają. Mają talent po prostu! W ich repertuarze znajdują się przeboje miedzy innymi Michaela Jacksona,

Bee Gees, Quincy Jones’a oraz Red Hot Chili Peppers. Tylu artystów jednocześnie podczas jednego koncertu przyprawia o prawdziwy zawrót głowy. CAMPANILE HOTEL Dobra informacja dla osób poszukujących noclegu w Zielonej Górze. Będziemy mieć kolejny hotel. To chyba już czwarty o ile się nie mylę. Zastanawiam się dlaczego w takiej metropolii jaką jest Zielona Góra mamy tylko cztery hotele. Podczas winobrania czy Festiwalu Muzyki Rosyjskiej do naszego miasta zjeżdżają artyści i turyści z całej Europy. Do tej pory musieli szukać miejsca w akademikach albo iść na dworzec. Teraz Hotel Campanile zaspokoi wszystkie ich potrzeby. Powstanie niedaleko galerii Focus Park. To pewnie też z myślą o tych, którzy przyjadą na dłuższe zakupy.

miętam dokładnie, jak na scenę wyszedł Krzysztof Ibisz z myślą, że poprowadzi wspaniały show. Ludzie jednak punktualnie o 17 wtargnęli do sklepów z ekologicznymi torbami, a pan Krzysztof został niemal sam na scenie. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Zielona Góra już nie jest tą samą Zieloną Górą. W końcu mamy mnóstwo butików i sklep rybny. Mnie osobiście najbardziej cieszy kino. Przechodząc koło niego nie sposób nie poczuć zapachu świeżo prażonego popcornu. Idealna sprawa na jesienno- zimowe wieczory. Czekam na Wasze spotrzeżenia i komentarze. Najciekawsze opublikujemy w kolejnym numerze „UZetki”.

FOCUS POKUS To już ponad 3 miesiące! Tyle czasu upłynęło od otwarcia galerii Focus Park. Pa-

Tomasz Sobiło

■ Debiut na łamach „UZetki”. Wy też możecie wysyłać do nas swoje artykuły: informacyjne i publicystyczne.

dla dziewczyny oczywiste, dla faceta zagadka

Każdy z nas żyje w jakimś związku. Żyjemy na stopie koleżaństwa, partnerstwa, w relacji pracownik-przełożony. Widujemy się codzienne we wspólnym mieszkaniu, na zajęciach, imprezach, w pracy. Znamy się i rozumiemy na tyle, że potrafimy ze sobą żyć, jesteśmy w stanie zauważyć, kiedy ktoś „łapie doła” i ma spadek formy. Jednakże często dochodzi do różnych spięć, szczególnie w związkach dziewczyna – chłopak. Chodzi o drobiazgi, jakieś malutkie szczegóły, które przemilczamy. W gniewie wszystkie te złośliwości wykrzykujemy. Nie potrafimy zapanować nad własnym językiem i tylko siebie ranimy. Każdy to zna to uczucie, kiedy męczy moralniak i czeka się na wyciągniecie ręki. A tak naprawdę można tego uniknąć. Jak? Sprawa nie jest całkowicie

prosta. To, co jest oczywiste dla dziewczyn, dla facetów jest już zagadką. I na odwrót. Chętnie dzielimy się swoimi uczuciami, rozmyślaniami i nie mamy problemów z otwarciem się i rozmową. Żaden facet nie przyzna się dobrowolnie do swoich uczuć i nie pogada o dręczących go wątpliwościach. On po prostu tak nie potrafi. Nie przyzna się, że jest zazdrosny o swoją kobietę, nie powie, że jest z niej dumny. Faceci cenią u nas niezależność, ale z umiarem. Kochają

nas za to, że prosimy ich o pomoc i czują się wtedy potrzebni. Kobiety także chcą być potrzebne, wykazać się, ale nie traktujcie nas jak siłę roboczą rodem z Chin. Dostrzegajcie nasze starania, zmiany w nas (np. kolor fryzury: z kruczoczarnego na granatową czerń). Nikt z nas nie lubi kontroli. Czytanie i sprawdzanie sms’ów, maili nie wchodzi w grę. Miejcie swoich przyjaciół, bawcie się czasem osobno. Dobrze wam to zrobi. Ufajcie sobie,

wierzcie, wspierajcie, akceptujcie się, ale i wymagajcie od siebie wzajemnie. Okazujcie sobie uczucia – lekki i delikatny pocałunek jest wymowniejszy i seksowniejszy niż „publiczne migdalenie się”. Chłopaku - kupuj drobne prezenciki. Czasem jedna czekolada, róża... działają cuda. Dziewczyno – bądź cierpliwa, ciepła, ale i stanowcza. Zacznijcie od Nowego Roku. Alina Augustyniak


8

STYCZEŃ 2009

Studencki horoskop Baran Pędzi, pędzi kulig, niczym poseł Kurski. Nowy rok zacząłeś z kopyta. Taki galop potrwa jeszcze długo z małą przerwą na sesje w styczniu i czerwcu. Zachowaj wtedy szczególną ostrożność. Nie posiadasz immunitetu, dlatego solidnie przygotuj się do egzaminów, by nie złapać punktów karnych. Byk Boksera obrazić może każdy ale nie każdy zdąży przeprosić. Ćwicz swój refleks. W tym roku powinna zdominować cie twoja sportowa natura. Kto wie, może dzięki twojemu uporowi trafisz do kadry młodzieżowej lub chociaż do Młodzieży Wszechpolskiej. Bliźnięta Rosyjski czołg nie jest tak groźny, jak jego pijana załoga. Mimo, że idziesz przez życie jak buldożer, pamiętaj aby podtrzymywać stare znajomości. I nie chodzi tu o znajomych z domu seniora Zwichrowane Stawy. Rak Diabeł nie śpi... z byle kim. Ty też powinieneś wziąć się za siebie i pomyśleć o szukaniu tej drugiej połówki. Już dziś możesz odkładać na rodzinę i na księdza. To, że masz trochę zaskórniaków nic nie znaczy. Bóg dał, kościół zabrał. Lew W tym kraju najbardziej trzyma cię grawitacja. Gdyby nie twoja słabość do białych skarpetek ruszyłbyś z Cejrowskim boso przez świat. Pod żadnym pozorem nie wybieraj się do Mongolii, bo to może przymrozić ci skrzydła. Uważaj! Stalin też mówił o Europie bez granic. Panna Róża pachnie ładniej od kapusty, co nie znaczy, że będzie z niej lepsza zupa. Najbliższy rok stoi dla ciebie pod znakiem eksperymentów kulinarnych. Pamiętaj jednak, by twoja kariera mistrza rondla i spalonej grzanki nie odstawiła na bok twojej ukochanej… kuchenki mikrofalowej.

Waga Ognisko domowe czasem dopieka ci do żywego. Jesteś typem wiecznego hulaki. Ten rok będzie sprzyjał imprezom. Poszerz swoje horyzonty, tylko nie traktuj tego dosłownie i nie wyburzaj domu z naprzeciwka. Skorpion Sprzedam Biblię z autografem. Brawo! Zawsze miałeś świetne pomysły i głowę do interesów, a ten rok należy do ciebie. Gdybyś urodził się w ojczyźnie Frisco Kida niewątpliwie zostałbyś poszukiwaczem złota. W Polsce możesz postawić np. na mycie węgla. Szczęść w barze. Strzelec Uniwersytet to nie wojsko, tu trzeba myśleć. Ale nie straszne ci takie wyzwanie. Nawet najtrudniejsza bitwa jest dla ciebie do wygrania. Nie poddasz się ani razu pomimo wrogo zbliżających się terminów zaliczeń. Wykaż się dyplomacją godną polityka. Przecież umiesz coś tam, coś tam... Koziorożec Jaki kraj taki reality show. Ty jednak spróbuj swojej szansy w teleturnieju. Jako zwykły gracz to dla ciebie zbyt banalne. Sprawdź się raczej jako prowadzący. Pomyśl nad własnym show np.: Berety do mety lub Miliard w ambonie. Wodnik Nieudana operacja to połowa udanej sekcji. Jako niepoprawny optymista, co roku chwytasz się przedsięwzięć równie nierealnych, co obietnice przedwyborcze rządu Donalda Tuska. I teraz będzie podobnie. Czyżbyś chciał założyć myjnię owoców zakazanych? Ryby Wizyty zawsze sprawiają przyjemność, jeśli nie przyjściem to wyjściem. Ten rok będzie obfitował w rodzinne odwiedziny. By zawsze należały do miłych pospłacaj długi. Oni wszyscy znają twój adres. Nie pomoże ci nawet napis przy domofonie – proszę pukać. Grzegorz Czarnecki Wróż III kategorii g.czarnecki@uzetka.pl


9

STYCZEŃ 2009

biznes plan na życie

Parlament Studencki zaprasza na szkolenie „Biznes Plan na życie”, które odbędzie się dnia 20 stycznia 2009 o godzinie 13 w auli C, budynek A-16 , kampus B. Tematem głównym szkolenia będzie przedstawienie sposobów na skuteczne zarządzanie własnym portfelem i będzie się ono składało z części: 1. Wprowadzenie do świata finansów. 2. „Biznes Plan na życie” - metody zarządzania własnym portfelem. 3. Produkty inwestycyjne i usługi finansowe sprzyjające zarobkom. 4. Kredyty, pożyczki, karty kredytowe - mity i rzeczywistość. 5. Metody inwestowania na giełdzie. 6. Warsztaty inwestowania - konkurs wiedzy i umiejętności. Szkolenie zostanie przeprowadzone przez trenerów Szkoły Inwestowania, a nabyte umiejętności pozwolą uczestnikom lepiej poruszać się po rynku finansowym oraz umożliwią zarobkowanie na nim. Zgłoszenia do udziału w szkoleniu oraz zapytania można przesyłać na adres organizatora: slawomirkoziel@wp.pl Serdecznie zapraszamy Parlament Studencki Trenerzy Szkoły Inwestowania

■ Rosnąca gama produktów finansowych na rynku finansowym nie umknęła uwadze komercyjnych firm szkoleniowych, które podążają z wiedzą za nowoczesnymi instrumentami notowanymi na GPW oferując szkolenia. W Warszawie tego typu firm godnych uwagi jest ok. 11. Jednak nie specjalizują się tylko i wyłącznie w zakresie szkoleń z inwestycji na rynku finansowym. Te, o których warto wspomnieć, to Szkoła Giełdowa, Związek Maklerów i Doradców PARKIET, Instytut Rozwoju Biznesu oraz Inwestycjealternatywne.pl. Poza Warszawą, do niedawna nie było ani jednej takiej instytucji. Dopiero w minionym roku powołano do życia pierwszą firmę szkoleniową specjalizującą się w inwestycjach na rynku finansowym - pierwszą nie tylko we Wrocławiu, ale w całej Polsce. „Szkolainwestowania.pl” oferuje bowiem wiedzę z zakresu wszystkich dostępnych produktów finansowych (inwestycyjnych, kredytowych jak i ubezpieczeniowych). Plany są ambitne, jednak wszystko zależy od zainteresowania szkoleniami – zatem chęci Polskiego społeczeństwa do uczenia się zaradności na rynku finansowym.

Wielkie zniżki na kurs angielskiego Strefa Szkoleń wraz z portalem UZetka.pl, Gazetą „UZetka” oraz Radiem Index zapraszają do konkursu „NA ZIEMI NIE LEŻY... – 148 zeta na angielski się należy! Czyli Hej tam pod lasem 148 zeta błyszczy z dala!”. Wystarczy, że wyślecie do nas smsa z odpowiedzią na pytanie (poniżej), a otrzymujecie zniżkę w wysokości 148 zł na kurs języka angielskiego w Strefie Szkoleń. Nowy rok to noworoczne postanowienia, jeśli obiecaliście sobie uczyć się języka obcego, nie możecie przegapić tej okazji. Regulamin akcji możecie przeczytać na portalu www.uzetka.pl Tam też znajdziecie cennik kursów. Zachęcamy! Pytanie konkursowe: Od którego roku istnieje Strefa Szkoleń? Odpowiedź należy wysłać na numer 71601 (1,22 zł) o treści PORTAL1 + odpowiedź. Pierwsze 100 osób otrzyma rabat w wysokości 148 zł potwierdzony zwrotnym sms. Warunkiem otrzymania rabatu jest okazanie w siedzibie Strefy Szkoleń smsa potwierdzającego udział w konkursie. Po zakończeniu akcji wśród wszystkich uczestników (osób, które wysłały sms) zostanie rozlosowany 1 darmowy kurs języka angielskiego trwający do 4 czerwca 2009 roku! O Strefie Szkoleń możecie przeczytać tutaj: www.strefaszkolen.pl Po więcej informacji zapraszamy na www.uzetka.pl


10

STYCZEŃ 2009

Papierosa naszego powszedniego Papierosy na wojnie to sytuacja typowa, nietypowa jest wojna o papierosy.

Papieros w postaci jaką znamy obecnie, czyli tytoń w papierowej rurce o długości ok. 85 mm (King Size), towarzyszy nam od roku 1880. Zwany popularnie szlugiem, petem, fajką jest konsumowany przez różne środowiska, poczynając od młodzieży, którym do lat osiemnastu sprzedaż tytoniu jest zabroniona, jak i lekarzy, którzy palenia zabraniają. Łamanie zakazów i papierosy mają ze sobą wiele wspólnego. Znany jest wszystkim proceder przewożenia wyrobów tytoniowych przez granicę w ilościach znacznie przekraczających normę. Jako, że takie zaka-

zy w Polakach budzą kreatywność, odnotowano próby przemytu przez granicę papierosów w kołach zapasowych samochodów, pod tapicerką, a nawet w meblach. Inne sposoby są na tyle pomysłowe i skuteczne, że celnikom nie udało się ich ujawnić. Od grudnia wprowadzono nowe limity przewozowe wyrobów tytoniowych przez granicę. Szczególnie uderzyło to po kieszeni przygraniczne mrówki, czyli mieszkańców terenów przygranicznych masowo wędrujących przez przejścia graniczne w celach handlowych, w tym przypadku z bagażem w postaci

papierosów. Do tej pory dopuszczało się przeniesienie dziesięciu paczek, co zredukowano do dwóch. Pracowite mrówki (chociaż krąży opinia, że są na tyle leniwe, by nie szukać normalnej pracy) podniosły strajk. Tym razem uderzyła je po głowie pałka policyjna, gdyż doszło do przepychanek na granicy między mundurowymi i palącymi inaczej. Przenoszenie papierosów jest dozwolone, ale na użytek własny. Nie można nimi handlować, o czym pracowite mrówki zdały się zapomnieć. W dodatku podnosząc protest skierowały na siebie zdziwione oczy rządzą-

cych, którzy chcieli przecież mrówkom pomóc. Wiadome z ich strony było, że wypalenie dwóch paczek papierosów dziennie nie jest tak szkodliwe dla zdrowia, jak wypalenie dziesięciu. Nie da się uniknąć wrażenia, że ktoś tu kogoś nabił w tabakierę.

Grzegorz Czarnecki

g.czarnecki@uzetka.pl

CO CIEKAWEGO W MATEMATYCE Jak wybrać najlepszą partnerkę/partnera?

AUTOR NIE ODPOWIADA ZA OPISYWANĄ PONIŻEJ METODĘ ZNALEZENIA ŻONY/MĘŻA! Minął Sylwester. Z bólem głowy lub nie, czas odważnie wkroczyć w nowy rok i zrobić listę noworocznych postanowień. Rzucanie palenia, nauka do kolokwium na czas, rozpoczęcie kompletowania notatek od pierwszego stycznia, zaliczenie sesji w terminie, bycie wyrozumiałym dla Pań z dziekanatu oraz dla osób, które czasem przychodzą z bólem głowy do pracy trzymając w ręku kefir itd. Ja do tej długiej listy dorzucam jeszcze jedną rzecz - znaleźć idealną drugą połówkę i nie mam tu na myśli alkoholu. Zapewne wielu z was zastanawiało się, w jaki sposób wybrać najlepszą/ego partnerkę lub partnera życia? Otóż nic prostszego. Wystarczy zapoznać się w kilkoma działami matematyki takimi jak statystyka, teoria decyzji oraz teoria gier. Ów tematyka sprowadza się do rozwiązania zagadnienia matematycznego pod tytułem „Problem sekre-

tarki”, inaczej „Problem łowcy posagu” bądź też „Problem wyboru najlepszego obiektu”. Niejednokrotnie naukowcy próbowali rozwiązać to zagadnienie. Problemem tym zajął się między innymi Ferguson T. S. w książce „Who solved the secretary problem?” (1989). Nie będę rozpisywał się i przeprowadzał dowodu matematycznego opisywanej teorii. Zainteresowanych mogę odesłać na kierunki takie jak Matematyka i Ekonomia. Ja natomiast w przyjazny sposób przedstawię to zagadnienie na przykładzie wyboru najlepszej „połówki”. Na początku trzeba zrobić kilka podstawowych założeń, aby nasz wybór miał jak największe prawdopodobieństwo sukcesu. Wybieramy liczbę kandydatów/ek. Im wyższa liczba tym większe prawdopodobieństwo znalezienia lepszego partnera. Matematycy zakładają, że ta liczba dąży do nieskończoności,

ale dla naszego przykładu zakładamy, że jest to liczba 100. Z każdą osobą możemy rozmawiać raz i w czasie rozmowy oceniamy rzeczy dla nas istotne. Po jej zakończeniu podejmujemy decyzję, czy dana osoba nam odpowiada czy nie, jednak decyzję, czy dana osoba nam odpowiada, podejmujemy dopiero po ustalonym wcześniej progu. Raz podjęta decyzja nie może ulec zmianie. Według moich wyliczeń oraz wielu próbach najlepiej podzielić naszą początkową liczbę na pół, tak więc w pierwszej połowie podejmujemy decyzję negatywną, a dopiero w drugiej połowie możemy podjąć decyzje pozytywną. No dobrze, jesteśmy już po rozmowie z pięćdziesięcioma osobami, ale w którym dokładnie momencie wybrać tę jedyną osobę? Otóż nic bardziej prostszego! Wybieramy pierwszą osobę, która będzie lepsza od dotychczasowych zapoznanych

osób! Według większości matematyków jest to jeden z lepszych sposobów podejmowania decyzji w takich sytuacjach. Ale dziedzina, do której odwołuję się w tym artykule, upraszcza wszystko i przyjmuje założenia, które są nierealne w rzeczywistości. Nasuwa się pytanie: a co zrobić, jeśli w grę wchodzą uczucia i druga, czwarta czy piąta osoba jest właśnie tą, z którą chcemy spędzić resztę życia? Tu matematyka „milczy”. A co, jeśli przekroczymy naszą magiczną liczbę i nie znajdziemy tej wspaniałej, jedynej i cudownej osoby? Tu również matematyka „milczy” jak zaklęta. Proponuję szukać dalej i apeluję: nie dajmy się zwariować, niech rozstrzyga serce i umysł razem. Powodzenia w podejmowaniu trafnych decyzji życzy autor. Sebastian Sobiech s.sobiech@uzetka.pl


STYCZEŃ 2009

studentów Ile dziur w serze

11

Kornelia Kornosz

uczestnicy wykładów dzielący a n ubrania oraz „brudne” le nadaje a „brudne ania” r sie do ub

y kserując Stypendyści

zalic z i zali ający czan i

ajsi r o z wc

fot. www.scx.hu

Klasyfikację otwierają ci uczący się, którzy swoje własnoręcznie napisane notatki czytają co najmniej 3 razy i potrafią odróżnić tydzień od weekendu. Przeciwieństwem ich są ci wiecznie nieobecni. Są ci, którzy udają inteligentnych, bo dla nich być studentem równa się być inteligentnym. Kolejni to wieczni studenci, którzy chcą pobić rekord w najdłuższym studiowaniu. Udzielających się widać w mediach studenckich albo w kołach naukowych. O imprezowiczach nie będę pisać zbyt wiele, ponieważ wystarczy pomnożyć jedną imprezę, aby wyobrazić sobie ich styl życia. Są też ci dojeżdżający i ci z akademika. Spotkać można tych co przeżyli spotkanie trzeciego stopnia i uczestniczyli w kampanii wrześniowej, jak również tych niepoprawnych, którzy zaliczyli w pierwszym terminie. I są też zaliczani i zaliczający. Studenci bawią się w różnych miejscach, są ci ze Studia i ci ze Strasznego Dworu. Wiadomo, że mają też problemy finansowe, są pasożyty, żule, którzy niewiele mogą dać, bo sami niewiele mają, ale są też i ci oszczędzający. Pośród oryginalnych podziałów znaleźli się również ci, którzy mają na imię Zdzisław, konsumenci chińskich zupek i pasztetów oraz noszący buty. Każdy z nas jest inny. I o to chodzi!

z sa mo ci cho dam i

Studentów jest tyle co dziur w serze i każdy o innym kształcie. UZetowicze z II roku Animacji Kultury i Sportu obmyślili klasyfikację studentów ze względu na ich obyczaje, styl życia i pasję.

ci d oje żd żaj ący

Niech Twój talent rośnie Bracia studenci i siostry studentki! 8 stycznia 2009 roku rusza kolejna, trzecia już edycja konkursu Let Your Talent Grow organizowanego przez firmę PricewaterhouseCoopers, w którym udział może wziąć każdy/a z Was. Jeśli chciałbyś bliżej poznać firmę Pricewaterhousecoopers, rozwinąć swoje talenty biznesowe, a przy okazji jesteś studentem/ką I, II lub III roku jakiegokolwiek kierunku studiów na UZ (tak – filologia polska też może być!) wejdź na stro-

nę www.pwc.com/kariera – znajdziesz tam szczegóły dotyczące konkursu a także formularz zgłoszeniowy, który będzie aktywny już od 8 stycznia 2009. W czasie trwania konkursu na stronie tej będą cyklicznie pojawiać się pytania dotyczące firmy, na które będziecie musieli odpowiedzieć. Wskazówek i informacji pomagających w rozwiązaniu konkursu można szukać na www.pwc.com/kariera, w naszych publikacjach oraz w materiałach informacyjnych dostęp-

nych na uczelniach. Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody rzeczowe oraz udział w PwC Student’s Spring Academy, czyli programie szkoleniowym przygotowanym przez profesjonalistów z PricewaterhouseCoopers! Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 31 stycznia 2009 roku. Nie zmarnujcie takiej okazji, by poznać profesjonalny świat biznesu! Ambasador PwC na UZ Kamil Ginter


12

STYCZEŃ 2009

Pomysły wyszły z więzienia

Pochodzisz z okolic Koszalina, ale Twoje zainteresowania muzyczne bardziej idą na wschód. Powiedz, jak zaczęła się przygoda z projektem Banditen Songs? Początek był bardzo dawno temu, bo w 1992 roku w Rostowie nad Donem. Pojechałem tam odwiedzić mojego kumpla, Paszkę, trębacza jazzowego. Na ulicy dwóch milicjantów mnie aresztowało. Dziwnie to aresztowanie, bo gdy mnie zobaczyli, zaczęli się śmiać, po czym założyli mi kajdanki i powiedzieli: „a ty Locha co kurwa na spacer się wybrałeś?”. Wtedy zrozumiałem, że oni mnie z kimś pomylili i zacząłem im tłumaczyć, że ja nie jestem żaden Locha, że jestem Polakiem. A oni na to: „ty się nie denerwuj, z Polakami będziesz siedział”. Później zawieźli mnie do więzienia i tam jak mnie zobaczyli, też się zaczęli śmiać. Ja już wiedziałem, o co im chodzi, mówię im, że ja nie jestem żaden Locha, że jestem Polakiem, a jeden z nich bardzo elegancko pokazał mi, żebym wchodził do środka i powiedział: „bardzo proszę wejść, my tutaj wszyscy jesteśmy Polakami”. Przesiedziałem z nimi jedną noc, bo oczywiście dopiero rano cała historia się wyjaśniła, natomiast w trakcie tej nocy gadaliśmy. Oni pili swoją mocną „herbatę” i śpiewali te swoje piosenki bez instrumentów, a głosy mięli takie słuszne, męskie. Wtedy zobaczyłem, że jest czar w tej muzyce. Więzienie w Rostowie to więzienie przejściowe, więc siedzą tam więźniowie z dużymi wyrokami, którzy stamtąd jadą do kolonii karnych. I ta perspek-

fot. Marcin Grzegorski

Leszek Dyblik, posiadacz jednej z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w Polsce, z zawodu aktor, znany z Wesela, Wojny i pokoju, Wszyscy jesteśmy Chrystusami. Z zamiłowania jest muzykiem i to w tej roli pojawił się w Zielonej Górze. Zagrał rosyjskie Banditen Songs, które są nie tylko o tym, że „dwóch gości przychodzi rozliczyć dziewczynę za to, że się zadawała z jakimiś milicjantami, a nie chłopakami z bandy”.

Arek Tyda zaprosił do Radia „Index” Leszka Dyblika, który nie tylko udzielał wywiadu, grał też na gitarze. Czym są „bandyckie pieśni”? - Kiedyś jeden z kumpli Rosjan zwrócił mi uwagę – i to jedna z najcenniejszych uwag na temat tego jak wykonywać te pieśni – że tego się nie śpiewa, to się opowiada, bo są to historie i to, że ty je odśpiewasz jest bez znaczenia. Bo są to proste banalne piosenki i jeżeli nie potraktujesz tego jako poważnej opowieści o życiu o uczuciach, to to będzie bez sensu. To była bardzo cenna dla mnie uwaga, bo spojrzałem na to z głębokości ludzkich losów, że to o tym mam mówić, a nie popisywać się tym, ze jestem wokalistą... w wieku pięćdziesięciu lat - mówi Dyblik. tywa, że oni za chwilę wyjadą, że zaczną odsiadywać te swoje wyroki, spowodowała, że pieśni te niezwykle mocno mi zabrzmiały. Taki był początek. Teraz z tymi pieśniami jeździsz między innymi po polskich więzieniach Tak. Bałem się, że znajomość języka rosyjskiego w więzieniach jest słaba, natomiast są Ukraińcy, Rosjanie, którzy siedzą, więc oni przy takich okazjach bywają na tych koncertach,

ale z kolei okazuje się, że jest to muzyka ponad granicami, że w polskich więzieniach również to działa, ponieważ jest o tęsknocie. Ludzie wyrażają w nich żal za to, co zrobili, za zmarnowane życie – to uniwersalne, nawet po rosyjsku. A jak wypada porównanie samego więzienia rosyjskiego i polskiego? Byłeś w obu, choć w innych okolicznościach. Nasze więzienia to jest już Unia Europejska. Niedługo bę-

dzie pewnie tak, jak oglądamy na amerykańskich filmach. A tam jest ponuro i rzeczywiście można się załamać. W polskich więzieniach widziałem już naprawdę takie odremontowane i radosne miejsca, pozna kratami oczywiście, ale da się siedzieć, krótko mówiąc. A tam jest przygnębiająco, trwa walka o życie. Wspomniałeś o inspirowaniu się współwięźniami z Rosji, ale wiem, że masz mistrzów, którymi już bezpośrednio się inspiru-


13

STYCZEŃ 2009 jesz i których piosenki śpiewasz. Powiem tak, słuchałem tej muzyki, dostałem ją od znajomego Ukraińca. Słuchałem dwa lata, bardzo mi się to podobało. To jest w Rosji gatunek bardzo popularny i są setki wykonawców tej muzyki, a ja szukałem kogoś, kto byłby moim przewodnikiem, mistrzem w tej dziedzinie. I znalazłem w końcu. To jest gość, który nie zrobił wielkiej kariery w Rosji, grał głównie w knajpach, najczęściej pijany. Nazywał się Arkadij Siewierny. Jego sposób interpretacji był trochę bałaganiarski, ponieważ on i tekstów zapominał i dogadywał w trakcie piosenek, natomiast była w tym głębia i prawda. Potrafił się rozpłakać śpiewając. Było dużo prawdy w tych jego wykonaniach. I teraz jedziesz te piosenki zagrać w Odessie... Tak się przypadkowo zdarzyło, że jeden z moich kolegów, z Odessy właśnie, mieszkający w Łodzi, był w Odessie latem i zaczął pokazywać moje nagrania z koncertów. Mówiono, że fajnie to brzmi i zaprosili mnie do siebie. Zadzwonili, powiedzieli, że robią koncert z Aleksiejem Seminiszewem, miejscowym poetą i bardem, który doskonale to robi, więc nie skłamię mówiąc, ze czuję się zaszczycony, że on chce ze mną śpiewać. Zdarzają Ci się podczas koncertu wycieczki w inne klimaty, grywasz inne piosenki? Nie. To wszystko jest po rosyjsku. Zanim nie usłyszałem tej muzyki, nie śpiewałem, nie grałem na gitarze i słabo pamiętałem rosyjski. I po to, żeby zacząć to robić, kupiłem sobie gitarę – pierwszą, teraz mam już pięć. Zacząłem się uczyć rosyjskiego, żargonu odeskiego oraz uczyłem się śpiewać, bo przez szkołę teatralną się przesmykałem, trzy na szynach miałem ze śpiewu. Krótko mówiąc nie śpiewałem, bo jakieś straszne zaha-

mowania miałem, a tutaj miałem takie parcie na estradę, że i śpiewać się nauczyłem. Okazało się, że umiem dźwięki powtórzyć, rytm nie jest mi obcy, i że to tylko były jakieś psychiczne zahamowania. Gdy pojawia się jakaś szlachetna idea, człowiek idzie do przodu.

i opowiada jakieś historie ponure na tle przedziwnej muzyki...

Co ci sprawia teraz większą przyjemność? Muzyka czy aktorstwo? Muzyka teraz bardzo mnie kręci, to jest prawda. Więcej czasu jej poświęcam. Na tym, jak grać w filmach, jak przygotoMocno się wkręciłeś w tę muzy- wywać role, ja się znam. Przez kę. Myślisz o płycie? tyle lat pracy sporo na ten temat Myślę. Myślę o płycie od się dowiedziałem. Natomiast dawna, apetyt coraz bardziej mi w sensie takiego wyżycia się, porośnie. Jeden z wiedzemoich kumpli Kupiłem sobie gitarę, te- nia tego, Rosjan wyjaco chcę śnił mi, że tak raz mam już pięć. Zaczą- p o w i e jak te piosenki łem się uczyć rosyjskiego, dzieć, to powstałe w uczyłem się śpiewać, bo robię to w Odessie w lauz yce. przez szkołę teatralną się m tach dwudzieAktor to przesmykałem, trzy na jest człostych XX wieku, tak tę samą wiek do szynach miałem muzykę, ten row ynajęze śpiewu. dzaj jazzu grali cia, z tego żydzi rosyjscy w Ameryce. Przy- żyje. W muzyce niczego nie mukład Gershwin - Żyd, który wy- szę robić dla pieniędzy. emigrował do Ameryki. Tam muzyka jest niezwykle podobna. Jaka rola aktorska ostatnimi Pomyślałem, że ona potrzebuje czasy sprawiła Ci największą takiego lekko jazzowego sznytu, przyjemność z grania? klimatu z lat 20. No oczywiście Wesele, wujek Edek. Wprawdzie Wojtek Nie kusi cię jakiś inny projekt? [Smarzowski – przyp. red.] wyrePo tym, jak nagrasz płytę z Ban- żyserował i napisał scenariusz, diten Songs, czego się podej- ale myśmy uczestniczyli przy miesz? konstrukcji dialogów na przy Jestem zafascynowany kład. Miałem wpływ na to, jak Tomem Waitsem – jego muzyką, będą wyglądały moje dialogi, jego konsekwencją przez tyle lat, z czym wiązał się komfort pracy to że muzykę traktuje pozornie później podczas kręcenia -jest nonszalancko, kupa brudu i tak inny, bo człowiek mówi swoim dalej. On stworzył postać mene- językiem. la, pijaka, narkomana, który opowiada jakieś ponure historie, Jakaś wymarzona rola, którą choć sam taki nie jest, to jest za- byś chciał zagrać. Może teraz możny człowiek, bardzo dobry coś poważnego się kroi? muzyk. Widziałem nagrania Kroi się, bo Wojtek Smaz jego domu - jest posprzątane, rzowski robi swój drugi film fapije rano kawę. Natomiast to, co bularny. Film ma tytuł Dom zły. stworzył na scenie – takiego po- Zdjęcia się rozpoczęły w Beskipaprańca - to jest mi bliskie, bo dzie Niskim. Ja będę grał w ziw tych rosyjskich opowieściach mowej części filmu, ze zdjęciami jest podobnie. Pomyślałem, żeby czekamy aż spadnie śnieg. Jest stworzyć taki rodzaj spektaklu... to lekko kryminalna opowieść Nad tym pomysłem świeci jakoś sprzed stanu wojennego, gwiazda Waitsa, bo on i śpiewa, natomiast podobnie jak Wesele,

są momenty niezwykle dowcipne i śmieszne, ale z drugiej strony film jest poważny i podobnie jak Wesele mówi dużo o nas, Polakach, o tym, co mamy w głowach. Jeśli jesteśmy przy obsadzie, to grałeś w Summer Love u boku Vala Kilmera, który grał trupa, przez cały film się nie ruszał. Na początku były prowadzone rozmowy z innym aktorem amerykańskim, ale okazało się, że akurat Val Kilmer był w tym czasie na Ukrainie i człowiek, u którego był, przywiózł go odrzutowcem z Kijowa do Warszawy i Val Kilmer był tak naprawdę jeden dzień na planie. Grał trupa, sfotografowali go na blue boxie i później przy pomocy technik komputerowych został wkomponowany do filmu na dłużej. Ta historia jest żartem. Grasz na ulicach. Masz jakieś stałe miejsce? Zawsze zazdrościłem muzykom, którzy grają na ulicy i jak się spotkałem z tą muzyką, zrozumiałem, że poprzez nią mam szansę sam tego spróbować. Bardzo mnie to kręciło. Teraz już to robię i wiem, jak ciężkie to jest, jak dużo pracy to wymaga i jakiej pokory, ponieważ człowiek stoi na ulicy, a ocena ludzi jest bezwzględna – ludzie albo się zatrzymują albo cię mijają obojętnie. I to, gdy cię mijają obojętnie, też trzeba jakoś strawić. Nie załamać się, tylko po prostu zastanowić się, dlaczego ich to nie interesuje. Jest to więc taka zabawa z własną pychą. Gram w różnych miastach. W Łodzi takim miejscem jest oczywiście Piotrkowska, w Warszawie na Starym Mieście na Bednarskiej bardzo dobrze mi się śpiewało, w Krakowie na Plantach w okolicach uniwersytetu, w Gdańsku na Długim pobrzeżu. Takie tam... Rozmawiał Arek Tyda


14

STYCZEŃ 2009

bądź aktywny!

Cz.3

Myślisz, że Erasmus albo Most są dla Ciebie nieosiągalne? Przeczytaj, jak można zapisać się na program i jakie wyciągnąć z niego korzyści. Dzisiaj na tapetę weźmiemy programy wymiany studenckiej, które oficjalnie nazwane są programami mobilności studentów. Zaliczamy do nich MOST (TECH) i bardziej znany Erasmus.

Zaczynając od tego pierwszego, należy zaznaczyć, iż jest to program skierowany do studentów, którzy chcą przynajmniej jeden semestr, ale maksimum cały rok akademicki, spędzić na innej uczelni polskiej, która na początku nazwy ma z reguły słowo uniwersytet. Jest to możliwość odnalezienia się w nowej sytuacji, jaką jest rozpoczęcie kształcenia na innej uczelni oraz w nowym, nieznanym mieście. Wymiana daje możliwość poznania nowych znajomych, rozwijania swoich umiejętności w większym mieście lub nawet, w przypadku „chcących studentów”, możliwość pozostania na uczelni przyjmującej i skończenia studiów z tytułem tej uczelni. W programie mogą wziąć udział studenci, którzy ukończą drugi semestr studiów I stopnia oraz pierwszy semestr II stopnia. ■ Jako uczestnik - polecam A teraz, czysto subiektywnie, jako uczestnik takiej wymiany na Uniwersytecie Warszawskim polecam Wam ją gorąco, ponieważ dzięki niej poznałem, jak łatwo można odnaleźć się w tak wielkim mieście, jakim jest Warszawa, poznałem świetnych nowych znajomych, zobaczyłem, jak studiuje się na UW,

fot. www.scx.hu

■ Możliwości? To mało powiedziane

„Zmienia ci się perspektywa, inaczej patrzysz na świat i na siebie. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć”. a także pół roku poświęciłem na rozwijanie moich pasji, dlatego ten program polecam wszystkim pragnącym wrażeń patriotom! Humaniści, ruszajcie na MOST (nie pod), a ścisłowcy na MOSTECH. Po szczegóły zapraszam na stronę: www.dk.uz.zgora.pl Przechodząc do bardzo znanego programu Erasmus, należy powiedzieć, że umożliwia on studentowi wyjazd do jednej z uczelni zagranicznych i studiowanie tam jeden semestr lub cały rok akademicki. Pozwala poznać obyczaje, kulturę kraju, do którego wyjeżdżamy, ale również odważyć się używać obcego języka, czyli można powiedzieć , że darmowy kurs języka gwarantowany. ■ Doświadczenia Krysi Jak fajnie jest za granicą, przekonajmy się dzięki słowom

Krystyny Malinowskiej, studentki I roku studiów uzupełniających politologii, która spędziła pół roku na wyminie w Hiszpanii: - Wyjazd to rozwój siebie, odkrywanie nowych możliwości. Studia to na wymianie rzecz drugorzędna, najważniejsze jest doświadczenie, czyli poznanie kultury, tradycji, określonych zachowań danego społeczeństwa. Nawiązywanie międzynarodowych przyjaźni, które później procentują. Zmienia ci się perspektywa, inaczej patrzysz na świat i na siebie. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć opowiada Krysia. Zapamiętajcie również szanowni czytelnicy, że program Erasmus umożliwia również odbycie praktyk w zagranicznych firmach, co na pewno przyczyni się do naszego rozwoju zawodowego. Program Erasmus przewiduje również stypendia dla

wszystkich wyjeżdżających, dlatego warto z niego korzystać, a po szczegóły zapraszam na stronę: www.dwz.uz.zgora.pl, gdzie znajdziecie dane uczelni przyjmujących, zasady programu, jego możliwości. Niniejsze dwa programy mobilnościowe znalazły się w naszym cyklu, ponieważ w związku z hasłem „Bądź aktywny” pozwalają rozwijać się. Nasz rozwój zostanie na pewno doceniony przez przyszłego pracodawcę. A przede wszystkim programy „otworzą” Was na nowe, cenne doświadczenia zawodowe, studenckie, kulturalne.

Sławomir Kozieł slawomirkoziel@wp.pl


15

STYCZEŃ 2009

Wszystko o erasmusie

Rozmowa z Agnieszką Możejko, koordynatorem programu Erasmus na UZ Czy studenci wyjeżdżający otrzymują specjalne stypendium, za które mogą się utrzymać za granicą? Student zakwalifikowany do wyjazdu w ramach Programu otrzymuje grant na pokrycie tzw. zwiększonych kosztów utrzymania. Wysokość stypendium zależy od kraju, do którego student wyjeżdża i tak np. do takich krajów jak Czechy, Łotwa, Węgry stypendium wynosi 275 euro/ miesiąc, do Niemiec, Hiszpanii,

Myślę, że formalności nie są skomplikowane. Wprawdzie wymagają od studenta trochę czasu na przygotowanie niezbędnych dokumentów, ale wszystko jest „do ogarnięcia”. Rekrutacja w ramach Programu ma charakter dwuetapowy. Najpierw na wiosnę (przełom kwietnia i maja) odbywa się selekcja wewnątrzuczelniana. Na podstawie złożonych dokumentów i rozmowy kwalifikacyjnej na Wydziałach podejmowa-

fot. www.scx.hu

Do kogo skierowany jest program Erasmus? Program uczenie się przez całe życie - Erasmus jest skierowany do studentów i pracowników uczelni posiadających tzw. Kartę Uczelni Erasmusa (Erasmus University Charter). Nasza uczelni od 10 lat ma prawo do prowadzenia wymiany w ramach Programu. Stypendium Erasmus mają możliwość zdobycie studenci prawie wszystkich Wydziałów UZ, którzy ukończyli 1 rok studiów. Ponieważ stypendium ma charakter naukowy kandydaci do wyjazdu musza okazać się dobrymi wynikami w nauce oraz znajomością języka obcego kraju przyjmującego lub języka wykładowego uczelni partnerskiej. Ponadto Erasmus umożliwia naszej uczelni jak i studentom kontakt ze studentami i wykładowcami, którzy w ramach Programu odwiedzają UZ. Jakie kompetencje zdobędzie student podczas wyjazdu zagranicznego? Zasadą Programu jest to, że student na zagranicznej instytucji ma zrealizować uzgodniony pomiędzy stronami program studiów, zbieżny z programem realizowanym na UZ. Tym sposobem zaliczenia zdobyte za granicą są mu jednocześnie zaliczane po powrocie, czyli wyjeżdżając w ramach Erasmusa student nie traci semestru, czy też roku. Będąc w uczelni partnerskiej ma możliwość korzystania z jej zasobów na takich samych prawach, jak jej rodzimi studenci. Ponadto ma niepowtarzalną okazję zdobywać kompetencje językowe, a także rozwijać kontakty naukowe i towarzyskie.

Zaliczenia zdobyte za granicą są mu jednocześnie zaliczane po powrocie, czyli wyjeżdżając w ramach Erasmusa student nie traci semestru, czy też roku. Portugalii, Holandii – 325 euro, do: Wielkiej Brytanii, Francji, Norwegii – 375 euro. Stypendium na pewno nie wystarczy na pokrycie wszystkich wydatków związanych z pobytem i oczywiście w zależności od stylu życia studenta i miasta do którego jedzie zależy to, ile będzie musiał wyłożyć z własnej kieszeni. Z relacji studentów przyjeżdżających wynika, że stypendium pokrywa od 25% do 50% jego wydatków. Czy formalności związane z wyjazdem są bardzo skomplikowane?

ne są decyzje co do listy osób zakwalifikowanych. Następnie student przygotowuje dokumenty aplikacyjne do uczelni goszczącej. Kluczowe jest tu przygotowanie w porozumieniu z koordynatorem wydziałowym – tzw. Learning Agreement, czyli programu studiów realizowanego za granicą. W niektórych przypadkach student dodatkowo może się ubiegać o uczestnictwo w kursie językowym realizowanym w kraju docelowym. Uczestnictwo w nim jest bezpłatne, a na czas pobytu student otrzymuje grant Erasmus. Oczywi-

ście prawo wyjazdu mają studenci z Wydziałów które mają parterów w ramach Erasmusa. Z reguły na jesień (początek roku akademickiego) ogłaszamy rekrutację uzupełniającą, dla tych, którzy jeszcze chcieliby skorzystać z Programu w semestrze letnim danego roku akademickiego. Co należy zrobić, aby skorzystać z praktyk zagranicznych? Procedura wyjazdu na praktykę jak i wymagania co do kandydatów są niemal identyczne. Student może skorzystać z oferty już istniejącej lub zgłosić nam chęć takiego wyjazdu – my wówczas pomagamy w znalezieniu firmy czy instytucji, w końcu może również samodzielnie poszukać instytucji, która zechce go na praktykę przyjąć. Podobnie jak w przypadku studiów – tutaj również przyznawane jest stypendium Erasmus w następujących stawkach: 325, 400, 495 euro/miesiąc. Dziękuję. Rozmawiał Sławomir Kozieł


16

STYCZEŃ 2009

Najlepszy „Pierwszy projekt”

fot. Marcin Grzegorski

Gazeta Studencka „UZetka” zorganizowała dla wszystkich studentów i uczniów konkurs „Mój pierwszy projekt”. Zwycięzca konkursu, Grzegorz Czarnecki, odebrał z rąk wicemarszałek Elżbiety Polak główną nagrodę.

Wivemarszałek Elżbieta Polak przekazała Grzegorzowi Czarneckiemu „wszystkomającego” laptopa. Rozmarynowski i Bartłomiej Kobiernik. Czwartym jurorem była Kaja Rostkowska z „UZetki”. Każdy wniosek sprawdzały dwie osoby. Najwyższą liczbę punktów, bo aż ponad 40 na 50 możliwych zdobył wniosek Grzegorza Czarneckiego, studenta Uniwersytetu Zielonogórskiego. 8 grudnia odebrał on główną nagrodę z rąk wicemarszałek Elżbiety Polak. Grzegorz Czarnecki nie krył zadowolenia i zdradził, że w przyszłości chciałby założyć własną firmę i rozwijać ją przy pomocy LRPO. Interesują go mikroprzedsiębiorstwa. Zwycięskie przedsięwzięcie dotyczyło usprawnienia działalności usługowej serwisu pojazdów samochodowych i motocyklowych. Wraz z wręczeniem nagrody zakończyła się kampania promująca wśród studentów Lubuski Regionalny Program Ope-

racyjny na lata 2007 – 2013, która prowadziły media studenckie Uniwersytetu Zielonogórskiego

pod patronatem Urzędu Marszałkowskiego. www.uzetka.pl

fot. Marcin Grzegorski

Aby wziąć udział w konkursie, należało wypełnić uproszczony wniosek o przyznanie funduszy europejskich na swój innowacyjny pomysł związany z rozwijaniem firmy w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007 2013. Nagroda za najlepszy wniosek była kusząca: wszystkomający laptop. Był to jednak tylko dodatek do wiedzy i doświadczenia zdobytych podczas wypełniania wniosku i redagowania biznesplanu. Uczestnicy konkursu przede wszystkim mieli zapoznać się z pisaniem wniosku. Do konkursu złożono 8 wniosków, z których komisja wybrała jeden najlepszy. W skład komisji wchodzili pracownicy Departamentu Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego Urzędu Marszałkowskiego województwa lubuskiego. Byli to: Dominika Iwan, Grzegorz

Pracownik Urzędu udziela informacji dziennikarzom. Zwycięzca zaraz rozpakuje nagrodę.


17

STYCZEŃ 2009

KONKURS

Napisz do nas sms o treści: UZETKA a następnie HASŁO Z KRZYŻÓWKI na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł). Na wiadomości czekamy do 20 grudnia. Spośród smsów wylosujemy zwycięzców, którzy otrzymają książki - nowości Wydawnictwa ZNAK.

Nie wiesz co jest grane? Www.uzetka.pl

DŁUGI JĘZYK Szkoły oraz uniwersytety coraz bardziej rozbudowują swoje oferty dotyczące nauki języka obcego. Niektórym osobom to jednak nie wystarcza. Oprócz obowiązkowych zajęć decydują się na naukę w prywatnych szkołach, aby zdobyć certyfikat. Jednak zdobycie papierka, które potwierdziłoby naszą wiedzę, nie zawsze okazuje się być proste. Zwłaszcza, gdy chcemy, aby ta wiedza została wysoko oceniona. Najbardziej popularne okazują się egzaminy FCE i CAE, które są zgodne z wytycznymi Unii Europejskiej. Oczywiście do każdych egzaminów trzeba się odpowiednio przygotować. Są to egzaminy specyficzne, polegające na rozwiązaniu określonego typu zadań. Nie wystarczy być na odpowiednim poziomie językowym, trzeba jeszcze znać strukturę egzaminu. – twierdzi Małgorzata Swoboda, administratorka egzaminów z Centrum Egzaminacyjnego British Council w Zielonej Górze. A struktura sama w sobie nie jest prosta. Weźmy na przykład egzamin FCE, który składa się z pięciu

części: Reading, Writing, Use of English, Listening i Speaking. Łączny czas tego egzaminu wynosi cztery godziny, podczas których, wiedza zostaje gruntownie sprawdzona. Warto wspomnieć, że nie wszystkie szkoły oferują to samo. W Szkole Języków Obcych Empik można zapisać się na kursy przygotowujące do egzaminów TELC, LCCI i City & Guilts. Oprócz egzaminów poziomujących, istnieją także egzaminy specjalistyczne. Dodatkowym atutem są egzaminy typu ELS, które upoważniają do studiowania na uczelniach zagranicznych. Szkoły pozwalają na

zdobycie rozmaitych certyfikatów. Dzięki temu w wielu przypadkach nie trzeba ponownie pisać testów. Osoby uczęszczające na kursy językowe myślą o przyszłości. Przydatne okazują się kursy biznesowe BCE, które potwierdzają znajomość języka w kontekście pracy. Są one szczególnie cenne dla pracodawcy, który dzięki temu może sprawdzić na jakim poziomie jego pracownik zna wymagany język. Młodzi ludzie wolą przyjść na kurs, ponieważ w domu ciężko jest się im zmobilizować. Są zdania, że systematyczna nauka przyniesie lepsze efekty, a poza

tym w grupie przyjemniej się uczy. Musimy także brać pod uwagę kwestię finansową. Ceny egzaminów wynoszą nawet 600 zł. Do tego dochodzi opłata za kurs. Na szczęście nie trzeba mieć skończonego kursu, aby podejść do egzaminu. Dobrze jest też wiedzieć, że nie wszystkie certyfikaty są uznawane dożywotnio. Przykładem są ELS, które trzeba odnawiać co dwa lata. Dlatego, aby uniknąć przykrych niespodzianek, warto wnikliwie przejrzeć oferty szkół. Iga Kołacz


18

STYCZEŃ 2009

Niewidzialna ekipa tvn

W Zielonej Górze pojawiła się ekipa programu „Szkło kontaktowe”. TVNowcy realizowali kolejny odcinek programu na Uniwersytecie Zielonogórskim. Remigiusz Grześkiewicz i Paula Mościcka byli na planie programu i zaglądali we wszystkie możliwe zakątki, skrzętnie notując rozmowy ze specjalistami. Co trzeba zrobić, by dźwięk był idealny? To zależy przede wszystkim od jakości sprzętu i od umiejętności obsługi. W TVN są dwie funkcje: jedna osobą podłącza kable i montuje całą instalację, a druga osoba, realizator dźwięku, zajmuje się obsługą konsoli i podnoszeniem suwaków. Przy programach na żywo realizator dźwięku nie ma możliwości ingerencji w tym, co się dzieje na planie, gdyż on w tym momencie obsługuje dźwięk, który pojawia się w telewizji. - Zawsze musimy mieć drugi sprzęt dźwiękowy typu mikrofony, baterie itp., żeby w razie kłopotów jak najszybciej zastąpić ten, który właśnie padł - opowiada dźwiękowiec z wozu transmisyjnego. ■ KAMERZYŚCI Każdy ma coś do roboty na planie. Ale kto na planie jest najważniejszą osobą? Na planie „rządzi” operator wizji i to on decyduje, w jakim kadrze i jaki obraz pojawi się na ekranie, to on jest głową wizji. A jakie są najtrudniejsze rzeczy, jeśli chodzi o wizję? Jak się dowiedzieliśmy, składa się na to wiele składników, dobre kadry, światło odpowiednie... Kamerzyści nie mają wpadek. Choć jeden z nich przyznaje, że była sytuacja, kiedy burmistrz Świebodzic rzucił w ekipę krzesłem, bo nie chciał, żeby to, co on robił, gdziekolwiek się ukazało... Kamerzyści TVNu cenią w swojej pracy wszystko: to, że przychodzi się codziennie do „małej fabryki” i to, że codziennie robi się „to samo”. Nie ma świąt, niedziel i wolnych nocy,

fot. Paula Mościcka

■ DZWIĘKOWCY

„Lajfy” na jedną kamerę to nie jest problem, ale są sytuacje poważniejsze. W wozie transmisyjnym wpadek być nie może. ale trzeba to pokochać – wtedy jest satysfakcja. Jeśli ktoś chce pracować z kamerą w pracy reportersko-newsowej, musi to po prostu lubić. To praca pełna wyrzeczeń, wraca się późnym wieczorem albo po dwóch dniach, czasami trafia się w miejsca przyjemne, czasami nie... Ale trzeba wszędzie wejść i pokazać to, co ludzie chcą zobaczyć. Czy kamerzysta czuje się zepchnięty na dalszy plan będąc kamerzystą? Przecież to osoby będące w oku kamery są rozpoznawalne a nie ci, którzy „kręcą” materiał. TVNowcy są jednak przekonani, że chociaż ich nie widać, to i tak jest jasne i oczywiste, że ktoś musiał to zrobić, więc prędzej czy później to nazwisko gdzieś się pojawi... ■ WÓZ TRANSMISYJNY

Czym zajmuje się osoba obsługująca wóz transmisyjny? Wszystkim! Musi przyjechać, przygotować i zrobić! A na dodatek to niełatwa praca. Wszystko zależy, w jakie miejsce się trafi, raz jest łatwiej, raz trudniej, proste „lajfy” na jedną kamerę to nie jest problem, ale są sytuacje poważniejsze. W wozie wpadek też być nie może. Ale zdarzają się usterki: jakiś chroboczący mikrofon czy „siadające baterie”, ale nie ma jakichś poważniejszych sytuacji. Bywają niebezpieczne sytuacje. Wystarczy pojechać gdziekolwiek na mecz w naszym kraju, wtedy widzi się latające ławki... Ale za granicą ludzie bardzo dobrze przyjmują naszą obecność. Co trzeba zrobić, by być operatorem wozu transmisyjnego? Najlepiej skończyć jakiś od-

powiedni kierunek, na przykład telekomunikację czy radiokomunikację. ■ OŚWIETLENIE Czy to w ogóle ważne? Tak, światło na planie sprawia, że w kamerze widać. Są różne szablony oświetlenia, ale czasami trzeba dostosować się do sytuacji i oddać klimat programu. Wpadki? Oświetleniowiec z TVNu przyznaje, że raz miał program, który oglądało 4 miliony ludzi i nagle wszystko mu zgasło. Jak człowiek czuje się w takiej chwili? To nieważne TVNowiec musi po prostu problem rozwiązać. Remigiusz Grześkiewicz Paula Mościcka


19

STYCZEŃ 2009 ■ Czy grozi nam bycie niedoskonałymi w doskonałym świecie przyszłości?

POWRÓT EUGENIKI

Jakiś czas temu, słuchając serwisu informacyjnego w jednej ze stacji telewizyjnych, zetknąłem się z informacją o dobrym zarobku dla mężczyzn. Stawki zaczynały się od 500 złotych, w zamian za zdeponowanie własnego nasienia w banku spermy. Oczywiście nie każdy zostaje szczęśliwcem, ponieważ tylko najlepsi kandydaci mogli liczyć na gratyfikację. Wyniki testów na inteligencję, badań zdrowia, połączonych ze szczegółowym wywiadem, pozwalającym zdobyć wiedzę o potencjalnych schorzeniach genetycznych, mia-

cesu dotyczy eliminowania cech ujemnych. Wszystko to stanowi wiarę w inżynierię mającą stworzyć istotę idealną. Prawdą jest, iż każdy z nas dokonując wyboru swojej dziewczyny czy chłopaka w jakiś podświadomy sposób dokonuje selekcji pod kątem najlepszych

„Tylko najlepsi kandydaci mogą liczyć na gratyfikację. Wyniki testów na inteligencję, badań zdrowia, połączonych ze szczegółowym wywiadem, mają stanowić kryteria selekcji... dawców do banku spermy”. ły stanowić kryteria selekcji. Jednym słowem nie każdy mógł im sprostać. Wszystko rzecz jasna dla dobra przyszłego dziecka, poczętego w probówce z genów idealnego i anonimowego tatusia. Na pierwszy rzut oka niby nic specjalnego. Ogłoszenie o łatwym zarobku. Jednakże, jak się bliżej temu przyjrzeć, to kryje się w nim głębszy sens. Jest to współczesna forma eugeniki. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę czym jest eugenika. Na-

cech dla swojego potomstwa. Nazywamy to „chemią”, która jest albo jej nie ma. Ma to jednak charakter bezrefleksyjny i czysto indywidualny. Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby

brał najbardziej zorganizowane i masowe formy. Zabraniano ludziom, którzy nie pasowali do ustalonego ideału rozmnażać się, czy nawet jak w III Rzeszy eliminowano ich ze społeczeństwa. Tłumaczono się budową „dobrego” społeczeństwa. Praktyka pokazała, że jedni ludzie, poprzez swe subiektywne decyzje o tym, czy ktoś pasuje, czy nie, stawali się panami przeznaczenia innych. Powyższe przykłady ukazują skrajne efekty ślepej wiary w ideę. Warto się zastanowić, czy współcześnie nie mamy do czynienia z odradzającymi się przejawami eugeniki. Historycznie wiązała się raczej z eliminacją ujemnych cech ludzkich. Może obecnie wahadło wychyliło się w drugą stronę? Selekcja w opar-

Czy współcześnie nie mamy do czynienia z odradzającymi się przejawami eugeniki? przeniosło się to na państwo i społeczeństwo. Moment, w którym ono chciałoby decydować o tym, jak mają wyglądać na-

ciu o pożądane walory. O bankach spermy już wspomniałem. Co jakiś czas pojawiają się spekulacje o dążeniu do „produk-

„Praktyka pokazała, że jedni ludzie, poprzez swe subiektywne decyzje o tym, czy ktoś pasuje, czy nie, stawali się panami przeznaczenia innych”. zwa wywodzi się od greckiego słowa eugenos, oznaczającego dobrze urodzonego. Owe dobre urodzenie nie bierze się z przypadku. Jest ono zaprogramowane przez człowieka w taki sposób, aby w następnym pokoleniu doskonalić i powtarzać pożądane cechy. Wachlarz jest szeroki, począwszy od inteligencji, wyglądu zewnętrznego, a skończywszy na sile fizycznej i zdrowotności. Kolejny element pro-

stępne pokolenia. Nie są to tylko wybujałe dywagacje zaczerpnięte z lektury Orwella. W nowożytnej historii mieliśmy już z czymś podobnym do czynienia, kiedy wiara w eugeniczne idee owładnęła ludzi wykształconych, stanowiących społeczne elity. Co więcej, postanowiły one wdrażać je w życie. Stany Zjednoczone, kraje skandynawskie, a na końcu nazistowskie Niemcy, gdzie poziom realizacji przy-

cji”, przy użyciu dopingu genetycznego, doskonałych sportowców, mogących z łatwością wygrywać igrzyska olimpijskie. Istnieje ryzyko, że we wszystkich dziedzinach życia przyszłości ci, którzy nie chcieli uczestniczyć w wyścigu do doskonałości lub nie było ich na to stać, mogą podlegać dyskryminacji. Nie mając na starcie równych szans w rywalizacji z ulepszonymi. Taki świat stałby się

wytworem chłodnej kalkulacji, pozbawiającej życie naturalnej dlań przypadkowości, dodającej mu kolorytu. Osobiście nie chciałbym żyć w takim świecie. Należy mieć na uwadze konsekwencje eugenicznego działania. Warto dla dobra nas, niedoskonałych z przyrodzenia ludzi.

Kamil Zając


20

STYCZEŃ 2009

LUBUSKIE TRÓJMIASTO – PĄK BUDZĄCY SIĘ PO ZIMIE

8 grudnia w Campusie B, pod auspicjami „UZetki”, odbyła się debata „Lubuskie Trójmiasto – żywy organizm czy sztuczna idea?” Wśród zaproszonych gości znaleźli się: Bartosz Fitych (dyrektor Trójmiasta), Damian Hajduk (specjalista ds. logistyki i transportu) i dr Mariusz Kwiatkowski (Instytut Socjologii). Prelegenci, starając się odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie, zaprezentowali trójmiejską problematykę w kontekście własnych specjalności. Od kwestii gospodarczych i transportowych, po wyniki badań obrazujących stan wiedzy mieszkańców na temat powyższego organizmu. Spotkanie przerodziło się w interesującą wymianę poglądów, mogącą świadczyć o żywotności idei Trójmiasta. Wspólne działania dotyczące szeroko rozumianej promocji gospodarczej

połączyły w ostatnim czasie, często rywalizujących ze sobą, włodarzy Sulechowa, Zielonej Góry i Nowej Soli. Usłyszeliśmy też o projekcie szybkiej kolei miejskiej. Co ciekawe, jej funkcjonowanie, wiązałoby się z wprowadzeniem zintegrowanej przejazdówki. W zamierzeniach pozwalałaby ona na podróż do drugiego miasta i późniejszą przesiadkę na autobus miejscowej komunikacji. Wszystko w ramach jednorazowej opłaty. Interesujący głos stanowiło pytanie o korzyści, jakie dla Zielonej Góry wią-

żą się z uczestnictwem w Lubuskim Trójmieście. Odpowiedź znaleziono na mapie. Geograficzna bliskość ośrodków powoduje ich mimowolne oddziaływanie na siebie. Sukces jednego przynosi pozytywne efekty w drugim, a zapaść odwrotnie. Zilustrowano to na przykładzie bezrobotnych nowosolan, niemogących do niedawna znaleźć pracy u siebie. Zielona Góra pojawiała się jako naturalne miejsce ich poszukiwań. Ostatecznie zgodzono się, że jesteśmy zbyt mali, aby po-

zwolić sobie na lokalne animozje, dostrzegając jednocześnie szanse rozwojowe we współpracy. Przytaczając wyniki badań, świadczących o najniższym poziomie wiedzy o trójmieście właśnie w Zielonej Górze, cieszy fakt organizacji debaty na uniwersytecie. Oby był to początek szerszej promocji tej perspektywicznej, miejmy nadzieję, idei.

Kamil Zając

■ Już wkrótce czeka nas kolejne spotkanie związane z tematem trójmiasta. Tym razem organizuje je Stowarzyszenie „Zielonogórskie Perspektywy”, które inicjuje spotkania i debaty związane z przyszłością naszego miasta. Jaki jest cel ich działania? - Chcemy poznać zdanie zielonogórzan. Być może w trakcie dyskusji wspólnie dostrzeżemy nowe wątki, okoliczności i rozwiązania – deklarują członkowie Stowarzyszenia. Temat najbliższej debaty to „Wizje i uwarunkowania rozwoju aglomeracji trójmiejskiej”. Wprowadzającymi do debaty będą: Paweł Gołębiowski i dr Tomasz Florkowski. Obaj są architektami, dr Florkowski jest również pisarzem (w 2001 r. została wydana jego książka „Witaj Hiszpanio”). Uczestnictwo w spotkaniu jest bezpłatne. Prezes Stowarzyszenia, pan Lesław Batkowski, szczególnie zachęca do udziału studentów i uczniów: to w naszych rękach są losy Zielonej Góry. „Zielonogórskie Perspektywy” zapraszają 21 stycznia na godz. 17:00 do Sali nr 2 w Budynku Matematyki, Informatyki i Ekonometrii w Campusie A przy ul. Podgórnej.

pierwsza wydziałowa gala inżynierów Serdecznie zapraszamy wszystkich Studentów, Wykładowców i Pracowników Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska na pierwszą i niepowtarzalną Wydziałową Galę Inżynierów w dniu 30 stycznia 2009r., w godz. 19.00 - 3.00 - hall budynku WILiŚ (A-8) W programie wiele atrakcji: taniec z wykładowcami (lista już otwarta), loteria fantowa (do wygrania nagrody rzeczowe oraz niespodzianki, np.: własne miejsce parkingowe pod A-8, przedłużenie sesji, obiad z Dziekanem, konsultacje w Dziekanacie poza godzinami pracy.

Organizatorzy zapewniają: ciepłe posiłki, napoje zimne oraz gorące, oprawę muzyczną i artystyczną, konkursy z nagrodami, szampańską zabawę i wiele niezapomnianych wrażeń. Zapisy i zaproszenia: Sylwia Świątek, tel.: 697-44-02-91, Tomasz Stanisławiak, tel.: 609-59-18-88, oraz 5.01 i 12.01 w godzinach 13.00-15.00 - stoisko na parterze w A-8.


21

STYCZEŃ 2009

Zlikwidować Święta!

Gatunek Homo Sapiens charakteryzuje się tym, że istotą jego istnienia jest utrudnianie sobie życia. A szczytowym osiągnięciem w tej kwestii są święta Bożego Narodzenia…

Na początek zaznaczam – nie, nie uda wam się przesłonić mi wszystkimi wspaniałościami Świąt ich wad. Prawda – rodzina w komplecie, barszcz jest cudowny, prezenty uszczęśliwiają, resztki z wigilii rozwiązują problem wyżywienia na następny miesiąc… Ale to nuuudne! Monotonne! Czas na rewolucję grudniową, którą poprowadzi przebrany za mikołaja i spoglądający z posterów Che Guevara! (swoją drogą – lekko to niesmaczne…). Uznajmy Święta za zło wcielone – będziemy miło zaskoczeni! Przede wszystkim, przez te durne święta przesunął się dedlajn Uzetki, przez co nie wiem czy ten tekst chociaż się ukaże. Jeżeli tak, to znaczy że nasze DTP dobrze radzi sobie ze składaniem numeru po

nocy 9 dni po terminie. Po drugie, zobaczcie na koszta ekonomiczne. Kryzys szaleje, a my marnujemy roboczogodziny na krzątanie się po kuchni i kupowanie prezentów, co na dodatek nadwątla już i tak ledwo się trzymający budżet! A wszystko to można by zrealizować poza „sezonem” po znacznie niższych kosztach! Toż to ekonomiczna masakra! Po trzecie, Święta same w sobie ranią uczucia innowierców, nie mówiąc już o ateistach. Co mają powiedzieć tacy prawosławni, którzy nasze święta mają w poważaniu, a w czasie swoich (początek stycznia) muszą zaiwaniać do szkoły/ pracy? Czwarte, Święty Mikołaj nie istnieje. Sorry, dzieciaki. Piąte, dwanaście potraw ssie. Star-

czy barszcz, makowiec (lub sernik), pizza, tortilla, kebab, paluszki i kompot. Gotowanie dwunastu potraw ssie. Zmywanie naczyń ssie. Ładowanie/rozładowywanie zmywarki ssie. W ogóle naczynia ssą. Jedzmy rękami z liści bananowca! Szóste, za jakikolwiek dezodorant pod choinką - pluton egzekucyjny. Bez procesu. Jestem wyczulony na tym punkcie Siódme, dlaczego wszyscy kupują te cholerne dezodoranty!? Mam swój i mi z nim dobrze! Ósme, zapchlony kapitalizm i jego machina marketingowa! Mikołaje i choinki w sklepach w listopadzie itp.! Akurat w tym roku nie było tak źle, ale lepiej dmuchać na zimne. Najlepsze jest, iż wygląda na to, że 99% społeczeństwa wkurza

Wojciech Lewandowski rozpoczynanie marketingowo świąt tak wcześnie. I co? I nic. Spalmy parę sklepów dla przykładu, może coś się zmieni! Dziewiąte, piosenki świąteczne w radiu. Tak od 10 grudnia co 2-3 piosenka jest o śniegu, miłości, mikołaju i gwiazdce, oczywiście z dzwoneczkami w tle. Od 20 KAŻDA piosenka w radiu jest taka, a co trzecia to nieśmiertelne „Last Christmas” . Dziesiąte, ostatnie – „Kevin sam w domu”… Aaaagh!!!

Ślad historii: OGRÓD VICTORII Dzisiaj kolo Campusu B Uniwersytetu Zielonogórskiego restauracje i puby możemy policzyć na palcach jednej ręki. Zbyt dużego wyboru raczej nie mamy. Czy 100 lat temu było podobnie? Możecie się zdziwić... Jak się okazuje, właśnie w tym rejonie, mimo że był najdalej wysuniętym w mieście, znajdowało się bardzo dużo restauracji i knajpek. Taką restauracją była na przykład Victoriagarten, czyli Ogród Victorii. Atrakcją dla klientów odwiedzających restaurację, a zarazem poprawiającym komfort spędzanego czasu, był w ogrodzie drewniany taras, na który można było wejść z piętra restauracji. Taras, tworząc także zadaszenie, był wykorzystywany do ustawienia pod nim stolików dla gości, a uroku dodawal piękny ogród z alejkami spacerowymi. Budynek przetrwał do dziś na rogu alei Wojska Polskiego i ulicy kard. Stefana Wyszyńskiego naprzeciw Lidla. Nie do pomyślenia dzisiaj jest fakt, że kiedyś tu prawie nic nie było - istna oaza spokoju... Grzegorz Biszczanik

Vivtoriagarten – pocztówka z 1905 r. Pocztówka ze zbiorów autora


22

STYCZEŃ 2009

Platynowa Coma

Niektórzy zarzucają im wzorowanie się na latach ’70. Oni sami twierdzą, że tacy już są – żywcem wyjęci z PRL-u. Wokalista zespołu Coma, Piotr Rogucki, opowiada o nowym albumie „Hipertrofia”, który już zdążył pokryć się platyną. Album „Hipertrofia” to nie jedna, a dwie płyty – w sumie 35 utworów. Od początku taki był plan? Nie, absolutnie tego nie zakładaliśmy. Wzięło się to stąd, że… po prostu tak wyszło. Chcieliśmy opracować pewien temat od początku do końca i dopiero tuż przed zgraniem materiału zorientowaliśmy się, że będzie tego tak dużo. Okazało się, że nie ma żadnych przeciwwskazań, wytwórnia akceptuje to co zrobiliśmy i tak powstał dwupłytowy album. Teksty na obu nowych płytach odbiegają od dwóch wcześniejszych. Skąd się wzięły te filozoficzne inspiracje? Są to inspiracje głęboko filozoficzne. Część z tych tekstów odzwierciedla moje ostatnie inspiracje, książki które czytałem. Zetknąłem się z filozofią Nietzshego, Hegla. Dużo czytałem też Lema i Witkacego – to byli autorzy, którzy patronowali mojej wyobraźni przez ostatni rok. Jeśli już mowa o tekstach, w utworze „Emigracja” śpiewasz, że „pozostały już tylko brzydkie dziewczyny”. Co na to Wasze fanki, był jakiś odzew w tej sprawie? Ten tekst jest głęboko uzasadniony i ma swoje konkretne miejsce. Jeśli ktoś ogranicza się tylko do tego jednego zdania, a nie do całej piosenki i całej konstrukcji płyty w której ta piosenka ma swoje miejsce, to może rzeczywiście przyjmować to do siebie. Myślę, że ludzie mają poczucie humoru i jeśli jest odzew fanek to raczej z przymrużeniem oka, nikt się nie obraził. Wiado-

mo, że jest to prowokacyjna kwestia i to jeszcze podana w tak prowokacyjny, żartobliwy sposób. Nie było aż takiego skandalu na ten temat. A co z klimatem płyty? Trzeba przyznać, że momentami odbiegacie od typowego dla Was wcześniej rocka i ocieracie się o inne klimaty. Czy to nowe oblicze Comy? Nie, oczywiście próbowaliśmy użyć różnych form, żeby postać, którą chcieliśmy wykreować na przestrzeni całego albumu była wiarygodna i pokazywała się z różnych odsłon. Dlatego

używaliśmy różnej formy. Ale to też z tego względu, żeby nie zanudzić słuchacza i żeby pozwolić sobie na eksperymentowanie. Jeśli ktoś natknął się na Wasze ostatnie zdjęcia to na pewno zauważył, że wyglądacie jakbyście byli żywcem wyjęci z PRL-u. Skąd pomysł na taką stylizację? Bo my jesteśmy żywcem wyjęci z PRL-u. Chodziło nam przede wszystkim, żeby na tym

zdjęciu pokazać rodzinę. Na tym zdjęciu jesteśmy rodziną w pełnym składzie. Do naszego grona dołączył nowy członek – perkusista i chcieliśmy podkreślić dzięki tej sesji fotograficznej, że dla nas najistotniejsze jest kto, a nie z jaką treścią wchodzi. Czyli, że być może nie jest to najlepszy perkusista w Polsce, ale jest to nasz dobry kumpel. A poza tym chcieliśmy pokazać, że my głęboko tkwimy w tych latach ’70.

szła Hipertrofia (śmiech – przyp. PM.) Nie, jakoś nie przywiązujemy szczególnej uwagi do takich rocznic. Być może kiedyś będzie to pretekst do tego żeby coś zrobić. Ale jakoś ta dziesiątka nas ominęła.

Wydaliście swoje płyty w 2004, 2006 i teraz w 2008 roku. Czyli następnej płyty możemy spo-

W Zielonej Górze nie gracie po raz pierwszy, czy też nie po raz ostatni?

dziewać się za dwa lata w 2010 roku? Trudno powiedzieć. Nie są to rzeczy które my kalkulujemy. Być może będzie za rok, a może za pół roku, albo za trzy lata. Nikt tego nie wie.

Na pewno nie! Zielona Góra fajne miejsce, bardzo lubię tu przyjeżdżać. Jest mały klub, dlatego rzadko mamy okazję tu grać, bo czasami koszty koncertu w ogóle się nie zwracają. Ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy omijali Zieloną Górę w kolejnych trasach.

W tym roku obchodzicie 10-lecie istnienia zespołu. Czy z tej okazji szykujecie coś extra dla fanów? Z tej okazji specjalnie wy-

Platynę już macie. W takim razie czego życzyć Wam, np. z okazji 10-lecia? Wyobraźni. Żeby jej nigdy nie zabrakło… i oczywiście pomysłów na przyszłość.

Rozmawiała Paula Mościcka p.moscicka@uzetka.pl


23

STYCZEŃ 2009

humor hlynura

Nuuuda, Svenie! – wśród stałych bywalców „Gęby” to słowa kultowe. Dwóch potężnych Norwegów pogrąża się w dekadencji. Ale to nie byle jaka dekadencja, tylko skandynawska, jedyna w swoim rodzaju. Bohaterem noworocznego odcinka cyklu poświęconego Zielonogórskiemu Zagłębiu Kabaretowemu będzie Hlynur. Kabaret Hlynur. Pierwszy kontakt z kabaretem zaczyna się w większości przypadków od pytania: co to Hlynur? Poza kabaretem oczywiście. Hlynur to klon. Ale klon w sensie drzewa, a nie stworzenia, które „odziedziczyło” DNA. Artyści zaczerpnęli słowo z języka islandzkiego. Członkowie grupy jakoś specjalnie upodobali sobie Skandynawię, bowiem prócz nazwy i wspominanego na początku skeczu, w ich twórczości temat ten wraca niejednokrotnie. „Skandynawski romans” to skecz równie kultowy dla fanów jak „Skandynawska dekadencja” (skecz znany też jako „Ach ta skandynawska dekadencja dramat”). Dodatkowo „Romans” jest dużo bardziej popularny, z racji na prezentacje w realizacjach telewizyjnych. Hlynur był jednym z tutejszych kabaretów, które pokazała telewizyjna Dwójka w programie kręconym podczas II Festiwalu Kabaretu, odbywającego się w Zielonej Górze w grudniu 2006 roku.

scenicznych. Ale fani grupy uwielbiają ją za oryginalność i charakterystyczny styl. Bo Hlynur istotnie jest jedyny w swoim rodzaju. Kto wie, może w Skandynawii są kabarety two-

Spychała, czyli górnik – intelektualista, a także Marcin „Owsik” Osiewicz – Freddie Mercury połączony z zagubionym w europejskiej cywilizacji prostym Murzynem – aktualny

■ Troll jaskiniowy Humor prezentowany przez Hlynur opiera się w dużej mierze na intelektualnych zapasach z widzem. Przeciwnicy zarzucają artystom nagromadzenie trudnych wyrazów w skeczach i zbyt daleko posuniętą grę absurdem. „Górnicy w galerii” czy „Kibice” – to właśnie dzięki takim utworom pojawiły się głosy zarzucające Hlynurom przeintelektualizowanie form

Nowy plakat koncertowy Hlynura rzące podobne rzeczy, w Polsce nie ma takich na pewno. Siła Hlynura leży w osobowościach jego członków. Troll jaskiniowy – jak sam siebie określa Michał „Mimi” Zenker, zimna Norweżka Ewa Stasiewicz, Piotr

skład osobowy daje olbrzymie pole do popisu. Zdolności aktorów objawiają się w psychodelicznych – o ile kabaret może być psychodeliczny – skeczach, jak „Show polityczny”, czy imitującym komiks arcydziele „Su-

perktoś i doktor Zło”. ■ Inwazja Neowikingów Analizując regularność kabaretu, nowego programu można spodziewać się w maju 2009 roku. Z pięciu przygotowanych do tej pory przez Hlynur programów, aż cztery miały premierę w piątym miesiącu roku. Obecnie artyści jeżdżą po kraju prezentując swoje najmłodsze dziecko, zatytułowane „Inwazja Neowikingów”. Czyli wątek skandynawski trzyma się dobrze i w nowym programie atakuje ze zdwojoną siłą. Ideą nowego programu jest zaproszenie widza do islandzkiej telewizji. „Inwazja Neowikingów” podoba się tak dalece, że kabaret otrzymał za nią III nagrodę na przeglądzie PaKA 2008, a także II nagrodę w XXIX Lidzbarskich Wieczorach Humoru i Satyry. W 2007 Hlynur popisał się „Polityką” – choć program funkcjonuje także pod pełną nazwą „Polityka i okolice Grenlandii”. Jego pokazy również przyniosły wyróżnienia i nagrody, m.in. pierwsze miejsca na Przeglądzie Kabaretów Studenckich w Warszawie, a także na odbywającym się w Ełku Mazurskim Lecie Kabaretowym, gdzie Hlynur zdobył także nagrodę publiczności. Pozostaje cierpliwie czekać na nowy program i życzyć kabaretowi kolejnych nagród. Maciek Kancerek


24

STYCZEŃ 2009

Elvis żyje i ma się fatalnie

Zbawcy rodzimego rocka, największa grupa w historii polskiej muzyki. Co tam polskiej, światowej! Takie zdanie o sobie mają Dick4Dick. Ale uważają się też za koniunkturalne dziwki i ostrzegają, że kiedyś założą pięć najgorszych zespołów świata. Z jedynymi na świecie Dickami rozmawiał Piotr „Bronek” Bronicki. W Waszym składzie doszło niedawno do zmiany. Dicka Dextera zastąpił Jackques Le Dick. Przyczyny zmiany? Bobby Dick: To dobre pytanie. Dick Dexter odszedł, bo na dobrą sprawę w głębi duszy jest bardzo konserwatywnym człowiekiem. Wychował się w tej części kraju, gdzie we wszystkich wyborach zwycięża Liga Polskich Rodzin i tego typu prawicowe formacje. Jego przekonania i religia nie pozwoliły mu dalej uczestniczyć w tej bezecnej orgii. Postanowił odlecieć na misję – muszę to powiedzieć, bo to miała być tajemnica. Ma być pierwszym mieszkańcem, który zasiedli słońce, niestety nie przewidział, że słońce już w koronie ma ok. 6000 stopni i Dick Dexter najzwyczajniej się spalił. Nygga Dick: Oczywiście w tym, co powiedział Bobby Dick nie ma ani krzty prawdy. BD: To aksjomat. ND: On wciela w tej chwili w życie hasło Dick4Dick, czyli ciągle się zmienia. Postanowił zmienić Dick4Dick odchudzając go o siebie, a następnie pogrubiając o nowego członka. Czyli konsekwentnie realizuje założenia Dick4Dick nie będąc już jego członkiem. BD: Dickiem jest się do końca życia, jak narkomanem. Na Waszym Myspace jest informacja, że Rocky the Dick wciąż wspiera zespół, ale pod warunkiem, że jego teleport zadzia-

ła… BD: On jako pierwszy dowiedział się, że Dick Dexter leci na słońce i postanowił go ratować. Jego teleport trochę się nadpalił, przez co ma z nim – z teleportem – dużo pracy. Tak naprawdę jest szanowanym, zacnym wykładowcą na gdańskiej ASP i obowiązek bycia panem nauczycielem i przekazywania

nabytej wiedzy, doświadczeń, nie pozwalają do końca udzielać się w zespole tak nieodpowiedzialnych ludzi jak my. ND: Jego udziału na pewno należy się spodziewać na plenerowych imprezach, gdzie generalnie jest więcej miejsca. Rocky the Dick jest dość duży, więc nie na każdej scenie się mieści. BD: Musimy mu kupować dwa miejsca w samolotach i pociągach. A dwie kuszetki to jednak spory wydatek. On ciągle rośnie, więc boimy się momentu, w którym będzie zajmował tyle

miejsca, że nie będzie w stanie w żaden sposób docierać na koncerty. Czasem jest tak, że Rocky the Dick znika na jakiś czas, a potem okazuje się, że jego powrót zbiega się z premierą nowej części „Hulka”. Wasza pierwsza płyta „Silver Ballads” była w klimatach electro, nowy album to rock z krwi i kości. ND: Jesteśmy koniunkturalnymi dziwkami. BD: Tak, tylko złapaliśmy gitary w momencie, kiedy jest już za późno. Przynajmniej w Polsce. Kupiliśmy sobie spodnie – rurki – i zrobiliśmy odpowiednie grzywki. Nagle okazało się, że to już passe. ND: Jak już mówiłem, Dick4Dick musi się ciągle zmieniać. Nie mogliśmy kontynuować kierunku z pierwszej płyty. I tak zrobiliśmy ukłon w stronę publiczności w warstwie tekstowej. Zmieniła się forma tekstów, ale tematyka jest bardzo podobna. Na następnej płycie będziemy śpiewać już tylko o bezrobociu i problemach społecznych. Muzyka będzie oscylowała głównie w okolicach inteligentnego bluesa (wybuch śmiechu). BD: (próbując przestać się śmiać) Kurde, bardzo dobry gatunek. Nie lepiej polecieć w klimaty jazzu? BD: Co ty, to nie jest tak śmieszne w tym zestawieniu.

Do utworu „Another Dick” nakręciliście kilka klipów. Każdy Dick ma swój teledysk. BD: Nadeszły już te czasy, kiedy powinniśmy spijać śmietankę z naszej wszechobecnej sławy. Postanowiliśmy rozpocząć kariery solowe. Powstaną z tego cztery najbardziej nieudane zespoły świata. ND: Pięć. BD: Tak, pięć, bo Rocky the Dick też pewnie coś sobie założy. ND: Dick Dexter już rozpoczął swoją pożal się Boże karierę. Działa strasznie solo i widać, jak mu to wychodzi. Nas też to czeka. BD: Jest w tej chwili żywym dowodem na to, że Elvis żyje i ma się fatalnie. Może pójdziecie w kierunku Feel albo Gosi Andrzejewicz? BD: Myślę, że będziemy znacznie, znacznie, znacznie gorsi. Czyli zarobimy więcej niż Feel. Mam takie marzenie, bo jestem leniwy i nie chce mi się grać w takim Dick4Dick. Muszę wymyślić portal internetowy, który w krótkim czasie zdobędzie sławę. Będzie się sam napędzał, a później sprzedam go jakiejś korporacji za kupę pieniędzy. Jeśli czytelnicy mają coś na oku, niech dadzą znać. Tylko nie liczcie, że się później podzielę. Rozmawiał Piotr Bronicki

KONKURS muzyczny Napisz sms o treści UZETKA a następnie ODPOWIEDŹ na pytanie: Z jakiego miasta pochodzi grupa Quatro? Wyślij sms na numer 71601 (koszt smsa to 1,22 zł). Na smsy czekamy do 12 stycznia. Spośród poprawnych odpowiedzi zostanie wylosowana nagroda: podwójny bilet na koncert Quatro, który odbędzie się 17.01.09 w pubie Slams.


25

STYCZEŃ 2009

Camp jak campus

Niestety dotarliśmy do końca naszych wojaży po świecie kiczowatych filmów. Na zakończenie przygotowałem dla Was niesamowite zestawienie filmów tak kiczowatych, że aż kultowych.

Bestia – niesamowity film niesamowitego Waleriana Borowczyka, twórcy skandalizujących „Opowieści niemoralnych”. Historia jak z bajki Disneya w wersji dla dorosłych, piękna hrabianka przyjeżdża na prowincję, gdzie oddaje się tubylczym mężczyznom. Ale kiedy męskie ciało nie wystarcza na scenie pojawia się niedźwiedziopodobna bestia, która dostarcza naszej nimfie tyle wrażeń, że ho ho. Niestety, wskutek miłosnych swawoli, be-

stia umiera w finale i otrzymujemy prawdziwie ckliwy kawał mięcha. Rzecz obowiązkowa dla miłośników zwierząt. Lakier do włosów – jeśli uważacie, że nie ma nic bardziej żenującego niż Bond śpiewający utwory Abby, to koniecznie musicie obejrzeć „Lakier do włosów”. Historia chłopca, przed którym stanęła szansa wystąpienia w tanecznym show najchętniej oglądanej stacji lat 60. ■ Wszystko to splata się na obraz amerykańskiej pop-kultury przesłodzonej i zidiociałej do granic możliwości. Jeśli dodamy transwestytę w roli matki głównego bohatera otrzymamy idealny film na sobotni wieczór z kolegami.

Rocky Horror Picture Show – po prostu film kultowy. Zjawisko na skalę masową, niesamowity musical pełen grozy i nawiązań do klasyków. Oto przed nami rock opera, która na stałe weszła do kanonu pozycji obowiązkowych. Tim Curry na czele tańczących dziwolągów w parze z młodziutką Susan Sarandon zagrali w obrazie będącym hymnem pochwalnym transseksualizmu i homoseksualizmu. Każda scena tu zawarta jest istną perełką wartą grzechu. Najskrytsze pragnienia i żądze nie będą już tematem tabu. Zabójczy kondom – to , że niemiecka kultura, głównie ta filmowa, jest strasznie campowa świadom jest każdy, kto oglądał jakiekolwiek produkcje dla dorosłych. ■ W tym niesamowitym obrazie szalony doktor prowadzi eksperymenty nad prezerwatywami i tworzy żywą gumkę-zabójcę. Po serii morderstw w hotelowym zaciszu do akcji wkracza policjant-gej w towarzystwie swego partnera. Zaczyna sie polowanie na głowę mordercy. Absurdalność osiąga tutaj swój szczyt, a lawina humoru zasypuje nas po same pachy. Po seansie sex nigdy nie będzie już taki sam. Jak to mawiał klasyk: „Koniec i bomba, kto nie czytał ten trąba”. Kończymy naszą serię tak, jak ją zaczynaliśmy, czyli krótko, zwięźle i na temat. Zapraszam Was jednak do samotnych poszukiwań innych tytułów, których wspólnym mianownikiem będzie kicz i szaleństwo ich twórców. Łukasz Michalewicz

Akademickie Radio Index 96 fm Na żywo w sieci: www.index.zgora.pl Środa, godz. 22:00, zaprasza Mateusz Stawecki Najdziwniejszy, najbardziej pokręcony, nie do słuchania? Niektórzy tak myślą o jazzie. A jaki jazz jest naprawdę? Można się o tym przekonać w każdą środę po 22:00 na fali Indexu. Audycja Jazz Time, która po raz pierwszy na falach eteru zagościła 3 grudnia, to wędrówka po jazzowych polach muzyki. Jest po czym wędrować, historia tej muzyki sięga początków wieku XX i ciągle ewoluuje, z każdym dniem jest inna - czy lepsza? Oceńcie sami. Audycja lawiruje pomiędzy klasycznymi dźwiękami trąbki Louisa Armstronga, akordami Fletchera Hendersona, podrużuje z orkiestrą Glenna Millera, zachwyca się głosem Elli Fitzgerald, przystaje przy organach Jimmy’ego Smitha, dziwi się temu, co wyprawia Bobby McFerrin, zastanawia się nad tym, co zagrał Krzysztof Komeda i nad tym, o czym zaśpiewała Urszula Dudziak. Do słuchania jazzu wymagany jest wyższy stopień umuzykalnienia - nie wystraczy, że odróżniacie moment, w którym muzycy grają od momentu, w którym grać przestają... Spróbujcie jazzu w audycji Jazz Time! Może przy tej muzyce poczujecie się lepiej i zapomnicie o otaczającym świecie. Jeśli tak będzie, to muszę Was ostrzec - ten stan muzycznego ukojenia uzależnia, a muzyka wciąga... i chyba dlatego żadna audycja do tej pory nie zakończyła się planowo po dwóch godzinach...


26

STYCZEŃ 2009

Zawodowa Klapa Rzeczywistość bywa brutalna. Ranking portalu Filmweb mówi wprost: Robert De Niro i Al Pacino to najlepsi aktorzy na świecie. Panowie zajmują odpowiednio pierwsze i drugie miejsce. Razem mają na koncie 14 nominacji do Oscara i trzy statuetki. I co z tym zrobili? Robert De Niro i Al Pacino zagrali dotąd razem w dwóch filmach. Pierwszym jest „Ojciec Chrzestny II”, ale przywoływanie go w pamięci nie ma w tej chwili sensu, bowiem panowie nie wystąpili razem w żadnej ze scen. Drugim wspólnym obrazem aktorów jest wyreżyserowana przez Michaela Manna („Miami Vice”) „Gorączka” z 1995 roku. De Niro grał wówczas przestępcę, Pacino policjanta. W Stanach dobro zawsze zwycięża, więc De Niro musiał na końcu zginąć. Ale tak naprawdę do samego końca nie było wiadomo, jak będzie. „Go-

■ Tak zły, że aż dobry

rączka” trzymała w napięciu przez blisko trzy godziny. Teraz aktorzy wracają w „Zawodowcach” w reżyserii Jona Anventa („88 minut”). Który z panów będzie tym razem grał główną rolę w scenie śmierci?

głównym złym. Robi to w sposób na tyle nachalny, że aż niemożliwy. Kogut jest tak zły, że... od razu wiadomo, że zły nie jest. Reżyserowi marzył się chyba niespodziewany zwrot akcji. Nic z tego.

Kogut i Brutal od lat wspólnie rozwiązują kryminalne zagadki. Wiedzą o sobie wszystko, znają się na wylot. Teraz ich przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę, bowiem jeden z partnerów jest podejrzany o dokonanie serii zabójstw. Kogo morduje „tajemniczy” zabójca? Same gnidy, to fakt. Ale ująć go trzeba, bo – jak w „Kilerze” Juliusza Machulskiego – „liczba kilerów w więzieniu musi się zgadzać. Bo ludzie muszą czuć się bezpieczni”. Scenariusz od samego początku każe myśleć, że to Kogut (De Niro) jest

Żeby nie było, że film to totalne nieporozumienie i strata czasu, należy przyznać, że jest świetnie zagrany. Nazwiska zobowiązują, prawda? Pacino jest strasznie „pacinowski” , tu i ówdzie wtrąca charakterystyczne dla siebie błyskotliwe i chamskie uwagi. A De Niro? U niego jest podobnie. 100% pana Roberta w panu Robercie. Co ważne, widać, że aktorzy świetnie się razem czują. Jasne, to profesjonaliści, ale także długoletni przyjaciele na stopie prywatnej. Ich obecność ratuje „Zawodowców”. Tworząc coś z niczego, po raz kolejny udowodnili, że zasługują na czołowe miejsca wśród najlepszych. ■ New Kids On The Block vs. 50 Cent

sowany na hit. Stąd można podejrzewać, że wynagrodzenie aktorów również nie robi wrażenia. Może zgodzili się zagrać, bo Anvent jest fajnym kolesiem i zwyczajnie go lubią? Cóż, chyba lepiej rozdzielać życie zawodowe i prywatne. Poczucie obowiązku każe wspomnieć, że w filmie pojawiają się znany m.in. z New Kids On The Block Donnie Wahlberg – brat Marka „Marky Mark” Wahlberga (m.in. „Max Payne”), a także Curtis James „50 Cent” Jackson III. Otóż... pojawiają się. I tyle. Obowiązek spełniony. I jeszcze brawa dla rodzimych tłumaczy, dzięki którym „Righteous Kill” („Szlachetne zabójstwo”) trafia do Polski jako „Zawodowcy”. Tytuł całkowicie od czapy i bez sensu.

Dlaczego to zrobili? Dla kasy? Chyba nie, bo film nie ma potężnej promocji, nie jest lan-

Maciek Kancerek


27

STYCZEŃ 2009

Powrót na ulicę Wiązów

Na początek kilka słów wyjaśnienia. Grudzień jest miesiącem upływającym pod znakiem wszelkiego rodzaju składanek i boksów. Wszystko dlatego, że taki „gadżet” łatwiej wcisnąć z okazji Świąt. Fakt, Britney Spears wydała ostatnio album z premierowym materiałem, ale jakoś nie czuliśmy się kompetentni, żeby podjąć się jego recenzji. No nie potrafiliśmy i już. Recenzowanie składanek muzycznych nie ma najmniejszego sensu, gdyż liczba bonusów - często wątpliwej jakości - ogranicza się do jednego, dwóch. Czasem dodatków nie ma w ogóle. Dużo lepszym pomysłem wydało się nam zerknięcie na rynek DVD, bowiem tutaj aż roi się od ciekawych boksów. Wybraliśmy dla Was dwa:

Powrót do przyszłości Z okazji świąt dystrybutorzy filmów postanowili podarować nam prezent, który wywołał uśmiech na twarzach fanów obrazów Roberta Zemeckisa. Nie ma chyba osoby, która choć raz w życiu nie widziała wspaniałej trylogii „Powrót do przyszłości”. W tym roku trafia w nasze ręce specjalne cztero dyskowe wydanie DVD w stylowym niczym torebka Louis Vitton metalowym boksie. Ale dlaczego 4 płyty? Po to by ukazać nam to, co nie dane było nam wcześniej zobaczyć –

dodatki specjalne. Na jednej płycie jest ich więcej niż śniegu w Polsce i na dodatek same rarytasy. Do każdego epizodu dodano wspaniały zestaw komentarzy twórców, sceny usunięte okraszone wypowiedziami reżysera, fragmenty oryginalnych scenariuszy, a także tajemnice efektów specjalnych, które każdego fan Marty’ego oraz doktora Emmetta przyprawia o zawrót głowy. Dzięki temu jesteśmy w stanie przyjrzeć sie wielu ciekawym ujęciom. Do części pierwszej przygotowano zestaw scen usuniętych, animowane anegdoty opowiadające o wpadkach i cieka-

Koszmar z ulicy Wiązów Kiedy po raz pierwszy obejrzałem na starym, wysłużonym magnetowidzie szatańską taśmę z przygodami jednego z najsłynniejszych morderców w historii kina – Freddy’ego Krugera – zakochałem się po uszy. Jedna z najsłynniejszych serii filmów o maniakalnym mordercy wreszcie doczekała się edycji DVD w Polsce. W całkiem przyzwoitym, nieźle wyglądającym kartonowym pudelku otrzymujemy 7 płyt z wszystkimi krwawymi epizodami z życia mieszkańców Elm Street. Niestety, na tym zabawa się kończy. Nie wiem, co kierowało wydawcą, ale zawartość każdego dysku zostawia wiele do życzenia, i nie chodzi tu i poziom reprezentowany przez każdy kolejny sequel.

Jest biednie niczym w studenckim portfelu przed stypendium. Film, bezpośredni dostęp do scen i interaktywne menu – to wszystko, co dostaniemy tym razem. Dobrze, że o napisach i lektorze w języku polskim nikt nie zapomniał, bo inaczej to by była kicha roku. Pomimo, że „Koszmar...” należy do filmów kultowych w pewnych kręgach, sam jestem jego fanem, a postać pizzotwarzego mordercy z zestawem noży w dłoni należy do kanonu maniakalnych prześladowców dystrybutor uznał, że chyba nie warto inwestować w coś poza program. Sam fakt wydania pakietu powinien usatysfakcjonować fanów. Szczerze mówiąc to z mojego punktu widzenia mógł sobie ogólnie wszystko odpuścić, nawet obraz i podarować nam płyty z dźwiękiem i by wyszło na to samo. Przy okazji, fajnie było-

wostkach w pracy studia Universal, całkowicie nowe komentarze reżysera i scenarzysty oraz producenta filmu. Dla drugiej części są dodatkowo ujęcia z testów latającej deskorolki, a także oryginalne szkice i zdjęcia etapów produkcji. W dodatkach do trzeciej części otrzymujemy m.in. teledysk zespołu ZZ Top, których utwór „Doubleback” znalazł się na ścieżce dźwiękowej do obrazu. W samej edycji kolekcjonerskiej tej niesamowitej komedii nie było by nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, ba, nawet znak nowych, lepszych czasów, czyli polskie napisy w opcjach ję-

zykowych. Mowa naturalnie o dodatkach. W dzisiejszych czasach nietrudno o wydania kolekcjonerskie różnych filmów i seriali, ale o polskiego lektora czy napisy jest zgoła inaczej. Na szczęście w tym wypadku musimy pogratulować dystrybutorowi o troskę o nieznających języka angielskiego. Oby teraz stało się normą, przynajmniej jeśli chodzi o kultowe produkcje pokroju „Powrotu...”, takie ilości wcześniej niepokazywanych fragmentów oraz polskie napisy, czy lektor do wyboru.

by, gdyby do DVD dołączyć fragmenty ścieżek dźwiękowych uchodzących w pewnych kręgach za arcydzieła. Bruce Dickinson – wokalista Iron Maiden – dostał złotą malinę za piosenkę „Bring Your Daughter... To The Slaughter” wykorzystaną w piątej części „Koszmaru”.

To był najzwyklejszy cios zardzewiałymi grabiami między nogi. Jeśli tak ma wyglądać pakiet „Piątek 13” z moim ulubionym Jasonem Voorheesem, to ja wyjeżdżam na Kamczatkę dbać o ciągłość gatunku zwinnych łasiczek.

REKLAMA

Łukasz Michalewicz l.michalewicz@uzetka.pl

Łukasz Michalewicz


28

STYCZEŃ 2009

„znak” Wydawnicze nowości na Twoją kieszeń!

Pokonać siebie „Pokonać siebie” Marcin Gieniczko Stron 396, cena detaliczna 39,90zł

Dorota Zańko

Opowieści z powielacza

Grudzień 1981 roku w Krakowie. Czas godziny policyjnej, represji politycznych, propagandy i kolejek przed pustymi sklepami. Czas działania podziemnych organizacji, drukowania ulotek i nielegalnych gazet. Andrzej, Romek, Rafał, Tomek, Agata, Ania, Mateusz, Mania to młodzi ludzie, studenci, uczniowie, których połączyła chęć walki z systemem. Każde z nich stara się pogodzić nielegalną działalność z codziennością. Cena 23 zł na www.znak.com.pl

Candace Bushnell

Szminka w wielkim mieście

Magnetyzujący Nowy Jork, eleganckie salony, pokazy mody, wielkie pieniądze. Spektakularne sukcesy i druzgoczące porażki, życie na najwyższych obrotach. W takiej właśnie scenerii umieszcza swoje bohaterki Candace Bushnell, autorka kilku światowych bestsellerów, na czele z kultowym Seksem w wielkim mieście. Piękne, bogate, samodzielne kobiety poszukujące spełnienia i miłości - to postaci także z ostatniej powieści Bushnell. Cena 25 zł na www.znak.com.pl

Dariusz Basiński Motor kupił Duszan

Autor jest znany. Współzałożył grupę Mumio i w niej występuje. Chyba tylko przez skojarzenie z tytułem pierwszego spektaklu przez niektórych nazywana jest kabaretem. Utwory nienudne i trudne, opowiastki, a nawet komiksowe paski (no i obrazki!) - tak wygląda wyprawa w świat Dariusza Basińskiego. Choć nie wiadomo, kiedy żartuje, a kiedy mówi serio, zawładnął wyobraźnią wielu Polaków. Panie i Panowie - przed wami Dariusz Basiński. Tym razem solo. Cena 35,10 zł na www.znak.com.pl

KONKURS Do wygrania książki - nowości Wydawnictwa „ZNAK” !!!

Napisz do nas sms o treści: UZETKA ZNAK na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł). Na wiadomości czekamy do 20 stycznia. Spośród wszystkich smsów wylosujemy zwycięzców, którzy otrzymają książki - nowości Wydawnictwa ZNAK.

„Wiatr zniósł nas na środek rzeki. Duży pas białej wody przecina Athabaskę. To kaskada! Nie ma odwrotu. Głos mi już ochrypł od krzyku. - Dalej, Gienieczko! Nabieramy ponownie prędkości. Spadamy w dół. Dziób wbija się w wodę. Półtorametrowa fala załamuje się i opada na pokład łódki. Woda zatyka mi dziurki w nosie, zalewa oczy. Pędząca rzeka jest wyżej niż nasze głowy. Stosujemy tak zwaną „podpórkę”. Podpieram się wiosłem na fali. Jest to odpowiedź na działanie siły wody, które naruszają równowagę łodzi. Ratuję kanoe przed wywrotką. Majerski znowu krzyczy: - Do siebie, od siebie! Wbijam wiosła w nurt. Ciągnę do burty resztkami sił. Nie wiem, co się dzieje...”. Marcin Gienieczko, rocznik ‘78. Z wykształcenia dziennikarz, z przeznaczenia zawodowy podróżnik, fotoreporter zajmujący się tematyką outdoorową. Specjalizuje się w wyprawach ekstremalnych, przejściach na nartach (m. in. Terytorium Jukon, South Canol), spływach kanoe górskimi rzekami. Północną Mongolię przejechał konno, Azję Środkową przemierzył rowerem góskim. Zdawał relacje ze swoich ekspedycji dla TVP 2 i PROGRAM III PR. Na łamach prasy lifestyle’owej prezentuje w swoich reportażach piękno Dalekiej Północy. Współpracuje z polską edycją „Playboya”. Prawdopodobnie jako pierwszy i jedyny Polak ma na swoim koncie pokonanie dwóch największych rzek Północy: Jukonu (3100 km) i całego systemu rzecznego Mackenzie (4000 km). Więcej o podróżniku na stronach: www.gienieczko.pl i www.zewpolnocy.com.

NAPISZ REPORTAŻ Zapraszamy uczniów i studentów na łamy „UZetki”. Prześlijcie nam reportaż z podróży nie przekraczający objętością 4 tys. znaków ze spacjami. Autor najciekawszego reportażu otrzyma książkę „Pokonać siebie” Marcina Gienieczko, a jego pracę opublikujemy w lutowym numerze gazety. Na reportaże czekamy do 18 stycznia pod adresem: gazeta@uzetka.pl Do swoich prac możecie dołączyć zdjęcia.


29

STYCZEŃ 2009

Myśl słowem pisana Nowy rok za jutrze, jak wsze sprzyja refl e niepowta i wspomnieniom ro ksjom. Zarówno ty rz m na papier. alny czas sprawi, ku minionego. Nie o że postan owicie prz ch ten elać je Pozdrawia literackie m i czekam na Wa sz (n a także n iekoniecznie pisa e teksty a wszelkie n go rodzaju e wierszem), sugestie. P i.turzansk rzesyłajcie je na a opinie i dres: a@uzetk a.pl.

już dojrzała nie gryząc paznokci nie drapiąc się do krwi nie szukając winy nie robiąc wyrzutów nie myśląc o wierszu nie wyrywając włosów

bez gestów wspomnień i kołatania serca spokojnie oblizując usta nie szukając znaków nawet - można rzec - radosny

bez próby usprawiedliwienia stabilną dłonią szczęśliwą że dzisiaj nie zaznała noża nie pijany bo nie ma bólu który warto zwalczyć bez krzyku i buntu

nie dbając czy ktoś to przeczyta czy mu się spodoba

bez głębokiego smutku który już nawet nie sięga szpiku

piórem nie wystraszonym lecz obojętnym

bez wróżb westchnień i czerwonych oczu

na kartce bladej lecz nie ze strachu

bez lęku bez próby

bez krzyku posłuchu i oznaki żalu

w dniu całkiem zwyczajnym

napisałem właśnie

że lojalną swemu kroczu między wołaniem na obiad comiesięczną krew a łykiem piwa dziś poznała moja śmierć które ma wyostrzyć głód słuchając głosów z podwórka bez tabletek na sen

bzd

Iwona Tur zańsk

Ciekawość

Zagubieni

W sercu płynie tęsknota W duszy tęsknota gra Ciekawość przebija Oblicze milczenia Oczy płoną W ciekawości świata Coraz dalej Przebijam powłokę nieba Jestem tam Gdzie nie byłem Szukam innych Światów I anielskiej duszy Emil Gorowy

Z Tobą…

Nasze

Moje, a może twoje - uprzytomnienie, tego co w nas jest. Ciężko tylko wydobyć nieuświadomione zadatki na udany związek. Rozumieć nie muszę, mądrości najem się w szkole odkrytych złudzeń. Może bycie z Tobą gasi całość sprzeczności, może rozplątuje dziwne konstelacje, może prościej z Tobą, dasz, ja wezmę, ale kiedy przyjdzie olśnienie okaże się, że wciąż górujesz.

Zawsze z nas czerpiemy - bez końca, brak możliwości zastępujemy udaną sztuką. Tak bajecznie, nieskończenie, wszystko nasze i dla nas. Otwieramy drzwi cielesności, zamykamy kiedy ciało najedzone. Egoizm na pół dzielimy, w bezkresie przyjemności spełniamy siebie. Wiadomość światu zostawiamy – żeby wiedział… …i zaklaskał jak trzeba.

Marta Skwarło

a

Marta Skwarło

Zapatrzeni w siebie przed siebie samotni z wyciągniętymi Dłońmi pustymi spragnionymi siedzą w tłumie ludzi obok siebie próbują złapać Ziarno piasku szastają słowami wyrzucają je z siebie giną w eterze samotni na własne życzenie zaślepieni nadzy kolejny łyk piwa pozbawiony smaku lany w zapomnienie

Bartosz Konopnicki


30

STYCZEŃ 2009

Rok 2008 z Lechią UKP Zielona Góra

Z wielkimi problemami Lechia zakończyła kolejna rundę zmagań na piłkarskich boiskach. Kolejny raz dały o sobie znać pustki w kasie, ale też po raz kolejny piłkarze pokazali, że warto zainwestować w zielonogórski klub. Dla przypomnienia wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych przedstawiam podsumowanie kończącego się roku.

S

L

uty. Emil Drozdowicz zostaje uznany najlepszym piłkarzem woj. lubuskiego. Za zaległości finansowe wobec byłych trenerów klub zostaje pozbawiony licencji na grę w III lidze na czas nieokreślony. Sytuację ratują politycy z PIS i SLD przekazując klubowi po 100 tys. zł.

M

arzec. Do zarządu klubu wchodzi Janusz Wójcik, trener reprezentacji olimpijskiej, która w 1992 roku zdobyła srebrny medal w Barcelonie. Współpraca miała polegać na promocji klubu i poszukiwaniu sponso-

rów. Efektów jednak nie było, a Wójcik wywołał wiele kontrowersji swoimi opiniami m.in. na temat żużla. Na inaugurację rundy wiosennej Lechia pokonuje Koszarawę Żywiec 4:1. Po meczu trener Jarosław Miś mówił: „awans do zreformowanej drugiej ligi jest w naszym zasięgu, jeśli w kolejnych meczach będziemy grali podobnie”.

fot. Mateusz Kucza

tyczeń. Po rozegraniu rundy jesiennej sezonu 2007/2008 Lechia z dorobkiem 23 punktów po 15 spotkaniach zajmuje siódme miejsce w ligowej tabeli. Poznajemy jasne zasady reorganizacji rozgrywek. Nową II ligę będzie tworzyło 18 zespołów. W zielonogórskim zespole słychać nieśmiałe głosy mówiące o awansie. Piłkarze po wznowieniu treningów szlifują formę na obozie w Niechorzu: - Nie ma czasu na wylegiwanie się. Ostro pracujemy nad tym, by dobrze przygotować się do rundy wiosennej –mówił wtedy trener Jarosław Miś. Przez pewien moment słychać przebąkiwania o rzekomej fuzji Lechii z Arką Nowa Sól, ale temat szybko upada. W ostatnich dniach miesiąca bezsilni piłkarze wydają oświadczenie, w którym jasno informują, że ich sytuacja finansowa jest bardzo ciężka. Wtedy też rezygnację składa dyrektor sportowy, Radosław Ogiela. Z klubem żegnają się także ikony zielonogórskiej piłki: Pochylski i Kasprzak.

K

wiecień. Po przegranym spotkaniu z Arką Nowa Sól (0:2) trener Jarosław Miś podał się do dymisji, która decyzją zarządu nie została przyjęta. W spotkaniu derbowym Lechia przegrywa z GKP Gorzów 0:1.

M

aj. Zielonogórscy piłkarze wygrywają cztery z pięciu rozegranych w maju spotkań ligowych. To wtedy awans do nowej II ligi zaczął wydawać się realny.

C

zerwiec. Lechia wygrywa z Rozwojem Katowice 4:1 i pomimo dotkliwej porażki w ostatniej kolejce z Gawinem Królewska Wola (0:5), awansuje

do zreformowanej II ligi. Emil Drozdowicz z 20. strzelonymi bramkami zostaje królem strzelców III grupy III ligi. Rezerwy Lechii zdobywają Lubuski Puchar Polski po wygranej z Arką Nowa Sól 2:1.

L

ipiec . Lechię opuszcza wielu zawodników. Drozdowicz, Łuszkiewicz (GKP Gorzów), Jaroszewski (Górnik Wałbrzych), Szeląg, Wierzbicki, Sobczak (Czarni Żagań), Zawadzki (Motor Lublin), Barski (Legia Warszawa - młoda ekstraklasa), M.Świniarek (Pogoń Szczecin), Okińczyc (Polonia Słubice). Naprędce skompletowany skład przygotowuje się do sezonu na obozie w Lubniewicach. Na inaugurację „przemeblowana” Lechia sprawia niespodziankę i remisuje w Częstochowie z Rakowem 1:1.

S

ierpień. Zielonogórska jedenastka zaskakująco dobrze radzi sobie w rozgrywkach II ligi. Po czterech spotkaniach gromadzi osiem punktów. Wtedy przychodzi największa klęska w tej rundzie. Lechia przegrywa w Wągrowcu z Nielbą 1:8. Zarząd dochodzi do porozumienia ze szkółką piłkarską UKP i od teraz klub nazywa się Lechia UKP.

W

rzesień. Lechia UKP odnosi największe zwycięstwo w rundzie jesiennej pokonując na wyjeździe Miedź Legnica 5:0.

L

istopad. Lechia przegrywa dwa spotkania rozegrane awansem z rundy wiosennej i po 19 spotkaniach zajmuje 13 miejsce z dorobkiem 21 punktów. Lechia przegrywa proces sądowy z jednym z zielonogórskich przedsiębiorców. Działacze klubu w osobach Bogusława Wontora i Jerzego Materny pożyczyli od Bernarda Imańskiego 100 tys. zł. i „zapomnieli” o spłacie długu. Adrian Jeremicz i Rafał Dobroliński przebywają na testach w ekstraligowej Arce Gdynia. Dochodzi do porozumienia między prezydentem miasta Zielona Góra, Januszem Kubickim i prezesem Lechii UKP, Bogusławem Wontorem.

G

rudzień. Śladem kolegów z drużyny poszedł Michał Kojder, który jest testowany przez Arkę Gdynia. Zawodnicy zakończyli treningi i jeśli nic nie stanie na przeszkodzie wznowią je po nowym roku.

***

J

ak widać, był to bardzo burzliwy rok w wykonaniu Lechii UKP. Niestety, sukcesy nie przesłoniły wszystkich porażek. Pozostaje wierzyć, że w nowym roku będzie lepiej, tylko który to już raz trzeba po prostu wierzyć?

P

aździernik. W spotkaniu derbowym Lechia UKP pokonuje Czarnych Żagań 4:2.

Kamil Kolański


STYCZEŃ 2009

Noworoczna pogodynka

REKLAMA

Wraz z Nowym Rokiem nad Zieloną Górę nadciągają różne fronty atmosferyczne, przynosząc dla klubów różną pogodę.

Brązowy skład z zeszłego roku powinien zagwarantować co najmniej utrzymanie, a nawet walkę o jakieś wyższe cele. Oczywiście, w środowisku żużlowym nie może być tak, że zawsze będzie wyłącznie miło i przyjemnie. Dojdzie więc z całą pewnością do jakichś zgrzytów i trzęsień ziemi z powodu meczu, który zielonogórzanie przegrali a nie powinni, jednak patrząc z perspektywy całego roku, powinno być dobrze. INTERMARCHE ZASTAL Przewidywana pogoda: pogodnie, okresami wzrost zachmurzenia do umiarkowanego. Najgorsze już chyba za Zastalowcami. Nie przewiduję jednak jakiegoś gwałtownego zrywu zielonogórzan, którzy w tym sezonie powinni się spokojnie utrzymać w lidze. Awansu raczej nie będzie. Zeszłoroczny rekord również nie zostanie pobity, jednak zielonogórscy koszykarze dostarczą nam swoją grą wiele radości (miejmy nadzieję).

LECHIA Przewidywana pogoda: zachmurzenie całkowite, okresami słabe opady deszczu. Czarne chmury zbierają się nad zielonogórskimi piłkarzami. Liczne procesy i kłótnie prezesa z prezydentem miasta przysłaniają samą grę piłkarzy, a Lechia wysoko w tabeli nie stoi. Liczymy na to, że porozumienie do jakiego doszło pomiędzy włodarzami miasta i klubu nie ograniczy się jak zawsze do dobrego słowa, ale konstruktywnie wpłynie na poprawę sytuacji w klubie w Nowym Roku. Wydaje się to mało prawdopodobne, jednak nadzieję trzeba mieć do końca. AZS Przewidywana pogoda: pogodnie, okresami zachmurzenia.

Ogólnie zielonogórscy akademicy dobrze się trzymają. Poza permanentnym brakiem pieniędzy oczywiście. Siatkarze i piłkarze ręczni egzystują w czubie ligowej tabeli i prawdopodobnie w 2009 roku będą się ponownie liczyć w walce o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Bo w końcu zielonogórscy akademicy to „piekielnie zdolne, młode bestie”. Weronika Górnicka

ZKŻ ZIELONA GÓRA Przewidywana pogoda: pogodnie, z okresowymi zachmurzeniami.

31


STYCZEŃ 2009

REKLAMA

Byliśmy na kolanach, ale już wstajemy Pamiętny roku 2008, w wykonaniu zielonogórskich koszykarzy wyglądałeś jak sinusoida – raz na wyżynach, a raz na dnie... ■ Kwarta 1 W Nowy Rok Zastalowcy weszli z hukiem – rozpędzona maszyna wygrywała mecz za meczem. Wyśrubowany rekord 21 zwycięstw osiągnięto dzięki umiejętnościom, ale również czasem szczęściu. Rozpędzony walec, za którego sterami siedzieli zielonogórscy koszykarze zatrzymali dopiero zawodnicy Znicza Jarosław. W Winnym Grodzie panowała już jednak euforia – wszyscy widzieli Zastal w Ekstraklasie. Niczym zamki na piasku powstawały w wyobraźni hale, planowano skład i budżet. Zielonogórzanie wzbudzali zachwyt nie tylko we własnych kibicach, ale również w przeciwnikach. W tej ćwiartce Zastalowcy położyli rywali na łopatki. ■ Kwarta 2 Jak można opisać w trzech słowach ćwiartkę drugą? Płacz i zgrzytanie zębów. Oczywiście tych zębów, których zielonogórzanie nie połamali sobie na stali – Stali Stalowa Wola. Bo to właśnie ten zespół stał się przyczyną największej tragedii w historii zielonogórskiej koszykówki. Wszystkie plany, założenia i marzenia runęły niczym zamki z piasku. Jasno określony przed sezonem cel, czyli awans do wyższej klasy rozgrywkowej, wyraźnie przerósł możliwości drużyny, która batalię o DBE zakończyła już na pierwszej rundzie play – off.

32

■ Kwarta 3 Trzecia kwarta to lizanie ran po „porażce stulecia”. Zastalowcy „biegali po omacku po lesie i obijali maczugami drze-

wa” w poszukiwaniu pomysłu i koncepcji na nowy sezon. Plany upadały jednak jeden po drugim. Najpierw podła koncepcja wykupienia dzikiej karty, bo po analizie budżetu zarząd stwierdził, że wydatki przerosły dochody. Plan zatytułowany „w młodzieży siła” uznano za zbyt lekkomyślny. Ostatecznie sprowadzono nowych zawodników ze starego składu pozostawiając jedynie szóstkę graczy a wisienką na torcie był nowy trener – Tomasz Herkt. Powstała drużyna, która w przeciągu dwóch najbliższych lat miała spełnić największe marzenie zielonogórskich kibiców – awans. ■ Kwarta 4 Życie szybko zweryfikowało plany zielonogórzan. Jak to zwykle bywa, nic nie szło tak jak powinno iść. Zamiast myśleć o awansie, kibice zaczęli zastanawiać się, czy nie będziemy musieli bronić się przed spadkiem, bo porażka goniła porażkę. Po początkowych zwycięstwach przyszła „czarna seria”, która sprawiła, że widmo spadku zajrzało im głęboko w oczy. W chwili, gdy piszemy ten tekst, Zastal wygrał trzeci mecz z rzędu i wydaje się, że zaczął powoli podnosić się z kolan. Być może droga koszykarzy będzie podobna do drogi zielonogórskich żużlowców, którzy po katastrofalnych meczach postanowili pokazać wszystkim, na co ich stać i zdobyli brązowy medal mistrzostw polskich. Koszykarze wprawdzie medalu nie zdobędą, ale jeżeli awansują to nikt w Zielonej Górze się za to nie obrazi. Jaki z tego morał? Tak już mają zielonogórskie drużyny – żeby coś osiągnąć, muszą się najpierw znaleźć na dnie. Krysia Górnicka Weronika Górnicka


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.